Kiedy wybuchła II wojna światowa, Göring obiecał mieszkańcom Berlina, że na stolicę tysiącletniej Rzeszy nie spadnie ani jedna bomba. Wkrótce jednak alianckie bombowce pojawiły się nad miastem. Karta wojny odwróciła się. Nieubłaganie zbliżała się totalna zagłada – front wschodni. Niesamowitą historię życia w stolicy Hitlera pasjonująco spisał Roger Moorhouse, który zadebiutował napisaną wraz z Normanem Daviesem historią Wrocławia. Niedawno dał się poznać także jako autor bestsellerowego Polowania na Hitlera. Fascynujące! Stolica Hitlera jest doskonale opracowaną i świetnie skomponowaną opowieścią, drobiazgowo odtwarzającą lata nazistowskiej arogancji, ucisku i korupcji, które znalazły swój koniec we wszechogarniającej destrukcji i ludzkim cierpieniu. Antony Beevor, autor bestsellera Berlin 1945. Upadek Polecamy także: Cena detal. 59,90 zł Moorhouse_Stolica Hitlera_obwol.indd 1 STOLICA HITLERA Roger Moorhouse jest historykiem specjalizującym się we współczesnej historii Niemiec. Wraz z Normanem Daviesem napisał i w 2002 roku wydał dzieło Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego. Vratislavia – Breslau – Wrocław. W 2006 roku ukazała się w Polsce również poprzednia książka Moorhouse’a: Polowanie na Hitlera. Historia zamachów na wodza Trzeciej Rzeszy. Obie książki zostały wydane w Polsce przez Znak. Mieszkańcy Berlina dalej wiedli swoje zwykłe życie. Borykali się z przedziwnymi problemami. Zaciemnienie to nie tylko codzienne drobne utrapienia (jak przy zgaszonych wszystkich światłach nie wpaść pod samochód?), ale też doskonała zasłona dla bezkarnie grasującego seryjnego mordercy. Nieprzyjemną konieczność spędzania długich godzin w schronach i piwnicach dzieciom osładzały gry planszowe, a dorosłym liczne romanse. Donosicieli było tak dużo, że gestapo odsyłało „życzliwych” z kwitkiem, ale zarazem tylko w Berlinie tajna policja nie poradziła sobie z antyhitlerowskim ruchem oporu. ROGER MOORHOUSE Uczeń Normana Daviesa o wojnie widzianej oczami mieszkańców Berlina ROGER MOORHOUSE STOLICA HITLERA Wiele anegdotek dotyczyło najważniejszych dygnitarzy Trzeciej Rzeszy, a dwiema najczęstszymi ofiarami karykaturalnych przedstawień padali Goebbels i Göring. Pierwszym ulubionym tematem do dowcipkowania była nienasycona żądza seksualna niewysokiego ministra propagandy. Sugerowano między innymi, że ostatnią dziewicą w mieście pozostaje anioł na szczycie berlińskiej Kolumny Zwycięstwa, albowiem to jedyna kobieta poza zasięgiem tego filigranowego mówcy. Göring stał się za to obiektem drwin z różnorakich powodów, między innymi z racji „niespotykanego” charakteru i legendarnej wręcz próżności. Te najcelniejsze uwagi nawiązywały jednak przede wszystkim do jego deklaracji z początkowych dni wojny, kiedy to mówił, że jeśli jakikolwiek samolot przeciwnika naruszy niemiecką przestrzeń powietrzną, to wówczas marszałek Rzeszy zmieni swoje zacne nazwisko na inne, mające mieć pejoratywną wymowę – Meyer. Kiedy wojna powietrzna rozgorzała na dobre, stołeczne syreny przeciwlotnicze zaczęły być powszechnie określane jako „trąbki Meyera”. (fragment książki) Życie i śmierć w wojennym Berlinie 2011-09-27 12:42:04 Roger Moorhouse Stolica Hitlera Życie i śmierć w wojennym Berlinie Przekład Jan Wąsiński Wydawnictwo Znak Kraków 2011 ROZDZIAŁ 4 Niedobory reglamentowane W 1940 roku mało kto się spodziewał, że pierwszy śnieg, powitany z radością w noworoczny poranek, stanowi preludium do jednej z najbardziej mroźnych zim w historii Europy. Wraz ze styczniowymi opadami śniegu spadały temperatury, dochodząc do tak niskiego poziomu, jakiego nie pamiętali nawet najstarsi ludzie. Jeśli nie liczyć krótkotrwałego ocieplenia, zima przetrzymała kontynent w lodowych kleszczach jeszcze przez wiele dni po rozpoczęciu kalendarzowej wiosny. Drogi wodne w Rzeszy całkowicie zamarzły – od najmniejszych kanałów i jezior po największe rzeki stanowiące szlaki komunikacyjne. Dunaj był nieżeglowny na większości odcinków, a lodowa zapora zablokowała również Ren, Elbę i Odrę. Ruch drogowy i kolejowy praktycznie zamarł. Trudnych warunków pogodowych ciężko doświadczyła niemiecka stolica. Temperatury regularnie spadały do 20 stopni poniżej zera, w połowie stycznia dochodząc do najniższej wartości: minus 22,5 stopnia Celsjusza1. Dla większości berlińczyków najtrudniejsze do zniesienia były jednak nie tyle mrozy, ile raczej wrażenie, że nigdy się nie skończą. Przez wiele dni powtarzała się ta sama sytuacja: temperatura w dzień rosła do minus 5 stopni, a w nocy termometry wskazywały spadek o 10 stopni. Do tego dochodziły obfite opady śniegu, przy czym wielokrotnie zdarzało się, że jednorazowo spadła nawet metrowa warstwa białego puchu. Nagłe nadejście zimy początkowo przyjęto w mieście ze sporym zadowoleniem. Stołeczne akweny mogły służyć 1 Dane na temat pogody za: Deutsche Wetterdienst, www.dwd.de/klimadaten. Podziękowania dla Waltera Koelschtzky’ego. roger moorhouse | stolica hitlera za lodowiska, a liczne parki zaczęły przyciągać miłośników nart i sanek. W styczniu William Shirer zauważył: aż trudno uwierzyć, że w tym samym czasie toczy się wielka wojna (...). Ulice i parki skryły się pod grubą warstwą śniegu, Tiergarten zaś (...) dzisiaj po południu odwiedziły tysiące ludzi – starych i młodych, mknących z górki na sankach i jeżdżących na łyżwach po zamarzniętych sadzawkach. Parki stały się rajem dla dzieci, które przychodzą tu w większych grupach2. Mniej więcej w tym samym czasie w obrębie stołecznych terenów zielonych wyznaczono trasę maratonu narciarskiego, w którym mogli wziąć udział wszyscy chętni. Entuzjazm mieszkańców Berlina miał się jednak okazać gwoździem do trumny dla imprezy. Kiedy zawodnicy zaczęli gubić drogę między drzewami, stało się jasne, że kibice dla żartu usunęli słupki i chorągiewki wyznaczające trasę i kierunek biegu. Wyścig musiał zostać przerwany i odwołany3. Pozory beztroski minęły, gdy rzeczywistość zaczęła dawać się coraz bardziej we znaki. Zwrotnice kolejowe zaczęły zamarzać, a wysokie hałdy śniegu zalegały na ulicach miasta. Poruszanie się po Berlinie stało się niemożliwe. Stołeczne władze robiły wszystko, co w ich mocy. Wprowadzono surowe przepisy dotyczące odśnieżania, zgodnie z którymi właściciele posesji musieli oczyścić chodnik przed swoim domem i posypać go piaskiem codziennie przed szóstą rano4. Oprócz tego zorganizowano brygady odśnieżających, składające się przede wszystkim z wcielonych siłą zwykłych mieszkańców stolicy, członków Hitlerjugend oraz berlińskich Żydów. Ich zadaniem było utrzymywanie wszystkich pozostałych ulic i chodników w jak najlepszym stanie5. W całej stolicy rozwieszono afisze urzędowe, które optymistycznie głosiły: „NIKT NIE UMRZE Z GŁODU ANI Z ZIMNA”. Jeśli chodzi o to ostatnie, zapowiedzi zupełnie nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. W połowie stycznia na ulicy Berlina odnaleziono ciało mężczyzny, który zamarzł na śmierć. Był to pierwszy taki wypadek od ponad dziesięciu lat6. Pierwszy, ale nie ostatni. Po stolicy krążyło żartobliwe 2 3 4 5 6 W.L. Shirer, This Is Berlin, London 1999, s. 195. Tamże, s. 196. D. von Schwanenflügel-Lawson, Laughter Wasn’t Rationed, Alexandria 1999, s. 218. „The New York Times”, 16 lutego 1940, s. 6; „The New York Times”, 19 lutego 1940, s. 6. „The New York Times”, 12 lutego 1940, s. 5. . niedobory reglamentowane powiedzonko, że teraz już nawet zamarznięcie jest verboten. Mówiło się też, że jesienią ubiegłego roku Rosjanie, nowi niemieccy sojusznicy, do paktu o przyjaźni dorzucili gratis syberyjski klimat7. Większości jednak było za zimno, by sobie z tego żartować. Nic dziwnego, że w Berlinie prędko dały o sobie znać niedobory węgla. Dostawy surowca utknęły na zamarzniętych szlakach wodnych Europy Środkowej albo na sparaliżowanych bocznicach kolejowych. Skutki takiego stanu rzeczy najszybciej zaczęły być odczuwane w miastach. W styczniu nie dotarły żadne dostawy węgla i nawet ci, którzy przezornie zrobili jakiś zapas opału na zimę, wkrótce zaczęli odczuwać jego brak. 11 stycznia kryzys osiągnął punkt krytyczny. Stołeczne władze wezwały mieszkańców do stawienia się tego dnia na kolejowych placach składowych i zabrania zalegających tam zapasów węgla. William Shirer zapamiętał to wydarzenie: „Tego popołudnia widziało się, jak drogocenny węgiel jest transportowany przez miasto wszystkimi możliwymi środkami – w tramwajach, samochodach osobowych, na furmankach, a nawet na taczkach”8. Inny świadek owych wydarzeń zapamiętał, że „wszyscy zdążyli się przyzwyczaić do widoku siedemdziesięciopięcio- czy nawet osiemdziesięciolatka brnącego przez ulice miasta z ciężkim workiem węgla przewieszonym przez ramię. Za takim starcem zazwyczaj podążał młody chłopak lub dziewczyna, ciągnąc wózek wypełniony bryłami węgla”9. Kiedy szybko kurczące się rezerwy zostały już rozdysponowane, większość berlińskich handlarzy węglem po prostu wywiesiła napis „Wyprzedano” i zamknęła interes. Niektórzy z nich czekali na następne dostawy przez ponad miesiąc10. Władze starały się jak najlepiej wykorzystać skromne resztki węgla. Na przykład berlińskim szkołom polecono oddać całą rezerwę tego surowca, jaką zdołały zgromadzić. Za wystarczającą rezerwę dla szkoły uznano dwutygodniowy zapas, pozostałą część rozdysponowano wśród mieszkańców miasta11. Kościoły miały zwrócić cały opał do składów, wszystkie bowiem świątynie miały aż do odwołania wyłączyć ogrzewanie12. Zakłady przemysłowe, które 7 8 9 10 11 12 W. Russell, Berlin Embassy, New York 1941, s. 148. W.L. Shirer, This Is Berlin, dz. cyt., s. 182. W. Russell, Berlin Embassy, dz. cyt., s. 153. Meldungen aus dem Reich, red. H. Boberach, Herrsching 1984, s. 721. Tamże, s. 689. „The New York Times”, 17 stycznia 1940, s. 10. roger moorhouse | stolica hitlera nie produkowały na potrzeby wojenne, poinformowano, że nie dostaną węgla13. Najwięcej kontrowersji wzbudził dekret władz miejskich, który nakazywał nieużywanie domowych bojlerów i korzystanie z ciepłej wody jedynie w weekendy14. Brak opału oznaczał wyłączenie z użytkowania wielu gmachów oraz zawieszenie przedsięwzięć handlowych. Uniwersytet był zamykany po południu, politechnika zaś i główna biblioteka w mieście w ogóle przestały funkcjonować. Ten sam los spotkał piwiarnie, kawiarnie, restauracje i teatry. Stanęła produkcja w licznych zakładach przemysłowych, a wiele biur zezwoliło swoim pracownikom na pracę w domu. Szkoły, jeśli w ogóle działały, to w najlepszym razie tylko przez kilka godzin dziennie, co wystarczało na zebranie prac domowych i zadanie nowych15. Berlińczycy radzili sobie, jak umieli. W najgorszej sytuacji byli ci, którzy musieli całą zimę obywać się bez ogrzewania – ich liczbę szacuje się na jedną czwartą wszystkich mieszkańców16. W takich domach woda w rurach zamarzała, a na wewnętrznej stronie okien tworzyły się grube warstwy lodu. W sprawozdaniu esesmańskich służb bezpieczeństwa – Sicherheitsdienst (SD) – wymieniono mieszkanie na przedmieściach Berlina, w którym temperatura spadła do minus 10 stopni17. Na szczęście większość mieszkańców stolicy żyła w lepszych warunkach i zazwyczaj mogła ogrzać przynajmniej jedno pomieszczenie. Nawet oni jednak byli jak uchodźcy we własnych domach, gdy gromadzili się wokół najlichszego choćby źródła ciepła, jakie udawało się zdobyć. Niektórzy odkurzyli dawno zapomniane grzejniki elektryczne, inni dogrzewali mieszkanie kuchenką gazową lub piekarnikiem, mimo zakazu korzystania z nich do innych celów niż gotowanie. Szczęśliwi posiadacze kominków – a także sporej dozy fantazji i odwagi – mogli podjąć próbę zdobycia drewna na opał w miejskich parkach i laskach. Kiedy źródło to przestało być dostępne, musieli rozważyć poświęcenie niektórych mebli. Inni decydowali się po prostu na noszenie grubych ubrań w mieszkaniu. Owego stycznia jeden z autorów pamiętników odwiedził 13 14 15 16 17 „The Times”, 22 lutego 1940, s. 7. „The New York Times”, 12 stycznia 1940, s. 5. „The Times”, 8 lutego 1940, s. 7. „The Times”, 16 lutego 1940, s. 7 Meldungen aus dem Reich, dz. cyt., s. 720. . niedobory reglamentowane przyjaciółkę i zastał ją nad palnikami kuchenki w futrze i rękawiczkach18. Niedogodności szczególnie mocno odczuwali korespondenci zagraniczni. Fred Oechsner, wysłannik United Press, który rozpoczął pracę w Berlinie akurat w styczniu, wspominał trudności, jakie wiązały się z próbami pisania na maszynie w grubych rękawiczkach, gdy człowiek był „przemarznięty na kość, okutany w płaszcze, wełniane szale, w kilku parach skarpetek i niezliczonej liczbie swetrów”19. Pokój Williama Shirera w renomowanym hotelu Adlon, w którym z ciepłej wody można było korzystać przez cały czas, wkrótce stał się schronieniem dla innych dziennikarzy, niemogących pracować w spartańskich zimowych warunkach: Pewien amerykański korespondent przychodził do mojego pokoju ogrzać się, wciąż bowiem mieliśmy ogrzewanie w hotelu. Jak utrzymywał, cały ranek trzymał ręce zanurzone w postawionym na kuchence garnku ciepłej wody, ponieważ tylko wtedy palce nie sztywniały mu z zimna i mógł wystukać na maszynie treść depeszy. Nie miał pojęcia, że tylko w weekendy nie obowiązuje zakaz podgrzewania wody20. Ograniczenia nałożone na korzystanie z domowych bojlerów spowodowały, że mieszkańcy Berlina musieli także nauczyć się żyć bez regularnych kąpieli. Dwudziestotrzyletnia wówczas Missie Wasilczikow mówi o myciu się lakonicznie i z powagą: „[nowy dekret] jest to prawdziwy cios, gdyż w wielkim mieście człowiek dziwnie szybko się brudzi, i (...) [kąpiel] to jeden z niewielu sposobów, żeby się rozgrzać”21. Na szczęście można było sobie poradzić na różne sposoby. Na przykład łaźnie miejskie przeżywały wtedy prawdziwe oblężenie, a pewna łaźnia fińska w Berlinie zapełniła grafik z rezerwacjami na cały styczeń22. Ambasada Stanów Zjednoczonych posunęła się nawet do tego, że na użytek własnych pracowników zainstalowała dwie stalowe wanny. Ich duża popularność sprawiała, że chętni do umycia się musieli 18 19 20 21 22 W. Russell, Berlin Embassy, dz. cyt., s. 151. F. Oechsner, This Is the Enemy, London 1943, s. 126. W.L. Shirer, This Is Berlin, dz. cyt., s. 192–193. M. Wasilczikow, Dzienniki berlińskie. 1940–1945, tłum. M. Glińska, Warszawa 1993, s. 16. W. Russell, Berlin Embassy, dz. cyt., s. 152. roger moorhouse | stolica hitlera rezerwować miejsce w kolejce z jednodniowym wyprzedzeniem i dostawali dwadzieścia minut na kąpiel23. Dla zwykłych mieszkańców Berlina mrozy nie tylko były niedogodnością, lecz także mogły mieć tragiczne skutki. Stołeczne ulice stały się bardziej zdradliwe niż kiedykolwiek wcześniej, a liczba wypadków wielokrotnie wzrosła, i to mimo olbrzymiego spadku natężenia ruchu drogowego. W styczniu 1940 roku wyraźnie zwiększyła się liczba wypadków na berlińskich drogach, a zgodnie z policyjnymi danymi wzrost ten należało przypisać wyłącznie niezwykle mroźnej zimie. Do kostnic miejskich tylko w styczniu trafiło niemal pół tysiąca ciał, co stanowiło wzrost o ponad 20 procent w stosunku do grudnia24. Siedzenie w domu wcale nie okazywało się o wiele bezpieczniejsze. Zbici w gromadkę wokół piecyków gazowych i piekarników lokatorzy byli stale narażeni na zaczadzenie. W lutym w Charlottenburgu znaleziono zwłoki starszego małżeństwa25. Wszystko wskazywało na to, że małżonkowie spali w kuchni, gdzie ciepło miała im zapewnić włączona kuchenka. Gdy zgasł płomień, zatruli się gazem podczas snu. To nie koniec listy niebezpieczeństw. Kuchenki i piekarniki, które lokatorzy pozostawiali włączone, pragnąc za wszelką cenę utrzymać ciepło, stały się przyczyną wielu pożarów. Zdarzało się też, że mieszkańcy usiłowali ogrzewać zamarznięte rury w mieszkaniach, rozpalając ogniska, a potem ogień wymykał się spod kontroli26. Fala mrozów dokonała spustoszenia w wiekowej berlińskiej sieci wodociągowej. W Stahnsdorfie na obrzeżach stolicy pęknięcie magistrali wodnej doprowadziło do osunięcia się szosy i powstania dziury o szerokości około sześciu metrów27. Rury pękające wewnątrz domów mieszkalnych nie dawały tak spektakularnych efektów, aczkolwiek powodowały równie wielkie szkody. Woda z rury, która pękła w pewnym mieszkaniu na trzecim piętrze, zniszczyła obydwie kondygnacje poniżej, a także podtopiła piwnice28. Mróz i niedobór węgla nie tylko wywoływały opisane zmartwienia mieszkańców, lecz również stanowiły wielki kłopot dla władz. 23 24 25 26 27 28 Tamże. Landesarchiv Berlin, A.Pr.Br.Rep. 030-03 Tlt. 198B nr i620, Tötungsdelikte, styczeń 1940. „Deutsche Allgemeine Zeitung”, 16 lutego 1940, s. 7. Zob. np. „Deutsche Allgemeine Zeitung”, 15 lutego 1940, s. 7; oraz 16 lutego 1940, s. 7. „Deutsche Allgemeine Zeitung”, 20 stycznia 1940, s. 3. „Deutsche Allgemeine Zeitung”, 29 stycznia 1940, s. 4. . niedobory reglamentowane Z powodu braku paliwa nie można było uruchomić lokomotyw, a stacje rozrządowe ogarniał chaos, który szybko sparaliżował całą sieć transportu miejskiego. Zdarzały się i takie dni, kiedy teoretycznie krótka – w zwyczajnych warunkach dwudziestominutowa – podróż pociągiem podmiejskim przez Berlin trwała ponad dziewięć godzin29. Z perspektywy czasu można tylko stwierdzić, że sukcesem było już samo to, iż pociągi zdołały dotrzeć do celu. Raport hitlerowskiej służby bezpieczeństwa donosił, że usiłujący dojechać do pracy robotnicy z przedmieść spędzali w drodze tam i z powrotem nawet piętnaście godzin dziennie!30 Kolejnym kłopotem było to, że nawet gdy już ostatecznie przywrócono dostawy opału, to często nierówno go rozprowadzano. Wskutek tego rosło niezadowolenie społeczeństwa, na które trudno było coś poradzić. Kiedy niewielkie ilości węgla w końcu po wielu dniach dotarły do stolicy, okazało się, że pierwszeństwo w zakupie dostali detaliści oferujący płatność gotówką. W rezultacie jeden berlińczyk mógł kupić opał u swojego dostawcy, ale jego sąsiad już nie. Nierówne rozdysponowanie opału podsycało antagonizmy klasowe i polityczne, a także pojawiające się groźne teorie spiskowe. Nieregularne dostawy w połączeniu z kolosalnym popytem spowodowały, że cena węgla zaczęła gwałtownie rosnąć. Choć ceny detaliczne w Niemczech były stałe, wiele przedsiębiorstw handlujących opałem zaczęło się domagać – nawet z pewnym powodzeniem – zmiany ceny węgla, tak by uwzględniała ona wyższe koszty przewozowe, ponoszone w tym momencie przez samych dostawców31. Kiedy ponadto rząd wprowadził dodatkowe ograniczenia na zużycie gazu, zapanowało powszechne przerażenie i rozczarowanie tym, że władza może mieć tak mało zrozumienia dla cierpień, które stolica musi znosić32. Tego typu okoliczności nie sprzyjały utrzymaniu społecznego zaufania oraz porządku publicznego. Na początku upowszechniły się utyskiwania na – jak to powszechnie odbierano – niewłaściwe użytkowanie infrastruktury transportowej podczas kryzysu węglowego. Mieszkańcy „byli zaskoczeni”, widząc, że miejski sprzęt bezsensownie jest wykorzystywany do odśnieżania bocznych uliczek na peryferiach miasta, podczas gdy winę za niedobory węgla oficjalnie zrzucano 29 30 31 32 Meldungen aus dem Reich, dz. cyt., s. 705. Tamże, s. 706. Tamże, s. 685. Tamże, s. 723. roger moorhouse | stolica hitlera na brak samochodów dostawczych33. Problem stał się poważny, kiedy pod koniec stycznia 1940 roku donoszono, jakoby sześćdziesiąt ciężarówek przez ponad dwa tygodnie stało bezczynnie na lotnisku Tempelhof, zamiast zostać użyte do rozwożenia węgla34. Z czasem kryzys węglowy przyczynił się do wywołania fali przestępstw. Meldunki SD zwracały uwagę na „znaczny wzrost” przypadków kradzieży węgla z pomieszczeń piwnicznych, zakładów przemysłowych czy składów węglowych. Jak stwierdzały raporty, najbardziej znamienne było to, że wiele tych przestępstw zostało popełnionych w biały dzień, przy świadkach, którzy jednak nie decydowali się na reakcję35. Jak było do przewidzenia, w Berlinie wkrótce pojawiły się plotki o demonstracjach w całym mieście, spowodowanych brakiem węgla i bezczynnością władz. Źródła nazistowskich służb bezpieczeństwa spieszyły donieść o swoich przypuszczeniach, jakoby owe pogłoski wychodziły od przeciwników politycznych, którzy usiłowali w ten sposób podburzyć niemieckie społeczeństwo do wszczęcia buntu przeciw władzy36. Niewykluczone, że owe interpretacje były słuszne, bo trudno przypuszczać, aby w tamtym czasie uczucie niezadowolenia nie ogarnęło bardzo wielu berlińczyków. Brakowało nie tylko węgla, ale i innych podstawowych artykułów, przede wszystkim mleka i ziemniaków. Mleka brakowało już wcześniej z powodu epidemii pryszczycy w Saksonii, a gdy doszły do tego kłopoty z transportem towarów, okazało się, że jego rezerwy wynoszą połowę normalnego stanu37. Wskutek tego Göring głosił podwyżkę cen mleka i masła, co miało zwiększyć tempo produkcji, stołeczne zakłady mleczarskie zaś ograniczyły dystrybucję towaru wyłącznie do stałych klientów38. Brak ziemniaków był większym problemem, przede wszystkim dlatego że w ciężkich czasach prosty kartofel tradycyjnie odgrywał rolę podstawowego artykułu spożywczego. W tym wypadku winna była pogoda. Zimowe załamanie w sektorze transportu z pewnością nie poprawiło sytuacji, lecz niedobór ziemniaków pojawił się już poprzedniej jesieni, kiedy to ulewne deszcze i nietypowe o tej porze roku chłody przyczyniły się do fatalnych zbiorów w kraju. Wskutek tego już w grudniu 33 34 35 36 37 38 Tamże, s. 662. Tamże, s. 677. Tamże, s. 687. Tamże. „The Times”, 22 stycznia 1940, s. 6; Meldungen aus dem Reich, dz. cyt., s. 719. „The New York Times”, 14 stycznia 1940, s. 34. . niedobory reglamentowane 1939 roku zapasy ziemniaków w Berlinie spadły mniej więcej o połowę, a w następnym miesiącu ponownie zmniejszyły się dwukrotnie39. Brak ziemniaków dawał się we znaki mieszkańcom stolicy. Tymczasem rolnicy bardzo często nie chcieli otwierać kopców, w których przechowywano kartofle, gdyż mróz zniszczyłby wtedy cały ich zapas. Wskutek tego wiele obszarów – zwłaszcza zaś ośrodki miejskie – musiało obyć się bez ziemniaków. Tej zimy w Berlinie nie widziano tego warzywa przez ponad dwa tygodnie, a kiedy w końcu dostawy ponownie zaczęły docierać do miasta, wiele przemrożonych bulw nie nadawało się do spożycia. Mimo że władze utrzymywały, iż ogólnie występują tylko niewielkie zakłócenia w dostawach, to jednak nieoficjalnie przyznawano, że podczas tej zimy utracono nawet ponad 30 procent średniej rocznej wielkości zbiorów ziemniaków40. Władze zareagowały na kryzys, usiłując uspokoić ludność cywilną zapewnieniami, że robią wszystko, co w ich mocy, aby zapewnić odpowiednią ilość dostaw. Ogłoszono nawet, że wagony kolejowe trzeciej klasy zostaną zarekwirowane i wykorzystane do przewozu ziemniaków do stolicy – ogrzewanie pociągów pozwalało bowiem na uniknięcie ryzyka przemarznięcia bulw41. Tymczasem berlińskie gospodynie domowe zostały poinstruowane, że bulwy namoczone przed gotowaniem w posolonej wodzie lub w wodzie z octem wciąż, jak utrzymywano, nadawały się do spożycia42. Mimo starań dla większości berlińczyków zima znaczyła brak niemal wszystkich podstawowych produktów żywnościowych. Jeden z autorów pamiętników tak opisywał trudności, jakich doświadczała przeciętna mieszkanka stolicy: W tej okolicy nie udało mi się kupić ani jednego ziemniaka – wyjaśniła mi przepraszająco (...). – Zielonych warzyw nie będzie do lata, nie wspominając już o owocach. Nawet sól trudno dostać (...). Wczoraj stałam dwie godziny na targu i w końcu udało mi się kupić jednego kalafiora – opowiadała dalej. – Wiele kobiet czekało równie długo, a odeszły z niczym. Mnie się udało, bo powiedziałam sprzedawcom, że mam czworo dzieci i muszę dać im coś do jedzenia43. 39 40 41 42 43 Meldungen aus dem Reich, dz. cyt., s. 649. H.K. Smith, Last Train from Berlin, London 1942, s. 92. „Deutsche Allgemeine Zeitung”, 20 stycznia 1940, s. 3. „Deutsche Allgemeine Zeitung”, 8 lutego 1940, s. 3. W. Russell, Berlin Embassy, dz. cyt., s. 151. roger moorhouse | stolica hitlera Większości mieszkańców Berlina nigdy nie groziła śmierć głodowa, największym zmartwieniem była raczej obawa przed brakiem bogatych w witaminy owoców i warzyw. Paradoksalnie, część mieszkańców przybrała na wadze, swoje zrobił bowiem bogaty w węglowodany przymusowy jadłospis składający się z pieczywa i makaronów. Jeden z dziennikarzy zauważył tej zimy: „Niemcy, a zwłaszcza Niemki, nie tylko nie chudną, ale wręcz nabierają ciała”44. W końcu jednak natura ulitowała się nad ludźmi i wraz z nadejściem odwilży i związaną z tym reaktywacją infrastruktury transportowej w Niemczech kryzys zelżał. Pod koniec lutego śnieg zaczął zsuwać się z dachów, a nagromadzony na ulicach lód – roztapiać. Oczywiście wiązały się z tym kolejne utrudnienia. Stołeczna straż pożarna musiała się zająć usuwaniem sopli, których długość niekiedy dochodziła do półtora metra, nim same runęły na ziemię. Na służby policyjne i Hitlerjugend spadła odpowiedzialność za sprawdzenie, czy wszystkie berlińskie rynny, burzowce i przepusty są oczyszczone, tak aby topniejący śnieg nie powodował podtopień45. 1 marca w całym tym nagłym ożywieniu rozległ się dźwięk syren ponownie obwieszczający w mieście alarm przeciwlotniczy. Ich wycie przeraziło Williama Shirera, poczuł on jednak ogromną ulgę, gdy się okazało, że była to tylko próba zarządzona przez władze, które chciały sprawdzić, w jakim stanie jest system alarmowy po siarczystych mrozach. „Jeśli oceniać po sile wycia – skonstatował – to [syreny] mają się znakomicie”. Wyglądało na to, że społeczność Berlina wyszła z tej ciężkiej próby w równie dobrym stanie46. Sroga zima – choćby nawet najsroższa od kilkudziesięciu lat – nie powinna okazać się nazbyt wielkim problemem dla mieszkańców Europy Środkowej, gdzie śnieg i mróz są czymś normalnym o tej porze roku. Niemniej jednak zima 1940 roku naprawdę była wyjątkowa. Nie tylko dlatego, że była to najcięższa zima w północnych Niemczech od ponad wieku, lecz także dlatego, że zbiegła się z trudnym okresem dla niemieckiego społeczeństwa i niemieckiej gospodarki: był to pierwszy rok wojny, kiedy Rzesza wciąż jeszcze uczyła się radzenia sobie w świecie reglamentacji. 44 45 46 O. Tolischus, Inside Germany: The Mark of War, „The New York Times”, 17 grudnia 1939, s. 13. „The New York Times”, 23 lutego 1940, s. 4. W.L. Shirer, This Is Berlin, dz. cyt., s. 208. Kiedy wybuchła II wojna światowa, Göring obiecał mieszkańcom Berlina, że na stolicę tysiącletniej Rzeszy nie spadnie ani jedna bomba. Wkrótce jednak alianckie bombowce pojawiły się nad miastem. Karta wojny odwróciła się. Nieubłaganie zbliżała się totalna zagłada – front wschodni. Niesamowitą historię życia w stolicy Hitlera pasjonująco spisał Roger Moorhouse, który zadebiutował napisaną wraz z Normanem Daviesem historią Wrocławia. Niedawno dał się poznać także jako autor bestsellerowego Polowania na Hitlera. Fascynujące! Stolica Hitlera jest doskonale opracowaną i świetnie skomponowaną opowieścią, drobiazgowo odtwarzającą lata nazistowskiej arogancji, ucisku i korupcji, które znalazły swój koniec we wszechogarniającej destrukcji i ludzkim cierpieniu. Antony Beevor, autor bestsellera Berlin 1945. Upadek Polecamy także: Cena detal. 59,90 zł Moorhouse_Stolica Hitlera_obwol.indd 1 STOLICA HITLERA Roger Moorhouse jest historykiem specjalizującym się we współczesnej historii Niemiec. Wraz z Normanem Daviesem napisał i w 2002 roku wydał dzieło Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego. Vratislavia – Breslau – Wrocław. W 2006 roku ukazała się w Polsce również poprzednia książka Moorhouse’a: Polowanie na Hitlera. Historia zamachów na wodza Trzeciej Rzeszy. Obie książki zostały wydane w Polsce przez Znak. Mieszkańcy Berlina dalej wiedli swoje zwykłe życie. Borykali się z przedziwnymi problemami. Zaciemnienie to nie tylko codzienne drobne utrapienia (jak przy zgaszonych wszystkich światłach nie wpaść pod samochód?), ale też doskonała zasłona dla bezkarnie grasującego seryjnego mordercy. Nieprzyjemną konieczność spędzania długich godzin w schronach i piwnicach dzieciom osładzały gry planszowe, a dorosłym liczne romanse. Donosicieli było tak dużo, że gestapo odsyłało „życzliwych” z kwitkiem, ale zarazem tylko w Berlinie tajna policja nie poradziła sobie z antyhitlerowskim ruchem oporu. ROGER MOORHOUSE Uczeń Normana Daviesa o wojnie widzianej oczami mieszkańców Berlina ROGER MOORHOUSE STOLICA HITLERA Wiele anegdotek dotyczyło najważniejszych dygnitarzy Trzeciej Rzeszy, a dwiema najczęstszymi ofiarami karykaturalnych przedstawień padali Goebbels i Göring. Pierwszym ulubionym tematem do dowcipkowania była nienasycona żądza seksualna niewysokiego ministra propagandy. Sugerowano między innymi, że ostatnią dziewicą w mieście pozostaje anioł na szczycie berlińskiej Kolumny Zwycięstwa, albowiem to jedyna kobieta poza zasięgiem tego filigranowego mówcy. Göring stał się za to obiektem drwin z różnorakich powodów, między innymi z racji „niespotykanego” charakteru i legendarnej wręcz próżności. Te najcelniejsze uwagi nawiązywały jednak przede wszystkim do jego deklaracji z początkowych dni wojny, kiedy to mówił, że jeśli jakikolwiek samolot przeciwnika naruszy niemiecką przestrzeń powietrzną, to wówczas marszałek Rzeszy zmieni swoje zacne nazwisko na inne, mające mieć pejoratywną wymowę – Meyer. Kiedy wojna powietrzna rozgorzała na dobre, stołeczne syreny przeciwlotnicze zaczęły być powszechnie określane jako „trąbki Meyera”. (fragment książki) Życie i śmierć w wojennym Berlinie 2011-09-27 12:42:04