18. Niedziela C Koh 1,2; 2,21–23 Kol 3,1–5.9–11 Łk 12,13–21 Marność nad marnościami, powiada Kohelet, mar­ność nad marnościami, wszystko marność (Koh 1,2). Takie pesymistyczne słowa w Piśmie Świętym! Smutna mądrość Koheleta. Warto jednak zauważyć, że Kohelet rozważał wszystkie możliwości człowieka w perspektywie ziemskiej. I cokolwiek w tej perspektywie podejmował, w ostatecznej ocenie okazało się marnością. Marnością jest cały trud człowieka pod słońcem, bo nie wiadomo, komu będzie on służył – mądremu, czy głupiemu?! Nawet mądrość jest marnością, bo jednakowy koniec mądrego i głupiego! To wszystko jest prawda w perspektywie ziemskiej. Rzeczywiście wszystkich końcem jest śmierć. W tym kontekście trzeba spojrzeć na dzisiejszą Ewangelię. „Ktoś z tłumu” chciał wykorzystać autorytet Pana Jezusa do załatwienia swojej sprawy majątkowej. Zauważmy, że w Ewangelii nie ma mowy o racjach. Nie wiemy, czy miał do brata słuszne pretensje, czy też nie. Pan Jezus w ogóle w to nie wnikał. Odpowiedział krótko: Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami? (Mt 12,14). Nie chciał dać się wykorzystać do załatwiania spraw doczesnych. Podobną postawę widzieliśmy u Niego w scenie z Marią i Martą. Marta miała wówczas pretensje do Marii, że jej nie pomaga w pracy przy posłudze dla gości. Także chciała wykorzystać autorytet Pana Jezusa, aby napomniał jej siostrę. Pan Jezus także tego nie zrobił i ponadto przestrzegł Martę, że zbytnio troszczy się o sprawy doczesne, a do osiągnięcia życia potrzeba niewiele albo tylko jednego – tego, co wybrała Maria (zob. Łk 10,38– 42). Pamiętamy także Jego odpowiedź, jaką dał człowiekowi, który chciał za Nim pójść, ale chciał wpierw pogrzebać swojego ojca: Odparł mu: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! (Łk 9,60). Zobaczmy, jak te sceny doskonale oddają nasze zwykłe zatroskania. Rzeczywiście troski o materialne zabezpieczenie i relacje z innymi w kontekście codziennego życia pochłaniają nas tak dogłębnie, że uważamy je za zasadnicze i pragniemy, aby Bóg nam w nich pomagał. Zupełnie podobnie jak człowiek z tłumu czy Marta. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nasze zatroskanie nie zasłaniało nam tego, co ważniejsze. Pan Jezus odpowiedział Marcie: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba <mało albo> tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona (Łk 10,41n). Natomiast dzisiaj przestrzega przez wszelką chciwością, w której zawiera się mniemanie, że dobra materialne zabezpieczają życie: Uważajcie i strzeżcie się wszel­kiej chci­wości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszys­tko, życie je­go nie jest zależne od jego mienia (Łk 12,15). Odnosi się to także do innych dóbr cenionych na świecie: władzy, sławy, znaczenia, honorów, uznania… Prawdziwa wartość życia nie w nich jest zawarta. Są one wartościami tylko w wymiarze doczesnym i wraz z końcem tego życia one także się kończą. Zupełnie tak samo, jak obfitość dóbr materialnych, które osiągnął gospodarz z dzisiejszej przypowieści. Zobaczmy, że ów bogacz niczego złego w sensie moralnym nie zrobił. Jego dobra nie pochodziły z nieuczciwego zysku, ale z nadzwyczajnego plonu na jego polach. Dlaczego zatem taka surowa ocena? Nie dotyczyła ona samego bogactwa, ale mniemania bogacza, że oto ma dużo i może sobie spokojnie przez lata żyć w dostatku. Zauważmy, że nie był on ateistą. Opowiadanie nic nie mówi o jego przekonaniach w tej materii. Zresztą w Biblii w ogóle nie ma, tak w czasach nowożytnych rozbudzonego, zagadnienia istnienia Boga. W Biblii istnienie Boga jest czymś oczywistym i dlatego w ogóle nie podejmuje się tego tematu. Można przypuszczać, że nasz gospodarz także uznawał istnienie Boga. Jego problem polegał nie na braku wiary w istnienie Boga, ale na tym, że zbytnio zawierzył swoim dobrom materialnym. One zasłoniły mu wiarę, czyli zawierzenie samemu Bogu. Nieco dalej w tym samym rozdziale Ewangelii według św. Łukasza Pan Jezus mówił o właściwym nastawieniu: Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane (Łk 12,31). Jeżeli taki porządek wartości jest zachowany, nasze prośby o dobra doczesne są na swoim miejscu i Bóg nawet chce, abyśmy Go o nie prosili, jak dzieci proszą swojego ojca. Będą wam dodane – oznacza, że Bóg nam ich udzieli. Udziela jednak w taki sposób i tyle, żeby one nie przesłaniały nam celu zasadniczego: Jego królestwa. W Modlitwie Pańskiej uczył nas, o co mamy prosić w wymiarze doczesnym: „chleba powszedniego daj nam dzisiaj”. Nie prosimy o żadną obfitość darów, bogactwo, zabezpieczenie na długie lata, ale o to, co niezbędne na dzisiaj w drodze do królestwa Bożego. W drugim czytaniu z Listu do Kolosan św. Paweł mówi: Dążcie do te­go, co w gó­rze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bo­wiem i wa­sze życie jest ukryte z Chrystusem w Bo­gu… Zadajcie więc śmierć temu, co jest przy-ziem-ne w waszych człon­kach: rozpuście, nie­czy­sto­ści, lu­bież­ności, złej żądzy i chci­wości, bo ona jest bał­wo­chwal­stwem (Kol 3,2–3.5). Aby prawdziwie dążyć do „tego, co w górze”, trzeba zadać śmierć temu, co jest przyziemne. Nie dlatego, że jest to złe moralnie, ale dlatego, że koncentrując nas na sobie, odciąga od dążenia do „tego, co w górze”, czyli dążenia do Chrystusa. Nie można być uczniem Chrystusa, pozostając na poziomie moralnej poprawności w oczekiwaniu na nagrodę za dobre sprawowanie. Aby stać się prawdziwie Jego uczniem, trzeba Go wybrać i w sobie „zadawać śmierć temu, co przyziemne”. Trzeba konsekwentnie widzieć wszystko w odniesieniu do ostatecznego celu, jakim jest pełne zjednoczenie z Chrystusem. Eucharystia jest dla nas szkołą i najwyższym wyrazem tego dążenia.