FABIO ATTARD SDB ŚWIATŁO MIŁOŚCI NAUKI REKOLEKCYJNE Łódź, 14-19 października 2013 r. 1 Spis treści Wstęp I. Wy jesteście solą ziemi – Mt 5,13-16 II. Smak i światło Boga III. Będziesz miłował Pana Boga swego – Mt 22,34-40 IV. Miłość jest językiem Boga V. Nauczycielu, gdzie mieszkasz? – J 1,35-42 VI. Chodźcie, a zobaczycie VII. Jeśli ktoś chce być pierwszy – Mk 9,30-37 VIII. Największy w Królestwie niebieskim IX. Ja jestem Dobrym Pasterzem – J 10,11-18 X. Czy miłujesz Mnie? – J 21,15-19 XI. Pokarm na drogę Zakończenie 2 WSTĘP Rekolekcje są zawsze okazją, aby usłyszeć pytania, które znajdują się w głębi serca. Ufam, że każda osoba, która przeżywa ten czas, podziela to zasadnicze przeświadczenie: w szczerym poszukiwaniu jest obecny Pan Jezus. To Jego właśnie usiłujemy znaleźć, a znalazłszy odkrywamy, że także Jezus szuka nas, oczekując naszego 'tak'. Przeżywane rekolekcje kierują się tym przeświadczeniem i pragną być wyrazem tego podwójnego poszukiwania. Z jednej strony mocnego pragnienia ludzkiego serca, a z drugiej – stopniowego odkrywania, że także my jesteśmy nieustannie poszukiwani przez Boga. Chciałbym, aby tytuł, który wybrałem – Światło Miłości – ujmował syntetycznie to wszystko, czym pragnę się podzielić: kiedy doświadczamy Boga Jezusa Chrystusa, odkrywamy Boga, który jest Miłością, z nami, dla nas, w nas – Deus Caritas est. Taki jest cel, który nas przyciąga i daje nam nadzieję. Podążając w kierunku tego celu, zostajemy ubogaceni owym światłem, które, jakkolwiek potwierdza, że jesteśmy słabi, to jednak w końcu pomaga nam doświadczyć tego, że jesteśmy kochani przez Boga, który staje się obecny wśród nas w Osobie Jezusa Chrystusa. Fragmenty Ewangelii, które nam towarzyszą, są niczym latarnie oświetlające naszą drogę. Nasza droga jest bardzo prosta: każdy fragment Ewangelii jest przedstawiony w formie lectio divina. Pozwólmy, aby Słowo stało się łamanym chlebem, pokarmem życia dla nas – pielgrzymów – poszukujących takiego oparcia, które nie jest ani przejściowe, ani powierzchowne. Po każdej lectio divina następuje refleksja, która, bazując na temacie lectio, jednocześnie go rozwija posiłkując się współczesnymi autorami i świadkami. Przyznałem uprzywilejowane miejsce naszemu Ojcu i Nauczycielowi, Księdzu Bosko. Jemu i temu wszystkiemu, co Zgromadzenie Salezjańskie ofiaruje nam poprzez 26 Kapitułę Generalną, zarezerwowałem – rzec można – miejsce w pierwszym szeregu. Poza tym starałem się podzielić refleksjami i pismami tych autorów, których życie jest świadectwem miłości do Jezusa Chrystusa. Ich świadectwo pobudza nas do tego, aby nasze życie, w swojej codziennej prostocie, mogło stać się światłem miłości dla tylu dzieci, młodzieży i dorosłych, których Pan Jezus pozwala nam spotkać na naszej drodze. Modlę się do Pana, aby te stronice były nośnikami Jego światła i miłości. 3 I. Wy jesteście solą ziemi Mt 5, 13-16 W owym czasie Jezus powiedział do swoich uczniów: «Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie». Lectio Fragment, który mamy przed sobą, następuje bezpośrednio po perykopie o błogosławieństwach. O ile Błogosławieństwa stanowią program dla tych, którzy pragną naśladować Chrystusa: Drogę, Prawdę i Życie, o tyle nasz dzisiejszy fragment wyjaśnia, z jakim nastawieniem należy ten program przeżywać. Nie możemy żyć Błogosławieństwami z sercem bez smaku. Nie możemy być nosicielami światła, jeśli nasze serca są zgaszone. Fragment jest zbudowany wokół dwóch elementów uważanych za nieodzowne w codziennym życiu w czasach Jezusa: sól, która nie tylko daje smak, lecz umożliwia także zachowanie na długo niektórych pokarmów, ma zdolność oczyszczania i leczenia. Będąc cennym dobrem, sól bywała także używana jako moneta wymienna, jako zapłata: sól = płaca.1 Drugim elementem jest światło. W czasach, w których życie czynne było z konieczności złączone z rytmami solarnymi, brak światła oznaczał brak aktywności, królestwo ciemności, niezdolność do poruszania się, kroczenia naprzód. Meditatio Wy jesteście solą ziemi W tym zdaniu zwróćmy uwagę na to, że Chrystus nie mówi nam, kim powinniśmy się stać lub kim powinniśmy być. Tutaj Chrystus objawia nam, 'kim jesteśmy', aktualny stan naszego bytowania. Słowa Chrystusa dotykają tego, co zwykle nazywamy naszą tożsamością. Wobec programu Błogosławieństw nie zaprasza się nas, abyśmy zajęli jakąś pozycję wygodnej neutralności, jak gdyby niepodjęcie decyzji było jedną z realnych możliwości. Przeciwnie. Chrystus zaprasza mnie do przyjęcia postawy czujności, abym mógł stać się tym, do czego zostałem powołany. Bycie czujnym w odniesieniu do tego wszystkiego, zakłada moje bycie żywym wobec Tego, który mnie kocha. Ujmuje to dobrze teolog Bruno Forte pisząc o sobie samym: nazywam się Bruno Forte, jestem teologiem, profesorem Teologii i, jak widzicie, kapłanem. Lecz kim jestem naprawdę? Jestem „żebrakiem nieba”, człowiekiem – ujmując to słowami Jacquesa Maritaina – który ma jedno ucho przyłożone do ziemi, aby uchwycić jej ukryte kiełkowanie, a drugie ucho nasłuchujące nieba. Chodzi więc o takiego człowieka, który trudzi się, aby połączyć te dwa nasłuchiwania: być wiernym tej historii, tej ziemi, którą kochamy, a jednocześnie być wiernym Innemu, Nieznanemu, Obcemu, który stał się żyjącym w spotkaniu, jakie w wierze przeżyłem z Nim. Tak, ponieważ jestem człowiekiem, który myśli, który odczuwa silne pragnienie poszukiwania, pasję stawiania pytań. Lecz jestem także człowiekiem, który został zdobyty w pewnym momencie swojego życia przez Kogoś 1 J. polski nie oddaje gry słów w j. włoskim: sale = salario (od tłumacza). 4 Innego, przez doświadczenie Boga żyjącego. A to nie ujęło mi wcale trudu myślenia, przeciwnie, chciałbym rzec, że jeszcze go zwiększyło2. Bycie solą ziemi, pełną smaku, czyni nas żywymi dla nas samych, dla Boga, który nas miłuje, a jednocześnie ożywiającymi dla innych. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolicie? Wobec realnej prawdy bytu bliskie jest niebezpieczeństwo, że taka prawda może stać się utraconą możliwością. Brak zainteresowania wielkimi i realnymi możliwościami prowadzi mnie do stawienia czoła nicości i pustce. Spoglądając wokół nas, uświadamiamy sobie dobrze, że wielokrotnie brak skoku jakościowego w życiu – duchowym, salezjańskim, ludzkim, intelektualnym – prowadzi do pustki egzystencjalnej, która staje się nie do zniesienia. Jeśli stracimy smak, jeśli stracimy styl bycia osobami konsekrowanymi, jeśli zabraknie radości z bycia synami Księdza Bosko, to co wypełni sensem nasze serce? Wobec świata, który zagubił pamięć o swoim Stworzycielu, jakżeż moglibyśmy – jako osoby konsekrowane – pozostać głusi na krzyk tylu młodych, którzy, niczym zabłąkane sieroty, poszukują sensu? Filozof francuski René Girard, komentując obecne czasy, łączy je z wymiarem religijnym, który coraz bardziej staje się 'zapomniany' i 'spychany na dalszy plan'. Girard twierdzi, że tam, „gdzie ZANIKŁA RELIGIA, TAM ROZPOCZĄŁ SIĘ PROCES ROZKŁADU”3 To nie może i nie powinno pozostawić nas obojętnymi! Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wybory, których wszyscy dokonujemy, nie są obojętne: mają konsekwencje nie tylko dla nas, lecz także dla osób, które Pan pozwala nam spotkać. Przed każdym z nas, poprzez nasze wybory, rysuje się możliwość „bycia” i „nie bycia”. Osiągnięcie stanu „bycia niczym”, „bycia nikim”, w ostatecznych rozrachunku, to mój wybór. Stawia mnie to przed wielką odpowiedzialnością, a jednocześnie budzi moją czujność wobec niebezpieczeństw. Chodzi o odpowiedzialność w tym znaczeniu, że moje pozwolenie na bycie pociągniętym przez „nicość” i przez „bezsens” ma swój początek wewnątrz mnie, aby z kolei oddziaływać na życie tylu osób, młodzieży i dzieci, które Pan pragnie spotkać poprzez mnie. Z drugiej strony, świadomość tej samej odpowiedzialności może zachęcić mnie do codziennych, małych wyborów na korzyść takiego świadectwa, poprzez które nawet moje milczenie woła głośniej od moich słów. Wy jesteście światłem świata Obraz światła jest bardzo mocny, ponieważ był także symbolem pełnym znaczenia dla pierwszych chrześcijan. W Ewangelii według św. Jana znajdujemy obraz światła już w Prologu: „W nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1,4-5). Światło, życie, blask, lecz także ciemności i odrzucenie. Słowa, które brzmią jak barwy obrazu, na którym rozgrywa się konflikt między dobrem i złem. W tej samej Ewangelii znajdujemy także temat światła w konfrontacji Jezusa z Faryzeuszami, podczas której Jezus mówi o sobie samym: „Ja jestem światłością świata. 2 3 „Ateizm i Chrześcijaństwo”, w: Il Grillo, 7 stycznia 1998. Zaczerpnięte z: Il Foglio z 21 marca 2006. 5 Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12). I także tutaj te same sugestywne obrazy, połączone zarazem z naśladowaniem Chrystusa. W rozdziale 12 Ewangelii według św. Jana odnajdujemy następujące mocne zdanie: „Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości” (J 12,35-36). Jak zauważamy, u św. Jana temat światłości jest stale obecny w powiązaniu z decyzją, którą trzeba podjąć. Nie posiada się światłości jako trofeum, lecz jako wezwanie do odpowiedzialności. Także św. Paweł używa obrazu światła mówiąc o zadaniach chrześcijan: „Czyńcie wszystko bez szemrań i powątpiewań, abyście się stali bez zarzutu i bez winy jako nienaganne dzieci Boże pośród narodu zepsutego i przewrotnego. Między nimi jawicie się jako źródła światła w świecie. Trzymajcie się mocno Słowa Życia” (Flp 2,14-16). A w Drugim Liście św. Piotra czytamy: „«To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie». I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej. Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach” (2Pt 1,17-19). Warto zauważyć, jak odwołanie się do doświadczenia Przemienienia, które wówczas nie zostało pojęte ani dostrzeżone, teraz przywołuje także element światła jako źródła i mocy naszej nadziei. Światło jest obrazem Chrystusa i jest także naszym obrazem w takim stopniu, w jakim my należymy do Niego! Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie mogę uwolnić się od mojej odpowiedzialności. Nie mogę pozostać neutralny wobec powołania. Sam fakt, że należę do Chrystusa, jest zaproszeniem do życia. Tylko w radosnym doświadczeniu odpowiedzialności przeżytej z pogodą ducha zawiera się prawdziwe piękno życia. W osobistym doświadczeniu nawrócenia, Simone Weil mówi o swoim kierowniku duchowym, który towarzyszy jej na drodze poszukiwania miłości Boga. O tym swoim kierowniku tak pisze: „Lecz największe dobrodziejstwo, które od Księdza otrzymałam było innego porządku: zdobył Ksiądz moją duszę miłością, której nie poznałam nigdy przedtem i w ten sposób ofiarował mi Ksiądz najmocniejsze i najczystsze źródło inspiracji, jakie można tu na ziemi znaleźć. Ponieważ nic bardziej od przyjaźni z przyjaciółmi Boga nie może utrzymać naszego spojrzenia zwróconego do Boga ze stale rosnącą intensywnością”4. Co za piękna i prawdziwa refleksja rewolucjonistki na temat drogi poszukiwania Boga. Kobiety, która potrafiła siłą intelektu przyzwolić na to, aby otrzymać światło wiary jak deszcz na wyschniętą ziemię. I do niej to światło wiary dotarło poprzez świadectwo kapłana. Oczywiście, zadajemy sobie pytanie, do ilu młodych docieramy, czy też możemy dotrzeć, jeśli także my przyjmiemy zaproszenie św. Pawła skierowane do Filipian: „bądźcie bez zarzutu i bez winy jako nienaganne dzieci Boże pośród narodu zepsutego i przewrotnego. Między nimi jawicie się jako źródła światła w świecie. Trzymajcie się mocno Słowa Życia” (Flp 2,15-16). 4 S. Weil, Oczekiwanie na Boga. Okazać posłuszeństwo czasowi (Rusconi, Milano 1996). 6 Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tylko żyjąc w świetle mogę je przekazywać. Jeżeli natomiast moje życie rozwija się jako życie puste, fragmentaryczne, wówczas moje świadectwo jest znakiem, który blokuje i nie przekazuje światła. W ten sposób nie tylko ja sam tracę, lecz poprzez ten brak przekazu brakuje także światła dla tych, do których jestem posłany. Temat światła jest istotny nie tylko dla literatury biblijnej, lecz i późniejszej. Jeden z pierwszych ojców Kościoła, Ireneusz pisze: „jeśli widzenie światła oznacza, że jesteśmy w świetle i ogarnia nas jego blask, podobnie wiedzenie Boga oznacza, że jesteśmy w Nim i uczestniczymy w Jego splendorze, który ożywia”. Tym światłem dla nas jest Chrystus. Jak również to sam Chrystus jest Życiem, Świętością, Miłością, nieskończoną Dobrocią. W życiu salezjańskim, w którym jesteśmy wezwani do bycia przekazicielami pozytywnego znaku dla naszej młodzieży, zaproszenie, by nie ukrywać światła pod korcem, nie jest tylko jedną z wielu propozycji. Jako synowie światłości jesteśmy dla naszej młodzieży promieniowaniem miłości Chrystusa, odbiciem jego miłości miłosiernej i światłem Ducha Świętego. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby wiedzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. W naszej tradycji salezjańskiej droga, którą przemierzamy wspólnie z odbiorcami naszego posłannictwa nie jest jakąś przygodną przestrzenią. Jest to pielgrzymka, w której poprzez nasze świadectwo i nasze zaangażowanie wychowawcze sprawiamy, że staje się widoczna miłość Boga do naszej młodzieży. Możemy zakończyć słowami Księdza Bosko „Dla was studiuję, dla was pracuję, dla was żyję, dla was jestem gotowy także oddać życie” (Don Ruffino, Kronika Oratorium, ASC 110, zeszyt 5, str. 10). To oznacza, w istocie, dla nas salezjanów bycie światłem, które widzą młodzi. Takie działanie sprawia, że rozpoczyna się wewnątrz ich serc proces nawrócenia. A to staje się ostatecznym celem tego wszystkiego, kim jestem i co robię. Oratio Pan nasz Jezus Chrystus przyjmując od nas nasze ciało stał się i był nazywany lampą... Słowo nazywa siebie samego lampą, ponieważ, będąc Bogiem z natury, stało się Człowiekiem, aby rozdzielać swoje światło. Ono swoją mocą i mądrością rozproszyło, jak to czyni słońce, wszelką mgłę ignorancji i występku, a tych, którzy z Nim idą, prowadzi po drodze sprawiedliwości i Bożych przykazań. Strzeżmy się więc przed stawianiem pod korcem lampy, którą zapalamy przez kontemplację i konsekwentne praktykowanie Słowa Bożego, tzn.: nie gaśmy jego potężnej energii, która daje światło i poznanie. Św. Maksym Wyznawca 7 II. Smak i światło Boga Smak i światło to dwa tematy, o których mówiliśmy w lectio. Rozważaliśmy je w bardzo osobistym i głębokim kontekście wiary. Chciałbym tego popołudnia użyć wzorca smaku i światła wychodząc od tych, którzy są nosicielami tych elementów. Chciałbym mianowicie mówić o nas – salezjanach – którzy jesteśmy, lub przynajmniej powinniśmy być, nosicielami nowości dla odbiorców naszego posłannictwa. Konstytucje już w drugim artykule dotykają tego tematu bycia znakami i nosicielami. A czynią to wychodząc od doświadczenia wspólnotowego kierującego się szczególnym projektem apostolskim: My, Salezjanie Księdza Bosko tworzymy wspólnotę ochrzczonych, którzy, posłuszni wezwaniu Ducha Świętego, pragną przez określoną formę życia zakonnego realizować program apostolski Założyciela: być w Kościele znakami i nosicielami miłości Bożej do młodzieży, zwłaszcza uboższej. Powołani do dzielenia się żywym doświadczeniem Wychodząc od naszego własnego doświadczenia zgodzimy się wszyscy, że nikt nie daje tego, czego nie ma. Nie mogę dzielić się z innymi tym, co do mnie nie należy. Tę elementarną prawdę gotowi jesteśmy bronić na wszystkich polach – intelektualnym, kulturowym, filozoficznym, nawet teologicznym. A jednak wydaje mi się, że, kiedy mamy zastosować tę prawdę w sektorze życia religijnego i to zastosować w sposób osobisty, tzn. odnosząc ją do nas samych, do własnego życia religijnego, to wówczas zdawać by się mogło, że brakuje nam siły przekonania, a nasze dowody nie mają już tej samej powagi. Ten temat czy lepiej powiedzieć: wyzwanie, omawia w sposób bardzo oryginalny Carlo Carretto w swojej książce: Szukałem i znalazłem5. Mianowicie, stawia siebie w ciekawej sytuacji, w której czuje się zaproszony, aby zdać sprawę ze swojej wiary w Boga: Kiedy ktoś, szczególnie po moim powrocie z pustyni, pyta mnie: «Bracie Karolu, czy ty wierzysz w Boga?», ja mu odpowiadam: «Tak, mówię to tobiew Duchu Świętym, że wierzę». A jeśli, zaciekawiony, pyta dalej: «Jakie masz dokumenty na potwierdzenie tak wielkiej prawdy?», wówczas opowiadam: «Mam tylko jeden: wierzę w Boga, ponieważ Go znam». W tej krótkiej odpowiedzi zawarta jest istota tego wszystkiego, czym dla nas salezjanów jest więź z naszą młodzieżą. Carlo Carretto pisze dalej tak: Doświadczam Jego obecności (Boga) we mnie 24 godziny na dobę; znam i kocham Jego Słowo nie poddając go nigdy w wątpliwość. Spostrzegam Jego upodobania, Jego sposób mówienia, przede wszystkim Jego wolę. Lecz właśnie tu, w poznaniu Jego woli, wszytko staje się trudne. Wydaje mi się, że także w odniesieniu do nas właśnie tu zawarte jest sedno wyzwania – być zdolnymi do poznania woli Bożej. Takie jest wyzwanie, które musimy podjąć. Będziemy wiarygodnymi salezjanami wówczas, kiedy nasze dzielenie się będzie dzieleniem się tym, czym jesteśmy, a nie tylko tym, co wiemy. Młodzi proszą nas, byśmy im towarzyszyli, ponieważ czują, że jesteśmy nosicielami światła, prawdy, Chrystusa. Ile razy podczas moich małych bądź dużych spotkań, mówiąc o naszym doświadczeniu duszpasterskim, uświadamiamy sobie, że my jako salezjanie jesteśmy bardzo dobrzy w 5 C. Carretto, Szukałem i znalazłem (Wyd. Queriniana, 2003). 8 prowadzeniu grup młodzieżowych, urządzaniu z nimi zabaw, przedstawień, oferowaniu im chwil sportu i radości, a także wielkich zgromadzeń liturgicznych. Spostrzegamy jednak zarazem, że często znajdujemy się w kłopocie, gdy jesteśmy poproszeni o poprowadzenie i zaanimowanie grupy, która pragnie towarzyszenia jej na drodze wiary. To samo zdarza się, jeśli jesteśmy poproszeni o prowadzenie młodych na drodze modlitwy, poszukiwania wiary. Jakbyśmy się czuli „dziwnie nie na miejscu”. Z kolei rzecz staje się jeszcze bardziej kłopotliwa, jeśli ktoś z młodych prosi o kierownictwo duchowe. Ileż razy zdarza się nam, że rozglądając się nie czujemy się na siłach, aby towarzyszyć młodym w procesie rozeznania? Wydaje się, że jesteśmy niezdolni i niemalże przekonujemy samych siebie, że ta praca, tak bardzo dzisiaj pilna, do nas nie należy. Mylimy się i to bardzo. Jeśli odczytujemy dobrze sposób, w jaki Ksiądz Bosko obchodził się z chłopcami i młodzieżą, przekonujemy się, że nie było tam cienia lęku czy wycofywania się. Od przeciętności do prawdy W odniesieniu do tego wszystkiego, chciałbym zacytować zdanie filozofa francuskiego Jeana Guitton. W swojej książce, Mój testament filozoficzny, pisze: Nie obchodzą mnie opinie. Je mogą posiadać wszyscy, one są dostępne dla wszystkich. Mnie obchodzą prawdziwe idee, które dotykają Absolutu. To jest trudne, a jednocześnie piękne. W świecie, w którym jesteśmy powołani do bycia świadkami 'Prawdy', która staje się 'Osobą', wezwanie do bycia autentycznymi jest pierwszym krokiem, jaki może zapewnić nam prawo do bycia w charakterze wędrowców u boku młodych. Nie możemy myśleć, że dla nich wszystko przemija: po prostu dlatego, że to nieprawda. Nie jest dozwolone, abyśmy służyli im przy pomocy przeciętnych narzędzi i postaw, ponieważ zasługują na więcej. Nie jest dopuszczalne, abyśmy oferowali im świadectwa przeciętnej wartości, ponieważ wówczas zdradzilibyśmy ich oczekiwania a także naszą własną konsekrację. Bardzo ważnym zadaniem, które podejmował nasz generał ks. Egidio Viganò, było zachęcanie wszystkich do pokonywania jednego z naszych największych defektów, jak on to nazywał: niebezpieczeństwa powierzchowności w naszym posłannictwie salezjańskim. I miał rację ksiądz Viganò. My, synowie Księdza Bosko, osoby konsekrowane, by wychowywać do wiary, nie możemy stawiać znaku równości między przeciętnością a pięknem bycia salezjanami wychowawcami. W Księdzu Bosko widzimy coś całkiem innego niż przeciętność. W Księdzu Bosko widzimy ojca, który oddaje się całkowicie młodzieży. We wprowadzeniu do Kapituły Generalnej 23 tak pisze ksiądz Viganò: Sekret [...] zawiera się w świadczeniu o duchowości apostolskiej, która poprzez łaskę jedności, czyni z nas „pasterzy” i „wychowawców”: wychowawców, ponieważ pasterzy ludzi młodych; pasterzy, ponieważ wychowawców chrześcijańskich... podkreślając, jaki jest fundamentalny warunek przynaglający nas najbardziej w naszej aktywności salezjańskiej. Wyraża ten warunek słowo, które staje się dla nas wezwaniem: „duchowość!” „Podobnie, jak Ksiądz Bosko, jesteśmy wszyscy powołani i to w każdej okoliczności, aby wychowywać do wiary. Naszą najszczytniejszą wiedzą jest zatem poznanie Jezusa Chrystusa, a największą radością głoszenie wszystkim niezgłębionych bogactw jego tajemnicy” (Konst. 34). Powrócić do Księdza Bosko Wezwani do refleksji na temat pierwszego rozdziału Kapituły Generalnej 26 (KG 26), Powrócić do Księdza Bosko, powinniśmy to czynić w kluczu odkrywania światła i soli, 9 kierunku i sensu dla naszej młodzieży. Chodzi o to, aby nie pozwolić sobie ani na powierzchowność, ani też na przeciętność. Cytat z KG 26, nr 3 wyraża to bardzo dobrze. W trzech powiązanych ze sobą punktach widzimy, jak (1) droga Księdza Bosko jest źródłem światła i ukierunkowania. Jest także (2) jasną propozycją bez niedomówień i wątpliwych postaw. W końcu, (3) jasna jest droga przed nami: być naśladowcami Księdza Bosko. (1)Pogłębiając duchowy szlak Księdza Bosko, oraz na nowo przeżywając dziś jego apostolską pasję czujemy się wezwani rozjaśniać blask jego charyzmatu, ukazać jego piękno, przekazywać moc jego przyciągania. Tylko poprzez pogłębienie duchowe sprawimy, że rozbłyśnie światło charyzmatu. Tylko zanurzając się w doświadczeniu duchowym Księdza Bosko uda nam się przekazać siłę, która otworzy drogę w sercu młodych. W braku tego wszystkiego nie pozostaje nam nic innego, jak tylko ciemność i chaos! (2) Zobowiązuje nas to do rozwijania widzialnego i wiarygodnego świadectwa naszego powołania, radykalnego naśladowania Chrystusa, silnej świadomości przynależności do Kościoła, Zgromadzenia i Rodziny Salezjańskiej, oraz pojmowania naszej duchowej i duszpasterskiej tożsamości. Bez charyzmatycznej, fascynującej i pociągającej propozycji trudnym faktycznie staje się proces utożsamienia z powołaniem. Rzeczywiste zakorzenienie w Chrystusie dokonuje się we wspólnocie, która nazywa się Kościołem. Przynależność do Kościoła nie jest wyborem całkowicie zależnym od opinii kogoś, kto sądzi, że wie. Przynależność do Ciała Chrystusa jest wyborem wiary, owocem miłości odkrytej i przyjętej. Kościół nie jest rzeczywistością do osądzania, lecz do miłowania, ponieważ w jego wnętrzu znajdujemy to, czym jesteśmy i to, czym możemy być dla dobra młodzieży. (3) Ksiądz Bosko, który przekazuje Konstytucje ks. Janowi Cagliero, przed podróżą do Patagonii, wskazuje nam sposób stworzenia dziś „pięknej kopii” Zgromadzenia: być wiernym jemu przez zdecydowane przestrzeganie naszej Reguły życia. Natomiast krzyż, który zostaje nam przekazany przy profesji wieczystej, wraz z wyrytymi na nim obrazami, zaprasza nas do oddania życia z młodzieżą i dla młodzieży, aż do ostatniego tchnienia, przyjmując zachętę Księdza Bosko: staraj się, aby cię kochano. W końcu, wierność naszemu Ojcu i Nauczycielowi znajduje w Konstytucjach swój pokarm. Ich znajomość to znajomość samego Księdza Bosko, zgodnie z naszym powołaniem do ukazania go w naszym życiu dzisiaj. Natomiast nieznajomość Konstytucji wywołuje przeciwny skutek. Zachęta: 'staraj się, aby cię kochano', którą Ksiądz Bosko kieruje do księdza Rua w jego pierwszym doświadczeniu bycia dyrektorem w Mirabello, jest kierowana także dzisiaj do każdego z nas. Strategia miłości to droga, która niesie sens i światło ludziom młodym. Nie możemy pozwolić sobie na luksus, by traktować tę zachętę powierzchownie – chodzi przecież o ich zbawienie. 10 Prawda ma zdolność do rozprzestrzeniania się6 W tym momencie chciałbym podzielić się z wami pewną refleksją innego, wierzącego filozofa francuskiego – Paula Ricoeura zmarłego 20 maja 2005 roku, w wieku 92 lat. Od wielu lat Paul Ricoer przyjeżdżał do Taizé. Podczas jednego ze spotkań w Taizé w Wielkim Tygodniu i na Wielkanoc roku 2000 snuje następujące refleksje chcąc znaleźć odpowiedź na pytanie: „czego szukam w Taizé?” Jego odpowiedź jest prosta i bezpośrednia. Możemy wyróżnić w niej trzy części. Pierwsza dotyczy głębokiego przeświadczenia, że religia ma związek z dobrocią. Druga traktuje o wymiarze religijnym, którego się doświadczyło, tj. o mistyce. Trzecia zajmuje się świadectwem. (1) Dla Ricoeura religia jest bliskoznaczna z dobrocią: Czego szukam tu w Taizé? Powiedziałbym, że pewnego rodzaju doświadczenia tego, w co najgłębiej wierzę, tzn. tego, co ogólnie nazywa się «religią» i ma związek z dobrocią... choć zło jest tak radykalne, to jednak nie jest tak głębokie jak dobroć. A jeśli religie mają jakiś sens, to jest to właśnie owo uwalnianie głębokich pokładów dobra u ludzi, poszukiwanie tego dobra tam, gdzie ono się całkowicie ukryło. Otóż, tu w Taizé, widzę w pewien sposób wylew dobroci, przejawiającej sie w braterstwie między ludźmi, w ich spokojnej i dyskretnej gościnności oraz w modlitwie. Widzę tysiące ludzi młodych, którzy nie wypowiadają się na sposób pojęciowy o dobru i złu, o Bogu, o łasce i o Jezusie Chrystusie, ale którzy wykazują podstawowy zwrot w kierunku dobroci. Kiedy po raz pierwszy przeczytałem tę odpowiedz Paula Ricoeura, postawiłem sobie pytanie: na ile my salezjanie pomagamy naszej młodzieży odnaleźć ten wylew dobroci poprzez braterstwo przeżywane wśród braci? Czy w naszych domach młodzież doświadcza spokojnej i dyskretnej gościnności? Czy widzą nas jako ludzi Bożych, którzy się modlą? Kiedy spoglądam na Księdza Bosko, zauważam, że na jego obliczu ukazuje się to wszystko, o czym mówi Ricoeur. Jest to oblicze, które staje się zaproszeniem, wyzwaniem. Powrócić do oblicza Księdza Bosko oznacza odnaleźć motyw naszego istnienia, piękno bycia obecnym dla młodzieży i z młodzieżą. (2) Rzetelna propozycja wiary przeżywanej i celebrowanej jako podstawa dla środowiska bogatego w wartości ludzkie i mocnego duchowo: język, który stosuje się tutaj w Taizé nie jest językiem filozofii ani nawet teologii, lecz językiem liturgii; a dla mnie liturgia nie jest po prostu działaniem, jest myślą. W liturgii obecna jest ukryta, dyskretna teologia, która zawiera się w idei, że «prawo modlitwy jest prawem wiary». Zgadzam się, że nasze domy nie mogą być kopią Taizé. Naszym powołaniem jest obecność wśród młodzieży na inne sposoby i w innych kontekstach. Rzecz jednak w tym, że istota naszego działania i cel naszego towarzyszenia młodym ludziom absolutnie nie może traktować kwestii wiary przeżywanej i podzielanej w sposób fakultatywny lub względny. Już przywoływany pierwszy rozdział KG 26 przypomina nam o tym, nawiązując do tych czynników, które mogą powodować czy też usprawiedliwiać osłabienie wymiaru mistycznego i pasji apostolskiej – da mihi animas, cetera tolle: 6 Dosłownie: Prawda jest wtargnięciem, wdarciem się (irruzione). 11 Aktywizm i wydajność, brak wspólnotowego projektu, indywidualizm, niedostateczny lub nieuporządkowany podział zadań, są przeszkodą dla modlitwy, osłabiają życie wewnętrzne, oziębiają braterskie więzi oraz odwracają uwagę od pojedynczego współbrata. Osłabienie ascetyki cetera tolle szkodzi pasji apostolskiej, która ma swoje natchnienie i wyraża się w da mihi animas (KG 26, nr 6). Tym, co zdołał uchwycić Ricoeur, jest głębokie pragnienie młodych, które w życiu wiary celebrowanej, tj. w liturgii, znajduje formę bliską ich sercu, tak jak jest ona bliska Tajemnicy Boga, którą wyraża. Można powiedzieć, że nie uważa się chęci bycia w centrum uwagi za prawdziwe rozwiązanie, lecz raczej w zjednoczeniu z Bogiem dostrzega się drogę, którą należy przeżyć i dzielić się nią z innymi. W dzieleniu się celebrowanym Misterium młodzi znajdują język i słownictwo, które dotyka ich serca jako ludzkiej przestrzeni dla Bożej obecności. (3) Trzeci punkt Ricouera opiera się na świadectwie: Pochodzimy z cywilizacji, która skutecznie zabiła Boga, tzn. sprawiła, że absurd i nonsens przeważył nad sensem, jednak to wywołuje głęboki sprzeciw... nicość, absurd, śmierć nie są ostatnim słowem. Dochodzimy tu do mojej kwestii na temat dobroci, ponieważ dobroć nie jest tylko odpowiedzią na zło, ale jest także odpowiedzią na non-sens. W proteście obecne jest słowo «świadek»7: najpierw się protestuje, aby móc zaświadczyć. W Taizé przemierza się drogę od protestu do świadectwa i droga ta przechodzi przez prawo modlitwy, prawo wiary. Protest jest jeszcze w negatywie: mówi się „nie” na „nie”, a tu trzeba powiedzieć „tak” na „tak”. Występuje tu zatem ruch wahadłowy od protestu do świadectwa i sądzę, że dokonuje się on poprzez modlitwę. Są to proste słowa dotyczące prawdy, która najczęściej nam umyka. Wiara przeżywana i celebrowana, z jednej strony rozpoznając zło, jawi się jednocześnie jako przekonanie o wyższości dobra, które jest w nas. Modlitwa z młodymi nie czyni zadość obrzędowemu obowiązkowi, lecz naznacza drogę w sercu i rozumie: w sercu, ponieważ budzi przekonanie, że Bóg jest nieskończoną Dobrocią dla mnie; w rozumie, ponieważ właśnie rozum czuje się dobrze jako pielgrzym na ścieżkach dobroci Bożej. 7 Gra słów: protesta i testimone, obecna w j. włoskim. 12 III. Będziesz miłował Pana Boga swego Mt 22, 34-40 Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał, wystawiając Go na próbę: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?” On mu odpowiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy”. Lectio Rozdziały od 21 do 27 w Ewangelii według św. Mateusza opisują ostatni tydzień Jezusa. Wszystkie wydarzenia dzieją się w pobliżu i wewnątrz Jerozolimy. Na początku rozdziału 22 znajdujemy przypowieść o godach, po której następuje dysputa na temat podatków – Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga (w.21). Przed naszym fragmentem mamy jeszcze dysputę między Jezusem i saduceuszami na temat zmartwychwstania umarłych. Można powiedzieć, że znajdujemy się w kontekście, w którym trzeba podjąć decyzję. Wobec propozycji Boga nie istnieją niedomówienia: albo się przyjmuje, albo odrzuca udział w uczcie weselnej. Oczekuje się od nas zgody na rozpoznanie Boga w naszym życiu: na bycie gotowymi do oddania Mu tego wszystkiego, co Jemu przysługuje, bez zamętu i sprzyjania kompromisom. Powiedzieć 'tak' Bogu oznacza kierować się w myśleniu 'Jego' logiką, przezwyciężając logikę ludzką: wejść w logikę Boga, który nie jest Bogiem umarłych, lecz Bogiem żywych. Meditatio Zatrzymując się nad słowem faryzeusz zauważamy, że odnosi się ono do osób należących do ruchu religijnego, zobowiązującego i poważnego. Słowo faryzeusz oznacza „oddzielony” w tym sensie, że członkowie tego ruchu przez wymóg doskonałości odróżniali się od ogólnej masy ludzi. Powszechnie przyjęte, symboliczne znaczenie słowa faryzeusz, które odziedziczyliśmy, ma sens negatywny, wydaje się być zniewagą: słowo faryzeusz znaczeniowo bliskie jest określeniu „fałszywy”. W czasach Jezusa słowo faryzeusz było terminem zaszczytnym, który charakteryzował osoby bardzo religijne, biorące na serio swoje życie. Ilekroć Jezus wypowiada się przeciwko faryzeuszom, nie oznacza to, że jest przeciwny temu wszystkiemu, co jest w tym ruchu szlachetne i wzniosłe. Sprzeciw Jezusa dotyczy pewnego stylu życia, mentalności, sposobu myślenia i odczuwania, odniesienia do Boga. Jezus wszystko to ocenia z gruntu negatywnie, ponieważ w takiej postawie zachodzi sprzeczność pomiędzy czyimś życiem religijnym a duchem Prawa. 13 Podsumowując, negatywna reakcja Jezusa mówi o tym, że nie jest słuszne, aby jakaś osoba wierząca ryzykowała znalezienie się w trudnościach właśnie z tego powodu, iż sądzi, że jest religijna, choć w istocie taka nie jest. W naszym fragmencie odpowiedź Jezusa nie pada w kontekście sporu. Dostrzegamy jednak, w jaki sposób Jego odpowiedź odwołuje się do pokonywania sprzeczności, które mogą wyniknąć z pewnej niespójnej wizji. Będziesz miłował Pana Boga swego Słowa te są zawarte w wyznaniu wiary w Boga jedynego. Stanowią część modlitwy odmawianej codziennie przez każdego pobożnego Żyda. Wyrażają one istotną prawdę: osoba stworzona przez Boga jest wezwana do miłowania Boga ze wszystkich swoich sił. Pierwsze przykazanie oparte jest zasadniczo na motywie słuchania – Shema' Israel – słuchaj Izraelu. Nasze powołanie jest u swego korzenia wezwaniem do pełnego miłości słuchania o wielkości i pięknie Boga. Ze słuchania, które jest pełne miłości, rodzi się decyzja o naśladowaniu. Sam termin w języku łacińskim ob-audire wskazuje, że posłuszeństwo jest najpierw kwestią słuchania, zanim stanie się czynnością do wykonania. Ponadto, słuchanie nie jest nigdy podporządkowaniem. Przeciwnie: to słuchanie otwiera nas na relacyjność, która jest jednocześnie boska i osobowa – Bóg z nami, w nas: Żyjące Słowo (Verbum – Logos) pośród nas. Całym sercem Słowo: serce – w języku greckim: kardia – oznacza centrum życia fizycznego i duchowego. Serce jest przestrzenią życia wewnętrznego, w przeciwieństwie do tego wszystkiego, co zewnętrzne, powierzchowne i nieistotne. Wewnątrz serca spotykają się różne zdolności, które wyrażają wzniosłość osoby ludzkiej: intelekt, wola, uczucia. Serce jest koncentracją „ja”, stworzonego, ponieważ kochanego przez Boga; „ja”, które nieustannie jest wzywane do odkrywania siebie jako stworzenia Bożego. W kontekście Nowego Testamentu, w którym Bóg Stwórca objawia się w Chrystusie Odkupicielu, termin serce nabiera znaczenia mistycznego. Serce jest sanktuarium, w którym osoba spotyka Boga, który stał się Człowiekiem: serce osoby ludzkiej rozmawia z Sercem Boga Wcielonego – cor ad cor loquitur – jak mówi św. Franciszek Salezy. Serce jest szkołą, w której ludzka wątpliwość i surowość mogą zakosztować piękna wiary i odczuwać mistykę miłości. Serce jest domem moich decyzji, mojej świadomości, moich obowiązków wobec mnie samego, moich braci i Boga, który mnie kocha. Całą swoją duszą Greckie pojęcie: psyche, wskazując na duszę, niesie w sobie znaczenie, które obejmuje całe życie osoby. 14 Jest to termin, który znajdujemy także gdzie indziej w Ewangeliach. Rzeczywiście. Po wyznaniu Piotra i z kolei po upomnieniu go, Jezus mówi o warunkach, które winien spełnić ten, kto chce Go naśladować: zaprzeć się samego siebie, wziąć swój krzyż i iść za Nim. Następnie kontynuuje: Bo kto chce zachować swoje życie (psyche), straci je; a kto straci swe życie (psyche) z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je (Mk 8,35). Ten sam termin spotykamy także w przypowieści o bogaczu opowiedzianej w Ewangelii według św. Łukasza: I powiem sobie (psyche): Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy (psyche) od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? (Łk, 12,19-20). Trzeci i ostatni przykład znajdujemy w opowiadaniu o Ostatniej Wieczerzy: Powiedział Mu Piotr: Panie, dlaczego teraz nie mogę pójść za Tobą? Życie moje (psyche) oddam za Ciebie. Odpowiedział Jezus: Życie swoje (psyche) oddasz za Mnie? (J 13,37-38). W trzech cytowanych fragmentach możemy uchwycić głębię wyrażenia: całą swoją duszą. Całe życie osoby jest zaangażowane w tym geście miłości. Nie ma takiej części we mnie, która nie byłaby tym gestem dotknięta lub nie byłaby z nim związana. Cała miłość Boga zostaje ofiarowana osobie ludzkiej, od której wymaga się tego samego gestu całkowitej odpowiedzi. Całym swoim umysłem W tekście oryginalnym słowo umysł wyrażone jest terminem dianoia. Wyraz ten oznacza zdolność do refleksji, poznania. Taki dar jest ściśle powiązany z procesem, w którym są zaangażowane wewnętrzne uczucia zamieszkujące w sercu. W gruncie rzeczy jest to wezwanie do podejmowania decyzji. Właśnie w centrum tego procesu znajdują się decyzje, które dotyczą mojego odniesienia do Stwórcy. To jest największe i pierwsze przykazanie Biorąc pod uwagę to wszystko, co sobie dotychczas powiedzieliśmy, wyczuwamy, dlaczego to przykazanie jest największe i pierwsze. W tym momencie chciałbym podzielić się z wami refleksją rosyjskiego myśliciela Pawła Florenskiego (1882 – 1948)8. Florenskij snuje refleksję właśnie na temat dynamiki miłości między Bogiem a osobą ludzką: istotne poznanie prawdy, tzn. uczestnictwo w samej prawdzie, oznacza wejście we wnętrzności Trójjedyności Bożej, a nie jedynie teoretyczne zaczerpnięcie jej formy zewnętrznej. Dlatego prawdziwe poznanie jest poznaniem prawdy i jest możliwe tylko poprzez przeistoczenie człowieka, jego przebóstwienie, nabycie miłości jako substancji boskiej: kto nie jest z Bogiem, nie zna Boga. Są to niełatwe słowa mające swe źródło w mistyce. Autor łączy ze sobą poznanie i miłość wiedząc, że, jeśli w pewnym momencie życia poznanie nie złączy się z miłością, wówczas takie poznanie stanie się niekonstruktywne, a taka miłość nie będzie miała w sobie treści. Druga część odpowiedzi Jezusa uzupełnia drogę wiary przeżywaną pod znakiem miłości. 8 P. A. Florenskij, Kolumna i fundament prawdy, Rusconi, Milano 1974. 15 Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy. Od momentu, w którym pozwalam Bogu na mocy mojej osobistej decyzji, aby wszedł do mego życia, nie mogę wykluczyć z niego tych, którzy są moimi braćmi. Życie wewnętrzne wierzącego nie jest przygodą, którą przeżywamy jako samotni bohaterowie, nie jest monologiem. Jak też nie jest doświadczeniem jednostronnym – sam z Bogiem. Życie wewnętrzne jest prawdziwe i żywotne o tyle, o ile „nawadnia” moje odniesienie do innych. Słowo Boże ma moc przeniknąć całe moje jestestwo – całym sercem, całą duszą i całym umysłem – nie pozostawiając miejsca na sprzeczność między wiarą i czynami; między tym, co wewnętrzne i tym, co zewnętrzne; między teorią i praktyką. Kiedy tej jedności danej osobie brakuje, wówczas obserwujemy upadek nie tylko samej osoby, lecz także wspólnoty. Gdy wiara nie jest już przeżywaniem miłości Boga w nas i przez nas, wtedy to wszystko, co nas otacza, nie jest już istotne: przeżycia młodych nie mówią nam kompletnie nic. W tym momencie stajemy się ślepi na Chrystusa, który wzywa nas w biednym, w opuszczonym. Oratio Późno Cię ukochałem, Piękności dawna i zawsze nowa; późno Cię ukochałem! We mnie byłeś, ja zaś byłem na zewnątrz i na zewnątrz Cię poszukiwałem. Sam pełen brzydoty, biegłem za pięknem, które stworzyłeś. Byłeś ze mną, ale ja nie byłem z Tobą. Z dala od Ciebie trzymały mnie stworzenia, które nie istniałyby w ogóle, gdyby nie istniały w Tobie. Przemówiłeś, zawołałeś i pokonałeś moją głuchotę. Zajaśniałeś, Twoje światło usunęło moją ślepotę. Zapachniałeś wokoło, poczułem i chłonę Ciebie. Raz zakosztowałem, a oto łaknę i pragnę; dotknąłeś, a oto płonę pragnieniem Twojego pokoju. Święty Augustyn, Wyznania, 10,27. 16 IV. Językiem Boga jest miłość Proboszcz z Ars Rozpocznę od przemówienia wygłoszonego w setną rocznicę jego śmierci, w 1959, przez ówczesnego kardynała Giovanniego Battistę Montiniego, przyszłego Pawła VI. To jedno z przemówień do jego kapłanów o św. Proboszczu, zatytułowane: Proboszcz z Ars, przykład kapłaństwa. Mówi Montini: wobec ograniczoności naszej posługi kapłańskiej, często i łatwo, zrzucamy winę na przestarzałe środki; i nie zawsze błędnie. Ale jeśli księża potrzebują dziś nowych technik... ich większa i bardziej nagląca potrzeba leży w zgłębianiu istoty tego co najważniejsze i pracy w tym kierunku. Będzie to dla nich zadanie bardzo trudne, ale bez niego, nawet najbardziej nowoczesne techniki pozostaną nieefektywne.9 Chciałem rozpocząć tą refleksją dlatego, że istnieje bardzo jasne powiązanie z lectio divina z tego poranka. Nauką Jezusa skierowananą do uczonych w Prawie żył święty Proboszcz z Ars z całą przejrzystością. Nauka Jezusa była pełna miłości, angażująca osobę w całkowity sposób: osoba, czuje się kochana przez kochającego – Boga. Zaangażowanie takie, otwiera naszemu człowieczeństwu drogę do transcendencji. To co mogłoby brzmieć, jak wysoki i teoretyczny dyskurs, w życiu świętego Jana Marii Vianneya objawia się jako rzecz aktualna i praktyczna. Przejdźmy do dnia dzisiejszego. Ofiarowane nam przez Ojca Świętego rozmyślanie w liście10 z okazji 150 lecia śmeirci świętego, i później, refleksja podczas audiencji11 rozszerzają nam jeszcze bardziej rozumienie tego, co najważniejsze. Papież Benedykt pisze o wyzwaniu duszpasterskim jakie św. Jan Maria Vianney zmuszony był podjąć. Małe miasteczko Ars, zamieszkowane przez 230 mieszkańców, było miejscem, z niepewną sytuacją religijną. Przygotowywały go słowa Jego biskupa: „Jest to mała parafia,w której nie ma wiele miłości Boga: ty im ją przyniesiesz”: Był więc w pełni świadom, że miał tam ucieleśniać obecność Chrystusa świadcząc o Jego zbawczej delikatności: „[Boże mój], daj mi nawrócenie mojej parafii; gotów jestem cierpieć wszystko co zechcesz Panie, przez całe me życie!” - to z tą właśnie modlitwą rozpoczynał swą misję. Nawróceniu swojej parafii Święty Proboszcz poświęcił się z całych sił, myśląc nade wszystko o chrześcijańskiej formacji powierzonego mu ludu. 9 10 11 G.B. MONTINI, arcybiskup Mediolanu, wygłosił mowę na temat postaci i dzieła Proboszcza z Ars, 18 listopada 1959. Przemówienie znajduje się w wydaniu krytycznym Discorsi e scritti milanesi – 1954-1963 (Brescia, Istituto Paolo VI 1997) ss. 3153-3169. List Ojca Świętego Benedykta XVI na rozpoczynający się Rok Kapłański z okazji 150 lecia dies natalis Jana Marii Vianneya, 16 czerwiec 2009. BENEDYKT XVI, Audiencja generalna, 5 sierpień 2009. 17 Wyzwanie duszpasterskie z całą jego dynamiką, było wszakże odbiciem kondycji społeczeństwa, odczuwającego mocno efekty rewolucji francuskiej. Trudne środowisko, na spotkanie z którym Proboszcz z Ars bynajmniej nie znechęca się. Bierze się do pracy by przemieniać serce i życie wielu osób. Papież dodaje, że również „we współczesnym świecie, podobnie jak w trudnych czasach Proboszcza z Ars trzeba, żeby kapłani wyróżniali się w swoim życiu i działaniu mocnym ewangelicznym świadectwem. Świadectwem, które jak wiemy nie ma być wymyślone, ale budowane z wnętrza własnego serca. Ta sama myśl powraca podczas audiencji w miesiącu sierpniu 2009, gdzie papież kieruje nasze myśli na metodę świętego: Jeśli dobrze się przyjrzymy, to dostrzeżemy, że Proboszcz z Ars został świętym ze względu na swą pokorną wierność misji, do której powołał go Pan Bóg; ze względu na swe nieustanne, pełne ufności powierzenie siebie w ręce Bożej Opatrzności. Udało Mu się dotrzeć do ludzkich serc, nie w oparciu o swoje ludzkie zdolności, czy też oddziałując wyłączenie w oparciu o godną pochwały mobilizację woli; zdobył dusze, nawet te najbardziej nieczułe, przekazując im to, czym sam żył wewnętrznie, to znaczy swą przyjaźń z Chrystusem. Był „zakochany” w Chrystusie a prawdziwym sekretem jego sukcesu duszpasterskiego, była miłość żywiona do Misterium Eucharystycznego przepowiadanego, celebrowanego i przeżywanego. Jeśli taka była jego metoda, nie mogę się oprzeć refleksji, że “to co było aktualne w czasie Proboszcza z Ars, nie musi sprawdzić się i dzisiaj”. Ale, po bardziej uważnej lekturze, stwierdzimy, że papież nie wskazuje jakiejś metodologii mechanicznej i formalnej, ale wskazuje na coś znacznie ważniejszego. Zostaje nam ofiarowana lektura, dotykająca tajemnicy. Lektura, która nie pozwala nam popaść w ryzyko bycia słabymi, oddanymi powierzchowności, prowadzącymi ku śmierci. Papież pokazuje nam jekie istnieje podobieństwo między tym co przeżywał święty Proboszcz z Ars a naszymi czasami: W 150 lat od śmierci świętego Proboszcza z Ars wyzwania współczesnego społeczeństwa nie są mniej absorbujące, a być może są one nawet bardziej złożone. Jeśli istniała wówczas „dyktatura racjonalizmu” , to w naszych czasach w wielu środowiskach mamy do czynienia z pewnym rodzajem „dyktatury relatywizmu”. Obydwie przedstawiają odpowiedzi nieadekwatne wobec słusznego żądania człowieka, by w pełni używać własnego rozumu, jako wyróżniającego i konstytutywnego elementu własnej tożsamości. Racjonalizm był nieadekwatny, gdyż nie uwzględniał ludzkich ograniczeń i rościł sobie prawo do wyniesienia samego rozumu do miary wszechrzeczy, przemieniając go w swego rodzaju bożka. Współczesny relatywizm upokarza rozum, gdyż faktycznie posuwa się do twierdzenia, że człowiek nie może niczego poznać w sposób pewny poza dziedziną nauk pozytywnych. Jednakże dziś, podobnie jak wówczas człowiek „żebrzący o sens i ziszczenie swego życia” wychodzi na nieustanne poszukiwanie wyczerpujących odpowiedzi na dogłębne pytania, które sobie nieustannie stawia. 18 Proboszcz z Ars i Ksiądz Bosko – jakie podobieństwo? W tym kontekście nie możemy nie zastanowić się nad tym jak może życie Proboszcza z Ars przeplatać się z naszym, jako naśladowców ks. Bosko? To bardzo odpowiednie pytanie. Zastanawiając się nad nim w dniu wspomnienia świętego, 4 sierpnia, także ja zadałem sobie to samo pytanie. Znalazłem na nie odpowiedź po lekturze Liturgii Godzin, przewidzianej w Brewiarzu na ten dzień. Na początku odnajdujemy takie słowa św. Jana Marii Vianneya: Pamiętajcie, dzieci moje: skarb chrześcijanina jest w niebie, nie na ziemi. Dlatego gdzie jest wasz skarb, tam też powinny podążać wasze mysli. Błogosławioną powinnością i zadaniem człowieka jest modlitwa i miłość. Módlcie się i miłujcie: oto, czym, jest szczęscie człowieka na ziemi.12 Zdawało mi się, że widzę całego księdza Bosko w tym zdaniu. Przyszedł mi wtedy na myśl ten piekny artykuł z Konstytucji, art. 21: Ksiądz Bosko naszym wzorem Bóg dał nam Księdza Bosko jako ojca i nauczyciela. Poznajemy go i naśladujemy, podziwiamy w nim wspaniałą zgodność natury i łaski. Będąc w pełni człowiekiem, bogaty w cnoty swego narodu, był otwarty na rzeczywistości ziemskie; będąc w pełni mężem Bożym, ubogacony darami Ducha Świętego, żył tak "jakby widział niewidzialnego". Te dwa aspekty złączyły się w jeden silnie zespolony program życia: służba młodzieży. Realizował go ze stanowczością i wytrwałością i stałością wśród przeszkód i trudów, z wrażliwością wielkodusznego serca. "Nie uczynił kroku, nie wypowiedział słowa, nie przyłożył ręki do żadnego dzieła, które by nie miało na celu zbawienia młodzieży… Istotnie, nie troszczył się o nic innego, jak tylko o dobro dusz”.13 Ten sam artukuł, który wprowadza w pierwszy temat KG26, przedstawia nam Księdza Bosko jako prawdziwego człowieka i prawdziwego świętego. Możemy powiedzieć, że tym czym dla Proboszcza z Ars był kontakt z Bogiem – modlitwa – i relacje z innymi, owoc jego pasterskiej gorliwości – miłość -, to samo w księdzu Bosko możemy wyrazić związkiem między człowieczeństwem i bóstwem. Miłość, którą się przeżywa dla dobra innych jest prawdziwą tylko w miarę zakorzeniania się i czerpania z doświadczenia sacrum. Tylko w kontakcie z Bogiem Stworzycielem, tylko w relacji z Chrystusem Odkupicielem, tylko w dynamizmie Ducha Ożywiciela, dociera się do tego, co w tradycji salezjańskiej nazywają łaską jedności – ten „projekt życia mocno harmonijny”, projekt przeżywany z odwagą i hojnością. Bez tego doświadczenia, realizujemy wyłącznie nasz projekt, nie zaś ten Boży. Oto dlaczego to odniesienie do osoby Proboszcza z Ars, który ostatecznie przypomina nam, że centrum naszego bycia pasterzami nie zawierają się w jakiejś działalności ludzkiej. 12 13 Z «Katechizm» św. Jana Marii Vianney, kapłana: Catéchisme sur la priére, w: A. MONNIN, Esprit du Curé d'Ars (Parigi 1899) ss. 87-89. DON MICHELE RUA, List z 24 sierpnia 1894. 19 Naszą tożsamość przeżywamy, dojrzewamy i dzielimy wg dynamiki, którą ks. Rua dobrze rozeznał, w słowach ks. Bosko cytowanych przed chwilą z atrykułu 21 naszych Konstytucji: „Istotnie, nie troszczył się o nic innego, jak tylko o dobro dusz”. Jeden z naszych współbraci, Vittorio Chiari, bardzo znany we Włoszech dzięki swojej pracy z trudnymi chłopcami, w swoich konferencjach i książkach, pisze właśnie o wpływie osób takich jak Proboszcz z Ars na naszą misję wychowawczą dzisiaj: księża z letnich oratoriów są księżmi księdza Bosko, Filipa Nereusza, chciałbym powiedzieć, także “św. Proboszcza z Ars”, których papież wskazuje jako przykłady kapłańskiego życia! Nie wyobrażam sobie Proboszcza z Ars, który gra w piłkę, lub który wskakuje do basenu w parku wodnym. Przez świętego z Ars, animatorzy i księża z oratoriów są zapraszani by naśladować jego pasję dla ludu, jego z nim przebywanie: on nie jest jakimś świętym z przeszłych czasów, święci są na wszystkie czasy, i to czego nas uczy do tej pory, to spojrzenie dobroci, którym obdarzał osoby, to jego bycie tam by przyjmować innych, bez mierzenia czasu! Jeśli posiadał osoby ulubione, nie były one „najlepszymi”, ale tymi postrzeganymi jako „najgorsi”, odrzuceni, pozbawieni miłości. Ludzie młodzi nie mogą żyć bez miłości. Mogą być pozbawieni wszystkiego, ale jeśli mają przy sobie kogoś kto ich przyjmie, kto ich akceptuje: „o jak otwierają serce”, powiedziałby Proboszcz z Ars, który szedł dalej by zobaczyć gwiazdy, i za gwiazdami Stworzyciela.14 Nagląca potrzeba Ewangelizacji W drugim temacie KG26, “Nagląca potrzeba Ewangelizacji” czytamy dwa zdania, które wg mnie dobrze obrazują, to nad czym się zastanawiamy: Źródło całego dzieła ewangelizacji leży w osobistym spotkaniu z Chrystusem. To doświadczenie jest dla nas wydarzeniem codziennym, które się odnawia w słuchaniu Słowa Bożego, w uczestnictwie w misterium paschalnym, poprzez liturgię i sakramenty, w braterskim dzieleniu się i w służbie młodym.15 Dostrzegamy ewangelizację jako naglącą potrzebę naszej misji, zdając sobie sprawę, że ludzie młodzi mają prawo słyszeć przepowiadanie osoby Jezusa jako źródła życia i obietnicę szczęścia w czasie i w wieczności.16 Proponuję byśmy byli uważni na te zachowania, przez które popadamy w ryzyko interpretowania naszych dokumentów wewnątrz pewnego zamkniętego schematu: tak jakby były to tylko nasze sprawy. Słuchając Andreoli, i wielu jak on, zdajemy sobie sprawę, że lektura naszych Kapituł Generalnych, znajduje odzwierciedlenie w sercach tych, którzy jak my, poszukują. Odzyskać kontakt z fundamentem, odżywiać się ze źródła jest dla nas, jako uczniów i apostołów, koniecznością. Ale równocześnie jest nią dla dzieci i młodzieży, bo dzięki 14 15 16 http://www.chiesadimilano.it/or4/or?uid=ADMIesy.main.index&oid=1799889 Zobacz KG26, Temat drugi, Nagląca potrzeba ewangelizacji, n.23. Wspólnota zewangelizowana i ewangelizująca. Idem, 24. Centralità della proposta di Gesù Cristo. 20 naszemu doświadczeniu Boga, Boża miłość może ich nawiedzić i zamieszkać także w ich sercach. 21 V. Rabbi, gdzie mieszkasz? J 1, 35-42 Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: «Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» - to znaczy: Piotr. LECTIO Znajdujemy się w pierwszym rozdziale Ewangelii wg św. Jana. Część pierwsza, prolog, jest dla Jana punktem wyjścia dla swojego głoszenia. Natężenie pierwszego rozdziału zakłada, że jego autorem jest osoba wierząca, która już zrozumiała sens wezwania wiary, osoba gotowa pójść za Jezusem. Opowiadając o początkach, Jan przekazuje swoje przepowiadanie, które jest jednocześnie drogą duchową, na której poznajemy konsekwencje tego co znaczy, że Bóg przychodzi do nas. Jan prowadzi nas w kierunku odkrycia Tego, który jest Logosem, Słowem, Słowem Boga, jako że Logos oznacza także „sens”: A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas (1, 14). Wybierając słowo „Logos”, Jan pojmuje, uwydatnia, to co było wspólne temu, który zaczynał szukać: logos rzeczy, czyli ostatnia racja bycia rzeczywistości. W pewnej refleksji na temat tego fragmentu, kard. Carlo Maria Martini przedstawia pięć podstawowych znaczeń terminu „Logos”: 1. Racja,powód, przyczyna bycia rzeczywistości: ostateczna racja mojej egzystencji, taka jaka jest w Bogu. Moje istnienie – i cała ludzka rzeczywistość – ma swoja przyczynę, swoje znaczenie w Bogu; 2. Twórcze słowo: Bóg stworzył wszystko poprzez słowo. Jeśli ostateczną przyczyną każdego bytu jest słowo stwarzające Boga, tzn. że, sens całkowitej zależności od Boga, rozpoznawany w szacunku i oddaniu chwały, jest pierwszym zachowaniem na którym inni moga budować i bez którego nie można zbudować żadnej duchowej dyscypliny; 22 3. Mądrość, która uprzedza stworzenie, mądrość porządkująca: w Bogu znajduje się nie tylko ostatnia przyczyna istnienia rzeczy, ale w ogóle – bytu – tu i teraz. Wszystko co zdarzyło się i zdarzy, ujawnia swój sens w mądrości porządkującej Boga. Bazując na tym, żadna ludzka sytuacja nie jest pozbawiona sensu, także ta, pozornie najbardziej niezrozumiała. 4. Słowo oświecające i ożywiające: Logos jest światłem i życiem. Pomimo ciemności sytuacji, w których znajduje się obecnie człowiek, pomino otaczającej nas tragedii ludzkiej, pomimo prób przez które Kościół przechodzi i absurdalnych sytuacji w których znajduje się świat i w których możemy znaleźć się i my, istnieje w głębi wszystkiego „Ewangelia”, która upewnia nas o istnieniu racji oświetlającej i ożywiającej wszystkie rzeczy, jeśli tylko potrafimy ją przyjąć i pozwolimy się przez nią przemieniać; 5. Słowo objawiające: Syn Boży przebywa między nami w osobie Jezusa (wciela się) i Jezus jest tym, który objawia Ojca. Słowa Jezusa, które słuchamy w Piśmie Świętym i Jego własna osoba kreuje oświecający i budujący sens całego ludzkiego doświadczenia, tak jak my je odbieramy. To jest własnie odpowiednie i konieczne tło, na którym się opiera całe późniejsze wznoszenie. Bez podstawowego zaufania w mądrość stwarzającą, która reguluje obecną rzeczywistość i objawiająca się w Chrystusie jako „Ewangelii”, nie ma nadziei na naszą przemianę i znika nadzieja dla świata. Po Prologu, uczestniczymy w trzech dniach przepowiadania Jana Chrzciciela (19-34). W trzecim dniu przychodzi moment na zaproszenie Jezusa do pójscia za Nim. Myślę, że zaczynając od Prologu, i jego głębszej znajomości, zdołamy lepiej uchwycić sens trzech dni janowego głoszenia. Zaproszenie Jezusa – chodzcie a zobaczycie – jest zaproszeniem do spotkania z całą mocą, którą niesie w sobie Logos. Jest to spotkanie ze Słowem, które nadaje sens. Właśnie w tym przebywaniu ze Słowem mądrości, stwarzająceym i oświecającym, odnajdujemy życie, a także radość z dzielenia się nim. MEDITATIO Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. “Zobaczył” mówi nam dużo o osobie, która obserwuje. Jan wpatruje się w Jezusa. Cała jego misja, całe jego życie jest skierowane na osobę Jezusa. Nie mamy tutaj do czynienia z jakimś ulotnym spojrzeniem czy z widzeniem przypadkowym. Chodzi tutaj o życiowy wybór. W grę wchodzi sposób z jakim traktujemy na serio Chrystusa i w jaki sposób pragniemy być Jemu bliscy. Obraz „ przechodzącego Jezusa” ciągle pozostaje dla nas ikoną bardzo aktualną. Jezus nadal przechodzi pomiędzy nami, wzywając do naśladowania Go, zapraszając nas do odpowiedzi na Jego spojrzenie, całym naszym wejrzeniem na Niego. 23 Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Naśladować rzeczywiście Jezusa może być prawdziwym tylko wtedy, jeśli wypływa ono z decyzji całej osoby, gdzie drzwi ludzkiego serca otwierają się na ościerz ku tajemnicy bożej miłości. Moment, w którym osoba pozwala się pociągnąć Jezusowi, jest tym, w którym ten sam Jezus umacnia to pragnienie duszy. Na tym miescu podzielam pewną refleksję Edyty Stein, św. Teresy Benedykty od Krzyża, kiedy rozmyśla nad wzniosłym momentem, gdy dusza daje swoje przyzwolenie Chrystusowi. Mówi ona, że dusza ma pełne prawo do samostanowienia. Jest to jakby jej niezbywalną własnością. Przed tą tajemnicą osobistej wolności, sam Bóg się zatrzymuje! Bóg nie może wejść w moją duszę, jeśli ja na to nie pozwolę. Tylko kiedy osoba powie swoje „tak” Bogu, Bóg może narodzić się w tej duszy. Tylko w ramach mojego odpowiedzialnego „tak”, Jezus Chrystus będzie mógł rozpocząć proces uświęcania, wyrażający się w codzienności mojego życia. I to „tak”, mogę wypowiedzieć tylko jeśli dusza wyczuwa piękno i wielkość Miłości Boga, jako zapowiedź i jako warunek, który nigdy się nie skończy. Bóg pragnie wejść w moje życie, żyć we mnie, tylko w miarę mojego zaakceptowania jego zaproszenia. Kiedy raz potwierdziłem moje „tak” Jezusowi, zaprasza mnie On do wzięcia odpowiedzialności za drogę – przyjdź i zobacz. Na poziomie czysto ludzkim odnotowujemy dwie rzeczy: pierwsza jest taka, że to Jezus teraz spogląda na uczniów, by powiedzieć, że jeden raz spojrzywszy na Boga, zdamy sobie sprawę, ze także Bóg rzuca swoje spojrzenie na człowieka. Druga jest taka, że na zaproszenie Jezusa nie można odpowiedzieć rokowaniami i dyskusjami. Nic z tego. Tylko naszym przyzwoleniem na doświadczenie, które w prawdzie oznacza „dzielenie się” swoim życiem, „przebywaniem” w Jego domu. Samopoczucie dwóch uczniów dobrze wyraża rzeczywisty stan ich duszy. Pięknym jest to, że stoją oni przed Tym, który może nadać sens ich poszukiwaniu. Ile razy dzisiaj znajdujemy się w sytuacji zadawania sobie tych samych pytań, choć w kontekstach bardziej jałowych lub w obecności idoli, którzy bardziej wzmacniają pragnienie, zamiast je gasić. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Zaakceptowanie podążania za Jezusem i zobaczenie gdzie mieszka, prowadzi do zatrzymania się u Niego. Mówimy tutaj, o słynnym czasowniku – menein – pozostać, który jest słowem kluczem w leksykonie św. Jana. Wystarczy wspomnieć, że odnajdujemy je 118 razy w całym Nowym Testamencie, z czego 68 razy w pismach janowych. 24 W głębszym sensie menein, wskazuje na jedność między Ojcem i Synem. W szerszym znaczeniu, pragnie wyrazić jedność między Bogiem i tym, który wierzy. Obecność czasownika menein w przypowieści o winnym krzewie i latorośli ofiaruje nam szczególne znaczenie “pozostania zjedonoczonym z Chrystusem”. Takie pozostanie daje życie, jest zatrzymaniem się w Jego domu, które staje się doświadczeniem przepełnionym Bogiem. Doświadczenie Andrzeja i drugiego ucznia, jest prawdziwym doswiadczeniem bycia uczniem: tym pozwoleniem na spotkanie z Jezusem, pozwoleniem na to by nas uwiódł swą miłością, aby później podażyć za Nim w historii. Odniesienie do przesłania Prologu jest jasne i także silne w doswiadczeniu tych dwóch pierwszych uczniów: a Słowo stało się cialem i zamieszkało wśród nas; i oglądaliśmy jego chwałę, chwałę jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy (J 1,14). Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. Andrzej z autentycznego ucznia, staje się prawdziwym apostołem. W kilku słowach widzimy drogę, która prowadzi od słuchania do głoszenia, od doświadczenia przeżywanego do doświadczenia rozdzielanego innym. Podążać za Chrystusem, na pierwszym miejscu, oznacza słuchanie Jego słowa. Tylko zamieszkując w tym „ognistym piecu” miłości Boga, miłości odkrytej i przyjętej, dojrzewają apostolskie drogi i duszpasterskie projekty. Bez tego boskiego ognia, zdołamy co najwyżej, wyprodukować fajerwerki, lub co gorsza niespokojny dym. Misyjności się nie wymyśla, ale się ją odkrywa i żyje się nią w świetle jedynego, wielkiego posłanego przez Ojca – Jezusa. Spotkanie z Jezusem jest doświadczeniem, ktore zaraża. Uczeń staje się apostołem. Pokazuje odtąd Tego, który jest rzeczywistym Panem życia: i przyprowadził go do Jezusa. Opowiada nam to jeden z nawróconych z ubiegłego wieku, który nosi imię naszego ucznia. André Frossard ofiaruje nam żywy obraz tego procesu. Frossard, francuski dziennikarz, urodziny w rodzinie zagorzałych ateistów. On także dojrzewa jako ateista. W wieku 20 lat wchodzi do jednego z kościołów Paryża, w łacińskiej dzielnicy i upada na kolana: wierzy! Wchodzi jako zwykły ateista, a wychodzi gorliwy chrześcijanin. Do końca swojego życia nie czynił nic prócz powtarzania: „Od kiedy spotkałem Boga, nie jestem w stanie przyzwyczaić się do tajemnicy Boga. Każdego dnia jest dla mnie nowością. I jeśli Bóg istnieje, ja muszę to powiedzieć; jeśli Chrystus jest Synem Boga, ja muszę to wykrzyczeć; jeśli jest istnieje życie wieczne, ja musze je głosić”. Możemy powiedzieć, że doświadczenie wiary nie poddaje się operacji klonowania. Życie wiarą, pomaga mi odkrywać coraz bardziej piękno bycia dzieckiem Boga. Oznacza to, że 25 akceptuję, ze Ten, któtrego znalazłem, Chrystus, bedzie źródłem mojego działania. I mnie nie pozostaje nic więcej, jak być przedłużeniem Jego miłości dla innych, młodych i dzieci. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: «Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» - to znaczy: Piotr. To samo doświadczenie powtarza się w życiu Piotra. Jak na Andrzeja i drugiego ucznia, także na Piotra Jezus spogląda. Jest to spojrzenie, które będzie znało piękne i gorzkie momenty życia. Będzie znało wielkie wyznanie wiary w bóstwo Chrystusa, ale także trudną prawdę zdrady. Ale to jezusowe spojrzenie będzie się zawsze mierzyło miłością – agapé. Na temat naśladowania Pana, pragnę podzielić się refleksją wielkiego chrześcijańskiego świadka – Dietricha Bonhoeffera.17 W swoim dziele Naśladowanie poświęca dość długą medytację na temat powołania, które zaczyna się od opisu wezwania Mateusza: a przechodząc ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za mną. On wstał i poszedł za Nim. (Mc 2, 14). Bonhoeffer w ten sposób komentuje temat powołania: Jezus wzywa do pójścia za sobą nie jako nauczyciel i wzór do naśladowania, lecz jako Chrystus, Syn Boży. Co mówi się o treści naśladowania? Pójdź za Mną, biegnij za Mną! To wszystko. Pójście za Chrystusem jest czymś absolutnie pozbawionym treści. Nie jest to program życiowy, którego realizacja mogłaby wydawać się czymś sensownym, nie jest to cel, ideał, do którego należałoby dążyć. Naśladowanie to nie coś, dla czego opłacałoby się według mniemania ludzkiego rzucić coś na szalę bądź nawet zaangażować siebie samego. Cóż więc się dzieje? Powołany porzuca wszystko, co ma, nie po to, by w ten sposób uczynić coś szczególnie wartościowego, lecz po prostu dlatego, że został zawołany, że inaczej nie mógłby podążać za Jezusem. Czynowi temu, samemu w sobie, nie można przypisać żadnej wartości. Sam w sobie jest on czymś całkowicie pozbawionym znaczenia, niegodnym uwagi. Mosty zostają spalone, idzie się po prostu naprzód. Zostało się wywołanym i trzeba „wystąpić" z dotychczasowej egzystencji, trzeba „istnieć" w ścisłym tego słowa znaczeniu. Wszystko to, co stare, człowiek zostawia za sobą. W zacytowanych słowach, odnajdujemy pewną lekturę kogoś kto przeżył to co napisał. Podążanie ma tylko jeden cel – sam Chrystus. Pytanie jakie wg mnie warto zadać nam dzisiaj jest następujące: Chrystus jest dla mnie celem mojego istnienia? Chrystus nie jest jakimś celem, wśród wielu innych. Kontynuuje Bonhoeffer: “Wszelka inna treść jest wykluczona, bowiem jedyną treścią jest Jezus. Poza Jezusem nie ma innych treści. On sam jest treścią... Chrześcijaństwo bez żywego Chrystusa pozostać musi chrześcijaństwem bez naśladowania, a chrześcijaństwo bez pójścia za Jezusem jest zawsze chrześcijaństwem bez Jezusa Chrystusa, jest ideą, mitem”. ORATIO Ów pierwszy krok, tzn. być posłusznym wezwaniu Jezusa 17 Refleksje zaczerpnięte z książki D. BONHOEFFER, Sequela (Editrice Queriniana 1997) ss. 43-50. 26 i zacząć naśladować Go, należy traktować najpierw jako zewnętrzny uczynek. Taki krok może uczynić każdy. Człowiek jest obdarzony wolnością uczynienia go. Ale to tylko pierwszy krok, to początek. Piotr nie może sam się nawrócić, ale może porzucić swe sieci. Dietrich Bonhoeffer 27 VI. Chodźcie a zobaczycie Życie zakonne – prorocki głos Zaproponowałem tytuł, który zapewne niejednokrotnie już słyszeliśmy. Temat ten poruszany jest nadal z uwagą w naszym ciągle rozwijającym się społeczeństwie. Nawiązując do tematu z dzisiejszego ranka, „chodźcie i zobaczcie”, z wieloma uczynionymi przemyśleniami, pragnę go podjąć z punktu widzenia pewnej lektury wewnętrznej: nasze życie osobiste i wpólnotowe. Niech ten moment będzie dopełnieniem refleksji rozpoczetej dziejszego poranka, dla większego odkrycia tej pamięci o tajemnicy Chrystusa, która poprzez nasze życie może stać się widzialna i wiarygodna dla dobra naszego i wielu innych. społeczeństwo ponowoczesne i pochrześcijańskie 1 kwiecień 2005, w wigilię śmierci Sługi Bożego Jana Pawła II, Ratzinger, wygłosił w Subiaco bardzo ważne przemówienie. W tym zaoferował bardzo syntetyczną i jasną analizę wyzwań, które życie świecie oddalającym się od swoich korzeni. Odwołam się tylko do pomoga nam w naszym rozmyślaniu. wtedy kardynał Joseph wystąpieniu, Ratzinger wiary musi spotkać w dwóch punktów, które Pierwszym jest to dotykające tematu wolności i godności. Przyszły papież zastanawia się nad prawdą, że tam gdzie brakuje nadrzędnego punktu oparcia, który mógłby oświecić raport między tymi dwoma aspektami ludzkiej egzystencji, kończymy na wprowadzaniu jakiegoś wyznacznika podrzędnego: a to nazywa się kalkulacją. Kalkulacja zaś kończy się warunkowaniem używania wolności i, w tym samym czasie, ogranicza naszą godność: Przeżywamy moment wielkich zagrożeń i wielkich możliwości dla człowieka i dla świata, moment, który jest także dla nas lekcją odpowiedzialności... Bezpieczeństwo, którego potrzebujemy, jako założenie wolności i naszej godności, nie może być, w ostatecznej analizie, owocem technik kontroli, ale może właśnie, wypłynąć tylko z siły moralnej człowieka: tam gdzie jej brakuje lub jest niewystarczająca, siła, którą posiada człowiek, przekształci się coraz bardziej w siłę nieszczycielską. Ta refleksja wprowadza nas w problem socjalny i kulturalny, od którego, my zakonnicy nie możemy się zwolnić. W kulturze, która ciągle zamyka się w sobie, nasze świadectwo nie może uniknąć przyjęcia odpowiedzialności. Więcej, i to może jest najbardziej niepokojące, należy zapytać się czy także i my, obywatele tej kultury i osoby, ktore poświęciły się Bogu, nie przesiąkamy tą wytworną atmosferą relatywizmu, który przechodzi przez szczeliny naszego serca? Ratzinger jest zdania, że tam gdzie kalkulacja staje się kryterium tego co bardziej lub mniej dozwolone, tam, sam rozum traci przestrzeń działania dla dobra i dla wzrostu osoby. W takim środowisku, rozum przestaje być siłą rozjaśniającą, by stać się sługą nieużytecznym, prowadzącym do zachowań kompromisowych i niegodnych. 28 I stąd, przejście w nieracjonalność jest już łatwe. W kulturze, która zatraca sens sacrum, jest, dosłownie, niepotrzebnym i niemożliwym rozumowanie. Jak mówi się w języku potocznym: już więcej się nie myśli. Jako wierzący, jesteśmy przekonani, że dar rozumu, który pozwala się oświecać przez uczuciowy wymiar serca – rzeczywisty i uczuciowy mówi św. Franciszek Salezy – prowadzi nas do progu sacrum. Jeśli pozwolimymy, by nasze doświadczenie było takim, w którym intelekt i serce podążają razem, gdzie wola pozwala się oświecić rozumowi, gdzie rozum odkrywa się jako dar Stwórcy, będziemy wtedy świadkami przynoszącymi cenny i szlachetny wkład. Nie możemy zrzec się tego dającego życie wkładu. By wyrazić się jaśniej: dla nas zakonników, szczególnie dla nas Salezjanów zaangażowanych w doświadczenie wychowania, wzmacniać kulturę inspirowaną przez rozum to nie zaproszenie, które dopiero teraz odkrywamy. Takie zaproszenie należy do nas ponieważ jest jednym z filarów systemu prewencyjnego. Sprzyjanie kulturze „rozumu”, który będzie podażał z „religią” jest częscią naszej tożsamości, naszego DNA. To wszystko uzupełnia się zachowaniem dobrego pasterza - «amorevolezza». W konsekwencji przemówienie Ratzingera jest dla nas nader aktualne. Druga częśc, którą cytuję, otwiera nas na pewną drogę, której nie możemy zatracić. Ks. Generał często odnosi się do potrzeby „tożsamości”, za którą pójdzie „wiarygodność”. Zawsze pozostaje to samo ryzyko, że pozostaniemy w tym miejscu, na powierzchowności. Ludzie popadają w ryzyko znajomości z nami tylko przez to co robimy, przez to wszystko co organizujemy, przez „produkt wychowawczy”, który ofiarujemy: i niekoniecznie przez to do czego rzeczywiście jesteśmy powołani. I właśnie, w kulturze takiej jak nasza, ludzie, szczególnie młodzi, chcą w nas widzieć osoby wiarygodne, osoby niosące prawdę, którą można zobaczyć i doświadczenie Boga, które się czuje. Oto test Ratzingera: to, czego przede wszystkim potrzebujemy w tym momencie historii, to ludzie, którzy poprzez wiarę oświeconą i przeżywaną, uczynią Boga wiarygodnym w tym świecie. Negatywne świadectwo chrześcijan, którzy mówią o Bogu i żyją przeciwko Niemu, zaciemni obraz Boga i otworzy drzwi dla niewiary. Potrzebujemy ludzi trzymających wzrok utkwiony w Bogu, i od Niego uczących się prawdziwego człowieczeństwa. Potrzebujemy ludzi, których intelekt będzie oświecony światłem Boga i którym Bóg otworzy serce, w taki sposób, że ich intelekt będzie mógł mówić do intelektu innych, i ich serce będzie mogło otwierać serca innych. Potrzebujemy ludzi takich jak Benedykt z Nursji, który w czasie rozdarcia i dekadencji, zagłębił się w największą samotność, zdolnego, po wszystkich oczyszczeniach, które musiał znieść, do wyjścia na światło, do powrotu i do ufundowania Montecassino, miasta na górze, które, z wieloma ruinami, połączyło razem siły, z których uformował się nowy świat. Intelekt, serce, oczyszczenie i światło: słowa, które stają się bardziej aktualne niż kiedykolwiek, na tym rozdrożu historii. Każdy ma swoją historię do opowiedzenia 29 Wezwanie przyszłego papieża zawiera dwa wymiary – zauważenie otaczających nas wyzwań, razem z tą wewnętrzną jednością osoby, która dla nas może być przedstawiona jako łaska jedności. W kulturze, w której pustka i nicość wydają się jedynymi i koniecznymi towarzyszami podróży, prawie akceptując je od niechcenia, powraca pytanie: „a my zakonnicy, jesteśmy może i my nieswiadomymi ofiarami tej atmosfery? Przyjęliśmy czy nie zaproszenie Jezusa: „chodźcie a zobaczycie”? W tym historycznym momencie, znaczonym kulturą kompromisu, łatwo jest wydać na nią wyrok i skazać ją. Sadzę, że obecny czas historyczny prosi nas o odkrycie zachowania dobrego Samarytanina, razem z tym podróżującego do Emmaus. Jesteśmy wezwani do obecności, tam gdzie brakuje życia, jego sensu, jego piękna, jesli nawet z całym prawdopodobieństwem pozostania samymi, kiedy inni przejdą na druga stronę. Jesteśmy wezwani do towarzyszenia tym, którzy stracili wiarę i nadzieję i pozostawiają Jerozolimę, słuchając ich historii z cierpliwością i przyjęciem. Jesteśmy wezwani do takiego życia z pewnością, że nasze bycie obok nich, jest już świadectwem tego w co inni już więcej nie wierzą. To co wypowiedział kiedyś kardynał Westminster, Basil Hume, o zadaniu mnicha, pomaga nam we właściwy sposób umieścić ten moment i odpowiedzialność, którą ze sobą niesie: my rozumiemy się, jako ludzie posiadający pewną szczególną misję i funkcję w Kościele, my nie proponujemy zmieniać biegu historii, my jesteśmy tylko tam, w sposób prawie przypadkowy, z ludzkiego punktu widzenia, i szczęśliwie kontynuujemy zwyczajne tam przebywanie. Mnisi, przebywają tam z życiem, które wydawałoby się bez znaczenia, ale świadczy o pełni czasów, o spotkaniu z Bogiem. Oni są jak osoby oczekujące autobusu na przystanku. To, że tam przebywają, mówi nam, że autobus się zbliża... Nie zawieramy małżeństwa, które dałoby jakąś formą naszemu życiu. Nie mamy żadnej kariery. Pozostajemy nadzy przed pytaniem: ‘La vie humaine, quel sens?’18 Tylko wewnątrz tego, powierzchownie pustego obrazu, możemy poruszać się z wolnością. Brak rzeczy, czyni nasze ubóstwo bogatym, pozbawienie kariery czyni z naszego posłuszeństwa doświadczenie totalnej wolności, podczas gdy nasza czystość staje się wyborem z miłości bezwarunkowej i pełnej. Obok refleksji Basila Hume, o wyzwaniu życia zakonnego, z jego osobistą historią, proponuję wam jeszcze inną. Olivier Clément, francuski teolog, ojciec rodziny, w jednym ze swoich ostatnich dzieł, które nazywa się Bóg jest sympatią,19 pisze, że życie monastyczne na zachodzie może powiedzieć nam dzisiaj wiele. Mówi nam o „miejscu serca”, gdzie 18 19 T. RADCLIFFE, “The Bear and the Nun. The Sense of Religious Life Today”, w Religious Life Review, 38, July/August 1999, ss. 199nn. O. CLÉMENT, Dio è simpatia. Bussola spirituale in un tempo complicato (Milano, Leonardo International 2003), ss. 33, 61-62. 30 wewnętrzność nie jest intymnością, ale drogą w służbie komunii, i wiedza, która nie jest gestem samozachwytu, przekształca się w siłę będącą w służbie miłości. Jesteśmy wezwani by żyć humanizmem chrześcijańskim, mającym za fundament doświadczenie wewnętrzne, doświadczenie osoby, która przeżywa spotkanie z Bogiem Trójjedynym – Stworzycielem, Odkupicielem i Uświęcicielem. Zacytowałem dwóch autorów, wychodzących z doświadczenia monastycznego. Być może wydaje się, że to wszystko jest dość odległe od tego co dzisiaj przeżywamy. Zgodziłbym się jeśli bierzemy pod uwagę rodzaj charyzmatu, który w życiu monastycznym jest inny niż w życiu apostolskim. Jeśli natomiast wychodzimy od faktu, że na swoim początku, każda konsekracja zasadza się na osobistej decyzji, która czyni nas oddanymi Bogu dla dobra ludzkości, w takim przypadku wszyscy my, konsekrowani znajdujemy się razem u źródeł życia zakonnego. Jest istotną sprawą, dzisiaj, tak samo jak wczoraj, odkrywanie „wewnętrznego” wymiaru, bedącego w służbie „komunii”, tak jak koniecznym jest dla nas, przełożyć naszą „wiedzę” na służbę „miłości” («amorevole») i oddaną obecność wychowawczą dla młodych. W logice osobistego daru z samego siebie, nie jest rzadkością, że także my, poprzez właściwe świadectwo, możemy początkowo objawiać się naszej młodzieży jako osoby, którym uciekł autobus życia – bez kariery, bez pieniędzy, bez rodziny. Tylko w odkryciu świadectwa wolnego, bezwarunkowego i trwałego, także nasi młodzi, a wraz z nimi, ci którzy podzielają naszą misję, dochodzą do odkrycia, że „prawdziwym” autobusem życia jest drugi człowiek. Autobusem, który już od teraz pozwala nam smakować pełnię czasów, piękno relacji z Bogiem, która ofiaruje szczęście trwające w czasie i znajdujące swoją pełnię w wieczności. Utkwić wzrok W 1931 roku, pewien młody Anglik przeżywał głęboki kryzys wiary. Po czasie rozeznania, modlitwy i postu, także dla niego przyszedł czas prawdy. O tym świętym czasie tak pisze: “nie pozostałem już ja w centrum mojego życia”. Kiedy później w swym życiu powraca do tego czasu, Bede Griffiths20, wyraża się tak: droga życia otwiera się tylko wtedy kiedy moje JA opuszcza wszystko… i to jest największą przegraną, którą musimy doświadczyć… ponieważ Bóg działa tylko w tym sercu, które jest puste – gotowe do przyjęcia Go. Terminologia użyta przez Bede Griffiths jest prosta i jasna. Mamy tylko jedno życie by przeżywać naszą wiarą, jako osoby konsekrowane: to, w którym jesteśmy jedno z Nim. Nasze 20 Pewien konwertyta, który tak pisze o swoim doświadczeniu: Zrozumiałem, że przez te wszystkie lata szukałem Boga. Obecność, która objawiła mi się pod formą natury, tego dnia w szkole; piękno, które znalazłem u poetów; prawda, którą mi pokazała filozofia, i na koniec, objawienie Chrześcijaństwa. Nagle zrozumiałem, że przez cały ten czas to nie ja szukałem Boga, ale Bóg szukał mnie, w http://tuespetrus.wordpress.com/2008/11/13/storie-di-conversione-bede-griffiths/. 31 życie staje się świadectwem, w którym to do czego jesteśmy wezwani żyć, przeżywamy z Nim. Używa on dwóch następujących słów: – centred e grounded czyli “skoncentrowani i zakorzenieni – zakorzenieni w centrum”. Centrum jest przestrzenią, w której mieszka Chrystus (bycie uczniem), i od tego centrum „niesiemy historię”, to czym jesteśmy (apostolat). Wszystko to znajdujemy w lectio z dzisiejszego poranka, która jest historią docierania do cenrum gdzie mieszka Chrystus – pozostali u Niego – razem z doświadczeniem misyjności, przedstawionej w dzieleniu się Andrzeja, który niesie swojemu bratu Piotrowi nowinę: ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: „znaleźliśmy Mesjasza”. Wierzę, że im dużej żyjemy, bardziej odczuwamy potrzebę odkrycia skoncentrowania naszej przyjaźni z Chrystusem. Umocnieni tym sentire cum Christo, zdołamy uchwycić coraz większe pragnienie sensu życia, który posiada nasza młodzież. Pragnienie, które czujemy w sercach innych, ponieważ odkryliśmy ją w naszym wnętrzu. Taki rozwój potwierdzają nie tylko obserwatorzy interpretujący teologicznie i pastoralnie obecną sytuację, ale także ci, zaangażowani w socjologiczną lekturę życia. Mnogość dociekań mówi nam, że poszukiwanie sacrum, zamiast spadać, w efekcie, rośnie. Prawdziwym jest to, co bardzo podkreśla Benedykt XVI, że „człowiek, «żebrzący o sens i spełnienie» stale poszukuje wyczerpujących odpowiedzi na zasadnicze pytania, które wciąż sobie stawia».21 W tej stycznej historii, wiele razy od nas się wymaga byśmy byli przekazującymi znaczenie. Musimy to czynić i będziemy to wypełniać tylko wtedy jeśli jesteśmy prawdziwymi świadkami. W temacie 2 KG 26, nn. 32-33., znajduje się jedno z założeń, które w krótkich słowach, zaprasza nas wszystkich byśmy brali na serio ten wewnętrzny wymiar w obecności Chrystusa: Linia działania 4 Wspólnota ewangeliczna i ewangelizująca 32 Uczynić ze spotkania z Chrystusem w Słowie i w Eucharystii centrum naszych wspólnot, by być autentycznymi uczniami i wiarygodnymi apostołami. 33 Salezjanin, zatroszczy się by w osobistym projekcie życia, o konieczny czas na modlitwę osobistą i wspólnotową, zadba o codzienną medytację Słowa Bożego, doceni sakrament Pojednania i położy w centrum codzienną Eucharystię. W tym kontekście, by jeszcze wzmocnić to do czego zaprasza nas KG26, pozwólcie mi zacytować pewien list napisany przez Błogosławioną Matkę Teresę z Kalkuty do swoich sióstr, 25 marca 1993, podczas Wielkiego Tygodnia. Sa to słowa proste, ale o jedynej w swoim rodzaju głębi, dotykające nerwu życia konsekrowanego: List, tak bardzo osobisty, który pragnąłam napisać swoją własną ręką... Martwi mnie myśl, że niektóre z was, nie spotkały jeszcze Jezusa twarzą w twarz, sam na sam. Możecie spędzać czas w kaplicy, ale czy widziałyście oczyma duszy miłość, z jaką On na nas patrzy? 21 BENEDYKT XVI, Audiencja generalna, 5 sierpień 2009. 32 Znacie naprawdę żywego Jezusa: nie z książek, ale przebywając z nim w waszym sercu? Usłyszałyście kiedyś słowa miłości, które on do nas kieruje?... Nigdy nie porzucajcie tego kontaktu z Jezusem, nie idea, ale z osobą żywą i prawdziwą. Słowa te podobne są do tych ks. Generała, które napisał w komentarzu do Wiązanki na rok 2010. Zaproszenie do coraz większego pogłębienia naszej konsekracji. Zaproszenie, by czynić z naszego doświadczenia takie, w którym czujemy się kochani przez Boga i gotowi do rozpoznania Go, do pokochania Go. Zaproszenie by tak przeżywane nasze życie mogło stać się najpiekniejszym darem dla tych, którzy poszukują Boga, jego miłości i jego szczęścia. Nade wszystko, za przykładem ks. Rua, wiernego ucznia Jezusa śladami ks. Bosko, każdy współbrat wezwany jest to odkrycia dróg, by zabezpieczyć wierność powołania konsekrowanego. Nasze powołanie jest cennym darem; ono jednak jest „jak skarb w naczyniach glinianych”. Wielkość otrzymanego daru jest często zagrożona kruchością naszej odpowiedzi. Wierzę, że stając przed życiem tego wielkiego świadka wierności, musimy zapytać siebie: „Czy jestem zadowolony z Boga?”; i jeszcze bardziej: „Czy Bóg jest zadowolony ze mnie?” Obejmując salezjańskie życie konsekrowane, stajemy się za Panem Jezusem i przemieniamy się w autentycznych uczniów i pełnych pasji apostołów; to wszystko wymaga od nas zaangażowania na rzecz pełnej przekonania wierności powołaniowej. Czerpmy więc obficie ze źródeł życia ucznia i apostoła, ze źródeł wierności powołaniowej: Pisma Świętego, “lectio divina” i Eucharystii. 33 VII. Jeśli ktoś chce być pierwszym MK 9, 33-37 Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!». Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał» LECTIO Podróż w kierunku Jerozolimy u Marka znajdujemy w rozdziale 10. Wydarzenia, które poprzedzają tę podróż są następujące: wyznanie Piotra 8, 27-30, zapowiedź męki 8, 31-3 i warunki naśladowania Jezusa 8, 34-38. Znajdujemy tutaj również opis Przemienienia 9, 1-13, po którym następuje uzdrowienie epileptyka 9, 14-29 i druga zapowiedź męki 9, 30-32. Z pewnością jest to część bogata w wydarzenia i treści, które dotykają bliskiej już męki i śmierci, a jednocześnie uprzedzają tajemnicę zmartwychwstania. Są to wydarzenia, które bezpośrednio dotykają tożsamości i misji Syna Bożego. Możemy powiedzieć, że znajdujemy się w kluczowym momencie tajemnicy Chrystusa. Oto środowisko w jakim dokonuje się pouczenie Apostołów z rozdz. 9, 33-37. Myślę, że przede wszystkim, ważne jest aby uchwycić dynamizm i dobrze się nad nim zastanowić, ponieważ zawartość tego fragmentu lectio, w zestawieniu z tak bogatym w wydarzenia tłem, nabiera niesłychanego znaczenia. MEDITATIO Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Istotne pytania dotyczące życia stawia się «w domu», w sanktuarium duszy. Tylko w tym środowisku, znaczonym chwilami ciszy i pokoju, Jezus zaprasza swoich do zmierzenia się z tym, co zaprzątało ich głowy „w czasie drogi”. Jezusowi się nie spieszy, potrafi czekać. W odpowiednim momencie, zaprasza mnie do wejścia „do mojego domu”, tam gdzie znajduję się tylko z Nim. Jezus zaprasza mnie, tak jak to uczynił z apostołami, do świętego wsłuchania się we mnie samego. Może się wydawać to przypadkowe albo nieumyślne, ale tak nie jest. Zmiana sposobu życia „w czasie drogi” na sposób zmierzenia się z życiem „w domu”, nie jest łatwa i jest pełna pułapek. Wziąć w ramiona ciszę nie wydaje się czymś prostym. Jednak w chwili kiedy zaakceptuję chęć przytulenia jej, pokazuję samemu sobie, że jestem w stanie 34 popatrzeć rzeczywistość w twarz, że pragnę spotkać siebie samego i mojego Stwórcę tam, gdzie czuję się „w domu”, to jest w moim sercu. Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. W kilku słowach: mamy bardzo wyraźny obraz - lecz oni milczeli! A ewangelista kontynuuje podając przyczynę, której łatwo jest się domyśleć. Milczenie może mieć więcej niż jedno znaczenie. W niektórych sytuacjach może być najlepszą odpowiedzą, ze strony kogoś, kto nie chce wciągnąć się w niepotrzebne dyskusje: jest to milczenie szlachetnej duszy. Milczenie, może być także czasem, jaki potrzebuje osoba za nim odpowie na pytanie, które angażuje ją całkowicie: jest to milczenie dojrzałej duszy, która znajduje się w drodze. Milczenie, może także być jedynym schronieniem, kogoś kto nie chce się narażać, kto nie chce wystawiać swoich wyborów na konfrontację: jest to milczenie duszy, która czuje wstyd. Dla zobrazowania, możemy odwołać się do księgi Wyjścia 3 rozdziału, momentu, kiedy Bóg woła po grzechy pierworodnym: dusza orientuje się że jest naga! W naszym przypadku, prawie że czuć wstyd w powietrzu. Uczniowie milczą, ponieważ to o czym dyskutowali, nie jest częścią logiki wędrówki, nie mieści się wewnątrz mowy dotyczącej misji Syna Bożego, którą to Jezus właśnie podzielił się z nimi. I słusznie, nie mają odwagi przedstawić dyskusji, jaka miała miejsce pośród nich, ponieważ w ten sposób będą musieli wyrazić samych siebie, swój świat. Zatem pytanie Jezusa, oczywiście, zostaje bez odpowiedzi werbalnej ze strony uczniów. Ale to nie znaczy, że Jego pytanie pozostaje bez skutków. W tym momencie, jeśli zatrzymam się na chwilę, to myślę, że będzie to czymś co mi pomoże zrozumieć i spotkać moją ciszę: jaki jest to typ ciszy? Jeżeli jest między mną a Bogiem dystans, to z jakiego powodu znalazłem się w takim punkcie? Kiedy cisza nie wyraża bliskości, albo jak powiadał Franciszek Salezy, zakochania się serca przez serce, tego Bożego i tego mojego, łatwo się domyśleć co wyraża nasze milczenie wobec Jezusa. Wolimy pozostawić drzwi serca zamknięte. Nie zdajemy sobie sprawy, że każde pytanie, które stawia Jezus, nie jest pytaniem potępienia, ale pytaniem pokrzepienia; nie jest to wyrok śmieci, ale zapowiedź życia. Jezus nie konfrontuje się ze mną aby mnie upokorzyć, ale aby dodać mi odwagi. Jezus nie chce abym się z Nim spotkał, po to aby mi wytknął moje ubóstwo, ale po to aby zaoferować mi swoje bogactwo. Jezus nie prosi mnie abym dotknął dna mego jestestwa, aby zamknąć mnie w ciemności bez-sensu, ale po to abym poczuł nurt życia, które wypływa z głębi mego serca, które jest Jego tronem. A jednak, mimo tego wszystkiego, zdarza się, że trwamy w tym, że jesteśmy ogarnięci strachem a nie inspirowani miłością. 35 Dobrze jest przywołać w tym miejscu słowa księdza Bosko skierowane do księdza Rua gdy obejmował swoje pierwsze dyrektorstwo w Mirabello: postaraj się aby cię kochali, zamiast się ciebie bali. I to mówi nam również dzisiaj. Nie bójmy się spotkać tego źródła życia. Nie bójmy się otworzyć naszego serca dla tego, który nigdy nie przestanie nas kochać! On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!». Na słowną ciszę, Pan Jezus odpowiada przy pomocy logiki Królestwa. On cały staje się Słowem. Wzywa mnie i staje mi się bliski w taki sposób, że przezwycięża dystans. Nie mówi do mnie z góry, siada obok mnie, zniża się do mojego poziomu, uosabia się z moją historią, z moimi trudnościami, z moimi obawami, czyni nawet ważnym mur moich wstydliwości. Mówi do mnie, bo On sam jest Słowem. Łaskawie mi mówi, to co potrzebuję usłyszeć, a nie to co chciałbym usłyszeć. Pokonuje niewolę wstydu poprzez słowa wypowiedziane łaskawie. Nie ma gniewu czy przemocy w słowach Jezusa. Jego słowa są słowami prawdy, które wskazuję drogę prowadzącą do życia. Te słowa Jezusa są tymi, które mają siłę miłości zdolną rozpocząć procesy. Procesy, które początkowo wydawały się niemożliwe, poza moim zasięgiem. I w pewnym momencie, zorientuję się, że chociaż są to procesy mozolne i trudne, ale są to także procesy trwałe, które przynoszą pociechę, światło, miłość i wolność. Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał» Jezus wykonuje wyjątkowy gest: przedstawia postać dziecka. Postać, która nie ma żadnego znaczenia społecznego czy jakiejkolwiek zdolności reprezentowania czegokolwiek. Dzieci nie mają władzy, ich głos nic nie znaczy. A jednak, Jezus zaprasza, aby przyjrzeć się postaci dziecka jako modelowi i wzorowi. Kto ma odwagę przyjąć, „stać się gościem”, tych najmniejszych i tego co oni reprezentują, podobny jest do Chrystusa, co oznacza wejść w taką samą logikę przyjęcia, jaką ma Bóg. Nie jest to władza, nie jest to bycie pierwszymi, ale „stanie się bliskimi” i „stanie się gośćmi” tych, którzy nic nie reprezentują: od tego zależy nasza bliskość z Bogiem, bycie przyjętymi przez Boga. Podczas Confronto Europeo 2009, na Valdocco, młodzież rozważała fragment paralelny do tego wziętego z Ewangelii Mateusza. I przeprowadziliśmy refleksję dotyczącą faktu, że ksiądz Bosko dokonał wyboru na rzecz tych, którzy nie mieli żadnych praw, chłopców i 36 młodzieży swojego czasu. Chłopców i młodzieży wykorzystywanych w ich miejscach pracy. Dla nich „stał się gościem” oferując im dom, podwórko, szkołę i kościół. Tymi co nic nie wnosili, więcej byli postrzegani jako źródło problemów i trudności, ksiądz Bosko zajął się, aby dać im doświadczenie człowieczeństwa i zdrowej uczuciowości oferując im dom. Zaproponował im doświadczenie zabawy, które jest miejscem nie tylko wzrostu ludzkiego, ale także miejscem gdzie Bóg wciela się w radość i święto. Szkołę aby pomóc im rozwinąć ich uzdolnienia praktyczne i intelektualne w taki sposób, aby mogli zbudować sobie przyszłość w oparciu o etykę, która czerpie inspirację z Ewangelii. I w końcu ksiądz Bosko tak czynił, aby ci chłopcy i młodzież przeżywali ich wiarę w Kościele, który wie że jest Mistycznym ciałem Chrystusa, karmiącym się sakramentami i podtrzymywanym Słowem. Dzisiaj Chrystus wciąż mówi do nas wobec wezwań jakim my dzisiaj jesteśmy wezwani stawić czoła. Jezus ustawicznie zaprasza nas do podjęcia i proponuje drogę, która nie ogranicza się tylko do wymiaru horyzontalnego. To dla nas dzisiaj jest bardzo subtelne wezwanie. Nie wystarczy przyjąć. Jesteśmy wezwania aby „stać się gośćmi” według logiki Chrystusa, inspirowanej dynamiką Trójcy Świętej. Dzisiaj Chrystus ciągle jest obecny w nas i poprzez nas, w stopniu w jakim pozwalamy Mu się ogarnąć. Z tego intymnego doświadczenia tajemnicy Boga, wypływa ewangeliczny gest przyjęcia innych według logiki Królestwa Bożego. Bez tej logiki i bez tego zakorzenienie się w misterium Trójcy Świętej, nasze posłannictwo, po ludzku będzie bogate, ale będzie mu brakowało Bożej siły, którą my przeżywamy jako owoc wiary w Chrystusa, źródła nadziei i wzoru miłości. Wzór Kafarnaum - Przede wszystkim nie bać się konfrontacji - Drugim krokiem jest słuchanie - Wyraźnym wymiarem tego fragmentu Ewangelii jest wymiar zażyłości - W społeczeństwie, które osiąga wszystko i natychmiast, Jezus wzywa nas do umiejętności czekania - W tym wszystkim zauważamy zdrowy odpowiedzialny realizm - Jasne jest zachowanie Jezusa aby nie skazywać - W końcu są dwa elementy, które przynależą do nas salezjanów w sposób szczególny i głęboki: pierwszy to jest przyjaźń - Jako ostatni mamy element dojrzałości ORATIO 37 Spraw abym Cię kochał Siebie daj mi, Boże mój! Siebie samego mi oddaj! Ciebie miłuję. Jeśli za mało miłuję, spraw, abym mocniej miłował. Nie potrafię zmierzyć miłości, nie wiem, o ile bardziej powinienem Cię kochać, by życie moje pobiegło w Twoje objęcia i już nigdy się od Ciebie nie odwróciło aż do chwili, gdy się na zawsze ukryje w świątyni Twej obecności. To jedno tylko wiem, że źle mi jest bez Ciebie, źle nie tylko wokół mnie, lecz i we mnie samym; a wszelkie bogactwo, które nie jest moim Bogiem, to nędza. 22 ŚWIĘTY AUGUSTYN Św. Augustyn, Wyznania, EDYCJA KOMPUTEROWA: WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL, Księga XIII, nr 8. 22 38 VIII. Największy w Królestwie Niebieskim Codzienność życia zakonnego Dzisiaj rano rozważaliśmy fragment gdzie Jezus pyta swoich uczniów o czym rozmawiali w czasie drogi. Wyobrażam sobie, że także dzisiaj, Jezus pyta nas o to samo: jakie są wasze największe zmartwienia? Co jest tak naprawdę w centrum waszego życia? Wczoraj spojrzeliśmy na życie zakonne, ukazując je jako proroczy głos. Dobrze wiemy, że proroctwo przechodzi poprzez codzienność życia, przechodzi przez twarze i doświadczenia, które mają swoje imię i nazwisko. To co przeżywamy jest podstawowym środkiem lokomocji, którym głównie porusza się nasze świadectwo. Chciałbym podzielić się z wami pewnymi myślami i zaprosić was do refleksji nad nimi, myślami i moimi przemyśleniami, które mogą pomóc nam lepiej odczytać naszą codzienność. W tej samej linii, kilka lat temu, były Generał Dominikanów, Timothy Radcliffer, wygłosił konferencje dotyczącą przyszłości życia religijnego23. Radcliffe dokonuje bardzo przejrzystej analizy aktualnej sytuacji z jej blaskami i cieniami i pisze: To nie jest szczęśliwy czas dla życia zakonnego w większości części kontynentów. W minionym roku, wygłaszałem prelekcje dla różnych konferencji zakonnych w Azji, Ameryce Łacińskiej, w Afryce, w Ameryce Północnej i w Europie i można powiedzieć, że prawie wszędzie stawia się to samo pytanie: życie zakonne ma jeszcze jakąś przyszłość? Przechodzimy przez wąskie przejście. Uważam, że nasze powołanie zakonników i zakonnic jest dzisiaj tak ważne jak nigdy dotąd. Jesteśmy wezwani aby być dla ludzkości znakami nadziei. Jako zakonnicy i zakonnice przeżywamy może chwile, w których doświadczamy wątpliwości dotyczących naszej przyszłości zakonnej, ale cała ludzkość musi stawić czoła globalnemu kryzysowi braku nadziei. Wydaje mi się, że w tym co pisze już na samym początku swoich przemyśleń, Radcliffe uchwyca jądro wyzwania: wyzwania, które w tym samym momencie jest wspólnotowym i osobistym. Wyzwanie, które jest wyzwaniem wspólnoty, ponieważ, naprawdę, każda osoba konsekrowana, musi sobie zdać sprawę z jej wyboru i jej znaczenia. Wspólnota nie jest jakimś tworem anonimowym, ale wspólnym stawaniem się ludzi, którzy dzielą ten sam życiowy wybór. Punktem bardzo ważnym dla nas salezjanów, jest to, że tekst Fadcliffe bierze jako swojego rozmówcę, przeżycia młodzieży. W tym znaczeniu jest on bardzo „salezjański”: w centrum znajduje się troska o młodych, o ich teraźniejszość ale także i o ich przyszłość, ich bogactwo, ich głód i pragnienie Boga. Faktycznie, Radcliffe stawia pytanie: 23 http://www.crc-canada.org/sites/default/files/files/TIMOTHY%20RADCLIFFE%20%20LAVENIR%20DE%20LA%20VIE%20RELIGIEUSE.pdf 39 Jakimi opowiadaniami dającymi nadzieję dysponuje młodzież? W tym kontekście, życie zakonne jest wezwane do tego aby być znakiem nadziei. Nasze powołanie jest wspaniałe, nie dlatego, że my jesteśmy wspaniali, ale dlatego że jest znakiem wspaniałej nadziei, której jesteśmy świadkami wobec całej ludzkości Pełni nadziei aż do końca Kiedy złożyliśmy śluby zakonne, zdecydowaliśmy się powiedzieć „tak” Bogu, który nas powołuje. Ten gest wolności nie może stać się czymś związanym z przeszłością, czymś nieaktualnym. Moje „tak” jest „tak”, które odnawia się każdego dnia, tak jak odnawia się każdego dnia nieskończona miłość Boga do mnie. Pozostała mocno wryta w mojej pamięci pewna myśl, którą znalazłem czytając niektóre dzienniki Tomasza Martona: powód dla którego wybrałem życie zakonne, nie jest tym dla którego pozostaję. Odnowa jest obowiązkowa. W podobnych słowach Timothy Radcliffe pisze tak o swoim wyborze: Zacznijmy od wyobrażenia o powołaniu. Zostałem pociągnięty do wstąpienia do dominikanów, ponieważ podobała mi się misja Zgromadzenia i podobało mi się mieć współbraci. Ale, w ostateczności, to nie wystarczyło. Stałem się dominikaninem, ponieważ byłem przekonany, że to jest moje powołanie. Zostałem wezwany przez Boga aby iść drogą dominikańską. Warto zatrzymać się przez chwilę nad tą podstawową prawdą, ponieważ dzisiaj jest to jedno z najważniejszych wyzwań duszpasterstwa powołaniowego, jak i samej dojrzałości powołania. Jeżeli moje „tak” bazuje na wyborze czegoś co jest przyjemne, przyszłość takiego wyboru można porównać do śniegu wystawionego na działanie słońca. „Przyjemność” zmienia się. Nikt nie postawi na szali całego życia, tylko dla siły czy atrakcyjności przyjemności. Natomiast, prawdziwy i trwały wybór powołania wymaga czegoś innego. Kiedy w grę wchodzi całe moje życie, nie mogę „zagrać nim” na stole przyjemności. Moje bycie salezjaninem, ofiara mnie samego dla Boga, dla zbawienia młodzieży, jest owocem wezwania, a takie wezwanie wymaga, aby dzień po dniu troszczyć się o nie i przez to staje się docenione. Bycie znakami nadziei w codzienności życia nie może być oparte na przyjemności. Przeciwnie, musi założyć, że Bóg nie jest tylko początkiem naszego powołania, ale że jest On także źródłem naszego szczęśliwego choć trudnego wzrostu. Być ludźmi konsekrowanymi oznacza być konkretnie przekonanymi że: moje życie jest nośnikiem nadziei w stosunku do wszystkich, których Pan pozwoli mi spotkać. Ta postać „przyjemności” dla nas Salezjanów jest punktem bardzo delikatnym. Oczywiście radość, jaką wielu młodych i dzieci doświadcza w naszych domach jest czymś niezaprzeczalnym. Jednak jako konsekrowani wychowawcy, nie możemy zatrzymać się na progu przyjemności. Towarzyszenie młodym nie jest przechadzką uliczkami przyjemności, powierzchownej doraźnej radości. Nasze życie daje świadectwo i przekazuje o wiele więcej. 40 Nasza konsekracja jako cel stawia sobie to, aby uczynić z codzienności miejsce radości, a nie przyjemności, radości, która doprowadza do doświadczenia świętości. Czemu miałoby służyć, jeżeli my osoby konsekrowane, oferowalibyśmy tylko zaspokajanie przyjemności a nie zaoferowalibyśmy tego wyższego wymiaru świętości, jak dawał ksiądz Bosko młodzieży? Jednakże, także tutaj trzeba przypomnieć, że bezużyteczne jest prosić młodych aby kroczyli ścieżkami świętości, jeżeli my, jako ich towarzysze, nie biegniemy po nich osobiście. W tym miejscu, Radcliffe, dotyka punktu bardzo na czasie i bardzo delikatnego. W kulturze, gdzie wszystko jest relatywne, nic nie jest na zawsze, także niektórzy z nas pozwalają pociągnąć się tym „wpływom”, stosując to w życiu religijnym. Jego odpowiedź jest jasna i sucha: W pełni popieram to, żeby nasze wspólnoty otworzyły się na każdy rodzaj przyjaźni, stowarzyszeń, współpracowników i współpracownic, ale nadal twierdzę, że w sercu życia zakonnego musi być odważny gest oddania życia aż do śmierci, usque ad mortem. Dziwny gest, który wyraża naszą nadzieję, że życie ludzkie, w swej całości, aż do śmierci i włączając śmierć, jest drogą w kierunku Boga, który nas wzywa. Ale właśnie dlatego, że żyjemy w kulturze gdzie angażujemy się na krótki czas, profesja aż do śmierci staje się pięknym znakiem nadziei. To przekonanie jest na tyle mocne na ile jest zakorzenione w świadectwie radosnym i szczęśliwym, kogoś kto, jest zadowolony z tego, że wybrał naśladowanie Chrystusa, na zawsze. Takie przekonanie można przekazać tylko wtedy kiedy ono jest! Takie przekonanie przekazuje się poprzez oblicza i serca dobrze zakorzenione w Tym, który nas wzywa. W kulturze użyj i wyrzuć, my jesteśmy tam, aby powiedzieć coś innego, aby obwieszczać inne orędzie. W moich spotkaniach z młodzieżą, to co nigdy nie przestaje budzić mojego zdziwienia, to ich gotowość, powiedziałbym, zdrowa ciekawość, jaką młodzież ma wobec ludzi, którzy z prostotą żyją i przekazują sygnały silne i przekonywujące. Przychodzi mi na myśl pewne wydarzenie które miało miejsce na rekolekcjach dla młodzieży w wieku od 25 do 36 lat, którza przeżywała dni rozeznania powołania. Wszyscy młodzi z tytułami magistra, dobrze usytuowani obecnie i z zapewnioną przyszłością. Wypowiada się pewna 25 letnia dziewczyna, która dokonała wyboru aby zostać zakonnicą, pozostawiając wszystko, karierę, pieniądze, rodzinę. Niejeden, z tych, którzy ją słuchali zareagował, prawie że pytając się ‘dlaczego także ty czynisz ten gest szaleństwa?’. Niektórzy z tych samych ‘zdziwionych’ młodych ludzi, byli zafascynowani tą myślą ‘bycia szalonym dla Pana’. To jednak co mi leży na sercu, aby wam przekazać to jest coś innego. Kiedy między sobą zapytali się czy mają wzory, które ich inspirują, słyszałem ich wypowiadających imiona salezjanów i salezjanek, którzy urzekli ich swoimi świadectwami. Miło jest słyszeć młodych, którzy wypowiadają te imiona, moich braci salezjanów i sióstr salezjanek, którzy w pewien sposób zaoferowali im coś innego, coś ‘szalonego’! 41 Ciekawe, że Radcliffe, odnośnie tego, daje komentarz, który jest bardzo salezjański. Komentarz, który mógłby spokojnie przynależeć do naszego księdza Bosko. Komentarz, który byłoby czymś pięknym gdyby, każdy z nas mógł go wypowiedzieć. Odnośnie naszej profesji, tak pisze: Jest to dziwny gest, ale należy prosić młodszych aby czynili gesty odważne i trochę szalone, trzeba wierzyć, że oni mogą, z łaską Bożą, konsekwentnie żyć. Życie Wspólnotowe – Miejsce Łaski W ścisłej jedności z wcześniejszą refleksją, w tym miejscu, chciałbym przeprowadzić rozważanie odnośnie faktu, że za naszym wyborem, jako odpowiedzią Bogu, znajdujemy Boga, który zawsze pozostaje nam wiernym. Nasze życie wspólnotowe, które w Nim ma początek, w Nim także, odnajduje siłę do naszych procesów nawrócenia, i nie tylko. Nasze życie wspólnotowe posiada także moc, aby być miejscem, gdzie młodzi widzą i czują swoje powołanie. Jest dość interesujące zobaczyć jak ten punkt, tak krytyczny, został uwypuklony przez ostatnią Kapitułę Generalną w III Rozdziale, tym dotyczącym ‘konieczności zapraszania’: Jesteśmy świadomi, że młody człowiek odkrywa powołanie do salezjańskiego życia konsekrowanego, kiedy spotyka się ze przykładną wspólnotą, ze wzorem życia, z którym pragnie się identyfikować, z doświadczenie życia duchowego i zaangażowania apostolskiego, z gotowością znalezienia w niej przewodnika duchowego, który będzie mu towarzyszył w wyborze Chrystusa i złożenia daru z siebie. Brak powołań przeżywany przez niektóre inspektorie, podczas gdy mobilizuje nas do koniecznej weryfikacji, pobudza nas do wzrastania w autentyzmie życia (wspólnotowego) i w zdolności proponowania powołania salezjańskiego. Jesteśmy przekonani, że Bóg nadal powołuje wielu ludzi młodych do służby Królestwu Bożemu i że różne są czynniki, które mogą sprzyjać ich odpowiedzi. (KG 26, nr 52) Ksiądz Vecchi, nawiązując do swoich różnych spotkań z wieloma Salezjanami z różnych części świata, komentuje ten temat z punktu widzenia młodzieży i mówi24: Temat powołań, jako pierwsze znaki zapytań lub jako zatroskanie, często pojawiał się w rozmowach, jakie przeprowadzałem ze współbraćmi podczas moich spotkań: i nie tylko ze względu na obawę naszego wymierania w rozległych regionach świata północnozachodniego, w których każdego roku stwierdza się spadek, starzenie się i nikły przyrost powołań; ale może dlatego, że ze względu na ich brak w sposób bardzo wyraźny ujawnia się zarówno wątła siła przyciągania naszych wspólnot, jak też mierny poziom życia chrześcijańskiego, jaki proponujemy młodzieży. Wydaje mi się, że w tych dwóch refleksjach, jest wyraźnie ukazany sposób w jaki my Salezjanie przeżywamy naszą codzienność, w jej wymiarze trudu, jak także w jej zdolności 24 J. VECCHI, Lettera DRG 373: Oto teraz czas odpowiedni, s. 5. 42 przyciągania czy też nie. Bez wątpienia, wszystko to niesie za sobą wiele wyzwań na płaszczyźnie egzystencjalnej każdego Salezjanina. Prowadzi to do pierwszego bardzo ważnego wniosku: nie możemy patrzeć na nasze powołanie jako na coś osobistego, do którego nikt nie ma wstępu. Młodzi ludzie są pielgrzymami, którzy mają prawo, mają pragnienie, są zgłodniali naszej spójności. Ksiądz Vecchi dobrze to podkreśla pisząc: Młodzieży potrzeba świadków, osób i środowisk, które przykładem ukażą możliwość obrania życia zgodnego z Ewangelią we współczesnym społeczeństwie. To ewangeliczne świadectwo stanowi pierwszą naszą posługę wychowawczą dla młodzieży, pierwsze słowo zwiastujące Ewangelię. 2. Wyruszając z tego punktu, Ksiądz Vecchi mówi o wnętrzu z jego wezwaniami. To wiemy wszyscy, że jesteśmy odziani w ludzkość naznaczoną grzechem. Ale to jest tylko jedna część historii. Nosimy także w sobie gorące pragnienie, głos, obecność, które razem wzięte są nieskończenie piękniejsze i większe od samej naszej grzeszności. Ten duet między naszą słabością i naszym powołaniem do miłości, ksiądz Vecchi w swoim liście komentuje słowami i obrazami bardzo żywymi, pokazując także kontekst łaski, którą Pan nas obdarza: Chciałbym zwrócić waszą uwagę na fakt, że może żyjemy w uprzywilejowanym okresie powołaniowym, jeżeli (jednak) nasza miłość do Jezusa, zdoła się wyrazić i być komunikowaną… Bóg daje nam nowe możliwości, ale jednocześnie wymaga od nas oczyszczenia, podkreślenia tego, co istotne, zdolności nawiązywania żywego kontaktu z Chrystusem, a nie jedynie angażowania się w osobiste przyjaźnie lub świadczenie usługi. Ksiądz Vecchi mówi o osobistych przyjaźniach o świadczonych usługach, aby ukazać nam nasze ograniczenie jako salezjanów, kiedy działamy tylko na poziomie horyzontalnym, pozostawiając wymiar wertykalny, obecność Boga, który pragnie być obecny w nas i poprzez nas. Nie powinno nas dziwić, to zestawienie tak subtelne i wiarygodne, jeśli przypomnimy sobie, że w sumie życie zakonne, w różnorodności charyzmatów, ma ten sam fundament: poszukiwanie Boga – quaerere Deum, pragnienie Boga, pisze św. Benedykt – aby pozwolić Mu żyć w nas dla zbawienia świata, dla zbawienia młodzieży. 3. Trzecia uwaga: nasze życie posuwa się na przód pomiędzy napięciem jakie panuje między złem a dobre. Nie poszukujemy ludzi idealnych, nie. Poszukujemy ludzi, którzy żyją podtrzymywani idealną miłością, miłością, która jest osobą, a osobą tą jest Jezus Chrystus. Ksiądz Juan Vecchi komentuje początki naszego Zgromadzenie, początki proste, ale z jednym celem. Początki oratoryjne nie miały żadnego innego oczekiwania jak tylko to aby czynić dobrze. Początki ubogie w narzędzia i środki, ale bogate w miłość prawdziwą i odczuwalną wobec Eucharystii i Maryi: 43 Kiedy myślimy o początkach naszego Zgromadzenia i Rodziny Salezjańskiej, skąd wzięła początek nasza ekspansja, przychodzi nam na myśl przede wszystkim wspólnota, nie tylko ta widzialna, ale wprost szczególna, nietypowa, prawie jakby płomień w nocy: Valdocco, dom oryginalnej wspólnoty i znane, rozległe, otwarte miejsce duszpasterstwa… Podstawę i motywy tego wszystkiego stanowił zamysł wiary i miłości duszpasterskiej, która prowadziła do wytworzenia wewnątrz ducha rodzinnego, ale równocześnie usposabiała do miłości Boga i Matki Bożej… W ten sposób na początku Zgromadzenie salezjańskie składało się w większej części z „oratorianów”, osób, które wraz z Księdzem Bosko, w jego domu przeżywali doświadczenie młodzieżowe. I tak sprawy mają się dla nas dzisiaj. Pozostajemy ludźmi, którzy dźwigają brzemię naszych słabości, ale także gorące pragnienie, aby być uzdrowionymi przez miłość Jezusa, a uzdrowieni, czujemy się silni aby dawać świadectwo. To czego dzisiaj nie może zabraknąć to przekonanie, że także dla nas, w naszych domach, ma wartość doświadczenie z czasów Księdza Bosko: doświadczenie miłości, którą znajduje w Eucharystii i w Maryi prawdziwe źródło. Sen o dwóch kolumnach pozostaje dramatyczny nie tylko w swoim przekazie i tym co przedstawia, ale także w swej aktualności. ORATIO: Duch Święty nie działa siłą, ani na sposób mechaniczny, ale działa przez inspirację, wewnętrzny głos, natchnienie: On wykorzystuje każdy moment niezbędny to tego, aby działać ze spokojem zgodnie z rytmami ludzkiego życia, aby powstawały dzieła kompletne i harmonijne. To jest także nasze zadanie oraz to, co my pragniemy ofiarować młodzieży działając w takim samym stylu. Niech Maryja wprowadza harmonię w nasze działalnie i obdarzy umiejetnością « rozwijania » tych sprawności oraz pomoże być pośrednikami słowa Pana, które nie zawsze rozbrzmiewa w sercach młodzieży na sposób zrozumiały. Amen. Ks. Juan Edmundo Vecchi 44 IX. Ja jestem dobrym pasterzem J 10,11-18 Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz. Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca». LECTIO Fragment, który mamy przed sobą, jest fragmentem przypowieści o dobrym pasterzu, która zajmuje znaczną część rozdziału 10, aż do 30 wersetu (na 42 wersety). Za nim zagłębimy się w medytację fragmentu, wydaje mi się stosownym dokonać kilku obserwacji, które pomogą nam w zrozumieniu tekstu. 1. Rozdział 10 Ewangelii św. Jana jest umiejscowiony od razu po cudzie uzdrowienia niewidomego od urodzenia, o którym mówi rozdział 9. Mowa Jezusa o dobrym pasterzu ma jako tło polemikę, jaka się wytworzyła między Nim a klasą kierującą Izraelem. Jezus przedstawia się jako dobry pasterz, jako ten, który przyszedł aby wezwać i zebrać owce. Tę swoją misję przeżywa wyłącznie i jedynie jako wzór całkowitego oddania się, które od tej chwili powoli staje się całkowitą ofiarą z siebie samego w tajemnicy męki i zmartwychwstania. I tutaj mamy pierwszy silny kontrast: bycie pasterzami, którzy się ofiarują a nie skazują, pasterzami którzy przyjmują a nie ludźmi, którzy wykorzystują swój autorytet aby wykluczać. Dla nas, Salezjanów, tutaj należałoby rozwinąć osobny temat dotyczący obecności bazującej na miłości, my mówimy „amorevolezza”, która potrafi przywołać stado. Relacja, która się odwzajemnia świadomością stada, które odnajduje się w pasterzu gotowym poświęcić się dla dobra owiec. 2. I oto kontrast staje się bardziej wyrazisty przeciwstawienie pasterza i najemnika: Dobry pasterz daje życie swoje za owce… Najemnikowi zaś… nie zależy na owcach (J 10, 11.13). Mamy dwa określenia, które wyrażają doświadczenia przeciwstawne. Jest to antyteza bazująca na motywacji, na fundamentalnym wyborze. Jeden wybór zbudowany jest na wyrzeczeniu się własnych interesów, własnych korzyści, również kosztem życia. Podczas gdy drugi zbudowany jest na czystym osobistym interesie, dla pieniędzy: i tutaj przeważa logika czystego egoizmu. 45 3. Do drugiego punktu, myślę że ważne jest aby pokazać, jak w tej przypowieści Jezus łączy brak zainteresowania najemnika z agresywnym zachowaniem wilka, w logikę przyczyny i skutku. Tam gdzie przeważa osobisty interes i osobisty zysk, konsekwencje są takie jakie widzimy w przypowieści. Trzeba przyznać, co potwierdza obszernie nasze doświadczenie, że tam gdzie brakuje dobrej animacji, kiedy nie ma zarządu miłości, to nie, że tam powstaje pustka, nicość. Przeciwnie: tam gdzie nie ma miłości, tam gdzie nie przekazuje się miłości, mamy pole minowe, które sprzyja przemocy i śmierci. Podczas gdy piszę te słowa, przychodzą mi na myśl niektóre sny Księdza Bosko, w których złowieszcza obecność dzikich zwierząt zwycięża tam gdzie brakuje miłości, gwarantki uspakajającej obecności Jezusa. 4. Wobec tego tragicznego sojuszu, mamy Jezus, który kruszy jarzmo. My chrześcijanie nie jesteśmy niewolnikami tej logiki zła, która wydaje się że wiele razy zwycięża. Jezus czyni bezsilnym niecny i gorzki sojusz pomiędzy najemnikiem i wilkiem, pomiędzy własnym interesem i mocnym brakiem zainteresowania innymi. 5. Podczas przedstawiania tych dwóch wzorów, Jezus każe nam zastanowić się jaki jest nasz wybór, którym faktycznie żyjemy, z jakim wzorem my się identyfikujemy. Wydaje się, że nie ma innych wyborów, czy innych rozwiązań. Ewangelia nie proponuje nic innego: albo się jest pasterzem, nosicielem miłości w świecie w którym przeżywamy to posłannictwo, albo nie można być nikim innym jak najemnikiem, nosicielem własnych interesów. MEDITATIO Rozdział 10 rozpoczyna się uroczystą deklaracją w której Chrystus przedstawia się jako brama: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec. (J 10, 1-2). Jezus przestawia się swoim słuchaczom z pełną mocą Jezus nie wchodzi na scenę jakimiś bocznymi drogami, niepewnymi czy przewrotnymi. Trzeba zauważyć, że czasownik, jakiego używa Jan na określenie czynności, “qui escalade par un autre endroit” wskazuje czynność kogoś kto nie wchodzi na cudzą własność z zamiarem przejęcia jej, zagrabienie czegoś co do niego nie należy. Jezus nie przychodzi aby kraść, ale aby uczynić bogatymi swoich. Już w tych dwóch pieszych wersetach mamy wzór, który towarzyszy nam przez całą przypowieść. Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Warto zauważyć, że słowem którego Jan używa, aby powiedzieć „dobry” jest słowo «kalós», które oznacza „piękny”. Więcej, Jan używa tego określenia tylko w relacji do osoby Jezusa i jego misji. Piękno, które zbawi świat nie jest przemijającą właściwością, ale osobą. 46 Piękno personalizuje się i daje się. Tylko wewnątrz tej logiki dobro jest kochane i dzielone ponieważ dobro jest pięknem. Jeszcze jedna myśl: zdanie które przedstawia ewangelista – egò eimi o poimen o kalos (dosłownie ten pasterz ten dobry) – sugeruje koncepcję o wyłączności: Chrystus nie jest „jakimś pasterzem, który dołącza do szeregu wcześniejszych pasterzy. Jezus jest natomiast „tym” wyjątkowym pasterzem, prawdziwym pasterzem, w przeciwieństwie do wszystkich innych, którzy przyszli przed nim, a którzy, jeżeli nie odpowiadają jego wzorcowi są złodziejami i rozbójnikami. Tym czymś, co wyróżnia Jezusa, prawdziwego pasterza, jest: Jego gotowość oddania, ofiarowania własnego życia za trzodę. Ofiara Jezusa z siebie samego jest wielokrotnie przywoływana (por. J 10,11.15.17.17). Jan używa tego samego czasownika «tithénai»,, który oznacza „ofiarować”, wiele razy. To jest ten sam czasownik, który znajdujemy w opowiadaniu o ostatniej wieczerzy, kiedy Jezus „złożył” (ofiarował) swoje szaty, aby później „wziąć je ponownie” (por. J 13, 4.12). Dobry pasterz z całkowitą wolnością ofiaruje siebie samego dla zbawienia swojego stada. Dzięki wolności z jaką je ofiaruje, może wziąć je ponownie. W tej perspektywie, przypowieść o dobrym pasterzu jest bardzo silną ikoną, która przygotowuje nas i nam towarzyszy w drodze na Kalwarie i poza nią, w kierunku zwycięstwa nad śmiercią poprzez zmartwychwstanie. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Sens przynależności stada nie opiera sie na pięknie, które pozostaje powierzchownie, przejściowe. Nie bazuje nawet na słowach, które nie mają nstępstwa, są puste albo tylko powierzchowne. Sens przynależności buduje się na pięknie, które oznacza dobroć, gotowość do ofiarowania się. Nasze salezjańskie doświadczenie, mówi nam o tym wielkimi literami: jeżeli młodzież wierzy w nas, wierzy w nas ponieważ widzi salezjanina, który jest nosicielem dobroci, dobroci, która widzi i przeżywa jako priorytet jej dobro i zbawienie jej duszy. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Werset ten zawiera prawdę, która daje nam życie i wyznacza nam kierunek drogi. Przede wszystkim, Chrystus mówi o znajomości, jaką posiada, o swoim stadzie. Należy zauważyć, że czasownik „znać” przekracza zwykłe posiadanie informacji: wskazuje całkowitą relację podmiotu, który kocha z przedmiotem kochanym. Znać w sensie biblijnym oznacza symbiozę, w tym przypadku między Chrystusem, który kocha a tym kto za nim idzie, kochanym. Jest to znajomość, która odbija Bożą relację, która staje się czym żywym w codzienności życia. To co Chrystus oferuje swoim owcom jest uczestnictwem w życiu Trójcy Świętej, w 47 Bożym dynamizmie znajomości, który staje się wzorem relacji: i to jest, krótko mówiąc, bycie uczniem. Drugi punkt odnosi się do ofiary tej, która znajduje w tajemnicy Eucharystii swoją kulminację i trwałość. Oddanie się Chrystusa odnajdujemy u Jana w tym geście obnażania się, które staje się służbą – obmycie nóg. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz. W Jezusie realizuje się nie jakaś wspólnota zamknięta, ale cały lud. Warunkiem jest posłuch i znajomość: głos pasterza otwiera bramę na rzeczywistość, która przekracza człowieczeństwo, doświadczenie, które zostaje zaproponowane po to, aby się nim dzielić. Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca. Zaczynając od 17 wersetu, Jezus wyraża swoją intymność z Ojcem. To wewnątrz tej intymności, życie i śmierć Jezusa nabierają sensu i znaczenia. Powtórka słów kluczy – Ojciec, życie, ofiarować, ponownie odzyskać – daje odczuć siłę miłości w dobrowolnej ofierze. Ojciec jest źródłem i celem tego co robi Jezus. Wszystko pochodzi od Ojca: przykazanie miłości, miłość głęboko przeżyta, ponieważ dogłębnie wolna. W śmierci, wobec której człowiek czuje się biedny i nagi, Jezus pozostaje pasterzem i nauczycielem, który w wolności akceptuje plan Ojca, przepełniony miłością do ludzkości. Jan przygotowuje nas do przeżycia pasji jako znaku planu miłości, który Ojciec powierzył Synowi i który Jezus zaakceptował w wolności – „dlatego miłuje Mnie Ojciec”. Gest obmycia nóg wchodzi w tę logikę. Ten, który akceptuje to, że ofiaruje wszystko, staje się wzorem – Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem (J 13,14-15). Prawda i wielkość tajemnicy męki Chrystusa leży, w skrócie mówiąc, w wolności samooddania Syna, który jest posłuszny Ojcu. Oto właśnie dlaczego jest ważne dla Jana, aby znaki śmierci pozostały widoczne na uwielbionym Ciele Zmartwychwstałego. Obecność stygmatów, znaków sprzecznych z uwielbionym Ciałem, mówi o związku pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem, łączności gdzie zwycięstwo świeci nad śmiercią jako owoc wolności Jezusa Syna posłusznego Ojcu. A nam, uczniom Chrystusa, jego stadu, nam zostaje zaoferowana ta sama energia, aby dać i przeżyć tę samą odpowiedz Jezusa Ojcu. Pasterze słudzy 48 Pozwólcie mi zacytować dwa zdania pewnego biskupa włoskiego, który zmarł w 1993 w wieku 58 lat, ksiądza Tonino Bello. Pierwsze dotyczy gestu Jezusa a drugie dotyczy młodzieży. Wydają mi się dwiema myślami, które dobrze pasują do fragmentu, który skomentowaliśmy, ale także są zdolne nadać nam salezjańskiego tonu i jestem pewny, że pomogą nam zinterpretować nasze bycie pasterzami jako sługami młodzieży. 1. Kto zasiada do stołu eucharystycznego musi „złożyć szaty”. Szaty swoich korzyści, kalkulacji, osobistych interesów, aby wziąć na siebie nagość jedności. Szaty bogactwa, luksusu, marnotractwa, mentalności burżuazyjnej, aby przyodziać przeźroczystość skromności, prostoty, lekkości. Szaty panowania, arogancji, hegemonii, nadużycia władzy, zagrabiania, aby przyodziać się zasłonami słabości i ubóstwa, dobrze wiedząc, że „pauper” nie przeciwstawia się tak „dives” jak „potens”. Musimy porzucisz oznaki władzy, aby zachować władzę znaków… Jednym słowem „złożył szaty”, dla nas kapłanów musi oznaczać to, że musimy stać się „niegodnym klerem” tych ostatnich, ubogich, wydziedziczonych, cierpiących, analfabetów, tych wszystkich, którzy pozostają z tyłu albo są odrzuceni przez innych. 25 2. Służyć młodzieży, a nie wysługiwać się nią Służyć młodzieży... oznacza uważać ją za ubogich z którymi można przegrać wszystko, a nie potencjalnych bogaczy, którym trzeba schlebiać tak na przyszłość. Oznacza, że trzeba jej słuchać. Złożyć nasze nie do zniesienia naleciałości paternalistyczne. Przepasać się prześcieradłem dyskrecji, aby dojść do meritum… Wysuszyć jej stopy, nie tak jakby to były nasze protezy, ale akceptując z nadzieją, że pobiegnie innymi ścieżkami, nieprzewidywalnymi, a na pewno nie naznaczonymi przez nas. Znaczy zaufać przyszłości, bez gwarancji i bez poręki. Postawić na nie publikowanego Boga, który się nie starzeje. Zrzec się roszczenia do okiełzania fantazji. Rozpocząć w nowości życie w kierunku tego nowego nieba i tej nowej ziemi, w kierunku których zawsze kierowały się stopy Jana, apostoła o oczach orła, który umarł mając ponad sto lat i nigdy się nie zmęczył wiarą w miłość. Służyć młodym oznacza wejść z nimi do ogrodu oliwnego, bez zasypiania wobec ich samotności, ale wsłuchując się w ich znużony oddech i strzegąc krwawego potu. Oznacza postępować, choćby z daleka, ich drogą krzyżową i domyślać się, tak jak Cyrenejczyk zrobił z Jezusem, że także ten młodych, jest krzyżem, który zbawia. Oznacza, przede wszystkim, być pewnymi, że po dniach goryczy, nastąpi poranek zmartwychwstania także dla nich. I jest także Zesłanie Ducha Świętego. Który uczyni stos ze wszystkich śmieci grzechu, który sprawia że świat się starzeje. I przebiegnie poprzez grzbiet młodej ziemi z dreszczykiem nadziei. 25 http://www.donboscoland.it/articoli/articolo.php?id=125218 49 Czy będziemy zdolni do bycia Kościołem tak służebnym wobec młodych, zdolnym do zainwestowania w kruchość snów? 26 26 T. BELLO, Non c'è fedeltà senza rischio, Per una coraggiosa presenza cristiana (San Paolo Edizioni, 2000) pp. 135-137. 50 X. Czy kochasz Mnie? J 21,15 – 19 A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?” Odpowiedział Mu: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego: „Paś baranki moje!” I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?” Odparł Mu: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego: „Paś owce moje!” Powiedział mu po raz trzeci: „Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?” Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: „Czy kochasz Mnie?”. I rzekł do Niego: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego Jezus: „Paś owce moje! Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz”. To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego: „Pójdź za Mną!” LECTIO 1. Pierwsza uwaga ogólna dotyczy relacji o wydarzeniach, które miały miejsce po zmartwychwstaniu: te opowiadania rozpoczynają się zwykle od zarysowania atmosfery niepewności, utraty zaufania, dużej ilości stawianych pytań. Stałym natomiast zakończeniem relacji jest pojawienie się ludzi pełnych odwagi, misjonarskiego entuzjazmu, którego źródłem jest spotkanie ze Zmartwychwstałym. 2. Dwumian: Chodźcie, a zobaczycie, z jakim Jezus zwraca się do swoich pierwszych uczniów (J 1,39), osiąga swój szczyt w przeżyciu tajemnicy Chrystusa, który został ofiarowany, umarł i zmartwychwstał. Nie zapominajmy, że w 6. rozdziale ewangelii św. Jana, mówiącym o Eucharystii, w którym równocześnie jest najwięcej pytań w całej ewangelii Janowej, znajduje się także odpowiedź Piotra na pytanie Jezusa: „Czy i wy chcecie odejść? Odpowiedział Mu Szymon Piotr: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego, a myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga (J 6,67 – 69). Ten, kto spotyka się z Jezusem zmartwychwstałym, zostaje wewnętrznie przemieniony. Wspomniany dwumian: „Chodźcie, a zobaczycie” (J 1, 39) realizuje się w wyznaniu Piotra: „Myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6,69). W zakończeniu ewangelista Jan na nowo przywołuje ten tekst dotyczący drogi wiary, która swoją pełnię osiąga przy pustym grobie: „wtedy wszedł do wnętrza i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył” (J 20,8). Niezależnie od ludzkiej słabości droga z Jezusem zmienia się w spotkanie, które staje się źródłem odwagi i wolności. 3. Zauważmy ten sam przebieg wydarzeń w spotkaniu z Marią Magdaleną (J 20,11 – 18), która znajduje grób otwarty i pusty. Natychmiast pojawia się w niej obawa, że ciało Pana zostało wykradzione. Chrystus natomiast wychodzi jej naprzeciw z pytaniem: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?” (J 20,15). Kończy zwracając się do niej po imieniu, co prowadzi do głębokiej przemiany: pod wpływem /dobrej/ nowiny strach, uczucie przykrości i 51 dezorientacji zmieniają się w radość i entuzjazm. W pośpiechu, z jakim Magdalena udaje się z wiadomością do Apostołów, dostrzegamy jej misyjny zapał: Widziałam Pana (J 20,18)! 4. Tomasz, którego Jezus zachęca, by „odszedł od niewiary, a stał się wierzącym”, porzuca swoje kalkulacje i ludzkie rozumowania, aby już bez zastrzeżeń głosić Jezusa – Pan mój i Bóg mój! (J 20,28) 5. W tej sekwencji wydarzeń ma się poczucie, że następuje tutaj dogłębna przemiana egzystencjalna. Zauważamy radykalną zmianę jakiej doświadczają apostołowie i naśladowcy Jezusa pod wpływem zmartwychwstania. Myślę, że jeśli jest jakiś wspólny element dla tych wszystkich wydarzeń, to jest nim przeżywane w obecności Jezusa zaskoczenie; zdumienie naznaczone miłością. Jezus, który bezgranicznie kocha człowieka, pomaga mu w wejściu w tajemnicę tego życia, które zwycięża śmierć, pustkę i absurd. 6. W tę odkupieńczą logikę został włączony także grzech, który staje się przedmiotem miłosierdzia i w ten sposób traci swoją siłę w oceanie Bożej odwiecznej miłości. Miłość rozrywa więzy niewoli, pozwala człowiekowi odzyskać własną wolność, aby mógł być na nowo przyodziany i zostać ponownie przygarnięty przez nieskończoną Bożą dobroć. MEDITATIO 1. Możemy rozważać nasz fragment w świetle dwóch ważnych odniesień: a) pierwszym jest przywołanie różnych doświadczeń zmartwychwstania, o czym mówiliśmy w trakcie Lectio; b) drugim kontekstem jest ważna relacja o zdradzie Piotra (Łk 22,54 – 62). W tym tragicznym momencie spostrzegamy, że entuzjastyczne oddanie Piotra nie uratowało go przed ryzykiem związanym z ludzką słabością. Jest to doświadczenie, w którym odnajdujemy również siebie samych, na bazie własnych doświadczeń. 2. Piotr szedł za Jezusem z entuzjazmem, wyznał wiarę w Niego w trudnym momencie, kiedy inni Go opuścili (J 6,68 – 69). Nie możemy wątpić w jego szczerość. A jednak musimy przyznać, że w tej chwili doświadcza ciężaru jakim jest ludzka słabość. Również i on odczuwa siłę strachu i upada: zdradza Mistrza. Będzie dobrze, jeżeli nigdy nie zapomnimy o tym doświadczeniu Piotra. Przypomina nam ono wielką prawdę o tym, że droga wiary zawiera element, którego nie możemy zlekceważyć. Jest to pielgrzymka, w której centrum znajdują się nie chwile tryumfu, ale momenty i doświadczenia naznaczone cierpieniem, miłością i wiernością. Są to wymiary, które należy odnawiać i umacniać każdego dnia. Rzeczą niebezpieczną jest myślenie, że przestały się one liczyć. 3. Piotr, który jest przewodnikiem, w samym sobie doświadczył goryczy i upokorzenia z powodu zdrady, grzechu; była to jego droga do pokory. Stając oko w oko ze słabością swojej natury, wymagającej przebaczenia, Piotr musi zgodzić się, że jego słabe serce jest sercem „wierzącego grzesznika”. Jego płacz jest ostatnim etapem, który przygotowuje go do misji. 52 Czytając fragment św. Łukasza, rozdział 22, wiersze 60 – 62, znajdujemy tam następujące zdania: „I w tej chwili, gdy on jeszcze mówił, kogut zapiał. A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: „Dziś, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz”. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał”. Są to wersy niezwykłe z uwagi na swoją głębię. Tragedia grzechu doznaje tutaj odkupienia dzięki bliskości Boga, który kocha, Boga, który w centrum konfliktu pomiędzy dobrem i złem znajduje się blisko człowieka, dotkniętego grzechem. 4. Oto Pascha /Pańska/, w czasie której przeżywa się zwycięstwo nad lękiem i niepewnością. Maria Magdalena, Tomasz, uczniowie idący do Emaus zostają pobudzeni do misji powierzonej im przez Jezusa zmartwychwstałego. 5. Rozmowa Jezusa z Piotrem to dialog zaskakujący. Jest to wzorcowa forma sposobu, w jaki Bóg ZAWSZE rozmawia z nami, stworzeniami poddanymi słabości. 6. Dobrze znamy rozróżnienie pomiędzy czasownikiem fileo, który wyraża miłość przyjaźni, czułej ale nie wszechogarniającej, a słowem agapao, które oznacza miłość bez żadnego dystansu, całkowitą i bezwarunkową. Papież Benedykt XVI w swojej encyklice Deus caritas est napisał: Jeśli chodzi o pojęcie miłości przyjaźni (philia), to zostało ono podjęte i pogłębione w Ewangelii Jana, aby wyrazić relację między Jezusem i Jego uczniami. To pominięcie słowa eros wraz z nowa wizją miłości, wyrażoną poprzez słowo agape, w nowości chrześcijaństwa oznacza niewątpliwie coś zasadniczego w odniesieniu do pojęcia miłości (nr 3). 7. W omawianym dialogu wspomniana nowość wznosi się na nowy poziom. Zauważmy bardzo znaczące zastosowanie i zakończenie czasowników. Jezus na początku stawia Piotrowi pytanie: Szymonie… czy miłujesz Mnie (agapas-me)? – w znaczeniu owej miłości całkowitej, bezwarunkowej (J 21,15). Pytanie trafia do Piotra po tym, jak przeżył doświadczenie zaparcia się i poznał gorycz smutku niewierności, krótko mówiąc, przeżył dramat własnej słabości. Jeszcze nie czuje się na siłach, by wyjść poza granice, jakie postawiła przed nim jego własna historia, i mówi z pokorą: Panie, Ty wiesz (oidas), że Cię miłuję (filo-se), to znaczy: kocham Cię moim słabym ludzkim sercem. 8. Chrystus zwraca się do niego ponownie, nalegając: Szymonie, czy kochasz mnie (agapas-me) tą miłością całkowitą? A Piotr powtarza swoją odpowiedź, taką, jaką może dać jego pokorne ludzkie serce: Panie, Ty wiesz (oidas), że Cię kocham (filo-se), jak tylko umiem kochać. 9. Za trzecim razem Jezus mówi do Szymona tylko tyle: Fileis-me? – Kochasz Mnie? Szymon zasmucił się, że Pan pyta go po raz trzeci. Jego odpowiedź odzwierciedla stan jego duszy: pojmuje, że Jezus poszukuje tej jego biednej miłości, jedynej, na jaką go stać. 53 Piotr dochodzi do momentu, kiedy czuje się „poznany”, kiedy Jezus dotyka jego wnętrza w jego aktualnym stanie. Ze strony Jezusa jest to całkowite poznanie duszy Piotra. Dlatego uczeń odpowiada: Panie, Ty wiesz (oidas) wszystko, Ty wiesz (ghinoskeis), że Cię kocham (filo-se). Zauważmy tutaj dwie sprawy: a. to raczej Jezus przystosowuje się do Piotra, nie odwrotnie! b. o ile Piotr za pierwszym i drugim razem odpowiada: Oczywiście, Panie, Ty wiesz (oidas), że Cię miłuję (ww.15 i 16), o tyle za trzecim razem również Piotr, zasmucony, odpowiada w inny sposób: Panie, Ty wiesz (oidas) wszystko; Ty wiesz (ghinoskeis), że Cię kocham. Są to dwa różne czasowniki, ale mówią one wiele o aktualnym stanie duszy Piotra: apostoł jest przekonany, że Pan nie tylko wie na mocy intuicji, że on, Piotr, Go kocha, ale także rozpoznaje głębię jego duszy, to, że on, Piotr, stara się ze wszystkich sił pozostać wiernym tej miłości aż do końca. Właśnie to Boże przystosowanie się przynosi nadzieję uczniowi, który doświadczył na własnej skórze bólu niewierności. Stąd rodzi się ufność, która czyni go zdolnym do naśladowania aż do samego końca. 10. Naśladowanie nie neguje świadomości własnej słabości, jednak ta świadomość nie tylko nie odbiera mu odwagi, ale służy jako punkt odniesienia. Od tego momentu Piotr uznaje tylko to, że może liczyć na obecność przy sobie Zmartwychwstałego Pana. W miejsce łatwego entuzjazmu, jaki pojawił się w czasie pierwszego pójścia za Jezusem, ukazuje się bolesne doświadczenie zaparcia się, zakończonego płaczem nawrócenia. Prawdziwe nawrócenie zaczyna się w momencie, kiedy przekonujemy się, że to Jezus przystosowuje się do naszej słabej zdolności kochania. My natomiast idziemy za Nim właśnie z naszym bogactwem i obfitością własnego ubóstwa. 11. W pierwszym Liście św. Piotra znajdujemy zdanie, w którym on sam uznaje siebie za świadka Chrystusowych cierpień i uczestnika tej chwały, która ma się objawić (1 P 5,1). Pisząc te słowa, Piotr jest już starcem, przygotowującym się do zakończenia swojego życia, którego pieczęcią będzie męczeństwo. Będzie zatem w stanie opisać prawdziwą radość i wskazać miejsce gdzie można ją znaleźć: jej źródłem jest Chrystus, w którego się wierzy i którego się kocha naszą słabą ale szczerą wiarą, niezależnie od naszej słabości. Dlatego napisze do chrześcijan swojej wspólnoty a także do nas: „Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz” (1 P 1,8-9). ZAKOŃCZENIE 54 To zdecydowane przylgnięcie do Chrystusa nie jest jakąś rzeczą, ale relacją. Jest to życiowy wybór, który kontynuujemy dzięki naszej woli, wspieranej przez Bożą łaskę. Tak jak to miało miejsce w historii Piotra, niewiele zrobimy sami, nawet jeśli bylibyśmy wyposażeni w największą odwagę i najbardziej zdecydowaną wolę. Tylko złączeni ze spojrzeniem Chrystusa będziemy potrafili wypełnić naszą historię Jego osobą. Na swoim obrazie przedstawiającym skruchę Piotra malarz El Greco (Domenikos Theotokopoulos) ukazuje postać Apostoła w postawie pokory, świadomego swego grzechu, jednak ze spojrzeniem utkwionym w niebo skąd przyjdzie pomoc. Do tej postawy El Greco dodaje bardzo znaczący szczegół: są to klucze przywiązane do boku. Artysta chce w ten sposób powiedzieć, że nasza natura, choć słaba, nigdy nie pozbawia nas zaufania, jakie Bóg w nas pokłada, byśmy mogli kontynuować Jego wezwanie. Stosownie do tego, jak /mocno/ jesteśmy złączeni z Chrystusem, łącząc nasze spojrzenie z Jego spojrzeniem, Jego serce z naszym sercem, Bóg Jezusa Chrystusa nie przestaje wierzyć nam - swoim umiłowanym synom. 55 XI. Pokarm na drogę Podczas drogi, jaką przebywamy w trakcie tych dni, musieliśmy w pewnym momencie dojść do Eucharystii – misterium, które sprawujemy, tajemnicy, którą mamy żyć i o której powinniśmy dawać świadectwo. Ale prawda o Eucharystii nie jest tylko zwykłym „tematem”. Dla nas, salezjanów Księdza Bosko, Eucharystia stanowi „przestrzeń” naszej misji, „sens” naszej obecności pośród młodzieży i „cel” naszej duszpastersko – wychowawczej pielgrzymki. Eucharystia jako źródło Chciałbym mówić o Eucharystii wychodząc od osoby człowieka wezwanego do odkrycia, że jest kimś umiłowanym. W naszej kulturze, która odznacza się nastawieniem na skuteczność i fragmentaryzm, byłoby rzeczą łatwiejszą postrzegać Eucharystię i jej związek z aktywnością duszpasterską w taki sposób, by mówić, że wywiera ona – Eucharystia – wpływ na tę drugą: działalność pastoralną. Innymi słowy, interpretować Eucharystię jako źródło, które ofiarowuje nam jakąś rzecz /dosł. coś/, po to, byśmy mogli uczynić coś innego na rzecz innych osób. Postępując drogą tej logiki, którą miałbym ochotę nazwać utylitarystyczną, myślę, że wszyscy dostrzegamy zagrażające nam niebezpieczeństwo, mianowicie postrzeganie Eucharystii jako broni czy też narzędzia, którego używamy dla wypracowania dobra. Inne niebezpieczeństwo polega na istnieniu ryzyka, że jako wychowawcy ukazujemy Eucharystię /tylko/ jako dobro dla kogoś innego, godząc się, że przechodzi ona obok nas, nie dotykając naszego serca. Przed kilku laty na temat tego niebezpieczeństwa wypowiedział się już teolog Pierangelo Sequeri w artykule zamieszczonym na łamach Avvenire. Wkrótce po ogłoszeniu wiadomości o Synodzie o Eucharystii, jaki odbył się w roku 2005, Sequeri napisał: Dowartościowanie soborowego odkrycia Eucharystii jako „źródła i szczytu” domaga się od nas osłabienia pewnego nieświadomego akcentu utylitarystycznego obecnego w naszej bieżącej praktyce. Eucharystia nie jest tylko narzędziem służącym wzmocnieniu naszych dobrze opracowanych inicjatyw. Eucharystia jest celem, nie tylko środkiem27. Taki sposób patrzenia, który traktuje Eucharystię jako środek, w żaden sposób nie daje pewności, że dobro użyte i dobro wyprodukowane jest „dobrem prawdziwym”, które prowadzi do życia. W obliczu takiego niebezpieczeństwa, będącego owocem pewnej mentalności, którą wszyscy żyjemy, pojawia się konieczność znalezienia odpowiedzi, która by nie szła po linii poszukiwania rzeczy, jakie należy wybrać, czy też strategii, które należy zastosować. 27 Avvenire, 13 lutego 2004. 56 Ksiądz Bosko – wychowawca młodzieży Jeżeli przyjrzymy się głównym założeniom, jakie ks. Bosko zostawił nam w Systemie prewencyjnym, zobaczymy, że analizując te główne linie odkrywamy ślady bardzo wyraźnego planu. Dla nas jest rzeczą jasną co ks. Bosko rozumiał pod pojęciem „osoby”. Spróbuję to wyjaśnić przywołując komentarz do pewnego niezwykłego wydarzenia, o jakim wspomina ks. Braido w jednym ze swoich ostatnich dzieł. Pisząc na temat „wyjątkowości pedagogicznej księdza Bosko” w rozdziale 6 swego dzieła „Zapobiegać nie karcić” (Prevenire non reprimere) ks. Braido odwołuje się do żałobnego przemówienia, jakie w dniu 1 marca 1888 roku wygłosił arcybiskup Turynu kard. Gaetano Alimonda. Według naszego mówcy, wychowanie „to pierwszy sektor, w którym ks. Bosko ukazuje się jako wielbiciel wieku XIX, razem z uznaniem jakie ma dla „kultury robotniczej” i „dzieła pracy”, ducha związkowego i cywilizacji mniej zaawansowanych narodów. „Ks. Bosko, który nie pomija niczego z pedagogicznych odkryć, idzie jeszcze dalej: nie ma problemu z metodą, umie rozwiązać sprawę zasad. Do naturalnej emocjonalności wprowadza jako siłę przewodnią element religijny, do wiedzy włącza miłość. Dlatego jest wielbicielem pedagogii”/dosł.: ubóstwia pedagogię, przyp. tłumacza/28. Cytuję ten fragment ks. Braido, ponieważ pozwala on zobaczyć, jak w przypadku księdza Bosko jego sposób rozumienia zadania wychowawczego, jego metodologia, jak mówimy dzisiaj, czerpie pokarm z Bożego źródła. Ks. Bosko prowadzi działalność, ponieważ żyje owym wymiarem duchowym, którym się karmił. Potrzeby człowieka z jednej strony, z drugiej strony zaangażowanie wychowawcze podejmowane po to, by wyjść naprzeciw tychże potrzeb, tłumaczą się w obrębie mistycznej „przestrzeni”, która szanuje to, co ludzkie, poprzez otwarcie na to, co Boże, transcendentne. Innymi słowy, dla księdza Bosko głównym wyzwaniem było nie tyle „jak” wyjść naprzeciw ludzkim potrzebom, ile jakie jest „źródło” i jakie są „zasady”, które pobudzają to działanie. Będą one tym co następnie wskaże drogę postępowania, owo „jak”. Rzeczą naglącą jest zrozumienie powyższego stwierdzenia księdza Braido właśnie z uwagi na jego (stwierdzenia) konsekwencje osobowe i duszpasterskie. Zdarza się często, że naszą pierwszą troską w wychowaniu młodzieży jest to, by dać jakąś odpowiedź – tak jakby rozwiązanie było ważniejsze niż potrzeba. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że tak postępując stajemy się ofiarami religijności, która kieruje się hasłem „użyj i wyrzuć”. 28 P. Braido, Prevenire non reprimere. System wychowawczy księdza Bosko /LAS, Roma 1999/; cytat z przemówienia kard. Alimondy znajduje się w dziele Jan Bosko i jego czasy. Uroczystości żałobne w 30. dniu po śmierci w kościele Maryi Wspomożycielki w Turynie, 1 marca 1888. Przemówienie kard. Arcybiskupa Kajetana Alimondy /Turyn, Drukarnia salezjańska, 1888, s.11/. Podkreślenia autora. 57 Eucharystia a ks. Bosko Jeżeli powiemy, że dla księdza Bosko Eucharystia była źródłem aktywności wychowawczej, potwierdzimy wielką i fundamentalna prawdę. Wszyscy zgadzamy się co do centralnej roli jaką jej przyznawał ks. Bosko. Ks. Aldo Giraudo w swoim bardzo interesującym opracowaniu tego tematu zachęca do sprawdzenia, czy to fundamentalne przekonanie jest ważne jeszcze dzisiaj: Rzeczą znaną jest ważność roli, jaką ks. Bosko przypisywał Eucharystii w rozwoju duchowego życia młodzieży i w formacyjnym środowisku salezjańskim. Można pytać, czy ks. Bosko, w wymiarze duszpasterskim, miał swój własny sposób na zbliżenie się do Eucharystii. I czy dzisiaj mógłby nam coś zasugerować jako właściwy dla siebie element swojego dziedzictwa duchowego29. Refleksja ks. Giraudo zapoczątkowuje badanie kontekstu pobożności eucharystycznej księdza Bosko. Następnie przedstawia rdzeń, wokół którego zarówno wymiar miłości jak i pobożności, jaką ks. Bosko otaczał Eucharystię, przemieniają się w projekt duszpastersko – wychowawczy: Prawdopodobnie specyfiki /tego spojrzenia/ nie należy określać zwyczajnie w jego treści obiektywnej ani też według stosowanych określeń czy akcentów, ale według jego żywej świadomości, że jest kapłanem, który ma szczególną misję formatora i przewodnika duchowego młodzieży, oraz w ścisłym związku z jego propozycją formacyjną30. Jest rzeczą przydatną podkreślenie słów ks. Giraudo, ponieważ myślę, że streszcza się w nich główny punkt wyzwania przed jakim stajemy dzisiaj. W tych kilku zdaniach, podobnie jak w przypadku refleksji ks. Braido, znajdujemy na poziomie bardzo osobistym wezwanie do zbadania, czy również dla nas, w obecnym czasie, ten specyficzny element mieści się w naszej „żywej świadomości”, że jesteśmy osobami konsekrowanymi „ze specjalną misją formatorów i duchowych przewodników młodzieży”? Przyciągająca moc tajemnicy Eucharystii, z całym dynamizmem, jaki ona wyzwala, ujawnia się w połączeniu wychowawcy i pasterza. A zatem Eucharystia nie oznacza jakiejś „innej” siły czy narzędzia, które służy wspomaganiu. Rzeczywistości Eucharystii doświadczamy wtedy, kiedy jest ona źródłem, które formuje i przekształca. Żyjemy Eucharystią wtedy, kiedy jest ona dynamizmem, który równocześnie pociąga ku miłości i pobudza do miłującej ofiarności. Przeżycie eucharystyczne ‘przemienia’ wychowawcę i jego wychowawczą działalność w doświadczenie, które nieustannie traktuje czas i historię jako scenariusz codzienności. Eucharystia ukazuje ludzki horyzont jako przestrzeń, która obejmuje transcendencję. 29 30 A. Giraudo: „Jestem przekonany, że Bóg naprawdę wziął w posiadanie twoje serce” – Duchowość eucharystyczna, emocjonalna i życie cnotliwe w perspektywie ks. Bosko w Zeszytach Duchowości Salezjańskiej – Nuova Collana 4 /LAS, Roma 2005, s.66 – 83/. Podkreślenia autora. 58 Wydaje mi się ważne zacytować ponownie ks. Giraudo, który pod koniec swojego artykułu zostawia nam drogę refleksji nie do pominięcia: Ks. Bosko, z racji swojej formacji i doświadczenia, jest przekonany, że z mocy Eucharystii, delikatnie wspomaganej, płyną potężne energie służące wewnętrznemu odrodzeniu i przemianie tak wewnętrznej jak i zewnętrznej, siły zdolne poprowadzić do dojrzałości i uświęcenia. Tego nadzwyczajnego efektu może doświadczyć nie tylko ktoś, kto miał rzadkie szczęście wychowywać się i wzrastać w cnocie już od młodości, jak Dominik Savio, ale także większość osób, to znaczy ci, którzy chociaż znaleźli się „w niebezpieczeństwie wejścia na smutną ścieżkę zła”, otrzymali pomoc, jak Michał Magone, aby odpowiedzieć na wewnętrzny głos Pana, który wszystkich wzywa do naśladowania… Oto przesłanie, które nam powierza ks. Bosko i które nakazuje nam dokonać poważnej rewizji naszych schematów myślowych i naszej praktyki wychowawczej31. Również i my, w naszych czasach, spotykamy naszych różnych Dominików Savio i Michałów Magone. W pewnych sytuacjach być może mamy do czynienia więcej z tymi drugimi niż pierwszymi. Mimo wszystko pozostaje faktem, że nie możemy nikomu przesłaniać centralnej roli Eucharystii, która jest źródłem naszej bliskości wobec nich, jak również tym, co jest dla nich źródłem radości i wewnętrznego pokoju. Różana i ciernista aleja W jednym ze swoich dzieł dotyczących Eucharystii Olivier Clement przeprowadza refleksję nad Eucharystią jako najważniejszym doświadczeniem i potwierdza jej coraz większą aktualność dla życia w Chrystusie. Czyni to używając bardzo aktualnego języka, bardzo też bliskiego naszej tradycji salezjańskiej. Mówi o sercu jako Bożej przestrzeni, obszarze, na którym panuje łączność pomiędzy rozumem i sercem, to znaczy mówi o tym, co my nazywamy „łaską jedności”. Pisze tak: Życie duchowe jest w istocie posiadaniem świadomości mocy zmartwychwstania, którą przekazuje nam Eucharystia. Karmi ona zalążek ciała chwały /znajdującego się/ w naszym najgłębszym wnętrzu, które Biblia i starożytni asceci nazywali „sercem”. Życie ascetyczne to związek rozumu i serca, świadomość obecności w nas życia Bożego, walka w celu usunięcia przeszkód, które sprzeciwiają się wzrastaniu w nas Chrystusa. Tak rozumiana duchowość objawia w ludziach i w rzeczach tajemnicę sakralną, którą winniśmy wyzwalać, aby przywrócić obecność chwały /dosł.: położyć kres jej wygnaniu/. W ten sposób Clement, wykorzystując patrystyczne słownictwo wschodnie, dotyka fundamentalnej prawdy działania wychowawczego. Wszyscy zgadzamy się co do faktu, że sekretem księdza Bosko był związek pomiędzy rozumem i sercem: rozumem, który przepełniało uczucie, i czułością, która była rozumna. Myślę też, że wszyscy zdajemy sobie sprawę, iż w środowiskach coraz to bardziej naznaczonych fałszywą wizją miłości i nihilistyczną wizją rozumu, naszym wkładem jest synteza budowana na największym misterium miłości – na Eucharystii. Jest to synteza, która prowadzi do coraz większego u 31 Tamże. 59 wolnienia serca od przeszkód emocjonalnych i rozumu od przeszkody jaką jest utylitaryzm (stawianie na skuteczność), od zniewolenia serca i ograniczeń rozumu. A jednak, jeżeli taka jest zachęta, nikt z nas nie przeczy, że droga jest niełatwa. Nie powinniśmy się łudzić co do naszego własnego entuzjazmu. Naszą drogą do przebycia jest owa aleja różana, o której mówi nam ks. Bosko. W miarę upływu czasu wydaje mi się, że kolce nie zniknęły, podobnie jak nie brakuje tych, którzy opuszczają szeregi, chociaż wyruszyli w drogę, ale nie czują się na siłach, by ją ukończyć. Jesteśmy współczesnymi towarzyszami księdza Bosko na tej alei, równie pięknej co trudnej. Stajemy wobec tych samych wyzwań, tych samych kolców i tych samych odejść z owej zawsze aktualnej alei różanej. Drugi fragment z Clementa ukazuje nam realistyczną wizję tej wędrówki, ukazanej, można powiedzieć, w duchu /porównania/ z aleją księdza Bosko. Nasz autor mówi o takim kontekście ludzkiego życia, w którym z jednej strony uznaje się potrzebę pokrzepienia się w Bogu, ale z drugiej strony nie można zaprzeczyć istnieniu własnej słabości. Odwołując się do św. Piotra, w którym jest i słabość, i miłość, Clement pisze, że także Kościół ma dwa aspekty: z jednej strony posiada swoją głębię sakramentalną, której centrum jest Eucharystia i która sprawia, że Kościół jest nieskończenie świętym rozdawcą miłości mocniejszej niż śmierć, ale z drugiej strony jest w nim jego wymiar ludzki, pod wpływem którego nasza uśpiona, zniekształcona wolność nakłada na Ducha rodzaj dziwnego upokorzenia. Jest to historia ludzkich wierności i niewierności, w których jednakże absolutna wierność Boża w Eucharystii stale odbija swoje echo w „złotych więzach” świętości, często ukrytej lecz nigdy nieprzerwanej32. Wahadło naszej historii porusza się pomiędzy tymi dwoma biegunami. Boże wezwanie, mocne i delikatne, pozostaje tam zawsze jako wołanie, które oczekuje na wysłuchanie i przyjęcie w owej intymnej przestrzeni stworzonej przez samego Stwórcę, przestrzeni, którą tylko On może wypełnić i uczynić w pełni satysfakcjonującą. Eucharystia dla każdego z nas pozostaje – aż do końca – prawdą, która mówi mi, kim jestem, kim chcę lub nie chcę być. Zakończenie Rozpocząłem tę refleksję cytując artykuł Pierangelo Sequeri. Chciałbym ją zakończyć innym cytatem z tego samego artykułu: Przesłanie Synodu Biskupów, poza Kongresem Eucharystycznym, wskazuje na wolę szczególnej koncentracji współczesnego Kościoła na punkcie, który decyduje o jakości jego działań i który stanowi o różnicy w określaniu jego obrazu. Chodzi o coś innego niż urządzanie ceremonii i sprawy zakrystii. Nie wystarczy dowartościować centralne miejsce 32 O. Clement, Anacronache /Jaca Book, Milano 1992/ ss.93 – 96. 60 Eucharystii Pańskiej. Chodzi głównie o to, by nadać jej znaczenie elementu strategicznego w życiu Kościoła i jego misji w dzisiejszym czasie33. ORATIO Panie Jezu Chryste, pozwól nam wszystkim tak postępować, by nasze przeżywanie Eucharystii dojrzewało jako podstawowe doświadczenie, z którego będzie wynikać nasze życie i nasza działalność duszpasterska. Utwierdź nas w postanowieniu bycia osobami eucharystycznymi, które z odwagą i duchem proroczym będą umiały przedstawić propozycję powołaniową naszej młodzieży. Amen. Zakończenie Klasycznym zakończeniem wielu rekolekcjonistów jest stwierdzenie, że wartość rekolekcji rozpoczyna się przekładać na życie w momencie, kiedy same rekolekcje dobiegają końca. Jest to prawda, która pobudza nas do tego, by zastanowić się, w jaki sposób możemy najlepiej żyć duchem tych dni. Dla wielu młodych poszukujących osób autentyczne świadectwo religijności jest coraz to milej widzianą ofertą, którą się z nimi dzielimy. Świadectwo zakorzenione w sercu każdego z nas, które jest zdolne przekazać radość cechującą człowieka. Radość, którą my, salezjanie, nazywamy „wesołością” (allegria), która przemawia do drugiego człowieka, ponieważ mówi o Bogu. Jest to „wesołość”, która odzwierciedla i przekazuje świętość: u nas świętość polega na byciu wesołym. Złożony charakter dzisiejszej kultury nie pozwala mniemać, że do podjęcia ewangelizacji wystarczy samo zatroskanie o przekazanie ‘orędzia’. W swojej refleksji nad kulturą młodzieżową jezuita Michael Paul Gallagher pisze, że wspomniany przekaz musi liczyć się z warunkami i sytuacjami, które mają rzeczywisty i realny związek z chrześcijańską wizją życia. Każe to nam podjąć refleksję nad naglącą potrzebą by wspólnota zakonna, w naszym przypadku, była nosicielem i świadkiem wizji alternatywnych. Wszyscy wiemy, że jest to jedynym najważniejszym miernikiem, jeżeli chcemy uczciwie podjąć dyskusję na temat przeciętności, tak otwarcie promowanej przez panującą kulturę. Wartościowa wizja życia czerpie swoją siłę nie tyle z przekazywanych i powierzanych prawd, ile z doświadczenia i świadectwa, które przedstawia i podtrzymuje34. To wezwanie do autentyczności jest dla nas drogą do dzielenia się świętym i zdrowym życiem. Biorąc uczciwie pod uwagę oraz mądrze odczytując wszystko co się zdarza wokół nas, jako wychowawcy i duszpasterze nadal wierzymy, że również dzisiaj jest czas łaski, czas Boży. Jako salezjanie nadal mocno bierzemy sobie do serca krzyk wielu młodzieńców i chłopców, którzy w sytuacji pustki i braku perspektyw na przyszłość proszą nas, byśmy ich nie opuszczali. Proszą nas, byśmy pozostali z nimi, aby dawać im poczucie sensu, światło i moc. 33 34 Avvenire, 13 lutego 2004. M.P. Gallagher, Clashing of Symbols /Darton Longman and Todd, 2003/, zob. rozdz.11: Cultural Consciousness in Faith Ministry 61 To wszystko będziemy mogli uczynić tylko wtedy, jeśli pozwolimy się wypełnić wiarą w Zmartwychwstałego. Tak jak kiedyś do Piotra, tak i dzisiaj do nas wszystkich, którzy stanowimy część Jego Ciała Mistycznego, Jezus kieruje na nowo pytanie o miłość, aby następnie wezwać nas do naśladowania Go. Ten zmysł wiary, sensus fidei, nadal ożywia poczucie, że jesteśmy Kościołem, posiadamy sensus Ecclesiae, dla powszechnego dobra. Nasz współbrat Sabino Palumbieri, w jednej ze swoich publikacji, podsumował to bardzo dobrze pisząc: Kościół jest wspólnotą Zmartwychwstałego: ponieważ powołał go Zmartwychwstały; ponieważ głosi Zmartwychwstałego; ponieważ oczekuje Zmartwychwstałego; ponieważ żyje Zmartwychwstałym. Kościół wie, że Chrystus żyje. I że chce, byśmy i my żyli. Wie, że Bóg powiedział „tak” dla życia w swoim zmartwychwstałym Synu. Pascha jest absolutnym Bożym „tak” dla życia. „Tak” dla radości, niezależnie od twardych warunków. „tak” dla nadziei, niezależnie od wszelkiego okrucieństwa. „Tak” dla miłości, niezależnie od wszelkich ograniczeń. „Tak”, jak u Maryi, niewiasty Paschy35. Rozpocząłem pisanie tych stron od krótkiego komentarza do tytułu: Światło miłości. Chciałbym je teraz zakończyć cytatem, który podsumowuje przebytą drogę. Drogę przeżytą pod sztandarem takiej miłości, która jest miłością radosną, zaczerpniętą z dziedzictwa, które nam powierzył nasz Ojciec i Nauczyciel ks. Bosko. Cytat pochodzi od Albino Lucianiego, który miał zostać papieżem pod imieniem Jana Pawła I. W liście skierowanym do św. Teresy z Lisieux, w którym cytuje także św. Dominika Savio, Papież Luciani napisał: Tereso, miłość, którą kierowałaś ku Bogu (i ku bliźniemu z uwagi na miłość Boga), była rzeczywiście godna Boga. Taka też winna być nasza miłość: być jak ogień, który karmi się wszystkim, co w nas jest wielkie i piękne; wyrzeka się wszystkiego, co jest w nas buntownicze; być jak zwycięstwo, na którego skrzydłach wznosimy się jako dar składany u Bożych stóp. ORATIO Prośmy, aby Pan Jezus królował w sercu każdego z nas, oświecał nasz rozum i kierował nasze kroki na takie pastwiska, na których panuje wielkie pragnienie i wielki głód Boga. 35 S. Palumbieri, Dobra nowina dla ciebie. Wprowadzenie do radosnego chrześcijaństwa /Ed. Paoline, Milano 2003/ s.106 – 107. 62 Abyśmy tak jak ks. Bosko byli dzisiaj podobnymi do niego autentycznymi wychowawcami i pasterzami, z radosnym przekonaniem oddawali się posłudze młodzieży, idąc z nimi drogą do Emaus, z cierpliwą miłością słuchali słów o ich rozczarowaniach, po to, by dzielić się z nimi Dobrą Nowiną – Jezusem Chrystusem. Amen. 63