Pitirim A. Sorokin Ruchliwość społeczna Social Mobility, 1927 przeł. Jerzyna Słomczyńska Wydawnictwo Instytutu Filozofii i Socjologii PAN Warszawa 2009 540 stron twarda oprawa cena 50 zł 234 O tym, że socjologia nie jest nauką ścisłą, świadczy istnienie klasycznych tekstów socjologicznych. O ile w naukach ścisłych stare dzieła wzbudzają zainteresowanie tylko historyków nauki, o tyle w socjologii, podobnie jak w filozofii, dobre teksty nie starzeją się nigdy. Ruchliwość społeczna z 1927 roku to właśnie taki stary, dobry tekst. Rzadko zdajemy sobie sprawę, jak wiele zawdzięczamy Sorokinowi. To on usystematyzował i spopularyzował w socjologii analogię przestrzenną. Miejsce jednostki w przestrzeni społecznej wyznaczają jej relacje do innych jednostek wynikające z różnic pod względem ekonomicznym, zawodowym i politycznym. To Sorokin wprowadził klasyczne pojęcia ruchliwości poziomej i pionowej oraz odróżnił ruchliwość jednostkową i grupową. Jego siatka pojęciowa przetrwała próbę czasu i świetnie nadaje się do opisu globalizacji, która polega po prostu na zwiększonej pod każdym względem ruchliwości jednostek i obiektów społecznych, to znaczy informacji, wartości, idei itd. Ruchliwość społeczna nie jest po prostu podręcznikiem makrosocjologii, ale systematycznym wykładem oryginalnej teorii społeczeństwa. Trzy elementy tej teorii zasługują na szczególną uwagę: teza o „nieukierunkowanych fluktuacjach”, teza o różnicach fizycznych i psychicznych między jednostkami z różnych warstw oraz teza o negatywnych skutkach nadmiernej ruchliwości społecznej. Choć nasze społeczeństwo nie zmierza z konieczności w jakimś określonym kierunku i póki co rządzą nami lepsi ludzie, to i tak, jeśli tak dalej pójdzie, zginiemy. Tezy te mają dość pesymistyczny wydźwięk i prowadzą do wniosku, że choć nasze społeczeństwo nie zmierza z konieczności w jakimś określonym kierunku i póki co rządzą nami lepsi ludzie, to i tak, jeśli tak dalej pójdzie, zginiemy. Fundamentalna teza książki głosi, że w historii społeczeństw nie można zaobserwować żadnej trwałej tendencji do wzrostu lub spadku parametrów ruchliwości społecznej. Jest to pocieszające dla tych, którzy − jak Profesor Ryszard Legutko − niepokoją się perspektywą powszechnej egalitaryzacji. Soro- kin, odwołując się do imponującego zbioru danych historycznych wykazuje, że przekonanie o linearności rozwoju społeczeństw jest błędne. „Nie udało mi się znaleźć − pisał − potwierdzenia tej zachwycającej koncepcji historycznej. Z tego powodu muszę zadowolić się mniej pociągającą, ale prawdopodobnie bardziej poprawną koncepcją bezcelowości fluktuacji historycznych” (s. 36). Po pierwsze, nieukierunkowane zmiany dotyczą ogólnego poziomu dobrobytu ludzkości, który czasami wzrasta, a czasami spada (s. 29). Po drugie, nierówności ekonomiczne ani się stale nie zwiększają, ani się nie zmniejszają, ani nie pozostają na tym samym poziomie. Nie mają więc racji ani marksiści, ani socjaliści, ani zwolennicy Vilfreda Pareta. Stopień nierówności, podobnie jak ogólny dobrobyt, zmienia się cyklicznie. W społeczeństwie występują zarówno siły dążące do ustanowienia hierarchii, jak i do ich burzenia, czasem po prostu przewagę Jeśli Sorokin ma rację, źle wróży to liberałom, którzy pragną społeczeństwa multikulturalnego i egalitarnego zarazem. zyskują te pierwsze, a czasem − te drugie. Jedyna prawidłowość polega na tym, że ustanawianie hierarchii jest procesem powolnym i stałym, natomiast ich burzenie − okresowym i gwałtownym. Po trzecie, nie ma żadnego długookresowego trendu spłaszczania piramidy nierówności politycznych (s. 71). Świadczyć może o tym fakt, że w przeszłości istniały już bardziej egalitarne społeczeństwa niż nasze. Z obliczeń Sorokina wnika na przykład, że z nizin społecznych pochodziła niemal połowa cesarzy rzymskich, mniej więcej tyle samo co prezydentów USA i znacznie więcej niż prezydentów Francji i Niemiec (s. 182). Sorokin zauważa, że im bardziej heterogeniczne społeczeństwo, tym bardziej jest uwarstwione politycznie. Z tego względu na przykład podbicie Polski przez Rosję miało wpłynąć na wzrost hierarchiczności społeczeństwa rosyjskiego (s. 88). Jeśli Sorokin ma rację, źle wróży to liberałom, którzy pragną społeczeństwa multikulturalnego i egalitarnego zarazem. Po czwarte, ani wysokość, ani gradacja, ani profil stratyfikacji zawodowej nie ulegają żadnym długookresowym zmianom. Nie ma więc ani trendu skracania dystansów zawodowych, ani redukcji liczby szczebli hierarchii, ani wreszcie zmniejszania ilości jednostek w poszczególnych kategoriach. Proces historyczny przypomina więc − jak pisał Sorokin – „człowieka wędrującego w różnych kierunkach bez określonego celu czy zadania” (s. 63). Wnioski, jakie płyną z tych ustaleń, są trzeźwiące. Historia nie zmierza do jakiegoś celu, ale zatacza kręgi wyznaczane przez wewnętrzną dynamikę społeczeństw. Nigdy nie może jednak istnieć społeczeństwo składające się z doskonale równych jednostek. Uwarstwienie jest ceną, jaką trzeba zapłacić za organizację i trwałość społeczeństwa. „Nieuwarstwione społeczeństwo − powiada Sorokin − jest mitem, który nigdy w historii ludzkości się nie urzeczywistnił” (s. 16). Ostatnia próba w Rosji, której naocznym świadkiem był autor, zakończyła się katastrofą gospodarczą i powstaniem olbrzymich nierówności, nieporównywalnych z tymi, które miała wyeliminować. Kompressje 235 Dość osobliwe wrażenie robią zdecydowanie niepoprawne politycznie rozdziały o cechach jednostek z różnych warstw społecznych. Otóż członkowie wyższych klas są nie tylko inteligentniejsi i ambitniejsi od ludzi z niższych warstw, ale są także wyżsi, ciężsi, mają większe głowy, są piękniejsi, silniejsi i dłużej żyją. Świadczą o tym wyniki szczegółowych badań, referowane przez autora. Badacze ważyli na przykład biskupów, tramwajarzy i gońców, porównywali wielkość głowy oficerów i szeregowców, badali mózgi prostytutek, przestępców i zmarłych mieszkańców Pragi. Sorokin odrzuca jawnie rasistowską teorię, wedle której liczy się nie tylko wielkość, ale i kształt czaszki. Pojawia Nadmierna ruchliwość prowadzi też do kolektywizmu i dogmatyzmu, które są reakcją na złożoność środowiska. 236 się tu wątek polski − autor powołuje się na zapomnianego dziś antropologa Juliana Talko-Hryniewicza, który „nie znalazł żadnej tendencji do długogłowowści w czaszkach polskiej szlachty i klas wykształconych w porównaniu z ludem” (s. 229). Ciekawe jest wyjaśnienie urody członków wyższych klas. Są oni piękni, ponieważ do wyższych klas stale awansują piękne kobiety z niższych warstw (s. 235). Prócz tego, jak stwierdza Sorokin, „stała aktywność intelektualna przydaje inteligentnego wyrazu twarzy, tym większego im bardziej intelektualna jest praca” (s. 236). Być może nie należy zbyt ufać jego ustaleniom w tych kwestiach, ponieważ jako przykład „bardzo przystojnego” przywódcy podaje… Karola Marksa (s. 237). Trzecim fundamentalnym wątkiem książki są konsekwencje zwiększonej ruchliwości społecznej. Sorokin jest przekonany, że największe osiągnięcia cywilizacyjne ostatnich dwustu lat zawdzięczamy zwiększonej ruchliwości w społeczeństwach Zachodu. Jego zdaniem proces ten jednak przybrał obecnie miarę, która grozi upadkiem tych społeczeństw, które przypominają „garnek wrzącej wody” (s. 365) i „oszalałą karuzela” (s. 376). Ludzie są coraz mniej przywiązani do miejsca urodzenia, pracy, narodu, preferencji politycznych, wyznania i rodziny. Duża ruchliwość społeczna oczywiście sprzyja dobrej dystrybucji jednostek w strukturze społecznej, generuje dobrobyt, stymuluje twórczość i wynalazczość, poszerza horyzonty i zwiększa elastyczność zachowań jednostek. Ruchliwe społeczeństwa są też mniej podatne na rewolucje, ponieważ najambitniejsze jednostki mogą łatwo znaleźć dla siebie miejsce w systemie. Zarazem jednak ruchliwość prowadzi do demoralizacji, indywidualizmu, kosmopolityzmu, nerwic i samobójstw. Paradoksalnie, nadmierna ruchliwość prowadzi też do kolektywizmu i dogmatyzmu, które są reakcją na złożoność środowiska (s. 502). W twierdzeniach tych łatwo można dostrzec typowe konserwatywne zarzuty wobec współczesnej kultury. Sorokin posuwa się nawet do tego, że gani „obłędne” tańce współczesne (s. 524). Najgorsze jest jednak to, że warstwy wyższe mają mniej dzieci niż warstwy niższe. W rezultacie niskiego przyrostu naturalnego w wyższych warstwach, społeczeństwo skazane jest na postępującą degenerację, ponieważ „wyższe warstwy niejako zasysają i marnują najlepszy materiał ludzki z warstw niższych” (s. 476). W rezultacie „społeczeństwo ruchliwe, nie- zależnie od tego, jak błyskotliwa byłaby jego cywilizacja, najprawdopodobniej osiągnie fazę rozkładu i będzie musiało ustąpić barbarzyńcom” (s. 485). Jeśli z książki Sorokina można wyprowadzić jakieś wnioski praktyczne, których zastosowanie mogłoby pozwolić na uniknięcie katastrofy, to są to postulaty posiadania dzieci i reformy szkoły. Jeśli klasy wyższe będą posiadać więcej dzieci, to ich miejsca nie będą musiały zajmować jednostki z awansu, dzięki czemu ciągłość kulturowa zostanie zapewniona. Szkoła − co ciekawe − powinna stać się miejscem świadomej selekcji, a nie tylko kształcenia i wychowania dzieci. Według Sorokina „w przeciwieństwie do rozpowszechnionej opinii, powszechna edukacja i kształcenie prowadzą nie tyle do zacierania różnic umysłowych, ale właśnie do ich zwiększenia” (s. 185). Słabością szkół jest to, że nie stawiają wymagań etycznych swoim uczniom, przez co mamy zdemoralizowane i słabe psychicznie elity. Książka w przedziwny sposób łączy klarowność współczesnych amerykańskich podręczników z erudycją dziewiętnastowiecznych europejskich traktatów. Sorokin chętnie odwołuje się do przykładów ze starożytności, Indii i Chin, średniowiecza, rewolucji październikowej i współczesnych mu Stanów Zjednoczonych. Można w niej znaleźć prawdziwe perły, na przykład informację, że majątek Seneki wynosił 15 mln dolarów, że połowa prostytutek z Chicago zbadanych przez pewnego socjologa wykazywała anomalie twarzy (s. 230), że Masaryk był synem rzemieślnika, a Mussolini – kowala (s. 147), że teoria względności Einsteina wiąże się z relatywizmem moralnym (s. 501) i wreszcie, że moda na rowery, które pojawiły się niedawno, jest już „praktycznie skończona” (s. 376). Jest to zdecydowanie autorski podręcznik. Na każdej stronie zaznacza się indywidualność Sorokina, jego wyraźne poglądy, błyskotliwość i bogata wyobraźnia socjologiczna. Tego wszystkiego oczekujemy od klasyków. Paweł Rojek Jacob Neusner Rabin rozmawia z Jezusem A Rabbi Talks with Jesus, 2000 drugie, poszerzone wydanie przeł. Andrzej Wojtasik Wydawnictwo M Kraków 2010 200 stron miękka oprawa cena 29,90 zł Jacob Neusner (ur. 1932) jest rabinem, wybitnym znawcą judaizmu, tłumaczem i komentatorem Tory, Midraszy, Miszny i Talmudu, autorem publikacji na temat historii narodu żydowskiego (m.in. pięciotomowej A History of the Jews in Baby- Kompressje 237