Antropologiczny sens prawdy o grzechu pierworodnym Wygląda na to, że Grzech Pierworodny to prometejskie marzenie o człowieku, Istocie tak uzdolnionej, że siłą swego umysłu stworzy cywilizację i wynajdzie lekarstwo przeciw śmierci. I że nowy Adam, Chrystus, przybrał ciało i umarł, Żeby nas oswobodzić od prometejskiej pychy Czesław Miłosz, Traktat teologiczny Próba ewolucyjnej interpretacji prawdy o grzechu pierworodnym doczekała się już obszernej literatury, w której utrzymują się ciągle głębokie różnice stanowisk. Nie wchodząc w perspektywę hermeneutyki biblijnej, ani też nie odwołując się do szczegółowych opracowań antropologii teologicznej1, chcę ograniczyć się do filozoficznej refleksji nad biblijnym opisem dramatu znaczącego początek ludzkości. W perspektywie tej przyjęte programowo ograniczenia metodologiczne nie pozwalają na podjęcie wielu pytań, które przykuwają uwagę teologów. Istnieje natomiast możliwość podjęcia kwestii kulturowego kontekstu grzechu pierworodnego oraz najogólniejszego wskazania jego hipotetycznych uwarunkowań na płaszczyźnie antropologii empirycznej. To wybrane programowo zawężenie uwagi poznawczej może ukazać jedynie część prawdy o dramatycznym pęknięciu znaczącym początek rozwoju naszych przodków. Jego uwzględnienie może mieć jednak ważne konsekwencje dla pytań o obecność Boga w procesie ewolucji biologicznej, sens ludzkiego cierpienia czy możliwość alternatywnych scenariuszy dla kulturowego rozwoju człowieka. Doskonałe opracowanie z tej dziedziny uwzględniające najnowszą literaturę stanowi praca A. Scola, G. Marengo, J.P. Lopez, La persona umana. Antropologia teologica, Milano: Jaca Books 2000, 206-258. 1 Alternatywa ewolucyjna dla Homo sapiens Nie mamy żadnych empirycznych racji, by twierdzić, że w swym filogenetycznym rozwoju gatunek Homo sapiens doświadczył dramatu upadłych aniołów. Sprawdzalne empirycznie tezy nauk przyrodniczych świadczą, iż pod względem biologicznym jesteśmy tylko zwierzętami podległymi ewolucji. Nie ma więc historycznych powodów, by poszukiwać kulturowych śladów złotego wieku, utraconej Arkadii, sielankowych zachowań pierwotnego dzikusa. Problemem pozostaje natomiast, jaki antropologiczny sens można złączyć z opisem grzechu pierworodnego zawartym w trzecim rozdziale Księgi Genesis, aby nie traktować tego opisu jedynie jako wielkiej metafory, lecz – bez popadania w konflikt z katolicką doktryną teologiczną – wydobyć z niego świadectwo pierwotnego wyobcowania, jakie pojawiło się w relacji człowieka z Bogiem i z resztą stworzenia. Uważam, że istnieją uzasadnione racje, by rozwój ludzkości traktować jako ewolucję w kierunku kształtowania pojęć moralnych u istot, które wcześniej funkcjonowały na niższym poziomie rozwoju, gdzie nie stosowano wartościowań etycznych. Nie oznacza to, by ten pierwotny poziom traktować jako wolny od jakichkolwiek odniesień aksjologicznych. Świat wartości pojawia się w biblijnym opisie pierwszych zachowań prarodziców; wyraźne wartości moralne sygnalizowane są w nim jednak tylko w zapowiedziach dotyczących przyszłości. Biblijny opis mówi, że pierwszym rodzicom znane już były kategorie estetyczne, zastosowania pragmatyczne oraz procesy intelektualne, które poprzez zdobywanie wiedzy miały przynieść możliwość konstytuowania dobra i zła moralnego. Mówi o tym biblijna charakterystyka owoców drzewa wiadomości dobrego i złego, które są „dobre do jedzenia, są rozkoszą dla oczu i ... nadają się do zdobycia wiedzy” (Rdz 3,6). Tekst biblijny nie twierdzi, by pierwszym rodzicom nie były w ogóle znane kategorie dobra i zła moralnego. Pokusa mówi jedynie o jakościowo nowej relacji, która może się stać udziałem człowieka w odniesieniu do dobra i zła: „otworzą się wam oczy, i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3, 5). W perspektywie biblijnej, poznanie określonej rzeczywistości przez Boga oznacza zarazem jej ukonstytuowanie. Być może u źródeł grzechu pierworodnego znalazła się ambitna tęsknota człowieka za etyczną autonomią posuniętą do tego stopnia, by on sam – uzurpując sobie Boskie kompetencje – określał granice między dobrem a złem etycznym. Niezależnie od różnic poglądów przy interpretacji tekstu biblijnego, jako jego istotne przesłanie trzeba przyjąć rozwój świadomości i wiedzy człowieka oraz dążenie do autonomii etycznej pojętej jako niezależność od obiektywnego porządku moralnego określanego przez Boga. Specyfika Bożego poznania wartości przejawia się w tym, że to sam Bóg konstytuuje wartości moralne, określając granice między dobrem i złem. Dramat pierwszych rodziców ma więc w swej istocie wymiar aksjologiczny. Wynika z ambitnej próby zmiany stosunku człowieka do obiektywnych wartości. Lekceważąc określoną przez Boga hierarchię wartości, człowiek podjął własną próbę określenia ostatecznego kryterium dla tych wartości. Jego poznanie i jego wolna decyzja miały konstytuować nową hierarchię wartości, wprowadzając zasadnicze zmiany w antropologicznym statusie prarodziców. Ostatecznie jednak okazało się, iż ambitne działania na rzecz zrównania statusu człowieka i Boga okazały się iluzoryczne. Zamiast oczekiwanej promocji człowieka ujawnił się dramat zła i kłamstwa, iluzji i rozczarowań. Wstrząsowej terapii nowych odkryć intelektualnych towarzyszy jakościowo nowa świadomość popełnionego zła i grzechu, poczucie wstydu (Rdz 3,7), lęk przed Bogiem, alienująca ucieczka od siebie w świat kłamstwa, w którym usiłuje się obarczać innych odpowiedzialnością moralną („Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem” (Rdz 3, 12); „Wąż mnie zwiódł i zjadłam” (Rdz 3,13). Znamienne jest, że w przytoczonym fragmencie pojawia się po raz pierwszy w biblijnym opisie dziejów ludzkości kłamstwo. Jest to kłamstwo bezsensowne, gdyż skazane z góry na niepowodzenie. Nie można przecież okłamać Boga, przedstawiając Mu własną wersję zdarzeń. Człowiek jednak podejmuję tę próbę, usiłując przesunąć na innych odpowiedzialność moralną za własne czyny. Odejście od obiektywnej prawdy i ucieczka od osobistej odpowiedzialności moralnej pojawiają się wtedy jako wewnętrzny składnik świata, w którym występuje już zło moralne. Kłamstwo staje się istotnym czynnikiem kulturotwórczym służąc budowaniu świata iluzji, w którym dokonało się istotne odejście od pierwotnego planu kosmicznej harmonii zbawczej, określonego przez Boga dla stworzeń. Wraz z kłamstwem pojawia się u człowieka fałszywa świadomość. Mistyfikuje on swą własną egzystencję, przedstawiając w fałszywy sposób relacje z resztą stworzenia. W swym odniesieniu do Boga usiłuje natomiast wprowadzać nowe relacje, które z jednej strony mają wyrażać kreatywną postawę wolnego wyboru alternatywnych systemów wartości, z drugiej zaś strony wnoszą w egzystencję ludzką smak rozczarowań i gorzką świadomość porażek. Pierwsi rodzice ujmując swą egzystencję w kategoriach odniesienia do Boga uznają początkowo istnienie tabu – dziedziny wartości obwarowanej Bożymi zakazami, których nie wolno naruszyć człowiekowi. Tabu zostaje jednak ostatecznie naruszone, w imię fałszywej wizji pełniejszego rozwoju, którego zapowiedzią staje się iluzoryczne dążenie do pełnej autonomii człowieka obejmującej także możliwość decydowania o granicy między dobrem i złem. Intrygująca późniejsze pokolenia teza „jeśli nie ma Boga to wszystko wolno” przybiera w biblijnym opisie postać: „wszystko nam wolno, jak gdybyśmy sami stawali się bogami”. Propozycja „Będziecie jako bogowie” sygnalizuje archetyp złudzeń dzielonych przez kolejne generacje ludzkości. Poddany ograniczeniom przemijania i czasu człowiek w swych kolejnych generacjach wsłuchuje się w nowe warianty rajskiej pokusy: „Na pewno nie umrzecie! Wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy, i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3,4n). Rzeczywistość grzechu pierworodnego odsłania swą nową obecność w kreowaniu fałszywych absolutów i rozwijaniu nowych iluzji o naszej moralnej autonomii. Uzasadnione wydają się sugestie Gerda Theissena, by grzech pierworodny ujmować w kategoriach pojawienia się u człowieka „naturalnej” skłonności do wyboru zła moralnego przychodzącego w postaci konkretnego grzechu, który niesie zarówno napięcie między alternatywnymi wartościami, jak i towarzyszące mu poczucie winy z powodu niewłaściwego wyboru2. Zarówno metafizyka, jak i antropologia tego grzechu niosą jeszcze wiele innych głębokich treści. Znamienne jest w biblijnym opisie początkowe ukierunkowanie człowieka w stronę transcendowania jego gatunkowych ograniczeń. Jego kreatywność wyrażana w 2 Gerd Theissen, Biblical Faith: An Evolutionary Approach, London: SCM Press 1984, 115. pragnieniu zdobycia dodatkowej wiedzy i dodatkowych kompetencji moralnych mogłyby jawić się, wzięte w oderwaniu od kontekstu pokusy, jako cechy pozytywne. Brak krytycyzmu wobec samego siebie oraz ignorowanie pierwotnego obiektywnego ładu ustanowionego przez Boga prowadzą jednak ostatecznie do bolesnych następstw. Na miejscu niespełnionych marzeń o autonomii i autotranscendencji pojawia się gorzkie przypomnienie „prochem jesteś i w proch się obrócisz” (Rdz 3,19). Bolesną ceną realizmu, który wyzwala ze złudzeń, stanowią „cierń i oset” i „pot oblicza” (Rdz 3, 18n) jako symboliczne wyznaczniki obecnego etapu kondycji ludzkiej. Gorzkie doznania towarzyszące odkryciu przez człowieka nowej perspektywy aksjologicznej mają swe dopełnienie w odkryciu nowego poziomu ludzkiej egzystencji. O jego doniosłości świadczą choćby wypowiadane przez Boga słowa „Oto człowiek stał się taki jak My; zna dobro i zło” (Rdz 3,22).Być może ewolucyjną alternatywę dla rozwoju naszego gatunku stanowił stan istot, które nie miałyby wyraźnej świadomości aksjologicznej i nie potrafiły wyraziście odróżniać dobra od zła. Być może byłaby to egzystencja, w której człowiek nie angażowałby swej wolności w stronę wielkich dylematów etycznych, lecz ograniczałby się do prostych działań, odległych od nieproporcjonalnie ambitnej wizji „Będziecie jako bogowie”. Zbyt wiele nieuzasadnionych antropologicznie spekulacji o „pierwotnym dzikusie” przedstawiono już, choćby pod wpływem myśli Jana Jakuba Rousseau. Nie ma merytorycznych podstaw, by powracać do spekulacji romantyków i winić technikę czy rozum za niewłaściwe ukierunkowanie kulturowego rozwoju człowieka. Spekulacje takie będą się jednak narzucać jako naturalne w kontekście rozważań o możliwości alternatywnego rozwoju kultury naszych przodków. Być może metaforyka Rousseau właśnie dlatego znajduje ciągle tak wielu nowych sympatyków, gdyż jest w niej ukryta tęsknota za utraconym dzieciństwem naszej filogenezy. Być może współczesne ruchy alternatywne, od sympatyków H.D. Thoreau po komuny dzieci kwiatów, stanowią karykaturalną ekspresję tęsknot za utraconym rajem z pradziejów naszego gatunku – alternatywną możliwością rozwoju odrzuconą przez naszych przodków3. Dla tych, którym styl dzieci-kwiatów kojarzy się z agresywną ideologią pokolenia 1968, łatwiejsze do przyjęcia byłoby przypuszczenie, że alternatywę dla naszej racjonalnej cywilizacji - kształtowanej w kręgu wpływów teoretycznej myśli Grecji i Zachodu – stanowiła kwintesencja kontemplacyjnej tradycji Wschodu ze znamiennym dla niej szacunkiem dla człowieka, gościnnością, zasadą non violence zamiast agresji. Kulturowe różnice, które można z dużym prawdopodobieństwem uznać za cechy odróżniające neandertalczyka od istot z Cro-Magnon, czynią zasadnymi podobne przypuszczenia i ukazują bifurkacyjne możliwości rozwoju, przed którymi mogli stanąć przedstawiciele naszego gatunku. Być może biblijny opis grzechu pierworodnego przynosi przejmujące świadectwo rozdarcia między ludzką biologią a kulturą. Nie deprecjonując biologii, trzeba przyznać, iż jej ograniczenia stanowią bolesny przejaw głębokiej dysproporcji między psychiką człowieka ambitnie ukierunkowaną ku nieskończoności a jego biologią skrępowaną przez wielorakie ograniczenia. To zasadnicze rozdarcie nie upoważnia, by za Theissenem traktować dobór naturalny jako źródło zła4, upoważnia natomiast do pytań, czy stanowiło ono nieuchronną konieczność dla rozwoju naszego gatunku, czy też pojawiło się dopiero w wyniku pierwotnego pęknięcia, kiedy człowiek nie wykorzystał dostępnych mu możliwości rozwojowych. W sygnalizowanej perspektywie wolno sądzić, że realizowany w naszym rozwoju ewolucyjnym scenariusz rozwoju gatunku Homo sapiens nie był jedyną możliwością. Można wyobrazić sobie ewolucyjne bifurkacje, których następstwem byłby wariant rozwoju wolny od wielu dramatycznych cech znamiennych dla naszej cywilizacji. Można wyobrażać sobie alternatywny scenariusz ewolucji, w którym Homo sapiens jest do tego stopnia mądry, że zawsze kieruje się racjonalnymi przesłankami i w stanach napięć między wyborem dobra i zła staje zawsze po stronie dobra, nie tracąc – stanowiącej istotę jego wolności – szansy wyboru zła. Gdyby Propozycje kulturowe Thoreau i Rousseau omawiam szerzej w pracy Trzy kultury, Poznań: W drodze 1990, 24-53. 4 Por. krytyczne uwagi Denisa Edwardsa, „Original sin and saving grace”, w: EMB, 380. 3 zrealizowany został ten właśnie wariant, być może nasz świat byłby bardziej podobny do tego, co potocznie zwykliśmy nazywać światem aniołów. Jasne intelektualne widzenie rzeczywistości szłoby w nim parze z konsekwentnymi wyborami moralnymi, wyraźnym odnoszeniem całego życia do perspektywy wieczności ujmowanej w bezpośrednim dialogu z Bogiem. Być może w tym właśnie świecie zostałby zrealizowany Sokratejski wariant marzeń o egzystencji, w której zdobyta wiedza prowadzi do cnoty zaś osiągnięcia intelektualne nieuchronnie niosą rozwój moralny. Podobna harmonia, ujmowana jako czysta możliwość rozwoju, nie zaś jako rzeczywistość odrzucona na etapie przejścia od Hominidae do Homo, jawi się jako atrakcyjna propozycja także dla naszej współczesnej cywilizacji, doświadczającej boleśnie głębokiego rozdarcia między poziomem ambicji i marzeń człowieka a tymi następstwami jego działań, których symbolem mogą być zarówno baraki Oświęcimia, jak i ruiny World Trade Center. Zrozumiała psychologicznie jest tęsknota za światem, w którym nie byłoby bolesnego rozdarcia między wielkimi osiągnięciami intelektualnymi naszego gatunku i zgliszczami kulturowymi, które płyną z naszej niedoskonałości moralnej. Problemem trudnym do rozstrzygnięcia pozostaje natomiast pytanie, czy możliwy do biologicznej do realizacji był wariant ewolucji, w której nie byłoby podobnych dysproporcji płynących ze zdominowania naszego świata przez zło moralne. Dysharmonia grzechu W sygnalizowanej alternatywnej perspektywie rozwoju, teologiczne pojęcie grzechu byłoby teoretycznym abstraktem pozbawionym empirycznego sensu w dziedzinie zrealizowanych zdarzeń. Egzystencja wolna od grzechu pierworodnego byłaby egzystencją istot, które nie doświadczają wyobcowania od Boga, ludzkości czy samego siebie. Wolno przypuszczać, że podobny wariant rozwojowy byłby możliwy do zrealizowania w ontologii, w której brak agresji między istotami ludzkimi szedłby w parze z intuicyjno-kontemplacyjnym przeżywaniem postawy wobec świata. Na poziomie tym nie można podjąć dyskusji niektórych problemów teoretycznych, dotyczących kryterium zła moralnego czy hierarchii wartości. Być może jednak na poziomie harmonijnej koegzystencji, ocenianej także na podstawie naszych obecnych kryteriów, byłby to świat bliższy ideałom, za którymi tęsknimy obecnie. Być może sokratejska harmonia etyczna idąca w parze z pokornym wyznaniem niewiedzy pozwalałaby pełniej zrealizować nasze marzenia o doskonałości niż osiągamy to obecnie prowadząc racjonalne debaty o superstrunach i o technicznych aspektach klonowania przedstawicieli naszego gatunku. Stosując pojęcie grzechu pierworodnego do wczesnych stadiów ewolucji istot ludzkich, musimy unikać tej formy antropomorfizmu, która przejawia się w rozciąganiu na tamte stadia naszych obecnych doświadczeń związanych z grzechem indywidualnym. Jeśli zwrócimy uwagę, jak istotne różnice pojawiają się w teologicznych opracowaniach dotyczących tych dwóch istotnie różnych form grzechu, można poszukiwać interpretacji, w których istotę grzechu pierworodnego wyraża nie tyle jednorazowy akt nieposłuszeństwa, co raczej ukierunkowanie natury w stronę ideałów odmiennych niż te, które określone były w Bożym planie rozwoju. Katechizm Kościoła katolickiego wyraża tę prawdę pisząc o „ranie grzechu pierworodnego”5. Zraniony człowiek znajduje się w jakościowo nowej sytuacji, gdyż mimo iż zachowuje on niezmiennie pragnienie dobra, to jednak stał się podatny na zło moralne i wybierając je pogłębia swój wewnętrzny dramat, o którym mówił II Sobór Watykański: „Człowiek jest wewnętrznie rozdarty. Z tego też powodu całe życie ludzi, czy to jednostkowe, czy zbiorowe, przedstawia się jako walka i to walka dramatyczna, między dobrem i złem, między światłem i ciemnością”6. Dramat ewolucyjnego pęknięcia, którego wyrazem jest grzech pierworodny, nie stanowi jednak antropologicznej tragedii. Na odbiegającą od Bożych planów bifurkację rozwoju wybranego przez człowieka, ostateczną odpowiedź przynosi wcielenie Jezusa Chrystusa. Teologia katolicka ukazuje konkretny przykład życia Maryi, Matki Jezusa, jako istoty wolnej od grzechu pierworodnego, żyjącej w środowisku kulturowym naznaczonym przez ten grzech. Jej styl życia, łączący wierność wybranym ideałom z medytacyjnym rozważaniem najbardziej istotnych treści przekazywanych przez Jezusa, może również stanowić przyczynek do refleksji nad alternatywnymi możliwościami rozwoju kulturowego. 5 6 KKK, 1707. Gaudium et spes, 13; tekst cyt. w KKK, 1707 w kontekście rozważań o grzechu pierworodnym. Przeciwstawienie między grzechem Adama a wyzwalającą łaską, którą przynosi Chrystus, jako nowy Adam, ma swe zaskakujące rozwinięcie w sformułowaniu Listu do Rzymian: „jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, [...] ponieważ wszyscy zgrzeszyli...” (Rz 5, 12). Perspektywę tę rozwija Katechizm Kościoła Katolickiego, podkreślając, że: „w Chrystusie, Odkupicielu i Zbawicielu, obraz Boży, zniekształcony w człowieku przez grzech pierwszy, został odnowiony w swoim pierwotnym pięknie i uszlachetniony łaską Bożą”7. Następstwa pierwotnego odejścia, w imię ludzkich wolnych wyborów, od Bożego planu ewolucji otrzymują szansę skorygowania na poziomie jednostkowych ludzkich działań ukierunkowanych w stronę ideałów i wzorców objawionych w ziemskiej misji Jezusa Chrystusa. Jego oddziaływanie łagodzi bifurkacyjny dramat, gdy Zbawiciel, jako Boski „atraktor”8, pociąga nasze wolne wybory w stronę zafascynowania trudnymi wartościami, które nie przynoszą bezpośrednich korzyści w biologicznej walce o byt, a mimo to decydują o kulturowej specyfice naszego gatunku. W bogactwie treści zawartych w biblijnym opisie grzechu prarodziców można więc odnajdywać sugestię, iż gatunek ludzki mógł rozwijać się według odmiennego scenariusza. W wizji egzystencji, którą Bóg przedstawił nam jako możliwość do zrealizowania, nie było cierpienia, rozczarowań, poczucia przegranej. Być może poczucie bliskości Boga, znane wielkim mistykom byłoby w tamtym scenariuszu równie naturalne, jak naturalny jest dla nas zachwyt widokiem wschodzącego słońca. Być może niektóre z pytań dręczących nasz gatunek od początków racjonalnej spekulacji odnajdywałyby w tamtej perspektywie prostsze intuicyjne rozwiązanie. Można przypuszczać, że pytanie o sens cierpienia i bólu, tak często formułowane w różnych odmianach teodycei, nie było strukturalną koniecznością wpisaną odgórnie w dzieje naszego gatunku. Faktem jest natomiast, że przedstawiciele tego gatunku otrzymali możliwość wolnego wyboru wartości ukonstytuowanych w sposób niezależny od ludzkich decyzji. Następstwem wolnych wyborów człowieka był dramat aksjologiczny, w którym człowiek odstąpił od wizji życia proponowanej przez Boga i zdecydował się 7 8 KKK, 1701; por. Gaudium et spes, 22. Por. ss. ?? na własny wariant ewolucyjnego rozwoju. Niezależnie od dramatycznego wymiaru tamtej decyzji, stanowi ona przełomowy moment w odpowiedzialności człowieka za ewolucyjną przyszłość naszego gatunku. Odrzucenie pierwotnej wersji Bożego planu zbawienia w wyniku wolnych ludzkich działań oznacza również, że za przyszłe stany dzieła stworzenia nie można obarczać odpowiedzialnością wyłącznie Boga Stwórcy. Dramat grzechu pierworodnego odsłania ludzką współodpowiedzialność za przyszłe wydarzenia historii świata i twórczy współudział w tworzeniu tej historii. Najbardziej bolesnym składnikiem nowej kondycji człowieka po grzechu pierworodnym zdaje się być wyobcowanie od Boga, narzucające skłonność do zamknięcia w świecie czysto ludzkich niepokojów i lęków. Odrzucona alternatywa niesie kondycję, której doświadczamy empirycznie, wyrażając tęsknotę za piękniejszym, niezrealizowanym światem. Być może w alternatywnym wariancie ewolucji nasz zachwyt nadprzyrodzonymi wartościami byłby równie naturalny psychologicznie jak łatwy jest dla nas obecnie zachwyt pięknem natury, tężyzną fizyczną, harmonią muzyki. Filogeneza naszego gatunku poprowadziła w stronę innych upodobań. Zachwyt światem mistyki, podobnie jak przeżywanie estetycznej satysfakcji przy posługiwaniu się językiem matematyki, są dane tylko nielicznym. Dysharmonia grzechu i zła została wpisana w nasze środowisko naturalne, podobnie jak ból niesiony przez zjawiska fizyczne towarzyszące trzęsieniom ziemi, erupcji wulkanów, skazom genetycznym. Na obecnym etapie wiedzy nie potrafimy określić, jak mogły wyglądać alternatywne scenariusze ewolucji. Wiemy natomiast, że Bóg nie przestaje kochać grzesznego człowieka i że dzięki niezasłużonemu darowi Jego łaski możemy dążyć w stronę tej duchowej harmonii, która nie jest naszym naturalnym stanem. Dramat grzechu nie stanowi epilogu w ewolucyjnej antropologii; stanowi wprowadzenie do prawdy o łasce Bożej, która otwiera przed nami nowy horyzont egzystencji, niedostępnej na poziomie czysto naturalnym9. 9 Por. Editoriale: Il mistero del peccato originale, “La Civiltà Cattolica, (2001, 1) 229-241. Perspektywa kosmicznej nadziei Napięcie, które sygnalizuje Księga Rodzaju, przeciwstawiając dziedzictwo szatana potomstwu Niewiasty (Rdz 3,15), znajdzie ostatecznie odpowiedź w zbawczej misji Jezusa Chrystusa. Dopiero w kontekście błogosławieństw sformułowanych przez Jezusa z Nazaretu odnajdujemy nową perspektywę antropologiczną i nowe kryteria sensu, które pozwalają nawet cierpienie i krzyż ujmować w perspektywie najgłębszego sensu życia objawionego przez biologiczną śmierć na wzgórzu Golgoty. Prawdy o grzechu pierworodnym nie można w pełni zrozumieć bez odniesienia do zbawczej misji „Jezusa Chrystusa, przez którego teraz uzyskaliśmy pojednanie” (Rz 5,11). Misja ta pozostaje nadal w otwarciu na ostateczne dopełnienie, którym będzie paruzja. Dlatego też można, w określonym sensie, mówić o współczesnym trwaniu grzechu pierworodnego. Oznaką tego trwania jest dążenie do absolutnej autonomii człowieka przez zacieranie granic między dobrem i złem moralnym, eliminacja jakiegokolwiek tabu moralnego, wyobcowanie, w którym nasza więź z Bogiem, bliźnimi i przyrodą zostaje podporządkowana iluzorycznym wizjom, odległym od Bożego planu stworzenia. Na poziomie naszej egzystencji, dramat grzechu pierworodnego schodzi z płaszczyzny filogenetycznej na ontogenetyczną. O tym, czy przyszłe etapy ewolucji poprowadzą w stronę wymarzonej przez Teilharda noosfery, można się przekonać dopiero po ocenie indywidualnych ludzkich odpowiedzi na Chrystusowe wezwanie „Pójdź za mną” (Mt 9,9). Dramat grzechu pierworodnego trwa. Pokusa całkowitej autonomii moralnej człowieka wyrażona w słowach „jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3, 5) pojawia się w nowych formach, choćby w Nietzscheańskiej propozycji istnienia poza dobrem i złem, przedstawianej jako alternatywa kulturowa dla współczesnych sympatyków übermenscha. Nową formą wyobcowania ze wspólnoty tworzonej przez korzenie biologiczne była w poprzednim stuleciu zarówno kultura nienawiści inspirowana ideologią übermenschów, jak i Leninowska antropologia proponująca radykalny model „nowego człowieka”. Wyobcowanie w imię iluzji etnicznych czy społecznych szło wtedy w parze dramatem wolności nadużywanej na sposób Kaina. Niewłaściwe użytkowanie tej wolności przez przedstawicieli gatunku Homo sapiens w epoce globalizacji i zastosowania broni atomowej może wnieść tragiczną nieciągłość ewolucyjną w nasz przyszły rozwój kulturowy. Nawet wszechmocny Bóg nie jest w stanie przeciwdziałać takiej nieciągłości, jeśli chce równocześnie respektować naszą wolność. Bóg i przyszłość ewolucji Pytając o rolę Boga kierującego ewolucją zazwyczaj myślimy o wszechmocnym Bogu, który ustanawia albo nawet zawiesza prawa przyrody, działa przez cuda, jednoznacznie determinuje przebieg zdarzeń. Perspektywę tę wypracowano w klasycznej teologii, gdzie ważną rolę odgrywały kategorie pojęciowe tradycji artystotelesowsko-tomistycznej. Tymczasem w próbach rozwijania teizmu chrześcijańskiego trzeba uwzględniać przede wszystkim wizję Bożych działań objawionych w Jezusie Chrystusie. Jak to wielokrotnie podkreślał choćby Alfred N. Whitehead, Bóg którego ucieleśnieniem pozostaje łagodny syn cieśli z Nazaretu, różni się istotnie od rodzących lęk i przychodzących z triumfem bogów rzymskich cesarzy. Podczas, gdy Jego współcześni oczekiwali, kiedy przywróci z mocą Królestwo Izraela (Dz 1,6), On płakał nad Kafarnaum (Łk 19,41) i nad świątynią (Łk 20,6), widząc w jej przepychu zapowiedź przyszłych ruin. Płakał na grobem Łazarza (J 11,35), bronił kobiety zaszczutej przez tłum żądny sensacji (J 8,3n), zachwycał się pięknem polnych kwiatów i ptaków szybujących w powietrzu (Mt 6,26n), deklarował, że błogosławionymi są cisi, płaczący, tęskniący za sprawiedliwością. Rozczarował tych, którzy poszukiwali triumfującego rywala cezarów, zafascynował tych, którzy w pokorze serca potrafili szukać prostych, mało popularnych wartości. Rewolucja kulturowa, którą zapoczątkowały Jego czyny i działania, wymaga przedłużenia na poziomie naszych wyborów moralnych. W świecie naznaczonym znamieniem grzechu i cierpienia immanentny Bóg współdziała ze stworzeniem w stylu ukazanym w życiu Jezusa Chrystusa. Nasza generacja oczekuje często na ewolucję z happy endem, tak jak Apostołowie oczekiwali na przywrócenie potęgi Izraela. Dlatego też nawet w teistycznej interpretacji ewolucji zamiast działań bliskich stylowi Galilei znacznie częściej poszukujemy działań utrzymanych w stylu rzymskich cezarów narzucających swe jednoznaczne decyzje reszcie świata. Tymczasem immanentny Bóg ewolucji oddziałuje nie za pośrednictwem determinizmu, który narzucałby nieuniknioną konieczność skutków, lecz w tęsknocie za trudnymi ideałami, w fascynacjach pięknem, w podejmowaniu działań, które na przekór logice strat i zysków czynią z naszego życia dar dla innych. W perspektywie teologii ewolucyjnej możemy za św. Pawłem odkrywać Bożą obecność także w tęsknocie stworzeń, które oczekują pełniejszego objawienia się chwały Bożej. Jak dobitnie sformułował to Paweł Apostoł w swym Liście do Rzymian, zarówno „całe stworzenie, które jęczy i wzdycha w bólach rodzenia”, jak i „my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując przybrania za synów – odkupienia naszego ciała” (Rz 8, 22n). Realizację naszych oczekiwań jesteśmy skłonni łączyć ze spełnieniem Bożych planów w świecie naznaczonym niedoskonałością i przemijaniem. Tymczasem, zamiast przypisywać Bogu ściśle pojęty plan lub jednoznacznie określony program rozwoju wszechświata, teologia ewolucyjna mówi jedynie o „Bożej wizji” ewolucji. W perspektywie tej natura nie zawiera w sobie ukrytego projektu, który Boski Projektant narzucałby jej z nieuchronną koniecznością. Zawiera natomiast zapowiedź przyszłych stanów, które nie uległy jeszcze aktualizacji w danym stadium ewolucji, ale których zalążkowe formy nie dadzą się pojąć inaczej jak tylko przez odniesienie do tej pełni, która nastąpi w późniejszych etapach ewolucji. Tzw. Boży projekt, o którym tak wiele mówiono w kontrowersjach dotyczących celowości w przyrodzie, nie jest odpowiednikiem architektonicznego projektu, lecz Boską wizją możliwej ewolucji wszechświata. Zazwyczaj rolę Boga w kosmicznej ewolucji pojmowano jako odpowiednik działań władcy, które wprowadzają ścisłe, jednoznaczne determinacje. Tymczasem już biblijny opis grzechu pierworodnego podkreśla, iż ewolucja – przynajmniej w niektórych jej stadiach – może przebiegać w sposób odbiegający od Boskiej wizji. Obecny w niej odcień dramatu, tragizmu, poczucia przegranej może być następstwem złych wyborów moralnych dokonywanych przez człowieka w imię specyficznie pojętej wolności. W dostępnej nam obecnie skali niewłaściwego użytkowania ludzkiej wolności, cenę odejścia od Bożego planu stanowiło ludobójstwo lub zniszczenie środowiska naturalnego. W perspektywie nowych możliwości stwarzanych przez klonowanie lub zastosowanie energii jądrowej ceną taką może okazać się nawet całkowite wyniszczenie gatunku ludzkiego. Troska o ekologię człowieka W całym procesie ewolucyjnego rozwoju Bóg jest obecny w immanentnych prawach przyrody i w ukierunkowaniu procesów w stronę transcendentnej przyszłości, której subtelną zapowiedź możemy odnajdywać już wcześniej, badając aktualne stany ewoluującego wszechświata. Bóg obecny w ewolucyjnym rozwoju stanowi ostateczną podstawę wartości i sensu dla zachodzących przemian. Nie determinuje On jednak w sposób jednoznaczny przyszłych stanów wszechświata, lecz czyni człowieka Swym powiernikiem współodpowiedzialnym za przyszłą postać dzieła stworzenia. Przez długi okres ewolucyjnego rozwoju gatunku Homo sapiens współodpowiedzialność ta okazywała się na poziomie przyrody – zarówno w symbiozie współistnienia, jak i w stopniowym poznawaniu prawdy o tajemnicach natury. Powstanie nauki nowożytnej i towarzyszący mu rozwój techniki doprowadziły do głębokich i szybkich zmian we wcześniejszej relacji człowieka z przyrodą. Ich następstwem jest dominacja człowieka nad swym środowiskiem naturalnym, posunięta w skrajnych przypadkach do barbarzyńskiej eksploatacji natury. Reakcję na te przeobrażenia stanowią m.in. protesty ekologów. Kierują się one jednak tylko w stronę niewielkiego podzbioru zagadnień w rozległej dziedzinie kontaktów człowieka z przyrodą. Nie ujmują natomiast wielu istotnych spraw, które Jan Paweł II uważa za podstawowe dla „ekologii człowieka”. W dziedzinie tej pojawia się wyraźna dominacja kultury człowieka nad jego środowiskiem naturalnym. Byłoby uproszczeniem mówić o jednej uniwersalnej kulturze naszego gatunku. Bardziej uzasadnione jest wyróżnienie różnorodnych subkultur z właściwą dla nich hierarchią wartości, sensu, zasad etycznych. W perspektywie tej nie należy traktować człowieka jako rywala Boga w procesie ewolucyjnego rozwoju świata. Bardziej niepokojące okazują się bowiem oznaki głębokich dysproporcji między osobnikami ludzkimi należącymi do zróżnicowanych subkultur. Symbolami tych różnic mogą być Hitler i Maksymilian Kolbe, Pol Pot i Matka Teresa z Kalkuty, Józef Stalin i ks. Jerzy Popiełuszko, Bin Laden i Mahatma Gandhi. Przez długi czas ateistyczni krytycy religii usiłowali traktować przeżycia religijne jako środek alienacji człowieka prowadzącej do jego wyobcowania ze środowiskiem społecznym czy wartościami stanowiącymi warunek rozwoju humanizmu. Bolesne doświadczenia poprzedniego stulecia potwierdziły smutną prawdę, iż najwyższy stopień alienacji prowadzącej do bratobójczych konfliktów i do ludobójstwa przyniosły te systemy, które na miejscu Boskiego Absolutu umieszczały bożka narodu, przewodniej klasy, idealnego systemu społecznego. Próby absolutyzacji tego, co skończone i przygodne, prowadziły do najboleśniejszych tragedii w historii ludzkości, nawet gdy towarzyszyły im radykalne komentarze o wyzwoleniu i postępie. Iluzje, które pojawiają się w biblijnym opisie grzechu pierwszych rodziców, stanowią istotne zagrożenie także dla późniejszych stadiów ewolucji. Retoryka wolności zbyt łatwo okazywała się środkiem do zniewolenia. Przeciwdziałania kolejnym iluzjom należy poszukiwać w harmonijnym zespoleniu wolności i prawdy, wrażliwości etycznej i otwarcia na obiektywne wartości, które nie zależą od arbitralnej decyzji człowieka, nawet jeśli ma on bardzo wysoko rozwinięte poczucie własnej autonomii.