27. Sobota 2 Ga 3,22–29; Łk 11,27–28 Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je (Łk 11,28). Pan Jezus przynosi nam zupełnie nową zasadę życia i więzi międzyosobowych. W innym miejscu mówi jeszcze bardziej „kontrowersyjnie”: Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je (Łk 8,21). Więź rodzina otrzymuje zupełnie nową zasadę: słuchanie słowa Bożego i poważne traktowanie go. Inaczej mówiąc: czerpanie, branie swojej tożsamości z Boga–Ojca. Niektórzy dostrzegają w tych tekstach pomniejszenie, jeżeli nie wręcz odrzucenie Maryi. Ale wystarczy tylko przypomnieć sobie inne słowa z tej samej Ewangelii: Błogosławiona jest, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana (Łk 1,45). Oto służebnica Pańska1, niech mi się stanie według słowa twego (Łk 1,38). I wówczas zamiast pomniejszenia zaczynamy widzieć prawdziwe wywyższenie Maryi. Możemy wówczas za św. Augustynem powiedzieć, że jest Ona bardziej godna czci przez to, że była służebnicą Pańską, że całkowicie zawierzyła słowu Bożemu i przez to duchowo stała się Matką Chrystusa niż przez to, że Go fizycznie zrodziła. Pan Jezus w tych scenach wskazuje nam Jej prawdziwą wielkość. Kiedy Ją czcimy, powinniśmy o tym pamiętać, tym bardziej, że właśnie w tym możemy Ją naśladować, iść za Nią, uczyć się od Niej. Fizycznie nikt z nas nie jest w stanie być matką Jezusa: ani żadna kobieta, a tym bardziej żaden mężczyzna. Tę zasadę nowego życia bardzo dobitnie wskazuje św. Paweł w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Ten tekst uważany jest za trudny. Takie teksty: Pismo poddało wszystko pod [władzę] grzechu (Ga 3,22); Do czasu przyjścia wiary byliśmy poddani pod straż Prawa i trzymani w zamknięciu aż do objawienia się wiary (Ga 3,23), wydają się trudne do interpretacji. Jak Pismo Święte miałoby nas niejako zniewalać, poddawać pod władzę W tekście greckim nie ma „ja”, do którego jesteśmy przyzwyczajeni w polskich przekładach. Ten brak być może podkreśla jeszcze mocniej bezwarunkowość Jej oddania Bogu. Nie ważne jest Jej „ja”, ale Boża wola. 1 grzechu?! Kiedy jednak spokojnie przeczytamy ten tekst w szerszym kontekście, zaczynamy rozumieć. Zobaczmy, na czym polega dramat grzechu. Najlepiej oddaje to opis „upadku pierwszych rodziców”, czyli tak zwanego grzechu pierworodnego. Ukazuje on istotę tego grzechu: człowiek dał się skusić i zwątpił w absolutną dobroć Boga, Jego całkowitą i bezinteresowną miłość do niego. Dlatego zaczął szukać na zewnątrz, poza żywą więzią z Bogiem, dla siebie dobra, szczęścia, swojej realizacji. Szatan powiedział: wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3,5). Zatem Bóg nie chce pełnego dobra dla człowieka! Dlatego Ewa, łamiąc zakaz Boży, próbuje zdobyć to, czego Bóg nie chce dać. Paradoks polega na tym, że Bóg właśnie chce człowiekowi dać pełną wiedzę i wspólnotę ze sobą, chce, byśmy byli podobni do Niego, tacy jak On: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,48). Ale to można osiągnąć przez pełną ufność, przez powierzenie się Mu i zgodę na Jego prowadzenie. Natomiast grzech wprowadził nieufność: człowiek zwątpił w bezwzględną dobroć Boga. Dlatego na zewnątrz, w zewnętrznych kryteriach szuka on swojego dobra, a także ocen własnej godności, dobroci, mądrości, wielkości itd. Prawo, jakie Bóg dał człowiekowi, mówi o właściwych relacjach międzyludzkich i o sprawiedliwości względem Boga – Stwórcy: należy się Mu cześć i wdzięczność. Ale cała historia biblijna ukazuje, jak wszyscy ludzie grzeszą, wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej (Rz 3,23). W ten sposób całe dzieje ukazują, że w sporze człowieka z Bogiem to człowiek okazuje się niewierny, grzeszny, małostkowy, fałszywy itd. Natomiast Bóg nie zgrzeszył przeciw człowiekowi, nie okazał się interesowny w odniesieniu do człowieka. Wręcz przeciwnie: Jezus Chrystus przez swoją miłość do końca ukazał pełnię oblicza Boga-Ojca. Nikt zatem nie może się przed Bogiem chlubić swoją czystością, bezgrzesznością, doskonałością, niewinnością. Jeżeliby zastosować kryteria sprawiedliwości w relacji do Boga, to wszyscy zasługujemy na potępienie. Zbawienie jest nam dane na zupełnie innej zasadzie: poprzez miłość, gest miłosierdzia i usprawiedliwienia w Osobie Jezusa Chrystusa. Tym sposobem Prawo stało się dla nas wychowawcą [który miał prowadzić] ku Chrystusowi, abyśmy z wiary uzyskali usprawiedliwienie (...) Wszyscy bowiem dzięki tej wierze jesteście synami Bożymi – w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie (Ga 3,24.26– 28). I tutaj odnajdujemy ostateczny sens tej nowej zasady życia, opartej na osobowej więzi. Żadna „sprawiedliwość” oparta na zewnętrznych normach nie jest w stanie nas usprawiedliwić, dać pełni sprawiedliwości. Prawdziwe życie może dać jedynie żywa więź osobowa z Chrystusem, Bogiem wcielonym, Bogiem, który tak bardzo nas umiłował, że wydał siebie na śmierć za nasze życie. Odkrycie tej prawdy ma ogromne znaczenie dla każdego z nas. Prawdziwe życie istnieje bowiem jedynie we wzajemnej więzi miłości. Poza nią błąkamy się na bezdrożach. Zaś nasza miłość, co także ukazuje cała historia zbawienia, nie jest możliwa bez autentycznej miłości Boga i wierności Jego wskazaniom. Od zawierzenia Bogu i Jego słowu, czyli od wejścia w żywą relację z Nim, rozpoczyna się prawdziwa więź osobowa pomiędzy ludźmi, nowa rodzina, nowe życie braterskie. Jest ono o wiele wspanialsze od naturalnych więzi rodzinnych, które bywają bardzo różne. Co więcej, ta nowa więź jest w istocie prawdziwsza, bo wypływa z samego źródła naszej ludzkiej tożsamości. My naprawdę jesteśmy najbardziej sobą w spotkaniu z Bogiem i jednocześnie jedynie wychodząc od tego spotkania, możemy prawdziwie spotykać się z drugim człowiekiem. Eucharystia jest szczególnym momentem i misterium naszego spotkania w Chrystusie. Ona powinna mieć swoje konsekwencje w naszym codziennym życiu. Eucharystia jest dla nas szkołą. Od nas zależy, na ile z niej skorzystamy. 27. Sobota 2 Ga 3,22–29; Łk 11,27–28 Dzisiejsze czytania mówią o trzech błogosławieństwach. Pierwsze wypowiada kobieta z tłumu: Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś (Łk 11,27). Pan Jezus nie zaprzecza szczęśliwości Jego Rodzicielki, jednak wyżej stawia szczęśliwość uzyskaną przez słuchanie Słowa Bożego i wypełnianie go. W ten sposób ustala nie tylko nowy porządek w hierarchii wartości, ale głębiej sięgający porządek metafizyczny. Więź duchowa z Bogiem jest ważniejsza i bardziej określa nas w tym, kim jesteśmy, niż więzi krwi. O wiele wyraźniej mówi o tym Pan Jezus w innej scenie, w której padają podobne słowa. Na wiadomość o przyjściu rodziny z Jego Matką podczas gdy nauczał, powiedział: Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je (Łk 8,21). Nowa zasada rodzinności inaczej ustawia naszą tożsamość i tym samym nasze szczęście. Ale na tym nie koniec. W Liście do Galatów św. Paweł pisze o jeszcze większej bliskości, a może jedynie odsłania jej właściwy wymiar, niedostrzegalny w słowach Pana Jezusa, który chodząc po ziemi jako Nauczyciel, nie dokonał jeszcze dzieła pojednania. Głębia błogosławieństwa polega na więzi komunii z Jezusem: wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa (Ga 3,27). Już nie wystarcza słuchanie i posłuszeństwo słowu Bożemu. Można posłuszeństwo rozumieć formalnie, jak to było u faryzeuszy. Można nawet być bardzo gorliwym w takim posłuszeństwie, wręcz fanatycznym, ale nie o to Bogu chodzi. On pragnie autentycznej więzi miłości. Dlatego Prawo jest wychowawcą. Bardzo ważnym wychowawcą, co trzeba podkreślić, ale jedynie wychowawcą. Pełnia polega na komunii, na jedności w Chrystusie. Jest to zupełnie nowa zasada życia. O ile posłuszeństwo Prawu może jeszcze wynikać z naszego ziemskiego ego, czyli tej struktury w nas, która pozwala nam żyć na świecie pełnym układów, gry, interesów, o tyle komunia w Chrystusie jest nową egzystencją na wzór Chrystusa, egzystencją całkowicie otwartą, pozbawioną jakiegokolwiek pozoru.