ziemia w swoje stulecie. Warszawa: PTTK 2010 Krzysztof R. Mazurski Europejskość polskiej przestrzeni Każdy człowiek, co więcej – każda istota, a nawet martwy przedmiot, może istnieć tylko dzięki temu, że istnieje czas… i przestrzeń. Wyznaczają one bowiem ramy jednej z czterech kategorii bytu, uświadamianego i nieuświadamianego, dłuższego lub krótszego. Nikt i nic nie ma wpływu na czas, którego przebieg wyznacza jedynie następstwo zdarzeń. Inaczej jest z przestrzenią. Wprawdzie stanowi ona ramy egzystencji, niezależne w swoim istnieniu, to jednak ramy te mogą być i są wypełniane coraz bardziej niezależnie od Natury przez działalność człowieka, trwającą – według niedawnych odkryć, od 1,5 mln lat. Jest to jednak tylko część prawdy, odnosząca się do materialnej rzeczywistości, która wypełnia, ale zarazem i kształtuje przestrzeń fizyczną. Jednakże człowiek – jako jedyna istota obdarzona tak silnie rozwiniętym rozumem, a więc myślą jako narzędziem działania, potrafił oderwać się od przedmiotów, rzeczy, konstruując nierealne byty i działania, tworząc w ten sposób zupełnie nowy rodzaj przestrzeni – przestrzeni intelektualnej, wypełnionej myślami koncepcyjnymi, a także własny świat wewnętrznych przeżyć zamknięty w przestrzeni psychicznej, zwanej potocznie „przestrzenią duchową”. Ewolucja biologiczna doprowadziła do tego, że każdy osobnik, każdy organizm jest inny dzięki skomplikowanym układom genetycznym. Z tej przyczyny oczywiście i każdy człowiek jest inny, co sprawia, że istnieje tyle przestrzeni intelektualnych i tyle przestrzeni psychicznych, ile jest ludzi, obecnie około sześciu miliardów. Ich wspólna egzystencja w takiej sytuacji byłaby niemożliwa, gdyż ilość wzajemnych interakcji na takim gruncie osiągałaby wartości nieskończone. Na szczęście, łańcuch kodu genetycznego jest na tyle długi, że w każdym człowieku tkwi ten sam jego kawałek, w dodatku inny zawiera potencjał przyjmowania i utrwalania nowych informacji. Dzięki temu możliwe stało się społeczne porozumiewanie, ale też utrwalanie – z reguły tylko osobnicze, pewnych postaw, zachowań czy wzorców mentalnych. Oczywisty jest wpływ długości poprzestawania w grupie ludzkiej na głębokość tego zjawiska i trwałość jego efektów. W ten sposób kształtują się mniej lub bardziej wyraziste kręgi kulturowe o wyróżniających się cechach – materialnych, jak strój, formy narzędzi, budownictwa czy sztuka artystyczna, ale i mentalnych, jak interpretacja zjawisk, wierzenia czy zachowania. Proces ten trwa nieustannie – właśnie dzięki wspomnianej zdolności do zapamię197 tywania i samonauki, nawet nieuświadamianej. Już od dłuższego czasu, można nawet powiedzieć – co najmniej od kilku wieków, ma on charakter sterowalny w wyniku świadomego wykorzystywania tej cechy przez różne instytucje – początkowo przez religijne, a następnie w coraz większym stopniu przez świeckie, publiczne (państwo, samorządy terytorialne) i prywatne (organizacje społeczne, media informacyjne). W coraz też większym stopniu owo samouczenie się podejmowane jest indywidualnie i świadomie dzięki coraz powszechniejszemu i łatwiejszemu dostępowi (żeby tylko wspomnieć o internecie i podróżach) do zasobów informacyjnych z najróżnorodniejszych zakresów wiedzy. O ile jednak ich użytkownik sięga do nich świadomie, to bardzo często – a dotyczy to zwłaszcza młodszych i mniej intelektualnie przygotowanych osób, jest nieświadom konsekwencji, jakie to za sobą pociąga. Konsekwencje te, niestety, bywają negatywne tak osobniczo, jak i społecznie. Społeczeństwo bowiem tworzy jakby wielką i wielce skomplikowaną rodzinę, w której każdy ma swoje prawa, ale i obowiązki. O jego sprawnym funkcjonowaniu decyduje istnienie wspólnego kanonu ogólnych zachowań i zdolność podporządkowania się władzy – oczywiście demokratycznej, cokolwiek by to znaczyło. Wynika to z prostego faktu o charakterze fizykalnym – przestrzeń jest ograniczona, tu i teraz, na kuli ziemskiej, przyrost ludności (jak na razie) nieograniczony, a w jednym miejscu, w tym samym czasie może przebywać tylko jeden obiekt, co odnosi się przecież i do człowieka. Musi więc istnieć władza, która będzie regulować jego przemieszczanie się w czasoprzestrzeni. Trzymając się przywołanej analogii społeczeństwa do rodziny można przyrównać zajętą przez nie przestrzeni do domu – jako konstrukcji stworzonej przez istotę bytu materialnego i wypełnionego stworzonymi przez nie meblami w formie budowli i zagospodarowanego, kulturowego krajobrazu. Tak jak jednak dom wypełniony jest zachowaniami i myślami jego mieszkańców, tak i przestrzeń społeczna wypełniona jest treścią mentalną obecnej w przestrzeni fizycznej grupy ludzi. Wprawdzie nie widać jej materialnie, ale to ona decyduje o kierunkach i sposobach przeobrażania i kształtowania świata rzeczywistego oraz ogólnych zachowaniach poszczególnych osobników. Jednym z takich domów jest Polska o jednoznacznie obecnie określonych politycznie granicach, stanowiąca jednak przestrzeń zamieszkałą nie tylko przez Polaków. Nieprowadzenie oficjalnej ewidencji narodowościowej powoduje, że szacunki wielkości żyjących w niej mniejszości narodowościowych znacznie się między sobą różnią – od 1,3 do 3,9%. Na pewno jednak udział ich stale rośnie poprzez napływ obywateli innych państw europejskich – zwłaszcza z grona Unii Europejskiej, oraz azjatyckich – szczególnie z Wietnamu i Chin, znacznie mniej z krajów arabskich i afrykańskich. Niemniej jednak – póki co, to Polacy decydują o charakterze tej przestrzeni, choć istnieją w niej także elementy niepolskie obecne od wieków, przez to asymilowane w niej, jak cerkwie czy synagogi, z pojawiającymi się stopniowo meczetami. Przeważający więc ilościowo mieszkańcy Polski, gospodarze owego wspólnego domu, zdecydowali i decydują – choć poprzez liberalizację różnych przepisów w coraz mniejszym stopniu, o jego wyglądzie, charakterze i funkcjonowaniu. Łączy ich ów wspólny fragment kodu genetycznego, który wpływa – prawda, że będąc wzbogacony o cechy innych ras antropologicznych, na określoną fizjonomię: blondyni, niebieskoocy, dość wysocy. Dziś to już raczej literacki archetyp aniżeli dominujący typ Polki czy Polaka. W większym 198 stopniu na poczucie więzi wpływa kod mentalny, który nie może być zapisany genetycznie – jako że w momencie urodzenia każdy człowiek stanowi swoistą tabulae rasae, jakby czystą, niezapisaną tablicę. Na niej to zapisują rodzice i społeczne otoczenie swoje normy, zwyczaje, oczekiwania i przekonania, które składają się na to, czy ktoś jest Polakiem, Czechem, Niemcem czy Anglikiem. Na ile głęboko uda się je wpoić, na tyle ktoś trwale wiąże się ze swoją społecznością i na tyle trwale przyjmuje jej charakterystykę. Jeżeli jednak kontynuować analogię domostwa, to trzeba zauważyć, że domy rzadko kiedy stoją samotnie. Tak samo i Polska nie znajduje się w abstrakcyjnej przestrzeni, będąc otoczona innymi państwami, a i Polacy jako narodowość nie wyłonili się z próżni. Ich dalecy praprzodkowie – Prasłowianie, przybyli ze stepów na wschodnich krańcach kontynentu, będąc jeszcze wcześniej jednym z nurtów wielkiej fali indoeuropejskiej. I z tych czasów zachowały się pewne fragmenty kodu genetycznego, który powoduje, iż obok innych ludów docierających do Oceanu Atlantyckiego są oni Europejczykami. W równym, a może jeszcze większym stopniu decyduje o tym jednak wspomniany kod mentalny, jaki wykształcił się podczas koegzystencji trwającej tysiące lat i zazębiania się wpływów kulturowych. Jeżeli bowiem sięgnąć choćby tylko do czasów neolitycznych, to kontynent – nazywany od czasów starogreckich coraz obszerniejszym przestrzennie semickim najprawdopodobniej pojęciem Europa, stanowił on teren, przez który bezustannie przewalały się najróżnorodniejsze masy ludności. Uczestniczyły w tym nawet plemiona i narodowości azjatyckie, jak choćby Awarowie, Hunowie czy Mongołowie. Rozwój ekonomiczno-społeczny i warunki osadnicze doprowadziły do zróżnicowania kulturowego, którego najwyraźniejszą cechą stał się język. On to powoduje, że Polacy w pierwszej kolejności są Słowianami, przy czym oczywiście istniało w niedalekiej jeszcze przeszłości daleko więcej wspólnych więzi. Podobnie stało się z innymi ludami, choć szybciej się różnicującymi, jak germańskimi czy romańskimi. Trudno spekulować na temat tego, do czego by doszło w sensie etnogenezy. Ogromnym czynnikiem przemian w tym zakresie stało się Imperium Rzymskie, czerpiące szeroko z zasobów kulturowych starożytnej Grecji, ale poprzez swoją ekspansję wokół morza wewnętrznego – z ziemiami europejskimi doń przyległymi, prowadzące unifikację opanowanych społeczności. Ten szeroki zakres przestrzenny władztwa umożliwił z kolei rozprzestrzenienie się nowego czynnika kulturowego, jakim na początku nowej ery stało się chrześcijaństwo. Jego atrakcyjność religijna i powstała w następnych wiekach sprawna struktura organizacyjna, niezależna od czynników publicznych, a następnie wykorzystywana przez nie do własnych celów (jak choćby poprzez tzw. chrzest Polski), przyczyniła się do rozprzestrzeniania wspólnych wyznaniowych cech kulturowych, ale też materialnych, na przykład form architektonicznych czy odzieżowych. Zacierając niektóre cechy własne, rodzime poszczególnych kształtujących się narodowości, chrześcijaństwo stało się nowym spoiwem łączącym europejskie społeczności. W rozkwicie średniowiecza, w owej złotej jesieni, niemal wszyscy mieszkańcy kontynentu stali się obywatelami jednej Europy, której jedność – nie do końca zresztą pełną, rozbiły ambicje władców i narastające zróżnicowanie narodowościowe. Wszelako poczucia wspólnoty to nie zniszczyło, wręcz przeciwnie – wędrówki żaków, duchownych, pielgrzymów i artystów pogłębiały 199 ją wskutek przenoszenia i utrwalania nowych idei, osiągnięć i rozwiązań, zachowań i zwyczajów. Plemiona, które stworzyły dzisiejszy naród polski, uczestniczyły w tym od zawsze – czy to jako przyjmujące obcych kupców, czy to samemu wychodząc poza własne terytorium, często zresztą jako niewolnicy. Kontakty te uległy intensyfikacji z chwilą przekształcania się w naród, ze swoją własną świadomością tożsamości i własnej wartości. Od X wieku zaczęły napływać do państwa Polan, zmieniającego się w Polskę, szerokim strumieniem cywilizacyjne osiągnięcia z innych części Europy oraz nowe koncepcje mentalne. Ustępująca przed nimi słowiańskość, przetrwała do dziś w zasadzie tylko w języku i coraz uboższych rodzimych obyczajach, przekształcała się w ogólnie widoczną i zrozumiałą europejskość, której nośnikiem na długo stała się łacina, język nieistniejącego Imperium i nieistniejącego już narodu rzymskiego. Religia poprzez kościelne obrządki i normy unifikowała obyczaje i postawy, poprzez wpływanie na kształt i ducha prawa publicznego standaryzowała zachowania społeczne. Łatwość przenikania europejskiej przestrzeni przyniosła unifikację (w pewnym zakresie) krajobrazu – wszędzie budowano podobne zamki, kościoły i miasta. Poza przyrodą wędrowiec odbierał w nim w zasadzie te same wrażenia wizualne, czuł się nadal jakby u siebie. Kościół tworzył dodatkowe poczucie wielkiej wspólnoty, a podobieństwa językowe czy posługiwanie się łaciną – ułatwiały asymilację w lokalnej społeczności. W Polsce więc osiadali cudzoziemcy ze swoimi wzorcami kulturowymi, Polacy osiadali gdzie indziej – oni z kolei ze swoimi. Mimo narastających barier granicznych ciągle trwał proces wymiany kulturowej, dzięki czemu narody europejskie – mimo różnicowania, były nadal sobie bliskie. Polska przestrzeń sukcesywnie wypełniała się europejskością – w sensie materialnym w sposób najbardziej widoczny. Przede wszystkim świadczyły o tym budowle, których style architektoniczne, poza starożytnymi, są w pełni w niej reprezentowane, co upodabnia tę część kontynentu do innych. Podobny czy nawet wręcz identyczny dla większości miast europejskich jest sposób rozplanowania i urządzenia przestrzeni zurbanizowanej, czyli miast i miasteczek. Takie same, jak w większej części Europy, są warunki przyrodnicze, co przyczyniło się do podobnego sposobu zagospodarowania przestrzeni rolniczej z jej osadami i rozłogami użytków rolnych. Naturalnym spoiwem w tym zakresie są też i lasy o takim samym lub bardzo zbliżonym składzie gatunkowym drzewostanów. Jeszcze może ważniejszym efektem tego współoddziaływania kulturowego stało się upowszechnienie na kontynencie europejskim niemal takich samych zasad moralnych i społecznych, a także określonych wzorców kulturalnych. Zostały one przyswojone przez polski naród jako własne w wyniku przebywania wśród innych społeczeństw lub przyjęcie uniwersalizujących kryteriów. Objawiało się to w stosowaniu tych samych kanonów malarskich i pisarskich, prawniczych i filozoficznych. Mimo oczywistych różnic narodowościowych w całym kompleksie cech mentalnych przeważają przy tym pozytywne powiązania nad tymi, które dzielą. Jednocześnie Polacy nie byli tylko konsumentami dorobku cywilizacyjnego i kulturalnego innych narodów. Sami od średniowiecza współkształtowali europejską wiedzę, żeby wspomnieć choćby Witelona z Legnicy, literaturę i inne dziedziny sztuki. Nowożytna Europa, a w tym przecież i Polska, całymi już garściami czerpała z dorobku wolnej myśli antycznej Grecji i Rzymu, tworząc z niej 200 osnowę do wspólnoty idei. Ciągle dzieła pisarzy i poetów, filmowców i dramaturgów, tłumaczone są na języki obce, wnosząc bezustannie polski wkład do ogólnoeuropejskiej, a nawet światowej skarbnicy. Polacy byli obecni na kontynencie jako współtwórcy postępu technicznego i uczestnicy walk niepodległościowych. Ów przepływ dóbr kulturowych nie miał i nie ma więc charakteru jednokierunkowego, polski naród nie tylko je asymilował, ale również przekazywał swoje w inne części kontynentu. Nie tylko jednak myśli, idee i wiedza wędrowała ponad granicami. Czynili to, zresztą czynią nadal, także ich nosiciele – przedstawiciele poszczególnych narodów. Polska wchłaniała Niemców, Holendrów, Włochów, Ormian, Żydów i Greków, Polacy osiadali chyba we wszystkich krajach kontynentu, tworząc niekiedy duże skupiska, jak we Francji, Belgii czy Niemczech, a od niedawna w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Także i oni są – z reguły nieświadomymi, przenosicielami określonych narodowych standardów w inne środowiska społeczne. Można wręcz powiedzieć, że stworzenie Unii Europejskiej i przynależność do niej Polski przyspieszyło nie tylko integrację (choć w długiej perspektywie historycznej właściwsze byłoby mówienie o reintegracji) polityczno-gospodarczą, ale i kulturową. To nieuchronna, wcale nie negatywna, droga rozwoju europejskich społeczności. Nie ma też podstaw do obaw o zniszczenie, jak niektórzy głoszą tożsamości i kultury narodowej. Ona była przecież cały czas częścią – i to aktywną, wspólnej kultury europejskiej, nigdy nie funkcjonowała w izolacji. Ważne tylko jest, aby z tej wielkiej skarbnicy, stającej się zresztą w coraz większym stopniu tylko częścią skarbnicy światowej, korzystać rozważnie na zasadzie brać i dawać. Interesujące, że mimo okresów politycznie tragicznych – pozbawienia wolności wskutek osiemnastowiecznych rozbiorów, dużego ubezwłasnowolnienia pod wpływem Związku Radzieckiego, przedstawiony proces nie uległ przerwaniu, a tylko spowolnieniu i redukcji. Cały czas łączność kulturowa, realizowana w mniej lub bardziej jawny sposób, trwała, pozwalając narodowi polskiemu mentalnie pozostawać Europejczykami. Uzasadnione więc wydaje się być w tej sytuacji twierdzenie, że właśnie dzięki temu Polacy tak szybko i tak dobrze stali się członkami europejskiej wspólnoty. Nie można jednak nie zauważyć i negatywnych konsekwencji ograniczenia ponadnarodowych kontaktów. Objawiają się one przede wszystkim w środowiskach, które miały szczególnie duże trudności w ich utrzymaniu: małomiasteczkowych, wiejskich, oddalonych od zachodnich granic państwowych, uboższych, a więc niedysponujących odpowiednimi środkami łączności technicznej i dobrym dostępem do edukacji. Spowodowało to często zachowanie i utrwalenie ksenofobicznych postaw, antyeuropejskiej fobii skłaniającej się do kulturowej izolacji, także jej mentalnej odmiany, a ponadto skrajnie do szowinizmu i nacjonalizmu w negatywnym wydaniu. Na szczęście, część społeczeństwa o takich cechach jest nieduża i stopniowo malejąca. W przyspieszeniu tego ostatniego procesu ogromną rolę odgrywa nowoczesna edukacja, a w niej – jako atrakcyjne narzędzie działania – krajoznawstwo. Ono bowiem, wszechogarniające wiedzę o kraju i jego regionach, łączące wiedzę różnych dyscyplin, jest zarazem nosicielem i depozytariuszem owych cech i wartości, identyfikujących polskość, harmonijnie łączących się – bo trwale wtopionych w polską kulturę i tradycję, z cechami i wartościami ogólnoeuropejskimi. Nie decyzje bowiem polityczne decydują o obecności Polski w europejskiej rodzinie, ale naturalne i stałe z nią związki. Z tego 201 względu właśnie krajoznawstwo ma więc największą szansę dotrzeć do świadomości i emocji społeczeństwa. Ukazać może w ten sposób nierozłączność kultury polskiej i kultury europejskiej oraz stałą w niej, głęboką obecność. Tylko krajoznawstwo zapewnia tak szeroki ogląd i prezentację przestrzeni w różnych jej aspektach, ukazując istniejące i zachodzące w niej związki oraz połączenia o charakterze przyczynowo-skutkowym. Powinnością tedy krajoznawstwa i krajoznawców w szczególności jako jego realizatorów i orędowników jest troskliwe przechowywanie bogatych podstaw tożsamości i świadomości narodowej z równoczesnym kształtowaniem, ale także działanie na rzecz współuczestniczenia polskiego narodu – jako odwiecznego i naturalnego członka rodziny europejskiej, w kształtowaniu kanonu postaw europejskich. 202