Andrzej Nowak W 1966 r. Stacja w Gaiku-Brzezowej uzyskała drugi etat obserwatora i w sierpniu tego roku objął go mgr Andrzej Nowak: człowiek, który pracował na stacji tylko jeden rok ale zostawił po sobie trwały ślad. To on wraz z Tadeuszem Niedźwiedziem założył szereg posterunków obserwacyjnych w profilu od dna doliny Raby, poprzez stok i wierzchowinę na Zuchowej Górze (ok. 300 m n.p.m.) i Diabelski Kamień (ok. 354 m n.p.m.), aż po Kamiennik (ok. 785 m n.p.m.) znajdujący się już w odległości ok. 10 km od Gaika. Podczas zimy 1966/67 zebrał bardzo ciekawy materiał dotyczący pokrywy śnieżnej w tym profilu wysokościowym, a stacja na Diabelskim Kamieniu działała jeszcze do zimy 1969/70. Andrzej Nowak urodził się 1 stycznia 1943 r. w Sokalu nad Bugiem. W tym samym roku cała rodzina musiała uciekać i znalazła schronienie w Tomaszowie Mazowieckim. W 1946 r. przeniosła się do Olsztyna. Tam A. Nowak ukończył szkołę podstawową oraz liceum. W 1961 r. rozpoczął studia geograficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Już w 1962 r. był członkiem Koła Naukowego Geografów, a w latach 1963/64 został jego skarbnikiem, a w następnym roku – prezesem. Był na każdym organizowanym wtedy obozie naukowym czy to letnim czy zimowym, brał udział w imprezach Koła (złazy, wieczorki taneczne, zjazdy naukowe), uczestniczył aktywnie w pracach sekcji klimatologicznej. Był współautorem licznych opracowań dotyczących mezo- i mikroklimatu Bieszczadów, Beskidów, Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej, jaskiń w Ojcowskim Parku Narodowym itp. Opracowania te zdobywały liczne nagrody na Zjazdach Studenckich Kół Naukowych. Był bardzo dobrym studentem. Jako specjalizację wybrał klimatologię. Na podstawie własnych, całorocznych badań terenowych napisał pracę magisterską p.t.:„Mezoklimat Rowu Krzeszowickiego”, której skrót został wydany w Zeszytach Naukowych UJ. Był silny i wysportowany. W czasie zimowych pomiarów w Bieszczadach czy w Tatrach wykazywał niezwykłą wprost wytrzymałość. Podczas licznych wycieczek (a nie były to wycieczki autokarowe) zawsze pomagał słabszym czy to biorąc plecak od zmęczonej koleżanki, czy też ciągnąc pod górę maruderów. Robił to chętnie i zawsze z tym swoim uśmiechem od ucha do ucha. Jego kożuszek (w zimie noszony kudłami do środka, w okresie cieplejszym kudłami na wierzch) przepasany rzemykiem był z daleka rozpoznawalny. W czasie studiów ukończył kurs swobodnego nurkowania, ratownictwa wodnego, kurs skałkowy. Znakomicie jeździł na nartach, łyżwach, pływał jak delfin. Egzaminy zdawał zawsze ubrany w przyciasny, niemodny dwurzędowy garnitur. Była to pamiątka po Ojcu, który był dla Andrzeja wzorem bohaterstwa. Jego Ojciec za obronę Warszawy podczas II wojny otrzymał Krzyż Walecznych. Był też żołnierzem AK (Obwód Sokal, Okręg Lwowski). Niestety, w 1949 r. został aresztowany oraz oskarżony o działania przeciwko władzy ludowej i skazany pierwotnie na karę śmierci zamienionej później na dożywocie. Zmarł w więzieniu w Rawiczu w lipcu 1952 r. Matka została bez środków do życia z czwórką małych dzieci (Andrzej miał starszego o 2 lata brata, młodszą siostrę i drugiego brata urodzonego w roku aresztowania Ojca). Aż dziw bierze, że po takich przeżyciach Andrzej zachował pogodę ducha i radość życia. W Gaiku poznał swoją przyszła żonę Jadwigę. W sierpniu 1967 r. przeniósł się do Olsztyna i w październiku tego roku podjął pracę w Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Wydziale Ochrony Środowiska jako inspektor. Cały czas utrzymywał kontakt z Zakładem Klimatologii. Chyba w 1969 r. wracając z wycieczki rowerowej (!) z Olsztyna do Bułgarii nadał rower na pociąg, a sam zatrzymał się w Krakowie. Zakład Klimatologii IGUJ miał wtedy stację meteorologiczną na tarasie budynku przy ul. Grodzkiej 64. Andrzejowi aż oczy zaświeciły się do psychrometru. Szczęśliwy poprosił o umożliwienie zrobienia obserwacji. Uczynił to z taką radością, że aż wywołało to serdeczny śmiech pracowników. W Olsztynie aktywnie działał i prowadził różne organizacje społeczne. Był prezesem klubu płetwonurków „Koral”, instruktorem nurkowania swobodnego i ratownictwa wodnego, sternikiem morskim, strażnikiem ochrony przyrody, działaczem PTTK, ZHP, WOPR, narciarzem, taternikiem. Praca za biurkiem była dla niego bardzo uciążliwa. Dlatego chętnie jako inspektor wyjeżdżał w teren. Starał się niewiele korzystać ze służbowego samochodu. Do bagażnika zabierał rower, narty czy łyżwy i starał się powracać z delegacji tymi nietypowymi środkami lokomocji. Tak było i 18 stycznia 1973 r. Pojechał na inspekcję do Giżycka. Odesłał kierowcę z autem, a sam przypiął łyżwy i wracał do Olsztyna przez jezioro Dargin (odnoga jez. Śniardwy). W styczniu wcześnie zapada zmrok. Nie zauważył oparzeliska, lód załamał się i Andrzej wpadł do wody. Teczkę z dokumentami odrzucił jak najdalej, a sam usiłował wydostać się na lód. Niestety nie uratował się. Był do końca opanowany. W jego płucach nie znaleziono wody. Nie utopił się, tylko udusił pod ciągle załamującą się pokrywą lodową. Robotnicy, którzy przy brzegu wycinali trzcinę, słyszeli jego wołanie, ale nie mogli mu pomóc. Po długich poszukiwaniach koledzy nurkowie znaleźli jego ciało. Andrzej został pochowany w Olsztynie. Pośmiertnie został odznaczony Srebrnym Krzyżem ZHP. Osierocił żonę i 3-letnią córeczkę Elizę, którą uczył pływać i nurkować. Wtedy nawet przy klubie płetwonurków „Koral” założył grupę dziecięcą „Kijanki”. Na pogrzeb Andrzeja Nowaka pojechała duża grupa krakowskich geografów, kolegów i koleżanek ze studiów, Koła Naukowego oraz pracowników Instytutu Geografii UJ. Opracowanie tekstu: Danuta Rauczyńska-Olecka