Xavier THÉVENOT WYCHOWANIE A UŚWIĘCENIE (REFLEKSJA TEOLOGICZNA) Przekład: Tadeusz Jania STARANIEM OŚRODKA DUCHOWOŚCI SALEZJAŃSKIEJ W LĄDZIE KRAKÓW 1998 Seria RADOSNA ŚWIĘTOŚĆ 11 Redakcja: ks. Tadeusz Jania SDB Za zezwoleniem władzy duchownej Od redakcji Xavier Thévenot jest francuskim salezjaninem księdza Bosko. Urodził się w roku 1938, pierwszą profesję zakonną złożył w roku 1950, a święcenia kapłańskie otrzymał w roku 1961. Jest doktorem habilitowanym teologii moralnej, do niedawna prowadził wykłady w Instytucie Katolickim w Paryżu. Specjalizował się w zagadnieniach etyki seksualnej. Swoją wiedzę teologiczną zestawia ze współczesnymi naukami humanistycznymi, a refleksje swoje opiera na własnym doświadczeniu duchowym i duszpasterskim. Wydał szereg książek, które spotkały się z wielkim zainteresowaniem we Francji. Zamieszczone w niniejszej broszurze teksty, odnoszące się do duchowości salezjańskiej świętego Jana Bosko, pochodzą z dwu publikacji. „Praca wychowawcza drogą do Boga” to jeden z rozdziałów jego pracy pod tytułem Repères éthiques pour un monde nouveau, Miluza, wyd. Salvator, 1986, s. 136-145. Książka była wielokrotnie wznawiana i rozchodziła się w ilości 36 tysięcy egzemplarzy rocznie. Powstały jej tłumaczenia na języki: włoski, hiszpański i portugalski. Drugi tekst wybraliśmy z pracy zbiorowej pod jego redakcją: Éduquer à la suite de don Bosco (Paryż, 1996), w której zamieścił własne opracowane pod tytułem „Pedagogia zaufania i przymierza” (rozdział 7). Oto pozostałe jego prace: Vie sexuelles et vie chrétienne, Paryż, Mame, 1982 (tłumaczenie na języki: włoski i polski - Czy Kościół potępia seks, przekład: T. Jania, Kraków, wyd. „M.”, 1997); Les péché, que peut-on en dire? Miluza, wyd. Salvator, 1983 (tłumaczenia: włoskie, hiszpańskie, portugalskie, angielskie; polskie - w przygotowaniu); Homosexualité masculine et morale chrétienne, Paryż, wyd. Cerf, 1985 (tłumaczenia włoskie); La bioéthique, début et fin de vie, Paryż, Centurion, 1989 (tłumaczenie włoskie i hiszpańskie); Soufrance, bonheur, éthique; conférences spirituelles, Miluza, Salvator, 1990 (tłumaczenie włoskie; polskie: Cierpienie, szczęście, moralność - w przygotowaniu); Compter sur Dieu; études de théologie morales, wyd. 2, Paryż, Cerf, 1993; Une éthique au risque de l’Évangile; Entretiens avec Y. De Gentil-Baichis, Paryż, 1993. Jest także współautorem kilku innych pozycji z dziedziny teologii i wychowania. Dopiero we wstępie do swojej książki pod tytułem Avance en eau profonde [Łk 5,4]! Carnet spirituel (Paryż, Desclée de Brouwer/Cerf, luty 1997) przyznaje się wobec swoich czytelników, że od lat piętnastu cierpi na chorobę Parkinsona, która chwilami jest tak dojmująca, że niemal paraliżuje całe jego ciało. Mimo to, ciągle pisze, a pisząc jako osoba cierpiąca, staje się coraz bardziej popularny. Redakcja techniczna: Szczepan Syskowski Projekt okładki: Wojciech Świeży Skład, druk i oprawa: POLIGRAFIX, Kraków, ul. Rogatka 27 © Copyright by Tadeusz Jania, Rząska 2, 32-081 KRAKÓW-MYDLNIKI ISBN 83-904699-6-0 I 2 PRACA WYCHOWAWCZA DROGĄ DO BOGA1 Uwaga wstępna Pragnę odpowiedzieć na pytanie, czy istnieje duchowość właściwa salezjanom i salezjankom księdza Bosko jako wychowawcom? A jeśli tak, to na czym ona polega? Wydaje się, iż moja odpowiedź może również zainteresować sporą ilość osób luźniej związanych z dziełem świętego Jana Bosko, ale oddającym się wychowaniu dzieci i młodzieży w duchu Ewangelii. Ksiądz Bosko (1815-1888) dla wszystkich może by przewodnikiem i źródłem natchnienia w zakresie wychowania chrześcijańskiego. DZIAŁANIE WYCHOWAWCZE „SAKRAMENTEM” Cała duchowość salezjańska2 rozwija się wokół działalności wychowawczej. Ogólnie stwierdzić można, że dla salezjańskiego wychowawcy - z pewnością także w szerszym znaczeniu dla każdego wychowawcy chrześcijańskiego - kontakt wychowawczy staje się uprzywilejowaną okazją doświadczenia Boga. Teologowie współcześni stwierdzili w sposób nieco bardziej skomplikowany, ale równie bogaty, że działalność wychowawcza stanowi jakby „sakrament” spotkania z Bogiem. Stwierdzenie to można oprzeć na ewangelicznym wersecie: Kto przyjmuje to dziecko w imię moje, M n i e przyjmuje (Łk 9,48). Przytoczone zdanie Chrystusa oznacza, iż za jednym odruchem przyjmujemy w Jego imię dziecko i Jego samego, Syna Bożego. Dlatego też można z pewnością stwierdzić, że chrześcijańska praca wychowawcza jest jakby „sakramentem”, to znaczy skutecznym znakiem spotkania z Bogiem. Właśnie w sercu kontaktu wychowawczego, kiedy jest on w pełni ludzki, Bóg daje odczuć wychowawcy swoją aktywną obecność. Dla chrześcijanina zatem praca wychowawcza nie stanowi czegoś odrębnego od życia duchowego, jakby to ostatnie realizowało się jedynie w ćwiczeniach pobożnych, w liturgii! Działanie pedagogiczne jest raczej istotnym składnikiem w przyjmowaniu Chrystusa zmartwychwstałego, w którym wychowawca pragnie uczestniczyć. Zresztą powstałe niedawno konstytucje zakonne zgromadzenia księdza Bosko stwierdzają: „Praca (wychowawcza) stanowi mistykę i ascezę”. Mistykę, czyli to, dzięki czemu powoli przenikamy tajemnicę samego Boga. Ascezę, czyli to, co pozwala stopniowo kształtować życie zgodnie se słowem Ewangelii. Tym sposobem jawi się wobec wychowawcy oryginalna droga spotkania z Chrystusem, droga, która w pełni liczy się z jego sytuacją zawodową i rodzinną. Dla tego, dla kogo działanie wychowawcze stanowi misję, wejście w proces poszukiwania świętości jest ostatecznie próbą pełnego rozwinięci w kontakcie z młodym człowiekiem logiki ewangelicznej polegającej ma miłości (po grecku agape; por. Rz 13,10). BÓG ODMIENNY I PODOBNY Chciałbym teraz spróbować pokazać, dzięki czemu chrześcijańska praca wychowawcza stanowi mistykę i ascezę, które razem tworzą wielce oryginalną duchowość. Tym celu najprzód, w ślad za wielkimi ludźmi ducha, przypomnę, iż doświadczenie Boga polega zawsze na stwierdzeniu różnicy i podobieństwa. Najprzód różnicy, ponieważ Bóg jest Całkiem Odmienny, nieskończenie przekracza możliwości naszego poznania, zawsze napiętnowanego tajemnicą: kiedy sądzimy, iż zrozumieliśmy Boga, musimy się zgodzić z faktem, in nasz sposób pojmowania zakrywa jego istotny byt. Prorok Izajasz przypomina to z mocą, wkładając w usta Boga: „Jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi” (Iz 55,9). Tak jest, spotkanie Boga w prawdzie zawsze prowadzi do zetknięcia się ze zdecydowaną odmiennością. A jednak (przedziwny paradoks!) doświadczenie Boga polega także na odkryciu podobieństwa i bliskości. Bowiem Bóg zechciał, abyśmy zostali stworzeni na Jego obraz. Co więcej, w Synu swoim „stał się do nas podobny we wszystkim z wyjątkiem grzechu”, obiecując uczynić w nas swoje mieszkanie (J 14,23) oraz zapewniając nas, iż cokolwiek uczynimy najmniejszemu z ludzi, uczynimy dla 3 Zmartwychwstałego (Mt 25,40). Istotnie, by spotkać Boga w prawdzie, wcale nie potrzeba udawać się w specjalne przestrzenie ogarnięte przez sacrum. Bowiem przede wszystkim w codziennym spotykaniu tego, kto jest jednocześnie naszym bliźnim i stanowi nasze podobieństwo, łączymy się z Panem. Prawidłowa duchowość zbroi nas zatem przeciw pokusie czynienia z życia chrześcijańskiego ucieczki przed obecnym światem. Prawdziwie uduchowiony człowiek to ostatecznie ten, kto potrafi żyć w ustawicznym napięciu pomiędzy przekonaniem, że Bóg ciągle „umyka”, jest odmienny, a równocześnie poprzez bliźniego Bóg staje się niezwykle bliski. Potężne doświadczenie różnicy i podobieństwa - oto zatem doświadczenie Boga. Na nieco innym poziomie takie samo jest doświadczenie odpowiednio przeżywanego kontaktu wychowawczego. Dlatego też podtrzymuję tezę, że zdrowa akcja pedagogiczna może się stać dla wychowawcy uprzywilejowaną drogą do Boga, albo jeszcze, jak stwierdziłem wyżej, jego mistyką i ascezą. Spróbujmy uzasadnić tę opinię. WYCHOWANIE DOŚWIADCZENIEM RÓŻNICY Niedawno powiedział mi wychowawca specjalistyczny: „Im dalej posuwam się w swoim zawodzie, tym bardziej sobie uświadamiam, że młodzież ustawicznie mnie zaskakuje”. Istotnie, powyższa refleksja jasno tłumaczy doświadczenie tych, którzy wychowują młodzież z zachowaniem głębokiego do niej szacunku. Lapidarnie można by powiedzieć, że w kontakcie wychowawczym zawsze jesteśmy w trójkę: młody człowiek, ja oraz różnica, albo inaczej: młody, ja i tajemnica. Oczywiście tajemnica istoty młodego człowieka, którego mam przed sobą; ale również jego własna tajemnica, która jawi mi się poprzez obecność tegoż młodego człowieka. Oto jeden z paradoksów kontaktu wychowawczego: łączy on wychowawcę z wychowankiem, ukazując różnice, zachęcając jednego, by odnajdywał to, co umyka częściowo świadomości w poznawaniu i we wpływie na drugiego. Czy trzeba szukać dowodów na to, że młody człowiek pod wielu względami radykalnie różni się od wychowawcy? Odmienność wynika z jego wieku. Pedagodzy niekiedy o tym zapominają. Młodzieniec to nie jest pomniejszony dorosły. Nie posiada ani jego doświadczenia, ani nawet jego złudzeń czy rozczarowań. Co więcej, kiedy młody człowiek jest w okresie dojrzewania, ogarniają go sprzeczne pragnienia, które odbijają się na całym jego doświadczeniu ludzkim i powodują czasami zadziwiający stosunek wobec dorosłych. W poszukiwaniu własnej niezależności, chociaż ma także przed nią obawy, będzie jednocześnie zachowywał się agresywnie wobec otoczenia i poszukiwał uznania ze strony niektórych ze swoich wychowawców. Odkrywając w nowy sposób rzeczywistość życia seksualnego, zdolny będzie do idealizowania płci odmiennej, chociaż w słowach i w postawach okaże wobec niej stosunek pełen pogardy. Uświadamiając sobie stopniowo swoje miejsce w kontekście społecznym, chwilami będzie zdolny do „przebudowy świata”, chociaż kiedy indziej pozwoli się unieść potężnej sile inercji, która przeraża jego otoczenie. W wysiłku dopracowywania się własnej myśli w całości odrzuca sposoby patrzenia swoich bliskich, choćby to się równało popadnięciu w niewiarygodny konformizm przy wykonywaniu tego, co podsuwają koledzy lub co stanowi modę propagowaną przez środki masowego przekazu. Próbując nawiązać nowe kontakty, chociaż ich nieprzewidywalne okoliczności napawają go strachem, całe godziny spędzi na gadaniu z przyjaciółmi, a potem zamyka się w niepokojących okresach uporczywego milczenia. Jednym słowem dla odpowiedniego prowadzenia działalności wychowawczej wobec osoby dorastającej trzeba umieć pokazać swoje zakłopotanie i zgodzić się na uznanie różnicy. Bowiem wychowywanie młodego człowieka oznacza stawianie czoła światu, w którym odniesienia do ciała i do trwania nie są te same co u nas, w którym płciowość i agresywność przeżywa się odmiennie, w którym odniesienia kulturalne i artystyczne czasami zbijają z tropu, w którym sposób podejścia do pracy i do sukcesu społecznego stanowi gwałtowne zerwanie z tradycją poprzednich pokoleń. Głębokie różnice między sobą a młodym człowiekiem dorosły czasami znosi bardzo źle do tego stopnia, że niekiedy próbuje przeczyć im na rozliczne sposoby. Na przykład udaje, iż doskonale rozumie dojrzewającego młodzieńca: „Przecież ja też byłem młody!” Zapomina przy tym, iż jego własna młodość toczyła się zupełnie inaczej! Zdarza się również, że dorosły zdobywa pewność siebie idiotycznie identyfikując się z młodym. Wyobraża sobie wtedy, że potrafi zniszczyć ślady czasu, przyznając się w sposób sztuczny do wszelkich upodobań młodzieży. W związku z tym właśnie należy pokazać dwuznaczność słów księdza Bosko: „Kochajcie to, co oni kochają”. Tego typu rada pedagogiczna, pojęta w sposób wąski, jest niebezpieczna, bowiem istnieje możliwość, że dla wychowawcy stanie się 4 zaproszeniem do cofania się i do fałszywego udawania. W istocie rzeczy wychowawca w oparciu o swoją formację i o swoje doświadczenie rzadko będzie mógł polubić to wszystko, co kocha młody człowiek. Radę księdza Bosko należy zatem przetłumaczyć: „Zgódźcie się z tym, że młodzież kocha co innego niż wy”. Zdarza się wreszcie, że dorosły nie uznaje odmienności młodzieży, występując przeciw niej, zamykając ją w jakimś getcie, a nawet pomniejszając jej wartość. Te wszystkie postawy obronne, choć z pewnością różnorodne, mają to wspólne, że pokazują ukryty strach przed pojawieniem się nowości. Starcie z odmiennością ujawnia więc pewne niebezpieczeństwo, albowiem może skłaniać do popadania w chorobliwy strach. Z drugiej strony potrafi ukazać prawdziwą szansę dla stopniowego przyjmowania tajemnicy Boga poprzez przyjmowanie tajemnicy młodego człowieka. Wydaje mi się istotnie, że inność (albo odmienność) wykorzystywana w kontekście wychowawczym może się stać dla nas, wychowawców, znakiem inności naszego Boga, który ustawicznie nas wychowuje. Dzieje miłosnych kontaktów Boga z człowiekiem można istotnie odczytywać jako długą i burzliwą historię wychowania. Czyż Biblia nie pokazuje nam Boga jako niezwykłego wychowawcy, który bez przerwy, z nieskończoną cierpliwością zachęca grzesznego człowieka do wzrastania człowieczeństwie? Właśnie poprzez długie rozważania na temat tego Boskiego wychowania ksiądz Bosko powoli ukształtuje swoją metodę wychowawczą. Pismo św. ukazuje przecież Boga jako radosnego Stwórcę, dumnego ze swojego stworzenia! Wobec tego i ksiądz Bosko zachowa ugruntowany optymizm niezależnie od zawodów, jaki dostarcza mu młodzież. Czyż Biblia nie ukazuje Boga jako Zbawiciela, który ułatwia człowiekowi wyjście z alienacji grzechu? Ksiądz Bosko zatem poświęci wszystkie swoje siły, by zbawiać nastolatków, których stale poprzez wymagającą łagodność zachęca do nawrócenia. Czyż Objawienie nie określa Boga jako przebaczającego Ojca? Wobec tego również ksiądz Bosko budować będzie nową przyszłość każdemu młodemu człowiekowi, nawet takiemu, który dobrowolnie upadł lub zawiódł jego zaufanie. Można by wydłużać ciągle wykaz wszystkich cech charakterystycznych wychowawczego działania Boga, ustawicznie zsyłającego natchnienia założycielowi salezjanów. Oz z kolei zachęca wychowawcę do pewnego rodzaju chodzenia „tam i z powrotem” pomiędzy tym, co dostrzega z działania Bożego, a tym, co pojmuje jako pracę wychowawczą. Rozumiejąc, iż działalność pedagogiczna nie potrafi się spełnić bez głębokiego zaufania wobec młodego człowieka, wychowawca chrześcijański lepiej widzi cudowną głębię miłosnego zaufania Boga, jakie On stosuje wobec człowieka. Z kolei owo pogłębienia zaufania Bożego skłania wychowawcę do zawierzenia wychowankowi, czasami aż do zuchwalstwa, itd., itd. Do tego właśnie życiodajnego kręgu pomiędzy doświadczeniem wychowania Bożego i doświadczeniem wychowania ludzkiego zachęca wychowawcę wiara. Stąd też dla chrześcijanina niesie a sobą taką moc wartości duchowych. Ale również dlatego, odkrycie Boga, jakiego dokonuje wychowawca na modlitwie, głęboko odbija się na jego pracy wychowawczej. Życie duchowe i życie wychowawcze prowadzą razem do takiej właśnie pewności: bliźniego nie da się ogarnąć, bliźni wymaga, aby mieć dla niego głęboki szacunek. Modlić się znaczy jednoczyć się ze zdecydowanie niemożliwym do ogarnięcia i wolnym Bogiem, który mnie prowokuje do prawdziwej wolności. Wychowywać oznacza jednoczyć się z młodym człowiekiem, stale tajemniczym, który mnie prowokuje do szacunku wobec jego własnej przyszłości. Modlić się i wychowywać znaczy rozumieć od wnętrza, że różnice nie tylko są nie do uniknięcia, ale także trzymają przy życiu. WYCHOWANIE DOŚWIADCZENIEM PODOBIEŃSTWA Działalność wychowawcza, będąc doświadczeniem odmienności i tajemnicy, stanowi również doświadczenie podobieństwa. Owszem, jak już powiedziano, świat młodego jest wielce odmienny od świata dorosłych. A jednak istnieją zdecydowane zbieżności pomiędzy obu światami do tego stopnia, iż można jednak mówić o podobieństwie i bliskości. Skąd przychodzą te głębokie zbieżności? Chyba głownie z dwu rzeczy: z naszego doświadczenia dzieciństwa i z naszego usynowienia przez Boga. Przede wszystkim nie należy nigdy zapominać, że i my sami byliśmy dziećmi nastolatkami. Otóż badania psychologiczne dają nam jedną pewność: niezależnie od naszych doświadczeń jako ludzi dorosłych, ciągle trwa w nas w jakiś sposób infantylność. Wychowywać znaczy więc zgodzić się na zaakceptowanie całej tej przeszłości, jaka była moim udziałem i która nadal żłobi moje wnętrze. Znaczy uznać, iż dość często utożsamiam się z tym, czym żyje młody, ponieważ jego przeżycia budzą we mnie lęki i niepokoje. I istocie jasne spojrzenie na działalność pedagogiczną prawie zawsze prowadzi do 5 określonych stwierdzeń: zakazy, jakie stawiam młodemu człowiekowi są w gruncie rzeczy zakazami, jakie stawiam przede wszystkim sobie; środki ochrony, jakimi otaczam nastolatka, są to często zabezpieczenia, jakie stawiam wokół mojej własnej osoby; wzorce, jakie proponuję to te, które mnie odpowiadają; wykroczenia, jakie toleruję są te same, które spotykam u siebie, itd. Prawdziwy wychowawca, ten, który współweseli się z prawdą (1 Kor 13,6), szybko musi stwierdzić, że oddanie siebie w działalności wychowawczej często skrywa usilnie podświadome szukanie samego siebie, zwłaszcza na skutek infantylności, która ciągle wywiera silny wpływ na dorosłych. Dlatego też światłe wychowanie stanowi prawdziwą ascezę, która zmusza do ustawicznego demaskowania pułapek, jakie stawia nam grzech i nieuświadomiony nadmiar narcyzmu. Tutaj również jawi się podobieństwo pomiędzy tym, co dzieje się w pracy wychowawczej, a tym, co dokonuje się przy poszukiwaniu Boga. To ostatnie, jak zauważyli wielcy pisarze chrześcijańscy, ciągle jest „zatrute” nadmiernym poszukiwaniem siebie, niszczącym dar, który Bóg czyni z samego Siebie. Bliskość Boga, podobieństwo, jakie mamy z Nim, zamiast stanowić prowokację do radosnego działania łaski, stają się wtedy ukrytymi sposobami wzmocnienia poszukiwania wszechpotęgi. Stąd też wielcy święci, i oczywiście ksiądz Bosko, rzucają nam jakby przesłanie: sercem wiary chrześcijańskiej, a nawet „sercem” Boga, jeśli tak można powiedzieć, jest pokora. Pokora, ta niesłychana cnota, która znika wtedy, gdy sądzimy, że ją posiadamy. Jest to cnota, która pozwala nam uznać, że nawet do moich najwznioślejszych czynów przyczyniały się dość wątpliwej wartości motywacje. Ta cnota pozwala mi uniknąć marzenia o moich pseudo-zasługach, abym mógł zwrócić się ku darom, jakie czyni mi Bóg. Wreszcie cnota ta powoduje, iż zaśmiewam się z samego siebie, bowiem pozwala mi stwierdzić, jak bardzo jestem naładowany sprzecznościami! Zrozumieli to doskonale Franciszek Salezy i Jan Bosko: poddać się Bożemu wychowaniu znaczy nabyć pokornego humoru oraz zgadzać się u siebie i u bliźnich na to, co jest dobre i mniej dobre. Stąd typowy rys wychowawczej ascezy salezjańskiej: stale należy czynić wysiłki, by wykonywać rzeczy w sposób poważny, siebie nie traktując całkiem poważnie! Chrześcijański wychowawca ucieka przed grymaszeniem i dramatyzowaniem, aby trwać w prawdziwej beztrosce (Mt 6,34) opartej na pewności, że Królestwo Boże wzrasta nawet wtedy, gdy on śpi (Mk 4,27). Do młodzieży upodabnia nas następująca rzeczywistość: właściwe nam wszystkim usynowienie przez Boga. Być wychowawcą chrześcijańskim znaczy od razu uznać młodego człowieka nie za istotę niższą, nad którą trzeba się pochylać w sposób wyniosły, ale jako byt wielce umiłowany przez Boga, taka samo jak ja wezwany, by stać się w pełni przybranym dzieckiem. A zatem wychowawca chrześcijański nie zachowuje się jak ktoś, kto wie to, czego nie wie inny. Należy raczej do tych, którzy idą razem z młodzieżą trudną drogą uczłowieczenia i uświęcenia. Także tutaj przykład księdza Bosko jest bardzo znaczący. Umiał stać się maluczkim wobec działania Ducha Świętego w sercach młodzieży, którą wychowywał. Oto na przykład potrafił usunąć się, aby pozwolić młodziutkiemu Dominikowi Savio na swobodne przyjęcie miłości Chrystusa. Co więcej, wychowawca chrześcijański skorzysta ze swej bliskości i swojego podobieństwa z dziećmi, aby próbować jak najskuteczniej realizować słowo Chrystusa: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18,3-4). To wezwanie Jezusa otwiera przed wychowawcą niezwykłą drogę ascetyczną. Dla niego, dorosłego, chodzi o odnalezienie wobec Boga, poprzez działanie Ducha Świętego, postawy dziecka. Powiedzmy sobie jasno: Chrystus nie wynosi pod niebiosa tego wszystkiego, czym żyje dziecko. Zresztą wychowawca wie lepiej niż ktokolwiek inny, że dziecko dalekie jest od postawy istoty doskonałej i całkowicie niewinnej! Gdy to jest potrzebne, przed uproszczoną wizją dzieciństwa zabezpieczają go nauka o grzechu pierworodnym oraz badania nauk o człowieku. Chrystus żąda raczej, byśmy zgodzili się uznać, iż wobec Boga jesteśmy zawsze jak małe dzieci wobec dorosłych, w pozycji całkowitej wyzwalającej zależności oraz w sytuacji konieczności przyjęcia daru miłości, aby móc żyć. Nasza świętość nie stanowi wyniku naszego własnego wysiłku wychowawczego, ale skutek „wysiłku wychowawczego” Boga w stosunku do nas. Oto odwrócenie perspektywy, którego żąda słowo Ewangelii. Łatwo odgadnąć, iż owo odwrócenie również prowadzi do pokory. Wychowawca, o ile podąża drogą dziecięctwa duchowego, nie potrafi się już stawiać na pozycji wyniosłej w stosunku do tych, którym dotrzymuje towarzystwa. Jest przecież pewny, że każdy, młody czy stary, doznaje pełnego usprawiedliwienia ze strony Boga, wie, iż Pan czyni cuda w sercach najmniejszych, wobec tego tym bardziej będzie się wsłuchiwał w młodzież, im ta ostatnia znajdować się będzie w sytuacji duchowego i materialnego ubóstwa. Wtedy okaże się, jak zdarzyło się to księdzu Bosko, że dozna zachwytu wobec działania Ducha w niektórych młodych ludziach. Co więcej, w pewnych chwilach będzie mógł w pełni 6 przyjąć jako swój ów okrzyk uwielbienia ze strony Jezusa: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Mt 11,25). Tak więc wiara chrześcijańska pozwala przyjąć z otwartym ramionami rzeczywistość kontaktu wychowawczego, aby uczynić z niego własną drogę ku Bogu; drogę, która pozwala nam spojrzeć na Stwórcę wszechświata jako na Całkiem Innego, a jednocześnie Zupełnie Bliskiego. ------------------------------Artykuł pojawił się po raz pierwszy w przeglądzie przeznaczonym dla rodziny salezjańskiej języka francuskiego, Don Bosco Aujourd’hui (maj-czerwiec 1981, s. 13-20). 2 Należy od razu odrzucić pewne często spotykane nieporozumienie. Duchowość właściwa salezjanom i salezjankom nie stanowi na pierwszym miejscu odniesienia do stylu świętości szerzonej przez świętego Franciszka Salezego. Ten wielki pisarz duchowy co prawda stale służy księdzu Bosko jako punkt odniesienia w jego działalności wychowawczej i zakonnej. Wychowawca salezjański próbuje naśladować głownie niektóre rysy ewangelicznego postępowania Biskupa Genewy: realistyczny optymizm, łagodność, dobroć, prostotę, poczucie humoru, zjednoczenie z Chrystusem w samym sercu intensywnej pracy, itd. jednakże sprawy powyższe nie stanowią w gruncie rzeczy tego, co skupia doświadczenia Boga, które usiłuje przeżywać osoba powołująca się na przynależność do księdza Bosko. 1 II PEDAGOGIA ZAUFANIA I PRZYMIERZA1 O kimś, kto popełnił przestępstwo mówimy często: „Człowiek ten nie szanuje ani wiary2, ani prawa”. Stwierdzamy tym samym pośrednio, iż dobre prowadzenie się, lub raczej kierowanie się w postępowaniu dobrem oznacza budowania świata, na którym możliwa staje się z jednej strony wiara w drugiego człowieka, z drugiej - odniesienie do wspólnego prawa. Odruchowe powiedzenie przywołuje tutaj bardzo głęboką antropologiczną prawdę: nie da się trwać na ziemi po ludzku, jak tylko kiedy owo trwanie jest wyrazem zdolności zaufania wobec życia, wobec siebie samego i wobec bliźniego 3. Wyrażenie to musi być kierowane prawem zapewniającym prawidłowe kontakty. Oznacza to ostatecznie, iż życie ubogacające istnieje tylko wtedy, gdy oparte jest na rzeczywistości łączącej zaufanie i prawo, to znaczy na przymierzu. Gdy tego brak, istota ludzka jest zagubiona i traci poczucie sensu swego istnienia, natomiast życie społeczne przemienia się szybko w anarchię i w chaos. Zrozumiał to od razu w sposób intuicyjny ksiądz Bosko, który we wczesnym kapłaństwie spełniał posługę wobec przestępców w turyńskim więzieniu. Dlatego, gdy tylko stało się to możliwe, postarał się stworzyć dla nastolatków zakład wychowawczy, Oratorium, głęboko zakorzenione na przymierzu pomiędzy wychowawcami a wychowankami4. Życie w Oratorium było istotnie oparte na zaufaniu5, a swoje ramy znajdowało w dobrze przemyślanym regulaminie. 7 Antropologiczny i filozoficzny punkt widzenia ZAUFANIE Ksiądz Bosko uważał, że jednym z koniecznych warunków do wcielenia życie jego pedagogii było zaufanie: tak zaufać młodemu człowiekowi, aby możliwe stało się jego zaufanie wobec wychowawcy. Dokonując takiego wyboru wychowawczego stawał - choć może nie zdawał sobie w pełni z tego sprawy - w samym sercu działania etycznego. Co bowiem oznacza decyzja prowadzenia życia moralnego? Oznacza zgodzić się przyjęcie i podtrzymywanie działania komunikacji międzyludzkiej, w które zanurzyło nas nasze pojawienie się na świecie. Otóż wybór ten opiera się na akcie wiary i nadziei. Powiedzmy to jaśniej. Kiedy dziecko przychodzi na świat, wyprzedza je istniejące życie społeczne oparte a osobach, które ze sobą rozmawiają, pracują, wymieniają dobra, dążą do uznania i miłości, poszukują sensu swojego życia itd. Jednocześnie biorą je w objęcia rozliczne organizacje natury medycznej, politycznej, kulturowej, finansowej, prawnej...Jednym słowem świat, w który dziecko wchodzi jest środowiskiem mowy i instytucji; światem, w którym bezustannie powstają reguły przeznaczone na to, żeby uczynić szczęśliwym życie wspólne; światem wreszcie, w którym podsuwane są odpowiedzi natury filozoficznej i religijnej. Można powiedzieć, że dziecko musi oderwać się od własnych sensów, aby wraz z innymi szukać sensu swego życia. Dochodzi u niego do utraty bezpośredniego kontaktu z ciałem matki na rzecz znaczącej komunikacji, która zakłada odpowiedni dystans wobec drugiego. Właśnie wychowanie stanowi działalność, która usiłuje wzbudzić ten odruch i towarzyszyć mu. Wymusza zgodę na wyrzeczenie w celu odnalezienia radości w kontaktach międzyludzkich. Jednakże odruch ten napotyka na swojej drodze wiele przeszkód, które doprowadzą dziecko do doświadczeń niekiedy bardzo trudnych. Najpierw jawi się niewystarczalność instytucji, bliskich i swojej własnej osoby, którą dziecko odczuwać będzie coraz mocniej w miarę swojego wzrastania. Dlatego zmuszone będzie do zgody na rozliczne rozczarowania i na śmierć wielu iluzji. Dozna tym sposobem licznych i niekiedy poważnych „ran narcystycznych”. Następnie przychodzą cierpienia wynikające z bólu żałoby, z doznań psychicznych (zerwana miłość, neurozy, odmienność seksualna...), z chorób , z katastrof naturalnych itd. Wreszcie trudności wynikające z wolnej woli nadużywanej przez człowieka: niesprawiedliwości, wojny, głód, niedorozwój... Krótko mówiąc to różnorodne zło, któremu podlega, i które częściowo popełnia młody człowiek, jawi się jako źródło poczucia absurdu. Przyjemność komunikacji, radość kochania drugiego są tym sposobem dotknięte aż do możliwości pojawienia się głębokiego kryzysu, który może czasami doprowadzić do pragnienia samobójstwa. Wtedy młody człowiek staje wobec podstawowego pytania moralnego: czy muszę nadal budować6 sens swojego życia, czy wręcz powinienem jeszcze żyć? Odpowiada: nie muszę, a on doznaje oszołomienia przez rozczarowanie i zło. Wówczas może się pojawić pokusa samobójstwa lub zachowań społecznych będących wyrazem życia rozstrojonego, poddanego grze odruchów7. Jeśli odpowiedź jest przeciwna, dokonuje aktu zawierzenia życiu, bliźniemu, samemu sobie: „Wierzę, iż życie może mi dostarczyć poczucia sensu, pokoju, radości; i to w tej samej chwili, kiedy mnie doświadcza. Dlatego też zdecydowałem nadal razem z bliźnim budować moją historię. W takim razie nie wolno mi działać byle jak”. Widać wyraźnie, że całe życie moralne to nic innego jak rozwijanie w codzienności tego aktu wiary i nadziei. U podstaw moralności, więc także wychowania, istnieje owa decyzja zaufania samemu sobie i bliźniemu; jest też przekonanie, że decyzja ta pokaże pewnego dnia swoją słuszność poprzez owoce, jakie przyniesie. Dlatego też najbardziej podstawowym i najkonieczniejszym obowiązkiem etycznym dla wychowawcy (rodzica, nauczyciela...) jest dostarczyć odniesieniowych i instytucjonalnych ram, które umożliwiają ów akt wiary i nadziei. Winnicott8 udowodnił, że dla noworodka „ramę” taką stanowią postawy „wystarczająco dobrej matki”; chodzi o matkę, która jest na tyle wspaniałomyślna, że dostrzega zapotrzebowania dziecka i odpowiada na nie, i na tyle wymagająca, by nie zaspokajać pragnień dziecka, by się pogłębiały i mogły się otwierać się na kogoś drugiego. Jeśli ów pierwszy „nastrój przejściowy” został źle ustawiony przez matkę na przykład zbyt przerażoną lub nadmiernie zachłanną, zaszkodzi to zdolności zaufania dziecka, i można je przywrócić, przynajmniej częściowo, tylko dzięki zabiegom naprawczym. 8 Tym co dla małego dziecka, dla podrostka, dla nastolatka czyni wiarę rzeczą możliwą jest nade wszystko podwójne środowisko: rodzinne i szkolne. Musza ni kierować z jednej strony zakaz kłamstwa, ważny zarówno dla wychowawcy, jak i wychowanka, z drugiej strony klimat wzajemnego zaufania. Zakaz, jak wskazuje na to etymologia, jest tym, co pozwoli na od-rzucenie, od-mówienie czegoś; a to sprawi, że kontakt będzie wiarygodny, nie diabelski9; to oddali pomyłkę w komunikacji w łonie rodziny, szkoły, ogniska wychowawczego. Przystać i zachowywać taki zakaz stanowi więc jedno z pierwszych zadań odpowiedzialności pedagogicznej. Obok tego negatywnego aspektu „nie kłam!” istnieje postawa pozornie czysto pozytywna zaufania. Ale to tylko pozór! Zaufanie komuś nie musi być konstruktywne. Tak jest najpierw w przypadku, jeśli zaufanie opiera się tylko na wskazówkach natury afektywnej lub na uczuciach. Mówi się niekiedy: „On? Podoba mi się jego gęba. Mogę mu zaufać!” Tego typu sposób reagowania może oczywiście sprzyjać próbom złego uwodzenia. Nigdy nie należy ufać komuś bez powodów, podobnie jak nagromadzenie argumentów nie zwalnia nigdy do ryzykownego kroku wiary w bliźniego. Następnie zaufanie winno być kształtowane w zależności od dojrzałości i zdolności osób, ku którym się zwraca. Na przykład powierzanie dwunastoletniemu dziecku odpowiedzialności, które zazwyczaj spełniają ojciec lub matka, znaczy przytłaczać je, pozbawiać go normalnej drogi rozwoju, znaczy powstawanie w nim trudności psychicznych, które objawią się wcześniej czy później. Podobnie ufać w zaślepieniu nastolatkowi, jakby nie doświadczał w swoim wieku pewnej wewnętrznej konieczności przeciwstawiania się wychowawcom i przekraczania ich zakazów, znaczy narażać go na zbytnie uzależnienie od punktu widzenia tego, kto mu zaufał. Chyba zatem warto odróżnić to, co można by nazwać wychowawczą kandydaturą do zaufania, od samego aktu zaufania. Kandydatura przedstawia wewnętrzne przekonanie wychowawcy, według którego każdy młody, choćby bardzo zraniony przez życie, posiada sferę wolności godną zaufania, dającą możliwość zawarcia z nim przymierza. Takie przekonanie żywił ksiądz Bosko. Konieczne jest, aby młody dostrzegał taką kandydaturę. Winien wiedzieć, że zawierza się mu i ufa niezależnie co się zdarzy. W końcu powinien się znaleźć wobec kogoś godnego zaufania, zwłaszcza jeśli był ofiarą hipokryzji lub przewrotności. Powinien uznać, że może liczyć na wychowawcę, zwłaszcza jeśli dotąd był tylko jak egzemplarz pośród innych. Gdy zaś idzie o wyrazy zaufania wychowawcy wobec wychowanka, winny one stale przybierać formę z zależności od stopnia dojrzałości młodzieńca, i zawsze przechodzić przez wewnętrzne przekonanie o możliwości przebaczenia na wypadek, kiedy ktoś zdradzi owo zaufanie. PRAWO Kandydatura tudzież akty zaufania przynoszą jednakże poważne niebezpieczeństwo zlania się wychowawcy z młodym człowiekiem, to znaczy zniesienia pomiędzy nimi odpowiedniego dystansu, który warunkuje powodzenie wychowawcze. Młodzieniec bywa wtedy poddawany arbitralnym pociągnięciom wychowawcy i odczuwa tym samym niepokój, którego nie jest w stanie sobie wytłumaczyć. Dlatego też zaufanie, by nie stać się parawanem dla najgorszych zboczeń, może się zdrowo rozwijać tylko wtedy, gdy odwołuje się do prawa10. Tak jest już w przypadku pierwszych kontaktów pomiędzy niemowlęciem a matką. Podstawowe bezpieczeństwo powodowane normalnie macierzyńskimi postawami, które ujawniają zaufanie jakie ma wobec siebie i swojego dziecka jawi się tylko wtedy, kiedy matka stosuje zakazy. Zakaz posiadania „miłości zaborczej”, który nie pozwoli zniszczenie autonomii dziecka. Zakaz kazirodztwa, który pozwoli dziecku zrozumieć konieczność opuszczenia swojej rodziny, aby poszukiwać innych rzeczywistości godnych umiłowania. Podobnie z chwilą, gdy dziecko zaczyna rosnąć, jest rzeczą konieczną, by zaufanie, jakim darzy swoich rodziców i szkolnych wychowawców mogło również oprzeć się na całości reguł życiowych, jakim poddani są wszyscy członkowie rodziny czy szkoły: jasne określenie różnych zadań, ukazanie zachowań, które mogłyby doprowadzić do wykluczenia z grupy, hierarchia norm moralnych, do jakich rodzina i instytucje wychowawcze się odwołują, itd. Stąd ważność zarówno w szkole, jak i w zakładzie wychowawczym poświęcenia pewnego czasu na poznanie i zachętę do zrozumienia regulaminu, który będzie spełniał rolę prawa w kontaktach i w we wzajemnym szacunku pomiędzy członkami grupy. Stąd także konieczność, by pojawia się dość wyraźnie w łonie rodziny karta wspólnego życia, chociaż nawet jej zasada najczęściej tylko częściowo i jakby pośrednio jest widoczna podczas tego czy innego wydarzenia rodzinnego. W każdym razie podrostek i nastolatek winie wystarczająco jasno poznać granice, poza które nie wolno wykraczać w ramach instytucjonalnych i rodzinnych. Z tego 9 powodu możliwe stanie się przymierze pomiędzy młodym człowiekiem a jego wychowawcami, którego kolumnami we wzajemnych kontaktach staną się „zaufanie i prawo”. Tymczasem, podobnie jak zaufanie może ulec zniekształceniu, tak stosowanie prawa potrafi zwyrodnieć. Zamiast pozostawać w służbie komunikacji11, staje się tyranizujące lub „diaboliczne”, rujnując całkowicie wszelkie swobody. Tak dzieje się wtedy, gdy prawo staje się absolutem i jest stosowane ślepo bez liczenia się z ciągle ruchliwymi okolicznościami życia. Wtedy właśnie człowiek oddaje się na służbę prawu, podczas gdy prawo winno służyć człowiekowi. Także wychowawca musi pamiętać, że prawo nie jest celem samo w sobie. Można powiedzieć, że posiada dwie tamy: jedną ku górze, drugą w dół. W górę: istnieje tylko po to, aby ułatwiać powszechny szacunek wszystkich osób i dla wszystkich osób jako całości. W dół: winno pamiętać, licząc się z okolicznościami działania, często obarczonymi sprzecznościami, że jego dosłowne zastosowanie może się znaleźć sprzeczności z jego duchem, który polega na wspomaganiu w ludziach człowieczeństwa. Dlatego też pedagogia przymierza, jak w przypadku księdza Bosko, z pewnością musi dać poznać prawo, które reguluje zaufanie, ale nade wszystko winna zaprawiać młodego do zdrowego relatywizowania stosowania prawa. W tym celu w miarę jego dojrzewania wychowanie pomoże mu w nabyciu tego, co tradycja moralna nazywa cnotą roztropności. Ona kieruje podmiotem, który potrafi dobrze zachować w pamięci ostateczny cel działania moralnego, promować osobę, będąc w pełni wrażliwym na dane sytuacji, w jakiej winno się odbywać działanie. Otóż sytuację tworzą często sprzeczne korzyści. Czasami staje się konfliktowa, przynosząc niewiele zadowalających rozwiązań 12, zaś ludzie, którzy się w niej znajdą posiadają wiele ograniczeń. Tak więc ten, kto działa, szybko zdaje sobie sprawę, że daleki jest od możliwości dokonania idealnego wyboru, spełniającego jednocześnie wszelkie wartości. Musi decydować w samym sednie konfliktów z normami moralnymi i podjąć decyzję, która stanowić będzie to, co można nazwać najlepszym kompromisem etycznym. Cnota roztropności to właśnie to przyzwyczajenie, które daje jednocześnie i poczucie rzeczywistości, i zuchwałość wobec inicjatyw. Mimo złożoności rzeczy pozwala odnajdywać oryginalne drogi humanizacji13. Roztropność, nie prowokując wcale postaw lękliwych, daje temu, kto ją posiada możliwość stania się burzycielem sytuacji bez wyjścia. Łatwo zrozumieć, że jest ona istotna dla prawidłowego wychowania, zwłaszcza kiedy pracujemy w środowiskach trudnych, jak to na przykład zdarza się na przedmieściach wielkich aglomeracji. Wiadomo jednocześnie, że stanowi ona jeden z celów wychowania. Nauczenie młodego człowieka przeżywania przygody z roztropnością, oto jeden z celów, ku którym zmierzał ksiądz Bosko14. Kilka danych natury teologicznej NIE MA MIŁOŚCI BEZ PRAWA „Kochaj i czyń, co chcesz!” To powiedzenie świętego Augustyna cytuje się często, by streścić e jednej uderzającej formule moralność chrześcijańską. Ma tę zasługę, że przyciągnęło uwagę na fakt, że „miłość (agape) stanowi pełnię prawa” (Rz 13,10). Ksiądz Bosko chyba traktował je jako własne, bowiem w swoim dziełku o systemie uprzedzającym stwierdzał, że jego metoda w całości opierała się na miłości. Tymczasem tego rodzaju aforyzm przedstawia groźne niebezpieczeństwo: ktoś może uwierzyć, że istnieje miłość bez prawa. Wtedy miłość stałaby się przewrotna. Otóż o ile prawdą jest, że miłość nie sprowadza się nigdy wyłącznie do stosowania norm moralnych, to również prawdą jest, że nie może zaistnieć miłość bez prawa, czy też przymierze bez prawa. Zgodnie z Pismem św. oddać się drugiemu jak Bóg oddaje się człowiekowi oznacza jednocześnie zachowywanie prawa. By się o tym przekonać, wystarczy przypomnieć trzy spośród wielu innych. Nade wszystko mit o stworzeniu z Rdz 2. Opisuje nam pierwszy akt miłości i zaufania Boga wobec człowieka, czyli stworzenie Adama i Ewy jako istoty wolne, zdolne do podjęcia dialogu ze Stwórcą. Mit ten ukazuję wymianę pomiędzy podmiotami ludzkimi a Bogiem poddaną od razu prawu, prawu skończoności człowieka, symbolicznie oznaczonemu zakazem spożywania owocu z drzewa wszechmocy. Nawet w ogrodzie rozkoszy (w Edenie) istnieją ograniczenia! Następnie ukazanie przymierza, jakie Bóg zawarł z Mojżeszem w Wj 19-20. W tekście tym Bóg wykazuje nadzwyczajne zaufanie wobec narodu żydowskiego. Kiedy Mojżesz wchodzi na górę Synaj, aby usłyszeć obietnicę: „Będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich narodów” (19,5), 10 otrzymuje jednocześnie prawo przymierza, którego streszczony wyraz stanowi dekalog15. Nie ma obietnicy bez szacunku dla prawa! Wreszcie Ewangelie, a w nich spotkanie Jezusa z bogatym młodzieńcem (Łk 18,18-23). Tego ostatniego oczarowała osobowość Chrystusa do tego stopnia, że postawił Mu istotne pytanie co do ukierunkowania swojego życia: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” Można by oczekiwać, że Jezus od razu mu odpowie: „Chodź za Mną”. Jezus jednak postarał się najpierw odnieść się do dekalogu, do prawa, które kieruje związkami między człowieka z człowiekiem i z Bogiem. Nie można iść za Chrystusem, znajdując się „poza prawem”! Istnieje jednak bardziej jeszcze sugestywny tekst, by zrozumieć, że Jezus przywołuje jednocześnie ważność prawa oraz jego relatywność. Chodzi o kazanie na górze (Mt 5-6). Z jednej strony Chrystus wyznaje, że nie przyszedł „znieść Prawa”, a zatem nie można go w sposób bezkarny gwałcić (Mt 5,17). Lecz z drugiej strony ukazuje cały szereg sytuacji, w których dokładne zastosowanie prawa i w jego wyrazie dosłownym stanowi odrzucenie autentycznego wyrazu wiary w Boga. Dlatego też Jezus wielokrotnie stosuje przeciwstawienie: „Słyszeliście, że powiedziano [...], a Ja wam powiadam [...]”. Działając w ten sposób, Jezus nie nadaje nowego prawa, ale nową interpretację dla prawa istniejącego16. Interpretacja ta wyzwala je od pokusy „legalizmu”, nosiciela hipokryzji i podziału, który godzi się na porządek rzeczy, nigdy nie poddając go w wątpliwość17. Istotnie, Jezus uznaje konieczność i zdecydowanie prawa jako kodeksu społecznego pozwalającego ludziom na wzajemne kontakty. Jednak kodeksu tego nie można stawiać na tym samym planie co prawo moralne pojmowane w swoim radykalizmie, które stanowi jego źródło i granicę krytyczną. Na przykład pozostanie na samym wyrażeniu Nie zabijaj (Mt 5,21) może w każdej chwili hipokryzyjnie maskować grę między władzą a opozycją. Dlatego Jezus odnosi ten zakaz do jego korzenia: A Ja ci powiadam, nie obrażaj brata swego, pojednaj się z nim. Tutaj ujawnia się ostateczny sens zakazu zabójstwa: pozwolić drugiemu istnieć także wtedy, kiedy nie ma racji, albowiem bliźni ma prawo do absolutnego szacunku. Tym, co kieruje ostatecznie postępowaniem chrześcijanina nie może być zatem utylitarna kalkulacja, by sobie przetrzeć tanim najmniejszym kosztem spokojną drogę pośród wymagań kodeksów społecznych. Powinno tu działać powołanie przez Boga od szczęścia; wezwanie skłaniające każdego, by dostrzegał, że prawo w swojej zasadzie oparte jest na wymaganiu bezwarunkowego szacunku dla każdego człowieka, nawet gdyby był on wrogiem. Łatwo więc zrozumieć, że nawrócenie wymaganie kazania na górze polegające na powrocie do kodeksów społecznych winno stać się regułą dla każdej instytucji rodzinnej czy wychowawczej, która mieni się być chrześcijańską. Ale czy nie jest to zadanie niemożliwe do wykonania, zanurzające tym samym chrześcijanina w chorobliwym poczuciu winy? Tak bywa rzeczywiście w przypadku, kiedy oddzielamy od Bożej obietnicy usiłowanie zachowania wierności wymaganiom Chrystusa. Natomiast jeśli rozumiemy, czym jest obecność Boga działająca w świecie, przepisy kazania na górze stają się zadziwiającą drogą wyzwolenia. PEDAGOGIA PRZYMIERZA Owa działająca obecność wielokrotnie wyraźnie jawi się Biblii poprzez temat przymierza 18. Już w pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju jedność rodzaju ludzkiego rozbija grzech. Dlatego zjawia się Stwórca, aby ją przywrócić. Wchodzi w przymierze z Noem: „Zawieram z wami przymierze [...], i już nigdy nie będzie potopu niszczącego ziemię” (Rdz 9,11). Ale ludzkość na nowo podpada w grzechy. Wówczas Bóg wybiera Abrama wzywając go: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca” (Rdz 12,1), aby uczynić z niego Abrahama, ojca „mnóstwa narodów” (Rdz 15,5): „Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi” (Rdz 12,3). Potem naród żydowski został wzięty do niewoli w Egipcie. Wtedy znów wkracza Bóg, wybierając Mojżesza, aby położył kres temu uciskowi. Ponownie zawarł przymierze na górze Synaj (Wj 19-20). Ukazuje ono wyraźnie bezinteresowność działania Bożego: Izrael został wybrany nie z powodu swoich zasług, ale staje się Ludem Bożym wyłącznie dzięki łasce. W odpowiedzi na to usiłuje służyć swemu Stwórcy i Wybawcy poprzez sprawowanie kultu i postawy moralne tak jak zostały one ustalone w prawie przekazanym Mojżeszowi. Bóg obiecuje, że będzie mu towarzyszyć, bronić go, oddać mu ziemię, darzyć go błogosławieństwem i zapewnić mu życie i pokój. Znaczenie tego przymierza będą stopniowo pogłębiać prorocy, zapowiadając nowe i wieczne przymierze, przeznaczone dla wszystkich ludzi, które zostanie wyryte w sercach (por. Jr 31,31-34). Przymierzem tym, Nowym Testamentem, jest właśnie to, jakie zosta zawarte w Jezusie z Nazaretu, którego śmierć i zmartwychwstanie prowadzą do dopełnienia figur ze Starego Testamentu. Poprzez chleb 11 łamany i krew wylaną przez Chrystusa serce człowieka doznaje zmiany i dostrzega pełne ogarnięcie przez Ducha Świętego. Właśnie to nowe i wieczne przymierze przypominane jest w ofierze eucharystycznej. Ksiądz Bosko zdziwiłyby się zapewne, gdyby jego pedagogię nazwano pedagogią przymierza. On nie stosował tego słownictwa. Tymczasem taka nazwa wydaje się usprawiedliwiona i może dać wiele do myślenia. Istotnie, przestrzeń wychowawcza oparta na zaufaniu i na prawie, jaką ksiądz Bosko stawiał przed młodzieżą, to nie tylko przestrzeń niezawodności ludzkiej opartej na normach moralnych. Na pierwszym miejscu i nade wszystko chodziło o przestrzeń kształtowaną poprzez logikę Przymierza pomiędzy Bogiem a ludzkością. PEDAGOGIA ŁASKI Pedagogia przymierza to nade wszystko taka pedagogia, którą się realizuje nie na zasadzie zasługi, lecz daru i waśnie dlatego pozwala prowadzić życie codzienne jak dziękczynienie. Pobieżne omówienie różnorodnych wyrazów Przymierza, jakiego dokonaliśmy, skupia uwagę na fakcie, że Przymierze wypływa z bezinteresownej, czyli „łaskawej” inicjatywy Boga. Zresztą, aby jasno to podkreślić, grecka wersja Starego Testamentu dla oddania hebrajskiego słowa berith (przymierze), określenie diateke, testament. Przez testament bowiem wyraża się wspaniałomyślność jego autora. Wspaniałomyślność Boga Przymierza jest istotnie wyrazem miłości (agape) nadobfitej, twórczej i ustawicznie zbawiającej. Miłości, która w Chrystusie posuwa się aż do pełnego udziału w ludzkiej kondycji, co więcej, aż do kenozy19 śmierci na krzyżu w towarzystwie dwu złoczyńców. Wychowywać zgodnie z logiką przymierza będzie więc polegało na próbie stworzenia przestrzeni wychowawczej rządzonej miłością (agape) taką, jaka jawi się w Bogu. Zauważmy: tę formę miłości należy odróżnić od innych form, jakimi są miłość-namiętność (eros) i miłość-przyjaźń (philia)20. Eros pożąda, bierze, przywłaszcza sobie. Philia raduje się z dobrych cech drugiego, dzieli się z nim, a swoją potęgę miłowania podwaja poprzez związek uczuciowy. Agape natomiast posuwa się o wiele dalej. W istocie bowiem nie jest zdeterminowania poszukiwaniem tego, czego jej brakuje (eros), czy też przez wyraźną wartością tego, co kocha (philia). O wiele bardziej ukazuje niezbywalną godność osoby ludzkiej tam nawet, gdzie nie jest ona bezpośrednio widoczna, i przyczynia się wydobycia na światło dzienne jej wartości i rozwijania jej. W tym znaczeniu agape stanowi siłę twórczą. Kiedy jawi się w sposób doskonały, jest bezinteresowna i wolna do tego stopnia, że może się odnosić do tego, kto jest pozbawiony piękna fizycznego czy psychicznego, do tego, kto nie przyciąga niczyjej uwagi, a nawet do nieprzyjaciela. Naturalnie, agape istnieje w ludzkiej osobie najczęściej w ścisłym związku z erosem i philią. Jednakże właśnie z powodu tego związku wpływa od wnętrza na to, by ją oczyścić, uwolnić od żądzy erosu. Przyczynia się wręcz do wykraczania ponad radosną i ekspansywną siłę miłości własnej, wzmocniona miłością bliźniego, jakie dostarcza philia. Jej wewnętrzna logika polega na realizowaniu się w pewnego rodzaju postawię ukrycia, pozornej słabości, samoograniczenia. Znaczy to, iż agape stanowi samą istotę Boga. Mistycy wyrazili to poprzez bardzo sugestywny obraz: skoro Bóg stworzył świat z miłości, mógł to zrobić jedynie tak, jak ocean odsłania ziemię - oddalając się. Tak więc miłość jest owym rodzajem potęgi ukrywania się, która - w pełni zachowując istotę właściwą temu, kto ją przeżywa wyzwala wolną wolę drugiego w tym, co ona w sobie najbardziej tajemniczego. Dlatego też, kiedy miłość staje się widoczna w człowieku Jezusie, jawi się jednocześnie jako ożywienie osobowości w pełni potwierdzonej i w najwyższym stopniu wolnej, i jako podnieta do tak wielkiej wspaniałomyślności wobec drugiego, że doprowadza do skrajnego wyniszczenia na krzyżu (kenoza). Owszem, ksiądz Bosko przyznawał wiele miejsca wychowaniu do miłości-przyjaźni21. Jednakże w jego oczach ta forma miłości może być zgodna z wymaganiami Królestwa Bożego i prawidłowej etyki tylko pod warunkiem, że zostanie ukierunkowana od swego korzenia przez miłość-agape. I rzeczywiście tę właśnie miłość ukazuje ksiądz Bosko jako podstawę swojego systemu wychowawczego: „Praktyka tej metody wychowawczej opiera się w całości na tych słowach świętego Pawła: miłość jest łagodna i cierpliwa; wszystko znosi, we wszystkim pokłada nadzieję i znosi wszelkie przeciwności”22. Ten fragment hymnu o miłości z listu do Koryntian (1 Kor 13,1-13) kadzie mocny akcent na fakt, że agape sprzyja w pełni trwaniu w czasie młodego człowieka wraz z powolnym tempem zmian, z rozczarowaniami, jakie ono przynosi, z przeciwnościami, jakie prowokuje. Podkreśla również, że agape idzie w parze z nadzieją, z tą cnotą, poprzez którą wychowawca, daleki od popadania w zachwyt z powodu niepowodzenia młodego lub nieudanej relacji wychowawczej, drąży tunel w górze trudności po 12 to, aby otworzyć drogę tam, gdzie inni widzą tylko dziurę bez wyjścia. Jednakże niewystarczająco podkreśla, że agape stwarza samą możliwość wychowania, zwłaszcza kiedy chodzi o młodzież ciężko doświadczoną przez życie. Istotnie bowiem, kiedy nastolatek wszedł - najczęściej wbrew własnej woli - w dezintegrujący proces odrzucenia, doznaje ciężkiego zranienia narcystycznego, zagrażającego zdolności kochania samego siebie. Jego pierwotna agresywność23, która mogła była oddać się w służbę życia, poważnie może się obudzić i wyrazić się w formach zdecydowanie aspołecznych. Dzieje się tak, jakby dorastający człowiek usiłował znaleźć, nawet w czynach najbardziej godnych pogardy, potwierdzenia swojego prawa do życia. Zetknięcie się wychowawcy z instytucją wychowawczą opartą do głębi na logice agape, stwarza więc ramy, w których młody, niezależnie jaka była jego przeszłość, czuje się szanowany jako to, czym jest, czyli jako osoba wraz ze swoją tajemnicą. Może w ten sposób skierować się - poprzez ową przestrzeń darmowości - ku życiodajnemu przekonaniu, że kochany jest dla samego siebie, a nie przede wszystkim z powodu swojego posłuszeństwa prawom społecznym czy pragnieniom wychowawcy. Jednakowoż postęp ten dokonuje się najczęściej powoli i poprzez liczne wykroczenia i cofanie się. Dzieje się tak, jakby młody człowiek, odpychając ciągle jak najdalej ograniczenia dla swojego nieposłuszeństwa wobec żądań otoczenia, miał potrzebę doznania, jak daleko posuwa się miłość tego, kto go wychowuje. Łatwo sobie wyobrazić, że wychowawca staje tutaj wobec trudnej próby. Budzi się jego wewnętrzna gwałtowność, nie zawsze w pełni opanowana. Musi się przyznać, że tkwią w nim pragnienia zemsty i że nie jest mu całkiem obca nienawiść. W niektórych przypadkach, kiedy młody „przebiera miarę” stwierdza wręcz ze wstydem, że przykazanie „Nie zabijaj” nie jest zarezerwowane jednej garstce społeczeństwa, ale skierowane jest do niego osobiście podobnie jak do drugiego człowieka. Wtedy właśnie wychowawca, poprzez to i wbrew temu wszystkiemu, poprzez zastosowanie agape przekaże młodemu człowiekowi umiejętność szanowanie samego siebie, nawet przy swoich wykroczeniach i sprzecznościach. Jednakże wychowawca szybko zdaje sobie sprawę z tego, że próba kochania tak jak kocha Bóg, szanowania nieprzyjaciół tak, jak szanował ich Chrystus, w dużej mierze przekracza jego ludzkie możliwości, jeśli pozostawić je samym sobie. W tym przypadku sam Duch Święty osobiście musi „wmieszać się do sprawy”, to znaczy poruszyć jego wolę, udzielając mu łagodnej gwałtowności przeciwko objawom strachu i egoizmu. Chodzi o gwałtowność, która nie ma nic wspólnego z nienawiścią czy wściekłością, ale która wyraża zawziętość Boga Przymierza. Tego Boga, który ufa człowiekowi wbrew wszelkim racjom dla zawierzenia, który pokłada nadzieję w jego przyszłości wbrew wszelkim racjom dla nadziei, i który jest w stanie powiedzieć: „Chodź, zabawmy się!” nawet wtedy, kiedy ktoś Mu wyznaje: „Nie jestem godzien nazywać się twoim synem” (Łk 15). Znaczy to, że doświadczenie wychowawcze postawione na linii działań księdza Bosko zawsze jest pokorny przeżyciem wyzbywania się wobec darmowej inicjatywy wolnego Ducha. Takie bez wątpienia są przekonania, jakie turyński wychowawca chciał pozostawić swoim uczniom, tak często powracając do opisu swego snu z dziewiątego roku życia. Istotnie, w śnie tym odnajdywał swoje pragnienie i swój sposób wychowywania jako misji i jako łaski płynącej od Chrystusa. Oto sposób przemawiania do tych, którzy idą za nim: „Naśladujcie Boga, wychowujcie w Jego miłości i przez Jego miłość; oto jedyna droga, byście mogli dojść do tego, czym powinien stać się prawdziwy wychowawca: portierem przyszłości, łącznie, a nawet głównie dla tych, dla których społeczeństwo nie przygotowuje żadnej przyszłości”. Tutaj łatwiej zrozumieć, że każdego, kto wychowuje po salezjańsku, pośrednictwo Boga biorące całkowicie darmową inicjatywę z Przymierza, prowadzi do ustawicznego poszerzania jego 24 zdolności wychowawczych . Boska agape odnajduje istotnie w każdym ludzkim bycie drogę wychowawczą, na której może on się stać bardziej tym, czym mimo swoich ograniczeń i mimo swoich grzechów nigdy być nie przestał: osobą stworzoną na obraz Boży. PEDAGOGIA OBIETNICY Pedagogia Przymierza, jeśli ma być zgodna w przesłaniem biblijnym, musi być koniecznie pedagogią obietnicy. Istotnie, przymierzom, jakie Bóg zawiera kolejno z Noem, z Abrahamem, z narodem izraelskim, oraz to, które w pełni się odnawia w Jezusie z Nazaretu, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym, zawsze towarzyszą obietnice. W ich istotnej zawartości można je streścić w następującym wyrażeniu: „Będę wam towarzyszył w waszym pochodzie ku wolności, zamieszkacie w swoim prawdziwym przybytku, a radość wasza będzie pełna!” 13 Bóg obiecuje zatem, że będzie trwał przy, że nigdy nie opuści tego, z kim zawarł przymierze. „choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie” - woła psalmista (Ps 27,10)25. Dlatego też chrześcijanin może chodzić „ciemną doliną” (Ps 23,4) z przekonaniem w sercu, że Bóg, nawet kiedy milczy, jest jednak obok tajemniczo obecny. Zresztą owa obietnica trwania przy jest w pewnym sensie zawarta już w samym imieniu, jakie Bóg objawia Mojżeszowi: Jahwe, to znaczy „Będę tym, kim będę”26. Imię takie oznacza, że jest On naprawdę tym, którego byt stanowi wierność, albo również wiarygodność. Ale wierność i wiarygodność, które w żadną miarą nie zwalniają człowieka od konieczności odważnego sprostania nieznanej przyszłości i od obawy przed niebezpiecznym wylądowania w środku pustyni. Biblia pozwala to zrozumieć, dla określenia trwania przy wiarygodnego Boga, stosując obraz słupa obłoku w dzień i słupa ognia w nocy, poprzedzającego lud zdążający do Ziemi obiecanej (Wj 13,21). Przepiękny obraz! Bóg jawi się niczym przewodnik, który nie opuszcza swego ludu w uciążliwej wędrówce; ale taki przewodnik, który stale trzyma się z dala, by nie niszczyć autonomii tych, którzy wędrują. Więcej jeszcze, jest - jak podkreślają to symbole obłoku i ognia - tym, który pozostaje tajemniczy i którego nie da się uchwycić. Dla tego, kto zajmuje się wychowaniem jest tutaj znakomite źródło natchnienia. Wychowywać na wzór Jahwe znaczy towarzyszyć młodemu człowiekowi, a nie zajmować jego miejsca. Znaczy pozostając zawsze w pewnej odległości - nie wahać się wprowadzać go na pustynie dla zdobycia wyższego stopnia wolności. Znaczy zaryzykować, że mimo trudów wędrówki nie odrodzi w sobie niesłusznie tęsknoty za uzależnieniami, przed którymi usiłuje uciec, nie skłoni się przed złudami bożków, to znaczy fałszywych wizji człowieka i Boga27. Znaczy zgodzić się na jego skargi. Znaczy również umieć badać swoje skargi, jak czyni to Jahwe z Izraelem, aby odrzucić zaspokajanie żądań alienujących, natomiast znajdować odpowiedzi dostosowane do właściwych żądań28. Boskie trwanie przy pokaże się jednak w sposób jeszcze bardziej intensywny niż en, jaki ukazuje wyjście z Egiptu i całe dzieje narodu izraelskiego. Bowiem Bóg dopełnia swojej obietnicy wobec człowieka do tego stopnia, że w Jezusie, Słowie wcielonym dzieli z nim jego kondycję. Można więc powiedzieć, że spełnia się dokładnie proroctwo króla Achaza: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel” (Iz 7,14). Ten, który przypieczętowuje nowe przymierze całkowicie zasługuje na miano „Boga z nami”29. Wychowawca salezjański musi zatem ustawicznie, jak czynił to sam ksiądz Bosko, kształtować się na sposób, w jaki Chrystus towarzyszy ludziom. Otóż Jezusowy sposób trwania przy jawi się jako całkiem przeciwny postawie władzy narzucanej siłą. Syn Boży po wcieleniu zaczyna od dzielenia we wszystkim warunków istoty wzrastającej w łonie matki, potem jako dziecka całkowicie uzależnionego od swoich rodziców i od swego otoczenia. Stopniowo uczy się języka swego kraju, powoli wciela się w jego kulturę, poprzez Pisma odkrywa jego tradycję religijną. Przed długie lata trwa pokornie w warunkach robotnika w małej mieścinie Galilei. Kiedy wreszcie wychodzi z anonimowości, zaczyna przepowiadać, czyni to jedynie siłą prawdy i jakości swojego życia. Chociaż daje dowody zadziwiającej odwagi mimo niebezpieczeństwa skazania na śmierć, które się coraz mocniej zarysowuje, nigdy jednak nie stosuje jakiegokolwiek środka siły, który by gwałcił wolność. Zadowala się wzywaniem do naśladowania siebie, do przepowiadania wraz z sobą dobrej nowiny o Bogu, który staje po stronie biednych i odrzuconych. Skazany w końcu przez niegodziwy sąd, umiera z dłońmi przygwożdżonymi do krzyża, zdając się całkowicie o ożywiającą potęgę miłości swego Ojca. Tak więc na przestrzeni całego swego ziemskiego życia dar z siebie samego, jaki czyni Chrystus wyprzedza i mu towarzyszy odbiór. Wychowywać znaczy uparcie uczyć się odbierać. Nie istnieje inne autentyczne mistrzostwo wychowawcze, jak tylko to, które jest przeżywane z pewnym wyrzeczeniem się mistrzostwa wobec zdolności edukacyjnych drugiego. Oto, pośród wielu innych, dwa przesłania, jakie znajduje chrześcijanin w swoim wpatrywaniu się w sposób, w jaki Chrystus trwał razem z człowiekiem. Stąd łatwiej zrozumieć dlaczego ksiądz Bosko, który bezustannie rozmyślał na temat istoty i działania Boga, kładł tak mocny nacisk na to, by ustawicznie trwał przy młodzieży, a by czynił to nie na sposób stróża, który usiłuje przyłapać dziecko czy nastolatka na wykroczeniu, ale jako asystent, który okazuje niezwykłą dyskrecję i skuteczność obecności Boga Przymierza30. MIESZKAĆ W SWOIM PRAWDZIWYM PRZYBYTKU Obietnica Boża wobec człowieka zawiera drugi element, który powyżej streściliśmy w formule: „Zamieszkasz w swoim prawdziwym przybytku” Istotnie, przymierze z Abrahamem obiecuje na własność kraj, „cały kraj Kanaan” (Rdz 17,8). Przymierze na Synaju dokonuje się z perspektywą Ziemi 14 obiecanej. Natomiast nowe przymierze w Jezusie Chrystusie obiecuje niebieskie Jeruzalem, miasto zbudowane „na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg” (por. Hbr 11,10). Wreszcie Nowy Testament pozwala zrozumieć chrześcijaninowi, że już w życiu ziemskim obietnica Boża spełnia się w sposób naprawdę niesłychany: prawdziwy przybytek człowieka znajduje się w Bogu (J 15,4), ale mieszkaniem Boga jest jego własne serce (J 14,23)! Tak więc odejście od samego siebie na rzecz Boga znaczy jednocześnie odnalezienie swego mieszkania. Lecz jest to odnalezienie mieszkania czystego, powiększonego, przemienionego przez miłość Tego, który tu czyni swój przybytek. Więcej jeszcze, znaczy zrozumieć, że owo mieszkanie ziemskie jest ciągle jeszcze tymczasowe, że po śmierci zostanie dzięki łasce wskrzeszone, przemienione wraz z jego wymiarami cielesnymi przez wszechmoc Boga. W komunii ze wszystkimi uświęconymi owo mieszkanie żyć będzie radośnie i całkowicie Życiem samego Boga. Radować się będzie przybytkiem, dla którego zostało stworzone, tym przybytkiem, w którym „nie będzie ani żałoby, ni krzyku, ni trudu” (Ap 21,4). Pedagogię księdza Bosko głęboko ożywia ta obietnica prawdziwego przybytku. Zgodnie z nią, aby stać się udanym człowiekiem, istnieje tylko jedna droga, droga świętości. Tak więc powoduje trudne wyjście, które przeprowadza od stanu niewolniczego, można by powiedzieć „nierozumnego”, do stanu wędrowca, który pozwala się prowadzić do przybytku wolności31. Owo bogactwo wrażliwości na rzeczy ostateczne winno być dzisiaj zachowane, czy też odnalezione. Stwarza ono stopniowo przyzwyczajenie do traktowania wszystkich ziemskich rzeczywistości nie jako śmiesznych - byłaby to zniewaga dla stwórczego planu Boga - ale jako tymczasowych. Tego, kto pochodzi od Boga miłosierdzia stawia wobec jedynej prawdziwej przyszłości. Jest jednocześnie przypomnieniem obietnicy Bożej i uświadomieniem sobie, jaka zostaje do przebycia. Pozwala wreszcie usprawiedliwić bardziej istotnemu żądaniu, które trwa w każdym młodym człowieku, czyli żądaniu życia sensownego dzięki temu, że posiada zasadnicze ukierunkowanie. Tymczasem wychowanie nie powinno pozostać na poziomie tej koncepcji eschatologii, która kładzie nacisk prawie wyłącznie na życie pozagrobowe. Współczesna teologia podkreśliła, że życie chrześcijańskie dokonuje się w napięciu pomiędzy tym, co już jest i tym, czego jeszcze nie ma. Chociaż Królestwo Boże nie jest jeszcze obecne w swojej pełni, ukazuje się już tu na ziemi poprzez wcielenie i zmartwychwstanie Syna Bożego, Jezusa z Nazaretu i poprzez działanie Ducha, który woła w nas: „Abba, Ojcze”! Wyostrzony punkt pedagogii salezjańskiej winien więc zdążać do tego, aby młody człowiek radośnie przeżywał to napięcie. Zrozumiał to ksiądz Bosko, chociaż nie wyrażał tego przy pomocy dzisiejszych pojęć. Bezustannie bowiem naciskał, by jego młodzież opierała swoje życie chrześcijańskie na Eucharystii. A ona właśnie stanowi sakrament Przymierza i radosnego „napięcia”, jakie powoduje. W sakramencie tym wyraża się wiarygodność-wierność Boga. W nim przywołuje się agape i jej prawo. I w nim także podkreśla się niezwykła wartość zaangażowania młodego w świecie, bo właśnie chleb i wino, owoc ziemi i pracy rąk ludzkich stają się dzięki potędze Ducha ciałem i krwią Zmartwychwstałego. W nim wreszcie przeżywamy, jak mówi Tradycja32, antycypację owej „uczty niebieskiej”, podczas której komunia z Bogiem będzie doskonała. Łatwo odgadnąć: skoro pedagogia salezjańska jest pedagogią zaufania i przymierza to ostatecznie w swojej głębi dlatego, że kieruje się logiką Eucharystii, „źródła i szczytu całego życia chrześcijańskiego”33. --------------------------------------Rozdział niniejszym zwłaszcza w drugiej swojej części, stanowi refleksję jednocześnie pedagogiczną i duchową. Jest to znak, że wychowanie i duchowość są u księdza Bosko ściśle z sobą złączone. 2 Wiarę można rozumieć albo w sensie religijnym, albo - o co chodzi w niniejszym rozdziale - w znaczeniu wiarygodności. Takie jest znaczenie słowa „wiara” w wyrażeniu: „Zdać się na czyjąś wiarę”. 3 Wierzący dodają: „i w Bogu, który jest twórcą tych rzeczywistości”. 4 Młodzież nie powinna być tylko bierna, ale aktywnie włączać się w proces swojego wychowania. 5 To, co powyżej nazywamy „wiarą”. 6 Odkrywać należy rozumieć wraz z dwoma stwierdzeniami: odnajdywać to, co już jest i wzniecać to, czego jeszcze nie ma. 7 Jest to wybór zwany nihilistycznym. 8 Psychoanalityk angielski. Zob. WINICOTT, Jeu et réalité, Paryż, Galimard, 1975. 9 Diaboliczny oznacza etymologicznie: dzielący. Jest to przeciwstawienie wobec porządku, w którym możliwa jest komunikacja będąca natury sym-bolicznej. Nowy Testament stwierdza, że „diabeł jest ojcem kłamstwa”. Łatwo dostrzec antropologiczną głębię takiego stwierdzenia. 1 15 Słowo „prawo” w niniejszym rozdziale nie oznacza przede wszystkim legalizacji. Dotyczy również i przede wszystkim podstawowych zakazów w sferze komunikacji (zakazów nielegalnego łączenia się, morderstwa, kłamstwa), a w szerszym znaczeniu prawa moralnego. 11 To, co antropolodzy współcześni nazywają „porządkiem sym-bolcznym” dla przeciwstawienia porządkowi „dia-bolicznemu”. 12 Jeden z tysięcy możliwych przykładów. Sytuacja ojca rodziny, który po dziesięciu miesiącach bezrobocia znajduje pracę w odległości 500 km od swojego domu, podczas gdy żona ma takie zajęcie, którego nie sposób opuścić. Jak najkorzystniej rozwiązać powstały w ten sposób konflikt wartości? 13 Istnieją niektóre sytuacje szczególne sprzyjające kształtowaniu cnoty roztropności. Na przykład kiedy żąda się od licealistów, by manifestowali na ulicy. Uświadamiają sobie wtedy, że szacunek dla praw osoby musi się docierać w dwuznaczności gry politycznej i szukać najbardziej ludzkiego kompromisu. 14 Tę roztropną postawę ułatwiła mu jego formacja w teologii moralnej oparta na dziele wielkiego moralisty, jakim był Alfons de Liguori. 15 Krótkie omówienie dekalogu znajdziemy w rozdziale 8 książki Éduquer à la suite de Don Bosco. Zob. poniżej, przyp. nr 21. 16 Najbliższe zdania ściśle wynikają z refleksji, jaką daje Éric Fuchs na temat kazania na górze w: R. BÉLANGER i S. PLOUDRE (red.), Actualiser la morale, Paryż, Éd. du Cerf, 1992, s. 317-331. 17 Ibid., s. 324. 18 Dla łatwiejszego zrozumienia ważności tego tematu Katechizm dla dorosłych biskupów francuskich, Paryż 1991, czyni z niego myśl przewodnią swojej refleksji. 19 Określenie to stosuje apostoł Paweł w liście do Filipian 2,7. Dosłownie oznacza: opróżnienie. Tutaj – dar z siebie samego, by wyrazić pełną miłość. 20 Z dużym pożytkiem można przeczytać na ten temat fragment książki, którą napisał A. COMPTE-SPONVILLE, Petit Traité des grands vertus, Paryż, PUF, 1995, rozdz. 18. Służy on nam tutaj za natchnienie. 21 Zob. J.-M. PETICLERC, „Actualité du système préventif”, w: Éduquer à la suite de Don Bosco, praca zbiorowa, red. X. Thévenot, Paryż, Desclée de Brouwer/Cerf, 1996, s. 113-130. 22 Omawia F. DESRAMAUT, Saint Jean Bosco, textes pégagogiques, Namur, Éd. du Soleil levant, 1958, s. 147. 23 Zob. w tej sprawie: J. BERGERET, La Violence et la Vie, Paryż, Payot, 1990. 24 Wyrażenie to oznacza, że wychowawca wierzy, iż można się poprzez wysiłek wychowawczy przyczyniać do wzrostu łaski u młodego człowieka. 25 Por. także Iz 54,4-10; Ez 16; Hbr 13,5. 26 Można to w sposób bliższy przełożyć: „I to jak! Będę trochę tutaj!” 27 To właśnie czyni naród izraelski podczas drogi. Zniechęcony trudami podróży na pustyni według polecenia Jahwe, korzystając z nieobecności Mojżesza, tworzy sobie bożka, któremu się kłania. 28 Postawa Jahwe jest tutaj przykładowa. Odpowiada pozytywnie na słuszną prośbę o pożywienie, ale czyni to w taki sposób, by lud zachował pragnienie kontynuowania wyzwoleńczej podróży: zakazuje czynić zapasy manny na więcej niż jedną dobę. 29 Takie jest znaczenie hebrajskiego słowa Emmanuel. 30 Asystent, tak jak go pojmuje ksiądz Bosko, może przypominać tego lub tę, których Biblia określa jako „podobnych do” lub jako „pomoc” (po hebrajsku ezer); określenie to otrzymuje na przykład Jahwe (Ps 33,20) oraz Ewa (Rdz 2,18). „Podobny do” towarzyszy człowiekowi, przy uznaniu jego odmienności, i jest obecny w przebiegu jego dziejów. 31 Ksiądz Bosko jako człowiek XIX wieku, był o wiele bardziej wrażliwy niż my na temat teologii „nieba”, to znaczy życia w Bogu poza progiem śmierci. Teologia jego czasów dawała szerokie miejsce „rzeczom ostatecznym”. Z powodu chorób częste były przypadki śmierci młodych ludzi, a to wzbudzało u wszystkich poczucie, że ziemskie istnienie jest kruche. Dlatego też obsesję księdza Bosko stanowiło „zbawienie dusz” młodzieży. Każda z jego opcji wychowawczych przechodziła przez sito tego kryterium: czy prowadzi ona młodego człowieka do nieba, do jego prawdziwego i ostatecznego przybytku? Ksiądz Bosko zachęca więc każdego, by się spowiadał i przyjmował Komunię świętą każdego miesiąca, przybierając postawę tego, który może w każdej chwili stanąć wobec Boga. 32 Por. Sob. Wat. II, Gaudium et Spes, nr 38 33 Sob. Wat. II, Lumen gentium, nr 11. 10 16 SPIS RZECZY I. PRACA WYCHOWAWCZA DROGĄ DO BOGA ..................................................................... Uwaga wstępna ....................................................................................................................... DZIAŁANIE WYCHOWAWCZE „SAKRAMENTEM” ........................................................... BÓG ODMIENNY I PODOBNY ............................................................................................. WYCHOWANIE DOŚWIADCZENIEM RÓŻNICY ................................................................. WYCHOWANIE DOŚWIADCZENIEM PODOBIEŃSTWA .................................................... II. PEDAGOGIA ZAUFANIA I PRZYMIERZA ............................................................................. Antropologiczny i filozoficzny punkt widzenia ....................................................................... ZAUFANIE .............................................................................................................................. PRAWO ................................................................................................................................... Kilka danych natury teologicznej ........................................................................................... NIE MA MIŁOŚCI BEZ PRAWA ........................................................................................... PEDAGOGIA PRZYMIERZA ................................................................................................. PEDAGOGIA ŁASKI .............................................................................................................. PEDAGOGIA OBIETNICY ..................................................................................................... MIESZKAĆ W SWOIM RPAWDZIWYM PRZYBYTKU .......................................................... 17 [trzecia strona okładki] RADOSNA ŚWIĘTOŚĆ 1. Joseph Aubry, W szkole duchowej księdza Bosko (wyczerpane) 2. Joseph Aubry, Salezjańska duchowość apostolska i duch salezjański (wyczerpane) 3. Francis Desramaut, Miejsce ascezy w systemie duchowym świętego Jana Bosko (wyczerpane) 4. Joseph Aubry, oddanie się młodzieży drogą do świętości (wyczerpane) 5. Ks. Jan Bosko, Testament duchowy (wyczerpane) 6. Francis Desramaut, Szczęśliwy salezjanin, ks. Joseph Aubry (1916-1994) 7. Morand Wirth, Ksiądz Bosko i modlitwa psalmów 8. Francis Desramaut, Wiara kapłana w duchu księdza Bosko 9. Joseph Aubry, „Pobożność” salezjańska 10. Ks. Jan Bosko, Listy do dzieci i młodzieży 11. Xavier Thévenot, Wychowanie a uświęcenie (refleksja teologiczna) [czwarta strona okładki] [w ramce u góry] Bracia, radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem. A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie. (Flp 4, 4-7) [w ramce u dołu] 18 „Najbardziej święta z rzeczy Bożych jest współpraca z Bogiem dla zbawienia dusz” (Św. Jan Bosko) ISBN 83-904699-6-0 19