Co bardziej poturbowało Boga – filozofia czy nauka?

advertisement
Filozofia! – utrzymuje jeden z autorów tego portalu, i jako
przykład podaje Epikura – Greka, który żył w czasach
przedchrześcijańskich, mniej więcej 300 lat p.n.e. Chyba
najbardziej znany antyboski argument Epikura dotyczy
pochodzenia zła:
Czy Bóg chce zapobiegać złu, lecz nie może? Zatem nie jest
wszechmocny. Czy może, ale nie chce? Jest więc niemiłosierny.
Czy może i chce? Skąd zatem zło? Czy nie może i nie chce?
Dlaczego więc nazywać go Bogiem?
Wywód jest faktycznie elegancki, ale niestety empiryczny i
stricte naukowy! Ma on klasyczną formę współczesnej metody
naukowej:
założenia modelu – ich logiczne konsekwencje – empiryczne
testowanie konsekwencji (poprzez obserwację lub eksperyment).
W
przypadku
twierdzenia
Epikura
elementy
te
wyglądają
następująco:
– istnieje „obiekt B”, który jest wszechmocny i miłosierny
wobec rodzaju ludzkiego (założenie);
– nie dopuściłby więc do zła i cierpienia tegoż rodzaju
ludzkiego (implikacje logiczne);
– czy trapi nas cierpienie i zło? Trapi, ergo „obiekt B” nie
istnieje (weryfikacja empiryczna poprzez obserwację świata
tego).
Przynajmniej więc w zakresie omawianego tematu, Epikur jest
klasycznym naukowcem we współczesnym sensie tego słowa. A jego
słynny wywód jest klasycznym naukowym argumentem opartym na
empirii i logice.
Nasz portalowy kolega, chcąc wykazać wyższość argumentów
filozoficznych nad naukowymi, odesłał nas do człowieka, który
słynie z empirycznego argumentu naukowego!
Być może miał na myśli jakieś inne wywody Epikura w temacie
policzkowania Boga. Jeśli tak – prosimy o szczegóły. A może
cały artykuł na tytułowy temat?
W niedawnym artykule „Dowód na nieistnienie. Kogo?”, Alvert
Jann opisał skuteczny sposób na uniknięcie dowodu
nieistnienia: przedmiot dowodu trzeba określić nieprecyzyjnie.
Bóg z argumentu Epikura jest przykładem obiektu, którego
zaledwie dwie cechy określają wystarczająco, aby go odrzucić.
Wróćmy jednak do tematu filozofia versus nauka. Przy omawianiu
kwestii moralności, wspomniany na początku tego artykułu
komentator, stwierdza:
Im już od tej nauki odbija. Wystarczy dobra filozofia, np.
Locke’a.
Jest to komentarz tyleż nietreściwy, co zagadkowy. Pozwolę
sobie więc zareagować nań równie oględnie:
Wielu ludzi zresztą od samego początku zdawało sobie sprawę,
jak wielkim i radykalnym wyzwaniem jest teoria Darwina dla
całej filozofii. Również sam Darwin to sobie uświadamiał. W
jednym z wczesnych notatników zapisał (szyfrując przezornie,
jak to miał w zwyczaju):
Pochodzenie człowieka jest już dowiedzione. Metafizyka
rozkwitnie. Ten, kto zrozumie
metafizyki więcej niż Locke.
szympansa,
uczyni
dla
(Darwin, Bóg i sens życia, Steve Stewart-Williams, Wydawnictwo
CiS, świetnie przetłumaczył: P. Szwajcer)
Z innego komentarza tej samej osoby dowiadujemy się, że:
Filozofia jest matką nauki i się z nią uzupełnia.
Matka to poprzednia generacja, więc rozumiem, że chodzi o
filozofię tradycyjną, dawną. Czy jest ona matką, czy może
nauką w fazie płodowej? Z wszystkimi objawami niepełnego
rozwoju płodu? Czym współczesna filozofia różni się od nauki?
Czym się zajmuje? Któreż to obszary, nieobjęte przez naukę,
uzupełnia? Czy filozofia zawiera w sobie cokolwiek poza zwykłą
logiką? Logika, matematyka i eksperyment to standardowe
narzędzia nauki. Dlaczego więc należy odróżniać filozofię od
nauki?
No proszę. Zacząłem od pytania o to, która dyscyplina bardziej
doskwiera Bogu, a zamiast odpowiedzieć, skończyłem pytając
czym się jedna różni od drugiej. Czy ktoś pomoże?
Co gorsza, Epikur, com to go miał za wielkiego filozofa,
okazał się zwykłym naukowcem…
Download