„Didaskalia” nr 51-52/2002 Hans-Thies Lehmann Od sensu do sensualności. O niemieckim teatrze postdramatycznym W odróżnieniu od dominującej tradycji tak zwanego teatru dramatycznego, który był w swej istocie sceniczną realizacją dramatu, status tekstu w nowoczesnym teatrze stał się bardzo niejasny. Tekst nie pełni w nim żadnej roli, bądź niewielką: sporą popularnością cieszy się teatr bez słów i tacy dramaturdzy jak Peter Handke (Godzina, w której nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem) także w latach dziewięćdziesiątych tworzą teatr bez tekstu mówionego. Coraz większego znaczenia nabiera teatr tańca, znajdujący się obecnie w fazie nowego samookreślenia, gdzie nawet język ciała, tekst cielesny stał się problemem. Termin “teatr tekstu” służy czasami po prostu do polemiki jako wizerunek przeciwnika, od którego teatr interesujący, eksperymentalny, awangardowy powinien się odciąć. Ale pomijając nawet teatr tańca i teatr bez słów, należy stwierdzić, że sytuacja tekstu uległa zasadniczej zmianie – by wymienić takich autorów jak Heiner Müller, Einar Schleef, Werner Schwab, Rainald Goetz, René Pollesch, a także Marius von Mayenburg i Theresia Walser. Teksty często uwalniają się od tradycyjnej formy dramatycznej. Stają się monologami, chórami, montażami tekstowymi. Dużą część zarówno tych tekstów, jak i innych współczesnych środków scenicznych można określić mianem postdramatycznych. Teatr postdramatyczny uwalnia się w różnym stopniu od paradygmatu dramatu. Oczywiście, teksty teatralne będą nadal powstawać. Kiedy zastanawiamy się nad zawartą w nowoczesnych tekstach teatralnością, to pierwsze spostrzeżenie dotyczy faktu, że punkt ciężkości z fabuły, roli i akcji został przesunięty na rytm i muzykę. Język już nie jest definiowany przez wymianę dialogów, dynamikę i zamkniętą, całościową akcję. Nawet tam, gdzie mamy do czynienia z formą dialogu, pojawia się cały szereg charakterystycznych trudności, które można ująć następująco: 1. nie wiadomo, kto mówi; 2. dialog odbywa się w kilku potencjalnych przestrzeniach; 3. dialog odzwierciedla pomieszanie i zaburzenie chronologii; 4. niejasny jest adresat wypowiedzi; 5. nieciągłość oraz – 6. brak rozwoju w wypowiedziach są równie rozpowszechnione jak – 7. repliki bez zagajenia. Jean-Pierre Ryngaert słusznie wskazuje na trudności, jakich owo “pisanie z okruchów” (écriture en éclats) przysparza aktorom – od zwykłego zrozumienia tekstu, poprzez praktyczne kłopoty z zapamiętaniem pozbawionych jakiegokolwiek związku pasaży słownych, aż po problemy z budowaniem na bazie takiego tekstu sensownej i zbornej gestykulacji. 1 Klasyczny ideał dialogu dramatycznego wymagał, by w jego logicznej i poetyckiej konstrukcji każda wypowiedź pojawiała się jako wymuszona przez poprzednie wypowiedzi i niejako oczekiwana replika. Z dokładnością do retorycznych szczegółów zostaje tam określone, w jaki sposób to, co ktoś powiedział, stanowi punkt wyjścia kolejnej wypowiedzi. Partnerzy dialogu mówią niejako w obecności trzeciego, niewidzialnego uczestnika: logicznej i estetycznej reguły. Ten przymus wyższej instancji, która za kulisami ustala reguły słownej wymiany, leży równocześnie u podstaw zgodnego i harmonijnego przebiegu dramatu. Opozycje między protagonistami ulegają dialektycznemu zniesieniu we wspólnej dla nich formie wyrazu - nieważne, czy jest to aleksandryn, czy potoczna konwersacja. Natomiast wszystko to, co Volker Klotz nazywał “dramatem otwartym” (offenes Drama), charakteryzowała już dużo większa niespójność w dialogu. W tym też tkwił zalążek rozsadzenia ram formalnych “dramatu”, którego jedność polegała na napięciu pomiędzy kolejnymi replikami. Jeżeli jedność zniesiona zostaje przez kolaże, pęknięcia i przerwy w procesie komunikacji, to wyabstrahowana koncentracja formy dramatycznej oparta na międzyludzkich wypowiedziach przestaje być wiarygodna. W typowym dramacie modernistycznym odnajdujemy wszystkie te tendencje, które zmierzają do pozbawienia dialogu napięcia i dramatycznego zderzenia (Hegel) w językowym kształcie dzieła. Odpowiada temu – obok wzrostu niespójności – wzrost znaczenia “podtekstu” w rozumieniu Stanisławskiego. Głośno wypowiedziana kwestia pozostaje na powierzchni, a naprawdę dominuje sytuacja “niema”. O myślach i uczuciach postaci możemy wnioskować z ich wypowiedzi - tylko pośrednio. Z drugiej strony w dramacie poetyckim język uzyskuje nową samodzielność i siłę wyrazu. Wydaje się przewyższać realność osób i sam staje się głównym aktorem. W końcu język pojawia się (na przykład u Ödöna von Horvàtha) jako sfera, w której rozmawiający czasem się gubią. Nie udaje im się określić własnego ja, słowo funkcjonuje niemal automatycznie, bardziej jako fasada dla prawdziwych uczuć i przekonań, medium wyobcowania i samowyobcowania. Język nie jest jednym ze środków wyrazu pozostających do dyspozycji postaci, lecz żargonem, kliszą, idiolektem, stylem. W teatrze absurdu postacie stają się portes-parole ruchów językowych, dialog traci również zewnętrzne odniesienia znaczeniowe i służy jedynie wyrażeniu absurdalności, maskowanej na co dzień pozornie sensowną rozmową. Wspólne dla wszystkich wymienionych tutaj fenomenów historycznych jest to, że język coraz bardziej uwalnia się od mówiącego, rodzi się przepaść pomiędzy nimi, a zarazem rośnie autonomia rzeczywistości językowej. Z założeń klasycznej moderny teatr postdramatyczny wyciąga radykalne, teatralno-estetyczne wnioski, 2 negując całkowicie centralną pozycję tekstu i rezygnując nawet z przestrzeni fikcji dramatycznej. We współczesnym “już nie dramatycznym tekście teatralnym” znikają “podstawy narracji i figuracji” oraz porządek fabuły. Dochodzi do usamodzielnienia języka. Schwab, Jelinek czy Goetz tworzą teksty, w których język w mniejszym stopniu pojawia się jako mowa postaci – jeśli w ogóle istnieją jeszcze jakieś definiowalne postaci – bardziej natomiast jako autonomiczna teatralność. Wiele mówiło się o tym, że około roku 1990 mieliśmy do czynienia z powrotem tekstu. Claire MacDonald skontrastowała wizualne i fizyczne poszukiwania w teatrze lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych z odnowioną energią w pisaniu dla teatru lat dziewięćdziesiątych. Ostatnie trendy w modzie teatralnej odeszły trochę od absolutyzowania elementów wizualnych, ale przecież i w latach siedemdziesiątych zdarzały się prace “literackie”. Najrozmaitsze fale i przemiany, konstatowane przez krytykę w rytmie pięcio- i dziesięcioleci (nowa wrażliwość, pozajęzykowa scena, powrót tekstu, powrót klasyki...) tylko w bardzo ograniczonym i względnym sensie stanowią jakieś “epoki”. Dla krytyki teatralnej aktualność zachowuje nadal obserwacja, poczyniona w połowie lat osiemdziesiątych, że coraz mocniej uwydatnia się obecność języka narracyjnego. Zaskoczenie tym spostrzeżeniem było tym większe, że wcześniej dość stanowczo i jednostronnie ogłoszono nadejście epoki teatru czystych obrazów. Heinera Müllera HalmetMaszyna, Misja czy Opis obrazu świadczą o przemianie w formantach tekstu teatralnego, dającej się określić przy pomocy takich haseł, jak “montaż różnorodnego” lub “struktura postdramatyczna”. Müller bezpośrednio przechodzi od sceny do informacji, stamtąd do prozy, absurdalnej pantomimy i z powrotem do sceny dialogowej. U Handkego odnajdujemy jeszcze inną transformację dramatu, z dosłownym odniesieniem do antycznej tragedii, a mianowicie próbę ponownego wprowadzenia wysokiej retoryki wypowiedzi. I tak na przykład w sztuce Über die Dörfer teatr staje się apostrofą, śpiewem, “wierszem dramatycznym”. Na pierwszy rzut oka wydaje się więc, że teatr postdramatyczny bardzo nisko ceni sobie rolę tekstu, co martwi bądź złości filologów. Jednak czyż nie stwierdzał dobitnie już Stanisławski (którego trudno posądzić o wrogie nastawienie do literatury), że dla teatru tekst jako taki jest bez wartości? Że słowa uzyskują znaczenie dopiero poprzez “podtekst” dramaturgii i roli? Istotnie, istnieje fundamentalna różnica (i rywalizacja) pomiędzy perspektywą tekstu, który w przypadku każdego wielkiego dramatu jest także skończonym dziełem językowym, a odmienną perspektywą teatru, dla którego tekst stanowi tylko jeden ze środków. Ta różnica w nowoczesnym teatrze urasta do rangi konfliktu. W każdym razie nowy teatr nie chce 3 korzystać z tekstu na sposób tradycyjny. Stwierdzenie to wymaga jednak uzupełnienia. Teatr postdramatyczny wysoko ceni tekst sam w sobie, ale z innego względu: jako autonomiczną rzeczywistość językową, jako dźwięk, rytm muzyczny, także jako poezję. Tylko z jednej funkcji język wyraźnie się wycofuje: z tradycyjnej, podstawowej funkcji tekstu dramatycznego dla roli. Można by nawet powiedzieć, że – paradoksalnie – nowy teatr traktuje tekst zgoła poważniej niż teatr dawny, to znaczy jako odrębną rzeczywistość języka, czyli tekst jako tekst. A przy tym uwalnia go od zaklajstrowania przez charakter dramatyczny. Nie jest już więc tekst podporządkowany dramatowi, lecz w inny sposób staje się jednym z funkcjonalnych elementów teatru. Wraz z uwolnieniem od sensu z jednej strony, a wyrażania stanu duszy oraz “roli” z drugiej – uzyskuje on nową autonomię teatralną jako językowa i dźwiękowa rzeczywistość. Teatr postdramatyczny tworzy w ten sposób możliwość nowego ujęcia na scenie problematyki tekstu dramatyczno-literackiego, pozostającej dotychczas raczej w ukryciu. Nierzadko daje się bowiem zauważyć, że “rola”, ku której skłania się tekst dramatyczny, a która w tradycyjnym teatrze powinna polegać na pośredniczeniu pomiędzy poziomem słowa pisanego a rzeczywistością teatru, często działa jednocześnie jak uzurpator i suplement, na oba poziomy działa destruktywnie, aby zaprezentować siebie w jak najkorzystniejszym świetle. Tekst mówiony z jednej strony ulega często redukcji do odpowiedniego wyrażenia roli, a więc banalizacji i pogwałceniu, w efekcie których gubi się jego językowe piękno i głębia. Z drugiej strony niewidoczna pozostaje konkretna, realna osoba aktora, jego “wdzięk”, ukryty za rolą, za repertuarem jego warsztatowych chwytów. Niczym kurtyna oddziela aktora od widza jego wyuczona gestykulacja i mimika. O ile zlanie się w jedno tekstu i techniki aktorskiej prowadzi do zniknięcia zarówno tekstu, jak i realnej osoby aktora, o tyle wyraźne oddzielenie tych elementów przydaje obu nowego blasku. Na pierwszy plan wysuwa się nadwrażliwa osobowość aktora, który teraz bardziej jest artystąperformerem aniżeli odtwórcą roli. Właściwy literacki charakter tekstu staje się bardziej ekspresywny, gdyż wyraża dużo więcej niż tylko to, co ważne było dla roli (stąd możliwa jest w teatrze proza i poezja). W teatrze będą nadal wystawiane klasyczne teksty dramatyczne. Tekst klasyczny nie stoi już jednak w centrum uwagi. Gdy się pojawia, reżyserzy dążą do tego, by go wyobcować, rozerwać, pokawałkować, zbezcześcić żargonem (Schleef, Castorf, Haußmann, Kruse, Bachmann...). Jego semantyczny status poprzez szczególne zrytmizowanie, struktury muzyczne i aleatoryczne kombinacje ulega zmanipulowaniu, poprzez krzyki, odpsychologizowanie, kolaże i montaże oddziela się od mówiącego, wychodzi poza swe dramaturgiczne ramy. Mowa przekształca się często w rodzaj chóralnego szumu lub 4 oderwane monologi. Teatrologia od jakiegoś czasu zaczyna się dostosowywać do tych zmian i usiłuje przestawić się z panującej od dawna perspektywy filologicznej na tak zwaną scenologię. Jednak radykalizacja i widoczna dowolność w najnowszym rozwoju wywołuje nawet u otwartych na nowości teoretyków pewną bezradność – być może dlatego, że boją się o logos i ratio, kiedy deformacje i zniekształcenia staną się już regułą, gdy tekst bez żenady użyty zostanie jako materiał sceniczny. Właściwie już się to odbywa pod znakiem wzajemnej gry języka ciała, przedmiotów i języka słownego, która – daleka od negowania literatury – otwiera dla niej nowe przestrzenie działania. Zniekształcenia, parodie, okaleczenia należy rozumieć w sensie metody majeutycznej i nie oznaczają one bynajmniej ideologicznego stanowiska wobec dotychczasowego wykorzystania tradycji, pogwałconej i zredukowanej do – jak powiadał Brecht – “wartości materialnej”. Zbyt często zapomina się, że jest to prowokacyjny spór z - jak to się wciąż podkreśla - gorąco i ambiwalentnie kochanymi oryginałami, który trzyma je przy życiu, nie zaś muzealna konserwacja, jak niejednokrotnie błędnie rozumie się miłość wobec tradycji. Do budzących ciągle jeszcze sprzeciwy praktyk teatru postdramatycznego, wykorzystujących klasyczne teksty jako otwarty materiał dla nowej teatralnej formuły, pozwolę sobie zacytować George Taboriego: “»Odpowiedzialna odpowiedź« (...) na ukochaną klasykę często tworzy nowe dzieło, także wtedy, gdy wykorzystuje elementy oryginału. Środkiem takiego naśladowania może być odświeżenie bądź dekonstrukcja”. A przy tym wysokie treści tragiczne, uwolnione od historycznych implikacji, mogą przekształcić się w proste opowieści z naszej codzienności. W nowym teatrze do dzieł klasyków wśliznął się ton konwersacji, dzięki czemu – ulegając oddramatyzowaniu i odtragizowaniu – udostępniły one swoje bardziej dyskretne nisze i przestrzenie. O ile dramat oznaczał zawsze wywyższenie i dal, o tyle teraz młodzi twórcy szukają zbliżenia do klasycznego tekstu: wprowadza się codzienny żargon, przypadkowa dykcja i niedbały język ciała wysysają jego dramatyczny szpik i dopuszczają grę, ironiczny dystans, lekkość. Teksty klasyczne zmieniają się z pomnika w uczestnika gry i służą często w teatrze postdramatycznym za “materiał do porozumienia z samym sobą”. W pracy teatralnej Wooster Group na przykład wszystkie wykorzystane teksty w zasadzie mogłyby być tworzywem jednego jedynego spektaklu. Obecny dramat nie jest w pierwszym rzędzie przedmiotem teatralnej egzegezy, lecz ulega rozłożeniu na autocytaty i cytaty z innych tekstów, podobnie jak to ma miejsce w przypadku Mabou Mimes, Richarda Foremana czy Needcompany. Każde przedstawienie pokazuje grupę zajmującą się sobą, własnymi upodobaniami i obsesjami, powracają do podobnych aranżacji i obrazów. Również i tekst w sensie własnej intencji i 5 estetyki podlega “wyobcowaniu” (Verfremdung). Jego wykorzystanie nie jest jeszcze pewne, jego wartość użytkową ujawni test. Jak długo Wooster Group teatralnie analizuje warunki gry scenicznej i jednocześnie warunki te wyraźnie przedstawia, tak długo sceny z Czechowa nie zostaną sprowadzone do teatru opowiadającego o samotności i śmieszności, a sceny z Arthura Millera – do teatru o prześladowaniu i maniach prześladowczych. W świadomym “użyciu” wzorców spotykają się ze sobą dekonstrukcja tekstu oraz Brechtowska refleksja teatru. Inscenizowanie klasycznych (i nie tylko) tekstów w semiotycznej terminologii często figuruje jako “metatekst” – nazwa, która daje do zrozumienia, że tekst inscenizacji, nie bacząc na wszelkie wolności, musi ostatecznie wykazać pokrewieństwo z tekstem literackodramatycznym. Do tego dochodzi teza uzupełniająca, że “wtórny” tekst teatralny (wszystko poza wypowiadanymi kwestiami, poza “pierwotnym” tekstem dramatu) zawiera niejako wirtualną inscenizację, którą musi uwzględnić każdy, kto chce respektować integralność tekstu. Rzecz jednak w tym, ze właśnie w tekście wtórnym odbijają się konwencje teatralne epoki, w której powstał tekst. Ale są one dużo mocniej związane ze swoim czasem niż sam tekst. W sensie tak zwanej “autentycznej” inscenizacji klasyki reżyser musi więc zignorować tekst wtórny, jeśli nie chce zmumifikować - a przez to poważnie zniekształcić - dramatu. Można przez wieki konserwować tekst, ale nie jego kontekst. Nie zapominajmy przy tym, że każdy tekst jest tekstem tylko za pośrednictwem swojego ko ntekstu, a że tak jest, to widać gołym okiem. Nawet przy najszczerszej chęci zachowania historycznej poprawności każda inscenizacja musi najpierw dosłownie wynaleźć swój teatralny dyskurs, który byłby adekwatny do pojęcia klasyki obowiązującego w epoce powstawania spektaklu. Nowy teatr w istocie chce być dokładnie tym, czym na przykład według Patrice’a Pavisa być nie powinien: “[scenicznym] tekstem obok tekstu dramatycznego”. Dla teatru decydującym pozostaje fakt, że inscenizacja w każdym przypadku uzyskuje z perspekt yw y tekstu zupełnie nieprzewidywalną estetyczną realność. Jeżeli wyjdziemy z założenia, że inscenizacja istnieje dzięki wykładni tekstu dokonanej przez aktorów, grupy, reżysera – wówczas taka teatralnie przekazana interpretacja będzie jedynie “metatekstem”, przedstawionym publiczności przez autorów widowiska. Ale teatr może być jak powiada Tabori – odpowiedzią na tekst, może być nowym teatralnym tekstem, zaszczepionym na danym tekście w absolutnie nieprzewidywalny sposób, transformując go aż do poziomu niemal nierozpoznawalnego palimpsestu. Wtedy problemy, jakie pomiędzy tekstem a widowiskiem lokuje inscenizacja, przedstawią się trochę inaczej. To ona teraz stanie się tekstem pierwotnym, a nie metatekstem, który daje tylko sceniczną metaforę dla tekstu literacko-dramatycznego. 6 Widać jasno, że w zmienionej praktyce teatru jako radykalnej inscenizacji, jako teatralnej sytuacji i produkcji tekstu pojawia się również odmienne rozumienie języka i znaku. Jak wiadomo, sztuki przedstawiające i literatura modernizmu wyszły od tego teatru, który zajmował się demontażem i dekonstrukcją tradycyjnego pojęcia znaku. Na poziomie języka mamy odtąd w teatrze postdramatycznym do czynienia z fenomenami, które, jako literackie, znakowe i teoretyczne motywy, miały wielką wagę już dla radykalnej moderny. Kosztem przekazu znaczenia współczesny teatr postdramatyczny rozbudowuje teatralną rzeczywistość języka. Język był zawsze gestem, był wirtualną - a w wypowiedzeniu także faktyczną drogą do innego, wcześniej był bardziej otwarciem nowej przestrzeni i melodią kochającego głosu, aniżeli nośnikiem rzeczowej informacji (Rousseau, Nietzsche). Język jest w pierwszym rzędzie mniej lub bardziej zawikłaną rozmową z samym sobą, potem dopiero następuje dialogowe wyznanie przed innym. Poprzedza subiektywne intencje związane z sensem, jest bezpodmiotową mową, rodzajem osądu, ustawionym przez podświadomość, kulturowe schematy oraz system języka – zanim staje się podmiotową chęcią wypowiedzi. I na zawsze pozostanie nie do końca kontrolowaną grą dwu- i wieloznaczności (Derrida, de Man). Wszystkie te głębokie rejony i rzeczywistości języka występują w teatrze postdramatycznym. Przed logos wysuwają się oddech, rytm, teraźniejszość namacalnie obecnego ciała. Dochodzi do takiego otwarcia i rozproszenia logosu, że nie ma już koniecznej komunikacji znaczenia od A (scena) do B (widownia), ten specyficznie teatralny, “magiczny” przekaz i więź wydarza się natomiast również na poziomie języka. Wczesnym teoretykiem tego zjawiska był Artaud. Ale i u niego już nie chodziło o zwykłą alternatywę “za lub przeciw tekstowi”, lecz o przesunięcie w hierarchii: otworzyć tekst, jego logikę i przymusową architekturę, aby odzyskać dla teatru jego “dimension événementielle” (Derrida), jego wymiar zdarzeń. Tekst i scena artykułują nie tyle sens, ile pewną sytuację komunikacyjną, czyli współobecność, empatię, pamięć ciała, mimetyczne wczuwanie się – jak również przerwy i zakłócenia tych energii. Status tekstu w nowym teatrze można opisać w kategoriach dekonstrukcji i polilogii. Język, jak wszystkie pozostałe elementy teatru, doświadcza desemantyzacji. Dąży nie do dialogu, ale do wielogłosowości. Bardzo często unika u mówiących postaci głębokiego wymiaru duchowego, oznaczającego mimetyczną iluzję. Mówi się, że taki język świadczy o braku zainteresowania człowiekiem. Ale czyż nie chodzi tu o nowe spojrzenie na niego? Mniej intencjonalności – charakterystyki podmiotu – a więcej usuwania go z pola widzenia, mniej świadomej woli a więcej żądzy, mniej “ja”, a więcej “podmiotu podświadomego” – te elementy znajdują tutaj swój wyraz. Należy więc pytać język postdramatycznego tekstu nie o 7 zagubiony obraz człowieka, ale o wpisany weń zarys nowych możliwości postrzegania, myślenia i wyobrażania dla indywidualnego podmiotu. Do komunałów teorii sztuki należy stwierdzenie, że “praca w tekście” w ramach literackiego procesu twórczego – analogicznie do “pracy we śnie” – ostatecznie wymyka się spod kontroli dystrybutywnej świadomości. Termin “tekst”, w przeciwieństwie do zwartości książki, służy jako pretensjonalne określenie na użytek wszystkich tych poglądów, które we wszelkiego rodzaju znakowości akcentują otwartą procesualność, nieskończoność i ucieczkę od ustalonego znaczenia. Podobnie jak przepuszczalne stały się granice pomiędzy dyskursem filozoficznym, estetycznym i teoretycznym, tak i teatr staje się otwartym procesem zachodzącym pomiędzy tekstem, instalacją, performance. Teatr jest już nie tyle interpretacją, ile raczej dalszym pisaniem tekstu przy pomocy innych środków. Tekst postdramatyczny odpowiada zmianie paradygmatu, prowadzącej od książki i jej “zwartości reprezentacji” (Derrida) do tekstury – w teatrze: od teatru dramatycznego do rzeczywistości performatywnej. W Katarakcie Rainalda Goetza akt mowy – bez narracji, niemal słowotok - jest właśnie takim performance. Instancją mówiącą jest “Alter” (“stary” lub “wiek”): osoba, podmiot zbiorowy, ale i bezosobowa abstrakcja. Sam Goetz nazywa swoje teksty teatrem “teoretycznym” lub też “abstrakcyjnym”. Nie wydaje mi się jednak najszczęśliwszym rozwiązaniem używanie tego terminu. Stosowanie takich pojęć wyrządza teatrowi niedźwiedzią przysługę: przy okazji pochwał dotyczących jego wymiaru teoretycznego nauka zapomina o tym, że powinno być odwrotnie. To formy teatralne powinny wpływać na tworzenie teorii oraz je kwestionować. W żadnym wypadku nie powinno się rezygnować z prób ponownego zbliżenia – okrężną drogą – teatralnej dekonstrukcji do teoretycznego dyskursu. Teza, że praktyka postmodernizmu “otwiera się na nieskończoność znaku i pozwala rozpoznać warunki swojego oddziaływania”, jest słuszna. Trzeba jednak mieć na uwadze, by teatru “postmoderny”, którego formy sceniczne chcą odejść od wszelkiej maści metadyskursów, nie wciskać na siłę z powrotem w akademicki spór teoretyczny, od którego on właśnie ucieka. Ten teatr unika przejmowania funkcji autorefleksyjnej. Samoodniesienie, autoreferencja nie są identyczne z autorefleksją i metajęzykiem. Wprawdzie tekst może w pewnych wypadkach posłużyć za “autorefleksyjnie wykorzystane medium”, ale także – poza refleksją i analizą – po prostu jako “semantycznie otwarty materiał”. I można go w widowisku przemieniać i szatkować również dlatego, że zgodnie z klasycznym poglądem tekst sam w sobie już jest fragmentaryczny. Organiczna spójność klasycznego tekstu jest pozorem, stworzonym przez tradycyjną estetykę. Teatr postdramatyczny swoim sposobem użycia tekstu odpowiada na nowo zdobytą przez nauki 8 teoretyczne świadomość tego faktu. Paul de Man w swoich Alegoriach czytania uzmysłowił nam specyficzną nieczytelność tekstu, jego rozpad na nieciągłe, niemożliwe do złożenia okruchy znaczeniowe. Takiemu rozumieniu tekstu odpowiada praktyka reżyserska, traktująca tekst nie jako totalność, którą przede wszystkim należy przedstawić, ale rozkładająca go na cząstkowe mikrostruktury, przebudowująca i - dosłownie i w przenośni - “przenosząca na scenę” jego poszczególne aspekty i części. Dopiero w ten sposób teksty umożliwiają rozpoznanie swoich pojedynczych molekuł, poziomów, połączeń i ułamków sensu. Zasada wystawiania obejmuje oprócz ciała, gestykulacji, głosu również materiał językowy i dotyka funkcji poznawczej wypowiedzi. Zamiast językowego przed-stawiania stanu rzeczy mamy nastawienie głosek, słów, zdań, dźwięków, prowadzonych nie tyle przez sens, co przez sceniczną kompozycję. Język staje się obiektem słownym, który nie stoi przed znaczonym jako pierwotne znaczące, lecz w splocie z innymi obiektami słownymi wskazuje na własną odrębną rzeczywistość i otwarty horyzont pól skojarzeniowych i rozmaitych kontekstów. Potraktowanie tekstu jako roli przez postać sceniczną jest niemożliwe: “Aktor funkcjonuje jako ucieleśnienie dźwięku, a nie jako aparat do przekazu informacji. Interakcja odbywa się w pierwszej kolejności nie pomiędzy nim a widzami, którzy wcielają się w przedstawioną przez niego rolę, lecz pomiędzy widzami a tekstem”. Ta autonomizacja języka i mówienia może przyjąć różne kształty. Często dochodzi do rozbicia wszelkiej stylistycznej i logicznej spójności. Równie często codziennemu zużyciu i zdegradowaniu języka do zwykłych łusek słownych przeciwstawiona zostaje abstrakcyjna “estetyka materiału słownego”. Można to porównać do przedmiotów codziennego użytku u Marcela Duchampa, tak zwane “objet trouvé”. Albo też składniki języka ulegają izolowaniu, a jego konstrukcja - rozbiciu, jak w Sprechstücken Petera Handkego. Oddzieloną od mówiącego rzeczywistość języka można dzisiaj znaleźć choćby w teatrze René Pollescha. To oddzielenie autor osiąga między innymi w ten sposób, że język naukowej, socjologicznej analizy i clichées, rodem z wersyfikacji i teorii języka – mówiący przejmują w formie wypowiedzi “subiektywnej”, czyli że wchodzą ze sobą w związki gesty mowy praktycznie nie dające się połączyć. Ponieważ szczególny nacisk położony jest nie na rozumienie lecz na brzmienie, jednym z najbardziej aktualnych chwytów okazuje się – obok kolażu i montażu – zasada wielojęzyczności. Wielojęzyczne teksty teatralne demontują jedność języków narodowych. W Römische Hunde (1991) Heiner Goebbels dokonuje kolażu tekstów spirituals, Heinera Müllera po niemiecku, Williama Faulknera po angielsku oraz recytację francuskich aleksandrynów z Horacjuszy Corneille’a, wykonanych przez aktorkę Cathérine Jaumiaux w 9 ten sposób, że wersy są bardziej śpiewane niż mówione, a perfekcyjna artykulacja przechodzi w urywane jąkanie się i bełkot. Tekst w teatrze składa się z trzech następujących komponentów: sens, brzmienie i głos (zob. rys. poniżej). Zawiera też odniesienie do trzech wielkości - ludzkiego podmiotu, któremu użycza głosu. Ten staje się podmiotem mówiącym na scenie, artykułującym znaczenie, wytwarzającym sens (to znaczy w języku ustanawiającym siebie jako podmiot). W ten sposób tekst dociera do wymiaru podmiotu ponad relacją głos – sens. Tekst odnosi się równocześnie do dramatu z jego logiką, do dramaturgicznej i scenicznej architektury, konstytuującej się jako zwarty kompleks poprzez brzmienie i sens mówiących postaci. I tekst stoi w dwoistej relacji wobec ciała, gdyż to w nim dochodzi do zjednoczenia (brzmienia) języka z (brzmieniem) głosu. Tak więc teatr postdramatyczny zmierza do aleatoryzmu i dekompozycji, dekonstrukcji, monologu, słowotoku i tak dalej. Dla wypowiedzi postaci i dla tego, czym przedtem był dialog, oznacza to zwrot (shifting) od sensu do brzmienia. Podmiot pojawia się ponownie nie jako nastawiony na sens, świadomy i pewny siebie, lecz skłania się ku mamroczącemu głosowi, będącemu wyrazem nieświadomości i niewiedzy: przesunięcie od “sensu” do “brzmienia”. Ciało i jego głos tracą w końcu nastawienie na nośnik sensu: to, co on wyraża, jest w coraz mniejszym stopniu subiektywnym głosem, a staje się somatycznie uwarunkowanym “brzmieniem”. W następstwie tego dochodzi do zaniku (fading) sensu oraz do abstrakcyjnego zrytmizowania i umuzykalnienia głosu, czyli zaniku “linii mówiącego podmiotu”. Poszukując pojęcia obejmującego nowe formy gry, należałoby sięgnąć do Derridiańskiego espacement: głoskowa materialność, czasowy przebieg, rozszerzenie przestrzeni, utrata celowości i samoidentyfikacji. Wybieram pojęcie “pejzażu tekstu”, ponieważ oddaje ono związek języka postdramatycznego teatru z nową dramaturgią wizualną, a zarazem zawiera w sobie odniesienie do Landscape Play (Gertruda Stein). Tekst, głos i szum zlewają się w jedno w idei “pejzażu brzmienia” (Klanglandschaft, soundscape). “Od sensu do sensualności” – tak zwie się w ogólności przesunięcie, kryjące się w procesie teatralnym jako takim, i w tym tkwi fenomen żywego “głosu”, który w najprostszy sposób manifestuje obecność i możliwą dominację elementu zmysłowego wewnątrz samego sensu, a równocześnie stanowi jądro teatralnej sytuacji: współobecność żywych aktorów odzwierciedla na emocjach. Głos – zgodnie z podstawową w europejskiej kulturze iluzją – wydaje się wychodzić wprost z duszy. Postrzega się go poniekąd jak niefiltrowane, duchowe promieniowanie “persony”. Osoba mówiąca jest osobą obecną par excellence, metaforą “Innego” (w rozumieniu Levinasa), który apeluje do odpowiedzialności widza, a nie do hermeneutyki. Potraktowanie głosu i języka teatru jako autonomicznej rzeczywistości 10 prowadzi do zmiany dyspozycji percepcyjnej: widz czuje się poddany “bezsensownej” obecności mówiącego. Realnie mówiącą osobę możemy jeszcze bardziej zredukować do czystego ucieleśnienia nieobecnej postaci. Dlatego można mówić o nowej formie odpowiedzialności. A zarazem o nowej formie gry. Gdyż spojrzenie pada nie na elementy znaczące, a na fizyczne istoty. To z nimi ja – widz – wchodzę w grę. tłumaczył Krzysztof Zajas 11 SENS Linia Linia mówiącego podmiotu dramatyczno-scenicznej “architektury” GŁOS Linia ciała BRZMIENIE 12