Karol Lutkowski Integracja z Unią Europejską jako wyzwanie dla polskiej polityki pieniężnej 1.Europejska Unia Gospodarcza i Walutowa nowym etapem integracji Po upływie dwu lat i czterech miesięcy od utworzenia (w dniu 1. stycznia 1999 roku) międzynarodowej, europejskiej waluty – euro - i przejęcia roli najwyższej władzy pieniężnej w obszarze Europejskiej Unii Gospodarczej i Walutowej (EUGiW) przez powołany do istnienia pół roku wcześniej we Frankfurcie nad Menem Europejski Bank Centralny (EBC), nowy, wspólny system pieniężny dwunastu państw członkowskich EUGiW wydaje się już być na dobre zakorzeniony. EBC, jako emitent tego nowego pieniądza i organ sprawujący politykę monetarną w obrębie całego obszaru unii walutowej, jest naczelną instytucją Europejskiego Systemu Banków Centralnych - zintegrowanej, quasi-federalnej struktury bankowości centralnej całego tego bloku. Trwają obecnie przygotowania do mającego się rozpocząć już wkrótce, bo w dniu 01. stycznia 2002 roku, procesu konwersji dotychczas używanych, narodowych znaków pieniężnych na bilety i monety opiewające na euro. Ta psychologicznie i politycznie delikatna operacja, zaplanowana na okres do sześciu miesięcy, jest wprawdzie – ściśle rzecz biorąc - tylko widocznym potwierdzeniem już istniejącej rzeczywistości. Zważywszy jednak na fakt, że będzie ona oznaczać nieodwracalne przekroczenie pewnej psychologicznej granicy, definitywne rozstanie się społeczeństw tego obszaru ze znakami pieniężnymi, do których przywykły, z ich symboliką i bagażem sentymentów, jakie ona wywołuje, można zrozumieć dlaczego zbliżanie się tej daty oczekiwane jest tam, jeśli nie z “zapartym tchem”, to jednak z uczuciem – mimo wszystko – pewnego niepokoju, jaki występuje przed przekroczeniem każdego historycznego progu. W każdym razie, nowa karta historii Europy, jaka została otwarta wraz z utworzeniem wspólnego pieniądza i ma zostać teraz w widoczny sposób potwierdzona, będzie polegać nie tylko na jeszcze ściślejszym niż dotąd wzajemnym zrastaniu się gospodarek członkowskich tego ugrupowania (co było już istotą projektu wspólnego rynku), ale - jak się powszechnie przewiduje - także na krystalizowaniu się nowych więzi integracyjnych w szeregu innych dziedzinach, m.in. właśnie na płaszczyźnie politycznej - przy wszystkich zasadniczych rozbieżnościach, jakie zachodzą między deklarowanymi dążeniami poszczególnych krajów członkowskich jeśli chodzi o konkretną formę tych przyszłych więzi. Przesłanki takiej ewolucji są zresztą explicite zawarte w traktacie z Maastricht. Ma szansę spełnić się w ten 2 sposób znana i często cytowana prognoza jednego z wybitnych ekonomistów francuskich, J. Rueff’a, wypowiedziana blisko czterdzieści lat temu, że do powstania Europy dojdzie za sprawą pieniądza, albo nie dojdzie do tego nigdy. Wyłania się w ten sposób na naszym kontynencie duży, jednolity obszar, o łącznym potencjale ludnościowym, a niezadługo być może także i produkcyjnym, większym niż Stany Zjednoczone. Naturalnie, wydźwięk tego zdania musi zostać stonowany przez wskazanie na różnorakie historyczne i strukturalne skrępowania, jakie ciążyły i po części nadal ciążą nad rozwojem państw i społeczeństw Europy. Przeszkody te mogą utrudnić, lub uniemożliwić spożytkowanie wszystkich potencjalnych szans, jakie tkwią w tej zarysowującej się dopiero przyszłej ewolucji. Jednak nie ulega wątpliwości, że jest to wczesna faza bezprecedensowego eksperymentu, który w razie powodzenia może otworzyć w historii kontynentu europejskiego rozdział na tyle nowy jakościowo, iż odwoływanie się do przeszłości jako podstawy prognoz, staje się zawodne. Prawdopodobna jest hipoteza, iż ewolucję w kierunku ściślejszej integracji, także - w jakiejś formie na płaszczyźnie politycznej - napędzać mogą nawet same tarcia wewnątrz nowego mechanizmu monetarnego, które już dały o sobie znać, np. w postaci sporów o właściwe relacje między organami politycznymi i EBC w łonie integracji. W szczególności jest wyobrażalne, że przy braku ściślej koordynowanej polityki budżetowej, system wspólnego pieniądza może ujawnić “deficyty” integracji, których skutki będą mogły zostać rozładowane tylko przez pogłębienie procesu jednoczenia się europejskiego bloku państw. Oczywiście, nie da się wykluczyć, że napięcia takie spowodują raczej kryzys integracji, zamiast dostarczyć bodźca do ściślejszej współpracy. Przynajmniej na razie jednak, mimo wszystkich trudności, bieg wydarzeń sprzyja raczej prognozom optymistycznym. Wiadomo było zresztą od samego początku procesu integrowania się gospodarek Europy (i wielu jego zwolenników w tym właśnie zawsze widziało ostateczny sens integracji monetarnej), iż proces ten ma szansę doprowadzić do powstania Europy zintegrowanej w jakiś sposób także politycznie. Same spodziewane korzyści ekonomiczne nie uzasadniałyby, wg. opinii wielu obserwatorów, trudów i ryzyk związanych z wprowadzaniem systemu wspólnego pieniądza. Gdyby ewolucja w kierunku integracji politycznej rzeczywiście nastąpiła, to także niektóre argumenty sceptyków w kwestiach pieniężnych mogłyby powoli tracić na znaczeniu. Dotyczy to zwłaszcza krytyki płynącej od strony niektórych ekspertów amerykańskich. Specjaliści ci wskazują na różnice między warunkami, w jakich niegdyś powstała i funkcjonuje obecnie północno-amerykańska unia walutowa Stanów z jednej strony i warunkami, w jakich ma funkcjonować europejska unia walutowa z drugiej strony. 3 Funkcjonalnie, porównanie wypada wg. nich na niekorzyść Europy. Jest tak właśnie dlatego, że nie widzą oni w Europie niezbędnej podstawy, jaką dla unii walutowej jest zwykle unia polityczna ze wszystkim, co się z tym gospodarczo wiąże (chodzi w szczególności o możliwość transferów finansowych via budżet federalny na skalę gospodarczo i społecznie znaczącą). Wydaje się, że zacieśnianie więzi integracyjnych na płaszczyźnie politycznej mogłoby z czasem łagodzić tę funkcjonalną słabość. Niemniej, można tymczasem uznać za rzecz niemal pewną, że wspólna polityka monetarna, przy braku wspólnej polityki fiskalnej, nie raz będzie powodem napięć w nowym mechanizmie walutowym Europy. Przynajmniej na razie jednak sukces tej grupy krajów w postaci radykalnego wytłamszenia inflacji i na tej podstawie (przybliżone) spełnienie kryteriów traktatu z Maastricht przez tak dużą liczbę krajów członkowskich, pozwala oczekiwać, że euro - mimo trudnego początku jego “kariery” na międzynarodowym rynku walutowym – okaże się w przyszłości walutą trwale stabilną. Zajmie też zapewne, wcześniej czy później, poczesne miejsce w rzędzie walut rezerwowych światowego systemu monetarnego, skutecznie rywalizując z dolarem pod tym względem, a także - co niemniej prawdopodobne – stanie się także jednostką kluczową dla pewnego grona krajów spoza Unii Europejskiej, które zechcą połączyć z nią ściślej swoje losy gospodarcze. Obszary bliżej związane wymianą z krajami europejskimi zdecydują się kiedyś zapewne utworzyć szerszą, nieformalną strefę euro. W ramach takiej strefy pieniądz europejski stanie się prawdopodobnie środkiem rozliczeń międzynarodowych. Funkcjonować będzie jako waluta transakcyjna, główny składnik oficjalnych i prywatnych rezerw dewizowych tych krajów oraz ważna jednostka lokacyjna. Za prawdopodobieństwem ostatecznego umocnienia się pozycji euro przemawiają m.in. instytucjonalne rozwiązania przyjęte w EUGiW, do których należą: jednoznaczne, priorytetowe zobowiązanie Europejskiego Banku Centralnego (EBC) do zabiegania o stabilny poziom cen (siły nabywczej) na obszarze cyrkulacji euro, pełna autonomia samego EBC, jak też autonomia podległych mu narodowych banków centralnych względem władz Unii Europejskiej jak również władz narodowych, a także tryb powoływania Rady EBC i jego Zarządu z prezesem na czele. Zasady statutowe, struktura organizacyjna, narzędzia działania, nade wszystko zaś sama generalna doktryna polityki pieniężnej, sposób rozumienia jej sensu i zadań, wzorowane były w decydującej mierze na niemieckim Bundesbanku. EBC uchodzi nie bez racji za spadkobiercę doświadczeń i międzynarodowej reputacji niemieckiego banku centralnego. Dotychczasowe perypetie euro, wyrażające się w spadkowym trendzie jego notowań na międzynarodowym rynku (po krótkotrwałym wzlocie zaraz po jego utworzeniu) 4 nie podważają jeszcze szansy wejścia waluty europejskiej do szerszego międzynarodowego obiegu. Jest bowiem rzeczą powszechnie znaną, że zaufanie do instytucji monetarnej i emitowanego przez nią pieniądza musi być budowane i umacniane w ciągu długiego okresu, a EBC - jako bank całkowicie nowy i nie do końca sprawdzony w działaniu - żadnej własnej, ułatwiającej start renomy na początku nie miał i mieć nie mógł. Trudny debiut nowej waluty na międzynarodowym rynku nie jest w żadnym zakresie przypisywany jakimś konstrukcyjnym defektom nowego mechanizmu pieniężnego, samego w sobie, lecz raczej okolicznościom względem niego zewnętrznym (które mogą ustąpić i jest duża szansa, że tak właśnie się niezadługo stanie). Wprawdzie nie nastąpiło dotąd od dawna zapowiadane przez najpoważniejsze ośrodki badawcze trwałe umocnienie kursu jednostki euro w stosunku do dolara, mimo przejściowego wzrostu kursu euro na przełomie lat 2000 – 2001. Jednak przeszacowanie dolara względem pieniądza europejskiego (określane na ok. 20%), odzwierciedlone w stałym trendzie wzrostowym amerykańskiego deficytu bilansu obrotów bieżących, uzasadnia podtrzymywanie przekonania, że do korekty kursowej w kierunku odpowiednim dla tego stanu rzeczy w nieodległej przyszłości zapewne dojdzie. Zasadnicza bowiem stabilność waluty europejskiej, mierzona wskaźnikiem najważniejszym wskaźnikiem cen w różnych jego wariantach – jest niekwestionowanym faktem. Tezy tej nie podważa informacja, że pierwszy kwartał roku 2001 przyniósł – zapewne przejściowo – wzmożenie dynamiki wskaźnika kosztów utrzymania na tym obszarze do wysokości nieco przekraczającej założony limit 2% wzrostu cen rocznie. EBC bowiem zdecydowanie tłumi tę wzmocnioną chwilowo tendencję inflacyjną, narażając się powszechnie raczej na zarzut przypisywania nadmiernej wagi do postulatu przeciwdziałania wszelkim przejawom inflacji, choćby za cenę spowolnienia tempa wzrostu PKB w aktualnej sytuacji recesyjnego stanu światowej koniunktury. Kiedy zatem stawia się pytanie o charakter wyzwań, jakie stoją przed polską polityką monetarną po rozpoczęciu negocjacji o członkostwo Unii Europejskiej (UE), to podkreślić wypada nade wszystko rygorystyczne standardy monetarnej stabilności, do jakich EBC został zobowiązany i którym też praktycznie hołduje w zakresie podległym jego samodzielnemu wpływowi. Na odnotowanie zasługuje przy tym szczególny charakter chwili, w jakiej problem naszego przyłączenia się do Unii Europejskiej staje na porządku dziennym. Unia Europejska jest sama także w procesie transformacji, głębokiej przemiany jakościowej, dokonującej się w znacznej mierze właśnie “za sprawą pieniądza”. Ze względów obiektywnych jak i subiektywnych nadaje to problematyce monetarnej rangę centralną w 5 całokształcie spraw (nie pomniejszając wagi innych aspektów integracji), już choćby dlatego, że absorbują one uwagę kół kierowniczych Unii Europejskiej akurat teraz w stopniu wyjątkowo intensywnym. 2.Charakter i zakres dostosowąń do standardów UE w polskim systemie pieniężnym Jak jednoznacznie wynika z ustaleń szczytu kopenhaskiego i treści Białej Księgi, pomyślne zakończenie zabiegów o członkostwo w UE krajów środkowoeuropejskich (w ich liczbie Polski ) uwarunkowane będzie wykazaniem przez te kraje zdolności do przyjęcia na siebie obowiązków płynących z traktatu z Maastricht,w tym zdolności i woli przystąpienia w przyszłości do Europejskiej Unii Gospodarczej i Walutowej. Trzeba więc będzie wykazać przede wszystkim, że Polska jest zdolna i zdecydowana doprowadzić w nieodległym czasie do ustabilizowania wewnętrznej wartości złotego w takim stopniu, aby przyjęcie przez nią wszystkich praw i obowiązków członka (w tym pełne otwarcie gospodarki na rynek UE ) nie wywołało kryzysu bilansu płatniczego kraju i głębokiej recesji, co - w opinii drugiej strony mogłoby być także źródłem kłopotów dla samej UE. Równocześnie, rozpatrując rzecz w perspektywie długofalowej, w ocenie tej będzie chodzić o ustalenie czy złoty - z punktu widzenia Unii Europejskiej - ma widoki na osiągnięcie w dalszej perspektywie takiego stopnia stabilizacji, że zastąpienie go później przez euro w obiegu wewnętrznym kraju nie będzie szokiem szkodzącym bezpośrednio samej polskiej gospodarce, a pośrednio również destabilizującym sytuację monetarną wewnątrz “rdzeniowego” obszaru unii walutowej. I chociaż Polsce powinno zależeć na możliwie rychłym, pomyślnym sfinalizowaniu rozmów, to równocześnie jest także w żywotnym interesie polskiej gospodarki docenić wagę tego aspektu strategii integracyjnej i nie odsłaniać się bez właściwego przygotowania na ryzyka tego rodzaju otwarcia. Przygotowanie zaś, o którym tu mowa, polegać musi przede wszystkim na neutralizacji czynników, które - po wejściu do UE - powodować mogą zbyt szybką erozję pozycji konkurencyjnej kraju wewnątrz tego ugrupowania na skutek aprecjonowania się kursu realnego polskiego pieniądza. Fundamentalnego znaczenia nabiera w ten sposób postulat zredukowania tempa inflacji najpierw do niskiego tempa jednocyfrowego, a w dalszej kolejności jej praktycznego (niemal) wygaszenia, tak jak zrobiło to jedenaście krajów przystępujących teraz do EUGiW (chociaż i tak sprawa wejścia Polski w skład unii walutowej stanie się aktualna znacznie później, po wejściu do UE). Nigdy też dość podkreślania, że niezależnie od obserwowanego spadkowego trendu kursu euro ciągu pierwszych dwu lat jego notowań na międzynarodowym rynku walutowym, obszar europejskiej unii walutowej 6 utrzymał wysoce skutecznie wartość euro w jej pierwszoplanowym aspekcie, tj. pod względem jego wewnętrznej siły nabywczej ( 0 - 2% inflacji przez większą część tego wstępnego okresu, z niewielką tendencją do zwyżki inflacji na początku roku), natomiast inflacja w Polsce pozostaje nadal stosunkowo wysoka. Po zejściu z wysokich poziomów do 8,6% (grudzień - grudzień) w roku 1998 podskoczyła ona ponownie w roku następnym do ponad 11%, a następnie opornie schodziła - jeszcze we wrześniu 2000 roku sięgała w przeliczeniu rocznym poziomu 10,1% i dopiero w końcu roku 2000, a zwłaszcza w pierwszym kwartale roku 2001 zaczęła spadać stosunkowo szybko, osiągając w kwietniu roku 2001 tempo 6,5%. Dało to asumpt do rozpoczęcia procesu “ostrożnego” obniżania urzędowych stóp procentowych (w lutym i marcu 2001 r.) za każdym razem o 1 pp. Jest jednak faktem potwierdzonym doświadczeniem historycznym, jak też analizami teoretycznymi, że w obszarze niskich, jednocyfrowych temp proces inflacji jest nadzwyczaj odporny na próby dalszego redukowania jego tempa. Przystąpienie do UE i tym samym pełne otwarcie polskiej gospodarki na obukierunkowe strumienie finansowe implikuje, że wewnętrzne ustabilizowanie złotego musi się dokonać równocześnie z zaprowadzeniem pełnej wymienialności złotego - nie tylko formalnej (“na papierze”), lecz również faktycznej - tak dla rezydentów jak i nierezydentów, pomijając wyjątki od tej zasady, które będą mogły odnosić się tylko do “gorącego pieniądza”, spekulacji, obrotu szczególnymi instrumentami finansowymi typu derywaty oraz wyjątkowych okoliczności kryzysowych. Pomimo uchwalenia radykalnie nowego prawa dewizowego (oczekującego na wdrażające go w praktyce przepisy wykonawcze), o którym szerzej nieco dalej, złoty spełnia na razie jedynie formalnie wymogi artykułu ósmego statutu MFW, a i to tylko na najniższym poziomie rygoryzmu jego dopuszczalnej stosowalności. Stare prawo dewizowe z grudnia 1994 i dokonane później modyfikacje obowiązującego wtedy tzw. ogólnego zezwolenia dewizowego daleko odbiegały od akceptowalnego w UE wzorca. Odpowiedź na to wyzwanie, polegająca na opracowaniu nowej ustawy dewizowej, była dobrym przykładem dopingującego wpływu starań Polski o członkostwo UE, jaki daje się zauważyć w obszarze transformacji systemowej. Można skutecznie bronić poglądu, że bez konieczności dostosowawczych w tej dziedzinie, poniekąd wymuszanych z zewnątrz przez wzgląd na cel integracyjny, proces przemian instytucjonalno-systemowych posuwałby się naprzód prawdopodobnie bardziej opornie ze względu na odczuwane nadal wpływy biurokratycznej inercji i rutyny. Można też powiedzieć, że tak jak na początku procesu stabilizacji polskiej gospodarki działaniom przekształcającym sprzyjał program 7 dostosowawczy uzgodniony z MFW, pomagając przełamywać różnorakie wewnętrzne opory, tak w końcowej fazie tego procesu mobilizujące działanie objawia w tym zakresie właśnie wzgląd na konieczność dostosowań niezbędnych dla spełnienia warunków członkostwa Unii Europejskiej. Wkraczając na drogę systemowej transformacji swojego modelu gospodarczego w system gospodarki rynkowej Polska musiała zacząć od zasadniczej przebudowy swojego sektora bankowego. Było to tym bardziej konieczne, że najpilniejszą potrzebą chwili było wtedy przywrócenie zaufania do krajowego pieniądza. Tę operację trzeba było zacząć od zmiany instytucjonalnych podstaw systemu pieniężnego, w tym powołania do istnienia autentycznego banku centralnego, wyposażonego w minimum autonomii i narzędzia działania rynkowego typu, dwuszczeblowej struktury bankowości, uruchomienia rynku pieniężnego i dopuszczenia do swobodnego kształtowania stopy procentowej przez siły tegoż rynku. Dokonano tego wydzielając z dawnego mono-banku dziewięć samodzielnych, dużych banków komercyjnych (które odtąd stanowiły rdzeń sektora bankowości komercyjnej) i uwalniając bank centralny od zadań kredytowania podmiotów gospodarczych. Narodowy Bank Polski (NBP) zyskał znaczny zakres autonomii i względną wolność od nacisków sfery polityki i gospodarki. Postawiono przed nim priorytetowe zadanie: wytłumienie inflacji. Proces stabilizacji pieniądza, który po “szokowym” początku przyjął charakter gradualistycznego sprowadzania w dół tempa wewnętrznej deprecjacji złotego, trwa do tej pory i nadal wygląda na dość daleki od finalizacji. Jego dokończenie jest jednak fundamentalnym warunkiem powodzenia integracyjnych zamiarów kraju. Faktem pozostaje, że - patrząc wstecz - te wczesne posunięcia były już pierwszymi krokami na drodze wiodącej w prostej linii także do spełnienia wymogów wejścia Polski do UE (chociaż Traktat Stowarzyszeniowy został podpisany dopiero później). Będzie jednak ważną konstatacją stwierdzić, że cały realizowany obecnie pakiet dostosowań do wymogów członkostwa UE, zarówno jeśli idzie o dostosowania instytucjonalno-systemowe jak też działania w zakresie harmonizacji celów i narzędzi, leży dokładnie na przedłużeniu kierunku przemian instytucjonalnych i działań polityczno-gospodarczych wytyczonych już na początku procesu transformacji. Jest to poniekąd ekstrapolacja i konkretyzacja tej samej linii, tylko że już na jej bardziej zaawansowanym odcinku. Gdyby żadnego zamiaru integracji nie było, to też należałoby zmierzać generalnie w tym samym kierunku. Harmonogram czasowy zarysowany Traktatem Europejskim, jak też wola kraju dokonania akcesu do UE, są jednak potężnym czynnikiem mobilizującym i organizującym ten wysiłek. Bezpośrednia pomoc materialno- 8 finansowa i doradcza, z możliwością wykorzystywania gotowych standardów ukierunkowujących prace dostosowawcze, są w jednakowym stopniu czynnikiem inspirującym i ułatwiającym, jak też zobowiązującym i naciskającym w tym kierunku. Uregulowania odnoszące się do banku centralnego i polityki pieniężnej są dobrą ilustracją tego dopingującego wpływu. Daje się on obserwować także w innych dziedzinach, ale w obrębie sektora monetarnego jest on szczególnie wyraźnie odczuwany. Jest tak z racji wagi problematyki monetarnej w gospodarce stabilizującej i otwierającej swój system pieniężny. Jest tak również z racji centralnego miejsca, jakie problematyka pieniężna zajmuje w zestawie warunków strony unijnej pod naszym adresem (czego wyrazem są zapisy dokumentów wspomnianych we wstępie) oraz z powodu tej głębokiej transformacji monetarno-systemowej, jaką przechodzi sama UE. Wpływ tego ostatniego elementu sprowadza się w istocie do podwyższenia “poprzeczki”, jaką kraje Europy środkowej napotkają na ich drodze do Unii. W tym sensie można powiedzieć, że ich wejście zapowiada się jako trudniejsze i bardziej wymagające, niż wejście poprzedniej grupy nowicjuszy, takich jak Hiszpania lub Portugalia. Trzeba jednak przyznać zarazem, że znaczenie i wartość samego członkostwa obiektywnie idzie mocno w górę, a to zarówno z racji procesów zachodzących w świecie (przymusy płynące z globalizacji rynków oraz internacjonalizacji procesów gospodarczych) jak i z racji obiecujących przemian dokonujących się wewnątrz samej Unii Europejskiej. Prace prowadzone w Polsce nad dostosowaniem sektora monetarnego do wymogów integracji z UE objęły zarówno bankowość komercyjną, jak też - i to w pierwszym rzędzie bank centralny. Dotyczyło to określenia rangi i miejsca banku centralnego, jego usytuowania w systemie ustrojowym państwa, jego podstawowych funkcji, narzędzi działania, autonomii, jego organów władczych (Rada Polityki Pieniężnej, Zarząd, także Komitet Nadzoru Bankowego), trybu ich powoływania i odwoływania oraz długości kadencji. Najważniejsze z tych kwestii, o ciężarze gatunkowym charakterystycznym dla zasad ustrojowych, znalazły uregulowanie w uchwalonej w roku 1997 konstytucji. Zasady te zostały także zapisane, uszczegółowione i rozwinięte w znowelizowanym prawie bankowym. Uregulowania te, włącznie z naczelnym celem postawionym bankowi centralnemu, jakim jest stabilizacja poziomu cen (zaś wspieranie polityki gospodarczej rządu tylko w zakresie niesprzecznym z poprzednio wymienionym celem naczelnym) oraz prawno-instytucjonalne gwarancje autonomii można uznać za w pełni już zgodne ze standartami wyznaczonymi przez traktat z 9 Maastricht. Niesprzeczne ze standartami UE, choć z innych powodów dyskusyjne, wydaje się także uregulowanie dotyczące kompetencji w zakresie polityki kursowej (która jest domeną wspólnych rozstrzygnięć rządu i banku centralnego). Istotne umocnienie podstaw polityki pieniężnej, całkowicie w duchu traktatu z Maastricht, wyraża się w konstytucyjnym zakazie finansowania deficytu budżetowego przez NBP oraz w nieprzekraczalnym limicie nałożonym na względny rozmiar długu publicznego (60% PKB). Arsenał środków normalnie stosowanych przez bank centralny dla realizacji ustalonych przez Radę Polityki Pieniężnej założeń polityki pieniężnej obejmuje te same instrumenty regulowania podaży pieniądza w gospodarce, które należą do klasycznego repertuaru banków centralnych w gospodarce rynkowej. Są to przede wszystkim instrumenty pośredniego oddziaływania: operacje otwartego rynku typu repo, jak też typu outright, wykonywane przy użyciu bonów skarbowych i własnych bonów NBP, a ponadto stopy: lombardowa i dyskontowa. Polski bank centralny stosuje jednak także stopy minimalnych rezerw obowiązkowych od wkładów bieżących, terminowych i wkładów dewizowych, tzn. instrument kontrowersyjny, ale zgodny ze standartami Unii (jest on obecny także w arsenale środków EBC, tak jak był dotąd dość powszechnie stosowany przez narodowe banki centralne zachodniej Europy). Stopa minimalnych rezerw nie jest narzędziem popularnym w kołach bankowości komercyjnej, gdyż zamrażając bankom część płynnych środków wywołuje wzrost kosztów ich funkcjonowania. Jest niewątpliwie przejawem słabości mechanizmu sterującego podażą płynności w polskim systemie bankowym to, że stopy te muszą w nim być wyjątkowo wysokie. Do niedawna sporą część winy ponosił za to zbyt usztywniony mechanizm kursu, zmieniony dopiero na wiosnę 2000 roku, którego obrona zaowocowała znacznym wzrostem płynności sektora bankowego i trzeba było efekt tych działań neutralizować. W każdym razie minimalne rezerwy są narzędziem stosowanym w krajach OECD szeroko, a wstępne zapowiedzi informują, że EBC widzi w nim (tak zresztą jak dotąd Bundesbank) narzędzie przydatne dla stabilizowania nadmiernych wahań w płynności banków handlowych. Można jedynie uznać za niemal pewne, że stopy te będą tam w dalszym ciągu niskie (rzędu 2 – 3 %, jak dotychczas), natomiast w Polsce pewnie długo jeszcze będą one musiały pozostać na stosunkowo wysokim poziomie. Dla porównania, warto tu także podać parę podstawowych informacji dotyczących struktury i mechanizmów funkcjonowania bankowości centralnej w EUGiW, bo to jest w tym kontekście właściwą płaszczyzną odniesienia dla oceny stopnia dostosowania osiągniętego przez NBP. EBC jest w tej chwili tym organem, który suwerennie wyznacza kierunek polityki 10 pieniężnej dla całego “rdzennego” obszaru euro. Natomiast co się tyczy wykonawstwa, to jest ono praktycznie realizowane za pośrednictwem jego lokalnych “ramion”, jakimi stały się w obecnych warunkach narodowe banki centralne. Są i pozostaną one dość autonomiczne jeżeli chodzi o sposób wykonania otrzymanych wytycznych (zasada subsydiarności). Głównymi narzędziami, jakimi posługują się te banki (podobnie jak sam ECB, kiedy uznaje za stosowne włączyć się do akcji bezpośrednio, do czego ma prawo) są operacje otwartego rynku, głównie typu repo, a więc transakcje kupna - sprzedaży krótkoterminowych papierów określonego typu z obowiązkiem dokonania operacji odwrotnej w przewidzianym czasie. Papierami wykorzystywanymi do tego celu są głównie dwutygodniowe bony pieniężne ESBC, zbywane albo nabywane na cotygodniowej aukcji. Ten sposób prowadzenia polityki pieniężnej stał się w ostatnich latach praktyką powszechną banków centralnych ze względu na swą elastyczność i skuteczność. Mają być jednak w użyciu także trzy inne typy bonów, o dłuższych terminach zwrotu, dla precyzyjniejszego regulowania poziomu płynności (chodzić będzie wtedy o tzw. fine tuning), lub - w przypadku papieru o najdłuższym, 3-miesięcznym terminie wykupu - dla skorygowania jakiejś poważniejszej i trwałej dysproporcji w strukturze zagregowanego bilansu sektora bankowego krajów unii. Aukcje tych bonów (czyli tzw. tenders ) mają przyjmować ilość za wielkość stałą, a stopę procentową za zmienną, zaś czasem na odwót. Rynkowa stopa procentowa porusza się jednak wewnątrz pewnego pasma. Jego górnym krańcem (ceiling rate) jest urzędowo ustalona stopa refinansowa (po której banki mogą np. zaciągać kredyt lombardowy - typowa forma refinansowania się banków). Dolny kraniec pasma wyznaczony jest przez stopę depozytową (floor rate ),po której banki mogą plasować w ESBC swoje czasowo wolne, płynne środki. Operacje otwartego rynku służą do regulowania poziomu stopy rynkowej wewnątrz tych widełek (standing facilities). Jak wspomniałem, zdecydowano się jednak w ESBC zapewnić miejsce także dla stopy obowiązkowych rezerw, jako swoistego buforu stabilizującego wahania stopnia płynności banków komercyjnych. Statut EBC dopuszcza również możliwość regulowania płynności systemu bankowego (i równoczesnego wpływania na kurs wymienny euro) drogą operacji swapowych. Operacje tego typu, wykonywane już niekiedy w przeszłości przez banki centralne, zmierzają do wyindukowania odpływu albo przypływu kapitałów lotnych zza granicy przez wytworzenie sztucznego odchylenia kursu forward od jego poziomu równowagi, wyznaczonego zasadą “ krytego parytetu stóp procentowych” (covered interest parity principle). Jak zatem widać, arsenał środków EBC nie wykracza poza zestaw “klasycznych” narzędzi bankowości centralnej i rozpatrując rzecz w aspekcie czysto 11 technicznym, można twierdzić śmiało, że repertuar instrumentów NBP jest już od dawna zgodny z tamtym zestawem. Z zewnątrz patrząc, nie widać żadnych zasadniczych przeszkód na drodze do technicznego zharmonizowania w każdej chwili jego działań z polityką realizowaną przez EBC. Wszystko to uwarunkowane jest raczej tylko zaistnieniem niezbędnych do tego fundamentalnych przesłanek makroekonomicznych. Zależy to też naturalnie od dokonania odpowiednich rozstrzygnięć natury politycznej. 3.Stabilizacja złotego podstawowym warunkiem pomyślnej integracji Polski z Unią Europejską Fundamentalną przesłanką wejścia Polski najpierw do Unii Europejskiej, a następnie w dalszej kolejności - do Europejskiej Unii Gospodarczej i Walutowej jest skuteczne dokończenie programu stabilizacji złotego, czyli głównie definitywne uporanie się z problemem inflacji. Jest to ponad wszelką wątpliwość warunek podstawowy, z którym żaden inny warunek gospodarczy nie może się równać pod względem znaczenia. Europejska integracja jednoznacznie określiła swoje stanowisko w kwestii rangi, jakie ma - w jej rozumieniu - mocny pieniądz we wzroście ekonomicznym poszczególnych gospodarek, jak też całego integracyjnego ugrupowania. Wyrazem tego przekonania jest po prostu całokształt jej programu na najbliższą przyszłość. Długofalowy cel konwergencji tempa polskiej inflacji do normy zachodnio-europejskiej jest w tej sytuacji (i wobec polskich aspiracji integracyjnych) najbardziej zasadniczym wyzwaniem dla polskiej polityki gospodarczej. Znaczenie tego wyzwania podkreśla z drugiej strony fakt, że postulat wytłumienia inflacji był najpilniejszym zadaniem od początku procesu transformacji systemowej w Polsce, zważywszy okoliczności w jakich proces ten się tutaj rozpoczynał. Cel ten zdeterminował zresztą generalny kształt programu gospodarczego na okres bezpośrednio po przełomie politycznym roku 1989. Obniżanie inflacji okazało się procesem trudnym i powolnym, przy równoczesnych głębokich przekształceniach strukturalnych polskiej gospodarki. Stabilizowanie poziomu cen trwa do chwili obecnej jako nadal aktualne, priorytetowe zadanie, pomimo świeżych postępów na tej drodze, wyrażających się w osiągniętej w pierwszym kwartale roku 2001 redukcji inflacji do tempa 6,5%. Niezależnie jednak od nadal mocnego odchylenia w górę tempa polskiej inflacji od wskaźnika średniej inflacji w krajach dwunastki, żadna wartość polskiego indeksu cen nie zostałaby uznana za przejaw autentycznej i ostatecznej stabilizacji, jak długo złoty pozostaje 12 pieniądzem praktycznie nie w pełni wymienialnym. Co do tego trudno mieć jakiekolwiek złudzenia. Dopiero pełna wymienialność, zgodnie ze standartem przyjętym w UE, może być weryfikatorem autentyzmu stabilizacji monetarnej i dopiero wtedy dynamika indeksów cen posiadać może swoją właściwą wymowę. Ale bezpieczne wprowadzenie wymienialności zewnętrznej, także w obrotach kapitałowych ( i nie tylko dla nierezydentów, lecz także dlarezydentów) wymaga przede wszystkim właśnie mocniejszego wygaszania inflacji. Jako absolutne minimum, znaczyłoby to konieczność utrzymania spadkowego trendu rocznych stóp inflacji i nie dopuszczenia pod żadnym pozorem do jej ponownego wzrostu. Z racji świeżych doświadczeń rozprzężenia monetarnego z przełomu dekady lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych oraz trwających w płytkiej podświadomości społecznej uczuleń na tym punkcie, wszelkie ponowne odbicie się wzwyż od tego spadkowego trendu byłoby niezmiernie groźne. Mogłyby włączyć się przy takim wstrząsie czasowo nieczynne (ale cały czas zdolne do działania) “eskalatory” spirali inflacyjnej i pod znakiem zapytania stanęłyby rezultaty całego dziesięciolecia wysiłków stabilizacyjno-reformatorskich. Jak pokazują doświadczenia wielu krajów, w tym doświadczenia bliskie w czasie i w przestrzeni, szczególnie niebezpiecznym, a zarazem typowym powodem podważenia procesu stabilizacyjnego bywa kryzys dewizowy, do jakiego dochodzi na skutek wzrostu wskaźnika realnego kursu krajowego pieniądza właśnie z powodu inflacji. Wywołane tym dalsze narastanie deficytu bilansu obrotów bieżących uruchamia w jakimś momencie spekulacyjne i paniczne odpływy lotnych funduszy. Rezultatem jest zazwyczaj gwałtowny spadek kursu, powodujący przede wszystkim niewypłacalność firm zadłużonych oraz skok wzwyż inflacji. Gdyby natomiast bank centralny zdecydował się interweniować w obronie kursu, skutkiem mógłby być drenaż rezerw w trakcie bezowocnego stabilizowania kursu i (wcześniej, albo później) ostatecznie także jego głębokie załamanie. Jest to właśnie typowy impuls, który uruchamia wspomniany mechanizm reaktywacji inflacji i sprowadza na kraj gospodarcze załamanie. Problem polega na tym, że Polska jest obecnie ponownie (po przejściowej zwyżce dynamiki wzrostu cen) w strefie jednocyfrowych temp inflacji, ale jest to właśnie ta ich strefa, w której - jak wspomniano - dalsza redukcja napotyka na szczególnie silne opory. I władza monetarna łatwo może tu się znaleźć w pułapce, która polegałaby na tym, że próby podtrzymywania kursu groziłyby dalszym jego realnym aprecjonowaniem. Natomiast dopuszczenie do spadku kursu dla usunięcia zaistniałego przeszacowania (gdyby nawet nie przeszkadzały temu ruchy kapitałów) mogłoby spowodować inflacyjne “tąpnięcie”, które 13 byłoby równoznaczne z wysoce prawdopodobnym uruchomieniem spirali. Nieopatrzne wejście w ten impas byłoby tym łatwiejsze, że prawdziwy stan rzeczy objawia się zawsze z bardzo dużym opóźnieniem . Dlatego właśnie jest zwykle już za późno na potrzebne a nie destabilizujące korekty polityki monetarnej, kiedy pytanie o ich celowość zaczyna być na serio stawiane. Opory zaś, o których wspomniano powyżej, biorą się właśnie z mechanizmów inflacyjnej inercji, zakorzenionych w antycypacjach po części sformalizowanych w postaci różnego rodzaju klauzul indeksacyjnych, albo nawet nie sformalizowanych, ale aktywnych i wpływających na postawy społeczne oczekiwań inflacyjnych. Czynnikiem inflacyjnej inercji może oczywiście być też budżet, nadal deficytowy i budowany na bazie prognozy cenowej zakładającej trwanie dość wysokiej inflacji. Trzeba przy tym dodać, że kilka ostatnich lat ściągnęło uwagę wszystkich obserwatorów międzynarodowej sceny finansowej na jeszcze jedno zjawisko, groźnie potęgujące niebezpieczeństwo kryzysu walutowego w warunkach podobnych do opisanych tu jako charakterystyczne dla Polski. Zjawisko to wyszło na jaw przy okazji załamania finansowego w Meksyku (1994/5), a potem w krajach Dalekiego Wschodu i niektórych krajach Europy środkowo-wschodniej ( np. Czechy ). Mowa tu o wielkich przypływach krótkoterminowych kapitałów, poszukujących doraźnych zysków natury arbitrażowospekulacyjnej, które przychodzą na krótko, przyciągnięte m.in. wysoką stopą procentową (charakterystyczną dla krajów szybko rosnących, ale jeszcze nie w pełni stabilnych monetarnie). Czynnik ten najpierw zazwyczaj wzmacnia zawyżenie kursu krajowego pieniądza, a później - przy panicznych odpływach - potęguje drenaż rezerw i dramatyczne załamanie kursu. Spowalnianie pełzania kursu przy stopie procentowej utrzymywanej na wysokim poziomie (jeśli dany kraj stosował kurs pełzający ) miało jednak ten niezamierzony skutek uboczny, że czyniło lokaty w takim kraju czasowo jeszcze atrakcyjniejszymi. Potęgowało to przypływy, a tym samym zaostrzało problem panowania nad ilością pieniądza wewnątrz takiego kraju i zwiększało ryzyko załamania. Ostrość problemu łagodziło stosowanie stosunkowo szerokiego pasma swobodnych wahań kursu wobec kursu centralnego. Taki mechanizm bowiem zwiększa ryzyko i niepewność spekulantów. Polska, która od roku 1995 do kwietnia 2000 roku utrzymywała taki stosunkowo elastyczny mechanizm kursu, była dzięki temu – jak można sądzić - mniej na takie niebezpieczeństwa narażona (zwłaszcza, że z biegiem czasu zwiększano szerokość tego pasma, spowolniając równocześnie tempo pełzania kursu centralnego, aż do “upłynnienia” złotego w kwietniu 2000 r.). Niewątpliwie sprzyjało to uspokojeniu przepływów wywoływanych motywami 14 spekulacyjnymi, chociaż – jak pokazały doświadczenia pierwszych kilku miesięcy roku 2001 – mechanizm floatingu nie może tego zjawiska całkowicie wyeliminować, kiedy bodźce do spekulacji pozostają aktywne. Dzięki wzmożonemu przeciwdziałaniu inflacji w trakcie 2000 roku deficyt bilansu obrotów bieżących okazał się nie aż tak groźny, jak się tego wcześniej obawiano (przekroczył bowiem wszelkie granice uznawane za bezpieczne, kiedy w roku 1999 sięgnął poziomu 7,6% PKB, ale w końcu roku 2000 zaczął się powoli się obniżać). Faktem pozostaje jednak, że był to i jest nadal potencjalny czynnik zagrożenia dla procesu stabilizacji, tym bardziej, że realna aprecjacja złotego tymczasem poszła dalej naprzód. Neutralizacja zagrożenia dla procesu konwergencji ku unijnym standardom stabilizacji, zagrożenia z zewnątrz, bo od strony globalizującego się międzynarodowego rynku finansowego, jest zagadnieniem poważnym i bardzo trudnym wyzwaniem dla polskiej polityki pieniężnej na obecnym etapie. Gdyby bowiem inflacja (jej twardy rdzeń) stawiała opór naciskowi na jej wyhamowanie, to ryzyko “potknięcia się” przez Polskę przed samym progiem UE stałoby się nader poważne. 4. Strategia monetarna EBC a polityka pieniężna NBP Mając na uwadze cel integracji z UE, polska polityka pieniężna stoi nie tylko wobec doraźnego zadania energicznego redukowania inflacji, tak by nastąpiła pod tym względem możliwie prędko niezbędna konwergencja ku niskim, jednocyfrowym tempom obserwowanym w zachodniej Europie. Na dłuższą metę chodzi jeszcze o coś więcej. NBP stoi w dalszej perspektywie przed zadaniem znalezienia “wspólnego języka” z EBC i z całym ESBC w znaczeniu stosowania tego samego typu długofalowej strategii polityki pieniężnej. Sam zestaw narzędzi, jakimi NBP rozporządza, można już uznać za w pełni zgodny z instrumentami tam stosowanymi, nawet jeżeli wymaga on jeszcze poszerzenia o inne narzędzia (np. o bardziej zróżnicowany zestaw obligów dla potrzeb operacji otwartego rynku oraz stworzenie szerszych możliwości dokonywania operacji dewizowych także na rynku terminowym). Jest to już w każdym razie jakościowo ten sam typ narzędzi, które tam jak i w Polsce się stosuje, albo stosować daje. Na razie wygląda na to, że znaczenie poszczególnych instrumentów tam i u nas będzie w najbliższym okresie istotnie się różnić, tak samo jak bezpośredni cel i sposób ich stosowania. Jednak wypada przyjąć, że na dalszym etapie NBP stanie wobec konieczności pełniejszego zharmonizowania swego zestawu narzędzi i sposobu ich stosowania z praktyką bankowości centralnej Unii. Najpóźniej z chwilą przystąpienia Polski do UE, a nie wykluczone, że już wcześniej, polski bank centralny wejdzie w system 15 ściślejszej współpracy z EBC i podległymi mu narodowymi bankami centralnymi. Stanie on wobec konieczności koordynowania swoich posunięć z posunięciami EBC. Należy bowiem przyjąć, że wtedy (jeśli nie już wcześniej) Polska znajdzie się w składzie członków Europejskiego Systemu Walutowego, to jest w zewnętrznej strefie euro, do której należeć będą (głównie nowe) kraje członkowskie UE nie należące jeszcze do EUGiW w sensie ścisłym, ale przygotowujące się do przystąpienia we właściwym dla nich czasie do tego bloku. Bliskie współdziałanie z tym zespołem banków centralnych będzie zapewne wymagało w jakimś momencie przyjęcia takiej samej jak one doktryny i strategii polityki pieniężnej. Według tego co już wiadomo na temat tej przyszłej strategii, jej założeń, celów i generalnego ukierunkowania, jest w interesie gospodarek przygotowujących się do członkostwa jednej jak i drugiej unii wdrażać u siebie możliwie wcześnie przynajmniej niektóre z jej wiodących elementów. Ostateczne decyzje co do niektórych szczegółowych kwestii pozostają jeszcze sprawą otwartą, ale generalny kształt tej strategii jest znany i już wdrażany w praktyce. EBC stosuje strategię mieszaną, łączącą przyjęcie celu pośredniego (o charakterze agregatu pieniężnego), ustalanego dla nadchodzącego okresu na podstawie programu średniookresowego, ze strategią sprowadzającą się do bezpośredniego namierzania założonego (jako maksymalne i możliwie niskie) tempa inflacji. Bezpośrednie namierzanie tak zdefiniowanego celu inflacyjnego (czyli tzw. Direct Inflation Targeting - DIT) jest od roku 1999 także oficjalnie stosowaną strategią Narodowego Banku Polskiego. Jest to z jednej strony wynik jego krytycznej oceny stosowanych dotychczas strategii, które były oparte na różnie definiowanych celach pośrednich, a z drugiej strony także kolejny istotny krok zbliżający zasady funkcjonowania polskiej polityki pieniężnej do wzorca przyjętego aktualnie w obszarze Unii. Podejście EBC będzie prawdopodobnie nadal dość pragmatyczne w postępowaniu, jednak pryncypialne co do celu. Trzeba przy tym dodać, że cały czas istniała oraz istnieje nadal tendencja, mocno wspierana przez Bundesbank, do podkreślania zalet strategii wypraktykowanej z dobrym rezultatem najpierw przez bank centralny Niemiec, a potem stosowanej przez niektóre inne banki centralne. Zgodnie z tym podejściem, ilościowy cel pośredni (np. ilość pieniądza w rozumieniu M3 ), jako wielkość podana do publicznej wiadomości, a następnie realizowana i mogąca być weryfikowaną pod kątem wiarygodności instytucji odpowiedzialnej za jej osiągnięcie, uważana jest za najlepiej służącą stabilizacji poziomu cen w dłuższym okresie. Zwolennicy tego podejścia twierdzą, iż zaletą takiej 16 polityki, jeśli się ją konsekwentnie realizuje, jest uspokojenie oczekiwań społecznych w kwestii przyszłej dynamiki poziomu cen. To zazwyczaj przyczynia się w sposób istotny do obniżenia kosztów polityki nakierowanej na stabilizację wartości pieniądza. Cenną korzyścią, jaką się wtedy także zyskuje, jest wiarygodność banku centralnego i jego długofalowej linii działania. Dzięki temu dochodziło do pozytywnego sprzężenia między tempem wzrostu gospodarczego i stabilizacją pieniężną w długich, historycznych okresach. Historia gospodarcza samej Republiki Federalnej Niemiec jest w tym kontekście zwykle przytaczana jako klasyczny przykład skuteczności tej strategii. Z drugiej strony jest jednak rzeczą zrozumiałą, że sensowność strategii opartej na takiej doktrynie zależy w stopniu krytycznym od stałości funkcji popytu na pieniądz (czyli - od innej strony patrząc - od stałości prędkości obiegu pieniądza w gospodarce).Takie zaś założenie trudno przyjmować w gospodarce przechodzącej gwałtowne przemiany strukturalne oraz instytucjonalne - spostrzeżenie odnoszące się w równej mierze do obecnej sytuacji w Europie zachodniej jak i do sytuacji gospodarki polskiej. Koncepcyjne dopuszczenie niestabilności funkcji popytu na pieniądz przekreśla celowość tego rodzaju strategii, bo czyni jej skutek po prostu nieprzewidywalnym. W warunkach zmienności szybkości obiegu polityka bardziej elastyczna niż scharakteryzowana tutaj daje przynajmniej szanse wyrównania skutków tej niestabilniości. Z takiego właśnie powodu niektóre kraje wybrały w polityce pieniężnej drogę odmienną (to jest DIT). Zaczęły one w pewnym momencie w przeszłości ogłaszać zamierzone na najbliższy okres maksymalne tempa inflacji, rezygnując z wiązania się sztywnymi wskaźnikami ilościowymi jako celami pośrednimi. Taką strategię stosują już od szeregu lat zwłaszcza kraje anglosaskie. Pozwala to ich bankom centralnym - w ocenie kierowniczych gremiów tych instytucji - lepiej radzić sobie z trudnościami regulacyjnymi w sferze pieniężnej, jakie płyną np. z szybkiego rozmnażania się wszelkiego typu rynkowych innowacji finansowych. Z doświadczeń tych postanowił skorzystać (tyle, że na kompromisową modłę) świeżo utworzony Europejski Bank Centralny. I taką właśnie drogą zdecydował się też pójść ostatnio Narodowy Bank Polski. Główny problem, jaki nastręcza tego rodzaju strategia, polega na znacznych opóźnieniach czasowych między impulsem monetarnym nadanym przez bank centralny i obserwowalnym skutkiem (opóźnienie to mieści się na ogół w przedziale czasowym roku dwóch lat). Wobec tej trudności polityka pieniężna prowadzona jest wtedy jakby we mgle, tj. z wysokim ryzykiem bezwiednego zejścia z właściwej linii, co może być później bardzo trudne, lub wręcz niemożliwe do skorygowania. Ponieważ tak istotna zmiana strukturalna jak 17 utworzenie unii walutowej i wprowadzenie wspólnego pieniądza było dużym wstrząsem dla obszaru unii, więc jest prawdopodobne, iż założenie nie zmienionej funkcji popytu nie byłoby w tym wypadku adekwatne. Kierownictwo EBC jest tego świadome i fakt ten przesądził o drodze wybranej na początek działalności nowej instytucji emisyjnej. Może jednak później EBC zechce powrócić do ilościowego celu pośredniego, gdyby popyt na pieniądz w obszarze unii walutowej okazał się z upływem czasu znowu względnie stabilny. Co się natomiast tyczy zasad, jakimi kierowała się dotąd polska polityka pieniężna, to - z punktu widzenia postronnego obserwatora - przez dłuższy czas, bo od początku procesu transformacji aż do przełomu lat 1998 - 99 trudno było mówić o długofalowej strategii polityki pieniężnej w znaczeniu, jakie termin ten posiadł na Zachodzie. NBP wkładał naturalnie wiele starań w opracowanie corocznych Założeń polityki pieniężnej, raportów o inflacji, sprawozdań kwartalnych i rocznych z realizacji przyjętych na dany okres zadań w zakresie wewnętrznej polityki kredytowo-pieniężnej i obrotu płatniczego z zagranicą. Uczestniczył w pracach rządu nad wyprofilowaniem treści dokumentów programowych, także tych o charakterze bardziej perspektywicznym; współdziałał z innymi agendami państwa przy wzajemnej koordynacji poszczególnych elementów składowych polityki makroekonomicznej (polityki budżetowej, płacowej, handlu zagranicznego) z polityką pieniężną. Jednak do niedawna wychodzono z generalnego założenia, że wciąż wysokie tempo inflacji i trwające nadal przemiany systemowe rodziły jeszcze tyle niepewności, a przez to zmienności w zakresie podstawowych współzależności gospodarczych (np. niepewność w kwestii przesunięć popytu na pieniądz i szybkości jego cyrkulacji), że nie było możliwe budowanie średniookresowych programów monetarnych. Doraźne rozbieżności poglądów utrudniały też niekiedy koordynację polityki pieniężnej z polityką budżetową. Polityka budżetowa (fiskalna ) ze swej strony także długo nie mogła przebić się do tego punktu, w którym możliwe by się stało średniookresowe (kilkuletnie) programowanie budżetowe. Przeszkodą były w znacznej mierze opóźnienia w reformowaniu niezmiernie ważnej dla budżetu sfery zabezpieczenia społecznego i usług społecznych (ochrony zdrowia, oświaty), tak samo jak administracji państwa. Wdrożenie wiarygodnej strategii monetarnej o charakterze średniookresowym zależało w decydującej mierze od możliwości wzajemnej harmonizacji tych dwu kluczowych dziedzin polityki makroekonomicznej. Przez długi czas takiej możliwości praktycznie nie było. Niemożność prowadzenia konsekwentnej, średniookresowej strategii monetarnej nie wykluczała natomiast prób ilościowego określania celów polityki pieniężnej w krótkim okresie. Dlatego też NBP w ciągu minionej dekady 18 regulował w różnych okresach (przynajmniej w perspektywie jednorocznej) agregaty monetarne takie jak: aktywa krajowe netto, pieniądz krajowy, lub pieniądz ogółem. W roku 1997 NBP wyznaczył sobie także - wzorem niektórych zachodnich banków centralnych - tzw. cel operacyjny, którym była masa pieniądza centralnego (“baza monetarna”), zaś w roku 1998 celem operacyjnym była krótkoterminowa stopa procentowa międzybankowego rynku pieniężnego. Polski bank centralny długo poszukiwał odpowiednich metod regulowania podaży pieniądza. Długo eksperymentował. Utrzymujące się wysokie tempo inflacji i ewolucja instytucjonalna sektora monetarnego gospodarki, a przez to także niestałość popytu na pieniądz, były poważnym utrudnieniem w przejściu do średnioterminowej strategii polityki pieniężnej, którą jednak zaczęto wdrażać w roku 1999 na bazie opublikowanego wcześniej i przyjętego przez Radę Polityki Pieniężnej dokumentu pt. Średniookresowa Strategia Polityki Pieniężnej. Jak jednak zostało wzmiankowane wyżej, podobnej natury trudności były także w tym samym czasie, choć w innych okolicznościach, niełatwym problemem do rozstrzygnięcia w przygotowującym się do pełnienia swych zadań EBC, a nawet są nim nadal. Nie jest bowiem z góry wiadome jak będzie się zachowywał w przyszłości popyt na pieniądz w wielkim a niejednorodnym obszarze cyrkulacji euro. Można w związku z tym twierdzić,że przy wszystkich różnicach skali, ról i warunków, w jakich będą w bliskiej przyszłości działać te dwie instytucje (EBC na wielkim terenie zachodniej Europy i NBP na obszarze Polski ), kategorie myślenia, sposób pojmowania własnych zadań i arsenał stosowanych narzędzi są w obu bankach emisyjnych bardzo podobne. Jest to wynikiem dostosowawczej ewolucji, jaka w polskim banku centralnym już się dokonała i nadal dokonuje. Nie bez znaczenia były tu pomoc i doradztwo zachodnich banków centralnych,zwłaszcza w pierwszych latach procesu transformacji polskiej gospodarki. Zasadny wydaje się pogląd,że z chwilą zbliżenia się tempa polskiej inflacji do poziomu bliskiego tempu inflacji w EUGiW, polski bank centralny nie powinien mieć szczególnych problemów natury technicznej z włączeniem się do Europejskiego Systemu Banków Centralnych i z funkcjonowaniem w nim jako jego integralny element składowy. Sądzę zresztą, że już wcześniej - jeszcze jako członek Europejskiego Systemu Walutowego przed wejściem do unii walutowej sensu stricto - NBP będzie zdolny bezproblemowo koordynować swoje poczynania z bankowością centralną unii. Oczywiście, u podstaw tych prognoz leży założenie, że proces schodzenia z wysokich temp inflacji będzie już odtąd bez specjalnych zakłóceń kontynuowany. 19 5.Zmiany w polskim prawie dewizowym i kwestia pełnej wymienialności złotego Konieczne dostosowania w sferze systemu pieniężnego, jakie narzuca zamierzony proces integrowania gospodarki polskiej z Unią Europejską, nie sprowadzają się rzecz jasna tylko do postulatów zdecydowanego obniżenia inflacji oraz osadzenia wewnętrznej stabilności złotego na podstawach systemowo-instytucjonalnych, które byłyby w stanie stabilność tę zagwarantować. Z punktu widzenia strategii integracyjnej można powiedzieć, że spełnienie powyższych postulatów jest podporządkowane i służy (jako warunek konieczny) innemu, niemniej ważnemu wymaganiu: pełnemu otwarciu gospodarki w płaszczyźnie monetarnej na swobodny obrót towarowy, usługowy i kapitałowy. Wymaganie to jest spełnione wtedy, kiedy pieniądz danego kraju staje się w pełni swobodnie wymienialny wewnętrznie i zewnętrznie zarówno dla potrzeb obrotów bieżących oraz kapitałowych rezydentów jak i nierezydentów. Wprawdzie fundament prawny w postaci nowej ustawy dewizowej, w takim duchu sformułowanej, już w roku 2000 zaistniał i złoty uzyskał w niej formalno-prawny status pieniądza wyczerpującego przymioty wymienialności wewnętrznej jak i zewnętrznej w znaczeniu pełniejszym niż dotychczasowy status waluty wymienialnej tylko w ograniczonym zakresie. Dotychczas bowiem wymianialność przysługiwała złotemu jedynie w obrotach bieżących, tzn. w zgodzie z art. VIII. statutu MFW (i to na najniższym poziomie swobody konwersji, dopuszczonym w tym artykule), jednak de facto złoty - jak to już podkreślono - nie stał się jeszcze walutą praktycznie wymienialną w znaczeniu określonym nowym prawem, które posługuje się znaczeniem przyjętym na Zachodzie w odniesieniu do walut krajów wysoko rozwiniętych. Działania wcześniej podjęte dla nadania złotemu charakteru waluty w miarę swobodnie wymienialnej wystarczyły wprawdzie do tego, by spełnić warunki przystąpienia Polski do OECD w roku 1996, ale nie wystarczały do spełnienia bardziej rygorystycznego wymogu pełnej wymienialności i niczym nie skrępowanej otwartości na przepływy gospodarcze, jakiej żąda Unia Europejska od krajów zabiegających o przyjęcie w poczet jej członków. Potrzebna była zatem z gruntu nowa ustawa, nie zaś tylko “ulepszanie” prawa dotąd obowiązującego. Nowa ustawa dewizowa tym się przede wszystkim różni od ustawy obowiązującej dotąd (po wszystkich jej nowelizacjach), że jest zbudowana w całości na podstawie innej zasadniczej “filozofii” gospodarczo-prawnej. Dotychczasowe prawo nosiło bowiem dotąd piętno epoki, w której powstało - epoki gospodarki zakazów, nakazów i rozdzielnictwa. Piętna tego nie były w stanie zetrzeć późniejsze nowelizacje, ani zmiany ogólnego zezwolenia dewizowego (OZD), które rozluźniały nieco skrępowania samej ustawy. Istota rzeczy tkwiła 20 bowiem w tym, że prawo to było skonstruowane na fundamencie generalnego zakazu, od którego ustawa przewidywała następnie wyjątki i dodatkowe możliwości interpretacyjne, dopuszczające dalej idące rozluźnienia na mocy administracyjnych rozporządzeń i pozwoleń indywidualnych. Nowe prawo dewizowe zbudowane jest natomiast na zasadzie generalnej swobody (od której są wyjątki - w założeniu, czasowe tylko). Lista wyjątków od swobody obrotu dewizowego jest wprawdzie na razie obszerna, ale mogą one być znoszone w trybie administracyjnym, kiedy okoliczności na to pozwolą, bez konieczności nowelizowania samej ustawy. Różnica podejścia jest więc zasadnicza. Pomimo zachowanych na razie skrępowań jest to dokument przeniknięty innym duchem niż dawne prawo. Można przyjąć, że jest ono zgodne ze standartami przyjętymi w gospodarce rynkowej, nie koliduje z uregulowaniami MFW, ani WTO, ani OECD, ani też samej Unii Europejskiej (najbardziej pod tym względem wymagającej ze wszystkich wymienionych organizacji). Ważną innowacją (w stosunku do prawa dotychczasowego) jest zrównanie statusu waluty krajowej z walutami zagranicznymi. Kryterium wyodrębnienia obrotu dewizowego (operacji dewizowej) ma charakter podmiotowy (ważne jest z kim, a nie w jakim pieniądzu dokonuje się operacji). Obrotem dewizowym są operacje finansowe między rezydentami i nierezydentami. Dzielą się one, najogólniej ujmując, na operacje bieżące i kapitałowe. Szczegółowy podział obu grup na poszczególne kategorie operacji odpowiada siatce pojęciowej przyjętej w statystyce MFW. Czasowe ograniczenia płatnicze, przewidziane w tym projekcie, odnosiłyby się do lokat i kredytów krótkoterminowych (do jednego roku) oraz do lokat poza obszarem OECD, z wyłączeniem państw, z którymi zawarto umowy o popieraniu i ochronie inwestycji. Czasowe ograniczenia dotyczyłyby także obrotu instrumentami innowacyjnymi (derywaty), o nie w pełni znanych właściwościach, a wykorzystywanych m. in. do celów spekulacyjnych. Poza tym, w bardzo szczególnych i raczej wyjątkowych sytuacjach zagrożeń dla stabilności finansowej państwa rząd zachowuje także prawo stosownia czasowych ograniczeń. Kontrola zgodności z prawem konkretnych operacji dewizowych jest zadaniem scedowanym na banki dewizowe. Przy w zasadzie pełnej swobodzie płatności istnieje jednak obowiązek informowania banku o przeznaczeniu transferowanych środków. Pomimo dyskusyjności niektórych jego postanowień można wyrazić pogląd, że - generalnie biorąc – nowe prawo spełnia zadanie dostosowania zasad aplikowanych u nas w tym obszarze do standardów europejskiej integracji. Można w nim widzieć jeden z istotniejszych przejawów wpływu dążeń integracyjnych Polski przyśpieszenie i liberalizujące pogłębienie przemian systemowych. na 21 Zadanie uczynienia złotego pieniądzem w pełni, tj. nie tylko formalnie, ale także de facto, wymienialnym przez stworzenie możliwie prędko przesłanek dla pełnego zadziałania przepisów nowej ustawy dewizowej w praktyce pozostaje jednym z najpoważniejszych wyzwań, przed jakimi stoi polska polityka gospodarcza na obecnym etapie integracyjnych dostosowań. Trudność tego zadania wynika z okoliczności natury wewnętrznej i zewnętrznej. Do utrudnień wewnętrznych w sferze monetarnej należy w pierwszym rzędzie zjawisko czasowo wzmożonej w latach 1999-2000 inflacji, zaś w sferze realnej - zapóźnienia w proeksportowej restrukturyzacji gospodarki. Zapóźnienia te znalazły swoje odbicie w niepokojąco wysokich deficytach obrotów bieżących ostatnich czterech lat (1997 – 2000). I chociaż w ostatnim kwartale roku 2000 dała się zaobserwować lekko spadkowa tendencja zarówno tempa inflacji jak też deficytu bilansu obrotów bieżących, to jednak umacniający się ostatnio (marzec - kwiecień 2001 roku) kurs złotego, który w końcu kwietnia b.r. „filuje” na poziomie tuż poniżej ceny 4 zł za 1 dolara, nakazuje obawiać się nawrotu napięć w bilansie obrotów w perspektywie następnych kilku miesięcy i później. Szczególnym utrudnieniem zewnętrznym, jeśli nie liczyć zwykłych fluktuacji koniunkturalnych, stał się ostatnio proces globalizacji rynków finansowych w świecie. Jego charakterystyczną cechą jest bowiem wzrost niestabilności oraz rozmiarów strumieni kapitałowych (zwłaszcza płynnych funduszy transferowanych z miejsca na miejsce z motywów arbitrażowo-spekulacyjnych). Stały się one w ostatnim czasie wyjątkowym utrudnieniem polskiej polityki gospodarczej właśnie ze względu na ryzyka, jakie stwarzają przez zwyżkową presję na kurs. Chrakterystyczne przy tym, że rozpoczęty w lutym 2001 r. proces stopniowych obniżek stóp nie tylko nie przyniósł jak dotąd - zelżenia tego nacisku, lecz raczej go wzmógł. Prawdopodobnie dlatego, że „gradualizm” tych obniżek pobudził spekulację na zwyżkę ceny kilkuletnich obligacji skarbowych o stałym oprocentowaniu. Podobne komplikacje daje o sobie znać od czasu do czasu w wielu krajach przechodzących transformację systemową. Przypływy tego rodzaju stawiają banki centralne wobec swoistej kwadratury koła - jak zachować panowanie nad dynamiką masy pieniężnej z jednej strony, nie dopuścić do zwyżki kursu krajowego pieniądza (grożącej podważeniem pozycji konkurencyjnej w handlu zagranicznym) z drugiej strony, a przy tym nie sięgać po administracyjne środki ograniczania zakresu swobodnej wymienialności pieniądza. Sprawa jest bardzo poważna, bo przypływy te – po zdewastowaniu zdolności eksportowych danego kraju „taranem” zawyżonego kursu – stają się też zwykle rezerwuarem płynności cechującej się tendencją do naglych odplywów, kiedy objawią się skutki osłabienia pozycji 22 konkurencyjnej danego kraju. To zazwyczaj jest wstępem do załamania kursu, a bywa, że także do zahamowania procesu wzrostu gospodarczego na długi przeciąg czasu, jako że kryzys walutowo-finansowy zmusza władze do prowadzenia ostro restrykcyjnej polityki gospodarczej. Zachodzi tym samym stale niebezpieczeństwo zablokowania postępu w integrowaniu nowych członków z Unią Europejską i bieżąca polityka makroekonomiczna musi mieć to potencjalne zagrożenie stale w centrum uwagi. Ważnym elementem skladowym polityki doraźnego neutralizowania tego zagrożenia mogłaby być odpowiednia polityka kursu walutowego (połączona z właściwie prowadzoną polityką stopy procentowej). Powinna ona stworzyć warunki do tego, by można było bezpiecznie wdrożyć wszystkie liberalizujące zapisy nowego prawa, ale także uniknąć przeszacowania kursu. Kurs bowiem jest tą klamrą, która spina w jedną całość trzy ważne obszary problemowe: wewnętrzną politykę pieniężną, nastawioną na stabilizację poziomu cen, politykę bilansu płatniczego, ukierunkowaną na zachowanie struktury i salda bilansu płatniczego w stanie zgodnym na długą metę z bezpieczną pozycją płatniczą kraju (wolność od restrykcji dewizowych) i strategię integracji. Na zaawansowanym etapie przygotowań do integracji zaistnieje bowiem potrzeba nadania kursowi rolę ogniwa spajającego krajowy system pieniężny z blokiem wspólnej waluty. Wcześniej jednak polityka walutowa (kursowa) musi uczynić sam mechanizm kursu narzędziem sprzyjającym umocnieniu pozycji konkurencyjnej kraju jeszcze przed ponownym zamrożeniem kursu na progu zewnętrznej strefy euro, tj. na wejściu do “tunelu” kursowego Europejskiego Systemu Walutowego w jego obecnej, zmienionej wersji. 6.Możliwa ścieżka dojścia Polski do członkostwa w EUGiW Zadanie, jakie wypływa dla polityki pieniężnej NBP z projektu zintegrowania gospodarki polskiej z Unią Europejską, daje się streścić w taki sposób, że jest to zadanie doprowadzenia do zasadniczej i trwałej redukcji inflacji przy rozszerzeniu swobodnej wymienialności złotego do jej pełnego zakresu, w zgodzie z możliwościami, jakie tworzą regulacje nowego prawa dewizowego. Winno się to dokonywać drogą stosowania instrumentów rynkowego typu (zasadniczo takich samych, a w każdym razie zgodnych z tymi, które są stosowane w EUGiW), na gruncie strategii kompatybilnej ze strategią EBC. Przyjąć bowiem trzeba, iż Polska zamierza należeć kiedyś do “rdzeniowej” grupy członków i będzie chciała 23 partycypować w centralnym nurcie dalszego rozwoju europejskiej integracji, włącznie z ostatecznym wprowadzeniem na swoim terytorium wspólnego pieniądza. Pamiętać należy przy tym, że nie wystarcza w tym celu dążenie do samego formalnego spełnienia finansowych kryteriów konwergencji, zapisanych w traktacie z Maastricht. Polska tak jak inne kraje w procesie transformacji, które aspirują do członkostwa w UE, ma przed sobą przede wszystkim zadanie zrestrukturyzowania gospodarki, czyli dokonania „realnej” (w przeciwieństwie do samej tylko „nominalnej”) konwergencji, by mogła bezpiecznie stać się częścią optymalnego obszaru wspólnej waluty. Bez spełnienia tego warunku wszelkie projekty uczestniczenia w unii walutowej byłyby dla polskiej gospodarki wielce niebezpieczne, jako przedwczesne (to samo, w znacznej mierze, dotyczy też projektów jednostronnej „euryzacji” naszej gospodarki). Nie mogłaby ona bowiem dotrzymywać kroku partnerom na płaszczyźnie konkurencyjności w handlu.To niosłoby ze sobą realną groźbę zamienienia terytorium naszego państwa w obszar chronicznej stagnacji, z której mogłoby nie być wyjścia na skutek wyzbycia się instrumentów służących przewyciężaniu takich impasów. Pomyślna restrukturyzacja może przy tym wymagać dopuszczenia do nieco powolniejszego (niż w Europie zachodniej) dążenia do kompletnej stabilizacji poziomu cen, choć nie może oznaczać biernego akceptowania inercyjnych oraz monetarnych czynników inflacji. Nie powinno to być też zasadniczą przeszkodą na drodze do UE, ani na drodze do luźnego powiązania się w nieodległym momencie z obszarem euro. Wzgląd ten może jednak przemawiać za mniej gorączkowym (niż to się czasem proponuje) dążeniem do stania się formalną czy nawet nieformalną częścią samego obszaru euro. Stopniowa konwergencja podstawowych wskaźników makroekonomicznych do porównywalnych wskaźników w EUWiG stworzy jednak - jak wolno zakładać - w dalszej perspektywie warunki do postawienia na porządku dziennym problemu definitywnego włączenia Polski także do EUGiW. Oczywiście, trzeba sobie zdawać sprawę z możliwości nieprzewidywalnych w tym momencie zwrotów w rozwoju wydarzeń, w samym kraju jak i poza jego granicami. Przypominają o tym perypetie euro w ciągu dwu początkowych lat jego istnienia i napięcia wywołane wewnątrz europejskiego ugrupowania długo trwającym spadkiem nowej, europejskiej waluty Przede wszystkim zaś trzeba pamiętać o tym, że pomyślne zakończenie programu stabilizacji pieniężnej nie jest jeszcze w Polsce absolutnie zagwarantowane. Także sukces wielkiego przedsięwzięcia unii walutowej jako „wieńczącego” etapu integracji gospodarczej w Europie, bynajmniej nie jest już w tej chwili 24 sprawą przesądzoną, pomimo pomyślnych prognoz długofalowych . Nie gubiąc tych zastrzeżeń z pola uwagi, można w tej chwili jednak opierać się na założeniu, że - tak jak już wielokrotnie (choć nieoficjalnie) to deklarowano ze strony polskiej - w horyzoncie lat 20062008 wejście Polski do systemu wspólnej waluty, z przyjęciem wszystkich związanych z tym praw i obowiązków, stanie się realną możliwością Szersze uzasadnienie celowości takiego kroku wykracza poza ramy niniejszego artykułu. Autor miał zresztą niejednokrotnie okazję obszernie się na ten temat wypowiadać na łamach różnych czasopism.1 W tym miejscu wystarczy zaznaczyć, że istnieją i mają swoją wagę koszty związane z rezygnacją z takich instrumentów działania jak własna polityka pieniężna i kurs. Jednak szanse związane z pełnym dostępem do olbrzymiego rynku kapitałowego, dostępem wolnym od ryzyk walutowych i niepewności makroekonomicznych, mają znaczenie tak wielkie, iż wzgląd ten zdecydowanie przeważa nad wagą kontrargumentów, jakie bywają w tym kontekście zgłaszane. Moment wejścia Polski do EUGiW będzie poprzedzony zapewne co najmniej dwuletnim przebywaniem gospodarki polskiej (już jako pełnoprawnego członka UE, ale jeszcze nie członka EUGiW ) w Europejskim Systemie Walutowym II, tak jak to zakłada Średniookresowa Strategia Polityki Pieniężnej, uchwalona przez Radę Polityki Pieniężnej. System ten jest zmodyfikowaną wersją tego mechanizmu stabilnych kursów, który funkcjonuje w UE już od roku 1979. Stanowił on najpierw ważny etap, w którym dojrzewały warunki i wola tej grupy krajów do podjęcia po raz drugi w historii integracji europejskiej próby wprowadzenia wspólnej waluty (pierwsza bowiem próba, podjęta w trakcie dekady lat siedemdziesiątych zakończyła się niepowodzeniem). W nowej, zmodyfikowanej wersji tego mechanizmu waluty krajów UE nie należących jeszcze do EUGiW, ale dążących do tego celu, wyznaczają kurs centralny swoich walut względem euro. Ich banki centralne są zobowiązane stabilizować wahania kursu rynkowego swoich walut w stosunku do pieniądza europejskiego w przyjętym paśmie dopuszczalnych oscylacji. Obowiązek stabilizowania kursu spoczywa na członku ESW, gdyż sam EBC jest wolny od zobowiązań w tym zakresie. Należy jednak dodać, że dopuszczalne pasmo wahań może być tam szerokie - sięgać nawet do 15% w górę i w dół od kursu centralnego. Wszelkie zmiany w tym mechanizmie, takie jak np. zmiana kursu centralnego, muszą być jednak uzgadniane z EBC i z narodowymi bankami centralnymi. Jednakże nie będzie od strony EBC nacisku na wczesne usztywnianie kursu walut krajów przebywających 1 Ostatnio – na konferencji zorganizowanej przez Sejmową Komisję Integracji z Unią Europejską w dniu 03. września 2000 roku – vide: zbiór materiałów z tej konferencji sporządzony przez Biuro Obsługi Sejmu RP. 25 w tej zewnętrznej strefie unii walutowej. Wyciągnięto w ten sposób wnioski z negatywnych doświadczeń z tego rodzaju mechanicznym, a często przedwczesnym usztywnianiem. Przeciwnie, członkowie unii dają jednoznacznie do zrozumienia, że nie chcą przyjmować do swojego grona krajów, które nie osiągnęły jeszcze potrzebnego stopnia stabilności, potwierdzonego spełnieniem przez co najmniej dwa lata rygorystycznych kryteriów traktatu z Maastricht. EBC ma nawet prawo zalecić w pewnych sytuacjach korektę kursu i jego rekomendacja powinna zostać spełniona. W zamian za to, kraj przebywający jeszcze w tego rodzaju przedpolu unii walutowej może liczyć na pewną (zresztą mocno ograniczoną) pomoc finansową ze strony EBC. I od krajów wstępujących do Unii Europejskiej oczekuje się woli i zdolności poddania się tej próbie i jej skutecznego wytrzymania. Będzie to wymagało od kraju przebywającego w tym mechanizmie już od początku określonego stopnia stabilności, a potem zwiększającej się samodyscypliny finansowej, potrzebnej dla umacniania tej stabilności. Już teraz więc trzeba liczyć się z koniecznością włączenia się także Polski do tego mechanizmu najpóźniej z chwilą jej przystąpienia do UE. Nie należy jednak wykluczać, że może to dla naszej gospodarki okazać się celowe nawet wcześniej, zwłaszcza gdyby proces negocjowania warunków wejścia Polski do UE miał się przeciągać w czasie. Tymczasem trwa zaawansowana już faza negocjacji w sprawie przyjęcia Polski do UE, w której dominują, jak na razie, tematy dotyczące problemów restrukturyzacji rolnictwa, hutnictwa i innych branż. Problematyka walutowo-finansowa czeka tymczasem na boku, odłożona do późniejszego etapu rozmów. Nie znaczy to jednak, że nie ma w tym obszarze problemów, które polska polityka pieniężna powinna podjąć już teraz we własnym zakresie, a może nawet postawić je z własnej inicjatywy na porządku dziennym negocjacji. Tu powrócić trzeba do tematu dających się okresowo we znaki Narodowemu Bankowi Polskiemu trudności panowania nad dynamiką przyrostu masy pieniądza z powodu wzmiankowanych wcześniej przepływów kapitałowych, to w jedną, to w drugą stronę. Chociaż znakomicie większa część tych strumieni to przypływ inwestycji o charakterze dłużej terminowym, dobrze służące rozwojowi gospodarki, a tylko stosunkowo mniejsza ich część to “gorący” pieniądz w poszukiwaniu szybkiego zysku, to jednak transfery te mają też znaną, niebezpieczną stronę. Istnieje obawa, że mogą one nadmiernie albo zaniżać kurs złotego (pobudzając inflację), albo go zawyżać i podkopywać pozycję konkurencyjną kraju w handlu, tworząc równocześnie przesłanki dla możliwych, przyszłych odpływów oraz niebezpiecznych operacji spekulacyjnych obliczonych na załamanie krajowego pieniądza. Bank pragnąłby też - 26 jak nie raz oświadczali jego przedstawiciele – móc dalej obniżać stopę procentową, by sprzyjać wzrostowi gospodarczemu. Jednak powstrzymuje go przed tym obawa, że może to znowu pobudzić ekspansję kredytową systemu bankowego. Wydaje się jednak, że w obecnej sytuacji i właśnie w związku z zamiarem integracyjnym Polski zarysowują się możliwości przełamania wzmiankowanego impasu. Gospodarce polskiej, jak się wydaje, potrzebny byłby na tym etapie nadal kurs wprawdzie elastyczny, zdolny na krótką metę wahnąć się czasem w szerokim zakresie (aby zniechęcać i odstraszać potencjalnych spekulantów) i zachować kontrolę nad dynamiką masy pieniężnej, ale równocześnie kurs stabilny w przekroju dlugookresowym. potrzebne Byłoby to dla utrzymania równocześnie wewnętrznej stabilizacji jak i zewnętrznej wiarygodności kraju oraz wzrostu. Wyrwaniem się z trudności (drogą “ucieczki do przodu”) mogłoby być właśnie możliwie wczesne wejście złotego do szerokiego tunelu wahań kursowych, jakim jest Europejski System Walutowy; wejście choćby na zasadzie decyzji jednostronnej (choć najlepiej byłoby oczywiście wejść tam z aprobatą EBC). To, o co w tym posunięciu by chodziło, sprowadza się w istocie do umocnienia wiarygodności NBP, uzyskania przezeń w powszechnej percepcji kół finansowych wizerunku banku mocno i trwale zorientowanego na stabilizację pieniężną, z dalekosiężnym zamiarem na widoku konsekwentnego dążenia do znalezienia się w nieodległej przyszłości w składzie Europejskiego Systemu Banków Centralnych. Zgłaszane niekiedy w tym kontekście obawy, że byłby to krok przedwczesny i ryzykowny, nie znajdują przekonującej podstawy ani w logice, ani w faktach (choć obawy te mogą być zasadne w odniesieniu do bardziej radykalnych pomysłów, jak projekty jednostronnej euryzacji). Polska jest już w strefie jednocyfrowej inflacji i chodzi obecnie o “wytracenie” inflacyjnej inercji, która karmi się w szczególności właśnie inflacyjnymi oczekiwaniami. Znalezienie się już teraz w systemie choćby nieoficjalnej, ale już powszechnie znanej koordynacji poczynań z działaniami EBC umocniłoby wiarygodność NBP, ułatwiając proces dalszej dezinflacji, bez forsowania tego procesu w stopniu, który przeszkadzałby procesowi restrukturyzacji. Pasmo kursowe ESW jest na tyle szerokie, że - przy prognozowanych na najbliższą przyszłość tempach polskiej inflacji - potrzeba elastyczności naszego kursu byłaby tu aż z nadwyżką akomodowana. Jak się wydaje, nikt nie zamierza narzucać polskiej polityce walutowej konieczności “duszenia się” w zbyt ciasnym gorsecie nieadekwatnego kursu. Jak to zostało powiedziane wyżej, EBC zerwało z onegdajszą praktyką jego poprzednika (był nim Europejski Fundusz Współpracy Walutowej) wymuszania na członkach Europejskiego Systemu Walutowego upartego trwania 27 przy sztywnym kursie centralnym i bronienia go jak długo się da (doprowadziło to w latach 1992-93 do napięć w ESW i do ostatecznego przejścia na obecne, bardzo szerokie pasmo wahań). Wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje raczej na to, że to EBC, prawdopodobnie jako pierwszy, zasugerowałby korektę kursu centralnego złotego w przypadku trudności o głębokim podłożu strukturalnym. Oczywiście, wejście w ten mechanizm współpracy mogłoby mieć pozytywny sens tylko wtedy, kiedy byłoby pierwszym krokiem na drodze do faktycznego przyłączenia się w rozsądnym horyzoncie czasowym do EUGiW. Implikuje to, naturalnie, rozstrzygnięcie w takim właśnie kierunku wszystkich istotnych wątpliwości co do zasadniczej sensowności dążenia do członkostwa w tym ugrupowaniu, jakie nurtują różne koła polskiego społeczeństwa. Podobne wątpliwości nurtują jednak także inne społeczeństwa w porównywalnej z naszą sytuacji.