ZGUBA Informacje o planecie Niezwykłej szybko obiegły szkołę. Każda klasa marzyła o locie w kosmos. Pewnego dnia, podczas zajęć z panią Wiolettą, do naszej klasy zawitała wychowawczyni klasy 3B. Przekazała kopertę z zaproszeniem od królowej Irfei. - Wreszcie spełni się nasze marzenie- westchnął zadowolony Dawid. - Wylatujemy jutro o 6.00 rano – zarządziła nasza pani. - Zbiórka kwadrans przed odlotem. Niech nikt się nie spóźni, bo nie będziemy czekać! Proszę dobrze przygotować się do podróży i zabrać ze sobą prowiant na drogę. Zgodnie z sugestią pani wybraliśmy jedzenie dietetyczne, czyli warzywa, owoce i niskokaloryczne potrawy w pastylkach, pastach i w postaci płynów. Następnego dnia o 5.45 cała klasa, oprócz Patrycji, czekała na kosmiczny pojazd. Kiedy usłyszeliśmy dziwne dźwięki, podnieśliśmy głowy do góry. Nad nami unosił się niezwykły statek. Powoli schodził do lądowania. Szybko ustawiła się kolejka do wejścia. Jako ostatnia wsiadła pani Wioletta. Kiedy drzwi pojazdu zaczęły się już zamykać, zauważyliśmy biegnącą Patrycję. W ostatniej chwili udało się jej wskoczyć do kosmicznej maszyny. - Zaspałam – wydyszała. Wszyscy zapięliśmy pasy. Rozpoczęło się odliczanie ,,3,2,1,0 - start". Wystartowaliśmy! - Udało się ! - krzyknęli jednocześnie Kacper i Max. Wiktoria, Ewelina, Hania i Kinga jako pierwsze miały okazję zwiedzić kabinę pilota, która była pełna przycisków i urządzeń odpowiadających za lot. Jeden z Bartków mógł posterować statkiem. Pomagał mu w tym pilot o imieniu Roger – amerykański astronauta z wieloletnim doświadczeniem, którego wynajęli nasi rodzice. Co prawda dzięki zajęciom w szkole mieliśmy sporą wiedzę na temat planet i galaktyki, ale nasze mamy i tatusiowie uznali, że to za mało, abyśmy sami podróżowali w kosmosie. Przelatywaliśmy obok Drogi Mlecznej, gdy nasz pojazd nagle zwolnił. - Co się dzieje? Dlaczego zwalniamy? - zapytał drugi Bartek. - Mamy problem. Kończy się paliwo - powiedział trzeci Bartuś, który przed chwilą wyszedł z kabiny pilota. - Utkniemy tu na zawsze? - zmartwiły się Julki. Pilot w tym czasie sprawdzał, co tak naprawdę się stało, po czym oznajmił wszystkim: - Niestety kończy nam się paliwo z karmelu. Chochlik wkradł się na pokład pojazdu i wyssał karmel ze zbiornika. Nie damy rady dolecieć do Niezwykłej i nie możemy również wrócić na Ziemię. Będziemy krążyć po orbicie. - Zadzwońmy po policję świetlną, może nas podholuje! - krzyknęła Sandra. - Policja świetlna istnieje tylko w bajkach, Sandro. Mamy problem – smutno stwierdziła Lidka. Na pokładzie statku zapanowała przerażająca cisza. - Być może znalazłem rozwiązanie – zaczął głośno zastanawiać się Kuba. - Karmel ma podobny skład jak nutella. Jeśli wszyscy zbierzemy nutellę z naszych kanapek, będziemy mogli polecieć dalej. - O czym ty mówisz? Jaką nutellę? – zdziwiła się nasza pani. - Bo my, proszę pani, byliśmy trochę nieposłuszni – wtrącił drugi Kuba – i zabraliśmy ze sobą kanapki z nutellą. Dla urozmaicenia posiłków… - A ja wziąłem jeszcze dwa słoiki. Tak na zapas… – nieśmiało dodał Maciek. - Tym razem wam wybaczam. W końcu to niezdrowe jedzenie na coś się przyda. Zanieście nutellę pilotowi. Po kilkunastu minutach podróż była kontynuowana. W końcu dotarliśmy na planetę Niezwykłą. Okazało się, że wszyscy mieszkańcy na czele z królową Irfeją już na nas czekali. Martwili się, bo nasza podróż trochę się wydłużyła. Dlatego też mieliśmy mniej czasu na zwiedzanie planety. Byliśmy tym rozczarowani, ale humory nam wróciły, gdy okazało się, że królowa przygotowała dla nas latające dywany o nazwie Niezwykłki. Dzięki nim w przyspieszonym tempie i z lotu ptaka mogliśmy zwiedzać planetę. Wsiedliśmy na cztery dywany i wyruszyliśmy w drogę. Planeta z tej wysokości okazała się jeszcze bardziej ciekawa, bo oprócz rzeczy, które widziały inne klasy mogliśmy z bliska zobaczyć kosmiczne ptaki i owady, a także tutejsze chmury, które bardzo różniły się od naszych ziemskich. W ten sposób dotarliśmy do basenu. Był ogromny. Nie było widać gdzie się kończy, a gdzie zaczyna. Woda w nim była w kolorze tęczy. W dotyku przypominała serek lub śmietanę. Doskonale się w niej pływało. Nawet dzieci, które nie opanowały do końca tej umiejętności, tutaj doskonale sobie radziły. Co kilka metrów w basenie były wysepki, na których można było odpocząć. Niestety po kąpieli trzeba było wracać do statku. Wtedy wychowawczyni spostrzegła, że nie ma wśród nas Weroniki. Rozejrzeliśmy się dokoła i nic. Po naszej koleżance nie było śladu. Nagle usłyszeliśmy dziwny dźwięk. - To nie kometa i nie wiatr…- powiedziała Irfeja. Wówczas nadleciała malutka wróżka i poinformowała królową, że na jednej z wysepek śpi ziemska dziewczynka, która chrapie tak mocno, że w basenie powstała wysoka fala. Królowa poleciła wszystkim swoim wróżkom, aby poleciały, obudziły Weronikę i przyniosły ja na brzeg. Gdy zaspana, ale zadowolona z przedziwnej podróży Weronika dołączyła do nas, ustawiliśmy się parami i szliśmy za królową uważając, by nie stanąć na trenie jej pięknej sukni z gwiezdnego pyłu. Po drodze spotykaliśmy różne zwierzęta. Największym zainteresowaniem cieszyła się psia rodzina. Wszystkie psy były małe i łaciate. Wyglądały jak żółtopomarańczowe maskotki. Na ich widok zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy się z nimi bawić. W trakcie zabawy jeden piesek złamał łapkę. Martwiliśmy się, co z nim teraz będzie. Najbardziej rozpaczała Ala. Królowa uspokoiła ją. Z niewidzialnej kieszeni wyciągnęła bandaż i owinęła chorą łapkę pieska. Bandaż był magiczny, jak wszystko na tej planecie. Po chwili piesek poczuł się lepiej i mógł chodzić. A my ruszyliśmy dalej. Pojazd kosmiczny był już otwarty i przygotowany do lotu. Wszyscy po kolei weszliśmy do środka. Kiedy zajęliśmy miejsca, nagle usłyszeliśmy ciche szczekanie. To Lenka wniosła na pokład kosmicznego pieska. To był ten maluch ze złamaną łapką. Podobno dreptał za nami aż do statku. Ukryła go pod bluzą. Tak bardzo chciała go zabrać do domu… Pani Wioletta powiedziała coś o zasadach gościnności, o gniewie Irfei, wzięła psa na ręce i wybiegła na zewnątrz. Niespodziewanie drzwi kosmicznego pojazdu się zamknęły. Roger wystartował nie wiedząc o tym, że nasza wychowawczyni opuściła statek.