Jak to jest z tą dominacją USA, słabnie czy krzepnie? Oto Fareed Zakazria – opinia z 2008 roku. Zakaria, Amerykanin indyjskiego pochodzenia, zaczyna od kryzysu ekonomicznego i fali outsourcingu oczywiście („Koniec hegemonii Ameryki”, s. 19). Uważa, że gdyby nie Chiny i ich pożyczanie, USA nigdy by się aż tak nie zadłużyły (s. 22). Chiny kupując dolary swoją własną walutę utrzymać mogły na niskim kursie, co jest dobre dla eksportu (podobnie robiły Japonia i Korea). Posyłając tyle pieniędzy za granicę, Chiny traciły ok. 1 % PKB rocznie podtrzymując wysoką konsumpcję w USA. Jeśli ten układ się zawali, być może globalizacja też padnie uważa cytowany przez Zakarię Niall Ferguson (s. 24). Zakaria, przewiduje w 2008 roku, że w 2009 USA może ulec gospodarczej stagnacji. Już wiemy, że MYLIŁ SIĘ, tak samo jak mylił się, że Bush jr trwale i na długo pogrąży image USA na granicą. Ale nawet Zakaria uważa, że USA będzie nadal jedynym supermocartswem, choć nie aż takim, by mogło samodzielnie dyktować warunki światu (s. 29). Nie jest to aż tak szokująca obserwacja, w końcu Bush próbował i nieco się przeliczył. Chiny tygodniami ukrywały epidemię SARS, na szczęście inne kraje coraz aktywniej wspomagają USA. Francja mediuje między Gruzją a Rosją, a Turcja między Syrią a Izraelem (s. 31). Londyn staje się na nowo centrum światowych finansów w wielu dziedzinach. Ta pomoc nadchodzi nawet jeśli USA o nią nie proszą. Dobrze, że jednak przychodzi bo polityka nie nadąża za gospodarką – uważa Zakaria (s. 39). Al-Kaida słabnie, ale dlatego raczej, że po interwencji w Iraku wzięła się za szyitów (s. 44), niż dlatego, że zwalczają ją USA. Zakaria nie sądzi by liczba muzułmańskich mieszkańców Europy przekroczyła kiedykolwiek 7-8% ogółu (s. 46). Zakaria ostro atakuje panikarską prawicę przesadnie reagującą na każdy akt terroru i fanatyzmu islamskiego. Watpi też, czy Chiny prześcigną gospodarczo Japonię, która w 1985 roku miała wszelkie atuty, które Chiny mają i wiele dalszych, ale konserwatyzm społeczny w końcu ją pogrążył 5 lat potem (s. 52). Oczywiście sama populacja Chin czy Indii mimo biedy skazuje je na bycie wzrastającymi potęgami, lecz mało zauważa się awans krajów odpowiedzialnych jak Kanada (s. 61). Mimo wszystko globalne przebudzenie polityczne i pluralizm narracji historycznych jest faktem (s. 68), więc USA i ich optyka staje się pierwszą wśród równych, choć była dominująca od upadku ZSRR do niedawna. Protokół z Kioto jest martwy nie dlatego, że nie zgodziły się nań USA, tylko dlatego że nie przedyskutowano go z krajami BRIC (s. 69). Według Gabora Steingarta z „Der Spiegel” globalizacja wyklucza hegemonię (s. 72) jakiegokolwiek państwa. Kapitalizm już nie musi się łączyć z USA. Zakaria, inaczej niż Huntington jest liberałem i uważa, jak Daniel Moynihan, że polityka może zmienić kulturę, więc np. konfucjanizm nie przesądza ani o bogactwie, ani o biedzie (s. 92). Islam także; to raczej to, że nacjonalizm i państwowość mało pasują do kultur Bliskiego Wschodu osłabia ten rejon (s. 93). Despotyzmy azjatyckie wynikają z geografii (płaskowyże, brak granic naturalnych podobnym wąskiej Europie), bieda afryki z tępej linii brzegowej. Nie wiadomo na ile nowoczesny znaczy dziś zachodni, coś jednak z zachodu nowoczesność ma (por. Eklektyczka moda wykształconych Hindusów – s. 105). Zakaria duma nad możliwości powtórzenia wiktoriańskości na wzór Olivera Goldmsitha w krajach azjatyckich jak Indie i Japonia (s. 110). Azja jednak nie jest misyjna, i raczej nie wpoi Zachodowi hinduizmu czy konfucjanizmu (s. 113). Zakaria uważa, że praktyczność Indii i Chin spowoduje ich dopasowanie się do Zachodnich standardów praw człowieka. USA, Rosja i Chiny lubią to co duże, Japonia to co małe, a Europa to co urozmaicone, i tak pewnie zostanie (s. 116). Chiny nie kopiują metod Japonii, np. otwierają swój rynek wewnętrzny na produkty z zewnątrz (s. 120). Nie ufa więc Zakaria kalkom modeli rozwojowych. Zakaria uważa, że budżet Chin, jakkolwiek wystarczy by stały się numerem dwa na świecie nie uwzględnia wielu wydatków i jest zawyżony, w rzeczywistości nadal daleko im bardzo do USA (s. 121). Wbrew temu co twierdzi Pekin, rozwój Chin jest właściwie zdecentralizowany, a centralne planowanie odgrywa rolę niewielką (s. 123). Wiele sukcesów wynika właśnie z tego, że rząd nie ma takiej kontroli nad krajem jaką by chciał mieć. Np. wypadki drogowe to problem nie do rozwiązania dla tego państwa. Zatrute powietrze i paniczny strach przed rewolucją to kolejne problemy Chin. Kryzysy polityczne jednak nie muszą oznaczać katastrofy, o czym świadczy przykład np. Francji (s. 132). Pekin unika sporów z innymi państwami, tylko o Tajwanie mówi jak Lincoln o Konfederacji (s. 134). Zachód wytrąca z równowagi nie groźba ze strony Chin lecz chińska etyka sytuacyjna (s. 140). Chińczycy czasem mówią o chrześcijańskim konfucjanizmie jako o akutualnej (sytuacyjnej) etyce globalnej. Peki prowadzi interesy z rządami, a nie firmami Afryki czy Latynoameryki, bo tak mu praktyczniej, a nie z autokratycznych przekonań. 6 afrykańskich rządów porzuciło pod ich wpływem realcje z Tajwanem. Tajlandia i Indonezja mają nadzieję, że Chiny będą przewodzić światu, jednak dla pobliskiego Chinom Wietnamu Chiny są państwem agresywnym. Jednak nawet Wietnam podziwia Denga. Od 2007 Chiny żyją znośnie z Japonią, zdanim Zakarii, dlatego, że myślą, że czas działa na ich korzyść (s. 151). Chiny mają tylko 20 pocisków nuklearnych które mogłyby sięgnąć USA, ale są małe i toporne. W razie czego USA mogą też zjednoczyć siły z Japonią i Indiami, jeśli nie będą zbyt moralizować. Od 2006 roku wszyscy umizgują się do Indii (s. 157). Książka Zakarii jest z 2008 roku, umizgi już nieco przebrzmiały… W 2005 roku New Delhi odrzuciło pomoc po tsunami (s. 165), co Zakaria bierze za dowód rosnącej dumy narodowej. Cóż Erdogan też odrzucał pomoc po trzęsieniach ziemi, a potem zmieniał zdanie bo nie mógł dać sobie rady. Kastowość wypacza indyjską demokrację. Hindusi mają nadzieję, że rozsądna ekonomia zaradzi na koślawość polityki (s. 171). Indie to najbardziej pro-amerykańskie społeczeństwo na świecie (s. 176). Politycy z jednego stanu Indii nie mają szans w innych. Różnice generują energię społeczną, ale osłabiają solidarność (s. 190). Zakaria uważa, że obecnie inne mocarstwa stawiają się USA, jak w latach 1890 postawiły się Wielkiej Brytanii (s. 198). Wojna iracka jako odpowiednik burskiej – tu Zakaria chyba nieco przesadza. W 1914 roku UK inwestowało za granicą 5 razy tyle co USA i 2 razy tyle co Francja (s. 200). Upodobanie literatury i handlu a zaniedbanie nauk ścisłych i przemysłu kosztowało UK utratę prymatu (s. 201). W 1918 roku UK była dłużnikiem świata, przed 1914 pożyczkodawcą (s. 203). W 1890 roku PKB USA był równy, a w 1945 – 10 razy większy niż UK. Kredyty wobec USA, UK spłaciła oddając im wiele wojskowych baz (Land-lease to wg Keynesa „próba wydłubania oczu brytyjskiemu imperium”). Jednak dziś USA górują nad innymi we wszystkim, a UK w 1900 roku tylko flotą (Bismarck mówił, że kazałby aresztować armię brytyjską – s. 206). „Inżynier” w USA to specjalista, w Indiach to zwykle prosty mechanik (s. 213). Nie ma się więc co tak podniecać wynikami Indii w technicznym szkolnictwie wyższym. USA dają na szkolnictwo wyższe 2,6% PKB, Europa ok. 1,2, Japonia – 1,1 (s. 215). Pamięciówka azjatycka to XIX-wieczna przestarzała edukacja kolonialna, w Singapurze tłamsi się odwagę zadawania pytań (s. 219). USA asymilują miliony imigrantów, dla UE to problem, dla Japonii nawet planowanie przyjęcia imigrantów to tabu. Młody naród uniwersalny (USA) zdominuje stare nacjonalistyczne kraje jak Japonia, Rosja czy RFN w XXI wieku bardziej jeszcze niż w XX wieku (s. 222). Statystyki PKB oblicza się źle, bo edukacja jest inwestycją a nie konsumpcją, stąd kraje Zachodu i Japonia wypadają w nich gorzej niż powinny (s. 225). W 2008 roku Niemcy za przykładem Słowacji i Austrii obniżyły opodatkowanie przedsiębiorstw (s. 230). W 2001 roku w Londynie całość regulacji giełdowych przejęła jedna instytucja, stąd giełda w Londynie jest atrakcyjniejsza od tej w NY. W Kanadzie firmy mniej płacą na opiekę zdrowotną pracownika niż w USA (800 vs 6500 $). System polityczny USA zamienia się ze skupionego na konkretach w ideologiczny jaki jest w Europie, co dla USA jest trudne i nie współgra z tamtejszym systemem politycznym (s. 236). W UK premier nie potrzebuje być liderem większości by sprawnie rządzić. Polityka w USA się polaryzuje coraz mocniej, a niewydolny koszt opieki zdrowotnej trzeszczy. Jednak te przewagi Europy nie odwrócą trendu. W 2002 roku Colin Powell od ręki zakończył konflikt Maroka i Hiszpanii o wysepkę Leila (s. 239). W 1981 roku Francuzi popierali Reagana i uważali go za dobrego prezydenta USA (s. 250). W 2007 roku Sarkozy, zwolennik USA prosił Condolezze Rice by USA poprawiły swój wizerunek. Do niedawna, może właśnie do 2002 rokubez udziału USA nie szło w świecie nic załatwić. Teraz Niemcy jak za Bismarcka mediują w Europie, a Francja godzi Gruzję z Rosją (s. 256). USA nie wiedzą czego właściwie chcą oczekiwać od Rosji czy Iranu. USA zbyt często też stosują wyjątki dbając o demokrację, ale nie na Tajwanie czy u Saudów (s. 263). Zakaria doradza większą konsekwencję i mediację w stylu Bismarcka, przestrzegając przed brytyjskopodobną izolacją, doradza też większy nacisk na soft power i międzynarodowe bazy personalne w wojnie z terroryzmem (s. 270). W czasie zimnej wojny soft power emanował każdy konsulat USA w Indiach, teraz USA mało łozy na np. modernizację Pakistanu. Clinton nie konsultował się z ONZ, ale cieszył się zaufaniem, Bush wyciągnął z tego złe wnioski. Doradzał też mniej zagrań w stylu Toma Tancredo (s. 276). W 1982 roku gdy Zakaria przybył do USA zarówno GOP jak i DP były szanowane i racjonalne (s. 282). Zakaria uważa, że trzymając się ONZ i własnych standardów USA znowu mogą być wielkie, bo do hard power dojdzie im więcej soft power. Chyba to robi właśnie Obama. Nie polecam kiepskiego posłowia Kostarczyka do książki. Jest nawet trochę nie na temat.