Ekonomia neoklasyczna 1. System ekonomiczny Alfreda Marshalla Alfred Marshall (1842-1924) jest założycielem szkoły myśli ekonomicznej, którą zwykło się nazywać szkołą z Cambridge, na tamtejszym uniwersytecie bowiem studiował i wykładał. Urodził się zaledwie w 19 lat po śmierci Ricarda, w 8 lat po zgonie Malthusa, a studiował prace żyjącego jeszcze J. St. Milla. Potrafił rozwinąć i scalić osiągnięcia trzech szkół kierunku marginalistycznego, nawiązując do tradycji ekonomii klasycznej, nie tracąc więzi z rzeczywistością i - co jest ogromnie ważne - przekazując swoje koncepcje całej generacji uczniów. 1 We wszystkich teoriach Marshalla pojawiać się będzie dążność do godzenia wszelkich przeciwieństw poglądowych. Eksponowaną w subiektywizmie problematykę popytu Marshall chciał uzupełnić - zaniedbaną od czasów ekonomii klasycznej - problematyką podaży. Starał się jakby przerzucić pomost między tradycyjną teorią kosztów produkcji a teorią krańcowej produkcyjności. Z punktu widzenia metodologicznego, Marshall - niewątpliwie przejmując założenia szkoły matematycznej - zdecydowanie podkreślał funkcjonalny charakter powiązań zjawisk ekonomicznych przy rezygnacji ze związków przyczynowo-skutkowych. Zawsze też podkreślał, że w ekonomii zarówno popyt, jak i podaż oddziałują na cenę, a cena określa wielkość podaży i popytu. .2 Można stwierdzić, że Marshall rezygnował z makropodejścia — analizy agregatowych procesów gospodarki narodowej — na rzecz rozważań w skali różnorodnych rynków, a więc mikropodejścia. Obiektem zainteresowania jest codzienność otaczająca człowieka ,,Ekonomika jest nauką o tym, jak ludzie żyją, działają i myślą w codziennym życiu gospodarczym". Jak widzimy, autor tej definicji korzystał z języka zrozumiałego nie tylko dla uczonych. Podobnie z umiarem Marshall wykorzystywał swoją głęboką wiedzę matematyczną. O coraz modniejszej metodzie matematycznej wyrażał się z dużym sceptycyzmem. Marshall starannie dokonywał identyfikacji obiektu badawczego, zdając sobie w pełni sprawę ze złożoności zjawisk społeczno - gospodarczych. Zalecał i sam konsekwentnie stosował technikę analizy znaną w logice i matematyce jako warunek ceteris paribus — przy innych warunkach równych. Chodzi o to, by w początkowym stadium rozważań przyjąć pewne okoliczności i wielkości za stałe, w celu skupienia uwagi tylko na elementach zmiennych i zbadać ich powiązania. Na dalszych etapach analizy 1 2 W. Stankiewicz, „Historia myśli ekonomicznej”, wyd. PWE, Warszawa 2000, str. 264 G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa, Łódź można już potraktować kolejne elementy jako zmienne. Nietrudno dowieść, że zasada ceteris paribus pozwala wprawdzie badać złożone problemy, ale kosztem ograniczenia realizmu; Zresztą jest tak przy wszelkich analizach modelowych. Omówiona zasada stanowi także „jądro" marshallowskiej analizy metodą równowag cząstkowych, celową rezygnację z wypowiadania się na temat stanów, np. całej gospodarki narodowej lub światowej, jak to czyniła szkoła lozańska. 3 Twórca szkoły z Cambridge pojęcie ceny rozumiał dość szeroko. Mówił - podobnie jak przedstawiciele szkół subiektywistycznych - o cenie popytowej, ale również o cenie podażowej. Tę ostatnią - w ślad za klasykami - rozumiał jako cenę kształtowaną poprzez czynniki podażowe. W ujęciu przez Marshalla ceny popytu można się dopatrzyć, że stanowi ono pewną charakterystyczną odmianę formuły przyjętej przez szkołę psychologiczną. Według zwolenników szkoły psychologicznej, cena danego dobra zależała od jego użyteczności dla odbiorcy, Marshall zaś pojęcie użyteczności wyraził wprost w cenie popytu. Ponieważ użyteczność jest maksymalną ceną, którą konsument gotów jest zapłacić za dane dobro, więc i tzw. cena popytu nie jest niczym innym niż ceną, którą konsument byłby skłonny zapłacić za dane dobro w zależności od wartości, jaką miałoby ono dla nabywcy. Marshall w swojej analizie rynku wprowadził pojęcie krańcowej ceny popytu. Otóż każdy konsument, przy zmniejszającej się - wraz ze wzrostem ilości - użyteczności, danego dobrą nabywanego, ma zawsze świadomość krańcowej ceny popytu, do poziomu której gotów jest kontynuować swoje zakupy danego dobra: Ta cena, wraz ze zmniejszającą się użytecznością dobra, maleje aż do punktu zrównania się z ceną, którą konsument rzeczywiście płaci - tj. ceną rynkową. Cena rynkowa byłaby ceną równowagi ukształtowanej na rynku, jako wypadkowa między ścierającymi się cenami: popytu i podaży. Zauważmy przy tym, że analizę procesów rynkowych prowadził Marshall zakładając istnienie doskonałej konkurencji. Przyjmował, że liczba kupujących i sprzedających na danym rynku jest tak duża, że żaden sprzedawca, manipulując podażą, nie może wywrzeć bezpośredniego wpływu na cenę. Nie ma tu mowy o sytuacji monopolistycznej. Marshallowskie zagadnienie kształtowania się ceny rynkowej jest przedstawione na rysunku 1. 1999, str. 234 3 W. Stankiewicz, „Historia myśli ekonomicznej”, wyd. PWE, Warszawa 2000, str. 265-266 podaż y cena P popyt 0 Ilość dobra x P =cena rynkowa Rys. 1. Cena rynkowa Żródło: G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa, Łódź 1999, str. 236 Oczywiste jest, że w miarę wzrostu ceny (odkładanej na osi Y) zapotrzebowanie na dobro (popyt) maleje, gdy ilość dobra zaoferowana (podaż) rośnie. Mamy wiec do czynienia z ceną popytu, malejącą w miarę wzrostu ilości otrzymywanego dobra (jako użyteczność), ale i z ceną podaży, która rośnie w miarę wzrostu ilości dobra. W teorii Marshalla pewną rolę odgrywała — oprócz ceny popytu — także cena podaży, określona czynnikami podażowymi. W jego rozumowaniu czynnikiem określającym krzywą podaży towarów na rynku byłyby koszty produkcji. Marshall wyraźnie próbował połączyć w jeden system elementy subiektywizmu z elementami analizy obiektywnej, stosowanej przez tradycyjną ekonomię angielską i francuską. Dlatego, obok ceny popytu, wprowadził cenę podaży, wynikającą z kosztów produkcji. Znamienne było, że twórca szkoły neoklasycznej — w ślad za ekonomią klasyczną czy późnoklasyczną — koszty produkcji traktował jako wynagrodzenie czynników produkcji: pracy, kapitału i ziemi, ale również jako wynagrodzenie specjalnego czynnika — organizacji produkcji czy przedsiębiorczości. Marshall był pierwszym ekonomistą, który uznawał istnienie nie tradycyjnych trzech czynników w produkcji: pracy, i kapitału i ziemi, ale właśnie czterech czynników wartościotwórczych. Dodatkowy – odrębny od kapitału – był element sprowadzający się do przedsiębiorczości produkcji czy jej organizacji. Wiadomo, że o przedsiębiorczości mówił już ekonomista późnoklasyczny J.B. Say, nie traktując jej jednak jeszcze jako odrębnego czynnika produkcji. Uczynił to dopiero Marshall. Wracając do teorii ceny Marshalla, przypominamy, że jego koncepcja jest próbą pogodzenia „nowinek" kierunku subiektywnego z tradycyjną szkołą klasyczną, a także połączenia teorii ceny popytu z teorią ceny produkcji. Marshall w dużej mierze okazał się spadkobiercą idei subiektywistycznych. Zdecydowanie jednak skupił uwagę na problematyce popytu i ceny popytu. W związku ze swoimi rozważaniami na temat zależności między ceną i popytem Marshall wskazał na niezmiernie ważny środek badawczy — na pojęcie tzw. elastyczności popytu. Przypomnijmy więc, że elastyczność popytu jest wielkością ujemną, ma ona być stosunkiem zmiany procentowej popytu do zmiany cen. Marshall wprowadził trojaką formułę elastyczności. Gdy — po pierwsze — elastyczność popytu równa się jedności (1), wówczas mamy do czynienia ż popytem proporcjonalnym: zmianie ceny o 1% odpowiada zmiana popytu o 1%. Po drugie gdy elastyczność popytu mieści się w przedziale liczbowym: od O do — l, popyt jest mało elastyczny. Po trzecie — dla przedziału liczbowego ciągnącego się poniżej - l (tj. od - l do nieskończoności), popyt staje się wysoce elastyczny. W związku z analizą popytu i ceny wprowadził Marshall interesujące, choć z praktycznego punktu widzenia dość abstrakcyjne, pojecie tzw. renty konsumenta. Było ono właściwie czysto subiektywne, związane z zagadnieniem zjawiska obniżki krzywej ceny popytu, aż do punktu jej przecięcia się z prostą obrazującą cenę rynkową. Inaczej mówiąc, gdy cena popytu jest ceną, którą konsument gotów jest zapłacić za dane dobro w zależności od użyteczności, jaką to dobro ma dla niego, to cena rynkowa stanie się ceną, którą faktycznie za dane dobro płaci. Cena rynkowa może być ukształtowana na poziomie wyższym lub niższym od ceny popytu. Marshall mówił o tzw. rencie konsumenta, jako o różnicy między najwyższą sumą, jaką konsument byłby gotów zapłacić za dane dobro, a faktyczną ceną rynkową. Ta właśnie różnica między ceną oferowaną, a ceną rzeczywiście płaconą miałaby stanowić nadwyżkę zadowolenia konsumenta, jego zysk, czyli rentę konsumenta, pojętą właściwie w sensie czysto subiektywnym. Wszak korzyść ta jest odczuwalna tylko w psychice konsumenta, bo nie jest żadną korzyścią realną, konsument gotów był zapłacić coś, czego jednak nie zapłacił... Jego ewentualny zysk wynikałby oczywiście z określonych okoliczności, otoczenia i koniunktury. Kwestię renty konsumenta, zgodnie z rozumowaniem szkoły neoklasycznej Marshalla, ilustruje rysunek 2. y F D G I 0 B C H A x Rys. 2. Renta konsumenta A. Marshalla Żródło: G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa, Łódź 1999, str. 238 Jednostka byłaby gotowa zapłacić np. za pierwszą jednostkę towaru cenę OF, następnie, przy większej ilości stojącego do dyspozycji dobra, skłonna będzie dać cenę CD, później HG. Tymczasem jednak przy ilości O A towaru okaże się, że będzie on — ze względu na sporą jego ilość, ale też na nieco obniżone koszty produkcji — kosztować jeszcze mniej, bo AB. Konsument ostatecznie płaci tylko AB, choć pierwotnie był skłonny zapłacić więcej: HG, CD, a nawet OF. Cała nadwyżka niezapłaconych cen, czyli B/F, będzie stanowić rentę danego konsumenta, stanowiąc przy tym swoistą nadwyżkę w postaci jego zadowolenia, satysfakcji płynącej z tego, że ostatecznie zapłacił mniej, niż gotów był zapłacić. W istocie owa renta konsumenta nie ma znaczenia realnego, ale raczej psychiczne. Marshall jednak przykładał do koncepcji renty konsumenta wielką wagę, wprowadzając ją w tym celu, by udowodnić, że zadowolenie, którego takie oszczędności przysparzają ludziom, będzie w większym stopniu odczuwane przez biednych niż bogatych. Jeśli dochód określonej jednostki konsumującej byłby duży, to zadowolenie z oszczędności nie będzie wielkie i nie da odczuwalnej satysfakcji. Inna jest sprawa z konsumentami o niewielkich dochodach: ci każdą zaoszczędzoną jednostkę pieniądza przyjmą ze sporą dozą zadowolenia. Ludziom mało zarabiającym renta konsumenta daje rzeczywistą, wyraźnie odczuwalną satysfakcję. Twórca szkoły z Cambridge trafnie zwrócił więc uwagę, że wielkość satysfakcji (renty konsumenta) zależy, zarówno od wysokości danej ceny rynkowej, ceny rzeczywistej, którą konsument płaci, jak i od jeszcze jednego istotnego czynnika: wielkości dochodów konsumenta. Renta konsumenta to nie tylko kwestia poziomu cen rzeczywiście płaconych, ale też poziomu dochodów, którymi rozporządza konsument. W ten sposób, z pojęcia renty konsumenta, które ma wyłącznie psychiczne znaczenie, Marshall potrafił wyprowadzić interesujący wniosek reformistyczny. Z faktu, że renta konsumenta zależy od wielkości jego dochodu, wynika w szczególny sposób pewne przeciwieństwo pojęć bogactwa i dobrobytu. Wszak te same ceny, mimo że odpowiadają tym samym użytecznościom krańcowym, nie odpowiadają tym samym wielkościom zadowolenia. Tu dochodzi się do trafnych spostrzeżeń dotyczących polityki opodatkowania: nawet niewielkie przesunięcia w opodatkowaniu na korzyść ubogich zwiększają w wydatny i odczuwalny sposób sumę psychicznego zadowolenia ludzi o skromnych dochodach. Dla Marshalla stanowiło to istotny argument uzasadniający politykę zróżnicowania opodatkowania: zwiększenia podatków pobieranych od warstw zamożniejszych, a zmniejszenia opodatkowania warstw uboższych. Ostatecznie argumentacja ta posłużyła konkretnej propozycji reformistycznej w postaci wprowadzenia systemu progresywnego opodatkowania społeczeństwa. Teoria Marshalla odegrała istotną rolę w dalszym rozwoju ekonomii w Wielkiej Brytanii. Szczególnego kroku dokonał Marshall w rozwoju zagadnień rynkowych: pierwszy wprowadził pojęcie elastyczności popytu, uwzględniając tu także czynnik czasowy. Zwrócił uwagę na poszczególne odcinki czasowe, które w większym czy mniejszym stopniu odgrywają rolę w mechanizmie podażowym czy popytowym gospodarki. W krótkich odcinkach czasowych jest rzeczą oczywistą niemal wyłączny wpływ czynników popytowych: nie ma tu jeszcze czasu na zmianę parametrów podażowych, jak zwiększenie produkcji. W okresie średnio długim, przy istniejącym rozwoju środków kapitałowych, można zwiększyć produkcję częściowo. Dopiero jednak w zdecydowanie długim okresie pozostaje możliwość zmiany całej strony podażowej, tj. możliwość zmiany nakładów kapitałowych, inwestycyjnych, pełnej organizacji pracy, jak i zwiększenia jej wydajności. Znaczenie miał tu fakt, że Marshall, nie przyjmując krańcowo subiektywnego punktu widzenia Jevonsa czy szkoły psychologicznej, koncentrował się raczej na badaniu mechanizmu wymiany niż na analizie subiektywnych motywów postępowania podmiotów gospodarujących. Pewne przy tym analogie między ekonomią Marshallowską a szkołą matematyczną nie mogą dziwić, gdy weźmiemy pod uwagę przede wszystkim matematyczne wykształcenie twórcy szkoły z Cambridge. Inna rzecz, że sam Marshall, pomimo matematycznych studiów, przejawiał niechęć do traktowania ekonomii jako logiki czystej i nauki formalnej, w żadnym razie nie chcąc w ekonomii tracić kontaktu z rzeczywistością. Według niego, ekonomia, a właściwie ekonomika (Marshall, jakby w ślad za dawną myślą Ksenofonta i Arystotelesa, znów wprowadził do naszej nauki nazwę „ekonomika") stanowić miała studium ludzkości w zwyczajnym życiu i prowadzeniu interesów. Ekonomika miała rozpatrywać tę stronę działalności indywidualnej i społecznej, która najściślej jest związana z osiąganiem i użytkowaniem rzeczy materialnych, niezbędnych dla osiągnięcia dobrobytu. Marshall nie chciał mierzyć bezpośrednio samych stanów psychicznych człowieka, lecz wnioskować o nich pośrednio z ich skutków. Rzeczą istotną było to, że jego rozważania, podążając w ślad za ekonomią subiektywno - marginalistyczną polegały głównie na mikroekonomicznym ujęciu zagadnień. Najważniejszym elementem teorii szkoły neoklasycznej jest przedsiębiorca — to on łączy czynniki produkcji w przedsiębiorstwie i wykorzystuje istniejące warunki, nadając produkcji odpowiednią organizację. Nie jest przypadkiem, że w tej właśnie teorii szkoły z Cambridge, czynnik przedsiębiorczości urasta do szczególnej rangi — odrębnego i samodzielnego czynnika produkcji, zajmującego osobne miejsce obok pracy, kapitału i ziemi, tj. trzech czynników przyjmowanych przez ekonomię tzw. późnoklasyczną. Prawa ekonomiczne byłyby, według Marshalla, sformułowaniem pewnych tendencji, ku którym zmierzają związki między wielkościami ekonomicznymi w danych warunkach. Takie założenie stanowiło reminiscencję dawnych tendencji szkoły klasycznej, z jej rozumieniem praw ekonomicznych w sensie obiektywnych prawidłowości, niezależnych od woli poszczególnych ludzi. Najważniejszym elementem tych praw zawsze jednak pozostawała kwestia cen, popytu i podaży, a wraz z nią, po raz pierwszy wprowadzone przez Marshalla do ekonomii —zagadnienie czasu. Z tym zagadnieniem w ścisłym związku pozostanie niemała zasługa angielskiego ekonomisty, który wprowadził do rozważań moment dynamiki w ekonomii. Odnośnie do problemów merytorycznych, ale i metodologicznych, przyznać trzeba, że A. Marshall sam nie wykorzystywał w pełni swych koncepcji. Na przykładzie choćby teorii renty konsumenta uwydatniła się nie tyle sama twórcza myśl ekonomisty z Cambridge, ile inspiracje w niej tkwiące i zapładniające późniejszą teorię czy politykę. Z pewnością angielski ekonomista dał swym następcom już udoskonalone, a częściowo zupełnie nowe, narzędzia poznawcze. Obok tego poruszał tyle zasadniczych problemów, rozrzucając w swoich dziełach liczne sugestie, że nie może dziwić, iż wywarł olbrzymi wpływ na dalszy rozwój ekonomii. Pod znakiem Marshalla bujnie rozwinęła się szkoła z Cambridge, ale i szereg teorii z niej się wywodzących, — jak np. „ekonomia dobrobytu" - funkcjonujących pod innymi nazwami i w całkiem innych krajach. Nie przypadkiem nawet powojenna literatura ekonomiczna wciąż będzie czerpać z Marshalla i wciąż do niego nawiązywać. Nawet tak pozornie rewolucyjne koncepcje, jak teoria niedoskonałej konkurencji czy cały system Keynesa i jesz cze późniejsze próby zdynamizowania systemu ekonomii, czynione na gruncie ekonometrii, w istocie pośrednio będą wypływać z założeń Marshallowskiej ekonomii. Wszystkie wywodziły się z angielskiej szkoły neoklasycznej przełomu XIX i XX w. 4 2. John Bates Clark – myśl ekonomiczna Odmienną teorię, choć bardzo zbliżoną do ekonomii Marshalla, rozwinął niemal równocześnie, na gruncie amerykańskim, w Columbia University w Nowym Jorku, John Bates Clark (1847-1938). Mówi się nawet o amerykańskiej odmianie neoklasycyzmu, a niezmiernie popularnego na drugiej półkuli J.B. Clarka czasem nazywa się ojcem ekonomii amerykańskiej. Ze względu na liczne podobieństwa teorii Clarka i teorii Marshalla można ograniczyć się do wskazania najważniejszych różnic w ujmowaniu zagadnień ekonomicznych przez Amerykanina. Dominującym problemem ekonomicznym w amerykańskiej literaturze neoklasycznej była szeroko rozwinięta teoria podziału dochodów, mimo że, według Clarka, ekonomia to nauka o naturalnych prawach powstawania i używania bogactw. Takie ujęcie wskazuje na stosunkowo mocne podkreślenie dawnej, obiektywnej koncepcji praw szkoły klasycznej. Amerykańskiego ekonomisty nie zadowalał dotychczasowy podział ekonomii na teorię produkcji, wymiany i dystrybucji. Dokonał on innego podziału ekonomii: 1) na ekonomię izolowanego człowieka, która ujmuje prawa niezmiennie obowiązujące w każdym ustroju gospodarczym; 2) na ekonomię gospodarstwa społecznego, czyli właściwą ekonomię polityczną lub społeczną, która formułuje prawidłowości mniej lub bardziej powszechne. I ją — podobnie jak Marshall — dzielił na statykę i dynamikę. Ekonomia izolowanego człowieka służyła Clarkowi przede wszystkim do ustalenia podstawowych pojęć i praw ekonomicznych oraz do przedstawienia teorii wartości, opartej na subiektywizmie i marginalizmie. Pojęcie wartości dobra określał on jako użyteczność efektywną, gdy wartość zapasu dóbr miała być ilością jednostek dobra, pomnożoną przez efektywną użyteczność jednostki dobra. W każdym razie o wartości wymiennej decyduje krańcowa użyteczność, która koincyduje z krańcowym kosztem. Zawsze też w ekonomii indywidualnego człowieka mamy do czynienia z G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa, Łódź 1999, str. 235 - 242 4 powszechnymi prawami użyteczności efektywnej, prawami kosztów i wydajności. Niezależnie od wszystkich rozważań jednostkowej ekonomiki, szeroki jest zakres badań Clarka, dotyczących zagadnień ekonomii społecznej. Duże zasługi położył on w sferze praktycznych kwestii polityki gospodarczej. Szczególnie żywo interesował się kapitalistycznym problemem trustów i monopoli, których był zdecydowanym przeciwnikiem. Wiadomo również, że w praktyce zajmował się działalnością w Lidze Narodów oraz innymi formami stosunków międzynarodowych. W ekonomii gospodarstwa społecznego podstawą stała się teoria podziału dochodu, oparta na tradycyjnej teorii czynników produkcji, w myśl której udział każdego czynnika w podziale wartości odpowiada jego udziałowi w tworzeniu wartości. Wprowadzając w ślad za klasykami tradycyjną teorię trzech czynników produkcji — pracy, kapitału i ziemi — w praktyce ziemię potraktował Clark jako szczególny tylko rodzaj kapitału. W rezultacie takiego rozumowania przyjął wiec założenie realizacji procesu produkcji za pomocą dwóch tylko czynników produkcji: kapitału i pracy. Istotą rozumowania Clarka było tzw. prawo malejącej produkcyjności krańcowej czynników wytwórczych. Wiemy już z teorii Ricarda, że — w odniesieniu do rolnictwa — w prawie malejącej produkcyjności zakładano, iż każdy następny brany pod uprawę grunt (działka) będzie przynosił coraz mniejsze plony, a każdy następny nakład kapitału i pracy przyniesie mniejszy efekt w stosunku do poprzedniego. Clark sformułowanemu przez siebie prawu malejących przychodów — a jednocześnie wzrastających kosztów na jednostkę produktu — nadał znaczenie ogólne, rozszerzając je ż rolnictwa na wszelkie produkty i stosując do wszystkich czynników produkcji. Przyjął on, że ilość jednego czynnika produkcji (np. kapitału) jest dana, podczas gdy ilość drugiego czynnika (np. pracy) stale wzrasta. Z kolei odwrotnie: gdy stale wzrasta ilość kapitału, na tym samym poziomie pozostaje ilość pracy. Przy takim założeniu rozważył związek między ilością czynnika a ilością determinowanego przez ten czynnik produktu. Otóż prawo malejącej produkcyjności krańcowej Clarka — w odniesieniu do pracy — głosiło, że każdy następny, zatrudniony w danej gałęzi, robotnik, zapewniając przyrost produkcji w skali globalnej, początkowo jednak przyczyni się do powstania sytuacji, w której ta produkcja rośnie szybciej niż proporcjonalnie, a później, po przekroczeniu punktu optymalnego, przyrosty tej produkcji będą stawać się coraz mniejsze. Krańcową produkcyjność czynnika produkcji, jakim jest praca, przedstawiono na rysunku 3. y produkcja D punkt optimum B linia płacy roboczej krzywa produkcyjności krańcowej 0 A praca x Rys. 3. Funkcja produkcyjności krańcowej czynnika pracy wg J.B. Clarka Żródło: G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa, Łódź 1999, str. 244 Jak widać z rysunku, zwiększanie ilości czynnika pracy pociąga za sobą początkowy szybki wzrost krzywej produkcyjności krańcowej, aż do osiągnięcia punktu optimum, a później — stopniowy i powolny jej spadek. Pozostaną w mocy zasadnicze pytania: do jakiego punktu przedsiębiorcy opłaci się zwiększać zatrudnienie i powiększać czynnik pracy? Do jakiego poziomu będzie mu się opłacało zwiększać stan liczbowy pracowników, skoro produkcyjność każdego nowo zatrudnionego będzie już coraz mniejsza? Z pewnością ten spadek nie będzie postępował aż do punktu zerowego. Przedsiębiorca zatrudniałby dodatkowych robotników tylko do chwili, w której ich zatrudnienie zapewniałoby przyrost produkcji wyższy niż poziom pracy roboczej. Oznacza to, że przedsiębiorca będzie zwiększać zatrudnienie dopóty, dopóki krańcowy przyrost produkcji, za którą oczywiście trzeba płacić, nie spadnie do poziomu ceny roboczej. Ta cena płacy roboczej stanowiłaby najniższy, jeszcze opłacalny koszt produkcji. Dalsze zatrudnienie, przekraczające wielkość odcinka pracy OA (rys. 5), oznaczałoby stratę dla przedsiębiorcy. Poniesiony koszt produkcji w postaci płacy roboczej przekraczałby uzyskiwane efekty pracy, tj. wartościowo byłby wyższy niż produkcyjność krańcowa. Czynnik pracy opłaci się zatem zwiększać tylko do momentu zrównania wartości produktu dodatkowego z płacą roboczą, tj. do krańcowego produktu pracy. Na wykresie będzie to spadek krzywej, od punktu D aż do punktu B, czyli do poziomu ceny pracy AB. Identyczne rozumowanie prowadziło Clarka do wniosku, że i w przypadku drugiego czynnika produkcji, tj. kapitału, sytuacja byłaby taka sama przy stałej liczbie zatrudnionych robotników. I tu początkowo ilość angażowanego do produkcji kapitału będzie wzrastać; każda następna, zaangażowana w produkcję jednostka pieniężna, każda nowa jednostka inwestycji spowodują jednak z początku tylko intensywny wzrost produkcyjności, a po osiągnięciu określonego pułapu będzie również wpływać na stopniowo malejący przyrost produktu. W takim przypadku przedsiębiorca przestanie zwiększać ilość angażowanego w produkcję kapitału, gdy przyrost produktu uzyskany przez zainwestowanie dodatkowego nakładu zrówna się ze stopą procentową, oznaczającą cenę kredytu, czyli procent. Podobnie jak w przypadku zatrudniania siły roboczej opłacało się ją angażować tylko do momentu zrównania krzywej malejącej produkcyjności z prostą płacy roboczej, tak w warunkach inwestowania kapitału będzie się ta inwestycja opłacała tylko do chwili zetknięcia się krzywej produkcyjności z prostą stopy procentowej, czyli prostą ceny płaconej za kapitał produkcyjny. Sytuacja byłaby identyczna, gdyby krzywa produkcyjności malała do zetknięcia się z prostą ceny za wypożyczony kapitał, czyli z prostą stopy procentowej. Jak widać na rysunku 4, krzywa maleje od D do 5, a więc do poziomu AB. Krańcowy jest przypadek, w którym produkt kapitału równa się procentowi, a przyrost produktu uzyskany przez zainwestowanie następnych zasobów pieniężnych zrówna się ze stopą procentową. y produkcja D punkt optimum B linia stopy procentowej krzywa produkcyjności krańcowej 0 A kapitał x Rys. 4. Funkcja produkcyjności krańcowej czynnika kapitału wg J.B. Clarka Żródło: G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. PWN, Warszawa, Łódź 1999, str. 246 Trzeba stwierdzić, że teoria krańcowej produkcyjności tych obu czynników produkcji miałaby istotny sens i znaczącą wartość, gdyby J.B. Clark ograniczył jej zastosowanie do rachunku ekonomicznego w odniesieniu do skali mikro-, w szczególności do skali poszczególnych przedsiębiorstw w gospodarce. W tym jednak rzecz, że amerykański ekonomista dokonał niespodziewanej i niczym nieusprawiedliwionej wolty myślowej. Odwracając całe rozumowanie, doszedł do wniosku, że w ramach doskonałej konkurencji cena czynnika produkcji (pracy czy kapitału) musi się ukształtować na poziomie jego krańcowej produkcyjności. I tak, cena, którą płaci przedsiębiorca swym robotnikom kształtuje się na poziomie produkcyjności ostatniego z zatrudnionych robotników. Ponieważ jednak żaden przedsiębiorca nie działa w zupełnej samotności, więc na drodze wciąż toczącej się walki konkurencyjnej między przedsiębiorcami owe krzywe krańcowej produkcyjności wyrównują się same między sobą, ustalając optymalną cenę za pracę, ale i cenę (wysokość kredytu) wypożyczonego kapitału. Kapitał i praca — zdaniem uczonego amerykańskiego — w gospodarce kapitalistycznej współdziałają w produkcji w pełnej i wzajemnej harmonii: każdy z tych czynników otrzymuje dokładnie tyle, ile wytwarza. Harmonijną współpracę obu czynników produkcji może jednak utrudnić nadmierna ingerencja związków zawodowych. Clark poddał ostrej krytyce założenia polityki związków zawodowych, ponieważ uważał, że żądania związkowców, dotyczące wyższego poziomu płacy roboczej, oznaczają jednocześnie konieczność zmniejszenia stanu zatrudnienia. W tym rzecz, że — w myśl założenia malejącej krzywej produkcyjności — wyższy poziom płacy musi się wiązać z wyższą produkcyjnością krańcową, mającą przecież związek z mniejszą liczbą zatrudnionych (rys. 5). y krzywa produkcyjności krańcowej D C G linia żądanej płacy roboczej I A F linia płacy roboczej 0 C1 A1 zatrudnienie B x Rys. 5. Funkcja produkcyjności krańcowej a polityka podwyżki płacy roboczej wg J.B. Clarka Żródło: G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa, Łódź 1999, str. 247 I tak np., walka związków zawodowych o podwyższenie poziomu płacy z F do G zakończona powodzeniem - doprowadzi do przecięcia się prostej (poziomu) G z krzywą produkcyjności krańcowej w punkcie C. Wówczas punkt C zwiąże się z odcięciem na osi Xów nowego już teraz punktu C 1 a tym samym zwyżka płacy roboczej z A1A do poziomu C1C musi się łączyć ze zmniejszeniem stanu zatrudnienia o C1A1 W rezultacie polityka podwyżki płacy roboczej pójdzie w parze z mało pożądanym zjawiskiem zmniejszonego stanu zatrudnienia, a tym samym zwiększonego o C 1A1 stanu bezrobocia. Z kolei zmniejszenie stanu bezrobocia będzie oznaczało obniżenie płacy roboczej. Pozytywną stroną teorii produkcyjności krańcowej szkoły nowojorskiej było rozwinięcie w jej ramach teorii kosztów produkcji przedsiębiorstw. Podobnie jak w angielskiej, marshallowskiej odmianie neoklasycyzmu, rozwijano w tej szkole problematykę kosztów stałych i kosztów zmiennych, związanych z krótkimi i długimi okresami produkcji. Wszak koszty zmieniają się wraz ze zmianą rozmiarów produkcji i przy już istniejącej wielkości przedsiębiorstw, tj. przy danych kosztach stałych. Mówi się wówczas — w krótkich okresach — o możliwościach zmiany tylko tzw. kosztów zmiennych, przy nie zmieniających się kosztach stałych. Tymczasem w długich okresach, jeżeli istnieją możliwości dokonania daleko idących zmian inwestycyjnych, wszystkie koszty w istocie staną się zmienne. Trzeba zwrócić uwagę, że odpowiednikiem krzywej krańcowej produkcyjności byłaby krzywa kosztów ponoszonych podczas produkcji (rys. 8). Wiadomo, że przedsiębiorca, w każdej gałęzi produkcji, zawsze dąży do ustalenia takiej kombinacji czynników wytwórczych, przy których osiągnie możliwie najwyższy zysk. W przeciwieństwie do sytuacji związanej z krzywą malejącej produkcyjności krańcowej, tu mamy do czynienia z krzywą wzrastających kosztów produkcji: maleje produkcyjność, pociągając za sobą wzrost kosztów. Oznacza to, że początkowo — w miarę wzrostu produkcji — koszty krańcowe szybko maleją, a następnie, po osiągnięciu pewnego minimum, stopniowo będą wykazywać tendencję wzrastającą. W ten sposób za najbardziej typowy kształt krzywej kosztu krańcowego uzna się kształt nieco zbliżony do litery U, przy znacznie jednak przedłużonej stronie prawej (rys. 8). Oczywiście i ta krzywa będzie przecięta linią prostą, wyobrażającą linię ceny. Zetknięcie się krzywej kosztów z prostą ceny następuje w punkcie tzw. utargu krańcowego (UK). Przedstawione na rysunku 6 koszty krańcowe sprowadzają się oczywiście do kosztów zmiennych, ponieważ tylko one ulegają zmianom w związku ze zmianą rozmiarów produkcji. Z punktu widzenia analizy równowagi przedsiębiorstwa przy założeniu istnienia doskonałej konkurencji — a jedynie takie założenie przyjmował J.B. Clark - istotny byłby tylko rosnący odcinek krzywej kosztu krańcowego; dopóki bowiem koszt krańcowy maleje, przedsiębiorca będzie zainteresowany w rozszerzaniu produkcji. Dopóki koszt krańcowy, prezentowany na rysunku 6, będzie mniejszy od utargu krańcowego (UK), dopóty powiększanie rozmiarów produkcji będzie korzystne, ponieważ cena wciąż będzie przewyższać ponoszone koszty. Mówi się zazwyczaj, że przedsiębiorstwo osiąga stan równowagi wówczas, gdy utarg krańcowy zrówna się z kosztem krańcowym. I tak: jeżeli koszty krańcowe są niższe od ceny, zwiększanie rozmiarów produkcji jest opłacalne dla przedsiębiorstwa, ponieważ powiększa jego masę zysku. Natomiast przekroczenie punktu równowagi jest dla przedsiębiorstwa nieopłacalne, gdyż wtedy koszty krańcowe przekraczają ceny. W tym wypadku osiągnięty przyrost utargu nie pokryje przedsiębiorstwu ponoszonych kosztów. Tylko więc powiększenie produkcji przedsiębiorstwa do ilości OA będzie dla przedsiębiorcy opłacalne — produkcja większa spowoduje stratę. y koszt krańcowy KK = koszt krańcowy 0 UK cena A ilość produktu x Rys. 6. Krzywa kosztu krańcowego wg J.B. Clarka Żródło: G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa, Łódź 1999, str. 249 Z punktu widzenia analizy kosztów produkcji teoria J.B. CIarka stanowiła w ekonomii niewątpliwy postęp, stwarzając możliwość posługiwania się koncepcją stanu ogólnej równowagi. Inną zasługą nowojorskiego ekonomisty było opracowanie teorii krańcowej produkcyjności z trafnym zwróceniem uwagi na związek tej teorii z prawem zmniejszającej się wydajności. W jego spostrzeżeniu było niewątpliwie dużo racji, choć pewnym nadużyciem stałoby się powiązanie z tym teorii dystrybucji oraz postulat, nazbyt uproszczony, ustalania wynagrodzenia na poziomie krańcowej produkcyjności zatrudnionych robotników — ostatnich, których opłaca się przedsiębiorcy przyjąć do pracy. Słusznie jednak wskazywał Clark na ścisłą łączność i współpracę obu czynników produkcji: pracy i kapitału. Zwrócił przy tym uwagę na fakt, że ziemia nie jest niczym innym, jak szczególnym rodzajem kapitału. Podkreślając współpracę obu czynników produkcji, Clark mocno akcentował solidarne współdziałanie tych czynników. Tymczasem nie można zapominać o istniejącej między nimi sprzeczności.5 3. Szkoła neoklasyczna w Wielkiej Brytanii - Arthur Cecil Pigou Wiernym uczniem i następcą Marshalla był Arthur Cecil Pigou (1887-1959), który w latach 1908-1943 kierował objętą po nim katedrą w Cambridge. Ogromny wpływ na jego postawę społeczną wywarła I wojna światowa,w której ochotniczo uczestniczył, niosąc pomoc rannym żołnierzom w ambulansach polowych na frontach we Francji, Belgii i Włoszech. W moim przekonaniu wojna ta zmusiła także Pigou do głębszej refleksji nad funkcjonowaniem liberalnej gospodarki, nie tylko brytyjskiej, w warunkach wojny totalnej. Hasło business as usual — głoszone w pierwszej fazie wojny i mające dowieść, że potrzeby wojenne można zaspokoić za pomocą tych samych mechanizmów co w czasie pokoju — zostało szybko odrzucone. Interwencja państwa stała się koniecznością. Wymuszony eksperyment gospodarki wojennej, z jej centralnym kierowaniem procesami ekonomicznymi, wszedł do arsenału doświadczeń służących krytykom liberalnej gospodarki. Sam Pigou stał się pionierem nowej dyscypliny naukowej — ekonomiki obrony, publikując liczne artykuły w czasie wojny i następnie obszerne dzieło Ekonomia polityczna wojny (The Political Economy of War, 1921). Warto zwrócić uwagę, że Pigou operował tym razem pojęciem „ekonomia polityczna", a nie „ekonomika", co miało podkreślić makroekonomiczny charakter rozważań nad gospodarką poddaną presji wojny totalnej W historii myśli ekonomicznej Pigou zapisał się przede wszystkim jako pionier ekonomiki dobrobytu i obrońca neoklasycznej ekonomii, atakowanej przez Keynesa. W roku 1912 Pigou opublikował rozprawę Bogactwo i dobrobyt G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa, Łódź 1999, str. 242 - 250 5 (Wealth and Welfare), którą po wojnie uzupełnił nowymi koncepcjami i wydał jako Ekonomikę dobrobytu (The Economics of Welfare, 1920). Autor nawiązał do koncepcji renty konsumenta, opracowanej przez swego mistrza, ale rozwinął problem skali makrospołecznej, do postulując zmiany w polityce liberalnej. Pigou wprowadził kategorię „dobrobyt społeczny", w ramach której wyodrębnił pojęcie „dywidenda narodowa", bliskie dzisiejszemu pojęciu dochodu narodowego. Dobrobyt społeczny jest związany i uzależniony od wielkości, stabilności i struktury podziału dywidendy narodowej. Umiarkowana interwencja państwa jest niezbędna w tych przypadkach, kiedy zawodzi wolna konkurencja. Polityka fiskalna i świadczenie pomocy biedniejszym warstwom ludności dają pozytywny efekt społeczny i likwidują konflikty, które przyniosły już rewolucję w Rosji i Niemczech. Jak widzimy, tradycje utylitaryzmu mieszają się tu z aktualnymi wydarzeniami. Z dzisiejszej perspektywy wkład Pigou jest oceniany wysoko ze względu na wprowadzenie do ekonomii pojęć używanych obecnie szeroko do wyjaśnienia skutków ubocznych i szkód społecznych, wynikających z niekontrolowanej działalności prywatnych właścicieli, tzw. externalities. W swoich publikacjach Pigou przytaczał liczne przykłady takich działań indywidualnych i grupowych, które dawały zyski kosztem pogorszenia dobrobytu innych. Wskazywał na: konieczność wykrywania sprzeczności między prywatnym a społecznym produktem netto; pozycję osób i instytucji korzystających z dóbr publicznych bez ponoszenia nakładów; szkody społeczne wyrządzane przez prywatne przedsiębiorstwa, które rabunkowo eksploatują bogactwa naturalne. Pigou może być traktowany jako jeden z twórców ekonomiki ochrony środowiska. Rozwija się także ekonomika dobrobytu. 6 4. Teoria konkurencji – P. Sraffa, J.V. Robinson, E.H. Chamberlain O zróżnicowanych postawach w łonie samej „szkoły z Cambridge" może świadczyć jedna z pierwszych publikacji szeroko później znanego ekonomisty włoskiego, który z uniwersytetów krajowych przeniósł się do Cambridge i tam działał w latach 19271983. Był nim Piero Sraffa (1898-1983), który w artykule Prawa przychodów w warunkach konkurencji, opublikowanym w 1925 r., zarzucał Marshallowi brak zgodności między krótkookresową i cząstkową równowagą w skali przedsiębiorstwa, a równowagą długookresową i globalną. Sraffa twierdził, że nie można operować wyłącznie dwoma skrajnymi modelami rynku, tj. wolnokonkurencyjnym i G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa, Łódź 1999, str. 270 - 272 6 monopolistycznym, ani też uznawać sytuacji monopolu za wyjątkowe zjawisko. Praktyka wskazuje, dowodził, iż współczesne przedsiębiorstwo przerywa produkcję nie w punkcie równowagi popytu i podaży, jak twierdził Marshall, ale wcześniej — w punkcie wyznaczonym przez Cournota. Artykuł wywołał dyskusję i stał się inspiracją do szerszego zajęcia się teorią niedoskonałej i monopolistycznej konkurencji. Zaprezentuję tu tylko dwie koncepcje, najbardziej spopularyzowane. Na pierwszym miejscu wymienia Joan Violett Robinson (1903-1983), pierwszą kobietę zajmującą katedrę ekonomii na uniwersytecie w Cambridge (1965-1971), szeroko znaną ze swych rozpraw dotyczących keynesizmu i ekonomii marksowskiej. W roku 1933 ukazała się jej Ekonomika niedoskonalej konkurencji (The Economics of Imperfcect Competition), w której autorka przybliżyła obraz współczesnej gospodarki kapitalistycznej daleki od modelu stosowanego w analizach ekonomii neoklasycznej. Aby mówić o konkurencji niedoskonałej, potrzebne jest wyszczególnienie cech konkurencji doskonałej. Za takie cechy trzeba uznać: występowanie licznych dostawców i kupujących, pełną informację o cenach i „atomizację" towarów, tj. operowanie możliwie wyraźnie wydzielonymi jednostkami. Obserwacja praktyki wskazuje, jak daleko jest do takiego idealnego stanu. Należy zmienić przede wszystkim pogląd, że monopolista powiększa swój zysk, nawet ograniczając produkcję. Zdaniem pani Robinson zwiększa on zysk, także przy tej samej produkcji, ale poprzez dyskryminację cenową, tj. sprzedając te same jednostki towaru na różnych rynkach i po różnych cenach. Takie sztuczne rynki tworzy się często za pomocą akcji reklamowych. Warunkiem powodzenia jest posiadanie odpowiedniej siły oddziaływania, np. dzięki kontroli nad znaczną częścią produkcji danego towaru. Istotna jest również izolacja alternatywnych rynków i dostateczne zróżnicowanie poziomu ich zyskowności. Joan Violett Robinson wzbogaciła analizę rynków, zwłaszcza rynku pracy, wprowadzając pojęcie „monopson" jako sytuacji, w której występuje tylko jeden nabywca. Może on dzięki temu dyktować, przynajmniej w krótkim okresie, ceny zakupu. Lokalne rynki pracy i rynki związane z kwalifikowaną siłą roboczą mogą mieć charakter monopsonu, jak np. rynek wyrobów tytoniowych i buraków cukrowych, albo występowanie jedynego pracodawcy górników. Zdarzają się i takie przypadki, kiedy jednocześnie występuje monopol i monopson. Jako przykład jednoczesnego odkrywania prawd można wymienić fakt, że pół roku przed ukazaniem się omawianej tu książki Joan Robinson została opublikowana rozprawa pod znamiennym tytułem — Teoria konkurencji monopolistycznej (The Theory of Monopolistic Competilion, 1933). Jej autorem był Edward Hastings Chamberlin (l8991967), od 1927 r. profesor ekonomii w Harvard University. Skierował on uwagę na rolę firmy we współczesnej gospodarce i dowodził, że na rynkach mamy do czynienia z szerokim zakresem monopolizacji, przy czym czysty monopol i czysta konkurencja są raczej stanami przypadkowymi. Zjawisko konkurencji monopolistycznej jest prawidłowością. Chamberlin za punkt wyjściowy swojej analizy przyjął duopol (bliski koncepcjom Cournota), aby udowodnić, że firmy mają po dwie krzywe popytu. Pierwsza z nich odpowiada ich fałszywemu przekonaniu o własnej niezależności w podejmowaniu decyzji, druga — uwzględnia zachowanie rywala. Chamberlin zainicjował dyskusję na temat roli i form reklamy, która rodzi sztuczne rynki i popyt na towary tylko pozornie unikatowe. Tradycyjna teoria równowagi i skuteczności mechanizmu rynkowego zawodzi w konfrontacji z działaniami, które teraz nazywa się marketingiem. 7 G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa, Łódź 1999, str. str. 272 - 273 7 5. Bibliografia 1) W. Stankiewicz, „Historia myśli ekonomicznej”, wyd. PWE, Warszawa 2000 2) G. B. Spychalski, „Zarys historii myśli ekonomicznej”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa, Łódź 1999