Teologiczno-moralne aspekty życia rodzinnego Wykład kierunkowy Nauki o Rodzinie: Mediacja rodzinna II roku studiów I0 Olsztyn 2013/14 1 WPROWADZENIE Do rzeczywistości ludzkich najbardziej znanych i również najgłębiej wciągniętych w historię zbawienia człowieka, a więc najbardziej znaczących dla powołania chrześcijańskiego dużej części ludzi, należy zaliczyć bez wątpienia rodzinę i małżeństwo. Mające swoją stabilność, a więc już jako takie naznaczone właściwą im odpowiedzialnością etyczną, zbawcze znaczenie i status kościelny, który czyni je polem imperatywów, wartości i specyficznych problemów moralnych o znaczącej nośności. Małżeństwo i rodzina stanowiły i stanowią, więc zawsze ważny rozdział moralności chrześcijańskiej. Zmienione warunki społeczno-kulturowe zmuszają dziś teologię moralną, do przemyślenia na nowo rozwiązań i tradycyjnych pojęć, aby bardziej pomóc parom małżeńskim i rodzinom chrześcijańskim. Małżeństwo i rodzina w obliczu nowych problemów potrzebuje dziś właściwych wskazań i właściwej pomocy. Teologia jest jedną z nauk, która w tym względzie służ już od wielu lat małżeństwu i rodzinie. To nowe przemyślenie problemów, zwracające uwagę na przeszłość normatywną, jak i na teraźniejszy, będzie przedmiotem tego wykładu. Porusza się ono w przestrzeni od słowa napisanego przez Boga, i poprzez historię Kościoła, szuka obrazu odniesienia właściwej i prawdziwej refleksji moralnej. Refleksja ta zaczyna się stwierdzeniami o charakterze uzasadniającym i przechodzi do przeglądu moralnej problematyki związanej z różnymi darami-obowiązkami życia rodzinnego i małżeńskiego. Zostaną w ten sposób zanalizowane odpowiedzialności i problemy moralne, które rodzą się z daru-obowiązku miłości i wierności małżeńskiej, z daru płodności miłości, z wpływu wychowawczego wewnątrz rodziny a szczególnie w relacji rodziców do dzieci, aby zakończyć krótkim akcentem o odpowiedzialności społecznej i kościelnej rodziny i pary małżeńskiej.1 1 G. G a t t i, Morale matrimoniale e familiare, w: Corso di morale, Koinonia (Etica della vita sociale), t. 3, cz. 1, pr. zb. pod red. T. G o f f i – G. P i a n a, Brescia 1984, s. 161-327. 2 Rozdział I MAŁŻEŃSTWO I RODZINA W PIŚMIE ŚWIĘTYM I. WSTĘP: KRYTERIA HERMENEUTYCZNE Bez sensu byłoby szukanie w Biblii zarówno wyraźnego i systematycznego opracowania o etyce miłości, małżeństwa i rodziny, jak i jakiejś już gotowej i użytecznej odpowiedzi na problemy, które na tym polu, stawia nasza aktualna sytuacja historyczna i nasza kultura. Pismo św. chce na pierwszym miejscu i w sposób bezpośredni przedstawić to, co w naszej perspektywie wiary współczesnej zostało nazwane, trafnym wyrażeniem „historia zbawienia”. „Historia zbawienia” to całość tych wydarzeń historycznych, w których wiara Kościoła uznała uprzywilejowaną i normatywną obecność Boga, który wyszedł na spotkanie człowieka, i dał mu siebie jako zbawienie w Jezusie Chrystusie. Każdy inny argument traktowany jest zawsze i tylko w odniesieniu do tego pierwszego tematu i często, jak właśnie ma to miejsce z naszym tematem, tylko w sposób fragmentaryczny, jeśli nie wprost okazjonalny. Kryteria dla właściwego wykorzystania faktów biblijnych w celu skonstruowania lub zweryfikowania teologicznej etyki małżeństwa i rodziny, a więc dla zaktualizowania lektury tych faktów, które okażą się wierne tak objawionemu Słowu Boga, jak i historycznej rzeczywistości, należy wypracować licząc się ze szczególną naturą tekstów biblijnych. Takie kryteria są znane, w linii ogólnej ze studium hermeneutyki, dla studiujących teologię; pozwolę sobie przedstawić tu niektóre z nich, które są szczególnie ważne, dla problemów natury moralnej. Pismo św. jest zbiorem tekstów literacko różnorodnych, zredagowane na łuku czasowym wyjątkowo długim. Teksty te opowiadają, ale również interpretują, przywołują i celebrują w modlitwie uwielbienia i błagania wydarzenia historii zbawienia; chodzi o wydarzenia z przeszłości ponownie przeżywane i zaktualizowane w teraźniejszości wiary, ale także o wydarzenia przyszłe, obiecane przez Słowo Boga i oczekiwane w nadziei. Ten zbiór tekstów zaświadcza nam 3 bezpośrednio, w swojej sukcesywnej chronologii, cudowną wyrozumiałość2 wychowawczego działania Boga w stosunku do narodu Izraelskiego najpierw, a później dla całej ludzkości. Każdy fragment prawdy w niej zawarty może być zrozumiały tylko wtedy, kiedy będziemy liczyli się z tym stopniowaniem objawienia. Wydobywając tylko, w jakiś sposób wielkie linie rozwoju, które przecinają proces historyczny objawienia, z ich kontekstu szczegółowego, jest rzeczą możliwą uchwycenie Słowa Bożego współczesnego dla naszej historii. Słowa Boga włącza się w kontekst historyczno-kulturowy, tak, że przede wszystkim na początku historii zbawienia, jest bardziej lub mniej głuche i ślepe na Jego plany i na świętość Jego wymagań. Słowo Boga, przemyślane na sposób ludzki i wyrażone słowami ludzi, nieodparcie uwarunkowane swoim kontekstem kulturowym, przyjmuje naturalnie wiele elementów tego kontekstu. Jedynie stopniowo oczyszczając się z tych elementów, staje się coraz bardziej przejrzystym dla intencji Boga. Ta intencja, więc, aby mogła być uchwycona w pojedynczych tekstach Biblii, postuluje inny rodzaj analizy, która skupi raczej te elementy, które przedstawiają wyzwanie albo zaprzeczenie bieżącej kultury niż te elementy, które przedstawiają odbicie i rejestrację nie stanowiącą problemu tej kultury. Szczytem całego Objawienia jest wydarzenie Chrystusa, Słowa żyjącego Boga, ostatecznego amen Boga w stosunku do człowieka. W istocie rzeczy my, chrześcijanie, tylko wychodząc od Chrystusa możemy radykalnie odróżnić kategorialną historię objawienia w pełnym i czystym sensie tego słowa od jej ludzkich surogatów i błędnych wyobrażeń, i to również w historii objawienia Starego Testamentu w zakresie jej stanu faktycznego.3 Nauczanie Chrystusa jest, więc niezastąpionym przewodnikiem w hermeneutyce biblijnej również starotestamentalnej; Jego osoba, Jego życie, tajemnica Jego istnienia boskiego i ludzkiego, Jego śmierć i zmartwychwstanie są szyfrem dla każdej interpretacji faktów biblijnych, również dotyczących etyki małżeńskiej i rodzinnej. 2 3 DV 13. K. R a h n e r, Podstawowy wykład wiary, Warszawa 1987, s. 134. 4 Biblia ponadto jest księgą Kościoła; ona powstała z życia Kościoła i ze swej strony karmi to życie. W Piśmie trzeba widzieć rzeczywistość wynikającą z istoty Kościoła jako eschatologicznej i trwałej obecności Jezusa Chrystusa w historii.4 Święta tradycja i Pismo św. stanowią jeden święty depozyt słowa Bożego powierzony Kościołowi.5 Powinno ono, więc być interpretowane w świetle całego doświadczenia historycznego Ludu Bożego: jedynie życie Kościoła dostarcza intuicjom biblijnym ciężaru i konkretności interpretacji autentycznej i ciągle aktualnej Słowa Bożego. II. MAŁŻEŃSTWO I RODZINA W STARYM TESTAMENCIE 1. Zwyczaje małżeńskie w starożytnym Izraelu W świetle kryteriów przed chwilą przedstawionych, punkt wyjścia, tło, na którym zarysowuje się, a więc może być uchwycona intencja pedagogiczna Boga w odniesieniu do małżeństwa i rodziny, nie może być ukonstytuowany inaczej, jak ze zwyczaju małżeńskiego i rodzinnego starożytnego Izraela, o ile możliwe jest zrekonstruowanie go na podstawie późniejszych świadectw biblijnych i historii kultury ludów starożytnego środkowego Wschodu. W Izraelu najbardziej starożytnym na polu małżeńskim i rodzinnym obowiązywała moralność szczególnie surowa, tzn. absolutne panowanie i przewaga mężczyzny nad kobietą i sztywne podporządkowanie jej, zarówno córki, jak i małżonki czy matki ojcu i mężowi. Nie oznacza to naturalnie jakiejś formy systematycznej brutalności ze strony mężczyzny, a tym bardziej braku relacji uczuciowych, nawet bardzo intensywnych, (a więc w jakimś sensie partnerskich) w codziennym życiu małżeńskim (zob. Rdz 29, 20: I tak służył Jakub za Rachelę przez siedem lat, a wydały mu się one jak dni kilka, bo bardzo miłował Rachelę; 1 Sam 1, 5-8: Również Annie dał część, lecz podwójną, gdyż Annę bardzo miłował, mimo że Pan zamknął jej łono. Jej współzawodniczka przymnażała jej smutku, aby ją rozjątrzyć z tego powodu, że Pan zamknął jej łono. I tak się działo przez wiele lat. Ile razy szła do świątyni Pana, [tamta] dokuczała jej w ten sposób. Anna więc płakała i nie jadła. I rzekł do niej jej mąż, Elkana: «Anno, 4 5 Tamże, s. 301. DV 10. 5 czemu płaczesz? Dlaczego nie jesz? Czemu się twoje serce smuci? Czyż ja nie znaczę dla ciebie więcej niż dziesięciu synów?»); prymat mężczyzny był rzeczywisty i całkowity na poziomie prawa i moralności. Inicjatywa mężczyzny w materii małżeńskiej była absolutnie dominująca, jeśli nie wyłączna; kobieta była zredukowana do przedmiotu kontraktu między przyszłym mężem a swoim ojcem.6 Za takim prymatem szło uznanie poligamii, a przynajmniej prawnego konkubinatu (Rdz 29, 15-30). Także, jeśli chodzi o moralność to mężczyźni i kobiety nie znajdują się na tym samym poziomie: żony i konkubiny mają określone prawa i obowiązki, podczas gdy mężczyźni zachowują wielką wolność działania.7 Również, jeśli chodzi o moralność, „mężczyźni i kobiety nie znajdują się na tym samym poziomie: żony i konkubiny maja określone prawa i obowiązki, podczas gdy mężczyzna zachowuje wielką wolność działania.” Małżeństwo może być unieważnione, ale tylko z inicjatywy mężczyzny (Rdz 21, 9-14). W świecie, w którym przeżycie pojedynczej osoby jak i grupy rodzinnej nie jest łatwe, imperatyw płodności wyróżnia się bezwarunkowo jako środek dla kontynuacji grupy, który jest najważniejszym celem instytucji małżeńskiej. Płodność jest, więc decydującym kryterium szacunku i poważania kobiety; bezpłodność kobiety uważana jest za przekleństwo i zagrożenie dla przeżycia klanu. Takie wartościowanie płodności zapisuje się w ogólne pojęcie życia, znane jeszcze dziś u ludów, które żyją w warunkach analogicznych, dla których rodzina ma pierwszeństwo nad pojedynczą osobą; osoba istnieje nie inaczej jak w przyporządkowaniu do rodziny czy poszerzonej grupy rodzinnej i dla jej kontynuacji. To tłumaczy instytucję lewiratu (Rdz 38, 8) i praktykę endogamii. 2. Pedagogika prawa W ten kulturowy kontekst wkracza doświadczenie wyjścia i Góry Synaj. Jest to pierwsza bezpośrednia interwencja wychowawcza Boga; interwencja, która wykorzystuje to, co możemy nazwać „pedagogiką prawa”. Prawo jest naturalnie prawem mojżeszowym, skodyfikowanym w Pięcioksięgu. Chodzi o normy w sensie całościowym, a mianowicie prawnym, moralnym i 6 7 P. G r e l o t, L’evoluzione del Matrimonio come istituzione nell’AT, Concilium 5(1970), s. 58. Tamże, s. 58. 6 religijnym. Ale formalnością łączącą jest właściwie ta religijna: religijne doświadczenie wyzwolenia i przymierza przedstawiają perspektywę znaczenia: przymierze jest odpowiednikiem paktu, który Bóg zapoczątkował, ale który Izrael w sposób wolny ratyfikował, angażując się w budowanie siebie jako ludu Boga i w życie na sposób odpowiedni do świętości Boga. Prawo wpływa na zwyczaje Izraela w kierunku ogólnego wzrostu standardu moralnego życia. Ono ujawnia jeszcze dość jaskrawo znaki uwarunkowań kulturowych punktu wyjścia, ale niesie również przemyślenia tego uprzywilejowanego spotkania z Bogiem. Prawo reguluje, przeto panowanie mężczyzny nad kobietą, określając dokładne granice, które już stanowią podstawę obrony jej godności i razem prowadzą do późniejszego dojrzewania świadomości wzajemnych wymagań miłości. Prawo broni świętości komórki rodzinnej i trwałości małżeństwa. Wszystko to wyraża się w formalnym zakazie cudzołóstwa, jakkolwiek jeszcze jednostronnego (Wj 20, 14; Pwp 5, 18), w kodyfikacji restrykcji i ograniczających warunków dla oddalenia kobiety, a więc dla rozwodu (Pwp 22, 13-19: Jeżeli mężczyzna poślubi kobietę i będzie z nią obcował, a potem poczuje do niej odrazę i pomówi ją o złe rzeczy, tak że nadszarpnie jej dobre imię, mówiąc: „Poślubiłem tę kobietę, lecz zbliżywszy się do niej nie stwierdziłem znaku dziewictwa” – wówczas ojciec i matka tej młodej kobiety wezmą dowody jej dziewictwa i zaniosą do starszych miasta, do bramy. Ojciec dziewczyny powie wtedy do starszych: „Dałem swą córkę za żonę temu człowiekowi, a on poczuł do niej odrazę i pomawia o złe rzeczy rozgłaszając: »Nie znalazłem u twej córki dowodu dziewictwa«. Oto są dowody dziewictwa mojej córki”. I rozłożą okrycie przed starszymi miasta. Wówczas starszyzna tego miasta pochwyci owego człowieka i wymierzy mu chłostę; 24, 1-4; 22, 28-29). Inne dyspozycje bronią, przynajmniej po części, pozycji małżonki w stosunku do małżonka (Pwp 21, 14: Jeśli przestanie ci się podobać, pozwolisz jej odejść wolną, a nie będziesz mógł jej sprzedać za srebro, nie będziesz [więc] mógł postąpić z nią brutalnie, gdyż wziąłeś ją przemocą) i do dzieci (Wj 20, 12: Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś żył długo na tej ziemi, którą da ci Jahwe, Bóg twój; 21, 17: Kto by złorzeczył swemu ojcu albo matce, musi ponieść śmierć). Niektóre zakazy małżeńskie dążą do ograniczenia endogamii (Kpł 18, 6-23: Nikomu z was nie wolno 7 obcować po małżeńska z bliskimi krewnymi. Jam jest Jahwe! Nie będziesz [więc] odkrywał nagości swego ojca ani matki. Ona jest matką twoją, nie będziesz zatem odkrywał jej nagości. Nie będziesz też odkrywał nagości swojej macochy, bo ona należy do twego ojca. Nie będziesz odkrywał nagości swojej siostry, córki twego ojca albo matki, i to zarówno urodzonej w waszym domu, jak i poza nim. Nie będziesz odkrywał nagości córki twego syna ani córki twojej córki, bo ich nagość jest twoją nagością. Nie będziesz odkrywał nagości córki żony twego ojca, bo ona jest jego dzieckiem, a twoją siostrą; nie będziesz więc odkrywał jej nagości. Nie będziesz odkrywał nagości siostry twego ojca, bo jest ona jego bliską krewną. Nie będziesz odkrywał nagości siostry twojej matki, bo ona jest jej bliską krewną. Nie będziesz odkrywał nagości brata twego ojca, nie będziesz się więc zbliżał do jego żony, bo jest ona twoją ciotką. Nie będziesz odkrywał nagości swojej synowej, bo ona jest żoną twego syna, nie będziesz więc odkrywał jej nagości. Nie będziesz odkrywał nagości żony twego brata, bo ona należy do niego. Nie będziesz odkrywał nagości kobiety i nagości jej córki; nie pojmiesz też córki jej syna ani córki jej córki, odkrywając ich nagość, bo są one jej bliskimi krewnymi. Byłaby to rozpusta! Nie pojmiesz też jakiejś kobiety razem z jej siostrą, aby nie współzawodniczyły ze sobą, gdy będziesz odkrywał nagość jednej za życia drugiej; 20, 9-21). Refleksja mądrościowa, prowadzona z zamiarami i odcieniami przeważnie moralnymi, potwierdza i rozwija pedagogiczny wpływ prawa; ostrzega przed niszczącym charakterem nieuporządkowanej płciowości (Prz 1-11; Koh 9, 2-9: Nie oddawaj swej duszy kobiecie, aby się od niej nie uzależniać. Nie zbliżaj się do cudzej żony, abyś nie wpadł w jej sidła. Nie zakradaj się do nierządnicy, abyś się nie uwikłał w jej zasadzkę. Nie przebywaj u pieśniarki, aby cię nie zniszczyły jej pienia. Nie wpatruj się w dziewicę, abyś z jej powodu nie musiał ponieść kary. Nie oddawaj swej duszy nierządnicy, aby ta nie zagarnęła twojego dziedzictwa: spojrzenia twoich oczu mogą cię pozbawić rozsądku, i dasz się ograbić poza jej domem. Odwracaj oczy od kobiety powabnej i nie wpatruj się w piękność nie swoją: wielu poniosło szkodę z powodu kobiety, a jej namiętność spala jak ogień. Nie zasiadaj do uczty z mężatką i nie spożywaj z nią wina, abyś nie zwrócił ku niej swego serca i nie musiał we krwi zstępować do grobu; 16-21), w szczególności przed niebezpieczeństwami pochodzącymi od obcej kobiety (Prz 5, 1-14: Wargi cudzej [żony] ociekają, bowiem 8 miodem, a podniebienie jej gładsze jest niż oliwa, ale w końcu staje się gorzkie jak piołun i ostre jak miecz obosieczny. Stopy jej zstępują ku śmierci, do Szeolu prowadzą jej kroki. Nie przewidując ścieżki życia nie wiesz, że drogi jej są niepewne. Dlatego, synowie, słuchajcie mnie, nie odstępujcie od słów moich ust. Niech droga twoja omija ją z daleka, nie zbliżaj się do drzwi jej domu, abyś czci swojej nie oddał na łup innym, a lat swoich temu, kto nie zna litości; 7, 1-27), podczas gdy proponuje, opisem żywym i pięknym, ideał małżonki i doskonałej matki (Prz 31, 13-31: Troszczy się o wełnę oraz o len i ochotnie pracuje własnymi rękami. Podobna do okrętu kupieckiego z daleka sprowadza żywność. Wstaje, gdy jeszcze jest noc, rozdziela żywność domownikom (i zadania swoim służebnicom). Pragnie zakupić pole i nabywa je, z zarobku rąk własnych zakłada winnicę. Mocno przepasuje biodra i umacnia swoje ramiona. Wie, że pożyteczna jest jej praca, [nawet] w nocy nie gaśnie jej lampa. Swe ręce wyciąga po kądziel, a jej palce ujmują wrzeciono. Dłoń swą otwiera przed ubogim, rękę wyciąga do potrzebującego. Nie boi się o dom swój w czasie śniegu, bo wszyscy domownicy odziani są w szkarłat. Kobierce dla siebie wyrabia, z bisioru i purpury ma szaty. Poważaniem cieszy się jej małżonek w bramach, gdy zasiada [tam] ze starszyzną kraju. płótno lniane tka i sprzedaje, kupcowi poleca wspaniałe pasy. Zdobią ją moc i dostojeństwo, z uśmiechem spogląda w przyszłość. Usta otwiera z rozwagą, na wargach jej - nauka pobożności. Dogląda porządku w swym domu i chleba nie spożywa w próżniactwie. Synowie powstają, by uznać jej troskliwość, małżonek jej również ją sławi: „Wiele niewiast okazało się zacnymi, ty jednak przewyższasz je wszystkie”. Zwodniczy jest wdzięk, marnością piękność! Sławić należy niewiastę, u której jest bojaźń przed Jahwe. Przyznajcie jej [należną cząstkę] z owocu jej rąk, niechaj jej własne czyny sławią ją u bram miejskich!). 3. Pedagogika refleksji wiary Obok pedagogiki prawa, wychowawcze działanie Boga, wykorzystuje jako narzędzie do wywyższenia i oczyszczenia instytucji małżeńskiej w Izraelu coraz bardziej pogłębioną i wypracowaną refleksję wiary, którą On sam pobudza i prowadzi w swoim ludzie. 9 Odnowione doświadczenia Jego interwencji w historii, perspektywa otwarta na przyszłość przez jego obietnice, stanowią impuls do takiej refleksji i dostarczają pierwszego obrazu teologicznego, który poprowadzi później naprzód ten proces oczyszczenia i wywyższenia moralnego. Obraz ten jest naturalnie zbudowany wokół pojęcia historii zbawienia, które rządzi religijnym doświadczeniem Izraela. Również rodzina i małżeństwo widziane są coraz bardziej w tym kontekście, który je oświeca i dowartościuje. Zbawienie widziane jest jako realizowanie się poprzez potwierdzenie demograficzne i polityczne samego ludu. Błogosławieństwo obiecane Abrahamowi jest przede wszystkim płodnością, a więc potwierdzeniem etnicznym, które przewyższa wszelkie oczekiwania (Rdz 17, 16; 22, 17). Rodzina jest komórką tego ludu, narzędziem jego płodności, a więc błogosławieństwem Boga. Prymat płodności znajduje tu swoją motywację religijną. Dzieci są darem Pana, dowodem wybrania, znakiem i pieczęcią wierności ludu obowiązkom przymierza (Pwp 7, 13-14; 28, 3; zob. Rdz 15, 5; 22, 17). W tym kontekście rozumie się jak powinna być w sposób konieczny rozważana wina udaremnienia boskiego daru płodności, co zdarza się w epizodzie Onana (Rdz 38, 9n) i jak jest jeszcze tolerowana, jeśli nawet w rzeczywistości zakazana, również ze względu na zrozumiałe motywy praktyczne, ciągle wyjątkowe, poligamia. Jak lud nie jest jedynie powołany do potwierdzania siebie i do rozkwitu materialnego, ale także i przede wszystkim do przymierza, do kultu Boga i do świętości życia, które czyni go godnym Boga absolutnie świętego, tak i rodzina wybrana i uświęcona w ludzie i z ludem jest powołana do przenoszenia wymagań tej świętości boskiej na życie codzienne. Cała seria norm moralności seksualnej i rodzinnej jest związana z wymaganiami świętości boskiej w znanym „kodeksie świętości” (Kpł 18, 6-30). Na mocy tej przynależności do ludu kapłańskiego, rodzina jest wspólnotą kultu, której kapłanem jest ojciec (Hi 1, 5). Ojciec i starsi rodu są również nauczycielami dzieci o tajemnicach historii zbawienia i o obowiązkach przymierzach (Wj 13, 14; Ps 78, 3-7). Na fali tej interpretacji religijno-zbawczej małżeństwa i rodziny, pedagogika Boga, oparta na dialektyce wyrozumiałość – wymaganie, kontynuuje swoje dzieło wychowania moralnego. 10 Kulminacyjny moment tego wzrostu świadomości moralnej związanej z historią zbawienia przedstawiony jest w Księdze Tobiasza. Małżeństwo Tobiasza z Sarą jest faktem całkowicie i wyłącznie religijnym. Jego realizacja nie jest już powierzona ślepym dynamizmom pożądania, ale opatrznościowemu działaniu Boga (Tb 7, 12: Nie będę jadł ani pił – rzekł Tobiasz – dopóki nie poweźmiesz postanowienia w mej sprawie. Odpowiedział mu na to Raguel: - Uczynię to! Ona winna ci być dana według przepisów Księgi Mojżesza. A i niebo zadecydowało również, że tobie ma być dana. Weź więc swoją siostrę. Od dnia dzisiejszego ty jesteś jej bratem, a ona twoją siostrą. Jest ci dana od dziś i na zawsze. Oby Pan niebios błogosławił was tej nocy, synu, i oby obdarzył was miłosierdziem i pokojem). Małżeństwo jest konkretnym narzędziem zbawczego działania Boga, które wyraża się w uwolnieniu Sary od szatana, osobowego symbolu niszczycielskiego charakteru płciowości nie odkupionej (Tb 6, 17-18). Intencja religijna małżonka, nakładając się na spontaniczność pragnienia, wybawia małżonków od zła, które zagraża rzeczywistości ludzkiej, jaką jest płciowość i małżeństwo, w wymiarze, w jakim urzeczywistniają się poza planem Boga. Ta intencja religijna zawiera oddanie się misji rodzicielskiej włączonej w zbawczy plan Boga w stosunku do swojego ludu (Tb 6, 21-22), ale nie wyklucza czystej czułości miłości małżeńskiej i wyraża się w formie modlitwy we dwoje, tych, którzy realizują życie małżeńskie w akcie kultu, który podoba się Bogu (Tb 8, 4-8). Drugi ważny moment tej refleksji wiary stanowi to, co możemy nazwać teologią początku (teologia źródła), zawartej w pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju. Pod szatą prostych i sugestywnych opowiadań ludowych, mądrze opracowanych, rozdziały te zawierają pierwszy szkic teologii, który nie ogranicza się już do rozważania zbawczego planu Boga w odniesieniu do Izraela, ale obejmuje, jakkolwiek czytaną w świetle doświadczenia zbawczego właściwego ludowi wybranemu, całą historię ludzką, wszystkie wielkie dramaty i nierozwiązane znaki zapytania dotyczące życie. Do pytań tych należą: sens dopełniającej się różnicy płci, tajemnica ludzkiej miłości z jej radościami i dramatami, zjawisko płodności, rzeczywistość małżeństwa i rodziny. Religie narodów graniczących z Izraelem, jak z resztą po trochu wszystkie religie naturalne, łączyły wszystkie rzeczywistości ze światem sacrum poprzez 11 archetypy boskie. Tak płciowość i miłość, pożądanie i płodność były reprodukcją wewnątrz świata człowieka wcześniej istniejących modelów w świecie bogów; i tak istniało bóstwo miłości i płodności, bóstwo matek i małżonek, bóstwo uwiedzionej i uwodzicielki. Rytuały i gesty seksualne stanowiły część kultu i stawiały w relację z boskimi archetypami płci, z świętymi siłami źródłowymi, od których wyciągano początek miłości i płodności. Refleksja biblijna o pierwszych początkach tych rzeczywistości i o ich relacji z Jahwe dotarła do nas w podwójnej wersji: Rdz 1, 27-28 należącej do przekazu kapłańskiego i Rdz 2-3 należąca do przekazu jahwistycznego. Obydwa teksty prowadzą do wypełnienia, w otwartej polemice z kulturami i religiami otaczającymi, tę zdecydowaną desakralizację płci, którą doświadczenie wyjścia dawno już zapoczątkowało. W Bogu, bowiem, którego doświadczenie miał Izrael, nie było nic z ludzkiej rzeczywistości płci, jak miało to miejsce w innych bóstwach ludów sąsiadujących. O Nim nie opowiadano mitów seksualnych; prawo odrzucało rytuały i kult płodności (zob. Pwp 23, 19n; 2 Krl 23, 7). Z kart Księgi Rodzaju wynika jasno, że rzeczywistość płciowa należy całkowicie do tego świata, dzieła i daru Boga, do czegoś, co Bóg trzyma w swoich rękach, a co razem w sposób nieskończony transcenduje. Świętość, jaka dana jest tym rzeczywistościom, pochodzi z faktu stworzenia i jest natury moralnej: stworzone przez Boga należą do porządku fundamentalnie dobrego, owocu ciągłej troski i mądrości Boga. Ale jest to porządek, który wymaga szacunku; z niego pochodzi życie i szczęście człowieka: To samo Słowo Boga nałożyło jednocześnie na płciowość ludzką swoje reguły naturalne i ideał, którego należy śledzić:8 Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam (Rdz 2, 18); Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2, 24). Opowiadanie początku nie ma, więc tylko abstrakcyjnej wartości uświadomienia doktrynalnego: ono kreśli ideał początkowy, który jeśli nie zostanie bezpośrednio skodyfikowany w normę prawną, to pozostanie mimo to miarą, na podstawie której normy etyczne czy prawne są wezwane do konfrontacji i uznania swoich wad prowizorycznie i niewystarczająco. W pewnym sensie o każdej kodyfikacji prawnej porządku moralnego płciowości będzie można powiedzieć 8 P. G r e l o t, La coppia umana nella S. Scrittura, Mediolan 1968, s. 30. 12 zawsze ab initio autem non fuit sic (Mt 19, 8). Opowiadanie początków liczy się jako pierwsze z istnieniem faktu pośród rzeczywistości, niekiedy dramatycznej i często płytkiej, faktu instytucji małżeńskiej i pierwotnego planu Boga. Jeśli bycie mężczyzny dla kobiety i kobiety dla mężczyzny należą do stwórczego planu Boga, pierwotnie dobrego jak wszystko to, co wyszło z jego rąk, a więc zło, które atakuje tę rzeczywistość w życiu każdego dnia (podporządkowanie kobiety, ból rodzenia, trud pracy męskiej, niebezpieczeństwo pragnienia, i w końcu oddzielenie w śmierci) jest na zewnatrz planu Boga, jest wynikiem niewierności człowieka na tym poziomie; jest, krótko mówiąc produktem grzechu. Ale chodzi o nieporządek, z jakim Bóg nie dał spokoju; zwycięstwo Jego planu zbawienia już zostało oznajmione i zrealizuje się również poprzez pokolenia, a więc poprzez płodność małżeństwa i rodziny ( Rdz 3, 15). Trzecia linia refleksji wiary o znaczeniu religijnym miłości małżeńskiej i małżeństwa została rozwinięta przez proroków i ukonstytuowana przez wykorzystania kategorii miłości i związku małżeńskiego jako podstawy semantycznej dla zrozumienia miłości i czułości Jahwe w stosunku do Jego ludu, i przez naszkicowanie wspaniałości nowej interwencji zbawczej Boga i nowego przymierza, które urzeczywistni się w czasach mesjanistycznych. Temat został podjęty po raz pierwszy przez Ozeasza, ale już żywo i wyraźnie, co pozostanie niepokonane. Analogia zapuszcza swoje korzenie w samym życiu proroka, którego głos Boga popycha do zawarcia małżeństwa z prostytutką (Oz 1, 2b: Idź, pojmij za żonę nierządnicę i [miej] dzieci nierządu!), która zrodzi mu dzieci nierządu, albo jak ukazuje drugie opowiadanie, do pokochania kobiety, która jest mu niewierna (Oz 3, 1: Idź znowu i miłuj niewiastę, która kocha innego i cudzołoży), i który swoją miłością jest wezwany do uwolnienia jej. Epizody te są znakiem; sam prorok objawia ich znaczenie: Grzech Izraela nie przedstawia jedynie złamania obowiązku o charakterze prawnym; przymierze, które łączy naród Boga jest czymś osobowym i podsumowującym. Sama miłość Boga okazuje się zdradzona w swoich oczekiwaniach przez grzech; jest zraniona podobnie jak miłość małżonka jest zdradzona przez zdradę małżonki czule kochanej. Bóg miałby prawo uważać się zwolnionym z wszelkiego obowiązku, ale On nie porusza się w myśl prawa; jego miłość nie jest taka, jak miłość ludzi. On pozostaje 13 wierny, a jego wierność będzie miała na końcu rację grzechu jego ludu; On wezwie go ponownie do siebie, wzbudzi w nim tę samą miłość, wyidealizowaną przez tęsknotę początku (Oz 2, 14-21). Jego miłość jest miłością miłosierną i odkupieńczą, ale jednocześnie bardzo wymagającą. Jego miłosierdzie nie jest obojętną tolerancją, ale wiernością zazdrosna i wciągającą. Pedagogika Boga doprowadziła wrażliwość moralną Izraela do progów objawienia w Chrystusie. III. MAŁŻEŃSTWO I RODZINA W NOWYM TESTAMENCIE Miłość i społeczność małżeńska są przedstawiane przez Stary Testament, jakby zawieszone miedzy dwoma przeciwstawnymi biegunami: idealne dążenie ku planowi Boga – Stwórcy i samoniszczycielska siła grzechu, która wyraża się w doświadczanej niezdolności człowieka do zachowania na polu porządku stwórczego tryskających energii, ale dwuznacznych, płciowości i miłości. Ale dążenie do ideału nie jest tylko nostalgią bezsilną czy zarozumiałą, ale złudnym praktykowaniem wzrastania moralnego, jest nadzieją skierowaną na przyszłość zagwarantowaną obietnicą Boga. Odbudowa planu Boga i wyzwolenie całej zawartości ludzkiej rzeczywistości stworzonej z niewoli grzechu urzeczywistnia się, w pełności czasów, w Chrystusie, celu i wypełnienia historii ludzkiej, która stała się w całym swoim wymiarze historią zbawienia. Nade wszystko zawartość rzeczywistości ludzkiej, przyjętej w Chrystusie Słowie, stała się wyrażeniem i narzędziem tego zbawienia, a więc sakramentu spotkania człowieka z Bogiem. Rzeczywistości małżeństwa i rodziny wciągnięte są w te odkupienie – ubóstwienie; również one stają się przedmiotem, znakiem i narzędziem odkupienia. I również w ich względzie, jak dla wszystkich innych aspektów stwórczej rzeczywistości ludzkiej odkupionej, odnowa działa zarazem jako dar i jako zadanie; ma ona swoją treść ontologiczną, ale przedłuża się na pole etyczne. 14 1. Małżeństwo chrześcijańskie w tajemnicy jedności oblubieńczej między Chrystusem a Kościołem W Chrystusie realizuje się ostateczne „tak” Boga do człowieka i staje się możliwe (z mocy, która pochodzi z jego śmierci i zmartwychwstania) „tak” człowieka do Boga, którego „tak” krzyża jest właśnie sednem kondensacji (2 Kor 1, 19-20: Syn Boży, Jezus Chrystus, którego głosiliśmy wam – to znaczy ja, Sylwan i Tymoteusz – nie był równocześnie „tak” i „nie”. W Nim było tylko „tak”). Jest ton nowe przymierze, nowy pakt małżeński miedzy Bogiem a ludzkością. Chociaż skierowane do wszystkich ludzi i potencjalnie zdolne do wciągnięcia w swój dynamizm całą historię, to nowe przymierze, jako rzeczywistość kategorialna, historycznie określona, wycina wewnątrz ludzkości pewną swoją część, w której wyraźne przyjęcie, kategorialnie świadome, boskiego apelu skierowanego do człowieka w Chrystusie czyni sakramentalnymi (to jest widzialnymi, i powiedzmy w ten sposób, skutecznymi w sposób uprzywilejowany) mistyczne zaślubiny miedzy Bogiem a ludzkością; tą częścią jest Kościół, świadomy przedstawiciel ludzkości, którego Chrystus oczyścił, przyjąwszy do siebie, i w sobie uczynił uczestnikiem życia boskiego. Jest to jedna z podstawowych perspektyw soteriologii Nowego Testamentu i figura Chrystusa-Oblubieńca tak, jak tajemnica Jego zaślubin z Kościołem powraca wielokrotnie. Sam Jezus porównuje siebie do Oblubieńca (Mt 9,15: Czyż goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi?); przypowieści przedstawiają Królestwo Boga jako ucztę weselną (Mt 22, 1); Królestwo Boga przychodzi jak Oblubieniec (Mt 25, 1-13). Apokalipsa kończy się mistycznym weselem Baranka ze swoją oblubienicą (Ap 21, 2n). Ale tam, gdzie odniesienie do ślubu jest najbardziej wyraźne i świadomie użyte dla naświetlenia tajemnicy odkupienia zaślubin ludzkich, znajduje się w Liście do Efezjan (5, 25n: Mężowie, miłujcie [wasze] żony, jak Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy przez obmycie wodą, połączone ze słowem, aby przygotować sobie Kościół chwalebny, bez skazy, bez jakichkolwiek uchybień, lecz święty i nieskalany). Nie interesuje nas tu dyskusja, natury specyficznie dogmatycznej, o charakterze bardziej lub mniej wyraźnym, wzmianki do sakramentalności (w ścisłym 15 sensie) małżeństwa, zawartego w tym fragmencie. Interesuje nas natomiast zwrócenie uwagi na to, jak ta „wielka tajemnica” zaślubin Chrystusa z Kościołem staje się fundamentem ontologicznym nowej rzeczywistości, a więc również nową etyka małżeńską; wymagania etyczne życia małżeńskiego wypływają z prawdziwej rzeczywistości małżeństwa, która jest związana z tajemnicą Chrystusa. To już nie małżeństwo ludzkie jest motywem zrozumienia miłości boskiej; to miłość, która stała się całkowicie przejrzysta w Chrystusie, oświeca swoim światłem rzeczywistość ludzką małżeństwa. Fakt, że ono było zdolne mówić nam o miłości Boga, było należne w rzeczywistości pewnej składowej pozycji małżeństwa w tajemniczym uczestniczeniu natury tej miłości. Wierna i miłosierna miłość Chrystusa do Kościoła staje się w ten sposób tajemniczym źródłem i modelem świętości i miłości małżeńskiej. Miłość małżeńska staje się tak uprzywilejowanym kształtem tej miłości, którą Nowy Testament, używając pojęcia relatywnie nowego, nazywa agape. Jest to miłość w wymiarze tego, co Bóg objawił w Chrystusie: miłość wolna, nie chodzi o wolność, z jaką wybierają się przyjaciele czy o spontaniczność, z jaką jest się pociągniętym przez przedmiot pragnienia, ale o wolność, z jaką jest się wybranym przez Boga. Agape jest nowym, sensem i najwyższą normą całego działania chrześcijańskiego (Kol 3, 14: A ponad wszystko kierujcie się miłością, która jest spójnią [wszelkich] cnót), a więc również życia rodzinnego i małżeńskiego (Ef 5, 25n). Ona łączy miłość ludzką z samą istotą Boga, objawiwszy się w Chrystusie jako miłości (1 J 4, 8). Miłość jest tym, co objawia całą prawdę człowieka, ponieważ jest tym, co objawia coś z samej prawdy Boga (J 16, 12-13: Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz nie możecie tego znieść. A kiedy On, Duch prawdy, przyjdzie, będzie waszym przewodnikiem w drodze do pełnej prawdy. Nie będzie bowiem mówił od siebie, ale powie, co usłyszy, i oznajmi wam to, co ma nastąpić). Agape przyjmuje w sobie i uszlachetnia cały język czułości małżeńskiej. W niej streszczają się wszystkie imperatywy moralne, które spoczywają na życiu małżeńskim: mężowie winni są żonom troskliwość i czułość; żony winne są mężom szacunek i zależność miłości; miłość ma swój wymiar również w języku ciała, stawanie dwoje w jednym; jest również częścią tej miłości jednoczącej, jak mówi się, 16 gdy chodzi i wielką tajemnicę; w Chrystusie i w Kościele, to jest przez naśladowanie i uczestniczenie w miłości oblubieńczej Chrystusa dla Kościoła. Paradoksalnie ta tajemnicza relacja miedzy małżeństwem chrześcijańskim a małżeństwem Chrystusa i Kościoła, dalecy od mitologizowania płciowości i rzeczywistości małżeńskiej, współistnieje z pewną relatywizacją płci i małżeństwa. Obowiązek zbawienia eschatologicznego, który relatywizuje i przekracza, chociaż przyjmując je, wszystkie rzeczywistości ziemskie przenosi małżeństwo na drugi plan w odniesieniu do wartości Królestwa, a więc również odnośnie dziewictwa wybranego na mocy tego obowiązku (Mt 19, 12; 1 Kor 7). Małżeństwo jako takie nie należy do rzeczywistości przyszłego wieku (Mt 22, 30): blask dziewictwa, ślubowanego na korzyść Królestwa oczekiwanego jako bliskie (1 Kor 7, 29-31) wydaje się, na niektórych stronach Nowego Testamentu, prowadzić wprost życie małżeńskie do środka zaradczego, albo przynajmniej do czegoś mniej szlachetnego, mniej doradzonego. 2. Wypełnienie prawa i nierozerwalność małżeństwa chrześcijańskiego Wejście rzeczywistości ludzkiej małżeństwa i rodziny do Królestwa Boga zawiera, więc powrót do tego pierwotnego planu Boga, który był jedynie przewidywany przez „teologię początku”, a który natomiast zostaje ukazany człowiekowi, w sposób ostateczny poprzez objawienie „wielkiej tajemnicy”, którą to wciela w odniesieniu do miłości oblubieńczej Chrystusa do Kościoła. Według dokładnego i uroczystego nauczania Chrystusa częścią tego planu jest jedność i nierozerwalność małżeństwa. To nauczanie Jezusa jest przedstawione, z małymi różnicami, które nie dotykają istoty, w czterech fragmentach Ewangelii (Mt 5, 31; 19, 3-9; Mk 10, 2-12; Łk 16, 18) i we fragmencie Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian (1 Kor 7, 10-11). Według jednej z dwóch wersji Mateusza, (która przedstawia formę prawdopodobnie najbliższą oryginałowi), „logion” Jezusa o nierozerwalności małżeństwa jest okazją do kontrowersji, która wydaje się być żywą już za Jego czasów, między szkołami rabinistycznymi Hillela i Szammaia, odnośnie słusznych przyczyn porzucenia żony ze strony męża: druga bardziej surowa, dopuszczała jako 17 jedyne usprawiedliwienie porzucenia, cudzołóstwo kobiety; pierwsza, lżejsza, uważała natomiast za dozwolony jakikolwiek powód. Jezus, stając poza sporem, naucza jasno, że żadna przyczyna porzucenia nie może być moralnie usprawiedliwiona. A na obiekcję tego, kto odwołuje się do Prawa Mojżeszowego, odpowiada, że normy tego prawa dotyczące porzucenia były zgodą daną z powodu ich zatwardziałego serca. Były one tylko sposobem w celu uregulowania według kryteriów mniejszego zła, zwyczaju nie dającego się bezpośrednio wykorzenić, ze względu na niezdolność ze strony ludu, jeszcze niedojrzałego w wierze, zrozumienia prawdziwej natury małżeństwa. Ale pierwotny plan Boga nie był taki. Jedność ustalona przez pakt małżeński jest tak głęboka i tak zakorzeniona w woli Boga, że nie może być zerwana przez władzę ludzką. 3. Różne formy praktyki kościelnej Jaką wartość normatywną należałoby dać temu powiedzeniu Jezusa jest problemem otwartym i niełatwym do rozwiązania. Z jednej strony ton słów Jezusa jest uroczysty i stanowczy: usiłuje on odbudować porządek stwórczy w jego oryginalnej integralności, w jednym z najważniejszych punktów życia moralnego. Stwierdza On jasno istnienie niemożności pogodzenia między Jego naśladowaniem a wykorzystaniem zgody danej Prawu Mojżeszowemu dla usprawiedliwienia czegoś, co jest przeciwne porządkowi moralnemu chcianemu przez Boga. Przylgnięcie do wiary w Królestwo, które przychodzi, wyklucza zatwardziałość serca, która była motywem tej zgody. Kościół katolicki utrzymuje, i ogłosił to uroczyście na Soborze Trydenckim, że stwierdzenie Jezusa musi być interpretowane jako wiążąca praktyka kościelna i odmawia się konsekwentnie drugiemu małżeństwu małżonka rozwiedzionego (jeśli nawet niewinnego) jakiejkolwiek formy legalizacji czy także jedynie tolerancji prawnej. Z drugiej strony, praktyka i prawodawstwo Kościoła znały w przeszłości również pewne niepewności i niezdecydowanie. A obok najbardziej surowej interpretacji Kościoła katolickiego istnieje interpretacja bardziej szeroka Kościoła prawosławnego (przynajmniej począwszy od IV czy V wieku i dalej) i interpretacja tak samo permisywna Kościołów protestanckich. 18 Praktyka wschodnia opiera się na pewnym pojęciu tego, co nazwane zostało oikonomia, i co byłoby pewnego rodzaju władzą duszpasterską powierzoną Kościołowi, aby przedsięwziął odpowiednie kroki w sytuacjach indywidualnych, szczególnie bolesnych czy trudnych. O ile zaś chodzi o protestantów, innymi argumentami negują oni równie charakter prawdziwy i właściwy prawa powiedzeniu Jezusa: mówią oni, że stwierdzenie zasady ogólnej i absolutnej nie może być ważne przeciwko efektywnej rzeczywistości; żadna zasada nie może obalić danej faktycznej, małżeństwo nieudanego; to, co jest w rzeczywistości nienaprawialnie zerwane nie może być połączone prostym apelem do etycznego woluntaryzmu bezpłodnego i nie mającego mocy przeciwko sile rzeczy. 4. Wypełnienie prawa czy obalenie prawa? W różnych kontekstach, ale z równą siłą i jasnością, Nowy Testament broni na polu moralnym dwóch tez na pierwszy rzut oka sprzecznych i przeciwstawnych: a). Nowy pakt zawiera również nowe prawo, które jest wypełnieniem (w sensie udoskonalenia i wypełnienia) starego prawa, które zachowuje zresztą, więcej odzyskuje, całą swoją ważność i swój charakter wiążący (Mt 5, 17, i trochę też całą wersję Mateusza Kazania na Górze). b). Chrystus, cel, do którego dąży cała pedagogika prawa, kreśli również koniec panowania prawa; On nie jest celem, ale również końcem. Wiara, to znaczy odpowiedź pozytywna na zbawczy apel Boga w Chrystusie, zawiera pokonanie prawa, które jest równoważne jego obaleniu jako prawa, a więc wejściu nowej władzy, radykalnie różnej, wartościowanej jako władza wolności. Jest to główna teza Listu do Galatów, ale jest to również trochę inspiracja głębi całej moralności Pawłowej. Oczywiste jest, że pojęcie „prawo” jest używane w Nowym Testamencie dla wyrażenia rzeczy różnych nie dających się połączyć w jakąś jedność semantyczną. I jest również oczywiste, że różna interpretacja pojęcia, a więc różna struktura w jednym systemie spójnym dwóch tez pozornie przeciwstawnych daje miejsce pozycjom moralnym również bardzo różnym. 19 Ta interpretacja i te relatywne pozycje teologiczne mogą zredukować się w istocie do dwóch. Pierwsza interpretacja, akcentując jednostronnie stwierdzenie obalenia prawa i dająca prawu, które zostało obalone, znaczenie bardzo szerokie, wyklucza z perspektywy chrześcijańskiej moralności jakiekolwiek odniesienie do norm moralnych określonych i wiążących w sposób powszechny. To, co ogłasza Jezus nie jest nowym prawem, ale programem zbawczym innej natury od natury prawa. Ten program zbawczy zawiera oczywiście apel moralny ogromnie wymagający, ale niedający się określić w normach sztywnych i powszechnie ważnych. Dyskurs moralny Nowego Testamentu nie jest prawem, ale proroctwem. Czymś, co stoi przed rzeczywistością jako ideał niemożliwy, ale stymulujący. Ale istnieje również druga interpretacja tych stwierdzeń, która rozróżnia w prawie podwójny porządek rzeczywistości: i stwierdza, więc, że istnieje prawo, które zostało obalone i istnieje prawo, które zostało udoskonalone. Obalenie zawiera mianowicie również odzyskanie i przywrócenie. Ewangelia nie jest już więcej prawem w starym sensie słowa, ale jest nim jeszcze w sensie nowym i bardziej prawdziwym. To, co Paweł opisuje pojęciem prawa, i które ogłasza jako niezdolne do zbawienia, w odróżnieniu do wiary w Chrystusa, której proklamuje skuteczność zbawienia, prawo, które przyjście Chrystusa pokonało i obaliło, jest rzeczywistością złożoną i trudną do określenia. Ono zawiera nade wszystko poziom ontologiczny: jest sytuacją poddaństwa, doświadczaną przez człowieka grzesznego w stosunku do Boga. Człowiek odcinając się dobrowolnie od jego planu zbawienia jest zbuntowanym poddanym buntu złudnego i bezsilnego. Prawo sankcjonuje i potwierdza jego stan poddaństwa. Chrystus natomiast przywraca człowiekowi odkupionemu ontologiczne uwarunkowanie dziecka; wyciąga go z alienującej niewoli i stawia go w uwarunkowaniu rodzinności z Bogiem. Istnieje dalej poziom postaw wewnętrznych odpowiadających temu uwarunkowaniu ontologicznemu. Fakt bycia dziećmi kładzie fundamenty możliwości i prawdy postawy zaufania, synowskiej miłości i współodpowiedzialności, która budzi całe zadanie moralne wierzącego, wolnego właśnie wolnością, która pochodzi z miłości. 20 Czynienie dobra przez niego nie jest już więcej poddaniem się pod panowanie mocy zewnętrznej i postrzeganej jako wrogą, ale realizowaniem w sposób wolny własnej istoty, życiem w zgodności z tym, kim się jest, i kim w sposób wolny zdecydowało się być. Istnieje w końcu plan skuteczności soteriologicznej. We władzy prawa, prawo jest jedyną drogą usprawiedliwienia w stosunku do Boga. Jego niedostępność może faktycznie prowadzić do rozpaczy i lęku; ale może również być ukryta pod iluzją samowystarczalności, faryzejską halucynacją zgodności z prawem, to jest sprawiedliwości poprzez prawo. Prawo staje się, wtedy symbolem i podporą iluzorycznego roszczenia człowieka, aby zbawić się samemu, aby chwalić się, jak faryzeusz z przypowieści (Łk 18, 9-14) swoimi zasługami przed Bogiem. Wiara w Boga zgłębia się w przeciwieństwie, na pokornej świadomości własnej niewystarczalności, własnej potrzeby zbawienia, zbawienia, które nie może inaczej kształtować się jak przebaczenie. Wiara obala iluzoryczną nadzieję odnajdowania w prawie i w prawodawstwie kazuistycznym, uspakajającej ochrony przed Bogiem. To prawo ze swoją iluzoryczną funkcją ubezpieczającą zostało ostatecznie obalone w Chrystusie: wierzący znajduje się w wierze bezbronnym przed nieosiągalnymi wymaganiami Boga, zmuszony do pokładania zaufania jedynie w łasce. Tylko łaska, w odróżnieniu od prawa, które pozostaje ciągle, w jakiś sposób spisane na tablicach kamiennych, wpływa na te wymagania w sercu, daje człowiekowi serce nowe, zdolne rozpoznać absolutne wymagania Boga i podążać również wśród słabości i niepewności po drodze ich urzeczywistniania. Ale istnieje również prawo, które nie zostało obalone. Jest to prawo, które wyraża przedmiotowy charakter porządku moralnego. To, co jest dobrem, i to, co jest złem nie zależy od niczyjej woli, ma swoje korzenie w rodzaju „logiki rzeczy”. Logika rzeczy nie jest ukonstytuowana głównie przez „naturę ludzką” w sensie „abstrakcyjnej istoty człowieka”. Człowiek jest historią; logika rzeczy jest ukonstytuowana przez dynamizm i przez wewnętrzne ukierunkowanie historii, które jest posłuszne planowi Boga: historia zbawienia. 5. Rodzina chrześcijańska narzędziem zbawienia w Kościele 21 Ewangelia otwiera się opisem kształtowania się poprzez wezwanie Ducha, tej rodzina, w której zamieszkuje Bóg. Żyje ona, pomimo ubóstwa i wyrzucenia na margines społeczny, wychowując z właściwą czułością, ale bardzo intensywnie (myślę tu, o serdecznym upomnieniu: Synu, dlaczego nam to uczyniłeś? Twój Ojciec i ja z bólem szukaliśmy Ciebie”) Syna posłusznego i pobożnego, w której będą błogosławione wszystkie rodziny świata (Łk 2, 48-52). Tajemnica Jezusa otworzy się błogosławieństwem cudu w nowej rodzinie (J 2). A jednak, zarówno małżeństwo, jak i rodzina, jako narzędzie płodności, zajmuje już perspektywę mniej centralną w odniesieniu do historii zbawienia. Nowy Lud Boga nie ma już spoistości etnicznej, ale duchową; rodzi się z wody i Ducha Świętego; rodzina traci tę konieczność, jaka miała w Starym Testamencie jako środek do pomnażania ludu i urzeczywistniania planu Boga. Wszystkim wierzącym dany jest dar rodzinnych więzów z Chrystusem, nie według ciała, ale według wiary (Mt 12, 46-50: Kiedy On to jeszcze mówił do tłumu, matka Jego i bracia stanęli z boku, chcąc z Nim rozmawiać. Ktoś Mu powiedział: - Matka i bracia Twoi stanęli z boku, chcąc rozmawiać z Tobą. On zaś odpowiedział mówiącemu doń: - Kto jest moją matką i kto moimi braćmi? I wskazując na swoich uczniów, powiedział: - Oto moja matka i moi bracia, bo kto wypełnia wolę Ojca mego, który jest w niebie, ten jest moim bratem i siostrą, i matką). Wezwany jest już nie naród jako „osobowość kolektywna”, ale pojedyncze wolności osobowe, serca każdej osoby. Chrześcijanie są w Chrystusie prawdziwą rodziną Boga (Hbr 3, 6: Tym domem zaś my jesteśmy, jeśli zachowamy niezłomną ufność i chlubną nadzieję). Aby przynależeć do niej, może być słuszne i konieczne opuszczenie rodziny cielesnej (Mt 19, 29: A każdy, kto opuścił dom albo braci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo dzieci, albo zagrody dla mojego imienia, otrzyma stokroć więcej: odziedziczy życie wieczne), w celu nowej płodności w Chrystusie (Mt 12, 48; J 15, 28). Jednakże, poza osobami z ich najbardziej osobistą odpowiedzialnością, powołanie Boga do zbawienia dosięga również człowieka jako członka rodziny, a więc przywiązanego do najściślejszego wątku solidarności, z jakiego jest konkretnie zbudowana. Zbawienie ma swój wymiar domowy (rodzinny). Uczniowie posłani są do domów, aby je oznajmiać (Mt 10, 12). W intymności domu sprawuje się tajemnicę 22 słowa i eucharystię (Dz 20, 7). Zbawienie Korneliusza dotyka również całą jego rodzinę (Dz 10). Jak dziewictwo, tak również małżeństwo jest charyzmatem do używania dla dobra powszechnego i dla budowania Kościoła (1 Kor 7, 7: Pragnąłbym bowiem, aby wszyscy ludzie żyli tak jak ja. Każdy jednak otrzymuje od Boga własny dar: jeden taki, a drugi inny). Całe życie rodzinne należy z resztą do tych rzeczywistości tego czasu, które powinny być przeżywane w Chrystusie, to znaczy wewnątrz wyraźnej i świadomej celowości wiary (Kol 3, 17: Cokolwiek czynicie lub mówicie, czyńcie wszystko w imię Pana Jezusa, dziękując przez Niego Bogu Ojcu). Fakt, że Słowo wcielając się weszło w historię ludzką jako centrum wszystkiego (Kol 1, 15-20) wyklucza, aby mogły istnieć rzeczywistości stworzone, które miałyby jeszcze konsystencję jedynie ludzką i przeznaczenie wewnątrz czasowe. To pociąga za sobą naturalnie konsekwencje o charakterze moralnym. Również rodzina jest oparta na miłości agape i wezwana do realizowania specyficznej modalności rodzinnej (to jest małżeńskiej, ale także ojcowskiej, matczynej i braterskiej) tej miłości. W rodzinie żyje się razem w pewnej wzajemnej podległości (Ef 5, 21: Bądźcie podlegli sobie nawzajem w bojaźni Chrystusowej), w szczodrym oddaniu, które prowadzi, w świetle tajemnicy paschalnej Chrystusa, do rezygnacji z siebie i aż do rezygnacji z własnego życia, w całkowitym darze z siebie (J 15, 13: Nikt nie ma większej miłości od tego, kto oddaje życie za przyjaciół). W ten sposób bierze początek wrażenie pewnej analogii między rodziną chrześcijańską a innym podmiotem zbawczej płodności, którym jest nowy Lud Boga, właśnie rodzina dzieci Bożych, w której rodzi się nie z woli ciała, ani z woli krwi, ale z Boga (J 1, 13). Trochę w inny sposób niż rodzina, również Kościół jest oblubienicą i matką (Ap 12; Gal 4, 19; 1 Tes 2, 7; 1 Kor 3, 2; 4, 5). Również on jest oparty na miłości agape, która łączy różność ról w jednym biegu życia, to jest Ciała Mistycznego Chrystusa, ożywionego jedynie Duchem. Kościół i rodzina są kręgami o różnej szerokości z jednym centrum: Chrystusem; i istnieje jeden punkt, w którym krąg Kościoła zamyka się w kręgu rodziny i rodzina staje się Kościołem: jest to moment łamania chleba, który nie wydarza się w świątyni, przestrzeni tradycyjnie świętej, oddzielonej, ale w domu, 23 przestrzeni prostej, będącej do dyspozycji, ale decydującej o codzienności, uświęconej przez adorację w duchu i prawdzie. Zresztą rodzina uczestniczy w płodności łaski Kościoła: w Nim członkowie się uświęcają nawzajem, dostarczając łaski sobie nawzajem (1 Kor 7, 14: Mąż niewierzący zostaje bowiem uświęcony przez żonę, a żona niewierząca przez brata. Gdyby było inaczej, wasze dzieci byłyby nieczyste, a tymczasem są święte). I rodzina może uczestniczyć jako taka, również w misji apostolskiej Kościoła, jak na przykład chwaleni przez Pawła Pryscylla i Akwila (Dz 18), których Paweł nazywa właśnie „swoimi współpracownikami” (Rz 16, 3-4). 6. Równość i różność ról w rodzinie chrześcijańskiej Odnośnie ról wewnątrz rodziny i w relacjach małżeńskich, Nowy Testament przedstawia typowe przeciwstawienia, niełatwe do rozwiązania. Z jednej strony zawiera on stwierdzenia bardzo jasne i stanowcze najbardziej całkowitej równości wszystkich ludzi w stosunku do Boga, (a więc w tym, co najbardziej się liczy i co zgłębia całą ich istotę i ich działanie); z drugiej strony wydaje się posiadać wartość stwierdzenie woli Bożej w stosunku do określonej różności ról i pozycji wewnątrz rodziny i społeczności, z konsekwentnym podporządkowaniem kobiety mężczyźnie, dzieci ojcu, niewolnika panu, zwykłego obywatela nosicielowi władzy. Równość wszystkich ludzi stwierdzona w Nowym Testamencie nie jest sprawdzalną daną empiryczną czy zasadą metafizyki społecznej, ale rzeczywistością teologalną: różnice zakorzenione w kulturze i uświęcone przez władzę upadają przed transcendentalnym stosunkiem każdego człowieka z Bogiem: Wy zaś, panowie, tak samo odnoście się do nich i zaniechajcie groźby, świadomi tego, że tak ich, jak wasz Pan jest w niebie, a On nie ma względu na osoby (Ef 6, 9). Ta fundamentalna równość przyjmuje nową moc prawdy w Chrystusie i w nowym życiu, które od Niego bierze początek i nazwę: Nie istnieje odtąd Żyd ani Grek, nie istnieje niewolnik ani wolny, nie istnieje mężczyzna i kobieta – wy wszyscy bowiem stanowicie jedność w Chrystusie Jezusie (Gal 3, 8). 24 Najpełniejsza realizacja i uznanie najbardziej świadome tej nowej równości ma miejsce w Kościele, zjednoczonym miłością wylaną przez Ducha: My wszyscy tworzymy jedno ciało, ponieważ zostaliśmy ochrzczeni w jednym Duchu: zarówno Żydzi, jak i Grecy, niewolnicy, jak i wolni. Wszyscy zostaliśmy też napojeni jednym Duchem (1 Kor 12, 13). Na poziomie zachowań praktycznych, to zakłada styl pełnej wzajemności, w służeniu sobie nawzajem (Gal 5, 14: Całe bowiem Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: „Będziesz miłował bliźniego twego jak siebie samego”), we wzajemnym okazywaniu czci (Rz 12, 10), we wzajemnym przymowaniu jak Chrystus przygarnął wszystkich (Rz 15, 7) i nawet w podporządkowaniu jednych drugim (Ef 5, 21). Ale ta relacja wzajemnego poddaństwa objawia się jako całkiem inna niż egalitarna. W społeczności, jak wydaje się być rozumne, obywatele są podmiotami dla władzy i są wezwani do przeżywania tej uległości jako wypełnienia woli Boga (1 Pt 2, 13: Ze względu na Pana bądźcie ulegli każdej zwierzchności ludzkiej, czy to królowi sprawującemu najwyższą władzę, czy to namiestnikom, którzy z jego polecenia karzą złoczyńców i udzielają pochwały dobrym; Rz 13, 1-7). W rodzinie role są bardziej złożone: żona jest podległa mężowi jak Panu (1 Kor 11, 3; Ef 5, 22; 1 Pt 3, 1); dzieci posłuszne rodzicom w Chrystusie (Ef 6, 5). Stwierdzenie o równości pozostanie stwierdzeniem zasady, kontrastującym z pozostałością przeciwnych praktyk i zwyczajów męskiego szowinizmu głęboko zakorzenionego w życiu rodzinnym i społecznym. Pozostanie, więc żywą bardzo długo seria przesądów przeciwko kobiecie i przeciwko kobiecości, wewnętrznie związana ponadto z osobliwą niezdolnością dostrzegania wartości personalistycznych płciowości, (dla których kobieta, dla osób, które wybrały celibat w perspektywie Królestwa, była trochę symbolem i uosobieniem); trzeba powiedzieć więcej, ze takie przesądy były powiększane i ideologizowane przez późniejszą patrystykę i teologię, która kontynuowała jej myśl. Milczące konsekwencje praktyczne w stwierdzeniach teoretycznych powszechnej równości nie znajdowały odzwierciedlenia w życiu, a jeśli to bardzo powoli. W warunkach najlepszych zasada równości ukształtowała nieformalne relacje międzyosobowe, ale nie potrafiła, przez długi czas, wpłynąć, w sposób znaczący na poziom ról prawnych i relacji instytucjonalnych. 25 Pozycja kobiety, i w sposób inny, również pozycja dzieci i niewolników pozostała poważnie w warunkach podporządkowania i prawdziwego i właściwego postawienia poza nawias społeczny. W rodzinie kobieta pozostała poddana władzy męża według typicznych form zwyczajów śródziemnomorskich, które wydaje się znalazły w Nowym Testamencie boskie uświęcenie. Oznaczało to faktycznie pozycję niekorzystną również w życiu społecznym z pozbawieniem wszelkiej władzy politycznej i wykluczeniem ze świata kultury i z zawodów uważanych za bardziej samorealizujących i fascynujących. Również w relacjach z dziećmi, do kobiety należały ciągle prace bardziej długotrwałe i ciężkie, którym towarzyszył mniejszy prestiż i władza, oprócz tego, że były one zrekompensowane, gratyfikacją uczuciową normalnie złączoną z równouprawnienie i macierzyństwem. Od ponad wieku kobieta zdobywa stopniowo dowartościowanie poprzez wejście w świat pracy i kultury, zdobywa równość prawną w nowej roli bardziej zrównanej wewnątrz rodziny. Jest to prawdziwy moment wyzwolenia. Pewna emancypacja i odejście od autorytarnych modeli wychowawczych przeszłości wciągają zresztą same dzieci, a szczególnie wszystkie sektory podporządkowania i społecznego stawiania poza nawias. Ale pozostaję przeciwieństwa i momenty podporządkowania i marginalizacji, które powodują wzrost wymagań i bunt ruchów feministycznych, tak jak konflikt pokoleniowy miedzy ojcami a dziećmi, i bardziej ogólnie, konflikt społeczny. Wydaje się, że feministyczny ruch wyzwolenia ma potrzebę nie usprawiedliwienia biblijnego, ale prawdziwej i właściwej ewangelizacji. Równość stwierdzoną przez Biblię należy głosić w całej jej specyficzności, aby stawała się pozytywnym wkładem i ewangelizacją historycznego ruchu wyzwolenia. A ta specyficzność związana jest z miłością bez uprzedzeń i bez wykluczeń, z jaką Bóg kocha każdą osobę ludzką. Głoszenie tej miłości jest zaczynem, który podtrzymuje w historii chrześcijańskiego zachodu, ale również w świecie, który nazywa się, i z wielu aspektów niewątpliwie jest, post-chrześcijański, wszelki prawdziwy ruch wyzwolenia i 26 odzyskiwanie godności. Ruchy kulturowe, które niosą przed sobą żądanie równości feminizmu, o ile mają w sobie coś pozytywnego, to rodzą się z tego zaczynu. Rozdział II FUNDAMENTY ETYKI RODZINY I MAŁŻEŃSTWA 1. Od normy zasady do normy struktury Zadanie systematycznego studium moralności zarówno od strony teologicznej jak i filozoficznej nie może być tylko zadaniem formułowania, nawet jeśli systematycznego, norm, które wyrażają obowiązek bycia człowiekiem; ona powinna razem, więcej wcześniej jeszcze, opierać tę powinność bycia na istocie, zakorzeniać normy w ontologii, która usprawiedliwiłaby je, czyniła je wiążącymi i sensownymi. „Agere sequitur esse.” Nie w sensie, że działanie wewnętrznie da się wydedukować z istoty bądź jest w niej deterministycznie zawarte, ale w sensie, że działanie etyczne prowadzi do wypełnienia możności już danych, realizuje program, z którego człowiek jest zbudowany, poprzez drogi tego, co jest już dane, jak również przez pójście dalej.9 9 G. G a t t i, Morale sessuale. Educazione dell’amore, Torini 1981, s. 17. 27 Nawet wtedy, kiedy, jak jest dla teologii, istota, która zgłębia działanie jest historią zbawienia, studium tego, co w tej historii już się wydarzyło (wydarzenie) i właśnie jako takie, apeluje do nas i pociąga nas do odpowiedzialności, ukierunkowując nasze dążenia ku przyszłości, pozostaje ciągle punktem wyjścia poszukiwania moralnego. Takiemu punktowi wyjścia poświęcony jest ten rozdział: chce on właśnie poruszać się od normy zasady do normy struktury, od działania do istoty, od odpowiedzialności do tajemnicy, która je zgłębia, od powołania do daru łaski, która je zakłada. Odpowiedzialności, którymi się zajmujemy są związane z życiem małżeńskim i rodzinnym i znajdują swój fundament właśnie w rzeczywistościach naturalnych, ale jeszcze bardziej w tajemnicy łaski rodziny i małżeństwa. O ile rodzina jest normalnie rozwojem społeczności małżeńskiej i zatapia w niej swoje korzenie, tak, że dla większej części odpowiedzialności rodzinne rodzą się z tych małżeńskich bądź wprost się z nimi utożsamiają, to dyskurs o założeniach ma potrzebę bycia przynajmniej w części rozróżniony. Istnieją, bowiem rodziny, które nie zbiegają się ze wspólnotą małżeńską, jak rodziny tak zwane jednorodzicielskie (rodziny, które straciły jednego z rodziców bądź nigdy go nie miały, jak w przypadku dziewcząt-matek, itp.), a przede wszystkim istnieją w rodzinach typy relacji interpersonalnych różnej natury od tych małżeńskich, które opierają formy odpowiedzialności na różnej naturze: Podczas gdy relacja mąż – żona jest w sposób istotny oparta na wolnym i miłosnym wyborze dwojga, to relacja wspólnotowa rodzice – dzieci nie znajduje identycznego usprawiedliwienia i ma potrzebę usprawiedliwienia bardziej wypracowanego. Rodzice mogą i powinni spoglądać na dzieci jako na przedłużenie ich wolnego, miłosnego i odpowiedzialnego wyboru początkowego; ale relacja wspólnotowa rodzice – dzieci – jakkolwiek powinna kształtować się również jako relacja miłosna – nie znajduje z pewnością swojego fundamentalnego usprawiedliwienia w fakcie, że rodzice są owocem wolnej i odpowiedzialnej opcji dzieci.10 Odpowiedzialności, które jednoczą członków rodziny opierają się na relacjach wspólnotowych bardziej ogólnych niż relacje małżeńskie i zasługują na wstępne 10 E. R u f f i n i, La teologia di fronte alle problematiche della famiglia nella tensione tra pubblico e privato, w: La famiglia crocevia della tensione tra pubblico e privato, Mediolan 1979, s. 143. 28 przybliżenie, które umożliwi oparcie również specyficznych obowiązków rodzinnych każdego członka rodziny na prawdziwej istocie samej rodziny, tak, że ukaże się jasne, jak rodzina nie jest wezwana przez normę moralną do stawania się tym, kim ona jest: Zadania, które z powołania Bożego ma wypełniać w historii, wypływają z samej jej istoty i ukazują jej dynamiczny i egzystencjalny rozwój. Każda rodzina odkrywa i znajduje w sobie samej nie dające się stłumić wezwanie, które jednocześnie określa jej godność i odpowiedzialność: rodzino, „stań się” tym, czym „jesteś”!11 2. Rodzina i solidarność ludzka Rodzina ma swoją konsystencję: jest patriarchalna albo nuklearna, zachodnia albo afrykańska, robotnicza albo mieszczańska; i z tym należy się liczyć. Ale są w niej również aspekty uniwersalne, rzeczywistości, które znajdują się w rodzinie zawsze i wszędzie. Od nich jest łatwiej zacząć; z nich pochodzą cenne wskazania, jeśli nawet ogólne. Pierwszą z tych rzeczywistości, które biorą początek w rodzinie jest solidarność, która łączy ludzi miedzy sobą; nie jest to solidarność-obowiązek, ale solidarność-rzeczywistość, jeszcze nie wartość etyczna, ale fakt powszechny i tajemniczy: rzeczywista solidarność, która łączy każdego człowieka z każdym drugim człowiekiem, tak ze względu na dobro, jak i ze względu na zło; która poprzez łańcuch nieprzewidywalnych wzajemnych uwarunkowań czyni każdego człowieka ojcem i synem wszystkich innych ludzi, naznaczone nierozerwalnie wkładem innych, ale ze swej strony centrum nierozerwalnych wpływów. Ta treść solidarności osiąga największą intensywność w rodzinie, gdzie dotyka samych korzeni istnienia. Solidarność jako że powszechna, nie jest bowiem zobojętniała: ma ona stopnie bliskości bardzo różne, które tworzą bardzo różną skuteczność solidarności, a więc odpowiedzialności. W rodzinie solidarność łączy się z maksimum bliskości. Dzieci, na przykład, niosą odbite dowody solidarności nie tylko w duchu, ale nawet w ciele, które łączą je z rodzicami: dziedziczność genetyczna jest tym, co 11 FC 17. 29 stanowi podkład bardziej decydujący niż wychowanie. Każdy człowiek jest w sposób niezmierny i nieoczekiwany produktem tych wpływów. Mówi się dziś o utracie znaczenia skuteczności wychowawczej rodziny: faktycznie jest ona dziś bardziej niż w przeszłości wspomagana przez inne agencje wychowawcze coraz bardziej natrętne. Ale nauki o człowieku zapewniają nas, że wpływ wychowawczy rodziny pozostaje pierwszym i najbardziej decydującym. Psychologia rozwojowa pozwala nam mierzyć tę skuteczność od najwcześniejszych momentów życia: pewne odcienia głębi uczuciowości, pewne zachowania osobowości w stosunku do życia w ogólności zależą od tego wpływu bardziej niż od innego; i chodzi o decydujące jakości duchowe dla wszystkich przyszłych wyborów podmiotu. Utrata skuteczności wychowawczej ze strony rodziny jest przede wszystkim horyzontalna, ale to, co zostaje utracone w rozciągłości, jest często odzyskiwane w głębi. To na tej linii powinna być przemyślana zdolność rodziny do ewangelizowania i wychowywania do wiary swoich członków, bardziej niż wychowanie do znajomości wiary z inicjacją do życia w wierze. Ta tajemnica solidarności może być czyta w kluczu wiary. Wiara widziana jest tu jako ogólne prawo zbawienia. Albo zbawimy się albo zatracimy się razem. Bóg chciał zależeć, dla realizacji swojego planu zbawienia, od wolności człowieka, a ta jest wolnością związaną z innymi wolnościami; jest solidarna; nie istnieje, jak wewnątrz treści wzajemnych uwarunkowań, nacechowanych nimi, wezwana przez nie do odpowiedzialności nieskończenie szerszej i poważniejszej niż te, o których się myśli, kiedy hipotyzuje się człowieka złudnie jedynie przed Bogiem, człowieka, który nie istnieje. Ta odpowiedzialność rozbraja słowa „czy może jestem stróżem mojego brata?”, których ciągle mamy pokusę wypowiadać w obronie naszego egoizmu. 3. Rodzina i wspólnota Drugie wielkie doświadczenie, którego doświadcza się w każdej rodzinie jest doświadczenie komunikacji i spotkania międzyosobowego. Solidarność, która powstaje w rodzinie nie jest mechaniczną solidarnością kawałków trybów, ale 30 solidarnością osób, które nakładają się na siebie, komunikując się, otwierając się świadomie jedne na drugie, zajmując postawy, kochając się bądź nienawidząc, akceptując się bądź odrzucając. I to odsyła nas do innego aspektu zbawienia urzeczywistnionego przez Boga. Stworzony przez Boga zaplanowanego i na jego obraz i podobieństwo (Rdz 1, 26), człowiek jest, jak Bóg, osobą, to jest absolutem: Jest jedynym stworzeniem, które Bóg chciał dla samego siebie (KDK 24). Osoba jest wartością, która uzasadnia wszystkie inne wartości. Ale Bóg, na obraz którego jest uczyniona, jest wspólnotą osób: Jego istota utożsamia się z darowaniem i z istotą darowaną. Tak, więc również człowiek jest w sposób istotny bytem relacyjnym. Poczucie społeczne nie jest dla niego znakiem granicy, potrzebą innych jako narzędzia, aby uzupełnić własne braki, ale powołaniem, które jest jego godnością; on nie może odnaleźć się inaczej, jak tylko w darze z siebie. Więzy krwi, jakie jednoczą rodzinę nie są niczym innym, jak jednym ze znaków wyrytych wewnątrz psychologii człowieka, tego jego konstytutywnego powołania do realizowania się jedynie w miłości i we wspólnocie. One wiążą człowieka z tą wspólnotą uczuć wielorakich i różnorodnych, którą jest rodzina, uprzywilejowane miejsce wdzięczności i intymności, obrazem wspólnoty trynitarnej w świecie codzienności. Jest również jako członek rodziny, a mianowicie jako naznaczony tą konstytutywna relacyjnością, w której człowiek realizuje swoje podobieństwo z Bogiem. Rodzina, więc jest miejscem praktycznie jakby uniwersalnym doświadczenia zbawienia. Królestwo Boga, bowiem, które jest boskim planem zbawienia, a więc jedynym konkretnym zbawieniem możliwym dla człowieka, będzie miało swoją pełnię na linii wspólnoty rodzinnej: będzie rodziną dzieci Boga, zjednoczonych w domu Ojca na mocy braterstwa z Jednorodzonym i na mocy miłości Ducha. Doświadczenie rodziny jest doświadczeniem zbawienia. Rzeczywistość konkretna i codzienna rodziny staje się semantycznym fundamentem dla zrozumienia treści zbawienia. 4. Rodzina w historii zbawienia 31 Ona, swoją drogą, nosi w sobie, wraz ze znakami grzechu, znaki odkupienia wypracowanego przez Chrystusa, który ją uzdrowił, przynajmniej u źródeł, dynamizmy uczuciowe i relacje interpersonalne zniekształcone przez grzech i wywyższył ją do symbolu pojednanego współżycia w Królestwie. Zamierzone przez Boga w akcie stwórczym małżeństwo i rodzina są wewnętrznie skierowane do urzeczywistnienia się w Chrystusie i potrzebują Jego łaski dla uzdrowienia z ran grzechu i nawiązania do „początku”, czyli do pełnego poznania i całkowitego wypełnienia zamysłu Bożego.12 Łaska tego odkupienia i tego wywyższenia jest w głębi źródłem odpowiedzialności rodzinnych wierzącego, jako specyficznie chrześcijańskich: ona przyjmuje w sobie i odzyskuje w swojej integralności całą ludzką tajemnicę rodziny, jako faktu solidarności, bliskości, wspólnoty, ciągłości historycznej z przeszłością i ufnego otwarcia na przyszłość, reprezentowaną i niesioną przez nowe pokolenia. Łaska tego odkupienia, która czyni z rodziny rodzinę zbawioną, pozwala wypracować dyskurs całkowitej moralności rodzinnej wychodząc od wymiaru specyficznie chrześcijańskiego i kościelnego rodziny. 5. Sakrament małżeństwa, nowe prawo pary chrześcijańskiej Ale ta celowość dyskursu o moralności, która odzyskuje wszystko to, co ludzkie, wychodząc od tego, co szczególnie chrześcijańskie, odnajduje swoje usprawiedliwienie bardziej przekonywujące w przypadku moralności małżeńskiej, gdzie to, co specyficznie chrześcijańskie, na co teologia moralna zwraca uwagę w punkcie wyjścia, jest sam sakrament małżeństwa. Mówienie o moralności jest w pewnym sensie mówieniem o obowiązku, o obowiązujących normach, ale moralność chrześcijańska jest oparta pierwej niż na obowiązku na łasce. Przed daniem nam swoich przykazań, słowo Boga realizuje w nas ten czyn zbawienia, z którego wypływa następnie przykazanie, jako wewnętrzna logika daru, i z którego pochodzi radykalna zdolność stawiania mu czoła. Ważne jest to w szczególności dla tego dzieła zbawienia, które urzeczywistnia się w małżeństwie-sakramencie. W swojej jakości pamiątki, urzeczywistnienie i proroctwo 12 FC 3. 32 tajemnicy Chrystusa, daruje łaskę i jednocześnie ustanawia obowiązki: Jako pamiątka, sakrament daje im łaskę i zadanie upamiętniania wielkich dzieł Bożych i świadczenia o nich wobec swych dzieci; jako uobecnienie, daje im łaskę i zadanie wprowadzania w życie, wzajemnie wobec siebie i wobec dzieci, wymogów miłości, która przebacza i darzy odkupieniem; jako proroctwo, daje im łaskę i zadanie życia i świadczenia o nadziei przyszłego spotkania z Chrystusem.13 Dar Ducha wlany przez sakrament nie jest tylko siłą uwalniającą, ale również wewnętrznym przykazaniem życia, prawa wpisanego w serce: Dar Ducha jest życiowym przykazaniem dla małżonków chrześcijańskich, a zarazem podnietą, by z każdym dniem zmierzali ku coraz głębszej więzi pomiędzy sobą na każdym poziomie: na poziomie związku ciał, charakterów, serc, umysłów i dążeń, związku dusz, ukazując w ten sposób Kościołowi i światu nową komunię miłości jako dar łaski Chrystusowej.14 Wydaje się rzeczą słuszną przywołać tu niektóre szczęśliwe wyrażenia dokumentu Episkopatu Włoskiego: Ewangelizacja i sakrament małżeństwa: Również sakrament małżeństwa, ofiarując małżonkom szczególny dar łaski, przedstawia się im jako prawo życia. W ten sposób sakramentowi powinna być przywrócone, jako jego fundamentowi i jego trwałej podporze, życie moralne pary chrześcijańskiej w jego wielorakich wartościach i obowiązkach, również w tych zakorzenionych w samej naturze człowieka.15 Sakrament małżeństwa, wylewając dar Ducha, który przemienia miłość małżeńską, staje się nowym prawem pary chrześcijańskiej. Łaska, podczas gdy zaświadcza o darmowej miłości Boga, którą przekazuje się małżonkom, ponagla ich wolną odpowiedź jako wierzących poprzez życie, które jest zgodne z otrzymanym darem. Moralność chrześcijańska nie pozostaje w ten sposób zewnętrznym nałożeniem, ale staje się wymaganiem życia łaski, owocem Ducha, który działa w sercu małżonków i prowadzi ich do wolności dzieci Bożych.16 Dotykamy tu jednego z szczególnych aspektów moralności chrześcijańskiej: jej charakteru sakramentalnego. Dla wierzącego obowiązkiem moralnym jest życie sakramentami nowego prawa, a w szczególności chrztem, to jest prowadzenie do pełnego rozkwitu życiowego 13 FC 13. FC 19. 15 Conferenza Episcopale Italiana, Evangelizzazione e sacramento del Matrimonio, 20 giugno 1976, Turyn, 50. 16 Tamże, 49. 14 33 możliwości początkowych, nadanie wolnemu życiu dynamizmów łaski, które wprowadzają w czyn, przekładając wewnętrzną logikę w codzienność życia. Jeszcze raz dokument biskupów włoskich przypomina to: Sakramenty wiary, jako że są źródłem i pokarmem nowego życia, poprzez ich celebrację promulgują prawo Chrystusa, a poprzez dar Ducha utrwalają go w sercu.17 Często próbowało się przedstawiać moralność chrześcijańską w ogólności, a tę małżeńską i rodzinną w szczególności wychodząc od pojęcia powołania: powołanie chrześcijańskie, właśnie i powołanie małżeńskie. Wszystko to jest słuszne, pod warunkiem, że nie zapomni się bądź nie pozostawi w cieniu faktu, że każde powołanie Boga jest zawsze poprzedzone i towarzyszy mu dar łaski, jest zawsze, nade wszystko, gestem jego darmowej i twórczej miłości i nie ma sensu jak tylko wewnątrz dokładnej inicjatywy boskiej zbawienia. U źródeł każdej drogi wiary znajduje się ta wyprzedzająca miłość, która powołuje do bytu to, co nie istnieje (Rz 4, 17). Mówienie o powołaniu to uznanie, że u źródeł wszystkiego jest inicjatywa tej miłości: ponieważ On nas najpierw umiłował (1 J 4, 19). Ta wyprzedzająca inicjatywa urzeczywistnia się, pierwej jeszcze niż w powołaniu, w darze. Jeśli można powiedzieć, że Bóg stwarzając nas, powołał nas do życia jest oczywiste jedynie w sensie, że Bóg daruje nam życie. Tak, jak, jeśli można powiedzieć, że jego miłość powołuje nas do życia w Chrystusie, to przede wszystkim w sensie, że jeszcze przed każdą naszą decyzją stawia nas w Chrystusie, daje nam żyć w swojej łasce poprzez gest zbawienia, który jest darem (i przebaczeniem) przed byciem apelem do odpowiedzi i do obowiązku.18 Moralność chrześcijańska zakorzenia się, więc w darze Ducha. Duch jest prawdziwym nowym prawem wierzącego. On jedynie zamienia serca i otwiera je na miłość, przezwyciężając opór grzechu. Opierać małżeńską moralność chrześcijańską na sakramencie małżeństwa oznacza właśnie opierać ją na możliwościach zamkniętych w małżonkach chrześcijańskich przez sakramentalne działanie Chrystusa i Jego Ducha. Nie może Tamże, 50. G. G a t t i, La vocazione cristiana, w: Vocazione comune e vocazioni specifiche, Roma 1981, s. 239. 17 18 34 to, w jakiś sposób oznaczać anulowania ludzkiej konsystencji aksjologicznej, wartości naturalnych i rzeczywistości stwórczych miłości małżeńskiej i małżeństwa. Chrystus jest prawdziwą konsystencją tego, co ludzkie, jej pełności, jedynie historycznie możliwa. Być w Chrystusie nie jest dla wartości ludzkich dodatkiem luksusu, w głębi zewnętrznym i ofiarującym nadto: jest niezastąpionym warunkiem autentyczności i egzystencji. Powołanie chrześcijańskie jest, więc prawdziwym powołaniem każdego człowieka. Ono łączy i urealnia powołanie ludzkie, jako takie. Jednym i jedynym aktem stwórczym miłości Boga, człowiek jest powołany do istnienia i ukierunkowany na Chrystusa... Stworzenie ma sens jedynie jako pierwszy akt zbawienia w Chrystusie.19 Z drugiej strony wartości ludzkie przyjęte w Chrystusie nie są ani pogwałcone, ani odnaturalizowane: łaska doskonali, ale nie niszczy natury: Małżeństwo sakramentalne wyraża pełność małżeństwa naturalnego. Jest odkrywaniem integralnej prawdy, o ile zamkniętej i ukrytej, a w tym samym czasie jest łaską, aby żyć nią w całej głębokości jej znaczenia zbawienia. To odsłanianie i to zbawienie nie da się otrzymać, trzeba powiedzieć, aby uniknąć dwuznaczności, jedynie z natury.20 Do bycia odzyskaną i zbawioną w swojej autentyczności ludzkiej jest w sposób szczególny wartość miłości małżeńskiej: Nowość chrześcijańska oznaczona i potwierdzona przez małżeństwo-sakrament nie stawia poza nawias, ani nie udaremnia, ale przyjmuje w pełności miłość, według wszystkich jej wartości, jej cech i jej wymagań. Małżonkowie chrześcijańscy są wspomagani przez łaskę sakramentalną w życiu, oczyszczając je, typiczne wymiary miłości małżeńskiej, miłości mianowicie zdolnej zgłębić w harmonijnej syntezie wartości ducha, uczuciowości i cielesność; miłości jedynej, która łączy małżonków w przyjaźń głęboką i wyłączną i czyni ich sercem jednym i jedną duszą; miłości nierozerwalnej i wiernej, zaangażowanej na zawsze we wzajemną promocję osobową; miłości płodnej, która stawia ich w służbie życia dla wzbogacenia wspólnoty ludzkiej i chrześcijańskiej.21 Właśnie dlatego, że ta miłość ludzka jest, w małżeństwie ochrzczonych, znakiem sakramentalnym, który czyni widzialnym i aktywnym uczestnictwo w Tamże, s. 224. S. C o t t a, Sacramentalità e realtà esistenziale del matrimonio, w: Evangelizzazione e matrimonio, a cura di S. C i p r i a n i, Napoli 1975, s. 128. 21 Conferenza Episcopale Italiana, jw., 35. 19 20 35 tajemnicy oblubieńczej Chrystusa i Kościoła, na polu małżeństwa chrześcijańskiego prawne rozróżnienie, (które nigdy nie jest podziałem czy stwierdzeniem wzajemnej niezależności i zewnętrzności) miedzy naturalnym a nadprzyrodzonym jest akcentowane znacznie mniej niż na innych polach rzeczywistości ludzkiej. 6. Treści moralności małżeńskiej opartej na sakramencie małżeństwa Pozostaje zapytać się, jak zostanie przedstawiona konkretnie moralność, która chciałaby wyjść w sposób po prostu nierealny z rzeczywistości sakramentalnej małżeństwa chrześcijańskiego. Fakt, że sakrament przyjmuje i włącza w tajemnicę Chrystusa i Kościoła całą konsystencję małżeństwa stanowi naturalnie dążenie do traktowania etyki małżeńskiej w sposób czysto naturalny, redukując wezwanie do rzeczywistości sakramentalnej do pustej formalności. Wspomniany dokument Konferencji Episkopatu Włoskiego nie jest już tak bogaty we wskazania konkretne, kiedy powinien przejść od zasady do jej aplikacji; on ogranicza się praktycznie do przypomnienia wielkich rozdziałów moralności małżeńskiej mówiąc, że małżonkowie odnajdują w uczestnictwie sakramentalnym w miłości Pana Jezusa nie tylko wspaniały model, ale również skuteczny bodziec, aby ich istnienie nabierało określonej formy dzień po dniu jako: - pójście za i naśladowanie Chrystusa, - wzrost we wzajemnej wspólnocie, - i w oddaniu się dzieciom – służba i misja w Kościele, miłość i gorliwość do każdego człowieka, - pragnienie i nadzieja chwały Boga.22 Rozwijając ten wykaz możemy powiedzieć, że oparcie moralności małżeńskiej na rzeczywistości sakramentu oznacza nade wszystko uczynienie na nowo modelu Przymierza między Bogiem a ludzkością ze swoim specyficznym wymiarem oblubieńczym, a więc żyjącym przykładem Chrystusa oblubieńca i Kościoła oblubienicy i matki. W ten sposób wierność i nieodwołalność małżeństwa chrześcijańskiego odnajdują swoje usprawiedliwienie nie tylko w wymaganiach porządku naturalnego, związanego z ojcostwem, aby było ono prawdziwie ludzkie, ale również i przede wszystkim w tym, co jest również jego źródłem, nie dająca się pominąć wierność Boga przymierza. 22 Tamże, 52. 36 Płodność będzie uczestniczeniem w płodności jedności oblubieńczej Chrystusa – Kościoła, i jako taka będzie ona również przede wszystkim płodnością łaski; małżonkowie chrześcijańscy będą razem współpracownikami Boga w przekazywaniu życia ludzkiego i narzędziami Chrystusa w przekazywaniu życia boskiego. W tym świetle, zadanie wychowawcze rodziców stanie się misją ewangelizującą i profetyczną, a społeczny wymiar rodziny przedłuży się w specyficznym otwarciu kościelnym, który uczyni rodzinę ecclesia domestica. Życie rodziny, uświęcone przez modlitwę, stanie się, w szczodrej akceptacji prawa krzyża, wdzięcznym kultem Boga, liturgią laikatu w codzienności, i specyficzną drogą świętości. Powaga obowiązków historycznych nie zamknie się na horyzonty tej nadziei, która nie rozczarowuje, i która jest ciągle wyciągnięta na wspaniałość wieku przyszłego. 7. Wiara i sakrament Odwołanie się do sakramentu jako fundamentu całego dyskursu moralnego zmusza nas do zaakcentowania, przynajmniej krótko niektórych problemów raczej natury dogmatycznej i pastoralnej, ale niepozbawionych aspektów moralnych, złączonych z sakramentalnym charakterem małżeństwa chrześcijańskiego. Pierwszym problemem jest problem relacji wiary i sakramentu. Sakrament małżeństwa, jak wszystkie inne sakramenty, nie tylko zakłada wiarę, ale również ją wyraża i ją umacnia. W czasach wiary niespokojnej i często również w czasach utraty wiary, a takie są nasze czasy, staje problem dogmatyczny, a także moralny tej wiary, którą wymaga się od kontrahentów, aby ich małżeństwo było ważne, to jest, aby było wyrażeniem Przymierza i uczestniczenia w wielkiej tajemnicy Chrystusa i Kościoła. To poszukiwanie jest spolaryzowane w rzeczywistości przez fakt relatywnie nowy obecności w naszej społeczności ochrzczonych, ale już niewierzących. Kiedy starsi autorzy stawiali problem małżeństwa niewierzących, myśleli wyłącznie o tych nieochrzczonych, które to małżeństwo słusznie uznawali za ważne i zgodne z 37 prawem, ale nie sakramentalne, jakkolwiek w pewien sposób święte i ukierunkowane ku Chrystusowi. Od pewnego czasu problem staje w innych pojęciach. Niewierzący są teraz ochrzczonymi, którzy nie posiadają wiary bądź nigdy jej nie posiadali. W polu cywilizacji i kultury, która wielu nazywa pochrześcijańską, chrzest dzieci nie zapewnia już, w nie małej liczbie przypadków, żadnej szansy wychowania chrześcijańskiego, a bynajmniej nawet lepsze wychowanie chrześcijańskie nie potrafi zagwarantować skutecznego trwania w wierze. W ten sposób liczba ochrzczonych, która nie tylko nie praktykuje, ale również stwierdza wyraźnie, że nie wierzy, powiększyła się. Ale wielu z tych ochrzczonych niewierzących, z bardzo różnych powodów (tradycja, konwenanse społeczne, charakter bardziej poważny i sugestywny celebracji) prosi jednak o małżeństwo religijne. Naturalnie stają dokładne problemy natury dogmatycznej i duszpasterskiej: w jakim sensie i w jakim wymiarze wiara narzeczonych jest warunkiem wymaganym dla ważności sakramentu? Jak powinien zachować się duszpasterz i wspólnota kościelna wobec takich próśb? I w końcu, w przypadku, kiedy zostanie odrzucona, czym jest małżeństwo niereligijne ochrzczonych niewierzących? Ale istnieje również problem specyficznie moralny, który uwzględnia sytuację konkretną, życie tych osób. Chodzi o wartościowanie moralne nie tylko ich prośby (na zewnątrz przeciwstawne ich przekonaniom, a mało okazujące szacunku wierze Kościoła), ale bardziej w ogólności ich postawy w stosunku do Kościoła, wiary, sakramentu i rzeczywistości, nawet tylko ludzkiej, miłości małżeńskiej i paktu małżeńskiego, który oni pragną w jakiś sposób zawrzeć. Czego chce od nich, poprzez apel do ich sumienia, ale także poprzez wartości moralne przedmiotowe (prawość, miłość prawdy, konsekwencja), ten Bóg, o którym stwierdzają, że Go nie znają, ale, naprzeciw którego faktycznie stają, jakby naprzeciw horyzontu ostatecznego ich życia? Należy liczyć się, że według tradycyjnej nauki, ciągle powtarzanej przez magisterium, małżeństwo między ochrzczonymi, albo jest sakramentem albo nim nie jest. Według encykliki Piusa XI Casti Connubi: istota sakramentu jest tak ściśle wewnętrznie złączona z chrześcijańskim małżeństwem, że 38 nie może być prawdziwego małżeństwa pomiędzy ochrzczonymi, „które nie byłoby przez to samo sakramentem”.23 Ciągle według nauki tradycyjnej, jedyną postawą wewnętrzną, absolutnie wymaganą ze strony szafarza, (którymi w tym przypadku są małżonkowie) dla ważności sakramentu małżeństwa, jak dla jakiegokolwiek innego sakramentu, jest intencja czynienia tego, co czyni Kościół. W przypadku tego, kto prosi o małżeństwo religijne ta intencja byłaby oczywiście zakładana. Jej obecność, a więc ważność małżeństwa religijnego cieszy się dlatego „favor iuris”. Przeciwnie ochrzczeni, którzy łączą się bez postawienia w akt sakramentu ważnego, (a więc, na przykład przez małżeństwo czysto cywilne, bez tej formy, która dla Kościoła jest warunkiem ważności) nie realizują nawet małżeństwa ważnego, to znaczy po prostu nie zawierają małżeństwa; ich małżeństwo jest „obrazą”, a ich jedność stawia ich w warunkach „przedmiotowego” konkubinatu. Na poziomie przyznawana duszpasterskim, praktycznie wszystkim celebracja tym, religijna którzy o małżeństwa nią proszą byłaby pomimo przypuszczalnego bądź nawet deklarowanego braku wiary. Również dlatego, że alternatywą dla małżeństwa religijnego jest małżeństwo, które Kościół uważa za nieważne, i nieporównywalne nawet do małżeństwa czysto naturalnego nie ochrzczonych. Ale ta koncepcja brzmi dziś w sposób szczególny jako nieaktualna, a nawet legalistyczna i hipokratyczna. Nie brakowało, więc takich, którzy wygrzebywali ją, jako jedyne rozwiązanie, teorię rozdzielenia między sakramentem a prawnym kontraktem małżeńskim, również w przypadku ochrzczonych, teorię, która miała w wiekach przeszłych znanych zwolenników takich, jak Duns Szkot, Melchior Cano, Vasquez. Sakramentalność małżeństwa byłaby nałożona na wierzących jedynie przez prawo pozytywne Kościoła, ale w sobie, również oni mieliby prawo zawrzeć małżeństwo poprzez pakt czysto naturalny. Podobne rozwiązanie zawiera naturalnie pewne trudności: ze strony autorytatywnych decyzji magisterium w sensie przeciwnym, dewaluuje ona radykalnie charakter ontologiczny pierwej jeszcze niż psychologiczny włączenia w Chrystusa dokonanego przez chrzest i nieodpartą 23 BF VII, 615. 39 przynależność ochrzczonego do Kościoła, która według tradycji, nie jest głównie owocem przylgnięcia osobowego, ale „wydarzenia” łaski, które pozostaje skuteczne nawet poza własnym przylgnięciem. Należy powiedzieć, że właśnie ta koncepcja skuteczności chrzcielnej i to odłączenie przynależności do Kościoła od wolnego przylgnięcia ochrzczonego pojawia się dziś jako tego rodzaju wydarzenie łaski, które w naszej kulturze pojawia się szczególnie trudne do zrozumienia. Może również dlatego Synod Biskupów zachęcił do przeanalizowania głębiej, czy stwierdzenie według którego małżeństwo ważne między ochrzczonymi jest zawsze sakramentem, stosuje się również do tych, którzy utracili wiarę. W linii dokumentu Międzynarodowej Komisji Teologicznej, ten sam Synod uznaje, że intencja wymagana do ważności sakramentu nie wydaje się być możliwa, jeśli nie istnieje nawet przynajmniej minimalna intencja wierzenia z Kościołem, swoją wiarą chrzcielną i stwierdza przez to konieczność, aby narzeczeni dali znaki nie dwuznaczne wiary osobowej, a nie tylko socjologicznej; zaprasza ponadto duszpasterzy do unikania zarówno rygoryzmu jak i nadmiernej tolerancji i do umacniania należną katechezą słabej wiary narzeczonych do doprowadzenia ich do stopniowego dojrzewania w wierze i do ważnego i owocnego przyjęcia sakramentu. 24 Pozostaje jeszcze nie odpowiednio potraktowany konkretny problem moralny tych, którzy znajdują się w sytuacji tego rodzaju. Który jest w głębi problemem tego, czego Kościół powinien żądać od tych, niezależnie od przyjęcia czy nie ich próśb; do jakiej najpierw i dalej podstawowej lojalności powinna ich nakłaniać, wcześniej jeszcze przed głoszeniem im Ewangelii i przekonywaniem ich do wierzenia. Typologia ochrzczonego niewierzącego jest bardzo różna i zawiera sytuacje bardzo różne: wychodzi się od obojętności praktycznej, do ignorancji pokojowej i bez zakłóceń, aż do odrzucenia świadomego i radykalnego, i niewykluczony jest niepokój i nostalgiczne poszukiwanie. Ale pierwszym obowiązkiem moralnym, pierwszym imperatywem etyczny dla każdego, kto znajduje się w sytuacji tego rodzaju jest zawsze pogłębienie. Chodzi przede wszystkim o pogłębienie racji własnego wyboru. Zarówno nie wierzenie, jak i wierzenie jest w głębi wyborem; wolna, ale wolność umotywowana i 24 43 propozycja Synodu Biskupów o rodzinie, Turyn 1981, prop. 12. 40 rozumna, nie bezmyślna i nieracjonalna. Jako wierzący, i właśnie dlatego, utrzymujemy, że nie mogą istnieć motywacje przedmiotowo ważne, które usprawiedliwiają odrzucenie wiary. Ale to nie jest oczywiście przeciwstawne temu, kto, powinniśmy zakładać, że nie w sposób zawiniony, myśli inaczej. To, czego powinniśmy wymagać od niego, to, tego, aby wobec decyzji tak zobowiązującej jak małżeństwo, w uprzywilejowanej okazji dla ogólnego sprawdzenia i rewizji własnych pozycji duchowych głębi, jakim jest okres, który wyprzedza ślub, spojrzał jeszcze raz w głąb samego siebie dla pogłębienia i przestudiowania racji swojego wyboru. Taki egzamin może doprowadzić do wzmocnienia własnych pozycji negatywnych, do większego przekonania dla odrzucenia wiary, ale będzie przynajmniej wyborem bardziej świadomym i bardziej uczciwym, a więc moralnie ważniejszym. Nowe życie zacznie się na bazie przynajmniej podmiotowo mniej kruchej i prowizorycznej. Naturalnie jesteśmy przekonani, że o ile ten sprawdzian będzie przeprowadzony rzeczywiście w głębi, również poza racjami czysto intelektualnymi wiary, w poszukiwaniu bardziej żywotnego poznania między wiarą a dążeniami bardziej autentycznymi i konstytutywnymi człowieka, zrywając skorupę przesądów, banalności i powierzchowności życia, o tyle łatwiej doprowadzi do odkrycia wiary. Ewangelizacja, do której jest zaproszony przez Kościół duszpasterz, powinna konkretyzować się również w odważnym i wyraźnym głoszeniu ewangelii, ale powinna próbować pobudzać, przede wszystkim to poszukiwanie głębi i autentyczności, aby próbować włączyć w nią, odrzucając prozelityzm łatwy, ale czysto werbalny. Powinna oczywiście szukać, nade wszystko, powrotu do wiary ochrzczonego, który się oddalił, ale w podporządkowaniu, i z równą szczerością, ludzkiej autentyczności wyboru tego, kto się o nią pyta. Drugi obowiązek, jaki przedstawia się w przypadku tego rodzaju, jest obowiązek konsekwencji. Odkrycie nawet jedynie początkowe wiary nakład obowiązek dalszego poszukiwania, pogłębienia katechetycznego i przejścia stopniowego do praktyki pełnej i spójnej. Nie będzie, nawet po ludzku właściwe, zatrzymanie się w pół drogi, pozostanie w kompromisie w sposób konieczny prowizorycznym, a więc niezdolnym 41 do oparcia życia małżeńskiego poważnie i harmonijnie. Przeciwnie pogłębienie argumentów przeciwnych wierze wymaga, ze względu na szacunek samego siebie, a jeszcze bardziej tych, którzy wierzą, odrzucenie prośby o celebrację, która dla wierzących jest czymś, co wciąga głęboko, podczas gdy dla niewierzącego pozostałaby hipokryzją upokarzającą i niegodziwą. 8. Małżeństwo cywilne i małżeństwo na próbę Małżeństwo czysto cywilne ochrzczonego, który nie wierzy, i który odrzuca, ze względu na konsekwencję nie zawsze łatwą, małżeństwo religijne, a więc sakrament, który dla niego nic nie znaczy, może posiadać swoją ludzką godność, swoją konsystencję psychologiczną i społeczną, która z punktu widzenia moralności podmiotowej, stawia je na poziomie prawnego małżeństwa naturalnego nieochrzczonego. Nie może i nie powinno być uważane za prosty konkubinat. Ani też ci małżonkowie nie powinni być uważani za publicznych grzeszników. Inny jest przypadek małżeństwa cywilnego wierzącego, który odmawia przynajmniej czasowo małżeństwa religijnego, aby pozostawić otwarte drzwi dla ewentualnego rozwodu i dla możliwości następnego małżeństwa, które byłoby w dodatku ratyfikowane przez Kościół. Te formy małżeństwa, jak również prosta jedność faktyczna, bardziej lub mniej prowizoryczna, bez żadnej gwarancji prawnej i bez koniecznego potwierdzenia społecznego instytucjonalnego (tak zwane „małżeństwa na próbę”) stają się coraz częstsze i przedstawiają dla wspólnoty wiary problem nieobojętny. O wartości moralnej przedmiotowej nie powinno być wątpliwości. Chodzi o prawdziwe sytuacje grzechu. I to nie tylko na mocy pewnej profanacji własnego chrztu poprzez stan małżeński zdecydowanie obcy „wielkiej tajemnicy” Chrystusa i Kościoła, ale również na poziomie czysto ludzkim: bo, czy nie należy przyjąć charakteru głęboko przeciwstawnego i nieautentycznego miłości, która odrzuca ostateczność, która ma potrzebę próby, aby móc się zdecydować dla tej wierności, która jest natomiast jej wymaganiem absolutnym i już początkowym. 42 O uwarunkowania ekonomiczne, społeczne, ale przede wszystkim kulturalne, które mogą tłumaczyć, jeśli nie usprawiedliwiać podobny wybór, duszpasterstwo kościelne jest naturalnie wezwane do pytania się o nie, aby móc działać z konsekwencją. Prawdą jest, że wiele z tych uwarunkowań jest w dużej części poza nośnością jego działania bezpośredniego: absolutyzacja miłości jako czystej spontaniczności i podmiotowości, wstręt bardziej lub mniej odczuwany do wszystkiego tego, co na tym polu wie o tym, co instytucjonalne, są faktami kulturowymi, które żądają zaangażowania w reedukację przez długi czas. 25 Świadectwo małżeństw udanych będzie najlepszą żywą apologią małżeństwa w Chrystusie, sakramentu, wcześniej jeszcze niż faktu instytucjonalnego. 9. Małżeństwa mieszane To następny problem, związany z sakramentalnością małżeństwa i wiarą przez zakładaną. Ale o tym mam dzieje będzie mowa w zagadnieniach prawnych. 25 O tej reedukacji pastoralnej przez długi czas wyraziła się tak Familiaris consortio: „Będzie przedmiotem troski duszpasterzy i wspólnoty lokalnej poznanie, każdej oddzielnie, takich sytuacji oraz ich konkretnych przyczyn; taktowne i z szacunkiem zbliżenie się do współżyjących ze sobą; staranie o to, ażeby przez cierpliwe oświecanie i pełne miłości upominanie oraz chrześcijańskie świadectwo rodzinne ułatwić im drogę do uregulowania sytuacji. Przede wszystkim jednak należy zapobiegać powstawaniu ich, rozwijając w całym wychowaniu moralnym i religijnym młodych zmysł wierności, pouczając ich o warunkach i strukturach, sprzyjających takiej wierności, bez której nie ma prawdziwej wolności, pomagając młodym w duchowym dojrzewaniu, uzdalniając ich do zrozumienia bogatej rzeczywistości ludzkiej i nadprzyrodzonej małżeństwa sakramentalnego (82). [...] Oddziaływanie duszpasterskie będzie zmierzało do uświadomienia konieczności harmonii pomiędzy życiem a wyznawaną wiarą i uczynienia wszystkiego co możliwe, ażeby doprowadzić te osoby do uregulowania ich sytuacji wedle zasad chrześcijańskich. Chociaż osoby te trzeba traktować z wielką miłością i zainteresować je życiem wspólnot kościelnych, to jednak, niestety, pasterze Kościoła nie mogą ich dopuścić do sakramentów (83). 43 ROZDZIAŁ III MIŁOŚĆ I WIERNOŚĆ 1. Miłość małżeńska i sakrament małżeństwa Pierwszym darem – obowiązkiem małżeństwa chrześcijańskiego jest miłość małżeńska: Prawdziwa miłość małżeńska włącza się w miłość Bożą i kierowana jest 44 oraz doznaje wzbogacenia przez odkupieńczą moc Chrystusa i zbawczą działalność Kościoła26. Miłość małżeńska ma swoją długą historię w życiu małżonków, historię zapoczątkowaną długo wcześniej przed małżeństwem, w okresie dorastania i młodości, oznaczonym obowiązkiem nabywania cnoty czystości, tj. od wychowania do panowania nad sobą, w celu dorastania do zdolności kochania. Później była forma dorastania do miłości w narzeczeństwie. Miłość stawała się, w ten sposób coraz to bogatsza i bardziej autentyczna, stawała się coraz bardziej panią cielesnych energii, w jakie się wciela i jakimi się wyraża, jakimi celebruje w końcu swoje zadanie w wyłączności i w ostateczności w pakcie małżeńskim, który jest symbolem i aktualizacją uprzywilejowaną przymierza między Bogiem a ludzkością, to znaczy sakramentu nowego prawa. Dokument Konferencji Episkopatu Włoskiego Ewangelizacja a sakrament małżeństwa słusznie przypomina, jak ta celebracja, w odniesieniu do sukcesywnego rozwoju historii miłości małżonków, nie przedstawia tylko pierwszego momentu chronologicznego, po którym następują inne o podobnej wartości, ale stanowi również i w sposób właściwy źródło i fundament nowej sytuacji życia 27. Wypływając ciągle z tego źródła, jako dar, który wprowadza w odpowiedzialność i popiera, miłość pozostaje przez całe życie obowiązkiem najważniejszym i w pewnym sensie fundamentalnym, ponieważ zawierającym wszystkie inne, całe życie małżeńskie. W sakramencie małżeństwa, który ma intensywność źródłową i uprzywilejowaną w momencie jego sprawowania jako umowy małżeńskiej, ale który pozostaje działającym przez całe życie małżeńskie (jest w pewnym sensie „sakramentem trwającym”), miłość znajduje swój wzór, na którym zawsze na nowo sprawdzając się, i znajduje siłę, aby móc ciągle odnawiać się, przezwyciężając wrodzone słabości i pokusy ciągle rodzącego się egoizmu. Miłość małżeńska wpisuje się, na mocy tego swojego sakramentalnego pochodzenia, w najbardziej ogólne środowisko agape, miłości, którą Bóg darmowo i miłosiernie kocha człowieka, i którą człowiek odpowiada na darmową miłość Boga w Chrystusie. Ale ona wpisuje się z swoją unikalną specyficznością związaną przede wszystkim z jej charakterem kwalifikującym zjednoczenia; zjednoczenie oznacza 26 27 KDK 48. Conferenza Episcopale Italiana, jw., 39. 45 przede wszystkim, że ono łączy w jedyny, harmonijny dynamizm ducha i ciała wszystkie warstwy ludzkiej osobowości: język i energie seksualne, uczucie, uczuciowość, poznawalność i wolitywność duchowa. Miłość małżeńska zawiera jakąś całkowitość, w którą wchodzą wszystkie elementy osoby — impulsy ciała i instynktu, siła uczuć i przywiązania, dążenie ducha i woli. Miłość zmierza do jedności głęboko osobowej, która nie tylko łączy w jedno ciało, ale prowadzi do tego, by było tylko jedno serce i jedna dusza28. Ale zjednoczenie oznacza również, że ono jednoczy małżonków, w stosunku tak głębokim i wyłącznym, że czyni ich rzeczywiście jednym ciałem (Rodz 2, 24): Małżonkowie uczestniczą w miłości chrześcijańskiej w sposób oryginalny i właściwy, nie jako pojedyncze osoby, ale razem, jako że formułują parę małżeńską 29. Moralność małżeńska jest, więc przede wszystkim zadaniem przeżywania dzień po dniu jednoczących i ofiarnych wymagań miłości, z nowością ciągle rodzącą się, ponieważ zbudowaną na wierności miłości Boga. 2. Miłość wierna Miłość pomiędzy mężczyzną i kobietą w małżeństwie i, w formie pochodnej i rozszerzonej, miłość pomiędzy członkami tej samej rodziny — pomiędzy rodzicami i dziećmi, pomiędzy braćmi i siostrami, pomiędzy krewnymi i domownikami — jest ożywiana i podtrzymywana przez wewnętrzny, nieustający dynamizm, prowadzący rodzinę do coraz głębszej i mocniejszej komunii, która jest fundamentem i zasadą wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej30. W biegu całego, wspólnego życia, miłość jest wezwana do odnawiania każdego dnia swojego dynamizmu, opierając się wpływowi czasu i odkrywając coraz to nowe wartości i nowe formy wyrazu. Każde inne zadanie małżonków jest związane z tym codziennym dążeniem do odnawiania. Często myśli się dziś o harmonii małżonków, jako o czymś udanym, o szczęśliwej ewentualności, która się weryfikuje, jeśli się weryfikuje naturalnie, w sposób łatwy i spontaniczny. Jeśli natomiast nie weryfikuje się, wina nie będzie 28 FC 13 CEI, Evangelizzazione e sacramento del matrimonio, nr 34. 30 FC 18. 29 46 niczyja, a małżeństwo należy uważać za upadłe, w sposób nienaprawialny: nikt nie może stworzyć harmonii, której brakuje i nic nie może jej zastąpić w ocenianiu i czynieniu szczęśliwym lub przynajmniej do zniesienia współżycia małżeńskiego. Powiedziałoby się, że małżonkowie powinni ograniczyć się do posiadania nadziei, aby ich życiu małżeńskiemu „wiodło się dobrze”, jak ma się nadzieje, aby szedł dobrze interes. Mentalność ta tłumaczy tolerancję naszej społeczności w stosunku do rozwodu i przedstawia jedną z przyczyn: jeśli obydwoje nie kochają się już więcej – myśli się – to nie rozumie się też, co pozostaje jeszcze z ich małżeństwa. Dla człowieka wierzącego miłość, poza tym, że jest darem, jest zadaniem powierzonym tej wolności duchowej, która wewnątrz pewnych granic jest panią również spontanicznych uczuć lub przynajmniej jest wezwana do stawania się taką, i jako zadanie jest odpowiedzialnością na zawsze. Nawet w stosunku do niepowodzeń, na pierwszy rzut oka nieodwracalnych, pozostaje niewzruszenie wierna tej miłości, z której miłość małżeńska wypływa, z której, jak ze źródła jest zawsze rzeczą możliwą czerpać siły do odradzania i odnawiania również korzeni miłości. Tą siłą nie jest na pierwszym miejscu atrakcja seksualna czy wspólne dziedzictwo czułych wspomnień, (którego roli nie należy nie docenić, jako że często jest ono wspólnym węzłem sakramentalnej łaski wierności), ale jest właściwie ta miłość wiecznie wierna Bogu, na której małżonkowie zobowiązali się kształtować i pogłębiać swoją miłość, przez fakt, że przyjęli sakrament małżeństwa w Chrystusie. Na mocy przymierza miłości małżeńskiej, mężczyzna i kobieta „już nie są dwoje, lecz jedno ciało” (Mt 9, 16) i powołani są do ciągłego wzrostu w tej komunii poprzez codzienną wierność małżeńskiej obietnicy obopólnego całkowitego daru.31 Jeśli małżonek chrześcijański nie może nigdy czuć się zwolniony z węzła małżeńskiego, to właśnie, dlatego, że on nie może nigdy być zwolniony z obowiązku kochania, z rozpoczynania nawet od początku kochania; niekiedy z miłości, która zna przebaczenie i odkupienie, która akceptuje bycie całkowicie bezinteresowną, która umie dawać, nie oczekując – jak mówi Ewangelia – niczego w zamian (Łk 6, 35). Wiele problemów psychologicznych lub seksualnych par małżeńskich ukrywa w rzeczywistości ten jedyny problem natury moralnej: żaden z małżonków nie jest 31 FC 19. 47 prawdziwie dysponowany do oddania się miłości i jej logice wymagającej, ale też i przemieniającej; miłości, która miałaby pewien skutek odkupicielski również w stosunku do drugiego współmałżonka. Naturalnie miłość tego rodzaju można zrozumieć całkowicie tylko w świetle krzyża: to znaczy w świetle Chrystusa oblubieńca, który umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie (Ef 5, 25). Ale jest to krzyż oświetlony przez nadzieję zmartwychwstania, jakkolwiek zmartwychwstania, które objawi się całkowicie dopiero poza tym życiem i poza jego upadkami i cierpieniami. 3. Rodzina, wspólnota miłości Świadectwo miłości małżonków oświeca i rozpala cała wspólnota rodzinna ze jej więzami uczuciowymi, określonymi, i bardziej lub mniej spontanicznymi, tak że również rodzina, jakkolwiek w sposób inny, mniej wolny, mniej wyłączny, mniej ujednoliconych, staje się wspólnotą miłości i jest wezwana do wzrastania jako wspólnota miłości. A ponieważ wedle zamysłu Bożego rodzina została utworzona jako „głęboka wspólnota życia i miłości”, przeto na mocy swego posłannictwa ma ona stawać się coraz bardziej tym, czym jest, czyli wspólnotą życia i miłości [...]. Rodzina, dlatego otrzymuje misję strzeżenia, objawiania i przekazywania miłości, będącej żywym odbiciem i rzeczywistym udzielaniem się miłości Bożej ludzkości oraz miłości Chrystusa Pana Kościołowi, Jego oblubienicy32. Za jakość tej miłości odpowiedzialni są, chociaż w różny sposób, wszyscy członkowie rodziny. Obok miłości małżeńskiej i ojcowsko-matczynej, pochodzące z niej i kształtowane na niej jak na „analogatum princeps” (analogicznej zasadzie), istnieją również miłość synowska, miłość braterska i uczucie rodzinne o przestrzeni i treści znacznie szerszej, takiej, która wciąga wszystkie horyzonty bliskości rodzinnej. Wszyscy członkowie rodziny, każdy wedle własnego daru, mają łaskę i odpowiedzialny obowiązek budowania dzień po dniu komunii osób, tworząc z rodziny „szkołę bogatszego człowieczeństwa”33. Nie należy myśleć, że przez fakt postawienia na bliskość rodzinną, a więc na spontaniczność uczuć, która jest z nią w sposób normalny połączona, wspólnotę 32 33 FC 17. FC 21. 48 rodzinną jest uwolniona od napięć nawet poważnych i od trudnych do uniknięcia zmartwień. Można raczej powiedzieć, że współżycie rodzinne, bardzo ścisłe a nawet zblokowana przez anonimowość metropolii, naciskane przez nadmierne oczekiwania gratyfikacji uczuciowej, jaką kultura przemysłowa faworyzuje w stosunku do niego, jakby w zadośćuczynieniu właśnie powszechnej oschłości relacji czysto funkcjonalnych, istniejących wewnątrz społeczności jest pobudzane do granic, a często ponad granice swojej wytrzymałości. Rodzina odkrywa w ten sposób, że również dynamizm jej współżycia nie jest usunięty spod prawa krzyża: również tu, jest rzeczą konieczną umierać w sobie samych i własnym oczekiwaniom, aby żyć we wspólnocie miłości: Komunia rodzinna może być zachowana i doskonalona jedynie w wielkim duchu ofiary. Wymaga, bowiem szlachetnej gotowości każdego i wszystkich do zrozumienia, tolerancji, przebaczenia i pojednania34. Pomimo najlepszej woli, nawet wszystkich jej członków, rodzina będzie niekiedy doświadczać kruchości swojej wspólnoty miłości i odkryje, że może ona być prawdziwie promowana i chroniona od zużycia codziennego tylko pod warunkiem, że będzie ciągle na nowo układana w nieustannym wysiłku pojednania, które znajduje w sakramentach wiary, jej momentach silnych i jej łasce pojednania: ...Każda rodzina zdaje sobie sprawę jak napięcia i konflikty, egoizm, niezgoda gwałtownie uderzają w tę komunię, a niekiedy śmiertelnie ją ranią. Stąd wielorakie i liczne formy rozbicia życia rodzinnego. Ale każda rodzina jest równocześnie zawsze powołana przez Boga pokoju do radosnego i odnawiającego doświadczania „pojednania”, to jest do odbudowanej komunii i odnalezionej jedności35. Uczynić rodzinę wspólnotą miłości oznacza również rozwiązanie na poziomie miłości problemu różności ról w środowisku pary. Tradycyjna męskość, która broniła rolę hegemona męskiego i podporządkowanie kobiety tak w rodzinie jak i w społeczeństwie jest słusznie w kryzysie. Nie odpowiada już więcej idei, którą dziś czynimy o godności osoby i wymagań miłości. Miłość szanuje różnice i nienaruszalne uzupełnianie się między mężczyzną a kobietą, którymi się karmi, ale jest zawsze na swój sposób, równa. To znaczy nie 34 35 Tamże. Tamże. 49 podporządkowuje, nie instrumentalizuje, nie akceptuje, aby różnice stały się okazją i usprawiedliwieniem panowania. Nowa sytuacja społeczna, której znakiem jest feminizm (gdyby nawet dwuznaczny, ale którego trzeba zauważyć), wzywa pary chrześcijańskie do odkrycia na nowo konkretnych form swojej wewnętrznej relacji, właściwych ról nie tylko w życiu małżeńskim, ale również w uzupełniającym doświadczaniu ojcostwa – macierzyństwa, w taki sposób, że one okażą się bardziej w linii wymagań miłości. Synod o Rodzinie i Familiaris consortio dotknęły ten problem i wskazały zasady niedwuznaczne, na których należałoby wzorować te nowe programy ról wewnątrz małżeństw i rodzin: jeśli chodzi o uwzględnienie relacji wewnątrzrodzinnych, kryterium moralne autentyczności więzów małżeńskich i rodzinnych polega na rozwijaniu godności i powołania poszczególnych osób, które odnajdują swoją pełnię w bezinteresownym darze z siebie samych [...] Należy przede wszystkim podkreślić godność i odpowiedzialność kobiety, równe godności i odpowiedzialności mężczyzny. Równość ta realizuje się w szczególności we właściwym małżeństwu i rodzinie dawaniu się drugiemu współmałżonkowi i dawaniu się obojga dzieciom36. Jeśli chodzi o rolę społeczną kobiety Familiaris consortio potwierdza pełne prawo kobiety do wchodzenia w zadania publiczne, zarówno na polu pracy, jak i polityki. To nie powinno zresztą oznaczać niedowartościowania zadań specyficznie kobiecych związanych z macierzyństwem, a także z pracą tak zwaną domową. Nie należy utożsamiać i mieszać zadań, ale bronić równej godności wkładu specyficznego i uzupełniającego, która broni równości płci i godności kobiety: Nie ulega wątpliwości, że równa godność i odpowiedzialność mężczyzny i kobiety usprawiedliwia w pełni dostęp kobiety do zadań publicznych. Z drugiej strony prawdziwy awans kobiety domaga się także, by — wyraźnie była uznana wartość jej zadania macierzyńskiego i rodzinnego w odniesieniu do wszystkich innych zadań publicznych i wszystkich innych zawodów. Zadania te i zawody powinny zresztą uzupełniać się wzajemnie, jeżeli się pragnie, by rozwój społeczny i kulturalny był prawdziwie i w pełni ludzki37. To zobowiązuje naturalnie do realizacji struktur ekonomicznych i społecznych tak, aby kobiety zamężne i matki nie były w praktyce 36 37 FC 22. FC 23. 50 zmuszone do pracy poza domem, i aby ich rodziny mogły godnie żyć i rozwijać się pomyślnie nawet wtedy, gdy kobieta poświęca się całkowicie własnej rodzinie 38. Z resztą jak słusznie zauważa Adhortacji, dziś obrazy godności kobiety pochodzą bardziej niż z marginalizowania przez świat zawodowy i kultury, z handlu i strumentalizacji przez system, który przedkłada rzeczy człowiekowi i przez skuteczność produkcyjną. Z taką samą siłą Adhortacja broni prawa dzieci, przede wszystkim dzieci chorych, cierpiących (FC 26), i praw ludzi starych, nadając nową wartość możliwych zadań, w środowisku rodzinnym mniej zamkniętym (FC 27). 4. Rozwód: tradycyjna nauka Kościoła Ale konkretnym problemem moralnym najbardziej niepokojącym i dręczącym, na tym polu jest naturalnie problem rozwodu, a w szczególności rozwodu, po którym nastąpił nowy kontrakt małżeński. Nie ma powodu do otwarcia tutaj długiego dossier na temat historii praktyki i nauki Kościoła katolickiego odnośnie nierozerwalności małżeństwa, o czym była już mowa. Od prawie siedmiu wieków, nie ma praktycznie wątpliwości czy też świadectw przeciwnych w Kościele w tym względzie. Kościół katolicki nieprzerwanie stwierdzał, że małżeństwo zawarte i dopełnione nie może być rozwiązane żadną ludzką władzę i z żadnej przyczyny (nawet w przypadku małżonka niewinnie opuszczonego), oprócz śmierci (KPK 1141). Sobór Trydencki, chociaż nie potępiając wyraźnie innej praktyki Kościołów Wschodnich, proklamował, że Kościół nie myli się, gdy głosił i głosi zgodnie z nauką Ewangelii i Apostołów, że węzeł małżeński nie może być rozwiązany z powodu cudzołóstwa jednego z małżonków i że żadna ze stron, nawet niewinna, która nie dała powodu do cudzołóstwa, nie może zawrzeć innego małżeństwa za życia drugiego małżonka39. Wzrastająca sekularyzacja świata zachodniego od kilku wieków do dziś, i konsekwentne tworzenie cywilnego porządku prawnego odnośnie małżeństwa, paralelnego, ale różnego od porządku prawnego Kościoła, wprowadziła po kolei 38 39 Tamże. BF, VII, 602 (DS 1807). 51 również w narodach najbardziej katolickich możliwość rozwodu. W ten sposób powiększyły się znacznie w okresie ostatnich lat przypadki rozwodów, i przypadki małżonków, którzy po rozwodzie przeszli do nowych związków uznanych za prawne przez społeczność świecką. Wszystko to postawiło i wystawia na poważną próbę tradycyjną dyscyplinę Kościoła katolickiego w tym względzie. Znane jest, bowiem Kościół uważając za nieważne i w sposób absolutny nie dające się potwierdzić nowe związki małżeńskie, zawsze uważał rozwiedzionych, którzy ponownie zawarli małżeństwo za publicznych grzeszników, pozbawiając ich w konsekwencji sakramentów, które są znakiem pełnej wspólnoty z Kościołem, i aż do niedawna pozbawiał ich nawet pogrzebu katolickiego. 5. Kontestacja i nowe hipotezy Praktyka tak surowa i, można by powiedzieć, bezlitosna była naturalnie wystawiona, również wewnątrz świata katolickiego na wzrastające krytyki, tym bardziej radykalne, im bardziej różniła się od praktyki innych Kościołów. Odsłaniają się w praktyce prawniczej Kościoła sprzeczne roszczenia i przeciwstawienia. Zauważa się, jak przemiany społeczne i kulturowe, uczyniły w wielu przypadkach bardziej trudną, a niekiedy praktycznie niemożliwą heroiczną wierność, żądaną od niewinnego współmałżonka, zdyskredytowały jej ewentualne wyrzeczenie do zachowania, jak się mówi, życia, sformułowano niemożliwość całkowitego milczenia seksualnego, pobudzono na wszelki sposób nowe małżeństwa, aż do punktu wykorzenienia ze zbiorowej świadomości naszej cywilizacji sensu winy, która wydawała się być z nimi w sposób nieunikniony związana; tak, że często wina podmiotowa tego, kto ośmiela się na nowe małżeństwa lub rozwód jest z pewnością wystarczająco urzeczywistniana. Zauważa się również jak wiele rozwiedzionych małżonków widziało w nowych małżeństwach, z powodu różnych motywów, z powodu pewnych logicznych aspektów (wychowanie dzieci, wzajemna pomoc) jedyną drogę wyjścia, po ludzku rozumną, z ich sytuacji samotności i niepowodzenia; niepowodzenia, które z drugiej strony, z powodu faktu istnienia w rzeczywistości jako faktu nieodwracalnego, żadne 52 prawo nie mogło wyeliminować jedynie przez fakt lekceważenia go czy nieuznawania go. W tej linii doszło się do stwierdzenie, że prawdziwą rzeczywistością małżeństwa („małżeństwo egzystencjalne”) była rzeczywista wspólnota miłości istniejąca między małżonkami; ono istniało bądź upadało z tą miłością; w jej braku, małżeństwo i sam sakrament redukowały się do pustego pozoru prawnego, którego należało odważnie zadeklarować jako już więcej nieistniejącego: Małżeństwo egzystencjalne (to jest małżeństwo faktyczne) – pisał pod koniec lat siedemdziesiątych V. Joannes – niestety nie jest zawsze nierozwiązalne; ono przestaje faktycznie istnieć, kiedy nie ma już więcej rzeczywistej jedności między dwoje partnerami [...]. Sakrament nie jest ideą, ale przede wszystkim przeżyciem [...] Separacja ciał, ducha, interesów pokazuje, że sakrament akceptowany kiedyś, nie ma teraz już spoistości ludzkiej [...] brakuje istotnego znaku i żadna idea nie może zastąpić jego miejsca40. Ale przede wszystkim oskarżało się Kościół o nieludzką surowość, absolutnie nie współgrającą z miłosierdziem Jezusa, a więc o zdradę w stosunku do tego, czym byłaby prawdziwa istota Jego ewangelii. 6. Dla innej postawy przyjęcia Kościół postawiony naprzeciw problemu duszpasterskiego o wymiarach jeszcze do niedawna nie do pomyślenia, próbował odpowiedzieć na naglące żądania innej postawy w stosunku do rozwiedzionych, poddając przemyśleniu całą swoją praktykę i przekonania. Ale, jeśli chodzi o zbliżenie duszpasterskie i rozważanie osobowe, to jego postawa, w sposób głęboki zmieniła się w następstwie tego przemyślenia, to, jeśli chodzi o możliwość uznania w jakiś sposób tych nowych związków małżeńskich lub dopuszczenie zainteresowanych współmałżonków do sakramentów, przedłużając ich położenie nieregularne, Kościół w żaden sposób nie zmienił swojej wcześniejszej postawy. Ta inna postawa przyjęcia i ten inny szacunek do osób, objawił się przede 40 V. J o a n n e s, Divorzio e fede. La fede non si oppone al divorzio, Milano 1974, s. 57-60; Ch. D u q u o c, La riflessione teologica attuale nell’istituzione giuridica e la liberta dell’amore nel matrimonio, w: Sul divorzio, Milano, s. 145-171. 53 wszystkim w możliwości pogrzebu kościelnego, przynajmniej dla tych wiernych, którzy „zachowali łączność z Kościołem i dali jakieś oznaki pokuty41. Ponadto kapłani zostali zaproszeni do okazywania w stosunku do tych osób „największej miłości”. Według Włoskiego na przykład, Rozwiedzionym, którzy powtórnie zawarli małżeństwo należy pomagać do uczestniczenia, w ich sytuacji, w zyciu wiary i miłości wspólnoty chrześcijańskiej. [...] W tym sensie rozwiedzeni, którzy na nowo zawarli małżeństwo mogą uczestniczyć w spotkaniach na katechezie i we wspólnotowych celebracjach pokutnych nie sakramentalnych. Kościół ponadto, podczas gdy modli się za nich, prosi rozwiedzionych żyjących w innych związkach do utrzymywania żywego dialogu z Bogiem. [...] W szczególności Kościół zaprasza ich do uczestniczenia, na mocy otrzymanego chrztu, we Mszy św., jako fundamentalnego momentu życia i modlitwy Ludu Bożego, nawet, jeśli nie mogą przyjmować Ciała i Krwi Pana42. Ale to zaproszenie do uczestniczenia możliwie najszerszego w życiu Kościoła, które kończy z pewnym marginalizowaniem przeszłości, ta troska w ich względzie nie powinna ukrywać żadnego kompromisu odnośnie prawdy dotyczącej ich sytuacji: duszpasterz i sama wspólnota kościelna niech nie przestają proponować rozjaśnienia zainteresowanych odnośnie tej prawdy jako jednego z celów ich troski braterskiej: Kapłan, ale również krewni i sąsiedzi, jak również pary szczególnie wrażliwe i przygotowane powinni przybliżać rozwiedzionym, powtórnie zamężnym czy żonatym, i inicjować – z największą delikatnością – ten dialog, który mógłby oświecić ich odnośnie postawy Kościoła w stosunku do nich, bez wprowadzania w błąd odnośnie prawdy ich sytuacji, ale razem dając świadectwo szczerej miłości braterskiej43. Istnieją dwa fundamentalne motywacje takiej postawy przyjęcia: Kongregacja Nauki Wiary, List o pogrzebie kościelnym Complures Conferentiae, 29.05.1973, w: Dokumenty Kongregacji Nauki Wiary 1966-1994, Tarnów 1995, s. 53. 42 Komisja Episkopatu Włoskiego ds. Rodziny i Nauki Wiary, Pastorale dei divorziati risposati e di chi vive in situazioni matrimoniali irregolari o difficili, 1979, nn 21 i 22. Po tej samej linii idzie „Familiaris consortio: „Razem z Synodem wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego życiu. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei” (FC 84) z 1981 roku. 43 Komisja Episkopatu Włoskiego ds. Rodziny i Nauki Wiary, jw., nr 19. 41 54 a) rozwiedzeni, żyjący w nowych związkach, pozostają, na mocy ich chrztu i ich wiary, nawet jeśli nie w najpełniejszej wspólnocie z Kościołem, chrześcijanami i członkami Ludu Bożego: „...na mocy chrztu, który wyciska niezatarty charakter członków Ciała Chrystusa, którym jest Kościół, i na mocy wiary nie całkowicie zanegowanej, rozwiedzeni powtórnie zamężni są i pozostają chrześcijanami i członkami Ludu Bożego: nie są, więc całkowicie wykluczeni ze wspólnoty z Kościołem, nawet jeśli ze względu na ich stan życia przeciwny Ewangelii nie znajdują się w pełności wspólnoty kościelnej44. b) wina podmiotowa tych osób (jedyna prawdziwa wina, która się liczy przed Bogiem) nie wchodzi w pole oceny kościelnej; Kościół nie może nic powiedzieć o ich podmiotowym stanie łaski lub grzechu: Uczniowie Pana w kwalifikowaniu sytuacji rozwiedzionych, którzy powtórnie zawarli małżeństwo, jako sytuacji nieuporządkowanej, nie osądzają wnętrza sumień, gdzie tylko Bóg widzi i ocenia45. 7. Potwierdzenie nierozerwalności Kościół myśli jednakże o obowiązku, ze względu na wierność Panu, pozostania w sposób bezwarunkowy wiernym zasadzie nierozerwalności małżeństwa zawartego i skonsumowanego. Już Sobór Watykański II odnowił w odniesieniu do tego, tradycyjne nauczanie, motywując nierozerwalność zarówno na podstawie instytucji boskiej jak i dobra samych małżonków i potomstwa: W ten sposób aktem osobowym, przez który małżonkowie wzajemnie się sobie oddają i przyjmują, powstaje z woli Bożej instytucja trwała także wobec społeczeństwa. Ten święty związek, ze względu na dobro tak małżonków i potomstwa, jak i społeczeństwa, nie jest uzależniony od ludzkiego sądu46. Pojęcia łacińskie „humano arbitrio” końcowego tekstu – tłumaczy włoski teolog – zostały wybrane w zastępstwie „singulorum arbitrio”, które znajdowały się w pierwszym tekście schematu proponowanego do dyskusji. Zostało to uczynione, jak tłumaczyła komisja, aby było jasno, że nierozerwalność węzła małżeńskiego nie Tamże, nr 13. Tamże, nr 18. 46 KDK 48. 44 45 55 zależy w żaden sposób od jakiejkolwiek interwencji ludzkiej. Sobór usiłował potwierdzić zarówno tak zwaną nierozerwalność wewnętrzna małżeństwa, jak i nierozerwalność zewnętrzną; znaczy to, że małżeństwo ważne nie może być rozwiązane ani przez wolę jednego czy obydwu małżonków, którzy go zawarli, ani przez wolę jakiejkolwiek innej władzy ludzkiej47. Konsekwentnie Kościół czuje się w obowiązku uważać przedmiotową sytuację rozwiedzionego, który zawarł nowy związek jako poważnie różny od porządku chcianego przez Boga48. 8. Problem sakramentów I to tłumaczy odnowioną odmowę udzielenia sakramentów Pokuty i Eucharystii, jaką Kościół tłumaczy zarówno na bazie wewnętrznej logiki samych sakramentów, jak i na bazie wymagania nie zaciemniania proklamowania prawdy ewangelii przez przeciwne świadectwo. Jeśli chodzi o wewnętrzną logikę sakramentów, to Kościół nie lekceważy tego, że są one zawsze darem Boga, na który nikt nie może zasługiwać, ale może go tylko przyjąć z pokornym uznaniem; ale są one sugestywnymi znakami wewnątrz precyzyjnego języka. A w tym języku mówią, jasne i konsekwentne, nawrócenie na ewangelię i pełne uczestnictwo w tajemnicy Chrystusa głoszonego i przeżywanego w Kościele. Nie są one jedynymi narzędziami zbawienia, są znakami, które wyrażają pewien typ włączenia w logikę zbawienia i nie mogą być przymuszane do przeciwstawienia się tej logice. Dotyczy to w szczególności sakramentu Pojednania, w którym akty żalu wchodzą w stanowienie istoty gestu sakramentalnego: Ale jak może być celebrowany sakrament Pojednania, jeśli u rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach, brakuje, z powodu trwania jedności, która nie jest w Panu, woli nawrócenia i pokuty? F. P a n i n i, Esistono limiti all’indissolubilita del matrimonio?, w: Sul divorzio, jw. Komisja Episkopatu Włoskiego ds. Rodziny i Nauki Wiary, jw., nr 16. „Podstawowym obowiązkiem Kościoła jest potwierdzanie z mocą — jak to uczynili Ojcowie Synodu — nauki o nierozerwalności małżeństwa. Tym, którzy w naszych czasach uważają za trudne lub niemożliwe wiązanie się z jedną osobą na całe życie, i tym, którzy mają poglądy wypaczone przez kulturę odrzucającą nierozerwalność małżeństwa i wręcz ośmieszającą zobowiązanie małżonków do wierności, należy na nowo przypomnieć radosne orędzie o bezwzględnie wiążącej mocy owej miłości małżeńskiej, która w Jezusie Chrystusie znajduje swój fundament i swoją siłę” (FC 20). 47 48 56 [...] konieczne nawrócenie dla Pojednania wymaga, aby penitent mówił nie tylko „żałuję za mój grzech”, ale również „obiecuję już więcej nie grzeszyć” według wyraźnego apelu Chrystusa: „Idź i nie grzesz więcej” (J 8,11). Ale podobna obietnica jest faktycznie nieobecna, kiedy rozwiedzeni, którzy ponownie zawarli związki, pozostają w sytuacji życia, która jest przeciwna woli Pana. Jak jest możliwe w tym samym czasie wybranie miłości ze względu na Boga i nieposłuszeństwo Jego przykazaniu?49 Dotyczy to również sakramentu Eucharystii, doskonałego symbolu Nowego Przymierza i wierności Boga Jego miłości, któremu rzeczywista sytuacja rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach przeciwstawia się radykalnie: Dla Komunii eucharystycznej podkreślamy przede wszystkim, że bez Pojednania sakramentalnego nie jest możliwe spożywanie Ciała i picie Krwi Pańskiej [...]. Przypominamy ponadto, że według wiary Kościoła, Eucharystia jest sakramentem, który oznacza i realizuje pełną jedność z Jezusem Chrystusem i z Jego Ciałem. Według tej samej wiary, małżeństwo chrześcijańskie jest symbolem uprzywilejowanym i aktualizacją tego nierozerwalnego paktu miłości między Jezusem Chrystusem a Jego Kościołem, który w Eucharystii ma swój najbardziej skuteczny znak. Z tego powodu przyjmować Komunię eucharystyczną jest równoważne uczestniczeniu w pełności miłości, która wiąże, w sposób nierozerwalny Chrystusa Oblubieńca z Kościołem. Nie można, więc otrzymywać w sposób godny znaku doskonałej jedności z Chrystusem i z Kościołem, kiedy własna sytuacja życia stwarza i zachowuje rozłam z Chrystusem i Kościołem50. Ale poza tą wewnętrzna logiką sakramentów w grę wchodzi również świadectwo, jakie Kościół jest zobowiązany do dawania nakazowi Chrystusa i niebezpieczeństwo zgorszenia dla wiernych, którzy nie dostrzegaliby z jasnością proklamacji tego nakazu: Celebracja sakramentalna jest szczytowym momentem, w którym Kościół urzeczywistnia swoje posłanie oznajmiania ewangelii, budując wspólnotę wierzących [...]. Jak może, więc Kościół ofiarować Sakramenty Chrystusa rozwiedzionym, ponownie zamężnym, bez popadania w sprzeczność celebrowania 49 50 Komisja Episkopatu Włoskiego ds. Rodziny i Nauki Wiary, jw., nr 26. Tamże, nr 27. 57 tajemnic jedności wiary chrześcijańskiej, tolerując stan życia, w kontraście z Ewangelią Pana, a więc z samą wiarą Kościoła?51 Trzeba zauważyć, że przeciwnie do tego, co zakładają pewne, pośpieszne i niesprawiedliwe oskarżenia, zgorszenie, którego Kościół pragnie uniknąć nie jest absolutnie do utożsamienia z obrazą „dobrych uczuć” wiernych. Zgorszeniem do uniknięcia jest zaciemnienie jasności w proklamowaniu prawdy ewangelicznej, a więc możliwość błędu i rozprzestrzenienia się zjawiska „rozwiedzionych” wśród wiernych. 9. Sugestie Synodu Biskupów Opierając się wszystkim kontestacjom i rozczarowując może pewne oczekiwania, Synod Biskupów o rodzinie, nie odbiegł daleko od tych pozycji. Powtarzając zachętę skierowaną do wspólnoty kościelnej do innej postawy w stosunku do rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach, a także odnawiając zainteresowanym zaproszenie do możliwe bardziej intensywnego uczestnictwa w życiu Kościoła (poprzez Mszę św., modlitwę, wychowanie chrześcijańskie dzieci, akcje charytatywne) Synod potwierdził, że oni nie mogą być dopuszczeni do Eucharystii zważywszy, że ich stan życia przeciwstawia się obiektywnie nierozerwalności paktu miłości między Chrystusem a Kościołem, naznaczonego i urzeczywistnianego przez eucharystię, a także, ponieważ w przeciwnym razie rozprzestrzeniałoby się między wiernymi błąd i nieporządek odnośnie nauczania Kościoła o nierozerwalności małżeństwa52. Synod chciał jednak wyrazić pragnienie w pewnym sensie nieoczekiwane, w perspektywie nowych obietnic: prosił mianowicie, aby uczyniło się odnośnie tego tematu nowe i głębsze poszukiwania, licząc się również z praktyką Kościołów Wschodnich, aby miłosierdzie duszpasterskie mogło być wypełniane z większą Tamże, nr 25. Le quarantatre Proposizioni del Sinodo dei Vescovi sulla famiglia, Torino 1981, propos. 14. Propozycje Synodu. Papież wziął do Adhortacji stwierdzenia Synodu: „Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa” (FC 84). 51 52 58 pełnością53. Co może oznaczać podobne zaproszenie? O czym myślał Synod, kiedy wskazał, w praktykach Kościoła Wschodniego, czy jest to przykład do studiowania bardziej głębokiego i do wykorzystania jako obraz odniesienia, w celu uczynienia bardziej wiarygodnym świadectwo miłosierdzia ewangelicznego, ze strony Kościoła w stosunku do rozwiedzionych żyjących w nowych związkach? Nie jest rzeczą łatwą, bowiem, sprecyzować w jednej zasadzie doktrynalnej lub praktycznej praktyki tolerancji Kościołów Wschodnich i całości przekonań, jakie stoją z tyłu tej praktyki. Upraszczając możemy powiedzieć, że w pewnych przypadkach Kościół Wschodni zakłada prawdziwe i właściwe uznanie nowych związków jako sytuacji faktycznej już więcej nieodrzucanej, i jeśli nie całkowicie poprawnej, przynajmniej znośnej, wewnątrz porządku kanonicznego o wiele bardziej kruchej i mniej dokładnej niż Kościoła katolickiego, i w kontekście o wiele większej zależności od prawodawstwa cywilnego. Akceptacja podobnego założenia wydaje się, że zawiera takie wywrócenie tradycyjnego stanowiska Kościoła katolickiego, którego żadna urzędowa postawa nie pozwoliłaby przeczuć jako możliwej do pomyślenia w przyszłości mniej lub bardziej odległej, jeśli nie właściwie w sposób absolutny. 10. Duszpasterstwo pedagogiczne Praktyka Kościołów Wschodnich wydaje się inspirować niekiedy do pojęcia „ekonomii”, która dostosowuje działalność duszpasterską Kościoła do wyrozumiałości miłosiernej Boga, który zniża się do nędzy człowieka, aby go podnieść do siebie z pełną szacunku cierpliwością jego rytmów wzrostu i jego nie zawsze przezwyciężonej słabości. Ekonomia wyraża rzeczywistość pośrednią między tolerancją a metodą pedagogiczną czy rozwojową (Duchatelez). Sugestia Synodu mogłaby być czytana wtedy w linii większego zaakcentowania charakteru stopniowania, który powinien inspirować jakąkolwiek formę duszpasterstwa. Synod mówił, bowiem o ciągłym nawróceniu, poprzez które jedynie powoli świat osiąga pełność wieku Chrystusa. I powiedział o tym nawróceniu, że chodzi o proces dynamiczny, w którym istnieją stopnie, i że to, co jest potrzebne 53 Le quarantatre Proposizioni del Sinodo, jw., propos. 14. 59 w jego względzie jest pedagogiką duszpasterską towarzyszenia, pełnego cierpliwości.54 Wzdłuż takiej drogi stawało się już kilka lat wcześniej, kiedy to dająca bodziec nauka, jeśli nawet całkowicie wierna nauce tradycyjnej, A. M. Henry’ego odnośnie sakramentalności początkowej bądź rozgrzeszenia w etapach, która konkretyzowała mówienie o przyjęciu, przedłużając je w duszpasterstwo nawrócenia progresywnego, w którym znak właściwy i pełny rozgrzeszenia sakramentalnego miałby przypieczętować wypełnienie drogi już ukierunkowanej na nie, już od jej pierwszych etapów. Jeśli oni nie otrzymują – pisał Henry – znaku pokuty i wspólnoty, która kończy ich drogę, to mogą w wierze w Chrystusa iść pewną drogą razem z innymi. Tylko Bóg, który bada serca widzi, gdzie oni się znajdują... Jeśli nawet zewnętrzny znak rozgrzeszenia nie idzie za tym bezpośrednio, ich droga jest już częścią sakramentu... Długość sakramentu w etapach, który jest właściwy ich doświadczeniu może trwać nawet wiele lat bądź całe życie, ale jest zawsze spolaryzowane znakiem rozgrzeszenia danego w ostatnim dniu bądź tym, co oznacza ten znak: eschatologiczne przebaczenie Chrystusa... O ile chodzi o Eucharystię, rozwiedzeni powtórnie żonaci nie mogą otrzymywać chleba sakramentalnego, ale powinni przygotowywać się razem ze wszystkimi innymi wierzącymi: jak wszyscy są oni zaproszeni do przyjmowania słowa Bożego, które przygotowuje Eucharystię, i które Eucharystię wyraża: są oni również zaproszeni do zjednoczenia się z Kościołem, a mianowicie do wspólnoty ochrzczonych, której Eucharystia jest znakiem. I w celu pokazania takiej komunii są oni zaproszeni jak wszyscy wierni do uczestniczenia w aktywności kościelnej, która budzi miłość do niektórych z nich.55 To, co mówi Henry idzie całkowicie po linii z aktualnymi dyspozycjami Kościoła, jeśli nawet nie jest jeszcze całkowicie urzeczywistnione, również z braku odpowiedniej symboliki. Ale w świetle zaproszenia Synodu można, może lepiej pogłębić istniejące więzy miedzy stopniowym charakterem nawrócenia i precyzyjnym miejscem znaku sakramentalnego w drodze, do której jest ukonstytuowana. 11. Stopniowość nawrócenia 54 Propozycja 12. A. M. H e n r y, I divorziati risposati hanno diritto di partecipare alla comunità cristiana? w: Sul divorzio, Mediolan, s. 83-84. 55 60 Problemem do przestudiowania jest, czy znak sakramentalny wypełnienia drogi pokutnej nie może być antycypowany w odniesieniu do tego wypełnienia i dany penitentom, kiedy ta droga jest już poważnie ukierunkowana i przebiega ze szczerością, jeśli nawet przeszkody, niezależne od dobrej woli, przeszkadzają do doprowadzenia jej do końca. Aktualna praktyka Kościoła już uwzględnia coś z tego rodzaju i mogłaby kierować się ku rozwiązaniom bardziej szczodrym. Znana jest, bowiem to, ze Kościół zezwala na sakramenty, przynajmniej prywatnie, a więc wykluczając zgorszenie, tym małżonkom nieregularnym, którym z różnych powodów nie jest możliwa separacja, pod warunkiem, że małżonkowie zobowiążą się do życia jak brat i siostra, to znaczy zaprzestając wzajemnego życia seksualnego. Tak o tym mówi na przykład Dokument biskupów włoskich: Nie brakuje przypadków, w których rozwiedzeni ponownie związani małżeństwem poddają się światłu wymagań Ewangelii i pozwalają prowadzić się duszpasterskiej interwencji Kościoła, aż do zdecydowania się na nowo zorganizować własne życie według woli Pana. W wypadku gdyby ich sytuacja nie przedstawiała konkretnej odwracalności, ze względu na zaawansowany wiek bądź chorobę jednego albo dwojga, obecność dzieci potrzebujących pomocy i wychowania bądź inne motywy, to Kościół dopuszcza ich do rozgrzeszenia sakramentalnego i do komunii eucharystycznej, jeśli szczerze skruszeni, zobowiążą się do przerwania ich wzajemnego życia seksualnego i do przekształcenia swoich więzów w przyjaźń, szacunek i wzajemną pomoc. W tym przypadku mogą otrzymać rozgrzeszenie sakramentalne i przystąpić do komunii eucharystycznej, w kościele, gdzie nie są znani, aby uniknąć zgorszenia.56 Oskarża się często podobne stanowisko Kościoła o hipokryzję, jakby Kościół redukował całe małżeństwo do płciowości bądź nakazywał niemożliwą miłość bez gestów miłości. W rzeczywistości Kościół zapytuje się o całą relację nie małżeńską, a nie tylko o odmowę aktu małżeńskiego: On ogranicza się do rozpoznania rzeczywistości taką, jaką ona jest: tam istnieje z pewnością rodzina, z całą swoją rzeczywistą i nieodwracalną solidarnością i bliskością, ze swoimi uczuciami i swoimi Komisja Episkopatu Włoskiego ds. Rodziny, Pastorale dei divorziati risposati e di chi vive in situazioni matrimoniali irregolari o difficili, 1979, 28. A tak mówi FC 84: „Pojednanie w sakramencie pokuty, – które otworzyłoby drogę do komunii eucharystycznej – może być dostępne jedynie dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa.” 56 61 odpowiedzialnościami; ale nie istnieje małżeństwo zgodne z prawem Kościoła, a więc sytuacja małżeńska, która wyraża i urzeczywistnia wierność Chrystusa Oblubieńca do Kościoła Oblubienicy, jedyną sytuację, która czyni prawowitą, u ochrzczonych prawdziwego i właściwego życia małżeńskiego. Powstrzymanie się od gestu seksualnego jest znakiem najbardziej konkretnym i zobowiązującym uznania poważnego, a nie nierealnego tej rzeczywistości. Jest formą szacunku dla prawdy, jeśli nawet trudnej do zrozumienia dla ludzi naszego czasu. Chodzi o gest nawrócenia, który przedstawia dla Kościoła tę gwarancję, minimalną, ale wystarczająco pewnej, autentyczności samego nawrócenia, które pozwala na przyznanie, wykluczając zgorszenie, rozgrzeszenia sakramentalnego. Coś z nieporządku spowodowanego grzechem pozostaje, ale sam grzech, jako wolny i osobisty wybór i jego konsekwencje najbardziej bezpośrednie są wystarczająco wymazane, dla usprawiedliwienia powrotu do pełnej wspólnoty z Kościołem. Jest to przypadek, który naświetla lepiej charakter koniecznie stopniowy procesu nawrócenia. Nawrócenie jest aktem globalnym człowieka, który angażuje całą osobę, na poziomie wolności podstawowej, z opcją głębi jedyną i niepodzielną, ale również na poziomie wyborów kategorialnych różnie wcielanych na różnych poziomach osobowości. Więzy miedzy wyborem fundamentalnym, a wyborem kategorialnym, w które on się wciela są takie, że Kościół nie mogąc osądzać bezpośrednio serca wolności ludzkiej, którą jedynie Bóg może widzieć, zdaje się na swój sąd na forum zewnętrznym, według wyborów kategorialnych, które dla wyboru fundamentalnego są jedynie przypuszczalnymi wskazaniami i nigdy nieomylnymi. W ten sposób nie może on oceniać inaczej autentyczności nawrócenia w celach pojednania sakramentalnego, jak tylko poprzez pewne wskazania, należące do pola wyborów kategorialnych. W naszym przypadku, wskazówki tego rodzaju uznaje on, że nie są obecne dopóki trwa wolna akceptacja sytuacji nie prawdy przedmiotowej, jaką jest współżycie małżeńskie rozwiedzionych w powtórnych związkach. 62 Natomiast uważa on za obecne, kiedy istnieją te konkretne znaki nawrócenia wewnętrznego, które zawierają przywrócenie prawdy we własnym życiu, a więc współżycie, w którym milczenie seksualne pokazuje, że nie jest ono małżeńskie. Ale droga nawrócenia ma, jak zostało powiedziane pewną swoją stopniowość. Do tego trudnego obowiązku często dochodzi się jedynie stopniowo, poprzez etapy pośrednie, jeszcze nie tak zdecydowanie otwarte na surowe wymagania prawdy i Ewangelii. A jednakże, uznanie pokorne i pełne własnego przedmiotowego uwarunkowania nieprawdy i konieczności czynienia wszystkiego ze swej strony, aby ją pokonać, z poważnym i szczerym postanowieniem, do czego nie czuje się jeszcze całkowicie zdolnymi, ale do czego dąży się szczerze, są już ważnym krokiem w drodze, która prowadzi do tego celu. Jest to krok początkowy, ale realny, którego powaga i szczerość może być przedmiotem roztropnego rozeznania duszpasterstwa kościelnego, przynajmniej na forum wewnętrznym. Często już te pierwsze kroki są tak zobowiązujące, że należy przypuszczać wcielają prawdziwy wybór głębi powrotu do Pana. Chodziłoby o zwrócenie większej uwagi na dynamizmy psychiczne pojedynczych osób, które są zaangażowane, na konkretność ich sytuacji osobistej, w której elementy wewnętrzne są ważniejsze niż te zewnętrzne, które często, ze względu na pewien rodzaj inercji psychiki ludzkiej, naśladują jedynie pewne opóźnienie wyborów głębi osoby. Prawda jest, że te wybory istnieją jedynie jako wcielone w kategorialne wybory przedmiotowe, które doświadczają autentyczności. Ale takie kategorialne wybory podlegają uwarunkowaniom, pod którymi wolność jedynie stopniowo dochodzi do doświadczenia swojej mocy. W ten sposób, w pewnych sektorach życia moralnego, nawrócenie radykalnie zmienia zachowanie zewnętrzne, dopiero po pewnym czasie, od momentu, kiedy zdobyło serce wolności. Pytamy się, czy nie byłoby możliwe, w dobrze określonych przypadkach, uważanie pierwszych kroków takiej drogi nawrócenia jako znaków już autentycznych nawrócenia rozpoczętego w jego wypełnianiu. Można się o to pytać, ponieważ inaczej nie mogą towarzyszyć późniejsze etapy nawrócenia z darem pojednania sakramentalnego i chleba eucharystycznego. Chodziłoby o zgodę warunkową dla powagi (ciągle potrzebującej sprawdzania), z jaką rozpoczęty proces nawrócenia idzie do przodu, aż do 63 osiągnięcia swojego końcowego celu: życie, które daje pełne świadectwo nierozerwalności małżeństwa celebrowanego w Chrystusie. Podobna zgoda byłaby ponadto, nie rzadko, usprawiedliwiona przez pewną wiarę małżonka rozwiedzionego, który jest z pewnością przekonany o nieważności swojego pierwszego małżeństwa, jeśli nawet nie może dowieść tego na forum zewnętrznym. W podobnej hipotezie należałoby naturalnie powierzyć kapłanowi spowiednikowi zadanie oceny i trudnego rozeznania. Jego ocena jest tym trudniejsza im mniej może się oprzeć na precyzyjnych kryteriach natury prawnej; ale to jest właśnie trudność, jaką się napotyka, kiedy ma się do czynienia z konkretnością życia. Tych poważnych odpowiedzialności nie powinien on z drugiej strony nieść sam: obok konfrontacji lojalnej z sumieniem zainteresowanych, powinien on móc liczyć na wskazania ukierunkowujące prawowitej władzy, która starałaby się autoryzować podobną dyscyplinę: oczywiste jest, bowiem, że nikt nie ma na tym polu prawa przekładać swojej osobistej inicjatywy, hipotezy badań, na eksperymenty duszpasterskie. Podobna forma rozszerzonej dyscypliny ze strony Kościoła, mogłaby rozwiązać problem dopuszczenia do sakramentów jedynie w ograniczonej liczbie przypadków; przede wszystkim, jeśli liczy się, że ono nie powinno w żaden sposób oznaczać poręczenia Kościoła za nowe małżeństwo, a więc powinno unikać wszelkiego niebezpieczeństwa dwuznaczności czy zgorszenia. Nie zamyka ona jednak poszukiwania innych dróg, które wpłynęłyby na same granice prawa kościelnego. Ale jej wartością wydaje się właśnie to pozostawienie nietkniętym ściśle obowiązujących norm i pokonanie jedynie sztywności ich aplikacji z bardziej ludzką uwagą na konkretne przeżywanie osób i ich rytmów wzrastania. Ona oddałaby większą sprawiedliwość dla powagi przeznaczeń ludzkich, wraz z równą sprawiedliwością dla powagi słów Jezusa. Z resztą zgoda na sakramenty nie powinna monopolizować ani troski o rozwiedzionych w ponownych związkach ani gorliwości duszpasterskiej Kościoła; istotnym jest kontekst łaski takiej zgody, a mianowicie rzeczywista droga nawrócenia ze strony małżonków rozwiedzionych i ponownie związanych i przyjmująca pomoc, ale pobudzająca, do jakiej wspólnota chrześcijańska w swojej całości jest powołana do udzielenia tym braciom, często dramatycznie doświadczonym. 64 Rozdział IV MAŁŻEŃSTWO I PRZEKAZYWANIE ŻYCIA 1. Miłość małżeńska i płodność Wewnętrznie złączony z darem – zadaniem miłości jest inny dar – zadanie małżeństwa chrześcijańskiego: płodność. Miłość jest ze swej natury rozprzestrzeniająca się; dąży ona, właśnie jako uczestniczenie, do tej miłości radykalnie stwórczej, którą jest sam Bóg, dąży do przekazywanie życia, do otwarcia się na nowe życia w celu kochania i wspierania. W swej najgłębszej rzeczywistości miłość jest istotowo darem, a miłość małżeńska, prowadząc małżonków do wzajemnego „poznania”, które czyni z nich „jedno ciało”, nie wyczerpuje się wśród nich dwojga, gdyż uzdalnia ich do największego oddania, dzięki któremu stają się współpracownikami Boga, udzielając daru życia nowej osobie ludzkiej. W ten sposób małżonkowie, oddając się sobie, wydają z siebie nową rzeczywistość-dziecko, żywe odbicie ich miłości, trwały znak jedności małżeńskiej oraz żywą i nierozłączną syntezę ojcostwa i macierzyństwa57. Prawdę mówiąc, prokreacja była często uważana w przeszłości jako autonomiczna wartość małżeństwa, abstrahując od wyraźnego i fundamentalnego odniesienia do miłości małżeńskiej, i jako taka, była długo uważana, praktycznie aż do Soboru Watykańskiego II, jako pierwszorzędny cel małżeństwa, w przeciwieństwie do dwóch innych celów, wzajemnej pomocy i uspokajania instynktu seksualnego, które były uważane jako drugorzędne i podporządkowane. Podkreślenie podmiotowość, posuwanej naprzód w ostatnich wiekach w łonie kultury zachodniej, z konsekwentnym pojawieniem się świadomości (w głębi tak radykalnie chrześcijańskiej), że osobowa wartość miłości jest rzeczywistością 57 FC 14. 65 konstytutywną i prawdziwym fundamentem całej etyki małżeńskiej, doprowadziło najpierw teologię58, a później samo nauczanie soborowe, do przemyślenia tradycyjnego obrazu etyki życia małżeńskiego, stawiając właśnie w jego centrum miłość (określoną ponadto, bardziej niż jako cel, jako istotę lub równowartość małżeństwa) i wyciągając z niej wszystkie inne wartości lub cele małżeństwa. Konstytucja Duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes dobrowolnie odeszła od tradycyjnego rozróżnienia między celem pierwszorzędnym a celem drugorzędnym. Miłość i prokreacja nie są już więcej widziane jako celowości konkurencyjne czy alternatywne, ale jako rzeczywistości wewnętrznie złączone w jedności życiowej. Miłość jest istotą samego życia małżeńskiego, czymś, co z nim się utożsamia; płodność jest jej owocem i największym ujściem. Przekazywanie życia jest, więc celem, któremu podporządkowane są, zarówno instytucja małżeństwa jak i szczodra i świadoma miłość małżeńska59. W prokreacji i wychowaniu nowych istot, znajdują oni jakby ukoronowanie powołania (KDK 48). Dzieci są najwspanialszym darem małżeństwa i w największym stopniu przyczyniają się do dobra samych rodziców [...]. Dlatego pielęgnowanie prawdziwej miłości małżeńskiej i wywodzący się z niej cały sposób życia rodzinnego, zmierzają do tego, aby małżonkowie, nie zaniedbując pozostałych celów małżeństwa, byli skłonni do mężnego współdziałania z miłością Stwórcy i Zbawiciela, który przez nich coraz bardziej powiększa i wzbogaca swoją rodzinę 60. Płodność jest, więc owocem, nie przypadkowym ani drugorzędnym, ale wewnętrznie naturalnym, miłości małżeńskiej małżonków; ich wzajemne darowanie jest dla nich wartością osobową, ono wyraża, mianowicie i realizuje ich osoby, ale razem i właśnie jako takie, ono przekracza ich, rozkwita i owocuje w tajemnicy Boskiej nowego życia. Normy etyczne, które regulują tym darem-zadaniem płodności mogą być, więc wyprowadzone z tych, które zapewniają autentyczną miłość. Pionierem na tym polu może być uważany Doms: H. D o m s, Significato e scopo del matrimonio, Roma 1946; a także D. Von H i l d e b r a n d, Il matrimonio, Brescia 1968. 59 KDK 48. 60 KDK 50. 58 66 Miłość jako naśladowanie i uczestniczenie w stwórczej miłości Boga pozostaje ostatecznym fundamentem etyki płodności: Zrodzone z miłości stwórczej i ojcowskiej Boga, małżeństwo znajduje w miłości ludzkiej, odpowiadającej obrazowi i chceniu Boga, fundamentalne prawo swojej wartości moralnej 61. Płodność jest owocem i znakiem miłości małżeńskiej, żywym świadectwem pełnego wzajemnego oddawania się małżonków62. Odpowiedzialności związane z płodnością pochodzą, więc i są normowane odpowiedzialnością za miłość i za pakt małżeński, którym małżonkowie są zobowiązani do wzajemnego i całkowitego daru z siebie. Do miłości odpowiedzialnej w małżeństwie zdolni są tylko ci małżonkowie, którzy znają swoją wzajemną odpowiedzialność za dar samej miłości. [...] Ojcostwo należy do natury tej specyficznej miłości, jaką jest miłość małżeńska, ono stanowi mianowicie jej istotny znak, kształtuje ją w sferze intencji i w końcu nakłada na nią pieczęć szczególnego wypełnienia. Miłość małżeńska realizuje się poprzez ojcostwo. Odpowiedzialnością za tę miłość jest w tym samym czasie całkowicie – można by powiedzieć – odpowiedzialnością za ojcostwo. Chciałoby się powiedzieć, że jedna jest częścią drugiej, i że jedna decyduje o drugiej63. Również płodność, podobnie jak miłość, z której się rodzi, znajduje, więc konkretny wyraz swoich odpowiedzialności, imperatyw, który jest normą z wewnątrz, obdarzoną siłą wewnętrznej logiki i prawa życia, w sakramencie małżeństwa. Nowym prawem małżonków chrześcijańskich, transcendentalne wypełnienie miłości i wszystkich wartości małżeńskich jest sakrament miłości chrześcijańskiej. 2. Ogólny plan płodności Błędne skoncentrowanie zbiorowej uwagi wewnątrz i poza Kościołem na problem antykoncepcji odsuwa zbyt łatwo w cień, fakt, że szczodre i wolne otwarcie się na dar-zadanie płodności rozpoczyna się nade wszystko w wewnętrznej postawie całej osobowości małżonków i aktualizuje się w ogólnym planie płodności. P a w e ł, Alokucja do CIF, 12 luty 1966, AAS 58 (1966), s. 221. FC 28. 63 K. W o j t y ł a, Prolusione al Congreso internazionale su Amore focondo responsabile, Milano 21-25 giugno 1978, w: Amore fecondo responsabile, Libreria della famiglia, Milano 1978, s. 26 i 30. 61 62 67 Wychodząc tylko z tej postawy i w konkretnej realizacji tego planu spotykają się i są postawione w sposób właściwy najbardziej częściowe problemy o odpowiedzialnym charakterze ojcostwa-macierzyństwa i metody regulacji poczęć. Często prawdziwa istota oporu nauczaniu Kościoła w tym względzie znajduje się na szczycie tych problemów, na poziomie globalnym; wszelka dyskusja częściowa okazuje się wtedy daremna. Nauczanie Kościoła zderza się z tą mentalnością ogólnie skierowaną przeciw życiu (anti-life mentality: FC 30), która widzi w narodzinach bardziej zło, którego należy się bać, niż dar i odpowiedzialność do przyjęcia. Działanie wychowawcze i pastoralne Kościoła skazane zostałoby na bezowocność, gdyby uwierzyło się, że można przesunąć problem, nie indywidualizując go odpowiednio lub nie rozróżniając go wystarczająco od problemu metod, od którego należy natomiast wyjść. I odnośnie tego należy ukazać charakter specyficznie ludzki, a więc etyczny, tego ogólnego planu płodności. Przekazanie życia nie oznacza tylko przekazanie go w sensie biologicznym. Płodność jest ludzka (etyczna) wtedy, kiedy staje się gotowością i promocją życia, poprzez wychowanie i zaangażowanie kulturalne, społeczne, misjonarskie. Z tego powodu należy włączyć w ten ogólny plan inne formy płodności poza tą biologiczną: myśli się tu o adopcji, o trosce o dzieci opuszczone, upośledzone, o ludzi starych, ale również o oddaniu pełnego czasu zadaniom związanym z opieką społeczną, ewangelizacją, wychowaniem. Byłoby rzeczą paradoksalną, gdyby właśnie mowa wiary musiała pozostać tak skoncentrowana na tajemnice płodności biologicznej w sensie ścisłym, że zapomniałoby się o tajemnicy znacznie większej, o tych formach szczodrej płodności ducha, o których w rzeczywistości, historia wiary pokazywała ciągle wspaniałe przykłady. Płodna miłość małżeńska – mówi Familiaris consortio – wyraża się w różnych formach służenia życiu. Wśród nich najbardziej bezpośrednie, właściwe małżeństwu i zarazem takie, w których nic małżeństwa nie może zastąpić, to rodzenie i wychowanie. W istocie każdy akt prawdziwej miłości wobec człowieka potwierdza i doskonali duchową płodność rodziny, będąc aktem posłuszeństwa wobec głębokiego, wewnętrznego dynamizmu miłości, rozumianej jako oddawanie siebie innym [...] Rodziny chrześcijańskie winna ożywiać większa gotowość do adopcji i 68 przysposobienie dzieci pozbawionych rodziców czy też opuszczonych [...] Płodność rodziny winna być świadoma swej nieustannej „twórczości”. [...] Przedstawiony obraz ukazuje rodzinom szerokie pole działania. Bardziej jeszcze aniżeli opuszczenie dzieci, niepokoi dzisiaj marginalizacja społeczna i kulturowa, boleśnie uderzająca starych, chorych, upośledzonych, narkomanów, byłych więźniów itd. 64 Znaczące wydają się być słowa teologa E. H. Eriksona, które rzucają pewne światło na tę samą tajemniczą płodność dla Królestwa konsekrowanego celibatu: Wiedzieć, że wiek dojrzały jest wiekiem generatywnym, nie oznacza w sposób konieczny, że trzeba rodzić dzieci. Ale oznacza wiedzieć, co ktoś czyni, jeśli decyduje się tego nie czynić. Oznacza to uczestniczyć w inny sposób w potwierdzaniu, prowadzeniu, ubogacaniu żyjącego pokolenia i świata, który ono odziedziczyło. Prawo (obowiązek) posiadania mniejszej liczby dzieci (a nawet żadnego) może być zwalniające od zobowiązania tylko wtedy, kiedy oznacza większą odpowiedzialność osobową i wspólnotową, w stosunku do wszystkich urodzonych i wykorzystanie uczuć rodzicielskich dla zachowania tego, co ubogaca cały cykl życia. 65 Zresztą sama dyspozycyjność do płodności biologicznej nawet ekstremalnie szczodrej (w sensie ilościowym) nie jest w sposób konieczny faktem moralnie pozytywnym, kiedy ona pozostaje czymś czysto instynktownym, podtrzymywana bardziej przez motywy pysznego potwierdzenia własnej energii seksualnej (postawa dość częsta w pewnych kulturach), niż przez prawdziwą miłość ludzką i chrześcijańską życia jako daru Boga. Otwarcie na życie jest zawsze pobudzane przez wiarę do potwierdzenia się, przechodząc od dwuznacznego faktu przed-moralnego do faktu moralnie pozytywnego. 3. Odpowiedzialne rodzicielstwo Ten ogólny plan płodności staje się moralnie bardziej autentyczny w konfrontacji z rzeczywistością (w jego znaczeniu szerszym, które to znaczenie zawiera wewnętrzną i zewnętrzną sytuację pary małżeńskiej, przestrzenną i 64 65 FC 41. E.H. E r i k s o n, Aspetti di una nuova identità, Roma 1975, s. 130. 69 czasową, materialną i duchową) i otrzymując z tego porównania ślad rozumu ludzkiego, a więc liczbę i wymiar. To jest właśnie to, co w sposób ogólny rozumie się przez odpowiedzialne rodzicielstwo, jeśli nawet pojęcie to należy, pomimo wszystko, zobrazować w pojęciach bardziej pozytywnych. Odpowiedzialne rodzicielstwo może, bowiem wskazywać, w sensie dalszym i ogólnym, globalny wymiar etyczny (a więc odpowiedzialny) faktu prokreacji. W tym sensie zakłada ono konieczność poznania siebie, rytmów własnej płodności, opanowanie impulsów, od których ona pochodzi, przyjęcie zamierzonego charakteru ludzkiego i boskiego, do którego jest ona wewnętrznie przyporządkowana (zob. HV 10). Ale w sensie bardziej wąskim, a więc w tym, do którego odwołujemy się teraz i będziemy odwoływać się w przyszłości, odpowiedzialne rodzicielstwo mówi przede wszystkim o wymaganiu podania liczby i wymiaru ogólnej woli życia, według zamysłu zdolności etycznej. To otwarcie na życie, jako na istotny wymiar miłości i jej aktywności małżeńskiej, nie oznacza, że powinna ona wyrażać się w faktycznej płodności, każdorazowo, kiedy wypełnia się akt małżeński.66 Jest to ta sama rzeczywistość, w której małżonkowie żyją, i na którą ukierunkowują konkretne określenie wymiaru również ilościowego swojej płodności (pojęcie to nie powinno budzić lęku, ukazuje ono, bowiem prawdę, którą należy powiedzieć bez faryzejskiego idealizowania). Jeżeli zaś z kolei uwzględnimy warunki psychologiczne i społeczne, należy uznać, że odpowiedzialne rodzicielstwo, którzy kierując się fizyczne, ci ekonomiczne, małżonkowie roztropnym realizują namysłem i wielkodusznością, decydują się na przyjęcie liczniejszego potomstwa albo też, dla ważnych przyczyn i przy poszanowaniu nakazów moralnych, postanawiają okresowo lub nawet na czas nieograniczony, unikać zrodzenia dalszego dziecka.67 Wartościowanie tych warunków i ostateczny osąd o optymalnych wymiarach własnego ojcostwa należy w sposób jedyny do sumienia małżonków, które jest właśnie 66 67 odpowiedzialne przed Bogiem. Małżonkowie G. P e r i c o, A quattro anni dall’encicclica Humanae vitae, Milano 1972, s. 6 HV 10. 70 wiedzą, iż są współpracownikami miłości Boga Stwórcy [...]. Dlatego niech wypełniają swoje zadanie w poczuciu ludzkiej i chrześcijańskiej odpowiedzialności i z należnym Bogu szacunkiem, niech wspólnym zamysłem wysiłkiem wyrabiają sobie właściwy osąd, dążąc zarówno do swojego własnego dobro, jak i dobra dzieci, czy to już narodzonych, czy też oczekiwanych w przyszłości, uwzględniając warunki czasowe i okoliczności życiowe, tak materialne, jak i duchowe, a wreszcie niech mają na uwadze dobro wspólnoty rodzinnej, społeczeństwa doczesnego i samego Kościoła. Osąd taki małżonkowie winni wyrobić sobie sami, w obliczu Boga.68 Osąd taki uwzględnia nade wszystko, pierwej jeszcze niż problem metod, problem konkretnego wyznaczenia globalnego planu płodności, tj. wymiaru realizacji ogólnej woli przekazywania życia małżonków. Na tym poziomie, sam Kościół zatrzymuje się pełen szacunku przed sumieniem małżonków i nie interweniuje, jeśli nie w celu oświecenia światłem wiary, głębokiego znaczenia i ostatecznego obrazu odniesienia tego sądu. Sam przymiotnik „szczodry”, który towarzyszy często w dokumentach Kościoła innemu przymiotnikowi „odpowiedzialne” chce być bardziej wezwaniem do wewnętrznych postaw, którymi powinni wzorować się konkretne wybory małżonków, niż bezpośrednim naciskiem na zwiększenie liczby poczęć 4. Regulacja poczęć: problem środków Oddzielnym problemem, nawet, jeśli w jakiś sposób przylegającym, jest natomiast problem bardziej częściowy, ale bliższy konkretnemu życiu, problem metod i środków możliwych do zastosowania w konkretnym urzeczywistnianiu tego globalnego planu płodności. Różny jest przedmiot problemu: nie wewnętrzna postawa czy ogólny plan, ale dokładna struktura konkretnego aktu. Różne są wartości brane pod uwagę: nie globalne otwarcie na życie, (które zakłada się, że jest obecne), ale odrzucenie zamknięcia na życie, w sposób sztuczny, pojedynczego aktu, który byłby sam z siebie płodnym. Osąd moralny o globalnym planie może być negatywny lub pozytywny, ale nie identyfikuje się on z osądem o moralnej jakości metody. Decyzja o nie posiadaniu 68 GS 50. 71 dzieci może być całkowicie usprawiedliwiona sama w sobie; powinna ona jeszcze brać pod uwagę późniejszy osąd o moralnej prawomocności (czym nie jest oczywiście techniczna skuteczność) metod, których się używa. Jest sprawą ważną przypomnieć to: bardzo wiele argumentów przytaczanych na podparcie nauczania encykliki Humanae Vitae jest w rzeczywistości tylko ostrzeżeniem przeciwko mentalności przeciwnej życiu, która w tym problemie nie jest natomiast w sposób konieczny brana pod uwagę. To prawda, że z tyłu antykoncepcji istnieje często mentalność antykoncepcyjna; ale nie można jej zawsze zakładać. To prawda, że na antykoncepcji ciągle ciąży niebezpieczeństwo upadku w postawy egoistyczne; ale nie jest to niebezpieczeństwo z góry przesądzone, a więc nie jest wystarczające do usprawiedliwienia osądu o istocie negatywności moralnej. Problem antykoncepcji powinien pozostać, jeśli nie abstrakcyjnie oddzielony, to przynajmniej pojęciowo odróżniony od tego ogólnego otwarcia na życie, aby był traktowany z przekonywującą apologetyką, ale również w celu oddania sprawiedliwości niepokojącym sytuacjom wielu par małżeńskich, które chociaż stosują antykoncepcję, nie mogą być oskarżane o egoizm lub mentalność przeciwko życiu. Jakie są, więc pojęcia tego problemu? Akt, przez który małżonkowie stają się współpracownikami Boga w celu przekazania życia, jest również aktem, którym wyrażają swoją miłość; z tego aktu czerpią oni energię w celu pogłębienia i uwierzytelnienia tej miłości. W tym akcie darują się wzajemnie, realizując te identyfikujące zjednoczenie, które jest pierwszym celem i sensem wspólnoty małżeńskiej. Ten akt jest okresowo zdolny do przekazywania życia według rytmów nie zawsze łatwych do rozpoznania i opanowania, niezależnych od intencji małżonków. Urzeczywistnienie odpowiedzialnego rodzicielstwa, oznaczonego przez liczbę i wymiar, powinno liczyć się z tą płodnością. Przed małżonkami otwierają się drogi milczenia seksualnego (okresowego lub całkowitego według przypadków) albo wstrzymania ewentualnej płodności aktu różnymi sztucznymi środkami (antykoncepcja, formy sterylizacji bezpośredniej lub pośredniej). Małżonkowie, którzy chcą zachować pierwszą metodę, doświadczają dziś szczególnie żywych trudności: wyrażanie miłości poprzez przez akt małżeński wyczuwane jest w naszej kulturze, 72 nie tylko jako przedmiot pragnienia, ale również jako wartość moralna; i jako takie zostało uznane przez Konstytucje Duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, która przyznaje, że kiedy przerywa się intymne życie małżeńskie, cnota wierność nierzadko bywa wystawiona na niebezpieczeństwo, a dobro potomstwa może zatracić się zupełnie 69. Jak pogodzić w tym przypadku konieczność regulacji poczęć, która nakładałaby milczenie seksualne bardziej lub mniej wydłużone z wymaganiem wyrażenia, potwierdzenia i pogłębienia miłości małżeńskiej aktami, które są same w sobie obdarzone możliwą płodnością? 5. Tradycyjna nauka Kościoła Nauczanie Kościoła poprzez wieki było rygorystycznie zgodne w wykluczaniu wszelkiej sztucznej formy wstrzymywania ewentualnej płodności. W przeszłości nie stanowiło to problemu: było doskonale zgodne z tradycyjnym pojęciem teologicznym płciowości: znajdowało się ono tylko w jej ukierunkowaniu na prokreację, która była jej sensem i celem, jako usprawiedliwienie etyczne, którego miała potrzebę, naznaczona cieniem pożądania i grzechu. Z drugiej strony, ale rzecz ta nie powinna być zbytnio uogólniana, dzieci przedstawiały w szerokich warstwach społeczeństwa, bardziej bogactwo niż problem. Środki małżeńskiego znane (coitus i praktykowane, interruptus, w celu stosunek wykluczenia przerywany płodności albo inne aktu środki mechaniczne) przedstawiały w sposób bardziej oczywisty niż inne używane dziś (pigułka) gwałt i zubożenie samego jednoczącego znaczenia i charakteru gestu miłości samego aktu. To tłumaczy dość ogólnie, że w nauczaniu Kościoła przez wieki był brak i nieobecność wszelkiej wątpliwości lub niezgodności w tym względzie. Samo używanie okresów niepłodnych otrzymało pierwsze przyzwolenia, (ale słuszniej byłoby powiedzieć atesty tolerancji) dopiero w zeszłym wieku, dwiema odpowiedziami świętej Penitencjarii, odpowiednio z 2 marca 1853 i z 6 czerwca 1880, które mówią, że nie powinni się niepokoić małżonkowie, którzy się do nich uciekają. 69 GS 51. 73 Encyklika Piusa XI z 31 grudnia 1930 roku Casti Connubii ukazuje racje tej tolerancji i możliwość jej pogodzenia z pierwszeństwem celu prokreatywnego: Nie można powiedzieć, że działają przeciwko porządkowi natury ci małżonkowie, którzy używają swojego prawa w sposób należny i naturalny, nawet jeśli z powodu przyczyn naturalnych, tak czasu jak i innych okoliczności nieprawidłowych, nie może narodzić się nowe życie. Gdy w samym małżeństwie są zachowane również cele drugorzędne, jakimi są wzajemna pomoc i wzajemne uczucie dla pobudzania i uspokajania pożądliwości, cele, których małżonkom nie jest zabronione chcieć, pod warunkiem że będzie zawsze respektowana wewnętrzna natura aktu i w konsekwencji jego podporządkowanie celowi głównemu.70 Jak widać podporządkowanie aktu jego celowi prokreatywnemu nie jest mierzone na bazie intencji a tym mniej na bazie rzeczywistości prokreacji, ale na bazie szacunku dla wewnętrznej natury aktu: jest to, zasada niezastąpiona jeszcze dziś dla zrozumienia nauki Humanae vitae. Metoda świadomego używania okresów niepłodnych jest w pewien sposób oficjalnie zaproponowana przez Piusa XII jako metoda dozwolona dla regulacji narodzin, byleby odpowiednia decyzja bazowała na moralnych motywach wystarczających i pewnych; i papież sam je wylicza wyróżniając te, które nierzadko znajdują się w tzw. wskazaniach medycznych, eugenicznych, ekonomicznych i społecznych.71 Pozostało, więc potwierdzone (a przez Casti Connubi w sposób uroczysty) tradycyjne absolutne wykluczenie wszelkiej formy antykoncepcji. 6. Nowe aspekty problemu: dyskusje posoborowe Problem wzrostu demograficznego wielu krajów, wzrastające trudności dla odpowiedniego wychowanie i troska o dzieci, urbanizacja i kryzysy mieszkaniowe zaostrzyły w międzyczasie problem regulacji narodzin, i przygotowały w ten sposób teren do dyskusji bardziej radykalnej i bardziej zaognionej w całej tej kwestii. Ostateczne zapoczątkowanie całej dyskusji było spowodowane dwoma znaczącymi 70 DS. 3148. P i u s XII, Discorso alle ostetriche, 29.10.1951, w: Insegnamenti pontifici 1. Il matrimonio, Roma 1965, s. 390. 71 74 wydarzenia następującymi po sobie w szybkim czasie: pierwszym było wynalezienie pigułki Pincus, środka antykoncepcyjnego, który wydawało się nie zmieniał jakości aktu małżeńskiego i naśladował dynamizm wstrzymania płodności właściwy samej naturze. Drugim była relatywna rewolucja pojęcia płciowości i małżeństwa wypracowana wewnątrz świata katolickiego, dzięki wkładowi Soboru Watykańskiego II, który w Konstytucji Duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes przyjął wiele wymogów personalistycznych współczesnej kultury seksualnej. Otworzona jeszcze przed Soborem dyskusja o pigułce rozszalała się podczas samego Soboru, przyjmując tony bardzo gorące i stawiając trochę w wątpliwość tradycyjną naukę o regulacji poczęć. Paweł VI, jak wiadomo przyjął na siebie cały problem i ustanowił międzynarodową komisję, która miała za zadanie dogłębne przeanalizowanie problemu i przygotowanie wskazań w celu podania definitywnej odpowiedzi. Okres między końcem Soboru, a wydaniem Humanae Vitae przedstawiał w Kościele, jeśli chodzi o problem antykoncepcji, pewnego rodzaju vacatio legis, faktycznie, jeśli nie właściwie prawnie; a w debacie teologicznej, również na poziomie popularnonaukowym, tezy najbardziej kontrowersyjne znajdowały popleczników i posłuch. 7. Encyklika Humanae Vitae: potwierdzenie tradycji Żadnego, więc zdziwienia, że promulgacja encykliki Humanae Vitae, która na nowo proponowała, umieszczając ją również w kontekście personalistycznym, uczynionym, właśnie, przez Gaudium et spes, naukę tradycyjną odnośnie niedozwoloności środków antykoncepcyjnych, zaliczając do nich pigułkę, (którą ktoś w międzyczasie nazwał „katolicką”), zaskoczyła znaczną część opinii publicznej i wywołała niezgodę i najżywsze reakcje w Kościele i poza nim. Rzadko nauczanie apostolskie Piotra i jego następców - mówi G. Martelet było bardziej kontestowana niż to Pawła VI w encyklice „Humanae Vitae”. Niekiedy ubolewało się nad intelektualną katastrofą ukazywaną w tej encyklice, niekiedy śmiano się z niej. Ponieważ nauczanie papież zostało tak bardzo zdyskredytowane, 75 to roszczenia jego nieomylności byłoby w sposób oczywisty zakwestionowane, a sumienie chrześcijańskie pozostawione samemu sobie. W niektórych krajach tłumaczy się tą encykliką poważną i ogólną niechęć, którą kontestuje się władzę Kościoła. Wszędzie po trochu z pewnością wiele rodzin myślało, że papież ich nie rozumiał. On zatrzymał się, mówiono, poza soborem; prowadzi nas na nowo do tego nieznośnego świata legalizmu i do sensów winy seksualnej. Krótko mówiąc encyklika miała przyjęcie tak powściągliwe, że jej nauczanie, według niektórych upadło samo przez się.72 Ale nauczanie Kościoła dołączało jedynie potwierdzenia. Episkopaty, chociaż czuły się blisko niepokojów tylu wiernych musiały znaleźć w krótkim czasie drogi niełatwe i w części nieznane w celu uczynienia tak, aby nauka zawarta w Humanae vitae była bardziej przyswajalna wiernym i w celu przetłumaczenia jej na realistyczne wskazania duszpasterskie, to jednak broniły zawsze wiernie istoty doktrynalnej. Jeszcze niedawno Synod Biskupów z 1980 roku, (po którym ukazała się Adhortacja apostolska Familiaris consortio) również uznając złożoność problemu i przypominając, że w samej intencji Pawła VI, encyklika Humanae vitae nie chciała być traktatem całościowym i kompletnym o małżeństwie i rodzinie, którego również czuje się potrzebę, potwierdził uroczyście nauczanie Humanae vitae o antykoncepcji i zaprosił teologów do współpracy z Urzędem Nauczycielskim w celu lepszego ukazania fundamentów biblijnych i racji personalistycznych tej nauki. Przyjmując to zaproszenie, które również wydaje się przywraca zadanie teologii, ukazujemy własną refleksję dotyczącą tego argumentu. 8. Nauczycielski zasięg encykliki Pierwszym elementem do wzięcia pod uwagę jest element, który niekiedy nazywa się notą teologiczną nauki proponowanej przez encyklikę. Chodzi o określenie stopnia obowiązku, jaki encyklika posiada dla wierzących, na mocy jej powiązań z faktami wiary. Nie mówi się jeszcze o obowiązku podmiotowym, który jest zawsze przesiewany przez sumienie osoby, któremu zawsze jest przyznana możliwość G. M a r t e l e t, Un profetismo contestato: il messaggio della „humanae Vitae, w: La coppia, l’amore, la vita, pr. zb. pod red. D. T e t t a m a n z i, Milano 1980, s. 253. 72 76 niezgody w dobrej wierze lub błędu niezawinionego. Mówi się natomiast o typie akceptacji lub o szacunku należnym przedmiotowo nauczaniu encykliki (i innym dokumentom, które ona potwierdza lub, przez które jest potwierdzona) na mocy jej przynależności do autentycznego nauczania magisterium Kościoła. Encyklika, bowiem jest zawsze momentem mocnym tego nauczania. Ona jednakże nie angażuje autorytetu nauczycielskiego Kościoła w jego najwyższym stopniu, jak w definicji nieomylnej i niezmiennej, przynajmniej, jeśli tego nie można wywnioskować, w stopniu wyższym od wszelkiej wątpliwości, z tonu tekstu i kontekstu. Nie wydaje się być to w przypadku Humanae vitae; tak myślał przynajmniej prałat Lambruschini, delegowany do przedstawienia encykliki prasie. On sam sprecyzował kolejno swoje deklaracje, takimi słowami: Jest to nauka katolicka, ale nie wiary katolickiej zdefiniowanej, i nawet nie najbliższej wiary katolickiej. [...] Jednakże encyklika „Humanae vitae” potwierdza i koronuje nauczanie zwyczajne i nadzwyczajne, które ją poprzedziło. [...] Nie można mieć wątpliwości, co do ciągłości nauczania „Humanae vitae”, również z nauczaniem Soboru Watykańskiego II. Orzeczenie nie jest ani nieomylne, ani nie niereformowalne, ale nie pozostawia problemu w odniesieniu do regulacji poczęć warunkom niejasnej problematyczności. Tylko definicjom właściwie wypowiedzianym należy się zgoda wiary teologicznej; ale nawet orzeczeniom autentycznego nauczania należna jest zgoda lojalna i pełna, wewnętrzna a nie tylko zewnętrzna. [...].73 Opinia wyrażona, jakkolwiek tytułem czysto osobistym, przez prezentera encykliki, została szeroko zaakceptowana przez teologów, nawet jeśli nie brakowało głosów, które chciały za wszelka cenę usłyszeć orzeczenie nieomylne i niereformowalne. Trzeba ponadto powiedzieć, że ogólnie ci, którzy bronią charakteru definitywnego i niereformowalnego „nie” dla antykoncepcji, czynią to nie z racji uroczystości dokumentu samego w sobie, ile przez fakt, że ono zawsze i bez wątpienia było przedstawiane, utrzymywane za prawdziwe i przeżywane przez Kościół poprzez całą Jego historię. Jak mówi Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium w punkcie 12: Ogół wierzących, mających namaszczenie od Świętego (por. 1J 2, 20 i 27), nie może zbłądzić w wierze i tę swoją szczególną właściwość ujawnia przez nadprzyrodzony zmysł wiary całego ludu, gdy „poczynając 73 Humanae Vitae. Critiche, consensi, documenti, annotazioni pastorali, morali e mediche, Roma 1968, s. 14-15. 77 od biskupów aż po ostatniego z wiernych świeckich” ujawnia on swą powszechną zgodność w sprawach wiary i moralności.74 Wydaje się jednakże, że przynajmniej, jeśli chodzi o okoliczności towarzyszące hormonalnym środkom antykoncepcyjnym, problem przedstawia dziś aspekty nowe i nieznane; zresztą nowe i nieznane jest przynajmniej w części pojęcie płciowości, które stanowi głębię problemu i jest jednym z faktów najbardziej znaczących. Paweł VI miał zresztą jasną świadomość, że jego orzeczenie o ważności nauki tradycyjnej, również w nowej sytuacji przedstawia koniec okresu niepewności i prawdziwych dyskusji, przedstawia odpowiedź na rzeczywiste znaki zapytania Kościoła, która nadawała jego nauczaniu bardziej charakter kreatywności niż ciągłości. Również przez to istota nauczania Humanae vitae o antykoncepcji pozostaje bez wątpienia aktualną nauką Kościoła, nauczaniem autentycznym, nauką wiarygodną Magisterium, ale jeszcze nie orzeczeniem nieomylnym i niereformowalnym. Naturalnie nauczanie nie nieomylne i nie niereformowalne nie oznacza ryzykownej hipotezy pracy czy prowizorycznego wskazania o charakterze pastoralnym i zabezpieczającym. Ale oznacza to, że jeszcze bardziej, niż to, co nie jest już potrzebne naukom zdefiniowanym, ma ona potrzebę nie tylko bycia akceptowaną, wyznawaną i przeżywaną przez Kościół, ale jeszcze ciągle studiowaną w obiektywnej konfrontacji z danymi, w ciągłej ewolucji, nauk o Bogu i człowieku, i ewentualnie na nowo formułowaną w sposób, w którym znajdzie się coraz to większą zgodność z tą prawda moralną, która w swojej całkowitości, nie może nigdy być zamknięta raz na zawsze w żadnym sformułowaniu ludzkim. Konkretnie, jak, powinno, więc być przyjmowane takie nauczanie?. Przedstawia ono wiążący moment służby poświadczenia i jedności, którą urząd nauczycielski Kościoła wypełnia, z mandatu Chrystusa, względem poszukiwań zbiorowej świadomości wspólnoty kościelnej. Jak sumienie indywidualne zobowiązuje poszczególne osoby wewnątrz konkretnej sytuacji, w której objawia się, tak to miarodajne wyrażenie świadomości zbiorowej Kościoła zobowiązuje tych, którzy w Kościele rozpoznają się, aż dotąd i w wymiarze, w jakim pozostaje miarodajne wyrażenie samego Kościoła. Ale do czego 74 KK 12. 78 zobowiązuje? Jakiego typu uznania żąda? Sobór Watykański II mówi, że nauczaniu papieża należy ukazać: pobożną uległość woli i rozumu [...] nawet wtedy, gdy nie przemawia on „ex cathedra”; należy mianowicie ze czcią uznawać jego najwyższy urząd nauczycielski i do orzeczeń przez niego wypowiedzianych stosować się szczerze, zgodnie z jego myślą i wolą, która ujawnia się szczególnie przez charakter dokumentów bądź przez częste podawanie tej samej nauki, bądź przez sam sposób jej wyrażania.75 Jest rzeczą interesującą zobaczyć, jak niektóre Konferencje Biskupów odwołały się wyraźnie w komentowaniu encykliki, do tego artykułu, w celu jej potwierdzenia. Ale one wspólnie potwierdziły tradycyjną naukę, która nie wyklucza możliwości i dozwoloności roztropnej niezgody, to jest kompetentnej, pełnej szacunku i umotywowanej, w odniesieniu do nauki proponowanej przez Magisterium w sposób uroczysty i autentyczny, ale nie takiej, która zawiera nieomylność, i która wymaga, więc akceptacji bez warunkowej, jako warunku przynależenia do jedności wiary Kościoła.76 A to wychodząc z możliwości podmiotowej niewinnej ze względu na niepokonalny błąd sumienia, które pozostaje sędzią ostatniej instancji, jak również odpowiedzialne za swoje decyzje w stosunku do Boga. 9. Doktrynalne treści encykliki Ale jakie są treści doktrynalne encykliki; lub lepiej jeszcze, w jakich pojęciach, i w jakim kontekście przedstawia ona ponownie i aplikuje ją do nowych wymiarów problemu, tradycyjną pozycję Kościoła odnośnie antykoncepcji? Encyklika, rozpoznaje niepublikowany charakter zapytań skierowanych dziś do Kościoła, charakter, który związany jest, miedzy innymi, z nowymi wymiarami problemu demograficznego, nową wizja człowieka, płciowości, panowania człowieka nad naturą i samej płodności miłości (HV 3). Potwierdza kompetencje Urzędu nauczycielskiego nad wymiarem moralnym (nawet tylko naturalnym) problemu, na mocy jego znaczenia dla zbawienia (HV 4). Przedstawia w końcu kontekst lub 75 KK 25. L. S a n d r i, (red.) Humanae Vitae e magistero episcopale, Bologna 1969. Obydwa stwierdzenia (obowiązek posłuszeństwa i możliwość niezgody roztropnej i kompetentnej) przypomniane zostały przez Episkopaty Niemiec Zachodnich (nn. 28-29), Belgii (nn. 81-82), Austrii (nn116-122), Kanady (nn. 171-173), Skandynawii (nn. 213-214), USA (464-468), itd. 76 79 antropologiczne zaplecze odpowiedzi Kościoła; pewną wizję całego człowieka i jego powołanie, obejmujące nie tylko porządek naturalny i doczesny, ale również nadprzyrodzony i wieczny77; pojęcie miłości małżeńskiej, na którym opiera się cały wymiar prokreacyjny i jednoczący (HV 8), i która jest, więc tylko taką, kiedy jest w pełni ludzką, całkowitą, wierną i płodną (HV 9); i w końcu pojęcie odpowiedzialnego rodzicielstwa, które zawiera znajomość i poszanowanie procesów biologicznych płodności, panowanie ze strony rozumu i woli nad instynktami, świadomość niemożliwości poruszania się na tym polu według własnego sądu, ale bycia na służbie stwórczej intencji Boga (HV 10). Dalej mamy centralne jądro odpowiedzi, która ma swoja podstawę w ustanowionym przez Boga nierozerwalnym związku – którego człowiekowi nie wolno samowolnie zrywać, między dwojakim znaczeniem tkwiącym w stosunku małżeńskim; między oznaczeniem jedności i oznaczeniem rodzicielstwa.78 Zerwanie tej łączności to działanie wbrew naturze tak mężczyzny jak i kobiety, a także wbrew głębokiemu ich zespoleniu. I właśnie dlatego sprzeciwia się też planowi Boga i jego świętej woli.79 Ta łączność zerwana jest przez wszelkie działanie, które – bądź to w przewidywaniu zbliżenia małżeńskiego, bądź podczas jego spełnienia, czy w rozwoju naturalnych skutków – miałoby za cel uniemożliwienie poczęcia lub prowadziłoby do tego.80 I dlatego niedozwoloną drogą regulacji poczęć jest zarówno antykoncepcja jak i wszelka forma sterylizacji bezpośredniej. Nie przeciwstawia się natomiast zasadom moralnym wyżej potwierdzonym wykorzystywanie nawet świadome okresów niepłodnych w celu kontrolowania poczęć. Różnica między tymi dwoma sposobami nie jest, bowiem związana tylko z intencją, która może być mniej lub bardziej właściwa, w każdym przypadku, ale również z faktem, że w pierwszym przypadku małżonkowie w sposób prawidłowy korzystają z pewnej właściwości danej im przez naturę. W drugim zaś, stawiają oni przeszkodę naturalnemu przebiegowi procesów związanych z przekazywaniem życia.81 77 HV 7. HV 12. 79 HV 13. 80 HV 14. 81 HV 16. 78 80 10. Racje encykliki „Humanae vitae” Chociaż istnieją założenia antropologiczne i teologiczne, które osadzają naukę proponowaną przez Humanae Vitae, to jednak nie można powiedzieć, że jasności stwierdzeń towarzyszy wyczerpująca prezentacja racji, które pokazują prawdę. Encyklika zresztą przypomina, że należny szacunek nauce, którą ona proponuje obowiązuje nie tyle ze względu na racje, któreśmy wyżej przytoczyli, ile raczej ze względu na światło Ducha Świętego, którym cieszą się szczególnie Pasterze Kościoła w nauczaniu prawdy.82 Należy również powiedzieć, raz na zawsze, że na polu moralnym nie do pomyślenia są stwierdzenia apodyktyczne, właściwe logice formalnej. Nie oznacza to, że encyklika żąda od człowieka wierzącego zgody ślepej i nieumotywowanej, pewnego rodzaju podporządkowania się z zamkniętymi oczyma. Jeśli nawet taka zgoda pochodziłaby jedynie z motywów wiary, to byłaby ona częścią, pomimo wszystko tego samego głębokiego zrozumienia aktu wiary i pozostałaby podporządkowana ciągłemu poszukiwaniu większego „zrozumienia wiary”, tj. coraz to głębszemu zrozumieniu i przekonaniu do tego, czego jest się pewnym, ze względu na wiarę, jeszcze bez możliwości widzenia wszystkich racji i wewnętrznych konieczności. Ze względu na poszukiwanie tego większego zrozumienia wiary, przyglądnijmy się teraz, krótko racjom, które dla podbudowy jej nauki, dostarczają zarówno samej encyklice, jak i teologom, którzy ją przyjęli pozytywnie i przedstawili wiernym z intencją uczynienia ją właśnie zrozumiałą i do przyjęcia. Będzie to przegląd krytyczny, w którym nie zabraknie uchwycenia punków słabych pewnych argumentacji, ponieważ tylko przez obiektywne pogłębienie tych racji będzie można dojść również do lepszego zrozumienia sensu i istoty nauczania papieskiego. 10.1. Szacunek dla życia Ktoś próbował znaleźć rozumny fundament zakazu antykoncepcji w pewnego rodzaju szacunku, jaką miłość powinna mieć dla życia, już w jej samych źródłach. 82 HV 28. 81 Tak np. Martelet: [...] Miłość nie spełni całkowicie swojej misji, jak tylko przesuwając szacunku dla istnienia ludzkiego aż do samych swoich źródeł, ponieważ te są zagrożone [...]. Całe życie ludzkie zostało powierzone tej miłości, której nie przyznaje się żadnego prawa dla przedsięwzięcia czegokolwiek przeciwko niej. Uznaje się, więc jako normę, aby nie niszczyć nawet możliwości, jaką istota ludzka posiada do ukazania w niej, kiedy ta możliwość, która jest prawdziwie ludzka, jest jej rzeczywiście dana.83 Jasne jest teraz, że tego szacunku nie należy mylić z tym, bardziej poważnym i naglącym, który jest należny życiu już rozpoczętemu. Akt małżeński jest tylko możliwością życia, która nawet przy stosowaniu okresów niepłodnych pozostaje świadomie nieurzeczywistniona. To, co należy ukazać jest to, że ta dalsza możliwość (zawarta w strukturze aktu) nie może nigdy i dla żadnego motywu być słusznie zablokowana, wpierw jeszcze niż stanie się prawdziwą rzeczywistością żyjącą. 10.2. Mentalność przeciwko życiu Innym argumentem często używanym jest argument zaczerpnięty z moralnej wartości negatywnej intencji i postaw, że jeśli które stałyby na bazie wyborów antykoncepcyjnych. Jest teraz oczywiste, w wielu przypadkach z tyłu aktu antykoncepcyjnego ukrywają się motywacje egoistyczne, które są sprzeczne z wewnętrzną postawą szczodrego otwarcia się na życie, to pozostaje prawdą, że w wielu innych przypadkach to nie weryfikuje się. Negatywna wartość antykoncepcji, według Humanae Vitae jest czymś istotnym w samym akcie, czego żadna „dobra intencja” nie może usprawiedliwić. Ona nie zależy od finis operantis, ale od finis operis. Ale z drugiej strony ta sama intencja, która stoi z tyłu aktu antykoncepcyjnego, znajduje się również z tyłu używania okresów niepłodnych, których użycie zostało uznane za dozwolone. Ważne jest to, co powiedział teolog Honnings, że sztuczne metody ukazują wolę antyprokreacyjną, podczas gdy używanie okresów niepłodnych ukazuje tylko wolę nie poczynania.84 G. M a r t e l e t, L’ esistenza umana e l’amore, Asyż 1970, s. 91-92. B. H o n i n g s, Il principio di inscindibilità; un segno per due significativi, Lateranum 44 (1978), s. 191. 83 84 82 Antyprokreacyjność czy nie poczynanie kwalifikują moralnie metody dla regulacji poczęć nie jako wewnętrzne dla woli działającego, ale jako istotne dla struktury aktu, konstytutywne dla jego istoty. 10.3. Niebezpieczeństwo antykoncepcji Podobnym do tego argumentu jest argument zaczerpnięty z niebezpieczeństw związanych z antykoncepcją. Nauczanie Kościoła ma w tym przypadku wartość profetyczną, jako odważne zdemaskowanie zła całej społeczności. Czas teraźniejszy nie może zrozumieć wartości tego donosu, o którym dopiero przyszłość pokaże jako prawdę antycypowaną i przeciwną. Niebezpieczeństwo, o którym mowa, dotyczy naturalnie rozpadu hedonistycznego świata ludzkiego i naszej cywilizacji. Paweł VI – mówią biskupi brazylijscy – ostrzega profetycznie i w sposób należyty, aby nie pozwolić naszemu humanizmowi zachodniemu popaść nie odwracalnie w hedonizm, erotyzm i rozwiązłość.85 Coraz wyraźniejsza staje się świadomość – mówi teolog włoski D. Tettamanzi, - że otwarcie drzwi dla antykoncepcji oznacza, mówiąc realistycznie, otwarcie drzwi dla innych nieporządków moralnych o większej ciężkości. Istniejący związek między antykoncepcją a przerywaniem ciąży nie może być przemilczany czy przewartościowany.86 Innym niebezpieczeństwem przywołanym w tym miejscu jest możliwość ingerencji państwa, na tym polu, jak te, świętym ze względu na intymność i w najbardziej niezbywalne prawa pojedynczych osób. Argument ten jest już zawarty w encyklice: Trzeba wreszcie pilnie rozważyć i to, jak bardzo niebezpieczne możliwości przyznałoby się w ten sposób kierownikom państw, nietroszczącym się o prawa moralne. Któż mógłby wtedy obwinić władzę państwową o stosowanie w skali całego społeczeństwa takich rozwiązań, które przyznano by małżonkom jako godziwe w rozwiązywaniu problemów występujących w poszczególnych rodzinach?87 Również w tym względzie należy powiedzieć, że jeśli żadna wątpliwość nie może być 85 Humanae Vitae e magistero episcopale, pod red. L. S a n d r i, Bologna 1969, n 734. D. T e t t a m a n z i, Gli sposi ministri del disegno di Dio, w: La coppia, l’amore, la vita, pod red. A. Z i m m e r m a n n, Milano 1969, s. 237. 87 HV 17. 86 83 odczuwana na niebezpieczeństwie realnym, jakie uwolnienie środków antykoncepcyjnych miałoby dla jakości moralnej pojedynczej osoby i wspólnoty, tak, że takie niebezpieczeństwo usprawiedliwiałoby z pewnością poważne zastrzeżenia i ostrzeżenia, to jeszcze nie byłaby dość wystarczająco wytłumaczona deklaracja o wewnętrznej negatywnej wartości moralnej, jaka jest zawarta w encyklice. Niebezpieczeństwo tańca, czy spektaklu, czy wyścigu zbrojeń nie czyni jeszcze żadnej z tych rzeczy wewnętrznie negatywnymi. 10.4. Moralna wartość wstrzemięźliwości Nie może być rozważany w ten sam sposób apel odnoszący się do moralnych wartości wstrzemięźliwości. Człowiek – mówi się często – realizuje się tylko w takim wymiarze, w jakim umie narzucić sobie wymagania88. Czystość małżeńska nie może być z pewnością rozumiana jako prosta odmowa intymności miłości małżeńskiej; ona jednak zawiera wyrzeczenia wymaganego z samej godności tej miłości89. Chodzi o prawdy niepodlegające wątpliwości, z których jednak nie jest rzeczą możliwą wydedukować bezprawność antykoncepcji. Dobro metody regulacji poczęć nie może być mierzone jednostronnie z rezygnacji, które zawiera. To, co się chce pokazać, to, to, że godność miłości jest istotnie niekompatybilna z metodami antykoncepcyjnymi. 10.5. Pierwszeństwo celu prokreacyjnego Argument, który jest trochę po linii argumentu zaczerpniętego z negatywnej wartości intencji antykoncepcyjnej, to argument, którym chciałoby się wprowadzić „nie” dla antykoncepcji ze względu na udaremnienie celowości prokreacyjnej, uważanej za pierwszorzędny cel małżeństwa. Dopuszczenie, że dozwolona jest – mówi teolog Lio – niekiedy, z powodu słusznej przyczyny, antykoncepcja bezpośrednia, oznaczałoby dopuszczenie, że wolno jest oddzielić pozytywnie, bezpośrednio i środkami nienaturalnymi małżeństwo i miłość małżeńską od siebie 88 89 J a n P a w e ł II, Allocuzione del 1 luglio, L’Osservatore Romano z 2 Lipca 1980. B. H ä r i n g, Liberi e fedeli in Christo, Roma 1979, s. 631. 84 samych, a to przeciwstawiałoby się samemu porządkowi boskiemu, który ustanowił małżeństwo na pierwszym miejscu „propter prolem”.90 Jest, więc sprawą oczywistą, że norma ta troszczy się o celowość prokreacyjną i czyni odniesienie do niej. Ale trzeba zauważyć, że celowość, której ona broni, nie jest celowością konkretnej skuteczności prokreacyjnej, ale celowością wpisaną w akt małżeński. Nie żąda ona osiągnięcia w sposób rzeczywisty konkretnego celu prokreacyjnego, ale tylko szanowania abstrakcyjnego charakteru końcowego, związanego ze strukturą. Jeżeli ta struktura jest uszanowana, celowość konkretna może być w sposób dozwolony udaremniona, np. przez świadome stosowanie okresów niepłodnych. Ale problemem jest właśnie ukazanie, dlaczego taka struktura musi być zawsze i kiedykolwiek szanowana, niezależnie od konkretnych wymagań „dobra gatunku”, więcej od samego wymiaru, który może być również szczodrze szeroki, w płodności już urzeczywistnionej przez małżonków. 10.6. Granice panowania ludzkiego nad naturą Innymi razy, apeluje się do granic nałożonych człowiekowi przez Boga w jego zadaniu panowania nad naturą, naginając ją dla własnych celów. Mówi się, że człowiek jest tylko zarządcą rzeczywistości stworzonych, łącznie z jego ciałem i jego funkcjami, a nie samowolnym panem. Naturalnie podobny argument zakłada, że człowiek powinien liczyć się natomiast z prawdziwym panem, i że prawo, według którego powinien zarządzać światem zostało ustalone przez tego Pana. W głębi, jeśli natura zawiera w jakiś sposób wskazania normatywne, to jest tak, ponieważ ustanowił je Bóg: one równe są Jego nakazowi. Prawo naturalne jest wiążące jako nakaz Boży. Jest to argument w sposób szczególny rozwinięty przez Martelet ‘a: Moc rodzenia, jaką małżonkowie dysponują nie jest pozostawiona ich całkowitej samowoli. Ta moc zależy, bowiem u mężczyzny i u kobiety od tajemnicy Boga, która E. L i o, Humanae Vitae e coscienza. L’insegnamento di K. Wojtyła, teologo e papa, Roma 1980, s. 631. 90 85 przechodzi poprzez ich miłość, aby rodzić ludzi: tajemnica Boga, która z drugiej strony stanowi prawdę o człowieku.91 W ten sam sposób jak, powierzając świat naszej wolności, Bóg nie rezygnuje ze swej mocy stwórczej, tak powierzając miłości małżeńskiej zadanie rodzenia potomstwa, nie traci On swojej ojcowskiej roli, bez której żaden człowiek nie może być rzeczywiście zrodzony. Ale tak, jak my rozpoznajemy władzę stwórczą Boga nad światem, zakazującą nam nadużywanie świata, który nam daruje, tak małżonkowie rozpoznają zadania, niewypowiedziane, ale istotne, ojcostwa Bożego wewnątrz ich jedności, nie podejmując nic przeciwko władzy rodzenia. Ponieważ te dwa znaczenia w akcie małżeńskim zależą od tajemnicy Boga, w której miłość nie przeciwstawia się nigdy życiu, i z której życie nie jest nigdy dane bez miłości, tak również ich nierozerwalność zakorzenia się w tej tajemnicy92. W ten sposób odpowiedzialne rodzicielstwo – według Tettamanzi – wchodzi jako forma służby, którą małżonkowie oddają Bogu: przez to powinno ono wydarzać się w szacunku dla porządku ustalonego przez Boga.93 Jak można zauważyć jest to mowa zrozumiała i do zaakceptowania tylko w perspektywie wiary. Jest to odwołanie się do teologii, więcej do specyficznie chrześcijańskiej etyki, jako do ostatecznego fundamentu norm dotyczących antykoncepcji. To odwołanie się jest jeszcze bardziej wyraźne u teologa Caffarry: mówiąc o kryteriach ustalających prawdziwe odpowiedzialne rodzicielstwo, mówi on: Chodzi o ukazanie kryteriów zachowania, które wypływają z istoty małżonków „w Chrystusie”. Każde, bowiem stwierdzenie etyki chrześcijańskiej powinno w rzeczywistości być wypracowane wychodząc od Chrystusa.94 W tym odwołaniu się na Boga, jest bez wątpienia wiele prawdy, ale niekiedy zapomnianej; przedstawia ono bez wątpienia tło wszystkich stwierdzeń Humanae Vitae; ale napotka ono na poważne obiekcje, jeśli usiłuje być pewnego rodzaju argumentem dowodowym, jeśli pragnie, w jakiś sposób przekonać, samo przez się, o prawdzie głównych stwierdzeń encykliki. Ryzykowałoby ono wtedy zepchnięciem w dół obrazu Boga samowolnego 91 G. M a r t e l e t, Un profetismo contestato, jw., s. 258. Tamże, s. 262. 93 D. T e t t a m a n z i, La paternità responsabile e il significato morale dei metodi/mezzi di regolazione delle nascite, w: La coppia, l’amore, la vita, pod red. A. Z i m m e r m a n n, jw., s. 281. 94 C. C a f f a r r a, Alcune tesi teologiche in tema di procreazione responsabile, w: Evangelizzazione e matrimonio, pod red. S. C i p r i a n i, Napoli 1975, s. 139. 92 86 prawodawcy, który zastrzega sobie, w świecie natury, tereny łowieckie, usuwając je spod władzy człowieka; Boga, który wysuwa w świecie własne prawa, konkurencyjne z prawami człowieka i z wolnością ludzką. Ale stwierdzenie to zakłada, tak się wydaje, również dyskusyjną wizję natury, właśnie jako nosicielki tej samowolnej woli Boga, jak gdyby była dana człowiekowi jako pozytywne objawienie, obarczona tajemniczymi wskazaniami do przyjęcia na mocy autorytetu tego, kto je wyraził. Podobne orędzie mogłoby być przyjęte tylko w wierze: natura, bowiem mówiłaby więcej, niż pozwalałaby bezpośrednio ukazywać sama z siebie: liczyłoby się pewnego rodzaju orędzie w liczbie, które stawiałoby w relację bezpośrednio z wolą Boga; orędzie, które pozostawałoby jednakże nieme, a przynajmniej niewiążące, dla tego, który z tyłu natury nie widzi Boga, dla tego, który wierzy, że człowiek jest sam w świecie, i że świat nie ma nic innego do powiedzenia człowiekowi, jak to, co bezpośrednio pozwala mu zrozumieć przez swoje wymagania przedmiotowe, które dotykają go w jego sprawach życiowych. Nie da się teraz zaprzeczyć, że encyklika, jeśli apeluje do wiary, aby być przyjętą przez tego, który nie potrafi dostrzec racji, to jednakże usiłuje przedstawić naukę rozumną, a nie samowolny nakaz Boga. Sądzimy, że ludzie naszej epoki są szczególnie przygotowani do zrozumienia, jak bardzo ta nauka jest zgodna z ludzkim rozumem95. Wspominany Martelet tłumaczy: Nauka Kościoła o antykoncepcji, nie jest nauką sekty, poprzez chrześcijan kieruje się, jak powiedział Paweł VI, do ludzi naszego czasu.96 Ta rozumność powinna być, jeśli nie właściwie ukazana, to przynajmniej pokazana temu, ktokolwiek szuka ze szczerością prawdy moralnej, która jest już widziana w naturze ludzkiej, jako prawda człowieka, pierwej jeszcze niż jest zaakceptowana jako wola Boga. Normy proponowane przez encyklikę są właśnie przedstawione jako wypływające z natury człowieka i należące do prawa naturalnego i właśnie jako takie również do planu Boga: Jeżeli więc ktoś korzysta z daru Bożego pozbawiając go, choćby tylko częściowo właściwego znaczenia i celowości, działa wbrew naturze tak mężczyzny jak i kobiety, a także wbrew głębokiemu ich zespoleniu. I właśnie dlatego sprzeciwia się też planowi Boga i Jego świętej woli.97 95 HV 12. G. M a r t e l e t, jw., s. 267. 97 HV 13. 96 87 9. Filozoficzno-etyczna i teologiczna definicja odpowiedzialnego rodzicielstwa „Rodzicielstwo” (prokreacja) oznacza taki akt osobowy wypełniony przez dwoje małżonków, akt seksualny, o ile istnieją w nim warunki, w których może być poczęta osoba ludzka. Od 1978 roku i dalej ludzkość poznała możliwość, już nie tylko teoretyczną, ale praktyczną, zorganizowania tych samych warunków, w sposób różny od małżeńskiego aktu seksualnego, poprzez zapłodnienie w próbówce. Ale nie o tym chcemy mówić, ani tym bardziej nie chcemy czynić tu refleksji etycznej na ten temat. Bardziej złożoną jest, natomiast, treść innego pojęcia, pojęcia odpowiedzialne. Kategoria odpowiedzialności jest, bowiem kategorią centralną, i w refleksji o człowieku w ogóle, i w refleksji etycznej w szczególności. Aby kontynuować, z pewną jasnością definicję pojęcia odpowiedzialności etycznej, bo o tym będziemy mówić, powinniśmy wyjść z tego, co jest doświadczeniem, przeżywanym codziennie przez każdego z nas, o tej rzeczywistości, którą jest nasza odpowiedzialność. Kiedy mówimy również w języku potocznym „jakaś osoba jest odpowiedzialna za”, bądź mówimy o nas „jestem odpowiedzialny za”, wtedy usiłujemy powiedzieć, że to, za co jesteśmy odpowiedzialni, zwykle chodzi o działanie, powinno być przypisane naszej wolności. Krótko mówiąc, jesteśmy odpowiedzialni za czyn, tylko wtedy, jeśli i kiedy jesteśmy jego sprawcami. Rozumie się, że pojęcie odpowiedzialności w tym jego pierwszym wymiarze jest w sposób istotny złączone z pojęciem wolności. Nie można, więc mówić o odpowiedzialności, gdzie nie ma wolności. Wymiar odpowiedzialności jest rozszerzony na wymiarem wolności. Wolność, bowiem oznacza fakt, że osoba ludzka posiada siebie samą i dlatego jest przyczyną, w sensie pełnym, tego, co ona czyni. Odpowiedzialność, więc wskazuje, przede wszystkim, na pewien sposób, w jaki nasz czyn jest ustosunkowany do nas samych. Ten pierwszy aspekt odpowiedzialności nazwiemy wymiarem moralnej. 88 podmiotowym odpowiedzialności Ale odpowiedzialność moralna nie może ograniczać się do tego wymiaru podmiotowego. Rzeczywiście, wychodząc ciągle z naszego języka codziennego, kiedy mówimy „on jest odpowiedzialny za” usiłujemy wskazać przedmiot tej odpowiedzialności. Jeśli mówimy „rodzice są odpowiedzialni za własne dzieci”, wskazujemy nie tylko na wymiar podmiotowy odpowiedzialności rodziców, ale również na to, za co są oni odpowiedzialni. Odpowiedzialność, więc, jest odpowiedzialnością za coś. Ten drugi aspekt, ten drugi wymiar odpowiedzialności, z tego powodu nazywamy wymiarem przedmiotowym odpowiedzialności. Odpowiedzialności, jednak nie możemy zredukować i zamknąć w jej wymiarze podmiotowym i w jej wymiarze przedmiotowym. Albowiem, kiedy mówimy zwyczajnie o odpowiedzialności wyczuwamy zawsze, czy prawie zawsze relację między tym, któremu przypisuje się odpowiedzialność a osobami, w stosunku do których stwierdza się odpowiedzialność, Człowiek jest odpowiedzialny za coś w stosunku do kogoś. W ostatecznej analizie, zobaczymy, że tym kimś, w stosunku do którego człowiek jest odpowiedzialny jest tylko i w sposób wyłączny sam Bóg. Ten trzeci wymiar odpowiedzialności nazwiemy w skrócie wymiarem transcendentalnym odpowiedzialności. Pojęcie transcedentalny, nie ma tu tylko znaczenia transcendencji w sensie religijnym, ale po prostu chce wskazać, że na mocy odpowiedzialności, osoba ludzka staje w relacji bardzo specyficznej i bardzo szczególnej z innymi osobami. Pojęciem „odpowiedzialność” usiłujemy, więc, wskazać na te złożone i bogate doświadczenie, które każda osoba ludzka doświadcza, i w jej wymiarze podmiotowym, i w jej wymiarze przedmiotowym i w jej wymiarze transcendentalnym. Kiedy mówimy „odpowiedzialne rodzicielstwo”, usiłujemy, więc stwierdzić, że akt prokreacyjny, w sensie, w jakim zdefiniowałem go na początku, jest aktem, którego sprawcami są małżonkowie (wymiar podmiotowy odpowiedzialności), jest aktem, poprzez który, i w którym małżonkowie stają się i są odpowiedzialni za „coś” (wymiar przedmiotowy odpowiedzialności) i w końcu usiłujemy powiedzieć, że kiedy małżonkowie wypełniają akt prokreacyjny, oni sami ustanawiają relację z innymi osobami (wymiar transcendentalny odpowiedzialności). 89 W tym miejscu moja refleksja o odpowiedzialnym rodzicielstwie zatrzyma się na tych trzech wymiarach. Najpierw będę mówił o wymiarze przedmiotowym odpowiedzialności prokreacyjnej, następnie o wymiarze transcendentalnym, i w końcu, jako punkt trzeci, powiem o wymiarze podmiotowym. Dlaczego zmieniłem porządek tej refleksji w stosunku do porządku definicji zrozumiemy później. 9.1. Wymiar przedmiotowy odpowiedzialności prokreacyjnej O co właściwie chodzi? W sposób fundamentalny o to: zarówno w świetle właściwego rozumowania, jak i w świetle wiary, w poprawnej wizji człowieka, kiedy osoba realizuje samą siebie dzięki swojemu działanie, ma ona do czynienia zawsze z wartościami, z racji których akt osoby posiada swoją cenę moralną. Co oznacza ta „cena moralna”? Wyrażenie to oznacza, że w akcie osoby jest obecna lub są obecne wartości, które mają wartość w sposób bezwarunkowy i absolutny: wartości moralne. Dlatego kiedy mówimy o wymiarze przedmiotowym odpowiedzialności prokreacyjnej, usiłujemy dokładnie stwierdzić, że akt prokreacyjny – jako taki, a mianowicie jako akt, który spełnia warunki dla powstania osoby ludzkiej – posiada w sobie samym i ze względu na siebie samego wartość moralną, swoją wartość etyczną. Stwierdzenie istnienia wymiaru przedmiotowego odpowiedzialności prokreacyjnej równa się stwierdzeniu, że akt prokreacyjny – w sobie samym i ze względu na siebie samego – posiada swoją właściwą prawdę, (która wymaga bycia uznaną przez wolność osoby). Jaka jest to prawda aktu prokreacyjnego? W celu odpowiedzenia na to pytanie wychodzimy ze stwierdzenia bardzo prostego, ale bardzo bogatego w znaczenie: podobnie jak w żyjących gatunkach niższych od człowieka, tak również u człowieka znajdujemy połączenie między prokreacją a aktywnością seksualną. U człowieka jednak aktywność seksualna nie ma tylko znaczenia bycia, dokładnie, funkcją prokreacyjną; ona, bowiem niesie wpisaną zdolność, a więc wymaganie bycia miejscem, rzeczywistym znakiem daru, którym małżonkowie obdarowują się wzajemnie swoimi osobami. W ten sposób w płciowości ludzkiej znajdujemy to połączenie, to współistnienie dwóch zdolności: zdolności prokreacyjnej i zdolności jednoczącej. 90 Pytanie, które powstaje jest następujące: czy to współistnienie dwóch zdolności w płciowości ludzkiej jest współistnieniem prostego faktu? Albo czy ten fakt niesie wpisaną w sobie wartość, na mocy której sprawy nie tylko tak się mają, ale powinny być takimi, i nie może być inaczej? Przed rozpoczęciem odpowiedzi, pewne sprecyzowanie oczywiste, ale konieczne. Ten fakt współistnienia nie istnieje zawsze, z racji tego, że płciowość ludzka nie jest zawsze zdolna do prokreacji (okresy niepłodne cyklu kobiecego, wiek małżonków...). Pytanie, więc brzmi, jeśli wtedy, kiedy te współistnienie, – o którym mówimy – weryfikuje się, to czy jest ono po prostu daną faktyczną czy nie. W celu lepszego zrozumienia pytania, i w pewnym sensie dla nowego sformułowania go, a więc dla bycia bardziej świadomymi tego, o czym mówimy, zróbmy kilka uwag. W uniwersum rzeczy, tj. w rzeczywistości, której doświadczamy każdego dnia i podczas naszego życia, dostrzegamy często, że istnieją połączenia między różnymi faktami, pewne bliskości, przylegania. Zróbmy kilka przykładów. Wychodzimy z przykładu najbardziej banalnego tego świata: przewód pokarmowy, który pozwala naszemu ciału żywić się, który niesie pokarm do żołądka, jest bardzo blisko, a przez pewien moment nawet ten sam z przewodem, który doprowadza powietrze do płuc; ta część organizmu wykonuje dwie funkcje. Drugi przykład: rozum ludzki, a także rozum człowieka wierzącego doświadczał zawsze pewnego rodzaju zgorszenia przez fakt, że dostrzegało się często, że uczciwość moralna nie jest zawsze złączona ze szczęściem i odwrotnie. Dlaczego ten fakt jest gorszący? Dlatego, że my rozumiemy intuicyjnie, że połączenie między uczciwością moralną a szczęściem nie jest połączeniem tego samego rodzaju jak to obowiązujące między aktywnością oddechową naszego ciała a aktywnością jedzenia. W pierwszym przypadku chodzi, bowiem o połączenie, które musi być, którego nie może nie być; to połączenie wyraża mianowicie pewne wymaganie właściwe samej rzeczywistości, a więc niesie wpisaną w sobie samej wartość, cenę moralną absolutną i bezwarunkową. Natomiast w drugim przykładzie jest tak, ale mogłoby również nie być tak. Teraz nasze pytanie dotyczące wymiaru przedmiotowego odpowiedzialności aktu prokreacyjnego brzmi tak: czy współistnienie w samej płciowości ludzkiej 91 zdolności prokreacyjnej i zdolności jednoczącej jest współistnieniem tego pierwszego typu czy natomiast drugiego. Twierdzimy, że to połączenie nie jest tylko daną faktyczną, ale jest połączeniem, które niesie wpisaną w sobie samej pewną cenność, taką cenę, dla której ono, – kiedy istnieje – nie może być rozbite i gdzie ja rozbiłbym ją, przerwałbym ją, to wtedy jestem odpowiedzialny za roztrwonienie dziedzictwa, nieporównanego bogactwa. W ostatecznej analizie niszczę samą wartość mojej osoby. Nie działam w sposób odpowiedzialny. Dlaczego mówimy, że chodzi o połączenie tego rodzaju? Można by przytoczyć wiele racji dla potwierdzenia tego, ale ograniczymy się tylko do jednej, ponieważ później właśnie ona będzie służyła nam w innych momentach naszego rozważania. Każda pojedyncza osoba ludzka jest stworzona bezpośrednio przez Boga, nikt z nas nie rodzi się z przypadku lub jest poczęty z konieczności. Każdy z nas jest poczęty przede wszystkim w sercu Boga i jest chcianym bezpośrednio przez Boga i jeśli istnieje, to istniej, dlatego że Bóg go chciał. Tak jest w stosunku do każdej osoby: każda pojedyncza osoba jest stworzona przez Boga. Ale powinniśmy postawić pytanie: jaki jest właściwie moment, w którym Bóg nas stworzył, moment, w którym Bóg urzeczywistnił tę Swoją decyzję powołania nas do istnienia? To proste, w momencie, w którym każdy z nas został poczęty. W tym momencie Bóg nas stworzył. Z tego, więc rozumiemy, że akt prokreacyjny małżonków, w swojej najgłębszej prawdzie, jest współ-stwarzaniem z aktywnością stwarzania Boga. To osoba jest tą, która jest zrodzona poprzez zrodzenie z ciała; to osoba jest tą, która jest stworzona dzięki stworzeniu duszy. Żadna matka czy żaden ojciec, nie czuje się, aby powiedzieć, że jest matką bądź ojcem ciała swoich dzieci, ale są matkami i ojcami swoich dzieci. Maryja jest matką Boga w sensie prawdziwym i właściwym, jeśli nawet z punktu widzenia biologicznego, z Maryi Słowo wzięło jedynie ciało. Kościół w swojej wierze mówi, że Ona nie jest Matką ciała Chrystusa, ale jest matką Słowa, jest matką Boga. Aktywność prokreacyjna staje się dziełem. współpracy: w głębi jest to cudowna sprawa aktu prokreacyjnego. W konkrecie ma się zespolenie, spotkanie 92 między aktem stwórczym Boga i aktem prokreacyjnym mężczyzny i kobiety. W swojej najgłębszej prawdzie, więc nie powinno by się mówić o akcie prokreacyjnym czy prokreacji, ale o współstwarzaniu, o akcie współstwórczym. Bóg, który nie chciał mieć współpracowników, kiedy dawał początek wszechświatowi, chce mieć współpracowników, kiedy daje początek temu, co jest arcydziełem całego wszechświata, szczytem rzeczywistości stworzonej, a mianowicie człowiekowi. Kontynuując tę refleksję, jeśli Bóg chce współpracy mężczyzny i kobiety, to jest oczywiste, że ta współpraca powinna być współpracą między osobami i osób, a nie rzeczy, tj. współpracą w głębi, która jest uczestnictwem stwórczej aktywności Boga. Aktywność stwórcza Boga jest w swojej istocie najbardziej intymną aktywnością miłości. Dlaczego? Ponieważ jest aktywnością darmową. Bóg nie ma potrzeby nikogo z nas, nikt z nas nie jest konieczny. Jeśli jesteśmy, to dlatego, że Bóg chciał nas, w sposób darmowy i wolny. Uczestnictwo mężczyzny i kobiety w aktywności aktu stwórczego Boga nie może nie być aktem zakorzenionym w aktywności miłości, nie może nie być jak tylko tak. Oto racja, dla której nie przez przypadek zdarza się, że jest to ten sam akt, ten, przez który małżonkowie okazują nawzajem sobie miłość i stawiają w istocie warunki, z których może być poczęta osoba ludzka. Obiekcją, w tym punkcie jest to, że życie ludzkie może być poczęte również w konsekwencji gwałtu cielesnego. Obiekcja ta jest ulotna. Obiekcja po prostu mówi, że człowiek może zerwać, roztrwonić wartość wpisaną w te połączenie między miłością a prokreacją. W rzeczywistości jest całkowicie wolnym, aby móc działać w sposób nieodpowiedzialny. Druga obiekcja. Argumentacja powyższa ukazuje zbyt dużo: albowiem, prowadzi ona do wniosku, że również wolna i świadoma decyzja odwołania się do okresów niepłodnych byłaby sama w sobie etycznie niedozwolona. Ona, bowiem wprowadza w czyn sprawność płciowości małżeńskiej, który z rozmysłem wyklucza samą możliwość prokreacji, zrywając w ten sposób to połączenie, o którym mówiliśmy. Odpowiadamy w punktach. 1. Pytanie, na które odpowiedzieliśmy jest następujące: „w momencie, kiedy płciowość ludzka jest w stanie rodzenia, a więc kiedy niesie ona wpisaną w sobie 93 samą podwójną zdolność, o której wyżej, czy małżonek może wypełniać akt małżeński pozbawiając go w tym samym czasie jego zdolności prokreacyjnej?” Pytanie nie brzmiało: „czy akt małżeński jest dozwolony tylko wtedy, kiedy może dać początek życiu ludzkiemu?” Te dwa pytania nie są identyczne i nie należy ich mieszać. Drugie, bowiem stawia problem nośności etycznej, imperatywu etycznego potwierdzającego – tego dotyczącego prokreacji – potwierdzające imperatywy etyczne obowiązują zawsze, ale nie na zawsze: mogą mianowicie zaistnieć motywy proporcjonalnie poważne, aby nie rodzić. Pierwsze, natomiast, uwzględnia istnienie albo nie imperatywu etycznego negatywnego, aby nie pozbawiać płciowości ludzkiej jej zdolności prokreacyjnej, kiedy jest ona w posiadaniu — negatywne imperatywy etyczne obowiązują zawsze i na zawsze: nie mogą nigdy istnieć motywy, które usprawiedliwiają zło moralne, w sposób absolutny nigdy. Drugie pytanie, więc sprowadza się do tego: jakie są wystarczające racje dla pary małżeńskiej, aby nie rodzić? Pierwsze natomiast do tego: czy obecność w płciowości ludzkiej zdolności prokreacyjnej jest daną czysto biologiczną, czy natomiast jest wartością etyczną? 2. Na to pytanie odpowiadamy twierdząco, odpowiadamy mianowicie, że małżonek nie może wypełniać aktu małżeńskiego pozbawiając go jego zdolności prokreacyjnej, którą posiada (=antykoncepcja), od chwili, w której istnienie jej w spełnieniu płciowości małżeńskiej nie jest prostą daną faktyczną, ale wymaganiem etycznym, z powodu racji, o której mówiliśmy, a którą później pogłębimy. Nierozerwalność, o której mówimy, nie jest, więc pojęciem opisowym sytuacji faktycznej; istnieją, bowiem okresy, w których płciowość nie jest zdolna do prokreacji. Jest to pojęcie etyczne: kiedy płciowość małżeńska jest zdolna do prokreacji nie powinna być jej pozbawiana. Dlatego, kiedy istniałyby wystarczająco poważne racje, aby nie rodzić, jedyną drogą etycznie możliwą jest wstrzemięźliwość od stosunków małżeńskich podczas okresów płodnych. 3. Obiekcja objawia, w końcu, subiektywistyczne pojęcie, w sensie, że intencja-decyzja, tego, kto działa jest uważana jako jedyne źródło moralności aktu osoby. Ponieważ, mówi się, identyczna jest intencja-decyzja zarówno tego, kto odwołuje się do antykoncepcji, jak i tego, kto odwołuje się do metod naturalnych, mianowicie nie być rodzicielem, identyczny powinien być osąd etyczny w dwóch przypadkach i identyczne kryterium dla sformułowania tego sądu, analiza, 94 mianowicie wystarczalności lub nie racji dla podjęcia tej decyzji. W rzeczywistości, jednak zakładana słuszność decyzji, aby nie rodzić, gdyby zdolność prokreacyjna ewentualnie wpisana w płciowość, byłaby etycznie bez znaczenia, ten, który ma obiekcję, miałby rację. Ale my dokładnie negujemy ten brak znaczenia. Podsumowując ten punkt, na czym polega wymiar „przedmiotowy” odpowiedzialności prokreacyjnej? Polega na fakcie, że wolność małżonków w wypełnianiu ich płciowości – kiedy ta jest w stanie rodzić – nie powinna być pozbawiona swojej zdolności prokreacyjnej. 9. 2. Wymiar transcendentalny odpowiedzialności prokreacyjnej W stosunku do kogo są odpowiedzialni małżonkowie, kiedy spełniają akt prokreacyjny? Chodzi, przede wszystkim, o odpowiedzialność w stosunku do Boga. Co oznacza być odpowiedzialnym w stosunku do Boga? Chcąc powiedzieć bardzo prosto, uznać prawdę o sobie przed Bogiem. To jest nasza odpowiedzialność: uznać, że Bóg jest Bogiem, a my nie jesteśmy Bogiem, ale jego stworzeniem. Kiedy mamy akt nieodpowiedzialny, w sensie, że akt małżeński nie szanuje tego wymiaru odpowiedzialności w stosunku do Boga? Przede wszystkim na dwa sposoby. 1) Pierwsza forma istnieje w nieumotywowanym odrzuceniu ojcostwa i macierzyństwa. Jest to punkt, który powinniśmy naświetlić. Doszliśmy do momentu, w którym tym, kto powinien usprawiedliwiać się przed dzisiejszą pseudo-kulturą jest żona i mąż, którzy mają dzieci, a nie, ten, kto odrzuca z jakiegokolwiek powodu macierzyństwo-ojcostwo. Dlaczego taka nieodpowiedzialność? Ponieważ przed Bogiem, odrzucone jest uznanie własnej prawdy małżonków, których powołaniem jest powołanie do bycia współpracownikami stwórczej miłości Boga. Prawda Boga nie jest uznana, ponieważ sobie samym przypisuje się ostateczną decyzję dania lub nie dania początku osobie ludzkiej, sobie przypisuje się miano ostatecznych panów życia. To tłumaczy fakty, w pierwszym momencie całkowicie przeciwnych sobie: z jednej strony nobilitacja antykoncepcji, z drugiej strony fakty takie jak zapłodnienie in vitro, w celu posiadania dziecka. Na pierwszy rzut oka mogłyby wydawać się przeciwstawne, ale wierzę, że u podstaw znajduje się ta sama koncepcja: życie 95 osoby ludzkiej w ostatecznej analizie jest zależne od człowieka, ponieważ człowiek jest ostatecznym panem życia ludzkiego. Nieodpowiedzialność w stosunku do Boga oznacza to, a jej pierwszym wyrażeniem jest odrzucenie rodzicielstwa. 2) Inną formą nieodpowiedzialności przed Bogiem jest, z tego samego powodu, antykoncepcja, ponieważ w ten sposób, kiedy pozbawia się płciowości ludzkiej jej zdolności prokreacyjnej, kiedy ona jest w posiadaniu, to postawa jest zawsze ta sama; ostatecznym panem życia ludzkiego jest człowiek, a nie Bóg. Jest to punkt, który zasługuje na pogłębienie. Co z punktu teologicznego oznacza ostatecznie akt małżeński, kiedy jest w stano dać początek osobie ludzkiej? Stanowi on „przestrzeń”, w której sam Bóg może wypełniać swój akt stwórczy, ponieważ każda osoba ludzka jest stworzona przez Boga. W momencie, w którym i przez fakt, że małżonkowie decydują się wypełniać akt małżeński, który jest w stanie począć nowe życie (= w okresach płodnych), przez to samo Bóg jako Stwórca może wejść w działanie, w i przez ich sam akt małżeński. Z drugiej strony, antykoncepcją małżonkowie przeszkadzają w tym samym czasie Bogu bycie Stwórcą. I przez to samo, w głębi nie uznają już więcej ani prawdy o Bogu, ani prawdy o sobie samych. Działają w sposób nieodpowiedzialny. Kontynuujemy naszą refleksję o wymiarze transcendentalnym odpowiedzialności. Właśnie dlatego, że akt współstwórczy ma jako cel osobę ludzką istnieje odpowiedzialność za tę nową osobę ludzką, która może być poczęta. Co oznacza odpowiedzialność w stosunku do nowej osoby ludzkiej? Oznacza uznanie prawdy o tej osobie ludzkiej, uznanie, że ona jest osobą ludzką. W tym punkcie wchodzi ta refleksja, według której jest nieodpowiedzialnością w stosunku do tej osoby, danie jej początku bądź w każdym razie przedłożenie warunków, dzięki którym może być zrodzona, kiedy przezornie przewiduje się, że ona nie będzie mogła mieć wszystkiego tego, do czego jako osoba ludzka ma prawo, np. dostateczne wychowanie itp. Ale zwarzywszy jeszcze, że akt prokreacyjny stawia w relacji małżonków, to istnieje dokładna odpowiedzialność w danym momencie w stosunku do drugiego współmałżonka, i również tu istnieje odpowiedzialność, która jest uznaniem prawdy o 96 drugim współmałżonku, prawdy o jego osobie i odpowiednio prawdy o byciu jego żoną, o byciu jej mężem. 3. Wymiar podmiotowy odpowiedzialności prokreacyjnej Wymiar podmiotowy wskazuje na fakt, że osoba ludzka jest przyczyną swoich czynów i w tym sensie, mówiliśmy od początku, kiedy precyzowaliśmy pojęcia, że pojęcie odpowiedzialności jest po prostu nie do pomyślenia, jeśli nie połączy się go, jeśli nie myśli się o nim razem z pojęciem wolności. Wolność, która zakorzenia się w panowaniu nad sobą, a więc w posiadaniu siebie samych. Są to, bowiem fundamentalne warunki, aby spełniła się wolność osoby ludzkiej. Nie ma wolności w tej osobie, która nie posiada siebie, będzie istniała uczuciowość, odruchowość, zmysłowość, ale akty, które mają początek w uczuciowości, odruchowości i w zmysłowości nie są aktami osoby, są po prostu aktami, które zdarzają się w osobie, ale nie aktami osoby. One nie rodzą się z tego głębokiego posiadania, z tego konsekwentnego panowania, które osoba ma w sobie samej. A więc wymiar podmiotowy odpowiedzialności oznacza ten wymiar odpowiedzialności, ze względu na który małżonkowie osiągnęli posiadanie, panowanie nad samymi sobą, tak, że akt prokreacyjny jest prawdziwie aktem osoby, a nie tylko aktem, który zdarza się w osobie. Jako taki, jest aktom odpowiedzialnym w sensie, że uznaje i szanuje własne bogactwo aktu prokreacyjnego (wymiar przedmiotowy) i stanowi poprawną relację, relację prawdy ku Bogu, ku osobie, która pocznie się i ku drugiemu małżonkowi (wymiar transcendentalny). Wymiar podmiotowy odpowiedzialności został potraktowany na końcu, ponieważ jest on w pewnym sensie syntezą, fundamentalnym warunkiem, dzięki któremu pozostałe dwa wymiary odpowiedzialności prokreacyjnej mogą się realizować. W świetle tego, co powiedzieliśmy, ukazuje się istotna różnica – i z punktu widzenia teologicznego i z punktu widzenia etycznego – między metodami naturalnymi a antykoncepcją. Zredukowana do minimum różnica ta może być 97 wyrażona w ten sposób: odwołanie się do metod naturalnych jest jedyną drogą dla zrealizowania odpowiedzialnego rodzicielstwa w jego potrójnym wymiarze; antykoncepcja gwałci wartość etyczną odpowiedzialnego rodzicielstwa. Z punktu widzenia pastoralnego, należy zwrócić uwagę, że przedstawianie metod naturalnych powinno być zawsze wypełniane w świetle i kontekście całej prawdy o odpowiedzialnym rodzicielstwie, w celu uniknięcia ryzyka, że będą one, w jakiś sposób widziane jako „antykoncepcyjne metody katolickie. Wymaganie jasności wykładu sprawiło, że zostały oddzielnie potraktowane trzy wymiary odpowiedzialnego rodzicielstwa. W rzeczywistości, są one głęboko zjednoczone. Tylko ten, kto podporządkowuje się prawdzie, kto pozwala się nią kierować jest rzeczywiście wolny (= wymiar podmiotowy odpowiedzialności): prawda sama w sobie, prawda płciowości (= wymiar przedmiotowy odpowiedzialności) i w ostatecznej analizie, prawda Boga jako Stwórcy (= wymiar transcendentalny odpowiedzialności). Synteza tego wszystkiego co powiedzieliśmy znajduje się w numerach 10 Encykliki Humanae Vitae. Z tych to powodów miłość małżonków domaga się od nich, aby poznali należycie swoje zadanie w dzielnie odpowiedzialnego rodzicielstwa. Ponieważ dziś słusznie kładzie się na nie tak wielki nacisk, dlatego musi ono być należycie rozumiane. Rozpatrzyć je przeto należy pod różnymi, ściśle ze sobą powiązanymi i słusznymi aspektami. Biorąc najpierw pod uwagę procesy biologiczne, odpowiedzialne rodzicielstwo oznacza znajomość i poszanowanie właściwych im funkcji, rozum człowieka bowiem odkrywa w zdolności dawania życia prawa biologiczne, które są częścią osoby ludzkiej (= wymiar przedmiotowy odpowiedzialnego rodzicielstwa). Następnie, gdy chodzi o wrodzone popędy i namiętności, to odpowiedzialne rodzicielstwo oznacza konieczność opanowania ich przez rozum i wolę (= wymiar podmiotowy odpowiedzialnego rodzicielstwa). Jeżeli zaś z kolei uwzględnimy warunki fizyczne, ekonomiczne, psychologiczne i społeczne, należy uznać, że ci małżonkowie realizują odpowiedzialne rodzicielstwo, którzy kierując się roztropnym namysłem i wielkodusznością, decydują się na przyjęcie liczniejszego potomstwa, albo też, dla ważnych przyczyn i przy 98 poszanowaniu nakazów moralnych, postanawiają okresowo lub nawet na czas nieograniczony, unikać zrodzenia dalszego dziecka. Co więcej, odpowiedzialne rodzicielstwo, o którym teraz mówimy, w szczególniejszy sposób wiąże się z inną, i to bardzo głęboką ideą należącą do obiektywnego porządku moralnego, ustanowionego przez Boga, którego to porządku prawdziwym tłumaczem jest prawe sumienie. Dlatego do zadań odpowiedzialnego rodzicielstwa należy, aby małżonkowie uznali swe obowiązki wobec Boga, wobec siebie samych, rodziny i społeczeństwa, przy należytym zachowaniu porządku rzeczy i hierarchii wartości (= wymiar transcendentalny odpowiedzialnego rodzicielstwa). Konsekwentnie, w pełnieniu obowiązku przekazywania życia nie mogą oni postępować dowolnie, tak jak gdyby wolno im było na własną rękę i w sposób niezależny określać poprawne moralnie metody postępowania; przeciwnie, są oni zobowiązani dostosować swoje postępowanie do planu Boga-Stwórcy, wyrażonego z jednej strony w samej naturze małżeństwa oraz w jego aktach, a z drugiej określonego w stałym nauczaniu Kościoła. VII. SPRAWIEDLIWOŚĆ ROZDZIELCZA W ZAKRESIE SPOŁECZNOŚCI RODZINNEJ, PAŃSTWOWEJ I KOŚCIELNEJ 1. Sprawiedliwość w zakresie społeczności rodzinnej Przedstawiamy teraz konkretne konsekwencje moralne z tego, co zostało powiedziane wcześniej na temat małżeństwa i rodziny. Wcześniej jednak należy sprecyzować i dobrze określić zakres przedmiotu tej sekcji. Nie będziemy mówili tu o prostym porządku, który trzeba zachować w pełnym małżeńskim oddaniu seksualnym, ani nawet o regulacji poczęć moralnie możliwej: to stanowi specjalny problem małżeństwa, o którym trzeba mówić w innym kontekście. Chodzi tu nam raczej o jedność między małżonkami i między członkami rodziny obejmującą całe ich życie. Uczynić z małżeństwa i rodziny wspólnotę intymną, nacechowaną wierną miłość, wzajemnym ubogacanie się i wzajemną troską, jest sprawą, która zależy w 99 sposób decydujący od samych małżonków i od samych rodziców, jednak nie tylko od nich. Również społeczność – a przede wszystkim państwo – powinno stwarzać przestrzeń i przesłanki, które pozwolą małżonkom i rodzicom wypełniać swoje zadania. Dlatego powiemy najpierw o obowiązkach samych rodziców (w małżeństwie i w rodzinie) a następnie o obowiązkach społeczności, Państwa i również Kościoła w popieraniu małżeństwa i rodziny. Zmienione warunki naszego czasu mają ogromny wpływ na współżycie w małżeństwie i w rodzinie. W społeczności kiedyś przeważnie rolniczej, takie współżycie było zorganizowane znacznie inaczej, od sposobu, w jakim jest zorganizowane w dzisiejszej epoce przemysłowej. Dziś normy i wskazania muszą dlatego być zsynchronizowane przede wszystkim z tą ostatnią. Obowiązki moralne, którymi się zajmiemy, powinny ukazać się oczywiste same z siebie, ale wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się wokół nas, aby przekonać się, że nie są one bynajmniej uznane i praktykowane jako rzecz oczywista. A. Wzajemne obowiązki w małżeństwie i w rodzinie a) Troska o dobro materialne. Małżonkowie powinni wzajemnie martwić się, aby nie brakowało im tego, co jest potrzebne do życia. Ten sam obowiązek ciąży na rodzicach w stosunku do dzieci. Wynika to z natury małżeństwa i rodziny, jako wspólnoty, która obejmuje całe życie. Konieczne do życia obejmuje wspólne mieszkanie, ubranie, wspólny stół (rozumiany nie tylko jako miejsce gdzie się żywimy, ale również jako miejsce, gdzie się rozmawia i spotyka duchowo), a także środki konieczne dla odpowiedniej rozrywki i wypoczynku. Sposób, w jaki mężczyzna i kobieta, ojciec i matka pracują dla zapewnienia konicznego, jest sam przez się różny. Normalnie to ojciec i mąż jest tym, który przez swoją pracę zawodową zapewnia środki finansowe, podczas gdy żona i matka wykonują zajęcia domowe. Robotnik i urzędnik żonaty mają prawo do słusznej płacy rodzinnej, która pozwala mu zapewnić egzystencję fizyczną członków rodziny, a ponadto ich formację duchową i ich uczestnictwo w życiu kulturalnym. Obowiązek wzajemnego martwienia się, aby wznieść podstawy materialne małżeństwa nie rozpoczyna się dopiero w dniu ślubu, lecz wcześniej. Przygotowanie do małżeństwa zawiera również to, że nabywa się to, co będzie potrzebne w 100 przyszłym wspólnym życiu, i że oszczędza się potrzebne pieniądze. Małżeństwo bez koniecznych założeń materialnych i bez odpowiedniej życiowej przestrzeni zewnętrznej jest w niebezpieczeństwie już od samego początku. Dzieci, które już pracują i zarabiają, chociaż żyją jeszcze na łonie rodziny, są zobowiązani do finansowego wkładu w utrzymywanie pierwotnej rodziny, i w tym samym czasie do myślenia o swojej przyszłości. Kiedy rodzice zachorują lub znajdują się w ciężkim położeniu z powodu jakiejś innej przyczyny, dzieci już dorosłe mogą być również powołane do znacznych ofiar. b) Praca zarobkowa żony poza domem. W krajach uprzemysłowionych wiele kobiet zamężnych i wiele matek pracuje w fabrykach i w innych zakładach, aby zarobić pieniądze. Z punktu widzenia moralnego praca zarobkowa żony i matki poza domem nie jest ani potępiana, ani aprobowana bez ograniczeń. Żona może być zobowiązana do wykonywania pracy zarobkowej poza rodziną, np. w przypadku, kiedy mąż nie jest zdolny do czynienia tego, z powodu choroby lub innej przyczyny. Wtedy żona może ewentualnie zająć jego miejsce, jako zasadnicza nabywczyni dóbr potrzebnych dla rodziny. Praca kobiety poza rodziną jest relatywnie łatwa w pierwszym okresie małżeństwa, kiedy nie ma jeszcze dzieci, a następnie w latach późniejszych, kiedy dzieci są już dorosłe i nie zależą całkowicie od matki. W każdym przypadku praca jej powinna być ukształtowana i zorganizowana w taki sposób, aby nie przeszkadzała ona w czynnościach, które jako żona i matka powinna wykonać w domu, i aby ona sama nie była zbytnio przeciążona. Dobrym rozwiązaniem może być, na przykład to, że nie przyjmuje ona pracy na pełnym etacie, ale zadawala się mniejszym. W żadnym przypadku nie wolno lekceważyć niebezpieczeństw, które mogą być złączone z pracą zarobkową kobiet zamężnych. Nie mogą one trwonić wszystkich energii, nie pamiętając o ognisku domowym, gdy właśnie dziś rodzina stała się tak bardzo zagrożona. Jest sprawą oczywistą, że dzieci cierpią z powodu nieobecności matki. Kiedy one widzą, że są ciągle pozbawione jej obecności, brakuje im od samego początku uczucia opieki i zaufania w życiu. Inne osoby nie mogą właściwie zająć miejsca matki, nawet dziadkowie. Zdarza się, że kobieta zamężna pracuje poza domem w celu zarobkowym z powodu przesadnego pragnienia bogactwa i dobrobytu, a taka aktywność może z 101 czasem pogłębiać to pragnienie. Wtedy pieniądz i luksus stają się treścią i celem prawdziwym i właściwym życia, a środki materialne nie służą już więcej celom najwyższym i wspólnocie małżeńskiej. Trzeba w końcu przypomnieć, że praca kobieca, kiedy nie jest rzeczywiście konieczna, może być wynikiem błędnego pojęcia emancypacji. Wtedy kobieta zamężna dąży do pełnej równości z mężem i docenia tylko pracę, za którą się płaci. Chce być niezależna od męża pod względem finansowym. Utożsamia równouprawnienie w linii zasady, równouprawnienie słusznie żądane, z równością w sposobie życia. Trzeba ponadto zauważyć, że ekstremistyczne pojęcie emancypacji kobiety, które popycha ją do podejmowania pracy zarobkowej poza domem nawet wtedy, kiedy nie ma właściwej potrzeby, może być reakcją na rzeczywistą niesprawiedliwość w jej względzie. Sprawdza się to np. wtedy, kiedy żona i matka jest zależna finansowo od męża, kiedy widzi przepijanie pieniędzy koniecznych do utrzymania domu, lub musi ona wprost żebrać, w sposób upokarzający, o środki potrzebne do dobrego prowadzenia dom. c) Wzajemne obowiązki duchowe, moralne i religijne małżonków. Właściwe zachowanie małżonków jednego w stosunku do drugiego nie polega tylko na czymś negatywnym, tj. na popełnianiu cudzołóstwa, czy innych aktów niewierności. Kto zredukowałby miłość i wierność małżeńską do tego minimum, byłby jeszcze daleko od zrozumienia tego, czym małżeństwo, przede wszystkim małżeństwo chrześcijańskie może i powinno być. Jest to ważne w sposób szczególny dzisiaj, od momentu, kiedy przeciwstawimy słusznie małżeństwo równe małżeństwu z przed lat, wyznaczanemu w szerokim wymiarze przez wymagania rodziny patriarchalnej. Dziś spotkanie i współżycie małżonków są ich sprawą osobistą, gdy kiedyś często głowa lub również tradycja rodziny patriarchalnej wybierała małżonków i regulowała ich współżycie. Równy stosunek usiłuje i znaczy o wiele więcej niż prosty brak cudzołóstwa i niewierności. Wśród elementów małżeństwa, jako żywej wspólnoty uczynionej z miłości wiernej, poprzez którą chrześcijanie prowadzą sakrament małżeństwa do jego autentycznej pełności podkreślamy następujące: - Praktyka trwałego dialogu. Małżonkowie powinni poznawać siebie coraz lepiej, aby kochać siebie coraz bardziej. Tu wzajemny codzienny dialog, nasycony 102 prawdomównością i miłością, odgrywa decydującą rolę. Tylko ci małżonkowie, którzy walczą świadomie przeciw wszelkiej formie egoizmu, przeciw lenistwu i zamknięciu się w sobie samych, są w stanie pogłębiać i umacniać w sposób trwały swoją wspólnotę miłości. Powinni oni powierzać sobie, jeden drugiemu, swoje stanowiska wobec problemów życia, swoje radości, swoje troski, aby dochodzić do coraz większego zrozumienia siebie. Nie znaczy to, że między nimi nie powinny istnieć sekrety. Miłość i roztropność rozważą, czy pewne wiadomości (np. uwzględniające jakieś błędy młodości, lub jakieś obecne pokusy) mogą powiększyć ich wzajemną miłość i zaufanie czy przeciwnie mogą je zachwiać. W każdym przypadku jednak powinni oni przedyskutować między sobą wszystkie problemy, które ich uwzględniają w równy sposób, i od których zależą dobro i zło małżeństwa i rodziny. Takie tematy są bardzo liczne, zawierają np. sytuację finansową i zarządzanie, znaczące zakupy, zamianę mieszkania, porządek życia codziennego, liczbę dzieci moralnie możliwą i upragnioną, ich wychowanie, życie religijne małżeństwa i rodziny. Świadomy dialog nabiera szczególnego znaczenia dla małżeństwa i rodziny dzisiaj. Miejsce gdzie mąż i często również żona pracują, jak również szkoły, gdzie uczęszczają dzieci są oddzielone i często również dalekie od zamieszkania rodziny. Konsekwentnie, wewnętrzne więzy między małżonkami i między rodzicami a dziećmi znajdą się w poważnym niebezpieczeństwie, jeżeli oni nie będą otwarcie między sobą rozmawiać nawet podczas tego skróconego czasu, w jakim znajdują się razem. - Wspólne dążenie do wzrostu w prawdziwej miłości i do oczyszczania się z braków, które jej przeszkadzają. Małżonkowie są już zobowiązani do zabezpieczenia wzajemnego dobra materialnego i dobra dzieci: dlatego tym bardziej są zobowiązani do pomagania sobie, kiedy chodzi o rozwój duchowy i rozwój charakteru. Podstawę dojrzewania duchowego i charakteru stanowi bezinteresowna miłość. Nie tylko dzieci, lecz także małżonkowie i rodzice mogą tylko i ciągłe dążyć do takiej miłości. Tzw. zawarcie małżeństwa oznacza tylko początek. Małżonkowie powinni czynić to, co czynią już dwaj zwykli przyjaciele, tj. zgadzać się i zaangażować się, od samego początku, do zwracania roztropnie uwagi drugiemu na jego braki i do chętnego przyjęcia odpowiednich uwag, które czyni druga strona. W wypadku gdyby, mimo zwyczajnej dobrej woli, powstały niezrozumienia czy jeden małżonek popełniłby niesprawiedliwość względem drugiego, może nawet 103 poważną niesprawiedliwość niewierności, to w takim wypadku nie ustaje obowiązek wzajemnego pomagania sobie. Właśnie wtedy są oni powołani do dania próby z siebie. Ten, kto popełnił niesprawiedliwość powinien uczynić pierwszy krok i prosić szczerze o przebaczenia. Ten, kto doznał niesprawiedliwości powinien przezwyciężyć siebie i podać rękę przebaczenia, więcej może on sam być wprost zobowiązany do zrobienia pierwszych kroków dla przywrócenia zaufania i miłości, w wypadku, gdyby był to jedyny sposób, aby wyprowadzić drugiego ze złej drogi. Powinniśmy mieć na uwadze to, że moralność, szczególnie moralność chrześcijańska, w przypadku poważnych trudności i również w przypadku cudzołóstwa jednego małżonka nie wskazuje zawsze tej samej drogi, jak czyni to prawo. Prawo może pozwolić na separację, a prawo cywilne wielu państw dopuszcza wprost rozwód z powodu cudzołóstwa jednego z małżonków. Natomiast etyka już rzeczywiście humanistyczna – a przede wszystkim duch Ewangelii – zapraszają nawet w tym przypadku stronę niewinną do zachowania wierności, do pozyskania strony winnej i do szczerego przebaczenia jej. Nie wyklucza to, że strona niewinna może następnie żądać separacji (dla siebie, nie rozwodu), w wypadku gdyby, po długiej cierpliwości sytuacja nie zmieniła się, a winny nie dawał żadnego znaku żalu i poprawy, a współżycie tylko zewnętrzne stało się nie do zniesienia dla niego, a także dla dzieci. - Wzajemna pomoc w porządku życia religijnego. Małżeństwo i rodzina, jako całkowita wspólnota życia, powinna mieć, jako treść przede wszystkim wspólne więzy z Bogiem. Kiedy brakuje tej wspólnej jedności, małżonkowie są między sobą oddzieleni właśnie w tym, co stanowi centrum istnienia. Konsekwentnie małżeństwa, w których każdy małżonek pozostawia tylko pełną wolność drugiemu pod względem religijnym, bez przebywania razem z nim drogi, która prowadzi do Boga, i również małżeństwa mieszane, w których praktykowana jest tylko tolerancja religijna, są dość niedoskonałe. Wspólnota i jedność w życiu religijnym zawierają nade wszystko dialog na tematy religijne, wzajemne umocnienie w wierze, wspólną modlitwę, wspólne uczestniczenie w życiu liturgicznym wspólnoty. Wspólnota, która łączy małżonków w sprawach religijnych ukazuje się decydująca również dla wychowania religijnego dzieci. Dziś dialog religijny ma największą wartość, ponieważ dzieci wchodzą bardzo szybko w kontakt z obecnymi problemami religijnymi. Szczere przekonania 104 religijne, które rodzice okazują przed dziećmi, są na długą metę wielką pomocą dla nich. W ten sam sposób również poważna praktyka religijna małżonków okazuje się decydująca dla religii dzieci. W końcu wzajemne dzieło kierownictwa religijnego małżonków i religijne wychowanie dzieci wymagają dużego zrozumienia i cierpliwości, ponieważ bez zrozumienia i bez cierpliwości nie jest możliwe pokonanie nieuniknionych okresów kryzysu religijnego. B. Państwo i Kościół – małżeństwo i rodzina a) Wzajemna relacja między rodziną a Państwem. Małżeństwo, które rozrasta się w rodzinę, jest najważniejszą wspólnotą wewnątrz państwa. Dobrobyt i niedyspozycje Państwa zależą w szerokim wymiarze od uporządkowania i od zdrowej struktury małżeństwa i rodziny. Konsekwentnie Państwo tak dla korzyści małżeństw i rodzin, jak i własnych, powinno stwarzać konieczne przesłanki, aby ich droga nie miała przeszkód, i w granicach możliwości dawać im całe własne wsparcie. Zanim rozważymy zadania Państwa w stosunku do małżeństwa i rodziny, musimy ukazać wizję wzajemnych relacji, które przebiegają między nimi. Rodziny, które żyją w państwie, i które go stanowią, jako jego komórki, mają pierwszeństwo, jako że Państwo nie istniałoby bez nich i w sposób istotny istnieje w porządku do nich. Rodziny mają pod wieloma aspektami pierwszeństwo nad Państwem, również przez fakt, że w nich są kultywowane wartości, w szczególności wartości serca i religii, które przewyższają bezpośrednią celowość państwa i nie wchodzą w zakres jego prawodawstwa. Ze swej strony Państwo przerasta pojedyncze rodziny w sensie, że ma do dyspozycji środki i narzędzia, których rodzina nie posiada. Ponadto w sektorze ziemskim i czasowym wypełnia zadania, które są znacznie szersze niż zadania rodziny. Podobnie ma ono moc i prawną władzę w wydawaniu w stosunku do rodzin dyspozycji i praw, które ukazują się koniecznie dla ich dobra w świetle dobra wspólnego. Rodzina i Państwo posiadają, więc każde z osobna swoją relatywną autonomię, ale jednocześnie są ściśle złączone. b) Obowiązki małżeństwa i rodziny w stosunku do Państwa. Zanim przeanalizujemy obowiązki Państwa względem rodziny, dobrze byłoby zatrzymać się krótko na obowiązkach małżeństwa i rodziny względem Państwa. Również wspólnota 105 małżeńska i rodzina, tak, jak każdy pojedynczy obywatel, powinna przyczyniać się do dobra Państwa. Jeśli uchylałaby się od tego zadania, dałaby dowód na niepokojący indywidualizm małżeński i rodzinny. Małżeństwo i rodzina powinny nade wszystko zagwarantować trwałość i ciągłość fizyczną i biologiczną Państwa. Nie usiłujemy twierdzić, że pod każdym aspektem, pierwszym i jedynym zadaniem rodziców jest rodzenie nowych obywateli. Jednakże temu, kto nie ulega błędnemu indywidualizmowi i nie traci sensu wartości państwa i jego spoistości, nie będzie trudno rozpoznać, że małżeństwo i rodzina niosą pewną odpowiedzialność w stosunku do trwałości własnego narodu i Państwa, szczególnie wtedy, kiedy pomyśli się, że taka odpowiedzialność w stosunku do dobra wspólnego obraca się następnie na dobro samej rodziny. Kiedy rzeczywiście państwo zostaje osłabione albo wprost postawione w niebezpieczeństwo w swojej trwałości fizyczno-biologicznej, nie jest w stanie wypełniać jak powinno własnej funkcji dla dobra rodzin. Tam, gdzie brakuje ludzi młodych, tam również w niebezpieczeństwie jest pomoc i troska o ludzi starych. I odwrotnie, kiedy naród nie jest zagrożony zmniejszeniem ludności, lecz przeludnieniem, odpowiedzialność małżeństw i rodzin za dobro wspólne polega na regulowaniu w sposób moralnie dozwolony poczęciami. Rodziny powinny przyczyniać się ekonomicznie do dobra wspólnego państwa. Dobrobyt ekonomiczny Państwa zależy od pracy i od zawodowych osiągnięć członków rodziny. Rozważanie dobra ekonomicznego narodu odgrywa swoją rolę również wtedy, kiedy rodzice podejmują decyzję o wykształceniu dzieci w pożytecznym zawodzie. Małżeństwa i rodziny powinny przyczyniać się do ustalenia w państwie porządku społecznego i sensu wspólnotowego, rozwijając i troszcząc się o cnoty społeczne we własnym łonie. Kiedy człowiek nie nauczy się poznawać sensu wspólnotowego i zaangażowania dla bliźniego w domu rodzinnym, zachowuje się, jak element aspołeczny i również nieużyteczny w Państwie. Pojęcie „cnoty społeczne” należy wziąć tu w sensie szerokim. Naturalne życie wspólnotowe zawiera wartości moralne, duchowe i kulturalne. Co więcej, bardzo ważna jest tu również religia. Jest sprawą oczywistą, że tych wartości nie należy pielęgnować, jako prostych środków z punktu widzenia dobra państwa, i że mają one nade wszystko swój sens same w 106 sobie. Posiadają one jednak swoją ważność również dla wspólnego dobra państwowego. c) Obowiązki państwa w stosunku do małżeństwa i rodziny. - Uznanie i popieranie małżeństwa i rodziny szanując ich szczególną naturę. Państwo jest zobowiązane do pomagania małżeństwu i rodzinie w takim wymiarze, w jakim one nie są w stanie wypełniać sami swoich obowiązków, czy nie mogą ich czynić w pełni. Wchodzi tu w grę zasada pomocniczości. Zasada ta mówi, że kompetentna wspólnota wyższa powinna pomagać wspólnocie niższej należącej do niej, w wymiarze koniecznym, aby ta wspólnota niższa mogła realizować własne cele. W czynieniu tego wspólnota wyższa nie powinna tłumić lub wprost likwidować istnienia i właściwego działania wspólnot niższych. Państwo jest, więc już z tego Powodu zobowiązane do respektowania specyficznej natury małżeństwa i rodziny. Ale istnieją jeszcze głębsze motywy, które o tym mówią. Małżeństwo i rodzina nie są dłużnikami Państwa, jeśli chodzi o ich istnienie i naturę. Małżeństwo i rodzina istnieją i posiadają swoją istotną określoną strukturę na mocy natury ludzkiej i na mocy Stwórcy tej natury. Chrześcijańskie małżeństwo sakramentalne ma własną godność i specyficzność w Chrystusie, założycielu zbawczego porządku nowotestamentalnego. Państwo powinno uważać za swój święty obowiązek uznawanie, ochranianie i rozwijanie prawdziwej ich natury.98 Państwo ponadto szkodzi zasadzie pomocniczości, wtedy, kiedy np. poprzez ustawodawstwo mało surowe w sprawie rozwodów niszczy nierozerwalność małżeństwa, albo, kiedy poprzez prawa uwzględniające wychowanie, odrzuca władzę rodziców w stosunku do dzieci. - Strzeżenie moralności publicznej. Według Gaudium et spes państwo ma na drugim miejscu obowiązek strzeżenia moralności publicznej.99 Państwo powinno tak postępować, aby współczesne środki przekazywania myśli uznały wysoką wartość wierności małżeńskiej, sensu rodziny i dzieci. Wykracza ono przeciw temu obowiązkowi wtedy, kiedy nie próbuje zakazywać z wszystkich swych sił, kiedy te najwyższe wartości są niedowartościowane i ośmieszane przez prasę, kino i telewizję. 98 99 KDK 52. Tamże. 107 - Pomaganie małżeństwu i rodzinie na poziomie materialnym. Sobór Watykański II, jako trzeci obowiązek państwa wskazuje na „wspieranie dostatku domowemu.100 Zadanie to obejmuje wiele wymiarów. Właściwa polityka skarbowa powinna dążyć do zmniejszania ciężaru podatkowego małżonków i powinna czynić to w wymiarze tym większym im większa jest liczba dzieci. Właściwa polityka własności poprzez prawa i ewentualnie poprzez pomoce finansowe, powinna pozwolić rodzicom na zapewnienie ich rodzinie pewnej i wystarczającej bazy ekonomicznej w takim wymiarze, że mogą oni zabezpieczać teraźniejszość i przyszłość dzieci. Zapewni to przede wszystkim właściwa polityka płac, która zagwarantuje ojcom rodziny konieczną płacę rodzinną. Wielką ważność posiada również polityka mieszkaniowa, która będzie prowadziła do posiadania przez rodzinę własnego i odpowiedniego mieszkania. Zadania te nie ciążą tylko na Państwie. Również rodzina powinna czynić ze swej strony wszystko, aby osiągnąć te cele. - Zapewnienie prawa do prokreacji i do wychowania dzieci. Sobór wylicza wyraźnie to ostatnie zadanie państwa: Należy chronić prawo rodziców do rodzenia potomstwa i wychowania go na łonie rodziny.101 Chociaż jest ono wyliczone jako ostatnie, to jednak nie znaczy to, że w gradacji obowiązków stoi ono na końcu. Państwo jest zobowiązane do zagwarantowania praw rodzicom do rodzenia potomstwa, zaniechując na pierwszym miejscu określonych kroków. Nie powinno ono kłaść całkowicie na pierwszym miejscu aspektów eugenicznych aż do zmuszania do sterylizacji tych rodziców, których potomstwo mogłoby przedstawiać określone braki. Państwo szkodzi prawu rodziców do rodzenia dzieci również wtedy, kiedy dla zahamowania przesadnego przyrostu ludności, udzielą nagród tym, którzy dobrowolnie poddadzą się sterylizacji, podczas gdy karze finansowo tych rodziców, którzy wydają na świat dzieci. Z pewnością, przyrost ludności może stworzyć wiele problemów dla kraju, to jednak nie oznacza, że wolno jest posługiwać się wszystkimi środkami, aby się mu przeciwstawić. Państwo powinno również zagwarantować prawo (i obowiązek) rodziców do wychowania dzieci „na łonie rodziny”, tam gdzie ona jest w stanie to czynić. Jest poważną niesprawiedliwością zabieranie dzieci rodzicom, już od pierwszych lat i 100 101 Tamże. Tamże. 108 wychowywanie ich w państwowych przedszkolach według systemu kolektywistycznego. Natomiast państwo nie popełnia żadnej niesprawiedliwości, lecz działa według zasady pomocniczości, kiedy odbiera dzieci tym rodzicom, którzy okazują się całkowicie niezdolni do wychowania ich w sposób należyty. d) Duchowa i duszpasterska troska Kościoła w stosunku do małżeństwa i rodziny. Kościół, kiedy zajmuje się małżeństwem i rodziną, powinien na pierwszym miejscu postawić ich realizację na poziomie wspólnoty zbawczej. Jego troską powinna być na pierwszym miejscu troską o dusze. Ponadto cała jego działalność duszpasterska powinna być w dużej mierze duszpasterską działalnością rodzinną, a dokładnie z następujących powodów. Człowiek jest powołany do zbawienia i znajduje je nie poza swoim życiem ludzkim i swoimi najważniejszymi wspólnotami ludzkimi, lecz w nich, a w przypadku małżeństwa i rodziny chrześcijańskiej, poprzez nie. Troska o dusze czysto indywidualna, która chciałaby zajmować się tylko pojedynczymi osobami, a nie wspólnotami małżeństwa i rodziny, byłaby w punkcie wyjścia skazana na niepowodzenie. Pojedynczy człowiek zależy bardzo od tych fundamentalnych wspólnot, również, jeśli chodzi o relację z Bogiem. Zbawienie pojedynczej osoby i Kościoła, jako wspólnoty zbawczej konkretyzuje się w szerokim wymiarze we wspólnocie małżeństwa i rodziny. Z tego powodu w duszpasterstwie rodzinnym nie wchodzą w grę tylko małżeństwo i rodzina, lecz Kościół w swojej złożoności. Trzeba uczciwie dodać, że małżeństwo i rodzina nie zawsze znajdowały w duszpasterstwie miejsce i uwagę, na jaką zasługiwały. Troska o dusze była często bardziej troską o dusze różnych warstw, w której poświęcało się raczej oddzielnie miejsce dzieciom, młodzieży, kobietom, mężczyznom, grupom zawodowym niż wspólnotom rodzinnym. A nawet troska poświęcona rodzinom nie wytrzymywała bynajmniej porównania z uwagą, jaka była zarezerwowana np. zakonom. Duszpasterstwo małżeństwa i rodziny nie rozpoczyna się w dniu ślubu lub chrztu dziecka, lecz dużo wcześniej. Kościół powinien używać wszystkich dróg przepowiadania, aby przygotować należycie młodych do małżeństwa, i aby przypominać tym, którzy są już zamężni, intencje Boga w stosunku do małżeństwa i rodziny, a także, aby na nowo ukazać ludziom normy, które regulują te instytucje. 109 Nadzwyczaj ważnej roli nabierają tu wizyty duszpasterskie kapłana, które wymagają wielkiej roztropności. Kapłan powinien wybierać moment, w którym cała rodzina jest zebrana. To da mu okazję, aby nauczyć się poznawać problemy pojedynczych rodzin i nieść w swojej jakości kapłana dobrą radę i słowo zachęty. Takie wizyty pozwolą mu nabyć wielkiego doświadczenia i wejść w kontakt z tyloma aspektami życia, co następnie będzie miało wpływ na całą jego działalność duszpasterską. Sobór Watykański II stwierdza w odniesieniu do duszpasterstwa rodzinnego w ogólności – a nie tylko do tej jego określonej formy: Zadaniem kapłanów, po uzyskaniu należytego wykształcenia w zakresie spraw rodziny, jest wspomaganie powołania małżonków w ich życiu małżeńskim i rodzinnym różnymi środkami duszpasterskimi, przez głoszenie słowa Bożego, celebrowanie liturgii czy przez inne pomoce duchowe oraz ludzkie i cierpliwe wspieranie ich w trudnościach i utwierdzanie w miłości, aby tworzyli prawdziwie promieniujące rodziny.102 Małżeństwo i rodzina nie są jednak tylko przedmiotem troski duszpasterskiej ze strony kapłanów, ale powinni oni sami wypełniać troskę duszpasterską. Takie zadanie małżonków i rodziców jest samo z siebie niezależne od faktu, czy jest dużo czy mało kapłanów zaangażowanych w aktywność duszpasterską. Dziś faktycznie w wielu miejscach niewielu kapłanów poświęca swój czas duszpasterstwu rodzinnemu w swojej złożoności. Współczesna forma takiego duszpasterstwa polega na tak zwanych kręgach lub grupach rodzinnych, w których małżonkowie i rodzice współpracują udzielając sobie rad i pomagając sobie wzajemnie. Sobór mówi odnośnie tych stowarzyszeń tak: Niech różne instytucje, a zwłaszcza stowarzyszenia rodzin, starają się przez nauczanie i działalność praktyczną umacniać młodzież i samych małżonków, szczególnie nowo zaślubionych, i formować ich do życia rodzinnego, społecznego i apostolskiego.103 e) Kościół a dobrobyt materialny rodzin. Kościół nie może nie interesować się stroną materialną rodzin, jeśli nawet nie jest za nią bezpośrednio odpowiedzialny jak Państwo. W granicach swoich możliwości ma On obowiązek zabierania głosu i żądania, aby państwo urzeczywistniało słuszną politykę w stosunku do małżeństwa i 102 103 Tamże. Tamże. 110 rodziny. Ze swej strony Kościół powinien również na różnych płaszczyznach prowadzić działalność charytatywną. 111