Fabio Atard

advertisement
FABIO ATTARD SDB
ŚWIATŁO MIŁOŚCI
NAUKI REKOLEKCYJNE
Łódź, 14-19 października 2013 r.
1
Spis treści
Wstęp
I.
Wy jesteście solą ziemi – Mt 5,13-16
II.
Smak i światło Boga
III.
Będziesz miłował Pana Boga swego – Mt 22,34-40
IV.
Miłość jest językiem Boga
V.
Nauczycielu, gdzie mieszkasz? – J 1,35-42
VI.
Chodźcie, a zobaczycie
VII.
Jeśli ktoś chce być pierwszy – Mk 9,30-37
VIII.
Największy w Królestwie niebieskim
IX.
Ja jestem Dobrym Pasterzem – J 10,11-18
X.
Czy miłujesz Mnie? – J 21,15-19
XI.
Pokarm na drogę
Zakończenie
2
WSTĘP
Rekolekcje są zawsze okazją, aby usłyszeć pytania, które znajdują się w głębi
serca. Ufam, że każda osoba, która przeżywa ten czas, podziela to zasadnicze
przeświadczenie: w szczerym poszukiwaniu jest obecny Pan Jezus. To Jego właśnie
usiłujemy znaleźć, a znalazłszy odkrywamy, że także Jezus szuka nas, oczekując
naszego 'tak'.
Przeżywane rekolekcje kierują się tym przeświadczeniem i pragną być wyrazem
tego podwójnego poszukiwania. Z jednej strony mocnego pragnienia ludzkiego serca,
a z drugiej – stopniowego odkrywania, że także my jesteśmy nieustannie poszukiwani
przez Boga.
Chciałbym, aby tytuł, który wybrałem – Światło Miłości – ujmował syntetycznie
to wszystko, czym pragnę się podzielić: kiedy doświadczamy Boga Jezusa Chrystusa,
odkrywamy Boga, który jest Miłością, z nami, dla nas, w nas – Deus Caritas est. Taki
jest cel, który nas przyciąga i daje nam nadzieję. Podążając w kierunku tego celu,
zostajemy ubogaceni owym światłem, które, jakkolwiek potwierdza, że jesteśmy
słabi, to jednak w końcu pomaga nam doświadczyć tego, że jesteśmy kochani przez
Boga, który staje się obecny wśród nas w Osobie Jezusa Chrystusa.
Fragmenty Ewangelii, które nam towarzyszą, są niczym latarnie oświetlające
naszą drogę.
Nasza droga jest bardzo prosta: każdy fragment Ewangelii jest przedstawiony
w formie lectio divina. Pozwólmy, aby Słowo stało się łamanym chlebem, pokarmem
życia dla nas – pielgrzymów – poszukujących takiego oparcia, które nie jest ani
przejściowe, ani powierzchowne.
Po każdej lectio divina następuje refleksja, która, bazując na temacie lectio,
jednocześnie go rozwija posiłkując się współczesnymi autorami i świadkami.
Przyznałem uprzywilejowane miejsce naszemu Ojcu i Nauczycielowi, Księdzu
Bosko. Jemu i temu wszystkiemu, co Zgromadzenie Salezjańskie ofiaruje nam poprzez
26 Kapitułę Generalną, zarezerwowałem – rzec można – miejsce w pierwszym
szeregu.
Poza tym starałem się podzielić refleksjami i pismami tych autorów, których
życie jest świadectwem miłości do Jezusa Chrystusa. Ich świadectwo pobudza nas do
tego, aby nasze życie, w swojej codziennej prostocie, mogło stać się światłem miłości
dla tylu dzieci, młodzieży i dorosłych, których Pan Jezus pozwala nam spotkać na
naszej drodze.
Modlę się do Pana, aby te stronice były nośnikami Jego światła i miłości.
3
I. Wy jesteście solą ziemi
Mt 5, 13-16
W owym czasie Jezus powiedział do swoich uczniów: «Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli
sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i
podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na
górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło
wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze
dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie».
Lectio
Fragment, który mamy przed sobą, następuje bezpośrednio po perykopie o
błogosławieństwach. O ile Błogosławieństwa stanowią program dla tych, którzy pragną
naśladować Chrystusa: Drogę, Prawdę i Życie, o tyle nasz dzisiejszy fragment wyjaśnia, z
jakim nastawieniem należy ten program przeżywać. Nie możemy żyć Błogosławieństwami z
sercem bez smaku. Nie możemy być nosicielami światła, jeśli nasze serca są zgaszone.
Fragment jest zbudowany wokół dwóch elementów uważanych za nieodzowne w
codziennym życiu w czasach Jezusa: sól, która nie tylko daje smak, lecz umożliwia także
zachowanie na długo niektórych pokarmów, ma zdolność oczyszczania i leczenia. Będąc
cennym dobrem, sól bywała także używana jako moneta wymienna, jako zapłata: sól = płaca.1
Drugim elementem jest światło. W czasach, w których życie czynne było z konieczności
złączone z rytmami solarnymi, brak światła oznaczał brak aktywności, królestwo ciemności,
niezdolność do poruszania się, kroczenia naprzód.
Meditatio
Wy jesteście solą ziemi
W tym zdaniu zwróćmy uwagę na to, że Chrystus nie mówi nam, kim powinniśmy się
stać lub kim powinniśmy być. Tutaj Chrystus objawia nam, 'kim jesteśmy', aktualny stan
naszego bytowania. Słowa Chrystusa dotykają tego, co zwykle nazywamy naszą tożsamością.
Wobec programu Błogosławieństw nie zaprasza się nas, abyśmy zajęli jakąś pozycję
wygodnej neutralności, jak gdyby niepodjęcie decyzji było jedną z realnych możliwości.
Przeciwnie. Chrystus zaprasza mnie do przyjęcia postawy czujności, abym mógł stać się tym,
do czego zostałem powołany.
Bycie czujnym w odniesieniu do tego wszystkiego, zakłada moje bycie żywym wobec
Tego, który mnie kocha. Ujmuje to dobrze teolog Bruno Forte pisząc o sobie samym:
nazywam się Bruno Forte, jestem teologiem, profesorem Teologii i, jak widzicie,
kapłanem. Lecz kim jestem naprawdę? Jestem „żebrakiem nieba”, człowiekiem – ujmując to
słowami Jacquesa Maritaina – który ma jedno ucho przyłożone do ziemi, aby uchwycić jej
ukryte kiełkowanie, a drugie ucho nasłuchujące nieba. Chodzi więc o takiego człowieka,
który trudzi się, aby połączyć te dwa nasłuchiwania: być wiernym tej historii, tej ziemi, którą
kochamy, a jednocześnie być wiernym Innemu, Nieznanemu, Obcemu, który stał się
żyjącym w spotkaniu, jakie w wierze przeżyłem z Nim. Tak, ponieważ jestem człowiekiem,
który myśli, który odczuwa silne pragnienie poszukiwania, pasję stawiania pytań. Lecz jestem
także człowiekiem, który został zdobyty w pewnym momencie swojego życia przez Kogoś
1
J. polski nie oddaje gry słów w j. włoskim: sale = salario (od tłumacza).
4
Innego, przez doświadczenie Boga żyjącego. A to nie ujęło mi wcale trudu myślenia,
przeciwnie, chciałbym rzec, że jeszcze go zwiększyło2.
Bycie solą ziemi, pełną smaku, czyni nas żywymi dla nas samych, dla Boga, który nas
miłuje, a jednocześnie ożywiającymi dla innych.
Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolicie?
Wobec realnej prawdy bytu bliskie jest niebezpieczeństwo, że taka prawda może stać się
utraconą możliwością. Brak zainteresowania wielkimi i realnymi możliwościami prowadzi
mnie do stawienia czoła nicości i pustce. Spoglądając wokół nas, uświadamiamy sobie
dobrze, że wielokrotnie brak skoku jakościowego w życiu – duchowym, salezjańskim,
ludzkim, intelektualnym – prowadzi do pustki egzystencjalnej, która staje się nie do
zniesienia. Jeśli stracimy smak, jeśli stracimy styl bycia osobami konsekrowanymi, jeśli
zabraknie radości z bycia synami Księdza Bosko, to co wypełni sensem nasze serce?
Wobec świata, który zagubił pamięć o swoim Stworzycielu, jakżeż moglibyśmy – jako
osoby konsekrowane – pozostać głusi na krzyk tylu młodych, którzy, niczym zabłąkane
sieroty, poszukują sensu? Filozof francuski René Girard, komentując obecne czasy, łączy je z
wymiarem religijnym, który coraz bardziej staje się 'zapomniany' i 'spychany na dalszy plan'.
Girard twierdzi, że tam, „gdzie ZANIKŁA RELIGIA, TAM ROZPOCZĄŁ SIĘ PROCES
ROZKŁADU”3
To nie może i nie powinno pozostawić nas obojętnymi!
Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.
Wybory, których wszyscy dokonujemy, nie są obojętne: mają konsekwencje nie tylko dla
nas, lecz także dla osób, które Pan pozwala nam spotkać. Przed każdym z nas, poprzez nasze
wybory, rysuje się możliwość „bycia” i „nie bycia”. Osiągnięcie stanu „bycia niczym”, „bycia
nikim”, w ostatecznych rozrachunku, to mój wybór. Stawia mnie to przed wielką
odpowiedzialnością, a jednocześnie budzi moją czujność wobec niebezpieczeństw.
Chodzi o odpowiedzialność w tym znaczeniu, że moje pozwolenie na bycie pociągniętym
przez „nicość” i przez „bezsens” ma swój początek wewnątrz mnie, aby z kolei oddziaływać
na życie tylu osób, młodzieży i dzieci, które Pan pragnie spotkać poprzez mnie.
Z drugiej strony, świadomość tej samej odpowiedzialności może zachęcić mnie do
codziennych, małych wyborów na korzyść takiego świadectwa, poprzez które nawet moje
milczenie woła głośniej od moich słów.
Wy jesteście światłem świata
Obraz światła jest bardzo mocny, ponieważ był także symbolem pełnym znaczenia dla
pierwszych chrześcijan. W Ewangelii według św. Jana znajdujemy obraz światła już w
Prologu: „W nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1,4-5).
Światło, życie, blask, lecz także ciemności i odrzucenie. Słowa, które brzmią jak barwy
obrazu, na którym rozgrywa się konflikt między dobrem i złem.
W tej samej Ewangelii znajdujemy także temat światła w konfrontacji Jezusa z
Faryzeuszami, podczas której Jezus mówi o sobie samym: „Ja jestem światłością świata.
2
3
„Ateizm i Chrześcijaństwo”, w: Il Grillo, 7 stycznia 1998.
Zaczerpnięte z: Il Foglio z 21 marca 2006.
5
Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12).
I także tutaj te same sugestywne obrazy, połączone zarazem z naśladowaniem Chrystusa.
W rozdziale 12 Ewangelii według św. Jana odnajdujemy następujące mocne zdanie:
„Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie
światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd
idzie. Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości” (J
12,35-36).
Jak zauważamy, u św. Jana temat światłości jest stale obecny w powiązaniu z decyzją,
którą trzeba podjąć. Nie posiada się światłości jako trofeum, lecz jako wezwanie do
odpowiedzialności.
Także św. Paweł używa obrazu światła mówiąc o zadaniach chrześcijan: „Czyńcie
wszystko bez szemrań i powątpiewań, abyście się stali bez zarzutu i bez winy jako
nienaganne dzieci Boże pośród narodu zepsutego i przewrotnego. Między nimi jawicie
się jako źródła światła w świecie. Trzymajcie się mocno Słowa Życia” (Flp 2,14-16).
A w Drugim Liście św. Piotra czytamy: „«To jest mój Syn umiłowany, w którym mam
upodobanie». I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na
górze świętej. Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli
będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień
zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach” (2Pt 1,17-19).
Warto zauważyć, jak odwołanie się do doświadczenia Przemienienia, które wówczas nie
zostało pojęte ani dostrzeżone, teraz przywołuje także element światła jako źródła i mocy
naszej nadziei.
Światło jest obrazem Chrystusa i jest także naszym obrazem w takim stopniu, w jakim
my należymy do Niego!
Nie może się ukryć miasto położone na górze.
Nie mogę uwolnić się od mojej odpowiedzialności. Nie mogę pozostać neutralny wobec
powołania. Sam fakt, że należę do Chrystusa, jest zaproszeniem do życia. Tylko w radosnym
doświadczeniu odpowiedzialności przeżytej z pogodą ducha zawiera się prawdziwe piękno
życia.
W osobistym doświadczeniu nawrócenia, Simone Weil mówi o swoim kierowniku
duchowym, który towarzyszy jej na drodze poszukiwania miłości Boga. O tym swoim
kierowniku tak pisze: „Lecz największe dobrodziejstwo, które od Księdza otrzymałam było
innego porządku: zdobył Ksiądz moją duszę miłością, której nie poznałam nigdy przedtem i
w ten sposób ofiarował mi Ksiądz najmocniejsze i najczystsze źródło inspiracji, jakie można
tu na ziemi znaleźć. Ponieważ nic bardziej od przyjaźni z przyjaciółmi Boga nie może
utrzymać naszego spojrzenia zwróconego do Boga ze stale rosnącą intensywnością”4.
Co za piękna i prawdziwa refleksja rewolucjonistki na temat drogi poszukiwania Boga.
Kobiety, która potrafiła siłą intelektu przyzwolić na to, aby otrzymać światło wiary jak deszcz
na wyschniętą ziemię. I do niej to światło wiary dotarło poprzez świadectwo kapłana.
Oczywiście, zadajemy sobie pytanie, do ilu młodych docieramy, czy też możemy dotrzeć,
jeśli także my przyjmiemy zaproszenie św. Pawła skierowane do Filipian: „bądźcie bez
zarzutu i bez winy jako nienaganne dzieci Boże pośród narodu zepsutego i
przewrotnego. Między nimi jawicie się jako źródła światła w świecie. Trzymajcie się
mocno Słowa Życia” (Flp 2,15-16).
4
S. Weil, Oczekiwanie na Boga. Okazać posłuszeństwo czasowi (Rusconi, Milano 1996).
6
Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło
wszystkim, którzy są w domu.
Tylko żyjąc w świetle mogę je przekazywać. Jeżeli natomiast moje życie rozwija się jako
życie puste, fragmentaryczne, wówczas moje świadectwo jest znakiem, który blokuje i nie
przekazuje światła. W ten sposób nie tylko ja sam tracę, lecz poprzez ten brak przekazu
brakuje także światła dla tych, do których jestem posłany.
Temat światła jest istotny nie tylko dla literatury biblijnej, lecz i późniejszej. Jeden z
pierwszych ojców Kościoła, Ireneusz pisze: „jeśli widzenie światła oznacza, że jesteśmy w
świetle i ogarnia nas jego blask, podobnie wiedzenie Boga oznacza, że jesteśmy w Nim i
uczestniczymy w Jego splendorze, który ożywia”. Tym światłem dla nas jest Chrystus. Jak
również to sam Chrystus jest Życiem, Świętością, Miłością, nieskończoną Dobrocią.
W życiu salezjańskim, w którym jesteśmy wezwani do bycia przekazicielami
pozytywnego znaku dla naszej młodzieży, zaproszenie, by nie ukrywać światła pod korcem,
nie jest tylko jedną z wielu propozycji. Jako synowie światłości jesteśmy dla naszej
młodzieży promieniowaniem miłości Chrystusa, odbiciem jego miłości miłosiernej i światłem
Ducha Świętego.
Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby wiedzieli wasze dobre uczynki i
chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.
W naszej tradycji salezjańskiej droga, którą przemierzamy wspólnie z odbiorcami
naszego posłannictwa nie jest jakąś przygodną przestrzenią. Jest to pielgrzymka, w której
poprzez nasze świadectwo i nasze zaangażowanie wychowawcze sprawiamy, że staje się
widoczna miłość Boga do naszej młodzieży.
Możemy zakończyć słowami Księdza Bosko „Dla was studiuję, dla was pracuję, dla was
żyję, dla was jestem gotowy także oddać życie” (Don Ruffino, Kronika Oratorium, ASC 110,
zeszyt 5, str. 10). To oznacza, w istocie, dla nas salezjanów bycie światłem, które widzą
młodzi. Takie działanie sprawia, że rozpoczyna się wewnątrz ich serc proces nawrócenia. A
to staje się ostatecznym celem tego wszystkiego, kim jestem i co robię.
Oratio
Pan nasz Jezus Chrystus przyjmując od nas nasze ciało stał się i był nazywany lampą...
Słowo nazywa siebie samego lampą, ponieważ, będąc Bogiem z natury, stało się
Człowiekiem, aby rozdzielać swoje światło.
Ono swoją mocą i mądrością rozproszyło, jak to czyni słońce, wszelką mgłę ignorancji i
występku, a tych, którzy z Nim idą, prowadzi po drodze sprawiedliwości i Bożych przykazań.
Strzeżmy się więc przed stawianiem pod korcem lampy, którą zapalamy przez
kontemplację i konsekwentne praktykowanie Słowa Bożego, tzn.: nie gaśmy jego potężnej
energii, która daje światło i poznanie.
Św. Maksym Wyznawca
7
II. Smak i światło Boga
Smak i światło to dwa tematy, o których mówiliśmy w lectio. Rozważaliśmy je w bardzo
osobistym i głębokim kontekście wiary. Chciałbym tego popołudnia użyć wzorca smaku i
światła wychodząc od tych, którzy są nosicielami tych elementów. Chciałbym mianowicie
mówić o nas – salezjanach – którzy jesteśmy, lub przynajmniej powinniśmy być, nosicielami
nowości dla odbiorców naszego posłannictwa.
Konstytucje już w drugim artykule dotykają tego tematu bycia znakami i nosicielami. A
czynią to wychodząc od doświadczenia wspólnotowego kierującego się szczególnym
projektem apostolskim:
My, Salezjanie Księdza Bosko tworzymy wspólnotę ochrzczonych, którzy, posłuszni
wezwaniu Ducha Świętego, pragną przez określoną formę życia zakonnego realizować
program apostolski Założyciela: być w Kościele znakami i nosicielami miłości Bożej do
młodzieży, zwłaszcza uboższej.
Powołani do dzielenia się żywym doświadczeniem
Wychodząc od naszego własnego doświadczenia zgodzimy się wszyscy, że nikt nie daje
tego, czego nie ma. Nie mogę dzielić się z innymi tym, co do mnie nie należy. Tę elementarną
prawdę gotowi jesteśmy bronić na wszystkich polach – intelektualnym, kulturowym,
filozoficznym, nawet teologicznym. A jednak wydaje mi się, że, kiedy mamy zastosować tę
prawdę w sektorze życia religijnego i to zastosować w sposób osobisty, tzn. odnosząc ją do
nas samych, do własnego życia religijnego, to wówczas zdawać by się mogło, że brakuje nam
siły przekonania, a nasze dowody nie mają już tej samej powagi.
Ten temat czy lepiej powiedzieć: wyzwanie, omawia w sposób bardzo oryginalny Carlo
Carretto w swojej książce: Szukałem i znalazłem5. Mianowicie, stawia siebie w ciekawej
sytuacji, w której czuje się zaproszony, aby zdać sprawę ze swojej wiary w Boga:
Kiedy ktoś, szczególnie po moim powrocie z pustyni, pyta mnie: «Bracie Karolu, czy ty
wierzysz w Boga?», ja mu odpowiadam: «Tak, mówię to tobiew Duchu Świętym, że
wierzę». A jeśli, zaciekawiony, pyta dalej: «Jakie masz dokumenty na potwierdzenie tak
wielkiej prawdy?», wówczas opowiadam: «Mam tylko jeden: wierzę w Boga, ponieważ
Go znam».
W tej krótkiej odpowiedzi zawarta jest istota tego wszystkiego, czym dla nas salezjanów
jest więź z naszą młodzieżą. Carlo Carretto pisze dalej tak:
Doświadczam Jego obecności (Boga) we mnie 24 godziny na dobę; znam i kocham Jego
Słowo nie poddając go nigdy w wątpliwość. Spostrzegam Jego upodobania, Jego sposób
mówienia, przede wszystkim Jego wolę. Lecz właśnie tu, w poznaniu Jego woli,
wszytko staje się trudne.
Wydaje mi się, że także w odniesieniu do nas właśnie tu zawarte jest sedno wyzwania –
być zdolnymi do poznania woli Bożej. Takie jest wyzwanie, które musimy podjąć. Będziemy
wiarygodnymi salezjanami wówczas, kiedy nasze dzielenie się będzie dzieleniem się tym,
czym jesteśmy, a nie tylko tym, co wiemy. Młodzi proszą nas, byśmy im towarzyszyli,
ponieważ czują, że jesteśmy nosicielami światła, prawdy, Chrystusa.
Ile razy podczas moich małych bądź dużych spotkań, mówiąc o naszym doświadczeniu
duszpasterskim, uświadamiamy sobie, że my jako salezjanie jesteśmy bardzo dobrzy w
5
C. Carretto, Szukałem i znalazłem (Wyd. Queriniana, 2003).
8
prowadzeniu grup młodzieżowych, urządzaniu z nimi zabaw, przedstawień, oferowaniu im
chwil sportu i radości, a także wielkich zgromadzeń liturgicznych. Spostrzegamy jednak
zarazem, że często znajdujemy się w kłopocie, gdy jesteśmy poproszeni o poprowadzenie i
zaanimowanie grupy, która pragnie towarzyszenia jej na drodze wiary.
To samo zdarza się, jeśli jesteśmy poproszeni o prowadzenie młodych na drodze
modlitwy, poszukiwania wiary. Jakbyśmy się czuli „dziwnie nie na miejscu”. Z kolei rzecz
staje się jeszcze bardziej kłopotliwa, jeśli ktoś z młodych prosi o kierownictwo duchowe. Ileż
razy zdarza się nam, że rozglądając się nie czujemy się na siłach, aby towarzyszyć młodym w
procesie rozeznania? Wydaje się, że jesteśmy niezdolni i niemalże przekonujemy samych
siebie, że ta praca, tak bardzo dzisiaj pilna, do nas nie należy. Mylimy się i to bardzo.
Jeśli odczytujemy dobrze sposób, w jaki Ksiądz Bosko obchodził się z chłopcami i
młodzieżą, przekonujemy się, że nie było tam cienia lęku czy wycofywania się.
Od przeciętności do prawdy
W odniesieniu do tego wszystkiego, chciałbym zacytować zdanie filozofa francuskiego
Jeana Guitton. W swojej książce, Mój testament filozoficzny, pisze: Nie obchodzą mnie
opinie. Je mogą posiadać wszyscy, one są dostępne dla wszystkich. Mnie obchodzą
prawdziwe idee, które dotykają Absolutu. To jest trudne, a jednocześnie piękne.
W świecie, w którym jesteśmy powołani do bycia świadkami 'Prawdy', która staje się
'Osobą', wezwanie do bycia autentycznymi jest pierwszym krokiem, jaki może zapewnić nam
prawo do bycia w charakterze wędrowców u boku młodych. Nie możemy myśleć, że dla nich
wszystko przemija: po prostu dlatego, że to nieprawda. Nie jest dozwolone, abyśmy służyli
im przy pomocy przeciętnych narzędzi i postaw, ponieważ zasługują na więcej. Nie jest
dopuszczalne, abyśmy oferowali im świadectwa przeciętnej wartości, ponieważ wówczas
zdradzilibyśmy ich oczekiwania a także naszą własną konsekrację.
Bardzo ważnym zadaniem, które podejmował nasz generał ks. Egidio Viganò, było
zachęcanie wszystkich do pokonywania jednego z naszych największych defektów, jak on to
nazywał: niebezpieczeństwa powierzchowności w naszym posłannictwie salezjańskim. I miał
rację ksiądz Viganò. My, synowie Księdza Bosko, osoby konsekrowane, by wychowywać do
wiary, nie możemy stawiać znaku równości między przeciętnością a pięknem bycia
salezjanami wychowawcami. W Księdzu Bosko widzimy coś całkiem innego niż
przeciętność. W Księdzu Bosko widzimy ojca, który oddaje się całkowicie młodzieży.
We wprowadzeniu do Kapituły Generalnej 23 tak pisze ksiądz Viganò:
Sekret [...] zawiera się w świadczeniu o duchowości apostolskiej, która poprzez łaskę
jedności, czyni z nas „pasterzy” i „wychowawców”: wychowawców, ponieważ pasterzy
ludzi młodych; pasterzy, ponieważ wychowawców chrześcijańskich... podkreślając, jaki
jest fundamentalny warunek przynaglający nas najbardziej w naszej aktywności
salezjańskiej. Wyraża ten warunek słowo, które staje się dla nas wezwaniem:
„duchowość!”
„Podobnie, jak Ksiądz Bosko, jesteśmy wszyscy powołani i to w każdej okoliczności, aby
wychowywać do wiary. Naszą najszczytniejszą wiedzą jest zatem poznanie Jezusa
Chrystusa, a największą radością głoszenie wszystkim niezgłębionych bogactw jego
tajemnicy” (Konst. 34).
Powrócić do Księdza Bosko
Wezwani do refleksji na temat pierwszego rozdziału Kapituły Generalnej 26 (KG 26),
Powrócić do Księdza Bosko, powinniśmy to czynić w kluczu odkrywania światła i soli,
9
kierunku i sensu dla naszej młodzieży. Chodzi o to, aby nie pozwolić sobie ani na
powierzchowność, ani też na przeciętność.
Cytat z KG 26, nr 3 wyraża to bardzo dobrze. W trzech powiązanych ze sobą punktach
widzimy, jak (1) droga Księdza Bosko jest źródłem światła i ukierunkowania. Jest także (2)
jasną propozycją bez niedomówień i wątpliwych postaw. W końcu, (3) jasna jest droga przed
nami: być naśladowcami Księdza Bosko.
(1)Pogłębiając duchowy szlak Księdza Bosko, oraz na nowo przeżywając dziś jego
apostolską pasję czujemy się wezwani rozjaśniać blask jego charyzmatu, ukazać
jego piękno, przekazywać moc jego przyciągania.
Tylko poprzez pogłębienie duchowe sprawimy, że rozbłyśnie światło charyzmatu. Tylko
zanurzając się w doświadczeniu duchowym Księdza Bosko uda nam się przekazać siłę, która
otworzy drogę w sercu młodych. W braku tego wszystkiego nie pozostaje nam nic innego, jak
tylko ciemność i chaos!
(2) Zobowiązuje nas to do rozwijania widzialnego i wiarygodnego świadectwa
naszego powołania, radykalnego naśladowania Chrystusa, silnej świadomości
przynależności do Kościoła, Zgromadzenia i Rodziny Salezjańskiej, oraz
pojmowania naszej duchowej i duszpasterskiej tożsamości. Bez charyzmatycznej,
fascynującej i pociągającej propozycji trudnym faktycznie staje się proces
utożsamienia z powołaniem.
Rzeczywiste zakorzenienie w Chrystusie dokonuje się we wspólnocie, która nazywa się
Kościołem. Przynależność do Kościoła nie jest wyborem całkowicie zależnym od opinii
kogoś, kto sądzi, że wie. Przynależność do Ciała Chrystusa jest wyborem wiary, owocem
miłości odkrytej i przyjętej. Kościół nie jest rzeczywistością do osądzania, lecz do miłowania,
ponieważ w jego wnętrzu znajdujemy to, czym jesteśmy i to, czym możemy być dla dobra
młodzieży.
(3) Ksiądz Bosko, który przekazuje Konstytucje ks. Janowi Cagliero, przed podróżą
do Patagonii, wskazuje nam sposób stworzenia dziś „pięknej kopii”
Zgromadzenia: być wiernym jemu przez zdecydowane przestrzeganie
naszej
Reguły życia. Natomiast krzyż, który zostaje nam przekazany przy profesji
wieczystej, wraz z wyrytymi na nim obrazami, zaprasza nas do oddania życia z
młodzieżą i dla młodzieży, aż do ostatniego tchnienia, przyjmując zachętę
Księdza Bosko: staraj się, aby cię kochano.
W końcu, wierność naszemu Ojcu i Nauczycielowi znajduje w Konstytucjach swój
pokarm. Ich znajomość to znajomość samego Księdza Bosko, zgodnie z naszym powołaniem
do ukazania go w naszym życiu dzisiaj. Natomiast nieznajomość Konstytucji wywołuje
przeciwny skutek. Zachęta: 'staraj się, aby cię kochano', którą Ksiądz Bosko kieruje do
księdza Rua w jego pierwszym doświadczeniu bycia dyrektorem w Mirabello, jest kierowana
także dzisiaj do każdego z nas. Strategia miłości to droga, która niesie sens i światło ludziom
młodym. Nie możemy pozwolić sobie na luksus, by traktować tę zachętę powierzchownie –
chodzi przecież o ich zbawienie.
10
Prawda ma zdolność do rozprzestrzeniania się6
W tym momencie chciałbym podzielić się z wami pewną refleksją innego, wierzącego
filozofa francuskiego – Paula Ricoeura zmarłego 20 maja 2005 roku, w wieku 92 lat. Od
wielu lat Paul Ricoer przyjeżdżał do Taizé. Podczas jednego ze spotkań w Taizé w Wielkim
Tygodniu i na Wielkanoc roku 2000 snuje następujące refleksje chcąc znaleźć odpowiedź na
pytanie: „czego szukam w Taizé?” Jego odpowiedź jest prosta i bezpośrednia. Możemy
wyróżnić w niej trzy części. Pierwsza dotyczy głębokiego przeświadczenia, że religia ma
związek z dobrocią. Druga traktuje o wymiarze religijnym, którego się doświadczyło, tj. o
mistyce. Trzecia zajmuje się świadectwem.
(1) Dla Ricoeura religia jest bliskoznaczna z dobrocią:
Czego szukam tu w Taizé? Powiedziałbym, że pewnego rodzaju doświadczenia
tego, w co najgłębiej wierzę, tzn. tego, co ogólnie nazywa się «religią» i ma
związek z dobrocią... choć zło jest tak radykalne, to jednak nie jest tak głębokie
jak dobroć. A jeśli religie mają jakiś sens, to jest to właśnie owo uwalnianie
głębokich pokładów dobra u ludzi, poszukiwanie tego dobra tam, gdzie ono się
całkowicie ukryło. Otóż, tu w Taizé, widzę w pewien sposób wylew dobroci,
przejawiającej sie w braterstwie między ludźmi, w ich spokojnej i dyskretnej
gościnności oraz w modlitwie. Widzę tysiące ludzi młodych, którzy nie
wypowiadają się na sposób pojęciowy o dobru i złu, o Bogu, o łasce i o Jezusie
Chrystusie, ale którzy wykazują podstawowy zwrot w kierunku dobroci.
Kiedy po raz pierwszy przeczytałem tę odpowiedz Paula Ricoeura, postawiłem sobie
pytanie: na ile my salezjanie pomagamy naszej młodzieży odnaleźć ten wylew dobroci
poprzez braterstwo przeżywane wśród braci? Czy w naszych domach młodzież doświadcza
spokojnej i dyskretnej gościnności? Czy widzą nas jako ludzi Bożych, którzy się modlą?
Kiedy spoglądam na Księdza Bosko, zauważam, że na jego obliczu ukazuje się to
wszystko, o czym mówi Ricoeur. Jest to oblicze, które staje się zaproszeniem, wyzwaniem.
Powrócić do oblicza Księdza Bosko oznacza odnaleźć motyw naszego istnienia, piękno bycia
obecnym dla młodzieży i z młodzieżą.
(2) Rzetelna propozycja wiary przeżywanej i celebrowanej jako podstawa dla
środowiska bogatego w wartości ludzkie i mocnego duchowo:
język, który stosuje się tutaj w Taizé nie jest językiem filozofii ani nawet teologii,
lecz językiem liturgii; a dla mnie liturgia nie jest po prostu działaniem, jest myślą.
W liturgii obecna jest ukryta, dyskretna teologia, która zawiera się w idei, że
«prawo modlitwy jest prawem wiary».
Zgadzam się, że nasze domy nie mogą być kopią Taizé. Naszym powołaniem jest
obecność wśród młodzieży na inne sposoby i w innych kontekstach. Rzecz jednak w tym, że
istota naszego działania i cel naszego towarzyszenia młodym ludziom absolutnie nie może
traktować kwestii wiary przeżywanej i podzielanej w sposób fakultatywny lub względny.
Już przywoływany pierwszy rozdział KG 26 przypomina nam o tym, nawiązując do tych
czynników, które mogą powodować czy też usprawiedliwiać osłabienie wymiaru mistycznego
i pasji apostolskiej – da mihi animas, cetera tolle:
6
Dosłownie: Prawda jest wtargnięciem, wdarciem się (irruzione).
11
Aktywizm i wydajność, brak wspólnotowego projektu, indywidualizm,
niedostateczny lub nieuporządkowany podział zadań, są przeszkodą dla modlitwy,
osłabiają życie wewnętrzne, oziębiają braterskie więzi oraz odwracają uwagę od
pojedynczego współbrata. Osłabienie ascetyki cetera tolle szkodzi pasji apostolskiej,
która ma swoje natchnienie i wyraża się w da mihi animas (KG 26, nr 6).
Tym, co zdołał uchwycić Ricoeur, jest głębokie pragnienie młodych, które w życiu wiary
celebrowanej, tj. w liturgii, znajduje formę bliską ich sercu, tak jak jest ona bliska Tajemnicy
Boga, którą wyraża. Można powiedzieć, że nie uważa się chęci bycia w centrum uwagi za
prawdziwe rozwiązanie, lecz raczej w zjednoczeniu z Bogiem dostrzega się drogę, którą
należy przeżyć i dzielić się nią z innymi. W dzieleniu się celebrowanym Misterium młodzi
znajdują język i słownictwo, które dotyka ich serca jako ludzkiej przestrzeni dla Bożej
obecności.
(3) Trzeci punkt Ricouera opiera się na świadectwie:
Pochodzimy z cywilizacji, która skutecznie zabiła Boga, tzn. sprawiła, że absurd i
nonsens przeważył nad sensem, jednak to wywołuje głęboki sprzeciw... nicość,
absurd, śmierć nie są ostatnim słowem. Dochodzimy tu do mojej kwestii na temat
dobroci, ponieważ dobroć nie jest tylko odpowiedzią na zło, ale jest także
odpowiedzią na non-sens. W proteście obecne jest słowo «świadek»7: najpierw się
protestuje, aby móc zaświadczyć. W Taizé przemierza się drogę od protestu do
świadectwa i droga ta przechodzi przez prawo modlitwy, prawo wiary. Protest
jest jeszcze w negatywie: mówi się „nie” na „nie”, a tu trzeba powiedzieć „tak” na
„tak”. Występuje tu zatem ruch wahadłowy od protestu do świadectwa i sądzę, że
dokonuje się on poprzez modlitwę.
Są to proste słowa dotyczące prawdy, która najczęściej nam umyka. Wiara przeżywana i
celebrowana, z jednej strony rozpoznając zło, jawi się jednocześnie jako przekonanie o
wyższości dobra, które jest w nas. Modlitwa z młodymi nie czyni zadość obrzędowemu
obowiązkowi, lecz naznacza drogę w sercu i rozumie: w sercu, ponieważ budzi przekonanie,
że Bóg jest nieskończoną Dobrocią dla mnie; w rozumie, ponieważ właśnie rozum czuje się
dobrze jako pielgrzym na ścieżkach dobroci Bożej.
7
Gra słów: protesta i testimone, obecna w j. włoskim.
12
III. Będziesz miłował Pana Boga swego
Mt 22, 34-40
Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a
jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał, wystawiając Go na próbę: „Nauczycielu,
które przykazanie w Prawie jest największe?” On mu odpowiedział: „Będziesz
miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim
umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego:
Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach
opiera się całe Prawo i Prorocy”.
Lectio
Rozdziały od 21 do 27 w Ewangelii według św. Mateusza opisują ostatni tydzień Jezusa.
Wszystkie wydarzenia dzieją się w pobliżu i wewnątrz Jerozolimy. Na początku rozdziału 22
znajdujemy przypowieść o godach, po której następuje dysputa na temat podatków – Oddajcie
więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga (w.21). Przed naszym
fragmentem mamy jeszcze dysputę między Jezusem i saduceuszami na temat
zmartwychwstania umarłych.
Można powiedzieć, że znajdujemy się w kontekście, w którym trzeba podjąć decyzję.
Wobec propozycji Boga nie istnieją niedomówienia: albo się przyjmuje, albo odrzuca udział
w uczcie weselnej. Oczekuje się od nas zgody na rozpoznanie Boga w naszym życiu: na bycie
gotowymi do oddania Mu tego wszystkiego, co Jemu przysługuje, bez zamętu i sprzyjania
kompromisom.
Powiedzieć 'tak' Bogu oznacza kierować się w myśleniu 'Jego' logiką, przezwyciężając
logikę ludzką: wejść w logikę Boga, który nie jest Bogiem umarłych, lecz Bogiem żywych.
Meditatio
Zatrzymując się nad słowem faryzeusz zauważamy, że odnosi się ono do osób należących
do ruchu religijnego, zobowiązującego i poważnego. Słowo faryzeusz oznacza „oddzielony”
w tym sensie, że członkowie tego ruchu przez wymóg doskonałości odróżniali się od ogólnej
masy ludzi.
Powszechnie przyjęte, symboliczne znaczenie słowa faryzeusz, które odziedziczyliśmy,
ma sens negatywny, wydaje się być zniewagą: słowo faryzeusz znaczeniowo bliskie jest
określeniu „fałszywy”.
W czasach Jezusa słowo faryzeusz było terminem zaszczytnym, który charakteryzował
osoby bardzo religijne, biorące na serio swoje życie. Ilekroć Jezus wypowiada się przeciwko
faryzeuszom, nie oznacza to, że jest przeciwny temu wszystkiemu, co jest w tym ruchu
szlachetne i wzniosłe. Sprzeciw Jezusa dotyczy pewnego stylu życia, mentalności, sposobu
myślenia i odczuwania, odniesienia do Boga. Jezus wszystko to ocenia z gruntu negatywnie,
ponieważ w takiej postawie zachodzi sprzeczność pomiędzy czyimś życiem religijnym a
duchem Prawa.
13
Podsumowując, negatywna reakcja Jezusa mówi o tym, że nie jest słuszne, aby jakaś
osoba wierząca ryzykowała znalezienie się w trudnościach właśnie z tego powodu, iż sądzi,
że jest religijna, choć w istocie taka nie jest.
W naszym fragmencie odpowiedź Jezusa nie pada w kontekście sporu. Dostrzegamy
jednak, w jaki sposób Jego odpowiedź odwołuje się do pokonywania sprzeczności, które
mogą wyniknąć z pewnej niespójnej wizji.
Będziesz miłował Pana Boga swego
Słowa te są zawarte w wyznaniu wiary w Boga jedynego. Stanowią część modlitwy
odmawianej codziennie przez każdego pobożnego Żyda.
Wyrażają one istotną prawdę: osoba stworzona przez Boga jest wezwana do miłowania
Boga ze wszystkich swoich sił. Pierwsze przykazanie oparte jest zasadniczo na motywie
słuchania – Shema' Israel – słuchaj Izraelu. Nasze powołanie jest u swego korzenia
wezwaniem do pełnego miłości słuchania o wielkości i pięknie Boga.
Ze słuchania, które jest pełne miłości, rodzi się decyzja o naśladowaniu. Sam termin w
języku łacińskim ob-audire wskazuje, że posłuszeństwo jest najpierw kwestią słuchania,
zanim stanie się czynnością do wykonania.
Ponadto, słuchanie nie jest nigdy podporządkowaniem. Przeciwnie: to słuchanie otwiera
nas na relacyjność, która jest jednocześnie boska i osobowa – Bóg z nami, w nas: Żyjące
Słowo (Verbum – Logos) pośród nas.
Całym sercem
Słowo: serce – w języku greckim: kardia – oznacza centrum życia fizycznego i
duchowego. Serce jest przestrzenią życia wewnętrznego, w przeciwieństwie do tego
wszystkiego, co zewnętrzne, powierzchowne i nieistotne. Wewnątrz serca spotykają się różne
zdolności, które wyrażają wzniosłość osoby ludzkiej: intelekt, wola, uczucia.
Serce jest koncentracją „ja”, stworzonego, ponieważ kochanego przez Boga; „ja”, które
nieustannie jest wzywane do odkrywania siebie jako stworzenia Bożego. W kontekście
Nowego Testamentu, w którym Bóg Stwórca objawia się w Chrystusie Odkupicielu, termin
serce nabiera znaczenia mistycznego.
Serce jest sanktuarium, w którym osoba spotyka Boga, który stał się Człowiekiem: serce
osoby ludzkiej rozmawia z Sercem Boga Wcielonego – cor ad cor loquitur – jak mówi św.
Franciszek Salezy.
Serce jest szkołą, w której ludzka wątpliwość i surowość mogą zakosztować piękna wiary
i odczuwać mistykę miłości.
Serce jest domem moich decyzji, mojej świadomości, moich obowiązków wobec mnie
samego, moich braci i Boga, który mnie kocha.
Całą swoją duszą
Greckie pojęcie: psyche, wskazując na duszę, niesie w sobie znaczenie, które obejmuje
całe życie osoby.
14
Jest to termin, który znajdujemy także gdzie indziej w Ewangeliach. Rzeczywiście. Po
wyznaniu Piotra i z kolei po upomnieniu go, Jezus mówi o warunkach, które winien spełnić
ten, kto chce Go naśladować: zaprzeć się samego siebie, wziąć swój krzyż i iść za Nim.
Następnie kontynuuje: Bo kto chce zachować swoje życie (psyche), straci je; a kto straci swe
życie (psyche) z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je (Mk 8,35).
Ten sam termin spotykamy także w przypowieści o bogaczu opowiedzianej w Ewangelii
według św. Łukasza: I powiem sobie (psyche): Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata
złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy
zażądają twojej duszy (psyche) od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? (Łk,
12,19-20).
Trzeci i ostatni przykład znajdujemy w opowiadaniu o Ostatniej Wieczerzy: Powiedział
Mu Piotr: Panie, dlaczego teraz nie mogę pójść za Tobą? Życie moje (psyche) oddam za
Ciebie. Odpowiedział Jezus: Życie swoje (psyche) oddasz za Mnie? (J 13,37-38).
W trzech cytowanych fragmentach możemy uchwycić głębię wyrażenia: całą swoją
duszą. Całe życie osoby jest zaangażowane w tym geście miłości. Nie ma takiej części we
mnie, która nie byłaby tym gestem dotknięta lub nie byłaby z nim związana. Cała miłość
Boga zostaje ofiarowana osobie ludzkiej, od której wymaga się tego samego gestu całkowitej
odpowiedzi.
Całym swoim umysłem
W tekście oryginalnym słowo umysł wyrażone jest terminem dianoia. Wyraz ten
oznacza zdolność do refleksji, poznania. Taki dar jest ściśle powiązany z procesem, w którym
są zaangażowane wewnętrzne uczucia zamieszkujące w sercu. W gruncie rzeczy jest to
wezwanie do podejmowania decyzji. Właśnie w centrum tego procesu znajdują się decyzje,
które dotyczą mojego odniesienia do Stwórcy.
To jest największe i pierwsze przykazanie
Biorąc pod uwagę to wszystko, co sobie dotychczas powiedzieliśmy, wyczuwamy,
dlaczego to przykazanie jest największe i pierwsze.
W tym momencie chciałbym podzielić się z wami refleksją rosyjskiego myśliciela Pawła
Florenskiego (1882 – 1948)8. Florenskij snuje refleksję właśnie na temat dynamiki miłości
między Bogiem a osobą ludzką:
istotne poznanie prawdy, tzn. uczestnictwo w samej prawdzie, oznacza wejście we
wnętrzności Trójjedyności Bożej, a nie jedynie teoretyczne zaczerpnięcie jej formy
zewnętrznej. Dlatego prawdziwe poznanie jest poznaniem prawdy i jest możliwe tylko
poprzez przeistoczenie człowieka, jego przebóstwienie, nabycie miłości jako substancji
boskiej: kto nie jest z Bogiem, nie zna Boga.
Są to niełatwe słowa mające swe źródło w mistyce. Autor łączy ze sobą poznanie i miłość
wiedząc, że, jeśli w pewnym momencie życia poznanie nie złączy się z miłością, wówczas takie
poznanie stanie się niekonstruktywne, a taka miłość nie będzie miała w sobie treści.
Druga część odpowiedzi Jezusa uzupełnia drogę wiary przeżywaną pod znakiem miłości.
8
P. A. Florenskij, Kolumna i fundament prawdy, Rusconi, Milano 1974.
15
Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie
samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.
Od momentu, w którym pozwalam Bogu na mocy mojej osobistej decyzji, aby wszedł do
mego życia, nie mogę wykluczyć z niego tych, którzy są moimi braćmi.
Życie wewnętrzne wierzącego nie jest przygodą, którą przeżywamy jako samotni
bohaterowie, nie jest monologiem. Jak też nie jest doświadczeniem jednostronnym – sam z
Bogiem.
Życie wewnętrzne jest prawdziwe i żywotne o tyle, o ile „nawadnia” moje odniesienie do
innych. Słowo Boże ma moc przeniknąć całe moje jestestwo – całym sercem, całą duszą i
całym umysłem – nie pozostawiając miejsca na sprzeczność między wiarą i czynami; między
tym, co wewnętrzne i tym, co zewnętrzne; między teorią i praktyką.
Kiedy tej jedności danej osobie brakuje, wówczas obserwujemy upadek nie tylko samej
osoby, lecz także wspólnoty. Gdy wiara nie jest już przeżywaniem miłości Boga w nas i przez
nas, wtedy to wszystko, co nas otacza, nie jest już istotne: przeżycia młodych nie mówią nam
kompletnie nic. W tym momencie stajemy się ślepi na Chrystusa, który wzywa nas w
biednym, w opuszczonym.
Oratio
Późno Cię ukochałem,
Piękności dawna i zawsze nowa;
późno Cię ukochałem!
We mnie byłeś, ja zaś byłem na zewnątrz
i na zewnątrz Cię poszukiwałem.
Sam pełen brzydoty, biegłem za pięknem, które stworzyłeś.
Byłeś ze mną, ale ja nie byłem z Tobą.
Z dala od Ciebie trzymały mnie stworzenia,
które nie istniałyby w ogóle,
gdyby nie istniały w Tobie.
Przemówiłeś, zawołałeś
i pokonałeś moją głuchotę.
Zajaśniałeś,
Twoje światło usunęło moją ślepotę.
Zapachniałeś wokoło,
poczułem i chłonę Ciebie.
Raz zakosztowałem,
a oto łaknę i pragnę;
dotknąłeś,
a oto płonę pragnieniem Twojego pokoju.
Święty Augustyn, Wyznania, 10,27.
16
IV. Językiem Boga jest miłość
Proboszcz z Ars
Rozpocznę od przemówienia wygłoszonego w setną rocznicę jego śmierci, w 1959, przez
ówczesnego kardynała Giovanniego Battistę Montiniego, przyszłego Pawła VI. To jedno z
przemówień do jego kapłanów o św. Proboszczu, zatytułowane: Proboszcz z Ars, przykład
kapłaństwa. Mówi Montini:
wobec ograniczoności naszej posługi kapłańskiej, często i łatwo, zrzucamy winę na
przestarzałe środki; i nie zawsze błędnie. Ale jeśli księża potrzebują dziś nowych technik...
ich większa i bardziej nagląca potrzeba leży w zgłębianiu istoty tego co najważniejsze i pracy
w tym kierunku. Będzie to dla nich zadanie bardzo trudne, ale bez niego, nawet najbardziej
nowoczesne techniki pozostaną nieefektywne.9
Chciałem rozpocząć tą refleksją dlatego, że istnieje bardzo jasne powiązanie z lectio
divina z tego poranka. Nauką Jezusa skierowananą do uczonych w Prawie żył święty
Proboszcz z Ars z całą przejrzystością. Nauka Jezusa była pełna miłości, angażująca osobę w
całkowity sposób: osoba, czuje się kochana przez kochającego – Boga. Zaangażowanie takie,
otwiera naszemu człowieczeństwu drogę do transcendencji. To co mogłoby brzmieć, jak
wysoki i teoretyczny dyskurs, w życiu świętego Jana Marii Vianneya objawia się jako rzecz
aktualna i praktyczna.
Przejdźmy do dnia dzisiejszego. Ofiarowane nam przez Ojca Świętego rozmyślanie w
liście10 z okazji 150 lecia śmeirci świętego, i później, refleksja podczas audiencji11 rozszerzają
nam jeszcze bardziej rozumienie tego, co najważniejsze.
Papież Benedykt pisze o wyzwaniu duszpasterskim jakie św. Jan Maria Vianney
zmuszony był podjąć. Małe miasteczko Ars, zamieszkowane przez 230 mieszkańców, było
miejscem, z niepewną sytuacją religijną. Przygotowywały go słowa Jego biskupa: „Jest to
mała parafia,w której nie ma wiele miłości Boga: ty im ją przyniesiesz”:
Był więc w pełni świadom, że miał tam ucieleśniać obecność Chrystusa świadcząc o
Jego zbawczej delikatności: „[Boże mój], daj mi nawrócenie mojej parafii; gotów
jestem cierpieć wszystko co zechcesz Panie, przez całe me życie!” - to z tą właśnie
modlitwą rozpoczynał swą misję. Nawróceniu swojej parafii Święty Proboszcz
poświęcił się z całych sił, myśląc nade wszystko o chrześcijańskiej formacji
powierzonego mu ludu.
9
10
11
G.B. MONTINI, arcybiskup Mediolanu, wygłosił mowę na temat postaci i dzieła Proboszcza z Ars,
18 listopada 1959. Przemówienie znajduje się w wydaniu krytycznym Discorsi e scritti milanesi
– 1954-1963 (Brescia, Istituto Paolo VI 1997) ss. 3153-3169.
List Ojca Świętego Benedykta XVI na rozpoczynający się Rok Kapłański z okazji 150 lecia dies
natalis Jana Marii Vianneya, 16 czerwiec 2009.
BENEDYKT XVI, Audiencja generalna, 5 sierpień 2009.
17
Wyzwanie duszpasterskie z całą jego dynamiką, było wszakże odbiciem kondycji
społeczeństwa, odczuwającego mocno efekty rewolucji francuskiej. Trudne środowisko, na
spotkanie z którym Proboszcz z Ars bynajmniej nie znechęca się. Bierze się do pracy by
przemieniać serce i życie wielu osób. Papież dodaje, że również „we współczesnym świecie,
podobnie jak w trudnych czasach Proboszcza z Ars trzeba, żeby kapłani wyróżniali się w
swoim życiu i działaniu mocnym ewangelicznym świadectwem. Świadectwem, które jak
wiemy nie ma być wymyślone, ale budowane z wnętrza własnego serca.
Ta sama myśl powraca podczas audiencji w miesiącu sierpniu 2009, gdzie papież kieruje
nasze myśli na metodę świętego:
Jeśli dobrze się przyjrzymy, to dostrzeżemy, że Proboszcz z Ars został świętym ze
względu na swą pokorną wierność misji, do której powołał go Pan Bóg; ze względu na
swe nieustanne, pełne ufności powierzenie siebie w ręce Bożej Opatrzności. Udało Mu
się dotrzeć do ludzkich serc, nie w oparciu o swoje ludzkie zdolności, czy też oddziałując
wyłączenie w oparciu o godną pochwały mobilizację woli; zdobył dusze, nawet te
najbardziej nieczułe, przekazując im to, czym sam żył wewnętrznie, to znaczy swą
przyjaźń z Chrystusem. Był „zakochany” w Chrystusie a prawdziwym sekretem jego
sukcesu duszpasterskiego, była miłość żywiona do Misterium Eucharystycznego
przepowiadanego, celebrowanego i przeżywanego.
Jeśli taka była jego metoda, nie mogę się oprzeć refleksji, że “to co było aktualne w
czasie Proboszcza z Ars, nie musi sprawdzić się i dzisiaj”. Ale, po bardziej uważnej lekturze,
stwierdzimy, że papież nie wskazuje jakiejś metodologii mechanicznej i formalnej, ale
wskazuje na coś znacznie ważniejszego. Zostaje nam ofiarowana lektura, dotykająca
tajemnicy. Lektura, która nie pozwala nam popaść w ryzyko bycia słabymi, oddanymi
powierzchowności, prowadzącymi ku śmierci. Papież pokazuje nam jekie istnieje
podobieństwo między tym co przeżywał święty Proboszcz z Ars a naszymi czasami:
W 150 lat od śmierci świętego Proboszcza z Ars wyzwania współczesnego społeczeństwa
nie są mniej absorbujące, a być może są one nawet bardziej złożone. Jeśli istniała
wówczas „dyktatura racjonalizmu” , to w naszych czasach w wielu środowiskach mamy
do czynienia z pewnym rodzajem „dyktatury relatywizmu”. Obydwie przedstawiają
odpowiedzi nieadekwatne wobec słusznego żądania człowieka, by w pełni używać
własnego rozumu, jako wyróżniającego i konstytutywnego elementu własnej
tożsamości. Racjonalizm był nieadekwatny, gdyż nie uwzględniał ludzkich ograniczeń i
rościł sobie prawo do wyniesienia samego rozumu do miary wszechrzeczy,
przemieniając go w swego rodzaju bożka. Współczesny relatywizm upokarza rozum,
gdyż faktycznie posuwa się do twierdzenia, że człowiek nie może niczego poznać w
sposób pewny poza dziedziną nauk pozytywnych. Jednakże dziś, podobnie jak wówczas
człowiek „żebrzący o sens i ziszczenie swego życia” wychodzi na nieustanne
poszukiwanie wyczerpujących odpowiedzi na dogłębne pytania, które sobie nieustannie
stawia.
18
Proboszcz z Ars i Ksiądz Bosko – jakie podobieństwo?
W tym kontekście nie możemy nie zastanowić się nad tym jak może życie Proboszcza z
Ars przeplatać się z naszym, jako naśladowców ks. Bosko? To bardzo odpowiednie pytanie.
Zastanawiając się nad nim w dniu wspomnienia świętego, 4 sierpnia, także ja zadałem sobie
to samo pytanie. Znalazłem na nie odpowiedź po lekturze Liturgii Godzin, przewidzianej w
Brewiarzu na ten dzień. Na początku odnajdujemy takie słowa św. Jana Marii Vianneya:
Pamiętajcie, dzieci moje: skarb chrześcijanina jest w niebie, nie na ziemi. Dlatego gdzie
jest wasz skarb, tam też powinny podążać wasze mysli. Błogosławioną powinnością i
zadaniem człowieka jest modlitwa i miłość. Módlcie się i miłujcie: oto, czym, jest szczęscie
człowieka na ziemi.12
Zdawało mi się, że widzę całego księdza Bosko w tym zdaniu. Przyszedł mi wtedy na
myśl ten piekny artykuł z Konstytucji, art. 21:
Ksiądz Bosko naszym wzorem
Bóg dał nam Księdza Bosko jako ojca i nauczyciela. Poznajemy go i naśladujemy,
podziwiamy w nim wspaniałą zgodność natury i łaski. Będąc w pełni człowiekiem, bogaty w
cnoty swego narodu, był otwarty na rzeczywistości ziemskie; będąc w pełni mężem Bożym,
ubogacony darami Ducha Świętego, żył tak "jakby widział niewidzialnego". Te dwa aspekty
złączyły się w jeden silnie zespolony program życia: służba młodzieży. Realizował go ze
stanowczością i wytrwałością i stałością wśród przeszkód i trudów, z wrażliwością
wielkodusznego serca. "Nie uczynił kroku, nie wypowiedział słowa, nie przyłożył ręki do
żadnego dzieła, które by nie miało na celu zbawienia młodzieży… Istotnie, nie troszczył się o
nic innego, jak tylko o dobro dusz”.13
Ten sam artukuł, który wprowadza w pierwszy temat KG26, przedstawia nam Księdza
Bosko jako prawdziwego człowieka i prawdziwego świętego. Możemy powiedzieć, że tym
czym dla Proboszcza z Ars był kontakt z Bogiem – modlitwa – i relacje z innymi, owoc jego
pasterskiej gorliwości – miłość -, to samo w księdzu Bosko możemy wyrazić związkiem
między człowieczeństwem i bóstwem.
Miłość, którą się przeżywa dla dobra innych jest prawdziwą tylko w miarę zakorzeniania
się i czerpania z doświadczenia sacrum. Tylko w kontakcie z Bogiem Stworzycielem, tylko w
relacji z Chrystusem Odkupicielem, tylko w dynamizmie Ducha Ożywiciela, dociera się do
tego, co w tradycji salezjańskiej nazywają łaską jedności – ten „projekt życia mocno
harmonijny”, projekt przeżywany z odwagą i hojnością. Bez tego doświadczenia, realizujemy
wyłącznie nasz projekt, nie zaś ten Boży.
Oto dlaczego to odniesienie do osoby Proboszcza z Ars, który ostatecznie przypomina
nam, że centrum naszego bycia pasterzami nie zawierają się w jakiejś działalności ludzkiej.
12
13
Z «Katechizm» św. Jana Marii Vianney, kapłana: Catéchisme sur la priére, w: A. MONNIN,
Esprit du Curé d'Ars (Parigi 1899) ss. 87-89.
DON MICHELE RUA, List z 24 sierpnia 1894.
19
Naszą tożsamość przeżywamy, dojrzewamy i dzielimy wg dynamiki, którą ks. Rua dobrze
rozeznał, w słowach ks. Bosko cytowanych przed chwilą z atrykułu 21 naszych Konstytucji:
„Istotnie, nie troszczył się o nic innego, jak tylko o dobro dusz”.
Jeden z naszych współbraci, Vittorio Chiari, bardzo znany we Włoszech dzięki swojej
pracy z trudnymi chłopcami, w swoich konferencjach i książkach, pisze właśnie o wpływie
osób takich jak Proboszcz z Ars na naszą misję wychowawczą dzisiaj:
księża z letnich oratoriów są księżmi księdza Bosko, Filipa Nereusza, chciałbym
powiedzieć, także “św. Proboszcza z Ars”, których papież wskazuje jako przykłady
kapłańskiego życia! Nie wyobrażam sobie Proboszcza z Ars, który gra w piłkę, lub który
wskakuje do basenu w parku wodnym. Przez świętego z Ars, animatorzy i księża z oratoriów
są zapraszani by naśladować jego pasję dla ludu, jego z nim przebywanie: on nie jest jakimś
świętym z przeszłych czasów, święci są na wszystkie czasy, i to czego nas uczy do tej pory, to
spojrzenie dobroci, którym obdarzał osoby, to jego bycie tam by przyjmować innych, bez
mierzenia czasu! Jeśli posiadał osoby ulubione, nie były one „najlepszymi”, ale tymi
postrzeganymi jako „najgorsi”, odrzuceni, pozbawieni miłości. Ludzie młodzi nie mogą żyć
bez miłości. Mogą być pozbawieni wszystkiego, ale jeśli mają przy sobie kogoś kto ich
przyjmie, kto ich akceptuje: „o jak otwierają serce”, powiedziałby Proboszcz z Ars, który
szedł dalej by zobaczyć gwiazdy, i za gwiazdami Stworzyciela.14
Nagląca potrzeba Ewangelizacji
W drugim temacie KG26, “Nagląca potrzeba Ewangelizacji” czytamy dwa zdania, które
wg mnie dobrze obrazują, to nad czym się zastanawiamy:
Źródło całego dzieła ewangelizacji leży w osobistym spotkaniu z Chrystusem. To
doświadczenie jest dla nas wydarzeniem codziennym, które się odnawia w słuchaniu
Słowa Bożego, w uczestnictwie w misterium paschalnym, poprzez liturgię i sakramenty,
w braterskim dzieleniu się i w służbie młodym.15
Dostrzegamy ewangelizację jako naglącą potrzebę naszej misji, zdając sobie sprawę, że
ludzie młodzi mają prawo słyszeć przepowiadanie osoby Jezusa jako źródła życia i
obietnicę szczęścia w czasie i w wieczności.16
Proponuję byśmy byli uważni na te zachowania, przez które popadamy w ryzyko
interpretowania naszych dokumentów wewnątrz pewnego zamkniętego schematu: tak jakby
były to tylko nasze sprawy. Słuchając Andreoli, i wielu jak on, zdajemy sobie sprawę, że
lektura naszych Kapituł Generalnych, znajduje odzwierciedlenie w sercach tych, którzy jak
my, poszukują.
Odzyskać kontakt z fundamentem, odżywiać się ze źródła jest dla nas, jako uczniów i
apostołów, koniecznością. Ale równocześnie jest nią dla dzieci i młodzieży, bo dzięki
14
15
16
http://www.chiesadimilano.it/or4/or?uid=ADMIesy.main.index&oid=1799889
Zobacz KG26, Temat drugi, Nagląca potrzeba ewangelizacji, n.23. Wspólnota zewangelizowana
i ewangelizująca.
Idem, 24. Centralità della proposta di Gesù Cristo.
20
naszemu doświadczeniu Boga, Boża miłość może ich nawiedzić i zamieszkać także w ich
sercach.
21
V. Rabbi, gdzie mieszkasz?
J 1, 35-42
Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył
przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak
mówił, i poszli za Jezusem.
Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego
szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie
mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie
mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej.
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona
Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» - to
znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł:
«Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» - to znaczy: Piotr.
LECTIO
Znajdujemy się w pierwszym rozdziale Ewangelii wg św. Jana. Część pierwsza, prolog,
jest dla Jana punktem wyjścia dla swojego głoszenia. Natężenie pierwszego rozdziału
zakłada, że jego autorem jest osoba wierząca, która już zrozumiała sens wezwania wiary,
osoba gotowa pójść za Jezusem.
Opowiadając o początkach, Jan przekazuje swoje przepowiadanie, które jest jednocześnie
drogą duchową, na której poznajemy konsekwencje tego co znaczy, że Bóg przychodzi do
nas. Jan prowadzi nas w kierunku odkrycia Tego, który jest Logosem, Słowem, Słowem
Boga, jako że Logos oznacza także „sens”: A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas
(1, 14).
Wybierając słowo „Logos”, Jan pojmuje, uwydatnia, to co było wspólne temu, który
zaczynał szukać: logos rzeczy, czyli ostatnia racja bycia rzeczywistości.
W pewnej refleksji na temat tego fragmentu, kard. Carlo Maria Martini przedstawia pięć
podstawowych znaczeń terminu „Logos”:
1. Racja,powód, przyczyna bycia rzeczywistości: ostateczna racja mojej egzystencji, taka
jaka jest w Bogu. Moje istnienie – i cała ludzka rzeczywistość – ma swoja przyczynę, swoje
znaczenie w Bogu;
2. Twórcze słowo: Bóg stworzył wszystko poprzez słowo. Jeśli ostateczną przyczyną
każdego bytu jest słowo stwarzające Boga, tzn. że, sens całkowitej zależności od Boga,
rozpoznawany w szacunku i oddaniu chwały, jest pierwszym zachowaniem na którym inni
moga budować i bez którego nie można zbudować żadnej duchowej dyscypliny;
22
3. Mądrość, która uprzedza stworzenie, mądrość porządkująca: w Bogu znajduje się nie
tylko ostatnia przyczyna istnienia rzeczy, ale w ogóle – bytu – tu i teraz. Wszystko co
zdarzyło się i zdarzy, ujawnia swój sens w mądrości porządkującej Boga. Bazując na tym,
żadna ludzka sytuacja nie jest pozbawiona sensu, także ta, pozornie najbardziej
niezrozumiała.
4. Słowo oświecające i ożywiające: Logos jest światłem i życiem. Pomimo ciemności
sytuacji, w których znajduje się obecnie człowiek, pomino otaczającej nas tragedii ludzkiej,
pomimo prób przez które Kościół przechodzi i absurdalnych sytuacji w których znajduje się
świat i w których możemy znaleźć się i my, istnieje w głębi wszystkiego „Ewangelia”, która
upewnia nas o istnieniu racji oświetlającej i ożywiającej wszystkie rzeczy, jeśli tylko
potrafimy ją przyjąć i pozwolimy się przez nią przemieniać;
5. Słowo objawiające: Syn Boży przebywa między nami w osobie Jezusa (wciela się) i
Jezus jest tym, który objawia Ojca. Słowa Jezusa, które słuchamy w Piśmie Świętym i Jego
własna osoba kreuje oświecający i budujący sens całego ludzkiego doświadczenia, tak jak my
je odbieramy. To jest własnie odpowiednie i konieczne tło, na którym się opiera całe
późniejsze wznoszenie. Bez podstawowego zaufania w mądrość stwarzającą, która reguluje
obecną rzeczywistość i objawiająca się w Chrystusie jako „Ewangelii”, nie ma nadziei na
naszą przemianę i znika nadzieja dla świata.
Po Prologu, uczestniczymy w trzech dniach przepowiadania Jana Chrzciciela (19-34). W
trzecim dniu przychodzi moment na zaproszenie Jezusa do pójscia za Nim.
Myślę, że zaczynając od Prologu, i jego głębszej znajomości, zdołamy lepiej uchwycić
sens trzech dni janowego głoszenia.
Zaproszenie Jezusa – chodzcie a zobaczycie – jest zaproszeniem do spotkania z całą
mocą, którą niesie w sobie Logos. Jest to spotkanie ze Słowem, które nadaje sens. Właśnie w
tym przebywaniu ze Słowem mądrości, stwarzająceym i oświecającym, odnajdujemy życie, a
także radość z dzielenia się nim.
MEDITATIO
Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył
przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak
mówił, i poszli za Jezusem.
“Zobaczył” mówi nam dużo o osobie, która obserwuje. Jan wpatruje się w Jezusa. Cała
jego misja, całe jego życie jest skierowane na osobę Jezusa. Nie mamy tutaj do czynienia z
jakimś ulotnym spojrzeniem czy z widzeniem przypadkowym.
Chodzi tutaj o życiowy wybór. W grę wchodzi sposób z jakim traktujemy na serio
Chrystusa i w jaki sposób pragniemy być Jemu bliscy. Obraz „ przechodzącego Jezusa” ciągle
pozostaje dla nas ikoną bardzo aktualną. Jezus nadal przechodzi pomiędzy nami, wzywając
do naśladowania Go, zapraszając nas do odpowiedzi na Jego spojrzenie, całym naszym
wejrzeniem na Niego.
23
Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego
szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie
mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie».
Naśladować rzeczywiście Jezusa może być prawdziwym tylko wtedy, jeśli wypływa ono
z decyzji całej osoby, gdzie drzwi ludzkiego serca otwierają się na ościerz ku tajemnicy bożej
miłości. Moment, w którym osoba pozwala się pociągnąć Jezusowi, jest tym, w którym ten
sam Jezus umacnia to pragnienie duszy.
Na tym miescu podzielam pewną refleksję Edyty Stein, św. Teresy Benedykty od Krzyża,
kiedy rozmyśla nad wzniosłym momentem, gdy dusza daje swoje przyzwolenie Chrystusowi.
Mówi ona, że dusza ma pełne prawo do samostanowienia. Jest to jakby jej niezbywalną
własnością. Przed tą tajemnicą osobistej wolności, sam Bóg się zatrzymuje!
Bóg nie może wejść w moją duszę, jeśli ja na to nie pozwolę.
Tylko kiedy osoba powie swoje „tak” Bogu, Bóg może narodzić się w tej duszy. Tylko w
ramach mojego odpowiedzialnego „tak”, Jezus Chrystus będzie mógł rozpocząć proces
uświęcania, wyrażający się w codzienności mojego życia. I to „tak”, mogę wypowiedzieć
tylko jeśli dusza wyczuwa piękno i wielkość Miłości Boga, jako zapowiedź i jako warunek,
który nigdy się nie skończy.
Bóg pragnie wejść w moje życie, żyć we mnie, tylko w miarę mojego zaakceptowania
jego zaproszenia. Kiedy raz potwierdziłem moje „tak” Jezusowi, zaprasza mnie On do
wzięcia odpowiedzialności za drogę – przyjdź i zobacz.
Na poziomie czysto ludzkim odnotowujemy dwie rzeczy: pierwsza jest taka, że to Jezus
teraz spogląda na uczniów, by powiedzieć, że jeden raz spojrzywszy na Boga, zdamy sobie
sprawę, ze także Bóg rzuca swoje spojrzenie na człowieka.
Druga jest taka, że na zaproszenie Jezusa nie można odpowiedzieć rokowaniami i
dyskusjami. Nic z tego. Tylko naszym przyzwoleniem na doświadczenie, które w prawdzie
oznacza „dzielenie się” swoim życiem, „przebywaniem” w Jego domu.
Samopoczucie dwóch uczniów dobrze wyraża rzeczywisty stan ich duszy. Pięknym jest
to, że stoją oni przed Tym, który może nadać sens ich poszukiwaniu. Ile razy dzisiaj
znajdujemy się w sytuacji zadawania sobie tych samych pytań, choć w kontekstach bardziej
jałowych lub w obecności idoli, którzy bardziej wzmacniają pragnienie, zamiast je gasić.
Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około
godziny dziesiątej.
Zaakceptowanie podążania za Jezusem i zobaczenie gdzie mieszka, prowadzi do
zatrzymania się u Niego. Mówimy tutaj, o słynnym czasowniku – menein – pozostać, który
jest słowem kluczem w leksykonie św. Jana. Wystarczy wspomnieć, że odnajdujemy je 118
razy w całym Nowym Testamencie, z czego 68 razy w pismach janowych.
24
W głębszym sensie menein, wskazuje na jedność między Ojcem i Synem. W szerszym
znaczeniu, pragnie wyrazić jedność między Bogiem i tym, który wierzy. Obecność
czasownika menein w przypowieści o winnym krzewie i latorośli ofiaruje nam szczególne
znaczenie “pozostania zjedonoczonym z Chrystusem”. Takie pozostanie daje życie, jest
zatrzymaniem się w Jego domu, które staje się doświadczeniem przepełnionym Bogiem.
Doświadczenie Andrzeja i drugiego ucznia, jest prawdziwym doswiadczeniem bycia
uczniem: tym pozwoleniem na spotkanie z Jezusem, pozwoleniem na to by nas uwiódł swą
miłością, aby później podażyć za Nim w historii.
Odniesienie do przesłania Prologu jest jasne i także silne w doswiadczeniu tych dwóch
pierwszych uczniów: a Słowo stało się cialem i zamieszkało wśród nas; i oglądaliśmy jego
chwałę, chwałę jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy (J 1,14).
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat
Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy
Mesjasza» - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa.
Andrzej z autentycznego ucznia, staje się prawdziwym apostołem.
W kilku słowach widzimy drogę, która prowadzi od słuchania do głoszenia, od
doświadczenia przeżywanego do doświadczenia rozdzielanego innym. Podążać za
Chrystusem, na pierwszym miejscu, oznacza słuchanie Jego słowa. Tylko zamieszkując w
tym „ognistym piecu” miłości Boga, miłości odkrytej i przyjętej, dojrzewają apostolskie drogi
i duszpasterskie projekty. Bez tego boskiego ognia, zdołamy co najwyżej, wyprodukować
fajerwerki, lub co gorsza niespokojny dym.
Misyjności się nie wymyśla, ale się ją odkrywa i żyje się nią w świetle jedynego,
wielkiego posłanego przez Ojca – Jezusa. Spotkanie z Jezusem jest doświadczeniem, ktore
zaraża. Uczeń staje się apostołem. Pokazuje odtąd Tego, który jest rzeczywistym Panem
życia: i przyprowadził go do Jezusa.
Opowiada nam to jeden z nawróconych z ubiegłego wieku, który nosi imię naszego
ucznia. André Frossard ofiaruje nam żywy obraz tego procesu. Frossard, francuski
dziennikarz, urodziny w rodzinie zagorzałych ateistów. On także dojrzewa jako ateista. W
wieku 20 lat wchodzi do jednego z kościołów Paryża, w łacińskiej dzielnicy i upada na
kolana: wierzy!
Wchodzi jako zwykły ateista, a wychodzi gorliwy chrześcijanin. Do końca swojego życia
nie czynił nic prócz powtarzania: „Od kiedy spotkałem Boga, nie jestem w stanie
przyzwyczaić się do tajemnicy Boga. Każdego dnia jest dla mnie nowością. I jeśli Bóg
istnieje, ja muszę to powiedzieć; jeśli Chrystus jest Synem Boga, ja muszę to wykrzyczeć;
jeśli jest istnieje życie wieczne, ja musze je głosić”.
Możemy powiedzieć, że doświadczenie wiary nie poddaje się operacji klonowania. Życie
wiarą, pomaga mi odkrywać coraz bardziej piękno bycia dzieckiem Boga. Oznacza to, że
25
akceptuję, ze Ten, któtrego znalazłem, Chrystus, bedzie źródłem mojego działania. I mnie nie
pozostaje nic więcej, jak być przedłużeniem Jego miłości dla innych, młodych i dzieci.
A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: «Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał
się Kefas» - to znaczy: Piotr.
To samo doświadczenie powtarza się w życiu Piotra. Jak na Andrzeja i drugiego ucznia,
także na Piotra Jezus spogląda. Jest to spojrzenie, które będzie znało piękne i gorzkie
momenty życia. Będzie znało wielkie wyznanie wiary w bóstwo Chrystusa, ale także trudną
prawdę zdrady. Ale to jezusowe spojrzenie będzie się zawsze mierzyło miłością – agapé.
Na temat naśladowania Pana, pragnę podzielić się refleksją wielkiego chrześcijańskiego
świadka – Dietricha Bonhoeffera.17 W swoim dziele Naśladowanie poświęca dość długą
medytację na temat powołania, które zaczyna się od opisu wezwania Mateusza: a
przechodząc ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do
niego: Pójdź za mną. On wstał i poszedł za Nim. (Mc 2, 14).
Bonhoeffer w ten sposób komentuje temat powołania:
Jezus wzywa do pójścia za sobą nie jako nauczyciel i wzór do naśladowania, lecz jako
Chrystus, Syn Boży.
Co mówi się o treści naśladowania? Pójdź za Mną, biegnij za Mną! To wszystko.
Pójście za Chrystusem jest czymś absolutnie pozbawionym treści. Nie jest to program
życiowy, którego realizacja mogłaby wydawać się czymś sensownym, nie jest to cel,
ideał, do którego należałoby dążyć. Naśladowanie to nie coś, dla czego opłacałoby się
według mniemania ludzkiego rzucić coś na szalę bądź nawet zaangażować siebie
samego. Cóż więc się dzieje? Powołany porzuca wszystko, co ma, nie po to, by w ten
sposób uczynić coś szczególnie wartościowego, lecz po prostu dlatego, że został
zawołany, że inaczej nie mógłby podążać za Jezusem. Czynowi temu, samemu w sobie,
nie można przypisać żadnej wartości. Sam w sobie jest on czymś całkowicie
pozbawionym znaczenia, niegodnym uwagi. Mosty zostają spalone, idzie się po prostu
naprzód. Zostało się wywołanym i trzeba „wystąpić" z dotychczasowej egzystencji,
trzeba „istnieć" w ścisłym tego słowa znaczeniu. Wszystko to, co stare, człowiek
zostawia za sobą.
W zacytowanych słowach, odnajdujemy pewną lekturę kogoś kto przeżył to co napisał.
Podążanie ma tylko jeden cel – sam Chrystus. Pytanie jakie wg mnie warto zadać nam dzisiaj
jest następujące: Chrystus jest dla mnie celem mojego istnienia?
Chrystus nie jest jakimś celem, wśród wielu innych. Kontynuuje Bonhoeffer: “Wszelka
inna treść jest wykluczona, bowiem jedyną treścią jest Jezus. Poza Jezusem nie ma innych
treści. On sam jest treścią... Chrześcijaństwo bez żywego Chrystusa pozostać musi
chrześcijaństwem bez naśladowania, a chrześcijaństwo bez pójścia za Jezusem jest zawsze
chrześcijaństwem bez Jezusa Chrystusa, jest ideą, mitem”.
ORATIO
Ów pierwszy krok, tzn. być posłusznym wezwaniu Jezusa
17
Refleksje zaczerpnięte z książki D. BONHOEFFER, Sequela (Editrice Queriniana 1997) ss. 43-50.
26
i zacząć naśladować Go,
należy traktować najpierw jako zewnętrzny uczynek.
Taki krok może uczynić każdy.
Człowiek jest obdarzony wolnością uczynienia go.
Ale to tylko pierwszy krok, to początek.
Piotr nie może sam się nawrócić, ale może porzucić swe sieci.
Dietrich Bonhoeffer
27
VI.
Chodźcie a zobaczycie
Życie zakonne – prorocki głos
Zaproponowałem tytuł, który zapewne niejednokrotnie już słyszeliśmy. Temat ten
poruszany jest nadal z uwagą w naszym ciągle rozwijającym się społeczeństwie.
Nawiązując do tematu z dzisiejszego ranka, „chodźcie i zobaczcie”, z wieloma
uczynionymi przemyśleniami, pragnę go podjąć z punktu widzenia pewnej lektury
wewnętrznej: nasze życie osobiste i wpólnotowe. Niech ten moment będzie dopełnieniem
refleksji rozpoczetej dziejszego poranka, dla większego odkrycia tej pamięci o tajemnicy
Chrystusa, która poprzez nasze życie może stać się widzialna i wiarygodna dla dobra naszego
i wielu innych.
społeczeństwo ponowoczesne i pochrześcijańskie
1 kwiecień 2005, w wigilię śmierci Sługi Bożego Jana Pawła II,
Ratzinger, wygłosił w Subiaco bardzo ważne przemówienie. W tym
zaoferował bardzo syntetyczną i jasną analizę wyzwań, które życie
świecie oddalającym się od swoich korzeni. Odwołam się tylko do
pomoga nam w naszym rozmyślaniu.
wtedy kardynał Joseph
wystąpieniu, Ratzinger
wiary musi spotkać w
dwóch punktów, które
Pierwszym jest to dotykające tematu wolności i godności. Przyszły papież zastanawia się
nad prawdą, że tam gdzie brakuje nadrzędnego punktu oparcia, który mógłby oświecić raport
między tymi dwoma aspektami ludzkiej egzystencji, kończymy na wprowadzaniu jakiegoś
wyznacznika podrzędnego: a to nazywa się kalkulacją. Kalkulacja zaś kończy się
warunkowaniem używania wolności i, w tym samym czasie, ogranicza naszą godność:
Przeżywamy moment wielkich zagrożeń i wielkich możliwości dla człowieka i dla
świata, moment, który jest także dla nas lekcją odpowiedzialności... Bezpieczeństwo, którego
potrzebujemy, jako założenie wolności i naszej godności, nie może być, w ostatecznej
analizie, owocem technik kontroli, ale może właśnie, wypłynąć tylko z siły moralnej
człowieka: tam gdzie jej brakuje lub jest niewystarczająca, siła, którą posiada człowiek,
przekształci się coraz bardziej w siłę nieszczycielską.
Ta refleksja wprowadza nas w problem socjalny i kulturalny, od którego, my zakonnicy
nie możemy się zwolnić. W kulturze, która ciągle zamyka się w sobie, nasze świadectwo nie
może uniknąć przyjęcia odpowiedzialności. Więcej, i to może jest najbardziej niepokojące,
należy zapytać się czy także i my, obywatele tej kultury i osoby, ktore poświęciły się Bogu,
nie przesiąkamy tą wytworną atmosferą relatywizmu, który przechodzi przez szczeliny
naszego serca?
Ratzinger jest zdania, że tam gdzie kalkulacja staje się kryterium tego co bardziej lub
mniej dozwolone, tam, sam rozum traci przestrzeń działania dla dobra i dla wzrostu osoby. W
takim środowisku, rozum przestaje być siłą rozjaśniającą, by stać się sługą nieużytecznym,
prowadzącym do zachowań kompromisowych i niegodnych.
28
I stąd, przejście w nieracjonalność jest już łatwe.
W kulturze, która zatraca sens sacrum, jest, dosłownie, niepotrzebnym i niemożliwym
rozumowanie. Jak mówi się w języku potocznym: już więcej się nie myśli. Jako wierzący,
jesteśmy przekonani, że dar rozumu, który pozwala się oświecać przez uczuciowy wymiar
serca – rzeczywisty i uczuciowy mówi św. Franciszek Salezy – prowadzi nas do progu
sacrum. Jeśli pozwolimymy, by nasze doświadczenie było takim, w którym intelekt i serce
podążają razem, gdzie wola pozwala się oświecić rozumowi, gdzie rozum odkrywa się jako
dar Stwórcy, będziemy wtedy świadkami przynoszącymi cenny i szlachetny wkład. Nie
możemy zrzec się tego dającego życie wkładu.
By wyrazić się jaśniej: dla nas zakonników, szczególnie dla nas Salezjanów
zaangażowanych w doświadczenie wychowania, wzmacniać kulturę inspirowaną przez rozum
to nie zaproszenie, które dopiero teraz odkrywamy. Takie zaproszenie należy do nas
ponieważ jest jednym z filarów systemu prewencyjnego. Sprzyjanie kulturze „rozumu”, który
będzie podażał z „religią” jest częscią naszej tożsamości, naszego DNA. To wszystko
uzupełnia się zachowaniem dobrego pasterza - «amorevolezza». W konsekwencji
przemówienie Ratzingera jest dla nas nader aktualne.
Druga częśc, którą cytuję, otwiera nas na pewną drogę, której nie możemy zatracić. Ks.
Generał często odnosi się do potrzeby „tożsamości”, za którą pójdzie „wiarygodność”.
Zawsze pozostaje to samo ryzyko, że pozostaniemy w tym miejscu, na powierzchowności.
Ludzie popadają w ryzyko znajomości z nami tylko przez to co robimy, przez to wszystko co
organizujemy, przez „produkt wychowawczy”, który ofiarujemy: i niekoniecznie przez to do
czego rzeczywiście jesteśmy powołani. I właśnie, w kulturze takiej jak nasza, ludzie,
szczególnie młodzi, chcą w nas widzieć osoby wiarygodne, osoby niosące prawdę, którą
można zobaczyć i doświadczenie Boga, które się czuje. Oto test Ratzingera:
to, czego przede wszystkim potrzebujemy w tym momencie historii, to ludzie, którzy
poprzez wiarę oświeconą i przeżywaną, uczynią Boga wiarygodnym w tym świecie.
Negatywne świadectwo chrześcijan, którzy mówią o Bogu i żyją przeciwko Niemu,
zaciemni obraz Boga i otworzy drzwi dla niewiary. Potrzebujemy ludzi trzymających
wzrok utkwiony w Bogu, i od Niego uczących się prawdziwego człowieczeństwa.
Potrzebujemy ludzi, których intelekt będzie oświecony światłem Boga i którym Bóg
otworzy serce, w taki sposób, że ich intelekt będzie mógł mówić do intelektu innych, i
ich serce będzie mogło otwierać serca innych. Potrzebujemy ludzi takich jak Benedykt z
Nursji, który w czasie rozdarcia i dekadencji, zagłębił się w największą samotność,
zdolnego, po wszystkich oczyszczeniach, które musiał znieść, do wyjścia na światło, do
powrotu i do ufundowania Montecassino, miasta na górze, które, z wieloma ruinami,
połączyło razem siły, z których uformował się nowy świat.
Intelekt, serce, oczyszczenie i światło: słowa, które stają się bardziej aktualne niż
kiedykolwiek, na tym rozdrożu historii.
Każdy ma swoją historię do opowiedzenia
29
Wezwanie przyszłego papieża zawiera dwa wymiary – zauważenie otaczających nas
wyzwań, razem z tą wewnętrzną jednością osoby, która dla nas może być przedstawiona jako
łaska jedności.
W kulturze, w której pustka i nicość wydają się jedynymi i koniecznymi towarzyszami
podróży, prawie akceptując je od niechcenia, powraca pytanie: „a my zakonnicy, jesteśmy
może i my nieswiadomymi ofiarami tej atmosfery? Przyjęliśmy czy nie zaproszenie Jezusa:
„chodźcie a zobaczycie”?
W tym historycznym momencie, znaczonym kulturą kompromisu, łatwo jest wydać na
nią wyrok i skazać ją. Sadzę, że obecny czas historyczny prosi nas o odkrycie zachowania
dobrego Samarytanina, razem z tym podróżującego do Emmaus.
Jesteśmy wezwani do obecności, tam gdzie brakuje życia, jego sensu, jego piękna, jesli
nawet z całym prawdopodobieństwem pozostania samymi, kiedy inni przejdą na druga stronę.
Jesteśmy wezwani do towarzyszenia tym, którzy stracili wiarę i nadzieję i pozostawiają
Jerozolimę, słuchając ich historii z cierpliwością i przyjęciem. Jesteśmy wezwani do takiego
życia z pewnością, że nasze bycie obok nich, jest już świadectwem tego w co inni już więcej
nie wierzą.
To co wypowiedział kiedyś kardynał Westminster, Basil Hume, o zadaniu mnicha,
pomaga nam we właściwy sposób umieścić ten moment i odpowiedzialność, którą ze sobą
niesie:
my rozumiemy się, jako ludzie posiadający pewną szczególną misję i funkcję w
Kościele, my nie proponujemy zmieniać biegu historii, my jesteśmy tylko tam, w sposób
prawie przypadkowy, z ludzkiego punktu widzenia, i szczęśliwie kontynuujemy
zwyczajne tam przebywanie. Mnisi, przebywają tam z życiem, które wydawałoby się bez
znaczenia, ale świadczy o pełni czasów, o spotkaniu z Bogiem. Oni są jak osoby
oczekujące autobusu na przystanku. To, że tam przebywają, mówi nam, że autobus się
zbliża...
Nie zawieramy małżeństwa, które dałoby jakąś formą naszemu życiu. Nie mamy żadnej
kariery. Pozostajemy nadzy przed pytaniem: ‘La vie humaine, quel sens?’18
Tylko wewnątrz tego, powierzchownie pustego obrazu, możemy poruszać się z
wolnością. Brak rzeczy, czyni nasze ubóstwo bogatym, pozbawienie kariery czyni z naszego
posłuszeństwa doświadczenie totalnej wolności, podczas gdy nasza czystość staje się
wyborem z miłości bezwarunkowej i pełnej.
Obok refleksji Basila Hume, o wyzwaniu życia zakonnego, z jego osobistą historią,
proponuję wam jeszcze inną. Olivier Clément, francuski teolog, ojciec rodziny, w jednym ze
swoich ostatnich dzieł, które nazywa się Bóg jest sympatią,19 pisze, że życie monastyczne na
zachodzie może powiedzieć nam dzisiaj wiele. Mówi nam o „miejscu serca”, gdzie
18
19
T. RADCLIFFE, “The Bear and the Nun. The Sense of Religious Life Today”, w Religious Life
Review, 38, July/August 1999, ss. 199nn.
O. CLÉMENT, Dio è simpatia. Bussola spirituale in un tempo complicato (Milano, Leonardo
International 2003), ss. 33, 61-62.
30
wewnętrzność nie jest intymnością, ale drogą w służbie komunii, i wiedza, która nie jest
gestem samozachwytu, przekształca się w siłę będącą w służbie miłości.
Jesteśmy wezwani by żyć humanizmem chrześcijańskim, mającym za fundament
doświadczenie wewnętrzne, doświadczenie osoby, która przeżywa spotkanie z Bogiem
Trójjedynym – Stworzycielem, Odkupicielem i Uświęcicielem.
Zacytowałem dwóch autorów, wychodzących z doświadczenia monastycznego. Być
może wydaje się, że to wszystko jest dość odległe od tego co dzisiaj przeżywamy.
Zgodziłbym się jeśli bierzemy pod uwagę rodzaj charyzmatu, który w życiu monastycznym
jest inny niż w życiu apostolskim. Jeśli natomiast wychodzimy od faktu, że na swoim
początku, każda konsekracja zasadza się na osobistej decyzji, która czyni nas oddanymi Bogu
dla dobra ludzkości, w takim przypadku wszyscy my, konsekrowani znajdujemy się razem u
źródeł życia zakonnego.
Jest istotną sprawą, dzisiaj, tak samo jak wczoraj, odkrywanie „wewnętrznego” wymiaru,
bedącego w służbie „komunii”, tak jak koniecznym jest dla nas, przełożyć naszą „wiedzę” na
służbę „miłości” («amorevole») i oddaną obecność wychowawczą dla młodych.
W logice osobistego daru z samego siebie, nie jest rzadkością, że także my, poprzez
właściwe świadectwo, możemy początkowo objawiać się naszej młodzieży jako osoby,
którym uciekł autobus życia – bez kariery, bez pieniędzy, bez rodziny. Tylko w odkryciu
świadectwa wolnego, bezwarunkowego i trwałego, także nasi młodzi, a wraz z nimi, ci którzy
podzielają naszą misję, dochodzą do odkrycia, że „prawdziwym” autobusem życia jest drugi
człowiek. Autobusem, który już od teraz pozwala nam smakować pełnię czasów, piękno
relacji z Bogiem, która ofiaruje szczęście trwające w czasie i znajdujące swoją pełnię w
wieczności.
Utkwić wzrok
W 1931 roku, pewien młody Anglik przeżywał głęboki kryzys wiary. Po czasie
rozeznania, modlitwy i postu, także dla niego przyszedł czas prawdy. O tym świętym czasie
tak pisze: “nie pozostałem już ja w centrum mojego życia”.
Kiedy później w swym życiu powraca do tego czasu, Bede Griffiths20, wyraża się tak:
droga życia otwiera się tylko wtedy kiedy moje JA opuszcza wszystko… i to jest
największą przegraną, którą musimy doświadczyć… ponieważ Bóg działa tylko w tym
sercu, które jest puste – gotowe do przyjęcia Go.
Terminologia użyta przez Bede Griffiths jest prosta i jasna. Mamy tylko jedno życie by
przeżywać naszą wiarą, jako osoby konsekrowane: to, w którym jesteśmy jedno z Nim. Nasze
20
Pewien konwertyta, który tak pisze o swoim doświadczeniu: Zrozumiałem, że przez te wszystkie
lata szukałem Boga. Obecność, która objawiła mi się pod formą natury, tego dnia w szkole;
piękno, które znalazłem u poetów; prawda, którą mi pokazała filozofia, i na koniec, objawienie
Chrześcijaństwa. Nagle zrozumiałem, że przez cały ten czas to nie ja szukałem Boga, ale Bóg
szukał mnie, w http://tuespetrus.wordpress.com/2008/11/13/storie-di-conversione-bede-griffiths/.
31
życie staje się świadectwem, w którym to do czego jesteśmy wezwani żyć, przeżywamy z
Nim. Używa on dwóch następujących słów: – centred e grounded czyli “skoncentrowani i
zakorzenieni – zakorzenieni w centrum”.
Centrum jest przestrzenią, w której mieszka Chrystus (bycie uczniem), i od tego centrum
„niesiemy historię”, to czym jesteśmy (apostolat). Wszystko to znajdujemy w lectio z
dzisiejszego poranka, która jest historią docierania do cenrum gdzie mieszka Chrystus –
pozostali u Niego – razem z doświadczeniem misyjności, przedstawionej w dzieleniu się
Andrzeja, który niesie swojemu bratu Piotrowi nowinę: ten spotkał najpierw swego brata i
rzekł do niego: „znaleźliśmy Mesjasza”.
Wierzę, że im dużej żyjemy, bardziej odczuwamy potrzebę odkrycia skoncentrowania
naszej przyjaźni z Chrystusem. Umocnieni tym sentire cum Christo, zdołamy uchwycić coraz
większe pragnienie sensu życia, który posiada nasza młodzież. Pragnienie, które czujemy w
sercach innych, ponieważ odkryliśmy ją w naszym wnętrzu.
Taki rozwój potwierdzają nie tylko obserwatorzy interpretujący teologicznie i pastoralnie
obecną sytuację, ale także ci, zaangażowani w socjologiczną lekturę życia. Mnogość dociekań
mówi nam, że poszukiwanie sacrum, zamiast spadać, w efekcie, rośnie. Prawdziwym jest to,
co bardzo podkreśla Benedykt XVI, że „człowiek, «żebrzący o sens i spełnienie» stale
poszukuje wyczerpujących odpowiedzi na zasadnicze pytania, które wciąż sobie stawia».21
W tej stycznej historii, wiele razy od nas się wymaga byśmy byli przekazującymi
znaczenie. Musimy to czynić i będziemy to wypełniać tylko wtedy jeśli jesteśmy
prawdziwymi świadkami. W temacie 2 KG 26, nn. 32-33., znajduje się jedno z założeń,
które w krótkich słowach, zaprasza nas wszystkich byśmy brali na serio ten wewnętrzny
wymiar w obecności Chrystusa:
Linia działania 4
Wspólnota ewangeliczna i ewangelizująca
32 Uczynić ze spotkania z Chrystusem w Słowie i w Eucharystii centrum naszych
wspólnot, by być autentycznymi uczniami i wiarygodnymi apostołami.
33 Salezjanin, zatroszczy się by w osobistym projekcie życia, o konieczny czas na
modlitwę osobistą i wspólnotową, zadba o codzienną medytację Słowa Bożego, doceni
sakrament Pojednania i położy w centrum codzienną Eucharystię.
W tym kontekście, by jeszcze wzmocnić to do czego zaprasza nas KG26, pozwólcie mi
zacytować pewien list napisany przez Błogosławioną Matkę Teresę z Kalkuty do swoich
sióstr, 25 marca 1993, podczas Wielkiego Tygodnia. Sa to słowa proste, ale o jedynej w
swoim rodzaju głębi, dotykające nerwu życia konsekrowanego:
List, tak bardzo osobisty, który pragnąłam napisać swoją własną ręką... Martwi mnie
myśl, że niektóre z was, nie spotkały jeszcze Jezusa twarzą w twarz, sam na sam. Możecie
spędzać czas w kaplicy, ale czy widziałyście oczyma duszy miłość, z jaką On na nas patrzy?
21
BENEDYKT XVI, Audiencja generalna, 5 sierpień 2009.
32
Znacie naprawdę żywego Jezusa: nie z książek, ale przebywając z nim w waszym sercu?
Usłyszałyście kiedyś słowa miłości, które on do nas kieruje?... Nigdy nie porzucajcie tego
kontaktu z Jezusem, nie idea, ale z osobą żywą i prawdziwą.
Słowa te podobne są do tych ks. Generała, które napisał w komentarzu do Wiązanki na
rok 2010. Zaproszenie do coraz większego pogłębienia naszej konsekracji. Zaproszenie, by
czynić z naszego doświadczenia takie, w którym czujemy się kochani przez Boga i gotowi do
rozpoznania Go, do pokochania Go. Zaproszenie by tak przeżywane nasze życie mogło stać
się najpiekniejszym darem dla tych, którzy poszukują Boga, jego miłości i jego szczęścia.
Nade wszystko, za przykładem ks. Rua, wiernego ucznia Jezusa śladami ks. Bosko,
każdy współbrat wezwany jest to odkrycia dróg, by zabezpieczyć wierność powołania
konsekrowanego. Nasze powołanie jest cennym darem; ono jednak jest „jak skarb w
naczyniach glinianych”. Wielkość otrzymanego daru jest często zagrożona kruchością naszej
odpowiedzi. Wierzę, że stając przed życiem tego wielkiego świadka wierności, musimy
zapytać siebie: „Czy jestem zadowolony z Boga?”; i jeszcze bardziej: „Czy Bóg jest
zadowolony ze mnie?” Obejmując salezjańskie życie konsekrowane, stajemy się za Panem
Jezusem i przemieniamy się w autentycznych uczniów i pełnych pasji apostołów; to wszystko
wymaga od nas zaangażowania na rzecz pełnej przekonania wierności powołaniowej.
Czerpmy więc obficie ze źródeł życia ucznia i apostoła, ze źródeł wierności powołaniowej:
Pisma Świętego, “lectio divina” i Eucharystii.
33
VII. Jeśli ktoś chce być pierwszym
MK 9, 33-37
Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to
rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali
się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał
Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie
ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!». Potem wziął dziecko, postawił je
przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto przyjmuje jedno z
tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje
Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał»
LECTIO
Podróż w kierunku Jerozolimy u Marka znajdujemy w rozdziale 10. Wydarzenia, które
poprzedzają tę podróż są następujące: wyznanie Piotra 8, 27-30, zapowiedź męki 8, 31-3 i
warunki naśladowania Jezusa 8, 34-38. Znajdujemy tutaj również opis Przemienienia 9, 1-13,
po którym następuje uzdrowienie epileptyka 9, 14-29 i druga zapowiedź męki 9, 30-32. Z
pewnością jest to część bogata w wydarzenia i treści, które dotykają bliskiej już męki i
śmierci, a jednocześnie uprzedzają tajemnicę zmartwychwstania. Są to wydarzenia, które
bezpośrednio dotykają tożsamości i misji Syna Bożego. Możemy powiedzieć, że znajdujemy
się w kluczowym momencie tajemnicy Chrystusa.
Oto środowisko w jakim dokonuje się pouczenie Apostołów z rozdz. 9, 33-37. Myślę, że
przede wszystkim, ważne jest aby uchwycić dynamizm i dobrze się nad nim zastanowić,
ponieważ zawartość tego fragmentu lectio, w zestawieniu z tak bogatym w wydarzenia tłem,
nabiera niesłychanego znaczenia.
MEDITATIO
Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w
drodze?»
Istotne pytania dotyczące życia stawia się «w domu», w sanktuarium duszy. Tylko w tym
środowisku, znaczonym chwilami ciszy i pokoju, Jezus zaprasza swoich do zmierzenia się z
tym, co zaprzątało ich głowy „w czasie drogi”.
Jezusowi się nie spieszy, potrafi czekać. W odpowiednim momencie, zaprasza mnie do
wejścia „do mojego domu”, tam gdzie znajduję się tylko z Nim. Jezus zaprasza mnie, tak jak
to uczynił z apostołami, do świętego wsłuchania się we mnie samego. Może się wydawać to
przypadkowe albo nieumyślne, ale tak nie jest.
Zmiana sposobu życia „w czasie drogi” na sposób zmierzenia się z życiem „w domu”, nie
jest łatwa i jest pełna pułapek. Wziąć w ramiona ciszę nie wydaje się czymś prostym. Jednak
w chwili kiedy zaakceptuję chęć przytulenia jej, pokazuję samemu sobie, że jestem w stanie
34
popatrzeć rzeczywistość w twarz, że pragnę spotkać siebie samego i mojego Stwórcę tam,
gdzie czuję się „w domu”, to jest w moim sercu.
Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest
największy.
W kilku słowach: mamy bardzo wyraźny obraz - lecz oni milczeli! A ewangelista
kontynuuje podając przyczynę, której łatwo jest się domyśleć.
Milczenie może mieć więcej niż jedno znaczenie. W niektórych sytuacjach może być
najlepszą odpowiedzą, ze strony kogoś, kto nie chce wciągnąć się w niepotrzebne dyskusje:
jest to milczenie szlachetnej duszy.
Milczenie, może być także czasem, jaki potrzebuje osoba za nim odpowie na pytanie,
które angażuje ją całkowicie: jest to milczenie dojrzałej duszy, która znajduje się w drodze.
Milczenie, może także być jedynym schronieniem, kogoś kto nie chce się narażać, kto nie
chce wystawiać swoich wyborów na konfrontację: jest to milczenie duszy, która czuje wstyd.
Dla zobrazowania, możemy odwołać się do księgi Wyjścia 3 rozdziału, momentu, kiedy Bóg
woła po grzechy pierworodnym: dusza orientuje się że jest naga!
W naszym przypadku, prawie że czuć wstyd w powietrzu. Uczniowie milczą, ponieważ
to o czym dyskutowali, nie jest częścią logiki wędrówki, nie mieści się wewnątrz mowy
dotyczącej misji Syna Bożego, którą to Jezus właśnie podzielił się z nimi.
I słusznie, nie mają odwagi przedstawić dyskusji, jaka miała miejsce pośród nich,
ponieważ w ten sposób będą musieli wyrazić samych siebie, swój świat. Zatem pytanie
Jezusa, oczywiście, zostaje bez odpowiedzi werbalnej ze strony uczniów. Ale to nie znaczy,
że Jego pytanie pozostaje bez skutków.
W tym momencie, jeśli zatrzymam się na chwilę, to myślę, że będzie to czymś co mi
pomoże zrozumieć i spotkać moją ciszę: jaki jest to typ ciszy? Jeżeli jest między mną a
Bogiem dystans, to z jakiego powodu znalazłem się w takim punkcie? Kiedy cisza nie wyraża
bliskości, albo jak powiadał Franciszek Salezy, zakochania się serca przez serce, tego Bożego
i tego mojego, łatwo się domyśleć co wyraża nasze milczenie wobec Jezusa. Wolimy
pozostawić drzwi serca zamknięte.
Nie zdajemy sobie sprawy, że każde pytanie, które stawia Jezus, nie jest pytaniem
potępienia, ale pytaniem pokrzepienia; nie jest to wyrok śmieci, ale zapowiedź życia. Jezus
nie konfrontuje się ze mną aby mnie upokorzyć, ale aby dodać mi odwagi. Jezus nie chce
abym się z Nim spotkał, po to aby mi wytknął moje ubóstwo, ale po to aby zaoferować mi
swoje bogactwo. Jezus nie prosi mnie abym dotknął dna mego jestestwa, aby zamknąć mnie
w ciemności bez-sensu, ale po to abym poczuł nurt życia, które wypływa z głębi mego serca,
które jest Jego tronem.
A jednak, mimo tego wszystkiego, zdarza się, że trwamy w tym, że jesteśmy ogarnięci
strachem a nie inspirowani miłością.
35
Dobrze jest przywołać w tym miejscu słowa księdza Bosko skierowane do księdza Rua
gdy obejmował swoje pierwsze dyrektorstwo w Mirabello: postaraj się aby cię kochali,
zamiast się ciebie bali. I to mówi nam również dzisiaj.
Nie bójmy się spotkać tego źródła życia. Nie bójmy się otworzyć naszego serca dla tego,
który nigdy nie przestanie nas kochać!
On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech
będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!».
Na słowną ciszę, Pan Jezus odpowiada przy pomocy logiki Królestwa. On cały staje się
Słowem.
Wzywa mnie i staje mi się bliski w taki sposób, że przezwycięża dystans. Nie mówi do
mnie z góry, siada obok mnie, zniża się do mojego poziomu, uosabia się z moją historią, z
moimi trudnościami, z moimi obawami, czyni nawet ważnym mur moich wstydliwości.
Mówi do mnie, bo On sam jest Słowem. Łaskawie mi mówi, to co potrzebuję usłyszeć, a
nie to co chciałbym usłyszeć. Pokonuje niewolę wstydu poprzez słowa wypowiedziane
łaskawie. Nie ma gniewu czy przemocy w słowach Jezusa. Jego słowa są słowami prawdy,
które wskazuję drogę prowadzącą do życia.
Te słowa Jezusa są tymi, które mają siłę miłości zdolną rozpocząć procesy. Procesy,
które początkowo wydawały się niemożliwe, poza moim zasięgiem. I w pewnym momencie,
zorientuję się, że chociaż są to procesy mozolne i trudne, ale są to także procesy trwałe, które
przynoszą pociechę, światło, miłość i wolność.
Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich:
«Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje,
nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał»
Jezus wykonuje wyjątkowy gest: przedstawia postać dziecka. Postać, która nie ma
żadnego znaczenia społecznego czy jakiejkolwiek zdolności reprezentowania czegokolwiek.
Dzieci nie mają władzy, ich głos nic nie znaczy. A jednak, Jezus zaprasza, aby przyjrzeć się
postaci dziecka jako modelowi i wzorowi.
Kto ma odwagę przyjąć, „stać się gościem”, tych najmniejszych i tego co oni
reprezentują, podobny jest do Chrystusa, co oznacza wejść w taką samą logikę przyjęcia, jaką
ma Bóg.
Nie jest to władza, nie jest to bycie pierwszymi, ale „stanie się bliskimi” i „stanie się
gośćmi” tych, którzy nic nie reprezentują: od tego zależy nasza bliskość z Bogiem, bycie
przyjętymi przez Boga.
Podczas Confronto Europeo 2009, na Valdocco, młodzież rozważała fragment paralelny
do tego wziętego z Ewangelii Mateusza. I przeprowadziliśmy refleksję dotyczącą faktu, że
ksiądz Bosko dokonał wyboru na rzecz tych, którzy nie mieli żadnych praw, chłopców i
36
młodzieży swojego czasu. Chłopców i młodzieży wykorzystywanych w ich miejscach pracy.
Dla nich „stał się gościem” oferując im dom, podwórko, szkołę i kościół.
Tymi co nic nie wnosili, więcej byli postrzegani jako źródło problemów i trudności,
ksiądz Bosko zajął się, aby dać im doświadczenie człowieczeństwa i zdrowej uczuciowości
oferując im dom. Zaproponował im doświadczenie zabawy, które jest miejscem nie tylko
wzrostu ludzkiego, ale także miejscem gdzie Bóg wciela się w radość i święto. Szkołę aby
pomóc im rozwinąć ich uzdolnienia praktyczne i intelektualne w taki sposób, aby mogli
zbudować sobie przyszłość w oparciu o etykę, która czerpie inspirację z Ewangelii. I w końcu
ksiądz Bosko tak czynił, aby ci chłopcy i młodzież przeżywali ich wiarę w Kościele, który
wie że jest Mistycznym ciałem Chrystusa, karmiącym się sakramentami i podtrzymywanym
Słowem.
Dzisiaj Chrystus wciąż mówi do nas wobec wezwań jakim my dzisiaj jesteśmy wezwani
stawić czoła. Jezus ustawicznie zaprasza nas do podjęcia i proponuje drogę, która nie
ogranicza się tylko do wymiaru horyzontalnego. To dla nas dzisiaj jest bardzo subtelne
wezwanie.
Nie wystarczy przyjąć. Jesteśmy wezwania aby „stać się gośćmi” według logiki
Chrystusa, inspirowanej dynamiką Trójcy Świętej. Dzisiaj Chrystus ciągle jest obecny w nas i
poprzez nas, w stopniu w jakim pozwalamy Mu się ogarnąć. Z tego intymnego doświadczenia
tajemnicy Boga, wypływa ewangeliczny gest przyjęcia innych według logiki Królestwa
Bożego.
Bez tej logiki i bez tego zakorzenienie się w misterium Trójcy Świętej, nasze
posłannictwo, po ludzku będzie bogate, ale będzie mu brakowało Bożej siły, którą my
przeżywamy jako owoc wiary w Chrystusa, źródła nadziei i wzoru miłości.
Wzór Kafarnaum
- Przede wszystkim nie bać się konfrontacji
- Drugim krokiem jest słuchanie
- Wyraźnym wymiarem tego fragmentu Ewangelii jest wymiar zażyłości
- W społeczeństwie, które osiąga wszystko i natychmiast, Jezus wzywa nas do
umiejętności czekania
- W tym wszystkim zauważamy zdrowy odpowiedzialny realizm
- Jasne jest zachowanie Jezusa aby nie skazywać
- W końcu są dwa elementy, które przynależą do nas salezjanów w sposób
szczególny i głęboki: pierwszy to jest przyjaźń
- Jako ostatni mamy element dojrzałości
ORATIO
37
Spraw abym Cię kochał
Siebie daj mi, Boże mój!
Siebie samego mi oddaj!
Ciebie miłuję. Jeśli za mało miłuję,
spraw, abym mocniej miłował.
Nie potrafię zmierzyć miłości, nie wiem,
o ile bardziej powinienem Cię kochać,
by życie moje pobiegło w Twoje objęcia
i już nigdy się od Ciebie nie odwróciło
aż do chwili, gdy się na zawsze ukryje
w świątyni Twej obecności.
To jedno tylko wiem,
że źle mi jest bez Ciebie,
źle nie tylko wokół mnie,
lecz i we mnie samym;
a wszelkie bogactwo,
które nie jest moim Bogiem,
to nędza. 22
ŚWIĘTY AUGUSTYN
Św. Augustyn, Wyznania, EDYCJA KOMPUTEROWA:
WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL, Księga XIII, nr 8.
22
38
VIII. Największy w Królestwie Niebieskim
Codzienność życia zakonnego
Dzisiaj rano rozważaliśmy fragment gdzie Jezus pyta swoich uczniów o czym rozmawiali
w czasie drogi. Wyobrażam sobie, że także dzisiaj, Jezus pyta nas o to samo: jakie są wasze
największe zmartwienia? Co jest tak naprawdę w centrum waszego życia?
Wczoraj spojrzeliśmy na życie zakonne, ukazując je jako proroczy głos. Dobrze wiemy,
że proroctwo przechodzi poprzez codzienność życia, przechodzi przez twarze i
doświadczenia, które mają swoje imię i nazwisko. To co przeżywamy jest podstawowym
środkiem lokomocji, którym głównie porusza się nasze świadectwo. Chciałbym podzielić się
z wami pewnymi myślami i zaprosić was do refleksji nad nimi, myślami i moimi
przemyśleniami, które mogą pomóc nam lepiej odczytać naszą codzienność.
W tej samej linii, kilka lat temu, były Generał Dominikanów, Timothy Radcliffer,
wygłosił konferencje dotyczącą przyszłości życia religijnego23. Radcliffe dokonuje bardzo
przejrzystej analizy aktualnej sytuacji z jej blaskami i cieniami i pisze:
To nie jest szczęśliwy czas dla życia zakonnego w większości części kontynentów. W
minionym roku, wygłaszałem prelekcje dla różnych konferencji zakonnych w Azji,
Ameryce Łacińskiej, w Afryce, w Ameryce Północnej i w Europie i można powiedzieć,
że prawie wszędzie stawia się to samo pytanie: życie zakonne ma jeszcze jakąś
przyszłość?
Przechodzimy przez wąskie przejście. Uważam, że nasze powołanie zakonników i
zakonnic jest dzisiaj tak ważne jak nigdy dotąd. Jesteśmy wezwani aby być dla ludzkości
znakami nadziei. Jako zakonnicy i zakonnice przeżywamy może chwile, w których
doświadczamy wątpliwości dotyczących naszej przyszłości zakonnej, ale cała ludzkość
musi stawić czoła globalnemu kryzysowi braku nadziei.
Wydaje mi się, że w tym co pisze już na samym początku swoich przemyśleń, Radcliffe
uchwyca jądro wyzwania: wyzwania, które w tym samym momencie jest wspólnotowym i
osobistym. Wyzwanie, które jest wyzwaniem wspólnoty, ponieważ, naprawdę, każda osoba
konsekrowana, musi sobie zdać sprawę z jej wyboru i jej znaczenia. Wspólnota nie jest
jakimś tworem anonimowym, ale wspólnym stawaniem się ludzi, którzy dzielą ten sam
życiowy wybór.
Punktem bardzo ważnym dla nas salezjanów, jest to, że tekst Fadcliffe bierze jako
swojego rozmówcę, przeżycia młodzieży. W tym znaczeniu jest on bardzo „salezjański”: w
centrum znajduje się troska o młodych, o ich teraźniejszość ale także i o ich przyszłość, ich
bogactwo, ich głód i pragnienie Boga. Faktycznie, Radcliffe stawia pytanie:
23
http://www.crc-canada.org/sites/default/files/files/TIMOTHY%20RADCLIFFE%20%20LAVENIR%20DE%20LA%20VIE%20RELIGIEUSE.pdf
39
Jakimi opowiadaniami dającymi nadzieję dysponuje młodzież? W tym kontekście, życie
zakonne jest wezwane do tego aby być znakiem nadziei. Nasze powołanie jest
wspaniałe, nie dlatego, że my jesteśmy wspaniali, ale dlatego że jest znakiem wspaniałej
nadziei, której jesteśmy świadkami wobec całej ludzkości
Pełni nadziei aż do końca
Kiedy złożyliśmy śluby zakonne, zdecydowaliśmy się powiedzieć „tak” Bogu, który nas
powołuje. Ten gest wolności nie może stać się czymś związanym z przeszłością, czymś
nieaktualnym. Moje „tak” jest „tak”, które odnawia się każdego dnia, tak jak odnawia się
każdego dnia nieskończona miłość Boga do mnie. Pozostała mocno wryta w mojej pamięci
pewna myśl, którą znalazłem czytając niektóre dzienniki Tomasza Martona: powód dla
którego wybrałem życie zakonne, nie jest tym dla którego pozostaję. Odnowa jest
obowiązkowa. W podobnych słowach Timothy Radcliffe pisze tak o swoim wyborze:
Zacznijmy od wyobrażenia o powołaniu. Zostałem pociągnięty do wstąpienia do
dominikanów, ponieważ podobała mi się misja Zgromadzenia i podobało mi się mieć
współbraci. Ale, w ostateczności, to nie wystarczyło. Stałem się dominikaninem,
ponieważ byłem przekonany, że to jest moje powołanie. Zostałem wezwany przez Boga
aby iść drogą dominikańską.
Warto zatrzymać się przez chwilę nad tą podstawową prawdą, ponieważ dzisiaj jest to
jedno z najważniejszych wyzwań duszpasterstwa powołaniowego, jak i samej dojrzałości
powołania. Jeżeli moje „tak” bazuje na wyborze czegoś co jest przyjemne, przyszłość takiego
wyboru można porównać do śniegu wystawionego na działanie słońca. „Przyjemność”
zmienia się. Nikt nie postawi na szali całego życia, tylko dla siły czy atrakcyjności
przyjemności.
Natomiast, prawdziwy i trwały wybór powołania wymaga czegoś innego. Kiedy w grę
wchodzi całe moje życie, nie mogę „zagrać nim” na stole przyjemności. Moje bycie
salezjaninem, ofiara mnie samego dla Boga, dla zbawienia młodzieży, jest owocem
wezwania, a takie wezwanie wymaga, aby dzień po dniu troszczyć się o nie i przez to staje się
docenione.
Bycie znakami nadziei w codzienności życia nie może być oparte na przyjemności.
Przeciwnie, musi założyć, że Bóg nie jest tylko początkiem naszego powołania, ale że jest On
także źródłem naszego szczęśliwego choć trudnego wzrostu. Być ludźmi konsekrowanymi
oznacza być konkretnie przekonanymi że: moje życie jest nośnikiem nadziei w stosunku do
wszystkich, których Pan pozwoli mi spotkać.
Ta postać „przyjemności” dla nas Salezjanów jest punktem bardzo delikatnym.
Oczywiście radość, jaką wielu młodych i dzieci doświadcza w naszych domach jest czymś
niezaprzeczalnym. Jednak jako konsekrowani wychowawcy, nie możemy zatrzymać się na
progu przyjemności. Towarzyszenie młodym nie jest przechadzką uliczkami przyjemności,
powierzchownej doraźnej radości. Nasze życie daje świadectwo i przekazuje o wiele więcej.
40
Nasza konsekracja jako cel stawia sobie to, aby uczynić z codzienności miejsce radości, a
nie przyjemności, radości, która doprowadza do doświadczenia świętości. Czemu miałoby
służyć, jeżeli my osoby konsekrowane, oferowalibyśmy tylko zaspokajanie przyjemności a
nie zaoferowalibyśmy tego wyższego wymiaru świętości, jak dawał ksiądz Bosko młodzieży?
Jednakże, także tutaj trzeba przypomnieć, że bezużyteczne jest prosić młodych aby
kroczyli ścieżkami świętości, jeżeli my, jako ich towarzysze, nie biegniemy po nich osobiście.
W tym miejscu, Radcliffe, dotyka punktu bardzo na czasie i bardzo delikatnego. W
kulturze, gdzie wszystko jest relatywne, nic nie jest na zawsze, także niektórzy z nas
pozwalają pociągnąć się tym „wpływom”, stosując to w życiu religijnym. Jego odpowiedź
jest jasna i sucha:
W pełni popieram to, żeby nasze wspólnoty otworzyły się na każdy rodzaj przyjaźni,
stowarzyszeń, współpracowników i współpracownic, ale nadal twierdzę, że w sercu
życia zakonnego musi być odważny gest oddania życia aż do śmierci, usque ad mortem.
Dziwny gest, który wyraża naszą nadzieję, że życie ludzkie, w swej całości, aż do śmierci
i włączając śmierć, jest drogą w kierunku Boga, który nas wzywa.
Ale właśnie dlatego, że żyjemy w kulturze gdzie angażujemy się na krótki czas, profesja
aż do śmierci staje się pięknym znakiem nadziei.
To przekonanie jest na tyle mocne na ile jest zakorzenione w świadectwie radosnym i
szczęśliwym, kogoś kto, jest zadowolony z tego, że wybrał naśladowanie Chrystusa, na
zawsze. Takie przekonanie można przekazać tylko wtedy kiedy ono jest! Takie przekonanie
przekazuje się poprzez oblicza i serca dobrze zakorzenione w Tym, który nas wzywa. W
kulturze użyj i wyrzuć, my jesteśmy tam, aby powiedzieć coś innego, aby obwieszczać inne
orędzie.
W moich spotkaniach z młodzieżą, to co nigdy nie przestaje budzić mojego zdziwienia,
to ich gotowość, powiedziałbym, zdrowa ciekawość, jaką młodzież ma wobec ludzi, którzy z
prostotą żyją i przekazują sygnały silne i przekonywujące. Przychodzi mi na myśl pewne
wydarzenie które miało miejsce na rekolekcjach dla młodzieży w wieku od 25 do 36 lat,
którza przeżywała dni rozeznania powołania. Wszyscy młodzi z tytułami magistra, dobrze
usytuowani obecnie i z zapewnioną przyszłością.
Wypowiada się pewna 25 letnia dziewczyna, która dokonała wyboru aby zostać
zakonnicą, pozostawiając wszystko, karierę, pieniądze, rodzinę. Niejeden, z tych, którzy ją
słuchali zareagował, prawie że pytając się ‘dlaczego także ty czynisz ten gest szaleństwa?’.
Niektórzy z tych samych ‘zdziwionych’ młodych ludzi, byli zafascynowani tą myślą ‘bycia
szalonym dla Pana’.
To jednak co mi leży na sercu, aby wam przekazać to jest coś innego. Kiedy między sobą
zapytali się czy mają wzory, które ich inspirują, słyszałem ich wypowiadających imiona
salezjanów i salezjanek, którzy urzekli ich swoimi świadectwami. Miło jest słyszeć młodych,
którzy wypowiadają te imiona, moich braci salezjanów i sióstr salezjanek, którzy w pewien
sposób zaoferowali im coś innego, coś ‘szalonego’!
41
Ciekawe, że Radcliffe, odnośnie tego, daje komentarz, który jest bardzo salezjański.
Komentarz, który mógłby spokojnie przynależeć do naszego księdza Bosko. Komentarz,
który byłoby czymś pięknym gdyby, każdy z nas mógł go wypowiedzieć. Odnośnie naszej
profesji, tak pisze:
Jest to dziwny gest, ale należy prosić młodszych aby czynili gesty odważne i trochę
szalone, trzeba wierzyć, że oni mogą, z łaską Bożą, konsekwentnie żyć.
Życie Wspólnotowe – Miejsce Łaski
W ścisłej jedności z wcześniejszą refleksją, w tym miejscu, chciałbym przeprowadzić
rozważanie odnośnie faktu, że za naszym wyborem, jako odpowiedzią Bogu, znajdujemy
Boga, który zawsze pozostaje nam wiernym. Nasze życie wspólnotowe, które w Nim ma
początek, w Nim także, odnajduje siłę do naszych procesów nawrócenia, i nie tylko. Nasze
życie wspólnotowe posiada także moc, aby być miejscem, gdzie młodzi widzą i czują swoje
powołanie.
Jest dość interesujące zobaczyć jak ten punkt, tak krytyczny, został uwypuklony przez
ostatnią Kapitułę Generalną w III Rozdziale, tym dotyczącym ‘konieczności zapraszania’:
Jesteśmy świadomi, że młody człowiek odkrywa powołanie do salezjańskiego życia
konsekrowanego, kiedy spotyka się ze przykładną wspólnotą, ze wzorem życia, z którym
pragnie się identyfikować, z doświadczenie życia duchowego i zaangażowania
apostolskiego, z gotowością znalezienia w niej przewodnika duchowego, który będzie
mu towarzyszył w wyborze Chrystusa i złożenia daru z siebie.
Brak powołań przeżywany przez niektóre inspektorie, podczas gdy mobilizuje nas do
koniecznej weryfikacji, pobudza nas do wzrastania w autentyzmie życia
(wspólnotowego) i w zdolności proponowania powołania salezjańskiego. Jesteśmy
przekonani, że Bóg nadal powołuje wielu ludzi młodych do służby Królestwu Bożemu i
że różne są czynniki, które mogą sprzyjać ich odpowiedzi. (KG 26, nr 52)
Ksiądz Vecchi, nawiązując do swoich różnych spotkań z wieloma Salezjanami z różnych
części świata, komentuje ten temat z punktu widzenia młodzieży i mówi24:
Temat powołań, jako pierwsze znaki zapytań lub jako zatroskanie, często pojawiał się w
rozmowach, jakie przeprowadzałem ze współbraćmi podczas moich spotkań: i nie tylko
ze względu na obawę naszego wymierania w rozległych regionach świata północnozachodniego, w których każdego roku stwierdza się spadek, starzenie się i nikły przyrost
powołań; ale może dlatego, że ze względu na ich brak w sposób bardzo wyraźny
ujawnia się zarówno wątła siła przyciągania naszych wspólnot, jak też mierny poziom
życia chrześcijańskiego, jaki proponujemy młodzieży.
Wydaje mi się, że w tych dwóch refleksjach, jest wyraźnie ukazany sposób w jaki my
Salezjanie przeżywamy naszą codzienność, w jej wymiarze trudu, jak także w jej zdolności
24
J. VECCHI, Lettera DRG 373: Oto teraz czas odpowiedni, s. 5.
42
przyciągania czy też nie. Bez wątpienia, wszystko to niesie za sobą wiele wyzwań na
płaszczyźnie egzystencjalnej każdego Salezjanina.
Prowadzi to do pierwszego bardzo ważnego wniosku: nie możemy patrzeć na nasze
powołanie jako na coś osobistego, do którego nikt nie ma wstępu. Młodzi ludzie są
pielgrzymami, którzy mają prawo, mają pragnienie, są zgłodniali naszej spójności.
Ksiądz Vecchi dobrze to podkreśla pisząc:
Młodzieży potrzeba świadków, osób i środowisk, które przykładem ukażą możliwość
obrania życia zgodnego z Ewangelią we współczesnym społeczeństwie. To ewangeliczne
świadectwo stanowi pierwszą naszą posługę wychowawczą dla młodzieży, pierwsze słowo
zwiastujące Ewangelię.
2. Wyruszając z tego punktu, Ksiądz Vecchi mówi o wnętrzu z jego wezwaniami. To
wiemy wszyscy, że jesteśmy odziani w ludzkość naznaczoną grzechem. Ale to jest tylko
jedna część historii. Nosimy także w sobie gorące pragnienie, głos, obecność, które razem
wzięte są nieskończenie piękniejsze i większe od samej naszej grzeszności.
Ten duet między naszą słabością i naszym powołaniem do miłości, ksiądz Vecchi w
swoim liście komentuje słowami i obrazami bardzo żywymi, pokazując także kontekst łaski,
którą Pan nas obdarza:
Chciałbym zwrócić waszą uwagę na fakt, że może żyjemy w uprzywilejowanym okresie
powołaniowym, jeżeli (jednak) nasza miłość do Jezusa, zdoła się wyrazić i być
komunikowaną… Bóg daje nam nowe możliwości, ale jednocześnie wymaga od nas
oczyszczenia, podkreślenia tego, co istotne, zdolności nawiązywania żywego kontaktu z
Chrystusem, a nie jedynie angażowania się w osobiste przyjaźnie lub świadczenie
usługi.
Ksiądz Vecchi mówi o osobistych przyjaźniach o świadczonych usługach, aby ukazać
nam nasze ograniczenie jako salezjanów, kiedy działamy tylko na poziomie horyzontalnym,
pozostawiając wymiar wertykalny, obecność Boga, który pragnie być obecny w nas i poprzez
nas.
Nie powinno nas dziwić, to zestawienie tak subtelne i wiarygodne, jeśli przypomnimy
sobie, że w sumie życie zakonne, w różnorodności charyzmatów, ma ten sam fundament:
poszukiwanie Boga – quaerere Deum, pragnienie Boga, pisze św. Benedykt – aby pozwolić
Mu żyć w nas dla zbawienia świata, dla zbawienia młodzieży.
3. Trzecia uwaga: nasze życie posuwa się na przód pomiędzy napięciem jakie panuje
między złem a dobre. Nie poszukujemy ludzi idealnych, nie. Poszukujemy ludzi, którzy żyją
podtrzymywani idealną miłością, miłością, która jest osobą, a osobą tą jest Jezus Chrystus.
Ksiądz Juan Vecchi komentuje początki naszego Zgromadzenie, początki proste, ale z
jednym celem. Początki oratoryjne nie miały żadnego innego oczekiwania jak tylko to aby
czynić dobrze. Początki ubogie w narzędzia i środki, ale bogate w miłość prawdziwą i
odczuwalną wobec Eucharystii i Maryi:
43
Kiedy myślimy o początkach naszego Zgromadzenia i Rodziny Salezjańskiej, skąd
wzięła początek nasza ekspansja, przychodzi nam na myśl przede wszystkim wspólnota,
nie tylko ta widzialna, ale wprost szczególna, nietypowa, prawie jakby płomień w nocy:
Valdocco, dom oryginalnej wspólnoty i znane, rozległe, otwarte miejsce
duszpasterstwa…
Podstawę i motywy tego wszystkiego stanowił zamysł wiary i miłości duszpasterskiej,
która prowadziła do wytworzenia wewnątrz ducha rodzinnego, ale równocześnie
usposabiała do miłości Boga i Matki Bożej…
W ten sposób na początku Zgromadzenie salezjańskie składało się w większej części z
„oratorianów”, osób, które wraz z Księdzem Bosko, w jego domu przeżywali
doświadczenie młodzieżowe.
I tak sprawy mają się dla nas dzisiaj. Pozostajemy ludźmi, którzy dźwigają brzemię
naszych słabości, ale także gorące pragnienie, aby być uzdrowionymi przez miłość Jezusa, a
uzdrowieni, czujemy się silni aby dawać świadectwo. To czego dzisiaj nie może zabraknąć to
przekonanie, że także dla nas, w naszych domach, ma wartość doświadczenie z czasów
Księdza Bosko: doświadczenie miłości, którą znajduje w Eucharystii i w Maryi prawdziwe
źródło. Sen o dwóch kolumnach pozostaje dramatyczny nie tylko w swoim przekazie i tym co
przedstawia, ale także w swej aktualności.
ORATIO:
Duch Święty nie działa siłą, ani na sposób mechaniczny, ale działa przez inspirację,
wewnętrzny głos, natchnienie: On wykorzystuje każdy moment niezbędny to tego, aby
działać ze spokojem zgodnie z rytmami ludzkiego życia, aby powstawały dzieła kompletne i
harmonijne.
To jest także nasze zadanie oraz to, co my pragniemy ofiarować młodzieży działając w
takim samym stylu. Niech Maryja wprowadza harmonię w nasze działalnie i obdarzy
umiejetnością « rozwijania » tych sprawności oraz pomoże być pośrednikami słowa Pana,
które nie zawsze rozbrzmiewa w sercach młodzieży na sposób zrozumiały.
Amen.
Ks. Juan Edmundo Vecchi
44
IX. Ja jestem dobrym pasterzem
J 10,11-18
Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce.
Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością,
widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i
rozprasza; dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem
dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie
zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne
owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać
głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz. Dlatego miłuje Mnie
Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt Mi go nie
zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów
odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca».
LECTIO
Fragment, który mamy przed sobą, jest fragmentem przypowieści o dobrym pasterzu,
która zajmuje znaczną część rozdziału 10, aż do 30 wersetu (na 42 wersety). Za nim
zagłębimy się w medytację fragmentu, wydaje mi się stosownym dokonać kilku obserwacji,
które pomogą nam w zrozumieniu tekstu.
1. Rozdział 10 Ewangelii św. Jana jest umiejscowiony od razu po cudzie uzdrowienia
niewidomego od urodzenia, o którym mówi rozdział 9. Mowa Jezusa o dobrym pasterzu ma
jako tło polemikę, jaka się wytworzyła między Nim a klasą kierującą Izraelem. Jezus
przedstawia się jako dobry pasterz, jako ten, który przyszedł aby wezwać i zebrać owce. Tę
swoją misję przeżywa wyłącznie i jedynie jako wzór całkowitego oddania się, które od tej
chwili powoli staje się całkowitą ofiarą z siebie samego w tajemnicy męki i
zmartwychwstania.
I tutaj mamy pierwszy silny kontrast: bycie pasterzami, którzy się ofiarują a nie skazują,
pasterzami którzy przyjmują a nie ludźmi, którzy wykorzystują swój autorytet aby wykluczać.
Dla nas, Salezjanów, tutaj należałoby rozwinąć osobny temat dotyczący obecności
bazującej na miłości, my mówimy „amorevolezza”, która potrafi przywołać stado. Relacja,
która się odwzajemnia świadomością stada, które odnajduje się w pasterzu gotowym
poświęcić się dla dobra owiec.
2. I oto kontrast staje się bardziej wyrazisty przeciwstawienie pasterza i najemnika:
Dobry pasterz daje życie swoje za owce… Najemnikowi zaś… nie zależy na owcach (J 10,
11.13). Mamy dwa określenia, które wyrażają doświadczenia przeciwstawne. Jest to antyteza
bazująca na motywacji, na fundamentalnym wyborze. Jeden wybór zbudowany jest na
wyrzeczeniu się własnych interesów, własnych korzyści, również kosztem życia. Podczas gdy
drugi zbudowany jest na czystym osobistym interesie, dla pieniędzy: i tutaj przeważa logika
czystego egoizmu.
45
3. Do drugiego punktu, myślę że ważne jest aby pokazać, jak w tej przypowieści Jezus
łączy brak zainteresowania najemnika z agresywnym zachowaniem wilka, w logikę
przyczyny i skutku. Tam gdzie przeważa osobisty interes i osobisty zysk, konsekwencje są
takie jakie widzimy w przypowieści.
Trzeba przyznać, co potwierdza obszernie nasze doświadczenie, że tam gdzie brakuje
dobrej animacji, kiedy nie ma zarządu miłości, to nie, że tam powstaje pustka, nicość.
Przeciwnie: tam gdzie nie ma miłości, tam gdzie nie przekazuje się miłości, mamy pole
minowe, które sprzyja przemocy i śmierci.
Podczas gdy piszę te słowa, przychodzą mi na myśl niektóre sny Księdza Bosko, w
których złowieszcza obecność dzikich zwierząt zwycięża tam gdzie brakuje miłości,
gwarantki uspakajającej obecności Jezusa.
4. Wobec tego tragicznego sojuszu, mamy Jezus, który kruszy jarzmo. My chrześcijanie
nie jesteśmy niewolnikami tej logiki zła, która wydaje się że wiele razy zwycięża. Jezus czyni
bezsilnym niecny i gorzki sojusz pomiędzy najemnikiem i wilkiem, pomiędzy własnym
interesem i mocnym brakiem zainteresowania innymi.
5. Podczas przedstawiania tych dwóch wzorów, Jezus każe nam zastanowić się jaki jest
nasz wybór, którym faktycznie żyjemy, z jakim wzorem my się identyfikujemy. Wydaje się,
że nie ma innych wyborów, czy innych rozwiązań. Ewangelia nie proponuje nic innego: albo
się jest pasterzem, nosicielem miłości w świecie w którym przeżywamy to posłannictwo,
albo nie można być nikim innym jak najemnikiem, nosicielem własnych interesów.
MEDITATIO
Rozdział 10 rozpoczyna się uroczystą deklaracją w której Chrystus przedstawia się jako
brama: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale
wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę,
jest pasterzem owiec. (J 10, 1-2).
Jezus przestawia się swoim słuchaczom z pełną mocą Jezus nie wchodzi na scenę jakimiś
bocznymi drogami, niepewnymi czy przewrotnymi. Trzeba zauważyć, że czasownik, jakiego
używa Jan na określenie czynności, “qui escalade par un autre endroit” wskazuje czynność
kogoś kto nie wchodzi na cudzą własność z zamiarem przejęcia jej, zagrabienie czegoś co do
niego nie należy. Jezus nie przychodzi aby kraść, ale aby uczynić bogatymi swoich.
Już w tych dwóch pieszych wersetach mamy wzór, który towarzyszy nam przez całą
przypowieść.
Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce.
Warto zauważyć, że słowem którego Jan używa, aby powiedzieć „dobry” jest słowo
«kalós», które oznacza „piękny”. Więcej, Jan używa tego określenia tylko w relacji do osoby
Jezusa i jego misji. Piękno, które zbawi świat nie jest przemijającą właściwością, ale osobą.
46
Piękno personalizuje się i daje się. Tylko wewnątrz tej logiki dobro jest kochane i dzielone
ponieważ dobro jest pięknem.
Jeszcze jedna myśl: zdanie które przedstawia ewangelista – egò eimi o poimen o kalos
(dosłownie ten pasterz ten dobry) – sugeruje koncepcję o wyłączności: Chrystus nie jest
„jakimś pasterzem, który dołącza do szeregu wcześniejszych pasterzy. Jezus jest natomiast
„tym” wyjątkowym pasterzem, prawdziwym pasterzem, w przeciwieństwie do wszystkich
innych, którzy przyszli przed nim, a którzy, jeżeli nie odpowiadają jego wzorcowi są
złodziejami i rozbójnikami.
Tym czymś, co wyróżnia Jezusa, prawdziwego pasterza, jest: Jego gotowość oddania,
ofiarowania własnego życia za trzodę.
Ofiara Jezusa z siebie samego jest wielokrotnie przywoływana (por. J 10,11.15.17.17).
Jan używa tego samego czasownika «tithénai»,, który oznacza „ofiarować”, wiele razy. To
jest ten sam czasownik, który znajdujemy w opowiadaniu o ostatniej wieczerzy, kiedy Jezus
„złożył” (ofiarował) swoje szaty, aby później „wziąć je ponownie” (por. J 13, 4.12).
Dobry pasterz z całkowitą wolnością ofiaruje siebie samego dla zbawienia swojego stada.
Dzięki wolności z jaką je ofiaruje, może wziąć je ponownie. W tej perspektywie, przypowieść
o dobrym pasterzu jest bardzo silną ikoną, która przygotowuje nas i nam towarzyszy w drodze
na Kalwarie i poza nią, w kierunku zwycięstwa nad śmiercią poprzez zmartwychwstanie.
Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc
nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; dlatego, że
jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.
Sens przynależności stada nie opiera sie na pięknie, które pozostaje powierzchownie,
przejściowe. Nie bazuje nawet na słowach, które nie mają nstępstwa, są puste albo tylko
powierzchowne. Sens przynależności buduje się na pięknie, które oznacza dobroć, gotowość
do ofiarowania się. Nasze salezjańskie doświadczenie, mówi nam o tym wielkimi literami:
jeżeli młodzież wierzy w nas, wierzy w nas ponieważ widzi salezjanina, który jest nosicielem
dobroci, dobroci, która widzi i przeżywa jako priorytet jej dobro i zbawienie jej duszy.
Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie
zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce.
Werset ten zawiera prawdę, która daje nam życie i wyznacza nam kierunek drogi.
Przede wszystkim, Chrystus mówi o znajomości, jaką posiada, o swoim stadzie. Należy
zauważyć, że czasownik „znać” przekracza zwykłe posiadanie informacji: wskazuje
całkowitą relację podmiotu, który kocha z przedmiotem kochanym. Znać w sensie biblijnym
oznacza symbiozę, w tym przypadku między Chrystusem, który kocha a tym kto za nim idzie,
kochanym.
Jest to znajomość, która odbija Bożą relację, która staje się czym żywym w codzienności
życia. To co Chrystus oferuje swoim owcom jest uczestnictwem w życiu Trójcy Świętej, w
47
Bożym dynamizmie znajomości, który staje się wzorem relacji: i to jest, krótko mówiąc,
bycie uczniem.
Drugi punkt odnosi się do ofiary tej, która znajduje w tajemnicy Eucharystii swoją
kulminację i trwałość. Oddanie się Chrystusa odnajdujemy u Jana w tym geście obnażania się,
które staje się służbą – obmycie nóg.
Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą
słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz.
W Jezusie realizuje się nie jakaś wspólnota zamknięta, ale cały lud. Warunkiem jest
posłuch i znajomość: głos pasterza otwiera bramę na rzeczywistość, która przekracza
człowieczeństwo, doświadczenie, które zostaje zaproponowane po to, aby się nim dzielić.
Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt
Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów
odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca.
Zaczynając od 17 wersetu, Jezus wyraża swoją intymność z Ojcem. To wewnątrz tej
intymności, życie i śmierć Jezusa nabierają sensu i znaczenia. Powtórka słów kluczy – Ojciec,
życie, ofiarować, ponownie odzyskać – daje odczuć siłę miłości w dobrowolnej ofierze.
Ojciec jest źródłem i celem tego co robi Jezus. Wszystko pochodzi od Ojca: przykazanie
miłości, miłość głęboko przeżyta, ponieważ dogłębnie wolna.
W śmierci, wobec której człowiek czuje się biedny i nagi, Jezus pozostaje pasterzem i
nauczycielem, który w wolności akceptuje plan Ojca, przepełniony miłością do ludzkości. Jan
przygotowuje nas do przeżycia pasji jako znaku planu miłości, który Ojciec powierzył
Synowi i który Jezus zaakceptował w wolności – „dlatego miłuje Mnie Ojciec”.
Gest obmycia nóg wchodzi w tę logikę. Ten, który akceptuje to, że ofiaruje wszystko,
staje się wzorem – Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni
sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja
wam uczyniłem (J 13,14-15).
Prawda i wielkość tajemnicy męki Chrystusa leży, w skrócie mówiąc, w wolności samooddania Syna, który jest posłuszny Ojcu.
Oto właśnie dlaczego jest ważne dla Jana, aby znaki śmierci pozostały widoczne na
uwielbionym Ciele Zmartwychwstałego. Obecność stygmatów, znaków sprzecznych z
uwielbionym Ciałem, mówi o związku pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem, łączności
gdzie zwycięstwo świeci nad śmiercią jako owoc wolności Jezusa Syna posłusznego Ojcu.
A nam, uczniom Chrystusa, jego stadu, nam zostaje zaoferowana ta sama energia, aby
dać i przeżyć tę samą odpowiedz Jezusa Ojcu.
Pasterze słudzy
48
Pozwólcie mi zacytować dwa zdania pewnego biskupa włoskiego, który zmarł w 1993 w
wieku 58 lat, ksiądza Tonino Bello. Pierwsze dotyczy gestu Jezusa a drugie dotyczy
młodzieży. Wydają mi się dwiema myślami, które dobrze pasują do fragmentu, który
skomentowaliśmy, ale także są zdolne nadać nam salezjańskiego tonu i jestem pewny, że
pomogą nam zinterpretować nasze bycie pasterzami jako sługami młodzieży.
1. Kto zasiada do stołu eucharystycznego musi „złożyć szaty”. Szaty swoich korzyści,
kalkulacji, osobistych interesów, aby wziąć na siebie nagość jedności. Szaty bogactwa,
luksusu, marnotractwa, mentalności burżuazyjnej, aby przyodziać przeźroczystość
skromności, prostoty, lekkości. Szaty panowania, arogancji, hegemonii, nadużycia władzy,
zagrabiania, aby przyodziać się zasłonami słabości i ubóstwa, dobrze wiedząc, że „pauper”
nie przeciwstawia się tak „dives” jak „potens”. Musimy porzucisz oznaki władzy, aby
zachować władzę znaków… Jednym słowem „złożył szaty”, dla nas kapłanów musi oznaczać
to, że musimy stać się „niegodnym klerem” tych ostatnich, ubogich, wydziedziczonych,
cierpiących, analfabetów, tych wszystkich, którzy pozostają z tyłu albo są odrzuceni przez
innych. 25
2. Służyć młodzieży, a nie wysługiwać się nią
Służyć młodzieży... oznacza uważać ją za ubogich z którymi można przegrać wszystko, a
nie potencjalnych bogaczy, którym trzeba schlebiać tak na przyszłość. Oznacza, że trzeba jej
słuchać. Złożyć nasze nie do zniesienia naleciałości paternalistyczne. Przepasać się
prześcieradłem dyskrecji, aby dojść do meritum… Wysuszyć jej stopy, nie tak jakby to były
nasze protezy, ale akceptując z nadzieją, że pobiegnie innymi ścieżkami,
nieprzewidywalnymi, a na pewno nie naznaczonymi przez nas.
Znaczy zaufać przyszłości, bez gwarancji i bez poręki. Postawić na nie publikowanego
Boga, który się nie starzeje. Zrzec się roszczenia do okiełzania fantazji. Rozpocząć w nowości
życie w kierunku tego nowego nieba i tej nowej ziemi, w kierunku których zawsze kierowały
się stopy Jana, apostoła o oczach orła, który umarł mając ponad sto lat i nigdy się nie zmęczył
wiarą w miłość.
Służyć młodym oznacza wejść z nimi do ogrodu oliwnego, bez zasypiania wobec ich
samotności, ale wsłuchując się w ich znużony oddech i strzegąc krwawego potu.
Oznacza postępować, choćby z daleka, ich drogą krzyżową i domyślać się, tak jak
Cyrenejczyk zrobił z Jezusem, że także ten młodych, jest krzyżem, który zbawia.
Oznacza, przede wszystkim, być pewnymi, że po dniach goryczy, nastąpi poranek
zmartwychwstania także dla nich.
I jest także Zesłanie Ducha Świętego. Który uczyni stos ze wszystkich śmieci grzechu,
który sprawia że świat się starzeje. I przebiegnie poprzez grzbiet młodej ziemi z dreszczykiem
nadziei.
25
http://www.donboscoland.it/articoli/articolo.php?id=125218
49
Czy będziemy zdolni do bycia Kościołem tak służebnym wobec młodych, zdolnym do
zainwestowania w kruchość snów? 26
26
T. BELLO, Non c'è fedeltà senza rischio, Per una coraggiosa presenza cristiana (San Paolo
Edizioni, 2000) pp. 135-137.
50
X. Czy kochasz Mnie?
J 21,15 – 19
A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: „Szymonie, synu Jana, czy
miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?” Odpowiedział Mu: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię
kocham”. Rzekł do niego: „Paś baranki moje!” I znowu, po raz drugi, powiedział do
niego: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?” Odparł Mu: „Tak, Panie, Ty
wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego: „Paś owce moje!” Powiedział mu po raz
trzeci: „Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?” Zasmucił się Piotr, że mu po raz
trzeci powiedział: „Czy kochasz Mnie?”. I rzekł do Niego: „Panie, Ty wszystko
wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego Jezus: „Paś owce moje! Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie
chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i
poprowadzi, dokąd nie chcesz”. To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi
Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego: „Pójdź za Mną!”
LECTIO
1. Pierwsza uwaga ogólna dotyczy relacji o wydarzeniach, które miały miejsce po
zmartwychwstaniu: te opowiadania rozpoczynają się zwykle od zarysowania atmosfery
niepewności, utraty zaufania, dużej ilości stawianych pytań. Stałym natomiast zakończeniem
relacji jest pojawienie się ludzi pełnych odwagi, misjonarskiego entuzjazmu, którego źródłem
jest spotkanie ze Zmartwychwstałym.
2. Dwumian: Chodźcie, a zobaczycie, z jakim Jezus zwraca się do swoich pierwszych
uczniów (J 1,39), osiąga swój szczyt w przeżyciu tajemnicy Chrystusa, który został
ofiarowany, umarł i zmartwychwstał. Nie zapominajmy, że w 6. rozdziale ewangelii św. Jana,
mówiącym o Eucharystii, w którym równocześnie jest najwięcej pytań w całej ewangelii
Janowej, znajduje się także odpowiedź Piotra na pytanie Jezusa: „Czy i wy chcecie odejść?
Odpowiedział Mu Szymon Piotr: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia
wiecznego, a myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga (J 6,67 – 69). Ten, kto
spotyka się z Jezusem zmartwychwstałym, zostaje wewnętrznie przemieniony. Wspomniany
dwumian: „Chodźcie, a zobaczycie” (J 1, 39) realizuje się w wyznaniu Piotra: „Myśmy
uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6,69).
W zakończeniu ewangelista Jan na nowo przywołuje ten tekst dotyczący drogi wiary,
która swoją pełnię osiąga przy pustym grobie: „wtedy wszedł do wnętrza i ów drugi uczeń,
który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył” (J 20,8). Niezależnie od ludzkiej słabości
droga z Jezusem zmienia się w spotkanie, które staje się źródłem odwagi i wolności.
3. Zauważmy ten sam przebieg wydarzeń w spotkaniu z Marią Magdaleną (J 20,11 – 18),
która znajduje grób otwarty i pusty. Natychmiast pojawia się w niej obawa, że ciało Pana
zostało wykradzione. Chrystus natomiast wychodzi jej naprzeciw z pytaniem: „Niewiasto,
czemu płaczesz? Kogo szukasz?” (J 20,15). Kończy zwracając się do niej po imieniu, co
prowadzi do głębokiej przemiany: pod wpływem /dobrej/ nowiny strach, uczucie przykrości i
51
dezorientacji zmieniają się w radość i entuzjazm. W pośpiechu, z jakim Magdalena udaje się z
wiadomością do Apostołów, dostrzegamy jej misyjny zapał: Widziałam Pana (J 20,18)!
4. Tomasz, którego Jezus zachęca, by „odszedł od niewiary, a stał się wierzącym”,
porzuca swoje kalkulacje i ludzkie rozumowania, aby już bez zastrzeżeń głosić Jezusa – Pan
mój i Bóg mój! (J 20,28)
5. W tej sekwencji wydarzeń ma się poczucie, że następuje tutaj dogłębna przemiana
egzystencjalna. Zauważamy radykalną zmianę jakiej doświadczają apostołowie i naśladowcy
Jezusa pod wpływem zmartwychwstania. Myślę, że jeśli jest jakiś wspólny element dla tych
wszystkich wydarzeń, to jest nim przeżywane w obecności Jezusa zaskoczenie; zdumienie
naznaczone miłością. Jezus, który bezgranicznie kocha człowieka, pomaga mu w wejściu w
tajemnicę tego życia, które zwycięża śmierć, pustkę i absurd.
6. W tę odkupieńczą logikę został włączony także grzech, który staje się przedmiotem
miłosierdzia i w ten sposób traci swoją siłę w oceanie Bożej odwiecznej miłości. Miłość
rozrywa więzy niewoli, pozwala człowiekowi odzyskać własną wolność, aby mógł być na
nowo przyodziany i zostać ponownie przygarnięty przez nieskończoną Bożą dobroć.
MEDITATIO
1. Możemy rozważać nasz fragment w świetle dwóch ważnych odniesień:
a) pierwszym jest przywołanie różnych doświadczeń zmartwychwstania, o czym
mówiliśmy w trakcie Lectio;
b) drugim kontekstem jest ważna relacja o zdradzie Piotra (Łk 22,54 – 62). W tym
tragicznym momencie spostrzegamy, że entuzjastyczne oddanie Piotra nie uratowało go przed
ryzykiem związanym z ludzką słabością. Jest to doświadczenie, w którym odnajdujemy
również siebie samych, na bazie własnych doświadczeń.
2. Piotr szedł za Jezusem z entuzjazmem, wyznał wiarę w Niego w trudnym momencie,
kiedy inni Go opuścili (J 6,68 – 69). Nie możemy wątpić w jego szczerość. A jednak musimy
przyznać, że w tej chwili doświadcza ciężaru jakim jest ludzka słabość. Również i on
odczuwa siłę strachu i upada: zdradza Mistrza.
Będzie dobrze, jeżeli nigdy nie zapomnimy o tym doświadczeniu Piotra. Przypomina
nam ono wielką prawdę o tym, że droga wiary zawiera element, którego nie możemy
zlekceważyć. Jest to pielgrzymka, w której centrum znajdują się nie chwile tryumfu, ale
momenty i doświadczenia naznaczone cierpieniem, miłością i wiernością. Są to wymiary,
które należy odnawiać i umacniać każdego dnia. Rzeczą niebezpieczną jest myślenie, że
przestały się one liczyć.
3. Piotr, który jest przewodnikiem, w samym sobie doświadczył goryczy i upokorzenia z
powodu zdrady, grzechu; była to jego droga do pokory. Stając oko w oko ze słabością swojej
natury, wymagającej przebaczenia, Piotr musi zgodzić się, że jego słabe serce jest sercem
„wierzącego grzesznika”. Jego płacz jest ostatnim etapem, który przygotowuje go do misji.
52
Czytając fragment św. Łukasza, rozdział 22, wiersze 60 – 62, znajdujemy tam
następujące zdania: „I w tej chwili, gdy on jeszcze mówił, kogut zapiał. A Pan obrócił się i
spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: „Dziś, zanim
kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz”. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał”.
Są to wersy niezwykłe z uwagi na swoją głębię. Tragedia grzechu doznaje tutaj
odkupienia dzięki bliskości Boga, który kocha, Boga, który w centrum konfliktu pomiędzy
dobrem i złem znajduje się blisko człowieka, dotkniętego grzechem.
4. Oto Pascha /Pańska/, w czasie której przeżywa się zwycięstwo nad lękiem i
niepewnością. Maria Magdalena, Tomasz, uczniowie idący do Emaus zostają pobudzeni do
misji powierzonej im przez Jezusa zmartwychwstałego.
5. Rozmowa Jezusa z Piotrem to dialog zaskakujący. Jest to wzorcowa forma sposobu, w
jaki Bóg ZAWSZE rozmawia z nami, stworzeniami poddanymi słabości.
6. Dobrze znamy rozróżnienie pomiędzy czasownikiem fileo, który wyraża miłość
przyjaźni, czułej ale nie wszechogarniającej, a słowem agapao, które oznacza miłość bez
żadnego dystansu, całkowitą i bezwarunkową. Papież Benedykt XVI w swojej encyklice Deus
caritas est napisał:
Jeśli chodzi o pojęcie miłości przyjaźni (philia), to zostało ono podjęte i pogłębione w
Ewangelii Jana, aby wyrazić relację między Jezusem i Jego uczniami. To pominięcie
słowa eros wraz z nowa wizją miłości, wyrażoną poprzez słowo agape, w nowości
chrześcijaństwa oznacza niewątpliwie coś zasadniczego w odniesieniu do pojęcia
miłości (nr 3).
7. W omawianym dialogu wspomniana nowość wznosi się na nowy poziom. Zauważmy
bardzo znaczące zastosowanie i zakończenie czasowników. Jezus na początku stawia Piotrowi
pytanie: Szymonie… czy miłujesz Mnie (agapas-me)? – w znaczeniu owej miłości
całkowitej, bezwarunkowej (J 21,15).
Pytanie trafia do Piotra po tym, jak przeżył doświadczenie zaparcia się i poznał gorycz
smutku niewierności, krótko mówiąc, przeżył dramat własnej słabości. Jeszcze nie czuje się
na siłach, by wyjść poza granice, jakie postawiła przed nim jego własna historia, i mówi z
pokorą: Panie, Ty wiesz (oidas), że Cię miłuję (filo-se), to znaczy: kocham Cię moim słabym
ludzkim sercem.
8. Chrystus zwraca się do niego ponownie, nalegając: Szymonie, czy kochasz mnie
(agapas-me) tą miłością całkowitą? A Piotr powtarza swoją odpowiedź, taką, jaką może dać
jego pokorne ludzkie serce: Panie, Ty wiesz (oidas), że Cię kocham (filo-se), jak tylko umiem
kochać.
9. Za trzecim razem Jezus mówi do Szymona tylko tyle: Fileis-me? – Kochasz Mnie?
Szymon zasmucił się, że Pan pyta go po raz trzeci. Jego odpowiedź odzwierciedla stan
jego duszy: pojmuje, że Jezus poszukuje tej jego biednej miłości, jedynej, na jaką go stać.
53
Piotr dochodzi do momentu, kiedy czuje się „poznany”, kiedy Jezus dotyka jego wnętrza w
jego aktualnym stanie. Ze strony Jezusa jest to całkowite poznanie duszy Piotra. Dlatego
uczeń odpowiada: Panie, Ty wiesz (oidas) wszystko, Ty wiesz (ghinoskeis), że Cię kocham
(filo-se).
Zauważmy tutaj dwie sprawy:
a. to raczej Jezus przystosowuje się do Piotra, nie odwrotnie!
b. o ile Piotr za pierwszym i drugim razem odpowiada: Oczywiście, Panie, Ty wiesz
(oidas), że Cię miłuję (ww.15 i 16), o tyle za trzecim razem również Piotr, zasmucony,
odpowiada w inny sposób: Panie, Ty wiesz (oidas) wszystko; Ty wiesz (ghinoskeis), że Cię
kocham.
Są to dwa różne czasowniki, ale mówią one wiele o aktualnym stanie duszy Piotra:
apostoł jest przekonany, że Pan nie tylko wie na mocy intuicji, że on, Piotr, Go kocha, ale
także rozpoznaje głębię jego duszy, to, że on, Piotr, stara się ze wszystkich sił pozostać
wiernym tej miłości aż do końca.
Właśnie to Boże przystosowanie się przynosi nadzieję uczniowi, który doświadczył na
własnej skórze bólu niewierności. Stąd rodzi się ufność, która czyni go zdolnym do
naśladowania aż do samego końca.
10. Naśladowanie nie neguje świadomości własnej słabości, jednak ta świadomość nie
tylko nie odbiera mu odwagi, ale służy jako punkt odniesienia. Od tego momentu Piotr uznaje
tylko to, że może liczyć na obecność przy sobie Zmartwychwstałego Pana.
W miejsce łatwego entuzjazmu, jaki pojawił się w czasie pierwszego pójścia za Jezusem,
ukazuje się bolesne doświadczenie zaparcia się, zakończonego płaczem nawrócenia.
Prawdziwe nawrócenie zaczyna się w momencie, kiedy przekonujemy się, że to Jezus
przystosowuje się do naszej słabej zdolności kochania. My natomiast idziemy za Nim właśnie
z naszym bogactwem i obfitością własnego ubóstwa.
11. W pierwszym Liście św. Piotra znajdujemy zdanie, w którym on sam uznaje siebie za
świadka Chrystusowych cierpień i uczestnika tej chwały, która ma się objawić (1 P 5,1).
Pisząc te słowa, Piotr jest już starcem, przygotowującym się do zakończenia swojego
życia, którego pieczęcią będzie męczeństwo. Będzie zatem w stanie opisać prawdziwą radość
i wskazać miejsce gdzie można ją znaleźć: jej źródłem jest Chrystus, w którego się wierzy i
którego się kocha naszą słabą ale szczerą wiarą, niezależnie od naszej słabości. Dlatego
napisze do chrześcijan swojej wspólnoty a także do nas: „Wy, choć nie widzieliście,
miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie, a ucieszycie się
radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary –
zbawienie dusz” (1 P 1,8-9).
ZAKOŃCZENIE
54
To zdecydowane przylgnięcie do Chrystusa nie jest jakąś rzeczą, ale relacją. Jest to
życiowy wybór, który kontynuujemy dzięki naszej woli, wspieranej przez Bożą łaskę. Tak jak
to miało miejsce w historii Piotra, niewiele zrobimy sami, nawet jeśli bylibyśmy wyposażeni
w największą odwagę i najbardziej zdecydowaną wolę. Tylko złączeni ze spojrzeniem
Chrystusa będziemy potrafili wypełnić naszą historię Jego osobą.
Na swoim obrazie przedstawiającym skruchę Piotra malarz El Greco (Domenikos
Theotokopoulos) ukazuje postać Apostoła w postawie pokory, świadomego swego grzechu,
jednak ze spojrzeniem utkwionym w niebo skąd przyjdzie pomoc. Do tej postawy El Greco
dodaje bardzo znaczący szczegół: są to klucze przywiązane do boku. Artysta chce w ten
sposób powiedzieć, że nasza natura, choć słaba, nigdy nie pozbawia nas zaufania, jakie Bóg w
nas pokłada, byśmy mogli kontynuować Jego wezwanie. Stosownie do tego, jak /mocno/
jesteśmy złączeni z Chrystusem, łącząc nasze spojrzenie z Jego spojrzeniem, Jego serce z
naszym sercem, Bóg Jezusa Chrystusa nie przestaje wierzyć nam - swoim umiłowanym
synom.
55
XI. Pokarm na drogę
Podczas drogi, jaką przebywamy w trakcie tych dni, musieliśmy w pewnym
momencie dojść do Eucharystii – misterium, które sprawujemy, tajemnicy, którą mamy żyć i
o której powinniśmy dawać świadectwo. Ale prawda o Eucharystii nie jest tylko zwykłym
„tematem”. Dla nas, salezjanów Księdza Bosko, Eucharystia stanowi „przestrzeń” naszej
misji, „sens” naszej obecności pośród młodzieży i „cel” naszej duszpastersko –
wychowawczej pielgrzymki.
Eucharystia jako źródło
Chciałbym mówić o Eucharystii wychodząc od osoby człowieka wezwanego do
odkrycia, że jest kimś umiłowanym. W naszej kulturze, która odznacza się nastawieniem na
skuteczność i fragmentaryzm, byłoby rzeczą łatwiejszą postrzegać Eucharystię i jej związek z
aktywnością duszpasterską w taki sposób, by mówić, że wywiera ona – Eucharystia – wpływ
na tę drugą: działalność pastoralną. Innymi słowy, interpretować Eucharystię jako źródło,
które ofiarowuje nam jakąś rzecz /dosł. coś/, po to, byśmy mogli uczynić coś innego na rzecz
innych osób.
Postępując drogą tej logiki, którą miałbym ochotę nazwać utylitarystyczną, myślę, że
wszyscy dostrzegamy zagrażające nam niebezpieczeństwo, mianowicie postrzeganie
Eucharystii jako broni czy też narzędzia, którego używamy dla wypracowania dobra.
Inne niebezpieczeństwo polega na istnieniu ryzyka, że jako wychowawcy ukazujemy
Eucharystię /tylko/ jako dobro dla kogoś innego, godząc się, że przechodzi ona obok nas, nie
dotykając naszego serca.
Przed kilku laty na temat tego niebezpieczeństwa wypowiedział się już teolog Pierangelo
Sequeri w artykule zamieszczonym na łamach Avvenire. Wkrótce po ogłoszeniu wiadomości
o Synodzie o Eucharystii, jaki odbył się w roku 2005, Sequeri napisał:
Dowartościowanie soborowego odkrycia Eucharystii jako „źródła i szczytu” domaga się
od nas osłabienia pewnego nieświadomego akcentu utylitarystycznego obecnego w
naszej bieżącej praktyce. Eucharystia nie jest tylko narzędziem służącym wzmocnieniu
naszych dobrze opracowanych inicjatyw. Eucharystia jest celem, nie tylko środkiem27.
Taki sposób patrzenia, który traktuje Eucharystię jako środek, w żaden sposób nie daje
pewności, że dobro użyte i dobro wyprodukowane jest „dobrem prawdziwym”, które
prowadzi do życia. W obliczu takiego niebezpieczeństwa, będącego owocem pewnej
mentalności, którą wszyscy żyjemy, pojawia się konieczność znalezienia odpowiedzi, która
by nie szła po linii poszukiwania rzeczy, jakie należy wybrać, czy też strategii, które należy
zastosować.
27
Avvenire, 13 lutego 2004.
56
Ksiądz Bosko – wychowawca młodzieży
Jeżeli przyjrzymy się głównym założeniom, jakie ks. Bosko zostawił nam w Systemie
prewencyjnym, zobaczymy, że analizując te główne linie odkrywamy ślady bardzo
wyraźnego planu. Dla nas jest rzeczą jasną co ks. Bosko rozumiał pod pojęciem „osoby”.
Spróbuję to wyjaśnić przywołując komentarz do pewnego niezwykłego wydarzenia, o
jakim wspomina ks. Braido w jednym ze swoich ostatnich dzieł. Pisząc na temat
„wyjątkowości pedagogicznej księdza Bosko” w rozdziale 6 swego dzieła „Zapobiegać nie
karcić” (Prevenire non reprimere) ks. Braido odwołuje się do
żałobnego przemówienia, jakie w dniu 1 marca 1888 roku wygłosił arcybiskup Turynu
kard. Gaetano Alimonda.
Według naszego mówcy, wychowanie „to pierwszy sektor, w którym ks. Bosko ukazuje
się jako wielbiciel wieku XIX, razem z uznaniem jakie ma dla „kultury robotniczej” i „dzieła
pracy”, ducha związkowego i cywilizacji mniej zaawansowanych narodów. „Ks. Bosko, który
nie pomija niczego z pedagogicznych odkryć, idzie jeszcze dalej: nie ma problemu z metodą,
umie rozwiązać sprawę zasad. Do naturalnej emocjonalności wprowadza jako siłę
przewodnią element religijny, do wiedzy włącza miłość. Dlatego jest wielbicielem
pedagogii”/dosł.: ubóstwia pedagogię, przyp. tłumacza/28.
Cytuję ten fragment ks. Braido, ponieważ pozwala on zobaczyć, jak w przypadku księdza
Bosko jego sposób rozumienia zadania wychowawczego, jego metodologia, jak mówimy
dzisiaj, czerpie pokarm z Bożego źródła. Ks. Bosko prowadzi działalność, ponieważ żyje
owym wymiarem duchowym, którym się karmił.
Potrzeby człowieka z jednej strony, z drugiej strony zaangażowanie wychowawcze
podejmowane po to, by wyjść naprzeciw tychże potrzeb, tłumaczą się w obrębie mistycznej
„przestrzeni”, która szanuje to, co ludzkie, poprzez otwarcie na to, co Boże, transcendentne.
Innymi słowy, dla księdza Bosko głównym wyzwaniem było nie tyle „jak” wyjść
naprzeciw ludzkim potrzebom, ile jakie jest „źródło” i jakie są „zasady”, które pobudzają to
działanie. Będą one tym co następnie wskaże drogę postępowania, owo „jak”.
Rzeczą naglącą jest zrozumienie powyższego stwierdzenia księdza Braido właśnie z
uwagi na jego (stwierdzenia) konsekwencje osobowe i duszpasterskie. Zdarza się często, że
naszą pierwszą troską w wychowaniu młodzieży jest to, by dać jakąś odpowiedź – tak jakby
rozwiązanie było ważniejsze niż potrzeba. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że tak
postępując stajemy się ofiarami religijności, która kieruje się hasłem „użyj i wyrzuć”.
28
P. Braido, Prevenire non reprimere. System wychowawczy księdza Bosko /LAS, Roma 1999/;
cytat z przemówienia kard. Alimondy znajduje się w dziele Jan Bosko i jego czasy. Uroczystości
żałobne w 30. dniu po śmierci w kościele Maryi Wspomożycielki w Turynie, 1 marca 1888.
Przemówienie kard. Arcybiskupa Kajetana Alimondy /Turyn, Drukarnia salezjańska, 1888, s.11/.
Podkreślenia autora.
57
Eucharystia a ks. Bosko
Jeżeli powiemy, że dla księdza Bosko Eucharystia była źródłem aktywności
wychowawczej, potwierdzimy wielką i fundamentalna prawdę. Wszyscy zgadzamy się co do
centralnej roli jaką jej przyznawał ks. Bosko. Ks. Aldo Giraudo w swoim bardzo
interesującym opracowaniu tego tematu zachęca do sprawdzenia, czy to fundamentalne
przekonanie jest ważne jeszcze dzisiaj:
Rzeczą znaną jest ważność roli, jaką ks. Bosko przypisywał Eucharystii w rozwoju
duchowego życia młodzieży i w formacyjnym środowisku salezjańskim. Można pytać, czy ks.
Bosko, w wymiarze duszpasterskim, miał swój własny sposób na zbliżenie się do Eucharystii.
I czy dzisiaj mógłby nam coś zasugerować jako właściwy dla siebie element swojego
dziedzictwa duchowego29.
Refleksja ks. Giraudo zapoczątkowuje badanie kontekstu pobożności eucharystycznej
księdza Bosko. Następnie przedstawia rdzeń, wokół którego zarówno wymiar miłości jak i
pobożności, jaką ks. Bosko otaczał Eucharystię, przemieniają się w projekt duszpastersko –
wychowawczy:
Prawdopodobnie specyfiki /tego spojrzenia/ nie należy określać zwyczajnie w jego treści
obiektywnej ani też według stosowanych określeń czy akcentów, ale według jego żywej
świadomości, że jest kapłanem, który ma szczególną misję formatora i przewodnika
duchowego młodzieży, oraz w ścisłym związku z jego propozycją formacyjną30.
Jest rzeczą przydatną podkreślenie słów ks. Giraudo, ponieważ myślę, że streszcza się w
nich główny punkt wyzwania przed jakim stajemy dzisiaj. W tych kilku zdaniach, podobnie
jak w przypadku refleksji ks. Braido, znajdujemy na poziomie bardzo osobistym wezwanie do
zbadania, czy również dla nas, w obecnym czasie, ten specyficzny element mieści się w
naszej „żywej świadomości”, że jesteśmy osobami konsekrowanymi „ze specjalną misją
formatorów i duchowych przewodników młodzieży”?
Przyciągająca moc tajemnicy Eucharystii, z całym dynamizmem, jaki ona wyzwala,
ujawnia się w połączeniu wychowawcy i pasterza.
A zatem Eucharystia nie oznacza jakiejś „innej” siły czy narzędzia, które służy
wspomaganiu. Rzeczywistości Eucharystii doświadczamy wtedy, kiedy jest ona źródłem,
które formuje i przekształca. Żyjemy Eucharystią wtedy, kiedy jest ona dynamizmem, który
równocześnie pociąga ku miłości i pobudza do miłującej ofiarności. Przeżycie eucharystyczne
‘przemienia’ wychowawcę i jego wychowawczą działalność w doświadczenie, które
nieustannie traktuje czas i historię jako scenariusz codzienności. Eucharystia ukazuje ludzki
horyzont jako przestrzeń, która obejmuje transcendencję.
29
30
A. Giraudo: „Jestem przekonany, że Bóg naprawdę wziął w posiadanie twoje serce” –
Duchowość eucharystyczna, emocjonalna i życie cnotliwe w perspektywie ks. Bosko w
Zeszytach Duchowości Salezjańskiej – Nuova Collana 4 /LAS, Roma 2005, s.66 – 83/.
Podkreślenia autora.
58
Wydaje mi się ważne zacytować ponownie ks. Giraudo, który pod koniec swojego
artykułu zostawia nam drogę refleksji nie do pominięcia:
Ks. Bosko, z racji swojej formacji i doświadczenia, jest przekonany, że z mocy
Eucharystii, delikatnie wspomaganej, płyną potężne energie służące wewnętrznemu
odrodzeniu i przemianie tak wewnętrznej jak i zewnętrznej, siły zdolne poprowadzić do
dojrzałości i uświęcenia. Tego nadzwyczajnego efektu może doświadczyć nie tylko ktoś, kto
miał rzadkie szczęście wychowywać się i wzrastać w cnocie już od młodości, jak Dominik
Savio, ale także większość osób, to znaczy ci, którzy chociaż znaleźli się „w
niebezpieczeństwie wejścia na smutną ścieżkę zła”, otrzymali pomoc, jak Michał Magone,
aby odpowiedzieć na wewnętrzny głos Pana, który wszystkich wzywa do naśladowania…
Oto przesłanie, które nam powierza ks. Bosko i które nakazuje nam dokonać poważnej
rewizji naszych schematów myślowych i naszej praktyki wychowawczej31.
Również i my, w naszych czasach, spotykamy naszych różnych Dominików Savio i
Michałów Magone. W pewnych sytuacjach być może mamy do czynienia więcej z tymi
drugimi niż pierwszymi. Mimo wszystko pozostaje faktem, że nie możemy nikomu
przesłaniać centralnej roli Eucharystii, która jest źródłem naszej bliskości wobec nich, jak
również tym, co jest dla nich źródłem radości i wewnętrznego pokoju.
Różana i ciernista aleja
W jednym ze swoich dzieł dotyczących Eucharystii Olivier Clement przeprowadza
refleksję nad Eucharystią jako najważniejszym doświadczeniem i potwierdza jej coraz
większą aktualność dla życia w Chrystusie. Czyni to używając bardzo aktualnego języka,
bardzo też bliskiego naszej tradycji salezjańskiej. Mówi o sercu jako Bożej przestrzeni,
obszarze, na którym panuje łączność pomiędzy rozumem i sercem, to znaczy mówi o tym, co
my nazywamy „łaską jedności”. Pisze tak:
Życie duchowe jest w istocie posiadaniem świadomości mocy zmartwychwstania, którą
przekazuje nam Eucharystia. Karmi ona zalążek ciała chwały /znajdującego się/ w naszym
najgłębszym wnętrzu, które Biblia i starożytni asceci nazywali „sercem”. Życie ascetyczne to
związek rozumu i serca, świadomość obecności w nas życia Bożego, walka w celu usunięcia
przeszkód, które sprzeciwiają się wzrastaniu w nas Chrystusa. Tak rozumiana duchowość
objawia w ludziach i w rzeczach tajemnicę sakralną, którą winniśmy wyzwalać, aby
przywrócić obecność chwały /dosł.: położyć kres jej wygnaniu/.
W ten sposób Clement, wykorzystując patrystyczne słownictwo wschodnie, dotyka
fundamentalnej prawdy działania wychowawczego. Wszyscy zgadzamy się co do faktu, że
sekretem księdza Bosko był związek pomiędzy rozumem i sercem: rozumem, który
przepełniało uczucie, i czułością, która była rozumna. Myślę też, że wszyscy zdajemy sobie
sprawę, iż w środowiskach coraz to bardziej naznaczonych fałszywą wizją miłości i
nihilistyczną wizją rozumu, naszym wkładem jest synteza budowana na największym
misterium miłości – na Eucharystii. Jest to synteza, która prowadzi do coraz większego u
31
Tamże.
59
wolnienia serca od przeszkód emocjonalnych i rozumu od przeszkody jaką jest utylitaryzm
(stawianie na skuteczność), od zniewolenia serca i ograniczeń rozumu.
A jednak, jeżeli taka jest zachęta, nikt z nas nie przeczy, że droga jest niełatwa. Nie
powinniśmy się łudzić co do naszego własnego entuzjazmu.
Naszą drogą do przebycia jest owa aleja różana, o której mówi nam ks. Bosko. W miarę
upływu czasu wydaje mi się, że kolce nie zniknęły, podobnie jak nie brakuje tych, którzy
opuszczają szeregi, chociaż wyruszyli w drogę, ale nie czują się na siłach, by ją ukończyć.
Jesteśmy współczesnymi towarzyszami księdza Bosko na tej alei, równie pięknej co trudnej.
Stajemy wobec tych samych wyzwań, tych samych kolców i tych samych odejść z owej
zawsze aktualnej alei różanej.
Drugi fragment z Clementa ukazuje nam realistyczną wizję tej wędrówki, ukazanej,
można powiedzieć, w duchu /porównania/ z aleją księdza Bosko. Nasz autor mówi o takim
kontekście ludzkiego życia, w którym z jednej strony uznaje się potrzebę pokrzepienia się w
Bogu, ale z drugiej strony nie można zaprzeczyć istnieniu własnej słabości. Odwołując się do
św. Piotra, w którym jest i słabość, i miłość, Clement pisze, że także Kościół ma dwa aspekty:
z jednej strony posiada swoją głębię sakramentalną, której centrum jest Eucharystia i która
sprawia, że Kościół jest nieskończenie świętym rozdawcą miłości mocniejszej niż śmierć, ale
z drugiej strony jest w nim jego wymiar ludzki, pod wpływem którego nasza uśpiona,
zniekształcona wolność nakłada na Ducha rodzaj dziwnego upokorzenia. Jest to historia
ludzkich wierności i niewierności, w których jednakże absolutna wierność Boża w
Eucharystii stale odbija swoje echo w „złotych więzach” świętości, często ukrytej lecz nigdy
nieprzerwanej32.
Wahadło naszej historii porusza się pomiędzy tymi dwoma biegunami. Boże
wezwanie, mocne i delikatne, pozostaje tam zawsze jako wołanie, które oczekuje na
wysłuchanie i przyjęcie w owej intymnej przestrzeni stworzonej przez samego Stwórcę,
przestrzeni, którą tylko On może wypełnić i uczynić w pełni satysfakcjonującą. Eucharystia
dla każdego z nas pozostaje – aż do końca – prawdą, która mówi mi, kim jestem, kim chcę lub
nie chcę być.
Zakończenie
Rozpocząłem tę refleksję cytując artykuł Pierangelo Sequeri. Chciałbym ją zakończyć
innym cytatem z tego samego artykułu:
Przesłanie Synodu Biskupów, poza Kongresem Eucharystycznym, wskazuje na wolę
szczególnej koncentracji współczesnego Kościoła na punkcie, który decyduje o jakości jego
działań i który stanowi o różnicy w określaniu jego obrazu. Chodzi o coś innego niż
urządzanie ceremonii i sprawy zakrystii. Nie wystarczy dowartościować centralne miejsce
32
O. Clement, Anacronache /Jaca Book, Milano 1992/ ss.93 – 96.
60
Eucharystii Pańskiej. Chodzi głównie o to, by nadać jej znaczenie elementu strategicznego w
życiu Kościoła i jego misji w dzisiejszym czasie33.
ORATIO
Panie Jezu Chryste, pozwól nam wszystkim tak postępować, by nasze przeżywanie
Eucharystii dojrzewało jako podstawowe doświadczenie, z którego będzie wynikać nasze
życie i nasza działalność duszpasterska. Utwierdź nas w postanowieniu bycia osobami
eucharystycznymi, które z odwagą i duchem proroczym będą umiały przedstawić propozycję
powołaniową naszej młodzieży. Amen.
Zakończenie
Klasycznym zakończeniem wielu rekolekcjonistów jest stwierdzenie, że wartość
rekolekcji rozpoczyna się przekładać na życie w momencie, kiedy same rekolekcje dobiegają
końca. Jest to prawda, która pobudza nas do tego, by zastanowić się, w jaki sposób możemy
najlepiej żyć duchem tych dni. Dla wielu młodych poszukujących osób autentyczne
świadectwo religijności jest coraz to milej widzianą ofertą, którą się z nimi dzielimy.
Świadectwo zakorzenione w sercu każdego z nas, które jest zdolne przekazać radość
cechującą człowieka. Radość, którą my, salezjanie, nazywamy „wesołością” (allegria), która
przemawia do drugiego człowieka, ponieważ mówi o Bogu. Jest to „wesołość”, która
odzwierciedla i przekazuje świętość: u nas świętość polega na byciu wesołym.
Złożony charakter dzisiejszej kultury nie pozwala mniemać, że do podjęcia ewangelizacji
wystarczy samo zatroskanie o przekazanie ‘orędzia’. W swojej refleksji nad kulturą
młodzieżową jezuita Michael Paul Gallagher pisze, że wspomniany przekaz musi liczyć się z
warunkami i sytuacjami, które mają rzeczywisty i realny związek z chrześcijańską wizją
życia. Każe to nam podjąć refleksję nad naglącą potrzebą by wspólnota zakonna, w naszym
przypadku, była nosicielem i świadkiem wizji alternatywnych.
Wszyscy wiemy, że jest to jedynym najważniejszym miernikiem, jeżeli chcemy uczciwie
podjąć dyskusję na temat przeciętności, tak otwarcie promowanej przez panującą kulturę.
Wartościowa wizja życia czerpie swoją siłę nie tyle z przekazywanych i powierzanych prawd,
ile z doświadczenia i świadectwa, które przedstawia i podtrzymuje34.
To wezwanie do autentyczności jest dla nas drogą do dzielenia się świętym i zdrowym
życiem. Biorąc uczciwie pod uwagę oraz mądrze odczytując wszystko co się zdarza wokół
nas, jako wychowawcy i duszpasterze nadal wierzymy, że również dzisiaj jest czas łaski, czas
Boży. Jako salezjanie nadal mocno bierzemy sobie do serca krzyk wielu młodzieńców i
chłopców, którzy w sytuacji pustki i braku perspektyw na przyszłość proszą nas, byśmy ich
nie opuszczali. Proszą nas, byśmy pozostali z nimi, aby dawać im poczucie sensu, światło i
moc.
33
34
Avvenire, 13 lutego 2004.
M.P. Gallagher, Clashing of Symbols /Darton Longman and Todd, 2003/, zob. rozdz.11: Cultural
Consciousness in Faith Ministry
61
To wszystko będziemy mogli uczynić tylko wtedy, jeśli pozwolimy się wypełnić wiarą w
Zmartwychwstałego. Tak jak kiedyś do Piotra, tak i dzisiaj do nas wszystkich, którzy
stanowimy część Jego Ciała Mistycznego, Jezus kieruje na nowo pytanie o miłość, aby
następnie wezwać nas do naśladowania Go. Ten zmysł wiary, sensus fidei, nadal ożywia
poczucie, że jesteśmy Kościołem, posiadamy sensus Ecclesiae, dla powszechnego dobra.
Nasz współbrat Sabino Palumbieri, w jednej ze swoich publikacji, podsumował to bardzo
dobrze pisząc:
Kościół jest wspólnotą Zmartwychwstałego:
ponieważ powołał go Zmartwychwstały;
ponieważ głosi Zmartwychwstałego;
ponieważ oczekuje Zmartwychwstałego;
ponieważ żyje Zmartwychwstałym.
Kościół wie, że Chrystus żyje. I że chce, byśmy i my żyli. Wie, że Bóg powiedział „tak”
dla życia w swoim zmartwychwstałym Synu. Pascha jest absolutnym Bożym „tak” dla życia.
„Tak” dla radości, niezależnie od twardych warunków.
„tak” dla nadziei, niezależnie od wszelkiego okrucieństwa.
„Tak” dla miłości, niezależnie od wszelkich ograniczeń.
„Tak”, jak u Maryi, niewiasty Paschy35.
Rozpocząłem pisanie tych stron od krótkiego komentarza do tytułu: Światło miłości.
Chciałbym je teraz zakończyć cytatem, który podsumowuje przebytą drogę. Drogę przeżytą
pod sztandarem takiej miłości, która jest miłością radosną, zaczerpniętą z dziedzictwa, które
nam powierzył nasz Ojciec i Nauczyciel ks. Bosko. Cytat pochodzi od Albino Lucianiego,
który miał zostać papieżem pod imieniem Jana Pawła I. W liście skierowanym do św. Teresy
z Lisieux, w którym cytuje także św. Dominika Savio, Papież Luciani napisał:
Tereso, miłość, którą kierowałaś ku Bogu (i ku bliźniemu z uwagi na miłość Boga), była
rzeczywiście godna Boga. Taka też winna być nasza miłość: być jak ogień, który karmi się
wszystkim, co w nas jest wielkie i piękne; wyrzeka się wszystkiego, co jest w nas
buntownicze; być jak zwycięstwo, na którego skrzydłach wznosimy się jako dar składany u
Bożych stóp.
ORATIO
Prośmy, aby Pan Jezus królował w sercu każdego z nas, oświecał nasz rozum i kierował
nasze kroki na takie pastwiska, na których panuje wielkie pragnienie i wielki głód Boga.
35
S. Palumbieri, Dobra nowina dla ciebie. Wprowadzenie do radosnego chrześcijaństwa /Ed.
Paoline, Milano 2003/ s.106 – 107.
62
Abyśmy tak jak ks. Bosko byli dzisiaj podobnymi do niego autentycznymi wychowawcami i
pasterzami, z radosnym przekonaniem oddawali się posłudze młodzieży, idąc z nimi drogą do
Emaus, z cierpliwą miłością słuchali słów o ich rozczarowaniach, po to, by dzielić się z nimi
Dobrą Nowiną – Jezusem Chrystusem. Amen.
63
Download