Na wstępie chciałbym powiedzieć, że wypowiadam się z pozycji laika – nie studiuję biologii, chociaż uważam ją za doprawdy fascynującą gałąź nauki. Zdaję sobie także sprawę, że osoba z wykształceniem biologicznym może czuć gdzieniegdzie niesmak, przedzierając się przez kolejne akapity – na wstępie proszę więc nutę pobłażliwości (ale nie zbyt wielką pobłażliwość!) oraz świadomość, że wypowiadam się z pozycji laika (niemniej, proszę mi wierzyć, laika zauroczonego nowatorskimi ideami zamartwi w książce). Odkąd pamiętam temat ewolucji od zawsze towarzyszył mi w życiu. Kiedy byłem mały, matka, próbując zaszczepić we mnie naukową pasje do poznawania świata, kupowała mi książki dotyczące dinozaurów i pradawnych ludzi. Miałem też gumowe zabawki z tymi gadami, a moją choinkę po dziś dzień zdobi tyranozaur narysowany w wieku 5 lat. Nie byłem wówczas wtajemniczony w żadne szczegółowe zagadnienia dotyczące ewolucji, ale już wtedy odczuwałem delikatną sprzeczność pomiędzy odkryciami biologów i ewolucjonistów, a tym, co naucza się na lekcjach religii (najwyraźniej nawet głupiemu szczylowi ciężko jest zaakceptować tezę, że kobieta została poczęta z żebra). Samolubny Gen nie dotyczy dinozaurów stricte – jest wyjaśnieniem myśli, która dotyka każdej żyjącej istoty, zasiedlającej ziemie współcześnie, jak i miliony lat temu. Myśl ta, bez absolutnie żadnych wyjątków, obejmuje owady, ptaki, rośliny, gady, płazy, bakterie czy nawet – pomimo licznych protestów docierających z obozu konserwatystów – nas, ludzi. Mowa tu oczywiście o ewolucji działającej poprzez dobór naturalny – to szalenie uniwersalna koncepcja o prostych mechanizmach, dająca się zastosować do wszystkiego, co – oceniając w bardzo szerokich kryteriach – możemy uznać za żywe. To koncepcja dzięki której bez większych problemów w końcu możemy odpowiedzieć na pytanie: co było pierwsze, kura czy jajko? Nasze życie zawdzięczamy wyłącznie nieprzerwanemu ciągowi pokoleń: liczne żyjątka wodne masowo rozprzestrzeniły się na naszej planecie w trakcie tzw. eksplozji kambryjskiej jakieś 570 mln lat temu. Następnie, około 360 milionów lat temu, na brzegach wód pojawiła się bujna roślinność, a wraz z nią rozprzestrzeniały się coraz liczniejsze gatunki owadów. Jednocześnie był to okres gdy kręgowce, wykształcając płuca oraz cztery kończyny kroczne, zaczęły stawiać swoje pierwsze kroki na lądzie. Dopiero 240 milionów lat temu na naszej planecie pojawiły się dinozaury, których panowanie trwało aż 175 milionów lat (robi wrażenie w porównaniu do długości istnienia człowieka). Można więc powiedzieć, że przez 570 milionów lat każdy z naszych przodków osiągnął reprodukcyjny sukces, znajdywał co najmniej jednego seksualnego partnera i płodził z nim potomstwo. W nieustannej walce o przetrwanie i reprodukcje przetrwali wyłącznie najsilniejsi – i ja i Ty, czytelniku, jesteśmy owocem ich starań. W długim ewolucyjnym ciągu pokoleń żadnego z Twoich przodków nie zabił przypadkowy piorun zanim spłodził potomstwo. Żaden z nich nie padł również ofiarą drapieżnika. Co więcej – znalazł seksualnego partnera, któremu przekazał swoje cenne geny i z miliona różnych plemników padło akurat na ten jeden, dający początek Tobie oraz wszystkim Twoim przodkom. I tak przez setki milionów lat. To niezły mindfuck, pozwalający jednak docenić niezwykłość naszego życia – a mówię to, ponieważ, jak zauważyłem, zbyt wielu z nas zatraca się w prozie codzienności. No, i również dlatego, że Samolubny Gen był swego czasu poddawany ogromnej krytyce właśnie z uwagi na jego surowe i zimne przesłanie – nie do końca słuszne moim zdaniem. Kiedy człowiek zda sobie sprawę z tego niewyobrażalnego “przypadku” (ci zaznajomieni z prozą Dawkinsa zrozumieją, czemu znajduje się tu cudzysłów), chciałoby się rzec wręcz astronomicznie nieprawdopodobnej loterii, zdecydowanie łatwiej jest docenić mu życie takim, jakie jest – nawet jeśli jego istnienie poprzedzone było cierpieniem innych i bezkompromisową, trwającą miliony lat krwawą walką o przetrwanie. Umrzemy, i to czyni z nas szczęściarzy – tą trafną sentencję autor nakazał przeczytać na swoim pogrzebie, gdy niego również nadejdzie pora. Samolubny Gen, w momencie premiery, stanowił polemikę z innym wybitnym ewolucjonistą – Stephanem Jay Gouldem. Paleontolog sądził, że dobór naturalny odbywał się na poziomie grupy, nie pojedynczego osobnika czy genu. Ujmując to ogólnie: Gould uważał, że pojedynczy osobnik może poświęcić swoje życie dla reszty stada, innymi słowy – cechy osobnicze wpływające pozytywnie na grupę, na nie na pojedynczego osobnika, mogą być faworyzowane w długim, darwinowskim procesie ewolucji. W Samolubnym Genie Dawkins polemizuje z koncepcją Goulda, proponując bardziej elastyczne i uniwersalne rozwiązanie. Autor uważa, że wszelkie zachowania służące reprodukcji da się wyjaśnić za pomocą genu, czyli fragmentu DNA, który “dba” wyłącznie o własny interes. Słowo dba jest tutaj tylko użyteczną metaforą, ponieważ, jak dobrze wiemy, geny niczego nie planują i nie mają intencji – jest to celowy zabieg wprowadzony przez autora, który w łatwiejszy i bardziej obrazowy sposób pozwala zrozumieć zagadnienia przedstawione w książce (i który wywołał masę niepotrzebnego, mącącego zamętu po premierze publikacji). Jeśli w grupie altruistów znajdzie się choć jeden samolubny jegomość, natychmiast zacznie on prosperować kosztem swoich swoich mniej egoistycznych pobratymców – wkrótce potem większość populacji zdominowana będzie przez osobników, którzy mają w interesie wyłącznie własne korzyści. Idea samolubnego genu jako motoru napędowego ewolucji jest przewodnim tematem książki. Mając również solidne logiczne podstawy, uznawana jest dzisiaj za jedną z najbardziej prawdopodobnych koncepcji, które elegancko tłumaczą narzędzia oraz “metody działania” doboru. Nie da się ukryć, że jest to bardziej książka o doborze naturalnym niż o ewolucji sensu stricte. Ciężko jest w kilku zdaniach streścić książkę liczącą niespełna 500 stron – z tego powodu ograniczę się może do ogólników. Samolubny Gen szczegółowo porusza temat strategii ewolucyjnie stabilnych, czyli licznych postaw behawioralnych obecnych wśród osobników podlegających działaniu doboru naturalnego. Paradoksalnie: większość postaw służących reprodukcji w świecie zwierząt to zachowania altruistyczne, nie egoistyczne. Ogólne korzyści płynące z opieki nad swoim gniazdem przewyższają korzyści płynące z bycia osobnikiem mającym w interesie wyłącznie własne dobro. To książka, która – jak żadna inna – pokazuje ogromne zależności pomiędzy ekonomią a ewolucją. Jednym z ważniejszych mechanizmów doboru naturalnego jest także koewolucja – czyli ewolucja różnych gatunków zwierząt (i nie tylko), wywierających na siebie wzajemną ewolucyjną presje. Zarówno w postaci wzajemnej współpracy, jak i w formie ewolucyjnego wyścigu zbrojeń. Antylopa będzie dążyła do wykształcenia kończyn pozwalających pokonywać dłuższe dystanse, nie osiągając jednak maksymalnych prędkości, podczas gdy drapieżnikowi, gepardowi na przykład, będzie zależało na krótszym dystansie, jednak większej prędkości maksymalnej i przyśpieszeniu. Na podstawie pojęcia doboru płciowego dowiemy się również, skąd wzięły się bujne i majestatyczne ogony pawia. Samice, wywierając presje ewolucyjną na samcach, przez bardzo długi okres kopulowały tylko z tymi najpiękniejszymi, najbardziej wyróżniającymi się osobnikami płci przeciwnej – i kto śmiałby zarzucać zwierzętom brak zmysłu estetycznego? Książka dotyczy również szeregu innych pojęć: mamy tu ciekawą hipotezę bulionu pierwotnego (zagadnienia dotyczące początków życia), Dawkins ukuwa pojęcie memu (czyli zapisu informacji kulturowej) oraz, w ostatnim rozdziale, rozprawia się na temat zmian fenotypowych (koncepcji szerzej rozwiniętej w Fenotypie Rozszerzonym, którego nie miałem jeszcze okazji przeczytać, Dawkins nieskromnie tytułuje je zresztą swoim największym i najbardziej rewolucyjnym dziełem). Popularnonaukowa publikacja Dawkinsa to bardzo interesująca przeprawa przez pojęcia biologii ewolucyjnej. Pomimo pełnego uroku języka (Dawkins ma niebywały talent do prezentowania swych myśli w sugestywnym, niemalże poetyckim stylu), Samolubny Gen jest książką surową i zasadniczą. Dawkins wręcz dopomina się o intelektualny rygor w trakcie lektury. Poszczególne rozdziały wymagają skupienia i analitycznego podejścia, jednak naprawdę warto jest się przez to przegryźć. Nikt nie powiedział, że zrozumienie praw rządzących naszym światem jest czymś prostym i przyjemnym. To prawie taki sam komunał jak to, że świat nie jest sprawiedliwy – a jednak, tak niewielu z nas zdaje sobie z tego sprawę. Nasze geny (wciąż obracając się w kontekście metafory) są z gruntu samolubne i zależy im wyłącznie na przetrwaniu i reprodukcji. Nie znaczy to jednak, że jesteśmy im w pełni podporządkowani. Jako ludzie jesteśmy zdolni do współczucia i szacunku wobec drugiego człowieka, nie traktujemy innych tak, jak sami nie chcielibyśmy być traktowani (tak, wiem, że jestem trochę zbyt pobłażliwy i optymistyczny). Przeciwstawiamy się naszym genom za każdym razem, kiedy ryzykujemy życie próbując uratować innego człowieka z pożaru, a nawet – o czym wspominał sam autor – używając środków antykoncepcyjnych, malując paznokcie czy zaciążając in vitro. Piękna, inspirująca książka. Polecam ją każdemu, kto próbuje zrozumieć otaczający nas świat i zastanawia się czasem nad tak fundamentalną kwestią – skąd pochodzę? Jeśli cokolwiek jest w stanie udzielić nam satysfakcjonującej odpowiedzi na to pytanie, z całą pewnością w pierwszej kolejności jest to ewolucja, a Samolubny Gen jest do niej wprowadzeniem mądrym i doprawdy stymulującym.