Richard Dawkins – Samolubny Gen

advertisement
Na wstępie chciałbym powiedzieć, że wypowiadam się z pozycji
laika – nie studiuję biologii, chociaż uważam ją za doprawdy
fascynującą gałąź nauki. Zdaję sobie także sprawę, że osoba z
wykształceniem biologicznym może czuć gdzieniegdzie niesmak,
przedzierając się przez kolejne akapity – na wstępie proszę
więc nutę pobłażliwości (ale nie zbyt wielką pobłażliwość!)
oraz świadomość, że wypowiadam się z pozycji laika (niemniej,
proszę mi wierzyć, laika zauroczonego nowatorskimi ideami
zamartwi w książce).
Odkąd pamiętam temat ewolucji od zawsze towarzyszył mi w
życiu. Kiedy byłem mały, matka, próbując zaszczepić we mnie
naukową pasje do poznawania świata, kupowała mi książki
dotyczące dinozaurów i pradawnych ludzi. Miałem też gumowe
zabawki z tymi gadami, a moją choinkę po dziś dzień zdobi
tyranozaur narysowany w wieku 5 lat. Nie byłem wówczas
wtajemniczony w żadne szczegółowe zagadnienia dotyczące
ewolucji, ale już wtedy odczuwałem delikatną sprzeczność
pomiędzy odkryciami biologów i ewolucjonistów, a tym,
co naucza się na lekcjach religii (najwyraźniej nawet głupiemu
szczylowi ciężko jest zaakceptować tezę, że kobieta została
poczęta z żebra). Samolubny Gen nie dotyczy dinozaurów stricte
– jest wyjaśnieniem myśli, która dotyka każdej żyjącej istoty,
zasiedlającej ziemie współcześnie, jak i miliony lat temu.
Myśl ta, bez absolutnie żadnych wyjątków, obejmuje owady,
ptaki, rośliny, gady, płazy, bakterie czy nawet – pomimo
licznych protestów docierających z obozu konserwatystów – nas,
ludzi. Mowa tu oczywiście o ewolucji działającej poprzez dobór
naturalny – to szalenie uniwersalna koncepcja o prostych
mechanizmach, dająca się zastosować do wszystkiego, co –
oceniając w bardzo szerokich kryteriach – możemy uznać za
żywe. To koncepcja dzięki której bez większych problemów w
końcu możemy odpowiedzieć na pytanie: co było pierwsze, kura
czy jajko?
Nasze życie zawdzięczamy wyłącznie nieprzerwanemu ciągowi
pokoleń: liczne żyjątka wodne masowo rozprzestrzeniły się na
naszej planecie w trakcie tzw. eksplozji kambryjskiej jakieś
570 mln lat temu. Następnie, około 360 milionów lat temu, na
brzegach wód pojawiła się bujna roślinność, a wraz z nią
rozprzestrzeniały się coraz liczniejsze gatunki owadów.
Jednocześnie był to okres gdy kręgowce, wykształcając płuca
oraz cztery kończyny kroczne, zaczęły stawiać swoje pierwsze
kroki na lądzie. Dopiero 240 milionów lat temu na naszej
planecie pojawiły się dinozaury, których panowanie trwało aż
175 milionów lat (robi wrażenie w porównaniu do długości
istnienia człowieka). Można więc powiedzieć, że przez 570
milionów lat każdy z naszych przodków osiągnął reprodukcyjny
sukces, znajdywał co najmniej jednego seksualnego partnera i
płodził z nim potomstwo. W nieustannej walce o przetrwanie i
reprodukcje przetrwali wyłącznie najsilniejsi – i ja i Ty,
czytelniku, jesteśmy owocem ich starań. W długim ewolucyjnym
ciągu pokoleń żadnego z Twoich przodków nie zabił przypadkowy
piorun zanim spłodził potomstwo. Żaden z nich nie padł również
ofiarą drapieżnika. Co więcej – znalazł seksualnego partnera,
któremu przekazał swoje cenne geny i z miliona różnych
plemników padło akurat na ten jeden, dający początek Tobie
oraz wszystkim Twoim przodkom. I tak przez setki milionów lat.
To niezły mindfuck, pozwalający jednak docenić niezwykłość
naszego życia – a mówię to, ponieważ, jak zauważyłem, zbyt
wielu z nas zatraca się w prozie codzienności. No, i również
dlatego, że Samolubny Gen był swego czasu poddawany ogromnej
krytyce właśnie z uwagi na jego surowe i zimne przesłanie –
nie do końca słuszne moim zdaniem. Kiedy człowiek zda sobie
sprawę z tego niewyobrażalnego “przypadku” (ci zaznajomieni z
prozą Dawkinsa zrozumieją, czemu znajduje się tu cudzysłów),
chciałoby się rzec wręcz astronomicznie nieprawdopodobnej
loterii, zdecydowanie łatwiej jest docenić mu życie takim,
jakie jest – nawet jeśli jego istnienie poprzedzone było
cierpieniem innych i bezkompromisową, trwającą miliony lat
krwawą walką o przetrwanie. Umrzemy, i to czyni z nas
szczęściarzy – tą trafną sentencję autor nakazał przeczytać na
swoim pogrzebie, gdy niego również nadejdzie pora.
Samolubny Gen, w momencie premiery, stanowił polemikę z innym
wybitnym ewolucjonistą – Stephanem Jay Gouldem. Paleontolog
sądził, że dobór naturalny odbywał się na poziomie grupy, nie
pojedynczego osobnika czy genu. Ujmując to ogólnie: Gould
uważał, że pojedynczy osobnik może poświęcić swoje życie dla
reszty stada, innymi słowy – cechy osobnicze wpływające
pozytywnie na grupę, na nie na pojedynczego osobnika, mogą być
faworyzowane w długim, darwinowskim procesie ewolucji. W
Samolubnym Genie Dawkins polemizuje z koncepcją Goulda,
proponując bardziej elastyczne i uniwersalne rozwiązanie.
Autor uważa, że wszelkie zachowania służące reprodukcji da się
wyjaśnić za pomocą genu, czyli fragmentu DNA, który “dba”
wyłącznie o własny interes. Słowo dba jest tutaj tylko
użyteczną metaforą, ponieważ, jak dobrze wiemy, geny niczego
nie planują i nie mają intencji – jest to celowy zabieg
wprowadzony przez autora, który w łatwiejszy i bardziej
obrazowy sposób pozwala zrozumieć zagadnienia przedstawione w
książce (i który wywołał masę niepotrzebnego, mącącego zamętu
po premierze publikacji). Jeśli w grupie altruistów znajdzie
się choć jeden samolubny jegomość, natychmiast zacznie on
prosperować kosztem swoich swoich mniej egoistycznych
pobratymców – wkrótce potem większość populacji zdominowana
będzie przez osobników, którzy mają w interesie wyłącznie
własne korzyści. Idea samolubnego genu jako motoru napędowego
ewolucji jest przewodnim tematem książki. Mając również
solidne logiczne podstawy, uznawana jest dzisiaj za jedną z
najbardziej prawdopodobnych koncepcji, które elegancko
tłumaczą narzędzia oraz “metody działania” doboru.
Nie da się ukryć, że jest to bardziej książka o doborze
naturalnym niż o ewolucji sensu stricte. Ciężko jest w kilku
zdaniach streścić książkę liczącą niespełna 500 stron – z tego
powodu ograniczę się może do ogólników. Samolubny Gen
szczegółowo porusza temat strategii ewolucyjnie stabilnych,
czyli licznych postaw behawioralnych obecnych wśród osobników
podlegających działaniu doboru naturalnego. Paradoksalnie:
większość postaw służących reprodukcji w świecie zwierząt to
zachowania altruistyczne, nie egoistyczne. Ogólne korzyści
płynące z opieki nad swoim gniazdem przewyższają korzyści
płynące z bycia osobnikiem mającym w interesie wyłącznie
własne dobro. To książka, która – jak żadna inna – pokazuje
ogromne zależności pomiędzy ekonomią a ewolucją.
Jednym z ważniejszych mechanizmów doboru naturalnego jest
także koewolucja – czyli ewolucja różnych gatunków zwierząt (i
nie tylko), wywierających na siebie wzajemną ewolucyjną
presje. Zarówno w postaci wzajemnej współpracy, jak i w formie
ewolucyjnego wyścigu zbrojeń. Antylopa będzie dążyła do
wykształcenia kończyn pozwalających pokonywać dłuższe
dystanse, nie osiągając jednak maksymalnych prędkości, podczas
gdy drapieżnikowi, gepardowi na przykład, będzie zależało na
krótszym dystansie, jednak większej prędkości maksymalnej i
przyśpieszeniu. Na podstawie pojęcia doboru płciowego dowiemy
się również, skąd wzięły się bujne i majestatyczne ogony
pawia. Samice, wywierając presje ewolucyjną na samcach, przez
bardzo długi okres kopulowały tylko z tymi najpiękniejszymi,
najbardziej wyróżniającymi się osobnikami płci przeciwnej – i
kto śmiałby zarzucać zwierzętom brak zmysłu estetycznego?
Książka dotyczy również szeregu innych pojęć: mamy tu ciekawą
hipotezę bulionu pierwotnego (zagadnienia dotyczące początków
życia), Dawkins ukuwa pojęcie memu (czyli zapisu informacji
kulturowej) oraz, w ostatnim rozdziale, rozprawia się na temat
zmian fenotypowych (koncepcji szerzej rozwiniętej w Fenotypie
Rozszerzonym, którego nie miałem jeszcze okazji przeczytać,
Dawkins nieskromnie tytułuje je zresztą swoim największym i
najbardziej rewolucyjnym dziełem).
Popularnonaukowa publikacja Dawkinsa to bardzo interesująca
przeprawa przez pojęcia biologii ewolucyjnej. Pomimo pełnego
uroku języka (Dawkins ma niebywały talent do prezentowania
swych myśli w sugestywnym, niemalże poetyckim stylu),
Samolubny Gen jest książką surową i zasadniczą. Dawkins wręcz
dopomina się o intelektualny rygor w trakcie lektury.
Poszczególne rozdziały wymagają skupienia i analitycznego
podejścia, jednak naprawdę warto jest się przez to przegryźć.
Nikt nie powiedział, że zrozumienie praw rządzących naszym
światem jest czymś prostym i przyjemnym. To prawie taki sam
komunał jak to, że świat nie jest sprawiedliwy – a jednak, tak
niewielu z nas zdaje sobie z tego sprawę. Nasze geny (wciąż
obracając się w kontekście metafory) są z gruntu samolubne i
zależy im wyłącznie na przetrwaniu i reprodukcji. Nie znaczy
to jednak, że jesteśmy im w pełni podporządkowani. Jako ludzie
jesteśmy zdolni do współczucia i szacunku wobec drugiego
człowieka, nie traktujemy innych tak, jak sami nie
chcielibyśmy być traktowani (tak, wiem, że jestem trochę zbyt
pobłażliwy i optymistyczny). Przeciwstawiamy się naszym genom
za każdym razem, kiedy ryzykujemy życie próbując uratować
innego człowieka z pożaru, a nawet – o czym wspominał sam
autor – używając środków antykoncepcyjnych, malując paznokcie
czy zaciążając in vitro. Piękna, inspirująca książka. Polecam
ją każdemu, kto próbuje zrozumieć otaczający nas świat i
zastanawia się czasem nad tak fundamentalną kwestią – skąd
pochodzę? Jeśli cokolwiek jest w stanie udzielić nam
satysfakcjonującej odpowiedzi na to pytanie, z całą pewnością
w pierwszej kolejności jest to ewolucja, a Samolubny Gen jest
do niej wprowadzeniem mądrym i doprawdy stymulującym.
Download