Dobre S*owo 14

advertisement
Dobre Słowo 14.10.2012 r.
Więcej
Duchu Święty, spraw, abyśmy uniknęli pokusy, żeby sobie wygodnie zasiąść i w tej chwili
nic nie robić, to znaczy nie otwierać naszego życia na słowo, które nam głosisz. Duchu Święty,
chroń nas przed pokusą przyjmowania tylko tego, co rozumiemy, co nam pasuje, co nie zburzy
naszego porządku i pokoju. Duchu Święty, daj nam łaskę otwarcia na Twoje spojrzenie, które jest
ciągle pełne budującej, otwierającej i mądrej miłości.
Chrześcijaństwo − które często streszczamy w chodzeniu do kościoła − to coś więcej i ciągle
coś więcej, niż się nam wydaje. Tak jak życie to coś więcej niż jedzenie i spanie – chociaż bardzo to
lubię – tak chrześcijaństwo to coś więcej, ciągle coś więcej, niż tylko spełnianie obowiązków. Dziś
słowo Boże próbuje wyjść naprzeciw naszym wyobrażeniom o tym, co znaczy być
chrześcijaninem, stawiając przed nami trzy obrazy: obraz rozmodlonego człowieka, który wie, że
aby być mądrym sercem, potrzebny jest mu żywy dialog z Bogiem, obraz słowa Bożego, będącego
odpowiedzią na modlitwę i rozjaśniającego codzienność oraz obraz Jezusa spoglądającego z
miłością na człowieka, który chce dialogować z Bogiem, przedstawiać Mu swoją życiową sytuację.
W Księdze Mądrości autor staje przed Bogiem, staje przed tymi, którzy będą słuchać tego
słowa, i mówi: Modliłem się i dano mi zrozumienie, przyzywałem i przyszedł na mnie duch
mądrości. Autor stara się przekazać bardzo prostą prawdę, że mądrość, o której psalmista powie
pięknie: mądrość serca, to nie intelektualne, błyskotliwe, inteligentne teksty, ale umiejętność życia,
w którym szuka się tego, co dobre, i się to wybiera, a odrzuca się to, co złe. Autor natchniony
mówi, że taką mądrość daje Bóg tym, którzy chcą ją posiąść. Modliłem się i dano mi zrozumienie,
przyzywałem i przyszedł na mnie duch mądrości. Tej mądrości nie da się kupić, nie da się
skopiować, naśladując często bezmyślnie czyjeś zachowania. Ta mądrość jest darem pochodzącym
od Boga.
Kiedyś na lekcji w jednym z liceów jeden uczeń mówił mi: Ksiądz mówi, że trzeba stosować się
do Ewangelii, że to wszystko działa. Proszę księdza, dziś można prześlizgnąć się przez studia, kupić sobie
dyplom i zostać stomatologiem. Odpowiedziałem: No tak, tylko później życie zweryfikuje takiego
stomatologa – kolejki lub ich brak. Mądrość życia jednak wcześniej czy później weryfikuje wszelkie
nieuczciwości, wcześniej czy później, bo – jak mówi autor Listu do Hebrajczyków – Nie ma
stworzenia, które by było przed Bogiem niewidzialne. Wszystko odkryte i odsłonięte jest przed
oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek. Przed spotkaniem ze swoim sumieniem nie da się
uciec, prędzej czy później się odezwie. Można odkładać to spotkanie, można zagłuszać sumienie,
ale nie da się przed nim uciec.
Prawdziwa mądrość, mądrość życia czy, jak mówił psalmista, mądrość serca − to bardzo
piękne sformułowanie. Ona ma mądre serce, on ma mądre serce. To mądre serce pochodzi od
Boga. On je daje i oczekuje współpracy. Umiłowałem ją nad zdrowie i piękność i wolałem mieć ją
aniżeli światło, bo nie zna snu blask od niej bijący. A przyszły mi wraz z nią wszystkie dobra i
niezliczone bogactwa w jej ręku.
Pierwsza zatem prawda mówi o tym, że chrześcijaństwo to coś więcej, coś, co zdobywa się
przed modlitwę, przez przyzywanie Boga. Mądrość życiowa zawsze pochodzi od Boga i związana
jest ze współpracą człowieka. Psalmista mówi: Dobroć Pana, Boga naszego, niech będzie nad nami
i wspieraj pracę rąk naszych… Wspieraj, nie wyręczaj, bo będziemy kalekami. Nie będziemy
pewnych rzeczy odkrywać w życiu, jak wszystko nam będzie podane na tacy. Wspieraj pracę rąk
naszych, dzieło rąk naszych wspieraj.
Drugą prawdę kreśli przed nami autor Listu do Hebrajczyków. Nic tak nie prześwietla
naszego serca, tego, kim jesteśmy, na co naprawdę nas stać, jak Boże słowo. Tylko Bóg zna tajniki
naszego serca, dlatego Bóg posługując się swoim słowem − jeśli tylko chcemy nad nim pomyśleć,
spotkać się, pomodlić się nim – otwiera przed nami niesamowite możliwości, ukazuje nam siły,
które nie da nam żadne ludzkie wsparcie, a jednocześnie mówi o nas prawdę i prawdę o tym, co
św. Paweł nazwał: Noszę w sobie jakiś wyrok oskarżenia, czuję ciągle niepokój związany z tym, że jeśli
stracę żywą relację z Bogiem, to wszystko stracę. Co mama może dać dziecku, jak nie daje mu Boga? –
Nic. Po prostu nic.
Benedykt XVI mówił, że jeżeli w relacjach międzyludzkich zabraknie odniesienia do Boga,
to te relacje po prostu są żadne, są puste. Słowo Boże jest skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz
obosieczny, przenikający aż do bólu, do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne
osądzić pragnienia i myśli serca. To nie jest skalpel, który coś tam natnie. To nie jest jakaś
powierzchowność, znane wszystkim prawdy, nad którymi pokiwamy głowami i powiemy: Tak,
tak… Jeśli ktoś tak kontaktuje się z Bożym słowem, że jest w stanie przewidzieć, co mu powie, tym
bardziej jest wezwany, aby prosił: Boże, otwórz mnie na Twoje słowo, przecież to ja nad nim panuję, ono
nic do mnie już nie mówi. To ja mu dyktuję, co ma mówić do mnie.
Zastanawiałem się, sam siebie pytając: czy gdybym dziś nie uczestniczył we Mszy Świętej,
byłbym tym samym człowiekiem? Gdyście, moi drodzy siostry i bracia, nie byli dziś na Mszy
Świętej, co by się zmieniło w waszym życiu, cokolwiek by drgnęło? Coś do nas trafia czy po nas
spływa? − Boże słowo ma przenikać głęboko, zastanawiać, budzić niepokój. Po co? – Żeby budziła
się w nas moc do tego, żeby nie dać się zamknąć w puszce, nie dać się zatrzymać na powierzchni,
nie dać się zbyć ogólnymi odpowiedziami. Chodzi o konkrety, które nas dotykają do żywego,
przenikając całą historię naszego życia.
Mamo, tato, czy coś zmieniłoby się w twoim życiu, gdybyście dziś nie byli na Mszy
Świętej? Czy przychodzisz na niedzielną Eucharystię, dając innym znać, że jesteś? Czy idziesz z
pragnienia serca? – Ważne, że jesteś. Tylko dlaczego jesteś? − Bóg chce przenikać do naszych
najskrytszych pragnień. Po to, by osądzać, potrzebujemy sądu Boga, nie sądu ludzkiego. Sąd Boga
dokonuje w nas rzeczy niebywałej, oddziela nas od tego, co może być pozornym dobrem, jakąś
przyjemnością, ale nas niszczy, od tego, co daje nam prawdziwy pokój serca, prawdziwą
satysfakcję, która sprawia, że można sobie rano spojrzeć w lusterko i powiedzieć: Idziemy dalej. Nie
dam się! A nie unikać spojrzenia.
Boże słowo głęboko przenika. Pytajmy samych siebie: Ile w nas jest kontaktu z Bożym
słowem, które stawia wymagania, nie jest tanim przykładzikiem, kazaniem, które wszystkich
rozbawi, ale dotykającym do żywego, zastanawiającym i wzmacniającym? Jeżeli jako ksiądz nie
głosiłbym słowa Bożego, które wzmacnia, w prawdzie, nie bawi, ale zbawia, to idę do piekła.
Taka jest prawda. Jeśli to miałoby być słowo posypane lukrem albo stos przykładzików z życia
wziętych, okraszonych Bożym słowem, czy jakimś cytatem, to piekło już nie może się mnie
doczekać.
Słowo Boże głęboko nas przenika i chce wydobyć z nas to, co pozwoli nam mierzyć się z
życiem, a nie uciekać przed nim, co sprawia, że czegoś więcej potrzebujemy niż tylko snu,
komputera, komórki czy jedzenia. Czegoś więcej potrzebujemy w relacji niż tylko chłodnej
wymiany zdań, mijania się jak w hotelu, jak na przejściu dla pieszych. Potrzebujemy spojrzenia
sobie w oczy, głębokiego przebywania ze sobą. Jak ważne jest, żeby wnikać w słowo Boże…
Trzecia prawda. Czytamy w Ewangelii o spotkaniu Jezusa i spojrzeniu pełnym miłości na
człowieka, któremu się spieszy i który stawia bardzo ważne pytanie. Niesamowity jest ten opis:
Przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: „Nauczycielu dobry, co
mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” Ilu z nas doświadcza pośpiechu, nie ma czasu na to, na
tamto, już nie ma czasu być kochającym, przyjmującym miłość? Nie ma czasu, wszyscy się
spieszymy. Nie ma czasu, by żyć. Jak bardzo słowo Boże nam o tym przypomina i jak chce nas
zastopować, jak chce powiedzieć – cytując Tryptyk rzymski Jana Pawła II − Zatrzymaj się. To
przemijanie ma sens. Ale zatrzymaj się.
Ilu z nas potrafiłoby postawić Jezusowi takie pytanie: Co mam robić, żeby nie zmarnować
tego życia, żeby ono było wieczne? A ilu z nas pyta: Co mam zrobić, żeby się dobrze poczuć? Co
mam zrobić, żeby być zdrowsza? – To też jest ważne, ale po co nam lepsze samopoczucie, jeśli nie
służy życiu wiecznemu?
Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Odpowiedź Jezusa jest jak zawsze trafiona i
odwołuje pytającego do bardzo standardowej wersji, czyli do przykazań. Okazuje się jednak, że to
nie wszystko. Nie wystarczy stanąć i powiedzieć: Boże, dziękuję Ci, że jeszcze chodzę do kościoła. Boże,
dziękuję Ci, że się tam modlę. Boże, dziękuję Ci, że znam Twoje przykazania. Nie wystarczy.
Jezus spogląda z miłością, bo tylko miłość potrafi otworzyć. To nie jest spojrzenie miłości,
która potrafi zniewolić. Jednego ci brakuje... Nie pokładaj ufności w dostatkach, nie uzależniaj
swojego samopoczucia i szczęścia od tego, co masz, jaki jesteś, jak funkcjonujesz, czy jesteś
zdrowy, czy chory. Nie uzależniaj swojego szczęścia od tego typu rzeczy. Tak mówi niejako
Chrystus, przekładając to na jeszcze inne konkrety.
Jeden z dość uzdolnionych muzycznie studentów, który skończył już inżynierię dźwięku,
teraz pracuje, gra na bębnach, został zapytany przez mojego kolegę księdza: Co byś zrobił, jakbyś
stracił władanie w rękach? – Nie, to jest niemożliwe w ogóle, proszę księdza. – Ale tak załóżmy. – Ja sobie
nie wyobrażam tego. Słusznie odpowiedział, że nie wyobraża sobie tego, ale w tym pytaniu kryło się
coś, co dzisiaj także ze słowa Bożego próbuje dotrzeć do nas.
Co by się stało, gdyby to, w czym tej chwili pokładam ufność, zostało nagle zabrane? –
Wiele nie trzeba. Czy poczucie sensu życia dalej by nam towarzyszyło? Od czego uzależniam
poczucie sensu, bycia potrzebną w domu, w rodzinie, gdziekolwiek? − Słowo Boże nie chce,
żebyśmy przez tymi pytaniami uciekali, ale żebyśmy się z nimi zmierzyli. Dlaczego? – Dlatego, że
można zostać tylko i wyłącznie na ogólnikach, na przyzwyczajeniach. W kościółku byłam, dzień tak
fajnie mija. Nic z tego nie wynika.
Nie chodzi o to, żeby sprawiać radość Bogu. Bóg ma wystarczającą ilość powodów do
radości. Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają. Przyczyniają się do naszego uświęcenia.
Chodzi o to, żeby samego siebie nie oszukać pośpiechem, gonitwą, tłumaczeniami gdzieś tam w
ogólności, ale żeby się konkretnie ze sobą spotykać.
A może dobrym przełożeniem tego słowa będzie dziś rozmowa między mężem a żoną,
żeby zapytać się o coś więcej w domu? Co jeszcze możemy zrobić, żeby się cieszyć życiem,
żebyśmy to życie otwierali na wieczność? Co więcej? – Bo chrześcijaństwo to coś więcej niż bycie
w kościółku, niż obowiązkowość. Chrześcijaństwo to radość, która trwa wiecznie i nic nie jest w
stanie nam jej odebrać.
Panie, pomóż nam, abyśmy nie prześlizgnęli się przez to słowo i nie weszli w nie tak, żeby
wyjść załamanymi, ale spotkawszy Ciebie, który patrzysz na nas z miłością, potrafili zaczerpnąć z
Tego spojrzenia taką siłę, która pozwoli nam jeszcze bardziej kochać życie, tak się zakochać w
życiu, żeby ta miłość była wieczna.
Ksiądz Leszek Starczewski
Download