Pamięć podzielona: miejsca pamięci w Europie jako zjawisko

advertisement
Krzysztof Pomian
Pamięć podzielona: miejsca pamięci w Europie jako zjawisko
polityczne i kulturowe1
Wszelka ludzka pamięć jest pamięcią jakiegoś podmiotu -
jednostkowego
bądź zbiorowego. W tym drugim przypadku utrwala się ona pod dwiema
postaciami: w pamięci jednostek obciążonych obowiązkiem przechowywania
jej i przekazywania, oraz w przedmiotach i w przestrzeni, o czym dalej.
Depozytariusze pamięci zbiorowej przekazują ją zazwyczaj pozostałym
członkom zbiorowości w toku inicjacji i reaktualizują podczas okresowych
obrzędów. W społeczeństwach nowożytnych odpowiednikiem inicjacji jest
wychowanie
w
rodzinie
i
w
szkole
dopełnione
innymi
formami
przysposabiania do samodzielnego życia, a okresowymi obrzędami są święta
państwowe i kościelne, i obchody rocznicowe. Pamięć zbiorowa nadbudowuje
się nad pamięcią jednostek i wywiera na nie wpływ zwrotny: ujmuje je we
wspólne ramy, narzuca im wspólne kryteria, acz tylko w ograniczonym
zakresie, i wpaja im pewne wspólne treści. Ale samo trwanie pamięci
zbiorowej ma za konieczny warunek pamięć jednostek. Gdyby poraziła je
amnezja bądź zgładziła zaraza, zostałyby po niej tylko nieme przedmioty i
puste miejsca.
1
Wykład wprowadzający wygłoszony na konferencji zorganizowaniej z inicjatywy Andrzeja
Przewoźnika przez Radę Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa: Miejsca pamięci w Europie
środkowo-wschodniej. Doświadczenia przeszłości. Przesłanie na przyszłość, Zamek królewski
w Warszawie, 11-13 stycznia 2008 r. Pierwodruk: „Przegląd Polityczny”, 89/2008, s. 4-11.
Po niemiecku: « Geteiltes Gedächtnis - Europas Erinnerungsorte als politisches und
kulturelles Phänomenon » w: B. Olschowsky (wyd.), Erinnerungsorte in Ostmitteleuropa.
Erfahrungen der Vergagenheit und Pespectiven, Bundesinstitut für Kultur und Geschichte
der Deutschen in östlichen Europa, Oldenburg 2009, s. 12-26.
K.P.
1
Pamięć i jej miejsca
Wszelka spontaniczna ludzka pamięć, czy to jednostek, czy zbiorowości, jest
zdarzeniowa,
jakościowa,
oceniająca,
wybiorcza
i
egocentryczna.
Jej
zawartość zależy przecież od uposażenia podmiotu oraz od jego wrażliwości,
nastawienia, oczekiwań i uprzedzeń, a rejestruje ona zwłaszcza to, co dla jej
podmiotu uderzające, co odcina się od tła, wyłamuje z rutyny, dziwi,
zaskakuje - czyli właśnie zdarzenia. Przy czym wybiera je ona i hierarchizuje
ze względu na ich ważność dla podmiotu, i zachowuje je w tej postaci, w
jakiej były przezeń przezywane, z cała otoczka uczuć, jakie w nim budziły,
gdy je pierwotnie postrzegał.
Splatają się tu nierozłącznie trzy wymiary pamięci, które tylko analiza
pozwala oddzielić od siebie. Wymiar poznawczy, gdyż pretenduje ona do
wiernego odtwarzania minionych zdarzeń, ich uczestników i okoliczności, w
jakich zaistniały, czyli do powiadamiania zgodnie z prawda o tym, co się
niegdyś dokonało. Wymiar emocjonalny, gdyż odtwarzanie minionych
zdarzeń ożywia zarazem uczucia, jakie im towarzyszyły, i może nawet, w
sprzyjających temu warunkach, wprawić ponownie w stan, jaki był za
sprawa tych zdarzeń przezywany. Wymiar egzystencjalny, gdyż zdarzenia
zapamiętane tym właśnie różnią się od aktualnie postrzeganych czy
poznawanych na inne sposoby, ze są w pewien szczególny sposób związane z
pamiętającym je podmiotem: uobecniają mu się jako przynależne jego
osobowości, tej samej wtedy, gdy stykała się z nimi po raz pierwszy i teraz,
gdy je sobie przypomina, i uświadamiają mu przeto jej trwanie, zmienianie
się w czasie bez zerwania ciągłości.
K.P.
2
Te trzy wymiary pamięci zwracają się odpowiednio ku przeszłości, ku
teraźniejszości i ku przyszłości. Ku przeszłości, jako ze pamięć powiadamia o
tym, co kiedyś było przedmiotem postrzeżenia czy przeżycia, ale co teraz już
nie może nim być w swej oryginalnej postaci. Ku teraźniejszości, ponieważ
uczucia jakie ewokuje są doznawane obecnie, w toku przypominania sobie
minionych zdarzeń. Ku przyszłości wreszcie, albowiem tożsamość , która
pozwała uprzytomnić sobie, jest nie tylko czymś już danym lecz nadto
projektem, otwarciem na coraz to nowe sytuacje, i gotowością zmieniania się,
nie zrywając wszelako ciągłości ze sobą teraźniejszym i przeszłym. Ale choć
pamięć
zawiera w sobie i przeżycia, i antycypacje, to konstytuuje ją i
wyróżnia jako pamięć
właśnie zdolność zatrzymywania i zachowywania
czegoś, co zdarzyło się i przeminęło, i przywracania tego świadomości. Toteż
wymiar poznawczy pamięci odgrywa zasadnicza role zarówno w życiu
psychicznym jednostek, jak w kulturze społeczeństw.
Pamięć utrzymuje szczególnie bliskie stosunki z przestrzenią zarówno
fizyczna, jak społeczna, semiotyczna i myślowa. Dotyczy to pamięci
jednostkowej, zlokalizowanej w mózgu każdego osobnika, a zarazem na
zewnątrz:
w
zapisach,
obrazach,
znakach
i
innych
pomocach
mnemotechnicznych. Dotyczy to chyba w jeszcze większym stopniu pamięci
zbiorowej przechowywanej przecież nie tylko przez jednostki ale również, w
postaci uprzedmiotowionej, przez instytucje, które są jej depozytariuszami,
bądź dlatego ze powołano je w tym celu, jak muzea, biblioteki, archiwa,
służby ochrony zabytków, komitety obchodów rocznicowych, bądź dlatego, ze
zajmują się tym w ramach swej właściwej działalności. Media, Kościoły,
władze terenowe i urzędy, instancje oświaty, nauki i kultury, wojsko, partie
K.P.
3
polityczne, stowarzyszenia, organizacje międzynarodowe zależnie od swych
zainteresowań i kompetencji nadzorują cmentarze, finansują wykopaliska
archeologiczne, zabiegi konserwatorskie, badania historyków i etnografów,
decydują o nazwach ulic, jednostek wojskowych, statków i okrętów, szkol i
uczelni, o zachowaniu albo o zniszczeniu dawnej zabudowy, o pomnikach i
tablicach pamiątkowych, o postaciach i zdarzeniach godnych uwzględnienia
w podręcznikach szkolnych, upowszechnienia w audycjach, widowiskach,
wydawnictwach wielonakładowych, uczczenia wzmiankami w kalendarzach
lub
obrzędami
o
zasięgu
lokalnym,
narodowym,
europejskim
czy,
przynajmniej w zamierzeniu, powszechnym.
Wszystkie te instytucje maja do czynienia z pamięcią zbiorowa urzeczowiona,
niekiedy ucieleśniona, a tym samym – wbudowana w przestrzeń zarazem
fizyczna,
społeczna
i semiotyczna,
która
wypełnia
ona
dodatkowymi
znaczeniami i do której wprowadza przeto odniesienia do przeszłości,
uwidacznia ja, udostępnia spojrzeniu, pozwala przywołać i uobecnić.
Przestrzeń ta jest wiec również przestrzenią pamięci i z tego, acz nie tylko z
tego tytułu
- przedmiotem działań polityka, który pragnąc kształtować
przyszłość musi odnieść ją do zapamiętanej przeszłości, i badan historyka,
który, by poznać przeszłość, musi krytycznie przeglądać warstwy znaczeń, w
jakie wyposażano ją z biegiem czasu.
Jak przestrzeń społeczna, tak i przestrzeń pamięci nie jest bynajmniej
jednorodna. Zawiera miejsca, które budzą skojarzenia z przeszłością tylko w
rodzinach czy w społecznościach lokalnych. I takie, które - na ogol za sprawa
długotrwałego i skutecznego działania odpowiednich instytucji - są wybitnie
K.P.
4
nasycone wspomnieniami wspólnymi dużym grupom zawodowym czy
terytorialnym, klasom społecznym, całym narodom, wyznawcom jakiejś
religii czy ideologii, co nie znaczy, by znal je każdy, kto do nich należy, ale co
znaczy, ze podziela je większość, a zwłaszcza ci, którzy dana zbiorowość w jej
mniemaniu reprezentują. Wspomnienia te pielęgnuje się, wpaja jednostkom
na różne sposoby, utrwala w przedmiotach i aktualizuje w obrzędach. A
miejsca, w których one się skupiają - to z reguły okolice, gdzie rzekomo cos
się niegdyś działo, albo daty, kiedy cos się wydarzyło ważnego w jej
mniemaniu dla zbiorowości, czy te, gdzie znajdują się twory przyrody bądź
człowieka, które budziły i nadal budzą zbiorowe emocje, lub uważane są za
symbole więzi z poprzednimi pokoleniami, lub za relikwie osobistości czy
pozostałości zdarzeń utrwalonych w przekazie ustnym, w obrazach, pismach,
zachowaniach i uznanych za konstytutywne dla tożsamości grupy, klasy,
narodu czy
ponadnarodowego zrzeszenia religijnego bądź ideowego. To
również nośniki znaczeń, które długo były, a często są nadal przedmiotem
żarliwego kultu bądź zajadłych sporów, i które weszły z tego względu do
świadomości potocznej. Właśnie takie miejsca materialne i wyobrażone, gdzie
wspomnienia zbiorowe występują w szczególnym stężeniu określa się
mianem miejsc pamięci.
Każde miejsce pamięci ma własna historie. Ale każde odznacza się tym, ze w
ciągu dziesięcioleci, niekiedy nawet wieków, nawarstwiały się wokół niego
wierzenia i nawyki, ze mówiono o nim i pisano, ze powielano jego wizerunek,
ze nawiązywano z nim kontakt wzrokowy na różne sposoby zależne od jego
postaci, ze jego losy budziły wyrażany publicznie niepokój i wymianę zdań, ze
jedni otaczali je opieka i brali pod ochronę, a inni usiłowali je zniszczyć.
K.P.
5
Zabiegi, które wyposażyły dane miejsce w znaczenia i nadały mu z biegiem
czasu rangę miejsca pamięci, podejmowano niekiedy z rozmysłem, by
osiągnąć taki właśnie efekt, jak wtedy, gdy sięgała po nie władza w ramach
polityki mającej na celu jej legitymizacje: włączenie w ciąg postaci i instytucji
uznanych od dawna przez miarodajna opinie za godne odtworzenia lub
naśladowania. Ale przeważnie zabiegów takich dokonywano spontanicznie;
tak się po prostu działo, za sprawa okoliczności, ze tu a nie gdzie indziej
skupiały się uczucia i wspomnienia kultywowane pierwotnie przez jednostki,
rodziny czy małe grupy i stopniowo przyswajane sobie przez coraz szersze
kręgi, aż ostatecznie stawały się własnością ogółu i zyskiwały nawet oficjalna
konsekracje.
Te spontaniczne zabiegi okazywały się z reguły bardziej
skuteczne niż rozmyślne działania władz. Jakoż nie zdarzyło się bodaj, by
odgórna decyzja powołała miejsce pamięci, które by pozostało żywotne
jeszcze długo po tym, jak jej autorów odsunięto od władzy. Znane są
natomiast liczne miejsca pamięci, które powstały i utrzymały się bez
poparcia władz, a często nawet wbrew ich woli. pamięć umie być znacznie
bardziej odporna na wpływy zewnętrzne niż jest się skłonnym przypuszczać.
Toteż „polityki historyczne”, które usiłują narzucić obraz przeszłości
sprzeczny z tym, jaki zachował się w zbiorowej pamięci, kończą się z reguły,
prędzej czy później, zupełnym fiaskiem.
Właśnie dlatego, ze miejsca pamięci są przeważnie emanacja społeczeństwa,
stanowią one, choć w rożnym stopniu, jego symboliczna własność, wspólne
dziedzictwo. Wyraża się to w ochronie, jakiej podlegają ze strony powołanych
w tym celu instytucji, a jeszcze bardziej
w wierze wpajanej jednostkom
niekiedy tylko przez wychowanie w rodzinie, a zazwyczaj
również przez
K.P.
6
system oświatowy, media, Kościoły, stowarzyszenia i urzędy - wierze, wedle
której to właśnie miejsca pamięci konstytuują społeczeństwo jako zbiorowy
podmiot, gdyż przypominając jego przeszłość, zobowiązują do przeniesienia
jej w czas przyszły. Wiara ta czyni z miejsc pamięci nośniki zbiorowej
tożsamość i, nie jedyne wprawdzie ale szczególnie ważne dla społeczeństwa,
które się w nich rozpoznaje. Stad wyjątkowe uczulenie na losy tych miejsc
pamięci, które w wyniku wojen, przemieszczeń ludności czy przesunięcia
granic znalazły się pod władza innego państwa. Będzie jeszcze o tym mowa.
Konflikty pamięci
W określonym przedziale czasu topografia pamięci zbiorowej jest wypadkowa
wielu czynników. Tego, co się rzeczywiście wydarzyło w przeszłości. Zasięgu
oddziaływania i trwałości skutków poszczególnych zdarzeń czy takich
procesów, jak wojny, rewolucje, przewroty, epidemie, głody, eksterminacje,
masowe przesiedlenia i inne kataklizmy. Odbioru tych zdarzeń i procesów
przez współczesnych zależnego z kolei od podłoża, na jakie trafiały: od
instytucji, nastrojów społecznych, wierzeń zbiorowych. Znaczeń, jakie
minionym zdarzeniom i procesom nadawały kolejne pokolenia: przypisywanej
im wagi, ciągów przyczynowo skutkowych, w jakie je włączano, uznawania
ich za zamknięte w czasie przeszłym dokonanym albo, przeciwnie, za nadal
czynne. Stanu teraźniejszego właściwego danej zbiorowości: tego, czy
znajduje się ona w fazie wzrostu czy schyłku, ekspansji czy regresu, co ma
wpływ na oczekiwania zbiorowe, które kształtują wyobrażenia przeszłości:
rozkład akcentów, zabarwienie, wybór postaci i obsadzenie jednych w roli
bohaterów, innych
–
w roli złoczyńców. Nie jest to zapewne lista
K.P.
7
wyczerpująca ale daje jakieś pojęcie o złożoności rozpatrywanych tu zjawisk i
prowadzi do wniosku, ze topografia Pamięci zbiorowej zmienia się w czasie w
następstwie zmiany czynników, które ją kształtują. Obecne miejsca Pamięci
mogą przeto stracić na znaczeniu, podczas gdy te rangę zyskają inne.
Przede wszystkim jednak topografia Pamięci zbiorowej zmienia się zależnie
od podmiotu pamięci. Jest inna w przypadku każdej grupy i każdego
zrzeszenia, w szczególnością - każdego narodu europejskiego i w jego obrębie
–
każdej z kategorii społecznych, z jakich on się składa. Przy czym o ile
pamięć małych grup bywa jednolita, gdy wywierają one na swych członków
presje tak silna, ze upodobnia ona ich wspomnienia i nadaje im zbieżną
wymowę, o tyle pamięć dużych zbiorowości jest zawsze rozdarta, często do
tego stopnia, ze można i trzeba zapytać, czy w ich przypadku mamy zaiste do
czynienia z jedna podzielona pamięcią, czy tez jest ona tylko złudzeniem, za
którym kryje się wielość Pamięci niezgodnych ze sobą. Wbrew pozorom nie
jest to pytanie czysto teoretyczne. Odpowiedz na nie bowiem jest określeniem
się wobec wspólnej Pamięci, odrzuceniem jej bądź przyjęciem, a tym samym
ustosunkowaniem się do innych pamięci, z którymi miałaby ona łączyć te,
która uważamy za własna, uznaniem tego, co je różni, za dopuszczalna
odrębność albo za przeciwieństwo tak jaskrawe, ze musi ono doprowadzić do
starcia zakończonego zwycięstwem jednej ze stron. Jest to wiec odpowiedz
polityczna, jak zarazem teoretyczne i polityczne jest pytanie o podzielona
wspólna pamięć czy to poszczególnego narodu czy Europy.
Pamięć każdego narodu europejskiego – a chyba i innych – obejmuje pamięci
od siebie różne, a nawet z sobą skłócone, bo każdy przeżył często krwawe
K.P.
8
konflikty wewnętrzne: wojny religijne, bunty chłopskie, rewolucje, wojny
domowe, wystąpienia robotnicze,
zmiany ustrojowe, starcia polityczne.
Konflikty takie niekiedy kończą się kompromisem. Przeważnie jednak każdy z
nich zostawia po sobie zwycięzców i zwyciężonych, którzy pamiętają co
innego, a nawet te same wydarzenia pamiętają inaczej i oceniają rozbieżnie, i
którzy przekazują swe wspomnienia następnym pokoleniom. Gwałtowny
konflikt nigdy nie ginie wraz z swymi protagonistami lecz pozostaje obecny w
konflikcie pamięci. W tej bowiem mierze, w jakiej potomkowie poczuwają się
do
więzi
z
przodkami,
przejmują
oni
odziedziczone
wspomnienia
w
przekonaniu, ze są prawdziwe i włączają je we własna tożsamość, jak
kultywują odziedziczone miejsca pamięci od grobów rodzinnych poczynając.
Z upływem czasu każdy konflikt pamięci wygasa; by do tego doszło, trzeba
jednak zazwyczaj dziesięcioleci i sprzyjających warunków, w szczególności
unikania wszystkiego, co go może ponownie rozjątrzyć. pamięć
Żydów
polskich nie byłaby tak ostro skłócona z pamięcią pewnych odłamów polskiej
opinii, gdyby nie marzec 1968 roku i tolerowanie antysemityzmu w Trzeciej
Rzeczypospolitej. O tym, czy można znaleźć rozwiązanie dla konfliktu
pamięci, gdy jest podrażniony, będzie jeszcze mowa. Teraz wystarczy
zauważyć, ze próby narzucania wszystkimi środkami w dyspozycji państwa
pamięci jednej ze stron konfliktu jako pamięci narodowej, dają z reguły
skutki odwrotne od zamierzonych, gdyż tylko podsycają konflikt, który
rzekomo chciały zgasić.
Uwagi te stosują się z odpowiednimi zmianami również do pamięci
europejskiej. Jest ona przecież kwestionowana przez tych wszystkich, dla
których naród jest najwyższa forma społeczeństwa ludzkiego jeśli nie w
K.P.
9
ogóle, to przynajmniej w porządku doczesnym. Ale nawet gdy uznaje się
pamięć europejska, a wraz z nią Europe, za realna, pytanie o jej stosunek do
pamięci narodowych pozostaje otwarte. Czy jest ona tylko ich pochodna, czy
również tworem sui generis? Nie tu miejsce na uzasadnianie odpowiedzi.
Wystarczy zauważyć, ze jest to pytanie zarazem historyczne i polityczne, i
stwierdzić bez dowodu, ze wspólna pamięć
europejska nie daje się
sprowadzić do wielości pamięci narodowych, choć zarazem pozostaje pod
wpływem ich konfliktów.
A tych nie brak. Albowiem pamięci narodów są często skłócone ze sobą;
dotyczy to zwłaszcza tych, które z sobą sąsiadowały lub sąsiadują. Przy czym
każda pamięć
narodowa, choć wewnętrznie rozdarta, występuje zazwyczaj
jako jedność, gdy przeciwstawia się innym. To, ze każdy naród ma sobie
tylko właściwe miejsca pamięci, nie musi samo przez się być źródłem
konfliktów.
Wojny,
które
zapełniają
przeszłość,
pozostawiły
jednak
zwycięzców i zwyciężonych, spowodowały nieszczęścia ludzkie, zniszczenia i
grabież
dóbr
kultury,
straty
materialne,
przemieszczenia
granic,
przesiedlenia ludności. W ich wyniku zdarza się, ze te same przedmioty,
terytoria, aglomeracje miejskie są rewindykowane przez różne narody jako
ich miejsca pamięci; jeśli każdy z nich rości sobie pretensje do wyłączności, a
Pamięć, jaka kultywuje, jest głównie pamięcią krzywd doznanych od sąsiada
i rywala, konflikt pamięci okazuje się nieuchronny. Może on niekiedy
przybrać formy ostre; bywa tak zwłaszcza wtedy, gdy pamięć staje się po obu
stronach granicy przedmiotem manipulacji politycznych. Te bowiem są w
stanie zamienić konflikt pamięci w konflikt realny, ożywiając u jednych i u
drugich uspokojone, jak by się zdawało, poczucie życiowego zagrożenia i
K.P.
10
uczucia wzajemnej wrogości, i powodując przeto odtworzenie dawnej wojny w
nowej postaci, równie okrutnej, co jej pierwowzór. Wystarczy przypomnieć
rozpad
Jugosławii,
gdzie
konflikt
pamięci
starannie
pielęgnowany
i
odpowiednio zaogniony zaowocował zbrodniami przeciw ludzkości.
Konflikty pamięci maja tez inne powody. Dzieje narodów europejskich są
powiązane tak bardzo, ze każdy z nich jest tylko składnikiem szerszej całości.
Wiele postaci, wydarzeń i procesów jest wspólnych wielu narodom; niektóre
są nawet wspólne wszystkim. Ale te wspólne składniki pamięci są bardzo
często opatrywane przeciwnymi znakami. Bohaterowie jednego narodu
bywają wyklinani przez inne. Co tu czci się jako zwycięstwo, tam opłakuje się
jako klęskę. Ci maja siebie wyłącznie za ofiary, tamci widza w nich gnębicieli,
jeśli nie oprawców. Po tamtej stronie granicy mowa o bezprawnych
wysiedleniach; po tej
- o
realizacji uchwal międzynarodowych. Co jedni
wspominają jako katastrofę narodowa, dla innych jest wyzwoleniem od obcej
przemocy. Listę te łatwo wydłużyć. Również i takie konflikty pamięci mogą
być i są politycznie instrumentalizowane przez siły, które próbują je
wykorzystać dla uzasadnienia roszczeń materialnych czy symbolicznych,
bądź tez, co znacznie groźniejsze, dla ujednolicenia własnej pamięci
narodowej i narzucenia jej w tej postaci współobywatelom. Pamięciowy
konflikt zewnętrzny ma wtedy posłużyć stłumieniu takiegoż konfliktu
wewnętrznego przez wykreowanie wroga, któremu trzeba przeciwstawić sile,
zwartość i gotowość do walki. Wszystkie ruchy autorytarne i totalitarne
używały tego rodzaju socjotechniki, by zapewnić sobie poparcie.
K.P.
11
Co robić z konfliktami pamięci, które nadal zachowują żywotność? Czy
można znaleźć dla nich takie rozwiązania, które by nie odgrywały źródłowego
konfliktu, choćby w postaci znacznie złagodzonej, unikając wszelako
zapomnienia o nim i rzutowania w przeszłość fikcyjnej zgody? Rozwiązania,
które by pozwalały każdemu protagoniście pozostać sobą, czyli zachować
własna Pamięć, a zarazem ułożyć współżycie z strona przeciwna na gruncie
zgodnego uznania odrębności skłóconych pamięci, co by uniemożliwiło, a
przynajmniej utrudniło przerodzenie się różnic miedzy nimi w gwałtowny
spor? Nim odpowiem, zauważę ze samo postawienie takiego pytania jest
pochodne wobec politycznej decyzji wygaszenia konfliktu
pamięci, a
przynajmniej poniechania działań, które by ten konflikt podsycały i
pogarszały przeto i tak już złe stosunki miedzy stronami. Taka polityczna
decyzja nie jest bynajmniej oczywista. Przed chwila była przecież mowa o
silach,
których
perspektywa
rozwiązania
konfliktu
do
przyjęcia
dla
wszystkich protagonistów po prostu nie interesuje albo interesuje o tyle
tylko, o ile uważają za konieczne ją zwalczać, bo radykalnie przeciwstawiają
swoich obcym, przyjaciół – wrogom, ujmując swe stosunki z nosicielami
innych pamięci w kategorie konfrontacji i dążąc do narzucenia przemocą
własnego stanowiska. Dopiero podjęcie politycznej, powtarzam, decyzji
traktowania drugiej strony nie jako przeciwnika lecz jako partnera w
szukaniu porozumienia i założenie tym samym, ze jest ono możliwe, czyni
sensownym
zastanawianie
się
nad
tym,
jak
najlepiej
te
możliwość
urzeczywistnić.
Trzy wymiary konfliktów pamięci
K.P.
12
Konflikt pamięci jest dlatego tak trudny do rozwiązania, ze wszelka pamięć
przypisuje sobie wyłączność wiedzy o tym, co się rzeczywiście wydarzyło.
Jeśli zatem dwie pamięci maja na jakiś temat zdania różne i nie dające się
pogodzić, sytuacja zdaje się beznadziejna. Tak jednak nie jest, gdyż
obie
strony mogą zgodnie odwołać się do jakiejś instancji, której autorytet
pospołu uznają, i przystać na jej arbitraż. Tak postępowano przez długie
wieki. W dobie nowożytnej odkryto jednak, ze spory o przeszłość w ich
wymiarze poznawczym można rozstrzygać całkiem inaczej: opuszczając teren
pamięci, by skorzystać z usług historii. Historia bowiem w jej nowożytnym
rozumieniu nie ma być zapisem pamięci, czym była w ciągu większej części
swych dziejów. I być nim nie musi, ponieważ jest w stanie wyjść poza
uobecnianie przeszłości dzięki przywoływaniu wspomnień, by poznawać ją w
sposób całkiem od pamięci niezależny: za pośrednictwem źródeł czyli
wszelkiego rodzaju pozostałości, które przetrwały do naszych czasów i które
można badać tak, by wyprowadzić z przysługujących im cech wnioski o tym,
kiedy, za czyja sprawa i w jakich okolicznościach powstały w swym kształcie
pierwotnym i o zmianach, jakim później podlegały.
Nie mogę tu wchodzić w szczegóły, zresztą wielokrotnie przedstawiane.
Wystarczy stwierdzić, ze wiedza historyczna o przeszłości przynosi informacje
pozostające poza zasięgiem pamięci, co najlepiej świadczy o niezależności
pierwszej od drugiej. Ale to nie wyczerpuje sprawy wzajemnych stosunków
historii i pamięci. Równie istotne dla historii jest bowiem ukazywanie
przeszłości z perspektywy, która nie jest perspektywa pamięci i różni się od
niej zasadniczo tym, ze wyklucza utożsamianie się historyka z postaciami z
przeszłości zwłaszcza zaś – z takim czy innym protagonista minionych
K.P.
13
konfliktów. Historyk jako historyk nie ma brać czyjejkolwiek strony. Ma brać
wyłącznie stronę historii jako gałęzi wiedzy i dyscypliny badawczej. Jego
obowiązkiem, innymi słowy, jest utożsamiać się całkowicie i bez reszty z
idealnym podmiotem norm nierozłącznie etycznych i epistemologicznych,
które regulują jego stosunki z własnym środowiskiem zawodowym i z
szerszym otoczeniem, a zarazem ukierunkowują jego zabiegi badawcze tak,
by mogły one sprostać krytyce innych historyków i by ich wyniki okazały się
przeto do przyjęcia dla nich, a za nimi – dla szerszych kręgów publiczności;
by zyskały, innymi słowy, ważność powszechna. Zakłada to pełna zgodność
poglądów środowiska historyków na zasady postepowania i na kryteria oceny
stosowanych zabiegów, a wiec również
ważności pozyskanej dzięki nim
wiedzy.
W rzeczywistości pełna zgodność w tych sprawach nigdy nie zachodzi, a
odstępstwa od idealnego wzorca są bardzo liczne i nie trzeba ich daleko
szukać. Zostawmy na uboczu nieporadności warsztatowe, koncepcyjne i
pisarskie.
Groźniejsze
od
nich
jest
sprzeniewierzanie
się
niektórych
historyków ich zawodowym obowiązkom i wprowadzanie opinii w błąd, gdy
podają oni pod nazwa historii cos, co jest w rzeczywistości zapisem pamięci.
Nie znaczy to bynajmniej, jakoby historykom nie wolno było jej rejestrować.
Przeciwnie. Jedna z ich ról i to bardzo ważna jest tworzenie źródeł,
utrwalając wspomnienia osób, które ze względów psychologicznych czy
społecznych same nie są w stanie tego zrobić. Czym innym jednak jest
zachowywanie pamięci, a czym innym podawanie jej jako historii i
nadawanie przeto ważności powszechnej obrazowi przeszłości, który jest
nieuchronnie częściowy i stronniczy. Zdarza się to szczególnie często
K.P.
14
badaczom dziejów najnowszych, bardziej niż inni wystawionym na naciski
instytucji politycznych
i mediów,
które dysponują środkami perswazji i
które domagają się od nich, by utożsamiali się z jedna ze stron minionych
konfliktów i przedstawiali je z jej perspektywy. Nie usprawiedliwia to
ulegania takim naciskom, bo niektórzy umieją przecież im się oprzeć. Ale
ilustruje regule ogólna, ze historii jest tym trudniej wyzwolić się w pełni od
pamięci, im bardziej ta ostatnia jest żywa i im bardziej wydarzenia, które
przywołuję pozostają bolesne
z uwagi na ich charakter i trwające nadal
skutki. A tak dzieje się z natury rzeczy zwłaszcza w przypadku konfliktów o
miejsca pamięci.
Wszystko to nie przekreśla jednak faktu, ze rozstrzygać konflikty pamięci w
ich wymiarze poznawczym można tylko przenosząc je na teren historii.
Wymaga to od obu stron decyzji politycznej: wstrzymania wszelkich
poczynań, które groza zaognieniem sporu, i pozostawienia historykom pełnej
swobody szukania odpowiedzi na pytanie o to, co
równoczesnym
wyrażeniem
gotowości
przyjęcia
jej,
się zdarzyło, z
gdy
zostanie
wypracowana. Dla historyków nie jest to bynajmniej zadanie łatwe, choćby
dlatego, ze po obu stronach ciąży na nich Pamięć. Ale nawet gdyby historycy
doszli do porozumienia, a politycy byli skłonni je zaaprobować, dotyczyłoby
ono tylko tego, co daje się ustalić za pośrednictwem źródeł, co może, innymi
słowy, być przedmiotem poznania. A przecież w grę wchodzą również dwa
inne wymiary pamięci, emocjonalny i egzystencjalny, które pozostają poza
zakresem kompetencji historyków. Jak pogodzić nie tylko poglądy na to, co
się kiedyś stało, ale nadto uczucia i tożsamość i?
K.P.
15
Wymaga to ujęcia źródłowego konfliktu z perspektywy już nie historycznej
lecz hermeneutycznej i dostrzeżenia w nim tragedii. Bardziej od historyków
powołani są do tego pisarze i artyści zdolni ukazywać minione konflikty,
przez pryzmat losów jednostek, nie cofając się przed opisami, na które
historykowi, skrepowanemu wymogami swego zawodu, nie wolno sobie
pozwolić. Zdolni wczuwać się w protagonistów i odtwarzać ich motywacje,
próbując zrozumieć je bez udzielania im aprobaty. Zdolni apelować do
przeżyć odbiorcy, budzić w nim poczucie wspólnoty z przedstawianymi
postaciami, a zarazem całkowitej wobec nich obcości,
wyzwalać emocje,
które skłaniają do zmiany spojrzenia. Uczestnicy konfliktu po obu stronach
ukazują się wtedy jako postaci tragiczne, gdyż poruszane przez bogów,
których same powalały do istnienia, a którzy, wbrew żywionym przez nie
oczekiwaniom, wiodą je do nieuchronnej zguby: przez wierzenia zbiorowe,
religie czy ideologie, którym dały sobą powodować, nie bacząc na skutki i nie
cofając się w imię realizacji ich haseł przed najokrutniejszymi zbrodniami.
Ale zaślepienie postaci tragicznych nie jest okolicznością łagodząca. Byli
przecież tacy, którzy nie ulegli religiom czy ideologiom i tacy, którzy choć
przyswoili je sobie, nie posunęli się aż do popełniania przestępstw, by wcielić
je w życie. Ci którzy doszli do ostateczności, mieli jakaś, choćby bardzo
ograniczona, wolność wyboru, co sprawia ze stosują się do nich kategorie
odpowiedzialności, winy i kary.
Uznanie
źródłowego
konfliktu
za
tragedie
prowadzi
do
odrzucenia
manichejskiej jego interpretacji jako walki dobra ze złem i do rezygnacji z
ujęcia, wedle którego po naszej stronie były tylko ofiary, a po stronie nam
przeciwnej - tylko kaci. Nie wynika z tego, ze po obu były
same ofiary.
K.P.
16
Wynika natomiast, ze i tu, i tam były ofiary i kaci, ofiary, które niekiedy
stawały się katami, i kaci czy ich wspólnicy, którzy padli ofiara własnych
zbrodni, przy czym mamy tu do czynienia z gradacja: od mieszaniny dobra
ze złem do zła w postaci niemal krystalicznie czystej. Taka zmiana
rozumienia źródłowego konfliktu ma ważne skutki dla uczuć, jakie on po
sobie pozostawił. Nienawiść i chęć zemsty okazują się z perspektywy tragedii
wytworami sil, które do konfliktu doprowadziły, a uleganie im grozi zejściem,
choćby w myślach i słowach, do poziomu jego najbardziej odrażających
uczestników. Skłania to do oczyszczenia się czyli do edukacji uczuć, która
zastąpi litość dla swoich i nienawiść do obcych współczuciem ze wszystkimi z
wyjątkiem tych, którzy przekroczyli granice człowieczeństwa. I zdolnością
przebaczania. Tu kończą się kompetencje pisarzy i artystów. Prawo głosu
przysługuje natomiast świeckim i duchownym autorytetom moralnym.
Jednym z znakomitych przykładów aktu przebaczenia jest pamiętny list
biskupów polskich do biskupów niemieckich. Szkoda tylko, ze podobny
nigdy, jeśli się nie mylę, nie został wystosowany do prawosławnych biskupów
rosyjskich i ukraińskich.
Miejsca pamięci pozostają, jak widzieliśmy, ściśle związane z poczuciem
zbiorowej tożsamość i. Fakt, ze niektóre należą równocześnie do rożnych
zbiorowości– np. narodów czy wyznań – niczego tu nie zmienia. Nadaje
jednak wyjątkowo groźną wymowę zawłaszczaniu wspólnych miejsc pamięci
na swój wyłączny użytek przez jednego z współwłaścicieli, co musi być
odbierane przez pozostałych jako pozbawianie każdego z nich jakiejś części
samego siebie. I nadaje jeszcze groźniejszą wymowę niszczenie ich lub
przeinaczaniu, postrzeganym nieuchronnie jako chęć zatarcia śladów
K.P.
17
przebywania na danym terenie czy działania w danej dziedzinie zbiorowości
innej niż ta, do której one obecnie należą. Jako symboliczna eksterminacja.
Toteż spor o miejsca pamięci ma nieuchronnie wymiar egzystencjalny, a jego
rozstrzygniecie nie może być trwale dopóty, dopóki wszystkie zaangażowane
wen tożsamości zbiorowe nie otrzymają zadośćuczynienia. W praktyce znaczy
to, ze obowiązkiem państwa, w którego granicach znajdują się miejsca
pamięci innych zbiorowości, jest nie tylko otaczanie ich opieka i ochrona,
czego, my, Polacy nie robiliśmy bardzo długo w stosunku do pamiątek
niemieckich i żydowskich rozsianych na naszej ziemi. Jego obowiązkiem jest
nadto umożliwianie zainteresowanym dostępu do nich i odbywania obrzędów
komemoracyjnych zgodnie z ich wierzeniami i przekonaniami. Jest to
koniecznym
warunkiem
zastąpienia
konfliktu
wokół
miejsc
pamięci
obustronnym szukaniem zasad przyszłego współżycia.
Rozwiązania takie, choć wygaszają konflikt, nie mogą jednak uniemożliwić, a
nawet poważnie utrudnić ponownego rozpalenia go, o ile nie dokona się taka
przebudowa
tożsamości
zbiorowej
stron,
która
usunie
z
zespołu
konstytutywnych składników każdej z nich wrogość wobec drugiej strony.
Tu na scenę musza wejść wychowawcy w najszerszym słowa tego
rozumieniu, które obejmuje nie tylko nauczycieli wszystkich szczebli ale
również polityków, duchownych, dziennikarzy i ludzi mediów. Mogą oni i
powinni korzystać z prac historyków oraz z literatury i sztuki, choć poprawne
ustalenie faktów i tragiczne rozumienie minionych konfliktów to dla nich nie
cele ale środki pozwalające dopełnić edukację uczuć takim kształtowaniem
tożsamości
zbiorowej,
które
zastąpi
poczucie
własnej
niewinności
świadomością zasług i win, poczucie wyłącznej słuszności przekonaniem, ze
K.P.
18
racje często bywają podzielone, a poczucie zagrożenia przez obcych
nastawieniem
na
trwale
współistnienie.
I
które
będzie
rewidowało
wyobrażenia o własnej przeszłości z tej nowej perspektywy, by i w tym
zakresie przestały panować manichejskie schematy. Nie jest tak, ze my
byliśmy zawsze dobrzy, a źli byli zawsze i tylko inni - to na pozór banalne w
swej ogólnikowości zdanie nie zostało bynajmniej uznane przez wszystkie
czynniki odpowiedzialne za wychowywanie Polaków, jak o tym świadczą
próby odrzucenia każdego faktu, który stanowi jego ilustracje; czyż trzeba
przypominać spor o Jedwabne? W innych krajach jest podobnie.
Nowe perspektywy
Badania historyków, twórczość pisarzy i artystów, i praca wychowawców
same przez się nie wystarczają jednak, by doprowadzić do stanu, w którym
różne pamięci będą współistnieć, przy czym każda uzna prawo pozostałych
do zachowania swej odrębności. Osiągniecie go wymaga przede wszystkim
poniechania przez polityków decyzji, wystąpień i poczynań, które utrudniają
czy wręcz uniemożliwiają dążenie doń. Oczekuje się od nich, jak od lekarzy,
by przynajmniej nie szkodzili. By nie instrumentalizowali konfliktów pamięci
w rozgrywkach partyjnych i w walce o władze, by nie siali nieufności, by nie
wyzwalali agresji i nie podsycali frustracji, wytwarzając poczucie zagrożenia
-
wewnątrz przez „układ”, który rzekomo z ukrycia rządzi wszystkim, a z
zewnątrz przez odwiecznych wrogów, którzy czyhają na nas niczym wilki. Ale
to tylko minimum. Od polityków należy bowiem wymagać
decyzji
pozytywnych, które by sprzyjały kształtowaniu postaw otwartych na inne niż
własny punkty widzenia i szanujących cudza pamięć
bez rezygnacji z
K.P.
19
własnej, w przekonaniu, ze każdy naród składa się z kategorii, które rożnie
przeżywały wspólna historie, co pozostawiło im odmienne wspomnienia. I ze
podobnie jest z Europa złożona z narodów, z których każdy pamięta wspólna
przeszłość na swój sposób, przy czym różnice te są uprawnione w granicach,
które winna
wytyczyć i
w razie potrzeby skorygować międzynarodowa
dyskusja z udziałem historyków, pisarzy i artystów, wychowawców i
polityków. Kształtowaniu takich postaw należy podporządkować programy
nauczania i nazewnictwo ulic, budowę pomników i organizacje obchodów
rocznicowych, troskę o własne i cudze miejsca pamięci, słowem, te wszystkie
działania, które wpajają jednostkom pamięć zbiorowa, reaktualizują ją lub
wbudowują w przestrzeń.
Wszelka pamięć zbiorowa jest pamięcią podzielona i inna, jak widać, być nie
może. Nie znaczy to, ze podział ten musi przybierać postać konfliktu. Jeśli w
przeszłości przeważnie tak się działo to dlatego, ze życie publiczne każdego
państwa i każdego narodu było zdominowane przez jedna grupę, która
narzucała wszystkim swoja pamięć
jako ogólnie obowiązująca i nie
przyjmowała do wiadomości istnienia innych. Trzeba
było głębokich
przemian kulturowych i długotrwałej walki politycznej, która przebudowała
hierarchie społeczna i przeorała pamięć zbiorowa, by pamięci różnych grup
i klas doczekały się równouprawnienia, zresztą bardziej w teorii niż w
praktyce, jak choćby w Polsce, gdzie pamięć szlachecka wciąż jeszcze wazy
więcej niż pamięć chłopów. Ale podział pamięci nieuchronnie przybierał w
przeszłości postać konfliktu również dlatego, ze państwa i narody europejskie
nie widziały przed sobą innej perspektywy niż utrzymywanie najdłużej, jak
się da, równowagi sil w wyrastającym doświadczenia przekonaniu, ze
K.P.
20
naruszenie jej niechybnie doprowadzi do wojny stale obecnej na horyzoncie;
stad eskalacja nacjonalizmów.
Miedzy
dwoma
podziałami
pamięci,
wewnątrznarodowym
i
międzynarodowym, podobnie jak miedzy rodzonymi przez nie konfliktami,
zachodziły dwustronne i zmieniające się w czasie zależności, którymi nie
podobna się tu zajmować. Ważne jest dla nas to tylko, ze obecnie istnieją
inne perspektywy. W wewnętrznym życiu publicznym jest to perspektywa
demokracji
z
właściwa
jej
równością
obywateli;
w
stosunkach
międzynarodowych – perspektywa Europy z właściwa jej równością państw i
narodów. Ani demokracja ani Europa nie są jednak czymś danym raz i na
zawsze. Groza im różne niebezpieczeństwa, w tym – rozjątrzenie konfliktów
pamięci
wewnętrznych,
populistyczne
i
a
zwłaszcza
nacjonalistyczne,
międzynarodowych,
które
mogą
w
przez
partie
sprzyjających
im
okolicznościach – np. w warunkach kryzysu gospodarczego czy politycznego
– dojść do władzy i przełożyć swa ideologie na program polityki wewnętrznej i
zagranicznej państwa. Z podwójnej perspektywy demokracji i Europy jest
wiec rzeczą szczególnie ważną rozbrajanie konfliktów pamięci, jak rozbraja
się bomby z opóźnionym zapłonem.
Zacząłem od tego, we wszelka pamięć
jest pamięcią jakiegoś podmiotu
jednostkowego bądź zbiorowego. Ale podmiot zbiorowy nie jest abstrakcja czy
hipostaza. Jest zespoleniem wielości jednostek różnego rodzaju więzami,
współpraca, współdziałaniem, współodczuwaniem. Toteż postawa wobec
pamięci zbiorowej, obcej czy własnej, odnosi się zawsze w ostatecznym
rachunku do żywych ludzi, którzy są jej nosicielami i którzy ją reaktualizują,
K.P.
21
zazwyczaj za pośrednictwem przedmiotów i miejsc uznanych przez nich za
korelaty pamięci i z tego tytułu tak im bliskich, ze są traktowane jako cześć
ich samych. Postaw wobec obcych pamięci zbiorowych nie mogą zatem
dyktować wyłącznie wprowadzane decyzjami polityków regulacje prawne,
choć maja one ważną role do spełnienia. Muszą one również, jeśli nie przede
wszystkim, być uzewnętrznieniem przyswojonych sobie przez jednostki norm
moralnych pochodnych względem zasady wzajemności nakazującej widzieć w
innej osobie drugiego siebie, a w innej zbiorowości– równoważnik tej, do
której sami należymy. I postępować odpowiednio do tego.
Ostatnimi czasy mówiono u nas dużo o „polityce historycznej”. Proponuję
zastąpić ją etyką pamięci.
Krzysztof Pomian
K.P.
22
Download