Mesjańska iskra i oświecenie. Krytyka późnego Habermasa M i c h a ł Po s p i s z y l J ak pisze Guy Debord w dwudziestym, aluzyjnym wobec Feuerbacha i Marksa, fragmencie Społeczeństwa spektaklu: „Filozofia − władza oddzielonego myślenia i myśl oddzielonej władzy − nigdy nie potrafiła własnymi siłami przezwyciężyć teologii. Spektakl jest materialną rekonstrukcją iluzji religijnej. Spektakularna technika nie rozproszyła religijnych obłoków, w których ludzie umieścili własne, wyobcowane moce: po prostu związała je z ziemskim gruntem, tak iż nawet najbardziej «ziemskie» życie stało się nieprzejrzyste i duszne. Nie przenosi już w niebiosa, ale gości u siebie swoje absolutne wykluczenie, swój sztuczny raj. Spektakl to wygnanie możliwości ludzkich w zaświaty zrealizowane za pomocą współczesnej techniki; to rozłam, który dokonał się w samym człowieku” (Debord 2009: 43). Główny problem Habermasa polega na tym, że niewystarczająco przyswoił sobie tego typu fragmenty, choć nowoczesna filozofia wyprodukowała ich całkiem sporo. Niemniej na pewnym poziomie niemiecki profesor ma całkowitą rację. Późnonowoczesne1 społeczeństwo faktycznie podlega radykalnej alienacji od siebie, od bliźnich, od własnych wytworów, faktycznie też szu- 248 Pressje 2012, teka 28 ka właściwego sobie rytuału. Jednak jego problemem nie jest ani brak laickości, ani jej nadmiar. Problemem oświecenia jest samo oświecenie. A raczej jego partykularna wersja, której Habermas pragnie nie tylko bronić, ale także − z uporem godnym lepszej sprawy − chce ją dokończyć. Mity nowoczesności Takie hipernowoczesne (czy może lepiej über-nowoczesne) dokończenie, w oczywisty sposób potęguje tylko i utwierdza zastaną dominację, w której oświeceniowy postęp niszczy wszystko, co barbarzyńskie, irracjonalne i inne. Podczas gdy wersja prawdziwie oświeceniowego oświecenia, wiernego głoszonym przezeń ideom wolności i równości, nie tyle powinna włączać to, co inne (takie włączenie zawsze będzie się dokonywało na warunkach silniejszego), co dopuścić do „irracjonalnego” (antynowoczesnego) oporu przeciwko sobie, dzięki któremu nowoczesność może uzyskać zupełnie niespodziewaną alternatywną wersję (Negri, Hardt 2012: 71−100). Taki opór może pomóc nie tylko w uratowaniu dialektyki oświecenia, która wyrzucając poza główny nurt swojego postępu to, co mityczne, irracjonalne i potworne (Shakespeare 1991: 30), doprowadziła ostatecznie do nazistowskiej katastrofy (zgodnej z psychoanalityczną zasadą: wyparte wybija ze zdwojoną siłą), ale przede wszystkim umożliwi odkleszczenie oświecenia z jego ślepej wiary w dominację Zachodu i niepodlegającą dyskusji ideę postępu (Horkheimer, Adorno 2010). Co ciekawe, a czego zdaje się zupełnie nie widzieć Habermas, paradoksalną konsekwencją oświeceniowego postępu, o której piszą niemal wszyscy marksiści od Marksa Jedynym skutecznym narzędziem walki z mitem jest mesjański exodus po Lukacsa, Benjamina i cytowanego Deborda, nie jest wcale wyzwalanie od mitu i heteronomicznego zniewolenia, ale wręcz przeciwnie, ustanawianie nowych mitów, jeszcze groźniejszych i dużo bardziej zniewalających niż te przednowoczesne. Nowoczesność, której motorem napędowym jest kapitalizm, roztapiając wszystko, co stałe, niszcząc dawne hierarchie i świętości (Marks, Engels 1954: 55−51), produkuje w tym samym ruchu nowe, wcale nie mniej szkodliwe, za to dużo bardziej dynamiczne mity i fetysze (Marks 1968: 82, 84; Marks 1960: 612). Zgodnie zresztą ze starą teologiczną zasadą, której cała czwórka pozostaje wierna, jedynym skutecznym teoretycznym narzędziem walki z tak rozumianym mitem jest rodzaj mesjańskiego exodusu. Habermas, tęsknie wypatrujący religijnego rytu, zadaje się zapominać, że wbrew pozorom wcale nie został on utracony. Wręcz przeciwnie, uległ intensyfikacji i zdecydowanemu wzmocnieniu w samym sercu świeckiego oświecenia, poddając człowieka alienacji silniej niż kiedykolwiek wcześniej. Jak pisze Benjamin w traktacie Kapitalizm jako religia: „W kapitalizmie można dostrzec pewien rodzaj religii, to znaczy kapitalizm ma w istocie uśmierzać te same troski, udręki, niepokoje, na które przedtem odpowiedź stanowiły tak zwane religie” (2007: 132). I dalej, radykalizując tezę Maxa Webera: „Chrześcijaństwo okresu reformacji nie sprzyjało rozwojowi kapitalizmu, lecz samo zmieniło się w kapitalizm” (tamże: 134). Benjamin zrywa tu zatem z ostrym rozróżnieniem na bazę i nadbudowę, które stygmatyzowało spór między Marksem a Weberem (Weber 2011) (etyka protestancka jako wyraz zmian społeczno-ekonomicznych vs czynnik uruchamiający owe zmiany), pokazując, jak silnie kapitalizm tkwi w mitycznym krwioobiegu charakteryzującym przednowoczesność jako taką. Opisując sytuację, w której pewne charakterystyczne cechy chrześcijaństwa, na przykład rozdział wolnych dni od powszednich czy winy i jej darowania, ulegają całkowitemu zatarciu w nowoczesności, wskazuje, jak kapitał do perfekcji doprowadza sytuację, w której nie ma ani jednego dnia powszechnego, a wina − jako dług ekonomiczny i moralny − nigdy nie zostaje darowana, a nawet ulega ciągłemu pogłębieniu. Można zatem, parafrazując Bruno Latoura (2011), powiedzieć, że tak naprawdę nigdy nie byliśmy świeccy i jeśli świeckość ma wyglądać tak, jak opisują ją oświeceniowi epigoni postępu, to lepiej, byśmy nigdy jej nie osiągnęli, bo praca, której się w ramach owego postępu wymaga, wzmacnia jedynie zastane nierówności i hierarchie, marginalizując kolejnych aktorów oświeceniowego spektaklu. Z powrotem do mesjanizmu Habermas w ostatnich pismach (2009a, 2012) dostrzega zasadniczą niewystarczalność swojego poprzedniego stanowiska, w którym wspólnota konstruowana jest na zasadzie racjonalnego konsensusu (Habermas 2000) i wychodzi od zasadniczo słusznej Mesjańska iskra i oświecenie 249 diagnozy dotyczącej alienacji. Niestety, niemiecki profesor zupełnie lekceważy przyczyny alienacji, stąd głównym problemem okazuje się dla niego impotencja rozumu praktycznego, który „nie osiąga swojego celu, gdyż nie ma dość siły, aby w świeckich umysłach obudzić i utrzymywać w przytomości świadomość okaleczonej na całym świecie solidarności – świadomość tego, co zostało utracone, a co woła o pomoc do nieba” (Habermas 2012). Gdyby Habermas, zamiast zaczytywać się w zakurzonych esejach kardynała Ratzingera, sięgnął z powrotem do klasycznych mesjańskich tekstów młodego Marksa, przekonałby się, że teologicznym lekarstwem, które może uleczyć „istotową” impotencję rozumu praktycznego, nie jest dawno przeterminowana viagra kościelnego rytuału, ale odzyskanie z religii mesjańskiej iskry (której rytuał jest zaprzeczeniem) do budowania doczesnej, świeckiej i egalitarnej wspólnoty konstruowanej w horyzoncie niewykluczającej nikogo miłości. Mesjańska iskra, której odzyskania domagał się młody Marks, będąc prawdopodobnie dużo bardziej lojalny wobec religii niż niejeden epigon chrześcijaństwa, lokowana jest przez tradycje religijne w bliżej nieokreślonych zaświatach. Religia zatem wtłacza proletariat w stoicką bierność, obiecując tym wspanialszą nagrodę, im większe będą ziemskie cierpienia – „urojone kwiaty, upiększające kajdany” (Marks 1960: 458). Tymczasem energia, którą ludzie skłonni są oddawać tak rozumianej religii, powinna zostać przechwycona na rzecz faktycznej zmiany stosunków społecznych, której to zmiany wymaga nie żaden inny, tylko ten świat, w którym żyjemy, a wszystko po to, by człowiek „zrzucił kajdany i rwał kwiaty żywe” (tamże). Rewolucyjna zmiana ma być zniesieniem (Aufhebung) starego porządku (którego istotnym momentem jest religia), a nie jego unicestwieniem. Choć konsekwencje 250 Michał Pospiszyl tego zniesienia trudno przewidzieć, wszak „Sowa Minerwy wzlatuje o zmierzchu”, wiele wskazuje jednak na to, że takie pojęcie jak Bóg czy religia nie ulegną zapomnieniu, ale nabiorą zupełnie nowego sensu, bliższego Habermas pod eleganckim paltem młodoheglowskiej dialektyki reprodukuje opresyjne status quo na przykład temu, co wynika z Feuerbachowskiej lektury istoty chrześcijaństwa (Feuerbach 1959: 114−123), w której Bóg nie jest kimś trzecim wobec relacji do drugiego, ale sam jest wypadkową tego, jak ludzie układają stosunki między sobą i na ile zostają one podporządkowane kluczowemu z tej perspektywy przykazaniu miłowania tego, co najbardziej inne i najdalsze (Nietzsche 1990: 69; 1 Kor 16: 13−14). Afirmacja oświecenia w tej wersji, w której oświecenie ściśle współpracuje z kapitalizmem, wydaje się nie tylko sprzeczne z oświeceniową krytyką wszelkich hierarchii, ale także − a może przede wszystkim − niezgodne z mesjańskim zadaniem exodusu tak wyraźnie obecnym już u samego Kanta. Doskonale wskazuje ten moment filozofii krytycznej Foucault: „Kant definiuje Aufklarung w sposób niemal całkowicie negatywny, jako Ausgang, wyjście” (Foucault 2000: 278). Trudno doszukać się w aktualnej twórczości Habermasa takich wątków, choć jeśli dokładniej przyjrzeć się jego wczesnej twórczości, można w niej odnaleźć momenty zdecydowanie utrzymane w tej samej linii myślenia na temat nowoczesności (Habermas 1987), które w późniejszym okresie zostały porzucone na rzecz socjaldemokratycznej wiary w ewolucyjną zmianę, która pod eleganckim paltem młodoheglowskiej dialektyki de facto reprodukuje tylko opresyjne status quo (Habermas 2000). Przypisy: 1. Tłumaczenie przez Juliana Korab-Karpowicza (Habermas 2012) terminu Moderne jako „moderność” (które przez swoją dziwaczność ma, jak rozumiem, oddawać dziwaczność nowoczesności) uważam za pozbawioną filologicznych podstaw przemoc translatorską, próbującą zinstrumentalizować tekst Habermasa, tak by sam siebie poddawał antynowoczesnej krytyce. Co dalej? Dwie teki temu Michał Pospiszyl (2011) opublikował znakomity tekst o postsekularyzmie. Kupujcie „I ♥ lewica”, póki jeszcze jest! 251