Kiedy dziennikarz nie może odmówić prawa do autoryzacji Dawid Sześciło 08-08-2008, ostatnia aktualizacja 08-08-2008 07:30 Dziennikarz nie może odmówić osobie udzielającej informacji autoryzowania dosłownie cytowanej wypowiedzi, jeśli nie była ona uprzednio publikowana Trybunał Konstytucyjny rozpozna niebawem (22 września) skargę Jerzego W. (sygn. SK 52/05), do której przystąpił rzecznik praw obywatelskich. Jerzy W. zarzuca niezgodność z Konstytucją RP przepisów prawa prasowego przewidujących odpowiedzialność karną za opublikowanie bez autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi (art. 49, art. 14 ust. 1 i 2). Po raz kolejny zatem Trybunał zajmie się oceną adekwatności w realiach społeczeństwa demokratycznego powszechnie krytykowanej, pochodzącej z 1984 r., ustawy regulującej działalność mediów w Polsce. Nie można odmówić Stosownie do art. 14 ust. 2 prawa prasowego dziennikarz nie może odmówić osobie udzielającej informacji autoryzowania dosłownie cytowanej wypowiedzi, jeśli nie była ona uprzednio publikowana. Za naruszenie prawa do autoryzacji grozi dziennikarzowi kara grzywny albo ograniczenia wolności. Nie jest jasne, czy dziennikarz ma obowiązek poinformowania rozmówcy o przysługującym mu uprawnieniu. Obowiązek taki nie wynika wprost z ustawy, aczkolwiek można go – jak się wydaje – przypisać do katalogu zasad etyki dziennikarskiej. Co ciekawe, prawo do autoryzacji zapisane jest w różnego rodzaju regulacjach soft law uchwalanych przez organizacje dziennikarskie. Przykładowo, w myśl art. 9 kodeksu etyki dziennikarskiej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich “rozmówcy powinni być poinformowani, w jaki sposób zostaną wykorzystane ich wypowiedzi; autoryzacja obowiązuje, jeśli zastrzeże to rozmówca; wypowiedzi dzieci można wykorzystywać tylko za zgodą rodziców lub prawnych opiekunów”. Analogiczne postanowienie zawiera też dziennikarski kodeks obyczajowy przyjęty przez Konferencję Mediów Polskich. Jak jest gdzie indziej Z perspektywy prawnoporównawczej warto odnotować, że instytucja autoryzacji właściwie nie występuje np. w amerykańskim systemie prawnym. Inaczej jest w Niemczech, gdzie w orzecznictwie Federalnego Trybunału Konstytucyjnego akcentuje się przede wszystkim konieczność ochrony dosłowności cytowanych wypowiedzi, czyli zapobiegania przeinaczaniu przez dziennikarzy ich treści lub drukowaniu całkowicie nieprawdziwych (zmyślonych) wywiadów. Zgody na opublikowanie udzielonego już wywiadu – jak przyjmują niemieckie sądy – w zasadzie cofnąć nie można, chyba że publikacja narażałaby na szwank istotne dobra osobiste rozmówcy. Pole do nadużyć W doktrynie nie ma zgody co do zasadności utrzymywania instytucji autoryzacji. Istnieje pogląd, że możliwość jej żądania jest wręcz formą cenzury prewencyjnej środków społecznego przekazu, expressis verbis zakazanej w art. 54 ust. 2 Konstytucji RP (tak np. Michał Zaremba). Pojawia się jednak kontrargument, że prawo prasowe w tym zakresie nie ingeruje w wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, a zarazem zapewnia realizację wolności wyrażania poglądów przysługującą także osobom, których wypowiedź się cytuje. Z całą pewnością prawo do autoryzacji utrudnia mediom przekazywanie wypowiedzi rozmówców w sposób wolny od zniekształceń i osadzony w sytuacji, w której dane słowa padły. Poza tym wątpliwe – zwłaszcza w świetle orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (np. w sprawie Castells przeciwko Hiszpanii) – jest to, czy prawo do autoryzacji powinno być chronione przez sankcje karne. Notabene tego problemu, a nie instytucji autoryzacji dotyczyć będzie sprawa rozpoznawana przez TK. Mimo wszystko trudno byłoby całkowicie pozbawić obywateli prawa do kontrolowania i ewentualnego modyfikowania treści własnych wypowiedzi. Nie rozstrzygając jednoznacznie sporu o granice prawa do autoryzacji, warto jeszcze pamiętać, że w praktyce wielokrotnie dochodziło do nadużywania prawa do autoryzacji wypowiedzi. Niejednokrotnie dziennikarze mają do czynienia z sytuacją, w której osoba udzielająca wywiadu całkowicie zmienia podczas autoryzacji treść swojej wypowiedzi, wycina jej znaczącą część lub dodaje obszerne fragmenty, które nie padły w czasie rozmowy. Wówczas dziennikarz staje przed wyborem, czy opublikować tekst mający niewiele wspólnego z rzeczywistym przebiegiem rozmowy czy też opublikować artykuł wiarygodnie odzwierciedlający treść wypowiedzi. W tym drugim wypadku jednak ciąży na nim ryzyko pociągnięcia do odpowiedzialności karnej. Autor jest prawnikiem w Programie Spraw Precedensowych, Helsińska Fundacja Praw Człowieka Rzeczpospolita