Zespół postaborcyjny i Żywa Nadzieja Anna Rudecka Dzień Dziecka W czerwcu na całym świecie obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Dziecka. Tego dnia matki i ojcowie zabierają swoje dzieci na lody, do wesołego miasteczka lub do kina. Ale nie wszyscy. Są matki i ojcowie, którzy swoich dzieci nie przyjęli. Są matki i ojcowie, którzy odmówili swoim dzieciom prawa do życia. Są matki i ojcowie, którzy zdecydowali się na zabójstwo swoich dzieci... Ich dzieci zostały abortowane. Ci rodzice nie celebrują w tym Dniu uroczyście swojego rodzicielstwa wraz z innymi rodzicami. Tego dnia mogą co najwyżej przeżywać głębszy niż zwykle żal, poczucie winy i pustkę po zabitym dziecku... 20 listopada 1989 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych uchwaliła Konwencję o Prawach Dziecka. Mówi ona między innymi: „Każde dziecko ma niezbywalne prawo do życia” (Art. 6), „dziecko od momentu urodzenia będzie miało prawo do otrzymania imienia, uzyskania obywatelstwa oraz, o ile to możliwe, prawo poznania swoich rodziców i pozostawania pod ich opieką” (Art. 7). Jak mogło do tego dojść, że rodzice odmówili swoim dzieciom nie tylko prawa do imienia, obywatelstwa, poznania ich samych, ale nawet podstawowego prawa do życia i do przyjścia na świat? To wielki, głęboki dramat, związany z procesem dehumanizacji, dokonującym się w sercu człowieka. Człowiek „odczłowieczył” samego siebie. Gdyby do głębi uświadomił sobie, jak wielkim darem jest jego własne życie, jak bardzo on sam zasługuje na szacunek, jak wielka jest jego własna ludzka godność, co niezmordowanie głosił Jan Paweł II, tę samą godność umiałby dostrzec w każdej istocie ludzkiej. Nigdy, ale to nigdy nie wybrałby zabicia dziecka! Niestety, świat aż nazbyt często odbiera człowiekowi godność... Wielu rodziców, którzy dziś decydują się na dramatyczny krok usunięcia ciąży, w przeszłości doświadczyło utraty własnej godności, przemocy, zaniedbania. Ewangelia nie pozwala nam nikogo osądzać. Wiele matek, po dokonanym zabiegu zabicia dziecka uświadamia sobie dopiero po fakcie znaczenie tego czynu. Same dokonują nad sobą surowego sądu, przypisując sobie 100% odpowiedzialności. Pomijają udział ojca dziecka, rodziny a wreszcie lekarza, który tego zabiegu dokonuje. U wielu kobiet rozwija się zespół objawów zwany zespołem postaborcyjnym. Niestety, świat odmawia im niejako prawa do cierpienia. Wielu lekarzy twierdzi, że zjawisko takie nie istnieje. Zaprzeczają, że matka ogromnie cierpi po usunięciu swojego dziecka. Zespół postaborcyjny – czy istnieje? Termin „zespół postaborcyjny” (post-abortion syndrome – PAS) został po raz pierwszy użyty w 1981, kiedy to amerykański psychoterapeuta Vincent Rue, przedstawił przed Kongresem Stanów Zjednoczonych rezultaty swoich badań, z których wynikało, że w wyniku aborcji u wielu kobiet rozwija się zaburzenie podobne do zespołu stresu pourazowego, występującego po doznaniu traumy. Rue zaproponował, aby zaburzenie to nazwać „zespołem postaborcyjnym”. Początkowo włączono je do do ówczesnej amerykańskiej klasyfikacji zaburzeń psychicznych (DSM-III), jednak usunięto w 1994 w kolejnym wydaniu (DSM-IV). Zaburzenie nie występuje także w europejskiej klasyfikacji zaburzeń psychicznych (ICD-10). Szacuje się, że na świecie rocznie dokonuje się ok. 50 milionów aborcji. Z badań wynika, że u ponad 60%1 kobiet po zabiegu zanotowano objawy wymieniane przez Vincenta Rue. Formalnie jednak PAS – nie istnieje! Jeśli „nie istnieje” w klasyfikacji, lekarze i psychologowie nie są szkoleni w rozpoznawaniu tego zaburzenia, nie mogą więc skutecznie pomóc zgłaszającym się do nich pacjentkom, które skarżą się na bardzo określone dolegliwości. Wiele też zgłaszających się do poradni zdrowia psychicznego kobiet nie wiąże swojego obecnego stanu z zabiegiem przerwania ciąży, który niejednokrotnie miał miejsce lata przed pojawieniem się objawów. Trochę historii Polskie prawodawstwo między 1956 a 1993 rokiem dopuszczało przerywanie ciąży między innymi ze względu na wskazania lekarskie i trudne warunki życiowe kobiety. Przez dziesięciolecia kobiety były kierowane na zabieg przez nefrologa lub kardiologa, który przepisywał „zabieg wywołania miesiączki” niemalże jako jeden z zabiegów leczniczych, profilaktyka przed nawrotem choroby nerek, serca a nawet choroby psychicznej. Do zabiegu „sztucznego poronienia” zgłaszały się kobiety niejednokrotnie w bardzo trudnej osobistej sytuacji, w ciąży pozamałżeńskiej, szantażowane przez partnera, nastolatki pozbawione wsparcia ze strony rodziców, studentki, którym ciąża z przypadkowym partnerem mogła zniszczyć karierę, bez środków do życia, uzależnione, przestraszone, samotne, wielodzietne, żony alkoholików, z problemami psychicznymi, ofiary przemocy lub zaniedbania w dzieciństwie. W silnym stresie i wewnętrznym konflikcie, często były niezdolne do podjęcia racjonalnej decyzji. Emocjonalnym kryzys powodował, że chwytały się myśli o aborcji, jako jedynego rozwiązania, podsuniętego przez lekarza, partnera lub rodzica. W dodatku rozwiązania sankcjonowanego przez prawo. Zazwyczaj nie były także informowane o możliwości wystąpienia dotkliwych dolegliwości psychicznych, otrzymujących się przez wiele lat od „zabiegu interrupcji” i często uniemożliwiających funkcjonowanie w relacjach międzyludzkich. Czym charakteryzuje się zespół postaborcyjny? Zgłaszające się do poradni pacjentki skarżą się na silne poczucie winy związane z usunięciem dziecka, depresję, problemy ze snem, przytłaczającym uczuciem żalu, niekontrolowanych wybuchów złości, tendencje autoagresywne, uzależnienia. Przeżywają trudności w relacjach z kolejnymi dziećmi (są nadopiekuńcze i przepełnione lękiem o nie) oraz w relacjach z partnerem, gdyż decyzja o aborcji zaburza więź między rodzicami dziecka. Towarzyszą temu objawy podobne do tych doświadczanych przez osoby po przeżyciu traumy: często pojawiają się sugestywne, nawracające wspomnienia momentu zabiegu, połączone z silnym uczuciem lęku. Występują one najczęściej nagle, uruchamiane przez bodziec skojarzony z zabiegiem – np. szczęk metalu, zapach gabinetu lekarskiego, biel fartucha, widok niemowlęcia. To powoduje, że pacjentki zaczynają unikać wszystkiego, co kojarzy im się z aborcją. Nie rozmawiają o niej, omijają ulicę, przy której znajduje się klinika, nie chodzą na badania kontrolne, etc. Miewają koszmarne sny o śmierci, swoim usuniętym dziecku lub o aborcji. Przejawiają reakcje rocznicowe – w rocznicę zabiegu silniej przeżywają rozpacz po utracie dziecka. Rozważają, kim byłoby ich dziecko, gdyby żyło. Rozpamiętują bezustanne swoją winę, jeśli są osobami religijnymi, wielokrotnie spowiadają się z tego czynu. Nie potrafią przebaczyć ani sobie, ani bliskim, których obwiniają, że ich nie powstrzymali. 1 za: femina.org.pl Inne, chociaż nie uważały aborcji za zło, trzymają fakt zabiegu w tajemnicy. Nie mówią o fakcie aborcji swoim kolejnym dzieciom, co prowadzi do wytworzenia rodzinnego tabu i osłabia więź zaufania między rodzicami a dziećmi, które często czują, że „coś jest nie tak”. Wiele kobiet zaczyna uskarżać się na dolegliwości somatyczne: bóle brzucha, zaburzenia jedzenia, problemy z menstruacją. Niejednokrotnie w wyniku zabiegu mają trudności z ponownym zajściem w ciążę a zdarza się, że organy rozrodcze są trwale uszkodzone i kobieta na zawsze traci możliwość macierzyństwa. W wyniku żalu często szybko decyduje się na kolejne dziecko, aby zastąpić to utracone, bez uprzedniego przeżycia żałoby po utracie dziecka usuniętego i wypełnić dojmującą pustkę, która często pojawia się jako następstwo aborcji. Czy jest Nadzieja? Od 1997 w Polsce działa Międzynarodowe Stowarzyszenie Doradców Żywa Nadzieja2. Jest to stowarzyszenie założone przez profesora Filipa Neya, kanadyjskiego psychiatrę, chrześcijanina, który przez kilkadziesiąt lat zajmował się badaniem związków między doświadczeniem przemocy, zaniedbania i strat prokreacyjnych. Zaobserwował on, że zjawiska te współwystępują ze sobą. Osoby, które zdecydowały się na usuniecie ciąży, często w dzieciństwie cierpiały z powodu przemocy lub zaniedbania, doświadczając poczucia bezradności i opuszczenia. Ukoronowaniem badań Neya jest Program terapeutyczny Żywa Nadzieja. Program przeprowadza uczestników od przyjrzenia się traumom dzieciństwa i uświadomienie sobie krzywdy, poprzez konsekwencje tych zranień w życiu obecnym (aborcja jest często efektem wcześniejszej krzywdy) aż do wejścia na drogę przebaczenia i pojednania z sobą samym, światem i Bogiem. Proces ten jest żmudny, bolesny i długotrwały – sam program trwa 9 miesięcy (symbolicznie to czas potrzebny do narodzenia nowego człowieka). Badania skuteczności pokazują, że u uczestników znacznie zmniejsza się lęk, smutek i obsesyjne myśli, a zwiększa się szacunek do siebie i nadzieja na przyszłość. Zyskują szansę na odzyskanie utraconej godności i powrót do pełni swojego człowieczeństwa. Co na to Pan Bóg? Pamiętajmy, że miłość jest większa od największego grzechu. Choćbyśmy potępiali samych siebie Bóg nigdy nas nie potępia, bo musiałby się zaprzeć samego siebie. Przebaczenie zawsze jest możliwe. Dlatego przez modlitwę i odnowę życia sakramentalnego (sakrament pokuty i pojednania) można wejść na drogę przebaczenia i wewnętrznego uzdrowienia. Pomocą może być także modlitwa zamieszczona na stronie toruńskiej parafii ojców paulinów3, gdzie, w zakładce „ekspiacja” znaleźć można kroki wiodące ku uwolnieniu z ciężaru winy po grzechu aborcji. Wiele osób nie zdaje sobie nawet sprawy, że mogą cierpieć z powodu aborcji dokonanej wiele lat temu. Program Żywa Nadzieja, to zaledwie początek drogi – całkowite uzdrowienie może trwać jeszcze wiele lat, ale warto pamiętać słowa wypowiedziane przez Georgesa Bernanosa „Nadzieja jest ryzykiem, które trzeba podjąć”. 2 Więcej na stronie: www.zywanadzieja.pl 3 http://www.torun.paulini.pl/index.php?go=603eks000win