Szafowanie postulatami rządu eksperckiego jest obecnie tożsame z postulatami odpolitycznienia. Ten łatwy, demagogiczny chwyt jest jednak sporym zagrożeniem. Ludziom wmawia się, że polityka ogranicza się do zbioru zasad skutecznego zarządzania, zaś społeczeństwo redukuje do mas. Postęp ma usprawiedliwiać wszystko. SŁOWA-KLUCZE technokracja, masy, sfera publiczna, demagogia, konsumpcjonizm, postęp Łukasz Krężołek Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej ABSTRAKT Rzeczywistość nieustannie się zmienia i komplikuje. Rozwój cywilizacji to nic innego jak proces różnicowania i specjalizacji. Wraz z nim zawsze następuje wzrost roli ekspertów. Współcześnie niemożliwym jest skuteczne funkcjonowanie państwa bez odpowiedniego wsparcia sztabu specjalistów. Czyż sama koncepcja rządów przedstawicielskich nie jest w jakiejś mierze tego dowodem? Z drugiej strony, rozrost specyficznie rozumianego aparatu eksperckiego przybiera nieoczekiwane formy i prowadzi do rozwiązań, które niekoniecznie można widzieć jako pozytywne. Problem jest więc innej natury. Trzeba się bowiem zastanowić, do jakiego stopnia udział ekspertów jest nieunikniony, a do jakiego narzucony? Wydaje się, że społeczeństwo, które samo rezygnuje ze swojej aktywności politycznej, spycha władzę w ręce ekspertów. Wycofanie się z partycypacji w sferze publicznej do sfery prywatnej rodzi poczucie alienacji i niemożności sprawczej. Przekonanie, że sprawy polityki są wielce skomplikowane i trudne do objęcia, jest pogłębiane przez brak obywatelskiej edukacji/praktyki. Ludzie pozbawieni perspektywy realnego wpływu chętnie odstępują władzę innym. Współcześnie w rolę innych najlepiej wpisują się eksperci, którzy wypełniają lukę obywatelskiego strachu i rosnących oczekiwań konsumpcyjnych. 63 „To pech biletu, któryście wyciągnęli, Sajetanie. Raz trzeba to sobie uświadomić, że żadnej sprawiedliwości nie ma i być nie może – dobrze, że jest statystyka – i z tego trzeba się cieszyć” (Witkiewicz 2000: 50). Ten cytat to analiza rzeczywistości i jednocześnie proroctwo, jakie na stronach Szewców Witkacego wypowiedział Hiper-Robociarz. To właśnie z niego autor uczynił proroka nowej ery, ery rządów technokratycznych. Jak widzimy, nie miał o niej najlepszego zdania, jawiła mu się jako czas, gdzie osąd moralny zostaje zastąpiony matematycznym rachunkiem. To czas etycznej atrofiii społecznego rozkładu, na gruncie których możliwe jest zaistnienie zupełnie nowego systemu. „No, rządźcie ta, rządźcie – my idziemy pracować nad technicznym aparatem, nad aparaturą i strukturą dynamizmu i równowagi sił tego rządzenia” – stwierdza Hiper-Robociarz w kolejnych strofach (tamże). Według niego świat powinien być podporządkowany regułom efektywności i sprawności. I są to kryteria jedyne. Jednak wizja stworzona przez Witkiewicza może się nam, współczesnym, żyjącym już w zupełnie innym świecie, jawić jako nieco przesadzona. Wszak dominacja techniki i statystki stała się naszą codziennością. Chyba dlatego warto sięgnąć po bardziej umiarkowane rozumienie technokracji. Encyklopedyczna definicja stanowi, że technokracja „[gr. téchnē ‘rzemiosło’, ‘nauka’, kratéō ‘władam’], to konce-pcja społeczeństwa (państwa, ustroju) kierowanego przez specjalistów, fachowców (techników, menedżerów, ekspertów, uczonych)” (Encyklopedia PWN 2010). Jest to opis zgrabny, sympatyczny oraz neutralny. Po prostu nic szczególnego nie www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl nr 2, marzec 2012 Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej można o nim powiedzieć. Jest jednak w postulacie technokracji coś takiego, co sprawia, że rozpala on polityczne emocje i pożądanie. Słowemkluczem są fachowcy. Dajemy się zwieść tezie, że zastąpienia chwiejnej woli słabo zorientowanego ludu kompetentnymi decyzjami uczonych profesjonalistów pozwoli uzdrowić naszą demokrację (Majcherek 2009). Faktycznie, już u Platona odnajdujemy przekonanie, że państwem powinni rządzić najmądrzejsi obywatele, ale jednocześnie znamy opinie, które w takim myśleniu widzą antycypację totalitaryzmów (Sylwestrzak 1997: 32-24). Skąd w takim razie podatność na postulaty technokratyczne? Wygląda na to, że kryzys wartości demokratyczno-liberalnych może stanowić główne źródło rozlicznych niestabilności, zagrażających ideologicznemu „porządkowi”. Jednym z możliwych kierunków regresji tegoż ładu mógłby być dyskurs technokratyczny, a w postaci „ideowo zaawansowanej” merytokratyczny (Borgul i Panek 2010). Twierdzenie, że panaceum na bolączki współczesnej demokracji jest uczynienie jej bardziej technokratyczną, opiera się na dwóch przekonaniach. Pierwsze stanowi, że polityką obecnie rządzą emocje. Należy w tym miejscu zauważyć, że takie założenie implikuje dychotomiczne postrzeganie rzeczywistości wedle osi racjonalność–emocje. Wiadomo, że polityczność bardzo często jest ukazywana w pryzmacie biegunowym, jednak w tym przypadku jej postrzeganie jest równoznaczne z sytuacją, gdzie racjonalność odpowiada „otwartej dyskusji” i „reformom”, a więc postępowi, natomiast emocje widziane są jako impuls blokujący. Mamy więc do czynienia ze specyficznym, bardzo powierzchownym traktowaniem racjonalności, nakazującym zerwanie z aksjologią. Implikowana przezeń dychotomia więcej ukrywa niż pokazuje i dobrze wygląda jedynie w dość uproszczonej, manichejskiej teorii. Podobnie mało wnosi do zrozumienia rzeczywistości przekonanie o rzekomej neutralności technokracji. Owszem, należy się cieszyć, że rozeznaliśmy i ujarzmiliśmy negatywny wpływ emocji. Należy radować się, że współcześnie stoimy na polu racjonalnej refleksji i namysłu. Co więcej, trzeba się cieszyć, że rozwój warunków 64 techni-cznych stworzył nam korzystne okoliczności do realizowania obywatelstwa na poziomie jakościowo wyższym niż to było możliwe kiedykolwiek wcześniej. Jednak, czy ludzie są Kantowskimi aniołami, by posługiwać się samą „racjonalnością” i nie wnosić do polityki swoich założeń racjonalnie umiejscowionych w interesach, środowiskach, narodach, rozpoznawaniu lub nierozpoznawaniu Boga. Czy to, co stanowi o wyborze konkretnego stylu życia nie może również określać charakteru i celu polityki w ogóle? Technokratyczno-neutralny postulat polityczny nie rozwiązuje nadmiaru emocji w polityce, ponieważ sprowadza pewne grupy do kategorii ludzi nierozumnych i tym samym wyklucza ich z politycznego decydenctwa (Rowiński 2010). Można się w tym dopatrywać również drugiego dna i zarzucić projektowi technokratycznemu odmoralnienie polityki. Wcale nie należy się bać, ani wstydzić (choć jest to współcześnie modne) takich dużych stwierdzeń. Polityka sama w sobie powinna być rozumiana w warunkach dobra, a więc etycznych. Parafrazując Arystotelesa, można tedy powiedzieć, iż „dobrem jest to, czego się pragnie i ku czemu dąży podmiot na pożytek własny lub cudzy” (Nowak i Cern 2008: 19). W takim wypadku polityka to obieranie jakiegoś kursu, dążenie ku pewnemu celowi, a nie jedynie zarządzanie. Sąd moralny jest tu niezbywalny. Jest również faktem, że obranie kursu demokratycznego w polityce od czasów rewolucji francuskiej było podyktowane pewnymi moralnymi przekonaniami (Legutko i Kloczkowski 2002: 164-165). W toku dziejów, od Peryklesa po współczesnych demokratycznych liberałów, nie było większych wątpliwości co do tego, że polityczna decyzja jest w jakiejś mierze wyborem molarnym, lub przynajmniej się na nim opiera. Nie da się odseparować społeczeństwa od nawarstwionego tradycyjnie ładu moralnego i choćby dlatego winien on być uwzględniany przy obieraniu celów politycznych, czy też ich realizacji (Popper 1992: 164-165). Widać zatem jednoznacznie, że decyzja polityczna jest niemal zawsze decyzją ukonstytuowaną racjonalnie, ale również osadzoną na konkretnym fundamencie moralnym. www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl nr 2, marzec 2012 Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej Dla lepszego zrozumienia warto skupić się na drugim podstawowym przekonaniu twierdzącym, że w technokracji należy upatrywać leku na wyzwania współczesnej polityki. Opiera się ono na wierze w moc i autorytet nauki. Stała się ona częścią naszego światopoglądu, który pozyskujemy w procesie edukacji i który kształtuje nasze widzenie świata. Z nauki uczyniono schemat pojęciowy określający nasze myślenie. Innymi słowy, nauka nami zawładnęła. Co istotne, straciło rację bytu tradycyjne rozróżnianie nauki i techniki. Nauka stała się techniką, bowiem utraciła swoją starą rolę – nie jest już źródłem samooświecenia – jej celem jest wspomaganie postępu materialnego (Skolimowski 2005: 31-34). Źródeł takiego przekonania należy się dopatrywać w tym samym oświeceniu, które z pobudek moralnych zdecydowało się na demokratyczną rewolucję i wyzwolenie człowieka. Było ono bowiem nie tylko czasem upowszechnienia idei rozumu, nauki i techniki, ale również czasem sekularyzacji. Moralność została zepchnięta do tej samej intymnej strefy, co religijność. Zajęci kolekcjonowaniem użytecznej wiedzy encyklopedyści nie mięli ani czasu, ani sił na myślenieo głębszych kwestiach etycznych. Rozprzestrzenianie nauki i techniki traktowali jako ekspansję wolnościi demokracji. Im to właśnie zawdzięczamy następujący, błędny schemat: technika→postęp→demokracja→wolność. Jest on niepoprawny, choćby dlatego, że technika skupia się na skuteczności i kontroli, a w konsekwencji na dominacji, podczas gdy demokracja jest społeczną strukturą pomagającą pojedynczemu człowiekowi pozyskać wolność i duchowe oświecenie wiodące do wyzwolenia. Pomieszanie demokracji z dominacją techniki stało się jednym z najgorszych momentów naszych czasów (Kilian 2006). To wszystko nie tłumaczy jednak, dlaczego postulat technokracji jest taki popularny. Wspomniany został wcześniej pewien kryzys wartości demokratyczno-liberalnych. Swój szczególny wyraz odnajduje on w atrofii fundamentalnej instytucji, jaką jest sfera publiczna. Jej degradacja sprawia, że pojawia się pole, które w łatwy sposób może zostać zagospodarowane przez technokratów. Tak po stronie rządzonych, jak i rządzących dochodzi 65 do procesów, które owocują patologiami, technokracja zaś jest przedstawiana jako sposób ich wykorzenienia z jednej strony, a ustano-wienia lepszej sytuacji z drugiej. W takim razie kluczowym dla zrozumienia omawianego tu zagrożenia jest przybliżenie wyzwań przed jakimi stanęła sfera publiczna i tym samym identyfikacja głównych punktów ryzyka. Ażeby zrozumieć, dlaczego sfera publiczna i jej podstawowe funkcje są zagrożone przez technokrację, należy najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, czym ta pierwsza w zasadzie jest. Na potrzeby tej pracy posłużę się definicją zaproponowaną przez Dorotę Pietrzyk-Reeves (2004: 200). Wedle tej autorki, sferę publiczną rozumiemy jako „(...) przestrzeń, w której może się realizować prawdziwie demokratyczne uczestnictwo obywateli w kształtowaniu wspólnych norm consensu i porozumienia oraz w formowaniu opinii publicznej, a tym samym wpływania na instytucje systemu”. Ze względu na omawiany temat zasadne zdaje się dołączenie do powyższej definicji jeszcze kilku elementów. Trzeba zatem wspomnieć o tym, że nowoczesna sfera publiczna, ze względu na warunki, w jakich funkcjonuje, przyjmuje specyficzny kształt. By go przybliżyć, warto sięgnąć do zaproponowanej przez Roberta Dahla koncepcji poliarchii. Ta jest nową demokratyczną formułą ustrojową funkcjonującą w ramach państwa zapewniającego liberalne swobody. Gdy zaś mowa o państwie, chodzi przede wszystkim o takie, w którym władza demosu jest sprawowana przedstawicielsko. Przyjęcie owej formy rządzenia ma znaczenie zasadnicze i jest przede wszystkim podyktowane rozmiarem współczesnego państwa. Jednak, konstruując warunki istnienia poliarchii, Dahl akcentuje jeszcze jedną istotną rzecz. Stwarza nowy wymiar sfery publicznej. Polega on na ustanowieniu modelu relacji społeczności rządzonych do rządzących przedstawicieli w taki sposób, że obywatelski udział w rządzeniu jest zapośredniczony przez różne instytucje. Najważniejsze z nich to: „wolność słowa, wolność stowarzyszania się, dostęp do różnorodnych źródeł informacji” (Dahl 2000: 86-88). Innymi słowy, otrzymujemy kontiunnum, na którego jednym krańcu jest społeczeństwo, zaś na drugim władza. Nie www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl nr 2, marzec 2012 Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej powinna między nimi znajdować się przepaść, albowiem wyszczególnione przez Dahla instytucje oraz te inne, które oferuje parady-gmat liberalnodemokratyczny, powinny dać zwykłym ludziom możliwość uczestniczenia i wpływania na władzę. Niestety, model ten w zderzeniu z realiami zdaje się przegrywać. Winą za to można obarczyć kilka czynników. Jednak żeby je lepiej zrozumieć, warto sięgnąć daleko w przeszłość i powołać się na mądrość starożytnych. Na początku trzeba powiedzieć, czym sfera publiczna była w czasach antycznych i w czym jest różna od tej opisanej powyżej. Dla starożytnych rozróżnienie na prywatną oraz publiczną sferę życia odpowiada podziałowi na dziedzinę gospodarstwa domowego i dziedzinę polityczną. Co istotne, obie istnieją jako oddzielne byty. Życie w zaciszu gospodarstwa domowego jest podyktowane koniecznością życia biologicznego, którą postrzegano jako zniewalająca i degradującą. Prawdziwą wolność człowiek-obywatel zyskuje dopiero poprzez uczestnictwo w rzeczach wspólnych (Arendt 2010: 50). Sfera prywatna, jako podrzędna wobec publicznej, ma znaczenie tylko o tyle, że umożliwia człowiekowi funkcjonowanie w znaczącym obszarze społecznej rzeczywistości. Jak zatem widać, jakakolwiek działalność mająca wymiar gospodarczy, czyli służący podtrzymaniu życia, jest przedpolityczna i stanowi jedynie środek, a nie cel właściwej aktywności obywatela. Mało zasadne może się wydać przywoływanie dawnych dziejów dla rozsądzania spraw współczesnych. Jednak odwołanie się do pewnych konstytutywnych cech sfery publicznej starożytnego świata pozwala unaocznić braki w jej obecnym odpowiedniku. To właśnie te braki, będące wynikiem dziejowych procesów, są podstawą do zaszczepienia technokracji. A skoro tak, to w nich należy upatrywać zasadniczej wady i zagrożenia jednocześnie. Dla Ateńczyków przestrzeń dzieląca „państwo” i „obywateli”, jak argumentował Arystoteles, dzieliła się na trzy człony. Pierwszy, czyli oikos, zasadniczo odpowiada przytoczonemu wcześniej gospodarstwu domowe- 66 mu i sprowadza się do rzeczy prywatnych. Na drugim biegunie sytuuje się eklezja – zbiorowość, ogół. W kontekście prowadzonych tu rozważań, najbardziej zasadnicze znaczenie ma człon wiążący dwa wcześniej przywołane w spójną całość – w polis. Tym jest agora. Właśnie na nią tłumnie przybywali obywatele, by obradować. Zaś obradowano nad tym, jak przetłumaczyć interesy prywatne poszczególnych obywateli, z osobna pojedynczych oikos, na język obowiązków osobistych i zadań obywatelskich. Co więcej, jak zauważa Zygmunt Bauman (Hudzik i Woźniak 2006: 18), nie szło o jednorazowy i raz na zawsze obowiązujący przekład interesów prywatnych na dobro publiczne, ale o ustanowienie procesu ciągłego, nieustającego. Sprawne, dobrze funkcjonujące państwo wymaga równie sprawnie funkcjonującej agory. „Państwo ma być stróżem dobra publicznego – ale wszak to na agorze czuwają obywatele nad chwiejną równowagą swych spraw i obowiązków, która jest treścią dobra publicznego...” (tamże). Oczywistym jest, że wizja sfery publicznej, jaką mieli starożytni, nie odpowiada warunkom współczesnych społeczeństw i ich systemów przedstawicielskich. Istotnie, rola sfery publicznej w ustroju przedstawi-cielskim zasadniczo się zmienia, ustępując często działaniu w sferze prywatnej. Dla liberałów to właśnie ta druga stanowi miejsce właściwej realizacji obywatelskich i po prostu ludzkich wolności. Jednocześnie, to ona jest przestrzenią chroniącą obywatela przed zakusami władz. Z drugiej strony (co wiedzieli starożytni), istnienie interesów publicznych bez poszanowania tych prywatnych – i na odwrót – nie ma sensu. Ani interesom jednostkowym, ani dobru publicznemu nie wolno się wzajemnie ignorować. Dla obopólnego i własnego dobra muszą ze sobą rozmawiać, albowiem zaniechanie rozmowy zwiastuje zgubę dla obojga (tamże: 19). Nie jest to jednak jedyna znacząca różnica. Kolejne są dalszym efektem rozkładu sfery publicznej i zasadniczo kształtują postawę poszczególnych obywateli, czyniąc ich podatnymi na wpływ różnych ustrojowych patologii. Należy pamiętać, że w ostateczności każdy system polityczny opiera się na swoich obywatelach i to oni są nośnikiem jego www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl nr 2, marzec 2012 Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej legitymacji. Odpowiednie ich historyczne ukształtowanie ma niebagatelny wpływ na to, z czym zmagamy się współcześnie. Wraz z powstaniem społeczeństwa, czyli wejściem gospodarstwa domowego/aktywności ekonomicznej w dziedzinę publiczną, wszystko to, co należało pierwotnie do prywatnej strefy życia rodzinnego, stało się troską kolektywną. Nie ma jednak znaczenia, że „niewidzialna ręka rynku” przekształcała indywidualny sukces produkcyjny w dobro zbiorowe. Faktem pozostawało bowiem to, że świat przedsiębiorcy był prywatnym, a nie publicznym (Legutko i Kłoczkowski 2002: 156). W świecie nowożytnym zatem obie dziedziny zlewają się ze sobą. Wedle Hannah Arendt powstanie społeczeństwa masowego jest możliwe dlatego, że to, co społeczne, skonsumowało dziedzinę publiczną. W rezultacie nowa dziedzina (tego, co społeczne) po kilku wiekach rozwoju objęła swym oddziaływaniem i jednocześnie kontrolą wszystkich członków społeczności. Najbardziej dalekosiężnym tego skutkiem było to, że działanie jako główny typ więzi międzyludzkich zostało zastąpione przez zachowanie. I właśnie owo działanie ma tutaj zasadnicze znaczenia. Dla Greków bycie równym było tożsame z byciem dopuszczonym do działania pośród sobie równych. Jednocześnie życie w polis przeniknięte było ostrą rywalizacją, a każdy musiał się wyróżniać. Innymi słowy, w przeciwieństwie do nowego stanu, dziedzina publiczna zastrzeżona była dla indywidualności (Arendt 2010: 61). Oznacza to, że cechą prawdziwego obywatela była cnota, którą realizował on poprzez swą aktywność, tym samym przyczyniając się do rozwoju i utrwalenia obywatelskiego ducha. W porównaniu do starożytnych, człowiek współczesny w znacznie mniejszym stopniu uważa za zasadne angażowanie się w to, co przysparza się wspólnemu dobru. Można nawet powiedzieć, że jest mu to uniemożliwiane, gdyż w wyniku procesów modernizacyjnych i rozrostu specjalistycznego aparatu admini-stracyjnego państwa pole potencjalnej działalności zostało znacząco ograniczone. Oczywiste jest, że taka sytuacja musi prowadzić do rozkładu ducha obywatelskiego zaangażowania. 67 W konsekwencji, rozpad podziału na państwo i społeczeństwo stopniowo urzeczywistniał się wraz z koncentracją kapitału, któremu towarzyszył rosnący interwencjonizm państwowy. Wedle wywodów Jurgena Habermasa (2007: 339-342) jest to proces, który najdobitniej zaznaczył się w XIX wieku i obok komercjalizacji mediów był głównym powodem degradacji sfery rzeczy publicznych. Zjawisko to nazywa „uspołecznieniem państwa i upolitycznieniem społeczeństwa” (tamże: 279-281). Jego bezpośrednim i najbardziej namacalnym efektem było powstanie tego, co dziś nazywamy państwem socjalnym. Innymi słowy, pojawiła się nowa sfera – sfera socjalna, która zniosła sferę publiczną w jej najistotniejszej formie. Oczywiście należy mieć na uwadze, że pojawienie się zabezpieczeń socjalnych w znacznej mierze przyczyniło się do upodmiotowienia szerokich mas obywateli. Rzecz nie dotyczy tu jednak tego historycznego faktu, ale specyficznej przemiany, jaka w jego rezultacie nastąpiła. Przełamanie szeroko podzielanej alienacji nie przyniosło ze sobą ducha obywatelskiego zaangażowania, gdyż nie powstała przestrzeń, która dawałaby możliwość jego rozwoju. Obywatelom zdjęto ograniczające ich kajdany, ale nie dano narzędzi, którymi na nowo mogliby zagospodarować sferę publiczną. Cały ten cykl przemian dotyka też w znaczący sposób sfery prywatnej, która zostaje zredukowana do postaci tzw. sfery intymnej, stanowiącej jedynie namiastkę swojej poprzedniczki. To właśnie do niej wycofują się ludzie rozczarowani życiem politycznym. Trzeba tu jednak zwrócić uwagę na zasadniczą różnicę. Sfera prywatna, jak się zdaje, poprzez wyznaczanie jednostce konkretnego miejsca na ziemi i stanowienie granicy między tym, co prywatne, a tym, co publiczne, dawała schronienie, z którego każdorazowo można było powrócić do rzeczy publicznych (Arendt 2010: 82-84). W porównaniu z nią sfera intymna przede wszystkim izoluje ludzi. Powracając zatem do przedstawionej na początku definicji sfery publicznej, należy uznać, że de facto zanikła ona jako swoista przestrzeń realizacji ludzkiej aktywności. www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl nr 2, marzec 2012 Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej Wpływ przemian gospodarczych na funkcjonowanie relacji jednostki względem jej reprezentantów celnie opisał Joseph Schumpeter. Demokracja wedle niego to nic innego jak konkurencyjne zawody dla liderów, panowanie elit, w którym rola obywateli ogranicza się jedynie do periodycznego głosowania. Wyborcy maja ograniczoną siłę rozpoznawania faktów i zmniejszoną gotowość do działania na ich podstawie, a tym samym mniejsze poczucie odpowiedzialności. Wygląda na to, iż w swojej analizie doktryny klasycznej demokracji zwraca Schumpeter uwagę na kilka aspektów, które można uznać za destrukcyjny wynik zaniku sfery publicznej. Z punktu widzenia analizowanych tu zjawisk, najdonioślejsze zna-czenie ma teza, iż współcześnie człowiek nie uważa polityki za coś ważne-go. Wynika to z tego, iż dla przeciętnego obywatela nie ma miejsca na ukształtowanie się woli politycznej, ani nawet zadania, które pomogłoby mu ją wykształcić (Schumpeter 1995: 326). Innymi słowy, jednostka nie skupia się na polityce, gdyż jej własna władza jawi się jako nazbyt iluzoryczna, by czuła chęć albo potrzebę do wnikania głębiej i energicznego wysuwania własnych wniosków na tematy polityki. Najbardziej dobitnym efektem takiego stanu rzeczy jest zmniejszenie się u rządzonych poczucia odpowiedzialności za państwo, które owocuje atrofią ducha obywatelskiego. W tym miejscu warto podsumować to, co dotychczas zostało powiedziane. Sfera publiczna przeszła długą i kompleksową ewolucję od czasów antycznych do nowożytnych. Dawniej była ona miejscem uzgadniania dobra wspólnego poprzez przekładanie interesów jednostkowych na język rzeczy publicznych. Dopuszczeni do niej obywatele musieli się odznaczać się nie tylko cnotą, ale również wolą i determinacją do działania. Wymienialność stanowisk gwarantowała bezpośredni udział w tym, co polityczne. W rezultacie aktywność w wymiarze praktycznym była najlepszą nauczycielką dbałości o rzeczy publiczne, a przy okazji stanowiła miejsce wyłaniania się ducha obywatelskiego. Jednak, w rezultacie wchodzenia sfery gospodarczej na forum publiczne, sytuacja się zmieniła. Naczelną 68 troską ludzi stały się sprawy związane z zyskiem i jego pomnażaniem. Obawa przed niepowodzeniem popchnęła ich ku państwu socjalnemu. W rezultacie troska o sprawy polityczne zeszła na dalszy plan i została zagospodarowana przez kasty zawodowe. Obywatele przedłożyli trwanie nad działanie. Nastąpiło umocnienie granicy między rządzonymi a rządzącymi. Po stronie obywateli zaowocowało ono alienacją, ograniczeniem do sfery intymnej i zupełnym wycofaniem się ze spraw publicznych, które zaczęto traktować jako niewarte uwagi, lub co gorsza takie, których zwykłym umysłem objąć się nie da. Na drugim biegunie, po stronie rządzonych, doszło do zwulgaryzowania władzy. Ta, po pierwsze, była postrzegana jako sposób zdobywania społecznej pozycji pozwalającej na lepsze korzystanie z zasobów, po drugie − została zredukowana jedynie do specjalistycznego zarządzania. Opisany powyżej stan sfery publicznej pozwala na postawienie kilku tez. Rozkład tradycyjnie rozumianej polityki (czyli sztuki mądrego rządzenia na rzecz dobra wspólnego), będącej w coraz większym stopniu narzędziem w realizacji partykularyzmów rządzących, stanowi pierwszy i zasadniczy problem współczesności. Dochodzi bowiem do ciągłego powiększania się przepaści między rządzonymi a rządzącymi. Z drugiej strony, oderwanie sfery polityki od społeczeństwa oraz brak zaufania do elit politycznych to kolejne perturbacje, mogące stanowić doskonały grunt dla rozwoju tendencji technokratycznych. Znajdują one oparcie w generalnym zniechęceniu społeczeństwa do elit politycznych oraz w sukcesywnym zaniku form aktywności obywatelskiej w sferze politycznej (Borgul i Panek 2010). Obywatele wyuczeni i przyzwyczajeni do interpasywności są niechętni do podejmowania własnej działalności i partycypowania w tym, co publiczne (Hudzik i Woźniak 2006: 133-135). Ponadto są oni skłonni do zawierzania płynącym z mediów przekazom, które krytykując polityków, jednocześnie lansują ekspertów. Warto przy tym zwrócić uwagę, że najprawdopodobniej nie jest to efektem rzeczywistej sytuacji, ale raczej mamy do czynienia ze stanem kreowanym przez media, które w ten sposób próbują odpowiedzieć na społeczne zapotrzebowanie, zrodzone z rozgoryczenia i rozczarowania www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl nr 2, marzec 2012 Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej polityką (McKee 2005: 66). W kontekście tego wszystkiego, jako wyjątkowo atrakcyjne jawią się postulaty oderwania polityki od establishmentu, widzianego na sposób Schumpeterowski, i przekazanie władzy w ręce specjalistów. Społeczne mniemanie, iż eksperckie metody działania są najlepszym sposobem radzenia sobie z otaczającą rzeczywistością, sprawia, iż stają się one „(…) potężnym narzędziem legitymizacji władzy ekspertów (…)” (Burris 1993: 153). Niebezpiecznie toksyczny dla demokracji proces legitymizacji współczesnej elity eksperckiej sprzyja dezawuowaniu polityki, kojarzonej w coraz większym stopniu z kompromitującym brakiem kompetencji w zakresie zarządzania strukturami państwa. Negatywnie postrzegana polityka utożsamiona zostaje zarówno z elementami uzasadniającymi niewy-dolne przejawy zastanej rzeczywistości politycznej, jak i siłami zagrażającymi tworzeniu się nowej wizji ładu technologicznego (Borgul i Panek 2010). Bibliografia Arendt, Hannah. 2010. Kondycja ludzka. Tłum. Anna Łagodzka. Warszawa: Aletheia. Borgul, Tomasz; Panek Tomasz. 2010. Merytokracja i technokratyzm [online]. Dostęp: http://monde-diplomatique.pl [07.12.2011]. Burris, Bevery H. 1993. Technocracy at Work. Albany: SUNY Press. Dahl, Robert. 2000. O demokracji. Tłum, Marcin Król, Kraków: Wydawnictwo Znak. Encyklopedia PWN. Technokracja [online]. Dostęp: http://encyklopedia.pwn.pl/lista.php?co=technokracja [07.12.2011]. Habermas, Jürgen. 2007. Strukturalne przeobrażenia sfery publicznej. Tłum. Wanda Lipnik, Małgorzata Łukasiewicz. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN. Hudzik, Jan Paweł; Woźniak, Wiesław. 2006. (red.). Sfera publiczna. Kondycja- przejawy- przemiany. Lublin: Wydawnictwo UMCS. 69 Kilian, Krzysztof J. 2006. Kosmokracja kontra technokracja [online]. Dostęp: http://zb.eco.pl [07.12.2011]. Legutko, Ryszard; Kłoczkowski Jacek. 2002. (red.), Oblicza demokracji. Kraków: Ośrodek Myśli Politycznej. Majcherek, Janusz. 2009. Piedestał i urna czyli uczeni w polityce [online]. Dostęp: http://www.gazeta.pl [07.12.2011]. McKee, Alan. 2005. The Public Sphere: An Introduction. Cambridge: Cambridge Univeristy Press. Nowak, Ewa; Cern, Karolina M. 2008. Ethos w życiu publicznym. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN. Pietrzyk-Reeves, Dorota. 2004. Idea społeczeństwa obywatelskiego: współczesna debata i jej źródła. Wrocław: Wydawnictwo Uniwestytetu Wrocławkiego. Popper, Karl. 1992. In search of Better World. Tłum. Laura J. Bennett. London/New York: Routledge. Rowiński, Tomasz. 2010. Pomiędzy technokracją, a polityką emocji [online]. Dostęp: http://pismo.christianitas.pl [07.12.2011]. Schumpeter, Joseph. 1995. Kapitalizm, socjalizm, demokracja. Tłum. Michał Rusiński. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN. Skolimowski, Henryk. 2005. Philosophy for a New Civilisation. New Delhi: Gyan Publishing House. Sylwestrzak, Andrzej. 1997. Historia doktryn politycznych i prawnych. Warszawa: Wydawnictwo Prawnicze LexisNexis. Witkiewicz, Stanisław Ignacy. 2000. Szewcy. Naukowa sztuka ze „śpiewkami" w trzech aktach. Gdańsk: Tower Press. Łukasz Krężołek Absolwent politologii i student socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Interesuje się zagadnieniami związanymi z teorią i funkcjonowaniem sfery publicznej oraz kondycją współczesnej demokracji. Entuzjasta festiwali muzycznych i krakowskich knajp. www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl nr 2, marzec 2012