HISTORIA MYŚLI EKONOMICZNEJ Spis treści Z historii ekonomii: Adam Smith (I) .................................................................................. 2 John Stuart Mill - ostatni z wielkich klasyków ...................................................................... 5 J.Ch.L. Sismonde de Sismondi- liberalizm gospodarczy ........................................................ 8 Jean Babtiste Say i jego "prawo rynku" ............................................................................ 11 Thomas Malthus - liberalna ekonomia polityczna według angielskiej szkoły klasycznej ........... 14 David Ricardo - następca Smitha? ................................................................................... 17 Merkantylizm ................................................................................................................ 19 Wrogowie merkantylistów - fizjokraci ............................................................................... 22 Historia ekonomii w pigułce ............................................................................................ 26 Mini-leksykon ekonomistów ............................................................................................ 28 1 Z historii ekonomii: Adam Smith (I) Urodził się w Szkocji, jako syn urzędnika izby celnej w małym mieście portowym Kirkcaldy. Dokładnej daty jego urodzin nie znamy, wiadomo tylko, że był ochrzczony 5 czerwca 1723 roku, na kilka miesięcy przed śmiercią swojego ojca. Napisał "Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów", książkę, która przyczyniła się do powstania nowej gałęzi nauki - ekonomii. Z zawodu był Adam Smith wykładowcą na uniwersytecie w Glasgow. Początkowo nauczał logiki, później powierzono mu wykłady z filozofii moralnej. W 1759 wydał traktat "Teoria uczuć moralnych", w której wyjaśnia przyczyny, dla których ludzie aprobują lub nie aprobują pewnych zachowań. Właśnie w tym dziele Smith użył pojęcia niewidzialna ręka rynku, która koordynuje działania jednostek i sprawia, że ludzie powodowani niskimi uczuciami, takimi jak chciwość i egoizm przyczyniają się do powszechnego dobra. Książka ta przyniosła mu Smithowi rozgłos i prawdopodobnie przyczyniła się do tego, że otrzymał intratną posadę nauczyciela młodego księcia Buccleuch w 1763. Razem ze swoim wychowankiem podróżował w latach 1764 - 66 po Francji, gdzie zapoznał się z najpopularniejszymi ówcześnie teoriami ekonomicznymi a konkretnie z fizjokratyzmem. Podczas swojego życia i kariery Adam Smith miał możliwość na własne oczy widzieć błyskawiczny rozwój gospodarczy Szkocji, która w krótkim czasie z ubogiego, pasterskiego kraiku przekształciła się w jedną z bardziej uprzemysłowionych części Wielkiej Brytanii. Mimo, że Szkoci stanowili tylko siódmą część ludności Wysp, produkowali jedną piątą tekstyliów i ponad jedną czwartą wyrobów hutniczych. Byli lepiej wykształceni niż ich południowi sąsiedzi - podczas gdy w Anglii działały dwa uniwersytety, w Szkocji były cztery. Lepiej rozwinięte było też szkolnictwo parafialne. Klimat, jakie tworzyło wykształcone społeczeństwo w uprzemysławiającym się kraju musiało mieć duży wpływ na poglądy Smitha. Po powrocie do rodzinnego Kirkcaldy Adam Smith, mając zapewnioną dożywotnią rentę za opiekę nad swoim byłym już uczniem, poświęcił się przygotowaniu dzieła swojego życia, "Badań nad naturą i przyczynami bogactwa narodów". Często używa się skróconego tytułu "Bogactwo narodów". W dziele tym Smith odsłania mechanizmy tworzenia dóbr materialnych, ich dystrybucji i podziału. Jako naukowiec koncentrował się przede wszystkim na prawach rządzących gospodarką, niemniej jednak unikał ujawniania swoich preferencji. Praca jest miarą wszystkiego "Roczna praca każdego narodu jest funduszem, który zaopatruje go we wszystkie rzeczy konieczne i przydatne w życiu, jakie ten naród rocznie konsumuje, a które stanowią bądź bezpośredni wytwór jego pracy, bądź też to, co nabywa za ten wytwór od innych narodów" - takim zdaniem, bardzo podobnym do współczesnych definicji [PKB] rozpoczyna się Bogactwo narodów. Smith opisuje, w jaki sposób powstają bogactwa, jakie są i jak działają czynniki produkcji, jaki wpływ na zamożność kraju ma polityka jego władców i poglądy uczonych na gospodarkę. Uważał, że o wartości wszystkich dóbr materialnych decyduje praca, jaka została zużyta do ich wykonania. O zamożności ludzi świadczy zaś to, jaką pracą mogą rozporządzać. Jeżeli ktoś ma dużo pieniędzy, może za nie kupić produkty pracy innych ludzi, tak jakby kupował ich pracę. Większość ludzi dysponuje jedynie pracą własnych rąk i ich efektami, są wszakże i tacy, którzy będąc w posiadaniu wystarczającego kapitału mogą dysponować pracą setek ludzi. Bardzo dużo miejsca poświęca szkocki uczony podziałowi pracy. W społeczeństwach pierwotnych wszyscy dorośli członkowie plemienia zajmują się tym samym, to znaczy zdobywaniem pożywienia, budową jakichś schronisk czy szałasów i sporządzaniem ubrań. Z tych obowiązków są wyłączeni jedynie najmłodsi, najstarsi i zbyt słabi. W społeczeństwach, które Smith nazywa cywilizowanymi, większość ludzi zajmuje się nielicznymi czynnościami. Wymieniają oni efekty swojej pracy, które mają w nadmiarze, na takie, których sami nie produkują. Tak na przykład tkacz całe dnie zajmuje się tkactwem, choć tylko niewielka część sporządzonych przezeń tkanin jest mu potrzebna. Resztę wymienia na dobra takie jak chleb czy gotowe ubranie, których sam nie wytwarza. "Największy rozwój produkcyjnych sił pracy i wielka sprawność, zręczność i zrozumienie, jakie widzimy wszędzie w kierowaniu pracą lub jej wykonywaniu, były, zdaje się, rezultatem podziału pracy" - pisze Adam Smith. 2 Dowodzi tego przykład manufaktury produkującej szpilki. Zdaniem szkockiego filozofa rzemieślnik, który chciałby sam robić szpilki z najwyższym trudem wyprodukowałby jedną dziennie. We współczesnych mu jednak manufakturach jeden robotnik wyciąga drut, drugi go prostuje, trzeci tnie, czwarty zaostrza, piąty toczy koniec dla osadzenia główki, sporządzenie tejże główki wymaga dwóch lub trzech czynności wykonywanych przez tylóż pracowników, kolejny osadza główki na szpilkach, następny je bieli a ostatni jeszcze pakuje. Razem, jak obliczył, "rzemiosło wyrobu szpilek dzieli się na 18 różnych czynności". Nawet jeśli jeden pracownik jest zatrudniony przy dwóch lub jednej z tych czynności, mała manufaktura zatrudniająca dziesięciu ludzi jest w stanie wyprodukować 48 tys. szpilek dziennie. Czyli każdy zatrudniony ma 4,8 tysięcy razy większą wydajność niż gdyby pracował samotnie. Smith uważa, że podział pracy przyczynia się do większego bogactwa narodów w danej chwili i jednocześnie przyspiesza wynalazczość, gdyż robotnik zatrudniony przy jednej czynności poświęca jej więcej czasu i sam wymyśla udoskonalenia, które ułatwiają mu pracę. Oczywiście, na co dzień nie przeliczamy wartości kupowanych i sprzedawanych dóbr na ilość godzin pracy koniecznej do ich wyprodukowania, ale na pieniądze. Zauważył to też Smith, stąd wiele uwagi poświęca pieniądzu, jego postaciom i pochodzeniu. W rozdziale "O pochodzeniu i zastosowaniu pieniądza" autor opisuje, jak to się stało, że w przeciągu wieków ludzie wynaleźli pieniądze z metali szlachetnych, złota i srebra i dlaczego takie pieniądze lepiej nadają się do handlu wytworami pracy niż bydło używane w odległej starożytności. Wymiana dóbr za pośrednictwem pieniądza bardzo ułatwia też ceniony przez Smitha podział pracy, więcej na ten temat możesz zobaczyć w naszej prezentacji "Świat bez pieniądza" W drugim tomie "Bogactwa narodów" Smith analizuje przyczyny powstania pieniądza papierowego i korzyści z jego istnienia. Banknoty, jego zdaniem, uwalniają ludzkość od konieczności wysiłku w celu wydobycia i obróbki metali szlachetnych. Wprowadzenie pieniądza papierowego opartego na systemie rezerw cząstkowych uwalnia zasoby złota, które można przeznaczyć do innych celów, na przykład do zwiększenia obrotów handlu zagranicznego. Smith bardzo pozytywnie oceniał rolę banków w gospodarce, uważał, że błyskawiczny rozwój ekonomiczny Szkocji, którego był świadkiem, spowodowany jest w wielkiej części przez usprawnienia w branży finansowej. Przy czym "Najbardziej rozsądne operacje bankowe mogą powiększać wytwórczość kraju, nie dzięki temu, że zwiększają kapitał krajowy, lecz dzięki temu, że większa niż poprzednio część tego kapitału staje się aktywna i produkcyjna". Autor "Bogactwa narodów" obrazowo porównał złoto i srebro do wielkiego traktu, po którym rozwozi się zboże i pasze od producentów do nabywców, sam jednak nie wytwarza ani ziarenka. Pieniądz papierowy jest zaś jego zdaniem czymś w rodzaju drogi powietrznej, pozwalającej przekształcić drogi lądowe w pastwiska i pola uprawne. Dzięki papierowym pieniądzom można więc wyprodukować więcej, nie tracąc czasu na wydobywanie nieproduktywnego złota i srebra. Po czym Smith trzeźwo zauważa, że handel i przemysł oparte na solidnych podstawach ze złota i srebra jest bezpieczniejszy niż wisząc "na dedalowych skrzydłach pieniądza papierowego", co w każdej chwili grozi kryzysem. Smith jest zwolennikiem pieniądza papierowego wymienianego na każde żądanie na złoto. Gdyby wprowadzić gdzieś pieniądz papierowy nie oparty na złocie lub srebrze, mogłoby to doprowadzić do spadku jego wartości wobec złota i innych towarów. Myślę, że Smith znając zasady, na których oparty jest współczesny pieniądz nie byłby zaskoczony naszymi problemami z inflacją. Każde dobro ma zdaniem Smitha dwie ceny - naturalną i rynkową. Cena naturalna składa się z trzech części - zapłaty za pracę konieczną do wytworzenia i dostarczenia na rynek tego towaru, zwykła w danej okolicy renta gruntowa, czyli opłata dla właściciela ziemi, na której dobro zostało wyprodukowane i zysk z kapitału użytego w produkcji. Cena taka pokrywa wszystkie wydatki, które trzeba ponieść, aby dobro znalazło się u klienta. Warto zauważyć, że w skład ceny naturalnej wchodzi też zysk kupca - pośrednika. Cena rynkowa zaś to "cena bieżąca, za którą dobro zazwyczaj sprzedają". Cena rynkowa może być wyższa, niższa lub taka sama jak cena naturalna, zawsze, jak pokazuje Smith, dąży ona jednak do naturalnej. Tym, co sprowadza ceny do ich naturalnego poziomu jest konkurencja pomiędzy sprzedawcami ale także pomiędzy kupującymi. Może się jednak zdarzyć, że producent potrafi utrzymać długo utrzymać cenę powyżej naturalnego poziomu utrzymując w tajemnicy metodę produkcji. Podobnie działa też zagwarantowany przez władze monopol. Cena, jaką osiąga monopolista jest najwyższą z możliwych cen, natomiast cena wolnokonkurencyjna - najniższą. Aż do dzisiejszych czasów nic się w tej materii nie zmieniło, co najwyżej współcześni ekonomiści uściślili, jakie są zależności pomiędzy cenami płaconymi monopoliście a producentowi w wolnej konkurencji. Płaca, zysk i renta W kolejnych rozdziałach Smith zajął się ustalaniem, jak wynagradzana jest praca, jakich opłat (renty) może żądać właściciel ziemi i jakie zyski można osiągnąć właściciel kapitału. Wspólnym elementem w ustalaniu wynagrodzenia za pracę, ziemię i kapitał, trzy podstawowe czynniki produkcji była konkurencja pomiędzy tymi, którzy ich dostarczali i tymi, którzy ich potrzebowali. 3 Robotnicy konkurują między sobą zgadzając się pracować za mniejszą płacę jeśli w ten sposób mogą znaleźć zatrudnienie. Z drugiej strony, pracodawcy chcąc przyciągnąć robotników do siebie oferują im płace wyższe niż inni pracodawcy. Płaca rzeczywista jest więc wypadkową tych dwóch sił. Smith zauważa, że właściciele manufaktur i warsztatów często zmawiają się, że nie będą płacić powyżej pewnej sumy. Podobnie, robotnicy próbują umawiać się, że nie podejmą pracy za płacę niższą niż ustalona. Za niesprawiedliwe autor Bogactwa narodów uznaje to, że podobne zmowy pracodawców są popierane, a przynajmniej dozwolone, natomiast próby zrzeszania się robotników uznawano w jego czasach za nielegalne. Smith proponuje, żeby prawo nie zabraniało zrzeszać się nikomu, a jednocześnie nikomu zrzeszanie nie ułatwiało ani nie czyniło koniecznym. Smith podzielił pracę na produkcyjną, w przemyśle, rzemiośle i handlu oraz nieprodukcyjną, do której zaliczył większość usług, na przykład pracę służby domowej. Uważał, że tylko ta pierwsza przyczynia się do wzrostu bogactwa społeczeństwa. Roli usług nie doceniał, inaczej niż współcześni ekonomiści. Jako zwolennik wolności gospodarczej sprzeciwiał się Adam Smith organizacjom cechowym, skutecznie ograniczającym wolną konkurencję pracy w osiemnastowiecznej Europie. Cechy w tamtych czasach były zrzeszeniami rzemieślników jednego zawodu, które miały prawo decydować, kto nadaje się do zawodu, jak długo powinna trwać nauka i ilu uczniów może mistrz cechowy przyjąć na termin. Większość rzemiosł w Anglii wymagało wtedy siedmioletniej nauki zanim człowiek mógł zostać cechowym rzemieślnikiem. Jednocześnie rady cechowe przy pomocy przepisów ograniczały ilość uczniów, tak aby nie było za dużo robotników. W wyniku takiego postępowania ceny wyrobów rzemieślniczych mogły trwale utrzymywać się powyżej ceny naturalnej. Współcześnie cechy, jeśli jeszcze istnieją, nie mają już takich uprawnień jak dawniej. Jedynym wyjątkiem są tak zwane korporacje prawnicze, na przykład radcowskie i adwokackie. Działają one identycznie jak dawne cechy - każdy, kto chce zostać na przykład adwokatem musi odbyć aplikację, odpowiednik terminu, ilość aplikantów jest zaś ograniczana przez przepisy korporacyjne. Adamowi Smithowi na pewno by się to nie spodobało. Podobnie jak pracownicy konkurują ze sobą także właściciele kapitałów. Za miarę zysków z kapitału Smith uważa stopę procentową, czyli procent, na jaki pożyczane są zwykle pieniądze. Wychodził z założenia, że przeciętne zyski powinny być wyższe niż oprocentowanie kredytów, aby przedsiębiorca mógł oddać pieniądze i jeszcze coś dla niego zostało. "Można uznać za zasadę, że tam gdzie wiele można osiągnąć przez użycie pieniędzy, zazwyczaj też dużo dają za ich używanie, a gdzie z ich pomocą mało można osiągnąć, tam zazwyczaj mało za nie dają (...) Rozwój stopy procentowej daje nam więc pojęcie o rozwoju zysków." Smith zauważył też, że na wysokość stopy procentowej wpływ ma też reputacja osoby zaciągającej pożyczkę oraz obowiązujące prawo. Jeżeli prawo nie wymusza zwrotu długów i nie zabezpiecza interesów wierzycieli, stopy procentowe będą wyższe, gdyż pożyczający ryzykuje, że nie zobaczy już swoich pieniędzy. W krajach wysoko rozwiniętych stopy procentowe są niskie, gdyż jest w nich bardzo dużo kapitałów (pieniędzy) i ich właściciele nie mogą już znaleźć tak wielu dogodnych sposobów inwestowania. Adam Smith podaje przykład Holandii, gdzie rząd (cieszący się świetną reputacją) może zaciągać kredyty na 2 proc., podczas gdy w Szkocji rzadko jest to poniżej 5 proc. Wynika to z tego, że w Holandii, która była w czasach Smitha najlepiej rozwiniętym krajem świata, bardzo wielu ludzi posiadało kapitał. Konkurowali oni o każdą możliwość zyskownego zainwestowania tego kapitału, co doprowadziło do tak niskiego poziomu ceny pieniądza, czyli stopy procentowej. W Szkocji, gdzie kapitał występował w znacznie mniejszej obfitości, właściciele pieniędzy konkurowali ze sobą w mniejszym, natomiast potencjalni pożyczkobiorcy w większym stopniu, co spowodowało, że stopa procentowa była wyższa. W obu krajach wysokość stopy procentowej ustalał rynek. Inaczej było we Francji. W 1720 roku rząd zdecydował nagle o obniżeniu górnej granicy dozwolonych procentów z 5 do 2 proc., cztery lata później podniesiono ją do 3,5 proc., rok później znowu 5 proc. i tak dalej. Niezależnie od tych skoków Smith zauważa: "Francja obecnie nie jest może tak bogatym krajem jak Anglja, i choć prawna stopa procentowa często byłą we Francji niższą niż w Anglji, to stopa rynkowa była tam na ogół wyższą; istnieje bowiem, tak jak i w innych krajach, wiele bardzo łatwych i pewnych sposobów omijania prawa". Tak naprawdę rząd Królestwa Francji nie był więc w stanie obniżyć poziomu stopy poniżej rynkowego poziomu, mógł natomiast swoimi decyzjami i zakazami wprowadzić zamieszanie. Współczesne rządy też to potrafią. Smith zauważył, że w koloniach północnoamerykańskich, czyli we wschodniej części dzisiejszych Stanów Zjednoczonych zarówno stopy procentowe jak i płace są bardzo wysokie. Wynika to z tego, że w słabo zagospodarowanej jeszcze Ameryce mało jest kapitału, dużo zaś możliwości jego zainwestowania z dużym zyskiem, co podnosi stopy procentowe. Niewielu jest też - w porównaniu do obszaru - ludzi, przez co robotnicy mogą domagać się wyższych płac, a pracodawcy nie mają wyboru i muszą płacić. Jak już wspomniano, trzecim czynnikiem, obok płac i zysków, decydującym o cenie naturalnej jest dochód z ziemi, czyli renta. Smith uważał, że nie jest ona kształtowana podobnie jak płaca i zysk. Właściciel ziemi ustala bowiem rentę tak, 4 aby dzierżawcy po jej opłaceniu pozostała taka tylko część plonu, która zwróciłaby mu wydatki poniesione na uprawę, opłacenie pracy i zwyczajny w danej okolicy zysk z zainwestowanego kapitału. Czyli cała nadwyżka, która nie jest pracą ani zyskiem to renta. Czasami tylko właściciel ziemi "przez hojność lub częściej jeszcze przez nieświadomość" zgadza się na mniejszą rentę. Wysokość renty zależy więc od korzyści, jakie można osiągnąć z ziemi. Nieco dalej pisze Smith, że rentę można uważać za produkt sił przyrody, które właściciel ziemi wypożycza dzierżawcy. Przy tym korzyści te to nie zawsze płody rolne. Smith opisuje przypadek Wysp Szetlandzkich, gdzie renta z działek przylegających do morza jest wyższa niż tych w głębi lądu, gdyż ich dzierżawcy mogą czerpać korzyści z połowu ryb. Podobnie jest w przypadku ziemi, pod którą znajduje się węgiel - renta zależy wtedy od cen węgla, nie zboża. Gdyby dochody z płodów ziemi nie wystarczały na opłacenie zysku i płacy, renta wyniesie zero. To znaczy wyniosłaby, bo nikt nie powierzy nikomu swojej ziemi za nic. Taka ziemia może być wtedy wykorzystana jedynie przez właściciela, gdyż nie opłaca się jej wydzierżawić. John Stuart Mill - ostatni z wielkich klasyków Urodził się 20 maja 1806 roku. Nigdy nie chodził do szkoły - kształcił go ojciec - z sukcesami - pięcioletni John mówił już po grecku, nieco później nauczył się łaciny. W wieku lat 12 był już wytrawnym logikiem, a jako szesnastolatek ekonomistą. Sam uważał, że intensywna edukacja dała mu 25 lat przewagi nad rówieśnikami. Przypłacił to załamaniem nerwowym w 23 roku życia. Interesowały go filozofia, ekonomia, nauka o polityce i inne nauki społeczne. Jego światopogląd mieści się w nurcie liberalnym, choć Mill czytywał też socjalistów utopijnych, zwłaszcza Henri de Saint-Simona. Do końca życia pozostał jednak zwolennikiem indywidualizmu. W ekonomii był zwolennikiem Davida Ricarda. Swoje dziwne dzieciństwo opisał w wydanej pośmiertnie "Autobiografii". Pierwszym znaczącym dziełem naukowym Johna Stuarta Milla był "System logiki dedukcyjnej i indukcyjnej". Zawarł w nim nie tylko swoje poglądy na logikę, jak sugeruje to tytuł, ale także na metodologię nauk przyrodniczych i możliwość zastosowania podobnych metod w naukach społecznych. Praca obejmuje więc także teorię nauki. Poza ekonomią Ekonomię uważał Mill jedynie za jedną z wielu nauk o człowieku. Nie można więc rozpatrywać jego poglądów na gospodarkę nie znając poglądów na filozofię, zwłaszcza etykę. Wyłożył je w rozprawie "Utylitaryzm". Celem ludzkiego życia, twierdzi w niej Mill, jest szczęście. Szczęście zaś polega na przyjemności i unikaniu cierpienia. To, co sprawia przyjemność i pozwala uniknąć cierpienia jest użyteczne. Człowiek kierujący się etyką utylitarystyczną powinien postępować tak, aby efekty jego czynów były użyteczne, to jest przyczyniały się do szczęścia jego lub innych ludzi. Na zarzut, że etyka oparta na poszukiwaniu szczęścia stawia człowieka na równym poziomie ze świnią, Mill odpowiada, że przyjemności człowieka są innego rodzaju niż przyjemności świni. Autor "Utylitaryzmu" rozróżnia przyjemności wyższe i niższe. Celem ludzi wrażliwych estetycznie i intelektualnie jest poszukiwanie bardziej subtelnych i wyrafinowanych form przyjemności niż przez prostaków. Przy czym powstaje ciekawy paradoks - inteligentny i wrażliwy, ale nie do końca szczęśliwy esteta niechętnie skorzystałby z możliwości wymienia się rolami ze szczęśliwym prostakiem. "Mało kto zgodziłby się na to, by zostać zamienionym w któreś ze zwierząt niżej zorganizowanych, w zamian za obietnicę najpełniejszego użycia przyjemności, których to zwierzę doznać może; nikt inteligentny nie zgodziłby się być głupcem, żaden wykształcony człowiek nie chciał by być nieukiem, żaden człowiek mający jakieś uczucia dla ludzi i wrażliwe sumienie nie chciałby być egoistą i człowiekiem podłym - nawet gdyby ich przekonano, że głupiec, tępak i łotr są bardziej zadowoleni ze swojego losu niż on ze swojego." Utylitaryzm polega na robieniu przyjemności nie tylko sobie, ale także innym. Bohater, który poświęca się dla innych, 5 też postępuje zgodnie z zasadami utylitaryzmu, pod warunkiem, że jego poświęcenie ma sens. Nie budzi natomiast szacunku Johna Stuarta poświęcenie ascety siedzącego latami na słupie, jako że poświecenie takie nikomu nie służy, nawet jemu samemu. Bardzo dużo miejsca w "Utylitaryzmie" zajmuje analiza związków między użytecznością i sprawiedliwością. Sprawiedliwość, bezstronność i równość (przy czym Mill ma świadomość niejednoznaczności tych terminów). Sprawiedliwość wymaga, aby każdy otrzymał to, na co zasłużył. Wymaga też dochowywania zobowiązań. Niesprawiedliwe jest natomiast odebranie komuś przysługujących mu z mocy prawa lub ze względów etycznych uprawnień albo umożliwienia mu zdobycia tych uprawnień. Konkretnie: "uchodzi pospolicie za niesprawiedliwe pozbawić kogoś wolności osobistej, mienia i wszystkiego, co mu przysługuje na mocy prawa". Mill analizuje różne koncepcje sprawiedliwości i dochodzi do wniosku, że to, co sprawiedliwe, jest tym samym użyteczne. Ludzie przywiązują do sprawiedliwości tak dużą wagę, ponieważ reguły, które zabraniają im krzywdzić się nawzajem i łamać zobowiązania są ważniejsze dla powszechnego szczęścia niż jakiekolwiek inne. Obrona wolności W kolejnej rozprawie "O wolności" Mill broni przede wszystkim wolności słowa. Uważa, że nie wolno tłumić opinii odmiennych od panujących z trzech zasadniczych powodów. Po pierwsze, zmuszając głoszących jakąś opinię do milczenia, nie można być pewnym, czy przypadkiem nie mają racji. Trudno wykazać fałsz komuś, kto ma zakneblowane usta. Po drugie, tłumiona opinia może być rzeczywiście błędna, ale nawet błędne opinie zawierają czasem cząstkę prawdy. Panujące opinie rzadko są całą prawdą, pozostała część prawdy może dotrzeć do nas tylko dzięki kolizji przeciwstawnych opinii. Po trzecie wreszcie, nawet jeśli panujące opinie są całkowicie prawdziwe, to bez ciągłego wystawiania ich na krytykę staną się tylko kolejnym, przyjmowanym na wiarę, dogmatem. Z czasem oddziaływanie takiej zdogmatyzowanej doktryny na prawdziwe życie zanika, ludzie formalnie go wyznają, a w codziennym życiu kierują się już zupełnie czymś innym. "Faktem jest jednak, że bez dyskusji zapomina się nie tylko uzasadnienia danej opinii, ale także nazbyt często jej znaczenia. Słowa, które ją wyrażają, przestają zaszczepiać idee, do przekazywania których były pierwotnie użyte, lub zaszczepiają tylko drobną ich cząstkę." Jako klasyk liberalizmu, Mill bardzo mocno broni prawa do indywidualizmu. Indywidualizm jest oznaką siły charakteru, ten zaś oznacza posiadanie własnych, niezależnych od gustów i opinii społeczeństwa pragnień i popędu oraz umiejętności ich realizacji. Ludzi bez reszty podporządkowujących się dyktatowi tradycji i opinii innych przyrównywał do maszyn. Społeczeństwo, w którym pozwala się ludziom rozwijać swoją indywidualność, jest więc zbiorowiskiem ludzi o silnych charakterach. Tylko dzięki indywidualnym różnicom ludzkość może się rozwijać, uniformizacja prowadzi do stagnacji. Jako negatywny przykład podaje Mill współczesne mu Chiny "naród utalentowany, a pod pewnymi względami nawet mądry", który osiągnął taką zgodność opinii, że już setki lat temu osiągnął wysoki stopień cywilizacyjnego rozwoju... i na tym poprzestał. Ludzie, posiadający szczególne talenty, uzewnętrznią je tylko i wyłącznie wtedy, jeżeli pozwoli im się rozwijać swoje indywidualne cechy. "Geniusz może oddychać swobodnie tylko w atmosferze wolności", dobitnie stwierdza Mill. Zagrożeniem dla indywidualizmu nie jest już jednak, jak w dawnych czasach, tyrania władcy i Kościoła, ale "despotyzm opinii publicznej". Konformistyczna większość tępi wszelkie przejawy indywidualizmu, traktując je jako zagrożenie, czasami nawet za sprzeczność z naturą. Powyższe wiąże się z millową niechęcią do totalnej władzy ludu, do demokracji, której nie narzucono ograniczeń. Wcześniejsi liberalni myśliciele, uważali, że w demokracji władzy nie powinno się ograniczać, bo ograniczanie władzy, to tak jak ograniczanie ludu, który ją wyłonił. Inaczej Mill, który uważał, że władza ludu to tak naprawdę władza większości lub najgłośniejszej partii. Ta większość może, jeśli się jej nie powstrzyma, tyranizować mniejszość. Taka tyrania społeczeństwa może być nawet bardziej dotkliwa niż tyrania jednostki, bo trudniej przed nią uciec. Władza społeczeństwa nad jednostką nie powinna dotyczyć tych sfer, które dotyczą tylko jednostki. Ostro sprzeciwia się uchwalaniu praw regulujących prywatne zwyczaje obywateli, ich obyczaje, gusty, sposób prowadzenia się. Społeczeństwo może karać - prawnie lub tylko przez potępienie moralne - tylko te czyny, które niekorzystnie wpływają na interesy ogółu społeczeństwa. Jeśli jednak jakiś człowiek szkodzi tylko sam sobie, prawo nie może go potępić. Można takiego człowieka unikać, można namawiać go do zmiany postępowania, ale nie powinno się przymuszać do zmiany. Mill sprzeciwiał się ingerencji rządu czy innej władzy także w tych wypadkach, kiedy taka ingerencja nie pociąga za sobą naruszenia wolności. Uważał mianowicie, że rząd nie powinien ustalać reguł działania jakiegoś przemysłu, argumentując, że "nikt nie nadaje się lepiej do kierowania jakąś sprawą lub decydowania, w jaki sposób i przez kogo ma być prowadzona, jak ci, którzy są w niej osobiście zainteresowani." Nawet jeśli jednostki nie załatwią spraw lepiej niż urzędnicy, wyręczanie ich przez rząd jest demoralizujące. Obywatele stają się bowiem wtedy bierni, ubezwłasnowolnieni. Po trzecie, im więcej rząd ma obowiązków, tym więcej ma władzy. "Gdyby zarząd dróg publicznych, kolei żelaznych, banków, towarzystw ubezpieczeniowych, wielkich spółek akcyjnych, 6 uniwersytetów i towarzystw dobroczynnych znajdował się w ręku państwa (...) to mimo swobody prasy i wybierania prawodawców przez lud, kraj nasz czy jakikolwiek inny byłby wolny jedynie z imienia. Zło zaś byłoby tym większe, im sprawniej i bardziej naukowo skonstruowano by machinę administracji - im umiejętniej dobierano by do kierowania nią najzdolniejsze ręce i głowy" - ostrzegał. Mill obawiał się rządów tłumu, groźnych jego zdaniem dla wolności jednostki. Obawiał się też rządów biurokracji, zwłaszcza, gdyby biurokracja ta miała składać się ze starannie wyselekcjonowanych i najzdolniejszych członków społeczeństwa. Taka biurokracja z czasem zaczęłaby dbać tylko o własne interesy i promować tylko takie reformy, które jej służą. Takiej biurokracji nie można się pozbyć ani w drodze wyborów, ani nawet rewolucji, gdyż żaden władca czy demokratyczny rząd nie potrafiłby już bez niej rządzić. Wolne może być tylko i wyłącznie takie społeczeństwo, które potrafi w razie potrzeby zorganizować się samo, bez pomocy czy nawet wiedzy rządu. Niestety, wszechwładza biurokracji powoduje, że ludzie nie uczą się samodzielności, współdziałania i brania swoich spraw w swoje ręce. Mill ekonomista John Stuart Mill definiuje ekonomię jako "naukę badającą prawa takich zjawisk społecznych, które powstają z połączonych działań ludzi, podejmowanych w celu produkowania bogactwa, o ile zjawiska te nie są modyfikowane przez pogoń za jakimś innym przedmiotem". Według niego ekonomia jest nauką abstrakcyjną, zakłada arbitralną definicję człowieka, tzw. homo oeconomicus (jednostka gospodarująca - pojęcie użyte po raz pierwszy przez Milla), w której każda istota ludzka stara się uzyskać jak największą ilość rzeczy koniecznych do życia, wygód i luksusu, tak małą ilością pracy, trudu i wyrzeczeń, jak tylko pozwala na to dany stan wiedzy. Zgodnie z tym założeniem, jeżeli robotnik może osiągnąć wyższą płacę, kapitalista większy zysk, a właściciel ziemi większą rentę, będą razem współdziałali, tak aby to osiągnąć. Przyjęcie tego sztucznego cokolwiek założenia sprawia, że wnioski wyciągnięte przez naukowców są prawdziwe jedynie w abstrakcji. To samo dotyczy jednak wszystkich nauk, nawet matematyki. Mill podaje tu przykład geometrii, która operuje pojęciem linii, choć linie kreślone w praktyce nie są i nie mogą być takie same jak w teorii. Nikt jednak nie twierdzi, że twierdzenia geometrii są bezużyteczne, że lepiej jest poprzestać na "praktyce" i doświadczeniu". Jako filozof nauki Mill sporo uwagi poświęca nie tylko samym zasadom działania gospodarki, co jest przedmiotem działania ekonomii, ale przede wszystkim metodologii ekonomii, czyli sposobom badania prawidłowości gospodarczych. Uważa, że tak jak w innych naukach "moralnych" (politologia, socjologia, etyka, ekonomia itp.) powinno się stosować przede wszystkim metodę a prori, polegającą na abstrakcyjnej spekulacji. Ekonomista przyjmuje pewne założenia, a następnie z tych założeń dedukuje wnioski. Niemniej Mill docenia też konieczność weryfikacji teorii przez porównywanie nowych faktów do sformułowanej już teorii. Przy tym przestrzega uczonych ekonomistów, by nie popadali w doktrynerstwo. Powinni oni zawsze starać się być "bezstronnymi krytykami własnych teorii i uwolnić się, na ile to możliwe, od tej niechęci, od której niewielu badaczy jest całkowicie wolnych, do uznania rzeczywistości, czyli znaczenia jakichś faktów, których uprzednio nie brali pod uwagę lub do pozostawienia dla nich miejsca w swych systemach". Prawa produkcji są według Milla prawami natury, podobnie jak prawo ciążenia. Nie mogą więc być zmieniane z woli człowieka lub przez instytucje. Natomiast prawa podziału nie są ustalone, są wynikiem rozwiązań społecznych i instytucjonalnych. Pod wpływem socjalistów, a szczególnie saint-simonistów, Mill wierzył w możliwość reform społecznych oraz interwencję społeczeństwa w podział dochodów. Mill sprzeciwiał się jednak opodatkowaniu progresywnemu ze względu na jego antybodźcowy charakter. Jednocześnie opowiadał się za wysokimi podatkami od spadków. Eklektyzm Milla w dziedzinie teorii ekonomii przerzucił się na jego poglądy dotyczące polityki gospodarczej i socjalnej. Jego pisma wykazują tak dużą domieszkę poglądów, że nie trudno go przypisać do jakiejś jednej doktryny. Był po trosze zwolennikiem leseferyzmu, interwencjonizmu, a nawet socjalizmu. Mill jest postrzegany jako kontynuator Smitha i Ricardo, a zwłaszcza tego drugiego. Różni go jednak od nich przyjęta przez niego teoria wartości. Inaczej niż Smith i Ricardo, Mill nie opierał teorii wartości na pracy, ale na kosztach produkcji. Odrzucił poszukiwanie wartości bezwzględnej, opartej na jakimś pojedynczym czynniku, takim, jakim była praca lub odpowiednia ilość zboża u Smitha. Uważał, że celem teorii wartości jest wyjaśnienie sposobów kształtowania się relacji cen. Mill rozwinął i doprecyzował teorię handlu zagranicznego Ricarda, opartą na korzyściach komparatywnych. Bronił prawa rynków [Saya] przed krytyką Malthusa i Sismondiego. Mill wykazał, że w gospodarce naturalnej, opartej na wymianie barterowej, nie może być nadprodukcji, albowiem decyzja o dostarczeniu towarów na rynek przyjmuje z góry istnienie popytu na towary. Nie zmienia tego wprowadzenie pieniądza jako środka wymiany. Nadmiar podaży może wystąpić natomiast wtedy, kiedy pieniądz funkcjonuje jako środek do przechowywania wartości. Nadmierna ekspansja kredytowa może doprowadzić do tego, że pod wpływem oczekiwań producentów i konsumentów powstanie nadwyżka popytu nad podażą. Może się zdarzyć, że nadmierna emisja pieniądza w czasach prosperity pociągnie za sobą kryzys nadprodukcji z powodu 7 przypływu pesymizmu na rynku. Oddajmy głos Millowi: "W takich czasach istnieje rzeczywiście nadmiar wszystkich dóbr ponad pieniężny popyt; innymi słowy, istnieje tu niedostateczna podaż pieniądza. Z powodu nagłego unicestwienia wielkiej masy kredytu, nikt nie chce pozbywać się gotówki, a wielu stara się o uzyskanie jej za wszelką cenę. Dlatego każdy chce sprzedać, a mało kto kupić". W "Zasadach ekonomii politycznej", swoim najważniejszym dziele z zakresu ekonomii, Mill wyróżnia dwa rodzaje kapitału. Pierwszy z nich to tzw. the co-operative capital, zwiększający możliwości produkcyjne człowieka. Przykładem są tutaj silniki parowe, maszyny i narzędzia. Drugi rodzaj kapitału nazywa kapitałem renumeratywnym, służy on do wymiany za pracę. Zalicza się do niego wszystko, czego robotnik potrzebuje do życia, czyli żywność, ubrania, herbatę i tak dalej, tworzące razem narodowy fundusz płac. Za pomocą kapitału renumeratywnego kapitaliści opłacają pracę robotników, przy czym mniej istotne jest to, czy dzieje się to za pośrednictwem pieniądza, czy na zasadach barterowych. Na rynku znajdują się więc dwa "towary" - praca i kapitał renumeratywny. W zależności od ilości jednego i drugiego kształtują się płace. Jeśli w kraju posiadającym dany zasób kapitału pojawiają się dodatkowi nieproduktywni konsumenci i nie zatrudnią swoich nowych pracowników, ich konsumpcja zmniejsza narodowy fundusz płac, chyba, że jest to skorygowane przez większy import. Gdyby jednak ta nowopowstała klasa nieproduktywna pojawiła się razem ze środkami na swoją konsumpcję, zatrudniliby robotników, zwiększyłoby to władzę robotników nad kapitałem renumeratywnym. W takim wypadku klasy nieproduktywne, dotychczasowe i ta nowa, musiałyby płacić więcej za tę samą płacę. "Płace zależą więc od popytu i podaży pracy, lub - jak to się często określa - od proporcji Populacji i Kapitału" - wyjaśnia Mill. Przy czym Populacją są w tym wypadku tylko klasy pracujące, a Kapitał oznacza kapitał przeznaczony na zakup pracy. Mill dochodzi do wniosku, że pojawienie się maszyn zmniejsza dochody robotników. Jeżeli kapitał enumeratywny, czyli żywność, ubrania i inne środki konieczne do życia są zamieniane na kapitał kooperatywny, czyli maszyny - zmniejsza się ilość tego pierwszego, czyli fundusz płac. Przy tej samej populacji płace muszą więc spaść. Dodatkowo, maszyny mogą zastępować częściowo pracę ludzką, co powoduje, że jeszcze bardziej spada na nią popyt. Wydaje się, że podstawowym błędem w tym rozumowaniu było pominięcie przez Milla faktu, że maszyny też zużywają dobra - surowce, energię itp. Wprowadzenie maszyn wprowadza więc dodatkowy popyt na kapitał renumeratywny, przez co płace zwiększają się. Uznając fundusz płac za mniej więcej stały, Mill postulował ograniczenie przyrostu ludności, aby nie dopuścić do spadku płac z powodu zbyt licznej klasy robotniczej. Środkiem do tego miało być między innymi podniesienie minimalnego wieku zawierania małżeństw. Przez całe życie Mill wahał się między czysto wolnorynkowym podejściem do gospodarki, które dyktowała mu ceniona przezeń ekonomia klasyczna, a dążeniem do reformy społecznej, motywowanym jego głębokim zainteresowaniem poprawą losu jednostek. Odrzucił jednak socjalistyczne potępienie własności prywatnej i konkurencji. J.Ch.L. Sismonde de Sismondi- liberalizm gospodarczy Ledwie kapitalizm zaczął się rozwijać, a już napotkał na ostrą i merytoryczną krytykę. I to kogo? Historyka z wykształcenia, farmera i bankowca z doświadczenia. Ale chyba tylko ekonomiści mogą docenić dziś, jak bardzo swoją krytyką Sismonde de Sismondi "pchnął" do przodu nie tylko ówczesne myślenie o kapitalizmie, ale także to, jak bardzo przyczynił się do współczesnego modelu rynku i zasad nim rządzących - z całą pewnością jego wkład jest nie mały. Łódź się budziła... "Pierwszy wrzaskliwy świst fabryczny rozdarł ciszę wczesnego poranku, a za nim we wszystkich stronach miasta zaczęły się zrywać coraz zgiełkliwiej inne i darły się chrapliwymi, niesfornymi głosami niby chór potwornych kogutów, piejących 8 metalowymi gardzielami hasło do pracy. Olbrzymie fabryki, których długie, czarne cielska i wysmukłe szyje-kominy majaczyły w nocy, w mgle i w deszczu budziły się z wolna, buchały płomieniami ognisk, oddychały kłębami dymów, zaczynały żyć i poruszać się w ciemnościach, jakie jeszcze zalegały ziemię." A potem praca - o porannej herbacie grzechem było pomyśleć i dobrze, że przez cały dzień znalazła się choćby kromka chleba, najczęściej kilkanaście godzin w brudzie, duchocie i pyle. Za grosze. A życie ludzi na wsiach? Czasami jeszcze większa nędza. Gdy tymczasem właściciele takich fabryk opływali wręcz w luksusy i bogactwa i mieli swoje "ziemie obiecane". Nie, niestety Sismonde de Sismondi nie mieszkał w Łodzi, a ów cytat pochodzi z "Ziemi obiecanej" Władysława St. Reymonta. W zasadzie jednak świt z powieści Reymonta nie różnił się wiele od poranka w XIX-wiecznym Londynie, Lyonie, czy wreszcie Genewie, gdzie Sismondi żył i pisał. A pisał, bo widział właśnie to nędzne życie biedoty na wsiach i w miastach, zmagania takich, jak kilka dziesięcioleci później Borowiecki, Moryc i Maks, ale i szybko rosnące gigantyczne fortuny takich, jak Bucholz. Wszędzie było podobnie, ale by mieć pełny obraz rzucimy okiem na całą Europę i cofniemy się o około 200 lat. Mamy początek drugiej połowy XVIII wieku, rodzi się kapitalizm - w Anglii powstają przędzalnie bawełny, a na początku lat 80. także we Francji. W 1808 we Francji jest 326 przędzalni, a niespełna 20 lat później ich liczba zwiększa się prawie dwukrotnie. Ale w rzeczywistości te narodziny "nowej gospodarki" to wojna ustrojów - w większości krajów europejskich dominuje bowiem drobne rolnictwo i rzemiosło, praca rękodzielnicza i małe - w większości - majątki ziemskie chłopów. Rozwój produkcji kapitalistycznej to okres wzrostów i kryzysów. W latach 1787-1788 r. w Anglii wybucha ostry kryzys w chyba najważniejszej ówcześnie gałęzi produkcji - przemyśle bawełnianym. Potem pojawiają się kolejne - 1797, 1810, 1825. Sytuacja stabilizuje się na początku drugiej połowy XIX w. - wtedy też kapitalistyczne formy produkcji fabrycznej przenikają do innych krajów Europy Zachodniej: Szwajcarii, Belgii, Niemiec. Konkurencja powstających fabryk "wykańcza" drobnych producentów tak w mieście, jak i na wsiach. Dlatego wszędzie obserwujemy postępujące rozwarstwianie się społeczeństw - z jednej strony szybkie powiększanie kapitału i bogactwa narodowego, a wraz z nim prywatnych fortun, z drugiej natomiast, może nawet jeszcze szybsze, powiększanie się i tak licznej wtedy rzeszy biedoty. Nędza zmusza ludzi do migracji ze wsi do miast, ale nie wszyscy znajdują pracę - powiększa się liczba bezrobotnych i żebraków. Taka sytuacja rodziła przeświadczenie, że należy powstrzymać rozwój kapitalizmu, który nie jest wynikiem obiektywnej konieczności, postępu, biegu historii, ale rezultatem degeneracji etyki i moralności. Takie odczucia ogarniały zwłaszcza wielu intelektualistów. Jednym z nich był, przejęty i pozostający pod wielkim wpływem swojego rodaka z okresu oświecenia Jana Jakuba Rousseau, właśnie Sismonde de Sismondi. Jean Charles Leonard Sismonde de Sismondi (1773-1842) urodził się w Genewie, w rodzinie protestanckiego pastora. Z wykształcenia był historykiem, ale prowadząc najpierw gospodarstwo rolne, a potem pracując w banku zdobył wiedzę bardzo rozległą. Pozwoliła mu ona toczyć, i to czasami także udane, boje z największymi ekonomistami okresu Ricardo, Millem i Say’em, którego krytykuje najostrzej. W swoich dziełach polemizował również z Adamem Smithem - w napisanym w 1803 r. Richesse Comerciale (Bogactwo handlowe) podąża ścieżkami wytyczonymi przez Adama Smitha, ale już w napisanym 16 lat potem Nouveaux principes d’economie politique (Nowe zasady polityki ekonomicznej) wytoczył swoje największe działa przeciwko swojemu niedawnemu autorytetowi. W niektórych poglądach ostatecznie zgadzał się z klasykami, ale w przypadku większości teorii pozostał przy swoich. Krytykował kapitalizm, ponieważ widział w nim wewnętrzne sprzeczności. Fundamentalną była dla niego sprzeczność między produkcją a konsumpcją, która była również jedną z podstawowych zasad ekonomii klasycznej. Zaczął więc swoje argumenty od definicji haseł ogólnych. Ekonomia polityczna prezentowana przez klasyków była nauką o czynnikach pomnażających bogactwo narodowe. Na takie widzenie sprawy Sismondi nie godził się. Uważał, że powinna ona być swoista teorią dobrobytu, czymś pośrednim między etyką a polityką gospodarczą państwa. Sismondi zgadza się tutaj z fizjokratami, że nie należy szukać tendencji rozwojowych, ale ustalić naturalne zasady, jakimi powinien się kierować rząd podczas wytyczania ram gospodarki ustalania ilości sektorów gospodarki, ich organizacji i wielkości produkcji w każdym z nich, relacji ich łączących, a także - bardzo ważna rzecz - podziału dóbr materialnych, czyli podziału zysków. Dlatego też, m.in. obserwując nędzę ludzi, krytykuje w kapitalizmie pogoń za zyskiem, prymat interesów produkcji kosztem szarego obywatela. Owszem produkcja jest ważna, ale przecież człowiek - powiada z przekonaniem Sismondi zmuszony jest produkować tylko po to, by zaspakajać swoje potrzeby. Z równie dużym przekonaniem twierdzi, że wielkość produkcji powinna zależeć wyłącznie od wielkości populacji - tutaj po raz pierwszy nawiązuje do sprzeczności konsumpcji i produkcji. Uważa, że "należy ich [bogactw] wzrost dostosować do wielkości wzrostu ludności i dokonywać podziału ich między tą ludnością w pewnym stosunku, którego nie można bezkarnie naruszyć." Ale w rzeczywistości zdarza się często, że dochód nie wzrasta razem z liczbą ludności - bywa, że liczba obywateli rośnie, a dochód nie. Tu widzi nasz bohater zasadniczą różnicę pomiędzy swoimi poglądami, a teorią głoszoną przez Ricarda, Saya, czy Malthusa. Uzasadnia jednocześnie, że źródłem braku tej równowagi jest to, że właśnie produkcja tworzona jest dla zysku, a nie dla potrzeb społeczeństwa, zaś producent dąży wyłącznie nie tylko do czczego bogacenia się, ale bezmyślnego rozwijania w nieskończoność produkcji (bezmyślnego, ponieważ może ono doprowadzić go do kryzysu. Ale do tego dojdziemy). Sismondi twierdząc, że wielkość produkcji powinna być zgodna z potrzebami społeczeństwa, posuwa się jeszcze dalej. Tłumaczy, że jest pełen podziwu dla geniuszu ludzkiego umysłu, wynalazków epoki i nie jest przeciwny maszynom, ale 9 perspektywa ich niezwykle szerokiego zastosowania budzi jego wielkie obawy. Uważa, że postęp i technikę należy wdrażać w życie tylko na tyle, na ile wzrosną potrzeby społeczeństwa. Próbuje udowodnić, że ekspansywne wprowadzanie do przemysłu maszyn spowoduje wiele społecznego nieszczęścia - pracę ludzi będą wypierały maszyny zbyt gwałtownie. W myśl teorii, że to "bogactwo jest dla człowieka, a nie człowiek dla bogactw" nie dostrzega jednak subtelnej różnicy: to nie postęp sam w sobie jest czymś złym, ale złe spożytkowanie jego owoców, a mówiąc dokładniej - przejęcia większej części zysków przez właściciela fabryki, przy zaniżaniu płacy robotników. Fabrykant mógł sobie pozwolić na taki wybieg, ponieważ w okresie silnego zmechanizowania pracy pojawiły się rzesze niepotrzebnych rąk do pracy, a tym samym silna konkurencja na rynku pracy. Niskie koszty produkcji i wysokie zyski w tym sensie wynikały właśnie z postępu technicznego. Tutaj też, skoro padło już słowo zysk, powinniśmy przyjrzeć się bliżej właśnie tym podstawowym zagadnieniom: cena, wartość produkcji. Sismondi tu także poróżnił się ze zwolennikami liberalizmu gospodarczego. Źródłem wartości (czyli tego skąd się bierze cena towaru, a potem na podstawie czego wyliczany jest koszt produkcji) jest dla Sismondiego ludzka praca - w tym poglądzie jest zgodny z klasykami. Ale przy ustalaniu kosztów produkcji istotny jest naturalnie czas, jaki pracownik potrzebuje na wykonanie określonej pracy. I tu już drogi naszego bohatera i klasyków rozchodzą się. Tzw. czas społecznie niezbędny, który ma decydować o wielkości wartości, rozumie Sisomondi tylko jako czas zużyty na wyprodukowanie tych towarów, które znalazły efektywny zbyt na rynku. Pracę, która została faktycznie włożona w wyprodukowanie określonej ilości dóbr, a które nie zostały przez społeczeństwo spożytkowane (nie zostały zakupione, ani skonsumowane), tę pracę uważa Sismondi za zmarnowaną. Popełnia jednak błąd - rozróżniając popyt efektywny od popytu "wirtualnego" nie dostrzega związku i różnicy, przeciwieństwa pomiędzy ceną i wartością identyfikuje cenę i wartość. Ten błąd wyraźniej zaznaczy się, kiedy będzie mowa o poglądzie Sismondiego na dochód. Przy okazji mówiąc o wartości produkcji Sismondi zauważał także zjawisko powstawania tzw. wartości dodatkowej, czy nazywanej przez siebie "nadwartości". Chodziło o to, że robotnicy przy wzroście produkcyjności pracy generowali większe zyski, niż wynosiły ich koszty utrzymania. Nadwyżkę produktu pracy robotnika zawsze zabierał naturalnie właściciel fabryki. Sismondi, w wielu miejscach próbował podważyć ową "nadwartość", ale głównie podnosił argument o sprawiedliwości. Próbował walczyć o ową nadwyżkę, ale nie chodziło mu o jej zlikwidowanie, lecz o sprawiedliwą zapłatę dla robotnika za wykonaną pracę. "Sprawiedliwą" w znaczeniu, jakie przedstawił św. Tomasz z Akwinu. Był także zdania, że płace oraz świadczenia społeczne należy traktować nie tylko jako element kosztów produkcji, ale także jako czynnik kreujący popyt, z tym, że należy tymi dodatkowymi świadczenia obarczyć bezpośrednio przedsiębiorstwo. Dokonując jednak rozkładu wartości pojedynczego towaru rozwinął polemikę na szeroki temat dochodu oraz związków pomiędzy konsumpcją a produkcją. Sismondi tłumaczy, że poprzez inwestycje i oszczędzanie zwiększa się produkcja. To z kolei wiąże się z zatrudnianiem kolejnych pracowników. Generują oni nowe dochody w postaci zysku i płacy, które odpowiadają zwiększonej podaży dóbr. Sismondi wskazuje jednak, że może się zdarzyć, że owa nowa produkcja zacznie niszczyć inną. Albo, że właściciel fabryki zacznie zwiększać zysk obniżając zarobki pracowników. Wtedy taka nowa produkcja nie wnosi nic do dochodu narodowego, może natomiast przyczyniać się do napięć wśród społeczeństwa. Sismondi twierdzi także, że korzystne jest rozproszenie produkcji - uważa bowiem, że robotnicy w mniejszych zakładach zarabiają więcej niż zatrudnieni u dużego fabrykanta. Sismondi podejmuje także polemikę z Ricardo na temat tzw. teorii kompensacji. Teoria ta mówiła, że robotnicy wypierani przez maszyny znajdują zatrudnienie w różnych gałęziach przy ich produkcji. Tymczasem Sismondi, po zgromadzeniu wielu argumentów oraz konkretnych praktycznych przykładów wykazuje, że jest zupełnie inaczej, i co ciekawe - Ricardo przyznaje po latach rację Szwajcarowi. No i wreszcie rzecz być może najważniejsza. Klasycy uważają, jak mówi Sismondi, że wzrost produkcji jest równoznaczny z ze wzrostem popytu. Dochód owszem, mówi Szwajcar, wypływa z produkcji, ale sama produkcja to jeszcze nie dochód (vide dostosować produkcję do potrzeb społeczeństwa). Z dochodem mamy do czynienia wtedy (jak wspominaliśmy już), kiedy każda rzecz znajdzie swojego nabywcę. Sismondi uważa, że dochód ubiegłego roku opłaca produkcję w bieżącym. Tymczasem, o ile dochód z roku ubiegłego znamy, o tyle wartości produkcji w przyszłym roku nie. Co więcej, może się ona zwiększać i najczęściej jest większa - kontynuuje Sismondi. A wtedy może się okazać, że dochód jest niewystarczający dla zrealizowania nowego produktu. Abstrahując od tego, że jest to założenie błędne, Sismondi przyczynił się nim do pogłębienia teorii związanych ze zjawiskiem nadprodukcji. W ścisłej analizie zagadnień związanych z pieniądzem czy towarem wielkich zasług nie można przypisać Sismondiemu nie pogłębił znacząco tych tematów. Wiele za to do powiedzenia miał na temat rynku wewnętrznego, czym przyczynił się do zgłębienia tematu nadprodukcji. Otóż Sismondi twierdził, że wraz z rozwojem kapitalizmu rynek wewnętrzny kurczy się, co zmusza kapitalistę do spojrzenia w stronę rynków zagranicznych, jako wykorzystania szansy na sprzedaż nadmiaru towarów. Ale gdy się to nie powiedzie, kryzys nadprodukcji staje się nieunikniony. W takim rozumowaniu Sismondiego pokutuje jego myślenie o produkcji, jako o konsumpcji wyłącznie osobistej. Mimo błędnego rozumowania tej tezy Sismondiemu , udaje się w swoich poglądy uchwycić charakterystyczną cechę socjologiczną współczesnej sobie epoki - proces stopniowego, ale jednak dość szybkiego ubożenia klas uboższych, w porównaniu z gwałtownym rozwojem przemysłu i szybkim bogaceniem się warstw wyższych. Sismondi czasami bywa także określany przez marksistów jako ten, który dał "życie" proletariatowi - sile, której najwięcej miejsca poświęcił później Karol Marks. Sismondiemu daleko jednak do socjalizmu, tak jak i daleki jest od pomysłów likwidacji własności 10 prywatnej. Ubolewa natomiast nad tym, że robotnik stał się niejako bezwiednie "cząstką maszyny" - coraz mniej znaczą jego kwalifikacje, praca stała się częścią kosztów produkcji. Zdaje sobie w pełni sprawę z uprzedmiotowienia siły roboczej w procesie produkcji. Sismondiemu marzy się poniekąd powrót do czasów, kiedy rzemieślnik trzymał w dłoni swoje narzędzie, ponieważ marzy mu się państwo ze "społeczeństwem dobrobytu". Tymczasem gospodarka kapitalistyczna przełomu XVIII i XIX wieku nie sprawdza się - mówi Sismondi - i to pokazuje praktyka pokazuje praktyka: prowadzi do masowego bezrobocia i ubóstwa, a w efekcie do gwałtownego spadku konsumpcji, do długotrwałych kryzysów i załamania całego systemu. Uznawał, że są to wystarczające powody, aby przeciwstawić się ekspansji kapitalizmu w takiej postaci. Sprzeciwiał się monopolizacji i nadmiernej koncentracji kapitału. Zalecał ochronę drobnej wytwórczości, rzemiosła, usług i rolnictwa. Postulował też prawo robotników do zrzeszania się. Skoro pracodawcy mają prawo zmawiać się dla ustalenia minimalnej stawki płaconej robotnikom, to takie samo prawo powinni mieć zrzeszeni robotnicy, którzy dbaliby o to, aby otrzymywać godziwą zapłatę za wykonaną pracę. Patrząc z perspektywy dwustu lat, może my powiedzieć, że Sismondi stał się prekursorem ruchu związkowego. Jean Babtiste Say i jego "prawo rynku" J.B. Say, popularyzator i krytyk Adama Smitha, przedstawiciel liberalizmu ekonomicznego. Według niego każda praca ma produkcyjny charakter, w skład bogactwa narodowego wchodzą materialne i niematerialne środki zaspokajania potrzeb. Twierdził, że w gospodarce nie może być długotrwałych kryzysów. Rewolucja Francuska (1789) niszczy feudalizm i monarchię absolutną, a jednocześnie umacnia fundamenty gospodarki rynkowej we Francji. Przewrót przynosi szkody pewnej części arystokracji związanej z dawnym państwem i dworem, tworzą się jednak nowe fortuny - wpłynęły na to m.in. transakcje dobrami narodowymi, kupno, sprzedaż i nadawanie nowym właścicielom (za zasługi dla rewolucji) skonfiskowanych majątków. Po obaleniu dyktatury Robespierre’a stany średnie (kupcy, rzemieślnicy i przedsiębiorcy) wzmacniają się jako klasa na polu działalności gospodarczej. Tymczasem gospodarka uwalnia się od interwencji państwa, przemysł i handel uzyskują wolność, kapitalizm rozwija skrzydła. Szansę na stabilizację polityczną widzą w rządach generała Napoleona Bonaparte. Panowanie Bonaparte we Francji jest czasem znacznego rozwoju produkcji. Prace ręczną zastępuje się maszynami, upada drobne rzemiosło, manufaktury odchodzą w zapomnienie. Rząd Napoleona popiera postęp techniczny, rozwija przemysł, ogranicza konkurencję angielską przez blokadę kontynentalną, ale przede wszystkim tworzy system spójnego prawa. Polityka rządowa doprowadza jednak do utraty kolonii, wojny Napoleona niszczą finanse, blokada kontynentalna spotyka się z odwetem innych państw, co powoduje spadek popytu na produkty francuskie. Od roku 1811 Francję dotyka głęboki kryzys, który powoduje zmianę nastawienia przedsiębiorców do generała. Rośnie wśród niej opozycja, której reprezentantem staje się niegdyś bliski współpracownik Napoleona i członek komisji finansów państwa - Jean Babtiste Say. Jean Babtiste Say (1767-1832) zajmuje się polityką, publicystyką gospodarczą i nauką. Jest członkiem Trybunału Republiki Francuskiej (1799-1807). Stanowisko to piastuje do momentu, kiedy jego liberalne poglądy przestały być przez dyktatorską władzę tolerowane i zabroniono mu opublikować drugie wydanie (pierwsze opublikowano w 1803 r.) jego najsławniejszego dzieła: Traktat o ekonomii politycznej (Traite d’economie politique). Po rezygnacji ze stanowiska Say staje się przemysłowcem i na lata wycofuje się z działalności publicznej, co pozwala mu z punktu widzenia przedsiębiorcy obserwować błędy cesarstwa i złą politykę gospodarczą. Po upadku systemu napoleońskiego, kiedy mógł już ponownie publikować, Say zaczyna wykładać ekonomię polityczną w Ateneum (Athenee). W roku 1830 zostaje powołany na profesora katedry ekonomii politycznej w College de France. "Traktat o ekonomii politycznej" Saya, którego napisaniu autor poświęcił trzy lata życia, jest w dużej mierze odpowiedzią na pracę Adama Smitha "Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów", którą Say poznał studiując w Anglii. Dzieło Saya było nieustannie wznawiane (ukazało się aż sześć wydań) i tłumaczone na wiele języków. Powodem tak 11 dużego rozgłosu Traktatu oraz innych jego prac była z pewnością konsekwentna obrona interesów przemysłowców i inwestorów, których liczba szybko rosła zarówno we Francji jak i w całej Europie. Say w Traktacie podziwia Smitha, popularyzuje go wykładając na uczelniach we Francji, choć jednocześnie tworzy własny system poglądów w dużym stopniu odmienny od teorii Smitha. Say staje się krytyczny wobec nich, choć uważa, że system, który sam tworzy czerpie swe źródła w naukach szkockiego ekonomisty. Dla dalszego rozwoju ekonomii ma to duże znaczenie. Smith opowiadał się za teorią wartości opartą na pracy, skierowanej przeciw warstwom nieprodukcyjnym, czysto konsumpcyjnym. Twierdził, że bogactwo kraju rośnie, gdy zwiększa się liczba przedsiębiorców i robotników, a zmniejsza liczba przedstawicieli grup nie biorących udziału w produkcji. Teoria ta, zdaniem historyków myśli ekonomicznej, miała na celu rozprawienie się z przeżytkami feudalizmu w obliczu nowej epoki, jaką miał dać rozwój handlu, przemysłu i kolonializm. Tymczasem Say, zdaniem współczesnych ekonomistów, wulgaryzuje myśl klasyczną, rozrywając jedność analizy ówczesnych stosunków ekonomicznych, tak silnie występującą u Smitha. Francuski uczony głównie atakuje klasyczną teorię wartości, upatrującą tylko w pracy twórczynię wszelkich wartości. Jean Babtiste jest jednak krytykiem konstruktywnym. W swoich dziełach rozszerza pojęcie produkcji i pracy produkcyjnej. Ekonomię dzieli na trzy działy: produkcję oraz wymianę, podział i konsumpcję (teoria czynników produkcji). Twierdzi też, że wszystkie dziedziny, w których ma zastosowanie kapitał, mają charakter produkcyjny. Posiada wartość i ma produkcyjny charakter zarówno rolnictwo, przemysł jak i... handel. Podczas gdy Smith twierdził, że bogactwem jest dochód społeczny, określając go jako strumień materialnych środków zaspokojenia potrzeb ludzi, to u Saya zajęcia (nazywane przez Smitha nieproduktywnymi) wytwarzające niematerialne środki zaspokajania potrzeb mają równie ważne znaczenie dla gospodarstwa indywidualnego oraz ogólnospołecznego. Czym - pytał Say - różni się "niematerialny" śpiew pieśniarza od "materialnego" obrazu artysty? Oba przecież zaspokajają ludzkie potrzeby w równym stopniu. Nie ma więc powodu aby je odrzucać w rozważaniach ekonomicznych, gdyż są wytworem ludzkiej pracy i jako takie powinny być odpowiednio nagrodzone. Praca nauczyciela lub urzędnika wpływa w taki sam sposób na produkcję dóbr, jak robotników je wytwarzających, ponieważ praca tych pierwszych przyczynia się do zwiększenia wydajności tych ostatnich. Za każdy z czynników produkcji Say przewidywał wynagrodzenie (zysk), w postaci renty, procentu czy płacy (początki teorii podziału). Produkować oznacza tworzyć użyteczności, zwiększać możliwości zaspokajania ludzkich potrzeb. Wszelka praca, która współdziała w powstawaniu użyteczności rzeczy jest pracą produkcyjną. Nie ma dla niego potrzebnych i niepotrzebnych posiadaczy kapitału. Sayowi chodzi o zrównanie wszelkiej działalności ludzkiej ze świadczeniem usług, przy jednoczesnym uznaniu, że wszystkie usługi tworzą produkty materialne lub niematerialne. Tym poglądem Say staje po stronie zwolenników teorii harmonii w gospodarce. Z tego powodu jego poglądy będą później atakowane przez socjalistów i komunistów, a z teorią harmonii, jak i z wieloma innymi poglądami Saya zawartymi w "Traktacie" będzie w XIX wieku polemizował m.in. K. Marks. Choć autor Traktatu zrównuje wszystkich właścicieli kapitału, preferuje jednak przemysł jako dziedzinę produkcji, w której można zrobić największy użytek z kapitału, która jest dla niego źródłem dobrobytu ludzkiego, najważniejszą dziedziną gospodarstwa społecznego. Szczególnie docenia drobny przemysł przetwórczy (manufakturowy), do którego należy wprowadzić maszyny, gdyż obniżając koszty robocizny, ułatwi się wzrost produkcji, z korzyścią dla społeczeństwa. Nie boi się Say (w przeciwieństwie do np. Sismondiego) wprowadzenia maszyn do przemysłu. Maszyny spowodują potanienie wytworów, powiększając dobrobyt i stwarzając tą drogą sobie zbyt. Wskutek tego wywołane przez wprowadzenie maszyn bezrobocie techniczne jest tylko chwilowe, bezrobotni bowiem wskutek potanienia wytworów znajdą wkrótce zatrudnienie w samym przemyśle (choć w innych gałęziach), lub w innych sektorach gospodarki, których rozwój zostanie przyspieszony przez wzrost popytu na ich produkty ze strony zmechanizowanego przemysłu (teoria kompensacyjna bezrobocia technicznego). Według Saya, nawet gdyby maszyny zupełnie zastąpiły pracę ręczną, nie spowoduje to redukcji zatrudnienia, nie można więc obawiać się cierpienia klasy ubogiej i pracującej, bo to raczej maszyny stałyby bezczynnie niż ludzie, gdyby nie było popytu na wytwarzane przez nie dobra. Saya możemy nazwać rzecznikiem rozwoju przemysłu. Postuluje ciągłe jego unowocześnianie, w swoim traktacie analizuje wszelkie utrudnienia dla produkcji i handlu. Uważa, że ekspansja gospodarcza zwalczy zbytek, konsumpcję na pokaz, która się odbywa kosztem ludzi. Francuski ekonomista wprowadza pojęcie konsumpcji indywidualnej - konsumpcji dokonywanej dla zaspokojenia potrzeb poszczególnych osób i ich rodzin i konsumpcji publicznej - czyli zaspokajającej potrzeby zbiorowości. Konsumpcja, jego zdaniem, zużywa społeczne bogactwo na dwa sposoby: całkowicie (konsumpcja reprodukcyjna, która zużywa jedną wartość aby ją zastąpić inną) lub częściowo (konsumpcja nieprodukcyjna, która niszczy wartość skonsumowaną i niczym jej nie zastępuje). Konsumpcję nieproduktywną dzieli na: 1. Konsumpcje, które zaspokajają rzeczywiste potrzeby (bielizna - ale nie koronkowa; żywność - ale zdrowa i pożywna, a nie wyszukana; ubranie - przyzwoite - ale bez ozdób i haftów), 12 2. Konsumpcje raczej powolne, aniżeli szybkie oraz takie, które wybierają produkty najwyższej jakości (domy i meble długo służą i często są używane, materiały dobrej jakości - choć są drogie, służą dużo dłużej), 3. Konsumpcje wspólne (dziś powiedzielibyśmy: zakłady zbiorowego żywienia - stołówki w fabrykach, kantyny w koszarach - jadłodajnie we wspólnych zrzeszeniach - które pozwalają oszczędzić na kosztach wytworzenia wspólnego dobra konsumpcyjnego; na tym samym ogniu można upiec jedną pieczeń, ale i kilka), 4. Konsumpcje w zgodzie z zasadami moralnymi i zdrowym rozsądkiem. W tym wypadku Say krytykuje wszystkich nadmiernie bogatych (od czasów starożytnego Rzymu począwszy), którzy z nadmiaru bogactwa wpadają w przepych i marnotrawią dobra, podczas gdy inni głodują. Ci pierwsi, ostrzega Say, zazwyczaj źle kończą. Jean Babtiste Say stwierdza, że nie konsumuje się jedynie potencjału, zdolności do pracy, sił przyrody i aparatu wytwórczego. Jednocześnie ostro krytykuje zarówno bogaczy-zwolenników wysokiej konsumpcji, jak reprezentantów tezy o nakazie utrzymania niskiej konsumpcji. Jego zdaniem należy wypośrodkowywać swe skłonności konsumpcyjne kierując się zdrowym rozsądkiem. Potępia "fajerwerki" i marnotrawienie żywności przez bogatych. Z drugiej strony szydzi z mieszkańców biednych miast, którzy urządzają kosztowne festyny, podczas gdy za zaoszczędzone pieniądze mogliby wybudować studnię, zamiast ciągle narzekać na brak wody pitnej. Say zwraca uwagę na warunki produkcji. Stwierdza, że lepiej się pracuje, dba o produkcję we własnym przedsiębiorstwie niż w spółce akcyjnej. W drugiej formie ma się mniejszy wpływ na decyzje, pracuje się z gorszym efektem. Say sprzeciwia się wszelkim formom ingerencji w działalność gospodarczą. Wiara w swobodę działania, w wolny handel i nieograniczony rozwój gospodarczy czyni z Saya przedstawiciela liberalizmu ekonomicznego. Jako doświadczony przedsiębiorca wyodrębnia on specjalną grupę ludzi - przedsiębiorców, którzy najpełniej będą rozwój przemysłu realizować. Po raz pierwszy do ekonomii pojęcie przedsiębiorcy wprowadził Cantillon jednak to Say dokładnie definiuje przedsiębiorcę, docenia najbardziej jego rolę i wyznacza mu znaczące miejsce w procesie gospodarczym. Przedsiębiorca u Saya inicjuje i realizuje produkcję, to on ma największy wpływ na wytwarzanie bogactw, a nie właściciel ziemski (jak uważali fizjokraci) lub robotnik (jak twierdził Smith), odgrywający rolę raczej bierną. Jest pośrednikiem, który zakupuje usługi produkcyjne potrzebne do wytwarzania produktów. W ten sposób ustala się popyt na te usługi produkcyjne, stanowiący jedną podstawę ich oceny Z drugiej strony czynniki produkcji, czyli ludzie, kapitały ziemia, tworzą podaż tych usług, tworząc drugą podstawę ich wartości. W ten sposób prawo popytu i podaży reguluje cenę usług produkcyjnych i produktów. Przedsiębiorcy, zdaniem Saya, zawdzięcza się rozkład ceny płaconej za produkty na różne usługi produkcyjne, a różne usługi są rozdzielane między poszczególne gałęzie produkcji, oczywiście zgodnie z potrzebami konsumpcji. W ten sposób funkcjonuje związek teorii podziału, teorii wymiany i produkcji. Przedsiębiorca musi mieć pewne cechy, które czynią go gotowym do spełniania funkcji gospodarczych. Nie musi być bogaty (!) Ale też nie każdy posiadacz kapitału może być przedsiębiorcą. Każdy równie dobrze może organizować przedsiębiorstwo przy kapitale pożyczonym. Musi mieć jednak właściwości moralne, których nie spotyka się często: znajomość rzeczy i ludzi, własny sąd i stałość. Za spełnianie szczególnych funkcji, za ponoszenie ryzyka procesu produkcyjnego, przedsiębiorca wg Saya, powinien mieć wyższe wynagrodzenie. Jean Baptiste zupełnie inaczej niż Smith ujmuje kwestię oszczędzania. Smith mówi o cnocie oszczędzania, o wysiłku czynionym dla oszczędzania z dochodów. Say natomiast podkreślając produkcję, twierdzi, że w okresach pomyślności (zwiększonej produkcji, a przez to zwiększonych dochodów i zysków), zwiększają się jednocześnie i wydatki konsumpcyjne i oszczędzanie. Oszczędności wychwalane przez Smitha, są dla Saya wynikiem "wad organizacji politycznej". Są to oszczędności wymuszone na najliczniejszej klasie pracującej, która nie otrzymuje wynagrodzenia proporcjonalnie do własnego udziału w produkcji. Z drugiej strony Say rozumuje, że oszczędzanie (przez właścicieli kapitału, przedsiębiorców) pozwala powiększyć kapitał, czyli stwarza równocześnie inwestycje Najsłynniejszą z teorii Jean Baptiste Saya jest jego "prawo rynku". Teoria ta odegrała bardzo poważną rolę w historii myśli ekonomicznej, zarówno ekonomiści klasyczni, keynesiści, monetaryści, jak i socjaliści (nie mówiąc już o marksistach i komunistach) nie pozostawili jej bez komentarza. Przez jednych była chwalona i poprawiona, przez innych ostro krytykowana, ale byli i tacy, którzy na jej podstawie rozwinęli własne teorie ekonomiczne. Według tego prawa "produkcja sama wytwarza na siebie popyt". Innymi słowy, ludzie wytwarzają wyroby i oferują usługi, aby po ich sprzedaniu kupić rzeczy, których pragną. Innymi słowy: produkty wymieniają się na produkty, każdy nabywca jest zarazem sprzedawcą i na odwrót. Wymiana zostaje tu znaturalizowana, pieniądz spełnia jedynie funkcję pośrednika wymiany, nie ma samodzielnej roli. Z chwilą zakończenia wymiany okazuje się, że produktem zapłacono za produkt. Jeśli ludzie przestaną kupować określone wyroby, wówczas ich producenci przestawią się na wytwarzanie towarów, na które popyt istnieje. Jeśli wytwarzane są tylko te wyroby i oferowane usługi, na które jest popyt, to dochód otrzymany z ich sprzedaży, przedsiębiorcy i pracownicy przeznaczają z kolei na zakup potrzebnych im towarów i usług. Wynika z tego, że podaż (ilość towarów i usług zaoferowanych do sprzedaży po danej cenie) sama na siebie wytwarza popyt (ilość towarów i usług, które konsumenci chcą i są w stanie kupić po danej cenie). Oznacza to, dowodzi Say, że nie może istnieć takie zjawisko, jak nadprodukcja. Łączna podaż towarów, bowiem równa się łącznemu popytowi. Zanim wytworzymy towar, tworzymy rynek dla innych produktów. Popyt jest więc tylko odwrotną stroną produkcji podaży. Zjawiska jak nadprodukcja czy bezrobocie mogą występować tylko w krótkim okresie, jako przejściowe zakłócenia, którym wolność ekonomiczna będzie się skutecznie przeciwstawiać. "Dopóki nikt 13 nie wtrąca się do systemu, zawsze będzie on doskonale dopasowywał się, samoregulował, gdyż każdy akt produkcji zawsze wytwarza efektywny popyt niezbędny do nabycia produktu" - pisał Jean Baptiste Say. W długim okresie zakłócenia w postaci nadprodukcji, niezrealizowania części wytworzonej wartości nie nastąpią nigdy. Nie ma więc zagrożenia kryzysem. Ewentualne zakłócenia rynku nie będą spowodowane nadprodukcją, a tylko niedostateczną produkcją innych gałęzi produkcji, mogą być skutkiem tarć (frykcyj) w procesie gospodarczym. Prawo Saya mimo wszystkich swoich wad, zawiera trafną myśl, że całkowity popyt i całkowita podaż nie są od siebie wzajemnie niezależne, ponieważ produkcja poszczególnych przedsiębiorstw czy przemysłów zależy od podaży wszystkich innych przedsiębiorstw czy przemysłów, wskutek czego przeważnie pierwsza porusza się w tym samym kierunku, co druga. Wniosek Saya był przedmiotem dyskusji wielu ekonomistów. Ricardo stanie na stanowisku, że ogólna nadprodukcja jest niemożliwa. Pogląd Saya nie był jednak powszechnie przyjęty. Sismondi - ostry krytyk systemu kapitalistycznego w swojej analizie podważy "prawo rynku" wraz z samoczynnie działającym mechanizmem równowagi gospodarczej. Malthus - chwalący kapitalizm, będzie szukał dowodu na istnienie nadprodukcji, dojdzie do wniosku, że istnieje niedobór efektywnego popytu, robotnicy bowiem mogą otrzymać mniej niż wynosi wartość wytworzonego przez nich produktu. Nie wypełnia powstałej luki również popyt kapitalistów, gdyż oni oszczędzają po to, by zgromadzić jak największy kapitał do zainwestowania, rezygnując tym samym z możności nabycia pewnej ilości dóbr konsumpcyjnych. W przyszłości większość ekonomistów przyjmie poglądy Anglika J. M. Keynesa, który stwierdził, że "w długim okresie wszyscy jesteśmy martwi". Rozumiał przez to, że problemy naglące wymagają natychmiastowych rozwiązań - nie można więc czekać aż rozwiążą się same. Wielki kryzys z lat trzydziestych, z trwającą przez długie lata nadprodukcją i masowym bezrobociem, uznano za dowód, że prawo rynku Saya nie miało racji bytu. Ekonomia polityczna zawdzięcza Sayowi przede wszystkim usystematyzowanie zasad, które Adam Smith w "Bogactwie narodów" wyłożył bez ukazania metody, powiązań między nimi, tworząc jedynie zbiór doktryn. Zawdzięcza dowód, że produkty wszelkiego rodzaju polegają na nowej użyteczności nadawanej przez rzeczy czy ludzi, że wszelkie prace pożyteczne są produkcyjnie i z tego tytułu wchodzą w zakres ekonomii politycznej. Thomas Malthus - liberalna ekonomia polityczna według angielskiej szkoły klasycznej Wiek XIX obfitował w wybitnych przedstawicieli nowej nauki - ekonomii. Solidne podstawy, które stworzył Adam Smith trafiły na podatny grunt dynamicznych przemian gospodarczo-społecznych. Nowinki techniczne wieków poprzednich powoli stawały się standardem życia codziennego, a przemiany społeczno-ekonomiczne stawały się motorem postępu cywilizacyjnego. Thomas Malthus (1766-1834) był drugim synem bogatego właściciela ziemskiego, wyznawcy rewolucyjnych idei oświecenia. Starannie wykształcony, zgodnie ze zwyczajem panującym w ówczesnej rzeczywistości, jako najmłodszy syn poświęcony został stanowi duchownemu. Ukończył studia wyższe w Cambridge, a następnie objął posadę pastora. Malthus podróżował po Europie, m.in. Francji i Niemczech. W 1807 roku został profesorem ekonomii politycznej w kolegium Kompanii Indyjskiej w Haileybury, piastując to stanowisko aż do śmierci. Pracując naukowo pozostawał w żywych stosunkach z innymi wybitnymi ekonomistami Ricardem i Sayem. Ich poglądy były wspólne we wszystkim oprócz jednego - ekonomii. Dwa podstawowe dzieła Malthusa to "Prawo ludności" (kilka wydań odzwierciedlających ewolucję poglądów autora) oraz "Zasady ekonomii politycznej z przeglądem możliwości praktycznego zastosowania" opublikowane w 1820 r. Malthus wychowywał się w okresie wielkich ruchów rewolucyjnych w Europie, w epoce walki ze starym porządkiem społecznym, feudalizmem i narodzin mieszczańskiej demokracji. Negatywnie odnosił się do tworzenia nowych stosunków gospodarczych drogą przemocy. Dlatego sprzeciwiał się konfiskacie i zajmowaniu majątków, by przekazywać je nowo rodzącej się klasie społecznej, określanej przez niektórych ekonomistów mianem burżuazji. W swoich rozważaniach podejmował próby obrony angielskiej arystokracji. 14 Prześledźmy wspólnie poglądy i teorie Malthusa, które na stałe wpisały się do kanonów ekonomii, zwłaszcza że stały się one podstawą nowego kierunku: ekonomii politycznej. W swoich rozważaniach Malthus posługiwał się po części metodą zaproponowaną przez Adama Smitha. Łączył dedukcję z indukcją bardzo wyraźnie kładąc nacisk na wagę jaką mają fakty, mając tym samym ogromne poczucie rzeczywistości. Głównym zagadnieniem ekonomiki jest dla niego dochód społeczny, w skład którego wchodzą jedynie materialne środki zaspokajania potrzeb. Chyba najbardziej znaną ideą Malthusa była stworzona przez niego teoria ludności, w której ujął związek pomiędzy ilością ludności a ilością środków pożywienia. Prawo składało się z dwóch twierdzeń. Pierwsze dotyczyło charakteru przyrostu ludności. Otóż według Malthusa ilość ludności podwaja się co 25 lat. Nie oznacza to, że ludność musi się w takim tempie rozwijać, ale przyrost demograficzny wykazuje taką tendencję. Według drugiego twierdzenia ilość środków pożywienia zwiększa się co ćwierć wieku o taką samą ilość. Na tej podstawie można utworzyć dwa szeregi rozwojowe. Pierwszy ukazujący wzrost ludności: 1,2,4,8,16,32 itd. Drugi wzrost środków pożywienia: 1,2,3,4,5,6 itd. Porównując te szeregi okazuje się, że po 75 latach liczba ludności przewyższy liczbę środków pożywienia ( 4>3). To prawo ludności Malthusa pokazuje, że wzrost ludności jest szybszy od wzrostu ilości środków pożywienia. Wcześniejsze rozważania - począwszy od starożytności - zakładały, że dobrobyt ludności jest związany z jej wzrostem. Podobnie wypowiadali się merkantyliści i fizjokraci. Generalnie zakładano, że postęp gospodarczy i techniczny zapewni ludności na każdym etapie rozwoju wystarczające środki pożywienia. Dodatkowo człowiek, jako jednostka myśląca, może zapanować nad zmysłami i rozmnażanie może zostać powstrzymane. Malthus uważał inaczej. Twierdził, że nie może istnieć idealny ustrój społeczny, w którym panowałby powszechny dobrobyt (choćby rozumiany jako zapewnienie wszystkim ludziom pożywienia), ponieważ zawsze istnieje groźba przeludnienia i środków na zaspokojenie podstawowych potrzeb ludzi nie wystarczy. Sposobem na swoistą samoregulację ilości ludności były na przestrzeni czasów chociażby katastrofy naturalne, wojny czy epidemie. Jednak wraz z rozwojem cywilizacyjnym społeczeństwa, ludzie coraz skuteczniej mogli bronić się przeciwko tego typu zagrożeniom. Z drugiej strony Malthus uważał, że te społeczeństwa powinny w drodze wstrzemięźliwości moralnej, powstrzymać się od małżeństwa oraz zachować czystość. Jednocześnie jako duchowny kościoła anglikańskiego uważał praktyki regulacji urodzeń wykorzystujące metody antykoncepcyjne za niegodne i sprzeczne z moralnością. Weryfikacja tej teorii w praktyce wypadła jednak negatywnie. Malthus błędnie zakładał, że sprawa rozmnażania się ludności to wyłączna funkcja popędu płciowego. Wzrost ludności jest rzeczą znacznie bardziej skomplikowaną. Często zależy od innych czynników, jak na przykład światopoglądu czy osobistych upodobań. Drugą część twierdzenia Malthusa nazwano początkowo prawem zmniejszających się przychodów z ziemi. Choć było ono sformułowane przez Turgota w 1768 roku, to niewyraźnie występuje w stwierdzeniach prezentowanych przez Malthusa. Prawo to w poprawionej formie nazwano prawem zmniejszającej się wydajności ziemi. Zestawiając szeregi liczbowe zaproponowane przez Malthusa otrzymujemy następujące wartości: jeśli wytwórczość gruntu wynosi 1, to po 25 latach wyniesie ona 2, czyli wzrost o 100%. Po upływie kolejnych 25 lat będzie wynosić 3 czyli wzrośnie o 50% itd. Jednak prawo to ma charakter statyczny i jest jedynie prawdziwe w ujęciu statycznym, czyli jeśli warunki gospodarowania ziemią nie zmieniają się. Wniosek z obu tez przedstawionych przez Malthusa nie daje się utrzymać ze względu na błąd jego pierwszej tezy oraz niepełnej poprawności tezy drugiej (sprawdza się ona jedynie w ujęciu statycznym). Pogląd Malthusa wywarł jednak niebagatelny wpływ na rozwój tej dziedziny ekonomii i ogólniej na życie społeczno-gospodarcze w kolejnych wiekach. Ekonomiści zaczęli prowadzić badania nad zmianami i ruchami ludności próbując uchwycić pewne prawidłowości, co zaowocowało wyodrębnieniem się nowej dziedziny nauki - demografii. Prawo Malthusa wpłynęło także na kierunek rozwoju ekonomii klasycznej, szczególnie na problem dystrybucji i zagadnienia płacy. Stało się podstawą teorii płac oraz teorii renty gruntowej zaproponowanej później przez Ricarda. Demograficzna teoria Malthusa posłużyła w ekonomii klasycznej do wyjaśnienia różnic w dochodach. Z drugiej strony, była założeniem usprawiedliwiającym nędzę panującą wśród warstw pracowniczych, wytwarzając przekonanie, że bieda jest nieuniknioną koniecznością, a przeciwdziałanie jej jest bezcelowe i bezskuteczne. Egalitaryzm nie leży w interesie całego społeczeństwa, bowiem równy podział dochodu narodowego eliminuje hamulce tempa rozmnażania się i doprowadzi do sytuacji, kiedy potomstwo nie będzie miało możliwości egzystencji. Ta teza była oprotestowana przez humanistów, ale i ekonomiści sprzeciwiali się traktowaniu przez Malthusa ilości ludności oraz ilości wytwarzanej przez nich pracy jedynie jako wielkość gospodarczą. 15 Malthus idzie jednak w swych rozważaniach dalej. Odrzuca wszystkie programy pomocy dla ubogich w Anglii. Jego poglądy leżały u podstaw wprowadzonego w 1834 roku prawa znoszącego zapomogę dla ubogich i wprowadzającego jednocześnie przymus zatrudnienia w tzw. domach pracy. Nędza dla Malthusa jest naturalna, jest losem ludzkości. Los robotników nie może być poprawiony, ponieważ jest ich za wielu. Być może dlatego dziewiętnastowieczna ekonomia klasyczna była obojętna na problemy polityki społecznej. Malthus był przeciwnikiem systemu przemysłowo-handlowego, którego najbardziej płomiennym orędownikiem był Ricardo. Malthus krytykował rolę Anglii jako fabryki świata. Jego poglądy wyrażone w pracy "Zasady ekonomii politycznej w odniesieniu do teorii wartości" więcej traktowały o znaczeniu użyteczności popytu i podaży niż o kosztach społecznych. W ogóle teoria efektywnego popytu to główny temat rozważań w pierwszej połowie XIX wieku. Chodziło o analizę akumulacji lub wydatkowania i zasad tworzenia efektywnego popytu. Według klasycznego podejścia przedstawionego przez Adama Smitha, jedynym czynnikiem rozwoju gospodarczego jest akumulacja. Ponadto efektywny popyt jest pochodną inwestycji (akumulacji), a jedynie oszczędzanie jest zarazem wydatkowaniem lub - jak to ujął Say - produkcja jest tożsama z konsumpcją. Tłem politycznym dyskusji była tocząca się walka przedstawicieli angielskiej arystokracji z coraz silniejszą klasą burżuazji. Jednak tezy zarówno Smitha, jak i Saya stały często w sprzeczności z doświadczeniem. Początek XIX wieku przyniósł pierwsze teorie stanowiące, że konsumpcja poprzedza produkcję, a akumulacja nie jest źródłem bogactwa. Wzrost zbytku ma najważniejsze znaczenie dla dobrobytu. Malthus w tej dyspucie zasłynął jako najsłynniejszy przedstawiciel tezy o decydującej roli wydatkowania efektywnego popytu. Kładzie nacisk na to, że powiększanie produkcji ma wtedy sens, gdy znajduje się na nią efektywny popyt konsumpcyjny. Rozumie jednak, że jeśli w gospodarce wystąpi niedobór produkcyjnych konsumentów, to może to doprowadzić do długookresowej stagnacji. Łączy się to nierozerwalnie z określeniem ceny produktu. Malthus stoi na stanowisku, że wartość ceny, którą można ustalić za dany produkt wynika z ilości pracy, którą trzeba włożyć w wytworzenie dobra, czyli z wartości tego dobra, jaką można za nie uzyskać. Robotnicy otrzymują więc mniej niż wynosi wartość wytworzonego przez nich produktu, zaś przedsiębiorcy akumulują dobra rezygnując z konsumpcji, co w rezultacie powoduje spadek efektywnego popytu. W przypadku jego braku pojawia się zjawisko nadprodukcji z racji braku rynku zbytu. Jeżeli mimo to konsumpcja nie nadąża za produkcją, państwo powinno być zobligowane do aktywniejszej roli m.in. poprzez organizowanie robót publicznych czy popieranie budownictwa mieszkaniowego lub rozwoju infrastruktury, co przyczyni się do wzrostu zatrudnienia, wzrostu dochodów ludzi a przez to rozrusza popyt, wzmoże konsumpcję i zapobiegnie bezrobociu. Choć w pierwszym odruchu może to brzmieć w sprzeczności do poglądów Malthusa na temat zaangażowania państwa w pomoc ubogim, to jednak w tym przypadku chodziło mu o stworzenie ludziom możliwości pracy (domy pracy) i zarabiania, a nie przekazywanie pieniędzy w formie zasiłków, niejako z tytułu biedy. Impuls dany życiu gospodarczemu poprzez interwencję państwa nie znika, ale stymuluje tempo życia gospodarczego. Teoria ta została w XX wieku wykorzystana jako argument dla systemu ekonomiki zaproponowanego przez Keynesa. Jednak generalnie Malthus prezentował poglądy wspólne teoriom opartym na ekonomii klasycznej. Tak choćby było w przypadku teorii płac. De facto Malthus popiera koncepcję Ricardo, twierdząc, że realne płace równają się kosztom utrzymania. Jednak te ostatnie rozważa w ujęciu kosztów społecznych, czyli kosztów, które ponosimy aby zapewnić sobie sfinansowanie własnych przyzwyczajeń. Koszty te mogą się zmieniać, a wraz z nimi podążają płace. Wartość pracy jest w takim ujęciu nie do przecenienia, ponieważ wzrost kosztów utrzymania tożsamy jest z podniesieniem standardu życiowego, stwarzając coraz większy dobrobyt. Malthus miał także istotny wkład w rozwój spojrzenia na zagadnienie renty gruntowej. Według niego dochód z ziemi ma źródło w: - urodzajności, czyli zdolności do wyżywienia coraz większej ilości ludzi; - rzadkości występowania ziemi żyznej i zdatnej do uprawy; - ponadto ziemia sama stwarza popyt na swoje wytwory, ponieważ ludność zwiększa się co najwyżej o tyle, ile ziemia może wyżywić; Renta gruntowa jest więc następstwem, czy też premią za urodzajność, ograniczoność i monopol właścicieli ziemi. Malthus postawił teorię renty absolutnej, jako różnicy między ceną produktu a kosztami jego produkcji. Renta powiększa się, jeśli ta różnica zwiększa się. Możliwe jest to w dwóch przypadkach: jeśli produkcja zwiększa się przy niezmienionych kosztach, lub przy stałej produkcji koszty spadają. Malthus ponadto stwierdził istnienie renty różniczkowej jako różnicę między normalną stopą dochodów na ziemiach zwykłych, a wyższą stopą na ziemiach bardziej urodzajnych. Malthus jednak błędnie przypisuje pojęcie monopolu do opisania pozycji rolnictwa, które ze względu na niemożliwość współdziałania wszystkich producentów jest przykładem doskonałej konkurencji. Innym jego ciekawym stwierdzeniem jest, że wraz z rozwojem przemysłowym narodów inne kraje będą w stanie konkurować z Wielką Brytanią poprzez tańszą produkcję tych samych dóbr. Istotne jest zachowanie równowagi 16 pomiędzy produkcją rolniczą a manufakturami. Kraj powinien opierać swoje bogactwo na pojemnym rynku wewnętrznym. Tym samym opowiadał się za wprowadzeniem ceł protekcyjnych dla produktów rolnych. Ich zniesienie spowodować mogło zwyżkę cen produktów rolnych w Anglii. Tezę tę zdecydowanie i słusznie obalił Ricardo. Śledząc wspólnie poglądy Malthusa nie można nie zauważyć, że był on niezwykle wszechstronnym naukowcem. Nie chodzi jedynie o szerokie pole zainteresowań oraz bogaty dorobek naukowy. Choć jego prace pozostają w nurcie ekonomii klasycznej, jego silne przywiązanie do empirycznych odniesień nie pozostaje bez wpływu na jego poglądy. Różniły się one w wielu przypadkach od mocno zakorzenionych w klasycznym podejściu Adama Smitha, Davida Ricardo czy Jean B. Saya. Malthus idzie dalej przeciwstawiając się klasykom choćby w odniesieniu do teorii efektywnego popytu. David Ricardo - następca Smitha? Trwała pierwsza faza rewolucji przemysłowej, kiedy 41 lat po opublikowaniu "Badań nad przyczynami i naturą bogactwa narodów" Adama Smitha ukazało się inne fundamentalne dla ekonomii dzieło - "Zasady ekonomii politycznej i opodatkowania", którego autorem był angielski makler David Ricardo. Urodził się w 1772 jako trzeci syn i jeden z siedemnaściorga rodzeństwa w rodzinie, która przybyła z Holandii do Anglii. Nigdy nie odebrał formalnego wykształcenia, ponieważ już od 14 roku życia pracował w rodzinnym biznesie. Mając 21 lat ożenił się wbrew woli rodziców, za co został wydziedziczony. W tej sytuacji sam wziął się za interesy jako makler obligacji rządowych, z powodzeniem. W wieku 41 lat uznał, że jest już wystarczająco bogaty i zajął się działalnością naukową i polityczną. Z jednej strony David Ricardo uważany jest za kontynuatora Adama Smitha. Z drugiej - za prekursora Karola Marksa. Stworzył wykorzystaną przez tego drugiego teorię wartości opartej na pracy: tzw. laborystyczną teorię wartości. "Wartość towaru, albo ilość innych towarów, na które może on być wymieniony zależy od relatywnej ilości pracy, która jest konieczna do jego produkcji i nie jest większa ani mniejsza od wynagrodzenia za tę pracę". O wartości Smith rozróżniał dwa rodzaje wartości - wartość użytkową i wartość wymienną. Ta druga zależeć miała od tego, ile można było dostać w zamian za dane dobro. Według niego wartość użytkowa związana jest z ilością pracy koniecznej do wyprodukowania dobra i może różnić się od wymiennej. Ricardo potwierdził, że, owszem, istnieją takie dobra, których wartość ma niewiele wspólnego z ilością pracy przy ich wytworzeniu, ale są one nieliczne. Przykładem mogą być tu wysokogatunkowe wina, które produkowane są z winogron rosnących jedynie w szczególnych miejscach, unikalne dzieła artystyczne, rzadkie książki, monety itp. Jednak wartość większości dóbr codziennie obecnych na rynku zależy tylko od zawartej w nich pracy. Teza, że źródłem wszelkiej wartości jest praca i tylko praca, została później podjęta i rozwinięta przez niektórych uczniów Ricarda, zaliczanych do tak zwanych socjalistów ricardiańskich - najbardziej znani to Thomas Hodgskin (17871869), William Thompson (1775-1833), John Grey (1799-1850) i John Francis Bray (1809-1895). Na niej oparł też swoją analizę kapitalizmu Karol Marks. Przyjęcie tej tezy oznacza, że cała przyroda nie ma wartości, w tym ziemia, powietrze, minerały, woda. Doprowadziło to Ricarda do przyjęcia koncepcji renty różnicowej. Jednak nie każda praca liczy się tak samo. Jako uniwersalny przelicznik uznał Ricardo godzinę pracy niewykwalifikowanego robotnika. Liczy się nie tylko ilość pracy zaangażowanej bezpośrednio przy produkcji, ale także pracy przeznaczonej na wytworzenie narzędzi, surowców i półproduktów. Ricardo uważa więc kapitał obrotowy i trwały za rodzaj zastygłej pracy. Przy tym kapitał, jako zakrzepła praca, istniał już od najdawniejszych czasów. Za kapitał uzna Ricardo nawet łuk pierwotnego łowcy, jako stworzony kiedyś przy jakimś nakładzie pracy i oszczędzający później tę pracę przy polowaniu. Kapitał istniał więc wcześniej niż kapitalizm. Zresztą klasyczni ekonomiści nie używali pojęcia kapitalizm. Zdaniem Ricarda, o płacy decydują minimalne koszty utrzymania. Gdyby płace były wyższe niż niezbędne minimum, przyrost ludności spowoduje wzrost liczebności siły roboczej i co za tym idzie większą podaż pracy. Płace spadną więc 17 do poziomu minimalnego. Naturalna cena pracy zależy więc od cen żywności i innych środków potrzebnych do życia robotnikowi i jego rodzinie. Z tym jednak, że to minimum nie jest ustalone. Ricardo zwraca uwagę, że angielscy robotnicy nie pracowaliby za wynagrodzenie pozwalające wyżywić się samymi ziemniakami i mieszkać w lepiance, choć w biedniejszych krajach było to w jego czasach do przyjęcia. Minimalna płaca zależy więc też od zwyczajów i stopnia rozwoju danego społeczeństwa. Zgodnie z założeniami Ricarda płace muszą rosnąć razem z cenami żywności. Ma to ogromne znaczenie dla perspektyw gospodarki. We współczesnej mu Anglii liczba ludności rosła bardzo szybko, ale kapitał jeszcze szybciej. "Obliczono, że w sprzyjających okolicznościach populacja może podwoić się w ciągu 25 lat, ale w ciągu tak samo sprzyjających okoliczności, kapitał całego kraju może przypuszczalnie podwoić się w krótszym okresie. W takim wypadku płace w całym tym okresie będą przejawiać tendencje wzrostowe, ponieważ popyt na pracę będzie rósł szybciej niż jej podaż" - pisze David Ricardo w "Zasadach ekonomii politycznej i opodatkowania". Renta różnicowa Cena zboża zależy, podobnie jak w przypadku innych towarów, od ilości pracy potrzebnej do jego wyprodukowania na najgorszych gruntach. Dlatego najgorsze grunty nie przynoszą swoim właścicielom żadnej renty. Na lepszych gruntach przy tej samej ilości pracy uzyskuje się wyższe plony, wyższe są więc przychody farmera. Warto zauważyć, że Ricardo jest tutaj niekonsekwentny - skoro jedynym źródłem wartości jest praca, to skąd się bierze różnica pomiędzy wartością plonów z różnych gruntów przy tej samej ilości pracy? Różnicę tę Ricardo nazywał rentą różnicową i uważał za niezasłużoną korzyść właściciela ziemi. W miarę wzrostu liczby ludności rośnie również popyt na żywność. Aby go zaspokoić, pod uprawę brane są coraz gorsze grunty. Tym samym pojawia się dodatnia renta różniczkowa na gruntach, które były najgorsze wcześniej i rośnie renta na najlepszych. Kiedy już te najgorsze grunty są w pełni wykorzystane, bierze się pod uprawę te jeszcze gorsze, na pozostałych zaś rośnie renta itd. Jednocześnie rośnie też cena żywności, bo, jak wyżej wspomniano, zależy ona od produktywności najgorszych gruntów. Razem z cenami żywności rosną płace robotników. Ricardo zakładał, że ceny dóbr przemysłowych są stałe, o ile nie wzrasta ilość pieniędzy w obiegu. Przy tym założeniu, rosnącym kosztom pracy musi towarzyszyć spadek zysków. Podsumowując, w miarę upływu czasu rosną ceny żywności, rośnie renta gruntowa i płace, spadają zaś zyski. Robotnicy nie zyskują jednak na wzroście płac, gdyż towarzyszy im wzrost kosztów utrzymania. Właściciele kapitału tracą z powodu spadku zysków. Na rosnących rentach korzystają jedynie właściciele ziemi i to oni będą ostatecznym beneficjantami rozwoju gospodarczego. W koncepcjach autora "Zasad ekonomii politycznej i opodatkowania" ważną rolę gra akumulacja, czyli oszczędzanie i inwestowanie zysków. Dzięki akumulacji wzrasta ilość kapitału. Im więcej kapitału, tym bardziej produktywna praca i tym większe zapotrzebowanie na pracę. Jak już wspomniano, zyski - zdaniem Ricardo - maleją więc razem z postępem społecznym i bogaceniem się. Ta tendencja może być tylko chwilowo zatrzymana przez postęp naukowo-techniczny. W miarę spadku przeciętnej stopy zysku spada też motywacja do akumulacji. Ludzie bowiem reinwestują swoje zyski tylko w nadziei na zyski w przyszłości. Dlatego też nigdy przeciętna stopa zysku nie spadnie do zera - na długo przedtem zaniknie akumulacja, populacja ustabilizuje się i postęp się skończy. Jakkolwiek Ricardo uważa, że w jego czasach do stagnacji spowodowanej wzrostem cen żywności było jeszcze daleko, jego teoria jest na wskroś pesymistyczna. Rozwój kiedyś się skończy, sytuacja klas pracujących będzie nie do pozazdroszczenia, gdyż płace ustabilizują się na minimalnym poziomie. Handel zagraniczny Współcześnie Ricardo jest pamiętany głównie ze względu na swoją teorię kosztów komparatywnych w handlu zagranicznym. Merkantyliści uważali, że wymiana z obcymi krajami jest korzystna tylko wtedy, kiedy kraj ma dodatni bilans handlowy. Eksport powinien być większy niż import, gdyż wtedy w kraju przybywa złota, a złoto to zdaniem merkantylistów bogactwo. Konieczność posiadania dodatniego bilansu handlowego oznacza, że jeśli jedna strona wymiany zyskuje, to druga traci, gdyż wszyscy nie mogą mieć nadwyżki. Adam Smith obalił twierdzenia merkantylistów stwierdzając, że handel zagraniczny jest zawsze korzystny, jeżeli kraj eksportuje dobra, które potrafi produkować absolutnie taniej, a importuje te, które zagranica potrafi produkować taniej. Handel przynosi więc korzyści, jeśli obie strony posiadają absolutną przewagę w jakiejś dziedzinie. Ricardo poszedł jednak dalej i wykazał, że absolutna przewaga wcale nie jest konieczna. Wystarczy tak zwana przewaga komparatywna. Użył przy tym słynnego przykładu Anglii i Portugalii handlujących winem i suknem. Załóżmy - proponuje Ricardo - że wyprodukowanie pewnej ilości płótna kosztuje w Anglii 100 godzin pracy rocznie, a wyprodukowanie wina tej samej wartości 120 godzin pracy. Anglii opłaca się wtedy produkować tylko płótno i kupować za nie wino. Załóżmy 18 dalej, że w Portugalii wyprodukowanie takiej samej ilości płótna angażuje 90 godzin pracy a takiej samej ilości wina 80 godzin. Portugalii opłaca się wtedy produkować tylko wino i kupować za nie płótno. Warto zauważyć, że w tym przykładzie Portugalia posiada absolutną przewagę nad Anglią - może produkować taniej i wino, i płótno. Portugalczykom opłaca się jednak importować płótno z Anglii, czyli z kraju, w którym jego wytworzenie kosztuje 100 godzin pracy do Portugalii, czyli kraju, gdzie jest warte 90 godzin pracy. Oddając wino, warte 80 godzin pracy, za płótno, które w Portugalii jest warte 90 godzin pracy, Portugalczycy zyskują równowartość 10 godzin pracy. Podobnie Anglicy, wysyłając do Portugalii płótno, warte u nich 100 godzin pracy zyskują wino, warte w Anglii 120 godzin pracy. Czyli zyskują 20 godzin pracy. Wniosek z tego taki, że opłaca się handel między krajami, nawet jeśli jeden z nich może produkować wszystkie dobra taniej niż drugi. W powyższym przykładzie ważne jest tylko to, że w Portugalii wino jest tańsze niż płótno, a w Anglii odwrotnie. Różnice w produktywności pracy w różnych krajach wiążą się zdaniem Ricarda z niejednakową obfitością kapitału w każdym z nich. W przypadku jednego kraju nie jest możliwa wymiana płótna wartych 100 godzin pracy na wino warte 80 godzin, gdyż gdyby występowały takie różnice produktywności, właściciele kapitału zainwestowaliby w wino, szybko doprowadzając do wzrostu produktywności pracowników winnic, albo producenci płótna wycofaliby swój kapitał, doprowadzając do spadku produktywności tkaczy. W przypadku handlu międzynarodowego taki przepływ kapitałów jest zdaniem Ricarda niemożliwy. Nawet gdyby w jakimś kraju zyski były większe niż w Anglii, nie skłoni to angielskich kapitalistów do przeprowadzki na przykład do carskiej Rosji. "Doświadczenie, wszakże, wskazuje, że wyimaginowana lub rzeczywista niepewność kapitału, kiedy nie jest pod bezpośrednią kontrolą właściciela wraz z naturalną niechęcią każdego człowieka do porzucania kraju gdzie się urodził i gdzie ma krewnych, zna zwyczaje, dla obcego rządu i nowych praw powstrzymuje emigrację kapitału". Jednym słowem, kapitał jest przypisany do tego kraju, w którym powstał. Wiemy już, że dziś nie jest to poprawne założenie - po świecie krążą miliony dolarów w poszukiwaniu korzystnej lokaty. Czy było to prawdą w przypadku Ricarda? Należy tu przypomnieć, że na krótko przed jego urodzeniem jego ojciec wyemigrował wraz z całym swoim majątkiem z Holandii do Londynu. Działo się to mniej więcej wtedy, kiedy Adam Smith zauważył, że stopy zysku w Holandii są znacznie niższe niż w Zjednoczonym Królestwie. Te zastrzeżenia nie podważają jednak generalnych wniosków z teorii korzyści komparatywnych, jako że różnice w produktywności mogą wynikać nie tylko z dostępności kapitału, ale także od klimatu, dostępności surowców, rodzaju gleby itp. Ricardo uważał, że jedynym bodźcem prowadzącym do produkcji jest zysk. Zysk służył akumulacji, akumulacja umożliwiała wytworzenie kapitału, ten zaś umożliwiał dalsze zyski. Produkcja służy produkcji, a akumulacja akumulacji. Wzrost podaży jest więc jednocześnie wzrostem popytu, podaż towaru determinuje zawsze popyt na towar niemożliwa jest nadwyżka podaży nad popytem. Ricardo doszedł do tych wniosków podczas długiego sporu z Robertem Malthusem, później sformułował je Jean Babtiste Say, stąd znane są jako prawo rynków Saya albo Ricardo-Saya. Autor Zasad miał dwuznaczny stosunek do postępu technicznego. Z jednej strony uważał, że oddala on moment, kiedy zyski spadną do zera. Z drugiej, twierdził, że wprowadzanie maszyn prowadzi do bezrobocia, które z kolei powoduje obniżkę płac. Poparł nawet w swoim głównym dziele poglądy luddystów (luddyści - ruch robotników angielskich w pierwszej połowie XIX wieku, niszczących maszyny fabryczne, aby powstrzymać uprzemysłowienie i produkcję masową, w czym widzieli przyczyny ubożenia wytwórców, niskich płac za pracę najemną oraz bezrobocie). Z trzeciej strony, sprzeciwiał się mechanizacji produkcji za pomocą ustaw - wskazywał, że miałoby to jeszcze gorsze skutki. Merkantylizm 19 Przełom wieków XV i XVI to okres dynamicznego wzrostu gospodarczego w Europie. Wywołały go przede wszystkim wielkie odkrycia geograficzne, przede wszystkim Nowego Świata, czyli Ameryki oraz szlaku morskiego wokół Afryki. Jednocześnie wiek XVI obfitował w odkrycia naukowe (jak na przykład teoria Kopernika przedstawiona w dziele z 1543 roku: "O obrotach sfer niebieskich") oraz wynalazki techniczne, że wymienimy chociaż napęd wodny w produkcji hutniczej, czy wykorzystanie węgla kamiennego do wytopu surówki. Postęp naukowo-techniczny odbywał się na niespotykaną od wieków skalę. Świat wchodził w erę renesansu. Odrodzenie miało jednak wymiar nie tylko teoretyczny w dziedzinie nauki i techniki. Również w sferze społecznej, kulturalnej i religijnej (95 tez Marcina Lutra, które w 1517 roku dały początek reformacji) można było zaobserwować niebagatelne przemiany. Renesans przyniósł negację średniowiecznych norm i reguł życia społecznego. Reformacja stwarzała podstawy intelektualnej i religijnej aprobaty dla nowych obszarów działalności człowieka, w tym dla inwestowania kapitału kupieckiego oraz przemysłowego. Powoli eliminowano ze świadomości społecznej średniowieczne teorie ekonomiczne głosząc potrzebę życia oszczędnego, ale zarazem zdyscyplinowanego, które jest syntezą umiejętności zaspokajania potrzeb teraźniejszych oraz tworzenia warunków do rozwoju rodzącej się gospodarki w przyszłości. W tych warunkach postępował proces kształtowania się elementów ustroju kapitalistycznego, zwłaszcza w nowo wyrastających imperiach, takich jak Portugalia, Hiszpania, Niderlandy czy Wielka Brytania. Interesy silnych monarchii zbiegają się w tym okresie z oczekiwaniami formującej się klasy kapitalistycznej, wywodzącej się głównie z arystokracji, choć można już było wcześniej zauważyć rosnącą rolę mieszczaństwa w kreowaniu stosunków ekonomicznych o szerszym zasięgu. Sojusz interesów polegał w znacznej mierze na wykorzystaniu kapitału do prowadzenia działalności handlowej i produkcyjnej, a przez to realizację celów politycznych. Państwo z kolei realizowało politykę protekcyjną (szczególnie w obszarze celno-handlowym) chroniła poprzez regulacje pozaekonomiczne interesy rodzimego kapitału w walce zarówno o wewnętrzny jak i zewnętrzny rynek zbytu oraz rynki pozyskiwania surowców. Nowo powstające regulacje stwarzały porządek prawny w obszarach zatrudnienia, przepływu kapitału, ale także i możliwość manipulowania emisją pieniądza oraz stopą procentową. Rozwijała się wymiana towarowo-pieniężna i akumulacja (gromadzenie) kapitału, która sprzyjała ekspansji handlu międzynarodowego, co także pomagało znaleźć rynki zbytu dla rodzimej produkcji manufakturowej. Wolna siła robocza i nagromadzenie kapitału sprzyjały tworzeniu przedsiębiorstw kapitalistycznych. W owym czasie panowała bowiem tendencja zastępowania pańszczyzny czynszem dzierżawnym, stawiano na wzrost wydajności pracy (a tego trudno oczekiwać od niewolnika) i podnoszenie kwalifikacji, co miało zaowocować zwiększonymi zyskami z inwestycji. W ten sposób kształtowały się początki nowego systemu społeczno-ekonomicznego opartego z czasem w głównej mierze na działalności gospodarczej mieszczaństwa (burżuazji) i nowych poglądów ekonomicznych zwanych dzisiaj merkantylizmem. Ten system dał później podwaliny pod nowy ustrój gospodarczy - kapitalizm. Merkantylizm jako polityka ekonomiczna państwa pojawił się na początku XVI wieku. Jego przedstawiciele starali się uzasadnić celowość prowadzenia przez państwo polityki przyspieszonego rozwoju gospodarczego, opartego na dwóch filarach: monarchii absolutnej i handlu zagranicznym, którego celem miało być dostarczenie dalszych środków na rozwój i umacnianie państwa. W merkantylizmie kapitał kupiecki był podstawą nie tylko krajowej i międzynarodowej wymiany handlowej, ale zarazem środkiem do rozwoju kapitalistycznego przemysłu manufakturowego. Zatem merkantylizm można w szerszym zakresie interpretować jako ekonomiczną ideologię całej klasy nowych posiadaczy kapitału (mieszczaństwa, kupców, bankierów, przemysłowców, określanych mianem burżuazji) w pierwotnym okresie akumulacji kapitału. W związku z tym, że kluczowym procesem w życiu gospodarczym państw była sfera wymiany, badania merkantylistów koncentrowały się na zagadnieniu cyrkulacji np. towarów. Poglądy merkantylistów są laickie i przeciwstawiają się normatywnym pojmowaniem rzeczywistości, typowym przede wszystkim dla kościoła katolickiego. Podstawą dociekań nie jest autorytet, nakazy, lecz fakty wynikające z empirycznej obserwacji rzeczywistości, w tym wypadku rzeczywistości społeczno-ekonomicznej. Choć merkantylizm nie tworzy jeszcze kompletnego systemu teorii ekonomii, to daje już podstawy do późniejszego rozwoju nauki ekonomii, uogólniając pewne zjawiska gospodarcze. Wczesny merkantylizm wiąże się z pojęciem monetaryzmu lub bulionizmu i wysuwa na czoło rozważań rolę i sposób emisji pieniądza jako środka wymiany. W średniowieczu za podstawę gospodarowania uznawano uprawę ziemi. Merkantyliści dopatrują się podstawy gospodarowania w uprzemysłowieniu oraz w pieniądzu. W tamtym czasie pojawił się konflikt pomiędzy różnymi koncepcjami pieniądza. Z jednej strony ujęcie metalistyczne głosi, że walor pieniądza zależy od zawartości w nim kruszcu szlachetnego. Przeciwstawna teoria nominalistyczna akcentuje przede wszystkim wartość zewnętrzną, a więc nadaną danej monecie przez siłę nabywczą stanowioną przez państwo. W późniejszym okresie to właśnie ta teoria zyskała praktyczne potwierdzenie w życiu gospodarczym. Zdaniem merkantylistów źródłem bogactwa kraju jest pieniądz kruszcowy. Jednostka jest bogata, jeśli dysponuje dużą ilością pieniądza kruszcowego, a jej dochody przewyższają wydatki. Państwo jest bogate wtedy, gdy w obiegu znajduje się duża ilość pieniędzy oraz gdy ma dodatni bilans handlowy, czyli eksport jest wyższy od importu. Aktywność gospodarcza oraz bogactwo społeczeństwa zależne jest od ilości pieniądza kruszcowego. W tym właśnie sensie należy pamiętać, że w dobie merkantylizmu wiele państw nieposiadających naturalnych zasobów osiągnęło wysoki poziom ogólnego dobrobytu i zamożności. Przykładem takich krajów były w ówczesnej Europie m.in. Holandia i państwa włoskie (Wenecja, Florencja). W przeciwieństwie do nich Hiszpania, która posiadała bogate złoża kruszców nie należała do potęg gospodarczych ówczesnej Europy, ale wynikało to z zupełnie odmiennie prowadzonej polityki. Bogate 20 w pieniądz państwo może skuteczniej ściągać podatki i realizować swoje zadania ( jak choćby utrzymanie wojska) bez dodatkowego obciążenia dla gospodarki. Warunkiem zwiększenia się ilości pieniądza w gospodarce jest nadwyżka eksportu dóbr nad importem. W tym kontekście handel był podstawą rozwoju i ekonomicznego bytu wielu państw. To handel był głównym motorem przemian i - przede wszystkim - dostarczając pieniądz był faktycznym źródłem bogactwa. Pozostawało pytanie co należy produkować, w co inwestować i w konsekwencji co eksportować. Merkantyliści przedkładali nad produkcję rolną wytwarzanie dóbr przemysłowych. Eksport wyrobów przemysłowych przynosi większe zyski, ponieważ nie sprzedaje się jedynie surowca, ale także pracę dodaną w fazie produkcji. Taka kombinacja umożliwiła realizację polityki otrzymania zysku, czyli nadwyżki pieniężnej przychodów nad kosztami wytworzenia. W przypadku produkcji rolnej nie ma już takiego pola manewru do manipulacji ceną w zależności od pracy dodanej, ponieważ dobra są generalnie porównywalne. Ponadto merkantyliści argumentowali, że w przeciwieństwie do produkcji rolnej produkcję przemysłową można dowolnie zwiększać. Oczywiście należy pamiętać, że odnosimy się do rzeczywistości okresu, w którym postęp techniczny jeszcze nie stwarzał warunków do intensywniejszej uprawy roli. Natomiast wynalazki techniczne umożliwiały wydajniejszą produkcję przemysłową. Nowe poglądy na wyższą opłacalność produkcji stały w ostrej opozycji do panującej w starożytności i szczególnie w średniowieczu oceny godności zawodu i działalności gospodarczej. Wzrost znaczenia rzemiosła, manufaktur i handlu stworzył nowe kryterium oceny wartości działalności gospodarczej - mianowicie, kryterium zysku, będącego jednym z fundamentów gospodarki wolnorynkowej. Koncepcja świata jako "civitas dei", czyli wspólnoty wiernych państwa bożego, upadła pod naciskiem samogospodarującego silnego państwa. Monarchie koncentrowały się nie na ogólnym dobrobycie wszystkich ludzi, ale bogactwie własnego państwa, które, zdaniem merkantylistów, powinno się przejawiać m.in. w postaci dobrze rozwiniętej infrastruktury (dróg, mostów, żeglugi morskiej i śródlądowej). Osiągnięcie tego celu może się wiązać z ubożeniem innych państw, co w świetle ograniczonej ilości zasobów pieniądza kruszcowego nie wydawało się niczym nadzwyczajnym, a wręcz naturalnym. Dla merkantylistów było oczywiste, że bogacić można się tylko kosztem innych, ponieważ zasoby światowego bogactwa nie są nieograniczone. Stąd często dochodziło do sporów czy wręcz walki np. Anglii o panowanie na morzu. Inną formą walki były wojny celne między państwami, bowiem zadaniem państwa, zdaniem merkantylistów, powinna być ochrona rodzimej produkcji i rynku wewnętrznego, m.in. poprzez udzielanie subwencji, stosowanie ceł ochronnych czy zdobywanie nowych kolonii, które z jednej strony miałyby być źródłem pozyskiwania surowca, a z drugiej nowym rynkiem zbytu dla rodzimej produkcji. Niestety, do konfliktu interesów społeczno-ekonomicznych dochodziło zarówno na arenie międzynarodowej, jak i wewnątrzkrajowym życiu gospodarczym. Charakterystyczna dla tego zjawiska była chociażby, walka w ówczesnej Anglii pomiędzy różnymi kompaniami handlowymi. Z drugiej strony wszystkie kompanie narzekały na spekulacyjne manipulacje bankierów i finansistów. Merkantyliści zdawali sobie sprawę z braku harmonii interesów jednostek, a przez to interesów społeczeństwa i całego państwa. Dopuszczali tym samym możliwość sytuacji, kiedy to indywidualnej stracie kupca towarzyszy określony zysk państwa. Wszystkie te zagrożenia dla stabilności systemu merkantylistycznego mogą być skutecznie niwelowane przez protekcyjną politykę państwa w dziedzinie wymiany międzynarodowej, zabezpieczającej interesy rodzimego kapitału, jeśli chodzi o monopol na pewnym obszarze jak i dostępność do rynków zbytu. Wynika z tego, że zasadniczym czynnikiem rozwoju gospodarczego kraju jest ingerencja państwa w życie gospodarcze. Głównym zadaniem państwa było stwarzanie warunków kupcom do jak najlepszego rozwoju, co w efekcie ma się przekładać na dodatnie saldo bilansu handlowego - czyli nadwyżkę eksportu nad importem. Tu warto zauważyć, że merkantyliści jako pierwsi podjęli kwestię bilansu handlowego i jego wpływu na kondycję gospodarczą państwa. We wczesnej fazie merkantylizmu państwo realizowało właśnie politykę dodatniego bilansu handlowego, stosując rozmaite środki przymusu administracyjnego. Jednak wraz z postępem myśli ekonomicznej powoli zaczęto dopuszczać możliwość importu dóbr, które w rzadkich ilościach występują na terenie danego państwa. Wnioskiem, jaki nasuwał się z takiego podejścia jest teza, iż bezcelowe jest ograniczanie importu, ale kluczowe dla powiększania zasobów pieniądza kruszcowego jest zwiększenie produkcji przemysłowej na eksport oraz produkcja dóbr antyimportowych. Realizacji tego celu miała służyć m.in. polityka protekcjonizmu celnego. Oczywiście wysokiemu cłu podlegały wszelkie dobra, które mimo występowania na rodzimym rynku, były importowane. Z drugiej strony dobra, występujące rzadko, a co więcej służące w procesie produkcji wyrobów na eksport, powinny być zupełnie z cła zwolnione. Jednocześnie państwo (między innymi dla zapewnienia spokoju społecznego) powinno dbać o niskie ceny żywności, tak, aby jak najmniejsze były wynagrodzenia robotników. Miało to gwarantować utrzymanie niskich kosztów pracy i wyższej konkurencyjności towarów na rynkach światowych. Ponadto niska płaca miała nauczyć pracowitości oraz związać osobę z miejscem pracy. Państwo, zdaniem merkantylistów, powinno jednocześnie aktywnie wspierać rozwój manufaktur oraz produkcję przemysłową, szczególnie poprzez inwestycje w infrastrukturę wspierającą pośrednio wzrost gospodarczy. Kolejnym zadaniem winno być wspieranie czy wręcz pobudzanie aktywności gospodarczej ukierunkowane na obywateli. Jednocześnie coraz większa była liczba tak zwanych ludzi luźnych - np. wyrugowanych z ziemi chłopów, którzy mieli duży problem z przyzwyczajeniem się do nowych warunków pracy w manufakturze. Państwo zdawało sobie sprawę z konieczności uproduktywnienia społeczeństwa, często poprzez surowe zakazy żebractwa czy powszechnego obowiązku pracy. Za przykład mogą służyć tzw. "krwawe ustawodawstwa" w Anglii przeciwko włóczęgom. Merkantyliści postulowali, że oprócz mężczyzn pracować powinny także kobiety oraz dzieci od piątego roku życia. Uważali bowiem, że 21 kraj jest wtedy bogaty, gdy wiele osób (najlepiej wszyscy) znajduje zatrudnienie w produkcji. Oczywiście koncepcja ta jest ściśle związana z postulatem uprzemysłowienia. Merkantylizm, jak każda inna doktryna, miał swoich wybitnych przedstawicieli. Sam merkantylizm ma zdecydowanie charakter praktyczny aniżeli teoretyczny. Uczeni koncentrowali się przede wszystkim na analizie związków przyczynowo - skutkowych. W zależności od regionu Europy merkantylizm miał różny charakter oraz rozkładał inne akcenty. Anglia to klasyczny przypadek państwa funkcjonującego w systemie merkantylistycznym. Kluczową postacią w tamtejszym środowisku był jeden z głównych teoretyków nurtu Thomas Mun, orędownik teorii dodatniego bilansu handlowego, uważający handel zagraniczny za najważniejsze źródło zamożności. Podobne poglądy głosił inny Brytyjczyk sir Josiah Child, który był z kolei zwolennikiem niskiej stopy procentowej, co miało ułatwić udzielanie pożyczek na inwestycje, między innymi w handlu dalekomorskim. Przyczynił się on do uporządkowania systemu bankowego na wyspach oraz powstania Banku Anglii w 1649. We Francji najwybitniejszym przedstawicielem merkantylizmu był Jean Bidon, zdecydowany orędownik ingerencji państwa. Postulował wprowadzenie wysokich barier celnych na towary importowane poza surowcami i żywnością. Zauważył on związek pomiędzy rosnącą ilością pieniądza w gospodarce, a wzrostem cen dóbr. W dzisiejszych czasach taki związek określa ilościowa teoria pieniądza. W Hiszpanii aktywnie działała tzw. szkoła teologów-ekonomistów zwana również Szkołą z Salamanki. Należeli do niej m.in. Luizi Orteza, Juan de Mariano czy Domingo de Sato. Przedstawiali poglądy, wedle których różnicy w kursach walut nie należy upatrywać w różnej zawartości kruszcu szlachetnego, ale w rzadkości lub obfitości występowania monet, które zmniejsza lub zwiększa ich wartość. Teoria ta jest dzisiaj znana jako parytet siły nabywczej waluty. W Niemczech Joseph von Sonnenfells był zwolennikiem maksymalnego wzrostu liczby ludności, potrzeby wszechstronności produkcji i handlu. Od tego zależy siła militarna państwa oraz siła podatkowa ludności. Także w Rosji, szczególnie pod rządami cara reformatora Piotra I, realizowana była polityka oparta na poglądach dwóch uczonych Iwana Pososzkowa i Iwana Stołykowa. Jednak w praktyce była ona źle realizowana przede wszystkim poprzez psucie monety, do czego przyczyniał się sam władca. W Polsce przełomu wieków XVI i XVII poglądy merkantylistyczne znacząco nie odbiegały od koncepcji głoszonych na innych częściach kontynentu. Jednak w szlacheckiej Polsce przywiązanej do pańszczyzny i produkcji rolnej, ze znikomą pozycją społeczną i ekonomiczną mieszczaństwa - polityka protekcjonalizmu państwa nie przybrała form typowych dla Europy Zachodniej. Szczególnie w obszarze obciążeń celnych. Rzeczpospolita miała bardzo słaby aparat władzy wykonawczej, która była warunkiem koniecznym prowadzenia skutecznej polityki merkantylistycznej. Merkantyliści prowadząc wnikliwą obserwację rynku, klasyfikując dostrzegane zjawiska przygotowali swoim następcom mocny fundament faktograficzny. Merkantylizm nie wytrzymał jednak próby czasu. Postulowana przez większość merkantylistów potrzeba ingerencji państwa przegrała z zasadą liberalizmu gospodarczego, będącego podstawą ekonomii klasycznej, której pionierem i głównym architektem był Adam Smith. Niemniej, nie można nie docenić ich wkładu w rozwój gospodarczy Europy. Wrogowie merkantylistów - fizjokraci Pirwsze całościowe ujęcie zjawisk społeczno-gospodarczych, "panowanie natury", wolność osobista i ekonomiczna, poszukiwanie bogactwa w produkcji - o szkole fizjokratów... Kiedy w całej Europie w XVIII wieku coraz silniej rozwija się przemysł i rozpoczyna się fala industrializacji, Francja kolebka fizjokratyzmu - nadal pozostaje krajem głównie rolniczym. Niepowodzeniem skończył się program polityki uprzemysłowienia J.B. Colberta - znanego merkantylisty i ministra Ludwika XIV - nastąpił też krach operacji finansowych Johna Lawa (Banque Générale). Przez nadmierną emisję pieniądza bankrutuje Królewski Bank. Właściciele kapitału zaczynają lokować kapitał już nie w przemyśle, lecz w ziemi. Spowodowało to ogromny rozwój gospodarstw rolnych. Upadek "systemu Lawa" był upadkiem zmodernizowanego merkantylizmu, który od nowa próbował szukać bogactw w obiegu, a nie w produkcji, stworzył tym samym ideowe przesłanki dla powstania teorii fizjokratów, jako teorii przeciwstawnej merkantylizmowi. Fizjokratyzm (z greckiego physiocratie - panowanie natury) jest pierwszym teoretycznym systemem francuskiej szkoły ekonomicznej. Co więcej, zostaje zestawiony jako całościowy zbiór poglądów ekonomicznych przez nadwornego lekarza Ludwika XV - Françoisa Quesnay'a (1694-1774), który w wieku 60 lat zaczął intensywnie interesować się sprawami 22 gospodarczymi państwa. W oparciu o doświadczenia z zakresu medycyny, znajomość metodologii nauk przyrodniczych oraz anatomię organizmu ludzkiego w jego głowie rodzi się wizja nowego systemu gospodarczego państwa, opartego o prawa natury. Tak powstaje we Francji w drugiej połowie XVIII wieku nurt przeciwstawny merkantylizmowi fizjokratyzm, który zdobywa wielu zwolenników w całej Europie, w tym także w Polsce (Hugo Kołłątaj, Stanisław Staszic). François Quesnay istotę fizjokratyzmu zawarł w słynnej tablicy ekonomicznej, przedstawiającej reprodukcję i cyrkulację kapitału społecznego. Idea fizjokratyzmu sprowadza się do uznania zgodności porządku gospodarczego z porządkiem naturalnym, wynikającym z praw natury. Stąd też fizjokraci głosili zasadę pełnej swobody działalności gospodarczej, wolności posiadania własności i wolności osobistej. Zasadnicza teza fizjokratyzmu brzmi, że "Ziemia jest jedynym źródłem bogactwa, a rolnictwo - jako jedyna działalność produkcyjna, jedyne źródło narodowego bogactwa - jest zdolna do pomnażania tego bogactwa. Ziemia i gospodarowanie na niej dają produkt czysty - nowe dobra, nadwyżkę ponad koszty produkcji". Zysk, w teorii fizjokratów, przepływa pomiędzy podzielonym na trzy klasy społeczeństwem: klasą właścicieli ziemi, klasą produkcyjną - rolnikami stanem żywicieli i klasą "jałową", do której zaliczani są rzemieślnicy, kupcy, przemysłowcy. Klasa jałowa nie przynosi produktu czystego i nie pomnaża bogactwa społecznego, lecz jedynie przetwarza wytworzone bogactwo. W wyniku swej działalności przynosi jedynie ekwiwalent zużytych środków konsumpcji. Jest jeszcze czwarta klasa, zwana bierną, ale o tym później. Fizjokraci podobnie jak przedstawiciele francuskiego Oświecenia, uważali, że istnieją naturalne prawa społeczeństwa. Przedstawiciele tego nurtu badali zjawiska ekonomiczne, dlatego też fizjokratyzm traktowany jest jako pierwsza szkoła nauki ekonomii politycznej. Wielką zasługą fizjokratów jest również walka z analfabetyzmem. Przyczynili się bowiem do upowszechnienia wykształcenia podstawowego poprzez wprowadzenie go na wsiach. Zanim jednak zacznie się charakteryzować naukę mistrza szkoły i jego uczniów warto wspomnieć o prekursorach tego prądu. We Francji jednym z prekursorów fizjokratyzmu i szkoły klasycznej był Pierre le Pesant de Boisguilebert (1646 1747), ziemianin, urzędnik królewski, sędzia, autor Rozprawy o naturze bogactw, pieniądza i danin. Boisguilebert zwalczał kolbertyzm (francuski merkantylizm przemysłowy), wprowadzony przez Colberta, ministra Ludwika XIV, który zakładał uprzemysłowienie manufaktur królewskich, produkcję na potrzeby dworu kosztem rolnictwa, nakładanie na rolników różnych wysokich podatków. Boisguilebert twierdził, że prawdziwym źródłem bogactwa jest ziemia i praca, głosił wyższość produkcji rolnej nad przemysłową, przestrzegał przed rozwijaniem przemysłu kosztem rolnictwa. Przeciwstawiał się ponadto zakazom eksportu zboża wprowadzonym pod wpływem merkantylizmu. Według niego są one niezgodne z rozwojem naturalnym; prowadzą do zmian cen zboża, a te do zmian w popycie i podaży na rynku wewnętrznym, co z kolei zaburza gospodarczą równowagę. Rozważania te dadzą początek klasycznej teorii relacji między popytem a podażą. Boisguilebert zajmował się również zjawiskiem konsumpcji; uważany jest za prekursora tezy o pobudzającej roli wzrostu gospodarczego poprzez wzrost konsumpcji biedniejszych warstw ludności. Głosił też, że podatki obciążając siłę nabywczą mas ludu, zmniejszają jego konsumpcję i niszczą produkcję, przez co cierpi całe państwo. Za prekursora szkoły klasycznej i fizjokratycznej można także uważać irlandzkiego kupca i bankiera, Richarda Cantillona (1680- 1734). W Eseju o istocie handlu w ogólności zawarł tezę, że ziemia jest źródłem lub "materią" bogactwa "formowanego" przez pracę, podkreśla znaczenie prawa koncentracji własności w przemianach gospodarczych, rozwija własną teorię ceny, w tym ceny pracy jako czynnika produkcji. Główne założenie Cantillona mówi, że ponieważ cały kraj należy do monarchy i właścicieli ziemi, to wszystkie rzeczy mające wartość wewnętrzną powstały ich kosztem. To powoduje nierozerwalną więź miedzy właścicielami ziemi, a resztą społeczeństwa. Wszystkie środki do życia pochodzą z jednego źródła - ziemi, ona dostarcza rentę dzieloną później na właścicieli i dzierżawcę farmera. Cantillon uważał, że to właśnie właściciele ziemi, a nie "przedsiębiorcy", są elementem dynamizującym rozwój gospodarczy i to ich suwerenna konsumpcja zmienia procesy funkcjonowania całej gospodarki. Kolejnymi prekursorami fizjokratyzmu, którzy głosili hasła wolności gospodarowania i tym samym ograniczenie władzy absolutnej byli arystokrata Rene Louis Voyer d'Argenson (1694-1757) i kupiec Jean Vincent de Gournay (17121759). Markiz D' Argenson, uznawał rolnictwo za główny dział gospodarki, chciał stworzyć warunki do uprawiania wolnego handlu. Związany z encyklopedystami domagał się przeprowadzenia reformy społecznej. D' Gournay natomiast - znawca praktyki gospodarczej Francji - propagował walkę z przywilejami w przemyśle i handlu. W Paryżu założył szkołę gospodarczą, gdzie korzystano z książek krytykujących politykę merkantylizmu. To podobnież de Gournay'a na zebraniu fizjokratów w 1758 roku wykrzyknął słynne słowa: "Laissez faire, laissez paser!" (Dajcie nam swobodę działania i ruchu!), uznawane dziś za podstawową zasadę liberalizmu gospodarczego. Są też i tacy, którzy twierdzą, że słowa te wypowiedział wiele lat wcześniej Quesnay, czy nawet wyłuszczył je w swych Pamiętnikach (w 1736 r.) Markiz d'Argenson, ale być może później o nich zapomniał. 23 Najwybitniejszym przedstawicielem fizjokratyzmu, jego twórcą i mistrzem jest jednak niewątpliwie Francois Quesnay (1694-1774). Był synem właściciela ziemskiego, lekarzem z wykształcenia. Dzięki swym uzdolnieniom lekarskim oraz poparciu faworyty Ludwika XV, markizy de Pompadour, Quesnay zostaje przybocznym lekarzem królewskim. Obecność na dworze królewskim daje mu wgląd w położenie ekonomiczne i chaos administracyjny ówczesnej Francji. Zagadnieniami ekonomicznymi Quesnay zaczyna zajmować się ok. 1753 r. (od 1751 wychodzi Encyklopedia Diderota i d'Alambetrta). Pisze na ich zamówienie ekonomiczne artykuły do Encyklopedii m.in. Evidence (Doświadczenie), Les Fermiers (Dzierżawcy), Les Grains (Zboża). Po śmierci markizy de Pompadour w roku 1764, Quesnay opuszcza dwór i pisze: Maksymy ogólne ekonomicznego rządzenia krajem rolniczym oraz Tablica ekonomiczna. Po ukazaniu się Tablicy ekonomicznej rozpoczyna się sława Quesnaya i jego szkoły. Mistrz pisze kolejną rozprawę Prawo natury. Urządza zebrania skupiające wielu myślicieli i działaczy tego okresu, tworzy centrum nowej doktryny ekonomicznej. Zgrupowany wokół Quensnaya zespół fizjokratów stanowił rodzaj "sekty". Quesnaya i jego naukę fizjokraci uważali za coś zupełnie ostatecznego, skończonego, jako pewien rodzaj filozofii społecznej, która obejmuje ekonomiczną, etyczną, społeczną i polityczną stronę działalności ludzi, system, którego już nie można udoskonalić czy zmienić. Można jedynie rozpowszechniać drogą powszechnej oświaty. Pierwszą taką popularyzację dał Honoré Gabriel Riqueti de Mirabeau (1749-1791) w napisanej na życzenie Ouesnaya Philospohie morale. Jednak klasyczne przedstawienie teorii możemy znaleźć w pracy L'Ordre Naturel Et Essentiel Des Societes Politiques (Porządek przyrodniczy i istotny społeczeństw politycznych) Pierre-Paula le Merciera de la Riviere (1720-1793). Rozprawa ta uznawana jest za definitywne sformułowanie systemu fizjokratycznego. Zgodnie z nauką Quesnaya, porządek społeczny opiera się na porządku naturalnym - on najbardziej odpowiada człowiekowi, jest oparty na przyrodzie rządzącej się własnymi prawami, które człowiek poznaje w kontakcie z naturą i za pomocą rozumu (koncepcja porządku naturalnego wywodzi się z filozofii Kartezjusza i Malebranche'a). Quesnay, jako doświadczony lekarz, bada społeczeństwo jak organizm żywy i wyróżnia w nim dwa stany: zdrowy i chory. Stan zdrowia tj. stan doskonały, gdzie wszystkie elementy organizmu jednostkowego lub społecznego pozostają w równowadze, oraz stan chory, niedoskonały gdzie brak jest równowagi, naturalny stosunek sił uległ zakłóceniu. Stan zdrowia jest tu ideałem, do którego należy dążyć. Podstawą koncepcji ekonomicznej fizjokratów jest teoria produktu czystego oraz teoria ekwiwalentności wymiany. Quesnay przeprowadza w oparciu o teorię produktu czystego analizę kapitału pracy produkcyjnej i nieprodukcyjnej oraz miejsca i znaczenia poszczególnych grup społecznych. Odróżnia on pomnażanie bogactwa, jego zwiększanie i dodawanie sumy bogactwa. Pomnażanie bogactwa dokonuje się w rolnictwie, dodawanie w pozostałych dziedzinach działalności gospodarczej. W rolnictwie pracuje sama przyroda, odbywa się proces "tworzenia". Człowiek nie może zdobyć bogactwa inaczej, jak tylko za pomocą bogactwa, które już posiada i tylko wtedy, gdy sprzeda innym ludziom wytworzony przez siebie produkt dodatkowy. Bogactwo kraju wytwarzane jest wyłącznie przez rolnictwo zorganizowane na fundamencie świętego prawa własności ziemi, o ile istnieje w kraju odpowiedni rynek zbytu i odpowiednia siła nabywcza ludności. Im bardziej bogaci są rolnicy, tym bardziej zwiększają ze swoich środków dochód gruntowy i potęgę państwa. Quesnay uważał, że wszelkie inne zajęcia oprócz rolnictwa są nieprodukcyjne. Przemysł lub rzemiosło zmieniają formę i materię przedmiotów już wytworzonych, a handel przesuwa tylko dobra w czasie i przestrzeni, nie tworząc nowych przedmiotów. Jeśli ta działalność przynosi zysk, to jest wynikiem przejmowania go od innych. Przypomnijmy więc, że koncepcja Quesnaya jest reakcją przeciw przeżywającemu się merkantylizmowi, a szczególnie przeciw preferowaniu przemysłu kosztem rolnictwa, które we Francji skończyło się kryzysem, a gdzieniegdzie głodem. Przeniesienie problemu pochodzenia wartości dodatkowej ze sfery obiegu do sfery produkcji stanowi dużą zasługę fizjokratów, którzy tym samym stworzyli podstawy do analizy produkcji kapitalistycznej. Wraz z krytyką koncepcji merkantylistów, fizjokraci rozwijają teorię pieniądza. Quesnay dowodzi, ze towary wkraczają do obiegu już z istniejącymi uprzednio cenami. Przy "naturalnym porządku" na rynku dokonuje się wymiana równych wartości. Nie mając opracowanej teorii wartości, fizjokraci nie wyjaśniają czym jest wymiana ekwiwalentna. Przez równe wartości rozumieją towary o jednakowych kosztach produkcji. Twierdzą, że w społeczeństwie opartym na "porządku naturalnym" gdzie jest konkurencja musi się odbywać wymiana równych wartości - których jednak nie tłumaczą. Ważne jest jednak stwierdzenie, że skoro wymienia się równe wartości, to w procesie wymiany bogactwo nie może pomnażać się - tym poglądem Quesnay krytykuje merkantylizm, który źródeł bogactwa upatrywał w procesie cyrkulacji kapitału. Mistrz krytykuje merkantylizm również za poglądy na politykę pieniężno-handlową. Pieniądz jest dla niego bogactwem "bezpłodnym". Jedyną z niego korzyścią jest to, że stanowi narzędzie wymiany towarowej, że można nim opłacać podatki, daniny; może funkcjonować w postaci znaków papierowych. 24 Ważne miejsce w systemie fizjokratycznym zajmuje wspomniana już teoria klas, którą postaramy się rozwinąć poniżej. Jest ona częścią programu poprawy ustroju społeczno-gospodarczego. Quesnay dzieli społeczeństwo na trzy podstawowe klasy społeczno-ekonomiczne: produktywną, właścicieli i jałową. Do klasy produkcyjnej zaliczono: rolników i dzierżawców, którzy tworzą tzw. dochód czysty. Aby dobrze spełniać swa rolę, klasa ta musi składać się z samodzielnych przedsiębiorstw, posiadać kapitał obrotowy, nie może być w zależności feudalnej. Wśród rolników fizjokraci wyróżniają dwie grupy: drobnych chłopów uprawiających rolę i dzierżawców prowadzących wielką uprawę. Rolnik należący do pierwszej grupy nie posiada ziemi, tylko ją użytkuje, ziemia nie daje produktu czystego. Typ drobnej uprawy, choć rozpowszechniony we Francji, nie jest postępowy i stanowi przyczynę złego położenia rolniczej ludności. Inaczej jest z wielką uprawą dzierżawców - oni postrzegani są przez mistrza jako właściwa klasa produkcyjna, uprawiająca ziemię przy użyciu własnego kapitału obrotowego, racjonalnie gospodarująca przy użyciu nowych metod uprawy. Postuluje się więc połączenie drobnych gospodarstw w duże, gdyż tylko takie pracują oszczędniej i są w stanie osiągnąć "czysty produkt". Według fizjokratów zatrudnione w rolnictwie kapitały powinny być wolne od podatku. Kapitały w teorii fizjokratycznej dzielą się na nakłady pierwiastkowe - czyli kapitał trwały, do którego należą narzędzia, bydło, maszyny oraz kapitał obrotowy - nakłady roczne, czyli ziarno do siewu oraz płace robocze. O wydajności pracy decydują nakłady pierwiastkowe. Do klasy jałowej, wyróżnionej przez Quesnaya, należą przemysłowcy, kupcy, manufakturzyści. Jest to klasa bezpłodna, nieprodukcyjna, co nie znaczy, że jest bezwartościowa, ale w przemyśle, rzemiośle dokonuje się tylko dodanie bogactwa, podczas gdy w rolnictwie następuje pomnożenie. Gromadzenie zysków przez nadmiernie zarabiające elementy tej klasy tworzy "bogactwa pieniężne", które są "urojone". Rzeczywiste bogactwo, znów tworzy tylko rolnictwo. Quesnay nie jest również entuzjastą handlu. Uważa, że korzyści odnoszone przez kupców nie stanowią korzyści dla kraju, interesy kupców są sprzeczne z interesami rolnictwa i handlu wewnętrznego. U szczytu hierarchii klas znajduje się klasa właścicieli, do której należą król, duchowni i posiadacze ziemscy feudałowie. Ta klasa posiada dochody z produktu czystego bez wkładu własnej pracy, jednakże prawo do otrzymywania dochodów, wynika z wstępnych inwestycji na gruntach ich samych lub ich przodków. Klasa ta, ze względu na sprawowanie rządów w państwie i administrowanie, może w znaczącym stopniu wpływać na wytwarzanie produktu czystego. Jest jeszcze czwarta klasa, ale nie jest ona zaangażowana w proces obiegu gospodarczego. Fizjokraci określają ją mianem "klasy biernej". W jej skład wchodzą: proletariat miejski, biedota miejska, włóczędzy i ubodzy. Sytuacja tej klasy nie zależy od możliwości, zaangażowania czy pracy jej członków, ale stanowi wynik sytuacji ekonomicznej pozostałych klas. Klasa bierna jest zależna od klas wyższych, stanowi bowiem jedynie formę rezerwy osobowej, którą można wykorzystać do pracy najemnej. Teoria klas i produktu czystego ma swoje odbicie w Tablicy ekonomicznej, będącej nowym niejako modelem funkcjonowania gospodarki, nowym rozdziałem w historii myśli ekonomicznej. Jest pierwszą próba wyjaśnienia problemów realizacji produktu i wykazania podstawowych zależności i powiązań między globalnymi wielkościami występującymi w gospodarce. Za poglądami Quesnaya będą podążać w XIX wieku inni ekonomiści, filozofowie i naukowcy, m.in. Karol Marks ze swoją teorią reprodukcji kapitału (Tablicę ekonomiczną wraz z całym w niej zawartym systemem uzna za bezspornie najbardziej genialny pomysł jaki stworzyła dotychczasowa ekonomia. W XX wieku do Tablicy nawiązuje m.in. Wasilij Leontief rozwijając swą teorię przypływów międzygałęziowych, która przyniosła mu w 1973 roku nagrodę Nobla. W Tablicy Quesnay'a, przy założeniu istnienia w społeczeństwie trzech klas - przypomnijmy: produkcyjnej (rolnikówdzierżawców), właścicieli ziemi (łącznie ze sprawującymi władzę) i jałowej (kupcy, rzemieślnicy) - oraz przyjmując, że czysty produkt powstaje tylko w rolnictwie, zakreślony jest schemat cyrkulacji towarów w gospodarce i podziału ich pomiędzy klasy. Quesnay w analizie zakłada ponadto stałość cen odzwierciedlających porządek naturalny tj. ekwiwalentną wymianę, reprodukcję prostą i brak rynku zewnętrznego. Według tych założeń, klasa produkcyjna sprzedaje produkty rolne dwóm pozostałym: właścicieli ziemskich i jałowej. Za część sprzedaną klasa produkcyjna otrzymuje pieniężne środki na reprodukcję, a część produktów konsumuje. Klasa właścicieli ziemskich za pobierane opłaty od rolników z tytułu dzierżawy nabywa środki konsumpcji i artykuły przemysłowe. Klasa jałowa sprzedaje swoje produkty klasie właścicieli ziemskich, a za uzyskane środki zakupuje surowce do produkcji towarów i żywność. W ostateczności więc do klasy produkcyjnej wracają środki, które po zainwestowaniu w ziemię znów dadzą nowe bogactwo. Mimo błędów popełnionych przy analizie reprodukcji, uproszczonych założeń, Quesnay dokonuje ważnego na owe czasy odkrycia, że tylko ta klasa, która wytwarza "produkt dodatkowy" jest produkcyjna, tylko ta praca jest najcenniejsza, której produkt zawiera wartość większą, niż suma wartości zużytych do jego wytworzenia. Tablica ekonomiczna stała się podstawą koncepcji "jedynego podatku", obciążającego tylko klasę właścicieli ziemskich. Fizjokraci starali się przekonać ziemian, że podatek ten ich nie osłabi, gdyż znajdzie swą rekompensatę w wyższej cenie ziemi, a pomoże zastąpić nieefektowny i skomplikowany system podatkowy ówczesnej Francji oraz że będzie stymulował wzrost produktu czystego i bogactwa społecznego. 25 Idee fizjokratyczne rozwijają uczniowie mistrza m.in. markiz Victor de Mirabeau, Pierre Samuel Dupont de Nemours i Guillame Francois Trosne. Głównym propagatorem idei i odpowiedzialnym za jej ewolucję jest jednak Anne Robert Jacques Turgot (1727-1781). W podstawach teorii Turgot jest fizjokratą: przyjmuje koncepcję "czystego produktu" i podziału na klasę produkcyjną i nieprodukcyjną, ale odrzuca metafizykę porządku naturalnego i staje na stanowisku "interesu osobistego", z którego wywodzi się postulat wolnej konkurencji. System kapitalistyczny nie ma już niego jego koncepcji feudalnej powłoki. W pełni dostrzega klasę kapitalistów i robotników oraz wskazuje na zwiększanie się nierówności między tymi klasami i antagonizmy. Opisuje funkcję kapitalistycznego przedsiębiorcy, który zatrudnia robotników najemnych, tym samym pogłębiając fizjokratyczną naukę o klasach społecznych. Warunkiem powstania najemnej klasy robotników jest, wg niego, oderwanie producentów od środków produkcji. U Turgota własność prywatna i nierówność majątkowa są niezbędne, bo przyczyniają się do wzrostu produkcji. Jednak, inaczej niż u fizjokratów, własność nie jest prawem natury, ale instytucją użyteczną, wzmagającą wydajność pracy, wspomagającą życie w społeczeństwie. Turgot, jeden z pierwszych obok Jamesa Stuarta, formułuje prawo zmniejszających się przychodów z ziemi. Twierdzi, że wydajność gleby jest ograniczona, że może dojść do punktu, w którym nakłady środków na ziemię, nawet dodatkowe nie przynoszą już żadnego efektu. Turgot wprowadził też do języka ekonomicznego sprecyzowane pojęcie "kapitału" - są to u niego "wartości nagromadzone przez posiadaczy kapitału". Posunął się także dalej niż fizjokraci i zrozumiał istnienie zysku z kapitału, jako dochodu niebędącego wynagrodzeniem za pracę lub zwrotem kosztów poniesionych przez przedsiębiorcę. Turgot jest, tak jak fizjokraci, rzecznikiem wolności gospodarczej, ale już nie tylko w interesie produkcji rolnej. Wolność ekonomiczna jest potrzebna również i w przemyśle, i w handlu. Choć rzemieślników też zaliczył do klasy jałowej, zwrócił jednak uwagę, że dodają nowe bogactwo realne do masy wytworzonych bogactw. Gdy Turgot został ministrem finansów Ludwika XVI, spróbował wcielić teorie fizjokratów w życie. Wydał szereg dekretów przeciwko pozostałościom porządku feudalnego. Nie znalazło to jednak uznania w oczach właścicieli ziemskich oraz króla, jako reprezentanta klasy feudałów, który wkrótce Turgota odwołuje ze stanowiska. . Historia ekonomii w pigułce Ludzie zajmowali się zagadnieniami ekonomicznymi od zawsze. Już ludzie pierwotni musieli rozstrzygać ekonomiczne dylematy, na przykład, czy zbierać ziarna traw, co jest bezpieczne, zapewnia pewny, choć niskokaloryczny posiłek, czy raczej wybrać się na polowanie - rzecz niebezpieczna, niepewna, ale i jedzenie, które można zdobyć, pożywniejsze. Tym bardziej ekonomicznie musieli myśleć rolnicy, rzemieślnicy a zwłaszcza kupcy. Jednak ekonomia - jako nauka rozwinęła się dużo później... Wiemy, że - systematycznie - mechanizmami działania gospodarki interesowali się greccy filozofowie i pisarze. Jeden z nich, historyk Ksenofont napisał nawet dzieło pod tytułem Oikonomikos, czyli Gospodarz (stąd pochodzi słowo "ekonomista"). Dzieło Ksenofonta jest przede wszystkim podręcznikiem zarządzania gospodarstwem domowym lub państwem - miastem (w tym wypadku Atenami). Zawiera, oprócz praktycznych porad dotyczących dysponowania majątkiem, garść przemyśleń ekonomicznych. Już na samym początku Ksenofont wkłada w usta swojego mistrza, Sokratesa, stwierdzenie, że zarządzanie własnością wymaga wiedzy, podobnie jak medycyna, kowalstwo czy stolarstwo. Czyli zarządzanie jest rzemiosłem. Tematykę ekonomiczną podjął też Arystoteles w Etyce Nikomachejskiej. Wyjaśniał fenomen handlu, jako procesu, w którym ludzie wzajemnie zaspokajają swoje potrzeby. Podobnie jak Ksenofont doradzaj, w jaki sposób prawidłowo zarządzać domem i, w dziele pod tytułem Polityka, państwem. Był zwolennikiem własności prywatnej i przeciwnikiem oprocentowanych pożyczek. Jego przemyślenia wywarły duży wpływ na późniejsze poglądy ekonomiczne Ojców Kościoła i muzułmanów. 26 Trzeba jednak przyznać, że gospodarka nie leżała w centrum zainteresowania greckich filozofów. Grecy nie rozwinęli spójnej teorii ekonomii. Stosowali ją za to w praktyce. Znali pewne formy ubezpieczeń i operacji kredytowych, byli doskonałymi handlowcami. Jeszcze bardziej praktyczni byli Rzymianie. Od samego początku byli ludem rolniczym, toteż większość dzieł dotyczących szeroko rozumianych dziedzin ekonomicznych, które napisali rzymscy autorzy traktowało o zarządzaniu majątkiem ziemskim. W tym miejscu trzeba wymienić takich autorów jak Katon Starszy (ok. 234-149 p.n.e.), autor dzieła O gospodarstwie wiejskim, Warron (116-27 p.n.e.), autor Zasad nauki o rolnictwie i Columella (24 79 n.e.), twórca O rzeczach wiejskich. Po upadku Rzymu nastał chaos, podczas którego podupadła nie tylko gospodarka, ale i nauka ekonomii. Na szczęście w XI wieku Europa się odradza. Tematykę ekonomiczną poruszali wtedy głównie teologowie, z pośród których najważniejszym był niewątpliwe Tomasz z Akwinu. Zajmował się teorią własności prywatnej i wspólnej, którą dziś nazwalibyśmy publiczną. Podobnie jak Arystoteles potępiał pożyczanie na procent, czyli lichwę. Powszechną praktyką, zarówno w Cesarstwie Rzymskim jak i w późniejszych królestwach i księstwach średniowiecza i renesansu było tak zwane psucie pieniądza. Pieniądz w tych czasach to przede wszystkich monety ze szlachetnych metali - złota i srebra. Prawo do bicia monety mieli tylko władcy, niekiedy go jednak nadużywali, produkując monety o mniejszej zawartości kruszcu niż powinni. Pozwalało im to uzyskiwać dodatkowe dochody. Dość długo nie dostrzegano negatywnych skutków tego rodzaju praktyk. Zmieniło się to dzięki Oresmiusowi, biskupowi Lisieux (ok. 1320 - 1382) i jego kontynuatorowi, znanemu nam skądinąd ...Mikołajowi Kopernikowi. Obaj w swoich badaniach ekonomicznych koncentrowali się na zagadnieniach związanych z pieniędzmi, obaj przeciwstawiali się jego psuciu i wskazywali negatywne konsekwencje tego procederu. Możemy ich uznać za prekursorów monetaryzmu. Rozwój gospodarczy w XV i XVI wieku, wzrost znaczenia kupców, bankierów i właścicieli manufaktur i ekspansja handlu zagranicznego stworzyły potrzebę opracowania całościowej teorii gospodarczej. Do pierwszych takich prób należał merkantylizm. Merkantyliści uważali, że państwa są bogate jeśli dysponują dużą ilością kruszcu, najlepiej złota. Powinno się więc utrudniać wywóz złota z kraju, popierać eksport, zwalczać import (bo za granicę kupuje się i sprzedaje za złoto i srebro). Miało to nawet pewne uzasadnienie w czasach, kiedy wojna była przedłużeniem polityki. Do wojny potrzebni byli najemnicy, którzy zabijali i ginęli za złoto. Merkantyliści sformułowali szereg zaleceń dla państwowej polityki gospodarczej, niemniej nie próbowali zająć się nauką ekonomii, nie szukali praw i zależności rządzących gospodarką. Zrobili to w XVII wieku dopiero fizjokraci. Twórcą tej doktryny był nadworny lekarz francuskiego Ludwika XV - Françoise Quesnay (1694-1774). Opracował on tzw. Tablicę Ekonomiczną, czyli pierwszy model ekonomiczny całej gospodarki. Fizjokraci uznali ekonomię za naukę przyrodniczą, gospodarkę przyrównywali do żywego organizmu. Głosili wyższość rolnictwa nad innymi działami produkcji, zwalczali protekcjonistyczne poglądy merkantylistów. Fizjokraci byli zwolennikami wolnego handlu, przedsiębiorczości i liberalizmu. Quesnay i jego zwolennicy wywarli ogromny wpływ na ojca nowoczesnej ekonomi - Adama Smitha. Adam Smith. Tak naprawdę naukę o ekonomii możemy podzielić na dwa okresy - "przed" i "po" Smithie. Był synem szkockiego urzędnika celnego, profesorem uniwersytetu, filozofem i etykiem. Do historii przeszedł jednak jako autor pięciotomowego dzieła Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów (1776), w której wyłożył nie tyle praktyczne porady dla polityków gospodarczych - jak czynili to merkantyliści (choć nie stronił i od takiej tematyki), co skoncentrowała się na zagadnieniu nowatorskim - wyłożył prawa rządzące ekonomią. Rozważał kwestie podziału pracy, stopy procentowej, wynagrodzenia czynników produkcji (ziemi, pracy i kapitału). Jeszcze konsekwentniej niż fizjokraci domagał się wolności handlu, wolnej konkurencji i sprawiedliwych, niskich podatków. Był zwolennikiem własności prywatnej, państwu pozostawiał pełnienie roli "stróża nocnego", czyli dbałość o porządek i przestrzeganie prawa. Poglądy Smitha popularyzowali i rozwijali David Ricardo, Jean Baptiste Say, Thomas Maltus i John Stuart Mill. Razem ze Smithem, są oni najwybitniejszymi przedstawicielami klasycznej szkoły ekonomii, która dominowała w XIX stuleciu. Teorie klasyków podsumował i sformalizował na przełomie stuleci Afred Marschall (1824-1924), z wykształcenia matematyk. Jego najważniejszym dziełem są Zasady ekonomii politycznej (1890). Zawarł w niej zasady analizy marginalnej, która po dziś dzień pozostaje fundamentem ekonomii. Marschall jako pierwszy w sposób w pełni naukowy sformułował prawo popytu i podaży. Marschall był najwybitniejszą postacią tzw. szkoły angielskiej. Równolegle na kontynencie europejskich rozwijała się szkoła lozańska, zwana matematyczną. Jej najważniejsi przedstawiciele to Francuz Leon Walras (twórca teorii równowagi ogólnej) i Włoch Vilfredo Pareto. Ich następcy przyczynili się rozwoju ekonometrii. W Wiedniu miała swój ośrodek oryginalna szkoła austriacka, reprezentowana przez Carla Mengera (1841-1921), Edmunda von Böhm-Bawerka (1851-1914) i Friedricha von Wiesera (1851-1926). Ich wkład w teorię ekonomii polegał na zwróceniu uwagi na rolę indywidualnych preferencji na kształtowanie się cen i stóp procentowych. Jednym z uczniów wspomnianego wyżej Afreda Marschalla był student Cambridge John Maynard Keynes. Okazał się on być najbardziej wpływowym ekonomistą od czasów Adama Smitha. Jego Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza (1936) spowodowała przewrót w klasycznej ekonomii. Keynes odrzucił prymat wolnej konkurencji i liberalnej polityki handlowej. Jego zdaniem państwo powinno aktywnie działać na polu gospodarczym, nie zadawalając się rolą "nocnego stróża". Wpływ na przyjęcie idei Keynesa miał Wielki Kryzys, który wstrząsnął gospodarką światową w latach trzydziestych. Zdaniem wielu współczesnych, Kryzys obnażył nieskuteczność polityki opartej na ekonomii klasycznej. 27 Pisząc o J. M. Keynesie, koniecznie trzeba wspomnieć o naszym rodaku - Michale Kaleckim (1899 - 1970). Jego przykład dowodzi, dlaczego ekonomiści powinni publikować po angielsku. Kalecki kilka lat przed Keynesem doszedł do prawie tych samych wniosków. Jednak jego artykuły, publikowane w 1933 i 1935 ukazały się w polskich i francuskich czasopismach. Dla większości zajmujących się ekonomią, nauką zdominowaną przez Anglosasów, były one oczywiście zupełnie nieczytelne i niezauważone. Keynes storzył nowy kierunek w ekonomii, nazywany od jego nazwiska keynesizmem. Prawie wszyscy ekonomiści stali się zwolennikami interwencjonizmu państwowego w gospodarce. Prawie, ale nie wszyscy! Do największych adwersarzy Johna Maynarda należeli przedstawiciele tzw. młodszej szkoły austriackiej, a zwłaszcza Ludwig Edler von Mises (18811973) i Friedrich von Hayek (1889 - 1992). Obaj byli zwolennikami gospodarki wolnej od interwencji państwa, jakkolwiek Hayek dopuszczał działalność państwa na rynku, ale na bardzo restrykcyjnych warunkach. Zarówno on, jak i Mises mieli zupełnie inną wizję Wielkiego Kryzysu i jego przyczyn niż Keynes. J. M. Keynes miał wielki wkład nie tylko w teorię, ale i praktykę powojennej ekonomii. Był jednym z twórców systemu walutowego z Bretton Woods. Jego teoria pozostawała obowiązującą wykładnią polityki gospodarczej aż do wczesnych lat siedemdziesiątych, kiedy to keynesowska polityka okazała się nieskuteczna w walce z depresją spowodowaną przez kryzysy naftowe. Oczywiste problemy, jakie niosła polityka oparta na poglądach Keynesa i jego kontynuatorów spowodowały, że znowu łaskawym okiem zaczęto spoglądać na liberalną ekonomię przedkeynesowską. W latach siedemdziesiątych popularność zdobyła Szkoła Chicagowska, nazywana tak, gdyż wielu z jej prominentnych przedstawicieli było pracownikami wydziału ekonomii na Uniwersytecie w Chicago. Najbardziej znani "chicagowiacy" to Milton Friedman i George Stigler, Harry Markowitz, Merton Miller, Robert Lucas i wielu innych. Mini-leksykon ekonomistów Kto tworzył podstawy, badał i rozwijał nauki ekonomiczne? Komu zawdzięczamy świadomość działania wielu, dziś z pozoru oczywistych, mechanizmów gospodarki. Kto, przez swe prace, przyczyniał się do rozwoju gospodarczego, a kto ten rozwój hamował? Krótkie sylwetki wybitnych ekonomistów, reprezentujących określone kierunki myśli ekonomicznej w naszym MINI-LEKSYKONIE EKONOMISTÓW. Nasz mini-leksykon to zwięzła prezentacja kilkunastu postaci, które odegrały znaczącą rolę w rozwoju nauk ekonomicznych. Zastrzegamy jednak, że - w tym materiale - nie jest naszą intencją ocena pracy poszczególnych ekonomistów, często zresztą działających w świecie polityki i z nim kojarzonych. Chcemy przedstawić Państwu tych, których poglądy odcisnęły piętno na historii gospodarczej świata. Niestety, nie zawsze głoszone przez nich tezy przyczyniały się do rozwoju i - w efekcie - do bogacenia narodów. Wykorzystane przez polityków, niektóre tezy, prowadziły wręcz nawet do katastrofy gospodarczej i biedy. Stąd obecność na naszej liście tak, delikatnie mówiąc, kontrowersyjnej postaci jak Karol Marks... 1. Jean Bodin (1530 - 1596) Merkantylista. Był wysokim urzędnikiem państwowym, miał szerokie zainteresowania - filozofia, polityka, ekonomia. Bodin zasłynął tym, że w jednym ze swoich pism podał rewolucyjną interpretację inflacji - uznał, że w centrum problemów, które stanowią o inflacji jest nadmiar złota i srebra, a tym samym stał się prekursorem teorii pieniądza. Był zwolennikiem handlu, ale stanowczo wskazywał na konieczność silnego wspierania produkcji rodzimej, dlatego żądał wysokich ceł na towary z zagranicy, których produkcja może odbywać się w kraju. 2. Adam Smith (1723 - 1790) Twórca szkoły klasycznej w ekonomii, jeden z najwybitniejszych ekonomistów. Do jego koncepcji nawiązywali ekonomiści nie tylko osiemnasto- i dziewiętnastowieczni, ale także współcześni, a tak popularne dziś sformułowanie "niewidzialna ręka rynku" to tytuł jednego z rozdziałów w jego dziele "Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów". Nawet nie interesując się zbytnio ekonomią, nie można nie wiedzieć kim był i jakie miał poglądy Adam Smith. 28 3. David Ricardo (1772 - 1823) Był znakomicie radzącym sobie przedsiębiorcą, politykiem. Klasyk - gorący zwolennik liberalizmu w ekonomii i głównym reprezentant brytyjskiej szkoły nurtu klasycznego. Ricardo wywarł ogromny wpływ na ekonomię i na różne nurty: zwolennicy marksizmu rozwinęli jego teorię wartości pracy, a neoklasycy przejęli istotę jego argumentacji dotyczącą handlu. 4. John Stuart Mill (1806 - 1873) Uznawany za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli ekonomii klasycznej. Mill nie chodził do szkoły, kształcił go ojciec, który zainteresował go ekonomią na tyle wcześnie, że w wieku 16 lat zaczął pisać prace z tej dziedziny. Pozostawił po sobie wiele analiz dotyczących związków kapitału i pracy, popytu i rządzących nim praw rynku, związków monopolu i interesów konsumenta. Prace Milla to jednak niezwykle szerokie spojrzenie na ekonomię - wyznawał bowiem pogląd, że zasadniczym celem ludzkiej działalności powinno być kontynuowanie postępu społecznego, a nie poszukiwanie wzrostu w gospodarce za wszelką cenę. Dlatego też w jego pracach wiele miejsca zajmują takie sprawy, jak emancypacja kobiet czy pomoc ubogim. Był jednym z przedstawicieli nurtu filozoficznego zwanego utylitaryzmem, uznającego szczęście za główny cel człowieka. 5. Jean-Baptiste Say (1767 - 1832) Ekonomista, dziennikarz, pełnił kilka funkcji publicznych. Ekonomię wykładał w Conservatorie des Arts et Mertiers i w Collage de France. Był gorącym zwolennikiem liberalizmu ekonomicznego. Od swoich kolegów z brytyjskiej szkoły klasycznej odróżniało go bardziej optymistyczne widzenie gospodarki kapitalistycznej. Był zarazem popularyzatorem, jak i krytykiem Adama Smitha. 6. Karol Marks (1818 - 1883) Był jednym z głównych przedstawicieli nurtu radykalnego. Odrzucał założenia analizy neoklasycznej, a w swoich pracach prezentował wizję nowych stosunków ekonomicznych, które miały zapewnić osiągnięcie najsprawiedliwszej i najkorzystniejszej dla ludzkiego rozwoju organizacji społeczeństwa. Przejmując niektóre koncepcje Davida Ricardo, Marks stworzył teorię alienacji pracy i wyzysku klasy robotniczej. Analizował także kryzysy koniunkturalne, wskazując na zjawisko nadprodukcji jako ich przyczynę. 7. Antoine-Augustin Cournot (1801 - 1877) Francuski ekonomista, przedstawiciel nurtu neoklasycznego w ekonomii. W historii myśli ekonomicznej zapisał się, jako jeden z pierwszych, którzy stosowali metody matematyczne i ekonometryczne, z wykorzystaniem których zbudował prawdziwy model opisujący zmienne ekonomiczne. 8. Leon Walras (1834 - 1910) Francuski ekonomista, wszechstronnie wykształcony. Twórca tzw. nurtu równowagi ogólnej, który dominował w neoklasycznej myśli ekonomicznej, a najbardziej znanym faktem z jego dorobku, pozostaje model równowagi ogólnej. Znany jest także z tego, że chętnie i umiejętnie posługiwał się w analizie ekonomicznej metodami matematycznymi. 9. Kenneth J. Arrow (ur.1921) Laureat nagrody Nobla w 1972 r., sławę przyniosła mu już praca doktorska, obroniona w 1951 r. na Uniwersytecie Columbia. Arrow uchodzi za jednego z głównych przedstawicieli nurtu neoklasycznego myśli w ekonomii. Opracował (wspólnie z Gerardem Debreu) model ekonomiczny, który jest do dziś punktem odniesienia neoklasycznego tzw. nurtu równowagi ogólnej. W swoich pracach wiele miejsca poświęcił analizie zagadnień związanych ze wzrostem gospodarczym. Jego prace dotyczą jednak wielu, zróżnicowanych dziedzin: wyborów społecznych, równowagi ogólnej, teorii, wzrostu gospodarczego, teorii informacji, roli organizacji. 10. Friedrich von Hayek (1889 - 1992) Wybitny przedstawiciel austriackiej szkoły neoklasycznej, przyjął obywatelstwo brytyjskie. Studiował ekonomię, prawo, nauki polityczne. Laureat nagrody Nobla 1974 r. Większość swoich prac Hayek poświęcił obronie poglądów liberalnych w ekonomii. W latach 30-tych ubiegłego wieku krytycznie odnosił się do ekonomii keynesowskiej - obecne w jej założeniach sztuczne zwiększanie wydatków publicznych w celu kreowania popytu, uważał za błąd, ponieważ zniekształca ceny naturalne. Skutek jest taki, jak tłumaczył, że wynikająca z tego zjawiska inflacja nie jest jednoznacznie odbierana przez rynek, analityków, społeczeństwo - może to nienaturalnie zwiększyć produkcję niektórych dóbr, niż wynikałoby to z potrzeb samego rynku, mogą także być uprzywilejowane niektóre typy inwestycji to wszystko może prowadzić, w dłuższym okresie czasu, do długotrwałych kryzysów i bezrobocia. Hayek był zagorzałym 29 zwolennikiem samoregulującego się zjawisk wolnego rynku i nie wierzy w skuteczność rządowej polityki gospodarczej, która zniekształca ceny i może być jedynie źródłem procesów inflacyjnych. Jednocześnie jednak, jak tłumaczy, porządek rynkowy wymaga dobrego prawa, które z kolei musi być oparte na moralności. 11. John Maynard Keynes (1883 - 1946) Jeden z najwybitniejszych ekonomistów, twórca jednego z pięciu głównych nurtów myśli ekonomicznej, nazwanego od jego nazwiska - keynesowskim. Za sprawą rodziny był edukowany w kierunkach ekonomicznych od najmłodszych lat, studiował ekonomię i matematykę, był wykładowcą Uniwersytetu w Cambridge. Jego wkładem w naukę jest głęboka analiza związku płac z produkcją przedsiębiorstw, produkcją globalną. Dowodził, że spadek poziomu płac, poprzez spadek popytu, może doprowadzić najpierw do spadku produkcji i wydatków globalnych - a to w konsekwencji do spadku zatrudnienia. W swoich pracach bardzo wiele miejsca poświęcał zagadnieniom związanym z bezrobociem, popytem i produkcją globalną. Uważał, że bezrobocie powstaje przy zbyt niskim dochodzie dla utrzymania konsumpcji i zbyt wysokiej stopie procentowej - tak aby mogła ona stymulować kolejne inwestycje. Keynes zajmował się także: zgłębianiem "natury" rodzajów oszczędności i pieniądza, stopy procentowej i niepewności wobec przyszłości oraz zagadnieniem wzrostu gospodarczego. W analizach dowodził, że poziom oszczędności jest funkcją dochodu, a nie stopy procentowej. Stopa procentowa wywiera wpływ na "preferowanie płynności, a nie na globalny poziom oszczędności". Pisząc o ożywieniu gospodarczym akcentował dwie najważniejsze sprawy: 1. zmniejszenie stopy procentowej może stymulować inwestycje, ale tylko, gdy przewidywania w długim okresie czasu nie są zbyt negatywne, oraz 2. podtrzymywanie popytu może spowodować wzrost produkcji i zatrudnienia, tylko wtedy, gdy czynniki produkcyjne nie są w pełni wykorzystane. 12. Irving Fisher (1867 - 1947) Najpierw student, potem wykładowca uniwersytetu w Yale, a następnie przedsiębiorca. Ekonomię wzbogacił formułując tzw. ilościową teorię pieniądza oraz dokonując analizy kryzysów nadmiernego zadłużenia państwa. Słynne równanie Fishera ( MV + M'V' = PT ) podtrzymuje tezę zwolenników polityki monetarnej, według której inflacja jest wynikiem nadmiernej emisji pieniądza w stosunku do zdolności produkcyjnych. Promował także pogląd, że zmiany gospodarcze, wynalazki i innowacje pobudzają przedsiębiorstwa do zadłużania się, pod warunkiem, że jest szansa w przyszłości na większe zyski - zadłużenie jest w pierwszym okresie czynnikiem ekspansji, jeśli pozwala finansować kolejne inwestycje. Jednocześnie jednak, jak twierdził, im więcej okazji do inwestowania, tym firmy mają większą zdolność do zadłużania się, co może doprowadzić do zaciągania zbyt wielkich zobowiązań. 13. John Hicks (1904 - 1989) Znany brytyjski ekonomista, laureat nagrody Nobla w 1972 r. Związany z najsłynniejszymi uniwersytetami brytyjskimi. W 1937 r. przedstawił diagram zależności stopy procentowej od całkowitego dochodu. Przedstawił to w formie wygodnego i łatwego w zastosowaniu wykresu. Po analizach i symulacjach, nanosząc na siebie dwie krzywe, wyznaczył punkt ich przecięcia, który oznacza równowagę na rynku. Jest autorem wielu prac z zakresu teorii wartości, kapitału, teorii wzrostu i stopy procentowej, rozwinął teorie Keynesa. 14. Joan Robinson (1903 - 1983) Brytyjka, jedna z niewielu kobiet, których poglądy wywarły wpływ i zaznaczyły się w historii myśli ekonomicznej. Jej wkład w naukę to tworzenie nowych teorii ekonomii - głównie w zakresie analizy tworzenia się cen, zagadnień podziału, inflacji oraz fundamentalnie niestabilnego wzrostu gospodarczego. Zdecydowanie krytykowała neoklasyków za zbyt nierealne jej zdaniem opisywanie gospodarki. Robinson rozwinęła pojęcie handlu zagranicznego, kładąc akcent na efekty zepsucia gospodarki światowej, w której każdy kraj stara się szukać stymulacji dla swego rozwoju, poprzez wzrost eksportu. 15. Michał Kalecki (1899 - 1970) Polski ekonomista urodzony w Łodzi, przez wiele lat wykładał na Uniwersytecie w Oxfordzie. Keynesista. Sławę przyniosło mu, niezależne od Keynesa (a nawet wcześniej niż on), rozwinięcie niektórych charakterystycznych dla tego nurtu teorii. Kładąc większy akcent na sposób ujęcia klas społecznych i układu sił między grupami społecznymi, niż w swoim dziele Brytyjczyk, Kalecki zwrócił na siebie uwagę świata nauki. Polak wiele miejsca w swoich pracach poświęcił kształtowaniu się cen, konfrontacji podaży i popytu. Według niego udziały konsumpcji i oszczędności w dochodach nie zależą od stóp procentowych, jak przyjmowano w teorii neoklasycznej, ale od przynależności do klas społecznych "Pracownicy wydają to, co zarobili, przedsiębiorcy zarabiają to, co wydali". 16. Milton Friedman (ur.1912) Znany z krytyki keynesowskiej analizy ekonomicznej, obrońca polityki ścisłej kontroli ilości pieniądza w obiegu. W 1976 r. został laureatem nagrody Nobla. Friedman w swoich analizach skupił się na zagadnieniach związanych z polityką monetarną. Uważał, że zjawiska takie jak, recesja i inflacja mają swoje źródło w błędnie prowadzonej polityce gospodarczej, a "inflacja zawsze i wszędzie ma podłoże monetarne". W ogóle był gorącym zwolennikiem polityki 30 monetarnej - uważał, że skuteczna polityka polega zwiększaniu zwiększaniu ilości pieniędzy w regularnym rytmie, zbliżonym do stopy wzrostu produkcji. Friedman dał się poznać też, jako jeden z obrońców zmiennych kursów wymiany walut, a wraz z nimi powrotu do mechanizmów rynkowych. Chciał by powróciły one także do takich dziedzin, jak edukacja i ochrona zdrowia, dlatego bronił polityki charakteryzującej się dużym zaufaniem do rynku. 17. Gunnar Myrdal (1898 - 1987) Szwedzki ekonomista, o niezwykle szerokich i różnych zainteresowaniach. Laureat nagrody Nobla w 1974 r. Swoimi działaniami w ramach komisji ekonomicznej Organizacji Narodów Zjednoczonych doprowadził do rozwoju nowej postawy wobec krajów rozwijających się, jego prace zalicza się także do socjologii i nauk politycznych. W pracach Myrdala jednym z zasadniczych problemów jest problem niedorozwoju, ale znany jest głównie ze swojego krytycznego stosunku do nurtu neoklasycznego. Jej założenia uważa za uproszczenia. Myrdal podważa także obecny sposób pojmowania ekonomii, jako zbyt wąski i chce, by przy analizowaniu procesów ekonomicznych uwzględniać dane socjologiczne, kulturowe, prawne. 18. Gerard Debreu (ur.1921) Francuski matematyk z wykształcenia, który później zainteresował się ekonomią. Wykładowca na Uniwersytecie Yale, a następnie Berkeley. Laureat nagrody Nobla z 1983 r. Jego wkład w naukę to tzw. model Arrowa-Debreu. Używając skomplikowanych i wyrafinowanych metod matematycznych stworzył, wspólnie z Arrowem, tzw. model równowagi ogólnej - związek obrazujący relacje cen i płac na rynku. W modelu udało mu się przeprowadzić dowód matematyczny i wykazać, że gospodarka zmierza do równowagi ogólnej na wszystkich rynkach. Stanowiło to za teoretyczne uzasadnienie polityki liberalnej. 31