KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM I NAKŁADEM KATOLICKIEGO OŚRODKA WYDAWNICZEGO „VERITAS” W LONDYNIE NIHIL OBSTAT Londini, 12. Decembris a. 1958 CASIMIRUS SOŁOWIEJ, S. Th. M. Censor Deputatus IMPRIMATUR Londini, 12. Decembris a. 1958 Msgr. LADISLAUS STANISZEWSKI Vicarius Delegatus pro Polonis in Anglia et Cambria Printed by Veritas Foundation Press, 12, Praed Mews, London. W.2. Tel.: PAD 9734. 2 1. CO MYŚLIMY O BOGU? „Jam jest, którym jest” (Wyjś. 3, 14). W mowie ludzkiej we wszystkich językach najczęściej spotykamy słowo „Bóg”. Badania uczonych zaliczają je do najpierwotniejszych, najstarszych i najpowszechniejszych wyrazów, którymi ludzie zwykli oznaczać jakąś rzeczywistość. Jakaż tedy rzeczywistość w naszych myślach odpowiada słowu „Bóg”, czyli, co myślimy o Bogu? Myśli ludzi o Bogu są bardzo mgliste i niejasne, albowiem „Boga nikt nigdy nie widział” (Jan 1, 18). Tu na ziemi sami nie możemy wytworzyć dokładnego pojęcia o Nim, jak powiada Apostoł: „Teraz widzimy niejasno, przez zwierciadło… teraz poznaję po części” (I Kor. 13, 12) — czyli teraz poznajemy Boga tylko przez odblask Jego doskonałości w zwierciadle rzeczy stworzonych. Ponieważ rzeczy te są nieskończenie od Boga niższe, dlatego nie można Go poznać, jakim On jest sam w sobie. Gdybyśmy nigdy nie widzieli słońca, a tylko sądzili o nim ze światła, jakie bywa w dzień pochmurny, me zdołalibyśmy wytworzyć dokładnego pojęcia o tym źródle światła dziennego. Albo gdybyśmy nigdy nie oglądali światła białego, a poznawali je przez siedem barw tęczy, nie moglibyśmy poznać białości. Podobnie sami nie możemy wyrobić sobie pojęcia o Istocie Bożej, a tylko możemy poznawać Jej doskonałości, jakie stworzenia ukazują nam w stanie wielokrotności i podziału, gdy w Bogu są one wszystkie bezwzględnie prostą jednością. Bóg — jako istota najdoskonalsza — jest to duch najczystszy i najprostszy, czyli nie zawierający w sobie żadnych części składowych. W naturze człowieka rozróżniamy ciało i duszę, a w nich osobne władze duchowe (rozum i wola) i cielesne (zmysły i namiętności). Ale Bóg jest jednością najdoskonalszą, bez żadnych składników w swej naturze. Nam trudno jest zrozumieć tę najdoskonalszą jedność w Bogu i dlatego na swój sposób ludzki przypisujemy Mu doskonałości, jakie spostrzegamy u stworzeń. Tak widzimy u ludzi pewne zdolności, np. u niektórych wielką bystrość i przenikliwość, która pozwala zakreślać szeroki widnokrąg myślom i szybko rozróżniać jedne rzeczy od drugich. Nazywamy to mądrością, która u ludzi znajduje się w różnych stopniach. Ponieważ mądrość ludzka pochodzi od Boga, 3 wnioskujemy, że Bóg ją posiada w stopniu najwyższym i mówimy o wszechmądrości Boga, jako Jego doskonałości. Podobnie rzecz się ma ze sprawiedliwością, świętością, opatrznością, cierpliwością, miłością i miłosierdziem oraz z innymi doskonałościami. Rozróżnienie tych doskonałości czynimy na skutek słabości naszego umysłu, który nie jest zdolny w jednym pojęciu oddać całą doskonałość Boga i dlatego z przymiotów stworzeń dochodzi z wielkim trudem do poznania Stwórcy. W rzeczywistości zaś w Bogu wszystko stanowi najdoskonalszą jedność, w której doskonałości nie różnią się rzeczowo ani od natury Boga, ani też między sobą. Doskonałości te jednak nie są jedynie różnymi nazwami jednej i tej samej rzeczywistości najwyższej, jak to utrzymywali nominaliści, albowiem wówczas Bóg byłby w ogóle niepoznawalny. Wszystkie one są w rzeczywistości w Bogu, ale się w Nim nie różnią rzeczowo, lecz tylko w rzeczach istniejących poza Bogiem — w stworzeniach. Wszystkie one utożsamiają się z naturą Boga, ale wzajemnie się nie niszczą. Możemy je wymieniać jedne po drugich, jak to czyni Pismo Św. dodając, że one utożsamiają się w szczytnej prostocie, w wyższej jedności Bóstwa czyli w Boskości. Chociaż nie możemy tu na ziemi poznać istoty Bożej taką, jaką w sobie jest, możemy jednak poznawać doskonałości Boga, a przez nie dopiero w niedoskonały sposób poznawać i określać to, co ją formalnie stanowi. Powstaje tedy pytanie, czy wśród doskonałości, jakie przypisujemy Bogu jest taka, która byłaby główną, czyli źródłem wszystkich innych, a jednocześnie, która by odróżniała Boga od wszystkich bytów istniejących poza Bogiem? Czy nie ma np. takiej doskonałości, która byłaby w Bogu tym, czym jest u człowieka cecha rozumowości? Kartezjusz, a za nim wielu innych orzekli, że taką doskonałością u Boga jest wolność, która formalnie stanowi istotę Bożą. Według nich Bóg jest przede wszystkim wolną wolą, — gdyby chciał, tworzyłby kwadratowe koła, skutki pozbawione przyczyny, góry pozbawione dolin itp. Ale nie sposób zrozumieć woli bez umysłu; byłaby ona wtedy pozbawiona wszelkiego prawidła. Takie przypuszczenie byłoby bezczeszczeniem najwyższej Istoty. Poznanie prawdy jest zawsze wcześniejsze od jej umiłowania.. Dlatego z tym twierdzeniem zgodzić się nie można. Czy wobec tego za istotę Boga trzeba przyjąć umysł? Wielu filozofów tak myślało, pojmując Boga jako czysty, odwiecznie istniejący błysk umysłu, zawierający prawdę nieskończoną. Niewątpliwie umysł jest wcześniejszy od woli, ale czy w Bogu jest on doskonałością bezwzględnie pierwszą? Taki sposób pojmowania istoty Bożej jest wprawdzie wzniosły, ale nie najwznioślejszy, albowiem niezupełnie zgodny z tym, co sam Bóg powiedział o sobie. 4 W Piśmie Św. czytamy, że Bóg objawił się Mojżeszowi w postaci krzaku gorejącego, i zażądał od niego, by wyprowadził Izraelitów z Egiptu. „Oto ja pójdę do synów izraelowych, mówił Mojżesz, i rzekę im: Bóg ojców waszych posłał mię do was. Jeśli mi rzeką: Jakie jest imię jego? cóż im powiem? Rzekł Bóg do Mojżesza: Jam jest, którym jest. Rzekł: Tak powiesz synom izraelowym: Który jest, posłał mię do was” (Wyjścia 3, 13 – 14). „Ten, który jest” — po hebrajsku „Jahwe”, a z tego zrobiono „Jehowa”. — „To jest imię moje na wieki i to pamiątka moja na pokolenie i pokolenie” (Wyjścia 3, 15). To samo znajdujemy w Nowym Testamencie: „Jam jest Alfa i Omega, początek i koniec, mówi Pan Bóg, który jest i który był i który przyjdzie, Wszechmogący” (Obj. 1, 8). Bóg jest więc nie tylko czystym duchem, jak Aniołowie, ale Bytem przez się istniejącym, czyli Bytem, który rację swojego istnienia posiada w sobie. Nie ogranicza się On do pewnego rodzaju bytu, jak to jest w stworzeniach, ale jest samym Bytem, który w sobie posiada wszystko, co do istoty bytu należy. Samobytność tedy jest doskonałością, która stanowi istotę Boga, którą Bóg różni się od wszystkich innych bytów, — od wszystkich stworzeń duchowych i materialnych. Jedna tylko Boża istota jest samym istnieniem i ona jedna tylko istnieje z konieczności. Żadne stworzenie nie istnieje samo przez się, czyli z istoty swojej; żadne też nie może powiedzieć o sobie: „Jam jest, którym jest”, a raczej tylko: „jam jest, którym nie jest, albowiem był czas, że mnie nie było, a i teraz nie ma we mnie wystarczającego powodu mego istnienia, dlatego też mogę przestać istnieć”. Samobytność tedy jest pierwszą przyczyną poruszającą, pierwszym czynnikiem Bytu koniecznego, który ustanawia porządek we wszechświecie, który stoi u szczytu wszechrzeczy. Z tego najwyższego szczytu wyprowadzić można wszystkie inne doskonałości Boga, jak u człowieka z cechy rozumowości wywodzą się wszystkie inne przymioty. Sam Byt, istniejący ze swojej istoty w sobie, musi być bezwzględnie jeden i prosty, musi być samą Prawdą zawsze poznawaną i samym Dobrem zawsze kochającym i kochanym. Musi on być z powodu swej niematerialności samą myślą odwiecznie w sobie istniejącą, samą Mądrością, Wolą i Miłością. Stąd wynika, że z wszystkich imion Boga najwłaściwszym jest: „Ten, który jest” (S. T. I, q. 13, a. 11). Bóg sam w sobie pozostaje jednak dla nas głęboką tajemnicą, którą mistycy nazywają „ciemnością pełną światła”, a Pismo Św. — „światłością nieprzystępną” (I Tym. 6, 16). Tylko w niedoskonały sposób przy pomocy objawienia poznaliśmy szczyt Bytu istniejącego w sobie, jakim jest samobytność, by z tego szczytu wyprowadzić doskonałości Boże, zlewające się i utożsamiające w wewnętrznym życiu Boga. W niebie dopiero poznamy, w jaki sposób te doskonałości zlewając się — wzajemnie się nie niszczą. 5 * * * Chociaż nie możemy poznać Boga, jakim jest w swoje istocie, jednak przez łaskę uświęcającą otrzymaliśmy w Nim uczestnictwo. Ta łaska uzdalnia nas do oglądania kiedyś Boga, jak ogląda On siebie, i do miłowania Go, jak On siebie miłuje. Jaka to wielka wartość łaski uświęcającej, która nam pozwala już teraz uczestniczyć w życiu Boga! „Najniższy stopień łaski uświęcającej, znajdującej się w dziecku ochrzczonym, posiada większą wartość od całego wszechświata, od wszystkich razem wziętych stworzonych istot duchowych i materialnych” (S. T. 1 – 2, q. 113, a. 9). Tę łaskę otrzymujemy darmo, jedynie z Miłosierdzia Bożego, które nam pozwala zastanawiać się nad istotą Boga. 2. CO MYŚLIMY O DOSKONAŁOŚCI BOŻYCH? „Ciebie znać jest doskonałą sprawiedliwością” (świętością) (Mądr. 15, 3). Wiemy już, że Boga nie poznajemy bezpośrednio, a tylko przez doskonałości, jakie spostrzegamy w pewnym stopniu, w stworzeniach. Nie ma w nich tylko samobytności, która przysługuje wyłącznie Bogu i stanowi formalnie Jego istotę. Jakie jeszcze doskonałości możemy odnieść do Istoty Bożej? Teologowie wymieniają jeszcze cztery główne doskonałości istotne Boga: prostotę czyli niezłożoność, nieskończoność, wieczność i niezmienność, nazywając je wsobnymi w odróżnieniu od doskonałości, które się ujawniają w stosunku Boga do stworzeń, a które się nazywają odnośnymi czyli względnymi doskonałościami. 1. Czym jest Boża prostota? Prostota czyli jedność Boża jest brakiem wszelkiego złożenia i wszelkiego podziału zarówno w bycie, jak w myśleniu i chceniu. Przede wszystkim w Bogu nie można rozróżnić części ilościowych, jak w materii, albowiem jest najczystszym duchem. Anioł również jest duchem, ale się składa z istoty i ograniczonego istnienia, którego nie ma z siebie. Tymczasem Bóg jest najczystszym Bytem — jak się rzekło — w sobie istnieje, ze swojej istoty. „Anioła myślenie i chcenie są przypadłościami i następują kolejno po sobie. W Bogu zaś nie ma przypadłości, lecz jest zawsze ta sama 6 myśl i ta sama wola, obejmująca wszelką prawdę i dobro wszelkie jednym aktem. Prostota Boża nie jest jednak prostotą punktu w przestrzeni; jest ona prostotą duchową, nieskończenie wyższą od przestrzeni i punktu, jak i nieskończoność Boga jest nieskończenie wyższa od nieskończoności przestrzeni. Bóg jest nieskończony nie nieskończonością ilości, lecz nieskończonością jakości czyli doskonałości, to znaczy, że ma doskonałość bez granic. Jeżeli Bóg istnieje sam z siebie, przekracza nie tylko wszelkie granice materii i przestrzeni, lecz — nawet wszelkie ograniczenie istoty. Jest on jednocześnie nieskończonością bytu, czystego umysłu, mądrości, dobroci, miłosierdzia itp., albowiem nieskończoność jest sposobem bytu wszystkich Bożych przymiotów (S. T., I, q.7 i 45). Będąc nieskończonym, Bóg jest zarazem niezmierzony i wszędzie obecny. Bóg jest niezmierzony nie jako przestrzeń bez granic. Bóg jest nieskończenie wyższy od przestrzeni, nawet od przestrzeni bez kresu, jak wieczność Boża jest nieskończenie wyższa od czasu, nawet od czasu bez granic. Bóg jest wszędzie przez swoją potęgę, której podlegają wszystkie rzeczy i dzięki której porusza się wszelkie jestestwo. Bóg jest wszędzie przez swoją wiedzę, ponieważ wszystko odkryte jest przed Jego wzrokiem. Wreszcie Bóg jest wszędzie przez swoją istotę i wszystkie byty utrzymuje swoją zachowawczą czynnością. Bóg jest duchową siłą, która wszystko utrzymuje w istnieniu. Istnieje jednak szczególna obecność Boga w duszach w stanie łaski. Bóg zamieszkuje w nich jak w świątyni i może być niejako doświadczalnie poznawany i miłowany. Słowo zaś Przedwieczne w jeszcze szczególniejszy sposób jest obecne w człowieczeństwie Chrystusa, z którym stanowi jedną tylko Osobę. Odblaskiem Bożej niezmierzoności jest Namiestnik Chrystusa, obecny przez swą władzę w całym Kościele, by wszystkich prowadzić ku wiekuistemu szczęściu. Jak tedy w Bogu niezmierzoność łączy się z wiecznością, tak w Kościele władza Najwyższego Pasterza rozciąga się na wszystkich wiernych w przestrzeni i w czasie istniejących od założenia Kościoła aż do końca świata. Wieczność Boga jest trwaniem bez początku i końca z tą wyróżniającą cechą, że w Nim nie ma żadnego następstwa, nie ma przeszłości i przyszłości, a tylko jest zawsze trwająca teraźniejszość (S. T. 1, q. 10). Jest jednostajnością niewzruszalnego życia, nie mającego początku ani końca, a posiadającego się samo od razu w całości (Boecjusz). My nie posiadamy od razu całego swego życia, jak nie posiadamy od razu całego roku, lecz po kolei — chwila po chwili. A myśl Boża obejmuje jednym wejrzeniem wszystkie czasy, wszystkie po sobie następujące pokolenia. Bóg jest niezmienny u szczytu wieczności, lecz pod Nim wszystko się zmienia. Nie zmieniając się w niczym, powołuje byty do życia w czasie, wypowiada od wieków swe wolne „Niech się stanie”, mające się w czasie 7 urzeczywistnić. Niezmienność Boga wypływa z jego niezłożoności i pełni doskonałości. „Ja Pan, i nie odmieniam się” (Mal. 3, 6) „Nie jest Bóg, jako człowiek, aby kłamał, ani jako syn człowieczy, żeby się odmieniał” (Liczb 23, 19). „Wszystko, jako szata zwiotczeje i jako odzienie odmienisz je i odmienią się; ale ty ten sam jesteś i lata twoje nie ustaną” (Ps. 101, 27 – 28). 2. Nie sposób jest zgłębić wszystkie doskonałości, odnoszące się do istoty Boga: są one liczne i trudne do poznania. Bóg dla nas jest niewidzialny i niepojęty, „mieszka w światłości nieprzystępnej” (I Tym. 6, 16), która na nas sprawia wrażenie mroku. Nawet Aniołowie przyrodzoną mocą swego umysłu nie mogą Boga oglądać. Tym bardziej ludzie, którzy doskonałości Boże poznają tylko przez odblask ich w stworzeniach. Widzimy tylko barwy tęczy Bożej, ale nie zdołamy poznać sposobu zjednoczenia tych barw w wewnętrznym życiu Istoty Najwyższej. W zwierciadle stworzeń znajdujemy odblask odnośnych doskonałości Bożych, czyli tych, które się ujawniają w dziełach Bożych. One również są liczne, ale dadzą się sprowadzić do kilku głównych. Teologowie wymieniają pięć głównych doskonałości Boga odnośnych: mądrość, dobrotliwość, opatrzność, sprawiedliwość i miłosierdzie. Wszystkie inne odnośne doskonałości zaliczają do wymienionych, np. wszechmoc do mądrości, to że Bóg jest celem ostatecznym wszystkiego — do opatrzności, cierpliwość i miłość — do Miłosierdzia itp. Ojcowie Soboru Watykańskiego, polecając poznawać Stwórcę ze stworzeń, podkreślają wielkie znaczenie jakie ma dla nas poznawanie doskonałości odnośnych, o których mówi często Pismo św., a Zbawiciel głównie je miał na myśli, gdy mówił: „Bądźcie wy tedy doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonały jest”. Spośród wszystkich zaś tych doskonałości, Pan Jezus wyróżnia jedną, z której jak ze źródła wypływa wszystko, co nas spotyka na ziemi, i w której Bóg chce być wielbiony przez całą wieczność. Jest to Miłosierdzie Boże. „Bądźcie tedy miłosierni, jako i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łuk. 6, 36). Pomału tedy zostaje bliżej ujęte oblicze Boga, jeżeli tak można się wyrazić. Jak w naszym umyśle istnieje mądrość i roztropność, a w woli — miłość, sprawiedliwość i inne cnoty, tak też i w Bogu przez analogię widzimy w umyśle Jego mądrość i opatrzność, a w woli — dobrotliwość, sprawiedliwość i Miłosierdzie. Są to jak gdyby cnoty w Bogu (virtutes) z tą różnicą, że u nas one skierowują się do Boga, a w Bogu one nie mają na celu wyższej istoty, a skierowują się tylko ku stworzeniom, dlatego zaliczamy je również do doskonałości odnośnych. Doskonałości odnośne Boga łatwiej poznajemy, niż wsobne, chociaż i w nich napotykamy pewne mroki, a to z powodu słabości naszego umysłu. Jak 8 nocnemu ptakowi zdaje się, że mrok zapada, gdy słońce wschodzi, albowiem słabe jego oczy dostrzegają tylko nikłe światło zmierzchu, a oślepione są jasnością słońca, tak słaby nasz umysł prawdy Boże widzi tylko w poziomym zwierciadle rzeczy tworzonych, jak gdyby w półmroku. Dlatego nazywają się te prawdy tajemnicami, które tylko przy pomocy Objawienia nieco lepiej poznać możemy. Istnieją tedy w Bogu jasne prawdy o każdym z Jego przymiotów, czyli doskonałości z osobna, ale są mroki, gdy chodzi o wewnętrzne ich połączenie. Wiemy np., że Bóg, jako nieskończenie dobry i potężny, może zezwolić i dopuścić zło tylko dla większego dobra, ale częstokroć to większe dobro jest dla nas okryte mrokiem, nie dostrzegamy go na ziemi, a ukaże się nam w całym blasku dopiero w życiu przyszłym. Nie rozumiemy często powodów napotykanych trudności i prześladowań ze strony otoczenia, a dopiero w niebie poznamy ich celowość. *** „Kto idzie za mną, nie chodzi w ciemnościach, ale będzie miał światłość żywota (Jan 8, 12). Łaska daje światło, pociechę i pokój, sprawia, że już nie pozostajemy w cieniu śmierci. Ale ta łaska pochodzi z tak wysoka, że jest dla naszego rozumu niedostępna i nie możemy posiadać bezwzględnej pewności, czy ją posiadamy, chociaż są dostateczne jej oznaki, pozwalające nam przystąpić do Stołu Pańskiego. Ratuje mnie ufność w Miłosierdzie Boże, która pozwala wśród wewnętrznych jasności i cieni należycie podążać naprzód. 3. CO MYŚLIMY O MIŁOSIERDZIU BOŻYM? „Bądźcie miłosierni jako i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łuk. 6, 36). Spośród wielu doskonałości Bożych Pan Jezus wyróżnia Miłosierdzie, polecając je naśladować, a tym samym i poznawać, albowiem nie można naśladować tego, czego się nie zna. Dlatego poznajmy, co to jest Miłosierdzie Boże. 9 1. Wyraz miłosierdzie może być rozumiany dwojako: jako wzruszenie zmysłowe czyli namiętność (passio) i jako cnota moralna. Miłosierdzie jako wzruszenie zmysłowe jest współcierpiącym smutkiem z powodu czyjegoś cierpienia. W tym znaczeniu spostrzegamy miłosierdzie zarówno u ludzi, jak i u zwierząt. Ujawnia się ono np. u psa, który skowyczy na, widok skaleczonego lub chorego pana, ptaka ratującego uwięzione w sidłach pisklę itp. Miłosierdzie jako cnota moralna jest to rozumne współcierpienie z bliźnim w jego nieszczęściu i czynna chęć wspomożenia go. Takie miłosierdzie jest właściwe tylko ludziom, którzy się kierują rozumem w wolnym działaniu, usuwając cudze nieszczęście jak gdyby ono było ich własne. Miłosierdzie u zwierząt wypływa z wrodzonego instynktu i ogranicza się tylko do istot najbliższych. Natomiast u człowieka miłosierdzie wypływa z miłości bliźniego i jest jej zewnętrznym objawem w uczynkach miłosiernych względem jego ciała i duszy. Człowiek współcierpiący w nieszczęściu bliźniego obmyśla sposoby wspomożenia go i stara się przyjść z pociechą i pomocą, a czyni to nie tylko względem krewnych i przyjaciół, lecz i względem obcych, a nawet wrogów. Miłosierny Samarytanin z przypowieści ewangelicznej, spotkawszy poranionego przez zbójców Żyda, namaszcza jego rany, odwozi do gospody i pokrywa wydatki leczenia aż do wyzdrowienia. Miłosierdzie Boże nie jest ani wzruszeniem zmysłowym ani cnotą. Przede wszystkim Bóg — jako duch najczystszy — nie może podlegać wzruszeniom. Nie można również Miłosierdzia Bożego utożsamiać z cnotą miłosierdzia u ludzi. W skład bowiem cnoty miłosierdzia wchodzi smutek współcierpiący w nieszczęściu bliźniego. Bóg zaś — jako istota najdoskonalsza — żadnemu smutkowi nie podlega: jest bowiem zawsze sam w sobie szczęśliwy i zupełnie wystarczający. Był szczęśliwy przed stworzeniem świata i do swego szczęścia niczego nie potrzebował. Byłoby tedy niedorzecznością przypuszczać, że po stworzeniu stał się mniej szczęśliwy, współcierpiąc w nędzy stworzeń. Miłosierdzie Boga jest to doskonałość Jego działalności, skłaniającej się ku bytom niższym w celu wyprowadzenia ich z nędzy i uzupełnienia ich braków, — jest to Jego wola czynienia dobrze wszystkim, którzy cierpią jakieś braki i sami nie są w stanie ich uzupełnić. Pojedynczy akt miłosierdzia jest litością, a stan niezmienny zlitowania — miłosierdziem. Ponieważ w Bogu akt utożsamia się z istnieniem, dlatego Pismo Św. utożsamia w Nim Miłosierdzie z litością (S. T. 1, q. 21, a. 3). „A ty, Panie Boże, litościwy i miłościwy, cierpliwy, a wielce miłosierny i prawdziwy” (Ps. 85, 15). „Litościwy i miłościwy Pan: długomyślny a wielce miłosierny” (Ps. 102, 8). Stosunek Boga do stworzeń ujawnia się w usuwaniu ich braków i udzielaniu mniejszych lub większych doskonałości. Udzielanie doskonałości rozważane samo w sobie, niezależnie od jakichkolwiek okoliczności jest dziełem dobrotliwości Bożej, która każdemu rozdaje dary według swego upodobania. O ile upatrujemy w Bogu zupełną bez interesowność w udzielaniu 10 dobrodziejstw, przypisujemy to szczodrobliwości Bożej. Czuwanie Boga, byśmy przy pomocy otrzymanych dobrodziejstw doszli do wytkniętego nam celu, nazywamy opatrznością. Udzielanie doskonałości według z góry ustalonego planu i porządku będzie dziełem sprawiedliwości. Wreszcie udzielanie doskonałości stworzeniom w celu wyprowadzenia ich z nędzy i usunięcia braków jest dziełem Miłosierdzia. Nie w każdym bycie brak jest jego nędzą, albowiem każdemu stworzeniu należy się to tylko, co Bóg przedtem przewidział i postanowił. Nie jest np. nieszczęściem owcy, że nie ma rozumu, ani też nędzy człowieka nie stanowi brak skrzydeł. Natomiast brak rozumu u człowieka lub skrzydeł u ptaka będzie nieszczęściem i nędzą. Cokolwiek. Bóg czyni dla stworzeń, czyni według należnego przewidzianego i ustalonego porządku, który stanowi sprawiedliwość Bożą. Ale ponieważ ten porządek został przyjęty zupełnie dobrowolnie i nie był przez nikogo Bogu narzucony, dlatego w ustanowieniu takiego a nie innego porządku trzeba widzieć również dzieło Miłosierdzia. Stąd wnikając w pierwsze przyczyny i motywy działania Bożego widzimy Miłosierdzie u źródła każdego czynu na zewnątrz. Jeżeli bowiem coś należy się stworzeniu, to tylko na mocy uprzedniego postanowienia. Ponieważ nie można w ten sposób cofać się w nieskończoność, trzeba zatrzymać się nad tym, co zależy jedynie od woli Bożej, czyli od Miłosierdzia Bożego. 2. W każdym dziele Bożym, zależnie od naszego zapatrywania na nie, można widzieć wymienione doskonałości Boże. Na przykład ocalenie Mojżesza, umieszczonego w koszu na wodach rzeki Nilu, pojęte ogólnie, niezależnie od jakichkolwiek okoliczności, nazwiemy dobrotliwością Boga. O ile zaś zwrócimy uwagę na bezinteresowność Boga w tym ocaleniu, które Mu nie było potrzebne, i na które dziecko samo nie zasłużyło — będzie to dziełem szczodrobliwości Bożej. Ocalenie Mojżesza ze względu na to, że Bóg postanowił przez niego wyprowadzić Izraelitów z Egiptu, nazwiemy sprawiedliwością Bożą. Czuwanie nad opuszczonym dzieckiem na rzece i narażonym na różne niebezpieczeństwa przypisujemy opatrzności Bożej. Wreszcie wyprowadzenie dziecka z nędzy, opuszczenia i licznych braków i udzielenie mu doskonałości w formie odpowiednich warunków życia, wzrostu, wychowania, wykształcenia, będzie dziełem Miłosierdzia Bożego. Ponieważ w każdym z wymienionych momentów tego przykładu uderza nas nędza dziecka i różne braki, przeto możemy powiedzieć, że dobrotliwość Boża jest Miłosierdziem, które stwarza i daje; szczodrobliwość Boża — to Miłosierdzie, co hojnie obdarza bez zasług; opatrzność Boża — to Miłosierdzie, co czuwa; sprawiedliwość Boża — to Miłosierdzie, co wynagradza ponad zasługi, a karze mniej od win; wreszcie miłość Boża — to Miłosierdzie, co się lituje nad nędzą ludzką i nas ku sobie pociąga. Inaczej mówiąc, Miłosierdzie Boże jest głównym motywem działania Bożego na zewnątrz, czyli znajduje się u źródła każdego dzieła Stwórcy. 11 W każdej księdze Pisma Św. Starego i Nowego Testamentu jest wzmianka o Miłosierdziu Bożym po kilkanaście razy, a najwięcej i najwymowniej mówi o nim Księga Psalmów. Spośród 150 Psalmów aż 55 specjalnie wysławia tę doskonałość Boga, a w Psalmie 135 powtarza się jako refren w każdym wierszu: „Bo na wieki Miłosierdzie jego”. W całym Piśmie Św. znajduje się przeszło czterysta miejsc, wysławiających wprost Miłosierdzie Boże, w Księdze Psalmów — sto trzydzieści, znacznie zaś więcej urywków opiewa Miłosierdzie Boże ubocznie. Psalmista, mówiąc o Miłosierdziu Bożym, nie zadawala się wyrazem „miłosierny”, lecz podaje cały szereg synonimów, jak gdyby chcąc wzmocnić nasze przekonanie o niezmierzonym Miłosierdziu Bożym. „Uczynił pamiątkę dziwów swoich miłosierny, a litościwy Pana” (Ps. 110, 4). „Wzeszła w ciemnościach światłość prawym: miłościwy, miłosierny i sprawiedliwy (Pan)” (Ps. 111, 4). „Litościwy i miłosierny Pan: cierpliwy, a wielce miłosierny. Słodki Pan wszystkim: a Miłosierdzie jego ponad wszystkie dzieła jego” (Ps. 144, 8 – 9). Często Psalmista w różnych słowach i porównaniach zapewnia nas o wszechobecności Miłosierdzia Bożego, ogarniającego wszystkie Jego dzieła: „Miłuje Miłosierdzie i sąd: Miłosierdzia Pańskiego pełna jest ziemia” (Ps. 32, 5). „Miłosierdzia twego, Panie, pełna jest ziemia: naucz mię sprawiedliwości twoich” (Ps. 118, 64). Gdzie indziej poucza, że Miłosierdzie Boże w szczególności czuwa nad tymi, którzy pokładają w nim ufność: „Oto oczy Pańskie nad bojącymi się go: i nad tymi, którzy nadzieję mają w Miłosierdziu jego” (Ps. 32, 18); — Miłosierdzie Boże czasami nie czeka aż się do niego udamy i „Uprzedza nas” (por. Ps. 58, 11), „idzie za nami poprzez wszystkie dni życia naszego” (por. Ps. 22, 6), jest ono wreszcie wieczne: „Miłosierdzie wiecznie zbudowane będzie na niebiesiech” (Ps. 88, 3). *** Kogoż nie zdziwi ta obfitość wyrażeń Pisma Św. o Miłosierdziu Bożym! Kto nie zapyta, dlaczego Autor natchniony to czyni? Widzimy w tym chęć Boga udzielania ludziom swego Miłosierdzia i obudzenia w nich ufności. Bóg chce pouczyć nas o swoim życiu wewnętrznym, o swoim stosunku do stworzeń, a w szczególności do ludzi. Bóg chce być wielbiony przez nas w Miłosierdziu, byśmy Go naśladowali w uczynkach. On zawsze jest jednakowo miłosierny, albowiem jest niezmienny, gdy u nas miłosierdzie może wzrastać i umniejszać się zależnie od miłości, może nawet zupełnie zaniknąć. Winniśmy tedy zawsze pamiętać o Miłosierdziu Bożym. 12 4. DLACZEGO WYRÓŻNIAMY MIŁOSIERDZIE BOŻE? „Wszystkie drogi Pańskie Miłosierdzie i prawda” (Ps. 24, 10). Spośród wszystkich doskonałości Bożych Pismo Św. najczęściej wymienia Miłosierdzie. Psalmista zaś w powodzi słów, wielbiących Boga w tej doskonałości, stawia ją ponad inne dzieła, mówiąc: „Miłosierdzie jego ponad wszystkie dzieła jego” (Ps. 144, 9). To wyróżnienie Pisma Św. może nasunąć pewne trudności w zrozumieniu doskonałości Bożych. Dlatego pokrótce się nad tym zastanówmy. 1. W stosunku Boga do stworzeń ujawniają się Jego liczne doskonałości, jak dobrotliwość, mądrość, szczodrobliwość, opatrzność, sprawiedliwość, ale spośród nich szczególnie wyróżnia się Miłosierdzie. Natchniony Autor rozciąga tę doskonałość na wszystkie dzieła Boże, a w szczególności przypisuje mu dzieło stworzenia: „Który twierdził ziemię nad wodami, bo na wieki Miłosierdzie jego” (Ps. 135, 6), dzieło Odkupienia: „(Który) odkupił nas od nieprzyjaciół naszych” (Ps. 135, 24), dzieło opatrzności: „Który daje pokarm wszelkiemu ciału, bo na wieki Miłosierdzie jego” (Ps. 135, 25), jak również i dzieło uświęcenia naszego: „Który z wielki Miłosierdzia swego odrodził nas przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa ku nadziei żywej, ku trwałemu, nieskalanemu i wiecznemu dziedzictwu (I Piotr 1, 3 – 4). Objawione prawdy stały się przedmiotem badań Ojców Kościoła, którzy widzą w Miłosierdziu główny motyw działania Bożego. Tak św. Augustyn powiada: „Wyznaję, Panie, że jesteś miłosierny we wszystkich dziełach swoich i dlatego powiedziałeś przez sługę swego: «Miłosierdzie jego ponad wszystkie dzieła jego» — Ps. 144, 9, (Migne, P. L. 40, 902); „Bóg jest tu miłosierny, ale w przyszłości będzie sprawiedliwy” (P. L. 39, 1963); „Miłosierdzia Jego nie brakuje w żadnym dziele Jego” (P. L. 44, 1839). Podobnie się wyraża św. Jan Chryzostom: „.Wszystko, co Bóg czyni, pochodzi z Jego Miłosierdzia i łaskawości” (P. L. 55, 468). Św. Piotr Chryzolog zaś dodaje: „Zginęłoby wszystko, co Bóg uczynił, gdyby nie Miłosierdzie Boże” (P. L. 51, 319). A św. Bernard, wyjaśniając słowa św. Pawła: „Błogosławiony… Ojciec Miłosierdzia” (II Kor. 1, 3) — powiada: „Bóg nie jest Ojcem sądów, ale tylko Ojcem Miłosierdzia, a karanie pochodzi z nas samych” (P. L. 183, 786). 13 Szczególnie Doktor Anielski doskonale i głęboko rozwija naukę objawioną o Miłosierdziu Bożym, wyróżniając je spośród wszystkich innych odnośnych doskonałości Boga. Miłosierdzie — powiada — rozważane samo w sobie jest doskonałością najwyższą, albowiem polega na udzielaniu się istotom niższym przez usuwanie ich nędzy i braków; a większą doskonałość ujawnia ten, co daje, niż ten, co bierze. Takie udzielanie się jest własnością bytów wyższych zwróconą ku niższym, a w najwyższym stopniu jest własnością Boga, w której się ujawnia największa Jego potęga. Miłosierdzie, rozważane ze względu na tego, w kim się ono znajduje, nie jest zawsze największą doskonałością, lecz tylko wówczas, jeżeli posiadający jest sam Bytem najwyższym, czyli nie ma ani nikogo równego sobie, ani nikogo nad sobą. Kto bowiem ma kogoś ponad sobą, lepiej ujawnia swą doskonałość przez łączenie się z bytem wyższym w miłości, niż przez usuwanie braków w bytach niższych. Dlatego u ludzi najwyższą cnotą jest miłość, która stanowi istotę ich doskonałości. Ale Bóg nie ma nad sobą nikogo, komu by się mógł poddawać przez miłość. Dlatego Jego najwyższą doskonałością odnośną jest Miłosierdzie (S. T., II – II, q. 30, a. 4, c). Ściśle mówiąc, żadna doskonałość w Bogu nie jest wyższa od innych, ponieważ między nimi nie ma rzeczowej różnicy, a każda z nich stanowi istotę Boga, czyli jest Bogiem. Według naszego jednak sposobu pojmowania, miłosierdzie kierowane mądrością przedwieczną oraz wzmocnione miłością Boga ku sobie jaśnieje ponad wszystkie doskonałości, które dotyczą Jego stosunku względem stworzeń. 2. W rządach Boga nad światem obok Miłosierdzia naczelne miejsce zajmuje sprawiedliwość, jako jedna z głównych prawd naszej wiary. Pismo Św. wymienia zwykle Miłosierdzie obok sprawiedliwości, nazywając ją wprost „prawdą”. „Wszystkie drogi Pańskie Miłosierdzie i prawda” (Ps. 24, 10). Zestawiając te dwie doskonałości, Apostoł oddaje pierwszeństwo Miłosierdziu: „Miłosierdzie przewyższa sąd” (Jak. 2, 13). Bierzemy tu sprawiedliwość nie w znaczeniu szerszym, kiedy się utożsamia ze świętością, ale w ścisłym, jako stałą wolę oddawania każdemu, co się komu należy. Z trzech znanych rodzajów sprawiedliwości (legalnej, zamiennej i rozdzielczej) możemy przypisać Bogu tylko rozdzielczą i to w innym znaczeniu, niż się mówi o sprawiedliwości rozdzielczej u ludzi. Sprawiedliwość rozdzielcza jest to stała wola przełożonego rozdzielać wspólne dobra i ciężary między podwładnych według ich godności i zasług oraz wymierzać kary i nagrody. Otóż zachodzi wielka różnica między przełożonym u ludzi a Bogiem. Bóg daje byt stworzeniom i przeznacza je do odpowiedniego celu z własnej woli, jak również bez żadnego przymusu dostarcza im środków 14 do celu. Podobnie zupełnie dobrowolnie związał siebie obietnicą nagrody i kary dla stworzeń rozumnych. Bóg nagradza ponad zasługi, jak mówi Apostoł: „Oko nie widziało, ani ucho nie słyszało i w serce człowiecze nie wstąpiło, co przygotował Bóg tym, którzy go miłują” (I Kor. 2, 9). Podobnie wymierza kary mniejsze od win. Przy tym kary w życiu doczesnym zwykle mają charakter leczniczy i zapobiegawczy: „Gdy nas sądzą karanie odbieramy od Pana, abyśmy z tym światem potępieni nie byli” (I Kor. 11, 32). Stąd wynika, że sprawiedliwość Boża, to nie jest sprawiedliwość ludzka, a na tym świecie jest ona właściwie Miłosierdziem, a przynajmniej zawsze przed nim ustępuje. Wyższości Miłosierdzia nad sprawiedliwością św. Tomasz dowodzi w ten sposób: Cokolwiek — powiada — Bóg czyni dla stworzeń, czyni według należnego i zawczasu postanowionego porządku, który stanowi sprawiedliwość. Ale ponieważ ten porządek został przyjęty zupełnie dobrowolnie i nie był narzucony Bogu przez nikogo, dlatego w ustanowieniu takiego, a nie innego porządku trzeba widzieć również tylko nieskończone Miłosierdzie Boże, które zawsze przewyższa sprawiedliwość (S.T., I, q. 21, a. 4, c). „Bóg jest miłością” (I Jan 4, 8) powiada Pismo Św., ale miłość Boga w ścisłym znaczeniu wyraża się we wzajemnym stosunku Osób Boskich do siebie, jako upodobanie w doskonałościach. Gdy zaś mówimy o miłości Boga ku stworzeniom, a w szczególności ku ludziom, mamy na myśli miłość nędzy, czyli Miłosierdzie Boże (S. T. II – II, q. 30, a. 4), jak to stwierdzają teologowie: „Miłosierdzie rozpatrywane w sobie jest największą doskonałością… właściwą Bogu, w którym się nie różni od bezinteresownej miłości” (Melkerbach, O. P. „Summa Teologiae Moralis” 1, 921). „Miłosierdzie to miłość wobec nędzy” (o. Marmion „Chrystus w swoich tajemnicach” 574). Dlatego i Pius XII w Encyklice „Haurietis aquas” z 15. V. 1956 r. nazywa miłość Boga ku ludziom „miłością miłosierną czyli Miłosierdziem Bożym” (A. A. S., 56, 321). Spośród wszystkich swych doskonałości Bóg najpierw objawił ludziom swe Miłosierdzie, podnosząc ich do stanu nadprzyrodzonego, darząc ich mianem swych dzieci przybranych, a po grzechu obiecując odkupienie zamiast ich ukarać, jak ukarał zbuntowanych aniołów. Zniżając się do ludzkiego sposobu myślenia Duch Święty przez patriarchów i proroków podtrzymuje tę obietnicę i podaje głęboką naukę o Miłosierdziu Bożym jeszcze w Starym Testamencie, mówiąc o jego trwałości, powszechności, potędze i mocy przenikającej świat cały. W wyższym stopniu wysławia Miłosierdzie Boże Maryja w pieśni „Magnificat”, podkreślając jego powszechność, ciągłość i nieskończoność: „A Miłosierdzie jego z pokolenia w pokolenie nad tymi, którzy się go boją” (Łuk. 1, 50). Wybrana Córka Ojca Przedwiecznego, która doznała największego Miłosierdzia na sobie, widzi je w duchu na wyżynach chwały Serafinów i Cherubinów, jak również w otchłaniach czyśćcowych, opiewa je natchnionym 15 słowem dla wszystkich, a szczególnie dla tych, którzy się Go boją bojaźnią synowską. Największe Miłosierdzie widzi Ona w Odkupieniu, w którym sama bierze czynny udział i przez to staje się Matką Miłosierdzia: „Przygarnął w opiekę Izraela, sługę swego, pomny na Miłosierdzie swoje” (Łuk. 1, 54). *** Oto dlatego wyróżniamy Miłosierdzie Boże spośród innych doskonałości odnośnych, że wyróżnia je Bóg w Piśmie Św., że wyróżniają je Ojcowie Kościoła i teologowie, nie wahając się nazwać Miłosierdzie Boże najwyższą doskonałością Boga odnośną, że wynosi i uwielbia je Niepokalana Matka Miłosierdzia. Stosując się do intencji natchnionego Autora, a przede wszystkim wzorując się na Niepokalanej Dziewicy, stawiajmy sobie często przed oczy dzieła Miłosierdzia Bożego, poddajmy się najpokorniej Jego woli, która jest samym Miłosierdziem, ufając, że wszystkie krzyże nasze obrócą się w końcu na dobro w ręku Tego, którego „wszystkie drogi są Miłosierdziem i prawdą”. 5. WIELORAKIE JEST MIŁOSIERDZIE BOŻE? „Miłosierdzia twego, Panie, pełna jest ziemia” (Ps. 118, 64). Jakkolwiek wszystkie dzieła Boże wypływają jak się rzekło — z Miłosierdzia Bożego, teologowie łączą je w pewne grupy. Lessiusz († 1623) wymienia trzy główne dzieła Miłosierdzia Bożego: stworzenie i utrzymanie świata, podniesienie istot rozumnych do stanu nadprzyrodzonego i odkupienie rodzaju ludzkiego po upadku prarodziców. 1. Dzieło stworzenia wydaje się raczej dziełem dobrotliwości Bożej. Jak bowiem w pełnym naczyniu zawarty płyn dąży do wylania się, tak odwieczna dobrotliwość Boża w swej najdoskonalszej pełni dąży do udzielania się i wydaje się, że ona jest głównym motywem stworzenia. Zresztą ponieważ Miłosierdzie polega na wyprowadzeniu z nędzy i uzupełnieniu braków, stworzenia przed powołaniem ich do bytu nie mogły być w jakiejś nędzy czy odczuwać braki, gdyż jeszcze w ogóle nie istniały. Głębsze jednak zastanowienie się nad tym 16 zagadnieniem pozwala wnioskować, że i w stworzeniu głównym motywem było nieskończone Miłosierdzie Boże. Przede wszystkim dobrotliwość dostatecznie się ujawnia w przedwiecznym rodzeniu Boga Syna przez Boga Ojca i w pochodzeniu od tych dwóch Osób Ducha Świętego oraz we wzajemnej wszystkich trzech Osób Bożych miłości. Tu się wylewa cała pełność najdoskonalszej dobroci i zadowalnia się chęć udzielania. Nie było tedy żadnej konieczności stwarzania świata. A jeżeli został on stworzony, by to akt zupełnie dobrowolny bez żadnego znikąd przymusu. Co się tyczy nędzy i braków, należy je brać więcej ogólnie, jako pozbawienie każdego przymiotu pozytywnego, jakim niewątpliwie jest istnienie. Największym brakiem i najstraszniejszą nędzą, przed którą się wzdryga każda istota żyjąca, jest brak istnienia czyli nicość, w jakiej był pogrążony świat widzialny i niewidzialny, zanim go stamtąd nie wydobył Stwórca. Przed tym brakiem ucieka zarówno, człowiek jak i zwierzę, przekładając go ponad wszystkie inne cierpienia i braki. Dlatego wyprowadzenie świata z nędzy nicości i usunięcie braku jakim jest niebyt stanowi dzieło Miłosierdzia Bożego. Powyższe rozumowanie potwierdza Pismo Św., które dzieło stworzenia również przypisuje Miłosierdziu Bożemu. Już Psalm 24 dostatecznie o tym mówi ogólnie: „Wszystkie drogi Pańskie są Miłosierdziem i prawdą” (10), ale szczególnie rozwija tę prawdę Psalm 135: „Który uczynił niebiosa w mądrości (swojej), bo na wieki Miłosierdzie jego. Który utwierdził ziemię nad wodami, bo na wieki Miłosierdzie jego. Który uczynił światła wielkie, bo na wieki Miłosierdzie jego. Słońce, aby panowało we dnie, bo na wieki Miłosierdzie jego” itp. (5 – 9). Sens tych słów jest bardzo jasny: jest to litania o Miłosierdziu Bożym. Ponieważ świat widzialny stworzył Bóg dla człowieka, przeto przede wszystkim on zawdzięcza swe istnienie Bogu miłosiernemu. Doktor Anielski rozważając tę prawdę przypisuje stworzenie Miłosierdziu Bożemu w obszerniejszym znaczeniu, o ile bierzemy pod uwagę wyprowadzenie rzeczy z niebytu do bytu (S. T. I, q. 21, a. 4, ad. 4). Bóg nie tylko stworzył świat z Miłosierdzia swego, ale utrzymuje go głównie z tego motywu, nakreślając każdemu stworzeniu cel właściwy i wyposażając je w odpowiednie ku temu środki: „Który daje pokarm wszelkiemu ciału, bo na wieki Miłosierdzie jego” (Ps. 135, 25). Każdy szczegół widzialnego świata zdradza miłosierną opiekę Boga, każda istota głosi z natchnionym mędrcem: „Miłujesz wszystko, co jest, i nic nie masz w nienawiści z tego, coś uczyniły” (Mądr. 11, 25). Miłuje Bóg wszystko miłością życzliwości istoty wyższej ku niższym, którą — jak widzieliśmy — teologowie utożsamiają z miłosierdziem. Gdybyśmy mogli przytoczyć tu wszystkie dziwy świata, wszystkie znane i jeszcze nieznane tajemnice natury, ujrzelibyśmy jasno opatrzne Miłosierdzie Boże, którego oko ustawicznie czuwa nad światem, jak 17 mówi Pismo Św.: „Dosięga od końca do końca mocno i urządza wszystko wdzięcznie” (Mądr. 8, 1). 2. Drugim dziełem Miłosierdzia Bożego jest podniesienie istot rozumnych do nadprzyrodzonego stanu. Bóg połączył w człowieku dwa światy: widzialny i niewidzialny, materialny i duchowy, ciało z namiętnościami i duszę z chęciami. Władze cielesne zmierzają ku odpowiedniemu sobie dobru materialnemu, a władze duchowe ku dobru duchowemu. Jeżeli jakiś przedmiot jednocześnie zaspokaja władze cielesne i duchowe, panuje między nimi harmonia. Ale często się zdarza, że przedmiot odpowiedni władzom cielesnym sprzeciwia się władzom duchowym i wówczas między tymi władzami powstaje walka, w której rezultatem może być zwycięstwo strony jednej lub drugiej. Już samo istnienie możliwości walki wewnętrznej w człowieku jest poważnym brakiem jego natury, a cóż dopiero, jeżeli rezultatem tej walki będzie zwycięstwo ciała nad duszą: będzie to nędza istoty rozumnej. Bóg w nieskończonej swojej mądrości chciał zapobiec temu i postanowił obdarzyć człowieka nowym zupełnie życiem, uczynił go uczestnikiem życia i szczęścia samego Stwórcy. Do tego szczęścia człowiek z natury nie miał żadnego prawa i swoimi siłami nie potrafiłby nigdy na nie zasłużyć. Tym szczęściem było poznawanie Boga bezpośrednie i należyte Jego kochanie. Aby człowiek mógł na to szczęście zasłużyć i je posiąść, Bóg w swym nieskończonym Miłosierdziu udzielił mu darów nadprzyrodzonych, których by człowiek nigdy w sposób przyrodzony nie zdobył ani też na nie nie zasłużył swoimi własnymi siłami. Kościół poucza nas, że Bóg udzielił człowiekowi łaski uświęcającej, przez którą człowiek stał się uczestnikiem Boskiej natury, zdolnym osiągnąć Boga bezpośrednio przez uszczęśliwiające widzenie. Nadto dał mu Bóg dary pozaprzyrodzone, jak dar nieskazitelności, wiedzę wlaną, opanowanie namiętności i nieśmiertelność ciała. Przywileje przeznaczone były na to, by człowieka bardziej uzdolnić do otrzymania i spożytkowania daru znacznie cenniejszego, jakim jest łaska uświęcająca. 3. Przez grzech prarodzice nasi utracili łaskę uświęcającą i dary pozaprzyrodzone, a przez to samo utracili prawo do oglądania Boga i kochania Go. Grzech ich przeszedł na cały rodzaj ludzki i nazywa się grzechem pierworodnym. Bóg w swym nieskończonym Miłosierdziu nie pozwolił, by wszyscy ludzie pozostali w tak wielkim nieszczęściu, i jeszcze w raju obiecał Odkupiciela. Tu Miłosierdzie Boże przewyższyło sprawiedliwość, bo oto Syn Boży, przez „którego wszystko się stało, co się stało”, stał się człowiekiem, uiścił godną zapłatę za grzechy, dźwignął z nędzy grzechu wszystkich, którzy weń uwierzą i będą korzystać rozumnie z ustanowionych przez Niego środków. Jest to trzecie dzieło nieskończonego Miłosierdzia Bożego. 18 „Bóg, który jest bogaty w Miłosierdzie,… ożywił nas w Chrystusie” (Ef. 2, 4 – 5) pisze św. Paweł, rozwijając tę myśl, że wszystko, co się dokonało w Chrystusie Panu, dokonuje się w sposób mistyczny w chrześcijaninie. Przez chrzest zostaje on wszczepiony w Chrystusa umierającego: razem z nim umiera, by razem z nim zmartwychwstać do nowego nadprzyrodzonego życia. „Czyż nie wiecie, że wszyscy, którzykolwiek ochrzczeni jesteśmy w Chrystusie Jezusie, w śmierci jego ochrzczeni jesteśmy? Przez chrzest bowiem zostaliśmy razem z nim pogrzebani w śmierć, aby jako Chrystus zmartwychwstał przez chwałę Ojca, tak i my, byśmy w nowości życia chodzili. Bo jeśli zostaliśmy wszczepieni w podobieństwo śmierci jego to i w zmartwychwstanie będziemy” (Rzym. 6, 3 – 5). Apostoł Narodów czerpie tu porównanie z ceremonii chrztu przez zanurzenie, które ma być symbolem zstąpienia w śmierć Chrystusa, i wynurzenie, symbolizujące zmartwychwstanie z Nim. Nadto otrzymując Ducha Świętego, chrześcijanin otrzymuje zarodek uwielbionego życia Pana Jezusa, życia nadprzyrodzonego, które nasi prarodzice otrzymali, a następnie przez grzech utracili. Stąd słusznie możemy powiedzieć, że Bóg z Miłosierdzia swego ożywił nas w Chrystusie, w Jego krwi obmywa dusze nasze z grzechu, w Jego zasługi przyozdabia je, przyodziewa nas w szatę godową — łaskę uświęcającą, w której dopiero możemy wejść na gody Ojca Niebieskiego, jako Jego przybrane dzieci. Jest to trzecie największe dzieło Miłosierdzia Bożego. *** „Miłosierdzie twoje przed oczami moimi jest i rozkochałem się w prawdzie twojej” (Ps. 25, 3) — woła Psalmista, rozważając przyrodzone dzieło Miłosierdzia Bożego, jakim jest stworzenie i utrzymanie świata. O ileż bardziej winniśmy mieć przed oczami nadprzyrodzone dzieło tego Miłosierdzia Bożego, jakim jest podniesienie człowieka do stanu nadprzyrodzonego, a szczególnie dzieło przywrócenia tego stanu po upadku, z czego teraz wszyscy korzystamy. Tu prawdziwie „Miłosierdzie i prawda spotkały się ze sobą, sprawiedliwość i pokój pocałowały się. Prawda wyrosła z ziemi, a sprawiedliwość z nieba spojrzała” (Ps. 84, 11 – 12) — jak to przepowiedział Prorok. 19 6. MIŁOSIERDZIE SYNOSTWA BOŻEGO „A sam Duch daje świadectwo…, żeśmy synami Bożymi”(Rzym, 8, 16). Przez łaskę uświęcającą człowiek staje się przybranym dzieckiem Bożym. Przybranie jest to przyjęcie za darmo osoby obcej za syna i dziedzica. Osoba przybrana musi być obca względem przybierającego i nie może być jego naturalnym dzieckiem. Nadto przybranie musi być za darmo, czyli przybrany nie może mieć żadnego prawa do synostwa. Poznajemy, jak wielkie Miłosierdzie Bóg ujawnił w tym, że istoty rozumne podniósł do synostwa swojego. 1. U ludzi przybranie za synów bywa z potrzeby, wówczas gdy ktoś nie ma dzieci naturalnych. Bóg zaś przybiera nas za dzieci swoje nie z potrzeby, a jedynie z nieskończonego Miłosierdzia swojego, pragnąc udzielić nam bogactwa i szczęścia swojego. Wszelkie przybranie wymaga podobieństwa natury tak, że np. człowiek nie może przybrać za syna zwierzę. Dlatego Bóg, przybierając człowieka za dziecko, czyni go podobnym do siebie przez łaskę uświęcającą. Stąd przybranie u ludzi jest tylko zewnętrzne, daje tylko prawo do dziedzictwa bez wewnętrznej zmiany przybranego. Bóg zaś zmienia duszę człowieka, wynosząc ją do stanu nadprzyrodzonego, czyniąc ją podobną do siebie i pozwalając żyć i napawać się tym szczęściem, jakim się sam cieszy. Dlatego przybranie u ludzi nigdy nie może się nazywać zrodzeniem, albowiem daje przybranemu tylko dobra doczesne, zewnętrzne; Bóg zaś pod pewnym względem na nowo odradza przybranego człowieka, albowiem przez łaskę uświęcającą człowiek otrzymuje nową naturę, staje się nowym stworzeniem, uczestniczącym w naturze Boga. Dlatego w Piśmie Św. przybrany nazywa się zrodzonym z Boga: „A wszystkim, którzy go przyjęli i uwierzyli w imię jego, dał moc, aby się stali synami Bożymi, którzy… z Boga się narodzili” (Jan 1, 12 – 13). Przybrani za synów u ludzi dziedziczą dobra materiałem dopiero po śmierci przybranego ojca, jako jego dziedzice. Bóg zaś w nieskończonym Miłosierdziu swoim pozwala uczestniczyć w dobrach swoich i szczęściu swoim zawsze, albowiem dary duchowe może posiadać wielu i jednocześnie. Dlatego nawet największa ilość świętych, uczestnicząc w tym samym szczęściu, nie 20 czynią uszczerbku sobie, ani tym bardziej Ojcu zawsze żyjącemu i cieszącemu się największym szczęściem (S. T. 3. q. 23. a. 1, ad. 2 i ad. 3). „Bo nie otrzymaliście ducha niewoli znów ku bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów i w duchu tym wołamy: Abba Ojcze! A sam Duch daje świadectwo duchowi naszemu, żeśmy synami Bożymi. A jeśli synami, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi” (Rzym. 8, 15 – 17). „Jest to wielkie Miłosierdzie Boże — powiada św. Atanazy — że Bóg tych, których jest Stwórcą, potem staje się Ojcem. Dzieje się to wtedy, gdy ludzie tworzeni, jak mówi Apostoł, przyjmują w swe serce Ducha Syna Jego, wołającego Abba, Ojcze. Nie mogą bowiem w inny sposób stać się synami, gdy z natury swej są stworzeniami, jak tylko gdy przyjmą Ducha tego, który jest naturalnym i prawdziwym Synem” (Or. 2 contra Arian. n. 59). „Człowiek na podobieństwo Boże stworzony, nie jest tej samej natury, co Bóg, i dlatego nie jest Jego synem prawdziwym, a staje się nim przez łaskę Miłosierdzia Bożego” (św. Augustyn, 1, 2 contra Maxim. c. 2). Gdyby uboga wyrobnica, nie mogąc wychować swego syna, położyła go u drzwi pałacu bogatego księcia, który spostrzegłszy dziecko, kazałby służbie zabrać je do domu, żywić, wychować, a potem zaliczyć do sług pałacowych — byłoby to aktem wielkiego miłosierdzia tego człowieka. Gdyby zaś po upływie jakiegoś czasu ów książę postanowił tego chłopca przybrać za syna, zrównać w prawach z rodzonymi dziećmi, wprowadzić do komnat i polecić swym sługom otaczać go czcią należną książętom, byłoby to jeszcze większym miłosierdziem, okazanym biednemu dziecku. Jeszcze większe Miłosierdzie okazał Bóg, nie tylko stwarzając człowieka na obraz i podobieństwo swoje, darząc życiem rozumnym i nieśmiertelnym, ale nadto obdarzając go łaską uświęcającą, przez którą człowiek staje się przybranym dzieckiem Bożym, dziedzicem szczęścia i Królestwa Bożego, współdziedzicem jedynego Syna Bożego. Ponieważ wszystkie stworzenia na ziemi zostały przeznaczone dla człowieka, przeto przez przybranie go za syna i one doznały szczególniejszego wyniesienia, jako mieszkanie, pokarm i ubranie przybranych dzieci Bożych. Dlatego Apostoł mówi: „Stworzenie z upragnieniem wyczekuje objawienia synów Bożych. Stworzenie bowiem poddane było znikomości nie ze swej woli, lecz dla tego, który je znikomości poddał w nadziei, że i samo stworzenie będzie wyzwolone z niewoli skażenia na wolność chwały synów Bożych. Bo wiemy, że całe stworzenie wzdycha i aż dotychczas rodzi wśród boleści. A nie tylko ono, ale i my sami, którzy mamy pierwiastki ducha, i my tak we wnętrzu naszym wzdychamy, wyczekując przybrania za synów Bożych” (Rzym. 8, 19 – 23). 2. Skoro człowieka Bóg podniósł do stanu nadprzyrodzonego i uczynił go swoim przybranym dzieckiem, tym bardziej z Miłosierdzia swego przybrał za 21 dzieci swe doskonalsze stworzenia, jakimi są, wszystkie duchy niebieskie. Pismo Św. przedstawia jako cel nadprzyrodzonego stanu człowieka uczestnictwo w nadprzyrodzonych dobrach, które już posiadają Aniołowie. „W zmartwychwstaniu (sprawiedliwi)… będą jako Aniołowie Boży w niebie” (Mat. 22, 30), mówi Pan Jezus do saduceuszów, — „równi bowiem będą Aniołom i są synami Bożymi, będąc synami zmartwychwstania” (Łuk. 20, 36). Stąd wynika, że Aniołowie osiągnęli nadprzyrodzony cel: bezpośrednie widzenie Boga, co nie mogło się stać bez wyniesienia ich do stanu nadprzyrodzonego. Żadne bowiem stworzenie samo przez się nie może oglądać Boga. Zresztą nie byłoby rzeczą stosowną, by Bóg samych tylko ludzi podniósł do stanu nadprzyrodzonego, a wyższe i doskonalsze stworzenie pozostawił w stanie naturalnym. Jeżeli Aniołowie mają pomagać ludziom do osiągnięcia synostwa Bożego, sami muszą już to synostwo posiadać, otrzymali je prawdopodobnie już przy stworzeniu. „Aniołowie ich w niebiesiech zawsze widzą oblicze Ojca mego, który jest w niebiesiech” (Mat. 18, 10) — mówi Pan Jezus o Aniołach; z tego wynika, że osiągnęli oni szczęśliwość w niebie, na którą choć w małym stopniu musieli zasłużyć. Według Św. Tomasza, pierwszy akt woli ich był aktem doskonałej miłości i tym aktem zasłużyli sobie na uszczęśliwiające widzenie Boga. Atoli nie wszyscy Aniołowie zdobyli się na taki akt, a wielu z nich zgrzeszyło i ci stali się duchami nieczystymi, którym przewodzi jeden, zwany szatanem (Hiob 1, 6), belzebubem (Łuk. 11, 15), smokiem wielkim (Obj. 12, 9), księciem tego świata (Jan 12, 31). Upadli aniołowie należeli przed upadkiem do różnych stopni, dlatego i po upadku tworzą pewną hierarchię (S. T., 1, q. 109, a. 2). Szczęście Aniołów w niebie jest nieutracalne, czego są oni pewni: „Aniołowie widzą zawsze oblicze Ojca”. To szczęście bowiem nie byłoby doskonałe, gdyby było połączone z bojaźnią, iż się je utraci. Oglądanie Boga powoduje umiłowanie Go nade wszystko, co uniemożliwia popełnienie grzechu, przez który by mogli utracić szczęśliwość. Nie wszystkie duchy niebieskie są jednakowo szczęśliwe, a stopień ich szczęśliwości zależy od zasług uzyskanych w czasie próby. Możliwe jest dodatkowe powiększenie tej szczęśliwości przez radość, jaką będą mieć ze zbawienia dusz, powierzonych ich pieczy, gdy jeszcze były w ciele na ziemi. Na czym polegał grzech upadłych Aniołów? Grzechem ich była pycha, jak mówi Pismo Św.: „Pycha jest początkiem grzechu” (Ekl. 10, 15). Według św. Tomasza, pycha ich polegała na pożądaniu szczęśliwości naturalnej, a odwróceniu się od nadprzyrodzonej, do której Bóg ich przeznaczył. Inaczej mówiąc grzech ich polegał na wzgardzeniu Miłosierdziem Bożym, jakie mieli oni otrzymać przez łaskę (1, q. 63, a. 3). Inni teologowie upatrują grzech szatana w zazdrości człowiekowi – Maryi, która miała być wyniesiona na Matkę Boga i 22 Królową Aniołów (św. Bernard). Jak tedy pierwszym aktem woli dobrych Aniołów — był akt doskonałej synowskiej miłości Boga, tak złych aniołów pierwszym aktem woli był akt pychy, przez który zostali na zawsze pozbawieni oglądania Boga. *** „I zaczęła się wielka bitwa na niebie: Michał i Aniołowie jego walczyli ze smokiem, a walczył również smok i aniołowie jego. A nie przemogli i więcej już nie znaleziono dla nich miejsca w niebie. I zrzucony został ów smok wielki, wąż znany od dawna, ten, którego zowią diabłem i szatanem, i który zwodzi cały świat, i zrzucony został na ziemię, a aniołowie jego razem z nim zrzuceni byli” (Obj. 12, 7 – 9). Od wieków tedy toczy się walka między prawdą Miłosierdzia Bożego, a kłamstwem nieufności i zaprzeczenia temuż Miłosierdziu. Tam zwycięża cnota pokory i ufności, a tu przegrywa pycha, której „Bóg z natury się sprzeciwia”. Skupiajmy się pod sztandarem Michała Archanioła, który pierwszy uznał Miłosierdzie Boże i zwyciężył pokorą i ufnością, słowami: „Niech Pan cię ukarze” (Juda 9). Przyjmijmy jego pokorne hasło: „Któż jak Bóg!”. 7. MIŁOSIERDZIE W SPOSOBIE I WARUNKACH USYNOWIENIA „Miłosierdzie (Boże) wiecznie zbudowane będzie na niebiesiech” (Ps. 88, 3). W pierwszym rozdziale Ewangelii św. Jana w krótkich i potężnych słowach mamy opis najgłębszych tajemnic naszej wiary, a przede wszystkim sposób i warunek naszego usynowienia, czyli przybrania za synów Bożych: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko się przez nie stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało. W nim było życie, a życie było światłością ludzi… A Słowo stało się ciałem i mieszkało między nami” (Jan 1, 1 – 4, 14). Słowo — to Syn Boży, przez którego Bóg ujawnił swe Miłosierdzie w stworzeniu, a przede wszystkim w przybraniu istot rozumnych za synów Bożych — „Wszystko się przez nie stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało”, czyli, że usynowienie nasze dokonało się przez Syna Bożego, przez Jego Wcielenie i Odkupienie. „A Słowo stało się ciałem.” 23 1. Jak w człowieku Bóg połączył ciało z duszą, przez którą i ciało staje się, jakby uduchowione, piękne i szlachetne, uczestnicząc w honorach jej i szczęściu, — tak Bóg od wieków postanowił złączyć naturę ludzką z Boską w Drugiej Osobie swojej, by tę ludzką naturę ożywić nowym życiem, uczynić ją uczestniczką życia Bożego oraz dziedziczką chwały i szczęścia wiecznego. Przez to nie obniża się natura Boska, ale się wywyższa natura ludzka i jak gałązka ziemska zaszczepia się w szczepie niebieskim. Jak bowiem promień słoneczny przechodząc przez powietrze oświeca je, a nawet poniekąd przesłonecznia — tak Słowo Przedwieczne, łącząc naturę Boską z ludzką w jednej Osobie swojej, przyodziewa ją w taki blask, jakim samo jaśnieje, a nawet poniekąd przebóstwia ją. Jak pieczęć odbija w wosku wszystkie swoje figury i kształty, tak przez to połączenie dwóch natur w jednej Osobie odbiły się w naturze ludzkiej doskonałości natury Boskiej, które umożliwiły stworzeniom rozumnym przyjąć synostwo Boże, przybranie za dzieci Boga. Przez takie połączenie natury ludzkiej z naturą Boską, w jednej Osobie, Bóg postanowił nasamprzód przyjąć jednego Człowieka za swego naturalnego Syna, a następnie usynowić wszystkich ludzi, którzy w Syna wcielonego uwierzą. Ten jeden Syn Boży miał wziąć ciało z łona Przeczystej Dziewicy, która też od wieków była przewidziana i przeznaczona na Matkę wcielonego Słowa Przedwiecznego. Ona również miała stać się i Pośredniczką Miłosierdzia Bożego, które otrzymali pierwsi ludzie w przybraniu ich za dzieci Boże i podniesieniu do nadprzyrodzonego stanu. W pomroce odległej przeszłości ukazuje się w myśli Bożej promienna postać Dziewicy — Matki Bożej — Matki Miłosierdzia. Stwórca wyraził w Niej całą piękność, duchowość i doskonałość wszystkich stworzeń, a zlewając na Nią pełnię łaski uświęcającej, jako na najmilszą Córkę Ojca Przedwiecznego, Matkę Syna Bożego i Oblubienicę Ducha Świętego, zaprojektował Jej postać w najwyższym stylu, lgnącą do Boga i jaśniejącą najpiękniejszym wdziękiem harmonii moralnej. W Niej miało być tyle wielkości i głębokości, tyle wzniosłości i piękności, tyle łaskawości i miłosierdzia, iż miała stać się godną być Matką Boga, przyjąć Słowo Przedwieczne, zamknąć je w swoim łonie, podzielić się z Nim krwią swoją, karmić mlekiem i zadowolić swą słodką i tkliwą miłością Matki. Będąc z natury niższą od Aniołów, przez pełnię łaski miała się odznaczyć najsubtelniejszą wrażliwością na działanie Boże, miała lepiej poznać Boga, niż Cherubini, więcej go ukochać, niż Serafini, stać się Królową nieba i ziemi, Królową wszystkich stworzeń widzialnych i niewidzialnych. Miała tak dalece pogrążyć się w Bogu i złączyć się z Nim w miłości, że Słowo Przedwieczne miało wziąć z Niej ciało i krew dla siebie, a następnie w to ciało przemienić chleb, a w krew wino w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza, zaprojektowanym już wówczas w przedwiecznej myśli Najwyższego, aby 24 karmić przybrane dzieci Boże i podtrzymywać w nich nadprzyrodzone Boskie życie. Z takiej Dziewicy Słowo Przedwieczne miało wziąć człowieczeństwo, by się z nim połączyć w jednej swojej Osobie i w ten sposób zjednoczyć wszystkie porządki świata stworzonego, a przede wszystkim stać się „pierworodnym Synem Bożym między wielu braćmi” (por. Rzym. 8, 29). Bóg – Człowiek, Syn Maryi, był pierwszą istotą, jaką Bóg przewidział, poznał i postanowił, ale jednocześnie przewidział i poznał Matkę Jego. „Pan mię posiadł na początku dróg swoich, pierwej niźli co uczynił od początku” (Przyp. 8, 22). „Jam wyszła z ust Najwyższego, pierworodna między wszystkim stworzeniem” (Ekl. 24, 5). Cała wspaniałość synostwa Bożego urzeczywistniała się w Bogu – Człowieku w sposób naturalny, a następnie w Jego Matce przez przybranie. Na ich modłę wszyscy wybrani uczynieni zostali synami Bożymi. „Przeznaczył też nas dla siebie na synów przybranych przez Jezusa Chrystusa” (Ef. 1, 5). 2. Jakkolwiek usynowienie pierwszych ludzi było dziełem Miłosierdzia Bożego, ze strony ich musiały być zachowane pewne warunki, jako ujawnienie ich dobrej i nieprzymuszonej woli. Jak Aniołowie winni byli przyjąć łaskę, uznając swoją niedostateczność, i upokorzyć się przed wolą Najwyższego, — tak i ludzie musieli zachować przykazanie — nie spożywać owocu z drzewa poznania dobrego i złego. „Z każdego drzewa rajskiego jedz; ale drzewa wiadomości dobrego i złego nie jedz, bo którego dnia będziesz jadł z niego, śmiercią umrzesz” (Rodz. 2, 16 – 17). Warunek ten w porównaniu z dobrodziejstwem synostwa Bożego był bardzo łatwy do zachowania, ale był konieczny ze względu na to, że stworzenie, obdarzone wolną wolą, winno było samo choć w małym stopniu zadecydować o swym losie i zasłużyć na tak wielkie Miłosierdzie. Bóg nie chciał ich wolnej woli tamować i narzucać im swego Miłosierdzia. Toteż dopuścił na nich czas próby, której oni nie wytrzymali. Zbuntowani aniołowie, widząc, że na ziemi ludzie — istoty mniej doskonałe od nich otrzymali łaskę uświęcającą i stali się przybranymi dziećmi Boga, zapałali ku nim śmiertelną nienawiścią i zazdrością, postanawiając za wszelką cenę pozbawić ich tego szczęścia. Jeden z nich przybrał postać węża i namówił Ewę do zerwania owocu z drzewa zakazanego. „Rzekł on do niewiasty: Czemu wam Róg przykazał, żebyście nie jedli z każdego drzewa rajskiego? Odpowiedziała mu niewiasta: Z owocu drzew, które są w raju, pożywamy, ale z owocu drzewa, które jest w środku raju, rozkazał nam Bóg, abyśmy nie jedli i nie dotykali się go, byśmy snadź nie pomarli. I rzekł wąż do niewiasty: Żadną miarą nie umrzecie śmiercią. Bo wie Bóg, iż któregokolwiek dnia będziecie jeść z niego, otworzą się oczy wasze i będziecie jako bogowie, wiedząc dobre i złe” 25 (Rodz. 3, 1 – 5). Następnie Ewa owoc zakazany zjadła i dała mężowi, który też go spożył. Z powyższego wynika, że grzech pierwszych rodziców był grzechem pychy. Chciało się im zostać bogami, jak mówił szatan, mieć poznanie dobrego i złego, a zerwanie owocu zakazanego nastąpiło skutkiem tej chęci grzesznej. A więc i ludzie, jak zbuntowani aniołowie, przez pychę utracili synostwo Boże, a razem z nim i dary pozanaturalne. W umyśle ich powstała rana niewiedzy, w woli — rana słabości, a w namiętnościach cielesnych spotęgowała się rana pożądliwości, w całej zaś naturze — skłonność raczej do złego, niż do dobrego. Toteż człowiek nie tylko został pozbawiony szczęścia nadprzyrodzonego, ale wskutek braku harmonii wewnętrznej między władzami duchowymi i cielesnymi nie mógł już osiągnąć nawet szczęśliwości naturalnej i znalazł się w położeniu gorszym, niż stworzenie nierozumne. Widząc w naturze swojej takie zepsucie, każdy może za Apostołem powtórzyć: „Widzę inne prawo w członkach moich, sprzeczne z prawem umysłu mego, poddające mię w niewolę pod prawo grzechu, które jest w członkach moich. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mię wyzwoli z ciała tej śmierci? Łaska Boża przez Jezusa Chrystusa Pana naszego. A tak ja sam umysłem służą prawu Bożemu, a ciałem zakonowi grzechu” (Rzym. 7, 23 – 25). Podobnie uskarża się i poeta pogański: „widzę rzeczy lepsze i uznaję je, a idę za gorszymi” (Owidiusz). *** Bóg miłosierny pragnął zawsze szczęścia dla wszystkich. Nie jest On sprawcą zła, cierpień i różnych dolegliwości, ale pragnie, by istoty rozumne miały nawet szczęście nadprzyrodzone, ich naturze nienależne, szczęście, jakim się sam napawa. Tym bardziej Bóg nie chciał piekła, które powstało dopiero po upadku zbuntowanych aniołów, wymierzających sobie karę wiecznego odwrócenia się od Stwórcy, stając się uosobieniem zła i przewrotności na wieki. Oni to spowodowali i upadek pierwszych ludzi, kusząc ich do złego, które sami popełnili. Ta ich świadoma przewrotność nie pozwala im skorzystać z miłosierdzia Bożego, jakiego dostąpili grzeszni ludzie. 26 8. MIŁOSIERDZIE W OBIETNICY ODKUPIENIA „I dam wam zmiłowanie i zlituję się nad wami” (Jerem. 42, 12). Przez grzech w raju nasi prarodzice nieskończenie obrazili Pana Boga ze względu na nieskończoną Jego godność. Ta nieskończona obraza wymagała nieskończonego zadośćuczynienia. Ale człowiek, będąc istotą skończoną, nie mógł ofiarować takiego zadośćuczynienia. Dlatego zdawałoby się, że wieczne odrzucenie ludzi podobnie jak zbuntowanych aniołów będzie nieuniknione. Lecz Bóg w swym nieskończonym Miłosierdziu nie pozwolił, by cały rodzaj ludzki wpadł w tak wielkie nieszczęście i w czasie wymierzania prarodzicom kary za grzech obiecał im odkupienie. 1. Syn Boży, „przez którego wszystko się stało”, który w odwiecznych planach swoich miał i bez tego się wcielić (jak utrzymuje większość teologów), przyjmując nieskażoną jeszcze naturę ludzką, teraz swego planu nie cofnął, lecz stanąwszy przed Ojcem niebieskim ze słowami: „Oto idę” (Ps. 39, 8) ofiarował się w ciele ludzkim cierpieć i umrzeć za ludzi, by w ten sposób złożyć nieskończone zadośćuczynienie Panu Bogu za nieskończoną obrazę. Toteż Bóg przy wymierzaniu kary za grzech w słowach zwróconych do szatana powiedział: „Położę nieprzyjaźń między tobą, a między niewiastą i między nasieniem twoim, a nasieniem jej; ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę jej” (Rodz. 3, 15). Przez te słowa Bóg chciał zaznaczyć, że kiedyś powoła niewiastę, której syn całkowicie zwycięży szatana. Przez grzech bowiem szatan zwyciężył ludzi i podbił ich w swoją niewolę. Zwycięstwo zaś nad szatanem oznacza uwolnienie ludzi od grzechu i niewoli, czyli jest to obietnica zbawienia. Przez tę obietnicę Miłosierdzie Boże odnosi tryumf nad sprawiedliwością, która się domagała kary na ludzi takiej, jak na zbuntowanych aniołów. Zdawałoby się, że przywrócenie do łaski upadłych aniołów, jako istot o wyższej naturze, mogło przynieść więcej chwały Bogu. Dlaczego tedy oni nie doznali tego Miłosierdzia? Aniołowie nie byli kuszeni jak ludzie, a mając lepsze poznanie nawet mogli ludzi przestrzec; tymczasem korzystając z przewagi umysłowej użyli podstępu i kłamstwa w doprowadzeniu ich do upadku. Drugim powodem było to, że rodzaj ludzki z wyjątkiem pierwszej pary upadł w grzech nie z własnej woli, ale z cudzej, — wówczas gdy aniołowie wszyscy zgrzeszyli 27 swoim własnym sądem, swoją wolą, swoim osobistym wyborem, oświadczając się za zbuntowanym swym księciem przeciwko swemu Stwórcy. Wreszcie rozum Aniołów odznaczał się najdoskonalszym poznaniem i mądrością: musieli oni doskonale znać nieskończoność, wszechmoc i świętość Boga. Tymczasem poznanie ludzi uzależnione jest od zmysłów i utrudnione przez namiętności, zaciemniające często rozum. Toteż Bóg miłosierny wolał skłonić się do większej nędzy, by uzupełnić braki słabszych i niższych, jak to powie kiedyś Maryja: „Strącił mocarzy z tronów, a wywyższył pokornych” (Łuk. 1, 52). Zresztą nie możemy twierdzić, że Bóg zupełnie wykluczył upadłych aniołów ze swego Miłosierdzia. Jakkolwiek nauka Oryginesa, że Miłosierdzie Boże kiedyś zbawi wszystkich — nawet szatanów — została przez Kościół potępiona, jako sprzeciwiająca się Pismu Św. o karze wiecznej, Doktor Anielski utrzymuje, że Miłosierdzie Boże sięga nawet do piekła nie w tym znaczeniu, jakoby kary piekielne miały kiedyś ustać, ale że pod względem intensywności nie są one tak straszne, jakie musiałyby być ze względu na nieskończoność obrazy Bożego Majestatu, dokonanej przez potępionych. (Suppl. q. 99, a. 2). 2. Daną w raju obietnicę odkupienia Bóg wielokrotnie powtarzał Abrahamowi, Jakubowi, Judzie, Dawidowi, a wreszcie przez liczne figury Mesjasza i głosy proroków wskazał główniejsze okoliczności życia i działalności Zbawiciela. Abrahamowi obiecał: „Wszystkie narody ziemi będą błogosławione w nasieniu twoim” (Rodz. 22, 18). W podobnych słowach odezwał się do Jakuba: „Będą błogosławione w tobie i w nasieniu twoim wszystkie pokolenia ziemia” (Rodz. 28, 14). Jakub umierając błogosławi Judzie: „Nie będzie odjęte berło od Judy, ani wódz z bioder jego, aż przyjdzie, który ma być posłan, a on będzie oczekiwaniem narodów” (Rodz. 49, 10). Dawidowi Bóg przez Natana obiecuje: „Wzbudzę nasienie twe po tobie, które wynajdzie z żywota twego, i umocnię królestwo jego. On zbuduje dom imieniowi memu, i utwierdzę stolicę królestwa jego a na wieki. Ja mu będę za ojca, a on mnie będzie za syna” (II Król. 7, 12 – 14). Figurami Mesjasza były pewne osoby, zdarzenia, instytucje i przedmioty Starego Testamentu, przez które Bóg wskazywał na Osobę, czynności i cierpienia obiecanego Zbawiciela oraz na instytucje, które On miał założyć. Tak Abel, Izaak, Józef, Dawid, baranek wielkanocny oraz wąż miedziany były figurą męki i śmierci Zbawiciela. Melchizedech wyobraża Jego kapłaństwo, Jonasz — Jego zmartwychwstanie; arka Noego, przejście przez Morze Czerwone, manna na pustyni, świątynia Jerozolimska ze swymi instytucjami i ceremoniami przedstawiały Kościół z jego sakramentami; krzak Mojżesza, miód Samsona, Abisaj Dawida itp. wyobrażały Niepokalaną Dziewicę, Matkę Zbawiciela. Prorocy określili czas przyjścia Zbawiciela i okoliczności Jego narodzenia, życia, męki i śmierci, Jego zmartwychwstanie, wniebowstąpienie i 28 zesłanie Ducha Świętego oraz zburzenie Jerozolimy i rozproszenie Żydów, a przede wszystkim założenie Kościoła, jego rozszerzenie i wieczne trwanie. Niesposób tu przytaczać wszystkie proroctwa, wspomnę tylko, że Daniel określił czas przyjścia Mesjasza: „Siedemdziesiąt tygodni (lat) skrócone są na lud twój i na miasto święte twoje, aby… był pomazany święty świętych” (Dan. 9, 24); Micheasz — miejsce Jego narodzenia (5, 2); Izajasz — iż porodzi Go Dziewica (7, 14); Izajasz (60, 1 – 6) i Dawid (Ps. 71, 9 i 10) mówią o pokłonie Trzech Króli itp. Czytając w Starym Testamencie o obietnicach Mesjasza, o figurach i dokładnych proroctwach oraz porównując je z życiem, męką i śmiercią Pana Jezusa, nie mamy najmniejszej wątpliwości, że na Nim one się wszystkie spełniły, że więc On jest tym obiecanym Zbawicielem, który przywraca ludziom utracone synostwo Boże. Sam zresztą w swych rozmowach z Żydami powołuje się na wymienione figury i proroctwa. „Jako był Jonasz w żywocie wielkiej ryby trzy dni i trzy noce, tak i Syn Człowieczy będzie w sercu ziemi trzy dni i trzy noce” (Mat. 12. 40). „Badacie Pisma, bo sadzicie, że macie w nich żywot wieczny, a one to dają świadectwo o mnie” (Jan 5, 39). Sami Żydzi uznali Pana Jezusa za obiecanego Mesjasza, gdy przy wjeździe Jego do Jerozolimy uroczyście Go witali: „Błogosławiony król, który przybywa w imię Pana. Pokój na niebie i chwała na wysokości” — Ps. 117, 26, (Łuk. 19, 38). Św. Paweł wobec króla Agryppy daje świadectwo o Jezusie, na którym spełniły się wszystkie proroctwa: „Wsparty pomocą Bożą, ostałem się po dzień dzisiejszy, daj świadectwo małym i wielkim i nic nie mówiąc ponadto, co zapowiadali Prorocy i Mojżesz: że Chrystus ma cierpieć, i że będzie pierwszym, który po zmartwychwstaniu będzie zwiastował światło narodowi i poganom” (Dz. Ap. 26, 22 – 23). Dlaczego Bóg nie od razu zesłał obiecanego Zbawiciela? W tym również należy upatrywać nieskończone Miłosierdzie Boże. Bóg zwlekał z urzeczywistnieniem swej obietnicy dlatego, by ludzie lepiej odczuli wielką nędzę grzechu, by zrozumieli potrzebę i konieczność Odkupienia, by za Odkupicielem tęsknili i w ten sposób lepiej ocenili wielkość Miłosierdzia, jakie zostało ujawnione w Odkupieniu. Gdyby człowiek przez rozrzutność utracił majątek, a potem natychmiast znowu się wzbogacił, nie odczułby nędzy swej rozrzutności, jaką zrozumie dopiero w ubóstwie i przecierpieniu skutków marnotrawstwa. Tak ludzie po długich wiekach swej nędzy zrozumieli szkaradę grzechu i zaczęli wołać: „Spuśćcie rosę, niebiosa, z wierzchu, a obłoki niech zleją z deszczem sprawiedliwego, niech się otworzy ziemia i zrodzi Zbawiciela, a sprawiedliwość niechaj wzejdzie społem” (Iz. 45, 8). Dlaczego wielka ilość Żydów nie uznała w Jezusie swego Mesjasza? Żydzi wyobrażali sobie, że ich Mesjasz będzie królem doczesnym, wyzwoli ich spod panowania Rzymian i podda im wszystkie narody. Nie zrozumieli proroctw o Mesjaszu, że Chrystus założy nowe królestwo, które trwać będzie na 29 wieki, że tym królestwem będzie Kościół, który nie jest państwem z tego świata, że Chrystus – Król dozna wielkiego upokorzenia i podda się męce i śmierci, że Jego niezmierzone skarby będą bogactwem łaski. Przyczyną tedy zatwardziałości wielu Żydów była ich pycha, szukanie rozkoszy doczesnych, nienależyte pojmowanie życia przyszłego. *** Pycha była pierwszym grzechem, który sprowadził nieszczęście na aniołów zbuntowanych i na ludzi. Stała się ona również przyczyną niewiary i zatwardziałości Żydów, a i dzisiaj jest powodem odstępstwa i błędnowierstwa. Wszystko zło społeczne, istniejące na świecie, ma swój początek w pysze, ale najstraszniejszym skutkiem pychy jest wieczne odrzucenie. Pycha tedy jest głupotą a pokora prawdziwą mądrością. Jak powiada Mickiewicz: „Na głębszych fundamentach wyższy mur stać może, i większy rozum tylko na większej pokorze”. 9. MIŁOSIERDZIE BOŻE W TAJEMNICY WCIELENIA „Słowo stało się ciałem i mieszkało między nami” (Jan 1, 14). Ewangelista w tych trzech pierwszych słowach wyraża największą tajemnicę Wcielenia, która była początkiem i podstawą wszystkich innych dzieł Miłosierdzia Bożego w Odkupieniu. Zastanówmy się nad nieskończonym dobrodziejstwem tego dzieła. 1. Niektórzy teologowie utrzymują, że Wcielenie było postanowione w wyrokach odwiecznych niezależnie od grzechu pierwszych ludzi, i że wówczas byłoby również dziełem nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Św. Tomasz zaś utrzymuje, że Wcielenie zostało postanowione głównie jako środek przeciwko grzechowi tak, iż gdyby grzechu pierworodnego nie było, nie byłoby i Wcielenia. „Choć jest rzeczą jasną, że to granic wszechmocy Bożej nie stawia i nawet gdyby grzechu nie było, Bóg mógłby się wcielić” (S. T. 3, q. 1, art. 2). Św. Cyryl pisze: „Nie było innego sposobu ratowania upadłej ludzkości, jak tylko, żeby Słowo Przedwieczne — Syn Boży stał się Człowiekiem” (Lib. 5, 30 Thesauri c. 7). Pismo św. zdaje się potwierdzać raczej tę drugą opinię: „Przyszedł Syn Człowieczy, aby zbawił, co było zginęło” (Mat. 18, 11). „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, który wierzy weń, nie umarł, ale miał żywot wieczny” (Jan 3, 16). Niezależnie od jednego lub drugiego poglądu Odkupienie przez Wcielenie Słowa Przedwiecznego dokonało się w sposób najstosowniejszy, najbardziej odpowiadający mądrości, potędze, sprawiedliwości, a szczególnie nieskończonemu Miłosierdziu Bożemu. Potęga Boża ujawnia się w czynieniu cudów, a mądrość — w obiorze najstosowniejszych środków do najwznioślejszego celu. We Wcieleniu widzimy cel najwznioślejszy — połączenie się dwóch natur w jednej Osobie, w celu przybrania za synów Bożych innych ludzi. Cóż może być cudowniejszego, jak to, że Bóg staje się człowiekiem a człowiek Bogiem. Jest to cud nad cudami. Przez Wcielenie następuje zadośćuczynienie za nieskończoną obrazę Bożego Majestatu, które składa nie jakieś stworzenie, ale Bóg – Człowiek, okazuje się też tak nieskończona złość grzechu, że gładzi go aż Syn Boży, następuje tedy sprawiedliwe wyrównanie i przeproszenie za zniewagę. Ale przede wszystkim przez Wcielenie ujawnia się najlepiej Miłosierdzie Boże. Żadnym bowiem darem nie ujawniłaby się większa litość Boga nad nędzą ludzką, jak darowaniem najmilszego Syna swojego. Nic już większego dla nas nie można było uczynić, nic ofiarować droższego i skuteczniejszego dla naszego zbawienia. Może się komu wydawać, że większym Miłosierdziem byłoby darowanie win darmo i zabranie wszystkich ludzi do nieba. Jednak w rzeczywistości więcej jest litości w darowaniu Syna Bożego, jak również o wiele cenniejsze jest takie zbawienie, które zadośćczyni sprawiedliwości, aniżeli bez tego zadośćuczynienia. Jeżeli król przyjmuje stan sługi, aby wybawić od śmierci skazańca, większe okazuje miłosierdzie, niż gdyby uwolnił go od śmierci tylko swoją królewską powagą. Z punktu widzenia sprawiedliwości należałoby człowieka grzesznego ukarać od razu karą wieczną, jak zbuntowanych aniołów. Tymczasem Bóg uwalnia go od winy i kary za cenę krwi Syna swego, który obficie zadośćuczyni sprawiedliwości. „Albowiem nabyci byliście za wysoką cenę. Chwalcie tedy i noście Boga w ciele waszym” (I Kor. 6, 20). Wreszcie przez Wcielenie Bóg ustanowił niewyczerpane źródło zbawienia dla wszystkich ludzi po wszystkie czasy, czego by bez Wcielenia prawdopodobnie nie było. Wszakże największa stosowność zbawienia ludzi przez Wcielenie okazuje się w tym, że pod wpływem tej tajemnicy potęguje się nasza wiara, nadzieja, miłość i inne cnoty, że przez nie wszystko, co istnieje, podnosi się do wyższej godności, a ludzie zbawieni — do wyższej chwały. Któżby nie uwierzył Bogu, który w postaci ludzkiej widzialnie nauczał i czynił cuda! Któżby jeszcze wątpił w zbawienie, gdy sam Bóg zapewniał o 31 wiecznej nagrodzie. Jesteśmy tak skłonni do zniechęcenia i opuszczania rąk w niepowodzeniu. Ale gdy spojrzymy na krzyż i na nim widzialną postać Boga – Człowieka, który już tyle czynił dla zbawienia naszego, wówczas wstępuje ufność w Jego pomoc, a wraz z nią potęguje się miłość, skłaniająca do poświęcenia i oddania się Bogu. Wszystkie inne cnoty moralne lepiej się rozwijają i wzrastają, gdy widzimy wzniosły ich przykład we wcielonym Bogu – Człowieku. On przykładem swoim pobudza nas do praktykowania ubóstwa i pokory, umartwienia i czystości, posłuszeństwa i zaparcia się siebie. Dzięki Wcieleniu łatwiej dokonuje się uświęcenie nasze w Głowie mistycznego ciała, którego jesteśmy członkami. Ponieważ w ciele ludzkim łączy się życie roślinne i zwierzęce, a anielskie odzwierciedla się w duszy człowieka, przeto przez Wcielenie cała powszechność bytów podnosi się do wyższej godności. Skoro bowiem jeden z ludzi łączy się z Bogiem nie tylko przez łaskę, ale istotnie w jednej Osobie Boskiej, cieszą się z tego i korzystają wszystkie stworzenia, jak mówi Psalmista: „Sądy twoje przepaść wielka, ludzi i bydlęta zbawisz, Panie! Jakżeś rozmnożył Miłosierdzie twoje, Boże” (Ps. 35, 7 – 8). Wreszcie Wcielenie jest największą chwałą świętych w niebie: cieszą się oni z człowieczeństwa Chrystusa, podniesionego do godności Bóstwa, więcej, niż z obcowania z duchami niebieskimi. 2. Z tajemnicy Wcielenia wypływają dla nas wielkie dobrodziejstwa miłosierne, które się oceniają według wzniosłości daru, ze sposobu udzielania tego daru i ze skutków jakie z niego powstają. Z tego potrójnego tytułu dobrodziejstwa Wcielenia są nieograniczone. Przede wszystkim dar tego Wcielenia jest nieskończony, albowiem jest nim jednorodzony Syn Boży. Gdyby się wcielił Anioł najdoskonalszy, który by z nami przebywał, nauczał nas, rządził nami i prowadził do zbawienia, byłoby to już wielkie dobrodziejstwo miłosierne, które można przyrównać do dobrodziejstwa, jakie by wyświadczył syn królewski, posłany do uwolnienia poddanego z jasyru. Ale oto Bóg posyła Syna swego, darowuje Go nam na własność jedynie dla dobra naszego. To przechodzi wszelkie pojęcie. „Mając naturę Bożą, nie poczytywał swej równości z Bogiem za przywłaszczenie, ale wyniszczył samego siebie, przyjął naturę sługi, stawszy się podobnym do ludzi i dla swego sposobu życia uznany był za człowieka. Uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym a do śmierci, a była to śmierć krzyżowa” (Filip. 2, 6 – 8). W tych słowach Apostoł uwydatnia wielkie upokorzenie Syna Bożego we Wcieleniu, że mianowicie wyniszczył swój Majestat nieskończony, przyjmując naturę ludzką. Jak człowiek wzdryga się przed włożeniem cudzej brudnej bielizny, tak nieskończenie wstrętniejszą dla Syna Bożego była natura ludzka, z którą połączył swoje Bóstwo w jednej Osobie Boskiej, jedynie z Miłosierdzia swojego. Podziwialibyśmy króla, który dla uwolnienia sługi z 32 niewoli, wyzbywając się godności monarchy, dobrowolnie zaprzedałby siebie wrogom. O ileż bardziej mamy podziwiać nieskończone Miłosierdzie Boże we Wcieleniu Jego jednorodzonego Syna. Najmniejsze upokorzenie Bóstwa więcej znaczy, aniżeli największe upokorzenie najdoskonalszych stworzeń, które są niczym w porównaniu z wielkością i doskonałością nieskończoną Stwórcy. Że jednak ta nieskończona wielkość przyjęła we Wcieleniu naszą nicość, stało się to nie dla naszych zasług, ani dla sprawiedliwej oceny wartości dóbr naszych, lecz jedynie z pobudek nieskończonego Miłosierdzia Bożego, któremu się podobało aż za taką cenę zbawić stworzenie. Jeżeli chodzi o skutki Wcielenia, są one nieskończone. Nie tylko bowiem zostały przywrócone wszystkie łaski, utracone przez grzech naszych prarodziców, ale otrzymaliśmy jeszcze więcej: Chrystus Pan wysłużył nam nieskończony skarb zasług, z którego ludzie mogą czerpać obficie po wszystkie czasy aż do skończenia wieków. „Boś go uprzedził błogosławieństwy słodkości, włożyłeś na głowę jego koronę z kamienia drogiego” (Ps. 20, 4) — woła Psalmista, rozważając Miłosierdzie Boże we Wcieleniu, a jeszcze bardziej podkreślając to w innym Psalmie: „Ubłogosławiłeś, Panie, ziemię twoją przywróciłeś pojmanie Jakuba. Odpuściłeś nieprawość ludu twego, pokryłeś wszystkie grzechy ich. Uśmierzyłeś wszystek twój gniew, odwróciłeś się od gniewu zapalczywości twojej” (Ps. 84, 2 – 4). *** „Przeklęta będzie ziemia dla czynu twojego” (Rodz. 3, 17), powiedział Bóg do Adama przy wymierzeniu mu kary za grzech. Aż oto Słowo Przedwieczne zstępuje na ziemię przy Wcieleniu i sprowadza błogosławieństwo. „Lżej oddycha przyroda, a po lasach i polach, po liściach krzewów płynie powiew łagodny, niby głębokie westchnienie, wydobywające się z jej łona”. O ileż głębsze westchnienie wyrywa się z duszy mojej przy rozważaniu tej niezgłębionej tajemnicy Miłosierdzia Bożego. 33 10. MIŁOSIERDZIE BOŻE W SPOSOBIE WCIELENIA „Na początku było Słowo… a Słowo stało się ciałem” (Jan 1, 1 i 14). Wcielenie Słowa Przedwiecznego jest tajemnicą, która przewyższa pojęcie Aniołów, a cóż dopiero ludzi. Chociaż tedy dokładnie zrozumieć tego nie potrafimy, postarajmy się przynajmniej przez analogię i porównanie choć w przybliżeniu jako tako pojąć, jak się dokonało połączenie natury Boskiej z ludzką w jednej Osobie Słowa. 1. Nestoriusz († 450) utrzymywał, że natura ludzka Chrystusa była tylko przybytkiem i mieszkaniem, w którym w sposób szczególniejszy zamieszkało Bóstwo, że była niby szatą, przez którą Bóstwo stało się widzialne, że człowiek był tylko narzędziem, przez które w sposób szczególniejszy działało Bóstwo, że był on tylko szczególniejszym przyjacielem ukochanym przez Boga i kochającym Go ponad wszystko. Stąd połączenie między tymi naturami było tylko przypadkowe przez mieszkanie, ubranie, narzędzie i miłość, czyli Nestoriusz błędnie twierdził, że w Chrystusie Panu były dwie natury i dwie osoby. Tak pojęte Wcielenie burzyłoby fundament naszego bawienia, albowiem Bóg nie stałby się człowiekiem, a człowiek nie stałby się Bogiem, co wyraźnie byłoby w sprzeczności z licznymi cytatami Pisma Św. Stąd wynikałoby, że Chrystus Pan jako tylko człowiek nie mógłby nas zbawić i złożyć Bogu należnego zadośćuczynienia, nie mógłby zniszczyć śmierci i grzechu, ani udzielić swych zasług wierzącym, słowem nie mógłby nam przywrócić utraconego synostwa. Takie połączenie nie różniłoby się od łączności Boga z wielu świętymi, którzy są przybytkiem Boga, przyjaciółmi Jego i narzędziem do działania cudów i innych spraw Bożych. A więc w Chrystusie musiało być inne, doskonalsze połączenie dwóch natur. Eutychiusz, występując przeciwko Nestoriuszowi, wpadł w drugą ostateczność, głosząc, że w Chrystusie były wprawdzie dwie natury, ale przy Wcieleniu natura ludzka została pochłonięta przez naturę Boską, jak kropla wody wpuszczona do wina, które potem razem stanowią już coś trzeciego. Stąd wniosek, że ciało Zbawiciela już nie było jako ciało nasze, lecz albo jakieś ciało fantastyczne, jak utrzymywali Manichejczycy, a stąd i fantastyczna byłaby męka 34 Zbawiciela, albo jakieś ciało niebieskie, niecierpiętliwe, jak uczyli Walentyn i Apolinary. W ten sposób męka i śmierć Pana Jezusa nie byłyby prawdziwe. Chrystus wówczas nie miałby żadnej natury prawdziwej i nie byłby ani prawdziwym Bogiem ani prawdziwym człowiekiem. Naukę Nestoriusza potępił Sobór Efeski (431), a naukę Eutychiusza potępił Sobór Chalcedoński (451), aprobując „list Papieża św. Leona Wielkiego († 461) w tej materii do Flawiana. Odrzuciwszy te dwa błędne pojęcia Wcielenia, Kościół poucza, że w Chrystusie są dwie natury ze wszystkimi swymi właściwościami: natura Boska i natura ludzka, połączone w jednej Osobie Boskiej i stanowiące Boga i Człowieka. Wszystko, co przysługuje Synowi Bożemu jako Bogu, przysługuje Mu i jako Człowiekowi, a co się należy Człowiekowi, udziela się i Bogu. Jest On bowiem prawdziwym Człowiekiem, a ten Człowiek jest Synem Bożym, przedwiecznie zrodzonym z Ojca, razem z Ojcem jest źródłem pochodzenia Ducha Świętego, jest Mądrością Ojca i sprawcą wszystkiego, jest wieczny, niezmienny, wszechpotężny, nieskończony itp. Znowu Bóg stał się Człowiekiem, narodził się z Dziewicy, cierpiał, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion. W ten sposób w Chrystusie Panu jest osobowe doskonałe połączenie dwóch natur, czyli że cała natura ludzka udziela wszystkich swych właściwości Słowu, a Boska natura — wszystkich swych właściwości Człowiekowi. Osoba Chrystusa istnieje całkowicie w dwóch naturach, ma siłę dwóch natur, działa przez każda z nich, jak gdyby miała jedną. Takie połączenie nazywa się hypostatyczne — osobowe, jest ono najdoskonalsze. 2. Postarajmy się wyjaśnić to połączenie na przykładach. Jeżeli na pniu najszlachetniejszej jabłoni zaszczepimy śliwkę tak, że jedna gałąź pozostanie jabłonią, a druga śliwką, będą więc dwie natury drzew owocowych, wyrastające z jednego korzenia jabłoni i tworzące jedno drzewo, które jednocześnie jest i jabłonią i śliwką. Korzeń jest jeden wspólny dla jabłoni i śliwki, jak wspólna jest Osoba Boska Chrystusa dla jego natury Boskiej i ludzkiej. Tu połączenie jest istotne, albowiem jabłoń i śliwka żywią się sokami ze wspólnego korzenia. Na podstawie takiego połączenia można powiedzieć, że jabłoń rodzi śliwki, a śliwka rodzi jabłka — i że owoce śliwki uszlachetniają się sokami jabłoni. Podobnie czyny ludzkie Chrystusa przez Osobę Boską nabiera ją wartości Boskiej. Chociaż każde porównanie kuleje, ale możemy się nim posługiwać, albowiem i Zbawiciel przyrównał siebie do szczepu winnego (Jan 15, 1). Inne porównanie można uczynić z rozpalonym żelazem. Jak ogień przenika całe rozpalone żelazo i doprowadza je do swojej jasności, ciepła i czystości, łącząc się z nim w jedno — tak przy Wcieleniu Bóstwo przeniknęło całą naturę ludzką i połączyło się ze wszystkimi jej władzami. Jak połączenie żelaza z ogniem jest tak wewnętrzne, że mimo iż każde zatrzymuje swoją naturę, zaledwie je można rozróżnić, — tak przy Wcieleniu Bóstwo i 35 człowieczeństwo złączyły się w Osobie Chrystusa przy zachowaniu jednak wszystkich właściwości swych natur. Jak długo żelazo pozostając w złączeniu z ogniem nie może być czarne, zimne i twarde — tak natura ludzka w połączeniu ze Słowem Przedwiecznym nie zdolna jest grzeszyć. Wreszcie jak właściwości ognia udzielają się żelazu, które jaśnieje, rozpala się i żarzy — tak przy Wcieleniu właściwości Boskie Syna Bożego udzielają się Jego ciału, ale niedoskonałości natury ludzkiej nie udzielają się naturze Boskiej. Jak magnes pociągając ku sobie żelazo, nic nie traci ze swych własności i nie otrzymuje nic od żelaza, a tylko obdarza je siłą przyciągania — tak Słowo Przedwieczne przyjmując naturę ludzką nic ze swej Boskości nie traci, a tylko podnosi tę naturę do synostwa Bożego. W Symbolu wiary św. Atanazego znajdujemy jeszcze takie porównanie: „Jak dusza rozumna i ciało jednego tworzą człowieka, tak Bóg i Człowiek jednym jest Chrystusem”. Dusza jest subtelna, niematerialna, prosta czyli niezłożona, czysta, rozumna, nieśmiertelna i istniejąca w sobie, — gdy ciało jest złożone, zajmuje w przestrzeni miejsce, jest nierozumne i ulega rozkładowi. Jednak dusza swą siłą utrzymuje ciało, istotnie się z nim łączy, przenika je i stanowi z nim jednego człowieka. Przez to połączenie ciało się uduchawia, staje się piękne, żywe, ruchliwe i bierze udział w dobrach duszy, tak że honor należny duszy odnosi się i do ciała. Nie ciało nosi duszę, ale dusza — ciało, które staje się bezwładne po rozłączeniu się z nią, a przy połączeniu z nią podnosi się do osobowości. Piotr np. jest zarazem ciałem i duszą, czyli bytem duchowym i cielesnym. Jako byt cielesny jest śmiertelny i nierozumny, a jako byt duchowy jest rozumny i nieśmiertelny. Cokolwiek działa i cierpi ciało, działa i cierpi człowiek duchowy, a cokolwiek działa i cierpi dusza, działa i cierpi człowiek cielesny. Podobnie przy Wcieleniu Bóg połączył naturę Słowa z naturą ludzką istotnym i nierozerwalnym związkiem, przez który ta natura ludzka istnieje już nie w sobie ani przez siebie, lecz istnieje w Słowie Przedwiecznym, jak szczep ziemski w pniu niebieskim, albo jak ciało w duszy. Nie Słowo Przedwieczne się zmienia i poniża, lecz człowieczeństwo się podnosi do Bóstwa i w Nim istnieje. Podobnie w Eucharystii postacie łączą się z ciałem Pańskim, z duszą i Bóstwem Chrystusa tak istotnie i wewnętrznie, że nigdy nie mogą być oddzielone, jak długo pozostają nieskażone i dlatego doznają tej samej czci, co i sam Bóg – Człowiek, ujawniając w pewien sposób widzialnie Jego Bóstwo i Człowieczeństwo. Zmienia się tu nie ciało Pana Jezusa, lecz postacie. Podobnie Słowo Przedwieczne swą potęgą przenika naturę ludzką i bez swej zmiany jednoczy ją z sobą istotnie, jest obecne doskonale w każdej jej cząstce, jak światło w powietrzu albo jak dusza w ciele. * * * 36 Z powyższego rozważania wynika, jak wielkie Miłosierdzie dla nas okazał Bóg przy Wcieleniu, przez tak istotne połączenie natury Boskiej z naturą ludzką w jednej Osobie Słowa Przedwiecznego i pozostawiając w ten osobowy sposób połączone obie natury w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza. Tu ujawnia się prawdziwe najwyższe arcykapłaństwo Zbawiciela, o którym rozważając Apostoł woła: „Zbliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali Miłosierdzie i dostąpili łaski w pomocy na czasie” (Żyd. 4, 16). Ustawicznie bowiem ofiarowuje się za nas jako brat nasz, a zarazem i jako Bóg nasz. Pragnie być pokarmem naszym, by podtrzymywać w nas synostwo Boże, życie nadprzyrodzone, powiększać w nas miłość ku Bogu, wnikając we wszystkie zakątki naszego serca, dając siebie na zadatek szczęścia wiecznego. 11. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ZWIASTOWANIU „A tobie, Panu, Bogu naszemu, Miłosierdzie i zlitowanie” (Dan. 9, 9). Obietnica Odkupienia wreszcie miała się urzeczywistnić. Wypełnił się czas, przepowiedziany przez Daniela: „Od wyjścia słowa, aby znowu było zbudowane Jeruzalem, aż do Chrystusa wodzą tygodni siedem i tygodni sześćdziesiąt dwa będzie” (Dan. 9, 25). Oczekiwanie Mesjasza było nie tylko w tradycji ludu izraelskiego, ale przeniosło się i do innych narodów tak, że cały świat miał przeczucie i nadzieję przyjścia kogoś, kto by uzdrowił ludzkość. 1. Państwo Rzymskie stanęło wówczas na szczycie swojej potęgi, a moralnie doszło do najostateczniejszej rozwiązłości. Świadczą o tym poeci i historycy ówcześni, a wśród władców świata było jakieś zatrwożenie i oczekiwanie na kogoś. Wirgiliusz († 19 przed nar. Chr.) tłumaczy wierszem wyrocznie Sybilli i na wiek Augusta zapowiada przyjście na świat tajemniczego dziecięcia. Ten poeta wskazuje na lądy i morza, jak drżą z powodu zbliżania się nowej ery, nowych przeznaczeń ludzkości. Historyk Tacyt († 120) pisze o tych czasach: „Było to powszechnym przeświadczeniem, że w tej epoce Wschód weźmie górę, i że jakiś człowiek z Judei zawładnie światem”. Józef Flawiusz historyk żydowski, poświadczając tę samą wyrocznię, zastosowuje ją do Wespazjana (Dzieje Wojny Żydowskiej). 37 Ogólne oczekiwanie przyjścia jakiegoś zbawcy skłaniało osobników złej woli do udawania posłanników Bożych, jak czarnoksiężnik Szymon z Samarii (Dz. 8, 24), Nigidiusz Figulus († 45), Apoloniusz z Tyany († 97) i inni. Jednocześnie panowała najstraszniejsza rozwiązłość moralna. Ludzkość spadała coraz niżej w najstraszniejsze zbrodnie, zacierając w sobie nie tylko ślady byłego a utraconego synostwa Bożego, ale wyzbywając się nawet godności człowieka i poniżając się do bezrozumnych zwierząt. Świadczą o tym wykopaliska z Herculanum i Pompei, miast zalanych lawą Wezuwiusza w r. 79. Taka była wówczas powszechna skłonność do złego, że według ówczesnych historyków trudno było powstrzymać się od niego. Wyrazem tego może być powiedzenie poety Owidiusza († 16): „Widzę lepsze rzeczy i uznaję je, ale idę za gorszymi”. Życie rodzinne coraz bardziej się rozluźniało. Żona stawała się niewolnicą męża, a dzieci pozostawały często bez opieki. Istniał prawem uznany zwyczaj wyrzucania dzieci, a najwięksi pogańscy mędrcy i filozofowie nie tylko nie widzieli w tym nic złego, ale nawet to pochwalali. Tak Platon zalecał to w swoim państwie, a Arystoteles nawet zabraniał wychowywania słabych dzieci. Biedne niemowlęta wyrzucone ginęły z głodu i chłodu, pożerały je często dzikie zwierzęta, albo — co gorsze — zabierali na wychowanie źli ludzie, czyniąc z nich narzędzia nieuczciwych zysków. Nieograniczona władza ojcowska mogła się pozbywać dzieci ślubnych. a cóż dopiero tych, które były skutkiem nieprawego związku; były one wyrzucane, zabijane lub sprzedawane jako niepotrzebny ciężar. O ówczesnej moralności Żydów świadczyć może przykład ich króla Heroda, który zamordował swą matkę i dzieci. Wprawdzie był on Idumejczykiem, ale wyznawał religię mojżeszową. Cały tedy świat ówczesny upadlał się coraz bardziej i stał się podobny do ślepego biedaka u bram Jerycha, błagającego o jałmużnę (Łuk. 18, 35). Wreszcie Bóg lituje się nad biednym światem i posyła Archanioła Gabriela „do miasta galilejskiego, które zwano Nazaret, do Panny poślubionej mężowi, któremu było imię Józef, z domu Dawidowego, a imię Panny Maryja” (Łuk. 1, 26 i 27), aby zwiastować narodzenie się powszechnie oczekiwanego Mesjasza. Poseł niebieski objawia Maryi cztery wielkie tajemnice Miłosierdzia Bożego: Niepokalane Poczęcie Maryi, Tajemnicę Trójcy św., Tajemnice Wcielenia i Odkupienia. 2. „Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z tobą, błogosławionaś ty między niewiastami” (Łuk. 1, 28). W tych słowach Archanioł objawia Maryi Jej Niepokalane Poczęcie, przeciwstawiając zepsutemu światu idealną czystość i bezgrzeszność. Łaska i grzech nigdy i nigdzie razem pozostawać nie mogą. Skoro Maryja jest pełna łaski, znaczy, że grzech nigdy w Niej nie miał miejsca: była od niego wolna nawet w chwili Jej poczęcia. Grzech pierworodny, w 38 którym przychodzą na świat wszyscy ludzie, Jej nie dosięgał. Inaczej bowiem nie byłaby „łaski pełna”. Podobnie w słowach „Pan z tobą” Archanioł nie określa czasu, kiedy Bóg jest z Nią, czyli twierdzi, że Bóg z Nią jest zawsze, że był z Nią nawet w chwili Jej poczęcia. Tam zaś gdzie jest Bóg, nie może być grzechu. Jest tedy Maryja Niepokalanie Poczęta i dlatego zasługuje na miano „błogosławionej między niewiastami”. Maryja sama nie zasłużyła na taki przywilej, a została Niepokalaną ze względu na zasługi Jezusa Chrystusa, którego miała być Matką. Jest to wielkie Miłosierdzie Boże, jakiego Bóg nie udzielił żadnemu stworzeniu, a tylko jednej Maryi. Chrystus rozpoczyna zbawienie świata od swej Matki, zasługi swoje przede wszystkim Jej przydziela i sprawia, że Ona zaczyna ścierać głowę szatanowi już w pierwszej chwili swego poczęcia. Nie przystało bowiem, aby choćby na jeden moment była w niewoli grzechu i podlegała władzy szatana. Ma Ona być Matką Miłosierdzia i Wszechpośredniczką łaski, by przelewać ją na całą ludzkość, na wszystkie swoje przybrane dzieci. „Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego cię zacieni. Przeto i co się z ciebie narodzi święte, Synem Bożym będzie nazwane” (Łuk. 1, 35). W tych słowach Archanioł zwiastuje Maryi tajemnicę Trójcy Przenajświętszej. Obierając Maryję na Matkę dla Syna, Bóg nie uważa Jej za służebnicę, jak Ona nazywa sama siebie, lecz wprowadza Ją do swej rodziny i czyni powierniczką swoich największych tajemnic, uczestniczką swojego życia, wtajemniczając Ją w swoją największą szczęśliwość. Objawienie Trójcy Przenajświętszej jest dowodem szczególniejszego Miłosierdzia Bożego dla Maryi i dla nas, pozwala bowiem poznawać czym jest świętość i do niej dążyć. „Poczniesz w łonie i porodzisz syna i nadasz mu imię Jezus. Ten będzie wielkim i Synem Najwyższym nazwany będzie. I da mu Pan Bóg stolicę Dawida, ojca jego i będzie; królował nad domem Jakubowym na wieki, a królestwu jego nie będzie końca” (Łuk. 1, 31 – 33). W tych słowach Archanioł zapowiada Maryi tajemnicę Wcielenia i Odkupienia, jak gdyby mówił: Jesteś tą niewiastą, która była zapowiedziana w raju, a która zetrze głowę węża piekielnego, niewiastą, o której powiedział Prorok: „Oto Panna pocznie i porodzi syna, a imię jego Emanuela” (Iz. 7, 14). Nic nie zmuszało Boga do odkupienia rodzaju ludzkiego. Bóg zawsze był w sobie szczęśliwy, jest i będzie. Jak może się obejść bez upadłych aniołów, tak by się obszedł i bez ludzi po ich upadku. Jeżeli jednak postanowił ich odkupić, uczynił to jedynie z nieskończonego Miłosierdzia swojego. Gdyby się Bóg zadowolił zadośćuczynieniem niezupełnym, mógł zlecić jakiemu Aniołowi lub człowiekowi, by dał zadośćuczynienie zastępcze, ale wówczas ucierpiałaby sprawiedliwość, albowiem zadośćuczynienie nie byłoby całkowite. Dlatego Bóg wynalazł środek niesłychany, dziwny, niepojęty, godny podziwu Aniołów i 39 ludzi. Oto Syn Boży, przez którego „wszystko się stało, co się stało”, przyjmuje naturę ludzką, by w niej — jako prawdziwy człowiek — dać za ludzi godne zadośćuczynienie Bogu, będąc Mu równym Bogiem. Dlaczego Bóg obrał ten środek? Chwała Boża nie mogła być jedyną pobudką tego, albowiem mógł w inny sposób ją osiągnąć. Chwałę płynącą z wdzięczności naszej mógł osiągnąć z pomocą łask skutecznych, oświecających nas o Jego Majestacie. Skłoniło Boga ku temu jedynie nieskończone Miłosierdzie. Potrzebowaliśmy wzoru, pociechy i zachęty na wąskiej drodze do nieba, na tym padole płaczu. Otóż w Jezusie, Bogu – Człowieku pokornym, cichym i poddanym woli Ojca niebieskiego, mamy teraz przykład i towarzysza w naszych zmaganiach ze złem, w naszych cierpieniach i poniżeniach. Archanioł z woli Bożej zwiastuje Maryi te wielkie tajemnice Miłosierdzia Bożego, by Ona jako wolna współdziałała w nich i dała swoje przyzwolenie. Nasamprzód usuwa wszelką wątpliwość co do sposobu poczęcia, a następnie zapowiada, że Syn Jej będzie Królem i władcą wieczystym, Odkupicielem świata, a wreszcie wskazuje na wszechmoc Boga, u którego „nie masz nic niemożliwego” (Łuk. 1, 37). Wielkim zaszczytem dla Maryi była propozycja zgodzenia się na Wcielenie. Przez akty cnót, jakie ujawniła, okazała się Ona godną tego najwyższego odznaczenia i wyszczególnienia. Anioł ją chwali, a ona pokornie milczy i rozważa, boi się i uniża, kocha czystość i tylko pod warunkiem jej zachowania zdobywa się na przyzwolenie: „Otom ja służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według słowa twego” (Łuk. 1, 38). * * * W chwili, kiedy Maryja dała przyzwolenie, spełniona została tajemnica Wcielenia, czyli złączenie natury Boskiej i natury ludzkiej Chrystusa w jednej Osobie Boskiej, dzieło największego Miłosierdzia, przez które Jezus rozpoczął nowe życie, czyn wiecznego Miłosierdzia dla ludzi, wyrażony krótko: „A Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami”. 40 12. MIŁOSIERDZIE BOŻE W SKUTKACH WCIELENIA „Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Łuk. 2, 14). Tajemnica Wcielenia była dziełem nieskończonego Miłosierdzia Bożego nie tylko sama w sobie, ale i w skutkach swoich, które trwają i trwać będą na wieki. Streszczają się one w hymnie anielskim odmawianym w czasie Mszy Św.: „Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli”. Dotyczą one Boga, Maryi i całej ludzkości. 1. Przez tajemnicę Wcielenia ujawniły się liczne doskonałości Boże, a przede wszystkim nieskończone Miłosierdzie Boże. Najpierw ujawnia się mądrość i wszechmoc przedwieczna. We Wcieleniu bowiem powstaje nowy zupełnie świat, nowy byt: Bóg – Człowiek. Jest to najwspanialsze dzieło przyrodzone i nadprzyrodzone, jest to arcydzieło natury i łaski. Dlatego i do zwiastowania tego dzieła został wybrany nie jakikolwiek Anioł, ale Archanioł Gabriel, „Moc Boża”. On przepowiedział Danielowi czas przyjścia Mesjasza, on zwiastował Zachariaszowi narodzenia Jana Chrzciciela, a teraz zwiastuje Maryi największe tajemnice Miłosierdzia Bożego, ujawniając liczne doskonałości Boga. Ojcowie Kościoła przypuszczają, że dlatego on został wybrany do zwiastowania tej tajemnicy, bo w czasie buntu aniołów okazał obok Michała największą gorliwość w walce z nimi. Przede wszystkim we Wcieleniu okazuje się dobroć i Miłosierdzie Boże. Daje tu bowiem Bóg nie tylko coś z darów swoich, ale siebie samego i nie tylko na pożytek stworzeniu, ale na zjednoczenie z sobą, przewyższające wszystkie inne rodzaje zjednoczeń. Jeszcze bardziej ujawnia się Miłosierdzie Boże w tym, że Słowo Przedwieczne przyjmuje we Wcieleniu naturę naszą z wszystkimi jej fizycznymi niedostatkami (oprócz grzechu). Ciało Jego było cierpiętliwe, podlegało dolegliwościom głodu, pragnienia, znużenia, bólu, a to wszystko dlatego, że sam tego chciał. Mógł bowiem mocą osobowego zjednoczenia z Bóstwem tego wszystkiego uniknąć. Dusza Jego również podlegała tym samym uczuciom i wzruszeniom, co i nasza, a więc mdłości, smutkowi, obawie, współczuciu, miłości i radości itp., z tą tylko różnicą, że one wszystkie powstawały w Nim i 41 rozwijały się w całkowitej zależności od woli i dlatego zawsze były dobre i pełne zasług. Nadto przez Wcielenie natura ludzka Zbawiciela została przyozdobiona szczególniejszymi darami stopniu najwyższym. Dusza ludzka Chrystusa posiadła trojakiego rodzaju mądrość i wiedzę: oglądała Boga twarzą w twarz od pierwszej chwili poczęcia (Jan 3, 11), posiadała pełność nadprzyrodzonej mądrości własnej, mądrość zaś przyrodzona czyli nabyta pomnażała się w Nim w miarę, jak rozwijały się Jego władze. Przez tę trojaką mądrość Bóg – Człowiek pojmował wszystkie naturalne porządki i wszystkie prawdy nadprzyrodzone: istotę Boga, wszystkie tajemnice natury, łaski i chwały, wszystkie dobrowolne czyny wszystkich ludzi, jacy byli, są i będą. Drugim przymiotem duszy Chrystusa Pana jest świętość, czyli, że zawsze był wolny od grzechu, miły Bogu i pełen łaski uświęcającej, cnót wlanych i darów Ducha Świętego. Celem tego wielorakiego uświęcenia było, aby Zbawiciel był dla nas wzorem i sprawcą świętości naszej. Trzecią właściwością duszy Chrystusa Pana była nadzwyczajna pełnia władzy, danej Mu na zawsze w celu pełnienia dzieł cudownych i nadprzyrodzonych. Ciało Jego było również najpiękniejsze, najczystsze, najwytrwalsze, nie zdradzało najmniejszej wady organicznej, było niejako prawicą duszy i Bóstwa do pełnienia cudownych i nadprzyrodzonych dzieł przede wszystkim w św. Sakramentach. Wreszcie Miłosierdzie Boże ujawnia się przez Wcielenie i w tym, że Słowo Przedwieczne przyjęło naturę ludzką na zawsze, nawet śmierć nie zdołała nadwerężyć w Nim związku Bóstwa z duszą i ciałem ludzkim. Dzięki temu Bóg – Człowiek osiągnął pełność chwały, godności i różnych urzędów. Jest On najwyższym Nauczycielem, Arcykapłanem, Królem, Odkupicielem, Prawodawcą, Pośrednikiem, a w końcu — Najwyższym Sędzią. Każdy z nas jest podmiotem swych czynów i posiadaczem swych zdolności, czyli każdy posiada własną osobowość. Natomiast Bóg – Człowiek nie miał osobowości ludzkiej, albowiem Druga Osoba Boska stała się właścicielką natury ludzkiej i do Niej odnosiło się wszystko, co się działo z naturą ludzką, przez którą Ona działała. To połączenie nie wywołało w naturze ludzkiej żadnej zmiany istotnej, a jedynym skutkiem jego było to, że natura ludzka posiadała byt nie w sobie, ale w Osobie Boskiej. Wprawdzie przez takie połączenie natura ludzka wzniesiona została na wyższy stopień doskonałości, ale stąd wynikła różnica z naturą naszą. Chrystus Pan jest tedy jedną istotą i Osobą o dwóch naturach. 2. Miłosierne skutki Wcielenia dotyczą głównie ludzi, a przede wszystkim Maryi, która staje się rzeczywistą Matką Boga. Pismo Św. zowie Ją często Matką Jezusa, który jest Synem Bożym. Jakkolwiek Syn Boży wziął z Niej tylko naturę ludzką, ale ponieważ przedmiotem rodzenia jest nie natura, lecz 42 osoba, dlatego słusznie Sobór Efeski (431 r.) nazwał Ją Matką Boga. Na tym polega Jej prawdziwa i najwyższa godność, najwyższy tytuł, z którego wypływają wszystkie inne tytuły i godności. Dzięki Wcieleniu Maryja została najściślej złączona z Bogiem Synem, a przez Niego z Bogiem Ojcem i z Duchem Świętym: stała się wybraną Córką Ojca niebieskiego, Matką Syna Bożego i Oblubienicą Ducha Świętego. Jest to niejako spokrewnienie z Trójcą Św., z którego płyną wszystkie łaski i przywileje, jakie otrzymała, wszelka władza, jaką może teraz nas wspierać. Stosunek Maryi do Pana Jezusa jest miarą i kluczem do zrozumienia i ocenienia całego Jej życia cudownego i całego Jej stosunku do nas. Przez Jezusa staje się Maryja Matką naszą w znaczeniu nadprzyrodzonym, albowiem jak zrodziła Jezusa, tak rodzi nas przez Niego do nadprzyrodzonego życia. Czcząc Maryję, czcimy Ją przede wszystkim jako Matkę Boga, czcimy w Niej Osobę Zbawiciela i Majestat Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela. Cały ustrój Kościoła staje się od Niej zależny w swej nauce wiary, obyczajów i rozdawnictwie łask Bożych. Przez Wcielenie cały rodzaj ludzki został wywyższony do niewysłowionej godności. Jeden bowiem z ludzi staje się naturalnym i zrodzonym Synem Bożym. Przez tego jednego naturalnego Syna Bożego cała natura ludzka została wyniesiona ponad wszystkie stworzenia, ponad chóry i hierarchie niebieskie, i umieszczona po prawicy Ojca niebieskiego. Godność ta jest tak wielka, że czyni nas nawet w oczach Aniołów czcigodnymi i zasługującymi na szczególniejszy szacunek. W Chrystusie bowiem, jako Głowie mistycznego ciała, którego jesteśmy członkami, zostaliśmy przeniesieni przed tron Najwyższego, albowiem przez Niego synostwo Boże zostało przeszczepione w całą naturę, a my nabieramy prawa do łaski, chwały i dziedzictwa szczęścia, jakim się napawa Bóg. Jeżeli wypełnimy warunki, ustanowione przez Pana Jezusa, Bóg jest poniekąd zniewolony udzielić nam nagrody obiecanej. Chrystus bowiem stał się nie tylko naszym bratem, ale Głową organizmu nadprzyrodzonego, do któregośmy się wcielili przez Niego. A jak w ciele materialnym głowa i członki wzajemnie sobie świadczą przysługi, tak między nami a Chrystusem zachodzi wzajemna wymiana dóbr: uczestniczymy w Jego dziedzictwie urzędach i godnościach, w Jego królestwie, kapłaństwie itp. Jest to dla nas prawdziwa pociecha, że Chrystus jest dla nas bratem, prawdziwym człowiekiem, że możemy do Niego przystępować bez żadnej obawy, że możemy Go kochać, choćbyśmy się nurzali w największej nędzy i upodleniach grzechu. Ta ufność w Miłosierdzie Jego jest najpiękniejszym owocem Wcielenia i jakby ostatnim wyrazem pieśni Proroka: „Oto Bóg Zbawiciel mój, śmiało czynić będę, a nie ulęknę się” (Iz. 12, 2). Wreszcie miłosierne skutki Wcielenia dotyczą nie tylko rodzaju ludzkiego, lecz i wszystkich innych stworzeń, albowiem jest ono 43 wykończeniem, uzupełnieniem i udoskonaleniem całego wszechświata. W Osobie bowiem Boga – Człowieka łączą się dwie natury, z których jedna ludzka jest stworzona, a druga Boska niestworzona. W ten sposób całe dzieło stworzenia rozszerzyło się w granicach swoich i zyskało wiele na pełności, rozmaitości i bogactwie. Nadto przez Wcielenie cały szereg stworzeń stanął na stopniu ścisłego połączenia z Bóstwem. W naturze ludzkiej bowiem znajdują się wszystkie pierwiastki i porządki stworzenia. Dlatego ona najbardziej się nadawała do zjednoczenia z Bogiem, że przez nią Słowo Przedwieczne połączyło się pod pewnym względem nie tylko z rodzajem ludzkim, ale nawet ze światem zwierzęcym i roślinnym, jak również ze światem duchów niebieskich. Przez Wcielenie tedy stała się obfitość i jedność najdoskonalsza wszystkich stworzeń. * * * Oto czym było Wcielenie w swoich skutkach dla Chrystusa, Maryi, ludzkości i wszystkich stworzeń. Czas i wieczność kąpią się w jego chwale, a wszystkie stworzenia cieszą się z tej tajemnicy. Tym bardziej ludzie mają się cieszyć i radować, dziękować i miłować Boga – Człowieka. Przez Wcielenie zostaliśmy poniekąd zanurzeni w Bogu, wstawieni w Byt absolutny, jak ziemia w sferę światła słonecznego. Spraw, Panie, byśmy szli do Ciebie, jako do źródła światła i piękna, byśmy chłonęli w siebie Twe blaski. 13. MIŁOSIERDZIE BOŻE W NAWIEDZENIU „A Miłosierdzie jego (Boga) z pokolenia w pokolenie” (Łuk. 1, 50). Maryja dowiedziawszy się od Archanioła, że krewna jej Elżbieta, mimo podeszłego wieku, poczęła syna, poszła ją nawiedzić. Uczyniła to prawdopodobnie z wewnętrznego oświecenia, aby rodzina Zachariasza dowiedziała się o bliskim przyjściu Mesjasza, a Jan otrzymał obfitość łask. Nawiedziny te były pierwszym wylaniem łask miłosiernych Zbawiciela, a zarazem początkiem działalności Maryi jako Matki Miłosierdzia. 44 1. Aby dojść z Nazaretu do „górzystej krainy” Judei, należało przebyć długą drogę. Dom Zachariasza znajdował się prawdopodobnie w dzisiejszym miasteczku Ain Karim, o dwie godziny drogi na zachód od Jerozolimy, a o trzy dni od Nazaretu. Być może, że Maryja chodziła już tą drogą uprzednio, odbywając „pielgrzymki świąteczne” do Jerozolimy, i przy tej okazji odwiedzała swą krewną. Teraz wybrała się w podróż „z pośpiechem”, narażając się na różne przykrości długiej podróży pieszej. Ujawnia się tu silna wiara Maryi, gotowość na głos natchnień Bożych, a przede wszystkim Jej miłosierdzie względem swej krewnej i jej mającego się narodzić syna. Jaśnieje również Jej pokora głęboka, kiedy nawiedza swą krewną i pozdrawia ją przy wejściu do domu. To pokorne pozdrowienie było narzędziem Ducha Świętego do objawienia tajemnicy Wcielenia i udzielenia Janowi łaski uświęcającej. Podczas tego nawiedzenia obydwie matki otrzymały specjalne oświecenie. Anioł przepowiedział Zachariaszowi, że jego przyszły syn będzie pełen Ducha Świętego jeszcze w łonie matki, co i nastąpiło, gdy Maryja przybyła, jak mówi Ewangelista: „Skoczyło dzieciątko w łonie jej, i napełniona została Elżbieta Duchem Świętym i zawołała głosem wielkim, mówiąc: Błogosławionaś ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota twego. A skądże mi to, że przyszła Matka Pana mego do mnie? Oto bowiem, skoro zabrzmiał głos pozdrowienia twego w uszach moich, poruszyło się z radością dzieciątko w łonie moim. I błogosławionaś, któraś uwierzyła, że wypełni się to, co ci oznajmiono od Pana” (Łuk. 1, 41 – 45). Przed tym spotkaniem wiele z tego, co Maryja i Elżbieta przeżywały, pozostawało jakby jeszcze w tajemnej mgle. Spotkanie się ich rzuciło im nowe światło na Boże zamiary względem ich synów. Elżbieta poznała tajemnicę Maryi, uznając w Niej Matkę swego Pana, a Maryja uświadamia sobie swe posłannictwo Matki Miłosierdzia, które jeszcze nienarodzony Syn Jej zlewa w tej chwili na mającego się narodzić swego Przesłańca, oczyszczając go z grzechu pierworodnego. Duszę Maryi napełnia wielka radość, pod jej wpływem staje się ona poetką, wygłaszając przepiękną pieśń, wysławiającą nieskończone Miłosierdzie Boże. W tej pieśni Maryja odwraca pochwały Elżbiety od siebie, a odnosi je do Boga, którego „Miłosierdzie z pokolenia w pokolenie nad tymi, którzy się go boją… Dlatego „Przygarnął w opiekę Izraela, sługę swego, pomny na Miłosierdzie swoje” (Łuk. 1, 50 i 54). Pieśń ta zawiera wszystkie ważniejsze prawdy, składające się na wspaniałe dzieło Odkupienia. Przede wszystkim Maryja w pieśni tej podkreśla, że Odkupienie jest dziełem nieskończonego Miłosierdzia Bożego, a następnie podnosi znakomite skutki Odkupienia, dokonane w Niej samej, a w tej chwili i przez Nią: „Iż wejrzał na uniżenie służebnicy swojej. Bo oto odtąd błogosławioną zwać mię będą wszystkie narody”. Potem Maryja mówi o znaczeniu Odkupienia dla pogańskiego królestwa świata i szatana: „Okazał moc swego ramienia, rozproszył pysznych w zamysłach ich serc. Strącił mocarzy z tronów, a 45 wywyższył pokornych. Łaknących obdarzył dobrami, a bogaczy z niczym odprawił” (Łuk. 1, 48, 51 – 53). W tych słowach Maryja potępia państwo pychy i szatańskiego upodobania w sobie, a w końcu zaznacza, czym będzie Odkupienie dla Kościoła — Królestwa jej Syna: „Przygarnął… Izraela… jako mówił do ojców naszych, Abrahamowi i potomstwu jego na wieki” (Łuk. 1, 54 – 55). 2. Maryja pozostała u Elżbiety trzy miesiące, to jest aż do czasu rozwiązania swej krewnej, a potem wróciła do Nazaretu. Może nawet była w czasie narodzin Jana Chrzciciela, kiedy to znowu ujawniło się nieskończone Miłosierdzie Boże. W odpowiednim czasie Elżbieta porodziła syna, a ósmego dnia po urodzeniu należało według prawa Mojżeszowego obrzezać i nadać mu imię. Wszyscy byli zdania, Że dziecko winno otrzymać imię Zachariasz. Jedynie matka upierała się przy imieniu Jan. Zwrócono się do ojca, który od czasu zapowiedzi przez Gabriela narodzenia dziecięcia był niemy; ten poprosił o woskowaną tabliczkę, jakiej używano do krótkich zapisków, i napisał na niej: „Jan jest imię jego”, jak tego zażądał Archanioł (Łuk. 1, 63). „Jan” (Johanan) znaczy „Bóg jest miłosierny”. Dlaczego Archanioł żądał, by dziecięciu nadano imię Jan? Dlatego, że to dziecię będzie mężem, który wskaże ludziom drogę do Miłosierdzia Bożego, a tą drogą jest pokuta. Sam on będzie mężem pokuty, przez dłuższy czas będzie przebywał na pustyni w ubraniu z sierści wielbłąda, będzie się odżywiał dzikim miodem i szarańczą, a w końcu przyjdzie „do całej krainy Jordanu, głosząc chrzest pokuty na odpuszczenie grzechów: …Czyńcie owoce godne pokuty, a nie poczynajcie mówić: Ojca marny Abrahama. Albowiem powiadam wam, że mocen jest Bóg oto z tych kamieni wzbudzić synów Abrahamowi. Bo już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. wszelkie tedy drzewo, które nie daje owocu dobrego, będzie wycięte i w ogień wrzucone” (Łuk. 3, 3, 8 i 9). Pokuta tedy jest jedyną drogą do Miłosierdzia Bożego. Duch pokuty uprzedza i zapewnia Miłosierdzie Boże, jak narodzenie się Jana uprzedziło i zapewniło ludziom przyjście Zbawiciela świata. Jeżeli więc chcemy zapewnić sobie zmiłowanie Boże, winniśmy się starać o ducha pokuty, o ducha gotowości służenia wszystkim, kogo Bóg postawi na drodze życia naszego, komu tylko będziemy mogli świadczyć uczynki miłosierne. We wszystkich okolicznościach naszego życia zawiera się myśl Boża, byśmy nie marnowali dobrych okazji, jakie sam nam stwarza, a możliwie wszędzie przychodzili z pomocą bliźnim potrzebującym. Do najprzedniejszych dobrych uczynków Kościół zalicza modlitwę, post i jałmużnę. Znak próby, który zapowiedział Archanioł Zachariaszowi, to jest utrata mowy, nie był już potrzebny. Dlatego w tejże chwili po napisaniu imienia swego syna, Zachariasz odzyskał mowę i zaczął głośno błogosławić Boga, a nawet 46 „napełniony Duchem Świętym prorokował” (Łuk. 1, 67), odmawiając znany w liturgii Kościoła hymn: „Błogosławiony Pan Bóg Izraela”. Hymn ten da się podzielić na dwie części. W pierwszej podnosi istotę Odkupienia i zowie je nawiedzeniem Bożym; następnie wskazuje na główny motyw tego dzieła, a jest nim nieskończone Miłosierdzie Boże i wierność Stwórcy w swoich obietnicach: „Miłosierdzie ojcom naszym okaże, pomny na święte przymierze swoje” (Łuk. 1, 72). Wreszcie wielbi skutki Odkupienia, które polegają przede wszystkim na uwolnieniu nas od wrogów zbawienia: „Że nas wybawi od nieprzyjaciół naszych i z ręki wszystkich, co nas nienawidzą” (Łuk. 1, 71). W drugiej części tego hymnu Zachariasz przepowiada swemu synowi, jaki będzie jego stosunek do tego dzieła Odkupienia. Stosunek ten obejmuje urzędy Jana, a mianowicie urząd proroka, przesłannika i oświeciciela na drodze do zbawienia: „A ty, dzieciątko, nazwane będziesz prorokiem Bożym, bo gotować będziesz drogę Najwyższemu przed obliczem jego. Ludowi jego dasz poznać zbawienie, by dostąpił odpuszczenia grzechów swych przez Miłosierdzie Boga naszego, który nawiedził nas w światłości niebiańskiej, by oświecić tych, którzy są w ciemnościach” (Łuk. 1, 76 – 79). Hymn Zachariasza jest pieśnią kapłańską, zapowiadającą początek i nastanie czasu Miłosierdzia Bożego, czasu Mesjasza, królestwa pokoju i pojednania grzeszników z Bogiem, królestwa prawdziwej świętości, której uosobieniem będzie Zbawiciel. Dlatego Kościół poleca kapłanom codziennie odmawiać ten hymn w pacierzach kapłańskich, jak i pieśń Maryi „Magnificat”, odmawiać go przy pogrzebach swoich wiernych, jak również wybierającym się w podróż. Chrystus bowiem jest światłem dla wiernych, jest Bogiem Miłosierdzia i nadzieją tych, którzy się wybierają w podróż do wieczności. Wielkie łaski Miłosierdzia Bożego, udzielone św. Janowi przed urodzeniem, nie miną bez skutku i po urodzeniu, ale go upiększą i udoskonalą na zawsze. Duch Święty natchnął go do życia pustelniczego, pokutniczego w samotności i umartwieniu. Cudowne wydarzenia przy narodzeniu św. Jana głosiły zbliżanie się Mesjasza, a nawet i samo narodzenie jego było uważane za rodzaj objawienia się Mesjańskiego. Dlatego Kościół obchodzi to narodzenie (jedyne obok narodzenia Pana Jezusa i Maryi) osobną uroczystością. * * * Tajemnica Nawiedzenia ma głębokie znaczenie. W niej po raz pierwszy objawia się na zewnątrz Wcielenie, jak również skutki jego, jakimi są uświęcenie św. Jana, a poniekąd i całego świata. Narzędziem w tym objawieniu jest Maryja, która tu występuje po raz pierwszy jako Pośredniczka łask, Prorokini i Matka Miłosierdzia. Elżbieta staje się pierwszą czcicielką Maryi, 47 uznając Jej świętość niezwykłą i wymieniając Jej przywileje i łaski. Poucza ona nas, ze cześć Maryi winna być wewnętrzna i zewnętrzna, ujawniająca się w słowach i uczynkach. 14. MIŁOSIERDZIE BOŻE W NARODZENIU PANA JEZUSA „Bóg, który jest bogaty w Miłosierdzie… ożywił nas w Chrystusie” (Ef. 2, 4 i 5). Rodzaj ludzki po grzechu znalazł się w wielkiej nędzy, która się ujawniła w pysze, zamiłowaniu doczesności i zmysłowości. Zbawiciel, rodząc się w grocie, daje lekarstwo na te choroby, przeciwstawiając pysze pokorę największą, zamiłowaniu doczesności — ubóstwo, a zmysłowości — umartwienie. To jest prawdziwy lekarz, który przynosi kojący balsam na rany duszy człowieka, ożywia go swoim przykładem i wyprowadza z największej nędzy. To jest początek miłosiernej działalności Chrystusa. 1. Początkiem złego i źródłem grzechu aniołów upadłych i ludzi była pycha. Pan Jezus przeciwstawia jej już przy urodzeniu pokorę. Rodzi się w małym miasteczku, prawie nieznanym — w Betlejem, jak to przepowiedział Prorok: „A ty, Betlejem Efrata, malutkieś jest między tysiącami judzkimi; z ciebie mi wynijdzie, który będzie panujący w Izraelu, a wyjścia jego od początku, od dni wieczności” (Mich. 5, 2). Zjawia się w postaci małego Dzieciątka, poza miastem w grocie, nikomu nieznany, przez wszystkich odepchnięty i zapomniany, o północy, gdy wszyscy byli pogrążeni we śnie. A przecież dla tej chwili Bóg stworzył świat, a cała ludzkość przygotowywała się na nią. Kiedy się ma narodzić dziecię, rodzice i krewni czynią wielkie przygotowanie, szczególnie przy narodzinach ludzi zamożnych — królewskich. Tutaj rodzi się Król królów, a wszystko milczy. Maryja i Józef stanowią jedyny dwór królewski, a wół z osłem — przedstawiciele bezrozumnego stworzenia, twarda słoma w żłóbku i grube ciemności — oto całe otoczenie. Jednak jest tu inna wspaniałość i wielkość: oto Chrystus rodzi się z Dziewicy, a począł się za sprawą Ducha Świętego. To dopiero wspaniałość i wielkość, to cud niebywały, którego świat nie dostrzega, nie uznaje, nie ceni. Rodzi się wśród nocnej ciszy, bo jest Królem pokoju wewnętrznego i zewnętrznego. Pokój był istotnie na świecie: Rzym rozpostarł swą władzę nad Europą, Afryką i Azją, a kurierzy 48 państwowi dzięki ułatwionej komunikacji znoszą zewsząd księgi spisowe do Rzymu, by między innymi zanieść tam i imię Władcy narodzonego w Betlejem, by Imię Jezus zajaśniało także i na Kapitolu, jako metryka Jego urodzenia, na którą będą się powoływać w przyszłości Ojcowie Kościoła. Dziecię Jezus milczy, ale już jest świadome swego zadania, albowiem ma moc i życie Boskie. On śpi, ale wie wszystko, co się dzieje wokoło, bo „nie zdrzemnie się ani zaśnie, który strzeże Izraela” (Ps. 120, 4). Jeżeli łzy leje, to tylko ze współczucia ku nam. Jego cichy oddech jest silniejszy sam w sobie od szumu bałwanów morskich. Jego spojrzenie wskazuje drogi gwiazdom i narodom. Z Jego małego Serca wznosi się ku Ojcu niebieskiemu ofiara czci i uwielbienia. Jego modlitwa jest dziękczynieniem w imieniu całej ludzkości, jest odnowieniem ślubu: „Oto idę!” (Ps. 39, 8). Po raz pierwszy spogląda na swą Matkę, wyciąga ku Niej swe rączki i z niewypowiedzianą czułością obejmuje wzrokiem Józefa — swego Opiekuna, a wreszcie miłosiernie spogląda w duchu i na nas wszystkich, bo wszak przyszedł „dla naszego zbawienia”. 2. W narodzeniu Pana Jezusa i w okolicznościach tego narodzenia nie było nic przypadkowego, a wszystko było w najmniejszych szczegółach przewidziane, przepowiedziane i miało nieskończone znaczenie. Lud izraelski wyobrażał sobie przyjście Mesjasza zupełnie inaczej, pamiętał bowiem, z jak straszną potęgą i w jak przerażającym Majestacie objawił się Bóg w Egipcie i na górze Synaj. Tymczasem tu Zbawiciel zjawia się nie tylko w największej pokorze, ale i w najzupełniejszym u b ó s t w i e . Na pozór wydaje się to ubóstwo zupełnie przypadkowe, ale w rzeczywistości było dobrowolnie wybrane, aby przez „dobrowolne wyrzeczenie się najprymitywniejszych potrzeb nas bogatymi uczynić”. Dziecię Jezus nie ma kolebki; „nie było bowiem dla nich miejsca w gospodzie” (Łuk. 2, 7). Józef urządził, jak mógł, kąt mniej zabrudzony w grocie, zasłał go czystą słomą, wyciągnął zapasy i co było konieczne, rozkładając to na żłobie przytwierdzonym do muru. Innych wygód na razie nie mogli mieć podróżni o tak niskim pochodzeniu socjalnym, którzy się zatrzymali z konieczności w pierwszej lepszej grocie dla bydła. Ubóstwo i czystość serca Ich obojga tłumaczą, dlaczego Pan Jezus narodził się w grocie przeznaczonej dla zwierząt: Józef był ubogi i nie miał pieniędzy, by wśród takiego napływu ludzi wynająć osobne pomieszczenie, a Maryja skorzystała z tego, bo pragnęła otoczyć narodzenie swego Syna pełną szacunku tajemnicą. Maryja nie bez powodu szukała odosobnionego i spokojnego miejsca na rozwiązanie. Archanioł Jej powiedział, że narodzony z Niej Syn obejmie „stolicę Dawida, ojca jego” i będzie Królem, a „królestwu jego nie będzie końca”. Maryja doskonale zrozumiała, że to Królestwo miało być zupełnie inne, niż ówczesne królestwa ziemskie. Widziała bowiem, że ten dynastyczny 49 spadkobierca miał za salę tronową stajnię, a za tron — żłób, za baldachim — zwisającą ze stropu pajęczynę, a za całą świtę — dwoje ludzi bez domu. Znamiona tego nowego królestwa były zupełnie inne od cech królestw doczesnych. Jaki to kontrast między Królem królów, złożonym w żłóbku betlejemskim, a królem Herodem, który o 9 kilometrów na północ pysznił się w swoim zamku kapiącym od brylantów i złota. W grocie betlejemskiej trzy tylko osoby wchodzą w skład stajennego dworu, z których jedna reprezentuje dziewictwo, druga ubóstwo, trzecia posłuszeństwo, a wszystkie razem — pokorę i niewinność. Gdy na dworze Herodowym w Jerozolimie ubóstwo było w pogardzie, a dziewictwo — zupełnie nieznane, a przeciwnie deptano pokorę i niewinność, dokonywano zamachów na rodzonego ojca i matkę, skazywano na śmierć własnych synów, popełniano kazirodztwo, cudzołóstwo i grzechy sodomskie. Ale prawdziwy kontrast między tymi królestwami wynikał z jeszcze głębszych różnic moralnych. Nowonarodzonemu potomkowi Dawida należał się hołd ze strony poddanych. Toteż i przyszli pierwsi pasterze, najniżsi słudzy na ziemi, którzy swym pochodzeniem nie różnili się zbyt od samego Dawida, który za młodu był pasterzem, ani od nowonarodzonego Króla, który o sobie powie kiedyś: „Jam jest pasterz dobry” (Jan 10, 11). Przyszli ubodzy i pokorni do ubogiego i pokornego Króla, którego Archanioł nazwał „Synem Najwyższego”. Zostali wezwani przez członków dworu Najwyższego, którzy łącząc się z najniższymi sługami na ziemi śpiewali: „Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli”. 3. „Wielki chory leżał na ziemi i dlatego potrzeba było wielkiego lekarza z nieba” — mówi św. Augustyn. Otóż Pan Jezus przy narodzeniu leczy ludzi nie tylko z pychy i zamiłowania w doczesności, ale i z trzeciej wielkiej rany, zadanej przez grzech, a jest nią z m y s ł o w o ś ć . Zbawiciel od pierwszej chwili swego ziemskiego życia poddaje się umartwieniu zewnętrznemu i wewnętrznemu. Umartwiał się On w łonie Matki, pozostając w ukryciu, ciemności i więzieniu. Przyszły Nauczyciel kryje się i teraz w milczeniu i rozpoczyna swój żywot umiarkowania w mówieniu, który znamionuje całe Jego życie. Jak każde dziecko i Pan Jezus milczał, dał się spowijać, nosić i wozić do Egiptu, jako słabe i bezsilne dziecię. Jednak nie może tu być mowy o jakiejś niedołężności, lub braku rozumnej świadomości, wspólnej innym niemowlętom. Usta Jego zamknięte sądzą w tej chwili wszystkie dusze ludzkie. Mała Jego rączka jest tą straszną prawicą Boga, podtrzymującą świat cały w posadach oraz miotającą pioruny i błyskawice. W tej chwili obejmuje On w posiadanie ziemię i ślubuje Ojcu zbudować nowe królestwo, w którym chwała Boża nie będzie miała końca (Ps. 131). Widome 50 swe życie ziemskie rozpoczyna Pan Jezus umartwieniem i modlitwą, która zawiera w sobie akty uwielbienia, dziękczynienia i ofiarowania swej całej istoty za grzechy ludzi wszystkich miejsc i czasów. Rodząc się w takich okolicznościach Zbawiciel ujawnia swe Miłosierdzie, poucza nas bowiem, że prawda i szczęście nie polegają na zewnętrznej okazałości i bogactwie, na sławie i uznaniu u ludzi. Chciał nas również zachęcić do pokuty i zaparcia się siebie. Potrzebowaliśmy nie tylko nauki, jaką Pan Jezus później rozwinie, ale przykładu żywego pokuty i samozaparcia się. Otóż mamy ten przykład w Dziecięciu, leżącym w żłobie twardym, w zimnie i grubej ciemności; w Dzieciątku wzgardzonym, opuszczonym i pozbawionym najprymitywniejszych warunków, jakie mają na ziemi najuboższe dzieci. Pan Jezus w żłobie betlejemskim przepowiada, jakim duchem będzie się rządził przez całe swe życie, jakie prawa nada ludzkości i jakim będzie Jego Królestwo. Teraz wylewa łzy, a z czasem przeleje krew dla naszego zbawienia. Widzimy, że już w żłobie jest Królem Miłosierdzia, który gładzi grzechy świata. * * * Wielka radość i wesele tryskają z groty betlejemskiej na świat cały. Oto rozpoczyna się nowa era, zawiera się nowe Przymierze między Bogiem i ludźmi, tworzy się nowe Zupełnie życie Bosko – ludzkie. Odtąd Bóg będzie patrzeć na ludzi przez Chrystusa, a ludzie będą zwracać się do Boga przez nowego Pośrednika, który jest zarazem Bogiem i Człowiekiem. Tu już urzeczywistniają się słowa Apostoła: „Bóg, który jest bogaty w Miłosierdzie… ożywił nas w Chrystusie”. 15. MIŁOSIERDZIE BOŻE W IMIENIU JEZUS I OFIAROWANIU PANA JEZUSA W ŚWIĄTYNI „Przynieśli je (Dzieciątko Jezus) do Jeruzalem… by złożyć ofiarę” (Łuk. 2, 22 i 24). Pobyt św. Rodziny w grocie nie musiał trwać długo, może tylko kilka dni. W miarę jak po dokonanym spisie ludzie wracali do swych siedzib, domy pustoszały, a jeden z nich wynajął Józef i przeniósł się tam z Maryją i Jezusem. W tym domu po ośmiu dniach nastąpiło obrzezanie i nadanie Dziecięciu Imienia 51 Jezus, które było podane przez Archanioła tak Maryi, jak i Józefowi. Z tego domu dnia czterdziestego Maryja udaje się z Jezusem do świątyni tak dla osobistego według prawa Mojżeszowego oczyszczenia, jak dla wykupienia pierworodnego syna, składając ofiarę biedaków — parę synagorlic za siebie i pięć syklów za Syna. 1. Nadane przy obrzezaniu Dziecięcia hebrajskie Imię „Jezus” znaczy po polsku tyle, co „Zbawiciel” — „Bóg jest zbawieniem”. Wyraża ono wielkość i majestat Tego, który je nosi, oznacza również naturę, istotę i zadanie Boga – Człowieka. Wielkość i majestat ujawniają się w tym, że w niebie zadośćczyni sprawiedliwości Bożej i zamienia należne nam kary za grzechy na nieskończone Miłosierdzie Boże w przebaczeniu, że na ziemi czyni cuda i uświęca wybranych, a nawet w piekle trzyma na wodzy złość szatanów i poskramia ich usiłowanie szkodzenia ludziom. Wszystko, co Syn Boży zdziała dla ludzi, zawiera się w tym Imieniu: ono jest zadatkiem odpuszczenia win naszych, rękojmią pociechy w smutkach w życiu i przy śmierci, wysłuchania próśb i modłów naszych, skuteczności Sakramentów i sakramentaliów. Ono jest prawdziwym błogosławieństwem dla nas wygnańców na tym padole płaczu. Imię Jezus jest większe, niż imię Jahwe. To ostatnie oznacza tylko Stworzyciela nieba i ziemi, a Imię Jezus oznacza Twórcę świata wyższego, świata nadprzyrodzonego, świata łaski i prawdziwego pokoju. Ono przypomina nam Miłosierdzie Boże złączone ze sprawiedliwością, doskonałość Boga – Człowieka, wielkość zniżającą się dobrowolnie do nędzy ludzkiej, Syna poświęconego przez Ojca na wiecznego Arcykapłana, Nauczyciela i Króla nieśmiertelnego wszystkich wieków. Wszystkie inne imiona są, przypadkowe, każdy z nas mógł się nazywać tak lub inaczej. Tylko Bóg – Człowiek nie mógł się nazywać inaczej, bo tak został nazwany z góry przez posła niebieskiego: „I nadasz mu imię Jezusa” (Łuk. 1, 31). Bóg posiadał wiele innych imion wspaniałych. Prorok Izajasz nazywa Boga „Emanuel” (7, 14), „Przedziwny, Radny,… Mocny, Ojciec przyszłego wieku” (9, 6); Zachariasz mówi: „Wschód imię jego” (6, 12); Daniel nazywa go: „Starowieczny” (7, 13). Żadne jednak z tych imion nie było tak miłe i drogie, jak to, które przypomina stosunek ustawiczny Boga do nas. To imię Jezus słyszymy wszędzie: przy żłóbku betlejemskim, na Górze Kalwaryjskiej i w Sakramencie Ołtarza. To Imię oznacza nieskończone Miłosierdzie Boże i skłania do ufności, jak żadne inne. Św. Piotr powiedział: „Każdy zbawienia dostąpi, ktokolwiek imienia Pańskiego wzywać będzie” — (Joel 2, 32 — Dz. 2, 21), a Kościół przykładem swoim nas tego uczy. W Imię Jezusa Święci działali cuda (Dz. Ap. 3, 6 – 8), jak najczęściej i jak najpobożniej je wymawiali, czując w nim słodycz niewymowną. Św. Paweł powtarza to Imię dwieście czterdzieści trzy razy w swoich czternastu listach. 52 Św. Bernard powiada: „Słodycz Imienia Jezus wprawia mnie w zachwycenie… jest ono dla ust moich miodem, dla ucha — śpiewem, dla serca — radością, w smutku — pociechą, w trudnościach — podporą i ostoją”. Jak latorośl ze szczepu winnego, tak dusza czerpie życie nadprzyrodzone z Jezusa; w Nim skrucha dostępuje Miłosierdzia, modlitwa — wysłuchania, a najdrobniejsze uczynki — zasługę na wieczną nagrodę. To Imię osiąga swój skutek w kościołach i szpitalach, w więzieniach i na okrętach, wśród huku dział wojennych, stuku warsztatów i fabryk, a nawet na szafotach. Największe jednak sprowadza błogosławieństwo, jeśli wypiszemy je na sercach naszych. 2. Jak pasterze zostali oświeceni przez Anioła, tak i pewien Żyd, Symeon, uprzednio został powiadomiony przez Ducha Świętego, że jego gorąca tęsknota za Mesjaszem będzie zaspokojona. I w owym dniu „wiedziony natchnieniem przybył do świątyni. I gdy wnosili dzieciątko Jezus rodzice jego, aby ze względu na nie wypełnić przepis prawa, on wziął je na ręce swoje i wielbił Boga, mówiąc: «Teraz, O Panie, według słowa twego, uwalniasz sługę twego w Pokoju, bo ujrzały już oczy moje zbawienie twoje, któreś zgotował wobec wszystkich narodów: Światłość ku objawieniu poganom i chwałę ludu twego izraelskiego»… I rzekł do Maryi, Matki jego: «Oto ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A duszę twoją własną przeniknie miecz, by wyszły na jaw zamysły serc wielu»” (Łuk. 2, 27 – 35). Symeon natchniony przepowiada wielkość, wspaniałość i zadanie Mesjasza zarówno wobec narodu izraelskiego jak i wobec całej ludzkości. Ten Jezus ma być punktem środkowym w historii całego świata. Na Nim pokaże się, jakim kto jest ożywiony duchem, i zależnie od tego albo się zbawi, albo się o Niego rozbije i zginie. On nie będzie obojętny dla nikogo: jedni będą Go czcili, a inni nienawidzili. Jakie to wspaniałe i zaszczytne proroctwo, w którym się streszcza cała nauka o Chrystusie. Ujawnia się w nim wielkie Miłosierdzie Boże względem całego rodzaju ludzkiego. Dotychczas jeszcze żaden z proroków nie wypowiedział tyle od razu i w tak wzniosły i dobitny sposób, że Jezus ma zbawić świat przez cierpienie i śmierć okrutną, która mieczem boleści przeszyje Serce Matki. Prawdopodobnie to objawienie odbyło się w czasie porannej ofiary, co jeszcze bardziej podnosi jego doniosłość. Na pamiątkę ocalenia pierworodnych żydowskich w Egipcie, Mojżesz nakazał ofiarowywać ich Panu Bogu i okupywać pięciu syklami, które przypadały w udziale kapłanom. Po wniesieniu dziecka do świątyni oddawano je kapłanowi, który po odmówieniu modlitwy zwracał je rodzicom. Chrystusa to prawo nie obowiązywało, gdyż z natury był oddany Bogu, jak nikt inny. Atoli On poddał się tym przepisom, by miłosiernie nas nauczyć pokory i posłuszeństwa. 53 Ochoczo i miłosiernie składa Pan Jezus z siebie pierwszą ofiarę przy obrzezaniu i ofiarowaniu. Takiej ofiary jeszcze nigdy w tej świątyni nie złożono. Blask jej napełnia niebo i ziemię. Na jej widok wszystko zadrgało przeczuciem czegoś bardzo wielkiego. Wraz z Synem ofiarowuje się Bogu i Matka. Usłyszała zapowiedź o mieczu, który przeszyje Jej Serce, a przez zasłonę trzydziestu lat w Nazarecie jasno ujrzała krzyż, przygotowany dla Jezusa. Mimo to nie traci spokoju i pogody ducha, zgadza się ze wszystkim, co Ją czeka, widząc w tym wolę Bożą i powtarzając słowa, wypowiedziane przy Zwiastowaniu: „Otom ja służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według słowa twego” (Łuk. 1, 38). „I była Anna prorokini, córka Fanuela z pokolenia Aser… Ona to nadszedłszy tej godziny, wielbiła Pana i mówiła o nim wszystkim, którzy oczekiwali odkupienia Izraela” (Łuk. 2, 36 – 38). Św. Łukasz wspomina tylko o Symeonie i Annie, ale oczekujących Mesjasza musiało być znacznie więcej. Byli to ludzie nieznani elicie kapłańskiej, dalecy od intryg politycznych; życie ich koncentrowało się w tęsknocie oczekiwania na obiecanego przed wiekami Mesjasza, o którym wreszcie dowiedzieli się od Symeona i Anny. Ofiarowanie w świątyni było pierwszym zetknięciem się Pana Jezusa z całym ludem izraelskim, który występuje tu w osobach swoich zastępców. Najpierw styka się z kapłaństwem Starego Zakonu, uznaje je, staje się jemu poddany, składa mu okup, dozwala, aby ci kapłani ofiarowali Go Ojcu własnoręcznie i otrzymuje od nich błogosławieństwo. Obecnie jest to spotkanie pokojowe, ale z czasem będzie inaczej, po latach każą Go związać i zażądać nań śmierci, Jezus wiedział o przyszłym stosunku kapłanów do Niego, widział w duchu przyszłą walkę z nimi w te samej świątyni, widział jej koniec na Golgocie, a jednak z Miłosierdzia swego przed nią się nie cofnął. Przedstawicielami reszty narodu Izraelskiego byli Symeon i Anna. Są to ludzie sprawiedliwi, jak Zachariasz i Elżbieta, jak Joachim i Anna. Oni się gorąco modlili o Mesjasza i przygotowywali się na Jego spotkanie w pokucie, z wiarą, że Go ujrzą. Dlatego teraz bardzo się cieszą i pozdrawiają Go z wielką miłością, — łączą się z Matką bolejącą, której boleść przeczuwają i przepowiadają. Symeon i Anna są przedstawicielami dusz prowadzących życie wewnętrzne, dusz ukrytych, ofiarnych, umartwionych, które burzą i niszczą panowanie złego ducha na świecie. Działają one jak ukryte siły natury powoli, ale stale i potężnie, współdziałając z łaską w stosunkach Boga ze światem. * * * Jeżeli najczystsza i najwznioślejsza Maryja poddaje się prawu oczyszczenia, by uniknąć zgorszenia, chociaż do tego prawa nie była obowiązana, jakże mamy czuwać, by przepisy prawa kościelnego ściśle 54 zachowywać, szczególnie zaś te, które obowiązują nas pod grzechem. Na czole Maryi jaśnieje blask niepokalaności, z oczu promienieje dziewictwo, na ręku piastuje Ona Boskie Dzieciątko, a mimo wszystko przychodzi pokorna, by się oczyścić i złożyć parę synogarlic w ofierze. Jakżeż powinniśmy my grzeszni dbać o czystość duszy i idąc za wzorem Jej pokory uciekać się do oczyszczenia się w Sakramencie Pokuty. 16. MIŁOSIERDZIE BOŻE W OBJAWIENIU SIĘ MĘDRCOM „Gdzie jest on król żydowski?… przybyliśmy pokłonić się jemu” (Mat. 2, 2). W kilka, a może i w kilkanaście miesięcy po narodzeniu Pana Jezusa, przybywają ze Wschodu Mędrcy, których tradycja nazywa królami, aby Mu złożyć hołd należny i dary z mirry, kadzidła i złota. Herod, usłyszawszy od Mędrców o narodzeniu się jakiegoś króla żydowskiego, postanawia Go zgładzić, mordując „wszystkie dzieci, które były w Betlejem i we wszystkich granicach jego, w wieku od dwóch lat i niżej według czasu, o który się był pytał Mędrców” (Mat. 2, 16). 1. Powołanie Mędrców nastąpiło bez żadnej zasługi z ich strony, a jedynie z nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Przez stykanie się Żydów z sąsiednimi ludami, szczególnie w czasie niewoli babilońskiej i assyryjskiej, tamtejsi uczeni zaznajamiali się z Pismem Św. i zawartymi w nim proroctwami o gwieździe Jakuba: „Wznijdzie gwiazda z Jakuba i powstanie laska z Izraela” (Liczb. 24, 17). Możemy przypuścić, iż owi Mędrcy otrzymali nadto jakieś szczególniejsze objawienie o gwieździe, zwiastującej narodzenie Króla żydowskiego, że uważali za obowiązek iść za tą gwiazdą, by złożyć hołd nowonarodzonemu, a zapowiedzianemu od dawna Królowi żydowskiemu. To było powołanie Mędrców, któremu oni odpowiedzieli mimo trudów i ofiar podróży. Musieli opuścić kraj swój rodzinny i z pobudek jedynie religijnych udać się w daleką i niebezpieczną w owych czasach podróż bez pewności, czy kraj swój jeszcze zobaczą. Po drodze wstępują do okrutnego Heroda, pytając o nowonarodzone Dziecię, a po przybyciu do Betlejem nie rozczarowali się widokiem ubóstwa swego Króla, lecz z mocną wiarą oddają Mu pokłon, składając w ofierze swój rozum i serce wraz z darami: złotem,. kadzidłem i mirrą. 55 Za to, że Mędrcy odpowiedzieli miłosiernemu wezwaniu, Bóg hojnie ich wynagrodził, pocieszając w drodze widokiem ukochanej gwiazdy, która zaprowadziła ich do Pana Jezusa, opiekując się nimi u okrutnego Heroda, który mógł ich uśmiercić, oraz ostrzegając we śnie, „by nie wracali do Heroda, lecz inną drogą powrócili do krainy swojej” (Mat. 2, 12). Mędrcy otrzymali jeszcze i inną nagrodę: według podania stali się apostołami Chrystusa w swojej krainie, jeden, a może i wszyscy ponieśli śmierć męczeńską za Niego, stali się świętymi przywódcami pogan nawróconych i wysłużyli sobie nieśmiertelną pamięć w Kościele. Katedra w Kolonii ze czcią przechowuje ich relikwie, które ściągają zewsząd tłumy modlących się. Pokłon trzech Mędrców jest Objawieniem się Boga — Człowieka nie tylko już narodowi Izraelskiemu w osobie pasterzy, lecz wszystkim narodom. Jest to ujawnienie tajemnicy Królestwa Bożego, które obejmie świat cały. Dary przez nich złożone mają znaczenie symboliczne: przez złoto uznają w Panu Jezusie Króla, przez kadzidło — Boga, a przez mirrę — człowieka: uznają tedy Jego królestwo Boskie, kapłańskie i ludzkie, królestwo, którego nie otrzymał przez kupno, układ z poddanymi lub przemocą, ale posiadł mocą swej natury i pochodzenia. Króluje Jezus od pierwszej chwili swego poczęcia, jeszcze jako Dziecię gromadzi swoich poddanych i rozciąga swoją władzę na świat materialny i duchowy, na królów i poddanych, na Żydów i pogan. Przyjmuje dary, ale też i najmiłosierniej wynagradza. Jest wskazany przez Izraela, ale poznany i czczony przez pogan. Pokłon Mędrców przede wszystkim nas Polaków żywo obchodzi. Wszak to było pierwsze powołanie pogan do wiary chrześcijańskiej. Za nimi dopiero poszli inni, a my byliśmy prawie ostatnimi w Europie. Wstąpiliśmy w miejsce Żydów w prawo do dziedzictwa Bożego, a zostaliśmy powołani nie dla zasług naszych, lecz jedynie z nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Staliśmy długo próżnujący, a Bóg miłosierny powołał nas i wynagradza na równi z tymi, którzy byli pierwszymi. Mamy tedy gorąco dziękować za to Miłosierdzie, a wdzięczność nasza niech się objawi w tym, że przyczynimy się w miarę możności do nawrócenia tych, co „siedzą jeszcze w cieniu śmierci”. 2. Wymordowane dziatki betlejemskie padły ofiarą okrucieństwa tyrana w zaraniu życia swojego. Atoli jeśli spojrzymy na nie z punktu widzenia nadprzyrodzonego, można pozazdrościć im, albowiem otrzymały one wielkie Miłosierdzie Boże, że poniosły śmierć za Chrystusa. Nie wiemy, jaka by ich przyszłość czekała gdyby pozostały przy życiu. Można tylko przypuszczać, że byliby ludźmi zwykłymi — robotnikami, pasterzami, urzędnikami, rzemieślnikami, a może nawet wrogami Chrystusa i mordercami, jak inni Żydzi. Gdyby nawet szczęśliwie i długo żyli na świecie, ich szczęście mogło się skończyć katastrofą, jaka spotkała wszystkich Żydów za Wespazjana i Tytusa przy zburzeniu Jerozolimy. 56 Tymczasem te dziatki zamordowane stały się pierwszymi męczennikami za Chrystusa, dały świadectwo o Jego Bóstwie nie słowami, ale krwią własną, jako niewinne baranki, ofiarowane na cześć niewinnego Baranka bez zmazy. Stały się pierwszym kwiatem, pierwszym żniwem siejby Chrystusa, pierworodnymi dziećmi Kościoła, który Chrystus przyszedł założyć. One zwyciężyły świat zanim go poznały, — otrzymały życie na to, by je natychmiast złożyć w ofierze i zaraz po narodzeniu dostąpić błogiej nieśmiertelności we wspaniałych koronach dziewictwa i męczeństwa. Dlatego można powiedzieć, że dla nich śmierć taka była bezcennym darem nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Matki tych dzieci, „płakały, nie mogąc się pocieszyć”, bo nie rozumiały tej wielkiej tajemnicy. Tak postępują chrześcijanie nie rozumiejący tajemnic cierpienia dla Chrystusa: płaczą, narzekają, a nieraz i bluźnią, gdy ich Pan Bóg doświadcza w taki lub inny sposób. Tymczasem niewinnie cierpiąc dla Chrystusa nie tylko dajemy dowód wiary mocnej, ale okazujemy na sobie moc łaski, wspierającej słabość ludzką wśród krzyżów, stwierdzamy prawdę nauki ewangelicznej, której świat wierzyć nie chce: „Błogosławieni, którzy prześladowanie cierpią dla sprawiedliwości, albowiem ich jest królestwo niebieskie” (Mat. 5, 10). Tutaj się ujawnia potęga Miłosierdzia Bożego, która cierpienia i śmierć przeistacza w zbawienie i życie wieczne, w nadmiar szczęścia i chwały. Nikt więcej nie zyskuje, jak ten, kto swoje prace i życie ofiarowuje za Chrystusa, który w rzezi niewiniątek betlejemskich odnosi tryumf nad okrucieństwem Heroda. Ten, który usiłował zgładzić Jezusa, oznajmia Jego przyjście i rozgłasza je wszystkim przez zwołanie Sanhedrynu, pytając o miejsce narodzenia Mesjasza, jak również przez samą rzeź, o której mieszkańcy Betlejem i okolic długo pamiętali. Krzyk zabijanych niewiniątek betlejemskich jest własnym głosem Chrystusa, którego stały się apostołami, ewangelistami i współobywatelami. One żywo przypominają nam maleńkiego Jezusa, który pod opieką ostrzeżonego przez Anioła Józefa, na ręku Maryi w tym czasie ucieka do Egiptu i znosi przeróżne trudności długiej podróży i przebywa lat kilka na wygnaniu. W Egipcie wówczas panowało bałwochwalstwo, co musiało sprawiać wielką przykrość Najświętszej Maryi Pannie i św. Józefowi i pobudzać Ich do modlitwy zadośćuczynienia Bogu za zniewagi. Józef czekał spokojnie i cierpliwie w Egipcie, nie zastanawiając się nad tym, co będzie dalej. Aż wreszcie Anioł powiadomił go we śnie, że może wracać do Ojczyzny, bo Herod już umarł. Jest on przedstawicielem owej wielkiej ufności w Miłosierdzie Boże, która umie być cierpliwa i czeka wytrwale, sprzęgając wiarę z rozumem i wykorzystując wszystkie możliwości naturalne. Św. Rodzina przyjęła tę wiadomość prawdopodobnie z wielką 57 radością i podążyła wzdłuż Morza śródziemnego już nie do Betlejem, ale do Nazaretu w Galilei. * * * Spotkanie się Zbawiciela z władzą doczesną od razu wypadło nieprzyjaźnie. Polityka, oparta na kłamstwie i obłudzie, nie może pogodzić się z zasadami Chrystusa. Świat zaczyna prześladować Jezusa jeszcze w zaraniu Jego życia, usiłując podstępnie Go zgładzić. Tak pozostanie na zawsze. Ale opatrzne Miłosierdzie Boże potrafi przewrotną potęgę świata tego nagiąć do swoich celów. Odwieczne wyroki Boże obejmują w sobie i wolne postanowienia stworzeń, które ostatecznie służą tylko Bogu, jak służył Herod do rozsławiania Chrystusa. 17. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ŻYCIU UKRYTYM PANA JEZUSA „A dziecię rosło i umacniało się pełne madrości” (Łuk. 2, 40). Od powrotu z Egiptu aż do publicznego wystąpienia Pan Jezus prowadził życie ukryte w Nazarecie. Z tego okresu zna jest tylko jeden fakt, jak w dwunastym roku życia udał się z rodzicami do świątyni jerozolimskiej, gdzie publicznie rozprawiał z doktorami (Łuk. 2, 42 – 49). A poza tym Ewangelia podaje trzy cechy szczególniejsze życia ukrytego, że mianowicie: był posłuszny, pracował i postępował w rozwoju. Z kontekstu zaś możemy wyprowadzić jeszcze dwie cechy, że modlił się i był miłosierny. 1. Według prawa mojżeszowego chłopiec w dwunastym roku życia stawał się pełnoletni, nazywał się „synem prawa” i był obowiązany do zachowania prawa o odwiedzaniu świątyni na Wielkanoc. Dlatego i Pan Jezus w tym roku życia udał się z rodzicami by po raz pierwszy obchodzić święto Wielkanocy według przepisów prawa, a zarazem i miłosiernie ujawnić Żydom swą Boskość. Podczas gdy rodzice powracali do domu, Pan Jezus zatrzymał się w świątyni, co przy mnóstwie pielgrzymów łatwo się stać mogło, tym bardziej, że mężczyźni i niewiasty podróżowali osobno, a dzieci mogły iść z ojcem lub z matką. Gdy na pierwszym noclegu Maryja i Józef spotkali się, spostrzegli nieobecność Jezusa i 58 natychmiast rozpoczęli troskliwe poszukiwanie po całej drodze przebytej od Jerozolimy. Po trzech dniach dopiero znaleźli Go w świątyni między kapłanami i uczonymi. „Rzekła doń Matka jego: Synu, cóżeś to nam uczynił? oto ojciec twój i ja, bolejąc, szukaliśmy ciebie. I rzekł do nich: Cóż jest, żeście mnie szukali? Czyż nie wiedzieliście, że w tym, co jest Ojca mego, być winienem?… I udał się nimi i przyszedł do Nazaretu, a był im poddany” (Łuk. 2, 48 – 51). W odpowiedzi Pana Jezusa zawiera się klucz do zrozumienia Jego postępowania. Jakkolwiek uznaje swą Matkę i prawnego ojca Józefa, jednak wskazuje na prawdziwego Ojca swego w niebie, którego wola żądała ujawnienia się wobec ludzi i spełnienia swego posłannictwa. Przyszedł bowiem, by świadczyć miłosierdzie Boże dla zbawienia ludzkości, do czego już teraz powoli przystępuje. Jest to pierwsze świadectwo miłosierne Chrystusa o sobie, ujawniające cudowną roztropność i mądrość, a nawet i Bóstwo, gdy Boga nazywa swym Ojcem. Jednocześnie po raz pierwszy zyskuje ogólne uznanie i podziw kapłanów i uczonych. Dotychczas świadczyli o Nim inni: Symeon, Elżbieta, Aniołowie, Pasterze, Trzej Mędrcy, a teraz już sam On świadczy o sobie. Występuje już jako nauczyciel, stawiając pytania mądre i nieraz sam odpowiadając na nie, a odpowiadając tak trafnie, że doktorowie podziwiają Jego mądrość i stawiają Go w pośrodku siebie. Zewnętrzne okoliczności wystąpienia Chrystusa w tym czasie wskazują na przyszłe warunki Jego nauczycielskiej misji: odosobnia się od swoich, bierze rozbrat z rodziną, nawet ze swą Matką najukochańszą, praktykuje zupełne ubóstwo, bo chyba szukał przytułku i chleba u obcych, a po odnalezieniu Go daje odpowiedź głęboką, a dla nierozumiejących dość przykrą. W odpowiedzi tej widzimy wielką powagę i majestat Boski, jaki miał później potwierdzać nauką i licznymi cudami. W ten sposób Jezus oznajmia narodowi żydowskiemu, że jest nauczycielem uczonych w Piśmie, objawia się rodzicom, oznajmiając swoje wyższe i nadzwyczajne powołanie. Zostawia również przykład miłosierny dla nas, jak mamy traktować swoje powołanie, i jak się mają do niego ustosunkować rodzice. 2. Pismo Św. kładzie szczególniejszy nacisk na posłuszeństwo Pana Jezusa, jakie w ciągu lat trzydziestu okazywał swoim rodzicom: „Był im poddany”. Posłuszeństwo polega na spełnieniu życzeń czyichś z wielką radością, dokładnością, ochotą i wytrwałością. Możemy sobie wyobrazić, z jaką dokładnością i ochotą Zbawiciel spełniał życzenia Maryi i Józefa, jak nawet wewnętrznie zgadzał się z nimi w swoim rozumie i woli, jak przede wszystkim starał się wypełnić wolę Ojca Niebieskiego, która dla Niego była miarą Jego życia i zajęć, celem Jego myśli, pragnień j planów, oraz centrum, około którego skupiało się całe Jego życie wewnętrzne i zewnętrzne. 59 Posłuszeństwo Pana Jezusa było skutkiem Jego niezwykłej pokory. Najdoskonalej bowiem wiedział On kim jest i oceniał siebie w całej prawdzie, ale zarazem, jako człowiek, brat przybrany wszystkich ludzi, przyjął na siebie ich grzechy i wzgardę i pokutował, aby przebłagać Ojca Niebieskiego. Pokora jak i posłuszeństwo Pana Jezusa wypływały z Jego nieskończonego Miłosierdzia względem nas, albowiem chciał nam zostawić wzniosły wzór do naśladowania, jak o tym powie w czasie publicznego nauczania: „Weźmijcie jarzmo moje na siebie i uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpocznienie dla dusz waszych” (Mat. 11, 29). Jako syn rzemieślnika — cieśli, Pan Jezus musiał pracować własnymi rękami, by zarobić na chleb codzienny. Praca Jego była na pozór zwyczajna i zewnętrzna, połączona ze zmęczeniem i znużeniem. Praca ta była zawsze ożywiona czystą intencją na chwałę Ojca Niebieskiego i Miłosierdziem względem rodzaju ludzkiego. Nie wybierał rodzaju pracy, ani też nie szukał w niej tylko przyjemności, ale wszystko wypełniał ochoczo, dokładnie i z rozwagą, aby nam zostawić miłosierny przykład. Dwa razy wspomina Pismo Św. o postępie i rozwoju Pana Jezusa. Postęp ten był czysto zewnętrzny, a polegał na ujawnianiu swej mądrości i świętości w miarę przybywających lat wieku: „Jezus wzrastał w mądrości i w latach, w łasce u Boga i u ludzi” (Łuk. 2, 52). Wewnętrzny postęp mógł być tylko w granicach wiedzy przyrodzonej i w doświadczeniu, które się w Nim pomnażały w miarę rozwijających się zdolności. Nie mogło być mowy o postępie w łasce i świętości wewnętrznej, którą posiadał w stopniu najwyższym od pierwszej chwili swego poczęcia, ciesząc się oglądaniem Bóstwa twarzą w twarz. Pomnażał się w zasługach tylko z Miłosierdzia ku nam — na korzyść naszą ku zbudowaniu naszemu. Jakkolwiek Pismo Św. wyraźnie nie wspomina o życiu modlitwy i uczynkach miłosiernych w Nazarecie, ale możemy przypuścić, że cała św. Rodzina modliła się przy każdej okazji zarówno w domu jak i w synagodze, jak również świadczyła w miarę możności posługi miłosierne swoim sąsiadom. Jeżeli Zbawiciel potem zażądał od swoich wyznawców uczynków miłosiernych względem bliźnich, jako koniecznego warunku zbawienia, musiał sam być przykładem pod tym względem w swoim życiu ukrytym. Częściowo ujawniło się to w Jego dwunastym roku życia, a niewątpliwie powtarzało się i w latach następnych. Duch modlitwy i miłosierdzia ożywiał niezawodnie Jego pracę codzienną, uszlachetniając ją najświętszymi pobudkami i miłosiernymi intencjami. Przez całe swoje życie ukryte Pan Jezus daje nam niezrównany przykład pełnienia woli Bożej, która jest samym Miłosierdziem względem nas. Jest ona piękna, mądra, święta i wielka, jej wypełnianie daje nam zadowolenie i szczęście już nawet w życiu doczesnym. Kto czyni, co Bóg chce, czyni dostatecznie wiele, choćby to były czyny najmniejsze, nic nie znaczące i ukryte. 60 Należy tylko przejąć się duchem wiary, a wówczas w najgorszym położeniu będziemy widzieć wolę Bożą i podobać się najlepiej Stwórcy. Wreszcie Pan Jezus w swoim życiu ukrytym chciał pokazać swoim wyznawcom, jak ma wyglądać ich codzienne życie chrześcijańskie. Tu zakłada On fundament pod wszelki postęp osobisty i społeczny, pod prywatny i polityczny dobrobyt. Przede wszystkim postęp ten polega na posłuszeństwie prawu Bożemu, pracy, modlitwie i miłosierdziu, płynącemu z miłości bliźniego. Fundamentem zaś postępu prawdziwego jest pokora, która trzyma na wodzy nieumiarkowaną żądzę wyniesienia się i zaszczytów. Ta żądza przeszkadza pokojowi i miłości w społeczeństwie, otwiera wrota niesnaskom i jest przyczyną różnych przewrotów społecznych, politycznych i wyznaniowych. * * * W atmosferze ukrytego życia Zbawiciela w Nazarecie ogarniają nas głębokie uczucia względem Boga, Kościoła i społeczeństwa. Tu się modlimy, pocieszamy i czerpiemy gorliwość i zapał. 18. MIŁOSIERDZIE BOŻE W CHRZCIE I POŚCIE PANA JEZUSA „Gdy Jezus był ochrzczony, i modlił się (i pościł)” (Łuk. 3, 21; 4, 2). Po trzydziestu prawie latach, spędzonych w samotności w Nazarecie, Pan Jezus, zanim rozpocznie życie publiczne, udaje się na brzeg Jordanu i przyjmuje chrzest od Jana, a potem czterdzieści dni trwa na modlitwie i poście na pustyni, gdzie był trzykrotnie kuszony. Zarówno chrzest Jego, jak modlitwa, post i kuszenie było dziełem nieskończonego Miłosierdzia Bożego dla nas. 1. Na wyraźny rozkaz Boga św. Jan Chrzciciel stał nad brzegami Jordanu i nawoływał ludzi do pokuty słowem i własnym przykładem. Dla rozbudzenia ducha pokuty posługiwał się ceremonią niezwykłą — chrztem z wody. Chrzest ten nie był sakramentem, który ustanowił dopiero Zbawiciel, nie był też jednym z sakramentaliów Starego Zakonu. Był to nadzwyczajny obrzęd pokutny, polegający na zanurzeniu w wodzie z wyznaniem grzechów. Pobudką do pokuty 61 u Jana było nieskończone Miłosierdzie Boga w nowym nadchodzącym już Królestwie Jego: „Czyńcie pokutę — wołał — albowiem przybliżyło się Królestwo niebieskie” (Mat. 3, 2). Jan głosił nauki pojedynczym stanom, których przedstawiciele przychodzili do niego. Karcił surowo faryzeuszów i saduceuszów za ich przesadne zaufanie w samo pochodzenie fizyczne od Abrahama. Natomiast łaskawie obchodził się z ludem prostym, celnikami i żołnierzami, żądając od nich tylko uczynków miłosierdzia i przestawania na swoim: „Kto ma dwie suknie, niechaj da temu, który nie ma, i kto ma pokarm, niechaj podobnie uczyni” (Łuk. 3, 11). Wystąpienia Jana, jego pokutne życie i nauki działały wstrząsająco na wszystkich przez wielką potęgę jego słowa i świętość jego osoby. Pan Jezus też przyszedł do Jana i stanął w liczbie tych, którzy słuchali jego kazań i pragnęli przyjąć chrzest. Jan Poznał Mesjasza i wzbraniał się Go chrzcić: „Ja winienem być — powiedział — ochrzczony przez ciebie, a ty idziesz do mnie? A Jezus odpowiadając, rzekł mu: Zaniechaj tego teraz, bo tak ci nam przystoi wypełnić wszelką sprawiedliwość. Wtedy go dopuścił. A gdy Jezus był ochrzczony, wnet wyszedł z wody. A oto otworzyły się mu niebiosa i ujrzał Ducha Bożego, zstępującego jako gołębicę i przychodzącego nań. A oto głos z nieba mówiący: „Ten jest Syn mój miły, któregom upodobał sobie” (Mat. 3, 14 – 17). Przy chrzcie Pana Jezusa ujawniło się nieskończone Miłosierdzie Boże dla całej ludzkości. Jan i inni prorocy prostowali drogi na ziemi, lecz tylko Zbawiciel otworzył drogę do nieba i tam zgotował nam miejsce. A droga ta tylko jedna. Dlatego Psalmista modli się: „Drogi twoje ukaż mi, Panie, a ścieżek twoich naucz mnie” (Ps. 24, 4). Bramą do nieba jest serce czyste, ożywione miłością Boga. O to serce czyste modlił się Psalmista: „Serce czyste stwórz we mnie, Boże, i ducha prawego odnów we wnętrznościach moich” (Ps. 50, 12). Nie miał on jeszcze środka na oczyszczenie duszy z grzechu pierworodnego. Dopiero Zbawiciel z Miłosierdzia swego ustanawia Chrzest, przez który na nowo odradzamy się wewnętrznie, stajemy się dziećmi Boga, który przemawia do nas, jak i do Jezusa w czasie chrztu: „Ten jest Syn mój miły, któregom upodobał sobie” (Mat. 3, 17). 2. Duch Święty zstępując na Jezusa w czasie chrztu, staje się kierownikiem Jego czynności i prowadzi Go na pustynię: „Wtedy Jezus zawiedziony był na pustynię od Ducha, aby był kuszony przez szatana” (Mat. 4, 1). Czterdzieści dni życia Pana Jezusa na pustyni było życiem modlitwy i pokuty. Jak pierwszy człowiek po przekroczeniu zakazu został wygnany na pustynię, gdzie natychmiast musiał podjąć walkę z kusicielem, tak drugi Adam zostaje zaprowadzony przez Ducha Świętego i jest kuszony przez szatana, aby 62 dać nam przykład, jak go mamy zwyciężać, i wysłużyć nam miłosierną pomoc ku temu. Pismo Św. wspomina o trzech pokusach po ukończeniu postu. Nasamprzód szatan chce nakłonić Chrystusa do uśmierzenia głodu przez przemienienie kamieni w chleb. Pan Jezus odrzuca tę pokusę słowem, które każdego winno pobudzić ku ufności: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale wszelkim słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mat. 4, 4). W drugiej pokusie szatan usiłuje Go skłonić do zuchwalstwa, aby skacząc z wysokiego dachu świątyni okazał, że jako Bóg nie podlega prawom fizycznym. Zbawiciel odpowiedział: „Nie będziesz kusił Pana Boga twego” (Mat. 4, 7), odpierając pokusę. W końcu uderza nieprzyjaciel na pożądliwość oczu, ukazując bogactwa i obiecując je od warunkiem bałwochwalstwa i odstępstwa. Pan Jezus zwycięża i tę pokusę przypominając zasady prawa Bożego. Dlaczego Pan Jezus dopuszcza na siebie takie upokorzenia? Uczynił to z nieskończonego Miłosierdzia swojego. Chciał na sobie doświadczyć tego, co należy do życia ludzkiego, jak mówi Apostoł: „Nie takiego mamy Arcykapłana, który by nie mógł naszym współczuć słabościom, lecz doświadczonego na podobieństwo nas we wszystkim prócz grzechu” (Żyd. 4, 15). Chciał również dać nam przykład, jak mamy modlić się, pokutować i walczyć z szatanem. Nadto chciał zadośćuczynić za to oraz naprawić i odnowić to wszystko, co ludzie zawinili ulegając tym trzem pokusom. Jakie to wielkie Miłosierdzie, że w walce z szatanem Zbawiciel wysłużył nam łaskę, potrzebną do modlitwy i pokuty oraz do walki skutecznej z odwiecznym nieprzyjacielem naszej duszy. Wystarczy tylko pomyśleć, że Pan Jezus przebywa w nas z łaską skuteczną, wysłużoną na pustyni, byśmy mogli rychło otrzeźwieć i nabrać sił w ciemnych godzinach walki ze strasznymi mocami piekielnymi, w których czujemy się samotni i opuszczeni. Ponoć na Górze Debel Qarantal, zwanej przez Arabów Kwarantanną, na pustyni judzkiej, w której miał przebywać Pan Jezus i był kuszony, płonie ustawicznie światło, zalewające w nocy całą dolinę u stóp góry. Światło to ma być symbolem łaski, jaką tam wysłużył nam nasz Zbawiciel. Życie na pustyni miało być przygotowaniem do życia publicznego. Jak ongiś Mojżesz pościł przez dni czterdzieści, gotując się do otrzymania prawa pozytywnego, tak teraz Chrystus, gotując się do zbawienia dusz, które odkupić można jedynie przez post i modlitwę; sam mężnie odpiera napaści złego ducha oraz pości i modli się za te dusze, które później nawróci. Mocarz władnący światem tu poczuł silniejszego od siebie. Pan Jezus miłosiernie pozostawił nam na pustyni pierwowzór naszego czterdziestodniowego postu, w którym wierni rok rocznie hartują się w życiu modlitwy, pokuty i walki. Kuszenie na pustyni i walka z kusicielem są prologiem wielkiego dramatu, jaki wkrótce miał się rozegrać, a którego punktem szczytowym będzie Golgota. Szatan chciał doprowadzić do upadku Jezusa nie jako człowieka 63 prywatnego, ale jako Mesjasza i twórcę naszego zbawienia, pragnął zniszczyć to dzieło w zarodku, unicestwić misję w samych jej początkach. Rozpoczyna się tu bój na śmierć i życie aż do chwalebnego tryumfu przez ofiarę krzyżową, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie. Po odniesionym zwycięstwie nad szatanem zjawiają się duchy niebieskie i składają Zbawicielowi hołd uwielbienia w zamian za wzgardę i poniżenie w pokusach. Było to wielkie i wspaniałe zwycięstwo nie tylko Pana Jezusa, ale i nas wszystkich, jako członków Jego Ciała Mistycznego, którego On jest głową. Odtąd rozpoczyna się zupełna klęska szatana, rozpoczyna się zwycięstwo nasze w Chrystusie, o ile za Jego przykładem będziemy modlić się i pokutować. Zbroją naszą ma być modlitwa, pokuta i ufność w wysłużone nam przez Chrystusa na pustyni nieskończone Miłosierdzie Boże. * * * W każdej tedy pokusie będę skierowywał myśl swoją do poszczącego i kuszonego Jezusa na pustyni. Gdy uderzą na mnie fałszywe ponęty świata i urok jego złudnej mądrości, stanę bezzwłocznie pod sztandarem Chrystusa w świadomości Boskiego synostwa i z ufnością w wysłużone mi na pustyni Miłosierdzie Boże. 19. MIŁOSIERDZIE BOŻE W POWOŁANIU PIERWSZYCH UCZNIÓW „I usłyszeli go… i poszli za Jezusem” (Jan 1, 37). Arcykapłani jerozolimscy, słysząc o Janie i jego chrzcie, wysyłają poselstwo, aby urzędowo zapytać, kim on jest, że chrzci, czy nie jest jakim prorokiem, albo może samym Mesjaszem? Jan zaprzecza temu, ale zarazem oznajmia, że czas Mesjasza już nadszedł. Na drugi zaś dzień, gdy ujrzał wracającego z pustyni Chrystusa, palcem wskazał na Niego, jako na Mesjasza, mówiąc: „Oto Baranek Boży, oto, który gładzi grzechy świata” (Jan 1, 29). Wówczas kilku z uczniów Jana poszło za Jezusem. 64 1. Odpowiadając na pytanie poselstwa, św. Jan Chrzciciel wypowiada wspaniałe świadectwo o osobie Mesjasza: „Pośród was stanął ten, którego wy nie znacie. To ten, który przyjdzie po mnie, a stał się przede mną, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów jego” (Jan 1, 26 – 27). Mówi tedy Jan, że Mesjasz jest już pośród nich, chociaż przez nich jeszcze nieznany, że wkrótce wystąpi On publicznie i sam siebie oznajmi, że ten Mesjasz godnością niezmiernie przewyższa Jana, że chociaż wiekiem jest młodszy, to jednak był przed nim, czyli że jest On wiecznym Bogiem, przed którym Jan winien bić czołem. Nazajutrz Jan dostrzega Chrystusa, wracającego z pustyni i wskazując nań uczniom swoim woła: „To ten, o którym mówiłem: Po mnie przyjdzie mąż, który stał się przede mną, bo pierwej był, niźli ja” (Jan 1, 30). A przypominając objawienie Boże w czasie chrztu — Ducha Świętego zastępującego z nieba jako gołębicę, dodaje: „Jam go nie znał, ale ten, który mię posłał chrzcić wodą, powiedział mi: Na kogo ujrzysz, iż zstępuje Duch i zostaje na nim, ten jest, który chrzci Duchem Świętym. I sam to widziałem i dałem świadectwo, że on jest Synem Bożym” (Jan 1, 33 – 34). Jan teraz kładzie jeszcze większy nacisk na. Miłosierdzie Boże i przemianę serca przez pokutę. Idea Boga miłosiernego nie była dotąd przez nikogo tak uwypuklona, jak przez Jana. Tu sprawdzają się słowa Chrzciciela: „Po mnie przyjdzie mąż, który stał się przede mną”. Jan wyprzedził Chrystusa w głoszeniu Miłosierdzia Bożego, ale Chrystus przewyższy go we wzniosłości nauki o tymże Miłosierdziu Bożym i w ujawnieniu tegoż Miłosierdzia w uczynkach miłosiernych. Jan wyraźnie nazywa Jezusa Synem Bożym i Barankiem, którego ofiara odkupi świat. Jest to pierwsze wyraźne stwierdzenie publiczne Bóstwa Pana Jezusa. Żydzi spodziewali się Mesjasza, który by uwolnił ich od jarzma Rzymian. Tymczasem Jan oznajmia im uroczyście miłosierne uwolnienie ich od jarzma grzechów, przy tym uwolnienie to nie odnosi się tylko do narodu żydowskiego, lecz do całej ludzkości. Takiego Mesjasza naród żydowski nie oczekiwał, albowiem w swej pysze mniemał, że odkupienie mu nie jest potrzebne i wystarczy, iż sam pochodzi od Abrahama. 2. Wyraźne świadectwo Jana o Chrystusie, jako o Mesjaszu i Synu Bożym, sprawiło, że dwaj uczniowie (Jan i Andrzej) jego natychmiast poszli za Jezusem. „A jednym z dwóch, którzy usłyszeli byli od Jana, i poszli za nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw brata swego Szymona i rzekł mu: «Znaleźliśmy Mesjasza (co znaczy Chrystusa)». I przyprowadził go do Jezusa. A wejrzawszy nam Jezus, rzekł mu: «Tyś jest Szymon, syn Jony; będziesz się nazywał Kefas, to znaczy: Piotr». Nazajutrz zamierzał Jezus iść do Galilei i spotkał Filipa. I rzecze do niego Jezus: «Pójdź za mną». A Filip pochodził z 65 Betsaidy, miasta Andrzeja i Piotra. Filip spotkał Natanaela i rzekł mu: «Znaleźliśmy tego, o którym pisał Mojżesz w Zakonie i prorocy, Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu.»… Ujrzał Jezus, że Natanael idzie do niego i rzekł o nim: «Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie masz podstępu»” (Jan 1, 37 – 47). Oto pierwsi uczniowie Pana Jezusa. Oprócz świadectwa Jana o Chrystusie, były jeszcze inne przyczyny, wewnętrzne, skłaniające uczniów do pójścia za Jezusem, a najważniejszą z nich było nieskończone Miłosierdzie Boże, które ich wybrało i przyciągnęło głosem wewnętrznym bez żadnej zasługi z ich strony. O tej przyczynie powie z czasem Zbawiciel: „Nie wyście mnie wybrali, alem ja was wybrał i ustanowiłem was, abyście poszli i owoc przynieśli” (Jan 15, 16). Powołanie opiera się na zmyśle wewnętrznym ukazującym kim jest Bóg, jaka jest wartość duszy ludzkiej i jakie są jej prawdziwe potrzeby. Objawia się ono u powołanego w ofiarowaniu życia Bogu. W rzeczywistości Bóg staje przed duszą, podbija ją i pociąga do siebie. Wówczas idziemy za Nim, mówimy o Nim z innymi, wpadamy w zapał i bronimy Go wobec przeciwników. Oto jutrzenka apostolstwa. Należy ją witać sercem czystym i ochotą do pracy. Sami uczniowie byli przyczyną powołania jeden dla drugiego. Andrzej przyprowadza Piotra, a Filip Natanaela czyli Bartłomieja. Wreszcie decydującą przyczyną było miłosierne zjawienie się Pana Jezusa, a zjawienie się umyślne i tak niezwykłe: Jego postać zewnętrzna, wygląd ujmujący i pełen godności, mądrość i roztropność, z jaką przyjmuje i traktuje każdego odpowiednio do temperamentu i charakteru. Chrystus jest siłą nadprzyrodzoną i działania Jego na duszę są nadprzyrodzone, jak to widać w powołaniu tych pierwszych uczniów: zmienia się Szymona, przypomina Natanaelowi jakieś zdarzenie z jego życia, o którym nikt nie mógł wiedzieć. Ten z początku wątpi, mówiąc: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”, a potem w uniesieniu woła: „Rabbi, tyś jest Synem Bożym, tyś królem izraelskim” (Jan 1, 49). Nic tak nie pokonywa, jak znajomość serca, jaką w tym wypadku okazał Pan Jezus. Pan Jezus nie tylko powołuje uczniów, ale nadto z Miłosierdzia swego utwierdza ich w powołaniu i przywiązaniu do siebie. Gdy Natanael nazwał Go Synem Bożym i Królem izraelskim, Pan Jezus mu rzekł: „Ponieważ ci powiedziałem, żem cię widział pod figą, uwierzyłeś: Więcej nad to zobaczysz. I rzekł mu: «Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Zobaczycie niebo otwarte i aniołów Bożych, wstępują i zstępujących na Syna Człowieczego»” (Jan 1, 50 – 51). Tutaj Zbawiciel ma na myśli widzenie Jakuba, który przestawał z Aniołami i nazwał siebie po raz pierwszy Synem Człowieczym, które to imię wyraża Jego stosunek do całej ludzkości, jako jej głowy i zastępcy przed Bogiem. Jest to miano, które nadawali Mesjaszowi prorocy (Dan. 7, 13 i 14), a które wyraża prawdziwą naturę ludzką. W powołaniu pierwszych uczniów ujawnia się miłosierny charakter Zbawiciela: odsłania uczniom swoją Boską mądrość, oznajmiając im rzeczy 66 przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, dostosowuje się do psychologii każdego z niezwykłą subtelnością i zręcznie przerabia ich na narzędzia łaski. Już tu okazuje się prawdziwym światłem, oświecającym każdego człowieka; już tu poznanie Zbawiciela zniewala każdego, by Mu bezgranicznie zaufać, prawdziwie pokochać i za Nim postępować. Już tu na początku widzimy cały program Jego nieskończonego Miłosierdzia w przeszłości i metodę Jego litościwego postępowania — pociągania apostołów wszystkich wieków ku sobie. Powołanie uczniów było szczytem zadania Jana Chrzciciela. Nie tylko złożył on świadectwo o Panu Jezusie, jako Synu Bożym, i wskazał Nań ręką jako na Mesjasza, ale nadto oddał Mu swoich uczniów i w ten sposób postawił pomost między Starym i Nowym Testamentem. Słowa Natanaela: „Tyś jest Syn Boży” są echem słów Jana: „On jest Synem Bożym”. Odtąd Jan będzie się umniejszał, jak to sam stwierdził wobec uczniów: „On ma wzrastać, ja zaś umniejszać się” (Jan 3, 30). Przesłaniec spełnił swoje za danie, dał świadectwo o Miłosierdziu Bożym i teraz spokojnie może odejść. W powołaniu pierwszych uczniów Pan Jezus daje możność poznania w głównych zarysach całego planu przyszłej instytucji Miłosierdzia Bożego — Kościoła. Zaledwie powołał dwóch uczniów, już zapowiada ustrój Kościoła, zmieniając imię Szymona i mianując go na stanowisko głowy i przełożonego małego kolegium apostolskiego. Same bowiem słowa, jakimi Jezus wita Szymona, zapowiadają późniejsze nadanie mu władzy najwyższej (Mat. 16, 18). * * * Skoro z Miłosierdzia Bożego usłyszę głos łaski, pójdę za jej wezwaniem i oddam się na jej usługi jak to uczynili pierwsi uczniowie Jezusa. Ze strony Boga powołanie jest to zaproszenie i przyciąganie, na które trzeba ochoczo odpowiedzieć. 67 20. MIŁOSIERNE UTWIERDZENIE PIERWSZYCH UCZNIÓW W WIERZE „Okazał chwałę swoją i uwierzyli weń uczniowie jego” (Jan 2, 11). Pierwsi uczniowie uwierzyli w Chrystusa za pierwszym spotkaniem się z Nim. Ale trzeba było jeszcze ich w tej wierze utwierdzić. Dlatego Pan Jezus przemienia wobec nich wodę w wino i dla okazania swej władzy nad świątynią wypędza z niej kupczących. 1. Na trzeci dzień po powołaniu uczniów Pan Jezus przybywa z nimi do Kany Galilejskiej, gdzie zastaje swą Matkę, zaproszoną jak i On na odbywające się tam gody małżeńskie. Maryja wraz z innymi niewiastami starała się, by w czasie uczty weselnej nie zabrakło gościom jedzenia i napoju. Ale oto pod koniec uroczystości zabrakło wina. Maryja, przewidując wstyd gospodarza, szeptem mówi do Syna: „Wina nie mają”. I rzeki jej Jezus: Zostaw to mnie, niewiasto, jeszcze nie nadeszła godzina moja”. Maryja w milczącej rozmowie, która nastąpiła po ustnej wymianie zdań, nabrała pewności, że Syn spełni Jej prośbę, i rzekła do sług: „Uczyńcie, cokolwiek wam powie”. Gdy następnie na zlecenie Jezusa słudzy napełnili wodą sześć stągwi, a potem tej wody zanieśli gospodarzowi wesela, ten skosztowawszy stwierdził, że jest to wyborne wino (Jan 2, 1 – 11). Jest to pierwszy cud, dokonany cicho, nieznacznie bez żadnych zewnętrznych środków działania. Wiarogodność jego stwierdzają liczni świadkowie, jak uczniowie Pana Jezusa, goście i słudzy oblubieńca i przełożonego wesela. Dowiódł w nim Zbawiciel, że jest Panem całego stworzenia i może przemienić jedną istotę rzeczy w drugą. Pobudką do tego cudu było nieskończone Miłosierdzie Boże nad kłopotliwym położeniem oblubieńca, któremu na godach zabrakło wina, jak również Miłosierdzie względem swych uczniów, których chciał utwierdzić w wierze w swoje Boskie posłannictwo. Wreszcie powodem cudu mogło być i to, że Chrystus z Miłosierdzia swego chciał podnieść naturalny związek mężczyzny i niewiasty do godności Sakramentu, który prawdopodobnie już wówczas ustanowił. Cud ten ujawnia miłosierny charakter Zbawiciela. Przyjmuje On chętnie zaproszenie od ludzi niezamożnych i bierze udział w godach weselnych. Dla 68 domowej potrzeby prywatnej dostarcza biesiadnikom wybornego wina w ilości aż sześciu stągwi, co wynosi około 200 litrów. Nadmiar cudownego wina jest zapowiedzią przeobfitych łask miłosiernych, jakie będą odtąd spływać w Jego Kościele po wszystkie dni, przede wszystkim w Sakramentach świętych, a między innymi i w Sakramencie małżeństwa. Chrystus chciał rozpocząć swoją publiczną działalność od odnowienia rodziny, której pierwszą instytucją jest małżeństwo, będące obrazem zaślubin Pana Jezusa z Kościołem i z duszą chrześcijanina. Cud ten jest dowodem szczególniejszej miłości i szacunku Pana Jezusa względem Jego Matki oraz roli, jaką Maryja będzie pełnić w ekonomii Miłosierdzia Bożego, jako Matka Miłosierdzia i Wszechpośredniczka łask Bożych. Uderza nas skromność i delikatność Niepokalanej Dziewicy, z jaką swą prośbę przedkłada Synowi, Jej prawdziwie macierzyńska troska, z jaką umie odkryć brak wina, Jej mocna ufność w Miłosierdzie Syna, że prośba Jej będzie spełniona, gdy poleca służbie spełnić wszystko, co On im powie. Stąd wynika, jak wielką potęgą jest wstawiennictwo Maryi. Tu już ujawnia się Jej godność Matki Miłosierdzia i Wszechpośredniczki łask, jakie w przyszłości mają tak obficie zstępować na wiernych. 2. Po uroczystości weselnej w Kanie i po dokonaniu cudu Pan Jezus z Matką swoją i uczniami udał się do Kafarnaum, położonego o 30 kilometrów na północny wschód od Nazaretu, nad Morzem Tyberiadzkim Po krótkim tam pobycie podążył do Jerozolimy na święto Paschy. Gdy wstąpił do świątyni, ujrzał na zewnętrznym dziedzińcu targ bydlęcy i zbiorowisko spekulantów, a nie przedsionek domu Bożego. Ukręciwszy tedy bicz z powrozów, począł nim smagać zwierzęta i ludzi, poprzewracał stoły bankierów zmieniających pieniądze, rozsypał po ziemi poukładane w kupki monety, rozpędził wszystkich wołając: „Nie czyńcie domu Ojca mojego domem targowiska”. Na pytanie Żydów, jakim prawem to czyni i jaki znak da na dowód tego prawa, Zbawiciel odpowiedział: „Zburzcie tę świątynię, a ja w trzy dni ją odbuduję” (Jan 2, 19). Tego nie zrozumieli ani oni, ani uczniowie, albowiem miał na myśli swój pobyt w grobie i Zmartwychwstanie. Przy wypędzeniu przekupniów z świątyni Pan Jezus występuje po raz pierwszy w charakterze Mesjasza, występuje publicznie jako Prawodawca i Syn Boga, domagający się czci dla swojej świątyni i swego Ojca. Wybrał na to Wielkanoc, w czasie której cały naród stawił się przed Panem, a ofiara baranka wielkanocnego była najwspanialszą figurą śmierci Pana Jezusa, jaka miała nastąpić za trzy lata. Zbawiciel widział wielki zanik pobożności kapłanów, którzy czerpali nielegalne zyski ze składanych ofiar, dlatego energicznie wkroczył w sprawy religijne, odnawiając i oczyszczając przybytek Pański z druzgocącą gorliwością, powagą i majestatem. Bicz z powrozów jest symbolem 69 tajemniczej potęgi Jego Boskiej natury, która z nadprzyrodzoną siłą przejmuje bojaźnią i przestrachem całe otoczenie. Śmiały czyn Zbawiciela był dziełem Miłosierdzia Bożego. Przede wszystkim było to Miłosierdzie względem samych oziębłych kapłanów i lewitów. Znali oni przepisy prawa mojżeszowego o poszanowaniu miejsc, przeznaczonych na kult Boga Najwyższego i świadomie je łamali. Nie wystarczyłoby im upomnienie łagodne, a trzeba było użyć surowości, by zatwardziałych grzeszników doprowadzić do pokuty i poprawy. Wprawdzie Pan Jezus wiedział, że większość z nich nie skorzysta z tego surowego upomnienia, że niewiara ich przerodzi się w nienawiść śmiertelną, która doprowadzi Go do śmierci, użył jednak tego środka ostatecznego z pobudek swego Miłosierdzia. Wyrzucenie przekupniów z świątyni było również Miłosierdziem względem całego obecnego tam ludu, któremu w ten sposób przypomniał Zbawiciel obowiązek należytego szacunku dla miejsc świętych. Był to również wzniosły przykład gorliwości, o której mówi Psalmista: „Bo mię zawistna miłość domu twego gryzła” (Ps. 68, 10). Był to również silny pocisk w obłudę i niewiarę faryzeuszów. Ich miłość własna poruszona została do głębi. Toteż usiłują obezwładnić tego męża śmiałego, w którym nie chcą uznać Mesjasza, pytaniem: „Jaki znak dasz nam na dowód, że masz prawo to czynić” (Jan 2, 18). Obawiają się zaatakować inaczej, więc żądają cudu, w który teraz na pewno by nie uwierzyli. Dlatego otrzymują odpowiedź dwuznaczną. Wreszcie było to również Miłosierdzie względem uczniów. Pan Jezus pokazał im, że przysługuje Mu wyższa siła, powaga i moc do działania jeszcze większych rzeczy, jakie im zapowiedział przy powołaniu. Dlatego ubocznie przepowiada swoją mękę i śmierć oraz chwalebne Zmartwychwstanie, które ma być największym i ostatecznym potwierdzeniem Jego Bóstwa. W ten sposób utwierdza ich w wierze, która wyda owoce dopiero po Zmartwychwstaniu, jak mówi Ewangelista. „I gdy powstał z martwych, przypomnieli sobie uczniowie jego, że o tym mówił, i uwierzyli Pismu i słowom, które wyrzekł Jezusa” (Jan 2, 22). Po wypędzeniu przekupniów Chrystus Pan zdziałał w świątyni inne cuda, dzięki którym „wielu uwierzyło w imię jego” (Jan 2, 23). Żydzi byli bardzo zakłopotani, albowiem świadectwo Jana i obecne wypędzenie przekupniów ze świątyni było dowodem, iż Jezus jest tym, który ma władzę nad świątynią i który dostatecznie dowodzi swojego posłannictwa. Chrystus Pan przejrzał ich braki i wątpliwości i nie objawił im głębszej nauki, jak mówi Ewangelista: „Ale sam Jezus nie zwierzał się przed nimi, dlatego, że znał wszystkich. I nie trzeba mu było niczyjego świadectwa o człowieku, sam bowiem wiedział, co kryje się w człowieku” (Jan 2, 24 – 25). * * * 70 Chrystus Pan uniósł się gniewem przy wypędzaniu przekupniów, ale zawsze i w gniewie pozostaje święty, albowiem ten gniew wypływał z gorliwości o chwałę Bożą. Człowiek zwykły, unoszący się gniewem, nawet sprawiedliwym, zazwyczaj daleki jest od doskonałości, gdyż do naszego wzburzenia miesza się zwykle wiele elementów nieszlachetnych. Chrystus Pan i w gniewie ujawnia swoje nieskończone Miłosierdzie wobec tych, na których się gniewa. 21. MIŁOSIERNA ROZMOWA Z NIKODEMEM „ Światłość przyszła na świat, ale ludzie umiłowali bardziej ciemności” (Jan 3, 19). Śmiałe wypędzenia przez Jezusa przekupniów ze świątyni, cuda zdziałane przez Niego w Jerozolimie oraz Jego wzniosła nauka skłoniły jednego z książąt żydowskich, Nikodema, do odwiedzin Go w nocy. Obrał tę porę może z bojaźni przed faryzeuszami, by się nie wydało, że chce się czegoś nauczyć, a może, by porozmawiać z niezwykłym Nauczycielem bez przeszkody i świadków. Rozmowa była długa, trwała może nawet noc całą; ukryty świadek jej — Jan Ewangelista — podał ją zaledwie w streszczeniu. Pan Jezus poucza w niej Nikodema o swojej Osobie, o swoim Królestwie i o dwóch warunkach przynależności do niego — Chrzcie i wierze. 1. Rozmowę zaczął Nikodem, uznając posłannictwo Jezusa, ale nie rozumiejąc Jego istoty: „Nauczycielu, wiemy, żeś od Boga przyszedł, jako nauczyciel, bo nikt takich cudów czynić nie może, jakie ty czynisz, jeśliby Bóg nie był z nim” (Jan 3, 2). Jezus odpowiada mu, że celem Jego przyjścia jest założenie Królestwa Bożego, a koniecznym warunkiem przynależności do tego Królestwa jest Chrzest: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam tobie, jeśli się kto nie odrodzi z wody i z Ducha Świętego, nie może wnijść do królestwa Bożego” (Jan 3, 5). O tym Sakramencie wypowiada Zbawiciel cztery ważne rzeczy: wymienia jego istotę — wodę i Ducha Świętego, oznacza jego skutki — odrodzenie wewnętrzne, wykazuje nieodzowną jego konieczność i tajemnicze jego działanie wewnętrzne. Było to wielkie Miłosierdzie Boże względem Nikodema, który — jak i inni Żydzi — mniemał, że wystarczy samo fizyczne pochodzenie, aby należeć 71 do tego królestwa. Dlatego Zbawiciel w dalszym ciągu swej mowy obala to błędne mniemanie, mówiąc: „Co się narodziło z ciała, ciałem jest, a co się narodziło z Ducha, duchem jest”. Jakby mówił: Bóg jest duchem i dlatego Jego królestwo jest duchowe i nadprzyrodzone, a koniecznym warunkiem przynależności do niego jest narodzenie duchowe z wody i Ducha Świętego. Trudność zrozumienia tego narodzenia nie jest racją wystarczającą do powątpiewania. Widząc zakłopotanie Nikodema Pan Jezus używa porównania, zaczerpniętego z natury wiatru: „Wiatr, kędy chce, wionie i szum jego słyszysz, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd zdąża: tak samo dzieje się z każdym, kto się z Ducha narodził” (Jan 3, 8). Wiatr jest trafnym symbolem Ducha Świętego, który jest tchnieniem miłości Ojca i Syna, tchnieniem działania Bożego w stworzeniu, które się wewnętrznie pod jego wpływem odradza, staje się nową istotą niebiańską, zasadniczo różniącą się od zwykłego potomka Abrahama podług ciała. Porównanie działania Ducha Świętego do powiewu wiatru otworzyło przed Nikodemem świat nieznany dotychczas. Zrozumiał on, że wpływ tego Ducha nie może być poddany ludzkim dociekaniom i nie jest w swej istocie możliwy do zgłębienia przez człowieka, chociaż rezultaty tego działania są dostatecznie widoczne, jak i rezultaty działania wiatru. To nowe rodzenie nie jest wynikiem chrztu Jana (który może Nikodem przyjął), będącego tylko chrztem z wody i stanowiącego zwykły symbol, ale nastąpi przez Chrzest z wody i Ducha Świętego, o którym mówił Jan: „Ten was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem” (Mat. 3, 11). Myśląc o tym Nikodem czuł się całkowicie zgubiony i w zakłopotaniu jeszcze raz zapytał: „Jakże się to stać może? (Jan 3, 9). W odpowiedzi Pan Jezus robi aluzję do zajmowanego przez Nikodema urzędu: „Tyś nauczycielem w Izraelu, a tego nie wiesz?”. Zadawszy to pytanie, Zbawiciel prawdopodobnie musiał mówić jeszcze dość długo, ale Ewangelista ze słów Zbawiciela uczynił syntetyczny skrót, w którym wyczuwa się uwagi i pytania Nikodema. Pan Jezus daje odpowiedzi wyjaśniające o świetle i ciemnościach, o wężu na pustyni, jako figurze Mesjasza, jakim jest Syn Boży, umierający na krzyżu. 2. Oprócz Chrztu drugim warunkiem koniecznym przynależności do królestwa Jezusowego jest wiara. Ona dopiero ułatwia zrozumienie prawd nadprzyrodzonych, ona ujawnia niebiańskie zamiary Boże względem ludzi, ona wskazuje na nieskończone Miłosierdzie Boże, jakie było głównym motywem wszystkich dzieł Bożych, a przede wszystkim odkupienia: „Tak Bóg umiłował świat (zlitował się nad nim), że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, który wierzy weń, nie umarł, ale miał żywot wieczny. Bo nie posłał Bóg Syna swego na świat, aby świat sądził, ale aby świat był zbawiony przez niego. Kto 72 wierzy weń nie jest sądzony, a kto nie wierzy, już jest osądzony, że nie uwierzył w imię jednorodzonego Syna Bożego” (Jan 3, 16 – 18). Tu Zbawiciel w swoim nieskończonym Miłosierdziu zachęca Nikodema do przyjęcia tych prawd silnymi pobudkami: powołuje się na swoje osobiste świadectwo Syna Bożego, który wszystko wie: „Mówimy to, co wiemy, i świadczymy o tym, co widzieliśmy, ale świadectwa naszego przyjąć nie chcecie” (Jan 3, 11). Następnie grozi karami za niedowiarstwo oraz zapewnia, że jego przyczyną jest życie niemoralne i zepsute serce: „Ludzie umiłowali bardziej ciemności, niż światłość, bo były złe ich uczynki. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światłości i nie zbliża się do światła, aby nie zganiono uczynków jego” (Jan 3, 19 – 20). Kreśli tedy Pan Jezus przed Nikodemem w zarysach całą istotę Królestwa Bożego, które jest przeciwieństwem tego, co uważał Nikodem za królestwo Mesjasza. Nikodem jako faryzeusz i książę żydowski nie wyzbył się jeszcze dumy, której Pan Jezus zdaje się z początku schlebiać, by go pozyskać, a potem delikatnie nauczyć pokory. Odwołuje się do jego uczoności i uczciwości, ale zarazem dodaje, że się spodziewa od niego innych, daleko odważniejszych czynów, do których skłoni go z czasem dopiero widok krzyża. O tym krzyżu Pan Jezus na razie tylko tajemniczo napomyka pod obrazem węża miedzianego. Zbawiciel ocenia w faryzeuszu Nikodemie jego dobrą wolę i chęć poznania prawdy, dając mu delikatnie poznać, że nie zna on najkonieczniejszych warunków królestwa Bożego. Nikodem to odczuwa i powoli skłania się do uznania duchowej wyższości Chrystusa. Ostatecznie Pan Jezus zdobywa Nikodema zdumiewa całą otwartością, Miłosierdziem i nadzwyczajnym zaufaniem, gdy objawia mu największe i najgłębsze tajemnice swego Bóstwa, swojego Wcielenia, swojej misji Odkupiciela i Sędziego ludzkości. Dotychczas jeszcze przed nikim Zbawiciel tak się nie zwierzał, nikomu nie mówił o tak głębokich tajemnicach, jak Nikodemowi, — nikomu też nie dał tyle tematów do przemyślenia i nie posługiwał się takimi klasycznymi porównaniami, jak teraz. Mimo to Nikodem nie zaraz staje się otwartym zwolennikiem Chrystusa, a dopiero na Kalwarii z nieśmiałego i bojaźliwego stanie się pełnym wiary, odważnym i mężnym Jego wyznawcą. Zauważyć należy, że Nikodem ukazuje się w pierwszą i czwartą Wielkanoc publicznego życia Chrystusa. Tu Zbawiciel zapowiada swoją śmierć, a tam dokona się ona. Tu Nikodem nieśmiały i bojaźliwy, a tam będzie odważny, pełen wiary i nadziei. Jest to wyraźny postęp w doskonałości, który się dokonał dzięki delikatnej dobrotliwości i Miłosierdziu Pana Jezusa. Tu się ujawnia skutek Boskiego oddziaływania łaski. Z powyższego widzimy, jak wiele przesądów było u najlepszych mężów sekty faryzeuszów i jak wielkie rozdrażnienie powstało u nich po pierwszym 73 wystąpieniu Zbawiciela. Toteż Nikodem nie zaraz staje się otwartym uczniem Jego i obawia się zbliżyć do Mistrza w dzień. Zarazem stwierdzamy, że prawość, uczciwość, dobra wola i chęć poznania prawdy przezwycięża przesądy i uprzedzenia i ostatecznie skłania znawcę prawa zakonnego i nauczyciela ludu, by szukać prawdy u Chrystusa. Ujawnia się tutaj niezrównana piękność duszy Zbawiciela, Jego niezwykła roztropność i metoda obcowania z ludźmi, a przede wszystkim Jego nieskończone Miłosierdzie, gdy wtajemnicza członka wysokiej Rady w główne prawdy swego królestwa. * * * Tylko zwolna porządek nadprzyrodzony wchodzi do naszej świadomości, tym bardziej do świadomości ludzi nieprzygotowanych. Dlatego winniśmy naśladować Zbawiciela w Jego takcie i Miłosierdziu. 22. MIŁOŚĆ BOGA A MIŁOSIERDZIE JEGO „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał” (Jan 3, 16). Jakkolwiek ze wszystkich odnośnych doskonałości Boga Pismo Św. najczęściej mówi o Jego Miłosierdziu, to jednak wspomina tu i ówdzie o miłości Boga ku stworzeniom, a w szczególności ku ludziom. Między innymi i Pan Jezus w rozmowie z Nikodemem mówi o tej miłości: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy który wierzy weń, nie umarł, ale miał żywot wieczny” (Jan 3, 16). Poznaliśmy już, że głównym Motywem odkupienia było nieskończone Miłosierdzie Boże (por. wyżej rozdz. 5 punkt 2; o. J. Woroniecki, „Tajemnica Miłosierdzia Bożego” Poznań, 1947, 91 – 109). Tymczasem z powyższego tekstu wynika, że tym motywem jest miłość Boga. Jakiż tedy jest stosunek Miłosierdzia Bożego do miłości? 1. Miłość w najobszerniejszym znaczeniu jest to dążność ku odpowiedniemu dobru; może być ona naturalna czyli zmysłowa i umysłowa czyli duchowa. Miłość duchową posiadają tylko istoty rozumne, u których ona występuje w podwójnej formie — jako miłość pożądliwości i miłość życzliwości. Miłość pożądliwości polega na upodobaniu w jakiejś rzeczy czy 74 osobie i dążności ku niej ze względu na pożytek kochającego, dla którego wynika stąd jakieś dobro. Miłość zaś życzliwości polega na upodobaniu w jakiejś rzeczy lub osobie i dążności ku niej nie ze względu na dobro miłującego, ale jedynie ze względu na dobro tej rzeczy lub osoby kochanej, której życzymy jak najlepiej. W jednym i drugim wypadku występuje pewne upodobanie w doskonałościach rzeczy lub osoby miłowanej, które to upodobanie może nastąpić tylko dzięki poznaniu tych doskonałości (S. T., II – II, qq. 23 – 46). Pewną odmianą miłości życzliwości jest przyjaźń, która powstaje między osobami mniej więcej równymi, znającymi się i wzajemnie życzącymi sobie dobrze. Motywem tedy każdej miłości jest dobro przedmiotu, które w miłości pożądliwości występuje jako dobro względne, mianowicie w stosunku do miłującego; a w miłości życzliwości przejawia się ono jako dobro absolutne (prawdziwe lub domniemane), a w przyjaźni — jako dobro wsólne miłującego i miłowanego. Na przykład sługa kocha chlebodawcę ze względu na stosowne wynagrodzenie i dobre warunki pracy — będzie to miłość pożądliwości. Matka kocha swe dzieci ze względu na ich dobro — będzie to miłość życzliwości. Małżonkowie wzajemnie się kochają, życząc sobie wszelkiego dobra i udzielając się wzajemnie — będzie to miłość przyjaźni. Powstaje pytanie, jaka jest miłość Boga ku stworzeniom, a w szczególności ku ludziom? Przede wszystkim miłość Boga ku ludziom nie może być miłością pożądliwości, albowiem z tej miłości Bóg nie ma żadnego pożytku. Był szczęśliwy przed stworzeniem i sam sobie zupełnie wystarczający. Wprawdzie Pismo Św. mówi, że Bóg wszystko stworzył dla chwały swojej (Przyp. 16, 4), ale dla szczęścia swego nie potrzebował stworzeń. Nie może być mowy również o miłości przyjaźni między Bogiem a ludźmi, przyjaźń bowiem wymaga pewnej równości między kochającymi się wzajemnie osobami. A jakaż może być równość, choć w przybliżeniu, między Stwórcą a stworzeniem? Wprawdzie Zbawiciel nazywa Apostołów przyjaciółmi: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, gdy czynić będziecie, co ja wam rozkazuję” (Jan 15, 14), ale tu mówi Syn Boży, który z Miłosierdzia stał się równym nam we wszystkim (oprócz grzechu) człowiekiem. Pozostaje więc tylko miłość życzliwości. Miłość życzliwości inna jest w stosunku do równych lub wyższych istot, a inna w stosunku do niższych. Motywem miłości życzliwości w stosunku do istot równych lub wyższych jest dobro absolutne czyli upodobanie w doskonałościach absolutnych (prawdziwych lub domniemanych) osoby ukochanej bez względu na dobro kochającego. Przy tym te absolutne doskonałości mogą być prawdziwe (np. u Boga) lub domniemane i pozorne (np. u ludzi). Otóż Bóg nie może widzieć w człowieku ani w żadnym stworzeniu absolutnych doskonałości, albowiem sam je tylko posiada. Nie może również upatrywać w nim doskonałości domniemanych i pozornych (jak to bywa u ludzi), albowiem wszystko poznaje najdoskonalej. 75 2. Motywem miłości życzliwości w stosunku istot wyższych ku niższym jest poznanie i upodobanie dobra względnego, czyli takich doskonałości, które posiadają pewne braki i narażone są na różnego rodzaju niebezpieczeństwa i nędze. Tak np. człowiek może kochać konia nie tylko miłością pożądania ze względu na pożytek tego zwierzęcia, ale i miłością życzliwości, upatrując w nim cechy dodatnie, które jednak koń bez opieki człowieka może łatwo utracić i do których rozwinięcia i zachowania zwykle przyczynia się jego właściciel. Taka miłość ściśle mówiąc jest miłosierdziem, albowiem dąży do usunięcia braków i zabezpieczenia lub wyprowadzenia z nędzy. Taką miłością Bóg kocha stworzenia, a w szczególności człowieka, Bóg widzi w człowieku pewne dobro, ale to dobro jest względne, nie absolutne. Tego dobra Bóg sam człowiekowi udzielił i do zachowania jego sam się ustawicznie przyczynia, troskliwie czuwając dniem i nocą, jak najtroskliwsza matka nad swoim dziecięciem: „Albowiem Aniołom twoim rozkazał o tobie, aby cię strzegli na wszystkich drogach twoich. Na ręku będą cię nosić, byś snadź nie obraził o kamień nogi twojej. Po żmii i po bazyliszku chodzić będziesz i podepczesz lwa i smoka” (Ps. 90, 11 – 13). Miłość tedy Boga ku stworzeniom, a w szczególności ku ludziom, jest miłością życzliwości Istoty Najwyższej ku niższym, które mają liczne braki, potrzebują ustawicznej pomocy i opieki. Taka miłość jest właściwie miłosierdziem, jak powiada Pismo Św.: „Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego przyciągnąłem cię, litują się” (Jer. 31, 3). Wprawdzie Pismo Św. nazywa Boga miłością: „Bóg jest miłością. W tym się okazała miłość Boża ku nam, że Bóg zesłał na świat Syna swego jednorodzonego, abyśmy przezeń żyli” (I Jan 4, 8 – 9), ale w stosunku do ludzi jest to miłość nędzy, czyli nieskończone Miłosierdzie Boże. Bóg jest miłością i w ścisłym znaczeniu, ale ta miłość wyraża się we wzajemnym stosunku Trzech Osób Boskich do siebie. Bóg Ojciec przed wiekami przez poznanie siebie rodzi swój Obraz — Boga – Syna jako Słowo i Mądrość przedwieczną. Z nieskończonej miłości Boga Ojca ku Synowi, a Syna Bożego ku Bogu Ojcu pochodzi Duch Święty, który również nieskończenie kocha Boga Ojca i Boga Syna. Stąd też istotnie Bóg jest miłością. Gdy zaś mówimy o miłości Boga ku nam, mamy na myśli Miłosierdzie Boże, jak powiadają teologowie: „Miłosierdzie rozpatrywane w sobie jest największą doskonałością… właściwą Bogu, w którym nie różni się od bezinteresownej miłości” (Melkerbach, „Summa Theologiae Moralis” 1, 921; S. T., II – II, q. 30, a. 4). Jeszcze wyraźniej mówi o tym o. Marmion, O. S. B.: „Istnieje w Bogu doskonałość, która jest kluczem wszystkiego, co nas spotyka na ziemi: doskonałość, w której Bóg chce być wielbiony przez całą wieczność; imię jej 76 Miłosierdzie. Miłosierdzie to miłość wobec nędzy; gdyby nie było nędzy, nie byłoby Miłosierdzia. Aniołowie wychwalają świętość Boga, ale my, my będziemy świadkami w niebie Boskiego Miłosierdzia: „Który koronuje cię Miłosierdziem i litościami” (Ps. 102, 4), i to Miłosierdzie Boże wychwalać będziemy przez całą wieczność, jak powiada Psalmista: „Miłosierdzie Pańskie na wieki wyśpiewywać będę” (Ps; 88, 2). (Por. o. Marmion, „Chrystus w swoich tajemnicach”, 574). Z powyższego wynika, że miłość Boga ku ludziom jest inna, niż miłość w znaczeniu potocznym: jest to miłość miłosierdzia, czyli Miłosierdzie Boże. Dlatego i Pius XII W Encyklice „Haurietis aquas” z dnia 15 maja 1956 r. odróżnia ją od miłości w ścisłym znaczeniu nazywa miłością miłosierną (A.A.S. 56, 321), czyli że miłość Boga ku ludziom i Miłosierdzie Boże są synonimami. Dlatego zarówno o Miłosierdziu Bożym, jak i o miłości Boga ku ludziom można jednakowo utrzymywać, że jest to najwyższa doskonałość odnośna, ujawniająca się w każdym skłonieniu się Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela do stworzeń (por. rozdz. 4). „Myśli moje nie są myślami waszymi, ani drogi wasze drogami moimi, mówi Pan. Bo jako podniesione są niebiosa od ziemi, tak podniesione są drogi moje od dróg waszych i myśli moje od myśli waszych” (Iz. 55, 8 – 9). Myśl Boga — to myśl mądrości nieskończonej, która pragnie rozdać ludziom skarby swego nieskończonego Miłosierdzia, nazywanego często miłością. Dlatego i Zbawiciel w rozmowie z Nikodemem użył tego ostatniego terminu dla wyrażenia głównego motywu swego przyjścia: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał”; tu wyraz „umiłował” znaczy „ulitował się nad światem”. Takie znaczenie ma wyraz „miłość Boga ku ludziom” we wszystkich innych miejscach Pisma Św. * * * Wyznaję, Panie, że wielkość mojej słabości jest niezmierna, ale też wiem, że Twoje Miłosierdzie przewyższa ją nieskończenie, nie boję się, że się kiedy Twoja dobroć wyczerpie, albowiem ona nie ma granic, jest nieskończona. 77 23. MIŁOSIERNA ROZMOWA Z SAMARYTANKĄ „Prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w duchu i w prawdzie” (Jan 4, 23). Po rozmowie z Nikodemem Pan Jezus pozostał jeszcze czas jakiś w Judei, a potem wybrał się w drogę do Galilei przez Samarię Przechodząc koło miasta samarytańskiego Sychar, znużony siadł przy studni Jakubowej, gdy uczniowie poszli do pobliskiego miasta kupić trochę żywności. Pewna Samarytanka przychodzi z Sychar do studni po wodę. Jezus odzywa się do niej: „Daj mi pić”, a ona na to: „Jakże ty, będą Żydem, możesz prosić o wodę mnie, niewiastę samarytańską” (Jan 4, 9). W ten sposób Zbawiciel nawiązuje rozmowę z kobietą życia lekkiego, odsłania stan jej sumienia, obudza w niej ufność w Mesjasza i wreszcie miłosiernie oświadcza, że On jest tym Mesjaszem. 1. „Gdybyś znała dar Boży — mówi Zbawiciel do Samarytanki — i kim jest ten, kto ci mówi: «Daj mi pić», zapewne prosiłabyś go, a dałby ci wody żywej” (Jan 4, 10). Podobnie jak Nikodem, i ta kobieta rozumie, że w słowach tych zawiera się jakaś ukryta myśl, której nie pojmuje i na razie bierze je dosłownie, okazując nieznajomemu pewien szacunek. „Panie, nie masz nawet czym zaczerpnąć, a studnia jest głęboka, skądże tedy masz wodę żywą?” (Jan 4, 11). Uwaga była słuszna, albowiem dziś studnia ta ma 32 metry głębokości. Jezus jej odpowiada: „Każdy, kto pije tę wodę, znowu pragnąć będzie; kto jednak napije się wody, którą ja mu dam, nigdy nie uczuje pragnienia. Ale woda, którą ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskują ku żywotowi wiecznemu” (Jan 4, 13 i 14). Woda, jaką ma dać Zbawiciel, oznacza samego Chrystusa i Ducha świętego. Ponieważ niewiasta nie rozumie tego i bierze te słowa w znaczeniu przyrodzonym, P. Jezus odsłania stan jej sumienia i jej grzeszne życie. Czyni to jednak bardzo oględnie, krótko i zręcznie, zachęcając, aby przyprowadziła męża: „Idź, zawołaj męża twego i przyjdź tutaj. Odpowiedziała niewiasta; mówiąc: Nie mam męża. Rzekł jej Jezus: Dobrześ powiedziałaś: Nie mam męża, bo pięciu mężów miałaś, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem; toś prawdę powiedziała. Rzecze do niego niewiasta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem” (Jan 4, 16 – 19). 78 Zachowanie się Pana Jezusa podziałało na niewiastę silnie, tak iż pobudziło ją do przyznania się do winy, do pokuty i żalu, jak również do pytań w kwestiach spornych między Żydami i Samarytanami. „Ojcowie nasi na tej górze oddawali cześć Bogu, a wy twierdzicie, że w Jeruzalem jest miejsce, gdzie go czcić należy. Rzekł jej Jezus: Niewiasto, wierz mi, że zbliża się godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie oddawali czci Ojcu… Nadchodzi godzina i już nadeszła, że prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w duchu i w prawdzie” (Jan 4, 20 – 23). Pocieszając niewiastę, Zbawiciel zapowiada nadejście nowej religii, odpowiadającej duchowej istocie Boga, ale nie oszczędza Samarytance i słów prawdy, że religia jej ziomków jest bez sensu i bez wartości, ponieważ odrzucają Proroków i oddzielili się od objawienia: „Wy czcicie, czego nie znacie, a my czcimy, co znamy, bo z żydów jest zbawienie” (Jan 4, 22). Na te słowa Samarytanka wyznaje żywą ufność w Mesjasza i gotowość Jego przyjęcia: „Wiem, że przyjdzie Mesjasz zwany Chrystusem, gdy ten przyjdzie, wszystko nam oznajmi”. Tu Pan Jezus dokonuje ostatecznie dzieła Miłosierdzia Bożego względem niej wyraźnym oświadczeniem, że On jest tym Mesjaszem. „Rzekł jej Jezus: Jestem nim ja, który z tobą mówię” (Jan 4, 25 i 26). Możemy sobie wyobrazić, jaką to było dla niej miłą niespodzianką: „Niewiasta zostawiła dzban swój, poszła do miasta i mówiła do jego mieszkańców: «Pójdźcie a zobaczcie człowieka, który mi powiedział, wszystko, com tylko uczyniła. Czy nie jest to Chrystus?» Wyszli tedy z miasta i zdążali do niego… prosili go, aby tam pozostał. I pozostał tam dwa dni. I daleko więcej uwierzyło weń dla nauki jego. A do niewiasty mówili: «Już nie dla twego opowiadania wierzymy, ale samiśmy słyszeli i przekonali się, że jest prawdziwie Zbawicielem świata»” (Jan 4, 28 – 30 i 40 – 42) 2. Trzeba podziwiać umiarkowanie i szlachetną swobodę, z jaką Zbawiciel powoli doprowadza niewiastę do wyznania jej win, a następnie do nowego nieznanego jej świata nadprzyrodzonego. Niewiasta na razie myśli, że jest to sprawa przyszłości, że wszystko to odnosi się do wizji czasów mesjańskich i dlatego w swej nieporadności woła w uniesieniu: „Wiem, że przyjdzie Mesjasz”; sądziła, jak i inni Samarytanie, że ten Mesjasz rozwiąże wszystkie wątpliwości, pogodzi wszelkie różnice i ustanowi w przyszłości błogosławione królestwo. Tymczasem się dowiaduje, że ten Mesjasz stoi przed nią i z nią prowadzi rozmowę. Jakie to wielkie Miłosierdzie okazał Zbawiciel tej kobiecie, która nie była Żydówką i nawet należała do narodu nienawistnego Żydom. Delikatnie daje jej poznać, że religia prawdziwa nadchodzi w pełni, mówi tajemniczo o swojej Osobie i swej „żywej wodzie”, będącej lepszą, aniżeli ze studni Jakuba, indukcyjnie doprowadza ją do poznania głębokich tajemnic, — zaczynając od 79 przedmiotu widzialnego — wody, powoli, budzi w niej pragnienie nieba i wieńczy tę naukę objawieniem swej godności mesjańskiej Dzięki tej metodzie niewiasta powoli zbliża się do Chrystusa: nasamprzód zowie go Żydem, potem — prorokiem, a wreszcie z radością uznaje w Nim Chrystusa. Prawdziwie mistrzowskie pedagogiczne podejście. Zbawiciel zatrzymuje się przy studni, aby nie tylko rozmawiać z Samarytanką, ale i zwrócić się do wszystkich mieszkańców Sychar, których przechodząc, pragnie pozyskać dla prawdy. Biedni ludzie z Sychar uwierzyli w Chrystusa za pierwszym ukazaniem się Jego, nie oglądając się na cuda i znaki. Ta wiara ich jest aktem oskarżenia i potępienia dla Izraelitów, którzy mimo świadectwa Janowego i tylu znaków Mesjasza nie chcą Mu wierzyć i odrzucają od siebie. Prosta wiara tych łudzi sprawiła wielką radość Zbawicielowi, który zapomina o pokarmie, przyniesionym przez uczniów, a cieszy się z wiary Samarytanów. „Mam ci ja pokarm do jedzenia, o którym wy nie wiecie… Moim pokarmem jest pełnić wolę tego, który mię posłał, abym wykonał dzieło jego. Czyż nie mówicie, że jeszcze cztery miesić a będą żniwa?… Żniwiarz otrzymuje zapłatę zbiera plon na żywot wieczny, aby i siewca i żniwiarz razem się weselili. Tu bowiem sprawdza się przysłowie, że jeden sieje, a kto inny zbiera. Jam was posłał żąć to, czegoście nie wypracowali: inni się trudzili, a wyście weszli w ich znoje” (Jan 4, 32 i 34 – 38). Oto tajemnica pełna głębokiego znaczenia, spełniona przez Zbawiciela w nieszczęśliwej Samarii. Oto nieskończone Miłosierdzie Boże, jakie zaczyna spływać na świat pogański. Nie przyjęty, a nawet wypędzony przez własny naród, Pan Jezus zwraca się do innych narodów i tam znajduje chętną wiarę bez żadnych cudów. Zbawiciel tylko rzucił ziarno, które będzie kiełkować, a wyda plon dopiero po Jego śmierci, gdy uczniowie dokonają żniwa obfitego. Ziarno rzucone z łagodnością, słodyczą i pełną zaufania usłużnością zdołało pozyskać to, co od wielu wieków było stracone — zdawało się bezpowrotnie. Wspaniały obraz apostolskiej gorliwości i Miłosierdzia odsłania nam ta rozmowa Pana Jezusa z Samarytanką i Apostołami. Gorliwość ta opiera się na nadprzyrodzonej roztropności i łączy się z gorącym pragnieniem pozyskania dusz dla Boga, które tłumi głód ciała i pożera całą Jego istotę, uczucia i uczynki. Taka gorliwość wyklucza wszelką myśl o sobie, zatrzymując sobie trud uprawy zasiewów i pracę, a uczniom oddaje zysk, zaszczyt i pociechę obfitego plonu. Cieszy się i zadowalnia tylko jednym — chwałą Bożą i zbawieniem dusz. * * * 80 Wniknę głęboko w tajniki wewnętrznego życia Chrystusa Pana, w myśli i dążności Jego Najświętszego Serca, w Jego nieskończone Miłosierdzie względem biednych grzeszników. Będę naśladował Mistrza w Jego łagodności, delikatności i subtelności w stosunku do tych, których Bóg Powierzy mej pieczy. Będę wyrozumiały na ich słabości i błędy, jak Jezus dla Samarytanów. 24. MIŁOSIERNY POWRÓT DO GALILEI „Gdy tedy przyszedł do Galilei, Galilejczycy przyjęli go” (Jan 4, 45). Po dwudniowym pobycie w Samarii, odszedł Zbawiciel do Galilei, gdzie z małymi przerwami przepędzi prawie trzy łata. „Chwałą jest okryta droga morska za Jordanem w Galilei pogańskiej” (Iz. 9, 1), jak przepowiedzieli Prorocy. Przyczyną, dla której obrał Galileę przed innymi prowincjami Palestyny — było Miłosierdzie Boże. 1. W Galilei przepędził Pan Jezus swój wiek młodzieńczy. W Nazarecie miał swoich krewnych i znajomych, którym chciał się odwdzięczyć za wszystko dobro, jakiego doznał w ich gronie. Wprawdzie Zbawiciel nigdy nie kierował się samymi uczuciami przywiązania rodzinnego, ale nigdy nie zostanie im dłużny tam, gdzie tego wymaga słuszność. Dlatego zatrzymuje się w Nazarecie i bierze udział w nabożeństwie, odbywającym się w każdy szabat w synagodze. W tym czasie Żydzi modlili się o Mesjasza, czytali i słuchali objaśnienia ksiąg prawa i Proroków przez miejscowych lub przyjezdnych uczonych, wyznaczonych przez przełożonego synagogi. Pan Jezus sam zgłosił się do czytania: „Posłano mu księgę Izajasza Proroka. A gdy rozwinął księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane: Duch Pański nade mną, dlatego mię namaścił, abym głosił ewangelię ubogim. Posłał mię, abym uzdrowił skruszonych w sercu, abym głosił więźniom uwolnienie i ślepym przejrzenie, bym uciśnionych wypuścił na wolność i głosił Rok Pański łaskawy i dzień odpłat” (Iz. 61, 1 – 2; Łuk. 4, 17 – 19). Po przeczytaniu tego urywku Pan Jezus wyjaśnił go w ten sposób, że dziś spełniło się Pismo w ich oczach. Mówił zaś z taką głębokością myśli i w sposób tak ujmująco piękny, że wszyscy Go podziwiali i wielbili Jego mądrość. Wszyscy wiedzieli, że te proroctwa odnoszą się do Mesjasza. Tymczasem Pan Jezus mówi, że się odnoszą do Niego, czyli publicznie stwierdza, iż On jest 81 Mesjaszem. Wówczas Żydzi prawdopodobnie zażądali od Niego dowodów na to, jakimi mogły być cuda. Zbawiciel nie mógł tam żadnego cudu uczynić dla niedowiarstwa Nazaretan (Marek 6, 6), i wyrzucał to im w słowach dość surowych, przypominając, iż „żaden prorok nie jest mile przyjęty w ojczyźnie swojej”, jak to było za czasów Eliasza i Elizeusz. Pod wpływem powstałej nienawiści, Żydzi rzucili się i targnęli się Niego, wygnali Go z synagogi i wśród szyderstw i obelg wyprowadzili Go aż na spadzistą górę, „aby go strącić” (Łuk. 4, 29). Zbawiciel „przeszedłszy pośród nich oddalił się” (Łuk. 4, 30), mówi Ewangelista, nie podając, w jaki sposób On to uczynił. Może uczynił się niewidzialnym, a może objawił im swój Majestat i obezwładnił ich panicznym strachem. W każdym razie nie ukarał niewiernych, jak na to zasługiwali, a tylko opuścił ich i udał się do Kafarnaum. Zachowanie się Chrystusa w Nazarecie jest nowym ujawnieniem Miłosierdzia Bożego. Nie ustępuje nawet przed niepowodzeniem i publicznie oświadcza swym ziomkom, że jest Mesjaszem, pomimo przewidywanego oporu i odrazy z ich strony. Nie działa cudów wobec niedowiarków, by nie zwiększać ich odpowiedzialności, a tylko żąda wiary uprzedzającej cuda, która posiada zasługę przed Bogiem. 2. W innych miastach Galilejczycy przyjęli Pana Jezusa z wielką radością i zapałem, bo byli świadkami Jego cudów podczas świąt Wielkanocnych w Jerozolimie. Cieszyli się, że ich ziomek jest wielkim Prorokiem, któremu wierzyli, do którego się cisnęli i za którym wielu poszło jako Jego uczniowie. Galilejczycy różnili się od innych mieszkańców Palestyny; był to naród otwarty, wrażliwy i łatwo poddawał się uniesieniu. Ponieważ mieszkali daleko od Jerozolimy i rzadko nawiedzali świątynię, byli nieco zaniedbani pod względem religijnym, ale nie podlegali zgubnym wpływom faryzeuszów, których siedliskiem była Judea, a przede wszystkim Jerozolima. Dlatego Zbawiciel obrał Galileę za teren swej działalności, a Kafarnaum za główne miejsce swego pobytu, bo chciał odrodzić nasamprzód kraj pod względem religijnym zaniedbany i najbardziej narażony na wpływy pogan, którzy tu mieszkali w większej ilości, szczególnie na północy. Chciał również tym ostatnim dać się poznać, jak o tym mówi Ewangelista: „Byli też i niektórzy poganie między tymi, którzy przybyli na święta, aby hołd złożyć Bogu. Ci tedy zwrócili się do Filipa, który był z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go, mówiąc: Panie, chcemy zobaczyć Jezusa” (Jan 12, 20 i 21). W Galilei tedy Zbawiciel rozpoczął swoje publiczne posłannictwo. Chodził po miastach i wsiach, „nauczał w synagogach ich, wysławiany przez wszystkich” (Łuk. 4, 15), „głosząc ewangelię Królestwa Bożego i mówiąc: wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże, pokutujcie i wierzcie ewangelii” (Marek 1, 14 i 15). Gdy przybywał do jakiejś miejscowości, 82 najpierw wstępował do synagogi, gdzie przełożony zwykle zapraszał jednego z obecnych do wygłoszenia kazania. Pan Jezus chętnie korzystał z okazji i wygłaszał swe nauki. Przy większej ilości słuchaczy przemawiał pod gołym niebem, a na zaproszenie głosił swe słowo i po domach prywatnych. Tam objawiała się w każdym rysie Jezusa, miłość i Miłosierdzie dźwięczało w każdym Jego słowie, a za symbol swój obrał łagodnego cichego baranka. Jego delikatna uprzejmość przesłaniała w Nim blask wszechwiedzy, a z oczu promieniowała niewinność dziecięca i powab potęgi ducha, który przyciągał ludzi dobrej woli zjednywał Mu coraz więcej zwolenników i uczniów. Liczba tych słuchaczy rosła z każdym dniem, bo „nauczał jako ten, który ma władze, a nie jak uczeni w Piśmie” (Marek 1, 22). Tych bowiem nauki opierały się przeważnie na zdaniach ludzkich i mniemaniach różnych szkół, gubiły się w śmiesznych i ciasnych drobiazgach i wykrętach, zawierały dużo sprzeczności i nie były poparte żywym przykładem nauczających. Zbawiciel zaś podawał prawdy potrzebne i pożyteczne w formie pięknej i przystępnej, podnoszącej na duchu, mówił z powagą prawdziwego mówcy i mocą prawdziwego władcy, z wielkim przekonaniem, a przede wszystkim z obfitością łask Miłosierdzia Bożego. Spełniły się tu słowa Psalmisty: „Głos Pański w mocy, głos Pański w wielmożności. Głos Pański łamiący cedry” (Ps. 28, 4 – 5). „I zdumiewali się nad nauką jego” (Marek 1, 22), mówił Ewangelista, albowiem potęga słów jego wprowadzała wszystkich w zdumienie i osłupienie. Spełniła się tu przepowiednia Proroka: „Lud, który chodził w ciemnościach ujrzał światłość wielką, mieszkającym w krainie cienia śmierci światłość im wzeszła… Będą się weselić przed tobą, jako ci, którzy się weselą we żniwa, jako się radują zwycięzcy, dostawszy korzyści, gdy się dzielą łupami” (Iz. 9, 2, 3). Przedmiotem nauk Zbawiciela była przede wszystkim zachęta do pokuty i odmiany życia grzesznego. Pokuta była i jest zawsze początkiem każdego dobra, szczególnie ona była potrzebna w Galilei, tej wesołej okolicy, dla narodu, „mieszkającego w krainie cienia śmierci”. Wszak nie można stać się uczestnikiem Królestwa Bożego bez uprzedniego odwrócenia się od grzechu, albowiem jedyną drogą do Miłosierdzia Bożego jest droga pokuty. Podkreślając ten obowiązek pokuty, Zbawiciel zwalcza energicznie zastarzałe przesądy Żydów, że do szczęśliwości niebieskiej wystarczy samo pochodzenie od Abrahama, oraz — iż Królestwo Mesjańskie polegać będzie na szczęśliwości ziemskiej, doczesnej. „Nie mniemajcie, że możecie mówić do siebie: ojca mamy Abrahama… jeżeli pokutować nie będziecie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łuk. 13, 5). Wrażliwi Galilejczycy nie mogli być obojętni na te potężne słowa, które wprost zniewalały do uznania ich za bodziec do poprawy. Toteż tłumnie szli za Chrystusem nawet na pustynię, zapominając o zabraniu z sobą pożywienia. 83 * * * Konieczność pokuty nie mniejsza jest i dzisiaj, niż za czasów Chrystusa, konieczna jest i dla mnie, jako jedyna droga do Miłosierdzia Bożego. Przy tym konieczna jest pokuta nie tylko jako Sakrament, ale i jako cnota pokuty, bez której nie zdołamy należycie odprawić i Sakramentu. 25. MIŁOSIERDZIE BOŻE W TREŚCI NAUK ZBAWICIELA „Nauka, którą głoszę, ta go sądzić będzie w dzień ostateczny” (Jan 12, 48). Treść nauk Pana Jezusa da się streścić w tych słowach: chwała Bogu, a Miłosierdzie Boże ludziom. 1. Pierwszą prawdą porządku naturalnego jest Bóg. Przed Chrystusem Bóg nigdzie nie był należycie znany i czczony. Ludy pogańskie wykoślawiły samo pojęcie Boga i oddawały cześć bałwanom, siłom przyrody i zwierzętom; a w wielu miejscach ta cześć była połączona z występkami przeciw prawu natury (zabójstwem, rozpustą wyuzdaną itp.). Nawet Żydzi, chociaż mieli naukę objawioną o Bogu, należycie Go nie pojmowali i nie czcili. Cześć Boga była u nich zawarowana tylko w świątyni Jerozolimskiej i miała główną sankcję swoją w korzyściach ziemskich. Aż oto zjawia się Chrystus i mówi: „Nadchodzi godzina i już nadeszła, że prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w duchu i w prawdzie. Bo i Ojciec takich szuka czcicieli. Duchem jest Bóg, a ci, którzy go czczą, winni mu cześć oddawać w duchu i w prawdzie” (Jan 4, 23 i 24). Dla tych czcicieli ogłasza Królestwo nowe, objawiając światu całemu wolny dostęp do niego. Tym Królestwem jest panowanie Boga wszechmocnego, sprawiedliwego, ale przede wszystkim Boga miłosiernego. Ujawnia więc doskonałości Boże i podaje główne imię Ojca niebieskiego, najlepiej oddające stosunek Jego do stworzeń, a przede wszystkim do ludzi: „Ojciec wasz — powiada — miłosierny jest” (Łuk. 6, 36). Ujawniając im, że stosunek Boga do ludzi wyraża się głównie w Miłosierdziu, żąda od nich daniny wdzięczności. A ta danina ma się wyrażać nie w darach materialnych i ofiarach, ale w miłości: „Będziesz miłował Pana Boga twego ze wszystkiego serca twego, i ze wszystkie duszy twojej, i ze wszystkiej 84 myśli twojej. To jest największe i pierwsze przykazanie” (Mat. 22, 37 i 38). Poganie nigdy i nigdzie nie żądali miłości do swych bogów. Judaizm wprawdzie wymagał miłości Boga, ale ta miłość była niedoskonała, była to raczej miłość bojaźni, czyli wprost bojaźń. Sam tylko Zbawiciel objawił najszczytniejszą cnotę miłości, łączącą nas z Bogiem i wyrażającą stosunek nasz do Boga jako dzieci do Ojca w modlitwie „Ojcze nasz…”. Miłość ludzi ku Bogu ma się wyrażać w zachowaniu Jego przykazań i oddawaniu Mu należnej czci. „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten jest, który mnie miłuje. A kto mnie miłuje, umiłuje go Ojciec mój i ja go miłować będę, i siebie samego mu objawię” (Jan 14, 21). W wielu miejscach utożsamia siebie samego z Ojcem, jako Bóg, ale jako Człowiek daje wzniosły przykład należnej Bogu czci, gdy się często modli i wielbi Ojca, jak np. w modlitwie arcykapłańskiej przed męką: „Ojcze, nadeszła godzina moja, wsław Syna twego, aby i Syn twój wsławił ciebie… Jam ciebie wsławił na ziemi, dokonałem dzieła, któreś mi zlecił… Objawiłem imię twoje ludziom… słowa któreś mi dał, przekazałem im, a oni je przyjęli” (Jan 17, 1 – 8). Drugą prawdą porządku naturalnego jest człowiek, składający się z ciała i duszy nieśmiertelnej. Filozofowie greccy podali kilka nieokreślonych idei o nieśmiertelności duszy i życiu przyszłym, ale domieszali do tego tyle kłamstw i bojaźni, że nawet lud prosty przestał obawiać się losów pozagrobowych. U Żydów oczekiwanie życia pozagrobowego podobne było raczej do bladego przebłysku; aniżeli do światła. Saduceusze zaś, do których przeważnie należeli kapłani, w ogóle nie wierzyli w życie pozagrobowe, a cel życia zakładali tylko na doczesnym użyciu. Aż oto Pan Jezus rzuca wielkie słowa o nieśmiertelności duszy i jej odpowiedzialności moralnej: „Co za pożytek człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swojej poniósł szkodę? Albo, co chce człowiek w zamian za duszę swoją? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego z Aniołami swymi i wtedy odda każdemu według uczynków jego” (Mat. 16, 26 i 27). W innym miejscu powiada: „A nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, duszy zaś zabić nie mogą. Raczej bójcie się tego, który może i duszę i ciało zatracić w piekle” (Mat. 10, 28). 2. Donioślejsze są prawdy nadnaturalne, które Zbawiciel objawił z Miłosierdzia swojego. Są to tajemnice: Trójcy Św. (Mat. 28, 19), Wcielenia (Jan 10, 30 etc.), Odkupienia (Marek 16, 6), o Kościele, jego władzy, nieomylności i wieczności (Mat. 16, 18; 28, 20). Nadto objawił dogmat łaski Bożej i środki uzyskania jej, jakimi są przede wszystkim Sakramenty św. (Chrzest, Bierzmowanie, Pokuta, Eucharystia, Ostatnie Namaszczenie, Kapłaństwo i Małżeństwo), zapowiedział pokój ludziom dobrej woli, a najbardziej żądał wiary w Niego i całą Jego naukę. 85 Wreszcie Pan Jezus sprawia, że każdy umysł prawy przyjmuje Jego naukę, daje się przekonać i znajduje w jej dogmatach regułę dla swoich myśli i prawo dla życia. Mali i wielcy, królowie i poddani, bogaci i ubodzy, uczeni i prostaczkowie wierzą w Niego, nie widząc Go, słuchają nie rozumiejąc Go, schylają czoła przed niepojętymi w Eucharystii figurami. W Jego orszaku są pierwszorzędni poeci (Dante, Szekspir, Mickiewicz, Słowacki itp.) i wielu najznakomitszych uczonych (Kopernik, Newton, Kartezjusz, św. Tomasz i inni). Pan Jezus nie tylko umysły poddał pod panowanie wiary, ale nadto obwarował nasze serca i wolę przez miłość, ucząc powinności względem Boga, bliźnich i nas samych. Mądrość starożytna w największym swoim rozkwicie powiedziała: „Poznaj siebie samego!”, a Chrystus daleko głębiej posuwa tę radę. Pierwsze przykazanie było o miłości Boga, a drugie — o miłości bliźniego: „A drugie podobne jest temu: Będziesz miłował bliźniego twego, jako siebie samego” (Mat. 22, 39). a następnie dodaje: „Jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mnie” (Mat, 16, 24). Jakież to ciężkie zadanie dla samolubnych, pysznych i zmysłowych ludzi, jakimi byli ówcześni! Ale gdy oni usłyszeli: „Błogosławieni ubodzy… cisi… którzy płaczą… łakną sprawiedliwości… miłosierni… czystego serca… pokój czyniący… cierpiący prześladowanie” — zupełnie się odmienili. Ubóstwo nie będzie już wstydem, łagodność — słabością, darowanie krzywd — nikczemnością, ale będą wyniesione do rzędu cnót. Któż jest bliźnim, którego winniśmy kochać, jak siebie samego, troszczyć się o niego, przebaczać mu itp.? Na to odpowiada Zbawiciel przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie, że nim jest każdy człowiek, nawet wróg, którego również trzeba kochać: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, a módlcie się za prześladują i spotwarzają was. Abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebiesiech” (Mat 5, 44 – 45). Podkreśla obowiązek przebaczenia bliźniemu krzywd doznanych, dawania jałmużny, a w przypowieści o bogaczu i Łazarzu ukazuje straszną karę dla skąpców. Tym, zaś, którzy nie będą pełnić uczynków miłosierdzia, zapowiada wieczne odrzucenie. Wobec takiej nauki Zbawiciela znikają między nami różnice plemienne, narodowe, klasowe — następuje równość wobec Boga wszystkich ludzi, jako dzieci jednego Ojca. Powstaje jedna rodzina w najobszerniejszym i najgłębszym znaczeniu, rodzina, w której wzorem mają być dzieci niewinne, „albowiem takich jest królestwo niebieskie” (Mat. 19, 14). W rodzinie przywraca świętość i nierozerwalność małżeństwa, podnosi godność małżonki i matki, podkreśla obowiązek posłuszeństwa, szacunku i miłości dzieci względem rodziców, obowiązek rodziców względem dzieci i pracodawców względem pracowników. Oto treść nauki Zbawiciela, będącej prawdą dla rozumu, dobrem — dla woli i miłością — dla serca. Oto nieskończone Miłosierdzie Boże, ujawnione w tej 86 nauce dla biednego człowieka, który sam nie był zdolny tych prawd wykryć, a tym mniej według nich postępować. * * * Jakże cenić mam naukę Zbawiciela, zawartą w Ewangelii Św.! Jakże pilnie ją czytać i rozważać, uświadamiając sobie nieskończone Miłosierdzie Boże w jej podaniu ludziom. 26. MIŁOSIERDZIE BOŻE W PRZYPOWIEŚCIACH CHRYSTUSA „W wielu przypowieściach głosił im słowo,… a bez przypowieści nie mówił” (Marek 4, 33 i 34). Przypowieść jest to rodzaj literacki, oparty na zdarzeniu możliwym i prawdopodobnym, chociaż zmyślonym, w celu wyjaśnienia jakiejś prawdy moralnej lub religijnej. Jest to również pewna metoda filozoficzna, jaką się posługiwali filozofowie, np. Sokrates, w dyskusjach z przeciwnikami. Pan Jezus często posługiwał się w swych naukach przypowieściami dla wyjaśnienia pojęć abstrakcyjnych i duchowych, szczególnie jeżeli chodziło o przedstawienie tajemnic wiary i przyszłych losów Kościoła. Pewnego dnia w Galilei wygłosił kilka przypowieści, chcąc przedstawić losy słowa Bożego w sercach ludzkich oraz przyszły los Kościoła czyli Królestwa Bożego. Przypowieści te są jasne i zarazem niejasne. Jasne dla umysłów spokojnych i zrównoważonych, a niejasne dla tych, którzy słuchają podejrzliwie i z uprzedzeniem. Często Pan Jezus sam wyjaśniał przypowieści, których nawet Apostołowie nie mogli należycie zrozumieć. 1. Dlaczego Pan Jezus posługiwał się przypowieściami? Czynił to z nieskończonego Miłosierdzia swojego! W kazaniu na górze Zbawiciel mówił o warunkach duchowych, wymaganych od tych, którzy chcieliby się dostać do Królestwa Bożego. Obecnie trzeba było zrobić krok naprzód i powiedzieć coś na temat samego Królestwa, wyjaśnić jego istotę, wytłumaczyć, kto może do niego należeć, w jaki sposób ono powstanie, rozwinie się i umocni. Żydzi oczekiwali 87 królestwa mesjanistyczno – politycznego. Otóż mówić do tych tłumów o Królestwie Bożym bez osłony przypowieści — oznaczałoby to ukazywać ich oczom wspaniałą postać króla, otoczonego zastępami zbrojnych walczących ludzi lub Aniołów, którzy poprowadzą Izraelitów do zwycięstwa i opanowania całej ziemi. Do tych rozentuzjazmowanych tłumów należało mówić rozpalająco, by je pociągnąć, a jednocześnie rozwiać ich fałszywe pojęcia. Królestwo Boże już się rozpoczęło — jak zapowiadał Jan Chrzciciel, — ale nie jest to królestwo Izraela, ale Królestwo Jezusa z Nazaretu, a więc coś zupełnie innego. Trzeba było otwierać oczy na prawdę, a zamykać je przed fantastycznymi wizjami, niebezpiecznymi ze względu na ówczesne polityczne warunki. Toteż Miłosierdzie i roztropność nakazywały działać stopniowo, ale stale „by patrząc nie widzieli, a słysząc nie rozumieli” ci, którzy jeszcze tego od razu zrozumie mogli. (por. Łuk. 8, 10) Przypowieści te Pan Jezus wypowiadał publicznie wobec słuchaczy zarówno dobrze jak i źle przygotowanych. Ci Ostatni mieli możliwość szukania wyjaśnień prywatnych u twórcy przypowieści, który nie odmawiał rozmowy prywatnej na ten temat, mówiąc po prostu, bez przenośni — wystarczyło tylko poprosić go o to, jak to czynili i Apostołowie (Mat. 13, 10). Wówczas już nie było konieczności, która się narzucała przy przemawianiu do tłumów: w dyskusji prywatnej nie trzeba było posługiwać się przenośnią, albowiem zasłona już była zbyteczna. 2. Dzień przypowieści upłynął nad brzegiem jeziora, prawdopodobnie w Kafarnaum. Wobec wielkiego tłumu Pan Jezus wszedł do łodzi i odbiwszy nieco od brzegu przemawiał do stojących nad wodą słuchaczy (Mat. 13, 1 – 3). Pierwsza przypowieść o siewcy, nasieniu i glebie poucza o trudnościach, na jakie natrafia słowo Boże w samym sercu człowieka, oraz pobudza nas, byśmy te trudności pokonywali i serce swe przygotowywali do przyjęcia Królestwa Bożego. Stosuje się ona do wszystkich, zarówno Żydów jak i pogan, grzeszników i sprawiedliwych. Los tedy słowa Bożego zależy od nastroju w duszy ludzi niewiernych, aby doszli do wiary, — wierzących, by dostąpili łaski lub ją pomnożyli, — a będących już w stanie łaski, aby postępowali w doskonałości (Mat. 13, 3 – 8). Nieco później Zbawiciel sam wyjaśnił tę przypowieść uczniom. W drugiej przypowieści Pan Jezus obrazowo przedstawia przyszłe losy Królestwa Bożego, że mianowicie na roli dobrej serca ludzkiego wzejść może kąkol, zasiany przez nieprzyjaciela. Takimi nieprzyjaciółmi mogą być niewierni, kacerze, obłudnicy, ukryci grzesznicy. Jednak nie cały Kościół będzie kąkolem, a tylko ci, którzy od niego odpadli.. Zbawiciel sieje tylko pszenicę prawdy, a wróg — kąkol, który będzie przez jakiś czas tolerowany, aby przez wytępienie złych nie ponieśli wielkiej szkody i dobrzy. Bóg toleruje złych obok dobrych, którzy mają doskonałą okazję ćwiczenia się w cnotach i wyświadczania tamtym 88 uczynków miłosierdzia. A więc w tolerowaniu złych obok dobrych ujawnia się nieskończone Miłosierdzie Boże zarówno dla jednych, jak i dla drugich (Mat. 13, 24 – 30). W trzeciej przypowieści o niewodzie Pan Jezus mówi o ostatecznych losach Kościoła, że mianowicie zło w nim dopiero na sądzie ostatecznym będzie oddzielone, osądzone i ostatecznie zniszczone. To podobieństwo odpowiada Apostołom, z których większość była rybakami, — jak i ich przyszłemu powołaniu — łowienia dusz. Sortowanie ryb, czyli rozdział dobrych od złych, jest w tej przypowieści silnie podkreślony. Pełny niewód oznacza wypełnienie liczby powołanych do Królestwa Bożego, gdy Aniołowie dokonają podziału i odrzucą złych, których los jest tu nakreślony jaskrawie: „Wrzucą ich w piec ognisty. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mat. 13. 50). W tej groźbie ujawnia się nieskończone Miłosierdzie Boże, zmierzające do opamiętania się grzeszników. W przypowieści o ziarnie gorczycznym Pan Jezus poucza, że Królestwo Boże ma rozwinąć się tylko dzięki sile wewnętrznej, zesłanej z góry, bez rozgłosu i zewnętrznych splendorów. Przypowieść ta jest odwróceniem przyjętych wówczas zasad; w nadchodzącym królestwie lud oczekiwał wspaniałości, a po czterdziestu latach doczekał się dymiącej w zgliszczach Jerozolimy, spalonej na rozkaz Wespazjana i Tytusa. Pan Jezus zaś rozpoczął od małego obłoczka, który zdawało się — rozwieje się przy pierwszym powiewie, a tymczasem buchnął z niego taki ogień, że po dwudziestu wiekach prześladowań płonie silniej, niż kiedykolwiek. Jest to dzieło Miłosierdzia Bożego. Podobnie jest i w piątej przypowieści o kwasie. Pan Jezus poucza, że Królestwo Boże rozwinie się nieznacznie i powoli dzięki Miłosierdziu Bożemu, które opanuje tajemniczo umysły i serca ludzkie i przeciwstawi się zepsuciu i złości. Życie duchowe poczyna kiełkować nieznacznie, wschodzi i obejmuje rozum i wolę, która wpływa na czyny, a wreszcie opanowuje całe życie człowieka ze wszystkimi jego władzami. Pod tym względem Kościół jest przeciwieństwem sekt, które zewnętrznie tylko rosły na kwasie złości zepsucia i dlatego rychło upadły. W szóstej i siódmej przypowieści o skarbie ukrytym i perle Zbawiciel poucza o wartości Kościoła i jego środkach zbawiennych, podkreślając zarazem uczucia, które ożywiać powinny nas wszystkich względem tego skarbu i klejnotu. Skarbem tym jest Ewangelia i łaski Miłosierdzia Bożego, otrzymywane w Kościele w Sakramentach św. Jest to wielki skarb nadprzyrodzony, ukryty i niedostrzegalny zewnętrznie, który należy cenić ponad wszystko. Perłą również jest Ewangelia i to, co podaje nam nieskończone Miłosierdzie Boże w Kościele w postaci łaski, prawdy i chrześcijańskiej doskonałości. Szczególnie jednak ta przypowieść stosuje się do stanu zakonnego. Wartość perły stanowi doborowość materiału, nienaruszalność 89 formy, piękność w połysku oraz łatwość w użyciu jej według upodobania do ozdoby i stroju. Wszystko to przedstawia zaszczytność stanu zakonnego, którego wartość polega na praktyce rad ewangelicznych. Umiłowanie i wybór stanu zakonnego można porównać do nabycia perły za wielką cenę. Trzeba bowiem większego oświecenia i nadprzyrodzonego zmysłu, abyśmy mogli ocenić perłę ewangelicznej doskonałości, a mocy ducha do praktykowania rad ewangelicznych. Kupiec oddał za perłę znalezioną wszystko co posiadał, a wstępujący do zakonu winien porzucić wszystkie dobra doczesne, wyrzec się rozkoszy zmysłowych i woli własnej, zobowiązując się do zupełnego posłuszeństwa (Mat. 13, 45). Podobną myśl zawiera ósma przypowieść o nasieniu kiełkującym: „Tak jest z królestwem Bożym jak gdyby człowiek wrzucił nasienie w ziemię. A spałby i wstawał w nocy i we dnie, a nasienie kiełkowałoby i rosło, podczas gdy on nie wie. Boć ziemia sama z siebie owoc wydaje, naprzód łodygę, potem kłos, wreszcie pełne ziarno w kłosie” (Marek 4, 26 – 28). Tu Pan Jezus przedstawia rozmaite okresy rozwoju Kościoła oraz jego wykończenie, doskonałość i pomyślność, które sprawia samo Miłosierdzie Boże niewidocznie z pomocą tajemniczych sił i potęg. Bóg miłosierny jest sprawcą i twórcą tej potężnej budowy, której nigdy nie opuszcza, ale ustawicznie w niej działa. * * * Skarb, perły i nasienie Boże spoczywają w głębi mej duszy. Złożone zostały w czasie Chrztu św., zaczęły kiełkować z chwilą używania rozumu, a wzeszły w dniu pierwszej Komunii św., potem nasienie wzrastało w łodygę mimo burz w wieku młodzieńczym, a wreszcie wydało kwiat. A kiedyż będzie owoc? Czy będzie zasługujący na żywot wieczny w czasie żniwa, które może już blisko? Zroś, Panie, łaską swoją ziarno swoje w duszy mojej, by wydało owoc, jakiego Ty pragniesz. 90 27. MIŁOSIERDZIE W WYBORZE APOSTOŁÓW „Przywołał uczniów swoich i wybrał spośród nich dwunastu” (Łuk. 6, 13). Publiczne życie Chrystusa trwało już przeszło rok, a działalność Jego w Galilei zyskała mu wielu szczerych uczniów. Spośród nich Pan Jezus postanowił wybrać dwunastu, którzy by stanowili fundament Jego dzieła, jakie ma przetrwać aż do końca świata. Przed tym ważnym czynem, podobnie jak przed rozpoczęciem publicznej działalności, udaje się na górę, spędza na modlitwie całą noc, a rano przywołuje uczniów i wybiera spośród nich Apostołów: Szymona — zwanego Piotrem, Andrzeja, Jakuba, Jana, Filipa, Bartłomieja, Tomasza, Mateusza, Jakuba, Szymona Kananejczyka, Judę – Tadeusza i Judasza Iskariotę. Zarówno w sposobie wyboru jak i w osobach wybranych ujawnia się Miłosierdzie Boże. 1. Wybór Apostołów nastąpił blisko Kafarnaum nad morzem Tyberiadzkim. Na uwagę zasługuje modlitwa Pana Jezusa przed wyborem. Była ona najbliższym przygotowaniem do tak wielkiego dzieła, w którym się miało ujawnić nieskończone Miłosierdzie Boże. Bóg chciał, aby ludzie byli zastępcami Jego w nowym Królestwie, ustanowionym dla ludzi, wzrastającym i znajdującym obronę przez ludzi. Chciał udzielić wybranym swej władzy i mocy, by złączyć ludzi z niebem w jedną wielką rodzinę Bożą — w Boże Królestwo. Dlatego Zbawiciel na modlitwie radzi się Ojca niebieskiego, który oznaczył wybranych i dał mu ich, jak o tym sam później przed męką swoją powie: „objawiłem imię twe ludziom, których mi dałeś ze świata” (Jan 17, 6). Pan Jezus w tej modlitwie prosił Ojca o wszystkie łaski dla wybranych, a przede wszystkim o łaskę świętości i wytrwałości, jak wynika to z modlitwy arcykapłańskiej: „Ja za nimi proszę… za tymi, których mi dałeś, bo twoimi są… Ojcze święty, zachowaj w imię twoje tych, których mi dałeś, aby byli jedno, jako i my” (Jan 17, 9 – 11). Modląc się za Apostołów Pan Jezus prosił o opiekę i skuteczność pracy dla całej hierarchii kościelnej w przyszłości po wszystkie czasy. Ta nocna modlitwa była początkiem przyszłej modlitwy w Wieczerniku po Ostatniej Wieczerzy — modlitwy arcykapłańskiej, jaką niewątpliwie kontynuuje i dziś przed Ojcem. 91 Po skończonej modlitwie Zbawiciel rankiem przystąpił do wyboru. Ściśle mówiąc Pan Jezus nie potrzebował żadnej pomocy zewnętrznej, nie kierowała Nim przy wyborze żadna konieczność, gdyż mógł sam dokonać wszystkiego. Apostołowie zaś sami z siebie nie przedstawiali żadnego osobliwego materiału do celu, jaki im przeznaczył. Pochodzili z klasy robotniczej, nie mieli prawie żadnego wykształcenia, (z wyjątkiem może paru), nie odznaczali się nawet specjalną świątobliwością. Jakimi więc kierował się tutaj Zbawiciel? Jedynie tylko nieskończonym swoim Miłosierdziem. „Przywołał, których chciał” (Marek 3, 13). Była to jedna wielka tajemnica Miłosierdzia Bożego: „Nie wyście mnie wybrali, alem ja was wybrał i ustanowiłem was, abyście poszli i owoc przynieśli, i żeby owoc wasz trwał; aby Ojciec dał wam, o cokolwiek prosić go będziecie w imię moje” (Jan 15, 16) Tych dwunastu wybrał Zbawiciel do najwyższego szczęścia, do największego zaszczytu, do najwspanialszej władzy i do świętości niezwykłej. Odtąd mieli oni być świadkami Jego życia, powiernikami Boskich tajemnic, fundamentami Kościoła, arcypasterzami Jego wyznawców, a w przyszłości sędziami nawet Aniołów. Podobnie jak dwunastu Patriarchów w Starym Zakonie, tak tych dwunastu w Nowym miało być głosicielami objawienia i błogosławieństw nieskończonego Miłosierdzia. Bożego. Ze względu na to powołanie Pan Jezus nazwie ich po dwakroć błogosławionymi: „A wasze oczy błogosławione, że widzą i uszy wasze, że słyszą” (Mat. 13, 16; Łuk. 10, 23). 2. Wśród powołanych niektórzy w specjalny sposób już od roku prawie przylgnęli do Mistrza, dzieląc z Nim dolę i niedolę. Byli to: Szymon – Piotr i Andrzej, Jakub i Jan, Lewi czyli Mateusz, Filip i Natanael czyli Bartłomiej. Do tych siedmiu dobrał Zbawiciel jeszcze pięciu nowych, którzy na pewno już od jakiegoś czasu chodzili za Nim. Pod względem pozycji społecznej należeli oni do grupy niższej niż średni posiadacze, a nieco wyższej niż najniższa klasa prawdziwych biedaków. W dzisiejszym społeczeństwie nie ma odpowiednika takiej klasy, ale można by ją przyrównać do pozycji ludzi poprzestających na małym bez specjalnych pragnień i bez rozgoryczeń. Pod względem ekonomicznym Św. Rodzina była w gorszym położeniu, niż wszyscy Apostołowie. Charakter osobisty każdego z Apostołów jest bardzo różny. Gwałtownego Piotra nie przypomina w niczym brat jego Andrzej, człowiek zrównoważony i raczej pogodny. Również dwaj synowie Zebedeusza — Jakub i Jan niewiele mieli wspólnego z nieufnym Tomaszem. Mateusz — dawny celnik, musiał być wykształcony w sztuce pisania. Podobnie można sądzić o Filipie, który posiadał nie tylko imię greckie, ale chyba i grecką kulturę, jeżeli do niego zwrócili się Grecy, pragnący poznać Jezusa (Jan 12, 21). Do pójścia za wezwaniem Jezusa skłonił ich pewien entuzjazm dla Mistrza, ale w duszy pozostali ludźmi o różnych usposobieniach. 92 Prawdopodobnie wszystkich interesowały zagadnienia duchowe, zwłaszcza jeśli miały jakiś związek ze sprawami religijnymi i narodowymi. Troskę o swój dom usuwali na drugi plan, gdy można było posłuchać sławnego Mistrza i iść za Nim nawet przez kilka dni, przechowując w pamięci słyszane nauki i rozmyślając o nich. Chyba nie byli analfabetami, albowiem przed upadkiem Jerozolimy przy każdej synagodze była czynna mała szkółka elementarna i każdy w mniejszym lub większym stopniu opanowywał naukę czytania i pisania (Haschler). Jak kiedy indziej, tak i teraz Pan Jezus prawdopodobnie wyróżnił Szymona, nazywając go Piotrem na znak i pierwszeństwa przed wszystkimi innymi Apostołami; z miłością spoglądał na Jana, a i wśród innych zapewne również ustanowił jakiś rodzaj pierwszeństwa i zależności. Z Ewangelii wiemy, że oprócz Piotra i Jana Zbawiciel wyróżniał Jakuba Większego — brata Jana. Należeli oni do grupy trzech najbliższych Mistrzowi i szczególnie uprzywilejowanych, oni też byli świadkami Przemienienia, wskrzeszenia córki Jaira i konania w Ogrójcu. Wybrani poszli chętnie za Chrystusem, trwali przy Nim i po niewysłowionych trudach prawie wszyscy ponieśli śmierć męczeńską. Oto jedna z najważniejszych tajemnic Miłosierdzia Bożego: jest to bowiem chwila założenia Kościoła, ustanowienia jego hierarchii, początek Królestwa Bożego — Królestwa Chrystusowego na ziemi, a zarazem początek odrzucenia synagogi. Widzimy tu, że Kościół Chrystusowy nie wyrasta ze Starego Przymierza, jeno stanowi coś nowego: powstaje Kościół obok Kościoła, hierarchia obok hierarchii, albowiem co stare, nie da się przekształcić i przystosować do nowego porządku. Wielką tajemnicą pozostanie zawsze wybór Judasza, który prawdopodobnie miał na razie dobrą wolę i wiarę, ale potem nie współpracował z łaską, poddawał się pokusom, ulegał złym skłonnościom i stał się narzędziem cierpień i śmierci Pana Jezusa na swoją zgubę. W Judaszu była zapowiedź, że i hierarchię kościelną będą plamić niegodni członkowie na swoją zgubę i chwałę mocy Bożej, która mimo ułomności ludzkiej zdolna jest utrzymać Kościół i zapewnić jego rozwój pod godnymi i niegodnymi rządcami. Ta potęga płynie z Miłosierdzia Bożego, które wyprosił Zbawiciel na modlitwie przed wyborem Apostołów. * * * Powołanie Apostołów przypomina nam święcenia kapłańskie, a modlitwa Jezusa przed wyborem — obowiązek modlitwy wszystkich wiernych o dobre powołania kapłańskie. Pan Jezus modli się na górze przez całą noc, modli się 93 gorliwie i usilnie, bo zdaje sobie sprawę, jak wielkie czeka Go zadanie przy wyborze i jak wielką odpowiedzialność ponoszą ci, którzy w przyszłości będą decydować o powołaniu i dopuszczać do święceń. Potrzeba surowego wyrzeczenia się i wielkiej czystości duszy, by być godnym Chrystusowego kapłaństwa. 28. NAUKA O ZASADACH SPRAWIEDLIWOŚCI I MIŁOSIERDZIA „Błogosławieni… albowiem ich jest Królestwo niebieskie” (Mat. 5, 3 i 10). Po wyborze Apostołów Pan Jezus chciał dać im program całej swojej nauki, z jakim mieli oni stanąć do pracy. W tym celu wygłosił kazanie na górze w Galilei. Tradycja widzi w niej dzisiejsze Wzgórze Błogosławieństw na zachodnim brzegu Jeziora Tyberiadzkiego w miejscowości Tabgha, oddalonej od Tyberiady o 13 km, a od Kafarnaum o 3 km. Rzesza słuchaczy składała się z Apostołów, uczniów i bardzo licznie zgromadzonego ludu z Galilei, z okolic poza Jordanem, z Dekapolis, Judei i Jerozolimy, a nawet pogan od Tyru i Sydonu. Pan Jezus oznajmia im nowe prawo sprawiedliwości i Miłosierdzia w nowym swoim Królestwie. 1. Sprawiedliwość polega na tym, by oddawać każdemu, co się mu należy. W pierwszym rzędzie Bogu należy się cześć, ufność i miłość, co Zbawiciel podkreśla w tym kazaniu: „A gdy się modlicie, nie bądźcie jako obłudnicy, którzy modlą się radzi w synagogach, i stojąc na rogach ulic, aby byli widziani od ludzi… Ale ty gdy się modlić będziesz, wnijdźże do komory swojej, a zawarłszy drzwi, módl się do Ojca twego w skrytości” (Mat. 6, 5 i 6). Następnie podaje tekst Modlitwy Pańskiej: „Ojcze nasz”… i zaleca ufność i miłość: „Nie możecie Bogu służyć i mamonie… Szukajcież naprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydane” (Mat. 6, 24 i 33). Nic tak nie odrywa serca naszego od Boga i nic tak nie oddaje w ciężką niewolę szatana, jak wyłączne zagrzebanie się w troskach ziemskich. Takie troski świadczą o braku ufności w Miłosierdzie Boże i powodują roztargnienie na modlitwie, która jest koniecznym warunkiem otrzymania łask Bożych, Dlatego Zbawiciel usilnie poleca i nakazuje modlitwę: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a będzie wam otworzone. Każdy 94 bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka — znajduje, a kołaczącemu będzie otworzone… Ojciec wasz, który jest w niebiesiech, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą” (Mat. 7, 7 – 11). Bliźniemu należy się przede wszystkim życie i środki potrzebne do jego utrzymania. Toteż Zbawiciel w kazaniu na górze mówi o potrzebie zachowania piątego przykazania „Nie zabijaj”, rozszerzając jego zakres do zabójstwa bliźniego w duszy swojej przez gniew i złorzeczenie: „Słyszeliście, że powiedziane było starym: Nie zabijaj, a kto by zabił, będzie winien sądu. A ja powiadam wam, że każdy, który się gniewa na brata swego, będzie winien sądu. A kto by rzekł bratu swemu „raka”, będzie winien Rady, a kto by rzekł «głupcze», będzie winien ognia piekielnego” (Mat. 5, 21 i 22). Każdy człowiek ma prawo nie tylko do życia i do środków dla jego utrzymania, ale również do honoru i sławy, której naruszenie sprzeciwia się sprawiedliwości. Dlatego Zbawiciel powiada: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. Nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni. Odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane, miarą dobrą, napełnioną, potrzęsioną i opływającą dadzą wam w zanadrze wasze” (Łuk. 6, 37 – 38). „A cóż widzisz źdźbło w oku brata twego, a belki w oku własnym nie dojrzysz… Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę z oka własnego, a wtedy przejrzysz, abyś wyjął źdźbło z oka brata twego” (Łuk. 6. 41 – 42). Obowiązki sprawiedliwości względem siebie zawarł Pan Jezus w błogosławieństwach, które są podwalinami chrześcijańskiej nauki. Początkiem wszelkiego zła jest pycha, dlatego P. Jezus zaczyna od zalecenia cnoty jej przeciwnej — pokory: „Błogosławieni ubodzy w duchu”. Wewnętrznie pokora ma się ujawniać w cichości: „Błogosławieni cisi”. Pokora jest lekarstwem na wyniosłość umysłu, a cichość — na porywczość woli, którą trzeba uzgadniać z wolą Bożą przez umartwienie zmysłów, wyciskające często łzy gorzkie. Toteż Zbawiciel powiada: „Błogosławieni, którzy płaczą”. Nie wystarczy zło w sobie wytępić, potrzeba jeszcze zapragnąć dobra: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości”. Nasyceni dobrami wyższymi mamy je innym rozdawać, dlatego: „Błogosławieni miłosierni”. Trzeba służyć bliźnim bezinteresownie w czystej intencji. Dlatego: „Błogosławieni czystego serca”. Ta czysta intencja sprowadza pokój wewnętrzny, pokój z bliźnim i Bogiem, toteż „Błogosławieni pokój czyniący”. Nie dosyć jest wprowadzić pokój do duszy, trzeba w nim wytrwać w doświadczeniach i walkach. Dlatego „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem ich jest królestwo niebieskie” (Mat. 5, 2 – 10). 2. Do zasługi nie wystarczy zachowanie tylko sprawiedliwości, trzeba jeszcze uczynków miłosiernych, które mają wypływać z prawdziwej miłości 95 bliźniego. Z uczynków miłosiernych na pierwszym miejscu stawia Zbawiciel przykład Apostołów, do których się zwraca w dwóch prześlicznych porównaniach: „Wy jesteście solą ziemi. A jeśli sól zwietrzeje, czymże się solić będzie?… Wy jesteście światłością świata. Nie może skryć się miasto na górze leżące. Ani też nie zapalają świecy i nie kładą jej pod korzec” (Mat. 5, 13 – 15). Ludzie, widząc dobre uczynki Apostołów, chwalą Boga i nabierają ochoty do naśladowania dobrego przykładu. Pan Jezus upomina słuchaczy, aby ich sprawiedliwość nie była taka, jak faryzeuszów, którzy poprzekręcali sens prawa, kładąc nacisk tylko na stronę zewnętrzną, nie bacząc na miłość i wypływające z niej uczynki miłosierne, bo tylko „kto by wypełniał i nauczał, ten będzie zwany wielkim królestwie niebieskim” (Mat. 5, 19). Pragnie tedy Zbawiciel doprowadzić swych wyznawców do prawdziwej czystości, prostoty i szczerości, rozwijając ideał wspaniałomyślnej miłości, która ma się rozciągać nawet na nieprzyjaciół: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, a módlcie się za prześladujących. i spotwarzających was. Abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebiesiech” (Mat. 5, 44 – 45). Tu Zbawiciel wskazuje na Ojca niebieskiego i spośród licznych Jego doskonałości wyróżnia Miłosierdzie, dzięki któremu każe słońcu świecić na swych wrogów, a deszczowi zraszać ich pole. Poleca tedy i nakazuje poznawać to Miłosierdzie oraz naśladować je w uczynkach miłosiernych względem bliźnich. U św. Mateusza znajdujemy polecenie ogólne: „Bądźcie wy tedy doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonały jest” (Mat. 5, 48). A u św. Łukasza następuje szczegółowa wskazówka, w czym mianowicie ta doskonałość ma się ujawniać: „Bądźcie tedy miłosierni, jako i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łuk. 6, 36). Po zaleceniu naśladowania tak wzniosłego ideału Pan Jezus przechodzi do szczegółów, wymieniając uczynki miłosierne: „Kto by cię uderzył w prawy policzek twój, nadstaw mu i drugi. A temu, który się chce z tobą prawować i suknię twoją zabrać, daj mu i płaszcz. A kto by cię przyniewalał, żebyś szedł z nim jedną milę, idź z nim drugie dwie.” (Mat. 5, 39 – 41). Nakazując jałmużnę, przestrzega przed złą intencją tego uczynku miłosiernego: „Gdy tedy dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jako czynią obłudnicy w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam, że wzięli już nagrodę swoją. Ale gdy ty dajesz jałmużnę, niechaj nie wie lewica twoja, co prawica twoja czyni, aby jałmużna twoja była w skrytości” (Mat. 6, 2 – 4). Żądając miłosierdzia dla bliźnich Zbawiciel nakazuje być miłosiernym i dla siebie, troszcząc się o zbawienie swej duszy i unikając okazji do złego: „Każdy, który patrzy na niewiastę, aby jej pożądał już ją scudzołożył w sercu swoim. Jeśli tedy oko twoje prawe gorszy cię, wyłup je, a odrzuć od siebie… A jeśli prawa ręka twoja gorszy cię, odetnij ją i odrzuć precz od siebie” (Mat. 5, 28 – 30). 96 * * * Całe tedy kazanie na górze jest nauką o sprawiedliwości i miłosierdziu, jest jednym z największych dzieł Miłosierdzia Zbawiciela względem wybranych Apostołów i wszystkich Jego wyznawców. Wywołuje ono podziw i zdumienie nad prawdziwością, jasnością, pewnością, głębokością i pięknością swoją. Było ono, jest i będzie miłosiernym drogowskazem dla wszystkich ludzi dobrej woli. 29. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA WZGLĘDEM GRZESZNIKÓW „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawiać to, co było zginęło” (Łuk. 19, 10). Pan Jezus przy wejściu do domu celnika Zacheusza powiedział, że przyszedł na ziemię po to, by szukać i zbawiać, co było zginęło. W rozmowie zaś z Nikodemem podobnie Chrystus Pan zaznaczył, że „nie posłał Bóg Syna swego na świat, aby świat sądził, ale aby świat był zbawiony przez niego” (Jan 3, 17). Inaczej mówiąc, celem głównym przyjścia Chrystusa było okazywanie Miłosierdzia ludziom grzesznym. Głosi o tym każdy rozdział Ewangelii Św., ale najbardziej ujawnia się to w Jego stosunku do jawnogrzesznicy, cudzołożnicy, Zacheusza i łotra na krzyżu Dyzmasa. 1. Szymon Faryzeusz zaprasza Pana Jezusa na ucztę, ale nie zaszczyca go zwykłymi oznakami szacunku (umycie nóg, pocałunek, rozpylanie pachnideł) i wskazuje Mu prawie ostatnie miejsce przy wejściu, na jednej z sof, ustawianych promieniście około niskiego stołu. W czasie uczty wmieszała się pomiędzy służbę znana jawnogrzesznica i nie odzywając się do nikogo uklękła przy wyciągniętych nogach Jezusa i zaczęła rzewnie płakać. Łzy jej były tak obfite, że spadały na nogi Zbawiciela, a ona nie mając pod ręką, niczego do ich otarcia, pełna czci rozpuściła swe włosy, otarła nimi nogi Mistrza i zrosiła je winnym olejkiem. Na twarzy Szymona zjawił się półuśmiech i pomyślał on w duszy: „Gdyby ten był prorokiem, wiedziałby… że ta niewiasta jest grzesznicą” (Łuk. 7, 39). Myśli Szymona nie były tajemnicą dla Chrystusa, który delikatnie i łaskawie zwrócił uwagę gospodarza na brak gościnności z jego strony, iż nie dał 97 mu wody do umycia nóg, nie powitał go pocałunkiem, ani nie namaścił jego głowy, gdy ta niewiasta obmyła Mu nogi łzami, otarła je włosami i namaściła olejkami. Dlatego „odpuszczone są liczne jej grzechy, bo wielce umiłowała. A komu mniej odpuszczają mniej miłuje. Rzekł tedy do niej: «Odpuszczają ci się grzechy»” (Łuk. 7, 47 – 48). Zdarzenie to doskonale charakteryzuje Zbawiciela, który okazuje wielką przytomność umysłu, majestat i odwagę, a przede wszystkim wzruszające Miłosierdzie dla szczerze żałujących grzeszników. Widzimy tu również cały proces usprawiedliwienia: rozpoczyna go wiara i żal z miłości w duszy grzesznika, a dokonywa nieskończone Miłosierdzie Boże. Podobnie postąpił Zbawiciel z cudzołożnicą, którą faryzeusze rzucili pod nogi Jego, pytając: „Mojżesz w Prawie rozkazał nam takie kamienować. Cóż więc ty powiesz?” (Jan 8, 5). Pan Jezus nie odrzuca skargi ani też broni cudzołożnicy, tylko pisze palcem na posadzce, co u Żydów i Greków oznaczało, że go to niemile dotyka. Wreszcie wstaje i mówi: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamieniem. I znowu schyliwszy się pisał na ziemi” (Jan 8, 7 – 8). Odpowiedź była roztropna i pełna Miłosierdzia zarówno względem oskarżonej jak i względem oskarżycieli, którzy „usłyszawszy to jeden za drugim wychodzili poczynając od starszych, i został tylko sam Jezus i niewiasta w pośrodku stojąca. A podniósłszy się Jezus rzekł jej: «Niewiasto, gdzież są twoi oskarżyciele? Nikt cię nie potępił?» A ona rzekła: «Nikt, Panie». A Jezus powiedział «I ja cię nie potępię. Idź, a nie grzesz więcej»” (Jan 8, 9 – 11). Tu okazał się Zbawiciel nie sędzią, ale Ojcem Miłosierdzia, który potępia grzech, ale nie grzesznicę, darowując jej życie ciała i duszy i jeszcze obdarzając ją łaskami miłosiernymi. W tym zdarzeniu ujawnia się niezwykły dar rady, odnoszący zwycięstwo nad wszystkimi spiskami i chytrościami wrogów, ale najbardziej — nieskończone Miłosierdzie Boże, gdy Pan Jezus broni grzesznicy i oszczędza faryzeuszów, skłania tę niewiastę do żalu i postanowienia poprawy, przebacza jej, nawraca, a wreszcie pozwala odejść w pokoju. 2. Nie inaczej odnosił się Zbawiciel i do grzesznych mężczyzn, jak widzimy z przykładu Zacheusza. Ten materialnie bogaty celnik odczuwał pragnienie innych bogactw, dalekich od srebra i złota. Toteż gdy Pan Jezus wchodzi w swej podróży misyjnej do Jerycha, Zacheusz pragnął przynajmniej na Niego popatrzeć. A że był niskiego wzrostu a liczny tłum zasłaniał mu widok, wdrapał się na rosnącą przy drodze sykomorę, by stamtąd swobodnie przyjrzeć się Zbawicielowi. Pan Jezus zna usposobienie Zacheusza, staje pod drzewem, na którym się znajdował Zacheusz, spogląda w górę ku niemu i woła: „Zacheuszu, zejdź zaraz, dziś bowiem muszę stanąć w domu twoim. I zeszedł spiesznie a przyjął go z radością. A wszyscy widząc to szemrali mówiąc, że zatrzymał się u człowieka grzesznego” (Łuk. 19, 5 – 7). 98 Zacheusz otrzymuje nasamprzód łaskawe spojrzenie Chrystusa, które przenika jego duszę i napełnia ją światłem. Kto potrafi opisać to przejmujące do głębi spojrzenie, które wlało łaskę Miłosierdzia i pobudziło duszę Zacheusza do nowego życia? Zacheusz wchodząc na drzewo, zrobił tylko mały wysiłek, aby zobaczyć Pana Jezusa, a Zbawiciel nie tylko na niego spojrzał, ale sam się zaprosił do jego domu i obdarzył go poufałą rozmową, zapewniając temu grzesznikowi zbawienie w słowach: „Dzisiaj domowi temu stało się zbawienie, gdyż i on jest synem Abrahama. Syn człowieczy przyszedł bowiem szukać i zbawiać, co było zginęło” (Łuk. 19, 9 – 10). Według podania Zacheusz potem poświęcił się służbie apostolskiej i został biskupem w Cezarei. W swym postępowaniu Zbawiciel nie ulega przestarzałym przesądom tłumu, kierowanego przez faryzeuszów, ale odważnie potępia je słowem i czynem, okazując obfite Miłosierdzie swoje temu, który nie zdążył jeszcze o to Miłosierdzie poprosić. Najbardziej charakteryzuje stosunek Pana Jezusa do grzeszników umierający na krzyżu Dyzmas. Był to wielki grzesznik, który całe życie spędził w wielkich występkach, za które został skazany na śmierć krzyżową. Po drodze na Golgotę spotkał Pana Jezusa, którego przedtem prawdopodobnie nie znał, a może nawet o Nim nie słyszał. Od spotkania się na drodze krzyżowej pilnie się przyglądał Zbawicielowi, nie spuszczał zeń wzroku przy ukrzyżowania i słyszał potem, jak On się modlił na krzyżu za swoich oprawców. To wczuwanie się w mękę towarzysza swych cierpień spowodowało poruszenie łaski, a spojrzenie Pana, Jezusa na niego dokonało nawrócenia. Jakże bliski był Dyzmas wiecznego potępienia, jako mężobójca i złodziej. Aż oto nagle do tej ciemnej duszy zawitał promień łaski i ze złoczyńcy staje się pokutnikiem. Łaska Miłosierdzia Bożego tak go oświeca, że w wiszącym obok siebie skazańcu wyznaje Króla Królestwa Bożego. Nasamprzód staje w obronie Pana Jezusa przed bluźnierstwami ze strony otaczających. Jakże zaszczytna była ta obrona. Gdy uczniowie uciekli, Piotr się zaparł, on jeden mocno wierzy, bohatersko ufa i wyznaje niewinność Chrystusa, potępiając tym samym wyrok Piłata, gdy mówi do drugiego łotra: „Ani się ty Boga nie boisz, choć tę samą ponosisz karę. My co prawda sprawiedliwie, słuszną bowiem zapłatę za uczynki odbieramy, ten wszak nic złego nie uczynił” (Łuk. 23, 40 – 41). Wyznaje tedy publicznie swe grzechy i występuje jako pierwszy apologeta wobec członków Sanhedrynu i setnika. Następnie zwraca się do Chrystusa: „Panie, wspomnij na mnie, gdy przybędziesz do królestwa twego” (Łuk. 23, 42). Pan Jezus przyjmuje pokutę Dyzmasa i z pełną miłością i Miłosierdziem wspaniałomyślnie odpowiada: „Zaprawdę powiadam tobie: dziś ze mną będziesz w raju” (Łuk. 23, 43). Tu Pan Jezus nie tylko obiecuje, ale daje mu z całą pewnością więcej, aniżeli on prosił. Dyzmas błagał bowiem, aby Zbawiciel wspomniał tylko o nim kiedykolwiek, a tu słyszy, że jeszcze dzisiaj będzie w szczęśliwości niebieskiej, że nie pójdzie nawet do czyśćca. O jak szczęśliwa i 99 godna pozazdroszczenia godzina śmierci po tylu latach występku i zbrodni! O jak wielkie i niepojęte, nieskończone i bezmierne Miłosierdzie Boże spływa na duszę łotra w ostatnim momencie jego ziemskiego życia! * * * W licznych przypowieściach i czarujących porównaniach Pan Jezus kreśli swój stosunek do grzeszników, że wystarczy wspomnieć jeszcze rozrzewniającą przypowieść o owcy zgubionej, o synu marnotrawnym, o zgubionej drachmie, by stwierdzić prawdziwość powiedzenia: „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary. Bom nie przyszedł wzywać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mat. 9, 13). 30. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA WZGLĘDEM CHORYCH „Obchodził Jezus wszystkie miasta i wioski, …uzdrawiając wszelką chorobę” (Mat. 9, 35). Choroby ludzkie są skutkiem grzechu pierworodnego, który Pan Jezus przede wszystkim przyszedł zgładzić. Dlatego do paralityka spuszczonego przez dach, nasamprzód powiedział: „Człowiecze, odpuszczają ci się grzechy twoje”, a potem dopiero dodał: „Wstań weźmij łoże twoje i idź do domu twego” (Łuk. 5, 20 i 24). Miłosierdzie Jego jednak nie ograniczało się tylko do uzdrowienia duszy, ale się rozciągało i na choroby ciała, o których ewangeliści mówią ogólnie, że Zbawiciel uzdrawiał wszelką chorobę i wszelką niemoc, wymieniając szczególnie trzy uzdrowienia niewiast i pięć uzdrowień chorych mężczyzn. 1. Jako pierwszego z mężczyzn Pan Jezus uzdrowił syna urzędnika królewskiego w Kafarnaum. Strapiony ojciec chorego przybył do Kany, gdzie przebywał Zbawiciel, prosić, by natychmiast przybył i uzdrowił konającego. Pan Jezus zdaje się na razie nie zważać na tę prośbę, chcąc wzmocnić wiarę ojca, który nalegał, aby Jezus osobiście udał się do chorego tak, jak wymaga się tego od lekarza. Dlatego z pewnym wyrzutem powiedział: „Jeśli nie widzicie znaków i cudów, nie wierzycie” — a potem dodał: „Idź, syn twój żyje” (Jan 4, 48 i 50). Ojciec uwierzył słowu temu, na drugi dzień wrócił do domu i dowiedział się od 100 spotkanych po drodze domowników, że chłopiec został uzdrowiony dnia poprzedniego o godzinie siódmej, kiedy to zapowiedział Jezus. Mało cudów zdziałał Pan Jezus nie będąc na miejscu, a ten był pierwszy tego rodzaju i wywołał wielki rozgłos w całym kraju. Ma on szczególniejsze znaczenie, bo wskazuje, że do otrzymania łask niezwykłych potrzeba silnej wiary, która daje nam odpowiedź na wszystkie zagadnienia bytu, czasu i wieczności. Gdyby nie choroba syna, urzędnik może nigdy by się nie zwrócił do Chrystusa, nie poznał Go i nie uwierzył. Widzimy więc, że i przeciwności doczesne wchodzą w plan Miłosierdzia Bożego i mają dla każdego z nas olbrzymie znaczenie. Następnie św. Łukasz opisuje uzdrowienie paralityka w domu Piotra. Ponieważ natłok ludzi nie pozwalał przedostać się do Zbawiciela przez drzwi, czterech mężczyzn wyniosło chorego na dach i stamtąd spuścili go do stóp Mistrza, który — jak się rzekło — nasamprzód uwolnił go od grzechu, a potem uzdrowił na ciele. Cud ten wywołał również wielkie poruszenie: „Widzieliśmy dzisiaj rzeczy podziw budzące” (Łuk. 5, 26), — wołali obecni, albowiem rozumieli, że tylko Bóg może odpuszczać grzechy i następnie cudownym uzdrowieniem potwierdzać prawdziwość tego odpuszczenia. Na drugie święta Wielkanocne w okresie swego życia publicznego, udał się Pan Jezus do Jerozolimy i tam przy „Owczej Sadzawce” uzdrowił człowieka chorego od lat 38. Przy tej sadzawce znajdował się dom dla chorych, którzy czekali poruszenia wody przez Anioła, i kto pierwszy zstępował do niej po poruszeniu, ten natychmiast bywał uzdrowiony. Zbawiciel nawiedził ten dom i znalazł tam bardzo nieszczęśliwego chorego, który nie mógł o własnych siłach uprzedzić innych, gdy się woda w sadzawce poruszała, i długi już czas leżał w nędzy i opuszczeniu. Pan Jezus zbliżył się do niego i zapytał: „Czy chcesz być zdrowym?” Chory poczuł ufność do pytającego, który może w jakiś sposób przyjdzie mu z pomocą, i zwierzył się ze swojej nędzy. Wówczas Zbawiciel rzekł mu: „Wstań, weźmij łoże twoje i chodź i natychmiast stał się zdrowym ów człowiek” (Jan 5, 6 i 8 – 9). Ów chory już był bliski rozpaczy, gdy Pan Jezus ofiarował mu swoją pomoc. Było to wielkie Miłosierdzie Boże dla niego, że został uzdrowiony natychmiast. Zbawiciel nie zapytał go nawet o wiarę, jak to zwykł był czynić w takich wypadkach, a tylko potem spotkawszy go przypadkowo w świątyni powiedział, że choroba jego była spowodowana jakimś grzechem: „Nie grzesz, aby ci się co gorszego nie zdarzyło” (Jan 5, 14). Nie tylko tedy wyprowadza nieszczęśliwego z wielkiej nędzy, ale nadto wskazuje na jej przyczynę i przestrzega przed niebezpieczeństwem jej powrotu. Nie tylko chorzy Żydzi, ale i poganie korzystali z Miłosierdzia Chrystusa Pana. Uzdrowił On bowiem między innymi sługę setnika załogi rzymskiej w Kafarnaum. Setnik ten okazał niezwykły stopień cnót, wiary, ufności i głębokiej 101 pokory. Gdy bowiem na prośbę Żydów Zbawiciel wyruszył do domu setnika, aby uzdrowić jego sługę, spotkał jego wysłańców, którzy przekazali Mistrzowi pokorne słowa gospodarza: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój. Przetom i siebie nie miał za godnego, aby przyjść do ciebie, ale powiedz słowo, a będzie uzdrowiony sługa mój” (Łuk. 7, 6 i 7). Jezus spełnia wolę setnika, nie wchodzi do jego domu, uzdrawia natychmiast sługę i wychwala wiarę poganina: „Nawet w Izraelu tak wielkiej nie znalazłem wiary” (Łuk 7, 9). Ewangelista podaje jeszcze uzdrowienie opuchłego — na uczcie u faryzeusza, który w sobotę zaprosił na nią Pana Jezusa. Przed Mistrzem staje człowiek chory na wodną puchlinę w nadziei uleczenia. Zbawiciel zapytuje obecnych: „Czy godzi się w szabat uzdrawiać?” a gdy nie było odpowiedzi, uzdrawia go i każe odejść, zapytując zebranych: „Jeśli którego z was osioł albo wół wpadnie do studni, czy natychmiast nie wyciągniecie go w dzień sobotni?” (Łuk. 14, 3 i 5). Oto nowy dowód Miłosierdzia Jezusa względem chorego i zebranych. 2. Na uwagę zasługuje jeszcze uzdrowienie trzech niewiast, które były trapione ciężka niemocą. Świekra Piotra była trawiona ciężką gorączką. Domownicy i krewni jej prosili Jezusa, aby ją uzdrowił. Pan Jezus przyjmuje prośby domowników, zbliża się do chorej, bierze ją za rękę, podnosi i uzdrawia natychmiast. Uzdrowiona niewiasta zrywa się i przez wdzięczność usługuje Panu Jezusowi do stołu. Było to w domu Piotra, skąd wieść o uzdrowieniu .jego chorej świekry rozeszła się po okolicy i sprowadziła wielu innych chorych, „a on na każdego kładł ręce i uzdrawiał ich” (Łuk. 4, 40). Wielkie Miłosierdzie okazał Pan Jezus, że przyjął prośby domowników, których miłość i przywiązanie do chorej podobały się Panu Jezusowi. Poucza nas przez to, że jakkolwiek mamy kochać wszystkich ludzi, to przede wszystkim tych, z którymi jesteśmy złączeni węzłami krwi i przyjaźni. W Kafarnaum Pan Jezus uzdrowił i drugą niewiastę, cierpiącą na krwotok od lat dwunastu. Postanowiła ona skorzystać z okazji i z wielką wiarą dotknęła się szaty Zbawiciela, „a natychmiast ustał jej krwotok. I rzekł Jezus: Kto się mnie dotknął, bo wiem, że moc moja przejawiła się na zewnątrz”. Wówczas niewiasta przyszła i upadła przed Nim oraz powiedziała Mu wszystką prawdę. „A on jej rzekł: Córko, wiara twoja uzdrowiła cię, idź w pokoju” (Łuk. 8, 44 – 48). Zbawiciel znał jej nędzę, jej wspaniały sposób myślenia, jej tajemny czyn dotknięcia szaty i chwilę uzdrowienia. Tknięty Miłosierdziem cicho, szybko i skutecznie przychodzi jej z pomocą, w sposób nowy, a mianowicie przez samo dotknięcie Jego sukni wierzchniej. Po raz pierwszy czyni cud nieproszony i bez pytania chorego oraz sprawia, że nawet Jego szaty są cudowne. Później powtórzy się to jeszcze kilkakrotnie. 102 W sobotę przed świętem Poświęcenia Świątyni Pan Jezus wchodzi do synagogi i spostrzega wśród rzeszy skurczoną niewiastę. Tknięty litością ku chorej od lat 18, przywołuje ją do siebie i mówi do niej: „Niewiasto, uwolnioną jesteś od niemocy swojej. I włożył na nią ręce, a natychmiast ona się wyprostowała i chwaliła Boga” (Łuk. 13, 12 i 13). * * * Oto jest osiem uzdrowień cudownych, jakich dokonał Zbawiciel z Miłosierdzia swego względem chorych, a zostały opisane przez Ewangelistów nieco obszerniej. Niewątpliwie było ich znacznie więcej, a wszystkie one świadczą o litości Zbawiciela nad nędzą ludzką nie tylko duchową, ale i fizyczną i o gotowości wyprowadzenia z niej nieszczęśliwych. 31. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA WZGLĘDEM TRĘDOWATYCH „Chcę, bądź oczyszczony. I natychmiast ustąpił zeń trąd” (Łuk. 5, 13). Jeżeli uzdrowienie zwykłych chorych było wielkim Miłosierdziem Chrystusa, to uzdrowienie trądem dotkniętych było dla nich bezcennym dobrodziejstwem miłosiernym. Trąd bowiem jest chorobą najstraszniejszą. 1. Trąd oszpeca człowieka zewnętrznie i czyni go wstrętnym dla otoczenia. Skóra chorego traci zdrową cerę, a członki niepomiernie nabrzmiewają. Wszędzie się tworzą rany i wrzody, oczy ciekną, głos staje się chrapliwy, paznokcie odpadają, całe ciało powoli gnije i ropieje. W końcu trędowaty staje się żywym trupem i bardzo cierpi. Ciało ropiejące cuchnie nieznośnie, a duszę trapi wielkie przygnębienie, trwożliwość i chorobliwa tęsknota za śmiercią, która zwykle zbyt rychło nie nadchodzi. Choroba ta częsta bywa nieuleczalna i jest bardzo zaraźliwa: wystarczy nieraz dotknięcie szaty chorego, by wkrótce zachorować. Trędowaci od najdawniejszych czasów wzbudzali wstręt w Izraelu, a prawo Mojżeszowe wyłączało ich ze społeczności ludzkiej: chorzy winni byli przebywać w miejscach odosobnionych i gdy spostrzegali, że jakiś wędrowiec 103 nieświadomie zbliża się w ich kierunku, winni byli ostrzegać wołając: „Odstąpcie — jesteśmy nieczyści!” Badanie trądu i rozpoznawanie objawów jego wystąpienia lub ustąpienia należało do obowiązków kapłanów i tym samym miało charakter religijny. Trędowaci winni byli nosić wyróżniające ich suknie, chodzić z odkrytą głową i podwiązaną twarzą, a posiłek brać z pewnego oznaczonego miejsca, gdzie go składano jakby jakiemu dzikiemu zwierzęciu. Uważano powszechnie tę chorobę za przekleństwo i karę za grzechy. Trąd tedy był symbolem całkowitego opuszczenia i nędzy, — a Ojcowie Kościoła widzą w nim symbol grzechu śmiertelnego, który wyłącza człowieka ze społeczności świętych, powoduje ostre wyrzuty sumienia, sieje zgorszenie wśród bliźnich i często doprowadza ich do upadku. Grzech pozbawia człowieka wszystkich zasług dotychczasowych i możności zbierania nowych, albowiem niszczy życie nadprzyrodzone i zabija samą możność służenia Bogu. Wszystkie uczynki, spełnione w stanie grzechu, są martwe, gdyż nie mają mocy, która by im przed Bogiem dawała zasługę. Jest to więc trąd duchowy, obezwładniający duszę i uniemożliwiający życie nadprzyrodzone. Grzesznicy są to trupy chodzące, o których autor Apokalipsy powiada: „Znam sprawy twoje, iż masz imię, że żyjesz, a jesteś umarły” (Obj. 3, 1), umarły dla życia nadprzyrodzonego, jak trędowaty wyłączony ze społeczności ludzkiej. 2. Ewangelia mówi o dwu uzdrowieniach trędowatych. Trzej synoptycy (Mateusz, Marek i Łukasz) zgodnie podają uzdrowienie trędowatego, prawdopodobnie w okolicy Kafarnaum, który słysząc o cudownej potędze Jezusa zdobył się na odwagę, aby wbrew wszelkim przepisom zbliżyć się do Niego, paść na oblicze i prosić: „Panie, jeśli chcesz, możesz mię oczyścić. A wyciągnąwszy rękę, dotknął się go, mówiąc: Chcę, bądź oczyszczony. I natychmiast ustąpił zeń trąd. A on przykazał mu, aby nikomu nie powiadał, ale: idź, ukaż się kapłanowi i ofiaruj za oczyszczenie twe, jako przykazał Mojżesz na świadectwo im” (Łuk. 5, 12 – 14). Ten trędowaty był chyba w ostatnim stadium tej choroby, gdyż Ewangelista mówi „cały trądem pokryty”. Mimo to przemawia z wielką wiarą i ufnością, gdy nie prosi wyraźnie o to, czego pragnie, ale warunkowo, „jeśli chcesz”. Odpowiednio do jego wielkiej ufności Zbawiciel okazuje mu wielkie Miłosierdzie, gdy dotyka go ręką i w jednej chwili oczyszcza. Krótka i lakoniczna odpowiedź na krótką, pełną ufności prośbę. Odsyłając uzdrowionego trędowatego do kapłanów, chciał przypomnieć się im w świątyni, aby oczyścić ich z większego jeszcze trądu niewiary; chciał również zachować przepisy prawa Mojżeszowego, które nakazywało złożyć ofiarę i dać się ogłosić oczyszczonym. Przepisana ceremonia ogłoszenia była następująca: poza miastem zabijano ptaka, a drugiego zanurzano w wodzie zmieszanej z krwią i puszczano na 104 wolność. W świątyni oczyszczony składał na ofiarę baranka, którego krwią zmieszaną z oliwą pomazywano go na znak, że odzyskiwał on charakter kapłański, jaki otrzymywał każdy Izraelita przy obrzezaniu, a który tracił przez nieczystość trądu. Pan Jezus zabronił oczyszczonemu zatrzymywać się i rozgłaszać o cudownym uleczeniu. Ten zakaz ponawiać się będzie dość często, a to dlatego, aby nauczyć uczniów pokory. Wreszcie Pan Jezus nie chciał być powodem starć między swoim ludem, a swymi wrogami. O drugim uzdrowieniu dziesięciu trędowatych mówi św. Łukasz: „I stało się, że gdy zdążał do Jeruzalem, przechodził środkiem Samarii i Galilei. A gdy wchodził do niektórej osady, zabiegło mu drogę dziesięciu mężów trędowatych, którzy stanęli z daleka i zawołali, mówiąc: Jezusie, nauczycielu, zmiłuj się nad nami. A ujrzawszy ich rzekł: Idźcie, ukażcie się kapłanom. I stało się, gdy szli, że byli oczyszczeni. A jeden z nich skoro zobaczył, że był uzdrowiony, wrócił się głosem wielkim wielbiąc Boga i padł na oblicze do stóp jego, dziękując: a był to Samarytanin. A Jezus odpowiadając rzekł: Czyż nie dziesięciu było oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Nic znalazł się nikt, kto by wrócił i dał chwałę Bogu, jeno ten cudzoziemiec. I rzekł mu: Wstań, idź, bo wiara twoja uzdrowiła cię” (Łuk. 17, 11 – 19). Trędowaci napotkali Pana Jezusa przypadkiem, ale prawdopodobnie słyszeli o Jego cudach, dlatego z daleka zaczęli prosić o uzdrowienie. Pan Jezus widział ich wielką nędzę i z Miłosierdzia swojego ich uzdrowił odpowiednio do pokładanej w Nim ufności. Mieli oni również i wielką wiarę, która się ujawnia w tym, że na rozkaz Mistrza natychmiast poszli do kapłanów, zanim jeszcze zostali uzdrowieni. Dopiero bowiem w drodze stwierdzili, że otrzymali zdrowie. Tę wiarę pochwala Zbawiciel u Samarytanina, który jeden powrócił, aby podziękować za Miłosierdzie. Dlaczego nie wrócili Galilejczycy? To zdziwiło Zbawiciela, a może dziwić i każdego z nas. Naturalne poczucie sprawiedliwości zawsze skłania do wdzięczności za otrzymane dobrodziejstwo, a tu było dobrodziejstwo niezwykłe— wielki cud Miłosierdzia Bożego. Ci Galilejczycy byli wyzuci z naturalnych pobudek wdzięczności, a nadprzyrodzonych jeszcze nie otrzymali. Może powstrzymała ich bojaźń przed powrotem do Mistrza, a może zostali zatrzymani przez kapłanów, nienawidzących Cudotwórcy. W każdym razie niewdzięczność ich jest rażąca. Ze słów Zbawiciela widzimy, że niewdzięczność Galilejczyków bardzo Go boli, tak mocno jak Go cieszy wdzięczność jednego z uzdrowionych, tym bardziej, że to był Samarytanin. Żydzi w ogóle otrzymali większe Miłosierdzie, dlatego winni by mieć lepsze zrozumienie rzeczy nadprzyrodzonych i obowiązków względem Boga. Stanowisko i przywileje nie są powodem, by okazywać niewdzięczność za otrzymane łaski, ale raczej na odwrót. Niewdzięczność jest występkiem, pociągającym karę przynajmniej odmówienia Miłosierdzia na przyszłość. Natomiast wdzięczność sprowadza na Samarytanina 105 nowe dobrodziejstwo, jakim jest pomnożenie wiary i może doprowadzenie go do uznania Chrystusa za Syna Bożego. * * * Można sobie wyobrazić nędzę biednych trędowatych i ich pokutne wołanie do Zbawiciela, kołatanie do Jego Miłosierdzia: „Jezusie, Nauczycielu, zmiłuj się nad nami!” Jakie łzy musiały towarzyszyć ich prośbom! Dusze przejęte swą nędzą zdobywają się na głęboką pokorę i szacunek względem tego, który może okazać im miłosierdzie. Tkliwe Serce Jezusa nie mogło być obojętne na nędzę nieszczęśliwych i spełniły się tu Jego słowa: „Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a będzie wam otworzone”. Nie należy nigdy wątpić, nawet w największym nieszczęściu, ale trzeba usilnie wołać i prosić wytrwale i z ufnością, a już sama modlitwa będzie czynem stanowczym, krokiem decydującym, po którym jeżeli nie zostaniemy całkowicie wysłuchani, to zawsze będziemy wewnętrznie pocieszeni i pokrzepieni. 32. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA WZGLĘDEM ŚLEPYCH „I otworzyły się oczy ich” (Mat. 9, 30). W Palestynie było dużo ślepych, jak zresztą jest i teraz. Łączyli się oni zwykle po dwóch, a nieraz i więcej, a ten który odznaczał się większą inicjatywą, reprezentował innych. Chrystus Pan, uzdrawiając różnych chorych, nie pominął i tych kalek i chętnie im wzrok przywracał. Ewangelia wspomina o uzdrowieniu sześciu ślepców, z których jeden był pozbawiony wzroku od urodzenia. 1. Św. Mateusz podaje uzdrowienie dwóch ślepych w Kafarnaum. Liczne cuda Pana Jezusa w tym mieście zrodziły u ociemniałych silną wiarę, wielką tęsknotę i mocną ufność, że i oni doznają Miłosierdzia. Dlatego gdy się dowiedzieli o przechodzącym blisko Mistrzu, „szli za nim dwaj ślepi wołając i mówiąc: «Zmiłuj się nad nami, Synu Dawidów». A skoro wszedł do domu, ślepcy przystąpili do niego. I powiedział im Jezus: «Wierzycie, że mogę wam to uczynić?» Rzekli mu: «Zaiste, Panie». Tedy dotkną się oczu ich mówiąc: «Niech 106 się wam stanie wedle wiary waszej». I otworzyły się oczy ich. A Jezus zagroził im mówiąc: «Baczcie, aby się kto nie dowiedział»” (Mat. 9, 27 – 30). Pan Jezus chciał przygotować ślepców do przyjęcia łaski przez cierpliwość, poddanie się, pokorę i wytrwanie. Dlatego na razie zdawał się nie zważać na nich i nie oglądał się, gdy wołali na ulicy. Dopiero w domu pyta ich, czy rzeczywiście wierzą i uzdrawia. Mają więc oni jak gdyby współdziałać z Jezusem, aby otrzymać tak wielkie Miłosierdzie — przywrócenie utraconego wzroku. Jest to pierwsze uzdrowienie ślepoty, w którym przejawia się roztropność, mądrość, a przede wszystkim nieskończone Miłosierdzie Jezusa względem nieszczęśliwych. Ci zaś nas pouczają, że wierze, ufności i wytrwałości nic się oprzeć nie może. Po raz pierwszy Jezus został tu nazwany Synem Dawida, co u Żydów było tytułem Mesjasza. Św. Marek opowiada o uzdrowieniu ślepego z Betsaidy, którego przywiedli „i prosili, aby się go (Jezus) dotknął. I ująwszy ślepego za rękę, wyprowadził go poza wieś, a plunąwszy na oczy jego i włożywszy nań swe ręce, zapytał go, czy co widzi. A on spoglądając rzekł: «Widzę, niby drzewa, ludzi chodzących». Po czym znowu włożył ręce na oczy jego, i począł widzieć, i został uzdrowiony, tak że jasno widział wszystko. I odesłał go do domu jego, mówicie: «Idź do domu swego, a gdy wejdziesz do wsi, nie powiadaj nikomu»” (Marek 8, 22 – 26). Dlaczego Zbawiciel nie uzdrawia chorego w samej wsi? Dlatego, że — jak i w poprzednim wypadku — pragnie przygotować ślepego do otrzymania Miłosierdzia Bożego i współdziałania z nim. Dlatego dokonywa cudu powoli a nie nagle — w miarę, jak u nieszczęśliwego potęgowała się wiara i ufność w Miłosierdzie Boże. Na razie ta ufność nie była silna, albowiem nie sam on przyszedł do Chrystusa i nie sam prosił o uzdrowienie. Zbawiciel zaś zwykle zwracał uwagę na usposobienie chorych i żądał od nich choć w małym stopniu współdziałania w otrzymaniu Miłosierdzia Bożego. Zakazując rozgłaszania cudu Pan Jezus może chciał, aby uzdrowiony w spokoju i skupieniu rozważył to dobrodziejstwo i dzięki złożył Bogu, wystrzegając się złego używania zdrowia. Synoptycy podają jeszcze uzdrowienie ze ślepoty w Jerycho. Przy tym Mateusz mówi o dwóch ślepych, a Marek i Łukasz o jednym. Ta rozbieżność pochodzi stąd, że było w rzeczywistości dwóch ociemniałych, ale jeden z nich odznaczał się większą inicjatywą, sam przemawiał do Chrystusa i reprezentował też drugiego. Nadto według św. Łukasza uzdrowienie nastąpiło przy wejściu do miasta, a według św. Marka i św. Mateusza przy wyjściu. Tu trzeba rozróżnić Jerycho starożytne i Herodowe. Ślepi znajdowali się między tymi miastami. Dlatego można powiedzieć, że uzdrowienie nastąpiło przy wyjściu z jednego miasta, a przy wejściu do drugiego. Ślepi, siedząc przy drodze, usłyszeli szmer rzeszy idącej i zapytali, kto to idzie w tak licznym otoczeniu. Odpowiedziano im, że idzie Jezus z Nazaretu, o 107 którym oni chyba już wiedzieli. Dlatego zaczęli wołać: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nad nami” (Mat. 20, 30; Marek 10, 47; Łuk. 18, 38). Ale wielu nie podobała się nazwa „Synu Dawidów”, którą — jak się rzekło — stosowano tylko do Mesjasza i „łajali ich, aby milczeli”. Pan Jezus zatrzymuje się, woła ślepych i pyta: „Co chcecie, abym wam uczynił? Mówią mu: Panie, aby otworzyły się oczy nasze. Ulitował się tedy nad nimi Jezus i dotknął oczu ich, a natychmiast przejrzeli i poszli za nim” (Mat. 20, 32 – 34). Usposobienie ślepych odpowiada dobrodziejstwu, którego doznali. Mieli oni wielkie pragnienie zdrowia, wiarę w Jezusa – Mesjasza, którego nazwali Synem Dawida, oraz mocną ufność w Jego Miłosierdzie. Św. Marek jednego nazywa Bartymeuszem, który pełen ufności w pomoc Jezusa nawet płaszcz swój zrzucił, by jak najprędzej być przy Jezusie. Wbrew upomnieniu niektórych z rzeszy, publicznie wyznają Go Synem Dawida, a więc Mesjaszem i nie doznają zawodu: Pan Jezus dotyka się ich oczu i natychmiast widzą. Na uwagę zasługuje pytanie Pana Jezusa skierowane do ślepych: „Co chcecie, abym wam uczynił?”. Wiedział, o co chodzi, lecz pytał dlatego, by oni sami sprecyzowali swą prośbę, aby współdziałali — jak i w poprzednich wypadkach — w otrzymaniu łask nieskończonego Miłosierdzia Bożego. 2. Św. Jan podaje uzdrowienie ślepego od urodzenia, które nastąpiło w Jerozolimie w trzecim roku nauczania publicznego po święcie Namiotów, kiedy Pan Jezus nazwał siebie „światłością świata”. Pewnej soboty przechodził obok człowieka ślepego, który żebrał. Idący z Nim uczniowie zapytali Mistrza: „Kto zgrzeszył, on czy rodzice jego, że się ślepym narodził? Odpowiedział Jezus: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale by sprawy Boże na nim się okazały… To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i pomazał mu błotem oczy, mówiąc: Idź i obmyj się w sadzawce Siloe… Odszedł tedy, obmył się i wrócił widząc” (Jan 9, 2 – 7). Cud ten jest sam w sobie niezwykły i absolutny, a środki, których Zbawiciel użył, nie były w stanie same sprowadzić takiego wielkiego skutku. Obmycie się bowiem w sadzawce Siloe wzroku przywrócić nie może. Ceremonia zaś namaszczenia oczu błotem, uczynionym ze śliny i piasku, miała na celu tylko przygotowanie nieszczęśliwego do uzdrowienia, a żadnego związku naturalnego ze skutkiem nie miały. Zresztą ta ceremonia, jak i tamte przy uzdrowieniu poprzednich ślepych, była symbolem tych obrzędów jakie Kościół dziś stosuje przy administrowaniu Chrztu św., który obmywa duszę z błota grzechu pierworodnego i stwarza w nas życie nadprzyrodzone. Cud ten przedstawia nam tajemnicę Odkupienia, bez którego cała ludzkość byłaby jak ów ślepy: bez możności patrzenia na wszystko wzrokiem wiary; stałaby przed bramami nieba, jak ów ociemniały pod świątynią, nie mogąc wejść do wnętrza i napawać się jego rozkoszą. To uzdrowienie nastąpiło 108 w sobotę, której święcenie było wykoślawione przez faryzeuszów i wymagało miłosiernego sprostowania. Słowem, cud ten był dziełem Miłosierdzia Bożego względem zarówno uzdrowionego, jak faryzeuszów i wszystkich Żydów, którzy przeprowadzali dochodzenie, czy uzdrowiony był rzeczywiście owym ślepym od urodzenia. Chrystus Pan uzupełnił cud, zbliżając się do uzdrowionego i pytając: „Czy wierzysz w Syna Bożego? A on odpowiadając rzekł: «Któż to jest, Panie, abym mógł w niego uwierzyć?» I rzekł mu Jezus: «Widziałeś go już, a jest nim ten, który mówi z tobą». A on rzekł: «Wierzę, Panie». I upadłszy złożył mu pokłon. I rzekł Jezus: «Na sąd przyszedłem ja na ten świat, aby ci, co nie widzą przejrzeli, a ci, którzy widzą, oślepli»” (Jan 9, 35 – 39). Ślepy, wyznając wiarę, staje się widzącym, a faryzeusze, uważając siebie za widzących, są ślepi. * * * Jaka ciemność może panować w duszach, które nie chcą pojąć wielkich myśli Bożych. Wyrwij mię, Panie z mych próżnych i błędnych pojęć! Otwórz oczy moje na to światło, które odsłania nam prawdę, jaka „oświeca każdego człowieka” (Jan 1, 9). 33. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA WZGLĘDEM GŁUCHYCH I NIEMYCH „Otworzyły się uszy jego i rozwiązały się więzy języka jego” (Marek 7, 35). Wśród uzdrowionych przez Pana Jezusa, między innymi byli i głuchoniemi. Ewangelia wymienia szczegółowo trzy wypadki uzdrowienia głuchoniemych, jakkolwiek było ich znacznie więcej, albowiem św. Mateusz mówi ogólnie: „I przystąpiły do niego wielkie rzesze, mając z sobą niemych, chromych, ślepych, ułomnych i innych wielu. I złożyli ich u stóp jego, a on ich uzdrowił” (Mat. 15, 30). 1. Pierwsze uzdrowienie głuchoniemego było w Dekapolis. „I przywiedziono mu głuchego i niemego, prosząc go, aby włożył nań rękę. A 109 wziąwszy go na bok, z dala od rzeszy, włożył palce swoje w uszy jego, a śliną swą dotknął języka jego i wejrzawszy w niebo westchnął i rzekł do niego: Effetha! to znaczy: Otwórz się. I natychmiast otworzyły się uszy jego, i rozwiązały się więzy języka jego, i mówił dobrze. I rozkazał im, aby nikomu nie powiadali. Ale im więcej im nakazywał, tym więcej jeszcze rozgłaszali. I tym bardziej zdumiewali się, mówiąc: Dobrze wszystko uczynił, i głuchym sprawił, że słyszą i niemym, że mówią” (Marek 7, 32 – 37). Głuchoniemy nie mógł wiedzieć, kim jest Pan Jezus i dlaczego go przyprowadzono do Niego. Dlatego Zbawiciel wybrał takie ceremonie, które by głuchoniememu wszystko mogły wytłumaczyć i obudzić w nim chęć odzyskania daru mowy i w ten sposób współdziałania z Miłosierdziem Bożym. Ponieważ to było w krainie zamieszkałej przeważnie przez pogan, można przypuszczać, że i głuchoniemy był poganinem i o Osobie Zbawiciela nawet nie słyszał. Znalazł się tu Pan Jezus przypadkiem, działa jak gdyby mimochodem i dlatego o tym cudzie zabrania rozgłaszać, nie chcąc rozgłosu. Uzdrowienia fizyczne były pierwotypami i zapowiedziami przyszłych ustanowionych przez Chrystusa Sakramentów, a uzdrowienia z niemoty, głuchoty jak i ślepoty były pierwotypem i zapowiedzią Chrztu św. Te bowiem dolegliwości występują u ludzi przeważnie, a przynajmniej bardzo często, jako braki wrodzone nieraz nawet w połączeniu z opętaniem, jak to zobaczymy niebawem. Są one obumarciem natury i sił duchowo żywotnych. Przez cudowne uleczenie otrzymuje chory możność używania życia. Jest to wielkie Miłosierdzie Boże, które było pierwotypem Miłosierdzia we Chrzcie św., pokonującym śmierć nadprzyrodzoną, a łaska w nim otrzymana przynosi władzę potrzebną do udziału w życiu z wiary. Dlatego i ceremonie przy Chrzcie św. są podobne do tych, jakich tu użył Zbawiciel: sól mądrości, dotknięcie palcem, tchnienie i namaszczenie śliną. Jakie uczucie ogarnęło głuchoniemego po uzdrowieniu? Prawdopodobnie czuł się jak nowonarodzony, przed którym otworzyło się nowe wspaniałe życie. I nas nawiedziło Miłosierdzie Boże w Sakramencie Chrztu św., wlewając życie nadprzyrodzone: nadprzyrodzony słuch, uzdalniający do słuchania prawd nadprzyrodzonych, nadprzyrodzoną mowę do głoszenia takich prawd, nadprzyrodzony wzrok do spostrzegania i czynienia znaków zewnętrznych sprowadzających łaskę Bożą. Jest to bezcenne Miłosierdzie Boże, którego zapowiedzią i pierwotypem było cudowne uzdrowienie ślepych i głuchoniemych. 2. Następne dwa cudowne uzdrowienia niemych Ewangeliści łączą z uzdrowieniem opętanych. Było to w trzecim roku życia publicznego Chrystusa po Przemienieniu na Górze Tabor. Po zejściu z tej góry, Zbawiciela otoczyła rzesza, która Go mile witała. Wtem pewien mąż pada Jezusowi do nóg i prosi, 110 by się zlitował nad synem jego, który jest niemym i opętanym lunatykiem (Marek 9, 16). Przy tym dodaje, że prosił uczniów, aby tego ducha wypędzili, ale oni nie mogli tego uczynić. Uczniowie stoją zawstydzeni i zasmuceni. Przykro było i Mistrzowi, który przed chwilą znajdował się w chwale, a obecnie spogląda na straszną moc szatana, wobec którego uczniowie są bezradni. Toteż z ust Pana Jezusa wyrywają się słowa wyrzutu: „O plemię niewierne i przewrotne, dokądże będę z wami? I długoż was cierpieć będę? Przynieście go tu do mnie” (Mat. 17, 16). A gdy przynieśli, zapytał ojca: „Jak dawno mu się to zdarzyło?” Odrzekł: „od dzieciństwa”. Gdy następnie ojciec płacząc zawołał: „Wierzę, Panie, zaradź niedowiarstwu memu… Jezus nakazał duchowi nieczystemu…Duchu głuchy i niemy! Ja tobie rozkazuję, wynijdź z niego, a nie wchodź weń więcej. A krzyczcie i gwałtownie nim targając, wyszedł z niego. I stał się jako martwy, tak że wielu mówiło, że umarł. Jezus zaś ująwszy rękę jego, podniósł go a on powstał” (Marek 9, 19 – 28). Na uwagę zasługuje nagana, jaką Zbawiciel dał uczniom. Odnosi się to do braku wiary i ufności w Miłosierdzie Boże zarówno u uczniów, jak i u obecnych, a przede wszystkim u ojca chorego. Jedynie brak wiary i ufności były powodem zasmucenia Pana Jezusa. Aby obudzić wiarę w sercu ojca chorego młodzieńca, Zbawiciel używa takich środków: 1. dopuszcza, aby młodzieniec ujawnił największą słabość: „natychmiast duch począł nim targać i upadłszy na ziemię (młodzieniec) tarzał się, tocząc pianę” (Marek 9, 19); 2. okazuje wielkie współczucie ojcu, dopytując się o szczegóły choroby, i 3. zachęca do wywołania większej wiary i ufności: „Jeśli możesz uwierzyć, wszystko możliwe jest wierzącemu” (Marek 9, 22). Dopiero potem chorego uzdrawia. Na pytanie zaś uczniów, dlaczego oni nie uzdrowili, odpowiada: „Ten rodzaj żadnym sposobem wynijść nie może, jeno przez modlitwę i post” (Marek 9, 28). Pytanie Apostołów było postawione z wielką pokorą, prostotą i gorliwością. Pan Jezus mając na względzie postęp ich duszy, poucza o środkach stosownych. Moc wypędzania szatanów zależy tylko od Boga, ale ze strony ludzi trzeba wielkiej ufności w Miłosierdzie Boże. Takiej ufności brakowało Apostołom, więc nie mogli cudu dokonać. Drugim warunkiem ze strony ludzi jest modlitwa i post, który uwalnia człowieka z więzów nieokiełzanej natury i niższych popędów cielesnych; na tych chuciach polega potęga szatana, którą człowiek przez modlitwę i post zwycięża. O miejscu drugiego uzdrowienia niemego i opętanego, który według św. Mateusza był i ślepy (Mat. 12, 22). Ewangeliści nic nie mówią. Prawdopodobnie było to w Judei po święcie Namiotów w trzecim roku publicznego życia Chrystusa. „Wtedy przywiedli mu opętanego ślepego i niemego, a on go uzdrowił, tak że mówił i widział. I zdumiewały się wszystkie rzesze i mówiły: Czyż ten jest Synem Dawida? Faryzeusze zaś słysząc to rzekli: «Ten jeno przez Belzebuba, księcia czartowskiego, wygania czarty»” (Mat. 12, 22 – 24). 111 Cud ten był tak oczywisty, że nikt nie mógł mu zaprzeczyć. Dlatego rzesze uznają, że sprawca cudu jest Mesjaszem, a faryzeusze, chcąc osłabić wrażenie tego cudu wśród ludu, usiłują go wytłumaczyć działaniem nadprzyrodzonej siły szatana, Belzebuba. Belzebub było to bóstwo filistyńskie w mieście Akkaron, które miało ochraniać jego mieszkańców przed zjadliwymi owadami i muchami, będącymi w Palestynie symbolem czartów. Przypisując cud Jezusa mocy Belzebuba, Żydzi dopuszczali się bluźnierstwa, niewiary i pogardy Zbawiciela, a jednocześnie świadomie i dobrowolnie sprzeciwiali się najoczywistszym faktom, czyli grzeszyli przeciwko Duchowi Świętemu. Zbawiciel spokojnie stwierdza bluźnierstwo faryzeuszów, grozi im karą wieczną, gdy mówi: „Każdy grzech i bluźnierstwo będzie ludziom odpuszczone, ale bluźnierstwo Ducha nie będzie odpuszczone… Kto by je wyrzekł przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym, ani w przyszłym wieku” (Mat. 12, 31 – 32). Zarówno samo uzdrowienie, jak i groźba kary wiecznej były dziełem wielkiego Miłosierdzia Chrystusa. * * * Na szczególniejszą uwagę zasługuje modlitwa, jaką przy uzdrawianiu głuchoniemych Zbawiciel już to posługuje się sam, już to poleca ją Apostołom jako konieczny środek do korzystania z charyzmatów. Trzeba wychodzić z głębi duszy, gdy się chce skutecznie pomóc ludziom i nakłonić ich ku dobremu, a tym bardziej gdy się chce rozruszać własną duszę. Trzeba wówczas wołać do nieba z głębi własnego jestestwa, jak to między innymi czynił Prorok Elizeusz, gdy wskrzeszał młodzieńca, jak to czynił i sam Zbawiciel. 112 34. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA WZGLĘDEM OPĘTANYCH „I rzuciwszy go na środek, szatan wyszedł” (Łuk. 4, 35). Oprócz wymienionych już dwóch opętanych, których Zbawiciel uzdrowił jako niemych, Ewangelia szczegółowo wymienia uzdrowienia przez Chrystusa Pana jeszcze czterech opętanych, którym okazał przez to swoje wielkie Miłosierdzie. 1. Jeszcze w pierwszym roku swego publicznego życia, po przybyciu do Kafarnaum Pan Jezus wstąpił do synagogi, gdzie był „człowiek opętany przez ducha nieczystego, i zawołał głosem wielkim, mówiąc: «Ach, cóż ci do nas, Jezusie Nazareński. Przyszedłeś zgubić nas. Znam cię, wiem, ktoś jest, Święty Boży», I zgromił go Jezus, mówiąc: «Zamilknij, a wynijdź z niego». I rzuciwszy go na środek, szatan wyszedł z niego, nic mu nie szkodząc. I padł strach na wszystkich, i zwracali się jeden do drugiego, mówiąc: «Cóż to za słowo, że ma władzę i moc rozkazywać duchom nieczystym a ustępują»” (Łuk. 4, 33 – 36). Za czasów Chrystusa Pana opętanie zdarzało się dość często, szczególnie w Galilei. Poganie i Saduceusze zaprzeczali istnieniu świata duchów i nie umieli się bronić przed złymi, może dlatego opętani byli przeważnie z pogan. Żydzi uznawali fakt opętania i posiadali na nie różne zaklęcia, a Ewangelia stwierdza to przedstawiając walkę, jaką Zbawiciel wypowiedział władzy szatańskiej nad światem. W Kafarnaum staje On po raz pierwszy do walki z tą mocą ciemności, a staje w postaci zaczepnej i od razu zwycięża, jako ów „Syn Boży, aby zniweczyć dzieła diabelskie” (I. Jan 3, 8). Przez wypędzanie szatanów z opętanych Zbawiciel okazuje wielkie Miłosierdzie i najlepiej udowadnia, że jest Bogiem, który jedynie może dokonać tego czynu. Na głos Zbawiciela szatan w opętanym wpada w wielki niepokój i złość, a potem ogarnia go strach i słabość. Skarży się, że się czuje wobec Pana Jezusa bardzo źle, drży, ryczy, krzyczy i woła, że nadchodzi koniec jego panowania, wyznaje z przerażeniem Jezusa Mesjaszem i wreszcie zdobywa się na niedołężny krok, aby ofiarę swą zgubić, targa ją i rzuca, ale jej nie może zaszkodzić. Pan Jezus zachowuje się spokojnie, każe mu milczeć i postępuje z nim, jak z najgorszym niewolnikiem: jednym słowem wypędza go z opętanego jako intruza. 113 Szatan to straszna i okrutna potęga; zieje on nienawiścią do Boga i ludzi, jak i do wszystkich dzieł Bożych, które usiłuje zniszczyć. Przede wszystkim człowieka szatan ma w nienawiści, poniża go, plugawi, upadla i zabija. Dlatego. Zbawiciel nazywa go mężobójcą: „On jest mordercą od początku i w prawdzie nie wytrwał, bo nie masz w nim prawdy; gdy wypowiada kłamstwo, mówi od siebie, bo kłamcą jest i ojcem kłamstwa” (Jan 8, 44). On burzy życie, oświatę, małżeństwo; on również usiłował zniszczyć dzieło Odkupienia. Teraz niby wyznaje Mesjasza, ale w rzeczywistości wyznanie to jest podstępem, chytrością, złośliwością. Chrystus Pan przez uzdrowienie opętanego okazał mu wielkie Miłosierdzie, albowiem nie tylko ciało, ale i duszę jego uwolnił od władzy mocy nieczystej; okazał przez to Miłosierdzie swoje całej okolicy, dokąd tylko wieść o tym zdarzeniu doszła. Ale On — tak miłosierny dla ludzi — nie zna Miłosierdzia dla złych mocy: słowa Jego brzmią jako zapowiedź wojny przeciwko całej potędze piekła. Szatani mają się precz wynosić ze świata, albowiem są osądzeni na zawsze jako niepoprawni wrogowie Boga i całego rodzaju ludzkiego. Za nieszczęsną ofiarą Pan Jezus ujmuje się z całą litością i wyrywa ją z krainy grzechu i piekła. 2. Następne dwa wypadki uzdrowienia opętanych, zanotowane przez Ewangelistów, miały miejsce w okolicach zamieszkanych przez pogan: w Dekapolis i krainie Tyru i Sydonu. Do Dekapolis udał się Pan Jezus z Apostołami po uspokojeniu burzy na morzu. Zaledwie wyszli z łodzi (w krainie Gerazy), natychmiast zabiegli im drogę dwaj opętani, „którzy wychodzą z grobów tak straszni, że nikt nie mógł przejść ową drogą. I oto poczęli krzyczeć, mówiąc: Co ci do nas, Jezusie, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem męczyć nas. A było niedaleko od nich pasące się stado wielu wieprzów. Złe duchy tedy prosiły go, mówiąc «Jeśli masz nas wyrzucić, dopuść nam wnijść w to stado wieprzów». I rzekł im: «Idźcie». Oni zaś wypadłszy weszli w wieprze. A oto całe stado z wielkim pędem wpadło w morze z pochyłości i zginęło w wodach. Pasterze zaś uciekli i przybywszy do miasta oznajmili wszystko, i o tym, co się stało z opętanymi. A oto całe miasto wyszło naprzeciw Jezusa i ujrzawszy go prosili, aby odszedł z ich granic” (Mat. 8, 28 – 34). Łukasz i Marek opowiadają tylko o jednym uzdrowionym w Gerazie opętanym, prawdopodobnie dlatego, że ten był najbardziej trapiony przez złego ducha, a po uzdrowieniu chciał się do Zbawiciela przyłączyć, gdy drugi zachowywał się bardziej biernie. Zamiast zamknąć drogę Panu i zagrozić Mu, jak to czynili z innymi, opętani przychodzą do Zbawiciela, rzucają się Mu do nóg, skowyczą jak psy bite, proszą i zaklinają, żeby ich nie posyłał w przepaść i nie dręczył. Wynikałoby stąd, że duchy upadłe mają więcej wolności na ziemi, aniżeli w piekle, dokąd po sądzie będą na stałe wygnane. Jak smutny i straszny obraz przedstawiają one w swojej upadłej istocie! 114 Łukasz i Marek dodają, że Pan Jezus zapytał: „Jakie jest twe imię? I rzekł mu: Imię moje „legion”, bo jest nas wielu” (Marek 5, 9). Słowo „legion” wzbudzało u Rzymian przerażenie ze względu na wysoką liczbę (od 5000 do 6000 żołnierzy) i niezwykłą organizację, gniotącą wszystko po drodze. Duch, gnębiący opętanego, użył tego wyrazu w znaczeniu ogólnym, że złych duchów jest wiele i że są dobrze zorganizowane. Nie mogąc już szkodzić ludziom, wstąpiły one w wieprze, by sprawić szkodę mieszkańcom i uniemożliwić przez to Panu Jezusowi pozostanie w tej krainie. Wielkie Miłosierdzie okazał Zbawiciel owym opętanym, że dla ich uwolnienia przybywa do kraju pogan i naraża się na przykrości. Jeden z nich po uwolnieniu od szatana błagał Jezusa, aby mógł zostać przy Nim, ale Zbawiciel „Nie przyjął go, ale mu rzekł: «Idź do domu twego i do swoich, a oznajmij im, jak wielkie rzeczy Pan ci uczynił i jak się nad tobą ulitował»” (Marek 5, 19). Jak miły widok przedstawił się Gerazeńczykom, gdy ujrzeli opętanego u stóp Chrystusa, odzianego w szaty i uwolnionego od okrutnego wroga. Zdawałoby się, że powinni byli być wdzięczni Zbawicielowi, tymczasem oni prosili, by jak najprędzej kraj ich opuścił. Tak postępuje wielu i dzisiaj, gdy ze względu na straty materialne wolą Chrystusa się pozbyć. Tymczasem przemija czas Miłosierdzia Bożego, Pan Jezus się oddala i już potem zabraknie czasu, aby Go znów spotkać. Ewangeliści jeszcze podają uzdrowienie opętanej córki niewiasty Chananejskiej. Było to w okolicach Tyru i Sydonu, dokąd się Pan Jezus chwilowo usunął od wrogów na początku trzeciego roku swego życia publicznego. Wieść o Cudotwórcy dotarła aż tutaj. I natychmiast przybyła niewiasta, którą Mateusz nazywa Chananejką, a Marek Syrofenicjanką, proszącą o uzdrowienie jej opętanej córki. Zbawiciel na razie nie chciał z nią rozmawiać, nie słuchał jej błagań, a na wstawiennictwo za nią Apostołów powiedział: „Nie dobrze jest brać chleb synowski a rzucać psom. Ona zaś powiedziała: «Tak jest, Panie, ale przecież i szczenięta jedzą z odrobin, które padają ze stołu panów ich». Wtedy odpowiadając Jezus rzekł do niej: «O niewiasto, wielka jest wiara twoja; niechaj ci się stanie, jako chcesz». I uzdrowiona była córka jej onej godziny” (Mat. 15, 26 – 28). Wielką wiarę i ufność w Miłosierdzie Boże okazała ta niewiasta, gdy będąc poganką nazywa Pana Jezusa Synem Dawida: „Zmiłuj się nade mną, Panie, Synu Dawidowy” (Mat. 15, 22); ujawniła również wytrwałość w prośbie i nie zwykłą pokorę. Nikogo chyba nie wystawił Zbawiciel na tak twardą próbę, gdy przyrównał ją do psa. Jako bogata i wykształcona mogła się obrazić, a tymczasem wyznaje swoją niegodność i nędzę i znajduje odpowiedź tak pełną wyższego ducha i tak rozczulająco pokorną, że rozbroiła sprawiedliwość, a zjednała wielkie Miłosierdzie dla siebie i córki. 115 * * * Widzimy stąd, jak wiele może uprosić modlitwa pełna wiary, pokory, ufności i wytrwałości, że nawet zdejmuje przekleństwo Noego, rzucone na Chama i jego potomstwo. 35. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA WE WSKRZESZENIU UMARŁYCH „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań! I usiadł umarły i począł mówić” (Łuk. 7, 14 – 15). Ewangeliści podają trzy wypadki wskrzeszenia umarłych: młodzieńca z Naim, córki Jaira oraz Łazarza; chociaż prawdopodobnie było ich więcej. Młodzieńca i dzieweczkę Zbawiciel wskrzesił jeszcze nie pogrzebanych, natomiast Łazarza — w cztery dni po pogrzebie. Wszystkie te wskrzeszenia świadczą o potędze Boskiej Jezusa i Jego nieskończonym Miłosierdziu. 1. Wskrzeszenia młodzieńca w Naim dokonał Pan Jezus jeszcze na początku swojej działalności publicznej, gdy udał się z Kafarnaum ku dolinie Ezdrelon i pod wieczór zbliżył się do miasta Naim, skąd wynoszono zmarłego syna pewnej wdowy. „A gdy ją ujrzał Pan, ulitował się nad nią i rzekł jej: «Nie płacz!» I przystąpił i dotknął się mar (a ci, co nieśli, stanęli). I rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!» I usiadł umarły i począł mówić, i oddał go matce jego. A wszystkich zdjął strach i wielbili Boga, mówiąc: «Prorok wielki powstał wśród nas, a Bóg nawiedził lud swój». I rozeszła się o nim wieść po wszystkiej ziemi judzkiej” (Łuk. 7, 13 – 17). Zbawiciel odczuł boleść matki i może pomyślał o tej chwili, kiedy Matka Najświętsza towarzyszyć będzie pogrzebowi Jego ciała na Górze Kalwaryjskiej. Dlatego może nie zadowolił się tylko współczuciem, ale pociesza ową niewiastę słowami: „Nie płacz!” i tym słowom nadaje szczególniejszą skuteczność, wskrzeszając syna i oddając go matce. Czyni to zupełnie dobrowolnie, przez nikogo nie proszony i nie przynaglony, — czyni jedynie z pobudek nieskończonego Miłosierdzia swego. Tu Pan Jezus nie posługuje się jakimiś ceremoniami, jak przy uzdrawianiu chorych, nawet nie modli się, albowiem posiada moc przywrócenia życia sam w sobie, jak mówi Ewangelista: „W nim 116 było życie” (Jan 1, 4) I jak powie sam o sobie: „Jam jest droga i prawda i żywot” (Jan 14, 6). Wskrzeszenie tego młodzieńca ma głębokie mistyczne znaczenie. Umarły jest obrazem duszy, w której grzechy ciężkie zabiły życie nadprzyrodzone. Kościół, jak owa matka, opłakuje stan owej duszy, ale dopiero Zbawiciel zbliża się do umarłego w Sakramencie Pokuty, albo przez straty, klęski i choroby, by obudzić w nim nowe życie nadprzyrodzone, pobudzić do pokuty i odzyskania łaski. Drugie wskrzeszenie, córki Jaira, odbyło się w tym samym roku w Kafarnaum. Jeden z trzech przełożonych synagogi imieniem Jair przystępuje do Zbawiciela z prośbą, aby poszedł do jego córeczki umierającej i uzdrowił ją. Pan Jezus natychmiast udaje się do domu Jaira, po drodze uzdrawia ciężko chorą od lat dwunastu niewiastę i spotyka posłańca z okropną wieścią, że dzieweczka już umarła. Zbawiciel słysząc to mówi do Jaira: „Nie bój się, wierz tylko, a będzie uzdrowiona? I gdy przybył do domu, nie pozwoli nikomu wnijść z sobą, jeno Piotrowi, Jakubowi i Janowi wraz z ojcem i matką dziewczęcia. A płakali wszyscy i żałowali jej. A on rzekł: «Nie płaczcie, nie umarła dzieweczka, ale śpi». I śmiali się z niego, wiedząc, że umarła. A on ująwszy ją za rękę zawołał, mówiąc: «Dzieweczko, wstań!» I wrócił duch jej i powstała natychmiast. I zdumieli się rodzice jej, którym też przykazał, aby nikomu nie mówili, co się stało” (Łuk. 8, 50 – 56). Wskrzeszenie córki Jaira, jak i młodzieńca z Naim, należy do najważniejszych cudów, ujawniających nieograniczoną władzę Chrystusa nad życiem doczesnym i wiecznym. Okoliczności towarzyszące cudowi podnoszą jego znaczenie i stwierdzają wielkie Miłosierdzie Boże. Oto wpływowy mąż Jair wobec licznego tłumu prosi głośno na klęczkach o uzdrowienie umierającej córki, a otrzymuje więcej, niż prosi, skoro się utwierdził w wierze i ufności. Prosił tylko o uzdrowienie, a otrzymuje wskrzeszenie. Widzimy tu u Zbawiciela wielką gotowość, staranność i wytrwałość, z jaką dąży do udzielenia Miłosierdzia. Na razie nie widzi u Jaira silnej wiary, jaką miała chora niewiasta, uzdrowiona przez samo dotknięcie się szaty, dlatego wzmacnia ją już po wieści, że dzieweczka umarła i wreszcie wskrzesza umarłą. Pan Jezus okazał również wiele delikatności wobec Jaira: nie dozwala tłumowi wchodzić do domu, co mogło sprawić pewną nieprzyjemność gospodarzom, nakazuje, by nie mówiono, co się stało, ze względu na możliwe prześladowanie Jaira przez faryzeuszów, a jednocześnie stara się o niezaprzeczalne dowody cudu, biorąc z sobą do komnaty trzech ulubionych uczniów i rodziców zmarłej. Zdaje się, że cud ten był zdziałany głównie dla Apostołów, w których chciał Pan Jezus umocnić wiarę, iż jest prawdziwym Bogiem. 117 2. Trzeci cud wskrzeszenia, Łazarza, jest — według terminologii apologetycznej, — cudem „pierwszej klasy”, albowiem tu już trup się rozkładał, a powstanie z martwych nastąpiło nagle, mimo związanych rąk i nóg oraz zawiązanej chustką głowy. Zbawiciel był nieobecny w Betanii, gdy Łazarz zachorował i umarł. Wprawdzie siostry Łazarza powiadomiły Go o chorobie brata, ale On nie pośpieszał z pomocą, a powiedział do uczniów: „Choroba ta nie jest na śmierć, ale na chwałę Bożą” (Jan 11, 4). Dopiero po paru dniach rzekł: „Łazarz umarł. I cieszę się, że mnie tam nie było ze względu na was: byście uwierzyli. Lecz idźmy d niego” (Jan 11, 14 – 15). „Przyszedł tedy Jezus i znalazł go już od czterech dni w grobie… Rzecze jej (do Marty): «Zmartwychwstanie brat twój… Jam jest zmartwychwstanie i żywot, kto we mnie wierzy, choćby i umarł żyć będzie, a każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki»… I zapłakał… przybył do grobu… rzekł: «Odsuńcie kamień!» Rzekła mu Marta, siostra tego, który był umarł: «Panie, już cuchnie: od czterech dni bowiem jest w grobie». Powiada jej Jezus: «Czyżem ci nie mówił, że jeżeli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?». Odsunęli tedy kamień, a Jezus, wzniósłszy oczy swe w górę, rzekł: «Ojcze, dziękuję tobie, żeś mnie wysłuchał. A ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz, alem powiedział to dla tłumu, który stoi wokoło, aby uwierzyli, żeś ty mnie posłał». To rzekłszy, zawołał głosem wielkim: «Łazarzu, wynijdź z grobu». I natychmiast wyszedł ten, który był umarł, mając ręce i nogi związane opaskami, a twarz owiniętą w chustę. Rzekł im Jezus: «Rozwiążcie go i pozwólcie odejść»” (Jan 11, 17 – 44). Cud ten był wyraźnie zapowiedziany i zdziałany w obecności nie tylko Apostołów, ale i wielkiej rzeszy Żydów. Jeszcze nigdy Pan Jezus nie powoływał się tak wyraźnie i wprost na swoją potęgę i nie wyraził tyle współczującego Miłosierdzia dla nędzy ludzkiej, jak właśnie teraz. Wszyscy obecni poznali, że nie jest to tylko jakiś prorok, który czasami czyni cuda w imię Boże, lecz że to jest sam dawca życia, skoro w rozkładającym się ciele mocen jest rozniecić iskrę życia, — że to jest Sędzia żywych i umarłych, który natychmiast wydaje sąd i egzekucję wyroku. Cud ten jest największy zarówno w swej istocie, jak i okolicznościach. Nie ma innej tajemnicy, w której by miłość Zbawiciela do najbliższych i Miłosierdzie względem grzeszników objawiły się w wyższym stopniu. Jest to prawdziwie ojcowska miłość dopuszczająca ciosy, ale w celu udzielenia większego dobra, — Jest to Miłosierdzie, roniące łzy nad nędzą ludzką i czynnie usuwające ją, — Miłosierdzie spieszące z pomocą wówczas, gdy już znikąd nie było najmniejszej nadziei na pomoc. Z jakąż tedy miłością i wdzięcznością musiał być Łazarz z siostrami oddany odtąd Mistrzowi. Według podania został on biskupem w Marsylii, gdzie do śmierci gorliwie nawracał pogan. * * * 118 Boimy się śmierci, bo nie wiemy, czy trafimy do ojczyzny niebieskiej. Ale nie lękajmy się jej, skoro nas Jezus prowadzi. Idźmy za Jezusem naprzód, a idźmy z wielką ufnością, albowiem On „jest zmartwychwstanie i żywot wieczny; kto w niego wierzy, choćby i umarł, żyć będzie”. Obudzajmy i potęgujmy w swym sercu mocną wiarę i ufność w nieskończone Miłosierdzie Boże, a wówczas śmierć będzie rozkosznym przebudzeniem się ze snu do nowego wiecznego życia z Chrystusem. 36. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W PANOWANIU NAD ŻYWIOŁAMI I MATERIĄ „Powstawszy rozkazał wiatrom i morzu i stała się cisza” (Mat. 8, 26). Pan Jezus posiadał „wszelką władzę na niebie i na ziemi” (Mat. 28, 18), nie tylko uzdrawiał chorych i opętanych, nie tylko wskrzeszał umarłych, ale też rozkazywał martwym żywiołom, które na Jego skinienie burzyły się i uspokajały oraz działały wbrew nadanym im prawom natury. Tę moc swoją i potęgę ujawniał Zbawiciel z pobudek Miłosierdzia ku ludziom, aby umocnić ich wiarę i ufność w swoje Boskie posłannictwo. Ewangeliści podają kilka takich cudownych zdarzeń jak uspokojenie burzy, chodzenie po wodzie, rozmnożenie chleba i opisany już cud przemienienia wody w wino. 1. Pewnego razu wieczorem Pan Jezus kazał Apostołom odpłynąć z zachodniego brzegu na brzeg wschodni jeziora Tyberiadzkiego Odległość nie była wielka, ale droga niebezpieczna o zmierzchu z powodu gwałtownych wiatrów, które często uderzają niespodzianie z wysokiego, pokrytego śniegiem Hermonu. Wiatry te są zdradliwe i powodują silne burze, niebezpieczne dla małych statków. Tak stało się tego wieczora. Pan Jezus zmęczony całodzienną pracą położył się w tyle łodzi na wezgłowiu i zasnął. „A oto burza wielka powstała na morzu, tak, że fale zalewały łódź. A on spał. I przystąpili do niego uczniowie jego i obudzili go, mówiąc: «Panie, ratuj nas, giniemy». I rzekł im: «Czemu jesteście bojaźliwi, małej wiary?» Wtedy powstawszy, rozkazał wiatrom i morzu i stała się cisza wielka. A ludzie zdumiewali się mówiąc: «Kto jest ten, że wichry i morze są mu posłuszne? »” (Mat. 8, 24 – 27). 119 Dopuszczając tę burzę i jej uspokojenie, Pan Jezus chciał obudzić u Apostołów wiarę i ufność w swoją moc i Miłosierdzie, by się nie załamywali w przyszłości, gdy napotkają wielkie trudności w spełnianiu obowiązków swego powołania. Dlatego teraz robi im wyrzut, że są „bojaźliwi, małej wiary”. Niedoskonałość Apostołów polegała nie na tym, że już zwątpili w ocalenie, ale na tym, że przypuszczali, iż Pan Jezus może ich uratować tylko wówczas, gdy czuwa. Na uwagę zasługuje, że Pan Jezus śpi spokojnie nawet wśród najgwałtowniejszej burzy morskiej, a obudzony wyrzuca uczniom brak ufności i jednym słowem uspokaja rozszalałe żywioły. Ojcowie Kościoła stosują to zdarzenie do prześladowań Kościoła, który jest łodzią Piotrową. Uspokojenie burzy miało ogromne znaczenie dla Apostołów, a w szczególności dla Piotra i dla całego Kościoła. Podobnie chodzenie Pana Jezusa po morzu. Było to po pierwszym rozmnożeniu chleba na wschodnim brzegu jeziora Tyberiadzkiego, gdy Zbawiciel kazał Apostołom wieczorem jechać na zachód do Kafarnaum, a sam odszedł na górę modlić się. Gdy Apostołowie płynęli, wiatr uderzył na nich z boku, spychając łódź na południe. Zwinęli więc żagiel i zaczęli wiosłować, ale łódź posuwała się wolno i w czwartą nocną zmianę (o godz. 3 rano) mieli jeszcze przeszło trzecią część drogi przed sobą. Aż tu nagle w porannym brzasku ukazuje się na morzu człowiek (Jezus). „I ujrzawszy go chodzącego po morzu, zatrwożyli się mówiąc: To widmo! I z bojaźni krzyknęli. Zaraz te Jezus przemówił do nich: «Ufajcie, jam jest, nie trwóżcie się». Odpowiadając zaś Piotr, rzekł: «Panie, jeśli to ty, rozkaż mi przyjść do siebie po wodach». A on rzekł: «Przyjdź». I wyszedłszy Piotr z łodzi, szedł po wodzie, aby przyjść do Jezusa. A zobaczywszy wiatr gwałtowny, uląkł się i gdy począł tonąć, zawołał mówiąc: «Panie, ratuj mię!» A Jezus wyciągnąwszy natychmiast rękę, uchwycił go i rzekł mu: «Małej wiary, czemuś zwątpił?» A gdy weszli do łodzi, ustał wiatr” (Mat” 14, 26 – 32). W jakim celu Zbawiciel chodził po morzu? Przede wszystkim, by pocieszyć uczniów swoich i pomóc im w potrzebie. Chciał również zwiększyć ich wiarę w swoją potęgę nad żywiołami i prawami natury. Mocna wiara była dla nich konieczna wobec mającego nastąpić zapowiedzenia Przenajświętszego Sakramentu. W tym głównie celu Pan Jezus gromadzi cuda: rozmnaża chleby, uśmierza burze, chodzi po morzu i szybko zbliża łódź do brzegu. Było to więc dzieło Miłosierdzia Bożego względem Apostołów, którzy po wylądowaniu „zbliżyli się i złożyli mu pokłon, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym»” (Mat. 14, 33). 2. Pierwszego rozmnożenia chleba dokonał Pan Jezus pod koniec drugiego roku publicznego życia przed świętem Paschy w okolicy Betsaidy, dokąd odpłynął łodzią z Kafarnaum. Odjazd Mistrza z uczniami zauważyły tłumy i skierowały się tam drogą lądową, okrążając jezioro od północy. Do tej rzeszy przyłączyli się pielgrzymi spieszący na święto do Jerozolimy i 120 mieszkańcy sąsiednich okolic. Zbawiciel ujrzawszy przybyszów ulitował się nad nimi… począł ich uczyć, uzdrawiać chorych i ogłaszać Królestwo Boże. Zasłuchany tłum zapomniał o wszystkim, ale praktyczni Apostołowie przypomnieli, że znajdują się na pustkowiu, a godzina jest późna, toteż trzeba rozpuścić tłumy, aby w pobliskich osiedlach postarały się o nocleg i żywność. Jezus zaś rzekł im: „Dajcie wy im jeść. Odpowiedzieli mu: nie mamy tu jeno pięć chlebów i dwie ryby. Tedy im rzekł: «Przynieście mi je tutaj». A rozkazawszy rzeszy usiąść na trawie i wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, wejrzawszy w niebo, błogosławił i łamał. I rozdał chleby uczniom, a uczniowie rzeszy. I jedli wszyscy i nasycili się, a z resztek zebrano dwanaście koszów pełnych ułomków. Liczba zaś tych, którzy jedli, była pięć tysięcy mężów oprócz niewiast i dzieci” (Mat. 14, 16 – 21). Drugie rozmnożenie chleba odbyło się na początku trzeciego roku publicznego życia Chrystusa, prawdopodobnie w tym samym miejscu, co pierwsze (Meschler), albo przynajmniej w jego pobliżu (chociaż tradycja wskazuje to miejsce na zachodniej stronie morza Tyberiadzkiego). Tu zgromadziła się koło Jezusa wielka rzesza ludu, licząca mnóstwo chorych — głuchych, ślepych i kulawych, których Zbawiciel natychmiast uzdrawiał. Pustynia nagle zmieniła się w obozowisko ludzi, którzy wkrótce wyczerpali przyniesione zapasy żywności i odczuwali głód. Wówczas Pan Jezus dokonał drugiego rozmnożenia chleba, karmiąc cztery tysiące (oprócz dziatek i niewiast) siedmiu chlebami i kilku rybami. Powodem tego powtórnego rozmnożenia chleba jak i pierwszego było nieskończone Miłosierdzie Boże względem ludu w pustej okolicy bez pożywienia z wielkim mnóstwem chorych. Był to obraz Kościoła i całej ludzkości, której potrzeb nie zdoła zaspokoić chleb doczesny, jeżeli Pan Jezus nie okaże pomocy nadprzyrodzonej w Eucharystii, której ustanowienie zostało zapowiedziane zaraz po pierwszym rozmnożeniu. Chrystus Pan okazuje tu uprzedzające Miłosierdzie Boże, obejmujące ciało i duszę. Przy tym oddaje pierwszeństwo dobru cielesnemu, ale z uwzględnieniem dobra duchowego. Tymi cudami pragnie przygotować i usposobić przede wszystkim Apostołów do przyjęcia pokarmu nadprzyrodzonego — Eucharystii. Na uwagę zasługują słowa Zbawiciela, w których wypowiada motyw tego cudu: „Żal mi tego ludu, bo oto od trzech dni trwają przy mnie, a nie mają co jeść; a jeśli ich puszczę zgłodniałych do domów ich, ustaną w drodze, bo niektórzy z nich przyszli z daleka” (Marek 8, 2 i 3). Jak lud Izraelski na wielkiej i strasznej pustyni bez chleba pozostawał w wielkiej nędzy, a Bóg z Miłosierdzia swego zesłał mu mannę, tak obecnie ten sam lud pozostawał w wielkiej nędzy, która w tkliwym Sercu Chrystusa wywołała głębokie współczucie i sprowadzi Miłosierdzie. Tamta manna była pierwotypem Eucharystii, obiecanej po pierwszym rozmnożeniu chleba. 121 W czasie czterdziestoletniego pobytu Izraelitów na pustyni, manna spadała jak krople deszczu, a nad brzegami morza Tyberiadzkiego rozmnożenie chleba było spowodowane prostym błogosławieństwem. Tu i tam cud dokonany został za pośrednictwem i współdziałaniem ludzi: na pustyni był pośrednikiem Mojżesz, nad brzegami morza Tyberiadzkiego — Apostołowie, a przy ofierze Mszy pośrednikami są kapłani. Chleb eucharystyczny przewyższa swe pierwotypy swą obfitością i wymiarem Miłosierdzia Bożego. * * * Absolutna władza Chrystusa nad żywiołami i materią umocniła wiarę Apostołów w Jego Boskie posłannictwo oraz ich ufność w Jego Miłosierdzie. Rozważając Jego Miłosierdzie, budźmy w sobie tę ufność. 37. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W ODNOWIENIU RODZINY „Cóż Bóg złączył człowiek niech nie rozłącza” (Mat. 19, 6). Rodzina jest pierwszym naturalnym społeczeństwem ludzkim, którego głównym celem jest wychowanie nowego pokolenia. Rodzina obejmuje instytucję małżeńską i rodzicielską. Małżeństwo jest kontraktem, którego przedmiot jest oznaczony przez samą naturę o niezmiennej i z góry określonej treści. Z natury swojej winno ono być święte, nierozerwalne i jednego mężczyzny z jedną niewiastą. Tylko takie małżeństwo zdolne jest wychować należycie nowe pokolenie. Rodzina u pogan uległa całkowitemu rozkładowi, a i u Żydów nie miała już pierwotnej czystości. Toteż Chrystus odnowił ją zarówno w instytucji małżeńskiej jak i rodzicielskiej. 1. Przede wszystkim Chrystus Pan w naukach swoich stwierdza z nieomylną powagą, że Bóg łączy małżonków i zastrzega sobie szczególniejsze do tego związku prawa: „Czy nie czytaliście, że ten, który stworzył człowieka na początku, „mężczyznę i niewiastę stworzył ich” i rzekł: «Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączą się z żoną swoją i będą dwoje w jednym ciele. A tak już nie są dwoje, ale jedno ciało. Co tedy Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza»” (Mat. 19, 4 – 6). 122 Ponadto Pan Jezus podnosi małżeństwo do nadprzyrodzonego porządku i czyni je Sakramentem, z którego przyjęciem nowożeńcy otrzymują osobne łaski sakramentalne czyli pomoc Bożą do chrześcijańskiego wychowania dzieci, zgodnego w czystej miłości z sobą pożycia i powściągania pożądliwości grzesznych. Łask tych nie otrzyma ten, kto jest w grzechu śmiertelnym. „Tajemnica to wielka jest — powie Apostoł — a ja mówię w Chrystusie i w Kościele” (Ef. 5, 32); „Żeby każdy z was ciało swe utrzymywał we czci i świątobliwości, a nie w żądzy zmysłowej, jak to czynią poganie, którzy Boga nie znają” (I Tess. 4, 4 i 5). Chrystus nie tylko podkreśla świętość małżeństwa, ale również jego trwałość i nierozerwalność, która wypływa z natury rzeczy, samorzutnie się budzi w świadomości osób wzajemnie się kochających bez względu na ich wykształcenie i stanowisko i majątek. Zbawiciel zapytany: „Godzi – li się człowiekowi opuścić żonę swoją?” odpowiedział: „Mojżesz ze względu na twarde serca wasze dozwolił wam opuszczać wasze żony, lecz na początku nie było tak”. A następnie stwierdza, że w Nowym Testamencie to pozwolenie ustaje i małżeństwo powraca do swej pierwotnej nierozerwalności: „Ktokolwiek oddaliłby żonę swoją, a pojąłby inna, dopuszcza się przeciwko niej cudzołóstwa. I jeśliby żona opuściła swego męża, i wyszła za innego, cudzołoży” (Marek 10, 11 i 12). Z powyższych słów wynika, że nowy związek zawarty z kimkolwiek za życia pierwszego małżonka Pan Jezus napiętnował mianem cudzołóstwa. Atoli w razie cudzołóstwa jednego z małżonków, drugi może otrzymać separację przy zachowaniu węzła małżeńskiego, jak to wynika ze słów Zbawiciela: „Ktokolwiek by opuścił żonę swoją, z wyjątkiem przyczyny rozpusty, i pojął inną, cudzołoży” (Mat. 19, 9). Prawosławni i protestanci z tego urywku mylnie wnioskują, jakoby Zbawiciel w razie cudzołóstwa pozwolił na rozwód. Ale Pismo Św. nie może zawierać w sobie sprzeczności, która by wynikła, gdyby dopuścić możliwość rozwodu, jaki w poprzednim urywku tak wyraźnie został przez Chrystusa potępiony. Tak rozumieli małżeństwo Apostołowie, albowiem św. Paweł parokrotnie podkreśla w listach swoich jego nierozerwalność: „Zamężna… gdyby współżyła z innym mężczyzną za życia męża, będzie zwana cudzołożną” (Rzym, 7, 2 – 3). „Jeśliby (żona) odeszła, ma pozostać bez męża, albo pojednać się z mężem swoim. Także i mąż żony niech nie opuszcza” (I Kor. 7, 11). Z powyższego wynika jedność małżeństwa, która polega na tym, że wolno jest wstępować w związki małżeńskie tylko jednemu mężczyźnie z jedną niewiastą, wykluczają się zaś wszelkie inne związki poliandryczne lub poligamiczne. 2. Rodzina bez dzieci jest pod względem socjologicznym niezupełna, gdyż się rozmija ze swoim głównym celem. Dlatego oprócz małżeństwa rodzina 123 obejmuje jeszcze społeczność rodzicielską, którą Zbawiciel z Miłosierdzia swojego również odnowił i udoskonalił. Samo prawo natury wymaga, by rodzice należycie wychowywali wszystkie swe dzieci. Tymczasem poganie wykoślawili prawa natury i w świecie starożytnym rodzice często unikali dzieci, albo się ich pozbywali przed i po urodzeniu, jako niepotrzebnego ciężaru. W starożytnej Grecji wyrzucano je na górę Tajget. Biedne niemowlęta ginęły z głodu i chłodu, pożerały je dzikie zwierzęta, albo — co gorsze — zabierali je na wychowanie źli ludzie, czyniąc z nich narzędzie osobistych nieuczciwych zysków (zawodowych żebraków, karzełków na pokaz, gladiatorów itp.). Chrystus Pan pierwszy stoczył decydującą walkę z tym najohydniejszym zwyczajem. Rodząc się sam jako dziecko, sprowadził do siebie mędrców z dalekiego Wschodu, a potem przez całe życie opiekował się dziećmi. W myśl swej nauki Kościół zawsze uważał każde poczęte dziecko za człowieka o nieśmiertelnej duszy, odkupionej krwią Zbawiciela i zabraniał rodzicom pod ciężkim grzechem pozbawiania ich życia. „Dopuśćcie dziatkom przychodzić do mnie i nie wzbraniajcie im, albowiem takich jest Królestwo Boże” (Marek 10, 14). Wielkie pojęcie o świętości, potędze i Miłosierdziu Jezusa pobudziło matki do tego, aby przynieść swe dziatki i prosić Go o błogosławieństwo dla nich. Błogosławieństwo było zawsze uważane za zadatek Boskiej opieki i znak upodobania Bożego. Apostołowie, uważając chyba, że dzieci małe nie są godne trudu Mistrza, wzbraniali matkom przystępu do Niego. Pan Jezus skarcił postępowanie Apostołów, brał dzieci w objęcia, sadzał na kolanach, przyciskał do serca i chętnie im błogosławił, mówiąc: „Takich jest Królestwo Boże”. Ze słów Zbawiciela wynika, że dziecko nie jest bez znaczenia, ale przeciwnie, ma ono znaczenie i wagę największą. Wszystkie plany Boże i skutki wielkich zarządzeń spoczywają w niewinnych sercach dziecięcych. Niewinność, pokora, posłuszeństwo, prostota i zaufanie — są to naturalne cnoty dzieci, które zjednywają dla nich szacunek i przywiązanie starszych i mogą być dla nich wzorem do naśladowania. Dlatego Zbawiciel mówi do Apostołów: „Zaprawdę powiadam wam: «Ktokolwiek nie przyjmie królestwa Bożego jako dziecię, nie wnijdzie do niego». A tuląc je i kładąc na nie swe ręce, błogosławił im” (Marek 10, 15 i 16). Stawiając dziatki za wzór dorosłym, Pan Jezus ostrzega przed zgorszeniem tych małych: „A ktokolwiek by przyjął jedno takie dziecię w imię moje, mnie przyjmuje. Kto by za zgorszył jedno z tych maleńkich, które we mnie wierzą, lepiej by mu było, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i pogrążono w głębinie morskiej. Biada światu za zgorszenia” (Mat. 18, 5 – 7). To „biada” wyraża litość Zbawiciela nad tymi, którzy wystawieni są na zgorszenie, oraz ostrzeżenie i groźbę dla gorszycieli, których czekają straszne kary. Widzimy i tu nieskończone Miłosierdzie Boże, które łączy niebo i ziemię oraz używa 124 niezwykle silnych gróźb, by zapobiec zgorszeniu małych jako największemu nieszczęściu. Zarówno podkreślając świętość i nierozerwalność małżeństwa, jak zobowiązując rodziców do wychowania wszystkich poczętych dziatek, i strzegąc je przed zgorszeniem, Pan Jezus wyświadcza rodzinie, a przez nią całej ludzkości wielkie Miłosierdzie. Tylko bowiem w nierozerwalnym małżeństwie możliwe jest należyte wychowanie dzieci, które potem będą opiekować się rodzicami w starości, spłacając im dług miłości i wdzięczności. Tylko taka rodzina może być podstawą społeczeństwa, fundamentem państwa i całej ludzkości. * * * Młodzież w rodzinie należy do Jezusa. Dusza młodzieży to skarb nieoceniony, nad którym mają czuwać rodzice i wychowawcy. Kto truje duszę młodzieży, zadaje ciosy Sercu Jezusa, a sam ściąga na siebie wstręt i obrzydzenie. 38. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W RADACH EWANGELICZNYCH „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie” (Mat. 5, 3). Św. Jan Apostoł w pierwszym liście swoim wymienia trzy źródła złego: „Wszystko, co jest na świecie: pożądliwość ciała, pożądliwości oczu i pycha żywota nie pochodzą od Ojca, ale ze świata” (I Jan 2, 16). Pan Jezus na tę potrójną pożądliwość daje trzy rady ewangeliczne, jakimi są: czystość dozgonna, ubóstwo dobrowolne i posłuszeństwo zupełne. Poznajmy, jak wielkie jest Miłosierdzie Boże w tych radach. 1. O czystości dozgonnej pouczył Zbawiciel z okazji nauki swej o nierozerwalności małżeństwa, gdy „rzekli mu uczniowie jego: «Jeśli tak się ma rzecz mężczyzny z niewiastą, lepiej się nie żenić». A on im powiedział: Nie wszyscy pojmują tę naukę (o bezżeństwie), jeno ci, którym jest dane. Albowiem są trzebieńcy, którzy takimi się żywota matki narodzili, i są trzebieńcy, których 125 takimi ludzie uczynili, i są trzebieńcy, którzy się sami na to skazali, dla królestwa niebieskiego. Kto może pojął, niechaj pojmuje” (Mat. 19, 10 – 12). Ze słów Zbawiciela wynika, że bezżeństwo jest stanem dowolnym i nikomu nie można go narzucić, lecz winien być obrany dobrowolnie. Przy całej swobodzie woli winna być nadto jeszcze pobudka nadprzyrodzona — dla Królestwa Bożego, czyli dla posług kościelnych. Nadto do zachowania bezżeństwa potrzeba jeszcze specjalnej łaski. Jest to stan szczytny i wspaniały, doskonalszy niż małżeński przy zachowaniu wyżej wymienionych warunków: chęci służenia Bogu i należenia do Niego w służbie Królestwa Bożego. Celibat tedy nie jest prawem dla wszystkich, a tylko radą, czyli propozycją nadzwyczajną,, którą zdolny jest przyjąć ten tylko, komu to jest dane. Inni niech postępują według uznania. Zawsze były, są i będą dusze, które się zwracają ku ideałom niebiańskim i wspaniałomyślnie pragną służyć jedynie Bogu, wyrzekając się życia rodzinnego. „To są ci, którzy nie pokalali się z niewiastami, bo dziewicami są. Podobni za Barankiem, dokądkolwiek idzie. Są oni wykupionymi z ludzi pierwocinami Bogu i Barankowi. W ustach ich nie postało kłamstwo, albowiem są nienaganni przed tronem Bożym” (Obj. 14, 4 – 5). Pan chciał wycisnąć znamię miłości dziewictwa szczególnie na swych kapłanach, dlatego tylko swym uczniom stawia tę propozycję. Duch Kościoła wyczuł, że Bóg pragnie, by Jego słudzy ołtarza byli Jego własnością, by duchowieństwo wzorowało się na Przeczystej Dziewicy, na której Serce niepokalane padł wzrok Ducha Świętego. Tylko takie duchowieństwo jest przedmiotem ambicji Oblubienicy Chrystusowej i takiemu Bóg błogosławi w pracach apostolskich. Wszystkim Zbawiciel poleca zachować czystość według stanu i zapewnia o specjalnej nagrodzie za tę cnotę: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mat. 5, 8). Do zachowania tej cnoty podaje rady, do których przede wszystkim należy unikanie okazji: „Każdy, który patrzy na niewiastę, aby jej pożądał już ją scudżołożył w sercu swoim. Jeśli tedy oko twoje prawe gorszy cię, wyłup je, a odrzuć od siebie.. A jeśli prawa ręka twoja gorszy cię, odetnij ją i odrzuć precz od siebie” (Mat. 5, 28 – 30). Innym środkiem jest powściągliwość w jedzeniu i piciu: „A strzeże się, abyście przypadkiem serc swoich nie obciążali obżarstwem i opilstwem” (Łuk. 21, 34). 2. Pożądliwości oczu Pan Jezus przeciwstawia radę dobrowolnego ubóstwa. Młodzieńcowi, który powiedział, że pełni przykazania Boże, ale jeszcze czuje brak jakiś, Zbawiciel powiedział: „Jeżeli chcesz być doskonałym, idź, sprzeczaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; a przyjdź i pójdź za mną” (Mat. 19, 21). Ze słów tych wynika, że dobrowolne ubóstwo jest koniecznym warunkiem ucznia Jezusa. Nie jest ono 126 nakazane dla wszystkich, ale jest to rada dla tych, którzy się pragną poświęcić apostolstwu. W tej nauce Pan Jezus wyraźnie wprowadza podział w swym królestwie na dwa stany — świecki i duchowny. Istota stanu świeckiego polega na zachowaniu przykazań, za co Zbawiciel obiecuje niebo. Stan duchowny jest dobrowolny — „jeżeli chcesz”, a istota jego polega na zachowaniu rad ewangelicznych, które są środkiem do doskonałości. Rady te Zbawiciel wymienił: czystość, ubóstwo i posłuszeństwo, dla udoskonalenia siebie i dla owocnej służby w Kościele. Po odejściu młodzieńca Pan Jezus powiedział o niebezpieczeństwie bogactw: „Jakże trudno tym, którzy mają bogactwa, wnijść do królestwa Bożego” (Marek 10, 23). Twierdzenie to powtarza i umacnia je dalej słowami: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wnijść do królestwa Bożego” (25). Mimo zdziwienia i przerażenia uczniów Pan Jezus swego zdania nie zmienia i podaje uzasadnienie, że mianowicie bogactwa rozpraszają i odciągają serce od Boga, a dostarczając środków do zaspokojenia pożądliwości doczesnych, uniemożliwiają pragnienie rzeczy niebieskich. Zdziwieni uczniowie pytają: „Kto tedy możemy być zbawiony? (A Jezus) rzekł im: Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga” (Łuk. 18, 26 i 27), czyli że przy Bożej pomocy niektórzy bogacze zrzucą z siebie więzy mamony i wybiorą raczej daleki skarb, niż leżące w zasięgu rąk ich złoto. Słysząc to Piotr pyta Mistrza: „Otośmy opuścili wszystko i poszliśmy za tobą; co więc otrzymamy?” (Mat. 19, 27). Z tych słów wynika, że Apostołowie rzeczywiście opuścili wszystko, na co Zbawiciel odpowiedział: „Każdy, kto by opuścił dom, albo braci… dla imienia mego, stokroć więcej otrzyma i żywot wieczny osiągnie” (Mat. 19, 29). Nagroda tedy będzie podwójna: w tym życiu posiądą wolność od trosk doczesnych, radość, dar modlitwy i ufność w Miłosierdzie Boże, a w życiu przyszłym czeka Apostołów szczególne wyróżnienie: „zasiądziecie na dwunastu stolicach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela” (Mat. 19, 28). Jakie to wielkie Miłosierdzie Boże, że otrzymają stokroć więcej, niż porzucili. 3. Trzecią radą ewangeliczną Jezusa jest posłuszeństwo, które przeciwstawia On trzeciej pożądliwości — pysze. Przede wszystkim żąda posłuszeństwa Bogu, gdy kończąc kazanie na górze powiada: „Każdy tedy, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, będzie przyrównany mężowi mądremu, który zbudował dom swój na opoce” (Mat. 7, 24). Za wzór posłuszeństwa Bogu stawia siebie: „Moim pokarmem jest pełnić wolę tego, który mię posłał, abym wykonał dzieło jego” (Jan 4, 34). „Nie szukam woli swojej, ale woli tego, który mię posłał” (Jan 5, 30; 6, 38; 14, 30 – 31). Nie mniej poleca posłuszeństwo 127 Kościołowi: „A jeżliby i Kościoła nie usłuchał, niech ci będzie jako poganin i celnik” (Mat. 18, 17). Nadto Zbawiciel daje radę posłuszeństwa zupełnego przełożonym, choćby oni nie stali na odpowiednim poziomie: „Na stolicy Mojżeszowej zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Wszystko tedy, cokolwiek by wam powiedzieli, zachowujcie i czyńcie, ale według uczynków ich nie postępujcie: mówią bowiem, a nie czynią” (Mat. 23, 2 – 3). Przełożeni bowiem — niezależnie od swej doskonałości — zastępują Boga, jak to wynika ze słów następnych: „Kto was słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi, a kto mną gardzi, gardzi Tym, który mnie posłał” (Łuk. 10, 16). Takie posłuszeństwo możliwe jest tylko przy pokorze, którą Pan Jezus usilnie zalecał: „Uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpocznienie dla dusz waszych” (Mat. 11, 29); „Jeśli kto chce być pierwszym, będzie ze wszystkich ostatnim i sługą wszystkich” (Marek 9, 34). Widząc zaś, że jego rada pokory nie odnosi należytego skutku u Apostołów, Zbawiciel na Ostatniej Wieczerzy dał wzniosły jej przykład: zdjął płaszcz, opasał się ręcznikiem, wziął naczynie z wodą i umył nogi swym uczniom, co winni byli czynić słudzy. * * * Jakąż to wielką troskę okazuje Chrystus Pan o wykształcenie i wychowanie ducha Apostołów i wszystkich tych, którzy będą dążyć do doskonałości! Jakież to Miłosierdzie Jego, że z taką delikatnością zaznajamia ich z radami ewangelicznymi i sam daje wzniosły przykład każdej z nich. 39. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W NAJPRZEDNIEJSZYCH UCZYNKACH „Ustanowiłem was, abyście poszli i owoc przynieśli” (Jan 15, 16). Pan Jezus żądał nie tylko wiary, ale i uczynków z wiary płynących. „Kto wypełnia wolę Ojca mego, który jest w niebiesiech, ten wejdzie do Królestwa Niebieskiego” (Mat. 7, 21). Spośród licznych uczynków dobrych wyróżniał trzy główne czyli przedniejsze, a mianowicie: modlitwę, post i jałmużnę. 128 1. Przede wszystkim uzasadnia Pan Jezus potrzebę modlitwy, mówiąc „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jan 15, 5), oraz zapewnia jej skuteczność: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a będzie wam otworzone. Każdy bowiem, kto prosi — otrzymuje; kto szuka — znajduje, a kołaczącemu otworzone będzie” (Mat. 7, 7 – 8). „A o cokolwiek będziecie prosić w modlitwie, wierząc — otrzymacie” (Mat. 21, 22). Aby jeszcze mocniej podkreślić skuteczność modlitwy, używa porównania: „Czyż jest kto między wami, kto by dał kamień synowi swemu, gdy go prosi o chleb? Albo, jeśliby prosił go o rybę, czy poda mu węża? Jeżeli przeto wy, będąc złymi, śmiecie dawać dobre dary dzieciom waszym, jakoż daleko więcej Ojciec wasz, który jest w niebiesiech, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą” (Mat. 7, 9 – 11). Modlitwa, jako rozmowa z Bogiem, winna odznaczać się pewnymi cechami, a mianowicie ma być: ufna, pokorna i wytrwała. Przede wszystkim trzeba do modlitwy się przygotować: „Ty gdy się modlić będziesz wnijdźże do komory twojej, a zawarłszy drzwi módl się do Ojca twego w skrytości. A Ojciec twój, który przenika skrytości, odda tobie” (Mat. 6, 6). Do ufności zachęca często, ale szczególnie na modlitwie: „Wszystko, o cokolwiek modląc się prosicie — wierzcie, że otrzymacie, a stanie się wam” (Marek 11, 24). Pokorę zaleca w przypowieści o modlitwie faryzeusza i celnika, na których wydaje wyrok: „Ten (celnik) odszedł do domu swego bardziej usprawiedliwiony, niźli tamten. Albowiem każdy, kto się wywyższa, będzie uniżony, a kto się uniża, wywyższony będzie” (Łuk. 18, 14). W celu pobudzenia do wytrwałości w modlitwie przytacza przypowieść o niesprawiedliwym sędzi, który nie chciał przez długi czas „wziąć w obronę wdowy wobec przeciwnika”. Gdy jednak ona mu wciąż się uprzykrzała, zgodził się wreszcie, mimo że się nie lękał Boga. „A Bóg — mówi Jezus w końcu przypowieści — czyż nie weźmie w obronę wybranych swoich, wołając doń dniem i nocą, i czyż będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że rychło weźmie ich w obronę” (Łuk. 18, 1 – 8). Do Apostołów zaś przed męką swoją powiada: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie” (Marek 14, 38). Nadto sam daje wzniosły przykład modlitwy pokornej, ufnej, i wytrwałej. 2. Pan Jezus specjalnie nie zachęcał swoich uczniów do postów nadzwyczajnych, praktykowanych przez faryzeuszów i niektórych uczniów Jana. Ścisły post obowiązywał Żydów tylko raz do roku, w święto Kipur. A Sanhedryn mógł nakazać post z racji jakichś klęsk. Te posty — niewątpliwie uczniowie zachowywali, ale nadzwyczajnych nie praktykowali. Dlatego Żydzi przychodzą do Jezusa i mówią: „Czemuż to uczniowie Jana i faryzeusze poszczą, a uczniowie twoi nie poszczą? I rzekł im Jezus: Czyż mogą goście 129 weselni pościć, gdy oblubieniec jest z nimi? Dopóki mają z sobą oblubieńca, nie mogą pościć. Przyjdą wszakże dni, gdy zabrany im będzie oblubieniec, a wówczas będą pościć w one dni” (Marek 2, 18 – 20). Ze słów powyższych widzimy całą drobiazgowość życia sekciarskiego tych ludzi, którzy przywiązują wartość tylko do ćwiczeń zewnętrznych. Są one dobre, o ile się łączą z wewnętrzną doskonałością, ale same istoty doskonałości nie stanowią. Dlatego Pan Jezus w odpowiedzi nie potępia postu jako takiego, a przeciwnie zapowiada, że uczniowie Jego pościć będą, stosownie do przykładu, jaki im dał sam Zbawiciel, gdy pościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy. Zapewnia również, że w swoim czasie będą wydane stosowne przepisy w tym względzie. Ale zarazem zaznacza, że jeszcze nie nadszedł czas ku temu i że post nie jest celem, a tylko środkiem i dlatego zależy od okoliczności czasu i osób. Co się tyczy osób jako okoliczności postu Pan Jezus podkreśla, że nie należy mieszać Starego Zakonu z Nowym: „Nikt nie przyszywa łaty sukna nowego do starego odzienia, bo inaczej nowy płat obrywa starą szatę i przedarcie większym się staje. Nikt też młodego wina nie wiewa do starych naczyń skórzanych, bo inaczej wino rozsadzi naczynia, i wino się rozleje, a naczynia zniszczeją: ale wino nowe do nowych naczyń wlewać trzeba” (Marek 2, 21 – 22). Ostrzega tu wszystkich uczonych w Piśmie, aby się strzegli przed siłą starego nawyku i nie odrzucali wszystkiego, co nowe, jako złego. Ta uwaga była skierowana również i do Apostołów, którzy nie od razu zrozumieli naukę swego Mistrza i w których przemiana dokonywała się stopniowo. Pan Jezus podał również jak należy pościć: „A gdy pościcie, nie bądźcie smutni jako obłudnicy. Twarze bowiem swoje wyniszczają, aby okazali ludziom, że poszczą. Zaprawdę powiadam wam, że wzięli nagrodę swoją. Ale ty, gdy pościsz, namaść głowę swoją i obmyj oblicze swoje, abyś nie okazał ludziom, że pościsz, ale Ojcu twojemu, który jest w skrytości. A Ojciec twój, który widzi w skrytości, odda tobie” (Mat. 6, 16 – 18). Możemy podziwiać wielkie Miłosierdzie Chrystusa, który się troszczy, by modlitwa i post przyniosły należyty pożytek i nagrodę w wieczności. 3. Polecając dobrowolne ubóstwo, Pan Jezus zarazem nakazuje dawać biednym jałmużnę. „Jeśli chcesz być doskonałym, idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim” (Mat. 19, 21), powiedział do młodzieńca. Polecenie jednak jałmużny stosuje się nie tylko do dusz, dążących do doskonałości, lecz i do wszystkich. Wynika to z przypowieści o bogaczu i Łazarzu. Bogacz ubierał się wspaniale, codziennie urządzał uczty i nie wspierał Łazarza, który okryty ranami leżał niedaleko, słyszał odgłos uczty i marzył o odpadkach ze stołu ucztujących, by zaspokoić swój głód, ale i tych mu nie dawano. Tylko psy przychodziły i lizały wrzody jego. Wkrótce obaj umarli i wówczas role ich się odwróciły — Łazarz poszedł na łono Abrahama do nieba, a bogacz znalazł się w 130 piekle, skąd ujrzał Łazarza w szczęśliwości i zaczął prosić, by Łazarz choćby kroplą wody zwilżył jego język spragniony. Niestety to było rzeczą niemożliwą. Bogacz ów musiał znać naukę objawioną o należytym korzystaniu z dóbr tego świata, o konieczności jałmużny i opieki nad tak nieszczęśliwymi, jak Łazarz. Tymczasem on tej nauce nie wierzył, a przynajmniej w życiu swoim według niej nie postępował. Swoją niewiarę wypowiada, gdy prosi Abrahama o posłanie Łazarza do braci jego. Tę niewiarę potwierdza i Abraham, gdy mówi: „choćby kto i z martwych powstał, nie uwierzą” (Łuk. 16, 31). Każdy z ludzi otrzymuje tylko pewną cząstkę z radości i może ją wybrać tutaj na tym świecie, albo na drugim. Co wybierze, to będzie miał na wieki. Nielitościwy bogacz wybrał radość ziemską, dlatego po śmierci winien cierpieć. Łazarz zaś jest obrazem ubogich i opuszczonych, którymi bogacze pogardzają. Mimo swej wielkiej nędzy jest cierpliwy, pokorny, nie narzeka na bogacza i nie zazdrości mu, chociaż odgłos uczty dochodził do uszu jego. Będąc obrazem ubogich za życia, Łazarz jest ich obrazem i po śmierci: cierpliwi bowiem ubodzy dostaną się do raju, niesieni jak on przez Aniołów (Łuk. 16, 22). Jest to wielkie Miłosierdzie Chrystusa, że zapowiada karę dla nielitościwych bogaczy, a tym samym nakazuje wszystkim w miarę możności dawać biednym jałmużnę, jak to powiedział w kazaniu na górze: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mat. 5, 7). Tam wymienia również warunki jałmużny, za którą czeka nagroda: „Gdy tedy dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jako czynią obłudnicy w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam, że wzięli już nagrodę swoją. Ale gdy ty dajesz jałmużnę, niechaj nie wie lewica twoja, co prawica twoja czyni, aby jałmużna twoja była w skrytości A Ojciec twój, który widzi w skrytości, odpłaci tobie” (Mat. 6, 2 – 4). * * * Wskazanie na główne uczynki dobre było Miłosierdziem Chrystusa dla ówczesnych, jak i dla ludzi po wszystkie czasy. 131 40. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W CNOTACH GŁÓWNYCH „A zdumiewali się wszyscy… nad rozumem i nad odpowiedziami jego” (Łuk. 2, 47). Spośród cnót, jakich uczył Zbawiciel słowem i przykładem, na uwagę szczególniejszą zasługują cztery główne, a nimi są: roztropność, sprawiedliwość, męstwo i wstrzemięźliwość, w których również ujawnia się nieskończenie Miłosierdzie Boże. 1. O naturalnych cnotach głównych pisali już greccy filozofowie (Platon, stoicy), ale nikt dotychczas nie przedstawił potrzeby ich i znaczenia w życiu codziennym tak plastycznie, jak to uczynił Pan Jezus. W przypowieści np. o niewiernym włodarzu obrazowo poucza o cnocie roztropności. Pewien bogaty człowiek miał włodarza, którego oskarżono przed panem, że trwoni jego majątek. Właściciel zażądał sprawozdania i zapowiedział usunięcie włodarza. Ten nie mając sił do pracy i wstydząc się żebrać, postanowił zapewnić sobie przyszłość u dzierżawców, zmniejszając im długi jednym do połowy, a innym do trzeciej i piątek części, by oni potem go wynagrodzili za to. „I pochwalił pan przewrotnego włodarza, że roztropnie uczynił. Albowiem synowie tego świata roztropniejsi są wśród podobnych sobie, niż synowie światłości” (Łuk. 16, 8). Każdy z nas potrzebuje wiele roztropności, aby z pomocą dzieł dobroczynnych uczynić sobie z ubogich przyjaciół, którzy by przez modlitwę wypraszali łaskę nawrócenia i w ten sposób troszczyli się o naszą przyszłość. Pan ów chwali włodarza za roztropność, a nie za niesprawiedliwość. Zbawiciel zachęca tu do roztropności świętej i jako przykład stawia synów tego świata, którzy w interesach między sobą są roztropniejsi, aniżeli Jego uczniowie w sprawach wieczności. Dlatego przestrzega Apostołów swoich: „Oto ja posyłam was jako owce między wilki: bądźcie więc przezorni jako węże a prości jako gołębice” (Mat. 10, 16). Roztropność tedy nie powinna być chytrością, ale ma iść w parze z prostotą, która wyklucza wszelką dwulicowość. Wówczas będzie przewodniczką cnót innych. 2. Drugą cnotą główną jest sprawiedliwość, która polega na oddaniu każdemu, co się jemu należy i niegwałceniu praw przysługujących każdemu. Obejmuje ona całokształt życia ludzkiego i prawie wszystkie przykazania Boże. 132 Jest ona „płodną rodzicielką cnót innych”, jak powiada św. Ambroży, i wyraża nasz stosunek do Boga, ludzi i siebie. Nie sposób tu przytoczyć wszystkich urywków Pisma Św., a szczególnie Ewangelii, mówiących o tej cnocie. Zwróćmy uwagę tylko na Miłosierdzie Zbawiciela, który prostuje opaczne rozumienie cnoty sprawiedliwości przez faryzeuszów, o których mówi do uczniów swoich: „Jeśli nie będzie obfitowała sprawiedliwość wasza więcej niż uczonych w Zakonie i faryzeuszów, nie wnijdziecie do Królestwa niebieskiego” (Mat. 5, 20). Nad wymiarem sprawiedliwości mają czuwać sędziowie, których z rozkazu Boga ustanowił jeszcze Mojżesz (Powt. Prawa 16, 18). Im to Zbawiciel daje polecenie: „Nie sądźcie według pozorów, ale sprawiedliwym sądem sądźcie” (Jan 7, 24). Do wszystkich stosuje te słowa: „A jako chcecie, aby wam ludzie czynili, tak i wy im czyńcie” (Łuk. 6, 31). Do elementarnych zasad sprawiedliwości należy wdzięczność za dobrodziejstwa, jakiej Zbawiciel żąda od uzdrowionych trędowatych, z których tylko jeden przyszedł podziękować; pozostałym zaś dziewięciu czyni słuszny wyrzut: „Nie znalazł się nikt, kto by wrócił i dał chwałę Bogu, jeno ten cudzoziemiec” (Łuk. 17, 18). Podobnie wyrzuca niewdzięczność faryzeuszom, targającym się na jego życie: „Wiele dobrych uczynków ukazałem wam od Ojca mego; za który z tych uczynków kamienujecie mię” (Jan 10, 32). 3. Męstwo jest to moc duszy w pracy nad osiągnięciem dobra trudnego do zdobycia. Przedmiotem jej jest powściąganie trwogi i miarkowanie śmiałości, by się nie stała zuchwalstwem. Aktami tej cnoty są przedsięwzięcia stanowcze i wspaniałomyślne oraz ich wykonywanie wytrwałe i cierpliwe. Męstwo wchodzi w skład każdej cnoty, ale akty jej stanowią cnotę osobną, o której Pan Jezus wielokrotnie mówi: „I będziecie w nienawiści u wszystkich dla imienia mego. Ale kto wytrwa aż do końca, ten zbawiony będzie” (Mat. 10, 22). „Żaden, co przykładając rękę swą do pługa, wstecz się ogląda, nie nadaje się do Królestwa Bożego” (Łuk. 9, 62). „Trwajcie w miłości mojej. Jeśli przykazania moje zachowacie, wytrwacie w miłości mojej, jakom i ja zachował przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości” (Jan 15, 9 – 10). „Przez cierpliwość waszą zyskacie dusze wasze” (Łuk. 21, 19). Męstwo przede wszystkim potrzebne jest w walce z sobą, ze swoimi słabościami, a najbardziej z miłością własną. Dlatego Zbawiciel kładzie szczególniejszy nacisk na samozaparcie się, gdy mówi: „Jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój na każdy dzień i naśladuje mnie” (Łuk. 9, 23). Męstwo tedy jest koniecznym warunkiem i niezbędną cechą ucznia Chrystusowego, gdyż „Kto nie dźwiga krzyża swego i nie idzie za mną, nie moje być uczniem moim” (Łuk. 14, 27). Krzyż oznacza wszelką boleść, wszelką pogardę, wszelkie zło doczesne. Kto tedy chce być prawdziwym uczniem Pana Jezusa, winien na te ofiary z góry się przygotować. 133 Forma negatywna „nie może być uczniem moim” nie nasuwa tu żadnej wątpliwości. Ale do ponoszenia tej ofiary konieczne jest męstwo. Warunek męstwa stawia Zbawiciel wszystkim, a nie tylko Apostołom. Kto chce tedy być prawdziwym chrześcijaninem, winien przygotować się na liczne ofiary. Szczególnie męstwo potrzebne jest do otwartego wyznawania swej wiary: „Ktokolwiek by wyznał mię przed ludźmi, i Syn Człowieczy wyzna go przed Aniołami Bożymi” (Łuk. 12, 8). Polecając męstwo swym wyznawcom, Pan Jezus daje wzniosły przykład tej cnoty, jak zresztą i wszystkich innych. Mężnie powściąga bojaźń, odrazę i trwogę, które go zaatakowały przed męką w Ogrójcu, mężnie zwalcza kusiciela w czasie postu czterdziestodniowego na pustyni, mężnie znosi prześladowanie faryzeuszów i wytrwale wyrzuca im ich obłudę, a przede wszystkim zachowuje niezrównane męstwo w czasie swej męki i haniebnej śmierci na krzyżu. 4. Wstrzemięźliwość jest to główna cnota obyczajowa, która miarkuje pociąg do przyjemności zmysłowych, przede wszystkim do rozkoszy sprawianych przez smak i dotyk. W obszerniejszym znaczeniu wstrzemięźliwość miarkuje wszystkie przyjemności zarówno duchowe jak i materialne. W ścisłym jednak znaczeniu dotyczy głównie przyjemności związanych z utrzymaniem jednostki i gatunku. Składowymi częściami tej cnoty jest wstydliwość i uczciwość, a nadto łączy się ona z czystością, pokorą i łagodnością, jak również z powściągliwością, trzeźwością, abstynencją, umiarkowaniem i skromnością. Wszystkich tych cnót był Pan Jezus niedościgłym wzorem, a w licznych przypowieściach uczył tych cnót swoich uczniów. Na przykład w przypowieści o synu marnotrawnym wskazuje na skutki rozpusty: „A niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w daleką krainę i roztrwonił tam majętność swoją żyjąc rozpustnie” (Łuk. 15, 13). W przypowieści o bogaczu i Łazarzu piętnuje skąpstwo i brak wstrzemięźliwości w używaniu dóbr tego świata. W przypowieści o zabieraniu miejsc przy uczcie uczy skromności i pokory, stosując ją głównie do pysznych faryzeuszów itp. Szczególnie przestrzega przed opilstwem i obżarstwem: „A strzeżcie się, abyście przypadkiem serc swoich nie obciążyli obżarstwem i opilstwem” (Łuk. 21, 34). Wymienione cnoty obyczajowe znane były i w pogaństwie, ale były to cnoty naturalne. Pan Jezus zaś podniósł je do wartości nadprzyrodzonych. Cnoty obyczajowe Chrystusa są wlane i różnią się co do istoty swojej i co do przedmiotów od najwznioślejszych cnót nabytych, opisanych przez największych filozofów. Jest bardzo wielka różnica między wstrzemięźliwością Arystotelesa, którą miarkuje zdrowy rozum, a wstrzemięźliwością wyznawców Chrystusa, którą normuje łaska Boża i nadprzyrodzona roztropność. I na tym polega Miłosierdzie w tych cnotach, że Pan Jezus nie tylko dał wzniosły ich 134 przykład i zalecił je w nauce swojej, ale że wspiera nas łaską swoją w ich praktykowaniu i czyni zasługującymi na wieczność. * * * Cnót wlanych udziela nam Duch Święty, który mieszka w nas, Duch Chrystusa: przeto „I żyję, już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Gal. 2, 20). 41. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W CNOTACH APOSTOLSKICH „Przykazanie nowe wam daję, abyście się wzajemnie miłowali…” (Jan 13, 34). Jakkolwiek Pan Jezus przemawiał do licznych słuchaczy z przeróżnych stanów, to głównie miał na względzie Apostołów, których wychowywał na nieustraszonych szermierzy swojej nauki. Często specjalnie zwracał się do nich, jak to było w Perei, gdyż już ją opuszczał i w ostatniej swej podróży kierował swe kroki do Jerozolimy. Pouczył ich tutaj o trzech głównych cnotach apostolskich, jakimi są: braterskie upomnienie i przebaczenie, silna wiara i zaparcie się, wypływające z głębokiej pokory. 1. „I rzekł do uczniów swoich: Nie podobna jest, aby zgorszenia przyjść nie miały, ale biada temu, przez kogo przychodzą. Lepiej by mu było, gdyby mu zawieszono kamień młyński u szyi jego i wrzucono go w morze, niż żeby miał zgorszyć jednego z tych maluczkich. Miejcie się na baczności. Jeśliby brat twój zgrzeszył przeciwko tobie, upomnij go, a gdyby żałował odpuść mu. I gdyby siedemkroć na dzień zgrzeszył przeciwko tobie i siedemkroć na dzień zwrócił się do ciebie, mówiąc: Żałuję tego — odpuść mu” (Łuk. 17, 1 – 4). Już przedtem Pan Jezus mówił o zgrozie zgorszenia, a teraz szczególnie przestrzega przed nim swych uczniów, by oni nie dawali innym najmniejszego zgorszenia. Gdyby zaś który z nich zauważył, że drugi uczeń gorszy wiernych, to ma obowiązek przestrzec i upomnieć gorszyciela, choćby trzeba było to czynić wielokrotnie. Dlatego używa tu ostrego zwrotu, gdy mówi: „Miejcie się na baczności”, czyli czuwajcie nad sobą i swymi współpracownikami, by nawet mimowolnie nikogo w niczym nie gorszyć, albowiem słowa uczą, ale dopiero przykład pociąga. 135 Ponieważ słabość ludzka jest wielka, dlatego trzeba być wyrozumiałym na ułomności bliźniego i chętnie mu przebaczać doznane urazy. Najwięcej ludzie gorszą się z nieporozumień między uczniami Chrystusa, z ich względem siebie niechęci, zazdrości, a tym bardziej kłótni. Dlatego Zbawiciel przed męką swoją powie: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnir miłowali … Po tym poznają wszyscy, żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu” (Jan 13, 34 – 35). Teraz zaś nawołuje do zgody i wzajemnego przebaczania sobie doznanych uraz, które mogą wyniknąć między nimi, gdy będą się wzajemnie upominali. Może Zbawiciel miał na myśli jeszcze zgorszenie, jakiego doznają Apostołowie w czasie męki i śmierci Jego, jak np. zdradę Judasza, upadek Piotra, zwiększający się gniew Żydów i prześladowanie, jakie knuli przeciwko Niemu faryzeusze. Chciał ich powoli przygotować na to i podać środki odpowiednie — upomnienie braterskie jako akt miłości bliźniego i miłosierdzia względem tych, którzy tego upomnienia będą potrzebowali. 2. Drugą cnotą konieczną dla Apostołów jest wiara, o której Pan Jezus mówił bardzo często. Apostołowie już wiedzieli o konieczności wiary i nie czując się w niej umocnieni, zwrócili się do Mistrza z prośbą: „Przymnóż nam wiary! A Pan rzekł: Gdybyście mieli wiarę jako ziarnko gorczycy, powiedzielibyście temu drzewu morwowemu: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a usłuchałoby was” (Łuk. 17, 5 – 6). Słysząc zapowiedź przyszłych zgorszeń, Apostołowie skierowali tę prośbę do Pana Jezusa, aby gdy przyjdą, mogli wiarą przezwyciężyć wszelkie trudności. Odpowiedź Pana Jezusa potwierdza to zapatrywanie Apostołów o wierze i głosi, że dla wierzącego wszystko jest rzeczą możliwą, nawet największe cuda może zdziałać. Przesadzenie drzewa z jednego miejsca na drugie nie da się wytłumaczyć siłami naturalnymi, a Zbawiciel powiada, że do takiego czynu trzeba najmniejszego stopnia wiary, jak najmniejsze jest ziarnko gorczycy spośród innych ziarnek. Wszakże i taki stopień jest dziełem Miłosierdzia Bożego, a nie wysiłku człowieka, co zdaje się Zbawiciel zapowiadać i obiecywać Apostołom. Gdy Apostołowie nie mogli uzdrowić opętanego, „przystąpili do Jezusa potajemnie i powiedzieli: Dlaczego to my nie mogliśmy go (czarta) wypędzić? Rzekł im: Dla niewiary waszej. Zaprawdę… powiadam wam, gdybyście mieli wiarę jako ziarnko gorczycy, rzeklibyście tej górze: Przejdź stąd tam, a przejdzie, i nic nie będzie wam niemożliwym” (Mat. 17, 18 – 19). Apostołowie tedy zdawali sobie sprawę, że sami o własnych siłach na taką wiarę się nie zdobędą i dlatego prosili Mistrza o jej pomnożenie. Pan Jezus żądał też silnej wiary od tych, którym chciał łask swoich udzielić, jak np. „A skoro wszedł do domu, ślepcy przystąpili do niego. I 136 powiedział im Jezus: «Wierzycie, że mogę wam to uczynić?» Rzekli mu: «Zaiste, Panie». Tedy dotknął się oczu ich, mówiąc: «Niechże się wam stanie według wiary waszej»” (Mat. 9, 28 – 29). Stąd wynika, że wiara to jest potęga, którą wprawdzie daje Bóg, ale z naszej strony winno być współdziałanie, bez którego Zbawiciel cudów nie czynił. Mimo nacisku, jaki kładł Pan Jezus na potrzebę wiary, Apostołowie nie mieli jej w takim stopniu i dlatego po Zmartwychwstaniu swoim będzie im wyrzucał brak jej: „W końcu ukazał się onym jedenastu, gdy siedzieli u stołu, i ganił niedowiarstwo ich i twardość serca, że nie uwierzyli tym, którzy go widzieli zmartwychwstałego” (Marek 16, 14). Trzeba wprost podziwiać Miłosierdzie Zbawiciela względem Apostołów, tak opornych zanim otrzymali Ducha Świętego. Jaka to trudna była praca przy ich wychowaniu! 3. Trzecią cnotą, jaką Pan Jezus usilnie zalecał Apostołom, jest zaparcie się, wynikające głębokiej pokory. Już wielokrotnie mówił im o tej cnocie, a teraz dla okazania jej przytacza podobieństwo: „Któż z was, mający sługę oracza lub pasterza, powie mu, gdy ten wróci z pola: «Pójdź zaraz i siądź u stołu». A nie mówi mu: «Przygotuj mi wieczerzę, a przepasz się i usługuj mi, dopóki się nie najem i nie napiję, a potem ty będziesz jadł i pił». Czyż dziękuje słudze onemu, że uczynił, co mu przykazał? Nie sądzę. Tak i wy: gdy uczynicie wszystko, co wam rozkazano, mówcie: «Słudzy my nieużyteczni, cośmy winni byli uczynić, uczyniliśmy»” (Łuk. 17, 7 – 10). W naturze ludzi jest chęć popisywania się swoimi dobrymi uczynkami, które w oczach ich przedstawiają się jako niezwykłe i bardzo wspaniałe, gdy w rzeczywistości były tylko zwyczajnym obowiązkiem. Tacy chcieliby otrzymać jakieś szczególne podziękowanie ze strony przełożonych, a nawet wyróżnienie i nagrodę, gdy często brak nawet uznania. Takie niebezpieczeństwo grozi przede wszystkim pracownikom w Winnicy Pańskiej po wszystkie wieki. Służba apostolska jest wieloraka i obejmuje całego człowieka, wszystkie jego siły i wszystek czas, atoli nie daje ze swej strony żadnego prawa do specjalnej nagrody lub szczególniejszego wyróżnienia. Oto powód, dla którego Pan Jezus tak często mówi o potrzebie samozaparcia się u swoich uczniów. Wszystko, co czynimy Bogu, czynimy z jego Miłosierdzia, gdyż sama możność służenia Mu jest ujawnieniem nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Za tę możność mamy raczej dziękować, niż oczekiwać jakiegoś podziękowania, wyróżnienia czy nagrody ze strony naszych przełożonych. Raczej należy się przygotować na zapomnienie, brak uznania, a czasami nawet na prześladowanie, jak to się nieraz zdarzało w dziejach Kościoła. Należy pracować tylko dla Boga, a „Ojciec twój, który widzi w skrytości, odpłaci tobie” (Mat 6, 4). Ale na to zdobywają się tylko pokorni. 137 Wielcy założyciele zakonów, widząc ogromne szkody w Kościele, wynikające z ubiegania się duchownych o wyróżnienia i godności, zobowiązywali swych braci ślubem do nieprzyjmowania ich, jeżeli będą im proponowane. Niektórzy zaś dostojnicy rezygnowali z zajmowanych w Kościele stanowisk ze względu na niebezpieczeństwo dla własnej doskonałości. Sprawiło to Miłosierdzie Zbawiciela w Jego nauce o cnotach apostolskich. Ono sprawiło, iż u nas błog. Wincenty Kadłubek opuścił katedrę krakowską, i pieszo udał się do cystersów w Jędrzejewie, gdzie świątobliwie życia dokonał. * * * Pan odepchnął od siebie zbezczeszczone pychą duchy niebieskie, zdruzgotał sprofanowane zarozumiałością wspaniałe świątynie ich ducha. Nie dziw tedy, że odrzucił pysznych faryzeuszów i kapłanów żydowskich i że żąda od uczniów swoich cnót apostolskich. 42. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W POWOŁANIU I ROZESŁANIU UCZNIÓW „Idźcie, oto ja was posyłam jako baranki między wilki” (Łuk. 10, 3). W czasie swej działalności w Judei w trzecim roku publicznego życia, Pan Jezus wybrał i rozesłał siedemdziesięciu dwóch uczniów w specjalnej misji. Możliwie, że w tej liczbie znajdowali się i Apostołowie, a przynajmniej niektórzy z nich. Zarówno wybór uczniów, jak i ich rozesłanie było dziełem Miłosierdzia Chrystusa. Ewangelie nie podają, kogo wybrał Zbawiciel na uczniów, ale tylko wskazują, czego od powołanych żądał. 1. Uczony w Piśmie zbliża się do Mistrza z zapałem, mówiąc: „Dokądkolwiek pójdziesz, pójdę za tobą. I rzekł mu Jezus: Lisy jamy mają i ptaki niebieskie gniazda, a Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił” (Mat. 8, 19 – 20). Odpowiedź ta zawiera warunki przyjęcia na ucznia: winien on nasamprzód ukochać ubóstwo wewnętrzne i zewnętrzne, winien wyrzec się dóbr 138 materialnych i być ubogim, jak Nauczyciel, który jest uboższy, niż zwierzęta. Ale ubóstwo to winno być zupełnie dobrowolne. Drugiego ucznia Pan Jezus sam powołuje stanowczo: „Pójdź za mną”. Atoli powołany stawia warunek: „Panie, dopuść mi pierwej odejść i pogrzebać ojca mego. A Zbawiciel na to: «Zostaw umarłym grzebanie umarłych swoich»” (Mat. 8, 21 – 22). Tu Zbawiciel poucza, że przed miłością należną Bogu muszą ustąpić wszystkie inne, nawet względem rodziców i dzieci. Ktoś chyba pozostał w domu, który pogrzebie ojca i obecność powołanego tam nie jest konieczna, tym bardziej, że przez odejście może powołanie utracić. Nie wiemy, czy trzeci uczeń sam się zgłosił, czy też został wezwany. W każdym razie wyraża chęć pójścia za Jezusem pod warunkiem, że wpierw odwiedzi dom swój: „Pójdę za tobą, Panie, lecz dozwól mi pierwej pożegnać się z tymi, którzy są w domu. A Jezus rzekł doń «Żaden, co przykładając rękę swą do pługa, wstecz się ogląda, nie nadaje się do Królestwa Bożego»” (Łuk, 9, 61 – 62). Tu odpowiedź Zbawiciela nakazuje stanowczo uczniowi oderwać się od wszystkiego, co jest doczesne, i uzasadnia właściwości powołania. Pan Jezus czyni różnicę między cnotami, jakie uczeń Jego winien posiadać. Gdy w pierwszych dwóch wypadkach mówił łagodnie, w trzecim — jest ostry, surowy i nieubłagany. Prawdziwy uczeń ma ukochać Boga ponad wszystko, Jemu się wyłącznie poświęcić, odrywając się od doczesności. Wówczas tylko zyska on wolność prawdziwą, poważanie i szacunek u bliźnich, wówczas będzie miał moc oddziaływania na nich, i wówczas otrzyma szczególniejszą pomoc z góry, gdy nie będzie związany z doczesnością, która krępuje działanie i trąci ziemią. Zrzec się wszystkiego, to wielki czyn. Kto się nań zdobędzie, ten potępi i zawstydzi świat materialistyczny. Co skłoniło Chrystusa do wyboru i rozesłania uczniów? Jedynie Miłosierdzie Jego względem nich i tych, do których ich posłał. „Żniwo wprawdzie — mówi — wielkie, ale robotników mało. Proście tedy Pana żniwa, aby wysłał robotników na żniwo swoje” (Łuk. 10, 2). Pan Jezus chciał dać pomoc Apostołom, którzy sami nie mogli sprostać swemu zadaniu, — chciał również, by nauka Jego dotarła tam, dokąd jeszcze Apostołowie nie zdążyli dotrzeć, — chciał wreszcie położyć fundament pod przyszłą hierarchię w Kościele. 2. Przy wysyłaniu uczniów Pan Jezus wyposażył ich w niezbędne dla apostolstwa łaski: udzielił im mocy apostolskiej, wyrażającej się m.in. darem czynienia cudów, oraz przepisał jak się mają zachować. „Idźcie, oto ja was posyłam jako baranki między wilki. Nie noście trzosa, ani torby, ani sandałów i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. A do któregokolwiek domu wnijdziecie, naprzód powiedzcie: «Pokój temu domowi»… W tymże domu zostańcie, jedząc i pijąc, co jest u nich… A do któregokolwiek miasta wnijdziecie i przyjmą was, 139 jedzcie, co przed wami położą, i uzdrawiajcie chorych, którzy są w nim i mówcie im: «Zbliżyło się do was królestwo Boże».” (Łuk. 10, 3 – 9). Pan Jezus przewiduje, że w wielu miejscach uczniowie Jego nie będą należycie przyjęci. „A jeśli do którego miasta wnijdziecie i nie przyjmą was, wychodząc na ulice jego mówcie: «Nawet proch, który przylgnął do nas z miasta waszego, strząsamy na was: wszak wiedzcie, że przybliżyło się królestwo Boże». Powiadam wam, lżej będzie Sodomie w on dzień niż miastu temu. Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido!… A ty, Kafarnaum, aż do nieba wywyższone, aż do piekieł strącone będziesz. Kto was słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi” (Łuk. 10, 10 – 16). W powyższych słowach obejmuje Zbawiciel całą działalność Kościoła w biegu stuleci aż do sądu ostatecznego. Mówi o prześladowaniach i grozi prześladowcom ciężkimi karami, które się już spełniły, bo gdzie leżały miasta Korozain, Betsaida i Kafarnaum, dzisiaj jest całkowite pustkowie. Z dawnej wspaniałości brzegów jeziora Genezaret i jego okolic nie pozostało nic prócz skalistych wybrzeży i zawsze pięknego nieba. Wszystko inne, jak drzewa cieniste, pałace, miasta i fortece znikły z powierzchni ziemi, a rozciąga się żałosne, pełne smutku pustkowie. Instrukcje, jakie dał Zbawiciel swym uczniom, są aktualne i dzisiaj. Członkowie hierarchii mają się i dzisiaj odznaczać cnotami, będącymi odbiciem cnót samego Zbawiciela, a mianowicie: gorliwością, przestawaniem na małym, pokorą, ubóstwem, całkowitym zaparciem się siebie i czystością. Z bólem serca Pan Jezus wypowiada „biada” nie tylko pod adresem miast opornych, ale całego narodu izraelskiego, zapowiadając, że się zwróci ku narodom pogańskim. Usprawiedliwia ten zwrot zatwardziałością i niewiarą narodu wybranego, który posłów Jego nie chce przyjąć. Może po miesiącu „wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością, mówiąc: «Panie, nawet szatani ulegają nam w imię twoje». I rzekł im: «Widziałem szatana, jako błyskawicę, z nieba spadającego. Oto dałem wam władzę deptać po wężach i skorpionach i po wszystkiej mocy nieprzyjacielskiej, a nic wam szkodzić nie będzie. Wszelako z tego się nie weselcie, że duchy wam ulegają, ale weselcie się z tego, że imiona wasze zostały zapisane w niebiesiech” (Łuk. 10, 17 – 20). Zwycięstwo obecne uczniów nad światem jest dalszym ciągiem zwycięstwa Boga nad nim i zapowiedzią, iż uczniowie Chrystusa pokonają świat w imię Chrystusa i w końcu odniosą zwycięstwo na sądzie ostatecznym. Uczniowie tedy nie powinni się chełpić z tej władzy, gdyż mają ją nie z siebie, ale od Boga. Zresztą wypędzanie czartów jest władzą darmo daną, czyli jest to charyzmat dla pożytku innych ludzi. Może go mieć nawet niegodny, jak Judasz. Natomiast można radować się prawdziwie z Królestwa Bożego i szczęśliwości jego, do której oni są powołani. Z tego raduje się i Zbawiciel: „Onejże godziny 140 rozradował się w Duchu Św. i rzekł: «Wysławiam cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, żeś te rzeczy zakrył przed mądrymi i przewidującymi, a objawiłeś je maluczkim»” (Łuk. 10, 21). Z odpowiedzi Zbawiciela, danej uczniom po ich powrocie z misji, wypływa wniosek dla wszystkich wyznawców Jego, że mianowicie On jest przyczyną, twórcą i celem szczęśliwości wiecznej: „Wszystko dane mi jest od Ojca mego. I nikt nie zna Syna, jeno Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, jeno Syn i komu by Syn zechciał objawić. Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i uginacie się pod ciężarem, a ja was pokrzepię” (Mat. 11, 27 – 28). Jakby mówił: odrzućcie wszelkie samolubstwo, chętnie i pokornie łączcie się ze mną, wtedy Ojciec i Ja objawimy się wam i tylko wtedy należeć będziecie do liczby wybranych. Wspomnienie o szatanie, który „jak błyskawica spadł z nieba”, pozwala wnioskować o łączności upadku aniołów zbuntowanych z Wcieleniem. Stąd niektórzy Doktorowie Kościoła (np. św. Bernard) utrzymują, że Bóg przedstawił duchom niebieskim plan odwieczny Wcielenia i zażądał od nich czci Słowu wcielonemu i Jego Matce. Pyszny Lucyfer sprzeciwił się temu i za karę został ze swoimi zwolennikami strącony. * * * Jak wielkie Miłosierdzie Boże płynie z rozesłania uczniów i rozmowy z nimi Jezusa po powrocie. Oto Zbawiciel chce pomagać wszystkim i dla wszystkich wychodzi z Niego moc, by zdjął brzemię z serc wszystkich. On dźwiga ciężary, bo gładzi grzechy świata. On wszystkich uczy tego, co jest najpotrzebniejszą rzeczą do osiągnięcia prawdziwego pokoju, a mianowicie cichości i pokory: „Uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca” (Mat. 11, 29). 141 43. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W NAJWIĘKSZYM PRZYKAZANIU „Na tych dwóch przykazaniach całe Prawo zawisło” (Mat. 22, 40). Uczeni w Piśmie dzielili przykazania i zakazy na wielkie i małe, ale się różnili między sobą, gdy chodziło o ich rozróżnienie. Jeden z nich chciał poznać zdanie Pana Jezusa o przykazaniach. Zbawiciel korzysta z okazji i odpowiada, że największym przykazaniem jest miłość Boga nade wszystko, a bliźniego jako siebie samego, dodając: „Na tych dwóch przykazaniach całe prawo zawisło i prorocy” (Mat. 22, 34 – 40). Jakkolwiek o miłości Boga nade wszystko było i w Starym Testamencie (Powt. Prawa 6, 4 – 5), podkreślenie tego nakazu i postawienie go obok miłości bliźniego było dziełem Miłosierdzia Chrystusa. 1. Miłość Boga nade wszystko jest obowiązkiem każdego człowieka, który to obowiązek wypływa z natury. Jeżeli bowiem Bóg jest Stwórcą naszym, najwyższym Dobroczyńcą i Ojcem miłosiernym, samo elementarne poczucie sprawiedliwości domaga się, by Go miłować „ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej i ze wszystkiej myśli twojej” (Mat. 22, 37), jak to powiedział Pan Jezus. Czyli, że ta miłość winna być najwyższa i w ocenie i w rozumie i w woli. Miłość Boga nade wszystko polega na tym, by nie miłować rzeczy Bogu wrogich, by Bóg był celem wszystkich naszych myśli, słów i uczynków oraz by niczego nie cenić rozumowo wyżej niż Boga. Jednak ta miłość niekoniecznie musi być najwyższa uczuciowo, to jest tak serdeczna i tkliwa, by przewyższała wszelką inną naszą miłość ziemską. Intensywność miłości uczuciowej nie zależy od naszej woli. Miłość zaś Boga ma siedlisko w woli człowieka, jak to powiedział Pan Jezus: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten jest, który mnie miłuje” (Jan 14, 21). Miłość Boga winna objąć całego człowieka ze wszystkimi władzami ciała i duszy. Ta miłość ma być ustawiczna, nie przez jakiś czas, ale w każdej chwili, od przyjścia do używania rozumu, aż do ostatniego tchu życia. „Powiedz mi kogo kochasz, a ja ci powiem kim jesteś”, powiada przysłowie, a Zbawiciel powiedział: „Gdzie jest skarb twój, tam i serce twoje” (Mat. 6, 21). Czyli, że doskonałość osoby miłowanej udziela się miłującemu. Jeżeli tedy człowiek należycie kocha Boga, sam się udoskonala i uszczęśliwia. Szczęście niebian 142 polega na doskonałej miłości Boga. Stąd wynika, że przypomnienie przykazania miłości Boga jako największego przykazania było dziełem nieskończonego Miłosierdzia Zbawiciela, który wskazuje nam drogę do szczęśliwości prawdziwej: „Pan Bóg twój, Bóg jedyny jest. I będziesz miłował Pana Boga twego ze wszystkiego serca twego…” (Marek 12, 29 – 30). 2. Miłość Boga obejmuje i miłość bliźniego. Dlatego Zbawiciel stawia miłość bliźniego obok miłości Boga, i jako największe przykazanie. Znane ono było i w Starym Testamencie, ale tam zacieśniało się tylko do najbliższych: „Będziesz miłował przyjaciela twego, jako siebie samego” (Kapł. 19, 18). Zbawiciel zaś rozciąga to przykazanie na wszystkich ludzi, nawet na nieprzyjaciół: „Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował bliźniego twego, a w nienawiści będziesz miał nieprzyjaciela twego. A ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, a módlcie się za prześladujących i spotwarzających was. Abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebiesiech, który sprawia, że słońce jego wschodzi nad dobrymi i złymi, a deszczem zrasza sprawiedliwych i nieprawych” (Mat. 5, 43 – 45). Chociaż więc miłość Boga była najwyższym prawem Izraelitów, miłość bliźniego nie była sprecyzowana i nie wiadomo było dokładnie, do kogo się odnosiła, czy tylko do krewnych i przyjaciół, czy do współziomków i współwyznawców, czy też może i do wrogów. Dlatego gdy pewien uczony w Piśmie zapytał Jezusa: „A któż jest moim bliźnim? Jezus zaś podejmując pytanie” podał przypowieść o miłosiernym Samarytaninie: „Człowiek pewien zstępował z Jerozolimy do Jerycha i wpadł między złoczyńców, którzy go też złupili, i rany zadawszy odeszli, zostawiając na pół umarłego. I zdarzyło się, że kapłan pewien zstępował tą drogą, i ujrzawszy go minął. Także i lewita, będąc blisko miejsca i widząc go minął. A Samarytanin pewien zdążając drogą, przechodził obok niego i ujrzawszy go użalił się nad nim. I przybliżywszy się zawiązał rany jego, nalewając oliwy i wina, posadził go na swe juczne zwierzę i zawiódł do gospody i pielęgnował go. A nazajutrz wyjął dwa denary i wręczył je właścicielowi gospody, mówiąc: Miej nad nim pieczę, a cokolwiek ponad to wydasz, ja gdy się wrócę oddam tobie” (Łuk. 10, 30 – 35). Celem przypowieści było wyjaśnienie owemu uczonemu w Piśmie, kto jest naszym bliźnim. Dlatego Zbawiciel w końcu zapytał go: „Któryż z tych trzech zdaje ci się być bliźnim tego, co wpadł między złoczyńców? A on rzekł: Ten który mu miłosierdzie okazał. I rzekł mu Jezus: Idź, a czyń i ty podobnie” (Łuk. 10, 36 – 37). Bliźnimi dla poranionego winni byli okazać się z urzędu przede wszystkim kapłan i lewita. Tymczasem oni go minęli, a człowiek obcy, pogardzany przez Żydów Samarytanin — robi dla niego to wszystko, co by 143 zrobili ojciec i matka. A więc z tych trzech tylko Samarytanin postąpił jak bliźni, chociaż oficjalnie nim nie był. Tu Zbawiciel poucza, że bliźnim jest każdy człowiek bez względu na narodowość czy wyznanie, jednocześnie karci ostro naukę i praktykę szkół żydowskich, według których bliźnim był tylko krewny i najwyżej jeszcze Izraelita, ale nigdy poganin, czy Samarytanin, który jednak w rzeczywistości okazał się bliźnim. Widzi on w potrzebującym tylko człowieka i z bohaterstwem wykonuje przykazanie miłości, nie zwracając uwagi na żadne uprzedzenia kastowe, plemienne czy religijne. Kapłan i lewita może wracali z posługi w świątyni, gdzie przede wszystkim winni byli nauczyć się miłości i ofiarności względem drugich, ale oni nie okazali jej nawet względem swego rodaka. Z dziedziny teoretycznej, na której stanął ów uczony, Zbawiciel przechodzi do praktyki, gdy mówi do niego: „Idź, a czyń i ty podobnie!” Nadto daje nam przykład miłosierdzia swym poświęceniem dla rodzaju ludzkiego, obrabowanego z darów nadprzyrodzonych, okrytego tysiącznymi ranami i duchowo umarłego. Nikt nie chciał i nie mógł dopomóc, a tylko On, Arcykapłan najwyższy miał litość, by zstąpić i okazać swe Miłosierdzie. On wlał oliwę łaski w rany, zadane grzechem, On przeniósł nas do gospody, jaką jest Kościół, On ponosi tu koszta leczenia naszego, ofiarując się za nas ustawicznie Ojcu niebieskiemu. Pytanie uczonego w Piśmie, co ma czynić, aby osiągnąć życie wieczne, było właściwie kuszeniem Pana Jezusa. Zbawiciel uprzejmie pyta go ze swej strony i na pytanie powtórne daje grzeczną odpowiedź, pouczając na tle przypowieści o podstawowej prawdzie swojej nauki. Pod tym względem rozmowa z uczonym może być wzorem dla wszystkich, jak należy umiejętnie i metodycznie pouczać o prawdach wiary naszej, by nie były one czystą abstrakcją bez zastosowania do codziennego życia. Zarówno w sprecyzowaniu największego przykazania, jak i w pouczeniu, kto jest bliźnim, widzimy Miłosierdzie Chrystusa względem nie tylko owego uczonego, ale całego rodzaju ludzkiego. Pod wpływem tej nauki Szaweł przemienia się w Pawła, który będzie widział brata w każdym poganinie różnych narodowości i usiłował zdobyć go dla nieba, który napisze: „Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika, ani wolnego, nie masz mężczyzny ani niewiasty. Albowiem wszyscy wy jedno jesteście w Chrystusie Jezusie… Wszyscy bowiem jesteście synami Bożymi przez wiarę w Chrystusa Jezusa. Bo wszyscy, którzyście zostali ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa” (Gal. 3, 28, 26 – 27). * * * 144 Bez miłości Bożej jest rzeczą niemożliwą być miłosiernym prawdziwie jak ów Samarytanin. Trzeba tedy nasamprzód stopić pierwiastek ludzki z Boskim, by następnie objąć miłością swych wrogów. Tylko kto kocha Boga, wesprze czynnie bliźniego, nawiąże z cierpiącym stosunek przyjaźni, pomocnej miłości i będzie z całej duszy życzyć j i czynić mu dobrze. Bo biedny potrzebuje nie tylko jałmużny, lecz przyjaciela. 44. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA WZGLĘDEM WROGÓW „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łuk. 23, 34). Pan Jezus nie tylko polecał kochać nieprzyjaciół i modlić się za nich, ale dał tego wzniosły przykład przez całe swe życie publiczne, a szczególnie w czasie swej męki. Miał licznych wrogów od przyjścia na świat, aż do śmierci krzyżowej, a nawet i po śmierci oni nie zostawili Go w spokoju, a On zawsze okazywał im swe Miłosierdzie: już to usiłując ich sobie zjednać, już to upominając ich łagodnie, już to karcąc ostro i zapowiadając im kary, a zawsze modląc się za nich. 1. Największymi wrogami Chrystusa byli obłudni faryzeusze i liberalni saduceusze, z których przeważnie pochodzili kapłani i członkowie Sanhedrynu. Widząc cuda Jego i popularność, jaką się cieszył u ludu, usiłowali osłabić wpływ Jego i zaczęli mówić, iż „przez Belzebuba — księcia czartowskiego — wyrzuca czarty” (Łuk. 11, 15). Zbawiciel spokojnie odpiera bezmyślność tego bluźnierstwa w logicznym rozumowaniu, że szatan nie może wyganiać szatana: „Wszelkie królestwo, rozdzierane niezgodą, będzie spustoszone i wszelkie miasto czy dom rozdzierany niezgodą nie ostoi się. A jeśli tedy szatan szatana wypędza, rozdziera go niezgoda. Jakoż tedy ostoi się królestwo jego?” (Mat. 12, 25 – 26). Stwierdziwszy spokojnie nielogiczność rozumowania nieprzyjaciół, Pan Jezus udowadnia swe posłannictwo: „Jeśli ja Duchem Bożym wyganiam czarty, tedy przyszło do was królestwo Boże” (Mat. 12, 28), a następnie wyrzuca im świadome sprzeciwianie się prawdzie, co jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu: „Kto by zaś wyrzekł je (słowo) przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym, ani w przyszłym wieku” (Mat. 12, 32). Jest to już groźba, a zarazem uboczna nauka o czyśćcu. Powstaje pytanie, dlaczego ten grzech nie będzie odpuszczony? Czy może zabraknie Miłosierdzia Bożego dla 145 tych grzeszników? Dlatego, że tacy bluźniercy nie będą czynić pokuty i dobrowolnie utwierdzą się w złem, jak szatani. Miłosierdzia Bożego nie zabraknie, ale do nich nie będzie ono miało przystępu wobec tamy postawionej przez nich samych. Następnie Zbawiciel przytacza podobieństwo szatana, który wyparty z duszy powraca do niej z siedmiu innymi złymi duchami i jeszcze dotkliwiej bierze ją w swe posiadanie, jeżeli ta dusza będzie pusta i próżna. Stosuje to do narodu Izraelskiego, który dawniej był opętany przez ducha bałwochwalstwa, od czego uwolniony został przez niewolę babilońską, potem znowu popadł w błędy faryzeuszów i saduceuszów, którzy oto bluźnią Duchowi Świętemu i czynią pokolenie obecne gorszym od poprzednich. Toteż zwraca się do nich z alternatywą: „Albo czyńcie drzewo dobre i owoc jego dobry, albo czyńcie drzewo złe i owoc jego zły: albowiem z owocu drzewo bywa poznane” (Mat. 12, 33). Jakie to miłosierne upomnienie! Gdy nie pomogły łagodne uwagi, Pan Jezus używa wobec swych wrogów słów ostrych i groźby. Było to z okazji zaproszenia Mistrza na ucztę, przed którą On nie umył rąk, powodując tym u faryzeuszów zgorszenie. Na co Zbawiciel powiedział: „Teraz wy, faryzeusze, obmywacie z zewnątrz kielich i misę, lecz wnętrze wasze pełne jest zdzierstwa i nieprawości. Nierozumni!... Biada wam, faryzeusze, że dajecie dziesięcinę z mięty i ruty i z wszelkiej jarzyny, a pomijacie sąd i miłość Bożą… Biada wam, faryzeusze, że lubicie pierwsze miejsca w synagogach i pozdrowienia na rynku. Biada wam, że jesteście jako groby, których nie widać… Biada i wam, uczeni w Prawie, gdyż obciążacie ludzi brzemionami, których udźwignąć nie mogą, a sami nawet jednym palcem waszym brzemion się nie tykacie. Biada wam, którzy budujecie grobowce prorokom, a ojcowie wasi pozabijali ich… Biada wam, uczeni w Prawie, że posiedliście klucz mądrości, a sami nie wchodzicie” (Łuk. 11, 39 – 52). Można sobie wyobrazić, jakie wrażenie wywarły te groźne słowa, poprzedzone kilkakrotnym wołaniem „biada”. Ostro karci faryzeuszów i uczonych w Piśmie za niewierność w powołaniu: mają oni w ręku klucz do stwierdzenia, że na Jezusie spełniły się wszystkie proroctwa o Mesjaszu. Tymczasem oni nie tylko nie korzystają z niego sami i nie wskazują prawdy ludowi, ale dobrowolnie sprzeciwiają się najoczywistszej prawdzie. „A gdy to do nich mówił, faryzeusze i uczeni w Prawie poczęli gwałtownie nastawać i zarzucać go wielu pytaniami, czyhając nań i usiłując podchwycić go na jakimś słowie, aby go oskarżyć” (Łuk. 11, 53 – 54). 2. Uwagi łagodne i ostre groźby nie odniosły żadnego skutku. Wobec tego Zbawiciel zwraca się do ludu z ostrzeżeniem: „Na stolicy Mojżeszowej zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Wszystko tedy, cokolwiek by wam powiedzieli, zachowujcie i czyńcie, ale według uczynków ich nie postępujcie: mówią bowiem, 146 a nie czynią. Bo wiążą ciężkie i nieznośne brzemiona i nakładają na barki ludzkie, a palcem swym nie chcą ich ruszyć. Wszystkie też sprawy swe czynią, aby byli widziani oczami ludzi. Powiększają bowiem filakterie swe i wydłużają kraj szat swoich. Chętnie też zajmują pierwsze miejsca na ucztach i w synagogach, a lubią pozdrowienia na rynku i aby ich ludzie „Rabbi” nazywali” (Mat. 23, 2 – 7). Są to ostatnie słowa Pana Jezusa w świątyni, wygłoszone w Wielki Wtorek, wobec licznych pielgrzymów zewsząd zgromadzonych. Podaje w nich przepisy, jak lud ma się zachować wobec nauczycieli i stróżów Prawa Mojżeszowego, ostrzegając, że nie powinni czynić, jak oni postępują. Zwraca się ubocznie i do swych przeciwników, nazywając ich kilkakrotnie głupimi, zaślepionymi i żmijowym plemieniem oraz powtarzając aż osiem razy „biada” i zapowiadając surową karę: „Węże! Plemię żmijowe! Jakżeż ujdziecie przed sądem piekła? Przeto oto ja posyłam do was proroków i mędrców i uczonych w Piśmie, a wielu z nich zabijecie i ukrzyżujecie, a innych ubiczujecie w synagogach waszych. I będziecie ścigali z miasta do miasta, aż spadnie na was krew wszystkich sprawiedliwych” (Mat. 23, 33 – 35). Wreszcie w uniesieniu z wielkim bólem w Sercu Jezus zawołał: „O Jeruzalem, Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy są do ciebie posłani. Ilekroć chciałem zgromadzić synów twoich, jako kokosz zgromadza pisklęta swe pod skrzydła, a nie chciałoś! Oto zostanie wam dom wasz pusty. Albowiem powiadam wam, nie ujrzycie mię odtąd, aż powiecie: Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie” (Mat. 23, 37 – 39). Te ostatnie słowa mają charakter nie tyle groźby, ile raczej miłosiernego ubolewania i prośby, by oporni przejrzeli i nawrócili się. Jak dawniej kamienowali oni Proroków, tak i teraz zamierzają dopuścić się strasznej zbrodni. Oni to zburzą ostatnie kamienie z fundamentów Bożej świątyni. Dopełnią w ten sposób miary występków swych ojców i nie chcąc korzystać z Miłosierdzia Bożego, jakie jeszcze otwiera przed nimi podwoje nieba, ściągną na siebie pełnię sprawiedliwości, przed którą nikt i nic ich nie uratuje. Narzędziem w ręku nieprzyjaciół Chrystusa był Jego Apostoł Judasz, względem którego Zbawiciel wyczerpał również całą głębię Miłosierdzia swojego. Czegoż bowiem nie uczynił, aby go skłonić do opamiętania. Oto w naukach swoich wielokrotnie przestrzega go przed chciwością i wskazuje, jak innym Apostołom, na konieczność ubóstwa i zaparcia się, — oto umywa mu nogi, darzy pocałunkiem miłości, chce nawet karmić swoim Ciałem Najświętszym i zowie go przyjacielem. A kiedy to wszystko nie zmiękczyło tego twardego serca, zamiast kary i pomsty, boleje nad jego ślepotą, jak bolał nad ślepotą nieprzyjaciół swych w ostatnim przemówieniu do ludu: „Jezus wzruszył się w duchu i oświadczył, mówiąc: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że jeden z was zdradzi mnie” (Jan 13, 21). 147 * * * Oto stosunek Pana Jezusa do wrogów! Oto urzeczywistnienie Jego nauki: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści”. Oto wzniosły przykład, który naśladując św. Jan Gwalbert, nie chce krwawo mścić się na zabójcy jedynego brata, lecz dla miłości Ukrzyżowanego przebacza bezbronnemu, spotkawszy go w Wielki Piątek. Oto czynne Miłosierdzie Boże, które chrześcijanin winien naśladować. 45. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA WZGLĘDEM PRACUJĄCYCH „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie” (Mat. 11, 28). Praca jest to ujawnienie siły ludzkiej przez człowieka świadomie kierowanej. Praca ciąży na każdym człowieku, jako obowiązek zachowania życia, a Pan Bóg wyraźnie nakazał pracę Adamowi: „W pracach jeść z niej (ziemi) będziesz po wszystkie dni żywota twego” (Rodz. 3, 17). Pismo Św. mówi, że „człowiek rodzi się na pracę, a ptak na latanie” (Job 5, 7 ), a św. Paweł dodaje: „Jeśli kto nie chce pracować, niech też i nie je” (II Tess. 3, 10). Świat pogański nie cenił pracy; silniejsi zmuszali do pracy słabszych, wprowadzając niewolnictwo. Nawet filozofowie pogańscy pogardzali pracą, a w wielu państwach odmawiano robotnikom praw ludzkich i sprzedawano ich jako towar. Dopiero Pan Jezus zmienił pogląd na pracę, odebrał jej piętno hańby, a uczynił ją chlubą każdego człowieka; okazał więc ludziom pracy swe Miłosierdzie. 1. Chcąc wszystkich ludzi pobudzić do pracy, Zbawiciel uświęca ją własnym przykładem. Za opiekuna obiera pracowitego cieślę, ubogiego Józefa i przy nim sam ciężko pracuje aż do 30 roku życia: „Nie jest – że to rzemieślnik, syn Maryi” (Marek 6, 3) — mówili mieszkańcy Nazaretu, gdy Pan Jezus „począł nauczać w synagodze”. Potem pracowitych rybaków wybiera na Apostołów i przez trzy lata ciężko pracuje nad udoskonaleniem ich. W swoich naukach podkreśla konieczność pracy i czyni ją niezbędnym warunkiem zbawienia. Wygłasza liczne przypowieści, w których obrazowo udowadnia 148 potrzebę pracy sumiennej i produktywnej. Na uwagę zasługują przypowieści o robotnikach w winnicy, o dziesięciu grzywnach, o odźwiernym, o dziesięciu pannach i o talentach. Pewien gospodarz najął rano kilku robotników do pracy w winnicy, i umówił się z nimi po denarze. Po trzech godzinach natknął się na kilku ludzi bezczynnych i również posłał ich do pracy. To samo uczynił po sześciu i dziewięciu godzinach. Wreszcie na godzinę przed zachodem słońca najął kilku i w końcu dnia kazał wszystkim robotnikom wypłacić po denarze. Wówczas ci, co wcześniej stanęli do pracy, zaczęli szemrać, że gospodarz jednakowo nagrodził ich, jak i tych, co pracowali tylko jedną godzinę. Lecz on im odpowiedział: „Weźmij, co twoje, a idź; chcę wszakże i temu ostatniemu dać, jako i tobie. Czyliż mi nie wolno uczynić, co chcę? i czyż złym okiem patrzysz na to, jestem ja jest dobry? Tak ci ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. Bo wielu jest wezwanych, ale mało wybranych” (Mat. 20, 14 – 16). Chciał tu Zbawiciel pouczyć, że wybranie nie jest dziełem naszej zasługi, ale dziełem nieskończonego Miłosierdzia Bożego, które nagradza ostatnich robotników tak hojnie, jak i pierwszych. Samo powołanie do pracy nie było koniecznością, ale Miłosierdziem im wyświadczonym, a tym bardziej Miłosierdziem był ten denar, wypłacony robotnikom powołanym najpóźniej i wyróżnionym ze wszystkich. Dlatego i Apostołowie nie mają powodu do wynoszenia się, albowiem tak samo dobrze mogli być wybrani i inni. Mają pracować, nie oglądając się na wyróżnienie w przyszłości, albowiem to wyróżnienie jest dziełem tylko Miłosierdzia. 2. Potrzebę pracy produktywnej uzasadnia Pan Jezus w przypowieściach o dziesięciu grzywnach i talentach. Pewien człowiek udał się w daleką krainę, aby posiąść dla siebie królestwo i wrócić. Przywołał dziesięciu sług i dał im po grzywnie, by obracali nią aż do jego powrotu. Gdy wrócił, zażądał od sług obrachunku z powierzonych pieniędzy. Jeden z nich obracając otrzymaną grzywną, uzyskał dziesięć nowych i w nagrodę otrzymał zarząd nad dziesięcioma miastami. Drugi w podobny sposób uzyskał pięć grzywien i otrzymał w nagrodę zarząd nad pięciu miastami. Trzeci natomiast przechował otrzymaną grzywnę i tylko ją zwrócili. Pan kazał zabrać mu tę grzywnę i dać pierwszemu. „Każdemu, bowiem, kto ma, będzie dane i obfitować będzie, a kto nie ma, i to, co ma, będzie od niego odjęte” (Łuk. 19, 26). Pan hojnie nagradza pracę sług pilnych, na co oni, ściśle biorąc, nawet nie zasłużyli: za grzywny — zarząd miastami. Natomiast ostatni sługa za swą bojaźń, gnuśność i niesprawiedliwość, a przede wszystkim za lenistwo, iż nie starał się umieścić swą grzywnę choćby w banku aby procent przyniosła, został słusznie ukarany odjęciem grzywny ostatniej. Zbawiciel wyraźnie nazywa go złym sługą: „Ze słów twych sądzę cię, zły sługo. Wiedziałeś, żem człowiek 149 surowy, że biorę, czegom nie położył, i żnę, czegom nie posiał. A czemuś to nie dał pieniędzy moich do banku, abym po powrocie mógł ich zażądać z procentem?” (Łuk. 19, 22 – 23). Podobnie przypowieść o talentach uczy pracy produktywnej. Pan udaje się w daleką krainę i rozdziela swoje dobra sługom: jednemu daje pięć talentów, drugiemu dwa, a trzeciemu jeden. Pierwszy obracając talentami zarobił drugie pięć, drugi w podobny sposób zarabia jeszcze dwa, a trzeci swój talent zakopał. Pan po powrocie z podróży zażądał obrachunku od każdego ze sług i sowicie wynagrodził pierwszego i drugiego za to, że przynieśli mu drugie tyle, ile otrzymali. Trzeci zaś został surowo ukarany: zabrano mu talent wręczony, a jego samego wrzucono do więzienia: „Sługę niepożytecznego wrzućcie w ciemności zewnętrzne: tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mat. 25, 30). Mówiąc o potrzebie pracy i nagrodzie za pracę produktywną, Zbawiciel tym samym potępia lenistwo. Wszak w poprzednich przypowieściach już owi słudzy zostali ukarani głównie za lenistwo. Jeszcze silniej zostało ono napiętnowane w przypowieści o dziesięciu pannach. Pewna panna zaprosiła na swoje gody weselne dziesięć przyjaciółek, z których każda wzięła z sobą lampkę dla nadania radosnego charakteru chwili, gdy się zjawi narzeczony. Ponieważ zwykle młody się nieco spóźnia, pięć z owych dziesięciu panien, jako osoby przewidujące, zabrały ze sobą nie tylko lampki, ale i oliwę w bańce, by dolać, gdy się wyczerpie zawartość lampki. Pięć zaś pozostałych lekkomyślnie nie wzięły z sobą zapasu oliwy. Oczekując pana młodego, który się spóźnił, panny posnęły i ich lampki się wypaliły. Gdy rozległo się wołanie, że oblubieniec nadchodzi, mądre panny nalały oliwy z bańki i uroczyście spotkały oblubieńca, wchodząc na gody, a głupie dopiero pobiegły kupować oliwę, spóźniły się na gody i nie zostały przyjęte (Mat. 25, 1 – 12). Jakiej winy dopuściły się panny głupie, które oblubieniec wykluczył z sali godowej. Wszak zachowały skarb dziewictwa, bo Zbawiciel nazywa je pannami? Nie dopuściły się kradzieży ani innego występku? Były tylko leniwe i gnuśne, nieprzewidujące, jak owi słudzy leniwi, i dlatego nie zostały wpuszczone na gody. Żąda tedy Pan Jezus pracy roztropnej i pilnej i takim tylko pracownikom błogosławi i okazuje swe Miłosierdzie. Weselne gody oznaczają przyjście Chrystusa do Oblubienicy Kościoła i jego zaślubiny z ludzkością. Druhnami są wszyscy do nieba powołani, którzy — niestety — nie przygotowują się jednakowo. Jedni zadawalają się tylko czasami stanem łaski, a inni, jak owe mądre panny, czuwają, by zawsze być w stanie łaski, bo nie wiedzą, kiedy oblubieniec przyjdzie, kiedy nastąpi śmierć. Toteż przypowieść ta kończy się ostrzeżeniem: „Czuwajcie tedy, bo nie wiecie dnia ani godziny” (Mat. 25. 13). Tę samą myśl zawiera przypowieść o odźwiernym, któremu pan przykazał, aby czuwał, gdy wróci: „Czuwajcież tedy (bo nie wiecie, kiedy pan domu przybędzie: z wieczora czy o północy, czy gdy kur zapieje czy 150 też rankiem), aby snadź przyszedłszy z nagła, nie zastał was śpiącymi” (Marek 13, 35 i 36). * * * Wartość tedy człowieka nie polega na talentach, ale tkwi ona — według nauki Chrystusa — w pracy, w czuwaniu, w wiernym spełnianiu swego obowiązku. Kto ma więcej talentów, winien usilniej pracować, by ich ilość powiększyć. Na tym polega Miłosierdzie Chrystusa, że tak wysoko ceni ludzi pracy, że potępił pogańskie o pracy pojęcia; że żąda, byśmy korzystali z samych zdolności celem ukształtowania w sobie życia wewnętrznego na wzór Tego, który powiedział: „Ojciec mój działa aż do tej chwili i ja też działam” (Jan 5, 17). 46. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA WZGLĘDEM PRZYJACIÓŁ „A Jezus rozrzewniwszy się ponownie przybył do grobu” (Jan 11, 38). Jeżeli Pan Jezus był miłosierny względem wrogów, to tym bardziej względem przyjaciół, których darzył szczególniejszą poufałością. Do przyjaciół Zbawiciela trzeba zaliczyć przede wszystkim Jego Matkę — Maryję i Apostołów, których sam nazwał przyjaciółmi: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi… Już was nie nazwę sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego. Lecz nazwałem was przyjaciółmi, bo wszystko, cokolwiek od Ojca usłyszałem, oznajmiłem wam” (Jan 15, 14 – 15). Przyjaciółmi również byli wszyscy uzdrowieni i wskrzeszeni przez Chrystusa, a przede wszystkim Łazarz z Betanii z siostrami Martą i Marią, u których nieraz gościł. 1. Pismo Św. mało mówi o stosunku Pana Jezusa do Matki, ale z kilku wyrażeń możemy wnioskować, jaki to był stosunek. Jeżeli do każdego człowieka stosujemy wyrażenie: „Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego przyciągnąłem cię litują się” (Jer. 31, 3), to przede wszystkim słowa te wyrażają stosunek Słowa Przedwiecznego do Maryi. Jest to stosunek miłości miłosiernej, bo sama Ona nie zasłużyła na to wyróżnienie. Miłosiernie ukochał Syn Boży 151 Maryję przed wiekami, a szczególnie gdy po wypełnieniu się czasów „Słowo ciałem się stało” za Jej przyzwoleniem. Można sobie wyobrazić, z jaką czułością tuliło się Dzieciątko Jezus do swej Matki w czasie ucieczki do Egiptu, — z jaką dziecięcą prostotą zwracało się do swej karmicielki, gdy odczuwało głód i pragnienie, z jaką miłością życzliwości spełniał Jej polecenia Ten, o którym Ewangelista krótko mówi: „Był im poddany” (Łuk. 2, 51). Szczególniejszy dowód miłosiernej miłości ku swej Matce dał Pan Jezus w Kanie, gdy usłyszał z ust Jej: „Wina nie mają” i następnie wodę w wino zamienił. Jak pierwsze spojrzenie kwilącego w żłóbku Jezusa było skierowane do Matki i pierwszy cud został spełniony za Jej wstawiennictwem, tak i ostatnie myśli i spojrzenia Jego spoczęły na Niej, a ostatnie słowa złożyły w Jej objęcia to, co Chrystus miał najdroższego, za co oddawał swe życie — dusze nasze: wszystkie swe łaski przekazał Jej szafarstwu. Po śmierci zaś zabrał Ją z ciałem do chwały wiecznej jako Królowę nieba i ziemi. Jakkolwiek Maryja, jak nikt ze stworzeń, współpracowała z łaskami, jednak sama na taką godność nie zasłużyła: wszystkie Jej przywileje były dziełem nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Spośród licznych uczuć serca ludzkiego nie ma delikatniejszego ani głębszego nad miłość syna do matki: jest to jedyna miłość, której można się oddać całym sercem bez żadnej obawy. Jeżeli taka jest miłość synowska u ludzi pospolitych, to cóż dopiero u Jezusa — Boga – Człowieka, który sam dał przykazanie: „Czcij ojca twego i matkę twoją”. A jednak w pewnych wypadkach stawiał On kogoś wyżej: więcej cenił i kochał wolę Ojca niebieskiego, jak to wynika z odpowiedzi Jego przy znalezieniu w świątyni: „Czyż nie wiedzieliście, że w tym, co jest Ojca mojego, być winienem” (Łuk. 2, 49). Podobnie się również zachował, gdy nauczał w pewnym domu i powiadomiono Go, że przed domem są krewni Jego z Matką, którzy chcą z Nim mówić: „Rzekł: Któż jest matką moją? i braćmi moimi? I popatrzywszy na tych, którzy wokół niego siedzieli, rzekł: Oto matka moja i bracia moi. Kto by bowiem czynił wolę Boga, ten bratem moim i siostrą moją i matką moją jest” (Marek 3, 33 i 35). 2. Kto wiernie służy Bogu i całkowicie jest Mu oddany, temu Zbawiciel okazuje więcej Miłosierdzia swego, niż krewnym według ciała. Takimi właśnie byli Apostołowie i uczniowie Jego, których nazwał przyjaciółmi, uczynił ich powiernikami swych tajemnic i dopuścił do bliskiej poufałości. Zbawiciel nie wypiera się pokrewieństwa cielesnego ze swoimi, ale zaznacza uroczyście swoje pokrewieństwo z Ojcem niebieskim i duchowe pokrewieństwo z Apostołami, uczniami i duszami bliskimi, nad którymi pracuje zgodnie z wolą Ojca 152 niebieskiego i tej pracy dla jakichkolwiek względów nie zaniecha. Najbliższymi bowiem krewnymi są Mu ci, którzy Go słuchają i wypełniają słowo Boże. Maryja i w tym wypadku była dla Jezusa najbliższa, a słowa i zachowanie się Jego nie były dla Niej żadnym ubliżeniem, ale — przeciwnie — wyróżnieniem. Cieszyła się Ona z głębi Serca, że Jej Syn przyjmuje do rodziny swojej wszystkich pełniących wolę Bożą, do której i Ona stosuje się jak najściślej. Pragnie, by wszyscy ludzie stali się przyjaciółmi Jego i otrzymali przeobfite Miłosierdzie Boże. Oprócz Apostołów i uczniów, Pan Jezus miał i innych przyjaciół, spośród których Ewangeliści wyróżniają Łazarza i jego siostry — Martę i Marię. Pewnego razu Zbawiciel zatrzymał się u nich dla odpoczynku po drodze, a każda z sióstr starała się Go uczcić na swój sposób. Zapobiegliwa Marta starała się przede wszystkim Pana Jezusa ugościć: przyszedł bowiem znużony pracą, zmęczony podróżą, a może spragniony i głodny. A młodsza jej siostra Maria wolała słuchać słów Jego, które porywały tłumy i zmieniały ich serca. W pewnym momencie Marta, powodowana może współzawodnictwem w miłości do Jezusa, odważa się na szczere i pełne ufności słowa: „Panie, czyż nie ma to dla ciebie znaczenia, że siostra moja zostawiła mię, abym sama posługiwała. Powiedz jej przeto, aby mi pomogła. A odpowiadając rzekł jej Pan: Marto, Marto, troszczysz się i kłopoczesz o wiele rzeczy, a przecież jednej tylko potrzeba. Maria najlepszą cząstkę obrała, która jej nie będzie odjęta” (Łuk. 10, 40 – 42). Jeżeli Maria jest Magdaleną, jak wielu sądzi, trzeba podziwiać Miłosierdzie Chrystusa względem tej owcy odnalezionej, że pozwala jej siedzieć u nóg i słuchać pilnie swoich słów, że ją wyróżnia przed Martą i zapewnia, że jej cząstka, czyli życie kontemplacyjne nie będzie jej odjęte. To wyróżnienie występuje jeszcze jaskrawiej na uczcie u Szymona Trędowatego w Betanii. Gdy ucztujący spoczywali na swoich miejscach zwróceni głowami ku wspólnemu stołowi, a nogi wysuwając na zewnątrz, Maria przystąpiwszy do miejsca, gdzie spoczywał Jezus, wylała kosztowne wonne olejki najpierw na głowę Jezusa, a potem na nogi i otarła je swoimi włosami. Na uwagę Judasza Iskarioty, „czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ubogim…” rzekł Jezus: „Dozwólcie jej, aby to na dzień pogrzebu mego uczyniła. Ubogich bowiem zawsze macie pośród siebie, a mnie nie zawsze macie” (Jan. 12, 3 – 8; por. Marek 14, 3). Pan Jezus wprost rozczulająco bierze Marię w obronę i wyjaśnia, dlaczego uczynek jej jest dobry: „Zaprawdę powiadam wam, gdziekolwiek po wszystkim świecie będzie głoszona ta ewangelia, mówić się będzie i o tym, co ona uczyniła: ku jej pamięci” (Mat. 26, 13). Jej pozwoli stać pod krzyżem w czasie swojego trzygodzinnego konania, namaścić swoje ciało po śmierci i wyróżni ją spośród wszystkich Apostołów i uczniów, gdy nie komu innemu, ale jej pierwszej ukaże się po swoim chwalebnym Zmartwychwstaniu: „A 153 powstawszy rankiem w pierwszy dzień tygodnia, ukazał się naprzód Marii Magdalenie, z której wyrzucił był siedmiu czartów” (Marek 16, 9). Wyjątkowe Miłosierdzie okazał Pan Jezus Łazarzowi, którego nazwał, jak i Apostołów, przyjacielem i przywrócił mu życie w kilka dni po śmierci, gdy już się rozkładał. Na uwagę zasługuje rozrzewnienie dwukrotne Zbawiciela, zauważone przez otaczających, już to przez współczucie dla sióstr, opłakujących brata, już to z żalu za zmarłym. „I zapłakał Jezus” (Jan 11, 35) — podaje naoczny świadek, a te łzy są najlepszym dowodem Miłosierdzia Chrystusa względem przyjaciół. * * * Wszyscy, którzy się poświęcają służbie Bożej i pełnią sumiennie swe obowiązki, zasługują na miano szczególniejszych przyjaciół Chrystusowych. Jak wielka to pociecha i zachęta, by się zbliżyć do Niego i stać się naprawdę drogim Mu członkiem Jego duchowej rodziny. Będę się starał pełnić wolę Bożą we wszystkim, bo to jest konieczny warunek przyjaźni Jezusa. 47. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W NAUCE O MIŁOSIERDZIU BOŻYM „Ojciec wasz miłosierny jest” (Łuk. 6, 36). Miłosierdzie Boże jest tajemnicą, której człowiek sam dokładnie poznać nie może. Wprawdzie sam rozum nam mówi, że Bóg jest miłosierny i każdy człowiek w nieszczęściu odruchowo zwraca się do Boga, a ma na myśli Boga miłosiernego. Tę prawdę przepięknie opiewa Psalmista w licznych miejscach: „Miłosierdzie jego uprzedzi mnie” (Ps. 58, 11); „…pójdzie za mną po wszystkie dni żywota mojego” (Ps. 22, 6); „…wiecznie zbudowane w niebie” (Ps. 88, 3) itp. Atoli dopiero Pan Jezus podał nam dokładną naukę o Miłosierdziu Bożym, jak przepowiedział to o Nim tenże Psalmista: „Nie taiłem Miłosierdzia twego i prawdy twojej przed zgromadzeniem wielkim” (Ps. 39, 11). 1. Pan Jezus nie zataił Miłosierdzia Bożego przed światem, ale ujawnił je w tajemnicy Wcielenia, w życiu swoim ukrytym i publicznym, a naocznie 154 ukazał je w tajemnicy Odkupienia, umierając na krzyżu za grzechy całego świata. W Jezusie Chrystusie objawia się sam Bóg, ujawniają się w Nim wszystkie doskonałości Boże, jak to sam powiedział: „Kto widzi mnie, widzi i Ojca… Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we mnie” (Jan 14, 9 – 11) „…Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (10, 30). Szczególnie jednak życie Chrystusa jest poglądową lekcją o Miłosierdziu Bożym, a Jego przypowieści naświetlają tę doskonałość wszechstronnie, przede wszystkim przypowieść o synu marnotrawnym, o owcy zgubionej i o drachmie. Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy zażądał od ojca przypadającej nań części majątku i po otrzymaniu jej udał się w daleką krainę, gdzie wszystko w rozpuście roztrwonił. Tymczasem w owej krainie nastał głód, przed którym ratując się ów młodzieniec przyjął służbę u jednego z wieśniaków. Ten kazał mu paść wieprze, ale nie wynagradzał go dostatecznie, tak że młodzieniec ów głodował. Wówczas wspomniał o domu rodzinnym, gdzie najemnicy mieli się lepiej niż on teraz. Toteż wstał i wrócił do ojca gotów nawet być już nie synem, ale tylko sługą. Ojciec z daleka poznał swego syna, wyszedł na jego spotkanie i z radością go powitał, ubierając go odpowiednio i urządzając na jego cześć ucztę. Gdy starszy syn na to się oburzył, ojciec mu rzekł „Należało weselić się i ucztować, gdyś to jest brat twój, który umarł był, a ożył, zaginął był, a odnalazł się” (Łuk. 15, 32). Przypowieść ta daje oparcie i napawa nadzieją wszystkich synów ludzkich, a pod względem formy może być przedmiotem zazdrości największych mistrzów słowa. W krótkim i prostym opowiadaniu podaje barwny obraz każdego stanu grzesznego marnotrawnego syna i uprzedzającą, wprost niezrównaną litość miłosiernego ojca oraz zarozumiałą pychę starszego syna, połączoną z zawiścią i gniewem. W młodszym synu można widzieć pogaństwo, które zmarnowało i rozproszyło dobra przyrodzone i znalazło się w strasznym ubóstwie i w rozpaczy. I jak zbłąkany syn wskutek nieszczęścia przychodzi do równowagi i wraca do ojca, — tak narody pogańskie chętnie przyjmują chrześcijaństwo i wracają do Ojca niebieskiego. Opowiadając o nawróceniu się syna marnotrawnego, Zbawiciel zarazem podał warunki, które zachowując każdy grzesznik może się spodziewać przebaczenia. Ów młodzieniec po zmarnowaniu majątku zastanawia się nad swoim smutnym stanem i przypomina sobie, co złego uczynił, czyli czyni rachunek sumienia. Następnie żałuje za swą lekkomyślność, gdyż obraził swego Ojca, czyli obudza skruchę za grzechy. Potem postanawia wrócić do ojca, by zostać u niego ostatnim sługą, a więc robi mocne postanowienie poprawy. To postanowienie w czyn wciela, gdy idzie do ojca i przyznaje się do winy, czyli spowiada się. Wreszcie stara się wynagrodzić ojcu krzywdę wyrządzoną, a więc spełnia zadośćuczynienie. Ojciec w tej przypowieści jest obrazem Boga, a dobroć jego obrazem Miłosierdzia Bożego, które nie krępuje wolnej woli człowieka i raczej 155 dopuszcza zło, niż zmusza wolę. Bóg pamięta o grzeszniku i udziela mu łaski uprzedzającej, która powoduje jego nawrócenie. Jeszcze bardziej Miłosierdzie Boże ujawnia się w obrazie serdecznego przyjęcia, jakiego doznał syn marnotrawny. Wobec jednego słowa żalu i samooskarżenia Ojciec zapomina o występku i przywraca syna do poprzedniego stanu łaski i bogactw, udziela wolności i obywatelstwa oraz ujawnia swą miłość uczcie radosnej i obronie przed starszym synem. Ta niezrównanie piękna przypowieść Pana Jezusa posiada siłę wymowy nie tylko dla grzeszników, ale i dla faryzeuszów, których obrazem jest syn starszy. Tu Zbawiciel piętnuje ich pogardę dla celników i grzeszników, których On usiłuje nawrócić. Tu i Apostołowie musieli być upomnieni, gdy chcieli sprowadzić ogień na miasta samarytańskie, a potem długo sprzeciwiali się nawróceniu pogan. W tym wszystkim okazuje się bezmiar Miłosierdzia. Bożego, tym większego — im większa była złość i niewdzięczność grzeszników. Jakaż to miła i przekonywująca nauka dla słuchających jej grzeszników. 2. Przypowieść o zgubionej owcy przedstawia nam Boga miłosiernego, który nie tylko chętnie przebacza pokutującym grzesznikom, ale szuka ich i czynnie troszczy się o ich zbawienie. Pewien pasterz miał sto owiec; jedna z nich gdzieś się zabłąkała. Strapiony właściciel trzody przekazuje pozostałe owce swym pomocnikom, a sam idzie na poszukiwanie zaginionej, nawołuje, wytęża słuch, aż nagle odzywa się gdzieś znajome beczenie. Z radością poznaje, że to głos zaginionej owieczki, biegnie do niej, bierze ją na ramiona i odnosi do owczarni, nie troszcząc się o dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, następnie zwołuje przyjaciół i towarzyszy, by podzielić się z nimi tak wielką radością. Wreszcie Zbawiciel dodaje: „Powiadam wam, że taka będzie w niebiesiech radość z jednego grzesznika, czyniącego pokutę, jak z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy pokuty nie potrzebują” (Łuk. 15, 4 – 7). Tym troskliwym i miłosiernym pasterzem jest Chrystus. Ileż trudu poniósł On dla naszego zbawienia! Oto dążąc za zgubionymi owcami ludzkości stał się człowiekiem, szuka ich teraz po miastach i wsiach Palestyny, znajduje wielu uwikłanych w ciernie grzechów, bierze ich na ramiona i wszystkich pragnie mieć w swej owczarni — Kościele, w którym leczy ich rany łaskami w Sakramentach Świętych. Widzimy to Miłosierdzie Boże bardzo czynne w trosce o zbawienie grzeszników. Występuje ono jako największa doskonałość odnośna Boga, jak utrzymują teologowie i Ojcowie Kościoła, bo z żadnego faktu nie ma tak wielkiej radości w niebiesiech, jak z nawrócenia jednego grzesznika. Cieszą się z tego wszyscy, co są bliscy Boga, a więc i Aniołowie, którzy są naszymi orędownikami w niebie, a stróżami na ziemi. 156 Podobny cel ma przypowieść o zgubionej drachmie. Pewna niewiasta zaoszczędziła dziesięć drachm, z których jedną zgubiła. Strapiona zapala lampkę, zagląda do najciemniejszych kątów, wymiata wszystkie szpary w podłodze, aż wreszcie spostrzega swą monetę między dwiema deskami. Wówczas raduje się żywiołowo: zaprasza przyjaciółki, by opowiedzieć im wszystko i podzielić się radością z odnalezionej zguby. „Tak, powiadam wam — kończy opowiadanie Zbawiciel — radość będzie wśród Aniołów Bożych nad jednym grzesznikiem pokutę czyniącym” (Łuk.15, 10). Jak drachma do niewiasty, tak my należymy do Boga, który ceni nas jako swą własność, a utraconych przez grzech poszukuje w różny sposób: przez wyrzuty sumienia, upomnienia przełożonych i przykład osób trzecich, a nieraz nawet przez kary doczesne, by nas odzyskać z powrotem i uchronić od kar wiecznych. Oto obrazowe przedstawienie nieskończonego Miłosierdzia Bożego w nowym Królestwie Chrystusa, którego dostępujemy pod warunkiem poprawy i szczerej pokuty za grzechy, jak głosił Jan Chrzciciel: „Czyńcie pokutę, albowiem przyblizyło się Królestwo niebieskie” (Mat. 3, 2) i co potwierdził Chrystus: „jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy zginiecie” (Łuk. 13, 5). * * * Dobry pasterz umie leczyć najcięższe rany grzechu i wyzwalać z najbardziej zawiłych cierni, byle tylko zabłąkana owieczka choć w małym stopniu wykazała chęć powrotu do owczarni. Jaka to pociecha dla nas i pobudka do ufności Jezusowi! 48. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W ZAPOWIEDZENIU PRZENAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU „Jam jest chleb żywy, który z nieba zstąpił” (Jan 6, 41). Było to nazajutrz po pierwszym rozmnożeniu chleba i przejściu po wodzie w Kafarnaum. W synagodze zebrała się wielka rzesza, składająca się przeważnie z tych, którzy w przeddzień zostali cudownie nakarmieni. Byli oni bardzo wzruszeni, ale przy całym uszanowaniu i zapale dla Pana Jezusa pełni 157 cielesnych i światowych pragnień. Toteż Zbawiciel w nauce usiłuje oderwać ich od doczesności i skierować ku pożądaniu rzeczy wiecznych — „chleba z nieba”. 1. Chrystus zwraca się nasamprzód do tych, którzy uczestniczyli w cudzie rozmnożenia chleba: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że szukacie mnie nie dlatego, żeście widzieli cuda, ale że pożywaliście chleb i nasyciliście się. Starajcie się nie o pokarm, który ginie, ale który trwa na żywot wieczny, a który da wam Syn Człowieczy. Bo na nim Bóg Ojciec znamię swe położył. Rzekli tedy do niego: «Cóż mamy czynić, aby pełnić dzieła Boże?» A odpowiadając Jezus rzekł im: «To jest dzieło Boże, abyście wierzyli w tego, którego On posłał»” (Jan 6, 26 – 29). Nasamprzód tedy trzeba wierzyć w Jezusa jako wysłańca i Syna Bożego. Żydzi tak i zrozumieli te słowa Zbawiciela i zaczęli domagać się jakiegoś niezwykłego znaku, jakby cuda dotychczas przez Chrystusa zdziałane jeszcze nie wystarczały. Toteż pytają: „Cóż więc za cud uczynisz, abyśmy ujrzeli i uwierzyli ci? Czego dokonasz? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak jest napisane: «Chleb z nieba dał im do spożycia». Rzekł im tedy Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale Ojciec mój daje wam prawdziwy chleb z nieba” (Jan 6, 30 – 32). Tu Zbawiciel jeszcze bardziej podkreśla potrzebę wiary i podaje odpowiednie pobudki: Powołuje się na Ojca, który Go zrodził i którego On jest wiecznym obrazem. On też sam widzi Ojca, gdy wszyscy inni tylko z pomocą łaski słyszą o Nim i o Jego woli: „Ojcowie wasi pożywali mannę na pustyni i pomarli. A ten jest chleb, który z nieba zstępuje, aby każdy, który go spożywać będzie, nie umarł” (Jan 6, 49 – 50). Wreszcie wskazuje na pożytki i korzyści wiary w Niego: „Kto wierzy we mnie, nigdy pragnąć nie będzie” (Jan 6, 35). Chrystus nie odrzuci wierzącego i nie dopuści, aby zginął, ale da mu żywot wieczny zgodnie z wolą Ojca: „Bo zstąpiłem z nieba, nie żebym czynił wolę moją, ale wolę tego, który mię posłał. A to jest wola Ojca, który mię posłał, abym nic nie stracił z tego, co mi dał, ale żebym to wskrzesił w dzień ostateczny… aby każdy, kto spogląda na Syna i wierzy weń miał żywot wieczny” (Jan 6, 38 – 40). Słysząc o chlebie, który z nieba zstępuje i ma większą skuteczność niż manna, bo zapewnia życie wieczne, Żydzi przerywają Panu Jezusowi okrzykiem: „Panie, daj nam zawsze tego chleba! I rzekł im Jezus: Jam jest chleb żywota, kto przychodzi do mnie, nie będzie łaknął, a kto wierzy we mnie; nigdy pragnąć nie będzie. Ale mówiłem wam i widzieliście mnie, a nie wierzycie” (Jan 6, 34 – 36) 158 2. Według Ricciotti'ego na tym skończyła się pierwsza rozmowa Pana Jezusa z Żydami na temat obietnicy Eucharystii. Wywołała ona duże zainteresowanie i szemranie, „że powiedział: «Jam jest chleb żywy, który z nieba zstąpił». I mówili: Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakże więc może on mówić: Zstąpiłem z nieba?” (Jan 6, 41 – 42). Pan Jezus skorzystał w następną sobotę z zebrania w synagodze, aby udzielić bardziej szczegółowych wyjaśnień o chlebie z nieba. Wypowiedziawszy na wstępie kilka ogólnych uwag, Zbawiciel wrócił do tego samego tematu: „Nie szemrajcie między sobą: «Nikt nie może przyjść do mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec, który mię posłał; a ja go wskrzeszę w dzień ostateczny». Jest napisane u proroków: «I będą wszyscy uczniami Bożymi». Każdy, kto usłyszał od Ojca i nauczył się, przychodzi do mnie. Nie jakoby Ojca kto widział, bo tylko ten, który jest od Boga, ten widział Ojca. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: «Kto wierzy we mnie, ma żywot wieczny. Jam jest chleb żywota»” (Jan 6, 43 – 48). Zdumieli się Żydzi, słysząc powtórnie to samo powiedzenie Chrystusa, że „jest chlebem żywota”. Absolutnie nie chcieli się zgodzić z dosłownym znaczeniem tego wyrażenia i może niektórzy zaczęli przypuszczać, że trzeba je rozumieć symbolicznie. Wówczas Pan Jezus, aby usunąć wszelką wątpliwość, jeszcze wyraźniej oświadczył: „Jam jest chleb żywy, który z nieba zstąpił; jeśliby kto pożywał tego chleba, żyć będzie na wieki, a chlebem, który ja mu dam, jest ciało moje za życie świata” (Jan 6, 51 – 52). Na te słowa Żydzi osłupieli. To już nie jest jakieś symboliczne wyrażenie, ale literalne i bardzo wyraźne. Dlatego „sprzeczali się Żydzi między sobą mówiąc: Jakże on może nam dać ciało swoje na pokarm?” Jezus, słysząc dyskusję słuchaczy, jeszcze wyraźniej powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeślibyście nie spożywali ciała Syna Człowieczego i nie pili krwi jego, nie będziecie mieć życia w sobie. Kto pożywa ciało moje i pije moją krew, ma żywot wieczny, a ja w dzień ostateczny wskrzeszę go. Bo ciało moje prawdziwie jest pokarmem, a krew moja prawdziwie jest napojem. Kto pożywa moje ciało i pije moją krew, we mnie mieszka, a ja w nim. Jako mię posłał żyjący Ojciec, i ja żyję dla Ojca, a kto pożywa mnie i on żyć będzie dla mnie” (Jan 6, 53 – 58). Skutki tej nauki Chrystusa były inne u ludu i uczniów, a inne u Apostołów. Na domaganie się przez Pana Jezusa wiary lud odpowiedział żądaniem cudów. Gdy zaś zapowiedział im chleb z nieba, dający życie wieczne, a potem oświadczył, że On jest tym chlebem, a przede wszystkim jest nim ciało Jego, podburzeni przez faryzeuszów Żydzi zaczęli szemrać, pogardliwie wspominać o Jego pochodzeniu i sprzeczać się, jak to się stać może, że On da swe ciało na jedzenie. Wówczas Zbawiciel miłosiernie im wyjaśnia, że dlatego nie wierzą, bo nie mają oświecenia przez łaskę Ojca niebieskiego. 159 Uczniowie Zbawiciela również się gorszą z tajemnicy Eucharystii, mówiąc: „Twarda to mowa i któż jej słuchać może? A Jezus, świadom, że szemrali na to uczniowie jego, rzekł do nich: To was gorszy? Cóż dopiero, gdy ujrzycie Syna Człowieczego, wstępującego tam, gdzie był pierwej? Duch jest tym, który ożywia, ciało nic nie pomoże. Słowa, którem wypowiedział, duchem są i życiem. Atoli są między wami tacy, którzy nie wierzą” (Jan 6, 61 – 65). I tu mówi im o przyczynie ich niewiary: „Nikt nie może przyjść do mnie, jeśliby mu nie było dane od Ojca mego” (Jan 6, 66). Wówczas wielu z uczniów odeszło od Mistrza, publicznie wyparło się wiary i już z Nim nie chodzili. Przepełniony goryczą i boleścią Pan Jezus zwraca się do Apostołów i pyta: „Czy i wy odejść zamierzacie? Odpowiedział mu tedy Szymon Piotr: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego. A myśmy uwierzyli i przekonali się, żeś ty jest Chrystus, Syn Boży” (Jan 6, 68 – 70). To mężne wyznanie ucieszyło Pana Jezusa, ale przeniknął On serca wszystkich obecnych i poznał, że jeden z nich nie podziela zdania Piotra, ten mianowicie, który w przyszłości miał Go haniebnie zdradzić. Toteż z Miłosierdzia swego ostrzegą go: „Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest szatanem” (Jan 6, 71). Cała nauka o „chlebie z nieba” jest dziełem Miłosierdzia Zbawiciela, który w ten sposób przygotowuje Apostołów do tego, co ustanowi w Wielki Czwartek. Postawił On tu sprawę bardzo jasno i nie cofnął się ani na słowo, chociaż słuchacze zaczęli Go opuszczać. Okazał wielkie Miłosierdzie Apostołom, których wspomógł szczególną łaską, by wytrwali w wierze, a przede wszystkim Piotra, który swą mocną wiarę odważnie wyznał, i który będzie utwierdzał w wierze wszystkich innych. * * * Chrystus jest chlebem życia. Tą prawdą żyli chrześcijanie w okresie prawa i polityki rzymskiej. Tą prawdą i my żyjemy w okresie dzisiejszych przeobrażeń społecznych, wołając: Ty, Panie, jesteś chlebem życia, Ty dajesz wzrost i życie nadprzyrodzone. 160 49. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W ZAPOWIEDZI PRYMATU PIOTRA „Ty jesteś Opoką, a na tej opoce zbuduję Kościół mój” (Mat. 16, 18). Spośród Apostołów Pan Jezus wyróżnił Piotra od pierwszego z nim spotkania, nadając mu nowe imię: „Tyś jest Szymon, syn Jony; będziesz się nazywał Kefas, to znaczy — Piotr” (Jan 1, 42). Była to przepowiednia szczególnego wyróżnienia i posłannictwa. Gdy chciał przemawiać do cisnącej się rzeszy, wstąpił do łodzi Piotra (Łuk. 5, 3) i wkrótce powiedział do niego: „Wyjedź na głębię i zapuśćcie sieci wasze na połów” (Łuk. 5, 4), a po cudownym połowie ryb rzekł do niego: „Nie lękaj się, odtąd już ludzi łowić będziesz”, co wszystko oznaczało, że połowem dusz kierować będzie Piotr, którego wziął Mistrz na górę Tabor, do domu Jaira i do Ogrójca. Tylko Piotr za pozwoleniem Chrystusa chodził po wodzie (Mat. 14, 29), zarzucił wędkę dla złapania ryby, by znalezioną w jej pyszczku monetą (staterem) zapłacić podatek (Mat. 17, 26). On tylko w imieniu innych Apostołów przemawia „Otośmy opuścili wszystko” (Mat. 19, 27); „Panie, do kogo pójdziemy?” (Jan 6, 69), jak również prosi o wyjaśnienie przypowieści: „Wyłóż nam tę przypowieść” (Mat. 15, 15). Wszyscy Ewangeliści, wyliczając Apostołów, stawiają Piotra na pierwszym miejscu i przede wszystkim za niego Zbawiciel się modlił, aby jego wiara nie ustała i by on „w przyszłości utwierdzał braci swoich” (por. Łuk. 22, 32). Wreszcie Piotrowi Chrystus wyraźnie obiecał prymat w Kościele. 1. Było to nad jeziorem Merom, w okolicy Cezarei Filipowej, dokąd Pan Jezus udał się z Apostołami, by w odosobnieniu przygotować ich duchowo do przyjęcia wielkiej tajemnicy o majestatycznej swojej godności i władzy, jaką przeleje na Piotra. W pewnej chwili po drodze zapytał ich: „Za kogo mnie ludzie mają? Oni tedy odpowiedzieli mu, mówiąc: Za Jana Chrzciciela, drudzy za Eliasza, a inni za jednego z proroków” (Marek 8, 27 – 28). Pytanie jaka jest opinia postronnych było tylko przygotowaniem do najważniejszej opinii samych uczniów. Dlatego wysłuchawszy wszystkich odpowiedzi „rzekł im Jezus: A wy za kogo mię macie? Odpowiadając Szymon Piotr, rzekł: Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego” (Mat. 16, 15 – 16). Wszyscy wpatrzeni w Mistrza wyrażali cichą aprobatę słów Piotra. 161 Wówczas Pan Jezus objął Apostołów swym wzrokiem, a zwracając się do tego, który przemówił, rzekł: „Błogosławionyś, Szymonie Bar Jona, bo ciało i krew nie objawiły tobie, jeno Ojciec mój, który jest w niebiesiech. A ja ci powiadam, że ty jesteś Opoką, a na tej opoce zbuduję Kościół mój, i bramy piekielne nie zwyciężą go. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego: a cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebiesiech; a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebiesiech” (Mat. 16, 17 – 49). Piotr mówił wobec wszystkich Apostołów i w imieniu wszystkich, ale nie z ich polecenia, lecz niezależnie od nich, jako narzędzie Boskiego objawienia. Wynika to z dalszych słów Chrystusa o nim. Piotr daje Swe świadectwo z całym wewnętrznym przekonaniem, w wyrazach silnych i uroczystych, z wielkim wewnętrznym i zewnętrznym zapałem. Był on przepełniony Duchem Św., gdy występował stanowczo wobec reszty Apostołów. To Pierwszy Papież uroczyście ogłasza podstawowy dogmat wiary i podaje drugim do wierzenia. Piotr nazywa Chrystusa „Synem Boga żywego”, czyli uznaje, że Jezus, mając duszę ludzką, postać i rysy człowieka, jest jednocześnie Bogiem, — że ta dusza ludzka widzi Boga jako akt niezłożony i nieskończony, przypatruje się z zachwytem wezbranym falom bytu, widzi swe tajemnicze zjednoczenie osobowe z drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej, że z tej świadomości takiego zjednoczenia czerpie siłę i wesele oraz głębokość swego świata wewnętrznego,— że ta dusza Jego jest punktem, w którym Bóg najściślej łączy się ze stworzeniem. Tej pełni życia Boskiego odpowiada także ciało i krew Jezusa, wzięte z Niepokalanej Dziewicy za sprawą Ducha Świętego. 2. Słysząc z ust Piotra wyznanie swego Bóstwa, Zbawiciel stwierdza, że nie w sposób naturalny zdobył on tę wiadomość, lecz że Bóg z Miłosierdzia swego objawił mu tę prawdę. Dlatego winszuje mu wybraństwa Bożego i pochwala go za natychmiastowe współdziałanie z łaską: „Błogosławionyś, Szymonie!” Następnie wymienia miłosierne skutki tego współdziałania, jakimi są: ścisłe połączenie z Odkupicielem, siła i moc nieugięta w walce z mocami ciemności, władza nad sumieniami ludzi i wielka chwała w niebie. Wyróżnia go spośród innych Apostołów i obiecuje prymat. Razem ze zmianą imienia zapowiada zmianę w jego stanowisku i wielkie przeznaczenie w nowym Królestwie Bożym. Zapowiadając prymat Pan Jezus oznacza jego istotę i skutki wewnętrzne i zewnętrzne. Istotą prymatu jest to, że będzie fundamentem Kościoła, od którego zależy trwałość budowy. Kościół jest stowarzyszeniem, a fundamentem każdego stowarzyszenia jest głowa czyli władza rządząca nim. Ma tedy Piotr rządzić Kościołem, bronić go i podtrzymywać go jak fundament budowę. Cały więc Kościół nauczający i słuchający spoczywa na nim, stoi z nim i z niego czerpie wskazówki i kierunek, naukę i moc pasterską. 162 Zbawiciel określa i zewnętrzną skuteczność prymatu w jego mocy odpornej i nienaruszonej przeciwko zewnętrznym atakom wroga. „Bramy piekielne nie zwyciężą go”, co znaczy, że potęgi zewnętrzne, pochodzące od ludzi lub od świata złych duchów, nie zdołają zniszczyć fundamentu. Mogą to być kłamstwa (herezje), nienawiści (schizmy), przekleństwa i krwawe prześladowania — wszystkie one nie naruszą w niczym skały, na której wznosi się Kościół. W zapowiedzianym prymacie św. Piotra zawiera się zarazem jego nieomylność. Kościół bowiem jest przede wszystkim społecznością ludzi wierzących, a podstawą wiary jest nieomylność głowy, od której wszystko inne zależy, a więc: władza kluczy, czyli związywania i rozwiązywania, orzekanie w sprawach wiary i moralności, stanowienie lub znoszenie nakazów i zakazów, kary kościelne oraz odpuszczanie grzechów i kar za nie należnych. Jest to władza nieograniczona co do przedmiotu. Prawdziwie fundamentem tej władzy i niewidzialną głową jest Chrystus, a widzialną głową jest Piotr, któremu Chrystus tę władzę przekazał. Wyznanie Piotra przyjmuje Pan Jezus tylko w obecności uczniów i nakazuje im, aby przed ludem nie ogłaszali, że On jest Mesjaszem, albowiem obecnie byłoby to rzeczą niebezpieczną. Żydzi oczekiwali Mesjasza, który wyzwoli ich spod władzy Rzymian, toteż mogliby się burzyć, gdyby się dowiedzieli, że Mesjasz już przyszedł. Wyznanie Piotra i zapowiedź prymatu odbywa się u stóp wysokiego Hermonu w przepięknej okolicy, aby ujawnić jeszcze silniej wielkość, szczytność, trwałość, zwycięstwo i obfitość błogosławieństwa kościelnego prymatu, — odbywa się poza ziemią żydowską — na ziemi pogańskiej, by pokazać, że królestwo Mesjasza przejdzie od Żydów do narodów pogańskich. W zapowiedzeniu prymatu Chrystus okazuje wielkie swe Miłosierdzie zarówno względem Piotra, jak całego Kościoła. Względem Piotra, albowiem on sam na to nie zasłużył: „bo ciało i krew nie objawiły tobie, jeno Ojciec mój, który jest w niebiesiech”. Tylko Bóg w nieskończonym swym Miłosierdziu wybrał go i przed innymi objawił mu wielką tajemnicę. Dlatego i Chrystus w swym Miłosierdziu wybiera go na głowę widzialną swego Kościoła. Jest to również Miłosierdzie Boże dla całego Kościoła, gdyż dzięki temu będzie on bezpieczny w swej Prawdzie mimo ustawicznych na nią ataków mocy ludzkich i piekielnych, a wyznawca Jezusa będzie mógł bez obawy pobłądzenia wierzyć temu, czego naucza Jego Namiestnik. * * * 163 Ponad antagonizmami narodowymi stoi ten jedyny wielki gmach: święty Kościół Powszechny, zbudowany na niewzruszonej skale. Święty to dom, albowiem tchnie świętością i wychowuje do niej. Majestatyczny to tom, urządzony w Boskim stylu. Apostolski to dom dzięki prawowitemu następcy po Piotrze. Jest to dom dla wszystkich narodów i dla wszystkich pokoleń. Wiara tego Kościoła wszędzie mi będzie towarzyszyła, choćby trzeba było oddać za nią życie. 50. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W NAWOŁYWANIU DO POKUTY „Jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łuk. 13, 3). Wyrzuty sumienia, wynikające ze świadomości winy popełnionej, są największym nieszczęściem człowieka, którego nie potrafi usunąć żadna nauka i sztuka ani wszystkie skarby na świecie. Czynnikiem tu decydującym jest tylko sam Bóg, który jeszcze w Starym Testamencie powiedział ustami Proroka: „Jeśli niezbożny będzie pokutował za wszystkie grzechy swoje, które popełnił… żywotem żyć będzie, a nie umrze” (Ezech. 18, 21). Toteż pokuta jest jedyną drogą do Miłosierdzia Bożego. Do pokuty nawoływał Jan Chrzciciel: „Czyńcie pokutę, albowiem przybliżyło się królestwo niebieskie… Czyńcie tedy owoc godny pokuty” (Mat. 3, 2 i 8), co również powtarzał i sam Zbawiciel (Mat. 4, 17). 1. Pewnego razu oznajmiono Panu Jezusowi, że Piłat kazał zamordować kilkunastu Galilejczyków w świątyni w czasie ofiary, a w przekonaniu Hebrajczyków zło materialne jest zawsze karą za zło moralne. Pan Jezus na to rzekł: „Czy mniemacie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami, niż wszyscy inni Galilejczycy, że takie rzeczy ucierpieli? Bynajmniej — powiadam wam — ale, jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łuk. 13, 2 – 3). Z tym świeżym wypadkiem Zbawiciel złączył wypadek dawniejszy, który również zdarzył się w Jerozolimie. Mianowicie w dzielnicy Siloe runęła nagle wieża zabijając osiemnaście osób, „Jako owych osiemnastu, na których. runęła wieża w Siloe i zabiła ich, czy mniemacie, że i oni byli większymi winowajcami, niż wszyscy ludzie mieszkający w Jerozolimie? Bynajmniej — powiadam wam — ale, jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łuk. 13, 4 – 5). 164 Co spowodowało zawalenie się wieży, nie wiemy. W każdym razie wszyscy wiedzieli o jednym i drugim wypadku, tłumacząc sobie, że zarówno pomordowani przez Piłata, jak i zabici przez wieżę byli gorsi od innych Żydów. Pan Jezus widzi pychę ludu wybranego, ale zarazem ma współczucie dla niego i dlatego daje mu upomnienie i nawołuje do pokuty. Zepsucie było powszechne wśród Żydów i dlatego wszyscy winni czynić pokutę, inaczej spotka ich los podobny. Ani nabożeństwa ani ofiary w świątyni nie uchronią ich przed zagrażającą zgubą, jak nie uratowała Galilejczyków świątynia, a mieszkańców Jerozolimy — sadzawka Siloe, chociaż były wyobrażeniem Mesjasza, a zarazem zawierały w sobie szczególną moc, będąc narzędziem Bożego Miłosierdzia. Chociaż tych słów nikt wówczas nie zrozumiał, spełniły się one dosłownie przy zburzeniu miasta i zniszczeniu świątyni. Mnóstwo ludu schroniło się wtedy w podziemiach świątyń i tam zostali wymordowani, albo znaleźli śmierć w gruzach. Krew więc Galilejczyków, rozlana na ołtarzu ofiarnym, i zabitych przez walącą się wieżę była zapowiedzią tych czasów strasznych, jakie rzeczywiście nadeszły po latach czterdziestu. Zbawiciel więc grozi mieszkańcom Jerozolimy gwałtownym zakończeniem życia, w przyszłej wojnie. Gwałtowny koniec Żydów jest nie do uniknięcia, jeżeli nie zmienią swego sposobu myślenia, nie będą pokutowali i nie pozbędą się świadomego oporu przeciw oczywistej prawdzie. Jak nawoływanie Pana Jezusa: „Czyńcie pokutę, albowiem przybliżyło się królestwo niebieskie” (Mat. 4, 17) tak i groźba jego: „wszyscy podobnie zginiecie” odnosiły się nie tylko do mieszkańców Jerozolimy, ale do wszystkich ludzi. Jest to przykazanie pozytywne i powszechne, obowiązujące nie tylko grzeszników, lecz i sprawiedliwych ludzi, mogących zgrzeszyć. Nawet prawdopodobnie Najświętsza Maryja Panna miała cnotę pokuty, albowiem była człowiekiem. Tylko Pan Jezus nie podlegał żadnemu grzechowi i dlatego mógł nie pokutować, chociaż w rzeczywistości pokutował za nas. Dlatego pokutowali wszyscy Święci — byli grzesznicy, aby się uświęcić, i sprawiedliwi, aby się grzechu ustrzec. Jest to absolutnie konieczne dla wszystkich ludzi koniecznością środka i koniecznością przykazania. 2. Aby zachęcić Żydów do pokuty, Zbawiciel podał przypowieść o fidze: „Człowiek pewien miał drzewo figowe zasadzone w winnicy swojej, i przyszedł szukać na nim owocu, ale nie znalazł. I rzekł do uprawiającego winnicę: «Oto przez trzy lata przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je więc, po cóż jeszcze ziemię zajmuje?» A on odpowiadając rzekł mu: «Panie, zostaw je i na ten rok, a je okopię i obłożę nawozem, czy też nie wydałoby owocu, a jeśli nie, wytniesz je później»” (Łuk. 13, 6 – 9). Figą w tej przypowieści jest lud izraelski. Znajdujemy takie porównanie u proroków: „Jako jagody winne w pustyni znalazłem Izraela, jako pierwszy owoc 165 drzewa figowego na wierzchołku jego ujrzałem ojców ich” (Oz. 9, 10). Tutaj porównuje Zbawiciel Izraelitów (jak zresztą i wszystkich zatwardziałych grzeszników) do nieurodzajnego drzewa figowego, rosnącego w kwitnącej winnicy, zapewne w przeciwieństwie do młodego Kościoła, rodzącego zawsze owoce. Ta zaś figa już przeszło trzy lata nic nie przyniosła, chociaż po niej można było spodziewać się owoców obfitych. Pan Jezus już trzy lata przemawia do tego ludu, a znalazł tylko garstkę uczniów. Reszta zaś stawia zacięty opór Jego nauce, a nawet czyha na Jego życie. Panem winnicy jest Ojciec niebieski, który wybrał naród żydowski i otaczał go szczególniejszą opieką. Trzeba wprost podziwiać wielkie Jego Miłosierdzie i niezrównaną cierpliwość, że tak długo czeka na owoce. Ogrodnikiem są prorocy, a wreszcie Syn Boży Jezus Chrystus, który już trzeci rok przykładem i nauką pielęgnuje winnicę, a w niej i figę. Na tej fidze nie znajduje owoców i słyszy polecenie Ojca wyciąć to drzewo, by nie zajmowało miejsca. Wiedziony Miłosierdziem Jezus wstawia się za figą — Izraelem — do Ojca niebieskiego, a wreszcie skropi to drzewo nie tylko potem apostolskim, ale krwią własną, która — niestety — będzie wylana bez skutku dla tego opornego i zatwardziałego narodu. Wreszcie Zbawiciel grozi, że pan winnicy wytnie to drzewo mimo prośby ogrodnika. To jest miłosierna groźba dla Izraelitów, jak i dla wszystkich grzeszników. Tu Pan Jezus poucza, że czas Miłosierdzia Bożego jest ograniczony i kto z niego nie skorzysta, będzie musiał ulec sprawiedliwej karze, która obejmie wszystkich niepokutujących: „Wszyscy podobnie zginiecie”. Póki tedy czas jest, grzesznicy muszą pokutować i nawrócić się, albowiem, jeżeli w pokucie nie będą korzystać z czasu Miłosierdzia Bożego, nadejdzie dzień wymiaru sprawiedliwości Bożej. Wkrótce sam Chrystus przeklnie drzewo figowe, gdy w Wielki Poniedziałek w drodze z Betanii do Jerozolimy nie znajdzie na nim owocu: „Niechajże już nigdy więcej nikt z ciebie owocu nie pożywa” (Marek 11, 14). Przeklinając to drzewo, chciał dać miastu i ludowi poważne ostrzeżenie; jak oni są niepłodni i jak wielka kara ich czeka. Stojące przy drodze drzewo obłudnie zwodziło, że ma owoce, w rzeczywistości były tam tylko liście, — tak lud Izraelski, stojący przy zdroju Miłosierdzia Bożego, przez trzy lata odrzucał uzdrawiającą rękę Bożą, a pysznił się z poszanowania Zakonu. Na drugi dzień rano uczniowie spostrzegli, że owe drzewo rzeczywiście uschło, na co Pan Jezus rzekł: „Miejcie wiarę w Boga… Wszystko o cokolwiek, modlicie się, prosicie, wierzcie że otrzymacie, a stanie się wam” (Marek 11, 22 – 24). Zachęca tedy do wiary i mówi o jej skuteczności w modlitwie. Wobec zatwardziałości Żydów i bezskuteczności środków łagodnych używa groźby w słowach i obrazach, a czyni to również z Miłosierdzia swego, aby ich nawrócić. Rzeczy niewidzialne objaśnia obrazami z otaczającej natury, a objaśnia prosto i 166 otwarcie wszystkim bez wyjątku. Apostołom zaś wskazuje na jedyną drogę do Miłosierdzia Bożego: pokutę i modlitwę z mocną wiarą. * * * Dusza moja to również drzewo, które winno owocować i rozwijać w sobie życie Boże. Dla niej również konieczna jest pokuta za grzechy, połączona z gorącą i ufną w Miłosierdzie Boże modlitwą. I do mnie stosują się słowa Chrystusa: „Czyńcie pokutę, albowiem przybliża się królestwo niebieskie… A jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy zginiecie”. 51. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W UJAWNIENIU BÓSTWA SWEGO „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (Jan 10, 30). Jak słońce objawia swoją jasność, tak Pan Jezus przy każdej sposobności objawia swoje Bóstwo: czyni to stopniowo, na razie ubocznie przez cuda niezwykłe, a potem wprost oświadczając że jest prawdziwym Bogiem. 1. Cuda, zdziałane przez Chrystusa, dowodzą Boskiej potęgi Jego. Obejmują one wszystkie dziedziny martwej i żywej natury, jak również dotyczą każdego pola życia ludzkiego. Nie ma rzeczy, nad którą Chrystus nie okazałby swojej władzy: wody, wiatry, burze i nawałnice, choroby duszy i ciała, a nawet śmierć. Czyni cuda przed przyjaciółmi i najzawziętszymi wrogami, czyni nagle bez najmniejszego przygotowania, z bliska i z daleka, za pomocą modlitwy i bez modlitwy, zarówno w imieniu Ojca, jak i w imieniu swoim. Jeżeli to wszystko rozważymy i zgłębimy bezstronnie, dochodzimy do wniosku, że sprawca tych cudów jest nie tylko człowiekiem posłanym od Boga, lecz samym Bogiem. Skutki cudów były również niezwykłe. Złe duchy przy wypędzaniu ich z opętanych stwierdzają, że Jezus jest Synem Bożym: „ustępowali też z wielu szatani, wołając i mówiąc: Ty jesteś Synem Bożym” (Łuk. 4, 41). Lud widząc cuda Zbawiciela nabiera przekonania, że Jezus jest nie tylko prorokiem i posłem Bożym, ale że jest prawdziwym Mesjaszem: „A słysząc taką naukę… inni mówili: To Chrystus” (Jan 7, 40 – 41). Faryzeusze jednak i kapłani nie chcieli wierzyć, że Jezus jest Synem Bożym, albowiem mieli zbyt świeckie pojęcie o Mesjaszu. Ich niewiara była grzechem, co przepowiedzieli prorocy: „Zaślepił 167 ich oczy i zatwardził ich serca, aby oczyma nie widzieli, a sercem nie pojęli” (por. Iz. 6, 9). Celem cudów było stwierdzenie Bóstwa Jezusa, jak o tym powiedział sam: „Same dzieła, które mi Ojciec dał, abym wykonał, te dzieła… świadczą o mnie, że Ojciec mię posłał” (Jan 5, 36). Najuroczyściej wygłasza ten cel, gdy wskrzesza Łazarza: „Alem powiedział to dla tłumu, który stoi wokoło, aby uwierzyli, żeś ty mnie posłał” (Jan 11, 42). W tym celu Zbawiciel czynił cuda przeważnie w sobotę, a gdy stawiali mu Żydzi zarzut, że gwałci dzień święty, odpowiadał, że jest panem szabatu, przytaczając na to dowody wewnętrzne i zewnętrzne. Wewnętrzne dowody polegają na tym że Ojciec i Syn mają tę samą naturę, to samo życie, to samo poznanie, to samo chcenie i to samo działanie. Ojciec okazuje mu wszystko, a Syn widzi i słucha, jako wyraz tego, co Ojciec poznaje i czyni na zewnątrz: „Jako bowiem Ojciec ma żywot sam w sobie, tak dał i Synowi, aby miał żywot w sobie samym. I dał mu władzę czynić sąd, bo Synem Człowieczym jest” (Jan 5, 26 – 27). Stąd uzdrowienie w szabat nie jest błędem, ani zarozumiałością, ani bluźnierstwem, albowiem Syn sam z siebie nic nie czyni. Dowód zewnętrzny na to, że jest Synem Bożym, czerpie Pan Jezus ze świadectw Jana Chrzciciela, który czterokrotnie wyraźnie powiedział o tym (Łuk. 3, 16; Jan 1, 27; Jan 1, 29; Jan 3, 30), oraz ze świadectwa Ojca niebieskiego, który nazwał Go publicznie Synem w czasie chrztu (Mat. 3, 17) i na Górze Tabor w czasie Przemienienia: „Wyście posłali do Jana i dał świadectwo prawdzie… Ale mam ja świadectwo większe, niż Janowe. Bo same dzieła, które mi Ojciec dał, abym wykonał, te dzieła, które wypełniam, świadczą o mnie, że Ojciec mię posłał. Sam też Ojciec, który mię posłał, dał świadectwo o mnie” (Jan 5, 33 – 37). 2. Przemienienie Pana Jezusa odbyło się na górze Tabor, na którą prowadzi długa i uciążliwa droga. Trzej Apostołowie: Piotr, Jakub i Jan, których Zbawiciel wziął z sobą na świadków, zmęczeni ułożyli się po przybyciu do snu, a Pan Jezus — jak zwykle — spędził noc na modlitwie w niewielkiej odległości od uczniów. Nagle niezwykły blask padł na twarze śpiących, a gdy otworzyli oczy, ujrzeli Pana Jezusa w zupełnie innej postaci: „I rozjaśniało oblicze jego jako słońce, szaty zaś jego stały się białe jako śnieg. I oto ukazali się im Mojżesz i Eliasz, rozmawiający z nim… I oto głos z obłoku mówiący: «Ten jest Syn mój miły, w którym upodobałem sobie: jego słuchajcie»” (Mat. 17, 2 – 5). W tej tajemnicy ujawnia się cudowną mądrość i nieskończone Miłosierdzie Boże, które pozwala Apostołom patrzeć na Bóstwo Chrystusa i czerpać w nadmiarze pociechę z tego oglądania. Św. Piotr po długich latach swego życia nie zapomni o tym szczytnym objawieniu i wśród wielkich trudów 168 apostolskich wspomni o nim w swym liście: „Bo nie w oparciu o zmyślone baśnie oznajmiliśmy wam moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, lecz oglądaliśmy na własne oczy jego wielkość. Albowiem odebrał on od Boga Ojca cześć i chwałę i gdy doszedł do niego taki głos z przedziwnego obłoku: «Ten jest Syn mój miły, w którym upodobałem sobie, jego słuchajcie»” (II Piotr 1, 16 – 17). Jak przy chrzcie w Jordanie, tak i przy Przemienieniu, Bóg Ojciec wystawił wielkie świadectwo swemu Synowi z całą potęgą i wspaniałością swoją, a zarazem z nieskończonym Miłosierdziem dla nas. Tu odsłonił Zbawiciel tajemnicę połączenia Bóstwa z człowieczeństwem w swojej Boskiej Osobie, pokazał jak wysoko dusza Jego ludzka była wzniesiona ku Bogu i jak może wznieść się nasza dusza ku Niemu pod wpływem gorącej modlitwy. Wszyscy przyszli święci będą przeżywać to Przemienienie wewnętrzne, a nieraz i zewnętrzne, będą tęsknić za nim, prosić o nie i starannie ukrywać je przed ludźmi. Wreszcie Pan Jezus sam mówi o swoim Bóstwie, gdy stawia się wyżej ponad Jonasza i Salomona, stosując do siebie proroctwa pierwszego i mądrość drugiego (Mat. 12, 40 – 42). Oświadcza, że prorocy i królowie pragnęli widzieć Jego przyjście, a nie widzieli (Mat. 13, 17). Twierdzi, że jest większy nad świątynię (Mat. 12, 6), że przepowiedział o nim Mojżesz (Jan 5, 46), że jest starszy od Abrahama, który go pragnął oglądać (Jan 8, 56 – 59): wyróżnia Jana Chrzciciela, jako swego przesłańca (Mat. 11, 10), podkreślą, że sam Dawid nazywa Go Panem (Mat. 22, 42 – 46), odpuszcza wielokrotnie grzechy pokutującym (Mat. 9, 6; Łuk. 5, 24), udziela Apostołom Ducha Świętego (Jan 20, 22), rozporządza, królestwem Bożym, jako swoją własnością (Łuk. 19, 12 – 27), obiecuje Piotrowi klucze tego królestwa (Mat. 16, 19), ogłasza się najwyższym sędzią i decyduje ostatecznie o losie wiecznym (Mat. 13, 41 – 43), panem szabatu (Mat. 12, 8), żąda dla siebie hołdu i chwały najwyższej (Mat. 10, 31 – 38), zapewnia skuteczność modlitwy (Jan 14, 13 – 14), nazywa siebie światłością świata (Jan 8, 12) oraz wyraźnie utożsamia siebie z Ojcem (Jan 10, 30). Szczególnie uderzająca jest rozmowa z Filipem, bo w niej Zbawiciel wyraźnie mówi, ze jest Bogiem. Pewnego razu Filip prosił: „Panie, pokaż nam Ojca, a wystarczy nam. Rzekł mu Jezus: Tak długo jestem z wami, a nie poznaliście mnie? Filipie, kto widzi mnie, widzi i Ojca. Jak więc możecie mówić: pokaż nam Ojca? Nie wierzycie, że ja jestem w Ojcu, a Ojciec we mnie” (Jan 14, 8 – 11). Następnie zapobiegając, żeby uczniowie nie pomieszali trzech różnych Osób Boskich, stanowiących Trójcę Przenajświętszą, daje im poznać, czym się te Osoby różnią między sobą. Dlatego porównuje siebie z Duchem Świętym i naucza, że każda z tych Osób, istniejąc jedna w drugiej, zachowuje swoją niezależność, odróżnienie i równość z innymi Osobami z wyjątkiem różnicy pochodzenia (Jan 14, 12 – 26). 169 Jeszcze wyraźniej brzmi to wyznanie Chrystusa, że jest Bogiem, w czasie Męki, gdy na pytanie Kajfasza, czy jest Synem Bożym, odpowiedział: „Jam jest, a ujrzycie Syna Człowieczego, siedząc na prawicy mocy Bożej i przychodzącego w obłokach niebieskich” (Marek 14, 61 – 62). Potem wszyscy Żydzi pytali Pana Jezusa: „Tyś więc jest Syn Boży? On zaś odparł: «Sami mówicie, żem ja jest»” (Łuk. 22, 70). * * * Historia nie zna żadnego normalnego człowieka, który by twierdził, że jest Bogiem i za to śmierć poniósł. Takie twierdzenie jest jedyne. Jest to twierdzenie Jezusa, którego wszyscy uznają za najmędrszego z ludzi, który nie mógł się mylić, ani nas w błąd wprowadzać. Nad tym nie można przejść do porządku dziennego. Skoro On mówił, że jest Bogiem, więc rzeczywiście jest Nim. Objawienie swego Bóstwa jest największym Jego Miłosierdziem, albowiem teraz musimy uznać, że wszystko, co głosił, jest prawdą. 52. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W ZAPOWIEDZENIU SĄDU OSTATECZNEGO „I pójdą ci na mękę wieczną, a sprawiedliwi do żywota wiecznego” (Mat. 25, 46). Sąd ostateczny był przedmiotem wizji prorockich w Starym Testamencie. Jeszcze Psalmista powiada: „Pan po prawicy twojej poraził w dzień gniewu swego królów. Będzie sądził narody, dopełni zagłady, potłucze głowy wielu na ziemi” (Ps. 109, 5 i 6). Przepowiada sąd ten Daniel: „A wielu tych, którzy śpią w prochu ziemi, ocuci się, jedni do żywota wiecznego, a drudzy na hańbę, aby widzieli zawsze” (Dan. 12, 2). Atoli prorocy przedstawiali sąd ogólnie, jako zwycięstwo ludzi uczciwych i szlachetnych nad złymi. U Chrystusa Pana sąd ostateczny rozgrywa się w atmosferze czysto moralnej, obejmującej całą ludzkość. Ten charakter moralny skoncentrował się w miłosierdziu względem bliźnich, które będzie jakby przepustką do królestwa Bożego. Zbawiciel w mowie na Górze Oliwnej w Wielki Wtorek podał znaki, poprzedzające sąd, jego okoliczności i przebieg. 170 1. Najpierw ma być wielki ucisk i prześladowanie wyznawców Chrystusa. Kościół wśród strasznych walk, prześladowań i cierpień będzie zmierzał do swego celu. „Będziecie u wszystkich w nienawiści dla imienia mego, a nawet włos z głowy waszej nie zginie. Przez cierpliwość waszą zyskacie dusze wasze” (Łuk. 21, 17 – 19). „A po ucisku w dni one słońce się zaćmi i księżyc nie da światłości swojej, a gwiazdy niebieskie spadać będą i moce na niebie będę poruszone” (Marek 13, 24 i 25). Są to dalsze znaki zbliżania się sądu. Powstaną takie kataklizmy w naturze i w biegu ciał niebieskich, że pomieszają się dzień z nocą, a wiosna z latem. Potem przyjdzie Chrystus Pan nagle jak błyskawica i objawi się wszystkim. A jak orły wietrzą zdobycz i koło niej się gromadzą, tak pośpieszą wszyscy ludzie żyjący zmartwychwstali do Syna Człowieczego — Chrystusa, aby otrzymać wyrok. „Gdziekolwiek by było ciało, tam się i orły zgromadzą” (Mat. 24, 28). O czasie sądu tego nikt nie wie: „A o dniu onym albo godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, jeno Ojciec” (Marek 13, 32). Zbawiciel wielokrotnie w przypowieściach i porównaniach podnosi, że sąd będzie nagły i niespodziewany (Mat. 24, 37 – 44). Sąd ostateczny będzie zakończeniem całej historii Kościoła i ludzkości. Pojedynczych ludzi Bóg osądzi zaraz po śmierci na sądzie szczegółowym. Ale ponieważ człowiek jest istotą społeczną, trzeba, by i sąd był społeczny, czyli powszechny i publiczny. Będą sądzeni ludzie jako członkowie rodzin, stowarzyszeń, społeczeństw, państw i narodów. Bóg bowiem ma być uwielbiony nie tylko przez pojedyncze osoby, ale i przez poszczególne narody i całą ludzkość. Chrystus za wszystkich umarł i wszystkich sądzić będzie. Na głos Aniołów ziemia wyda z łona swego ciała umarłych, gdziekolwiek byli pogrzebani, do których wrócą dusze ich. Zmartwychwstanie będzie powszechne, ale różne. Święci wyjdą z grobów z ciałami uduchowionymi, które będą lekkie, piękne, jasne i subtelne. Potępieńcy natomiast wynijdą strwożeni i zeszpeceni, napiętnowani przekleństwem swoich grzechów i zbrodni. Miejscem sądu według zdania niektórych będzie dolina Jozafata, na której Pan Jezus ten sąd przepowiedział. „W one dni i czasu onego, gdy przywrócę pojmanie Judy i Jeruzalem, zgromadzę wszystkie narody i sprowadzę je na dolinę Jozafata i będę się tam z nimi sądził” (Joel 3, 1 – 2). „A wówczas ukaże się na niebiosach znak Syna Człowieczego i wtedy płakać będą wszystkie pokolenia ziemi. I ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach niebieskich z mocą wielką i majestatem” (Mat. 24, 30). Żył On na ziemi w wielkim ubóstwie, pokorze i poniżeniu, dlatego wypada, by na sądzie ostatecznym ukazał się z całą swoją potęgą i majestatem. Sprawiedliwi będą się cieszyć i śpieszyć na Jego powitanie, a ci co za życia wzgardzili Nim, wyparli się Go i może nawet drwili z Niego, będą drżeli ze 171 strachu, bo dla nich On nie będzie już Królem Miłosierdzia, ale tylko sprawiedliwym, surowym Sędzią. 2. Przebieg sądu rozpocznie się od otworzenia sumienia, które w jednym momencie Wszechmocny oświeci i publicznie ukaże, jakie ono było. Będzie to obraz całego Kościoła, historii świata i rodzaju ludzkiego, utkany z dróg i czynów poszczególnych ludzi, z tajnych myśli, celów, pobudek, zamiarów, cierpień i cnót Świętych, którzy tu na ziemi wiedli życie ukryte, znosili prześladowania i oszczerstwa. Tam jednak Miłosierdzie Boże usprawiedliwi ich wiecznie. Ale zarazem będzie to obraz utkany z pobudek zbrodni i grzechów potępieńców, obraz miasta szatańskiego, obraz ciemności i przewrotności ludzi występnych. W drugim akcie sądu zostanie wydany wyrok. Sędzia Najwyższy z wielką łaskawością i Miłosierdziem zwróci się do stojących po prawicy i wynagrodzi im publicznie wszystkie trudy i prace, mówiąc: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego i posiądźcie królestwo zgotowane wam od założenia świata. Albowiem łaknąłem, a nakarmiliście mnie; pragnąłem, a daliście mi pić; gościem byłem, a przyjęliście mnie; nagim, a przyodzialiście mnie; chorym, a nawiedziliście mię, więźniem, a przyszliście do mnie. Wtedy sprawiedliwi odpowiedzą mu mówiąc: «Panie, kiedyśmy widzieli cię łaknącym, a nakarmiliśmy cię; pragnącym, a daliśmy ci pić? Kiedyż to widzieliśmy cię gościem, a przyjęliśmy cię, albo nagim, a przyodzialiśmy ciebie? Kiedyśmy widzieli cię chorym albo więźniem, a nawiedziliśmy ciebie?» A odpowiadając król rzecze im: Zaprawdę powiadam wam, coście uczynili jednemu z tych moich braci najmniejszych, mnieście uczynili” (Mat. 25, 34 – 40). Straszny wyrok usłyszą stojący po lewicy: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny, który zgotowany jest diabłu i aniołom jego. Albowiem łaknąłem, a nie nakarmiliście mnie; pragnąłem, a nie daliście mi pić; byłem gościem, a nie przyjęliście mnie; nagim, a nie przyodzialiście mnie; chorym i więźniem, a nie nawiedziliście mnie… Zaprawdę powiadam wam, czegokolwiek nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnie nie uczyniliście. I pójdą ci na mękę wieczną, a sprawiedliwi do żywota wiecznego” (Mat. 25, 41 – 46). Ostatnim aktem sądu będzie wykonanie wyroku. Przepaści piekielne pochłoną szatanów i potępieńców; stamtąd nikt się już nie wydostanie przez całą wieczność. Dla błogosławionych zaś rozpocznie się wieczna szczęśliwość i radość i panowanie z Barankiem. Wypełnią się słowa proroka: „A czasu onego będzie wybawiony lud twój, każdy, kto będzie znalezion w księdze napisany” (Dan. 12, 1). Jak długo mamy w pamięci te słowa Pana Jezusa, nie lękamy się pośmiewiska i wzgardy świata, chętnie znosimy upokorzenia i prześladowania, 172 albowiem jesteśmy świadomi że ostatecznie wieczór czasu światowego będzie należeć do nas. Ten wieczór będzie radosny, albowiem zamieni wszelkie niepowodzenia i klęski w radość i chwałę. Toteż przepowiednia sądu ostatecznego była wielkim Miłosierdziem dla Apostołów i wszystkich wiernych wyznawców Chrystusa: wlewa ona ufność w trudnościach i różnych utrapieniach, a razem z ufnością wstępuje do duszy męstwo do pokonania tych trudności. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa Pana nie przeminą. Pod koniec czasów Chrystus rozwinie swą chorągiew i zgromadzi wokoło niej wszystkich swoich wiernych. Nikogo tam nie zabraknie i nikogo nie minie nagroda. Wypadnie ona według tego, co kto uczynił i zdziałał dla bliźnich, w których widział Chrystusa. „A ktokolwiek by jednemu z tych najmniejszych, jako że uczniem jest, dał kubek zimnej wody do picia — zaprawdę powiadam wam, nie straci zapłaty swojej” (Mat. 10, 42). * * * Bóg chce, abyśmy pomoc nieśli zgłodniałym, spragnionym i chorym – tym wszystkim, których dusza zbolała woła o ratunek, których ratować winniśmy z przyrodzonej powinności, a tym bardziej z polecenia Jezusa Chrystusa. To jest nowe przykazanie Zbawiciela, abyśmy się „społecznie miłowali”. Po tym tylko poznają inni ludzie, że jesteśmy uczniami Chrystusa, jeżeli miłość jeden ku drugiemu mieć będziemy, miłość ku chorym, zgłodniałym i innym potrzebującym miłości braciom naszym. 53. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W ZAPOWIEDZENIU SWOJEJ MĘKI „Potrzeba, aby (Syn Człowieczy)… był zabity” (Mat. 16, 21). Pan Jezus chciał powoli zaznajomić Apostołów z tajemnicą krzyża, oswoić ich z prawdą swego męczeńskiego końca, pouczyć o dobrowolności cierpień i pocieszyć. Dlatego często w obrazach napomykał o swojej przyszłej męce i śmierci, a czterokrotnie przepowiedział ją z całą dokładnością. Pierwszy raz uczynił to wkrótce po zapowiedzeniu prymatu św. Piotra, wymieniając miejsce swoich cierpień, od kogo te cierpienia poniesie i co będzie cierpiał. 173 1. „Odtąd począł Jezus okazywać uczniom swoim, że potrzeba, aby szedł do Jerozolimy i tam cierpiał wiele od starszych i uczonych w Piśmie i przedniejszych kapłanów; i był zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstał. A Piotr, odwiódłszy go na stronę, począł go strofować, mówiąc: «Boże cię uchowaj, Panie, nie przyjdzie to na ciebie». A obróciwszy się, rzekł Piotrowi: Odejdź ode mnie, szatanie, jesteś mi zgorszeniem, bo nie pojmujesz tego, co z Boga jest, ale co z ludzi” (Mat. 16, 21 – 23). Można sobie wyobrazić, co powstało w myślach Apostołów, gdy usłyszeli zapowiedź cierpień Jezusa. Przy zapowiedzi prymatu słyszeli, że Jezus jest Mesjaszem, a teraz dowiadują się, że On będzie znosił męki, cierpienia i poniesie śmierć gwałtowną. Toteż Piotr zaczął prosić Mistrza, by nie dopuścił tego na siebie: nie znał on woli Ojca niebieskiego i czuł naturalną niechęć do krzyża. Pan Jezus lekko karci go za to, że ulega podszeptom natury, i usiłuje powoli prostować pojęcia mesjanistyczne swych uczniów. Korzystając ze sposobności, Zbawiciel wygłasza naukę o krzyżu: „Jeśli kto chce za mną iść, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mię. Albowiem, kto by chciał życie swe zachować, straci je. A kto by stracił życie swe dla mnie, znajdzie je. Bo co za pożytek człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swojej poniósł szkodę. Albo co chce człowiek w zamian za duszę swoją? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego z aniołami swymi i wtedy odda każdemu według uczynków jego” (Mat. 16, 24 – 27). Tu Zbawiciel przytacza pobudki skłaniające do noszenia krzyża, a nimi są: łączność z Jezusem, warunek zbawienia i ratowania duszy. Drugi raz Chrystus zapowiedział swą mękę po Przemienieniu i uzdrowieniu lunatyka, gdy lud galilejski podziwiał i zachwycał się Jego cudami: „Syn człowieczy ma być wydany w ręce ludzkie. I zabiją go i trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Mat. 17, 21 – 22). Przepowiednia ta nie jest tak dokładna, jak pierwsza, ale wypowiedziana została z naciskiem i ze wzmianką o zdradzie. Krzyż tedy żłobi w Nim coraz ostrzejsze cienie, jednak w Miłosierdziu swym nie cofa się i ostrożnie przygotowuje do niego swych uczniów. Po wskrzeszeniu Łazarza Sanhedryn postanowił Pana Jezusa, jako politycznie niebezpiecznego, zabić. Zbawiciel, aby nie narazić się na śmierć przed czasem, postanowionym przez Ojca, udał się z uczniami swymi do Efrem, gdzie nie pozostawał zbyt długo, i w pierwszych dniach miesiąca Nizan wracał do Jerozolimy na święto Paschy. Po drodze w pewnym momencie przywołał gestem Apostołów i „począł im mówić o tym, co go spotkać miało: że oto wstępujemy do Jerozolimy, a Syn Człowieczy będzie wydany przedniejszym kapłanom i uczonym w Piśmie i starszym, a skażą go na śmierć i wydadzą poganom. I będą się z niego naigrawać i plwać na niego. I ubiczują go i zabiją, a dnia trzeciego zmartwychwstanie” (Marek 10, 32 – 34). 174 Było to trzecie wyraźne zapowiedzenie męki, ale Apostołowie „z tego nic nie zrozumieli i mowa ta była przed nimi zakryta, i nie pojmowali, o czym mówiono” (Łuk. 18, 34). Widzieli bowiem tyle dowodów Bóstwa Jezusa, że taka śmierć wydawała się im niemożliwa, a ponieważ Go bardzo miłowali, nie chcieli nawet myśleć o takiej haniebnej dla Niego śmierci. Na uwagę zasługuje okoliczność, w jakiej już trzeci raz przepowiada swą mękę, że mianowicie mówi o niej tylko do Apostołów. Lud bowiem nie mógłby tego zrozumieć, a może nawet mógłby się zgorszyć i wzburzyć, a Zbawiciel nie chciał doznać przeszkody w swej męce. Mimo że ich nie rozumieli, słowa Zbawiciela wywarły na Apostołach wrażenie przygnębiające: dziwili się, jak Pan Jezus może spokojnie mówić o swej śmierci i tak odważnie zbliżać się do Jerozolimy — miejsca przewidzianej kaźni. Dlatego „idąc za nim bali się” (Marek 10, 32), bo mogli i sami ucierpieć, trwali jednak mężnie przy boku Mistrza, pełni poważnych myśli i przeczuć. 2. Prawie w tym samym czasie, gdy Rada Najwyższa w pałacu Kajfasza obraduje nad sposobem pojmania i zabicia Pana Jezusa (Wielka Środa), On już po raz czwarty przepowiada Apostołom śmierć swoją, podając dokładnie czas jej i rodzaj, że mianowicie będzie ukrzyżowany. Stopniowo tedy przygotowuje uczniów do katastrofy, której — niestety — oni zrozumieć nie mogli. „Wiecie, że po dwóch dniach będzie Pascha i Syn Człowieczy będzie wydany, aby był ukrzyżowan” (Mat. 26, 2). Skąd to pochodziło, że Apostołowie nie rozumieli tak jasnych słów swego Mistrza? Stąd, że byli jeszcze słabi w wierze, a natomiast podatni bojaźni ludzkiej i miłości własnej. Zbyt ziemskie mieli pojęcie o Mesjaszu i jego Królestwie, by mogli zrozumieć zapowiedź męki i śmierci. Podobnie jak cały naród, przedstawiali sobie Mesjasza jako władcę świeckiego, u którego oni będą ministrami dworu, i nawet sprzeczali się między sobą, który z nich będzie zajmował pierwsze miejsce (Marek 10, 37). Tymczasem Jezus mówi, że będzie wydany i ukrzyżowany. Zbawiciel powoli prostował pojęcie swych uczniów o Mesjaszu, co powodowało coraz więcej niemiłych rozczarowań. Czego oczekiwali uczniowie, idący za Mistrzem? Może marzyli o tryumfach i wygodnym życiu u boku potężnego władcy… Dlatego Pan Jezus stara się rozproszyć te ich skryte marzenia i ogłasza prawdę, którą odczuwają, jak policzek. Dopiero po śmierci Chrystusa uczniowie zrozumieją, że kto pragnie iść za Jezusem, winien uważać się za umarłego dla świata, a wówczas dopiero będzie żył. Kto straci swe życie dla Niego, ten naśladując Go, zbawi się. Jak uczniowie, tak dziś chrześcijanie nie mogą zrozumieć wielu prawd wiary, gorszą się z powodu przeżyć doby ostatniej. Umysł ich i serce zbyt są zaprzątnięte sprawami ziemskimi, dla których gotowi są na wszelkie ofiary i 175 trudy. Natomiast nie dbają o sprawy wieczne — duchowe. Kto nie szuka naprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, ten w rzeczach Bożych zawsze będzie ślepy i ciemny, nieudolny i ubogi w poświęcenie i uczynki miłosierne. Największą przeszkodą do przejrzenia jest bielmo namiętności. Kto jest spętany więzami łakomstwa, cielesności czy pychy, ten z niezwykłą trudnością zdoła utrzymać się w wierze w chwili próby. Przepowiadając mękę swoją Zbawiciel chciał obudzić u Apostołów ufność w Miłosierdzie Boże. Grożące bowiem nieszczęście nie tak przeraża, gdy je z góry przewidujemy, gdyż wówczas przygotowujemy się do mężnego zniesienia i stateczniejszego wytrzymania próby. To przewidywanie staje się jak gdyby tarczą na rozmaite przygody, szczególnie gdy ufamy wówczas Bogu miłosiernemu. Chciał tedy Chrystus, by zbliżająca się katastrofa nie zaskoczyła ich znienacka, ale zastała ich mężnych i ufnych. Są zdarzenia i w życiu naszym, które przychodzą nagle, uderzają jak Hioba i obalają. Często jednak Pan Bóg sam ostrzega nas o nadchodzącym utrapieniu, które wówczas znieść łatwiej. Jest to dowód nieskończonego Miłosierdzia Bożego, które doświadczając nas przygotowuje i daje nam więcej siły do zniesienia tych utrapień, jak choroby, klęski społeczne, wojny, prześladowania itp. Ofiary, których Bóg żąda, złożyć trzeba, ale przez przygotowanie odpowiednie stają się one mniej dotkliwe. * * * Pan Jezus często myślał o męce i śmierci swojej, mówił o niej odważnie i konsekwentnie zmierzał do niej. Jest to nieprzerwany akt ofiary Jego za nas, podporządkowania się woli Ojca niebieskiego i ustawiczny akt nieskończonego Miłosierdzia dla nas. Wielkie dusze idą śladami Mistrza, współpracując z Nim i współcierpiąc. W Nim zatapiając się coraz głębiej, wrastają w Jego myśli, zamiary i cierpienia i w ten sposób gotowi na wszystko składają z siebie ustawiczną ofiarę. 176 54. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W OBIETNICY ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO „Duch prawdy nauczy was wszelkiej prawdy” (Jan 16, 13). Już w Starym Testamencie mamy liczne proroctwa o przyjściu Ducha Świętego. „A Ducha mego położę w pośrodku was i uczynię, żebyście w przykazaniach moich chodzili” (Ezech. 36, 27) — mówi Prorok Ezechiel, mając na myśli czasy mesjaniczne. Podobnie wyraża się Prorok Joel: „Wyleję Ducha mego na wszelkie ciało i prorokować będą synowie wasi” (Joel 2, 28). Atoli nikt tak wyraźnie nie mówił o Duchu Świętym, jak sam Zbawiciel, dowodząc, że Duch święty spoczął przede wszystkim na Jego człowieczeństwie, i że On razem z Ojcem ześlą Ducha Świętego na Jego wyznawców. 1. Chrystus jako Człowiek był stworzeniem — dziełem Ducha Świętego, jak powiedział Archanioł Gabriel w dniu Zwiastowania do Maryi: „Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego cię zacieni. Przeto i co się z ciebie narodzi święte, Synem Bożym będzie nazwane” (Łuk. 1, 35). Prorok przepowiedział, że na Mesjaszu spocznie Duch Święty: „I spocznie na nim Duch Pański, duch mądrości i rozumu duch rady i mocy, duch umiejętności i bogobojności, i napełni go duch bojaźni Pańskiej” (Iz. 11, 2 – 3). I sam Pan. Jezus stwierdził, że w Nim ten Duch Święty przebywał: „Duch Pański nade mną, dlatego mnie namaścił, abyś głosił ewangelię ubogim… Dzisiaj wypełniło się to Pismo w uszach waszych” (Łuk. 4, 18 i 21). Po tym znaku Jan Chrzciciel poznał Chrystusa: „Który mię posłał chrzcić wodą, powiedział mi: Na kogo ujrzysz, iż zstępuje Duch i zostaje na nim, ten jest, który chrzci Duchem Świętym. I sam to widziałem i dałem świadectwo, że on jest Synem Bożym” (Jan 1, 33 – 34). Ewangeliści wielokrotnie wskazują, jak Pan Jezus we wszystkich sprawach, w całej działalności swojej, jako człowiek stoi pod kierownictwem i natchnieniem Ducha Świętego. Ten Duch zaraz po chrzcie skierował Go na pustynię: „Wtedy Jezus zawiedziony był na pustynię od Ducha, aby był kuszony przez szatana” (Mat. 4, 1). Pod wpływem tegoż Ducha wraca Jezus z pustkowia do Galilei: „I wrócił Jezus w mocy Ducha do Galilei” (Łuk. 4, 14). Mocą Ducha Świętego czarty z opętanych wyganiał i rozradował się, iż duszom prostym Bóg objawił tajemnice: „Onejże godziny rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: 177 Wysławiam cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi” (Łuk. 10, 21). Wreszcie krwawą ofiarę na krzyżu z siebie złożył pod wpływem Ducha Świętego (Żyd. 9, 14). Działalnością tedy Chrystusa jako człowieka kierował Duch Święty. Wprawdzie wszystkie Jego czynności były czynnościami Słowa Przedwiecznego, w którym tkwiła natura ludzka, ale Jezus jako człowiek działał pod natchnieniem i wpływem Ducha Świętego. Stworzona dusza Jezusa od pierwszej chwili Wcielenia jest złączona z Boską Osobą Słowa, która czyni tę duszę świętą w najpełniejszym tego słowa znaczeniu, świętą przez łaskę uświęcającą i działanie pod wpływem i natchnieniem Ducha Świętego. A więc Duch Święty uświęcił człowieczeństwo Chrystusa i wszystkie czyny Jego uczynił wzorem, na którym będzie się wzorować wszelka świętość ludzka: „I spocznie na nim Duch Pański”, a przez Niego dopiero na innych. 2. Świętość, jaka się dokonała w Chrystusie pod tchnieniem Ducha Świętego, ma się odtwarzać w duszach Jego wyznawców. Dlatego Jezus zanim wstąpił do nieba obiecywał uczniom swoim, że będzie prosić Ojca, aby razem z Nim zesłał n nich Ducha Świętego: „A ja prosić będę Ojca, i innego Pocieszyciela da wam, aby pozostał z wami na zawsze. Ducha prawdy, którego świat nie może przyjąć, bo go nie widzi, ani go nie zna. Lecz wy go poznacie, bo u was pozostanie i w was będzie przebywał” (Jan 14, 16 – 17). Ten „Pocieszyciel Duch Święty, którego Ojciec pośle w imię moje, on was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, cokolwiek wam powiedziałem” (Jan 14, 26). Chrystus uczył Apostołów zewnętrznie, a Duch Święty nauczy ich wewnętrznie i przypomni im naukę Chrystusa nie w obrazach już i przypowieściach, ale w samej istocie pojęć, w samej istocie prawdy, bo On sam jest Duchem prawdy. Świat kieruje się duchem kłamstwa, dlatego nie może przyjąć Ducha prawdy i nie zna Jego. Lecz Apostołowie otrzymają Ducha prawdy nie przejściowo, ale na zawsze, bo w nich ten Duch prawdy zawsze przebywać będzie. Dlatego jest On prawdziwym Pocieszycielem wewnętrznym, który daje radość nie chwilową i zmienną, lecz stałą i trwałą; a radości tej nikt nie potrafi ich pozbawić, bo to jest już uczestnictwo w radości Boga samego. Pod wpływem Ducha Świętego Apostołowie przemienią się wewnętrznie i z tchórzliwych, nieokrzesanych prostaków staną się mężami dzielnymi — gorliwymi szermierzami nauki Chrystusa, o którym świadczyć będą nie tylko słowem, ale czynem i życiem swoim. „Gdy przyjdzie Pocieszyciel, którego ja wam poślę od Ojca, Duch prawdy, który od Ojca pochodzi, on o mnie świadectwo dawać będzie i wy świadectwo dawać będziecie, bo ze mną od początku jesteście” (Jan 15, 26 i 27). Teraz Apostołowie nie mogą znieść twardej nauki o samozaparciu się i poświęceniu dla Prawdy Bożej. Teraz Piotr np. chce powstrzymać Mistrza od ofiary krwawej za ludzkość. „I gdy on 178 (Pocieszyciel) przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i osądzie. O grzechu mówię, że nie wierzą we mnie, o sprawiedliwości, bo idę do Ojca i już mię nie ujrzycie, i o sadzie, bo książę tego świata już został osądzony” (Jan 16, 8 – 11). Jeżeli Chrystus jest zwierzchnikiem i głową Kościoła, Duch Święty jest jego duszą. Jeżeli Chrystus przez Mękę swą i Śmierć wysłużył nam skarb niewyczerpany łask Bożych, to zastosowanie tych łask do dusz poszczególnych jest dziełem Ducha Świętego, który przez łaskę uczynkową oświeca nasz rozum i skłania wolę do rozumnego korzystania ze środków, jakie Chrystus ustanowił do otrzymania łaski uświęcającej. Dlatego Zbawiciel mówi: „Wiele jeszcze mam wam powiedzieć, ale teraz znieść nie możecie. Lecz gdy przyjdzie ów Duch prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy. Bo nie od siebie mówić będzie, ale cokolwiek usłyszy, powie i co ma nadejść oznajmi wam. On mnie uwielbi, bo z mego weźmie, a wam oznajmi. Wszystko, co ma Ojciec, moim jest. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie, a wam oznajmi” (Jan 16, 12 – 15). Działanie tedy Ducha Świętego w Kościele jest powszechne we wszystkich środkach łaski. Dlatego Kościół wzywa Go w administrowaniu Sakramentów. We Chrzcie św.: „Jeśli się kto nie odrodzi z wody i Ducha Św.” (Jan 3, 5); w Bierzmowaniu, w którym Duch Święty przyobleka nas w moc Chrystusa; w Sakramentach Ołtarza i Pokuty: „Weźmijcie Ducha Świętego. którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone” (Jan 20, 23); w Sakramentach Kapłaństwa i Małżeństwa: „Veni, Sancte Spiritus”, jak również w Ostatnim Namaszczeniu kapłan prosi, aby Duch Święty łaską swoją uzdrowił chorego z niemocy. Jakkolwiek działanie Boga na zewnątrz jest wspólne wszystkim trzem Osobom Boskim, to jednak dzieło uświęcenia naszego przypisujemy Duchowi Świętemu — Duchowi Miłości i Miłosierdzia — miłości w stosunku do Ojca i Syna, a Miłosierdzia w stosunku do nas. Dlatego i obietnica Ducha Świętego, jaką uczynił Zbawiciel Apostołom, była dziełem nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Czyż nie widzimy teraz nieustannej działalności miłosiernej Ducha Świętego w Kościele, jako Ducha życia nadprzyrodzonego? On wlewa nam to życie w łasce uświęcającej, jak zwykle podtrzymuje darami i łaską uczynkową, jest On prawdziwie pierwiastkiem życiowym, który wciąż ożywia nadprzyrodzoną społeczność, łączy wzajemnie wszystkie jej członki oraz daje im dzielność i nadprzyrodzoną piękność. * * * Jak po zimowych zawiejach i chłodnych wichrach ziemia pod wpływem słońca wiosennego zrzuca swój całun i w swym wnętrzu nabywa nowego życia, 179 które się radośnie ujawnia w zielonych trawach, liściach i kwiatach na drzewach — tak pod wpływem tchnienia Ducha Świętego zrzucamy z siebie szaty grzechu, a przyoblekamy się w cnoty i dary Jego, które rodzą kwiaty uczynków zasługujących oraz wprowadzają szczęście i radość do duszy. Wówczas płoniemy świętą miłością, z której rodzi się błoga wdzięczność. 55. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W USTANOWIENIU EUCHARYSTII „Wziął Jezus chleb… i rzekł: Bierzcie, to jest Ciało moje” (Marek 14, 22). Nadszedł czwartek, który był pierwszym dniem Przaśników, gdy zabijano baranka paschalnego na pamiątkę wyjścia z Egiptu. Apostołowie przygotowali wieczerzę w Wieczerniku, w czasie której spożywano baranka wielkanocnego z przaśnymi chlebami. Była to ostatnia, pożegnalna wieczerza Pana Jezusa z uczniami i ze światem, a zarazem wstęp do Wieczerzy Nowego Testamentu, która ma za chwilę nastąpić i odtąd trwać w Kościele, jako Niekrwawa Ofiara. Dlatego słusznie św. Jan w Ewangelii mówi: „Jezus, wiedząc, że nadeszła godzina jego, aby odszedł z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, aż do końca ich umiłował” (Jan, 13, 1). Po wieczerzy umył nogi Apostołom, wyjawił zdrajcę Judasza, który opuścił wieczernik, a potem „wziął Jezus chleb, błogosławił, i łamał, i dał uczniom swoim, mówiąc: «Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje». A wziął kielich, dzięki czynił i dał im, mówiąc: «Pijcie z tego wszyscy. To jest bowiem Krew moja Nowego Testamentu, która za wielu wylana będzie na odpuszczenie grzechów»” (Mat. 26, 26 – 28). 1. Słowa powyższe stanowią najważniejszy moment całej dotychczasowej działalności Pana Jezusa. Jest to wypełnienie wielkiej obietnicy, jaką dał przed rokiem. Jest to tajemnica o najważniejszym i najdonioślejszym znaczeniu dla całego Kościoła po wszystkie czasy. W tych słowach ustanawia Zbawiciel nową bezkrwawą Ofiarę Nowego Zakonu i Sakrament Ołtarza czyli Przenajświętszy Sakrament, zwany również Eucharystią. Teraz ustanawia zupełnie nowy sposób swego istnienia, swego życia i swej obecności na ziemi. Ze słów Pana Jezusa „To jest Ciało moje… To jest Krew moja” wynika, że obecność ta jest rzeczywista: to nie znak Ciała i Krwi, nie pamiątka tylko, a żywe Ciało i żywa Krew żyjącego Jezusa. Obecność ta jest cudowna, bo zmienia się istota chleba w istotę Ciała, a istota wina w istotę Krwi, chociaż postacie 180 chleba i wina zostają. Obecność taka jest jedyna, niespotykana nigdzie, bo obecny jest fizycznie i jednocześnie na różnych miejscach. Przelewać krew na odpuszczenie grzechów to znaczy ofiarowywać siebie. A więc Pan Jezus ustanawia prawdziwą nową Ofiarę, o której przepowiedział prorok: „Na każdym miejscu poświęcając i ofiarowują imieniu memu ofiarę czystą, bo wielkie jest imię moje między narodami” (Mal. 1, 11). Mamy tedy godną Ofiarę, która w słowach i dwóch oddzielnych postaciach (chleba i wina) zawiera istotny stosunek do Ofiary krwawej Krzyża, jako też i do jej pierwotypu — baranka wielkanocnego. Jest to Ofiara największej ceny ze względu na Ofiarującego, jakim jest Syn Boży, jak i na dar, jakim jest tenże Syn Boży, Bóg – Człowiek, Jezus Chrystus. Ze słów Chrystusa: „Bierzcie i jedzcie… Pijcie z tego wszyscy” wynika, że to jest nie tylko Ofiara, ale i Sakrament, to nie jest tylko rada, ale rozkaz — przykazanie obowiązujące wszystkich wiernych. Jest to Sakrament najszczytniejszy i najwspanialszy, bo daje nie tylko łaski, ale samego Dawcę łask. To jest cel, korona, uzupełnienie i pieczęć wszystkich Sakramentów ze względu na treść, jaką jest sam Chrystus, jak i dla wspaniałych skutków. Skutkami tego Sakramentu są: pomnożenie łaski uświęcającej, specjalna łaska sakramentalna — miłość Boga i gorliwość, — najściślejsze połączenie z Chrystusem i przez Niego ze wszystkimi przyjmującymi Go. Sakrament ten gładzi grzechy powszednie i zabezpiecza przed śmiertelnymi, osłabia namiętności ciała, broni przed pokusami, odpuszcza kary doczesne oraz przynosi radość i męstwo. 2. Pan Jezus ustanowił ten Sakrament z miłości ku Bogu i z Miłosierdzia ku ludziom. W nim się ujawnia miłość ku Bogu, albowiem przez Eucharystię ludzie lepiej poznają mądrość, potęgę, dobroć i Miłosierdzie Boga, który nie tylko daje nam swoje łaski, ale siebie samego, by zawsze pozostać z nami. Tu ujawnia się miłość Boża względem Kościoła, który sprawuje władzę nad Jego rzeczywistym Ciałem, przechowuje Je, pożywa i ustawicznie ofiaruje Ojcu; miłość względem każdego członka Jego Oblubienicy — Kościoła, albowiem pragnie być jego pokarmem. Szczególnie Eucharystia jest dziełem miłości Jezusa jako człowieka względem Jego wyznawców, — jest to korona wszystkich dzieł Jego, jest to jakby wielki system słoneczny, w którym miłość porusza wszystko i dosięga promieniami swymi końca wieków. Mówimy o miłości Chrystusa w Eucharystii jako Człowieka, gdyż jako Bóg świadczy On tu nam raczej nieskończone Miłosierdzie swoje, albowiem miłość Boga ku ludziom, jako umiłowanie nas nędzarzy, jest — jak się już rzekło — Miłosierdziem. Eucharystia jest tedy potwierdzeniem, treścią i rozszerzeniem tego wszystkiego, co stworzyło dla ludzi Miłosierdzie Boże. Przez ten Sakrament utrzymuje się ustawiczny stosunek Boski między 181 Kościołem tryumfującym, wojującym i cierpiącym. Z jednej strony Zbawiciel w Ofierze Mszy św. oddaje siebie Ojcu niebieskiemu za ludzkość, a z drugiej strony tenże Ojciec niebieski daje nam swego Syna w Komunii św., której skuteczność rozciąga się na żyjących i umarłych. Żyjącym daje moc, pociechę i radość, a duszom w czyśćcu cierpiącym przez nasze modlitwy niesie ulgę i osłodę w cierpieniach, świętym zaś w niebie przysparza więcej chwały i radości. Codzienne doświadczenie przekonywa nas o tej prawdzie. Dusza widząc, jak Bóg oddaje się jej całkowicie, nawzajem oddaje się Mu bez zastrzeżeń, nabiera świętego zapału i znajduje szczęście w poświęceniu się, samozaparciu i ofiarnym znoszeniu wszelkich przeciwności. Przenajświętszy Sakrament nie tylko podnosi duszę, ale zarazem osłabia nieprzyjaciela, bo — jak mówią Ojcowie Soboru Trydenckiego — zmniejsza ogień namiętności i uśmierza pożądliwości cielesne. Jakże smutno byłoby nam bez Sakramentu Ołtarza! W kościołach naszych nić by nie przemawiało do serca. Świat byłby prawdziwym wygnaniem, bo nie byłoby pociechy w cierpieniach, światła wśród ciemności, rady w wątpliwościach. Tymczasem Przenajświętszy Sakrament zmienia wszystko w radość. Jakże czujemy się szczęśliwi wobec obecnego przy nas Jezusa pomimo klęsk żywiołowych! Jacyśmy bogaci mimo nędzy materialnej wyzierającej zewsząd! Jakże silni i potężni pomimo nieprzyjaciół licznych! Jacyśmy weseli, mimo łez płynących z oczu naszych! Jakaż to chwała i wielkość nasza mimo poniżania nas i pogardzania nami! Bóg czyni nam wielki zaszczyt zstępując z miejsca swej chwały na ten padół płaczu, aby nas nawiedzić nie jednorazowo, lecz być ustawicznie towarzyszem naszego pielgrzymowania. „Jak miłe są przybytki twoje, Panie zastępów! Pożąda i tęskni dusza moja do przedsieni Pańskich! Serce moje i ciało moje uweseliły się do Boga żywego” (Ps. 83, 2 – 3). Święci w niebie cieszą się przede wszystkim człowieczeństwem Pana Jezusa, które jest obecne u nas w Przenajświętszym Sakramencie, ścielą się do nóg Tego, który ich odkupił, i śpiewają pieśń, jaką słyszał Apostoł w zachwyceniu: „Godzien jest Baranek, który był zabity, otrzymać władzę i Bóstwo, mądrość i męstwo, cześć, chwałę i błogosławieństwo… Siedzącemu na tronie i Barankowi błogosławieństwo i cześć, chwała i potęga na wieki wieków” (Obj. 5, 12 – 13). My na ziemi cieszymy się również obecnością człowieczeństwa Pana Jezusa na naszych ołtarzach, a jakkolwiek nie oglądamy Go bezpośrednio, to przez wiarę uprzytomniamy sobie wszystkie Jego rysy i doskonałości Boskie i ludzkie, przez Niego łączymy się ze świętymi w niebie oraz z duszami pozostającymi w czyśćcu już pod Jego sprawiedliwym wejrzeniem. Łączymy się również wszyscy na ziemi, jako członki Mistycznego Ciała — Kościoła, którego On jest głową, zasilane Jego Ciałem i Krwią najdroższą w tym Przenajświętszym Sakramencie. Nie ma środka skuteczniejszego do połączenia 182 wszystkich ludzi w jedną rodzinę, jak Sakrament Ołtarza, godnie przez nich wszystkich przyjmowany. Tu się urzeczywistnia modlitwa, jaką Zbawiciel zanosił w Wieczerniku: „Aby wszyscy byli jedno, jako ty, Ojcze, we mnie, a ja w tobie, aby i oni byli jedno w nas, aby świat uwierzył, żeś ty mnie posłała” (Jan 17, 21). * * * Miłosierdzie Boże w Sakramencie Ołtarza nakłada na nas obowiązek największej czci i miłości, godnego i częstego łączenia się z Nim w Komunii oraz nawiedzania Go w naszych świątyniach. 56. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W SAKRAMENCIE KAPŁAŃSTWA „To czyńcie na moją pamiątkę” (Łuk. 22, 19). Z ustanowieniem Sakramentu Ołtarza Pan Jezus ustanowił razem i Sakrament Kapłaństwa. Sakrament Ołtarza może być sprawowany i zachowany tylko przez ofiarę, a ofiarę może spełnić tylko kapłan. Stąd było rzeczą konieczną ustanowić kapłanów, którzy by ustawicznie sprawowali Sakrament Ołtarza, zachowali go i nim szafowali. Dlatego Zbawiciel natychmiast po ustanowieniu Eucharystii uczynił Apostołów kapłanami Nowego Testamentu, wypowiadając słowa: „To czyńcie na moją pamiątkę” (Łuk. 22, 19). Sakrament ten jest nowym dziełem Miłosierdzia Bożego zarówno dla Apostołów i ich następców — biskupów i kapłanów, jak i dla wszystkich wiernych. 1. Spomiędzy wszystkich władz i godności, jakie Pan Jezus nadał Apostołom, władza i godność kapłańska są najwyższe i najwznioślejsze — wyróżniają bowiem ich i wynoszą ponad wszystko innych ludzi, którzy darzą kapłanów czcią i szacunkiem, jako powierników tajemnic Bożych, szafarzy Sakramentów świętych i pośredników w modlitwach i w otrzymywaniu łask Miłosierdzia Bożego. Cztery są główne czynności kapłańskie, z których spływa Miłosierdzie Boże na ludzkość: Ofiara niekrwawa, sprawowanie Sakramentów św., modlitwa publiczna i nauczanie wiernych prawd wiary i reguł moralności. Ściśle mówiąc, sam Chrystus sprawuje niekrwawą Ofiarę, czyli On odprawia każdą Mszę św., ale kapłan jest Jego narzędziem, ministrem i zastępcą 183 widzialnym i jako taki rzeczywiście dopełnia aktu Ofiary Mszy św. Ta zaś Ofiara niekrwawa jest duszą, szczytem całego nabożeństwa, głównym aktem cnoty religii, wyrażającym zwierzchnictwo Boga i zależność człowieka. Może być ona przyrównana do słońca, które jest daleko poza ziemią, a zarazem przez działanie swych promieni jest bliskie, wszystko ożywia, ogrzewa i upiększa, nadając rzeczom piękne barwy. Tak i Msza św. rozkłada się w swoich skutkach na właściwe sobie barwy: ofiarę uwielbienia, dziękczynienia, przebłagania i prośby. Drugą czynnością kapłana jest sprawowanie Sakramentów św., przez które kontynuuje się i kontynuować się będzie aż do skończenia świata największe dzieło Miłosierdzia Bożego, jakim jest dzieło Odkupienia ludzkości i usprawiedliwienia poszczególnych ludzi. Jakiż to zaszczyt im przynosi i jak ich wywyższa Zbawiciel, że pozwala współdziałać w dziele prawdziwie Boskim — ratowania dusz i dokonywania zbawienia świata. Tu dobroć Boża ujawnia się w najwyższym stopniu, albowiem grzesznym ludziom powierza takie czynności, których nie mogą spełniać najdoskonalsze duchy niebieskie jak Serafini i Cherubini. Trzecią czynnością kapłanów jest modlitwa publiczna, jaką zanoszą codziennie do Boga za całą ludzkość, odmawiając ściśle oznaczone pacierze brewiarzowe. Tu oni stają się ustami Kościoła wojującego, który za cały świat zanosi przez nich nieustanną, czystą i potężną modlitwę. Jak ambasadorowie państw na dworze innych władców reprezentują interesy swojego rządu i wszystkich obywateli, tak kapłani reprezentują ludzkość całą na dworze Króla niebieskiego, składają Mu w jej imieniu hołd czci i uwielbienia, dziękczynienia, przebłagania i prośby. Wreszcie wyróżnia kapłanów nauczanie prawd objawionych w imieniu Chrystusa Pana i Jego Oblubienicy. Tu ustami ich przemawia Duch Święty, który w Starym Testamencie posługiwał się ustami Proroków, a w Nowym ustami Apostołów. Jakże wielkie Miłosierdzie Bóg okazuje samym kapłanom, których wybrał spośród wiernych nie dla ich zasług, lecz jedynie ze swego Miłosierdzia: „Nie wyście mnie wybrali, alem ja was wybrał i ustanowiłem was, abyście poszli i owoc przynieśli, i żeby owoc wasz trwał; aby Ojciec dał wam, o cokolwiek prosić go będziecie w imię moje” (Jan 15, 16). Te słowa stosują się do wszystkich kapłanów, którym zapewnił On nie tylko łaski wieczne, ale i utrzymanie doczesne. 2. Kapłaństwo ma charakter wybitnie społeczny, albowiem przeznaczone jest nie tyle dla pożytku samych kapłanów, ile dla wszystkich wiernych. Wynika to ze słów Chrystusa: „abyście poszli i owoc przynieśli, i żeby owoc wasz trwał”. Tę myśl obszernie rozwija Apostoł: „Każdy arcykapłan spośród ludzi wzięty dla ludzi jest postanowiony w tym, co do Boga należy, aby składał dary i 184 ofiary za grzechy. Aby też mógł współczuć z tymi, którzy są w nieświadomości i błędzie” (Żyd. 5, 1 – 2). Tak rozumieli kapłaństwo pierwsi chrześcijanie, którzy najlepiej rozumieli Ewangelię. Oto mniej więcej w dwadzieścia pięć lat po Ostatniej Wieczerzy św. Paweł przedstawia nam Eucharystię, sprawowaną przez kapłanów dla wiernych, którzy rzeczywiście nie tylko uczestniczyli w niekrwawej Ofierze, ale i spożywali Ciało i pili Krew Pana Jezusa: „Ja bowiem otrzymałem od Pana, co też wam podałem, że Pan Jezus tej nocy, w której był wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy, łamał i rzekł: «Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moja pamiątkę». Także i kielich po wieczerzy, mówiąc: «Ten kielich jest nowym Testamentem we krwi mojej. To czyńcie, ilekroć pić będziecie, na pamiątkę moją. Ilekroć bowiem ten chleb pożywać, a kielich pić będziecie, śmierć Pańską będziecie zwiastować aż przybędzie»” (I Kor. 11, 23 – 26). Przez kapłaństwo Chrystus Pan jest nadal wśród nas fizycznie obecny i zlewa na ludzkość swe Miłosierdzie jak za swego życia ziemskiego. Jeżeli dziś nie ma niewolnictwa, jeżeli znikło barbarzyństwo, jeżeli kobieta nie jest już niewolnicą i narzędziem rozpusty, jeżeli powoli powstaje ład i porządek wśród ludzi, zawdzięczać to trzeba Chrystusowi, działającemu przez kapłanów i przez nich zsyłającemu światło wiary dla rozumu i łaski miłosierne dla woli. Nawet niektóre nauki i wynalazki oraz blask nowoczesnej kultury, jak również prawa społeczne robotnika i ubogiego można przypisać kapłaństwu, ustanowionemu przez Chrystusa. Jeżeli gdzie zabraknie kapłanów, jak na przykład w czasie prześladowania, tam ustaje przepowiadanie słowa Bożego, korzystanie z owoców Mszy św., przystępowanie do Sakramentów św., a wierni słusznie uważają stan taki za wielką karę, jaką Bóg czasami wymierza za obojętność w sprawach wiary. Taka kara spotkała pewne narody i państwa, prowincje i miasta, gdzie wierni wyznawcy Jezusa pozostają bez Mszy św., Sakramentów i kazań dlatego, że tam zabrakło kapłanów. Tę karę przepowiedział Prorok: „Oto idą dni — mówi Pan — i puszczę głód na ziemię: nie głód chleba ani pragnienie wody, ale słuchania słowa Pańskiego. I wzruszą się od morza aż do morza, i od północy a na wschód będą obchodzić, szukając słowa Pańskiego, a nie znajdą” (Amos 8, 11 – 12). Taką, karę przepowiedział Zbawiciel Żydom: „Przeto powiadam wam, że odjęte będzie od was królestwo Boże, a dane narodowi czyniącemu owoce jego” (Mat. 21, 43). Dziś Żydzi nie mają kapłanów ani ofiary ani świątyni, ale też i wiarę utracili. To samo można powiedzieć o innych wyznaniach, jak np. luterańskim i kalwińskim, w których kapłaństwo zostało zniesione, a razem z nim i inne Sakramenta św. ustały, co spowodowało zanik wiary. Zbawiciel chciał, by Kościół Jego był społecznością doskonałą, z władzą na czele. Dlatego powiedział do Apostołów: „Kto was słucha, mnie słucha” (Łuk. 10, 16). „Cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane i w niebiesiech” 185 (Mat. 18, 18). Tylko Apostołom poleca paść baranki (Jan 21, 15), ich czyni fundamentem Kościoła (Mat. 16, 18), oni mają bowiem Kościołem rządzić pod kierunkiem Piotra i jego następców (Mat. 18, 17). Jakże wielkie tedy Miłosierdzie okazał Zbawiciel ludzkości, przez ustanowienie tego społecznego Sakramentu, przez który Jezus działa jak działał za czasu życia ziemskiego. * * * Kapłaństwo jest chlubą Kościoła. Dlatego każdy wierny winien się modlić o liczne i dobre powołania wśród młodzieńców i w miarę możności przyczyniać się do należytego ich wychowania. Od kapłanów bowiem zależy poziom religijny społeczeństwa. 57. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W UWOLNIENIU NAS OD ŚMIERCI „Bóg, który jest bogaty w Miłosierdzie,… ożywił nas w Chrystusie” (Ef. 2, 4 – 5). Śmierć jest karą za grzech. W raju Bóg zagroził Adamowi: „Któregokolwiek dnia będziesz jadł (owoc zakazany), śmiercią umrzesz” (Rodz. 2, 17). Życie nieśmiertelne było dane naturze ludzkiej, a tylko grzech sprowadziły śmierć. Lecz „jako przez jednego człowieka wszedł grzech na ten świat, a przez grzech śmierć, i tak na wszystkich ludzi śmierć przeszła, bo wszyscy zgrzeszyli” (Rzym. 5, 12). Śmierć jako kara za grzech jest nie tylko rozłączeniem duszy z ciałem, ale przede wszystkim rozłączeniem duszy z Bogiem i utratą nadprzyrodzonego życia. Pan Jezus przywraca nam to nadprzyrodzone życie i zapewnia zmartwychwstanie ciał. 1. Jedną z głównych prawd wiary jest nauka o sprawiedliwości Bożej, którą nauka o Miłosierdziu Bożym lepiej wyjaśnia, rozszerza i uzupełnia. Według ścisłej sprawiedliwości ludzie po grzechu winniby ponieść karę wiecznego odrzucenia jak zbuntowane duchy niebieskie. To jednak nie nastąpiło: „Miłosierdzie Boże, żeśmy nie zniszczeli” (Jer. Tr. 3, 22). Jeden grzech śmiertelny stawia grzesznika wobec konieczności kary wiecznej, która inaczej nazywa się śmiercią. Jak bowiem śmierć pozbawia człowieka życia 186 naturalnego, tak grzech śmiertelny pozbawia duszę życia nadnaturalnego, którego siłami naturalnymi nikt nie potrafi odzyskać. Zbuntowane duchy niebieskie siłą samego grzechu zostały natychmiast pozbawione nieba czyli nadprzyrodzonego szczęścia. Tak winno by się stać i z człowiekiem po grzechu pierworodnym, a tym bardziej po uczynkowym grzechu śmiertelnym. Ciężar bowiem grzechu tego jest nieskończenie wielki i z natury swojej ciąży ku przepaści piekła tak, że żadna siła stworzona nie jest zdolna mu się sprzeciwić. Stąd kara wieczna śmierci duchowej jest najstraszniejszą nędzą i przewyższa wszystkie nieszczęścia doczesne zarówno pod względem surowości, intensywności jak i trwania wiecznego: „Synowie zaś królestwa wyrzuceni będą do ciemności zewnętrznych: tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mat. 8, 12). Pan Jezus uwolnił nas od tej śmierci wiecznej, przywracając nam życie nadprzyrodzone, a uczynił to z Miłosierdzia swego. W każdym doznanym dobrodziejstwie oceniamy nie tylko jego fakt, ale i motywy oraz sposób jego wyświadczenia. Otóż Zbawiciela nikt do tego nie zmuszał, a uwolnił nas od śmierci duchowej jedynie z Miłosierdzia swego. Dokonał tego, pokonując największe trudności i ponosząc najstraszniejsze cierpienia. Samo przyjęcie natury ludzkiej przez Słowo Przedwieczne było jedną z największych trudności wobec morza niewyczerpanego złości ciążącej na tej naturze. „Prawdziwie choroby nasze on nosił i boleści nasze on wziął na siebie… Zranion jest za nieprawości nasze, starty jest za złości nasze” (Iz. 53, 4 i 5). Jeszcze większe trudności były przy złożeniu zadośćuczynienia za grzechy. Jako Bóg od początku życia swego widział Pan Jezus wszystkie szczegóły przyszłych swoich cierpień. Jak zaś straszne było przewidywanie męki, możemy wnosić z potu krwawego, jaki wystąpił podczas modlitwy w Ogrójcu. Wprawdzie Ewangeliści wspominają o tej walce raz jeden, ale ona była w duszy Zbawiciela zawsze, od początku Wcielenia. A jeżeli się nie ujawniał wpływ tej walki kiedy indziej, to tylko dzięki doskonałemu panowaniu duszy Jezusa nad niższymi władzami. Przez cierpienie moralne całego życia i fizyczne w czasie męki i śmierci krzyżowej, Pan Jezus uwolnił nas od śmierci wiecznej, czyli przywrócił nam życie nadprzyrodzone, gładząc grzechy, które są tej śmierci bezpośrednią przyczyną. „Ufaj, synu, odpuszczają ci się grzechy twoje” (Mat. 9, 2) — mówi do człowieka powietrzem ruszonego, spuszczonego przez dach do stóp Mistrza. „Odpuszczają ci się grzechy” (Łuk. 7, 48) — powtarza do jawnogrzesznicy, która łzami żalu polewała stopy Pana Jezusa i włosami je ocierała. „Dziś ze mną będziesz w raju” (Łuk. 23, 43) — powie również do łotra na krzyżu w ostatnim momencie jego życia. Tę władzę odpuszczania grzechów i uwalniania od śmierci wiecznej Chrystus przekazał Apostołom i ich następcom, gdy w dniu Zmartwychwstania ustanowił Sakrament Pokuty: „Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone” Jan 20, 23). Dlatego mógł powiedzieć o sobie: „Jam jest 187 zmartwychwstanie i żywot, kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie, a każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki” (Jan 11, 25 – 26). 2. Uwalniając nas od śmierci duchowej, Pan Jezus złagodził grozę śmierci fizycznej, gdy pouczał o nieśmiertelności duszy i nawet o zmartwychwstaniu ciał. Saduceusze w zmartwychwstanie nie wierzyli i zwrócili się do Zbawiciela z pytaniem, którego z dwu zmarłych braci żoną będzie w życiu przyszłym niewiasta, jeżeli była kolejno za jednym i za drugim. Zbawiciel krótko ucina dziecinne fantazje saduceuszów i odpowiada: „Błądzicie, nie znają Pism ani mocy Bożej. W zmartwychwstaniu bowiem ani się żenić będą, ani za mąż wychodzić, ale będą jako aniołowie Boży w niebie. A nie czytaliście, co o powstaniu umarłych powiedziane jest przez Boga, mówiącego wam: Jam Bóg Abrahama, i Bóg Izaaka i Bóg Jakuba” (Wyjścia 3, 6). „Bóg nie jest Bogiem umarłych, ale żywych. A słysząc to rzesze, zdumiewały się nad nauką jego” (Mat. 22, 29 – 33). W powyższych słowach, Pan Jezus wytyka saduceuszom błędne pojęcie o Bogu, a jednocześnie wyraźnie dowodzi nieśmiertelności duszy i zmartwychwstania ciała. W powyższych słowach Chrystusa zawiera się również nauka o właściwościach życia po zmartwychwstaniu. Ci, którzy będą godni chwalebnego zmartwychwstania, nie powstaną znów jako dzieci tego świata, które umierają i dlatego się żenią. Będą oni wprawdzie różnej płci, ale bez używania jej: będą równi Aniołom i synom Bożym, którzy się nie żenią i za mąż nie wychodzą, bo są nieśmiertelni. Saduceusze zaprzeczali istnieniu Aniołów. Dlatego Pan Jezus celowo mówi o nich, by przy tej okazji pouczyć tych sekciarzy i o tej prawdzie. Aby jeszcze bardziej przekonać ich o nieśmiertelności duszy, Pan Jezus powołuje się na księgę Wyjścia i przytacza z niej urywek o objawieniu się Boga Mojżeszowi w postaci krzaku gorejącego, który się nie spalał, i z którego Mojżesz usłyszał głos: „Jam jest Bóg ojca twego, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba”. Abraham, Izaak i Jakub już dawno nie żyli i ciała ich uległy rozkładowi. Skoro jednak Bóg mówi, że jest ich Bogiem, to znaczy, że żyją ich dusze. Bóg bowiem nie będzie nazywał siebie Bogiem umarłych. A zatem wbrew nauce Saduceuszów jest nieśmiertelne życie duszy i jest zmartwychwstanie. Na zmartwychwstanie ciał można by przytoczyć inne miejsca Pisma Św., Zbawiciel jednak tego nie czyni, bo to jedno wystarczy. Odpowiedź Pana Jezusa ujawnia Jego nieskończone Miłosierdzie w stosunku do pytających, którzy nie tyle chcieli dowiedzieć się prawdy, ile podstępnie ośmieszyć zarówno podstawowy dogmat wiary, jak i tych, którzy go głoszą. Tymczasem usłyszeli odpowiedź przekonywującą, pełną słodyczy i łaskawości. Wśród ogólnej napastliwości wrogów Zbawiciel zachowuje spokój i rzuca nie iskry i błyskawice, lecz rozsuwa pełnię słonecznego światła i miłosiernego ciepła żywotnego. 188 A więc Pan Jezus uwolnił nas od śmierci wiecznej i złagodził grozę śmierci doczesnej, zapewniając zmartwychwstanie na żywot wieczny. Któż zaprzeczy, że to jest nieskończone Miłosierdzie Boże, bo wyzwala nas z największej nędzy. Toteż św. Paweł rozważając te prawdy, nie może się powstrzymać od zachwytu: „A gdy to, co śmiertelne, przyoblecze się w nieśmiertelność, tedy wypełni się słowo, które jest napisane: Pochłonęło śmierć zwycięstwo. Gdzieś jest zwycięstwo twe, o śmierci? Gdzieś jest, o śmierci, oścień twój? A ościeniem śmierci jest grzech, siłą zaś grzechu jest Zakon. A Bogu dzięki, że nam dał zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa” (I Kor. 15, 54 – 57). * * * Mamy zawsze pamiętać o wdzięczności Jezusowi za Jego tak wielkie Miłosierdzie w uwolnieniu nas od śmierci wiecznej i zapewnieniu nam zmartwychwstania. 58. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W SKARBIE ZASŁUG „Zbliżmy się z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali Miłosierdzie” (Żyd. 4, 16). Pan Jezus nie tylko uwolnił nas od grzechu i śmierci wiecznej, przywracając utracone synostwo Boże, ale nadto ustanowił niewyczerpany skarb zasług swoich, który Apostoł nazywa stolicą łask i nawołuje, by wszyscy zbliżali się do tego skarbu z ufnością i obficie czerpali Miłosierdzie Boże. To jest prawdziwy skarbiec, z którego brać możemy bez ograniczenia, zawsze i wszyscy, byle tylko nie zabrakło nam ufności. To jest źródło niewyczerpane, z którego ustawicznie płynie zdrój żywej wody, jak przepowiedział Prorok: „Onego dnia będzie źródło otworzone domowi Dawidowemu i mieszkającym w Jeruzalem na omycie” (Zach. 13, 1). 1. „Jeśliby nawet kto zgrzeszył, to przecież mamy u Ojca rzecznika, Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. Jest on przebłaganiem za grzechy nasze, i nie tylko za nasze, ale nawet całego świata.” (I Jan 2, 1 – 2). Tak Apostoł usilnie nawołuje do pokładania całej naszej ufności w ustawiczne pośrednictwo Pana 189 Jezusa u Boga, które się dokonywa nie przez nowe prośby, lecz przez zasługi, jakie On zdobył w czasie swojego życia ziemskiego. „Będąc (Jezus) na prawicy Bożej, przyczynia się za nami” (Rzym. 8, 34) i „zbawiać na wieki może tych, którzy przez niego przystępują do Boga, bo żyje zawsze, aby się wstawiać za nami” (Żyd. 7, 25). W czasie swego życia śmiertelnego, Pan Jezus zdobył najwyższą władzę na niebie i na ziemi we wszystkim, co się odnosi do zbawienia naszego: „Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi” (Mat. 28, 18), może tedy swoją zwykłą powagą i mocą uczynić wszystko, a uczynić nie przez nowe jakieś ofiary i prośby, lecz przez Ofiarę krzyża, która zawsze przed Ojcem niebieskim pozostaje i odnawia się w niezliczonych Ofiarach niekrwawych po całym świecie. Nie moglibyśmy ufać wstawiennictwu przez nowe ofiary i prośby, gdyż o nich nic pewnego nie wiemy. Apostoł zaś żąda ufności naszej bez żadnych zastrzeżeń. Wyrażenie Pisma Świętego „przyczynia się za nami” należy rozumieć, że skarbu Jego zasług nigdy wyczerpać nie można, ponieważ jest nieskończonej wartości. Jest on niewyczerpanym źródłem wszystkich łask, wszystkich dobrodziejstw i całego Miłosierdzia Bożego, które spływa i spływać będzie na wszystkich i po wszystkie czasy. Do skarbu łask pod pewnym względem należą też zasługi. N. M. Panny i Świętych, ale ich próśb Bóg wysłuchuje tylko ze względu na zasługi Chrystusa. Dlatego Oni się za nami wstawiają u Boga. Chrystus zaś pozostając zawsze na prawicy Ojca, samą obecnością swojego Ciała zranionego mocen jest darzyć nas bezmiarem Miłosierdzia Bożego. Łatwość z jaką możemy czerpać z tego skarbu jest nowym dowodem nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Gdyby dla zgładzenia grzechów trzeba było długiej uciążliwej pracy, nadzwyczajnej pokuty lub surowych umartwień, nie należałoby ich zaniedbywać dla uzyskania największego dobra. Ale Bóg ustanowił w tym celu bardzo łatwe warunki: szczere obrzydzenie sobie grzechów z postanowieniem poprawy i wyznanie swoich win przed zastępcą Chrystusa. W tych najkrótszych, najłatwiejszych i najowocniej szych warunkach zawarł Jezus swój skarb zasług dla odpuszczenia winy i kary wiecznej za grzechy, a częściowo i kary doczesnej. Dla zgładzenia reszty kary doczesnej Zbawiciel ustanowił odpusty. 2. Odpust jest to zupełne lub częściowe darowanie kary doczesnej za grzechy już odpuszczone. Przy ustanowieniu Sakramentu Pokuty, dał Pan Jezus Kościołowi władzę udzielania odpustów, a zapowiedział ją, gdy do św. Piotra rzekł: „Cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebiesiech” (Mat. 16, 19). Na tych słowach opiera się nauka katolicka o odpustach. Skarb zasług Pana Jezusa z zasługami N. M. Panny i Świętych jest większy, niż wymagałaby tego sprawiedliwość Boża. Władzę nad tym skarbem Zbawiciel 190 przekazał Kościołowi, który od najdawniejszych czasów w różnej formie korzysta z tej władzy, przydzielając wiernym łaski w sposób pozasakramentalny pod pewnymi warunkami. W pierwszym okresie forma odpustów polegała na skróceniu czasu publicznej pokuty. Dokonywało się ono już to wobec zagrażającej śmierci, już to w nagrodę za wielką gorliwość pokutujących, już to na prośby Wyznawców przebywających w więzieniu, a tym bardziej skazanych na śmierć świętych Męczenników, którzy pisali do biskupa „listy pokoju”, wstawiając się za pokutnikami. W drugim okresie (w. VII – X) nową formę odpustów stanowiła zamiana kary na modlitwę lub pielgrzymkę do miejsc świętych (Rzym, Jerozolima). Od XI wieku zaczęto udzielać odpustów za spełnienie pewnych warunków, jak np. uczestnictwo w wyprawach krzyżowych, jałmużny itp. Była to już forma zbliżona do odpustów dzisiaj udzielanych przez Ojca św. z władzą nieograniczoną i przez biskupów — z ograniczoną i zależną. Warunkami do ważnego udzielenia odpustów są: legalna władza, przepisana forma i słuszna przyczyna, jaką jest chwała Boża i pożytek Kościoła. Do uzyskania odpustów wymaga się następujących warunków: stanu łaski, intencji uzyskania odpustów, dokładnego spełnienia przepisanych warunków, a dla uzyskania odpustu zupełnego — wyzbycia się przywiązania do grzechów powszednich. Odpust za żywych można uzyskać tylko dla siebie. Odpust za umarłych — tylko dla dusz w czyśćcu. W wymiarze odpustów Kościół stosuje dziś normy i nazwy, jakie były pierwotnie przyjęte przy nakładaniu kar pokutnych. Np. 7 lat odpustu oznacza taki odpust, jaki się dawniej uzyskiwało pokutując przez lat 7. Odpusty są ulgą, świadczącą o macierzyńskiej pobłażliwości Kościoła, a przypominają ludziom ciężkość ich grzechów i niewypowiedziane Miłosierdzie Boże. Ułatwiają one wypłacanie się sprawiedliwości Bożej z długów, zaciągniętych przez grzechy, za które nawet po darowaniu winy czekałaby najsurowsza kara w czyśćcu. Przypominają one dogmat Świętych Obcowania i niewymowną dobrotliwość Boga, który pozwala czerpać z zasług jednych członków Ciała Mistycznego Chrystusa i przydzielać je innym potrzebującym. Pobudzają one do świadczenia uczynków na korzyść dusz czyśćcowych i są zachętą do życia cnotliwego oraz przygotowania się do śmierci. Odpusty wprowadzają człowieka na drogę życia pobożnego i utrzymują go na niej. One zachęcają do dawania jałmużny, do odprawiania nabożeństw i innych czynów pokutnych, do których przywiązane są odpusty (Droga Krzyżowa, różaniec itp.). Odpusty tedy obok Chrztu i Sakramentu Pokuty należą do najskuteczniejszych środków uzyskania Miłosierdzia Bożego w tak łatwy dla wszystkich sposób. Podtrzymują one ducha pokuty i bardzo się przyczyniają do odnowienia obyczajów. Wprawdzie zdarzały się nadużycia przy tej okazji, ale zostały one przez Kościół surowo potępione. 191 Atoli nie wszyscy ludzie w równej mierze korzystają ze skarbu łask Chrystusowych, albowiem zależy to od usposobienia każdego przyjmującego. Człowiek bowiem może przyjmować coś z zewnątrz tylko dobrowolnie i na swój sposób. Wszyscy usprawiedliwieni przyjmują Ducha Świętego, ale nie wszyscy w jednakowym stopniu stają się świętymi. Wszyscy Święci w niebie oglądają i kochają Boga, ale nie wszyscy jednakowo są szczęśliwi. Tak i ze skarbu zasług na ziemi jedni korzystają w większym stopniu,, a inni w mniejszym. Jakkolwiek zasługi Chrystusa, zadośćczyniące sprawiedliwości Bożej, są nieskończone, to jednak skutki ich w poszczególnych duszach są ograniczone, albowiem zależą one nie tylko od nieskończonego Miłosierdzia Bożego, ale i od przysposobienia naszego. Skuteczność np. Mszy św. ze względu na ofiarującego Zbawiciela jest nieskończona, ze względu na wiernych jest ograniczona. Człowiek bowiem nie jest zdolny do otrzymania nieskończonego dobra, które w nim samym ogranicza jego przygotowanie i usposobienie. * * * Jakże tedy wielkie, jak nieskończenie wielkie Miłosierdzie Boże zawiera się w skarbie zasług Zbawiciela naszego, z którego z taką łatwością i tak obficie możemy wszyscy korzystać! Błogosławiony, kto należycie korzysta z tego skarbu: dosięgnie on celu przeznaczenia swojego. 192 59. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W SPOSOBIE NAUCZANIA I POSTĘPOWANIA „Moja nauka nie jest moją, ale tego, który mię posłał” (Jan 7, 16). Miłosierdzie Boże wypływa nie tylko z treści nauki Zbawiciela, ale i ze sposobu jego nauczania i postępowania. 1. Na uwagę zasługuje styl Pana Jezusa. Po stylu zwykle poznajemy pisarza i mówcę. W zwięzłym stylu wyraża się pogodny umysł Platona, głęboka myśl Arystotelesa, szlachetna dusza Kornelego, religijne oderwanie się od świata św. Augustyna itp. Prorocy mają także swój właściwy styl. Z początku drżą, wahają się, użalają, potem stopniowo się rozgrzewają i ożywiają, wreszcie grzmią, piorunują, dają upust natchnieniu, a wreszcie ustają. Styl proroka tchnie przestrachem, że ma ogłaszać rozkazy nieba, ale zawsze to jeszcze styl człowieka, wprawdzie natchnionego, lecz nie pozbawionego swych właściwości stylu. Pan Jezus ma styl całkiem inny, a jego właściwością jest prostota i namaszczenie. Prostota znamionuje rozum i mądrość Boga, a namaszczenie — jego Boskie Miłosierdzie. Nie ma nigdzie prostszego stylu i zarazem szczytniejszego nad styl Chrystusa. Mimo iż w Jego mowach najczęściej nie ma przedmowy ani podziałów, jednak zawsze widzimy jedność w założeniu i celu, jakim jest chwała Boża i zbawienie ludzi. Nie ma tam długich okresów, zawiłych rozumowań i sylogizmów, lecz największe tajemnice podane są w prostych przypowieściach i dostępnej dla wszystkich formie. W każdej duszy Zbawiciel odnajduje jakąś resztę wspomnień, które ją zbliżają do Boga. Do nich On nawiązuje i na ruinach starego Adama wznosi gmach nowego odrodzonego człowieka. W najpospolitszych obrazach podaje przepisy prawdziwej moralności, dostosowując obrazy do potrzeb każdej duszy i dostarczając odpowiedniego lekarstwa na jej choroby (Nikodem, Samarytanka). Jeżeli chodzi o dostojność mowy Pana Jezusa, była ona zawsze spokojna, głęboka i obejmująca zarazem doczesność i wieczność, człowieka i Boga. Nie znajdziemy tam ani jednego wyrazu, który by nie przeniknął do serca miłosiernie, ani jednego wiersza, który by duszy nie wzruszył. Nawet wówczas, gdy ostrze stalowe przeszywało serce grzeszników, gdy raniło czasami 193 przelęknione dusze faryzeuszów słowem „biada”, jeszcze i wtedy czujemy naleganie nieskończonego Miłosierdzia Bożego, które gotowe jest przyjąć i przebaczyć. „Gdy się przybliżył i ujrzał miasto, zapłakał nad nim, mówiąc: Gdybyś i ty poznało i właśnie w ten dzień twój to, co jest ku pokojowi twojemu, a teraz zakryte jest przed oczyma twymi. Albowiem przyjdą na ciebie dni i otoczą cię nieprzyjaciele twoi wałem, i oblegną cię i ścisną cię zewsząd i na ziemię powalą ciebie i dzieci twe” (Łuk. 19, 41 – 44). Prostota i namaszczenie w stylu Chrystusa obok łaski sprawiły, że każdy umysł prawy przyjmuje Jego naukę, daje się przekonać i znajduje w Jego dogmatach prawdę dla swoich myśli i prawo dla swojego życia. Mali i wielcy, królowie i poddani, rządzący i słuchający, bogaci i ubodzy, uczeni i prostaczkowie wierzą w Niego — nie widząc Go, — słuchają — nie rozumiejąc wszystkiego, schylają czoła przed niepojętymi figurami. W Jego orszaku są pierwszorzędni poeci (Dante, Mickiewicz, Słowacki), najznakomitsi uczeni (Kopernik, Newton, św. Tomasz) i wynalazcy (Kasjodor, Kirchner, Schwarz) itp. Jest to wielka tajemnica, którą można tłumaczyć tylko przez działanie Miłosierdzia Bożego. Niemniej i ton nauki Zbawiciela ujawnia jego nieskończone Miłosierdzie. Jak łaskawie zwraca się do uczniów, powołując niektórych z nich na Apostołów! Z jaką uprzejmością zwraca ich uwagę, gdy się spierają między sobą o pierwszeństwo, lub gdy zasnęli w Ogrójcu wbrew ostrzeżeniu, aby czuwali! A przede wszystkim z jakim spokojem przyjmuje zdradziecki pocałunek Judasza, miłosiernie przestrzegając go przed zbrodnią! „Judaszu, pocałunkiem zdradzasz Syna Człowieczego” (Łuk. 22, 48). 2. Wszystkie czyny Chrystusa są dla nas niedościgłymi wzorami Jego nieskończonego Miłosierdzia w postępowaniu z ludźmi. Wszystkie cnoty znajdują się w Nim w najwyższym stopniu bohaterstwa. Na szczególniejszą uwagę zasługuje Jego niezrównana cichość i pokora. Wszak za symbol obrał sobie niewinnego baranka, który milczy, gdy go krzywdzą i biją, a nawet gdy usiłują pozbawić go życia: „Uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpocznienie dla dusz waszych. Albowiem. jarzmo moje słodkie jest” (Mat. 11, 29 – 30). Na cichość składają się trzy cnoty: pokora, męstwo i miłość bliźniego. Siedzibą tej cnoty jest wola, a dziedziną — cały człowiek. Prorok, przepowiadając Mesjasza, podkreśla Jego cichość, jako najważniejszą cechę w postępowaniu. „Ześlij, Panie — woła Izajasz — Baranka panującego na ziemi” (Iz. 16, 1), a następnie kreśli miłosierną postać Jego w postępowaniu: „Ofiarowan jest, gdyś sam chciał, i nie otworzył ust swoich; jako owca na zabicie wiedzion będzie, a jako baranek przed strzygącym go zamilknie, a nie otworzy ust swoich” (Iz. 53. 7). „Nie będzie wołał ani będzie miał względu na 194 osobę, ani będzie słyszał głos jego na ulicy. Trzciny nadłamanej nie skruszy, a lnu kurzącego się nie zagasi, w prawdzie wywiedzie sąd. Nie będzie smutny ani zaburzony, a ustanowi na ziemi sąd.” (Iz. 42, 2 – 4). Miłosierna cichość nigdy nie odstępowała Chrystusa. Cichy był i pokorny w narodzeniu, pełen zawsze słodyczy i łagodności w życiu, w rozmowie z Nikodemem i Samarytanką, wobec podstępów i zasadzek wrogich faryzeuszów, litościwy względem wszystkich chorych i cierpiących, wszelkiego rodzaju kalek i opętanych — prawdziwy Baranek Boży, jak go nazwał Jan Chrzciciel: „Oto Baranek Boży, oto, który gładzi grzech świata” (Jan 1, 29). Jezus na każdym kroku urzeczywistniał na sobie to, co zalecał Apostołom: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. A ja powiadam wam, abyście się nie przeciwstawiali złu. A kto by cię uderzył w prawy policzek twój, nadstaw mu i drugi. A temu, który się chce z tobą prawować i suknię twoją zabrać, daj mu i płaszcz. A kto by cię przyniewalał, żebyś szedł z nim jedną milę, idź z nim drugie dwie. Kto cię o co prosi, daj mu, a nie odwracaj się od tego, który u ciebie chce pożyczyć” (Mat. 5, 38 – 42). Miłosierna cichość — to nie wykwit osobistego temperamentu. Gdyby tak było, to nie wszyscy mogliby się zdobyć na tę cnotę, a Zbawiciel zwraca się do wszystkich zalecając ją. Cichość nie jest również nastrojem zależnym od okoliczności: byłaby ona wówczas zmienna i dorywcza jak sama okoliczność. Cichość jest to cnota stała, znamionująca charaktery mocne silne i mężne. Gniewać się i oburzać potrafi człowiek najsłabszy, ale cichym potrafi być tylko silny mocny i panujący nad sobą. Zbawiciel polecając tę cnotę i dając wzniosły jej przykład na swojej Osobie, wskazuje na błogie jej skutki, gdy mówi: „Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię” (Mat. 5, 4). Składową częścią cichości jest pokora, którą Zbawiciel poleca obok cichości, i której świeci niedościgłym przykładem. Był pokorny, gdy Apostołom nogi umywał, gdy milczał na stawiane Mu niesłuszne zarzuty, gdy się zbliżał do pogardzanych przez faryzeuszów celników i grzeszników, gdy w gronie ich prosił Jana o chrzest, gdy nie szukał należnego sobie szacunku, gdy wreszcie obrał dwóch łotrów za towarzyszy swych cierpień i wśród nich Ojcu ducha swego polecił. Na pojęcie cichości składa się również męstwo, które Zbawiciel miłosiernie ujawnił, gdy mimo nadludzkich przeszkód mężnie dążył do spełnienia woli Ojca, gdy w Ogrójcu panował nad naturalnym wstrętem i bojaźnią przed męką, a w czasie pokusy na pustyni nad podsuwaną przez szatana chęcią popisu. Miłość bliźniego, która jest trzecią składową cnotą cichości, Zbawiciel okazywał w każdym swym czynie, a przede wszystkim, gdy z miłości ku nam ustanowił Sakrament Ołtarza: „Umiłowawszy swoich… do końca ich umiłował” (Jan 13, 1). * * * 195 Miłosierdzie Chrystusa w sposobie nauczania i postępowania nakłania nas wszystkich do naśladowania Go pod tym względem. 60. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA W ZEWNĘTRZNYM ZADOŚĆUCZYNIENIU „Zbawił nas… z Miłosierdzia swego przez obmycie odrodzenia i odnowienia” (Tyt. 3, 5). Pan Jezus mógł dokonać odkupienia ludzkości jednym swoim słowem, mógł zadośćuczynić za grzechy nasze jedną modlitwą do Ojca, mógł zadowolić sprawiedliwość przez samo tylko Wcielenie i przyjęcie na siebie grzechów ludzkich. Ale takie zadośćuczynienie nie ujawniłoby dostatecznie ogromu zła tkwiącego w grzechu i nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Dlatego Zbawiciel w całe życie swoje włożył tyle ofiary, dlatego Męką swoją objął tyle strasznych cierpień — jako zewnętrzne zadośćuczynienie za grzechy całego świata. 1. „On sam w ciele swoim zaniósł grzechy nasze na krzyż, abyśmy umarłszy dla grzechów, żyli dla sprawiedliwości, gdyś przez mękę jego zostaliście uleczeni” (I Piotr 2, 24). W tych słowach Apostoł mówi o zadośćuczynieniu, jakie Zbawiciel składał za grzechy nasze przez całe życie, przeciwstawiając swoje ubóstwo, cierpienie i pokorę — potrójnej pożądliwości oczu, ciała i pysze żywota. Obrał On stan najuboższy, w którym był narażony na liczne niewygody i braki, jak głód, zimno, pragnienie, ciężka praca i najrozmaitsze troski i trudy. Rodzi się z najuboższych rodziców, pozbawiony jest najprymitywniejszych wygód. Zaraz po Narodzeniu doznaje prześladowania ze strony Heroda i zmuszony jest uciekać do Egiptu. Po powrocie zamieszkuje w Nazarecie i ciężko pracuje na utrzymanie przy boku Józefa, a po jego śmierci samodzielnie. Dobiera sobie uczniów spomiędzy ubogich rybaków i przez trzy lata swego publicznego życia utrzymuje się wraz z uczniami swymi jedynie z jałmużny. Nie ma nic własnego z wyjątkiem szaty, utkanej przez Matkę; nawet „nie ma, gdzie by głowę skłonił” (Mat. 8, 20). „Stał się dla was ubogim, abyście wy ubóstwem jego bogatymi się stali” (II Kor. 8, 9). 196 Uległy prawu Mojżeszowemu Pan Jezus poddaje się najbardziej upokarzającym jego przepisom (np. obrzezaniu), aby zadośćuczynić Ojcu za łamanie przez ludzi prawa natury. Mądrość najwyższa poddaje się kierownictwu ludzi i zachowuje się jak najpospolitszy uczeń ciesielski, wykonując polecenia Józefa z największą skromnością, prostotą i łaskawością: „Był im poddany” (Łuk. 2, 51). W czasie publicznego nauczania znosił cierpliwie nieobyczajność i prostactwo ludzi, tępotę i zacofanie uczniów, złośliwość i podstępy swych wrogów, aby w ten sposób zadośćuczynić za naszą chełpliwość i próżność w szukaniu pochwał. Z wielkim wysiłkiem i fizycznym zmęczeniem obiegał wsie i miasteczka, przepowiadając Królestwo Boże i doświadczając przy tym różnych braków. Wolał pracować w najtrudniejszych warunkach, gardząc środkami łagodzącymi cierpienia, by zadośćuczynić za nasze lenistwo i wygodnictwo. Oprócz tych cierpień fizycznych Pan Jezus przy nauczaniu jeszcze więcej cierpiał moralnie, doznając otwartego prześladowania ze strony faryzeuszów i kapłanów, znosząc najrozmaitsze ich oszczerstwa i potwarze. Nazywali Go opilcą, grzesznikiem, wywrotowcem, zwodzicielem ludu, opętanym przez Belzebuba, intruzem i podstępnym Samarytaninem. Cóż może być ponad to bardziej zniesławiającego i poniżającego? Gdy sami jesteśmy skłonni do różnych występków, nie potrafimy znieść najmniejszej niesławy, a Zbawiciel najniewinniejszy i najświętszy za tyle dobrodziejstw i nauk wygłoszonych dla zbawienia słuchaczy, najcierpliwiej znosi od nich największe oszczerstwa, by zadośćuczynić za nasze obmowy i plotki, za oszczerstwa i kłamstwa, za potwarze i fałszywe świadectwa. „Wybaw mię od potwarzy ludzi, a będę strzegł przykazań twoich” (Ps. 118, 134). 2. Jakkolwiek całe życie Pana Jezusa było przepełnione niezwykłymi cierpieniami fizycznymi i moralnymi, to największym zadośćuczynieniem miłosiernym za nas była Jego najboleśniejsza Męka i Śmierć najhaniebniejsza. To było szczytem Jego posłannictwa, w którym streszcza się cała Jego Ofiara. Już na modlitwie w Ogrójcu Pan Jezus wycierpiał fizycznie i moralnie bardzo dużo, tak że słusznie nazywa się to przeżycie konaniem. Atoli właściwą mękę zewnętrzną rozpoczyna dopiero pojmanie i skrępowanie powrozami, gdy zachęceni przez Judasza słudzy arcykapłanów dokonali tego z największym okrucieństwem. Skrępowanego Chrystusa oprawcy poprowadzili do Annasza, gdzie On otrzymał od sługi arcykapłańskiego straszny policzek. Następnie po przesłuchaniu wstępnym u Kajfasza, Pan Jezus został wtrącony do ciemnicy, będącej miejscem strasznych, chociaż nie zanotowanych przez Ewangelistów, udręczeń i zniewag. Gdy w Wielki Piątek rano zebrał się u Kajfasza cały Sanhedryn, stawiono przed nim Zbawiciela, który publicznie wyznał, że jest Synem Bożym i został za to skazany na śmierć. Dla zatwierdzenia wyroku śmierci Żydzi poprowadzili Zbawiciela do Piłata, a ten po przesłuchaniu odesłał 197 Go jako Galilejczyka do Heroda, który po wyśmianiu i znieważeniu zwrócił Go Piłatowi. Piłat aczkolwiek nie znalazł winy w Jezusie, to jednak z obawy przed skargą do cesarza skazał Go na śmierć krzyżową, poddawszy wprzód okrutnemu biczowaniu i cierniem ukoronowaniu. Od Piłata Zbawiciel obarczony ciężkim krzyżem poszedł na Górę Kalwaryjską, gdzie został ukrzyżowany i po trzech godzinach konania umarł. Przez cały czas tej krwawej pielgrzymki, Panu Jezusowi towarzyszyły krzyki, szyderstwa, popychania, przekleństwa, bicia i najrozmaitsze zniewagi, które Zbawiciel znosił cierpliwie, ofiarując je jako zadośćuczynienie za grzechy nasze. Szczególnie dużo wycierpiał w czasie biczowania, które było o wiele surowsze, niż innych skazańców, dlatego że Piłat chciał strasznym widokiem ubiczowanego osłabić nienawiść Żydów i potem Go uwolnić. W ten sposób prokurator rzymski spowodował największe cierpienia Zbawiciela, które były tym dotkliwsze, im szlachetniejsze i niewinniejsze było Ciało biczowanego. Chociaż ból od ognia normalnie bywa silniejszy, niż od uderzeń biczami, ale można śmiało twierdzić, że Zbawiciel przy biczowaniu ucierpiał więcej, niż wszyscy razem Męczennicy. Wielu przy rozpoczęciu biczowania mdleje i potem już nie odczuwa cierpień, a Pan Jezus zachował całkowitą przytomność przez cały czas Męki, jak to widać z Jego rozmowy z niewiastami, które spotkał w drodze na Kalwarię, i z ostatnich Jego słów na krzyżu. Po ubiczowaniu, żołnierze z własnej inicjatywy upletli koronę z ostrych cierni i wtłoczyli ją na głowę, wbijając trzciną ciernie. Następnie okryli Go płaszczem szkarłatnym i „zginając przed nim kolana, naigrawali się z niego, mówiąc: «Bądź pozdrowiony, Królu Żydowski!» I plwając nań, brali trzcinę i bili go po głowie: A gdy mieli dość naigrawań, zdjęli zeń płaszcz i oblekli go w szaty jego, i wyprowadzili, aby go ukrzyżować” (Mat. 27, 29 – 31). Zewnętrznym więc cierpieniom towarzyszyły wielkie poniżenia i zniewagi, jak to o Nim przepowiedział Prorok: „A ja jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzi i wzgarda pospólstwa” (Ps. 21, 7). Dźwiganie krzyża było bardzo uciążliwe i powiększało cierpienia Pana Jezusa, wycieńczonego długą drogą i tak srogim biczowaniem i koronowaniem cierniem. Szedł tedy niewinny Baranek, zlany potem i krwią zbroczony, potykając się raz po raz o nierówny bruk i trzykroć upadając. Otaczający go powiększali te cierpienia krzykami, biciem, popychaniem i bluźnierstwami, zmuszając do szybszego kroku. Ukrzyżowanie spowodowało odnowienie wszystkich ran przy obnażeniu Jezusa i ustawianiu krzyża. „Opadła mię zgraja psów i kupa niegodziwców osaczyła mię. Przebodli ręce moje i nogi moje i policzyli wszystkie kości moje” (Ps. 21, 17). * * * 198 Oto Miłosierdzie Boże w zadośćuczynieniu za grzechy całego świata, jakiego dokonał Pan Jezus w czasie całego życia, a przede wszystkim w czasie Męki, którą zakończył trzygodzinnym konaniem, a wreszcie śmiercią. Każdy moment tej Męki zasługuje na osobne rozważanie, podziwianie i wielbienie Boga w Jego nieskończonym Miłosierdziu, jakie zsyłał i zsyła na nas przez zasługi Jezusa, który w ten sposób nie tylko złożył godne zadośćuczynienie, ale i wysłużył niewyczerpany skarb zasług na wszystkie czasy. 61. ZNACZENIE MĘKI PANA JEZUSA — DOWÓD BÓSTWA I MIŁOSIERDZIA JEZUSA „Jezus za mękę śmierci uwieńczony chwałą i czcią” (Żyd. 2, 9). Męka Pana Jezusa jest ogniskiem tajemnic Bożych i źródłem naszego zbawienia, albowiem poglądowo dowodzi Bóstwa Chrystusa i Jego nieskończonego Miłosierdzia. 1. Gdybyśmy nie poznali nauki Chrystusa, jaką głosił o sobie, ani słyszeli o Jego cudach i przepowiedniach spełnionych, gdybyśmy się nie przyglądali Jego świętości i nieskazitelności życia, nie stwierdzali skuteczności Jego działania, a tylko zastanowili się nad Jego Męką straszną i śmiercią haniebną, musielibyśmy bezstronnie uznać, że był On nie tylko Człowiekiem, ale zarazem i Bogiem, i wraz z setnikiem zawołać: „Zaiste ten był Synem Bożym”. (Mat. 27, 54) lub też za Piotrem powtórzyć: „Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego” (Mat. 16, 16). Pan Jezus jako Człowiek modli się w Ogrójcu, smuci się, poci i prosi Ojca o oddalenie zbliżającej się męki, ale zarazem jako Bóg jednym słowem: „Jam jest” (Jan 18, 5) obala na ziemię uzbrojoną kohortę siepaczy i następnie oddaje się im dobrowolnie. Jako Człowiek dał się skrępować powrozami, prowadzić na sąd, gdzie milczy i znosi obelgi, ale jako Bóg przyznaje się do tytułu Króla wszechświata i najwyższego Sędziego, który w chwale i majestacie przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Jako Człowiek daje się ubiczować i cierniem ukoronować oraz przybić do krzyża, jako Bóg sprawia nawrócenie łotra na krzyżu i zapewnia mu raj po śmierci. Jako Człowiek umiera na krzyżu po 199 trzygodzinnym konaniu, ale jako Bóg sprawia, że ziemia drży i słońce się zaćmiewa, a umarli powstają z grobów w czasie Jego śmierci. Jako Człowiek został pogrzebany i przywalony kamieniem ciężkim, ale jako Bóg trzeciego dnia zmartwychwstaje swą mocą i ukazuje się niewiastom, Apostołom i licznym swoim uczniom, którzy Go dotykają, z Nim rozmawiają, słuchają Go i widzą, jak dnia czterdziestego wstępuje do nieba. Następnie zsyła zapowiedzianego Ducha Świętego. Ten Duch święty dokonuje wewnętrznej przemiany Apostołów i przez dwadzieścia wieków działa w Kościele i uświęca wyznawców Chrystusa. Przy pożegnaniu Apostołów przed męką swoją Pan Jezus poucza ich o najgłębszych tajemnicach wiary, których żaden rozum ludzki nigdy nie zdołałby odkryć, jak np. o Trójcy Przenajświętszej, o Wcieleniu, o Odkupieniu ludzkości, o uświęceniu swoich wyznawców przez Ducha Świętego, o trwałości Kościoła mimo strasznych prześladowań itp., i pomocy swojej aż do skończenia świata. Czyni Apostołów pośrednikami między grzeszną ludzkością a Bogiem i obdarza ich władzą najwyższą związywania i rozwiązywania sumień ludzkich czyli odpuszczania ich grzechów. 2. Męka Chrystusa Pana jest również poglądowym dowodem nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Cierpi bowiem i umiera On z litości do ludzi, przybranych braci swoich, którzy za grzechy swoje winniby być na wieki odrzuceni, jak zbuntowane duchy niebieskie. Pan Jezus zaś bierze grzechy wszystkich ludzi na barki swoje, ponosi za nie straszne cierpienia, a ponosi je zupełnie dobrowolnie, aby uczynić zadość sprawiedliwości Bożej i wysłużyć nam przebaczenie i usprawiedliwienie. Urzeczywistnił On w tej męce przepowiednię Psalmisty: „Miłosierdzie i wierność spotykają się, sprawiedliwość i pokój pocałują się” (Ps. 84, 11). Męka Pana Jezusa jest źródłem naszego zbawienia. Miłosierdzie Boże nie odrzuciło na wieki grzeszników, ale wynalazło środek nieomylny, niesłychany, godny podziwu i zachwycenia wszystkich Aniołów i ludzi. Oto Mądrość Przedwieczna — Syn Boży, przez którego wszystko się stało, co się stało, przyjmuje naturę ludzką, by w niej cierpieć i w ten sposób zbawić grzeszną ludzkość. Tylko On — jako równy Bogu Ojcu mógł dać godne zadośćuczynienie za nieskończoną obrazę i ustanowić skarb, z którego by można było czerpać ustawiczne zadośćuczynienie za grzechy poszczególnych ludzi aż do skończenia świata. Gdyby nie był Bogiem, nie mógłby godnie zadośćuczynić, a gdyby nie był Człowiekiem, zadośćuczynienie nie pochodziłoby od ludzi, którzy znowu nie mieliby doskonałego i pewnego wzoru, jak uzyskać przebaczenie. Z męki Pana Jezusa najlepiej poznajemy nieskończoną złość grzechu, jak wielką grzech jest szkaradą sam w sobie, jak bardzo obraża nieskończony majestat Boga i jak straszne sprowadza skutki na ludzi. Dla usunięcia tych 200 skutków trzeba było aż takich cierpień Syna Bożego. Tylko w świetle męki Chrystusa człowiek może nabrać wstrętu i nienawiści do grzechu, poznać cenę duszy i wartość jej w oczach Boga, stwierdzić potęgę złych skłonności swoich, które były aktorami w tej strasznej tragedii. Nie ma potężniejszego środka, który by pobudził człowieka do opanowywania swych namiętności i pracy nad zaprowadzeniem harmonii wewnętrznej, jak ten, który nam zostawił cierpiący Zbawiciel. Wreszcie męka Pana Jezusa jest poglądową lekcją wszystkich cnót, potrzebnych nam do oczyszczenia duszy i uświęcenia. Tu mamy niezrównany przykład pokory, jako wędzidła do opanowania przesadnej miłości własnej, przykład cierpliwości w prześladowaniach, poniżeniach i oszczerstwach, męstwa w przezwyciężaniu obaw i nieroztropnej porywczości, wytrwałości w ciążeniu do osiągnięcia zamierzonego celu, równowagi ducha w rozterce, a przede wszystkim samozaparcia się i miłości Boga i bliźniego, nie wyłączając najstraszniejszych wrogów naszych. Wszystkie dzieła Pana Jezusa są wspaniałe i wielkie: nieskończenie przewyższają dzieła ludzkie. Atoli największym i najwspanialszym dziełem jest Jego bolesna męka. Nauczali i czynili cuda inni wielcy prorocy i patriarchowie, ale odkupić świat przez mękę zdołał tylko Pan Jezus, jako Król królów, najwyższy Arcykapłan i największy Prorok. Celem przyjścia Chrystusa było założenie Królestwa, które trzeba było nasamprzód zdobyć, albowiem wszechwładnie panował król ciemności. Zbawiciel podejmuje z nim walkę w czasie swego postu na pustyni, zwycięża go, wypędzając z opętanych i gdy upada pod krzyżem i następnie na nim umiera, a po trzech dniach zmartwychwstaje, wstępuje do nieba i zasiada po prawicy Ojca. Z chwilą podniesienia Chrystusa na krzyżu, książę tego świata zostaje wyrzucony precz. Męka tedy Jezusa jest Jego wstąpieniem na tron. Pan Jezus na krzyżu jest najwyższym Arcykapłanem. Składa bowiem Ofiarę krwawą z siebie jako okup za grzechy nasze. Ofiara ta jest niezrównanie wielka już to z powodu nieskończonej godności samego ofiarującego, już to z pobudki nieskończonego Miłosierdzia swego. Ta ofiara jest największa ze wszystkich, jakie kiedykolwiek były składane, ze względu na swoje skutki dla Boga i dla nas. Z tej bowiem Ofiary wynika największa chwała Boga, który odniósł w niej największy tryumf nad szatanem, jak również ludzkość odniosła z niej największy pożytek, bo była to Ofiara Nowego Przymierza z Bogiem, łącząca niebo z ziemią, gdy ofiary Starego Testamentu były tylko jej figurami. Wreszcie Zbawiciel w męce swojej występuje jako największy Prorok i Prawodawca. Udoskonala On stare prawo, a znosi zabobonne naleciałości; stwierdza naukę swoją o znaczeniu krzyża i cierpień w życiu ludzkim, o największej miłości ku Bogu Ojcu i posłuszeństwie bezwzględnym Jego prawu. Tak więc Zbawiciel w swej męce ujawnia swoją największą potęgę i swoje najszczytniejsze godności, spośród których dla nas najwspanialszą jest godność 201 najmiłosierniejszego Zbawiciela, do którego zawsze z całą ufnością każdy może się zwracać. * * * Słuszną i ze wszech miar zbawienną jest rzeczą jak najczęściej rozważać Mękę Zbawiciela, przez co składamy Bogu największą chwałę, a sami odnosimy niewymowny pożytek. Pod wpływem tego rozważania szybko wzrasta nasza świętość, rozwija się w nas duch apostolstwa, samozaparcia się dla chwały Bożej i poświęcenia dla bliźnich. Nabieramy gorliwości do pracy, cierpliwości w znoszeniu przeróżnych krzyży codziennych, zapominamy o doznanych urazach i krzywdach, a przede wszystkim lepiej poznajemy Boga w najmiłosierniejszym Zbawicielu i wzrastamy w miłości ku Niemu. KONIEC TOMU PIERWSZEGO 202 SPIS TREŚCI 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19. 20. 21. 22. 23. 24. 25. 26. 27. 28. 29. 30. 31. 32. 33. 34. 35. 36. 37. 38. 39. 40. 41. 42. 43. 44. 45. 46. 47. 48. Co myślimy o Bogu? Co myślimy doskonałościach Bożych? Co myślimy o Miłosierdziu Bożym? Dlaczego wyróżniamy Miłosierdzie Boże? Wielorakie jest Miłosierdzie Boże? Miłosierdzie Synostwa Bożego Miłosierdzie w sposobie i warunkach usynowienia Miłosierdzie w obietnicy Odkupienia Miłosierdzie Boże w tajemnicy Wcielenia Miłosierdzie Boże w sposobie Wcielenia Miłosierdzie Boże w Zwiastowaniu Miłosierdzie Boże w skutkach Wcielenia Miłosierdzie Boże w Nawiedzeniu Miłosierdzie Boże w Narodzeniu Pana Jezusa Miłosierdzie Boże w Imieniu Jezus i Ofiarowaniu Pana Jezusa w Świątyni Miłosierdzie Boże w Objawieniu się Mędrcom Miłosierdzie Boże w życiu ukrytym Pana Jezusa Miłosierdzie Boże w chrzcie i poście Pana Jezusa Miłosierdzie Boże w powołaniu pierwszych uczniów Miłosierne utwierdzenie pierwszych uczniów w wierze Miłosierna rozmowa z Nikodemem Miłość Boga a Miłosierdzie Jego Miłosierna rozmowa z Samarytanką Miłosierny powrót do Galilei Miłosierdzie Boże w treści nauk Zbawiciela Miłosierdzie Boże w przypowieściach Chrystusa Miłosierdzie w wyborze Apostołów Nauka o zasadach sprawiedliwości i Miłosierdzia Miłosierdzie Chrystusa względem grzeszników Miłosierdzie Chrystusa względem chorych Miłosierdzie Chrystusa względem trędowatych Miłosierdzie Chrystusa względem ślepych Miłosierdzie Chrystusa względem głuchych i niemych Miłosierdzie Chrystusa względem opętanych Miłosierdzie Chrystusa we wskrzeszeniu umarłych Miłosierdzie Chrystusa w panowaniu nad żywiołami i materią Miłosierdzie Chrystusa w odnowieniu rodziny Miłosierdzie Chrystusa w radach ewangelicznych Miłosierdzie Chrystusa w najprzedniejszych uczynkach Miłosierdzie Chrystusa w cnota głównych Miłosierdzie Chrystusa w cnotach apostolskich Miłosierdzie Chrystusa w powołaniu i rozesłaniu uczniów Miłosierdzie Chrystusa w największym przykazaniu Miłosierdzie Chrystusa względem wrogów Miłosierdzie Chrystusa względem pracujących Miłosierdzie Chrystusa względem przyjaciół Miłosierdzie Chrystusa w nauce o Miłosierdziu Bożym Miłosierdzie Chrystusa w zapowiedzeniu Przenajświętszego Sakramentu 203 3 6 9 13 16 20 23 27 30 34 37 41 44 48 51 55 58 61 64 68 71 74 78 81 84 87 91 94 97 100 103 106 109 113 116 119 122 125 128 132 135 138 142 145 148 151 154 157 49. 50. 51. 52. 53. 54. 55. 56. 57. 58. 59. 60. 61. Miłosierdzie Chrystusa w zapowiedzi prymatu Piotra Miłosierdzie Chrystusa w nawoływaniu do pokuty Miłosierdzie Chrystusa w ujawnianiu Bóstwa swego Miłosierdzie Chrystusa w zapowiedzeniu Sądu Ostatecznego Miłosierdzie Chrystusa w zapowiedzeniu swojej Męki Miłosierdzie Chrystusa w obietnicy zesłania Ducha Świętego Miłosierdzie Chrystusa w ustanowieniu Eucharystii Miłosierdzie Chrystusa w Sakramencie Kapłaństwa Miłosierdzie Chrystusa w uwolnieniu nas od śmierci Miłosierdzie Chrystusa w skarbie zasług Miłosierdzie Chrystusa w sposobie nauczania i postępowania Miłosierdzie Chrystusa w zewnętrznym zadośćuczynieniu Znaczenie Męki Pana Jezusa — dowód Bóstwa i Miłosierdzia Jezusa 161 164 167 170 173 177 180 183 186 189 193 196 199 Książkę ks. dr. Michała Sopoćko „Miłosierdzie Boga w dziełach Jego” wydano w czterech tysiącach egzemplarzy na papierze P. E. X. N. Esparto Antique Wove, Double Demy, 22½” × 35”, 46 lbs. Tekst złożono czcionką „Ionic” Nr 5 (10 pkt.). Składał: Stefan Wojtowicz. Metrampaż: Julian Dziewicki. Tłoczył: Stanisław Pawłowski. Wykonano w drukarni Katolickiego Ośrodka Wydawniczego „Veritas” pod zarządem Zygmunta Kotkowskiego. Druk ukończono w lutym 1959 r. 204