Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus Świadectwo mojego

advertisement
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus
Świadectwo mojego powołania jest podobnie jak powołanie każdego człowieka j w najgłębszej
swej istocie niezgłębioną fascynującą tajemnicą, niezasłużonym darem Jego miłości, który
nieskończenie mnie przerasta; nieskończenie przerasta każdego człowieka. Zacznę od tego, że
osobą wierząca jestem odkąd pamiętam i odkąd pamiętam Bóg zawsze był obecny w moim życiu.
Wywodząc się z rodziny katolickiej systematycznie uczestniczyłam w życiu Kościoła - modliłam
się, zwracałam się do Boga w chwilach łatwiejszych i trudnych, poza tym poznawałam Boga na
modlitwie, czytaniu Pisma Świętego, czy życiorysów świętych. Pamiętam, że jako dziecko byłam
bardzo wrażliwą, współczującą, uczuciową, uduchowioną, spokojną dziewczynką choć prawdą
jest i to że cechowała mnie również odwaga i waleczność. Kochałam ludzi mających dobre serce,
współczujących litujących się i stających w obronie biednych. Wielokrotnie jako mała
dziewczynka sama pocieszałam mamę, że w razie jakiegoś niebezpieczeństwa obronię ją przed
złem. Odkąd pamiętam ceniłam Kościół a w oczach siostry katechetki mimo moich słabości
uchodziłam z uczennicę wzorową. Starałam się być posłuszną, pokorną i chętną do współpracy.
Wspomnę tu również i o pewnym rzeczywiście jak dla mnie bardzo nietypowym fakcie i łasce,
którą ze swego niezgłębionego miłosierdzia udzielił mi Pan. Otóż będąc ok. 7 letnią dziewczynką
dał mi Pan Jezus tą wielką łaskę i bardzo wzmocnił od tego czasu moją wiarę żywą. Mianowicie
kiedy szłam z moją mamą w Wielki Czwartek wieczorem do naszej parafii ukazał mi się Anioł.
Był tak cudownie piękną! Cudownie piękną świetlaną postacią I był tak bardzo wyraźny!
Widziałam go tak bardzo wyraźnie i bił od niego tak potężny blask!. Natychmiast pokazałam go
mojej mamie i ona też go widziała. Boże był taki przepiękny! Wpatrywałyśmy się w niego przed
dłużą chwilę po czym zniknął. I tu wspomnę i to że zastanawiałam się w moim życiu nad tym
objawieniem wielokrotnie, naprawdę wielokrotnie: dlaczego Pan Jezus chciał bym go ujrzała? I
co to może oznaczać dla mnie? bo rzeczywiście ja już nie tyle wierzę w Boga i w Kościół co
wiem ja już jestem absolutnie pewna i rzeczywiście święta prawdą jest, że prawdziwe objawienie
nigdy człowiek nie zapomina. To co widziałam pozostanie w mojej pamięci do końca życia, jest
to niezatarte znamię w pamięci. Tak to prawda. I tak sobie myślę dał Pan Jezus tą łaskę i mam
absolutną pewność, że jedynym Panem jest Jezus Chrystus i że jest Chrystus Bogiem żywym i
działającym „tu i teraz” i tak samo realnie pod postacią ks. biskupów, kapłanów itd. w naszej
diecezji co w Rzymie, Jerozolimie czy gdziekolwiek indziej na świecie gdzie tylko znajduje się
Kościół Katolicki. Ten sam żywy Chrystus jest codziennie pośród nas! Mój Boże jak bardzo
zanurzeni jesteśmy w tajemnicy bożego obcowania i jak bardzo blisko nas jest żywy Chrystus i
jakie to jest piękne. I Bóg daje mi pewność, że spotkanie się z Nim po tamtej stronie jest tylko
kwestią czasu! I że naprawdę zmartwychwstaniemy!. Nie wiem co prawda w pełni co mówi mi
Pan Jezus przez to zjawisko ale zdaje mi się, że chce Jezus abym miała coś wspólnego z aniołem.
Przypomina mi się tu również pewna sytuacja, że pewnego dnia trafiła do mojej ręki książka
Bruno Maggioni „Ewangeliczne opowieści o męce pańskiej” i tam natknęłam się na fragment,
który mocno mnie dotknął: „Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił”. Przysłówek grecki
(ektenesteron) wskazuje na nalegania kogoś kto ma trudności i potrzebuje pomocy. Jezus
oczekuje pomocy Ojca. Ojciec wysłuchuje Go i posyła anioła, aby „umacniał Go” Enischuon jest
czymś więcej niż zwykłym pocieszeniem i lepiej tłumaczyć go jako „umocnienie”
„podtrzymanie” „dodanie odwagi”. Tak jak każdy człowiek Jezus nie znajduje w sobie siły do
przezwyciężenia próby, zwraca się jednak do Ojca. W ten sposób człowiek doświadcza
jednocześnie słabości i mocy, trudu próby i pocieszenia"1
Tak sobie myślę i czuję, że pragnie Jezus abym starała się być dla Niego być bardzo czysta i
abym także w ogromnej pokorze starała się mimo mej bezdennej słabości i nędzy być pociechą w
żywej wierze dla moich sióstr i braci, a szczególnie kapłanów bo Wielki Czwartek to jest przecież
szczególny ich dzień. Chwała niech będzie Bogu za to!
Rozpisałam się! Tymczasem powracając do tematu i do mojego świadectwa i jak Bóg mnie
prowadzi i czyni cuda w moim życiu muszę niestety nawiązać również do mojej przeszłości i
przyznać się, że nie zawsze byłam Panu Jezusowi wierna i choć wiem, że to wszystko zostało mi
już w oczach bożych zapomniane to jednak prawdą jest że mam swoją mroczną przeszłość. Tak
więc po dzieciństwie lata upływały, a ja wchodziłam w okres dorastania. Będąc nastolatką
rozczytywałam się w nieodpowiedniej prasie młodzieżowej w stylu Brawo, która demoralizowała
mnie choć ja tego do końca nie widziałam. W prasie tej bardzo młodzi ludzie opisywali swoje
pierwsze doświadczenia seksualne i choć nie wprost to jednak zachęcali do nich, wciągnęło mnie
czytanie tego do tego stopnia że nabrałam poważnych złych nawyków poza tym oglądałam też
niestosowne filmy, więc miewałam dość często nieczyste myśli i pragnienia pamiętam też że nie
tyle to inni mnie do grzechu namawiali co ja sama dość swobodnie szukałam niego okazji, a to
wszystko w konsekwencji ciężko obrażało i raniło Pana Jezusa. I choć zachowywałam pozory
poukładanej, porządnej nastolatki prawda o mnie była jednak zupełnie inna; była dużo bardziej
mroczna, że aż doszło do tego, że powiedziałabym utraciłam tak jakby niemal zupełnie bojaźń
bożą. Nie brakowało więc w moim życiu sytuacji upadków i niewierności Bogu. Myślę, że
najgorsze w tym wszystkim było to, że raniąc Jezusa grzechami nieczystymi, niestety nie miałam
już po pewnym czasie trwania w grzechu odwagi aby się do tego przed Nim otwarcie przyznać.
Wmawiałam sobie dość lekko, że nie czuję się już na siłach aby się szczerze wyspowiadać, a poza
tym było mi w takim stanie usprawiedliwiania się tak naprawdę po części dość wygodnie. I choć
nie byłam absolutnie szczęśliwą trwałam w stanie grzechu i niezdecydowania się do walki z nim
może nawet przez kilka lat! Przez cały ten czas nie mogłam przymusić się zerwania z nałogiem. O
tego o zgrozo pamiętam, również i to że we własnej głupocie i z dziecięcą naiwności przez cały
ten czas w głębi serca na dnie usilnie bardzo tłumaczyłam Panu Jezusowi, że oczywiście mam
zamiar kiedyś do Niego powrócić, że pragnę nawrócenia i zerwania z grzechem i chce też udać
się na szczerą spowiedź ale jeszcze nie teraz. Bardzo Go też przy tym prosiłam aby na mnie
zaczekał, aby zaczekał na moment kiedy będę wychodziła za mąż, tylko do dnia mojego ślubu,
wtedy to planowałam przełamać wszelkie moje opory i jak Go zapewniałam porządnie się
wyspowiadać. Mój Boże jedyny o jakże wielka była moja głupota! I jakże wielkie miłosierdzie
boże i pragnienie Jezusa aby przywrócić mi czystość serca!!! Nie zapomnę więc doprawdy tego
opatrznościowego dnia kiedy to razem z całą rodziną zostałam zabrana na pielgrzymkę na Jasną
Górę. Ceniłam szczególnie to miejsce i kochałam Maryję ale jednak i tak nawet w najśmielszych
marzeniach absolutnie nie planowałam tego dnia ani w najbliższym czasie przystąpić do
spowiedzi świętej. Nie potrafię do dziś wymówić stanu ogromnego działania łaski i tego co Pan
Jezus ze mną wtedy czynił ale gdy już znalazłam się w sanktuarium po niedługim czasie
modlitwy, ku mojemu największemu zdziwieniu poczułam się bardzo silnie, wewnętrznie
przynaglona do odbycia szczerej spowiedzi świętej!!! Naprawdę nie potrafię tego do dziś inaczej
wytłumaczyć, aniżeli jako bożą interwencję. Nie poznawałam tak jakby samej siebie skąd takie
myśli we mnie? Skąd silne wewnętrzne przekonanie że powinnam to uczynić? I te przynaglenia?
1
Bruno Maggioni „Ewangelicznew opowieści o męce Pańskiej”, Kraków 2002, s. 45.
wiem jednak i to, że wtedy nadal bardzo walczyłam i nadal starałam się wytłumaczyć Panu
Jezusowi, że naprawdę udam się spowiedź jak będę wychodziła za mąż ale tylko nie dziś!!! I
tłumaczyłam Bogu do tego jeszcze coś w tym stylu, że przecież nie może czegoś takiego ode mnie
oczekiwać!? Naprawdę nie może i nadal zmagałam się z Nim i walczyłam. Pamiętam również, że
choć tego nie planowałam to jednak Pan Jezus czuwał nad wszystkim! I powoli i delikatnie tak
jakby przygotowywał mnie do tego sakramentalnego z Nim spotkania! Tak jakby opanowywał
moje wnętrze i ogarniał mnie swoją miłością, pokojem, ukojeniem i uświadamiał mi i ja sobie
uświadamiałam, że nie jestem sama ale On jest ze mną! i że On mi pomorze i żebym się tak
bardzo nie bała że On sprawi, że będę w jednak w stanie się wyspowiadać - przełamać i pokonać
wszelkie opory! To dziwne ale z jednej strony czułam, że paraliżuje mnie niechęć, wstyd, lęk i
obawy a także pytania: jak zareaguje na to co powiem ten kapłan? i nadal bardzo walczyłam z
Bogiem ale z drugiej strony czułam że doświadczam również jakby Jego ogromnej pomocy,
ogromu Jego łaskawości i miłosierdzia. Było to wszystko tak niesamowite, że w końcu skłoniłam
się to tego czynu spowiedzi całym aktem woli. Pamiętam również moment kiedy to spostrzegłam,
że w kolejce do spowiedzi tuż za mną stoi moja babcia. Wtedy wyraźniej uświadomiłam sobie, że
przecież moja spowiedź jeśli ma być szczera to może być naprawdę długa i że absolutnie nie chcę
by babcia się zorientowała, że tak długo się spowiadam a może potem jeszcze aby dopytywała
mnie potem o coś! Zaczęłam więc bardzo mocno w sercu prosić Jezusa w modlitwie błagalnej coś
w stylu – że jeśli naprawdę pragnie Bóg abym się dziś wyspowiadała jeśli naprawdę tego chce
tego co wydaje mi się teraz niemożliwe! to błagam Go!, błagam! by sprawił aby moja babcia
poszła do innego konfesjonału! A wtedy wyspowiadam się! Boże Mój jakież było moje
zdziwienie, gdy po dosłownej chwili od tej modlitwy nagle i niespodziewanie babcia moja
oznajmiła mi, że właściwie to ona podejdzie do innego konfesjonału! To była absolutnie
niesamowita chwila w moim życiu i niesamowita szczera spowiedź! Kapłan był taki miłosierny i
wyrozumiały ale też napomniał mnie z delikatnością ale i stanowczo abym zawsze szczerze się
spowiadała! To był absolutny cud który sprawił Jezus w moim życiu i absolutnie niesamowite
doświadczenie Bożej mocy i Bożego uzdrowienia! Nie sposób tego co czułam wypowiedzieć!. To
było radykalnie nawrócenie jakiego nigdy w najśmielszych marzeniach się nie spodziewałam!
Gdy klęczałam przed Maryją ze spuszczoną głową już nie pamiętam czy płakałam ze szczęścia
ale można powiedzieć nie mogłam niemal absolutnie uwierzyć, że coś takiego się stało!!! Od
tamtego czasu tj. od kilkunastu lat nie mam większych problemów z czystością!!! A nawet
sprawia Pan że doprawdy nie mam z nią problemów niemal wcale! Odrzuciłam zupełnie grzech.
Teraz z perspektywy czasu widzę jak bardzo najdroższy Jezus walczył o moją czystość!!! I
doceniam niepojęcie bardzo ogrom niezgłębionego Bożego Miłosierdzia i Wszechmocy, które jest
mi nadal dane doświadczać!.
Mijał kolejny czas mojego życia, a ja zaczynałam się zastanawiać nad moim powołaniem.
Muszę tu przyznać, że odkąd pamiętam już jako mała dziewczynka zakochiwałam się bardzo i
marzyłam o Ukochanym na wzór jakiegoś walecznego rycerza czy Robin Hooda. To prawda
marzyłam by on był prawdziwym bohaterem, kimś bardzo wrażliwym, bezinteresownym i
wspaniałomyślnym, poświęcającym się a nawet oddającym swoje życie w obronie ubogich i
uciśnionych. Tak to prawda marzyłam o takim heroicznie szlachetnym Ukochanym i kogoś
takiego zdawało mi się że mogłabym „pokochać do szaleństwa”. Pan stawiał również
jednocześnie w stosownym do tego czasie na miej drodze bardzo dobrych, porządnych i „bożych
chłopaków”, którzy szukali właściwej żony i pragnęli założyć prawdziwie „boże rodziny” ale
jednocześnie czułam, że tak jakby nie jestem w nich zakochana. Naprawdę bardzo ich
szanowałam bardzo ich lubiłam i doceniałam ale i unikałam bliższych więzi z nimi. Byli mi bliscy
jak bracia ale nie zafascynowali mnie i już. Rozeznawałam powołanie i stwierdzałam również, że
Bóg był mi zawsze bliski ale jednak tak naprawdę absolutnie chyba nigdy w młodości nawet nie
brałam tego pod uwagę i nie przypuszczałam, że to ja mogłabym być osobą przez Niego
powołaną, wybraną i poświęconą do szczególniej Mu służby. I choć bardzo szanuję różnorodność
powołań w Kościele a nawet dał Pan i poznałam osobiście różnorodnych Jego świadków to
jednak nigdy nie pragnęłam tak na poważnie życia zakonnego ani życia w Instytucie świeckim.
Czułam jakby, że to nie jest moje miejsce w Kościele. Zaś co do Pana Jezusa to traktowałam Go
jako Kogoś bardzo bliskiego, komu mogę wszystko powiedzieć i bezgranicznie zaufać ale
dawniej raczej nigdy nie przychodziło mi nawet w najśmielszych myślach do głowy aby
traktować Pana Jezusa w kategoriach mojego Ukochanego - takie coś w ogóle nawet nie było
brane pod uwagę…
A jednak Jezus i tak mnie wtedy prowadził i pukał do mojego serca choć ja początkowo ani w
to nie wierzyłam ani tego nie widziałam. Dał Pan i przydarzyła mi się wtedy w tamtym czasie
także taka trochę nietypowa sytuacja i sama nie wiem już kiedy to się stało ale sprawił Pan Jezus
że bardzo spodobał mi się pewien Jego obrazek - Jego Święte Oblicze Pana ale nie z całunu
Turyńskiego a inne a stojące w domowej kapliczce w mieszkaniu mojej babci. To było dziwne
uczucie ale zdawało mi się, że ten obrazek staje mi się dziwnie bliski i lubiłam patrzeć na Niego,
mało tego czułam że Pan Jezus także patrzy na mnie i tak jakby mnie słucha. Widzę teraz, że
zaczynała tu też działać Jego łaska powoływania mnie aż w końcu zapragnęłam po prostu taki
obrazek posiadać. Nie miałam jednak za bardzo odwagi aby poprosić o niego moją babcię gdyż
do tej jej domowej kapliczki pasował, i nie mogłam go też za bardzo przez jakiś czas takiego
obrazka zakupić a naprawdę bardzo chciałam go posiadać. Pamiętam także, że pewnego lata
udałam się na pieszą kielecką pielgrzymkę na Jasną Górę. Byłam na niej pewną moją koleżanką,
która szła po raz pierwszy i w jakimś stopniu miałam za zadanie oprowadzać ją po okolicy Jasnej
Góry. Gdy dotarliśmy na miejsce byłam już mocno zmęczona całą trasą wędrówki, i zostawiłam
więc plecak gdzieś na boku a ponieważ prosiła mnie o to ta koleżanka o pokazanie jej gdzie
znajduje się sklepik z pamiątkami – poszłam z nią. Nie pamiętam już dokładnie gdzie ona się
podziała - być może zakupiła pamiątkę dość szybko i sobie gdzieś poszła. Ja jednak zostałam
nieco dłużej – przyglądałam się obrazkom i szukałam czy może jakimś cudem odnajdę ten mój
upragniony. Jakież było moje zdziwienie gdy spostrzegłam nagle pośród obrazków obrazek Pana
Jezusa przypominający mi wtedy idealnie ten z kapliczki domowej mojej babci czyli ten o jakim
marzyłam!. I nagle uświadomiłam sobie, że przecież nie mam przy sobie ani grosza bo plecak
zostawiłam w innym miejscu! A ja tak bardzo pragnęłam mieć już tego Pana Jezusa najlepiej w
tamtym momencie mieć Go już teraz. Nie miałam jakoś odwagi poprosić sprzedawczynię o
Jezusa od tak bez pieniędzy ale pamiętam, że tak bardzo Go zapragnęłam, że jakoś nie
wyobrażałam sobie za bardzo, że mogłabym wyjść ze sklepiku bez Niego i dlatego bardzo w głębi
serca na dnie zaczęłam się gorąco do Niego modlić! I powiedziałam do Pana coś w tym stylu: że
byłoby tak cudownie gdyby ta pani sprzedawczyni dała mi jeden obrazek od tak gratis. Mój Boże
jak wielki jest nasz Pan!!! wprost nie mogłam uwierzyć w to gdy po niedługiej chwili
sprzedawczyni ta naprawdę wypowiedziała do mnie takie słowa że mogę sobie wybrać jeden
obrazek gratis!!!!! Z tego co pamiętam gdy opuściłam sklepić bardzo się popłakałam ze szczęścia.
Ten obrazek Jezusa, który trzymałam w ręku zdawał mi się być dla mnie czymś niemal
najcenniejszym co miałam w życiu!!!, Płakałam więc ze szczęścia jak dziecko i chyba Go
przytulałam.
Trudno mi dokładnie określić dokładniejszy tego moment i kiedy się to stało ale wiem jedno, że
Pan Jezus sprawił i zaczęłam dostrzegać, że zaczęły mi się przydarzać w życiu takie sytuacje,
które dawały mi bardzo dużo do myślenia, a zdarzały mi się z łaski bożej tak jasne sytuacje, że
widziałam w tym palec Boga i jakby Jego prowadzenie. Tu się w sercu z wdzięczności
uśmiecham ale to jest tak niesamowite jak Pan Jezus działa w naszym życiu a my czasem nawet
tego nie widzimy przynajmniej początkowo. Jakże bardzo trzeba nam prosić pokornie o wiarę.. …
I w taki oto sposób zaczęłam w końcu dostrzegać że Jezus staje mi się coraz bliższym naprawdę
Kimś bardzo bliskim.
Kiedy więc byłam na etapie rozeznawania mojego powołania pamiętam np. taką na pozór
pozornie zwyczajną sytuację, że kiedy robiłam jakieś prace porządkowe u mojej babci znalazłam
na którejś z półek małą broszurkę i obrazek świętej Filomeny dziewicy męczennicy, która
poświęciła swoje życie dla Chrystusa a nawet ostatecznie zginęła w męczeństwie broniąc
czystości i wiary. Pamiętam, że przez dłuższą chwilę zastanowiłam się nad jej postacią. Była taka
piękna!. Kocham piękno ono wyraża Boga! Bóg jest Pięknem! Zastanawiałam się nad cudownymi
zdarzeniami, które towarzyszyły jej życiu i choć zdawała mi się być mi bliska jak siostra jakoś nie
byłam do końca przekonana czy rzeczywiście ona i ta jej historia tak fascynująca jest prawdziwa.
A przecież była to święta do której modlił się często św. Jan Maria Vianney i jak twierdził wiele
jej zawdzięczał. I pamiętam doskonale jak na drugi dzień dał Pan i spotkałam się z moim
znajomym bardzo życzliwym mi człowiekiem pewnym panem teologiem z którym
współpracowałam w pewnej akcji obrony ojczyzny i tuż na drugi dzień oznajmił mi ten pan, że
poprzedniego wieczoru przychodziłam mu ciągle na myśl. Powiedział mi także, że on bardzo
wyraźnie to czuje, że ma mi dać pewną świętą do której mam się modlić. Wyjął wtedy obrazek ze
świętą Filomeną i wręczył mi go. Jak wielkie było moje zdziwienie ale i jakaś wewnętrzna radość
tak, że nawet uśmiechnęłam się i powiedziałam sobie po cichu w sercu „poznałam ją wczoraj”.
Wtedy też zdawałam sobie sprawę, że jestem wolna i mogę Panu Jezusowi odmówić to może
zabrzmi trochę dziwnie ale ta forma powołania zafascynowała mnie mocno i stała mi się bardzo
bliska. To trochę tak jak ubranie, które na nas pasuje, powiedziałabym - jak ulał. Czułam, że to
jest moje miejsce w Kościele, to było bardzo silne wewnętrzne przekonanie.
Wspomnę tu jeszcze jednak i o tym, że gdy się już dowiedziałam, że to powołanie polega na
byciu Panu Jezusowi mistycznie poślubioną i że może być naprawdę Jezus Chrystus Umiłowanym
duszy ludzkiej i gdy już sobie uświadomiłam, że choć się tego nie spodziewałam ale jednak jest
Jezus Chrystus moim Umiłowanym i wymarzonym ideałem; był taki okres, że rozpoczęła się
ogromna walka duchowa we mnie. Był taki czas, że tysiące myśli i liczne niepewności wstąpiły w
moją duszę i się zaczęłam dogłębnie zastanawiać czy to możliwe by mnie taką nieidealną i
niegodną i niedoskonałą Pan Jezus naprawdę wybrał i powołał do tego najcudowniejszego dla
mnie stanu bycia Jego Oblubienicą i co mówią prorocy o Kościele przyszłą Małżonką Baranka!!!?
A tak bardzo bardzo tego w końcu pragnęłam by mnie jednak Jezus powołał i wybrał, że było mi
w tak cudowne powołanie i w realność tak wielkiej łaski bardzo trudno uwierzyć i ją jako swoją
przyjąć. I choć dobry Bóg czułam jak mnie uspokajał moje serce i rozjaśniał moje wątpliwości i
dawał mi wielką siłę do walki z szatanem i mocami zła i wielki pokój na samą myśl o tym
powołaniu i uspokojenie i radość i bardzo silne wewnętrzne przekonanie, że mnie naprawdę do
tego stanu powołuje to jednak bez tej walki o wiarę! nie mogłam tego przyjąć. Bóg sam wie
najdoskonalej co się działo w moim sercu na dnie wtedy!!! Wie Jezus ileż ciężkich i wielkich walk
musiałam stoczyć! nim to powołanie przyjęłam i na nie odpowiedziałam. A walki te toczyłam
sama ze sobą i jakby zdawało mi się też z wielką ilością sił i potęg duchowych zła, które
sprzeciwiały się mnie i wzbudzały we mnie ten wielki niepokój i dawały mi jasno do zrozumienia,
że się łudzę i że to nie jest na pewno moje powołanie, że przy całej mej grzeszności i
niewierności Bogu jestem tego powołania zupełnie niegodna. I dawał mnie też jak rozeznaję
szatan do zrozumienia, że na pewno by mnie Jezus nie powołał, że tak jakby to nie jest możliwym
absolutnie abym mnie Bóg do tego stanu wybrał i żebym rozważała czy przypadkiem ja się
Jezusowi nie naprzykrzam. Sam Bóg wiec wie jak wtedy cierpiałam potwornie i co działo się ze
mną wtedy i czułam, że stan mój był przez pewien czas opłakany. Z jednej czułam że nie jestem
absolutnie tego powołania godna z drugiej strony to powołanie odkrywam jako moje szczęście!!!
I absolutne i nie wyobrażałam sobie być szczęśliwą bez niego. Na samą myśl, że mogłabym się
mylić że mnie Bóg powołuje i nie być przez Boga konsekrowaną i do tego teraz gdy odkryłam że
to jest pragnienie mojego życia i wieczności! przeszywał mi serce i całe moje wnętrzności ból tak
ogromny, że w sile swojej nie do ukojenia chyba niczym!!! Nic tego bólu nie mogło uciszyć!!! Był
niewyobrażalny i już nigdzie sobie nie mogłam wtedy znaleźć miejsca i absolutnie nigdzie i w
niczym nie odnajdywałam zadowolenia a czas tych udręk duchowych bardzo mi się dłużył i nie
wyobrażałam sobie jak żyć dalej i być kiedykolwiek szczęśliwą bez tej konsekracji. Tych walk,
które toczyły się we mnie w moim sercu naprawdę nie sposób mi nawet mi wymówić. Choć to
prawda że gdzieś pośród tego huraganu ogromnego i burzy gdzieś bardzo w głębi serca na dnie
zdawało mi się, że była przestrzeń gdzie panował jakby pokój we mnie i powołanie to wydawało
mi się jednak być moim pod warunkiem, że w to uwierzę. W czasie tym więc jedynie wiara żywa i
ogromna ufność w niezgłębione miłosierdzie boże że Bóg się jednak zlituje i mnie przyjmie do
tego stanu uratowała mnie i też zapewnienie i potwierdzenie Pana Jezusa dały siłę by to
powołanie definitywnie przyjąć. Chwała Bogu Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu teraz i w
każdym momencie i na wieki!!
Ostateczną definitywną decyzję podjęłam tego dnia kiedy będąc sama w pokoju na modlitwie,
wzięłam do ręki dzienniczek świętej siostry Faustyny i poprosiłam pana Jezusa jak ufam bardzo
pokornie, że jeśli naprawdę chce mnie mieć w stanie dziewic to bardzo Go proszę aby otworzył
mi się taki fragment o świętej Barbarze, gdyż pamiętałam że kiedyś się na niego natknęłam i w
którymś miejscu dzienniczka było opisane, że odwiedziła ona świętą Faustynę. Pamiętałam że
gdzieś ten fragment w dzienniczku był, że gdzieś był taki fragment o świętej Barbarze Dziewicy
ale nie miałam pojęcia gdzie ten urywek się znajduje i nie miałam zamiaru go szukać ale pytałam
i prosiła Pana aby Sam mi Go odnalazł – dla potwierdzenia. I pamiętam doskonale jak bardzo
byłam onieśmielona a byłam onieśmielona tak bardzo, że nie śmiałam niemal podnieść oczu by
spojrzeć na święte Oblicze Pana Jezusa gdy okazało się, że książkę otworzyłam na dokładnie tej
stronie, a palcem dotykałam dokładnie ten werset o który prosiłam. Wtedy też zapadła moja
ostateczna decyzja w moim sercu na dnie bo wtedy czułam, Pana Jezusa Obecność w pokoju - nie
jakoś wyczuwalnie ale poprzez wewnętrzne przekonanie. I nie wiem już czy coś Mu
powiedziałam ale w sercu ze spuszczonymi oczyma mimo mej ogromnej nędzy odpowiedziałam
Bogu na wieki - tak… Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że to właściwy czy niewłaściwy
sposób na szukania u Jezusa potwierdzenia swojej własnej drogi, albowiem każdy z nas jest
niepowtarzalną niezgłębioną tajemnicą ale w każdym razie mnie tak Bóg poprowadził.
Jeśli chodzi o stan dziewice to zasadniczym rysem naszego powołania jest położenie
szczególnego akcentu na miłość oblubieńczą gdyż z łaski, a cała ceremonia to są mistyczne
zaślubiny, poza tym bardzo ważną rolę odgrywa w naszym przypadku diecezjalność podlegamy
bezpośrednio pod ks. biskupa danego miejsca i byłoby w naszym przypadku i powinniśmy
podlegać pod jego duchowe kierownictwo nas; na ręce ks. biskupa składamy także uroczysty ślub
dozgonnej czystości. Poza tym charyzmatem Dziewic jest modlitwa, pokuta, pełnienie dzieł
miłosierdzia, apostolstwo i walka duchowa o czystość dusz. Oczywiście wchodzi tu w grę
czystość ciała, myśli, pragnień ale i intencji, a również modlitwa o czystość wiary tzn. obrony
nauki Ewangelii i Kościoła, toteż w tym celu podjęłam naukę umiłowanej teologii i to też
spostrzegam jako prowadzenie mnie przez Ukochanego Jezusa.
Jeśli chodzi o mój umiłowany Caritas to pracuję a raczej powiedziałabym posługuję w nim
także jak czuję z Woli Pana i to także jest Jego prowadzenie. Tu w sercu uśmiecham ale to też
było bardzo mocne prowadzenie przez Jezusa bo nigdy nawet nie przypuszczałam, że będzie mi
dane posługiwać w takim miejscu nigdy nawet to miejsce nie było mi specjalnie bliskie, aż do
chwili kiedy jak czuję i wierzę sam Pan Jezus mnie tu wezwał. Pamiętam jak tuż po ukończeniu
studiów socjologii na zupełnie świeckiej uczelni na UJ w Krakowie, przeżywałam w jakimś
stopniu poważny kryzys wiary, którego po moim nawróceniu absolutnie nigdy się nie
spodziewałam. Mój dawniejszy spowiednik kładł wielki nacisk na jak najlepsze wyniki nauce i
bardzo troszczył się o to abym się bardzo dobrze uczyła - ja natomiast starałam się być bardzo
posłuszną tak bardzo, że choć wyniki w nauce miałam bardzo dobre to jednak zbyt mało czasu
poświęcałam modlitwie co sprawiło w konsekwencji, że mocno poturbowałam się na duchowo i
choć nigdy bym nie przypuszczała, że to mnie spotka osłabłam w wierze żywej (dodam, że przez
cały ten czas chodziłam codziennie na msze świętą ale i tak za mało się modliłam!). Po
ukończeniu studiów zastanawiałam się więc bardzo na poważnie nad tym gdzie mam się udać na
staż. Pamiętam również, że ostatkiem sił polecałam tę sprawę mocno Panu Bogu w modlitwie
bodajże poprzez nowennę do Ducha Świętego, a pod koniec nowenny bardzo poprosiłam Pana
Jezusa aby mi dał takie Słowo Boże, które by łączyło się jakoś szczególniej z moją przyszłą
pracą… Otworzyłam Biblię i dotknęłam fragmentu
– „Przypowieść o Miłosiernym
Samarytaninie”. Pobiegłam do Internetu aby poszukać interpretacji tej przypowieści, a sprawił
Pan, że niemal od razu natknęłam się na encyklikę ojca Benedykta XVI "Deus Caritas Est" którą
mniej więcej w tamtym czasie Ojciec Święty napisał. Jakże byłam szczęśliwa gdy czytając ją
dowiedziałam się o działalności placówek Caritas, które jak ujął to Ojciec Święty działają w
oparciu o przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie. Czułam wtedy przez bardzo silne
wewnętrzne przekonanie, że to tam posyłam mnie Pan Jezus i tak się stało. To było niesamowite
trafiłam do Centrum Interwencji Kryzysowej a kiedy poznałam moją kierowniczkę
dowiedziałam się, że ona uczęszcza na codzienną Eucharystię tak jak ja, a kiedy weszłam do jej
pokoju zobaczyłam na ścianie to samo Oblicze Pana Jezusa, które tak często kontempluję, i które
nieustannie stoi w moim pokoju i czułam się jakby jak w domu. Wtedy nie zdawałam sobie
jednak jeszcze do końca sprawy jak bardzo to było boże prowadzenie. Dopiero w późniejszym
czasie także poprzez formację w oparciu o wspomnianą encyklikę zrozumiałam, że posługuję w
samym Kościele, że kościół ma trzy funkcje do spełnienia głoszenie Słowa, rozdawanie
sakramentów i diakonię czyli świadczenie miłosierdzia., Wtedy też powoli zrozumiałam, że moim
powołaniem zdaje mi się być rozmawianie z pogubionymi „owcami” o Bogu i zaradzanie
kryzysowi wiary i tym się w tej placówce zajęłam. Wspomnę tu jeszcze i to że znowu się w sercu
uśmiecham ale wg. dokumentów Kościoła dziewice powinny oddawać się szczególnie modlitwie,
pokucie, dziełom miłosierdzia, i apostolstwu. Mam w placówce tej do czynienia z bardzo różnymi
bardzo poranionymi osobami i oddalonymi od Boga owcami i mocno ubogimi duchowo!
szczególnie kobietami, dziećmi doświadczającymi przemocy, alkoholizmu, bezdomnymi,
kobietami przebywającymi już kiedyś w więzieniach, prostytuującymi się, osobami nieporadnymi
życiowo, kobietami wywodzącymi się z domów dziecka. Wiele z nich tak z doświadczenia mogę
powiedzieć modli się i wierzy w Boga ale niektóre młode matki nawet nie znają dziesięciu
przykazań. Same nie praktykują a w ich życiu panuje chaos. Wielorako można rozumieć ich
kryzys np. utrata pracy, bark osoby bliskiej, kryzys w małżeństwie, alkoholizm, uzależnienia,
przemoc, bezdomność, nieporadność życiowa, bycie ofiarą przestępstwa, choroba psychiczna.
Pragnę by te osoby rozpoznały czas nawiedzenia, by rozpoznały, że mimo mej nędzy to Bóg mnie
tu posłał i dopuścił że i one tu są, że to się nie zdarzyło się w ich życiu przypadkowo że to jest
mimo wszystko boże prowadzenie, że to On działa przeze mnie działa. Pragnę aby uwierzyły że
dla Boga naprawdę nie ma rzeczy niemożliwych że Jezus Chrystus jest jedynym Bogiem, On jest
źródłem życia szczęścia radości i mocy na wieki… Jest naszą jedyną miłością, i jedynym
odwiecznym Oblubieńcem dusz…
Ewelina Kowalska 18. 11.2012 r.
Download