Jan Twardowski - Parafia Św. Wincentego A Paulo w Otwocku

advertisement
Jan Twardowski
Miłość miłości szuka
1939 - 1998
Państwowy Instytut Wydawniczy
Warszawa 1999
Całość w 3 tomach
PWZN
Print 6
Lublin 1999
Przedruku dokonano na podstawie pozycji wydanej przez
Redakcja techniczna wersji brajlowskiej:
Marianna Żydek
Piotr Kaliński
Skład, druk i oprawa:
PWZN Print 6 sp. z o.o.
20_218 Lublin, Hutnicza 9
tel./fax: 0-81 746-12-80
e-mail: [email protected]
O zaczarowanych
po polach spadał śpiew a staw zielony wszedł
w tataraku zastawione sieci
nadmiar drzew nadmiar drzew
w zaczarowanym świecie
bramy ze srebra - o balkony uderza las
w oknach księżyc łopoczący żagiel
w starych drzwiach
nieobjętych jeszcze klamek brzask
szum szerokich kaktusów po ścianach
niosąc czarne gniazdo snu
to noc
aż ugięli się w mrok po kolana
nadmiar słońc nadmiar słońc
długie Wisły dni
rynek - konie z chłodem przy pyskach
ludzie mają wozy po pas
na bocianów lecących kołyskach
kilka skrzydeł czarnych to od gniazd
wróżki wyszły w zielone ulice
włosy smutnym poetom zaplatać
morskie świnki na katarynkach
bose nogi w zapachu kałuży
może kocha
może lubi
tak się z liści akacji wróży
już gotycki wachlarz kościoła
głowy studzi dzwonu chłodną różą
w abecadłach dzieci oczy mrużą
to dzień biały
to miasteczko
to szkoła
1937, 1998
Opowiadanie wieczorne
gdzieś rozdawali dziewczynkom lato
chłopcy w pękach zerwanych kwiatów
potem szli nad wodę wianki pleść
może dobrze może źle
może tak a może nie
tataraki zanurzone w zachodzie
nogi chłopcom pokrwawiły w wodzie
szły panny pełne cichych przeczuć
w pierwszych nocy przekochanych niepokój
a przed nimi konie biegły głęboko
coraz głębiej w granatowy wieczór
w zbóż złotej szeleszczącej strudze
kłosy puste kłosy pełne złudzeń
zamyślony nad ludźmi las
może z kimś a może bez
może nie ma może jest
za dnia z wody go śpiącego wyjęli
potem w suche odzienie ubrali
nad głowami na rękach rozpięli
niosąc w cmentarz zielony śpiewali
przyjacielu nie obawiaj się - po co
tak się dzieje w niejednej młodości
że spragnieni kochania nocą całują własny koniec swojej miłości
1937, 1998
O miłości dobrzyńskiej
w kolebce ramion
miłość
po drogach konie z nocy chłodną już krepą
podkowy cichsze od gwiazd
akacji wczesny trzepot
na zrzuconych płaszczach Wisły dalekiej blask
w wysokich trawach leżąc
odgarniali z twarzy czarne widma wiatraków
śpiew drzew to od jezior
szum piór to od ptaków
wiatr im zieleń na piersiach spiętrzał
coraz smutniej
coraz to śpiewniej
wsparty o Wisły chłodny głaz
daleki Dobrzyń stał w dzwonach jak w tęczach
w nocy opuszczonym hełmie
przez spuszczone warkocze drzew
ust czerwona płonęła smuga
1937, 1998
O gospodarzu który wiedział kiedy umrze
w szmerze westchnień wydobytych na jaw
myśleć mu wypadało na krawędzi pokoju i maja
okna w których księżyc jak jabłoń
kucharka chodziła po pokojach w pantoflach z gołymi piętami
kładła palec na ustach mówiąc - cicho chodzić - nogi wycierać idź na ganek - stajennemu powiedz żeby rano nie trzaskał drzwiami nie przeszkadzaj panu naszemu - pan jest strasznie zdziwiony że umiera
odblask lampy przewijał ręce
w jarzębinę czerwoną łkań czarnych kroków połamane gałęzie
na granicy świata i bram
las na wiatru chłodnej fali
głowy w księżyc pozanurzał jak w śnieg
a po polach przy ogniskach śpiewali
o żeglarzach żegnających brzeg
1937, 1998
* * *
las odgarnia jezioro drzewami po nim wiodąc
łodzi opuszczona rzewność
przy ustach kwietnia pełno
chłopcy w wierszach dopalają młodość
nagle wszystko ominąć
inny świat
Chrystus targa się w gwoździach jak przybity do krzyża wiatr
ojczenaszów dzikie pnące wino
pachnącymi od drzew ulicami
po nasturcji czerwonym zalewie
tłum napływa wolno z chorągwiami
panny w bieli przyklękają w śpiewie
1937, 1998
O braciach pytających się samych siebie
Wyszli bracia - wiatr we włosach - co za czas! w oczach gwiazdy i drzewa na spodzie pochyleni, zanurzeni po pas,
brodzą w nocy czerwcowej jak w wodzie.
Zatrzaśnięte na krzyż okiennice,
nie skoszony jeszcze zapach łąk - chodźmy prędzej, takie ciemne ulice
z tym księżycem, co dogasa u rąk.
- Czy to życie jeszcze, czy już sen? pomyśl pierwszy, potem ja pomyślę i dziwili się, to tamten, to ten las się chwieje, jakby stał na Wiśle.
Mamy umrzeć czy żyć dalej - może wiesz rozważ pierwszy, potem ja rozważę a już wschodził powoli jak świt
odgłos dzwonów porannych na twarze.
1937, 1959
Ludziom odlatującym
nie przeminie wszystko - nie przeminie
kwiaty nie pogasną
choćby przyszło oczy wam złożyć
choćby przyszło na zawsze zasnąć
odblask murów na rękach zostanie
smutna cisza świętojańskich ulic
po odlocie będziecie Warszawę
w snach dalekich do ust jeszcze tulić
oto dzień się zamyka powoli jak malwa
biały zapach przy paltach
dzwony biją od dawna
cień swój znacząc na ptakach
1937, 1998
Powrót Andersena
cienie nieśli na rękach
długie włosy umarłych
furgot płaszczów barwił ich z daleka
późny zachód maszty pozapalał
jak pochodnie w twarze uśpionym
zawsze Bałtyk odbiega na północ
okrętami głębiej wodę świecąc
ponad miastem gwiazd złociste rżysko
ptaki dzwonów rwą się w wieżach gniazdach snów pokój
stół
noc w oknach tak nisko
lamp gasnących w nocy jasny węzeł
ciężkie liście podniesionych powiek
taką porą przyszedł Andersen
w snach najdalszych spokojny człowiek
o uśmiechnięci
na okrętach kołyszącej się Danii
1937, 1998
Sen po czytaniu Biblii
Pod głową poduszka jak kwiaty a na oczach noc jak czarny puch i zaciągnął się kołdrą w zaświaty
zabłąkany mieszkaniec miast dwóch.
W nocy letniej, pełnej krużganków niemych Jerych, powalonych baszt kogo czekasz, zapomniany kochanku,
gdy już księżyc wyciągnięto na maszt.
Pod głową poduszka jak kwiaty a na oczach noc jak czarny puch czy to prawda, że istnieją dwa światy?
może jeden, a nas tylko dwóch.
Do widzenia, miasto snów, odjeżdżam stąd
cień się chłodny po rękach łamie i przejechał miasto, okno, ląd kołatanie klamki w pustej bramie.
1937, 1998
* * *
To wiersz tylko, więc księżyc świecił
ciągnąc szelest mieniącego się trenu taką porą zasypiają dzieci
do poduszek tuląc Andersenów.
Tak potrzeba, więc płyniemy znów
w powstający wolno zapach zboża
zanurzeni w białe muszle snów,
z których słychać niedorzeczność mora.
1937, 1946
* * *
Że właśnie taki dzień, że właśnie takie dnie
zmęczenia w oczach cień, spokoju trochę w śnie że wiśni pełen sad, że wolna droga w świat
maleńki, opuszczony, w powstaniu obtłuczony
Pan Jezus zamyślony powtarza - Rzucisz mnie [ok. 1944], 1998
Matka Boska Powstańcza
Bóg Ci słońca na dłonie Twoje nie żałował
ani ciszy na usta Twe zbyt mało dał broń bym zdobył dla Ciebie, o głodzie wędrował,
potajemnie orzechy na oparz Ci rwał
Najświętsza, utracona, z rozkazami spalona w barykady równoczarnym strumieniu
z Tobą twarz zapłakana, z Tobą bitwy do rana
i uśmiechy, i sen na kamieniu
[ok. 1944], 1948
Czerwcowe majaki
To tylko noc czerwcowa,
na chłopców taka zmowa
słodkam ci wśród owoców,
a te opadną nocą.
W czeremchy zaplątani o tak spóźnionej porze zdziwieni, zatroskani, mówili Matce Bożej:
O Matko snu pierwszego, o Matko sponad ptaków zali to miłość tylko - czy straszna moc majaków?
1946, 1959
Do poety piszącego zbyt dużo wierszy
W życiu nieprawdziwym prawdziwego poety
Wierszy jest chyba mało.
Są za to drzewa u okien,
ptaków chorały,
portrety, strychy w półmroku
pokutujących dusz żołnierskie buty wysokie
z kurzem przebytych dróg.
Wierność. - Koniecznie wierność.
Wodzowi do ostatniego wystrzału Bogu do końca mszału ojcu przez gorzkie łzy siostrom do grobowej deski niosąc jeszcze im kwiatki niebieskie.
Miłość. Koniecznie miłość.
Do Panny w srebrnej sukience
co na ołtarzach świeci do wszystkich małych dzieci i do kościelnej sieni,
gdzie płaczą w zamyśleniu
o łaskę, co odmienia.
Do choinki aż do sufitu gdy na stole przy lampie babcine nożyczki
kroją brody monarchom, pastuszkom trzewiczki.
Spokojnie lata witać a w upał dla ochłody
wciąż o podróżnych pytać
wynosząc w kubku wodę.
Cieszyć się każdym szczęściem modlić się z każdą różą i zginąć zapomnianym najlepiej... jakąś burzą.
1946, 1998
Wiersz banalny
Piszę, gdy lampy półwiszące,
gdy noc na czoła się przewija
i gdy mamusie płaczą śpiące o jakże miłość ziemska mija.
O czym piszę, o tym nie wiem ktoś mi do ucha cicho szepce
o poświęceniu, o zegarach,
o trumnie srebrnej i kolebce.
Komu piszę - pewnie tobie co po ulicach chodzisz rano
i na powstańca każdym grobie
gałązkę rzucasz odłamaną.
Jaki jestem - byś się śmiała,
śmiejąc się ze mnie - idź swą drogą są takie serca jak - nieszczęścia,
co nigdy inne być nie mogą.
1946, 1998
Piosenki
Śpiewaj, śpiewaj na katarynce
mnie, żołnierzom i morskiej śwince...
Dudni wojsko po mostach,
chwyta ptaki czerwcowy las,
a piosenka twoja tak prosta śpiewaj, śpiewaj ją jeszcze raz
...Jak szybko płyną chwile,
jak szybko płynie czas za rok, za dzień, za chwilę...
Chłopcy niosą łodzie do rzeki,
chwaląc kąpiel, bose nogi i wiosła furkot płaszczów barwi ich z daleka a tu taka piosenka prosta:
...razem nie będzie nas...
Wszystko minie - i święci, i wilcze posłania,
i kur, co się zapomniał z lampy piejąc blaskiem.
Smutku wiecznych pożegnań,
smutku przemijania...
Przystanąłem na kładce tęczy,
a tu panny wieńczą żołnierzy,
ćmy po hełmach jak grosze brzęczą piosenki grają... Klęczą mnisi.
1946, 1959
Wiersz do Najświętszej Panny
Słów nie lubisz; bo cóż znaczą słowa więc poświęcam Twojej świętej pieczy celę, książki, notatki z wykładów,
inferiorów, w klęczniku rzeczy I jeszcze mszał w szufladzie mój Boże - mój Boże tę stronę znam na pamięć,
a tutaj się mylę tu wstążeczkę odgarnę,
a tu grudkę włożę tej ziemi co i w mojej zadźwięczy mogile.
I jeszcze moje serce (o nim nic nie powiem
bo nie pękło mi z bólu w płonącej Warszawie więc jak dawną manierkę porzucę je w rowie krzyżem tylko opatrzę i tak je zostawię)
A to jest moja śmieszność
jak mi służy wiernie
we wszystkich moich wierszach, których nikt nie zliczy więc po mszale i sercu poświęcam Ci ciernie ogród pełen silentium i ziarnko goryczy.
Przebacz mi wiersze wszystkie łaskawie
zagaś we mnie sny czarnoleskie
i bez wierszy cichutko daj popatrzeć
w Twoje święte oczy niebieskie.
1947
* * *
Bywało - w łąki nas zabiorą
łudząc to wstążki to tańcami niżeś pomyślał taką porą
że Jezus płynie z chorągwiami.
A te wyprawy po owoce ze świecą z którą ćmy lipcowe niżeś pomyślał w takie noce
kapturem mnisim chłodzić głowę.
Raz - to w wakacje byłeś chory a ja u nóg twych z lampą dużą niżeś pomyślał w te wieczory
o celi tej pod dzwonu różą.
Niech cię okwitną tak czereśnie maków przy furcie krwawa straż a jeśli kiedy umrę we śnie o nie patrz w twarz, o nie patrz w twarz.
1947
* * *
Czyś stukał kiedy we wrota drżące
w wieczór lipcowy bo cię straszyły na oznak leżące
głowy umarłych?
Czyś szukał kiedy wody święconej
w klasztornej wnęce,
której nie ujdą na krzyż złożone
umarłych ręce?
A to mógł ślad być,
ścieżka niewielka, cichutka droga
by świat odrzucić i spojrzeć w oczy.
swojego Boga.
1947, 1959
O jednym z pacierzy
A ja już wierny Tobie zostanę
o Chryste, Chryste bo wiem, że oczy matce mej dałeś
jasne i czyste
Kolegom moim - wstręt do krętactwa
i komże srebrne
Mickiewiczowi wojnę powszechną
i sny podniebne
Na Długiej w sierpniu - w nocnym wypadzie
latarki w ręce
łączniczce małej iskrę w warkoczu groszek w sukience
Choćby wzbronili wierszy o Tobie
pięknych drukować na klęczkach będę szeptać Ci jeszcze
wzbronione słowa
1947
O spacerze po Cmentarzu Wojskowym
Że też wtedy beze mnie
przewracali się w hełmie
lecąc twarzą bledziutką na bruk
Jurku z Wojtkiem i Jankiem
klękam z lampką i wiankiem
z czarnym kloszem sutanny u nóg
Przeminęło, odeszło w milczeniu
jak pod kocem na wycieczce ziemia świecę lampkę rękoma obiema
gdzie pod hełmem dawnych oczu nie ma
Warszawa, sierpień 1947, 1980
* * *
Dobry Jezu z gwoździami ostrymi,
raz piszący na świętej ziemi,
że pisałeś, a potem starłeś,
krzyż podjąłeś, umarłeś za nas niech Cię wielbią, kochają i słyszą,
dużo milczą, najkrócej piszą.
Nad książkami wielkimi, mądrymi
spójrz jak w Piotra - niech płaczą w sieni.
1947, 1970
Prymicja
O wiersze smutne moje,
w tym stroju pełnym haftu przed krzyżem Pańskim stoję
Jurkowi na Powązkach wojskowa dźwięczy sława,
a mnie tasiemka alby zakwitła u rękawa
O Jezu potłuczony, z tą szramą i tą różą
na chłopców spójrz z Powiśla, co do mszy przy mnie służą
Niech jednym choć oddechem westchnienie mi powierzą
czupurnych rówieśników co pod gruzami leżą
1947, 1970
* * *
Własnego kapłaństwa się boję,
własnego kapłaństwa się lękam
i przed kapłaństwem w proch padam,
i przed kapłaństwem klękam
W lipcowy poranek mych święceń
dla innych szary zapewne jakaś moc przeogromna
z nagła poczęła się we mnie
Jadę z innymi tramwajem
biegnę z innymi ulicą nadziwić się nie mogę
swej duszy tajemnicą
[1948], 1959, 1986
Okruchy
Babiego lata kruchą nić
ze szkolnej mej jesieni z Łazienek starych jeden liść
i szept w klasztornej sieni
kolędy, siostry jasną twarz z rączkami na obrusie może po wojnach jeszcze dasz,
maleńki mój Chrystusie.
1948, 1959
Piosenka o rzeczach pięknych
Od wszystkich prac doktorskich, od mojej poezji,
od pierścienia na palcu - mój Boże, mój Boże piękniejszy jest różaniec, mszał i noc czerwcowa,
i żebrak błagający o buty na dworze.
Wiatr podnoszący z harcerzami łódki
cmentarz zmarłych dziewcząt; najwierniejszy książę,
tysiąc zwykłych rzeczy, choćby taki plecak,
co się w boju ramionom omdlałym odwiąże.
Buty w marszach wytarte, a jeszcze węzełki
chusteczek, gdzie dzieciństwa sekrety się złocą
woda w czapce podana wrogowi rannemu i bezdomność i gwiazdy spadające nocą.
1948, 1998
* * *
Już myślałem, że Ciebie wielkiego zobaczę,
a Tyś mignął mi w. polu jak najprostszy mak zakryj mi twarz rękawem, niech się nie rozpłaczę,
że nie do mnie masz mówić przez ognisty krzak.
Dzień był taki jak zawsze, codzienne sandały
i codzienna samotność, i codzienny trud,
i ręce, co mi komżę w zakrystii składały
cień ptaka sponad wieży rzucając na spód.
Jeszcze zadrżał w kielichach cichy tętent koni
i szum rzeki pobliskiej, i skrzypiące drzwi więc poznał Ciebie żebrak i święty Antoni
nad kluczykiem zgubionym natrząsając brwi.
1949, 1959
O powrocie po studiach do domu rodzinnego
Nagle dzwonek i w naszą rozmowę
wpadnie siostra jak jabłko z ogrodu,
w światło wnosząc kokardy brązowe.
- Choć się śmieją - dochowałeś wiary,
powracając, czy masz serce czyste?
a ja patrzę, jak wiatr z nieba strąca
z gwiazd na siostrę złociste zapałki.
- Co z nauką? O mych studiach mowa,
a ja widzę przez sen i akację wiewióreczkę, przed którą klękałem,
chcąc ją złapać w wakacje minione.
- Czy pamiętasz z balii okręt na stawie?
a ja chwytam nagle siostrę za ręce by przypomnieć jeszcze kwiaty z procesji,
co je niosła Jezusowi w sukience.
1949, 1959
(z cyklu: Nad starą Biblią)
Nad mapą Ziemi Świętej
Ziemio Święta, co w moim atlasie budzisz się i drżysz kiedy wieczór zakłada królestwo pająków,
długich cieni i zmierzchów wysnuwanych z kątów Płyną Twoje tęsknoty - wąwozem wspomnienia pierwszą pełnią księżyca pierwszym dniem stworzenia.
Uliczki ruin pełne i cedrowy las,
osły z flaszą na mirrę, posłuszne w rzemieniach upał pustyń, lęk psalmów i proroków wargi
śpiących z twarzą surową u wezgłowia Arki. Ziemio Święta, co w moim atlasie budzisz się i drżysz
zapachem Tyberiady, kaktusowych lądów z Górą Czarcią sterczącą nad kamienny głaz,
z Betlejem nie zdziwionym wielbłądów najazdem.
Płyną Twoje tęsknoty wąwozem wspomnienia Miłość, chleb, wino w stągwiach - to śmiesznie za mało.
Jest Bóg jeden na niebie, a wszystko się zmienia Z Sodomy i Gomory orszaków weselnych -
popiół i kość bogaczów przy uchu igielnym.
1949, 1959
* * *
We mszy świętej przed ołtarzem przyklęknąć
brać komunię ustami drżącymi lecz czy zawsze potem potrzeba
wóz ciernisty toczyć po ziemi drzwi przed samym nosem zatrzasną.
Jakże często w Betlejem ciemne za królami w węzełku niosę
apostolskie trudy daremne Betlejemski tak spokój i drzewa na osiołku - kruszyna nieba
i pastuszek mówiący po polsku
- proszę księdza - przecież tak trzeba.
[ok. 1950]
O uczynkach miłosiernych wobec ludzi szczęśliwych
Uśmiechu, jak szybko gaśniesz, radości, jakże uciekasz,
wciąż szatan z aniołem gra w kości o biedne serce człowieka.
Wakacje przelecą kłusem, migiem przeminą kasztany
i krwawy zachód na niebie jak adoracja rany.
Śniegu, czemu topniejesz z gwiazdozbiorami srebrnymi,
zawiedziesz nas, sen rozwiejesz o białym poczęciu ziemi.
Dziewczyno, jakże krótko, przed smutkiem jak niepogodą,
zasłaniasz chłopca drogiego swą duszą czystą i młodą.
I z miłosiernych uczynków najbardziej ten miłosierny,
co szczęśliwemu pomoże być szczęściu swojemu wiernym.
Podtrzymać uśmiech i radość. To, co tak kruche, łamliwe nad ludzkim przelotnym szczęściem wznieść dłonie miłościwe.
[ok. 1950]
O Nieuchronny!
Gorejącego krzewu ogrom
w rozzutych butach ognia brzask
Nieogarnięty - poznam, poznam
w kruchcie na klęczkach Twoją twarz.
Powiędną usta, ścichnie krew
chorągwie porwiesz w strzępy snu i powiesz - dosyć - minął czas
jak wypędzony w potop kruk.
Wołu umniejszysz kryjąc w mrok zapalisz w oczach strasznym źdźbłem O Nieuchronny - wiem, ja wiem,
że idziesz ku mnie nagląc krok.
1950
O wspomnieniach szkolnego mundurka
Co tam było, co się z tobą dzieje moja dawna poburzona szkoło w dawnych chłopców pogasłe nadzieje
klamką stukasz dawno uciszoną.
Popaliły się okna i mapy
z Ziemią Świętą gdzie się Saul błąkał rzuć mi na twarz jak garść chłodnej ziemi
z klasy ósmej dźwięk zmarłego dzwonka.
Jaka, myślisz, jest pamięć twych uczniów młodość krótka, głębokie groby założyłem po tobie w brewiarzu
w Completorium wstążeczkę żałoby.
1950
Suplikacje
Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty Iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno uśmiechnij się nade mną
1950, 1982
Kochanowskiego przekład psalmów
Powróć mi, Panie, z dawnych lat
herbaty gorzkiej łyk w manierce
i umarłego ojca list,
sweter od siostry, matki serce
Kochanowskiego przekład psalmów
spalony z Wilczą w czas powstania
i wszystko, czego życzę innym a sam niestety nie dostanę
I spowiedź świętą z dawnych burz,
gdy łzy ważyła ręka Zbawcy i jeszcze jeden jakiś dzień
z dzieciństwa mego na ślizgawce
Ten śnieg, co mi na oczy spadł,
i to, com szeptał bezrozumny a potem jak najcięższy mszał
postaw z kielichem mi na trumnie
1950, 1996
Do Jezusa z warszawskiej katedry
Jezu z warszawskiej katedry,
Jezu czarny i srebrny cierpiący - rzuć na ręce
niemego smutku więcej
Jeszcze jedno cierpienie,
jeszcze jedno rozstanie lampę jasną na stole,
jak najmniejsze mieszkanie
Bardziej gorzką niewdzięczność pożegnania, powroty okno takie, by księżyc
dowiązywał się złoty
Jeśli las - to szumiący,
jeśli rzeki - urwiste
a serce na złość ludziom
i naiwne, i czyste
1950, 1986
Mesjasz
Pokąd mnie gonisz, płoszysz sny wspomnieniem dręczysz, Niepojęty nie wzejdzie siew, więc nie patrz w twarz
jak wóz ognisty z nieba zdjęty.
Dalekie lato. Chłód we drzwiach
hizopem spływa. Nie patrz smutnie bo może łotra dobra łza ożyje na śmiertelnym płótnie.
1950, 1959
Do chorego w szpitalu
Piszę do ciebie list
w ten wieczór ciemniuteńki gdy schodzą się w mój kościół
postacie z Pańskiej Męki.
Cyrenejczyk - olbrzym pogodny
śpieszący ku pomocy Weronika unosząca z chustą
z łez otarte szafirowe oczy.
Cała w płaszczu, przez który słońce
zachodzące jak rana świeci Magdalena z wstążką w warkoczu
zapłakana o godzinie trzeciej.
Żołnierz z gąbką zanurzoną w occie
ku ochłodzie ust gorączką niemych i niewiasty z maleńkich uliczek
przynoszące mdlejącym śpiewy.
To co czyste, szlachetne i wzniosłe
ustrzeżone w najdroższym wspomnieniu to co wyszło i nam wszystkim naprzeciw
naszym smutkom, naszym cierpieniom.
1950
Do sentymentalnego młodzieńca
Trud ciężki, żmudna praca niedospaną nocą
nad książką gdzie się lampa jak owad trzepoce.
Cierpienie co po czole bruzdy rylcem znaczy cierpliwość co liść morwy w jedwab przeinacza.
Dokładność w mapach wodzów, by z dalekich bitew
wrócili wszyscy chłopcy pod namioty ciche.
Lecz to, co mija z uniesienia chwilką to, mój najdroższy - chyba... miłość tylko.
1950
* * *
W miasteczku, w którym ludzie wymieniają uśmiechy gdzie nie ma nic niezwykłego,
w pokoiku, o który kasztan się roztrąca,
gdzie żyjesz poza sobą
Mówiąc "Aniele Stróżu" - rozmyślasz co rano,
że święty drepce tam, gdzie fruwa anioł
Nikt twych trudów nie liczy, a jeśli ocenia to słusznie, że ci przyjdzie umrzeć z przemęczenia
Złóż swój żal do pamiątek i pomódl się ze mną o tę świętość najprostszą, jak wróbel powszednią
1950, 1986
Opuszczającym świat
Nie przeminie wszystko, nie przeminie kwiaty nie pogasną,
choćby przyszło ręce nam złożyć
i po prostu na zawsze zasnąć.
Pamięć czystej przyjaźni zostanie,
smutna cisza świętojańskich ulic po odlocie będziemy ziemię
z utęsknieniem do ust jeszcze tulić.
Nasze biedne, ludzkie zmęczenie,
serc otwartych mądrą życzliwość po odlocie będzie się jeszcze
coś ziemskiego po niebie śniło.
Żywy ogień w dymiącym kominku,
gdy herbatę w czajniku naparza i sukienki od pierwszej Komunii,
tak w nich było siostrom do twarzy.
Tramwajowe przystanki i deszcze,
i upały jak ogon pawi zwykła rzodkiew, którą koń gryzie,
telefony, budki z lodami.
1950, 1959
Z brewiarzem w ręku.
1.
Skąd jesteś? Z Ziemi Świętej, z tęsknoty gorącej
znam proroctwa mesjańskie i księgi Kabały a kasztany za oknem, storczyki tlejące to tylko garść jałmużny ojczyzny Przybranej
Figa cień mi przerzuca przez brewiarz jak potok,
budzi mnie płaci Kaina i oddech Cedronu a księżyc podwarszawski - tragiczny powstaniec,
przybłęda z moich pustyń - gość w przybranym domu
Skąd jesteś? Z Ziemi Świętej, gdzie jagody winne,
psalmy, jadło, napoje... i milczenie inne
A to gwiazdy siostrzyce znad jodeł Libanu
na postrach kurów nocnych. W mym przybranym kraju
ogromne jest nieszczęście. Służące ciekawie
spragnionemu pomiaru niezgłębionej sprawy
1951, 1986
Z brewiarzem w ręku.
2.
Obłoki z wełny tkane i córy Lotowe
zstępujące w mrok grzechu jak wargi pąsowe,
potop huczący falą i proroków żale padające jak widmo w uszy Jeruzalem.
Saulowy miecz w górach i Rut złote rżysko,
i Mojżesz pływający w trzcinowej kołysce Dawida pieśni, Rachab sprośnej burze wszystko to co mi Boga odsłania jak różę.
1951
Dolina Jozafata
Dolino Jozafata, ku przedmieściu Ofel
hizopem ciemnym spływasz i trwożysz bóżnice wraził się w ciebie księżyc niby srebrny oścień
i przebiera w umarłych - jak w ziarnach gorczycy.
Rozrzuca sykle lśniące i poświatą kusi
przyjaciel głodnych smoków i pustynnych strusi.
Na czaszki zasypane, na dzbany skruszone
spada wiatr, piasek Syrii, puszczyki pluszowe.
Pójdziemy tam po zgonie miłości i sławy słyszysz, jak drwią turkawki znad Morza Martwego
i skorpion z terebintu pochowany w trawie,
i oczy turkusowe konika polnego.
1951, 1997
(z cyklu: Nad starą Biblią)
Potop
Czy woda jeszcze rwie korabiem
jak burza ciemna i głęboka a On porywa w otchłań kruka nim łuk położy na obłokach?
To tylko siepie deszcz za oknem
i ślady walk jak kły na dworze...
A On czy jeszcze rozgniewany
na mnie i ciebie, Boże, Boże?
Niech nas wybawi, niech ocali topieli srebrnej arkę wydrze z Lwem, z wilkiem burym, z bydląt chmarą,
z gołąbkiem śpiącym gdzieś na cytrze.
1951, 1986
(z cyklu: Nad starą Biblią)
Morze Martwe
Spoza garbów wielbłądów surowych
wołam. Morze Martwe, straszliwe kłębią się w tobie larwy nieżywe,
tańce Sodomy, Gomory.
Na sromotną przyszły zabawę widma chłopców nocą nieśmiałe
w pożar, co sroży pióra krwawe.
Przestali grzeszyć. Przy łożu stoi
pogorzelec z piołunem słów co zwęglił swój dziób i skrzydła,
miasto, róże i sykomory ktoś z Sodomy jeden, z Gomory...
1951
(z cyklu: Nad starą Biblią)
Wieża Babel
Kędyż twoje ruiny, kolebki i trumny nieszczęsna wieżo Babel, coś rosła tak dumnie.
Gdzie leżą twe sklepienia, wniebowzięte krokwie,
balkon, co kosztował srebra tysiąc stągwi,
okno, przez które wpadał po wstędze wieczoru
miesiąc jak białe widmo z jaskini Endoru...
Skąd z wyższych pięter nikły oliwkowe lądy,
niewiasty senearskie, włochate wielbłądy,
gdzie mistrze z Babilonu nanieśli na ściany
sydońskie karmazyny pięknie farbowane.
Runęłaś wznak, gdy głazy twe rozchwiała trwoga
że bodąc Niebo szczytem napotkałaś Boga.
1951
(z cyklu: Nad starą Biblią)
Tren
Ziemio Święta z uczniowskiego atlasu,
z Biblii starej nagimi górami coś się stało od jakiegoś czasu
ze mną samym; z ludzkimi sercami
Zapomniano o Bogu jedynym
Gorejącym krzewie, Stróżu naszym
Patrzaj. Ludzie teraz nieszczęśliwi,
niepojęci jak kruk przy Eliaszu
Kwiat libański na skroni uwiędnie Źle nam wróżą judaszowe drzewa Przyjaciółko, co nas spotka, co będzie
na pustyni, kędy Boga nie ma?
Synogarlic przycicha wołanie,
syjońskie drogi świerszczami łkają Przyjaciółko, Co się z nami stanie
między ludźmi, którzy Boga nie znają?
1951, 1986
(z cyklu: Nad starą Biblią)
Ewa
Pną się cedry ku ptakom. O Liban
dźwięczy potok lepszy od pocieszeń po warkoczach czarnych wiatr przepływa
w jej bolesną, wygnańczą jesień.
Patrz, zwierzęta płoszą się przy skałach
zdumione twoim płaczem tu.
Nie płacz, burze śpiewają chorały
do pierwszego poza rajem snu.
Dzień przekwita jabłonią. O ręce
blask się potknął jak ułudy ślad.
Matko! Twoje oczy dziewczęce
wypatrują mnie z zamierzchu lat.
1951, 1959
(z cyklu: Nad starą Biblią)
Pieśni z domu niewoli
Deszcz ognisty nas wyrwał z wąwozów Jordanu,
z plantacji róż zbyt wonnych, z upojeń balsamu gdzie za lampą oliwną panny kryją w domach
krwawy odblask mandragor, kolendru aromat,
gdzie pasterzom na polach nocą chłodną śni się ogromne lwie łożysko, Bóg i góry rysie.
Gdzie tamaryszek rzewny, oliwka dojrzała
i dolina Refaim w ostrowów pościeli
unosząca na wieczność popioły Racheli.
Może teraz na Kanę spadły anemony,
a drużba niesie młodym w ręku liść palmowy.
Może wyschła na orzech - pusta i brązowa
z mgłą upiętą w kokardy - droga Tobiaszowa.
A pustelnik z szarańczą trwoży się co rano,
że święty musi dreptać tam, gdzie fruwa anioł.
1951, 1997
(z cyklu: Nad starą Biblią)
Jeremiada
Płacze prorok nad Tyrem, że czasu nie stanie
matkom do lat dorosłych wychować panien,
bowiem groza już we drzwiach. Na miejskie uśpienie
spadną kopyta koni jak twarde kamienie
i w popiół się rozsypie ulic wschodnich bajka,
cytry, lutnie, wiole, bęben i piszczałka,
jak ziarno szczerozłote na rozwianych szalach
Wyjdą śmiałe okręty, drżą grzbiety zjeżone,
uzdy pianą rozkwitłe, grzywy uskrzydlone,
wiatr rzuca ponad wojsko szaleńcze, uparte,
szczepy malogranatów z cyprysem i nardem,
a żołnierz konający do drugiego rzecze:
lepiej wpaść w ręce pańskie niż w szpony człowiecze
Błądzę po Starym Mieście, jakże mnie rozrzewniasz,
proroku mej Warszawy. Jeremiasz... Jeremiasz...
1951, 1986
(z cyklu: Nad starą Biblią)
Jahwe
Wszystko się zmienia i sława Goliatowa, i ściana kryształu,
obraz łani biegnącej wzdłuż nurtu strumienia,
źrenice, wiosny pełne, ponad szkolną ławą.
Nie dźwięczy pieśń sydońska
w szałasach z bukszpanu,
zmarły skalne kozice i chmurne sokoły,
i Abiszag Dawida uśmiechem kusząca
przeminęła jak dziewczę z wianuszkiem w krąg głowy.
Skruszały dawne kotły, cymbały, piszczałki
i słupce lichtarzowe, pióra, czasze, gałki,
drzewo Setim kwitnące rozpalonym latem,
oliwa uchowana na przyprawę świateł.
Jeszcze wonne olejki roztrwaniane rano,
spikanard, szafran, kasja i cynamon,
wojska uszykowane, jabłka granatowe,
łoża słane miłością, zakony surowe.
Dzień nam z ramion opada niby płaszcz pasterski,
by toń czarną odsłonić, co serca ukrywa Jeden Bóg trwa nad nami,
pod Nim wszystko mija jak noc w górskim schronisku
i młodość szczęśliwa.
1951, 1997
(z cyklu: Nad starą Biblią)
Posąg Dawida
Takim go w spiżu kuj
z odwianym skrzydłem czarnej brody z lutnią co łka
jak perła nad przepaścią wody.
Choć uschła trawa, opadł kwiat
na zegar Achazowy nic mu nie ujmuj z jego lat,
z płomienia jego głowy.
Ani piorunów jego brwi,
co srożą go jak duchy choć pod stopami srebro drży
zmienione w żużel głuchy.
Bo pieśniarz Boga trwa jak groza pustyń w lwach Spokojny, triumfalny,
ze zbroją skuty w psalmy.
1951
(z cyklu: Nad starą Biblią)
Rozmowy z Nikodemem
Wiele to nocy gorzkich jak dno Tyberiady,
woniejących sitowiem, sandałowym drzewem otulało was ciszą - przy tajnych rozmowach
ciszą przed burzą, smutny Nikodemie
Ileż iskier od słońca. Starcze ukochany,
zadumany nad sławą Starego Zakonu a przecież wiem na pewno, że zmieniło ciebie
już pierwsze usłyszane Chrystusowe słowo
To miasteczko wezbrane jak morze od trwogi,
plusk gałęzi co budzi spoza świata lecąc,
wie coś o tym. A ileż to liści opadło
tak jak jesień czerwonych w rozmowy nad świecą
1951, 1986
Do moich uczniów
Uczniowie moi, uczennice drogie
ze szkół dla umysłowo niedorozwiniętych,
Jurku z buzią otwartą, dorosły głuptasie gdzie się teraz podziewasz, w jakim obcym tłumie czy ci znów dokuczają, na pauzie i w klasie Janko Kąsiarska z rączkami sztywnymi,
z nosem, co się tak uparł, że pozostał krótki za oknem wiatr czerwcowy z pannami ładnymi
Pamiętasz tamtą lekcję, gdym o niebie mówił,
te łzy, co w okularach na religii stają właśnie o robotnikach myślałem z winnicy,
co wołali na dworze: Nikt nas nie chciał nająć
Janku bez nogi prawej, z duszą pod rzęsami garbusku i jąkało - osowiały, niemy Zosiu, coś wcześnie zmarła, aby nóżki krzywe
szybko okryć żałobnym cieniem chryzantemy
Wiecznie płaczący Wojtku i ty, coś po sznurze
drapał się, by mi ukraść parasol, łobuzie,
Pawełku z wodą w głowie, stary niewdzięczniku,
coś mi żabę położył na szkolnym dzienniku
Czekam na was, najdrożsi, z każdą pierwszą gwiazdką z niebem betlejemskim, co w pudełkach świeci z barankiem wielkanocnym - bez was świeczki gasną i nie ma żyć dla kogo.
Ten od głupich dzieci
1951, 1986
Prośba o dary
Proszę o dar łez i śmiechu,
Ciebie, co czarną mrówkę na czarnych kamieniach
widzisz z nieba nocą czarniejszą od grzechu.
A na ostatek - o dar zapomnienia o grób w wiejskiej parafii - mijany w pośpiechu.
1951, 1998
Do kaznodziei
Na rekolekcjach nie strasz śmiercią bo po co
Za oknami bór pachnie żywicą,
pszczoły z pasiek się złocą,
w abecadłach dzieci oczy mrużą
Nie dręcz babek, dziadków czcigodnych,
oblubienic w kapeluszach modnych
rozmodlonych przed poślubną podróżą
Mów o częstej komunii z Chrystusem złotych sercach bijących w ukryciu,
z katechizmu o cnotach najprościej,
i że grzechy przeciwko nadziei
są tak ciężkie jak przeciw miłości
Nie o śmierci mów z ambony - o życiu O żonie szukającej z lampą w ręku
igły zagubionej w ciemny wieczór,
żeby mąż nie miał skarpet podartych wczesnej wiosny na piętach nie czuł
Jak najwięcej o dobrych uczynkach,
o gościnnych domach, poświęceniu,
o Jezusie na naszych ołtarzach
tak samotnym w każdym Podniesieniu
I błogosław kaznodziejską dłonią
babciom, starcom, młodzieńcom i pannom wszystkim dzieciom, co się w berka gonią,
zimą tęskniąc za łyżwami i sanną
1951, 1986
Uświęcenie
Modrzew cienie przewleka igłami jasnymi,
jodła szyszki podnosi, radują się graby,
zimorodka przebudził śpiącego z ważkami
trzmiel, co niby niedźwiadek spadł między owady.
O rosy aksamitne, topolami drżące wietrzyku, co mi mówisz przez puch osinowy,
obok ciepłej żywicy, dwa jeże kłujące
ze szczęścia się zwierzają pod liściem bukowym.
Noc przyjdzie ze słowikiem i świt z cietrzewiami
nad zajączkiem zabawnym z oczami dobrymi...
Przestałem mówić brewiarz. I myślę ze łzami
o tych, co się uświęcą dotykając ziemi.
[ok. 1952], 1980
* * *
Przyszli szukać Serca Bożego,
Serca z wszystkich naszych pierwszych piątków,
jak w obrazach włócznią przebitego,
ze skrą bólu i cierni pamiątką.
Weszli w kościół, a tu nagle kolędy miękki żłóbek z siankową poduszką nie ma cierni ni blasku krwawego,
ale bije Jezusowe serduszko.
Nie ma cierpień. Żadnej nie ma rany,
zamiast burzy na morzu - kąpiółka kołysane w ciepłej koszulinie
śmiesznym uchem pstrokatego osiołka.
[ok. 1952], 1980
Modlitwa spowiednika
Aniele Boży, Stróżu mój,
spowiednik ze mnie lichy,
więc gdy spowiadam, wspomóż mnie,
jak na obrazkach cichy.
Jeśli przypadkiem która z dusz
przy stule mej uklęknie anielskie swoje ręce złóż,
modląc się przy nas pięknie.
I uproś, bym jej w końcu dał
to, co najbardziej drogie tak odszedł, aby mogła być
sam na sam z Panem Bogiem.
[ok. 1952], 1980
Pożegnanie wiejskiej parafii
Pożegnać wikariatkę na niewielkim piętrze
zabrać Biblię w tłumoczek kazania gorętsze
a sad sobie zostanie z gęsiami i płotem
strasząc konie proboszcza kasztanów bełkotem
Niechaj memu następcy kwiatem w brewiarz spada
wart bo lepszy ode mnie i mądrzej spowiada
Jeszcze skryję się w kościół. Nie chciej tu mnie widzieć
bo ksiądz płacząc sam siebie jak grzechu się wstydzi
Tylko spojrzeć. Ten święty z pospolitą głową
jakieś śmieszne serduszko z wstążeczką różową
spośród wotów świecące jak żuczek z ukrycia
w czas co na usługach i śmierci i życia
Pora odejść. Nie płoszyć myszy i pacierzy
patronów dobrej sławy złej sowy na wieży
Pora odejść żal tając jak iskry niezgasłe
że mnie ze wsi zabrali by pokrzywdzić miastem
Tak smutno psy porzucać. Tak zapomnieć trudno
wodę w stawie mierzoną złocistą sekundą
las z dzięciołem
kukułkę uczącą w gęstwinie
jak śmiesznie jest powtarzać tylko własne imię
przybłędę co na rzece wywrócił się z łódką
i spoczywa pod krzyżem krzywym z niezabudką
Żal szkoły dzieci w ławkach woźnej z pękiem kluczy
chociaż lepiej że przyjdzie tu ktoś inny po mnie
stopnie gorsze postawi lecz czegoś nauczy
Żal kulawych i głuchych chorego w szpitalu
bardzo dawnej paniusi w przedpowstańczym szalu
przygotowań do wilii smutnej oczywiście
gdy opłatek od matki drży na poczcie w liście
Jeszcze tu kiedyś wrócę. Nocą po kryjomu
wiersz o świętej Teresce dokończyć w tym domu
Po cmentarzu pobłądzę. Ty dłońmi dobrymi
przebacz wszystko. Pochowaj między najgorszymi
1952, 1986
Spowiedź
Wstyd mi, Boże, ogromnie, że jak grzesznik piszę,
że z czasem zapomniałem Tomasza z Akwinu,
że gdy w maju litania - słowika wciąż słyszę,
a jadąc do chorego - sławię dzikie wino,
obłoki, karpie w stawie, zimą - kiepskie sanie,
kominek, co mi do snu po łacinie gada I nagle myśl natrętna, straszna jak powstanie Z uczynków? To zbyt mało.
Z ran mnie wyspowiadaj
1952, 1986
Modlitwa do świętego Jana od Krzyża
Święty Janie od Krzyża, kiedy pełnia lata
i derkacz się odezwał, głuchy odgłos łąki,
owieczka z dzwonkiem beczy, przepiórka szeleści,
rzuć mi malwę i nazwij Janem od Biedronki
[ok. 1956], 1986
* * *
Pamięci Profesor Marii Dłuskiej
Święty Franciszku z Asyżu
nie umiem Cię naśladować nie mam za grosik świętości
nad Biblią boli mnie głowa
Ryby nie wyszły mnie słuchać nie umiem rozmawiać z ptakiem pokąsał mnie pies proboszcza
i serce mam byle jakie
Piękne są góry i lasy
i róże zawsze ciekawe
lecz z wszystkich cudów natury
jedynie poważam trawę
Bo ona deptana niziutka
bez żadnych owoców, bez kłosa
trawo - siostrzyczko moja
karmelitanko bosa
[ok. 1956], 1980, 1993
Komańcza
Kocham deszcz, który pada czasami w Komańczy,
nawet taki szorstki i chłodny,
gwiazdkę śniegu, co nieraz Mu w oknach zatańczy,
żeby był tak jak zawsze pogodny
Prostą lampę na stole. Wszystkie Jego książki,
brewiarz, zegar, wieczorną ciszę nawet taki najmniejszy z Matką Boską obrazek,
który komuś z wygnania podpisze
Krzyże żadne nie krwawią, gdy jest świętość i spokój,
gdy z wygnańcem po cichu drży Polska wszystko proste jak wiersze - brewiarz, lampa i pokój,
drzew warszawskich na niebie gałązka
[ok. 1956], 1986, 1993
O szukaniu Matki Bożej
Znam na pamięć jasnogórskie rysy,
ostrobramskie, wileńskie srebro wiem po ciemku, gdzie twarz Twoja i koral,
gdzie Twa rana, Dzieciątko i berło
ręką farby sukni odgadnę złote ramy, lipowe drewno lecz dopiero gdzieś za swym obrazem
żywa jesteś i milczysz ze mną
1957, 1990
* * *
Tylko mali grzesznicy spowiadają się długo
w niepokoju gorących warg potem niebo ich goni spadających gwiazd smugą,
jak pożary Joannę d'Arc
Ale wielcy grzesznicy na błysk mały przyklękną
i wypłaczą się jednym tchem potem noc mają cichą i jak dobry łotr świętą byłem z nimi, klękałem, wiem
1957, 1986
Naucz się dziwić
Naucz się dziwić w kościele,
że Hostia Najświętsza tak mała,
że w dłonie by ją schowała
najniższa dziewczynka w bieli,
a rzesza przed nią upada,
rozpłacze się, spowiada że chłopcy z językami czarnymi od jagód na złość babciom wlatują półnago w kościoła drzwiach uchylonych
milkną jak gawrony,
bo ich kościół zadziwia powagą
I pomyśl - jakie to dziwne,
że Bóg miał lata dziecinne,
matkę, osiołka, Betlejem
Tyle tajemnic, dogmatów,
Judaszów, męczennic, kwiatów
i nowe wciąż nawrócenia
Że można nie mówiąc pacierzy
po prostu w Niego uwierzyć
z tego wielkiego zdziwienia
1957, 1986
Do siostry zakonnej
Choć nie ma gwiazdy nad twoją głową
z Betlejem Niewidocznego w chlebie i cierniach
przyzywasz śpiewem
Choć własnej duszy nawet nie widzisz
oczyma w obrazach tylko Matka Najświętsza
Dzieciątko trzyma
Swój dawny uśmiech dziecięcej twarzy
ukaż nade mną choć tak się nagle z Bogiem ukryłaś
w ogromną ciemność
1957, 1986
Taca
Lubię chodzić w kościele z dużą tacą
słuchać jak dziwnie pieniądz o dno głucho stuka
gdy ktoś od nawy głównej przepychać się zacznie
babcia szpilą ukole penitent ofuka
Gdy ktoś pobożny cicho posądzi o chciwość
a pani z parasolem obmówi że żebrzę
nareszcie mogę widzieć swą twarz nieszczęśliwą
odbitą z kolorami na wesołym srebrze
A czasem marzę sobie: z tego wzrosną wieże
kaplica którą piękniej przebudować trzeba
a ludzie sądzą dalej że proboszcz z wikarym
za chodzenie z tacami nie pójdą do nieba
1957, 1980
O lasach
Poszedłem w lasy ogromne szukać
buków czerwieni
jeżyn dojrzałych dzięciołów małych
rogów jelenich
jagód prawdziwych wilg piskląt żywych
mrowiska
i w oczy sarny - brązowej panny
popatrzeć z bliska szyszek strąconych - tajemnic sowich
zająca
i strach mnie porwał
na myśl o Bogu - bez końca
1957, 1986
O ludzkim sercu pod wielkim baldachimem
Cóż że albą przy ołtarzach jaśnieję
drży ornatów grubo tkanych złoto
Msza się kończy w zakrystii na klęczkach
będę szary maleńki potem
Cóż że wielki mi niosą baldachim
w dzwony hucząc w procesjach nad głową
To dla Boga. Sam na sam zostanę
z swoim ludzkim sercem na nowo
1957, 1980
Modlitwa
Każda myśl jasna, która sfruwa z głowy,
czysta jak święty Józef w najbliższym kościele,
biegnie w świat jak najbielszy gołąbek pocztowy
jak anioł, co mi oddech położył na ciele.
O Jezu, daj mi we mszy głowę taką jasną,
bym ogarnął nią duszę grzesznika nieznaną,
niech mnie nigdy nie dojrzy, lecz idąc, zobaczy
małą świętą Agnieszkę płaczącą pod bramą.
1957
Świty
- Siostrze Katarzynie
Świt jak złota pszczoła
spadł mi w brewiarz i odkrył w Dawidowych jutrzniach
litery niby nóżki czarnego sokoła
Ile razy wstawałem o tej właśnie porze
i szedłem na Mszę świętą, niby w źródło wierne
Lampka wieczna jak listek krwawiący kościoła A nade mną na wieży, jak na siódmym piętrze,
stał szczygieł, co się ubrał w czerwień kardynała
i aniołom swój ogon na pióra rozdawał,
zostawiając na czubku dla siebie największe
Niżej ludzie godzinki poranne śpiewali dzień już błyskał jak okręt wojenny ze stali
I myślałem, co rano, do maryjnych pieśni
dorzucić kilka własnych, jak garstkę czereśni
Przecież Ona to sprawia, że po nocnej burzy
zobaczę nieraz Wenus niby globus z róży,
że mam czasem łzę wielką, jak Chopina, w oku.
Nos cały - choć koziołka fiknąłem z obłoków
1957, 1986
Zdjęcie z krzyża
Rozmaite zdjęcia z krzyża bywają,
na przykład:
zdjęcie z krzyża samotności
Ktoś cię nagle odnajdzie, ugości,
mówi na ty, jak w Kanie zatańczy,
doda miodu, ujmie szarańczy
Albo:
zdjęcie z krzyża choroby
Wstajesz z łoża jak Dawid młody I już jesteś do procy gotowy,
gotów guza nabić Goliatowi
Ale są takie krzyże ogromne,
gdy kochając - za innych się kona To z nich spada się, jak grona wyborne w Matki Bożej otwarte ramiona
1957, 1986
O łasce Bożej w brzydkim kościele
Kościół ten był tak brzydki, że nie powiem który,
brzydota wprost się lała z każdej większej dziury
Dobry święty Antoni miał twarz wykrzywioną,
inny święty był lepszy, lecz przed wojną spłonął
Została po nim broda na pace przy murze,
wota i dwie donice na fikusy duże
Barankowi z chorągwi popruły się żebra,
a za oknem drżał deszczyk z jaskółek i srebra,
o cały cmentarz dalej, gdzie już las wysoki
kolory czarnych jagód składał na obłoki
W samym rogu świątyni baldachim jak szczudło
łowił mole we frędzle, tuż - ambony pudło
I nagle cud się zdarzył,
że w to straszne wnętrze szły na mnie jakieś dłonie od winnic gorętsze i uniosły mą duszę nad rude aniołki
pod Matki Bożej oczu szafirowe pąki
wtedy sercem ukląkłem. I płakałem wiele
1957, 1996
O płaszczu Matki Boskiej
Płaszcz Matki Najświętszej gdzieś się przy nas kryje
nikt nie zna jego kroju ani jego barwy
święta Anna go jeszcze twardą igłą szyje z kołnierzykiem, którego tanki nie podarły.
Może jest na Syberii, może przy nas leży,
czeka nas jak wakacje, jak kąpiel czerwcowa.
I zawsze ten, co stale mówi, że nie wierzy,
po cichu go odnajdzie i swe łzy w nim schowa.
1957, 1995
Rekolekcje
Przynoszę, Matko, na Jasną Górę
kapłaństwo moje
Stanąłem w samym kącie kaplicy
boję się podejść
Nie w łożach ojców
z twarzą na wale klasztornym spałem
Księżyc jak czapla
wciąż chodził po mnie srebrnym hejnałem
Biję się w piersi jak tłukły kule za Kordeckiego
Weź me kapłaństwo na ręce teraz
jak Syna swego
Niechaj zaświeci święte i czyste w kaplicy
a mnie niech zdepcą butami w drodze pątnicy
1957, 1980
* * *
Żeby móc tak nareszcie uproście,
jedną miłość wybrać z wielu miłości,
jedną przyjaźń najbardziej prawdziwą,
z zim na łyżwach - tę jedną szczęśliwą,
z psów kudłatych - najwierniejsze psisko,
z prac doktorskich - jasną nade wszystko
To bliziutko już od tej prostoty
do jedynej za Bogiem tęsknoty
1957, 1986
O głupim sercu
Tylu aniołów odeszło,
tyle umarło gołębi,
lecz moje serce uparte...
Ni to ze złota, ni z brązu,
nie płonie krwawym językiem,
pragnęło lec na ołtarzu,
lecz ktoś je strącił patykiem.
Upokorzone, wstydliwe,
nie można spojrzeć mu w oczy
jak głupi Jasio szczęśliwe
pod Jasną Górę się toczy.
1957, 1959
Rozmowa z Karmelem
Oto jestem. Chciałbym z siostrą pomówić,
ja - ksiądz byle jaki
- Proszę czekać. Już idzie z ogrodu,
chociaż nie chcą jej puścić ptaki
Chyba ona. Nie widzę jej twarzy,
czy się modli, czy się uśmiecha
za zjeżoną Karmelu kratą,
jak za łupiną orzecha
- U nas wszystko tutaj dla Boga
Nawet fartuch ogrodniczki niebieski,
nawet trepki z jednym rzemykiem,
jakby zdjęte ze świętej Tereski
Czasem śnieg mamy mokry we włosach,
za oknami - zmarznięty sad
Karmelitanko bosa,
szedłem tu tyle lat
1957, 1986
Proszę ciebie o ufność
Nie pragnę twej miłości nie szukam przyjaźni to właśnie jest nie dla mnie
i wcale nie wzrusza
Po prostu proszę ciebie
o trochę ufności,
by oprzeć się na biednej
mej kapłańskiej duszy
Nic więcej. Jej zaufać,
nawet zamknąć oczy
i jak po Ziemi Świętej do Betlejem płynąć
I wszystko to, co boli, w Boga przeistoczyć
jak w Ofierze na co dzień - zwykły chleb i wino
1957, 1986
Zbawia przez...
Chrystus przez wierzących jeszcze nie poznany
zbawia znów
przez robotników dźwigających ciężkie kosze
przez odmrożone nogi
przez bóle głowy
przez okropne mieszkania
przez nowenny nie wysłuchane
przez korkiem wykładaną ścianę
co wariatom zdrowie ochrania
przez zająca nękanego ołowiem
który stanął ze strachu na głowie
przez śmieszne życie złamane
przez chorób niewyleczenie
choć tyle włożyłeś trudu
przez niespełnienie cudu
choć jak Matka prosiłeś w Kanie
przez heretyków bezradne szukanie
przez dziobatą twarz nieforemną
przez płacz dziecka zgubionego w pociągu
co upadło nosem w ciemną noc
przez twoje własne cierpienie
to ostatnie co tak bolało
przez twoją krew i ciało
przedłuża się ramię krzyża
wyszła msza Jezu przez pogan wyglądany
przez wierzących jeszcze nie znany
1958, 1986
Gorętsza od spojrzenia
Żeby nie być taką czcigodną osobą
której podają parasol
którą do Rzymu wysyłają
w telewizji jak srebrnym nieboszczykiem kręcą
wieszają przy gwiazdach filmowych
Ale być chlebem
który krają
żywicą którą z sosny na kadzidło skrobią
czymś z czego robią radio
żeby choremu przy termometrze śpiewało
zegarem który w samolocie jak obrazek ze świętym Krzysztofem leci
żółtym dla dzieci balonem a zawsze hostią małą
gorętszą od spojrzenia
co się zmienia w ofierze
1958, 1986
Na słomce
Przygasnę przy ołtarzu iskierka po iskierce
zostaną tylko buty jak przydeptane serce
Lampka wieczna jak lizak czerwony lub policzek żołnierza, który gra na trąbce
Msza się dzieje. Matka Boska mnie trzyma
jak niezdarną bańkę na słomce
1958, 1986
* * *
Wszyscy łakną rozmnożenia chleba,
paralityk cały w Lourdes się kąpie,
nawet biskup chce się dostać do nieba,
tak bez grzechu, wygodnie, porządnie.
A ja spadam stale z pieca na łeb,
jak słój z dżemem pękam na schodach.
1958, 1959
W labiryncie
Gdzie się teraz spotkają
na przystanku
w zielonych płomykach drzew
gdzie tramwaje patrzą w nocy jak sowy
na dworcu
gdzie pociągów deszcz
stuka o perony
w kościele
gdzie zbyt długie kazanie
oczy zakleja
przy skrzynkach pocztowych w sieni
przy karpiach w blaszanej wanience
przy nekrologu na murze
przy pikowanych kołdrach na wystawie
na odpuście przy szarlatanie
w każdym labiryncie
gdy Bernadetta
ze swoją świecą się zjawi
1958, 1986
Tam gdzie procesja
Tam gdzie procesja przeszła po kościele
szukałem przydeptanej śnieżnej rzeżuchy i żółtej ognichy
wywietrzałego wrotyczu i rumianku
mikołajka jak ametystu
omdlałego kadzidła
sutanny zamiatającej jak miotła
ceremoniarza kiwającego palcem w bucie
dotkliwości przedmiotów które stały się wspomnieniem
widzialnego świata przechodzącego już
w podczerwienie i pozafiolety
w ciepło i zimno
I odnalazłem
Tłumaczyłeś że nie chcesz złotego baldachimu
tylko bandaża z grubego płótna
1959, 1970
Bez przymiotników
Boga chyba nie należy nazywać po imieniu
układać litanii nazw Bóg jest właśnie nie nazwany
bez przymiotników
jest
w sercu co się rozstukało
w ciepłej jesieni
w zapomnieniu tego co bolało
w rozgrzeszeniu
w rozłamanej kromce chleba
na ołtarzu
wtedy gdy narzekałeś nad podrapanym w dzieciństwie kolanem
po kazaniu gdy wyszedłeś na łąkę
a pasikonik urządził ci cyrk na nosie
w barze mlecznym przy talerzu ze szparagami
lepszym obiedzie biedaka
w ogóle wszędzie
literą nie objęta, słowem daleka - Osoba
i święta Magdalena z włosami jak ogień
święta Marta z koszem pełnym aniołów
Tereska z różami jak z zapałkami w fartuchu
Sebastian z kolorową strzałą w krtani
w wierszach religijnych
mogą być nie wspomniani
nie nazwani nie złoceni a czasem po prostu garstka cierni
szept dłoni
buty matczyne zdarte aż do krwi
więcej powiedzą o Nim
1959, 1997
O wróblu
Nie umiem o kościele pisać
o namiotach modlitwy znad mszy i ołtarzy
o zegarze co nas toczy o świętym przystrzyżonym jak trawa
o oknach które rzucają do wnętrza
motyle jak małe kolorowe okręty
o ćmach co smolą świece jak czarne oddechy
o oku Opatrzności
które widzi orzechy trudne do zgryzienia
o włosach Matki Bożej całych z ciepłego wiatru
o tych co nawet żałują zanim zgrzeszą
lecz o kimś
skrytym w cieniu
co nagle od łez lekki gorący jak lipiec
odchodzi przemieniony w czułe serce skrzypiec
i o tobie niesforny wróblu
co łaską zdumiony wpadłeś na zbitą głowę
do święconej wody
1959, 1986
* * *
Siostry karmelitanki już wznoszą modlitwy,
chóry wsiąkają jak w krew nawet kapelusz na ławce
w śpiew okryty.
Klęcząc w konfesjonale
słyszę:
- Idź na świętym Józefie oparty jak na lasce,
opatrunek nałożony niech się goi,
resztę
Łasce
zostawić.
1959
Na obrazku miłosierdzia Bożego
Tak łatwo nad ołtarzem we Mszy się pochylić,
hostię lekką, drobną, niepozorną
zmienić w Ciało Chrystusa, unieść ponad głowy
w samotność Świętych Pańskich i w ciszę ogromną.
Jak trudno jednak siebie, własne szare życie
uświęcić, przeistoczyć. W duszy karmić spokój.
Wiem to, i mimo wszystko, Jezu, ufam Tobie,
bo masz taką zwyczajną, ludzką ranę w boku.
1959
Spotkanie piątkowe
W któryś piątek, gdy płakało serce,
wszedłeś nagle zamkniętymi drzwiami i złożyłeś mi ręce na głowie,
ręce swoje ranami pokryte.
To Ty, Jezu, co się z Tobą stało?...
krzyż rzuciłeś w pobliskich kasztanach cierpień ziemskich mi teraz zbyt mało,
ukrytemu nagle w ranach Twoich.
A co będzie; gdy odejdziesz nocą?
ból powróci, smutek, niepokoje...
słyszę jeszcze, choć brzozy trzepocą szept jak potok: - Rany moje kochaj.
1959
List
Jeśli świętą zostaniesz, wszystko będzie święte w twoim życiu
łoże twardo słane, niepokoje i oschłość,
wspomnienie spisane ukradkiem w pamiętniku,
szorstki strój brązowy i każde z twych przeziębień,
każdy twój ból głowy,
zwykły klęcznik skrzypiący, posypane mrokiem
pod niemodnym welonem twe oczy głębokie
Pacierz, posługi w kuchni, szorowane schody,
chorej siostrze podany łyk źródlanej wody,
w czasie burzy sierpniowej, gdy wicher uparty
wieje w celę jak w złoty śpiewniczek rozdarty
Droga długa, kłująca, ciernista, niełatwa,
i od lampki wieczystej krwawa zadra światła,
co spadnie po nieszporach na twą ciemną głowę gdy siostrze przełożonej drżą brwi jowiszowe
Będzie ci, dziecko, dobrze. Krzyż pójdzie za tobą i Jezus, co pod krami pochmurnego nieba miłość w ranach ukrywa i w kruszynach chleba
Rankiem, na mszę cię zbudzą te same kasztany,
co mnie zawsze budziły, bzu szerokie kiście
i szpaczek ci za furtą klasztorną zaśpiewa
w dni ferialne po cichu, w święta uroczyście
Lecz nagle list przerywam. Ktoś puka. Otwieram
To tylko anioł przyszedł. Przesyłam go w liście.
1959, 1986
Dom rekolekcyjny
- Siostrze Teresie
Wzruszyłeś mnie, Grzegorzu, że chcesz rekolekcje
po tylu długich latach nareszcie odprawić
Jest dom rekolekcyjny. Zaraz go opiszę Dom przed chwilą wspomniany w ciemnych lasach tonie,
daleko poza miastem kościółek nieduży
i figura Najświętszej Panny, i Jezusa dłonie
jak dwa światła, co spadły grzesznikom w podróży
Jest tam i rzewna nowość. Osiołki, co dzwonią
ciągnąc wóz, lecz się zaraz sosnami zasłonią
Nie komnaty, a cele. Każda ma swe imię
Cela Aniołów Stróżów, cela świętej Klary,
a inna z brzozą w oknie, któraś tam z choinką
W korytarzach stąpanie. W stojące zegary
skrył się czas - zwierz cierpliwy, mrukliwy i stary
W kaplicy czeka Jezus z bardzo jasną głową,
klęcząc, przypomnij sobie każde matki słowo,
katechizm, prawdy wiary, piękne lata młode (lekko płynąć, gdy trzymał ktoś mocno pod brodę)
Gdy w chmury skrzydeł pełne, wiatru letni taniec
z czarnych ptaków układa nad domem różaniec porzuć szybko swych grzechów niedorzeczne trudy,
swój zamek na księżycu, miłości i złudy
Wróć szybko do swej celi. Anioł pookrywa
skrupulatów bezsennych, jak nagich w pokrzywach
Szczęściem jest -własnym światłem więcej już nie świecić,
tylko Boga pokochać. Światłem Boga płonąć I na koniec z radości, nie mówiąc nikomu własną duszę odnaleźć właśnie w leśnym domu
Gdy wieczorem wyruszysz, krzyżyk weź na drogę
Psy tam wszystkie łaskawe. Wybiegną w pokłonach
1959, 1986
O wędrówkach po wieżach kościelnych
Znam was, schody wiodące na kościelne wieże,
strome, dziwnie uparte, tajemne o zmroku,
na sznurach cień od krzyża, węzły, pierze sowie,
duch całunem wabiący przez gotyckie okno.
Kiedyś z wielkim zachwytem wracałem z wyprawy
i niosłem w katechizmie z kościoła do domu
ku uciesze patrzącym uczennicom moim
ćmę maleńką spod serca największego dzwonu.
1959
O śwince
Niechby wróciły dawne chwile,
zagasłe niegdyś dnie te dawne świnki, te koklusze,
co tak krztusiły.
Mamusia przy poduszkach stała a doktor piersi opukiwał
i dalej leczył źle.
O jakże cicho było w domu,
siostry płakały po kryjomu w chusteczek białej mgle.
Wciąż dręczonemu tłokiem, wojną,
choć taką świnkę mieć spokojną 1959
Laurka
- Księdzu Andrzejowi Luftowi
Czego Ci życzyć, Księże Andrzeju,
w piękny dzień Twoich imienin? Chyba tego, by świat się odmienił
choćby ten Twój w Karczewie.
Żeby chłopcy byli lepsi i prości,
dziewczęta nie schły z zazdrości,
żeby znali katechizm na pamięć nie dokuczali mamie,
a w tornistry swoje małe i duże kładli książki do religii jak róże,
by w Karczewie było więcej słonka,
babciom nogi nie marzły w ogonkach,
by biedakom wywróżyła wróżka
w ostrą zimę najcieplejsze łóżka,
by złym pieskom nie przeszkadzał kaganiec,
ministranci mówili po łacinie,
kominiarczyk szeptał pacierz w kominie,
a pijacy odmawiali różaniec.
By w kościele piękniej śpiewali
karczewskiemu Jezusowi biednemu.
By król Dawid ożył w starej Biblii,
złych Goliatów powystrzelał procą,
by w pobliskim Otwocku chorzy
nie kasłali po ulepku nocą by ulicą księżyc płynął
zakochany, jak w szkockiej piosence,
aby wszyscy ludzie w procesji
prowadzili księdza pod ręce.
Tyle życzyć chciałbym dzisiaj Tobie,
a tych życzeń miałbym jeszcze dużo by Cię święci z Twojego brewiarza
otoczyli jak ptaki przed burzą święty Marcin znad białego konia,
z częścią płaszcza, z połową guzików,
król Baltazar znad strasznego słonia,
wąchający kadzidło w koszyku,
i Twój patron - święty Andrzej surowy
z listopada, a taki grudniowy.
Abyś bardzo kochał Biblię,
ładnie mówił, pięknie sumy śpiewał i jak dogmat, czy młody, czy stary,
był wciąż dobry i już się nie zmieniał.
1959
* * *
Spać się kładę, a tu mi się śni idzie za mną poprzez ciemną noc.
Odblask winnic, galilejskich pól,
chleb i wino, niezwietrzała sól z przypowieści jedno proste słowo
z betlejemską kolorową gwiazdą,
tyberiadzkiej wody cichy gwar stągwie z drzewa, osłów smutnych czar,
pod księżycem, który w chmurze leży,
krwawe światło Ostatniej Wieczerzy,
Wieczernika tajemnicze drzwi Mszał z obrazkiem i ciernisty wieniec Oblubieniec zapatrzony w lampy.
Matko Boska - nakłoń twarz jasną,
zmęczonemu dozwól mocniej zasnąć.
1959
Do Patrona Dobrej Sławy
O niedzisiejszy święty mój
w litaniach nie wzywany przed złym rozgłosem stale broń -
Patronie Dobrej Sławy.
Bo czy niepamięć ludzkich serc
czy bramy triumfalne jednako czeka na nas kąt
gdzie wszystkie groby czarne.
Chroń mnie od wielkich hucznych bitw
męczeństwa - i więzienia śmierć dla Chrystusa ześlij mi
najprostszą, z przemęczenia.
O niedzisiejszy święty mój
wzgardzony, zapomniany podaj mi rękę w taką śmierć Patronie Dobrej Sławy.
1959, 1990
O kazaniach
O jakże już nie znoszę wszystkich świętych kazań,
mądrych, dobrych, podniosłych, pobożnych i słabych
Kiedy głoszę je, czasem urwałbym w pół zdania
i brewiarz mówił w sadzie, gdzie jabłek powaby.
Inna rzecz - dzieci uczyć, pacierz przypominać,
grzesznikom w twarz popatrzeć i nie mówić słowa
Wilgę skubiącą wiśnie chytrze wypatrywać,
pliszkę, co z rzęsy wodnej wydziobuje owad
1959, 1986
Litania polska
Kyrie elejson, Chryste elejson,
zmiłuj się, Boże, nad nami daj nam pozdrawiać Matkę Najświętszą
polskimi inwokacjami
Smętna Dobrodziejko
z krakowskich ołtarzy
z hejnałem jak srebrną trąbką
z pełnymi Polski oczami
módl się za nami
Madonno z Puszczy
z Ostrowów Tuszowskich
Tarnowa bliska
pachnąca świerkami
cała w wiewiórkach
módl się za nami
Matko Serdeczna
z sandomierskiej ziemi
Matko uczniaków - chroń przed wagarami
módl się za nami
Dzieweczko Lipska
w lipowej Lubawie
co łzę z żywicy chronisz pod rzęsami
módl się za nami
O Świętogórska
Panno z Gostynia
Panno nad pannami
módl się za nami
Smagła Góralko
z Rusinowej Polany
zimą zjeżdżają do Ciebie nartami
na Anioł Pański zadzwonią łyżwami
módl się za nami
Gwiazdo Jackowa z Przemyśla
z którą polski święty
chodził na misje
sławiąc różańcami
módl się za nami
Bolesna
w Staniątkach biednych
nad chlebem czarnym
mleka garnuszkami
módl się za nami
Nadmorska Pani
Rybaczko Swarzewa
z grzechów nas wyłów
swoimi sieciami
módl się za nami
Jazłowiecka Pani
Ty, co ułanów
znałaś po imieniu
gdy wrzesień pamiętny czerwienił ranami
módl się za nami
Gospodyni Śląska z Piekar
co opiekujesz się górnikami
módl się z pielgrzymami
Władczyni zamku
z Czerwińska Pani
tyle młodzieży już śpi pod gruzami
módl się za nami
Pocieszeń pełna
w Warszawie na Piwnej
Tyś na Starówce przekłuta mieczami
módl się za nami
Piastunko karmiąca
prawie w każdym domu
patronko kuchni, butelek z smoczkami
módl się za nami
Tęskniąca
za czym Ty tęsknisz w pociesznym Powsinie
uśmiech Jezusa był mi nabożeństwem
a wy straszycie smutnymi minami
módl się za nami
Mario na Piaskach
do której z pieśniami
szli karmelici skrzypiąc trzewikami
módl się za nami
Z Rzymu skradziona
w Kodniu schowana
przed makaroniarzami
módl się za nami
Zielarko Przydonicka
z paprocią, konwalią, jałowcem i borówkami
módl się za nami
Księżno Sieradzka
co swe jasne księstwo
zakładasz nawet pomiędzy cierniami
módl się za nami
Misjonarko Starowiejska
z tuzinem świętych
z apostołami
módl się za nami
Madonno Inwałdzka
któraś skruszyła
herszta ze zbójami
módl się za nami
Ciemna Cudzoziemko przy latarniach
z Dzieciątkiem na prawym ręku
chroniąca Warszawę nocami
módl się za nami
Zebrzydowska z Kalwarii
między męki Pańskiej stacjami
módl się za nami
W Studziannej na krześle siedząca
przy świecy, nad talerzami
módl się za nami
Śnieżno-Różańcowa
Dominikanko z Krakowa
sławiona cudami
módl się za nami
Zasypiająca
w drzewie rzeźbiona tysiącletnimi
Wita Stwosza dłutami
módl się za nami
Ostrobramska
w każdej biedzie z Polakami
módl się za nami
Katyńska
z zakneblowanymi ustami
módl się za nami
Co Jasnej bronisz Częstochowy
łącz zakochanych
szczęścia obrączkami
módl się za nami
Matko Łaskawa
nasza świętości
w czerwonej sukni płaszczu zielonym
pełna uroku
świadku ślubów Jana Kazimierza
z panoramą miasta wśród lwowskich obłoków
co w Lubaczowie przyjmujesz swych gości
módl się za nami
Matko z Latyczowa dalekiego Podola
z kościoła który wznieśli rycerze
z daniny od każdego końskiego kopyta
historią jak sztandarem okryta
Tułaczko Wygnanko
co z skromnej kaplicy w Lublinie z nami żyjesz
módl się za nami
Hetmańska Zwycięska Mariampolska
coś rozpoczęła exodus Polaków
ze wschodu na zachód
dziś we Wrocławiu z zaczesanymi do tyłu włosami
módl się za nami
Piękna Pątniczko bez biżuterii wędrująca
polskimi drogami
módl się za nami
Matko z Loreto spod Kamieńczyka
z dobrymi loretankami
módl się za nami
Matko Bogucicka
co czuwasz nad Katowicami
módl się za nami
Łaskawa ze Świętojańskiej w Warszawie
nad gniewu Bożego połamanymi strzałami
módl się za nami
Jak ziarno wyjęta z ziemi
wina obmyta kroplami
Gidelska wieśniaczko
módl się za nami
Matko Boska Sulisławska
co uciekłaś przed złodziejami
módl się za nami
Matko Tuchowska
z różą, jabłkiem i redemptorystami
módl się za nami
Flisaczko Dobrzyńska ze Skępego
Nastolatko królewno
ze świętymi rączkami
módl się za nami
Królowo Sierpecka
z wesołymi oczami
módl się za nami
Matko Karmelitańska z Warszawy
w kościele z herbem Radziwiłłów pod trzema trąbami
módl się z klerykami
Baranku Boży,
pokaleczony, pokłuty,
usłysz nas czasami,
ocal, co święte
zmiłuj się nad nami
1960, 1996
Prośba o utratę pamięci
Święta Magdaleno od utraconej cnoty proszę Cię o utratę pamięci żebym zapomniał o własnych urazach, jak o czajniczku wrzątku o wspomnieniach o dawnej podejrzliwości (jeszcze od lat szkolnych), kiedy
pisałem na bibule "kto bibułę buchnie, niech mu łapa spuchnie".
O umarłych, którzy odchylają zasuwy snów, żeby
powiedzieć, gdzie za życia poukrywali przed najbliższymi pieniądze
o szczęściu, co się urywa, jak kogutek z choinki
o tym, że zawsze jest coś takiego, czego nie można skleić, zgoić,
zajodynować o ambicji, co biegnie po nerwach jak nabój krwi I wiem, kiedy się nałykam tej niepamięci zatrąbią mi do ucha "no nareszcie"
Najprzystojniejsi Święci.
1960
Oda do głośnika, który zniekształca kazania
Cóżeś nawyrabiał z moimi kazaniami - głośniku.
Ryczałeś, piszczałeś jak młodziutki Mojżesz w koszyku,
bywało, że umilkłeś jak księżyc w uliczce zdziwione oko powietrza Wtedy tak wyglądało, jakbym ciągnął kazanie
na długiej i głupiej nitce.
Duszę kładłem w mikrofon,
dziesięć Bożych Przykazań, róże świętej Tereski A ty, hyclu, kwiliłeś, jakby wpadł w twoje ucho samczyk niebieski.
Kiedyś rzewnie mówiłem o sercu narzeczonego,
parskałeś, tłumaczyłeś - na Arkę Noego.
Gołąbek bywał w tobie, lekcja dla głuchoniemych, fiołek na bruku A na Wszystkich Świętych - cały w Biblii wieloryb z Jonaszem w brzuchu.
1960, 1996
O cierpieniu nagim
Żeby nie było o cierpieniu kazań
ani książek, ani teologii tylko po prostu cierpienie
zwykłe, tępe - bez credo, glorii.
Całkiem gołe, odarte z mistyki na złość chudym prorokom skrzywione właśnie takie Matka Boska opatrzy,
jak powietrze pszczołą zranione.
1960
O prostym pacierzu
Właśnie w Betlejem wjeżdżali
w groty niemalowane wrota osiołek zaczął się trząść jak w kokluszu zląkł się kapitalistycznego złota.
Święty Józef podniósł brwi Betlejem stało się pełne
mędrców
psychologów
astronomów
kontemplatyków porwanych aż tak do siódmego nieba że zapomnieli o imieninach mamusi
o języku w bucie
o kruszynie dla wróbli chleba
Wielbłądy biły kopytami i zamieniały
Ziemię Świętą w grzechotkę wół się chwiał - jakby stał na biegunach
a Matka Boska rzekła do świętego Józefa
- Nie wpuszczaj.
Niech im księżyc przypnie po srebrnej łacie niech czekają - póki najmniejszy z pasterzy
skończy mówić zwykły pacierz.
1961, 1990
Wielkanocny pacierz
Nie umiem być srebrnym aniołem ni gorejącym krzakiem Tyle Zmartwychwstań już przeszło a serce mam byle jakie.
Tyle procesji z dzwonami tyle już alleluja a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.
Wiatr gra mi na kościach mych psalmy jak na koślawej fujarce -
żeby choć papież spojrzał
na mnie - przez białe swe palce.
Żeby choć Matka Boska
przez chmur zabite wciąż deski uśmiech mi Swój zesłała
jak ptaszka we mgle niebieskiej.
I wiem, gdy łzę swoją trzymam
jak złoty kamyk z procy zrozumie mnie mały Baranek
z najcichszej Wielkiej Nocy.
Pyszczek położy na ręku sumienia wywróci podszewkę Serca mojego ocali
czerwoną chorągiewkę.
1961
Malowani święci
Jak się czują malowani święci na wystawach
nie mogąc rozpoznać pod szminką świętości
swojej tajemnicy
milczącego dramatu
nie mogą się nadziwić
że złote palce wymalowano im żółcią
srebrne twarze - błyszczącą bielą
do lśniącej czerni dolewano kleju
tylko oczy mają naprawdę niebieskie jak gęś domowa
wstydzą się
tytułów biżuterii i innych podrobów
onieśmieleni robią karierę w sklepach z dewocjonaliami
Co w nich prawdziwego
ucho
każdy obraz święty słyszy
nawet taki mały który dostałem przed maturą od matki
z głodnego dzioba pamięci
trzymam go za nitkę o wiele za krótką
1961, 1996
Prośba
Panno Święta rysowana w zeszycie
dziecięcymi rączkami piękna jak jedna kreska
módl się za nami
żeby w kościołach nie było wyszywanych serwetek
katafalku z czarną kapą
aniołka z barokową łapką
z pędzelkami przy chorągwiach frędzli
stukających pieniędzy
ozdóbek z trupią główką
świętej Tereski jak rozpieszczonej gwiazdy
niepodobnych do siebie świętych
co nie mogą wyjść z nieswojej twarzy żeby nie było
sympatycznego gładko uczesanego Pana Jezusa tylko dla porządnych ludzi
1961, 1970
Piosenka
Tak mi bez Ciebie źle o Boże
że nie wiem
Czytałem o wesołym źrebaku
a myślałem o kościelnym śpiewie
Patrzyłem na niebo w czerwonej sukni
lecz bez Ciebie tak mi smutno
że nie wiem
Wyrzuć wiersze moje przez okno
a mnie zostaw jak pastuszka w Betlejem
1961, 1993
Preludium deszczowe
Daj rękę. Wejdźmy w kościół, jak w głąb tajemnicy
wiem o tym, że nie wierzysz...
Tu są główne drzwi
tam okno z drzewem deszczu szumiącym z ulicy
(teraz brzęczy jak beczka pełna strużyn wody
tak zawsze kiedy kwaśne jabłko niepogody).
Na ławce przy chorągwi naprzeciwko sieni
panie po pięćdziesiątce - królewny jesieni
bliżej panny we wdziankach z balonem urody
obok święty bez teki z srebrną szklanką brody
(może złoży nam na pierś order suchej nitki)
na razie wprost z potopu świecą mokre łydki.
W konfesjonał pod ścianą wrzucają zazdrości
kłamstwa, obierki grzechu, szkielety miłości.
Wiem o tym, że nie wierzysz...
Tu się choć nikt nie schlapie, skarpetek nie zmoczy Właśnie święta Tereska z róż wyjmuje oczy
a w głębi sam Pan Jezus szuka Twego wzroku
waży twoją niewiarę. Nareszcie masz spokój.
Nie od razu płaczemy w łaski bożej deszczu
Nawrócenie - nie zając. Znów ten dzięcioł deszczu.
1961, 1998
O nawróceniach
W jaki sposób Bóg nawraca grzeszników
rozmaicie
często jak wiatr co pędzi stado kapeluszy
chwyta duszę wprost z miejsca i targa za uszy
niekiedy z uśmiechem, prawie że wesoło
święci biorą za rękę i bawią się w koło
a czasem - nie do wiary
ni z tego ni z owego
łzę zdejmujesz z twarzy
jak pieszczotę śniegu
1961, 1986
Jest
Mówią, że modlimy się do głuchych obrazów
ślepnących świec
że dmuchamy jak dzieci w papierowe trąbki a On przecież jest
w małej hostii jak w iskierce ciepła
w mocnych ścianach nadziei.
Czeka z sercem jak z Wielkim Piątkiem
w tabernakulum umówionej alei w domkniętym milczeniu przychodzę tu nieraz jak pogryziony psiak
i ostrożnie, dokładnie, po kolei wyjmuję z łap
kolce lęku.
1962
* * *
Ile napisano pobożnych książek droga do siódmej twierdzy życia duchowego
komentarze do komentarzy
analizy ucha igielnego
matematyczny dowód na istnienie Boga z wykresami
o artylerii łaski a Jezus myśli o nas w liter ciemnym stuku
jak trudno w niebo wstąpić spod robactwa druku
1962
Wyjaśnienie
Nie przyszedłem pana nawracać
zresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania
jestem od dawna obdarty z błyszczenia
jak bohater w zwolnionym tempie
nie będę panu wiercić dziury w brzuchu
pytając co pan sądzi o Mertonie
nie będę podskakiwał w dyskusji jak indor
z czerwoną kapką na nosie
nie wypięknieję jak kaczor w październiku
nie podyktuję łez, które się do wszystkiego przyznają
nie zacznę panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką
po prostu usiądę przy panu
i zwierzę swój sekret
że ja, ksiądz
wierzę Panu Bogu jak dziecko
1963, 1980
Do Jezusa umęczonego organami
Panie Jezu chyba nie lubisz jak Cię męczą organami w kościołach
dość masz muzyki Bacha może chciałbyś posłuchać
jak skrzypi w Biblii na czarnych nogach hebrajska litera
jak spowiadający mruczą w samo ucho sumienia
boli rosnąca aureola nad świętym
płaczą uciekające spojrzenia ciekną buty po deszczu na posadzce
ziewa babcia nad litanią
skacze szczygieł śniegu po tramwajowych przystankach
piszczy nad świecą w lichtarzu
jedna płonąca zapałka
Nawet w skrzypcach nie słyszymy strun tylko pudło
1963, 1986
Z Dzieciątkiem Jezus
Święty Józef święty Stanisław Kostka święty Antoni trzymają dziecko Jezus
na ręku
opiekunowie wzruszeń
przyzwyczaili do siebie
ale kiedyś nocą kiedy penitenci pookrywali już kołdrami uszy
w sierpniu kiedy owady schodzą do ziemi
a jesiony za oknem obejmują się jak skrzydła
ponownie kwitną łąki i cichną ptaki
ktoś mi powiedział przez sen niech ksiądz weźmie Dzieciątko Jezus
sam je potrzyma na ręku
ustawi się pod filarem
serce mi zadrżało jak owies
a potem lęk - jakby uciekały okulary - ładne rzeczy - ksiądz z dzieckiem na ręku w kościele jedni powiedzą - świeżo upieczony święty
buty lampkami obstawią
inni zaczną w maszynach do pisania ostrzyć litery
anonimem w kurii oparzą
krzyżem wskażą godzinę
skrupulaci rozpoczną cedzić w siteczku cień sumienia
a Dziecko miało ślipka niebieskie
jak w Betlejem podstrzyżone włoski
bezbronne i jeszcze bez ran
ze wzruszenia na klęczkach mówiłem
coś bez sensu do Matki Boskiej
1963, 1986
Zdumienia pełna
Matko Najświętsza któraś się zdumiewała
o której nie powiedziano w litanii
Zdumienia Pełna
któraś dziwiła się
dlaczego Bóg urodził się w stajni
dlaczego musi uciekać na kopytkach osiołka spraw - żebym ucząc religii
nie mówił: Już wiem. Rozumiem
Mam na wszystko odpowiedź gotową
Żebym umiał się z ludźmi dziwić
nie rozumieć właśnie
kiwać głową
mój Boże, ile tajemnic w jednej sekundzie
Chwaląc męczennika, żebym dodał
że skaleczony dmucham czule na krew żeby mniej szczypało
Nie głosić tylko, że jak się kocha to mniej boli
że przez dziurę łzy można zobaczyć więcej
lecz czasami nad tym wszystkim załamać ręce
mój Boże, jak pojąć serce śmierci
1963
* * *
Nic mnie nie załamało
ani pustka po życzliwym spojrzeniu
ani zbieranie na tacę
ani to że o mało nie zwichnąłem palca stukając w konfesjonał
ani pytania osiemnastoletnich
ani anonimy których koperty nawet syczą ani dowody w które trzeba najpierw uwierzyć
ani wierni którzy się nienawidzą w tramwajach
ani cnota płacząca jak nieszczęśliwe szczęście
ani kaznodzieje ze złotymi zębami
ani obawa że nie dam rady nie dojdę
wywrócę się jeszcze przed płotem Królestwa Niebieskiego
bogatsi zostaną coraz bogatsi a biedni coraz biedniejsi
nawet ptaki śpiewają ze strachu
nic mnie nie załamało
bo wciąż widzę Ciebie Matko Najświętsza
zamiast berła - trzymasz kłębek włóczki
cerujesz teologię
1964, 1986
* * *
Dogmatycy hałasują po łacinie
moraliści brzęczą nad korytkiem ludzkiego sumienia
apologeci skrzypią - porozpinani na krzyżu wiary
kaznodzieje reperują głośnik, żeby ich było lepiej słychać
filozofowie mruczą na świętego Tomasza ustawionego już
ze starymi rocznikami świętych - w archiwum raju
męczennicy liczą na głos uderzenia w twarz
skrupulatom spadła nareszcie na głowę dynia grzechu
organiści oblizują dźwięki wierni podzielili się na wojenne obozy
I tylko w szczerym polu
w oddechu zioła na klęczkach podziwiając zaspy nieba
można jeszcze znaleźć Ciszę
1964
* * *
Żebym nie zasłaniał sobą Ciebie
nie zawracał Ci głowy kiedy układasz pasjanse gwiazd
nie tłumaczył stale cierpienia - niech zostanie jak skała ciszy
nie spacerował po Biblii jak paw z zieloną szyją
nie liczył grzechów lżejszych od śniegu
nie kochał długo i niepewnie
nie załamywał rąk nad okiem Opatrzności
żeby serce moje nie toczyło się jak krzywe koło
żeby mi nie uderzyła do głowy święcona woda sodowa
żebym nie palił grzesznika dla jego dobra
żebym nie tupał na tych co stanęli w połowie drogi pomiędzy niewiarą a
ciepłem
nie szczekał przez sen
a zawsze wiedział
że nawet największego świętego niesie jak lichą słomkę mrówka wiary
1964, 1986
Papież
Papież wyfrunął z Rzymu
samolotem jak śnieg leci całuje prawosławnego błogosławi żydowskie dzieci
bez tronu
tylko łza trzęsie się jak taniec
w wielu książkach topnieje zamarznięte słońce
cieknie z gardła ususzonych liter heretycy grzeją w ewangelii pogryzione nogi
wydmuchują niebo na organach
nadciąga cały wydział personalny aniołów
tylko przedwojenny katolik
rozłożył papier skubie pióro jakby zaczepiał wronę
pisze skargę na Pana Boga
1964, 1986
Szept
Nie poparzcie pretensjami że źle
nie przemawiajcie z pozycji siły
nie wypłaszajcie ciszy w której układają się wszystkie liczby
nie przegadajcie mszy
nie dotykajcie za bardzo sumień - nie odczytacie ich paluchami
wyjmijcie z siana pazurek teologa żebym się nie zaziębił od złota
mały Jezus prosi cichutko jak świerszcz
1964, 1970
* * *
Aniele Boży Stróżu mój
kiedy zasypiam nachyl się nade mną
odmuchaj z księżyca
zasłaniaj rękami przed złem
opowiadaj
o mokrym ryjku gwiazdy
o tym że niebo jest jeszcze całe
o gorliwcach, którzy pchają się do Boga za szybko
o porażonych żądłem zegara którzy stale smarują coś w książkach zażaleń
o leszczynie przez całą zimę ukrytej w pąkach
o tym że nawet teolog piszczy oparzony sercem
o tym że wszystko musi spadać niespodzianie
o papieżu, który ukląkł boso na schodku łzy
o zgolonej aureoli
o bitwie co porosła mchem
o żabie co kochając staje się niebieska
o tych którym wypadły mleczne zęby wiary
o sprzeczności w każdej prawdzie
o sakramencie uśmiechu
daj mi na starość
nie głosić kazań
wygrzewać pusty konfesjonał bez penitentów
a jeśli powiedzą że jestem do niczego
skulić się jeszcze w kłębek
czuwać przy samych korzeniach kościoła
1964, 1986
* * *
Z wodą święconą na czubkach palców
z głową Jezusa na sumieniu
oddechem odgarniałem stronice brewiarza
szukałem tylko jednego
obrazka
z dawna wypisanym czterowierszem
Matko Najświętsza daj mi
serce czyste i proste
w kościele zimnym chuchać
tulić zmarzniętą hostię
1964, 1997
* * *
Nie mówią o Tobie
nie piszą
oddalają w ciemność
przechodzą mimo
chcą zasłonić jednym palcem
jakbyś już poszedł na prowincję
zakładają okulary przeciwniebieskie
obcinają oczy świętym
niezadowoleni
jakby wiara stała na jednej krzywej nodze
jakbyś miał usta z filmu niemego
Klękam w świeżych ranach mszy
1964, 1970
Przy Stole Pańskim
Przy Stole Pańskim chwieję się jak na moście z patyków
zabolał mnie język od pytania
głęboki i niski
dlaczego ścinają kwiaty wczesnym rankiem
cały w sekrecie najświętszej niepewności
Na szczęście mam jeszcze łzę
ukrytą
1964, 1980
W kropki zielone
Nie malujcie Matki Bożej w stajence betlejemskiej
stale tylko na niebiesko i różowo
z niebieskimi oczami
ni to ni owo
Tyle było wtedy w Betlejem złotego nieba
aniołów białych w oknie
pstrokatych pastuszków za progiem
Założę się, że ktoś świece zapalił
przed brązowym żłóbkiem
jak czerwoną lampkę przed Bogiem
Osiołek podskakiwał na czarnych kopytkach
wół seplenił w fioletowym cieniu
święty Józef rudych proroków kąpał
w srebrnym strumieniu
Nim Ci Mamusiu - myślał Jezus kupią koronę
lepiej Ci w zwykłej szarej bluzce
w kropki zielone
1965, 1987
O kościele
Kościele w którym wypadło mi po raz pierwszy w życiu
pić ustami mszę
chować się do konfesjonału któremu stale odrastają uszy
w którym Matka Najświętsza miała złotą koronę i bose nogi
w którym obraz świętej Tereski służył latem za plażę dla much
drewniany święty Antoni oblazł z habitu
ciemny i czysty
Kościele w którym zieleniała miedź
zasłaniano sumienie listkiem brzozowym
kolor nieba wyleniał jak szelest
smutny jakby jaskółki umiały tylko chodzić
Kościele z posadzką od pacierzy wytartą i krzywą
gdzie skrzypiały obcasy
pluskało korytko wody święconej
szczekał zegar jak emerytowany ludożerca
z amboną tak prostą że nie sposób było zakryć
na niej żadnym kazaniem swej własnej twarzy
Kościele przed którym klękał las
krzyżodzioby otwierały szyszki
łaskotał zajęczy szczaw
cieszyło babie lato jak grzech za lekki
fikały żaby a każda żaba ma zawsze czkawkę
jesienią czerniały coraz mocniej szpaki
zimą sikory sypiały na mrozie
parafianki rozbierały się ze śniegu
gdzie zamykałem Jezusa w tabernakulum zawsze z cząstką czyjegoś płaczu
gdzie modliłem się żeby nigdy nie być ważnym
1965, 1986
O maluchach
Tylko maluchom nie nudziło się w czasie kazania
stale mieli coś do roboty
oswajali sterczące z ławek zdechłe parasole z zawistnymi łapkami
klękali nad upuszczonym przez babcię futerałem jak szczypawką
pokazywali różowy język
grzeszników drapali po wąsach sznurowadeł
dziwili się że ksiądz nosi spodnie
że ktoś zdjął koronkową rękawiczkę i ubrał tłustą rękę w wodę święconą
liczyli pobożne nogi pań
urządzali konkurs kto podniesie szpilkę za łepek
niuchali co w mszale piszczy
pieniądze na tacę odkładali na lody
tupali na zegar z którego rozchodzą się osy minut
wspinali się jak czyżyki na sosnach aby zobaczyć
co się dzieje w górze pomiędzy rękawem
a kołnierzem
wymawiali jak fonetyk otwarte zdziwione "O"
kiedy ksiądz zacinał się na ambonie
- ale Jezus brał je z powagą na kolana
1965, 1986
Kaznodzieja
Ty co nie zbawiasz dusz porośniętych słowami
chroń mnie od pięknej gładkiej wymowy kościelnej
od homiletyki na piątkę
naoliwionych zdań
proroczych ryków
zgrabnego szeptu
czasem można przecież przez dziurę własnego kazania zobaczyć Ciebie
jąkać się chociaż powiedzą
znowu wyszedł stał jak rura
czerwienił się przez mikrofon
wszystkie palce sterczały - jak uszy na ambonie
1965, 1986
O uśmiechu w kościele
W kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać
do Matki Najświętszej która stoi na wężu jak na wysokich obcasach
do świętego Antoniego przy którym wiszą blaszane wota jak meksykańskie
maski
do skrupulata który stale dmucha spowiednikowi w pompkę ucha
do mizernego kleryka którego karmią piersią teologii
do małżonków którzy wchodząc do kruchty pluszczą w kropielnicy obrączki
jak złote rybki
do kazania które się jeszcze nie rozpoczęło a już skończyło
do tych co świąt nie przeżywają ale przeżuwają
do moralisty który nawet w czasie adoracji chrupie kość morału
do dzieci które się pomyliły i zaczęły recytować:
Aniele Boży nie budź mnie niech ja najdłużej śpię
do pięciu pań chudych i do pięciu pań grubych
do zakochanych którzy porozkręcali swoje serca na części czułe
do egzystencjalisty który jak rudy lis przenosi samotność z jednego
miejsca na drugie
do podstarzałej łzy która się suszy na konfesjonale
do ideologa który wygląda jak strach na ludzi
1965, 1970
Na szarym końcu
Wreszcie na szarym końcu
zbaw teologów
żeby nie pozjadali wszystkich świec i nie siedzieli po ciemku
nie bili róży po łapach
nie krajali ewangelii na plasterki
nie szarpali świętych słów za nerwy
nie wycinali trzcin na wędki
nie kłócili się między sobą
nie zajeżdżali na hipopotamie łaciny
żeby się nie dziwili
że do nieba prowadzi
bezradny szczebiot wiary
1965, 1986
Wołanie
Bliższy od reguł życia wewnętrznego
przepisów na zbawienie
odwrotna strono rozpaczy
świecący nawet niewierzącym jak ogromne ciało dobroci
ile razy klękam przed Tobą bojaźliwy i spokojny
z wszystkimi dowodami na istnienie Boga w torbie mózgu
i spuszczonym pyskiem sumienia
prosząc
abyś mnie nauczył
cierpienia bez pytań
1965, 1970
Niewidoma dziewczynka
Matko mówiła niewidoma dziewczynka
tuląc się do Jej obrazu
poznam Cię światełkami palców
Korona Twoja zimna - ślizgam się po niej jak po gładkiej szybie
są kolory tak ciężkie że odstają od przedmiotu
to co złote chodzi swoimi drogami i żyje osobno
Słucham szelestu Twoich włosów
idę chropowatym brzegiem Twojej sukni
odkrywam gorące źródła rąk
pomarszczoną pończoszkę skóry
szorstkie szczeliny twarzy
żwir zmarszczek
tkliwość obnażenia
ciepłą ciemność
sprawdzam szramę jak bliznę po miłości
zatrzymuję tu oddech w palcach
uczę się bólu na pamięć
zdrapuję to co przywarło ze świata jak śmierć niegrzeczna
wydobywam puszystość rzęs odwracam łzę
zbieram nosem zapach nieba
odgaduję wreszcie małego Jezusa z potłuczonym spuchniętym kolanem na twym
ręku
Tyle tu wszędzie spokoju pomiędzy słowem a miłością
kiedy dotykam
obraz stuka jak krew
klejnoty niepotrzebnie jęczą
robaczek piszczy w trzewiku
sypie się szmerem czas
pachną korzonki farb
milknie ucho Opatrzności
Palce moje umieją się także uśmiechać
miętosząc Twój staroświecki szal
ciągnąc rękaw jak ugłaskanego smoka
odsłaniam z włosów kryjówkę słuchu żartuję że czuwając mrużysz lewe oko
stopy masz bose - od spodu pomarszczone jak podbiał
przecież nie chodzisz w szpilkach po niebie
myślę że Ty także nie widzisz
oddałaś wzrok w Wielki Piątek
stało się wtedy tak cicho
jakbyś prostowała na zegarku ostatnią sekundę
i już nie pasują do nas żadne poważne okulary
oparłaś się na świętym Janie jak na białej kwitnącej lasce
piszesz dalszy ciąg "Magnificat" alfabetem Braille'a
którego nie znają teologowie bo za bardzo widzą
tak Cię sumiennie zasuwają na noc w jasnogórskie blachy pancerne
To nic
wystarczy kochać słuchać i obejmować
1965, 1986
Jeszcze nie
Jeszcze nie umiesz być sam
jeszcze się trzymasz wspomnień jak pochyłej poręczy
jeszcze się czepiasz chudych moli pamiątek
jeszcze nie dajesz spokoju umarłemu
chcesz go przyciągnąć z drugiego świata za guzik
jeszcze się rzucasz kukłom na szyję
jeszcze szukasz serca żeby je doić jak kozę
ważny jak puzon
stukasz cierpliwym kopytkiem różańca
ostatecznie można ci postawić trójkę minus z religii
1966
Postanowienie
Postanawiam pracować nad tym
żeby się pozbyć
byka retoryki
wazeliny stylizacji
galanteryjnych pauz
wypucowanej składni
lirycznego śmietnika
żeby zimą przyklęknąć
i przynieść Ci niewykwalifikowaną ręką
baranka śniegu
1966, 1986
Antologia
Chodzą naokoło mnie na wysokich obcasach metafor
cieniutkimi łzami piszczą na moich obrazach
przynoszą na wyciągniętych dłoniach lirykę jak kurczaka
potem nawet na maszynie do pisania klękają oczami
Proszę o prozę
żebyście sami nie darli się za włosy
nie podawali miłości jak jeża
w cierpieniu mówili dobranoc
nie nakładali tłumika na serce
tak zastraszeni że niemoralni
żebym nie marzła w antologii wierszy o sobie
1966, 1986
Nie
Nie posypujcie cukrem religii
nie wycierajcie jej gumą
nie ubierajcie w różowe gałgany aniołów fruwających ponad wojną
nie odsyłajcie wiernych do fujarki komentarza
Nie przychodzę po pociechę jak po talerz zupy
chciałem nareszcie oprzeć swoją głowę
o kamień wiary
1966, 1986
Wizytacja
Dzieci usiadły w ławkach
ostrzono ołówki do religii
za oknami stukał trójwymiarowy choć ogładzony deszcz
jak piechota wyćwiczonych aniołów
ksiądz czarny jak kos tylko bez żółtego dzioba
rozwiązywał spadochron mózgu
podlizywał się swemu sumieniu
wszystko byłoby jak najlepiej
tylko nagle weszła Matka Boska
załamała ręce nad sucharkiem katechizmu
1966, 1970
Westchnienie
Broń mnie przed hasłem: "smutny święty to żaden święty"
przed nadzieją gwarantującą mój własny stan posiadania
przed modlitwą o aureolę jak o bezpieczny daszek nad głową
przed świętym kapitalizmem duszy
także
żebym nie szukał dziury zamiast mostu
nie kochał aż do znienawidzenia
nie zakładał ogródka podejrzeń
nie trąbił jak pogrzeb z orkiestrą
żebym się nie wzruszał tak sentymentalnym
i z emerytowanym osłem jakim jest księżyc
nie wyjadał ciepła z przedwojennych fotografii
nie ułatwiał sobie wszystkiego gładki jak sarnie uszy
nie spowiadał na gumowej poduszce
nie podlizywał się wiernym mówiąc że nawet grzech pierworodny jest
przytulny
1966, 1970
Nie sądź
Mój ty w gorącej święconej wodzie kąpany
proszę cię nade wszystko
nie sądź przedwcześnie nikogo
ani
ascety który prowadzi do nieba sam siebie na smyczy
ani
skrupulata który stale przepisuje swoje sumienie tam i z powrotem z
czystego na brudno
ani
szlachetnych a nadmuchanych
ani
ostrzących sztylet litości
ani
żmijki serca
ani
deklamujących: polna myszka siedzi sobie konfesjonał ząbkiem skrobie ani
stukających do nieba w kaloszach
ani
pesymizmu tak głębokiego że każe szukać
ani
tych dla których śmierć jest tylko ostatnią urzędową formalnością
ani
tych po których zostają portrety jak dostojne małpy
1966, 1970
Do spowiednika
Nie spowiadaj tylko w kościele
ale także pod miejskim zegarem co chrząka jak prosię
w zatłoczonym pociągu w którym podróżują grzechy cienkie i grube
na cmentarzu gdzie zasłaniają prymulanu w doniczkach śmierci
gdzie przez fotografie umarłych - podglądają życie pozagrobowe
na plaży
wszędzie
nie płacz że nie będą się do niczego przyznawać
to tylko pierwsze milczenie takie długie
1966, 1986
Modlitwa
Któryś się modlił bo było Ci za ciasno w pacierzu
któryś rozgrzeszył Magdalenę nie słuchając jej grzechów tylko łez
któryś nie tłumaczył do końca cierpienia
który wygadanym kaznodziejom kładziesz do ust gąbkę ciszy
odsłaniasz czas jak piękno
któryś widział na audiencji w Betlejem trzech monarchów na klepisku ziemi
jak trzy złote placki
który masz więcej niż pięć ran
który się nie gniewasz na ceremonie niewiary
Proszę Cię o kryjówkę
w cienkim kąciku Twych ludzkich rąk
przed zgrają formuł
1966, 1970
Rachunek sumienia
Czy nie przekrzykiwałem Ciebie
czy nie przychodziłem stale wczorajszy
czy nie uciekałem w ciemny płacz ze swoim sercem jak piątą klepką
czy nie kradłem Twojego czasu
czy nie lizałem zbyt czule łapy swego sumienia
czy rozróżniałem uczucia
czy gwiazd nie podnosiłem których dawno nie ma
czy nie prowadziłem eleganckiego dziennika swoich żalów
czy nie właziłem do ciepłego kąta swej wrażliwości jak gęsiej skórki
czy nie fałszowałem pięknym głosem
czy nie byłem miękkim despotą
czy nie przekształcałem ewangelii w łagodną opowieść
czy organy nie głuszyły mi zwykłego skowytu psiaka
czy nie udowadniałem słonia
czy modląc się do Anioła Stróża - nie chciałem być przypadkiem aniołem a
nie stróżem
czy klękałem kiedy malałeś do szeptu
1967, 1986
Do samego siebie
Żebym pisząc wiersze nie wzywał Imienia Pana Boga nadaremno
nie tłumaczył Biblii na nie-Biblię
nie przychodził w wilczej skórze wtajemniczonych
nie polował na piękne słowa jak na płochliwe zające wciągające w puste
pole
lub na karasie w tataraku
nie udowadniał - to znaczy nie zamęczał
nie był zbyt pewny
(przecież nawet biała kawa nie jest biała)
nie sadzał sumienia jak spoconej babci na miękkim fotelu
żebym nie patrzył w nie jak w okrucieństwo pamięci
nie odkładał milczenia na jutro
nie kochał miłością mniejszą od miłości
nie uprawiał zdenerwowanej teologii
nie pocieszał bólu
a nade wszystko żebym nie chował twarzy do rękawa
nie zamykał się w budce poezji kiedy trzeba mówić najprościej
o Matce Najświętszej
o cierpliwości sakramentów dłuższej niż życie
o ciepłym pomruku schodów po których niosą nadzieję chorym o śniegu który padając na ręce - uczy chyba rozdawania
o Jezusie który nieraz tak wygląda między nami
jakby chodził od nie swoich do obcych
1967, 1970
Mówił do duszy
- Niebo jest niepoprawnie czarne
nad powietrzem udającym błękit
gwiazdy z wierzchu najostrzejsze dmuchają na rozpacz
a jeszcze tyle milczenia głębokiego jak bazalt
ponad zbyt pewnymi odpowiedziami na pytania - mówił do duszy
skubanej jak ptasi rdest
nieruchomej jak żółty nocny kwiat zapylony przez ćmę
wahającej się jak ktoś co chciał wejść do kościoła
ale chodził w kapeluszu po klamce
to co ciasne - przestrasza
to co wąskie - kaleczy
to co małe - poderżnie
to co wielkie - osłoni
to co wielkie - zrozumie
to co wielkie - rozgrzeszy
1967
O nawróceniu
Więc tyle razy musiałem stawać na uszach w konfesjonale
biegać po ambonie rękami
na rekolekcjach błyszczeć jak koński ząb
bębnić w kociołek sumienia
żebyś po prostu zrozumiał
bez mojej dłoni wsuwającej się pod ramię przy lampie czerwonej jak marchew na stole
przy zegarze ogryzającym nas po trochu lecz systematycznie
nad własnym grzechem - jak dokładnie załataną dziurą
1967, 1970
Odejść
Daj odejść od rzeczy okrągłych zamieszanych uprzejmie kilka razy od tresury uśmiechu
od rękawiczek rozdających kwiaty
od ludzkiego rozumu który kopnął sam siebie
od oficjalnej mądrości która preparuje zestawia wiesza na tabelce i robi
każdego na szaro
od przesolonej prawdy
od wygodnej czystości
od luźnego sumienia
od tylko ludzkiej odpowiedzi na szczęście
i daj samego Siebie
co jesteś stały i nie uparty
1967, 1970
Cierpliwość
Modlę się do Ciebie o cierpliwość
ale nie o taką małą w której się mogą pomieścić ciężkie grzechy czekania
na list
na kogoś kto wyszedł i zostawił klucz pod słomianką
na oczy nieznajome lecz potrzebne
na wspomnienie szkoły które ugrzęzło w kredzie na tablicy
na Anioła Stróża jak na protezę ale o taką która czeka tylko na Ciebie
a Ty przychodzisz albo z kimś bliskim albo sam
jak ciemność co jaśniej oświetla
jak niewinność śmierci
wtedy staje pomiędzy nami cisza niby goły piesek
wpuszczony bez kagańca i medalu - do nieba
nawet dziurawy parasol wzrusza bo ma druty tak cienkie jak dla jaskółek
i nawet nie mamy pretensji
że wieczność niedokończona
że Biblia jest nadal uparta
jak nieostrożne serce
że łza wcale nie jest okrągła
że spada ku górze
tak prosta że się znowu wymknęła rozumowaniom
1967, 1970
Uciekam
Uciekam od obrazkowych ikon
mówiła Matka Boska
od papierowej o mnie abstrakcji
od pań jak modnych lalek pozujących do moich portretów
od kanonizowanej kosmetyki
niech malują moją piękność dzieci
nieświadomie z cudowną brzydotą
pośpiesznym kolorem
z nierównymi od wzruszenia brwiami
z ustami od ucha do ucha
z rudą myszą zmęczenia
w okrągłych łzach jak w drucianych okularach
ręką w której tyle pierwszego zdziwienia
1967, 1979
Nad pustą gazetą
Nad pustą gazetą
kiedy plany nasze wywracają się do góry nogami
kiedy nazywają Ciebie dobrym Ojcem a inni głuchym kamieniem
kiedy pozór wyskakuje jak filip z konopi
w podziwie o wiele starszym od rozumu
w zwątpieniu które także prowadzi w nieskończoność
kiedy tak mało barw a tak dużo kolorów
kiedy złoty środek staje się szary
nad próżnią bez dna wciągającą świat
kiedy niepokój ryczy jak ósma chuda krowa
kiedy możesz się rzucić na szyję Janowi XXIII na fotografii
biegnę do Ciebie jak po nitce do kłębka
1967, 1970
Między gołębiem a ornitologią
Ile jest jeszcze świętego luzu
niespodzianek z nastawionym uchem
ile tego co najprostsze a nie wyliczone
choćby różowego ślazu pospolitej bylicy białego krwawnika orzeszków grabu
i żołędzi dla dzików
ile jeszcze miejsca na modlitwę
ile miejsca na pokorę ile okazji na spowiedź świętą z cienkim milczeniem w gardle
ile dosłowności serca
ile komórek do wynajęcia pomiędzy gołębiem w słońcu - a ornitologią
pomiędzy kolorem czerwonym a pomidorowym
pomiędzy koniem jabłkowitym a jasnogniadym
pomiędzy rezedą dziewanną na żółtej nodze - a botaniką
pomiędzy świętą zasadą - a żywym sumieniem
pomiędzy tęgimi naukami o Bogu - a Bogiem
1967, 1970
Mędrcy
Odnajdziemy go - szeptali
pod niebem spadającym jak głębinowe żelazo
żadna gwiazda nie jest pewna przed świtem
Złoto które wieziemy w bagażniku nie krzyczy jak paw
mirra uklękła kadzidło protestuje że nie jest motylem
wszystkie karmiące liście nie stały się kolcami
Nie chwiejemy się już jak furtka na jednym zawiasie
byle tylko nie uczynić z niego grzecznej prawdy
tak ściśle udowodnionej że niepewnej
tak pocieszającej że tylko ludzkiej
1968, 1970
Niebo
Patrzał w niebo
bizantyjskie - z białej mozaiki
gotyckie - gołe i złote
renesansowe - błękitne
barokowe - brunatnowełniste
osiemnastowieczne - szafirowe
impresjonistyczne - pełne powietrza
secesyjne - ondulowane
kubistyczne - kanciaste
abstrakcyjne - nieprawdziwe
i chciał wierzyć w całkiem nowe
lekkie i niecałe - jeszcze nie używane
1968
Poza kolejką
Ilu umundurowanych świętych
kanonizowanych bez poprawek
moralistów na twardych podeszwach
aniołów kipiących jak mleko
chyba ciężko będzie czekać po śmierci na swój sąd szczegółowy
ze łzą - jak z ostatnim osłem
ale Ty Matko Najświętsza - spod ciężkiej betlejemskiej gwiazdy
co otwierasz na nas oczy jak weneckie okna
co nie przemiękłaś w cierpieniu
przyjmiesz poza kolejką
wszystkich niepewnych którym się zdawało
że znak zapytania jest dłuższy od znaku krzyża
tych którzy niczego nie mają chociaż niczego nie oddali
wyczekujących w ogonkach
narzekających na lata coraz szybsze
wydeptujących na krzywych obcasach swoje zbawienie
nawet tak zalatanych że nie mając czasu
modlili się na jednej nodze
1968, 1970
O stale obecnych
Mówiła że naprawdę można kochać umarłych
bo właśnie oni są uparcie obecni
nie zasypiają
mają okrągły czas więc się nie spieszą
spokojni ponieważ niczego nie wykończyli
nawet gdyby się paliło nie zrywają się na równe nogi
nie połykają tak jak my przerażonego sensu
nie udają ani lepszych ani gorszych
nie wydajemy o nich tysiąca sądów
zawsze ci sami jak olcha do końca zielona
znają nawet prywatny adres Pana Boga
nie deklamują o miłości
ale pomagają znaleźć zgubione przedmioty
nie starzeją się odmłodzeni przez śmierć
nie straszą pustką pełną erudycji
nie łączą świętości z apetytem
bliżsi niż wtedy kiedy odjeżdżali na chwilę
przechodzą obok z niepostrzeżonym ciałem
ocalili znacznie więcej niż duszę
1968, 1970
Słowa
Do ostatniej chwili nie przestawał mówić
jakby chciał język wyciągnąć poza śmierć
klęcząc przy jego łóżku tłumaczyłem mu
tam słowa już nic nie znaczą
nie zawracają ludziom głowy
nie można za nie otrzymać żadnego honorarium
niemodne jak wiarus dzwoniący nogami
nie kłamią dłużej niż żyją
nieporadne jak nie oblizane jeszcze cielę
tłumaczyłem mu że czeka go
tylko jedno słowo które jest milczeniem
1968, 1970
Nic więcej
Napisał "Mój Bóg" ale przekreślił, bo przecież pomyślał
o tyle mój, o ile jestem sobkiem
napisał "Bóg ludzkości" ale ugryzł się w język, bo przypomniał
sobie jeszcze aniołów i kamienie podobne w śniegu do królików
wreszcie napisał tylko "Bóg". Nic więcej
Jeszcze za dużo napisał
1968, 1986
Wierzę
Wierzę w Boga
z miłości do 15 milionów trędowatych
do silnych jak koń dźwigających paki od rana do nocy
do 30 milionów obłąkanych
do ciotek którym włosy wybielały od długiej dobroci
do wpatrujących się tak zawzięcie w krzywdę żeby nie widzieć sensu
do przemilczanych - śpiących z trąbą archanioła pod poduszką
do dziewczynki bez piątej klepki
do wymyślających krople na serce
do pomordowanych przez białego chrześcijanina
do wyczekującego spowiednika z uszami na obie strony
do oczu schizofrenika
do radujących się z tego powodu że stale otrzymują i stale muszą oddawać
bo gdybym nie wierzył
osunęliby się w nicość
1968, 1970
O jednych i drugich
- Ach ci pastuszkowie - mówił
- bardziej dziecięcy niż dziecinni
posłuszni jak len na koszule
bardziej prości niż kanonizowani
sypią się pod sam próg jak grzeczne króliki
bezbronni i nie zapomniani jeszcze
bez myśli rosnącej jak ogromny krzyż
bez bólu głowy
porozstawiani w czterech kątach serca
bez problemów inteligenckich
spokojni że nie potrzebują ani niczego ukryć ani dodać
gorzej z tymi trzema mędrcami
których wygoniło na pustynię zaglądanie do nieba
którzy wisieli na jednym włosku gwiazdy
sam na sam z długim nerwem rozumu
szukający po ciemku krzykiem sumienia
żeby to co proste - było głębokie
to co bliskie - najszersze
żeby to co jedyne - nie zamykało się w jednej formułce
dla których odnalezienie staje się początkiem
którzy wracają zawsze inną drogą
którzy dopiero po kropce stawiają i
jak niebo idą dalej
1968, 1970
Spojrzał
Spojrzał
na gotyk co stale stroi średniowieczne miny
na osiemnastowieczny ołtarz jak barokową trumnę na szczurzych łapkach
na włochate dywany które zmieniają nasze kroki w skradające się koty
na żyrandol jak dziedziczkę w krynolinie
na jaśnie oświecony sufit
na pyszno pokutne klęczniki
na anioła co stale o jeden numer za mały
na liście co w świetle lampki czerwonej wydają się czarne
stanął w kącie załamał odjęte z krzyża ręce
i pomyślał
chyba to wszystko nie dla mnie
1968, 1970
Wigilia
Już wzdychał na myśl o Bożym Narodzeniu
o tym jak naprawdę było
zaczął się modlić do świętej rewolucji w Betlejem
od której liczymy czas
kiedy znowu zaczął merdać puszysty ogon tradycji
wprosiła się choinka
elegancko ubrana
mlaskały kluski z makiem
kura po wigilii spieszyła na rosół
potem milczenie większe niż żal
i już na gwiazdkę szalik przytulny jak kotka
żeby się nie ubierać za cienko
i nie kasłać za grubo
zdrzemnął się na dwóch fotelach
wydawało mu się że słowo ciałem się stało - i mieszkało poza nami
nawet usłyszał że za oknem
przyszedł Pan Jezus
prosty jak kościół z jedną tylko malwą
obdarty ze śniegu i polskich kolęd
za wcześnie za późno nie w porę
nacisnął dzwonek, dzwonek był nieczynny
1968, 1970
Boję się Twojej miłości
Nie boję się dętej orkiestry przy końcu świata
biblijnego tupania
boję się Twojej miłości
że kochasz zupełnie inaczej
tak bliski i inny
jak mrówka przed niedźwiedziem
krzyże ustawiasz jak żołnierzy za wysokich
nie patrzysz moimi oczyma
może widzisz jak pszczoła
dla której białe lilie są zielononiebieskie
pytającego omijasz jak jeża na spacerze
głosisz że czystość jest oddaniem siebie
ludzi do ludzi zbliżasz
i stale uczysz odchodzić
mówisz zbyt często do żywych
umarli to wytłumaczą
boję się Twojej miłości
tej najprawdziwszej i innej
1969, 1970
Co zostało we mnie
Nie o grzechy mnie pytaj
co zostało we mnie
Ile szczerości tego co już było dawno
ile uśmiechów wcześniejszych od myśli
niewinności jak długowłosego jamnika
albumu z wierszem "kto bibułę buchnie niech mu łapa spuchnie"
snu od bólu głowy
liścia wiązu co drapie
serca widzącego bez okularów
barwy której się uczyłem jak muzyki
kamienia wystrzelonego z procy który nie doleciał jeszcze do ziemi
modlitwy szumiącej jak ogień
siostry przy rodzinnym stole jak niebieska ostróżka
pokazującej mi język po drugiej stronie lampy
słów wciąż czujnych by nie uśpić krzywdy
sumienia tak wiernego jak anioł i zwierzę
i tego niewiadomego - co dalej
1969, 1970
Do świętej Tereski
Ciemna pod powiekami święta Teresko
nie trzymaj stale róż
oklepanych arystokratek
sztywnych jak wiersze na imieniny
pokaż nam leśny śnieżny zawilec
najmniejszy i nieostatni
jaskółcze ziele co leczy kurzajki
żółty żarnowiec znad morza
czerwoną smółkę jak lep na owady
przylaszczkę która z różowej staje się niebieską
wrotycz z zapachem na kilka metrów
bławatek jak wianek
nieustanny i krótki
wiosenną firletkę
polodowcowy biały siódmaczek
mlecze dla nieogolonych królików
gotyckie rdzawe szczawie
storczyk jak przystojnego pająka
i wszystkie inne jeszcze boże zielska
na liściach których słońce staje się pokarmem
tyle tego że nie można się połapać
przy nich nawet każdy uczony - niedouczony
zwłaszcza w lipcu kiedy wyłażą maślaki i rydze
1969, 1970
Wyznanie
Zamykałem wiedzę w szufladkach
wymieniałem pajęczaki stawonogi i kręgowce
myliłem na niebie gwiazdę pierwszą z ostatnią
nie rozumiejąc kamieni - nazywałem
notowałem w zeszycie spostrzeżenia
wiedziałem że kiedy przylecą drozdy i żółte pliszki
można już spać przy otwartym oknie że po wilgach i derkaczach przychodzi pierwsza burza
że słonka wędruje tylko w nocy a wyżeł ma brwi nad oczami
poznawałem głuszca po zielonej piersi
zimorodka po czerwonych nogach
dostrzegłem że wiewiórka jest od spodu biała
że czajki kładą dzioby na ziemi
że kwiaty zapylane nocą nie są nigdy ciemne
że w maju kwitną rośliny niskie a w czerwcu wysokie
mówiono że można szukać prawdopodobieństwa i utracić prawdę
że prac doktorskich teraz się nie czyta tylko się je liczy
że króla najłatwiej uwieść ale trudno się do niego dopchać
że więcej jest dowodów na istnienie Pana Boga niż na istnienie człowieka
że piekło to po prostu życie bez sensu
czytałem na cmentarzu: "Tu leży Maria Dymek, ducha oddała Bogu,
ziemi - ciało, jezuitom - domek. Dobrze się stało"
Chwytałem się jeszcze teologii za rękę
pytałem czy anioł spowiadający byłby do zniesienia
dzieliłem grzechy na śmiertelne to znaczy ciche i lekkie - inaczej
hałaśliwe
podglądałem czystość po obu stronach śniegu
wreszcie wzruszyłem ramionami: przecież wszystkie słowa sprawiają
że się widzi tylko połowę
1969, 1970
Za szybko
Za szybko chcesz wiedzieć wszystko
już masz pretensję
do samego Boga że odłożył słuchawkę do własnego Anioła Stróża że nietypowy
nie biały ale serdecznie rudy podsłuchuje spojrzenia
podobno na dwóch etatach
ponieważ fruwa - omija pytania
(a wszędzie tyle pyskatego cierpienia)
za prędko chcesz żeby wszystko było tak proste
jak seter irlandzki
ze świętym Franciszkiem w brązowych oczach
gdy łeb zwężony położy na kolanach
ofiarując ogon wypróbowany przyrząd do powitań i pożegnań
Tymczasem spada ciemność jak pilśniowy kapelusz
obłazi nas chude milczenie
wiedza wydaje się lizaniem
choć zawsze większa od odpowiedzi
skomli chłód zrozumienia
wszystko żeby nie widzieć jeszcze a już wierzyć
1969, 1986
* * *
Dziękuję Ci po prostu za to, że jesteś
za to, że nie mieścisz się w naszej głowie, która jest za logiczna
za to, że nie sposób Cię ogarnąć sercem, które jest za nerwowe
za to, że jesteś tak bliski i daleki, że we wszystkim inny
za to, że jesteś już odnaleziony i nie odnaleziony jeszcze
że uciekamy od Ciebie do Ciebie
za to, że nie czynimy niczego dla Ciebie, ale wszystko dzięki Tobie
za to, że to czego pojąć nie mogę - nie jest nigdy złudzeniem
za to, że milczysz. Tylko my - oczytani analfabeci
chlapiemy językiem
1969, 1970
Ankieta
Czy nie dziwi cię
mądra niedoskonałość
przypadek starannie przygotowany
czy nie zastanawia cię
serce nieustanne
samotność która o nic nie prosi i niczego nie obiecuje
mrówka co może przenieść
wierzby gajowiec żółty i przebiśniegi
miłość co pojawia się bez naszej wiedzy
zielony malachit co barwi powietrze
spojrzenie z nieoczekiwanej strony
kropla mleka co na tle czarnym staje się niebieska
łzy podobno osobne a zawsze ogólne
wiara starsza od najstarszych pojęć o Bogu
niepokój dobroci
opieka drzew
przyjaźń zwierząt
zwątpienie podjęte z ufnością
radość głuchoniema
prawda nareszcie prawdziwa nie posiekana na kawałki
czy umiesz przestać pisać
żeby zacząć czytać?
1969, 1970
Jak długo
Jak długo wierzyć nie rozumieć
jak długo jeszcze wierzyć nie wiedzieć
ciemno jak pod bukiem o gładkiej korze
pokaż się choć na chwilę w kościele - rozebranym do naga ze świecidełek
jak święci co nie mają niczego do ukrywania
jak w promieniu miłości promień przyjaźni
podaj ręce którymi odwiedzałeś
ani za późno ani za daleko
nie daj nam tak długo wierzyć
1969, 1970
Tyle wieków
Pochwalono chrześcijaństwo że tak długo rosło
mój Boże tyle wieków
nawet święci Twoi co poczernieli ze starymi deszczami
jak turkusy umierając zielenieją
a ono pobiegło do Matki Najświętszej
grającej małemu Jezusowi na laskowym orzechu
ubogiej - jak w grottgerowskiej burce
tak prawdziwej - że już bez powrotu
i skarżyło się do ucha
że się jeszcze na dobre nie zaczęło
1969, 1970
Niekoniecznie na pewno
Jezu na krzyżu od nieba do ziemi
miałem mówić
ale pomyślałem że słowa umniejszają jak każda czułość
miałem iść z postępem
ale powstrzymał mnie artykuł "Moda i życie wewnętrzne"
miałem rozpaczać
ale sądziłem że czasem można przedostać się do nieba
pomiędzy niepewnością wiedzy a pewnością wiary
pokazując jak bilet ulgowy - zapłakany policzek
miałem udowadniać
przeszkodziła mi śmierć - jak inna ojczyzna
więc trzymałem się tylko Ciebie za palec
1969, 1970
O nieobecnych
Myślała że został już tylko na fotografii
z twarzą bez oddechu
Tymczasem w każdej chwili
kiedy zapalała światło
nakrywała do stołu w świecie tak małym w którym jest już wszystko
wiedząc że zmęczenie jest przynajmniej połową miłości
że kochać - to nie znaczy iść w swą własną drogę
nieefektowna jak zielona cyranka bez połysku
wytrwała jak chory z urojenia który ma w końcu rację
kiedy odkrywała że można się modlić mając tylko czyste sumienie
kiedy odchodziła żeby wrócić
z sercem nie skróconym przez oszczędność
tak znikoma że prawdziwa
sama na wspólnej drodze
po obu stronach wiary
Tłumaczył
że wieczność jest tylko jedna
że już są razem chociaż się nie widzą
że miałby ochotę nagadać jej serdecznie
choćby w przedpokoju ciepłym od ubrań
przecież tylko nieobecni są najbliżej
1969, 1970
Do świętego Piotra
Nie na początku kiedy zaczynamy wierzyć
wtedy chodzimy jeszcze jak borsuk na całej stopie
z nosem do góry
ale potem
kiedy milknie pobekiwanie świateł
ściemnia się jakby katechizm mrużył oko
więdnie ultrafiolet jak hiacynt
niebo wydaje się grzeczne i niewskazane
na samym szarym końcu wiary
gdzie przystaje spocona teologia
kaznodzieja nie gimnastykuje języka
wtedy przyjdź
wprost z dziedzińca Kajfaszowego
jeszcze bez kluczy
a już ze łzami które najdalej prowadzą
1969
Przez pamięć Nikodema
Przez pamięć tak długo nienawróconego
Nikodema wychodzącego jak rak wieczorem
ratuj
trzymających się oburącz trzeźwej rozpaczy
egoistów albo inaczej litujących się nad samym sobą
pytających - czy to prawda że piękne kobiety wymyślili tylko mężczyźni
umierających niedbale
dostrzegających łatwiej głupstwo niż nikczemność
skrupulatów którzy tak dokładnie sprawdzają czas że nie wiedzą która
godzina
odchodzących od pacierza na co dzień
1969, 1970
O firankach w stajni
Gdyby przyszli do Ciebie wtedy
w świętą noc
kiedy świeciła jedna czytelna gwiazda
ci co uważają że trzeba wszystko mieć żeby nie przestać być
ci co się boją bezradności Twoich narodzin
może chcieliby przykryć Cię wełnianą kołdrą
pozawieszać firanki w stajni
sprawić świętemu Józefowi rękawiczki te najcieplejsze z jednym palcem
założyć centralne ogrzewanie
bardziej wpływowi pisaliby do urzędu kwaterunkowego
o mieszkanie dla Ciebie z wygodami
żebyś nie mieszkał kątem
nieufni doszukiwaliby się w podskakującym ośle
kucyka trojańskiego z podejrzanym sumieniem
najodważniejsi zaczęliby protestować powołując się
na Deklarację praw człowieka i obywatela
i wszystkie dekrety o wolności wyznań
poeci ubieraliby Betlejem w liryczne wykrętasy
malarze smarowaliby złotym pędzlem
w najlepszym wypadku modliliby się do Ciebie jak do małego milionera
złożonego umyślnie na sianie
a Ty tłumaczyłbyś otwartymi oczami
ze zmarzniętą matką przy policzku
że naprawdę jesteś
więc oddajesz wszystko
1969
Więcej powiedzą
Święta Teresa w obrazie jak w gorsecie
Anioł Stróż jak niedyskretna religia
ksiądz Piotr Skarga z podręcznikiem sejmowych kazań w krtani
mogą iść poprzez wiersze o Bogu
nie pucowani do glansu jak samowar
a czasem po prostu rozpacz
wielkie nic chodzące pomiędzy nami na palcach
stary Tobiasz prowadzony przez anioła i psa
ból rozebrany z gałganów do naga
więcej powiedzą o Nim
1970
Do świętego Franciszka
Święty Franciszku patronie zoologów i ornitologów
dlaczego
żubr jęczy
jeleń beczy
lis skomli
wiewiórka pryska
kos gwiżdże
orzeł szczeka
przepiórka pili
drozd wykrzykuje
słonka chrapi
sikora dzwoni
gołąb bębni i grucha
kwiczoł piska
derkacz skrzypi
kawka plegoce
jaskółka piskocze
żuraw stroka
drop ksyka
człowiek mówi śpiewa i wyje
tylko motyle mają wielkie oczy
i wciąż jeszcze tyle przeraźliwego milczenia
które nie odpowiada na pytania
1970
Przed podróżą
Ty co nie chronisz od rozczarowań
nie strzeżesz od zawodu ludzkiej miłości
dajesz tak jakbyś żebrał
nie leczysz raka
karmisz głodem
nie wydajesz polisy ubezpieczającej na życie
nie układasz ran na jedwabnej poduszce
który poustawiałeś aniołów z mieczami za bramą raju
a nie dyplomatów w białych rękawiczkach
wciąż wierzę
że podnosisz nasze załamane paluchy
otwierasz nam oczy czerwone jak u królika
zapalasz światło
tłumaczysz
po drugiej stronie
każdy ma swoją daleką podróż
1970
Wiem
Teraz wiem
że musisz być
przeraźliwie doskonały
wieczny i nieśmiertelny
nierozpoczęty i nieskończony
zbawiający i umiejący słuchać
skoro nie lękałeś się umierać z miłości
skoro nie bałeś się być słabym
oddychać ciężko po każdym złudzeniu
być zbitym na kwaśne jabłko
1970
O wierze
Jak często trzeba tracić wiarę
urzędową
nadętą
zadzierającą nosa do góry
asekurującą
głoszoną stąd dotąd
żeby odnaleźć tę jedyną
wciąż jak węgiel jeszcze zielony
tę która jest po prostu
spotkaniem po ciemku
kiedy niepewność staje się pewnością
prawdziwą wiarę bo całkiem nie do wiary
1970
Podziękowanie
- Pamięci George'a Eliota
Dziękuję Ci że nie jest wszystko tylko białe albo czarne
za to że są krowy łaciate
bladożółta psia trawka
kijanki od spodu oliwkowozielone
dzięcioły pstre z czerwoną plamą pod ogonem
pstrągi szaroniebieskie
brunatnofioletowa wilcza jagoda
złoto co się godzi z każdym kolorem i nie przyjmuje cienia
policzki piegowate
dzioby nie tylko krótkie albo długie
przecież gile mają grube a dudki krzywe
za to
że niestałość spełnia swe zadanie
i ci co tak kochają że bronią błędów
tylko my chcemy być wciąż albo albo
i jesteśmy na złość stale w kratkę
1970, 1998
Który
Który stworzyłeś
pasikonika jak szmaragd z oczami na przednich nogach
czerwoną trajkotkę z wąsami na głowie
bociana gimnastykującego się na łące
kruka niosącego brodę z dłuższych piór
barana znającego tylko drugą literę łacińskiego alfabetu
kolibra lecącego tyłem
słonia wstydzącego się umierać może dlatego że taki duży
osła aż tak miłego że głupiego
kowalika chodzącego do góry ogonem
zresztą wszystkich co nie wiedzą dlaczego ale wiedzą jak
kanciaste orzeszki buku co pękają tylko na czworo
anioła po nieobecnej stronie - bez własnego pogrzebu z braku ciała
żabę grającą jak nakręcony budzik
nieśmiertelniki więdnące - więc prawidłowe i nieprawdziwe
dyskretną rozpacz jak pogodne krakanie
logiczną formułkę nad przepaścią
niezawinioną winę
psiaka z półopadniętym uchem
łzę jak skrócony rachunek
chyba jeszcze nie powstał na serio świat
jeszcze trwa Twój uśmiech niedokończony
1970
Którędy
Którędy do Ciebie
czy tylko przez oficjalną bramę
za świętymi bez przerwy
w sztywnych kołnierzykach
niosącymi przymusowy papier z pieczątką
może od innej strony
na przełaj
trochę naokoło
od tyłu
poprzez ciekawą wszystkiego rozpacz
poprzez poczekalnię II i III klasy
z biletem w inną stronę
bez wiary tylko z dobrocią jak na gapę
przez ratunkowe przejścia na wszelki wypadek
z zapasowym kluczem od samej Matki Boskiej
przez wszystkie małe furtki zielone otwierane z haczyka
przez drogę niewybraną
przez biedne pokraczne ścieżki
z każdego miejsca skąd wzywasz
nie umarłym nigdy sumieniem
1970
Anioł poważny i niepoważne pytania
Czy zostałeś aniołem dopiero po dłuższym namyśle
czy zamiast palca serdecznego masz tylko wskazujący
czy spowiadasz tylko z grzechów ciężkich bo lekkie trudno udźwignąć
czy klaszczesz w dłonie patrząc na konanie jak na sytuację przedbramkową
czy nigdy nie płaczesz żeby się nigdy nie uśmiechać
czy umiesz uważnie bez powodu słuchać
czy nie przytulasz się żeby odejść
czy nie tęsknisz za ciałem
za ludzkim uśmiechem
za dłońmi złożonymi w kominek
za ziębą co we wrześniu opuszcza ogrody
za źrebakiem zamykającym powieki
za chrząszczem o nogach żółtoczerwonych
za każdą sekundą zawsze ostatnią
za tym co nietrwałe i dlatego cenne
1970
Stare fotografie
Tylko fotografie nie liczą się z czasem
pokazują babcię jak chudą dziewczynkę
z wiosną na czerwonych gałęziach wikliny
jej piłkę sprzed pół wieku i wróble jak liście
jej warkoczyk tak wierny jak anioł prywatny
jej skakankę jak prawdę bez łez i pożegnań
biskupa w krótkich majtkach na wysokim płocie
fotografie najchętniej ocalają dziecko
wolą uśmiech niż ostre dogmatyczne niebo
również serce co się dyskretnie spóźniło
pokazują wakacje bezlitosne lato
z psem spotkanie pomiędzy pszenicą i owsem
zwłaszcza gdy życie ucieka jak balon
i ślimak chodzi z domem swym bezdomny
kamień z twarzą królewską który nie skamieniał
przed dworem co się spalił siostry cienkie w pasie
dowcipne choć zegarek im płakał na rękach
wspomnienie 6 klasy stygnące jak perła
z dyrektorem jak z ssakiem niewinnym pośrodku
umarł nie zmartwychwstał by odejść jak człowiek
staw pożółkły jak topaz i żabę z talentem
kiedy szczygieł z ogrodu przenosi się w pole
nawet trawę co zawsze wykręci się sianem
krajobraz co już przeszedł dawno w geografię
i oczy już za wielkie by stać je na rozpacz
1970
Trochę plotek o świętych
Święci - to także ludzie a nie żadne gąsienice dziwaczki
nie rosną krzywo jak ogórki
nie rodzą się ani za późno ani za wcześnie
święci bo nie udają świętych
na przystankach marznąc przestępują z nogi na nogę
śpią czasem na jedno oko
wierzą w miłość większą od przykazali
w to że są cierpienia ale nie ma nieszczęść
wolą klękać przed Bogiem niż płaszczyć się przed człowiekiem
nie lubią deklamowanej prawdy
ani klimatyzowanego sumienia
nie przypuszczają żeby z jednej strony było wszystko a z drugiej guzik z
pętelką
stale śpieszą się kochać
znajdują samotność oddalając się od siebie a nie od świata
są tak bardzo obecni że ich nie widać
nie lękają się nowych czasów które przewracają wszystko
do góry nogami
nie chcą być również umęczeni w słodki sposób jak na nabożnych obrazkach
niekiedy nie potrafią się modlić ale modlą się zawsze
chętnie wzięliby na indeks niejedną dobrą książkę żeby bronić jej przed
głupim czytelnikiem
nie noszą zegarków po to żeby wiedzieć ile się spóźnić
mają sympatyczne wady i niesympatyczne zalety
boją się grzechu jak fotela z fałszywą sprężyną
uważają że tylko pies jest dobry kiedy jest zły
nie mają i dlatego rozdają
tak słabi że przenoszą góry
potrafią żyć i nie dziwić się odchodzącym
potrafią umierać i nie odchodzić
Można o nich o wiele więcej pisać ale po co
trzymają się przyjaźni jak gawron gawrona
poznają późne lato po niebieskiej goryczce
słyszą na pamięć wilgi gwiżdżące przed deszczem
bawią ich jeszcze grzyby nieprawdziwe
1970, 1996
Odpowiedzi
Czy stworzyłeś serce przez grubszą pomyłkę
czy dajesz miłość żeby ją odebrać
czy kochających od nas oddalasz na zawsze
czy to co rozłącza nie łączy
czy to co dzieli nie każe się spotkać
czy nie odchodzimy by być już naprawdę
gdzie trwałość i kruchość mówią o wieczności
gdzie rzeki wracają z chmur
gdzie niebo niesie pompę
i morze nie wysycha
1970
Więc to Ciebie szukają
Więc to Ciebie szukają gdy kupują kwiaty
by na serio powtarzać romantyczne słowa
wierność innym ślubując gdy biegną po schodach
roznosząc swoje serce pod różne adresy
gdy patrzą sobie w oczy by siebie nie widzieć
więc to Ciebie szukają nic nie wiedząc o tym
pisząc o dziurze w niebie o bólu zdumienia
czy Bóg być musi jeśli Boga nie ma
czy może się sumienie zaciąć jak parasol
o tym że kto nie płacze przestaje być dzieckiem
o głuchym co wykończy wreszcie kaznodzieję
gdy nie pasują jak dwie nogi lewe
gdy mówią: Zaraz przyjdę. Czekajcie z herbatą
mam tylko pospisywać nazwiska z cmentarza
niewielka to robótka zaraz będę gotów
gdy chcą oddawać wszystko umierać dla kogoś
maciejkę czułą w nocy pieścić na pamiątkę
gdy trąbią z przekonania że nikogo nie ma
i chodzą wkoło Ciebie jak czapla po desce
1970, 1996
Sprawiedliwość
Profesor Annie Świderkównie
Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
gdyby wszyscy byli silni jak konie
gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
gdyby każdy miał to samo
nikt nikomu nie byłby potrzeby
Dziękuję Ci że sprawiedliwość Twoja jest nierównością
to co mam i to czego nie mam
nawet to czego nie mam komu dać
zawsze jest komuś potrzebne
jest noc żeby był dzień
ciemno żeby świeciła gwiazda
jest ostatnie spotkanie i rozłąka pierwsza
modlimy się bo inni się nie modlą
wierzymy bo inni nie wierzą
umieramy za tych co nie chcą umierać
kochamy bo innym serce wychłódło
list przybliża bo inny oddala
nierówni potrzebują siebie
im najłatwiej zrozumieć że każdy jest dla wszystkich
i odczytywać całość
1970, 1996
Samotność
Nie proszę o tę samotność najprostszą
pierwszą z brzegu
kiedy zostaję sam jeden jak palec
kiedy nie mam do kogo ust otworzyć
nawet strzyżyk cichnie choć mógłby mi ćwierkać przynajmniej jak pół
wróbla
kiedy żaden pociąg pośpieszny nie śpieszy się do mnie
zegar przystanął żeby przy mnie nie chodzić
od zachodu słońca cienie coraz dłuższe
nie proszę Cię o tę trudniejszą
kiedy przeciskam się przez tłum
i znowu jestem pojedynczy
pośród wszystkich najdalszych bliskich
proszę Ciebie o tę prawdziwą
kiedy Ty mówisz przeze mnie
a mnie nie ma
1970, 1996
Bóg się rodzi, moc truchleje
W tę noc, co nie wiedziała jeszcze, że jest święta
nie liżyłapy
nie pochlebcy
nie kandydaci na dygnitarzy
nie urzędnicy
nie spryciarze
nie chwalipięty że "tam byłem pierwszy"
nie reporterzy z telewizji ani dziennikarze
ale najbliżsi zawsze sobie krewni
analfabeci z bijącym sercem
i mędrcy - bo szukają
biegli niespokojni czy się nie przeziębił
czy gwiazda w ostatniej chwili Go nie przestraszyła
czy miał suche pieluszki
czy przy pięknie śpiewającym aniele nie dostał chrypki
czy Go siano nie podrapało
czy wierzgający osioł nie uraził swojego zwierzchnika - dostojnego wołu
kiedy rozsądni się gorszyli
Bóg wszechmogący stał się ludzkim dzieckiem
z wyciągniętymi bezradnie rękami
i świat się wcale nie zawalił
ale zgarbiony uśmiechnął się i zaczął się prostować
1970, 1995
Mrówko ważko biedronko
Mrówko co nie urosłaś w czasie wieków
ćmo od lampy do lampy
na przełaj i najprościej
świetliku mrugający nieznany i nieobcy
koniku polny
ważko nieważka
wesoło obojętna
biedronko nad którą zamyśliłby się
nawet papież z policzkiem na ręku
człapię po świecie jak ciężki słoń
tak duży że nic nie rozumiem
myślę jak uklęknąć
i nie zadrzeć nosa do góry
a życie nasze jednakowo
niespokojne i malutkie
1971, 1996
Bezdzietny anioł
Właśnie wtedy kiedy pomyślałeś
że papugi żyją dłużej
że jesteś okrutnie mały
niepotrzebny jak kominek na niby
w stołowym pokoju
jak bezdzietny anioł
lekki jak 20 groszy reszty
drugorzędnie genialny
kiedy obłożyłeś się książkami
jak człowiek chory
nie wierząc w to że z niewiary
powstaje nowa wiara
że ci co odeszli jeszcze raz cię
porzucą
święty i pełen pomyłek
właśnie wtedy wybrał ciebie ktoś
większy niż ty sam
który stworzył świat tak dobry
że niedoskonały
i ciebie tak niedoskonałego
że dobrego
1971, 1986
Śpieszmy się
- Annie Kamieńskiej
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
1971, 1986
Matka Boska Staroświecka
Matko Boska Staroświecka
z dawnego kościoła podobnego do zakochanego co osiwiał
znowu spadają skrzydlaki jesionu
tak samo szczeka owczarek szorstkowłosy ze szczotką na ogonie
ziewa po adoracji niewyspany święty
znowu kiedy się nie kocha - przedmioty stoją bez pożytku
w sierpniu młode bociany stają się samodzielne
teza i antyteza kończą się pobiciem i protezą
kura się stale jąka
zimą trochę liści trzyma się na grabie
nawet łacina milczy żeby wrócić
znowu najważniejsi nieważni
stale kos dłuższy od szpaka
po dawnemu osioł zakochany uczy się fruwać
i nie mamy zielonego pojęcia
umierając po raz pierwszy
Tylko nam się w głowie poprzewracało
i chcemy wymyślić dzisiaj bez wczoraj
nowe bez starego
1971, 1980
Spotkania
Ktokolwiek nas spotyka od Niego przychodzi
tak dokładnie zwyczajny że nie wiemy o tym
jak osioł co chciał zawyć i nie miał języka
lub chrabąszcz co swej nazwy nie zna po łacinie
będziemy się mijali nie wiadomo po co
spoglądali na siebie i sięgali w ciemność
myśleli o swym sercu że trochę zawadza
jak wciąż ta sama małpa w secesyjnej klatce
Ktokolwiek nas spotyka od Niego przychodzi
jeśli mniej religijny - bardziej chrześcijański
wspomni coś od niechcenia podpowie adresy
jak śnieg antypaństwowy co wzniosłe pomniki
z wyrazem niewiniątka zamienia w bałwany
niekiedy łzę urodzi ważniejszą od twarzy
co pomiędzy uśmiechem a uśmieszkiem kapie
Ktokolwiek nas spotyka od Niego przychodzi
nagle zniknie - od razu przesadnie daleki
czy byliśmy prawdziwi - sprawdził mimochodem
1971, 1980
Gdybyśmy sami wymyślili
Gdybyśmy sami sobie Ciebie wymyślili
byłbyś bardziej zrozumiały i elastyczny
albo tak doskonały że obojętny
albo tak kochający że niedoskonały
jak wytworni geniusze bądź źli bądź za dobrzy
wolnomyślny i liberalny
mielibyśmy etykę z winą ale bez grzechu
życie bez śmierci
miłość bez rozpaczy
nie byłoby
kołatania z lękiem do bramy
samotnego sumienia
dyżurnego anioła stróża czasem jak niewiernego kota
dzikich pretensji: mam za dobrą opinię
o Bogu żeby w Niego uwierzyć
albo - nic nie wiem ale jestem tak smutny
jakbym wszystko już wiedział
musiałbyś się liczyć z nami i uważać na siebie
nie straszyć kiedy radość zaczyna być grzechem
spełniałbyś po kolei nasze życzenia
urodziłbyś się nie w Betlejem ale w Mądralinie
i dopiero byłbyś naprawdę niemożliwy
1971, 1980
Dlatego
Nie dlatego że wstałeś z grobu
nie dlatego że wstąpiłeś do nieba
ale dlatego że Ci podstawiono nogę
że dostałeś w twarz
że Cię rozebrano do naga
że skurczyłeś na krzyżu jak czapla szyję
za to że umarłeś jak Bóg niepodobny do Boga
bez lekarstw i ręcznika mokrego na głowie
za to że miałeś oczy większe od wojny
jak polegli w rowie z niezapominajką dlatego że brudny od łez podnoszę Ciebie
stale we mszy
jak baranka wytarganego za uszy
1971, 1980
Dawna wigilia
Przyszła mi na wigilię, zziębnięta, głuchociemna,
z gwiazdą jak z jasną twarzą - wigilia przedwojenna,
z domem, co został jeszcze na cienkiej fotografii,
z sercem, co nigdy umrzeć porządnie nie potrafi,
z niemądrym bardzo piórem skrobiącym w kałamarzu,
z przedpotopowym świętym - z Piłsudskim w kalendarzu,
z mamusią, co od nieszczęść zasłonić chciała łzami podając barszcz czerwony, co śmieszył nas uszkami,
z lampą, z czajnikiem starym wydartym chyba niebu,
z całą rodziną jeszcze, to znaczy sprzed pogrzebów.
Nad stołem mym samotnym zwiesiła czułą głowę nad wszystkie figi z makiem - dziś już posoborowe.
Przyszła, usiadła sobie. Jak żołnierz pomilczała,
Jezusa z klasy pierwszej z opłatkiem mi podała.
1971, 1973
Do ojca Pawła Dembińskiego
Tak mi się wszystko teraz przypomina
Twój głos, który na pamięć poznali klerycy
Twe oczy łaski pełne i Twój święty Paweł
Nawet Twój zwykły klęcznik pod ścianą w kaplicy
Tyle razy dzwoniły kościelne zegary
Prymicji tyle przeszło, biegły lata drogie
Uczyłeś nas po prostu świętego kapłaństwa
Bogu dziękować za to, że jest Bogiem
Choćbyś ukrył się głębiej w samej mysiej dziurze
Klęczał z różańcem w ręku, na samym dnie ciszy
Stale wszystko pamiętam, Twój uśmiech wciąż czysty
Twój cień na korytarzu, Twe serce co słyszy
Trędowaty - niewdzięczny, kameduła niemy
Nie odwiedzam, nie dzwonię, pisać nie potrafię
Tylko trzymam w brewiarzu między obrazkami
Tuż przy Magnificat Twoją fotografię 1972
Kiedy
Boże ile spraw odfajkowano poza nami
kiedy mieliśmy się urodzić
w którym roku miesiącu i dniu
Od kogo uciekać żeby się z nim spotkać
i biec do kogo aby się z nim minąć
Jak nie wierzyć aby zyskać wiarę
Kogo kochać nareszcie by stać się samotnym
Kto ma nam umrzeć by zbliżyć do Ciebie
Kiedy kto postanowi żeśmy już umarli
1972
Ścieżka
Modlę się żeby go nie ogłoszono świętym
nie malowano
nie wytykano palcami
nie oświecano życiorysem koniecznym i niepotrzebnym
bez fotografii tak dokładnej że nieprawdziwej
bez reklamy śmierci
bez wiary wygładzonego szkiełka
żeby był ścieżką jak życie drobną
schyloną jak kłosy
przez którą przebiegł Jezus
nieśmiały i bosy
1972, 1986
Szukam
Szukam nie ogłoszonej jeszcze świętej
tak autentycznej że bez obrazka
patronki piękności nieprzydatnej
urody dla nikogo
przyjaźni zatrzymanej w listach na dnie szufladki
pantofli na sznurku
maskotki rozciągającej policzek w uśmiechu
futerka tak taniego że za drogo wyszło
spraw zawiązanych gdzieś tam poza nami
zdmuchniętego imienia
tuż przy Aniele Stróżu który się zamyślił
że strzeżonego Bóg właśnie nie strzeże
Wtedy
odnajduję dwunastoletnią Małgosię
co umarła w szpitalu
przy mojej stule
z jedną ściętą minutą przy sercu
1972, 1996
Dziękuję
Dziękuję Ci za miłość prędką bez namysłu
za to że nie jest całym człowiek pojedynczy
za oczy nagle bliskie i niebezimienne
za głos niedawno obcy a teraz znajomy
za to że nie ma czasu by pisać list krótki
więc dlatego się pisze same tylko długie
choć pisanie jest po to by szkodzić piszącym
a miłość wciąż niezręcznym mijaniem się ludzi
że nie można Cię zabić w obronie człowieka
Dziękuję Ci za tyle bólu żeby sprawdzać siebie
za wszystko co nieważne najważniejsze
za pytania tak wielkie że już nieruchome
1972, 1979
Tak ludzka
- Jadwidze Marlewskiej
Nie wierzą świętej Annie wszyscy ważni święci
że znała Matkę Bożą w sukience do kolan
z dowcipnym warkoczykiem i wesołą grzywką
w sandałach z rzemykami co były niepewne
czy może się poplątać to co nieśmiertelne
biegającą jak wróbel polski po podwórku
zerkającą do studni orzechowym okiem
jak spada całe niebo bez bliższych wyjaśnień
umiejącą odróżnić jak pszczołę najprościej
zwykłe dobro na co dzień od doskonałości
bo zawsze są prawdziwe rzeczy mniej ogólne
poznającą zapachy i uparte smaki
jak słodki kwaśny słony i najczęściej gorzki
zwłaszcza gdy pies wprost z budy nie archanioł dziwny
demonstrował ogonem liryzm prymitywny
O córko świętej Anny z najżywszych obrazów
tak ludzka że nie byłaś dorosłą od razu
1972, 1996
Żal
- Zofii Małynicz
Żal że się za mało kochało
że się myślało o sobie
że się już nie zdążyło
że było za późno
choćby się teraz pobiegło
w przedpokoju szurało
niosło serce osobne
w telefonie szukało
słuchem szerszym od słowa
choćby się spokorniało
głupią minę stroiło
jak lew na muszce
choćby się chciało ostrzec
że pogoda niestała
bo tęcza zbyt czerwona
a sól zwilgotniała
choćby się chciało pomóc
własną gębą podmuchać
w rosół za słony
wszystko już potem za mało
choćby się łzy wypłakało
nagie niepewne
1972, 1986
Rozmowa z Matką Bożą
Czy lubisz podbiał żółty
lipce z koźlakami
konwalie w kłączach stulone pod ziemią
lubczyk co miłość przywraca a częściej nadzieję
księżyc chodzący za nami jak cielę
ceremonialny lecz bez rękawiczek
poziomki te najniższe kminek najpodlejszy
i lato półniebieskie gdy kwitną ostróżki
co przyjdą jak leniwa mądrość od niechcenia
żołędzie co się dłużą w październiku
zwykły chleb co wie zawsze ile bólu w hostii
kota niewiernego ale z zasadami
bo najpierw myje prawą nogę przednią
Ale Ty Matko nie myślisz źle o nas
zawsze tych co się potkną gotowa obronić
między prawdą a szczęściem najłatwiej nos rozbić
pragniesz spraw ostatecznych wybierasz najbliższe
i szukasz pewnie jednej mrówki w lesie
tak bardzo spracowanej jakby miała umrzeć
najzabawniej jak człowiek
wśród wszystkich osobno
1972, 1980
Być nie zauważonym
Być nie zauważonym by spotkać się z Tobą
nie czytanym zbytecznym
właśnie byle jakim
przekreślonym do końca nonszalancją ręki
aromatem niemocnym jeszcze nie poznanym
tuż pomiędzy goździkiem pieprzem i migdałem
fotografią nieważną bo niedokąpaną
liryzmem co się siebie coraz więcej wstydzi
książką którą się kładzie wciąż jedną na drugiej
jabłkiem po gruszce zawsze trochę kwaśnym
rakiem trzymanym w koszu z pokrzywami
włosami co odchodzą jak myszy po cichu
szczygłem co chciał przyfrunąć lecz umarł wysoko
z ogonem tak leciutkim że ponad rozpaczą
biedronką zapomnianą gdy przechodzą żuki
świętym któremu w czas remontu utrącono głowę
niech będzie niewidzialnym skoro stał się dobrym
1972, 1980
Do miłości bez serca
Modlę się jeszcze do miłości bez serca
niezapominajki niby niebieskiej ale szorstkiej
jak często tylko do płaczu potrzebne jest serce
do pisania listów na miękko
okolicznościowych wzruszeń
malowania świętych
szukania drugiego chociaż nie do pary
po to aby wybierać środki łatwe i nie złote
żeby zazdrościć przez telefon
wynajdywać słabe strony kamienia
Serce to jeszcze za mało żeby kochać
1972, 1986
Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia?
Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia?
Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie?
Dlaczego śpiewamy kolędy?
Dlatego, żeby się uczyć miłości do Pana Jezusa.
Dlatego, żeby podawać sobie ręce.
Dlatego, żeby się uśmiechać do siebie.
Dlatego, żeby sobie przebaczać.
Żeby każda czarodziejka po trzydziestu latach
nie stawała się czarownicą.
1973, 1987
Wszystko inaczej
Bo Pan Bóg jest tak jasny że nic nie tłumaczy
bo wiedzieć wszystko to nic nie wyjaśniać
stąd cierpienie po prostu nie wiadomo po co
tak od razu bez sensu że całkiem prawdziwe
wszystkie łzy jak prosiaki chodzące po twarzy
bo miłości tak piękne że wciąż niemożliwe
choć listy po staremu i szept w białej kartce
spotkania po kolei wiodące w nieznane
szczęście co się nagle obliże jak cielę
i śmierć tak punktualna że zawsze nie w porę
choć wiadomo śmierć miłość od śmierci ocala
I jeszcze stare furtki donikąd i wszędzie
w których kiedyś czekałeś na to co nie przyszło
wyżeł co chciał ci łapę podawać na zawsze
biedronka co wróżyła że wojny nie będzie
Lecz Pan Bóg wie najlepiej - więc wszystko inaczej
czasem prośby nam spełnia żeby nas zawstydzić
1973, 1986
Jak się nazywa
Jak się nazywa to nienazwane
jak się nazywa to co uderzyło
ten smutek co nie łączy a rozdziela
przyjaźń lub inaczej miłość niemożliwa
to co biegnie naprzeciw a było rozstaniem
wciąż najważniejsze co przechodzi mimo
przykrość byle jaka jak chłodny skurcz w piersi
ta straszna pustka co graniczy z Bogiem
to że jeśli nie wiesz dokąd iść
sama cię droga poprowadzi
1973, 1986
Wieczność
- Mieczysławowi Milbrandtowi
Wciąż wieczność była z nami
a nam się zdawało
że wszystko jest nietrwałe więc trochę na niby
jak zając nie chroniony lub trzmiel na ostróżkach
że ciemność kapie z zegarka jak z rany
że czas zmarnowany stale i za krótki
każdą miłość zamienia na łzy bardzo drobne
że dawni zakochani już się nie całują
bo list najpierw przybliża a potem oddala
dopóki będzie poczta ze skrzynką czerwoną
i panny złe nieznośne a dobre za nudne
i słów wszystkich za wiele bo brakuje słowa
Wciąż wieczność była z nami
a nam się zdawało
że czas wszystko wymiecie mądry i niechętny
że tylko nie odleci sójka zbyt ostrożna
bo po to żeby cierpieć trzeba być bezbronnym
jak dzieciństwo na wsi z królikiem przy sercu
- Patrz - mówiłeś - tak wszystko na oczach się zmienia
jak pasikonik za szybko zielony
więc możemy nie poznać nawet swego domu
połóż chociaż nożyczki na tym samym miejscu
naparstka po mamusi nie oddaj nikomu
i trzymaj fotografie bo Pan Bóg je zdmuchnie
zwłaszcza kiedy podbiał zamyka się na noc
a pszczoła sprawy ważne powiadamia tańcem
i każda chwila już nie teraźniejsza
stale przeszła lub przyszła
ostatnia i pierwsza
Wciąż wieczność była z nami
a nam się zdawało
1973, 1996
Pewność niepewności
Dziękuję Ci za to
że niedomówionego nie domawiałeś
niedokończonego nie kończyłeś
nieudowodnionego nie udowadniałeś
dziękuję Ci za to
że byłeś pewny że niepewny
że wierzyłeś w możliwe niemożliwe
że nie wiedziałeś na religii co dalej
i łza Ci stanęła w gardle jak pestka
za to że będąc takim jakim jesteś
nie mówiąc
powiedziałeś mi tyle o Bogu
1973, 1980
Czas
Każda miłość byłaby trochę na niby
każda przyjaźń - stąd dotąd
każda wierność niewierna
każdy umarły niesłowny
umówił się i nie przyszedł
miał zadzwonić i cisza
nawet samotność przestałaby łączyć
zresztą zrobiłoby się ogólne zamieszanie
bo wszystko co się kończy jest za krótkie
ale zegarek stary racjonalista
nie ogląda się na wieczność
liczy dalej dokładnie tylko pojedyncze sekundy
których nie ma
1974
Nieobecny jest
Bóg jest tak wielki że jest i Go nie ma
tak wszechmogący że potrafi nie być
więc nieobecność Jego też się zdarza
stąd czasem ciemno i serce się tłucze
poskomli nawet jak pies niecierpliwy
nawet wierzący nie wierzą po cichu
i chcą się żartem wymknąć ze wzruszenia
choć tak niedawno wierzyli na pamięć
że całe życie czeka się na chwilę
lecz Bóg tak wielki że Go czasem nie ma
mózg jak tulipan chyli się zmęczony
i myśli biegną wspólną pustą drogą
tak jak biedronki co się razem schodzą
by przed rozpaczą ukryć się na zimę
tylko milczenie trwa i gwiazdy w górze
i księżyc sprawiedliwy bo zupełnie nagi
a ważki tak znikome że już wszystko wiedzą
i liść ostatni brzęczy wprost z topoli
że Nieobecny jest
bo więcej boli
1974, 1986
Kto winien
To tylko nagrzeszyła świętoszka maciejka
księżyc nieuleczalny co nocami bredzi
piorun co w kościół trafił by pszczołę ominąć
i rozum nierozumny słuszność wciąż bez sensu
i ból tak bardzo czysty że już uspokaja
pożółkła pora lata gdy trzeba się żegnać
popatrzeć sobie w oczy gdy dom pachnie jabłkiem
a w ulach dawna cisza wytapiania wosku
tak łagodna jak bożek którego psy liżą
zabawna parasolka i długie trzy po trzy
bo gdy jemy jeżyny kolor warg się zmienia
(w takiej chwili granica przyjaźni niepewna)
to tylko nagrzeszyła zwyczajna tęsknota
lub po prostu wzajemna nasza nieznajomość
źrebak światła co biegał niezgrabnie po ścianie
serce co milczy mądrze by mówić od rzeczy
piękno po którym często zjawia się nieprawda
jakimi to drogami miłość wciąż niewinna
sama do nas przychodzi i odchodzi sama
1974, 1986
Pan Jezus niewierzących
Pan Jezus niewierzących
chodzi między nami
trochę znany z Cepelii
trochę ze słyszenia
przemilczany solidnie
w porannej gazecie
bezpartyjny
bezbronny
przedyskutowany
omijany jak
stary cmentarz choleryczny
z konieczności szary
więc zupełnie czysty
Pan Jezus niewierzących
chodzi między nami
czasami się zatrzyma
stoi jak krzyż twardy
wierzących niewierzących
wszystkich nas połączy
ból niezasłużony
co zbliża do prawdy
1974, 1980
Co zginęło
Szukam co było zginęło
co Ci zginęło Panie
gwiazdy nie ruszyły z miejsca
nie zmieniły adresu
księżyc staroświecki został po dawnemu
choć już podeptany
tak jak przedtem
półtora miliona gatunków chrząszczy
w dalszym ciągu kaczka ma dwanaście tysięcy piór
wiatr kręci się w kółko tak stale potrzebny że bezradny
zgodnie z planem wędruje w marcu łosoś w górę rzeki
niebieski i szary
gryfon wystawia ptaki wodne unosząc przednią łapę
gęś tylko pod skrzydło chowa głowę
jeśli się mrówki zgubią to się same odnajdą
bo mrowisko zawsze przy drzewie od południowej strony
podobno małp przybywa - nie ubywa
tylko człowiek stale Ci się gubi
urodzony dezerter
1974
Wszystko co dawne
Dlaczego dom rodzinny widać choć go nie ma
i lampę co zgaszono trzydzieści lat temu
i psa co szczekał groźnie a chciał nas powitać
wciąż rzeczywiste to co niemożliwe
czemu to co nie jest chlebem ważniejsze od chleba
czemu ci co odeszli są bardziej obecni
i nawet dawna miłość co straszyła grzechem
stroi miny zabawne bo stała się duchem
miłość to samotność co łączy najbliższych
stąd czyste nawet co jest zbyt gorące
fotografie prawdziwe - bo już niepodobne
choćbyś nie chciał stać w miejscu tylko się śpieszył
jak nagietki co kwitną przed dziesiątą rano
czemu ból pisze wiersze
nie idiotka ręka
wszystko po to by pytać
co nas łączy z ciałem
1974, 1980
Bez nas
Odejdźmy już nie wróćmy
nareszcie samotność będzie sama
miłość bez chęci posiadania
Bóg bez pytań
rozpacz bez reklamacji
piękno bez estetyki
niebo białe po burzy po deszczu niebieskie
jeszcze trochę pomarudzi ostatnie słowo jak bezradny baran
jeszcze wiatr szarpnie oknem bo ciepło spotka zimno
poskacze zielony pasikonik który porzucił wielkość żeby wybrać szczęście
jeszcze zaboli długopis co mi został po matce
ale wszystko będzie już naprawdę
bo bez nas
1974, 1980
Skrupuły pustelnika
Tak zająłem się sobą że czekałem aby nikt nie przyszedł
stale prosiłem o jeden tylko bilet dla siebie
nawet nic mi się nie śniło
bo śpi się dla siebie ale sny ma się dla drugich
jeśli płakałem - to niefachowo
bo do płaczu potrzebne są dwa serca
broniłem tak gorliwie Boga że trzepnąłem w mordę człowieka
myślałem że kobieta nie ma duszy a jeśli ma to trzy czwarte
założyłem w sercu tajną radiostację i nadawałem tylko swój program
przygotowałem sobie kawalerkę na cmentarzu
i w ogóle zapomniałem że do nieba idzie się parami nie gęsiego
nawet dyskretny anioł nie stoi osobno
1974, 1980
Pytania
Gdzie się prawda zaczyna a gdzie rozum kończy
gdzie miłość między nami a gdzie już cierpienie
czy łza czy na nosie ciepło zimnej wody
dokąd razem idziemy by umrzeć osobno
czy słowo jeszcze słowem czy nagle milczeniem
czy ciało wciąż oddala czy tylko zasłania
w którym miejscu odchodzi Pan Bóg oficjalny
i nie patrzy w przepisy bo już jest prawdziwy
O święty krzyżu pytań jak niewiele ważysz
gdy małe głupie szczęście liże nas po twarzy
1974
Przeciw sobie
Pomódl się o to czego nie chcesz wcale
czego się boisz jak wiewiórka deszczu
przed czym uciekasz jak gęś coraz dalej
przed czym drżysz jak w jesionce bez podpinki zimą
przed czym się bronisz obiema szczękami
zacznij się wreszcie modlić przeciw sobie
o to największe co przychodzi samo
1974
W okularach
Narysowałem Cię Matko Najświętsza w okularach
w grubych i ciężkich
taka jesteś w nich ludzka
jak urzędniczka na poczcie zmęczona naszymi listami
jak babcia nad pasjansem który nie wychodzi
jak przyszywana ciocia tak bliska że samotna
jak nauczycielka nad klasówką z zielonym kleksem
jak pewna niewierząca która dużo czyta i mniej widzi
czasami bezdomna jak popielata kukułka bez rodziców
teraz wymazuję okulary gumą i kawałkiem białego chleba
żeby nie było śladu
tylko tych łez to ja nie rysowałem
jak to się stało
1974
Wobec bólu
Wobec bólu
krwi spływającej do rynsztoka
dziecka umierającego z głodu
Jezusa pędzonego do obozu batem
jak wulgarne jest piękno
jak niemoralny kościół z eleganckim bukietem na ołtarzu
jak okrutne
rymowane
czyli gładko oblizane
wiersze
1975
Może
Może to czystość
czyli serce na złość świntuchom niepodzielne
może to mądrość
bo stanęła na szarym końcu z trupem słowa
może to wiedza
tak ogromna że wciąż za mała jeszcze prawda
może to ból
bo mniej uszczypie jeżeli go zapytam o co
może to Pan Bóg
bo przychodzi tak jak nie Pan Bóg do nas stale
1975, 1980
Zagadka o Niej
Tak złota że niepozorna
tak niebieska że szara
tak pierwsza że ostatnia w kolejce
tak cudowna że zwyczajna
mój Boże o ile słów za dużo
dlatego że prawdziwa
1975, 1996
Wszystko jest proste
Zapewne Boga wymyślili
żeby biologię skomplikować
można by zgodzić się na duszę
lecz dla niej miejsca w ciele nie ma
ile upartej wiary w rozum
który nie chroni od nieszczęścia
a przecież wszystko takie proste
kiedy zbliżamy się do Boga
jak milion mrówek z których każda
ma śmierć tak ważną że osobną
jak trąba która nie zazdrości
że jest na świecie trąba większa
jak łza smarkata
co się uprze
i nie pozwala dojść do słowa
jak psiak co przejrzał nagle rano
1975
Modlitwa
Jezu Frasobliwy
na przekór wszystkim
bez parasola na deszczu
z gołymi kolanami
słaby bo bezstronny
nieśmiały jakbyś debiutował wierszem
z prośbą o prostotę
samotny bo spokrewniony ze światem
pewnie martwią Cię ludzie
którzy są jak katechizm
na każde pytanie
muszą mieć koniecznie odpowiedź
1975
Ratunku
- Eugeniuszowi Zielińskiemu
Dziki króliku chrząszczu mały
co świecisz jak czerwony brokat
wiosenne czajki czarno-białe
ślimaku lekko ozłocony
wierny granicie zielonkawy
dębie surowy i niewinny
droździe niezgodny i słowiku
co podpowiadasz całą miłość
od pocałunku do pobicia
polny kamieniu przemęczony
głosie oboju trochę suchy
i fletu - niski ale lekki
zapachu szałwii dobrodziejki
niby nieśmiały a gorliwy
i polski śniegu przedwojenny
tak podeptany że już czysty
wszystkie też wiązu liście krzywe
jak niegenialnych ludzi dramat
i po kolei pańscy święci
niepopularni więc prawdziwi
ratujcie mnie przed abstrakcjami
1975, 1986
Do pani Doktor
- Dr Blance Mamont
Pani Doktor
w białym fartuchu
w podkolankach co odmładzają
przynoszę Pani serce do naprawy
Bogu poświęcone
a takie serdecznie niezgrabne
jak nie wyczesany do końca wróbel
niezupełne bo pojedyncze
nie do pary
biedakom do wynajęcia
od zaraz i na zawsze
niemożliwe i konieczne
niewierzących irytujące
zdaniem kobiet zmarnowane
dla Anioła Stróża za ludzkie
dla świętych podejrzane
dla rządu niepewne
dla teologów nieprzepisowe
dla medyków nieznośnie normalne
dla pozostałych żadne
połóż je do szpitala
i nawymyślaj
żeby się choć trochę poprawiło
1975, 1997
Przyjdźcie
Przyjdźcie potrzaskane klony jasne i żółte
obszarpany z liści grabie dyskretny
żołnierze z dziurami w głowach
przyjdź dziewczynko spalona z łopatką do piasku
i chłopcze coś przed śmiercią grał na scenie słonia
przyjdź stara kwoko na urwanej łapie
przyjdźcie cierpienia niewinne
przyjdźcie Adamie i Ewo coście za szybko chcieli wiedzieć co dobre a co
złe
przyjdź cebulo co w swoich trzech sukienkach namawiasz do płaczu
przyjdźcie i powiedzcie
że to nie Jego wina
1975
Na wsi
Tu Pan Bóg jest na serio pewny i prawdziwy
bo tutaj wiedzą kiedy kury karmić
jak krowę doić żeby nie kopnęła
jak starannie ustawić drabinkę do siana
jak odróżnić liść klonu od liścia jaworu
tak podobne do siebie lecz różne od spodu
a liści nie zrozumiesz ani nie odmienisz
tu wiedzą że konie stają głowami do środka
że kos boi się bardziej w ogrodzie niż w lesie
że skowronek spłoszony raz jeszcze zaśpiewa
kukułka tutaj żywa a nie nakręcona
pszczoła wciąż się uwija raz w prawo raz w lewo
a mirt rozkwita tylko w zimnym oknie
ptaki też nie od razu wszystkie zasypiają
zresztą mogą się czasem serdecznie pomylić
jak ktoś kto bije żonę by zranić teściową
i wiadomo że sosny niebieskozielone
a dziurawiec to żółte świętojańskie ziele
tu Pan Bóg jest jak Pan Bóg pewny i prawdziwy
tylko dla filozofów garbaty i krzywy
1975, 1979
Daj nam ubóstwo
Daj nam ubóstwo lecz nie wyrzeczenie
radość że można mieć niewiele rzeczy
i że pieniądze mogą być jak świnie
i daj nam czystość co nie jest ascezą
tylko miłością - tak jak życie całe
i posłuszeństwo co nie jest przymusem
ale spokojem gwiazd co też nie wiedzą
czemu nad nami chodzą wciąż po ciemku
i daj nam sen zdrowy świąteczny apetyt
wiarę bez nerwów to jest bez pośpiechu
a zimą jeszcze matkę mi przypomnij
w ubogim czystym i posłusznym śniegu
1975, 1980
Szukałem
Szukałem Boga w książkach
przez cud niedomówienia o samym sobie
przez cnoty gorące i zimne
w ciemnym oknie gdzie księżyc udaje niewinnego
a tylu pożenił głuptasów
w znajomy sposób
w ogrodzie gdzie chodził gawron czyli gapa
w polu gdzie w lipcu zboże twardnieje i żółknie
przez protekcję ascety który nie jadł
więc się modlił tylko przed zmartwieniem i po zmartwieniu
w kościele kiedy nikogo nie było
i nagle przyszedł nieoczekiwany
jak żurawiny po pierwszym mrozie
z sercem pomiędzy jedną ręką a drugą
i powiedział
dlaczego mnie szukasz
na mnie trzeba czasem poczekać
1975, 1996
Czas niedokończony
Nie opowiadajcie razem i osobno
że nie ma ludzi niezastąpionych
bo przecież moja matka
łagodna i nieubłagana
cała w czasie teraźniejszym niedokończonym
wychyla się z nieba
żeby mi przyszyć oberwany guzik
kto to lepiej potrafi
w czyich palcach drży igła jak drucik ciepła
gdy tyle dzisiaj uczuć a mało miłości
i tyle cudzych kobiet a żadna nie moja
a śmierć tak bardzo ważna bo się nie powtórzy
i smutek jak sprzed wojny ostatnia choinka
a przecież ta babcia z przeciwka
przy stoliku na kółkach
z pasjansem co nie wychodzi
tak bardzo szybko żyła umarła pomału
a czasami tak skryta że płakała w wannie
lub ta co z sercem przyszła wojna ją zabiła
razem z jasną torebką do letniej sukienki
kto przywróci jej ciało kiedy nie ma ciała
jej nos na mnie skrzywiony
i kogutek włosów
1975, 1980
Przychodzą same
Spotkania co przychodzą same
tak poza nami że już się nie dziwisz
że będzie dalej jak miało być wszystko
bo Bóg był przedtem zanim szliśmy razem
i można wracać po nitce do kłębka
aż do rodziców co też się spotkali
najpewniej po raz pierwszy nic nie wiedząc o tym
że śmierć nie będzie ważna tak jak to spotkanie
choć mogli wtedy zabawnie wyglądać
bo wiatr zrywał matce kapelusz słomkowy
jakby chciał przed małżeństwem jak kogut uciekać
w wieczór co się zapomniał i stał się zielony
radością najbardziej można się przestraszyć
spotkania co przychodzą same
tak dokładnie konieczne że zupełnie czyste
wie o tym serce jak skrzydło niezgrabne
w życiu co bez śmierci byłoby banałem
żeby odejść od siebie też trzeba się spotkać
1975, 1991
Wniebowzięcie
Nikt nie biegł do Ciebie z lekarstwem po schodach
lampy nie przymrużono żeby nie raziła
nikt nie widział jak ręka Twa od łokcia blednie
pies nie płakał serdecznie że pani umiera
nawet anioł zaniechał nadymania trąby
to dobrze bo śmierć przecież za dużo upraszcza
a ponadto zbyt ludzka zła i niedyskretna
nikt nie przymknął Twych oczu nie zasłonił twarzy
ani w bramie nie szeptał rozebranym głosem
o tym co za głośno słyszy się w milczeniu
Pan uchronił do końca i zdrową zostawił
tylko kiedy pukano Ciebie już nie było
nie śmierć ale miłość całą Cię zabrała
jeśli miłość jest prawdą to ciała nie widać
dzień był taki jak zawsze powietrze dzwoniło
pszczołami co wychodzą rano na pogodę
tylko ta sama cisza to straszne milczenie
to puste miejsce przy kubku na stole
choćby się razem z ciałem opuszczało ziemię
1975, 1980
Nie wysłuchane
Modlitwy długie i nie wysłuchane
pod krzyżem nocy na nagiej podłodze,
w poczekalni szpitala gdy serce się lęka
że doktor śmierć odczyta na leciutkiej kliszy
na wszystkich drogach co się w końcu gubią
po których miłość odchodząc nie wróci
choć pójdzie prosto nie trafi do ciebie
tylko na Księżycu cień Ziemi okrągły
tutaj uczucia precyzyjnie ciemne
modlitwy długie i nie wysłuchane
o zdrowie dziecka o wierność i spokój
wtedy gdy lata ciurkiem uciekają
a jednej chwili wymodlić nie sposób
Bóg widzi więcej chociaż niewidzialny
i wieczór zawsze szybszy niż poranek
1975, 1986
Teorie
Podnoszę Cię we mszy świętej
niezgrabnie rękoma obiema
choć mówią
że usprawiedliwia Cię tylko to że Cię nie ma
nie pierwszy raz nie ostatni
patrzę w Twe oczy Panie
choć mówią
że zabili Cię żydzi a teraz chrześcijanie
lecz wszystkie nasze teorie
spisane niespisane
najpierw są niedorzeczne
potem niebezpieczne
a wreszcie dawno znane
więc tylko słyszę sercem Twe dłonie zawsze żywe
aż łzy w kolejce stają - niemądre i prawdziwe
1975
Deszcz
Deszczu co padałeś w ewangelii
zarówno na dobrych jak i na złych
co dzwoniłeś o dom na skale
nie zajmują się tobą egzegeci
bo deszcz - to tylko deszcz
co prawda w świętym tekście ale nie na temat
trochę bezmyślny chowa rozum jak przysmak
Święty deszczu nieświęty
bardziej samotny od anioła
uśmiechu niepogody
świadku nadliczbowy
przecież to ty
obmywałeś
nogi idącemu Jezusowi
jak mąż sprawiedliwy
o wiele ciszej
po męsku
nie tak jak Magdalena
1975, 1980
To nieprawdziwe
To nieprawdziwe trudne nieudane
ta radość półidiotka bólu nowy kretyn
żale jak byliny kwiaty zimnotrwałe
rozum co nie przeszkadza żadnemu odejściu
miłość której nigdy nie ma bez rozpaczy
serce ciemne do końca choć jasne wzruszenia
pociecha po to tylko że prawdę oddala
żuczek co nas nie złączył choć obleciał wkoło
śnieg tak bardzo wzruszony że niewiele wiedział
jedna mrówka co zbiegła nareszcie z mrowiska
uśmiech twój co za życia mi się nie należał
wszystko stało się drogą
co było cierpieniem
1975, 1980
W kolejce do nieba
Powoli nie tak prędko
proszę się nie pchać
najpierw trzeba wyglądać na świętego ale nim nie być
potem ani świętym nie być ani na świętego nie wyglądać
potem być świętym tak żeby tego wcale nie było widać
i dopiero na samym końcu
święty staje się podobny do świętego
1975, 1980
Żeby nagle zobaczyć
Więc tak długo trzeba było rozsądku się uczyć
na pytania logicznie odpowiadać
nie mówić bez sensu i od rzeczy
żeby nagle zobaczyć
że nadzieja może być obok rozpaczy
niewiara obok wiary
skakanka dziecięca na podłodze obok trumny
dostojnik obok prosiaka
prawda z palcem na ustach
podopieczny pod kołami karetki pogotowia
modlitwa obok smutnego kotleta na talerzu
i ten krzyk nie umieraj nie odchodź jeszcze okażę ci serce
z którym uciekałem - obok ciszy
1975, 1986
Owce między wilki
Krowo co dajesz się doić tyle razy dla mnie
wszystkie króliki umęczone abyśmy według przepisu chorowali
wróblu w mieście brudny byle być z nami przez zimę
szałwio co umierasz i do nieba idziesz byle nas zęby nie bolały
prawdziwi chrześcijanie nie wodą z kranu ale krwią ochrzczeni
co idziecie jak owce między wilki
wstydzę się was kiedy biegam od siebie do siebie
grymaszę na niewinne cierpienie
lekkomyślnie poważny
umawiam się aż z trzema lekarzami żeby nie umrzeć
kiedy nie chcę być chlebem zmielonym dla Boga
1975
Przeszłość
Kiedy nie umiałem jeszcze płakać i być poważnym
z panią od francuskiego nie można było wytrzymać
kiedy rysowałem kredką skośne oczy lisa
a wojna jeszcze nie spaliła szafy z żółtej czereśni
kiedy ławka bez oparcia w parku była najwygodniejsza
kiedy układaliśmy wiersz
pewien dziad na swoich zębach siadł - nagle krzyknął przerażony
ktoś mię ugryzł z tamtej strony kiedy psy na dworze szczekały ciszej rano a głośniej wieczorem
kiedy chciałoby się do serca przytulić owcę i wilka
kiedy nie mogliśmy się nadziwić że można po spowiedzi
zjeść całego Boga
na wszystko czas był jeszcze
dzisiaj już go nie ma
1976
Żeby się obudzić
Żeby się obudzić rano
doprowadzić włosy do opamiętania
umyć się i ubrać
postawić czajnik z gwizdkiem
odgarnąć z okna samotny deszcz
trzeba się oprzeć na tym co wymyka się jak mokry kamyk
na sekundzie której już nie ma
na myśli której nie sposób dotknąć
na sile ciążenia co oddala tego kogo się kocha
kochamy od razu dwie osoby niemożliwe do kochania
bo tę co za blisko i tę za daleko
i chyba nawet dlatego umieramy
żeby nas było widać i nie widać
1976, 1980
O bólu
W co się ból może zmienić
w gniew tupanie nogą
w otwartą książkę zamkniętą powoli
w modlitwę
płacz prywatny bo wprost do poduszki
list pisany pięć razy bez związku od rzeczy
milczenie przy stole
chodzenie tam i nazad dookoła prawdy
dotknięcie ust samotnych łyżeczką herbaty
w to co niemożliwe - jeszcze nie ostatnie
w tę samą znowu miłość
kończącą się długo
pozwól więc Matko
niech dalej boli
1976, 1980
Telefon
Przed chwilą nieznajoma nagle zadzwoniła
podała adres tego co właśnie umierał
więc poszedłem go szukać. Wieczór był zbyt szorstki
chociaż trochę powolny i ciemny jak wrona
szli przy mnie obojętni co się nie dziwili
że sen - ciała ludzi którzy śpią oddziela
choć leżą obok siebie we śnie są daleko
może dlatego bliscy i tacy samotni
tak jakby się bawili jeszcze w chowanego
miłość bierze nam ręce i na krzyżu składa
szli także niewierzący lub inaczej tacy
którzy właśnie w to wierzą w co wierzyć potrzeba
biegła jeszcze dziewczynka co długo krzyczała
na swojego tatusia żeby nie umierał
o wszyscy niewidzialni o nas zatroskani
- i ty telefonie cymbale brzęczący
co masz tylko z nami dostęp do wzruszenia
mówimy wszyscy razem bo wciąż kogoś nie ma
1976, 1979
Podobieństwa
Miłości podobna tylko do miłości
prawdo podobna tylko do prawdy
szczęście podobne do szczęścia
śmierci podobna do śmierci
serce podobne do serca
chłopaku z uśmiechem od ucha do ucha
podobny do takiego jakim byłem kiedyś
przestańcie się nareszcie tak wygłupiać
przecież nawet Bóg podobny do Boga nie istnieje
1976, 1980
Łza w kolejce
Łza czeka już w kolejce za innymi łzami
żal skręca się jak powój - to na niepogodę
ból może być miłością powrotem czekaniem
wspomnieniem jeśli jak gapa zatrzyma się w miejscu
czas od początku goni jak pies za zającem
smutek wciąż z liściem brzozy w dzieciństwo powraca
tylko Boże kochany co zrobić z rozpaczą
co stale chodzi tylko od siebie do siebie
1976
Przezroczystość
Modlę się Panie żebym nie zasłaniał
był byle jaki ale przezroczysty
żebyś widział przeze mnie kaczkę z płaskim nosem
żółtego wiesiołka co kwitnie wieczorem
wciąż od początku świata cztery płatki maku
serce co w liście wzruszenie rysuje
(chociaż serce chuligan bo bije po ciemku)
pióro co pisze krzywo kiedy ręka płacze
psa co rozpoczął już wyć do sputnika
mrówkę która widzi rzeczy tylko wielkie
więc nawet jej przyjemnie że jest taka mała
miłość jak odległość trudną do przebycia
zło z którym biegnie cierpienie niewinne
bliskich umarłych i nagle dalekich
jakby jechali bryczką w siwe konie
babcię co mówi do dziewczynki w parku
kiedy będziesz dorosła jeszcze mniej zrozumiesz
najkrótszą drogę co zawsze przy końcu
aby już Ciebie tylko było widać
1976, 1980
Przepiórka
Przepiórko co się najgłośniej odzywasz
zawsze o wschodzie i zachodzie słońca
prawda że tylko dwie są czyste chwile
ta wczesna jasna i tamta o zmierzchu
gdy Bóg dzień daje i gdy go zabiera
gdy ktoś mnie szukał i jestem mu zbędny
gdy ktoś mnie kochał i gdy sam zostaję
kiedy się rodzę kiedy umieram
te dwie sekundy co zawsze przyjdą
ta jedna biała ta druga ciemna
tak bardzo szczere że obie nagie
tak poza nami że nas już nie ma
1976
To samo
Młodzi: co biegną gromadą
dorośli co chodzą parami
starzy przy końcu osobno
tylko wciąż serce to samo
pracuje jak pszczoła po ciemku
szuka miłości w miłości
przed śmiercią czystą i wielką
1976, 1979
Drzewa niewierzące
Drzewa po kolei wszystkie niewierzące
ptaki się zupełnie nie uczą religii
pies bardzo rzadko chodzi do kościoła
naprawdę nic nie wiedzą
a takie posłuszne
nie znają ewangelii owady pod korą
nawet biały kminek najcichszy przy miedzy
zwykłe polne kamienie
krzywe łzy na twarzy
nie znają franciszkanów
a takie ubogie
nie chcą słuchać mych kazań gwiazdy sprawiedliwe
konwalie pierwsze z brzegu bliskie więc samotne
wszystkie góry spokojne jak wiara cierpliwe
miłości z wadą serca
a takie wciąż czyste
1976, 1980
Skąd przyszło
Zło jest romantyczne a dobro zwyczajne
dobro wciąż na ostatku bo zło jest ciekawe
a przecież białych kwiatów najwięcej na świecie
dopiero po nich żółte a potem czerwone
czemu się rozum karmi tajemnicą
a chwila niepewności wciąż sprzyja nauce
po tylu rewolucjach biedne ptaki bose
i ćma tak bardzo mała że żyje za krótko
czemu deszcz słyszysz z góry a śnieg trochę z boku
i skąd nagle przyszło to wielkie wzruszenie
jakby dzwonek z lat szkolnych przyłożył do ucha
dzieciństwo co minęło na zawsze zostało
tylko się z młodości zrobiła starucha
1976, 1986
Dzieciństwo wiary
Moja święta wiaro z klasy 3b
z coraz dalej i bliżej
kiedy w kościele było tak cicho że ciemno
a w domu wciąż to samo więc inaczej
kiedy święty Antoni ostrzyżony i zawsze z grzywką
odnajdywał zagubione klucze
a Matka Boska była lepsza bo przedwojenna
kiedy nie miała pretensji do nikogo nawet zmokła kawka
a miłość była tak czysta że karmiła Boga
wielka i dlatego możliwa
kiedy martwiłem się żeby Pan Jezus nie zachorował boby się komunia nie
udała
kiedy rysowałem diabła bez rogów - bo samiczka
proszę ciebie moja wiaro malutka
powiedz swojej starszej siostrze - wierze dorosłej
żeby nie tłumaczyła
- dopiero wtedy można naprawdę uwierzyć
kiedy się to wszystko zawali
1976, 1980
Nie mogę trafić
Wszystko się pozmieniało nie ma małych dworów
pachnących owocami i pastą do podłóg
z zazdrostkami w oknach z lawendą w szufladzie
kościół też nieco inny. Spokojny choć przecież
bez cichej i dyskretnej prababci łaciny
stara się by Boga było lepiej widać
lecz Bóg kocha naprawdę więc jest niewidzialny
dworce przebudowano już nie mogę trafić
na peron gdzie kogoś żegnałem na zawsze
długopis karierowicz nieboszczyk atrament
niebo morze i góry zostały te same
1976, 1979
Rachunek dla dorosłego
Jak daleko odszedłeś
od prostego kubka z jednym uchem
od starego stołu ze zwykłą ceratą
od wzruszenia nie na niby
od sensu
od podziwu nad światem
od tego co nagie a nie rozebrane
od tego co za wielkie nie tylko z daleka ale i z bliska
od tajemnicy nie wykładanej na talerz
od matki która patrzyła w oczy żebyś nie kłamał
od pacierza
od Polski z raną
ty stary koniu
1976, 1986
Lipiec sierpień
Przyszedł do miłości objął ją za szyję i mówił moja ty czarownico
ile razy musisz ze szczęścia płakać
nawet na starość podskakiwać
ile fiołków zrywać
ile razy całować najgłośniej bo w milczeniu
niewiele wiedzieć jak owad co żyje tylko przez lipiec
po siódmym niebie fruwać z biletem powrotnym do piekła
ile razy nie być hipopotamem który kocha tylko w sierpniu
przebijać się na drugą stronę
żeby się na ziemi nie udusić
nieść jedną chudą świecę na końcu rozpaczy
ile razy dojść do samej granicy
jak do gorączki w niewłaściwym miejscu
zatrzymać się i urosnąć
żeby się nie stać nienawiścią
1976, 1980
Pamiątka z tej ziemi
W miłości wciąż to samo radość i cierpienie
nawet sam Pan Bóg nie kochał inaczej
kocha gwizd kosa co rychło ustaje
liść klonu co opadnie bo już poczerwieniał
jelenia co zrzuca rogi po kolei ciemne
szczęście nieposłuszne to jest to go nie ma
kuropatwy co wszystkie dokładnie poginą
choć stale powracały na to samo miejsce
patrzy w kruchość - radosne świadectwo istnienia
między tym co przemija jest się wciąż na zawsze
szuka tych wszystkich co po śmierci swojej
już nie potrafią słać łóżek po sobie
na listy odpisywać powracać do domu
tak znajomych że mogli wyjść bez pożegnania
o tym że nie umarli nie mówiąc nikomu
to tutaj na ziemi jest jeszcze milczenie
bo się idzie do Niego odchodząc od siebie
wczoraj ciebie
tak jakbym już
bo serca są te
w niebie także
widziałem jutro nie zobaczę
odnalazł i znów nie mógł trafić
same lecz niejednakowe
krzyż niosą pamiątkę z tej ziemi
1976, 1986
Koło
Chciałem wiarę utracić lecz spokój był dalej
gwiazdę zagasić - nie drgnęła cała reszta świata
ptakom lato przedłużyć - została sikorka
jasnoniebieska zawsze na początku zimy
chciałem działać pozmieniać - napomniał mnie kamień
czyżeś zgłupiał do końca - aktywni czas tracą
chciałem zwątpić - w zwątpieniu znalazłem milczenie
to od czego się wiara z powrotem zaczyna
1976, 1980
Jakby Go nie było
Tak w Pana Boga naprawdę uwierzył
że mógł się modlić jakby Go nie było
i widzieć smutek ogromny na polu
pszenicę która nie zakwitła w czerwcu
i same tylko niewierzące dzieci
jakby Pan Jezus nie rodził się zimą
i nawet serce ludziom niepotrzebne
bo krew wariatka gdzie indziej pobiegła
wierzyć - to znaczy nawet się nie pytać
jak długo jeszcze mamy iść po ciemku
1976, 1980
Z Ziemią krążymy
Z Ziemią krążymy wokół Słońca
jak drzewo morze głaz
jak bazalt czarny i spokojny
co najmniej milion lat
z wodą niebieską i zieloną
z głową nad śmiercią zamyśloną
z nie rozpoznanym a koniecznym
w miłości małym smutkiem serca
ze ścieżką którą odchodzimy
z listem wrzuconym po rozstaniu
zamiast na poczcie w skrzynkę szpaka
z miłością która przeszła obok
samotni razem i osobno
tylko jak z tobą dotąd nie wiem
drżę że zostajesz z tym cierpieniem
co krąży tylko wokół siebie
1976, 1980
Nie ma czasu
Nie za bardzo wiadomo jakże się to dzieje
że czas wtedy przychodzi gdy go wcale nie ma
i w sam raz tyle tylko ile go potrzeba
nawet we śnie gdy ciało podobne do duszy
kto ma czasu za dużo wszystko czyni gorzej
jeżeli kochasz czas zawsze odnajdziesz
nie mając nawet ani jednej chwili
na spotkanie list spowiedź na obmycie rany
na smutku w telefonie długie pół minuty
na żal niespokojny i na rozeznanie
że dobrzy są mniej dobrzy a źli trochę lepsi
bo w życiu jest tylko morał niemoralny
1976, 1980
Ta droga
To jest przecież ta droga śniegiem zasypana
gdy śnieg to po prostu niewinność podziwu
to jest wybrać samotność albo najzwyczajniej
odejść od zakochanych żeby byli sami
to jest chyba ten uśmiech a może pytanie
nie wiem jaki mnie teraz znowu pies przygarnie
lęk także i zdziwienie jeszcze coś z maciejki
co kochając ma zawsze skromne wymagania
to jest właśnie ta czystość którą ludzie depczą
dystans pomiędzy sobą a tym co się kocha
1977
Bliscy i oddaleni
Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają
i muszą się spotkać aby się ominąć
bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze
piszą do siebie listy gorące i zimne
rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty
by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało
są inni co się nawet po ciemku odnajdą
lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać
tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął
byliby doskonali lecz wad im zabrakło
bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej
niektórzy umierają - to znaczy już wiedzą
miłości się nie szuka jest albo jej nie ma
nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek
są i tacy co się na zawsze kochają
i dopiero dlatego nie mogą być razem
jak bażanty co nigdy nie chodzą parami
można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem
1977, 1979
To nieprawda że szczęście
Ile buków opadło
ile szpaków się zbiegło
zimą łączył nas śnieg
potem wrzos optymista
bo zakwita ostatni
gotów był dać nam ślub
to nieprawda że szczęście
najmocniejsze i pierwsze
jak król
Niewidzialny się zjawił
krzyż ogromny ustawił
między tobą a mną
1977, 1980
Biedna logiczna głowa
Przyjdź to co ni w pięć ni w dziewięć
i to co trzy po trzy
przyjdź dwa razy dwa wcale nie cztery
nie tak i tak dalej ale tak i nie tak dalej
przyjdź wszystko do góry nogami
całkiem inaczej
piąte przez dziesiąte
przyjdź godzino dwunasta szukana w południe
przyjdź serce razem z drugim i nagle osobno
pokaż naszej biednej logicznej głowie jak kotce przyuczonej do porządku
to co niemożliwe i konieczne
1977, 1980
Nie tak nie tak
Moja dusza mi nie wierzy
moje serce ma co do mnie wątpliwości
mój rozum mnie nie słucha
moje zdrowie ucieka
moja młodość umarła
moje fotografie rodzinne nie żyją
mój kraj jest już inny
nawet piekło zmyliło bo zimne
nakryłem się cały żeby mnie nie było widać
ale łza wybiegła
i rozebrała się do naga
1977, 1986
Żeby wrócić
Można mieć wszystko żeby odejść
czas młodość wiarę własne siły
świętej pamięci dom rodzinny
skrzynkę dla szpaków i sikorek
miłość wiadomość nieomylną
że nawet Pan Bóg niepotrzebny
potem już tylko sama ufność
trzeba nic nie mieć
żeby wrócić
1977
Bezdomna
Modlę się do swej świętej wciąż bezdomnej w niebie
co mówi do
wolę polne
co kwitnie
tęsknię za
aniołów nie bardzo się czuję
kamienie zwykły żółty jaskier
tak niedługo od kwietnia do maja
starą łyżką i herbatą z mlekiem
a kto w niebie jest smutny ten ziemię zrozumie
1977
Świat
Bóg się ukrył dlatego by świat było widać
gdyby się ukazał to sam byłby tylko
kto by śmiał przy nim zauważyć mrówkę
piękną złą osę zabieganą w kółko
zielonego kaczora z żółtymi nogami
czajkę składającą cztery jajka na krzyż
kuliste oczy ważki i fasolę w strąkach
matkę naszą przy stole która tak niedawno
za długie śmieszne ucho podnosiła kubek
jodłę co nie zrzuca szyszki tylko łuski
cierpienie i rozkosz oba źródła wiedzy
tajemnice nie mniejsze ale zawsze różne
kamienie co podróżnym wskazują kierunek
miłość której nie widać
nie zasłania sobą
1977, 1980
Westchnienie
Duchu stale pobożny twardy i uparty
jesteś - a przecież nigdy cię nie widać
bo przez grzeczność udajesz że cię wcale nie ma
chociaż chcemy oglądać ręce oczy uszy
robić miny na pokaz żeby się podobać
żenić się by po kwiatkach kupować jarzyny
bądź już taki jak jesteś
lecz nie odchodź od nas
bo czas coraz prędszy
znów wiara niestała
od samego siebie najdalej do nieba
a ciało wciąż nie może uspokoić ciała
1977, 1980
Ręce
Mówią że ręce Twoje błogosławią
wskazują drogę jak po ciemku światło
z karetki pogotowia chorego dźwigają
nigdy na maszynie wprost na ziemi piszą
mówią że słabną że są utrudzone
że przez lat dwa tysiące urlopu nie mają
jak deszcz stale zajęty
deszcz wciąż nie ma czasu
tyle kwiatów podlewać musi na cmentarzu
widzieli Twoje rany rysują Twe serce
żeby wierzyć naprawdę ktoś nie wierzyć zaczął
1977, 1980
Obrazek
Znalazłem swój obrazek całkiem przypadkowo
szedłem leżał przy drodze może jak liść grabu
co się trzyma przez zimę żeby spaść na wiosnę
z brewiarza wprost wyleciał a bliski jak człowiek
bez którego żyć trudno gdy się lata śpieszą
bo tylko umierając umiemy być sami
(choć samotność to niezła zabawa dla duszy
zwłaszcza gdy się przez grzechy dochodzi do zalet)
był wieczór i nie mogłem go sprawdzić po ciemku
dopiero przy lampie zobaczyłem wszystko
ukrytego Jezusa ksiądz we mszy podawał
a On swoje ciernie wkładał mu na głowę
dziś nie lubią pobożnych obrazków z morałem
nawet tak oswojonych że wracają same
dobrze uciec nie umiał
i już nic poza tym
1977
Pytam
Jak uprościć wszystko zapłakać
jak nie szukać innego siebie
jak nie wiedzieć w sam raz i za dużo
ani trochę już i zupełnie
jak biedronkę osłonić ręką
jak patykiem rysować wzruszenie
jak Jezusa przybliżyć tym wszystkim
którym dzisiaj zgłupiało sumienie
1977, 1980
Na Drodze Krzyżowej
Stacja trzynasta - nagle zamieszanie
skąd tu się wzięła znowu Weronika
niewiasty powróciły i jak przedtem płaczą
ludzi widać wciąż z bliska samotność z daleka
i rzewność tak jak w domu kiedy dobre ręce
cyfrują dziecku zabawny serdaczek
Jan się denerwuje - tyle kobiet naraz
tu Matka Boska - mówi ma być tylko sama
i przystanek bez ławki deszcz od czwartku chlapie
Nikodem źle wygląda ochrypł od wyjaśnień
wielu głowę straciło tylko śmierć zaradna
przyszłyśmy choć na chwilę po to by zapytać
czy można serce zdjąć naprawdę z krzyża
1977, 1980
Na biurku
Tu leży mapa co się zmienia
po każdej wojnie już nie taka sama
tam znaczki pocztowe znowu trochę inne
klej niby farba rozpuszczona w wodzie
teczka o którą pies potrącił nosem
pióro wieczne jak kłamstwo bo wcale nie wieczne
przyszły długopisy i już się nie przyda
książka pamiętnik damy chyba dawno temu
mówią że tylko trzy razy jej nie było w domu
w dniu ślubu w dniu chrztu dziecka i swego pogrzebu
kalendarz jak nieszczęście, potwór - liczy milcząc
tylko serce odmierza czas w odwrotną stronę
w szufladzie stary pieniądz co wyszedł z obiegu
z Piłsudskim ciekawostka maleńka liryka
tak czysta że się za nią już nic nie kupuje
a te fotografie to moi umarli
bez których przecież niepodobna istnieć
szlachetni dziś na pewno skoro ich nie widać
1977, 1980
Wielka mała
Szukają wielkiej wiary kiedy rozpacz wielka
szukają świętych co wiedzą na pewno
jak daleko odbiegać od swojego ciała
a ty góry przeniosłaś
chodziłaś po morzu
choć mówiłaś wierzącym
tyle jeszcze nie wiem
- wiaro malutka
1977, 1980
Słowa już nazbyt pewne
Słowa już nazbyt pewne
wzruszenia odważne
szczęście od razu czyste jak pamięć bez wstydu
wszystkich spotkań kolejne bramy triumfalne
jak oczy wyżła zabawne i ciemne
bliscy sobie co mogą powiedzieć nad ranem
jak długo jest nie patrzeć na siebie od wczoraj
nawet radość że przyszło nagle to ogromne
możliwe niemożliwe co przedtem nie było
bez jednej choćby rany to jeszcze nie miłość
1977
Niebieskie z czarnym
W miłości każdej zawsze cokolwiek z przekory
zakochani czasem brzęczą na siebie jak trzmiele
choć podobno do nieba wpuszczają parami
do piekła pojedynczo bo tam separatki
z świętością moją kłopot bo chyba przeze mnie
mój Stróż Anioł ma stale jedno pióro ciemne
zwierzęta także różne bo gorsze i lepsze
owcę solą uraczysz a indyczkę pieprzem
jeśli jest Kain musi być i Abel
w raju Adam solidny a niepewna Ewa
połącz niebieskie z czarnym będzie barwa szara
co czasem przypomina pobożność bez gustu
skrzywdzisz tego kogo za bardzo pokochasz
nie udaje się wiara bez diabła i Boga
1977
Wszystkiego
Indyczek którym głowy nagle czerwienieją
leszczynowej ścieżki
dzięcioła co nie śpiewa tylko woła
koguciego ogona w którym jest pięć kolorów
zielony granatowy czarny biały i żółty
bażanta którego wiek poznasz po pazurach
motyla co porusza skrzydłami pięć tysięcy razy na minutę
pstrych ptaków co przylatują najpóźniej
demonów duszy i ciała
psa co radości nie zna gdy nie ma ogona
tych co będąc dla siebie pozostają obok
i w ogóle wszystkiego
nie można zrozumieć do końca
1977, 1980
Gwiazdy
Gwiazdy by ciemniej było
smutek by stale dreptać
oczy po prostu by kochać
wiara by czasem nie wierzyć
rozpacz by więcej wiedzieć
i jeszcze ból by nie myśleć
ale z innymi przetrwać
koniec by nigdy nie kończyć
czas by bliskich utracić
łzy by chodziły parami
śmierć aby wszystko się stało
pomiędzy światem a nami
1977, 1992
Czekanie
Myślisz - znowu się spóźnia
zaraz się obrażasz
marudzisz jak sikorka ta brzydsza bez czubka
kto miłości nie znalazł już jej nie odnajdzie
a kto na nią wciąż czeka nikogo nie kocha
martwi się jak wdzięczność że pamięć za krótka
miłość dawno przybiegła i uklękła przy nas
spokojna bo szczęście porzuciła ciasne
spróbuj nie chcieć jej wcale
wtedy przyjdzie sama
1977, 1979
Wiersz do albumu
`tc
Dni są jasne, a czasem ciemne,
dużo ziemi, malutko nieba
i Pan Jezus, co mówi po polsku...
Nie wykrzywiaj się, przecież tak trzeba.
1978
W piątek
W piątek nie jeść mięsa
to grubo za mało
nie wystarczy spoważnieć
nie robić takich na przykład spostrzeżeń
siostra Konsoleta bo kąsa i lata
w piątek nie wypada udawać Ludwika XIV
rządzić
patrzeć z góry
prowadzić siebie pod rękę
być dygnitarzem
osobną osobą która w pierwszej osobie
mówi tylko o sobie
w piątek
w tym dniu w którym Bóg
opuścił Boga
1978, 1980
Po obu stronach
Nie wierzyć w śmierć popatrzeć w lustro
zobaczyć czas na własne oczy
każdy odchodzi w swoją stronę
by serce nieść jak niecierpliwość
czekać na jedną ważną chwilę
i kochać czego znieść nie sposób
Ty co po obu stronach jesteś
za blisko wszędzie za daleko
1978
Chytrość
Udaje że się wlecze noga za nogą
nie zapala zielonego światła
może być najwyżej morałem do kazania
myli jak talent który jest często wadą charakteru
mówi że przyjedzie ostatnim pociągiem
że nie wejdzie bez pukania
niby na niby
ta śmierć co twoją jeszcze nie jest
1978, 1986
Prawda
Jest prawda pozłacana
jest trochę nie w porę
jest jak zagadka w ciemność przechylona
jest w białych rękawiczkach
niekiedy jak rana
jak piękność co minęła a cnota została
jak kamień który mówi wiedzącym na pewno
przyjdź tu po trzystu latach wtedy pogadamy
jest także taka co się siebie wstydzi
smutna chuda jak szczapa
bo zbyt określona
1978
Dzieciństwo
Zabrałeś mi dzieciństwo a ono powraca
z chłopcem który biega po lesie za sójką
co mieszka raz wysoko albo całkiem nisko
po przeszłość trzeba wznieść się by się przed nią schylić
zabrałeś moją młodość a ona się zjawia
mówi jakie nad Polską było niebo czyste
a starczyło na zawsze by spojrzeć raz tylko
zabierz wszystko co boli
by wróciło do mnie
1978, 1982
Miłość
Jest miłość trudna
jak sól czy po prostu kamień do zjedzenia
jest przewidująca
taka co grób zamawia wciąż na dwie osoby
niedokładna jak uczeń co czyta po łebkach
jest cienka jak opłatek bo wewnątrz wzruszenie
jest miłość wariatka egoistka gapa
jak jesień lekko chora z księżycem kłamczuchem
jest miłość co była ciałem a stała się duchem
i ta co nie odejdzie - bo znów niemożliwa
1978, 1982
Nie wiadomo komu
Daj się modlić nie wiedząc za kogo i o co
bo Ty wiesz najlepiej czego nam potrzeba
kto ma dzisiaj wyzdrowieć
a kogo ma stuknąć śmierć
lub inaczej piorun sympatyczny
komu zabrać masz urząd by przywrócić rozum
droga nie zna swej drogi
kwiat o sobie nie wie
słowik nie narzeka że nie sypia nocą
gęś się nawet nie dziwi że ma oczy z boku
stara małpa nie zgadnie czemu nie siwieje
święty śnieg bo spada nie wiadomo komu
święte to co przychodzi wciąż wbrew naszej woli
1978, 1980
Wspomnienia
Stanął święty Jan Chrzciciel w kruchcie
przy wodzie święconej
Wspomina
Herodiadę, która kazała mu uciąć głowę
Salome, co wprost po tańcu
na zabawie poprosiła o jego śmierć
Ewę, która namówiła Adama,
żonę Putyfara
niewiasty co na dziedzińcu Kajfasza niedyskretnie wypytywały Piotra
matki co zamiast karmić dzieci zaczęły je całować
Stanął, patrzy
dziwi się i nie dziwi, że kobiety tak tłumnie chodzą do kościoła
1978
Wniebowzięcie
To przecież za wysoko
za daleko od ziemi
lepiej bezdomnej chyba
pozostać z bezdomnymi
po co po gwiazdach szukać
zagranicznego raju
lepiej ubogiej z nami
pozostać w biednym kraju
czy można wśród aniołów
o wole i ośle pamiętać
cieszę się i martwię
że jesteś wniebowzięta
1978
Który stwarzasz jagody
Ty który stwarzasz jagody
królika z marchewką
lato chrabąszczowe
cień wielki małych liści
zawilec półobecny bo uwiędnie zanim go się przyniesie do domu
czosnek niedźwiedzi dla trzmieli
smutek roślin
wydrę na krótkich nogach
ślimaka co zasypia na sześć miesięcy
niezgrabny śnieg co ma wdzięk większy zanim zacznie
tańczyć
serce choćby na chwilę
spraw
niech poeci piszą wiersze prostsze od wspaniałej poezji
1978, 1986
Głodny
Mój Bóg jest głodny
ma chude ciało i żebra
nie ma pieniędzy
wysokich katedr ze srebra
Nie pomagają mu
długie pieśni i świece
na pierś zapadłą
nie chce lekarstwa w aptece
Bezradni
rząd ministrowie żandarmi
tylko miłością
mój Bóg się daje nakarmić
1978, 1980
Jeszcze nie umiesz
Ręce na krzyżu za słabe
nogi dawno omdlałe
serce zwyczajne jak serce
chodzę dokoła nie wiem
śpiewu dotykam w śpiewie
uczy mnie niska stokrotka:
jeszcze nie umiesz tak kochać
by się bez siebie spotkać
uklęknę w krzyż Twój zastukam
otworzysz oczy by słuchać
przynoszę Ci moją ranę
jakże mieć miłość całą
jeśli tu życie nie całe
1978, 1989
List do Matki Boskiej
W pierwszych słowach donoszę nic się nie zmieniło
żółta pliszka się cieszy swoim czarnym dziobem
łosoś wraca do rzeki w której się urodził
mrówki się oblizują jak na nie przystało
sarna leczy się ślazem więc mniej pokasłuje
las tak rzeczywisty że staje się zjawą
pszczoła nie zna Szopena ale jest muzyką
śmierć jak zwykle niziutko układa na ziemi
świętym można tu zostać nawet na podwórku
rzucając kurom ziarno staroświecką modą
znów najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą
a piękno jest najbliżej gdy czas się oddala
żadna ryba nie traci nawet jednej łuski
sroka z wąskim ogonem powtarza dowcipy
rzeczy mają własną po umarłych pamięć
więc pamięta mą matkę czajniczek rozbity
dla słowika w czerwcu każda noc za mała
ponieważ wierzy w miłość nie boi się ciała
śpiewa że serce żywe a już nieśmiertelne
bocian dalej podnosi tylko lewą nogę
piszę list bo Cię przecież zobaczyć nie mogę
myślę jednak że chyba czasem Ciebie słyszę
bo skąd się nagle bierze ten szept kiedy zasnę
1978, 1996
Różne samotności
Przyszedłem Ci podziękować
za samotności różne
za taką gdy nie ma nikogo
lub gdy się razem płacze
i taką że niby dobrze
ale zupełnie inaczej
za najbliższą kiedy nic nie wiadomo
i taką że wiem po cichu ale nie powiem nikomu
za taką kiedy się kocha i taką kiedy się wierzy
że szczęście się połamało bo mnie się nie należy
jest samotnością wiadomość
list dworzec pusty milczenie
pieniądz genialnie chory
minuty jak ciężkie kamienie
czas zawsze szczery bo każe iść dalej i prędzej
mogą być nawet nią włosy
których dotknęły ręce
są samotności różne
na ziemi w piekle i w niebie
tak rozmaite że jedna
ta co prowadzi do Ciebie
1978, 1980
Przeszłość
Nie dokończyć już przerwanej rozmowy
nie dorzucić jednego słowa
Matko Boża powiedz dlaczego
przeszłość nieruchoma
zatrzymało się tam i z powrotem
wszystko w jedną i w drugą stronę
nic nie może się z miejsca poruszyć
przeminęło więc osądzone
niepodobna miłości dawnej
już nie ranić rozsądniej zacząć
zatrzasnęła się przeszłość. Osiołek
podszedł. Wyje pod ścianą płaczu
1978, 1990
Nie mów
Jest list który przybiegł jak kwiczoł
towarzyski i hałaśliwy
wzruszenie
chleb na stole
struga od deszczu
orzech buka czerwonobrunatny
dziki królik megaloman co udaje zająca
szept w starym parku sprzed dwustu lat
- słowo honoru że zaraz wrócę
żuk który umarł z przyjemnością
smutek dozwolony do końca
ci co nie przestali się kochać a zaczęli się lubić
cietrzew co drugi raz wraca przed zachodem słońca
kasztany życzliwe
nadzieja jak święta krowa
bo żyły na rękach zielone
lecz linia życia różowa
nie mów miłość
bo to za dużo
nie mów rozpacz
bo to za mało
1978, 1979
Oda do rozpaczy
Biedna rozpaczy
uczciwy potworze
strasznie ci tu dokuczają
moraliści podstawiają ci nogę
asceci kopią
lekarze przepisują proszki żebyś sobie poszła
nazywają cię grzechem
a przecież bez ciebie
byłbym stale uśmiechnięty jak prosię w deszcz
wpadałbym w cielęcy zachwyt
nieludzki
okropny jak sztuka bez człowieka
niedorosły przed śmiercią
sam obok siebie
1978, 1996
Nareszcie
Nie poradził sobie z własnym ciałem
więc uciekł od niego do lasu
nareszcie
bez rąk co chciały pisać o miłości
bez nóg zabieganych w kółko
bez serca co robi głupstwa
bo myśli że jest na dwie osoby
bez nerwów co wariują
bez zmysłów co grzeszą
bez łzy
co zasłania jak listek figowy
odetchnął
jak słoń uczuciowy
ale drzewa zaczęły go obmawiać
ani człowiek ani anioł
cham. Bez ciała przy nas stanął
jak można być tak nieprzyzwoitym
żeby się nawet z ciała rozebrać
1978, 1979
Szczegół
Wciąż całość za wielka i maleńkie sprawy
czas jak druga przestrzeń i barwinek w cieniu
Księżyc nie doleczony i kminek przydrożny
rozpacz i dzieci co bawią się w klasy
przy cierpieniu sam Pan Bóg stanął jak milczenie
i serce jak szczegół stale niespokojne
boi się że małe więcej od wielkiego boli
1978, 1989
Narzekania
Stale narzekamy
na dziurę w moście
na piąte koło u wozu
na dwa grzyby w barszczu
na kropkę bez i
na piłkę co łamie kwiaty
na szczęście bez dalszego ciągu
na to że nas nie widać
na to że wszyscy umierają a nie tylko niektórzy
na to jak bardzo wystarczy kochać żeby siebie zniszczyć
ale stale potrzeba tego co niepotrzebne
1978
Jeśli miłość
Najpierw nie chcieli uwierzyć
więc mówili do siebie
że ich miłość za wielka
nieobjęta jak liście
za wysokie za bliskie
potem że to nieprawda
przecież tak jest ze wszystkim
lecz Ty co znasz ptaki po kolei
i buki złote
wiesz że jeśli miłość to tak jak wieczność
bez przed i potem
1978, 1980
Przez mikroskop
Co ty głuptasie wyrabiasz najlepszego
patrzysz przez mikroskop
na śmierć i miłość jednakowo ciemne
przykładasz ucho
szukasz ręką
chroboczesz klamką żeby otworzyć
choć serce wie co teraz a nie wie co potem
stajesz na głowie żeby udowodnić
zapalasz światło
wąchasz teologię
a trzeba
nie widzieć
nie słyszeć
nie dotykać
nie wiedzieć
i dopiero wtedy uwierzyć
1978, 1980
Po drugiej stronie obrazka
Święta Małgorzato wizytko
w ofierze cała i wszystka
zapomniana ukryta
jak krew bez nazwiska
mówią że wyszłaś z mody
twe życie za niewygodne
może się ciebie na dobre
razem z łaciną zgubiło
kto mi opowie w rozpaczy
o źródle co dla mnie biło
świętych co stoją w słońcu
znajdujemy w cieniu
1978
Może
Może wierzysz tak sobie
lepiej
gorzej
jak żółw pomaleńku
uwierz wreszcie naprawdę
po ciemku
1978, 1995
Nic się nie zmienił
Zestarzał się nam księżyc. Ludzie po nim chodzą
mówią o nim tak szczery że zaczyna nudzić
nikt go nie traktuje w poezji na serio
jak Hamlet uogólnia nie myśli praktycznie
poezję diabli wzięli prawie już jej nie ma
szary świerszcz ją zastąpi swą metodą zwykłą
a z wierszy napisanych chyba ten nie umrze
co nie bał się być prawdą lub stał się muzyką
tylko Jezus pozostał
choć ludzie nerwowi
nawet nie zauważą że przystanął w sieni
Ma tyle ran co przedtem a nic się nie zmienił
1978, 1980
Parami
Ptaków zwierząt jest wiele a chodzą parami
ile gwiazd w noc czerwcową nigdy nie wiadomo
liście nie policzone porzeczki jagody
co najmniej trzy biedronki prowadzą do domu
bólu też pod dostatkiem cierpień coraz więcej
ilu już papieży na tym świecie żyło
tylko Bóg jest wciąż jeden jakby go nie było
1978, 1980
Umarli
Najciszej drogą nieznaną
największe przychodzi samo
ten co rozdziela i łączy
zaczyna bez nas i kończy
badasz ważysz i śledzisz
swój brzeg bez odpowiedzi
słonie straszą bo wielkie
owady dlatego że małe
chodzą po ziemi po niebie
umarli dokoła ciebie
1978, 1980
Na szpilce
Chodzi Anioł Stróż po świecie
sprząta po miłościach co się rozleciały
zbiera jak ułomki chleba dla wróbli
żeby się nic nie zmarnowało
listy tam i z powrotem
telefony od ucha do ucha
małe śmieszne pamiątki co były wzruszeniem
notes z datą spotkania ukryty w czajniku
blizny po śmiechu
sprzeczki nie wiadomo po co
żale jak pojedyncze osy
flirtujące osły
wszystko na szpilce
to co na zawsze już się wydawało
mądrość przy końcu że nie o to chodzi
radość że się kocha to co niemożliwe
1979, 1980
Rymowanka
Miłość i rozpacz - miej mnie w opiece
dwa razy tonę w tej samej rzece
ból i milczenie tak jak dwie drogi
lub z krzyża zdjęte ręce i nogi
na ławce w parku nie trzeba więcej
dwie cięte rany - czas nasz i serce
1979, 1989
Jeszcze
Jeszcze się trzymasz własnego szczęścia za włosy
odkładasz sobie w byle garnuszku
piszesz pamiętnik to znaczy stawiasz sobie pomnik
dlatego powietrze karmi cię skąpo
nie prowadzą niewidzialne ręce
to co wielkie nie przychodzi mimo woli
ból daremny - bo nie umierasz
nie umiesz oddać siebie
jakże masz dostać wszystko
1979
Jest
Jest jeszcze taka miłość
ślepa bo widoczna
jak szczęśliwe nieszczęście
pół radość pół rozpacz
ile to trzeba wierzyć
milczeć cierpieć nie pytać
skakać jak osioł do skrzynki pocztowej
by dostać nic
za wszystko
miej serce i nie patrz w serce
odstraszy cię kochać
1979, 1980
Powiedzcie to dalej
Różo powiedz to róży
szpaku powiadom szpaka
ogary szczekajcie ogarom jak zwykle w wielu tonacjach
czaplo wypaplaj czapli na żółtych nogach stojąc
mrówko powtórz to mrówce
miniemy. Potoczy się dalej
ziemia niebo powietrze
tylko ten kamień na polu
ten sam wciąż księżyc przed deszczem
wiara co pije ze skały
bez nas zostanie jeszcze
1979
Koło domu
Koło domu rodzinnego
szła matka
święty kaczor niezgrabna pamiątka
o pół drogi od dzieciństwa
czajka
i kukułka co ostrzega do końca
z gwiazd jak zawsze tylko pierwsza bliska
przez omyłkę modli się do śniegu
gdy wracałem biegły do mnie drzewa
wszystko było tak naprawdę
że nie ma
1979
Telefon milczy
Telefon milczy
jedna tylko filiżanka na stole
róża niczyja
serce daleko bo obok
prawda tak jasna że nieludzka
kalendarz się nie śpieszy
nawet fiołek na odczepnego
jeszcze jest ale świata już nie ma
Aniele Boży Stróżu mój
zmówmy pacierz
bo miłość nie żyje
1979, 1986
Bliscy i obcy
Co to się dzieje
księżyc płaski jak dolar
dom bez domu
dwoje bliskich i obcych
jak po grzechu każdy bardziej samotny
lato ucieka z ostatnim motylem na ramieniu
nawet zachwyt nie zachwyca
zimno po każdym słowie
jedzenie smutne
wszystko jak nagie cielę
tak zawsze
kiedy się z miłości wymknie tajemnica
1979, 1980
A jednak
Wydawało się że nie zawsze
do samego końca
że nigdy już
bo przecież ważna sprawa
jeśli miłość - to nie stąd dotąd
a przyszła jedna chwila
taka sobie nijaka
wywróciło się wszystko
o nic
1979
Nie płacz
Nie płacz. To tylko krzyż
przecież tak trzeba
Nie drżyj. To tylko miłość
jak rana w przylepce chleba
i ty jak zabawny kos
co się korowej spodziewa
łatwiej kiedy się nie wie
Zamyślił się anioł
chciał zabrać głos
lecz poszedł do nieba
1979
Siedmiowiersz
Jak piękna jest brzydka pogoda
zabawny spóźniony generał
surowy wesoły śnieg
słońce rano podłużne w południe okrągłe
jak chuda goła pensja
jak dalekie bliskie serce
jak krótkie długie życie
1979
Wielkanoc
- Już każdy ból był ze mną
powiedział do ucha
wszystkie rzeczy paskudne
gęby nieżyczliwe
krew uparta co z rany potrafi biec ciurkiem
czas jak ogień
kiedy się głową chce potłuc o ścianę
rozpacz
i nagle wiara jak krzyżyk na stole
że śmierci wszystkie chude i nierozpaczliwe
1979
Z Tobą
Nie cierpienie dla cierpienia
nie krzyż dla krzyża
nie piątek dla piątku
nie po to aby pytać
skąd i co dalej
Wszystko to bez sensu. Za mało
lecz po to by być z Tobą
Pobiec. Bać się i zostać
skoro Ciebie bolało
1979
Poczekaj
Nie wierzysz - mówiła miłość
w to że nawet z dyplomem zgłupiejesz
że zanudzisz talentem
że z dwojga złego można wybrać trzecie
w życie bez pieniędzy
w to że przepiórka żyje pojedynczo
w zdartą korę czeremchy co pachnie migdałem
w zmarłą co żywa pojawia się we śnie
w modnej nowej spódnicy i rozciętej z boku
w najlepsze najgorsze
w każdego łosia co ma żonę klępę
w dziewczynkę z zapałkami
w niebo i piekło
w diabła i Pana Boga
w mieszkanie za rok
Poczekaj jak cię rąbnę
to we wszystko uwierzysz
1979, 1980
W szpitalu
Ni to staruszka ni dziewczynka
wyczesały się włosy
i został jeden chudy warkoczyk
może blizna po liściu
w szpitalu oczy tak smutne jak w haremie
w listopadzie kiedy chomik śmiesznie zasypia
już bez lekarza bo zląkł się prawdy
mówiłem o Bogu - nie mogła zrozumieć
pytałem o flirty - pozapominała
patrząc na mnie jak w nadmuchany kołnierz
prosiła tylko
abym umył jej ręce
usta twarz
bo chce umierać czysta
1979
Aniele Boży
Aniele Boży Stróżu mój
ty właśnie nie stój przy mnie
jak malowana lala
ale ruszaj w te pędy
niczym zając po zachodzie słońca
skoro wygania nas
dziesięć po dziesiątej
ostatni autobus
jamnik skaczący na smycz
smutek jak akwarium z jedną złotą rybką
hałas
cisza
trumna jak pałacyk
ładne rzeczy gdybyśmy stanęli
jak dwa świstaki
i zapomnieli
że trzeba stąd odejść
1979
Ręce
Twoje ręce - mamusiu
dobre jak szafirek po deszczu
jak czajki towarzyskie
przyniosły mnie na świat
kołysały
ustawiały na podłodze
sadzały na stołku
mówiły że motyl dzwoni
że młodych grzybów nie sposób rozeznać
uczyły trzymać łyżkę by nie trafiała do ucha
rozróżniać klon od jaworu
prowadziły przy oknie po ciemku
po ziemi co czernieje jak szpak
suche i ciepłe
za słabe
żeby wyprowadzić mnie z tego świata
1979
Serce
Cebulo za nerwowa
firletko wesoła
maślaku w deszczu lepki
opieńko miodowa
obupłciowa dżdżownico więc dwa razy smutna
biedronko kropka w kropkę
jak przed pierwszą wojną
czy lat dwadzieścia cztery
czy sześćdziesiąt dziewięć
tak samo serce łazi jak samotna pszczoła
1979
Wiersz przedpotopowy
Jak nazwać rozpacz wiarę
zwierzęta rośliny
ból nie najważniejszy
a przecież jedyny
zdjąć czapkę jak w kościele
klęknąć przy cierpieniu
do Nienazwanego
mówić po imieniu
1979, 1980
Ojcze Święty
Wita Cię każdy chłopiec zdumiony
każda dziewczynka zdziwiona
że sam Pan Jezus wprost do Warszawy
z Tobą przybywa do nas
lekcja religii się przypomina
święty Piotr z dwoma kluczami
i Matka Boska, która tak lubi
po polsku rozmawiać z nami
święta Jadwiga, święty Stanisław
i wszyscy polscy święci
pewnie się kręcą na tym lotnisku
Twoim przyjazdem przejęci
w ogromnym tłoku, gdzie serc miliony
na prawo i na lewo
polski Zacheusz, by Cię zobaczyć
zacznie się drapać na drzewo
wita Cię Polska, Ojczyzna nasza
ziemia nam wszystkim droga
i wszyscy ludzie, którzy wraz z Tobą
modlą się dzisiaj do Boga
[1979], 1991, 1996
powitanie Jana Pawła II przez dzieci 2 czerwca 1979 na lotnisku Okęcie w
Warszawie
Gwiazda
Gwiazda według rozkładu jak tam i z powrotem
nie tylko by trzem mędrcom przewróciła w głowie
chodzi z teologią po wysokim niebie
grzechem jest upaść - mówi - nie splamię się ziemią
patrzą astry jesienne zwane michałkami
trzy rodzaje skowronków dwie pary śmieciuszek
szczypawki królik z wąsem jak dreszczyk liryczny
na jedną kroplę deszczu z najwyższego liścia
tak niziutko upadła i taka wciąż czysta
1979
Zmieniły się czasy
Nazywamy go brzydko stróżem
każemy mu nas pilnować
używamy jak chłopca na posyłki
kto z nas mu rękę poda
pożałuje że ma skrzydła za duże
sumienie tak czyste że niewygodne
kolor biały raczej niepraktyczny
życie obce bo bez pomyłek
miłość niecałą - bo bez umierania
kto z nas obejmie go za szyję
słuchaj - powie - zmieniły się czasy
teraz ja cię przed światem ukryję
1979, 1989
Niewidzialne
Żółknie pora roku
węgorze wyruszają w ostatnią podróż
cisza stamtąd
wilga dawno już uciekła uczyć polskiego w Afryce
barwa niebieska oddala a zbliża różowa
starsi maleją
niewinni dźwigają ciężar
grób się zarumienił
opadają skrzydła po locie godowym
pamięć zmienia rzeczy
kamień usnął ze zmęczenia
liść osiki się trzęsie narzeka na za długi ogonek
krowa ryczy bo ma nieufność do języka
księżyc kawaler stale tylko jeden
i jeszcze tyle niewidzialnego
gdyby nie to - niczego nie byłoby widać
1979, 1980
Dlaczego
Nie wierzysz w siebie większego od siebie
w śmierć mniejszą od śmierci
w to że można zachorować na grzech
w to że samotność jest zła jeżeli się przed nią ucieka
w to że czas krzyczy na całe gardło ale go nie słyszysz albo udajesz
Greka
siedzisz smutny jak Stańczyk w "Hołdzie pruskim" oparty na flecie
nie wierzysz w nic
ale dlaczego się boisz
1979
Na dobranoc
Rozgadana wiedza
wymowna poezja
przez radio Szopen mówić do mnie będzie
całuję cię na dobranoc mój krzyżyku niemy
bo milczy tylko prawda i nieszczęście
1979
Pytasz
Pytasz czy kochają umarli
i biegniesz w stronę z której nikt nie wrócił
jak deszcz po pierwszym śniegu speszony i ciemny
i po kolei przypominasz sobie
że kiedyś nie zdążyłeś
żeś kogoś porzucił
miałeś się wyrzec niestety schowałeś
choć tylko żywi rozdają pieniądze
pytasz czy pamiętają umarli
sumienie ściga jak najstarszy ogień
zagradza drogę kamień małomówny
i chcesz jak Polska po Powstaniu płakać
choć biegniesz w stronę z której nikt nie wraca
1979
Odszukany w cieniu
Święty Kopciuszku odszukany w cieniu
święta Dziewczynko z zapałkami
święta Sierotko Marysiu
święty Andersenie
święta Mario Konopnicka
dzieciństwo przeminęło
stół rodzinny się spalił
czas jak zadyszana pszczoła
Anioł Stróż już na rencie
bo i świat się zawalił
1979, 1986
Razem
Nadzieja i rozpacz
radość i ból
niewiara i wiara
czas coraz szybszy
trwanie jak ciemność
to za daleko
i już niedługo
dom pełen bliskich
i bez nikogo
człowiek co szuka
anioł co nie wie
tak jak dwa jeże sobą zdziwione
szukają razem miejsca dla siebie
1979
Anonim
Mój ty nieśmiały święty
biedny anonimie
nie szeptałeś mój Boże
nie wołałeś Pan Bóg
tak chciałeś Jemu służyć
by o tym nie wiedział
czemu krzyż swój ukryłeś
zataiłeś rany
nie udźwigniesz w sekrecie
wiary bez niewiary
1980
Święty gapa
Kochał - ale nikt go nie chciał
śpieszył się - nikt na niego nie czekał
kołatał - kto inny otwierał
biegł z sercem - droga się urwała
jeszcze tęsknił za kimś przez furtkę ogrodu
- nie chce nie dba żartuje
wróżyli mu z liści
i było pusto wkoło
jakby świat powiedział
na wieki wieków amen
już tylko przez grzeczność
1980
Nie umiem
Przepraszam że jestem tak niedelikatny
że obecny
że gram Ci na nerwach
powtarzając ja, o mnie, ze mną
nie umiem jak minister przestać błyszczeć i mrugać
spaść na zbitą głowę
w noc ciemną
1980
Nie widać
Podpisujemy imieniem i nazwiskiem
wiersze książki obrazy
wdzięczni że nas dostrzegą
stawiamy sobie pomniki
zamawiamy grób z fotografią na wszelki wypadek
pokazujemy swój smutek jak wychudłą świnię
swoją miłość i rozpacz by grubiej śpiewały
Twoje dzieło największe bo Ciebie nie widać
1980
Uczy
Wiary uczy milczenie
nieświęta choinka
umarły we śnie żywy
w starych wierzbach szpaki
kwiat olchy co się jeszcze przed liściem rozwija
radość przecięta w pół
kłos cięższy od słomy co go z ziarnem dźwiga
Jagiełłą wystraszona królowa Jadwiga
modlitwa jak pogoda
bo jeśli ktoś się modli Pan Bóg w nim oddycha
1980, 1989
Noc
Noc - gwiazdę przyprowadza
smutek - białą brzozę
miłość niesie w ofierze czystego baranka
spokój - samotność mrówek gdy wszystkie są razem
Wiara stale chce pytać
lecz gardło wysycha
jeśli Bóg jest milczeniem
zamilczeć potrzeba
1980
Szukasz
Szukasz prawdy ale nie tajemnic
liścia bez drzewa
wiedzy a nie zdziwienia
boisz się oprzeć na tym czego nie można dotknąć
zaczynasz od sukcesu wielki i zbędny
nie milczysz ale pyskujesz o Bogu
chcesz być kochany ale sam nie umiesz kochać
myślisz że sobie zawdzięczasz wyrzuty sumienia
nie wiesz że dowodem na istnienie jest to że tego dowodu nie ma
inteligentny i taki niemądry
1980
Wiara zdziwienie
Boże broń wiary prostych ludzi
nie wyuczonej na lekcjach
nie przepytanej i sprawdzonej że w sam raz
rodzącej się jak lew na złość wszystkim innym kotom
od razu z otwartymi oczami
zdziwionej od początku do końca
jak psiak co nie wie dlaczego mówi ogonem
bez retoryki stukającej kopytkiem w piekle
takiej która nie sprawdza żeby rozumieć
ale wierzy żeby wiedzieć
ze świętym Antonim od zgubionego klucza
z gromnicą na wszelki wypadek
takiej która powtarza że jeden plus jeden to trzy
bo jak dwoje to musi być i Pan Jezus
1980, 1986
Jeśli
Jeśli mi zaczną wypominać
że jestem do niczego
że piszę trzy po trzy
ograniczony jak ryba
co daje się oglądać tylko z profilu
że to co wymyśliłem jest dobre - ale pięćdziesiąt lat temu
uśmiecham się - mój Boże
tylko tyle
ile można o mnie gorszego powiedzieć
1980
Trudno
No widzisz - mówiła matka
wyrzekłeś się domu rodzinnego
kobiety
dziecka co stale biega bo chciałoby fruwać
wzruszenia kiedy miłość podchodzi pod gardło
a teraz martwi ciebie
kubek z niebieską obwódką
puste miejsce po mnie przy stole
trzewiki o których mówiłeś że są
tak jak wszystkie - do sprzedania
a nie do noszenia
zegarek co chodzi po śmierci
stukasz w niewidzialną szybę
patrzysz jak czapla w jeden punkt
widzisz jak łatwo się wyrzec
jak trudno utracić
1980, 1986
Nie rozdzielaj
Miłość i samotność
wzięły się pod ręce jak siostry
idą noga w nogę
nie rozdzielaj ich
nie szarp. Łapy przy sobie
miłość bez samotności
byłaby nieprawdą
samotność bez miłości rozpaczą
stała Matka pod krzyżem
jak pod srebrnym obrazem
nie minęły trafiły
do niej też przyszły razem
Chodzi księżyc jak morał
albo osioł po niebie
jeśli były gdzie indziej
to i przyjdą do ciebie
1980
W niebie
Trzeba minąć świętego Piotra z ciężkim kluczem
Agnieszkę z barankiem przy twarzy
Teresę co jeszcze kaszle
bo marzła w klasztorze
trzeba przepychać się przez męczenników
co stanęli z krzyżami i utworzyli korek
obok skromnego bociana
obok Agaty co częstuje solą
obok świętego Franciszka z wilkiem
(zdejmuje mu kaganiec żeby mógł poziewać)
obok świętego Stanisława z zeszytem do polskiego
- i widzę wreszcie moją matkę
w niespalonym domu
przyszywa guzik co się gubił stale
Ile trzeba przejść nieba żeby ją odnaleźć
1980
Żyje
Listy sprzed lat budzą się jak szczygieł
fotografie przychodzą rozrzewnić
nic nie dodać nie ująć
nic nie zostało
jak to - pyta Matka Boska
nie wybrzydzaj, uparła się, żyje
dawna miłość - stara nieboszczka
1980
Posłuchaj
Mertonie święty
Boga nazwałeś Ciszą Milczenia
To śnieg nakłamał
tak długo padał za oknem
to chłopiec zmylił
pewnie zbyt cicho
liczył króliki na palcach
Posłuchaj krzyża
rozpaczy serca
wszystko inaczej
bo nie jest ciszą
głazem
pytaniem
lecz płaczem
1980
Ile razy
Milczenie podczas rozmowy
milczenie w liście
milczenie w książce telefonicznej
bo numer tylko został
milczenie w milczeniu
milczenie bo wielkie szczęście
milczenie bo miłość przyszła
a serce w klinice
milczenie bo dom rodzinny się przypomniał
a spadła tylko mordka śniegu
milczenie po milczeniu
milczenie przed cenzurą
milczenie bo pies zawył jak przed wojną
ile to razy
nawet nie wierząc
spotykamy się w innym świecie
1980, 1986
Ważne
To że wszystko dzieje się inaczej
to cierpienie tędy owędy
ten dzień bez kochanej ręki
ten ból i tak dalej
ten mróz że tylko jeden piec mnie zrozumiał
gdy kładłem serce do zimnego łóżka
ta jesień lekko chora po tej stronie świata
ta małpa bez małpy
powiedz że to właśnie ważne
1980
Jak zawsze
Rozpłakała się Matka Boska
Józefowi na ucho się zwierza
zamiast - Domie Złoty
mówią - do mnie złoty
zamiast Arko - miarko przymierza
Znowu teraz jak na początku
liże łapę złote cielątko
1980
Nagle
Chodzi za mną twoje ja
ubiera się na niebieskozielono w czerwoną kratkę
mówi że nie wierzy
udaje
robi miny
jest urywa się jak ścieżka
wraca znowu idziemy
i wszystkie głupie rozmowy
sprzed wojny i Króla Ćwieczka
nagle co to zdziwienie
światło
przyklęka droga
to twoje ja prawdziwe
przyszło tu od Boga
1980, 1996
Powązki
- Romce Lewandowskiej
Nie chodzę tam by usłyszeć śpiew wilgi
podpatrzeć jak mikołajek zakwita od dołu do góry
a cień depce po piętach
goniąc wiewiórkę ze śmiechem w ogonie
jak teściowe z zięciami porastają bluszczem
to nie duch ale pomnik straszy
jak czyjaś wielka sława zdechła zupełnie sama
choć przy nazwisku łazi robak
- smutno żywych kochać ponad miarę
jak na grób Rydza-Śmigłego opadają ciernie
chodzę dziwię się myślę przemilczam
ilu młodszych umarło ode mnie
1980, 1986
Powiedz
Kopciuszku tobie się udało
oddzielić mak od popiołu
przez jedną noc
powiedz jak oddzielić
kota od kotki
ból od miłości
łzę od doświadczeń
smutek od czasu
mądrość od starości
i nie mieć już słonia lat
1980
Więcej
Coraz więcej Ciebie
bo powietrze przejrzyste między ulewami
czarny las a im dalej tym bardziej niebieski
może w nim szuka grzybów stary smutny anioł
co zamiast poznać miłość wkuwał język grecki
a teraz moja prośba o Matko Najświętsza
być jak tęcza co sobą nie zajmuje miejsca
choć biegnie jak po schodach od ziemi do nieba
Tobie derkacz w zbożu Tobie zając w polu
mrówki co się kochają ale się nie lubią
pomidor z pępkiem koszyk z maślakami
i cierpienie tak wielkie że już nie ma grzechu
milczenie które myśli
radość co rozumie
Amen lub inaczej niech nie będzie mnie
1980
Wielkie i małe
Ten chrabąszcz przedwojenny co stanął na głowie
i nie miał swego domu skoro mieszkał wszędzie
pies co skakał do Narwi i pływał zielony
szpak co wplatał w swe gniazdo całe pół stokrotki
choć dziób najpierw otwierał zamykając oczy
niezapominajka co krótko pamięta
bo kwitnie tylko od maja do czerwca
ciemne orzechy buku choć się wydawały
tak drobne że nawet Bóg się nie pomieści
smutny wybryk natury dziadek zakochany
i łza jak samotna samiczka bez skrzydeł
Furtka którą patykiem olchy otwierałem
Szczegół nadaje wielkość wszystkiemu co małe
1981
Na cały głos
Święta Tresko pisząca o duszy na cały głos
podpowiedz co
święta Marto wprost z kuchni
jak leci
święta Kingo co w czasie bólu głowy zaplatałaś warkocze
ani mniej ani lepiej
święty Mikołaju z niespodzianką
jak z ogromną żyrafą z małymi różkami
asceci najeżeni jak dwa widelce
bez przerwy od do
Matka Boża znowu na nogach
dokąd
Jezu
dziennik telewizyjny
1981
Drzewa
Brzozo nazbyt wieśniacza aby rosnąć w mieście
dyskretny grabie w sam raz na szpalery
jarzębino dla drozdów dzwoniących i szpaków
akacjo z której nie złote tylko białe miody
olcho co jedna masz pyry liściach
głogu co chronisz gajówkę krewniaczkę słowika
jesionie co pierwszy tracisz liście zbliżając nam jesień
Poproście Matkę Bożą abyśmy po śmierci
w każdą wolną sobotę chodzili po lesie
bo niebo nie jest niebem jeśli wyjścia nie ma
1981, 1982
Gdyby
Nawet by nie wiedziano
ile razy się biegnie po schodach bez windy
ile czystego piekła może być w nieszczęściu
jak cicho po pierwszym wzruszeniu
nikt by nie wiedział
że najładniej w gnieździe czyżyka
że biały dziwaczek zakwita kiedy deszcz pada
że
że
że
że
że
motyl odróżnia żółte od zielonego
matkę może przypomnieć jeden krzyżyk włóczki
rybitwa fruwa z jaskółczym ogonem
wierzba w fujarce smutna przy krowach wesoła
świecę się stawia tuż obok śmierci
gdyby był Bóg bez ludzi
1981, 1986
Proszę o wiarę
Stukam do nieba
Proszę o wiarę
ale nie o taką z płaczem na ramieniu
taką co liczy gwiazdy a nie widzi kury
taką jak motyl na jeden dzień
ale
zawsze świeżą bo nieskończoną
taką co biegnie jak owca za matką
nie pojmuje ale rozumie
ze słów wybiera najmniejsze
nie na wszystko ma odpowiedź
i nie przewraca się do góry nogami
jeżeli kogoś szlag trafi
1981, 1986
Pisanie
Jezu który nie brałeś pióra do ręki
nie pochylałeś się nad kartką papieru
nie pisałeś ewangelii
dlaczego nie pisze się tak jak się mówi
nie pisze się tak jak się kocha
nie pisze się tak jak się cierpi
nie pisze się tak jak się milczy
pisze się trochę tak jak nie jest
1981
Kłopoty zakochanych
Zakochani mówili
- przecież nie do wiary
czy to prawda może się nam zdaje
czy tak łatwo się spotkać cierpiącym na miłość
w świecie w którym kłopoty nasze nie ustaną
bo jak diabeł ucieknie odejdzie i anioł
Jesteś i nie ma Ciebie. Ten sam znowu inny
trochę na odczepnego i trochę na niby
jak len co kwitnie niebiesko biało i różowo
choć świt i zmierzch sprawia że inne kolory
Czy to Ty jesteś blisko jakbyś słuchał serca
i jak matka przechodzisz przez środek sumienia
jesienią deszcz zasłania zimą śnieg zabawny
Ten którego się kocha jest wciąż niewidzialny
1981, 1994
Zaufałem drodze
Zaufałem drodze
wąskiej
takiej na łeb na szyję
z dziurami po kolana
takiej nie w porę jak w listopadzie spóźnione buraki
i wyszedłem na łąkę stała święta Agnieszka
- nareszcie - powiedziała
- martwiłam się już
że poszedłeś inaczej
prościej
po asfalcie
autostradą do nieba - z nagrodą od ministra
i że cię diabli wzięli
1981, 1986
Baranku wielkanocny
Baranku wielkanocny coś wybiegł z rozpaczy
z paskudnego kąta
z tego co po ludzku się nie udało
prawda że trzeba stać się bezradnym
by nielogiczne się stało
Baranku wielkanocny coś wybiegł czysty
z popiołu
prawda że trzeba dostać pałą
by wierzyć znowu
1982, 1994
* * *
Na Powązkach warszawskich
zdziwić się uśmiechnąć
przy grobie pana Prusa
popatrzeć na wszystko
- wiewiórko przezabawna
co się tutaj dzieje
można odejść na zawsze
by stale być blisko
1982
Matka dla wszystkich
Nie tylko pod krzyżem
- mówiła Matka Boska ale i w niebie zmartwienie
święty Piotr pilnuje bramy, święty Mikołaj klei anioła na gwiazdkę
Agnieszka suszy baranka
Izydor orze, święty Roch zagląda chorym zwierzętom w pyski
przypomina jeżom że się budzą w marcu
liściom wiązu że mają nerwy nie do pary
męczennik wzdycha jak królik doświadczalny
każdy ma swoje własne zajęcia
tylko ja zwyczajnie jak mama
muszę mieć czas na wszystko
i dla wszystkich
1982, 1986
Teraz
Teraz się rodzi poezja religijna
co krok nawrócenia
lepiej nie mówić kogo nastraszył
buldog sumienia
ale Ty co świecisz w oczach jak w Ostrej Bramie
nie zapominaj
że pisząc wiersze byłem Ci wierny
w czasach Stalina
1982, 1983
Dobro i zło
Ze złem skrada się siła
władza
urzędowe twarze
z dobrem przychodzi serce
choćby najmniejsze
jamnik
z każdą nogą
skrzywioną jak szczęście
wiejskie na wsi Godzinki
gdy zmieniają słowa
"i niezwyciężonego
plask w mordę Samsona"
1982, 1983
Prośba
Matko łaskawa
zmiłuj się nade mną
spokój ma maskę ciemną
Miłość światło zapala
nadzieja uczy czekać pomaleńku
- Szturchnij czasem
po ciemku
1982, 1983
Trzeba
Trzeba być zakochanym
żeby uwierzyć w aniołów
w serce jak pieprz co się nie zmienia
w mamusię świętą
i w ojca świętego
w to że się z średnią pensją nie umiera
a nawet w najtrudniejsze
że Bóg to jedność
bez cierpienia
1982, 1994
Optymizm
Ach ten optymizm co chodzi w kółko
i mówi lepiej będzie
a ja chcę właśnie trochę rozpaczy
takiej jak zawsze więc bez tłumaczeń
tego wciąż szczęścia co jest nieszczęściem
choćby urosło o jeden procent
miłości która czeka tak samo
z pobitym sercem nocą dziurawą
jak mól co został znowu na zimę
a ja już nie chcę niczego zmieniać
kamień niech będzie zawsze kamieniem
łza - starą myszką
buty - wspomnieniem
1982, 1983
* * *
Piękno, ale tyle widać
tak jakby wszystko oprócz Niego
widzisz brzozę żółtą w jesieni
białe kwiaty kminku
przeszłość zawsze czystą
bo to co przeszło wzrusza jak ogonek w śniegu
i można potem znaleźć nawet czego nie ma
ufne pszczoły co swą matkę wypuszczają samą
nad ciepłym suchym ulem nie przegrzanym w słońcu
by powrócić pod wieczór jak złoto zmęczone
krzyż zachodu na niebie naga baba w wodzie
bo każdy ma dwie dusze a jedną na co dzień
i tyle innych cudów jak czaple szczęśliwe
a czaple są udane jeżeli są krzywe
Nie widzisz Go z żadną gwiazdą
ze świnką serdeczną
bo piękno - to po prostu Jego nieobecność
dzieło aż tak wielkie że anonimowe
1982, 1994
Pytałem
Pytałem jednej gałązki rozmarynu
jednego białego orła
jednego o Traugucie wspomnienia
Orzeszkowej piszącej "Gloria victis"
za co szło się wtedy do więzienia
1982
Liść
Liść porzeczki co zmienia barwę na deszczu
sowa co ma oczy żółte z białymi brwiami
jerzyk co nie siedzi tylko stale fruwa
a kto biegnie w nieskończoność od niej się oddala
las w którym przyłożono już nożyk do grzyba
bekasy stale czyste bo biegną po błocie
księżyc co się zabawia udaje że umarł
zresztą jest księżycem stanowczo za długo
anioł co już nie strzeże bo na grzech za późno
nie denerwują patrzą zwyczajnie
jak Niewidzialny chodzi koło mnie
1982, 1994
Tylko
To tylko oczy co chcą widzieć dalej
to tylko uszy co pochwycą ciszę
ręce tak smutne jak skrzydła za małe
serce jak kogut zatrzymany w klatce
zmysły co kryją sekret przed poznaniem
Trzeba mieć ciało by odnaleźć duszę
1982, 1983
Powitanie
Matka Boska się dziwi. Także Józef nie wie
Tereska uczy francuskiego w niebie
- żeby "u" dobrze mówić - wszystkim pokazuje
- ściągnij usta swe w dzióbek tak jak się całuje
Florian już się nie spieszy bo Pan Bóg ustalił nie polewaj nie dmuchaj gdy się miłość pali
Anioł przestaje fruwać bo nagle z wzruszenia
pragnie uczcić roztropność minutą siedzenia
Tomasz poznał że z prawdą jest tak i inaczej
jak ze szpakiem co chodzi i wróblem co skacze
Wszyscy kręcą głowami
Wszedł M. Kolbe - Gwarzą - Jak można wejść do raju z taką smutną twarzą
1983, 1994
Koniec
Co się spotkało a potem rozeszło
co było razem by biec w różne strony
szczęście co nagle rozdarło się w środku
chociaż żegnając kocha się najdłużej
bliscy co potem wydają się obcy
i mówią sobie wszystko się skończyło
Nie martw się o nic bo szpak zamyślony
i smutna ziemia w niewidzialnych rękach
orzeszek grabu z skrzydełkiem zielonym
żyrafa co szyją wypatrzy najdalej
koniec - to kłamczuch w świecie nieskończonym
1983, 1994
Kolczyki
Wieczorowe suknie
pachnidła kolczyki
długa wędka włosów
i nagle rozpacz szczęście
by wybrać miłość mądrą
kochać nieszczęśliwą
chodziła bez grzeszników po kątach płakała
większy wstyd nagiej duszy
niż nagiego ciała
1983
Dyskusja
Święty Tomasz orzekł - caritas
święty Oryl - amor
święty Alojzy - dilectio
wszyscy wiedli dyskusje jak niedźwiedzia
przyszedł święty Pastuszek
i najmocniej przepraszał
bo powiedział im guzik z tego
1983
Rozumiesz
Słowiku co śpiewając podskakujesz do góry
żeby spaść na tę samą gałązkę
ty rozumiesz zachwyt niecierpliwość
wiersze nasze wszystkie łzy na trąbce
zdradę świętego Piotra smutne oczy pijaka
czystość zmysłów duszy gorączkę
dzień o piątej rano i kwadrans po zmierzchu
wiary naszej pokój i wojnę
nawet takich których nie rozgrzeszą
1983
Mała litania
Święty Florianie od pożaru
święty Tadeuszu od burzy
święta Agnieszko od tego co najprościej
ocal jak szafirek
co się pojawia w kwietniu
przyjaźń w miłości
bo wierna i nie dostaje bzika
1983
Młyn
Przez najbliższych którzy pojawili się żeby odejść przy Bogu który się ukrył żeby być
między miłością a miłością - tam gdzie stoi krzyż
w śmierć poza śmiercią
przy dzieciach śmiejących się na cały głos
przy kamieniu co zgłupiał cokolwiek się stało
przy króliku co biegnie jakby but uciekał
szedł młyn moje życie
1983, 1994
Przyrost ludności
Szkoda
dla jednej tylko osoby
deszczu
buków bo najchłodniej przy nich wśród upału
ławki nad rzeką
szczęścia co zamyka usta
łamigłówki serca
miłości co ostrzy nóż
pływania żabką motylkiem i delfinem
kataru po którym jednym uchem
słyszy się później a drugim wcześniej
ciała co się nie dzieli tylko na ducha i popiół
jaskółki wzruszającej ramionami
wszystkiego po kolei
i dlatego pchają się na ten smutny świat
nowi ludzie drzwiami i oknami
1983, 1994
Uśmiech nieśmieszny
Bądź świętym co się śmieje nie tylko uśmiecha
bo uśmiech może być
czarusiem
liskiem
kłamstwem od ucha do ucha
ale nie można
śmiać się nie naprawdę
na niby
ledwo ledwo
śmiejemy się aż do łez
nie uśmiechamy się tak daleko
1983
Pokora
Spokorniała malwa łakoma
i bez niej kręci się ziemia
spokorniała miłość
i bez niej czuły bocian
spokorniał rozum
i bez niego jest prawda
spokorniało to co na pewno
bo wszystko inaczej
1983
Razem z Tobą
Krzyż Twój idzie razem z Tobą
nad ranem
w jasny dzień
w końcu lata kiedy dokarmia się pszczoły
przy oknie po ciemku
kiedy zimorodek czeka na zimę żeby się urodzić
kiedy smutek szuka przyjaźni
w lipcu kiedy wysiewają koper i kwitnie ogórek
od zaraz - do jeszcze nie wiem
zadzwonię do świętych
przez telefon poproszę
by krzyż nie przychodził bez Ciebie
1983, 1993
Boże Narodzenie
Podszedł na palcach niedowiarek
bo konstytucja nie zabrania
do Matki Bożej. Mówił do Niej
- tak nam się wszystko poplątało
partia przy końcu zbaraniała
niech Cię za rękę choć potrzymam
w Noc Szczęśliwego Rozwiązania
1983, 1990
W jarzębinach
Krew płynie z Twojego boku
wakacje a taki blady
i właśnie dlatego wierzę
żeś wszechmogący słaby
że w jarzębinach wisisz
dzwońce cię podziobały
właśnie dlatego kocham
że jesteś wielki mały
rozeszły się całkiem drogi
zgubiło się i odkryło
pozostał człowiek i Pan Bóg
mój grzech moja miłość
1983, 1989
Apostołowie niewiary
Niewiara ma swoich apostołów
męczenników
wyznawców
zadziera nos do góry
z każdym się dogada
niesie także swój krzyż
uczy się milczenia w milczeniu
ciemności przed świtem
załamuje ręce nad grobem matki
tu przychodzi
żeby uwierzyć
1983
Wszystko smutne
Smutna miłość
smutny Jezus z gołymi plecami
smutny księżyc co nie chce wyzdrowieć
smutna łąka w sierpniu od bodziszków niebieska
smutna krowa
smutny grzyb jak krasnoludek bez żony
śpiew w klatce
siwe wąsy kota
smutna szałwia inaczej czerwona
smutny dowcip dla wszystkich
smutny deszcz co jak Chińczyk pisze z góry na dół
smutny pan młody co się ożenił bo nie miał innego wyjścia
Nie odchodź nie opuszczaj nas
smutna strono piękna
1983
Odpusty
Poprzez wszystkie odpusty w Twoim niebie
poprzez wesołe miasteczka aniołów
świętych leżakowanie
miłość bez kantów
poprzez czytanki dla zbawionych dzieci
Ala ma cnotę
ale nie ma kota
spójrz w piekło wiary po tej stronie
1983
Ciało
Ciało tak święte że trzeba je ukryć
przed wzrokiem naszym otoczyć milczeniem
jak smukłe palce czapli nad strumieniem
ciche posłuszne daje istnieć Bogu
jak szczęście krótkie i jak smutek stworzeń
jeśli się wstydzi utraciło wiarę
że miłość nawet golasa zrozumie
1983, 1994
Staruszka
Tu będzie fotografia którą rozstrzelali Niemcy
tam lampa co się w dzieciństwie spadła
szpak powróci na miejsce za oknem przy skrzynce
tu listy z ciszą w środku miłość je zabiła
niby głogi za bardzo do siebie podobne
obok drobiazg na półce rozpaczy szkielecik
i kapelusz z lat szkolnych co młodość udaje
jak brodacz co swą brodą zasłania podbródek
i teraz wie, że wszystko jest razem
śmierć radość niebo i ziemia
bo ustawia rzeczy których nie ma
1983, 1994
Spójrz
- Nie powieś się
spójrz w okno
znowu ten biały śnieg z czarnego nieba
znowu uśmiech jak osioł z pretensją do osła
cenzor który sam wpadł pod nożyczki
święta Maria Goretti jak powietrze czyste
i szept co pozostał z całego Kościoła
- Chryste
1983
Niejedzenie
Mario siostro Łazarza
gdy Pan wszedł do domu
zapomniałaś o piecu
nie nakryłaś stołu
bo miłość zaczyna się od niejedzenia
nieważnym stał się czajnik inaczej naciągacz
kasza jak chuda wrona sądzona za rozpacz
czosnek jak zęby wiedźmy
z zasady nierówne
powiedz siostrze swej Marcie
gdy Pana zobaczę -
czemu latasz po kuchni i po rondle skaczesz
- nic nie zjem. Padnę na pysk
jak grzech się rozpłaczę
1983, 1986
Jest czas
U nas wakacje. Nic się nie dzieje
usiadły liście lnu
siedem tysięcy pszczół bez urlopu
pracuje za darmo
nikt z nas się teraz nie spieszy
jest czas
Rozmawiamy
- pani stale co rok młodsza
tylko się kapelusz jak Pałac Kultury starzeje
zresztą wszystko wiadomo bo nikt nie wie
czytamy o sympatycznej świętej która poszła z grzechem do nieba
opodal milczący po upadku kamień
jemu wierzę
1983, 1994
Stwarzał
Bóg stwarzał wszystko by poznawać siebie
stąd barwa biała zawsze lekka zielona spokojna
żółta pliszka bo taką i o zmroku widać
jeż na brzegu lasu dowcipne szparagi
ktoś kto umarł przed chwilą wyleciał wesoły
koniec wszystkich spraw naszych wspaniale niejasny
lwica co ogon chwali skoro nie ma grzywy
nietoperz co składa skrzydła i opada szybko
zając co się odbija tylnymi nogami
księżyc jak rencista co wyszedł się martwić
gwiazda polarna co wskazuje biegun
ogromna kula ziemska i świat nieokrągły
jaskinie latem zimne, widzenie pod wodą
i czas najważniejszy - choć nie wie co będzie
miłość lub inaczej wszystko i daleko
żuk jak anioł swobodny bo niepoliczony
kariera na początku a mięta przy końcu
Bóg stwarzał świat i poznawał że jest wszechwiedzący
1983, 1986
Pokochać
Jaka to radość
pokochać Ciebie
od pierwszego spojrzenia
bez dowodu na Twe istnienie
bez sprawdzania papierów
i dopiero wtedy wszystko jak nic dotąd
trojaczki krzyczą na całego
nie pyskuje pilnowana trawa
dyrygent oczy zamyka żeby słuchać
wyciszają gwiazdy
bawi ogon jelenia zawsze z jedną kreską
i nawet dym zamiast do diabła
idzie do nieba ze wzruszenia
1983, 1986
Miłość
Czystość ciała
czystość rąk pana przewodniczącego
czystość idei
czystość śniegu co płacze z zimna
wody co chodzi nago
czystość tego co najprościej
i to wszystko psu na budę
bez miłości
1983
Jakże
Jakże się teraz nie bać nie trwożyć z tylu ranami naraz
na krzyż Cię złożyć Matka Boska się śniła
płakała
jak we mszy świętej
krew liną oddzielić od ciała
z powrotem piątek
słońce umiera
nie widać
jeśli jest miłość przestań się martwić
i śmierć się przyda
1983
Nielogiczne
To co nielogiczne prowadzi do wiary
gwiazda co spadła z nieba dla nikogo
zając co ma tylko strach swój na obronę
miłość do połowy
szczęście nieszczęśliwe
kucyk nadziei
i brudas który przyszedł ażeby powiedzieć
tak zimno a Pan Jezus za lekko ubrany
róża pomarszczona
łabędź wiosłujący tylko jedną nogą
za wielki Pan Bóg żeby wszedł do głowy
1984, 1994
Boże
Darwin znikł z długą brodą posiwiały małpy
Wolter już jak nekrolog w kąciku humoru
nawet Kopernik zmalał choć obracał Ziemię
spaniel życzy przed sklepem krótkiego ogonka
wszystko na pysk zbity wali się bez Ciebie
1984, 1986
Osioł
Duch oklapnięty kiedy ciało obok
miłość niecała bo smutek daleko
jeśli śmierć nie przyjdzie
życie jak matołek
wiara niepewna gdy niewiary nie ma
nawet uśmiech jak baran gdy zabraknie płaczu
wszystko Bóg stworzył razem
dlaczego osioł wyje
zobaczył osobno
1984, 1994
Płacz
Marta zakrzątana obrus rozłożyła
w rosół za gorący chucha sercem studzi
mięsa nie dopiekła solić nie skończyła
nad wiarą co płacze znów się zamyśliła
a tu tyle roboty
Łazarz z grobu wrócił
właśnie talerz odsunął
- Marto - mówi - Marto
Jezus przy mnie płakał
1984, 1994
Dziękuję
Dziękuję za Twoje włosy
nie malowane na obrazach
za Twoje brwi podniesione na widok anioła
za piersi karmiące
za ramiona co przenosiły Jezusa przez zieloną granicę
za kolana
za plecy pochylone nad śmieciem w lampie
za czwarty palec serdeczny
za oddech na szybie
za ciepło dłoni na klamce
za stopy stukające po kamiennych schodach
za to że ciało może prowadzić do Boga
1984, 1986
Miłość
Świat zmaglowany
polityka pudło
dom już nie tamten
inna brama
niewierzący na roratach w kościele
tylko miłość
wariatka ta sama
1984, 1994
Lustro
- Nie ruszaj lustra
mówią najpierw - bo stłuczesz
- nie patrz w nie bo zobaczysz kacyka diabła
- nie gap się w nie jak wrona bo znajdziesz męża gawrona
albo schowaj je bo cię wyrzucą z klasztoru
lepiej widzieć indyczki maślaki wiatr
lustro grzeszne i próżne
sam Bóg potem powie
- spójrz w nie głuptaku
ile masz lat
starszy panie z odrąbaną młodością
1984
Zdziwienie
Dziwią się kuropatwy co chodzą parami
wszystkie na plotki schodzące się wrony
lipcowe gwiazdozbiory Rak i Lew na niebie
panny po ślubie co nie chcą być same
filozof z bzikiem bo odnalazł żonę
bekas co gwiżdże stale dwie sylaby
dziwi się księżyc sam na sam ze sobą
że Bóg jest jeden
i nigdy samotny
1984
Pociecha
Niech się pan nie martwi panie profesorze
buty niepotrzebne umiera się boso
w piekle już zelżało
nie palą
tylko wiedzę wieszają na haku
smutno i szybko
1984
Prośba
Martwię się o przeszłość dreptałem jak kaczor
straszy mnie teraźniejszość by wytrwać na drogach
została tylko przyszłość
by się chociaż raz cieszyć
jeszcze jej nie zbrudziłem
cała w rękach Boga
1984, 1998
Wiersz z dedykacją
- Zbigniewowi Herbertowi
Tu znowu jest tak samo i nic się nie zmienia
trójkątne liście brzozy i olchy okrągłe
akacja pachnie jak za czasów Prusa
obowiązkowo bo zawsze przed deszczem
altana niby bliska a woła z daleka
młodej kobiety bój się przed starą uciekaj
leszczyna rodzi swój orzech laskowy
tak sobie dla zagadki nazwany tureckim
ogórki jak wiadomo rosną tylko nocą
pszczoła staroświecka jak z carskiego złota
na trzeciej parze nóżek trzyma swój koszyczek
Poznasz tu łatwo jak się kto uśmiecha
koń rży pies merda wół w dobrym humorze
żeby było zabawnie ustawia się bokiem
cień drzewa w samo południe wskazuje na północ
święta cebula krewna zdechłej lilii
strip-tease przyzwoity zasłania swym płaczem
chamka czapla bezczelna coraz bliżej wody
denerwuje bociana bo ma palce żółte
znów Pan Bóg kocha żabę nie za to że skrzeczy
żaba skrzeczy dlatego że Pan Bóg ją kocha
a Pan Bóg jest tak prosty że musi być duchem
Pan Cogito zdumiony meandrami świata
niech wybaczy wiersze rwane prosto z krzaka
1984, 1994
Zbliżenie
Wszystkie mleczne drogi
jak miecz między nami
krzyż wciąż nieskończony
przestrzeń niepoznana
wąski pasek cnoty
zbliża mnie do Ciebie
to co Cię oddala
1984, 1994
Tak mało
Jest miłość
za nic
nie chce listów
spotkań
cielęciny bez kości
piernika
ani form wyklepanych
ani głosu w telefonie
- zapnij palto żeby nie zatkało
tak mało potrzeba tak mało
jest wielka miłość
uczyła święta babcia
pozostaję jej wierny
miłości za Bóg zapłać
1985, 1998
Chciałbym
Chciałem ją zatrzymać cała wieś się śmiała
- nie wiesz że w końcu maja odlatuje czajka
chciałem świerszcza posłuchać chichotały drzewa
chciałem niebo przygarnąć ale pomyślałem
tylko na wigilię pierwsza gwiazda w oczach
chciałem babcię mieć jeszcze przedwojenną po wojnie
do Jezusa poszła nie do mnie
1985
Wniebowzięta
Widziała jak walczący stawali się prochem
jak najmłodsi choć ostatni odchodzili pierwsi
smutne ręce praczek nie wzięte do nieba
więc współczuła chciała prędko zakryć
swoje ludzkie ciało bez śmierci
1985
Matka
Nieludzki urok gwiazd nad sputnikami
nieludzki pomysł śmierci
nieludzkie cierpienie
nieludzki czas co czeka z krótkim nożem renty
nieludzkie piękno mistrzów
a tu zwykła matka
jej nos okulary i pacierz na stole
moczopędna pietruszka
z selerem sałatka
i bardzo ludzka miłość
z początkiem romantycznym
z krzyżykiem na końcu
bez środka
1985
Czekanie
Kiedy na miłość niecierpliwie czekasz
pomiędzy dzwonkiem a otwarciem drzwi
czasem wepchnie się kurczak za chudy na rosół
opluje deszcz
nie kracz
jeszcze podziękujesz Bogu
gdy przyjdzie tylko pies
1985
Było
Wiersze staroświeckie co wzruszają teraz
z rymami jak należy z przecinkiem i kropką
z dworem co znikł nagle cicho i na zawsze
a wiadomo cisza większa niż milczenie
i pamięć już posłuszna gdy przeszłość przychodzi
z babcią co na werandzie cerowała dziurę
bez nożyczek zębami przegryzając nitkę
tuż przy koszu na grzyby by się nie sparzyły
z wujem co się gazetą niepotrzebnie zajął
więc pomagał mu diabeł ale kopnął anioł
ze smutkiem przemijania jagód jarzyn jeżyn
gdyby śmierci nie było nikt z nas już by nie żył
przemijamy jak wszystko by w ten sposób przetrwać
uczucia bez łapówek i rąbanka grzechów
wielka miłość co zawsze wydaje się łatwa
i wie już tak od razu że nie wie co będzie
choć za młodu drży serce a na starość noga
wszystko co najcenniejsze spaliło się w piekle
wiersze staroświeckie niemodne naiwne
ten sam baran co wtedy
ale szczęście inne
1985, 1986
Jest
Gil zgrzyta sroka sroczy
odchodzą szpaków pokolenia
jelonki liżą milczą grzyby
cielę z probówki szuka matki
kręci się Ziemia bez sumienia
słuchają służą i nie mówią
- a jeśli Jest a jeśli nie ma
1985, 1986
Ostrobramska
To nie to
to wrona
to nie koniec
to wróci
nie ma nigdy na zawsze
Ostrobramska w serdecznym mieście
odpukuje nieszczęście
1985, 1986
Powiedzą
Inny czas kiedy nie jesz lecz pożądasz wołu
inny kiedy płaczesz na swój własny rozum
inny żal kiedy zamiast przyznać się do grzechu
mówisz - zaliczyłem sobie kilka pań inny kwiat kiedy niosą go na wesele
wiedząc ile trzeba miłości by zbudować dom
inny ten który złożą pomilczą odejdą
i powiedzą z uśmiechem że to tylko śmierć
1985, 1986
Prośba
Żyrafo dryblasie z trójkątną główką
jamniczko z poczwórnym platfusem
wielbłądzie kulfonie
mrówko widoczna przez lupę
kaczko płaskonosa
dziobaku nietypowy co wyłazisz z jaja
czaplo pięknie krzywa
nas grzeszników na duchu podtrzymuj
ile pokrak bez winy
1985, 1994
Będzie
Koniku polny co żyjesz jedną tylko jesień
serce kochające niekochane
smutku w cztery oczy
bo mieszkanie za dwadzieścia lat
szczęście o tyle o ile
prawdo co obrażasz
ciotko której w dowodzie dzieciak dorysował brodę
dygnitarzu który zlecisz ze stołka wszystko tak będzie jak ma być
1985
Szczęście
Nie ma miłości bez odpowiedzi
serce zostaje dalej choć odeszło
byle nie dla siebie
wtedy krowa pociesza ogonem
dwumetrowy goryl obejmuje goryla
koza pójdzie do kozy
zimorodek czeka na zimę żeby się urodzić
jeż nie jeży się na jeżycę
komputer pyta koguta o godzinę
bocian powróży choćby jedną bezpartyjną nogą
całują wszystkich nawet nikogo
a szczęście tak jak skrzypce im starsze tym młodsze
1985, 1986
Nie Anioł Stróż
Mojego Anioła Stróża nie widać
choć nie zazdrości archaniołom
nie strzeże nikogo jak na obrazku
przewraca kładkę po której idę
rzuca w przepaść na zbitą głowę
wyciąga za nogawki
pyta - jak leci
mówię mu nieprzyzwoity po łacinie banał
- Aniele tobie łatwo bo nie masz ciała
ale mnie sempiterna zabolała
nie rozumie strzeżonego Pan Bóg nie strzeże
do Boga idzie się na całego
przez kładkę skopaną
przez miłość która wyszła bokiem
przez rozpacz ze szczegółami
przez korek uliczny w którym ugrzęzło pogotowie z syreną
czasem jak stonoga co pomyliła nogi i stanęła jak noga
tłumaczył i ja tłumaczę
ale na obrazkach inaczej
1985, 1986
Mówią
Rysuję Twoje ręce na krzyżu umyślnie za długie
niech ogarną ludzi najwięcej
rany grubsze stopy za ogromne
wciąż uciekam niech dobiegną do mnie
serce całe jak świętej wizytki
- Tak nie można - mówią
- za brzydki
1985, 1994
Spotkanie
- Barbarze Arsobie
To jedna chwila dziwnego olśnienia
kiedy ktoś nagle wydaje się piękny
bliski od razu jak dom kasztan w parku
łza w pocałunku
taki swój na co dzień
jakbyś mył włosy z nim w jednym rumianku
ta jedna chwila co spada jak ogień
nie chciej zatrzymać
rozejdą się drogi samotność łączy ciała a dusze cierpienie
ta jedna chwila
nie potrzeba więcej
to co raz tylko - zostaje najdłużej
1986, 1991
Oprowadzanie po piekle
Tu separatka
nic nie pomogło
miał już aureolę kwadratową
uparł się mieć okrągłą
a tam poniżej
ksiądz proboszcz piszczy
zbudował kościół
jak Pałac Kultury z krzyżem
1986
Do albumu
Pisać wiersz niczyj dla wszystkich
jak zabawny byczek co podchodzi z bliska
być biedronką co uklękła w słońcu
bez adresu imienia nazwiska
1986
Brzydal
Muzealne
oklaskiwane
piękne piękno jak oblizane sumienie
a tu chodzi boczkiem
byle jaki brzydal cierpienie
1986
Nie tylko
Trawa czuła łaskocze łydki
kasztany spadają i całują rączki
woda rozebrana siada na kolanach
chrabąszcz podrywa włosy
świerszcz jak stereofoniczna muzyka
uwodzi kalina
nie tylko
jeszcze wierna świnia
kocha nie zapomina
1986, 1989
Milcz
Chciałem powiedzieć - przecież to okropne ale przygryzłem język
chciałem zapukać
nie miałem do kogo
milcz
Bóg mówi dobrze o Bogu
1986
O Mojżeszu
Córka władcy - faraona
woła smutno i wesoło,
że w koszyku krytym smołą
płacze dzieciak z piętą gołą.
1986, 1998
Na rękach
Kiedyś owcę wziął Jezus na ręce,
więc dziś każda ze wzruszenia .beczy
i z radości daje wełnę na sweter,
rękawiczki, kożuch, ciepłe rzeczy.
Strzyc się daje, bo wciąż myśli sobie:
z mojej wełny skarpetki zrobi
Matka Boska leżącemu w żłobie.
1986
Mamusia
Święty Józef załamał ręce,
denerwują się w niebie święci,
teraz idą już nie Trzej Mędrcy,
lecz uczeni, doktorzy, docenci.
Teraz wszystko całkiem inaczej,
to, co stare, odeszło, minęło,
zamiast złota niosą dolary,
zamiast kadzidła - komputer,
zamiast mirry - video.
- Ach te czasy - myśli Pan Jezus nawet gwiazda trochę zwariowała,
ale nic się już nie zawali,
bo wciąż Mamusia ta sama.
1986
O Tomku
Jak wyglądał Tomasz, kiedy nie wierzył,
że Pan Jezus wstał z grobu?
Siedział smutny
z brodą pokręconą,
z wychudzonym brzuchem,
z nerwowym paluchem,
z nosem spuszczonym,
zrozpaczony.
Wszystko pozapominał:
że Jezus przemienił kiedyś wodę w wino,
że z trędowatego zrobił gładkiego,
z głuchego - muzykalnego,
z kulawego - sportowca na całego.
Marudził, mądrzył się, wściekał,
na jedenastu narzekał.
A jak wyglądał, gdy zobaczył Jezusa:
oczy otworzył szeroko,
odetchnął z ulgą głęboko
i wołał na wszystkie strony:
Niech będzie pochwalony!
Przedtem zły i zawzięty,
teraz radosny i święty.
Przedtem się stale jeżył,
teraz - we wszystko uwierzył.
1986, 1998
Arka
W Arce Noego była małpa
słoń i żyrafa
smutny kruk i gołąbek biały
kaczki które kwakały
mamut czyli słoń w futrze
ubrał się ciepło bo myślał że będzie zimno pojutrze
wrony czarne z każdej strony
gawron jak zwykle na gawrona obrażony
patrzy wujek na ciotkę
jak na wróbelka własnego
obmyśla jak ją wpakować
choć na rok do Arki Noego
1986
W klasie
Ryczą w klasie dokazują
najgrzeczniejszych kotem szczują
ryczą biją się po łapie
chcą położyć się na mapie
na przyrodzie lepsza draka
wypchanego szczypią ptaka
nogi skaczą skrzypią ławki
kogoś biorą za nogawki
piszczą wyją głośno chrapią
książkę do religii drapią.
Nagle sfrunął anioł biały
mówi - lubię te kawały.
1986
Najbliżsi
Nie proszę już o spokój
ani o to żeby było inaczej
nie mam żalu że nie mam malucha
ani o to że mi najbliżsi rozrąbali głowę
przyszedłem podziękować że jesteś Bogiem
1986
Stale
Staję się stale mniejszy
w mieście które jak inflacja rośnie
we wszechświecie co się rozszerza a kurczy
wśród tych co mnie znaleźli
i widzą że mnie nie ma
nic ze mnie nie zostanie bo i to za dużo
1986
Nie zląkł się
Tylko święty Jan umarł w domu na posłaniu
z poduszką pod głową owinięty w śpiwór
jeden nie zląkł się krzyża, jeden stał pod krzyżem
pozostali ze strachu w Wielki Piątek zbiegli
kto ucieka od Krzyża - krzyż cięższy dostanie
1986, 1993
Zbawiony
Ten którego kochają zostanie zbawiony
choć kocha się dlatego że się nie rozumie
niekiedy tylko ogarnia zdumienie
jakby księżyc świntuch rozebrał do naga
ten którego kochają zostanie zbawiony
ile razy błądziłeś ale ktoś cię kochał
czekał w oknie bo oddech pozostał na szybie
ile razy grzeszyłeś - łza cię uzdrowiła
a miłość jest już czysta gdy przy końcu płacze
i jak lew nieśmiało tyłem się odwraca
jeśli bliskich zabraknie sam Pan Bóg przygarnie
powie ci to na starość ślimak zamyślony
rozpacz stara kłamczucha co rozrabia na dnie
czas już poza czasem
słowo ponad słowem
gwiazda co przez okno chce cię stuknąć w głowę
łotr na trzech gwoździach za nas powieszony
ten którego kochają zostanie zbawiony
1986, 1994
Prośba
Dziobie z liściem szczawiu
kamieniu co nie pytasz
zgrzybiały grzybie w barszczu
piesku - Tomku nieufny co obwąchujesz
stole na którym bez kartek
za dolary kaczka
proście abym znalazł takie słowo
które Pan Bóg polubił i daje co łaska
1986, 1994
Westchnienie
Na uczelniach teologicznych operowany
przez docentów piłowany
wierzącym udowadniany
przez katechetki lukrowany
w ręce apologetów wydany
Boże mój kochany
1986
Do świętego Antoniego
Szukam ewangelii z przedsoborowych tłumaczeń
spod gęsiego pióra Jakuba Wujka
w której czytano "onego czasu"
fruwały ptaki niebieskie
rósł kąkol nie ogolony
pacholę podawało koszyk na pustyni
dzień się nachylił
na Taborze Jezus jaśniał jak śnieg
martwił się o rentę nie rządca lecz włodarz
jedno słowo "maluczko" krzyczało szeptem
biegły po ciemku panny głupie
a ciało jak ciało było mdłe
szukam ewangelii
kiedy dzieciństwo było jak zawsze raz tylko
Święty Antoni Padewski Ratowniku Pośpieszny
Niech utyje chwała Twoja - niech się znajdzie zguba moja
1986, 1988
Rana
Rany Twej lewej stopy nie widzę na krzyżu
przykryta stopą prawą - by nie oglądano
trudno sekretu dyskretnym dotrzymać
aniołowie na trąbkach zaraz wydmuchali
że tak się stało
do niej się modli przetrącone szczęście
kolaboranci nielegalna miłość
ten kto na starość przyszedł się wypłakać
że trudniej kochać bliźnich niż małego brata
pobitych rana - ta której nie widać
modli się święty Józef z mokrą lilią w ręku
i sikorka bez pary co idzie spać sama
1986, 1994
Dziadek
O wielką miłość nie proszę Ciebie
ale o taką jak M-1
jak kawalerka czyli pokój z kuchnią
pomiędzy piekłem i niebem
o zwykłą
co ciągnie szczęście za nogę
o miłość co się miłości uczy
o taką z innego świata
z fotografii lewicującego dziadka
co wczoraj nos opuścił
wykurza kurze
Boże małych miłości co żyją najdłużej
1986, 1994
Powrót
Odejść od świata - zanurzyć się w Bogu
a potem znowu być tutaj z powrotem
aby powiedzieć - Już widzę odwrotnie
to co nieważne takie ważne teraz
jak jedno pióro wilgi zgubione w Afryce
jak kasztan co spada i puka do grobu
chłopcu co chrząszcza odnalazł martwego
co miał na krótko dwa wąsy zuchwałe
szepnąć - Patrz dojrzał do dalszej podróży
świętą Agatę budzi na dobranoc
Wszystko umiera co jest nieśmiertelne
ludzie rośliny zwierzęta skazane
deszcz błazen co zlał się na zegar słoneczny
smutna wierność na zawsze ale nie na co dzień
Odejść od świata - zanurzyć się w Bogu
i znowu potem powrócić na ziemię
uścisnąć małpę i ostre kamienie
żółwie bo idą najwolniej do ślubu
Wszystko co przyszło z Niewidzialnej Ręki
widzieć kobietę co biega po dworcu
czeka na tego który nie przyjechał
płacze i nie wie że tak się stać miało
bo miłość starsza od nas i większa niż szczęście
Bocian w gnieździe otwartym obraca się w słońcu
by stale swym cieniem pisklęta zasłaniać
mądrość też starsza od nas - więc czemu się boisz
- nie dręcz nad uchem jak mąż wystudzony
- przecież mogliśmy się tutaj nie spotkać
Kto wrócił stamtąd - nie pyta dlaczego
1986, 1994
Beze mnie
Niosłem swoją wiarę niewierzącym
pułkownikowi który mnie wylał na zbitą głowę
profesorowi który żartował - zakonnicy
chodzą już w adidasach
ale gęsi boso
pani prezes która śpiewała przez telefon
dzień się złamał wieczór się zestarzał
wszyscy w dołku - głupieją uczelnie
- mój Boże po co się wtrącałem
w to co zrobisz lepiej beze mnie
`rp
1986, 1994
Uciekaj
Abstrakcjo bierna
co uciekasz od człowieka
od ludzkich przeżyć
od dowcipu
od nerwów
smutku co szuka przyjaźni
wiary na dobranoc
od Mickiewicza który chrzcił swoje dzieci
w Paryżu wodą z Niemna
od dziewczynki co w lipcu o centymetr urosła
od Boga któremu ludzką zapuszczono brodę
uciekaj
tam gdzie diabeł ma swoje młode
1986
Wiara
Biło serce w gardle
Już odszedł - beczałem
Ktoś nie wiedząc chwycił mnie za ucho
rzucił jak koc na ziemię - Ucz się wiary - krzyczał
Pokazałem mu język
bo wiara to nie nauka
- to doświadczenie
1986
Sześć listków
Wuj sznur przygotował
żeby się powiesić
jak żyć - kiedy czarne wszystko
ale to nieprawda
przybiegła przylaszczka
pod nos mu podetknęła
sześć niebieskich listków
1987
Róża
Lilie półnagie
chabry nieczesane
kaczeńce jak kaczuszki co stanęły boso
wszystkie pietruszki jawnie rozebrane
A jednak święty Józef
dąsa się wyraźnie
gdy Matce Bożej
różę wystrojoną niosą
1987
Wygnani
Biblia milczy czy się Adam z Ewą całowali
bardzo wielu współczesnych nic to nie obchodzi
chociaż najpierw się żyje a potem pomyśli
a jednak jak to było w sam raz poza bramą
może mówili patrząc w czarne gwiazdy złote
chyba tutaj także będziemy się kochać
miłość za nami biegnie choć nie ma doświadczeń
trudniej po raju niż po ziemi chodzić
nie wiedzieli nawet jak w oczy popatrzeć
czy od razu całować czy ukryć wzruszenie
a miłość tylko jedną można wszędzie spotkać
przed grzechem i po grzechu zostaje ta sama
1987, 1989
Do księdza Bronisława Bozowskiego
Można kochać i chodzić samemu po ciemku
z przyjaźnią jest inaczej - ta zawsze wzajemna
księże Bozowski patronie przyjaźni
z nosem swym i uśmiechem ukryłeś się w niebie
ktoś dzwoni długo stuka
znów pyta o ciebie
1987, 1989
Nie bój się
Nie bój się kochać jeśli tylko wierzysz
Matka Boska Królową więc Jej ziemia cała
przetrzyma ustrój przeżyje rozstanie
serce jak stary Werter zdolne do cierpienia
a miłość daje to czego nie daje
więcej niż myślisz bo jest cała Stamtąd
a śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej
1987, 1989
O cokolwiek zapytasz
Czemu serce jak żebrak
gdzie indziej istnienie
wierna miłość nietrwała
ślub co przeszedł obok
czemu święty i grzesznik w tym samym pewexie
niepewność świętych jaka łaska grozi
czemu łza opiekunka do gardła mi wpadła
bo szczęście się urwało nie wiadomo po co
o cokolwiek zapytasz
trzepnie cię milczenie
Bogu nie stawia się pytań dlaczego
1987, 1989
Śnieg
Świat stracił wiarę
spochmurniał
zagłady wiek
dziewczynce w zeszycie do religii
różowy pada śnieg
huknęło spochmurniało
już nawet Anioł Stróż
przyjezdny nietutejszy
a dla niej wciąż wesoły śnieg
bo wierzy po raz pierwszy
1987, 1989
Nocą
Nocą modlił się w Ogrodzie Oliwnym
sam na sam z Aniołem
jak z dziewczynką w bieli
trzej najbliżsi
wybrani zasnęli
kogut wrzasnął nad ranem
biegło serce nie wybrane
takie nie śpi
1987, 1989
Ryczał
Ryczał na cztery strony że miłość odeszła
miała być zawsze a była za krótko
miała być jak mercedes a była jak moskwicz
nawet wiatr co na nas gwiżdże
rozpłakał się w studni
głuptasie nie wybrzydzaj
wystarczy że przyszła
1987, 1989
Bóg
Kto Boga stworzył
uczeń zapytał
ksiądz dał się przyłapać
poczerwieniał nie wie
A Bóg
chodzi jak po Tatrach w niebie
tak wszechmogący że nie stworzył siebie
1987, 1989
* * *
Kiedy się rodzi
rodzina z radości skacze
mamusia dumna
tylko on płacze
Kiedy umiera
najbliżsi chlipią
siedzą jak na pomniku wrony
tylko on zadowolony
1987, 1990
Rozmowa z cudowną figurą
- Wcale nie jesteś cudowna
westchnął
masz nieforemną głowę
szorstko cię ociosali
przynajmniej o półtora centymetra za długi palec
- Mój ty cymbale - pomyślała
Cudowna - bo mnie ludzie pokochali
1987, 1990
Nowalijki
Wiara gdy jeszcze nie umiemy wierzyć
nadzieja gdy jeszcze nie umiemy ufać
miłość kiedy jeszcze nie umiemy kochać
śmieją się świeże pąki
nowalijki listki
że starość przychodzi po wszystkim
1987
List
Właśnie dostałem list
na cztery bite strony
z wymalowanym sercem
wyczytałem że będę szczęśliwy
więc przychodzę do Ciebie
Jezu frasobliwy
bo już tylko cierpienie może mi pomóc
1987
Płacz
Znajdzie Ciebie ten kto nie szuka
nie prosi nie kołacze
byle powiedział ale ze mnie... lufa
i ryknął płaczem
1987
Minister
Dzieciństwo - jeszcze dalej
młodość i jeszcze dalej
starość i tak dalej
więc bliżej
przyszedł minister
pozamieniać kacyków
i wyciągnął nogi pod krzyżem
1987
Czemu
Czemu się urwałem czemu mnie nie było
czemu jak strażak biegłem nieprzytomnie
stale w drodze jak Kolumb który szukał pieprzu
nim wróciłem był Jezus
i pytał się o mnie
1988, 1989
Niecierpliwa
Miłość niecierpliwa
nie na zawsze
za mała
pożal się Boże
w dawnych listach została
ślamazara
skończyć się nie może
rodzi się od razu
umiera za długo
1988, 1989
Bez kaplicy
Jest taka Matka Boska
co nie ma kaplicy
na jednym miejscu pozostać nie umie
przeszła przez Katyń
chodzi po rozpaczy
spotyka niewierzących
nie płacze
rozumie
1988, 1989
Korona
Tulić Jego głowę z pierwszymi włosami
w Betlejem pod gwiazdą uprzejmie schyloną
w Nazarecie głaskaną Maryi rękami
kto przytuli do siebie z koroną cierniową
1988, 1989
Rany
Mówią że Cię poznano przy łamaniu chleba
raczej po ranach rąk Twych które go łamały
chleb niewidoczny jak tajniak na co dzień
być albo nie być nie dla nas pytanie
tylko Ty jesteś
obraca się ziemia
miłość oddala bo za bardzo zbliża
chleb tak jak serce o wiele za małe
rany świadczą więcej niż ręce rozdały
1988, 1989
Akacjo
Akacjo z lat sztubackich
obdzierana z liści
kocha lubi szanuje - pytano
pokaż
oskubana jak Polak
uspokój nieprawdę
serce potrzebne nawet kiedy nikt nie kocha
mniej samotne wtedy kiedy jest samotne
1988, 1989
Cierpliwość
Cierpliwość - spokój że przecież się stanie
miłość - z Niewidzialnym milcząca rozmowa
radość - Jego ręce
pokora - to On właśnie przed ludźmi się schował
śnieg - wdzięczność do końca
bo całuje groby
Krzyż - kiedy miłość idzie za daleko
1988, 1989
Kiedy mówisz
- Aleksandrze Iwanowskiej
Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz
1988, 1989
Kukułka
Kukułka kuka tylko do Szkaplerznej
cichnie wieczorem szesnastego lipca
Bóg podpowiedział nigdy nie zapomni
kiedyś o dniu Twym wszyscy pamiętali
Karmelitańska Mamusiu Najświętsza
w miesiącu który pamięta o Annie
szkaplerzem strzegłaś
nawet zająca co burzę rozśmiesza
choć komputer zapomni
kukułka pamięta
1988, 1989
Odpowiedź
Ręce mi swoje podaj na dzień dobry
drogą krzyżową poprowadź w południe
gdy dzień jak młodość - pochyli się nisko
z katechizmu przepytaj wieczorem
potem do ucha powiedz na dobranoc
jaka mała odpowiedź na wszystko
1988, 1989
Anioł
Są chwile kiedy się odchodzi
od Aniołów Stróżów nawet Cherubinów
od tych co wysoko
od tych co w pobliżu do Jezusa człowieka
niziutko na ziemi
Anioł nie zrozumie nie wisiał na krzyżu
i miłość zna łatwą
skoro nie ma ciała
1988, 1989
Prostuje
Nie wiem co było nie wiem co się stało
wstyd mnie ogarnął
od łez w oczach ciemniej
i tyle grzechów razem zapłakało
jakby Bóg zstąpił
i ukrył się we mnie
potem już tylko pacierz
co prostuje wiarę
dziecko co tak kocha
że nic nie rozumie
1988, 1989
Ile
Ile stracisz spokoju na dobranoc
ile faux pas popełnisz
jak niedyskretny anioł
co nie mówi dobrze o każdym aniele
zapomnisz nawet że Bóg wie wszystko
jeśli wyskoczysz z pyskiem za szybko
1988, 1989
Tylko dla dorosłych
Ile się o Stalinie mówiło
na kocią łapę żyło
z żalu za grzechy nie wyło
zanim sumienie ruszyło
1989
Mój Boże
Sikorka co podrosła biskup co zmizerniał
pani co włosy suszyła ręcznikiem
a teraz mężowi w domu suszy głowę
wołała "mój ty piesku"
a teraz nie woła
bo miłość nieszczęśliwa ucieka od szczęścia
wytresowana oswojonych gryzie
oślica która bardziej dziwi
nie wtedy gdy mówi ale kiedy milczy
stryj co po śmierci wpadł nagle do domu
przy partyjnym zięciu usiadł niewidzialny
przyszedłem ukląkłem pytałem mój Boże
dlaczego jest niewiara gdy wszystko być może
1989
Wierzę
Wierzę w radość ni z tego ni z owego
w anioła co spadł z nieba by bawić się w śniegu
w serce co chce wszystkiego i jeszcze cokolwiek
w uśmiech
że ktoś wymyślił sobie koniec końców
i jeszcze mówi po co i co dalej
w matkę co zniknęła za furtką ogrodu
w Boga prawdziwego bo już bez dowodów
takiego co nie lubi teorii o sobie
1989
Czemu
Czemu w mordę dostałem
filozof zapytał
zgubiłem maskotkę od niej
drobiazg rozpacz mała
słonik
wyleciał gdy myślałem w pociągu podmiejskim:
nie ma grzechów średnich lekkich i powszednich
gdy miłość zdenerwujesz każdy grzech jest ciężki
1989
Jesteś
Jestem bo Jesteś
na tym stoi wiara
nadzieja miłość spisane pacierze
wielki Tomasz z Akwinu i Teresa Mała
wszyscy co na świętych rosną po kryjomu
lampka skrupulatka skoro Boga strzeże
łza po pierwszej miłości jak perła bez wieprza
życia ludzi i zwierząt za krótka choroba
śmierć co przeprowadza przez grób jak przez kamień
bo gdy sensu już nie ma to sens się zaczyna
jestem bo Jesteś. Wierzy się najprościej
wiary przemądrzałej szuka się u diabła
1989
Wiersz dla dzieci o mędrcach
Przybyli mędrcy
plackiem padli
złożyli dary
odjechali
wół miał pretensje:
powinni zaraz wziąć Jezusa
ukryć
ratować Go przed wrogiem
przed panem diabłem i Herodem
Kasprze Melchiorze Baltazarze
wół dyskutował tupał szurał
puknij się w głowę rzekł osiołek
bo przecież Matka Boska czuwa
1989
Poznaję
Poznaję Ciebie bo masz swe humory
niebo obok czyśćca a piekło od zaraz
i Ty mnie zauważasz
bo mam krzywe serce
to znaczy wiele uczuć które mnie prowadzą
błądzimy grzeszymy
i trzaskamy drzwiami
gdy wady nam uciekną
to się nie poznamy
1989
Kłopot
Przyszedł
mówił że się zmartwił
pytam: co takiego
- nie zawsze się szczęści trochę nie na temat odpowiedział na to
- przyśnił mi się nocą właśnie ksiądz po śmierci
milczał
nie wiedziałem z jakiej zacząć strony
a on skurczył się jeszcze jak lew przeziębiony
1989, 1994
Stopniowanie
Pięć kropli deszcz ulewa
coś niecoś kawałek kawał
kanonik prałat zawał
1989
Na Złote Gody
Drodzy państwo niech każdy z radości zaszlocha
ile sporów po których na lody chodzi się osobno
rumianków na dobranoc morałów nad ranem
bo żona wciąż za mało teściowa za dużo
ile min gdy się wstawało jak kogut do boju
to co niby na niby ale trochę dalej
to co zaraz a wtedy o wiele za bardzo
i to co nie do końca jak życie w ogóle
wszystko potem jak nogi krzywe ale swoje
małpa z małpą się kłóci jeśli małpę kocha
1989
Zmartwienie
Jezu - martwił się proboszcz głosisz tylko prawdę
nie wyjeżdżasz na zachód by kupić mieszkanie
w Rosji już zmiękło
a Ty wciąż w ukryciu
nie budujesz kościoła z pustaków
lecz z żywego serca
nie odkładasz na wszelki wypadek
jak Ty sobie dasz radę w życiu
1989, 1995
Nic nie wiedzieć
Być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym
stale jedną herbatę ustawiać na stole
mieszać jedną łyżeczką
kupić jeden bilet
samemu odwiedzać w Zoo gruboskórne słonie
pocieszać się że zając biega pojedynczo
że czasem narzeczony całuje jak ryba
tymczasem Ten co kocha prosto z nieba idzie
białe kwiaty poziomek niesie z głębi lasu
drozda borówki koźlaki życzliwe
tymianek co podobny wciąż do macierzanki
ciszę która nawet każdy grzech poprawia
stworzył dookoła pięć miliardów ludzi
i stale jednego szuka aby z nim się spotkać
być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym
żeby było do twarzy zasypuje śniegiem
stara się o choinkę niby od nikogo
mówi że trzeba odejść żeby nie przeminąć
zaprasza na spotkanie prawie po kryjomu
nad wodę w noc jesienną gdzie cieplej niż w polu
i opera żab swojskich niewielka lecz piękna
i księżyc przypadkowy co nie wie co będzie
prócz jednego że się nigdy nie powtarza szczęście
być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym
lecz samotność to kuzynka najbliższa miłości
a miłość wciąż za duża by całą ją widzieć
i już nie wiesz do końca bo wszystko jest obok
a śmierci nigdy nie można uwierzyć
1989, 1990
Zaczekaj
Kiedy się modlisz - musisz zaczekać
wszystko ma czas swój
wiedzą prorocy
trzeba wciąż prosząc przestać się spodziewać
niewysłuchane w przyszłości dojrzewa
to niespełnione
dopiero się staje
Pan wie już wszystko nawet pośród nocy
dokąd się mrówki nadgorliwe spieszą
miłość uwierzy przyjaźń zrozumie
nie módl się skoro czekać nie umiesz
1989
Boże
Boże którego nie widzę
a kiedyś zobaczę
przychodzę bezrobotny
przystaję w ogonku
i proszę Cię o miłość jak o ciężką pracę
1989
Skępe
Panienko Najświętsza
Nastolatko ze Skępego
z rączkami na sercu
żal mi szkoły zeszytów
dawnej gumki w piórniku
nie Królowo jeszcze
Królewno
1989
Czekanie
Popatrz na psa uwiązanego przed sklepem
o swym panu myśli
i rwie się do niego
na dwóch łapach czeka
pan dla niego podwórzem łąką lasem domem
oczami za nim biegnie
i tęskni ogonem
pocałuj go w łapę
bo uczy jak na Boga czekać
1989
Święty
Wielcy grzesznicy płaczą na całego
niejednemu dali się we znaki
przyszedł święty
fukał jak kotek
bo miał grzech byle jaki
1989, 1993
Nie tylko my
Czytamy - Bóg tak umiłował świat...
a więc nie tylko ludzi
ale i pliszkę
odymioną pszczołę
jeża eleganta wprost spod igły
nawet muła ni to ni owo
bo ani to koń ani osioł
(żal że go człowiek stwarzał
żyje jak kawaler co się nie rozmnaża)
gruszę co kwitnie zaraz przed jabłonią
liście konwalii prawie bez ogonka
cielę co za matką się wlecze
a my tak czulimy się do Boga
jakby On miał nas tylko kochać na świecie
1989, 1990
Wybaczyć
Święty Tomaszu niewierny
ze mną było inaczej
On sam mnie dotknął
włożył dłonie w rany mego grzechu
bym uwierzył że grzeszę i jestem kochany
Bóg grzechu nie pomniejsza ale go wybaczy
za trudne
i po co tłumaczyć
1990
* * *
- Janinie Haubenstock
Jaka to radość
pomagać
dźwigać
biec do chorego z wywieszonym językiem
własne swe serce nieść jak gorączkę
rozdawać
i wciąż się czuć
bezradnym
być niczym
by Pan Bóg mógł działać
wszystko jest wtedy
kiedy nic dla siebie
1990, 1996
Piosenka ludowa
Głuchy kamieniu
ile gaduł plecie o milczeniu
modlitewniku pełen pacierzy
diabeł nie tańczy kiedy się wierzy
głogu czerwony jak krew głęboka
osa pogryzie kiedy cię kocha
1990
* * *
Jarzębiny przy drogach coraz rzadsze
młodości co mówisz: tyle jeszcze czasu
miłości co zapewniasz: nigdy cię nie kopnę
ile spodni już pękło co miały być zawsze
1990
We dwoje
Przeżyć samotność chociaż jest się razem
nie dziw się że bliski staje się daleki
milczą za gęsto rosnące topole
dwie obok siebie niespokojne rzeki
jest Pan do którego się bardziej należy
stąd to milczenie gdy się jest we dwoje
1990
Krótka i długa
Miłość krótka zaboli jak odcisk nie w porę
jak jęczmień co czerwienieje gdy na deszcz się zbiera
- zresztą dajcie mi spokój
tłumaczy się sama
najgorsza miłość długa ale nie do końca
1990
Nie do wiary
Ile tego dokoła
anioł co mnie krzyżykiem od diabła odgrodził
kamień najstarszy młodszy od milczenia
ten kto tego napotkał z kim musiał się spotkać
choć wyszedł boczną furtką trochę od niechcenia
barwinek co tak się zmarszczył że deszczu nie będzie
pani co dwa razy szaleje raz kiedy kocha raz kiedy siwieje
gwiazdy co zawsze razem bo całkiem z osobna
mól co cztery razy gryzie a potem ucieka
i wszystko wyznaczone nie dalej nie więcej
ciało włócznią przebite niewidoczne w chlebie
tyle nie do wiary by uwierzyć w Ciebie
1990
Problem
Prosiła dla siebie o świadectwo zgonu
- A po co to pani?
- Kiedy umrę, jak ja to załatwię?
1990, 1994
Więcej
Przyszła samotność
płaszcz
ręce trzymające owieczkę
otworzył katechizm i mówił
- za mało w tej książeczce
ściągawka do religii
tak pewna że za łatwa
nie pytać
nie odpowiadać
tylko zdumiewać się więcej
tym co rozumie i nie rozumie serce
1990
On
Zatrzymał się
cień pod oknem
nade mną chmury wędrowne
udam że mnie nie ma
zapomnę
puka
znów nie otwieram
myślę: - Późno ciemno.
- Kto? - pytam wreszcie
- Twój Bóg zakochany
z miłością niewzajemną
1991
Rozstania
Tak długo byli razem tak wiele łączyło
ciała nawet na odległość całowali w liście
lecz rozstania przychodzą nagle i tak sobie
jeżeli Bóg rozdzieli to potem pojedna
najdłuższe to rozstanie po którym się żyje
jakby serce pękło i nic się nie stało
rozstania co przychodzą gdy nic nie wiesz o tym
i w taki sposób że nikt nie rozumie
nawet żyrafa co się wydłuża aby coś widzieć
lecz zwierzę za dyskretne
nic ludziom nie powie
1991, 1995
Na chwilę
Miłość na zawsze
najdłuższa
co miała przetrwać lat tyle
śmierć
burze
z fiołkiem w kubeczku
świnia
przyszła na chwilę
1991, 1994
Wiersz z banałem w środku
Nie bój się chodzenia po morzu
nieudanego życia
wszystkiego najlepszego
dokładnej sumy niedokładnych danych
miłości nie dla ciebie
czekania na nikogo
przytul w ten czas nieludzki
swe ucho do poduszki
bo to co nas spotyka
przychodzi spoza nas
1991
Dziwią się
- Waldemarowi Smaszczowi
Dziwią się duchy ogromne
wielkie duże małe
może się Pan Bóg pomylił
gdy łączył miłość z ciałem
patrzą spod ciemnej gwiazdy
na jawnogrzesznicę ziemię
a miłość ciała poi
świętym wzruszeniem
gładzi ręce włosy
przez łzę zagląda do oka
- mój ty śmiertelny głuptasie
nie mogę cię przecież nie kochać
1991, 1992
Chroń
Ośle z aniołami
tęskniący Zacheuszu na zielonym drzewie
czwarty mędrcu coś poszedł na skróty i za późno stanąłeś w Betlejem
asceto z tylną częścią nagą
uśmiechu
chroń
przed absolutną powagą
1991
Wyznanie
Nie straszył mnie nietoperz
dziadek na orzechy jak zbój
ulice dłuższe nocą niż w dzień
kiełbasy co się wieszają
diabły prawidłowo kulawe
groźny łoś co z gałązek strąca tylko pąki
socrealizm katolicki
tego się bałem
1991
Wiersz staroświecki
Zbudziłem czas przeszły dokonany
gwizdkiem znalezionym w szufladzie
sygnetem z herbem Ogończyk
chodzę teraz nad rzeką
zieloną jasną czarną
umarli są przy mnie żywi
istnieją skoro ich nie ma
mówią o ostatnich nowościach
Prusie Orzeszkowej
miłości Tetmajera
siadamy wszyscy na ławce
jak gdyby nigdy nic
pytam
- kim pan jest
- niewierzącym sprzed stu pięciu lat
a śmierć na śmierć nie umiera
1991
Kiedy
Kiedy deszcz przyjdzie porozmawiać z ziemią
żuki nie wyjdą pocieszyć na drogę
na strachy nocne
na niepogodę
tym co są dla siebie lecz się nie zobaczą
tym co przegrali więc tym bardziej znaczą
daj Boże szczęście
1991, 1993
Spór
Wielki spór o Boga w licealnej klasie
pytania chłopców twarde
a dziewcząt piskliwe
uśmiech przekory
jeszcze przed rozpaczą
także święty Augustyn miał kłopoty z wiarą
nawet szczęście nie wierzy że jest już szczęśliwe
jest krzyż wiary
jest i krzyż niewiary
wie o tym
Jezus
proszący o ciszę
zrozumie obejmie
rękami obiema
już wierzysz - kiedy cierpisz że Go nie ma
1991, 1992
Takie proste
Matka moja tak święta że tylko przez skromność
w naszym domu rodzinnym nie czyniła cudów
odeszła - czuwa niewidzialna
to przecież takie proste wątpliwości nie ma
wiadomo miłość na śmierć nie umiera
zostać niewidocznym nie szkodzi nikomu
świat prawdziwy gdy mniej w nim widocznych pozorów
to co widzimy może być zmyślone
jak zęby sztuczne w ustach równo ustawione
w marcu szafirek niebieski kubeczek
podnosi w górę - potem z nim się schowa
i tyle niewidocznych kochanków na świecie
tych co za późno i innych - za wcześnie
wrzosów co mają zwyczaj kwitnąć jednocześnie
żeby się pokazać i odchodzić razem
gdy czas biegnie jak kuna od wiewiórki szybsza
tego co się kocha widzieć się przestaje
to tylko porzekadło - jak słuszne mniemanie
że wolą dwóch starszych panów niż dwie starsze panie
1991
Nie martw się
Nie martw się że chociaż kochasz
nie piszą do ciebie
nie dzwonią
termometr opadł a nikt ci palta nie zapiął pod szyją
w szafie mól lub inaczej nieudany motyl
tutaj nawet na zawsze
jest tylko stąd dotąd
serce które kocha
nie jest już niczyje
kobieta sama rzadko bywa sama
wiem - to banał
lecz w banale nie banał się kryje
mądra pszczoła powraca często z oślej łąki
nieraz mali poeci dobrej sprawie służą
1991, 1992
Długo
Wszędzie tylko słychać - kazanie się dłuży
gość siedział godzinę w dodatku nie w porę
list szedł jak żaba z żabą powoli ze smutkiem
za długie szczęście za długie rozstanie
piekielnie długi spacer pod rękę ze sobą
za długo Pan Bóg milczy za długo komunizm
nie spałem bo sąsiad uparty
święty cichy obrazek przybijał do ściany
o moje życie długie i stale za krótkie
a to co na krótko może być na zawsze
1991
Smutek
Od małpy gorsza małpa która się rozpłacze
od kruka - taki co na księdza kracze
od rozpaczy gorszy smutku cichy kotek
co nawet wszystkim świętym popsuje robotę
1991
Mało czasu
Święty Stanisławie Kostko
opisany w książkach
żyłeś krótko Jezusem przejęty
jak mało nieraz czasu żeby zostać świętym
1991
Zanim przyszła
Gdy mamut mruczał w raju
pięć słoni straszyło
wielkie oczy i cztery skrzydła ważki
wiatr nieśmiały a podrywał drzewa
kiedy jeszcze ziemskiej miłości nie było
nikt nie mówił kocham a potem - zabij mnie lecz nie nudź
jak spokojnie spał Adam zanim przyszła Ewa
1991
Prośba
Sam nic nie czyniłem dobrego
ani mniej ani więcej
to tylko anioł rozdawał
czasami przez moje ręce
kochać też nie umiałem
wiernie ani niewiernie
ktoś inny lepszy
kochał przeze mnie
dogmatów nie rozumiałem
rano w południe w nocy
ufam że wytłumaczysz
kiedy mi zamkniesz oczy
1991
O ukrytym
Nawet niebo z nocami czarnymi
uśpi dzieci z buldogami groźnymi
nawet burza nas oczyści umyje
matka poda garnuszek obszyje
tylko często Jezusa biednego
na ołtarzu zostawiamy samego
1991, 1993
Ubogi
Kocham kościół ubogi
zagrożony
jak bocian na cienkiej nodze
w głodującej Afiyce
z dziewczynką do pierwszej Komunii
w cerowanej sukience
- nie bój się
święty Józef trzyma go jak golasa za ręce
kocham kościół nieśmiały
Boży
z tacą na której ktoś guzik położył
gdzie śpiewają modlą się o księży
a banan przy rozbieraniu pokazuje język
różne są serca kraje
gałgany ścierki szkarłaty
zgubił się Jezus na dobre
w kościele bogatym
1991
Życie
Życie nie dokończone
gdy oczy ci zamkną i zapalą świecę
miłość spełnioną i nieudaną
płacz
między mądrością i zabawą
Bożej powierzam opiece
1992, 1995
* * *
Obłoki przyjaźnie rozstania
udane nieudane
to o czym jeszcze nie wiesz
wszystko darowane
1992
Ten sam
Ten sam księżyc chodzi po pokoju
późne komary więc łagodna zima
jęczmień poczerwieniał uzbierany w deszczu
kaczki ziewają
jeszcze jestem
wszystko to samo
tylko nie kocha się nigdy jak przedtem
1992
Kicz
"Wpisuję się pośrodku
bo cię kocham kotku"
tak dużo mało
z dwojga serc pozostało
1992, 1994
Bałem się
Bałem się oczy słabną - nie będę mógł czytać
pamięć tracę - pisać nie potrafię
drżałem jak obora którą wiatr kołysze
- Bóg zapłać Panie Boże bo podał mi łapę
pies co książek nie czyta i wierszy nie pisze
1992
Co potem
Co potem - to co zawsze
poznikało tylu
śmierć zajdzie starszym z przodu
a młodszym od tyłu
takie są początku prawidła niebieskie
nikogo nic nie dziwi. Poprzez życia bramę
przed chwilą przeszedł ktoś zbawiony z pieskiem
szli razem szukając Boga lepszego od ludzi
rozgląda się po kątach a taki wzruszony
jak chłopak co na choinkę poleciał do szkoły
lub ten co niesie serce wyciągnięte z piekła
kochamy nazbyt często gdy kochać nie można
a miłość im głupsza tym bardziej ostrożna
Wchodzą w Pana naszego królestwo ubogie
doktoraty na zimno chrupie mysz pod progiem
a to co zrozumiałeś to już nie jest Bogiem
1992, 1994
Nie tylko o czaplach
Piszę o czaplach co wstają jak poranne zorze
o jeżu co ma oczy wystające
o morelach co pochodzą od dziadka migdała
śmiejąc się że mają drzewa ginekologiczne
o słoniu co ma problem bo usiąść nie może
o kundlu bliskim sercu bo wyje po trochu
Boga najłatwiej znajdziesz nie pisząc o Bogu
1992
Dlaczego
Dlaczego
stworzyłeś
naszą radość niepokój
naszą rozpacz i dowcip
nasze szczęście nieszczęście
z niczego
1992
Jak jest
Jak jest z dzieckiem
co schodzi na ziemię
z pępkiem jak wzruszeniem
człowiek wie że umiera
nie wie gdy się rodzi
nieprawda że reszta
całość jest milczeniem
1992
Już
Już po ślubie. Odchodzą
ona cała na biało
on jak pompa w ogrodzie
byle ich nie dobił
pocałunek na co dzień
1992
Sen mara
Sen mara Bóg wiara
lecz nic się nie śniło
poprzeczka pnie się w górę
cynamon odmładza
księżyc lizus wschodzi
serce klęka przy sercu by człowiek się rodził
sójka się zbyt długo wybiera za morze
chcemy dobrze od zaraz
pożałuj nas Boże
1992, 1994
Odeszła
Czy miłość co odeszła raz jeszcze powróci
czy przejdzie przez pokój jak pies oswojony
na dzień dobry niedobry potrąci nas nosem
przypomni stare listy czy Boga przeprosi
że przyszła jak dama odeszła jak chamka
1992
Pisała
Nie sądź miłości nie oskarżaj żadnej
nie wybrzydzaj zbyt wielka więc się nie nadaje
tak czysta że ją tylko ocala rozstanie
miej litość dla niewzajemnej biednej
co wydała się tobie jak but niepotrzebny
uszanuj półidiotkę dokładnie od rzeczy
taką która umarła i jeszcze się leczy
sto lat temu pisała moja babka w listach
1992, 1993
Bóg czyta
Bóg czyta wiersze na śmierć zapomniane
od razu ważne nie prosząc nikogo
jak bocian co wpadł na pomysł by pozostać sobą
tak bliskie że nie drukowane
takie co nie chciały podobać się sobie
jak dziób co miał zapiać lecz schował się w rowie
nie miały szczęścia ni siły przebicia
umiały tylko kochać uciekając z życia
niemodne jak Kopciuszek z paluchem w popiele
to co nowe najszybciej się zawsze starzeje
nie wystrojone jak praszczur od święta
tak zapomniane że Pan Bóg pamięta
1992, 1994
Słowik skowronek
"Chcesz już odejść? Jeszcze ranek nie tak bliski
słowik to - nie skowronek się zrywa co noc nam śpiewa skacząc na gałązce"
mówiła Julia by miłość na dobre zatrzymać
Romeo westchnął - "Nie to już skowronek
poranek dzień się zaczyna"
tak Romeo i Julia nie patrząc na zegar
poznawali po ptakach która godzina
1993
Przetrzyma
Wzrusza mnie niebo
ciemne nie zawsze niebieskie
koper przydeptany
zwyczajna piosenka
znowu nie lekka
ale ciężka zima
baranek co ssąc matkę
pobożnie przyklęka
miłość tak poraniona
że i śmierć przetrzyma
1993
Mniej więcej
Ach te słowa - mniej więcej
powtarzają je od niechcenia
tak sobie
byle jak
przekazują jak niezdarne ręce
kto zrozumie
kto wytłumaczy
że mniej to znaczy więcej
1993
Nie martw się
Nie martw się
że się Kościół przewróci
że znów grzesznik
wierci dziurę w niebie
magistrze doktorze docencie
nie martw się o Boga
ale o siebie
1993, 1995
Rozmyślania wujka po świętach
Święta, święta i po świętach
nikt już o nich nie pamięta:
Zjadłem placki, zjadłem babki,
całowałem ciocię w łapki.
Zjadłem wilię, zjadłem barszczyk
i już jestem o rok starszy,
po śledziku i sardynce
w pustym miejscu po choince.
1993
Pomyśl
Pomyśl czy przyszło ci kiedy do głowy
że błękit jest czasem siny czasem granatowy
bywa jak lazur lub jak kraska modry
cieszą się święci w górze na dole pies z pieskiem
że nawet niebo nie bywa niebieskie
1993
Do albumu po raz drugi
Nie czekaj na wzajemność
telefon i róże
gdy ciebie nie chcą
nie piszcz, nie szlochaj
najważniejsze przecież że ty kogoś kochasz
czy wiesz
że łzy się śmieją kiedy są za duże
1993, 1994
Jeśli nie do końca
Jeżeli kochasz
tydzień
dwa miesiące
nawet przez pięć lat
pisząc
"Wisienko kochana
wyję prosto do ciebie
jak jamnik od rana"
cierpliwy jak baranek
co na klęczkach swoją matkę ssie
kto do końca nie kocha
ten odchodzi paskudny
i wszystko źle
1993
Modlitwa
Święta dziewczynko z zapałkami
chroń nas przed staruchami
co płaczą że wszędzie zło
martwią się że nas okłamują
nie mówiąc nam o tym
a nas cieszy pole różowe
kiedy wschodzi zboże
nagietek który przekwita w październiku
pszczoły dokładnie złote
leszczyna co wydaje jednocześnie kwiaty i orzechy
spotykamy się z Matką Boską w ogrodzie
żyjemy z kundlem na co dzień
czujemy niewidzialne ręce
widzimy dalej
i więcej
1993
Pokrzywa
Jan rzadko kiedy chorował
żył lat dziewięćdziesiąt szczęśliwie
mówiono na pogrzebie, że się kąpał w pokrzywie
1993
Dziurawiec
Dziurawiec - posłuszne ziele
w noc świętojańską zakwita
dar wprost z bożej apteki
leczy wątrobę jelita
o jakże dla nas łaskawe
są twoje listki dziurawe
1993
Kminek
Dziękuję ci kminku dziękuję
że chleb z tobą lepiej smakuje
rośniesz dyskretnie nieśmiało
nie chcesz by cię podziwiano
1993
Malina
Malina dzieciństwo przypomina
dom rodzinny z chorobą kłopoty
babcię co dawała na poty
1993
Mięta
Mięta lubi kocha szanuje
chłodzi odkaża ratuje
1993
Nagietek
Nagietek niewielki jak łokietek
z kwiatami pomarańczowymi
od czerwca da października
leczy więdnie usycha
myśli o innych chorobie
zapomina o sobie
1993, 1994
Róża dzika
Nie dzika - oswojona
jak stara dobra żona
kiedy jest bardzo źle
da witaminę Ce
1993, 1994
Szałwia
Szałwia czerwona szalona
ma dla nas jednak względy
nie całując gęby
leczy nam dziąsła i zęby
1993
Nie jak ale dlaczego
Dlaczego krzyż
uśmiech
rana głęboka
Widzisz
to takie proste
kiedy się kocha
1993, 1995
* * *
Zamyślił się szczygieł w słońcu
wrona na śniegu
Nie pytaj stale jak cierpieć
pytaj - dlaczego
1993, 1994
Byłaś
Byłaś taka zwyczajna
rozbawione włosy
w ogrodzie nad porzeczką
z jednym listkiem twarz
nic o tym nie wiedziałaś i ja nie wiedziałem
że można się tak widzieć już ostatni raz
leciutki wierszyk a pomieścił
rozstanie jak kosteczki śmierci
1993
Dziękuję
Dziękuję Ci że miałeś ręce nogi ciało
że przyjaźniłeś się z grzeszną Magdaleną
że wyrzuciłeś na zbitą głowę kupców ze świątyni
że nie byłeś obojętną liczbą doskonałą
1993, 1994
Odejść
Odejść by dłużej pamiętać
wiewiórki co kabaret przeniosły na cmentarz
pies co wył przez megafon tak na rząd się wściekał
łzy co płyną z nieba jak z kaczkami rzeka
ktoś kto tak umarł by inny uwierzył
spokój - gdy się na rozpacz popatrzy z daleka
1993, 1994
Żaden anioł nie pomógł
Gdy umierał na krzyżu
cud się nie zdarzył
żaden anioł nie pomógł
deszcz nie obmył głowy
piorun się zagapił gdzie indziej uderzył
zaradna Matka Boska
z cudem nie zdążyła
wierzyć to znaczy ufać kiedy cudów nie ma
cud chce jak najlepiej
a utrudnia wiarę
1993
Ten sam
Ten sam krzyż gdy zima i zając osiwiał
ten sam gdy jesień i brzozy zaledwie ubrane
ten sam gdy czapla nadobna od białej o połowę mniejsza
ten sam gdy wiosną spóźnione kukanie
ten sam gdy cię ze schodów zrzucą ręce ukochane
i rozpłacze się serce jak osioł bez osła
łatwiej upaść na głowę niż powstać z miłości
krzyż to takie szczęście
że wszystko inaczej
1993
Co prosi o miłość
Bóg wszechmogący co prosi o miłość
tak wszechmogący że nie wszystko może
skoro dał wolną wolę
miłość teraz sama
wybiera po swojemu
to czyni co zechce
więc czasem wzruszenie jak szczęście przylaszczek
co się od razu na wiosnę kochają
bywa obojętność to jest sprawy trudne
głogi tak bardzo bliskie że siebie nie znają
kocha lub nie kocha - to jęk nie pytanie
więc oczy zwierząt ogromne i smutne
śpi spokojnie w gnieździe
szpak szpakowa szpaczek
Bóg co prosi o miłość
rozgrzeszy zrozumie
Wszechmoc wszystko potrafi
więc także zapłacze
Wszechmogący gdy kocha najsłabszym być umie
1993
Wdzięczność
Jest taka wdzięczność kiedy chcesz dziękować
lecz przystajesz jak gapa bo nie widzisz komu
a przecież sam nie jesteś płacząc po kryjomu
Niewidzialny jest z tobą co jak kasztan spada
jest taka wdzięczność kiedy chcesz całować
oczy włosy niewidzialne ręce
powietrze deszcz co chlapie
zimę saneczki dziecięce
dom rodzinny co spłonął z portretem bez ucha
rozstania niby przypadkowe
kiedy żyć nie wypada a umrzeć nie wolno
jest taka wdzięczność kiedy chcesz dziękować
za to że niosą ciebie nieznane ramiona
a to czego nie chcesz najbardziej się przyda
szukasz w niebie tak tłoczno i tam też nie widać
1993
Jesteś
Jesteś - bo chociaż jesień
renta jak trumienka w kieszeni
jeszcze przyszłość jak cielę na razie mówi niewiele
trzy pióra na głowie czapli które wróżą szczęście
to co tak niemożliwe że na pewno będzie
parasol co się uśmiecha do deszczu
jędza całowana na dzień dobry
drozd z białym kuperkiem co nie zginął w zawiei
miłość zdjęta z krzyża
jesteś - bo skąd tyle jeszcze nadziei
1993
Krzyż
Mój krzyż co przyszedł z niewidzialnej strony
zna samotność w spotkaniu przy stole
niepokój i spokój bez serca bliskiego
wie że mąż wzdycha częściej niż kawaler
nie dziwi się już Hegel że w szkole dostawał po łapie
nie każdy go rozumiał
krzyż wszystko uprości
nie człowieka - o miłość trzeba prosić Boga
od tego zacząć żeby iść do ludzi
wie i nie mówi bo słowom przeszkadzają słowa
milczenie nawet rybkę w akwarium obudzi
dopiero żyć zaczniesz gdy umrzesz kochając
mój krzyż co przyszedł z niewidzialnej strony
wie że wszystko wydarzyć się może
choćbym nie chciał tego
na przykład wilia z barszczykiem czerwonym bez śniegu
choć przecież zima w sam raz o tej porze
czasami krzyż ofuka uderzy ubodzie
z krzyżem jest się na zawsze by sprzeczać się co dzień
jeśli go nie utrzymasz to sam cię podniesie
a szczęście tak jak zawsze o tyle o ile
bywa że się uśmiecha gdy myśli za pewne
chce mnie zrzucić
zobaczysz że ciężej beze mnie
1993
Straciłem wiarę
Straciłem wiarę
w ostatnią lekcję i dzwonek
nie wierzę w ogóle w koniec
nie wierzę, że Matki Boskiej nie zobaczę
nie wierzę, że komunista nie płacze
nie wierzę już w bociana
nie wierzę, że głód jest mniej potrzebny od chleba
nie wierzę, że krowa zaginięta nie idzie do nieba
żeby naprawdę uwierzyć
w ile trzeba nie wierzyć
1993
Smutek
Smutek co nie wiadomo
skąd jak i dokąd
czekanie z góry na dół
i z dołu do góry
niedokochany dziadek
z osą na łysinie
niewiara na całego
co przyjdzie co minie
1993
Sacrum
Jak to słowo urosło
dosięgło obłoków
stoi ze świętym Piotrem na niebieskim progu
Sacrum - tak nazywano tylną część zwierzęcia
zad i grzbiet
to co najdroższe poświęcano Bogu
1993
Królewno
Królewno ze Skępego
podaj rączkę
proszę
uratuj wiersze nieśmiałe i bose
takie co nie idą jak krytyk za modą
szanują księdza Bakę z klerykalną brodą
takie co nie świecą jak szyja ozdobna
za które nie płacą dolarami Nobla
1993, 1996
Nie zauważył
Tak się zajął sam sobą
tak się przy sobie zakręcił
tak oczy pozamykał
że nie zauważył śmierci
1994
Jasnota biała
Jasnota biała głucha pokrzywa
służy - więc zawsze szczęśliwa
pomóż zdechlakom oddychać
nie dławić się kaszleć i kichać
ma
Melisa
Melisa - znał ją Hipokrates
leczył nerwy żółć uspokajał
Meliso najdroższa kochana
śpi się po tobie do rana
1994
Ruta
Ruta szarozielona
z kwiatami żółtymi
gdy złość w nas kipi i grzmi
obniża ciśnienie krwi
1994
Serdecznik
Rośnie pod płotami
w zaniedbanych parkach
na najgorszej glebie
serdecznik z sercem dla ciebie
1994
Rumianek
Rumianek do mycia głowy
do płukania gardła
żeby cię grypa nie zjadła
i daleko i blisko
dobry zawsze na wszystko
1994
Ręce
Nie widziałem Twej twarzy
stóp sandałów włosów
ran zadanych
uśmiechów oczu
osła Twego co wybiegł jak najszybciej z Betlejem
już nocą
wiadomo: osioł wie najwięcej
czułem tylko że niosą mnie
Twe ręce
1994
Inny
Przewielebny czcigodny ważny
ktoś inny
przyjdzie tam skąd wyszedłeś
z czasem nikt nie spostrzeże
znów mrówka pójdzie do mrówki
prawdziwkom pokłonią się drzewa
szczygieł odpowie spytany
że cię nie było i nie ma
1994
* * *
Miłość przychodzi odchodzi
jest z nami nagle jej nie ma
może do lasu pobiegła
całować podlotki drzewa
czemu nie siądzie przy stole
pobędzie dłużej posłucha
- Ach ten lęk że się nie kochamy
skoro miłość miłości szuka
1994
Na pół
Niedokończone
przerwane
przedarte na pół
niekochane
nic już nie warte
Nie wybrzydzaj
tak jest
aby było naprawdę
1994
Przychodzę
Przychodzę Panie Boże
już przestarzały
z prośbą drobną
żebyśmy nie zgłupieli
ulecz nas
Lenartowiczem
Syrokomlą
Lechoniem
Kamieńską
Baczyńskim z powstańcami
przyjmij do siebie
w złą noc ciemną
tak jak dziewczynkę z zapałkami
1994, 1996
Skarżą się
Skarżą się na Boga że nie czuje nie wie
nawet kurczaki piszczą że wszystko Mu jedno
a On jako człowiek każdy ból udźwignął
na krzyżu z własną matką rozstawał się biedną
to czego nie chce jest na zawsze ważne
zanim sowy porzucą cholera zabierze
nie potęga
Twa słabość umocni mnie w wierze
1994
* * *
Przed krzyżem się klęczy
wyznaje najgorętsze słowa
tylko z krzyża
nikt nie śmie całować
1994
* * *
Za listy bez odpowiedzi
prymule z lekka wyśmiane
spotkania obszczekane
za nie dziękuję
za serce święte bo stare
Panie Boże wielki zapłać
1994
Bocian
Bocian nas przynosi
gęś szara zabierze
anioł jak grzeszną świnkę
ucałuje szczerze
1994, 1995
Pokorny
Bóg wszechmogący a taki pokorny
wszędzie jest a nigdzie nie widać
trzyma się krzyża rękami obiema
czysty bo wszystko mając nic dla siebie nie ma
słucha cierpliwie że już się nie przyda
tylko Wszechmogący może być tak mały
jeszcze mówią Mu na złość
że ma Syna Żyda
1994
Miło
Miło się spotkać z dawną swą rozpaczą
- słuchaj stara - powiedzieć
- co się z tobą stało
wyprzystojniałaś
nie pociągasz nosem
nie jesteś już jak diabeł smutny z urodzenia
wyleczyły się rany
wykąpały deszcze
można jędzę pokochać gdy żyje się jeszcze
1994
Litania do uśmiechu
Uśmiechu w bólu głowy
uśmiechu w cierpieniu
uśmiechu gdy pieniędzy do jutra nie starczy
uśmiechu gdy dudek rozkłada swój czubek
bliźni przyszedł do kościoła i na bliźnich warczy
uśmiechu kiedy koza stanęła z zachwytu
ksiądz duszpasterz nie straszy bo wyciągnął nogi
kiedy niewierzący modli się po cichu
prezesowi rosną za uszami rogi
kiedy Ewa Adama wyprowadza z raju
ciemno coraz drożej niebo z komarami
uśmiechu Baranku Boży zmiłuj się nad nami
1994
Zapomni
Zapomni o mnie ten kto wiersze czyta
zapomni księżyc tajniak
fiskus i kobieta
pies co mą głowę poświęconą lizał
i ten co dał mi liść jeden
oderwany z krzyża
zapomni lipiec sierpień
pamięć niezawodna
mewa śmieszka i kokoszka wodna
każdemu rośnie
nareszcie szczęśliwa
niezapominajka która zapomina
1994, 1995
Z pliszką siwą
Śmierć miłości potrzebna
jak sól ją utrwala
ukochani umarli są z nami już blisko
w śnie na palcach podchodzą
czytamy ich listy
dopiero po rozstaniu pamięta się wszystko
jak pachniał orzech suszona lawenda
jak wujek kochał ciotkę w pamiętniku
bawił dowcip o kuchni z widokiem na cmentarz
spotkanie we dwoje nad wodą zieloną
w milczeniu to jest wtedy gdy wstydzi się słowo
z pliszką siwą co podgląda na wysokich nóżkach
nad Narwią zwą ją starą panną młodą
Boga się nie udowadnia
Boga się poznaje
po tym że serce pęka i świat nie ustaje
choćby wieś na której można pokochać króliki
życie miłość umniejsza znieważa odbiera
śmierć ocala na zawsze i teraz
1994, 1995
W grudniu
W marcu przylatują zięby
każda nie większa od wróbla
w maju mignie wilga jak w niebieskim fartuszku dziewczynka
w październiku czernieją szpaki
w grudniu kocha
podaje nam ręce
na śmierć grzecznie ubrana choinka
1994
Piszę
Piszę to co widzę niczego nie zmyślam
żurawiom rosną nogi wciąż szybciej niż skrzydła
kruk buduje dwa gniazda by było na zmianę
olcha czarna liście porzuca zielone
stokrotka ma czasem płatków dziewięćdziesiąt osiem
jak Platon nas kocha każde zwykłe prosię
Niewidzialny mnie niesie jak kurczę niemrawe
psy nie wyją - to znaczy że dziwią się same
późno już czas na pacierz
zapomnij mnie amen
1994, 1995
Podrapana za nic
Odpychają ciebie
nie chcą być z tobą
mówią źle
obszczekana pani
podrapana za nic
samotności
przytul mnie
1994
Usłyszane zapisane
Drzwi zadrżały - kto to?
- śmierć
weszła drobna malutka z kosą jak zapałka
Zdziwienie. Oczy w słup
A ona
- przyszłam po kanarka
1994
Do Matki Bożej
Matką mi jesteś
bo matka bezbronna
każdego najpewniej obroni
choćby jednym palcem jak uśmiechem dłoni
zwykłym krzyżykiem zdjętym ze swojego ciała
Królową mi jesteś
gdy panujesz we mnie
gdy grzechy swe wyznam płacząc po kryjomu
uklęknę - zaproszę do siebie
byś tupała na diabła w całym moim domu
1994
Ostatnia
Wiara - to ufność na zawsze więc jedna
nadzieja - to czas bez pożegnań
miłość pierwsza - zupełnie jak cielę
bo patrzy w niebo
by zobaczyć ziemię
miłość ostatnia - to przeczucie piękna
1994
Śmietnik
Najgorsze starsze klasy
na lekcji religii
trochę zabawy
trochę Antychrysta
nie zabieraj pytań
pozostaw niepokój
na wiarę śmietnik spada
a taka wciąż czysta
1994
Sunt lacrimae rerum ut mentem mortalia tangent
Zostały same
naparstek
talerz płytki i głęboki
lusterko po wesołej babci
trzy srebrne widelce
kogut z czerwonej gliny
fotografie chore na serce
mgr dr hab.
jak pawie na grobie
Rzeczy ryczą po tobie
1994, 1996
Usłyszał od Jegomości:
- Nie żeń się chłopie z czystej miłości
zaraz się dowiesz w takowym stanie miłość odejdzie, baba zostanie.
1994
* * *
Wiersz przepisany z minionego okresu
Poezjo, czy jak ci tam na imię
podaj mi swe wymię
mlekiem rymów wezbrane
a ja cię wydoję w szkopek
dla partii i łowickich chłopek.
1994
Nagrobek
Pan Guzik pojął za żonę pannę Pętelkę
po jej śmierci wziął jej siostrę rodzoną
gdy wszyscy zmarli
na grobie pisali
tu leży pan Guzik między Pętelkami
Boże zmiłuj się nad nami
1994, 1995
Smutek niewiary
żal długi jak trzy wąsy suma
ktoś bardzo ważny dziś śmieszny
jak kot w butach
nieważny a ważny
odnajdzie się tutaj
1995
Na pogrzeb Jezusa
Baranek biegł na pogrzeb
najwcześniej przed świtaniem
płakała trawa niemrawa że nie mogła ruszyć się sama
lilie białe jak ręce matki omdlałe
róże czerwone jak uszy zawstydzone
nie zdążył już na pogrzeb
wpadł na zmartwychwstanie
grób murowany jak bomba się rozleciał
baranek choć nie zdążył z radości się rozbeczał
1995
* * *
Tu nie trzeba rozumieć
zresztą po co i na co
wczoraj jutro dziś
serce nie do pary
biegnie mocno trzaśnięte
jak czerwone jabłuszko
na krzyż
1995
Przez piekło
Modlę się do Jezusa w cierniach
w przeziębionej kaplicy
do Jezusa z ludzką migreną
przy krzywej świecy
od Zmartwychwstałego odchodzą
chyba nieskory w potrzebie
czy może taki zrozumieć
któremu dobrze jest w niebie
majestatyczny i chłodny
z marmuru wykuli mu ręce
czy może taki usłyszeć
płaczące nad sobą serce
przyjdą podróżni z Katynia
przed Zmartwychwstałym uklękną
jak ludzki jest ten nieludzki
co trafił do nieba przez piekło
1995
Sześć pór roku
Jest w Polsce sześć pór roku
chyba więcej nie ma
przedwiośnie
wiosna
lato
dwie jesienie
jedna ze złotem ucieka
w drugiej kalosz przecieka
i zima
1995
Za wiosnę
Za wiosnę lato jesień deszcze i zimę
za to co się nie udało
za rozpacz w kratkę
za dziwaczka co zakwita kiedy leje
za to że róże śmieją się kolcami
za to że się marszczy
najpierw ciało potem rozum a na końcu serce
za to że po Annie Jagiellonce
został tylko jeden kubek
za postęp i każdą nowość
co się starzeje jak babcia
za miłość niewzajemną za nic
Bóg zapłać
1995
W marcu
W marcu pojawia się
gawron
sroka
czajka
puszczyk
czapla
postkomunistka towarzyszka wrona
tylko Boga nie widać
nie chce niewierzących denerwować
1995
Choćbyś
Choćbyś oczy przymknął
w marcu się nie ukryją
sikory łączące się w pary
szpaki jeszcze z żółtym dziobem
makolągwy mniejsze od wróbli
zięby co spadają z południa
z niebieską głową i szyją
1995
Tylko
Tylko sześć pór roku
a tyle się zmieści
kukułka na wiosnę
czajka co w marcu się zjawia
a w lipcu odleci
buty mokre od deszczu
rak ciemnoniebieski
a potem czerwony
buk gładki obojętny
że się mrówka gniewa
dąb co się zawala
ważka co przetrwała
poziomka za mała żeby się ukłonić
dusza stale zdumiona
wielkim smutkiem ciała
i cisza taka
jak kropka po śmierci
1995
Chwila
Nie godzina - bo to za dużo
kwadransa nawet nie trzeba
jedna chwila prowadzi do nieba
wiosną, latem, jesienią, zimą
1995
Za wszystko
Za wszystko dziękuję
za spokój i trwogę
za to, że nie rozumiem
i odejść nie mogę
za to że nas łączą nie poznane ręce
za jedną jeszcze jesień by pokochać więcej
uratuje, otworzy parasol nade mną
posłuszeństwo, co prowadzi w ciemność
1995
We wrześniu
Cóż że dokuczył tamten czy ten
we wrześniu
przylatują kawki ze wschodu i północy
dojrzewają orzechy włoskie
zakwita różowy zimowit
świstak zapada w sen
1995
* * *
W październiku spadają owoce
grabów, jesionów, klonów
ostatnie kasztany
barwne liście gruszy
buczynowe orzeszki
przeloty wron na południe
młode zęby wilczków
świat rozdawany
1995
Druga jesień
Druga jesień - szósta pora roku
złoto płacze przy spadaniu z drzewa
smutek jest jak diabeł
ma swoje stąd dotąd
wszystko jak należy w wymierzonym czasie
łzy się nawet śmieją kiedy są za duże
nie wyj z żalu głuptasie
1995
Więcej
Więcej niż wiosna, bo zmarły chrabąszcze
więcej niż lato, bo wyrosły grzyby
więcej niż jesień, bo słońce na niby
więcej niż zima, bo śmierć się zaczyna
miłość większa i mała
wariatka ta sama
1995
Śnieg
Dlaczego chciałbyś rozpłakać się w śniegu
cieszyć się nagle
jak gąsior wśród gęsi
deszcz - to swojak rodak od nieba do ziemi
śnieg przychodzi do nas ze świata innego
leczy nerwy za darmo
lepi z ciotki anioła
nie pamięta złego
1995
Zimą
Zimą przylatują z północy
jemiołuszki, gile, czeczotki
podrzucone sierotki
do Polski ciepłej ciotki
sarny obgryzają kory drzew
w lutym dzięcioł zielony
bawi jak cudzy grzech
1995
Taki mały
Grudzień choinka
osioł zaszczycony
wół zarozumiały
tylko Bóg się nie wstydzi
że jest taki mały
1995
* * *
Zając bieleje
by nie zginąć w śniegu
żuk zielenieje wśród traw
by śmierć nie dosięgła
latem niebo błękitne dla samego piękna
ile uroku w tym co niepraktyczne
1995
Jest
Po wiośnie lato
po lecie jesień
po jesieni zima umiera
Co z Panem Bogiem?
Jest teraz
1995
* * *
Są wiersze krzykliwe siebie pewne
są przemilczane łaski pełne
1995
* * *
Nie krzyw się
więcej znoś
jesteś samotny
bo jest Ktoś
1995
Mały
Herod postraszył
stajnia uboga
ludzkie kłopoty
małego Boga
nawet trzech mędrców
na nic się przyda
bo Bóg tak mały
że go nie widać
śpiewają głosem grubym cienkim
Bóg Wszechmogący, bo tak maleńki
boją się
Kościół nietriumfalny
nie tak jak kiedyś
nieokazały
to Wszechmogący by się uśmiechać
staje się taki nieduży mały
1995
Boga przeproszą
Błogosławiona Kinga ogromnie się dziwi
i święty Jan Chrzciciel co się na jedną z bab złościł
że są tacy którzy Boga przeproszą
płaczą idą do nieba niosą
niezapominajkę rozgrzeszonej miłości
1995
Kawałek
Mijają lata
ze mnie już tylko kawałek
prawie że mnie nie ma
a tymczasem rośnie rumianek
krwawnik roztarty pachnie jak chryzantema
sowa brwi marszczy
kminek smak obiadu uświęca
prowadzi zakochanych
od kotleta do serca
1995
Wszystkiego
Nie boję się już kobiet
ascety najchudszego
boję się jeszcze
wszystkiego najlepszego
1995
Żaba
Wrona nie ma pretensji że jest tylko wroną
gawron zadowolony że został gawronem
może tak go przezwano bo wraca na zimę
zresztą nic gawron nie wie o gawronie
jaskółka się cieszy że fruwa we fraku
sam Bóg jej powycinał widełki w ogonie
zimorodek koślawy piękny niebieski nad wodą
samotny jak samotny co zajął się sobą
kukułka się nie skarży że ma dziób niemocny
że tylko samiec kuka że ma nogi słabe
lecz żaba najszczęśliwsza kiedy kocha żabę
1995
Siano
Bóg jak myszka zanurzył się w sianie
i do tej pory z bliska z daleka
każdy do siana z nas się uśmiecha
w kołdrach puchowych noc nie przespana
rzuć na bezsennych
garsteczkę siana
1995
Usta
Stopy Twe całowała święta Magdalena
ręce - z jednym groszem wdowa uboga
tylko usta samotne nietknięte
Boga dla Boga
1995
Jak źle
Jezu czemu przychodzisz
ciemno
czarny bocian rąbnął łapą białego
głowa tępa jak drewno
widzisz
jeśli jest noc musi być dzień
jeśli łza uśmiech
jak źle
to i Bóg jest na pewno
1995
Deszcz
Ulewa obmywa ręce twarze grzech
czy nie wiesz o tym czy wiesz
święty Augustyn powiedział
prawdę przynosi deszcz
co brudne staje się czyste
wzdłuż i wszerz
świat grzeszny staje się grzeczny
prawdę przynosi deszcz
1995
Wierna
Jest taka miłość która nie umiera
choć zakochani od siebie odejdą
zostanie w listach wspomnieniach pamiątkach
w miłych sprzeczkach - Co było dla Adama lepiej
czy Ewa na co dzień - czy jak przedtem żebro
zostanie nie na niby nawet w jednym listku
bzu gdy nie rozumiejąc rozumie się wszystko
choćby że zmartwychwstaną najpierw dni powszednie
wbrew krasce co przysiada na ziemi niechętnie
zostanie przy zabawie i kasztanach w parku
w szczęściu co się jak prawdziwek chowa
pomiędzy śmiercią sekund na zegarku
a przyszłość to przeszłość co znowu od nowa
jest taka miłość która nie umiera
choć zakochani uciekną od siebie
porzucona jak pies samotna
wierna nawet niewiernym na spacerze w niebie
1995
Powracamy
Z Matką Boską jest tak
najpierw bliska najbliższa
jak choinka opłatek gwiazdka
mama, mamusia, matka
potem teologia tłumaczy sercu
że Pan Jezus na pierwszym miejscu
lata biegną samotność wieczność
powracamy do Niej jak dziecko
1995
Co wiesz
Co wiesz o cierpieniu
miłości gniewie
o bólu koni pędzonych na wojnę
widzę niebo burzliwe spokojne
a dalej
nie wiem
1995
Pokochać
Pokochać człowieka by stać się samotnym
być przy najbliższym
by znaleźć się dalej
to nic
tak trzeba
bo taka jest droga
właśnie to szczęście
otworzą się oczy
miłości ludzkiej stacyjka uboga
kochać człowieka by zdążyć do Boga
1995
Zagapił się
Tłumaczył że. do Kościoła należy papież
kardynał lud boży teologów szkoła
i tak się zagapił że nie dostrzegł
że Pan Jezus wszedł do kościoła
1995
Jak kozioł
Nie skarż się że mrok ciebie jak kozioł zaskoczył
skoro rośnie świetlik co przemywa oczy
nie nudź - biedne płuca nasze
bo w pobliżu ślaz dziki co łagodzi kaszel
z pięcioma płatkami na krótkim ogonku
zawstydzony jak uczeń co przyszedł po dzwonku
nie męcz że świat szary. Rybitwa wieczorem
biegnie w czarnej czapeczce nad czerwonym dziobem
nie bój się że miłość nadciąga jak burza
skoro Bóg ci anioła wynajął za stróża
1995
Z wierszy dziewiętnastowiecznych
Zapiał kogut kukuryku
Wstawaj zaraz kanoniku
Ksiądz kanonik z snu się budzi
by rozgrzeszyć podłych ludzi
1995
Troski
W niebie
niepotrzebny zegarek długopis leki w nagłej potrzebie
parasol kapelusz na wieszaku
pieniądze stare i nowe
strach że kochana ciocia upadnie na głowę
ile tu troski o sprawy niepotrzebne w niebie
1995
Nieskończony
Niepoliczone pszczoły
wilgi drzewa wśród dróg
prosiaki i anioły
bo nieskończony Bóg
1995
* * *
Wiersze o nadziei, miłości i wierze
są jak lilie cięte
a tak długo świeże
1995
Zasłyszane
Miała na głowie wianek z bławatków,
welon, suknię jak z dziewiętnastowiecznej powieści.
Tylko się pomyliła i powiedziała:
"że cię nie dopuszczę aż do śmierci".
1995
Kraska
Tak wymalować kraskę
dać jej skrzydła niebieskie
ogon prawie czarny
grzbiet jak cynamon brązowy
tylko Bogu samemu przyszło to do głowy
1995
Pocieszy się
Skarżył się że czas ucieka
że się starzeje
pocieszył się że Tycjan żył sto lat
i umarł na cholerę
1995
* * *
Wiersze często przez krytyków wielkich przemilczane
znajduję jak poziomki
całuję jak ranę
1995
Posłowie
- ks. Tadeuszowi Bachowi
Proszę o mszę w mojej intencji
latem zimą jesienią wiosną
świętą to znaczy cichą
nie za głośną
taką w sam raz
po której łzy
jak boże krówki
po grzechach mych rosną
1995
Do albumu
Samotność - to droga do Boga
najkrócej prosta szczęśliwa
nareszcie nikt nie przeszkadza
sobą nie zakrywa
1995
* * *
Ty co uciekałeś do Egiptu
gdy Herod krzyczał wszędzie
rozumiesz nasze polskie
jakoś to będzie
1995
Prośba
Modlę się o miłość
prawdziwą co się nie zmieni
taką co przyjdzie od razu
bez nadziei
1995
Na okrągło
Samotność pośród ludzi
podrapana droga
telefon jak ryba śnięta
skrzynka na listy dla serca pułapka
może pies cię pocieszy siwym już ogonem
jarzębina do ust zbliży swe usta czerwone
inna
jęk na okrągło
samotność bez Boga
1996
Ochroniarz
Uśmiech to obowiązek chrześcijański
chyba inaczej
to anioł ochroniarz
co wyciąga za prawą i lewą nogawkę z rozpaczy
1996
Starzy ludzie
Nie lubią proszków
przy aspirynie się krzywią
czekają na miłość dobroć
powrót ojca i matki
tak jak w dzieciństwie
wszystkiemu się dziwią
cieszą się gwiazdką choinką
zimą tęsknią do wiosny
Starty - to dzieci które za szybko urosły
1996
* * *
O mój Jezu budzą mnie nad ranem
Twe oczy kochające niekochane
nie chcę bliskich najbliższych sam zostanę
gdy Twe serce kochające niekochane
weź me życie udane nieudane
w Twoje ręce kochające niekochane
1996
Pieśń o obrazie Matki Boskiej z Leszna
Rok 1861
Drogiemu Księdzu Waldemarowi Wojdeckiemu z podziękowaniem za wydanie "Nie
przyszedłem pana nawracać"
Matko z Leszna święta Matko Leśna
nasze stare lasy pamiętasz
rydze, gąski żółte, jagody
lepszy pasztet z zająca na święta
kuny, rysie, jelenie, wilki
barwną kraskę - szarego wróbla
przyjaciela parafian i puszczy
księdza Mikołaja Żubra
tu się modlił Twej oddał opiece
Kampinos, Zaborów, Borzęcin
Leszno, miejscowych ludzi
stare drzewa świętej pamięci
lud pokochał Twojego Jezusa
Twoje oczy jak sarny brązowe
tu przetrwałaś choć wkoło płakało
biedne wierne Powstanie Styczniowe
przeminęło, odeszło, uciekło
drży ze wzruszenia Leszno, niebo, ziemia
tylko sercem z nami zostałaś
chociaż żubra żadnego już nie ma
tylko obraz Twój wisi w kościele
nasza radość, nadzieja, rana
Matko z Leszna, Najświętsza Leśna
Parafianko nasza kochana
1996
Bądź z nami na co dzień
Bądź z nami na co dzień
jak las wróbel biedronka trawa
Matko Boska z parafii Leszno
nasza Pani Łaskawa.
Na Twym starym obrazie
dawna Polska się budzi
wyciągasz ręce do króla
do chłopa co się trudził.
Do księży rycerzy kupców
wszystkich mieszczan
Matko Boska tutejsza
Parafianko z Leszna.
Nie ma króla rycerzy
Świętych grubo za mało
lecz Twe serce z grzesznikiem każdym
w Lesznie pozostało.
1996
Święty Antoni z Leszna
Święty Antoni z Leszna
lepszy niż dobre sny
Dzieciątko Jezus i lilie
anioł trzyma nie Ty
Może Ci trochę przykro
lecz wolne ręce masz
ufny w Twoim Lesznie
ogarniaj wszystkich nas
1996
Przy ławce
Jezu przybity w kościele
przy ławce z której wstała grubsza pani
przy suchym renciście
co mógłby grać Ave Maria na swoich kościach
wpadł trzmiel
i nie wie
że grzech Ciebie boli jak główka gwoździa
1996
Jest
Jest miłość zawsze dla dwojga
znana jak szwagier stary
szukają się odnajdują
patrzą w oczu niebieskie migdały
przychodzę do Ciebie klękam
jak jeden but nie do pary
1996
Święta Anna uczy Matkę Bożą
Uczę Cię czytać litery
psalmy tłumaczę jak sny
chodzę jak mrówka po Biblii
nikt nie wie więcej niż Ty
1996
Święty Jan Chrzciciel
Nie malujcie go bez uśmiechu
chudego jakby zjadł szarańczy ostatki
przecież w dniu Nawiedzenia
podskoczył z radości w łonie matki
1996
O świętym Józefie
- Co z tej deski będzie?
- Może domek dla szpaka
półka
stolik w ogrodzie.
To nie wszystko zostanie
zwykły krzyżyk na co dzień
1996
Bolesna
Przychodzi
Bolesna
tak po cichu
jakby się nic nie stało
mówi do mnie- głuptasie
chcesz dać wszystko
- za mało
1996
Matka Boska Góralska
Matka Boska Góralska
nad kołyską Mu śpiewa
baran biegnie po górach
bo tęskni do Nieba
1996
Matka Boska Złotozielona
Matko Boska Złotozielona
proszę Cię z serca całego
żeby nie zabrakło w ogrodzie
koperku zielonego
1996
Od końca
Zacznij od Zmartwychwstania
od pustego grobu
od Matki Boskiej Radosnej
wtedy nawet krzyż ucieszy
jak perkoz dwuczuby na wiosnę
anioł sam wytłumaczy jak trzeba
choć doktoratu z teologii nie ma
grzech ciężki staje się lekki
gdy się jak świntuch rozpłacze
- nie róbcie beksy ze mnie
mówi Matka Boska
to kiedyś
teraz inaczej
zacznij od pustego grobu
od słońca
ewangelie czyta się jak hebrajskie litery
od końca
1996
Anioł grający na skrzypcach
Anioł na wszystkim zagra
nawet na szarotce, babiego lata nitkach
kiedy tęskni za Polską
gra na góralskich skrzypkach
1996
Anioł Stróż Góralski
Padają miasta, inny świat
mijają wieki całe
Aniele Stróżu strzeż nam gór
niech będą wciąż te same
1996
Matka Boska Błękitna
Matko Boska Błękitna
nie tylko o świcie
niebieski modry lazurowy
granatowy
Ile kolorów w błękicie
1996
Weronika
Msza Święta czwartek piątek
tłum ryczał groźne straże
Weronika przybiegła - dał jej
swój prymicyjny obrazek
1996
O świętej Dorocie
Święta Doroto ogrodniczko
z grabiami i konewką
nakarm serce co schudło z miłości
buraczkami, kalafiorem, rzodkiewką
1996
O świętym Walentym
Święty Walenty
co ustawiasz ludzi do pary
patronie zakochanych
młodych, średnich i starych
1996
Święty Kazimierz królewicz
Święty Kazimierzu królewiczu
pojednaj zwaśnione narody
proś o zgodę Najświętszą Maryję
po polsku
po litewsku
po łacinie
módl się za nami
i wszystkimi Jagiellonami
1996
O świętej Krystynie
Ze słynnych mozaik raweńskich
święta Krystyno, Krysieńko
najładniej Cię na wsi malują
zmęczoną ręką
1996
O świętej Bernadetcie
Święta Bernadetta
Matkę Boską spotkała
Na cudownych obrazach
takiej nie widziała
1996
O świętym Wojciechu
I
Święty Wojciech Polski pilnuje
nawet bocian biało-czerwony
w dniu imienin Jemu salutuje
II
Wiatr od morza
kroniki stare
wiedzą jak zginąłeś za wiarę
1996
Święty Jerzy
Święty Jerzy na koniu
z ciupagą
w góralskim kożuchu
podnieś chuderlaków na duchu
1996
Święty Florian
Święty Florianie
proszę wołam
ugaś serce co wybucha jak pożar
niech kocha wśród gór i dolin
równie szybko jak powoli
1996
Święta Zofia
Święta Zofio z trzema córkami
Wiarą Nadzieją Miłością
Módl się za nami
1996
Święty Antoni
Święty Antoni, święty Antoni
rentę zgubiłam pod-miedzą.
Oj, co to będzie, oj, co to będzie!
"Wstyd, że tak mało" - powiedzą.
1996
O świętym Pawle
Święty Pawle nie odchodź daleko
nie porzucaj nas
pozostań blisko
jeszcze raz w liście nam napisz
o miłości co przetrwa wszystko
1996
Święty Benedykt
Mówił - Módl się i pracuj
polecenie na wszystkie dni
powtórz i pomyśl sobie
jak ważne jest właśnie to "i"
1996
O świętej Marii Magdalenie
Rozgrzeszyłeś ze wszystkiego
pozwól że wesoło poskaczę
a to łkanie co pozostało w domu
to nie ja to radość płacze
1996
Święta Kinga
Święta Kinga królewna węgierska
w Starym Sączu jak róża zakwitła
trzy razy Tatarzy grozili
odeszli między straszydła
dzięki niej nie tylko w Wieliczce
mamy sól w każdej solniczce
1996
Święty Krzysztof
Nosili małego Jezusa na rękach
różni święci, Matka Boża wzruszona
Ty jeden - na ramionach
1996
Najświętsza Rodzina
Żeby mamusia budziła co rano
żeby ustawiała kubek mleka na stole
żeby tatuś nie wracał zmęczony
żadna pani nie straszyła w szkole
żeby w albumach niemodne ciotki ożyły
modlę się do Najświętszej Rodziny
1996
Archanioł Michał
Święty Michale Archaniele
z mieczem trąbą tarczą ciężką
prowadź duszę do Nieba
zwyczajną polną ścieżką
1996
Święty Marcin
Święty Marcinie co z biedakiem zmarzniętym
podzieliłeś się płaszczem
Ulewa wiatr femme fatale
kapało po brodzie
jak dobrze rozdać serce
przy paskudnej pogodzie
1996
Ostrobramska
II
Srebrna bliska rodzinna
jak tęsknił za Tobą Mickiewicz
kiedy pozostał bez Wilna
1996
O świętej Cecylii
Niewidoma święta Cecylio
nie ma rozpaczy
jest muzyka
co po ciemku
Boga zobaczy
1996
Święta Katarzyna
O Katarzyno święta
w dniu Twych imienin
dziewczęta
wosk leją, od wieków wróżą
dobrze się w niebie postaraj
by każda tęga cienka
duża średnia mała
miała męża górala
1996
O świętym Andrzeju
Święty Andrzeju rybaków patronie
nie myśl o karpiach płotkach szczupakach
lecz o grzeszniku co tonie
1996
Święta Barbara
Barbara po wodzie
Boże Narodzenie po lodzie
raz tak raz co innego
na święta biegną razem
jednakowo klękają
kropla deszczu
i gwiazdka śniegu
1996, 1998
Bez indyków
Homilie jak ciężkie indyki
jakby ktoś przyszedł
porozmawiać z nikim
Jezus na śmierć rozebrany
bosy
prosi o słowa świeże
wilgotne od rosy
1996
* * *
Dzień dobry krzyżu święty
bo dzień się zaczyna
dobrego popołudnia
bo sroka nad głową
dobry wieczór
bo serce zgłupiało na nowo
dobranoc
bo rozpacz ugryzła się w ogon
1996
Bez dziadka w niebie
Nie uwierzą że kiedyś chodziłem po płocie
liczyłem ropuchy
wierzgałem jak źrebię
kochałem dwa psy
jeża i samego siebie
w dni powszednie święta
świadkowie odeszli pogrzeb po pogrzebie
samotność - bo mnie dzieckiem tu nikt nie pamięta
dobrze że zamiast dziadka widzą dziecko w niebie
1996
Zgaduj zgadula
Pszczoły w samo południe
podkradają złoto
nie denerwuj nie mów
nie wiadomo co to
serca po dwa biegną
by spotkać się nocą
nie udawaj głuptasów
co nie wiedzą po co
Niewidzialny bliżej
pomniki na złom
nie bądź osłem co nie wie
kto na śmietnik kto
1996
Pani dla innego
Skąd ta tęsknota za najdalszą stroną
jeśli wron dwieście za następną wroną
za panią co przede mną ucieka
tak ludzką bogobojną że na innych czeka
za Bogiem który stale przez śnieg się uśmiecha
gdzie jest w nas miejsce na tę nieskończoność
1996
Chwała Bogu
Dokąd prowadzą nie poznane ręce
samotność na dzień dobry
deszcz kapuśniaczek nawet nie ulewa
grzech miłości i smutek że miłości nie ma
pani co wyszła za mąż i zaraz wróciła
doktorze zamyślony nad nerkami sercem
chwała Bogu że śmierć jest
by wiedzieć coś więcej
1996
Postukać
To dla was
kwitną wrzosy
śpią maślaki życzliwe
ku wam biegnie kokotka stokrotka
święte listy niewierne
już na zawsze
niepewne
ile lat żeby wiedzieć
w głowę stuknąć powiedzieć
miłości nieszczęśliwe
szczęśliwe
1996
Dwie brzydule
Figurę wyrzucono z kościoła bo brzydka
biedronka siedmiokropka przy niej
skarżypytka
narzeka
nikt wyrzuconej nie współczuje
nikt się nie rozczula
chociaż nawet wśród świętych w niebie
zdarza się brzydula
1996
Dziadek nie byczek
Jodły nie szumią nigdy na gór szczycie
jodła rośnie niżej nie myl jej ze świerkiem
leszczyno którą pioruny omijają wielkie
brzozo sadzona przy grobie od północnej strony
byś płakała nad zmarłym nie skrywając słońca
- wysechł dziadek jak miotła nasz byczek za młodu
grabie co deszcz jak z prysznica pijesz
jaworze zakochanym cierpliwy do końca
ktoś wyrył na twej korze me serce niczyje
Żabia Wólka, sierpień 1996
Ratunek
Niestały niezgrabny
jak mamut na balu
staromodny
grzeszny
tylko śmiech uratuje
żebym nie był śmieszny
1996
Nie kocha nie lubi nie szanuje
- Bluźnisz że Pan Jezus na śmietniku
nikt Go nie kocha lubi szanuje
- Świat sam świństwa wszystkie zwymiotuje
a On jak łza matki na starym klęczniku
1996
Z wizytą
Umarli w snach się jawią tylko o dwóch porach
nocą
- wtedy zawsze się obudzisz
i nad ranem aby świeżo zapamiętać
zmarli zawsze żywi przychodzą do ludzi
1996
Ucieczka
Uciec od miłości
na chwilę
na sto lat
na zawsze
nie tak łatwo
kiedy serce otworzy paszczę
1996
Niewinna
Jest miłość jak się patrzy
razem z czcigodną Klarą poświęcona
i jest bez piątej klepki
niewinna ogromna
tłumaczy nieprzytomnych
Święta Nieprzytomna
1996
Nieszczęście nie-nieszczęście
Jest taki uśmiech co mieszka w rozpaczy
bo gdy widzisz zbyt czarno to często inaczej
niekiedy w smutku jak drozd ci zaśpiewa
- twej miłości zranionej Bóg łaknie jak chleba
nieszczęście nie-nieszczęście jeśli szczęścia nie ma
jest uśmiech co się nawet na cmentarzu kryje
każdy świętej pamięci umiera więc żyje
cóż że go nie widzisz powraca do domu
siada przy stole czyta lampę świeci
czasem w bamboszach by nas nie obudzić
tylko śmierć umie ludzi przybliżyć do ludzi
nic dziwnego przecież tak to bywa
z nieba się tęskni zawsze po kryjomu
choćby królikom mlecze przed rosą pozrywać
ciotkę z gotówką przy sobie zatrzymać
uśmiech czasem się modli po prostu - mój Boże
tu gdzie miłość odchodzi lecz jej nie ubywa
ci co się kochają cierpią gdy są razem
uśmiech i z cytryną uśmiechnąć się może
narzekasz że świat surowy jak grzyb niejadalny
a w świecie stale uśmiech niewidzialny
1996
Morderca
Ubożuchna rzewna
mogiła bez pomnika
majestatu pełna
przyszedł pan
zdjął kapelusz
jak chory w aptece
i zarżnął święty nastrój
ustawiając świece
1996
Za palec
Lecą lata a ja jak wtedy
niemoralny bo morały prawię
błagam Ciebie przyjdź
stań jak zielarz
co przed zimą zasłania dziurawiec
gotów z piekła wyciągnąć
za serdeczny palec
1996
Nawrócenie
Kucyk pocieszy za krótkim ogonem
jarzębina do ust zbliży swe usta czerwone
rozum na głowie stanie i uklęknie krowa
wszystko bez Boga prowadzi do Boga
1996
Uratowani
Ratuje od rozpaczy woły składane w ofierze
cielaka co na ołtarz śmierć w ogonie wlecze
wróble co rozgłaszają dowcipy po świecie
kozę co odchodzi śmieszna byle jaka
choćby święty Roch w rzeźni się rozpłakał
odsuwa żabę gdy się bocian zbliża
cały w ranach Baranek przybity do krzyża
1996
Wiersz z chrzanem w środku
Wzruszenie - to czasu przemijanie
był dom ale już go nie ma
znikły świętej pamięci gęsi kaczki drzewa
fotel na ganku
strzelba co drażniła wyżła
pani co miała przyjść kwadrans po trzeciej lecz nie przyszła
liście brzozy co jesienią żółkną zawsze pierwsze
bardzo starych poetów nieczytane wiersze
portret nieznośnej babki milutki jak trzeba
liść chrzanu pamiątka u siebie pieczonego chleba
chłopiec co wyznał miłość i zginął na wojnie
tak kochał że z nosem urwanym umierał spokojnie
szczęście - to przemijanie nam też zniknąć trzeba
1996
N.N.
Dwa serca złączone
klucz wrzucony w morze
nikt nas nie rozłączy
tylko Ty o Boże kto ten wiersz ułożył
poeta nieznany
nie podpisał że pisał
w świętej niepamięci
mój niezapomniany
1996
Pan od seksu
Przyszedł pan od seksu
tłumaczył nim zacznę
są rzeczy bardziej łakome niż smaczne
1996
Weź
Tu gdzie ludzie i zwierzęta
odchodzą najprościej
cierpienie tak czyste że bliskie radości
tyle lat ucieka
i przyjaciół tylu
- weź mordkę mego serca
i do ran swych przyłóż
1996
Nie na całość
Tych co się kochają
rozdziera samotność
zawsze wielka kiedy wydaje się mała
samotność duszy
i nieśmiałość ciała
tak miłości strzegą
poza nami ręce
jeżeli kochasz
mniej to zawsze więcej
1996
Po koncercie
Bach Chopin Mozart
o Matko Najświętsza
jest jeszcze cisza
od muzyki większa
1996
Większa mniejsza
Niech się twój nos nie krzywi
otworzą się oczy
w lewym uchu zadzwoni bo to dobrze wróży
niech się twoje usta do nas roześmieją
większa niż hipopotam
najmniejsza nadziejo
1996
Pokropek
Deszcz jesienny co pada długo pomalutku
nie wyspowiadany grzech naszego smutku
1996
Wieprz
Miłość samego siebie
od czwartej rano
piątej szóstej siódmej dziesiątej
i jeszcze
jak piersi na wierzchu
żal po samym sobie
jak lament po wieprzu
Świnotopa, sierpień, piąta po południu
1996
Tylko
Wiara przy wierze
nadzieja przy nadziei
jak skowronek poważny i śmieszny
za mały w przestworzach
tylko miłość jak morze
od morza do morza
1996
Pomału
Tu leży pani co lat 97 miała
jak trudno się wygrzebać ze swojego ciała
1996
Wiem że nie wiem
Gdybym wiedział wszystko
wiara niepotrzebna
za drzwiami by stała
zostałby jak baran
tylko smutek ciała
1996
Spokój niepokój
Odpoczną listy
stale przerzucane
fotografie brane do rąk
jak kochane ciało
telefon się odszczeknie
- alem się namęczył
spokój po sercu
które bić przestało
1996
Powrót
Podaj mi rękę z gwoździami pośrodku
zanurz me usta
w pierwszej miłości
przywróć jak zęby mleczne
skrupuły czystości
1996
Z bliska
Milknie słowik
flet puzon głośne
jak bęben nazwiska
gdy przyjdzie cierpieniu
przyglądać się z bliska
1996
Reanimacja
Święty Bartłomieju
od modlitwy odchodzę
brak mi tchu
zdycham
naucz mnie modlić się
tak jak się oddycha
1996
Po zawale
Mam tylko dwie modlitwy
i już nie odmienię
psalm grzesznika
i Matki Bożej dziękczynienie
święty Jan się nie dziwi
Tomasz nie oniemiał
płacz - bo grzeszę
zachwyt - że Bóg dał mnie siebie
żebrak
już po zawale
na kredyt do nieba
mam dwie modlitwy
dwa kawałki chleba
1996
Teoretyk
Tu leżą starego kawalera kości
co za długo studiował traktat o miłości
1996
Jest
Bogu nie potrzeba
dowodów doktoratów tez
Bogu tak jak miłości wystarczy że jest
1996
Korepetycje
Koniku polny
od nieważnych wierszy
naucz mnie od małego być mniejszym
1996
Powieszony pomylony
Powiesił się bo myślał że już nic nie będzie
patrzy a tu święci tłoczą się w ogonku
znowu dudki wykrzywione czajki
mamusie lub inaczej niezapominajki
śmierć to nie dziura tylko życie dalej
chciał uciec od wszystkiego a wszystko zostało
stół talerz łyżki tuż przy barszczu rzepka
spokój jakby tego lata powiodły się pszczoły
pani co w późnym wieku nie straciła cnoty
(wciąż dwie samotności bronią się nawzajem)
świeci jak lichtarzyk solidnej roboty
jeszcze obłoki gołe podfruwajki
Anioł Stróż zaczął mówić w tej podniosłej chwili
- mój synku powieszony aleś się pomylił
1996
Ku wodzie
Byk zmęczony wieczorem chyli łeb ku wodzie
tak pisał Wiktor Hugo
powtarzam na co dzień
uczę swoich wiernych głęboko wzruszony
zanurzać choćby łapę do wody święconej
1996
Modlitwa o bezsenność
Nie zasługuję na noc spokojną
na kapelę świerszczy smutną pogodną
na fotografię z żabą przystojną
znów wojny przesuwa się cień
- Panie nie jestem godzien
by uśpił mnie sen
1996
Za nogę
Jowisz
nie dla mnie przecież za
zwiędnie urok mlecza gdy
chcemy zatrzymać za nogę
piękno uczy że nie można
1996
Mało wiele
wysoko
zerwiemy mlecz
przyłapać
mieć
Żył lat mało wiele
serce złotoszczere
cudownie uzdrowiony
umarł na cholerę
1996
Zakochani
Nie wiem kto to napisał
dokładnie nie powiem
nazwiska mądrych nikną
jak upał deszcz susza
pani zakochana w swej starości śmieszy
stary pan zakochany nawet świętych wzrusza
1996
Łza nie byle co
Te co na wigilię na nosie nam stają
te co nam na Wielkanoc z Barankiem merdają
nas paskudnych grzeszników
łzy świąteczne zbawią
blisko zupy grzybowej polędwicy jajka
moje łzy od choinki i te od Baranka
1996
Chudzielec
Ciesz się że ze szczęścia chudnie każde szczęście
jeśli chcesz większego
to kopnie cię mniejsze
1996
Obawa
- Kto ten głaz kolosalny na grobie położył?
- Żona, bo się boi, żeby mąż nie ożył.
1996
Przepisane
Tu leży trzydziestoletnia żona
Julia Justa
która 27 kwietnia
po raz pierwszy zamknęła usta
Mąż
1996
Ciało pedagogiczne
Słowik górniczek
co niesie dwa czubki zadarte do góry
i miłość swą spisuje na liściu czerwonym
zaspany ślepowron
z białym włosem z tyłu głowy
sikora z żółtą piersią
w niebieskim berecie
sowa uszata od puchacza o połowę mniejsza
wróbel co skacze jak na cudzej nodze
uczą mnie być nieważnym
nic ich nie obchodzę
1996
Macierzanka
Płakał las
pietruszka co pod śniegiem przetrwała zimę
perz jak młode żyto
pliszka co pod Twoją obronę schowała swój ogonek
źdźbło co chciałoby być niczym żeby być kimś
jeż kręcił jak zawsze chłodnym nosem
denerwowała się ziemia
że macierzankę ścinają w czasie kwitnienia
1996
Ku pamięci
Modlę się o to co wciąż niemożliwe
jakbym szukał jednej śliwki w zbożu
nawymyślał mi proboszcz
- kto dziś wiersze pisze
lecz pocieszył sam Jezus chodzący po morzu
1996
M-1
Sekundy lecą na łeb i na szyję
minuty wyruszają w podróż niebezpieczną
godziny przemijają jak lipiec i sierpień
a wszystko po to
by u Boga
choć kawalerkę wynająć na wieczność
1996
Litość
Wystawiają miłość
lekceważą litość
a ja mówię zlituj się nade mną
odpychana przez ludzi
przez mocnych wydrwiona
właśnie zbawić mnie może
nawet litość Twoja
1996
Lura
Listopad cmentarz pusty
deszczu zimna lura
- to straszne - ktoś mówi
przestać kochać zmarłego dlatego że umarł
1996
Szczęście po chorobie
Radości byle jakie
podwyżki ubogie
ciemność co nos do nosa drugiego przybliża
narzeczeni bez jutra
jak dwie ręce krzyża
nieszczęście jak szczęście po ciężkiej chorobie
- to nie - mówię do serca
- wyruszamy w drogę
1996
Nie łabędzi śpiew
W śpiewie łabędzim
patos udawanie
wolę prawdziwe śmieszne
spóźnione kukanie
Lipków, lipiec 1996
Jan Paweł II
Tyle jest w Tobie
nasze polskie oczy
wiara matki uśmiech cierpienia
i taki zwykły nie za modny dzwonek
tak zagłuszany że budzi sumienia
1996
Do nieba
Po wiersz tak prosty że każdy zrozumie
po krzyżyk zwykły wystrugany z drzewa
po wiarę już pewną bo dowodów nie ma
po szczęście bez rozgłosu pieniędzy chleba
biedroneczko leć do nieba
1997
Potem
Było po śmierci
świat stał się biały
jak na rozpacze lek
wszystkie me grzechy się rozpłakały
i ucałował śnieg
1997
Wszechmogący
Polubić życie takie sobie słabe
miało być wielkie a przebiegło małe
rozumie je jeszcze bliski kochany
Bóg wszechmogący zbity nieudany
1997
Do księdza Baki
Stuk puk do nieba.
- Kto to?
- To ja.
Noc.
Święci już śpią na błękitnej trawce.
Za humor i trumienkę mam chrapkę
pocałować księdza Bakę w łapkę.
1997
Na przekór
Pogodzić się z deszczem co kapie
z grypą co za nos cię przyłapie
z bykiem krową krówką
z przenajświętszą gotówką
z wierszem słabym z serca szczerego
z teologiem co nie wie dlaczego
1997
Ile ważnego
Ile
ile
ile
ile
ważnego w tym co nieważne
potrzebnego w tym co niepotrzebne
uśmiechu w tym co niewesołe
odwagi być na krzyżu nagim
Matka Boska samobójcy tłumaczy:
- Nie wyskakuj za prędko z rozpaczy
1997
Ratunek
Miłość i rozpacz
miłość i samotność
miłość jamnik co zdechł
chciałeś się wieszać
ale ratują
łzy nie za mądre i śmiech
1997
Dwa osiołki
- Dominice Smaszcz na dziewiąte urodziny
Przyszedł osiołek z Niedzieli Palmowej
trącił mnie nosem
pytał oczami
- Osiołku - mówię - podaj mi łapę
byśmy z radości razem płakali
Tłumaczył: - Jezus tłum dookoła
pod kopytkami przy palmie palma
- Osiołku - mówię - nie wiem co dalej
bo mi łza twoja do gardła spadła
Ksiądz i osiołek klękają razem
palmy jak oczy w słońcu się złocą
potem umilkną
uszy swe stulą
jak dwa osiołki przed Wielkanocą
1997
Jeszcze raz do albumu
Nareszcie się ożenił
i zrozumiał wszystko
miłość - to co głaszcze
i daje po pysku
1997
Spokój
Wciąż się denerwujemy
o nic tyle hałasu
rozdarty na przeszłość i przyszłość
święty spokój czasu
wieś Sianowo, 1997
Radość
Marudzą że samotność dziura nie ma nikogo
Komunia święta to miejsce
gdzie można spotkać się z Tobą
1997
Pytanie
Co to jest para wodna?
Tylko umysł dziecka
jak źrebak szybki
odpowiedział od razu:
- Dwie małe rybki
1997
W świecie
W świecie przemądrzałym
jak w obórce bez okna
chodzi tam i z powrotem
moja wiara samotna
czujna jak babcia
czasem trąbi do ucha
gdyby starczyło wiedzieć
byłaby tylko Nauka
choćbyś jak paw wrzeszczał
niemądry dumny ładny
kochać - to być po prostu
wszechmogącym bezradnym
1997
Z kozą
Słoniu kaczko żyrafo jałówko niewinna
mówią że śmierć po ludzi przyjdzie całkiem inna
lecz ja po miłości ostatniej chorobie
chciałbym mieć z aniołami
choć kozę przy sobie
1997
Ocalenie
Mówią że
że słowa
- Mój ty
lecz Bóg
wiersz zbyt sentymentalny
się nie dziwią bo się głupio tulą
piesku mój kotku mój szczypiorku - mówią
wynalazł humor by ocalić czułość
1997
Skarga na nazwisko
- Nie dostrzegałem wilgi bzu orzechów liści
obcy był mi wróbel wszędobylski
patrzyłem tylko w siebie jak w psałterz rozdarty
nazwisko mnie przygniotło - jęczał Sęp Szarzyński
Inaczej Kochanowski:
jak na barwnej łące
nosił w nazwisku miłość
pszczoły lipę słońce
1997
Łamigłówka
Dlaczego sójka uciekła i nie uciekła
dlaczego komar przylatuje z piekła
dlaczego wysoko księżyc niemowa
a poniżej brzęczy teściowa
dlaczego w czerwcu nietoperze
dlaczego łza jedynaczką być nie umie
wszystko żeby pokochać - nie rozumieć
1997
Malarz po śmierci
Malowałem niebo złote
ekologiczne zielone
jak leszczyna co ma dużo owoców - czerwone
wielobarwne jak koguty wiejskie
a tu niebo jak niebo niebieskie
1997
Ogień
Patrzę Jezus na brzegu
wydawał się łatwy
taki do serca na co dzień
Mówił: - Przyjdź
czekam
tylko nie licz na cuda
do mnie się idzie przez ogień
1997
Pocałunek Judasza
Ten pocałunek musiał się rozpłakać
nie mogło być inaczej
Święty Augustyn mówi
że grzech idzie do nieba gdy płacze
Matko Najświętsza co się nie gorszysz
gdy mówię od rzeczy
ten pocałunek do dziś niebo porusza
tak beczy
1997
Zdejmowanie z krzyża
Rozpoczynam od głowy
już nie pytam czy boli
śmierć nie znosi takich pytań bo po co
włosy teraz odgarniam spod za ciężkiej korony
co jak owce czarne się tłoczą
potem ciernie wyjmuję
po kolei całuję
liczę na głos pierwszy drugi trzeci
groźne zajadłe teraz smutne zabawne
jak czerwone kredki dla dzieci
teraz łzę zdejmuję Mu z twarzy
tę ostatnią co ostygła i parzy
wreszcie z gwoździ wyrywam nogi ręce
dalej nie wiem co dalej
choćby świat się zawalił modlę się do serca o serce
1997
Na ręce
Nazywają cię brzydulą
uciekają w te pędy po kolei
biorę ciebie na ręce
jak królika na szczęście
śmierci - chwilo największej nadziei
1997
Chrzest w Jordanie
Ilu ludzi przybiegło do rzeki,
ilu się razem kąpało!
Czy tylko chcieli umyć uszy,
ręce, dwie nogi, ciało?
Czy tylko chcieli umyć plecy,
włosy, szyje, zęby?
Czy wszyscy chórem wołali:
- Święty Janie, umyj nam gęby,
podbródki, chudszym wystające żebra
wodą błyszczącą w słońcu,
jakby była ze srebra!?
Tylu ludzi zbiegło się do rzeki,
podchodzili jak gęsi do wody.
Może chcieli bez szamponu,
bo taniej, na święta umyć brody?
Tym, co teraz powiem,
wszystkich wzruszę:
chcieli kąpać nie tylko ciało,
ale także zaniedbane dusze.
Nagle Jezus w rzece przystanął,
wśród brudasów, jasny jak anioł.
Kiedy przyjdzie kąpać się w rzece,
miednicy, łazience, jeziorze,
Ty, który mówisz wprost z nieba,
obmyj nam serca, Boże.
A serce pamiętać każde musi,
by nie dokuczać mamusi.
1998
Tak
Pierwsza Komunia z białą kokardą
jak w śniegu z ogonem ptak
ufaj jak chłopiec z buzią otwartą
Bogu się mówi - tak
Nie rycz jak osioł nie drżyj jak żaba
wytrwaj choć nie wiesz jak
choćby się cały Kościół zawalił
Bogu się mówi - tak
Miłość zerwaną znieś jak gorączkę
z chusteczką do nosa w łzach
święte cierpienie pocałuj w rączkę
Bogu się mówi - tak
1998
Porzucili wszystko i poszli za Nim
Ile trzeba rzeczy porzucić,
od ilu zajęć się oderwać,
odłożyć czytaną książkę,
zostawić w domu wierne psisko,
przerwać rozmowę z koleżanką gdy zegarek na Mszę woła,
trzeba porzucić dla niej wszystko.
1998
Kubek
Nie chcę z poduszką krzesełka
pieca łopatki wiaderka
zegarka pieniędzy kuferka
Szekspira szafy sweterka
skarbonki trąbki pudełka
domu co stał się już duchem
lecz przywróć mi święty Antoni
mój kubek z jednym uchem
1998
W albumie
Choćby się nosem kręciło, na babcię pyskowało,
szczęście zawsze ogromne, gdy lat jeszcze mało.
1998
Lamentacje starego kawalera
Jaka to łaska ogromna
żyć jak struś w Polsce nieznany,
nigdy nie zaznać szczęścia,
nigdy nie być lubianym.
Mieć twarz nieśmiałą, brzydką,
chodzić jak chodzą łamagi,
cieszyć się, że nawet garbate
nie zwrócą na mnie uwagi.
Popatrzeć jak kasztan pęka
wesołą bombą w ogródku,
radować się w dniu imienin,
że nikt nie przyleciał z laurką.
Pozostać osiołkiem w pracy,
usta mieć nie kochane
i zabrać ze sobą na urlop
serce kopnięte przez panie.
1998
O aniołach i zwierzakach
Czemu papuga nimfa kołysze się jak pelikan?
Czemu złota rybka ma wypukłe oczy?
Czemu bocian dwóch nóg razem nie zamoczy?
Czemu kura chodząc rysuje krzyżyki na ziemi?
Pośród wielu tajemnic na świecie dokoła
mniej wiemy o zwierzętach niźli o aniołach.
1998
Popielec
Od ciemnej grudki prochu, która smoli ręce,
z namaszczeniem rzucanej w Popielcową Środę radość rośnie jak balon. O, rzuć prochu więcej
na grzywkę panny Zuli, proboszczom na brody.
Nadzieja w ciemnej grudce - wiosna w drzwiach kościoła,
srebrne krewniaczki wierzby gawrony odsłonią,
ten, co nie chciał religii, jak Tomasz uwierzy
i zacznie beczeć ze szczęścia pod lampką czerwoną.
Będzie więcej spowiedzi i dobrych przyrzeczeń wiele rzeczy skradzionych podrzucą w czas krótki.
Rozpocznie się zwyczajnie i zawsze od Środy
Wielki Post, co krzyczy nawet na kotlet malutki.
1998
Pożegnanie szkody
Po dzwonku idźcie, chłopcy, w świat
i wy, dojrzałe damy,
choć mnie, waszemu księdzu, łzy
znów tłoczą się jak chamy.
Z dziewcząt swych będę zawsze rad,
chłopcami zachwycony choć czas podziobie wszystkich nas
jak indyk rozżalony.
Ulicą będę sobie szedł cichutko rozważając:
Jeszcze pięć lat, nie pozna mnie,
dorosła panna Zając.
Bdurska Basia, Kowalewska,
warczące na mnie jak na pieska,
Zawadzki pełen animuszu,
zawsze w wesołym kapeluszu.
W gorzką niepamięć wpadnie ksiądz
z dziennikiem, dzwonkiem, szkołą lecz może lepiej niźli ja
przypomni Bogu znowu
woźny, choć czasem widzi źle,
może odnajdzie pod zegarem
rekolekcyjną starą łzę,
miłość, co jak dwa żubry beczy wiele nieważnych ważnych rzeczy,
śmierć, co uciszy nam nazwisko,
o Bogu nam przypomni wszystko.
Żegnajcie. Pora już,
jak marchew najzwyklejsza
Bóg będzie dla was rósł,
a ja się będę zmniejszał.
I spadnę wreszcie w szary kąt,
tak jak parasol to umie
lub pies z rodzinnej fotografii,
co zaczął wyć w albumie.
1998
W ramionach Ojca
Choćby kopnęła kaczka
końcem świata straszyło
zawsze w ramionach Ojca
było nie było
1998
Po staremu
W niebie nie ma komputerów
postęp nie popędza wszystko po staremu
ta sama kapliczka serca
1998
Udało się
Nie bójcie się ponuracy
nie płaczcie w łóżkach mazgaje
tyko miłość udana
co się nie udaje
1998
Owieczka i baranek
Znów obgadują ciebie owieczko
od rana
że na swych czterech czarnych kopytkach
zbiegłaś od Pana
Lecz On cię kocha
nie widzi winy
Siostrzyczko nasza jak gąska biała
na imieniny
Na pewno anioł przystojny jak malowanka
lecz ty owieczko jesteś rozsądna
wolisz baranka
1998
O diabłach i aniołach
Była sobie pani bardzo postępowa.
Uważała, że jest mądrzejsza niż szkoła.
- Nie bądź naiwny - mówiła:
W diabła i anioła nigdy nie wierzyła.
Tymczasem w jej mieszkaniu, niemal co godzina,
chyba diabeł i anioł wciąż się przypominał.
Telewizor - jak dwóch ciężkich diabłów ryczał nieprzyzwoicie i na całe gardło.
Pokazywał wojny, ciotki poduszone,
migał jakby diabeł podpisał ogonem.
Zdarzała się awantura. A kłótnia zajadła
to dowód, że ktoś na urodziny pozapraszał diabła.
Była także mamusia jak najczystsza róża
(mamusia wciąż podobna do Anioła Stróża
tylko bez skrzydeł. Skrzydła przeszkadzają
mamusiom, które piorą, szyją, zamiatają).
Był także staruszek. W piątek nie zjadł szynki,
tylko owies - jak źrebak. I śpiewał Godzinki.
Była sobie pani bardzo postępowa.
- Nie bądź naiwny - każdemu mówiła.
W diabła i anioła nigdy nie wierzyła.
Tymczasem w jej mieszkaniu dokładnie z zachwytem
anioł bawił się skrzydłem, a diabeł kopytem.
1998
Dobranocka
Pan Jezus nagle jeszcze jaśniejszy,
pod gwiazdą królów trzech.
Mamusia czujna jak strażak,
kiedy usypia mnie śnieg.
1998
Do albumu
Podziękuj za cierpienie
czy umiesz czy nie umiesz
bez niego nigdy nie wiesz
ile miłość kosztuje
1998
Po ślubie
A a a serca dwa
Jęczą piszczą obydwa
1998
Matka Boska Ursynowska
Matka Boska Ursynowska
nie ma biżuterii,
drogich kamieni,
chodzi tu po nie zbudowanym jeszcze kościele
jak po zimnej stajence.
Wyciąga ludzkie ręce,
pozdrawia daleko stojące babcie
po mięso w kolejce.
Nie
ani
ani
ani
przybywa do niej orszak ze złotem,
na piechotę,
na wielbłądach,
autostopem.
Ale niesie jej dobre serce
chłopiec malutki
z Ursynowa, z ulicy Nutki,
dziewczynka, co była najlepsza
z ulicy Herbsta,
tatusiów paru z Końskiego Jaru.
Nie widać tu aniołów,
nie klęczą Trzej Królowie,
lecz Matka Boska mówi:
- Najlepiej na Ursynowie
1998
O synu marnotrawnym
Żale syna marnotrawnego
Moja wina, moje winy,
obskubały mnie dziewczyny.
Modlitwa syna marnotrawnego
Dziękuję, ci tatusiu, za pierścień, sandały,
za płaszcz, którym się jak żaglem owinę,
za niebo w oczach twoich
i cielęcinę.
Modlitwa jego brata
Przepraszam cię, tatusiu, że się tak wściekałem
na brata naiwniaka,
którego dziewczynki obskubały jak kurczaka.
Bez nowego płaszcza, sandałów, pierścionka,
cierpię jak pies bez ogonka.
1998
Szkoła
- Bronkowi Chodorowskiemu
Ławki tablica kreda
łza jak diabeł się kręci
Szukam nawet kawałka
mej szkoły świętej pamięci
1998
Matka Teresa z Kalkuty
Matko Tereso z Kalkuty
biało-niebieska
bliższa
bo w niebie już mieszkasz
z trądem
jędzą chorobą
nikt nie jest samotny z tobą
1998
W Wielki Piątek
Przybiegł w Wielki Piątek
jak wszyscy
i tak sobie
mówił: - Ścisnąłem nos rękami,
zaciąłem zęby zębami,
żeby nie płakać przy grobie.
1998
Nie smutek
Jeśli w wierszach moich znajdziesz smutek
to po prostu bolała mnie głowa,
korek wysiadł, wygłupiał się czajnik,
za wcześnie zbudziła krowa.
Czasem tylko nie wiem dlaczego,
bo samotność jak długie uszy,
żal, że serce nie poszło do serca,
żal, że dusza odeszła od duszy.
1998
Nie powiem
Ta filiżanka co pękła z hukiem
jakby ktoś strzelił w bramie
ci żołnierze co nie wrócili bo poszli na powstanie
kalendarz co miał być do stycznia
a umarł we wrześniu na ścianie
Udam że nie pamiętam
nie powiem nic a nic
chodzącej po niebie mamie
1998
Wiersz dydaktyczny
Niewinny bocian co połyka żabę
skowronek co po muchę jak po bułkę leci
niewinna sroka co morduje dzieci
nieświadomy nie grzeszy bo zła nie wybiera
a więc jest niewinność w dramacie istnienia
chcemy sami stworzyć moralniejszą srokę
lecz Ty co gwiazdy zapaliłeś wszystkie
pociesz nas psem z chorą łapą co ma serce czyste
1998
Nie lekceważ
Każda gęś jak przed ślubem najbielsza królewna
kaczor ze złotym piórem ku ozdobie
jak król Ludwik - ten z lepszych - we własnej osobie
nawet kury szlachcianki co niby ubogie
gburem był ten co nazwał te piękności drobiem
1998
Koniec nie-koniec
Zawsze jeszcze myśl jedna
pytanie
jak zielona wścibska gałązka
nawet serce gaduła
nie wie
kiedy kończy się książka
1998
+
Posłowie
"Prostota, zwięzłość i humor" - tak odpowiada Jan Twardowski zapytany o
istotę swoich wierszy. I dodaje: "Pamiętam, w czasach studenckich na pewnym
zebraniu zapytano: "Jeżeli są dwa dzieła jednakowo wspaniałe, które jest
lepsze?" Obecny na zebraniu Karol wstał i powiedział: "Krótsze.""
Może właśnie ta anegdota przyczyniła się do późniejszej wierności
zasadzie: "mniej to znaczy więcej". Mniej słów, ornamentów, erudycji,
więcej autentyzmu, prawdy, wyrażonych także między wierszami, gdzie mówi
cisza i milczenie.
Kiedy Jerzy Zawieyski spowodował w 1959 roku zbiorem "Wiersze" drugi - po
tomiku "Powrót Andersena", wydanym w nakładzie czterdziestu egzempalarzy w
1937 roku - poetycki debiut księdza Jana Twardowskiego, dostrzegł w
zebranych utworach wyróżniającą je inność. Autor bowiem nie podlegał owym
modom literackim i pisał w sposób bardzo osobisty, przyjmując ubogie środki
wyrazu. Opowiadał o wsi, lesie, dzieciach, które uczył, kościołach,
przyrodzie, jaka go otaczała. Swoje zapisy traktował trochę jak poetycki
pamiętnik, notujący spostrzeżenia, przeżycia, refleksje, wspomnienia,
trochę jak listy do najbliższych lub zwierzenia. Może dlatego miały one
charakter bezpośredniej rozmowy z sercem do serca. Charakter ten nie
zagubił się przez lata następne, mimo że podejmowanych tematów zaczęło
przybywać, a styl pisania coraz bardziej się indywidualizował i
wykształcał.
Pojawiła się i inna zasada: "w kościele trzeba się od czasu do czasu
uśmiechać", wiadomo bowiem, że humor ludzi zbliża, a patos, jaki pojawia
się w wierszach religijnych, wywołuje najczęściej skutek odwrotny. Stąd też
tyle w wierszach Księdza miejsca na uśmiech.
Ksiądz Twardowski należy do autorów wybranych najpierw przez czytelników,
potem przez wydawców. Dopiero po jedenastu latach od wydania "Wierszy"
ukazał się tom następny - "Znaki ufności" (1970), a kolejny, "Niebieskie
okulary", znów po dziesięciu. Po 1980 roku w księgarniach częściej zaczęły
się pojawiać następne tomy, a to, co nastąpiło w latach
dziewięćdziesiątych, zdumiewa samego autora, który sam niczego nie narzuca,
o nic nie zabiega. O sobie mówi, że nie jest poetą, ale księdzem, który
czasami pisuje wiersze. Ale do rąk coraz liczniejszych czytelników trafiają
nie tylko wiersze. Także komentarze ewangeliczne, opowiadania dla dzieci,
aforyzmy, anegdoty.
Krytyka literacka od lat towarzyszy kolejnym publikacjom. O wierszach
Księdza pisali: Józef Czechowicz, Zbigniew Dolecki, Anna Kamieńska, Marek
Skwarnicki, Zygmunt Lichniak, Ryszard Matuszewski, Jan Turnau, Zbigniew
Bieńkowski, Wojciech Żukrowski, Artur Sandauer, Krzysztof Dybciak, Maria
Jasińska Wojtkowska, Jacek Trznadel, Bronisław Maj, Konstanty Pieńkosz,
Iwona Smolka, Stanisław Cieślak, Aleksander Fiut, Jerzy Kwiatkowski,
Ryszard K. Przybylski, Jerzy Sulikowski, Waldemar Smaszcz, Piotr
Matywiecki, Tadeusz Żychiewicz, Krzysztof Myszkowski, Janusz Furtak, Janusz
Koryl, Marek Karwala, Ewa Nawrocka, Zofia Zarębianka, Kazimierz Nelski,
Helena Zaworska, Jan Tomkowski, Tadeusz Drewnowski i inni.
Poczytność wierszy księdza Twardowskiego świadczy o tym, że ich autor nie
pisze w pustce, jest świadectwem tęsknoty dzisiejszego człowieka za
mówieniem o Bogu, niekoniecznie w nurcie literatury religijnej. Dodać
trzeba, że skala i sposób poruszanych w nich spraw stały się bliskie
czytelnikom również poza granicami kraju. Coraz liczniej pojawiają się
tłumacze, którzy zainteresowani tą poezją, chcą przybliżyć ją czytelnikom
obcojęzycznym.
Wiersze księdza Twardowskiego stanowią próbę przebicia się przez skorupę
materializmu, egoizmu, grubiaństwa, postkomunistycznego relatywizmu;
przeciwstawiają się modzie dogadzania zachodnim gustom. Mimo to, a może
dzięki temu, wśród odbiorców zdobyty sobie więcej niż popularność, może
nawet stały się bliskie sercu. Są dla wszystkich - mały, nieco starszy i
dużo starszy czytelnik bez trudu odnajdzie w nich bliski sobie język. Nie
dzielą ludzi na wierzących i niewierzących. W ich świecie każdy może się
dobrze poczuć. Ktoś powiedział, że są "sympatyczne", swojskie, rodzime.
Pisane nie w Tokio, Paryżu, Nowym Jorku, Sztokholmie, ale na Mazowszu, w
Lipkowie, Świnotopie, Żabiej Wólce, Kamieńczyku, "między lipcem a
sierpniem, kiedy wiesiołek, żółty jak kanarek". (Niecodziennik wtóry,
1995). Czytelników, zjednanych przez ich autentyzm i pokazanie bardzo
osobistego przeżycia kapłaństwa, znajdują zaś w Marcyporębie, Kopytówce,
Rykowiskach, Bydlątkach.
Autor nie kreuje się na poetę. Pokazuje natomiast, że jest człowiekiem,
który w realnym, widzialnym świecie szuka sensów ukrytych. Ma świadomość
faktu, że jako ksiądz otrzymał łaskę widzenia tego, co zakryte. Obok
smutnego świata przemocy, gwałtu, wdzierającego się do domów za
pośrednictwem mediów, jest i drugi: świat spotkań, rozmów, także tych
osłoniętych Bożą tajemnicą, świat wypełniony miłością, poświęceniem,
nawróceniami, żalem za grzechy, tęsknotą za Bogiem, miłością, dobrocią.
O swoim widzeniu otaczającej rzeczywistości Ksiądz tak mówi: "W tym, co
nieważne - jest coś ważnego, w tym, co niepotrzebne - jest coś potrzebnego,
w tym, co nieświęte - jest coś świętego." Jego wzrok wewnętrzny, "trzecie
oko", dostrzega paradoksalną naturę świata. Intuicja i wrażliwość stale
wynajdują coś "na opak", wbrew przyjętym schematom.
Z takiego spojrzenia zrodziły się jasno określone intencje wydobyć i
odczytać sens niewidzialnego, by poprzez zaskoczenie pobudzić do refleksji,
podjąć próbę przerwania myślowego stereotypu, nakłonić do odejścia od
automatyzmu skojarzeń i zachowań. Dostrzeganie paradoksów jest według
Księdza jedyną możliwą drogą do pogodzenia się z wewnętrzną sprzecznością
otaczającej człowieka rzeczywistości: "Świat można zaakceptować, jeśli się
dostrzeże wartość czy nawet więcej - urok dramatu, jaki jest składnikiem
życia" (Poezje wybrane, 1980). Zaakceptować z pogodą i optymizmem,
eliminującym bezwolną, bierną konieczność, nawet wbrew sobie.
Ksiądz Twardowski uważa swoje wiersze za rodzaj rozmowy z kimś bliskim, w
której chce podzielić się własnymi przeżyciami, pytaniami, poszukiwaniami,
obserwacjami, płynącymi także z faktu, iż jest księdzem. Tematy rozmów?
Fundamentalne: Bóg, wiara, miłość, przemijanie, śmierć, przyroda. Nie
pretenduje przy tym do wykreowania nowego kierunku literackiego. Wypracował
wszakże przez lata swój własny język wypowiedzi: "Nie śledzę kierunków,
nurtów i tendencji przejawiających się w poezji. Piszę tak, jak mi dyktuje
myśl" ("Rzeczpospolita" 1990). Chociaż nie stara się nikogo naśladować, nie
ukrywa swoich silnych związków z rodzimą literaturą, także z tą dawną.
Deklaruje to w wywiadach, konkretne odniesienia zawiera w wierszach. A samą
poezję podnosi wręcz do rangi antidotum na przejawy bezsensu doczesnego
świata.
Dla Twardowskiego-czytelnika, ale i autora wierszy zarazem, poezja to
przejaw dobra, serdeczności, przekaz, który nie jest zatruty plotkami,
nienawiścią, złością, zawiścią, sporami i jako taki - nie głosząc morałów próbuje wnosić ład i harmonię do rzeczywistości, oczyścić ją, odtruć.
Do przywoływanych często takich pisarzy, jak: Kochanowski, Sęp
Szarzyński, Mickiewicz, Prus, Orzeszkowa, Lenartowicz, Syrokomla, Lechoń,
Baczyński czy Kamieńska, trzeba jeszcze dodać jedno nazwisko - Józef Baka:
Królewno ze Skępego
podaj rączkę
proszę
uratuj wiersze nieśmiałe i bose
takie co nie idą jak krytyk za modą
szanują księdza Bakę z klerykalną brodą
takie co nie świecą jak szyja ozdobna
za które nie płacą dolarami Nobla
(Królewno)
Twórczość tego jezuity, kaznodziei i poety późnego baroku, jego sposób
widzenia świata - żyjącemu kilka wieków później piszącemu księdzu jest
bliski od dawna: "Kiedy szukam inspiracji do pisania wierszy - wyznaje sięgam do baroku. Myślę, że w okresie baroku powstawała polska poezja
religijna intelektualna. W epoce konfliktów, przeciwieństw, upadku kultury
antycznej, w okresie sporów religijnych, kiedy nie uznawano obiektywnego
piękna w naturze, dostrzeżono brzydotę estetyczną jako sferę doznań
interesującą plastyków. Lubię czytać Sępa Szarzyńskiego, Grabowieckiego,
Morsztyna, a przede wszystkim księdza Józefa Bakę, niegdyś ośmieszonego,
dzisiaj cenionego. Myślę, że jego szkielety, o których pisał, nie tylko
straszyły, ale i bawiły. [...] moje wyliczanki też są trochę barokowe"
("Powściągliwość i Praca" 1991). W twórczości Baki ujmuje go dosadny,
zwięzły sposób wyrastania myśli, ale przy wszystkim wprowadzony do wiersza
religijnego humor; imponuje mu postawa autora, który miał odwagę przełamać
patos poezji religijnej.
Na twórczość Baki uwagę studenta Uniwersytetu Warszawskiego Jana
Twardowskiego skierował jego promotor pracy magisterskiej o "Godzinie
myśli" Słowackiego, Wacław Burawy. Odnalezionym przez Stanisława
Estreichera wierszom Baki poświęcił on rozdział swej książki o poezji XVIII
wieku, za co zresztą przypłacił oburzeniem znacznej części środowiska
naukowego, które oceniło tę twórczość jako grafomanię, objaw zepsucia smaku
czasów saskich. Borowy wykazał, że Baka dowiódł prawdziwego poczucia
humoru, mimo że pisał o śmierci i piekle. Humor księdza Baki do dziś
pozostaje bliski księdzu Twardowskiemu, który humor uczynił cechą
szczególną swego pisarstwa. Wyraźnym ukłonem w stronę osiemnastowiecznego
poety jest podniesiony przez Jana Twardowskiego do rangi motta niniejszego
zbioru wiersza "Do księdza Baki".
Bakę, ale także Sępa Szarzyńskiego, Wacława Potockiego ceni Ksiądz przede
wszystkim jako poetów paradoksu, których język oparty był na
sprzecznościach, na zasadzie concors discordia, "zgodnej niezgodności",
czyli na budowaniu kontrastów, mieszaniu humoru z tragizmem (jak na
przykład u Baki: "Śmierć babula, / Jak cybula / Łzy wyciska, / Gdy
przyciska"; Poezje, 1986). Taki sposób formułowania myśli o prawdach
wykraczających poza ludzką logikę autorowi "Znaków ufności" - tomu, który
wywołał prawdziwą rewolucję w poezji kapłańskiej - szczególnie odpowiada:
"Myślę, że o Bogu można mówić tylko językiem paradoksów. Bo i wiara jest
paradoksem: Trójca Święta, Bóg stał się człowiekiem, Eucharystia, widzenia
po śmierci Boga twarzą w twarz - to są wielkie paradoksy. Bóg mówi językiem
nielogicznym według naszej logiki, więc jak można mówić o Nim innym
językiem?" ("Słowo" 1994). W innym wywiadzie wyznaje: "Lubię piętrzyć
paradoksy: miłości, wiary, śmierci dotyczące wymiarów egzystencji. Uważam,
że ich rozwiązanie leży tylko w naturze Boga" ("Nowe Książki" 1981). Drogę
myślenia paradoksalnego proponuje człowiekowi końca XX wieku, by zbliżył
się i pokochał to, co go przerasta. Zbliżył się i został, a nie
przestraszył się i odszedł. Został i pokłonił się przed niezrozumiałym, bo
przecież gdyby pojął Boga, uczyniłby zeń wytwór własnego umysłu ("to co
zrozumiałeś to już nie jest Bogiem"). Zaznaczmy na marginesie, iż Artur
Sandauer, zastanawiając się nad motywami, które kazały Twardowskiemu
sięgnąć po paradoks, sformułował logiczną prawidłowość: "Świat jest
nieskończenie poznawalny? Dobrze. Znaczy to jednak, że będziemy go
poznawali bez końca, czyli - że jest nieskończenie niepoznawalny"
("Polityka" 1985).
Korzeni widzenia świata poprzez paradoksy należy w tych wierszach szukać
nie tylko w literaturze baroku, ale i - może przede wszystkim - w Piśmie
świętym, w Radosnej Nowinie, będącej podstawową pisarską inspiracją
księdza-autora: "W Ewangelii jest mowa o umarłych, o ślepcach, trędowatych
- a ostatecznie wszystko jest dobrą nowiną" ("Życie Warszawy" 1991).
Wyłuskuje więc zeń paradoksy jako jedyną drogę nie tyle do zrozumienia, ile
właśnie zbliżenia się do Tajemnicy: krzyż może nie być znakiem hańby i
cierpienia, ale znakiem miłości; cierpienie może nie być nieszczęściem, ale
próbą wierności Niewidzialnemu i doświadczeniem, które ma człowiekowi pomóc
w dojrzewaniu; słabość, przeżywana z Bogiem, jest siłą; Droga Krzyżowa może
budzić nadzieję, jeśli zrozumie się, iż nie jest ważne, jak Jezus cierpiał,
ale dlaczego cierpiał; śmierć niczego nie zamyka, przeciwnie - jest bramą
prowadzącą do dalszego życia, jest spotkaniem z miłosiernym Bogiem ("śmierć
na śmierć nie umiera"). Dramat w świetle wiary nabiera nowego znaczenia. W
cierpieniu, kalectwie, brzydocie piszący wiersze kapłan dostrzega i
odsłania ukrytą wartość, niewidoczne piękno, a nawet więcej: ukryty skarb,
znaczenie, które może dostrzec tylko subiektywny wzrok wewnętrzny.
Niestrudzenie pokazuje, że wcale nie mocne, walczące o siebie i świadome
siebie, dominujące "ja", kreowane przez psychoterapię schyłku XX wieku, ma
moc. Przeciwnie: siłę daje cisza, pokora. Prawdziwą wielkością staje się
umniejszanie, wtedy "nieważne" będzie najważniejsze. Własnej nieważności
bardzo trudno się nauczyć, ale tylko wtedy można dostrzec moc w wierze, tym
bogatszej i głębszej, im bardziej postawa pokory wypłynie z wewnętrznego
poczucia wyzwolenia i radości. W szkole pokory można mieć nieoczekiwanych
nauczycieli:
Słowik górniczek
co niesie dwa czubki zadarte do góry
i miłość swą spisuje na liściu czerwonym
zaspany ślepowron
z białym włosem z tyłu głowy
sikora z żółtą piersią
w niebieskim berecie
sowa uszata od puchacza o połowę mniejsza
wróbel co skacze jak na cudzej nodze
uczą mnie być nieważnym
nic ich nie obchodzę
(Ciało pedagogiczne)
Koniku polny
od nieważnych wierszy
naucz mnie od małego być mniejszym
(Korepetycje)
O ile poeci baroku, posługując się paradoksem, nastawiali się na
zadziwianie i olśniewanie, o tyle ksiądz Twardowski wyznaczył sobie rolę
swego rodzaju apostoła, świadomego, iż do Boga najczęściej prowadzi pozorny
nonsens:
Wszystkie Mleczne Drogi
jak miecz między nami
krzyż wciąż nieskończony
przestrzeń niepoznana
wąski pasek cnoty
zbliża mnie do Ciebie
to co Cię oddala
(Zbliżenie)
Zdziwienie czytelnika środkami wyrazu nigdy nie było celem pisarskim tego
autora. W jego wierszach natomiast zwraca uwagę postawa człowieka, który
świadom własnej małości wobec niepojętego ogromu spraw spoza ludzkiej
logiki, nie wykazuje postawy buntu. Przeciwnie: stale się dziwi. Jak sam
przyznaje, wynika to z przyjęcia z wiarą, podziwem i subordynacją tajemnic:
"Myślę, że autor, który umie szczerze zdumiewać się otaczającym go światem
- może odkrywać jego stałe tajemnice, niezależnie od garbu lat, które
dźwiga" (Poezje wybrane, 1980). Jako ksiądz głoszący kazania w kościele
Sióstr Wizytek W Warszawie i jako autor wierszy od wielu lat podejmuje
próbę zbliżenia się do tego, czego rozum ludzki pojąć nie jest w stanie,
ale w taki sposób, by - jak zaznacza - słowa same sobą nie były zmęczone i
nie zagłuszyły żaru i pokory, koniecznych do pochylenia się nad
niezrozumiałym.
Próba stworzenia poezji ewangelicznej, jaką podjął ksiądz Twardowski,
wywodzi się nie z tak dziś częstych frustracji, rozpaczy, szukania po
omacku, ale z dziecięcego zdziwienia wobec tajemnicy życia: "Zawsze
fascynował mnie niezwykły i dziwny cud życia. Zdumiewała mnie śmierć.
Urzekała modlitwa" ("Polityka" 1978). Autor nie boi się głosić wiary
dziecka, które znalazło oparcie w Bogu Ojcu. Cierpliwie próbuje czytelnika
"zarazić" swoim podziwem, chce go zachwycić niepojętym Bogiem, który "jest
jeden / i nigdy samotny", Jego zamysłem: "czy nie dziwi cię / mądra
niedoskonałość / przypadek starannie przygotowany", i niepojętą dla
człowieka Bożą logiką i ekonomią: "sprawiedliwość Twoja jest nierównością",
"gdyby każdy miał to samo / nikt nikomu nie byłby potrzebny".
Słuchać jak dziecko, wierzyć jak dziecko, z ufnością i spontanicznie - to
postawa najbliższa sercu Księdza, który przez całe swoje kapłańskie życie z
wielką wnikliwością obserwuje dzieci. Uczy się od nich wrażliwości,
szczerości, prostoty, zaciekawienia i podziwu dla świata. Szczególną
wrażliwość na znaczenie słowa, moc słowa, zdobył podczas kilkuletniego
nauczania religii dzieci specjalnej troski, którym poświęcił niezwykły w
swej wymowie wiersz "Do moich uczniów". Lubi bardzo stwierdzenie: "dziecko
jest ojcem człowieka". Jako kaznodzieja dla dzieci, traktujący je z
największą powagą i szacunkiem, podpatruje, nie bez fascynacji, ich
wyobraźnię, postawę zdziwienia i przede wszystkim moc dziecięcej wiary,
która prostszą drogą doprowadza do nieba niż postawa ukształtowana przez
traktaty teologiczne. Podkreśla, że bycie dzieckiem Boga wynika z
"dziecięctwa", czyli zaufania Bogu. Dziecko widzi "i dalej i więcej". W
takiej właśnie postawie odkrywa wciąż nowy sens i staje zadziwiony wobec
ogromu spraw przekraczających poznanie. Jeśli czytelnik również wobec tego,
co nieprzekazywalne i niewyrażalne, zatrzyma się zadziwiony, odkryje, że
istota Tajemnicy stanie mu się bliższa.
Siła przekazu prawd niepojętych leży, według Twardowskiego - powiedzmy to
jeszcze raz - jedynie w języku paradoksów. Ksiądz nie kryje swej fascynacji
zbudowaną z paradoksów kolędą Karpińskiego: "Bóg się rodzi - moc truchleje
Pan niebiosów - obnażony
ogień krzepnie - blask ciemnieje
ma granice - nieskończony", i - własnymi słowami - nakreśla, w
uzupełnieniu niejako, granice Boskiej wszechmocy: "Bóg wszechmogący co
prosi o miłość tak wszechmogący że nie wszystko może". Czego nie może? Nie
może kazać człowiekowi kochać siebie:
Zatrzymał się
cień pod oknem
nade mną chmury wędrowne
udam że mnie nie ma
zapomnę
puka
znów nie otwieram
myślę: Późno ciemno.
- Kto? - pytam wreszcie
- Twój Bóg zakochany
z miłością niewzajemną
(On)
Ale wszechmogącemu Bogu potrzebne jest odwzajemnione uczucie stworzenia,
stale na nie czeka, jest "głodny" i tylko miłością "się daje nakarmić"
(Głodny).
Bóg dał człowiekowi wolną wolę, która - w rozumieniu autora wierszy jest jednoznacznym pytaniem o miłość. Człowiek postawiony został przez
Stwórcę w sytuacji wyboru. W poszanowaniu wolności człowieka Chrystus stale
stawia pytania, właściwie jedno pytanie, wyjściowe: czy chcesz? Wiara więc
staje się drogą świadomego wyboru, dokonanego w imię wolnej woli, którą
człowiek otrzymał. Nie jest zniewoleniem, ale świadomą drogą ku wolności.
Wolna wola nie jest niczym innym, jak pytaniem o miłość. Kiedy mam wybrać zastanawia się ksiądz Twardowski - co wybiorę? Co kocham: światło czy
ciemność? Czy będę dalej trzymał się ręki Pana Boga, choć czasem boli
zranienie i przytłacza próba?
Patrzę Jezus na brzegu
wydawał się łatwy
taki do serca na co dzień
Mówił: - Przyjdź
czekam
tylko nie licz na cuda
do mnie się idzie przez ogień
(Ogień)
Niepokój łączy się z tęsknotą do pełnego zrozumienia tajemnicy
człowieczego istnienia na ziemi. Istnienia rozpiętego między dwoma
biegunami: radością i cierpieniem. Tworzą one całość, której znaczenia
człowiek może się tylko domyślać i nigdy do końca nie zrozumie.
Niejako w naszym imieniu autor wierszy prowadzi rozmowę z Bogiem, z samym
sobą i powtarza dramatyczne pytania, będące wyrazem tęsknoty i niepokoju:
jak długo wierzyć nie rozumieć
jak długo jeszcze wierzyć nie wiedzieć
ciemno jak pod bukiem o gładkiej korze
(Jak długo)
Szukając Boga, człowiek stawia sobie pytania: po co cierpienie,
samotność, smutek, śmierć? I dochodzi do refleksji: "za szybko chcesz
wiedzieć wszystko", "Bogu nie stawia się pytań dlaczego", "Wiara stale chce
pytać / lecz gardło wysycha / jeśli Bóg jest milczeniem / zamilczeć
potrzeba", "Bo Pan Bóg jest tak jasny że nic nie tłumaczy / bo wiedzieć
wszystko to nic nie wyjaśniać".
Pytający, niepewny, czasem zagubiony bohater liryczny omawianych wierszy
daleki jest jednakże od lirycznego bohatera choćby Sępa Szarzyńskiego,
miotanego wątpliwościami, postawionego wobec stałego dramatu wyboru,
prowadzącego do konfliktu wewnętrznego, graniczącego z walką. Wie, co
wybrać, ponieważ wybiera w duchu wiary i w imię prawdy:
Miłość zerwaną znieś jak gorączkę
z chusteczką do nosa w łzach
święte cierpienie pocałuj w rączkę
Bogu się mówi - tak
(Tak)
Wiara sama w sobie jest paradoksem, "skokiem w ciemność" wbrew ludzkiemu
rozumowi. Zakłada, że - jak mówi Ksiądz w jednym z wywiadów - "nawet to
niepraktyczne jest potrzebne i ma sens, choć mogę tego wcale nie rozumieć".
Myśl tę zawiera również wiersz "Jesteś": "bo gdy sensu już nie ma to sens
się zaczyna".
Paradoks wiary polega również na tym, że "człowiek wierzący walczy stale
o wiarę. Nie ma wiary gotowej już, oprawionej w ramki" ("Poezja" 1973),
"Wiara jest walką o wiarę, tak jak miłość walczy o miłość" (Wszędy pełno
Ciebie..., 1995). Ksiądz Twardowski świadomie podkreśla dynamikę,
niestabilność uczuć, przeżyć, stanów. Jak poeci baroku, ukazuje świata
problemy eschatologiczne w ruchu. Wyznaje: "Pochłania mnie wiara, ale
wiara, która nie jest statyką, zatrzymaniem się, lecz ciągłym odkrywaniem
na nowo tajemnicy" (Poezje wybrane, 1980). Wiara w omawianych wierszach
jest "świętą niepewnością", "pewnością niepewności", utrzymywaniem się na
chwiejnym moście z patyków, jest niemożliwością, bo "głowa za logiczna", a
"serce za nerwowe". Nie jest przy tym żadną asekuracją przed cierpieniem
czy złem. Aby mieć wiarę, trzeba ją nieustannie tracić, by znów odzyskać.
Wiara nie jest więc spoczynkiem, ale wytężoną aktywnością. Śmierć jest
także zmianą; daleka od ukojenia, snu, ciszy, kresu wszelkich nieszczęść jest ruchem: "śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej".
Jan Twardowski - liryk, ale i kapłan - stale zapewnia, że ufność,
zakładająca logikę nieznanego sensu, granicząca z dziecięcym zawierzeniem,
prowadzi do wewnętrznego pokoju, płynącego ze świadomości istnienia nad
istotą ludzką Kogoś mądrzejszego, kto - poza faktem, że jest - w dodatku
dobrze jej życzy, mimo że "rozdarty człowiek" gubi Mu się nieustannie "urodzony dezerter", będący "stale w kratkę", grzeszy, ale "przez grzechy
dochodzi do zalet".
Poetyka, która zestawia sprzeczności - zdaniem autora - sprawia, że
człowiek stale poznaje od nowa, ożywia przy tym może czasem nieco uśpioną
uczuciowość, wiarę, zaczyna stawiać pytania o cel życia, swój stosunek do
Boga, do siebie, do innych ludzi, dostrzega absurd schematów i doszukuje
się nowych znaczeń i treści: "W życiu jest nam dobrze i źle. Kiedy jest nam
tylko dobrze - to niedobrze" (Kasztan dla milionera, 1993); nieszczęście to
takie szczęście co mieszka w rozpaczy". Odkrywa radość w trudzie, miłość w
zmęczeniu, możliwe w niemożliwym, jak choćby znalezienie czasu, którego
nikt dziś nie ma ("jeśli kochasz czas zawsze odnajdziesz / nie mając nawet
ani jednej chwili"). Znajduje Boży sens w tym, co po ludzku odwróciła się
bezpowrotnie. W wierszach dochodzi do głosu ewangeliczna zachęta, by do
poszukiwań wybrać mniej wygodną drogę, która obok bogactwa ludzkich
doświadczeń, dzięki trudom wzbogaci nas o to jedno, najważniejsze doświadczenie Boga. Dla pełni człowieczeństwa warto więc nie uciekać od
tajemnic, nie bać się bólu, kochać to, czego znieść nie sposób, modlić się
o to, czego się nie chce.
Paradoksalne formuły słowne, które osiągają celność aforyzmu, brzmią "jak
zaklęcie mające usunąć ze świata jego fundamentalną sprzeczność" - napisał
jeden z krytyków ("Tygodnik Powszechny" 1981). Słowa, które wykluczają się
wzajemnie, "dziwią się sobie", jak często powtarza ksiądz Twardowski za
Boileau, stawiają obok siebie z pozoru nielogiczne znaczenia, oscylujące
między sensem a absurdem. Tak jest na przykład w wierszu o znamiennym
tytule "Razem", gdzie nadzieja i rozpacz, radość i ból, niewiara i wiara a więc ewidentne przeciwieństwa, dysonanse - pozostają w harmonii i dopiero
we współistnieniu nabierają pełnego wymiaru sensu. Rozdzielenie albo zuboży
ich wartość (mówi o tym wiersz "Nie rozdzielaj"), albo doprowadzi do
dramatu (Osioł).
Jan Twardowski, umieszczany przez krytyków literatury w nurcie poezji
religijnej, przez tych samych krytyków uznany został za "najdziwniejszego w
naszej literaturze poetę religijnego". Na takie miano zasłużył z całą
pewnością za obecny w jego wierszach humor, swoisty przejaw paradoksalnego
myślenia, i metaforyczne zaskoczenie, które ma obronić przed grożącym
wierszom religijnym patosem. Polska liryka religijna kojarzy się na ogół z
duchem męczeńskim, dolorystyczno-narodowościowym, mającym swe tradycje w
romantyzmie: "Ze wszystkich znanych mi antologii polskiej poezji religijnej
- powiedział w jednym z wywiadów Ksiądz - można się więcej dowiedzieć o
konfederatach barskich, powstaniach, o aniele, który wrócił do Boga z
pokrwawionym skrzydłem, bo w locie otarł się o Polskę, natomiast mniej jest
w nich o Bogu i o przeżyciu wiary w Boga ("W drodze" 1983). I na pewno
jeszcze mniej w nich humoru. Przez długie lata uważano, że nie wypada śmiać
się w kościele. Autor wiersza "O uśmiechu w kościele" uważa inaczej i stara
się udowodnić, że sam Pan Bóg ma poczucie humoru, które wyraża się na
przykład w paradoksach: wielki a mały leży w żłobie, wszechmogący a prosi,
dostrzega siłę w słabości, stworzył wiewiórkę i hipopotama, zaskrońca i
zebrę. Stąd też ów terapeutyczny niemal "humor dyskretnego uśmiechu", który
rodzi się z dostrzeżenia ponad warstwą powagi - komizmu, osiąganego także
poprzez nieoczekiwane zestawienia z pozoru wykluczających się pojęć.
Ośle z aniołami
tęskniący, Zacheuszu na zielonym drzewie
czwarty mędrcu coś poszedł na skróty
i za późno stanąłeś w Betlejem
asceto z tylną częścią nagą
uśmiechu
chroń
przed absolutną powagą
(Chroń)
Humor i tragizm, sacrum i profanum zarówno w warstwie treściowej, jak i
językowej stale mieszają się w tej poezji: "w piątek nie wypada udawać
Ludwika XIV", "bawił dowcip o kuchni z widokiem na cmentarz", "teza i
antyteza kończą się pobiciem i protezą". Praktyka kapłańska przynosi
sytuacje komiczne, zapisane przez życie, a przez autora wierszy chętnie
wplatane w teksty, jak choćby fragment przekręconych wiejskich "Godzinek",
w których wierni gorliwie - w miejsce "i niezwyciężonego plastr miodu
Samsona" - śpiewają "i niezwyciężonego plask w mordę Samsona".
Wyraźnie trzeba zaznaczyć, iż ironia, jowialność, satyryczność z humorem
Twardowskiego niewiele mają wspólnego. Jest on bowiem wypadkową postawy
aprobaty, akceptacji dla ułomności człowieka, śmieszności i autoironii, tak
znamiennej w spojrzeniu na siebie. Poza tym autor często zaznacza i inną
intencję: humorem stara się złagodzić, rozładować dramat, oswoić z
przemijaniem ("za młodu drży serce a na starość noga", "pani dwa razy
szaleje raz kiedy kocha raz kiedy siwieje") czy wszechobecną śmiercią:
Drzwi zadrżały - kto to?
- śmierć
weszła drobna malutka z kosą jak zapałka
Zdziwienie. Oczy w słup
A ona
- przyszłam po kanarka
(Usłyszane zapisane)
Epitafia wynalezione na Cmentarzach albo pastisze tego gatunku wplecione
w wiersze zyskują walory humorystyczne (Nagrobek, Przepisane, Teoretyk).
"Niecodziennik" - zbiór anegdot - przynosi zaś takie zapisy: "Szanuj
zdrowie, bo jak nie, to cię spotka to co mnie"; "Tu leży mąż, co dręczył
mnie wciąż. A teraz, drogi mężu, odpoczniemy sobie, ja w domu, a ty w
grobie"; "Jeden z dziedziców postawił nagrobek, na którym kazał wyryć
napis: "Dobry z ciebie był parobak, / więc ci stawiam ten nagrobek".
Zdarzyło się, że po pewnym czasie ktoś kredą dopisał: "Kiedyś stawiał mu
nagrobek, / to już nie był twój parobek / ani tyś mu nie był panem. /
Pocałuj go w piszczel. Amen.""
Wyrazistość, dosadność, zamierzoną prostotę i zwięzłość uwypuklają
kolokwializmy. Autor wyznaczył im szczególną rolę, stosuje je bowiem w
odniesieniu do spraw zarówno egzystencjalnych, jak i eschatologicznych. Z
tymi ostatnimi zwłaszcza chce także w ten sposób oswoić lękliwego
człowieka. Słownictwo potoczne wydobywa humor, ale i wytwarza dystans w
stosunku do ludzkich uczuć. Niedoskonałej - z różnych względów - ludzkiej
miłości nadane są na przykład takie określenia: półidiotka, ślamazara,
wariatka, egoistka ("Nie sądź miłości [...] / uszanuj półidiotkę dokładnie
od rzeczy / taką która umarła i jeszcze się leczy"; "Miłość niecierpliwa /
[...] ślamazara / skończyć się nie może"; "jest miłość wariatka egoistka
gapa"). Zwroty potoczne kontrastują świadomie z metafizyczną refleksją: "od
biednej rozpaczy święci uciekają jak od jasnej cholery"; "broniłem tak
gorliwie Boga że trzepnąłem w mordę człowieka"; "święci [...] / [...] nie
przypuszczają żeby z jednej strony było wszystko a z drugiej guzik z
pętelką"; "i nie mamy zielonego pojęcia / umierając po raz pierwszy".
Połączenie takie daje zamierzony efekt zaskoczenia oraz komizmu. Ale
wszelkie stylistyczne ornamenty nie są u Twardowskiego efektownymi,
wymyślnymi ozdobnikami, tylko nieodłączną częścią poetyckiej refleksji.
Krytycy literatury czasem zaliczają współczesnego poetę do grona
spadkobierców marinizmu, a w Janie Andrzeju Morsztynie i Danielu
Naborowskim widzą jego siedemnastowiecznych poprzedników. Inspiracji należy
poszukać także głębiej, u świętych doby baroku. Teresa z Avila, Jan od
Krzyża nie bali się spontaniczności przeżywania, Teresa - radości, Jan cierpienia. Uniesieniom mistycznym poświęcili niejedną kartę swych
dzienników. Postawmy obok nich późniejszą wielką mistyczkę Karmelu - świętą
Teresę z Lisieux, szukającą uświęcenia w cierpieniu i najbardziej szarej
codzienności. Księdzu Twardowskiemu bliska jest ich postawa, chce bowiem
wypowiedzieć tyle, ile wypowiedzieć można, niemal wszystko, nie bojąc się
otwartości w wyrażaniu uczuć. W pisaniu o miłości, cierpieniu, wierze szuka
prawdy, a nie piękna. Szuka i dziwi się. Prawdziwa wiara nie boi się
zdziwienia. Prawdziwa wiara nie boi się otwartości, spontaniczności. Także
w modlitewnym wyrażaniu uczuć stworzenia do Stwórcy. Dyskretnie ukryta
wśród innych wierszy liryka modlitewna bardzo bliska jest poezji
metafizycznej mistrzów Karmelu. Wynika bowiem z przekonania, iż modlitwa
jest osobistym spotkaniem każdego człowieka z Bogiem. Może ona być
dialogiem, zasłuchaniem, uwielbieniem. Może być także zauroczeniem pięknem
obecności Boga. Bóg daje się poznać w milczeniu, które prowadzi do
wewnętrznego poznania siebie i oderwania się od wszystkiego, co Bogiem nie
jest.
Liryka księdza Twardowskiego nakreśla drogę do Boga. Na pewno nie
najłatwiejszą. Wpisane jest w nią biblijne wezwanie: "Bądźcie świętymi,
ponieważ Ja jestem święty!" (Kpt 11, 44). Poprzez bardzo konkretne,
zindywidualizowane widzenie świata i ludzi autor "Znaków ufności" pokazuje,
że Pan Bóg wzywa każdego, by Go poznał i pokochał; każdemu wyznaczył jego
własną, niepowtarzalną drogę; każdemu dał tyle miłości, by mógł nią iść. A
jeśli jest to droga przez ogień doświadczeń, jeśli jest to miłość
naznaczona bólem? Jej dar jest tym cenniejszy. "Twej miłości zranionej Bóg
łaknie jak chleba" - czytamy w jednym z wierszy, i zaraz potem:
"Nieszczęście nie-nieszczęście kiedy szczęścia nie ma". To, co wydawało się
klęską, trudem, może stać się ratunkiem ("spadają z obłoków małe wielkie
nieszczęścia potrzebne do szczęścia"); Bóg nigdy nie zostawia człowieka bez
innego rozwiązania ("kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno"). Byle tylko
wytrwać w wierze - zachęca stale ksiądz Twardowski - nie ustawać w
modlitwie, by ból doświadczenia przemienił się w dobro, które wyda owoce i
zakwitnie pełnią łaski radości z wiarą przekazywanej innym. Radość wiary,
moc miłości ukaże się wtedy, kiedy człowiek w swoim zranionym sercu
przebaczy Bogu, że go doświadcza. Więcej jeszcze: przebaczy i podziękuje za
cierpienie. Wtedy wszystko to, co było cierpieniem - stanie się drogą ku
świętości ("wszystko stało się drogą / co było cierpieniem").
Autor wierszy, choć tak otwarcie dzieli się swoją postawą, nie narzuca
jej nikomu, jednak można powiedzieć, że nie pouczając - uczy, nie
nawracając - nawraca. Na drodze poszukiwań nie opuszcza małego, wątpiącego
i pukającego człowieka, ale go podprowadza, pyta i dziwi się razem z nim.
Prowadzony człowiek idzie chętnie, jak za dobrym przewodnikiem, gdyż
wyczuwa jego wielką dlań życzliwość i zrozumienie.
Ksiądz Jan Twardowski stał się dla niejednego duchowym przewodnikiem po
Bożych tajemnicach, także po tej największej, zawartej w pytaniu: czym jest
miłość?
Miłość jest dowodem na istnienie Stwórcy. Była przed naszym urodzeniem.
"Z miłością jest tak, jakby padał drobniutki deszcz. Idziesz w tym deszczu
i nie wiesz, że pada, ale czujesz nagle, że serce ci przemokło aż do głębi.
Bóg daje czasem radość miłości w naszym sercu" - powiedział w jednej z
homilii ksiądz Twardowski.
Człowiek zna jej naturę, wie, że kryje w sobie całe bogactwo innych
uczuć: radość, szczęście, spokój, a obok nich cierpienie, smutek, nawet
rozpacz. Czytelnik tych wierszy bardzo szybko odnajdzie słowa mówiące o
tym, że miłość jest stałą walką z egoizmem, wyjściem poza siebie,
zapomnieniem o sobie ("zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz"), nauką,
jak kochać nie dla samego siebie ("kochać - to nie znaczy iść w swą własną
drogę"), jest mimo wszystko i ponad wszystko - nawet ponad brak
wdzięczności, niezrozumienie, odrzucenie - ciągłym pragnieniem oddania
samego siebie innym, a przede wszystkim Bogu:
być niczym
by Pan Bóg mógł działać
wszystko jest wtedy
kiedy nic dla siebie
(*** /Jaka to radość.../)
Czytający wiersze Księdza zrozumie przy tym, że miłość jest pracą, i to
ciężką pracą", bo "kochać - to nie tylko dawać, ale i przyjmować",
przyjmować z miłością także to, co bywa trudne do zniesienia: ból,
cierpienie, smutek, niemiłego człowieka.
Kiedy czekamy, tęsknimy, kochamy - ludzka miłość może nas czasem zawieść,
a "serce odstraszy kochać". Jednak tęsknota, potrzeba miłości towarzyszy
nam przez całe życie. W tęsknotę i w miłość wpisana jest samotność.
Doświadczenia te - będące zawsze próbą wiary - pozwalają odkryć wartość
"miłości za Bóg zapłać", bo wcale nie trzeba czekać, aż odpłaci nam
człowiek. Płaci Bóg i On potrafi dawać to, czego ludzie dać nie są w
stanie. "|Oko za oko, ząb za ząb - można się z tym sprzeczać - w innej
homilii stwierdził ksiądz Twardowski - ale: serce za serce, tego już nikt
nie zmieni. Za serce jest drugie serce." "Miłość za Bóg zapłać" nie
oczekuje ludzkiej wzajemności - oddaje wszystko i liczy na Pana Boga. On
widzi i wynagradza to, czego ludzie nie potrafią wynagrodzić. Ludzkie
nadzieje i tęsknoty, sens życia i pracy Ksiądz ujmuje krótko: można trudzić
się za Bóg zapłać, cierpieć za Bóg zapłać i można kochać za Bóg zapłać.
Wiersze oddają i inną prawdę: zakochany w człowieku Bóg dał mu w miłości
do Niego wszystkie uczucia, jakie znamy w miłości do człowieka: tęsknotę,
opuszczenie, rozpacz osamotnienia, radość z obecności, ale człowiek sam, w
imię wolnej woli, zdobywa się na miłość. Przez całe więc życie pragnie
kochać, odczuwa tęsknotę za czymś wielkim, czystym, pięknym. Stale szuka
Boga, niespokojne serce spocznie dopiero w Panu. Ludzie tak do końca sobie
nie wystarczają. Zawsze w ich uczuciach jest luka i ona właśnie jest
miejscem dla Pana Boga, który stale prosi o miłość, prosi, by wybrać Jego
drogę, a nie samego siebie. W tym leży potęga uczucia, które jest tak
wielkie, że sam Bóg o nie prosi i stale pyta, jak Piotra: "Czy kochasz
Mnie?" (J 21, 17).
Ksiądz Twardowski podejmuje w wierszach owo ewangeliczne pytanie i
mobilizuje czytelnika do odpowiedzi, do nazwania swojego stosunku do Boga.
Pokazuje przy tym dynamikę tego uczucia: "Miłość ludzka nigdy nie jest
gotowa, zawsze tworzy się na nowo, rozwija się, pogłębia. Człowiek
kochający musi stale walczyć o miłość. Podobnie dzieje się z wiarą w Boga"
("Poezja" 1973).
Przez tytuł "Miłość miłości szuka" autor pragnie zwrócić uwagę na kilka
relacji, zawartych w tych słowach, pochodzących z wiersza *** (Miłość
przychodzi odchodzi...). Człowiek szuka człowieka, człowiek szuka Boga, ale
zawarty jest tu i trzeci sens, najważniejszy: Bóg, Miłość, szuka człowieka,
by ten odpowiedział Mu na ewangeliczne pytanie postawione niegdyś Piotrowi,
bo człowiek Bogu jest potrzebny.
O wierszach księdza Twardowskiego ktoś powiedział, że są charyzmatyczne.
Kto inny dodał: mają Bożą energię, są inne od innych, sam ich autor pragnie
zaś, by torowały drogę łasce. Kiedy niezapomniany aktor Andrzej
Szczepkowski spotkał się - jak się później okazało - po raz ostatni w swym
życiu z publicznością (było to w Sopocie, w sierpniu 1996 roku, w czasie
jednego z Wakacyjnych Wieczorów Muzyki i Poezji Religijnej w kościele
Świętego Andrzeja Boboli) i miał okazję podzielić się własną interpretacją
wierszy Księdza, powiedział: "Było to coś więcej niż ludzki przekaz."
Istotnie. To "coś więcej", płynące z tekstów, a także ze sposobu ich
odtworzenia, udzieliło się wszystkim słuchaczom.
Czyż nie dzieje się tak, że po lekturze czy wysłuchaniu wierszy ich
odbiorca staje się lepszy? Wchłania dobro i nadzieję, zaraża się optymizmem
i zaczyna - za księdzem Twardowskim - przekazywać innym głęboką mądrość
życiową: wszystko, co przyjęte z ręki Boga, staje się miłością i ocala.
Aleksandra Iwanowska
Nota edytorska
Pierwsza tak obszerna edycja wierszy księdza Jana Twardowskiego zbiera
utwory dla dorosłych i dla dzieci powstałe w latach 1937-1998.
Wszystkie wiersze publikuje się według redakcji przyjętej w najnowszych
tomach źródłowych, z uwzględnieniem poprawek autorskich wprowadzonych przy
pracy nad niniejszym tomem (polegających także na przywróceniu pierwotnej
wersji rękopisu bądź wersji przyjętej w jednym z wcześniejszych tomów).
Poprawione zostały również błędy korektorskie, zaistniałe we wcześniejszych
tomach - np. w wierszach: Kiedy (Kiedy deszcz przyjdzie porozmawiać z
ziemią...), *** (Miłość przychodzi odchodzi...), Na Drodze Krzyżowej,
Ostrobramska (To nie to...), Tak mało, Zaczekaj. Tym samym edycja niniejsza
staje się jedynie obowiązującą podstawą źródłową dla dalszej recepcji
wierszy autora.
Pod każdym wierszem widnieje rok pierwodruku. Umieszczone pod wierszem
dwie daty oznaczają kolejno: pierwsza - rok pierwodruku tekstu w pierwszej
redakcji, druga - rok druku ostatecznej redakcji tekstu. W nielicznych
wypadkach, obok dat pierwodruku i ewentualnej najnowszej redakcji, w
nawiasach kwadratowych podaje się - ze względu na szczególny kontekst
historyczny - lata powstania wierszy.
Alfabetyczny spis tytułów i incipitów uwzględnia wszystkie wcześniejsze
tytuły, jakie czytelnik może znaleźć w czasopismach, gdzie zamieszczane
były pierwodruki, a także we wcześniejszych tomach autora. Pierwotne tytuły
i incipity - wyróżnione kursywą - odsyłają do ostatecznej wersji.
W zbiorze zamieszcza się wiersze, które nigdy dotąd nie znalazły się w
tomach autora i publikowane były jedynie w czasopismach, antologiach poezji
polskiej, kalendarzach: "A jednak", "* * *" (Bywało w łąki nas zabiorą...),
"Czas", :Do chorego w szpitalu" "Do sentymentalnego młodzieńca", "Jasnota
biała", "Łza w kolejce", "Melisa", "Na cały głos", "Nie lekceważ", "Oda do
głośnika, który zniekształca kazania", "O Nieuchronny!", "O wspomnieniach
szkolnego mundurka", "Po drugiej stronie obrazka", "Preludium deszczowe",
"Prośba o utratę pamięci", Rumianek", "Ruta", "Serdecznik" "Wiersz
banalny", "Wiersz dydaktyczny", "Wobec bólu", "Wspomnienia".
Następujące wiersze nie były dotąd nigdzie publikowane: "Na okrągło",
"Nie zauważy" "Ochroniarz" "O uczynkach miłosiernych wobec ludzi
szczęśliwych", * * * (Smutek niewiary...), * * * (We mszy świętej przed
ołtarzem przyklęknąć...), "Więcej" (Przyszła samotność...).
Pragnę w tym miejscu skierować słowa serdecznego podziękowania Panu
Redaktorowi Bożysławowi Walczakowi, inicjatorowi niniejszej edycji, za ideę
uczczenia w ten sposób stulecia Drukarni i Księgarni Świętego Wojciecha w
Poznaniu.
Aleksandra Iwanowska
Kalendarium
1915 - 1 czerwca w Warszawie, w rodzinie Jana, radcy Ministerstwa
Komunikacji, i Anieli z Konderskich, przychodzi na świat Jan Twardowski.
1933-1935 - współredaktor międzyszkolnego pisma młodzieży gimnazjalnej
"Kuźnia Młodych"; redaktor działu literackiego; tu debiut poetycki i
prozatorski.
1936 - matura w gimnazjum matematyczno-przyrodniczym im. Tadeusza
Czackiego w Warszawie.
1937 - początek studiów polonistycznych w Uniwersytecie Warszawskim im.
Józefa Piłsudskiego; pierwszy tomik wierszy - "Powrót Andersena" (Warszawa:
F. Hoesick).
1943 - podjęcie nauki na pierwszym tajnym kursie Seminarium Duchownego w
Warszawie.
1944 - udział w Powstaniu Warszawskim w szeregach AK.
1946-1952; 1957 do chwili obecnej - coroczny druk w "Tygodniku
Powszechnym" nowych wierszy (sporadycznie w innych czasopismach, m.in.
"Akcent", "Kultura", "List", "Literatura", "Nowe Książki", "Pismo",
"Poezja", "Polonistyka", "Przegląd Katolicki", "Przewodnik Katolicki",
"Rzeczpospolita", "Twórczość", "W drodze", "Więź", "Za i przeciw").
1947 - zakończenie przerwanych wojną studiów polonistycznych pracą
magisterską "Godzina myśli" Juliusza Słowackiego, pisaną pod kierunkiem
prof. Wacława Borowego.
1948 - ukończenie Seminarium Duchownego i 4 lipca przyjęcie święceń
kapłańskich.
1948-1952 -wikary w Żbikowie koło Proszkowa; prefekt w tamtejszej
Państwowej Szkole Specjalnej.
1953-1959 - wikary w Warszawie, kolejno w kościołach: Św. Stanisława
Kostki na Żoliborzu; Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na Saskiej Kępie;
Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim; prefekt w liceum Adolfa
Sowińskiego na Woli; w szkole specjalnej w Pruszkowie.
1959 - od 1 sierpnia tego roku do chwili obecnej - rektor kościoła Sióstr
Wizytek w Warszawie.
1959 - tom Wiersze (Poznań: Pallottinum), wydany staraniem Jerzego
Zawieyskiego.
1970 - "Znaki ufności" (Kraków: Znak; wyd. 2: 1971; wyd. 3: 1995); od
tego roku ukazują się tłumaczenia wierszy m.in. na albański, angielski,
białoruski, czeski, fiński, flamandzki, francuski, hebrajski, niemiecki,
rosyjski, słowacki, szwedzki, ukraiński, węgierski, włoski.
1973 - proza dla dzieci "Zeszyt w kratkę. Rozmowy z dziećmi i nie tylko z
dziećmi" (Kraków: Znak; wyd. 2 poszerz.: 1978); "Ich bitte um Prosa.
Langzeilen" [przekł. tomu "Znaki ufności"]. Tłum. A. Loepfe (Einsiedeln:
Johannes Verlag).
1978 - Nagroda im. Brata Alberta za wybitne osiągnięcia w dziedzinie
sztuki sakralnej, przyznana przez Chrześcijańskie Stowarzyszenie Społeczne
i Ars Christiana.
1979 - Poezje wybrane (Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza) w serii
Biblioteka Poetów.
1980 - Niebieskie okulary (Kraków: Znak; wyd. 2: 1996); Lang weilig ist
es in der Kirche nie... Geschichten zur Erstkommunion [Zeszyt w kratkę].
Tłum: T. Mechtenberg (Leipzig: St. Benno-Verlag; wyd. 2: 1981); Fröhlich
auf Weg zu Gott. Geschichten nicht nur fur Kinder. Tłum. T. Mechtenberg
(Graz, Wien, Köln: Styria-Verlag); Nagroda Literacka Polskiego PEN-Clubu
im. Roberta Gravesa za tom "Poezje wybrane"; Medal im. Janusza Korczaka,
przyznawany przez Międzynarodowe Stowarzyszenie im. J. Korczaka i Polski
Komitet Korczakowski.
1981 - Geheimnis des Lächeins [wybór wierszy]. Tłum. K. Wolff (Leipzig:
St. Benno Verlag).
1982 - Rachunek dla dorosłego (Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza;
wyd. 2: 1998); Geheimnis des Lachelns [wybór wierszy]. Tłum. K. Wolff
(Grat, Wien, Köln: Styria-Verlag).
1983 - Który stwarzasz jagody. Wybór wierszy. Oprac. A. Kaliszewski
(Kraków: Wydawnictwo Literackie); Nagroda Literacka im. Mikołaja Sępa
Szarzyńskiego za tom "Rachunek dla dorosłego", przyznana przez miesięcznik
"W drodze" i Krąg Literacki "Wiązania" przy Dominikańskim Ośrodku
Duszpasterstwa Akademickiego w Gdańsku.
1984 - Nagroda Funduszu Literatury za tom "Który stwarzasz jagody",
przyznana przez Ministerstwo Kultury i Sztuki (nie przyjęta).
1985 - Rwane prosto z krzaka (Warszawa: "Wiedza" Biblioteka Literacka.
Uniwersytet Warszawski; maszynopis powielony); Nagroda Fundacji Alfreda
Jurzykowskiego, New York.
1986 - Nie przyszedłem pana nawracać. Wiersze 1937-1985. Oprac. J.
Giebułtowicz (Warszawa: Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej [WAW]); Na
osiołku (Lublin: KUL); proza dla dzieci Nowy zeszyt w kratkę (Poznań:
Pallottinum); komentarze ewangeliczne "Zapisane w brulionie" [Rok B].
1987 - proza dla dzieci "Patyki i patyczki" (Warszawa: WAW; wyd.10:
1998); "Na osiołku" (Kraków: Literacka Oficynka Sitowa; technika
powielaczowa).
1988 - Który stwarzasz jagody. Wiersze wybrane. Oprac. A. Kaliszewski,
wyd. 2 poszerz. (Kraków: Wydawnictwo Literackie; wyd. 3: 1990); Polska
litania (Kraków: Znak); komentarze ewangeliczne "Zapisane w brulionie". Rok
C (Warszawa: WAW); dwie kasety magnetofonowe: Utwory wybrane w wykonaniu
autora. Poezja i proza. Edycja Paulińska (Rzym); Nagroda prywatna im. Anny
Świerszczyńskiej za tom "Który stwarzasz jagody" wyd. 2.
1989 - Wiaro malutka. Wybór wierszy i wiersze najnowsze. Oprac. J. Baran
(Kraków: Miniatura); Sumienie ruszyło (Warszawa: WAW); komentarze
ewangeliczne "Zapisane w brulionie". Rok A (Warszawa: WAW); "Nie
przyszedłem pana nawracać" Wiersze 1945-1985 (Warszawa: WAW; wyd. 11 zm.:
1998); Nagroda Prezesa Rady Ministrów za twórczość dla dzieci i młodzieży
(nie przyjęta).
1990 - Sumienie ruszyło i nowe wiersze (Warszawa: WAW; wyd. 5: 1995);
"Stukam do nieba" [wybór wierszy-modlitw] (Warszawa: Dom Księgarski i
Wydawniczy Fundacji Polonia); "Tak ludzka" [wybór wierszy maryjnych].
Oprac. A. Iwanowska. Posłowie J. Kotarska (Poznań: Księgarnia Św. Wojciecha
oraz Poznań: Wydawnictwo literackie Parnas).
1991 - Nie bój się kochać. Oprac. B. Arsoba (Szczecin: Książnica
Szczecińska; wyd. 2 zm.: 1997); zbiór anegdot "Niecodziennik" (Kraków:
Maszachaba); "Uśmiech Pana Boga". Wiersze księdza Jana Twardowskiego
ilustrowane przez dzieci Podhala (Warszawa: Nasza Księgarnia); komentarze
ewangeliczne "Wszędy pełno Ciebie..." Oprac. A. Iwanowska (Warszawa: WAW;
wyd. 5: 1997, [rzut 2] 1998).
1992 - Nie martw się. Oprac. B. Arsoba (Szczecin: Książnica Szczecińska).
1993 - Wiersze. Oprac. W Smaszcz (Białystok: Łuk; wyd. 5: 1996); w
styczniu Jury Warszawskiej Premiery Literackiej ogłosiło ten tom "Książką
miesiąca"; "Słowik skowronek" Mini-antologia ornitologiczna (Toruń:
Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Książnica Miejska im. M. Kopernika);
"Wielkie i małe" (Poznań: Parnas); "Krzyżyk na drogę". Zdjęcia E Cieśla
(Kraków: Znak); "Tyle jeszcze nadziei". Oprac. W Smaszcz (Białystok: Łuk);
proza dla dzieci "Kasztan dla milionera" (Szczecin: Barbara); "99
wierszy..." (Warszawa: S.L) - wydanie pirackie. Nagroda im. Juliusza
Słowackiego za wiersze trafiające do czytelników wszystkich pokoleń,
przyznana przez Związek Literatów Polskich.
1994 - Trzeba iść dalej, czyli spacer biedronki. Wiersze wszystkie
1981-1993: Oprac. A. Iwanowska (Warszawa: WAW; wyd. 4 popr.: 1998);
"Śpieszmy się kochać ludzi". Wybór, posłowie Cz: M. Szczepaniak (Sejny:
Dziecięca Oficyna Wydawnicza); Srdce vytiahnute z pekla: Tłum. V Kovalćik
(Bratislava: Slovensky spisovatel'); "Wiersze wybrane" (Warszawa: WSiP;
wyd. 2: 1995); "Miłość za Bóg zapłać". Wybór Autor, A. Iwanowska. Wstęp A.
Iwanowska (Warszawa: Anagram; Veda; wyd. 3 rozsz.: 1997); "Litania polska".
Zdjęcia E. Cieśla (Kraków: Znak); "Kalendarz ziołowy" OO. Bonifratrów 1994,
Warszawa: Kuria Prowincjonalna Ojców Bonifratrów; Nagroda Literacka im.
Włodzimierza Pietrzaka za poezję, przyznana przez Stowarzyszenie "Civitas
Christiana".
1995 - Miłość zdjęta z krzyża. Wybór; oprac., wstęp A. Iwanowska (Poznań:
Parnas); Hoe ver ben je weggegaan? Przedm. A. van Wilderode [Tłum. na
flamandzki] (Wyd. Averbode); "Sześć pór roku". Zdjęcia E Cieśla (Kraków:
Znak); wybory aforyzmów: "Pewność niepewności czyli paradoksy, aforyzmy,
pytania, złote myśli etc". z wierszy i prozy. Wybór A. Iwanowska. Posłowie
K. Orzechowski (Warszawa: WAW; wyd. 3 popr.: 1998); "Zapomnij że jesteś gdy
mówisz że kochasz". Wybór, wstęp A. Iwanowska (Warszawa: VEDA; wyd. 2:
1997); "Blisko Jezusa". Wybór W. Smaszcz (Warszawa: PAX; wyd. 2: 1996; wyd.
3 rozsz.: 1998); "Niecodziennik wtóry" (Kraków: Znak); "Noc Szczęśliwego
Rozwiązania". Wybór, oprac., wstęp A. Iwanowska (Poznań: Parnas);
kalendarium z sentencjami "Dzień po dniu". Wybór, oprac., zdjęcia A.
Iwanowska (Warszawa: Elipsa); Homilie na niedziele i święta. Oprac. A.
Iwanowska, Rok A. Cz. I Adwent i Boże Narodzenie "Miesięcznik Archidiecezji
Gdańskiej" [MAG] nr 10-12. Nagrody: im. Franciszka Karpińskiego; Fundacji
im. Władysława i Nelli Turzańskich w dziedzinie kultury za lata 1993-1994
(Toronto).
1996 - Przed kapłaństwem klękam... Wybór W Wojdecki, A. Iwanowska.
Posłowie A. Iwanowska (Warszawa: Wydawnictwo Lumen; Wydawnictwo Sióstr
Loretanek; wyd. 2: 1997); "Kazanie gorętsze". [Wybór B. Drozdowski],
(Warszawa: Interart; seria: Biblioteka Poezji; wyd. 3: 1997); "Milczysz ze
mną". Wybór i oprac: A. Iwanowska. Posłowie J. Kotarska (Poznań: Parnas);
"Trochę plotek o świętych". Wybór i oprac. J. Kurella. Ilustr. podhalańskie
malarstwo na szkle. (Warszawa: Czytelnik; wyd. 2: 1997); "Znów
najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą". Wiersze i prozę wybrał i
ułożył J. Skwara (Katowice: Wydawnictwo Unia; seria: Biblioteka Polska);
"Spóźnione kukanie". Zdjęcia A. Iwanowska (Kraków: Znak); "Rwane prosto z
krzaka" (Warszawa: PIW; seria: Kolekcja Poezji Polskiej XX Wieku; dodruk:
1997; wyd. 2: 1998); J. Twardowski, W. Wojdecki, "Na plebanii w Lesznie"
(Warszawa: WAW; Wydawnictwo Lumen); J. Twardowski, W. Wojdecki, "Trzy
wiersze i trzy krótkie opowieści" (Leszno koło Błonia: Lumen); Wenn du
betest atmet Gott in dir. Religiöse Lyrik mit biblischer Lesehilfe. Tum. R.
Bohren (Zollikon: G2W Verlag); Homilie na niedziele i święta. Oprac. A.
Iwanowska, Rok A. Cz. II: Wielki Post i Wielkanoc, MAG nr 1-3; Cz. III
Okres zwykły od II do XII niedzieli zwykłej, MAG, nr 4-6; Cz. IV Okres
zwykły: od XXIII do XXXV niedzieli zwyklej, MAG nr 7-9; Homilie na
niedziele i święta. Rok B. Cz. I Adwent i Boże Narodzenie, MAG nr 10-12.
Nagrody: Literacka im. Władysława Reymonta za twórczość całego życia,
przyznana przez Związek Rzemiosła Polskiego; im. ks. Janusza St. Pasierba,
przyznana przez Klub Inteligencji Katolickiej w Grudziądzu; Order Uśmiechu.
1997 - Najnowszy zeszyt w kratkę. Przygotowała do druku A. Iwanowska
(Kraków: Znak); "Krzyżu Chrystusa, bądźże pochwalony". "Spotkania na Drodze
Krzyżowej". Wybór, opracowanie, wstęp A. Iwanowska. Zdjęcia A. Iwanowska,
ks. S. Jankowski (Poznań: Księgarnia Świętego Wojciecha); kaseta
magnetofonowa "Spotkania na Drodze Krzyżowej. Misterium". Czytają: O.
Łukaszewicz, A. Ferenc, W. Wysocki, E. Bryll, J. Ziółkowski, F.
Wojciechowski. (Poznań: Księgarnia Świętego Wojciecha); "Po wszystkie dni"
[wiersze i proza o tematyce eucharystycznej]: Wybór, oprac., posłowie A.
Iwanowska (Poznań: Parnas), książka ta wydana zostaje również alfabetem
Braille'a (Laski); "Biedroneczko leć do nieba". Wybór Autor, A. Iwanowska.
Wstęp H. Zaworska (Kraków: Wydawnictwo Literackie; seria: Lekcja
Literatury); "Spacer po Biblii". Wybór, oprac., zdjęcia A. Iwanowska
(Warszawa: Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna Adam); "Dom pod Dobrą Nowiną".
Wybór, wstęp W Smaszcz. Zdjęcia W. Wyrzykowski, U. Zawadzka-Wyrzykowska
(Białystok: Łuk); "Jak tęcza co sobą nie zajmuje miejsca". Wybór wierszy.
Wybór, oprac., wstęp, kalendarium A. Iwanowska (Warszawa: PIW; seria:
Biblioteka Poetów); Homilie na niedziele i święta. Oprac. A. Iwanowska, Rok
B. Cz. II Wielki Post i Wielkanoc, MAG nr 1-3; Cz. III Okres zwykły od II
do XXII niedzieli zwykłej, MAG nr 4-6; Cz. IV Okres zwykły: od XXIII do
XXXIV niedzieli zwykłej, MAG nr 7-9; Homilie na niedziele i święta. Rok C.
Cz. I Adwent i Boże Narodzenie, MAG nr 10-12. Nagroda Ministra Kultury i
Sztuki za twórczość literacką.
1998 - Bóg prosi o miłość. Gott fleht um Liebe. Wybór i oprac. A.
Iwanowska. Posłowie Autora. Przekład K. Dedecius, K. Wolff i in. (Kraków:
Wydawnictwo Literackie; Seria Dwujęzyczna); "Dwa osiołki". Wybór i oprac.
W. Smaszcz. Zdjęcia W. Wyrzykowski, U. Zawadzka Wyrzykowska (Warszawa:
PAX); "Koty świętej Gertrudy". Wybór i oprac. J. Płaza. Zdjęcia A.T.
Godlewska, Warszawa: LTW; "Najmłodsi poeci i malarze" [nagrodzone w
konkursie "Płomyczka" wiersze i rysunki dzieci, powstałe z inspiracji
twórczością ks. J. Twardowskiego; w tomie także proza i wiersze ks. J.
Twardowskiego]. Oprac. A. Iwanowska (Warszawa: WAW); proza i wiersze dla
dzieci: "Kubek z jednym uchem". Wybór i oprac. A. Iwanowska. Ilustracje
wykonane przez dzieci pod kierunkiem sopockiego pedagoga J. Golca
(Warszawa: WAW); jako seria Bliskie-Ważne-Najważniejsze tomiki wierszy: Bóg
Cierpienie, Milczenie, Miłość, Modlitwa, Nadzieja, Nawrócenie, Pejzaż
polski, Pokora, Prośba, Przemijanie, Pytania, Radość, Samotność, Smutek
nie-smutek, Spotkania, Tęsknota, Wdzięczność, Wiara, Życie. Wybór tekstów
A. Iwanowska. Zdjęcia ks. T. Bach, A. Iwanowska (Poznań: Parnas); Homilie
na niedziele i święta. Oprac. A. Iwanowska, Rok C. Cz. II: Wielki Post i
Wielkanoc, MAG nr 1-3; Cz. III Okres zwykły od II do XXII niedzieli
zwykłej, MAG nr 4-6; Cz IV Okres zwykły: od XXIII do XXXIV niedzieli
zwykłej, MAG nr 7-9; Kalendarz 1999. Wybór wierszy A. Iwanowska. Zdjęcia
ks. T. Bach, A. Iwanowska (Warszawa: PIW); "Niebo w dobrym humorze".
Redakcja i zdjęcia A. Iwanowska (Warszawa: PIW).
Aleksandra Iwanowska
Download