ZBIGNIEW MATKOWSKI Czy i kiedy możemy dogonić Europę Zachodnią?1 Nie po to wstąpiliśmy do Unii Europejskiej, by się oddalać od Europy Zach., lecz po to, by się do niej zbliżać. Dotyczy to różnych wymiarów naszej rzeczywistości, a zwłaszcza poziomu życia. Wyrównywanie poziomów dobrobytu, a przede wszystkim poziomu dochodów, to najważniejszy element konwergencji. Integracja gospodarcza w UE sprzyja wyrównywaniu poziomów rozwoju różnych krajów i regionów, lecz nie zapewnia ciągłości tego procesu i nie eliminuje konieczności własnego wysiłku. Podstawowym warunkiem konwergencji dochodowej, czyli zmniejszania dystansu w poziomie życia dzielącego nas od wyżej rozwiniętych i bogatszych krajów, jest szybki wzrost gospodarczy. W porównaniach międzynarodowych najczęściej stosowaną miarą poziomu dochodów jest wartość PKB na 1 mieszkańca, mierzona z uwzględnieniem siły nabywczej pieniądza (różnicy cen). Jest to oczywiście wskaźnik niedoskonały i często krytykowany. Po pierwsze, jest to wielkość średnia, zamazująca różnice w poziomie dochodów poszczególnych rodzin i obywateli. Po drugie, niecały PKB w swej pieniężnej postaci trafia do kieszeni obywateli. Po trzecie, szacunki PKB wg parytetu siły nabywczej (PSN) są obciążone pewnym błędem – nie są to wielkości „twarde”. Niemniej jednak rozmiary luki dochodowej dzielącej nas od Europy Zach. będziemy mierzyć z konieczności za pomocą tego miernika, bo lepszego nie ma. Ścieżka konwergencji w „planie Morawieckiego” W porównaniach poziomu dochodów w obrębie UE punktem odniesienia jest zwykle średnia wartość PKB per capita w całej Unii. Ścieżka konwergencji podana w rządowym „Planie na rzecz odpowiedzialnego rozwoju” zakłada, że w 2030 r. Polska osiągnie PKB per capita równy przeciętnej w UE, a w 2040 r. poziom o 28% wyższy od średniej unijnej. Niestety, autorzy tego przykładu nie podali przyjętych założeń co do podstawowych parametrów konwergencji dochodowej, tzn. zakładanych temp wzrostu gospodarczego w Polsce i w całej Unii, co nie ułatwia dyskusji. Podają jedynie wyjściowy (obecny) poziom PKB per capita w Polsce mierzony w stosunku do średniej unijnej (UE28 = 100); ich zdaniem wynosi on 70. Komisja Europejska w swym ostatnim szacunku za 2015 r. podaje nieco niższy W tekście wykorzystano fragmenty wypowiedzi prasowych autora na ten temat opublikowanych na łamach „Rzeczpospolitej” (marzec 2016) oraz „Kuriera GTF” (grudzień 2015). Szerszą prezentację prognoz konwergencji dochodowej między Polską i innymi krajami EŚW a Europą Zach. zawiera rozdział 3 Raportu o konkurencyjności gospodarki polskiej (SGH, Warszawa 2016). 1 wskaźnik: 69. Ale pomińmy detaliczne różnice w ocenie obecnych rozmiarów luki dochodowej, bo i tak wszelkie szacunki PKB wg PSN dalekie są od precyzji. Załóżmy więc, że obecny wskaźnik PKB per capita w Polsce, liczony w stosunku jego przeciętnego poziomu w UE, wynosi 70. I skupmy uwagę na dwóch wartościach docelowych tego wskaźnika podanych w „planie Morawieckiego”: 100 w 2030 r. i 128 w 2040 r. Czy cele te są wykonalne? Aby dojść w 2030 r. do poziomu 100, czyli zrównać się ze średnią unijną, nasz PKB per capita musiałby wzrastać w tempie co najmniej 2,5 razy wyższym niż w całej Unii. W 2015 r. przeciętne tempo wzrostu PKB w UE wyniosło 1,9%, a w przeliczeniu na 1 mieszkańca – 1,6%. Gdyby Unia utrzymała w przyszłości takie tempo wzrostu (a tak zakłada, przynajmniej do 2020 r., prognoza MFW), to nasza gospodarka musiałaby rozwijać się w tempie co najmniej 4% rocznie. Nie twierdzę, że to niemożliwe, lecz uważam, iż jest to mało prawdopodobne. Wprawdzie w całym okresie transformacji (pomijając recesję na samym początku), tzn. w latach 1993-2015, średnie tempo wzrostu PKB w Polsce było nawet nieco wyższe niż 4% rocznie (w przeliczeniu na mieszkańca wyniosło 4,2%), ale bardzo wątpliwe, by takie tempo dało się utrzymać w następnych 15 latach. Po pierwsze, czynnikiem ograniczającym dynamikę naszej gospodarki będzie stosunkowo wolny wzrost popytu i produkcji na głównych rynkach eksportowych w Europie Zach. Po drugie, hamulcem będzie stosunkowo niska stopa inwestycji – nawet jeżeli uda się ją podnieść z obecnych 18% do 25% PKB (jak to założono w planie), co też nie będzie łatwe zważywszy na niską stopę oszczędzania i słabnący dopływ inwestycji zagranicznych. Po trzecie i najważniejsze, tempo wzrostu naszej gospodarki w nieodległej już przyszłości może zacząć słabnąć z powodu narastającej bariery demograficznej. Ktoś powie: przecież mamy program „Rodzina 500+”. Na efekty tego programu na rynku pracy (zapewne mierne) musimy poczekać co najmniej 20 lat. Na razie może to jedynie powiększyć liczbę kobiet rezygnujących z pracy zawodowej lub biorących urlopy macierzyńskie. Jeżeli chodzi zaś o docelowy poziom wskaźnika PKB per capita w Polsce w 2040 r., podany w tym planie, tzn. wskaźnik 128 (28% wyższy od średniej unijnej), to jest cel zupełnie nierealny i graniczący z absurdem. Średnią wartość PKB per capita w UE kształtują w decydującym stopniu trzy największe kraje: Niemcy, Francja i W. Brytania, ewentualnie jeszcze Włochy i Hiszpania. Ażeby przeskoczyć wyraźnie średnią unijną, trzeba wznieść się ponad ich własny poziom. W unijnym rankingu PKB per capita wg PSN Polska zajmuje obecnie 24 miejsce. Za nami są tylko cztery kraje: Łotwa, Chorwacja, Bułgaria i Rumunia. Aby zrównać się ze średnią unijną, trzeba wyprzedzić wszystkie pozostałe kraje EŚW, łącznie z Czechami, Słowacją i Słowenią, a ponadto Grecję i Portugalię oraz Maltę i Cypr. Aby znaleźć się kiedykolwiek w ścisłej czołówce peletonu, z dochodem na mieszkańca o 28% wyższym od średniej unijnej, musielibyśmy wyprzedzić nie tylko Hiszpanię i Włochy, lecz także Niemcy, Francję i W. Brytanię oraz kilka innych krajów wysoko rozwiniętych, jak Austria, Belgia, Dania i Szwecja. Jest to zadanie absolutnie niewykonalne i wskazywanie takiego celu graniczy z absurdem. Nawet jeżeli miała to być tylko „przykładowa” ścieżka konwergencji, to jest to raczej antyprzykład – wynik błędnej kalkulacji, nie kontrolowanej weryfikacją logiczną. Moje własne prognozy W moich własnych prognozach konwergencji dochodowej między Europą ŚrodkowoWschodnią (EŚW) i Europą Zachodnią, sporządzanych corocznie do raportów o konkurencyjności polskiej gospodarki publikowanych przez Instytut Gospodarki Światowej SGH, przyjmuję inny punkt odniesienia: nie średni poziom PKB per capita w całej Unii, lecz średni jego poziom w 15 krajach Europy Zach. należących do Unii. Chcemy bowiem dogonić kraje od nas bogatsze, a nie tylko zrównać się ze średnią unijną. Tak liczony wskaźnik PKB per capita wg PSN dla Polski w 2015 r. (UE15 = 100) wyniósł 63. Dla porównania, w 2005 r. wskaźnik ten wynosił 43. Jak z tego widać, dystans dochodowy dzielący nas od wyżej rozwiniętych państw UE zmniejszył się w ciągu minionych 10 lat bardzo znacznie. Jednak do pokonania pozostaje wciąż bardzo duża odległość. Czy i kiedy możemy liczyć na pełne zamknięcie tej luki dochodowej? Odpowiedź będzie różna, zależnie od przyjętych założeń co do dalszej dynamiki gospodarczej w Polsce i w Europie Zach. Moja prognoza (czy raczej symulacja) została sporządzona w trzech wariantach, obejmujących trzy różne scenariusze. Zacznijmy od scenariusza najbardziej optymistycznego. Załóżmy mianowicie, że w dającej się przewidzieć przyszłości zdołamy utrzymać dotychczasową przewagę w dynamice wzrostu gospodarczego nad starymi krajami Unii (UE15), zanotowaną w całym okresie transformacji systemowej, z pominięciem głębokiej recesji na samym początku. W latach 1993-2015 realny PKB per capita w Polsce wzrastał nieprzerwanie w średnim tempie 4,2% rocznie, zadziwiającym całą Europę, podczas gdy w krajach UE15 przeciętne tempo wzrostu wynosiło zaledwie 1,2%. Mając 3,5-krotną przewagę w dynamice wzrostu, mogliśmy szybko nadrabiać nasze opóźnienie. Dzięki temu wskaźnik PKB per capita w Polsce, mierzony w stosunku do Europy Zach. (UE15 = 100), który jeszcze w 1995 r. wynosił zaledwie 37, zwiększył się do 41 w 2000 r., 44 w 2005 r., 56 w 2010 r. i 63 w 2015 r. Gdyby taką przewagę udało się utrzymać, to lukę dochodową do Zachodu moglibyśmy zamknąć w ciągu 16 lat, tzn. tuż po 2030 r. Niestety, jest to mało prawdopodobne, ponieważ na dłuższą metę raczej nie uda się nam utrzymać ani tak wysokiego tempa wzrostu, ani tak dużej przewagi w dynamice. W miarę postępów integracji tempo wzrostu gospodarczego w całej Unii będzie się wyrównywać, w dostosowaniu do niewysokiej dynamiki trzech głównych ogniw (Niemcy, Francja i W. Brytania). W miarę postępów tego procesu będzie też słabnąć tempo konwergencji. Hamulcem wzrostu polskiej gospodarki będzie nie tylko niska dynamika popytu i produkcji w Europie Zach., stanowiącej dla nas główny rynek zbytu w eksporcie i ważne źródło dopływu inwestycji zagranicznych. Równie ważne, a może i ważniejsze, będą czynniki wewnętrzne ograniczające dynamikę naszej gospodarki, takie jak niska stopa inwestycji, relatywnie mała konkurencyjność naszych wyrobów, czy wreszcie zagrażający nam już w nieodległej perspektywie brak rąk do pracy. Rozpatrzmy więc scenariusz bardziej umiarkowany. Scenariusz ten zakłada, że utrzymamy nadal pewną przewagę nad Europą Zach. pod względem tempa wzrostu, ale będzie ona znacznie mniejsza niż dotąd. Podstawą tego scenariusza jest średniookresowa prognoza wzrostu gospodarczego na świecie do 2020 r., ogłoszona niedawno przez MFW. Prognoza ta przewiduje, że w ciągu najbliższych pięciu lat nasza gospodarka będzie się rozwijała w tempie około 3,6% rocznie – podobnie jak obecnie, natomiast Europa Zach. przyspieszy do 1,6% rocznie. (Są to tym razem tempa wzrostu PKB ogółem, ale łatwo je przeliczyć na 1 mieszkańca, korzystając z prognozy demograficznej Eurostatu do 2060 r.). Zakładając dla uproszczenia, że podane przez MFW tempa wzrostu na 2020 r. pokazują dynamikę docelową, która utrzyma się również w następnych latach, można obliczyć długość okresu niezbędnego do likwidacji luki dochodowej dzielącej Polskę od Europy Zach. Według naszych obliczeń okres ten wynosi 20 lat, a więc na zrównanie się z Zachodem możemy liczyć dopiero w 2035 r. Oczywiście pod warunkiem, że uda się nam utrzymać obecne tempo wzrostu PKB, co wcale nie jest pewne. Podane wyżej oceny okresu niezbędnego do osiągnięcia przez Polskę poziomu dochodów równego przeciętnej w krajach UE15 należy traktować jako minimalne. Nasze obliczenia prowadzone były bowiem według obecnego parytetu siły nabywczej złotego – przy założeniu, że obecne relacje cen i kursy walut nie ulegną zmianie. Tymczasem w związku ze stopniowym wyrównywaniem poziomów cen w całej Unii siła nabywcza złotówki będzie się zapewne zmniejszać, a w konsekwencji okres niezbędny do zamknięcia luki dochodowej może okazać się dłuższy. Wniosek płynący z analizy obydwu tych scenariuszy jest prosty: gdybyśmy utrzymali swą dotychczasową lub obecną dynamikę wzrostu gospodarczego, to potrzebujemy co najmniej 15-20 lat, aby zrównać się z Europą Zach. pod względem poziomu dochodów przeciętnego obywatela. Wcześniej lukę dochodową w stosunku do Europy Zach. mogą zlikwidować te kraje EŚW, które już obecnie są bliższe zachodnim standardom zarobków i świadczeń i/lub rozwijają się szybciej niż Polska. Są to trzy republiki nadbałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia – oraz Słowacja i Czechy. Za całkowicie nierealne trzeba więc uznać głoszone jeszcze do niedawna opinie niektórych ekspertów i polityków sugerujące, że Polska może dogonić Europę Zach. pod względem poziomu dochodów nawet w ciągu 10 lat, o ile tylko przeprowadzimy kilka drobnych reform, które przyspieszą nasz wzrost gospodarczy. Jest to po prostu niemożliwe w sensie ekonomicznym i fizycznym. Algorytm konwergencji jest nieubłagany. Dlatego musimy pogodzić się z faktem, że nadrobienie historycznych opóźnień w rozwoju gospodarczym Polski i zlikwidowanie luki dochodowej dzielącej nas od Zachodu jest może osiągalne, lecz wymaga dłuższego czasu i dużego wysiłku. Z drugiej strony, nie można wykluczyć tego, że w przyszłości czeka nas – podobnie jak inne kraje tego regionu – wyraźne osłabienie dynamiki wzrostu, a w konsekwencji zahamowanie lub nawet odwrócenie tendencji do konwergencji. Taki właśnie wydźwięk ma przedstawiony niżej trzeci scenariusz. Bariera demograficzna i ryzyko dywergencji Scenariusz ten opiera się na najnowszej długookresowej prognozie wzrostu gospodarczego państw UE do 2060 r., opracowanej pod auspicjami Komisji Europejskiej w 2015 r. Prognoza ta oparta jest na analizie niekorzystnych trendów demograficznych w Europie i związanych z tym zmian w dynamice zatrudnienia i wydajności pracy, a także oczekiwanych zmian ogólnej produkcyjności czynników. Według tej prognozy liczba ludności w Polsce do 2060 r. zmaleje o ponad 5 mln – z obecnych 38,5 mln do 33,2 mln, przy jednoczesnym dalszym wzroście odsetka ludzi starych i spadku odsetka osób w wieku produkcyjnym. Proces starzenia się ludności, potęgowany przez emigrację zarobkową, będzie coraz bardziej hamować wzrost gospodarczy. Konsekwencja braku rąk do pracy może być postępujące spowolnienie wzrostu naszej gospodarki. Podobne procesy dotkną pozostałe kraje EŚW. Zgodnie z tą prognozą – w warunkach laissez-faire – tempo wzrostu potencjalnego PKB per capita w Polsce (a w konsekwencji także faktyczne tempo wzrostu PKB) obniży się z 3,6% w 2015 r. do 2,6% w 2020 r., 1,9% w 2030 r., 1,3% w 2040 r., 0,6% w 2050 r. i 0,7% w 2060 r. Pomimo spodziewanego spadku liczby ludności odpowiednio obniży się również (choć w nieco mniejszym stopniu) tempo wzrostu PKB per capita. Natomiast w strefie euro i w całej Europie Zach. PKB będzie nadal wzrastał w wyrównanym, choć niskim tempie 1,3 – 1,5% rocznie. Procesy starzenia się ludności w Europie Zach. będą bowiem przebiegały wolniej w związku z wyższą dzietnością kobiet oraz dużym napływem młodych imigrantów, a ich negatywne skutki na rynku pracy będą łagodzone wzrostem wydajności. Zakładając, że tempo wzrostu w krajach UE15 będzie takie samo jak w strefie euro (co jest w przybliżeniu słuszne), czeka nas stopniowy spadek tempa konwergencji dochodowej w stosunku do strefy euro i całej Europy Zach. Co gorsza, poczynając od 2045 r. dotychczasowa tendencja do konwergencji może całkowicie wygasnąć, a nawet ulec odwróceniu, przechodząc w dywergencję. Gdyby prognoza ta się spełniła, to Polska – przy obecnym wskaźniku PKB per capita w stosunku do UE15 na poziomie 63 – mogłaby dojść maksymalnie do poziomu 84 około 2045 r., ale po tym terminie nasz dystans dochodowy do Europy Zach. zacząłby ponownie wzrastać. Krótko mówiąc, zamiast zbliżać się do zachodnich sąsiadów pod względem poziomu życia, zaczęlibyśmy się od nich oddalać. Podobny los spotkałby również Estonię, Słowację, Węgry i Rumunię, a większość pozostałych państw EŚW, w tym Czechy i Słowenia, utkwiłaby na osiągniętym już poziomie relatywnego dochodu bez szansy na skasowanie pozostałej jeszcze różnicy. Żaden kraj naszego regionu nie zdołałby zlikwidować luki dochodowej dzielącej go od Zachodu do 2060 r. Co robić? Miejmy nadzieję, że ten ponury scenariusz, przekreślający możliwość likwidacji luki rozwojowej i dochodowej w stosunku do Zachodu za życia jednego pokolenia, nie spełni się. Aby do tego nie doszło, konieczne jest pilne podjęcie – w ramach polityki społecznoekonomicznej prowadzonej przez rządy poszczególnych państw EŚW oraz wspólnej polityki europejskiej w ramach Unii – skoordynowanych, wielokierunkowych działań zmierzających do przezwyciężenia wyłaniających się zagrożeń dalszego rozwoju i zneutralizowania czynników hamujących wzrost gospodarczy. Polsce potrzebny jest kompleksowy program podtrzymania i, w miarę możliwości, przyspieszenia wzrostu gospodarczego – jako podstawa polityki gospodarczej państwa. Program ten – zgodny ze strategią trwałego wzrostu UE i korzystający z unijnego wsparcia, lecz dostosowany do specyficznych problemów polskiej gospodarki – powinien koncentrować się na łagodzeniu niekorzystnych trendów demograficznych i hamowaniu odpływu za granicę młodych, wykształconych ludzi (poprzez poprawę warunków pracy i płacy w kraju), poprawie instytucjonalnych i finansowych warunków rozwoju przedsiębiorczości, stymulowaniu inwestycji napędzających wzrost gospodarczy i tworzących nowe miejsca pracy, bardziej równomiernym przestrzennym rozwoju gospodarki, selektywnym rozwoju nowoczesnych gałęzi przemysłu, dalszej rozbudowie i modernizacji infrastruktury, lepszym wykorzystaniu zasobów kadrowych i materialnych oraz popieraniu rozwoju edukacji, wiedzy i innowacyjności jako kluczowych czynników wzrostu produkcji w konkurencyjnym otoczeniu międzynarodowym. Ostatecznym celem powinno być zapewnienie dalszego pomyślnego rozwoju polskiej gospodarki jako jedynej drogi do osiągnięcia wyraźnej poprawy jakości życia i dobrobytu wszystkich obywateli – z uwzględnieniem doniosłej kwestii sprawiedliwego podziału dochodu narodowego. W tym właśnie kierunku zmierza „plan Morawieckiego”, określający strategię rozwoju społeczno-gospodarczego Polski na następne 25 lat oraz priorytetowe zadania na najbliższe lata. Ważnym elementem tego planu jest troska o to, aby wzrostowi produkcji towarzyszył odpowiedni wzrost wynagrodzeń i aby wzrost gospodarczy owocował wyraźną i stałą poprawą poziomu życia całego społeczeństwa. Plan ten wymaga jednak konkretyzacji i operacjonalizacji, a przede wszystkim znalezienia środków finansowych niezbędnych do jego realizacji. W przeciwnym razie bowiem pozostanie kolejnym zbiorem pobożnych życzeń. Dr Zbigniew Matkowski – emerytowany pracownik naukowy SGH i kilku innych uczelni, obecnie sekretarz Komitetu Redakcyjnego dwumiesięcznika „Ekonomista”.