Jak pomóc dzieciom z rodzin alkoholowych Skąd się biorą dorośli? Najpierw są dzieci: najbardziej bezbronne, poruszające serca istoty. Stworzone dla matczynych pieszczot i ojcowskiej dumy. Ale być dzieckiem alkoholika, to całkiem inna sprawa. Być takim dzieckiem to znaczy poznać życie od podszewki zanim się wyrośnie z pieluch. Uczyć się pierwszych słów na k... lub h... i uczyć się unikania ciosów. Oddychać głośno pod kołdrą, żeby nie słyszeć awantury, chować się pod stołem i przeczekiwać najgorsze. A potem szybko zapomnieć o tym wszystkim, bo jak można żyć z takimi wspomnieniami. Milczący w bezsilności świadkowie upadku; obecni, lecz pragnący skryć się aż do nieistnienia... Różnie mówi się o sensie pomagania alkoholikom czy ich żonom. Czasem słyszę: "są dorośli, sami wybierają swój los". Nie da się tego powiedzieć o ich dzieciach. Nie wybrały sobie takiego losu, nie dokonały żadnego wyboru. Będąc we władzy dorosłych muszą dzielić z nimi upodlające życie. Uczą się każdego dnia, że rodzina, to znaczy poniżenie i strach, sińce, wyzwiska i nienawiść. Chłoną te nienawiść i nasiąkają nią by już jako dorośli nieść dalej swoje przekleństwo. Bo te dzieci kiedyś dorosną, urodzą lub spłodzą własne dzieci i co im dadzą? To, co same dostały. Czy wiecie, że nawet jeśli ze świadomej pamięci wymieciemy do czysta okrucieństwo pierwszych lat życia to upiory i tak nas dopadną? W koszmarnych snach, w chorobach duszy i ciała, w zwątpieniu, samobójstwie, autodestrukcji. W raz na zawsze wyuczonych wzorach zachowań, od których można siebie znienawidzić. W takich chwilach pytamy siebie samych "jak mogłem tak postąpić?". A to właśnie dopada nas przeszłość, o której myśleliśmy, że już nas nie dotyczy. Dawno zapomniana, niby-to-oswojona przeszłość dziecka alkoholika. Świat jest pełen dorosłych, którzy byli krzywdzonymi dziećmi. Pamiętajmy o tym, jeśli opadną nas wątpliwości czy warto interweniować wobec krzywdy i cierpienia dzieci. Był sobie Marek Pewien czterdziestoletni mężczyzna, szef ważnej instytucji zajmującej się prawem opowiedział mi swoją historię. Przypuśćmy, że ma na imię Marek. Urodził się w dzielnicy, gdzie picie, bicie i kradzież są obowiązującym stylem życia. Patrzył, jak ojciec bije matkę, sam był bity aż do krwi. Dorastał w przekonaniu, że tylko silne pięści zapewnią mu pozycję na świecie, zadawał się z łobuzami, brał udział w napadach, pił i brał narkotyki. Pewnego dnia trafił do Izby Dziecka, gdzie spotkał Nauczyciela. Nauczyciel był pierwszym dorosłym, który okazał Markowi zainteresowanie. Wysłuchał, zapytał o problemy, wyglądało na to, że zależy mu na spotkanym po raz pierwszy chłopaku. To było dziwne zwykle dorośli wrzeszczeli, karali, stawiali warunki (nie do spełnienia), namawiali, obiecywali albo klęli. Nigdy jednak nie byli zainteresowani tym, co Marek ma do powiedzenia. Nauczyciel był studentem i pisał pracę magisterska o problemach młodzieży. Poprosił Marka o pomoc. Ich znajomość nie trwała długo ale radykalnie zmieniła życie chłopca. Spotkał bowiem "modelującego" dorosłego, który swoim własnym przykładem przekazał mu inny wzór myślenia i postępowania. Marek zyskał świadomość wyboru. Dowiedział się, że ma wpływ na swoją drogę życiową. Jego kumple z dzieciństwa dawno odsiedzieli pierwsze i kolejne wyroki, kilku zapiło się na śmierć, niejeden dalej pije, bije, kradnie. A on jest po drugiej stronie, w innym świecie, chociaż zawsze pamięta, skąd pochodzi. Choćby po to, żeby żyć uważnie i cenić to, co osiągnął. I o to chodzi. Czym jest modelowanie? Żaden program profilaktyczny, żaden przekaz, nakaz, zakaz nie jest tak nośny i skuteczny jak osobisty kontakt z dorosłym, któremu leży na sercu dobro dzieci. Którego one interesują. Dopóki świetlice będą pełnić funkcję przechowalni nie stworzymy systemu pomocy dzieciom. Pierwszym ogniwem, które należy "zagospodarować" są zwykłe szkolne świetlice, gdzie te dzieci trafiają gromadnie. Program profilaktyczny wtedy działa, kiedy towarzyszy mu prawdziwe zaangażowanie dorosłych. Modelowanie to nie jest prawienie kazań. Nie jest też modelowaniem udzielanie wskazówek jak żyć. Modelowanie to jest pokazywanie jak żyć, jak pojmować swoje miejsce w świecie i siebie wśród innych. Jest tylko jeden warunek do spełnienia: trzeba samemu postępować zgodnie z zasadami, które się głosi. Łatwe? Pojęcie "program profilaktyczny" sugeruje jakieś trudne, skomplikowane konstrukcje o tajemniczym działaniu. Kiedy prowadzę warsztaty dla ludzi zajmujących się pracą z dziećmi, za każdym razem pod koniec zajęć uczestnicy mówią ze zdumieniem: "Jakie to proste, my też potrafimy napisać dobry program!" I tak jest w rzeczywistości. Trzeba tylko określić cel, metody i narzędzia działania. Wobec całej złożoności problemów alkoholowej rodziny musimy z pokorą przyznać, że wszystkimi naraz się nie zajmiemy. Ale możemy zdecydować się na pracę z jakimś ważnym obszarem życia dzieci: może uczucia? Może postawy życiowe? Może zdolności interpersonalne? Cokolwiek to będzie - będzie dobre, ważne i potrzebne. Pamiętajmy, że dzieci alkoholików nie dostają od swoich bliskich niczego dobrego, żadnych konstruktywnych wzorów. Kim mają się stać, skąd czerpać inspirację, ciekawość życia? Pamiętajmy też o wielopokoleniowych "ciągach" - przekazywaniu z ojca na syna, z matki na córkę sposobu życia na marginesie społeczeństwa. W praktyce pomaganie dzieciom z rodzin patologicznych odbywa się w sposób, który oszczędza rodziców. Najpierw relacja dziecka z rodzicem jest skrzętnie sprawdzana, poddawana w wątpliwość, łagodzona. Jak sprawdzana? Na przykład poprzez pytanie rodzica: "Czy to prawda, że maltretuje pan swojego syna?" Ja nie żartuję, to się zdarza! Co się wtedy dzieje? Rodzic (zapewniwszy nas o swoich dobrych intencjach i wybujałej fantazji dziecka) zdąża do domu, by wymierzyć surową karę. I będzie bardziej uważał, żeby nie zostawić śladów. A dziecko? No cóż, więcej do nas nie przyjdzie, będzie cierpieć milcząc i dorastając w przekonaniu, że pięść i przemoc to jedyny sposób na życie. I powtórzy to wobec własnych dzieci. Dlatego dzieciom trzeba wierzyć. Aby ujawnić swoje problemy wobec obcych muszą się zdobyć na niebywałą rzecz: złamać najważniejszą regułę obowiązującą w dysfunkcjonalnej rodzinie: regułę milczenia i lojalności. Zazwyczaj dzieci alkoholików milczą, kochają swoich rodziców i bronią ich dobrego imienia. Udają, że wszystko w porządku ale nie dajmy się zwieść - zranione dusze tak długo się goją. Anna M. Nowakowska