Rybarski,POLITYKA SPOŁECZNA I SPRAWA ROBOTNICZA

advertisement
Polityka społeczna i sprawa robotnicza
Autor: Roman Rybarski
Opracowanie: Aleksy Przybylski
Tekst ukazał się pierwotnie w „Myśli Narodowej” w dwóch częściach:
20.12.1936 i 27.12.1936 r.16, nr 52, 53
Nowoczesne państwo poczuwa się do obowiązku udzielania pomocy pewnym
warstwom, ekonomicznie słabszym; łagodzi, między innymi, przez specjalne
ustawodawstwo
społeczne
przeciwieństwa
między
warstwami
społecznymi,
przesuwając rozdział dochodu społecznego na korzyść warstw, które uchodzą za
pokrzywdzone
tym
rozdziałem.
Obowiązek
ten
uznaje
państwo
w
imię
chrześcijańskiej nauki, w imię caritas, która wiąże ludzi w jedną całość, jest moralną
podstawą stosunków społecznych. Równocześnie gdy uznaje się, że naród jest
jednością i całością, nie można też odrzucać zasady ustawodawstwa społecznego, a
trzeba ją rozwinąć zgodnie z dobrem narodu.
Polityka
społeczna
państwa
nakłada
różne
ciężary
na
gospodarstwo
narodowe, w szczególności na te grupy społeczne, które reprezentują większą siłę
podatkową. Ciężary te mogą być albo bezpośrednie, wyrażać się w daninach, które
np. płaci, przemysł na cele socjalne, albo też pośrednie, w postaci ograniczeń czasu
pracy, jej warunków zdrowotnych, opieki nad robotnikami po fabrykach itd. Ciężary
społeczne są dla przedsiębiorcy jednym ze składowych pierwiastków kosztów
produkcji. W pewnych przypadkach ponosi je przedsiębiorca ze swego dochodu, w
innych przerzuca je na odbiorcę swych produktów. W ostatniej instancji możność
ponoszenia tych ciężarów zależy od rentowności produkcji. Gdy koniunktura jest
dobra, gdy kapitał łatwo się gromadzi, wytwórczość nie odczuwa silnie tego ciężaru.
Upadek rentowności pociąga za sobą albo konieczność ich redukcji, albo też kurczy
się i likwiduje przedsiębiorczość, która nie może ich udźwignąć.
Polityka społeczna państw już przed wojną ustaliła swoje metody i kierunki.
Po wojnie nabrała nowego rozpędu; inne urządzenia społeczne przerzuciły się na
kraje, w których ich dotychczas nie było. Ale pod wielu względami zaszła gruntowna
zmiana w położeniu warstw, na rzecz których prowadzi się politykę społeczną. Oto
przed wojną nie istniało w większych rozmiarach zagadnienie bezrobocia. Bezrobocie
było albo zjawiskiem sezonowym, albo też następstwem periodycznych przesileń
gospodarczych. Ożywienie gospodarcze wchłaniało rychło tych bezrobotnych. Przed
wojną bodaj że więcej, przynajmniej w niektórych krajach, dawał się we znaki brak
sił roboczych, aniżeli ich nadmiar.
Po wojnie bezrobocie przybrało ogromne rozmiary. Stało się zjawiskiem
chronicznym. Nawet w czasie najwyższego rozpędu gospodarczego nie wszędzie
wytwórczość potrafiła wchłonąć wszystkich poszukujących pracy; w niektórych
krajach istnieje niejako stały kontyngent bezrobotnych, z którym nie wiadomo co
począć. Do pozbawionych pracy robotników fabrycznych dołączają się masy
zdeklasowanych kupców, rzemieślników, a także i bezrobotnej inteligencji. A więc
naczelnym zadaniem spo łecznym staje się nie określenie warunków, w
których odbywa się praca , wysokość wynagrodzenia za nią, lecz dostarczenia
pracy masom ludności, które tej pracy nie mają — krótko mówiąc —
zwalczenie bezrobocia .
Usuwać i łagodzić skutki tej klęski społecznej można na dwóch drogach; albo
przez szeroko pojętą opiekę społeczną, albo też przez politykę gospodarczą. Albo się
bezrobocie przyjmuje za fakt, w stosunku do którego państwo w danej chwili jest
bezsilne; wtedy dba się o to, by ci bezrobotni nie marli z głodu, by nie żyli w stanie
krańcowej depresji psychicznej, a więc otrzymują oni renty ubezpieczeniowe, zasiłki,
pomoc publiczną. A zaś polityka gospodarcza zmierza do tego, by usunąć
bezrobocie, czy to bezpośrednio przez organizację robót publicznych, czy też
pośrednio, przez ożywienie całej wytwórczości.
O ile gospodarstwo narodowe jest ubogie, niska siła płatnicza ludności, a
wielkie
bezrobocie,
wówczas
dźwignięcie
ciężaru
skutecznej
opieki
nad
bezrobotnymi staje się niepodobieństwem. Może na to pozwolić sobie Anglia, na
której zasobność składają się olbrzymie kapitały, rozrzucone po całym świecie. Na
kontynencie europejskim nie ma państwa, które by mogło sobie pozwolić na stałe
utrzymywanie z funduszów publicznych setek tysięcy bezrobotnych. I w tych
państwach, szczególnie w Polsce, trzeba klęskę bezrobocia przezwyciężyć na drodze
gospodarczej. Nie stać nas na to, by żywić i odziewać masy ludności, pozbawione
pracy; trzeba stworzyć warunki, w których ci bezrobotni mają tę pracę. A to zadanie
wiąże się z całością polityki gospodarczej i finansowej. Walka z bezrobociem
obejmuje ca ły program gospodarstwa narodowego . Nasze bezrobocie nie
wynikło
z
utraty
czy
skurczenia
się
dawnych
rynków
zbytu,
z
przerostu
industrializmu, jak np. w Anglii i źródłem jego jest po prostu dysproporcja między
małym kapitałem a wielkim zasobem siły roboczej. Każdy akt polityki gospodarczej,
który usuwa tę dysproporcję, oczywiście przez zwiększenie kapitału produkcyjnego,
zmniejsza bezrobocie.
Wiodą do tego różne drogi, o których była już poprzednio mowa. W tej chwili
trzeba wskazać na jedno: obowiązkiem państwa jest nie robić niczego, co
by mog ło, choćby pośrednio wywołać wzrost bezrobocia . Wszelkie ciężary
nakładane na gospodarstwo, czy to na ogólne cele państwowe, czy też specjalnie na
cele polityki społecznej, mają granicę w opłacalności produkcji. Gdy wywołują jej
zmniejszenie, wyraża się to w redukcji stanu zatrudnienia. Jeżeli kierownik
warsztatu woli nie donajmować nowej siły roboczej, gdyż ze względu na różne
podatki i opłaty przestaje się to rentować, wówczas wynika z tego większa strata dla
gospodarstwa, aniżeli pożytek ze zwiększonego dochodu publicznego. Pragnie się
np. zdobyć fundusze na zatrudnienie bezrobotnych, a tymczasem nadmierne
obciążenie produkcji w daleko wyższym stopniu powiększy bezrobocie.
Polityka społeczna państwa musi się liczyć zarówno z tymi, którzy mają pracę,
jak z tymi, którzy pracy nie mają. Nie może skupić swej uwagi jednostronnie na
losie ludzi, żyjących z pracy najemnej, nie uwzględniając wpływu tej polityki na stan
zatrudnienia. Niemniej jednak istnieje zagadnienie robotnicze, nie tylko zagadnienie
bezrobocia. Istnieje zagadnienie ludzi, którzy oddają w najem swą siłę roboczą, żyją
z wynagrodzenia za pracę, pozostają w zależności od pracodawcy. Robotnik w
gospodarstwie
narodowy m
jest
równouprawniony
z
innym
jego
uczestnikiem; ma prawo walczyć o poprawę swego bytu w granicach jedności
gospodarstwa narodowego i ma prawo do opieki ze strony ustawodawstwa państwa.
Najpierw sprawa wysokości wynagrodzenia za pracę: Gdyby się chciało to
wynagrodzenie normować w drodze ustawodawczej czy administracyjnej, państwo
musiałoby przejąć kierownictwo przedsiębiorstw. Ale robotnik nie jest zdany, nawet
bez interwencji państwa, na łaskę i niełaskę losu. Najpierw
dlatego,
że
odpowiedniego poziomu płac wymaga nieodparty interes gospodarstwa
narodowego , a po wtóre dzięki temu, że warstwa robotnicza przedstawia
wielką siłę społeczną i polityczną.
Ze stanowiska skrajnego egoizmu można twierdzić, że przedsiębiorca jest w
tym zainteresowany, by jak najmniej płacić robotnikowi. Ale jeżeli spojrzymy na
gospodarstwo narodowe jako na całość, sprawa ta wystąpi w innym świetle.
Robotnik jest nie tylko uczestnikiem produkcji, lecz także i konsumentem, nabywcą
towarów, wytwarzanych przy jego udziale. Produkcja przemysłowa w małym
stosunkowo stopniu jest obliczona na zbyt zagraniczny, zwłaszcza u nas, a przede
wszystkim zależy od rynku wewnętrznego. Przemysł nasz produkuje głównie
artykuły masowej konsumpcji, a nie artykuły zbytku nielicznej grupy ludności. A
więc między wielkością produkcji przemysłowej a wielkością udziału robotników w
rozdziale dochodu społecznego zachodzi związek; wzrost produkcji musi wywołać
wzrost udziału robotników w jej przychodzie, ponieważ robotnicy są konsumentami.
Poza drugorzędnymi antagonizmami, istnieje wspólność interesów wszystkich
uczestników gospodarstwa narodowego; nie może dzisiaj po jednej stronie gromadzić się olbrzymie bogactwo, a po drugiej miliony ludzi z głodowymi płacami.
Nie negujemy więc znaczenia siły nabywczej ludności robotniczej. Ale dzisiaj,
gdy tylu ludzi jest bez pracy, możliwe do uruchomienia kapitały należy przede
wszystkim obrócić na dodatkowe zatrudnienie tych, którzy albo nie mają pracy, albo
też nie pracują przez pełny tydzień. Taki wzrost zatrudnienia nie doprowadzi do
zwyżki cen, która by obróciła w niwecz wszelkie zwyżki płacy, uzyskane w
warunkach, w których nie wzrosło zatrudnienie. Nie przeczymy, że dzisiaj nieraz
zarobek robotnika jest za niski i to zarówno w prywatnym przemyśle, jak i w
państwowej przedsiębiorczości (roboty publiczne). Uznajemy moralny obowiązek
prawdziwy wynagrodzenia
robotników
w sposób godziwy.
Ale
w
tej
chwili
najważniejszą jest rzeczą doprowadzić przez wzrost zatrudnienia do wzrostu
konsumpcji i wtedy istotnie wzrośnie siła nabywcza ludności robotniczej i jej udział
w rozdziale dochodu społecznego.
Robotnik ma prawo upominać się o wysokość swego wynagrodzenia i o
warunki swej pracy. Ma
zawodowe.
Prawo
prawo
koalicj i
do
wspólnej
robotniczej
obrony
jest
tworzyć
związki
odpowiednikiem
prawa
zrzeszenia się pracodawców do celów obrony ich interesów. Te zrzeszenia
po dwóch przeciwnych stronach nieraz prowadzą do konfliktów, do lokautów czy
strajków. Walki między pracodawcami a pracownikami są wielkim marnotrawstwem
kapitału i siły roboczej, są walkami, które po obydwu stronach zostawiają straty
materialne i moralne. Jeżeli się chce widzieć w ostrym tempie tych walk wyraz
międzynarodowej solidarności kapitału czy proletariatu, należy pamiętać o tym, że
bardzo często kapitał jednego kraju finansuje strajki w drugim, by osłabić jego siłę
konkurencyjną.
Walka społeczna, wyrażająca się w przerwaniu pracy, może być tylko ultimum
refugium; może dojść do niej wówczas, gdyby zawiodły już wszelkie sprawy
pokojowego załatwienia zatargu. Do obowiązków państwa należy przeciwdziałanie
wybuchowi strajku czy lokautu; narzędziem tego jest próba rozjemstwa względnie
stosowanie arbitrażu w przypadkach, w których umożliwia go rodzaj zatargu. Ale
dopuszczalność strajku czy lokautu musi być uwarunkowana przez to, że ten zatarg
nie
może
podrywać
funkcjonowania
podstaw
państwa.
przedsiębiorstwach
Nie
użyteczności
gospodarstwa
można
narodowego
dopuszczać
publicznej,
gdzie
do
i
wybuchu
przerwanie
prawidłowego
strajków
pracy
w
grozi
sparaliżowaniem najbardziej życiowych funkcji państwa.
Współżycie przedsiębiorcy z robotnikiem zależy w pewnej tylko części od
ustawodawstwa, które samo w oderwaniu od całości życia narodu, działa czysto
mechanicznie. Vanae sine moribus leges (łac. „prawa bez moralności giną”).
Wspólność narodowa musi się zaznaczyć także i w gospodarstwie. Jeżeli chce się
doprowadzić do porozumienia między przedsiębiorcą i robotnikiem, trzeba by mówili
jednym językiem w dosłownym wyrazu znaczeniu. Inaczej te stosunki ułożą się
wówczas, gdy i przedsiębiorczość znajdzie się w polskich rękach. Nie znajdzie się
jakiegoś żelaznego prawa, które by określało dokładnie udział poszczególnych
uczestników w rozdziale dochodu we wspólnej produkcji. Rozstrzygnięcia te muszą
być dokonywane na podstawach poza gospodarczych, na gruncie wspólnego
zrozumienia, że gospodarstwo jest częścią większej narodowej całości i służy jej
wyższym celom.
Część druga
W miarę jak się będzie pogłębiała świadomość narodowa, ich pierwiastek narodowy
będzie coraz mocniej przenikał działalność gospodarczą, będą powstawały warunki,
sprzyjające powstaniu wyższych form organizacji gospodarczej; mogą wtedy
wykształcić
się
instytucje
ściślejszego
współżycia
między
pracodawcami
i
pracownikami. Gdy słabe jest poczucie wspólności, różnice kultury zbyt wielkie, a
zadawnione antagonizmy zbyt silne, choćby ustawodawstwo sprzęgło bardzo mocno
wszystkich uczestników produkcji, np. w tzw. korporacje, ta forma nie wypełni się
żywotną treścią. Korporacje właśnie są albo terenem ciągłej walki, albo też
narzędziem
panowania
biurokracji
państwowej
nad
gospodarstwem.
Bez
odpowiednich warunków psychicznych, tradycji, przeobrażeń moralnych, idee
nowego porządku społecznego dają w wykonaniu karykaturę.
Troska o byt robotnika, zwłaszcza robotnika fabrycznego, doprowadziła do
rozwoju ubezpieczeń społecznych, opartych na przymusie , z zastosowaniem
mniejszego lub większego samorządu ubezpieczonych. Założenie tych reform jest
następujące. Robotnik nie rozporządza kapitałem, a tylko swoją pracą. Żyje z płacy
najemnej, nieraz żyje z dnia na dzień, bez zabezpieczenia przyszłości. W razie
ciężkiej choroby, inwalidztwa, starości, staje się ciężarem instytucji opieki społecznej, albo też zdany jest na dobroczynność ponieważ nie każdy robotnik, nie w
każdym kraju, potrafi zabezpieczyć się sam na przyszłość, odłożyć fundusz na
czarną godzinę, powinno więc zdaniem zwolenników ubezpieczeń społecznych,
wkroczyć tu państwo, wprowadzając przymus ubezpieczeń.
Tej idei nikt nie może zasadniczo odrzucić . W Niemczech, gdzie ją
Bismarck urzeczywistnił w szerokiej skali, przyniosła ona ten skutek, że związała
robotnika z ojczyzną niemiecką. Internacjonalizm socjalnej demokracji, która przed
wojną panowała w warstwie robotniczej, stawał się coraz bardziej formułą bez
treści. Jeżeli robotnicy niemieccy wzięli bez wahań udział w zaborczej wojnie, nie
bez wpływu na ich psychikę pozostały niemieckie ubezpieczenie społeczne. Ale
dzisiaj, gdy te ubezpieczenie wszędzie niemal upowszechniły się w bardzo wielkim
zakresie, wykonanie tego systemu natrafia na coraz większe przeszkody i
zastrzeżenia.
Trudności te wynikły z następujących przyczyn. Gdy wzrastał silnie kapitał i
pomyślność, gdy był wielki rozkwit gospodarczy, wówczas ciężar ubezpieczeń
społecznych nie dawał się we znaki. Inaczej jest w dobie zastoju. A po wtóre co
ważniejsza, z ubezpieczeń społecznych nie mogą korzystać masy bezrobotnych, a
przynajmniej tych, którzy w ogóle nigdy nie pracowali; pozostaje więc tragiczna
rozbieżność między losem robotnika, który ma pracę, opiekę lekarską na wypadek
choroby, rentę w razie inwalidztwa i na starość, z losem bezrobotnego, który nieraz
z trudem tylko zdobywa doraźny zasiłek. Tej rozbieżności nie usunie się bez
zwalczenia masowego bezrobocia. To oczywiście nie powód by, poddawać w wątpliwość potrzebę istnienia instytucji ubezpieczeń społecznych, ale w każdym razie te
instytucje wymagają gruntownej reformy niemal we wszystkich krajach, a zwłaszcza
w Polsce. Nikt nie będzie twierdził, że nasz system ubezpieczeń społecznych działa
prawidłowo.
Każda instytucja
powinna
pracować
tanio ; to znaczy że koszty
administracji w porównaniu z wydatkami na jej właściwe cele powinny być jak
najniższe. Kasa chorych jest po to, by leczyć, a nie po to, by utrzymywać
biurokrację. A tymczasem dochodzi niekiedy do tego paradoksu, że lekarz w Kasie
Chorych ma byt mniej pewny, jest czasem nawet stosunkowo gorzej wynagrodzony,
niż urzędnik tej instytucji. By zmniejszyć koszty, należy dopuścić organizację
własnej opieki lekarskiej po zakładach fabrycznych i różnych instytucjach,
która może dać to samo, a nawet więcej, co Okręgowa Kasa Chorych, a daje to
niższym kosztem.
W
samymi
ubezpieczalniach
zasadami
sp o łecznych
robotnika
nie
fabrycznego,
można
co
i
obej mować
robotnika
ty mi
rolnego,
czeladnika czy terminatora w rzemiośle, względnie s łużbie domowej . Te
ostatnie kategorie ubezpieczonych powinny mieć system, dostosowany do ich
specjalnych warunków bytu. Przede wszystkim dużą oszczędność można uzyskać,
jeżeli połączy się ubezpieczenia chorobowe z organizacją publicznego szpitalnictwa.
Brak tej koordynacji powiększa martwe koszty i ciężar składek.
Ubezpieczenia
dłu goterminowe
nie
mogą
stać
s ię
narzędziem
polityki fiskalnej . Fundusze ich płyną ze składek ubezpieczonych, względnie
pracodawców. Państwo bezpośrednio lub pośrednio staje się głównym wierzycielem
zakładów ubezpieczeń społecznych. Dobro ubezpieczonych wymaga tego, by ich
fundusze były jak najkorzystniej lokowane. Jeżeli np. jakąś obligację państwową
można nabyć taniej na rynku, to dzieje się to z krzywdą ubezpieczonych, gdy
zakłady
ubezpieczeń
muszą
nabywać
te
obligacje
po
„sztywnym”
kursie,
korzystniejszym dla dłużnika — państwa. W ten sposób wprowadza się sui generis
podatek na ubezpieczonych na rzecz potanienia kredytu publicznego.
Bardzo
ważnym
jest
postulat
indywidualizacj i
rachunku
ubezpieczonego , wyrażający się w tym, że ubezpieczony może z czasem
nagromadzić własny kapitał na własny rachunek i do własnej dyspozycji. Innymi
słowy, otrzymałby pewną premię, która by płynęła po pierwsze ze zwrotów zakładu
ubezpieczeń chorobowych w razie jeżeli z tych ubezpieczeń przez szereg lat
korzystał w stopniu niższym od normalnie przeciętnych, po wtóre z dodatkowego,
dobrowolnego ubezpieczenia na przypadek inwalidztwa, względnie starości. Obrońcy
socjalistycznego systemu ulepszeń występują przeciw temu projektowi, uważają go
za niemożliwy do przeprowadzenia. Projekt ten jest bardziej możliwy do wykonania,
niż wiele innych reform, które usiłowano przeprowadzić w naszym systemie
ubezpieczeń. Ale ci wszyscy politycy, nastrojeni socjalistycznie, starają się wykorzenić z duszy człowieka pierwiastek indywidualnych zainteresowań materialnych,
jako „burżuazyjny”. A tymczasem przywiązanie do własności, i to do prywatnej
własności, jest dla narodowego programu gospodarczego pierwiastkiem bardzo
cennym, który trzeba rozwijać, zamiast go tłumić.
Nasz robotnik nawet w najcięższych środowiskach fabrycznych, jest jeszcze w
mocnym bardzo stopniu związany ze wsią, z gospodarstwem wiejskim, to znaczy z
prywatną własnością. Cywilizacja fabryczna nie zdołała go jeszcze przerobić na
typowego „proletariusza”. Jeżeli tkwi w nim silny instynkt własności, jest zadaniem
polityki społecznej, by ten instynkt zaspokoić, o ile to da się zrobić w granicach
nowego jego zawodu. Oczywiście, jeżeli w pewnych działach wytwórczości, mianowicie tam, gdzie nie potrzeba wielkich kapitałów, istnieje możliwość tworzenia
wytwórczych spółdzielni robotniczych , będzie to zjawisko wysoce pożądane.
Ale na podstawie wielu doświadczeń trudno oczekiwać, by ono mogło przybrać
większe rozmiary i by tą drogą upowszechniła się własność między robotnikami.
Robotnik jednak może się stać w łaścicielem domu, własnej działki
ziemi czy ogrodu . Robotnik polski staje się nim, bez jakiegokolwiek poparcia czy
pomocy, bez urzędów, które by zajmowały się tym zadaniem — o ile tylko pozwalają
na to jego skromne zarobki. Można było obserwować, że nawet w dobie największej
depresji ludzie żyjący z płacy najemnej budowali własne domki, dokonując cudów
oszczędności, wkładając w to swój wysiłek fizyczny, bez dbania o 8 godzinny dzień
pracy. Zagadnienie budowy domków robotniczych jest jednak zagadnieniem
ogólnym wymagającym interwencji ustawodawczej, bodaj że w wyższym stopniu niż
niejedno zagadnienie którym zajmowało się nasze ustawodawstwo społeczne.
Oczywiście
po
wojnie
sprawa
polityki
mieszkaniowej
ze
szczególnym
uwzględnieniem potrzeb ludności robotniczej, pochłonęła wiele uwagi i wiele
kosztów. Ale tak się złożyło, że główny nacisk zwrócono na budownictwo wielkich
koszar dla robotników. Na papierze koszt izby mieszkalnej wypada taniej w wielkim
wymurowanym domu, aniżeli we własnym małym domku. Ale rozmaicie działo się z
kosztami tego budownictwa. „Tanie” mieszkania robotnicze musiano czasem
przerabiać, bo robotnicy nie mogli płacić czynszów mieszkalnych, skalkulowanych
według budowy. W ten sposób w tych wielkich mieszkalnych pudłach można topić
pieniądze publiczne, ale nie rozwiąże się na tej drodze sprawy mieszkań
robotniczych. O ile jednak przez umożliwienie nabywania parceli, przez tani kredyt,
umożliwi się budownictwo na własny rachunek, to wtedy pomoc publiczna będzie
czymś dodatkowym, a na pierwszy plan wysunie się oszczędność przyszłego
właściciela domu i bodajże jego własna praca.
Ulgi w budownictwie mieszkaniowym wyrażają się przede wszystkim w
uwolnieniu od podatku dochodowego; tzn., że im kto jest bogatszy, im ma większy
dochód, tym więcej z tych ulg korzysta. Dla budownictwa małych domków te ulgi są
bez
znaczenia.
Z
kredytów
publicznych,
które
potem
podlegały
różnym
przerachowaniom korzystała głównie uprzywilejowana biurokracja, nieraz za te
kredyty budowlane wznosiło się zbytkowne wille. Ustawodawstwo nasze, chcąc ulżyć
doli bezrobotnych, wprowadziło zasadę moratorium mieszkaniowego dla nich. Nie
dość na tym, że w ten sposób przeniesiono niesprawiedliwie ten ciężar na jedną
grupę mieszkańców państwa, na właścicieli małych mieszkań, ale równocześnie taką
praktyką odstręczono ruch budowlany od wznoszenia domów, przeznaczonych dla
robotników. A to pogarsza oczywiście warunki mieszkaniowe tej warstwy ludności.
Pod tym względem powinien nastąpić stanowczy zwrot w dotychczasowej
polityce. Mimo wielkich trudności finansowych potrafimy uruchomić budownictwo
domków robotniczych, umożliwić posiadanie przez robotników kawałka ziemi.
Domaga się tego także interes obrony państwa; kiepski jest rekrut, który wyrasta w
stłoczonych i brudnych dzielnicach robotniczych naszych miast fabrycznych.
Urzeczywistnienie
idei:
„rodzina
robotnicza
we
własnym
domu”
jest
najlepszym narzędziem zwalczania komunizmu i propagandy pokoju społecznego.
By
ten
pokój
społeczny
zapanował,
nie
wystarczy
najlepsze
nawet
ustawodawstwo społeczne. Trzeba przede wszystkim przezwyciężyć ideę walki
klasowej,
wytępić
jej
ducha.
Możliwym
to
jest
przez
przeniknięcie
życia
gospodarczego i stosunków społecznych świadomością obowiązków moralnych,
które łączą wszystkich uczestników gospodarstwa narodowego, obowiązków, które
sięgają głębiej, niż nakazy prawa, wyposażone w sankcje karne. Tej idei daje wyraz
Kościół Katolicki, w licznych encyklikach papieskich, począwszy od Rerum Novorum i
Immortale Dei. Materialistyczne pojmowanie gospodarstwa podważyło wiarę w siłę
czynników innych, niż bezpośredni interes gospodarczy i przymus. Ale obecnie
szerzy się świadomość, że tzw. kryzys jest w bardzo silnym stopniu także i
kryzysem moralnym, że te pierwiastki moralne są bardzo ważną podstawą
równowagi
społecznej.
Idee,
zawarte
w
naukach
gospodarczych
Kościoła,
urzeczywistnić można praktycznie na gruncie narodowej wspólności, która na
miejsce bezwzględnej walki wprowadza współdziałanie.
Download