MIĘDZY WERTEREM A STAWROGINEM, CZYLI WARTOŚĆ W

advertisement
WYKŁAD SIÓDMY
MIĘDZY WERTEREM A STAWROGINEM,
CZYLI WARTOŚĆ W ŻYCIU CZŁOWIEKA
Formułując tytuł tego wykładu, zastanawiałem się, czy nie byłoby lepiej posłużyć się
pojęciami ogólnymi: między pasją a obojętnością - albo: między namiętnością a
neutralizmem. Zdecydowałem się na powyższą wersję tytułu z tego względu, że te dwie
postaci - Werter, bohater Cierpień młodego Wertera Johanna W. Goethego, i Mikołaj
Wsiewołodowicz Stawrogin, bohater Biesów Fiodora Dostojewskiego - dobrze ilustrują dwa
bieguny stosunku do wartości. Zacznijmy od dwóch cytatów, które charakteryzują te dwie
postawy wobec wartości.
Najpierw fragment, w którym przemawia Werter: "Czy nie dość, że nie umiemy się
nawzajem uszczęśliwiać, czyż musimy jeszcze ograbiać się wzajem z przyjemności, którą
każde serce czasami samo sprawić sobie może? Pokaż mi pan człowieka, który jest w złym
humorze, a przy tym tak dzielny, by go ukrywać, a samemu znosić, nie niszcząc wokół siebie
radości! Czy też nie jest to raczej wewnętrzna niechęć do niedostatku własnej godności,
niezadowolenia z samego siebie, które zawsze jest związane z zawiścią podszczuwaną przez
głupią próżność? Widzimy szczęśliwych ludzi, których nie my uszczęśliwiamy, i to jest
nieznośne!"1.
A oto wypowiedź Szatowa, partnera i antagonisty Stawrogina w Biesach: "Podobno pan
mówił, że nie widzi pan różnicy między pięknem jakiegokolwiek zwierzęcego wybryku
zmysłowego a bohaterskim czynem, nawet ofiarą z życia na ołtarzu ludzkości! Więc to
prawda? Podobno na obu tych biegunach dopatrzył się pan wspólnego piękna, jednakowej
rozkoszy? [...] Ja także nie wiem, dlaczego zło jest brzydkie, a dobro piękne, lecz wiem
dobrze, dlaczego poczucie tej różnicy zaciera się i traci u takich ludzi jak Stawroginowie! [...]
Pan jest ateistą, bo z pana jest paniczyk, ostatni paniczyk. Pan zatracił zdolność rozróżniania
dobra i zła, gdyż nie poznaje pan już własnego narodu"2.
1 J. W. Goethe, Cierpienia młodego Wertera, tłum. L. Staff, w: Dzieła wybrane, PIW,
Warszawa 1983, s. 450.
2 F. Dostojewski, Biesy, tłum. T. Zagórski, Z. Podgórzec, PIW, Warszawa 1977, s.
249, 251.
Postawa Wertera jest postawą stężonej wrażliwości na wartość, postawą skrajnej
nadwrażliwości. Zgodnie z duchem romantyzmu Werter angażuje się w każdą z otaczających
go wartości. Do każdej wartości musi się ustosunkować, czuje ciężar i dotkliwość każdej
wartości w świecie, w którym istnieje. Każda wartość albo jest jego wartością, albo jest
przeciwko niemu. Nie wytrzymuje napięcia. Normalność, czyli małżeństwo Loty i Alberta3,
zabija go. Kończy życie samobójczym strzałem.
A jak jest ze Stawroginem? Postawa Stawrogina jest szczytem chłodu i obojętności.
Zgodziłby się on z powiedzeniem Nietzschego, że wartości są przesądem Boga, z tym, że
Boga zamieniłby na człowieka. Wartości według Stawrogina są więc przesądem człowieka.
Każda wartość ma swoją antywartość, która ją neutralizuje. I właściwie nie ma podstaw do
tego, żeby przedkładać jedną nad drugą. Miłość jest egoizmem we dwoje, i dlatego godna jest
nienawiści. Absolutna wolność prowadzi do totalitaryzmu, a zatem i tę należy odrzucić. Brak
wartości, czyli brak sensu w świecie, jest skutkiem takiej właśnie postawy. Można żyć, można
też nie żyć, gdyż nie widać podstaw, aby życie miało być wartością wyższą niż śmierć. Życie
Stawrogina kończy się na samobójczej pętli.
Te dwie postawy są biegunami, skrajnościami, między którymi istnieje cała gama
postaw dotyczących wartości. Tezą, która wywołuje naczelny temat tego wykładu, jest zdanie
wypowiedziane przez narratora w powieści Johna Steinbecka Na wschód od Edenu: "jesteśmy
uwikłani w matnię dobra i zła"4. Powiedzmy raczej: jesteśmy w matni wartości i antywartości.
Każda nasza decyzja jest odpowiedzią na wartość. I nie łudźmy się, że brak decyzji nie jest tą
odpowiedzią. Już Sartre powiedział, że brak wyboru jest także wyborem. W tym sensie nie
ma działania neutralnego. Każde działanie jest działaniem skierowanym na wartość.
Należy dodać pewne wyjaśnienie: otóż trzeba odróżnić działanie dla własnej korzyści
(interesowne) od działania dla jakiejś wartości; należy odróżnić bezinteresowność jako brak
egoizmu od bezinteresowności jako braku zorientowania na wartość. W tym drugim
znaczeniu: braku zorientowania na wartość, czyli działania pozbawionego wartościowania nie ma bezinteresowności w świecie ludzkim. A to rozróżnienie pociąga następne: trzeba się
zdecydować, czy działam dla jakiejś w a r t o ś c i, czyli zadaję sobie pytanie: czy to warto? czy też działam ze względu na swoją k o r z y ś ć, czyli odpowiadam sobie na pytanie: czy mi
się to opłaca? Ostre rozróżnienie tych dwóch pytań wydaje się bardzo ważne w życiu
ludzkim. Rozróżnienie to w wielu momentach potrafi uchronić przed tą skazą naszej
3 Lota, ukochana Wertera, poślubiając zrównoważonego Alberta, wybiera spokojne,
zwyczajne życie rodzinne.
4 J. Steinbeck, Na wschód od Edenu, tłum. B. Zieliński, PIW, Warszawa 1981, t. 2, s.
191.
współczesnej kultury, jaką jest pomieszanie płaszczyzn interesu i wartości. Albowiem
pytanie: czy mi się to opłaca? zawiera się w pytaniu: czy to warto? - ale tylko w pewnej
części. Mianowicie w części subiektywnej. Gdy ktoś ratuje tonącego i odczuwa tylko radość z
powodu otrzymania nagrody, realizuje w swoim mniemaniu pewną wartość, która tylko jemu
przynosi korzyść. Pytanie o opłacalność jest tu pierwsze przed pytaniem o charakter wartości.
Inaczej dzieje się wówczas, gdy nasza intuicja moralna kieruje nasze działanie - niemal
odruchowo - ku czystej wartości, jak na przykład wtedy, gdy protestujemy przeciwko
szykanowaniu pracownika lub przeciwko maltretowaniu psa. Wobec tych podstawowych
rozróżnień dotyczących życia każdego z nas uwidacznia się waga aksjologii, czyli tej
dziedziny filozofii, która dotyczy właśnie wartości.
A k s j o l o g i a, c z y l i t e o r i a w a r t o ś c i, to nauka filozoficzna, to jeden z działów
filozofii, który powstał w XIX wieku. Jej twórcami byli tacy filozofowie, jak Christian von
Ehrenfels, Paul Lapie czy Eduard von Hartmann. Główną rolę odegrał tutaj jednak Kant ze
swoim odróżnieniem "sollen" od "sein", czyli porządku powinności od porządku bytu.
Właściwie dopiero od XIX wieku filozofia zajmuje się wartością jako taką i jej strukturą, a
także hierarchią wartości.
Samo słowo "wartość" pochodzi od słowa greckiego "aksía", stąd "aksjologia". Jego
łacińskim odpowiednikiem jest "valor", a także "valeo". "Valeo" to po łacinie "mam moc",
"mam siłę do czegoś". Wartość posiada pewną siłę do tego, aby nas pociągnąć ku sobie.
Spośród wielu definicji wartości najprostsza głosi, że wartość to po prostu t o , d z i ę k i
c z e m u c o ś j e s t c e n n e. Teoretyk poznania i aksjolog Antoni B. Stępień, oprócz tej
definicji, podaje dziewięć innych. Przytaczam je tylko po to, aby oswoić Państwa ze
słownictwem definiującym wartości. Po drugie - wartość to to, co jest zgodne z naturą
działającego lub oceniającego człowieka. Po trzecie - to, czego chcemy, przedmiot dążenia,
pożądania, cel. Po czwarte - to, czego pożądamy pożądać. (Przypominają sobie Państwo, jak
Czepiec w Weselu Wyspiańskiego mówi: "ino oni nie chcom chcieć"). Po piąte - to, co
zaspokaja potrzeby. Po szóste - to, co dostarcza zadowolenia lub przyjemności. Po siódme to, jakie coś winno być. Po ósme - to, co lepiej żeby było, niż żeby nie było. Po dziewiąte - to,
co zobowiązuje, apeluje do odbiorcy. I wreszcie ostatnia, dziesiąta definicja: wartość to to, co
domaga się istnienia albo realizacji5.
Każda z tych definicji wykłada trochę inny aspekt wartości. Ujmując to, co
wymieniliśmy w pierwszej z nich: wartość to to, dzięki czemu coś jest cenne - każda z
5 Por. A. B. Stępień, Propedeutyka estetyki, Wydawnictwo Akademii Teologii
Katolickiej, Warszawa 1975, s. 54.
pozostałych definicji przedstawia jakby inną stronę pociągania nas przez wartość.
Jakie mamy rodzaje wartości? Wymienimy je w hierarchii od niższych do wyższych, nie
pretendując do wyczerpania tego obszaru, a jedynie sygnalizując pewne pasmo rodzajów
wartości: wartości gospodarcze, techniczne, typu reforma gospodarcza PRL czy amerykański
program badań kosmicznych (tak dla kontrastu); wartości "przyjemnościowe", na przykład
sztuka komercyjna, rozrywka, seks; wartości obyczajowe - wszelkiego rodzaju obyczaje czy
zwyczaje, takie jak chrzest Neptuna na równiku; wartości witalne, te, które podtrzymują
procesy życiowe w człowieku, na przykład zaspokojenie pragnienia; wartości estetyczne przede wszystkim sfera sztuki, ale także estetyka mieszkania, estetyka życia codziennego;
wartości poznawcze - głównie nauka, ale te wartości realizujemy na każdym kroku, poznając
świat; wartości moralne, takie jak sprawiedliwość czy dobro; wartości religijne, jak modlitwa,
spowiedź, ofiara.
Osobno filozofowie wyróżniają takie wartości, które są jakby rodzajami zbiorczymi: na
przykład wartości egzystencjalne, na które składa się między innymi odczucie kruchości
własnego istnienia lub świadomość śmierci; wartości osobowe, obejmujące między innymi
wolność, związek z wartością absolutną; wartości ogólnokulturowe, takie jak naród, tradycja
czy postęp.
Zarysujemy teraz dwa główne spory aksjologiczne. Nie ma jednomyślności w
aksjologii. Jest to dyscyplina stosunkowo młoda i istnieją w niej spory zasadnicze. Po
pierwsze - spór o to, c z y m j e s t w a r t o ś ć? Jedni (na przykład Russell czy neopozytywiści)
twierdzą, że wartość jest cechą empiryczną, że poznaje się ją w taki sam sposób, w jaki
poznaje się na przykład barwę, kształt, ciężar. Skoro wartość jest tego typu cechą rzeczy, to
ujmując świat za pomocą percepcji zmysłowo-intelektualnej, ujmujemy także wartości.
Wartości te kierują nas ku pewnemu działaniu. Stanowisko to określa się nazwą "naturalizm".
Druga grupa, antagonistyczna względem naturalistów, to antynaturaliści, do których można
zaliczyć Karola Wojtyłę, Tadeusza Stycznia, Maksa Schelera, Romana Ingardena. Twierdzą
oni, że wartość jest innego typu bytowością, że nie można wartości sprowadzać do cech
danych zmysłowo, że wartość poznajemy na drodze specjalnej. Jest to typ bytowości jakby
ważniejszy od tych, na które wskazują naturaliści.
Drugi spór dotyczy s p o s o b u p o z n a w a n i a w a r t o ś c i. Kognicjonizm (od słowa
łacińskiego "cognosco", "cognoscere" - "poznaję") twierdzi, że jesteśmy w stanie poznać
wartości na drodze rozumowej, racjonalnej; że każdy człowiek opiera swoje działanie na
rozumowym poznaniu wartości. Tak twierdzą na przykład tomiści i większość
fenomenologów. Przeciwne stanowisko w tym sporze - antykognicjonizm - utrzymuje, że do
wartości dociera się na drodze pozapoznawczej, że wartość odkrywa się na drodze emocji,
stanów irracjonalnych, przeczuć, pozaracjonalnej intuicji. Wśród rzeczników tego stanowiska
można wymienić takich filozofów, jak właśnie Kierkegaard czy James; z Polaków - Ija
Lazari-Pawłowska, a także Maria Ossowska.
Główny jednak problem w dziedzinie wartości, w tej dziedzinie, w której znajdujemy
się w każdej chwili naszego życia, to kwestia o b i e k t y w n e g o bądź s u b i e k t y w n e g o
charakteru wartości. Jest to główna dychotomia filozofii wartości. Co więcej, jest to główna
dychotomia naszego życia. Dlatego nie od rzeczy będzie prześledzić krótko d z i e j e
p r o b l e m a t y k i w a r t o ś c i. Aksjologia powstała w XIX wieku, ale człowiek parał się
problematyką wartości od chwili swego zaistnienia, i filozofia związana jest z problematyką
wartości właściwie od początku.
Wspomnieliśmy już w hasłowych stwierdzeniach, że starożytni przyjmowali pewnego
rodzaju wartość zbiorczą. Nie rozdzielali wartości - jak czynią to współcześni aksjologowie na rodzaje i gatunki. Głosili ideał kalokagatii, na którą składały się zasadniczo dwie
podstawowe wartości: dobro i piękno, którym towarzyszyła nieodłącznie prawda. To, co
piękne, jest dobre i jednocześnie prawdziwe - twierdzili starożytni. Empedokles mówił, że
całym światem rządzi zasada wartości, że cztery elementy, które składają się na całą
rzeczywistość, są spajane lub rozbijane przez dwie wartości istniejące w świecie. Te wartości
to eros, czyli miłość, i neikos, czyli nienawiść. Trzeba mocno podkreślić, że ta t e n d e n c j a
o b i e k t y w i z u j ą c a w a r t o ś c i trwała w filozofii właściwie nieprzerwanie - aż do Hume'a.
Aż do Hume'a filozofowie twierdzili, że wartości istnieją w świecie niezależnie od człowieka,
który nimi żyje.
Platon - jak Państwo pamiętają - wyodrębnił sferę pleromy (pełni), czyli sferę idei. Była
ona uhierarchizowana, a więc i tam wartość stanowiła zasadę porządkującą świat idealny. W
Uczcie Platon każe filozofom przechodzić od jednej wartości do drugiej, coraz wyżej: od
piękna ciał chłopców do piękna uczynków, do piękna społeczeństw, ustrojów, a wreszcie do
samego idealnego piękna, które jest związane z dobrem stojącym na szczycie hierarchii idei.
U Arystotelesa pierwszy motor, nieruchomy poruszyciel, będący celem absolutnym
wszystkich bytów, całego kosmosu, wszystkich sfer - jest także wartością absolutną. I
właściwie zasadą istnienia całego kosmosu, zasadą ruchu, jest dążenie do tego celu
absolutnego, krążenie wokół wartości absolutnej, jaką jest pierwszy motor.
W średniowieczu panowała ogólnie obiektywizująca zasada wartości. Najwyższą
wartością, która nadawała całemu światu rangę obiektywną, niezależną od człowieka, był
oczywiście Bóg. Naczelną tezą teorii wartości w filozofii średniowiecznej było twierdzenie,
że każdy byt jest wartościowy. Teza ta stanowiła swoiste podsumowanie tak zwanej teorii
transcendentaliów. Własność transcendentalna to taka własność, którą posiada każdy byt, w
którą każdy byt jest wyposażony: od kamienia do anioła - jak powie Tomasz - od mrówki do
Boga. Każdy byt, będący bytem realnym, konkretnym, jest bytem wartościowym dlatego, że
źródłem istnienia, źródłem jakiegokolwiek bytowania, jest byt absolutny. To na mocy
Absolutu istnieją byty konkretne, a ponieważ Absolut jest także wartością, jest prawdą,
dobrem i pięknem, to - jak mówili scholastycy - "ens et verum convertuntur", czyli byt i
prawda są zamienne, "ens et bonum convertuntur" - byt i dobro są zamienne, "ens et pulchrum
convertuntur" - byt i piękno stanowią to samo. Tak twierdzą również scholastycy
współcześni, na przykład Maritain, w pewnym stopniu Gilson, Krąpiec. Teoria
transcendentaliów jest nadal obecna w filozofii. W średniowieczu teorię tę rozwijali św.
Augustyn, św. Albert Wielki, św. Tomasz, św. Bonawentura, Duns Szkot... i wielu, wielu
innych.
Teoria całkowicie obiektywizująca wartości wydaje się jednak nie wystarczać do
pełnego ich wyjaśnienia, jak gdyby pozbawia bowiem człowieka woli i mocy kreowania
wartości, pewnego wzbogacenia sfery wartości o specyficznie ludzkie elementy. Od początku
pojawiali się tacy filozofowie, którzy poza tym, że uznawali odkrywanie wartości, uznawali
także pewien element subiektywny kreowania wartości przez człowieka, "wkładania" czegoś
z własnej istoty do świata wartości. Protagoras z Abdery, filozof współczesny Sokratesowi,
twierdził, że człowiek jest miarą wszechrzeczy, że decyduje nie tylko o wyborze, ale także o
nadaniu rangi wartości wszystkim bytom. To właśnie Protagoras jest prekursorem
subiektywizmu w aksjologii.
Od Hume'a zaczyna się rozbicie sfery wartości, r o z b i c i e i d e n t y c z n o ś c i b y t u i
w a r t o ś c i, sfery rzeczy konkretnych i sfery wartości. Tym, który stworzył podstawy owego
rozbicia, był Kartezjusz, twórca racjonalizmu, intelektualny patron Stawrogina. Kartezjański
racjonalizm zmierza bowiem raczej w kierunku matematyzacji rzeczywistości niż wyłonienia
etyki czy aksjologii. Z punktu widzenia kartezjańskiego rozumu, który jest rozumem
chłodnym, raczej nierozpoznającym różnic aksjologicznych, wszystkie wartości są właściwie
równosilne, tak jak u Stawrogina. Wykłada się to także w koncepcji Kartezjusza. Kartezjusz
obiecywał budowę etyki w swoim systemie, ale nigdy tej etyki nie ogłosił. Na podstawie
owego ostrego racjonalizmu, chłodnej analizy rzeczywistości, Hume dokona krytyki wartości.
Z nazwiskiem Davida Hume'a wiąże się znany skrót z filozofii wartości: "gilotyna Hume'a".
"Gilotyna Hume'a" skrótowo oznacza pogląd, że od faktów do powinności nie ma przejścia.
Na podstawie analizy faktów, analizy rzeczywistości, nie można stwierdzić, że ktoś powinien
tak a tak czynić. Jeżeli dana grupa kulturowa - powie Hume - szanuje starców, to z opisu tej
grupy nie wynika norma nakazująca szanować starców. Możemy bowiem znaleźć inną grupę
kulturową, która ma zwyczaj zabijania starców. Tak więc ta chłodna analiza, która wyrosła z
Kartezjusza, u Hume'a doprowadziła do "gilotyny", czyli odcięcia sfery wartości od sfery
faktów.
Na pewno Państwo zauważyli, że filozofowie często używają instrumentalnych metafor.
Jest "gilotyna Hume'a", jest "brzytwa Ockhama", która nakazuje oszczędzać ilość bytów, są
"szczypce ojca Krąpca", który twierdzi, że rzeczywistość jest ujmowana poznawczo na
sposób "szczypcowy": z jednej strony ujmowana jest treść, z drugiej - istnienie. O "moście"
fenomenologów już mówiliśmy. Można powiedzieć, że filozofowie odczuwają jakieś
"ciągoty" techniczne, jakąś nostalgię za politechniką filozoficzną. Wróćmy jednak do
wartości.
"Gilotyna Hume'a" wywołała krytykę identyczności sfery wartości ze sferą bytu. Kant
zaś rozbił ją całkowicie. Co Hume tylko skrytykował, to Kant autorytatywnie stwierdził:
między "sein" a "sollen" - między bytem a powinnością - nie ma przejścia. Do bytu dążymy
drogą czystego teoretycznego rozumu, jednak tą drogą nie jesteśmy w stanie do niego dojść.
Można to osiągnąć tylko drogą rozumu praktycznego. Byt jest tylko postulatem. Wartość jest
odkrywana tylko w nas samych.
Mimo że stanowisko to wydaje nam się zbyt rażące i sztuczne filozoficznie, to przecież
intuicje Hume'a i Kanta są dość naoczne. Wielokrotnie spotykamy się z taką sytuacją, że ktoś
stwierdza: "tak być powinno, no i co z tego…". Jest to cyniczne i gorzkie, ale w pewnym
stopniu prawdziwe. Kazimierz Wierzyński w swoim wierszu pisał:
Krzyknęli wolność, wolność ponad wszystko!
A potem wolnych zdradziecko wydali
Na łup, na zgubę, na urągowisko!
I nic. I cisza. I świat się nie wali.
Istnieją podstawy do tego, żeby kwestionować przejście pomiędzy bytem a
powinnością: być to niekoniecznie odczuwać powinność, to niekoniecznie tę powinność
respektować.
Kiedy po Kancie, w XIX wieku, powstała aksjologia jako odrębna nauka, to rozwijała
się w dwóch kierunkach: w kierunku subiektywizmu, w kierunku uzależnienia wartości od
osobistej decyzji człowieka, i w kierunku obiektywistycznym, który odziedziczyła po
starożytnych i scholastykach. Trendy te istnieją do dzisiaj. Trend o b i e k t y w i s t y c z n y
opiera się na twierdzeniu, że sama r z e c z y w i s t o ś ć m a w s o b i e p o r z ą d e k i r a c j e
w a r t o ś c i, hierarchię wartości. Ten pogląd podzielają fenomenolodzy, przynajmniej ich
większość,
tomiści,
wszyscy
tak
zwani
filozofowie
chrześcijańscy.
Trend
s u b i e k t y w i s t y c z n y opiera się na twierdzeniu, że c z ł o w i e k j e s t t w ó r c ą w a r t o ś c i nie tylko je odkrywa, ale także ustanawia i kreuje. I tak Pascal rozróżnia porządek rozumu i
porządek serca: "l'ordre du coeur''. Scheler utrzymuje, że to miłość odkrywa wartość, że
miłość jest sygnałem istnienia wartości. Egzystencjaliści zaś twierdzą, że człowiek projektuje
sensy i wartości, że w każdym momencie życia jest on źródłem sensów i wartości, które
nadaje całemu światu - i za to projektowanie świata ponosi odpowiedzialność. Z tej
odpowiedzialności musi w każdym momencie zdawać sprawę. Na tym polega jego tragizm.
Który nurt jest słuszny? W wykładach tych staram się łączyć w pewien sposób systemy
czy nurty, które można - wydawałoby się - przeciwstawić sobie. Nurtów całkowicie
sprzecznych ze sobą czy całkowicie fałszywych jest bowiem bardzo niewiele. Przeglądając
podręcznik historii filozofii, z wielką trudnością można wyodrębnić takie sprzeczne nurty, jak
tomizm i marksizm. Często pozorne sprzeczności między systemami są w istocie różnicami
aspektu, podejścia do sprawy, które następnie, już w łonie poszczególnych systemów, zostają
rozdmuchane do granic sprzeczności. Jednakowoż, jak się wydaje, można przeciągnąć linie
wspólne pomiędzy wieloma pozornie przeciwstawnymi kierunkami.
Tak jest również w odniesieniu do świata wartości. Świat ten, mówiąc ogólnie, jest
ś w i a t e m k u l t u r y l u d z k i e j i uczestnictwo człowieka w tym świecie jest niezbędne, gdyż
nawet odkrywając wartość obiektywną - musi ją odkryć człowiek. Człowiek musi jej nadać
wymiar hominizacji i humanizacji, musi tę wartość przejąć na własny użytek, wprowadzić we
własny świat. Ale człowiek nie obraca się tylko w świecie wartości zastanych: tworzy także
wartości nowe. Sądzę, że tak jak istnieją wymienione tu dwa trendy aksjologiczne, tak świat
wartości posiada dwie strony, które można rozpatrywać osobno, choć stanowią jakby dwie
strony tego samego medalu.
Pierwszą zasadę takiej "koncyliacyjnej" teorii wartości można wyrazić stwierdzeniem,
że niezbędne jest uznanie o b i e k t y w n e g o w y m i a r u w a r t o ś c i. Można sobie wyobrazić
społeczeństwo, w którym wszyscy kłamią. Wizję takiego społeczeństwa nakreślił George
Orwell w powieści Rok 1984. Czy z tego wynika, że nie istnieje prawda? Gdyby zrezygnować
z obiektywnego wymiaru wartości, należałoby stwierdzić, że w społeczeństwie takim nie ma
prawdy, jest chaos, anarchia aksjologiczna i kłamstwo. Można sobie także wyobrazić wysoko
cywilizowane plemię, w którym wszystkie kobiety przerywają ciąże. Czy jest to zatem
słuszne? Czy zbiorowy akt lub zbiorowa decyzja ludzka może uzasadnić wartość pozytywną
tego aktu czy tej decyzji? I ten przykład wskazuje na konieczność istnienia obiektywnego
wymiaru wartości, na konieczność odwołania się w pewnych szczególnych sytuacjach do
obiektywnego
porządku
wartości.
W przeciwnym bowiem
razie
groźba paranoi
aksjologicznej, groźba "widzimisizmu" zawiśnie nad światem kultury.
Filozofowie, mówiąc o świecie kultury, wyodrębniają c z t e r y
podstawowe
w a r t o ś c i, które go konstytuują, stanowią jakby jego filary. Pierwszym z nich jest p r a w d a
przeciwstawiana fałszowi albo chaosowi. Prawda tworzy tę dziedzinę kultury, którą
nazywamy poznaniem lub wiedzą, stanowi zasadę nauki, filozofii, teologii, odgrywa ogromną
rolę w poznaniu potocznym. Buduje w zasadniczym stopniu światopogląd racjonalny. Jeżeli
światopogląd ma nie być fanatyzmem, jak w Trzeciej Rzeszy lub w Jonestown w Gujanie 6,
musi być oparty na wartości prawdy, właśnie na tym podstawowym wyróżniku poznania
ludzkiego.
Drugą wartością, która konstytuuje kulturę, jest według filozofów klasycznych d o b r o.
Dobro przeciwstawione po prostu złu albo, jak mówią inni, dobro przeciwstawione antywartości. Realizacja dobra tworzy sferę moralności, tak jak realizacja prawdy tworzy sferę
poznania. Szczególne odniesienie do dobra moralnego ma powinność. Wartość pokazuje nam
swoją "differentia specifica", swój wyróżnik pośród świata innych bytów - b u d z ą c
p o w i n n o ś ć. Kiedy stajemy wobec takich wartości, jak sprawiedliwość, słuszność,
szlachetność, życzliwość lub prosta uprzejmość, to spotykamy się jednocześnie z pewnym
apelem, który dana wartość do nas kieruje, spotykamy się z wezwaniem do działania zgodnie
z nią, z powinnością działania zgodnie z nią. I to, czy idziemy za tą wartością, czy nie,
stanowi o dobru lub antywartości moralnej. W zasadzie sfera moralności, czyli ta sfera
kultury, która jest ukonstytuowana przez dobro, dotyczy stosunków między ludźmi. Ale
"echo" moralności obejmuje również takie akty, jak na przykład bicie psa czy zniszczenie
dzieła sztuki. Budzą one w nas moralny sprzeciw.
Trzecia wartość konstytuująca kulturę to p i ę k n o - przeciwstawione złu estetycznemu
albo chaosowi estetycznemu. Konstytuuje ono w sensie szerokim tę sferę kultury, którą
nazywamy sztuką. Dlaczego przeciwstawiamy piękno złu estetycznemu, a nie mówimy po
prostu, że piękno jest przeciwieństwem brzydoty? W filozofii istnieją zasadniczo dwa
znaczenia piękna, na które chciałbym zwrócić uwagę. Brzydocie przeciwstawiamy piękno w
sensie ścisłym, piękno sensu stricto, to, co uderza nas swoją szlachetnością, swoim
wdziękiem, co pociąga nas estetycznie. Ale istnieje drugie, chyba bardziej uzasadnione,
pojęcie piękna: piękno w sensie szerokim, które stanowi zarówno spójność, harmonia,
6 18 listopada 1978 roku w Jonestown popełniło samobójstwo ponad dziewięciuset
wyznawców sekty Świątynia Ludu, której przywódcą był James Jones.
wdzięk, czar, subtelność, jak i wyrazistość, karykaturalność, a nawet brzydota. Brzydota
według takiego kierunku sztuki jak turpizm stanowi wartość estetyczną. Na brzydocie można
oprzeć wielką sztukę, że wspomnę tylko obrazy Boscha i dzieła Dürera.
Czwartą wartością, która konstytuuje świat kultury ludzkiej, jest ś w i ę t o ś ć, nazywana
często z łacińska "sacrum". Przeciwieństwem sacrum jest profanum, czyli to, co nieświęte,
skażone oderwaniem od świętości. Świętość konstytuuje tę dziedzinę kultury, którą
nazywamy religią. Kategoria świętości w filozofii została powołana niedawno. Twórcą tego
terminu i określenia jest Rudolf Otto, filozof niemiecki z przełomu XIX i XX wieku.
W związku z pojęciem świętości trzeba zwrócić uwagę na pewnego rodzaju
dwuznaczność. Zróżnicowanie sacrum - profanum, czyli to, co święte, i to, co nieświęte, w
sposób najbardziej ścisły wiąże się ze sferą religii i z miejscami, gdzie religia wyraża się w
momentach szczególnie ważnych, takich jak kościół, gdzie okadzany ołtarz oddziela sferę
sacrum od sfery profanum. Sacrum - tak pojęte - dotyka człowieka w takich sytuacjach jego
życia, jak chrzest, komunia, ślub. Wtedy człowiek szczególnie wchodzi w tę sferę. Jest też
szerokie pojęcie sacrum, a przy tym szerokim znaczeniu traci w ogóle sens przeciwstawienie
sacrum i profanum. Otóż w ujęciu filozofii religii, zwłaszcza o nachyleniu metafizycznym na KUL-u uprawianej przez s. Zofię J. Zdybicką - każdy byt ma związek z Bogiem, każdy byt
posiada element odniesienia do wartości absolutnej. Nie ma więc sensu ostre oddzielanie
sfery sacrum od sfery profanum. W sposób obiektywny każdy byt jest związany w jakimś
stopniu z Bogiem, w jakimś stopniu jest uświęcony aktem stwórczym Boga. Powyższe dwa
znaczenia sacrum są ważne w filozofii i należy dostrzegać różnicę między nimi.
Oczywiście inną kwestią jest osobiste odniesienie do sacrum, subiektywny stosunek do
sfery świętości. Najwłaściwiej określamy go wtedy, kiedy nazywamy kogoś świętym. Święty
to ten, kto z własnej woli, z pewnej osobistej woli poświęcenia życia tej wartości "zbliża się"
do źródła sfery sacrum, do Świętości Absolutnej. Łączy się to z takimi przemianami
ludzkiego bytu, jak uduchowienie, udoskonalenie czy uszlachetnienie.
Poświęcam kilka zdań więcej tej wartości, gdyż odgrywa ona istotną rolę w
zasadniczych kontekstach naszego życia. Kolejnym terminem potocznym, który wiąże się z
wartością sacrum, czyli z wartością świętości, jest - święto. Aby święto posiadało walor
autentyczności, musi ono mieć odniesienie do obiektywnej wartości sacrum; aby było
prawdziwe, musi mieć zakotwiczenie w mocnej wartości świętości. Wyróżnia się w kulturze
(nie jest to rozróżnienie powszechne, ale istnieje taka dystynkcja) święta kościelne, święta
świeckie i święta laickie. Święta kościelne są najtrwalsze, najsilniejsze w przeżyciu i tradycji,
a siła ich płynie - według filozofów kultury i psychologów społecznych - z tego
obiektywnego elementu zakorzenienia w wartości absolutnej sacrum. Święta świeckie,
nazywane często świętami obyczajowymi albo indywidualnymi, takie jak urodziny, imieniny,
rocznice ślubu, są niewątpliwie słabsze od poprzednich. Przez porównanie własnych urodzin i
Bożego Narodzenia możemy stwierdzić słabość świąt świeckich. Ich obchodzenie może być
zniesione w wyniku pewnych okoliczności; nie celebruje się ich tak, jak celebruje się święta
kościelne. Struktura świąt świeckich opiera się także na pewnym elemencie sacrum, a więc
nie są to święta całkowicie pozbawione tego elementu obiektywnego. Są oparte na
rzeczywistości ludzkiej, poprzez człowieka zatem są zakotwiczone w wartości sacrum.
Pośrednio są uświęcone tą wartością i dlatego mają walor silniejszy niż święta laickie, takie
jak 1 Maja, rocznica Rewolucji Październikowej czy Międzynarodowy Dzień Kobiet. Święta
laickie są świętami o charakterze ogólnospołecznym. Zostały wprowadzone ustawowo, na
zasadzie konwencji; są często znoszone. To święta najsłabsze. Jeśli są respektowane, to
najczęściej na zasadzie ustawy, listy obecności; rzadko spontaniczność czy naturalność rządzą
tego typu świętami. (Wydaje mi się, że Międzynarodowy Dzień Kobiet jest szczególnie
fałszywie pojętym świętem. Coś absurdalnego obserwujemy w naszym kraju, kiedy
przychodzi ten jeden dzień w roku, w którym zaczyna się czcić kobietę. Przynosi się jej
kwiatki, prezenty, słodycze, szykuje się za nią obiad i inne posiłki, nosi się ją na rękach... po
to, by z chwilą, gdy minie północ, upuścić ją z tych rąk - i wszystko przywrócić do starego
trybu. To jest właśnie przykład źle pojętego święta. Święta typowo laickiego.)
Jeszcze ostatnia uwaga na temat świętości. Wydaje mi się, że element wartości świętości
jest swoistym w y z n a c z n i k i e m n a s z y c h c z a s ó w. Chciałbym zwrócić uwagę Państwa
na dwa hasła, które zawierają słowo "święte". Symptomem naszych czasów, szczególnie w
świecie zachodnim, w tym świecie, który w wielu aspektach stanowi dla nas wzór i przykład jest hasło "Nic nie jest święte!". W tym okrzyku zawiera się element krytyki totalnej,
racjonalistycznego krytycyzmu wobec wszelkich struktur stałych, stabilnych. Porównajmy
hasło "Nic nie jest święte!" z hasłem wziętym z Wesela: "Świętości nie szargać, bo trza, żeby
święte były". To drugie hasło wskazuje na element nienaruszalny, element nietykalności,
będący podstawą stabilnej kultury człowieka. W tę właśnie sferę celował Ludwik Feuerbach,
prekursor Marksa, który twierdził, że "Człowiek człowiekowi bogiem". Jak to hasło "Człowiek człowiekowi bogiem" - dobrze współgra z hasłem "Nic nie jest święte"!
To były cztery wartości: prawda, dobro, piękno i sacrum, które stanowią cztery
podstawowe filary kultury ludzkiej. Zwróćmy uwagę na s y n t e t y c z n y c h a r a k t e r tych
wartości. W koncepcji filozofii klasycznej te cztery wartości nie są rozpatrywane oddzielnie,
wskazuje się na ich związek. W roku 1969 Karol Wojtyła pisał w Osobie i czynie:
"Prawdziwość wywołuje powinność, a w parze z nią rodzi również odpowiedzialność za
przedmiot pod kątem jego wartości - czyli krótko: o d p o w i e d z i a l n o ś ć z a w a r t o ś ć"7.
Widzimy tutaj związane ze sobą sfery prawdy i moralności, odpowiedzialności i poznania.
Pobrzmiewa tu echo starożytnej kalokagatii, która odzywa się w koncepcji czterech
podstawowych wartości obiektywnych. Niekiedy mówi się "piękny człowiek" o kimś, kto
postępuje dobrze. Podobnie "piękny" obraz może być brzydki, ale wyrażać prawdę. Mówiąc o
kimś "święty", często wskazuje się na jego sferę moralną, na jego postępowanie i uczciwość.
To byłaby pierwsza strona zagadnienia wartości - obiektywistyczna, można powiedzieć:
awers medalu wartości. Przyjrzyjmy się teraz drugiej stronie, s f e r z e s u b i e k t y w n o ś c i,
sferze odpowiedzialności za wartość. Jest to nurt egzystencjalistów i Stawrogina, nurt
akceptujący i podkreślający wolność i zdolność autokreacji człowieka. Jeżeli potraktować
postulaty tego nurtu radykalnie, tak jak ujmował je Sartre, to nie ma stałości aksjologicznej.
Człowiek może każdą wartość zanegować i każdą wartość wziąć za swoją, uznać i afirmować.
Tworzenie sensu siebie i świata, czyli tragiczna odpowiedzialność człowieka za każdą chwilę
swojego życia, wskazuje jednak też na pewien istotny s e n s tego życia. Wskazuje na pewną
p r a w d ę. Przecież w każdej chwili powinniśmy zwracać uwagę na realizowane przez siebie
wartości, w każdej chwili powinniśmy pytać: czy nie przeoczyłem czegoś, czy nie
zaniedbałem pewnej wartości dla innej mniejszej? Na ten moment stałości w filozofii
egzystencjalistycznej zwraca uwagę Martin Heidegger, wskazując na element stały w strumieniu nadawania wartości przez człowieka. Tym elementem stałym jest swoiste źródło
nadsensu, czyli wymiar bytu, który stabilizuje całą rzeczywistość, który stanowi punkt
odniesienia człowieka ciągle zmieniającego się i opalizującego różnymi decyzjami i
wyborami. Według Heideggera tym punktem odniesienia jest śmierć. To ona wyznacza
perspektywę, ukazuje człowiekowi skończoną optykę życia, z tej perspektywy każe zwrócić
uwagę na rolę realizacji wartości. Na o d p o w i e d z i a l n o ś ć za tę realizację.
Powtórzmy raz jeszcze: obie tendencje - obiektywistyczna i subiektywistyczna - są w
swoich aspektach tendencjami cennymi. Potrzebne jest obiektywne odniesienie do wartości,
potrzebne jest budowanie sfery wartości na elementach stałych, niezależnych od nas, ale
potrzebne jest także napięcie odpowiedzialności, czujność człowieka wśród wartości. Dobrze
oddaje ten stan powiedzenie Heideggera, że człowiek jest pasterzem bytu. Człowiek bowiem
został wrzucony w świat, ale także został obarczony odpowiedzialnością za świat, za każdy
byt tego świata. Podobnie ujmuje to Gabriel Marcel, ogłaszając człowieka strażnikiem
wartości. Nie tylko takim, który jej pilnuje, ale także takim, który chodzi nocą i budzi
7 Wojtyła, Osoba i czyn, s. 179.
człowieka pragnącego może przespać pewne istotne dla ludzkiego bytu wartości. Z tymi
myślami dość odległych od siebie filozofów: Marcela i Heideggera, korespondują
przytoczone tu słowa z Osoby i czynu Karola Wojtyły, który nawołuje do odpowiedzialności
za przedmiot pod kątem wartości.
Jeżeli nie uwzględnimy obu sfer, obu stron wartości, to rzeczywiście rację będzie miał
Sartre, który twierdzi, że człowiek jest "trudem daremnym", "bytem absurdalnym"; albo rację
będzie miał Nietzsche, utrzymując, że "wartości są przesądami Boga".
Wracając więc do tytułu tego wykładu - "Między Werterem a Stawroginem",
odpowiadamy:
ani
obojętność,
ani
ślepa
pasja,
ale
rozumne
napięcie
o d p o w i e d z i a l n o ś c i. Albo jak napisał w 1947 roku Czesław Miłosz w wierszu Do
Jonatana Swifta - szczera wściekłość:
Niepojętego zaślepienia
Na oczach nie nosiłem wstążki.
I szczera wściekłość opromienia
Moje rozliczne obowiązki.
Download