Adopcja a piętno bezdzietności

advertisement
„Problemy Opiekuńczo-Wychowawcze” 2/2006
Grzegorz Grempka
ADOPCJA A PIĘTNO BEZDZIETNOŚCI.
Sytuację adopcji można rozważać w różnych kontekstach - prawnym,
socjologicznym, psychologicznym, pedagogicznym. Są to szerokie ramy,
w których przy dokładniejszej analizie można dostrzec bardziej szczegółowe
problemy i konteksty. Jednym z ważniejszych jest kontekst piętna bezdzietności
kandydatów na rodziców adopcyjnych. Użycie określenia „piętno” zamiast na
przykład – „problem” bezdzietności ma na celu wskazanie społecznych
uwarunkowań, stygmatyzacji i negatywnego spostrzegania braku dzieci w
rodzinie. Choć przeobrażenia kulturowe przyczyniły się do podniesienia
tolerancji i większego zrozumienia dla bezdzietnych małżeństw, to jednak ta
odmienność jest nadal „znakiem szczególnym” wpływającym na ich społeczny
odbiór. Istotą tego odbioru jest piętnowanie - obniżanie wartości i społeczna
degradacja.
Warto w tym miejscu zauważyć, że istnieje kontinuum dotkliwości tego piętna.
Medyczna diagnoza bezpłodności jednego lub obojga małżonków stanowi
większe obciążenie i poczucie straty, niż tzw. psychogenne podłoże
bezdzietności lub też niemożność określenia przyczyn. Bezpłodność jest
„wyrokiem”, bezdzietność z innych powodów daje małżonkom szansę i nadzieję
na naturalne posiadanie dzieci, zdejmuje część psychologicznych skutków
piętna bezdzietności.
W literaturze przedmiotu moją szczególną uwagę zwróciły badania kandydatów
na rodziców adopcyjnych Milewskiej (2003) i koncepcja kryzysów tożsamości
rodziców adopcyjnych Kościelskiej (1999). Spojrzenie na adopcję jako zjawisko
kryzysowe, czy też zdeterminowane nie zawsze korzystnymi postawami,
oczekiwaniami i cechami osobowościowymi kandydatów jest bliskie
proponowanemu przeze mnie podejściu. Konkluzje badań Milewskiej (op.cit)
burzą pewien zastany porządek myślenia o rodzinach adopcyjnych. Okazuje się,
że nie mają one w sobie aż tyle altruizmu, a prezentowane postawy oraz cechy
nie zawsze spełniają wysoko postawione oczekiwania społeczne. W podobnym
nurcie odidealizowania rodziców adopcyjnych mieści się Kościelskiej (op.cit)
koncepcja kryzysów tożsamości. Ten klimat pogłębiania rozumienia specyfiki
funkcjonowania rodzin adopcyjnych można jeszcze wzmocnić, jeśli skorzysta
się z inspiracji koncepcji piętna autorstwa Ervinga Goffmana (2005).
Zastosowanie tej teorii ta pozwala również na szersze, socjologiczne spojrzenie
i dostrzeżenie wpływu na sytuację adopcji innych, poza kandydatami na
rodziców, osób. Mnie interesuje szczególnie wpływ wywierany przez
2
przygotowujących rodziny do przysposobienia dziecka, a więc przez
pracowników ośrodków adopcyjnych.
Używając kategorii Goffmana normalsami określę ludzi mających pełne
rodziny z biologicznymi dziećmi, zaś nosicielami piętna – małżeństwa
bezpłodne lub nie mogące mieć dzieci z powodów pozabiologicznych.
Być może szokujące przeciwstawienie normalsów i napiętnowanych pokazuje
jednak istotę społecznego spostrzegania rodzin bezdzietnych. Są one
stygmatyzowane jako niepełnowartościowe biologicznie i psychospołecznie.
Co więcej, społecznej stygmatyzacji towarzyszy autostygmatyzacja
i samodeprecjacja. Istnienie takich mechanizmów potwierdzają typowe
problemy zgłaszane lub ujawniane przez kandydatów na rodziców adopcyjnych.
Są to: poczucie małowartościowości ( kandydaci mówią o sobie w kategoriach
„deficytu”, „bezpłodności”, „zepsutej maszyny”, „gorszego egzemplarza”),
poczucie odmienności, poczucie blokady samorozwoju w rolach
rodzicielskich, poczucie niespełniania standardów społecznych, lęk przed
oceną i społecznym odrzuceniem. Te poczucia i lęki dowodzą
uwewnętrznienia społecznie nadanego piętna – napiętnowany sam się piętnuje.
Trudno się więc dziwić, że bezdzietne małżeństwa, po krótszym lub dłuższym
okresie zmagania się z piętnem, podejmują próbę przejścia do społeczności
normalsów.
Dla przejrzystości artykułu swoje refleksje przedstawię w formie tez, które będę
starał się uzasadnić posiłkując się kategoriami teorii Goffmana (op.cit.),
wynikami badań prowadzonych na kandydatach (por. Milewska 2003) oraz
własnymi obserwacjami.
Pierwsza teza brzmi: Adopcja służy zmazaniu piętna bezdzietności
a realizowana w ośrodkach adopcyjnych procedura adopcyjna stanowi
swoisty „rytuał przejścia” – od napiętnowanych do normalsów.
Istnieje zbieżność pomiędzy społeczną i indywidualną konotacją faktu
bezdzietności w parze małżeńskiej. Przytoczę tu przykładowe opinie normalsów
i napiętnowanych. Napiętnowani o sobie: „Jesteśmy dobrym małżeństwem, ale
nie mamy dzieci”, „Tyle lat staramy się o dziecko i nic – pustka”, „Mamy
wszystko – dobrą pracę, dom, samochód, ale brakuje nam tego najważniejszego
– dziecka”, „ Czujemy, że jesteśmy inni w porównaniu do małżeństw z
dziećmi”, itp. Normalsi o napiętnowanych: „Oni nie wiedzą co to znaczy
szczęście rodzinne”, „Tyle dzieci jest porzuconych, biednych, a oni żyją tylko
dla siebie – egoiści”, „Co oni wiedzą o życiu – przecież nie mają dzieci”, „Tak
dużo jest dzieci chorych i porzuconych, powinny się nimi zająć małżeństwa,
które nie mają swoich dzieci”. Jak widać formułowane oceny są negatywne,
deprecjonujące, mają też charakter perswazyjny i powinnościowy. Działa
również zasada występująca w każdym rodzaju piętna – eskalowania
negatywnych cech: bezdzietni, a więc niewrażliwi, zamknięci w sobie, egoiści,
itp., aż do całkowitego przekreślenia wartości. Spostrzeganie adopcji jako
rozwiązanie problemu bezdzietności i realizowanie standardów społecznych
3
powinno mieć odbicie w jakości motywacji kandydatów na rodziców
adopcyjnych.
I rzeczywiście dotychczasowe badania oraz własne obserwacje potwierdzają, iż
zasadnicze motywy adopcji można zakwalifikować do motywów „z braku”
(Milewska 2003).
Małżeństwa zgłaszające się do ośrodków adopcyjnych mają nadzieję na
zapełnienie pustki życiowej, realizowanie nowych celów i zdań, w tym
najważniejszego – stworzenia pełnej rodziny. Generalnie służy to kompensacji
straty jaką jest brak biologicznych dzieci. Ośrodki dopracowały się własnych
lub adaptowanych z innych krajów programów przygotowania i diagnozowania
kandydatów na rodziców adopcyjnych. Spostrzeganie tych programów i
procedur jako „rytuałów przejścia” – od napiętnowanych do normalsów, jak
sądzę, pozwala na głębsze wyjaśnienie procesów i mechanizmów
socjopsychologicznych towarzyszących procesowi adopcyjnemu. Zrozumiałym
staje się lęk przed oceną jaki prezentują kandydaci. Kwalifikacja na rodzica
adopcyjnego, a później propozycja przyjęcia dziecka stanowi sprawę „życia i
śmierci” dla starających się o to. Za kwalifikacją stoi bowiem, bliska już
spełnienia, nadzieja na posiadanie dziecka. Wiele osób otwarcie mówi o silnym
lęku i obawie, czy zdołają przejść ośrodkową procedurę. Oprócz lęku uruchamia
się również silny konformizm wobec prowadzących przygotowanie,
zachowania ingracjacyjne oraz manipulowanie autoprezentacją, tak by
zyskać akceptację. Dużo rzadziej pojawiają się zachowania roszczeniowe,
buntownicze, czy służące zakwestionowaniu prawa ośrodka adopcyjnego do
oceny kandydatów. Często więc mamy do czynienia z zachowaniami typu –
„posłuszny uczeń”, czy też – „idealny kandydat”.
Wspomniany rytuał przejścia obejmuje wiele etapów i spotkań (Grempka 2004).
Wymaga, ze strony kandydatów, jak i prowadzących, dużego zaangażowania i
aktywności. W rytuale jest szereg zachowań świadczących o tzw.namaszczeniu
napiętnowanych do pełnienia ról rodziców przez przedstawicieli normalsów
(są nimi pracownicy ośrodków adopcyjnych). Punkty zwrotne „namaszczenia”
to – formalna akceptacja warunków materialno-mieszkaniowych kandydatów,
pozytywna ocena zachowania w trakcie zajęć grupy kandydatów, stwierdzenie
mieszczących się w normie wyników badania psychologicznego, pozytywne
wnioski z pracy z genogramami kandydatów i wreszcie – zakwalifikowanie
przez zespół pracowników ośrodka. Od tej chwili dana rodzina oficjalnie
zaczyna oczekiwanie na propozycję dziecka i jest brana pod uwagę w trakcie
dobierania do dziecka rodziny. Dopełnieniem rytuału przejścia jest pierwszy
i kolejne kontakty kandydatów z dzieckiem oraz adopcyjna procedura sądowa.
W trakcie rozprawy adopcyjnej społeczeństwo normalsów urzędowo
potwierdza, że określeni kandydaci spełniają ich wymagania i nadają się do
tego, by wychowywać, pozbawione opieki rodzicielskiej, dzieci. Od tego
momentu napiętnowani symbolicznie, a zarazem realnie przechodzą do
społeczności normalsów.
4
Drugą moją tezą jest, iż wybór oraz wynikające z niego zachowania –
ujawnianie lub zatajanie przed dzieckiem i w jego otoczeniu faktu adopcji –
stanowią o jakości zarządzania piętnem przez rodziców adopcyjnych.
W rozwojowym interesie adoptowanego dziecka i jego rodziców jest
uwzględnianie specyfiki adopcyjnego rodzicielstwa. Tylko wtedy będą
prawidłowo przechodzić kolejne etapy cyklu życia rodzinnego, gdy nie będzie
na nich ciążyć, ani zaburzać brzemię tajemnicy adopcyjnej. Praktycznie
wszyscy kandydaci na rodziców adopcyjnych deklarują akceptację zasady
jawności adopcji wobec dziecka, a także nie widzą problemu w ujawnieniu
adopcji w bliskim otoczeniu dziecka. Jak jednak wynika z różnych badań
(por. Milewska 2003) po podjęciu ról rodzicielskich postawy się zmieniają
i duża część rodziców unika konfrontacji z prawdą o korzeniach dziecka. Skąd
bierze się ta znaczna różnica pomiędzy deklarowanymi a realnymi postawami ?
Z pewnością część powodów dotyczy obawy przed reakcją dziecka – pojawiają
się fantazje doznawania przez dziecko przykrości czy cierpienia lub też
odrzucenia rodziców przez dziecko. Jednak istotna przyczyna zachowania
tajemnicy adopcji to chronienie poranionej bezdzietnością tożsamości. Jest ona
na tyle słaba, że niemożliwe staje się dalsze konfrontowanie z piętnem. W
psychicznym zaprzeczaniu i wypieraniu faktu adopcji, odkładaniu na bliżej
nieokreślone „później” poinformowanie dziecka, że jest przysposobione kryje
się poczucie piętna i wszystkie jego bolesne konsekwencje. Kryje się również
strach przed etykietą „rodzica adopcyjnego”. To określenie jest często odbierane
jako nowe piętno. Takie spostrzeganie własnego rodzicielstwa może stanowić
zagrożenie dla jakości życia rodziny i prawidłowego rozwoju dziecka.
Wspomniana wyżej różnica pomiędzy deklarowanymi a rzeczywistymi
postawami wobec jawności adopcji jest na tyle częsta, że - tu kolejna teza można wprost mówić o fenomenie dysproporcji pomiędzy deklarowaną
postawą jawności adopcji a rzeczywistym utajnianiem faktu
przysposobienia dziecka. Obserwując zachowania rodziców po postanowieniu
sądu o preadopcji, a także gdy zgłaszają się ponownie do ośrodka w sprawie
adopcji drugiego dziecka dostrzegam czasem próby ukrywania faktu adopcji.
Wymiana pierwszej strony książeczki zdrowia dziecka, tak by zapisać je do
przychodni pod nazwiskiem rodziców adopcyjnych, gorliwość zmieniana imion
dzieciom - nawet 2-3-letnim, odkładanie na później poinformowania dziecka o
tym, że zostało przysposobione - to przykłady „zacierania śladów” po
poprzedniej tożsamości dziecka i budowania nowej. Robią to ci sami ludzie,
którzy jeszcze niedawno deklarowali pełną jawność adopcji. I warto się
zastanowić, czy rzeczywiście o tożsamość dziecka tu chodzi, a może raczej o
wzmocnienie tożsamości rodziców ? Więcej - chodzi również o ukrycie piętna
bezdzietności. „Mamy już swoje dziecko, jesteśmy normalsami, takimi samymi
jak wy biologiczni rodzice. Nie nosimy już piętna” – zdają się mówić świeżo
5
ustanowieni adopcyjni rodzice. W rzeczywistości, bierze górę poczucie
niższości, stąd potrzeba kompensacji.
Osoby ukrywające fakt adopcji nie mają ani silnego, ani stabilnego poczucia
wartości. Nowa tożsamość – rodzica adopcyjnego dopiero się buduje i ciągle do
głosu dochodzi ta wcześniejsza – zraniona bezdzietnością. Ukryte piętno staje
się brzemieniem dla rodziny i dziecka.
Efektem tego może być wzmożone napięcie emocjonalne, pojawianie się
reakcji neurotycznych, społeczne izolowanie się rodziny w obawie przed
„zdemaskowaniem” adopcji. Pojawiają się też niekorzystne zachowania
wychowawcze: nadmierna kontrola i koncentracja na dziecku, perfekcjonizm
w wykonywaniu ról rodzicielskich, zbyt wysokie i nieadekwatne wymagania
wobec dziecka. W ten sposób „stara” tożsamość z okresu naznaczenia piętnem
bezdzietności determinuje „nową” i utrudnia bycie adekwatnym rodzicem.
Z kolei zarządzanie piętnem typu – ujawnianie i otwarcie, choć pożądane
i zgodne z normami przyjętymi przez ośrodki adopcyjne, nie jest wolne od
problemów i trudności. Jedną z konsekwencji jest uwikłanie dorastania
przysposobionego dziecka w charakterystyczne tematy adopcyjne: poszukiwanie
biologicznych korzeni, konfrontowanie się z własną podwójną – biologiczną
i społeczną tożsamością, krytyczne porównywanie adopcyjnych i biologicznych
rodziców, z tendencją do idealizowania tych ostatnich. Innym skutkiem jawnego
zarządzania piętnem może być coś co nazwałbym „kompulsywną
otwartością”. Informowanie o adopcji coraz to nowych osób z otoczenia
rodziny przyjmuje formę wewnętrznego przymusu. Nie musi to być jednak
objaw psychopatologiczny, ale dramatyczna próba stałego potwierdzania
wartości rodziców adopcyjnych i uzyskiwania akceptacji normalsów.
Z tej perspektywy można dostrzec, że niektórym rodzicom adopcyjnym
dziecko stale „przypomina” o piętnie bezdzietności, potwierdza ich
odmienność od normalsów. Dzieje się tak wtedy, gdy rodzice nie pogodzili się
ze stratą naturalnego rodzicielstwa, a więc zarazem nie mogą w pełni
zaakceptować przysposobionego dziecka. Stąd już tylko krok do niepewności
i braku stabilności w pełnieniu w roli rodzica. Teza ta znajduje potwierdzenie
w ambiwalentnych zachowaniach rodziców wobec dziecka, którzy tłumaczą
problemy z dzieckiem „wyjściem na jaw złych, obcych genów”, a nie
dostrzegają własnego udziału w nasilaniu się u niego niepożądanych zachowań.
Taki rodzic może z upływem czasu ujawniać dziecku coraz więcej negatywnych
uczuć obciążając je winą za nie spełnianie oczekiwań. Wraca żal za utraconym
biologicznym rodzicielstwem - „Gdybyśmy mieli własne dziecko, nie byłoby
tych problemów”. Dla słabego poczucia wartości niejednego rodzica
adopcyjnego konfrontacja z własnymi błędami lub zaniechaniami
wychowawczymi jest zbyt trudna. Łatwiej jest poszukiwać przyczyn
niepowodzeń czy trudności rozwojowych dziecka w zewnętrznych
okolicznościach. W tym scenariuszu adopcja przestaje być szczęściem, staje się
kolejnym piętnem, gorszym rodzajem rodzicielstwa. Niestety piętno odczuwane
6
przez rodziców przechodzi nieuchronnie na adoptowane dziecko – i tak
„rodzi się” kolejny nosiciel piętna.
W innym wariancie niekorzystnie sprawowanego rodzicielstwa dominujące jest
zaprzeczanie różnicom pomiędzy naturalnym i adopcyjnym rodzicielstwem.
Zranionej tożsamości rodziców i dojmującym poczuciu małowartościowości
przychodzą z pomocą mechanizmy obronne osobowości – oprócz zaprzeczania – tłumienie, wypieranie i racjonalizacja.
Bywa też tak, że w najbliższej rodzinie znajdują się osoby podtrzymujące mit
braku różnic i wspierające tabu adopcji. Mogą to być dziadkowie lub
rodzeństwo przysposabiających.
We wszystkich opisanych wyżej scenariuszach można oczekiwać pojawienia się
zaburzeń w systemie rodzinnym. Główną ich przyczyną jest nadmierne i stałe
napięcie emocjonalne oraz sztywne zachowania wobec dziecka, brak
zróżnicowania i spontaniczności reakcji. Gdy pojawią się problemy z dzieckiem
nastąpi obarczanie go winą i obcością genetyczną. Tożsamość rodziców
adopcyjnych i ich poczucie wartości są w ten sposób chronione, ale ofiarą tych
nieuświadomionych psychicznych manipulacji staje się dziecko –
identyfikowane jako zaburzone, chore, problemowe.
Ostatnia teza w moim artykule dotyczy swoistego „świadectwa dojrzałości”
jakie muszą uzyskać kandydaci na rodziców adopcyjnych. W istocie – ośrodki
adopcyjne spełniają rolę selekcyjnego sita a zarazem ich pracownicy, jako
osoby zorientowane w piętnie bezdzietności, są rzecznikami
napiętnowanych przed normalsami. Normalsi oczekują, że napiętnowani
bezdzietnością wykażą się odpowiednimi do sprawowania dobrego
rodzicielstwa cechami. Wymagają więc sprawdzenia i porównania z
określonymi kryteriami kwalifikacyjnymi. O stosowanych w krakowskim
Publicznym Ośrodku Adopcyjno-Opiekuńczym kryteriach pisałem w innym
artykule (Grempka 2004). Zastanawia mnie natomiast, dlaczego niektóre
ośrodki ustawiają okres przygotowania i kwalifikowania kandydatów na
rodziców adopcyjnych jako czas „zastępczej ciąży” lub angażują ich w rolach
wolontariuszy do opieki nad dziećmi. Trudno oprzeć się skojarzeniu, iż jest to
swoista „pokuta” czy też „zadośćuczynienie”. Wykonaniem tych specjalnych
zadań mają udowodnić normalsom, że są dojrzali, zasłużyć sobie na bycie
godnymi ról rodziców. Powraca więc problem społecznej tendencji do
spostrzegania w napiętnowanych negatywnych cech, czy wręcz zła moralnego i
narzucenia im konieczności „odkupienia win”.
Pracownicy ośrodków jako ci, którzy są zorientowani w piętnie bezdzietności
pełnią mimo woli również rolę rzeczników napiętnowanych. Niewdzięczność tej
roli polega na uwikłaniu w sprzeczności. Ośrodkowy psycholog lub pedagog ma
za zadanie przygotować kandydatów do podjęcia zadań rodzicielskich a
jednocześnie ocenia ich funkcjonowanie, by nie dopuścić do przyjęcia dziecka
przez ludzi nie nadających się do sprawowania opieki. Musi też w jakimś
7
stopniu reprezentować interesy zakwalifikowanych kandydatów wystawiając im
rekomendację dla sądu oraz dobierając do określonego dziecka.
Wypracowanie odpowiedniego podejścia metodycznego nie jest zatem łatwe
i próby stosowania istniejących programów (np. PRIDE) lub opracowywanie
nowych modeli pracy z kandydatami (Grempka 2004) nie jest zakończone,
wymaga stałej refleksji, inwencji i wysiłku.
Uwagi końcowe
Po pierwsze, pożegnać należy mit idealnego rodzica adopcyjnego –
szlachetnego altruisty, zainteresowanego wyłącznie zaspokajaniem potrzeb
rozwojowych dziecka. Realny rodzic przysposabiając dziecko raczej zaspokaja
własne potrzeby, jest zdeterminowany i skoncentrowany na tym, by stać się jak
najlepszym rodzicem, przechodzi boleśnie kryzysy tożsamości rodzicielskiej.
Pragnie możliwie szybko znaleźć się „po drugiej stronie” wśród normalsów
i zapomnieć o piętnie bezdzietności. Często perfekcjonistycznie realizuje rolę
matki lub ojca, kładzie nacisk na rezultaty wysiłków wychowawczych – na to co
ma osiągnąć dziecko, a mniej na emocjonalny kontakt z nim. W tym dość
pesymistycznym obrazie jaśniej prezentuje się rola ojca, dla którego wymiana
uczuć w relacji z dzieckiem jest ważniejsza od spełniania standardów
społecznych(Milewska 2003).Postawiłbym nawet hipotezę o kluczowej roli ojca
w powodzeniu adopcji.
Po drugie, praktyczne skutki przedstawionego w artykule spostrzegania osób
aspirujących do adopcyjnego rodzicielstwa, a później go realizujących są nie do
przecenienia. Dotyczą zmian w programach przygotowania kandydatów
i położenia nacisku na odkrywanie ich prawdziwej motywacji, kształtowanie
właściwych postaw adopcyjnych oraz wzmacnianie tożsamości rodzicielskiej.
Te skutki dotyczą również możliwych do zaoferowania funkcjonującym już
rodzinom adopcyjnym różnorakich form pomocy psychologicznej
i pedagogicznej - psychoedukacji, poradnictwa, psychoterapii. Za dobre
programy przygotowujące kandydatów na rodziców adopcyjnych uznałbym te,
które podejmują tematykę ciężaru bezdzietności – wprowadzając zarazem nowy
kontekst – mianowicie rozwijanie umiejętności radzenia sobie z tym
obciążeniem, oduczanie ukrywania piętna. Natomiast za złe – te, które
przemycają ideologię dyskryminacji, zmuszając kandydatów do udawadniania
normalsom, że są przystosowani (np. organizowanie „dobrowolnych”
wolontariatów opieki nad dziećmi przebywającymi w instytucjach
opiekuńczych).
Po trzecie, stygmatyzacja i piętnowanie prowadzi nieuchronnie do obniżania
wartości człowieka. W obszarze związanym z adopcją społeczność normalsów
(w tym również pracownicy ośrodków adopcyjnych) może prezentować
podejście dyskryminujące i restrykcyjne wobec kandydatów na rodziców
8
adopcyjnych, zakładając z góry ich niższość i mniejszą wartość. Prowadzi to
wprost do przedmiotowego traktowania kandydatów i manipulowania nimi.
Normalsi oczekują od napiętnowanych dobrego przystosowania i akceptacji
piętna. Mogą wykazywać przy tym niedostatki empatii i wrażliwości, ponieważ
nie chcą lub nie potrafią w pełni odczuć ciężaru piętna bezdzietności. Przed taką
normatywno – dyskryminującą postawą przestrzega Goffman (op.cit) używając
nieco ironicznego określenia „normals”. W istocie bowiem każdy człowiek
może doświadczać w swym życiu jakiegoś rodzaju piętna. Bycie normalsem
i napiętnowanym to dwa bieguny kontinuum, którego doświadczamy w życiu.
Taka perspektywa sprzyja tolerancji i zrozumieniu, nieraz bardzo dotkliwego,
piętna innych ludzi.
Po czwarte, chcę postawić kilka pytań w nadziei, że dadzą na nie odpowiedzi dalsza praca z funkcjonującymi już rodzicami adopcyjnymi i kolejne prace
badawcze. „Jak więc przebiega proces adaptacji napiętnowanych bezdzietnością
w społeczności normalsów , od momentu zmiany i realizowania ról
rodzicielskich?”, „Jak wygląda proces budowania tożsamości rodzica
adopcyjnego ?”, „Czy obserwowane u rodziców również po adoptowaniu
dziecka poczucie mniejszej wartości i napięcie lękowe zanika z upływem czasu
i nabieraniem doświadczenia rodzicielskiego, czy też jest stałym elementem ich
relacji społecznych ?”, „Czy w aktualnych warunkach kulturowo – społecznych
realne jest wolne od stygmatyzacji rodzicielstwo adopcyjne ?”
Literatura.
Goffman E. – Piętno. Rozważania o zranionej tożsamości.
GWP, Gdańsk 2005
Grempka G. – Rola psychologa w przygotowaniu do adopcyjnego rodzicielstwa.
POW nr 1, Warszawa 2004.
Grempka G. – Kryteria kwalifikowania rodzin adopcyjnych.
POW nr 8, Warszawa 2004.
Kościelska M. – Pomoc rodzicom adopcyjnym w przezwyciężaniu kryzysu
tożsamości (w:), Ostrowska M., Milewska E. (red.) – Adopcja. Teoria
i praktyka. CMPP-P, Warszawa 1999.
9
Milewska E. – Kim są rodzice adopcyjni ? Studium psychologiczne. CMPPP,
Warszawa 2003.
Download