„ A my – jak dzieci, czyli Jak Nauczyć Dorosłego” Przygotowując się do napisania tego krótkiego poradnika poświęciłam sporo czasu na analizę własnej edukacji. Starałam się przypomnieć sobie, jak to było, kiedy uczyłam się i nauczyłam czynności, które do dziś wykonuję biegle i bez stresu, takich, jak czytanie, pływanie, jazda samochodem, korzystanie z komputera, czy wreszcie gotowanie. Wyszedł z tego myślenia całkiem logiczny wniosek: wszystko, co umiem robić dobrze, jest mi niezbędne do życia i po prostu sprawia mi przyjemność! Od tego więc zacznijmy – żeby się czegoś nauczyć, trzeba bardzo chcieć. Czyli… Motywacja wewnętrzna Uczeń w wieku 0-3 wchłania wiedzę nieświadomie, na zasadzie naśladownictwa dorosłych lub obserwacji świata zewnętrznego, powyżej czwartego roku życia wszystko, czego się uczą dzieci, to zabawa, poparta samodzielną praktyką. W szkole podstawowej, uczniowie przygotowują się do kodowania wielu, rozmaitych informacji, których ilość zwiększa się z każdym rokiem spędzonym w szkole, a przechodząc kolejne etapy edukacji uczą się, jak tę wiedzę pozyskiwać, wykorzystywać i segregować oraz dokonywać selekcji. My, to znaczy dorośli, wszystkie te etapy mamy już za sobą. Właściwie nic nie zmusza naszego mózgu do ciągłego wysiłku, a już na pewno do codziennego treningu pamięci, opartego na wiadomościach przydatnych oraz, w większości, całkiem zbędnych. Jedynym czynnikiem, który może sprawić, że zaczynamy się czegoś uczyć jest wizja obiecanej nagrody. Nagrody, jak to zwykle bywa, są różnorodne, od czekoladki począwszy, na wyższym stanowisku kończąc. Rokrocznie robimy więc sylwestrowe postanowienia: od jutra się odchudzam, rzucam palenie, w tym roku zacznę uczyć się hiszpańskiego, zdam egzamin, zdobędę dodatkowe kwalifikacje itp. A co Państwo obiecali sobie w tego Sylwestra? Z zapałem zapisujemy się na kurs językowy, płacimy pierwszą ratę i przystępujemy do działania. Po pierwszych zajęciach rzetelnie odrabiamy zadanie domowe, na drugą lekcję przychodzimy przygotowani i pełni werwy, mówiąc wszystkim znajomym i rodzinie, że wreszcie zabraliśmy się za siebie i powinni być z nas co najmniej tak dumni, jak my sami. Na trzecim spotkaniu Pani wydaje się jakby mniej sympatyczna, niejasno tłumaczy, czy też używa metod, które nam nie odpowiadają i koledzy w grupie, jakby nudni. Ale przecież wytrwamy! Idziemy do domu, robimy kąpiel i już mamy lepszy nastrój. Niestety za tydzień mamy katar, szef kazał zostać dłużej w pracy, więc opuszczamy zajęcia….znacie to Państwo? Nie ma nagrody. Tak. To przeważnie początek końca. Nasuwa się kolejny wniosek: nasza motywacja musi być poparta czynnikiem zewnętrznym. Czyli, żeby się zmotywować, trzeba znać bezpośrednie korzyści płynące z naszego wytężonego wysiłku. Czy nie łatwiej jest uczyć się języka obcego, przebywając przez jakiś okres czasu wśród samych cudzoziemców? Oczywiście, że łatwiej, bo wtedy nie ma innego wyjścia. Przeważnie zdajemy sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy już w takiej sytuacji jesteśmy i myślimy: gdybym nie opuszczał tylu zajęć…..Takim wyjazdom towarzyszy atmosfera relaksu, nic nie zaprząta naszych umysłów, sprawy zostawione w domu zdają się być bardzo odległe, a miłe chwile zapamiętamy na długie miesiące. Wykorzystajmy więc ten czas. Bawmy się ucząc, a przecież z każdych zagranicznych wakacji przywozimy parę przydatnych zwrotów, które funkcjonują w naszym języku domowym przez kilka miesięcy, a potem rozpływają się w natłoku spraw i obowiązków codziennych. No właśnie. A z nauką języków nie jest niestety tak, jak z pływaniem. Chcę powiedzieć, że rzuceni na głęboką wodę natychmiast przypomnimy sobie potrzebne ruchy rąk i nóg, mimo, że nie pływaliśmy od dłuższego czasu. Języka jednak trzeba używać ciągle. Nie ćwiczony zanika, prawie tak, jakbyśmy nigdy wcześniej nie mieli z nim do czynienia. Typową sytuacją zdaje się być zaczynanie kursu językowego kilkakrotnie od tego samego poziomu, kończenie po trzech semestrach i ponawianie od początku po jakimś okresie czasu. Wydaje nam się wtedy, że zmarnowaliśmy kilka lat i poniekąd tak jest, ale nie całkiem. W jezyku angielskim nazywa się to „spiral approach”, co oznacza, że uczymy się od nowa i ciągle tego samego, ale obudowując zastaną wiedzę dodatkowymi elementami, jak skorupkę ślimaka, albo pień drzewa. I o to własnie chodzi. Jeśli przyjąć raz jeszcze, że czynności, które robimy dobrze muszą sprawiać nam przyjemność, to łatwo dojść do wniosku, że powinny nam się również kojarzyć z czymś bardzo miłym, jak na przykład (w moim wypadku) głaskanie kota, słuchanie jazzu, czy dobry, kolorowy sen. Spróbujmy więc dodać pozytywne skojarzenia do naszych wysiłków naukowych i rozpocząć powtórkę od łączenia różnych elementów jezykowych w nie całkiem logiczne ciągi. Do gramatyki dodajmy zapach pieczonego ciasta, a słownictwo poprzyjmy, dajmy na to, spacerem z ukochaną osobą. Czy wtedy łatwiej nam będzie zapamiętać? Połączmy wysiłek umysłowy ze swobodną zabawą, niech to będzie najprzyjemniejsza chwila popołudnia. Zaangażujmy domowników, przyjaciół, stróża nocnego. Jesteśmy autonomiczni, sami stanowimy o własnym rozwoju, nikt nas niczego nie nauczy bez naszej woli. „Cudowne” techniki i metody, które reklamują media nie zadziałają bez naszego udziału, a nawet jeśli już cokolwiek przyswoimy, to szybko wyrzucimy z pamięci, jeśli nie będzie nam to do niczego potrzebne. A znajomość języków obcych potrzebna jest nam wszystkim i to coraz bardziej, nawet, jeśli w tej chwili jeszcze nie odczuwamy presji zewnętrznej, to możemy się jej wkrótce spodziewać. Nie tak dawno wydawało nam się, że język obcy zarezerwowany jest dla niewielkiej grupy, wykształconych osób, przeważnie mieszkańców dużych miast, pracujących w wielkich korporacjach. Ale czy w dobie scalania państw europejskich, możemy sobie wyobrazić kelnera, nie umiejącego przyjąć zamówienia, fryzjerkę, która nie wie, jaki kolor włosów chce mieć jej zagraniczna klientka, rolnika, prowadzącego gospodarstwo agroturystyczne wyłącznie dla Polaków, czy też kasjerkę w banku oferującym rozliczenia wyłącznie w złotówkach? Do opisanych sytuacji potrzebny jest jednak dar komunikacji, poparty specjalistycznym słownictwem, charakterystycznym dla danej grupy zawodowej, a do tego odrobina pewności siebie i wiary, że jeśli zostaliśmy zrozumieni, to znaczy, że wypowiedzieliśmy się wystarczająco poprawnie do danej sytuacji. Rozumiemy przecież, że traktujemy naszą wiedzę wybiórczo i nikt nie jest w stanie być ekspertem w wielu dziedzinach. Jeśli zdamy sobie sprawę, do czego rzeczywiście będziemy używać języka, a nasza wyobraźnia podsunie nam konkretne obrazy, to już połowa sukcesu. Znaczy to, że nie tylko chcemy, ale chcemy świadomie. Teraz dopiero możemy zacząć prawdziwą naukę bez obawy, że zniechęci nas lektor, czy katar. Lektora zawsze możemy zmienić, katar wyleczyć i uczyć się dalej, ciesząc się jak dziecko z nowej zabawki. Ale gdzie się zapisać? Mając do wyboru wielką ilość kursów i szkoleń, troszkę gubimy się i nie bardzo wiemy, czym się sugerować. Niestety przeważającym czynnikiem jest w obecnych czasach cena. Ale wiadomo, niczego nie dają za darmo. Jeśli kurs jest taki tani, to czy nie niepokoi Państwa, jakie kwalifikacje mają lektorzy? Bo przecież nauczyciele, którzy poświęcają wiele czasu i pieniędzy na samodoskonalenie nie pracują za przysłowiową złotówkę. Jak liczna będzie nasza grupa? Czy nabór nastąpi na podstawie wieku, poziomu, rozmowy kwalifikacyjnej, zainteresowań słuchaczy, czy jedynie „na oko”? Jakie metody będą stosowane? Czy będą to testy i ćwiczenia gramatyczne, które najłatwiej sprawdzić i wykorzystać, jako narzędzie dyscypliny, czy też swobodna komunikacja, która przyda się w życiu? Jakie materiały dydaktyczne będą dostępne? Czy klasyczny podręcznik, lekcja po lekcji, czy też szkoła zaoferuje swoje własne opracowania dla konkretnych grup? Czy lektor poradzi sobie z problemami osób starszych, czy właściwie dobierze materiał i tempo zajęć? I wreszcie, co otrzymamy po skończeniu kursu? Czy tylko świadectwo danej szkoły, czy może rzetelną, zewnętrzną ewaluację i egzamin potwierdzający nasze umiejętności oraz rozpoznawany w krajach Unii Europejskiej i całego świata? A czy my sami będziemy mieć wpływ na kształt kursu i dobór metod? Skoro zgodziliśmy się, że nie każdy potrzebuje tego samego zasobu słownictwa, może warto byłoby zainteresować się krótszymi kursami językowymi o podłożu zawodowym? Takie szkolenia oferowane są już w wielu instytucjach (np.www.city-andguilds.pl), lub przedstawicielstwach zagranicznych uniwersytetów. Dobrze byłoby też wykorzystać czas wolny do przeszukania zasobów internetu pod względem nauczania online, coraz popularniejszego na świecie, a jeszcze ciągle w powijakach w naszym kraju. Nie mogę pominąć tak ważnej kwestii, jak Europejski System Opisu Kształcenia Językowego oraz jego integralne części – portfolio i paszport (więcej informacji www.oswiata.org.pl). W mediach głośno ostatnio na temat tzw. Europass, który jest zestandardyzowanym zbiorem naszych kwalifikacji i umiejętności oraz przebiegu pracy zawodowej. Europejski Paszport Językowy, to jego element, dający pracodawcom jasny obraz tego, jak radziliśmy sobie z nauką języków od dziecka i jakie umiejętności, przydatne na danym stanowisku pracy możemy wykorzystać, a także jaki postęp dokonał się w naszej edukacji językowej przez lata nauki. Warto kompletować elementy swojego portfolio i prosić szkoły o wpisy w paszporcie, aby potem być konkurencyjnym na rynku pracy. Zachęcam również do zdawania nowych, przyjaznych egzaminów językowych, których formuła została dostosowana do poziomu i potrzeb wszystkich użytkowników języka, a nie tylko grup elitarnych. Innym rodzajem kursów będą tzw szkolenia języka biznesu. Pamiętajmy, że adresowane są do użytkowników języka obcego, którzy już potrafią się komunikować. Jest to poszerzenie ich wiedzy o dodatkowe elementy, nie tylko językowe, ale również schematy zachowań biznesowych w różnych krajach, negocjacje, pisma urzędowe itp. Po takim kursie również warto zdać egzamin, zanim jednak do niego przystąpimy, sprawdźmy, czy lektor, który nas będzie uczyć posiada odpowiednie certyfikaty i wie, na czym polega przedmiot, który wykłada. Ciężko będzie nam rozmawiać o strukturze firmy z człowiekiem, który nie zna zasad działania korporacyjnego. Jedno jest pewne: róbmy cokolwiek. Każdy wysiłek będzie nagrodzony małymi sukcesami. Słuchanie obcojęzycznego radia, oglądanie obcojęzycznej telewizji, czytanie książek, artykułów, o tematyce, która nas interesuje, a także stron internetowych na pewno będzie z pożytkiem dla rozwoju naszego umysłu, a co za tym idzie, lepszego przyswojenia wiedzy. Podróżujmy, rozmawiajmy i pamiętajmy, żeby nie przerywać nauki. Nie ma wieku lepszego i gorszego do pracy nad sobą, są tylko mniejsze i większe chęci. Grażyna Studzińska-Cavour Konsultant ds. Języków Obcych i Nauczania na Odległość RODNiP WOM Rybnik