Tekst do przeczytania i dyskusji w poniedziałki 5 i 12 czerwca 2017

advertisement
Tekst do przeczytania i dyskusji w poniedziałki 5 i 12 czerwca 2017
Zrywanie łańcuchów
Możemy nawet powiedzieć, że każdy z nas jest nawykiem – prawdopodobnie złym nawykiem.
Zgodnie z naukami Therawady wejście w strumień osiągamy poprzez zerwanie pierwszych
trzech z dziesięciu łańcuchów, które, jak się mówi, wiążą nas z kołem życia. Te trzy łańcuchy
zwykle określane są jako: pierwszy, łańcuch wiary w zasadnicze, niezmienne ja; drugi, łańcuch
wątpienia i niezdecydowania w odniesieniu do Dharmy; i trzeci, łańcuch przywiązania do praktyk
religijnych jako celów samych w sobie. Tutaj, jednak, rozważymy je w bardzo ogólnych, nawet
podstawowych – czy praktycznych – kategoriach, jako: pierwszy, łańcuch nawyku; drugi, łańcuch
powierzchowności; i trzeci, łańcuch niejasności.
Łańcuch nawyku
Nawyk jest czymś, co, jak się twierdzi, mamy. Mamy „tendencję czy skłonność do działania
w określony sposób”. Jednak, jak jasno wynika z tej słownikowej definicji, nawyk polega na
działaniu, a działanie jest podstawową częścią nas, nie czymś dodanym, czymś, co mamy. W
istocie, według Dhamma-Winaja jesteśmy naszymi działaniami. I tak właśnie zwykle myślimy o
kimś i odnosimy się do niego: dana osoba jest sumą swoich działań ciała, mowy i umysłu, i nie
istnieje w oderwaniu od nich.
Fakt, że „mamy tendencję czy skłonność do działania w określony sposób”, oznacza zatem,
że mamy tendencję czy skłonność do bycia w określony sposób. Nie jesteśmy jedynie sumą
naszych działań; jesteśmy sumą naszych nawyków. Jesteśmy naszymi nawykami. Możemy nawet
powiedzieć, że każdy z nas jest nawykiem – prawdopodobnie złym nawykiem. Osoba, którą
uważamy za Grzegorza lub Marię, i rozpoznajemy jako działającą w określony sposób, jest po
prostu nawykiem, którego nabrał pewien strumień świadomości.
Ale skoro nabrał tego nawyku, to może się go pozbyć. Przypomina to węzeł zawiązany na
sznurku: można go rozwiązać. Zerwanie łańcucha nawyku zasadniczo oznacza pozbycie się nawyku
bycia określonego rodzaju osobą. Tylko nabrałeś nawyku. Nie musisz być taki, jaki jesteś. To nie
jest konieczne. Zerwanie łańcucha nawyku oznacza zatem uwolnienie się od starego ja, dawnego ja.
Oznacza, że stajesz się prawdziwą jednostką; czyli stajesz się ciągle świadomy i emocjonalnie
pozytywny, ciągle odpowiedzialny, wrażliwy i kreatywny – sam z siebie ciągle kreatywny.
Takie jest znaczenie buddyjskiej doktryny anatta, czyli „nie-ja”. Chodzi nie tyle o to, że
nigdy nie mamy ja, co o to, że zawsze mamy nowe ja. A jeśli każde nowe ja jest lepsze od
poprzedniego, wtedy możemy powiedzieć, że następuje rozwój duchowy.
Nie jest łatwo pozbyć się nawyku bycia tego rodzaju osobą, jaką jesteśmy. Jedną z przyczyn
tej trudności są inni ludzie. Nie tylko sami nabraliśmy nawyku bycia w określony sposób, ale inni
ludzie nabrali nawyku oczekiwania od nas, że będziemy mieli nawyk bycia w określony sposób.
Ludzie, którzy doświadczają nas jako to, czym byliśmy, a nie jako to, czym jesteśmy – albo,
czym się stajemy – reprezentują zbiorowy sposób myślenia, odczuwania i działania. Reprezentują
grupę jako przeciwną jednostce. Grupa jest wrogiem jednostki – prawdziwej jednostki – ponieważ
nie pozwoli prawdziwej jednostce wyjść z jej szeregów. Uporczywie odnosi się do ciebie nie
takiego, jakim jesteś, ale takiego, jakim byłeś, i w tym sensie odnosi się do kogoś, kto już nie
istnieje. Zdarza się to, na przykład, kiedy po jakimś czasie odwiedzasz rodzinę.
Oczywiście, uwolnienie się od grupy niekoniecznie oznacza rzeczywiste zerwanie wszelkich
relacji z grupą. Oznacza wyrwanie się spod wpływu – tworzącego nawyk wpływu – grupy.
Łańcuch powierzchowności
Być powierzchownym znaczy działać z powierzchni siebie i, w konsekwencji, działać bez
staranności i troski; chodzi o działanie dla zewnętrznego pozoru, a nie autentyczne lub prawdziwe.
Ale, dlaczego mielibyśmy to robić? Dlaczego mielibyśmy działać powierzchownie?
Powodem jest to, że jesteśmy podzieleni. Najczęściej świadoma racjonalna powierzchnia
jest oddzielona od nieświadomej emocjonalnej głębi. Działamy z intelektualnego przekonania, ale
nie potrafimy utrzymać kontaktu z naszymi emocjami. Czasem, oczywiście, działamy z pełni
naszych emocji, ale wówczas aż nazbyt często racjonalny umysł powstrzymuje to, a nawet być
może nie aprobuje tego. Nigdy nie działamy całkowicie, z głębi serca. Nie działamy całym sobą, a
więc, w pewnym sensie, naprawdę w ogóle nie działamy.
To bardzo powszechny stan rzeczy. Powierzchowność jest jednym z przekleństw
współczesnych czasów. Ponad sto lat temu Matthew Arnold mówił o naszym „chorym pośpiechu”,
„naszych podzielonych celach” – to dość dokładnie opisuje sytuację. Jesteśmy neurotycznie zajęci,
lecz nie chodzi nam o nic konkretnego, nie dążymy wytrwale do żadnego celu. Niczego nie robimy
naprawdę, autentycznie. Niczego nie robimy całą siłą naszego istnienia. Kiedy kochamy, nie
kochamy naprawdę, kiedy nienawidzimy, nie nienawidzimy naprawdę. Nawet nie myślimy
naprawdę. Wszystko to robimy połowicznie.
Aż nazbyt często to samo się dzieje, kiedy rozpoczynamy życie duchowe i próbujemy
kierować się Dharmą. Medytujemy tylko częścią siebie. Kontaktujemy się czy pracujemy również
tylko częścią siebie. Skutkiem tego niewiele osiągamy: nie rośniemy naprawdę; nie rozwijamy się
naprawdę. By tak powiedzieć, nie zabieramy ze sobą całej swojej istoty. Mała część nas posuwa się
do przodu, ale większa część zostaje daleko w tyle.
Zerwanie łańcucha powierzchowności oznacza zatem działanie całym sobą: gruntownie i
troskliwie; autentycznie i rzeczywiście. Jednym słowem, oznacza zaangażowanie. Oznacza
zaangażowanie się w życie duchowe, poświęcenie się byciu prawdziwą jednostką.
Łańcuch niejasności (lub nieokreśloności)
„Niejasny” znaczy „niewyraźny, niejednoznacznie wyrażony lub określony, o niepewnym
lub niesprecyzowanym znaczeniu lub charakterze”. Ale dlaczego komuś miałoby brakować
jasności? Faktem jest, że brak nam jasności, kiedy jesteśmy niezdecydowani, kiedy nie chcemy
zdecydować i, przede wszystkim, kiedy nie chcemy się zaangażować. Nasz brak jasności jest zatem
nieuczciwym brakiem jasności.
W końcu, życie duchowe jest bardzo trudne. Wzrost i rozwój często jest bolesnym procesem
(mimo że zawsze jest przyjemny). Dlatego się cofamy. Nie deklarujemy się jednoznacznie.
Podtrzymujemy wiele różnych zainteresowań lub wiele różnych celów, do których możemy się
uciec, i pozwalamy sobie oscylować, a nawet dryfować między nimi. Za wszelką cenę pozostajemy
nieokreśleni: zamazani, mętni, bezkształtni, niewyraźni, mgliści.
Zerwanie łańcucha niejasności oznacza chęć myślenia jasno. Oznacza dawanie sobie czasu
na dobre zastanowienie się nad rzeczami, na dogłębne przemyślenie spraw. Oznacza gotowość do
zbadania, jakie naprawdę mamy możliwości i do ustalenia swoich priorytetów. Oznacza gotowość
do zdecydowania się. Oznacza podjęcie decyzji, że dokonamy najlepszego wyboru, a następnie
działanie całym sercem w zgodzie z tym wyborem. Oznacza nie odkładanie momentu podjęcia
decyzji.
Kreatywność, zaangażowanie i jasność
Te trzy łańcuchy - nawyku, powierzchowności i niejasności – zrywane są przy pomocy
wglądu, to znaczy, przy pomocy poznania i widzenia rzeczy takimi, jakimi są. Ujmując to w mniej
tradycyjnych terminach, zrywane są poprzez to, że stajemy się kreatywni (w sensie kreatywności
naszego nowego ja), stajemy się zaangażowani i stajemy się jaśni. Kiedy powstaje wgląd,
wchodzimy w strumień, który prowadzi prosto do oświecenia: stajemy się wchodzącym w strumień,
a, będąc wchodzącym w strumień, stajemy się prawdziwą jednostką. Jako prawdziwa jednostka
możemy doświadczyć wimutti (ten termin pali oznacza „wolność”, „wyzwolenie” i opisuje stan
umysłu wchodzącego w strumień), możemy delektować się smakiem wolności.
Wynikają z tego dwa zasadnicze punkty. Pierwszy - tylko prawdziwa jednostka jest
naprawdę wolna; drugi - prawdziwą jednostką stajemy się tylko poprzez rozwinięcie wglądu: to
znaczy, poprzez zerwanie trzech łańcuchów, dzięki czemu stajemy się kreatywni, zaangażowani i
jaśni. To jest wolność.
[dodatkowo, jeśli ktoś chce się dowiedzieć więcej o Łańcuchach, to tutaj tekst z innej książki pt
Czym jest Dharma]
ZRYWANIE ŁAŃCUCHÓW
Tradycja buddyjska wylicza dziesięć łańcuchów, które wiążą nas z uwarunkowaną
egzystencją. Każdy z nich reprezentuje inny aspekt siły przyciągania uwarunkowanego 70.
Gdybyśmy mogli rozerwać je na kawałki, natychmiast bylibyśmy wolni, całkowicie wolni. Ale
łańcuchy są mocne i krępują nas, i zwykle trzeba je zrywać po trochu, przepiłowywać stopniowo w
ciągu lat duchowej praktyki. Dziesięć łańcuchów to: (1) pogląd o sobie; (2) wątpienie lub
niezdecydowanie; (3) poleganie na zasadach moralnych i praktykach religijnych jako celach
samych w sobie; (4) pragnienie zmysłowe w znaczeniu pragnienia, by doświadczać w i poprzez
pięć fizycznych zmysłów; (5) zła wola, nienawiść, awersja; (6) pragnienie istnienia na planie
(archetypowej) formy; (7) pragnienie istnienia na planie bezforemnym; (8) zarozumiałość w
znaczeniu uważania siebie za wyższego, niższego lub równego innym ludziom, tzn. krzywdzącego
porównywania siebie z innymi; (9) niepokój i niestałość; (10) niewiedza – to znaczy, duchowa
niewiedza oznaczająca nieznajomość ostatecznej rzeczywistości.
Po zerwaniu pierwszych trzech łańcuchów stajemy się wchodzącym w strumień, dzięki
czemu odtąd będziemy podlegali bardziej sile przyciągania nieuwarunkowanego, niż sile
przyciągania uwarunkowanego. Czwarty i piąty łańcuch – pragnienie zmysłowe i zła wola –
uważane są za szczególnie silne. Po osłabieniu – nie zerwaniu, a jedynie osłabieniu – tych dwóch,
stajemy się tak zwanym ‘raz powracającym’ (wszystkie te terminy pochodzą z tradycji Therawady).
‘Raz powracający’ odszedł daleko za punkt, z którego nie ma odwrotu i jest jeszcze silniej
przyciągany przez nieuwarunkowane, odczuwając stosunkowo niewielkie przyciąganie
uwarunkowanego. Zgodnie z tradycją jako raz powracający mamy przed sobą tylko jedno
odrodzenie jako człowiek, a potem osiągniemy oświecenie.
Po rzeczywistym zerwaniu czwartego i piątego łańcucha stajemy się ‘nie-powracającym’.
Zgodnie z tradycją nie-powracający odradza się w jednej z ‘czystych siedzib’, blisko najdalszych
granic siły przyciągania uwarunkowanego. Teraz siła przyciągania nieuwarunkowanego
zdecydowanie dominuje; nie-powracający osiąga oświecenie bezpośrednio w czystych siedzibach
bez konieczności odradzania się jako człowiek.
Pięć pierwszych łańcuchów nazywa się pięcioma niższymi łańcuchami. Wiążą nas one z tak
zwanym planem pragnienia zmysłowego – inaczej mówiąc, z wewnętrznym kręgiem pola
przyciągania uwarunkowanego, gdzie siła przyciągania jest największa. Szósty i siódmy łańcuch
związany jest z ‘planem (archetypowej) formy’ i ‘planem bezforemnym’; czyli, odpowiednio, ze
środkowym i zewnętrznym kręgiem pola przyciągania uwarunkowanego. Po zerwaniu pięciu
wyższych łańcuchów jesteśmy całkowicie wolni. Doświadczamy wyłącznie siły przyciągania
nieuwarunkowanego – w rzeczywistości sami jesteśmy nieuwarunkowanym – i więcej się już nie
odradzamy. W tradycyjnej terminologii ktoś taki nazywany jest arhatem – ‘szlachetnym’ lub
‘świętym’.
Tak przynajmniej w tradycyjny sposób ujmuje to buddyzm Therawady. Jak widzieliśmy,
pełne urzeczywistnienie śunjaty pokazuje, że ostatecznie nie ma żadnej różnicy między samarą i
nirwaną; a więc mówienie o przechodzeniu z jednego do drugiego to tylko sposób mówienia –
który może nam nie odpowiadać, jeśli nie ufamy niczemu, co wydaje się sugerować pozostawienie
świata jego losowi. Buddyści mahajany mówią zasadniczo o tym samym procesie w kategoriach
budzenia woli oświecenia i przyjmowania ślubowań bodhisattwy, podkreślając, że dążenie do
oświecenia nie służy tylko naszemu dobru, ale wymaga wielkiego altruizmu - w istocie jest z nim
nierozerwalnie związane.
Choć myślenie w kategoriach zrywania łańcuchów pewnie nie daje nam pełnego obrazu, to
jednak może być bardzo użyteczne. Usunięcie tych dalszych może przekraczać nasze możliwości,
ale z pożytkiem możemy skupić uwagę na pierwszych trzech, zerwanie których jest równoznaczne
z wejściem w strumień. (Powiedziane jest, że kiedy jeden z tych trzech łańcuchów zostanie
zerwany, pozostałe dwa również puszczą.)
Zatem pierwszym łańcuchem jest ustalony pogląd o sobie. Jest to nawykowe akceptowanie
naszego obecnego doświadczania osobowości jako trwałej, niezmiennej i ostatecznej. W istocie
równa się to odrzucaniu możliwości zmiany lub postępu. Tak dobrze siebie znamy, tak się do siebie
przyzwyczailiśmy, tak bardzo przyzwyczailiśmy się do myślenia o sobie w pewien sposób.
Myślimy: ‘To jestem ja. Zawsze taki będę – mogę się trochę zmienić, ale wciąż będę
rozpoznawalnym sobą, bardzo podobny jak teraz’. Nie możemy po prostu uwierzyć, że ta jaźń, to
mnie, to ‘ja’, takie jakim doświadczamy go tu i teraz, może kiedyś zostać niejako strawione przez
ogień, tak iż z popiołów tego starego ja może powstać nowe ja. Nie chcemy uznać, że to może się
zdarzyć choćby jeden raz – nie mówiąc już o wielu razach. Dlatego ustalony pogląd o sobie jest
zaprzeczeniem duchowej ścieżki. Faktycznie możemy powiedzieć, że jest racjonalizacją siły
przyciągania uwarunkowanego.
Drugim łańcuchem jest wątpienie lub niezdecydowanie. To nie jest wątpienie w
intelektualnym sensie; nie jest to brak wiary lub przekonania. Tutaj wątpienie oznacza niechęć do
zaangażowania się, do zrobienia decydującego kroku. Oznacza powstrzymywanie się bez powodu,
a nawet gdy widzimy dobre powody, by się nie powstrzymywać. Siła przyciągania
uwarunkowanego działa tutaj z wielką mocą. Wielu ludzi w pewien sposób interesuje się życiem
duchowym, ale nie chcą się zaangażować, nie chcą się w nie rzucić. Z reguły tylko zanurzają palec
w wodzie, a potem go cofają. A jeśli nawet odważą się je podjąć, mocno przywiązują się do
solidnego pala na brzegu, żeby nie dać się ponieść, żeby może mieć to, co najlepsze z obu światów.
Trudno jest nam po prostu rzucić się w nie - często ze zwykłego strachu. Możemy zgadzać się ze
wszystkim, co słyszymy o duchowej ścieżce, ale nie chcemy naprawdę spróbować zastosować tego
w praktyce, ponieważ jesteśmy silnie związani drugim łańcuchem, łańcuchem wątpienia i
niezdecydowania.
Trzecim łańcuchem jest ‘poleganie na zasadach moralnych i praktykach religijnych jako
celach samych w sobie’. Wiele można o tym powiedzieć; ale najważniejsze jest to, że tym, co
tworzy ten łańcuch, jest owa zależność. Sanskrycki termin to śilawrata paramarsza, co wcześni
tłumacze czasem oddawali jako ‘poleganie na rytuałach i ceremoniach’. Jednak w istocie nie ma to
nic wspólnego z rytuałami i ceremoniami. Śila oznacza ‘zasady etyczne’, jak w pancza śila, pięć
zasad; wrata to ‘praktyka religijna’; a paramarsza to ‘lgnięcie’ czy ‘przywiązanie’. A więc lgnięcie,
przywiązanie do zasad etycznych i praktyk religijnych jest według buddyzmu łańcuchem. Nie
chodzi o to, żeby te praktyki były w jakikolwiek sposób niewłaściwe; problem się pojawia, jeśli
zanadto na nich polegamy.
Zatem konwencjonalna religijność jest przeszkodą do oświecenia. Wielu ludziom trudno jest
przełknąć tę gorzką prawdę. Rzeczywiście, bardzo duża, jeśli nie większa część zwykłego,
konwencjonalnego życia religijnego jest jedynie przejawem tego łańcucha. Religijni ludzie na ogół
stają się więźniami samej religii. Nie traktują jej jak środka do celu - oświecenia, czy
jakiegokolwiek innego celu – ale jako cel sam w sobie. Nie ma potrzeby mnożyć przykładów;
możemy znaleźć je wszędzie wokół, a nawet, mimo wszystkich ostrzeżeń Buddy, w samym
buddyzmie.
A więc odprawiajmy pudże; medytujmy; studiujmy teksty. Ale zawsze pamiętajmy, że one
są cenne tylko w takim stopniu, w jakim prowadzą nas w kierunku oświecenia. Musimy ciągle
siebie pytać: ‘Czy to, co robię, naprawdę pomaga mi podążać do oświecenia, czy tylko
mechanicznie przechodzę tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, jak chomik biegający w
kółko? Czy wpadłem w coś w rodzaju religijnego uwarunkowania? Czy tylko wygodnie osiadłem w
jakiejś religijnej doktrynie, praktyce czy grupie? Czy używam tych metod w taki sposób, że
naprawdę zbliżam się trochę do oświecenia?’
Nie wystarczy oświadczyć, że jest się buddystą. Nie wystarczy nawet podtrzymywać
codzienną medytację. Rzecz w tym, czy zbliżamy się do oświecenia? Czy robimy jakiś postęp? Czy
rzeczy, w które się angażujemy są środkami do celu, czy stały się celem samym w sobie? Przez całe
życie duchowe musimy utrzymywać taką czujność, ciągle pytając siebie, czy kontynuujemy coś nie
dlatego, że jest użyteczne dla nas duchowo, ale tylko dlatego, że zawsze robiliśmy to w ten sposób.
Trzeba pamiętać o tych łańcuchach, ponieważ dopóki ich nie zerwiemy, zawsze będą nas
krępowały. Musimy wciąż przypominać sobie, że możemy się naprawdę zmienić. Musimy uważać
na te chwile, kiedy mamy ochotę zrezygnować z duchowej ścieżki, bo się lękamy, bo nie wiemy,
dokąd nas zaprowadzi. I musimy sprawdzać, kiedy tylko stwarzamy pozory praktyki duchowej,
lgnąc do nawyku, którego nabraliśmy.
Dla każdego z nas zerwanie tych trzech łańcuchów i wejście w strumień powinno być
realnie możliwe jeszcze w tym życiu. A kiedy osiągniemy ten punkt, możemy już tylko wznosić się
ścieżką coraz wyżej i wyżej. Wtedy z coraz większą mocą będziemy odczuwali siłę przyciągania
nieuwarunkowanego. Poprzez wszystkie zasłony, przeszkody, zaciemnienia uwarunkowanego
będziemy przelotnie dostrzegali nieuwarunkowane, stopniowo rozpoznając je coraz pełniej,
wyraźniej, jaśniej. Kiedy osiągniemy te wyżyny, świat, który wcześniej był zasłoną, przeszkodą,
zaciemnieniem, będzie coraz bardziej się przemieniał, stawał się coraz bardziej olśniewający, coraz
wspanialszy.
Takie mamy przed sobą perspektywy. Ale na razie cofniemy się do początku - przynajmniej
w wyobraźni – tam, gdzie to wszystko się zaczyna: do pierwszego stopnia spiralnej ścieżki do
oświecenia.
7
0
Nanamoli, str. 235-6; Madźdźhima-nikaja 64: i.432-435; Digha-nikaja 33: iii.234 (Sangiti Sutta).
Download