Panowanie króla Jerzego III kojarzy się na ogół z utratą przez Imperium Brytyjskie trzynastu kolonii amerykańskich. Niektórzy wspomną też o szaleństwie tego monarchy. Czasy obfitujące w ciekawe wydarzenie polityczne i w różnoraki sposób przełomowe zasługują jednak na bogatsze skojarzenia. Panowanie Jerzego III (1760-1820) było czasem rewolucji. Wbrew częstym opiniom, rewolucje te miały duży wpływ także na Wielką Brytanię. Po pierwsze, rozpoczęła się rewolucja przemysłowa. To przecież w drugiej połowie XVIII w. miały miejsce przełomowe zmiany technologiczne i dotyczące sposobów zarządzania i gospodarowania. To one miały w następnym stuleciu uczynić z Anglii „warsztat świata”. Po drugie, dokonała się rewolucja amerykańska, bo za taką należy uznać wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Wreszcie, za panowania Jerzego III wybuchła rewolucja francuska, a przez Europę przetoczyły się – stanowiące jej konsekwencję – wojny napoleońskie. Wielka Brytania była czołowym państwem prowadzącym politykę antyrewolucyjną, organizowała i inspirowała kolejne koalicje przeciw Francji. Wewnętrzne życie polityczne wyspiarskiej monarchii było jednak w tym okresie nie mniej ciekawe Blaski i cienie dynastii hanowerskiej Unia personalna Zjednoczonego Królestwa z Hanowerem trwała w latach 1714-1837, równie długo co rozbiory Polski – był to więc niebagatelny okres czasu. Przedstawiciele rodu Welfów zasiedli na tronie brytyjskim po bezpotomnej śmierci królowej Anny Stuart. Swe pretensje wciąż utrzymywała odsunięta od władzy podczas „chwalebnej rewolucji” roku 1688 męska linia Stuartów, jednak Parlament kwestię sukcesji określił w Act of Settlement z 1701 r. Jako że królowa Anna nie była w stanie powić zdrowego następcy (kilkanaście ciąż poroniła, lub też dzieci umierały krótko po porodzie), dziedziczne prawa do tronu uzyskać miała księżna Zofia Hanowerska – kuzynka wygnanego króla Jakuba II, córka Fryderyka księcia-elektora Palatynatu, słynnego „zimowego króla Czech” oraz córki Jakuba I, Elżbiety. Sama Anna najchętniej oddałaby władzę bratu, uznawanemu przez jakobitów za króla Anglii i Szkocji Jakuba III/VIII, ale zgodnie z Act of Settlement było to niemożliwe z powodu tego, że był on katolikiem. A pamiętać trzeba, że to realna lub wydumana wizja rekatolicyzacji państwa była przyczyną obalenia Jakuba II. Zofia, miała bliskie powiązania ze Stuartami była bowiem niedoszłą małżonką swojego kuzyna, przyszłego Karola II. Z legitymistycznego punktu widzenia dysponowała ona też mniejszymi prawami do tronu, jednak miała ważny atut – była protestantką. To czyniło ją akceptowalną dla ówczesnej brytyjskiej klasy politycznej. Ostatecznie zmarła ona jednak na kilka tygodni przed Anną. Na tron brytyjski wstąpił więc jej syn, książę-elektor Hanoweru Jerzy Ludwik, który na Wyspach panował jako Jerzy I. Jeżeli przyczyną odsunięcia od władzy Stuartów były – oprócz ich „papizmu” – tendencje absolutystyczne, to autorzy Act od Settlement wpadli z deszczu pod rynnę. Jerzy I był bowiem przyzwyczajony do absolutyzmu i niezbyt podobało mu się, że sprawuje władzę w zasadzie z łaski parlamentu – co zresztą akcentowała propaganda jakobicka. Nowi poddani też nie pokochali władcy rodem z Niemiec. Uchodził on za człowieka gnuśnego i gburowatego, a także w zasadzie nie mówił po angielsku. Twierdzi się nieraz, że właśnie z tego powodu nie wtrącał się do prac ministrów, którym przewodził Robert Walpole, pierwszy brytyjski premier w rozumieniu tego słowa zbliżonym do współczesnego. Interpretacje bardziej władcy przychylne uznają z kolei, że w końcu świadomie dostosował się on do obyczajów politycznych nowego królestwa. Należałoby się chyba zgodzić właśnie z tymi ostatnimi, jako że w obecności króla posługiwano się najprawdopodobniej francuskim – językiem ówczesnej dyplomacji. Poddanym nie podobało się też życie osobiste Jerzego I: kazał on uwięzić żonę, według wszelkiego prawdopodobieństwa zabić jej kochanka, sam zaś mieszkał w Londynie z własną kochanką. Król dużo podróżował też między Wielką Brytanią a Hanowerem. W roku 1727 zmarł podczas jednej z takich podróży i – w odróżnieniu od następców – spoczął jeszcze w ojczystej ziemi. Na tron wstąpił po nim Jerzy II, urodzony jeszcze w księstwie hanowerskim. Za namową małżonki, królowej Karoliny pozostawił on decydujący wpływ na sprawy państwowe w rękach Walpole’a, a następnie lorda Carteretta i Williama Pitta Starszego. Także i ten monarcha nie był przesadnie popularny wśród brytyjskich poddanych z uwagi na częste wyjazdy do Hanoweru. Trudno jednak odmówić mu pewnych zasług. W roku 1753 założył on bowiem British Museum, a za panowania dwóch pierwszych Jerzych jako ich nadworny kompozytor tworzył Georg Friedrich Haendel, dawny kapelmistrz dworu hanowerskiego. Jerzy II był też ostatnim brytyjskim władcą osobiście dowodzącym w bitwie. W roku 1760, w wieku 22 lat swe panowanie rozpoczął wnuk Jerzego II, Jerzy III. Na tronie miał on zasiadać przez kolejne sześć dekad. Był to pierwszy król z dynastii hanowerskiej urodzony na brytyjskiej ziemi i pierwszy, który uważał się za Brytyjczyka. W odróżnieniu od poprzedników, nie był nigdy w Hanowerze. Jako pierwszy król ze swego rodu zyskał też sympatię i szacunek poddanych. W dużej mierze wynikało to z jego skromnego i spokojnego usposobienia. Władca zwany był Farmer George, gdyż pasjonował się rolnictwem i nawet publikował pod pseudonimem artykuły z tej dziedziny. Niestety, w wieku pięćdziesięciu lat król zaczął przejawiać objawy choroby. Dawniej utrzymywano, że było to schorzenie psychiczne, obecny stan wiedzy wskazuje raczej na hematoporfirię, wywołaną nadmiarem czerwonych krwinek. Jakakolwiek byłaby przyczyna medyczna, zachowanie monarchy było coraz bardziej ekscentryczne – podobno rozmawiał nawet z drzewami. Na dodatek zaczął tracił wzrok i słuch. W roku 1811 ster nawy państwowej przejął jako regent (stąd mowa o okresie regencji) książę Walii, Jerzy IV. Od 1820 rządził on jako król i okazał się jednym z najbardziej nielubianych władców brytyjskich, bez skrępowania oddając się hazardowi i romansom. Nadszarpniętego prestiżu dynastii nie zdołał (także przez bujną przeszłość i krótki okres panowania) odbudować inny syn Jerzego III, Wilhelm IV. Splendor monarchii brytyjskiej miała przywrócić dopiero jego następczyni, królowa Wiktoria. Trudne relacje Korony z Parlamentem Jerzy III niechętnie godził się z rolą króla, który panuje, ale nie rządzi i negatywnie oceniał faktyczne podporządkowanie swych poprzedników wigowskiej oligarchii. Monarcha wyznawał program swoistej odnowy moralnej życia politycznego, skażonego działaniami zepsutych polityków. Król – uważał – winien reprezentować interesy państwa ponad partyjnymi podziałami. Jerzy wolał więc, by rząd składał się nie z reprezentantów większości parlamentarnej, ale raczej jego własnych stronników i faworytów. W realizacji tego pragnienia łatwo było balansować na pograniczu metod, które dziś określilibyśmy mianem korupcji politycznej. Nie oznacza to jednak, że władca pragnął powrotu absolutyzmu. Chciał rządzić w ramach wyznaczonych przez konstytucję. Dodajmy tu dla porządku, że fakt iż Wielka Brytania nie posiada jednej spisanej konstytucji nie oznacza, iż nie posiada jej w ogóle – cokolwiek by się mówiło na ten temat w Polsce. Problem polegał na tym, że relacje pomiędzy poszczególnymi organami ustroju mieszanego wprowadzonego po „chwalebnej rewolucji” (monarcha, lordowie, Izba Gmin) nie były jeszcze ściśle określone. Istniała zgodność co do pewnych elementarnych zasad, natomiast co do szczegółów istniał szeroki margines interpretacji i toczono zażarte spory. Nie pozostawiało wątpliwości, że król miał prawo wyboru ministrów – natomiast nie było wcale określone według jakiego kryterium ów wybór miał się dokonywać. Jerzy III był w ogóle przeciwny idei istnienia takiej funkcji jak prime minister, zaś członków rządu uznawał za bezpośrednich realizatorów polityki królewskiej. Takie nastawienie groziło konfliktem z partią wigów, lecz dzięki umiejętnym manewrom politycznym, królowi udało się doprowadzić do jej dekompozycji. Czołowe miejsce w życiu politycznym odgrywali kolejni torysowscy premierzy, lordowie Bute, Grenville i North. Ich polityka uległa kompromitacji wskutek utraty kolonii północnoamerykańskich. Do władzy doszła wówczas bardziej liberalna frakcja torysów z Williamem Pittem Młodszym na czele. Ten wybitny mąż stanu stał na czele rządu w latach 1783-1801, a następnie 1804-1806. Na jego rządy przypadła walka z rewolucyjną i napoleońską Francją, jednak nie był to jedyny zajmujący go problem. Pitt poddał pewnej kontroli Kompanię Wschodnioindyjską, będącą dotąd „państwem w państwie”, podjął też pierwsze, póki co nieudane, próby reformy wyborczej. Jednocześnie starał się modernizować stronnictwo torysów i zwiększać jego bazę społeczną. Nieraz zmagania amerykańskich kolonistów buntujących się przeciwko władzy Londynu przedstawiane są jako walka z „tyranią króla Jerzego”. Od pewnego czasu jednak w historiografii patrzy się na te sprawy inaczej. Sugeruje się, że być może koloniści powinni jednak byli ponieść w podatkach część kosztów wcześniejszej ochrony swego życia i mienia przez armię brytyjską podczas wojny siedmioletniej. Zwraca się uwagę (pisze o tym choćby Trevor Lloyd), na różnego rodzaju mało idealistyczne motywacje zwolenników niepodległości – choćby udział lękających się utraty źródła dochodów przemytników w eskalacji napięcia po Boston Tea Party lub też fakt, że liczni posiadacze ziemscy z Południa zadłużyli się u angielskich kupców, a walka o niepodległość uwalniała ich od obowiązku uregulowania zobowiązań. W nieco przesadzonych interpretacjach pojawia się te z narracja prezentująca racje lojalistów, dotychczas prezentowana bardzo rzadko jako strona pozbawiona głosu. W latach 80. Society for Constitutional Information z Johnem Cartwrightem na czele domagało się reformy wyborczej. Ugrupowanie to skupiało licznych wigów, a także kilku torysów, głównie reprezentantów burżuazji. To Cartwright był autorem wniesionego w 1780 do Parlamentu projektu przewidującego powszechne (dla mężczyzn) głosowanie, który został jednak odrzucony przez Izbę Lordów. W obrębie walczącego o reformę wyborczą tzw. Yorkshire Movement wyodrębnił się też nurt radykalny, domagający się wręcz zwołania swego rodzaju alternatywnego parlamentu. Znając przebieg rewolucji po drugiej stronie kanału La Manche możemy mieć pewne skojarzenia z francuskimi próbami realizacji tych postulatów. Podnietę dla dalszych dążeń emancypacyjnych okazała się rewolucja francuska, której wybuch z entuzjazmem przyjęli radykalni wigowie tacy jak Charles James Fox. Kraj pokryła sieć klubów konstytucyjnych, wysuwających dość umiarkowane żądania. W roku 1790 r. z przenikliwą i dalekowzroczną krytyką rewolucji francuskiej wystąpił Edmund Burke w dziele Rozważania o rewolucji we Francji. Choć uważany za ojca nowoczesnego konserwatyzmu, Burke, z pochodzenia Irlandczyk, nie był torysem, lecz wigiem. Sprawował funkcję sekretarza lorda Rockinghama przywódcy tego stronnictwa, samemu będąc prominentnym przedstawicielem parlamentarnej frakcji wigowskiej. Burke opowiadał się za wyjściem naprzeciw roszczeniom kolonistów amerykańskich, krytykował nadużycia dyrektora Kompanii Wschodnioindyjskiej Warrena Hastingsa, popierał też dążenia niepodległościowe Irlandczyków i – z czego brytyjscy politycy nie słyną – Polaków. Wilkites – w imię wolności podmiotowości politycznej słowa i Na okres rządów Jerzego III przypada też spektakularny epizod związany z walką o wolność słowa. Mowa o sprawie Johna Wilkesa. Deputowany ten na łamach założonego przez siebie organu „The North Briton” skrytykował kończący wojnę siedmioletnią pokój paryski z lutego 1763 r. w sposób, który wzburzył króla. Odpowiedzią był nakaz aresztowania osób odpowiedzialnych za publikację periodyku. Kilkudniowy pobyt w Tower nie złamał Wilkesa, który przed sądem wygłosił hardą mowę, będącą peanem na część wolności niższych i średnich warstw społecznych. Sprawa ta wywołała duże poruszenie wśród mieszkańców Londynu, którzy potrafili występować w różnych sprawach o zabarwieniu politycznym, czego przykładem wcześniejsze o dwa miesiące protesty przeciwko opodatkowaniu cydru. Swobody Wilkesa zostały utożsamione z wolnością wszystkich Brytyjczyków, o czym świadczyły wznoszone powszechnie okrzyki Wilkes and Liberty! Wilkes forever! Whigs forever, no Jacobites! Kiedy John Wilkes wyszedł na wolność, co zawdzięczał swej godności posła, ośmielił się za swe krzywdy pozwać do sądu ministrów i otrzymał odszkodowanie, co rozjuszyło rząd. W listopadzie 1763 r. Parlament uznał 45 numer „The North Briton” za fałszywy, skandaliczny i skłaniający do buntu pamflet zarządzając spalenie całego nakładu. Podobne represje miały spotkać napisaną przez Wilkesa nieprzyzwoitą parodię wiersza Alexandra Pope’a Essay on Man zatytułowaną Essay on Women, która choć wydrukowana nie znalazła się jeszcze w obiegu. Poseł-skandalista, w obawie przed procesem za pornografię, salwował się ucieczką do Francji. Do Anglii powrócił po pięciu latach i kontynuował polityczną oraz wydawniczą aktywność, co poskutkowało kolejnym aresztowaniem. Pod więzieniem, w którym odbywał (w niezbyt uciążliwych warunkach) karę 22 miesięcy pozbawienia wolności, miały miejsce liczne demonstracje poparcia, a wśród wznoszonych okrzyków znalazły się nie tylko znane już Wilkes forever i Wilkes and liberty, ale nawet No Wilkes – no king. Podczas tzw. masakry w St. George’s Field czyli zamieszek pod zakładem karnym 10 maja 1768 żołnierze zabili sześciu demonstrantów. Popularność skazańca cały czas rosła. Stał się on postacią – jakbyśmy dziś rzekli – kultową. Ludzie słali mu prezenty, a nawet urządzali iluminacje na jego część. Podobizna Wilkesa zdobiła filiżanki do herbaty, fajki i podobne przydatne artykuły. Kiedy John Wilkes został wybrany posłem z okręgu Middlesex Izba Gmin uznała 17 II 1769 wybór za nieważny. Wzbudziło to oburzenie, a liczba petycji protestujących przeciwko takiej decyzji liczyła kilkadziesiąt tysięcy. Również opozycja parlamentarna opowiedziała się wówczas za Wilkesem, dotąd powiem zachowywała wobec niego pewien dystans. Jednak, jak stwierdził wówczas Edmund Burke, w obliczu pogwałcenia prawa chodziło już o obronę zasad, a nie konkretnego człowieka. Ostatecznie walka Johna Wilkesa i uznanie wyboru zakończyła się sukcesem w roku 1774. Działania w obronie politycznego skandalisty była nie tylko przykładem walki o swobodę wypowiedzi, ale też bardzo sprawnie przeprowadzoną kampanią polityczną, w dość nieodległą od tych nam współczesnych. Zwolennicy Wilkesa, tzw. wilkites rekrutowali się spośród kupców i fabrykantów, ale też warstw ludowych – pracowników najemnych, rzemieślników i czeladników. Wszyscy oni zjednoczyli się, pragnąc posiadać reprezentację parlamentarną. Kampania ta była kamieniem milowym w rozwoju brytyjskiej myśli liberalnej i radykalnej. Sprawa Wilkesa stała się pretekstem do wysuwania postulatów reformy systemu wyborczego oraz samego parlamentu. Domagano się częstszych wyborów – co trzy lata, albo wręcz raz do roku. Podobne postulaty wysuwali już wcześniej liczni przedstawiciele szlachty wiejskiej (stąd mowa o nich jako o country party ideology), teraz jednak przeniesione zostały one na grunt miejski i uległy pewnej demokratyzacji. Żądanie bardziej sprawiedliwego przedstawicielstwa narodu było pierwszym krokiem do poszerzania praw wyborczych. Konstatowano, że kto płaci podatki, winien mieć prawo wybierania i bycia wybieranym. Był to zalążek idei suwerenności narodu. Choć gdy dziś myślimy o parlamentaryzmie takie idee wydają się naturalne, to wówczas nie były one oczywiste. Rolę narodu czy społeczeństwa w polityce porównywano do tej, jaką odegrało bóstwo w modnej w wieku XVIII koncepcji deistycznej – stworzywszy świat i wprawiwszy go w ruch, pozostawiło go samemu sobie. Tak samo naród zawarł kontrakt polityczny (rewolucja 1688 r.) i w ten sposób udzielił systemowi legitymizacji, jednak życie polityczne toczyć się miało dalej swoim torem. Teraz logika ta miała ulec diametralnej zmianie. Logiczną i ostateczną konsekwencją stwierdzenia, że w parlamencie powinni być reprezentowani płacący podatki, a podatki płaci przecież każdy, jest wszak idea powszechnego prawa wyborczego. Nie sposób też przeoczyć podobieństwa tych haseł do wznoszonego przez zbuntowane kolonie amerykańskie sloganu No taxation without representation. Istotnie, istniało tu oddziaływanie dwustronne. Postępy „patriotów” z innego kontynentu ośmielały dawnych wilkites do formułowania swych roszczeń, zaś dla Amerykanów sprawa Wilkesa była dowodem na „tyrańskie” zapędy króla Jerzego III. Pisałem o demonstracjach, w obronie Wilkesa, przeobrażających się niekiedy w zamieszki, jak również o protestach przeciw opodatkowaniu cydru. Jak widać lud był wówczas rozpolitykowany, zaś swe poglądy nieraz artykułował na ulicach. W 1780 r. Londyn stał się sceną tzw. zamieszek Gordona (od nazwiska ekscentrycznego Szkota George’a Gordona, który je wywołał) o podłożu antykatolickim. Wzniecono wówczas 36 pożarów – więcej niż w Paryżu w czasie całej rewolucji francuskiej! * * * Lata 1760-1820 na które przypadło panowanie Jerzego III to okres długi i obfitujący w doniosłe wydarzenia. Gdy pozbawiony już kontaktu z rzeczywistością monarcha umierał, jego królestwo wyglądało zupełnie inaczej niż kiedy zasiadał na tronie. Choć Hanowerczycy nie wyznawali już doktryny Boskiego prawa królów, to jednak król Jerzy potrafił wykłócać się z parlamentem o skład rządu, ale także w ogóle o rolę, jaką ciało to miało odgrywać. Kampania w obronie posła-obrazoburcy miała okazać się zwiastunem zupełnie innej rzeczywistości politycznej. Zainspirowała ona ruchy, które znalazły później ujście w czartyzmie i spopularyzowała dość egzotyczny wówczas, a dziś niekontrowersyjny postulat powszechnego głosowania. Wybrana bibliografia: L. Guerici, Historia brytyjskiego ustroju parlamentarnego, [w:] Historia powszechna, t. 14, wyd. Mediasat Poland, Warszawa 2007. T. Lloyd, Dzieje Imperium Brytyjskiego, tłum. A. Klingofer, wyd. Bellona, Warszawa 2012. M. Schad, Windsorowie, tłum. A. Czarnocki, wyd. Klub Dla Ciebie, Warszawa 2003. H. Zins, Historia Anglii, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1979. Redakcja: Michał Przeperski Tekst pierwotnie ukazał się na Portalu historycznym Histmag.org Materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.