Dodawać czy odejmować? Słynna amerykanka Virginia Satir odnosząca wielkie sukcesy w dziedzinie terapii rodzin nie zawahałaby się ani chwili i odpowiedziała – oczywiście dodawać! Czego dotyczy ta arytmetyka? Dotyczy ludzkich zachowań. Człowiek jest z natury istotą uczącą się. Od chwili narodzin nabywamy nowe umiejętności najpierw spontanicznie, potem nadajemy temu procesowi strukturę, którą nazywamy szkołą, a i po uzyskaniu rozlicznych dyplomów nauka się nie kończy, choć przybiera inne zgoła formy – uczymy się być mężami, żonami, rodzicami, szefami albo podwładnymi i tak do końca. Psychologowie zajmujący się procesem uczenia wiedzą, że łatwiej jest czegoś nauczyć niż oduczyć. I tak oto wróciliśmy do wspomnianej arytmetyki. Każdy z nas ma pewien repertuar zachowań, które lepiej czy gorzej stosuje w codziennych zmaganiach ze światem. Niektóre z nich wychowawcy określają jako niepożądane, a nawet zagrażające. Co z nimi robić? Wydaje się, że najprościej byłoby je wyeliminować, odjąć, stosując jakiś system kar. Co jednak począć, gdy przejawiający takie zachowania kilkunastoletni młody człowiek czując nieodpartą potrzebę urządzania świata od nowa, wzmocniony wiedzą o swym niezbywalnym prawie do wolności - najlepiej od wszystkiego, czego wymagają dorośli – mówi NIE! W tym momencie zdesperowany rodzic najczęściej spotyka nauczyciela czy pedagoga, od którego dowiaduje się, czego to trzeba jego latorośl w trybie pilnym oduczyć. Im później takie spotkanie ma miejsce, tym trudniej o skuteczne środki zaradcze. O ile mamy do czynienia z dzieckiem, które nie weszło jeszcze w etap młodzieńczego buntu i naturalny autorytet rodziców coś jeszcze dla niego znaczy, możemy zacząć dodawanie. Dziecko chce się bowiem uczyć tego co jest nagradzane uwagą i aprobatą rodziców. Jakie zachowania możemy dodawać? Przede wszystkim prawdziwą rozmowę, taką w której naprawdę poważnie i z uczuciem słuchamy, co nurtuje naszą pociechę, czego się lęka, a co ją napawa dumą i podnosi jej samoocenę. Pamiętajmy, że nasze zdanie jest ważne, najważniejsze. Niech nas nie denerwuje dziecięca naiwność, fantazjowanie, czy „bujanie w obłokach” . Świat dziecka do 11 roku życia jest bowiem w dużym stopniu magiczny. Tak być musi ponieważ wieloaspektowość i komplikacja dorosłego świata pozostaje jeszcze wtedy w dużym stopniu poza jego intelektualnym zasięgiem, a jednak i ono musi jakoś ten świat porządkować i rozumieć, aby móc w nim żyć. Tłumacząc dziecku świat oczywiście i my sami musimy dokonywać uproszczeń, ale pamiętajmy, aby je potem modyfikować. Inaczej łatwo możemy przekazać mu nie tyle naszą wiedzę i wartości ile lęki i uprzedzenia. A oto mały przykład. W rozmowie z mamą szesnastolatki odrzucanej przez klasę słyszę takie stwierdzenie „ja jej przecież mówiłam, że w szkole to może mieć najwyżej koleżanki, ale prawdziwą przyjaciółką zawsze będzie tylko matka”. Jakiej operacji na psychice dziecka dokonała wspomniana mama? Intencje były dobre – chronić przed rozczarowaniem, przed poczuciem odrzucenia. Jednak patrząc na problem z punktu widzenia naszej arytmetyki zachowań widzimy, że udało jej się odjąć jedno, takie które polega na samodzielnym eksperymentowaniu z nawiązywaniem więzi rówieśniczych. Skutek pojawił się w postaci utrudnionej komunikacji z klasą, a w przyszłości jeśli nadal będzie utrwalany przeniesie się na koleżanki w pracy, sąsiadów, a w końcu na życiowego partnera. Co można by zrobić inaczej? Co można w takiej sytuacji dodać? Może należało zastosować nieco inny przekaz: „ pewnie nie raz ktoś cię opuści lub zdradzi i to będzie bolesne, ale jeśli będziesz szukać kogoś, komu będziesz wierzyć i ufać, na pewno go znajdziesz, wiec warto podjąć to zadanie, które stawia przed tobą życie” W tym miejscu warto wspomnieć o jeszcze dwóch zjawiskach obecnych w wychowaniu, mianowicie o przekazie międzypokoleniowym i lojalności. Pierwsze z nich polega na tym, że postawy, przekonania, czy sposoby komunikowania się w rodzinie są przekazywane w sposób nieświadomy z pokolenia na pokolenie. Tak więc rodzic, który wypracował jakąś swoją postawę wobec życia, na przykład taką, że nie wolno ufać nikomu spoza rodziny i nie mówić nikomu spoza niej o swoich problemach (owo słynne –brudy należy prać we własnym domu), wpaja ją swojemu potomstwu jako coś najbardziej oczywistego w świecie. Tak tworzą się rodzinne tradycje, nierzadko bardzo cenne, jeśli dotyczą na przykład patriotyzmu, uczciwości, odpowiedzialności lub innych wartości wspierających rozwój dziecka. Jeśli jednak przekazywane są postawy rodzące lęk, uprzedzenia, brak wiary w siebie, długofalowym skutkiem może stać się nerwica i brak satysfakcji z życia. Lojalność z kolei to bardzo silny i również nie do końca świadomy mechanizm, który zilustruję może nawet zbyt jaskrawym przykładem. Chłopak, który prowokuje otoczenie swoim zachowaniem i opowiada, że dla niego to nic wyrwać torebkę staruszce, jednym tchem mówi, że gdyby ktoś napadł na jego babcię, to on oczywiście zrobiłby wszystko by takiego drania ukarać. Przy tym nic mu nie robi, że własną babcię, której dopiero co tak chciał bronić systematycznie naciąga na jakieś drobne sumy. Coraz częściej zdarza się, że zdesperowany rodzic wygłasza takie zdanie: „ja już nie mam na niego wpływu,… nie mam nad nią kontroli”. Ból, który podpowiada te słowa bierze się z przekonania, że dziecko, któremu poświęcało się tyle bezsennych nocy, tyle trudu i wyrzeczeń, teraz się odpłaca się niewdzięcznością, a nawet wydaje się cieszyć z takiej bezradności dorosłych. Jak pokazuje powyższa historyjka nic bardziej błędnego. Każde z tych krnąbrnych nastolatków dałoby się dosłownie pokroić za swoich bliskich, a jednak na co dzień ich rani. Ten paradoks daje się dość prosto wytłumaczyć. Młody człowiek musi przejść etap separacji i stawania się odrębną od rodziny jednostką, która ma swoje priorytety i wartości. Dość często zdarza się, że proces ten połączony jest z buntem i negacją wszelkich autorytetów, a życiowe projekty kończą się totalną klapą, porzuceniem szkoły i pogrzebaniem nadziei rodziców. Nadal jednak pozostają dwie rzeczy: emocjonalna więź z rodziną i wiara w to, że dziecko w końcu stanie się dobrym człowiekiem. Jeśli ta więź będzie właściwie pielęgnowana, sukces w końcu nadejdzie Jak ma się to do naszej psychologicznej arytmetyki? Wychowanie to ciągłe dodawanie nowych pożądanych zachowań do repertuaru jaki już posiadają nasze dzieci, bycie ich idolami, bo idoli się naśladuje, stosowanie jasnych i uczciwych zasad, aby dziecko mogło je przejąć a nie demaskować, bo młodość nie znosi fałszu i nie toleruje obłudy. Wychowanie to też dodawanie dziecku od pierwszych dni wiary w siebie i własne kompetencje, wzmacnianie w nim poczucia, że jest w porządku, jest w rodzinie bezpieczne, niezbędne i bezwarunkowo kochane. To także umiejętne dodawanie wraz z wiekiem swobody w mądrze rozumianych granicach oraz konsekwentne uczenie odpowiedzialności za coraz większe sprawy. Na koniec jeszcze słowo o odejmowaniu. Aby nasze dziecko przestało robić rzeczy, nierozsądne, głupie, a nawet złe, musi znaleźć do tego ważny, w jego odczuciu, powód. Zachowania , zwłaszcza te niepożądane nie znikną, jeśli są w jakiś sposób użyteczne. Wynika to ze zwykłej ekonomii strat i zysków. Przykładowo – gdy akceptacja rówieśników, sympatii, czy innej ważnej osoby daje więcej psychologicznych korzyści niż wypełnianie woli rodziców. Nauczycielskie czy rodzicielskie „kazania” trafią w próżnię, jeśli młody człowiek uzna, że osoba, która je wygłasza i tak go nie rozumie i nie ma pojęcia, co on naprawdę czuje Znaleźć klucz do serca dorastającego dziecka można, jeśli się je dobrze zna i jeśli ono czuje się kochane. Różnica między myśleniem dorosłego i nastolatka polega głównie na tym, że ten ostatni myśli emocjami, a więc raczej uczuciami niż przy pomocy słów. Niedawno w rozmowie z pewnym szesnastolatkiem usłyszałem zdanie: „ pewnie, że każdy wolałby się przytulać niż zabijać". Czy my jeszcze mimo wszystko potrafimy emocjonalnie przytulić własne dziecko?