34. Czym mogłaby być metafilozofia

advertisement
Adam Nowaczyk
Czym mogłaby być metafilozofia
M. Woźniczka (red.) Metafilozofia – nieporozumienie czy szansa filozofii?, Kraków
2011, s. 69 – 76.
Zanim otrzymałem zaproszenie na niniejszą konferencję zdarzało mi się
spotkać z opinią, że we współczesnej filozofii dominuje problematyka metafilozoficzna. Zapamiętałem też zdanie wypowiedziane gdzieś przez Marka Siemka,
iż przedmiotem filozofii jest historia filozofii. Historię filozofii należy tu oczywiście rozumieć jako dzieje filozofii, zatem filozofa — zapewne nie od początku, bo inaczej nie byłoby od czego zacząć — powinna być niczym innym jak
metafilozofią. Kojarzy mi się to z Leszka Kołakowskiego żartobliwym określeniem teologii jako „nauki o teologii, a zwłaszcza o tym, że teologia jest bardzo
mądra”.
Filozof współczesny faktycznie często uprawia refleksję nad filozofią (jako filozof właśnie, a nie jako profesjonalny historyk filozofii, bowiem te dwie
role należy, moim zdaniem, odróżniać). Nie ma w tym nic swoistego dla filozofii; wszak fizycy też podejmują refleksję nad fizyką. Występuje tu jednakże
pewna istotna różnica: fizyków interesuje wyłącznie aktualny stan teorii fizycznych, a nie dokonania Galileusza i Newtona, tymczasem filozof podejmując aktualny problem filozoficzny nawiązuje do Kanta, Kartezjusza, a nawet do Arystotelesa. Tłumaczy się to zazwyczaj tym, że filozofowie zajmują się ciągle tymi
samymi odwiecznymi problemami, z których żadnego nie udało im się rozwiązać, ku — jak zauważył ironicznie Kołakowski — „powszechnemu ich zadowoleniu”.
Moim zdaniem, refleksja filozofa nad cudzymi, zarówno dawnymi jak i
współczesnymi, koncepcjami filozoficznymi zasługuje na miano metafilozofii
pod warunkiem, że wiąże się formułowaniem bądź rozwiązywaniem jakiegoś
aktualnego problemu filozoficznego, z uzasadnianiem własnego stanowiska, jak
również z krytyką innych żywotnych stanowisk i praktyk filozoficznych. Refleksja taka wymaga zazwyczaj pewnego wysiłku interpretacyjnego, lub — szerzej — pewnej hermeneutyki. Tego samego wymaga oczywiście praca historyka
filozofii pragnącego udostępnić współczesnym dziedzictwo przeszłości. Wynika
stąd, że różnica między uprawianiem metafilozofii a odtwarzaniem dziejów myśli filozoficznej sprowadza się głównie do różnicy w intencji; ta zaś nie zawsze
bywa publicznie ujawniona, co sprawia, że granica między metafilozofią a historią filozofii nie jest ostra. Nie sądzę, aby tak rozumiana metafilozofia mogła stanowić jakąś odrębną dyscyplinę filozoficzną. Sądzę jednakże, że sporządzenie
jakiejś antologii tekstów, w tym właśnie znaczeniu metafilozoficznych, nie powinno sprawiać trudności.
Przedstawiona powyżej wizja metafilozofii jest mi bliska, ponieważ zdarzyło mi się napisać kilka tekstów, które sam określałem mianem metafilozoficznych, co prawda nie zastanawiając się zbytnio mad tym, co wówczas miałem
1
na myśli. Do zastanowienia zmusili mnie organizatorzy tej konferencji. W rezultacie w abstrakcie niniejszego referatu stosowaną tych tekstach procedurę scharakteryzowałem następująco:
Bierze się na warsztat dzieło filozoficzne, dawne lub współczesne, czasem
jego fragment bądź nawet pojedyncze zdanie, i zadaje się sobie pytanie:
Co tu zostało powiedziane? (Nie jest to pytanie o to, co autor chciał powiedzieć, jakie stawia sobie historyk posługujący się empatią i znajomością „ducha epoki”.) Filozof, który poszukuje nań odpowiedzi, posługuje
się własnymi (a więc współczesnymi) kategoriami, pozostając w kręgu
własnych zagadnień i proponowanych rozwiązań. Jego odpowiedź jest zatem interpretacją lub szerzej — parafrazą oryginału, a jego podejście jest
krytyczno-analityczne, co zakłada poszukiwanie niezbędnych (z jego
punktu widzenia) relatywizacji oraz ukrytych założeń. Istotna jest tu również intencja dociekań: na pierwszym miejscu powinno być dążenie do
rzetelnej eksplikacji, ocena zaś analizowanej tezy lub stanowiska powinna
być sprawą wtórną lub zgoła drugorzędną.
Do ostatniego zdania zgłosiłbym obecnie zastrzeżenia; nie do rzetelności,
lecz do neutralności. W moim streszczeniu wspomniałem, że:
W moich własnych tekstach (zebranych w książce Poławianie sensu w filozoficznej głębi) starałem się — między innymi — odpowiedzieć na pytania, co powiedzieli: Parmenides o bycie, tomiści o istocie i istnieniu,
Stróżewski o negacji, Kant o istnieniu, Tarski o prawdzie, a także Hegel i
Heidegger o zasadzie tożsamości.
Otóż w doborze tekstów, których analizę podejmowałem, kierowałem się
różnymi motywami. Nie zawsze dotyczyły one zagadnień, które skłonny byłbym sam podejmować. Tak było w istocie tylko w przypadku prac Tarskiego o
prawdzie. W analizie pozostałych pojawiały się wątki polemiczne. Jednakże nie
była to polemika z Parmenidesem, Kantem, Heglem i Heideggerem. Polemizowałem ze współczesną interpretacją pojęcia bytu u Parmenidesa oraz z traktowaniem przez współczesnych autorów pokrętnych wypowiedzi Hegla i
Heideggera o identyczności jako mądrości godnych uwagi współczesnego
czytelnika. Polemizowałem ponadto z dwudziestowiecznymi filozofami, którzy
werbalnie akceptowali tezę Kanta, iż istnienie nie jest predykatem, nie wnikając,
co ona znaczyła dla samego Kanta. Polemizowałem wreszcie z
fenomenologiczną analizą pojęcia negacji jako niejasną i w istocie zbędną w
świetle tego, co w metalogice znalazło już zadowalające rozwiązanie. Jak widać,
krytyczna analiza, którą wiążę tu z metafilozofią, nie musi być neutralna, lecz
nawiązując do przeszłości powinna być związana z problematyką filozofii
współczesnej. Pod tym względem może przypominać to, co powiedziałem o
fizyce; różnice biorą się zaś stąd, że w filozofii, w odróżnieniu od fizyki, nigdy
2
zaś stąd, że w filozofii, w odróżnieniu od fizyki, nigdy nie było zwycięskiego
paradygmatu.
Mój referat zatytułowałem „Czym mogłaby być metafilozofia” mając na
względzie jedną wielu możliwych interpretacji tego określenia. Zarysowana tu
koncepcja metafilozofii zakłada, że w filozofii możliwy jest pewien postęp, jeśli
nie w rozstrzyganiu, to przynajmniej w formułowaniu zagadnień. Dlatego na
jedno z pytań organizatorów konferencji odpowiadam: wprawdzie nie wprowadza ona nowych wątków, ale nie pozostawia filozofii „taką jaka jest”, pozwala
bowiem spojrzeć na dzieje filozofii z nowej perspektywy. I tak rozumiem jej
zadanie.
Natomiast niedawna lektura „Historii filozofii polskiej” Jana Skoczyńskiego i Jana Woleńskiego1, uprzytomniła mi, że w obiegu jest termin „metafilozofia” w innym znaczeniu. W rozdziale poświęconym szkole lwowskowarszawskiej, w paragrafie zatytułowanym „Metafilozofia”, pisze Woleński o
„programie metafilozoficznym” Twardowskiego, który przejęli, a zarazem uzupełniali i modyfikowali jego uczniowie. Chodzi tu oczywiście o to, jaka według
Twardowskiego i jego uczniów powinna być filozofia. Ogólnie rzecz biorąc, za
takim określeniem kryje się mnóstwo wielce zróżnicowanych pytań szczegółowych. Na przykład: czy powinna być nauką, czym powinien być jej przedmiot,
jaki ma być jej stosunek do nauk szczegółowych, jakimi metodami poznawczymi i jakim językiem powinna się posługiwać itp. Wszystkich nie sposób tu wymienić, a ponadto należy zauważyć, że pytania będące na miejscu w przypadku
pewnych koncepcji filozofii, bywają bezprzedmiotowe w odniesieniu do innych.
Można powiedzieć, że każdy twórca jakiejś oryginalnej koncepcji filozoficznej ma swój własny program metafilozoficzny. Zazwyczaj towarzyszy mu
negatywna ocena zastanego stanu filozofii lub znacznej jej części. Program taki
bywa formułowany explicite w sposób mniej lub bardziej szczegółowy, a niekiedy po prostu jest realizowany. Bywa również tak, że filozof jakiś program
metafilozoficzny sformułował, ale go wcale nie realizował. Wymownym przykładem jest tu wczesny Wittgenstein, który ogłosił, że filozofia jest działalnością, której wynikiem nie są tezy filozoficzne, lecz jasność tez należących do
przyrodoznawstwa (bo tylko takie mają sens), podczas gdy sam żadnej takiej
tezy nie rozjaśnił. Woleński we wspomnianym tu paragrafie przedstawia ambitny i w miarę szczegółowy program metafilozoficzny Łukasiewicza, który:
„...wysunął postulat aksjomatyzacji filozofii. Sugerował, aby teoria filozoficzna była oparta na niewielu pojęciach pierwotnych. Sens pojąć pierwotnych powinien być wyjaśniony za pomocą stosunkowo niewielkiego
zbioru aksjomatów. Z uwagi na notoryczne trudności z wyjaśnieniem pojęć filozoficznych trzeba zacząć od takich, które są proste, intuicyjne i dają możliwość zilustrowania przykładami. Po ustaleniu aksjomatów można
1
J. Skoczyński, J. Woleński, „Historia filozofii polskiej”, Wydawnictwo WAM, Kraków 2010.
3
z nich wyprowadzać dalsze twierdzenia, korzystając z normalnych reguł
dowodzenia. System taki powinien być przez cały czas konfrontowany z
doświadczeniem i wynikami innych nauk.”2
Jak wiadomo, Łukasiewicz nawet nie zainicjował realizacji tego programu, ponieważ intensywnie zajął się czymś innym, mianowicie logiką. Przykładu
programu metafilozoficznego zarówno wyraźnie przedstawionego jak i w pełni
zrealizowanego — przynajmniej w przekonaniu autora — dostarczają dzieła
Kanta. Zdarza się, że realizacja programu kończy się na przygotowaniu narzędzi. Tak było w przypadku programu Carnapa, w myśl którego filozofia miała
być składnią logiczną języka zunifikowanej nauki, a skończyło się na opracowaniu teorii składni. Niekiedy filozof formułuje odrębne programy dla różnych
działów filozofii. Na przykład Quine jest autorem programu epistemologii „znaturalizowanej”, zaś na użytek ontologii — programu śledzenia założeń egzystencjalnych teorii naukowych przez ich formalizację w „notacji kanonicznej”
logiki elementarnej.
Bywa i tak, że filozof proponuje program metafilozoficzny w zasadzie
niewykonalny w świetle przyjętych przezeń założeń, natomiast z uporem i w
miarę skutecznie stara się go realizować. Coś takiego można by powiedzieć o
Bergsonie, którego filozofia miała opierać się na niedyskursywnej intuicji, a
mimo to pisze on dzieła posługując się językiem w miarę dyskursywnym.
Wspomnę tu jeszcze o osobliwym programie metafilozoficznym Heideggera
polegającym na nieustannym stawianiu „pytania o bycie” i uporczywym uchylaniu się od odpowiedzi.
Jeśli — w ślad za Woleńskim — będziemy nazywać metafilozofią programy metafilozoficzne poszczególnych filozofów, to będziemy mieli tyle metafilozofii, ile było, jest i będzie pomysłów na uprawianie filozofii. (Ja, na przykład, nie jestem twórcą żadnej oryginalnej koncepcji filozoficznej, a jednak mojemu koledze Ryszardowi Kleszczowi udało się zrekonstruować „poglądy metafilozoficzne Nowaczyka” w aż dziesięciu punktach.3)
Można by oczywiście próbować stworzyć subdyscyplinę filozoficzną, w
której takie pomysły by się przedstawiało, analizowało i rekonstruowało, ale
trudno byłoby ją odróżnić od historii filozofii. Tym niemniej użytek terminu
„metafilozofia”, którym posłużył się Woleński, nie jest odosobniony i ma rację
bytu.
Należy tu odnotować jeszcze jeden użytek słowa „metafilozofia”. Nierzadko pewien filozof usiłuje znaleźć odpowiedź na pytanie, „co to jest filozofia?” mając na względzie filozofię w całej jej historycznej i geograficznej rozciągłości. Gdyby taka ogólna, wyczerpująca i „esencjalna” charakterystyka filozofii była osiągalna, zasługiwałaby zapewne na miano metafilozofii. Jednakże
wszelkie tego rodzaju próby w większym lub mniejszym stopniu noszą piętno
2
3
Tamże, s. 420.
R. Kleszcz, „Preferencje metafilozoficzne” w: R. Kleszcz (red.) „Widnokrąg analityczny”, s. 79.
4
opcji filozoficznych autora, często zresztą nieskrywanych, ponieważ przedstawiana charakterystyka filozofii bywa perswazyjna.4
Chciałbym na koniec zwrócić uwagę na pewną próbę scharakteryzowania
filozofii, której autor usiłuje zachować bezstronność wobec dwu głównych a
przeciwstawnych opcji filozoficznych, oraz na wniosek, do którego próba taka
— zdaniem jej autora — prowadzi. Mam tu na myśli wypowiedź Leszka Kołakowskiego w eseju „Śmierć utopii na nowo rozważona”.5 Jest ona dość obszerna, toteż przytoczę ją tylko we fragmentach.
„Wszystkie najbardziej tradycyjne utrapienia filozofów [tu następuje ich
obszerne wyliczenie, które, jako wszystkim znane, pomijam — A. N.]
sprowadzają się do poszukiwania sensu; wszystkie też wiążą się z założeniem, iż roztrząsając takie kwestie możemy posługiwać się narzędziami
rozumu, nawet jeśli ostatecznym rezultatem będzie detronizacja rozumu
bądź jego klęska. Filozofowie ani nie sieją, ani nie zbierają — oni tylko
wzruszają glebę. Filozofowie nie odkrywają prawdy, ale są potrzebni do
tego, aby umysł nie zgnuśniał, aby brał pod rozwagę rozmaite możliwości
odpowiedzi na nasze pytania. W tym celu filozofowie — przynajmniej
niektórzy — muszą mieć nadzieję, iż odpowiedzi są w naszym zasięgu.
Ci, którzy ją żywią, są prawdziwymi kopaczami [mającymi przekonanie],
że kopiąc więcej i głębiej, w końcu dokopią się do Urgrund, do podstawy
wszelkich podstaw [...].
Tu autor zauważa, że powyższa charakterystyka nie obejmuje wszystkich
filozofów, bowiem oprócz „kopaczy” są również „uzdrowiciele”, którzy:
„...za pomocą mikstury sceptycyzmu próbują oczyścić nasze umysły z
przesądów, starają się zdemaskować ukryte przesłanki naszych przekonań, budzą w nas czujność, wyostrzają nasze umiejętności logiczne, nie
pozwalają nam oddawać się chciejstwu.”
Zdaniem Kołakowskiego:
„Filozofia, aby przetrwać, potrzebuje zarówno kopaczy, jak i ostrożnych
ubezpieczycieli. Wydaje się nawet, że podczas niekończących się sporów
obie grupy wspomagają się nawzajem. Kłopot w tym, że ten, kto tak mówi — i jest sam zainteresowany zagadkami filozoficznymi, a tym samym
jest w ten czy inny sposób uwikłany w cały spór — nie może uniknąć ryzyka antynomii bądź sprzeczności: nie może nie opowiedzieć się po któ4
Taki charakter ma wspomniany powyżej artykuł Kleszcza, a także jego wcześniejsza publikacja zatytułowana
„Co to jest filozofia?” („Ruch Filozoficzny”, LX, 4, 2003, s. 527 – 531) będąca reakcją na rozterki Leona Gumańskiego, który jako redaktor czasopisma filozoficznego miał problemy z tym, jakie teksty można kwalifikować do druku, i odpowiednim apelem zwrócił się do czytelników.
5
L. Kołakowski, „Moje słuszne poglądy na wszystko”, wydawnictwo Znak, Kraków 1999, s.11 – 31.
5
rejś ze stron konfliktu, a wypowiada coś, co ostatecznie zmusza go do
przyjęcia obydwu skrajnych stanowisk jednocześnie. Możemy uniknąć tej
sprzeczności jedynie lokując się poza filozofią: musimy zawiesić nasze
zainteresowania samymi kwestiami filozoficznymi i wspiąć się na poziom, z którego filozofia jawi się jedynie jako element dziejów cywilizacji.”6
Przytoczony tu wywód Kołakowskiego sugeruje, że metafilozofia jako
refleksja obejmująca całość filozofii, a przy tym zachowująca neutralność wobec przeciwstawnych opcji filozoficznych nie może być dziełem filozofa. Czy
oznacza to, że tak pojmowana metafilozofia musiałaby się znaleźć poza,
względnie ponad filozofią? Nasuwa się tu porównanie z historią filozofii. Zazwyczaj uważa się ją za jedną z dyscyplin filozoficznych. Jeśli zaś założymy, że
filozof to ktoś, kto przynajmniej w pewnych kwestiach filozoficznych reprezentuje określone stanowisko i stara się je utwierdzić, to — jak wiadomo — zdarza
się, iż właśnie filozofowie piszą historię filozofii. Znam jednakże historyków
filozofii, którzy nie uważają się za filozofów, ponieważ nie zajmują się rozwiązywaniem problemów filozoficznych. Nie interesuje ich, kto w toczonych sporach filozoficznych miał rację, lecz raczej na kogo się powoływał i jaki wpływ
wywarł na innych. Utrzymują oni, że ich dzieła powinny być bezstronną prezentacją idei i doktryn, które tradycyjnie uchodzą za filozoficzne. Krytyczne analizy i polemiki byłyby tu nie na miejscu. Czy zatem metafilozofia powinna być
czymś na wzór takiej „neutralnej” historii filozofii, a zarazem czymś, co nie jest
po prostu historią? Nie sądzę, aby twór taki był czymś dla filozofa godnym
uwagi i użytecznym. Ponadto nie odpowiadałby on pospolitemu użyciu terminu
„metafilozofia”. Mam wrażenie, że zgodnie z tym użyciem, metafilozofia to po
prostu domena krytycznych analiz i polemik filozofów obcymi im stanowiskami, a niekiedy takimi, które niegdyś były im bliskie, a które usiłują przezwyciężyć. Książka Rorty’ego „Filozofia a zwierciadło natury” jest tego wymownym
przykładem. A ponieważ publikacji poświęconych takim analizom i polemikom
pojawia się obecnie wiele, pojawia się wspomniane na wstępie przekonanie, że
w filozofii współczesnej dominuje metafilozofia. I tak też zapewne jest, bowiem
populacja profesjonalnych filozofów rośnie, a nie każdego stać na wypracowanie oryginalnego stanowiska filozoficznego. Ponadto w Polsce, a zapewne nie
tylko, dominacji publikacji metafilozoficznych sprzyja proces uzyskiwania
stopni naukowych. Autor rozprawy habilitacyjnej, który chciałby w niej przedstawić jakiś oryginalny pomysł, ryzykuje, iż nie znajdzie on uznania ze strony
recenzentów (wszak dziejom filozofii nieobce są przypadki wielkich filozofów
niedocenionych przez współczesnych); pisze zatem analityczno-krytyczną monografię o dokonaniach innego, już uznanego filozofa. Jeśli trend taki się utrwali, to nie wykluczone, iż w niedalekiej przyszłości cała filozofia będzie metafilo6
Tamże, s. 17-18.
6
zofią, czyli nauką o tym, jacy to mądrzy (względnie niemądrzy) są inni filozofowie.
7
Download