Sygn. akt K 3/91i Prof. dr hab. Leszek Garlicki Opinia o problemach nasuwających się na tle ustawy z 9 listopada 1990 r. o przejęciu majątku byłej PZPR Pismo Prezesa Trybunału Konstytucyjnego z 29 maja 1991 r., jak i sama ustawa z 9 listopada 19990 r. o przejęciu majątku byłej PZPR (zwana dalej ustawą), nasuwają trzy grupy zagadnień wartych zajęcia stanowiska: l) zakres związania prawem parlamentu w wykonywaniu funkcji ustawodawczej; 2) konstytucyjność materialno-prawnych regulacji ustawy, w szczególności na tle art. 7 Konstytucji; 3) konstytucyjność proceduralnych regulacji ustawy, w szczególności na tle art. l Konstytucji. Ad 1 l. Art. 3 ust. l Konstytucji stanowiąc, iż „przestrzeganie praw RP jest obowiązkiem każdego organu państwa” odnosi się oczywiście także do Sejmu. Norma ta określa bezwzględny obowiązek przestrzegania przez Sejm wszystkich przepisów obowiązującego prawa, dopóki nie zostaną one zmienione, uchylone lub zawieszone we właściwym trybie. Obowiązek ten odnosi się do wszystkich działań Sejmu, podejmowanych w realizacji wszystkich jego funkcji. Art. 3 ust. 1 odnosi się więc także do wykonywania przez Sejm funkcji ustawodawczej. Specyfika tej funkcji polega jednak na tym, że – poprzez jej wykonywanie – Sejm może zmodyfikować każdy przepis obowiązujący, o tyle więc pozostawiona jest mu swoboda regulacyjna. Jedyny wyjątek stanowi Konstytucja, nie podlegająca zmianie w „zwykłym” trybie ustawodawczym i wiążąca Sejm w sposób bezwzględny co do treści stanowionych ustaw. Zarazem należy przyjąć, że – w ramach pozostawionych przez Konstytucję – Sejm dysponuje swobodą uregulowania w zależności od uznanych za słuszne opcji politycznych czy wartości społecznych. Podkreślają to wszystkie sądy konstytucyjne, także polski TK wskazał to już w swoim orzecznictwie1. Oceny celowości, poprawności czy sensowności ustawy pozostają więc poza kompetencją TK, chyba że naruszone jednocześnie zostaną normy (zasady czy wartości) o konstytucyjnym charakterze. 2. Nawet jednak jeżeli przyjąć, że Konstytucja pozostawia tak daleko idącą swobodę ustawodawcy zwykłemu, to powstaje pytanie, czy może on posługiwać się formą ustawy dla regulowania sprawy o tak jednostkowym czy konkretnie adresowanym charakterze, jak przejęcie majątku konkretnie nazwanej partii politycznej. Nie utraciło m.zd. aktualności, sformułowane na tle Konstytucji PRL stanowisko S. Rozmaryna, iż „ustawa nie może być nigdy aktem indywidualno-konkretnym”2. Tego zarzutu nie da się jednak do końca postawić omawianej tu ustawie, bo jej adresatami nie jest konkretna partia polityczna, a bliżej nieokreślona grupa podmiotów mających w swym posiadaniu (dyspozycji) majątek po tej partii pozostały. Zresztą i sama PZPR, upodobniała się swym charakterem, raczej do quasiTrybunał „nie jest powołany do oceny celowości rozwiązań przyjętych w ustawie, a tylko do badania konstytucyjności i legalności aktów normatywnych” (K 2/89, OTK 1989, s. 81). Zob. też K 12/90, OTK 1990, s. 78 (gdzie mowa o „swobodzie zwykłego ustawodawcy”) i K 5/90, OTK 1990, s. 39. 2 S. Rozmaryn, Ustawa w PRL, Warszawa 1964, s. 55. 1 2 państwowej instytucji niż do indywidualnego podmiotu prawa prywatnego. Mogłoby więc w ogóle powstać pytanie, czy nie stoimy tu na bardziej etatystycznej niż indywidualnej płaszczyźnie rozważań. Kolejne pytanie, to czy można posługiwać się formą ustawy dla określania przesłanek ważności bądź nieważności czynności prawnych, tak jak czyni to art. 2. Znowuż punktem wyjścia musi być stwierdzenie, że Konstytucja zakazuje tylko stanowienia ustaw o indywidualno-konkretnym charakterze. Abstrakcyjnemu uznaniu nieważności (poprawniej byłoby chyba – nieskuteczności) pewnej kategorii czynności prawnych nie można m.zd. przypisać takiego charakteru. Nie ma zaś chyba przeszkód, by ustawodawca określał przesłanki ważności czy skuteczności czynności prawnych – skoro zaś może to czynić k.c., to może to czynić także inna ustawa, stanowiąca wobec tego kodeksu lex specialis. Nie narusza to ani „prawa do sądu” (bo jego dochowanie musi wynikać z innych przepisów –zob. pkt 11), ani zasady podziału władz. Nie jest bowiem w ogóle pewne, czy zasada podziału władz już istnieje w katalogu zasad ustrojowych RP. Nawet gdyby jednak uznać, iż wynika ona w sposób immanentny z zasady demokratycznego państwa prawnego (zob. pkt 3 i 11), to przecież właśnie ta zasada nakazuje pozostawić legislatywie pełnię władzy stanowienia norm o abstrakcyjnym charakterze, a dla sądów zastrzega tylko ostatnie słowo w stosowaniu tych norm do konkretnych przypadków. Z zasady podziału władz wynikałaby więc dodatkowa gwarancja ochrony sadowej podmiotów, których mienie uznawano by za majątek b. PZPR, ale nie brak kompetencji ustawodawcy do stanowienia norm stanowiących materialną podstawę dla owego uznania. Odniesienie ustawy tylko do majątku jednej – i to konkretnie oznaczonej – partii politycznej może już prędzej budzić wątpliwości z punktu widzenia zasady równości. Również tutaj nie można się m.zd. dopatrzyć naruszenia Konstytucji. Zasada równości oznacza, jak wiadomo, obowiązek ustawodawcy do podobnego traktowania sytuacji podobnych, jeśli więc możliwe jest wskazanie cechy na tyle specyficznej, że owo podobieństwo sytuacyjne ustaje, ustaje też działanie zasady równości. W odniesieniu do PZPR ową cechą specyficzną był jej szczególny status konstytucyjnoprawny, nie wspominając już nawet o statusie faktyczno-politycznym. Skoro bowiem dawny art. 3 Konstytucji potraktował PZPR odmiennie od innych podmiotów o – wydawałoby się – podobnym charakterze, to nie sprzeciwia się zasadzie równości odniesienie tej odmienności traktowania także do aktów tę partię likwidujących. 3. Z art.3 ust. l (jak i z innych przepisów Konstytucji) wynika bezwzględne związanie ustawodawcy zwykłego przez konstytucję. Powstaje pytanie, co należy rozumieć pod pojęciem konstytucji. Wydaje się przede wszystkim, że pojęcie to należy odnieść do całego tekstu pisanego, zawartego w obecnych przepisach Konstytucji RP. Dotyczy to zarówno przepisów formułujących konkretnie ujęte normy prawne, jak też przepisów – zawartych w szczególności w rozdz. l – określających zasady ustrojowe. Każdy z nich może m.zd. stanowić samoistną i wystarczającą podstawę dla kontroli norm zawartych w ustawodawstwie zwykłym. Dezaktualizacji uległo już chyba stanowisko TK odróżniające – na tle stanu prawnego sprzed noweli z grudnia 1989 – tzw. przepisy programowe, które „nie mogą stanowić podstawy do oceny konstytucyjności... przepisów ustawowych”3. Nawet jeśli jakieś „przepisy programowe” pozostały jeszcze w rozdziale 8 Konstytucji, to w każdym razie nie ma już ich w rozdziale l, a zatem wszystkie zawarte w nim normy i zasady mogą stanowić samoistną podstawę oceny konstytucyjności. Takie jest stanowiska samego TK, wyraźnie odniesione do wszystkich wchodzących tu w grę przepisów rozdziału l: art. l w odniesieniu do zasady państwa prawnego (K 9/90), art.7 (K 2/90 i K 12/90), a także – choć jako ultima 3 K 7/89 (OTK 1989, s. 120) i cyt. tam orzeczenia wcześniejsze. 3 ratio – art. 3 ust. l (K 7/90, OTK 1990, s. 54; K 9/90,OTK 1990, s. 65). Omawiana ustawa musi być więc oceniana co do zgodności ze wszystkimi wymienionymi wyżej przepisami Konstytucji RP. Nie wyczerpuje to jeszcze – jak można przypuszczać – podstaw kontroli. Większość przepisów zawartych w rozdziale l pełni bowiem trojaką funkcję normatywną: 1) ustalają one konkretne normy, dające się językowo wyprowadzić z tekstu pisanego (np. art. 7 zd. 2); 2) wyrażają one pewne wartości, które muszą być stosowane dla wykładni i ustalania treści innych przepisów konstytucyjnych, a chyba i w ogóle wszystkich przepisów prawnych; 3) formułują one pewne zasady, które choć wyraźnie nie zapisane przez ustawodawcę konstytucyjnego, pozostają jednak „ukryte” czy „zakodowane” w pewnych użytych przez konstytucję ogólnych kategoriach pojęciowych. Zasady te można więc przetłumaczyć na język konkretnych norm prawnych (zespołów tych norm), wiążących ustawodawcę zwykłego i mogących stanowić samoistną i wystarczającą podstawę kontroli. Mam tu na myśli przede wszystkim zasadę państwa prawnego, a poparciu tego stanowiska służy orzecznictwo TK, odnajdujące w tej zasadzie (a przedtem w art. 8 ust. l Konstytucji PRL) takie – bezpośrednio wiążące ustawodawcę – normy jak zakaz działania prawa wstecz czy obowiązek udzielania ochrony prawom nabytym (np. K 7/90). Differentia specifica norm w ten sposób inferowanych z art. l (czy z innych „zasad” konstytucyjnych) polega jednak na tym, że: a) ich sformułowanie, zakres i konsekwencje normatywne są ustalane przez sam Trybunał Konstytucyjny; b) normy te są zrelatywizowane w sposób pozostawiający TK znaczną swobodę w określaniu wyjątków, czy wskazywania sytuacji, w których nie znajdują one zastosowania. Niemniej wspomniany wyżej zakaz retroakcji oraz obowiązek ochrony praw nabytych stanowią m.zd. element „konstytucji w rozumieniu materialnym”, tak ją stworzył TK i nie mogą być pominięte w ocenach konstytucyjności badanego ustawodawstwa. 4. Konstytucja stanowi jednorodną całość także pod względem aksjologicznym. Wykładnia jednego przepisu konstytucji nie może przebiegać w oderwaniu od innych jej przepisów. Rola szczególna przypada w tym zakresie przepisom rozdziału l, bo formułują one pewien aktualny (jako że pochodzący z grudnia 1989) system zasad i wartości wyznaczających sposób interpretacji i pojmowania całego tekstu konstytucji, nawet gdy nie uległ on jeszcze dostosowaniu do nowych warunków RP4. Może jeszcze za wcześnie by – wzorem RFN – poszukiwać w tych przepisach konstytucyjnych jakiegoś obiektywnego sytemu wartości, ale taka ewolucja ich interpretacji nie wydaje się niemożliwa. Także przepisy rozdziału l należy m.zd. widzieć w tym wzajemnym związku. Konsekwencji normatywnych art. 7 i wynikającej z niego ochrony własności nie można więc traktować w oderwaniu od treści art. l. Nie podejmując próby określenia wszystkich skutków tego powiązania, wydaje się w każdym razie, że zasada ochrony własności nie może być posunięta tak daleko, by zignorowany został element sprawiedliwości społecznej (w wielu demokratycznych konstytucjach daje się temu wyraz bezpośredni, mówiąc o socjalnej funkcji własności, czy wskazując – RFN – iż „własność zobowiązuje”). Z drugiej jednak strony wszelkie ingerencje czy ograniczenia prawa własności – nawet uzasadnione najsprawiedliwszymi celami państwa socjalnego – nie mogą ignorować pozostałych składników art. l, a więc przede wszystkim zasady państwa prawnego, której konsekwencje normatywne zostały już częściowo określone orzecznictwem TK (zob. pkt 3). Ad 2 4 Zob. K. Działocha, Trybunał Konstytucyjny wobec zmiany Konstytucji, PiP nr 4/1991, s. 5 i nast. 4 5. Istota ustawy z 9 listopada 1990 r. jest przejęcie mienia (własności) b. PZPR. Dla jej materialno-prawnej oceny konieczne jest więc ustalenie konsekwencji normatywnych art. 7 Konstytucji RP. Od razu trzeba stwierdzić, że ustalenia tego nie można dokonać wyłącznie (czy nawet przede wszystkim) w oparciu o wykładnię językową. Art. 7 – jak wszystkie zasady konstytucyjne – operuje bowiem pojęciami o charakterze ogólnym i niedookreślonym. Odnalezienia ich zawartości normatywnej może oczywiście próbować doktryna, ale pewność uzyskać będzie można dopiero, gdy nagromadzi się orzecznictwo organów powołanych do wykładni Konstytucji, a więc w pierwszym rzędzie Trybunału Konstytucyjnego. Dookreślenie norm konstytucyjnych jest bowiem zadaniem tego właśnie organu. O znaczeniu norm konstytucyjnych nie może też przesądzać znaczenie nadawane semantycznie identycznym terminom przez ustawodawstwo zwykłe. Jest to oczywiście istotna wskazówka interpretacyjna, ale nie o charakterze wiążącym. Przypomnieć tu należy stanowisko S. Rozmaryna, podkreślającego że „wysoki stopień abstrakcyjności [norm konstytucyjnych – LG] pozwala na nadanie zawartym w nich pojęciom o wiele szerszego zakresu niż to z reguły ma miejsce w ustawach zwykłych”5. Prowadzi to do konkluzji, że w każdym razie nie ma podstaw do uznawania, że pojęcie „własności” z art. 7 Konstytucji musi być rozumiane tak samo jak pojęcie to rozumie kodeks cywilny. „Dopuszczalność różnicy między zakresami konstytucyjnego prawa własności i prawa własności w znaczeniu cywilnoprawnym [wynika z różnicy – LG], jaka istnieje między charakterem i funkcją ustawy zasadniczej a kodeksami jako ustawami zwykłymi”6. Nawet jeżeli można kwestionować wnioski materialno-prawne, jakie S. Rozmaryn i inni autorzy wyprowadzali z tej koncepcji przy formułowaniu konstytucyjnego pojęcia własności, to sama zasada metodologiczna nie utraciła m.zd. stosowalności. Za szerszym rozumieniem konstytucyjnego pojęcia własności przemawiają także argumenty prawnoporównawcze. Najdalej chyba poszedł w tym kierunku FTK RFN, odnosząc pojęcie własności z art. 14 Ustawy Zasadniczej nie tylko do praw autorskich (E 31,229) czy do praw do znaku jakości (orz. z 8 marca 1988 r., DVB1 1988, s.781), ale także nie wykluczając odniesienia go do prawa do emerytury. Francuska Rada Konstytucyjna odrzuciła wprawdzie wyraźnie tą ostatnią możliwość (85–200 DC), ale tez dopuściła szersze rozumienie konstytucyjnie chronionego prawa własności (81–132 DC). Nie ma więc m.zd. konstytucyjnej konieczności, by pojęcie własności z art. 7 utożsamiać zakresowo z odpowiednim pojęciem k.c. Czy jednak musi z tego wynikać, że konstytucyjne pojęcie własności stanie się odpowiednikiem pojęcia „mienia”. Polski TK wydawał się początkowo zajmować takie właśnie stanowisko7, potem jednak je zmodyfikował, wskazując iż „na tle art. 46 Konstytucji w brzmieniu znowelizowanym ustawą z 8 marca 1990 ... wydaje się możliwa węższa wykładnia pojęcia własności...” (K 12/90, OTK 1990, s. 76). Choć TK wyraźnie zaznaczył, że nie przesądza jeszcze tego zagadnienia, zasadny wydaje się wniosek., że obecne stanowisko Trybunału sprzeciwia się postawieniu absolutnego znaku równości między „własnością” a „mieniem”. Na gruncie marcowej noweli Konstytucji RP stanowisko to wydaje się też mieć mocne oparcie w języku art. 46 Konstytucji. Oznacza to, że pojęciu „własności” z art. 7 należy nadawać znaczenie węższe od całokształtu praw majątkowych, ale nie oznacza to jeszcze m.zd., że należy utożsamiać je z pojęciem kodeksowym. Wskazywałem wyżej argumenty wynikające z odrębnej funkcji konstytucji i zawieranych w niej pojęć, a dodatkowo należy przytoczyć stanowisko TK, 5 6 S. Rozmaryn, Konstytucja jako ustawa zasadnicza PRL, Warszawa 1967, s. 113. Tamże, s. 112. Także J. Wasilkowski, M. Madey, Prawo własności w PRL, Warszawa 1968, s. 13 i 7 K 3/88 (OTK 1989, s. 34) – zob. krytyczne uwagi J. Skąpskiego, PiP nr 12/1990, s/114. nast. 5 uznającego prawo do uczciwie zrewaloryzowanych odsetek za podlegające ochronie z art. 7 (K 2/90, OTK 1990, s. 34). Jest rzeczą TK (i tylko TK) ostateczne określenie znaczenia i zakresu konstytucyjnego pojęcia własności. Gdyby jednak TK uznał, że może być ono szersze od pojęcia kodeksowego, to nie byłoby m.zd. przeszkód by „własność” i jej konstytucyjną ochronę odnosić także do samoistnego posiadania. 6. Art. 7 odnosi się m.zd. do całokształtu prawa własności, obejmując zarówno własność osób fizycznych, jak i osób prawnych. Przemawiają za tym następujące argumenty: l) art. 7 odróżnia pojęcie „własności” i „własności osobistej”. O ile podmiotami tej drugiej (zob. pkt 7) mogą być wyłącznie osoby fizyczne, to nic w języku pierwszego członu art. 7 zd. l nie sugeruje, by miał się odnosić tylko do jednej kategorii możliwych – na gruncie k.c. – podmiotów własności. Taka była też do tej pory wykładnia konstytucyjnego pojęcia tzw. własności indywidualnej – niesporne chyba było że odnosi się ona tak do osób fizycznych, jak i do „prywatnych” osób prawnych; 2) uznanie, że art. 7 odnosi się tylko do własności osób fizycznych oznaczałoby pozostawienie własności osób prawnych poza wszelką ochroną konstytucyjną. Taka interpretacja byłaby nie tylko sprzeczna z zasadą państwa prawnego, ale też sprzeciwiałaby się istocie nowego systemu gospodarczego (gwarantowanego art. 6 Konstytucji), opartego na własności prywatnej, ale przecież nie zawężonej tylko do osób fizycznych. Wydaje się więc, że art. 7 ujmuje kwestie własności najpierw od strony przedmiotowej, uznając (w członie pierwszym zd. l i w zd. 2), że wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z własnością (w rozumieniu konstytucyjnym) poręczona jest jej ochrona i to niezależnie od charakteru jej podmiotu. Tym samym można też stanąć na stanowisku, że wspomniane tu normy art. 7 odnoszą się też do „niepełnowartościowych” osób prawnych, tzn. tworów nie mających osobowości prawnej, ale mających zdolność prawną. Do takich tworów – w myśl uchwały IC SN z 14 grudnia 1990 r. – należała PZPR i stąd do jej „własności” (w rozumieniu art. 7 Konstytucji) odnoszą się przewidziane tym przepisem zasady. 7. Zarazem art. 7 nie ma charakteru jednolitego. O ile jego pierwszy człon odnosi się – m.zd. – do przedmiotowego ujęcia własności, to dalsze postanowienia odnoszą się już tylko do własności osób fizycznych, a i to nie zawsze w pełnym zakresie. Prawo do dziedziczenia – z samej swej istoty – może odnosić się tylko do osób fizycznych (w każdym razie gdy chodzi o spadkodawcę), kwestia ta nie ma zresztą znaczenia dla rozważanej tu regulacji, bo PZPR nie pozostawiła po sobie prawnego następcy. Art. 7 wymienia dalej „własność osobistą” oraz poręcza jej całkowita ochronę. Znaczenie tego przepisu wydaje się dwojakie. Z jednej strony, utrzymując pojęcie własności osobistej, znane dawnemu art. 18 Konstytucji PRL, utrzymuje on – jak wskazywałyby racjonalne metody wykładni – także dotychczasowe znaczenie tego pojęcia, obejmującego dobra konsumpcyjne, stanowiące własność osób fizycznych. Ten rodzaj własności nie ma chyba odniesienia do rozpatrywanej tu ustawy, niesporne m.zd. jest, że PZPR (a chyba w ogóle – osoby prawne) nie mogła być podmiotem własności osobistej. Z drugiej strony, konstytucyjne wskazanie, że własność osobista podlega „całkowitej ochronie”, a własność w ogóle jest „chroniona”, sugeruje zróżnicowanie tej ochrony, czyli przyznanie własności „nieosobistej” ochrony słabszej niż ochrona przysługująca własności osobistej.8 Powstaje pytanie, w czym ta słabsza ochrona może znajdować wyraz. Znowuż wyjaśnienie tej kwestii może nastąpić tylko poprzez orzecznictwo TK, bo przecież przepisy konstytucyjne formułują tylko zasadę i nie wypełniają jej do końca treścią. Wydaje się 8 Zresztą i sama własność osobista może – zdaniem TK – podlegać zróżnicowanej ochronie w zależności od jej przedmiotu i związku z podstawowymi potrzebami osobistymi (K 12/90, OTK 1990, s. 77). 6 jednak, że słabszego charakteru ochrony własności „nieosobistej” nie można w każdym razie rozumieć jako pozostawienie ustawodawcy nieograniczonej swobody regulacji. Taka swoboda wynikała – na gruncie Konstytucji PRL – z art. 17 („PRL uznaje i ochrania na podstawie obowiązujących ustaw...”). Świadome pominięcie tej formuły w nowym tekście konstytucyjnym należy rozumieć jako jej odrzucenie. Formuła art. 140 k.c. ma więc charakter jedynie porządkujący i przypominający sądom, że w każdym razie zakazane jest ograniczanie własności bez podstawy ustawowej, ale nie może on m.zd. pełnić roli samoistnego upoważnienia dla ustawodawcy do dokonywania takich ograniczeń, bo to jest materia konstytucyjna. Wszelkie ograniczenia własności muszą więc wynikać z obowiązujących ustaw, ale powinny też m.zd. znajdować oparcie w konstytucji. Nie musi to być jednak oparcie wyraźne (jak np. w art. 87 ust. 3), może też ono – w sposób dorozumiany wynikać z ogólnych zasad i wartości konstytucyjnych, a m.in. z zasady sprawiedliwości społecznej. Niemniej, obecne ujęcie art. 7 rodzi m.zd. obowiązek TK do każdorazowej oceny każdego ustawowego ograniczenia własności i wskazania, czy znajduje ono oparcie w przepisach, zasadach czy wartościach o konstytucyjnym charakterze9. Nie ma natomiast m.zd. podstaw do uznania absolutnej ochrony wszelkiej własności, bo to przeczyłoby całemu „stanowi zastanemu” w ustawodawstwie zwykłym. Ogólne prawo własności z art. 7 nie może więc być ujmowane jako prawo o absolutnym charakterze, ale też niedopuszczalne wydają się takie jego ograniczenia, które nie dadzą się oprzeć o konstytucję. 8. Art. 7 zd. 2 reguluje instytucję wywłaszczenia, ustalając iż jest ono dopuszczalne tylko na cele publiczne i za słusznym odszkodowaniem, ale nie definiując samego jej pojęcia. Raz jeszcze wydaje się więc oczywiste, że definicję tę może wypracować tylko sam TK, ciesząc się tu zresztą niemałą swobodą. Można chyba jednak przyjąć dwa ustalenia wstępne. Po pierwsze, do określenia pojęcia wywłaszczenia można chyba odnieść teorię pojęć zastanych, wskazującą że „wszelka interpretacja norm konstytucyjnych musi nawiązywać – w braku odmiennych, wyraźnych wskazań – do „pojęciowego jądra”, a więc do „istoty” danej instytucji, tak jak ją zastał ustawodawca konstytucyjny”10. Po drugie, nie może to jednak oznaczać mechanicznego przejmowania pojęć i konstrukcji wywłaszczenia z obowiązującego ustawodawstwa – podobnie jak w odniesieniu do pojęcia własności, całkowicie dopuszczalne wydaje się nadawanie konstytucyjnemu pojęciu wywłaszczenia szerszego rozumienia niż czyni to ustawodawstwo zwykłe. Z zestawienia tych dwu metod można wyprowadzić wniosek, że wywłaszczeniem jest wszelkie pozbawienie (odjęcie) własności dokonane aktem władzy publicznej przez państwo. Taka propozycja definicji wymaga podjęcia trzech kwestii. Po pierwsze, powstaje pytanie czy wywłaszczeniem jest tylko odjęcie własności na podstawie indywidualnego aktu administracyjnego (tak jak to rozumie ustawodawstwo zwykłe), czy też także wprost na podstawie ustawy. Wypowiadałbym się za tym drugim (szerszym) pojęciem wywłaszczenia. Odjęcie własności wprost na podstawie ustawy określa się często jako nacjonalizację (a więc coś innego od wywłaszczenia). Rozróżnieniu temu dają wyraz niektóre konstytucje, odrębnie wspominając o nacjonalizacji, co sugeruje ustalenie Przypomnieć tu warto stanowisko TK (tamże, s. 78), wskazującego iż „dopuszczalne jest stanowienie w drodze zwykłych ustaw, z ważnych przyczyn, mających na uwadze ochronę innych wartości chronionych konstytucją, przepisów ograniczających prawa obywateli, odnoszących się także do własności osobistej” (a więc, tym bardziej do innych form własności). 10 S. Rozmaryn, Konstytucja ..., s. 116. Zasadność tej metody można może kwestionować w odniesieniu do pojęć zastanych z okresu PRL, ale jest ona m.zd. niewątpliwa w odniesieniu do pojęć o tradycji dawniejszej (i tak to chyba rozumiał S. Rozmaryn). 9 7 odrębnego reżimu prawnego dla nacjonalizacji11. Nie daje wyrazu temu odróżnieniu Konstytucja RP (a także np. konstytucja Hiszpanii). Nie wydaje się, by milczenie to można było rozumieć jako zakaz nacjonalizacji, nie wydaje się też jednak by można to było rozumieć jako pozostawienie nacjonalizacji całkowicie uznaniu ustawodawcy zwykłego. W takim bowiem razie przekreśleniu uległaby ochrona własności z art. 7 zd. l – skoro ustawodawca zwykły mógłby drogą nacjonalizacji przejmować własność według swobodnego uznania, to powracamy do stanu prawnego z art. 17 Konstytucji PRL. Należy więc m.zd. przyjąć, że brak odmiennej regulacji konstytucyjnej dla nacjonalizacji, a także ogólna ochrona własności z art. 7 zd. l, nakazują rozumieć nacjonalizację jako formę wywłaszczenia, a więc uzasadniają szersze pojęcie wywłaszczenia niż przyjęte w ustawodawstwie zwykłym. 12 Po drugie, skoro wywłaszczenie jest odjęciem własności, to powstaje pytanie, co należy rozumieć przez własność. W sposób zdecydowany można m.zd. stwierdzić, że musi to być rozumienie własności takie, jak przyjęte przez art. 7 zd .l (zob. pkt 5). Po trzecie, zastanowić się też warto, czy pojęcie wywłaszczenia odnosi się tylko do pełnego odjęcia własności czy też także do jej ograniczenia. Dla badanej tu ustawy jest to jednak bez znaczenia, bo chodzi przecież o pełne odjęcie własności. Prowadzi to do wniosku, że ustawa wprost przejmująca na własność państwa własność określonego podmiotu jest szczególną formą wywłaszczenia w rozumieniu art. 7 zd. 2 Konstytucji. Odnoszą się do niej zatem sformułowane w tym przepisie wymagania celu publicznego i słusznego odszkodowania. 9. Na tle zarysowanych powyżej propozycji rozumienia art. 7 Konstytucji RP potrzebna wydaje się jeszcze refleksja nad połączalnością z nimi rozwiązań ustawy z 9 listopada 1990 r. Istotą tej ustawy jest przejęcie na własność Skarbu Państwa mienia b. PZPR. Mienie to w znacznym stopniu (a może nawet w całości) mieści się w pojęciu „własności” z art. 7 zd. 1. Chodzi tu więc o odjęcie własności w rozumieniu art. 7 zd. 2. Państwo przejmuje też mienie (własność) innych podmiotów, o ile powstało ono z „celowego uszczuplenia” majątku PZPR. Jest to więc ustawa nacjonalizacyjna, co – zgodnie z przedstawionym wyżej wywodem – należy rozumieć jako szczególną postać wywłaszczenia. Tym samym oceny konstytucyjności ustawy muszą następować na tle kryteriów i wymagań, od spełnienia których Konstytucja uzależnia dopuszczalność wywłaszczenia. Nie budzi wątpliwości, że ustawa przewiduje wywłaszczenie na cele publiczne. Drugim jednak wymaganiem art. 7 zd. 2 jest zapewnienie słusznego odszkodowania. Nie jest jeszcze jasne, czy odszkodowanie słuszne oznacza odszkodowanie pełne (ekwiwalentne), choć taki wniosek wydaje się wynikać z dotychczasowego orzecznictwa TK (K 1/90, OTK 1990, s. 26). Za oczywiste uznać jednak należy, że wywłaszczenie bez jakiegokolwiek odszkodowania jest sprzeczne z art. 7 zd. 2. Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w ustawie z 9 listopada 1990 r., gdyby więc zatrzymać jej analizę na tym punkcie, to uznać należałoby jej sprzeczność z konstytucją. Wydaje się jednak, że – dla omawianego tu przypadku – potrzebny jest jeszcze powrót do punktu wyjścia, a mianowicie do pojęcia własności i zakresu jej ochrony. Skoro bowiem Np. art. 15 UZ RFN, ust. 9 wstępu do francuskiej Konstytucji z 1946 r. (nadal obowiązujący); art. 43 Konstytucji Włoch. 12 „Wywłaszczenie w rozumieniu art. 7 ... to wszelkie pozbawienie własności na cele publiczne, bez względu na formę” (K 1/90, OTK 1990, s. 26). Warto powołać tu orzeczenie hiszpańskiego TK (166/1986) dotyczące ustawy nacjonalizującej koncern RUMASA. Trybunał – choć nie bez zdań odrębnych – wskazał, że konstytucyjnie dopuszczalne jest uchwalenie ustawy nacjonalizującej konkretnie wskazany koncern, że jest to „wywłaszczenie przez ustawodawcę”, a więc konieczne jest przestrzeganie reżimu konstytucyjnego przewidzianego dla instytucji wywłaszczenia (czyli m.in. prawa do odszkodowania). Konstytucyjność ustawy uzależniono od dochowania gwarancji proceduralnych, a zwłaszcza prawa do sądu. 11 8 uznać, że art.7 zd. l nie zakazuje różnicowania form ochrony własności, to powstaje pytanie, czy dopuszczalnym kryterium owego różnicowania jest sam sposób nabycia własności. Niesporne jest przecież, że majątek nabyty w sposób sprzeczny z prawem może być odebrany (skonfiskowany) i że ochrona własności takiej konfiskacie nie przeszkadza. Jaki jest zatem status majątku nabytego w sposób formalnie legalny, ale zarazem naruszający zasady sprawiedliwości społecznej oraz demokratycznego państwa prawnego. Przecież normy prawne umożliwiające owo nabycie majątku, a także praktyka ich stosowania były determinowane wolą samego nabywcy, narzucaną w niedemokratyczny sposób społeczeństwu. Prawa nabyte w sposób wadliwy nie mogą podlegać ochronie równej ochronie praw nabytych w sposób praworządny (przy czym praworządność należy tu rozumieć nie tylko z formalnego, ale i z materialnego punktu widzenia). TK podkreślił już w innym orzeczeniu, że „zasada ochrony praw nabytych nie rozciąga się na prawa nabyte niesprawiedliwie” (K 7/90, OTK 1990, s. 52) i wydaje się, że można tu zastosować rozumowanie analogiczne. Ślad takiego podejścia można zresztą odnaleźć w samej ustawie, gdy odróżnia ona reżim prawny „kwot pochodzących ze składek członkowskich” (art. l ust. 2), uznając jak gdyby, że jest to jedyny prawidłowo nabyty składnik majątku b. PZPR. W takiej sytuacji mielibyśmy więc do czynienia nie tyle z nacjonalizacją, co z rewindykacją, a więc istotą ustawy byłoby nie tyle ingerowanie w legalnie i prawidłowo ukształtowane stosunki majątkowe, co przywracanie stanu sprawiedliwego społecznie. Do takich działań nie mogą wprost odnosić się zakazy i ograniczenia z art. 7 zd. 2. Odpowiedź na pytanie, czy i w jakim zakresie można majątek b. PZPR uznać za nabyty w sposób wadliwy z punktu widzenia zasady sprawiedliwości i zasady praworządności materialnej, na ile więc jego nabycie wynikało z ustanowienia przez partię przywilejów dla samej siebie, nie może być oczywiście dokonane przez eksperta. W tej odpowiedzi wydaje się jednak kryć klucz do uznania, czy ustawa jest „zwykłą” nacjonalizacją (a więc musi przewidywać odszkodowanie), czy też jest nacjonalizacją rewindykującą, polegającą nie tyle na przejęciu cudzej własności, co na odzyskaniu tego, czym nieprawidłowo uszczuplono niegdyś majątek Państwa. To wyjaśni z kolei, czy badana ustawa jest zgodna z konstytucją. Ten sam schemat rozumowania można odnieść do majątku (własności) osób trzecich. Art. 2 ustawy rozciąga przejęcie własności na wszystkie sytuacje, gdy przekazanie jej osobom trzecim miało służyć celowemu uszczupleniu majątku PZPR. Wprowadzone zostało zatem kryterium niegodziwego zamiaru, a rzeczą sądów (a może i samego TK) będzie wyjaśnienie, czy świadomość owej niegodziwości musiała istnieć tylko po stronie zbywcy, czy też po obu stronach czynności prawnych uznanych przez ustawę za nieważne. Nasuwać to może analogie z tradycyjną koncepcją actio pauliana, odmawiającą ochrony czynnościom celowo uszczuplającym majątek niewypłacalnego dłużnika. Znowuż można tu chyba przyjąć, iż konstytucyjna ochrona własności może odnosić się tylko do własności nabytej w sposób prawidłowy i to nie tylko z punktu widzenia k.c., ale i ogólnych zasad i wartości konstytucyjnych. Oznacza to pozbawienie „nieprawidłowego właściciela” (o ile takie pojęcie w ogóle jest możliwe) ochrony z art. 7 zd. 2 Konstytucji, ale nie oznacza jeszcze pozbawienia go wszelkiej ochrony prawnej. Drastyczności materialno-prawnej ingerencji w sytuację adresatów ustawy musi m.zd. odpowiadać intensywność proceduralnych środków ochrony, chroniących te podmioty przed błędnym zastosowaniem prawa materialnego (zasada proporcjonalności ingerencji i ochrony). Ad III 10. Przepisy proceduralne są tylko zamarkowane w ustawie z 9 listopada 1990 r. Jej art. 3 określa kompetencję terenowych organów rządowych administracji ogólnej do 9 „przejęcia” nieruchomości i ruchomości, które – z mocy art. l „przeszły” na rzecz Skarbu Państwa, a art. 6 przewiduje powołanie likwidatora, który ma „ustalić, zabezpieczyć i określić” wartość majątku, który przeszedł na rzecz Skarbu Państwa. O drodze sądowej ustawa wspomina tylko w odniesieniu do „osób, które roszczą prawa do nieruchomości lub ruchomości określonych w art. l” (art. 4), przy czym celem tego przepisu jest nie tyle dopuszczenie drogi sądowej, co określenie pewnych odrębności (zwłaszcza co do terminów) wobec zwyczajnego postępowania sądowego. Ustawa podstawowe znaczenie wydaje się więc przypisywać działaniom terenowych organów administracji rządowej, jako że to one dokonują przejęcia podstawowych składników majątku b. PZPR. Rola likwidatora wydaje się raczej pomocnicza: z art. 6 wydaje się wynikać, iż najpierw ma on ustalić mienie objęte dyspozycją art. l ust. l i 2, potem ma je zabezpieczyć, a wreszcie określić jego wartość. Ustawa nigdzie nie określa procedury działania likwidatora, ani też nie wskazuje, by jego akty miały mieć charakter ostateczny. Powstaje na tym tle pytanie: czy te zadania likwidatora (a także – a może nawet przede wszystkim – zadania t.o.a.r. z art. 3 ustawy) ograniczają „prawo do sądu innych osób”. 11. Odpowiedz wymaga najpierw wyjaśnienia, czy Konstytucja RP w ogóle zna „prawo do sądu”. Wiadomo, że nie wynika ono expressis verbis z tekstu konstytucyjnego. Wiadomo też, że na gruncie Konstytucji PRL toczyły się dyskusje na temat tzw. „zasady sądowego wymiaru sprawiedliwości”. Wyprowadzano ją z art. 56 ust. l Konstytucji, spierając się o przedmiotowe lub podmiotowe rozumienie wymiaru sprawiedliwości. Za najbardziej reprezentatywny należy uznać pogląd S. Włodyki, wskazującego że ze wskazanego przepisu Konstytucji „wynika obowiązek ustawodawcy zwykłego przekazania wymiaru sprawiedliwości sądom... uznać można równocześnie, że w wyjątkowych przypadkach... ustawodawca zwykły może przekazać wymiar sprawiedliwości organowi nie będącemu sądem”13. Zarazem Autor wskazywał, że Konstytucja zakazuje rozszerzającego interpretowania przepisów ograniczających zakres kompetencji sądów14. Tekst art. 56 ust. l nie uległ zmianom redakcyjnym, wydaje się jednak że jego dzisiejsza wykładnia nie może abstrahować od zasady państwa prawnego, wprowadzonej w grudniu 1989 r. do Konstytucji RP. Pełne określenie jej znaczenia nie zostało jeszcze dokonane przez TK, ale jeśli przyjąć że ustawodawca nie bez powodu włączył do Konstytucji termin znany wielu systemom rozwiniętej demokracji15, to dopuszczalne wydaje się też traktowanie znaczenia nadawanemu „państwu prawnemu” w tych właśnie systemach jako pewnego rodzaju wskazówki interpretacyjnej. W doktrynie państw zachodnioeuropejskich za podstawowy i konieczny element „państwa prawnego” uznaje się tzw. Gerichtsschutz, a więc zapewnienie jednostce sądowej ochrony wszystkich jej praw16. Skoro więc nasz TK uważa, że zasada państwa prawnego kryje w sobie pewne treści niezapisane expressis verbis w tekście konstytucji (zob. pkt 3), to wydaje się że do tych treści nie może nie należeć gwarancja drogi sądowej dla jednostki. Nie może to oczywiście zastępować jasnego uregulowania „prawa do sądu” w przyszłej konstytucji, ale i na gruncie obecnego stanu prawnego można już m.zd. o tym prawie mówić. Jeżeli przyjąć, że prawo do sądu jest dedukowalne z art. l Konstytucji, to nie musi to jeszcze oznaczać automatycznej niekonstytucyjności wszystkich istniejących dziś ograniczeń 13 S. Włodyka, Granice konstytucyjnej zasady sądowego wymiaru sprawiedliwości, [w:] Księga pamiątkowa ku czci K. Stefki, Wrocław 1966, s. 428. 14 Tamże, s. 429. 15 J. Zakrzewska (Nowa Konstytucja Rzeczypospolitej, PiP nr 4/1990, s. 9) wskazuje, że „taki wybór jest również wyborem europejskim”. 16 Np. K. Stern, Das Staatsrecht der Bundesrepublik Deutschland, t. I München 1984, s. 784 i cyt. literatura. 10 drogi sądowej. Twórcy art. l musieli sobie zdawać sprawę z ich istnienia i trudno chyba przyjmować, by w tak pośredni sposób chcieli odrzucić wiele rozwiązań proceduralnych znanych obowiązującemu ustawodawstwu, wydaje się jednak, że wprowadzenie do Konstytucji zasady państwa prawnego miało przynajmniej dwa następstwa: Po pierwsze, zasada ta stanowi istotną wskazówkę interpretacyjną, nakazującą wszędzie tam, gdzie ustawodawca zwykły tego w sposób wyraźny nie odrzucił, nadawać przepisom ustawodawstwa zwykłego znaczenie uwzględniające „niepisaną zawartość” państwa prawnego, a więc zakaz działania prawa wstecz, ochronę praw nabytych, a także prawo do sądu. Zasadą wykładni przepisów niejasnych lub nie do końca regulujących kwestie proceduralne winno więc być nadawanie im takiego znaczenia, by nie przeszkadzały one jednostce w sądowym dochodzeniu swoich roszczeń. Po drugie, zasada państwa prawnego wydaje się dopuszczać tylko jeden kierunek rozwoju ustawodawstwa zwykłego – w stronę coraz pełniejszej realizacji zawartych w niej treści. Jest oczywiste, że samo zapisanie w Konstytucji zasady państwa prawnego nie przekształca automatycznie obowiązującego systemu prawa w sposób zgodny z tą zasadą. Ale można przyjąć m.zd., że ustanawia ona dla ustawodawcy „obowiązek pozytywny” do dokonywania zmian ustawodawczych tylko w sposób urzeczywistniający wszystkie treści państwa prawnego. Ten obowiązek pozytywny odnosi się do wszystkich norm konstytucyjnych17. Dyrektywa postępującej zgodności z konstytucją może też odnosić się do „prawa do sądu”, o ile uznać że stanowi ono element zasady państwa prawnego. Powyższe ustalenia prowadzą do wniosku, że w każdym razie za sprzeczne z art. l Konstytucji należałoby uznać ustawy, ograniczające istniejący obecnie zakres drogi sądowej. Dotyczyć to musi w szczególności dziedzin o tak ustabilizowanym dostępie do sądu, jak prawo cywilne. 12. Gdyby zatem rozumieć ustawę z 9 listopada 1990 r. jako wykluczającą drogę do sądu (a tylko wyjątkowo przyznającą ją osobom trzecim w trybie art. 4), to m.zd. nakazywałoby to uznać za naruszenie art. 1 Konstytucji RP. Istotą państwa prawnego jest bowiem zapewnienie gwarancji proceduralnych, zwłaszcza gdy materialną treścią regulacji jest ograniczenie praw czy ingerencja w te prawa. Mam jednak wątpliwości, czy takie rozumienie ustawy z 9 listopada 1990 r. byłoby prawidłowe. Jak już wspomniałem, nie wyłącza ona w sposób wyraźny drogi sądowej, a tylko o niej – w sposób ogólny – nie wspomina, ograniczając się do określenia zadań t.o.a.r. i likwidatora. Realizacja tych zadań nie może jednak przebiegać w oderwaniu od istniejących procedur o charakterze ogólnym. Ryzykując odejście od czysto konstytucyjnej płaszczyzny rozważań można wskazać przynajmniej trzy poziomy, gdzie działania t.o.a.r. i likwidatora zetkną się z właściwością sądownictwa: – zgodnie z art. 3 t.o.a.r. przejmują majątek, który z mocy art. l ustawy przeszedł na własność Skarbu Państwa. Akt owego przejęcia nie ma konstytutywnego charakteru, a jest tylko deklaratoryjnym stwierdzeniem, że określone nieruchomości lub ruchomości stały się własnością Państwa. Niemniej stwierdzenie to zawiera elementy rozstrzygnięcia: określa ono zakres przejmowanego mienia oraz stwierdza, iż objęte jest ono dyspozycją art. l ustawy. Można je więc traktować jako formę deklaratoryjnej decyzji, czyli uznawać właściwość NSA dla kontroli jej legalności (kontrola ta obejmowałaby tylko badanie, czy prawidłowo zakwalifikowano dany element mienia jako mienie b. PZPR); – przejęcie mienia (przez t.o.a.r.) lub jego zabezpieczenie (przez likwidatora) oznaczać będzie ingerencję w sytuację aktualnego posiadacza. W każdym razie, gdy chodzi o nieruchomości i ruchomości przysługiwać mu będzie ochrona posesoryjna, a więc droga do sądu cywilnego (zresztą ujęcie art. 4 ustawy jest tak szerokie, że zawsze chyba odnieść je 17 Tak już S. Rozmaryn, Konstytucja..., s. 36. 11 można do aktualnego posiadacza składników majątku b. PZPR); – protokół przejęcia nieruchomości przez t.o.a.r. stanowi podstawę zmiany wpisu w księdze wieczystej. Nic jednak ustawa nie mówi o wyłączeniu stosowalności ogólnych przepisów o księgach wieczystych, przewidujących drogę sądową. W każdym więc razie wydaje się, że prawidłowość protokołu przejęcia podlegać będzie kontroli sądu. Prowadzi to do wniosku, że wyobrażalna jest taka interpretacja ustawy z 9 listopada 1990 r., która zapewni podmiotom dotkniętym w swym stanie posiadania przez jej art. l pełną ochronę sądową i ta zarówno przed NSA, jak i przed sądami powszechnymi. Istotą tej kontroli nie będzie sam tak przejęcia (bo tego dokonała ustawa), ale stwierdzenie, czy art. l ustawy został prawidłowo zastosowany. Mniej istotny będzie tym samym charakter prawny działań likwidatora czy t.o.a.r, bo w żadnym razie nie będą to działania o ostatecznych i niekontrolowalnych skutkach prawnych. Skoro proponowana tu wykładnia jest wyobrażalna (to znaczy nie jest językowo niepołączalna z tekstem ustawy), to jest ona też jedynie możliwa na tle zasady państwa prawnego. Raz jeszcze bowiem należy podkreślić, że zasada ta nakazuje interpretować wszelkie przepisy prawne w zgodzie z zawartymi w niej treściami i wartościami. Niedopowiedziane do końca regulacje proceduralne muszą być więc rozumiane jako regulacje dopuszczające powszechne procedury jurysdykcyjne. Obalić to domniemanie może tylko wyraźna wola ustawodawcy zwykłego, ale wtedy powstanie pytanie o konstytucyjność takiej regulacji. Skoro możliwe jest odnalezienie takiej wykładni przepisów proceduralnych ustawy z 9 listopada 1990 r., która pozwoli na uznanie istnienia drogi sądowej, to możliwe jest też uznanie tej ustawy za zgodną z Konstytucją. Warunkiem owej zgodności jest jednak przyjęcie proponowanej tu wykładni. Dotykamy w ten sposób techniki „wykładni ustawy w zgodzie z konstytucją”, szeroko znanej i stosowanej przez zachodnie sądy konstytucyjne. Kto wie, czy rozpatrywana tu sprawa nie stwarza okazji do zastosowania tej techniki po raz pierwszy w orzecznictwie naszego TK18. i Trybunał Konstytucyjny w dniu 25 lutego 1992 r. (publ. OTK 1992 r. t. I, poz. 1) orzekł, że: „1. ustawa z dnia 9 listopada 1990 r. o przejęciu majątku byłej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (Dz.U. z 1991 r. Nr 16, poz. 72) z zastrzeżeniem wyrażonym w pkt 2 jest zgodna z art. 1, art. 3 ust. 1, art. 7, art. 56 ust. 1 i art. 67 ust. 2 Konstytucji RP 2. art. 4 ust. 1 w części dotyczącej ustalonego w nim terminu jest niezgodny z art. 7 i art. 67 ust. 2 Konstytucji RP.” 18 Stosowanie techniki verfassungskonforme Auslegung jest integralnym elementem decyzji o konstytucyjności badanej normy, a ustalenia TK mają charakter wskazówki dla praktyki sądowej i administracyjnej oraz sugerują dalszy kierunek orzecznictwa TK. Ustalenia te nie mają natomiast powszechnie obowiązującego charakteru i stąd wydaje się, że posiadanie przez TK kompetencji do ustalenia powszechnie obowiązującej wykładni ustaw nie sprzeciwia się stosowaniu techniki wykładni ustaw w zgodzie z Konstytucją.