Reklama Komentarze: Artur Kornatowski Specjaliści „pochodzenia handlowego”, już dawno wiedzieli, że nie jest tak jak głosi prawo podaży i popytu. To czy klient kupi towar zależy głównie od nasilenia emocji, które on handlowiec potrafi powiązać z tym towarem. Musi dotrzeć do jego pokładów irracjonalności, uderzyć umiejętnie w struny zawiści, łakomstwa, pychy, strachu, bo przedmiotem sprzedaży nie są właściwości produktu lecz intensywność potrzeb, które jest on zdolny choćby przez chwilę wzbudzić u kupującego. Jak to wspaniale ujął Bruno Schulc w „Sklepach cynamonowych” dobry handlowiec sprzedaje kupującemu jego marzenia senne. AK: Autor atakuje tutaj rzekomą naiwność praw podaży i popytu, w rzeczywistości pokazuje jedynie naiwność powszechnego pojmowania praw ekonomii. Według autora, gdy ludzie kierują się czymś innym niż rozumem przy decyzjach zakupu dóbr, prawa ekonomii przestają obowiązywać. Byłoby to prawdziwie niefortunne, gdyż bardzo mała część wszystkich naszych celów jest wynikiem logicznego rozumowania, a większość wynika z emocji czy ewolucyjnie wykształconych pragnień. Założeniem praw prakseologii i ekonomii nie jest jednak żadna „racjonalność” celów, bo nie ma czegoś takiego jak „irracjonalny” cel. Skale wartości są subiektywne, więc wszystkie cele każdego człowieka są z definicji „racjonalne”. Gdy mówimy o celach innego człowieka że są „irracjonalne”, tak naprawdę próbujemy mu narzucić własną skalę wartości. Dalej, czy budowa perpetum mobile jest „nieracjonalna”? Jeżeli ktoś buduje takie urządzenie, to ma jakieś subiektywne podstawy aby uważać że są szanse na jego zbudowanie. Czy to znaczy że jest „nieracjonalny”? Nie, co najwyżej jedynie popełnia błąd. Ludzie oczywiście popełniają błędy, wynikające także z braku wiedzy czy zdolności logicznego rozumowania, ale to nie znaczy że są „nieracjonalni”, i że prawa ekonomii przestają działać. To naturalne że sprzedawcy będą chcieli wykorzystać każdy brak wiedzy czy zdolności logicznego rozumowania aby przekonać klienta aby kupił towar, i na pewno będą próbowali odwoływać się do jego emocji i celów wykształconych ewolucyjnie. Jak inaczej wytłumaczyć ogromną wagę którą klienci przykładają do np. designu produktu przy zakupie? Tyle że to wszystko ma dokładnie zerowy wpływ na prawa prakseologii i ekonomii. Polecam http://www.mises.org/story/2249 Tylko biedni producenci, którzy korzystają z pośredników i nie stać ich na reklamę, muszą dbać o niskie koszty i jakość, bo cenę wyznaczają branżowi liderzy i pośrednicy. AK: Dowiadujemy się tu od autora że te miliardy dolarów rocznie które duże korporacje, przecież z pewnością na pewno nie „biedne”, wydają na rozwój nowych produktów są wyrzucane w błoto, bo w ich przypadku liczy się jedynie reklama. Przy pomocy reklamy można sprzedać cokolwiek, nieważne że dużo kosztuje i ma kiepską jakość. Dlaczego w takim razie firmy zadają sobie trud i ponoszą ogromne koszty i ryzyko ciągłego wprowadzania nowych produktów na rynek, skoro wystarczyłoby przeznaczyć te pieniądze na reklamę już istniejących? Dlaczego żarówka wyparła świeczki a samochód dorożki? Jak zrozumieć przypadki gdzie sprzedaż produktu okazała się porażką mimo ogromnych pieniędzy przeznaczonych na reklamę? Tego już się nie dowiemy od autora, więc wyjaśniam. Te same metody reklamy, nieważne jak diabelsko sprytne, są dostępne zarówno dla producenta lepszego jak i gorszego produktu, tańszego jak i droższego, dlatego ceteris paribus, lepszy i tańszy produkt wygra z gorszym i droższym. Autor po prostu wydaje się nie rozumieć czegoś co nazywa się konkurencją na wolnym rynku. Polecam http://www.mises.org/humanaction/chap15sec13.asp W artykule „Substytuty” analizowaliśmy przypadek zrównania użyteczności krańcowej czasu przeznaczonego na pracę z użytecznością pozostałego czasu U(axiti) > U(1-ti) Przyjmując: by – wartość wymienna produktu (y) axi -dochód w jednostce czasu możemy zapisać U(Σby)>U(1-Σby/axi) co oznacza że krańcowa użyteczność planowanego zakupu koszyka dóbr (b) musi być większa od krańcowej użyteczności czasu pozostałego po potrąceniu czasu gwarantującego dochód potrzebny do zakupu tego koszyka. Inaczej ujmując: nasze starania o wzrost dochodów (prawa strona nierówności) zależy od pilności przewidywanych potrzeb (lewa strona nierówności). Wzrost stawki płacy to mniej czasu na uzyskanie potrzebnego dochodu, a więc może rosnąć lewa strona, mimo że zaspokaja coraz mniej intensywne potrzeby. Przy pewnym poziomie dochodów obniżanie ceny będzie skutkować wzrostem oszczędności lub wydatków na inne dobra (efekt Giffena), również argumenty racjonalne zachwalające większą użyteczność produktu nie na wiele się zdadzą. Bo analizując na chłodno stwierdzimy, że to co mamy, choć nie jest tak dobre, to ciągle jeszcze spełnia przypisaną mu funkcję. AK: Do tego momentu rozumowanie autora jest poprawne, choć nie wiadomo po co te zapisy symboliczne, skoro sam autor opisuje potem to samo jednym zdaniem. Natomiast powiązanie dobra z prestiżem (modą), sugerowanie szczególnych doznań gwarantowanych przez proponowane dobro albo chroniących przed potencjalnymi (ale mało prawdopodobnymi) zagrożeniami, gwałci naszą zdolność prawidłowej oceny. AK: I znowu to samo. Według autora cele związane z prestiżem i modą nie są „prawidłowe”, bo gwałcą zdolność naszej „prawidłowej” oceny, czyli narzuca własną subiektywną skalę wartości, oceny tego co jest „prawidłowe”, innym. Ujmując problem w przyjętej terminologii powiemy, że reklama wpływa na wzrost progu obojętności. Sprzedający mają za nic pracowicie konstruowane przecięcia krzywych podaży, popytu, kosztów krańcowych, przychodów krańcowych. Zatrudniają psychologów i plastyków, którzy opracowują techniki oddziaływania na świadomość i podświadomość. Uczestniczymy w totalnej wojnie, której celem jest zapanowanie nad naszą świadomością, wychowanie bezwolnego konsumenta, który nie potrafi oprzeć się wywoływanym przez reklamy zachciankom i modom. AK: To wszystko prawda, jeżeliby brać to co pisze autor dosłownie, i z punktu widzenia pojedyńczej firmy, a nie ekonomisty. Czyli dla sprzedawcy wszystkie pracowicie konstruowane przecięcia krzywych podaży i popytu, nie mówiąc o kosztach i przychodach krańcowych są bez znaczenia, ponieważ prawa ekonomii są jakościowe a nie ilościowe, a więc sprzedawca nie wie o ile sprzedaż wzrośnie po obniżeniu ceny, wszystko jest determinowane eksperymentalnie. Być może nawet obniżenie ceny spowoduje spadek sprzedaży, jeżeli cena była ważnym elementem wpływającym na to czym tak naprawdę jest produkt, co dotyczy produktów ekskluzywnych. Biorąc pod uwagę jednak całokształt artykułu, autorowi z pewnością chodzi o to aby znowu „udowodnić” że prawa ekonomii nie mają zastosowania dlatego że pragnienia konsumentów są emocjonalne, co jest oczywiście kompletną bzdurą. Polecam http://www.mises.org/story/2125 Ta bitwa dotyczy też innego frontu. Zauważmy, że w opozycji do elementarnego twierdzenia ekonomi, cena kapitału mimo jego niewyobrażalnej akumulacji wymuszonej w dużej części poprzez ubezpieczenia- nie maleje. Kapitał spekulacyjny znalazł sposób na to by oprocentowanie kapitału utrzymywać stale powyżej stopy naturalnej. AK: Nie wiadomo na jakiej podstawie autor chce abyśmy to „zauważyli”. Ja osobiście nic takiego nie zauważam. Bardzo ciekawy jestem jaki to „sposób” ten „spekulacyjny kapitał” znalazł aby podważyć prawa ekonomii. Wydaje mi się że autor po prostu podziela typowy ludowy mit że spekulacje wpływają na wzrost cen, podczas gdy je jedynie stabilizują. Polecam http://www.mises.org/story/320 Jak wiemy z poprzednich analiz przeciwdziałanie obniżkom cen (reklama) i wysoki koszt kapitału nie sprzyja inwestycjom poprawiającym wydajność (konkurencyjność gospodarki ). AK: No tak, skoro w tym wyimaginowanym świecie autora dzięki reklamie nie trzeba dbać o jakość i koszty, to rzeczywiście inwestycje są już niepotrzebne. Bezpieczną formą upychania góry zgromadzonego kapitału to zadłużanie się rządów prawie wszystkich państw (państwa nie bankrutują). AK: Czy autor żyje w jaskinii bez dostępu do żadnych mediów, mając zerową znajomość historii? A jeżeli nawet tak jest, to na jakiej podstawie według niego państwa nie bankrutują? Czy to jakieś prawo natury? Szczególnym wyjątkiem są Chiny (1,2biliona dolarów rezerwy), które wyciągnęły właściwe wnioski z kryzysu w wywołanego w Azji przez kapitał spekulacyjny (teraz oni będą mogli rozbujać amerykańską łódź w dogodnym momencie). Drugi sposób to zadłużanie się ludności, od kart debetowych do kredytów hipotecznych rośnie bańka długu. Koszty ewentualnego krachu poniosą i tak depozytariusze, natomiast zyski da się przeszmuglować w bezpieczne miejsca. Czy wobec powyższego konkurencja ze strony oszczędzających obywateli jest dopuszczalna?. Rosnące przychody i wzrost konsumpcji, w naturalnych warunkach, powodują obniżanie się preferencji czasowej, więc rośnie skłonność do oszczędzania nawet przy niskim oprocentowaniu depozytów, a to mogłoby zdusić oprocentowanie kredytów do poziomu naturalnego. AK: A więc jednak ten „sposób kapitału spekulacyjnego” aby stale podwyższać stopy procentowe powyżej poziomu naturalnego nie zawsze działa? Jednak istnieje konkurencja oszczędzających? Dodatkowe zagrożenie czai się po stronie nadmiernych zapasów i niezwiązanej rezerwy gotówkowej. Właściwą strategią będzie, więc intensywne stymulowanie konsumpcji ponad realne potrzeby. AK: Gdyż, oczywiście, jakie są „realne” potrzeby, najlepiej wie jedynie obiektywny, „racjonalny” autor tego artykułu, mający jedyną „prawidłową” skalę wartości, dlatego bardzo łatwo mu zauważyć że jest wiele potrzeb spełnianych obecnie na wolnym rynku przez producentów które są „irracjonalne” i „nieprawidłowe”. Sprzedaż ratalna sprawia, ze ocena krańcowej użyteczności lewej strony nierówności do prawej wydaje się korzystniejsza niż jest w rzeczywistości, bo porównujemy zwykle strumień wydatków teraz z dochodami teraz. Przyszłe koszty wydają się mniejsze niż obecna satysfakcja z konsumpcji. Realna oceny jest niewykonalna bez chłodnej kalkulacji, która zawsze przegrywa, z nie do końca uświadomionym pragnieniem, popychającym nas do działania, nawet wtedy, gdy działamy szkodząc sobie. AK: Jeżeli ktoś bardziej ceni sobie kupić sobie dzisiaj nowy telewizor na kredyt, nawet wiedząc że oprocentowanie tego kredytu jest tak ogromne że już od jutra do końca życia będzie musiał pracować w kamieniołomach aby go spłacić, to jest to jego prywatna sprawa, wynikająca z jego subiektywnej skali wartości. Autor ponownie narzuca swoją subiektywną skalę wartości innym, a tym razem swoją własną, „realną”, i bez wątpienia jedynie „racjonalną”, „wykalkulowaną na chłodno” preferencję czasową Jest to wyraźnie widoczne u osób, pozbawionych zdolności panowania na swoimi potrzebami ( zapomniane pojęcie tzw. silnej woli). Jeszcze 100 lat temu głównym celem wychowania było wyrobienie zdolności do panowania nad popędami, wzmacnianie pozycji tzw. potrzeb wyższego rzędu, zdolności do poświęceń. Współcześnie, ten typ człowieka, to pożałowania godny frajer, a z punktu widzenia animatorów rynku, szkodnik zaburzający bezpieczne zachowania stadne. I rzeczywiście, w krajach ogarniętych obłędem tolerancji nie toleruje się zachowań rodziców próbujących wzmacniać u swych pociech silną wolę i dyscyplinę wewnętrzną (wymyślono nawet epitet „toksyczna rodzina”). Znany psycholog A.H.Maslow wykazał, że zaspokajanie potrzeb niższego rzędu podlega prawu homeostazy i powoduje spadek ich natężenia, natomiast potrzeby wyższego rzędu nie tylko nie zostają zaspokojone ale ich natężenie podlega wzmocnieniu. Szczególną rolę pełnią tu nawykowe wzory zachowań, metaprogramy kontrolujące podświadome filtry porządkujące i wybierające te elementy z postrzegania, które są w jakimś związku z przyswojoną wcześniej wiedzą. One to sprawiają, że większość ludzi odrzuca fakty, których przyjęcie mogłoby rozsadzić gmach przekonań zbudowany kosztem znacznego wysiłku. Bodajże Einstein powiadał, że nie jest prawdą by nowatorskie poglądy zmieniały przekonania zwolenników starych teorii, po prostu przeciwnicy nowych powoli wymierają. AK: Karnawał wartościowania w pełni. Kiedyś było fajniej, bo ludzie 100 lat temu rzekomo mieli skale wartości bardziej zgodne z tymi autora. Pozostajemy pod przemożnym wrażeniem wszechogarniającej wiedzy autora, który nie tylko zna jedynie absolutnie „prawidłowe” skale wartości, oraz „nieprawidłowe” skale wartości współczesnych ludzi, ale także tych którzy żyli 100 lat temu. Po co przywołuję te opinie? Otóż ekonomia jest nauką o racjonalnych wyborach, warto więc postawić sobie pytanie ile jest racjonalności w irracjonalnej naturze człowieka. AK: Oczywiście ekonomia nie jest żadną nauką o „racjonalnych” wyborach, chyba że tą definicję potraktujemy jako prawdziwą trywialnie, bo wszystkie cele i środki celowych działań człowieka są z definicji racjonalne. Bo to pozwoli nam stwierdzić co w wiedzy o zachowaniu człowieka można uznać za pewne, co jest prawdopodobne, a co nie da się w ogóle ująć w jakiekolwiek ramy. Skuteczność reklamy dodatkowo wspiera przekonanie, że modele ekonomii zawierające funkcje popytu nie są opisem realnego świata. AK: Tak, to już słyszeliśmy, istnienie reklamy rzekomo unieważnia całą ekonomię, w szczególności ekonomię Austriacką. Polecam http://www.mises.org/story/2458 Przywoływane jako argument, znaczne fluktuacje cen w produkcji rolnej, świadczą jedynie o zmianach w wydajności z tych samych nakładów, powodowanych warunkami atmosferycznymi. Gdy pominiemy konieczność upłynniania nadmiernych zapasów ( tych strat nie da się przewidzieć) to cenę zawsze ogranicza od dołu wydajność a od góry konkurencja i popyt ma wpływ wyłącznie na wielkość produkcji. AK: Nie bardzo rozumiem jak się mają te dwa zdania do toku myśli artykułu, choć są poprawne, może poza stwierdzeniem że „tych strat nie da się przewidzieć”, tak jakby rzekomo wszystie inne straty dało się przewidzieć. Głównym zadaniem reklamy to przeniesienie popytu na reklamowany produkt, wszelkimi dostępnymi środkami. Doświadczenie zebrane w reklamie przeniesiono nawet do polityki. Skuteczni nie są ci co mają najlepszy program, lecz ci co potrafią wzbudzić najwięcej oczekiwań sprzedając opakowanie, które jest faktycznie puste w środku. W miejsce sztuki przekonywania wchodzą techniki tresury co widać gołym okiem. AK: Zgadza się, autor zapomina jednak wskazać istotną różnicę pomiędzy polityką a wolnym rynkiem, a mianowicie w polityce reklamuje się często produkty dla klientów, wyborców jednej partii do opłacenia których zmusza się osoby trzecie, wyborców innych partii. Na wolnym rynku firma która sprzedaje coś wartego 1 zł za 100zł szybko wypadnie z rynku, za to partia polityczna która obiecuje swoim wyborcom korzyści 1 zł za które zapłacą 100 zl inni, może w dalszym ciągu odnieść sukces wyborczy. Czarniecki Wojciech [email protected] 29.09.2007r