Sandomierski ogród Marcina z Urzędowa

advertisement
2015
Głos Ziemi Urzędowskiej
81
ROZMAITOŚCI
Anna Suchecka
Sandomierski ogród Marcina z Urzędowa
„A ona natura, albo raczej Pan Bóg sprawca
wszystkiej natury, ziołka, drzewka i chróściki
dał nam za pewne lekarstwa, któremi by
się każdy bez nakładu wielkiego ratować mógł:
bo w prostych ziółkach okazują się sprawy natury”.
Marcin z Urzędowa, Herbarz polski,
z Przedmowy do Czytelnika
W Sandomierzu przy Muzeum Diecezjalnym „Dom
Długosza” w 2015 r. został otwarty „Sandomierski ogród
kanonika Marcina z Urzędowa”. Zamysł odtworzenia
renesansowego ogrodu, który posiadał w Sandomierzu
sławny lekarz i botanik Marcin z Urzędowa (1500–1573),
zbiegł się z trwającymi badaniami nad Herbarzem polskim jego autorstwa. W ich wyniku, spośród 372 roślin
leczniczych opisanych w Herbarzu, zidentyfikowano
dwadzieścia trzy gatunki roślin, które Marcin wymienił
jako rosnące w Sandomierzu. Były to zioła lecznicze uprawiane przez tego lekarza (jak pisał: „ja w mych ogródkach
mam…”) oraz rośliny rodzime, rosnące w Sandomierzu
w XVI wieku („takiem ja w Sędomierzu zbierał na wale”),
bądź powszechnie uprawiane w tym mieście („poczęto je
też siać w Sędomierzu”). W „Sandomierskim ogrodzie
kanonika Marcina z Urzędowa” znalazły się: lukrecja,
anyż, lawenda wąskolistna, orlik, hyzop, szałwia, szczaw,
ruta, majeran, koper włoski, maruna, wróble proso (nawrot lekarski), kurza noga (portulaka), rzepa, czosnek,
cieciorka, groszek, lebiodka, morwa, jabłoń, winorośl,
jaskółcze ziele i polna wisienka. Warto zwrócić uwagę na
dwie ostatnie z wymienionych roślin. Glistnik jaskółcze
ziele do dzisiaj ma naturalne siedlisko w otoczeniu Domu
Długosza (rzadkie w Sandomierzu), a polna wisienka
(wiśnia karłowata, stepowa) występująca w czasach
Marcina („około Sendomierza na walech”), obecnie rośnie
w nieodległym rezerwacie przyrody Góry Pieprzowe i jest
wpisana do Polskiej czerwonej księgi, jako narażona na
wyginięcie. Tworzą one zawartość botaniczną założenia
ogrodowego usytuowanego przy Domu Długosza. Odtworzono tam układ przestrzenny, istniejący w tym miejscu
przed 1696 r. na stoku skarpy wiślanej. Jego geometryczny zarys można zauważyć (przy dużym powiększeniu) na
rycinie Eryka Dahlberga przedstawiającej pożar zamku
i kolegiaty sandomierskiej z opracowania Samuela Pufendorfa, wydanego w Norymberdze De rebus a Carolo
Gustavo Sveciae Rege gestis.
Każda z roślin tworzących kompozycję przyrodniczą
otrzymała tabliczkę z opisem w języku łacińskim, greckim
i polskim oddanym renesansową czcionką, pochodzącą
z Herbarza polskiego, co podkreśla naukowe podstawy
przedsięwzięcia. Rosną tam rośliny pochodzące między
innymi z zasobów ogrodów botanicznych Uniwersytetu
Jagiellońskiego i Uniwersytetu Marii Curie-Skłodow-
skiej. Głębszemu jego poznaniu służy przewodnik, wydany przez Muzeum Diecezjalne, zawierający opis wszystkich roślin, ich właściwości leczniczych oraz wspaniałe
renesansowe drzeworyty1.
Czytelnikom „Głosu Ziemi Urzędowskiej” nie trzeba
przypominać sylwetki Marcina z Urzędowa, gdyż uczynili
to Stanisław Surdacki w 1987 r. oraz Małgorzata Anna
Ciosmak w 2008 r.2. Na temat jego działalności pisało
wielu badaczy, zarówno przyrodników, jak i historyków3.
Ogród kanonika Marcina z Urzędowa został odtworzony
w mieście, w którym twórca Herbarza mieszkał przez 30
lat. W Sandomierzu posiadał dom numer 24 w Rynku
przy pierzei wschodniej oraz posesję na Przedmieściu
Zawichojskim, gdzie miał sad, winnicę oraz ogród.
Z inspiracji padewskich stworzył tam swój prywatny
ogród roślin leczniczych – hortus medicus, źródło leków
prostych do bezpośredniego spożywania, co było powszechnym zwyczajem wśród XVI-wiecznych medyków.
Ogród ten uznawany jest za jeden z dwóch istniejących
w centralnej Europie założeń tego typu, obok słynnego
ogrodu Wawrzyńca Scholza (1522–1599) we Wrocławiu.
Otwarcie ogrodu
Marcin z Urzędowa zmarł w Sandomierzu 22 czerwca
1573 r. i został pochowany w podziemiach kolegiaty.
Zachowany testament mówi, że swój majątek przeznaczył na rzecz instytucji kościelnych jak również bursie
„pauperum” dla ubogich żaków w Krakowie, w której
sam niegdyś mieszkał. Na rzecz kapituły przeznaczył
ornat z czerwonego aksamitu i z czerwonymi kwiatami.
Dwa ornaty: zielony i czarny zapisał altarii św. Mikołaja
i Stanisława w kościele św. Piotra. Szpitalowi św. Ducha
nadał 5 poduszek dla chorych, którzy leżeli tam na samej
ziemi4. Głównym spadkobiercą ustanowił Serafina Rybkowicza, który odziedziczył m.in. księgozbiór, następnie
zapisał się na uniwersytet, żeby zostać lekarzem.
82
Głos Ziemi Urzędowskiej
Dziełem życia Marcina był Herbarz polski, To iest
O Przyrodzeniu Ziół Y Drzew Rozmaitych, Y Innych
Rzeczy Do Lekarztw Nalezących, Księgi Dwoie, Doctora
Marcina Urzędowa, Kanonika niekiedy Sędomierskiego:
y Iaśnie oświeconego Hrabie Pana, Pana Iana z Tarnowa,
Kasztellana Krakowskiego, y Hetmana Wielkiego Koronnego, etc. Medyka. Jego treść powstała prawdopodobnie
w latach 1542–1557. W momencie śmierci autora miał
formę rękopisu. Został wydany staraniem Jana Firlewicza dopiero 22 lata później w oficynie Jana Januszowskiego w Drukarni Łazarzowej w Krakowie, w imponującym
formacie 2° in folio. Składa się z dwóch ksiąg i zawiera
488 stron5.
Herbarze (herbaria, herbarii,
od łac. herba – ziele) zawierały
opisy ziół wraz z podaniem ich
leczniczych właściwości6. Był
to szczególny typ renesansowej
książki o charakterze encyklopedii zielarskiej. Zielniki zwane
herbarzami i tzw. Ogrody zdrowia – Horti sanitatis osiągnęły
szczyt kunsztu, doskonałości
formy, precyzji typograficznej,
artyzmu o niedoścignionych
do dzisiaj wzorach kompozycji
i ilustracji7. Herbarze w końcu
XV wieku stały się popularne
na Zachodzie i zaczęły drogą
importu docierać do Polski.
Na to zjawisko wpływały idee
renesansowe, przejawiające
się nowoczesną treścią, jak
i nowym podejściem do człowieka. Przed Herbarzem Marcina
z Urzędowa w Polsce zielniki wydali: Stefan Falimirz
O ziołach i mocy ich (1534 r.),
Hieronim Spiczyński O ziołach
tutecznych i zamorskich (1542,
1556) i Marcin Siennik Herbarz, to jest ziół… opisanie
(1568)8. Nie były to dzieła oryginalne, a jedynie tłumaczenia i kompilacje łacińskiego wydania Ogrodów zdrowia.
Autorzy nie mieli wykształcenia medycznego i korzystali
z tych samych źródeł, wydania nieznacznie różniły się
rozmieszczeniem poszczególnych rozdziałów.
Herbarz polski doktora Marcina z Urzędowa był
pierwszym oryginalnym polskim zielnikiem. W. Szafer
przyznaje mu największą wartość wśród wszystkich dzieł
o roślinach wydanych w Krakowie w XVI wieku, pomimo
że opisów roślin dokonał Marcin w oparciu o źródła starożytne, lecz były one na poziomie europejskiej wiedzy. Na
ostatniej stronie Herbarza Marcin przytoczył listę 54 autorów, na których się powoływał. Najwyżej cenił autorów
antycznych: Dioskoridesa, którego najczęściej cytował,
Pliniusza, Galena, Awicenny, Mesuego, Serapiona oraz
niemieckich ówczesnych badaczy, jak Otton Brunfels
i Leonard Fusch. W księdze pierwszej i w pierwszej części księgi drugiej Marcin z Urzędowa omówił około 400
gatunków roślin leczniczych zielnych i drzewiastych,
2015
ułożonych w porządku alfabetycznym, według nazw
łacińskich. Schemat opisu każdej z nich obejmuje: omówienie rośliny, moment kwitnienia, występowanie oraz
właściwości lecznicze. Oprócz tego Marcin szeroko pisał
o sposobach zbierania roślin i o ich uprawie, był świadomy
geografii roślin9. Wiedział, że „u nas Wiśni dosyć, Palma
żadnym obyczajem nie będzie” (Herbarz polski, s. 332).
Rozmieszczenie ziół krajowych upatrywał w woli Stwórcy10. Rośliny badał między innymi w okolicach Warszawy
i Krakowa, w Tatrach, koło Sącza, na Podolu czy koło
Sandomierza, Kocka, Kraśnika, Chełma i Bełza.
Na łamach Herbarza można odnaleźć także dwie
wzmianki o roślinach rosnących koło Urzędowa. Marcin
w okolicach rodzinnego miasta
zbierał czosnkowe ziele, zwane
też gęsi poley (ożanka czosnkowa), jak pisał: „tom ja zbierał
na łące w Polszcze u swego
Urzędowa pod borem, a jest
go na miejscu obfitość, taka
wonia, i te smaki jak jakem we
Włoszech widział”. Pomaga on
na wiele przypadłości, m.in. na
ukąszenie węża, bolączki koło
osierdzia i bóle żołądkowe (Herbarz polski, s. 281–282). Z kolei
po ciemierzycę białą „nie trzeba
za morze jeździć, w Polszcze
a zwłaszcza w Lubelskiej ziemi
na łąkach około Urzędowa tak
jej wiele”. Używano jej m.in. na
opuchliny, schorzenia skórne
i skurczanie żył (Herbarz polski,
s. 126–127).
Podkreślał znaczenie rodzimych ziół, a zamorskich nie
wychwalał: „ano z nas każdy
ziółka depce, które nam więcej
niźli Arabskie albo Indyjskie
pomogą”. Należało tylko te „ziółka” umieć znajdować,
przyrządzić z nich lekarstwa i umiejętnie stosować
w praktyce. Marcin chciał przywrócić znaczenie ziołom
krajowym. Zielnik nie powstał w celach typowo naukowych, ale żeby dzięki niemu można było poratować zdrowie. Opisy chorób i sposoby przyrządzania lekarstw były
zrozumiałe dla wszystkich. Dokładną identyfikację roślin
ułatwiały również 272 precyzyjne drzeworyty. Oprócz
świata roślin w Herbarzu znajdziemy także opis środków
pochodzenia zwierzęcego i mineralnego. W Przedmowie
do Czytelnika przy pomocy wzniosłych słów tłumaczył powody napisania tego dzieła: „sama miłość i powinna chęć
służyć ludziom mię do tego przywiodła. Napisałem księgi
te abym […] ludziom narodu Polskiego się przysłużył”.
Flora Sandomierza w Herbarzu polskim
Stan badań nad biografią Marcina jest jeszcze niezadowalający, brakuje zwłaszcza wiedzy dotyczącej powstania
Herbarza polskiego i jego wartości dla poznania przyrody
2015
Głos Ziemi Urzędowskiej
rodzimej. Żaden z dotychczasowych badaczy nie traktował jednak zielnika jako źródła wiedzy o Sandomierzu,
tymczasem Marcin przeprowadzał wnikliwe obserwacje
botaniczne na terenie tego miasta. Jedynie J. Rostafiński
zauważył, że Marcin wymienił trzy rośliny określone jako
rosnące w Sandomierzu albo około miasta (wróble proso,
kurza noga i polna wisienka)11.
Wróble proso (nawrot lekarski) Marcin podawał za
Pliniuszem, jako najdziwniejsze i najpiękniejsze ze
wszystkich ziół, które mógł „złotnik osadzić perłami”,
gdyż zamiast „nasienia rodzi kamyki śliczne jako perły”. Autor podał, że „takiem ja w Sędomierzu zbierał na
wale”. Pisząc o zastosowaniu wróblego prosa w medycynie, Marcin zwracał uwagę, że „nasienie to pijąc łamie
kamień nerkowy i w pęcherzu” oraz „urynę wywodzi”,
a także zaleca się je kobietom, którym „miesiące, pijąc,
pobudza” (Herbarz polski, s. 213–214).
Druga roślina zauważona jako sandomierska przez
J. Rostafińskiego to kurza noga (portulaka pospolita).
Według Marcina „ziółko to niewielkie gałęziste po ziemi
się pnie, rózczki pospolicie czerwone, listki po gałązkach jako u Ruty, gdy je zetrzesz tędy tłuste albo barzo
wilgotne, rośnie na tłustych miejscach a które są pełne
saletry, dlatego pospolicie rośnie między winnicami:
w Sędomierzu ku Opatowskiej bronie [bramie] na walech,
tak go wiele że kosą może siec [ciąć]”. Wśród wymienionych właściwości leczniczych autor wyszczególnił liczne
zastosowania: „febrom gorącym pomaga, boleść w głowie
z gorąca uśmierza”, leczy także zapalenia „w każdym
inszym członku a najwięcej w żołądku, w wątrobie”. Aby
była skuteczna „przeciw piekielnemu ogniowi, zapaleniu
w pęcherzu, które czyni rzezawicę w nerkach”, należy
„czynic plastrzyk z mąką jęczmienną”. Ziele to „pomaga
przeciw chrobakom okrągłym w żywocie, przeciw krwawemu plwaniu, gryzieniu w żywocie, przeciw zbytniemu
hemoroidom cieczeniu, zbytniej krwi z nosa albo z innego
miejsca”. Można ją zarówno spożywać, jak i przykładać
(Herbarz polski, s. 254–256).
„Polna albo drobna wiśnka [wiśnia karłowata, stepowa]
[występuje] jako około Sendomierza po walech: ma ten
chróścik niewielki korzonek, samo drzewko maluchne, we
wszem podobne Wiśni, kwitnie biało, jagódki niewielkie,
jako Wiśnie”. Marcin przestrzegał przed ich spożywaniem: „gdy kto te Wisznki je, tedy głowę zarażają, że czynią ból w niej ciężki”. Zauważył, że „dzieci takich Wiśni
obiedzą się, a po tym często stękają, a matki nie wiedzą
skąd im przychodzi ból taki” (Herbarz polski, s. 332).
Uważna analiza zielnika pozwala stwierdzić, że sandomierskich identyfikacji jest jednak więcej. Na jego kartach odnaleźliśmy kolejne osiem wzmianek o gatunkach
rosnących pospolicie w Sandomierzu. XIX-wieczne badania nad zielnikiem należy zatem uzupełnić o czosnek,
o którym Marcin napisał, że „takiego u nas zbytek na
winnicy w Sędomierzu, a im go więcej traci [im się go więcej zrywa] tym sie więcej mnoży”. W Herbarzu przeczytamy m.in., że „czosnek domowy jest wielkiego pożytku
przeciw wodom szkodliwym, takież odmienieniu miejsc
jako tym którzy jeżdżą po wodach i cudzych krainach
gdzie są rozmaite gady jadowite i miejsca smrodliwe.
Wonią swą – pisał za Pliniuszem Marcin – odpędza węże,
83
niedźwiadki, insze gady”. Chwalił ogrodników, którzy
dobrze robią, sadząc czosnek „wokoło grząd, bo gadzina
nie lezie na grzędy dla czosnku”. Marcin polecał rady
na bolące zęby, które „od mistrza doświadczonego mam:
przeciw boleści zębów wziąć czosnku główkę stłukłszy,
przyłożyć końcu dłoni na ręce gdzie się poczyna łokieć,
po tym będą bąbele, które przestrzygnąć nożyczkami,
pociecze zła materia” (Herbarz polski, s. 18–19).
Na łamach Herbarza dwukrotnie w kontekście sandomierskim pojawia się cieciorka. W rozdziale o grochu
włoskim (ciecierzyca pospolita) autor zauważył, że w Polsce popularna jest „cieciorka którą sieją na Mazowszu
a temi czasy poczęli w Sędomierzu”. Marcin spostrzegł,
że jeżeli tak bardzo pożyteczne są te rośliny, to dlaczego
w większym stopniu „Polacy nie jęli siać ich a zwłaszcza
gdy łatwiejsza praca niż około grochu”, tym bardziej,
że „obficiej roście w Polscze niż we Włoszech”. Widział
także, że rosły wyżej „niż chmiel w Polscze” (Herbarz
polski, s. 93–94).
Ogród w czerwcu 2015 r.
Następnie w rozdziale w całości poświęconemu cieciórce (groszek) precyzuje, że są to „ziarnka żółte które
niedawno w Polscze poczęto siać” i podaje szczegóły: „jest
jako wielka trzcina, na wierzchu bywa jako strąk około
którego bardzo wiele ziarnek żółtych podobne grochowi,
przezwali indyjska pszenica”. Przechodząc do występowania wspomniał, że „u Królowej Jej Mości12 siano je
często w ogrodzie na Zwierzyńcu: jest białe jako groch,
na Mazowszu zową cieciórka: poczęto je też siać w Sędomierzu i tak się rozmnożyło, że miewają go po kilka
brogów”13 (Herbarz polski, s. 228). W Herbarzu drzeworyt
przedstawiający cieciorkę (groszek) został wykorzystany
dwukrotnie, lecz błędnie, również w celu zobrazowania
grochu włoskiego, na co Marcin nie miał wpływu, gdyż
jak wyżej wspomnieliśmy do druku Herbarza doszło po
jego śmierci.
Z kolei lebiodka (lebiodka pospolita) wypędza z domu
węże, „dlatego dobrze ją w łoże kłaść”. Wszystkie rodzaje
tej rośliny Marcin zbierał m.in. „we Złotej u Sędomierza”.
Interesująco brzmi uwaga, że „prawda iż we Włoszech
lebiodki nie wiem czemu nie tak woniają ja u nas” (Herbarz polski, s. 226–227).
84
Głos Ziemi Urzędowskiej
Przy opisie rzepy (kapusta polna) autor wymienił
jej rodzaje: „inaksza w Krakowskiej ziemi, inaksza
w Sędomierskiej, inaksza w Lubelskiej, inaksza na Mazowszu”. Radził, aby jeść ją z „sałatami dla pobudzenia
uryny”, stosować „przeciw jadom śmiertelnym” w czasie
zagrożenia morowym powietrzem. Zwracał też uwagę, że
roślina ta m.in. „małżeński uczynek pobudza” (Herbarz
polski, s. 262).
Wśród opisanych właściwości drzew, należy się zatrzymać przy tych, które są pokarmem dla jedwabników.
Drzewo morwowe czarne jagody „rodzi w Sędomirzu, na
kilku miejscach w sadach jest”. Marcin wymienił różne
postaci lekarstw pozyskiwanych z „morowego drzewa.
Sok z jagód Morowych uwarzony na miedzianej panewce, a po tym na słońcu ususzony ma moc zastawiającą,
dlatego dobrze [jego] dawać tym którzy mają biegunki”.
Oprócz tego różne właściwości mają skórki z korzenia
i liście (Herbarz polski, s. 359).
2015
wziąwszy ziele albo korzeń przełomić przy członku a gdy
najdzie mleka tedy onym dotknąć oka tedy mgły, łuski,
katarakty, spędzi, jedno trzeba cierpieć” (Herbarz polski,
s. 90–91, 383).
W rozdziale o winie Marcin ubolewał, że nie jest u nas
popularne i nie dociera do nas, oprócz węgierskiego.
Wynika to z tego, że nasi „starszy ojcowie a fundatorowie Polski [osiedli takie] krainy gdzie tylko piwo a miód
piją”. Autor zastanawiał się nad możliwościami uprawy
winorośli w zimnej Polsce. Uważał, że jeżeliby to było
możliwe, to tylko „w Sędomierzu, gdzie osobliwe miejsce
jest i ziemia”. Tutaj wino „rzadko dojdzie [dojrzeje]”, ale
co ciekawe, „jeśli dojdzie; jednak lepsze niż Morawskie
bywa” (Herbarz polski, s. 455).
Spostrzeżenia dotyczące Sandomierza są bardzo
interesujące, gdyż konfrontował je z wiedzą o innych
miejscach. Marcin wyjawił cel pracy o ziołach w zdaniu:
„mówię te, które są pospolite, w naszych krainach rosnące, a od tak wielu tysięcy lat przeciw niemocom ludzkim
w lekarstwach doświadczone” (Przedmowa). Należy podkreślić, że opisane wyżej rośliny występowały pospolicie
na terenie Sandomierza.
Sandomierski ogród roślin leczniczych
Marcina z Urzędowa
Ogród we wrześniu 2015 r.
W rozdziale o jedwabiu znajdziemy interesujące
uwagi o jabłoni i jaskółczym zielu, na których także
Marcin zauważył jedwabniki. Autor zielnika pisał: „gdym
przyjechał ze Włoch [jedwabniki] nalazł w swym sadu
na Jabłoni treplikowej w Sędomierzu”. Określenie gatunkowe tej jabłoni jest zagadkowe. Słowo „treplikowy”
według Samuela Bogumiła Lindego wystąpiło w zasobie
językowym staropolszczyzny tylko raz, w tym właśnie
Marcinowym opisie sandomierskiej jabłoni14. Marcin
z Urzędowa podkreślił ponadto, że gdzie indziej w Polsce
nie widział jedwabników żyjących poza hodowlą, poza
tym jedynym okazem w Sandomierzu – „ja ich nienalazł
na inszym miejscu jedno w swym sadu w Sędomierzu”.
Przy okazji otrzymaliśmy poświadczenie występowania
egzotycznego jedwabnika, jako jedynego utrwalonego na
kartach Herbarza, przedstawiciela fauny sandomierskiej
(Herbarz polski, s. 383).
Na jedwabniki Marcin natknął się także na listkach
celidonii, czyli jaskółczego ziela (glistnik) rosnącego
w sąsiedztwie sadu. W innym miejscu zielnika wyjaśnił
nazwę tego ziela, która w języku greckim oznacza jaskółkę. Za Theofrastem tłumaczył, że długość wegetacji
celidonii związana jest z przylotami i odlotami jaskółek:
„gdy Jaskołka na Wiosnę ukaże się to też to ziele z ziemie się ukazuje: a gdy Jaskołka ginie y Celidonia też
ginie”. O właściwościach jaskółczego ziela pisał m.in.:
„jam nie czynił nigdy z niej wódek ani soku jedno tylko
Inną grupę roślin wymienianych w Herbarzu polskim stanowią zioła celowo uprawiane przez Marcina
w ogrodzie na Przedmieściu Zawichojskim. Studiował on
w Padwie medycynę pod kierunkiem Francesca Bonafede,
który wykładał naukę o roślinach i ich właściwościach
leczniczych. Profesor ten brał także udział w staraniach
o założenie padewskiego ogrodu botanicznego Orto
Botanico, będącym najstarszą tego typu instytucją na
świecie15. Małgorzata A. Ciosmak z dokumentacji stopni
akademickich, którą uzyskała z Uniwersytetu w Padwie,
potwierdza obecność tego wybitnego badacza jako członka
świętego kolegium Rady Wydziału Medycyny w Padwie
opiniującego prośbę „studenta medycyny ks. Marcina
z Urzędowa, Polaka, syna Szymona” w dniu 10 stycznia
1538 r.16. Świadczy to nie tylko o wysokim poziomie
wiedzy wyniesionej z tej padewskiej uczelni ale przede
wszystkim o wykorzystywaniu znajomości ziół w praktyce lekarskiej. O innym swoim mistrzu wspominał we
fragmencie Herbarza dotyczącym umiejętności rozróżniania nostrzyka: „tego ziela nauczył mnie znać Phrisomeliga on znamienity doktor w Padwi” (Herbarz polski,
s. 116). Tenże Francesco Frizimeliga również uczestniczył
w przewodzie doktorskim Marcina, jako jeden z promotorów i egzaminatorów „ks. Marcina Polaka”17.
Marcin zatem wyposażony w praktyczne kompetencje rozpoznawania ziół zaczął badania empiryczne od
uprawiania roślin, będących według ówczesnej wiedzy
prostymi lekami, czyli „simplicja”. Umiejętność tę wyniósł
także z obserwacji ogródków przyklasztornych we Włoszech i w Polsce. Dokładnie porównywał rośliny rosnące
w weneckich ogrodach „za świętym Jerzym” (San Giorgio Maggiore) oraz na wyspie Murano u św. Dominika.
W Padwie także badał ogrody: późniejszego kardynała
Pietro Bembo, św. Augustyna oraz przy klasztorze
2015
Głos Ziemi Urzędowskiej
św. Justyny (nieopodal rozciąga się uniwersytecki ogród
botaniczny). W Krakowie przeprowadzał obserwacje
w ogrodzie znajdującym się w klasztorze franciszkanów
św. Franciszka z Asyżu, a także na łąkach pod kościołem Najświętszego Salwatora. Znał także ogrody dwóch
klasztorów kanoników regularnych: Bożego Ciała na
Kazimierzu krakowskim i Wniebowzięcia Najświętszej
Maryi Panny w Kraśniku18.
Zakonnicy od średniowiecza trudnili się uprawą ziół
i przygotowywaniem leków. Najstarszy ogród przyklasztorny w Europie założono w 820 r. w szwajcarskim opactwie benedyktynów w Saint-Gallen, a w Polsce w Tyńcu
pod Krakowem. W ziemi sandomierskiej na Łysej Górze
jeszcze w połowie XX w. istniał zarys benedyktyńskiego
ogródka z 14 poletkami w wirydarzu. Zidentyfikowano
tam stanowiska m.in. ruty, rozmarynu, bazylii, pokrzyku19. Istotną rolę w odkryciu tzw. leków ludowych, jak
krwawnik, piołun, malwa, kozłek i in. wniosła pierwsza
kobieta wśród lekarzy i przyrodników, sławna benedyktynka św. Hildegarda z Bingen (1099–1179)20.
J. Rostafiński po lekturze Herbarza wyszczególnił
tylko dwa zioła rosnące w ogrodzie Marcina: kmin i lukrecję21. Autor zielnika kminu nie określił jednak jako
uprawianego przez siebie, za to wymienia „lakrycję”,
o której pisze, że w „mym ogrodzie tak się rozkochała”.
Wysoko cenił jej walory smakowe: „słodziuchna by tez
była z Kapadociiey”, czyli była słodsza niż ta, którą sprowadzano z tej zamorskiej krainy. Sok z jej korzenia był
bardzo pożyteczny w „ochrapieniu w gardle i wszelakiej
ciężkości w piersiach, wątrobie, pęcherzowi, niedostatkom uryny i boleściom ze strony uryny”. Na koniec rozdziału Marcin odsyła zainteresowanych czytelników do
poszerzenia wiedzy w dziełach Pliniusza, podając numer
rozdziału i paginację: „szerzej o lakriciiey komu trzeba
czytaj sobie Plinium” (Herbarz polski, s. 159–160).
Plan ogrodu botanicznego w Padwie
Oprócz lukrecji, na kartach Herbarza Marcina z Urzędowa odkryliśmy jeszcze dziesięć gatunków ziół uprawianych przez niego w ogrodzie. Anyż, sprowadzany z Egiptu
i Krety, nieznany w Polsce, ponadto powszechnie mylony
z kminem polnym, jak uczynił to Stefan Falimirz. Po
łacinie nazwa Anisum wskazuje, że to jest biedrzeniec.
85
Dopiero w czasach Marcina zaczęto siać anyż „w naszym ogrodzie tak śliczny wielkiego ziarna, woniejący
by też miał bydź [jakby był] z samej Krety”. Stosowano
go ponieważ „urynę wywodzi, trawienie, czyni wiatry,
wiatry czyniące boleść rozpądza”, podobnie jak dzisiaj
jako skuteczny środek wiatropędny22, również „przeciw
dychawicy, kaszlowi, każdej w piersiach flegmie”. Na te
przypadłości należy „anyżu stłuc i z miodem zmieszać
i pożywać” (Herbarz polski, s. 24).
Przy jednym gatunku, określonym nazwą potoczną
litewskie lub moskiewskie korzenie (szczaw żółty) Marcin
podał kilka nazw łacińskich: Rha, Rheon, Rhaponticum,
Rhecoma, zapewne w celu dokładniejszego rozpoznania
rośliny, jak również ze względu na brak podstaw nomenklatury botanicznej i systematyki roślin, którą opracował
dopiero Karol Linneusz prawie 200 lat później. Nazwę
wywiódł od miejsca występowania m.in. „przy jeziorach
w Moskwie, przy rzekach na Litwie, około Grodna, Kijowa”. Dokładniejszej identyfikacji rośliny służy również
opis szczególnej właściwości farbowania na żółto. Autor
stwierdza: „takie Reu Litewskie ja w mych ogródkach
mam, a gdziem kolwiek dawał barzo sprawowało dobrze”.
Obserwował taką roślinę w Wenecji i Padwie, jednak
nie były „tamte takiego wzrostu ani cudowności jakie
u nas”. Stosowano „Rha litewskie” w zapaleniu żołądka,
śledziony, wątroby, nerek, pęcherza, „przeciw wszystkim
boleściom i niedostatkom w macicy i około tego miejsca,
pomaga barzo piiąc to korzenie z winem, z miodem,
z piwem, z czym kto może”. Tenże „litewski korzeń”
wraz z Agaricum, czyli „modrzewiową gębką” Marcin
uważał za dwa najznamienitsze w Polsce podkreślając,
„że ich wiele Królestw nie ma”. Zachęcał także „by Polacy
pożywali swych lekarstw”, a wtedy nie potrzebowaliby
„zamorskich na które tak wiele nakładaią a mało albo
nic niepomagaią” (Herbarz polski, s. 263–264).
Kolejną rośliną leczniczą jest „lawendowa szpika”
(lawendowa szpilka), czyli lawenda wąskolistna, którą
widział Marcin w wielu miejscach we Włoszech i w Krakowie, „toż ja mam w mych ogródkach”. Wyjaśniał za
Pliniuszem, że „to ziele jednakie z Lawandą, tylko szersze listki ma niźli nasza Lawanda”. I dodał że, „bardzo
dobrze to ziele między szaty kłaść dla woniej rozkosznej”
(Herbarz polski, s. 273).
W rozdziale o orliku pospolitym (Aquilegia), po polsku
też zwanym „Cynowód” opisał rzadko występujący biały
kolor kwiatów tej rośliny, obok pospolicie występującego modrego (niebieskiego): „rzadko się trafia białego
kwiatu, wszakże u mnie jest doma”. Zaleca stosować go
w przypadku świerzbu „i wszelkim oszpeceniom skóry”
(Herbarz polski, s. 31).
Zależności pomiędzy roślinami występującymi pospolicie i rosnącymi w ogrodach zawarte są w rozdziale
CXCVII, mówiącym o „izopie” (hyzopie): „Przy tym wiedz
każdy, że te zioła które my tu mamy osobliwe w ogródkach, a nie masz ich w polach jako Szałwia, Ruta, Majeran, Kopr Włoski, Izop, Maruna i insze, wszystkie te zioła
w onych stronach ciepłych tak same rosną po skałach
i górach, a cokolwiek stamtąd do nas zaniesiono, to mamy
w ogródkach”. Hyzop uznawał za „ziele znakomite, którego rzadko kto by go nie miał w swoim ogródku”. Stoso-
86
Głos Ziemi Urzędowskiej
wany był „przeciw robakom, glistom, napuchnieniu śledziony”, jak również „siności pod oczyma”. Należy go „nawarzywszy z wodą, ocierać” (Herbarz polski, s. 172–173).
Wyróżniał trzy gatunki szałwii: polną, leśną i rosnącą w ogrodzie, które rozróżniał po kształtach nasion:
w „ogrodney podługowate czarne, a w polnej albo leśnej
okrągłe”. Nasienie to pijąc z winem, „pobudza małżeński
uczynek”, ponadto „ziele samo z miodem przyprawione
wyczyścia mgły y każde zaćmienia oczu, takież krosty,
które około oka bywają” (Herbarz polski, s. 153).
W rozdziale o rucie zwyczajnej podkreślał, że jest ona
świetnym specyfikiem „przeciw powietrzu morowemu”
(stosowana z figami i orzechami włoskimi), a także
„przeciw wężowemu ukąszeniu”. Na co dzień można ją
zażywać „przeciw boleściom w płucach, w piersiach, w bokach”. Pomaga nawet w przypadku „boleści w tajemnym
niewieścim miejscu”.
Przy opisywaniu majeranu (Origanum majorana) Marcin zauważył, że „dwojako się rodzi siejąc y sczepiąc. A natłukwszy listków majeranu z woskiem dobrze okładać
miejsca zbite, stłuczone. Takież na wzdęcie i opuchniecie
na miejscu którymkolwiek” (Herbarz polski, s. 198–199).
O specyficznym zapachu maruny (złocień maruna)
dowiadujemy się z doświadczeń badacza: „iam widział
wiele ludzi, którzy Maruny niemogli woniać mówiąc,
że śmierdzi a ona pięknie y rozkosznie wonia”. Marunę
należy stosować „w winie albo w occie miodowym […]
na proch starwszy daiąc pić purguie flegmę i kolerę”
(Herbarz polski, s. 205–206).
Ostatnią rośliną, której możemy być pewni jako
uprawianej w ogródku przez Marcina, jest koper włoski
– fenkuł, o którym napisał, że wszyscy go znają, ale we
Włoszech jest większej wagi, gdyż „kołacze, chleby z nim
czynią, mięsa wieprzowe nasieniem gdy je solą posypują,
to mięso barzo smaczne woniaiące y zdrowe”. Zalecał
koper m.in. jako środek moczopędny, „przeciw boleściom
w nerkach” (Herbarz polski, s. 142–143).
Niewątpliwie Marcin z Urzędowa był jednym z pierwszych, którzy opisywali rośliny z autopsji i stał się prekursorem początkującej dziedziny – geografii roślin. Prowadził obserwacje w terenie, w kraju i za granicą, uzupełniając spostrzeżeniami z własnego ogrodu w Sandomierzu.
Ogród Marcina służył do wnikliwych, empirycznych
studiów nad właściwościami ziół. Był także praktycznym
źródłem roślin leczniczych, czyli tak zwaną żywą apteką,
popularną w XVI w. Marcin uważał, że rośliny tego typu,
po należytym rozpoznaniu, są bezpieczne w stosowaniu
i powinny być wystawiane na oknach aptek, jak widział
to we Włoszech. Herbarz, jak zauważył sam autor, może
być pomocny w domowym leczeniu gdyż „nie wszyscy po
łacinie umieją a też miejsc więcej w Polscze, kędy Doktora
żadnego a podobno y Aptek nie masz”. Istotnie, polskie
zielniki renesansowe były w Polsce używane powszechnie, nawet do początków XIX w.
W sandomierskim ogrodzie urzeczywistniły się szesnastowieczne idee padewskiej Alma Mater w postaci uzdrawiającej mocy roślin. Sam kontakt z Naturą – przyrodą
jako rajskim ogrodem Boga był naturalną aromaterapią
oraz hortiterapią i powodował rezultat leczniczy23. Nadanie zaś renesansowej formy ogrodu kwaterowego stwo-
2015
rzyło przyrodnicze dzieło sztuki i miejsce zachwytu nad
pięknem przyrody ojczystej, którą szczególnie umiłował
kanonik Marcin z Urzędowa.
Przypisy:
 1
A. Suchecka, Sandomierski ogród kanonika Marcina z Urzędowa.
Przewodnik, wstęp U. Stępień. red. T. Giergiel, Sandomierz 2015.
 2
S. Surdacki, Marcin z Urzędowa, „Głos Ziemi Urzędowskiej” 1987,
s. 14; M. A. Ciosmak, 10 stycznia 1538 roku w Padwie, tamże 2008,
s. 31–32.
 3
J. Rostafiński, Nasza literatura botaniczna XVI w. oraz jej autorowie i tłumacze, „Pamiętnik Akademii Umiejętności. Wydział Matematyczno-Przyrodniczy”, t. XIV; 1888, s. 152–207; M. Furmanowa,
Z. Michalska, A. Parczewski, I. Zarębska, Lecznictwo renesansowe
w Polsce na podstawie Herbarza Marcina z Urzędowa, „Studia i Materiały z Dziejów Nauki Polskiej”, Ser. B, z. 2, 1959, s. 233–313; W. Szafer,
Zarys historii botaniki w Krakowie na tle sześciu wieków Uniwersytetu
Jagiellońskiego, Kraków 1964, s. 27; H. Rutkowski, Z dziejów Sandomierza w okresie Odrodzenia, [w:] Studia sandomierskie. Materiały
do dziejów miasta Sandomierza i regionu sandomierskiego, pod. red.
T. Wąsowicz i J. Pazdura, [Warszawa] 1967, s. 316–318; L. Hajdukiewicz, Marcin z Urzędowa, [w:] Polski słownik biograficzny, Wrocław
1974, t. 29, s. 575–577; T. Bieńkowski, Wiedza przyrodnicza w Polsce
w wieku XVI, Wrocław 1985, s. 90; F. Kiryk, Lekarze i aptekarze sandomierscy z przełomu XVI i XVII stulecia, Sandomierz 1987, s. 17;
A. Zemanek, Z dziejów botaniki Renesansu – padewskie inspiracje
polskich zielnikarzy, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” 1996, nr 1,
s. 42–43; taż, Renaissance botany and modern science, [w:] Studies
in Renaissance botany, red. Z. Mirek, A. Zemanek (Polish Botanical
Studies. Guidebook Series No. 20), Kraków 1998, s. 14; M. Surdacki,
Edukacja i opieka społeczna w Urzędowie XV–XVIII w., Lublin 2004,
s. 69; D. Burdzy, Szesnastowieczny Sandomierz. Kościół i miasto,
Kielce 2012, wg indeksu; S. Konarska-Zimnicka, Porady gospodarcze
w Herbarzu polskim Marcina z Urzędowa, [w:] Rycerze, wędrowcy,
kacerze. Studia z historii średniowiecznej i wczesnonowożytnej Europy Środkowej, red. B. Wojciechowska, W. Kowalski, Kielce 2013,
s. 467–477; A. Suchecka, Sandomierski zielnik Marcina z Urzędowa,
kanonika kolegiaty Narodzenia Najświętszej Marii Panny, „Zeszyty
Sandomierskie” 2013, nr 35, s. 10–16; J. Typek, U progu nowożytnej
myśli przyrodniczej, „Aptekarz Polski”, styczeń 2014, nr 89/67 online;
A. Suchecka, T. Giergiel, Właściwości lecznicze wina i uprawa winorośli
według renesansowych zielników, [w:] Powrót do tradycji winiarskich
ziemi sandomierskiej, pod red. J. Suszyny, Sandomierz 2014, s. 27–31,
67–72.
 4
J. Rostafiński, dz. cyt., s. 205–207; D. Burdzy, dz. cyt., s. 265.
 5
Dostępny m.in. w Bibliotece Głównej UMCS i za pośrednictwem
Polskiej Biblioteki Internetowej.
 6
Herbarzami nazywano też zupełnie inny rodzaj książki, zawierającej wizerunki i opisy herbów, czyli znaków osobistych i rodowych.
 7
B. Kuźnicka, dz. cyt., s. 256.
 8
Encyklopedia wiedzy o książce, Wrocław 1971, s. 1295.
 9
W. Szafer, dz. cyt., s. 27.
10
T. Bieńkowski, dz. cyt., s. 90.
11
J. Rostafiński, dz. cyt., s. 197.
12
Prawdopodobnie chodzi tutaj o królową Bonę Sforzę, por. G. Ciołek, Polskie ogrody renesansowe XVI wieku, „Biuletyn Historii Sztuki”,
R. 1953, t. 15, nr 3–4, s. 65.
13
Bróg – budowla, w której magazynuje się płody rolne.
14
S. B. Linde, Słownik języka polskiego, t. V, Lwów 1859, s. 702.
15
A. Zemanek, Z dziejów botaniki Renesansu…, s. 42–43.
16
M. A. Ciosmak, dz. cyt., s. 31.
17
Tamże, s. 31–32.
18
Marcin z Urzędowa zapewne znał także ogrody magnatów, których
leczył i odwiedzał.
19
W. Roeske, Materiały farmaceutyczne do historii botaniki i nauk
pokrewnych w Polsce, „Studia i Materiały z Dziejów Nauki Polskiej”,
seria B, z. 13, 1967, s. 40.
20
B. Kuźnicka, M. Dziak, Zioła i ich stosowanie. Historia i współczesność, Warszawa 1992, s. 10.
21
J. Rostafiński popełnił błąd, gdyż na przywołanej stronie Herbarza
(s. 24) znajduje się opis anyżu, patrz: J. Rostafiński, dz. cyt., s. 193.
22
Ziołolecznictwo. Poradnik dla lekarzy, pod red. A. Ożarowskiego,
Warszawa 1982, s. 202.
23
M. Szafrańska, Ogród jako kolekcja. XVI-wieczna geneza idei,
„Kronika Zamkowa”, 1/2 (57/58), 2009, s. 75.
2015
Głos Ziemi Urzędowskiej
87
Anna Wnuk
Józef Chełmoński – malarz koni i wsi
polskiej oraz autor artystycznej wizji
drugiej bitwy pod Chruśliną
Podczas obchodów 150. rocznicy powstania styczniowego natknęłam się na artystyczną wizję jednej z bitew
tego zrywu narodowego. Jest to obraz przedstawiający
powstańców w miejscowości Chruślina niedaleko Urzędowa. Twórcą, który upamiętnił uczestników powstania,
był Józef Marian Chełmoński. Późniejszy malarz urodził
się 6 listopada 1849 r. we wsi Boczki koło Łowicza. Był
synem Izabelli z Łoskowskich i Józefa Adama Chełmońskiego, który był wójtem i posiadaczem folwarku Boczki.
Przyszły artysta od dzieciństwa lubił rysowanie.
W wieku 16 lat zdecydował się na naukę w szkole
malarskiej. W roku 1867 zapisał się do warszawskiej
„Klasy nauki rysunku i szkicowania”, czyli tzw. Klasy
Rysunkowej. Jednocześnie uczęszczał do prywatnej pracowni Wojciecha Gersona, którego uznawał za mistrza.
Zaprzyjaźnił się z Adamem Chmielowskim (dzisiaj znany
jako Brat Albert III). Był wielbicielem twórczości Adama
Mickiewicza, a poemat Pan Tadeusz towarzyszył malarzowi przez całe życie.
Od młodych lat Chełmoński był realistą wnikliwie
studiującym naturę. Do Monachium na upragnione studia wyjechał na przełomie listopada i grudnia 1871 r. Do
tamtejszej Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych zapisał
się 23 stycznia 1872 r. W Monachium skrystalizowała
się tematyka dzieł Chełmońskiego – wiejska codzienność
z końmi, karczmami i jarmarkami.
Wiosną 1874 r. Chełmoński wyjechał z Monachium na
Ukrainę. Gościł tam w dworach krewnych i znajomych.
Nie szukał tylko wytchnienia po pobycie w Niemczech,
ale przede wszystkim zbierał studia i szkice do przyszłych
obrazów. Stamtąd wrócił do Warszawy, a w jego obrazach
zaczęły pojawiać się „wycinki” z kresowej codzienności,
pełne dynamiki i witalności. Malarz pokochał Kresy, stąd
jego późniejsze peregrynacje najpierw na Podole i Ukrainę, a z biegiem lat na Wołyń, Pińszczyznę i Polesie, Litwę
i w okolice Nowogródka.
W listopadzie 1875 r. razem z Cyprianem i Matyldą
Godebskimi wyjechał do Paryża. Poprawa losu artysty
nastąpiła w 1876 r., gdy związał się z Salonem Paryskim.
Obrazy Chełmońskiego wzbudzały spore zainteresowanie
publiczności i krytyki, ale przede wszystkim marszandów. W Paryżu, w środowiskach polskiej emigracji,
nastąpiło ostateczne ukształtowanie formacji duchowej
i intelektualnej malarza. Jednak po okresie powodzenia
przyszedł czas biedy. Po dwunastoletnim pobycie w Paryżu, w 1887 r. wrócił do kraju. Zatrzymał się u swego
ukochanego brata Adama, lekarza internisty. Potem
osiadł we wsi Kuklówka koło Grodziska Mazowieckiego,
w ubogim dworku leżącym wśród mazowieckich pól1. Kupił go za pożyczone pieniądze i zamieszkał tam z rodziną,
a właściwie z trzema dorastającymi córkami, ponieważ
z żoną się rozstał. Malarz zmarł w 1914 roku.
Chełmoński w swej twórczości zawarł realia autentycznego życia. Jest to widoczne w takich obrazach jak:
Wypłata robocizny (Sobota na folwarku), W ogródku, Matula są, Sprawa przed wójtem, Przed karczmą, Targ na
konie w Bałcie, Orka. Umiłował świat rustykalny, a był
niechętny aglomeracjom miejskim. Przez przedstawianie pysznych widoków polskiego pejzażu, różnorodnych
obrazów przyrody, ukazywał postępujący upływ czasu
i cykliczne zmiany pór roku. Malarz zafascynowany był
światem ptactwa, co wyraził w obrazach: Czajki, Czapla
bąk, Kurka wodna, Studium do głuszca, Jastrząb, Królestwo ptaków, Żurawie – pejzaż z łąką, Powitanie słońca
– żurawie, Żurawie o poranku, Bociany (1900). Malował
łąki (Stóg na Pińszczyźnie), pastwiska, stawy (Staw
w lesie, Koncert żab), zalane deszczem łąki, strumienie
i rzeki (Krajobraz – wieś nad wodą), zagajniki, panoramy wsi, a także autoportrety oraz portrety osób bliskich
i „oryginałów” spotykanych po wsiach i miasteczkach.
Chełmoński przyjeżdżał na Lubelszczyznę, m.in. do
Bełżyc. Mieszkał tu bowiem lekarz i społecznik Szymon
Marceli Klarner z żoną Marią z Chełmońskich, siostrą
Józefa Chełmońskiego. Klarnerowie przybyli do tej osady w 1885 r. na zaproszenie ziemianina Konstantego
Brzezińskiego. Malarz przyjeżdżał do Lublina pociągiem
z Warszawy, a tu już czekał na niego szwagier, który po
gościa wyjeżdżał z Bełżyc pojazdem konnym. Chełmoński
podczas pobytów u siostry malował. Zostawił u Klarnerów m.in. akwarelę Ulica w Bełżycach z 1887 r. oraz
płótno Szkic do głuszca2.
W swoim kunszcie malarskim Chełmoński kultywował w sielskim pejzażu tradycje polskich patriotycznych zrywów niepodległościowych. Przywoływał więc
i sugestywnie ukazywał środkami malarskimi sceny
z czasów Insurekcji Kościuszkowskiej i powstania styczniowego. Tę problematykę podejmował w obrazach:
Powstańcy na postoju oraz Epizod z powstania 1863 roku,
przedstawiający drugą bitwę pod Chruśliną, w której
walecznością wykazali się krakusi i kosynierzy. Namalowana scena dotyczyła działań wojennych związanych
z potyczkami w okolicy wsi Chruślina, Moniaki i Boby.
Główne dowództwo oddziałów powstańczych objął gen.
Michał Heidenreich-Kruk. Brały w niej udział oddziały
Krysińskiego, Wierzbickiego, Lutyńskiego, Jareckiego
i Grzymały. Po otrzymaniu wiadomości o zbliżaniu się
kolumny rosyjskiej pułkownika Miednikowa od strony
Urzędowa, gen. Heidenreich-Kruk niezwłocznie podjął
decyzję walki z wrogiem w rejonie wsi Chruślina. Tutaj,
dowodząc siłą 800 strzelców, 600 kosynierów i 200 jazdy,
88
Głos Ziemi Urzędowskiej
Józef Chełmoński, Epizod z powstania 1863 roku
pobił 1300 Moskali z artylerią i gonił ich aż do samego
Urzędowa. Trzeba nadmienić, że pierwsza z bitew pod
Chruśliną miała miejsce 30 maja 1863 r. W bitwie tej
2015
powstańcy pod dowództwem Lelewela-Borelowskiego
ponieśli straty i zostali zmuszeni do ucieczki, co spowodowało, że okoliczna ludność nadała miejscu nazwę
„Parszywa Góra”. Natomiast pole II bitwy, ze względu, że
była to jedna z największych zwycięskich bitew powstania
styczniowego, otrzymało potem nową nazwę „Złota Góra”.
Obraz Chełmońskiego pt. Epizod z powstania 1863
roku powstał w latach 1884–1885. Jest to olej na płótnie
o wymiarach 45 × 81 cm, zaliczany jest do realizmu, scen
historycznych, szkoły monachijskiej. Obraz znajduje się
w Muzeum Narodowym w Warszawie.
Przypisy:
 1
T. Matuszczak, Józef Chełmoński, Kraków 2014, s. 6–30.
 2
S. Jadczak, Bełżyce. Monografia miasta i gminy, Bełżyce 2002,
s. 43.
Ks. Edward Walewander
Biografia jako istotny element
badań regionalnych
Biografistyka to ważna część historiografii. Współcześnie przeżywa bujny rozwój. Podstawowym zadaniem
biografa jest ukazanie zarówno zewnętrznych wydarzeń,
jak i życia duchowego jednostki, motywów jej działania,
ze szczególnym uwzględnieniem niepowtarzalności
i odrębności człowieka1. Natomiast regionalizm to ruch
społeczno-kulturowy, który najczęściej ma charakter
naukowy. Dąży do zachowania swoistych cech kultury
danego regionu, do pogłębienia wiedzy o niej, do jej odnowy i rozwoju. Promuje postacie pozytywne, które przekształcają swe otoczenie, wpływają na zmianę i poprawę
społeczeństwa2. Badania regionalne dotyczą obecności
człowieka we wszystkich dziedzinach życia: języka, kultury, obyczajowości, polityki, religijności.
Po 1989 r. obserwuje się ogólnopolski trend do powrotu
do historii lokalnej. W PRL była ona całkiem zaniedbana.
Polacy niewiele wiedzieli o swoich rodzimych regionach.
Od czasu transformacji ustrojowej powstaje coraz więcej
regionalnych muzeów i wystaw. Publikowane są studia
i materiały z zakresu regionalistyki. Dzięki nim można się
dowiedzieć, jak różne fakty historyczne poszczególnych
rejonów Polski składają się na nasze narodowe dzieje.
Korzenie regionalizmu tkwią w XIX stuleciu. Ruch ten
rozwinął się szybko i bardzo silnie w okresie międzywojennym. Towarzystwo Przyjaciół Nauk (TPN) w Lublinie
w swej publikacji z 1928 r. zachęcało do prowadzenia
badań regionalnych. Wskazywano, że zabory podzieliły
pewne zasadniczo jednolite tereny kraju. Prowadzone
badania regionalne powinny raz na zawsze zatrzeć ślady
słupów granicznych postawionych przez trzech zaborców.
„Regionalizm pragnie – tłumaczono – by poznać dzieje
swej najbliższej ziemi, by poznać, jaką rolę ona spełniła
w życiu narodu w przeszłości, by zrozumieć, o ile i ona
przyczyniła się do dorobku ogólnego, by wydobyć jej
wiekową przeszłość z zapomnienia, otoczyć pietyzmem
jej historyczne pamiątki. Regionalizm pragnie poznać
i zachować właściwe swej okolicy skarby przyrody, może
nigdzie indziej nie spotykane, a często wskutek nieświadomości niszczone. Regionalizm pragnie poznać lud, jego
zwyczaje, obyczaje, charakter, stroje, jego wyroby sztuki
i te w ich najbardziej swoistych formach zachować. Regionalizm pragnie poznać bogactwa i warsztaty wszelkiej
pracy, by zrozumieć rolę własnej dzielnicy w budowie
całości”3.
Na apel lubelskiego TPN odpowiedziało wielu naukowców, a także amatorzy, którzy z zamiłowaniem
szukali źródeł dotyczących ich rodzinnych okolic4. Przykładów zainteresowania regionalizmem w wydaniu
naukowym jest w naszych czasach coraz więcej. Wśród
rosnącej rzeszy regionalistów są pracownicy naukowi
(m.in. Marek Jurczyszyn5, Albin Koprukowniak6, Piotr
Obrączka7, Elżbieta Orzechowska8) i amatorzy (np. ks.
Henryk Krukowski9, Józef Struski10). Własne badania
prowadzą wybitne postaci, między innymi duszpasterze,
często pracujący z wielką charyzmą, zasłużeni społecznicy, promotorzy kultury. Można by tu przywołać dużo
przykładów. Jednym z takich entuzjastów był przed laty
ks. Antoni Kwiatkowski (1861–1926), od 1900 r. aż do
śmierci proboszcz w podlubelskiej Bychawie. Spośród
współczesnych należałoby wymienić wspomnianego już
ks. H. Krukowskiego.
Przegląd osiągnięć naukowych Albina Koprukowniaka, emerytowanego profesora Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, dowodzi, że zarówno on, jak
i jego uczniowie reagują bardzo szybko i skutecznie na
zapóźnienia i na aktualne potrzeby badawcze w zakresie
lokalnej biografistyki. Jako dowód wystarczy wymienić
choćby kilka prac doktorskich napisanych pod jego kierunkiem, które zostały bardzo wysoko ocenione przez
recenzentów – np. Janusz Korga, Kazimierz Bogdan
2015
Głos Ziemi Urzędowskiej
Fudakowski (1880–1965), ziemianin i działacz polityczny
(Lublin 2004); Agnieszka Hucz, Dobra włodawskie i ich
właściciele w latach 1837–1917 (Lublin 2005) czy Monika Głazik, Antoni Budny (1861–1943), właściciel dóbr
Bychawa-Podzamcze i ceniony hodowca (Lublin 2011).
Badania regionalne ukazują aktywność różnych osób,
wyróżniających się na tle społeczności lokalnej, jednej
z wielu „małych ojczyzn”, bez których nie byłoby tej wielkiej, jedynej Ojczyzny – Polski11. Ich dorobek badawczy,
nieraz początkowo wyrosły z amatorskich poszukiwań,
godny jest docenienia, gdyż spotyka się niekiedy takich
specjalistów, którzy wahają się, czy warto podjąć trud
żmudnej kwerendy dotyczącej dziejów jakiegoś miasta,
miasteczka albo wioski. Uważają to za stratę czasu. Nie
mają racji, bo w rzeczy samej czas ten zawsze jest dobrze
spożytkowany. Monografie małych jednostek administracyjnych wydobywają bowiem wydarzenia i ludzi nieraz
wielce zasłużonych, ale cichych, skromnych i dlatego
nieznanych. Tacy szybko odchodzą w zupełną niepamięć.
Bez nich lokalna historia byłaby uboga, bezpowrotnie pozbawiona ciągłości, pełna niedopowiedzeń i luk. O wielu
faktach – choćby drobnych, ale ważnych w biegu wydarzeń – w ogóle nie byłoby wiadomo. Nigdy nie ujawniłyby
się talenty, dokonania, poświęcenie, a niekiedy heroizm
osób, które jak najbardziej zasługują na upamiętnienie
i wdzięczność rodaków. To one powinny stać się wzorem
dla młodszych pokoleń, bo to są prawdziwi wychowawcy.
Przypomnienie zasłużonych postaci, które doskonale
się sprawdziły w czasie zaborów, okupacji, PRL, w trudnym okresie dziejów Kościoła w Polsce, jest obecnie
bardzo potrzebne12. Nie jako listek wawrzynu do wieńca
chwały, ale jako wskazówka dla dzieci i młodzieży, która
potrzebuje i sama szuka dobrych przykładów. Dzisiaj jest
to niezbędne i pilne, ponieważ obserwujemy odgórną, choć
oficjalnie nienarzucaną tendencję do deprecjonowania
nawet najbardziej zasłużonych dla Polski bohaterów.
Degraduje się i przewartościowuje ich w sposób zupełnie
kłamliwy i nieuzasadniony. Odbiera się dobre imię, nawet poniewiera i bezcześci szczątki. Ośmiesza się i kpi,
nie ponosząc żadnych konsekwencji. Dotyczy to również
kapłanów, wielkich ludzi polskiego Kościoła.
Nie możemy na to pozwolić. Gdzie nasz honor? Trzeba
promować tych, którzy odważnie piszą rzetelnie udokumentowaną prawdę, ryzykując karierę, bronić pokrzywdzonych i domagać się, żeby kłamstwo i pomówienie były
jak najszybciej eliminowane z życia społecznego, a ci, co
szkalują, ponosili odpowiednie konsekwencje. Zadaniem
badacza jest odróżniać oryginał od falsyfikatu, ponieważ
żyjemy w epoce wielkiej gry pozorów i kłamstw.
Biografistyka w badaniach regionalnych ma w sposób
zrozumiały i żywy przyswoić współczesnemu czytelnikowi wiedzę o zasługach i dokonaniach w różnych
dziedzinach życia społecznego i narodowego. Nie jest to
takie łatwe, jeśli się zważy, ile niejednokrotnie minęło od
czasu, w którym żyli, jak szybko zapomniano o czynach
i postawach godnych podziwu i upamiętnienia, a także,
jak wiele się zmieniło nie tylko w języku i retoryce, ale
przede wszystkim w mentalności ludzkiej. Potrzebna jest
tu zarówno własna metoda badań, jak i specjalny sposób
ujęcia dziejów, w których rodzi się, żyje i umiera człowiek.
89
Z punktu widzenia jednostki świat zawsze był – i zawsze będzie chaotyczny. Zadaniem badacza jest odtworzenie go w sposób choćby minimalnie uporządkowany.
Współczesny badacz znajduje się pod silną presją dominującej demokratyzacji i kultury masowej. Nie lubi
trudności, ponieważ obawia się, że im nie sprosta.
Regionalista zna swoje środowisko regionalne. Rozbudza zainteresowania poznawcze i inicjuje działania
wobec członków lokalnej społeczności. Zadania te pełni
przez osobisty kontakt z mieszkańcami. Inicjuje i organizuje między innymi spotkania z ciekawymi, twórczymi
ludźmi. Chodzi o to, by w okresie bardzo agresywnej
globalizacji każdy człowiek zdawał sobie sprawę z tego,
z jakich korzeni wyrasta, gdzie żyje i jakie są jego obowiązki wobec wspólnoty lokalnej i narodowej.
Trzeba robić wszystko, by Polacy wiedzieli, że nasza
tradycja narodowa jest bardzo bogata13. Michał Czajkowski, dziewiętnastowieczny pisarz i działacz niepodległościowy, w swej rozprawie pt. Wpływ tradycji i pieśni
ludowych na literaturę polską stwierdził: „Żaden naród na
świecie nie posiada tak bogatej i różnorodnej tradycji jak
Polacy […]. Równiny Polski, stepy Ukrainy i lasy Litwy
noszą ślady walk. Nie ma tam piędzi ziemi, która nie była
polem walki, wsi bez bohatera ani kurhanów zwycięzców i zwyciężonych. W momentach zwrotnych państwa
uczyniono kołodzieja królem Polski, prostego Kozaka
obdarzono godnością atamana; wszędzie skłaniano się
do równości, która cechuje słowiańską rasę zmienioną
[…] przez wzniosłą naukę Chrystusa”14.
Czajkowski był wierny swoim poglądom przez całe
życie. Tęsknił za swoją małą ojczyzną. Pisał o niej z miłością: „O luba kraino! Któżby cię widział, a nie pokochał,
a pokochawszy, nie chciał żyć i umierać na tej błogiej
ziemi”15.
Regionalista stara się ciągle o to, by poszerzać i pogłębiać wiedzę swoich współziomków na temat ich
środowiska życia i rozwoju. Jest przekonany, że warto
młodym ludziom stawiać pytanie, jakie Wincenty Pol
(1807–1872), spolonizowany Niemiec, miłośnik kultury
polskiej, zawarł w swym poemacie Pieśń o ziemi naszej:
„A czy znasz ty, bracie młody,
Te pokrewne twoje rody?
[…]
Twoje ziemie, twoje wody
Z czego słyną, kędy giną
[…]”16.
W badaniach regionalnych poczesne miejsce zajmują
między innymi dzieje parafii17. Jest to temat ciekawy,
ale – trzeba powiedzieć szczerze – wcale niełatwy. Parafia to Kościół powszechny w miniaturze. Jest w niej
wszystko, co stanowi istotę Kościoła, przede wszystkim
misja zbawcza, bez której parafia – podobnie zresztą,
jak cały Kościół – nie ma racji bytu. Parafia to nie tylko
stan posiadania czy nawet ramy organizacyjne, tak bardzo istotne. Ważne jest, jak daleko sięgają jej granice,
jak kształtowały się one w przeszłości; ważne są dzieje
świątyni, a nawet społeczne i polityczne podłoże, na jakim
parafia powstała i dalej się rozwija.
Nie ma prawdziwych dziejów parafii bez ukazania jej
oblicza religijnego, które skupia się nie tylko na wysił-
90
Głos Ziemi Urzędowskiej
ku duszpasterza, ale jak w lustrze odbija się w obrazie
życia wiernych. Biorąc pod uwagę te wszystkie względy,
dzieje parafii to temat tylko pozornie łatwy, jak się często
wydaje. Amatorzy oddani sprawie bez reszty, z determinacją wydobywający źródła z zakamarków przeszłości,
dochodzą do znaczących rezultatów badawczych.
Badania regionalne są odbiciem stosunku człowieka
żyjącego do świata, niejako domagają się, żeby go zapisać w pewnej esencji. W pisarstwie dzieje się tak, że
czasem nagle pojawiają się jakieś sprawy, jacyś ludzie,
którzy powinni się ujawnić, zaistnieć. Ich nieobecność
w literaturze byłaby krzywdą czy stratą. Badacz po
prostu powinien o nich powiedzieć lub napisać. Ludzie
bliscy zaludniają jego pamięć i chcą z niej wyjść. Tekst
literacki – biogram, wspomnienie czy jakakolwiek inna
forma zapisu – daje taką możliwość. Trzeba jeszcze dodać,
że większość ludzi, o których mowa, już nie żyje. Są to
między innymi członkowie rodziny, krewni, przyjaciele,
znajomi i nieznajomi, również postaci z dzieciństwa. Oni
tym bardziej domagają się obecności, bo człowiek, który
żyje fizycznie, którego możemy spotkać, sam zapewnia
sobie obecność tu i teraz. My natomiast jesteśmy odpowiedzialni za stałą obecność zmarłych, a przynajmniej za
to, żeby oprócz nas jeszcze ktoś inny mógł tę ich obecność
dostrzec i docenić.
Regionalista ukazuje mieszkańcom społeczności lokalnej to, co w ich środowisku godne pamięci i ochrony;
co służyło poprzednim pokoleniom i może być przydatne
współczesnym mieszkańcom; co napawa dumą i radością.
W odtwarzanym obrazie – również w dziedzinie badań
regionalnych – to nie autor tekstu jest ważny, lecz osoba
i temat, na jaki on pisze. Całą uwagę skupia na rzeczywistości opisywanej. Jego zadaniem jest przybliżenie tych
postaci, które nie tylko czegoś dokonały (każda w jakiejś
dziedzinie), ale często były też nadzwyczaj sympatycznymi ludźmi.
Regionalizm ma być dla nas wsparciem, bo ludzie, których już nie ma pośród nas, zadziwiają. Opisując czyjeś
osiągnięcia, badacz zaczyna lubić ich sprawcę. Interesuje
go, jaki człowiek za tym wszystkim się kryje. Często jest
nawet onieśmielony rezultatami jego żmudnej pracy, ale
zarazem nabiera ochoty, by duchowo znaleźć się w gronie
tych, którzy zostawili tyle dobra potomnym. Z czasem
odczuwa z nimi bliskość, a nawet pewnego rodzaju braterstwo. Pragnie posiąść cząstkę tego dobra.
Tak rozumiane badania regionalne prowadzą do tego,
że regionalista przejmuje patronat nad wszystkimi
i wszystkim, co utwierdza i wzbogaca lokalną społeczność.
Dostrzega i wspiera na różne sposoby rodzime talenty18.
Cechuje go też otwarta postawa na to, co odmienne
i nowe. Kiedy jest przekonany, że może czymś wzbogacić
życie społeczności lokalnej – nie zagrażając przy tym jej
tożsamości – umiejętnie to wprowadza.
Poza tym łączy przeszłość z teraźniejszością i z przyszłością. Powinien mieć w sobie jak najwięcej z nauczania
Jezusa. Chrystus nauczał, że „każdy uczony […] podobny
jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa
rzeczy nowe i stare” (Mt 13, 52).
Człowiek poznaje siebie i świat na podstawie własnej
biografii oraz historii lokalnej i ogólnej. Aby mógł zrozu-
2015
mieć swe miejsce i rolę w teraźniejszości, musi sięgać do
źródeł ludzkości, człowieczeństwa, własnych przodków.
Zwłaszcza człowiek młody, gdy sięga do korzeni, jawi się
jako gwarant przedłużania historii – pod warunkiem,
że nauczyciel będzie z nim w teraźniejszości prowadzić
rozmowę na temat przeszłości dla przyszłości.
W Księdze Powtórzonego Prawa Starego Testamentu
natchniony autor napisał: „Zapytaj ojca, by ci oznajmił,
i twoich mędrców, niech ci powiedzą” (32, 7). Znajduje się
tam również i taka zachęta: „Na dawne dni sobie wspomnij. Rozważajcie lata poprzednich pokoleń” (tamże). Należałoby też tu przytoczyć następującą sentencję z Księgi
Psalmów: „Cośmy słyszeli i cośmy poznali, i co nam
opowiedzieli nasi ojcowie, tego nie ukryjemy przed ich
synami. Opowiemy przyszłemu potomstwu” (Ps 78, 3–4).
Człowiek jest zdolny do konstruktywnego samodoskonalenia, które nie niszczy ani jego, ani innych. Powołany
jest także do ciągłego ulepszania całego środowiska, w jakim żyje. To też ma inspiracje biblijne: „Bądźcie płodni
i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją
sobie poddaną” (Rdz 1, 28).
Przypisy:
 1
G. Karolewicz, Biografistyka a pedagogika chrześcijańska, [w:]
Wychowanie chrześcijańskie. Między tradycją a współczesnością, red.
A. Rynio, Lublin 2007, s. 220.
 2
P. Petrykowski, Regionalizm, [w:] Encyklopedia pedagogiczna
XXI wieku, t. V, red. J. M. Śnieciński, Warszawa 2006, kol. 130.
 3
Regionalizm lubelski ze szczególnym uwzględnieniem zadań
administracji państwowej i samorządowej, „Biblioteka Komisji Regionalistycznej” nr 1, Lublin 1928, s. 20.
 4
Znanym regionalistą lubelskim był ks. Ludwik Zalewski. W diecezji sandomierskiej zasłynął jako niekwestionowany badacz ks. Jan
Wiśniewski. Pozostawili po sobie kilkadziesiąt publikacji zwartych,
które dla współczesnych badaczy są nie do przecenienia.
 5
E. Walewander, Przedmowa, [do:] M. Jurczyszyn, Mieczysław
Brzeziński. Pedagog-społecznik, Lublin 2012, s. 7–9.
 6
A. Koprukowniak, Lokalne społeczności gminy bychawskiej i jej
aktywność 1864–1918, Bychawa 2011. Rec.: E. Walewander, „Lublin.
Kultura i Społeczeństwo” 2012, nr 6, s. 97–98.
 7
P. Obrączka, Bytomskie tematy, Bytom 2011. Rec.: E. Walewander, „Lublin. Kultura i Społeczeństwo” 2011, nr 4, s. 96; „Wiadomości
Archidiecezji Lubelskiej” 2011, nr 4, s. 669–671.
 8
E. Orzechowska, Godów. Dzieje radomskiej dzielnicy, Radom 2009,
wyd. II, 2010. Rec.: E. Walewander, „Lublin. Kultura i Społeczeństwo”
2013, nr 1–2, s. 100–101; „Ateneum Kapłańskie” 2013, z. 1, s. 194–196;
„Kościół w Polsce. Dzieje i kultura” 2014, t. XIII, s. 249–252.
 9
E. Walewander, Kronika Nagrody Naukowej im. Ireny i Franciszka
Skowyrów za rok 2001, „Studia Polonijne” 2002, t. 23, s. 231–232.
10
J. Struski, Pamiętniki o Łąkoci (1914–1945), Lublin 2013.
Rec.: E. Walewander, „Ateneum Kapłańskie” 2014, z. 2, s. 411–412;
„Wiadomości Archidiecezji Lubelskiej” 2014, nr 1, s. 121–123; „Zamojski
Informator Diecezjalny” 2014, nr 1, s. 155–157.
11
Por. W. Theiss, Mała ojczyzna: perspektywa edukacyjno-utylitarna, [w:] Mała ojczyzna. Kultura. Edukacja. Rozwój lokalny, red. tenże,
Warszawa 2001, s. 11–22.
12
Por. T. Aleksander, Regionalizm a wychowanie, [w:] Encyklopedia
pedagogiczna XXI wieku, t. V, red. J. M. Śnieciński, Warszawa 2006,
kol. 137–144.
13
Por. wykaz literatury na ten temat: Regionalizm: bibliografia
[…], red. J. Adamczyk, Warszawa 1999, passim.
14
M. Czajkowski, Wpływ tradycji i pieśni ludowych na literaturę
polską, [w:] Z. Wójcicka, Paryski okres działalności i twórczości Michała
Czajkowskiego, Warszawa–Poznań 1986, s. 113–114.
15
M. Czajkowski, Wernyhora, t. I, Warszawa 1924, s. 39.
16
W. Pol, Pieśń o ziemi naszej, [w:] Zbiór poetów polskich XIX w.,
ułożył i oprac. P. Hertz, Księga druga, Warszawa 1961, s. 335.
17
Por. R. Skrzyniarz, Parafia Bieliny: zarys dziejów, Kielce 2007,
passim.
18
L. Dyczewski, Etos regionalisty, [w:] W kręgu przyjaźni, red.
L. Zarębska, Zagnańsk–Kielce 2013, s. 39.
2015
Głos Ziemi Urzędowskiej
91
Marek Solecki
Dr Julian Winkler (1900–2004)
patronem Klubu HDK w Kraśniku
W dniu 23 listopada 2015 r. w budynku Centrum
Kultury i Promocji w Kraśniku w trakcie uroczystości
związanej z Dniami Honorowego Krwiodawstwa, Klubowi Honorowych Dawców Krwi przy Oddziale Rejonowym
w Kraśniku nadano zaszczytne imię pochodzącego z ziemi
urzędowskiej dr. Juliana Winklera.
Uroczystość nadania imienia Klubowi Honorowych
Dawców Krwi w Kraśniku 23.11.2015 r., od lewej: Jan
Pidek – prezes Oddziału PCK w Kraśniku, Teresa Solecka – bratanica J. Winklera oraz jej syn Marek Solecki
Dr Julian Winkler był cenionym przedwojennym
kraśnickim lekarzem. 15 maja 1939 r. został pierwszym
prezesem Oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża w Kraśniku, a w czasie okupacji był pełnomocnikiem Zarządu
Głównego PCK w Warszawie. Opiekował się wtedy rodzinami wysiedlonymi do Kraśnika z woj. poznańskiego
i Pomorza oraz grupą Dzieci Zamojszczyzny w obozie
Julian Winkler i Marek Solecki
Dr Julian Winkler w mundurze przed kościołem parafialnym w Kraśniku (lata 30. XX w.)
przesiedleńczym w Budzyniu. Korespondował również
z jeńcami wojennymi w oflagach i stalagach, organizował
wysyłanie paczek żywnościowych do tych obozów. Otaczał
opieką kraśnickie rodziny jeńców wojennych. W czerwcu
1943 r. zorganizował pomoc żywnościową dla głodujących
pięciu tysięcy mężczyzn internowanych na terenie fabryki
Kraśnik–Budzyń podczas pacyfikacji Zamojszczyzny. Po
wojnie w 1945 r. wyjechał do Wrocławia, gdzie na Ziemiach Odzyskanych na nowo współorganizował służbę
zdrowia. Na zasłużoną emeryturę przeszedł, mając 91 lat.
Dr Julian Winkler żył 104 lata, przeżył I i II wojnę
światową, był żołnierzem w wojnie polsko-bolszewickiej,
uczestniczył również w kampanii wrześniowej 1939.
Jego sylwetka została szczegółowo opisana przez Marka Soleckiego w „Głosie Ziemi Urzędowskiej” 2005 oraz
w kraśnickim czasopiśmie „Regionalista” nr 23.
92
Głos Ziemi Urzędowskiej
2015
Andrzej Słowik
Dzieło św. Dziecięctwa Pana Jezusa
„Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie i nie przeszkadzajcie im” (Łk 18,16).
Przełomowe wydarzenia w historii powszechnej wywierały i wywierają niebagatelny wpływ na życie Kościoła katolickiego. Szczególne znaczenie miały wojny,
rewolucje, powstania i różnego rodzaju kataklizmy. Po
wojnie ożywiało się zwykle życie religijne. Powstawały
nowe organizacje kościelne, a istniejące przeżywały nowy
entuzjazm.
Nie inaczej było w parafii Urzędów. Od końca XIX
wieku do wybuchu I wojny światowej istniało zaledwie
kilka zrzeszeń kościelnych głównie o charakterze modlitewnym. Dopiero po wojnie pojawiły
się nowe, które rozwijały się bardzo
dynamicznie, np.: Żywy Różaniec
(od 1918 r.), Trzeci Zakon Świętego
Franciszka – Tercjarze (od 1922 r.),
Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej
(próby zorganizowania od 1921 r.,
rzeczywista rejestracja w 1928 r.,
a następnie dynamiczny rozwój).
Niestety, poza kółkami różańcowymi
żadna z nich nie przetrwała okupacji
i komunizmu. Dopiero po zmianach
1989 roku działalność niektórych
została wznowiona, np. Akcji Katolickiej. O niektórych zrzeszeniach
tamtego okresu wiemy dość dużo,
o innych mamy tylko śladowe informacje. Ale to dzięki nim możemy
sporo wydedukować i ustalić najważniejsze dane.
W domu pp. Grażyny i Adama
Gajewskich przechowywany jest
obrazek, na którym widzimy Pana Jezusa z otwartym
Sercem oraz księdza udzielającego Komunię świętą dzieciom z różnych kontynentów, a w tle po lewej stronie św.
Wincentego a’Paulo. Obrazek opatrzony jest napisem:
„J. Żyszkiewiczówna [Janina Gajewska z d. Żyszkiewicz
1919–2002] przyjęta została do Stow. św. Dziecięctwa
Pana Jezusa dnia 29 września 1930 roku. Dyr. Dzieła
K…”. Na odwrocie znajduje się tekst:
„Dzieło św. Dziecięctwa Pana Jezusa.
I. Cel. – Celem dzieła jest ratowanie życia opuszczonych dzieci pogańskich, wykupywanie ich z niewoli
i staranie się o ich wychowanie chrześcijańskie.
II. Obowiązki. – 1. Odmawiać codziennie Zdrowaś
Maryjo z wezwaniem: Najświętsza Panno Maryjo, módl
się za nami i za biednymi dziećmi pogańskimi. 2. Uiścić
składkę miesięczną wynoszącą przynajmniej pięć groszy.
III. Członkowie. – Członkami są dzieci od Chrztu św.
aż do dwunastu lat. Po ukończeniu 12 roku życia należą
dzieci do Stowarzyszenia jako agregowane. – Kto złoży
zamiast zwyczajnej składki jednorazowo sumę 50 złotych
staje się członkiem dożywotnim.
MODLITWA DO DZIECIĄTKA JEZUS
Boże dziecię Jezus, któreś staraniem Józefa i Maryi,
od rzezi niewiniątek ocalonym być chciało i któreś tym
młodocianym męczennikom utratę ich życia doczesnego
życiem wiecznym wynagrodzić raczyło, przyjmij dobrotliwie, błogosław i uświęć dzieci, które Dziełu świętego
Dziecięctwa Twego się poświęcają, ażeby według Twego
wzoru i pod opieką Najświętszej Panny Maryi i świętego
Józefa przyczynić się mogły do zbawienia opuszczonych
dzieci pogańskich. Amen.”
Poza tym obrazek zaopatrzony jest w imprimatur:
„Pozwalamy drukować. W Krakowie dnia 21 lutego 1929
+ Stanisław Bp Wik. Gen. Imprimatur. Posnaniae, die 23 Februarii
1929 + Carolus Radoński Vicarius
Generalis”.
Obrazek ten jest doskonałym
źródłem potwierdzającym istnienie
Dzieła w parafii Urzędów w okresie
międzywojennym. W związku z tym
należy przyjrzeć się bliżej, co to za
inicjatywa duszpasterska.
Dzieło świętego Dziecięctwa Pana
Jezusa zostało powołane w 1843 r.
przez francuskiego biskupa Karola
de Forbin-Jansona. Inicjatywa biskupa była odpowiedzią na sytuację
dzieci na Dalekim Wschodzie. Biskup
zwrócił się „z apelem do dzieci, aby
włączyły się w ratowanie swoich zagrożonych rówieśników” (http://www.
missio.org.pl). Święte Dziecięctwo
nazwane później Dziełem Świętego
Dziecięctwa Misyjnego wzorowało się
na Dziele Rozkrzewienia Wiary, które powstało w 1822 r.
we Francji, a jego założycielką była sługa Boża Paulina
Jaricot. Organizacja dziecięcego dzieła opierała się na
„dwunastkach” (12 dzieci), które z kolei tworzyły „dywizje”. Od roku 1857 Dziecięctwo Misyjne pod nazwą Świętego Dziecięctwa Pana Jezusa prowadziły w Małopolsce
siostry szarytki. Od roku 1872 kierownictwo przejęli
księża misjonarze św. Wincentego a’Paulo. We wszystkich diecezjach zostało ono wprowadzone w 1928 r. Dzieło
miało pismo „Roczniki”. W roku 1933 wydawało 29 tys.
egzemplarzy „Roczników” Papieskiego Dzieła św. Dziecięctwa Jezusowego i liczyło wówczas 300 tys. członków.
Z wiedzy na temat organizacji powyższego stowarzyszenia wynika, że Dzieło w Urzędowie powstało nie
później jak w 1930 r. Oznacza to, że zaczęło działać dość
szybko od wprowadzenia go we wszystkich diecezjach
w Polsce (1928 r.). Wówczas w Urzędowie proboszczem
był ks. Antoni Feręzewicz. Zgodnie ze sposobem organizacji musiała w naszej parafii istnieć przynajmniej jedna
„dwunastka” dzieci należących do Dzieła, a wśród nich
Janina Żyszkiewiczówna (Gajewska). Wiemy na pewno,
2015
Głos Ziemi Urzędowskiej
że parafianie urzędowscy wspierali finansowo Papieskie Dzieło Rozkrzewiania Wiary. W roku 1930 parafia
Urzędów wpłaciła 139,20 zł („Wiadomości Diecezjalne
Lubelskie”, R. 13, 1931, nr 3, s. 85), a cztery lata później
z parafii wpłynęło 180,80 zł („Wiadomości Diecezjalne
Lubelskie”, R. 16, 1934, nr 2, s. 50). Z takim wynikiem
finansowym Urzędów znalazł się na ósmym miejscu
w diecezji lubelskiej. Jeżeli weźmie się pod uwagę, że
do sekretariatu misyjnego Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary wpłynęły ofiary z 58 parafii, to miejsce
ósme należy uznać za wynik bardzo dobry. Świadczy to
o zrozumieniu ówczesnych parafian dla dzieła ewangelizacji. Być może część ofiary na misje stanowiły wpłaty
urzędowskich dzieci należących do Świętego Dziecięctwa
Pana Jezusa.
Działalność Dzieła przerwała najpierw II wojna światowa, następnie decyzje władz komunistycznych, które
93
w 1949 r. zlikwidowały wszystkie organizacje i stowarzyszenia katolickie. Ponownie rozpoczęło ono swoją
działalność w latach siedemdziesiątych XX wieku dzięki
zaangażowaniu ks. bp. Jana Wosińskiego, dyrektora Papieskich Dzieł Misyjnych i dyrektora krajowego Dzieła
Dziecięctwa Misyjnego. Jednak dynamiczny rozwój nastąpił w latach dziewięćdziesiątych pod nazwą Papieskie
Dzieło Misyjne Dzieci (PDMD).
W Urzędowie reaktywacja PDMD i prężny rozwój
nastąpił wraz z przyjściem do parafii katechetki s. Marii
Jadczak (2001) ze Zgromadzenia Sług Jezusa. Na terenie parafii pojawiły się wówczas kiermasze, kolędnicy,
spotkania z misjonarzami, w październiku odmawianie
różańca w różnych językach, wyjazd na Krajowy Kongres
Misyjny Dzieci oraz artykuły w „Bractwie” z cyklu Misjonarze piszą. Od roku 2011 pracę tę kontynuują katecheci
Grażyna Sadowska i Andrzej Słowik.
Andrzej Rolla
Święto Niepodległości Polski we Lwowie
– 11 listopada 2014 roku
„Pan Bóg wynagrodzi wszystkim tym, którzy polecają
w modlitwie dusze poległych obrońców Ojczyzny”.
W dniu 11 listopada 2014 r. delegacja i poczet sztandarowy Zespołu Szkół – Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego im. Orląt Lwowskich w Urzędowie
uczestniczyła w obchodach Święta Niepodległości Polski
we Lwowie. W uroczystościach udział wzięli: uczniowie
ZS w Urzędowie Katarzyna Liszkiewicz, Krystian Sokołowski, Artur Ryniowski, dyrektor Andrzej Rolla oraz
panowie Andrzej Sadowski i Włodzimierz Tomaszewski.
Uroczystą mszę św. w intencji ojczyzny z okazji
96. rocznicy odzyskania niepodległości w bazylice metropolitalnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny
we Lwowie celebrował ksiądz infułat Józef Pawliczek.
Homilię wygłosił o. Sławomir Zieliński.
„Pytam ciebie bracie i siostro ile w naszym życiu jest
Polski? Ile w naszej modlitwie jest Polski? Ile w naszym
domu jest Polski? Ile w codziennej rozmowie z ludźmi jest
w nas Polski? Ile jest, a ile powinno być? Powinno być jej
tyle, ile mamy miłości do Boga, ile mamy honoru w sobie,
ile poczucia, że jesteśmy tymi spod znaku biało-czerwonej
flagi i orła w koronie” – mówił podczas homilii do polskiej
społeczności o. Sławomir Zieliński.
Powtarzając za ks. Piotrem Skargą, o. Sławomir Zieliński zaznaczył: „Jednoczyła się Polska i wzrastała jak dąb,
którego nic nie zdołało zniszczyć, dlatego, że ten dąb –
ojczyzna, Polska miała swoje zakorzenienie w Chrystusie”. Dodał również, że Polska jest przykładem wśród
innych narodów świata, połączenia Boga z honorem,
honoru z ojczyzną, ojczyzny z Bogiem.
Następnie złożono kwiaty i zapalono znicze na płycie
grobu Nieznanego Obrońcy Ojczyzny na Cmentarzu
Obrońców Lwowa. Uroczystościom przewodniczył prof.
Jarosław Drozd konsul generalny Rzeczypospolitej
Polskiej we Lwowie. Wieniec od starosty kraśnickiego
Andrzeja Maja złożyli dyrektor szkoły Andrzej Rolla
i Andrzej Sadowski. Młodzież zapaliła znicze na grobach Orląt Lwowskich, grobach bohaterów poległych
za ojczyznę na cmentarzu Łyczakowskim, Janowskim
i cmentarzu w dzielnicy Lwowa Hołosko. Oddano również
hołd rozstrzelanym profesorom lwowskim na Wzgórzach
Wuleckich.
Dyrektor i uczniowie Zespołu Szkół w Urzędowie
składają podziękowania panu Andrzejowi Kudlickiemu
– biuro turystyczne „Quand” – za organizację wyjazdu do
Lwowa i panu Andrzejowi Majowi staroście kraśnickiemu
za ufundowanie wieńca i zniczy.
My, społeczność szkolna Zespołu Szkół im. Orląt
Lwowskich wiemy, że każdego 11 listopada w kraju i za
granicą, należy pamiętać o wszystkich obrońcach ojczyzny, tych którzy dochowali jej wierności.
94
2015
Głos Ziemi Urzędowskiej
Jan Stanisław Kamyk Kamieński
Słów klekotanie
Jan Stanisław Kamyk Kamieński jako poeta zadebiutował tomikiem Moje pisanie…, wydanym w 2012 r.
Wiersze zdobyły wyróżnienie na III Ogólnopolskim
Konkursie Poetycko-Prozatorskim dla lekarzy i lekarzy
dentystów „Puls Słowa”. Kilka z nich ukazało się w antologii nagrodzonych Listy ze świata, w tym samym roku.
Wiele z nich publikowano w czasopismach regionalnych.
W roku 2014 wydał drugi tomik wierszy Słów klekotanie. Jest to bardzo ciepły zbiór różnorodnych wierszy,
zgrupowanych w kilku działach tematycznych, a nacechowanych retrospektywną
w nich zadumą. Owa wielorakość jest dowodem dość
wszechstronnych zainteresowań autora i jego wielkiej
wrażliwości. Utwory cechuje ogromna przenikliwość,
trafna ocena spostrzeżeń
i swoisty a delikatny dowcip, sięgający ironii.
Swoista, zapewne przemyślana różnorodność stylów,
znakomicie współgrająca z tekstami, czyni lekturę wielce
interesującą, a niekiedy także intrygującą. Autor zdaje
się z rozmysłem bawić słowem, rzucając wyzwanie czytelnikowi, w zaproszeniu do rozmowy.
Wiersze z tego tomiku zdobywały wyróżnienia i nagrody – w 2013 r. w VII Mazowieckim Konkursie Literackim,
a w 2014 i 2015 r. w V i VI Ogólnopolskim Konkursie
Poetycko-Prozatorskim dla lekarzy i lekarzy dentystów
„Puls Słowa” i VIII Mazowieckim Konkursie Literackim.
Drukowane były w wydanych z tej okazji antologiach:
Odnaleźć milczenie, Moja rodzina. Mój dom i …lecz ludzi
dobrej woli jest więcej, a także w antologii 44. Warszawskiej Jesieni Poetyckiej I to jest nasze życie, wydanej
przez Związek Literatów Polskich w 2015 r. Autor jest
członkiem elitarnej Unii Polskich Pisarzy Lekarzy.
Jesteś
Wędrujesz korytarzami
mego umysłu,
niosąc natchnienie.
Układasz wyrazy
wygładzając spojrzeniem
kanty słów,
miarowym oddechem
nadajesz rytm.
Prowadzisz przez noc
rozpraszając mgłę koszmarów,
nie pozwalasz zapaść w zły sen
– jesteś.
Zimowy zmierzch
Wieczorna poświata
okrywa wszystko różowym woalem.
Chłód wpełza do sadu
– drzewa wkładają puszyste czapy,
przytulone do płotu malwy okręcają
wokół siebie ostatni ciepły promień.
Ze strzechy ogromne sople
wyciągają mokre nosy,
kapiące krople rozkładają tęcze
niknącego światła.
Kolorowe błyski tańczą na szybach
gasnąc ze słońcem,
firanki szronu zasnuwają okna
– czas rozpalić ogień w kominku.
Sonet VI
Tak trudno jest przejść całą swoją drogę,
Błądząc niepewnie wśród życia zakosów,
Zdążać wbrew wszystkim przeciwnościom losu,
Nie mówić nigdy – ja nie chcę, nie mogę.
Warto przekazać coś dla potomności
Bez demonstracji zbędnego patosu,
Wysłuchać także niepochlebnych głosów
Ale unikać fałszywej skromności.
Doceńmy siebie – inni nas docenią,
Próbujmy w życiu nasze szanse zmierzyć
– Przyjdzie czas jeszcze oddać się wspomnieniom.
Pośrodku wielu bardzo krętych ścieżyn
Szukajmy drogi z wytyczonym celem,
– To od nas samych zależy tak wiele.
Czekam
Czy będzie kiedyś odpocząć mi dane,
trzymać w skarpecie nędznych parę złotych,
nie myśleć aby w słoneczny poranek
– iść do roboty?
Od dawien dawna marzenie mam takie,
ambitne wielce, bo wysoko mierzę
– wykwintny obiad zjeść rano ze smakiem
– i znowu leżeć.
Ciągle trapiony tą myślą nieznośną,
bo od dzieciństwa do pracy mam uraz,
czekam na chwilę gdy zakrzyknę głośno
– emerytura!!!
Download