Co rzad zrobil 310504.indd

advertisement
Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza
Murray N. Rothbard
Złoto, banki, ludzie
– krótka historia pieniądza
Co rząd zrobił z naszym pieniądzem?
Jak odzyskać stracone pieniądze?
Tłumaczenie: Witold Falkowski
Tytuł oryginału: What Has Government Done to Our Money?
Taking money back
Przekład: Witold Falkowski
Przedmowa
Redakcja: Jan M. Fijor
W historii myśli ekonomicznej Szkoła Austriacka jest nurtem
wyjątkowym, wyróżniającym się spośród innych szkół praktycznie na każdej płaszczyźnie. Charakterystyczny dla „Austriaków”
jest przede wszystkim metodologiczny indywidualizm, czyli to,
że ekonomista śledzi każde zjawisko społeczno-gospodarcze aż
do poziomu działającego człowieka. Gospodarka nie składa się
z ekonometrycznych modeli, nie jest determinowana przez rozmaite zależności ilościowe, więc nie da się jej trywialnie ująć
w rozbudowanych kategoriach matematycznych. Gospodarka to
wszelkie relacje, które nawiązują między sobą ludzie, działające
jednostki, a nie narysowane krzywe i funkcje użyteczności.
W ten właśnie sposób postrzegał ekonomię Ludwig von
Mises, nauczyciel Murraya Rothbarda – jako ogólną naukę o ludzkim działaniu. Niestety w XX wieku to metodologiczne podejście
– nie licząc kilku traktatów napisanych w jego początkach – nie
znalazło poparcia w środowisku akademickim. Zamiast skupiać
się na dynamice ludzkiego wyboru i tego, jakie fakty się z nim
wiążą, ekonomiści zaczęli zmierzać w stronę oderwanych od metodologicznego indywidualizmu teorii. Zaczęły się liczyć „gry”1,
„stany równowagowe”, „doskonałe i niedoskonałe konkurencje”2,
następnie „popyt globalny” i „manipulacje gospodarki”3. Miejsce
Copyright © 1980 by The Ludwig von Mises Institute
Skład: PIKTOGRAF
Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być reprodukowana
jakimkolwiek sposobem – mechanicznie, elektronicznie, drogą fotokopii czy tp.
– bez pisemnego zezwolenia wydawcy, z wyjątkiem recenzji czy referatów, kiedy
to osoba recenzująca lub referująca ma prawo przytaczać krótkie wyjątki z książki
z podaniem źródła pochodzenia.
ISBN 83-89812-00-2
Dystrybucja wysyłkowa za pośrednictwem Internetu: [email protected]
lub www.fijor.com
1
2
Wydanie pierwsze – Warszawa
Druk i oprawa: Drukarnia GS
3
J.Neumann, O.Morgenstern, Theory of Games and Economic Behavior,
Princeton 1944.
J.Robinson, Economics of Imperfect Competition, London 1933; E.Chamberlin,
Theory of Monopolistic Competition, Cambridge 1956.
J.M.Keynes, Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza, Warszawa 2003;
J.Hicks, Mr.Keynes and the Classics (w:) idem, Economics of John Hicks, Nowy
Jork 1984, s.186-99.
6
7
filozofii zajęły statystyka, ekonometria, matematyka i inne narzędzia nie przyjmujące wolności jako fundamentalnego założenia
ekonomii. Ostatecznie, podejście mainstreamowe przyjęło sceptyczno-nihilistyczną wizję nauki gospodarowania, w której ekonomista ma tworzyć nierealistyczny model i próbować przewidywać przyszłość4. Nic dziwnego, że konsekwencją tego jest inwazja
hermeneutyki na ekonomię; inwazja podejścia antynaukowego,
zakładającego, iż prawda obiektywna nie istnieje lub po prostu
nie ma znaczenia i wszystkie postulaty są tylko retorycznym wyrazem subiektywnych poglądów, a nie wynikiem poszukiwania
prawdy5.
Ekonomistą, który pozostał wierny tradycji austriackiej, był
Ludwig von Mises, autor Human Action, dzieła, które przedstawiało wszelkie instytucje gospodarki i społeczeństwa jako rezultat celowego działania człowieka 6 . Mises bronił tezy, że ekonomia
powinna zajmować się formalnymi implikacjami faktu, że człowiek jest istotą wolną, wybierającą sobie subiektywne cele i środki służące ich realizacji. Konsekwencją tego indywidualnego podejścia i uwypuklenia roli preferencji każdego człowieka z osobna
nie musi być ultrasubiektywizm i absolutne odrzucenie ekonomii
jako nauki. Mises wykazywał, że jest dokładnie odwrotnie. Z faktu, że każdy z nas jest istotą wolną, można wyciągnąć wiele pożytecznych, niezbędnych do zrozumienia otaczającego nas świata
wniosków.
Od czasu wydania Human Action (w 1949) nie pojawiła się
książka, która zachowywałaby metodologiczną tradycję Misesa,
podkreślającego rolę indywidualności człowieka w procesie go4
5
6
M.Friedman, Methodology of Positive Economics (w:) Essays in Positive
Economics, Chicago 1953, s.3-43.
M.Blaug, Metodologia ekonomii, Warszawa 1995, s.11; D.McCloskey, The
Rhetoric of Economics, Madison 1985.
L.Mises, Human Action, Chicago 1966.
spodarowania. Odrodzenie austriackie przyszło dopiero kilkanaście lat później, kiedy jeden z najzdolniejszych uczestników seminarium nowojorskiego, mowa o Murrayu Rothbardzie, wydał trzy
doniosłe dzieła, Man, Economy and State 7, America’s Great Depression8 oraz What Has Government Done to our Money?9, której polską edycję Czytelnik trzyma w rękach. Chociaż przyjmuje
się, że odrodzenie austriackiej tradycji nastąpiło w roku 1974,
kiedy Friedrich von Hayek otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie
ekonomii, to naprawdę miało ono miejsce dwanaście lat wcześniej, gdy ukazał się ogólny traktat Rothbarda, Man, Economy
and State. Przez te dwanaście lat wyrosło kolejne pokolenie ekonomistów, nie usatysfakcjonowanych mechanistycznymi teoriami,
znajdowanymi w podręcznikach głównego nurtu.
Podstawową zaletą Co rząd zrobił z naszym pieniądzem jest
przejrzysty język, precyzja w wyjaśnianiu monetarnych zjawisk.
Taki sposób ujęcia teorii sprawia, że Czytelnikami tej pozycji
mogą być laicy, jak i profesjonalni ekonomiści. Bez względu na to,
czy autor porusza problematykę systemu bankowego, czy historię
światowego standardu pieniężnego, nigdy nie posługuje się zawiłą
terminologią i nie buduje niezrozumiałych zdań; za cel stawia sobie bowiem dotarcie do każdego Czytelnika.
Swój mały traktat o pieniądzu Rothbard zaczyna od wskazania właściwej metody poznawczej. Pierwszym krokiem Rothbarda jest opisanie wolnego rynku pieniężnego. Zaczyna od samej
natury wymiany, od wyjaśnienia, dlaczego ludzie zaczynają ze
sobą handlować. Każdy działający człowiek zmierza do osiągnięcia stanu bardziej zadowalającego niż gdyby się (w jego subiektywnym przekonaniu) tego działania nie podjął. Dlatego każdy,
kto angażuje się w wymianę, oczekuje, że osiągnie z niej zysk
7
8
9
M.Rothbard, Man, Economy, and State, Los Angeles 1970 [1962].
ibidem, America’s Great Depression, Auburn 2000 [1963].
ibidem, What Has Government Done to our Money?, Auburn 1990 [1964].
8
9
(dlatego handel nie jest grą o sumie zerowej). Strony transakcji
wartościują przeciwnie rzeczy, które wymieniają10.
Właśnie przez chęć osoby do zmiany stanu rzeczy na lepszy od tego, w którym się znajduje (precyzyjniej: ten, w którym
znajdzie się, jeśli czegoś nie zrobi), następuje wykształcenie takiej
społecznej instytucji jak pieniądz. Powstanie pieniądza jest możliwe tylko dzięki działaniu mechanizmu rynkowego. Ponieważ ludziom nie wystarcza prymitywna gospodarka barterowa, w której
towar jest wymieniany bezpośrednio na towar, zaczynają szukać
innych sposobów na zdobywanie dóbr, których pożądają11.
Rothbard odwołuje się w tym miejscu do jednego z najważniejszych odkryć teoretycznych swojego nauczyciela, Ludwiga
von Misesa, tzw. „teorematu regresji” o powstaniu pieniądza.
Żeby gospodarka zaakceptowała jakieś dobro jako „pieniądz”,
dobro to musi wcześniej funkcjonować w gospodarce barterowej
jako coś użytecznego ze względu na swoje funkcje niepieniężne.
W przypadku złota i srebra była to sztuka zdobnicza i jubilerstwo.
Wcześniej stosowanymi środkami wymiany był: cukier, sól, zboże, bydło, tytoń itd. Wszystkie te „pieniądze” (czyli dobra nabywane po to, aby je potem sprzedać za coś pożądanego), służące
do wymiany pośredniej, muszą mieć jakąś cenę w systemie barterowym. Żeby ktoś, ktokolwiek, mógł wykorzystać dobro jako
pieniądz, musi je móc najpierw nabyć po określonej cenie (cenie
istniejącej przy wymianie „towar za towar”, która możliwa jest
tylko wtedy, gdy dobro posiada właściwości niepieniężne).
Dlatego zanim cokolwiek stanie się pieniądzem, musi to być
wcześniej jakimś użytecznym dobrem w systemie barterowym
(jak wyżej wymienione towary). Stąd, żaden papierek z wypisaną
nazwą, „dolar”, „talar”, „wikar”, „rothbard”, „złotówka” nie może
po prostu stać się pieniądzem. Pieniądz musi mieć wcześniejszą
cenę na rynku barterowym (niepieniężnym) zanim będzie mógł
być nabyty po tej właśnie cenie i stać się pieniądzem. I stąd radykalny wniosek, że tylko poprzez wolny rynek może wykształcić się
pieniądz; rząd jest w tej kwestii całkowicie bezradny12. Jednakże,
o czym niżej, rząd może mieć na pieniądz wpływ destrukcyjny.
Rothbard przedstawia, jak powstaje pieniądz na wolnym
rynku i czemu zawdzięcza swoją wartość. Głównie przez to tekst
ten odstaje od oficjalnych pozycji dotyczących nauki mikroekonomii w Polsce13. Z wykładu teorii mikroekonomicznej studenci nie
dowiadują się, na jakiej zasadzie działa wolny rynek pieniężny;
pieniądz jest wręcz (pomimo swojej oczywistej roli) zwykłym
tłem dla wydarzeń gospodarczych, podczas gdy w rzeczywistości
jest najważniejszym towarem na rynku.
Autor niniejszej książki pokazuje, w jaki sposób pieniądz powstaje i dlaczego jest tak ważny. Demonstruje również, że swobodnie gospodarujący ludzie są w stanie wybrać właściwe dla pieniądza
parametry. Kształt pieniądza (monety) i jednostka wagowa, która
jest stosowana (np. uncje czy gramy złota) będą wybrane w zależności od decyzji przedsiębiorców, którzy produkując pieniądz będą
prześcigać się w zaspokajaniu potrzeb konsumentów. Właśnie
dlatego niezbędny jest również system prywatnego bicia monety.
Mennice nie powinny być własnością państwową, i nie powinny być
12
13
10
11
M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 1. Więcej o podstawach ekonomii
subiektywistycznej zob. C.Menger, Principles of Economics, Grove City 1994.
M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 2.
M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 3. Więcej o „teoremacie regresji” zobacz u samego Misesa: L.Mises, Theory of Money and Credit, Indianapolis 1981,
s.129-44.
Dla przykładu zobacz: D.Begg, S.Fisher, R.Dornbush, Mikroekonomia, Polskie
Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1996. W tej książce nie ma osobnego
miejsca poświęconego pieniądzowi, a jednak pojawia się on we wszystkich
miejscach. Podobnie jest u Variana, gdzie pieniądz jest tylko trywialną jednostką
do liczenia (numeraire), a nie istotnym dla gospodarki dobrem: H.Varian, Mikroekonomia, Warszawa 1999, s.57.
10
11
kontrolowane przez rząd, ponieważ stanowiłoby to pokusę do psucia
monety dla osiągnięcia korzyści przez skarb państwa14.
Chociaż studenci ekonomii nie są zaznajamiani z funkcjonowaniem pieniądza na poziomie przedsiębiorstw i konsumentów
(a to jest najważniejsze), to na zajęciach z makroekonomii przedstawia się im wiele agregatów, które mają być stymulowane przez
podaż pieniądza. Podobnie jak w wykładzie mikroekonomii przemilczano problematykę pieniądza, tak nagle w makroekonomii
uczy się deus ex machina o tym, jak należy monetarnie planować
rynek. Za teoretyczną podstawę drukowania pieniądza i stymulowania popytu służy słynny model IS-LM, który zdominował
podręczniki na polskim rynku15.
Pierwszą zauważalną różnicę między ujęciem Rothbarda
a ujęciem proponowanym przez główny nurt ekonomii stanowi
odrzucenie królującego w podręcznikach pojęcia „ogólnego poziomu cen”. Dla autora zdecydowanie ważniejsze jest realistyczne
wyjaśnienie ceny pieniądza w powiązaniu z ludzkim działaniem.
Statystycznie liczony koszyk jest tylko wielkością historyczną,
która pokazuje pewne tendencje, ale nie wyjaśnia natury zmian
rejestrowanych liczb. Dla profesora Rothbarda cen pieniądza jest
wiele; nie ma jednej ceny liczonej „ogólnym poziomem cen”, ponieważ pieniądz może być w danej chwili zamieniony na wiele
dóbr. Wszystkie te możliwe wymiany stanowią o cenie pieniądza,
jego sile nabywczej16.
14
15
M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdziały 5,6,7.
D.Begg, S.Fisher, R.Dornbush, Makroekonomia, Polskie Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 2000, s.178-90; R.Hall, J.Taylor, Makroekonomia, PWN,
Warszawa 1997, s.194-215. Model został pierwotnie zaprezentowany w 1937
przez: J.Hicks, Mr.Keynes and the Classics (w:) idem, Economics of John Hicks,
Basil Blackwell, Nowy Jork 1984, s.186-99. Pewnym wyjątkiem jest podręcznik „nowego klasyka”: R.Barro, Makroekonomia, Polskie Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1997. Niestety oddala się jeszcze bardziej od ludzkiego
działania i zdecydowanie bardziej skupia na równaniach matematycznych.
Co się wobec tego dzieje, kiedy podaż pieniądza zostaje
zwiększona, na przykład dwukrotnie? To co w przypadku wszystkich innych dóbr: następuje spadek ceny tego dobra. Tak też się
dzieje z pieniądzem – zaczyna obniżać się jego siła nabywcza.
Jednakże w przypadku dóbr liczy się ich fizyczna ilość, ponieważ
znaczenie dla człowieka ma ich obfitość (więcej dóbr produkcyjnych lub konsumpcyjnych). W przypadku pieniądza ważna jest
tylko jego cena, a nie fizyczna ilość. Dlatego zwiększenie podaży pieniądza po prostu zmniejszy jego cenę i nie doprowadzi do
dwukrotnego wzrostu dobrobytu. Stąd autor dochodzi do właściwej konkluzji, zgodnej z nauczaniem klasycznych ekonomistów:
ilość pieniądza nie ma znaczenia, ponieważ ważna jest jego siła
nabywcza. Każda podaż pieniądza będzie mogła pełnić funkcje
pieniężne, gdyż siła nabywcza zostanie po prostu odpowiednio
dostosowana do potrzeb rynku17. Teza ta jest bliska „ilościowej
teorii pieniądza”, należy jednak zaznaczyć, że jest to tylko ogólny
wniosek dotyczący natury i ceny pieniądza. W rzeczywistości bowiem podejście autora jest bardzo krytyczne wobec monetaryzmu
(ilościowa teoria pieniądza).
Po przeprowadzeniu analizy pieniądza od strony podażowej,
Rothbard przechodzi do jego analizy od strony popytowej i obala
keynesowskie mity dotyczące kryzysogenności zwiększania popytu na pieniądz18. „Pułapka płynności”, której obawiają się zwolennicy interwencjonizmu, polega na tym, że ludzie dobrowolnie
rezygnują z wydawania pieniędzy i chowają je w kieszeni (lub
16
17
18
M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 8.
Ibidem. Inną sprawą jest fakt, że klasyczni ekonomiści, autorzy tej konkluzji,
byli niekonsekwentni i wymieniali przypadki, w których warto zwiększać podaż
pieniądza!
Szczególnie obawiają się tego keynesiści od strony Paula Krugmana. P.Krugman, Wracają problemy kryzysu gospodarczego, Warszawa 2001, s.28-35. Ciekawe jest jednak to, że zdaniem samego Keynesa nie to bywa główną przyczyną
kryzysów; zob. J.M.Keynes, Ogólna teoria..., s.285.
12
13
trzymają w banku). Rzekomo ma to rodzić zahamowanie handlu,
spadek inwestycji, wzrost bezrobocia itd. Tymczasem, jak pokazuje Rothbard, jeśli ceny pozostają wolne, to po prostu dochodzi do
ich spadku, czyli dostosowania siły nabywczej do wzrostu popytu
na pieniądz (jeśli sprzedawcy nie chcą obniżać cen przy wzroście
popytu na pieniądz, to jest to ich własny wybór, dotyczący ich
własności). Każda jednostka pieniądza staje się więcej warta19.
Oprócz tego, profesor Rothbard przedstawia klarownie, czym
jest zasób gotówki i jak jest on rozlokowany w społeczeństwie.
Każdy z nas trzyma pieniądze z powodu niepewności świata. Nie
wiemy, co się może stać jutro, czy pojutrze, dlatego wolimy mieć
przy sobie uniwersalne dobro, pieniądz, który może zostać praktycznie w każdej chwili zamieniony na inne dobro konsumpcyjne
lub produkcyjne. Gdyby nie to, że świat jest nieprzewidywalny,
nikt z nas nie trzymałby pieniądza, gdyż zamiast tego lepiej byłoby wymienić go szybko na jakieś oprocentowane aktywa. W ten
sposób pieniądz zostałby wyparty z obiegu. Dlatego, jak podkreśla autor, istnieje coś takiego jak korzyść z trzymania pieniądza
w kieszeni20.
Oprócz tego, pozostaje odpowiedzieć na pytanie: kiedy
popyt na pieniądz jest „szkodliwy”, a kiedy nie? Pieniądz nie
„krąży” z jakąś „szybkością obiegu” i nie naoliwia gospodarki.
W danej chwili, każda jednostka pieniądza musi się znajdować
w czyimś saldzie pieniężnym, w czyjejś kieszeni, albo na czyimś
koncie. Nie ma kanałów pieniężnych, więc mówienie o jakiejś
szybkości obiegu jest mylące. Podkreślenie przez Rothbarda tego,
że pieniądz nie „cyrkuluje”, tylko zawsze znajduje się w kieszeni
jakiegoś właściciela, który za jakiś czas go wymieni na inne do-
bro, ostatecznie podważa współczesną mainstreamową (agregaty)
metodologię teorii monetarnej21.
Autorzy dostępnych na polskim rynku pozycji utrzymują,
iż państwo powinno prowadzić politykę pieniężna, aby „stabilizować ceny”. U keynesistów odgrywa to zdecydowanie mniejszą
rolę, ponieważ ważniejsze jest „stymulowanie popytu”. Natomiast
monetaryści, championi pustego papierowego pieniądza, emitowanego przez państwo, uważają, iż jedynym celem polityki pieniężnej powinna być właśnie stabilizacja cen22. W tym miejscu
krytyka profesora Rothbarda jest równie silna jak w przypadkach
omawianych wcześniej.
Po pierwsze, kto broni osobom handlującym indywidualnie
(na bazie suwerennych umów) indeksować sobie odpowiednie
wielkości? Niepotrzebna jest do tego nacjonalizacja pieniądza.
Jeśli tego nie robią, to oznacza, że tego nie chcą, więc dlaczego
państwo ma ingerować w dobrowolne transakcje? Po drugie,
biznesmeni nie są zainteresowani jakimś „ogólnym poziomem
cen”, tylko indywidualnymi cenami (w szczególności różnicą
między kosztami a przychodami z tytułu produkcji). Po trzecie,
malejące ceny (w wyniku większej produktywności, rozwoju gospodarczego czyli dostarczania nowych dóbr i usług na rynek) są
dla konsumentów korzystne. Właśnie o to między innymi chodzi
w procesie gospodarowania – aby płace realne ludzi rosły i aby
21
22
19
20
M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 9.
Ibidem, zobacz o tym też: W.H.Hutt, The Yield from Money Held, (w:) M.Senholz
(red.), On Freedom and Free Enterprise, Princeton 1956, s.196-216.
O „szybkości obiegu” mówią podręczniki: D.Begg, S.Fisher, R.Dornbush,
Makroekonomia, s.261; R.Hall, J.Taylor, Makroekonomia, s.; R.Barro,
Makroekonomia, s.133-6; P.Samuelson, R.Nordhaus, Ekonomia t.I, Warszawa
1998, s.493-5. Jednak głównym celem ataku był tutaj prawdopodobnie Milton
Friedman, u którego „szybkość obiegu” odgrywa kluczową rolę w całej teorii.
M.Friedman, A.Schwartz, A Monetary History of the United States, 1867-1960,
Chicago 1963.
Zobacz na ten temat klasykę: I.Fisher, Purchasing Power of Money, Nowy Jork
1913; a także esej jego ideowego następcy: M.Friedman, The Role of Monetary
Policy, (w:) The Optimum Quantity of Money and Other Essays, Chicago 1969,
s.95-110.
14
15
ludzie osiągali wyższy poziom życia. Drukowanie pieniądza, by
zapobiec naturalnemu spadkowi cen, oddali wzrost dobrobytu.
Po czwarte, każde zwiększenie popytu na pieniądz jest wyrazem
realizowania indywidualnych preferencji właścicieli i nie istnieje
żadna gwarancja dotycząca tego, jak zareagują posiadacze nowo
wydrukowanego pieniądza (czy go wydadzą od razu, czy też
schowają go do kieszeni). I po piąte, pieniądz jest po prostu dobrem, towarem, który znacznie ułatwia wymianę innych towarów.
Jego funkcją jest usprawnienie handlu, a nie „stabilizacja cen”23.
Ostatnią poruszaną przez Rothbarda kwestią, która dotyczy
pieniądza w wolnym społeczeństwie, jest bankowość. Również
w tym zagadnieniu analiza autora wyróżnia się zdecydowanie na
tle prac innych teoretyków. Rothbard rozpatruje biznes bankowy
z punktu widzenia praw własności, które jego zdaniem nie powinny być naruszane przez żaden rodzaj biznesu, tym bardziej
przez biznes finansowy. Depozyty bankowe są tytułem własności
do pieniądza, więc zgodnie z prawem własności powinny być
pokryte w 100% rezerwami. Ponieważ klienci mają prawo do
wypłacenia pieniądza w każdej chwili, banki nie mogą emitować
dodatkowych depozytów, tworzonych niejako z powietrza. Kiedy
dopuszczają się tej czynności, produkują tytuły własności do nieistniejących dóbr – emitują banknoty z teoretycznym pokryciem,
ale praktycznie tego zabezpieczenia nie ma. Stąd „system rezerw
cząstkowych” powinien zostać uznany za sprzeczny z zasadą poszanowania prawa własności.
Czy nie oznaczałoby to końca kredytu? Rothbard natychmiast ripostuje, że nie. Czym innym jest kredyt, a czym innym
produkowanie nie mających żadnego pokrycia pieniędzy i przeznaczanie ich na kredyt. Pierwszy sposób wynika z dobrowolnej
oszczędności i odłożenia przez klienta określonej sumy na jakąś
23
M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 10.
lokatę terminową (tydzień, miesiąc, pół roku, rok, kilka lat itd.).
Drugi sposób polega na ukrytej konfiskacie czyjegoś bogactwa
wbrew woli tej osoby. W wolnym społeczeństwie banki będą albo
magazynami i będą przechowywać 100% rezerwy pieniądza na
banknoty (pobierając opłaty za przechowywanie jak każdy magazyn), albo instytucjami inwestycyjnymi, pobierającymi oszczędności od społeczeństwa i przeznaczającymi je na przedsiębiorcze
inwestycje. Jeśli pierwszy biznes będzie bardzo ograniczony
– wtedy ludzie będą używać w transakcjach bezpośrednio pieniądza-towaru, a nie rozliczeń bankowych. Wszystko zależy od
preferencji konsumentów i sprawności banków w zaspokajaniu
ich potrzeb24.
Autor opisuje także system „wolnej bankowości” jako drugie, obok pełnego pokrycia rezerw pieniądzem (złotem czy srebrem), rozwiązanie. Nawet, jeśli system opiera się na rezerwach
cząstkowych, to i tak nie ma powodu, by wprowadzać centralną
bankowość i nacjonalizować pieniądz; lepiej pozostawić zdecentralizowany system. Wtedy banki nie mogą dowolnie zwiększać
podaży pieniądza. Zaufanie klientów do poszczególnych placówek finansowych, ich skłonność do korzystania z substytutów
pieniądza (a tym są banknoty w systemie wolnorynkowym, bo
samym pieniądzem jest przecież towar np. złoto) oraz liczba konkurujących ze sobą banków stwarzają ryzyko, że w każdej chwili
ludzie mogą się zjawić i zażądać wypłaty pieniądza z kont. Dzięki
tym ograniczeniom banki nie mogą dowolnie zwiększać podaży
24
Ibidem, sekcja II, rozdział 12. Prawniczo-etyczna analiza systemu bankowego
jest całkowicie nieobecna w obowiązujących podręcznikach. Niestety ekonomiści uciekają od tych problemów, milcząco akceptując obowiązujący system
(chociaż każdy system powinien się ostatecznie opierać na jakiejś etyce, a nie
tylko na ekonomicznej teorii). Zobacz analizy bankowości: D.Begg, S.Fisher,
R.Dornbush, Makroekonomia, s.95-113; R.Barro, Makroekonomia, s.503-32;
R.Hall, J.Taylor, Makroekonomia, s.407-18; a szczególnie P.Samuelson, R.Nordhaus, Ekonomia t.I, Warszawa 1998, s.412-39.
16
17
środka wymiany, gdyż groźba zażądania wypłat (lub w ekstremalnym przypadku runu na bank) przez klientów lub konkurenta
jest realna25.
Po prezentacji mechanizmów wolnego rynku pieniężnego,
autor przechodzi do analizy ingerencji państwa. Ponieważ rządy
z samej swojej natury nie pozyskują bogactwa na zasadzie dobrowolnego kontraktu, tylko za pomocą konfiskaty i zawłaszczania
majątku, zawsze stają przed problemem, jak jeszcze bardziej
zwiększyć swoje dochody. Prywatny przedsiębiorca stara się rozszerzać produkcję tak, aby przyciągać jak najwięcej konsumentów,
chętnych do kupna jego towaru. Organy państwowe szukają coraz
to nowych sposobów przechwytywania bogactwa ludzi wbrew ich
woli. Nic zatem dziwnego, że ingerują również w tak podstawową
instytucję gospodarki, jaką niewątpliwe jest pieniądz26.
Profesor Rothbard klarownie przedstawia teorię interwencjonizmu monetarnego, począwszy od czasów nacjonalizacji kopalń i mennic w celu psucia pieniądza, a skończywszy na budowie
banku centralnego. Władza jest odpowiedzialna za prawo Greshama (zwane w Polsce też prawem Kopernika), mówiąc, że „dobry
pieniądz jest wypierany przez zły pieniądz”, a które jest skutkiem
państwowej regulacji cen, zakłócającej swobodne działanie mechanizmu rynkowego. Właśnie w tym rozdziale autor opisuje
także „austriacką” teorię inflacji, która stanowi podstawę wyjaśnienia całego zamieszania wokół wszystkich systemów pieniężnych. Inflacja, zaznacza Rothbard, jest procesem antyrynkowego
25
26
M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 12. Więcej o systemie „wolnej bankowości” można przeczytać w dziełach Lawrenca White’a i George’a Selgina,
przeciwników ścisłej definicji prywatnej własności, czyli stuprocentowych rezerw na depozyty natychmiastowe. Np. G.Selgin, L.White, How Would The
Invisible Hand Handle Money?, (w:) Journal of Economic Literature Vol.
XXXII (December 1994), s.1718-49; L.White, Competition and Currency,
Nowy Jork 1989; G.Selgin, Theory of Free Banking, New Jersey 1988.
M.Rothbard, sekcja III.
zwiększania podaży pieniądza, nie poprzez wydobycie złota,
a poprzez druk pieniądza nim nie pokrytego, lub emisję fałszywych tytułów własności (tworzenie depozytów z powietrza).
Monetaryści definiują inflację jako wzrost „ogólnego poziomu cen”, będący skutkiem zwiększenia podaży pieniądza. Friedman np. skupia się na statystycznym wyliczeniu koszyka dóbr
i dla niego druk pieniądza nie jest zjawiskiem szkodliwym do czasu, aż nie pojawi się to w wyliczonym indeksie27. Dla Rothbarda
natomiast proces inflacji polega na czymś zupełnie innym. Każde
sztuczne (niezależne od rynku) zwiększenie podaży pieniądza
jest procesem inflacji, nawet jeśli indeks cen nie uległ zmianie,
a pozostał stabilny28.
Ten proces zostaje opisany niezwykle jasno i zrozumiale.
Nowe pieniądze wpływają na rynek i trafiają do konkretnych
osób. Czy wzrasta przez to dobrobyt społeczny? Oczywiście
nie. Jedynym skutkiem jest to, że niektóre osoby mogą za nowo
wydrukowane pieniądze, bez konieczności oferowania niczego
korzystnego innym, zakupić na rynku jakieś dobra. Wydając zatem te nowe pieniądze na rozmaite produkty podnoszą ich ceny
(zwiększenie popytu na określone towary prowadzi do wzrostu
cen). W rzeczywistości zachodzi tu proces redystrybucji bogactwa do tych, którzy mają nowo wydrukowane pieniądze, od tych,
27
28
Nawet nieraz twierdzi, że druk pieniądza jest pożądany dla gospodarki w kryzysie. Zobacz jego artykuł o Japonii: M.Friedman, Reviving Japan, (w:) Hoover
Digest 1998 no.2; a także przedstawioną przez niego genezę Wielkiego Kryzysu:
M.Friedman, R.Friedman, Wolny wybór, Sosnowiec 1994, s.66-85.
Ponieważ ceny są zależne nie tylko od ilości pieniądza, ale od podaży dóbr, których dodatkowa ilość na rynku może zakamuflować zwiększenie podaży środka
wymiany. Między innymi dlatego lata 20-te XX wieku są okresem inflacyjnym
– ceny pozostały stabilne przez wzrost produkcji, ale podaż pieniądza zdecydowanie rosła, co stało się przyczyną Wielkiego Kryzysu 1929 roku, za który
należy winić państwo, a nie wolny rynek. Zob.: M.Rothbard, America’s Great
Depression, Auburn 2000.
18
19
którzy ich nie dostali. Drukarz banknotów (bank centralny),
podobnie jak fałszerz, może jedynie doprowadzić do przesuwania bogactwa od jednej grupy ludzi do drugiej. Nie jest w stanie
zwiększyć ogólnego dobrobytu, ponieważ ten zależy od ogółu
dóbr produkcyjnych i konsumpcyjnych dostępnych w społeczeństwie. Stworzenie nowych pieniędzy może zatem tylko dać komuś
siłę nabywczą kosztem innych; umożliwić przesuwanie dóbr, a nie
ogólny wzrost ich ilości. Autor zaznacza także, iż zwiększenie podaży pieniądza może prowadzić do zakłócenia relatywnych cen,
a przez to i całego systemu produkcyjnego29.
Widać zatem, iż ta metoda zdecydowanie odbiega od mechanistycznego podejścia, traktującego zachowania ludzkie jako
fragmenty równania. Rothbard nie liczy średnich statystycznych,
nie opiera się na fikcyjnych wielkościach, takich jak „szybkość
obiegu”, nie mierzy „produkcji ogółem” i nie wskazuje na mylący
„ogólny poziom cen”. Zamiast tego, analizuje prakseologicznie
efekty tego, że ktoś nowo wydrukowane pieniądze musi dostać
jako pierwszy, a ktoś tych pieniędzy nie dostanie (albo dostanie
dopiero za jakiś czas, gdy ceny już wzrosną). Trudno o precyzyjniejsze, a zarazem tak zrozumiałe, podejście do inflacji, podstawowego problemu monetarnego dzisiejszych czasów30. Zupełnie
inaczej traktują ten problem podręczniki makroekonomiczne,
w których na próżno szukać tych mikroekonomicznych efektów
zwiększenia podaży pieniądza. Dla ich autorów zdecydowanie
ważniejsze są agregaty, a nie indywidualne procesy gospodarowania.
W dalszej części sekcji III, Rothbard pokazuje, jakie skutki
niesie ze sobą państwowa regulacja pieniądza. Stopniowo pań-
stwo przechwytuje kolejne elementy rynku pieniężnego i zaczyna
odchodzić od twardego monetarnego standardu. Usuwa coraz to
kolejne hamulce, o których mowa we wcześniejszych rozdziałach.
Osłabiona zostaje konkurencja międzybankowa, państwo zezwala
na łamanie prawa własności przez banki pod nazwą „zawieszenia
spłaty zobowiązań”, albo „wakacji bankowych”. „Prawa do legalnego środka płatniczego” wprowadzają państwową monopolizację. W ślad za nim powstaje bank centralny, czołowa instytucja
w publiczno-prywatnym kartelu, regulowanym przez władze
państwowe. W efekcie cały pieniądz towarowy (kruszec) zostaje
przejęty przez państwo, a gospodarka pod naciskiem aparatu władzy przechodzi na system pustego pieniądza papierowego31.
Tak jak u Misesa mieliśmy do czynienia z „teorematem regresji”, opisującym, jak w warunkach wolnego, nieskrępowanego
rynku wykształca się środek wymiany (złoto i srebro), tak samo
u Rothbarda mamy „teoremat progresji”. Rothbard pokazuje, jak
to jest możliwe, że współczesna gospodarka opiera się na pustym
papierowym pieniądzu, emitowanym przez państwowe instytucje.
Całość teoretycznego uzasadnienia dla tego zjawiska jest doprawdy imponująca, a czwarta sekcja niniejszej książki dostarcza
wspaniałej ilustracji historycznej32.
Podsumowując, czego może się z tej książki nauczyć student
teorii monetarnej? Przede wszystkim tego, jak funkcjonuje wolny rynek pieniądza. Próżno szukać tego opisu w dostępnych na
polskim rynku podręcznikach. Równie dobra jest zaprezentowana
teoria interwencjonizmu monetarnego, zarówno keynesowskiego
jak i monetarystycznego. Co rząd… jest także pewnym przełomem, jeśli chodzi o publikacje w kwestii klasyfikacji moneta31
29
30
Idem, Co rząd..., sekcja III, rozdział 2.
Pierwotnie ta analizę można odnaleźć u Cantillona. R.Cantillon, Ogólne rozważania nad naturalnymi prawami handlu, Warszawa 1938, s.140-8.
32
Idem, Co rząd..., sekcja III, rozdziały 7-11.
Więcej też o tym, jak pusty pieniądz może się stać standardem zobacz:
H.H.Hoppe, How is Fiat Money Possible? or, The Devolution of Money and
Credit Review of Austrian Economics, Vol.7 no.2, s.49-74.
20
21
ryzmu jako fragmentu doktryny wolnorynkowej. W rzeczywistości bowiem zalecenia profesora Friedmana należą do gatunku
klasycznych argumentów na rzecz etatyzmu pieniężnego, co
w swojej książce dobitnie pokazuje Murray Rothbard. Do tej pory
większość pozycji na rynku klasyfikuje Friedmana jako zwolennika wolnego rynku. Zdarza się, że w Polsce Szkoła Chicagowska
klasyfikowana jest na równi ze Szkołą Austriacką. Błąd ten popełniają nie tylko laicy, także osoby z kręgów naukowych33.
Rothbard obala także w książce mit „niezależnego banku
centralnego”, którego celem ma być rzekomo „walka z inflacją”.
Historycznie patrząc, inflacja i powodowane nią systematyczne
wzrosty cen, stały się poważnym problemem dopiero po powstaniu banków centralnych. Wcześniej zjawisko to było znikome lub
nie występowało wcale. Największy okres inflacji to czasy „niezależności banków centralnych”, które w całości sterują rynkiem
pieniężnym i produkują pieniądz z powietrza, finansując wydatki
budżetowe państwa. Banki centralne powstają bowiem po to, aby
umożliwić państwu regulacje rynku pieniężnego i produkowanie
środka wymiany na swoje potrzeby. Gdyby rynek pozostał wolny,
problem inflacji w ogóle by nie występował.
Implikacje teoretyczne tej książki są ważne także ze względu
na prowadzoną dzisiaj politykę. Okazuje się, że wolny rynek jest
systemem, który uniwersalnie (dla całego rynku) szuka wspólnego
pieniądza i niepotrzebne jest do tego żadne monetarne planowanie. Wspólny europejski pieniądz już kiedyś obowiązywał. Były
to czasy klasycznego standardu złota, kiedy poszczególne waluty
wymieniano według określonego parytetu na złoto, a między
nimi występował sztywny kurs (nie wynikający z tego, że ktoś go
usztywniał tak jak dzisiaj robią to państwa, tylko z samego faktu,
że banknot był wymienialny na złoto o określonej wadze).
33
Np. W.Morawski, Zarys powszechnej historii pieniądza i bankowości, Warszawa
2002, s.147, 198.
A zatem istnieje alternatywa dla dzisiejszego systemu. Zarówno dla zakłócanych przez państwa kursów wymiany poszczególnych walut, jak i dla krajowych walut „wolnych”, „płynnych”,
propagowanych przez monetarystów. Nie jest to alternatywa
przewidująca wprowadzenie jednej światowej waluty emitowanej
przez światowy rząd (albo państwowej waluty regulowanej przez
etatystyczne zarządzenia Unii Europejskiej). Takie posunięcie
byłoby bardzo niebezpieczne i stanowiłoby zagrożenie stabilności finansowej światowej gospodarki. Właściwym rozwiązaniem
byłoby usunięcie rządowych regulacji rynku pieniężnego i denacjonalizacja pieniądza. Wtedy rynek, czyli swobodnie działający
ludzie wybiorą sobie odpowiednie do potrzeb dobro, które będzie
służyć jako środek wymiany. Wówczas dobro to będzie na pewno
bardziej stabilne niż papier produkowany przez państwo, a przez
to jego ceny będą przewidywalne, w przeciwieństwie do dzisiejszego chaosu. Do tego niezbędna jest intelektualna krytyka
słynnych i wybitnych championów monetarnego interwencjonizmu (Friedman, Keynes). Praca Co rząd… powinna stanowić
dobry tego początek, punkt wyjścia do rzeczowej dyskusji nad
problemami monetarnymi dzisiejszego świata, a w szczególności
Polski.
Mateusz Machaj
Instytut Misesa
Wstęp do czwartego wydania
Polityka pieniężna jest – obok wojny – głównym narzędziem służącym do powiększania potęgi państwa. Umożliwia rozrost administracji rządowej, zapewnia finansowanie deficytu budżetowego
i wspieranie grup specjalnego interesu, a także uzyskanie pożądanego wyniku w wyborach. Bez niej federalny lewiatan upadłby,
a my moglibyśmy przywrócić republikę Ojców Założycieli.
Nasz system monetarny nie tylko sprzyja nadużyciom natury
politycznej, ale powoduje również inflację i cykl koniunkturalny.
Co należy w tej sytuacji zrobić?
Odpowiadając na to pytanie, Instytut Misesa ma przyjemność
przedstawić czwarte, nieco rozszerzone, wydanie klasycznej pracy Murraya N. Rothbarda Co rząd zrobił z naszym pieniądzem?
Mimo swoich niewielkich rozmiarów, ta wydana po raz
pierwszy w 1964 roku książeczka jest jednym z dzieł profesora,
które odegrały największą rolę. Nie sposób zliczyć, ile razy z ust
naukowców, i nie tylko, słyszałem, że zmieniła ona na zawsze ich
spojrzenie na politykę pieniężną. Żaden z czytelników tej książki
nie będzie już słuchał z nabożeństwem oświadczeń urzędników
Rezerwy Federalnej (Fed), ani nie będzie łatwowiernie przyjmował do wiadomości tekstów z zakresu polityki monetarnej.
Co rząd zrobił z naszym pieniędzem? to zdecydowanie najlepsze
wprowadzenie do problematyki związanej z pieniądzem. Podobnie jak inne dzieła profesora Rothbarda, książka jest napisana
przystępnie, posługuje się żelazną logiką i przytacza przekonujące fakty.
Poruszane są tu zagadnienia z zakresu teorii, polityki i hi-
24
storii. W dziedzinie teorii Rothbard zgadza się z Ludwigiem von
Misesem, że pieniądz pojawił się w wyniku dobrowolnej wymiany wolnorynkowej. Pieniądz nie został powołany do życia na
mocy umowy społecznej ani dekretu rządu. Jego istnienie jest
naturalną konsekwencją tego, że jednostki odczuwały potrzebę
budowania relacji gospodarczych o strukturze bardziej złożonej
niż barter.
Inaczej niż ma to miejsce w przypadku wszystkich innych
towarów, wzrost ilości pieniądza nie przynosi społeczeństwu
korzyści, ponieważ najważniejszym zadaniem pieniądza jest
ułatwianie wymiany innych towarów i usług. Konsekwencje
zwiększania ilości pieniądza przez bank centralny, taki jak Fed,
są wręcz przerażające. Profesor Rothbard przedstawia niezwykle
klarowne wyjaśnienie zjawiska inflacji.
Politycy – twierdzi Rothbard – muszą kierować się zasadą,
że produkcja i dystrybucja pieniądza może i powinna należeć do
wolnego rynku. Nie ma potrzeby, by stanowiła monopol należący
do ministerstwa finansów, ani tym bardziej – do prywatno-państwowego kartelu bankowego, jakim jest Fed.
Dobry pieniądz musi mieć tylko trwałe zakorzenienie
w towarze, który najlepiej nadaje się do użytku monetarnego, oraz
musi być wsparty systemem prawnym, który umożliwia egzekwowanie umów i karze za kradzież i oszustwo. Na wolnym rynku
tym towarem było i pozostałoby nadal złoto.
W takim systemie wolnorynkowym pieniądz byłby wymienialny na rynku wewnętrznym oraz w skali międzynarodowej.
Dla depozytów na żądanie utrzymywanoby stuprocentową rezerwę, a poziom rezerwy dla depozytów terminowych zależałby od
roztropności bankierów i czujności konsumentów.
Praca profesora Rothbarda jest jednak najbardziej przekonująca w swojej warstwie historycznej. Zapoznaje czytelnika z dziewiętnastowiecznym klasycznym standardem złota i dochodzi do
wprowadzenia ecu, a w końcu – światowego pieniądza papiero-
25
wego bez pokrycia (fiat money*). Szczególnie godne uwagi jest
omówienie systemu z Bretton Woods i zniesienie wymienialności
pieniądza na złoto w początku lat siedemdziesiątych.
Profesor Rothbard dowodzi, że rząd zawsze i wszędzie pozostawał wrogiem mocnego pieniądza. Rząd i uprzywilejowane
grupy interesu za pomocą karteli bankowych i inflacji grabią dochody ludzi, osłabiają wartość pieniądza na rynku oraz powodują
recesje i depresje.
Główny nurt ekonomii zaprzecza tym faktom lub je lekceważy. Koncentruje się niezmiennie na „najlepszych” rozwiązaniach w obrębie polityki pieniężnej. Czym powinien kierować
się Fed? Wskaźnikiem PKB (produktu krajowego brutto)? Stopami procentowymi? Krzywą dochodowości? Wartością dolara
w innych walutach? Indeksami towarowymi? Profesor Rothbard
powiedziałby, że rozważanie tych czynników zakłada istnienie
centralnego planowania, a ono właśnie stanowi źródło zła, które
zalęgło się w systemie monetarnym.
Oby ta książka dotarła do wszystkich i żeby w momencie
wystąpienia kolejnego kryzysu monetarnego Amerykanie mogli
zaprotestować przeciwko temu, co rząd wyprawia z naszymi pieniędzmi.
Llewellyn H. Rockwell
The Ludwig von Mises Institute
Auburn University
listopad 1990
*
Fiat money (z łac. fiat = niech się stanie) – niewymienny (na pieniądz towarowy,
np. złoto) pieniądz papierowy zatwierdzony dekretem rządowym jako środek
obiegowy. W niniejszym tłumaczeniu odpowiada mu określenie „pusty pieniądz” lub „pieniądz bez pokrycia” (przyp. tłum.).
I. Wstęp
Niewiele jest zagadnień ekonomicznych, które byłyby bardziej
zagmatwane i wokół których narosłoby więcej nieporozumień,
niż na temat pieniądza. Wciąż wybuchają spory dotyczące „trudnego” i „łatwego” pieniądza roli Systemu Rezerwy Federalnej
i ministerstwa finansów, kłótnie o różne wersje standardu złota
itd. Czy rząd* powinien pompować pieniądze do gospodarki, czy
wypompowywać je z niej? Które ministerstwo powinno się tym
zajmować? Czy państwo powinno zachęcać do zaciągania kredytów, czy powstrzymywać od tego obywateli? Czy powinien być
przywrócony standard złota? Jeśli tak, to po jakim kursie? Takim
i wielu podobnym pytaniom nie widać końca.
Niewykluczone, że ta istna wieża Babel poglądów na zagadnienie pieniądza wyrasta ze skłonności człowieka do „realizmu”,
tzn. do tego, żeby zajmować się wyłącznie bieżącymi problemami
politycznymi i gospodarczymi. Gdy zanurzymy się całkowicie
w problemach życia codziennego, przestajemy rozróżniać zagadnienia podstawowe, zapominamy o fundamentalnych pytaniach.
Wkrótce kwestie zasadnicze znikają z pola naszego widzenia,
a w miejsce konsekwentnie wyznawanych pryncypiów pojawia
się bezcelowe unoszenie się z prądem wydarzeń. Często potrzebna nam jest nowa perspektywa, dzięki której na sprawy codzienne
możemy spojrzeć z pewnego dystansu i lepiej je zrozumieć. Jest
to szczególnie widoczne w przypadku naszej gospodarki, w której wzajemne relacje mają naturę tak złożoną, że konieczne jest
*
Pod pojęciem „rząd” (ang. government) należy rozumieć ogólnie ludzi pełniących służbę w różnych instytucjach państwowych, a także samą instytucję
państwa. Wtedy, gdy oczywiste jest, że chodzi o konkretny aspekt słowa government, lub jeśli wymagają tego względy stylistyczne, tłumaczę je jako „państwo”,
„władza”, „rządzący” itp. W pozostałych przypadkach government tłumaczę
jako „rząd” pozostawiając interpretację Czytelnikowi (przyp. tłum.).
28
wyizolowanie kilku ważnych czynników, przeanalizowanie ich,
a następnie prześledzenie, w jaki sposób funkcjonują one w skomplikowanym świecie. Temu miała służyć „ekonomia Crusoe”, ulubiona metoda klasycznej ekonomii. Analiza działań Crusoe i Piętaszka na bezludnej wyspie, wyśmiewana przez krytyków jako
nieprzystająca do świata współczesnego, pełniła w rzeczywistości
bardzo pożyteczne zadanie, polegające na koncentrowaniu uwagi
na podstawowych aksjomatach dotyczących działania ludzkiego.
Zagadnienie pieniądza jest prawdopodobnie najbardziej zawikłanym problemem w ekonomii i dlatego do jego rozpatrzenia
niezbędna jest odpowiednia perspektywa. Ponadto pieniądz jest
sferą gospodarki, która została najbardziej pogmatwana i naznaczona przez wielowiekowe ingerencje rządu. Wielu ludzi – wielu
ekonomistów – stojących normalnie po stronie wolnego rynku
zatrzymuje się przed problemem pieniądza. Uważają, że pieniądz
jest czymś szczególnym; za jego podaż musi być odpowiedzialny
rząd i rząd musi go poddawać regulacjom. Państwowej kontroli
nad pieniądzem nigdy nie traktują jako interwencji na rynku; nie
do pomyślenia jest dla nich wolny rynek w sferze pieniądza. Rządy muszą bić monety, emitować banknoty, ustanawiać „prawny
środek płatniczy”, powoływać do życia banki centralne, pompować i wypompowywać pieniądze, „stabilizować poziom cen” itd.
Z historycznego punktu widzenia, pieniądz był jedną
z pierwszych rzeczy kontrolowanych przez rząd, a wolnorynkowa
„rewolucja”, która miała miejsce w XVIII i XIX wieku, nie naruszyła prawie w ogóle sfery pieniądza. Najwyższy więc czas, żebyśmy z uwagą przyjrzeli się życiodajnemu krwiobiegowi naszej
gospodarki, jakim jest pieniądz.
Przede wszystkim postawmy pytanie: Czy pieniądz może
podlegać zasadom wolności? Czy możemy mieć wolny rynek
pieniądza, podobnie jak mamy go w przypadku innych towarów
i usług? Jak wyglądałby taki rynek? Jakie są skutki różnych rodzajów państwowej kontroli nad pieniądzem? Jeśli opowiadamy
29
się za wolnym rynkiem w innych dziedzinach, jeśli chcemy, by
rząd przestał naruszać nietykalność osobistą i prawo własności, to
naszym najważniejszym zadaniem staje się zbadanie możliwości
i sposobów funkcjonowania wolnego rynku pieniądza.
II. Pieniądz w wolnym społeczeństwie
1. Znaczenie wymiany
Skąd wziął się pieniądz? Robinson Crusoe z pewnością nie potrzebował pieniędzy. Nie mógłby odżywiać się złotymi monetami.
Crusoe i Piętaszek, wymieniając między sobą ryby na drewno,
nie musieli troszczyć się o pieniądze. Kiedy jednak społeczeństwo rozwinie się do rozmiarów przekraczających kilka rodzin,
powstaje grunt dla pojawienia się pieniądza.
Żeby wyjaśnić znaczenie pieniądza, musimy cofnąć się jeszcze bardziej i zapytać: dlaczego ludzie w ogóle dokonują wymiany? Wymiana stanowi najbardziej podstawowy składnik naszego
życia gospodarczego. Gdyby nie istniała wymiana, nie byłoby
prawdziwej gospodarki i praktycznie nie istniałoby społeczeństwo. Do dobrowolnej wymiany dochodzi niewątpliwie dlatego,
że obie strony spodziewają się na niej skorzystać. Wymiana to
umowa między osobami A i B dotycząca przejęcia towarów lub
skorzystania z usług oferowanych przez jedną osobę w zamian
za towary i usługi oferowane przez drugą. Oczywiście korzystają
obie strony, ponieważ każda z nich ceni wyżej to, co otrzymuje,
od tego, co daje w zamian. Gdy, powiedzmy, Crusoe wymienia
pewną ilość ryb na drewno, to „kupowane” drewno ceni wyżej
niż „sprzedawane” ryby, a Piętaszek – odwrotnie – ryby przedkłada nad drewno. Od Arystotelesa do Marksa ludzie hołdowali
błędnemu przekonaniu, że do wymiany dochodzi, gdy istnieje pewien rodzaj równowartości – że jeśli beczułkę ryb wymienia się
na dziesięć bali, to istnieje między tymi towarami jakiś głębszy
rodzaj równowartości. Tymczasem do wymiany dochodzi tylko
dlatego, że każda ze stron ceniła te produkty w odwrotnym porządku.
Dlaczego wymiana jest u ludzi tak powszechna? Podstawo-
32
33
wą tego przyczyną jest różnorodność występująca w naturze:
różni są ludzie, a bogactwa naturalne występują nierównomiernie.
Każdy człowiek dysponuje innym zestawem umiejętności i uzdolnień, a każda piędź ziemi ma unikalne właściwości i zawiera inne
bogactwa. Wymiany mają swoje źródło w zewnętrznym świecie
natury. Zboże z Kansas wymieniane jest na żelazo z Minnesoty,
czyjeś usługi medyczne – na wykonanie utworu skrzypcowego przez inną osobę. Specjalizacja pozwala na to, żeby każdy
człowiek rozwijał swoje największe uzdolnienia, a każdy region
– swoje specyficzne zasoby. Jest oczywiste, że gdyby nikt nie
mógł prowadzić wymiany, gdyby wszyscy zmuszeni byli do
całkowitej samowystarczalności, to większość z nas umarłaby
z głodu, a pozostali z trudem utrzymywaliby się przy życiu. Wymiana jest siłą napędową nie tylko naszej gospodarki, ale w ogóle
cywilizacji.
2. Barter
Jednakże bezpośrednia wymiana użytecznych towarów i usług
nie wystarczyłaby do tego, by gospodarka wydobyła się z prymitywnego poziomu. Taka bezpośrednia wymiana – czyli barter
– jest niewiele lepsza niż całkowita samowystarczalność. Dlaczego? Dlatego, że w barterze produkcja musi się utrzymywać
na bardzo niskim poziomie. Jeśli Jones wynajmie robotników do
budowy domu, to czym im zapłaci? Częściami domu, czy pozostałymi z budowy materiałami? Dwa podstawowe problemy, jakie
tu się pojawiają, to „niepodzielność” i „brak podwójnej zbieżności
potrzeb”. Jeśli Smith ma pług, który chciałby wymienić na kilka
innych rzeczy – powiedzmy na jajka, chleb i ubranie – to jak ma
to zrobić? Miałby rozebrać pług na części i niektóre z nich dać
rolnikowi, a inne krawcowi? Nawet, jeśli mamy do czynienia z towarami podzielnymi, to rzadko się zdarza, by dwóch chętnych do
takiej wymiany trafiło na siebie w tym samym czasie. Jeśli A ma
jajka na sprzedaż, a B – parę butów, to w jaki sposób dokonają
wymiany, skoro A potrzebuje ubrania? A pomyślcie, w jak trudnym położeniu znalazłby się nauczyciel ekonomii, który musiałby
szukać dostawcy jaj chętnego do wzięcia kilku lekcji ekonomii
w zamian za jajka! Nie ulega wątpliwości, że żadna cywilizowana
gospodarka nie jest możliwa w warunkach wymiany bezpośredniej.
3. Wymiana pośrednia
Metodą prób i błędów człowiek odnalazł drogę, która pozwala na
wspaniały rozwój gospodarki; jest nią wymiana pośrednia. Korzystając z wymiany pośredniej sprzedajecie swój produkt nie za
produkt, którego potrzebujecie do bezpośredniego użytku, lecz za
inny towar, który z kolei wymieniacie na potrzebny wam produkt.
W pierwszej chwili ta operacja wydaje się nieporęczna i okrężna.
W rzeczywistości jednak stanowi cudowny instrument umożliwiający rozwój cywilizacji.
Rozważmy sytuację, w której hodowca drobiu A chce kupić
buty wyprodukowane przez B. Skoro B nie potrzebuje jego jajek,
to A dowiaduje się, czego potrzebuje B – powiedzmy, że będzie
to masło. A wymienia więc jaja na masło z osobą C i sprzedaje masło za buty pochodzące od B. Kupuje najpierw masło nie
dlatego, że jest mu potrzebne do konsumpcji, tylko dlatego, że
umożliwi mu zakup butów. Również Smith – właściciel pługa
– sprzeda najpierw swój pług za towar, który będzie mógł łatwiej
podzielić i wymienić – powiedzmy na masło – a następnie odpowiednie porcje masła wymieni na jaja, chleb, ubranie itd. W obu
przypadkach wyższość masła – będąca przyczyną popytu przekraczającego zwykłą konsumpcję tego towaru – polega na tym, że
jest ono łatwiej zbywalne. Jeśli jakiś towar jest łatwiej zbywalny
34
niż inny – jeśli wszyscy są przekonani, że będzie go łatwiej sprzedać – to wystąpi zwiększony popyt na ten towar, ponieważ będzie
on wykorzystywany jako środek wymiany. Będzie środkiem,
dzięki któremu jeden wyspecjalizowany producent będzie mógł
wymienić swoje towary na produkty innych wyspecjalizowanych
producentów.
Podobnie jak wielka jest różnorodność umiejętności i surowców w naturze, tak rozmaita może być zbywalność różnych towarów. Na niektóre towary jest większy popyt niż na inne, niektóre
dają się łatwiej dzielić na mniejsze jednostki bez utraty wartości,
niektóre mają większą trwałość, a niektóre dają się transportować
na duże odległości. Każda z tych zalet składa się na większą zbywalność towaru. Oczywiste jest, że w każdej społeczności z biegiem czasu najłatwiej zbywalne towary będą się stawały środkami
wymiany. Gdy ludzie będą ich potrzebowali coraz bardziej jako
środków wymiany, to popyt na nie wzrośnie ze względu na to ich
zastosowanie i staną się jeszcze łatwiej zbywalne. Rezultatem
będzie samonapędzająca się spirala: większa zbywalność towaru
powoduje bardziej powszechne jego użycie jako środka wymiany,
co powoduje większą zbywalność itd. W końcu jeden lub dwa
towary pozostają jako powszechne środki wymiany – używane
przy niemal każdej wymianie – i one noszą nazwę pieniędzy.
Na przestrzeni dziejów jako środków wymiany używano
wielu różnych towarów: tytoniu w kolonialnej Wirginii, cukru
w Indiach Zachodnich, soli w Abisynii, bydła w starożytnej Grecji, gwoździ w Szkocji, miedzi w starożytnym Egipcie, a także
zboża, paciorków, herbaty, muszelek kauri (monetek) i haczyków
wędkarskich. Z biegiem wieków dwa towary – złoto i srebro
– w wyniku rynkowej konkurencji zostały wyłonione jako pieniądze. Wyparły one inne towary, służące jako środek wymiany. Oba
te metale są niezwykle łatwo zbywalne, cieszą się dużym popytem
ze względu na swoje walory dekoracyjne i są niedoścignione pod
względem innych niezbędnych właściwości. W ostatnich czasach
35
srebro, które występuje w nieco większych ilościach niż złoto,
okazało się poręczniejsze w użyciu przy mniejszych transakcjach,
a złoto stosuje się, gdy w grę wchodzą wymiany o dużej wartości.
Najważniejsze jest w każdym razie to, że z takich czy z innych powodów wolny rynek uznał złoto i srebro za najlepsze pieniądze.
Ten właśnie proces: stopniowo postępująca selekcja środka
wymiany na wolnym rynku – jest jedyną metodą, za pomocą której można ustanowić pieniądz. Pieniądze nie mogą powstać w żaden inny sposób – ani w wyniku czyjejś nagłej decyzji, że pieniądz będzie produkowany z jakiegoś bezużytecznego surowca,
ani w wyniku nadania przez rząd miana „pieniądza” kawałkom
papieru. W popycie na pieniądz tkwi bowiem wiedza o cenach
pieniądza w niedawnej przeszłości; w przeciwieństwie do bezpośrednio wykorzystywanych dóbr konsumpcyjnych i środków
produkcji pieniądze muszą mieć pierwotną cenę, według której
kształtowałby się popyt na nie. Można to osiągnąć jedynie wtedy,
gdy z początku pewien użyteczny towar wymieniany jest w barterze, później powstaje nań dodatkowy popyt (ze względu na jego
walory środka wymiany) oprócz popytu podstawowego (ze względu na właściwości użytkowe, takie jak walory zdobnicze złota34).
A zatem rząd nie dysponuje możliwością tworzenia pieniądza dla
gospodarki. Pieniądz może powstać jedynie w procesie wolnorynkowym.
W naszych rozważaniach dochodzimy teraz do przedstawienia najważniejszej prawdy na temat pieniądza: pieniądz jest towarem. Jednym z najważniejszych zadań, jakie stoją przed światem,
jest uświadomienie sobie tego faktu. Bardzo często ludzie mówią
o pieniądzu jako o czymś znacznie mniej albo znacznie bardziej
34
Na temat początków pieniądza zob.: Carl Menger, Principles of Economics
(Glencoe, Illinois: Free Press, 1950), ss. 257-271; Ludwig von Mises, Theory of
Money and Credit, 3rd Ed. (New Heaven Yale University Press, 1951), ss. 97123.
36
37
ważnym niż towar. Pieniądz nie jest abstrakcyjną jednostką rozliczeniową, którą można oddzielić od konkretnego towaru. Nie jest
bezużytecznym żetonem służącym jedynie do wymiany. Nie jest
też czymś narzuconym społeczeństwu. Nie stanowi gwarancji
stałego poziomu cen. Pieniądz jest po prostu towarem. Różni się
od innych towarów tym, że popyt nań wiąże się przede wszystkim
z funkcją środka wymiany, jaką pełni. Poza tym jednak jest towarem i – podobnie jak wszystkie inne towary – występuje w określonych ilościach, jest kupowany i przechowywany przez ludzi
itd., itp. Podobnie jak inne towary, ma własną, wyrażaną w innych
towarach „cenę”, która jest wypadkową całkowitej podaży albo
zasobów oraz zgłaszanego przez ludzi łącznego zapotrzebowania na jego zakup i przechowywanie. (Ludzie „kupują” pieniądz
sprzedając za niego towary i usługi, podobnie jak „sprzedają” pieniądz, gdy kupują towary i usługi.)
4. Dobrodziejstwa pieniądza
Pojawienie się pieniądza było dla ludzi prawdziwym błogosławieństwem. Bez pieniądza – bez powszechnego środka wymiany
– niemożliwa by była prawdziwa specjalizacja, a gospodarka nie
rozwinęłaby się powyżej podstawowego, prymitywnego poziomu.
Wraz z pojawieniem się pieniądza znikły problemy niepodzielności i „podwójnej zbieżności potrzeb”, które były zmorą społeczeństwa opartego na barterze. Od tej pory Jones mógł wynająć
robotników i zapłacić im… pieniędzmi. Smith mógł sprzedać
swój pług za jednostki… pieniądza. Towar pieniężny daje się
podzielić na małe jednostki i jest powszechnie przez wszystkich
przyjmowany. Wszystkie towary i usługi są odtąd sprzedawane za
pieniądze, a pieniądze te służą do kupienia innych, potrzebnych
ludziom towarów i usług. Dzięki pieniądzowi może się rozwinąć
skomplikowana „struktura produkcji”, w której ziemia, siła robo-
cza i dobra kapitałowe współdziałają na każdym etapie produkcji
i przynoszą dochód w pieniądzach.
Wprowadzenie pieniądza przyniosło jeszcze jedną ogromną
korzyść. Ze względu na to, że wszystkie transakcje dokonywane
są przy użyciu pieniądza, to wszystkie relacje dotyczące wymiany
wyraża się w pieniądzach, dzięki czemu ludzie mogą porównywać wartość rynkową każdego towaru z wartością każdego innego towaru. Jeśli odbiornik telewizyjny można otrzymać za trzy
uncje złota, a samochód można dostać za sześćdziesiąt uncji złota,
to każdy widzi, że jeden samochód „wart” jest na rynku tyle, co
dwadzieścia odbiorników telewizyjnych. Te relacje wymienne
są cenami, a towar pieniężny służy za wspólny mianownik dla
wszystkich cen. Tylko dzięki pojawieniu się na rynku cen pieniężnych biznesmeni mogą dokonywać kalkulacji ekonomicznej. Od
tej pory są w stanie ocenić, do jakiego stopnia zaspokajają potrzeby konsumentów, ponieważ mogą porównać ceny sprzedawanych
przez siebie produktów z cenami czynników produkcji (które
stanowią ich „koszty”). Dzięki temu, że wszystkie te ceny wyrażane są w pieniądzu, biznesmeni mogą stwierdzić, czy osiągają
zyski, czy ponoszą straty. Takie kalkulacje służą jako wskazówka
dla przedsiębiorców, robotników i właścicieli ziemi w ich poszukiwaniu możliwości zarobienia pieniędzy na rynku. Tylko takie
kalkulacje umożliwiają alokację zasobów służącą ich najbardziej
produktywnym zastosowaniom – takim zastosowaniom, które
w najlepszy sposób zaspokoją potrzeby konsumentów.
W wielu podręcznikach można znaleźć informację, że pieniądz służy jako: środek wymiany, jednostka rozliczeniowa albo
„miernik wartości”, „zapasy wartości” itd. Trzeba jednak pamiętać, że wszystkie te funkcje wynikają z jednej funkcji podstawowej, jaką jest rola środka wymiany. Jako że złoto jest powszechnym środkiem wymiany, to jest najłatwiej zbywalne, może być
przechowywane, by posłużyć jako środek wymiany dla potrzeb
bieżących lub w przyszłości i wszystkie ceny są wyrażane w jego
38
39
jednostkach35. Będąc towarowym środkiem wymiany dla wszystkich transakcji złoto może służyć jako jednostka rozliczeniowa
dla cen obecnych i przyszłych. Należy zdawać sobie sprawę, że
pieniądz nie może być abstrakcyjną jednostką rozliczeniową ani
tytułem do bogactwa; jest środkiem wymiany.
5. Jednostka pieniężna
Teraz, gdy już wiemy, jak się narodził pieniądz i jaka jest jego
rola, możemy zapytać: w jaki sposób używa się towaru pieniężnego? W szczególności, czym są zasoby, albo podaż pieniądza
w społeczeństwie i jak jest on wymieniany?
Przede wszystkim, większość dóbr materialnych sprzedaje
się na wagę. Ciężar [właściwy – uwaga tłum.] jest jednostką charakterystyczną dla substancji fizycznej i dlatego w handlu stosuje
się jednostki wagowe: tony, funty, uncje, grany, gramy itd.36. Złoto
nie stanowi tu wyjątku. Złoto, podobnie jak inne towary, będzie
sprzedawane w jednostkach wagowych37.
Jest oczywiste, że dla ekonomisty nie będzie miało znaczenia, jaką ilość obierze się na uniwersalną jednostkę używaną
w handlu. Kraje, w których używa się systemu metrycznego,
mogą wybrać gramy; Anglia i Ameryka mogą zdecydować się na
rozliczenia w granach i uncjach. Każdą jednostkę wagową można
35
36
37
Pieniądz nie „mierzy” cen ani wartości; jest tylko wspólnym mianownikiem
służącym do ich wyrażania. Ceny są wyrażane w pieniądzu, ale nie są przezeń
mierzone.
Nawet jeśli niektórymi towarami handluje się nominalnie w jednostkach objętości (belach, buszlach itd.), to milcząco zakłada się, że ich jednostka objętościowa
ma standardowy ciężar.
Jedną z podstawowych zalet złota jest jego jednorodność – w przeciwieństwie
do wielu innych towarów złoto nie może mieć różnej jakości. Na całym świecie
uncja czystego złota ma taką samą wartość jak każda inna uncja czystego złota.
przeliczyć na dowolną inną; jeden funt równa się szesnastu uncjom; jedna uncja to 437,5 grana lub 28,35 grama itd.
Przy założeniu, że na pieniądz wybraliśmy złoto, bez znaczenia pozostanie, jaka będzie wielkość używanej do rozliczeń
jednostki złota. Jones może sprzedać palto w Ameryce za uncję
złota albo we Francji za 28,35 grama; te dwie ceny są identyczne.
Wszystko to może wyglądać na „odkrywanie Ameryki”,
ale świat mógłby uniknąć wielu nieszczęść, gdyby ludzie w pełni
zdawali sobie sprawę z tych prostych prawd. Na przykład prawie
wszystkim wydaje się, że pieniądze są abstrakcyjnymi jednostkami jakiejś waluty przypisanej do określonego kraju. Podobnie
ludzie myśleli nawet wówczas, gdy państwa stosowały „standard
złota”. Amerykańskie pieniądze to były dolary, francuskie – franki, niemieckie – marki itd. Wiedziano wprawdzie, że każda z tych
walut była związana ze złotem, ale traktowano je jako samodzielne i niezależne i dlatego poszczególne kraje bez trudu „odeszły od
standardu złota”. Tymczasem wszystkie te nazwy były nazwami
jednostek wagowych złota lub srebra.
Brytyjski „funt szterling” oznaczał pierwotnie wagowy funt
srebra. A jak było z dolarem? Dolarem określano początkowo
powszechnie jedną uncję srebra w postaci monety bitej przez czeskiego hrabiego Schlicka w XVI wieku. Schlick mieszkał w Dolinie Joachima, zwanej inaczej Joachimsthal. Monety hrabiego zyskały wielkie uznanie dzięki precyzji wykonania i czystości i były
powszechnie nazywane „Joachimsthalers” a później „talarami”.
Nazwa „dolara” pochodzi od „talara”.
A zatem na wolnym rynku różne nazwy jednostek są po prostu definicjami jednostek wagowych. Do roku 1933, kiedy stosowaliśmy „standard złota”, mówiło się, że „cena złota ustalona jest
na dwadzieścia dolarów za uncję złota”. Takie pojmowanie pieniądza prowadziło jednak do nieporozumień. W rzeczywistości to
„dolar” był zdefiniowany jako nazwa dla (około) 1/20 uncji złota.
Niewłaściwe więc było mówienie o „kursach wymiany” jednej
40
41
waluty na inną. „Funta szterlinga” nie wymieniało się w rzeczywistości na pięć „dolarów”38 Dolar był definiowany jako 1/20 uncji
złota, a funt szterling – definiowany w tamtym czasie jako nazwa
dla 1/4 uncji złota – odpowiadał po prostu 5/20 uncji złota. Oczywiście, takie wymiany i taka mnogość nazw powodowały zamieszanie i prowadziły do nieporozumień. W następnym rozdziale,
dotyczącym majstrowania rządu przy pieniądzu, pokażemy, jak
doszło do powstania tego zamętu. Na niezakłóconym wolnym
rynku złotem handlowanoby bezpośrednio w jednostkach takich,
jak gramy, grany lub uncje i mylące nazwy – dolary, franki itd.
– byłyby zbędne. Dlatego w tej części pieniądz będziemy traktowali jako wymienialny bezpośrednio na uncje i gramy.
Wolny rynek za powszechnie używaną jednostkę przyjmie
niewątpliwie taką ilość towaru pieniężnego, jaką uzna za najwygodniejszą. Gdyby pieniądzem była platyna, handlowanoby nią
zapewne na ułamki uncji; gdyby za pieniądz przyjęto żelazo, rozliczeń dokonywanoby w funtach albo tonach. Jest oczywiste, że
wielkość jednostki nie ma dla ekonomisty żadnego znaczenia.
6. Postać pieniądza
Podobnie, jak z gospodarczego punktu widzenia nie ma większego znaczenia wielkość ani nazwa jednostki pieniężnej, tak nie
ma znaczenia forma, w której występuje kruszec, używany jako
pieniądz. Ze względu na to, że pieniądzem jest towar, całe zasoby
kruszcu, przynajmniej w tej części, która dostępna jest człowiekowi, stanowią światowe zasoby pieniądza. Nie ma istotnego znaczenia, jaką postać ma kruszec w danym momencie. Jeśli pieniądzem
38
Funt szterling odpowiadał dokładnie 4,87 dolarom; dla uproszczenia obliczeń
posługujemy się zaokrągleniem do 5 dolarów.
jest żelazo, to całe żelazo jest pieniądzem, bez względu na to, czy
występuje w postaci sztabek, brył czy przybiera formę jakiegoś
wyspecjalizowanego przyrządu39. Złotem handlowano w różnej
postaci: w formie samorodków, złotego pyłu w sakiewkach, a nawet biżuterii. Nie powinno nas dziwić, że złotem, a także innymi
pieniędzmi, można handlować w różnych postaciach, ponieważ
w przypadku pieniądza istotnym czynnikiem jest waga.
Prawdą jest jednak, że niektóre formy są wygodniejsze od
innych. W ostatnich stuleciach złoto i srebro dzielono na monety
używane do codziennych transakcji oraz na większe sztabki do
obsługi poważniejszych transakcji. Resztę złota wykorzystywano
w jubilerstwie i do innych celów zdobniczych. Każda przeróbka
z jednej formy w inną oznacza nakład czasu, energii i innych
środków. Wykonywanie takiej pracy będzie takim samym przedsięwzięciem, jak każde inne, i ceny za tego typu usługi ustalone
zostaną na normalnej drodze. Większość ludzi zgadza się, że
jubilerzy mają prawo wykonywać ozdoby ze złota, ale często odmawia przyznania takiego samego prawa w przypadku wyrobu
złotych monet. Tymczasem na wolnym rynku bicie monet jest
takim samym zajęciem jak każde inne.
W czasach, gdy obowiązywał standard złota, wielu ludzi
uważało złote monety za „prawdziwsze” pieniądze niż zwykły
złoty kruszec (w sztabkach, sztabach i w innych formach). Rzeczywiście, monety były cenione nieco wyżej niż kruszec o tej
samej wadze (agio złotych monet – uwaga tłumacza), ale nie
wynikało to z jakichś tajemniczych właściwości tych monet, tylko
z tego, że wyprodukowanie monet z kruszcu kosztowało drożej
niż przetopienie z powrotem monet na kruszec. Z tego powodu
monety miały większą wartość rynkową.
39
Żelaznych motyk używano powszechnie jako pieniądza w Azji i Afryce.
42
43
7. Prywatne mennice
Pomysł, żeby osoba prywatna biła monety, wydaje się dzisiaj tak
dziwny, że warto go dokładnie przeanalizować. Przyzwyczajeni
jesteśmy traktować bicie monet jako „przywilej władcy”. Ale
przecież nie wiążą nas żadne „królewskie prerogatywy”, a Ameryka jest autorką koncepcji, według której władza nie należy do
rządu, lecz do obywateli.
W jaki sposób działałyby prywatne mennice? Jak już powiedzieliśmy – na takiej samej zasadzie, jak każde inne przedsiębiorstwo. Każdy mincerz produkowałby monety o rozmiarach
i kształtach preferowanych przez klientów. Cenę ustaliłby wolny
rynek na drodze konkurencji.
Standardowy zarzut mówi, że zbyt kłopotliwe byłoby ważenie i określanie próby przy każdej transakcji. Czy jednak stałoby
coś na przeszkodzie, żeby prywatni mincerze stemplowali monetę, dając gwarancję, że ma ona odpowiednią wagę i czystość?
Prywatni mincerze mogą to zrobić co najmniej tak dobrze jak
mennica państwowa. Nieoznakowane kawałki kruszcu nie byłyby
przyjmowane jako monety. Ludzie używaliby monet wytwarzanych przez mincerzy, którzy cieszyliby się najlepszą opinią z racji
jakości swoich produktów. Widzieliśmy, że w ten właśnie sposób
wiodącą rolę zdobył „dolar” – jako srebrna moneta, która wygrała
w konkurencji z innymi.
Przeciwnicy prywatnych mennic podnoszą zarzut, że rozpowszechniłoby się fałszowanie pieniędzy. Jednocześnie jednak ci
sami ludzie uważają, że należy ufać rządowi jako producentowi
monet. Jeśli mamy w ogóle ufać rządowi, to gdyby istniały prywatne mennice, z pewnością moglibyśmy wierzyć, iż rząd będzie
zapobiegał fałszerstwu i karał za nie. Przyjmuje się zwykle, że
prawdziwym uzasadnieniem dla istnienia rządu jest zapobieganie
fałszerstwu, złodziejstwu i innym przestępstwom oraz wymierzanie kary za nie. Jeśli jednak rząd nie potrafi pojmać przestępcy,
gdy polegamy na prywatnym pieniądzu, to jakim cudem mielibyśmy oczekiwać, że produkcja monet znajdzie się w dobrych
rękach, gdy uczciwość uczestników prywatnego rynku ustąpi
miejsca państwowemu monopolowi bicia monet? Jeśli nie możemy pokładać zaufania w zdolności rządu do wytropienia pojedynczych złoczyńców operujących w warunkach wolnego rynku
produkcji monet, to dlaczego mielibyśmy wierzyć rządowi, gdy
będzie miał całkowitą kontrolę nad pieniądzem i będzie mógł bić
monety marnej jakości, fałszować monety i dopuszczać się innych
nadużyć dysponując prawnie usankcjonowaną wyłącznością do
pełnienia roli złoczyńcy na rynku? Niewątpliwie byłoby szaleństwem twierdzić, że w celu zapobieżenia kradzieży mienia rząd
musi upaństwowić wszelką własność. Tymczasem argumenty
przeciwko prywatnym mennicom są tej samej natury.
Ponadto, wszelki nowoczesny biznes opiera się na gwarancjach standardu. W aptece sprzedaje się ośmiouncjową buteleczkę
lekarstw; pakowacz mięsa sprzedaje funt wołowiny. Kupujący
spodziewa się, że te gwarancje odpowiadają dokładnie rzeczywistości – i nie myli się. A weźmy pod uwagę tysiące i setki tysięcy
precyzyjnych produktów przemysłowych, które muszą spełniać
wyśrubowane standardy i być zgodne ze szczegółowymi specyfikacjami. Ktoś, kto chce kupić sworzeń półcalowy, musi otrzymać
sworzeń o średnicy 1/2 cala, a nie o średnicy 3/8 cala.
Mimo to jednak biznes nie popadł w ruinę. Nie ma zbyt
wielu osób, które domagałyby się nacjonalizacji przemysłu maszynowego, żeby rząd mógł chronić standardy przed możliwymi
fałszerstwami. W dzisiejszej gospodarce rynkowej dochodzi do
niezliczonej ilości transakcji i w większości z nich standardy
ilościowe i jakościowe odgrywają zasadniczą rolę. A mimo to
przypadki fałszerstw stanowią nieistotny margines i ten margines, przynajmniej teoretycznie, można ścigać. Tak samo stałoby
się w przypadku bicia monet przez prywatne przedsiębiorstwa.
Z całą pewnością klienci mincerza, a także jego konkurenci, prze-
44
45
jawialiby niezwykłą czujność wobec ewentualnych przypadków
fałszowania wagi lub próby produkowanych przez niego monet40.
Entuzjaści państwowego monopolu na produkcję monet
twierdzą, że pieniądz różni się od wszystkich innych towarów,
gdyż, zgodnie z prawem Greshama „zły pieniądz wypiera z obiegu dobry pieniądz”, i dlatego nie można ufać, że rynek zapewni
ludziom podaż dobrego pieniądza. To twierdzenie opiera się jednak na błędnej interpretacji słynnego prawa Greshama. W rzeczywistości prawo to mówi, że „pieniądz, któremu rząd nada
sztucznie zawyżoną wartość, będzie wypierał z obiegu pieniądz,
którego wartość zostanie sztucznie zaniżona”. Przypuśćmy na
przykład, że w obiegu znajdują się jednouncjowe złote monety. Po
iluś latach w wyniku zużycia niektóre z tych monet będą ważyć
już tylko – powiedzmy – 0,9 uncji. Oczywiście na wolnym rynku
zużyte monety będą miały tylko 90% wartości monet pełnowartościowych i trzeba będzie zmienić ich wartość nominalną41. To
właśnie „złe” monety zostaną wyparte z rynku. Przypuśćmy
jednak, że rząd wydaje ustawę, która stanowi, iż wszyscy muszą
traktować zużyte monety tak samo, jak nowe, pełnowartościowe,
i muszą je przyjmować jako zapłatę wierzytelności na równi
z nowymi. Co w rzeczywistości zrobił rząd? Narzucił kontrolę
cen, wynikającą z przymusu stosowania określonego „kursu wymiany” jednych monet na drugie. Zmuszając do stosowania kursu
al pari (1:1), mimo, że zużyte monety powinny być wymieniane
z dziesięcioprocentowym dyskontem, rząd sztucznie zawyża
wartość starych monet i zaniża wartość nowych. W rezultacie
40
41
Zob.: Herbert Spencer, Social Statics (New York: D. Appleton & Co.) 1890,
s. 438.
Dla zaradzenia problemowi zużycia prywatni mincerze mogliby ustalać okres
gwarancji na zachowanie ostemplowanej normy wagowej, albo mogliby przyjmować zużyte monety do wymiany na monety o pierwotnej lub mniejszej wadze.
Należy zauważyć, że w wolnej gospodarce nie istniałaby przymusowa standaryzacja monet, która obowiązuje zwykle w warunkach monopolu państwowego.
każdy będzie się posługiwał zużytymi monetami, a nowe będzie
gromadził lub je wyeksportuje. Jak więc widzimy, „zły pieniądz
wypiera z obiegu dobry pieniądz”, ale nie na wolnym rynku, lecz
w wyniku interwencji rządu na rynku.
Mimo że prywatni mincerze byli nieustannie nękani przez
rządy, co sprawiało, że bicie monety było zajęciem wysoce ryzykownym, prywatne monety doskonale funkcjonowały w różnych
momentach historii. Zgodnie z zasadą mówiącą, że wszelkich
wynalazków dokonują wolne jednostki a nie państwo, pierwsze
monety były bite przez osoby prywatne i złotników. Nawet, gdy
państwo zaczęło monopolizować produkcję monet, na królewskich monetach znajdowały się gwarancje prywatnych bankierów,
którym ludzie ufali widocznie znacznie bardziej niż rządowi.
W Kalifornii monety pochodzące z prywatnych mennic znajdowały się w obiegu jeszcze w 1848 roku 42.
8. „Właściwa” podaż pieniądza
Możemy teraz przejść do zagadnienia, czym jest podaż pieniądza
w społeczeństwie i w jaki sposób z niej się korzysta. W szczególności
zajmiemy się odwiecznym pytaniem o to, ile pieniędzy „potrzebujemy”. Czy podaż pieniądza powinna być regulowana według określonych kryteriów, czy też może o niej decydować wolny rynek?
42
Więcej historycznych przykładów prywatnej produkcji monet można znaleźć
w: B.W. Barnard, „The Use of Private Tokens for Money in the United States”,
Quarterly Journal of Economics (1916-17), ss. 617-626; Charles A. Conant,
The Principles of Money and Banking (New York: Harper Bros., 1905) I, ss.
127-132; Lysander Spooner, A Letter to Grover Cleveland (Boston: B.R. Tucker,
1886) s. 79; oraz J. Laurence Laughlin, A New Exposition of Money, Credit and
Prices (Chicago: University of Chicago Press, 1931) I, ss. 47-51. O biciu monet
pisze również Mises, op. cit., ss. 65-67 i Edwin Cannan, Money 8th Ed. (London:
Staples Press, Ltd., 1935) s. 33 n.
46
Przede wszystkim, całkowite zasoby albo podaż pieniądza w społeczeństwie w określonym momencie odpowiadają
całkowitemu ciężarowi występującej w danym czasie substancji, używanej jako pieniądz. Załóżmy na razie, że tylko jeden
towar jest wykorzystywany na wolnym rynku jako pieniądz.
Przyjmijmy ponadto, że tym towarem jest złoto (choć równie dobrze mogłoby to być srebro albo nawet żelazo; o tym, który towar
przyjąć za pieniądz, decyduje rynek, a nie my). Jeśli pieniądzem
jest złoto, to całkowita podaż pieniądza równa jest całkowitemu
ciężarowi złota, które znajduje się w posiadaniu społeczeństwa.
Postać, w jakiej złoto występuje, nie ma znaczenia – chyba, że
koszt nadania określonych form jest wyższy od kosztu tworzenia
innych form (np. bicie monet kosztuje więcej niż przetapianie ich).
W tej sytuacji jedna z form zostanie wybrana przez rynek jako
pieniądz rozrachunkowy, a inne formy będą miały wartość nieco wyższą lub nieco niższą, w zależności od ich względnej ceny
rynkowej.
Zmiany całkowitej ilości złota będą wywoływane przez te
same czynniki, które są odpowiedzialne za zmiany podaży innych
towarów. Zwiększenie jego ilości będzie wynikiem zwiększonego
wydobycia; zmniejszenie – rezultatem normalnego zużycia w codziennych transakcjach, zużycia w przemyśle itd. Jako że rynek
przeznaczy na pieniądz towar trwały i dzięki temu, że pieniądze
nie ulegają tak intensywnemu zużyciu jak inne towary, służąc tylko jako środek wymiany – roczna produkcja towaru pieniężnego
będzie stosunkowo niewielka. Zmiany całkowitej ilości zasobów
złota są więc na ogół bardzo powolne.
Jaka „powinna” być podaż pieniądza? Podawano najróżniejsze zasady: że ilość pieniądza powinna zmieniać się odpowiednio
do liczby ludności, do „wolumenu handlu”, do „ilości dóbr wytworzonych”, powinna zapewniać utrzymanie stałego „poziomu
cen” itd. Nieliczni tylko postulują, żeby decyzję pozostawić rynkowi. Pieniądz różni się jednak od innych towarów zasadniczym
47
czynnikiem. Uchwycenie tej różnicy jest kluczem do zrozumienia
spraw związanych z pieniądzem. Gdy wzrasta podaż jakiegokolwiek produktu innego niż pieniądz, to ów wzrost przynosi społeczeństwu korzyści; jest to powód do ogólnej radości. Większa
ilość dóbr konsumpcyjnych oznacza wyższy poziom życia dla
wszystkich; większa ilość dóbr kapitałowych oznacza utrzymanie
i podwyższenie stopy życiowej w przyszłości. Odkrycie nowej,
żyznej krainy albo złóż surowców naturalnych również zwiastuje
poprawę warunków życia, zarówno obecnie, jak i w przyszłości.
A co się dzieje w przypadku zwiększenia ilości pieniądza? Czy
wzrost podaży pieniądza jest równie korzystny dla ogółu społeczeństwa?
Dobra konsumpcyjne zużywane są przez konsumentów; dobra kapitałowe i surowce naturalne zużywane są w procesie produkcji dóbr konsumpcyjnych. Tymczasem pieniędzy nie zużywa
się; rola pieniądza polega na pośredniczeniu w wymianach – na
zapewnianiu łatwiejszego przechodzenia towarów i usług z rąk
do rąk. Wszystkie te wymiany dokonywane są w oparciu o ceny
pieniężne. Jeśli telewizor można wymienić na trzy uncje złota, to
mówimy, że „cena” telewizora wynosi trzy uncje. Dla określonego
czasu wszystkie dobra istniejące w gospodarce będą wymienialne
na złoto po określonym kursie, czyli po określonej cenie. A jak
będzie z samym pieniądzem? Czy pieniądz ma swoją „cenę”?
Jeśli cena jest po prostu kursem wymiany, to oczywiście tak, ale
w przypadku pieniądza jego ceną jest cały wachlarz kursów wymiany na wszystkie poszczególne dobra dostępne na rynku.
Przypuśćmy, że telewizor kosztuje trzy uncje złota, samochód – sześćdziesiąt, bochenek chleba – 1/100 uncji, a godzina porady prawnej u Jonesa – jedną uncję. „Cenę pieniądza” będą więc
stanowiły różne poszczególne stosunki wymiany. Jedna uncja złota będzie „warta” albo 1/3 telewizora, albo 1/60 samochodu, albo
100 bochenków chleba, albo 1 godzinę pracy Jonesa. I tak dalej
ze wszystkimi dobrami. Ceną pieniądza jest więc „siła nabywcza”
48
jednostki pieniężnej – w tym wypadku jednej uncji złota. Mówi
nam ona, co można otrzymać w zamian za tę uncję, podobnie
jak cena pieniężna telewizora mówi o tym, ile pieniędzy można
uzyskać w zamian za telewizor. Co determinuje cenę pieniądza?
Te same siły, które decydują o wszystkich cenach na rynku – prastare, ale zawsze sprawdzające się prawo popytu i podaży. Wszyscy dobrze wiemy, że gdy wzrośnie podaż jaj, to ich cena będzie
spadać; jeśli zgłaszany przez kupujących popyt na jaja wzrośnie,
to cena będzie rosła. Tak samo dzieje się w przypadku pieniądza.
Wzrost podaży pieniądza spowoduje spadek jego „ceny”; wzrost
popytu na pieniądz spowoduje wzrost tej ceny. Ale jaki jest popyt
na pieniądz? Wiemy, co oznacza „popyt” w przypadku jaj; jest
to ilość pieniędzy, którą konsumenci są gotowi wydać na jaja,
wraz z jajami, które pozostaną i nie znajdą nabywców. Również
w przypadku pieniądza „popyt” oznacza różne dobra oferowane
w zamian za pieniądze wraz z pieniędzmi, które zostaną zatrzymane w gotówce i przez pewien czas nie będą wydawane. W obydwu przypadkach „podaż” można odnieść do łącznych zasobów
danego dobra obecnych na rynku.
Co się zatem dzieje, gdy, przy niezmienionym popycie na
pieniądz podaż złota wzrasta? „Cena pieniądza” spada, tzn. siła
nabywcza każdej jednostki pieniężnej maleje. Uncja złota będzie
teraz warta mniej niż 100 bochenków chleba, 1/3 telewizora itd.
I odwrotnie: gdy podaż złota maleje, siła nabywcza uncji złota
wzrasta.
Jaki jest skutek zmiany podaży pieniądza? Posługując się
przykładem jednego z pierwszych ekonomistów, Davida Hume’a,
możemy postawić sobie pytanie, co by się stało, gdyby pewnej
nocy jakaś dobra wróżka wśliznęła się do naszych kieszeni,
portfeli, sejfów bankowych i podwoiła ilość naszych pieniędzy.
Czy stalibyśmy się od tego dwukrotnie bogatsi? Oczywiście nie.
Bogaci stajemy się dzięki obfitości dóbr, a ograniczeniem tej obfitości jest rzadkość zasobów: ziemi, pracy i kapitału. Zwiększe-
49
nie ilości bilonu nie spowoduje zaistnienia tych zasobów. Przez
moment możemy poczuć się dwa razy bogatsi, ale oczywiście
w istocie mamy tylko do czynienia z rozcieńczeniem podaży pieniądza. Gdy tylko ludzie ruszą na zakupy z nowo otrzymanymi
pieniędzmi w garści, ceny – z dużym przybliżeniem – wzrosną
dwukrotnie, a w każdym razie do takiego poziomu, przy którym
popyt zostanie zaspokojony, a pieniądz nie będzie podbijał cen na
istniejące dobra.
Widzimy zatem, że wzrost podaży pieniądza, podobnie jak
wzrost podaży każdego dobra, powoduje wprawdzie spadek jego
ceny, ale – w przeciwieństwie do innych dóbr – nie przynosi
społeczeństwu korzyści. Ludzie nie stają się bogatsi. Nowe dobra
konsumpcyjne i kapitałowe wpływają na podwyższenie poziomu
życia, natomiast nowe pieniądze wywołują tylko wzrost cen, tj.
rozcieńczają własną siłę nabywczą. Dzieje się tak dlatego, że
pieniądz jest użyteczny wyłącznie ze względu na swoją wartość
jako środek wymiany. Inne dobra mają różne zastosowania „praktyczne” i z tego względu wzrost ich podaży służy zaspokojeniu
kolejnej części popytu zgłaszanego przez konsumentów. Użyteczność pieniądza związana jest wyłącznie z potencjalną wymianą;
wynika z jego wartości wymiennej albo „siły nabywczej”. Nasze
prawo – mówiące o tym, że wzrost ilości pieniądza nie przynosi
społeczeństwu korzyści – jest konsekwencją unikalnego zastosowania pieniądza jako środka wymiany.
Zwiększenie podaży pieniądza rozcieńcza tylko wydajność
każdej uncji złota, z drugiej zaś strony zmniejszenie podaży
pieniądza zwiększa siłę, z jaką każda uncja wykonuje swoją pracę. Dochodzimy więc do zadziwiającego wniosku, że wielkość
podaży pieniądza jest bez znaczenia. Każda podaż tak samo
dobrze spełni swoje zadanie. Wolny rynek dostosuje się poprzez
zmianę siły nabywczej, albo wydajności jednostki złota. Nie ma
powodu, by wpływać na rynek w celu zmiany podaży pieniądza,
jaką sam determinuje.
50
51
Planista monetarny mógłby w tym miejscu zaprotestować:
„W porządku, ale jeśli uznamy, że zwiększanie podaży pieniądza
nie ma sensu, to czy nie oznacza to, iż wydobywanie złota jest
marnotrawieniem środków? ” Ten argument może przemawiać do
osób, które nie mają zasadniczych zastrzeżeń do państwowego interwencjonizmu, ale nie przekona zdecydowanych obrońców wolności. Lekceważy on jednak ważny szczegół: złoto jest nie tylko
pieniądzem, ale także towarem. Wzrost podaży złota nie przynosi
żadnych korzyści pieniężnych, ale przynosi korzyści niepieniężne, tzn. zapewnia większą ilość złota do celów konsumpcyjnych
(zdobniczych, dentystycznych i innych) i na potrzeby produkcji
(wyroby przemysłowe). Wydobycie złota nie jest więc wcale marnotrawieniem energii społeczeństwa.
Podsumowując, należy stwierdzić, że wyznaczenie wielkości
podaży pieniądza – podobnie jak i innych dóbr – należy pozostawić wolnemu rynkowi. Poza ogólnymi zaletami natury moralnej
i gospodarczej, rozwiązanie polegające na powstrzymaniu się od
dyktowania ilości pieniądza będzie bardziej funkcjonalne, a wolny
rynek ustali wydobycie złota na poziomie odpowiednim do popytu
konsumentów oraz w proporcji do podaży pozostałych dóbr43.
9. Problem „tezauryzacji”
Niełatwo jest jednak zamknąć usta przeciwników wolności
pieniądza. Szczególnie często posługują się oni straszakiem
„tezauryzacji”. Przywołują obraz samolubnego starego skąpca,
który – bądź to z pobudek irracjonalnych bądź w jakichś niecnych
43
Wydobycie złota nie jest oczywiście bardziej dochodowe niż jakiekolwiek inne
przedsięwzięcie. W dłuższej perspektywie rentowność tego rodzaju działalności
zrównuje się z rentownością netto każdej innej gałęzi przemysłu.
celach – gromadzi złoto w piwnicy albo w skarbcu i przyczynia
się w ten sposób do zatrzymania obiegu pieniądza w handlu i do
pojawienia się depresji oraz innych problemów. Czy tezauryzacja
stanowi rzeczywiście zagrożenie?
Przede wszystkim należy zauważyć, że w tym przypadku
mamy po prostu do czynienia ze zwiększonym popytem na pieniądz ze strony skąpca. W rezultacie ceny dóbr spadną, a siła nabywcza uncji złota wzrośnie. Nie przynosi to strat społeczeństwu,
które zadowala się niższą efektywną podażą wydajniejszych uncji
złota.
A zatem, nawet w najgorszym wariancie, sytuacja ta nie
prowadzi do żadnych fatalnych skutków i wolność pieniądza nie
wywołuje trudności. Na tym jednak problem się nie kończy, gdyż
dążenie ludzi do gromadzenia większej lub mniejszej ilości pieniądza w gotówce nie jest niczym irracjonalnym.
Przyjrzyjmy się bliżej zagadnieniu salda gotówkowego. Dlaczego ludzie w ogóle trzymają gotówkę? Przypuśćmy, że każdy
byłby w stanie przewidzieć przyszłość z całkowitą pewnością.
W takim przypadku nikt nie musiałby w ogóle przechowywać
gotówki. Każdy wiedziałby, ile dokładnie pieniędzy wyda i jaki
osiągnie dochód każdego dnia. Nie musiałby więc trzymać gotówki pod ręką, tylko pożyczyłby swoje złoto i otrzymywał wypłaty w odpowiednich dawkach i dokładnie wtedy, gdy przewidywałby określone wydatki. Tymczasem żyjemy przecież w świecie
niepewności. Ludzie nie są w stanie dokładnie przewidzieć, co
im się przytrafi, ani jakie będą ich przyszłe dochody i wydatki.
Im większa panuje wśród ludzi niepewność i strach, tym więcej
gotówki będą chcieli mieć pod ręką; im większe ludzie mają poczucie bezpieczeństwa, tym mniejszą będą mieli skłonność do
przetrzymywania gotówki. Inna przyczyna trzymania gotówki
wiąże się również z niepewnością realnego świata. Jeśli ludzie
spodziewają się, że w niedalekiej przyszłości cena pieniądza
spadnie, to wydają pieniądze teraz, póki ich wartość jest większa;
52
53
następuje wówczas „detezauryzacja” i spada popyt na pieniądz.
I odwrotnie, jeśli ludzie przewidują wzrost ceny pieniądza, to
odłożą wydatki na później, kiedy jego wartość wzrośnie, a popyt
na pieniądz zwiększy się. Zgłaszany przez ludzi popyt na gotówkę
rośnie i maleje z istotnych i uzasadnionych przyczyn.
Ekonomiści, którzy uważają, że nie jest dobrze, jeśli pieniądze nie pozostają w stałym, czynnym „obiegu”, są w błędzie.
Pieniądz jest rzeczywiście użyteczny wyłącznie jako środek wymiany, ale jego użyteczność nie ogranicza się wyłącznie do momentu, w którym dochodzi do wymiany. Często lekceważy się
ten fakt. Pieniądz jest tak samo użyteczny, gdy spoczywa „bezczynnie” jako czyjeś zasoby gotówki – nawet w postaci „skarbu”
skąpca44. Te pieniądze są bowiem przechowywane w oczekiwaniu
na możliwą przyszłą wymianę – ich właścicielowi zapewniają
w tym momencie korzyść polegającą na umożliwieniu dokonania wymiany w dowolnym czasie – obecnie lub w przyszłości
– w którym właściciel zechce jej dokonać.
Należy pamiętać o tym, że całe złoto musi do kogoś należeć
i że w związku z tym całe złoto musi być przechowywane przez
ludzi w postaci gotówki lub na rachunkach gotówkowych. Jeśli
w społeczeństwie jest 3000 ton złota, to całe 3000 ton musi mieć
w każdym momencie swoich właścicieli i musi pozostawać w dyspozycji poszczególnych osób. Całkowita suma sald gotówkowych
jest zawsze identyczna z całkowitą ilością pieniądza w społeczeństwie. A zatem, jak na ironię, gdyby nie istniejąca w świecie niepewność, niemożliwy byłby w ogóle system monetarny!
W świecie całkowitej pewności nikt nie chciałby przechowywać
gotówki, więc popyt na pieniądz byłby nieskończenie mały, ceny
44
W którym momencie zasoby gotówki stają się podejrzanym nieco „skarbem”,
a zapobiegliwa osoba – skąpcem? Nie da się ustalić żadnych definitywnych kryteriów: zarzut, że ktoś „tezauryzuje” gotówkę, oznacza tylko, że A przechowuje
więcej gotówki, niż B uważa za stosowne w jego przypadku.
nieskończenie wysokie i każdy system monetarny załamałby się.
Istnienie zasobów gotówkowych nie jest czynnikiem irytującym i przysparzającym kłopotów, lecz jest absolutnie niezbędne
w każdej gospodarce pieniężnej.
Mówienie, że pieniądz „krąży” (znajduje się w „obiegu”)
również prowadzi do nieporozumień. Tak, jak wszystkie metafory
wzięte z nauk fizycznych, określenie to wskazuje na jakiś rodzaj
niezależnego od ludzkiej woli, mechanicznego procesu, który
odbywa się z pewną prędkością przepływu albo w pewnym „rytmie”. W rzeczywistości pieniądz nie „krąży”, tylko od czasu do
czasu jest przekazywany z jednego salda gotówkowego na inne.
Jeszcze raz okazuje się, że istnienie pieniądza jest wynikiem tego,
iż ludzie chcą dysponować zasobami gotówki.
Na początku tego rozdziału pokazaliśmy, że „tezauryzacja”
nie przynosi społeczeństwu żadnych strat. Teraz przekonamy się,
że wahania ceny pieniądza wynikające ze zmian popytu na pieniądz mają dla społeczeństwa korzystne skutki – tak korzystne,
jak zwiększenie podaży każdego innego towaru lub usługi. Jak
widzieliśmy, całkowita suma sald gotówkowych w społeczeństwie
musi być równa i identyczna z całkowitą ilością pieniądza. Załóżmy, że jego ilość jest stała i wynosi, powiedzmy, 3000 ton. Załóżmy następnie, że z jakiegoś powodu – na przykład ze względu na
wzrost poczucia niepewności – zwiększa się zapotrzebowanie ludzi na gotówkę. Oczywiście zaspokojenie tego popytu będzie dla
społeczeństwa korzystne, ale jak ten popyt ma być zaspokojony,
jeśli całkowita suma sald gotówkowych musi pozostać niezmienna? Po prostu tak: gdy ludzie cenią sobie wyżej gotówkę, popyt na
pieniądz rośnie, a ceny spadają. W rezultacie ta sama całkowita
suma sald gotówkowych daje teraz wyższe saldo „realne”, tzn. jest
większa w porównaniu z cenami dóbr – większa w stosunku do
pracy jaką mają wykonać pieniądze. Efektywne saldo gotówkowe
społeczeństwa zwiększyło się. I odwrotnie, zmniejszenie się popytu na gotówkę spowoduje zwiększenie zakupów i wzrost cen.
54
55
Potrzeba obniżenia efektywnego salda gotówkowego społeczeństwa zostanie zaspokojona przez to, że ta całkowita ilość gotówki
będzie musiała wykonać większą pracę.
A zatem, zmiana ceny pieniądza wynikająca z wahań jego
podaży powoduje tylko zmniejszenie lub zwiększenie wydajności
jednostki pieniężnej i nie przynosi społeczeństwu korzyści; natomiast zmiana jego ceny, wynikająca z wahań popytu na gotówkę
przynosi społeczeństwu korzyści – zaspokaja zgłaszaną przez
ludzi potrzebę, żeby saldo gotówkowe było większe lub mniejsze w stosunku do pracy wykonywanej przez gotówkę. Z drugiej
strony, zwiększenie podaży pieniądza uniemożliwi zaspokojenie
oczekiwań ludzi, że całkowite zasoby gotówki będą miały większą
wydajność (większą wydajność pod względem siły nabywczej).
Na pytanie, czy chcą więcej pieniędzy, ludzie niemal zawsze
odpowiadają, że chcieliby ich jak najwięcej! W rzeczywistości
jednak nie chcą większej liczby jednostek pieniężnych – więcej
uncji złota albo „dolarów” – tylko bardziej wydajnych jednostek,
czyli większej ilości dóbr i usług, które mogliby za te pieniądze nabyć. Widzieliśmy, że społeczeństwo nie może zaspokoić
zwiększonego popytu na pieniądz przez zwiększenie jego podaży
– ponieważ zwiększenie podaży spowoduje tylko rozcieńczenie
wydajności każdej uncji i pieniędzy nie będzie w rzeczywistości
więcej niż dotychczas. Poziom życia ludzi (pomijając niepieniężne zastosowania złota) nie może się podnieść dzięki zwiększeniu
wydobycia złota. Jeśli ludzie chcą, żeby ich uncje złota miały
większą wydajność, mogą to osiągnąć jedynie poprzez obniżenie
cen i zwiększenie wydajności każdej uncji.
10. Czy należy stabilizować poziom cen?
Niektórzy teoretycy uważają, że wolny system pieniężny byłby
nierozsądny, ponieważ nie „stabilizowałby poziomu cen”, tzn.
ceny jednostki pieniężnej. Pieniądz, powiadają oni, powinien
być ustaloną miarą, która nigdy nie ulega zmianom. Dlatego jego
wartość lub siła nabywcza powinna podlegać stabilizacji. Na wolnym rynku cena pieniądza podlegałaby wahaniom, więc należy
ją okiełznać państwowym zarządem, który zapewni stabilność 45.
Stabilność zaowocuje sprawiedliwością. Na przykład dłużnicy
i wierzyciele będą mieli gwarancję, że zwracane dolary albo uncje
złota będą miały tę samą siłę nabywczą, którą miały w momencie,
gdy zostały pożyczone.
Jednakże, jeśli pożyczkodawcy i dłużnicy chcą zabezpieczyć
się przed przyszłymi zmianami siły nabywczej, to mogą bez trudu
osiągnąć ten cel na wolnym rynku. Gdy zawierają umowę, mogą
uzgodnić, że zwrot pożyczki będzie stanowiła suma pieniędzy
skorygowana o pewien ustalony wskaźnik zależny od zmian wartości pieniądza. Zwolennicy stabilizowania od zawsze opowiadali
się za takimi metodami, ale z zagadkowych przyczyn pożyczkodawcy i pożyczkobiorcy rzadko korzystali z tej możliwości. Czy
rząd musi w takim razie narzucać „korzyści” ludziom, którzy już
dobrowolnie je odrzucili? Wydaje się, że w tym świecie nieuleczalnej niepewności chętnie zaryzykowaliby swoją umiejętnością
przewidywania przyszłej sytuacji na rynku. W końcu cena pieniądza nie różni się od innych wolnych cen na rynku. Skoro inne
ceny mogą się zmieniać w zależności od popytu zgłaszanego przez
jednostki, to dlaczego cena pieniądza nie miałaby się zmieniać?
Sztuczna stabilizacja poważnie deformowałaby rynek
i utrudniała jego funkcjonowanie. Jak wskazaliśmy, ludzie nie
mogliby zaspokoić potrzeby zmiany w relacjach na saldzie gotówkowym; nie istniałaby możliwość zmiany salda gotówkowego
zgodnie ze zmianą cen. Ponadto podwyższenie poziomu życia
45
Dla naszych rozważań nieistotne jest w tej chwili, w jaki sposób państwo tego
dokona. Ogólnie mówiąc będzie to polegało na sterowaniu przez rząd zmianami
w podaży pieniądza.
56
57
ogółu jest wynikiem inwestycji kapitałowych. Wzrost produktywności powoduje spadek cen (i kosztów) i dzięki temu owoce
wolnej przedsiębiorczości docierają do wszystkich. Utrzymywanie na siłę poziomu cen uniemożliwia upowszechnienie się wyższego standardu życia.
Pieniądz nie jest „ustaloną miarą”. Jest towarem służącym
jako środek wymiany. Elastyczność jego wartości względem popytu konsumentów jest tak samo istotna i tak samo korzystna jak
w przypadku innych wolnych cen rynkowych.
11. Współwystępowanie różnych pieniędzy
Uzyskaliśmy jak dotąd następujący obraz pieniądza w wolnej gospodarce: złoto lub srebro będące w użyciu jako środek wymiany;
złoto w postaci monet bitych przez prywatne firmy i używane
w określonych jednostkach wagowych; ceny podlegające swobodnym wahaniom na rynku w zależności od popytu konsumentów
i podaży produktów. Wolność cen pociąga za sobą konieczność
swobody w dziedzinie kształtowania siły nabywczej jednostki
pieniężnej; nie jest możliwe użycie przemocy i ingerencja w zmiany wartości pieniądza bez jednoczesnego podkopywania wolności
cen na wszystkie dobra. Oparta na takich zasadach wolna gospodarka nie byłaby chaotyczna. Wręcz przeciwnie, taka gospodarka
byłaby nastawiona na szybkie i efektywne zaspokojenie potrzeb
konsumentów. Rynek pieniądza może być również wolny.
Do tej pory upraszczaliśmy nieco problem, przyjmując, że
istnieje tylko jeden kruszec pieniężny- powiedzmy złoto. Przypuśćmy, że na światowym rynku pozostają w obiegu dwa lub więcej
rodzajów pieniędzy – dajmy na to złoto i srebro. Być może w niektórych krajach pieniądzem byłoby złoto, a w innych srebro, albo
wszędzie złoto i srebro krążyłyby równolegle. Złoto na przykład,
które miałoby – w stosunku uncja do uncji – wyższą wartość
rynkową niż srebro, byłoby używane do obsługi większych transakcji, natomiast srebro – do obsługi mniejszych. Czy jednoczesne
użycie dwu rodzajów pieniądza nie wprowadzałyby straszliwego
chaosu? Czy rząd nie musiałby interweniować i narzucić ustalonego stosunku między nimi („bimetalizmu”), albo w jakiś sposób
doprowadzić do demonetyzacji jednego z kruszców (narzucając
„monometalizm”)?
Jest wielce prawdopodobne, że gdyby rynkowi poluzować
cugle, to ostatecznie ustanowiłby jeden kruszec jako pieniądz.
Wprawdzie na przestrzeni ostatnich stuleci srebro wciąż konkurowało ze złotem, ale rząd wcale nie musi interweniować i ratować
rynku przed jego własnym kaprysem, jakim jest utrzymywanie
dwóch rodzajów pieniądza. Srebro pozostawało w obiegu właśnie
dlatego, że było wygodne w użyciu (na przykład jako drobne
monety). Srebro i złoto mogą z powodzeniem pozostawać jednocześnie w obiegu, i z taką sytuacją mieliśmy do czynienia
w przeszłości. Względna podaż i popyt na każdy z tych kruszców
będą wyznaczały ich wzajemny kurs wymiany, a ten kurs, tak jak
każda inna cena, będzie się wahał w zależności od zmiennych sił
popytu i podaży. W jakimś momencie srebro i złoto mogą być
wymieniane w stosunku 16:1, kiedy indziej 15:1 itd. O tym, który
kruszec służyłby jako jednostka rozliczeniowa, decydowałyby
konkretne warunki panujące na rynku. Jeśli złoto byłoby pieniądzem rozliczeniowym, to większość transakcji rozliczanoby
w uncjach złota, a uncje srebra byłyby wymieniane po swobodnie
wahających się cenach w złocie.
Należy jasno powiedzieć, że kurs wymiany i siła nabywcza
jednostki każdego z tych kruszców będą zawsze dążyły do pozostawania w stałej proporcji. Jeśli ceny dóbr liczone w srebrze będą
piętnaście razy wyższe od cen w złocie, to kurs wymiany będzie
dążył do stosunku 15: 1. W przeciwnym razie będzie się opłacało
wymienić jeden kruszec na drugi i trzymać go aż do czasu, gdy
osiągnięty zostanie parytet. Jeśli ceny w srebrze będą piętnaście
58
59
razy wyższe niż w złocie, a jednocześnie kurs srebra do złota wynosić będzie 20: 1, to ludzie szybko zamienią dobra na złoto, kupią srebro, a następnie odkupią te same dobra za srebro, nieźle na
tej operacji zarabiając. Dzięki temu szybko przywrócony zostanie
„parytet siły nabywczej” kursu wymiany; gdy złoto tanieje w stosunku do srebra, ceny dóbr w srebrze rosną, a ceny dóbr w złocie
maleją.
Wolny rynek pozostaje systemem niezwykle dobrze zorganizowanym nie tylko wówczas, gdy pieniądz jest wolny, ale nawet
wtedy, gdy krąży na nim więcej niż jeden rodzaj pieniądza.
Jaki rodzaj „standardu” przyniesie wolność pieniądza? Istotne jest, żeby standard nie został narzucony dekretem rządu. Gdy
rynkowi pozostawi się wolną rękę, to za jedyny pieniądz będzie
on mógł przyjąć złoto („standard złota”) lub srebro („standard srebra”), albo – co wydaje się najbardziej prawdopodobne – za pieniądze uzna oba kruszce, a kurs wymiany pozostawi swobodnym
wahaniom („standardy równoległe”)46.
12. Magazyny pieniędzy
Załóżmy więc, że wolny rynek ustanowił złoto jako pieniądz (dla
uproszczenia pomijając znów srebro). Nawet, gdy złoto występuje
46
Na temat przykładów znanych z historii standardów równoległych zobacz:
W. Stanley Jevons, Money and the Mechanism of Exchange (London: Kegan
Paul, 1905) ss. 88-96 oraz Robert S. Lopez, „Back to Gold, 1252,” The Economic
History Review (grudzień 1956) s. 224. Moneta złota została w Europie wprowadzona niemal jednocześnie w Genui i Florencji. Florencja ustanowiła bimetalizm,
natomiast „Genua, przeciwnie, starając się ograniczyć jak najbardziej państwowy
interwencjonizm, nie próbowała narzucić ustalonego kursu między monetami
bitymi z różnych kruszców”, ibid. 179 n. O zgłoszonej przez urzędnika Urzędu
Probierczego USA propozycji, żeby Stany Zjednoczone przeszły na standard równoległy, pisze J.W. Sylvester, Bullion Certificates as Currency (New York, 1882).
w postaci zgrabnych monet, często nieporęcznie i niewygodnie
jest się nimi posługiwać bezpośrednio. W przypadku większych
transakcji transport kilkuset funtów złota byłby uciążliwy i kosztowny. Dlatego wolny rynek, zawsze gotów do zaspokajania społecznych potrzeb, i tym razem spieszy z pomocą. Złoto musi być
najpierw gdzieś zmagazynowane, a ponieważ w innych gałęziach
przedsiębiorczości najlepiej sprawdza się specjalizacja, to również
w dziedzinie składowania będzie ona najbardziej efektywna.
Określone firmy odniosą na rynku sukces oferując usługę składowania. Niektóre z nich będą się specjalizować w przechowywaniu
złota i miliony ludzi powierzą im swoje złoto na przechowanie.
W przypadku wszystkich magazynów prawo właściciela do zmagazynowanego towaru poświadczane jest kwitem składowym,
który właściciel otrzymuje w zamian za wstawione do magazynu
dobra. Kwit upoważnia właściciela do żądania w dowolnym momencie, by wydano mu jego towar. Magazyn złota zarobi tak jak
każdy inny – pobierając opłatę za usługę magazynową.
Wszelkie przesłanki przemawiają za tym, że składy złota
lub magazyny pieniędzy podobnie jak inne rozwiną się bujnie na
wolnym rynku. W rzeczy samej, w przypadku pieniędzy, składowanie ma do odegrania nawet jeszcze ważniejszą rolę. Wszystkie
inne towary przeznaczone są ostatecznie do konsumpcji i po
jakimś czasie muszą opuścić magazyn, by można je było przeznaczyć do zużycia w produkcji lub do konsumpcji. Tymczasem
pieniądz, jak widzieliśmy, na ogół nie jest w sensie fizycznym
„zużywany”; jest wykorzystywany do wymiany na inne dobra
i do przechowywania w oczekiwaniu na zaistnienie takich wymian w przyszłości. Pieniądz jest nie tyle „zużywany”, co po prostu przekazywany kolejnym osobom.
W takiej sytuacji względy wygody przemawiają nieuchronnie za tym, żeby przekazywać kwit składowy zamiast samego
złota w fizycznej postaci. Przypuśćmy na przykład, że Smith
i Jones przechowują złoto w tym samym składzie. Jones sprze-
60
daje Smithowi samochód za 100 uncji złota. Mogliby oczywiście
zdecydować się na kosztowny proces polegający na tym, że Smith
przedstawiłby swój kwit, otrzymał złoto z magazynu i przywiózł
je do biura Jonesa, by ten dostarczył je z powrotem do depozytu. Z pewnością wybraliby jednak wygodniejszy wariant: Smith
wręczyłby Jonesowi kwit opiewający na 100 uncji złota.
W ten sposób kwity składowe zaczynają w coraz większym
stopniu pełnić rolę substytutów pieniądza. Coraz mniej transakcji odbywa się przy użyciu samego złota; zamiast tego coraz
częściej używane są papierowe tytuły do złota. W miarę rozwoju
rynku, pojawią się trzy czynniki ograniczające proces przechodzenia na korzystanie z substytutów. Pierwszym jest zakres,
w jakim ludzie korzystają z tych magazynów pieniądza – nazywanych bankami – zamiast używać gotówki. Oczywiście, jeśli
Jones z jakichś powodów nie chciałby korzystać z usług banku,
to Smith musiałby przywieźć samo złoto. Drugim ograniczeniem jest klientela poszczególnych banków. Inaczej mówiąc, im
więcej transakcji jest zawieranych pomiędzy klientami różnych
banków, tym więcej złota trzeba transportować między bankami. Im więcej transakcji zawierają klienci tego samego banku,
tym mniejsza potrzeba transportowania złota. Jeśli Jones i Smith
byliby klientami różnych składów, bank Smitha (lub sam Smith)
musiałby przewieźć złoto do banku Jonesa. Po trzecie, klienci
muszą wierzyć w uczciwość swoich banków. Jeśli na przykład
nagle dowiedzą się, że urzędnicy bankowi mają kryminalną przeszłość, to najprawdopodobniej bank szybko wypadnie z rynku.
W tej dziedzinie wszystkie składy – i wszystkie przedsięwzięcia
oparte na zaufaniu – są do siebie podobne.
W miarę jak banki będą się rozwijać, a zaufanie do nich
będzie rosło, klienci mogą uznać, że w wielu przypadkach wygodniej będzie zrezygnować z prawa do papierowych kwitów
– nazywanych banknotami (notami bankowymi – bank notes)
i zamiast tego posługiwać się rachunkami bieżącymi. W języ-
61
ku związanym z dziedziną pieniądza rachunki te nazywane są
depozytami bankowymi. Zamiast przekazywać papierowe kwity, klient dysponuje roszczeniem zapisanym w księdze handlowej
prowadzonej przez bank. Transakcji dokonuje wypisując polecenie, zgodnie z którym jego magazyn przekazuje część gotówki
z jego rachunku na rzecz innej osoby. W naszym przykładzie
Smith poleci bankowi przekazanie zaksięgowanego tytułu do
swoich 100 uncji złota na rzecz Jonesa. To pisemne polecenie nazywane jest czekiem.
Należy zaznaczyć, że w sensie ekonomicznym nie ma żadnej
różnicy między notą bankową (banknotem) a depozytem bankowym. Obydwa te dokumenty stanowią roszczenie do przechowywanego w banku złota; obydwa przekazywane są na tej samej zasadzie jako substytuty pieniądza i obydwa podlegają tym samym
trzem ograniczeniom zakresu użycia. W zależności od preferencji
klient może zażyczyć sobie, by jego tytuł własności miał formę
banknotu (note) albo depozytu (deposit) 47.
A teraz zastanówmy się, co się stało z podażą pieniądza w wyniku tych wszystkich operacji. Czy to, że papierowe kwity lub depozyty bankowe używane są jako „substytuty pieniądza”, oznacza, iż
efektywna podaż pieniądza w gospodarce wzrosła, chociaż zasoby
złota nie uległy zmianie? Oczywiście nie, ponieważ substytuty
pieniądza to po prostu kwity składowe na faktycznie zdeponowane
złoto. Gdy Jones deponuje w swoim składzie 100 uncji złota i otrzymuje na nie kwit, to kwit ten może być użyty na rynku jako pieniądz,
ale tylko w formie ułatwiającego operację zastępstwa za złoto a nie
dodatkowych pieniędzy. Złoto w skarbcu nie bierze więc już udziału
w efektywnej podaży pieniądza, lecz jest przechowywane jako re47
Trzecią formę substytutu pieniądza stanowią monety zdawkowe służące jako
reprezentacja bardzo drobnego pieniądza. Monety takie są odpowiednikami
banknotów, tyle że „wydrukowanymi” na metalu o niskiej zawartości kruszcu
zamiast na papierze.
62
63
zerwa na poczet wystawionego za nie kwitu. Właściciel złota może
w każdej chwili zgłosić się z tym kwitem po odbiór swojej własności.
Większy lub mniejszy zakres użycia substytutów nie wywiera wpływu na podaż pieniądza. Zmienia się jedynie forma jego podaży a nie
całkowita ilość. Na początku w jakiejś społeczności podaż pieniądza
może wynosić dziesięć milionów uncji złota. Następnie sześć milionów ludzie mogą zdeponować w bankach w zamian za pokwitowania
na złoto i od tej chwili na efektywną podaż pieniądza będą się składać: cztery miliony uncji w złocie i sześć milionów uncji w tytułach
do złota (gold claims) w postaci papierowych banknotów. Całkowita
podaż pieniądza pozostała taka sama.
Co ciekawe, wielu ludzi uważa, że banki nie mogłyby zarabiać, gdyby miały funkcjonować w oparciu o taką „stuprocentową
rezerwę” (kwit zawsze reprezentowałby złoto). Tymczasem problem w rzeczywistości by nie istniał, tak jak nie istnieje w przypadku innych składów. Niemal wszystkie magazyny przechowują
całość powierzonych im dóbr (stuprocentowa rezerwa) i uważają
takie postępowanie za oczywiste. Właściwie, inne postępowanie
uznane by zostało za oszustwo lub kradzież. Magazyny osiągają
dochody z opłat za usługi świadczone swoim klientom. Banki
mogą pobierać opłaty za swoje usługi na tej samej zasadzie. Jeśli
klienci nie zaakceptują wysokich opłat za usługi banków, to będzie to tylko oznaczać, że na usługi bankowe nie ma zbyt dużego
popytu i liczba osób korzystających z tych usług spadnie proporcjonalnie do niskiej oceny ich przydatności.
Dochodzimy tu do najbardziej chyba drażliwego problemu,
z którym zmagają się ekonomiści: do oceny „częściowej rezerwy
bankowej”. Musimy postawić pytanie: czy częściowa* rezerwa
bankowa byłaby dopuszczalna na wolnym rynku, czy też zakazano
by jej, traktując jako oszustwo? Jak wiadomo rzadko zdarzało się,
*
W literaturze funkcjonuje także termin rezerwa cząstkowa.
żeby banki trzymały się przez dłuższy czas zasady stuprocentowego pokrycia. Gdy pieniądze pozostają w składzie przez długi okres,
bank ma pokusę, żeby części tych pieniędzy użyć na własny rachunek. Pokusa ta wynika również z faktu, że zazwyczaj ludziom jest
obojętne, czy złote monety, które odbierają ze składu, są identyczne
z monetami, które oddali do depozytu. Bank ma więc przemożną
chęć wykorzystania cudzych pieniędzy dla własnego zysku.
Jeśli banki pożyczają bezpośrednio złoto, to kwity stają się
oczywiście częściowo nieważne. Niektóre kwity nie mają od tej
pory pokrycia w złocie; bank staje się faktycznie niewypłacalny,
ponieważ nie byłby w stanie wywiązać się z własnych zobowiązań,
gdyby go do tego wezwano. Nie mógłby zwrócić swoim klientom
ich własności, gdyby wszyscy zgłosili się po nią jednocześnie.
Na ogół, zamiast posługiwać się samym złotem, banki drukują kwity bez pokrycia lub „pseudo” kwity magazynowe, tzn.
pokwitowania na złoto, którego nie mają i nie mogą mieć. Następnie pożyczają je dla zysku. Oczywiście ma to swoje skutki ekonomiczne. Wydrukowanych zostaje więcej kwitów składu niż złota,
które przechowywane jest w skarbcach. Bank wystawił kwity
składu, które nie przedstawiają niczego, choć mają reprezentować
100% zapisanej na nich (nominalnej) wartości w złocie. Pseudokwity napływają na ufny rynek w taki sam sposób jak prawdziwe
kwity, powiększając efektywną podaż pieniądza w kraju. Jeśli
w powyższym przykładzie banki wystawią teraz fałszywe, nie
mające pokrycia w złocie, pokwitowania na dwa miliony uncji
złota, to krajowa podaż pieniądza wzrośnie z dziesięciu do dwunastu milionów uncji złota – przynajmniej do czasu, gdy te czarymary zostaną zdemaskowane i poddane korekcie. Teraz w obiegu
znajduje się – oprócz czterech milionów uncji złota pozostających
w posiadaniu ludzi – osiem milionów uncji w substytutach pieniądza, a z nich tylko sześć milionów ma pokrycie w złocie.
Emisja pseudo-kwitów, podobnie jak fałszowanie monety,
stanowi przykład inflacji, którą poddamy teraz dalszej analizie.
64
Inflację można zdefiniować jako każde takie zwiększenie podaży pieniądza w gospodarce, które nie polega na zwiększeniu
ilości kruszcu pieniężnego. Banki oparte na częściowej rezerwie
są więc instytucjami, które ze swej natury wywołują inflację.
Obrońcy banków argumentują w następujący sposób: banki
działają tak samo jak inne przedsiębiorstwa – po prostu ryzykują.
Bezsprzecznie, jeśli wszyscy deponenci zgłosiliby się ze swoimi
roszczeniami, banki zbankrutowałyby, ponieważ suma kwitów
przekraczałaby ilość złota w skarbcach. Tyle tylko, że banki liczą
po prostu na to – na ogół nie bez racji – iż nie wszyscy zgłoszą się
po złoto. Jednakże olbrzymia różnica między bankiem opartym
na „częściowej rezerwie” a każdym innym przedsiębiorstwem polega na tym, że inni biznesmeni używają do swoich ryzykownych
przedsięwzięć własnego lub pożyczonego kapitału; jeśli zaciągają
kredyt, to obiecują go spłacić w określonym czasie i dbają o to,
żeby w umówionym dniu mieć do dyspozycji ilość pieniędzy
wystarczającą do wywiązania się z tej obietnicy. Jeśli Smith
pożyczy 100 uncji złota na rok, to postara się o to, żeby w oznaczonym dniu mieć 100 uncji złota. Tymczasem bank nie pożycza
od swoich deponentów. Nie składa obietnicy, że określonego dnia
zwróci złoto. Zobowiązuje się zamiast tego do wypłacenia na
każde żądanie złota za okazaniem kwitu. Banknot lub depozyt
nie jest więc rewersem (IOU) ani długiem; jest pokwitowaniem
na własność należącą do innych. Ponadto, gdy przedsiębiorca zaciąga dług lub pożycza komuś pieniądze, to nie zwiększa podaży
pieniądza. Pożyczone pieniądze są funduszami zaoszczędzonymi, częścią istniejących już pieniędzy, która zostaje przekazana
pożyczkobiorcy przez oszczędzającego. Natomiast emisja bankowa sztucznie zwiększa podaż pieniądza, ponieważ pseudo-kwity
zostają wprowadzone na rynek.
Bank nie ponosi więc zwykłego ryzyka związanego z prowadzeniem działalności gospodarczej. W przeciwieństwie do
innych przedsiębiorstw nie sporządza okresowych zestawień
65
aktywów i pasywów, tzn. nie troszczy się o to, czy w określonych terminach będzie dysponował sumami pieniędzy wystarczającymi do uregulowania swoich zobowiązań. Większość jego
zobowiązań – w przeciwieństwie do aktywów – to zobowiązania
bieżące.
Bank kreuje nowy pieniądz z powietrza i nie musi – tak jak
wszyscy inni – zdobywać pieniędzy produkując albo sprzedając
usługi. Bank jest już i przez cały czas pozostaje bankrutem; tyle
że jego upadłość wyjdzie na jaw dopiero wtedy, gdy klienci zaczną coś podejrzewać i podejmą „run na banki”. W żadnej innej
gałęzi gospodarki nie występuje zjawisko „runu”. Żadne inne
przedsiębiorstwo nie pogrąża się w upadku z dnia na dzień tylko
dlatego, że jego klienci postanawiają odzyskać swoją własność.
Żadne inne przedsiębiorstwo nie tworzy fikcyjnych nowych pieniędzy, które ulatniają się z chwilą, gdy chce się je przeliczyć.
Tragicznym konsekwencjom gospodarczym częściowej rezerwy bankowej przyjrzymy się bliżej w następnym rozdziale. Teraz
wystarczy powiedzieć, że w sensie moralnym taki rodzaj banków
nie miałby prawa istnieć na wolnym rynku, tak jak nie miałaby
prawa istnieć żadna inna forma ukrytego złodziejstwa. Prawdą
jest, że banknot lub potwierdzenie depozytu nie zawiera stwierdzenia, że skład gwarantuje utrzymywanie pełnego pokrycia w złocie
w każdym momencie. Jednakże bank składa obietnicę wypłaty na
żądanie, jeśli więc wydaje jakiekolwiek fałszywe kwity, to dopuszcza się fałszerstwa, ponieważ od tego momentu nie jest w stanie
dotrzymać swojej obietnicy i wypłacić złota za wszystkie banknoty i potwierdzenia depozytów48. Do oszustwa dochodzi więc, gdy
tylko zostaną wystawione pseudo-kwity. Rozstrzygnięcie, które
dokładnie kwity zostały sfałszowane, ma miejsce dopiero po tym,
48
Zobacz: Amasa Walker, The Science of Wealth, 3rd Ed.(Boston: Little, Brown,
and Co., 1867) ss. 139-141; oraz ss. 126-232, gdzie znajduje się doskonałe omówienie zagadnienia pieniędzy pochodzących z częściowej rezerwy bankowej.
66
67
jak nastąpi run na banki (ponieważ wszystkie kwity wyglądają tak
samo). Na lodzie zostają ci, którzy zgłoszą się najpóźniej49.
Jeśli w wolnym społeczeństwie miałoby być zakazane
fałszerstwo, to taki sam los powinien spotkać system bankowy
oparty na częściowych rezerwach50. Przypuśćmy jednak, że fałszerstwo i częściowa rezerwa bankowa byłyby dozwolone, a banki musiałyby się tylko wywiązywać z obowiązku wypłat złota na
żądanie. Każda odmowa wypłaty oznaczałaby natychmiastowe
bankructwo. Taki system znany jest pod nazwą „wolnej bankowości” („free banking”). Czy doszłoby wtedy do poważniejszej
fałszerskiej emisji substytutów pieniądza powodującej sztuczną
kreację nowych pieniędzy? Wielu ludzi tak sądziło i uważało,
że „dzika bankowość” („wildcat banking”) spowodowałaby po
prostu astronomiczny wzrost podaży pieniądza. Tymczasem jest
odwrotnie: „wolna bankowość” prowadziłaby do ustanowienia
znacznie bardziej „twardego” systemu pieniężnego niż ten, który
mamy obecnie.
Działalność banków byłaby ograniczona przez te same trzy
czynniki, o których mówiliśmy wyżej, i to ograniczona w sposób
49
50
W systemie libertariańskim należałoby może uznać „ogólne dowody składowe”
(które pozwalają na to, żeby magazyn zwrócił deponentowi dowolne dobro
jednakowe ze zdeponowanym) za „określone dowody składowe”, takie jak listy
przewozowe, kwity zastawne, warranty dokowe itd., które ustanawiają prawo
własności do konkretnych wymienionych w tych dokumentach przedmiotów.
W przypadku ogólnego dowodu składowego magazyn ma pokusę, żeby zdeponowane towary uważać za swoją własność a nie za własność należącą do klientów. Tak właśnie uważają banki. Zobacz: Jevons, op. cit., ss. 207-212.
Fałszerstwo jest ukrytą kradzieżą, ponieważ oznacza, że po otrzymaniu dobra
umowa nie jest dotrzymana. Jeśli osoba A sprzedaje osobie B paczkę z napisem
„płatki kukurydziane”, a po otwarciu opakowania okazuje się, że w środku jest
słoma, to fałszerstwo A stanowi w rzeczywistości kradzież własności należącej
do B. Na tej samej zasadzie emisja kwitów magazynowych na nieistniejące towary – gdy kwity te są identyczne z prawdziwymi – jest oszustwem w stosunku
do tych, którzy znajdują się w posiadaniu tytułów do nieistniejącej własności.
rygorystyczny. Przede wszystkim ekspansja każdego banku byłaby ograniczona przez możliwość utraty złota na rzecz innego
banku. Bank może bowiem zwiększać ilość pieniądza tylko wśród
własnych klientów. Przypuśćmy, że bank A posiadający 10000
uncji złota w depozytach wystawia fałszywe kwity depozytowe
na 2000 uncji złota i pożycza je różnym przedsiębiorstwom lub
inwestuje w papiery wartościowe. Kredytobiorca lub poprzedni
właściciel papierów wyda nowe pieniądze na rozmaite towary
i usługi. W końcu, po jakimś czasie krążenia, pieniądze te trafią
do właściciela, który będzie klientem innego banku B.
Na tym etapie bank B wezwie bank A do wypłacenia za kwit
depozytowy złota, żeby bank B mógł umieścić je w swoim skarbcu. Oczywiście im szersze są rzesze klientów każdego banku i im
większe obroty między ich klientami, tym większą możliwość
ekspansji kredytowej i zwiększania podaży pieniądza ma każdy
z banków. Jeśli bowiem klientów banku jest niewielu, to w krótkim czasie po wyemitowaniu stworzonego przez siebie pieniądza
bank zostanie wezwany do wypłacenia złota – a jak wiemy – posiada on jedynie ułamek środków potrzebnych do dotrzymania
swoich zobowiązań. W celu uniknięcia bankructwa spowodowanego taką sytuacją bank, który ma mniej klientów, musi utrzymywać większą rezerwę złota i musi bardziej ograniczać swoją
ekspansję kredytową. Gdy w każdym kraju będzie jeden bank,
będzie on miał znacznie większe pole dla ekspansji, niż wtedy,
gdy jeden bank będzie przypadał na dwie osoby w społeczności.
A zatem, przy zachowaniu pozostałych czynników bez zmian,
im więcej jest banków i im są one mniejsze, tym „twardsza”
– i lepsza – będzie podaż pieniądza. Klientela banków będzie dodatkowo ograniczona przez te osoby, które w ogóle nie korzystają
z usług bankowych. Im więcej ludzi używa prawdziwego złota,
tym mniej jest miejsca dla inflacji wywoływanej przez banki.
Załóżmy jednak, że banki budują kartel i uzgadniają, że
będą nawzajem realizować swoje kwity, nie domagając się wypła-
68
ty w złocie. Przypuśćmy następnie, że pieniądz bankowy znajduje
się w powszechnym użyciu. Czy pozostałyby wówczas jakieś
ograniczenia dla ekspansji banków? Tak, pozostaje jeszcze zaufanie klientów do banków. W miarę jak rośnie kredyt udzielany
przez banki i zwiększa się coraz bardziej podaż pieniądza, coraz
więcej osób zaczyna się niepokoić malejącą rezerwą częściową.
I w społeczeństwie prawdziwie wolnym osoby, które wiedzą
o tym, że system bankowy jest niewypłacalny, utworzą ligi antybankowe, które będą nawoływały klientów do wycofania swoich
pieniędzy póki czas. Takie ligi miałyby na celu sprowokowanie
runów na banki, albo zagrożenie paniką, co mogłoby się przyczynić do powstrzymania ekspansji pieniężnej.
To, co powiedzieliśmy powyżej, nie oznacza bynajmniej
potępienia kredytu w ogóle. Kredyt odgrywa na wolnym rynku
niezwykle ważną rolę. Zawarcie transakcji kredytowej oznacza,
że właściciel pieniędzy (dobra użytecznego w teraźniejszości)
wymienia je na rewers stanowiący zobowiązanie do spłacenia
długu w określonym dniu w przyszłości (rewers jest tutaj „dobrem przyszłym”), a stopa procentowa odzwierciedla fakt, iż
dobra teraźniejsze cenione są na rynku wyżej niż dobra przyszłe.
Tymczasem banknoty albo potwierdzenia depozytów nie są kredytem; są tylko kwitami magazynowymi zobowiązującymi bank
do natychmiastowej wypłaty gotówki (np. złota) z zasobów skarbca. Dłużnik dokłada starań, by spłacić swój dług, gdy zapadnie
termin; bankier w systemie częściowych rezerw może zapłacić
tylko drobny ułamek swoich zobowiązań.
W następnym rozdziale zbadamy różne formy interwencji rządu w system pieniężny. Większość z nich ma na celu nie
powstrzymanie fałszerskiej emisji, tylko – wręcz przeciwnie
– usunięcie takich czy innych naturalnych przeszkód stojących na
drodze inflacji.
69
13. Podsumowanie
Czego dowiedzieliśmy się o pieniądzu w wolnym społeczeństwie?
Dowiedzieliśmy się, że każdy rodzaj pieniądza ma i musi mieć
swoje początki w użytecznym towarze wybranym przez wolny
rynek jako środek wymiany. Jednostka pieniężna jest to po prostu
jednostka wagowa towaru pieniężnego – zazwyczaj kruszcu, np.
złota lub srebra. W warunkach wolności to, jakie towary zostaną
obrane na pieniądz oraz jaki będzie ich kształt czy forma, zależy
od dobrowolnych decyzji jednostek. Prywatne mennice są więc
tak samo uprawnionym i dochodowym przedsięwzięciem jak
każda inna działalność gospodarcza. „Cena” pieniądza to jego
siła nabywcza mierzona ogółem dóbr w gospodarce; wyznacza ją
podaż i popyt na pieniądz zgłaszany przez poszczególne jednostki. Każda czyniona przez rząd próba ustalenia jego ceny będzie
utrudniała zaspokojenie popytu na pieniądz zgłaszanego przez
ludzi. Jeśli ludzie uznają, że wygodnie będzie używać więcej niż
jednego kruszcu jako pieniądza, to wolnorynkowy kurs wymiany
między tymi kruszcami będzie określony przez względny popyt
i podaż każdego z nich. Kurs ten będzie dążył do poziomu równego stosunkowi pomiędzy siłą nabywczą jednego kruszcu a siłą
nabywczą drugiego. Gdy ilość kruszcu jest już wystarczająca do
tego, by został on wybrany na pieniądz, to zwiększenie jego podaży nie spowoduje, że będzie lepiej pełnił swoją pieniężną funkcję.
Zwiększenie podaży pieniądza spowoduje tylko rozcieńczenie
wydajności każdej uncji pieniądza, nie pomagając jednocześnie
gospodarce. Jednakże zwiększenie zasobów złota i srebra w gospodarce pozwala na zaspokojenie potrzeb niepieniężnych (sztuka
zdobnicza, zastosowania przemysłowe itd.) związanych z tymi
kruszcami i jest dla społeczeństwa korzystne. Inflacja (zwiększenie ilości substytutów pieniądza nie mające pokrycia we wzroście
ilości kruszcu) nigdy nie jest dla społeczeństwa korzystna; przynosi korzyści tylko pewnej grupie ludzi kosztem innych grup.
70
Inflacja, jako oparte na fałszerstwie naruszenie własności, nie
mogłaby mieć miejsca na wolnym rynku.
Podsumowując, wolność może organizować system pieniężny tak samo znakomicie, jak organizuje resztę gospodarki. Wbrew
temu, co twierdzi wielu autorów, w pieniądzu nie ma niczego, co
wymagałoby szczególnych rządowych regulacji. Również w tej
dziedzinie wolni ludzie potrafiliby najlepiej i najsprawniej zaspokoić wszelkie swoje potrzeby ekonomiczne. W przypadku pieniędzy, podobnie jak w przypadku innych obszarów działalności
człowieka, „wolność jest matką, a nie córką ładu”.
III. Rząd majstruje przy pieniądzu
1. Dochody rządu
Rządy, w przeciwieństwie do wszystkich innych organizacji, nie
osiągają swoich dochodów w postaci zapłaty za świadczone usługi. W związku z tym rządy mają do czynienia z innymi problemami gospodarczymi niż pozostałe podmioty. Prywatne osoby, które
chcą otrzymać od innych więcej dóbr i usług, muszą wyprodukować i sprzedać więcej tego, czego inni potrzebują. Rządy muszą
tylko znaleźć sposób na przywłaszczenie sobie większej ilości
dóbr, bez oglądania się na przyzwolenie ze strony ich właściciela.
W gospodarce opartej na barterze urzędnicy państwowi
mogą przywłaszczać sobie środki tylko jedną metodą: przejmując dobra w naturze. W gospodarce pieniężnej wygodniej będzie
im przejmować aktywa pieniężne, a następnie wykorzystywać
te pieniądze na zakup dóbr i usług dla rządu albo wypłacać je
uprzywilejowanym grupom w formie subsydiów. Takie przejęcie
nazywa się podatkiem51.
Jednakże podatki nie cieszą się zwykle popularnością
i w czasach, gdy panowały mniej powściągliwe zwyczaje, prowadziły często do rewolucji. Pojawienie się pieniądza z jednej
strony było dla ludzkości błogosławieństwem, z drugiej jednak
otworzyło przed rządem możliwość bardziej subtelnej formy
51
Bezpośrednie przejęcie dóbr nie jest teraz tak szeroko stosowane jak zawłaszczenie środków pieniężnych. Przykład przejęcia bezpośredniego, które wciąż
jest stosowane, stanowi „właściwa procedura” przejęcia gruntu na podstawie
przysługującego państwu prawa do przymusowego wywłaszczenia, zakwaterowanie wojsk na terytorium okupowanym, a zwłaszcza przymusowa konfiskata
usług polegających na świadczeniu pracy (np. pobór wojskowy, obowiązkowe
stawiennictwo sędziów przysięgłych oraz zmuszanie przedsiębiorców do prowadzenia rejestrów podatkowych i pobierania podatków u źródła).
72
73
przywłaszczania sobie środków. Na wolnym rynku pieniądze
można zarabiać produkując i sprzedając dobra i usługi, których
potrzebują ludzie, albo wydobywając kruszce (w dłuższej perspektywie przedsięwzięcie opłacalne nie bardziej niż każda inna
działalność). Jeżeli jednak rządowi uda się znaleźć sposób na
fałszowanie pieniądza – kreowanie nowych pieniędzy z powietrza – to może szybko wyprodukować swoje własne pieniądze,
nie trudząc się sprzedawaniem usług ani wydobywaniem złota.
Może wówczas przejmować środki podstępem i w sposób niemal niezauważalny, nie wywołując wrogości nieodłącznie związanej z podatkami. Fałszowanie pieniądza może nawet wywołać
u samych ofiar tego procederu słodkie złudzenie niezwykłej
prosperity.
Fałszowanie pieniądza jest oczywiście innym określeniem
na inflację. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z tworzeniem nowego „pieniądza”, który nie jest standardowym pieniądzem złotym lub srebrnym i w obydwu podobna jest zasada
działania. Teraz rozumiemy, dlaczego rządy ze swej natury dążą
do wywoływania inflacji: ponieważ inflacja jest potężnym i delikatnym sposobem na zdobycie przez rząd zasobów należących do
ludzi; bezbolesnym i dlatego tym bardziej niebezpiecznym rodzajem opodatkowania.
2. Gospodarcze skutki inflacji
Żeby ocenić gospodarcze skutki inflacji, przyjrzyjmy się, co
się stanie, gdy do roboty zabierze się grupa fałszerzy pieniędzy.
Przypuśćmy, że gospodarka dysponuje podażą 10000 uncji złota, a fałszerze – tak przebiegli, że nie można ich wykryć – wtłaczają dodatkowo 2000 „uncji”. Jakie będą skutki? Po pierwsze,
fałszerze osiągną czysty zysk. Wezmą nowo wytworzone pieniądze i kupią za nie towary i usługi. Posługując się cytatem
ze słynnego zamieszczonego w New Yorkerze satyrycznego
rysunku, na którym widoczna jest grupa fałszerzy patrzących
z przejęciem na swoje dzieło, „handel detaliczny zaraz dostanie
zastrzyk, na który tak czeka”. Istotnie. Lokalne obroty dostaną
zastrzyk. Nowe pieniądze krok po kroku rozchodzą się po całym systemie gospodarczym. W miarę jak docierają w kolejne
rejony, powodują wzrost cen – jak widzieliśmy nowy pieniądz
może tylko rozcieńczyć wydajność każdego dolara. Proces
rozcieńczania zabiera jednak pewien czas i w związku z tym
nie jest rozłożony równo; w międzyczasie niektórzy ludzie zyskują, a inni tracą. Fałszerze i lokalni sprzedawcy zwiększyli
swoje dochody zanim jeszcze nastąpiła jakakolwiek podwyżka
cen na produkty, które fałszerze nabyli. Jednocześnie jednak
mieszkańcy odległych rejonów kraju, nie otrzymawszy jeszcze
nowych pieniędzy, zauważają wzrost cen, który wyprzedza podwyżkę ich dochodów. Straty poniosą na przykład sklepikarze
w przeciwległym zakątku kraju. Osoby, które pierwsze otrzymują nowe pieniądze, zyskują najwięcej – kosztem osób, które
otrzymują je na końcu.
Inflacja nie przynosi korzyści ogółowi społeczeństwa; przyczynia się natomiast do redystrybucji bogactwa z korzyścią dla
tych, którzy są na czele stawki, i ze stratą dla maruderów w wyścigu. Inflacja staje się w rezultacie rodzajem wyścigów, w których
ważne jest, kto zdoła skorzystać z nowych pieniędzy najwcześniej. Końcówka peletonu, czyli ci, których wrobiono w straty,
nazywani są często „grupami o stałych dochodach”. Zwykli
ludzie, nauczyciele, pracownicy etatowi zawsze zostają w tyle za
innymi grupami, które maja dostęp do nowych pieniędzy. Szczególnie poszkodowani będą ci, którzy realizują umowy z ustaloną
ceną – umowy zawarte w czasie, gdy jeszcze nie nastąpiła inflacyjna zwyżka cen. Korzystający z ubezpieczeń na życie, renciści,
emeryci, właściciele domów wynajmujący lokale na podstawie
długoterminowych umów, posiadacze obligacji i inni wierzyciele,
74
75
osoby przechowujące gotówkę – wszyscy ci ludzie odczują skutki
inflacji najdotkliwiej. To właśnie oni zostaną „opodatkowani”52.
Są jeszcze inne katastrofalne skutki inflacji. Ceny nie ulegają zmianom w jednakowym stopniu i z taką samą szybkością,
dlatego przedsiębiorcom niezwykle trudno jest ocenić, które zjawiska są trwałe, a które przejściowe. Nie mogą się zorientować,
jakie są rzeczywiste potrzeby ich konsumentów i jakie są koszty przedsiębiorstwa. Na przykład, zgodnie z praktyką przyjętą
w księgowości, w rubryce „koszty” wpisuje się taką cenę środka
trwałego, za jaką został on przez firmę nabyty. Jednakże, gdy pojawi się inflacja, to koszt zastąpienia zużytego już środka trwałego będzie znacznie wyższy niż zaksięgowana cena. W rezultacie
księgowość firmy będzie poważnie przeceniała jej zyski w czasie
inflacji – może się nawet okazać, że firma skonsumuje kapitał,
mimo że na pozór będzie zwiększać inwestycje53. Również posiadacze akcji i właściciele nieruchomości osiągną w czasie inflacji
zyski kapitałowe, które w rzeczywistości wcale nie są „zyskami”.
Mogą jednak część tych zysków przeznaczyć na konsumpcję, nie
zdając sobie sprawy z tego, że konsumują pierwotny kapitał.
Wywołując złudzenie zysków i deformując kalkulację ekonomiczną inflacja sparaliżuje efekt działania wolnego rynku
polegający na karaniu firm nieefektywnych i nagradzaniu efektywnych. Niemal wszystkim firmom z pozoru będzie się dobrze
52
53
Modne stało się drwienie z zatroskania „konserwatystów” o losy „wdów i sierot”,
które cierpią z powodu inflacji. Tymczasem to jest właśnie jeden z podstawowych
problemów, którymi należy się zająć. Czy rzeczywiście „postęp” ma polegać na
tym, żeby okradać wdowy i dzieci, a zdobyte w ten sposób środki przeznaczać na
subsydia dla rolników i pracowników przemysłu zbrojeniowego?
Ten błąd będzie największy w przypadku firm dysponujących najstarszym wyposażeniem oraz w branżach o najwyższym stopniu skapitalizowania. Dlatego
w czasie inflacji do tych branż przejdzie zbyt dużo firm. Więcej na temat błędu
księgowania wydatku w: W.T. Baxter, „The Accountant’s Contribution to the
Trade Cycle,” Economica (May, 1955), ss. 99-112.
powodziło. Panująca powszechnie atmosfera „rynku sprzedawców” będzie prowadziła do obniżenia jakości towarów i usług
oferowanych konsumentom, ponieważ konsumenci mają zwykle
mniej oporów wobec podwyżki cen, jeśli podwyżka ta występuje
w formie pogorszenia jakości54. Jakość pracy obniży się w czasie
inflacji z bardziej subtelnych przyczyn: ludzie będą pod urokiem
zasady mówiącej, żeby bogacić się szybko, i będą mieli złudzenie, że sukces jest na wyciągnięcie ręki; ceny będą stale rosły,
a oni będą gardzić uczciwą pracą. Inflacja karze gospodarność
i nagradza życie na kredyt. Każda pożyczona suma będzie zwrócona w dolarach o niższej sile nabywczej niż w dniu zaciągnięcia
pożyczki. Wystąpi więc zachęta do zaciągania kredytów i spłacania ich w przyszłości, a brak będzie motywacji do oszczędzania
i udzielania pożyczek. Jak więc widać, inflacja obniża ogólny
poziom życia, wytwarzając jednocześnie atmosferę pozornej
„prosperity”.
Na szczęście inflacja nie może trwać w nieskończoność.
W końcu ludzie zorientują się, że jest to forma opodatkowania;
zauważą, że oznacza ona stałe kurczenie się siły nabywczej ich
dolara.
Z początku, gdy ceny rosną, ludzie mówią: „No, to jest nienormalne, to musi być wynik jakiegoś nagłego zdarzenia. Poczekam z moimi wydatkami, aż ceny wrócą do poprzedniego poziomu”. W pierwszej fazie inflacji takie podejście jest powszechne.
Przyczynia się ono zresztą do uspokojenia cen i czyni inflację
jeszcze bardziej niewidoczną, ponieważ powoduje wzrost popytu
na pieniądz. Gdy inflacja się utrzymuje, ludzie zaczynają zdawać
sobie sprawę, że ceny stale rosną w wyniku stałej inflacji. Teraz
ludzie powiedzą: „Kupię dzisiaj, mimo że ceny są ‘wysokie’, bo
54
Obecnie, gdy z takim nabożeństwem traktuje się „wskaźniki kosztów utrzymania” (jak np. w przypadku indeksacji płac), istnieje silna zachęta do podnoszenia
cen w taki sposób, żeby ich wzrost nie wpływał na te wskaźniki.
76
77
jeśli będę czekał, to ceny wzrosną jeszcze bardziej”. W konsekwencji popyt na pieniądz zaczyna spadać, a ceny rosną szybciej
niż podaż pieniądza. W tej sytuacji podnoszą się często głosy, że
rząd powinien „przeciwdziałać brakowi pieniądza” spowodowanemu coraz szybszym wzrostem cen i rząd zaczyna napędzać
inflację jeszcze bardziej. Wkrótce kraj osiąga stadium „szaleńczego boomu”, kiedy ludzie mówią: „Muszę kupować cokolwiek
– byle tylko pozbyć się pieniędzy, które tracą na wartości z każdą
chwilą”. Podaż pieniądza gwałtownie rośnie, popyt spada na łeb
na szyję, a ceny osiągają astronomiczny poziom. Produkcja gwałtownie spada, ponieważ ludzie coraz więcej czasu poświęcają na
poszukiwanie sposobów pozbycia się pieniędzy. System pieniężny
całkowicie załamuje się i gospodarka sięga po inne rodzaje pieniądza, o ile są one dostępne: po inny kruszec, obce waluty (jeśli
inflacja dotyczy jednego kraju), a nawet po wymianę barterową.
System pieniężny legł w gruzach pod naciskiem inflacji.
Taka sytuacja hiperinflacji występowała w historii w postaci
asygnat Rewolucji Francuskiej, continentali wprowadzonych w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, a zwłaszcza
kryzysów walutowych w czasie depresji w Niemczech w roku 1923
oraz w Chinach i w innych państwach po II wojnie światowej55.
Ostatnim punktem oskarżenia przeciwko inflacji jest to, że
kiedy nowo wyemitowane pieniądze trafiają najpierw w postaci kredytów do biznesu, inflacja wywołuje złowieszczy „cykl
koniunkturalny”. Ten cichy ale śmiertelnie groźny mechanizm,
który pozostawał niewykryty przez wiele pokoleń, działa w następujący sposób. Nowy pieniądz zostaje pod egidą rządu wyemitowany przez banki i pożyczony firmom. Biznesmenom wydaje się,
że nowe fundusze stanowią prawdziwe inwestycje, tymczasem nie
pochodzą one – w przeciwieństwie do inwestycji na wolnym rynku – z dobrowolnych oszczędności. Nowy pieniądz inwestowany
jest przez biznesmenów w różne przedsięwzięcia oraz wykorzystywany do opłacenia pracowników i pokrycia kosztów innych
czynników takich jak podwyższone płace i ceny. W miarę jak
gospodarka nasiąka nowymi pieniędzmi, ludzie dążą do przywrócenia poprzednich, dobrowolnie ustanowionych proporcji między
konsumpcją a oszczędnościami. Jeśli ludzie chcą oszczędzać i inwestować około 20% swoich dochodów a resztę przeznaczać na
konsumpcję, nowy bankowy pieniądz pożyczony firmom wywołuje wrażenie, że proporcja ta jest większa. Gdy nowe pieniądze
rozejdą się wśród społeczeństwa, przywraca ono starą proporcję
20 do 80 i wiele inwestycji okazuje się nagle niepotrzebnych.
Upłynnienie zbędnych inwestycji z czasów inflacyjnego boomu
stanowi fazę depresji cyklu koniunkturalnego56.
55
56
O przykładzie Niemiec zobacz: Costantino Bresciani-Turroni, The Economics of
Inflation (London: George Allen and Unwin, Ltd., 1937).
3. Przymusowy monopol bicia monety
Zanim rząd mógł uciec się do fałszowania pieniędzy w celu
zwiększenia swoich dochodów, musiało nastąpić wiele etapów
pośrednich na drodze oddalającej nas od wolnego rynku. Rząd nie
mógł po prostu zaatakować funkcjonującego wolnego rynku i rozpocząć druku własnych papierowych biletów. Gdyby zrobiono to
tak gwałtownie, to niewielu ludzi zaakceptowałoby rządowe pieniądze. Nawet w czasach nam współczesnym wielu ludzi w „krajach zacofanych” odmawia przyjmowania pieniądza papierowego
i nadal uprawia handel przy użyciu złota. Dlatego ingerencja państwa musi być znacznie delikatniejsza i odbywać się stopniowo.
Szersze omówienie w: Murray N. Rothbard, America’s Great Depression
(Princeton: D. Van Nostrand Co., 1963), część I.
78
Jeszcze kilkaset lat temu nie istniały banki, w związku
z czym rząd nie mógł skorzystać z bankowego motoru do napędzania olbrzymiej inflacji, tak jak to czyni obecnie. Co mógł
zrobić rząd, gdy w obiegu było tylko złoto i srebro?
W pierwszym etapie każdy większy rząd obejmował całkowitym monopolem bicie monety. Był to niezbędny środek do
przejęcia kontroli nad podażą monety. Na monetach odciskano
wizerunek króla albo księcia i rozpowszechniano mit o tym, że
bicie monety należy do podstawowych przywilejów królewskiej
lub książęcej „zwierzchności”. Monopol na mennice pozwalał
władzy dostarczać na rynek takich nominałów monet, jakie jej
się podobały, a nie takich, jakie potrzebne były ludziom. W ten
sposób różnorodność monet została siłą zredukowana. Ponadto
mennica mogła teraz żądać albo wysokiej opłaty, albo opłaty
przewyższającej koszty (regalia mennicze – dochód królewski
z mennicy), albo pokrywającej tylko koszty (opłata mennicza),
albo dostarczać monety nie pobierając opłat. Królewski dochód
z mennicy był ceną monopolistyczną i nakładał szczególne obciążenia na produkcję monet ze sztab; z drugiej strony darmowe
bicie monet stanowiło zachętę do nadmiernej produkcji monet ze
złotego surowca i zmuszało przeciętnego podatnika do płacenia
za usługi mennicy, z których korzystali inni.
Zdobywszy monopol na bicie monety, rządy nakłaniały
do używania nazwy jednostki pieniężnej, robiąc wszystko żeby
oderwać nazwę od jej prawdziwego podłoża, którym była waga
monety. To również był niezwykle ważny krok, ponieważ dzięki
niemu rząd uwalniał się od konieczności podporządkowania waluty pieniądzowi rynku ogólnoświatowego. Poszczególne państwa,
zamiast używać granów lub gramów złota czy srebra, w imię rzekomego patriotyzmu pieniężnego wprowadzały nazwę narodową:
dolary, marki, franki itp. Ta zmiana umożliwiała rządom stosowanie najważniejszej metody fałszowania monety: deprecjacji, czyli
obniżania jej wartości.
79
4. Deprecjacja
Deprecjacja była stosowaną przez państwo metodą fałszowania monet
– tych samych monet, których bicia zabroniło wcześniej firmom prywatnym w imię stanowczej ochrony standardu pieniężnego. Czasami
rząd dokonywał prostego fałszerstwa, dodając do złota domieszki
tanich metali i wypuszczając monety o zawartości złota mniejszej niż
nominalna. Częściej jednak mennica przetapiała wszystkie monety
używane w państwie i po wyprodukowaniu nowych monet zwracała
poddanym tę samą ilość „funtów” lub „marek” ale już o mniejszej
wadze. Pozostałą z tej operacji część złota lub srebra król zostawiał
sobie na własne wydatki. W ten sposób rząd notorycznie żonglował
i przedefiniowywał standard, do którego ochrony był zobowiązany.
Władcy rościli sobie prawo do zysków z deprecjacji nazywając je
z wyniosłością „regaliami menniczymi” („seniorage”).
Szybka i znaczna deprecjacja była charakterystyczna dla niemal wszystkich krajów średniowiecznej Europy. W roku 1200 francuski livre tournois był definiowany jako dziewięćdziesiąt osiem
gramów czystego srebra; w roku 1600 oznaczał już tylko jedenaście
gramów. Znamienny jest przypadek dinara – monety używanej
przez Saracenów w Hiszpanii. Pierwotnie, czyli gdy zaczęto go bić
pod koniec VII wieku, dinar zawierał sześćdziesiąt pięć granów
złota. Saraceni odznaczali się w sprawach pieniądza uczciwością
i w połowie XII wieku dinar miał wciąż sześćdziesiąt granów złota.
Wtedy Hiszpanię zdobyli królowie chrześcijańscy i na początku
XIII wieku dinar (który teraz nazywał się maravedi) został zredukowany do czternastu granów. Wkrótce złota moneta stała się
zbyt lekka na to, żeby pozostawać w użyciu, więc zamieniono ją
na monetę srebrną o wadze dwudziestu sześciu granów. Również
i ta moneta uległa deprecjacji i w połowie XIV wieku zawierała już
tylko 1,5 grana srebra i znów stała się zbyt mała57.
57
Na temat deprecjacji zobacz: Elgin Groseclose, Money and Man (New York:
Frederick Ungar, 1961, ss. 57-76.
80
81
5. Prawo Greshama i bicie monety
A. Bimetalizm
Rząd wprowadza kontrolę cen w dużej mierze po to, żeby odwrócić uwagę społeczeństwa od wywoływanej przez siebie inflacji
i skupić zainteresowanie ludzi na rzekomych ułomnościach wolnego rynku. Jak widzieliśmy, „prawo Greshama”, mówiące o tym,
że pieniądz sztucznie niedoszacowany wypierany jest przez
pieniądz sztucznie przeszacowany, stanowi przykład ogólnych
skutków kontroli cen. Rząd ustala na pewien rodzaj pieniądza
maksymalną cenę w innym pieniądzu. Maksymalna cena wywołuje braki – odpływ do skarbców i do innych krajów – waluty
obłożonej maksymalną ceną (sztucznie zaniżoną) i powoduje zastąpienie jej przez pieniądz przeszacowany.
Widzieliśmy, jak ta zasada działa w przypadku nowych i zużytych monet – jednego z najwcześniejszych przykładów działania prawa Greshama. Przejście z definicji wagowej pieniądza na
pustą nazwę własną oraz ustalenie nominałów według własnych
kryteriów, a nie dla wygody społeczeństwa pozwoliło rządom
na używanie tej samej nazwy dla starych i nowych monet, mimo
że różniły się ciężarem. W rezultacie pełnowartościowe nowe
monety były tezauryzowane lub eksportowane, a do obiegu przeznaczano stare monety. Rządy ciskały wtedy przekleństwa pod
adresem „spekulantów”, obcokrajowców, albo w ogóle wolnego
rynku, mimo że to one same były autorem powstałej sytuacji.
Szczególnie istotnym przypadkiem działania prawa Greshama był odwieczny problem „standardu”. Jak widzieliśmy, wolny
rynek ustanowił „standardy równoległe” złota i srebra; każdy
z tych standardów wahał się w stosunku do drugiego w zależności od rynkowej podaży i popytu. Rządy postanowiły pomóc
rynkowi za pomocą interwencji, która miała „uprościć” całe
zagadnienie. O ile bardziej przejrzysta będzie sytuacja – zdawali się mówić rządzący – jeśli stosunek złota do srebra zostanie
określony stałym kursem, powiedzmy dwudziestu uncji srebra do
jednej uncji złota. Wówczas obydwa rodzaje pieniądza mogłyby
pozostawać w obiegu przy zachowaniu niezmiennego kursu. Co
jednak znacznie ważniejsze, rząd mógł wreszcie uwolnić się od
kłopotu, jakim było nazywanie pieniądza jednostkami wagowymi
a nie nic nieznaczącymi określeniami. Wyobraźmy sobie jednostkę o nazwie „rur”, definiowaną przez Rurytańczyków jako 1/20
uncji złota. Widzieliśmy jak ważne jest dla rządu przekonanie
społeczeństwa, że „rur” jest abstrakcyjną niezależną jednostką,
która ma tylko luźny związek ze złotem. Czyż jest lepszy na to
sposób niż ustalenie stałego kursu złota do srebra? Wtedy „rur”
stanie się nie tylko 1/20 uncji złota lecz także jedną uncją srebra.
Precyzyjne znaczenie słowa „rur” – jako nazwy jednostki wagowej złota – zostaje zagubione i ludzie zaczynają traktować „rur”
jako coś namacalnego i samoistnego, coś co zostało ustanowione
przez rząd w dobrych i praktycznych celach, jako odpowiednik
określonych porcji wagowych złota i srebra.
Widzimy więc teraz, jak ważne jest, by nie nadawać uncjom
lub granom złota patriotycznych czy narodowych nazw. Gdy taka
nazwa zastąpi powszechnie w świecie używaną jednostkę wagową, rządowi znacznie łatwiej będzie manipulować jednostką
pieniężną i nadać jej pozory niezależnego życia. Ustalony kurs
złota względem srebra, znany pod nazwą bimetalizmu, spełnił to
zadanie bardzo dobrze. Natomiast nie spełnił drugiego zadania,
którym miało być uproszczenie waluty krajowej. Jeszcze raz dało
o sobie znać prawo Greshama. Zwykle rząd ustalał na początku
bimetaliczny kurs (powiedzmy 20:1) na poziomie obowiązującym
w danej chwili na wolnym rynku. Jednakże kurs rynkowy, jak
każda cena rynkowa, z biegiem czasu podlegał nieuchronnym
zmianom w zależności od tego, jak zmieniały się warunki popytu
i podaży. Gdy pojawia się taka zmiana, to sztywny kurs bimetaliczny staje się z definicji nieważny. Zmiana powoduje, że albo
złoto albo srebro staje się przeszacowane. Złoto zostaje zamienio-
82
83
ne na saldo gotówkowe, ucieka na czarny rynek lub jest eksportowane, a srebro napływa z zagranicy i z sald gotówkowych, stając
się jedyną walutą, która jest w obiegu w Rurytanii. Przez całe stulecia państwa zmagały się ze zgubnymi skutkami nagłych zmian
walut kruszcowych. Najpierw napływało srebro i znikało złoto;
potem, gdy względny kurs rynkowy zmieniał się, napływało złoto
a srebro znikało58.
Wreszcie,
po
wiekach
niepokojów
związanych
z bimetalizmem, rządy zdecydowały się na jeden kruszec jako
standard; zwykle było nim złoto. Srebro zdegradowano do statusu
„monety zdawkowej” o małych nominałach, która nie zawierała
czystego kruszcu. (Bicie monety zdawkowej zostało również
zmonopolizowane przez rząd i – ponieważ moneta ta nie miała
100% pokrycia w złocie – służyło do zwiększania podaży pieniądza.) Likwidacja srebra jako pieniądza wyrządziła niewątpliwie
krzywdę wielu ludziom, którzy woleli używać srebra do różnych
transakcji. W wojennym zawołaniu zwolenników bimetalizmu,
że popełniono „zbrodnię przeciwko srebru” było wiele prawdy; jednakże prawdziwą zbrodnią było narzucenie bimetalizmu
w miejsce standardów równoległych. Bimetalizm wytworzył niezwykle trudną sytuację. Rządy mogły sobie z nią poradzić albo
przywracając pełną wolność pieniądza (standardy równoległe),
albo wybierając na pieniądz jeden z dwóch kruszców (standard
złota albo srebra). Pełna wolność pieniężna wydawała się po tylu
latach czymś absurdalnym, donkiszoterią; a zatem powszechnie
przyjęto standard złota.
B. Prawny środek płatniczy
W jaki sposób rząd mógł narzucić kontrolę cen na kursy wymiany pieniądza? Za pomocą wynalazku znanego jako przepisy
58
Pod pretekstem dostosowywania sztywnego kursu wymiany złota na srebro do
relacji rynkowej rządy dokonywały w istocie licznych deprecjacji.
o prawnym środku płatniczym. Pieniądz używany jest do spłaty
długów zaciągniętych w przeszłości, a także do obsługi bieżących
transakcji „gotówkowych”. Gdy w księgowości operuje się od
teraz nazwą waluty narodowej a nie jednostkami wagowymi, to
w umowach stosuje się zobowiązania do zapłaty określonych ilości „pieniędzy”. Przepisy o prawnym środku płatniczym określały, co mogło być tym „pieniądzem”. Gdy za „prawny środek
płatniczy” ogłoszono tylko złoto i srebro, ludzie mogli uznać, że
nowe przepisy są nieszkodliwe, ale powinni zdawać sobie sprawę
z niebezpieczeństwa precedensu polegającego na wprowadzeniu
państwowej kontroli nad pieniądzem. Jeśli rząd pozostaje przy
pierwotnym pieniądzu, to przepisy o prawnym środku płatniczym
są zbędne59. Z drugiej strony, rząd może ogłosić, że prawnym
środkiem płatniczym będzie waluta o niższej wartości pozostająca w obiegu równolegle do pierwotnej. Czyli że rząd może
zadekretować, iż monety zużyte służą tak samo dobrze do płacenia długów jak nowe lub – na podobnej zasadzie – że złoto jest
wymienialne na srebro po sztywnym kursie. Przepisy o prawnym
środku płatniczym wprowadzają w życie prawo Greshama.
Zapewniając ochronę pieniądzowi o zbyt dużej wartości,
przepisy o prawnym środku płatniczym powodują również, że
dłużnicy odnoszą korzyści kosztem wierzycieli. Pożyczkobiorcy
mogą bowiem spłacać swoje długi w pieniądzu, który ma wartość
59
Zwykłe przepisy dotyczące zawierania umów są zupełnie wystarczające i nie
wymagają ustaw nadających szczególne znaczenie określonym rodzajom waluty. Za jednostkę pieniężną przyjęliśmy złotego suwerena (...). Jeśli zobowiążę
się do zapłacenia 100 suwerenów, to nie potrzebuję żadnego specjalnego prawa
walutowego o prawnym środku płatniczym, które mówiłoby, że jestem zobowiązany do zapłacenia 100 suwerenów oraz że jeśli mam zapłacić 100 suwerenów,
to nie zwolni mnie z tego obowiązku zapłacenie w jakiejś innej postaci.” Lord
Farrer, Studies in Currency 1898 (London: Macmillan and Co, 1898), s. 43. Na
temat przepisów o prawnym środku płatniczym zobacz też: Mises, Human
Action, (New Haven: Yale University Press, 1949), ss. 32n. 444.
84
85
znacznie niższą niż w momencie zaciągania długu i kredytodawcy zostają oskubani z należących im się pieniędzy. Jednakże na
tej konfiskacie własności wierzycieli korzystają tylko ci dłużnicy,
którzy zalegają ze spłatą należności; na przyszłych dłużników
spadną przykre konsekwencje krzywdy wyrządzonej w przeszłości kredytodawcom: kredyt stanie się trudno dostępny.
6. Rząd i bicie monety
Przymusowy monopol na bicie monety oraz przepisy dotyczące
prawnego środka płatniczego stanowiły zwieńczenie wysiłków
rządów zmierzających do przejęcia kontroli nad walutami swoich
krajów. Dla wzmocnienia efektu każdy rząd dążył do wycofania
z obiegu wszystkich monet wyprodukowanych przez konkurencyjne rządy60. Od tej pory w poszczególnych krajach wolno było
używać tylko monety bitej przez jego władcę. W rozliczeniach
międzypaństwowych posługiwano się nieoznakowanymi sztabami złota i srebra. Jeszcze bardziej utrudniło to kontakty między
różnymi częściami światowego rynku, prowadząc do wzmocnienia podziałów między krajami i do dalszych utrudnień w międzynarodowym podziale pracy. Mimo wszystko jednak prawdziwie
twardy pieniądz nie pozostawiał rządom zbyt wiele miejsca na
działania inflacyjne. Rządy mogły deprecjonować walutę tylko
w pewnych granicach, a fakt, że wszystkie państwa używały złota
i srebra, ograniczał zakres kontroli sprawowanej przez rządy nad
swoimi terytoriami. W dalszym ciągu władców trzymał w ryzach
międzynarodowy pieniądz kruszcowy.
Dopiero wtedy, gdy w ostatnich stuleciach decydujące znaczenie zyskały substytuty pieniężne, państwowa kontrola nad
60
Monety obcych państw były w powszechnym użyciu w Średniowieczu oraz – do
połowy XIX wieku – w Stanach Zjednoczonych.
pieniądzem mogła zapanować niepodzielnie, a fałszowania przez
rząd pieniędzy już nic nie ograniczało. Pojawienie się pieniądza
papierowego i depozytów bankowych, które były dla gospodarki
błogosławieństwem dopóty, dopóki związane były z pełnym pokryciem w złocie lub srebrze, otworzyło rządom drogę do sezamu
władzy nad pieniądzem, a co za tym idzie – do panowania nad
całym systemem gospodarczym.
7. Rząd zezwala bankom na odmawianie wypłaty
Nowoczesna gospodarka, w której powszechnie korzysta się
z usług bankowych i z substytutów pieniądza, otwiera przed
rządem wspaniałe możliwości zacieśnienia kontroli nad podażą
pieniądza i decydowania o inflacji. W rozdziale 12. mówiliśmy
o tym, że istnieją trzy zasadnicze ograniczenia, jakim podlega
każdy bank w zakresie możliwości zwiększania inflacji w systemie „wolnej bankowości”: (1) liczba klientów każdego banku, (2)
liczba klientów całego systemu bankowego, (3) zaufanie klientów
do banków. Im węższa jest grupa klientów każdego banku i liczba
klientów całego systemu oraz im mniejsze zaufanie, tym bardziej
ograniczone będą możliwości wywoływania inflacji w gospodarce. Nadane przez państwo przywileje dla banków oraz państwowa
kontrola nad systemem bankowym mają służyć zneutralizowaniu
tych ograniczeń.
Wszystkie te limity opierają się oczywiście na podstawowym zobowiązaniu: konieczności wypłacenia przez bank przyrzeczonej sumy na każde żądanie. Widzieliśmy, że żaden bank
stosujący zasadę częściowej rezerwy nie jest w stanie wypłacić
wszystkich swoich zobowiązań; widzieliśmy także, że ryzyko to
podejmują wszystkie banki. Tymczasem w każdym systemie prywatnej własności podstawową zasadą jest konieczność wypełniania zobowiązań wynikających z umowy. Najprostszym sposobem,
86
w jaki rząd może utorować drogę inflacji, jest więc wyposażenie
banków w specjalny przywilej, który pozwalałby im odmawiać
spłacania swoich zobowiązań i mimo to funkcjonować dalej.
Chociaż wszyscy inni muszą płacić swoje długi albo zbankrutować, to banki mają prawo odmówić przyjęcia własnych kwitów,
a jednocześnie zmuszać swoich dłużników do spłacania pożyczek
w terminie. Nazywa się ten proceder „zawieszeniem obowiązku
wymiany banknotów (na pieniądz kruszcowy) ”. Bardziej precyzyjnym terminem byłaby: „licencja na kradzież”, bo jak inaczej
nazwać przyzwolenie rządu na dalsze funkcjonowanie przedsiębiorstwa, które nie wywiązało się z umowy?
Zawieszanie na dużą skalę obowiązku wymiany banknotów
w okresach kryzysów bankowych stało się już w Stanach Zjednoczonych tradycją. Po raz pierwszy miało miejsce w czasie wojny
1812 roku. Większość banków była wtedy zlokalizowana w Nowej
Anglii, czyli w stanie, który był niechętny przystąpieniu Ameryki do wojny. Banki te odmówiły udzielenia pożyczek na cele
wojenne, wobec czego rząd zaciągnął kredyty w nowych bankach
powstałych na terenie innych stanów. Te banki wyemitowały na
poczet kredytów nowe pieniądze. Inflacja osiągnęła takie rozmiary, że do nowych banków napłynęły zewsząd żądania wykupu,
zwłaszcza od powściągliwych banków z Nowej Anglii, w której
rząd wydał większość swoich pieniędzy na wojenne zakupy.
W rezultacie doszło do ogólnego „zawieszenia” w roku 1814,
które trwało przez ponad dwa lata (jeszcze długo po zakończeniu
wojny); przez ten czas banki wyrastały jak grzyby po deszczu
emitując banknoty, których nie musiały wymieniać na złoto albo
srebro.
To zawieszenie stało się precedensem dla kolejnych, które
nastąpiły podczas kryzysów w latach 1819, 1837, 1857 itd. W wyniku wytworzenia się takiej tradycji banki zdały sobie sprawę, że
nie muszą się obawiać bankructwa z powodu inflacji, a to oczywiście stymulowało inflację oraz stanowiło zachętę dla „dzikiej
87
bankowości”. Autorzy, którzy twierdzą, że dziewiętnastowieczna
Ameryka stanowiła koszmarny przykład „wolnej bankowości”,
nie dostrzegają roli, jaką odegrało w każdym z tych kryzysów
zaniedbanie obowiązków przez władze poszczególnych stanów.
Rządy i banki przekonały ludzi o tym, że ich działania są
usprawiedliwione. Każdego, kto próbował wypłacić swoje pieniądze w czasie kryzysu, uważano za osobę „pozbawioną uczuć
patriotycznych” i zamierzającą się na własność innych mieszkańców, natomiast banki chwalono często za patriotyczne wsparcie
udzielane społeczności w trudnych czasach. Wielu patrzyło jednak na cały proceder z niesmakiem i z tej niechęci narodził się
nowy słynny ruch „twardego pieniądza” Jacksona, który doszedł
do pełnego rozkwitu przed wojną secesyjną61.
Takie okresowe przywileje dla banków – chociaż praktykowano je w Stanach Zjednoczonych – nie stały się powszechnym
zwyczajem we współczesnym świecie. Była to metoda toporna,
można było po nią sięgać tylko sporadycznie (nie można było
stosować jej stale, ponieważ banki, które nigdy nie wypłacałyby
swoich zobowiązań, nie miałyby prawie w ogóle klientów), a w dodatku nie dawała rządom kontroli nad systemem bankowym. Rządom nie chodzi przecież o samą inflację, lecz o pełną kontrolę nad
inflacją i możliwość samodzielnego sterowania nią. Nie można
pozwolić na to, żeby przedstawienie reżyserowały banki. Dlatego
opracowano metodę znacznie bardziej wyrafinowaną, niezawodną i długookresową, a następnie przedstawiono ją ludziom jako
wyznacznik cywilizacji. Tą metodą był bank centralny.
61
Zobacz: Horace White, Money and Banking (4th Ed. Boston:Ginn and Co.,
1911), ss. 322-327.
88
8. Banki centralne: koniec ograniczeń dla inflacji
Obecnie bankowość centralną zalicza się do tej samej klasy zjawisk, co nowoczesna kanalizacja i dobre drogi: jeśli gospodarka
ich nie ma, to jest „zacofana”, „prymitywna”, odstaje od reszty
świata. Wprowadzenie przez Amerykę Systemu Rezerwy Federalnej – naszego banku centralnego – w 1913 roku zostało powitane jako nasze wejście do grona krajów wysoko rozwiniętych.
Nominalnymi właścicielami banków centralnych są często
osoby prywatne albo – w przypadku Stanów Zjednoczonych
– wszystkie banki prywatne. Jednakże bankiem centralnym kierują zawsze urzędnicy wyznaczeni przez rząd i działający w jego
imieniu. Tam, gdzie banki centralne stanowią prywatną własność,
jak w przypadku pionierskiego Banku Anglii i Drugiego Banku
Stanów Zjednoczonych, ich potencjalne zyski dołączają się do
normalnego parcia rządów w kierunku inflacji.
Swoją dominującą pozycję bank centralny zawdzięcza zagwarantowanemu przez rząd monopolowi na emisję banknotów. Jest
to często niedoceniany klucz do jego potęgi. Banki prywatne mają
zakaz emitowania banknotów – ten przywilej zarezerwowany jest
dla banku centralnego. Prywatne banki mogą tylko wydawać potwierdzenia depozytów. Jeśli ich klienci zapragną zamienić depozyty
na banknoty, to banki muszą się po nie udać do banku centralnego.
Na tym polega wysoka pozycja banku centralnego jako „banku banków”. Rzeczywiście jest on bankiem banków, ponieważ inne banki
zmuszone są do robienia z nim interesów. W rezultacie depozyty
bankowe zaczęły mieć postać nie tylko złota, lecz także banknotów
banku centralnego. Te nowe banknoty nie były zwykłymi banknotami, lecz zobowiązaniami banku centralnego – instytucji otoczonej
aurą majestatu samego rządu. W końcu to rząd wyznacza urzędników
zawiadujących bankiem centralnym i koordynuje jego poczynania
z innymi dziedzinami polityki państwa. To rząd przyjmuje banknoty
w postaci podatków i ogłasza je prawnym środkiem płatniczym.
89
W wyniku zastosowania tych środków wszystkie banki
w całym kraju stały się klientami banku centralnego62. Do banku
centralnego popłynęło złoto z banków prywatnych, a w zamian
ludzie dostali banknoty banku centralnego i przestali korzystać
ze złotych monet. W „urzędowej” opinii złote monety były nieporęczne, przestarzałe, niepraktyczne – stanowiły „fetysz” z zamierzchłej przeszłości, można je było tylko wrzucić dzieciom do
pończochy na Gwiazdkę, ale poza tym były nieprzydatne. O ileż
bezpieczniej, wygodniej i praktyczniej jest wtedy, gdy złoto w postaci sztab spoczywa w potężnym skarbcu banku centralnego!
Ludzie – karmieni taką propagandą i przekonani argumentami
o wygodzie oraz o tym, że rząd ma pokrycie banknotów – coraz
rzadziej używali na co dzień złotych monet. Złoto płynęło nieprzerwanym strumieniem do banku centralnego i – będąc bardziej „scentralizowane” – umożliwiało utrzymywanie inflacji na
znacznie wyższym poziomie za pomocą substytutów pieniądza.
Ustawa o Rezerwie Federalnej nakładała na banki obowiązek utrzymywania minimalnego poziomu rezerw w stosunku
do depozytów, a od roku 1917 na rezerwy te mogą się składać
wyłącznie depozyty złożone w Banku Rezerwy Federalnej. Złoto
nie mogło już wchodzić w skład wymaganych prawem rezerw;
musiało zostać zdeponowane w Banku Rezerwy Federalnej.
W wyniku całego tego procesu ludzie odzwyczaili się od
używania złota, a złoto dostało się pod niezbyt troskliwą opiekę państwa, które mogło je niemal bezboleśnie skonfiskować.
W handlu międzynarodowym przedsiębiorcy wciąż jeszcze używali złota w sztabach do obsługi dużych transakcji, ale stanowili
oni tylko niewielki procent wyborców.
62
Wszystkie banki w Stanach Zjednoczonych zostały z mocy prawa zmuszone do
udziału w Systemie Rezerwy Federalnej i do otwarcia rachunków w Bankach
Rezerwy Federalnej. („Banki stanowe”, które nie są członkami Systemu Rezerwy Federalnej, trzymają swoje rezerwy w bankach, które należą do Systemu.)
90
Ludzie zrezygnowali ze złota i uwierzyli w banknoty między
innymi dlatego, że mieli wielkie zaufanie do banku centralnego.
Bank centralny był przecież w posiadaniu niemal całego złota
w kraju i opierał się na potędze i prestiżu rządu, więc nie mógł popaść w kłopoty i zbankrutować! I rzeczywiście żaden bank centralny w historii nigdy nie zbankrutował. Ale dzięki czemu? Dzięki istnieniu niepisanej ale oczywistej reguły, że do upadku banku
centralnego nie można dopuścić! Jeśli rządy pozwalały czasem
prywatnym bankom na zawieszenie wypłat, to o ileż łatwiej zgodzą się na to, żeby bank centralny – czyli organ samego rządu
– zawiesił wypłaty, gdy znajdzie się w kłopotach! Taki precedens
w historii banków centralnych miał miejsce, gdy Anglia zezwoliła
Bankowi Anglii na zawieszenie wypłat pod koniec XVIII wieku;
wypłaty pozostawały zawieszone przez dwadzieścia lat.
Bank centralny cieszył się więc niemal nieograniczonym zaufaniem społeczeństwa. W tym czasie ludzie jeszcze nie zdawali
sobie sprawy z tego, że bank centralny mógł oddawać się do woli
fałszowaniu pieniądza i nie ponosić za to żadnej odpowiedzialności w przypadku, gdyby zakwestionowano jego bona fides.
W banku centralnym widziano po prostu wielki bank narodowy,
który służył dobru publicznemu i nie mógł upaść, gdyż w praktyce stanowił organ rządu.
Bank centralny starał się rozciągnąć społeczne zaufanie ludzi również na banki prywatne. To zadanie było trudniejsze. Bank
centralny ogłosił, że będzie zawsze pełnił rolę „pożyczkodawcy
ostatniej instancji” wobec poszczególnych banków – tzn. , że będzie gotów pożyczyć pieniądze każdemu bankowi, który znajdzie
się w kłopotach, zwłaszcza w sytuacji, gdy do wielu banków jednocześnie napłyną żądania wypłat.
Rządy wspierały też konsekwentnie banki, zapobiegając
panicznym „runom” na banki (czyli przypadkom, kiedy duża
liczba klientów podejrzewa bank o krętactwa i chce odebrać swoją
własność). Czasami władze zezwalały bankom na zawieszenie
91
wypłat, tak jak w przypadku przymusowych bankowych „świąt”
(bank „holidays”) w roku 1933. Wprowadzono przepisy zabraniające publicznego zachęcania do runów na banki, a rząd – na
przykład w czasie Wielkiego Kryzysu w Ameryce w roku 1929
– toczył kampanię przeciwko „egoistycznym”, „wyzutym z patriotyzmu ciułaczom” złota. Ostatecznie Ameryka „rozwiązała”
nękające ją problemy z bankami, gdy wprowadziła w 1933 roku
federalne ubezpieczenie depozytów. FDIC (Federalny Zakład
Ubezpieczeń Depozytów) dysponuje tylko niewielkim zabezpieczeniem na „pokrycie” depozytów bankowych, które „ubezpiecza”. Ludzie mieli jednak wrażenie (które zresztą może odpowiadać rzeczywistości), że rząd federalny będzie gotów wydrukować
wystarczającą ilość nowych pieniędzy potrzebnych do wypłacenia wszystkich ubezpieczonych depozytów. W rezultacie rządowi
udało się przenieść ogromne zaufanie, które pokładało w nim
społeczeństwo, na bank centralny i na cały system bankowy.
Widzieliśmy, że dzięki założeniu banku centralnego rządy
znacznie poluzowały, a może nawet zniosły, dwa spośród trzech
ograniczeń, jakim podlegała inflacja wywoływana przez kredyt
bankowy. A jak wygląda sprawa z trzecim ograniczeniem – problemem wąskiej grupy klientów każdego z banków? Usunięcie tego
ograniczenia jest jednym z najważniejszych celów istnienia banku
centralnego. W systemie wolnej bankowości inflacja wywoływana
przez którykolwiek z banków prowadziłaby w szybkim tempie do
zgłaszania przez inne banki żądań wypłaty, ponieważ klientela każdego banku byłaby silnie ograniczona. Tymczasem bank centralny,
pompując rezerwy do wszystkich banków zapewnia im możliwość
wspólnej ekspansji w jednakowym tempie. Jeśli ekspansja dotyczy
wszystkich banków, to problem wzajemnych żądań wypłaty między bankami nie istnieje i okazuje się, że klientelę każdego banku
stanowią właściwie wszyscy mieszkańcy kraju. Granice ekspansji
banków zostają niesłychanie rozciągnięte – od obszaru zdeterminowanego przez liczbę klientów każdego banku aż do całego systemu
92
93
bankowego. Oczywiście oznacza to, że żaden bank nie może prowadzić ekspansji poza granice wyznaczone przez bank centralny.
W ten oto sposób rząd zdobył w końcu możliwość kontrolowania
inflacji i sterowania nią w ramach systemu bankowego.
Akt ustanowienia banku centralnego – oprócz tego, że zniósł
ograniczenia dla inflacji – wpływa też na zwiększenie inflacji
w sposób bezpośredni. Zanim powstał bank centralny, banki
utrzymywały własne rezerwy w złocie; teraz natomiast całe złoto
odpływa do banku centralnego w zamian za depozyty złożone
w banku centralnym, które stają się odtąd rezerwą dla banków
komercyjnych. Jednakże sam bank centralny utrzymuje tylko
częściową rezerwę złota dla swoich własnych zobowiązań! Dlatego założenie banku centralnego wielokrotnie zwiększa potencjał
inflacyjny państwa 63.
9. Banki centralne: sterowanie inflacją
W jaki dokładnie sposób bank centralny realizuje należące do niego zadanie sterowania bankami prywatnymi? Poprzez kontrolowanie „rezerw” bankowych, czyli rachunków depozytowych tych
banków prowadzonych przez bank centralny. Banki przechowują
na ogół rezerwy, które stanowią określony procent ich zobowiązań
z tytułu depozytów, a w Stanach Zjednoczonych kontrolę ułatwia
narzucenie ustawowej minimalnej rezerwy dla banku. Dzięki
temu bank centralny może wywoływać inflację poprzez kierowa63
Ustanowienie rezerwy federalnej trzykrotnie zwiększyło możliwości ekspansji systemu bankowego Stanów Zjednoczonych. System Rezerwy Federalnej
zmniejszył też średni poziom wymaganych przez prawo rezerw utrzymywanych
przez wszystkie banki z około 21% w roku 1913 do około 10% w 1917, co dodatkowo podwoiło potencjał inflacyjny czyniąc go w rezultacie sześciokrotnie
większym. Por.: Chester A. Phillips, T.F. McManus i R.W. Nelson, Banking and
the Business Cycle (New York: The MacMillan Co., 1937) ss. 23 n.
nie rezerw do systemu bankowego, a także poprzez obniżanie procentowego udziału minimalnych rezerw. W ten sposób bank centralny umożliwia ogólnokrajową ekspansje kredytową banków.
Jeśli banki utrzymują stosunek rezerw do depozytów na poziomie
1:10, to „rezerwa nadwyżkowa” (ponad obowiązkowe minimum
procentowe) równa dzięsięciu milionom dolarów będzie pozwalała na ogólnokrajową inflację w wysokości 100 milionów i będzie
zachętą do wywołania takiej inflacji. Jako że banki czerpią zyski
z ekspansji kredytowej i ponieważ rząd spowodował, że ich upadek jest prawie niemożliwy, to na ogół będą się starały udzielać
jak najwięcej kredytów – aż do dozwolonego maksimum.
Bank centralny powiększa rezerwy bankowe, dokonując zakupu aktywów na rynku. Co się dzieje, gdy kupuje on na przykład
od pana Jonesa aktywa (jakiekolwiek aktywa) o wartości 1000
dolarów? Bank centralny wystawia panu Jonesowi czek na 1000
dolarów, którym płaci za aktywa. Bank centralny nie prowadzi indywidualnych rachunków, więc pan Jones bierze czek i deponuje
go w swoim banku. Bank Jonesa zapisuje mu na jego konto 1000
dolarów i przedstawia czek bankowi centralnemu, który musi
dopisać 1000 dolarów do rezerw banku Jonesa. 1000 dolarów dodatkowej rezerwy pozwala zwiększyć bankową ekspansję kredytową , zwłaszcza jeżeli takie rezerwy dodawane są do rachunków
wielu banków w całym kraju.
Jeśli bank centralny kupuje aktywa bezpośrednio od banku
prywatnego, to sytuacja jest jeszcze bardziej przejrzysta. Bank
powiększa rezerwy i zostaje stworzona podstawa do zwielokrotnionej ekspansji kredytowej.
Niewątpliwie z punktu widzenia banku centralnego najlepszymi do kupienia aktywami są państwowe papiery wartościowe.
Rząd zapewnia sobie w ten sposób rynek dla swoich papierów
i może łatwo zwiększać podaż pieniądza (inflate the money supply), emitując nowe obligacje, a następnie polecając bankowi centralnemu, żeby je kupił. Zadanie banku centralnego polega często
94
95
na tym, żeby utrzymać cenę rynkową państwowych papierów
wartościowych na określonym poziomie, powodując w ten sposób
napływ papierów do banku i związaną z tym ustawiczną inflację.
W celu utworzenia nowych rezerw bank centralny może
– oprócz kupowania aktywów – użyć innej metody: pożyczania
ich. Opłata, jaką bank centralny pobiera od banków za tę usługę
stanowi „stopę redyskontową”. Oczywiście rezerwy pożyczone
nie są przez banki tak pożądane jak rezerwy, które stanowią ich
własność, ponieważ w tym przypadku istnieje konieczność ich
spłaty. Wokół zmian stopy redyskontowej jest dużo szumu, ale
mają one niewielkie znaczenie w porównaniu ze zmianami ilości
rezerw bankowych i procentowego udziału rezerw.
Kiedy bank centralny sprzedaje aktywa bankom lub ludziom, to zmniejsza rezerwy i powoduje ograniczenie kredytów
oraz deflację, czyli zmniejszenie podaży pieniądza. Jak wiemy,
rządy ze swej natury wywołują inflację. Nieliczne i krótkotrwałe
są w historii przypadki, kiedy rząd podejmował działania mające
na celu deflację. Zapomina się często o jednym: deflacja może
mieć miejsce tylko po wcześniejszej inflacji; tylko pseudo-kwity,
a nie złote monety, mogą przejść w stan spoczynku i ulec upłynnieniu.
10. Odchodzenie od standardu złota
Wprowadzenie centralnej bankowości znosi ograniczenia, jakim
podlegała do tej pory ekspansja kredytu bankowego i wprawia
w ruch machinę inflacji. Nie znosi jednak wszystkich hamulców.
Wciąż jeszcze pozostaje problem samego banku centralnego.
Można by sobie wyobrazić, że któregoś dnia obywatele przypuszczą szturm na bank centralny, choć jest to mało prawdopodobne. Bardziej realnym zagrożeniem jest odpływ złota do innych
krajów. Podobnie jak ekspansja jednego banku powoduje, że
złoto odpływa z niego do klientów innych, nie praktykujących
ekspansji banków, tak ekspansja pieniężna jednego kraju prowadzi do utraty złota na rzecz mieszkańców innych krajów. Kraje,
w których ekspansja postępuje szybciej, zagrożone są utratą złota,
a ich systemy bankowe zostaną zasypane wezwaniami do wypłat
w złocie. Według takiego właśnie klasycznego schematu w XIX
wieku pojawiały się cykliczne kryzysy; bank centralny jednego
kraju wywoływał ekspansję kredytu bankowego; ceny wzrastały;
w miarę jak nowe pieniądze przechodziły z rąk klientów krajowych do rąk klientów zagranicznych, obcokrajowcy coraz częściej usiłowali wymienić walutę na złoto. W końcu bank centralny
musiał zarządzać koniec ekspansji kredytowej, żeby ratować standard pieniężny.
Tylko w jeden sposób można uniknąć konieczności wypłat za
granicę: poprzez współpracę między bankami centralnymi. Jeśli
wszystkie banki centralne umówią się, że będą zwiększać podaż
pieniądza w tym samym mniej więcej tempie, to wówczas żadne
państwo nie straci złota na rzecz innego i cały świat będzie mógł
brać udział w wywoływaniu inflacji praktycznie bez ograniczeń.
Jednakże każdy rząd jest zazdrosny o własne wpływy i podatny
na różne naciski i dlatego taki zgodny marsz ku pełnej współpracy okazał się prawie niewykonalny. Jednym z największych
sukcesów w tej dziedzinie była zgoda amerykańskiej Rezerwy Federalnej na zwiększenie krajowej inflacji w latach dwudziestych,
która miała pomóc Wielkiej Brytanii w powstrzymaniu odpływu
złota do Stanów Zjednoczonych.
W XX wieku, gdy rządy stanęły wobec problemu poważnych żądań wypłaty złota, zamiast spowodować deflację albo
ograniczyć wywoływaną przez siebie inflację, po prostu „odeszły
od standardu złota”. Taki zabieg uniemożliwia oczywiście upadek banku centralnego, ponieważ od tej pory jego banknoty stają
się pieniądzem standardowym. Jednym słowem rząd ostatecznie
odmówił spłacania swoich długów i praktycznie zwolnił system
96
97
bankowy z tego uciążliwego obowiązku. Najpierw wypuszczono
pseudo-kwity bez pokrycia, a następnie, gdy nadchodził sądny
dzień, bezwstydnie dokończono dzieła bankructwa, znosząc obowiązek wypłat w złocie. Dokonało się ostateczne oderwanie nazw
poszczególnych walut (dolar, funt, marka) od złota i srebra.
Z początku rządy nie chciały przyznać, że to rozwiązanie
wprowadzono na stałe. Mówiły o „zawieszeniu wypłat w złocie”,
przez co dawały do zrozumienia, że kiedyś, po zakończeniu wojny albo innego „stanu wyższej konieczności”, rząd znów będzie
realizował swoje zobowiązania. Gdy pod koniec XVIII wieku od
złota odszedł Bank Anglii, stan taki utrzymywał się przez dwadzieścia lat, ale przez cały ten czas wiedziano, że wypłaty w złocie zostaną przywrócone po zakończeniu wojen z Francją.
Tymczasowe „zawieszenia” stanowiły przygrywkę do całkowitego odejścia od złota. Standard złota nie jest mimo wszystko
kurkiem, który rząd może dowolnie odkręcać i zakręcać za pomocą dekretów. Albo kwit na złoto ma pokrycie, albo go nie ma;
gdy raz zawiesi się wypłaty złota, to sam standard złota staje się
żartem.
Kolejnym krokiem w kierunku stopniowej rezygnacji ze
złotego pieniądza było wprowadzenie „waluty sztabowo-złotej”.
W tym systemie waluta nie podlega już wypłatom w monetach;
można ją tylko wymienić na duże sztaby o olbrzymiej wartości.
Zawęża to grono osób, które mogą zażądać wypłaty w złocie, do
garstki specjalistów zajmujących się handlem międzynarodowym.
Standard złota już nie istnieje, ale rządy mogą nadal utrzymywać,
że opowiadają się za złotem. „Standardy złota” w Europie w latach dwudziestych XX wieku były standardami tego typu 64.
W końcu, wśród kanonady ataków na obcokrajowców i „pozbawionych patriotyzmu ciułaczy złota”, rządy „odeszły od złota”
64
Zobacz: Melchior Palyi, „The Meaning of the Gold Standard,” The Journal of
Business (lipiec 1941) ss. 299-304.
oficjalnie i ostatecznie. Emitowane przez rząd papiery stają się
od tego momentu pustym pieniądzem standardowym. Czasami
pustym pieniądzem są papiery ministerstwa finansów a nie banku centralnego, co dotyczy zwłaszcza okresu, gdy nie powstał
jeszcze system banków centralnych. Amerykańskie continentale,
greenbacki i banknoty Konfederacji z czasów wojny secesyjnej,
a także francuskie asygnaty (assignats) – wszystkie te waluty
były pustym pieniądzem emitowanym przez ministerstwa skarbu.
Bez względu na to, czy emisją zajmuje się ministerstwo finansów
czy bank centralny, skutek jest ten sam: standard pieniężny pozostaje teraz na łasce rządu, a depozyty bankowe wypłacane są po
prostu w papierach emitowanych przez rząd.
11. Pusty pieniądz i problem złota
Gdy jakieś państwo odchodzi od standardu złota i przyjmuje standard pustego pieniądza, to tworzy tym samym kolejny rodzaj „pieniądza”. Oprócz dwóch rodzajów pieniądza towarowego – złota
i srebra – rozwijają się teraz niezależne pieniądze sterowane przez
poszczególne rządy za pomocą dekretów. Podobnie jak złoto i srebro wymieniane są na wolnym rynku po określonym kursie, tak
rynek ustala kursy wymiany dla wszystkich tych rodzajów pieniądza. W świecie pustego pieniądza wartość każdej waluty będzie
się wahała wobec innych walut, o ile będzie to dozwolone. Jak
widzieliśmy, kurs wymiany między każdą parą walut zależy od
względnych parytetów siły nabywczej, a te z kolei zdeterminowane są przez poziom podaży i popytu na każdą z walut. Gdy waluta
przestaje mieć charakter kwitu na złoto, a zaczyna być papierem
bez pokrycia, to zaufanie do jej stabilności i jakości zostaje zachwiane i popyt na nią spada. Ponadto, gdy zostaje oderwana od
złota, widoczne się staje, że jej ilość znacznie przekracza ilość
złota, na którą rzekomo miała wcześniej pokrycie. Siła nabywcza
98
takiej waluty, a co za tym idzie jej kurs, spada w stosunku do
złota, ponieważ jej podaż przekracza ilość złota, a popyt na nią
jest mniejszy. A jako że rząd ze swej natury wywołuje inflację,
z czasem doprowadzi do dalszego spadku jej wartości.
Taka deprecjacja jest dla rządu bardzo kłopotliwa i uderza
w obywateli, którzy chcieliby importować dobra. Obecność złota w gospodarce stale przypomina o marnej jakości rządowych
papierów i wciąż stanowi groźbę, że kiedyś złoto zastąpi papier
odgrywający w państwie rolę pieniądza. Nawet, jeśli rząd udzieli
pustemu pieniądzu całego swojego prestiżu, a także uchwali przepisy o prawnym środku płatniczym, to pozostające w rękach ludzi
złote monety będą wciąż stanowiły memento i zagrożenie dla
państwowej kontroli nad pieniądzem.
W trakcie pierwszej depresji w Ameryce w latach 1819-1821
cztery stany (Tennessee, Kentucky, Illinois i Missouri) założyły
banki stanowe emitujące puste papiery. Miały one pokrycie w zapewnieniach dotyczących prawnego środka płatniczego, a niekiedy także w prawnym zakazie deprecjacji banknotów obowiązującym w tych stanach. Mimo to jednak wszystkie te zrodzone
z wielkich nadziei eksperymenty zakończyły się niepowodzeniem:
wartość nowych papierów szybko spadła niemal do zera. Trzeba
było szybko zarzucić tego typu pomysły. Później w charakterze
pustego pieniądza pojawiły się greenbacki, które były w obiegu
na Północy w czasie wojny secesyjnej i po jej zakończeniu. W Kalifornii nie przyjmowano jednak greenbacków i nadal używano
złota jako pieniądza. Jak napisał wybitny ekonomista:
„W Kalifornii, podobnie jak w innych stanach, papiery były
prawnym środkiem płatniczym i przyjmowano je w urzędach; nie
istniała nieufność ani wrogość wobec rządu federalnego. A jednak
ludzie zdecydowanie (…) woleli złoto niż papiery (…). Każdy
dłużnik mógł w świetle prawa spłacić swoje zobowiązania w zdeprecjonowanych papierach. Gdy jednak tak postąpił, to stawał się
napiętnowany (zwykle wierzyciel zamieszczał o nim informację
99
w gazecie) i praktycznie podlegał bojkotowi. Przez cały ten okres
w Kalifornii nie posługiwano się papierami. Mieszkańcy stanu
dokonywali transakcji przy użyciu złota, podczas gdy we wszystkich pozostałych stanach używano waluty wymienialnej”65.
Dla rządów stało się jasne, że nie mogą dalej tolerować
posiadania złota przez prywatne osoby. Rząd nie byłby w stanie
ugruntować swojej władzy nad walutą narodową, gdyby ludzie
mogli w razie potrzeby porzucić pusty pieniądz papierowy na
rzecz pieniądza złotego. W związku z tym rządy zabroniły obywatelom posiadania złota. Złoto, nie licząc niewielkich jego ilości,
które dopuszczono do użytku w celach przemysłowych i jubilerskich, zostało w całości znacjonalizowane. Domaganie się zwrotu
skonfiskowanej ludziom własności uważane jest obecnie za przejaw beznadziejnego wstecznictwa 66 .
12. Pusty pieniądz i prawo Greshama
Dzięki wprowadzeniu pustego pieniądza i zakazu posiadania złota
otwarta została droga do sterowanej przez rząd inflacji na wielką
skalę. Pozostaje tylko jedno, bardzo ogólne ograniczenie: groźba
rozpętania hiperinflacji, załamania się waluty. Hiperinflacja ma
miejsce wtedy, gdy ludzie – zauważywszy, że rząd zdecydował
się wywoływać inflację – postanawiają uniknąć inflacyjnego podatku nałożonego na ich środki i w tym celu zaczynają wydawać
65
66
Frank W. Taussig, Principles of Economics, 2nd Ed. (New York: The MacMillan
Company, 1916) I, s. 312. Zobacz też: J.K. Upton, Money in Politics, 2nd Ed.
(Boston: Lothrop Publishing Company, 1895) ss. 69 n.
Wnikliwą analizę kolejnych kroków amerykańskiego rządu przedsięwziętych
w celu skonfiskowania złota należącego do ludzi i odejścia od standardu złota
w roku 1933 przeprowadza Garet Garrett w: The People’s Pottage (Caldwell,
Idaho: The Caxton Printers, 1953) ss. 15-41.
100
pieniądze możliwie jak najszybciej, póki mają one jeszcze jakąś
wartość. Dopóki nie zapanuje hiperinflacja, państwo może bez
przeszkód zarządzać walutą i inflacją. Wtedy pojawiają się jednak
nowe trudności. Jak zwykle, interwencja rządu, która ma uleczyć
jakiś problem, wywołuje mnóstwo nowych, nieprzewidzianych
problemów. W świecie pustego pieniądza każdy kraj ma własny
pieniądz. Oparty na międzynarodowej walucie światowy podział
pracy został zniszczony i państwa coraz bardziej zamykają się
w postaci poszczególnych autarkii. Brak stabilności pieniądza jest
dodatkowym utrudnieniem w handlu. Poziom życia we wszystkich krajach obniża się. Każde państwo utrzymuje płynne kursy
wymiany swojej waluty na waluty innych krajów. Państwo, które
zwiększa inflację bardziej niż inne nie obawia się już utraty złota,
ale musi stawić czoła innym przykrym konsekwencjom. Kurs waluty takiego kraju spada w stosunku do innych walut. Jest to nie
tylko przykre, ale też niepokojące dla obywateli, którzy boją się
dalszej deprecjacji. Znacznie wzrastają też ceny dóbr z importu,
a to ma istotne znaczenie w przypadku krajów, w których gospodarce handel zagraniczny odgrywa dużą rolę.
Dlatego w ostatnich latach rządy postanowiły znieść płynne
kursy walutowe. Zamiast nich wprowadziły ustalane odgórnie,
sztywne kursy w stosunku do innych walut. Prawo Greshama
mówi dokładnie, jaki będzie skutek takiej arbitralnej kontroli cen.
Jakiejkolwiek by nie ustalono wartości kursu, nigdy nie będzie
on kursem wolnorynkowym, który może być ustalany jedynie
każdego dnia na nowo. Dlatego jedna waluta będzie miała zawsze
wartość sztucznie zawyżoną, a inne – zaniżoną. Na ogół rządy
celowo zawyżają wartość swojej waluty – ze względów prestiżowych, a także z powodu wynikających z tego konsekwencji.
Gdy na mocy zarządzenia waluta ma zawyżoną wartość, ludzie
wymieniają ją na walutę niedoszacowaną po okazyjnych kursach;
to doprowadza do powstania nadwyżki waluty przeszacowanej
i niedoborów waluty niedoszacowanej. Kurs nie może się zmienić
101
do poziomu równowagi na rynku walutowym. Obecnie wszystkie
waluty na świecie mają na ogół zawyżoną wartość w stosunku
do dolara, czego wynikiem jest znane zjawisko „niedostatku
dolarów” – jeszcze jeden przykład na to, jak funkcjonuje prawo
Greshama.
Kraje, które podnoszą wrzawę wokół „niedostatku dolara”,
spowodowały go same własną polityką. Niewykluczone, że rządy
tych państw przyjęły ten stan rzeczy pozytywnie, ponieważ: (a)
dał on im pretekst do domagania się pomocy w dolarach, która
miała „położyć kres brakowi dolarów w wolnym świecie” oraz
(b) dostarczył pretekstu do kontyngentowania importu z Ameryki. Niedoszacowanie dolarów powoduje, że import z Ameryki
jest nienaturalnie tani a eksport do niej drogi [uwaga wydawcy
amerykańskiego: to zdanie zostało usunięte z czwartego wydania]. Skutek: deficyt w handlu zagranicznym i groźba odpływu
dolarów67. Rząd innego państwa interweniuje więc, obwieszczając
z przykrością, że będzie zmuszony ustanowić kontyngenty na import, tzn. wydawać importerom zezwolenia i decydować o tym,
jakie towary mogą być importowane „zgodnie z potrzebami”.
W celu ograniczenia importu wiele rządów konfiskuje obywatelom znajdujące się w ich posiadaniu obce waluty, zmuszając ich
do przyjęcia w zamian znacznie mniejszej ilości waluty krajowej
niż mogliby otrzymać na wolnym rynku. W ten sposób rząd
podtrzymuje sztucznie zawyżony kurs waluty krajowej. Kurs
wymiany walut, podobnie jak złoto, został znacjonalizowany,
a karę ponieśli eksporterzy. W krajach, gdzie handel zagraniczny
odgrywa szczególnie ważną rolę, ta państwowa „kontrola kursów
walutowych” oznacza praktycznie przymusowe uspołecznienie
gospodarki. Sztuczny kurs wymiany daje więc państwom pretekst
67
W ciągu kilku ostatnich lat wartość dolara jest zawyżona w stosunku do innych
walut i dlatego dolar odpływa z USA.
102
do domagania się pomocy zagranicznej i do rozciągnięcia socjalistycznej kontroli nad handlem 68.
Obecnie świat oplątany jest gąszczem chaotycznych regulacji w obrocie dewizowym, blokami walutowymi, ograniczeniami
wymienialności i przeróżnymi systemami kursów wymiany.
W niektórych krajach „czarny rynek” walutowy jest w legalny
sposób nakłaniany do określenia prawdziwego kursu, według
którego ustala się następnie różne kursy dla różnych typów transakcji. Niemal wszystkie kraje posługują się standardem pustego
pieniądza, ale nie mają odwagi otwarcie się do tego przyznać
i plotą o rzekomym „ograniczonym standardzie sztabowo-złotym”. W rzeczywistości złoto używane jest nie jako prawdziwa
definicja walut, lecz dla wygody rządów, gdyż: (a) ustalenie kursu
waluty względem złota ułatwia obliczenie kursu wymiany wobec
dowolnej innej waluty; (b) złoto wciąż jest używane przez te
rządy. Gdy kursy walut są sztywne, to jakiś obiekt musi się przemieszczać, żeby bilansować płatności państwa, a złoto doskonale
się do tego celu nadaje. Złoto nie jest więc już pieniądzem światowym; jest pieniądzem należącym do rządów, które używają go do
wzajemnych rozliczeń między sobą.
Oczywiście marzeniem inflacjonistów jest wprowadzenie
jakiegoś rodzaju światowego pieniądza papierowego, którym
manipulowałby światowy rząd i bank centralny, wywołując wszędzie inflację na tym samym poziomie. Realizacja tego marzenia
jest póki co sprawą mglistej przyszłości. Wciąż jeszcze daleko
jesteśmy od rządu światowego, a waluty narodowe wywołują tyle
problemów i sprzeczności, że niemożliwe jest na razie połączenie
ich w jeden pieniądz. Jednakże świat systematycznie zdąża w tym
kierunku. Na przykład Międzynarodowy Fundusz Walutowy jest
68
Doskonałe omówienie problematyki kursów walutowych i panujących w tej
dziedzinie regulacji znajduje się w: George Winder, The Free Convertibility of
Sterling (London: The Batchworth Press, 1955).
103
w zasadzie instytucją, której zadaniem jest wzmocnienie kontroli
nad obrotem dewizowym w ogóle, nad zaniżaniem kursu dolara
w szczególności. Fundusz żąda od każdego kraju członkowskiego
ustalenia sztywnego kursu swojej waluty, a następnie wpłacenia
składki w złocie i dolarach, z której udzielane będą pożyczki dla
rządów potrzebujących twardej waluty.
13. Rząd i pieniądz
Wielu ludzi uważa, że chociaż wolny rynek ma różne zalety, to na
ogół przedstawia obraz bałaganu i chaosu. Wszystko jest „niezaplanowane” i przypadkowe. Natomiast władza rządu wydaje się
prosta i uporządkowana; polecenia przekazywane są na niższe
szczeble i wykonywane. W żadnej innej dziedzinie gospodarki
mit ten nie jest tak żywy jak w sferze pieniądza. Wydaje się, że
przynajmniej pieniądz musi podlegać rygorystycznej kontroli
państwa. Tymczasem pieniądz jest życiodajną siłą gospodarki,
jest pośrednikiem we wszystkich transakcjach. Gdy rząd dominuje w sferze pieniądza, to znaczy, że przejął już kontrolę nad
najważniejszym stanowiskiem dowodzenia i znajduje się na
drodze ku socjalizmowi. Jak widzieliśmy, wolny rynek pieniądza
– w przeciwieństwie do panującej powszechnie opinii – nie byłby
chaotyczny; lecz stanowiłby wzór porządku i efektywności.
Czego dowiedzieliśmy się o rządzie i pieniądzu? Widzieliśmy jak na przestrzeni wieków rząd krok po kroku wkraczał na
wolny rynek i w końcu przejął całkowitą kontrolę nad systemem
pieniężnym. Widzieliśmy, jak każda nowa regulacja, często z pozoru nieszkodliwa, powodowała wprowadzenie kolejnych regulacji. Widzieliśmy, że rządy są z natury skore do wywoływania
inflacji, ponieważ inflacja jest kuszącym sposobem osiągania
dochodów przez państwo i uprzywilejowane grupy. Powolne lecz
stanowcze przechwycenie kontroli nad pieniądzem zostało wyko-
104
rzystane do: (a) wywoływania w gospodarce inflacji w tempie,
o którym decyduje rząd; (b) wprowadzenia socjalistycznego zarządzania całą gospodarką.
Skutkiem majstrowania rządu przy pieniądzu jest nie tylko
nieopisana tyrania na świecie, lecz także chaos, a nie porządek.
Spowodowało ono rozbicie produkującego w pokoju światowego rynku na tysiące fragmentów. Handel i inwestycje zostały
okaleczone i spętane milionami restrykcji, regulacji, sztucznych
kursów, kryzysami walutowymi itd. Państwowa kontrola nad
pieniądzem, zmieniając świat pokojowych stosunków w dżunglę
zwalczających się bloków walutowych, przyczyniła się do wojen.
Widzieliśmy więc, że wynikiem przymusu – zarówno w sferze
pieniądza, jak i w innych dziedzinach – nie jest porządek, tylko
konflikt i chaos.
IV. Załamanie systemu pieniężnego na
Zachodzie
Od czasu, kiedy ukazało się pierwsze wydanie tej książki, dały już
o sobie znać konsekwencje interwencjonizmu w dziedzinie pieniądza. Światowy kryzys monetarny w lutym i marcu 1973 roku
oraz zniżka notowań dolara w lipcu tego samego roku to tylko najnowsze przykłady coraz częściej występujących kryzysów, które
stanowią podręcznikową ilustrację naszej analizy nieuchronnych
skutków ingerencji państwa w system pieniężny. Po zażegnaniu
każdego takiego kryzysu za pomocą doraźnych środków zachodnie rządy obwieszczają, że tym razem światowy system pieniężny
otrzymał solidną podstawę i że wszystkie kryzysy pieniężne zostały zażegnane. Prezydent Nixon posunął się nawet do tego, że
umowę smithsoniańską z 18 grudnia 1971 roku nazwał „największą umową monetarną w dziejach świata”; w niewiele ponad rok
później ta największa umowa legła już w gruzach. Każde kolejne
„rozwiązanie” upadało szybciej niż poprzednie.
Żeby zrozumieć panujący obecnie chaos w sferze pieniądza,
trzeba pokrótce prześledzić rozwój międzynarodowego systemu
pieniężnego w XX wieku i zobaczyć, jak każda konfiguracja niezdrowych inflacjonistycznych interwencji załamywała się z powodu tkwiących w niej problemów, robiąc miejsce dla kolejnej rundy
interwencji. Dwudziestowieczną historię światowego porządku
pieniężnego można podzielić na dziewięć faz. Zanalizujmy każdą
z nich po kolei.
106
1. Faza I: klasyczny standard złota, 1815 – 1914
Na okres „klasycznego” standardu złota panującego na Zachodzie
w XIX i XX wieku, można spojrzeć jak na wiek złoty w sensie
dosłownym i przenośnym. Nie licząc kłopotów wywołanych
przez problem srebra, świat opierał się na standardzie złota, co
oznaczało, że każda narodowa waluta (dolar, funt, frank itd.)
była tylko nazwą dla określonej porcji wagowej złota. „Dolar”
był na przykład zdefiniowany jako 1/20 uncji złota, funt szterling
– jako nieco mniej niż 1/4 uncji złota itd. Oznaczało to, że „kursy
wymiany” między poszczególnymi walutami narodowymi były
sztywne, ale nie dlatego, że podlegały arbitralnym regulacjom
rządu, tylko z tej samej przyczyny, dla której jeden funt wagowy
zdefiniowany jest jako równy szesnastu uncjom.
Międzynarodowy standard złota dawał tę korzyść, że dobrodziejstwa płynące z używania jednego środka wymiany rozciągały się na cały świat. Jedną z przyczyn wzrostu i prosperity
w Stanach Zjednoczonych był fakt, że mieliśmy jeden pieniądz
dla całego olbrzymiego obszaru kraju. Mieliśmy standard złota lub przynajmniej jeden standard dolara w całym kraju i nie
musieliśmy cierpieć z powodu chaosu związanego z używaniem
różnych rodzajów emitowanego przez poszczególne miasta i hrabstwa pieniądza, którego wartość wahałaby się w stosunku do innych pieniędzy używanych w pozostałych miastach i hrabstwach.
XIX wiek pokazał korzyści płynące z używania jednego pieniądza w całym cywilizowanym świecie. Wspólny pieniądz wspierał
wolność handlu, swobodę inwestowania i podróżowania w całej
tej strefie handlu i pieniądza, co przyczyniało się do rozwoju specjalizacji i międzynarodowego podziału pracy.
Należy podkreślić, że złoto nie zostało wybrane na standard
pieniężny w sposób arbitralny przez rządy. Złoto zostało uznane
za najlepszy pieniądz po wielu wiekach używania go przez wolny
rynek; zostało uznane za towar, który mógł służyć jako najbardziej
107
stabilny i pożądany środek wymiany. Przede wszystkim podaż i zaopatrzenie w złoto zależały tylko od sił rynkowych a nie od arbitralnych decyzji rządu o uruchomieniu maszyny drukarskiej.
Międzynarodowy standard złota zapewniał automatyczny
rynkowy mechanizm ograniczający potencjał inflacyjny rządu.
Zapewniał również mechanizm pozwalający utrzymać w równowadze bilans płatniczy poszczególnych krajów. Jak w połowie
XVIII wieku zauważył filozof i ekonomista David Hume, jeśli jeden kraj, powiedzmy Francja, zwiększa podaż papierowych franków, ceny w tym kraju wzrastają, zwiększone dochody w papierowych frankach stymulują import, dodatkowo pobudzany przez
spadek cen towarów importowanych względem cen krajowych.
Jednocześnie wyższe ceny krajowe hamują eksport. Skutkiem
jest deficyt w bilansie płatniczym, który trzeba spłacić wobec
innych krajów wymieniających franki na złoto. Odpływ złota
zmusza Francję do zmniejszenia ilości inflacyjnych papierowych
franków. Ma to zapobiec utracie całego krajowego złota. Jeśli
inflacja przybrała formę depozytów bankowych, to francuskie
banki muszą zmniejszyć ilość kredytów i depozytów, żeby nie
dopuścić do bankructwa spowodowanego koniecznością wypłat
obcokrajowcom posiadającym depozyty w złocie. Ograniczenie
ilości papierowego pieniądza powoduje spadek cen krajowych
i nadwyżkę w eksporcie, w wyniku czego odwrócony zostaje
kierunek przepływu złota aż do momentu, gdy poziom cen we
Francji i w pozostałych krajach zostanie zrównany.
Prawdą jest, że interwencje rządu dokonywane przed wiekiem XIX zmniejszyły szybkość tego mechanizmu rynkowego
i umożliwiły powstanie w warunkach standardu złota cyklu koniunkturalnego następujących po sobie inflacji i recesji. Interwencje te polegały w szczególności na zmonopolizowaniu przez rządy
mennic, wprowadzeniu przepisów o prawnym środku płatniczym,
wprowadzeniu pieniądza papierowego i rozwoju inflacyjnej bankowości wspieranej przez poszczególne rządy. Jednakże, mimo iż
108
interwencje spowolniły procesy dostosowawcze rynku, to procesy
te nadal miały ostateczną kontrolę nad sytuacją. Chociaż więc
dziewiętnastowieczny klasyczny standard złota nie był doskonały
i dopuszczał do powstawania niewielkich boomów i załamań, to
mimo wszystko stanowił najlepszy porządek monetarny w dziejach; porządek, który funkcjonował, który nie pozwalał na to,
żeby cykl koniunkturalny wymknął się spod kontroli i który
umożliwiał rozwój wolnego handlu międzynarodowego, obrotu
dewizowego i inwestycji69.
2. Faza II: I wojna światowa i okres po zakończeniu wojny
Skoro klasyczny standard złota funkcjonował tak dobrze, to dlaczego załamał się? Załamał się, ponieważ zaufano rządom, że dopilnują, by funty, dolary, franki itd. były zawsze wymienialne na złoto
– tak jak to obiecały i jak obiecał to kontrolowany przez nie system
bankowy. Powodem załamania nie było złoto, tylko niemądra
wiara, że rząd dotrzyma swoich obietnic. Wszystkie rządy szykujące się do tragicznej I wojny światowej musiały zwiększyć podaż
własnego pieniądza papierowego oraz waluty bankowej. Inflacja
przybrała tak poważne rozmiary, że rządy państw biorących udział
w wojnie nie były w stanie wywiązać się z obietnic i „odeszły od
standardu złota”, tzn. ogłosiły swoje własne bankructwo, niedługo po przystąpieniu do wojny. Tak postąpiły wszystkie państwa
oprócz Stanów Zjednoczonych, które przystąpiły do wojny później
i nie zwiększyły podaży dolarów do tego stopnia, żeby zagroziło
to wymienialności waluty na złoto. Jednakże poza USA świat do69
Najnowsze studium dotyczące klasycznego standardu złota i historii wczesnych
faz jego załamania na początku XX wieku przedstawia Melchior Palyi, The Twilight of Gold, 1914-1936 (Chicago: Henry Regnery, 1972).
109
świadczał tego, co niektórzy współcześni ekonomiści nazywają nirwaną swobodnie wahających się kursów wymiany (nazywa się je
również „systemem płynnych kursów walutowych, brudną płynnością – dirty float”), konkurencyjnych dewaluacji, zwalczających się
bloków walutowych, kontroli kursów wymiany, ceł i kontyngentów
oraz załamania się międzynarodowego handlu i inwestycji. Poddane inflacji funty, marki itd. straciły na wartości w stosunku do złota
i do dolara; na całym świecie zapanował chaos pieniężny.
Na szczęście w tamtych czasach niewielu było ekonomistów,
którzy uważaliby taką sytuację za ideał systemu pieniężnego.
Na ogół fazę II postrzegano jako krok w kierunku nadchodzącej
międzynarodowej katastrofy. Politycy i ekonomiści rozglądali się
w poszukiwaniu sposobów na przywrócenie równowagi i wolności,
które były charakterystyczne dla klasycznego standardu złota.
3. Faza III: system waluty dewizowo-złotej
(Wielka Brytania i USA), 1926-1931
Jak powrócić do złotego wieku? Rozsądek nakazywałby uznać
fakty – fakt deprecjacji funta, franka, marki itd. – i przywrócić
standard złota po zdefiniowanym na nowo kursie: takim, który
byłby dostosowany do istniejącej podaży pieniądza i do bieżącego
poziomu cen. Brytyjski funt był na przykład tradycyjnie definiowany jako waga, której odpowiadało 4,86 dolara. Tymczasem pod
koniec I wojny światowej w wyniku inflacji w Wielkiej Brytanii
funt spadł do wartości około 3,50 dolara na wolnym rynku walutowym. Podobnie zmalała wartość innych walut. Gdyby Wielka
Brytania chciała prowadzić rozsądną politykę, to wróciłaby do
standardu złota przy kursie 3,50 dolara. Podobnie powinny były
zrobić pozostałe kraje borykające się z inflacją. Dzięki temu powrócono by szybko i bez przeszkód do fazy I. Zamiast tego Wielka
Brytania podjęła fatalną decyzję o przywróceniu starego parytetu
110
wynoszącego 4,86 dolara70. Podjęto ją ze względu na narodowy
„prestiż” i w płonnej nadziei, że uda się przywrócić Londynowi
znaczenie światowego centrum finansowego dla „twardego pieniądza”. Żeby ten akt heroicznego szaleństwa mógł doprowadzić
do zwycięstwa, Wielka Brytania musiałaby poważnie zmniejszyć
podaż pieniądza i obniżyć poziom cen, ponieważ przy kursie 4,86
dolara za funt ceny brytyjskiego eksportu były znacznie za wysokie na to, by stanowić konkurencję na światowych rynkach. Deflacja nie wchodziła wówczas w grę ze względów politycznych, gdyż
wzrost znaczenia związków zawodowych oraz ogólnokrajowy
system ubezpieczeń od bezrobocia spowodowały, że płace trwale
się obniżyły. Żeby doprowadzić do deflacji, rząd brytyjski musiałby powstrzymać rozrost państwa opiekuńczego. Tymczasem
Brytyjczycy chcieli, żeby inflacja i ceny nadal rosły. W wyniku
kumulacji dwóch czynników – inflacji oraz przywrócenia nadwartościowego parytetu – eksport brytyjski przeżywał stagnację
przez całe lata dwudzieste, a w czasie, gdy w pozostałych krajach
miał miejsce boom gospodarczy, bezrobocie w Wielkiej Brytanii
utrzymywało się na wysokim poziomie.
W jaki sposób Brytyjczycy mogliby mieć ciastko i zjeść je
zarazem? Poprzez wprowadzenie nowego międzynarodowego
systemu pieniężnego, który zachęcałby lub zmuszał inne rządy
do zwiększenia podaży pieniądza albo do przywrócenia standardu złota przy zawyżonych parytetach dla walut ich krajów, co
spowodowałoby sparaliżowanie eksportu tych państw i subsydiowanie importu z Wielkiej Brytanii. Tak właśnie postąpiła Wielka
Brytania, doprowadzając na konferencji w Genui w roku 1922 do
utworzenia nowego międzynarodowego porządku monetarnego:
standardu waluty dewizowo-złotej.
70
Na temat brytyjskiego błędu i jego skutków, które doprowadziły do depresji roku
1929, zobacz: Lionel Robbins, The Great Depression (New York: MacMillan,
1934).
111
Standard waluty dewizowo-złotej działał w następujący sposób: Stany Zjednoczone pozostały przy klasycznym standardzie
złota i wypłacały za dolary złoto. Wielka Brytania i inne kraje
Zachodu powróciły natomiast do standardu pseudo-złota – Wielka Brytania w roku 1926, a pozostałe kraje mniej więcej w tym
samym czasie. Za funty i inne waluty nie wypłacano złotych
monet, tylko duże sztaby złota, które nadawały się wyłącznie do
obsługi transakcji międzynarodowych. Uniemożliwiało to zwykłym obywatelom Wielkiej Brytanii i innych państw europejskich
używanie złota na co dzień i dzięki temu pozwalało na większą
inflację pieniędzy papierowych i bankowych. Co więcej, Wielka
Brytania wypłacała za funty nie tylko złoto, lecz także dolary,
natomiast inne kraje płaciły za swoje waluty nie w złocie lecz
w funtach. Większość z tych państw Wielka Brytania nakłoniła
do przywrócenia standardu złota przy zawyżonym parytecie.
W rezultacie powstała piramida: na złocie opierały się dolary, na
dolarach funty, na funtach pozostałe waluty – „standard waluty
dewizowo-złotej”, w którym dolar i funt odgrywały rolę „walut
kluczowych”.
Teraz, gdy Wielka Brytania zwiększała podaż pieniądza
i borykała się z deficytem bilansu płatniczego, mechanizm standardu złota nie działał w kierunku ograniczenia inflacji. Pozostałe kraje nie wymieniały teraz swoich funtów na złoto, tylko
trzymały funty i na ich bazie zwiększały inflację. Dlatego Wielka
Brytania i cała Europa mogły zwiększać inflację bez ograniczeń,
a deficyt Wielkiej Brytanii mógł rosnąć niekrępowany rynkową
dyscypliną, jaką dawniej stanowił standard złota. Wielka Brytania przekonała również Stany Zjednoczone, by zwiększyły podaż
dolara. Zapobiegło to odpływowi rezerw złota i dolarów do Stanów Zjednoczonych.
Problem ze standardem dewizowo-złotowym polega na tym,
że nie może on trwać wiecznie; w końcu trzeba będzie zapłacić
rachunek, ale stanie się to dopiero w reakcji na przedłużający się
112
inflacyjny boom. W miarę jak rosły salda w funtach szterlingach
we Francji, Stanach Zjednoczonych i w innych krajach, najmniejszy
przejaw utraty zaufania do chwiejnej i tandetnie zbudowanej inflacyjnej struktury mógł doprowadzić do ogólnego załamania. To właśnie stało się w roku 1931. W całej Europie upadały powodujące inflację banki, a Francja, która opierała się na „twardym pieniądzu”,
podjęła próbę wymiany swojego salda w szterlingach na złoto. To
spowodowało, że Wielka Brytania całkowicie odeszła od standardu
złota. Wkrótce inne kraje Europy podążyły jej śladem.
4. Faza IV: Płynne kursy pustych walut, 1931-1945
Świat znowu pogrążył się w chaosie pieniężnym znanym już
z okresu I wojny światowej; z tym, że teraz nadzieje na przywrócenie standardu złota były niewielkie. Międzynarodowy system
gospodarczy rozpadał się w chaosie płynnych kursów walutowych, konkurujących dewaluacji, regulacji kursów wymiany,
barier w handlu. Rozszalała się gospodarcza i monetarna wojna
między poszczególnymi walutami i blokami walutowymi. Międzynarodowy handel i inwestycje praktycznie zamarły. Handel
odbywał się na podstawie umów barterowych między konkurującymi ze sobą i skłóconymi rządami. Sekretarz stanu Cordell
Hull wielokrotnie zwracał uwagę, że właśnie konflikty pieniężne
i gospodarcze lat trzydziestych były główną przyczyną wybuchu
II wojny światowej71.
Stany Zjednoczone utrzymywały standard złota jeszcze
przez dwa lata, a następnie odeszły od klasycznego standardu
złota, usiłując w ten sposób zaradzić depresji. Obywatele amerykańscy nie mogli już wymieniać dolarów na złoto i nie wolno im
71
Cordell Hull, Memoirs (New York, 1948) I, 81. Zobacz też: Richard N. Gardner,
Sterling-Dollar Conspiracy (Oxford: Clarendon Press, 1956) s. 141.
113
było nawet posiadać złota ani w kraju ani za granicą. Jednakże
po roku 1934 Stany Zjednoczone utrzymywały nadal dziwaczną
nową formę standardu złota. Dolar został zdefiniowany jako 1/35
uncji złota i na złoto wymieniać go mogły obce rządy oraz banki
centralne. Dawny związek ze złotem pozostał. Ponadto chaos na
rynku pieniężnym w Europie powodował, że złoto odpływało do
jedynego względnie bezpiecznego raju pieniężnego, jakim były
Stany Zjednoczone.
Chaos i nieokiełznana wojna gospodarcza lat trzydziestych
wskazują na to, jak poważnym błędem politycznym (nie mówiąc
o problemach w wymiarze gospodarczym) był system płynnych
kursów pustych walut, który zaproponowała szkoła chicagowska
Miltona Friedmana. Zwolennicy Friedmana – w imię obrony wolnego rynku – przecięli ostatecznie wszelkie więzy łączące pieniądz ze złotem, oddali całkowitą kontrolę nad poszczególnymi
walutami w ręce rządów centralnych emitujących puste papiery
jako prawny środek płatniczy, a następnie poradzili rządom, żeby
pozwoliły swoim walutom wahać się względem pozostałych walut
oraz żeby powstrzymały się od wywoływania nadmiernej inflacji.
Poważnym błędem politycznym było przekazanie całkowitej kontroli nad podażą pieniądza w ręce państwa narodowego i żywienie
złudnej nadziei, że państwo powstrzyma się od wykorzystywania
możliwości wywoływania inflacji. Nadarzające się możliwości
– w tym również sposobność zgodnego z prawem fałszowania
pieniędzy – są skwapliwie wykorzystywane, dlatego naiwność
i etatystyczny charakter tego rodzaju projektu powinny być całkowicie oczywiste. Tak więc katastrofalne doświadczenie fazy IV
– świat pustego pieniądza i wojny gospodarcze lat trzydziestych
– doprowadziło do tego, że władze Stanów Zjednoczonych za
główny cel ekonomiczny II wojny światowej uznały odbudowę
trwałego międzynarodowego systemu pieniężnego; systemu,
który umożliwiałby odrodzenie światowego handlu i korzystanie
z owoców międzynarodowego podziału pracy.
114
5. Faza V: Bretton Woods i nowy standard dewizowo-złoty (USA), 1945-1968
Nowy międzynarodowy porządek monetarny narodził się na
międzynarodowej konferencji w Bretton Woods, w stanie New
Hampshire w połowie roku 1944. Kongres ratyfikował jego wprowadzenie w USA w roku 1945. Chociaż system z Bretton Woods
funkcjonował znacznie lepiej niż fatalne rozwiązania z lat trzydziestych, to stanowił tylko kolejny inflacyjny wariant standardu
dewizowo-złotego z lat dwudziestych i – podobnie jak w latach
dwudziestych – jego dni były policzone.
Nowy system nie różni się zasadniczo od standardu waluty
dewizowo-złotej z lat dwudziestych, z tym, że na miejsce funta
brytyjskiego w roli jednej z „kluczowych walut” wdarł się brutalnie dolar. Teraz jedyną kluczową walutą miał być dolar, którego
wartość określono na 1/35 uncji złota. Drugą różnicą w porównaniu z latami dwudziestymi było to, że dolar nie mógł być już
wymieniany na złoto przez obywateli amerykańskich. Kontynuowano system z lat trzydziestych, który możliwość wymiany
dolara na złoto dopuszczał tylko w przypadku rządów innych
państw i ich banków centralnych. Normalni ludzie nie mogli
korzystać z przywileju wymiany dolarów na światowy pieniądz
złoty; korzystały z niego tylko rządy. W systemie z Bretton Woods dolary USA (w pieniądzach papierowych i depozytach bankowych) opierały się na złocie, na które obce rządy mogły dolary
wymieniać; natomiast rządy innych krajów utrzymywały podstawowe rezerwy w dolarach i na nich opierały swoje waluty. Stany
Zjednoczone dysponowały zaraz po wojnie ogromnymi zasobami
złota (wartości około 25 miliardów dolarów), więc dysponowały
dużymi możliwościami budowania na ich podstawie piramidy dolarów. Ponadto system mógł przez pewien czas „działać”, ponieważ wszystkie światowe waluty zostały do niego włączone przy
zachowaniu swoich przedwojennych parytetów, w większości
przypadków znacznie zawyżonych w stosunku do rzeczywistej
115
wartości walut, które były poddawane inflacji i deprecjonowane. Na przykład zdewaluowany funt szterling powrócił do kursu
4,86 dolara, mimo że pod względem rynkowej siły nabywczej
miał wartość znacznie niższą. Ze względu na to, że w roku 1945
wartość dolara była sztucznie zaniżona, a wartość innych walut
zawyżona, dolar stał się dobrem rzadkim i świat cierpiał na jego
tzw. niedostatek, co dla podatnika amerykańskiego oznaczało,
że ma obowiązek uzupełnić istniejące na świecie niedobory poprzez pomoc zagraniczną. Jednym słowem, nadwyżki z eksportu
uzyskane dzięki niedoszacowaniu dolara amerykańskiego miały
być częściowo finansowane z kieszeni nieszczęsnego podatnika
w formie pomocy zagranicznej.
Istniała spora przestrzeń dla zwiększania inflacji zanim
wystąpią negatywne zjawiska. Dlatego Stany Zjednoczone zaczęły uprawiać powojenną politykę stałej inflacji pieniężnej,
politykę, którą beztrosko stosują do tej pory. Na początku lat
pięćdziesiątych utrzymująca się nieprzerwanie inflacja w Ameryce spowodowała, że kierunek międzynarodowego handlu zaczął
się odwracać. Podczas gdy USA wywoływały inflację oraz uprawiały ekspansję pieniądza i kredytu, rządy największych państw
europejskich – w wielu przypadkach pod wpływem „austriackich” doradców specjalizujących się w problematyce monetarnej
– uprawiały politykę względnie „twardego pieniądza” (np. Niemcy Zachodnie, Szwajcaria, Francja, Włochy). Wielka Brytania,
w której inflacja osiągnęła wyjątkowo wysoki poziom, z powodu
odpływu dolarów zmuszona była do dewaluacji funta do bardziej
realistycznej wartości (przez jakiś czas funt był wart około 2,40
dolara). To wszystko, w połączeniu z rosnącą produktywnością
Europy a później Japonii, doprowadziło do stale utrzymującego
się deficytu bilansu płatniczego Stanów Zjednoczonych. W latach
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Stany Zjednoczone miały coraz większą inflację – zarówno w wymiarze bezwzględnym, jak
i w porównaniu z Japonią oraz Europą Zachodnią. Tymczasem nie
116
istniał już klasyczny standard złota, który byłby ograniczeniem
dla inflacji, zwłaszcza inflacji w Ameryce. Reguły gry wymyślone w Bretton Woods przewidywały, że kraje Europy Zachodniej będą musiały stale zwiększać swoje rezerwy, a nawet używać
dolarów jako podstawy do zwiększania podaży własnych walut
i kredytu.
Jednakże w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych kraje
Europy Zachodniej, które prowadziły politykę twardszego pieniądza (a także Japonia) zaczęły się niecierpliwić koniecznością
gromadzenia dolarów. Z niedowartościowanych dolary stawały
się teraz coraz bardziej przeszacowane. Gdy siła nabywcza dolarów – a co za tym idzie ich prawdziwa wartość – spadła, dolar
stał się dla rządów innych państw pieniądzem niechcianym. Tymczasem rządy były uwięzione w systemie, który stawał się coraz
większym koszmarem. Na skargi ze strony państw europejskich,
którym przewodziła Francja i główny doradca monetarny De
Gaulle’a, zwolennik klasycznego standardu złota, Jacques Rueff,
Ameryka odpowiedziała pogardą i szorstką odmową ustąpienia.
Amerykańscy politycy i ekonomiści oświadczyli wprost, że Europa musi używać jako waluty dolara, że nie potrafiła zaradzić
swoim problemom i że wobec tego USA będą nadal uprawiać
politykę „beztroskiego lekceważenia” („benign neglect”) międzynarodowych skutków monetarnych własnych działań.
Europa dysponowała prawnie zagwarantowaną możliwością wymiany dolarów na złoto po kursie 35 dolarów za uncję.
I w miarę jak dolar stawał się coraz bardziej nadwartościowy
względem twardych walut i złota, rządy europejskie coraz chętniej korzystały z tej możliwości. Dała o sobie znać kontrolna
funkcja standardu złota: od początku lat pięćdziesiątych złoto odpływało z USA nieprzerwanie przez dwie dekady. Amerykańskie
zasoby złota skurczyły się w tym czasie z ponad 20 miliardów
do 9 miliardów dolarów. Skoro dolary coraz bardziej traciły na
wartości w stosunku do topniejącej podstawy z zasobów złota,
117
to w jaki sposób USA miały wymieniać zagraniczne dolary na
złoto, realizując zasadę, która stanowiła kamień węgielny systemu
z Bretton Woods? Te problemy nie spowodowały zahamowania
utrzymującej się w USA inflacji dolarów i cen, ani nie zmieniły
amerykańskiej polityki „beztroskiego lekceważenia”, co w końcu
lat sześćdziesiątych doprowadziło do szybkiego zgromadzenia
w Europie nie mniej niż 80 miliardów niechcianych dolarów (tzw.
eurodolarów). W celu powstrzymania rządów europejskich przed
dalszym wykupywaniem amerykańskiego złota, USA wywierały
na nie silne naciski polityczne. Przypominały one zabiegi, które
podejmowali Brytyjczycy w celu powstrzymania Francuzów od
realizacji w złocie przed rokiem 1931 ich nabrzmiałego salda
w szterlingach; z tym że naciski Amerykanów były znacznie
silniejsze. Jednakże w dłuższej perspektywie rządy muszą się
w końcu skonfrontować z prawem ekonomicznym. I to właśnie
się przytrafiło pod koniec lat sześćdziesiątych zwiększającemu
wesoło inflację rządowi USA. System waluty dewizowo-złotej
z Bretton Woods – chwalony przez amerykański establishment
polityczno-ekonomiczny jako trwały i niezniszczalny – w roku
1968 zaczął się gwałtownie rozpadać.
6. Faza VI: rozpad systemu z Bretton Woods,
1968-1971
W miarę jak za granicą rosły rezerwy dolarowe, a złoto wciąż odpływało, USA coraz trudniej było utrzymać cenę złota na poziomie
35 dolarów za uncję na wolnym rynku złota w Londynie i Zurichu.
Kurs 35 dolarów za uncję stanowił filar systemu. Obywatele amerykańscy od roku 1934 nie mieli prawa posiadać złota w kraju ani za
granicą, ale mieszkańcy innych krajów korzystali ze swobody posiadania złotych sztab i monet. Dlatego w Europie prywatne osoby
wymieniały dolary na złoto na wolnym rynku po kursie 35 dolarów.
118
Wraz z postępującą inflacją i ze spadkiem wartości dolara i w miarę
jak rósł deficyt bilansu płatniczego USA, Europejczycy i obywatele innych państw coraz szybciej wykupywali złoto za dolary. Dla
utrzymania kursu 35 dolarów za uncję rząd amerykański zmuszony
był dalej uszczuplać stopniałe już zasoby złota, żeby podtrzymać
cenę 35 dolarów za uncję w Londynie i Zurichu.
Kryzys zaufania do dolara na wolnym rynku złota zmusił
Stany Zjednoczone do wprowadzenia zasadniczych zmian w systemie pieniężnym w roku 1968. Chodziło o to, żeby niesforny
wolny rynek złota przestał zagrażać porozumieniu z Bretton
Woods. W ten sposób powstał „dwupoziomowy rynek złota”.
Intencją było posłanie wolnego rynku złota do diabła; miał on zostać szczelnie odizolowany od prawdziwych działań monetarnych
podejmowanych przez banki centralne i rządy na świecie. Stany
Zjednoczone miały poniechać prób utrzymania wolnorynkowej
ceny 35 dolarów za uncję złota i nie zważać na wolny rynek złota.
USA i wszystkie inne państwa uzgodniły, że cena 35 dolarów za
uncję będzie obowiązywała na zawsze. Rządy i banki centralne
miały odtąd zaprzestać kupowania i sprzedawania złota na rynku
„zewnętrznym”; teraz bowiem złoto miało krążyć między bankami centralnymi jako żetony, a nowa podaż złota, wolny rynek
złota i prywatny popyt na złoto szłyby własnym torem, całkowicie
niezależnym od organizacji światowego systemu pieniężnego.
Równocześnie USA mocno naciskały na wprowadzenie nowego rodzaju światowej rezerwy papierowej, specjalnych praw
ciągnienia, czyli SDR-ów (Special Drawing Rights), które miałyby
docelowo całkowicie zastąpić złoto i służyć jako nowa światowa
waluta papierowa emitowana przez przyszły Światowy Bank Rezerw; gdyby udało się stworzyć taki system, wtedy USA mogłyby po wsze czasy zwiększać podaż pieniądza bez ograniczeń we
współpracy z innymi rządami (jedyne ograniczenie stanowiłaby
katastrofa polegająca na galopującej inflacji i załamaniu się światowej waluty papierowej). Na razie jednak SDR-y – zwalczane przez
119
zachodnioeuropejskie państwa „twardego pieniądza” – stanowią
tylko niewielką część rezerw w Ameryce i w innych krajach.
Wszyscy ekonomiści opowiadający się za pieniądzem papierowym – od keynesistów po zwolenników Friedmana – byli pewni,
że złoto zniknie teraz z międzynarodowego systemu pieniężnego.
Z pełnym przekonaniem twierdzili oni, że wolnorynkowa cena
złota – odcięta od „podstawy”, jaką stanowił dla niej dolar – spadnie wkrótce poniżej poziomu 35 dolarów za uncję, a nawet do ceny
„przemysłowego” złota niepieniężnego, szacowanej na 10 dolarów
za uncję. Tymczasem nie dość, że wolnorynkowa cena złota nigdy
nie spadła poniżej 35 dolarów, to stale utrzymywała się powyżej
tego poziomu i w roku 1973 doszła do około 125 dolarów za uncję.
Jeszcze rok wcześniej ekonomiści – zwolennicy pieniądza papierowego nie podejrzewali, że złoto może osiągnąć taką cenę.
Dwupoziomowy rynek złota nie przyniósł wcale nowego
trwałego systemu pieniężnego; pozwolił tylko zyskać parę lat.
Inflacja i deficyt rosły w Ameryce nadal. Szybko pęczniały zasoby eurodolarów, złoto nadal odpływało, a jego zwyżkująca cena
rynkowa przyspieszyła po prostu utratę zaufania do dolara. Dwupoziomowy system szybkimi krokami zmierzał do kryzysu i do
ostatecznego rozpadu Bretton Woods72.
7. Faza VII: Koniec Bretton Woods: płynne kursy
pustych walut, sierpień-grudzień 1971
15 sierpnia 1971 roku, w tym samym czasie, gdy prezydent Nixon
zamroził ceny i płace, podejmując daremną próbę ograniczenia
inflacji, pan Nixon doprowadził również powojenny system
72
Na temat dwupoziomowego rynku złota zobacz: Jacques Rueff, The Monetary
Sin of the West (New York: MacMillan, 1972).
120
z Bretton Woods do gwałtownego upadku. Gdy europejskie banki
centralne zagroziły wreszcie, że wymienią sporą część swoich potężnych zasobów dolarowych na złoto, prezydent Nixon odszedł
całkowicie od złota. Po raz pierwszy w historii dolar był zupełnie
pusty, nie miał żadnego pokrycia w złocie. Nawet wątły związek ze złotem utrzymywany po roku 1933 został teraz zerwany.
Świat pogrążony w systemie pustego pieniądza z lat trzydziestych
znalazł się w jeszcze gorszej sytuacji: teraz nawet dolar utracił
związek ze złotem. Nad horyzontem zawisło widmo bloków walutowych, konkurujących dewaluacji, wojen gospodarczych oraz
załamania się międzynarodowego handlu i inwestycji, a także
związanej z nimi ogólnoświatowej depresji.
Co robić? Podejmując próbę przywrócenia międzynarodowego porządku w sferze pieniądza, który pozostawałby niepowiązany ze złotem, Stany Zjednoczone narzuciły światu Umowę
Waszyngtońską z 18 grudnia 1971 roku.
8. Faza VIII: Umowa Waszyngtońska, grudzień
1971 – luty 1973
Umowa Waszyngtońska, którą prezydent Nixon nazwał „największą umową monetarną w dziejach świata”, była jeszcze bardziej
niestabilna i obarczona błędami niż standard dewizowo-złoty z lat
dwudziestych i niż Bretton Woods. Państwa ponownie zobowiązały się do utrzymywania sztywnych kursów wymiany, ale tym
razem rezygnując i ze złota i z pieniądza światowego, które stanowiłyby pokrycie dla poszczególnych walut. Ponadto wartość licznych walut europejskich była ustalona według parytetu zaniżonego w stosunku do dolara; jedynym ustępstwem ze strony USA
była niewielka dewaluacja oficjalnego kursu dolara do poziomu
38 dolarów za uncję. Chociaż dewaluacja ta była znacznie za mała
i nastąpiła o wiele za późno, to była istotna, gdyż przełamywała
121
zaklęty krąg składanych przez amerykańskie władze zapewnień,
że kurs 35 dolarów będzie utrzymywany po wieczne czasy. Teraz
wreszcie w zawoalowany sposób przyznano, że cena 35 dolarów
nie jest wyryta na kamiennych tablicach.
Sztywne kursy, nawet z szerszym zakresem dozwolonych wahań, ale pozbawione światowego środka wymiany, skazane były na
szybki upadek. Wiązało się to przede wszystkim z inflacją pieniężną i cenową w Ameryce, malejącym znaczeniem dolara i deficytem
bilansu płatniczego, które nadal pozostawały poza kontrolą.
Olbrzymia podaż eurodolarów, połączona z utrzymującą się
inflacją i zniesieniem pokrycia w złocie, spowodowały wywindowanie ceny złota do poziomu 215 dolarów za uncję. Gdy stało się
oczywiste, że dolar jest przeszacowany, a europejskie i japońskie
twarde pieniądze niedoszacowane, dolar w końcu załamał się na
światowych rynkach; w lutym – marcu 1973 nastąpiła panika.
Niemcy Zachodnie, Szwajcaria, Francja i inne kraje twardego
pieniądza nie mogły już kupować dolarów, żeby podtrzymać
ich zawyżoną wartość. W niewiele ponad rok od wprowadzenia
waszyngtoński system sztywnych kursów bez pokrycia w złocie
roztrzaskał się o skały ekonomicznych realiów.
9. Faza IX: płynne kursy pustych walut, marzec
1973 –?
Po zapaści dolara świat powrócił znów do systemu płynnych kursów pustych walut. W obrębie bloku krajów Europy Zachodniej
kursy wymiany były wzajemnie powiązane, a USA ponownie
zdewaluowały oficjalny kurs dolara o symboliczną wartość – do
42 dolarów za uncję. Gdy z dnia na dzień wartość dolara w stosunku do innych walut spadła, a frank szwajcarski i japoński jen
poszybowały w górę, władze amerykańskie, wsparte opinią ekonomistów – zwolenników Friedmana, stwierdziły, że to właśnie
122
jest idealny system pieniężny. W warunkach płynnych kursów
wymiany nadwyżki dolara i gwałtowne kryzysy w bilansie płatniczym faktycznie przestały gnębić świat. Ponadto amerykańscy
eksporterzy nie posiadali się z radości, że spadek kursu dolara
spowodował obniżkę cen towarów amerykańskich za granicą, co
wpłynęło korzystnie na eksport. Wprawdzie rządy nadal sterowały zmianami kursów („brudne” pływanie zamiast „czystego”),
ale w sumie wydawało się, że międzynarodowy system pieniężny
podążył za utopią friedmanowską.
Jednakże bardzo szybko okazało się, że międzynarodowy
system pieniężny znajduje się w stanie dalekim od doskonałości. W dłuższej perspektywie problem polegał na tym, że kraje
o twardych walutach nie będą bez końca przyglądały się biernie,
jak kursy ich walut rosną, a własny eksport przegrywa z konkurencją amerykańską. Jeśli w Ameryce nadal miałaby trwać inflacja, a wartość dolara wciąż by spadała, to kraje te powróciłyby
do dewaluowania na wyścigi swoich walut, do kontroli kursów,
bloków walutowych i wojen gospodarczych z lat trzydziestych.
Jednakże bardziej bezpośrednim problemem była odwrotna strona medalu: mianowicie fakt, że tracący na wartości dolar oznaczał
znaczny wzrost cen towarów importowanych, niekorzystną sytuację dla podróżujących za granicę turystów amerykańskich, a także tak duży popyt na tani eksport amerykański, iż powodowało to
wzrost cen towarów eksportowych na rynku wewnętrznym (np.
inflacja cen amerykańskiego zboża i mięsa). Tak więc eksporterzy amerykańscy mogli rzeczywiście zyskać, ale tylko kosztem
uderzenia przez inflację w konsumentów amerykańskich. Paraliżująca niepewność związana z nagłymi wahaniami kursów,
w widoczny sposób powróciła do Ameryki wraz z nagłą zniżką
notowań dolara na rynkach walutowych w lipcu 1973 roku.
Od czasu, gdy Ameryka odeszła całkowicie od złota w sierpniu 1971 roku i wprowadziła friedmanowski system płynnych
kursów pustej waluty w marcu 1973 roku, USA i inne kraje
123
doświadczyły najbardziej intensywnego i najdłuższego ataku
inflacji w czasach pokoju, jaki kiedykolwiek miał miejsce. Czytelnik już z pewnością rozumie, że nie stało się tak przypadkiem.
Zanim dolar został oderwany od złota, keynesiści i friedmanowcy,
opowiadając się na różne sposoby za pustym pieniądzem papierowym, przewidywali niewzruszenie, że gdy zostanie wprowadzony pusty pieniądz, rynkowa cena złota spadnie szybko do
poziomu niepieniężnego, który wynosił wówczas około 8 dolarów
za uncję. Obie te grupy, mając w pogardzie złoto, twierdziły,
że cenę złota windował potężny dolar a nie odwrotnie. Po roku
1971 rynkowa cena złota nigdy nie spadła poniżej starej sztywnej
ceny 35 dolarów za uncję i prawie przez cały czas utrzymywała
się na poziomie o wiele wyższym. Gdy w latach pięćdziesiątych
i sześćdziesiątych ekonomiści, tacy jak Jacques Rueff, postulowali standard złota z ceną 70 dolarów za uncję, uważano, że cena ta
jest niewiarygodnie wysoka. Obecnie wydaje się ona jeszcze bardziej niewiarygodnie niska. Znacznie wyższa cena złota świadczy
o tym, że od czasów, gdy „postępowi” ekonomiści zaczęli mieć
decydujący głos i pokrycie w złocie zostało całkowicie zniesione,
dolar fatalnie się stoczył.
Jest aż nazbyt oczywiste, że ludzie na całym świecie – zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w innych krajach – mają
już dość bezprzykładnej inflacji, która pojawiła się wraz z nastaniem ery płynnego pustego pieniądza w roku 1973. Jesteśmy
również zmęczeni skrajną zmiennością i nieprzewidywalnością
kursów wymiany walut. Zmienność ta jest konsekwencją systemu pustego pieniądza narodowego, który poszatkował wspólną
niegdyś walutę światową i przyczynił się do tego, że oprócz naturalnej niepewności zawartej w wolnorynkowym systemie cen,
pojawiła się sztuczna niestabilność natury politycznej. Friedmanowskie marzenie o płynnym pustym pieniądzu legło w gruzach
i widoczna jest zrozumiała tęsknota za powrotem do międzynarodowego pieniądza ze sztywnymi kursami wymiany.
124
Klasyczny standard złota pozostaje niestety zapomniany,
a ostatecznym celem większości przywódców, zarówno amerykańskich, jak i innych krajów, jest urzeczywistnienie starej keynesowskiej wizji światowego standardu pustego pieniądza papierowego, nowej jednostki pieniężnej, którą emitowałby Światowy
Bank Rezerw (World Reserve Bank – WRB). Nie ma znaczenia,
czy nowej walucie nada się nazwę „bankor” (jak zaproponował
Keynes), „unita” (co sugerował urzędnik ministerstwa finansów
w czasie II wojny światowej Harry Dexter White) czy też „feniks”
(jak podsunął The Economist). Zasadniczą sprawą jest to, że taka
światowa waluta papierowa uwalniałaby wprawdzie świat od kryzysów bilansu płatniczego (ponieważ WRB mógłby emitować
dowolne ilości bankorów i dostarczać je do wybranego kraju), ale
otwierałaby jednocześnie drogę dla nieograniczonej, ogólnoświatowej inflacji, której nie trzymałyby w ryzach ani kryzysy bilansu
płatniczego, ani spadki kursów walutowych. WRB decydowałby
niepodzielnie o podaży światowego pieniądza i określałby sposób
jego dystrybucji wśród poszczególnych krajów. WRB skorzystałby z możliwości narzucenia światu „mądrze sterowanej” inflacji.
Niestety nic nie stałoby wówczas na przeszkodzie, żeby rozpętała się niewyobrażalna katastrofa zagłady gospodarczej, którą
stanowiłaby ogólnoświatowa galopująca inflacja; nic – oprócz
wątpliwej umiejętności dostrajania światowej gospodarki, którą
dysponowałby WRB.
Podczas gdy ogólnoświatowy pieniądz papierowy i bank
centralny pozostają odległym celem przywódców o nastawieniu
keynesowskim, to powrót do zachwalanego systemu z Bretton
Woods jest celem bardziej realistycznym i mniej odległym, z tym,
że teraz system ten byłby pozbawiony ograniczenia w postaci
jakiegokolwiek pokrycia w złocie. Już teraz największe banki
centralne świata próbują „koordynować” politykę pieniężną
i gospodarczą, uzgadniać stopy inflacji i ustalać kursy wymiany.
Wygląda na to, że wojownicze działania na rzecz europejskiej
125
waluty papierowej, emitowanej przez europejski bank centralny,
lada moment zakończą się sukcesem. Zamiar ten przedstawia się
łatwowiernej publice przy użyciu fałszywego argumentu, jakoby
wolny handel w krajach Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej
(EWG) koniecznie wymagał zwieńczenia w postaci europejskiej
biurokracji, jednolitych podatków w całej EWG, a w szczególności europejskiego banku centralnego i pieniądza papierowego.
Gdy te cele zostaną już osiągnięte, natychmiast nastąpi bliższa
koordynacja działań z Rezerwą Federalną i innymi ważniejszymi bankami centralnymi. A wtedy światowy bank centralny nie
byłby już celem tak odległym. Jednakże, abstrahując od tego ostatecznego celu, niedługo możemy pogrążyć się w kolejnym Bretton
Woods, z wszystkimi towarzyszącymi mu kryzysami bilansu
płatniczego i ze skutkami działania prawa Greshama, które stanowią konsekwencję sztywnych kursów ustanowionych w świecie
pustych walut.
Gdy spojrzymy w przyszłość, prognozy dla dolara i międzynarodowego systemu pieniężnego są naprawdę ponure. O ile
nie powrócimy do klasycznego standardu złota przy realistycznej
cenie złota, międzynarodowy system pieniężny skazany będzie na
oscylowanie między sztywnymi a płynnymi kursami wymiany
i na borykanie się z nierozwiązywalnymi problemami, którymi
obciążone jest każde z tych dwu rozwiązań. Problemy te będą
powodować wadliwe funkcjonowanie systemu a ostatecznie doprowadzą do jego upadku. Do postępującego rozpadu przyczyni
się ciągła inflacja podaży dolarów, a co za tym idzie, wzrost cen,
które nie wykazują w Ameryce żadnych tendencji spadkowych.
W perspektywie rysuje się coraz szybsza i w końcu galopująca
inflacja na rynku wewnętrznym, której towarzyszyć będzie załamanie pieniądza i wojna gospodarcza za granicą. Prognozy te nie
spełnią się tylko wówczas, gdy wprowadzi się drastyczne zmiany
w amerykańskim i światowym systemie pieniężnym: gdy nastąpi
powrót do wolnorynkowego pieniądza towarowego, na przykład
126
do złota, i gdy rząd zostanie całkowicie usunięty ze sfery pieniądza.
Jak odzyskać pieniądze
Tytuł oryginału: Taking Money Back
Pieniądz ma decydujący wpływ na każdą gospodarkę i, co za tym
idzie, na każde społeczeństwo. Życie społeczne opiera się na systemie dobrowolnych wymian, który jest nazywany „gospodarką
wolnorynkową”. Te wymiany wiążą się z podziałem pracy. Producenci jajek, gwoździ, koni, tarcicy oraz ci, którzy dostarczają
usług niematerialnych, takich jak nauczanie, opieka zdrowotna,
czy występy muzyczne, wymieniają między sobą produkty i usługi. Na każdym etapie tej wymiany wszyscy jej uczestnicy odnoszą
olbrzymie korzyści, ponieważ gdyby każdy z nich miał być samowystarczalny, to albo by nie przetrwał, albo by musiał się zadowolić żałośnie niskim standardem życia.
Bezpośrednia wymiana towarów i usług, nazywana też „barterem”, jest, poza najbardziej prymitywnym poziomem rozwoju,
bardzo niewydajna. Wszystkie plemiona „pierwotne” szybko odkrywały ogromne korzyści, jakie daje wybór jednego towaru, na
który jest ogólne zapotrzebowanie, i uczynienie go „pośrednikiem
wymiany”. Jeżeli w danej społeczności jakiś towar jest powszechnie stosowany jako towar pośredniczący w wymianie, to nazywamy go „pieniądzem”.
Towar-pieniądz staje się elementem wspólnym dla wszystkich niezliczonych transakcji zawieranych w gospodarce rynkowej. Jako nauczyciel sprzedaję za pieniądze swoje usługi; zarobionych pieniędzy używam, żeby zapłacić za żywność, maszynę
128
129
do pisania, zakwaterowanie w czasie podróży. Z kolei producenci
tych towarów robią użytek z moich pieniędzy, płacąc swoim pracownikom, kupując sprzęt i zapasy, opłacając czynsz za wynajęcie budynków. Dlatego różne grupy stają wciąż na nowo wobec
pokusy, żeby przejąć kontrolę nad podażą pieniądza.
Jako pieniądza używano różnych użytecznych towarów.
W Afryce – soli, na Karaibach – cukru, w koloniach w Nowej Anglii
– ryb, w koloniach regionu Chesapeake Bay – tytoniu. Pieniądzem
mogły też być muszelki kauri, żelazne motyki oraz wiele innych
towarów. Pieniądze służą nie tylko jako środek wymiany, lecz umożliwiają także poszczególnym osobom i przedsiębiorstwom dokonywanie „obliczeń” niezbędnych w każdej zaawansowanej gospodarce.
Różne rodzaje pieniędzy wymienia się i wycenia w jednostkach,
najczęściej wagowych. Wartość tytoniu podawano w funtach wagowych. Ceny innych towarów i usług mogły być podawane w funtach
tytoniu. Koń mógł być wart na rynku 80 funtów tytoniu. Przedsiębiorstwo mogło obliczyć swoje zyski lub straty w danym miesiącu.
Mogło ustalić, że jego przychód za ten miesiąc wyniósł 1.000 funtów
a wydatki 800 funtów, czyli czysty zysk – 200 funtów.
Złoto czy papiery rządowe
Z biegiem czasu okazało się, że dwa towary nadają się na pieniądz lepiej niż jakiekolwiek inne dobra. Były to dwa metale szlachetne: złoto
i srebro (oraz miedź, wykorzystywana, gdy jeden z tych dwu metali
nie był dostępny). Złoto i srebro miały mnóstwo właściwości, które
można by nazwać „zaletami pieniężnymi” i dzięki którym nadawały
się na pieniądze lepiej niż jakikolwiek inny towar. Ich niska podaż
powoduje, że mają stabilną cenę, a jednostka ich wagi ma wysoką
wartość. Dlatego też kawałki złota i srebra łatwo jest przenosić i można je wykorzystywać w codziennych transakcjach. Kruszce te są
wystarczająco rzadkie, żeby małe było prawdopodobieństwo nagłego
odkrycia ich złóż czy zwiększenia podaży. Nie ulegają niszczeniu,
więc mogą przetrwać praktycznie wieczność i dzięki temu można je
gromadzić jako „zapas wartości” na przyszłość. Złoto i srebro dają
się też łatwo dzielić na mniejsze porcje. Można je dzięki temu dzielić
na małe kawałki, nie umniejszając ich wartości. W przeciwieństwie,
na przykład, do diamentów, metale szlachetne są jednorodne i jedna
uncja złota ma taką samą wartość jak każda inna.
Pierwszy wielki teoretyk pieniądza, wybitny czternastowieczny
francuski scholastyk Jean Buridan zwrócił uwagę na fakt, że złoto
i srebro od czasów starożytnych były powszechnie używane jako pieniądz. Od tej pory podnoszono ten temat we wszystkich dyskusjach
o pieniądzu, w podręcznikach dotyczących finansów i bankowości.
Tak było aż do momentu, kiedy na początku lat trzydziestych XX w.
rządy państw zachodnich zniosły standard złota. W 1933 roku to
samo zrobił Franklin D. Roosevelt w Stanach Zjednoczonych, uniezależniając amerykańską walutę od parytetu złota.
Żaden inny aspekt wolnego rynku nie stał się obiektem tylu
szyderstw i lekceważących uwag, co złoto. Ich autorami są „nowocześni” ekonomiści, zarówno zagorzali etatystyczni keynesiści, jak i uważani za „wolnorynkowców” przedstawiciele szkoły
chicagowskiej. Złoto, jeszcze nie tak dawno uchodzące za podstawę i wstępny etap każdego zdrowego systemu monetarnego,
jest teraz zwykle nazywane „fetyszem” lub, jak u Keynesa, „barbarzyńskim reliktem”. Złoto rzeczywiście jest w pewnym sensie
„barbarzyńskim reliktem”. Żaden „barbarzyńca” z prawdziwego
zdarzenia nie przyjąłby nigdy zapłaty w lipnych papierach czy
kredytach bankowych, w których używanie jako pieniądza, my
– nowocześni światowcy – daliśmy się wrobić.
Ale „fanatycy złota” nie są fetyszystami; nie pasujemy do typowego wizerunku chichoczących złowieszczo skąpców, którzy
przeczesują palcami skarbiec pełen złotych monet. Zaletą złota
jest to, że tylko ono jest pieniądzem dostarczonym przez wolny
rynek, przez pracę rąk ludzkich. Odwieczny bowiem dylemat,
130
przed jakim stoimy, brzmi następująco: albo złoto (względnie
srebro), albo rząd. Złoto jest pieniądzem rynkowym, towarem,
który musi zostać wydobyty z ziemi i przetworzony. Tymczasem
rząd produkuje papierowe pieniądze i czeki bankowe praktycznie
z niczego i nie ponosząc prawie żadnych kosztów.
Jak wiadomo, działania rządu naznaczone są marnotrawstwem, niewydajnością i służą raczej urzędnikom niż konsumentom. Czy wolelibyśmy, żeby buty produkowane były przez
prywatne firmy konkurujące na wolnym rynku, czy przez gigantyczny monopol rządu federalnego? Z zadaniem dostarczania
pieniędzy rząd poradziłby sobie nielepiej. Jednakże w przypadku
pieniędzy sytuacja jest o wiele poważniejsza, niż gdy chodzi
o buty czy jakikolwiek inny towar. Buty produkowane przez rząd
można ostatecznie nosić, nawet jeśli są drogie, źle dopasowane
i nie trafiają w upodobania konsumentów.
Pieniądz różni się od wszystkich pozostałych towarów.
Zwiększenie ilości butów, ropy naftowej czy miedzi jest korzystne dla społeczeństwa, ponieważ zmniejsza naturalne braki. Ale
kiedy dany towar zostanie już raz ustanowiony jako pieniądz, nie
potrzeba go wcale więcej. Ponieważ pieniądz jest wykorzystywany tylko do wymiany i rozliczeń, to zwiększenie ilości dolarów,
funtów czy marek w obiegu nie może przynieść społecznych
korzyści: obniży po prostu siłę nabywczą każdego dolara, funta
czy marki. Całe więc szczęście, że złoto czy srebro są dobrami
rzadkimi i zwiększenie ich podaży jest kosztowne.
Jeśli jednak rząd wprowadzi papierowe kwity lub kredyt
bankowy jako pieniądz, jako ekwiwalent gramów czy uncji złota,
wtedy może – będąc głównym dostawcą pieniędzy – dowolnie
i bez żadnych kosztów stwarzać pieniądze. W rezultacie ta „inflacja” podaży pieniądza niszczy wartość dolara czy funta, powoduje
wzrost cen, zniekształca rachunek ekonomiczny, krępuje i poważnie zaburza funkcjonowanie systemu gospodarki rynkowej.
Gdy rząd ma już kontrolę nad pieniądzem, wykazuje natural-
131
ną skłonność do wywoływania inflacji i podkopywania wartości
waluty. Żeby zrozumieć tę prawdę, musimy przyjrzeć się naturze
rządu i mechanizmowi kreacji pieniądza. Rządy zawsze cierpiały
na chroniczny brak dochodów. Przyczyna tego stanu rzeczy wydaje się oczywista: w przeciwieństwie do każdego z nas, rządy
nie produkują użytecznych dóbr ani usług, które mogłyby zostać
sprzedane na wolnym rynku; zamiast tego utrzymują się z pasożytowania na rynku i społeczeństwie. W przeciwieństwie do innych osób czy instytucji, rząd czerpie swoje dochody z przymusu,
z opodatkowania. W dawniejszych i rozsądniejszych czasach król
był w stanie zapewnić sobie wystarczający dochód z produktów
swoich prywatnych pól i lasów oraz z myta pobieranego na drogach. Odwiecznym celem państwa było wywalczenie sobie prawa
do stałego opodatkowania w czasie pokoju. Ale nawet kiedy już
wprowadzono podatki, królowie zdawali sobie sprawę, że nie
mogą dowolnie nakładać nowych podatków ani podwyższać już
istniejących, bo wzbudzało to nastroje rewolucyjne.
Kontrola podaży pieniądza
Co można zrobić, gdy wpływy z podatków wciąż nie pokrywają
projektowanych przez państwo wydatków? Można przejąć kontrolę nad podażą pieniędzy, lub – mówiąc wprost – zacząć je
fałszować. W gospodarce rynkowej można wejść w posiadanie
prawdziwych pieniędzy, wyłącznie sprzedając towar czy usługę
za złoto lub otrzymując podarunek. Jedynym innym sposobem
zdobycia pieniędzy jest zaangażowanie się w kosztowny proces
wydobywania złota z ziemi. Fałszerz natomiast jest złodziejem,
który próbuje się wzbogacić na podrabianiu pieniędzy, tzn. malując kawałek mosiądzu w taki sposób, by wyglądał jak złota moneta. Jeśli jego fałszerstwo zostaje wykryte natychmiast, szkody
są minimalne. Jeśli jednak fałszerstwo pozostaje niezauważone
132
przez dłuższy czas, to fałszerz okrada nie tylko producentów, od
których kupuje towary, lecz także każdego obywatela. Każdemu
bowiem zabiera część wartości jego pieniędzy. Zmniejszając wartość każdej uncji lub dolara prawdziwych pieniędzy, fałszerz dokonuje kradzieży groźniejszej i bardziej wyrafinowanej, niż rozbójnik wymuszający okup na drodze. Okrada on bowiem każdego
członka społeczeństwa w sposób podstępny i niewidoczny, tak że
relacja przyczynowo-skutkowa pozostaje ukryta.
Ostatnio gazety straszyły tytułami: „Irański rząd próbuje
zniszczyć gospodarkę USA, fałszując banknoty studolarowe”.
Wątpliwe, żeby ajatollahowie stawiali sobie aż tak ambitne cele;
fałszerze nie potrzebują wyższych uzasadnień, by kraść drukując
pieniądze. Każde jednak fałszerstwo jest w istocie działalnością
wywrotową, niszczycielską i powoduje wzrost inflacji.
Jak jednak mamy zareagować, gdy rząd przejmuje kontrolę
nad podażą pieniądza, znosi złoto jako pieniądz, a jako jedyną
walutę wprowadza drukowane przez siebie kwity? Co mamy powiedzieć, kiedy rząd staje się zalegalizowanym, monopolistycznym fałszerzem?
Nie dość, że mamy tu do czynienia z fałszerstwem, to wielki
fałszerz, którym w Stanach Zjednoczonych jest System Rezerwy
Federalnej, czczony jest jako mądry moderator i zarządca amerykańskiej „makroekonomii”, jako urząd strzegący nas przed recesjami i inflacjami, ustalający stopy procentowe, podstawowe ceny
i poziom zatrudnienia. Tymczasem powinien być napiętnowany
jako wielki złodziej i wandal. Prezesa Banku Rezerwy Federalnej,
czy będzie nim imponującej postury Paul Volcker czy podobny do
sowy Alan Greenspan, zamiast obrzucić pomidorami i zgniłymi
jajkami, uznaje się powszechnie za człowieka niezastąpionego dla
systemu gospodarki i finansów.
By poznać i zrozumieć tajemnice nowoczesnego systemu monetarnego i bankowego, najlepiej uświadomić sobie, że rząd i jego
bank centralny działają dokładnie tak, jak działałby wielki fałszerz
133
i powodują podobne skutki społeczne i ekonomiczne. Dawno temu,
w czasach kiedy dowcipy zamieszczane na jego łamach były jeszcze śmieszne, magazyn New Yorker opublikował rysunek, na którym grupa fałszerzy patrzy z przejęciem na maszynę drukarską,
z której schodzi pierwszy banknot dziesięciodolarowy. „O rany”,
mówi jeden z nich, „ale lokalne sklepy dostaną zastrzyk!”
I dostają. W miarę jak fałszerze drukują nowe banknoty, coraz
więcej pieniędzy idzie na to, co jest im potrzebne: zarówno na towary, które kupują dla siebie, jak i – w przypadku rządu – na pożyczki
i inne cele związane z „dobrem publicznym”. Ale wynikający z tego
„dobrobyt” jest iluzoryczny. Jedynym rezultatem jest zwiększenie
zakupów i, co za tym idzie, wzrost cen. Ponadto, fałszerze i pierwsi
odbiorcy nowych pieniędzy sprzątają towary sprzed nosa biednym
frajerom, którzy są na końcu kolejki po nowe pieniądze, lub którzy
nigdy ich nie dostaną. Nowe, wstrzykiwane do gospodarki pieniądze,
wywołują nieuchronnie efekt powracającej fali; pierwsi odbiorcy
nowych pieniędzy wydają więcej, podbijając ceny. Następni użytkownicy nowych banknotów i ci, którzy mają stałe płace, nagle się
orientują, że ceny towarów, które muszą kupić, z niewyjaśnionych
przyczyn rosną, podczas gdy ich własne dochody zmniejszają się lub
pozostają niezmienione. Innymi słowy, inflacja monetarna nie tylko
powoduje wzrost cen i obniżenie wartości waluty, lecz także działa
jak gigantyczny system wywłaszczenia końcowych odbiorców przez
samych fałszerzy lub innych wczesnych odbiorców. Ekspansja monetarna pełni rolę potężnego systemu ukrytej redystrybucji.
Kiedy fałszerzem jest rząd, fałszerstwo zostaje nie tylko
„zauważone”, lecz ogłoszone wszem i wobec jako opatrznościowe
zabiegi w sferze monetarnej, czynione dla dobra publicznego. Ekspansja monetarna staje się więc gigantycznym systemem ukrytego
opodatkowania. Podatek zostaje nałożony na grupy ludzi o stałym
dochodzie, na grupy oddalone od wydatków i dotacji rządowych
oraz na zapobiegliwych ciułaczy, którzy są na tyle naiwni i ufni, że
nie rozstają się z pieniędzmi, wierząc w wartość waluty.
134
135
Wydawanie pieniędzy i zaciąganie kredytów jest nagradzane, oszczędność zaś i ciężka praca – karane. Nie dość na tym:
beneficjentami są przedstawiciele specjalnych grup interesu, politycznie bliskich rządowi. Mogą oni wywierać naciski, żeby nowe
pieniądze wydawane były na nich i żeby dzięki temu ich dochody
mogły rosnąć szybciej niż ceny. Firmy wykonujące zamówienia
rządowe, przedsiębiorcy z politycznymi koneksjami, związki
zawodowe i inne grupy nacisku będą odnosiły korzyści kosztem
nieświadomego i niezorganizowanego społeczeństwa.
* * * * *
Przedstawiliśmy już jeden aspekt ucieczki od zdrowego
pieniądza wolnorynkowego do pieniądza etatystycznego i inflacyjnego. Było nim odejście od standardu złota, zarządzone przez
Franklina Roosevelta w roku 1933, i wprowadzenie przez Rezerwę Federalną pustych kwitów bez pokrycia jako „standardu
monetarnego”. Drugim czynnikiem tego procesu była kartelizacja
banków na poziomie federalnym i utworzenie Systemu Rezerwy
Federalnej w roku 1913.
Bankowość stanowi szczególnie tajemniczą dziedzinę systemu gospodarczego. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest
to, że słowo „bank” oznacza bardzo różne zjawiska. W epoce
Renesansu „bankierami” byli Medyceusze we Włoszech i Fuggerowie w Niemczech. Ich banki były nie tylko prywatne, ale
– przynajmniej z początku – prowadziły wysoce pożyteczną,
nieinflacyjną działalność. Właściwie były to „banki kupieckie”,
a ich założyciele byli wybitnymi kupcami. Na marginesie swojej
działalności handlowej prowadzili rozbudowaną politykę kredytową wobec swoich klientów i w końcu – w przypadku tych dwu
rodzin – działalność typu „bankierskiego” stała się ich głównym
zajęciem, odsuwając handel na dalszy plan. Ich firmy pożyczały
pieniądze pochodzące z własnego zysku lub oszczędności, i po-
bierały procent od kredytu. Były to więc instytucje zajmujące się
kierowaniem własnych oszczędności na opłacalne inwestycje.
Banki, które pożyczają własne oszczędności albo mobilizują
oszczędności innych, prowadzą działalność pożyteczną i nie budzącą
sprzeciwu. Nawet teraz, korzystając z usług banków komercyjnych,
mogę kupić za 10000 dolarów certyfikaty depozytowe z sześciomiesięcznym terminem wykupu i zarobić pewien ustalony procent. Pożyczam bankowi swoje oszczędności, on z kolei pożycza je komuś innemu na jeszcze wyższy procent. Różnica między oprocentowaniem
stanowi wynagrodzenie banku za przekazanie oszczędności w ręce
godnych zaufania lub gwarantujących trafną inwestycję pożyczkobiorców. To postępowanie nie budzi żadnych zastrzeżeń.
Podobnie jest w przypadku wielkich „banków inwestycyjnych”, które rozwinęły się wraz z rozkwitem kapitalizmu przemysłowego w dziewiętnastym wieku. Właściciele banków inwestycyjnych przeznaczali własny kapitał, albo kapitał zainwestowany
lub pożyczony przez innych, na zabezpieczenie inwestycji korporacji, która zbierała fundusze, sprzedając papiery wartościowe
udziałowcom i pożyczkodawcom. Kłopot z bankami inwestycyjnymi polega na tym, że jedną z głównych dziedzin, w które inwestują, są obligacje rządu. To wciągnęło je w politykę, dając potężny bodziec do wywierania nacisków na rząd i sterowania nim tak,
by wprowadzone zostały podatki. Z tych podatków bowiem miały
być spłacone zobowiązania ich klienta – rządu. Tak właśnie narodził się potężny i zgubny wpływ polityczny właścicieli banków
inwestycyjnych w dziewiętnastym i dwudziestym wieku: przede
wszystkim Rotszyldów w Europie Zachodniej i Jaya Cooka oraz
domu Morganów w Stanach Zjednoczonych.
Pod koniec dziewiętnastego wieku Morganowie przewodzili
grupie nacisku domagającej się od rządu skartelizowania gałęzi
gospodarki, którymi byli zainteresowani, a więc kolei i produkcji
przemysłowej. Chodziło o ochronę przed konkurencją i wprowadzenie odgórnych ograniczeń na produkcję oraz podniesienie cen.
136
W szczególności właściciele banków inwestycyjnych utworzyli grupę nacisku dążącą do skartelizowania banków komercyjnych. Pożyczki udzielane przez niektóre banki komercyjne były
oparte o ich własny kapitał oraz o pieniądze pochodzące ze sprzedaży certyfikatów depozytowych. Ale większość banków komercyjnych to „banki depozytowe”, których działalność opiera się na
gigantycznym przekręcie: na przekonaniu większości klientów, że
ich pieniądze złożone w banku czekają na nich i będą im wypłacone na każde żądanie. Jeśli Jim na rachunku bieżącym w banku
lokalnym ma 1000 dolarów, to myśli, że stanowią one „depozyt
płatny na żądanie”, to znaczy, że bank przyrzekł mu wypłacić 1000
dolarów w gotówce w dowolnym momencie, w którym Jim zechce
„swoje pieniądze wycofać”. Wszyscy Jimowie na całym świecie są
święcie przekonani, że pieniądze, które złożyli w banku, czekają
tam na nich bezpieczne, gotowe do wypłacenia na każde żądanie.
Wyobrażają sobie rachunek bieżący w banku niczym kwit z przechowalni. Jeśli przed podróżą zostawili na przechowanie krzesło,
to oczekują, że będzie im ono wydane, gdy wrócą i przedstawią
pokwitowanie. Niestety, jeśli potraktować banki jako rodzaj przechowalni, to widać, że ich klienci są systematycznie oszukiwani.
Pieniędzy, które złożyli w banku, bank nie ma.
Uczciwa przechowalnia robi wszystko, by powierzone swojej opiece przedmioty składować bezpiecznie w magazynie lub
w skarbcu. Współczesne banki działają jednak zupełnie inaczej.
Jeszcze w siedemnastym wieku banki w Amsterdamie czy w Hamburgu działały jak przechowalnie i wszystkie pokwitowania, jakie
wystawiały, miały pokrycie w przechowywanych aktywach, czyli
w złocie i srebrze. Takie uczciwe przechowywanie depozytu, lub
bankowość „rozliczeniowa”, nazywa się bankowością „ze stuprocentową rezerwą”. Od tamtego czasu banki notorycznie wydają
pokwitowania magazynowe (początkowo noty bankowe – „banknoty”, obecnie potwierdzenia depozytu) bez żadnego pokrycia.
Zasadniczo rzecz biorąc, są fałszerzami pokwitowań magazyno-
137
wych na gotówkę lub złoto. Pokwitowania te służą do regulowania
zobowiązań, jakby były prawdziwymi, mającymi pełne pokrycie
banknotami lub rachunkami bieżącymi. Banki produkują pieniądze, stwarzając je dosłownie z niczego – obecnie na ogół w postaci
potwierdzeń depozytowych, a nie banknotów. Temu szwindlowi
czy fałszerstwu nadaje się miano „systemu rezerw częściowych”,
co oznacza, że depozyty bankowe mają pokrycie tylko w niewielkim ułamku. (W chwili obecnej minimalna rezerwa ustalona przez
System Rezerwy Federalnej wynosi w USA 10 procent.)
System rezerw częściowych
Przyjrzyjmy się, w jaki sposób funkcjonuje zasada częściowych rezerw, gdy nie ma banku centralnego. Zakładam Bank Rothbarda i inwestuję w niego 1000 dolarów (obojętne, czy w złocie, czy
w papierach rządowych). Teraz „udzielam pożyczki” w wysokości
10000 dolarów komuś, kto ich potrzebuje na swoje wydatki lub
inwestycję. Jak to jest możliwe, że „pożyczam” komuś znacznie
więcej, niż mam? A, na tym właśnie polega magia „części” w częściowej rezerwie. Otwieram po prostu rachunek bieżący, na którym
wpisuję 10000 dolarów, które z największą przyjemnością pożyczam panu Jonesowi. Dlaczego Jones pożycza ode mnie? Z tego
prostego powodu, że oferuję niższe oprocentowanie kredytu, niż
mogliby zaoferować ciułacze. Nie musiałem na te pieniądze zapracować: wystarczyło, że je sfałszowałem, wziąłem z powietrza. (W
dziewiętnastym wieku mógłbym jeszcze wyemitować banknoty, teraz monopol na ich emisję ma Rezerwa Federalna). Ponieważ depozyty na żądanie w Banku Rothbarda funkcjonują jako równowartość pieniądza, to dzięki tym czarom, podaż pieniądza zwiększyła
się właśnie o 10000 dolarów. Rozpoczął się proces inflacyjny.
Dziewiętnastowieczny ekonomista angielski Thomas
Tooke użył trafnego sformułowania, że „swobodny han-
138
del w bankowości oznacza swobodę handlowania szwindlem”. Jednakże w systemie wolnościowym, bez rządowego
poparcia, ten fałszerski proceder lub „swobodna bankowość”
podlega poważnym ograniczeniom. Po pierwsze: dlaczego ktokolwiek miałby mi zaufać? Dlaczego ktoś miałby przyjmować
zapłatę czekami Banku Rothbarda? Po drugie, nawet gdybym
zdobył zaufanie wśród naiwnych, to pozostaje poważna przeszkoda w postaci konkurencji, która może otwierać inne banki. Bank
Rothbarda ma mimo wszystko ograniczoną ilość klientów. Jones,
pożyczywszy ode mnie pieniądze w postaci potwierdzeń depozytowych, wyda je. Po to przecież wydał na pożyczkę. Wcześniej
lub później pieniądze, które wydał, czy to na wakacje czy na
rozwój swojej firmy, trafią do klientów innego banku, powiedzmy Banku Rockwella. Bank Rockwella nie ma interesu w prowadzeniu konta czekowego dla mojego banku. Potrzebuje natomiast zwiększenia rezerwy, co pozwoliłoby mu budować własną
piramidę fałszywych pieniędzy, opartą na rezerwie gotówkowej.
Bank Rockwella przedstawia więc Bankowi Rothbarda czek na
10000 dolarów, żądając wypłacenia gotówki, która potrzebna mu
jest do zwiększenia swoich rezerw. Ale ja, oczywiście, nie mam
tych 10000 dolarów, więc jestem skończony. Bankrutuję. Powinienem z mocy prawa pójść do więzienia za defraudację, ale konkurentom wystarczy, że ja z moim fałszywym potwierdzeniem
depozytowym wypadniemy z gry, że nie będę już uczestniczył
w zwiększaniu podaży pieniądza.
A zatem, w warunkach wolnej konkurencji, bez wsparcia
i zachęty ze strony rządu, fałszerstwo oparte na rezerwie częściowej będzie miało ograniczone rozmiary. Banki będą wprawdzie
mogły tworzyć kartele w celu wzajemnego wspierania się, ale kartele w gospodarce wolnorynkowej nie działają sprawnie bez pomocy państwa, bez rozprawienia się z konkurencją, która będzie
się domagać likwidacji kartelu, w tym wypadku zaś – wypłacenia
należnych im pieniędzy.
139
Bank centralny
Stąd wzięło się dążenie bankierów do skartelizowania własnej
działalności przy pomocy państwa i banku centralnego. Idea banków centralnych narodziła się wraz z założeniem Banku Anglii
(Bank of England) w latach dziewięćdziesiątych siedemnastego
wieku. Następnie rozszerzyła się na kraje Zachodu w osiemnastym i dziewiętnastym wieku i wreszcie, w postaci Systemu
Rezerwy Federalnej, została w roku 1913 narzucona Stanom Zjednoczonym przez zwolenników karteli bankowych. Do pomysłu
banku centralnego szczególnie entuzjastycznie byli nastawieni
właściciele banków inwestycyjnych, na przykład Morganowie,
którzy wystąpili z nim jako pierwsi i którzy rozszerzyli już w tym
czasie swoją działalność o banki komercyjne.
Obecnie bank centralny ma monopol na emitowanie banknotów (pierwotnie pisemnych lub drukowanych pokwitowań magazynowych, a nie nieuchwytnych potwierdzeń depozytów bankowych).
Są one identyczne z rządowymi pieniędzmi papierowymi i dlatego
są „standardem” monetarnym kraju. Ludzie chcą używać zarówno
gotówki, jak i depozytów bankowych. Jeśli więc chcę wycofać ze
swojego konta w banku 1000 dolarów w gotówce, bank musi się
zwrócić do Rezerwy Federalnej i wypisać swój własny czek na
1000 dolarów, „kupując” w ten sposób 1000 dolarów w banknotach
Rezerwy Federalnej (pieniądzach używanych dziś w USA). Rezerwa Federalna działa więc, innymi słowy, jak bank banków. Banki
składają depozyty w Banku Rezerwy Federalnej i tworzą w ten
sposób własną rezerwę, na której budują piramidę kredytów przewyższających dziesięciokrotnie ilość posiadanych pieniędzy.
Oto, jak działa proceder fałszerstwa w dzisiejszym świecie.
Powiedzmy, że Rezerwa Federalna, jak zwykle zresztą, postanowi
zwiększyć podaż pieniędzy (czyli wywołać inflację). Rezerwa Federalna kupuje więc jakieś aktywa na rynku (nazywanym „rynkiem
otwartym”). Nie ma przy tym zanaczenia, jakiego typu są to aktywa.
140
Istotne jest, że wypisuje na nie czek. Bank Rezerwy Federalnej mógłby, gdyby chciał, kupować jakiekolwiek aktywa, włącznie z akcjami
przedsiębiorstw, budynkami, czy obcymi walutami. W praktyce jednak kupuje niemal wyłącznie papiery wartościowe rządu USA.
Przypuśćmy, że Bank Rezerwy Federalnej kupił za pośrednictwem jakiegoś „upoważnionego” sprzedawcy papierów skarbowych
(małej firmy), dajmy na to Shearsona czy Lehmana z Wall Street,
obligacje skarbowe o wartości 10 milionów dolarów amerykańskich.
Bank wypisuje czek na 10 milionów, a następnie wręcza Shearsonowi czy Lehmanowi w zamian za papiery rządowe warte 10 milionów.
Skąd Bank Rezerwy Federalnej wziął 10 milionów na zapłacenie
Shearsonowi, Lehmanowi? Z powietrza. Shearson, Lehman mogą
z tym czekiem zrobić tylko jedno: złożyć jako depozyt w banku
komercyjnym, powiedzmy w Chase Manhattan. „Podaż pieniądza”
zwiększyła się w ten sposób o 10 milionów dolarów. Z niczyjego
konta nie ubyło 10 milionów. Przybyło na czysto 10 milionów.
Ale to jest dopiero początek procederu fałszowania pieniędzy i wywoływania inflacji. Chase Manhattan z przyjemnością
popędzi teraz do Banku Rezerwy Federalnej, by złożyć w nim ten
czek na swoim koncie czekowym. Stan tego konta powiększy się
o 10 milionów dolarów. Ale to konto stanowi „rezerwę” bankową, która w skali całego kraju została właśnie powiększona o 10
milionów dolarów. To z kolei oznacza, że Chase Manhattan może
teraz wykreować depozyty w oparciu o tę rezerwę i że w miarę
jak czeki i rezerwa będą spływać do innych banków (podobnie
jak to było w przypadku Banku Rothbarda), każdy z nich będzie
mógł dołożyć swoje inflacyjne ziarenko, aż w końcu cały system
bankowy powiększy swoje depozyty na żądanie o 100 milionów
dolarów, czyli dziesięciokrotnie w stosunku do pierwotnej sumy,
za którą Bank Rezerwy Federalnej kupił aktywa. Banki mają
prawo utrzymywać rezerwę na poziomie co najmniej 10 procent
swoich depozytów. Oznacza to, że „mnożnik pieniężny” – ilość
depozytów, którą bank może wykreować w oparciu o tę rezerwę
141
– wynosi 10. Zakup aktywów za 10 milionów, dokonany przez
Bank Rezerwy Federalnej, wygenerował w krótkim czasie dziesięciokrotny wzrost (do 100 milionów) podaży pieniądza w całym
systemie bankowym.
Co ciekawe, wszyscy ekonomiści są zgodni co do takiego opisu mechanizmów rządzących bankowością, nawet jeśli, rzecz jasna,
nie są zgodni w ich moralnej lub ekonomicznej ocenie. Niestety jednak większość ludzi, niewprowadzona w tajniki bankowości, nadal
pozostaje w przekonaniu, że ich pieniądze są „w banku”.
Rezerwa Federalna i inne systemy banków centralnych pełnią
więc rolę gigantycznego rządowego założyciela i egzekutora kartelu bankowego. Bank Rezerwy Federalnej wydobywa z kłopotów
banki będące w potrzebie, centralizuje i koordynuje system w taki
sposób, żeby wszystkie banki, i Chase Manhattan, i Rothbarda,
i Rockwella, mogły razem wywoływać inflację. Na wolnym rynku bank, który by się rozrastał bardziej niż inne, byłby zagrożony
bankructwem. Ale pod parasolem banku centralnego banki mogą
rozszerzać swoją działalność wspólnie i w równych proporcjach.
„Ubezpieczenie depozytu”
Ale nawet przy wsparciu Banku Rezerwy Federalnej system bankowy oparty na rezerwie częściowej okazał się niestabilny. Dlatego
też Nowy Ład w roku 1933 dodał nowe kłamstwo, które nazywa się
„ubezpieczeniem depozytu bankowego”. Użycie dobrze brzmiącego terminu „ubezpieczenie” ma służyć zamaskowaniu wierutnego
kłamstwa. Kiedy pod koniec lat osiemdziesiątych dwudziestego
wieku system oszczędności i kredytów zawalił się, „ubezpieczenie
depozytu” ze strony FSLIC (Federalnego Zakładu Ubezpieczeń
Oszczędności i Kredytów) okazało się zwykłą fikcją, magicznym
zaklęciem, pod którym krył się rząd federalny. A on nie mógł zapewnić żadnego ubezpieczenia. Biedni podatnicy uratowali w koń-
142
143
cu oszczędności i kredyty, ale teraz jeszcze został FDIC (Federalny
Zakład Ubezpieczeń Depozytów) dla banków komercyjnych. Również on zaczyna się chwiać w posadach, jako że posiada zaledwie
1 procent sumy depozytów, które „ubezpiecza”.
Cały pomysł „ubezpieczenia depozytu” jest jednym wielkim
szwindlem. Jak można ubezpieczać instytucję, która jest ze swej
natury niewypłacalna, i która upadnie, gdy tylko do wszystkich
dotrze, że opiera się na oszustwie? Wystarczy sobie wyobrazić, co
by się stało, gdyby jutro Amerykanie uświadomili sobie szwindel
z bankami i wszyscy jednocześnie zażądali wypłacenia gotówki. Banki stałyby się natychmiast niewypłacalne, bo nie byłyby
w stanie uzbierać więcej niż 10 procent pieniędzy, które są winne
swoim otumanionym klientom. Nie do przyjęcia byłoby drastyczne podniesienie podatków, konieczne do pokrycia zobowiązań.
Jedyną rzeczą, którą mógłby zrobić Bank Rezerwy Federalnej,
byłby dodruk pieniędzy w ilości wystarczającej do wypłacenia
wszystkich depozytów. W obecnym stanie systemu bankowego
prowadziłoby to, niestety, do natychmiastowego pogrążenia się
w hiperinflacji.
Załóżmy, że całkowity ubezpieczony depozyt wynosi 1600
miliardów dolarów. W przypadku panicznego wycofywania
oszczędności Bank Rezerwy Federalnej mógłby skorzystać ze
swoich uprawnień do interwencji w nagłych przypadkach i wydrukować 1600 miliardów w gotówce, żeby je przekazać FDIC do
wypłacenia posiadaczom kont. Kłopot polega na tym, że rozzuchwaleni tą olbrzymią subwencją ciułacze, natychmiast oddaliby te
1600 miliardów dolarów z powrotem w depozyt bankom. Rezerwy
banków wzrosłyby w ten sposób o 1600 miliardów dolarów, umożliwiając zwiększenie podaży pieniądza o 16 bilionów dolarów. Następstwem byłaby galopująca inflacja i upadek waluty.
* * * * *
Żeby uratować naszą gospodarkę i zapobiec horrorowi galopującej inflacji, my, naród, musimy pozbawić rząd władzy nad podażą
pieniądza. Pieniądze są zbyt ważne, by pozostawiać je w rękach
bankierów, prominentnych ekonomistów i finansjery. Dla osiągnięcia tego celu konieczne jest przywrócenie pieniądzom ich charakteru rynkowego, wraz z funkcjami, które pełnią w strukturze prawa
własności prywatnej i w gospodarce wolnorynkowej.
Mogłoby się zdawać, że mieszanie się rządu do spraw związanych z pieniądzem zaszło już tak daleko, jest tak wszechobecne
w systemie gospodarczym i tak z nim nierozerwalnie połączone,
że pozbawienie rządu wpływów w tej dziedzinie zniszczy gospodarkę. Konserwatyści mówią zwykle, że dokonuje się „strasznych
uproszczeń”, wysuwając prostackie i niewykonalne programy,
które mogą tylko wszystko zniszczyć. Tymczasem, głównym
problemem jest to, że elity rządzące, technokraci i intelektualiści posługują się mistyfikacją, gdy na głosy domagające się cięć
podatkowych i deregulacji odpowiadają sarkastycznymi uwagami
o tępych masach, które „szukają prostych recept na skomplikowane problemy”. W większości przypadków rozwiązania są jednak
rzeczywiście jasne i proste, tylko że celowo je zaciemniają ludzie,
posługujący się teoriami, które moglibyśmy nazwać „strasznym
komplikowaniem”. Odzyskanie naszych pieniędzy byłoby zabiegiem stosunkowo prostym i o wiele łatwiejszym niż beznadziejne
zadanie denacjonalizacji i dekomunizacji krajów Europy Wschodniej i byłego Związku Radzieckiego.
Nasz cel można przedstawić krótko jako prywatyzację systemu monetarnego i oddzielenie rządu od pieniędzy i banków.
Zasadniczy środek do osiągnięcia tego celu jest również prosty.
Polegałby on na likwidacji Systemu Rezerwy Federalnej, zniesieniu banku centralnego. Jak można by znieść System Rezerwy
Federalnej? Bardzo łatwo: uchylając ustawę, którą został on powołany do życia, tzn. Ustawę o Rezerwie Federalnej z roku 1913.
Zobowiązania Rezerwy Federalnej (banknoty i depozyty) miały
144
pierwotnie pokrycie w złocie. Z powodu fatalnych decyzji Franklina Roosevelta w roku 1933 „dolary” emitowane przez Rezerwę
Federalną i potwierdzenia depozytów, wystawiane przez nią oraz
przez banki jej podległe, przestały mieć pokrycie w złocie. Depozyty bankowe mają pokrycie w wekslach Rezerwy Federalnej, a te
nie mają pokrycia w niczym, albo mają, ale tylko w innych wekslach Rezerwy Federalnej. Niemniej jednak, banknoty te są naszymi pieniędzmi, naszym „standardem” monetarnym i wszyscy
wierzyciele mają obowiązek przyjmować zapłatę w tym pustym
pieniądzu, mimo że jest on bezwartościowy.
Oprócz zniesienia wymienialności dolara na złoto, Roosevelt
dopuścił się w roku 1933 jeszcze jednego przestępstwa: skonfiskował całe złoto i kruszec w sztabach należący do obywateli i wymienił je na „dolary” według arbitralnie ustalonego kursu. Zastanawiajace jest, że chociaż Bank Rezerwy Federalnej i rząd utrzymują, iż
złoto jako materiał na pieniądz jest przestarzałe i bezwartościowe,
to jednocześnie tenże bank (oraz wszystkie inne banki centralne)
oddałyby życie za swoje złoto. Nasze skonfiskowane złoto nadal
jest w posiadaniu Rezerwy Federalnej, która przechowuje je jako
depozyt w skarbcu w Fort Knox i w innych magazynach. Od roku
1933 do lat siedemdziesiątych posiadanie złota w formie monet czy
sztabek było wręcz nielegalne, nawet jeśli przechowywano je w domowych sejfach czy za granicą. Wszystkie te środki, które podjęto
ponoć w związku z kryzysem lat trzydziestych, były następnie przyjęte i rozwijane przez politykę Nowego Ładu. Przez czterdzieści lat
całe złoto w Ameryce, które trafiało w prywatne ręce, musiało być
deponowane w banku, który następnie deponował je w Banku Rezerwy Federalnej. Złoto na „usprawiedliwione” cele niemonetarne,
takie jak plomby dentystyczne czy wiertła używane w przemyśle,
było skrupulatnie wydzielane przez Departament Skarbu.
Na szczęście, dzięki heroicznym zabiegom kongresmena
Rona Paula, teraz Amerykanie znów mogą posiadać złoto, zarówno w monetach jak i w sztabkach. Ale bezprawnie zajęte
145
i skonfiskowane przez Bank Rezerwy Federalnej złoto pozostaje
nadal w rękach Rezerwy Federalnej. Jak je stamtąd wydostać? Jak
sprywatyzować federalne zapasy złota?
Prywatyzacja federalnego złota
Odpowiedź na to pytanie wynika z faktu, że Bank Rezerwy
Federalnej, który przyrzekł wypłacanie swoich zobowiązań w złocie, od czasu zniesienia standardu złota przez Roosevelta w roku
1933, przestał spełniać tę obietnicę. System Rezerwy Federalnej,
jako zalegający z wypłatą swoich zaobowiązań, powinien być postawiony w stan upadłości. Jego likwidacja powinna przebiegać
podobnie do procesu upadłościowego każdej innej firmy: należące do niego aktywa należałoby rozdzielić pomiędzy wierzycieli
i wypłacić im je w ratach. Według zestawienia z 30 października
1991 aktywa Rezerwy Federalnej w złocie wynosiły 11,1 miliarda
dolarów. Zobowiązania Rezerwy na ten dzień to 295,5 miliarda
dolarów w banknotach Rezerwy Federalnej znajdujących się
w obiegu oraz 24,4 miliarda dolarów depozytów, które powinna
ona zwrócić bankom należącym do Systemu Rezerwy Federalnej.
W sumie zobowiązania wynoszą więc 319,9 miliarda dolarów.
Poza złotem większość aktywów Banku Rezerwy Federalnej
stanowią papiery dłużne rządu USA opiewające na sumę 262,5
miliarda dolarów. Trzeba je jak najszybciej spisać na straty, ponieważ stanowią nie tylko rachunkową fikcję, lecz są powodem tego,
że podatnicy muszą spłacać raty i odsetki od długu zaciągniętego
przez rząd federalny u własnego tworu, jakim jest Rezerwa Federalna. Pozostałą istotną część aktywów stanowią papiery skarbowe – 21 miliardów dolarów, które też trzeba spisać na straty, oraz
10 miliardów w SDR-ach (specjalnych prawach ciągnienia), które
są papierowymi wytworami zagranicznych banków centralnych
i o których również można zapomnieć. Zostaje nam więc (nie
146
147
licząc różnych nieruchomości, wyposażenia i innych aktywów
należących do Banku Rezerwy Federalnej o wartości szacowanej
na około 35 miliardów dolarów) 11,1 miliarda na spłacenie wierzytelności, których wartość sięga 319,9 miliarda dolarów.
Na szczęście sytuacja nie jest aż tak tragiczna, jak mogłoby
się zdawać. Suma 11,1 miliarda dolarów, podawana jako wartość
złota w magazynach Banku Rezerwy Federalnej, jest szacunkiem zmyślonym. Obnaża to zresztą jeden z najdziwaczniejszych
aspektów naszego oszukańczego systemu monetarnego. Federalne
zapasy złota to 262,9 milionów uncji złota. Ich wycena na 11,1
miliarda dolarów wynika z przyjęcia ceny 42,22 dolara za uncję.
Tak wycenia swoje złoto rząd, chociaż cena rynkowa waha się na
poziomie 350 dolarów za uncję. Już samo to wskazuje na jawną
anomalię systemu.
Definicje i deprecjacja
Skąd się wzięła cena 42,22 dolarów za uncję?
Istotą standardu złota jest to, że jednostka monetarna („dolar”, „frank”, „marka” itd.) jest zdefiniowana, jako określona
wagowo ilość złota. W standardzie złota dolar czy frank nie jest
samodzielnym przedmiotem, samą nazwą, czy nazwą papierka
wyemitowanego przez bank państwowy lub centralny. Jest on nazwą jednostki wagowej złota. Jest dokładnie taką samą jednostką
wagową, jak będące w powszechnym użyciu „uncje”, „grany”
(0,0648g) czy „gramy”. Przez sto lat, aż do roku 1933, dolar był
definiowany jako równowartość 23,22 grana złota. Ponieważ
uncja zawiera 480 granów, to dolar definiowano też jako 0,048
uncji złota. Mówiąc jeszcze inaczej, uncja złota była warta 20,67
dolara.
Nowy Ład Franklina Roosevelta, oprócz tego, że pozbawił
nas standardu złota na rynku wewnętrznym, zdewaluował rów-
nież dolara, określając jego wartość lub „obniżając jego wagę” do
13,714 granów złota, czyli wyceniając uncję złota na 35 dolarów.
Dolar był wciąż wymienialny na złoto w rozliczeniach z zagranicznymi bankami centralnymi i rządami innych krajów przy
przeliczniku 35 dolarów za uncję. Stany Zjednoczone stosowały
więc hybrydowy standard złota w rozliczeniach międzynarodowych aż do sierpnia 1971 roku, kiedy to prezydent Nixon dokończył dzieła, całkowicie likwidując standard złota. Od roku 1971
Stany Zjednoczone posługują się standardem pustego pieniądza
papierowego. Nie przypadkiem od tego czasu krótsze są okresy
pokoju. Od roku 1971 dolar nie jest już związany z określoną
ilością wagową złota, jest towarem od złota niezależnym i jego
wartość na rynkach światowych może się dowolnie zmieniać.
Gdy dolar i złoto stały się od siebie niezależne, mogliśmy,
jak w laboratorium, zaobserwować zachowania ludzi. Wszyscy
uznani ekonomiści – od keynesistów po monetarystów chicagowskich – utrzymywali, że złoto dawno już utraciło swoją wartość
jako pieniądz, że wysoką cenę 35 dolarów za uncję osiągnęło
tylko dzięki temu, że była ona „ustalona” przez rząd. Według tych
opinii to dolar przydawał wartości złotu, a nie odwrotnie, i skoro
dolar został oderwany od złota, to wkrótce da się zaobserwować
spadek cen złota, aż do jego wartości niemonetarnej (czyli jako
surowca jubilerskiego, dentystycznego itd.) na poziomie około
6 dolarów za uncję. W opozycji do tych jednomyślnych prognoz
prominentnych ekonomistów pozostawali zwolennicy Ludwiga
von Misesa i inni „fanatycy złota”, którzy twierdzili, że złoto,
z ceną 35 zdewaluowanych dolarów za uncję, było niedowartościowane, i przewidywali, że jego cena znacznie wzrośnie – być
może nawet do 70 dolarów.
Wystarczy powiedzieć, że cena złota nie spadła nigdy poniżej 35 dolarów, tylko podskoczyła, osiągając w pewnym momencie nawet 850 dolarów za uncję, i ustabilizowała się w ostatnich
latach na poziomie około 350 dolarów. Mimo to jednak Departa-
148
149
ment Skarbu i Bank Rezerwy Federalnej upierają się przy wycenie
swoich zasobów, wprawdzie nie według starego kursu 35 dolarów
za uncję, ale według niewiele bardziej aktualnego kursu 42,22 dolara za uncję. Inaczej mówiąc, gdyby tylko rząd USA wprowadził
prostą korektę, jakiej wymagają reguły poprawnej rachunkowości
i uaktualnił wycenę swoich aktywów zgodnie z ich wartością
rynkową, to wycena zapasów federalnego złota skoczyłaby z 11,1
miliarda do 92 miliardów dolarów.
W latach 1933 – 1971, początkowo duża, ale z czasem kurcząca się liczba ekonomistów broniących standardu złota, optowała najczęściej za powrotem do ceny 35 dolarów za uncję. Mises
wraz ze swoimi zwolennikami opowiadał się za wyższą „ceną”
złota, biorąc pod uwagę, że kurs 35 dolarów nie przystawał już do
realiów amerykańskich. Większość jednak wskazywała, że wycena czy definicja, która została raz przyjęta, musi być odtąd stosowana bez zmian. Ale po roku 1971, gdy poległa święta niegdyś
cena 35 dolarów za uncję, wszystkie ustalenia stały się nieważne.
Chociaż raz przyjęte definicje powinny obowiązywać na zawsze,
to nie ma powodu, żeby wstępną definicję uważać za świętą. Zamiast tego należy ją wybrać, kierując się kryterium użyteczności.
Jeśli chcemy przywrócić standard złota, to możemy się posłużyć
taką definicją dolara, jaką uznamy za najwygodniejszą. Nie mamy
żadnego obowiązku trzymać się nieaktualnych kursów 20,67 czy
35 dolarów za uncję.
Likwidacja Banku Rezerwy Federalnej
W szczególności, gdybyśmy chcieli zlikwidować System Rezerwy
Federalnej, moglibyśmy wybrać taką definicję dolara, która pozwoliłaby na spłacenie wszystkich długów Rezerwy co do centa.
W przykładzie, który podaliśmy wyżej, można by zdefiniować
„dolara” jako równowartość 0,394 grana złota albo 1 uncję złota
jako wartą 1217 dolarów. W oparciu o taką nową definicję cały zapas złota należący do Rezerwy Federalnej można by przeznaczyć
na produkcję złotych monet, które by posłużyły do zastąpienia
znajdujących się w obiegu banknotów Rezerwy Federalnej i do
utworzenia rezerwy 24,4 miliarda dolarów w złotych monetach
w różnych bankach komercyjnych. System Rezerwy Federalnej
zostałby zniesiony, złote monety weszłyby do obiegu, zastępując
banknoty Rezezerwy Federalnej, złoto stałoby się środkiem wymiany, a złote dolary po kursie 1217 za uncję – jednostką używaną
w rozliczeniach i bilansach. Za jednym zamachem zrealizowane
by zostały dwa wielkie postulaty: powrotu do standardu złota i likwidacji Rezerwy Federalnej.
Następnym krokiem byłoby oczywiście zniesienie Federalnego Zakładu Ubezpieczenia Depozytów. Samo pojęcie „ubezpieczenia depozytów” jest oszukańcze. Jak można „ubezpieczyć”
całą gałąź gospodarki, która jest z natury niewypłacalna? To tak,
jakby ubezpieczać Titanica po tym, jak uderzył w górę lodową.
Niektórzy ekonomiści wolnorynkowi opowiadają się za „prywatyzacją” ubezpieczeń depozytów poprzez zachęcenie prywatnych
firm lub samych banków do wzajemnego „ubezpieczania” swoich depozytów. To by jednak oznaczało powrót do niesławnych
praktyk karteli banków florenckich, które usiłowały wzajemnie
pokrywać swoje zobowiązania. To nic nie da. Nie zapominajmy,
że jako pierwsze upadły ubezpieczenia oszczędności i kredytów
w Ohio i Maryland, gdzie wątpliwe gwarancje miało dawać „prywatne” ubezpieczenie depozytów.
Ten przypadek pokazuje, na czym polega błąd, który często
popełniają libertarianie i ekonomiści wolnorynkowi, gdy twierdzą, że wszystkie działania rządu powinny być sprywatyzowane,
to znaczy uważają, że każda działalność, jeśli tylko jest prywatna,
to jest uprawniona. To nieprawda. Takie działania jak oszustwo,
defraudacja, fałszerstwo nie powinny być „prywatyzowane”, tylko zarzucone.
150
Wciąż pozostawałby jeszcze problem częściowej rezerwy dla
banków komercyjnych. Dawniej opowiadałem się za powrotem do
bankowości opartej na uczciwej stuprocentowej rezerwie. Byłoby
to możliwe przy takim podniesieniu ceny złota, żeby jego rezerwy
pokrywały 100 procent zobowiązań banków. Później, oczywiście,
stuprocentowa rezerwa byłaby wymagana przez prawo. Według
bieżących szacunków, ustanowienie stuprocentowej rezerwy
dla wszystkich wkładów bankowych na żądanie, prowadzonych
w bankach komercyjnych, wymagałoby podniesienia ceny złota
do 2000 dolarów za uncję. Uwzględnienie wartości wszystkich lokat oznaczałoby konieczność podniesienia ceny do 3350 dolarów
za uncję. Gdyby stuprocentowa rezerwa była wymagana również
dla rachunków bieżących i oszczędnościowych (które są również
uważane za płatne na żądanie), to cena złota musiałaby wynosić
7500 dolarów za uncję.
Takie rozwiązanie ma jednak pewne wady. Mniejsza o to, że
im wyższa byłaby cena złota w stosunku do jego obecnej ceny rynkowej, tym bardziej by się zwiększyła jego produkcja. Wzrost wydobycia złota spowodowałby wprawdzie niewielką jednorazową inflację, ale poważniejszym problemem byłoby zagadnienie moralne:
czy banki zasługują na to, by wręczyć im w ten sposób podarunek
w postaci złota od Rezerwy Federalnej na stuprocentowe pokrycie
zobowiązań? Banki zdecydowanie nie zasługują na taki gest, nawet
jeśli miałoby to ułatwić operację powrotu do zdrowego pieniądza.
Bankierom powinno wystarczyć to, że nie zostaną pozwani do sądu
za defraudację. Ponadto trudności nastręczałoby administracyjne
narzucenie i egzekwowanie stuprocentowej rezerwy. Metodą łatwiejszą i utrzymaną w bardziej libertariańskim duchu byłoby odwołanie się do sądów. Przed wojną secesyjną zawodowi „brokerzy
finansowi” skupowali po okazyjnych cenach banknoty emitowane
przez niesolidne banki utrzymujące częściowe rezerwy, a następnie
udawali się do siedzib tych banków i żądali wypłacenia nominalnej
wartości banknotów w złocie.
151
Dzisiaj, posługując się zaawansowaną technologią elektroniczną, to samo można by zrobić jeszcze skuteczniej. Profesjonalni brokerzy finansowi zarabialiby na przywoływaniu niesolidnych
banków do porządku. Bardzo mi się podoba pomysł Obywatelskich Lig Antybankowych (Anti-Bank Vigilante Leagues), żeby
bacznie obserwować poczynania banków i wychwytywać każdą
ich nieuczciwość, a następnie nagłaśniać sprawę w telewizji, zachęcając klientów danego banku, by żądali natychmiastowych
wypłat gotówki. Gdyby ligom udało się wzniecić histerię i spowodować, żeby posiadacze kont i certyfikatów depozytowych przypuścili szturm na banki, chcąc wycofać swoje pieniądze zanim
ich bank upadnie, to tym lepiej. Wówczas bowiem sami ludzie,
a nie tylko rząd, zwróciliby się przeciwko bankom praktykującym
zasadę rezerwy częściowej. Niezwykle istotna byłaby natychmiastowa reakcja ze strony policji i wymiaru sprawiedliwości
na pierwszy sygnał niewypłacalności banku. Jeśli tylko bank nie
byłby w stanie dokonać wypłaty na żądanie, otrzymywałby zakaz
dalszej działalności. Działałaby błyskawiczna, bezwarunkowa
sprawiedliwość, nie byłoby żadnej litości ani żadnych kaucji.
Taki rygor w krótkim czasie doprowadziłby banki albo do
upadku, albo do ograniczenia emisji zaświadczeń i certyfikatów
depozytowych, tak, by osiągnąć stuprocentowe pokrycie w rezerwie. Taka deflacja monetarna, której celem byłyby wszechstronne
ulepszenia, miałaby charakter przejściowy i ustałaby na dobre
w momencie, gdy wszystkie zobowiązania banków zmniejszyłyby
się do wartości posiadanych przez nie aktywów w złocie. Zasadnicza różnica między inflacją a deflacją polega na tym, że inflacja
może rosnąć w nieskończoność wraz ze wzrostem podaży pieniądza i cen, podczas gdy zmniejszanie podaży pieniądza musi się
zatrzymać w momencie, gdy całkowita ilość pieniądza odpowiada
podaży standardowej waluty (w standardzie złota – podaży złotych pieniędzy). Złoto stanowi twardy grunt, na którym deflacja
zatrzymuje się.
152
Gdyby ten pomysł wydawał się zbyt okrutny dla banków,
to trzeba sobie zdać sprawę, że system bankowy i tak zmierza
do katastrofy. Przy okazji upadku ubezpieczeń oszczędności
i kredytów uswiadomiono sobie, jak bardzo jest on niestabilny.
Ludzie mówią otwarcie o tym, że Federalny Zakład Ubezpieczeń
Depozytów jest niewypłacalny i że cała bankowość zmierza do
upadku. Jeśli poczują to na własnej skórze, to rozpoczną masowy
„run na banki”, usiłując wybrać z banków swoje pieniądze. Banki
będą wtedy upadać jeden po drugim, bo nie będą miały pieniędzy,
które są ludziom winne. Jedynym ratunkiem dla banków będzie
wówczas dodruk 1,6 biliona dolarów przez Rezerwę Federalną
i dostarczenie ich bankom. Wywoła to natychmiastową i siejącą
spustoszenie, galopującą inflację oraz upadek dolara.
Odpowiedzialnością za obecny kryzys gospodarczy liberałowie chętnie obarczają „chciwość lat osiemdziesiątych XX wieku”.
A przecież „chciwość” nie była wtedy większa niż w latach siedemdziesiątych i w poprzednich dekadach ani niż będzie w przyszłości. W latach osiemdziesiątych miał miejsce niebezpieczny
epizod deficytu budżetowego i ekspansji kredytowej banków pobudzanej przez Rezerwę Federalną. Gdy Bank Rezerwy Federalnej zakupił aktywa i wpompował rezerwy do systemu bankowego, banki z radością pomnożyły kredyt i w oparciu o te rezerwy
wykreowały nowe pieniądze.
Wiele się mówiło o złych kredytach udzielanych przez banki, o pożyczkach dla zbankrutowanych krajów Trzeciego Świata,
o rozdętych i ryzykownych – jak się okazało z perspektywy czasu
– programach kredytowych na rynku nieruchomości i inwestowaniu w centra handlowe gdzieś na końcu świata. Jednakże złe
kredyty i nietrafne inwestycje są zawsze wynikiem ekspansji kredytowej banku centralnego i kredytowania banków. Dobrze znane
zjawisko cyklu koniunkturalnego, występujących na przemian
okresów euforii i załamania, dobrobytu i kryzysu, nie pojawiło się
w latach osiemdziesiątych. Nie jest też produktem cywilizacji ani
153
gospodarki rynkowej. Cykle gospodarcze pojawiły się w osiemnastym wieku, wraz z powstaniem pierwszych banków centralnych.
Upowszechniały się i nasilały równolegle z rozwojem bankowości centralnej i przejmowaniem przez nią kontroli nad systemem
gospodarczym Zachodu. Tylko likwidacja Systemu Rezerwy
Federalnej i powrót do standardu złota mogą przerwać cykliczne
występowanie faz wzrostu i kryzysu i ostatecznie wyeliminować
stale rosnącą inflację.
Nie jest prawdą głoszone przez posłusznych rządowi historyków twierdzenie, że inflacja, ekspansja kredytowa, cykle gospodarcze, zadłużenie budżetu i wysokie podatki są nieodłącznymi
atrybutami kapitalizmu czy „nowoczesności”. Wręcz przeciwnie,
są to z gruntu antykapitalistyczne, pasożytnicze narośla, zaszczepione na systemie przez interwencjonistyczne państwo, które
nagradza swoich bankierów i zaufanych klientów specjalnymi
cichymi przywilejami. A płacą za nie wszyscy pozostali.
Dla wolnej przedsiębiorczości i kapitalizmu podstawowe
znaczenie ma system niewzruszonych praw prywatnej własności,
gwarantujący każdemu ochronę uczciwie nabytej własności. Równie istotne są zasady etyki, które powinny wspierać i nagradzać
oszczędność, gospodarność, ciężką pracę i efektywną przedsiębiorczość, a zniechęcać do rozrzutności oraz potępiać z całą surowością
każde naruszenie praw własności. Tymczasem, jak widzieliśmy,
tandetny pieniądz i ekspansja kredytowa deprecjonują te prawa
i cnoty. Inflacja powoduje wywrócenie do góry nogami i przeszacowanie wartości, wynagradzając rozrzutność i dobre układy,
a naigrawając się ze starych „wiktoriańskich” cnót.
Odbudowa Starej Republiki
Odbudowa amerykańskiej wolności i przywrócenie Starej Republiki jest zadaniem wielopłaszczyznowym. Oznacza wycięcie
155
raka monstrualnego państwa, który toczy nas od środka. Oznacza likwidację Washington DC, jako centrum rządzenia krajem.
Oznacza powrót do moralności i cnót dziewiętnastowiecznych,
odwrót naszej kultury od nihilizmu i wiktymologii oraz przywrócenie jej zdrowia i równowagi. Polityka, kultura i gospodarka
są w dłuższej perspektywie nierozerwalnie ze sobą związane. Do
odbudowy Starej Republiki niezbędny jest system gospodarczy
oparty na nienaruszalnym prawie własności prywatnej, na prawie
każdego człowieka do posiadania nabytej własności i do wymiany
produktów swojej pracy. Żeby to osiągnąć, musimy mieć pieniądze, których dostarczy wolny rynek, pieniądze złote, a nie papierowe, pieniądze, których jednostką będzie określona wagowo ilość
złota, a nie nazwa papierka wyemitowanego przez rząd kierujący
się swoim widzimisię. Inwestycje muszą być uzależnione od prywatnych oszczędności, a nie od fałszywych pieniędzy emitowanych przez nikczemny, uprzywilejowany przez państwo system
bankowy. Krótko mówiąc, musimy się pozbyć banku centralnego
i wymusić na bankach skrupulatne wypełnianie zobowiązań, na
równi z innymi podmiotami. Sprawy dotyczące pieniędzy i banków przedstawiane są jako tajemnicze procesy, którymi kierować
może tylko elita technokratyczna. Nic podobnego. Złośliwy czarodziej z krainy Oz wykiwał nas w sprawie pieniędzy w jeszcze
większym stopniu niż w pozostałych dziedzinach życia. I podobnie jak w innych sprawach, tak również w kwestii pieniędzy
przywrócenie zdrowego rozsądku i Starej Republiki idą ze sobą
w parze.
Murray N. Rothbard
Nowożytna tradycja intelektualna brytyjskiej i amerykańskiej
myśli politycznej w szczególnie znaczącym stopniu nasycona jest
poglądami eksponującymi wartość oraz fundamentalne znaczenie
wolności jednostki. Pamiętając o spuściźnie doktrynalnej tak prominentnych przedstawicieli myśli niemieckiej i francuskiej jak Wilhelm von Humboldt, Alexis de Tocqueville czy Beniamin Constant,
należy jednakowoż uznać, iż to autorzy uformowani i pozostający
w obrębie kultury anglosaskiej (choć niekoniecznie urodzeni
w Wielkiej Brytanii i USA) położyli podwaliny, a następnie rozwinęli koncepcje ideowe charakteryzujące się bardzo przychylnym,
czy nawet niekiedy apologetycznym, stosunkiem wobec indywidualnej wolności czy jednostkowej autonomii. Wystarczy w tym kontekście wymienić choćby takie nazwiska, jak John Locke, Adam
Smith, John Stuart Mill, lord John Emerich Edward Dalberg Acton,
Friedrich August von Hayek, Milton Friedman czy Robert Nozick.
Wpływ powyższych idei nie ograniczał się przy tym wyłącznie do
środowisk inspirujących się liberalizmem czy libertarianizmem73,
ale de facto infiltrował także istotną część doktryn konserwatywnych czy nawet komunitarystycznych74. Obecnie w krajach anglosaskich określenie „liberał” odpowiada raczej poglądom socjaldemokratycznym pojmowanym zgodnie ze standardem obowiązującym
73
74
Partię Libertariańską założył sam Murray Rothbard wraz z Karlem Hessem
(który odmówił płacenia podatków na rzecz państwa, za co został pozbawiony
całego majątku). Podwaliny pod libertarianizm położyli, oprócz Rothbarda, m.
in. Ayn Rand (Atlas Shrugged), Robert Nozick (Anarchia, Państwo, Utopia) oraz
Albert Nock (Państwo nasz wróg).
Warto wskazać w tym zakresie np. na poglądy Edmunda Burke’a, Michaela
Oakeshotta czy Micheala Walzera.
156
w Europie kontynentalnej. W tym sensie można odnieść wrażenie,
że zdecydowana większość współczesnych anglosaskich myślicieli
akceptuje (świadomie bądź nie) pewne podstawowe liberalne aksjomaty dotyczące znaczenia wolności jednostki. Natomiast charakterystycznym znamieniem doktryny liberalnej w jej klasycznym
i neoklasycznym (tj. XX-wiecznym) wariancie jest daleko idąca
nieufność wobec niekontrolowanego rozrastania się kompetencji
instytucji państwowych, w którym upatruje się chyba najpoważniejszego zagrożenia dla indywidualnej wolności. Przyjęcie tej
przesłanki wywiera skutek w postaci aprobaty dla postulatu maksymalnego możliwego ograniczenia uprawnień państwa. Już „ojciec założyciel” liberalizmu John Locke domagał się zredukowania
kompetencji instytucji państwowych do ochrony praw naturalnych
jednostek, pod którym to pojęciem rozumiał klasyczną triadę tj. życie, wolność i własność. Poparcie dla leseferyzmu jako zasady, która
winna w miarę możności organizować życie społeczne, cechowało
praktycznie wszystkich reprezentantów powyższej doktryny.
Teza o państwie jako koronnym źródle niebezpieczeństw dla
wolności i praw jednostek doprowadzona została do ostatecznych
konsekwencji przez inny nurt polityczny, a mianowicie anarchokapitalizm, reprezentowany m. in. przez Murraya Rothbarda i Davida Friedmana, którzy opowiedzieli się nie tyle za minimalizacją
roli instytucji państwowych, co za ich całkowitą likwidacją. Jak
sama nazwa wskazuje, doktryna ta syntetyzuje aprobatę dla kapitalistycznego systemu gospodarowania z klasycznym anarchistycznym postulatem zniesienia państwa. Stąd należy ją wyraźnie
odróżnić od anarchizmów Pierre’a Proudhona, Michała Bakunina
i Piotra Kropotkina, przynależnych do lewicowej, niechętnej kapitalizmowi, tradycji75. Obie te koncepcje są jednak zbieżne w swoich
157
aspektach krytycznych, zgodnie z którymi organizacja państwowa
jest inherentnie niemoralna, sztuczna, przymusowa, skorumpowana, biurokratyczna oraz despotyczna. Jak pisał Proudhon:
„być rządzonym to tyle co być obserwowanym, nadzorowanym,
szpiegowanym, kierowanym, poddanym prawu, oznakowanym,
okiełznanym, zapisanym, indoktrynowanym, pouczanym, kontrolowanym, spętanym, szacowanym, ocenianym, cenzurowanym,
sterowanym […] Być rządzonym to tyle co być ewidencjonowanym, zliczonym, otaksowanym, ostemplowanym, zmierzonym,
napiętnowanym, wycenionym, licencjonowanym, autoryzowanym, pouczanym, powściąganym, spętanym, poprawianym[…]
To tyle co […] być obciążanym kontrybucjami, musztrowanym,
łupionym, wyzyskiwanym, monopolizowanym, szantażowanym,
uciskanym, oszukiwanym, grabionym […] represjonowanym, obkładanym grzywnami, upodlonym, prześladowanym, zaszczutym,
sprofanowanym […] wyśmianym, wyszydzonym, zohydzonym,
odartym z honoru. To jest władza; to jest jej sprawiedliwość; to jest
jej moralność”76. Wydaje się, że pod tymi słowami podpisałby się
Murray Rothbard.
Murray Newton Rothbard był jednym z najwybitniejszych
ekonomistów XX stulecia, reprezentantem „szkoły austriackiej”,
kojarzonej głównie z nazwiskiem Ludwiga von Misesa, założonej
przez Carla Mengera77. Rothbard urodził się w 1926 r. w rodzinie
żydowskich emigrantów z terenów Europy Środkowo-Wschodniej. Początkowo studiował matematykę na uniwersytecie Columbia; następnie jego zainteresowania zaczęły ogniskować się
wokół problematyki ekonomicznej. Warto jednak pamiętać, iż
76
75
Por. M. Waldenberg, Prekursorzy Nowej Lewicy. Studia z myśli społecznej XIX
i XX wieku, Kraków-Wrocław 1985, s. 11-116.
77
Cyt. za: R. Nozick, Anarchia, państwo, utopia, Warszawa 1999, s. 26. Cytat ten
zawiera także wiele innych przymiotników podobnie życzliwie opisujących zasady funkcjonowania państwa.
Por. Harry Landreth, David C. Colander, Historia myśli ekonomicznej, Warszawa 1998, passim.
158
Rothbard był uczonym na wzór „człowieka Renesansu” o niezwykle szerokich horyzontach intelektualnych, a jego koncepcje nie
ograniczały się bynajmniej do sfery wąsko pojmowanej ekonomii,
obejmując także zagadnienia prawne, historyczne, polityczne czy
stricte filozoficzne. U progu swojej działalności polityczno-intelektualnej Rothbard był związany z kręgami tzw. Starej Prawicy
(Old Right), z którym to nurtem łączył go zdecydowany sprzeciw
wobec programu Nowego Ładu (New Deal) wprowadzonego w latach 1933-39 przez prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta.
Za istotę koncepcji Rooseveltowskiej uważał bowiem dążenie do
radykalnego zwiększenia kompetencji państwa i postępującego
ograniczania wolności indywidualnej. Jednakże już w latach
50-tych Rothbard zerwał z tradycyjną prawicą amerykańską.
Bezpośrednią przyczyną rozbratu był konflikt na tle stosunku do
państwa sowieckiego. Rothbard sądził bowiem, iż immanentnie
związane z gospodarką nakazowo-rozdzielczą niedomagania systemowe muszą w sposób nieunikniony doprowadzić w konkluzji
do implozji systemu komunistycznego. W związku z tym, stanowczo odmawiał przyłączenia się do „antykomunistycznej krucjaty” propagowanej przez przedstawicieli amerykańskiej prawicy
wierząc, iż upadek państw bloku radzieckiego jest w zasadzie
rzeczą nieuchronną. Natomiast zimnowojenna polityka administracji USA skutkowała, w ocenie Rothbarda, przede wszystkim
niekontrolowanym powiększeniem się władzy państwowej. Jego
sprzeciw wobec tejże polityki wynikał także z pryncypialnego
izolacjonizmu oraz łączenia zjawiska wojny z samym istnieniem instytucji państwa. Stąd w latach 60-tych Rothbard podjął
współpracę z organizacjami lewicowymi, sprzeciwiającymi się
zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w wojnę wietnamską. Po
uzyskaniu stopnia doktorskiego Rothbard został zatrudniony na
Politechnice Nowojorskiej. W 1969 r. rozpoczął wydawanie pisma
Libertarian Forum, które miało stać się płaszczyzną integracji
środowisk libertariańskich, w działalności których Rothbard
159
następnie aktywnie uczestniczył. Równocześnie kontynuował
działalność naukową publikując m. in. Man, Economy and State
(1962), Power and Market (1970) oraz For a New Liberty (1973).
Od połowy lat 70-tych Rothbard uczestniczył w pracach Cato Institute78, a w 1977 roku został wydawcą nowego pisma Journal of
Libertarian Studies, którego celem było publikowanie artykułów
naukowców aprobujących libertariańską wizję świata. Z kolei
po zerwaniu z Cato Institute Rothbard związał się z założonym
w 1982 r. Instytutem im. Ludwiga von Misesa. Po upadku komunistycznego imperium Rothbard ponownie odnalazł wspólny
język z nurtem paleokonserwatywnym79, co stanowiło zarazem
swoisty powrót do korzeni tj. kooperacji z Old Right. Obok wspominanych już przesłanek doktrynalnych umożliwiających zawarcie takiego aliansu, Rothbarda i paleokonserwatystów połączył
także sprzeciw wobec polityki zagranicznej prowadzonej przez
prezydenta George’a Busha, a głównie wobec wojny w Iraku.
Rothbard pozostał zatem do końca wierny swoim izolacjonistycznym przekonaniom. Zmarł w roku 199580.
Wydaje się, iż dwa aspekty rothbardowskich koncepcji zasługują na szczególne podkreślenie. Po pierwsze, kompleksowość
prowadzonej przezeń argumentacji. Rothbard zsyntetyzował bowiem argumentację ściśle ekonomiczną dotyczącą skrajnej nieefektywności działań aparatu państwowego w każdej z dziedzin
życia społecznego oraz argumentację moralną, która dowodzić
miała etycznej niedopuszczalności ingerencji państwa w wolne
wybory jednostek. Po drugie, uderzająca jest też intelektualna
bezkompromisowość Rothbarda nie dopuszczającego żadnych
78
79
80
Prorynkowy Instytut w Waszyngtonie o korzeniach libertariańskich, www.cato.org
Nurt ten należy wyraźnie odróżnić od konserwatyzmu związanego z Partią Republikańską.
Informacje biograficzne za: http://lewrockwell.com/orig/stromberg5.html.
160
wyjątków od przyjętych przez siebie zasad. Skoro ingerencja
państwa była z założenia złem, to pozostawała nim niezależnie
od motywacji czy okoliczności towarzyszących takiemu działaniu.
Nie sposób w tym krótkim szkicu choćby najogólniej
przedstawić całokształtu poglądów Rothbarda. Skoncentrujmy
się zatem na rozwijanym przezeń projekcie społeczeństwa anarchistycznego81. Rothbard zaznacza wprawdzie, iż niemożliwe jest
precyzyjne przedstawienie sposobu funkcjonowania społeczności bezpaństwowej, gdyż opiera się ona na sieci dobrowolnych
rynkowych porozumień cechujących się daleko posuniętą elastycznością. Możliwa jest jednak prezentacja pewnych rudymentarnych założeń dotyczących formy anarchistycznego projektu.
Rozpocząć należy od rothbardowskiej definicji państwa jako
instytucji uzyskującej swoje dochody w drodze fizycznego przymusu (tj. podatku) oraz zapewniającej w drodze przymusowej
monopolizacji usługi obronne na swoim terytorium (tj. policyjne
i sądowe). Każda organizacja posiadająca którąś z wyżej wymienionych cech jest uznawana za państwo. Z kolei społeczność
anarchistyczna, oprócz wyrażonej explicite nieobecności instytucji państwowej, charakteryzuje się, według optyki Rothbarda,
brakiem występowania w niej możliwości legalnej przymusowej agresji przeciwko osobie bądź własności innej jednostki.
Wywodząca się z tradycji liberalnej argumentacja skierowana
przeciwko etatyzmowi i interwencjonizmowi państwa w rozmaite sfery życia społeczno-gospodarczego (np. oświatę, opiekę
medyczną, pomoc socjalną itp.) jest już dostatecznie szeroko
znana. Novum projektu Rothbarda polega natomiast na przekazaniu w gestię wolnorynkowego systemu także wspomnianych
funkcji sądowych i policyjnych. Rothbard przyznaje, iż w każdej
81
Opieramy się w tym miejscu na fragmentach tekstu Społeczność bez państwa zamieszczonym na stronie internetowej: http: /sierp. tc. pl/wlodek/mrliberty. htm.
161
społeczności musi istnieć prawomocny uznawany przez zdecydowaną większość ludzi sposób rozstrzygania sporów, ustalania
odpowiedzialności za popełnione przestępstwa oraz egzekwowania kar. Anarchista także musi zatem określić, jak problemy
te będą rozwiązywane w afirmowanej przezeń wizji społeczeństwa. Stosunkowo najprościej przedstawia się przypadek sporów
cywilnych wynikających z odpowiedzialności kontraktowej za
domniemane złamanie umowy. Spór może być bowiem rozstrzygnięty już to w drodze negocjacji pomiędzy zainteresowanymi
stronami, już to przy pomocy mediatora, bądź też w drodze
dobrowolnego poddania się kontrahentów decyzjom zaakceptowanego przez nich rozjemcy. Taki „zapis na sąd polubowny” był,
zdaniem Rothbarda, instytucją zapewniającą sprawne i fachowe
rozwiązywanie konfliktowych sytuacji. Na poparcie tej tezy
przywoływał liczne przykłady historyczne (np. sądy kupieckie
w Średniowieczu). Sądy arbitrażowe miałyby zapewnić sobie
posłuch dla ferowanych wyroków dzięki metodzie społecznego
ostracyzmu i bojkotu handlowego. Krótko mówiąc, z osobami
odmawiającymi subordynacji wobec sprawiedliwych orzeczeń
sądów polubownych nikt nie będzie chciał wchodzić w relacje
handlowe. Istniałaby oczywiście wolna konkurencja na rynku
sądów arbitrażowych; najbardziej efektywni, bezstronni i kompetentni rozjemcy będą oczywiście zwyciężać zgodnie z mechanizmem funkcjonowania wolnego rynku. Wolnorynkowość
systemu zapewni również tak dalece jak tylko jest to możliwe,
że arbitrzy będą odporni na korupcję i naciski strony silniejszej.
Aby zwyciężyć w wolnokonkurencyjnej rywalizacji, rozjemcy
nie będą mogli być stronniczy. W takim bowiem przypadku strony kontraktu preferowałyby bowiem usługi innego sądu.
W gruncie rzeczy bardzo podobnie przedstawia się sytuacja
w wypadku odpowiedzialności za przestępstwa nie polegające
na złamaniu umowy oraz za ewentualne odrzucenie przez stronę
przegrywającą orzeczenia sądu arbitrażowego. Również wtedy
162
instancją właściwą do osądzenia sprawy są sądy polubowne82.
Problem powstaje dopiero w chwili, gdy osoba, którą arbitrzy
uznali za winną zarzucanego czynu i wobec której określili sankcję, odmawia poddania się wyrokowi. W tym momencie społeczność anarchistyczna musi przydzielić sądom prawo do narzucania
swoich orzeczeń stronie przegrywającej oraz do ich przymusowej
egzekucji. Sądy zatem będą musiały kooperować z instytucjami
policyjnymi, których zadaniem byłoby zmuszanie przestępców do
respektowania wyroków arbitrażowych. Rothbard bardzo mocno
eksponuje fakt, iż przyznanie sądom prawa do stosowania przymusu nie jest tożsame z ponownym wprowadzeniem instytucji
państwa. Przypomnijmy bowiem, iż zgodnie ze wskazaną definicją, nieodłącznym komponentem istnienia państwa jest pobieranie
podatków i przymusowa monopolizacja świadczeń. Przyznanie
jednostkom prawa do wynajmowania sądów i agencji policyjnych
dla ochrony swoich praw jednostkowych w żadnym wypadku nie
implikuje restytucji instytucji państwa. Warto także podkreślić,
iż Rothbard nie odmawia jednostkom prawa do indywidualnej
zemsty i samodzielnego wymierzenia kary przestępcom (aczkolwiek sądzi, iż przypadki takie będą stosunkowo rzadkie). Innymi
słowy, sądy arbitrażowe nie są traktowane jako obligatoryjny pośrednik w wymierzaniu kar. Autor Power and Market przyjmuje
82
Rothbard dopuszcza możliwość złożenia przez stronę przegrywającą apelacji od
wyroku. Pamiętać też należy, że pozwany nie ma obowiązku stawiennictwa przed
sądem powoda i może wybrać własny sąd do rozstrzygnięcia sprawy. W tym
ostatnim przypadku w razie sprzecznych orzeczeń sądów powoda i pozwanego
również w społeczeństwie anarchistycznym wypracowany zostanie stosowny
mechanizm rozpatrywania apelacji od wzajemnie sprzecznych orzeczeń. Sądy
będą po prostu przedstawiały sprawę zgodnie wybranemu sądowi wyższej instancji. W każdym razie w pewnym momencie społeczność anarchistyczna musi
„posiadać jakiś społecznie akceptowany moment przerywający rozprawy i apelację”. Rothbard sugeruje, iż momentem tym powinno być osiągnięcie konsensusu przez sąd powoda i pozwanego dotyczącego choćby zgody na rozstrzygnięcie
dokonane przez wybrany sąd apelacyjny.
163
równocześnie, iż społeczność anarchistyczna musi posiadać podstawowy wspólny kodeks statuujący niedopuszczalność agresji
skierowanej przeciw osobie czy mieniu, definiujący uzasadnione
tytuły własności czy określający sprawiedliwą wysokość kar. Rothbard wskazuje jednak, że dla rozwoju takiego kodeksu prawnego nie jest potrzebne państwo, gdyż może on rozwinąć się w wyniku działalności samych sądów arbitrażowych. A zatem, „myśl,
że państwo jest potrzebne do tworzenia prawa, jest tak samo
mitem jak to, że jest potrzebne do dostarczania usług pocztowych
lub policyjnych”. Funkcje policyjne dotyczące prewencji tj. ochrony osób i mienia będą natomiast realizowane przez odpowiednie
agencje ochrony czy agencje ubezpieczeniowe, których zadaniem
jest ubezpieczanie klientów od skutków przestępstw.
Z pozoru wydawać się może, iż nakreślona powyżej wizja
ma wybitnie utopijny charakter. Należy jednak wyraźnie nadmienić, że Rothbard, w przeciwieństwie do wielu anarchistów, nie
przyjmował założenia, iż implementacja jego systemu skutkować będzie powstaniem „raju na ziemi”. Konsekwentnie unikał
bowiem angelizowania (podobnie zresztą jak demonizowania)
natury ludzkiej i odrzucał optymistyczną wizję nieskażonej cywilizacją ludzkiej natury kojarzoną głównie z doktryną Jana Jakuba Rousseau. Pewne ułomne skłonności jednostki powodują, że
w systemie Rothbarda możliwe jest funkcjonowanie skorumpowanych i nieudolnych sądów oraz agencji ubezpieczeniowych i policyjnych usiłujących wymusić korzystanie z ich usług poprzez stosowanie instrumentów przymusu. Jednakże, jak już zaznaczono,
uniwersalny mechanizm wolnorynkowej konkurencji skutecznie
zmniejsza prawdopodobieństwo wystąpienia takich sytuacji. Jak
pisał Rothbard, „anarchizm będzie maksymalizował sposobności
dla dobra i minimalizował kanały dla zła”. Nie można jednakże
stwierdzać, iż zniesienie państwa doprowadzi do wyłonienia się
„Nowego Człowieka”.
Swoje radykalnie wolnorynkowe poglądy Rothbard rozwijał
164
także na płaszczyźnie ściśle ekonomicznej, czego wyraźnie dowodzi m. in. oddawana do rąk Czytelnika książka83. Zdecydowanie
krytyczny stosunek Rothbarda do myślicieli o przeciwstawnych
przekonaniach był szczególnie widoczny w wypadku jego gospodarczych poglądów. W swojej dwutomowej History of Economy
Thought polemizował nie tylko z ekonomistami lewicowymi, ale
przypuścił także bezpardonowy atak na autorów uznawanych
przez powszechną opinię za klasyków nurtu leseferystycznego.
O Johnie Stuarcie Millu napisał: „Trudno pomyśleć o kimkolwiek
w historii myśli, kto byłby bardziej skandalicznie i systematycznie przeceniany jako ekonomista, filozof polityczny i ogólnie jako
myśliciel”. Tableau économique, najsłynniejsza praca Françoisa
Quesnaya, twórcy fizjokratyzmu, osądzona została jako „irytująca”, „złudna”, „fałszywa”, „wyszukana fatałaszka” oraz „nie
robiąca nic poza odwracaniem uwagi od właściwej ekonomii”.
Warto zwrócić uwagę, że Murray Rothbard jest jednym z nielicznych apologetów systemu wolnorynkowego, który przeprowadził
radykalną krytykę Adama Smitha, zwanego „ojcem ekonomii”.
W przekonaniu Rothbarda, Smith nie wymyślił nic, co byłoby
prawdziwe; nie wprowadził do myśli ekonomicznej niczego wartościowego; jego teoria wartości była „niczym nie uśmierzoną
katastrofą”, i klasyfikowana winna być jako prekursorska wobec
doktryny marksistowskiej. Adam Smith popierał różnorakie obciążenia podatkowe (także w niektórych przypadkach nakładanie
barier celnych, sam był celnikiem), państwową pocztę, regulację
procentów na pożyczki, protekcjonistyczny Akt Nawigacyjny
165
(1651), rządowy monopol na bicie monety, nierynkowy system
bankowy (ekonomiści ze Szkoły Austriackiej są na tym punkcie
szczególnie wyczuleni), interwencjonizm państwowy w rozliczne dziedziny życia, a w szczególności w system edukacyjny84.
Takowe poglądy były nie do zaakceptowania przez Rothbarda,
zwłaszcza wobec faktu, iż w jego opinii słynna smithowska „niewidzialna ręka” została w gruncie rzeczy tylko ochrzczona przez
szkockiego uczonego, podczas gdy teorię mechanizmu rynkowego
przedstawili wcześniej Richard Cantillon i Anne Robert Jacques
de l’Aulne Turgot (korzystając z dorobku późnych scholastyków).
Stąd Adam Smith nie dość, że stał się w oczach wybitnego amerykańskiego anarchokapitalisty twórcą wstępu do teorii marksizmu
(został tak surowo oceniony wraz z Davidem Ricardo), to na dodatek okazał się „plagiatorem”85. Wybór tych kilku uszczypliwych
uwag skierowanych pod adresem wybitnych postaci historii myśli
ekonomicznej to tylko drobna egzemplifikacja bardzo charakterystycznego stylu Murraya Rothbarda – człowieka o radykalnie
prokapitalistycznych poglądach, mocno utwierdzonego w słuszności swoich przekonań, nie uznającego żadnych doktrynalnych
kompromisów86.
Główną przesłanką, jaka zadecydowała o intelektualnej
awersji Rothbarda do Adama Smitha, było zagadnienie ekonomicznego subiektywizmu87. Podczas gdy Smith wierzył w „obiektywną teorię wartości”, Rothbard śladem swojego nauczyciela Ludwiga von Misesa uznawał, że wszelkie zachowania na rynku są
84
83
Poglądy Rothbarda analizujemy w oparciu o: Murray Rothbard, Economic
Thought Before Adam Smith: An Austrian perspective on the history of economic
thought, vol. 1, Brookfield 1995; idem, Classical Economics: An Austrian
perspective on the history of economic thought, vol. 2, Brookfield 1995; idem,
Making Economics Sense, www.mises.org; idem, Man Economy and State, Los
Angeles 1970; idem, America’s Great Depression, www.mises.org.
85
86
87
Szerzej odnośnie kompetencji państwa u Adama Smitha zob. M. Maneli, Historia doktryn polityczno-prawnych. Wiek XIX-XX. Część II. Liberalizm-pozytywizm, szkoły psychologiczna i socjologiczna, Warszawa 1964, s. 19-29.
Interesująca dyskusja o stosunku Rothbarda do „ojca ekonomii” (w:) Quarterly
Journal of Austrian Economics, vol 1, num 1, www.mises.org.
Rothbard zastrzegał, że jego krytyka koncepcji autora Bogactwa Narodów nie
jest rezultatem zastosowania „absurdalnych” kryteriów prezentyzmu.
Por. Jerzy Chodorowski Adam Smith (1723-1790), Wrocław 1980.
166
rezultatem indywidualnych preferencji, osobistych potrzeb oraz
użyteczności, które to czynniki są odpowiedzialne za ukształtowanie się cen. Siłą rzeczy koncepcja ta implikowała subiektywizm
czyli teorię zakładającą, że wartościowanie rynkowe odbywa się
poprzez mechanizmy czysto subiektywne, a nie jest efektem jakichś obiektywnych prawideł. Odwołując się do Human Action
Misesa88, Rothbard przypominał, że nie ma możliwości zbudowania matematycznego modelu gospodarki, ponieważ niemożliwa
jest konwersja rzeczywistych działań aktorów rynkowych do
postaci abstrakcyjnych wzorów i statystyk, eliminujących element
ludzkiego działania. Podobny argument epistemologiczny rozwijał także Friedrich August von Hayek w swojej krytyce konstruktywistycznego systemu centralnego planowania89. Warto przy tym
zwrócić uwagę, że o ile Hayek odwoływał się do niepraktyczności
takiego rozwiązania, o tyle Rothbard apriorycznie udowadniał, że
ujmowanie ekonomii w kategoriach statystycznych jest niekompatybilne z tezami ekonomicznego subiektywizmu.
Aczkolwiek Rothbard ukończył ze znakomitymi wynikami studia matematyczne, to jednak zdecydował się całkowicie
odrzucić (zgodnie z doktryną szkoły austriackiej) jakiekolwiek
upraszczanie rzeczywistości do nawet najbardziej skomplikowanych matematycznych, ergo fikcyjnych, formuł, stanowiących
użyteczny przedmiot etatystycznej manipulacji. Realne procesy
produkcji, podziału i wymiany przebiegają bowiem w sposób
w pełni dobrowolny, a wszelkiego rodzaju interwencja państwa
w ich autonomiczny porządek szkodzi wolnorynkowej równowadze i destabilizuje naturalny ład. Zdaniem Rothbarda, nie sposób
przy użyciu moralnej, względnie filozoficznej, argumentacji
uzasadnić jakąkolwiek ingerencję państwa w naturalne społe88
89
Ludwig von Mises, Human Action, www.mises.org.
Por. Doktryny polityczne XIX i XX wieku, pod red. K. Chojnicki, W. KozubCiembroniewicz, Kraków 2000, s. 74-80.
167
czeństwo, a tym bardziej nie można tego dokonać przy użyciu
potężnego aparatu matematycznego oraz szeregu teoretycznych
modeli, które, w oparciu o dane statystyczne, mają potwierdzać
skuteczność etatyzmu i regulacji. Wykresy, cyfry i funkcje nie
mogą pomieścić w sobie elementów ludzkiego działania oraz wyjaśnić celowości jego podejmowania. Rothbard przestrzegał także
ekonomistów z kręgów wolnorynkowych przed stosowaniem
aparatu matematycznego, ponieważ, jak pisał Henry Hazlitt, matematyka nie upraszcza rzeczywistości, tylko ją niejako fałszuje90.
Nie jest symplifikacją, lecz oszustwem, które prowadzi w konsekwencji do centralnego planowania i niepohamowanego rozrostu
interwencjonizmu państwowego. W zbiorze felietonów Making
Economic Sense Rothbard zwrócił uwagę na fakt, że uznawanie
wyższości matematyki przez większość ekonomistów i formułowana przez nich krytyka szkoły austriackiej za ignorowanie algebraicznych formuł, oznacza powolny rozkład nauki ekonomii pojmowanej jako filozofia racjonalnego gospodarowania. Dowodem
na niekompatybilność matematyki i ekonomii jest pojawienie się
teorii chaosu, która w sposób bezpośredni zakwestionowała matematyczne założenia modeli giełdowych, torując drogę koncepcji
całkowitej nieprzewidywalności rynku, jego zupełnej przypadkowości i nieracjonalności. Zdaniem Rothbarda, matematyczna teoria chaosu doprowadziła zatem w konsekwencji do autodestrukcji
ściśle nomotetycznego sposobu uprawiania ekonomii i sprowadzania jej do formułowania matematycznych prawidłowości.
Rothbard zakładał naturalnie wyższość gospodarki wolnorynkowej nad planową i scentralizowaną, w której niedoskonali
przedsiębiorcy podejmują najlepsze z możliwych decyzji. Postrzegał przedsiębiorców jako racjonalne jednostki, które w zdecentralizowanym systemie wolnościowym odpowiadają na indywi90
Henry Hazlitt, Failure of the New Economics, za: William Anderson,
Mathematics and economic analysis, www.mises.org.
168
dualne potrzeby i popyt zgłaszany na rynku przez konsumentów
na określone dobra i usługi. Fundamentem stabilności i spójności
takiego systemu jest pełna własność prywatna i urynkowienie
wszystkich sektorów gospodarki, a zarazem uwolnienie obywateli od wszelkich obciążeń fiskalnych. W klasycznym już dziele
Power and Market Rothbard poddaje krytyce rozmaite podatki,
które zawsze oznaczają ciężar dla sektora prywatnego, powodując
wysysanie środków na rzecz państwowego niewydolnego organizmu. W enuncjacjach Rothbarda można dostrzec analogię do
tez Fryderyka Bastiata, który w dziele O tym, co widać i o tym,
czego nie widać analizując wydatki rządu zwracał uwagę na fakt,
że nie mogą one stworzyć niczego bardziej produktywnego niż
mechanizm rynkowy, ponieważ nigdy „nie spada więcej deszczu
niż wyparuje wody”91. Rothbard wierzył, że tylko w pełni liberalna gospodarka jest w stanie doprowadzić ludzkość na wyższe
szczeble cywilizacji. Jedną z ważniejszych kwestii, którą się
zajmował, stanowił problem pieniądza, który w jego ocenie powinien być całkowicie uniezależniony od władzy. Zwracał uwagę,
że pieniądz, podobnie jak wszystkie inne wynalazki, został odkryty wskutek funkcjonowania rynku. Jest bowiem niemożliwe,
aby pieniądz powstał inaczej niż w wyniku swobodnej wymiany.
Rothbard dokładnie opisuje przebieg tego procesu w niniejszej
książce, uzasadniając też, dlaczego rezultatem rządowych manipulacji walutą są permanentne kryzysy i gwałtowne załamania.
Emisja prywatnej waluty i system wolnej od interwencji państwa
bankowości zostały przez niego bardziej szczegółowo rozwinięte
w książce Mystery of Banking oraz w eseju The case for a 100 percent gold dollar. W tym miejscu Rothbard zajmuje się zaś głównie
genezą pieniądza, analizą jego historii oraz nieodłącznie z nią
związanego „rządowego wtrącania się” w system monetarny.
91
Frederic Bastiat, That which is seen and that which is not seen, www.bastiat.org.
169
W przeciwieństwie do większości dzisiejszych nurtów
ekonomicznych inspirujących się przeważnie doktryną Johna
Maynarda Keynesa, Rothbard po wielekroć uzasadniał, że fundamentem zdrowego rozwoju są oszczędności a nie konsumpcja92.
W Man, Economy and State na przykładzie Robinsona Cruzoe
dowodził, że lepiej jest, aby Robinson, zamiast szybko konsumować owoce swojej pracy, zaczął oszczędzać i wytworzył sobie
niezbędne narzędzia. Analogicznie, rybak, zamiast łapczywie
konsumować swój połów, powinien poświęcić trochę czasu na
skonstruowanie siatki, która poprawi skuteczność oraz rozmiar
produkcji, zmniejszy koszty, a zarazem zapewni wyższy poziom
życia. Stąd Rothbard zawsze negował keynesowskie pomysły na
stymulowanie popytu, które prowadzą do destrukcji naturalnej
równowagi rynkowej. Naczelną zasadą ekonomii libertariańskiej
jest, aby państwo w żaden sposób nie zakłócało swobodnych działań przedsiębiorców.
Rothbard konsekwentnie głosił pogląd, że w gospodarce
rynkowej nie występują cykle koniunkturalne. Bronił swojej
teorii argumentem nawiązującym do „zasady racjonalności
przedsiębiorcy”, który będąc właścicielem środków produkcji
przeprowadza przy podejmowaniu decyzji gospodarczych rozsądną kalkulację. W razie popełnienia błędu zostaje ukarany przez
mechanizm rynkowy i może zagrozić mu bankructwo. Warto
jednakowoż nadmienić, iż każde bankructwo oznacza de facto
zysk dla innego przedsiębiorcy – jeśli kryzys przeżywa przemysł
cukrowy, to ludzie zachowane pieniądze wydają na inne dobra,
gdzie w efekcie rośnie zatrudnienie. Zatem według Rothbarda na
92
Tezę, że oszczędności są fundamentem zdrowego rozwoju można znaleźć
w dziełach większości austriackich ekonomistów. Teoria ta wyrasta z koncepcji
struktury kapitałowej zaproponowanej przez Eugena Bohm-Bawerka. Zobacz
Harry Landreth, David C. Colander, Historia myśli ekonomicznej, Warszawa
1998, str. 376-382.
170
wolnym rynku swobodne kształtowanie się preferencji jednostek
zawsze gwarantuje stabilny rozwój gospodarczy, chyba że jakieś
zewnętrzne działania zakłóciły obiektywne sygnały z rynku.
Do takich należy polityka banku centralnego, która przyjęła
w dzisiejszym świecie formę centralnego planowania. W książce
America’s Great Depression Rothbard precyzyjnie i przekonująco
rozwija austriacką teorię cyklu koniunkturalnego opisaną wcześniej przez Misesa, a dokładniej opracowaną i rozwiniętą przez
noblistę Friedricha Augusta von Hayeka. Analizuje krok po kroku sposób, w jaki pompowanie pustego pieniądza w gospodarkę
prowadzi do zakłócenia struktury kapitałowej. Opisuje najpierw
gospodarczy boom i sztuczne nakręcanie koniunktury, który
następnie nieuchronnie prowadzi w konsekwencji do koniecznej
i oczyszczającej z negatywnych przesunięć depresji93.
W swoich dziełach Rothbard poświęcił bardzo dużo uwagi
problemowi pieniądza i wolnego systemu bankowego, ponieważ
jego zdaniem manipulacja walutą jest pierwszym znaczącym
krokiem do inflacji, gospodarczego chaosu oraz zniszczenia
przedsiębiorczości. Jeśli pieniądz pozostałby w ramach mechanizmu rynkowego, powyższe zjawiska nigdy by nie zaistniały.
Aby dokładniej zrozumieć, dlaczego w ocenie Rothbarda pieniądz
należy do dóbr typowo rynkowych tj. takich, które powinny pozostać poza jakąkolwiek kontrolą rządową, warto zapoznać się z tą
krótką, ale bardzo treściwą książeczką. Rzadko kiedy ekonomiści
opisujący historię waluty stoją na stanowisku, że powstanie banku
centralnego wiąże się z rządowym przyzwoleniem na kradzież,
konfiskatą mienia, ignorowaniem zasady pacta sunt servanda,
ograniczeniem wolności i promowaniem ekonomicznej ignorancji.
93
Rothbard przedstawia dokładną analizę cyklu koniunkturalnego zarówno
z punktu widzenia teorii, jak i historycznie pamiętnego przykładu kryzysu 19291933 (w:) America’s Great Depresion, www.mises.org.
171
Niezależnie od tego, czy akceptujemy konkluzje Rothbarda, jego
pryncypialne stanowisko wydaje się być dobrze udokumentowane.
Co rząd zrobił z naszym pieniądzem? to zarazem teoria pieniądza
w pigułce, która klarownie wyjaśnia problemy monetarne, zarówno te sprzed wielu wieków, jak i te dzisiejsze skutkujące nękającymi świat finansowymi kryzysami. I chociaż Murray Rothbard
nie rozwinął w tym dziele teorii cyklu koniunkturalnego (wizytówki Szkoły Austriackiej), to jest to książka, która szczegółowo
i przystępnie wyjaśnia naturę i powstanie pieniądza. Jak pisze we
wstępie do niniejszej książki Lew Rockwell, nikt z oponentów
Rothbarda tak naprawdę nie zdołał przeprowadzić konkretnej
i konstruktywnej krytyki poglądów klasyka myśli wolnościowej
zawartych w tym bardzo krótkim, ale dopracowanym i wyczerpującym wykładzie z historii monetarnej, w którym autor podjął
próbę wyjaśnienia każdego problemu pieniężnego – począwszy
od psucia monety, poprzez emisję pustych niepokrytych złotem
banknotów, aż po współczesny pieniądz fikcyjny.
Łukasz Machaj
Mateusz Machaj
Indeks
A
akcje 74
Ameryka 38, 42, 87, 91, 116, 122
B
bank 24, 28, 60, 62, 63, 64, 65, 66,
67, 68, 76, 78, 85, 86, 87, 88,
89, 90, 91, 92, 93, 94, 95, 97,
98, 102, 107, 112, 113, 114,
118, 120, 124, 125
Bank Anglii 90, 96
bank centralny 87, 88, 89, 90, 91, 92,
93, 94, 95, 97, 118, 124, 125
Bank Rezerwy Federalnej 89
banknoty 28, 64, 65, 68, 86, 88, 89,
90, 95, 97
bankructwa 67, 86, 96, 107
barter 32
bicie monety 45, 78, 80, 84
bilon 49
bimetalizm 58, 80, 81, 82
bona fide 90
Bretton Woods 25, 114, 116, 117,
118, 119, 120, 124
Brytyjczycy 110, 117
C
ceny 37, 38, 39, 41, 46, 47, 48, 49,
51, 52, 53, 54, 55, 56, 57, 69,
74, 75, 77, 95, 100, 107, 110,
118, 119, 121, 123
Chiny 76
continentale 97
Cordell Hull 112
cykl koniunkturalny 77, 107
czek 61
D
De Gaulle 116
deflacja 94, 95
depozyt 60, 61, 63, 65
deprecjacja 78, 79, 82, 84, 98, 100,
109
depresja 51, 77, 98, 110, 112, 120
dirty float 109
dług 64, 68
dłużnik 98
dobra konsumpcyjne 47
dobra przyszłe 68
dolar 40, 42, 73, 75, 106, 109, 111,
113, 119
E
Edward Dalberg Acton 155
Ekonomia Crusoe 28
ekspansja 67, 91, 94
174
ekspansja kredytowa 67, 93, 95
emisja banknotów 88
emisja bankowa 64
EWG 125
175
104, 107, 109, 110, 111, 113,
115, 116, 117, 118, 119, 122,
123, 124, 125
interwencja rządu 45, 68
interwencjonizm 58
F
fałszowanie monety 63
fałszowanie pieniądza 72
fałszowanie wagi 44
FDIC 91
forma 40, 62, 65, 69, 75
Francja 107, 112, 115
franki 39, 40, 78, 107, 108
free banking 66
Friedman Milton 113, 121
Friedrich August 155, 166
funty 59, 79, 111
G
gotówka 51, 52, 53, 54, 60, 61, 68
gran 78, 79
greenbacki 97, 98
J
Jacques Rueff 116, 119, 123
jednostka pieniężna 54
L
Lewiatan 23
livre 79
Llewellyn H. Rockwell 25
Ludwig von Mises Institute 25
I
inflacja 24, 25, 63, 67, 68, 72, 74,
75, 76, 78, 80, 85, 86, 88, 89,
91, 92, 93, 94, 95, 99, 103,
niedoszacowanie 101
Niemcy 115, 121
niepewność 51, 53, 55, 123
Nixon 105, 119, 120
K
kapitał 74
kartel 67
kontrola kursów walutowych 101
korzyści niepieniężne 50
korzyści pieniężne 50
kredyt 68
kredytobiorca 67
kruszec 40, 41, 56, 57, 76, 82
kryzys w Niemczech 76
kurs waluty 101
kurs wymiany 44, 47, 58, 82, 102
kwit składowy 59
M
marki 39, 78, 79, 109
mennica 42, 78, 79
prywatna mennica 42
prywatny pieniądz 43
Pusty pieniądz 97, 99
R
N
H
handel 38, 46, 51, 89, 100, 101,
104, 106, 108, 109, 112, 113,
115, 120
hiperinflacja 76, 99
Międzynarodowy Fundusz Walutowy 102
monopol bicia monet 43, 77
Murraya N. Rothbard 23
O
obieg 44, 45, 51, 52, 53, 56, 57, 63,
78, 80, 81, 82, 83, 84, 98
opodatkowanie 74
P
papiery wartościowe 67, 93, 94
Pieniądz 24, 31, 35, 36, 38, 46, 52,
55, 56, 59, 83
pieniądz papierowy 24, 77, 85,
102, 107, 108, 119, 124, 125
pieniądz towarowy 97, 125
pierwotny pieniądz 83
podatki 71
podaż i popyt na pieniądz 69
podaż pieniądza 45
podział pracy 84
polityka pieniężna 23
popyt na pieniądz 48
postać pieniądza 40
prawo Greshama 44, 80, 81, 83, 99,
100, 101, 125
rewers 68
rezerwa 62, 66, 93
rezerwa bankowa 62, 65
Rezerwa Federalna 23, 27, 88, 89,
92, 95, 125
rezerwy 24, 62, 65, 85, 89, 91, 92,
93, 94, 114, 116, 117, 118
rozcieńczenie 54, 69
run na bank 66
rynek 28, 35, 40, 42, 44, 45, 46, 49,
50, 55, 58, 63, 64, 69, 78,
80, 82, 93, 97, 102, 103, 106,
118, 119
rząd 25, 71, 77, 80, 84, 85, 93, 99,
101, 103
S
saldo gotówkowe 53, 54, 82
SDR 118
seigniorage 79
skutki inflacji 72, 74
srebra 39, 57, 58, 69, 78, 79, 80,
81, 82, 84, 96, 97, 106
srebro 34, 41, 46, 56, 57, 58, 78,
81, 82, 83, 86, 97
standard 27, 39, 41, 58, 79, 82, 95, 96,
97, 106, 107, 108, 109, 111,
112, 114, 116, 120, 123, 124
176
standard złota 82, 106
Stany Zjednoczone 58, 84, 86, 87,
89, 92, 106, 111, 112, 114,
115, 118, 120, 123
struktura produkcji 36
substytut pieniądza 60, 66, 69, 85, 89
substytuty pieniądza 63
system bankowy 66, 68, 91, 96, 108
sztuka zdobnicza 69
Szwajcaria 115, 121
112, 115
Wielki Kryzys 91
wildcat banking 66
Włochy 115
wolny rynek 24, 35, 39, 40, 41, 44,
45, 46, 55, 59, 62, 65, 68,
70, 72, 77, 81, 97, 101, 109,
117, 118
wolny rynek pieniądza 28
Z
Ś
środek wymiany 34, 35, 36, 37, 49,
106, 121
Światowy Bank Rezerw 118, 124
T
tezauryzacja 50
U
uncja 39
W
waluta 83, 96, 97, 100, 106, 118, 124
Wielka Brytania 109, 110, 111,
złota 24, 27, 35, 37, 38, 39, 41, 46,
47, 48, 49, 50, 51, 52, 54, 55,
57, 58, 59, 60, 61, 63, 64, 65,
66, 67, 68, 69, 72, 77, 78, 79,
80, 81, 82, 84, 88, 89, 90, 91,
92, 94, 95, 96, 97, 98, 99,
102, 106, 107, 108, 109, 110,
111, 112, 114, 116, 117, 118,
119, 120, 121, 122, 124, 125
złoto 38, 56, 59, 61, 81, 89, 99,
102, 106
złoto w sztabach 89
zły pieniądz 45
zyski 37, 74, 88, 93
SPIS TREŚCI
Przedmowa.................................................................................... 5
Wstęp do czwartego wydania .................................................... 23
I. Wstęp ..................................................................................... 27
II. Pieniądz w wolnym społeczeństwie ................................... 31
1 Znaczenie wymiany… ......................................................... 31
2 Barter .................................................................................... 32
3 Wymiana pośrednia .............................................................. 33
4 Dobrodziejstwa pieniądza .................................................... 36
5. Jednostka pieniężna ............................................................. 38
6. Postać pieniądza ................................................................... 40
7. Prywatne mennice ................................................................ 42
8. „Właściwa” podaż pieniądza ............................................... 45
9. Problem „tezauryzacji” ........................................................ 50
10. Czy należy stabilizować poziom cen? ................................. 54
11. Współwystępowanie różnych pieniędzy .............................. 56
12. Magazyny pieniędzy ............................................................ 58
13. Podsumowanie ..................................................................... 69
III. Rząd majstruje przy pieniądzu......................................... 71
1. Dochody rządu ..................................................................... 71
2. Gospodarcze skutki inflacji .................................................. 72
3. Przymusowy monopol bicia monety .................................... 77
4. Deprecjacja .......................................................................... 79
5. Prawo Greshama i bicie monety .......................................... 80
6. Rząd i bicie monety ............................................................. 84
7. Rząd zezwala bankom na odmawianie wypłaty .................. 85
8. Banki centralne: koniec ograniczeń dla inflacji ................... 88
9. Banki centralne: sterowanie inflacją .................................... 92
10. Odchodzenie od standardu złota .......................................... 94
11. Pusty pieniądz i problem złota ............................................. 97
12. Pusty pieniądz i prawo Greshama ........................................ 99
13. Rząd i pieniądz ................................................................... 103
IV. Załamanie systemu pieniężnego na Zachodzie .............. 105
1. Faza I: klasyczny standard złota, 1815 – 1914 .................. 106
2. Faza II: I wojna światowa i okres po zakończeniu wojny . 108
3. Faza III: system waluty dewizowo-złotej (Wielka Brytania
i USA), 1926-1931 ............................................................. 109
4. Faza IV: Płynne kursy pustych walut, 1931-1945 .............. 112
5. Faza V: Bretton Woods i nowy standard dewizowo-złoty
(USA), 1945-1968 .............................................................. 114
6. Faza VI: rozpad systemu z Bretton Woods, 1968-1971 ..... 117
7. Faza VII: Koniec Bretton Woods: płynne kursy pustych
walut, sierpień-grudzień 1971 ............................................ 119
8. Faza VIII: umowa smithsoniańska,
grudzień 1971 – luty 1973 ................................................. 120
9. Faza IX: płynne kursy pustych walut, marzec 1973 -? ...... 121
Jak odzyskać pieniądze ......................................................... 127
Złoto czy papiery rządowe ....................................................... 128
Kontrola podaży pieniądza ...................................................... 131
System rezerw częściowych .................................................... 137
Bank centralny ......................................................................... 139
„Ubezpieczenie depozytu” ....................................................... 141
Prywatyzacja federalnego złota ............................................... 145
Definicje i deprecjacja ............................................................. 146
Likwidacja Banku Rezerwy Federalnej ................................... 148
Odbudowa Starej Republiki ..................................................... 153
Murray N. Rothbard ............................................................. 155
Indeks ...................................................................................... 173
W ofercie Fijorr Publishing Company znajdują się tak
atrakcyjne pozycje, jak:
1. Hernando de Soto
Tajemnice kapitału
2. Thomas J. Stanley i William T. Danco
Sekrety amerykańskich milionerów
3. Jan M. Fijor
Imperium absurdu
4. Thomas Sowell
Ekonomia dla każdego
5. Jan M. Fijor
Metody zdobywania klientow
6. Linda i Morris Tannehill
Rynek i wolność
7. Henry G. Weaver
O głównej przyczynie rozwoju ludzkości
Już wkrótce ukaże się:
1.
2.
3.
4.
Murray N. Rothbard Manifest libertariański
Gene Callahan Ekonomia dla normalnych ludzi
Thomas Sowell Ekonomia praktyczna
Murray N. Rothbard i Joseph Salerno Keynes, czyli wielka
mistyfikacja
5. Jan M. Fijor Biedny syn, bogaty syn czyli dlaczego jedni ludzie
są bogaci, a inni biedni
6. Feliks Zandman Z getto na Wall Street
Download