Polityka społeczna i sprawa robotnicza Autor: Roman Rybarski Opracowanie: Aleksy Przybylski Tekst ukazał się pierwotnie w „Myśli Narodowej” w dwóch częściach: 20.12.1936 i 27.12.1936 r.16, nr 52, 53 Nowoczesne państwo poczuwa się do obowiązku udzielania pomocy pewnym warstwom, ekonomicznie słabszym; łagodzi, między innymi, przez specjalne ustawodawstwo społeczne przeciwieństwa między warstwami społecznymi, przesuwając rozdział dochodu społecznego na korzyść warstw, które uchodzą za pokrzywdzone tym rozdziałem. Obowiązek ten uznaje państwo w imię chrześcijańskiej nauki, w imię caritas, która wiąże ludzi w jedną całość, jest moralną podstawą stosunków społecznych. Równocześnie gdy uznaje się, że naród jest jednością i całością, nie można też odrzucać zasady ustawodawstwa społecznego, a trzeba ją rozwinąć zgodnie z dobrem narodu. Polityka społeczna państwa nakłada różne ciężary na gospodarstwo narodowe, w szczególności na te grupy społeczne, które reprezentują większą siłę podatkową. Ciężary te mogą być albo bezpośrednie, wyrażać się w daninach, które np. płaci, przemysł na cele socjalne, albo też pośrednie, w postaci ograniczeń czasu pracy, jej warunków zdrowotnych, opieki nad robotnikami po fabrykach itd. Ciężary społeczne są dla przedsiębiorcy jednym ze składowych pierwiastków kosztów produkcji. W pewnych przypadkach ponosi je przedsiębiorca ze swego dochodu, w innych przerzuca je na odbiorcę swych produktów. W ostatniej instancji możność ponoszenia tych ciężarów zależy od rentowności produkcji. Gdy koniunktura jest dobra, gdy kapitał łatwo się gromadzi, wytwórczość nie odczuwa silnie tego ciężaru. Upadek rentowności pociąga za sobą albo konieczność ich redukcji, albo też kurczy się i likwiduje przedsiębiorczość, która nie może ich udźwignąć. Polityka społeczna państw już przed wojną ustaliła swoje metody i kierunki. Po wojnie nabrała nowego rozpędu; inne urządzenia społeczne przerzuciły się na kraje, w których ich dotychczas nie było. Ale pod wielu względami zaszła gruntowna zmiana w położeniu warstw, na rzecz których prowadzi się politykę społeczną. Oto przed wojną nie istniało w większych rozmiarach zagadnienie bezrobocia. Bezrobocie było albo zjawiskiem sezonowym, albo też następstwem periodycznych przesileń gospodarczych. Ożywienie gospodarcze wchłaniało rychło tych bezrobotnych. Przed wojną bodaj że więcej, przynajmniej w niektórych krajach, dawał się we znaki brak sił roboczych, aniżeli ich nadmiar. Po wojnie bezrobocie przybrało ogromne rozmiary. Stało się zjawiskiem chronicznym. Nawet w czasie najwyższego rozpędu gospodarczego nie wszędzie wytwórczość potrafiła wchłonąć wszystkich poszukujących pracy; w niektórych krajach istnieje niejako stały kontyngent bezrobotnych, z którym nie wiadomo co począć. Do pozbawionych pracy robotników fabrycznych dołączają się masy zdeklasowanych kupców, rzemieślników, a także i bezrobotnej inteligencji. A więc naczelnym zadaniem spo łecznym staje się nie określenie warunków, w których odbywa się praca , wysokość wynagrodzenia za nią, lecz dostarczenia pracy masom ludności, które tej pracy nie mają — krótko mówiąc — zwalczenie bezrobocia . Usuwać i łagodzić skutki tej klęski społecznej można na dwóch drogach; albo przez szeroko pojętą opiekę społeczną, albo też przez politykę gospodarczą. Albo się bezrobocie przyjmuje za fakt, w stosunku do którego państwo w danej chwili jest bezsilne; wtedy dba się o to, by ci bezrobotni nie marli z głodu, by nie żyli w stanie krańcowej depresji psychicznej, a więc otrzymują oni renty ubezpieczeniowe, zasiłki, pomoc publiczną. A zaś polityka gospodarcza zmierza do tego, by usunąć bezrobocie, czy to bezpośrednio przez organizację robót publicznych, czy też pośrednio, przez ożywienie całej wytwórczości. O ile gospodarstwo narodowe jest ubogie, niska siła płatnicza ludności, a wielkie bezrobocie, wówczas dźwignięcie ciężaru skutecznej opieki nad bezrobotnymi staje się niepodobieństwem. Może na to pozwolić sobie Anglia, na której zasobność składają się olbrzymie kapitały, rozrzucone po całym świecie. Na kontynencie europejskim nie ma państwa, które by mogło sobie pozwolić na stałe utrzymywanie z funduszów publicznych setek tysięcy bezrobotnych. I w tych państwach, szczególnie w Polsce, trzeba klęskę bezrobocia przezwyciężyć na drodze gospodarczej. Nie stać nas na to, by żywić i odziewać masy ludności, pozbawione pracy; trzeba stworzyć warunki, w których ci bezrobotni mają tę pracę. A to zadanie wiąże się z całością polityki gospodarczej i finansowej. Walka z bezrobociem obejmuje ca ły program gospodarstwa narodowego . Nasze bezrobocie nie wynikło z utraty czy skurczenia się dawnych rynków zbytu, z przerostu industrializmu, jak np. w Anglii i źródłem jego jest po prostu dysproporcja między małym kapitałem a wielkim zasobem siły roboczej. Każdy akt polityki gospodarczej, który usuwa tę dysproporcję, oczywiście przez zwiększenie kapitału produkcyjnego, zmniejsza bezrobocie. Wiodą do tego różne drogi, o których była już poprzednio mowa. W tej chwili trzeba wskazać na jedno: obowiązkiem państwa jest nie robić niczego, co by mog ło, choćby pośrednio wywołać wzrost bezrobocia . Wszelkie ciężary nakładane na gospodarstwo, czy to na ogólne cele państwowe, czy też specjalnie na cele polityki społecznej, mają granicę w opłacalności produkcji. Gdy wywołują jej zmniejszenie, wyraża się to w redukcji stanu zatrudnienia. Jeżeli kierownik warsztatu woli nie donajmować nowej siły roboczej, gdyż ze względu na różne podatki i opłaty przestaje się to rentować, wówczas wynika z tego większa strata dla gospodarstwa, aniżeli pożytek ze zwiększonego dochodu publicznego. Pragnie się np. zdobyć fundusze na zatrudnienie bezrobotnych, a tymczasem nadmierne obciążenie produkcji w daleko wyższym stopniu powiększy bezrobocie. Polityka społeczna państwa musi się liczyć zarówno z tymi, którzy mają pracę, jak z tymi, którzy pracy nie mają. Nie może skupić swej uwagi jednostronnie na losie ludzi, żyjących z pracy najemnej, nie uwzględniając wpływu tej polityki na stan zatrudnienia. Niemniej jednak istnieje zagadnienie robotnicze, nie tylko zagadnienie bezrobocia. Istnieje zagadnienie ludzi, którzy oddają w najem swą siłę roboczą, żyją z wynagrodzenia za pracę, pozostają w zależności od pracodawcy. Robotnik w gospodarstwie narodowy m jest równouprawniony z innym jego uczestnikiem; ma prawo walczyć o poprawę swego bytu w granicach jedności gospodarstwa narodowego i ma prawo do opieki ze strony ustawodawstwa państwa. Najpierw sprawa wysokości wynagrodzenia za pracę: Gdyby się chciało to wynagrodzenie normować w drodze ustawodawczej czy administracyjnej, państwo musiałoby przejąć kierownictwo przedsiębiorstw. Ale robotnik nie jest zdany, nawet bez interwencji państwa, na łaskę i niełaskę losu. Najpierw dlatego, że odpowiedniego poziomu płac wymaga nieodparty interes gospodarstwa narodowego , a po wtóre dzięki temu, że warstwa robotnicza przedstawia wielką siłę społeczną i polityczną. Ze stanowiska skrajnego egoizmu można twierdzić, że przedsiębiorca jest w tym zainteresowany, by jak najmniej płacić robotnikowi. Ale jeżeli spojrzymy na gospodarstwo narodowe jako na całość, sprawa ta wystąpi w innym świetle. Robotnik jest nie tylko uczestnikiem produkcji, lecz także i konsumentem, nabywcą towarów, wytwarzanych przy jego udziale. Produkcja przemysłowa w małym stosunkowo stopniu jest obliczona na zbyt zagraniczny, zwłaszcza u nas, a przede wszystkim zależy od rynku wewnętrznego. Przemysł nasz produkuje głównie artykuły masowej konsumpcji, a nie artykuły zbytku nielicznej grupy ludności. A więc między wielkością produkcji przemysłowej a wielkością udziału robotników w rozdziale dochodu społecznego zachodzi związek; wzrost produkcji musi wywołać wzrost udziału robotników w jej przychodzie, ponieważ robotnicy są konsumentami. Poza drugorzędnymi antagonizmami, istnieje wspólność interesów wszystkich uczestników gospodarstwa narodowego; nie może dzisiaj po jednej stronie gromadzić się olbrzymie bogactwo, a po drugiej miliony ludzi z głodowymi płacami. Nie negujemy więc znaczenia siły nabywczej ludności robotniczej. Ale dzisiaj, gdy tylu ludzi jest bez pracy, możliwe do uruchomienia kapitały należy przede wszystkim obrócić na dodatkowe zatrudnienie tych, którzy albo nie mają pracy, albo też nie pracują przez pełny tydzień. Taki wzrost zatrudnienia nie doprowadzi do zwyżki cen, która by obróciła w niwecz wszelkie zwyżki płacy, uzyskane w warunkach, w których nie wzrosło zatrudnienie. Nie przeczymy, że dzisiaj nieraz zarobek robotnika jest za niski i to zarówno w prywatnym przemyśle, jak i w państwowej przedsiębiorczości (roboty publiczne). Uznajemy moralny obowiązek prawdziwy wynagrodzenia robotników w sposób godziwy. Ale w tej chwili najważniejszą jest rzeczą doprowadzić przez wzrost zatrudnienia do wzrostu konsumpcji i wtedy istotnie wzrośnie siła nabywcza ludności robotniczej i jej udział w rozdziale dochodu społecznego. Robotnik ma prawo upominać się o wysokość swego wynagrodzenia i o warunki swej pracy. Ma zawodowe. Prawo prawo koalicj i do wspólnej robotniczej obrony jest tworzyć związki odpowiednikiem prawa zrzeszenia się pracodawców do celów obrony ich interesów. Te zrzeszenia po dwóch przeciwnych stronach nieraz prowadzą do konfliktów, do lokautów czy strajków. Walki między pracodawcami a pracownikami są wielkim marnotrawstwem kapitału i siły roboczej, są walkami, które po obydwu stronach zostawiają straty materialne i moralne. Jeżeli się chce widzieć w ostrym tempie tych walk wyraz międzynarodowej solidarności kapitału czy proletariatu, należy pamiętać o tym, że bardzo często kapitał jednego kraju finansuje strajki w drugim, by osłabić jego siłę konkurencyjną. Walka społeczna, wyrażająca się w przerwaniu pracy, może być tylko ultimum refugium; może dojść do niej wówczas, gdyby zawiodły już wszelkie sprawy pokojowego załatwienia zatargu. Do obowiązków państwa należy przeciwdziałanie wybuchowi strajku czy lokautu; narzędziem tego jest próba rozjemstwa względnie stosowanie arbitrażu w przypadkach, w których umożliwia go rodzaj zatargu. Ale dopuszczalność strajku czy lokautu musi być uwarunkowana przez to, że ten zatarg nie może podrywać funkcjonowania podstaw państwa. przedsiębiorstwach Nie użyteczności gospodarstwa można narodowego dopuszczać publicznej, gdzie do i wybuchu przerwanie prawidłowego strajków pracy w grozi sparaliżowaniem najbardziej życiowych funkcji państwa. Współżycie przedsiębiorcy z robotnikiem zależy w pewnej tylko części od ustawodawstwa, które samo w oderwaniu od całości życia narodu, działa czysto mechanicznie. Vanae sine moribus leges (łac. „prawa bez moralności giną”). Wspólność narodowa musi się zaznaczyć także i w gospodarstwie. Jeżeli chce się doprowadzić do porozumienia między przedsiębiorcą i robotnikiem, trzeba by mówili jednym językiem w dosłownym wyrazu znaczeniu. Inaczej te stosunki ułożą się wówczas, gdy i przedsiębiorczość znajdzie się w polskich rękach. Nie znajdzie się jakiegoś żelaznego prawa, które by określało dokładnie udział poszczególnych uczestników w rozdziale dochodu we wspólnej produkcji. Rozstrzygnięcia te muszą być dokonywane na podstawach poza gospodarczych, na gruncie wspólnego zrozumienia, że gospodarstwo jest częścią większej narodowej całości i służy jej wyższym celom. Część druga W miarę jak się będzie pogłębiała świadomość narodowa, ich pierwiastek narodowy będzie coraz mocniej przenikał działalność gospodarczą, będą powstawały warunki, sprzyjające powstaniu wyższych form organizacji gospodarczej; mogą wtedy wykształcić się instytucje ściślejszego współżycia między pracodawcami i pracownikami. Gdy słabe jest poczucie wspólności, różnice kultury zbyt wielkie, a zadawnione antagonizmy zbyt silne, choćby ustawodawstwo sprzęgło bardzo mocno wszystkich uczestników produkcji, np. w tzw. korporacje, ta forma nie wypełni się żywotną treścią. Korporacje właśnie są albo terenem ciągłej walki, albo też narzędziem panowania biurokracji państwowej nad gospodarstwem. Bez odpowiednich warunków psychicznych, tradycji, przeobrażeń moralnych, idee nowego porządku społecznego dają w wykonaniu karykaturę. Troska o byt robotnika, zwłaszcza robotnika fabrycznego, doprowadziła do rozwoju ubezpieczeń społecznych, opartych na przymusie , z zastosowaniem mniejszego lub większego samorządu ubezpieczonych. Założenie tych reform jest następujące. Robotnik nie rozporządza kapitałem, a tylko swoją pracą. Żyje z płacy najemnej, nieraz żyje z dnia na dzień, bez zabezpieczenia przyszłości. W razie ciężkiej choroby, inwalidztwa, starości, staje się ciężarem instytucji opieki społecznej, albo też zdany jest na dobroczynność ponieważ nie każdy robotnik, nie w każdym kraju, potrafi zabezpieczyć się sam na przyszłość, odłożyć fundusz na czarną godzinę, powinno więc zdaniem zwolenników ubezpieczeń społecznych, wkroczyć tu państwo, wprowadzając przymus ubezpieczeń. Tej idei nikt nie może zasadniczo odrzucić . W Niemczech, gdzie ją Bismarck urzeczywistnił w szerokiej skali, przyniosła ona ten skutek, że związała robotnika z ojczyzną niemiecką. Internacjonalizm socjalnej demokracji, która przed wojną panowała w warstwie robotniczej, stawał się coraz bardziej formułą bez treści. Jeżeli robotnicy niemieccy wzięli bez wahań udział w zaborczej wojnie, nie bez wpływu na ich psychikę pozostały niemieckie ubezpieczenie społeczne. Ale dzisiaj, gdy te ubezpieczenie wszędzie niemal upowszechniły się w bardzo wielkim zakresie, wykonanie tego systemu natrafia na coraz większe przeszkody i zastrzeżenia. Trudności te wynikły z następujących przyczyn. Gdy wzrastał silnie kapitał i pomyślność, gdy był wielki rozkwit gospodarczy, wówczas ciężar ubezpieczeń społecznych nie dawał się we znaki. Inaczej jest w dobie zastoju. A po wtóre co ważniejsza, z ubezpieczeń społecznych nie mogą korzystać masy bezrobotnych, a przynajmniej tych, którzy w ogóle nigdy nie pracowali; pozostaje więc tragiczna rozbieżność między losem robotnika, który ma pracę, opiekę lekarską na wypadek choroby, rentę w razie inwalidztwa i na starość, z losem bezrobotnego, który nieraz z trudem tylko zdobywa doraźny zasiłek. Tej rozbieżności nie usunie się bez zwalczenia masowego bezrobocia. To oczywiście nie powód by, poddawać w wątpliwość potrzebę istnienia instytucji ubezpieczeń społecznych, ale w każdym razie te instytucje wymagają gruntownej reformy niemal we wszystkich krajach, a zwłaszcza w Polsce. Nikt nie będzie twierdził, że nasz system ubezpieczeń społecznych działa prawidłowo. Każda instytucja powinna pracować tanio ; to znaczy że koszty administracji w porównaniu z wydatkami na jej właściwe cele powinny być jak najniższe. Kasa chorych jest po to, by leczyć, a nie po to, by utrzymywać biurokrację. A tymczasem dochodzi niekiedy do tego paradoksu, że lekarz w Kasie Chorych ma byt mniej pewny, jest czasem nawet stosunkowo gorzej wynagrodzony, niż urzędnik tej instytucji. By zmniejszyć koszty, należy dopuścić organizację własnej opieki lekarskiej po zakładach fabrycznych i różnych instytucjach, która może dać to samo, a nawet więcej, co Okręgowa Kasa Chorych, a daje to niższym kosztem. W samymi ubezpieczalniach zasadami sp o łecznych robotnika nie fabrycznego, można co i obej mować robotnika ty mi rolnego, czeladnika czy terminatora w rzemiośle, względnie s łużbie domowej . Te ostatnie kategorie ubezpieczonych powinny mieć system, dostosowany do ich specjalnych warunków bytu. Przede wszystkim dużą oszczędność można uzyskać, jeżeli połączy się ubezpieczenia chorobowe z organizacją publicznego szpitalnictwa. Brak tej koordynacji powiększa martwe koszty i ciężar składek. Ubezpieczenia dłu goterminowe nie mogą stać s ię narzędziem polityki fiskalnej . Fundusze ich płyną ze składek ubezpieczonych, względnie pracodawców. Państwo bezpośrednio lub pośrednio staje się głównym wierzycielem zakładów ubezpieczeń społecznych. Dobro ubezpieczonych wymaga tego, by ich fundusze były jak najkorzystniej lokowane. Jeżeli np. jakąś obligację państwową można nabyć taniej na rynku, to dzieje się to z krzywdą ubezpieczonych, gdy zakłady ubezpieczeń muszą nabywać te obligacje po „sztywnym” kursie, korzystniejszym dla dłużnika — państwa. W ten sposób wprowadza się sui generis podatek na ubezpieczonych na rzecz potanienia kredytu publicznego. Bardzo ważnym jest postulat indywidualizacj i rachunku ubezpieczonego , wyrażający się w tym, że ubezpieczony może z czasem nagromadzić własny kapitał na własny rachunek i do własnej dyspozycji. Innymi słowy, otrzymałby pewną premię, która by płynęła po pierwsze ze zwrotów zakładu ubezpieczeń chorobowych w razie jeżeli z tych ubezpieczeń przez szereg lat korzystał w stopniu niższym od normalnie przeciętnych, po wtóre z dodatkowego, dobrowolnego ubezpieczenia na przypadek inwalidztwa, względnie starości. Obrońcy socjalistycznego systemu ulepszeń występują przeciw temu projektowi, uważają go za niemożliwy do przeprowadzenia. Projekt ten jest bardziej możliwy do wykonania, niż wiele innych reform, które usiłowano przeprowadzić w naszym systemie ubezpieczeń. Ale ci wszyscy politycy, nastrojeni socjalistycznie, starają się wykorzenić z duszy człowieka pierwiastek indywidualnych zainteresowań materialnych, jako „burżuazyjny”. A tymczasem przywiązanie do własności, i to do prywatnej własności, jest dla narodowego programu gospodarczego pierwiastkiem bardzo cennym, który trzeba rozwijać, zamiast go tłumić. Nasz robotnik nawet w najcięższych środowiskach fabrycznych, jest jeszcze w mocnym bardzo stopniu związany ze wsią, z gospodarstwem wiejskim, to znaczy z prywatną własnością. Cywilizacja fabryczna nie zdołała go jeszcze przerobić na typowego „proletariusza”. Jeżeli tkwi w nim silny instynkt własności, jest zadaniem polityki społecznej, by ten instynkt zaspokoić, o ile to da się zrobić w granicach nowego jego zawodu. Oczywiście, jeżeli w pewnych działach wytwórczości, mianowicie tam, gdzie nie potrzeba wielkich kapitałów, istnieje możliwość tworzenia wytwórczych spółdzielni robotniczych , będzie to zjawisko wysoce pożądane. Ale na podstawie wielu doświadczeń trudno oczekiwać, by ono mogło przybrać większe rozmiary i by tą drogą upowszechniła się własność między robotnikami. Robotnik jednak może się stać w łaścicielem domu, własnej działki ziemi czy ogrodu . Robotnik polski staje się nim, bez jakiegokolwiek poparcia czy pomocy, bez urzędów, które by zajmowały się tym zadaniem — o ile tylko pozwalają na to jego skromne zarobki. Można było obserwować, że nawet w dobie największej depresji ludzie żyjący z płacy najemnej budowali własne domki, dokonując cudów oszczędności, wkładając w to swój wysiłek fizyczny, bez dbania o 8 godzinny dzień pracy. Zagadnienie budowy domków robotniczych jest jednak zagadnieniem ogólnym wymagającym interwencji ustawodawczej, bodaj że w wyższym stopniu niż niejedno zagadnienie którym zajmowało się nasze ustawodawstwo społeczne. Oczywiście po wojnie sprawa polityki mieszkaniowej ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb ludności robotniczej, pochłonęła wiele uwagi i wiele kosztów. Ale tak się złożyło, że główny nacisk zwrócono na budownictwo wielkich koszar dla robotników. Na papierze koszt izby mieszkalnej wypada taniej w wielkim wymurowanym domu, aniżeli we własnym małym domku. Ale rozmaicie działo się z kosztami tego budownictwa. „Tanie” mieszkania robotnicze musiano czasem przerabiać, bo robotnicy nie mogli płacić czynszów mieszkalnych, skalkulowanych według budowy. W ten sposób w tych wielkich mieszkalnych pudłach można topić pieniądze publiczne, ale nie rozwiąże się na tej drodze sprawy mieszkań robotniczych. O ile jednak przez umożliwienie nabywania parceli, przez tani kredyt, umożliwi się budownictwo na własny rachunek, to wtedy pomoc publiczna będzie czymś dodatkowym, a na pierwszy plan wysunie się oszczędność przyszłego właściciela domu i bodajże jego własna praca. Ulgi w budownictwie mieszkaniowym wyrażają się przede wszystkim w uwolnieniu od podatku dochodowego; tzn., że im kto jest bogatszy, im ma większy dochód, tym więcej z tych ulg korzysta. Dla budownictwa małych domków te ulgi są bez znaczenia. Z kredytów publicznych, które potem podlegały różnym przerachowaniom korzystała głównie uprzywilejowana biurokracja, nieraz za te kredyty budowlane wznosiło się zbytkowne wille. Ustawodawstwo nasze, chcąc ulżyć doli bezrobotnych, wprowadziło zasadę moratorium mieszkaniowego dla nich. Nie dość na tym, że w ten sposób przeniesiono niesprawiedliwie ten ciężar na jedną grupę mieszkańców państwa, na właścicieli małych mieszkań, ale równocześnie taką praktyką odstręczono ruch budowlany od wznoszenia domów, przeznaczonych dla robotników. A to pogarsza oczywiście warunki mieszkaniowe tej warstwy ludności. Pod tym względem powinien nastąpić stanowczy zwrot w dotychczasowej polityce. Mimo wielkich trudności finansowych potrafimy uruchomić budownictwo domków robotniczych, umożliwić posiadanie przez robotników kawałka ziemi. Domaga się tego także interes obrony państwa; kiepski jest rekrut, który wyrasta w stłoczonych i brudnych dzielnicach robotniczych naszych miast fabrycznych. Urzeczywistnienie idei: „rodzina robotnicza we własnym domu” jest najlepszym narzędziem zwalczania komunizmu i propagandy pokoju społecznego. By ten pokój społeczny zapanował, nie wystarczy najlepsze nawet ustawodawstwo społeczne. Trzeba przede wszystkim przezwyciężyć ideę walki klasowej, wytępić jej ducha. Możliwym to jest przez przeniknięcie życia gospodarczego i stosunków społecznych świadomością obowiązków moralnych, które łączą wszystkich uczestników gospodarstwa narodowego, obowiązków, które sięgają głębiej, niż nakazy prawa, wyposażone w sankcje karne. Tej idei daje wyraz Kościół Katolicki, w licznych encyklikach papieskich, począwszy od Rerum Novorum i Immortale Dei. Materialistyczne pojmowanie gospodarstwa podważyło wiarę w siłę czynników innych, niż bezpośredni interes gospodarczy i przymus. Ale obecnie szerzy się świadomość, że tzw. kryzys jest w bardzo silnym stopniu także i kryzysem moralnym, że te pierwiastki moralne są bardzo ważną podstawą równowagi społecznej. Idee, zawarte w naukach gospodarczych Kościoła, urzeczywistnić można praktycznie na gruncie narodowej wspólności, która na miejsce bezwzględnej walki wprowadza współdziałanie.