Dobre Słowo 05.08.2012 r. „Po co za mną łazisz?”, czyli „żyj tak, że już bardziej nie można żyć” Panie, spraw, abyśmy byli sobą, słuchając tego słowa. Spraw, aby do naszych przeżyć dotarło światło Twojego pouczenia, aby Twój Duch zajął się naszym duchem, Twoje myśli naszymi myślami i Twoje odczucia naszymi odczuciami. Uchroń nas, Panie, przed porównywaniem się z przeżyciami naszych braci i sióstr, które służy tylko zdołowaniu siebie albo wywindowaniu, które jest pychą, zasłania Ciebie i Twoją moc w nas. Nie wiem, na ile zakochani małżonkowie to potwierdzą, ale słyszałem kiedyś o bardzo prostym początku pewnej relacji małżeńskiej, kiedy on za nią chodził i obserwował każdy jej gest. Pewnego dnia, podczas jednego z tropień, ona odwróciła się do niego i zapytała: Czego tak za mną łazisz? On w speszeniu, ale i wielkiej otwartości odpowiedział: Bo mi się podobasz. − No i co z tego? – Zakochałem się w tobie. – Hmm, zobaczymy. Potem mieli lata, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście to, co sprawiło, że on za nią łaził, było miłością. Jako małżonkowie, patrząc na to, mogą tego nieustannie doświadczać. Dzisiaj Jezus próbuje weryfikować łażenie za nim tłumu, który chciał Go obwołać królem, a przed którym uciekł. Tłum − zauważywszy, że na brzegu nie ma Jezusa, a także Jego uczniów − przybył do Kafarnaum i tam Go szukał. Na takie dzień dobry, kiedy ludzie przychodzą i mówią do Jezusa – Rabbi, kiedy tu przybyłeś? – słyszą prosto z mostu coś, co budzi trzeźwość myślenia, gdyż weryfikuje to, po co oni za Nim chodzą: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki; ale dlatego, że jedliście chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec. Weryfikuj poszukiwania: Czemu ja w ogóle podejmuję rozważania? Czemu jestem na Eucharystii? Czemu słucham słowa? Kiedy Jezus nazywa po imieniu to, co staje się motywem poszukiwań, nie ma na celu wygonić ludzi. Tak też z pewnością wspomniana dziewczyna, zadając pytanie – Czemu za mną łazisz? − nie chciała wygonić chłopca. Dla niej, jak się to okazało w życiu małżeńskim, była to okazja do odkrycia siebie, do odkrycia miłości, do współpracy nad miłością. Jezus nie chce nikogo zgasić czy przegonić. On po prostu stawiając pytania, chce nas wypróbować czy też dać poznać samym sobie. Co w nas jest? Ile w nas wrażliwości na Jego żywą obecność, będącą niesamowitym wzmocnieniem − daleko trwalszym niż możemy sobie wyobrazić. Szukając poza Jezusem, nie jesteśmy w stanie tego znaleźć. Paweł, pisząc List do Efezjan, zwraca im uwagę, że są w fazie uczenia się Jezusa. Zachęca, żeby ta faza uczenia się Jezusa zawsze przebiegała po linii życia − to znaczy, żeby Efezjanie nieustannie porzucali dawnego człowieka. Dobrze by było porzucać to myślenie, skupienie się na doraźnym i interesownym motywie chodzenia za Jezusem, żeby to nie był jedyny motyw. Dawny człowiek ulega zepsuciu na skutek kłamliwych żądz. Można się zakłamać w chodzeniu za Jezusem, w sięganiu do Jego słowa i z tego zakłamania słowo chce nas wydobyć. Paweł odwołuje się do postępowania pogan. W tłumaczeniu Biblii paulistów w wersetach, których nie ma w dzisiejszym fragmencie, Paweł mówi o poganach: Stracili wrażliwość i samych siebie wydali rozpuście, i wszelkiej nieokiełznanej nieczystości. Stracili wrażliwość na poznanie Boga, na Jego żywą obecność. Tę wrażliwość zdają się też tracić synowie Izraela w drodze do Ziemi Obiecanej. Zaczynają szemrać przeciw Mojżeszowi i Aaronowi. Następuje weryfikacja ich poszukiwań. Przypisują Mojżeszowi i Aaronowi intencje, których oni nie mają. Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i chleb jadali do sytości. Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę. Ile trzeba się naużerać z osobami przypisującymi nam intencje, których nie mamy! To jest jedna wielka męka. Ile się trzeba natłumaczyć, ile zdrowia natracić, żeby wskazać, że to, co nam przypisują, jest kompletną bzdurą! We fragmencie z Księgi Wyjścia Mojżesz i Aaron w pewnym momencie mówią do Izraelitów: A my kimże jesteśmy, że narzekacie na nas? Zastanówcie się, co wy mówicie. Zastanówcie się, po co wyszliście na pustynię. Kto was tu wyprowadził? Kto was chce tu wypróbować, kształtować i obdarzać nieustannie swoimi łaskami? Izraelici przypisują Mojżeszowi i Aaronowi niewłaściwe intencje, a uderzają w samego Boga. Właściwie uderzają w to, jaki mają obraz Boga i to też jest błogosławieństwo, że mogą to odkryć. Otrzymują pokarm, który ma im w tej drodze pomóc – sprawić, że nie ustaną, przez następne 40 lat będą karmieni na pustyni przez Pana. Słuchacze Jezusa też będą musieli być w tym uświadomieni, bo kiedy Jezus zaczyna doszukiwać się głębszych motywów chodzenia za Nim, oni powołują się na Pismo i mówią: Jakiego znaku dokonasz, abyśmy Ci uwierzyli? Co jeszcze zrobisz? Czym nam zaimponujesz, abyśmy Ci uwierzyli? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni. A Jezus cierpliwie tłumaczy: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Niesamowicie ważne, by był ktoś, kto będzie tłumaczył kierunek, w którym nasze pragnienia należy posyłać, i który sprawi, że nasze często niedoskonałe i błędne po ludzku siły − zużywane na marne − będą właściwie pożytkowane. Tylko Jezus może to zrobić i Jezus to chce zrobić. Pragnie nam pokazywać tę wartość, którą mamy w Jego oczach i którą On w nas nieustannie pielęgnuje. Paweł po doświadczeniu tej wartości czyni pewnego dnia wyznanie – dość szokujące, jeśli weźmie się je dosłownie: Ze względu na Chrystusa uznaję za bezwartościowe wszystko, co przynosiło mi zysk. Naprawdę uważam, że to wszystko jest bezwartościowe w porównaniu z bezcennym darem poznania Jezusa Chrystusa, mojego Pana. Dla Niego odrzucam wszystko i uważam za śmieci. Ponoć w języku oryginalnym użyte jest tu sformułowanie, jakim potocznie nazywa się ludzkie odchody. Pragnę tylko pozyskać Chrystusa i znaleźć się w Nim, nie w oparciu o własną sprawiedliwość, pochodzącą z prawa, ale dzięki sprawiedliwości, która rodzi się przez wiarę w Chrystusa i której Bóg udziela na podstawie wiary. To jest klucz: przyjąć usprawiedliwienie – które daje Bóg, nie usprawiedliwienie wynikające często z naszych oczekiwań i przypuszczeń − oraz sprawiedliwość rodzącą się przez wiarę w Chrystusa. Bóg nam jej udziela na podstawie wiary. Stąd Jezus − pytany o to, co mają czynić ci, którzy za Nim chodzą, aby wykonywać dzieła Boże – mówi: Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał, abyście byli z Nim w żywej relacji, abyście doświadczali mocy, że łażenie za Nim to naprawdę uczenie się miłości. To odkrywanie tego, czego nie pokaże nam żadna inna wędrówka. Można łamać wiarę – jak mówi Pismo – idąc za marnością. Jezus nie jest marnością. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki. Co w naszych relacjach sprawia, że nie giniemy i nie gubimy się? Co otwiera nas na trwałość, na cierpliwość dla siebie nawzajem, na przebaczanie sobie? Co jest tym zdrowym pokarmem sprawiającym, że możemy znosić się nawzajem w cierpliwości i porzucać próżne myślenie? Biblia paulistów daje bardziej współczesne tłumaczenie dzisiejszego fragmentu Listu do Efezjan: Dajcie się prowadzić, pozwólcie się odnawiać Duchowi w waszym myśleniu – nie tylko odnawiać się duchem w waszym myśleniu – i przyobleczcie się w nowego człowieka. Chodzi o to, by dać się odnawiać Świętemu Duchowi. Panie, otwieraj nas na prawdę o nas. Daj nam usłyszeć Twoje pytające zatroskanie, którego celem nie jest odgonienie nas, zgaszenie w nas knotka o nikłym płomyku, czy złamanie tego, co w nas nadłamane, ale właśnie odzyskanie i otwarcie. Niedawno usłyszałem od jednego spowiednika zdanie, zachęcające do współpracy z łaską, do pracy nad sobą: Nie chodzi o to, żeby wychodziło ci z Bogiem w relacjach, ale o to, żeby Bogu wychodziło z tobą w relacjach i aby to On mógł kształtować ciebie, by mógł odkrywać w tobie wartość. Ty jej bez Niego nie znajdziesz. Daj nam, Panie, usłyszeć tę prawdę, że bez Ciebie nie znajdziemy wartości w sobie, i ucieszyć się nią, odpowiadając na Twoje słowo i realizując je dzisiaj. Siostry misjonarki Chrystusa Króla śpiewają pieśń powołaniową, której fragment niech zakończy nasze rozważania: Kochać tak, jak się całuje chleb. Być tak, jak bywa Bóg – zawsze cichy, trochę w cieniu. Żyć tak, że już bardziej nie można żyć. Ksiądz Leszek Starczewski