Okres starożytny 1. Jezus Chrystus, Zbawiciel świata i Głowa Kościo

advertisement
Okres starożytny
1. Jezus Chrystus, Zbawiciel świata i Głowa
Kościoła chrześcijańskiego.
Założycielem Kościoła chrześcijańskiego i jego Głową jest Chrystus Pan, prawdziwy Bóg i
prawdziwy człowiek. O życiu Pana naszego Jezusa Chrystusa opowiadają nam szczegółowo
ewangelie. Pan nasz Jezus Chrystus narodził się za panowania cesarza Augusta i króla Heroda
Wielkiego w miasteczku Betlejem, niedaleko Jerozolimy. Młode lata spędził w Nazarecie w Galilei
razem z matką Swoją, Marią, poślubioną Józefowi. Życie Pana Jezusa dzieli się na dwie części
nierówne. Znacznie większą część obejmuje ukryte Jego życie młodociane, mniejszą publiczne jego
nauczanie i działalność.
Pprzed Panem Jezusem Chrystusem nauczał jako ostatni z proroków, Jego poprzednik Jan
Chrzciciel. Żyjąc w najściślejszej wstrzemięźliwości, karcił on w swych kazaniach szerzące się
występki, nawoływał do upamiętania się i chrzcił pokutujących wodą Jordanu. Do niego przybył
Jezus nad Jordan, ażeby się ochrzcić. Tu Jan Chrzciciel wskazał po raz pierwszy na Jezusa, jako na
Baranka Bożego, który gładzi grzech świata (Ew. Jana 1,29), i oświadczył, że powaga i moc Jezusa
wzrastać będzie stale, zmniejszać się zaś będzie jego własna. Tak się też i stało. Jan Chrzciciel
został wskutek podszeptów przewrotnej Herodiady stracony w więzieniu (Ew. Marka 6,17).
Jezus Chrystus w trzydziestym roku życia po swym chrzcie udał się na pustynię, gdzie Go,
jako drugiego Adama kusił szatan, i rozpoczął swą działalność publiczną. Pouczał ludzi o
królestwie Bożym, a pierwsze Jego kazanie brzmiało: „Upamiętajcie się, albowiem przybliżyło się
królestwo niebieskie”. (Mat. 4,17). Naukę swą potwierdzał znakami i cudami, głodnych karmił,
chorych uzdrawiał, umarłych wskrzeszał. Powołał dwunastu apostołów, którzy byli przy Nim; ale
miał też i licznych wrogów. Lud żydowski, przejęty fałszywymi zasadami polityczno-religijnymi,
nie uznał w Nim zapowiedzianego przez proroków Mesjasza. Faryzeusze i saduceusze, arcykapłani
Annasz i Kaifasz skazali Go na śmierć za rzekome bluźnierstwo, iż nazywał siebie synem Bożym, a
ówczesny starosta Piłat Poncki wyrok zatwierdził. Pan Jezus został ukrzyżowany na Golgocie w
pobliżu Jerozolimy.
Dnia trzeciego po śmierci zmartwychwstał; przez czterdzieści dni wielokrotnie ukazywał się
uczniom swoim, przypominał im dawne nauki, obiecał im zesłanie i pomoc Ducha Świętego, rozkazał im pójść na wszystek świat, głosić ewangelię i chrzcić narody w imię Boga Ojca, Syna i
Ducha Świętego, wreszcie wobec uczniów wstąpił do nieba.
W dziesięć dni po Wniebowstąpieniu spełniła się obietnica Chrystusa Pana i Duch Święty w
postaci ognistych języków zstąpił na apostołów i umocnił ich w wierze.
Za jego natchnieniem natychmiast przemawiają apostołowie do wszystkich narodów
zgromadzonych na święta w Jerozolimie i wszyscy ich rozumieją. Trzy tysiące ludzi przejętych tym
cudem, wzruszonych natchnionemu słowami apostołów, a szczególniej przemówieniem apostoła
Piotra, nawróciło się do wiary w Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego i chrzest święty
przyjęło. Pod wieczór tegoż dnia, wskutek cudownego uzdrowienia chromego i drugiego kazania
Piotra nawróciło się jeszcze około pięć tysięcy żydów (Dzieje Ap. 5, 2—4).
Dzień przeto Zesłania Ducha Świętego, w którym apostołowie otrzymali pełnię darów
Bożych, stanowi początek Kościoła chrześcijańskiego.
O życiu pierwszych chrześcijan czytamy w Dziejach Apostolskich (r. 2 w. 42), że trwali oni w
nauce apostolskiej, i w społeczności i w łamaniu chleba i w modlitwach.
Zwykłem miejscem zebrań pierwszych chrześcijan były domy prywatne, tam gromadzili się
oni na nabożeństwa, na wspólne modlitwy, na wspólną Wieczerzę Pańską połączoną ze wspólnym
spożywaniem pokarmów, agapami1 zwanych. Ale i świątynia Jerozolimska nie przestała być dla
apostołów i pierwszych chrześcijan miejscem modlitwy.
Miłość gorąca i prawdziwa znamionowała pierwszych chrześcijan. Nie poprzestając na tym,
że przy agapach ubożsi otrzymywali pożywienie, przynoszone przez bogatszych, chrześcijanie
Jerozolimscy postanowili, aby każdy, sprzedawszy zbyteczne i niekonieczne do utrzymania
majętności, mógł zyskanymi stąd pieniędzmi wspierać ubogich. Pobudką tego szlachetnego czynu
1
agape – z greckiego, znaczy miłość; agapy były to uczty bratnie
była miłość, a że miłość ta panowała z równą siłą we wszystkich sercach, wszyscy się na jedno
zgodzili. Miłość ta była wypływem gorącej i żywej wiary w Chrystusa. Gdzie wiara, tam i miłość.
Skąpstwem, chciwością i zazdrością brzydzili się pierwsi chrześcijanie, a kiedy pewien mąż
imieniem Ananiasz z żoną swoją Safirą sprzedali część swej roli i z otrzymanych z niej pieniędzy
część skrycie schowali dla siebie, spotkała ich kara sroga, bo jednego dnia nagle umarli.
Ponieważ apostołowie nie mogli podołać w niesieniu pomocy wszystkim ubogim, gdyż czas
swój poświęcali przeważnie na opowiadanie ewangelii, wybrali pierwsi chrześcijanie do pomocy
apostołom siedmiu diakonów. Obowiązkiem ich było rozdawanie jałmużny, pielęgnowanie ubogich
i chorych, czuwanie nad wdowami i sierotami, mogli oni również opowiadać Słowo Boże2.
Najgorliwszym i najznakomitszym diakonem był Szczepan.
Słowo, które opowiadali apostołowie i diakoni wywierało podwójny skutek; dla jednych stało
się źródłem życia i odrodzenia duchowego, dla drugich przyczyną śmierci wiecznej. Chętni
słuchacze przychodzili do apostołów, żądali chrztu świętego i otrzymali go, a Kościół
chrześcijański rósł z dnia na dzień co do liczby, a zarazem w wierze i w miłości. Szczególnie
skutecznie opowiadał ewangelię o Chrystusie diakon Szczepan. Nie podobało się to Żydom, a
głównie kapłanom żydowskim. Rozpoczęły się prześladowania chrześcijan, a pierwszą ofiarą stał
się Szczepan. Oskarżali go przed Radą żydowską o bluźnierstwo przeciwko Mojżeszowi i Bogu i w
końcu kamienowano. Ostatnie jego słowa były: „Panie, nie poczytaj im tego za grzech".
Szczepan stał się pierwszym męczennikiem Kościoła chrześcijańskiego, bo on pierwszy
poniósł śmierć dla imienia Jezusowego3.
Śmierć Szczepana nie przestraszyła wyznawców Ukrzyżowanego, owszem stała się jakby
bujnym zasiewem, a zasiew ten rósł pośród łez i prześladowań. W ślad za śmiercią Szczepana
wszczęło się wielkie prześladowanie chrześcijan w Jerozolimie, którzy się wskutek tego rozproszyli
po całej ziemi Judzkiej i Samarii i stali się opowiadaczami słowa Bożego po za ziemią Kananejską.
I tak w krótkim czasie w Antiochii w Syrii4 powstała gmina złożona przeważnie z nawróconych
pogan.
Tutaj po raz pierwszy wyznawców Jezusa nazwano chrześcijanami. Antiochia stała się
niebawem środowiskiem ruchu chrześcijańskiego, stąd bowiem roznosili chrześcijanie naukę
chrześcijańską na wszystkie strony.
Do szybkiego szerzenia się chrześcijaństwa przyczyniali się sami chrześcijanie, którzy
prowadzili życie świętobliwe, pełne zaparcia się i pełne miłości Boga i bliźniego.
Wiara w Chrystusa ukrzyżowanego i życie z Chrystusem torowały i torują do dziś dnia drogę
Kościołowi chrześcijańskiemu.
2. Apostoł Piotr
Piotr, nim został powołany na apostoła, zwał się Szymonem; był synem Jonasza i bratem
apostoła Andrzeja. Mieszkał w Betsaidzie, miasteczku położonym nad jeziorem Genezareckiem.
Szymon i Andrzej zajmowali się również jak ich ojciec rybołówstwem, Szymon miał zawsze gorące
pragnienie poznać Chrystusa Zbawiciela; ułatwił mu to poznanie brat jego starszy Andrzej. Andrzej
będąc uczniem Jana Chrzciciela, usłyszał pewnego dnia, jak mistrz nazywał Jezusa Barankiem
Bożym i poszedł za Nim. W rozmowie z Jezusem poznał w Nim przepowiedzianego przez
Mojżesza i proroków Mesjasza — Chrystusa. Pośpieszył do brata i rzekł mu: „Znaleźliśmy
Mesjasza!" Wkrótce potem przywiódł do Jezusa brata swego Szymona. Jezus pierwszy raz
ujrzawszy Szymona, rzekł do niego: „Tyś jest Szymon, syn Jonasza; ty będziesz nazwany Kefas, co
się wykłada Piotr". Słowo Zbawiciela wywarto wielkie wrażenie na Piotrze; odtąd jest on uczniem
Chrystusa Pana aż do śmierci.
Prześliczna alegoria, jaką zastosował Zbawiciel do jego nowego powołania, miała mu
wytłumaczyć, że sieci, którymi on dotąd ryby łowił, porzuci, aby łowić ludzi. (Łuk. 5, 10).
2
3
4
Diakon - wyraz grecki, znaczy pomocnik. Tu i ówdzie powoływano do pracy diakonise. Wiele jednak ich nie było. Pierwsza i
jedyna, o której Pismo Św. wspomina, była Feba, służebnica zboru w Kenchreach, ruchliwym porcie Koryntu (Rzym. r. 16, w. l.)
Kościół obchodzi pamiątkę śmierci Szczepana, owego pierwszego męczennika, dnia 26 grudnia, czyli nazajutrz po święcie
Narodzenia Pańskiego
Antiochia, zwana Wielką, leżała nad rzeką Orontem w malowniczej, żyznej krainie. Dziś wśród zwalisk dawnego grodu znajduje
się mieścina turecka Antakije.
Piotr był człowiekiem gorącym, pochopnym do czynu. Względem swego mistrza Jezusa
Chrystusa zachował w sercu gorącą miłość. Kiedy pewnego razu wielu uczniów opuściło Jezusa i
nie chciało go więcej słuchać, zwrócił się Jezus do apostołów i rzekł do nich; „Czy może i wy
chcecie odejść"? Wtedy Piotr w imieniu swoim i wszystkich apostołów złożył wyznanie,
świadczące o tym przywiązaniu, jakim pałało jego serce do Pana: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty
masz słowa żywota wiecznego, myśmy uwierzyli i poznali, żeś Ty jest Chrystus, Syn Boga
żywego" (Jan 6, 68—69). Przy pojmaniu Jezusa okazał się mężnym i rzekł: „Panie, czy mamy bić
mieczem"? i uderzył sługę najwyższego kapłana i uciął mu ucho jego prawe.
Piotr był człowiekiem, który zanadto ufał sobie i zanadto polegał na swoich siłach. Było to
wtedy, kiedy Chrystus Pan przepowiedział uczniom, że w nocy Jego cierpień wszyscy się z Niego
gorszyć będą i opuszczą Go. Znowu gorący Piotr odpowiedział Chrystusowi: „Choćby się wszyscy
zgorszyli z Ciebie, ja się nigdy nie zgorszę”. (Mat. 16, 33). Jakże szybko po tych słowach przekonał
się Piotr, że Zbawiciel miał słuszność! Trzykroć się zaparł Jezusa, ale poznał swój ciężki grzech i
gorzkimi łzami go opłakiwał. Zbawiciel wybaczył grzech uczniowi swemu dla szczerości żalu i
napomniał go w sposób łagodny, a jednak do żywa przejmujący, gdy po zmartwychwstaniu swoim
trzykrotnie pytał: „Szymonie, synu Jonasza, czy Mnie miłujesz"? Wtedy Piotr z pokorą i z
nieśmiałością odpowiedział: „Tak jest Panie! Ty wiesz, że Cię miłuję". Chrystus rad z tego
wyznania, przebaczył, odpuścił mu grzechy i rzekł: „Paś owieczki Moje, paś owce Moje" i
powtórnie powierzył mu apostolstwo. Chwiejny burzliwy charakter Piotra złamał Pan w gorących i
smutnych doświadczeniach życia, dzięki którym uczynił go silnym, niewzruszonym apostołem,
wyznającym całym swoim istnieniem Chrystusa.
W dniu Zielonych Świątek Duchem Bożym poświęcony, wypowiedział swoje pierwsze
kazanie misyjne, wskutek którego trzy tysiące ludzi się nawróciło do Pana. Odtąd stał się prawdziwym filarem Kościoła chrześcijańskiego. Jako apostoł chodził a opowiadał ewangelię i na
stwierdzenie wygłoszonej prawdy czynił w imieniu Jezusa cuda. Oto w Jerozolimie uzdrowił
chromego od urodzenia, w Lidzie uleczył niejakiego Eneasza, w Jopie wzbudził z martwych Tabitę.
W tymże mieście miał widzenie, w którym upomniany został, aby nie gardził poganami, gdyż i oni
mają być powołani do przyjęcia ewangelii. Nawrócenie pogan rozpoczął od Rzymskiego setnika
imieniem Korneliusza z Cezarei.
W roku 50 był na soborze w Jerozolimie, na którym postanowiono, aby poganie, którzy się
nawrócą, nie byli zmuszani do dopełnienia pewnych ceremoniałów żydowskich. Po soborze
Jerozolimskim udał się z ewangelistą Markiem do Babilonu, skąd też napisał pierwszy swój list,
w którym napomina chrześcijan do wytrwania w wierze i ufności do Zbawiciela, który jest im
zwiastowany i którego przyjęli do serc swoich, jako źródło najwyższej szczęśliwości. List ten był
przesłany przez dawnego towarzysza apostoła Pawła, Sylwana.
Roku 67 po Chrystusie Piotr został schwytany i uwięziony w Rzymie. Napisał drugi list do
zborów w Małej Azji, zalecając czujność, wierność i wystrzeganie się fałszywych proroków i
błędnych ich nauk. W końcu pisze: „Wzrastajcie w łasce i poznaniu Pana naszego i Zbawiciela
Jezusa Chrystusa. Jemu niech będzie chwała i teraz i do dnia wiecznego. Amen".
Z pamięcią o apostole Piotrze łączy się piękna legenda. Po wybuchnięciu
prześladowania przyjaciele Piotra radzili mu, aby się ratował ucieczką. W nocy, gdy już
miał z miasta wychodzić, stanął przed nim w widzeniu Chrystus. Piotr zapytał Go:
„Panie, dokąd idziesz"? A Chrystus mu miał odpowiedzieć: „Gdy ty opuszczasz lud
mój, do Rzymu idę, by mnie ukrzyżowano raz wtóry", Piotr zrozumiał znaczenie tych
słów i powrócił do Rzymu. Tu zginął śmiercią męczeńską podczas prześladowania za
panowania Nerona. Legenda opowiada, że nie czując się godnym umrzeć w ten sposób,
jak Zbawiciel, prosił, by go ukrzyżowano głową na dół. Prośbie apostoła miano uczynić
zadość, poczym szczątki śmiertelne spalono.
Chrześcijanie dali mu szczytny przydomek „Apostoła nadziei". W rzeczy samej wszystko co
działał i czuł, było nacechowane nadzieją ujrzenia Chrystusa w dniu Pańskim. Nadzieja opromieniała go w życiu i w śmierci.
Kościół rzymski, pragnąc większym urokiem otoczyć papiestwo, uczy, że Pan Jezus postawił
Piotra nad innymi apostołami, że Piotr był przez 25 lat pierwszym biskupem w Rzymie i że papież
w prostej linii jest następcą apostoła Piotra.
W Piśmie świętem niema ani jednego miejsca, ani jednej wzmianki o wyższości Piotra nad
resztą uczniów. Przeciwnie znajdujemy mnóstwo miejsc, świadczących niewątpliwie, że między
apostołami była zupełna równość, że tę równość Pan im zachować polecił i że ci apostołowie do
tego się ściśle zastosowali.
Sam Piotr nigdy nie wywyższał się nad innych apostołów, w swoim pierwszym liście (r.5. w.l)
nazywa siebie „współstarszym", a nie zwierzchnikiem, nie zastępcą Chrystusa. Uważa siebie za
brata między braćmi.
Św. Paweł w liście do Galatów (r.2 w,9), nazywa filarami Kościoła Jakuba, Kefasa t.j. Piotra i
Jana. Nie wymienia tedy jedynego Piotra, nawet nie na pierwszym miejscu, uważając go za
równego Jakubowi i Janowi. Prawdą jest, że Jezus rzekł do Piotra (Mat. 16, 18): „Tyś jest Piotr; i na
tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go", ale z tych słów nie wynika,
żeby Kościół miał być zbudowany na Piotrze jako na osobie. Kościół jest zbudowany jedynie na
wyznaniu, które złożył Piotr: „Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego". Na tym wyznaniu, które jest
stałe jak opoka, został zbudowany Kościół i bramy piekielne nie przemogą go. W liście apostoła
Pawła do Koryntów r.3 w.11 czytamy: „Albowiem fundamentu innego nikt nie może założyć,
oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus Chrystus". A więc nie Piotr opoką,
fundamentem, ale Chrystus.
A tak zwaną władzę kluczy powierzył Pan równym sposobem wszystkim innym apostołom.
(Mat. 18, 18). „Cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane i w niebie; i co rozwiążecie na
ziemi, będzie rozwiązane i w niebie. Jak mnie posłał Ojciec, tak i Ja „was posyłam..." Ew. Jana r.20
w.21—22: „Weźmijcie Ducha Świętego, którymkolwiek grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a
którymkolwiek zatrzymacie, są zatrzymane".
Jednakowe posłannictwo, jednakowy dar Ducha Świętego dla wszystkich apostołów.
Mylną jest nauka kościoła rzymskiego, jakoby papież był następcą Piotra. Apostoł Piotr nie
ustanowił żadnych następców. Mylne jest twierdzenie, jakoby Piotr przez 25 lat był biskupem
rzymskim. Kto założył zbór w Rzymie, nie jest wiadomym. Paweł, pisząc list do Rzymian, nie
wspomina nic o Piotrze, nie wylicza go nawet między członkami tego zboru, których pozdrawia
(r.16). Gdyby Piotr był w Rzymie, to by go pozdrowił, a gdyby był biskupem, to by go naprzód i
przed wszystkimi pozdrowił. Apostołowie w ogóle nijakiej władzy nad zborami nie wykonywali,
służąc jedynie ewangelii.
Ani Piotr, ani wszyscy biskupi, ani papież nie mogą być widzialną głową Kościoła i
zastępcami Chrystusa. Chrystus sam jest głową Kościoła, na ziemi i na niebie i Chrystus Bóg
wszędzie obecny, nie może być zastępowany ani przez aniołów, ani przez żadną stworzoną istotę, i
Chrystus Pan rządzi kościołem nie za pomocą głowy widzialnej, czyli papieża, lecz rządzi przez
Ducha Świętego. Chrystus jest owym kamieniem węgielnym i na owym kamieniu węgielnym
wszyscy chrześcijanie bez wyjątku się budować winni, aby się stali mieszkaniem Bożym w Duchu
Świętym.
3. Apostoł Paweł.
Paweł, poprzednio Saul, urodził się w Tarsie w Cylicji. Nauki pobierał w Jerozolimie pod
kierownictwem Gamaliela, sławnego na owe czasy mistrza. Obok tych nauk Saul uczył się
wyrabiać namioty, aby stosownie do ówczesnego zwyczaju, mieć środek do życia. Saul był jednym
z najgorliwszych i najzapaleńszych zwolenników sekty faryzeuszów. Gdy kamienowano diakona
Szczepana, Saul zachęcał do morderstwa i strzegł szat zabójców. Gorliwość jego była tak wielką,
„Iż wchodząc do domów i wywlekając mężów i niewiasty, podawał ich do więzienia" (Dzieje
Apost. 8, 3). W tym też celu udał się do Damaszku5, by i tam prześladować chrześcijan. I oto nie
daleko Damaszku miał cudowne widzenie. Ukazał mu się Jezus. Usłyszał głos z wysokości
mówiący do niego „Saulu, Saulu! dlaczego mnie prześladujesz?" Saul zapytał: „Ktoś jest Panie?" A
Pan rzekł: „Jam jest Jezus, którego ty prześladujesz!" Pod wpływem tego widzenia nawrócił się i
został w Damaszku ochrzczony przez Ananiasza, męża bogobojnego i otrzymał imię Paweł.
Od tego czasu z najzłośliwszego prześladowcy stał się najgorliwszym krzewicielem wiary w
Jezusa Chrystusa. W ciągu 30 przeszło lat opowiadał ewangelię Żydom i poganom, odbył trzy
wielkie podróże misyjne i wszędzie tak obfite plony zbierał dla Chrystusa, że słusznie otrzymał
nazwę apostoła pogan albo apostoła narodów.
Pierwsza podróż misyjna (45 — 48)
5
Damaszek główne miasto w Syrii w pięknem położeniu u podnóża gór Libanu.
Po swoim nawróceniu trzy lata spędził Paweł w pustyni arabskiej, gdzie w modlitwach i
postach przygotowywał się do przyszłej swej działalności. Około roku 45 po narodzeniu Chrystusa
udał się w towarzystwie Barnaby i Marka w pierwszą podróż misyjną i przybył na wyspę Cypr. Z
Cypru udał się do Małej Azji do Antiochii w Pizydii już tylko w towarzystwie Barnaby, albowiem
Marek powrócił był do Jerozolimy. Tu w Antiochii apostoł Paweł przemawiał dwa razy w dzień
sabatu do zgromadzonych żydów. Jedną ze swoich mów zakończył tymi słowy: „Niechże wam tedy
będzie wiadomo, mężowie, bracia, że przez Tego (to jest przez Jezusa) zwiastuje się wam
odpuszczenie grzechów i we wszystkim, w czym nie mogliście być usprawiedliwieni przez zakon
Mojżesza, przez Tego każdy wierzący usprawiedliwiony zostaje" (Dzieje Apost. 13, 38—39).
Piękne i znaczące są te słowa. Paweł w 45 roku po Chrystusie naucza, że usprawiedliwienie
grzesznika powstaje nie z zakonu, nie z uczynków, ale z wiary w Chrystusa. Tak samo 1517 lat
potem nauczał mąż pobożny Doktor Marcin Luter, tak samo uczy nasz kościół ewangelicki, że
będziemy usprawiedliwieni z wiary w Chrystusa bez zasługi z naszej strony,
Kazanie Pawła trafiło do serc i przekonań. Oto poganie prosili, aby i w drugi sabat mówił do
nich też słowa.
Kiedy nadszedł drugi sabat i niemal całe miasto zgromadziło się na słuchanie słowa Bożego,
żydzi podburzeni przez swoich rodaków z Jerozolimy, sprzeciwili się temu, co Paweł mówił, i
bluźnili. Wtedy Paweł i Barnaba rzekli: „Wam najpierw miało być opowiadane Słowo Boże; ale
ponieważ je odrzucacie i uważacie się za niegodnych żywota wiecznego, oto zwracamy się do
pogan. Albowiem nam tak rozkazał Pan: „Postawiłem cię światłością poganom, abyś był
zbawieniem aż do krańców ziemi". (Dzieje Apost. 13, 47). A słysząc to, poganie radowali się i nawracali się do Chrystusa. Żydzi rozgniewani takimi postępami ewangelii, wzbudzili prześladowanie
przeciwko Pawłowi i Barnabaie i wygnali ich z granic swoich. Paweł udał się więc z Antiochii do
Ikonium, potem do Listry i Derbe, wszędzie opowiadając Chrystusa, umacniając i pokrzepiając w
wierze współbraci i w końcu wraz z Barnabą wrócił do Antiochii. W tym czasie, około roku 50 udał
się Paweł na sobór do Jerozolimy, na którym zapadła pamiętna uchwala, że nie należy od
nawróconych pogan wymagać przestrzegania prawa Mojżeszowego, że jednak nawróceni poganie
nie powinni brać udziału w ucztach pogańskich, nie używać krwi i mięsa ze zwierząt uduszonych,
oraz powinni się wystrzegać rozpowszechnionego wśród pogan nierządu.
Druga podróż misyjna. (51—54).
Wkrótce potem wybrał się Paweł w drugą podróż misyjną w towarzystwie Sylasa. W czasie
tej podróży przyłączyli się Tymoteusz, a następnie Łukasz. Paweł zwiedził zbory, powstałe
skutkiem opowiadania przez niego ewangelii.
Zwiedził Cylicję, Frygię, Galację, Mizję i miasto Troada, położone nad brzegiem morza
Egejskiego.
W Troadzie miał we śnie widzenie, iż stał przy nim mąż jakiś, wołając: „Pójdź do
Macedonii i pomóż nam". (Dzieje Apost. 16, 9). Posłuszny tym wskazówkom, wsiadł razem z
ewangelistą Łukaszem, lekarzem, na okręt i popłynął do Europy. Pierwszym europejskim miastem,
gdzie zwiastowana była ewangelia o Chrystusie, było Filippi. W Filippiach ochrzcił pierwszą
bogobojną niewiastę imieniem Lidia i całą jej rodzinę. Z Filippi udał się Paweł i Sylas przez
Tesalonikę i Bereję do Aten, ówczesnego ogniska greckiej uczoności i cywilizacji europejskiej. W
Atenach Paweł opowiadał o „Bogu nieznajomym". Największy skutek odniosło jego nauczanie w
Koryncie, gdzie powstał liczny zbór chrześcijański. W Koryncie przebył Paweł półtora roku.
Trzecia podróż misyjna. (56—59).
Paweł w swej gorliwości szerzenia królestwa Bożego na ziemi nie ustawał. W roku 56 udał
się w trzecią podróż misyjną do Małej Azji. Przeszło dwa lata spędził w Efezie, w pięknem
nadmorskim mieście. Wielu Żydów i pogan nawrócił do Jezusa, wiele cudów uczynił, ale też i wiele
cierpień znosić musiał. W końcu opuścił Efez, aby ujść prześladowaniom ludu, który został podburzony przez niejakiego złotnika Demetriusza. Przez Troadę i Macedonię udał się do Grecji. W
Koryncie mieszkał trzy lata. Stąd powrócił do Jerozolimy, ażeby ubogim w Jerozolimie, doręczyć
zebrane pośród chrześcijan dary. Gdy się znajdował w świątyni Jerozolimskiej, poznali go
nieprzyjaciele jego, zwłaszcza Żydzi z Małej Azji i chcieli go zamordować, ale dowódca kohorty
rzymskiej ocalił go. Potem jako więzień przebył dwa lata w Cezarei. Stamtąd, ponieważ apelował
do cesarza, odesłano go do Rzymu. Podczas żeglugi przez morze Śródziemne okręt, na którym
płynął Paweł, rozbił się przy brzegach Malty. Mieszkańcy gościnnie przyjęli rozbitków. Po
trzymiesięcznym pobycie na Malcie Paweł na koniec przybył do Rzymu. Tam jako więzień dwa lata
zostawał, głosząc jednocześnie naukę Chrystusa. Wielu pogan nawróciło się z otoczenia
cesarskiego do wiary w Chrystusa.
Według- starych podań uzyskał raz jeszcze wolność i udał się w podróż do Hiszpanii, Grecji
i Małej Azji. Stamtąd powrócił do Rzymu, gdzie po raz wtóry był uwięziony i zginął w czasie
okrutnego prześladowania, które wybuchło w roku 67 lub 68 za panowania Nerona. Jako obywatel
rzymski został ścięty mieczem bez poprzednich katuszy. Umarł szczęśliwy, bo był wiernym aż do
śmierci, umarł z wiarą w ukrzyżowanego Chrystusa, którego słowem i czynem wyznawał.
Św. Paweł napisał 13 listów, pisanych bądź do całych zborów, bądź też do pojedynczych osób.
W listach tych Paweł wyjaśnia najważniejsze zagadnienia wiary i życia chrześcijańskiego.
4. Apostoł Jan — ewangelista.
Apostoł Jan urodził się w miasteczku Betsaidzie. Ojciec jego nazywał się Zebedeusz, był
rybakiem, matka Salome. Jan był najmilszym uczniem Jezusa Chrystusa. Towarzyszył wszędzie
boskiemu Mistrzowi, był świadkiem licznych Jego cudów, świadkiem Przemienienia Pańskiego,
wskrzeszenia córki Jaira, walki w ogrójcu Getsemańskim. Podczas ostatniej Wieczerzy siedział
przy stole u łona Jezusa; on Jeden nie odstępował Go przy pojmaniu, lecz poszedł za Nim aż do
pałacu arcykapłana; jemu też z krzyża poruczył Pan Jezus matkę Swoją. Po zesłaniu Ducha
Świętego zaczął Jan opowiadać ewangelię wśród Żydów i pogan z początku w Jerozolimie, potem
w Samarii, a w końcu udał się do Małej Azji i osiadł w Efezie, gdzie przez 20 lat utwierdzał zbory
w wierze i miłości Jezusowej. Jana nazwano apostołem miłości. W ewangelii i w listach upomina
chrześcijan do umiłowania Jezusa Chrystusa, który nas umiłował i do wzajemnej miłości. Na
dowód tej miłości przechowało się następujące zdarzenie, świadczące zarazem o pięknym
charakterze Jana.
Oto gdy chodząc pośród pogan, opowiadał ewangelię, młodzieniec pewien słysząc
słowo prawdy, przyjął je z zapałem i zapragnął pozostać chrześcijaninem. Jan oddał
młodzieńca pod opieką miejscowego biskupa; ale młodzieniec ów roztrwonił wkrótce
całe swoje mienie i stał się hersztem bandy rozbójników. Dowiedziawszy się o tym Jan,
udał się mimo podeszłego wieku w drogę, ażeby szukać grzesznika; schwytany przez
rozbójników, kazał się poprowadzić do ich przywódcy. Przywódca ujrzawszy Jana
chciał uciekać, lecz apostoł zatrzymał go: „Synu mój!" rzekł Jan, „dla czego uciekasz
od ojca swego, od starca podeszłego, który niema najmniejszego oręża przy sobie? Nie
lękaj się, jest jeszcze nadzieja, wierz mi tylko, że Chrystus mię posłał do ciebie". Herszt
bandy rażony tymi słowy miłości zapłakał gorzko, padł na kolana, a apostoł przyjął go
jako syna marnotrawnego.
Podczas strasznych prześladowań, które dotknęły chrześcijan za panowania cesarza
Domicjana apostoł Jan został zesłany na wygnanie na wyspę Patmos, na morzu Egejskiem, tu
napisał swoje Objawienie, zwane Apokalipsą. Po śmierci Domicjana powrócił do Efezu i
doczekawszy się przeszło 100 lat, gdy już nie mógł chodzić, kazał się nosić na nabożeństwa, a
stałem upomnieniem jego było: „Dziatki, miłujcie się". Zapytany dlaczego powtarza jedno i to
samo, odpowiedział: „To jest przykazanie Pańskie, kto to pełni, może mieć na tym dosyć". On jeden
z pośród wszystkich apostołów umarł śmiercią naturalną.
Oprócz księgi Objawienia apostoł Jan napisał ewangelię i trzy listy.
5. Apostoł Jakub Sprawiedliwy.
Inni apostołowie pracowali równie jak Piotr, Paweł i Jan w winnicy Pańskiej a opowiadając
ewangelię, świadczyli pośród narodów o Chrystusie ukrzyżowanym, jako jedynym Zbawicielu.
Jakub opowiadał ewangelię w Jerozolimie. Był on bratem Pana Jezusa, Zbawiciela. Podróży
misyjnych nie odbywał. Z powodu swego nieposzlakowanego żywota, gorącej wiary cieszył się
wielką powagą i otrzymał miano „sprawiedliwego". Jakub obok Piotra i Jana jest słusznie nazwany
filarem kościoła Jerozolimskiego. Ale i przeciw niemu powstali wrogowie chrześcijaństwa. Według
legendy około Wielkanocy schwytano Jakuba i zaprowadzono na ganek kościelny, żądając, aby się
wyparł Chrystusa. Gdy zaś Jakub tego nie uczynił, lecz przeciwnie zawołał: „Jezus, syn człowieczy,
siedzi po prawicy Wszechmocnego w niebiesiech i przyjdzie sądzić żywych i umarłych" zrzucili go
z ganku kościelnego.
Jakub jeszcze żywy, miał tyle jeszcze siły, żeby móc na kolanach głośno za morderców się
modlić: „Panie, Boże i Ojcze, proszę za nich, bo nie wiedzą, co czynią". Poruszony tymi słowy
jeden z obecnych kapłanów zawołał: „Przestańcie, co czynicie? Ten sprawiedliwy modli się za
was"! Nic to nie pomogło. Jakiś garbarz dobił go, uderzywszy polanem w głowę. I umarł śmiercią
męczeńską ten mąż sprawiedliwy około 64 roku po nar. Chrystusa. Mamy w Piśmie Św. list
apostoła Jakuba, napisany do chrześcijan w rozproszeniu żyjących. W nim daje nam napomnienie,
byśmy nie tylko słuchaczami, ale i czynicielami słowa byli.
O życiu i działalności pozostałych apostołów i ewangelistów mało posiadamy szczegółów.
Losy ich życia okryte są mgłą różnych legend i podań.
Andrzej, brat Piotra, miał opowiadać ewangelię w południowej Rosji. Filip we Frygii.
Bartłomiej w południowej Arabii. Juda Tadeusz we wschodniej Syrii. Tomasz w Indiach i w Persji.
Mateusz ewangelista w Etiopii. Ewangelista Marek w Egipcie. Łukasz w Tebaidzie i Achai.
To jedno jest pewnym, że wszyscy z całą gorliwością i zaparciem się szerzyli ewangelię i
wszyscy z wyjątkiem Jana zmarli śmiercią męczeńską. Oni umarli, ale ich krew była nasieniem
Kościoła. Kościół chrześcijański szerzył się coraz bardziej.
6. Cesarz Neron i Tytus.
O Jerozolimie rzekł Chrystus Pan: „Jerozolimo! Jerozolimo! która zabijasz proroków i
kamienujesz tych, którzy do Ciebie są posyłani, ilekroć chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak
kokosz zgromadza kurczęta swoje pod skrzydła a nie chcieliście!" (Mat. 23, 37). Ale zepsucie
obyczajów było tak wielkie w tym mieście, że się spełniły nad nim słowa Chrystusa; „Przyjdą na
cię dni, gdy cię otoczą nieprzyjaciele twoi wałem, i obiegną cię, i ścisną cię zewsząd, i zniszczą cię,
i dzieci twoje w tobie, i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu dla tego, żeś nie poznało czasu
nawiedzenia swego" (Łuk. 19, 43—44).
W Rzymie panował cesarz Neron, okrutny tyran i prześladowca ludzi a zwłaszcza chrześcijan.
W uniesieniu gniewu kazał on zamordować rodzoną matkę, żonę i syna. Za jego panowania ponieśli
śmierć męczeńską nie tylko apostołowie Piotr i Paweł, ale i chrześcijanie mieszkający podówczas w
Rzymie. Pewnego razu wszczął się w Rzymie wielki pożar, który wkrótce po wybuchnięciu ogarnął
wszystkie jego dzielnice. Wtem rozeszła się wieść, że Neron, chcąc sobie sprawić widok palącej się
Troi, kazał spalić miasto. Czy tak było istotnie, czy nie, naród jednak, który nienawidził Nerona, w
złowrogą wieść uwierzył i oskarżał Nerona za ten pożar. Neron uląkł się gróźb oburzonego ludu i
idąc za radą nikczemnych popleczników, rzucił całą winę tej zbrodni na chrześcijan.
Nieszczęśliwych wszędzie chwytano, a z męczarni i śmierci robiono igraszkę dla ludu, który
pragnął ofiar i zemsty. Okrutny Neron kazał ich okrywać skórami zwierząt i dawać psom na
pożarcie, kazał oblewać roztopionym woskiem i smołą i przywiązawszy do słupów, podpalić, aby
służyli za rodzaj pochodni! Z Rzymu przeniosło się prześladowanie na prowincję i trwało prawie
cztery lata. Umierali biedni chrześcijanie wśród strasznych męczarni, ale umierali z wiarą.
Samobójcza śmierć tyrana Nerona położyła tym mękom i prześladowaniom koniec.
Jeszcze za panowania tego cesarza rządzili w Palestynie starostowie, którzy swoimi
okrucieństwami, chciwością, niesprawiedliwymi wyrokami i nakładaniem ciężkich podatków
wywołali powstanie i bunt żydów przeciw Rzymianom. Rozpoczęła się walka na życie i śmierć.
Wodzem wojsk rzymskich mianował Neron Wespazjana. Ten wkroczył do Galilei, i znacząc
swój pochód śladami niebywałej surowości, podążył ku Jerozolimie; tutaj pomimo
niebezpieczeństwa wojny zebrało się na święta wielkanocne około dwu milionów Żydów. Tytus,
który po Wespazjanie objął dowództwo, otoczył miasto wałem. Było to w roku 70 po narodzeniu
Chrystusa.
Tytus był człowiekiem ludzkim i szlachetnym. Gorąco pragnął oszczędzić miasto, zostawił
oblężonym czas i namawiał do poddania się, ale wszelkie namowy Tytusa z szyderstwem
odrzucone zostały. Nastały okropne czasy. W oblężonej Jerozolimie położenie żydów stawało się z
każdym dniem straszniejsze. Wzajemne bratobójcze walki wybuchły, które osłabiały ich siły. W
oblężonym mieście było zgromadzonych trzy miliony ludzi. Te trzy miliony dotknął głód. Działy
się okropności nie do opisania. Ceny chleba doszły do bajecznej wysokości. Staczano krwawe bójki
o garstkę jęczmienia. Rodzice dzieciom wydzierali kawałek chleba z ust; zgroza pomyśleć, że
pewna matka gotowała mięso swego dziecka dla zaspokojenia głodu i nie dopięła celu, bo jej i ten
posiłek wydarto6. Ojciec nie wzdrygał się patrzeć obojętnie na śmierć dzieci własnych. Połykano
drzewo i skóry z głodu. Gdy się rozeszła pogłoska, że żydzi połykali złoto, aby tym sposobem je
ocalić, chciwe rabunku żołdactwo pruło ich wnętrza, szukając pieniędzy. Z początku grzebano
jeszcze umarłych, gdy temu więcej nie można było podołać, rzucano zwłoki po prostu przez mur
lub w szczeliny gór. Liczba wyrzuconych trupów dosięgła liczby 600.000. Powstało morowe
powietrze. Świadek naoczny historyk Józef opisując tę wojnę, tak między innymi powiada: „Nigdy
żadne miasto nie cierpiało tyle. Bóg to był właśnie, który cały naród potępił, bo też nad ówczesne
nie było występniejszego na świecie pokolenia". Po zdobyciu trzeciego muru, którym była opasana
Jerozolima, Tytus jeszcze raz ofiarował żydom pokój i ułaskawienie. Gdy i tę propozycję żydzi z
szyderstwem odrzucili, kazał Tytus zniecierpliwiony oblec świątynię, dokąd się schronili żydzi, ale
wydał rozkaz, żeby jej nie podpalano. Lecz podczas szturmu jeden z żołnierzy rzucił zapaloną
pochodnię przez okno do kościoła i w jednej chwili ogień ogarnął przybytek Pański. Żydzi wydali
okrzyk ostatniej rozpaczy. Co było najświętszego dla nich, płonęło ogniem i stracone zostało
bezpowrotnie. Nie pomógł rozkaz Tytusa ratowania, żołnierze głusi na rozkaz wodza, którego
kochali, burzyli wszystko.
Historyk Józef tak opisuje tę straszną chwilę „W przeciągu kilku godzin cała góra kościelna
stała w płomieniach. Od stopni świątyni i ołtarza, płynęła krew, jakby strumień wody, unosząc ze
sobą ciała zabitych. Starcy, niewiasty, dzieci tarzali się po ziemi. Okrzyk radości zwycięzców
mieszał się z okropnym jękiem zwyciężonych, z szumem płomieni, łoskotem walących się murów i
trzaskiem ław i krzeseł, rzucanych przez kapłanów na nacierających żołnierzy". Tak więc musiały
się spełnić słowa Pańskie: „Nie zostanie kamień na kamieniu".
Podczas oblężenia Jerozolimy zginęło milion sto tysięcy ludzi, czterdzieści tysięcy umarło z
zarazy, dziewięćdziesiąt pięć tysięcy poszło w niewolę. W podziemiach znaleziono kilka tysięcy
ciał martwych; ci nieszczęśliwi albo się sami pozabijali, albo wzajemnie sobie śmierć zadali. Nadto
znaleziono w podziemiach wielu spętanych, albowiem do ostatniej chwili panował straszny terror.
Święte naczynia świątyni, stół, świecznik, zwoje prawa mojżeszowego przewieziono do Rzymu 7.
Zburzenie Jerozolimy i świątyni zadało cios życiu religijnemu i narodowemu Żydów. Od tej
chwili, pozbawieni ojczyzny, muszą błąkać się po obcych krajach bez ofiary, bez świątyni, bez
króla, nielubiani przez wszystkich.
Chrześcijanie Jerozolimscy nie brali udziału w powstaniu żydowskim, a kiedy się przybliżały
wojska rzymskie do miasta, wyszli z Jerozolimy przez Jordan do miasteczka zwanego Pella i tam
się schronili. Tu chwalili Boga za miłosierne ocalenie wtenczas, kiedy Jerozolima we własnych
pogrążyła się gruzach.
7. Męczennicy Kościoła Chrześcijańskiego,
Apostolscy Ojcowie Kościoła Ignacy i Polikarp.
Po zburzeniu Jerozolimy Żydzi rozproszyli się po całym świecie, a Kościół Jezusa Chrystusa
zaczął rozszerzać się coraz wiecej. Zyskiwał on nieustannie nowych zwolenników zarówno wśród
ubogich jak i bogatych. W krótkim też czasie stał się potęgą duchową, która zagrażała całej religii
pogańskiej. Poganizm postanowił bronić swojej religii do upadłego i wypowiedział Kościołowi
zaciętą walkę. Ponieważ chrześcijanie nie chcieli i nie mogli oddawać czci bożkom, ani posągom
pogańskim, uważano ich za przeciwników, religii państwowej, za nieprzyjaciół cesarza i państwa i
poczęto szerzyć oszczercze wieści. Wiara chrześcijan w jedynego Boga wydawała się poganom
niewiarą— ateizmem lub świętokradztwem, ich Komunia święta i wspólne braterskie uczty. —
agapy — ucztami niemoralnymi. Powiadano między poganami, że chrześcijanie na tajemnych
zgromadzeniach swoich jedzą ciało i piją krew ludzką. Uważano ich za publicznych nieprzyjaciół,
za niedozwoloną sektę, za wrogów narodu, za lekceważących cesarza, i bogów i w tym
lekceważeniu widziano przyczynę wszystkich nieszczęść publicznych. „Gdy rzeka Tybr wylała, gdy
6
7
„Jedzcie" rzekła, „wszak ja jadłam, mielibyście być lepsi, czulsi, niż ja, kobieta! matka!"
Łuk tryumfalny Tytusa w Rzymie jeszcze dziś przypomina tę kata-strofę narodu żydowskiego.
Nil pól nie nawodnił", świadczy Tertulian, „podczas klęsk trzęsienia ziemi, głodu, zarazy,
powszechne wśród ludzi było żądanie: chrześcijan lwom na pożarcie". Do walki z chrześcijaństwem stanęli kapłani, artyści, kupcy, którzy z powodu szerzenia się chrześcijaństwa ponosili
materialne straty. Prześladowania z dwoma przerwami trwały 250 lat. Najkrwawsze prześladowania
były za panowania cesarza Nerona, Decjusza i Dioklecjana. Liczba męczenników we wszystkich
krajach państwa była ogromna, niekiedy w czasie prześladowań niszczono całe wioski, okolice, a
nawet miasteczka.
Najwięcej ucierpieli ci, którzy stali na czele zborów chrześcijańskich, biskupi. Wśród nich
dwaj biskupi, którzy byli uczniami i towarzyszami apostołów i dla tego nazwano ich Apostolskimi
Ojcami Kościoła, Ignacy i Polikarp, ponieśli okrutną śmierć męczeńską.
Ignacy był biskupem Antiochii, uczniem apostoła Jana. Podług legendy miał on być tym
dziecięciem, które Jezus Chrystus, nawołując uczniów do pokory, postawił między nimi, mówiąc:
„Jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego".
(Mat. 18, 3). Kiedy cesarz Trajan ciągnął przez Antiochię na wyprawę przeciw Armeńczykom,
rozkazał przywołać do siebie biskupa Ignacego i rzekł mu:
„Ty jesteś tym demonem, który śmie opierać się rozkazom moim i zwodzisz jeszcze innych"?
„Nikt mię dotąd złym demonem nie nazwał", odpowiedział Ignacy, „demony lękają się mnie.
Chrystusa, króla niebieskiego, w sercu noszę i zwyciężam wszelkie pokusy szatańskie".
„Któż ty jesteś?", zawołał Trajan.
„Ten, który Chrystusa w sercu swoim nosi 8". „Jak to", wykrzyknął Trajan, „więc sądzisz, że
bogowie nasi, którzy za nas walczą i nieprzyjaciół naszych zwyciężają, w nas nie mieszkają"?
„Nie", odpowiedział Ignacy, „bogowie, których wzywacie, są demonami. Jeden jest tylko
Bóg, ten, który niebo, ziemię i morze i wszystkie istoty stworzył, i jeden Jezus Chrystus, syn Jego
jednorodzony, w którego królestwie być gorąco pragnę".
Po rozmowie tej cesarz Trajan wydał rozkaz związania Ignacego, odstawienia do Rzymu i
wydania go na pożarcie dzikim zwierzętom. Okuty w kajdany pod strażą dziesięciu żołnierzy
odpłynął z Antiochii do Smyrny; tu było mu dozwolone widzieć się z biskupem Polikarpem. W
czasie swej długiej podróży zachęcał Ignacy chrześcijan ustnie i piśmiennie, ażeby wytrwali w
wierze i w miłości Jezusowej. W jednym ze swoich listów tak pisze świętobliwy Ignacy: „Niech
mnie wrzucą w ogień, lub przed zwierzęta drapieżne, niech mnie przybiją do krzyża lub rozszarpią
wszystkie członki moje, nic mi to nie zaszkodzi, jeśli tylko Jezusa mieć będę".
Przybywszy do Rzymu wśród niezmiernego tłumu ludu i szalonych okrzyków zaraz był
rzucony w cyrku zgłodniałym lwom na pastwę. Ostatnim słowem jego było: „Jestem ziarnkiem
pszenicy Chrystusowej; musi mnie zemleć ząb dzikich zwierząt, abym czystym chlebem znaleziony
być mógł". Ignacy umarł w r. 116 9.
Po niejakim czasie umarł śmiercią męczeńską przyjaciel Ignacego, Polikarp,
dziewięćdziesięcioletni starzec, biskup Smyrny, w roku 167. Polikarp to jedna z
najczcigodniejszych postaci kościoła pierwotnego. Podczas prześladowania za Marka Aureliusza na
prośby zborowników ukrył się w pewnej wiosce. Pewnego razu miał widzenie, że umrze śmiercią
męczeńską na stosie. Nie chciał się więcej ukrywać i sam wydał się w ręce żołnierzy,
którzy go odprowadzili do więzienia w Smyrnie.
Wielkorządca poruszony powagą i uprzejmością biskupa chciał staruszka od śmierci ratować i
rzekł do niego: „Pomnij na swoją starość, przeklnij Chrystusa, a wypuszczę Cię na wolność".
Poruszony do łez biskup zawołał: „Osiemdziesiąt sześć lat służyłem Mu, nigdy mi nic złego nie
wyrządził, o jakżebym mógł bluźnić przeciw mojemu Królowi i Zbawicielowi". Tłum pogan i
Żydów domagał się, aby został rzucony lwom na pożarcie. Lecz sędzia wydał rozkaz, aby był
żywcem spalony. Polikarp począł się modlić, modlił się długo, modlił się serdecznie. Zaledwie
skończył, zapalono stos, na który rzucono jedenastu innych chrześcijan z Filadelfii, lecz kiedy
płomienie z dala tylko otaczały starca, jeden z żołnierzy, snąć obawiając się, aby nie ocalał, przebił
8
9
Przezywano go Teoforos, to jest Bogonośnym.
Z życia jego niewiele więcej znamy szczegółów. Wszystko inne należy do legendy, która opromieniła postać jego złotą przędzą
swoich opowiadań. Do naszych czasów przechowało się kilka listów Ignacego, pisanych do różnych zborów.
go włócznią.
Męczeńska śmierć jego nie była odosobnioną, gdyż obok tego starca umierają za wiarę
młodzieńcy, dziewice, a nawet dzieci. Bezbronni są, jedyną ich bronią cierpliwość, śmiałe
wyznanie, wierna modlitwa. Taką bronią zwyciężono pogaństwo.
8. Męczennik Justyn i męczennicy Lugduńscy.
Kościół chrześcijański, zbudowany na fundamencie apostołów i proroków, którego
kamieniem węgielnym jest sam Jezus Chrystus, rozmnażał się siłą wiary, rodzącej miłość,
poświęcenie i męczeństwo za swego Zbawiciela. Chrześcijanie pierwszych wieków poapostolskich,
nienawidzeni przez Żydów, a wyszydzani przez uczonych pogańskich, bronili się jedyną boską
nauką ewangelii i życiem swoim nieskalanym.
Dotąd podlegali prześladowaniom głównie ci, którzy stali na czele zborów, to jest biskupi i
starsi zbiorowi; poganie sądzili, że jeżeli uda się usunąć przewodników duchownych, nauczycieli i
biskupów, to lud prędzej wyprze się chrześcijaństwa i w krótkim czasie całe chrześcijaństwo runie.
Tymczasem stało się wręcz przeciwnie. Krew męczenników stała się zasiewem chrześcijaństwa. Na
widownię dziejów Kościoła chrześcijańskiego występuje mąż uczony, który nie zawahał się przed
Żydami, poganami i przed ówczesnym cesarzem Markiem Aureliuszem świadczyć o Chrystusie,
oddać świadectwo prawdzie i ściągnąć przez to na siebie śmierć krwawą. Mężem tym był Justyn,
którego w historii obdarzono zaszczytnym mianem męczennika Jezusowego i apologety
chrześcijańskiego Kościoła.
Justyn urodził się w Sychem, dawnej stolicy Samarii, w roku 103 po Chrystusie. Rodzice
jego, majętni poganie, dali synowi bardzo staranne wychowanie. Jednak wszystkie szkoły
ówczesnych pogańskich filozofów nie zaspokoiły młodego Justyna, który szukał prawdy i światła;
sumienie i serce domagało się czegoś lepszego, domagało się więcej, aniżeli mógł znaleźć w
dziełach ówczesnych filozofów pogańskich. Pewnego razu, idąc nad brzegiem morza, spotkał
sędziwego starca i wdał się z nim w rozmowę, który mu dał taką radę. „Chcesz prawdę posiąść,
zwróć się nie do filozofów, lecz do proroków Starego Testamentu, do Chrystusa i Jego apostołów, a
przede wszystkim proś Boga, aby cię oświecił, gdyż nikt nie przychodzi do poznania prawdy, jeśli
sam Bóg- i Chrystus mu oczu nie otworzą". Po tych słowach starzec odszedł. Justyn go nigdy
więcej w życiu nie widział, ale rozmowa ta wywarła na nim wielkie wrażenie. Justyn począł czytać
Pismo święte. Obcując odtąd ż chrześcijanami i widząc ich pogodę umysłu tudzież wytrwałość w
cierpieniu, widząc ich idących z odwagą na śmierć i na najstraszliwsze męki, przekonał się, że tylko
w Chrystusie Jezusie jest prawda i przyjął chrzest. Władając dobrze piórem, postanowił bronić
prawd chrześcijańskich wobec obelg- i zarzutów pogańskich filozofów. W tym celu napisał dwa
pisma obronne, jedno z nich podał Antoninowi Piusowi, drugie Markowi Aureliuszowi. Obrony te
cieszą się jeszcze i dziś zasłużoną sławą i dały Justynowi miano „Apologety Kościoła
chrześcijańskiego", ale zarazem spowodowały przyśpieszenie jego więzienia i śmierci. Na groźby
katuszy odparł mężnie: „Niczego bardziej nie pragniemy, jak cierpieć dla Jezusa Chrystusa, Pana
naszego. Męczarnie przyśpieszą nasze szczęście i natchną nas ufnością przed sądem Boga, przed
którym staną i będą sądzeni wszyscy ludzie".
Uwięziony, ubiczowany wraz z sześcioma innymi chrześcijanami, chwaląc i wielbiąc Pana,
został ścięty w Rzymie r. 166 po Chrystusie.
Justyn zostawił nam piękny przykład, jak mamy cenić wysoko naszą wiarę chrześcijańską, jak
mamy pilnie wykonywać naukę Jezusa Chrystusa, opierając się przede wszystkim na miłości
bliźniego, jak mamy gotowi być do oddania nawet życia naszego za Jezusa Chrystusa, aby tylko
stać się godnymi oglądania Boga i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa po wszystkie wieki.
Również w Lugdunie i we Wiennie zginęło bardzo wiele osób. Tam motłoch pogański działał
wspólnie z władzami. Nieludzką srogością odznaczył się wielkorządca prowincji, a stałością i
poddaniem się, oraz gorącą niezachwianą wiarą wyróżnili się między wszystkimi męczonymi:
biskup Lugdunu Potyn i niewolnica Blandyna.
Biskup Potyn, 90-cio letni starzec, wycieńczony wiekiem i chorobą, pałając żądzą
męczeństwa, odpowiedział rządcy, który go pytał, jaki jest Bóg chrześcijan: „Gdybyś był godzien,
poznałbyś Go!" Po tych słowach tłum rzucił się nań, bił go niemiłosiernie, kopał nogami bez
żadnego dla jego wieku uszanowania. Na koniec, kiedy starzec ostatnie prawie wydawał tchnienie,
wrzucony został do ciasnego więzienia, gdzie wkrótce potem skonał.
Młoda i delikatna Blandyna poniosła również okrutne męczeństwo. Katowano ją, owinięta w
siatkę i wyrzucona w powietrze przez dzikiego byka, straciła przytomność, nareszcie zaduszona
zmarła.
Sami poganie z podziwem patrzyli na jej cierpliwość i męstwo i przyznali, że nie było między
nimi niewiasty, która by wytrzymała tyle i tak długich męczarni. Z nią umarł młody 15 letni
męczennik Pontyk.
Poganie pokaleczyli i porozrzucali na ulicach ciała męczenników, potem je spalili, a popiół
wrzucili do rzeki Rony.
9. Cesarz Septymjusz Sewer i męczennica Perpetua.
Po śmierci Marka Aureliusza nastały dla chrześcijan czasy względnego spokoju, trwającego
blisko lat 80. Liczba chrześcijan wzrosła w tym czasie bardzo znacznie.
Pod koniec 2-go wieku po Chrystusie wstąpił na tron rzymskich cesarzy Septymjusz Sewer. Z
początku odnosił się do chrześcijan bardzo przychylnie. Wyleczony przez swego niewolnika
chrześcijanina z niebezpiecznej choroby, poczuwał się do pewnej względem niego wdzięczności,
którą przelewał i na wszystkich innych chrześcijan. Trwało to jednak niedługo. Około roku 202 lub
203 po Chrystusie pod wpływem różnych wojen domowych zmienił swoje postępowanie i wydał
surowe prawo, zakazujące pod ciężką karą przechodzenia na religię chrześcijańską lub żydowską.
Prześladowanie w niektórych okolicach zwłaszcza w Egipcie i w północnej Afryce było tak srogie,
że oczekiwano bliskiego zjawienia się antychrysta. Kara śmierci połączona była z konfiskatą
majątku. Między męczennikami tej epoki na wyróżnienie zasługuje 22 letnia niewiasta Kartagińska,
zamożnego rodu, imieniem Perpetua. Ojciec Perpetuy był poganinem i dokładał wszelkich
możliwych starań, aby odwieść córkę, którą bardzo kochał, od wiary i męczeństwa. Perpetua
została wtrącona do więzienia, tu odwiedził ją sędziwy ojciec. Padł na kolana przed córką swoją;
„Zlituj się, córko moja, nad siwą głową! Zlituj się nad ojcem, jeżelim kiedy na imię to zasłużył!
Zlituj się nad dziecięciem twoim, które cię nie przeżyje", tak błagał ojciec, płakał, całował ręce
córki, nazywał ją nie córką, tylko panią losu swego. Nic to nie pomagało, Perpetua wolała umrzeć
śmiercią męczeńską, aniżeli złożyć ofiarę przed popiersiem cesarza. Okrutna to była śmierć:
rzucono ją pod nogi rozwścieczonej krowy i po okropnych męczarniach dobito mieczem.
Razem z nią poniosła taką samą śmierć męczeńską wierna jej niewolnica i przyjaciółka
Felicja. We wrzącą smołę wrzuconą była niejaka Potamniena, Egipcjanka rzadkiej piękności, wraz
ze swą matką Marcelą. Żołnierz, który prowadził te niewiasty na zatracenie, został ścięty, bo się
przyznał, że jest chrześcijaninem. Ścięty został również Leonidas, ojciec uczonego i pełnego wiary
Orygenesa.
10. Prześladowania za Decjusza i Walerjana. Orygines z Aleksandrii.
Prześladowanie za Decjusza około roku 250 różniło się od poprzednich tym, że było
powszechne, to znaczy rozciągało się na całe imperium rzymskie. Prześladowanie to było skierowane przede wszystkim przeciwko kaznodziejom i biskupom. Decjusz, który panował zaledwie
dwa lata, wydał surowy edykt, aby wszyscy chrześcijanie we wszystkich prowincjach w
oznaczonym dniu stanęli przed władzą miejscową dla złożenia ofiary bogom. Decjusz postanowił
wytępić wszystkich chrześcijan w całym państwie. Z wyrafinowanym okrucieństwem obostrzono
męki. Biskupi, księża i diakoni byli skazywani od razu na karę śmierci, na ścięcie. Chrześcijaństwo
nie zgadzało się z urządzeniem i duchem państwa Rzymskiego. Zbory miały być zniszczone.
Decjusz i Walerjan chcieli, by używano najwyszukańszych męczarni, nie zważając na stan, wiek ani
też płeć. Sądzili, że tym sposobem przełamią stałość i wytrwałość chrześcijan.
W istocie w skutku ogłoszenia powyższego edyktu, znaczna liczba chrześcijan zaparła się i
odpadła od wiary w Chrystusa Ukrzyżowanego („upadli" — lapsi), szczególnie z klasy wyższej i
dała się nakłonić do ofiarowania bogom. Inni znowu uciekali do kłamstwa, nabywając świadectwo
od władz, że przynieśli ofiary bogom, albo wreszcie kazali swe nazwiska umieścić w urzędowa
spisie posłusznych prawu. Nie zabrakło jednak i takich, którzy niczym nie dali się odwieść od wiary
chrystusowej. Ci szli więzień, albo na śmierć męczeńska.
Mężem, odznaczającym się w owych czasach, był równi męczennik Orygenes.
Orygenes był najsławniejszym uczonym swego czasu10. Urodził się w Aleksandrji (185).
Ojciec jego Leonidas, mąż pobożny i uczony, sam początkowo zajął się wychowaniem syna.
Codziennie Orygenes czytał Pismo Św., i uczył się jego wyjątków na pamięć, a często wprowadzał
w podziw i zdumienie ojca swego i nauczycieli. Gdy wybuchło prześladowanie za cesarza
Septymiusza Sewera, ojciec Orygenesa Leonidas został uwięziony i na śmierć skazany. A 17-to
letni Orygines zachęcał ojca, aby pozostał wiernym Chrystusowi aż do śmierci. Po śmierci ojca
skonfiskowano cały majątek. Dla podtrzymania rodziny począł Orygenes udzielać lekcji
prywatnych. Cały dzień spędzał na pracy. Przepisywał księgi różne, a noce spędzał na czytaniu
biblii, którą prawie na pamięć umiał. Przez swoją uczciwość zwrócił na siebie uwagę chrześcijan i
pogan.
W Cezarei otworzył szkołę, która zyskała wszechświatową sławę. Podróżował po Małej Azji i
Grecji, i wszędzie działa z wielkim błogosławieństwem. Napisał mnóstwo dzieł w obronie
chrześcijaństwa. Objaśnił prawie wszystkie księgi Nowego Testamentu. Był on jednym z
najpłodniejszych i najpracowitszych pisarzy dawnego kościoła chrześcijańskiego11. Kiedy
wybuchło prześladowanie za Decjusza, Orygenes został uwięziony w Tyrze i strasznie męczony. Do
szyi przykuto mu ciężką żelazną obręcz, ciało torturowano. Orygenes pozostał stałym w wierze i z
radością wyglądał śmierci. Po śmierci Decjusza odzyskał wolność, lecz stracił zdrowie i siły. Umarł
w Tyrze (254) wskutek poniesionych męczarni w 70-tym roku życia.
11. Biskup Cyprjan z Kartaginy.
Początkowo zbierali się chrześcijanie na nabożeństwa w prywatnych domach
współwyznawców, później budowano skromne domy modlitwy. Służba Boża w domach modlitwy
polegała na przeczytaniu ustępu z pism proroków, następnie słuchali wykładu biskupów i
zwiastowania ewangelii o Chrystusie, modlili się razem, śpiewali psalmy, spożywali Wieczerzę
Pańską, wszystko dlatego, by rosnąć w wierze i miłości ku Temu, który na krzyżu umarł za grzechy
świata całego. Domowe życie chrześcijan było przykładem zgody i miłości.
Podczas prześladowań chrześcijanie na nabożeństwa zbierali się w lasach, jaskiniach, a
głównie w katakumbach. Chrześcijanie, czcząc ciała zmarłych, szczególniej męczenników, chowali
je w ziemi. Katakumby12 właśnie były ich podziemnymi cmentarzami. Były to wąskie ale dość
wysokie korytarze, w ścianach tych korytarzy czyniono wgłębienia; w nich umieszczano ciała
zmarłych, zamurowywano cegłą lub kamieniami i umieszczano tablicę z napisem13. Na grobach
męczenników znaczniejszych urządzano ołtarze, wkoło nich tworzono kaplice i odprawiano
nabożeństwa, które się odbywały zwykle w dniu śmierci męczenników. (Te dni nazywano dniami
ich urodzin).
Na czele zboru albo gminy chrześcijańskiej stał starszy zborowy czyli prezbiter, wśród
starszych jeden nosił miano biskupa.
Biskup był zwierzchnikiem gminy, jej właściwym duszpasterzem, ale niekiedy kilka gmin
podlegało jednemu biskupowi, który opiekował się nimi nie tylko pod względem duchownym, ale i
materialnym. Niemniej biskupi przestrzegają karności kościelnej. Karność ta polegała na
wyłączaniu jawnych i niepoprawnych grzeszników od spożywania Wieczerzy Pańskiej, a nawet od
słuchania kazania i wspólnej modlitwy. Jawnymi grzesznikami, podlegającymi karom kościelnym,
byli nie tylko złodzieje, pijacy itp., ale i ludzie fałszujący naukę słowa Bożego i ci, którzy w czasie
prześladowań zapierali się wiary w Chrystusa. Wyłączenie grzeszników ze społeczności zboru było
czasowe, a przyjęcie ponowne zależało od szczerej pokuty i poprawy grzeszących.
Wzorem dobrego biskupa i wiernego duszpasterza podczas prześladowania za okrutnego
panowania cesarza Waleriana był Cyprian, biskup kartagiński.
Urodził się w roku 200 po Chrystusie w Kartaginie. Był on synem senatora poganina i w
10
11
12
Z powodu niezrównanej" wytrwałości w pracy i w nauce oraz bystrości umysłu nazwany „diamentowym" (Adamantius).
Przypisują mu 6000 różnych rozpraw, z których większa część zaginęła.
Słowo „katakumba" znaczy pieczara, ganek podziemny.
Imię Zbawiciela oznaczali przez 2 pierwsze greckie litery X. P. lub przez litery greckie alfa i omega. Jednocześnie
pojawiają się na nagrobkach palmy, godło zwycięstwa męczenników; dalej ryby (litery greckiego wyrazu ryba = icht.us są
początkowymi literami greckich słów: Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel). Widać kotwicę, godło nadziei. Gołębia z różdżką
oliwną, jelenia (Ps. 42), koguta (Mat. 26, 74) Pierwsza postać ludzka, jaką się napotyka na pomnikach w katakumbach
chrześcijańskich, przedstawia Chrystusa jako świecę lub jako dobrego pasterza, niosącego na ramionach zbłąkaną owieczkę. Zdolne
ręce ozdabiały groby malowidłami ze Starego i Nowego Testamentu.
13
Kartaginie wsławił się jako nauczyciel wymowy. Z chwilą poznania ewangelii przyjął chrzest
święty i wskutek swej pobożności i uczoności zyskał wkrótce zasłużony rozgłos.
Był z początku prezbiterem a następnie został wybrany na biskupa kartagińskiego. Żeby móc
skuteczniej opiekować się zborem, opuścił Kartaginę i żył na ustroniu, ale w pracy nie ustawał, w
licznych listach swoich napominał chrześcijan do wytrwania w wierze, nakładał pokutę dla tych,
którzy, odstąpiwszy raz od wiary, chcieliby znów wrócić do Kościoła. Kiedy po śmierci Decjusza
wybuchło straszne morowe powietrze w Kartaginie, Cyprian powrócił do swego zboru i tu rozwinął
wielką działalność na polu samarytanizmu chrześcijańskiego. Poganie, z obawy zarażenia, pozostawiali chorych bez pomocy lub wyrzucali na ulicę, a mienie ich zabierali dla siebie. Wówczas
Cyprian zachęcał wiernych, aby nieśli pomoc nie tylko chrześcijanom ale i poganom, oraz aby
chowali wszystkich zmarłych bez różnicy religii. Głos biskupa nie pozostał bez skutku. Miłość
chrześcijan, jaką okazywali poganom, wywarła ogromne wrażenie na pogan, ale nie zaoszczędziła
jednak śmierci męczeńskiej Cyprianowi. Podczas prześladowania cesarza Waleriana został Cyprian
uwięziony, a ponieważ wzbraniał się złożyć ofiarę bożkom, został skazany na ścięcie. Usłyszawszy
wyrok śmierci, zawołał: „Chwała Bogu Najwyższemu", a zgromadzeni chrześcijanie zawtórowali:
„My pragniemy być również ścięci".
Wielki tłum ludu towarzyszył biskupowi na miejsce stracenia. Przed ścięciem modlił się
gorąco, a katowi swemu kazał wypłacić 25 sztuk złota. Dwaj księża zawiązali mu oczy, a pod
ciosem miecza spadła głowa świętobliwego biskupa (258). Nocą pochowali chrześcijanie jego ciało
wśród modlitw i pieśni.
12. Męczennicy za panowania Djoklecjana i Galerjusza.
Po śmierci Decjusza i Waleriana prześladowanie chrześcijan ustało. Pokój ów trwał prawie 40
lat, ale nie wyszedł chrześcijanom na dobre. Prawdziwa wiara i miłość poczęły przygasać. Wtedy
spadł ostateczny grom na chrześcijan. Cesarz Dioklecjan, który zrazu był bardzo życzliwy
chrześcijanom, uległ naleganiom swego współregenta Galerjusza i w roku 303 wydal straszny
edykt, nakazujący:
l) wszystkie kościoły chrześcijańskie zrównać z ziemią,
2) wszystkie księgi Pisma św. spalić,
3) wszystkich chrześcijan, upierających się przy swej religii, pozbawić godności i czci
obywatelskiej, oraz skazać na męki i śmierć.
Wnet wydane zostały jeszcze trzy edykty, nakazujące: uwięzić wszystkich księży i zmuszać
ich do składania ofiar bogom; więźniów, którzy złożyli ofiarę bogom, wypuścić na wolność, tych
zaś, którzy nie złożyli, zmusić do ofiarowania wszelkimi możliwymi mękami, oraz tępić wszystkich
chrześcijan bez wyjątku płci i wieku.
Krew chrześcijan polata się w całym państwie rzymskim. Nie było okrucieństwa, którego by
się nie dopuszczano. Mordowano całe gromady po 30, 80 i 100 ludzi, ojców matek i dzieci. Było to
najkrwawsze prześladowanie chrześcijan. Cesarze rzymscy triumfowali, ale triumf ich był
przedwczesny. „Bramy piekielne nie przemogła Kościoła" rzekł Pan. To proroctwo Zbawiciela
spełniło się w oczach prześladowców. Tysiące mordowano i torturowano, tysiące stawały gotowe
ponieść śmierć męczeńską. Krew, płomienie, miecz nie mogły powstrzymać i zniszczyć
chrześcijaństwa. Pewien biskup z Heraklei, gdy mu doręczono rozkaz zamknięcia kościoła, rzekł:
„Zamykanie kościołów zbudowanych rękoma ludzkimi nie może zniweczyć chrześcijaństwa
dopóty, dopóki zostaną żywe kościoły Pana, bo wiara prawdziwa nie mieszka w miejscach, w
których się nabożeństwa odprawiają, ale w sercach tych, którzy chwalą Boga". Biskup ów został
skazany na śmierć. Inny biskup, gdy zażądano od niego Pisma św. rzekł: „Oto jestem, spalcie mnie,
lecz ksiąg, w których zapisane są mowy i sprawy Pana naszego, nie oddam wam na spalenie”.
Biskup został ścięty.
Nie zniszczono i wszystkich ksiąg świętych. Wszakże byli tacy, którzy oddawali święte księgi
poganom (tak zwani traditores), ale byli i tacy, którzy zamiast ksiąg świętych wydawali księgi
pogańskie. Niektórzy wielkorządcy, nie przeglądając, palili swoje własne księgi w przekonaniu, że
palą księgi chrześcijańskie.
Cesarz Galerjusz, ów główny podżegacz, dotknięty ciężką chorobą wydał w r. 311 edykt, w
którym wypowiedział te słowa: „Chciałem chrześcijan nawrócić na wiarę ojców moich, lecz nie
udało mi się to, niechże więc będą cierpiani (tolerowani), byle nie postępowali wbrew prawom
Państwa i modlili się do Boga swego za pomyślność cesarza i cesarstwa". W 2 miesiące po wydaniu
edyktu, wśród okrutnych męczarni zmarł Galerjusz.
Pomimo więc trzechsetletniego prześladowania chrześcijaństwo nie upadło, a przeciwnie
odniosło w końcu zupełny triumf.
Stało się to za cesarza Konstantyna Wielkiego.
13. Cesarz Konstantyn Wielki.
Cesarz Konstantyn Wielki urodził się 274 r. po narodzeniu Chrystusa w mieście Naisus w
Mezji.
Jak prawie wszędzie, tak i w życiu Konstantyna wpływ matki okazał się wielki. Ojciec jego
cesarz Konstancjusz, pomimo że do końca śmierci pozostał poganinem, nie prześladował jednak
chrześcijan, nie wydał żadnego prawa przeciwko chrześcijanom, przeciwnie otoczył ich opieką i
poszanowaniem. Matka zaś Helena była gorliwą chrześcijanką i zaznajomiła syna z pierwszymi
zasadami religii chrześcijańskiej. Było więc rzeczą naturalną, że po śmierci ojca, Konstantyn,
wstąpiwszy na tron, w dalszym ciągu sprzyjał chrześcijanom i otoczył ich powagą prawa,
postanowił sobie za zadanie, bronić ich przed wszelkimi nadużyciami i napaściami ze strony pogan
i pogańskich możnowładców.
Postanowienie to wzmogło się wobec trzech współzawodników, których pokonać musiał,
ażeby się u władzy utrzymać. Tymi współzawodnikami a zarazem wrogami chrześcijan byli:
Maksyminus w Małej Azji, Licyniusz w Ilirji, Macedonii i Grecji oraz Maksencjusz, który ogłosił
siebie władcą Rzymu. Przede wszystkim trzeba było usunąć z drogi Maksencjusza. Wyruszył więc
Konstantyn z wojskiem przeciwko niemu. Pewnego dnia, siedząc w swoim namiocie, zaczął się
zastanawiać nad religią pogańską i chrześcijańską i przyszedł do przekonania, że tylko religią
chrześcijańska jest religią przyszłości. Pragnąłby doświadczyć jej mocy w ciężkim położeniu, w
jakiem się teraz znajdował.
Wyruszając na wojnę przeciwko Maksencjuszowi, jak opowiada Euzebiusz, starożytny
historyk Kościoła, zobaczył cesarz około południa, gdy szedł na czele wojska, na niebie krzyż
ognisty, na którym błyszczały te słowa: „Pod tym znakiem zwyciężysz".
Cały dzień rozmyślał Konstantyn, co miał oznaczać ten znak na niebie widziany. W nocy,
mówi tenże Euzebiusz, ukazał mu się Chrystus i nakazał nieść przed wojskiem chorągiew,
wykonaną według- tego wzoru niebieskiego. Chorągiew tę nazwano Labarum14. Zachęcony
niebieskim widzeniem, Konstantyn stoczył zwycięską bitwę. Maksencjusz, ratując się ucieczką,
utonął w Tybrze, a Konstantyn stał się panem Rzymu. W roku 313 wydał edykt w Mediolanie, na
mocy którego pozwalał wszystkim podwładnym przyjmować religię chrześcijańską.
Po pokonaniu Licynjusza, który został ścięty, został Konstantyn samowładcą państwa
Rzymskiego roku 323 i w tymże roku wydał pamiętny edykt, zabraniający prześladowania
chrześcijan.— Zezwolił on na przebudowanie świątyń pogańskich na kościoły chrześcijańskie, oraz
na wybudowanie nowych kościołów. Rezydencję swoją przeniósł z Rzymu do Bizancjum,
nazwawszy go od swego imienia Konstantynopolem i nowa ta stolica stała się wkrótce jednym z
najwspanialszych miast świata. Matka Konstantyna Helena udała się do Jerozolimy i na grobie
Jezusa wybudowała wspaniałą świątynię. W ostatnim roku swego panowania ograniczył
Konstantyn składanie ofiar bożkom. Świątynie pogańskie, które nieraz były siedliskiem rozpusty,
kazał pozamykać lub zburzyć. Duchowieństwu chrześcijańskiemu udzielił tych wszystkich
przywilejów, jakie posiadali kapłani bałwochwalscy. Zaprowadził obowiązkowe święcenie
niedzieli. Wpływowe urzędy obsadził chrześcijanami. Słowem, religia chrześcijańska stała się
odtąd religią panującą. Chrzest swój odkładał cesarz do ostatniej chwili, chciał bowiem wszystkie
grzechy całego życia od razu zmazać. Dopiero podczas ciężkiej choroby w 64 roku życia swego
został ochrzczony i wkrótce potem umarł (r. 337). Pochowany został w złotej trumnie w kościele
przez siebie zbudowanym.
Prawda, że sam cesarz, pomimo sprzyjania chrześcijanom popełniał często w życiu swoim
gwałty, niegodne chrześcijanina. Syna swego oraz żonę kazał zamordować. Ale pomimo to nie
mamy prawa potępiać go, nie było wtedy rzeczą łatwą, być cesarzem rzymskim i zarazem
chrześcijaninem, ale należy mu się wdzięczność, że dzięki jemu krok za krokiem ustępowało
pogaństwo, a chrześcijaństwo wywierało swój wpływ na wszystkie warstwy społeczeństwa.
Wdzięczna potomność uczciła pierwszego monarchę chrześcijanina przez nadanie mu przydomku
Wielkiego.
14
Labarum - chorągiew wojskowa ozdobiona drogimi kamieniami, którą niesiono przed cesarzem. Konstanty dodał jej
koronę i krzyż z monogramem Chrystusa.
14. Juljan Apostata czyli Odstępca.
Po śmierci Konstantyna państwo rzymskie podzielone zostało między trzech jego synów,
którzy prowadzili ciągle miedzy sobą wojny i wzajemnie się prześladowali. Po rozmaitych wojnach
i powstaniach wstąpił na tron ostatni potomek domu konstantynowskiego Juljan Apostata czyli
Odstępca.
Juljan urodził się 331 roku i był synem Juliusza Konstancjusza, brata Konstantyna Wielkiego.
Młodość jego była bardzo smutna. Matkę stracił wkrótce po swym narodzeniu. Ojca pospołu z
innymi krewnymi zamordowano. Wychowywali go obcy i do tego fanatyczni poganie. Na rozkaz
cesarza Konstancjusza, ażeby go utrzymać zdała od wszelkiej władzy w państwie, przeznaczono
Juliana wbrew jego woli do stanu duchownego i zmuszano mieszkać w samotnym zamku w
Kapadocji. Otaczano go klerykami, którzy go karmili suchymi dogmatami, ale dla serca nie dawano
mu żadnego duchownego pokarmu. Chrześcijańscy jego nauczyciele uczyli co innego i co innego
czynili, życie ich nie odpowiadało nauce. Od młodości przyzwyczaił się Julian do skrywania
prawdy, udawał pobożnego chrześcijanina, a w sercu był poganinem. Do wymuszonego stanu
duchownego poczuł wstręt. Konstancjusza zaś nienawidził jako mordercę ojca swego i krewnych.
Nienawiść tę przeniósł i na religię chrześcijańską. W końcu zerwał zupełnie z chrześcijaństwem i
przeszedł jawnie na stronę poganizmu. Pomogła mu do tego wojna z Germanami i śmierć nagła
Konstancjusza, po której został obwołany cesarzem roku 361. Jako cesarz dokładał wszelkich
starań, aby wskrzesić religię pogańską, która w jego pojęciu stała daleko wyżej od chrześcijańskiej.
Podwoje świątyń pogańskich, które przez cały szereg lat stały zamknięte, zostały otwarte dla
wszystkich i odbudowane nieraz własnym kosztem cesarza. W wielu miastach przynoszono na
powrót ofiary bożkom. Oszczędny skądinąd, cesarz wydawał znaczne sumy na kupno setek wołów
ofiarnych. Często sam spełniał obowiązki najwyższego kapłana, miewał przemówienia i sam
przynosił ofiary bożkom. Nauczony doświadczeniem swoich poprzedników, chrześcijan publicznie
nie prześladował, ale też i pogan nie karał, gdy ci wyrządzali chrześcijanom zniewagi. Zniósł
przywileje Kościoła, zabrał majątki, szydząc, że „Galilejczycy" staną się podobniejszymi do
ubogiego Chrystusa; usunął chrześcijan od wszystkich urzędów. Z nienawiści ku chrześcijanom
popierał Żydów. By zjednać ich sobie, a zadać kłam proroctwu Chrystusa Pana o zburzeniu
świątyni jerozolimskiej (Łuk. 21, 24), postanowił ją odbudować, ale przekonał się wkrótce o swojej
niemocy. Zaledwie rozebrano dawne fundamenty i zaczęto kopać nowe, odczuto gwałtowne
trzęsienie ziemi, a wybuchające płomienie, zabijając i raniąc robotników, zniszczyły zaczętą pracę i
zmusiły cesarza i żydów do zaniechania dzieła z tak olbrzymim nakładem podjętego.
Wszelkie próby Juliana, zmierzające ku odrodzeniu pogaństwa, spełzły na niczym. Poganie
woleli uczęszczać do teatrów niż do świątyń, które stały pustkami. Kapłani wiedli żywot rozpasany.
Na próżno cesarz nawoływał pogan do miłosierdzia i tworzył dobroczynne zakłady na wzór
chrześcijańskich; na próżno wprowadzał kazania i śpiew przy ofiarach na wzór chrześcijańskich.
Wszystko bezskutecznie; ale bezskuteczność ta rozjątrzyła Juliana, i kto wie, czyby nie doszło do
krwawego prześladowania chrześcijan, gdyby nie wojna z Persami, w którą się Julian zawikłał i w
której zginął śmiertelnie raniony w piersi15. Umierając, miał podobno podnieść ku niebu
zakrwawioną rękę i z wykrzykiem rozpaczy powiedzieć te słowa: „Galilejczyku, zwyciężyłeś!"
Atanazy, ojciec Kościoła, o wszystkich zarządzeniach Juliana powiedział: „Chmurka to tylko,
przeminie" („Nubila est, transibit"), I rzeczywiście Chrystus zwyciężył.
Następcy Juliana dali zupełną swobodę chrześcijanom. Cesarz Teodozjusz, gorliwy
wyznawca wiary Chrystusowej, stoczył stanowczą walkę z poganizmem, zakazał pod karą śmierci
składania bożkom ofiar. Od tej chwili bałwochwalstwo ukrywać się musiało w odległych wioskach
i na wyspach; dlatego też Jego wyznawców poczęto nazywać poganami (pagani = mieszkańcy
wiosek). Na wschodzie najdłużej trzymało się pogaństwo dzięki sławnej szkole filozoficznej w
Atenach, ale i ta z rozkazu cesarza Justyniana I istnieć przestała w roku 529. Z jej zamknięciem
runęła ostatnia podpora pogaństwa.
15
Podczas wojny z Persami — tak podanie niesie — zapytał pewien możny poganin chrześcijanina: „Co robi ów syn cieśli?"
„Trumnę" odparł chrześcijanin. I w parę dni nadeszła wieść o śmierci Juliana.
15. Arjusz i Atanazy
Jeszcze przed Konstantynem Wielkim pojawiło się w kościele chrześcijańskim wiele sekt i
herezji.
Nauczyciele tych sekt i herezji starali się pogodzić niektóre nauki pogańskiej filozofii i
mitologii z chrześcijaństwem. Twórcy tych sekt nazywali się gnostykami t.j. rozpoznawającymi (od
słowa greckiego gnosis t.z. wiedza, poznanie). Inni nazywali się manichejczykami. Założycielem
manicheizmu był Manes, (276) rodem Pers, który, przyjąwszy chrzest, sądził, że jest powołanym do
połączenia chrześcijaństwa z nauką Zaroastra, czyli filozofią - religią wschodu o istnieniu dwóch
bóstw, dobrego (Ormuzda) i złego (Arymana). Manes uważał siebie samego za Ducha Świętego
(parakleta), którego obiecał Chrystus zesłać i który miał sfałszowaną przez chrześcijan naukę
oczyścić.
Prócz tych dwóch głównych odłamów było wiele innych herezji, a wszystkie opierały swoje
twierdzenia na błędnym pojmowaniu religii chrześcijańskiej. Przeciwko nim występowali Ojcowie
Kościoła Justyn, Tertulian, Orygnes i inni.
Sekty te znikały, czym więcej szerzyło się poznanie Pisma św. Wszak zdrowa nauka
chrześcijańska winna być oparta na Piśmie Św. Pismo św. tylko może być jej źródłem i
fundamentem.
Najdłużej, bo prawie 200 lat trwała sekta arjańska. Powstała ona za czasów Konstantyna
Wielkiego. Twórcą jej był Ariusz. O życiu tego herezjarchy nie wiele wiemy, pochodził z Libii i był
diakonem w Aleksandrii. Był człowiekiem wielkiego umysłu i nauki, wstrzemięźliwym i
wywierającym niemały wpływ na otoczenie. Wystąpił on z nauką, że Syn Boży nie jest
prawdziwym Bogiem a tylko najdoskonalszą istotą i najdoskonalszym stworzeniem Boga. Wielu
biskupów stanęło po stronie Ariusza. Powstało z tego powodu silne rozdwojenie w Kościele
chrześcijańskim. Dla przywrócenia pokoju i jedności cesarz Konstantyn zwołał sobór powszechny
do Nicei w roku 325. Biskupi jednomyślnie oświadczyli się za nauką apostolską, że Jezus Chrystus
jest prawdziwym Bogiem, z Ojcem jednej istoty. Takową naukę ogłosili w wyznaniu wiary, które
ma nazwę składu albo symbolu Nicejskiego; tylko Ariusz z 2 biskupami obstawali przy swoim
zdaniu i skazani zostali na wygnanie. Jednakże błędna nauka nie została zniszczona. Licznym
stronnikom Ariusza udało się przekonać o jego prawowierności cesarza, który pozwolił wrócić
Ariuszowi z wygnania i być przyjętym na łono Kościoła. Uroczyste przyjęcie do Kościoła miało
nastąpić w Konstantynopolu w roku 336, ale przedtem Ariusz nagle życie zakończył.
Mężem, który najwięcej z powodu Ariusza i błędnej nauki jego wycierpiał, był Atanazy,
przezwany Wielkim. Urodził się w Egipcie blisko Aleksandrii około roku 296 albo 298. Już w
latach dziecinnych okazywał szczerą chęć do stanu duchownego i zwrócił na siebie uwagę biskupa
Aleksandryjskiego Aleksandra. Biskup Aleksander stał się prawdziwym protektorem Atanazego,
kształcił go, podróżował z nim, wyświęcił w 20 roku życia na kapłana i w roku 325 zabrał go ze
sobą na sobór Nicejski. Tu Atanazy zbijał punkt po punkcie błędną naukę Ariusza, tu wykazał swoją
głęboką uczoność a zwłaszcza gruntowną znajomość Pisma świętego. On to wymógł, że nauka
Ariusza została odrzucona, a sam Ariusz skazany na wygnanie.
Po śmierci Aleksandra oczy wszystkich zwróciły się na Atanazego, który zyskał na soborze w
Nicei zasłużoną sławę obrońcy wiary chrześcijańskiej. Atanazy został następcą Aleksandra i
biskupem w Aleksandrii. Miał on w arianach stałych i nieprzejednanych wrogów, którzy miotali
nań najpotworniejsze oszczerstwa a w końcu oskarżyli o zamordowanie biskupa Arseniusza.
Oskarżenie to nie odniosło skutku, gdyż okazało się, że biskup Arseniusz żył i był schwytany przez
arian. Niezachwiany wśród rozlicznych prześladowań, Atanazy przez 40 lat bronił gorliwie
chrześcijaństwa. Pięć razy skazany na wygnanie, pięć razy niezmordowany ten szermierz prawdy
Bożej wracał zwycięsko do swego biskupstwa. Wobec Ariusza, swego największego wroga,
zachowywał się zawsze szlachetnie. Gdy mu jego zwolennicy donieśli o śmierci Ariusza z
wyrazami radości, odrzekł: „Śmierć jest udziałem wszystkich ludzi. Z powodu niczyjej śmierci nie
należy triumfować, choćby był naszym wrogiem. Nikt nie wie, czy go Jeszcze przed wieczorem nie
spotka ten sam los".
20 lat spędził na wygnaniu. Wieczór swego życia Bóg dozwolił mu spędzić w swoim zborze,
który go bardzo umiłował. Umarł w roku 373, mając lat 75.
Jeden z ówczesnych pisarzy mówi o nim, że był to biskup niezrównany, był ojcem
uciśnionych, pocieszycielem strapionych, w czynieniu dobrze mu nikt nie dorównał, był
miłosiernym i ujmującym w słowach, a jeszcze więcej w czynach. Nazwano go Ojcem
prawowiernych.
16. Jan Chryzostom, biskup i patrjarcha Konstantynopolitański.
Jan Chryzostom, sławny doktor Kościoła, wskutek pięknego daru wymowy nazwany został
Chryzostomem, czyli Złotoustym. Urodził się w Antiochii (347). Po śmierci ojca Sekundusa, która
wkrótce po urodzeniu Jana nastąpiła, pobierał początkowe nauki w Antiochii pod okiem pilnej i
troskliwej matki Antuzy, później w Atenach, gdzie został profesorem prawa i wymowy.
Po niedługim czasie powrócił znów do rodzinnego miasta Antiochii, porzucił stanowisko
prawnika i oddal się wyłącznie nauce religii chrześcijańskiej, studiował gorliwie Pismo św. i po 3
latach przyjął chrzest święty, został mnichem, później kaznodzieją katedry Antiocheńskiej. Podczas
dwunastoletniej swej działalności duchownej w mieście rodzinnym zdobył sobie tak wielkie
uznanie, że powołano go na biskupa i patriarchę stolicy Konstantynopola. Z niezwykłą gorliwością
i zaparciem się oddał się obowiązkom swego powołania. Co mu zostawało od koniecznych potrzeb,
rozdawał ubogim. Szpitale swoim kosztem budował i sam w nich chorych opatrywał. Również
swoim kosztem wysyłał misjonarzy dla nawrócenia niewiernych Scytów i Gotów. W
Konstantynopolu urządził pierwszy w historii kościoła uroczystość misyjną w obecności
nawróconych Gotów.
Do czytania Pisma świętego zachęcał gorącymi słowy. „Słuchajcie, wy ojcowie familii” wołał
Złotousty Jan, „wy także powinniście czytać Pismo św. Słuchajcie i wy prostaczkowie, waszą
powinnością jest biblię czytać, biblię jako lekarstwo dla duszy. Ale powiesz może: ja nie rozumiem
biblii! Jak to? Czy ona jest po łacinie, czy nie możesz jej czytać w języku ojczystym? Jeżeli ci się
zdaje ciemną, to ciemność jest tylko w tobie. W boskim piśmie wszystko jest jasnym i wyraźnym,
co jest potrzebnym. Pismo św. samo się objaśnia. Ten tylko prawdziwym jest chrześcijaninem,
którego wyznanie wiary zgodne jest z Pismem św. Nie zważaj na zwyczaje, wybieraj co jest
dobrego, chociaż nie jest powszechnie przyjętym, unikaj co jest szkodliwym, chociaż jest
powszechnie przyjętym. Tak więc proszę was nie pytać się zbyt długo, co ten lub ów sądzi, ale
czerpcie sami bezpośrednio z Pisma św."
Przeciwko wszelkim zepsuciem moralnym, które rozwielmożniły się podówczas w
Konstantynopolu, występował Chryzostom z całą energią. Chłostał grzechy i występki a osobliwie
zbytki możnych niemiłosiernie, nie oszczędzając nawet dworu i duchowieństwa. Naraził się przez
to głównie cesarzowej Eudoksji. Musiał więc Konstantynopol opuścić i pójść na wygnanie.
Wkrótce jednak wskutek próśb i nalegań i gróźb ludu oraz trzęsienia ziemi, taż sama Eudoksja
prosiła cesarza, aby przywołał wygnanego.
Chryzostom powrócił. Lecz po 8 miesiącach znów wskutek intryg Eudoksji został powtórnie
skazany na wygnanie do Armenji. Ciężkie nastały czasy dla Chryzostoma. Podróż do Armenji była
pełna przykrych i złych przygód. Pomimo to Chryzostom, gdzie mógł, opowiadał słowo Boże i
wielu na wiarę chrześcijańską nawrócił.
Trudy podróży, jako też najsurowsze obejście się z nim żołnierzy (mieli rozkaz głodem go
morzyć), wycieńczyły siły jego do ostateczności. W drodze, nad brzegiem morza Czarnego w
pewnym kościele spokojnie życie zakończył (407).
Ostatnią jego modlitwą, ostatnim jego słowem na ziemi było: „Chwała Tobie za wszystko,
Panie! Amen". Te słowa często powtarzał za życia, były one jego dewizą, jego hasłem.
Ze współczesnych mu Ojców Kościoła greckich Jan jest najpłodniejszy liczbą dzieł, należy
do najbogatszych twórców w literaturze świata.16
17. Ambroży, biskup Mediolanu.
Ambroży, biskup Medjolanu, jeden z 4 wielkich doktorów Kościoła. 17 urodził się w Trewirze
około roku 340. Ojciec jego był prefektem Galii, dzisiejszej Francji, i wraz z rodziną wyznawał
religię pogańską.18 Po jego śmierci matka udała się do Rzymu. Tu Ambroży otrzymał staranne
wychowanie i wykształcenie i po ukończeniu studiów został mianowany namiestnikiem Mediolanu.
Znakomity retor i uczony sofista grecki Libanjusz mawiał, iż jednego miał wielkiego ucznia—Jana, a i tego zabrali mu
chrześcijanie.
17
Czterej wielcy doktorowie Kościoła; Ambroży, Augustyn, Hieronim, Grzegorz I Wielki.
16
18
Podług legendy, gdy Ambroży był jeszcze w kolebce, rój pszczół nagle osiadł mu na twarzy. Przestraszona służąca chciała
na oślep je odpędzać, ale ojciec Ambrożego powstrzymał ją słowami: „Nie drażnić pszczół, jeśli dziecię wyjdzie cało, wyrośnie zeń
coś wielkiego''.
Główny prefekt Italii, posyłając go na ten urząd, rzekł mu: „Idź Ambroży, i rządź nie jako sędzia,
ale raczej jako biskup." Rada i przestroga ta była jakby zapowiedzią tego, co wkrótce miało
nastąpić. Pięć lat był Ambroży namiestnikiem Mediolanu.
Po śmierci biskupa mediolańskiego, gdy przyszło do wyboru nowego biskupa, miasto
podzieliło się na różne stronnictwa, które nie mogły się między sobą porozumieć. Powstało wielkie
zamieszanie, które mogłoby się skończyć rozlewem krwi, gdyby nie Ambroży, który swoją
wymową, nacechowaną miłością i mądrością, starał się pogodzić zwaśnionych. Gdy przestał
mówić, nagle jakieś dziecię z pośrodku tłumu zawołało: „Ambroży biskup". Tłum jednogłośnie
powtórzył okrzyk dziecka; „Ambroży naszym biskupem". Ambroży wyboru przylać nie chciał,
wymawiał się, że nie jest jeszcze ochrzczony, chciał się ratować ucieczką, ale to nic nie pomogło.
Głos ludu był tym razem głosem Boga. Ambroży ulec musiał. W tydzień po przyjęciu chrztu
świętego został wyświęcony na biskupa. Objąwszy urząd pasterski, począł przede wszystkim pilnie
czytać Pismo św. i swoimi płomienistymi kazaniami nawrócił wielu arian.
Ambroży po przyjęciu godności biskupiej cały swój majątek ruchomy i nieruchomy oddał na
użytek kościoła. Obowiązki swego powołania wykonywał z prawdziwą gorliwością apostolską.
Każdy miał przystęp do niego. Razem z łagodnością i dobrocią łączył w sobie charakter stanowczy
i energiczny, który nie pozwolił mu odstępować od tego, co uważał za sprawiedliwe przez żaden
wzgląd osobisty, przez żadną groźbę, żadne niebezpieczeństwo. Kiedy cesarz Teodozjusz Wielki
kazał za śmierć swego rządcy w Tesaionii 7000 ludzi wymordować, Ambroży napisał list do niego
pełen uszanowania, ale stanowczy, w którym napominał cesarza, aby pokutował za grzech swój
publicznie. Cesarz żądania nie spełnił, dlatego też gdy chciał wejść do świątyni, Ambroży go nie
wpuścił.
Cesarz powołał się na przykład Dawida, który zgrzeszył, a jednak Pan Bóg mu przebaczył.
Ambroży odpowiedział: „Naśladowałeś Dawida w grzechach, naśladuj go także w pokucie". Po
ośmiu miesiącach cesarz Teodozjusz upamiętał się, pokutował, a Ambroży wobec zebranego ludu
grzechy mu odpuścił. Od tej chwili Teodozjusz jeszcze więcej cenił Ambrożego, a nawet powtarzał;
„Jednego widziałem biskupa — Ambrożego".
Ambroży pozostawił po sobie wiele mów i kazań, jest on autorem kilkunastu pieśni. Hymn
„Te deum laudamus" (Ciebie Boga chwalimy) przypisują Ambrożemu. Jest on twórcą tak zwanego
śpiewu rytmicznego albo ambrozjańskiego.
W mowach swoich Ambroży, podobnie jak nasz kościół ewangelicki, opiera się na Piśmie św.
„Szukajmy Chrystusa", powiada „szukajmy istotnego i prawdziwego chrześcijaństwa w Piśmie św.
a wszystko to, co w nim nie jest zawarte, jako nowatorstwo odrzucajmy". Również przemawiają do,
przekonania każdego ewangelika następne słowa biskupa: „Aczkolwiek Piotr, Jakub, Jan filarami
kościoła są nazwani, to przecież każdy chrześcijanin, który świat pokonywa, jest takim filarem,
który sam Bóg umacnia i podtrzymuje. Co Chrystus do Piotra wyrzekł: „Dam ci klucze królestwa
niebieskiego i cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebiesiech; i cokolwiek
rozwiążesz na ziemi, będzie róż wiązane i w niebiesiech" (Mat. 16, 19), to nie tylko wyrzekł do
samego Piotra, lecz do wszystkich apostołów, a nawet do wszystkich nauczycieli gmin
chrześcijańskich. (Mat. 18, 18; Jan 20, 23). Kościół opiera się nie na nim, lecz na jego wyznaniu i
jego wierze: „Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego” (Mat. 16, 16). O tej wierze wyrzekł Chrystus,
że bramy piekielne nie przemogą jej".
Na wiosnę roku 397 w Wielkim Tygodniu zasnął w Bogu, a w dniu Wielkanocy, w dniu, w
którym został ochrzczony, ciało jego przeniesiono do kościoła mediolańskiego, gdzie wśród łez i
żalu całego zgromadzonego ludu zostało pochowane.
18. Aureijusz Augustyn i Hieronim.
Aureliusz Augustyn, najsławniejszy doktor i ojciec Kościoła, urodził się roku 354 w Tagaście
w Numidii. Ojciec jego, Patrycjusz, był poganinem, matka, Monika, rodowita Afrykanka, była
chrześcijanką. Ona to wcześnie zaszczepiła w duszy jego nasiona prawdy oraz miłości ku Bogu.
Ojciec dumny ze zdolności syna, starał się o udzielenie mu jak najwięcej wiadomości, a oddając go
do szkół pogańskich w Kartaginie, sparaliżował wpływ Moniki. Augustyn prowadził życie
rozpustne, przystał do manicheizmu,19 pogardzał wiarą matki. Matka widząc syna na zgubnej
drodze, ogromnie nad tym cierpiała, płakała i modliła się.20 Pewien biskup pocieszał ją: „Ufaj,
19
Sekta ta składała się albo z uczciwych ascetów, albo też z wyuzdanych rozpustników i przetrwała do średniowiecza patrz §
15.
20
„Synem łez" - filius lacrimarum — nazwano Augustyna i zupełnie słusznie.
Moniko, syn tylu modlitw i łez nie zginie". Po ukończeniu nauk został nauczycielem wymowy w
Kartaginie. Następnie wbrew woli matki udał się do Rzymu. W Rzymie jednak nie znalazł czego
szukał i czego pragnęła dusza jego. Pogańska filozofia nie zadowalała go, pojechał przeto Augustyn
do Mediolanu, ażeby poznać znanego całemu światu z cnót i pobożności biskupa Ambrożego.
Ambroży przyjął go po ojcowsku. Jego kazania, jego dobroć, moc wiary zrobiły ogromne wrażenie
na Augustynie i spowodowały przewrót w jego myśleniu i życiu.
Augustyn począł się zastanawiać nad zasadami wiary chrześcijańskiej i czytać na nowo Pismo
św., którym dotąd pogardzał. Usłyszawszy razu jednego, jak kilka rodzin nawróciło się do Pana,
zawołał Augustyn boleśnie: „Oto prostaczkowie zabierają królestwo Boże, a my pomimo
wszystkiej nauki naszej w grzechach się tarzamy". Potem poszedł pewnego razu do ogrodu, padłszy
na kolana, modlił się o nawrócenie swoje. Niby odpowiedź na wołanie swoje usłyszał głos
dziecięcia, jakby z bliskiego podwórza dochodzący: „tolle et lege", „tolle et lege" (weź i czytaj, weź
i czytaj). Glos ten wydawał mu się znakiem, zesłanym mu przez Boga z nieba. Wziął do ręki biblię,
otworzył ją, a wzrok jego padł na te wyrazy: „Chodźmy uczciwie jak we dnie, nie w biesiadach i w
pijaństwach, nie we wszeteczeństwach i rozpustach, nie w swarach i zazdrości. Ale obleczcie się w
Pana Jezusa Chrystusa, a starania o ciele nie czyńcie ku pożądliwościom". (Rzym. 13, 13—14).
Posłuchał tego napomnienia. Łaska Boża, którą miał tak często wysławiać w pismach, oświeciła go,
opromieniła i rozpędziła wszelkie wątpliwości. Nastąpiła zmiana wyobrażeń i uczuć Augustyna,
Wybiła godzina jego nawrócenia. Matka z nawrócenia syna cieszyła się niezmiernie, triumfowała,
oddawała dzięki Bogu, który mocen jest uczynić daleko więcej niż to, o co prosimy lub co
pomyślimy. Augustyn począł gorliwiej czytać Pismo św. i przygotowywał się do przyjęcia chrztu
świętego. W Wielką Sobotę roku 387, w 33 roku życia został ochrzczony przez biskupa Ambrożego
w Mediolanie. O chrzcie mówi Augustyn w swych „Wyznaniach", krótko, lecz wymownie.
„Zostaliśmy ochrzczeni i opuścił nas niepokój o przeszłe życie". Z przeszłością tą zerwał Augustyn
bezpowrotnie. W trzydziestym, trzecim roku życia dokonał się w nim ów przełom zasadniczy: jak
apostoł Paweł tak Augustyn z grzesznika staje się wiernym sługą Bożym.
Od chwili nawrócenia, dalsze życie Augustyna wypełnione było ciągłą najwszechstronniejszą
pracą pozyskania ludzi dla królestwa Bożego, ciągłą walką z różnymi przeciwnościami, wrogami
ewangelii, grzechami. Teraz pośpieszył do Afryki, aby się całkiem oddać służbie Bożej. Po drodze
w Ostii pochował swą ukochaną matkę. W Afryce rozdał majątek ubogim, sam zaś żył w zupełnym
odosobnieniu. Wkrótce został powołany na prezbitera zboru w Hippo, a w kilka lat później wbrew
woli swojej na biskupa tegoż zboru. Odtąd Augustyn wywierał nieporównany wpływ na dzieje
Kościoła. Urząd swój biskupi wykonywał z największą gorliwością i ścisłością. Dla całego
duchowieństwa stał się wzorem pokory, miłosierdzia i miłości prawdy. Potęgą mowy i pióra
walczył przeciwko nieprzyjaciołom Kościoła. Skutecznie zbijał naukę arian i Pelagiusza, zakonnika
w Bretanii.
Pelagiusz nauczał, że Bóg od samego początku stworzył człowieka śmiertelnym, że człowiek
takim się rodzi, jakim Bóg pierwszego człowieka stworzył, t.j. bez grzechu. Grzech pochodzi ze
złego przykładu. Zbawiciela właściwie nie potrzebujemy, ale dobrze, że Jezus przyszedł na ten
świat, gdyż przez swój dobry przykład dał zachętę do poprawy i do zbawienia.
Przeciwko tym naukom wystąpił Augustyn. Człowiek, wychodzący z rąk Stwórcy, był święty,
niewinny, bezgrzeszny. Gdy Adam, ojciec i przedstawiciel rodu ludzkiego, popełnił grzech
pierworodny, całe jego potomstwo zgrzeszyło z nim i w nim i ponosi skutki grzechu. Każdy człowiek jest więcej zdolny do złego niż do dobrego, ta skłonność do złego nazywa się grzechem
pierworodnym. Człowiek nie może powstać z upadku, jak tylko za łaską Bożą. Łaskę tę nadały mu
życie i śmierć Jezusa Chrystusa. Jedynie tylko łaska Boża człowieka zbawić może.
Augustyn jest nazwany wielkim „Doktorem łaski". Augustyn pozostawił po sobie bardzo
wielką liczbę dzieł, w których bronił wiary chrześcijańskiej. Pisma Augustyna wywierały potężny
wpływ na naszego wielkiego reformatora Dr M. Lutra, który rozczytywał się w pismach Augustyna
i pokrzepiał się niemi.
O Piśmie św. tak się Augustyn wyraża: „Czymże jest Pismo św., jeżeli nie listem otwartym
wszechmocnego Boga do swych stworzeń? Ewangelia jest to głos Pana naszego, którym z
wysokości niebios z nami na tej ziemi rozmawia. W ewangelii wszystko jest wyłożone jasno i
wyraźnie, co się odnosi do nauki wiary i moralności. Kto odstępuje od Pisma św. ten nie należy do
Kościoła, chociażby w nim zasiadł. Z Pisma św. a nie z następstwa biskupów, ani z powagi
konsyliów, ani z mnogości cudów prawda musi płynąć. Chrystus sam jest opoką, na której kościół
jest zbudowany.
Augustyn umiał podnieść upadłe dusze, ożywić serca, napełnić odwagą i wytrwałością w
cierpieniach. Jak nauczał, tak i żył, żył skromnie, niemal ubogo. Koniec jego życia był jednak
bardzo smutny. Dzicy Wandalowie zajęli północną Afrykę i obiegli także miasto Hippo. W czasie
tego oblężenia Augustyn silnie zaniemógł. Czując swój bliski koniec, kazał sobie podać psalmy
Dawida i czytał je pośród wielu łez i modlitw W roku 430, w 76 roku życia umarł. Ostatnim jego
słowem była modlitwa: „Dajże mi umrzeć mój Boże, ażebym żył",
Najgłówniejsze dzieła Augustyna są: „O Trójcy", „O Państwie Bożym" i „Wyznania".
Legenda głosi, że podczas rozmyślań o Trójcy Świętej Augustyn ujrzał małe dzieciątko,
przelewające łyżeczką wodę morską. Gdy dowiedział się, że zamierza ono przelać cały ocean w
wykopany w piasku dołek, chciał wytłumaczyć dziecku niemożliwość podobnego przedsięwzięcia,
dziecko odpowiedziało: „Prędzej ja przeleje cały ocean, niż ty Augustynie, zgłębisz tajemnicę
Trójcy Świętej".
Dzieło „O Państwie Bożym" jest najobszerniejszą, najgruntowniejszą naówczas obroną wiary
chrześcijańskiej. W Augustynie żyła silna potrzeba wiary, wyrażona w słynnym zdaniu: „Wierz,
abyś zrozumiał" (crede, ut intelligas).
„Wyznania" (Confessiones). Jest to ciągły, wzniosły a rzewny opis nawrócenia, w którym
mąż ten świętobliwy wyznaje swoje błędy, rozważa znikomość rzeczy doczesnych, zagrzewa do
zamiłowania wiecznych i rozważania słowa Bożego. W „Wyznaniach" znajdują się owe piękne
zdania godne zapamiętania: „O, Boże mój, stworzyłeś nas dla Siebie, a dusza moja nie ma pokoju,
dopóki nie spocznie w Tobie!" „Cała nadzieja moja w nieskończonym miłosierdziu Twoim, o Boże!
Daj co nakazujesz i nakazuj, co dasz".
W dziełach Augustyna przebija się ta przepiękna zasada: w tym co konieczne—jedność; w
wątpliwym—wolność; we wszystkim—miłość.21
Współcześnie z Augustynem żył Hieronim, Doktor i gorliwy obrońca nauki Kościoła.
Hieronim urodził się w słowiańskim mieście Stridonie (teraźniejsza Strigawa) na pograniczu
Dalmacji (346 r.).
Był on synem rodziców bogatych i znakomitych. Kształcił się w Rzymie, skąd odbywał różne
podróże po różnych krajach. W końcu żeby uciec przed światem i jego niebezpieczeństwami, udał
się do Betlejem. Przez 34 lat żył on tu, oddając się ascetyce i pracy nad Pismem św. Jej owocem
było tłumaczenie Pisma św. na język łaciński. Przekład ten z powodu rozpowszechnienia się
otrzymał nazwę „Wulgaty"22 dziś powszechnie w kościele rzymskokatolickim używany.
Tu w Betlejem zakończył Hieronim23 swój świątobliwy żywot w r. 420, przeżywszy lat 88.
W tymże czasie dokonał Ulfilas, biskup Gotów, przekładu biblii na język starogotycki,
ułożywszy do tego celu osobny alfabet. (Około roku 360). Z całej tej biblii pozostały tylko urywki.
Znajdują się one w uniwersytecie w Upsali w rękopisie (codex argenteus), pisanym srebrnymi
głoskami na pergaminie purpurowej barwy.
19. Antoni, Wielki Pustelnik.
W czasie prześladowania za Decjusza w 3 wieku wielu chrześcijan, aby uniknąć męczarni,
udawało się na pustynię i tam prowadziło życie samotne. Pierwszym znanym nam pustelnikiem był
niejaki Paweł z Tebaidy, który w modlitwach i postach podobno 90 lat przepędził w pustyni.
Patriarchą jednak życia pustelniczego i zakonnego uważany jest Antoni, przezwany Wielkim, albo
Ojcem Pustelników. Urodził się około roku 250 w pewnej wsi Egipskiej. Będąc jeszcze dzieckiem,
oddawał się pobożnym rozmyślaniom i uczęszczał do kościoła. Będąc pewnego razu w kościele,
usłyszał kazanie na słowa ew. św. Mat. (19, 21):
„Jeśli chcesz być doskonałym, idź, sprzedaj majętności swoje, i rozdaj ubogim, a będziesz
miał skarb w niebie; i przyszedłszy tu, idź za Mną". Wzruszony do głębi serca tą ewangelią, rozdał
majątek ubogim, sam zaś udał się na puszczę, żywił się tylko chlebem i solą, ubogich wspierał,
chorych modlitwą uzdrawiał i wywierał ogromny wpływ na otoczenie. W czasie prześladowania za
cesarza Maksymina wrócił do Aleksandrii, zachęcał do wyznawania Chrystusa i do wytrwania w
wierze i sam wyznał śmiało i otwarcie swoją wiarę w Chrystusa ukrzyżowanego. Po uciszeniu się
burzy prześladowań, wrócił na pustynię, i na górze Kolsin, zwanej później górą św. Antoniego,
21
22
23
In necessariis unitas, in dubiis libertas, in omnibus caritas.
Wulgatę przetłumaczył na język polski ks. jezuita Jakub Wujek.
Hieronim przyczynił się do rozpowszechnienia czci Marii, matki Pana Jezusa. W pierwszych czterech wiekach cześć Marii
nie była rozpowszechniona i nie było świąt ku jej uwielbieniu.
prowadził dalej żywot, poświęcony modlitwom, umartwieniom ciała i pracy. Zasiał naokoło swej
siedziby kawał pola, żeby nie być ciężarem swych przyjaciół i żeby móc udzielić wsparcia
potrzebującym. Sława Antoniego rosła nieomal z każdym dniem. Ludzie różnego stanu, nawet
cesarz Konstantyn Wielki, udawali się do niego o radę i polecali się jego modlitwom.
Już jako stuletni starzec przybył znów na prośbę Atanazego do Aleksandrii, żeby uśmierzyć
różne spory powstałe co do osoby Chrystusa. Opowiadają, że wtedy w przeciągu kilku dni więcej
pogan nawróciło się do chrześcijaństwa, aniżeli przedtem w ciągu całego roku. Antoni, czując
bliską śmierć swoją, prosił przyjaciół, ażeby ciała jego nie balsamowali, lecz żeby je pochowali i
grób trzymali w ukryciu, ażeby inni nie oddawali czci zabobonnej jego kościom. Umarł cicho mając
lat 105. „Dzieci, bądźcie błogosławione", rzekł po raz ostatni do mnichów, „Antoni odchodzi, i nie będzie go wiecej przy was".
20. Opat Benedykt z Nursji, patrjarcha zakonników Zachodu.
Życie zakonne, któremu dał początek Antoni w IV wieku, zostało rozwinięte przez
Pachomjusza, ucznia Antoniego, w Egipcie. Zakonnicy mieszkali we wspólnym domu (klasztorze),
trzymając się ustanowionej reguły. Urządzenie klasztorów było proste. Na czele klasztoru stał opat.
Wszyscy zakonnicy zajmowali się modlitwą i pracą ręczną. Wyroby swej pracy sprzedawali, a
korzyści obracali na utrzymanie klasztoru; przy klasztorach zakładano szkółki, przytułki i szpitale.
Klasztory były ogniskiem życia religijnego. Z klasztorów wyszli najprzedniejsi biskupi kościoła
ówczesnego. Największe zasługi względem wiary i cywilizacji na Zachodzie położył zakon
benedyktynów. Założył go Benedykt z Nursji.24 Urodził się on w roku 480. W latach młodzieńczych
był on oddany na nauki do Rzymu, lecz tam swawola i zdrożność oraz moralne zepsucie wśród
duchownych tak oddziałały na niego, że postanowił schronić się do jaskini w Subiako, gdzie
przebył trzy lata. Wielu uczniów zgromadziło się tu naokoło niego, dla nich założył on klasztor na
górze Kasino. Czternaście lat jako opat rządził klasztorem i tu umarł 21 marca roku 543.
Urządzenie, jakie zaprowadził Benedykt w Monte Kasino, posłużyło za wzór dla większej
części klasztorów na Zachodzie. Zakonnik, wstępujący do klasztoru, składał trzy śluby: ubóstwa,
bezżeństwa i posłuszeństwa względem zwierzchników. Życie benedyktynów było przeplatane
modlitwą, pracą umysłową i pracą ręczną. Zakonnicy byli ciągle zajęci. Jedni obowiązani byli
osuszać bagna, wycinać zarośla i tym sposobem przyczyniali się wielce do polepszenia rolnictwa;
inni zajmowali się nauczaniem i wychowaniem młodzieży, inni znów przepisywali rękopisy, księgi
i biblię i tym sposobem położyli wiekopomną zasługę, bo zachowali niejeden ważny rękopis, nawet
biblię od zagłady i przechowali ją potomstwu. Niemałą zasługę położyły zakony około nawrócenia
pogan, a podczas wojen opiekowały się chorymi, sierotami, podróżnymi.
Na podobnych zasadach powstał zakon żeński benedyktynek, którego założycielką była
Scholastyka, siostra Benedykta. Mniej więcej na wzór reguły zakonu benedyktyńskiego powstały z
biegiem czasu zakony augustianów, kapucynów, franciszkanów, dominikanów oraz cały szereg
zakonów żeńskich.
Miały te zakony swoje znaczenie cywilizacyjne, ale i do nich wkradły się zepsucia i
zgorszenia. Według pojęcia ewangelickiego klasztory są rzeczą zbyteczną. Aby być dziecięciem
Bożym, nie potrzeba się uciekać do klasztoru, ponieważ każdy w swoim powołaniu może godnie
służyć Bogu i ludziom. Wierzyć i miłować Boga i bliźnich oraz wiernie i sumiennie spełniać
obowiązki swego powołania — oto zasady życia, doskonałość chrześcijańska w znaczeniu
ewangelicznym. Kto tak postępuje, ten jest prawdziwym uczniem Chrystusa.
21. Leon I Wielki i Grzegorz I Wielki.
Początkowo pierwsi chrześcijanie nie czynili żadnej różnicy między sobą. Wszyscy byli jakby
jedno serce i jedna dusza i uważali się jako naród kapłański zgodnie ze słowami Pisma św. (I Piotra
2, 9) „Wy jesteście rodem wybranym, królewskim kapłaństwem".
W III-cim jednak wieku duchowieństwo, uważając się za bliżej stojące Boga, a pod względem
oświaty i życia wyróżniając się od reszty społeczeństwa chrześcijańskiego, przezwało się klerem, a
wszystkich nieduchownych nazywało laikami. Rozdzieliło się także duchowieństwo na
duchowieństwo wyższe (ordines majores) i niższe (ordines minores).
Biskupi zajęli stanowisko rządzących zborami, a pierwszym, który taką naukę o nich
24
Dzisiejsza Nurcia.
wytworzył, był Ignacy z Antiochii. Twierdził on, iż biskup jest przedstawicielem Chrystusa, a
kolegium prezbiterów przedstawicielami apostołów. Powoli wytworzyło się pojęcie wprost
przeciwne temu, co czytamy w listach apostolskich. W IV-tym wieku został wprowadzony celibat,
czyli bezżeństwo księży, co się wprost nie zgadza z nauką Chrystusa i apostołów (I Tymot. 3, 2).
Wbrew Pismu św. otaczano biskupów nadzwyczajną świętością.
Okoliczności złożyły się na to, że biskupi zborów Rzymskiego, Antiocheńskiego,
Jerozolimskiego i Aleksandryjskiego używali największej powagi i nazwali się patriarchami.
Największej zaś powagi używał biskup Rzymski. Miasto Rzym, jako stolica ogromnego
państwa rzymskiego, olśnione było blaskiem potęgi i chwały, do tego wytworzyło się błędne, na
niczym nieuzasadnione podanie, jakoby założycielem i pierwszym biskupem zboru Rzymskiego był
apostoł Piotr (por. § 2).
Biskupi rzymscy uważali siebie jako następców Piotra i nazywali się późnię] papieżami (od
wyrazu papa — ojciec).
Do uświetnienia władzy i powagi Rzymskich biskupów przyczynili się najwięcej Leon Wielki
i Grzegorz Wielki.
Leon I Wielki urodził się w Rzymie około 440 r. O jego młodości prawie nic nie wiemy.
Wiemy tylko tyle, że był to papież, który odznaczał się gorliwą pobożnością, odwagą i wielkim
charakterem. W tych czasach Atylla, wódz Hunów, wkroczył do Włoch, ogniem i mieczem je
niszczył i ciągnął ku Rzymowi. Leon na czele duchowieństwa zaszedł mu drogę, a wymową,
powagą i prośbą skłonił go do odwrotu i ocalił Rzym.
Surowszym od Atylłi okazał się Genzeryk, wódz Wandalów, który napadł na Rzym i gdyby
nie prośby Leona, miasto niezawodnie spaliłby. Leon przezwany Wielkim umarł w r. 461. Przy
ogromnej nauce, szczególnie teologicznej, posiadał wielkiego ducha, który go wzniósł nad
współczesnych.
Drugim takim mężem wpływowym był Grzegorz Wielki.
Grzegorz I Wielki urodził się około 540 r. Odebrawszy staranne wychowanie, początkowo
piastował urząd pretora25 Rzymu. Po śmierci ojca postanowił oddać się życiu zakonnemu. Cały
swój majątek odziedziczony po ojcu rozdzielił między ubogich. Budował klasztory i hojnie je
wyposażał. Zostawszy papieżem postanowił wytępić wszelkie nadużycia, które już wtedy panowały
w Kościele chrześcijańskim.
Grzegorz protestował energicznie przeciw tytułowi biskupów ekumenicznych czyli
powszechnych, przybieranemu przez patriarchów Konstantynopola. Sam zaś mianował się sługą
sług Bożych (servus seryorum dei). Przy nawracaniu pogan i zobojętniałych obok gorliwości
zalecał łagodność, miłość, ale nie pragnął nikogo przymuszać do przyjęcia wiary chrześcijańskiej.
Grzegorz był człowiekiem bardzo słabego zdrowia. Cierpienia jego wzmogły się tak dalece, że
przez wiele lat nie mógł nawet podnieść się z łóżka, co wszakże nie ostudzało jego gorliwości i
pracy. Wspierał, nagradzał, zachęcał tych, co się oddawali naukom i sztukom pięknym. Uważany
jest za ojca śpiewu chóralnego zwanego gregorjańskim (cantus firmus). Sam był największym
swego wieku pisarzem. O Piśmie św. pisał Grzegorz, że każe ono czystą prawdę. Przez nie Bóg
odpowiada na każde pytanie. Jest ono w wielu miejscach tak jasne, iż dziecię zrozumie, a ludzie
zwyczajni pokarm duchowy dla siebie z niego czerpać mogą. Pismo św. przyrównać można do
potoku, który ma swe płytkie i głębokie miejsca. Miejsca, kędy jagnię (nieuk) brodzić, a słoń
(uczony) pływać może.
Takim był Grzegorz Wielki, ten „ostatni Ojciec Kościoła". Umarł w r. 604. Pozostawił
przykład swoim następcom, ale następcy jego papieże, niestety za tym przykładem nie poszli.
22. Bonifacy, apostoł Niemców.
Bonifacy urodził się w roku 680 w Anglii, na chrzcie świętym otrzymał imię Winfryd. Od
dzieciństwa prawie czuł pociąg do życia klasztornego. Wychowanie i kształcenie otrzymał w
jednym z klasztorów zakonu Benedykta w Anglii. Za przykładem angielskich misjonarzy powziął i
on zamiar opowiadania ewangelii w krajach północnych. Przed nim jeszcze na długo Kolumban i
Gali opowiadali słowo Boże Alemanom26 i Helwetom (Szwajcarom); Kiljan mieszkańcom
Turyngii; Wilfryd i Willebrord przed Bonifacym nawracali Fryzję i Saksonię. Ale co oni zaczęli,
Pretor był
prowincjonalnych,
25
26
to
tytuł
konsulów,
później
urzędników
sądu,
albo
namiestników
Alemani (z niemieckiego: alle Mannen == wszyscy ludzie), szczepy germańskie nad górnym Renem i górnym Dunajem.
tego Bonifacy dokonał. Na wiosnę 716 przybył Bonifacy do Fryzji. Przybył jednak w złą godzinę.
Panował w tym kraju wówczas okrutny Radbrod, który był wielkim wrogiem chrześcijaństwa,
burzył kościoły, księży wypędzał, bałwochwalstwo przywracał. Nie pozostało nic innego
Bonifacemu, jak wrócić napowrót do Anglii.
Bonifacy nie pozostawał jednak długo w Anglii, po trzech latach udał się znów do Fryzów, do
Hesji i Turyngii. W tym czasie umarł król Fryzów, prześladowca chrześcijan, Radbrod. W Hesji
liczne rzesze przyjęły chrzest święty. Tu założył Bonifacy klasztor w Amenebergu. Wieść ta doszła
do uszu papieża Grzegorza II, który go powołał do Rzymu i wyświęcił na biskupa Germanii, t.j. na
biskupa wszystkich kościołów mających się założyć w Niemczech. Przy tym poświęceniu otrzymał
imię Bonifacego t.j. Dobroczyńcy. Tu zaprzysiągł Bonifacy papieżowi, że wszystkie kościoły,
klasztory i gminy chrześcijańskie odda pod bezwzględne zwierzchnictwo papieża.
Bonifacy, powróciwszy do Niemiec, opowiadał ewangelię i wszędzie kruszył bałwany. W
pobliżu miasta Geismar w Hesji stał stary dąb poświęcony bożkowi piorunów Denarowi. Tysiąc
pogan składało pod tym dębem swe ofiary. Bonifacy postanowił strącić ów odwieczny przedmiot
czci pogańskiej. Kiedy ścinał stare drzewo, strwożeni poganie stali naokoło, spoglądając to na
apostoła, to na niebo, czy też ogień nie spadnie z nieba i nie zabije złoczyńcy. W końcu odwieczny
dąb z wielkim łoskotem runął, a apostoł został nietknięty. Poganie ujrzeli niemoc swoich bogów i
tysiące przyjęło chrzest święty.
Z ściętego dębu wybudował Bonifacy kaplicę na pamiątkę zwycięstwa chrześcijaństwa.
Wybudował również nad rzeką Fuldą klasztor, który stał się macierzą klasztorów germańskich. Tu
jak i w innych klasztorach mnisi zajmowali się uprawą ziemi, sadzeniem drzew i nawracaniem
pogan. W tym celu sprowadził znaczną ilość zakonników i zakonnic z Anglii, którzy mu byli
prawdziwą pomocą przy nawracaniu pogan i później jego następcami.
Za położone zasługi około krzewienia chrześcijaństwa w Niemczech papież Grzegorz III
wyniósł Bonifacego do godności arcybiskupa z rezydencją w Moguncji, któremu podlegało 13
biskupstw. Chcąc żeby te biskupstwa były silne, zjednoczone z sobą, zwoływał Bonifacy regularne
synody. Na jednym z takich synodów obecni biskupi ślubowali bezwzględne posłuszeństwo
papieżowi.
W 73 roku pracowitego życia swego zapragnął jeszcze raz zwiedzić Bonifacy dawne
fryzyjskie strony. Przyjęto go z otwartemi rękoma. Jego nauczyciel i przyjaciel Wilebrord dawno
już poległ w grobie. Z młodzieńczym zapałem sędziwy arcybiskup jął się pracy, zakładał kościoły,
umacniał chwiejnych w wierze, napominał zobojętniałych i chrzcił, tysiące pogan.
Nadszedł dzień Zielonych Świątek roku 755. Był to dzień bierzmowania tysiąca
ochrzczonych, ale i dzień śmierci męczeńskiej biskupa. Tłum pogański mszcząc się za znieważenie
swych bogów, napadł na biskupa. Bonifacy nie stracił przytomności, w obliczu śmierci odezwał się
do swoich towarzyszów, którzy go chcieli zasłonić: „Pismo święte uczy oddawać dobrem za złe, a
nie złem za złe. Tęskniłem od dawna za dniem tym, oto godzina wyzwolenia nadeszła. Ufajcie,
bracia moi, a nie bójcie się tych, co zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą! Radujcie się w Panu.
W Nim pokładajcie nadzieję waszą. Znieście mężnie chwilkę śmierci, abyście wiecznie z
Chrystusem panowali". Były to ostatnie słowa Bonifacego. Z podniesioną nad głową ewangelią
padł pod ciosem śmiertelnym, a z nim 53 towarzyszów. Ciało jego złożono w ulubionym klasztorze
w Fuldzie.27
27
gałęzi.
Po dziś dzień stoi na placu publicznym w Fuldzie ulany z brązu posąg- Bonifacego w szacie mnicha, trzymającego krzyż z
Okres średniowieczny.
23. Karol Wielki i Ansgary, apostoł Północy.
Karol Wielki, król Franków, urodził się 2 kwietnia 742 roku prawdopodobnie w
Akwizgranie. Był on najpotężniejszym monarchą średniowiecza, sławnym w boju, zasłużonym
na polu cywilizacji.
Najzaciętszymi jego wrogami byli Sasi, z którymi prowadził walkę z małymi przerwami przez lat 32.
Sasi trzymali się wytrwale starożytnej wiary pogańskiej i nienawidzili chrześcijańskich Franków, nieustannie
też napadali na państwo frankońskie. Walki Karola z Sasami przybierały cechy największego rozgoryczenia i
dzikiej namiętności i kto wie, czyby całe plemię Sasów nie wyginęło, gdyby nie rozum i roztropność ich
wodza Witekinda, który widząc, że bogowie, choć tylu krwawymi ofiarami błagani, żadnej nie dają pomocy,
zaniechał dalszego oporu, zaprzysiągł wierność cesarzowi Karolowi i został chrześcijaninem. Cały naród
poszedł niebawem za jego przykładem, ale niestety chrześcijaństwo to przyjmowali Sasi pod przymusem i
pod grozą kary śmierci.
Karol zajmował się umysłowymi potrzebami narodu i państwa i tu okazał się prawdziwie
Wielkim. Przedmiotem jego niezwykłej troski była sprawa nauczania, dlatego przy klasztorach i
kościołach polecał zakładać szkoły i zmuszał rodziców do posyłania do nich dzieci. Sam często
siadywał z uczniami na ławie i słuchał lekcji. Podróżując, Karol zwykle zwiedzał osobiście szkoły i
egzaminował uczniów. Dobrych i pilnych stawiał po prawej stronie, a złych i leniwych po lewej.
Zdarzyło się, że ci ostatni byli prawie wszyscy synami bogatych rodziców. Karol zwrócił się tedy
do pilnych chłopców niższego stanu i rzekł: „Cieszy mnie to, że takie robicie postępy, czyńcie tak
dalej, doskonalcie się, pracujcie dla waszego dobra i przyjdzie czas, gdzie i moja nagroda was nie
minie". „Was zaś", — rzekł, — zwracając się do lewej strony, „wy synowie szlachty, malowane
lalki, którzy się tak możni i bogaci czujecie, iż wam się zdaje, że nie potrzebujecie się uczyć,
zapewniam na Boga, że wasze szlachectwo i piękne twarzyczki nic nie znaczą u mnie. Nie
spodziewajcie się niczego ode mnie, gdyż u mnie popłaca tylko nauka i wytrwała praca; jeśli się nie
poprawicie, precz mi z oczu".
Nakazywał księżom miewanie kazań w języku ojczystym, dla ludu zrozumiałym. Rozkazał
przetłumaczyć kazania dawnych sławnych kaznodziei Augustyna, Ambrożego, Jana Złotoustego i
innych, i zebrać je w oddzielną książkę, noszącą nazwę postylli, z której to książki kaznodzieje
winni byli odczytywać kazania. Dbał także o piękno nabożeństw; wprowadził grę na organach,
założył szkołę śpiewaków, zakładał biblioteki, zbierał rękopisy, nawet sam usiłował stworzyć
gramatykę niemiecką.
Niespożytą usługę we wszystkich tych pracach i poczynaniach położył Alkuin, uczony
astronom, którego Karol sprowadził z Anglii i który był jakby jego ministrem oświaty. W ulubionej
swej stolicy Akwizgranie Karol wzniósł sławną katedrę, sprowadzał malarzy włoskich, którzy
ozdabiali kościoły oraz pałace cesarskie malowidłami.
Dzięki usiłowaniom tego wielkiego cesarza Germanowie wchodzą do grona narodów
cywilizowanych. Wielkiego znaczenia nabiera w życiu Karola potwierdzenie darowizny króla
Pepina.
W walce z Longobardami pospieszył Pepin z pomocą papieżowi i odniósł wielkie zwycięstwo
nad Aistulfem, królem Longobardów. Papież za te usługi ukoronował Pepina i obu jego synów.
Wywdzięczając się za tak wielką przysługę, Pepin na wieczne czasy nadał papieżom odebraną od
Longobardów okolicę, która otrzymała nazwę ojcowizny św. Piotra. Z tej darowizny powstało
państwo kościelne, a papieże stali się władcami świeckimi tej części Włoch. Po 20 latach
Longobardowie chcieli odebrać papieżowi z powrotem te ziemie, wtedy pośpieszył na pomoc
papieżowi Karol Wielki i położył koniec panowaniu Longobardów. W nagrodę papież Leon III
koronował Karola na cesarza.28
28
Powstanie Państwa Kościelnego stanowi początek nowej ery w dziejach Kościoła chrześcijańskiego: epoki
W życiu prywatnym Karol był sprawiedliwy, łagodny, prosty. Umarł w 71 roku życia w Akwizgranie
roku 814 r. Ostatnie jego słowa były: „Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha mego". Pochowano go w
grobowcu katedralnym w płaszczu cesarskim, w koronie i z mieczem w ręku, ze złotą księgą ewangelii na
kolanach, złotą torbą pielgrzymską u bioder, w postawie siedzącej na krześle marmurowym.
Nawrócenie Sasów przez Karola Wielkiego utorowało drogie ewangelii dalej ku północy.
Głównym apostołem krajów północnych był Ansgary, zakonnik z klasztoru Corvey w Pikardii.
Pierwszym terenem jego pracy misjonarskiej była Dania, dokąd przybył (826) na zaproszenie króla
Haralda, ochrzczonego na dworze cesarza Ludwika Pobożnego. Po dwu latach ciężkiej i mozolnej
pracy i po wygnaniu Haralda opuścił Ansgary Danię i udał się do Szwecji. Napadnięty w drodze
przez Wikingów, rozbójników morskich, zaledwie potrafił dostać się do Birki, siedziby króla
Biorna, i tam założył pierwszy kościół chrześcijański w Szwecji. Po powrocie do Niemiec został
arcybiskupem w Hamburgu, ale już po czterech latach zmuszony był ratować się ucieczką do
Bremy przed korsarzami normandzkimi, którzy pod wodzą króla Horika napadli na Hamburg,
rabując, niszcząc i wyrzynając w pień mieszkańców. Ansgarowi udało się wejść w układy z
Horikiem i uzyskać pozwolenie na założenie pierwszego kościoła w Szlezwiku. Był to triumf nie
mały. Od tego czasu kościół chrześcijański zaczął się stale rozwijać i szerzyć w pogańskiej Danii.
W roku 861 przedsięwziął Ansgary drugą podróż misyjną do Szwecji, gdzie za jego staraniem
na zgromadzeniu narodowym uroczyście ustalonym zostało, nie stawiać żadnych przeszkód wprowadzeniu chrześcijaństwa. Ostatnie chwile życia Ansgary spędził równie pracowicie i surowo, jak
dni swej młodości, okryty grubą odzieżą, z pracy rąk własnych utrzymywał swych misjonarzy.
Umarł w roku 865, w 64 roku życia. Ostatnią jego modlitwą było: „Boże bądź miłościw mnie
grzesznemu".
Następcą i naśladowcą wielkiego apostoła Północy był uczeń jego Rimbert, ale dopiero kiedy
wstąpił na tron Kanut Wielki, religia chrześcijańska stała się panującą w Danii.
W Norwegii ewangelia głoszona była przez Olafa świętego roku 1000, który uważanym był
za patrona Norwegii.
W Szwecji chrześcijaństwo zostało ustalone dopiero w XII wieku przez Eryka IX świętego,
skąd przeszło w następnym stuleciu do Finów. Z Norwegii chrześcijaństwo przedostało się na
wyspę Islandię, a nawet do Grenlandii. Niestety w późniejszych czasach w XV wieku chrześcijaństwo znikło zupełnie w Grenlandii, dopiero w XVIII wieku Jan Egede na nowo zaczął
opowiadać ewangelię i dzięki jemu oraz misji Braci Hernhutów Grenlandczycy są wyznawcami
prawdziwej ewangelii.
W Irlandii opowiadał ewangelię Patryk, który w krótkim czasie nawrócił mieszkańców tej
wyspy i zbudował wiele kościołów i klasztorów.
Apostołem Szkocji był Kolumban. We właściwej Anglii szerzył wiarę chrześcijańską opat Augustyn z
39-cioma zakonnikami.
W Estlandii, Liflandii i Kurlandii szerzyli początkowo ewangelię kupcy z Bremy i Lubeki, nawiedzający brzegi Bałtyku. W ślad za nimi szli misjonarze. Z nich najwięcej dla sprawy chrześcijańskiej zdziałał
kanonik Bremy Albert Buxhovden, który następnie został biskupem, założył miasto Rygę i dla obrony
nawróconych chrześcijan stworzył zakon rycerski kawalerów mieczowych.
Mimo przeszkód Ewangelia odniosła w końcu zwycięstwo nad wszystkimi krajami Północnej Europy.
24. Cyryl i Metody, apostołowie Słowian.
W tymże samym prawie czasie, jak chrześcijaństwo się zaczęło szerzyć śród normanów na północy
Europy przez Ansgara, w IX i X wiekach rozkrzewiło się chrześcijaństwo wśród niektórych ludów
słowiańskich, które od czasu wędrówki narodów mieszkały na wschodzie Europy. W IX wieku
zamieszkiwali ziemie naddunajskie Bułgarowie. Były to dzikie hordy, które przywędrowały z nad Wołgi.
Pierwszą wieść o chrześcijaństwie otrzymali oni od jeńców greckich. Srogim prześladowaniom jednak
ulegali ci jeńcy i pierwsi Bułgarowie, którzy nawrócili się do chrześcijaństwa. Wielu z nich umarło śmiercią
męczeńską. Dopiero po roku 860 rozpowszechniło się chrześcijaństwo śród Bułgarów. Siostra księcia
Bogorysa, przebywając czas dłuższy w Konstantynopolu jako niewolnica, przyjęła chrzest i zabrała ze sobą
do ojczyzny greckiego mnicha Metodego, żeby przy Jego pomocy nawrócić brata Bogorysa i cały naród
bułgarski.
Metody, pierwszy apostoł słowiański, był zakonnikiem z klasztoru Olimpijskiego w Małej
Azji, mąż uczony, który obok nauki uprawiał z zamiłowaniem malarstwo. Kiedy książę Bogorys
średniowiecznej.
zażądał, żeby mu Metody narysował dziką scenę myśliwską, zakonnik namalował pełen grozy
dzień sądu ostatecznego. Obraz wywarł wrażenie tym straszliwsze, że wówczas panował wielki
głód w Bułgarii. Książe ochrzcił się i nakazał narodowi przyjąć chrzest święty.
Metody sprowadził do Bułgarii swego młodszego brata Cyryla i z nim razem prowadził
rozpoczęte dzieło.
Cyryl (ur. r. 827) byt nieodstępnym towarzyszem i współpracownikiem w podróżach i
pracach brata Metodego. Dla swej uczoności otrzymał przydomek „filozofa", słynął bowiem ze
znajomości języków: greckiego, łacińskiego, słowiańskiego, armeńskiego i chazarskiego. Wspólnie
więc z Metodym przetłumaczył Pismo Św. na język słowiański. Jest to bodaj ich największą i
najwspanialszą zasługą. Wspólnie z Metodym zakładał w Bułgarii szkoły, klasztory i kościoły;
oprócz Pisma św. przetłumaczyli ci bracia również księgi liturgiczne na język słowiański. Spisali je
alfabetem przez siebie ułożonym i odprawiali służbę Bożą w języku narodowym, zamiast łacińskim
którego lud prosty nie rozumiał.
W tymże czasie Radosław, książę morawski, usłyszawszy o nawróceniu się Bułgarów, ażeby
się uwolnić z pod Jarzma frankońskiego, przyłączył się do państwa greckiego, i poprosił o
przysłanie stamtąd misjonarzy. Cesarz wysłał obydwu braci Cyryla i Metodego. Podobnie jak w
Bułgarii bracia ci opowiadali w Morawii słowo Boże i odprawiali służbę Bożą w języku
narodowym.
Ta praca religijno-narodowa wrogo usposobiła do nich ówczesne duchowieństwo, które
oskarżyło ich w Rzymie. Bracia udali się do Rzymu i usprawiedliwili się z zarzutów. Cyryl jednak
wkrótce w Rzymie zmarł r. 869. Natomiast Metody, mianowany przez papieża arcybiskupem
kościoła morawskiego, wrócił na Morawy i pracował nad utwierdzeniem chrześcijaństwa. Ale i
teraz, oskarżony przez swych wrogów, ponownie w Rzymie musiał szukać obrony przeciw
niesłusznym napaściom. Papież jednak pochwalił jego pracę, zatwierdził go na stanowisku
arcybiskupim i pozwolił odprawiać mszę po słowiańsku. Napaści jednak ze strony duchowieństwa
nie ustawały i napełniały ostatnie lata Metodego goryczą. Zmarł on w roku 885. Wkrótce po jego
śmierci państwo morawskie stało się łupem Czechów i Węgrów, a język słowiański utrzymał się
tylko w niewielu kościołach.
Wśród Czechów obok misjonarzy niemieckich głosili religię chrześcijańską uczniowie Metodego, on
sam ochrzcił księcia czeskiego Bożywoja i jego żonę Ludmiłę. Bożywój i Ludmiła zajęli się gorliwie
rozszerzeniem chrześcijaństwa w kraju. Po śmierci Bożywoja zapanowało znów pogaństwo, i stało się to
dzięki intrygom Drahomiry, żony księcia Wratysława, która była poganką. Wielu chrześcijan poniosło śmierć
męczeńską. Książe Wratysław, syn Bożywoja i matka Ludmiła zostali zamordowani.
Dopiero za czasów księcia Bolesława II, zwanego Pobożnym chrześcijaństwo na dobre
utrwaliło się w Czechach. Bolesław wzniósł wiele kościołów i klasztorów, założył pierwsze
biskupstwa w Pradze w roku 973.
Rosjanie przyjęli chrześcijaństwo w X stuleciu. Już w roku 955 księżna Olga, wdowa po
Igorze, przyjęła chrzest święty w Konstantynopolu. Właściwym zaś apostołem Rosji był książę
Włodzimierz, wnuk Olgi, który pojąwszy za żonę księżniczka grecką Annę, ochrzcił się wraz z
całym ludem w roku 988. Ustanowił on dwa arcybiskupstwa w Kijowie i Nowogrodzie. Kościół
wschodni nadał mu tytuły: Wielkiego i Świętego.
Węgrzy-Madziarowie usadowili się na gruzach państwa wielkomorawskiego. Pierwszymi ich
apostołami byli Piligrym i Wojciech. Najwięcej jednak przyczynił się do rozkrzewienia
chrześcijaństwa książę Stefan; on to zakładał kościoły, klasztory i szkoły. Za tę pracę otrzymał od
papieża złotą koronę i tytuł „króla apostolskiego” — pierwszego króla Węgier. (998 —1038).
Tytułu tego używali cesarze austriaccy, jako następcy Stefana na tronie węgierskim.
Litwini znacznie później przyjęli chrześcijaństwo, a mianowicie wtedy, kiedy Jagiełło
poślubił Jadwigę, królowę polską i sam przyjął chrzest w Krakowie roku 1386. Wnet pozostało tam
pierwsze biskupstwo w Wilnie.
W kilkanaście lat później (1436) chrześcijaństwo poczęło się na Żmudzi.
25. Mieszko I i Bolesław Chrobry. Wprowadzenie chrześcijaństwa do Polski.
W czasie kiedy Polska zaczyna występować na widownię dziejową, prawie zewsząd otaczają
ją ludy pogańskie. Od zachodu graniczyła Polska z pogańskimi plemionami Połabian, od północy z
pogańskimi plemionami litewskimi, od wschodu z ruskimi, tylko od południa graniczyła Polska z
chrześcijańskim krajem Morawian, a na południowym zachodzie z chrześcijańskim krajem
Czechów. Od nich przez urzędników, kupców i misjonarzy najpierw poczęło się szerzyć
chrześcijaństwo na pograniczu Polski, t.j. w krajach Wiślan i Siężan, a stąd przedostało się do
wnętrza Polski W ten sposób powoli chrystjanizm przygotowywał sobie grunt do ostatecznego
zwycięstwa, które bez żadnych przewrotów społecznych nastąpiło dopiero za Mieszka I.
Mieszko I, syn Ziemomysła i żony jego Górki, urodził się w roku 931. Kronikarz Gall mówi,
że urodził się ślepym, dopiero przejrzał w roku siódmym, w czasie postrzyżyn obrządku
pogańskiego. Polacy podobnie jak i inne słowiańskie plemiona musieli ustawicznie ucierać się z
Niemcami, którzy pod pozorem nawracania na wiarę Chrystusową usiłowali ich podbić pod swoje
panowanie. Mieszko, rozumiejąc dobrze, że potędze niemieckiej nie zdoła długo się oprzeć,
postanowił dla ocalenia swego narodu przyjąć chrzest święty, ale bez pośrednictwa niemieckiego.
W tym celu pojął za żonę Dobrawę, córkę Bolesława I, króla czeskiego, który był już
chrześcijaninem. Idąc potem za namową i radami Dobrawy przyjął chrzest w Gnieźnie (966)
według obrządku łacińskiego. Wraz z Mieszkiem przyjęło chrzest wielu znakomitych Polaków. Po
chrzcie Mieszko rozkazał obalać i kruszyć w całym państwie bożyszcza pogańskie, a na ich miejsce
stawiać krzyż Zbawiciela i wznosić skromne drewniane kaplice i kościoły.
Z Dobrawą przybyła do Polski niewielka liczba duchownych z Czech, wśród których przeważali
Niemcy. Kapłani ci mieli niezmiernie trudne zadanie do spełnienia. Nie znali oni początkowo miejscowego
języka, a kiedy się już nauczyli do ludu własną jego mową odzywać, to i wówczas czuli ogromny przedział,
jaki pomiędzy nimi a ludem tworzyła liturgia łacińska rzymskiego kościoła. Lud jej nie rozumiał, nie mógł z
nią pogodzić swoich dotychczasowych pogańskich obyczajów i obrzędów, wesela i smutku, płaczu i pieśni.
Pomału dopiero, bardzo pomału zmieniały się stosunki. Kapłani zbliżali się coraz więcej do ludu, na miejsce
zburzonych świątyń pobudowali kościoły w Gnieźnie, Kruszwicy, Poznaniu i Płocku. Przy kościołach
zaprowadzali wzorowe gospodarstwa.
Pierwszym biskupem Polski w Poznaniu został mianowany Jordan, który już przedtem
prowadził pracę misyjną w Polsce. Zależny był on jednak od arcybiskupa magdeburskiego.
Przyjęcie chrześcijaństwa miało dla Polski nader doniosłe znaczenie. Mieszko, a z nim cała
Polska przestała być odtąd celem wypraw krzyżowych. Przez chrzest Polska zbliżyła się do
Zachodu i kultury łacińskiej, weszła do rodziny ludów chrześcijańskich. Przez chrzest Mieszko I
wchodził nie tylko w bliższą styczność z oświeconymi ludźmi świata ówczesnego, lecz otrzymywał
środki potrzebne do kształcenia i złagodzenia surowych obyczajów ludu. Dzięki swemu nawróceniu
Mieszko stawał się coraz więcej samoistnym monarchą; uznał to cesarz Otton I podczas przyjęcia
Mieszka na swym zamku w Kwedlinburgu.
Ale były umysły niezdolne, które nie chciały zrozumieć mądrego postępowania Mieszka I,
zamiast go naśladować, oburzały się nań jako na zdrajcę sprawy słowiańskie] i czynnie przeciw
niemu występowały. W walce te|, zwłaszcza z ludami połabskimi, musiał książę polski
niejednokrotnie stawać po stronie swego zwierzchniego pana, cesarza, aby tym samem świeże swe
chrześcijaństwo jawnie stwierdzić i w granicach swojego państwa zupełną sobie zabezpieczyć
swobodę.
Wśród walki z Lutykami umarł w roku 992 Mieszko. Z rodu Piastów pierwszy położył
podwaliny dla przyszłej Polski, na których syn jego i następca Bolesław Chrobry (992 — 1023)
zbudował wielkie i potężne państwo.
Bolesław Chrobry był dobrym chrześcijaninem, pragnąc wszelkimi siłami utrwalić
chrześcijaństwo w narodzie polskim, surowo karał lud za niezachowanie przepisów kościelnych,
(np. kazał wybijać zęby za lekceważenie postu). Budował i uposażał kościoły oraz sprowadzał
światłych księży z obcych krajów, (z Włoch i Niemiec), otaczając ich wielkim poszanowaniem i
przywilejami. Pomiędzy innymi sprowadził do Polski głośnego naówczas Wojciecha.
Wojciech (Adalbert) pochodził z Pragi z możnej rodziny Sławników. Przez krótki czas był
biskupem praskim, ale wskutek ciągłych prześladowań ze strony książąt czeskich opuścił Pragę i za
zezwoleniem papieża przybył do Polski, gdzie przez kilka miesięcy chrzcił, nauczał i głosił
ewangelię w Krakowie, Gnieźnie, Wrocławiu. Za poradą króla wybrał się w sprawach misyjnych do
Prus i tam poniósł śmierć męczeńską.
Gdy Bolesław Chrobry dowiedział się o męczeństwie Wojciecha, natychmiast zgłosił się do Prusaków
po wykup ciała. Legenda powiada, że Prusacy za cenę złota zgodzili się zwrócić zwłoki męczennika. Jednak
przy ważeniu ciała, chociaż położono wiele złota i srebra, waga ani drgnęła, aż dopiero grosz ubogiej wdowy
tak przeważył, że musiano wszystko złoto i srebro ująć, a zawstydzeni Prusacy odeszli z niczym. Chrobry
uroczyście sprowadził zwłoki do Trzemeszna, gdzie Wojciech założył pierwszy klasztor polski, a następnie
złożono je w srebrnej trumnie w kościele gnieźnieńskim. Odtąd rozpoczęły się pielgrzymki do grobu
Wojciecha, który został policzony przez papieża w poczet świętych i uzyskał miano pierwszego patrona
Polski.
Bolesław rozszerzając granice państwa, jednocześnie rozszerzał granice Kościoła. Dla siebie i państwa
pragnął on całkowitej niezależności. Zabiegał o koronę królewską i o utworzenie metropolii polskiej. Ale
papież Sylwester II ze względów politycznych korony nie przysłał. Usilne starania Bolesława o stworzenie
polskiej metropolii zostały uwieńczone przy pomocy cesarza Ottona III.
W roku 1000 przybył do Gniezna pod pozorem odwiedzenia grobu Wojciecha cesarz Otton
III. Tu spotkał się on z Bolesławem, a wynikiem ich narad było utworzenie metropolii w Gnieźnie.
Pierwszym arcybiskupem polskim został Radzym, brat Wojciecha, a pierwszym Polakiem na stolicy
arcybiskupiej był Bossuta z rodu Wieniawów. Kościół więc polski w roku 1000 uwolnił się od
zależności Niemców i otrzymał oddzielną organizację. Jednocześnie założone zostały trzy nowe
biskupstwa w Kołobrzegu, Wrocławiu i w Krakowie.
Dzieło, wzniesione potężną dłonią Chrobrego, upadać zaczęło już pod panowaniem jego syna
Mieszka II (1025 —1034). Po śmierci zaś tego króla nastąpiło zupełne rozprężenie.
We wnętrzu niższe warstwy społeczeństwa rzucają się na wyższe, poganie na chrześcijan,
niewolnicy na panów; religia chrześcijańska, która za Mieszka i Bolesława tak pięknie zakwitła,
poczęła upadać, tłumy niszczyły świątynie, mordowały duchowieństwo. Upadek wewnętrzny
sprowadza zewnętrznych nieprzyjaciół. Najzgubniejszymi byli Czesi, którzy spalili Kraków i
Gniezno i swymi rabunkami powiększyli niedolę i zamęt w kraju. Sześć lat trwał ten zamęt.
Dopiero Kazimierz, zwany Odnowicielem (1040—1058), syn Mieszka II, wychowany w
klasztorze kluniackim, przy pomocy cesarza Henryka III zdołał kraj uspokoić i chrześcijaństwu
zapewnić pomyślny rozwój, zbudował nowe kościoły i klasztory, państwu przywrócił nowe granice,
a cały kraj urządził na zasadach chrześcijańskich, słowem aż do samego zgonu (1058) prowadził
Kazimierz Odnowiciel dzieło odrodzenia według wzoru przekazanego przez Bolesława Chrobrego.
26. Papież Grzegorz VII i cesarz Henryk IV.
Grzegorz VII, zanim został papieżem, nazywał się Hildebrandem. Był synem ubogiego cieśli, urodził
się w Toskanii około roku 1013. Kształcił się w Rzymie, a potem w klasztorze w Ciugny Zakonnicy tego
klasztoru zajmowali się nauką i odznaczali się surowością obyczajów. Hildebrand z całego przekonania
przylgnął do poglądów kłusackich. Z prostego ale szczerego mnicha doszedł do najwyższych godności.
Papież Grzegorz VI mianował go swoim kapelanem i otaczał go swoimi wzglądami a nawet przyjaźnią, a
papież Leon IX powierzył mu zarząd nad dobrami stolicy apostolskiej. Od tego czasu Hildebrand stał się
mężem niezmiernie wpływowym i był doradcą aż pięciu papieży. Zawsze przemyśłiwał on o wprowadzeniu
reform w Kościele.
Reformy były istotnie bardzo potrzebne i konieczne, duchowieństwo bowiem pod względem
moralnym i umysłowym bardzo upadło. Biskupi i opaci otrzymywali beneficja swoje od królów,
którzy wręczając im pierścień i pastorał, żądali od nich takiego samego hołdu jak od wszystkich
świeckich wasalów. Zwyczaj nadawania prawa lub władzy do zarządu diecezją lub dobrami, zwał
się inwestyturą (obłóczyny). Stając się wasalem, dostojnik duchowny musiał też pełnić służbę
wojskową i osobiście prowadzić swój hufiec; niejeden pomimo zakazów prawa kanonicznego, broczył we krwi ręce, biorąc udział w walce orężnej. Dochodziło do tego, że biskup wolał jeździć na
koniu, dowodzić wojskiem, zamiast mszę odprawiać, nieuctwo biskupów doszło do tego, że nie
znali psałterza i ewangelii; nawet podpisać się nie umieli. Często też ludzie niegodni dochodzili do
urzędów duchownych przekupstwem. Gdy zawakowało beneficjum cisnęli się do króla księża i
mnisi, ofiarując datek pieniężny i kto dal więcej, otrzymał inwestyturę. Postanowienia synodów
ostro zakazywały takich spekulacji; nazywając je symonią czyli świętokupstwem. 29 Taki był stan
rzeczy w X i na początku XI wieku.
Wołał też Hildebrand z boleścią: „Wiara chrześcijańska zaginęła już prawie", a ratowanie tej wiary
stało się dla niego celem życia całego. Przez 25 lat Hildebrand radził, jak mógł papieżom, aby jęli się reform
kościelnych, aby starali się obalić przewagę cesarską. Za jego też radą zmieniono sposób obioru papieża w
roku 1059. Dotąd wybór papieża zależał pozornie od ludu rzymskiego, w rzeczywistości zaś od monarchów
29
Nazwa symonia pochodzi od imienia Szymona (czarnoksiężnika), który ofiarował apostołom pieniądze, aby otrzymać od
nich Ducha Świętego, ale przez Piotra surowo był skarcony (Dzieje Ap. 8, 18—20).
niemieckich. Odtąd tylko biskupi, prezbiterowie i diakonowie rzymskiej diecezji mieli prawo obierać
papieża, i oni to niebawem wyłącznie zwali się głównymi kardynalnymi duchownymi czyli po prostu
kardynałami.
Po śmierci papieża Aleksandra II Hildebrand został w r. 1073 jednogłośnie obrany na papieża
i przybrał imię Grzegorza VII.
Grzegorz podczas całego swego panowania kierował się następującymi zasadami, które
skreślił niejednokrotnie w swoich listach.
Kościół Boży powinien być wolny od wpływów władzy świeckiej. Władza królewska
poddaną jest papieskiej, albowiem bierze początek od ludzi. Stolica św. Piotra pochodzi od Boga i
jest podległa tylko Bogu. Papież „zastępuje Boga, albowiem rządzi jego królestwem na ziemi.
Światu przewodniczą dwa światła: jedno większe—słońce; drugie mniejsze— księżyc. Władza
apostolska jest jako słońce, władza królewska podobna jest do księżyca. Księżyc oświeca tylko przy
pomocy słońca; tak więc cesarz, królowie i książęta istnieją tylko dzięki papieżowi. Król jest
podległy papieżowi i winien mu posłuszeństwo. Papież naucza, przestrzega, karze, naprawia, sądzi,
wyrokuje.
Oto zasady Grzegorza VII, które wyznawał, głosił, szerzył, których się sam wiernie trzymał i
które przeprowadzał z bezwzględną surowością.
W roku 1074 zwołał sobór, na którym najsurowiej nakazał bezżeństwo (celibat) 30 księżom.
Kapłani żonaci mieli być złożeni z urzędu. Nakazał ludowi, by od kapłanów żonatych nie
przyjmowali sakramentów i nie uczęszczali na ich nabożeństwa. Wynikły stąd zamieszania i gwałty.
Nieoświecony i podburzony lud bił, katował i wypędzał z kościołów żonatych księży, lub do
uległości papieżowi zmuszał. Opór ze strony duchowieństwa był silny, ale papież robił swoje.31
W następnym roku zwołał Grzegorz nowy sobór. Powtórzywszy uchwałę co do bezżeństwa księży,
wydał następujące postanowienia w przedmiocie symonii i inwestytury udzielanej przez świeckich panów.
Ktokolwiek przyjmie odtąd biskupstwo lub opactwo z rąk świeckiego, będzie pozbawiony łaski św. Piotra i
prawa wstępu do kościoła, dopóki nie zrzecze się dostojeństwa, występnie nabytego. Każdy cesarz, król,
książę, margrabia, hrabia, wszelki urząd świecki, ktokolwiek wreszcie, kto by przywłaszczył sobie prawo do
nadawania inwestytury biskupowi lub innej jakiej godności kościelnej, ulegać będzie podobnej pokucie. Tym
zarządzeniem oburzył na siebie całą świecką potęgę, ale do same] śmierci nie ustąpił i umożliwił swoim
następcom doprowadzenie tego zamiaru do skutku. Z niewzruszoną wytrwałością obstając przy swoich
żądaniach, stał się Grzegorz VII właściwie panem świata.
Ówczesny cesarz niemiecki Henryk IV drwił sobie z rozkazów i dekretów papieża i
postanowił stawiać im zacięty opór. Po dawnemu sprzedawał biskupstwa i opactwa, a klejnoty kościelne marnował. Był to cesarz najgorszych obyczajów, słabego charakteru, ciemięzca ludu, który
go oskarżał przed papieżem. Papież wezwał Henryka IV pod groźbą klątwy, aby się w przeciągu 60
dni osobiście stawił w Rzymie i usprawiedliwił się z czynów swoich.
Cesarz młody i gwałtowny oburzył się z tego powodu do najwyższego stopnia i posłów
papieskich wypędził. Natomiast powołał swoich biskupów na sobór do Wormacji, na którym postanowiono złożyć Grzegorza VII z godności papieskiej. Henryk IV zakomunikował to
postanowienie w piśmie, które się rozpoczynało od słów: „Do Hildebranda, nie papieża, ale do
fałszywego mnicha", a kończyło się: „Ja Henryk król z Bożej łaski i wszyscy moi biskupi
powtarzamy ci: Zstąp, zstąp ze stolicy świętej"!
Wtenczas to Grzegorz VII rzucił straszną klątwę na Henryka IV i na wszystkich biskupów, którzy brali
udział w soborze Wormackim. Klątwą tą zwolnił papież wszystkich chrześcijan od zobowiązań przysięgi i
obowiązku posłuszeństwa. Klątwa wywarła okropne wrażenie w Niemczech. Skorzystali z niej książęta niemieccy, niezadowoleni z rządów Henryka. Zebrani na sejmie zażądali od cesarza, by przez rok wstrzymał się
od rządów, postarał się o zwolnienie od klątwy, a sprawę swą poddał decyzji papieża i przyszłego sejmu, na
który postanowili zaprosić również Grzegorza VII.
Henryk, by utrzymać się na tronie, zgodził się na te warunki i udał się wśród zimy przez Alpy
do papieża, który się znajdował wtenczas na zamku w Kanossie, należącym do bogatej margrabiny
Matyldy. Przez trzy dni stał król boso z głową odkrytą we włosiennicy podczas surowej zimy, nie
jedząc i nie pijąc, prosząc o przyjęcie. Papież, nie ufając jego obietnicom, ociągał się z
wysłuchaniem prośby; wreszcie za wstawiennictwem margrabiny Matyldy, zdjął zeń klątwę, ale z
30
Celibat wyraz łaciński od przymiotnika coelebs — bezżenny.
W Niemczech i w krajach dalej położonych celibat byt zaprowadzony znacznie później. W Polsce dopiero na początku 13
wieku przy pomocy Władysława Laskonogieg-o, który wtrącał opornych księży do więzienia.
31
warunkiem, że wyrzeknie się inwestytury i symonii oraz powstrzyma się od rządów aż do wyroku
sejmu.
Henryk warunki przyjął, ale ich nie wykonał. Połączywszy się w Lombardii z nieprzyjaciółmi
papieża, zaprzysiągł zemstę. Na wieść o tym większość książąt niemieckich ogłosiła detronizację
Henryka i na tron powołała Rudolfa, księcia Szwabii. Rozpoczęła się krwawa walka domowa, w
której Rudolf postradał prawą rękę i otrzymał śmiertelną ranę w piersi. Gdy mu na łożu
śmiertelnym pokazano martwą rękę, miał rzec: „Patrzcie, oto jest ręka, którą panu memu
Henrykowi, przysięgałem wierność. Teraz muszę się rozstać i z państwem i z życiem. Rozważcie
dobrze, czyście wy, za których namową wstąpiłem na tron, dobrą mnie prowadzili drogą".
Teraz Henryk, uwolniony od przeciwnika, postanowił zemścić się na Grzegorzu.
Przedsięwziął on wyprawę do Włoch i po zwycięskim pochodzie obiegł wreszcie Rzym. Papież
ratował się ucieczką do Salerno, gdzie ponowił klątwę na Henryka w roku 1085. Tam w tymże
jeszcze samym roku zakończył życie ze słowami na ustach: „Umiłowałem sprawiedliwość,
nienawidziłem nieprawości i dlatego umieram na wygnaniu".
Ze śmiercią Grzegorza ustąpił największy nieprzyjaciel Henryka IV, który mimo to nie zaznał
spokoju. Ostatnie jego lata były smutne; zbuntowali się przeciw niemu właśni synowie, wskutek
czego musiał zrzec się tronu i uciekł do Leodium, gdzie umarł w roku 1106. Skołatany starzec
nawet po śmierci jako wyklęty, nie zaznał spokoju. Zwłoki jego zostały przeniesione do
niepoświęconej kaplicy na jedną z wysp rzeki Mozy (Maas). Pewien mnich, który powrócił z
Jerozolimy, modlił się dzień i noc i śpiewał nad grobem Henryka psalmy pokutne.
Dopiero po upływie 5 lat po zdjęciu klątwy papieskiej ciało jego przeniesiono do grobów
cesarskich w Spirze i pochowano uroczyście w katedrze.
27. Papież Innocenty III.
Następcy Grzegorza wstępowali w jego ślady, idee jego rozwijali i wprowadzali w czyn. W
sto lat po śmierci Grzegorza papiestwo dosięgło swej najwyższej potęgi. Było to wtedy, kiedy na
stolicy papieskiej zasiadł Innocenty III w roku 1198. Innocenty, jednocząc w osobie swojej
przymioty Grzegorza VII, przewyższał go zdolnościami, a zwłaszcza dobrocią serca. Opiekun
wdów i sierot, wiódł żywot świętobliwy i skromny.
Pochodził on ze znakomitej włoskiej rodziny. Urodził się około 1160 roku. Natura obdarzyła
go niepospolitymi zdolnościami, reszty dokonała niezmordowana praca i nauka. W Paryżu, Rzymie
i Bolonii studiował teologię, prawo i politykę. W młodym wieku, bo w 37 roku życia, został obrany
papieżem. Od pierwszej chwili swego panowania przystąpił do urzeczywistnienia programu
Grzegorza VII. Usiłował uczynić władzę świecką zależną od władzy duchownej, t. j. od papiestwa.
Ponieważ, jak mówił, królestwo ma się do papiestwa, jak księżyc do słońca, więc zwierzchnictwo
nad wszystkimi książętami i miastami we Włoszech chciał dla siebie zagarnąć. Szczególną uwagę
zwrócił na Niemcy; i gdy niemieccy książęta nie mogli się pogodzić co do wyboru cesarza,
Innocenty osadził na tronie cesarskim Fryderyka II Hohenstaufa, którego sam wychował.
Gdy Jan „bez Ziemi",32 król angielski, nie chciał uznać Stefana Langtona, powołanego na
arcybiskupstwo Kanterburskie, rzucił Innocenty na Anglię interdykt; był to nowy rodzaj klątwy, na
mocy której poddani zostali zwolnieni od przysięgi i wierności, służba Boża ustała po kościołach,
kościoły zostały pozbawione wszelkich ozdób, dzwony pozdejmowano z wieź, śluby mogły się
odbywać tylko na cmentarzach, a ciała umarłych chowano przy drogach, jakby przekleństwo
zawisło nad całym krajem. Przelękniony Jan bez Ziemi oświadczył nareszcie, że oddaje Anglię w
lenniczą zależność papieżowi i uznaje się jego wasalem. Był to wielki tryumf papieża. Ale nie
koniec na tym. Filipa Augusta przez rzucenie nań ciężkiej klątwy zmusił do przyjętej napowrót
odepchniętej żony. W Hiszpanii zmusił Alfonsa IX do zerwania związków małżeńskich ze swoją
siostrzenicą. W Polsce dzięki papieżowi Innocentemu III arcybiskup Kietlicz wywalczył kościołowi
wolność i przyjęcie reform gregoriańskich. Na Węgrzech pogodził papież ten dwóch synów
królewskich. W Bułgarii i Wołoszczyźnie głowy królów ozdobił koroną.
Głosu Innocentego słuchali panujący i ramię papieża dosięgało wszystkich. Pod koniec swego życia
roku 1215 zwołał Innocenty III synod Laterański, na którym postanowiono krucjatę przeciw biednym
albigensom, wydano prawo przeciw Żydom, nie dopuszczono ich do żadnych urzędów i zmuszono ich do
32
Jan „bez Ziemi" był bratem Ryszarda Lwa. Po jego śmierci wstąpił na tron Jan, a ponieważ ojciec nie wyznaczył mu
żadnej prowincji, nosi przydomek „bez Ziemi".
noszenia odzieży odróżniającej ich od chrześcijan.
Na tymże synodzie zatwierdził Innocenty dwa nowe zakony franciszkanów i dominikanów,
które w krótkim czasie doszły do nadzwyczajnego wzrostu i wywierały w wiekach średnich wpływ
niepomierny. Na tymże soborze użyto po raz pierwszy wyrażenia transsubstanciatio t.j.
zatwierdzono dogmat o przemienieniu chleba i wina w komunii w ciało i krew Chrystusa. Pomimo
licznych i uciążliwych zajęć, znalazł Innocenty czas na bardzo liczne prace literackie, wydawał
kazania, homilie, mowy, komentarze do psalmów i parę tysięcy listów, dotyczących stanu kościoła i
całej Europy. Umarł w rok po synodzie Laterańskim, jako niezaprzeczenie największy,
najszczęśliwszy i najmożniejszy ze wszystkich papieży.
Po śmierci Innocentego następuje upadek papiestwa i walka Hohenstaufów z papieżem i z
Francuzami, która trwała 100 lat. Po 100 latach zasiadł na tronie papieskim Bonifacy VIII, papież
możny, mądry, ale niemoralny i niepobożny. Rozgorzała między nim i Filipem IV Pięknym, królem
francuskim, walka, wśród której papież ze zmartwienia umarł. Na jego klątwy i interdykty król nie
zwracał uwagi.
Jeszcze niżej upadła godność papieska przy następcach Bonffacego VllI. Papieże zostawali w
zależności od króla francuskiego tak dalece, że papież Klemens V spędził kilka lat z kardynałami w
Lugdunie, a następnie przeniósł się do Awinionu. Sześciu jeszcze papieży mieszkało w tym mieście
przez 70 lat. Czasy te nazywają się drugą niewolą Babilońską. Po tym okresie nastąpiły rozdwojenie i walka partii. Włosi chcieli obrać swego papieża, Francuzi swego. Czas ten schizmy czyli
rozdwojenia lub dwupapiestwa trwał przeszło 40 lat. W mieście Pizie zebrał się roku 1409 sobór
powszechny, ogłosił obu papieży za pozbawionych władzy i wybrał na miejsce ich nowego papieża,
lecz pierwsi nie ustąpili, tak, że odtąd było trzech papieży, którzy się wzajemnie prześladowali,
wyklinali i dawali zgorszenie całemu światu. Dopiero na synodzie w Kostnicy (w. XV) położono
koniec 40 letniemu rozdwojeniu i zgromadzone stany, biskupi i książęta pozbawili godności
papieskiej wszystkich trzech papieży i wybrali na ich miejsce nowego, Marcina V. Tym sposobem
jedność kościoła została przywrócona, ale chwała i dotychczasowy blask polityczny władzy
papieskiej zgasły bezpowrotnie.
28. Mahomet.33
W czasie kiedy zakonnicy z Irlandii głosili ewangelię w Niemczech i przez to przyczyniali się
do rozwoju i rozrostu kościoła chrześcijańskiego na zachodzie, kościół chrześcijański na
wschodzie, wskutek ciągłych sekt i rozdwojeń, stracił wszelki wpływ i chylił się ku upadkowi.
Najdotkliwszy cios zadał mu Islam.
Twórcą tej religii był Mahomet. Urodził się on 571 roku po Chrystusie w Mekce, w południowej
Arabii, z ojca poganina i matki żydówki. W młodych latach zajmował się handlem, prowadząc własne i
cudze interesy. W licznych podróżach mial możność poznać wiele narodów, ich obyczaje, wierzenia, urządzenia i religię. Różne spory wśród chrześcijan źle go usposobiły do religii chrześcijańskiej, religia
żydowska, której wyznawcy byli wszędzie w pogardzie i w poniżeniu, także nie trafiła do jego przekonania.
Poganizmem pogardzały wszystkie ówczesne kulturalne narody, nie przejął się nim i wrażliwy Mahomet.
Doszedłszy do majątku począł oddawać się rozmyślaniom religijnym. Postanowił wymyślić nową religię,
która połączywszy w sobie trzy religie: pogańską, żydowską i chrześcijańską, stać się miała najdoskonalszą i
podnieść miała z upadku naród odmłodzony do nowego życia.
Po długim pobycie w samotnej jaskini zaczął kazać publicznie w rodzinnym mieście Mekce i
głosił: „Niemasz Boga prócz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem". Abraham, Mojżesz i
Chrystus byli prorokami, lecz oni tylko w części zwiastowali światu objawienie Boże.
Największym prorokiem był Mahomet. On się uważał za ostatniego proroka.
Wszyscy ludzie podlegają według nauki Mahometa bezwzględnym wyrokom, w których Bóg
już naprzód nieodwołalnie stanowi o ich losie i określa uczynki. W ogóle fatalizm gra wielką rolę w
nauce Mahometa. Mahomet naucza, że kto ma umrzeć, umrze i przed bitwą, a kto ma umrzeć na
swoim łożu, tego kula nie dosięgnie. Przez dobre uczynki można się podobać Bogu. Mahomet
nakazał pięć razy modlić się dziennie z twarzą ku Mekce zwróconą. Modlitwa jest drogą do nieba,
post prowadzi do wrót nieba, a jałmużna otwiera drzwi nieba, a kluczem do nieba miecz, dlatego
też największą zasługą wierzących jest walczyć przeciwko niewiernym. Kropla krwi przelana dla
Allacha (Boga) więcej znaczy, aniżeli posty i modlitwy. Zabronił używania wieprzowiny, wina i
wszelkich gorących napojów, ale za to zezwolił na wielożeństwo. Zalecał odbywać pielgrzymkę do
33
Właściwie Mohamed dosł. === uwielbiony, sławiony, pochwalony
Mekki, choćby raz w życiu. Źli pójdą do piekła, dobrzy, pobożni, waleczni pójdą do raju. Raj, to
ogród, w którym płynie woda kryniczna, mleko i miód strumieniami, gdzie panuje wieczna wiosna i
gdzie dziewice usługują wybranym, pędzącym żywot przy jedzeniu, piciu, muzyce i pełnych
rozkoszach.
Wszystkie te i temu podobne nauki zostały dopiero po śmierci Mahometa zebrane i spisane w
oddzielnej księdze, zwanej koranem.34 Początkowo nie wielkie wrażenie wywierała jego nauka,
Jedni przyjmowali ją, drudzy wyśmiewali. Ogół odniósł się do niej wrogo. Najbliżsi krewni
Mahometa uwierzyli weń od razu. A gdy jeden z nich zaczął grozić, że każdemu, co by się śmiał
prorokowi boskiemu oprzeć, zęby powybija, oczy wyłupi i poćwiartuje, powstało przeciwko niemu
własne jego pokolenie Korejszytów i zagrażało śmiercią. Wskutek tego, nie czując się bezpiecznie
w Mekce, uciekł Mahomet ze swoimi stronnikami do miasteczka Medyny. Ucieczka ta, zwana
Hedżra, stała się początkiem ery mahometańskiej (r. 622).35 W Medynie przyjęto go z otwartymi
rękoma. Tu otrzymywał znów coraz to nowe objawienia, między innymi widzenia anioła Gabriela.
Nauka jego odtąd nosi miano islamu t.j. poddanie się woli Boga. 36 Liczba jego zwolenników rosła z
każdym dniem i przy ich pomocy Mahomet zdobył Mekkę, a Kaabę 37 ogłosił najgłówniejszą
świątynią, obszedł ją siedem razy, pocałował czarny kamień i powyrzucał bałwany i powrócił po 16
dniach do Medyny. Po tym tryumfie przybywały do niego poselstwa od wszystkich plemion
arabskich z oświadczeniem czci i uległości.
Od tej pory zaczął Mahomet myśleć o nawróceniu obcych narodów i wysłał poselstwa do
sąsiadów. W przeciągu 10 lat po jego ucieczce już cała Arabia podlegała Jego władzy i uznała go za
proroka. Czując zbliżającą się ostatnią godzinę usiłował Mahomet tym głębiej wyryć w sercach
ludu zasady swej wiary.38 Modlił się za poległych w wojnie, przepraszał każdego, kogo obraził,
obdarował wolnością niewolników swoich, a pieniądze, znajdujące się w domu, rozkazał rozdać
ubogim. Po 15 dniowych cierpieniach skonał w 62 roku życia w roku 632. Pochowano go pod
łożem, na którym umarł, a dom ten przemieniono na obszerną świątynię, która się stała celem
pielgrzymki pobożnych mahometan.
Po śmierci proroka jego następcy, którzy się nazywali Kalifami, t.j. zastępcami Boga na
ziemi, rozszerzali błędną naukę Mahometa ogniem i mieczem i w przeciągu 80 lat zdobyli Syrię,
Palestynę, Persję, Egipt i północną Afrykę. Zajęli 36.000 miast, zburzyli 4.000 kościołów i
klasztorów. Mieczem i ogniem nawracali na wiarę mahometańską. W roku 717 zajęli Hiszpanię,
tam nazywano ich Maurytanami od prowincji tejże nazwy, stąd przeszli do Galii, dzisiejszej Francji.
Przeciwko nim stanął książę Franków waleczny Karol Martel, i w bitwie pod Tour roku 732 pobił
na głowę Maurów i zmusił do odwrotu. W ten sposób wyratował kościół Zachodu od zagłady.
Natomiast na Wschodzie Mahometanie nadal rozszerzali swe panowanie; zajęli półwysep
bałkański, zdobyli Konstantynopol (1453), dotarli nawet aż pod Wiedeń, gdzie zostali pobici przez
króla polskiego Jana Sobieskiego (1683).
29. Pustelnik Piotr z Amiens i Gotfryd de Bouillon, obrońca grobu Chrystusowego. Wojny
Krzyżowe.
Niezmiernie bolesną było dla chrześcijan rzeczą, że Jerozolima i wszystkie miejsca święte,
gdzie Pan Jezus przebywał, dostały się pod panowanie mahometan. W Europie coraz głośniej
opowiadano o strasznych cierpieniach chrześcijan i coraz więcej poczuwano się do obowiązku
przyjścia uciskanym braciom z pomocą oraz wyrwania Palestyny z rąk niewiernych. Wyczuł ten
nastrój Europy Grzegorz VII, ale z powodu walki z Henrykiem IV nie mógł go wyzyskać. Dopiero
papież Urban II, zakonnik Kluniacki, pod wpływem namów zagrożonego przez Turków cesarza
Aleksego Komnena, postanowił wyprawę krzyżową. Dopomógł mu do tego zakonnik Piotr z
Amiens, z przydomkiem Pustelnik.
Piotr z Amiens powróciwszy z pielgrzymki do Palestyny udał się do papieża Urbana II,
skreślił mu w ognistych wyrazach opłakane położenie chrześcijan na Wschodzie i opowiedział mu,
34
Wyraz koran oznacza czytanie z przedimkiem al-alkoran oznacza odczyt, księgę, albo księgę doskonałą.
15 lipca. W tym dniu obchodzą mahometanie święto Nowego Roku.
36
Wyznawca Islamu — człowiek oddający się całkowicie woli Bożej zwie się: moslem, muzułmanin.
37
Był to mały czworoboczny budynek. W jednej z jego ścian mieścił się czarny kamień, przedmiot czci dla wszystkich
pokoleń arabskich. Na tym kamieniu miał stawać patriarcha Abraham podczas modlitwy. Kamień ten był początkowo białym; z
czasem jednak sczerniał od pocałunków grzesznych ust.
38
Wyznawcy Mahometa nie przedstawiają jedną zwartą religię, lecz dzielą się na wiele rożnych kłócących się z sobą sekt.
35
jak mu się sam Jezus Chrystus we śnie ukazał, rozkazując zwołanie całego chrześcijaństwa do
wyswobodzenia grobu świętego. Urban, który wnet pojął skutki z przedsięwzięcia takiego, skorzystał z zapału Piotra z Amiens, pozwolił mu udać się do Włoch i Francji w celu werbowania
ochotników do wyprawy i udzielił mu swego apostolskiego błogosławieństwa.
Piotr rozpoczął wędrówkę na mule od wsi do wsi, od miasta do miasta z głową odkrytą, boso
w grubym wełnianym habicie i opowiadając o doznanych w pielgrzymce zniewag-ach, wołał o
pomstę na niewiernych. Na lud wywierał wpływ ogromny. Słowa jego zapalały chrześcijan i
świętym gniewem napełniały ich serca przeciw muzułmanom.
Po takim przygotowaniu zwołał papież Urban II w roku 1095 synod do Clermont w
południowej Francji. Zgromadziło się niesłychane mnóstwo rycerzy i ludu, tak, że żaden kościół nie
mógł pomieścić uczestników soboru.
Wtedy na rozległem polu ustawiono tron, z którego sam Urban przemówił do zgromadzonego
ludu. Papież w ognistej mowie odmalował cierpienia chrześcijan na Wschodzie w Palestynie,
przypomniał ich bohaterskie czyny przeszłości i wezwał do wybawienia cierpiącej braci. Jego
słowa wywarły na zgromadzonych takie wrażenie i taki ogromny zapał, że ledwie skończył, rozległ
się wśród zebranego tłumu okrzyk; „Bóg tak chce! Bóg tak chce!" „Ten okrzyk niechaj będzie
hasłem waszym", odrzekł papież, „a każdy, kto chce ponieść krzyż za Zbawicielem, niechaj się
ozdobi tym znakiem".
Tysiące duchownych i świeckich ślubowało, iż ruszy na wojnę świętą i prosiło papieża o
błogosławieństwo, i na znak złożonego ślubu przypinało sobie na ramieniu krzyż z czerwonego
sukna. Krzyż czerwony miał oznaczać podług rozkazu papieża tego, który się na wyprawę gotował,
stąd też poszła nazwa Krzyżowców, same zaś wojny o grób Chrystusa otrzymały nazwę wojen
krzyżowych lub krucjat.39
Od synodu w Clermont o niczym więcej nie mówiono, tylko o wyprawie do Ziemi świętej i o
oswobodzeniu grobu Pańskiego. Tłumy ludu źle uzbrojonego nie chciały czekać aż się zbierze wojsko
regularne, ale domagały się, aby jak najprędzej sam Piotr Pustelnik poprowadził ich przeciw Turkom. Nie
mając zapasów żywności, ani należytego uzbrojenia, ani organizacji, uczestnicy tej samorzutnej wyprawy
stali się pośmiewiskiem wszystkich ludów, przez których kraje przechodzili, przy tym sami dopuszczali się
nadużyć i zbrodni. W swym pochodzie zgłodniali poczęli rabować chrześcijańską ludność, a względem
Żydów dopuszczali się najgorszych zbrodni. Wywiązały się stąd krwawe bójki, w których większa część
tych pierwszych krzyżowców wyginęła na Węgrzech i w Bułgarii; reszta przez Konstantynopol przeszła do
Azji, gdzie została rozbita przez Seldżuków. Sam Piotr wrócił do Europy z garstką niedobitków i już więcej
nie przyjmował udziału w wyprawie; umarł wkrótce w swej celi klasztornej.
W trzy miesiące po tej nieszczęsnej wyprawie wyruszyli na czele 80000 armii Gotfryd de
Bouillon, książę Lotaryński i brat jego Baldwin. Do nich przyłączyli się inni książęta, tak że cała
armia wynosiła 600 000 głów. Z początku powodzenie sprzyjało tej wyprawie. Krzyżowcy zdobyli
Edesę i Antiochię, ale ledwie zdobyli Antiochię, sami zostali oblężeni przez Turków. Nastały
okropne czasy. Zapasy żywności wyczerpały się zupełnie, nastał taki głód, że zjadano zdechłe
bydlęta, korę, podeszwy, rzemienie od pancerzy. Śmierć głodowa poczęła zaglądać im w oczy.
Niedawna ich radość zamieniła się w ponurą rozpacz.
Wtem pewnego dnia, głosi legenda, stanął przed wodzami niejaki mnich Bartłomiej i oświadczył, że
we śnie ukazał mu się apostoł Andrzej rozkazując, aby 12 zaufanych ludzi rozkopało ziemię blisko wielkiego
ołtarza w kościele św. Piotra, a znajdą włócznię, którą był przebity bok Chrystusa Pana, a która im zapewni
niewątpliwe zwycięstwo. Posłuchano mnicha i rzeczywiście we wskazanym miejscu znaleziono zardzewiałe
żelazo. Znowu zagrzmiały okrzyki „Bóg tak chce!" i rozległ się głośny płacz. Znowu nadzwyczajny zapał
ożywił krzyżowców. Zaraz stoczyli krwawą walkę i odnieśli zupełne zwycięstwo. Cały obóz pełen złota,
żywności i koni wpadł w ich ręce. Zimę krzyżowcy przepędzili w Antiochii, a na wiosnę wyruszyli do
Jerozolimy.
Z tej wielkiej armii ledwie 60.000 wyruszyło w pole, tak dalece głód, zaraza i oręż turecki
przerzedziły szeregi. Po kilkomiesięcznym pochodzie krzyżowcy pod dowództwem Gotfryda de
Bouillon stanęli pod murami Jerozolimy. W miarę, jak się zbliżali ku niej, ożywił się dawny zapał,
zamilkły narzekania i niezgody, a gdy z wysokości Emaus spostrzegli gród proroków, okrzyk:
Jeruzalem! Jeruzalem! przebiegał z ust do ust, wszyscy padali na kolana, dziękowali Bogu, lub
całowali ziemię, po której stąpali patriarchowie, prorocy i sam Chrystus. Każdy błagał o
przebaczenie, każdy płakał za swoje grzechy, każdy powtarzał okrzyk: „Bóg tak chce! Bóg tak
39
Od łacińskiego wyrazu crux " krzyż.
chce"! Miasto było dobrze obwarowane, dopiero po 39 dniach Jerozolima mogła być zdobytą. W
Wielki Piątek 1099 roku o godzinie 3 po południu, t. j. w godzinie męki Zbawiciela, Gotfryd
wpadłszy na mur z okrzykiem: „Bóg tak chce"! wysadził bramę miasta.
Rozpoczęła się teraz krwawa rzeź na ulicach. 70.000 muzułmanów i Żydów legło pod
mieczem zwycięzców. Mordowano i palono mężczyzn i kobiety, nie szczędzono nawet chorych i
dzieci. Gotfryd nie brał w tej rzezi udziału. On w tej chwili pobiegł do grobu Zbawiciela. Po
krwawych czynach udali się i krzyżowcy do grobu świętego, dziękowali Bogu za pomoc,
spowiadali się z grzechów i przyrzekali głośno poprawę. Gotfryd jednomyślnie był obrany królem
jerozolimskim, ale on nie chciał przyjąć tytułu królewskiego i nazwał się tylko „Obrońcą grobu
Chrystusowego". Powiedział przy tym, że nie chce nosić złotej korony królewskiej tam, gdzie
Zbawiciel świata nosił koronę cierniową.
W rok potem umarł Gotfryd roku 1100 i pochowany został w Jerozolimie w kościele grobu
Pańskiego. Za następcę obrano brata jego Baldwina, który pierwszy przyjął tytuł króla Jerozolimy.
Pomimo zdobycia Jerozolimy trudno było krzyżowcom utrwalić swoje panowanie w Ziemi
świętej, albowiem zewsząd byli otoczeni nieprzyjaciółmi, nadto wśród wodzów chrześcijańskich
panowało rozdwojenie i intryga. Po pierwszej wyprawie musieli jeszcze wiele innych przedsiębrać,
lecz z biegiem czasu utracili wszystkie swoje zdobycze. Wojny krzyżowe trwały 200 lat i
właściwego swego celu chybiły. Jerozolima i cała Palestyna dostała się z powrotem w ręce Turków
- mahometan.
Dopiero po wielkiej wojnie światowej w r. 1918 skończyło się panowanie Turków mahometan w Palestynie. Turek, który był do tego czasu niepodzielnym panem Ziemi świętej,
został pobity przez sprzymierzone państwa, a głównie Anglię i do Palestyny wkroczyły wojska
angielskie i angielska administracja. Anglia wydała przez usta swojego ministra Balfoura
deklarację, mocą której stworzono w Palestynie państwo Żydowskie pod kontrolą i głównym
zarządem Anglii.
30. Bernard z Clairvaux
Kiedy były jeszcze robione przygotowania do pierwszej wyprawy krzyżowej, urodził się w
Burgundii we Francji w roku 1091 mąż zakonnik surowych obyczajów, porywającej wymowy,
odnowiciel kościoła, a zwłaszcza życia zakonnego, Bernard z Clairvaux. Pochodził on z rycerskiej
rodziny. Matka przeznaczyła go do stanu zakonnego, który wówczas był uważany za szczególnie
święty. W istocie Bernard będąc jeszcze dzieckiem i młodzieńcem stronił od świata i uciech
światowych, bracia jego wraz z ojcem zostali rycerzami na dworze księcia Burgundii. Pewnego
razu, gdy Bernard udał się w odwiedziny do swoich braci, wstąpił do kościoła, stojącego przy
drodze i tam wśród łez i gorących modlitw postanowił zaprzeć się świata i wstąpić do klasztoru w
Citaux (Cystersów). Wkrótce pociągnął za sobą wielu krewnych i znajomych. Między nimi byli
czterej rycerze bracia Bernarda; w domu został piąty najmłodszy, któremu, opuszczając świat,
chcieli przekazać całą majętność; ale on zawołał do odchodzących: „Jak to, wy zabieracie niebo, a
mnie zostawiacie ziemię? nierówny to podział"— i sam poszedł za nimi; w końcu uczynił to i stary
ojciec, który z początku sprzeciwiał się powołaniu synów.
Życie moralne zakonników pozostawiało w owym czasie wiele do życzenia. Zakonnicy
przyzwyczaili się do życia wygodnego, gnuśnego i rozpustnego, na niczym im nie zbywało, ponieważ ze wszech stron napływały do klasztorów dary, ofiary, beneficja; wszak rozpowszechniała
się wiara, że kto składa ofiary, lub zapisuje swoje mienie klasztorowi, ten spełnia uczynek Panu
Bogu nader przyjemny i otrzyma odpuszczenie grzechów i zmazanie wszelkich win.
Bernard, wstąpiwszy do zakonu wraz z 30 towarzyszami, prowadził życie surowe i
nadzwyczaj świętobliwe.40 Dzięki jemu zasłynął klasztor Cystersów na całą okolicę.
Wkrótce opat klasztoru Cystersów Szczepan postanowił założyć drugie opactwo w pobliżu
rzeki Aube, w straszliwej pustyni, którą uważano za mieszkanie złoczyńców, i dotąd zwano doliną
piołunu (Vallis absinthii). Dwunastu zakonników, nad którymi Bernard naznaczony został na opata,
zrobiło wkrótce z tej pustyni miejsce modlitwy, kościół Boga żyjącego. Pustynia ta, którą za
konnicy własnymi rękami uprawiali, w krótkim czasie stała się sławną w całym chrześcijańskim
świecie, i nazwę doliny piołunu przemieniła na nazwę Clairvaux, (Ciara vallis), doliny świetnej.
Bernard zaprowadził w swoim klasztorze ścisłą regułę benedyktańską sam jej przestrzegał w
najmniejszych szczegółach. Nie dziw, że imię Bernarda, z odgłosem jego cnót i nauki, stało się
40
Dr. Marcin Luter powiada o nim: „Jeśli był kiedy pobożny i bogobojny mnich, to był nim św. Bernard. Cenię go jednego
więcej, niźli wszystkich mnichów i kapłanów na całej kuli ziemskiej".
głośnym nie tylko w całej Europie, ale nawet i w innych częściach świata. Opowiadają, że ile razy
on wybiegał z pustyni dla zjednania sobie towarzyszów zakonnego życia, matki chowały swych
synów, żony lękały się o swoich mężów, a przyjaciele o przyjaciół; nic bowiem nie mogło się
oprzeć potędze i słodyczy jego wymowy i dlatego klasztor klarawalleński niedługo liczył do 700
nowicjuszów.
Ze wszech stron udawano się do Bernarda, już to dla załatwienia sporów politycznych, już to
dla objaśnienia wątpliwości religijnych, już to dla zapobieżenia w kościele rozdwojeniom, już
nareszcie dla usunięcia ze społeczeństwa zgorszeń. Myśl, że nowe królestwo Jerozolimskie w
swoim bycie zostało przez Turków zagrożone, nie daje Bernardowi spokoju. Stara się o powołanie
do życia tak zwanych zakonów rycerskich, których celem obok życia pobożnego byłaby obrona
ziem zdobytych, opieka nad pielgrzymami, troska nad chorymi i walka z niewiernymi. Kilku
bogatych Francuzów założyło zakon templariuszów. Nazwę otrzymali od świątyni jerozolimskiej
(templum — świątynia), przy której mieszkali. Do ich świetności i rozszerzenia przyczynił się
Bernard, twórca ich reguły i wielki protektor. Obok templariuszów powstał zakon joannitów.
Początek swój zawdzięczali joannici kupcom włoskim, którzy dla wygody pielgrzymów
założyli w Jerozolimie przytułek pod wezwaniem św. Jana, który z biegiem czasu przemieniony
został na zakon rycerski. Po zajęciu Palestyny przez Turków joannici przenieśli swą główną
siedzibę na wyspę Rodos a później na Maltę, Stąd też pochodzą ich nazwy kawalerów rodyjskich i
maltańskich.
Bracia szpitalni Marii (teutoni, marianie, krzyżacy) powstanie swe zawdzięczają staraniom kupców z
Bremy i Lubeki. Zakony te początkowo opiekowały się pielgrzymami niemieckimi; następnie przekształcili
się na zakon rycerski. Po upadku Jerozolimy rycerze teutońscy, zwani pospolicie krzyżakami, przenieśli się
do Wenecji, a stąd na wezwanie Konrada Mazowieckiego nad ujście Wisły, podbili pogańskich Prusaków, a
marząc o niepodległym państwie, rozwinęli wrogą dla Polski działalność.
Wielką rolę odegrał Bernard w drugiej wyprawie krzyżowej. On jest właściwie jej twórcą. Na
wielkim zebraniu w Veselai w Burgundii wygłosił Bernard w obecności króla ognistą mowę, która
poruszyła wszystkich obecnych. „Kto chce iść za mną, niech weźmie mój krzyż; biada więc temu",
rzekł Bernard, „czyj miecz nie zbroczy się krwią". Taka była potęga jego słów, że wszyscy zażądali
krzyżów, a kiedy ich zabrakło, był zmuszony pociąć na kawałki swój habit na krzyże. Król Ludwik
przyjął pierwszy krzyż, ukląkłszy przed zakonnikiem, potem królowa Eleonora, a za nimi tłumy
niezliczone. Cała Francja była tego przekonania, że niebo nakazywało krucjatę i że jej pomyślność
zależała od świętobliwego zakonnika. Z Francji udał się Bernard do Niemiec i nakłonił cesarza
Konrada i całe rycerstwo do wojny krzyżowej. Ale cała ta wyprawa skończyła się niepowodzeniem.
Zginął kwiat rycerstwa francuskiego i niemieckiego, któremu wróżył Bernard świetny koniec.
Robiono mu z tego powodu silne wyrzuty, że wysłał setki tysięcy na śmierć do krajów wschodnich,
jak gdyby zabrakło mogił w Europie. Bernard w obronie swojej dowodził, że przyczyną
niepomyślnego skutku było niedoświadczenie wodzów, brak karności, rozpusta, rozboje wszelkiego
rodzaju, oraz gniew Boga, który odrzucał narzędzia niegodne do wykonania swoich zamiarów.
Z powodu odbywania ciągłych podróży, użalał się Bernard często, iż był zmuszony
prowadzić życie mimowolnie światowe. „Nie wiem", mówił, „czym ja jestem; nie żyję ani jako
zakonnik, ani jako człowiek światowy". Dla położenia więc końca temu rozproszeniu, powrócił
do swego klasztoru w Claravallis i oddawał się aż do ostatniej chwili życia czytaniu ksiąg
świętych i ćwiczeniom najsurowszej pokuty. Zalecając życie klasztorne naucza jednak: „Pokora
w ubraniu cywilnym jest lepszą od pychy w zakonnym kapturze".
Pozostawił po sobie wiele pism. W nich wypowiadał, że człowiek bywa usprawiedliwiony z
wiary.41
Oprócz tego wyrzekł owe wiekopomne zdanie: „Boga o tyle poznajemy, o ile Go miłujemy.
Łatwiej i godniej szuka i znajduje się Boga przez modlitwę, jak przez rozprawianie".
Bernard należy do najprzedniejszych mistyków średniowiecza.
Założywszy 160 klasztorów we Włoszech, Niemczech i Francji, umarł w roku 1153 w 63
roku życia. W 20 lat po śmierci został policzony w poczet świętych. Jego zakonnicy nazywali się
bernardynami.42
31. Franciszek z Assyźu. Młodość. Życie światowe i nawrócenie.
41
42
Tak samo nauczał potem Dr Marcin Luter.
Z polskich bernardynów są znani: Władysław z Gielniowa, Szymon z Lipnicy i Jan z Dukli.
Kiedy kościół za panowania Innocentego III doszedł do najwyższej swej potęgi i rozkwitu i
kiedy z tego powodu poczynało mu zagrażać zupełne zeświecczenie, powstały zakony żebrzące
(rodząj rycerstwa duchownego), które w przeciwieństwie do zeświecczenia kościoła z całym
zaparciem się pielęgnowały wśród siebie całkowite zaparcie się świata, najzupełniejsze ubóstwo,
szczerą pokutę, i pokorę oraz jałmużnę i miłość względem chorych i upośledzonych braci. Podczas
kiedy dawniej prawdziwi chrześcijanie kryli się ze swoim chrześcijaństwem za murami klasztorów,
teraz pęd miłości stał się tak potężnym, że poczęto chrześcijaństwo w całej swej pierwotnej
prostocie szerzyć wśród ludzi na szerokim świecie. Zakonników cechować miała jedynie miłość
Chrystusowa, a nie żadne dobra ziemskie, i tę miłość Chrystusową mieli oni ponieść do szarych
tłumów i zjednać ich dla Chrystusa. Twórcą jednego ale zarazem i najpotężniejszego zakonu
żebrzącego był Franciszek z Asyżu.
Franciszek urodził się około 1182 r. nazywał się właściwie Jan Bernadone i był synem bogatego kupca
w Asyżu w prowincji Umbrii we Włoszech. Miał zostać kupcem i od wczesnej młodości towarzyszył swemu
ojcu w podróżach. Ponieważ władał płynnie językiem francuskim, nadano mu w wieku młodzieńczym imię
Franciszek (francais, il Francesco). W młodości Franciszek prowadził życie światowe i marnotrawne. Gdy
któryś z sąsiadów ostrzegał matkę przed marnotrawstwem i życiem hulaszczym syna, ta miała zwyczaj
odpowiadać łagodnie: „Nie tracę nadziei, on opamięta się jeszcze i z łaski Bożej stanie się dziecięciem Najwyższego". Już w tym czasie pomimo swej szalonej rozrzutności miał serce litościwe względem ubogich, a
na widok zmęczonego lub bitego zwierzęcia łzy stawały mu w oczach. Zdarzyło się, że razu pewnego
odmówił jałmużny ubogiemu proszącemu o nią dla miłości Boga; pobiegł za nim niezwłocznie, hojnie go
obdarzył i uczynił ślub, iż odtąd nigdy żadnemu wsparcia nie odmówi, kto go zażąda w imię Boga („per
amor di dio", jak mówią dziś jeszcze żebracy włoscy).
Zwrot w życiu jego nastąpił wtedy, kiedy w wojnie Asyżu z Perużją wraz z wieloma swoimi
towarzyszami młodości dostał się do niewoli, a po powrocie do rodzinnego miasta zachorował.
Rekonwalescencja, ten przedziwny okres budzenia się nowych sił ciała i ducha, stała się dlań zapowiedzią
przyszłej zmiany. Lecz wyzdrowiawszy, uczuł pustkę w życiu, a w sercu brak miłości. Gardził sobą i swoją
przeszłością. Szukając jakiegoś punktu oparcia, czy środka zapomnienia, postanowił zaciągnąć się do
walczących na południu szeregów Innocentego III. Wybrał się w drogę w świetnym stroju rycerza, ale nagle
nazajutrz powrócił. Nie znajdował odtąd spokoju ani w zabawie, ani w pracy. Szukał samotności na polach i
w lasach okolicznych, gdzie w walce wewnętrznej, wśród budzącej się miłości przyrody, dokonywała się
wielka przemiana jego duszy. Towarzysze poczęli .wyśmiewać się z niego, on jednak nie odczuwał żalu do
nikogo, tylko do samego siebie, a podanie mówi nawet, że od te] chwili zaczął pogardzać sobą. Modlitwa i
praca były to dwie potężne dźwignie, które oczyściły i podniosły duszę Franciszka. Pod ich wpływem nie
rozpraszał się więcej wśród uciech i rozkoszy, mężniał, skupiał się w sobie i wsłuchiwał się bacznie w głos
wewnętrzny, idący od Boga.
Niedaleko od Asyżu, wśród otaczających' tę miejscowość skał kryła się grota, jakby umyślnie
stworzona przez naturę do dumań samotnych. W tej to grocie zbudował sobie ołtarz i klęcząc przed nim
modlił się, aby Bóg oznajmił mu swoją wolę i czuł, że wtedy osiągnie spokój i zadowolenie, gdy dusza jego
zjednoczy się ze Stwórcą, pozna Go i zrozumie. W tym to czasie począł Franciszek oddalać się od możnych
tego świata i zwracać się sercem do biednych i wydziedziczonych. Tych wyszukiwał, obdarzał i wspierał.
Żądza pozbycia się bogactwa i życiowego blasku była u niego tak silną, że postanowił odziać się w szaty
żebracze, trwać w ubóstwie i wyrzec się najpierwszych potrzeb. Trudno mu to było uczynić w Assyżu,
wobec rodziny i wielu przyjaciół, postanowił więc odbyć pielgrzymkę do Rzymu i tam swój zamiar
urzeczywistnić. W kościele w Rzymie spotkał się z liczną rzeszą pielgrzymów i widział, jak włoskim
obyczajem drobną monetę rzucano na ofiarę. We Franciszku obudziła się, może po raz ostatni, ostentacyjna
hojność, wyjął pełną garść złota z woreczka, w który na drogę zaopatrzyła go matka, i rzucił ją przez kraty
na ofiarę. Cała ciżba spoglądała z podziwem na tak wspaniałego ofiarodawcę. Franciszek jednak
zawstydzony tym odruchem dawnej próżności, z pochyloną głową wyszedł z kościoła, wmieszał się między
żebraków, okrył się łachmanami i wraz z nimi żebrząc zasiadł u progu świątyni. Cel podróży był osiągnięty.
Wróciwszy do Asyżu i wyjechawszy raz konno na przechadzkę, spostrzegł Franciszek nagle
trędowatego. Pod wpływem pierwszego wrażenia chciał uciekać, w tej chwili jednak w głębi jego
duszy odezwał się głos, który tak często przemawiał do niego: „To co ci było dotąd wstrętnym,
zmienić się musi w słodycz i pociechę". Z nadludzkim wysiłkiem zszedłszy z konia, zbliżył się do
trędowatego. Twarz nieszczęśliwego zniszczona chorobą, roztaczała woń przejmującą, ciało
przedstawiało jedną ropiejącą ranę. Franciszek przybliżył się i oddając choremu wszystkie swe
pieniądze w najgłębszej pokorze pocałował go w rękę.
Raz, gdy się modlił w podupadłym kościółku św. Damiana przed krucyfiksem, usłyszał głos;
„Idź, Franciszku, odbuduj mój dom, bo ten rozsypuje się w gruzy". Franciszek sądził, że chodzi tu o
kościółek św. Damiana; sprzedał przeto swego konia i kilka sztuk sukna ojcowskiego, a pieniędzy
użył na odnowienie świątyni. Ojciec oburzony na niego, pozwał go przed sąd biskupa i publicznie
go wydziedziczył. Franciszek przyjął to z radością. „Panie", rzekł do biskupa, „oddaję ojcu jego
pieniądze, ale nawet i te suknie, które z jego hojności posiadam". Teraz, kiedy już nie mam ojca na
ziemi, bezpieczniej będę mógł mówić: „Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech". Schylił się nisko,
złożył ubranie i trzos złota u stóp ojca. Wszyscy obecni byli głęboko tą sceną wzruszeni, nawet
biskup miał łzy w oczach, jeden tylko Piotr Bernadone stał zimny i obojętny, podniósł wreszcie
ubranie i złoto i bez słowa wyszedł z sali. Wtedy to biskup z ojcowską czułością zbliżył się do
Franciszka, okrył nagość jego własnym płaszczem i przycisnął go do serca. Spełniło się więc
życzenie młodzieńca, zerwał ostatnie węzły krępujące go ze światem. Był wolny, biedny, bezdomny
jak żebracy i trędowaci, wypchnięci z koła życia codziennego. Oddał się z całym współczuciem
pielęgnowaniu trędowatych i odbudowie zaniedbanej starej i podupadłej kaplicy św. Damiana. Żeby
ją odbudować, trzeba było mieć kamienie. Franciszek chodził po mieście i śpiewał swoje piosenki
francuskie po ulicach, prosząc w zamian o kamienie. Jest coś głęboko wzruszającego w prostocie
tego czynu. Nie odmawiano mu też kamieni. Uważano go za obłąkańca i szydzono zeń srogo.
32. Franciszek ewangelista i misjonarz.
Stary proboszcz od św. Damiana polubił cichego samotnika i chciał go żywić. Franciszek
odmówił mu, chodził od domu do domu i żebrał. Pragnął żyć w ubóstwie i pokorze. To mu starczyło do szczęścia. Ukończywszy budowę św. Damiana jął się do odnowy ubożuchnej kaplicy św.
Anny, którą mu podarowali benedyktyni i którą nazwał swoją cząstką — Portiuncula.43 Tu pogrążał
się w modlitwach i rozmyślaniach, tu usłyszał po raz pierwszy, mając lat wtedy 26, słowa ewangelii
Mat. 10, 7—30: „A idąc każcie, mówiąc: przybliżyło się królestwo niebieskie. Chorych
uzdrawiajcie, trędowatych oczyszczajcie, umarłych wskrzeszajcie, diabłów wyganiajcie; darmoście
wzięli, darmo dawajcie. Nie bierzcie z sobą złota, ani srebra, ani miedzi w trzosy swoje, ani torby
na drogę, ani dwuch sukien, ani obuwia, ani laski; albowiem godzien jest robotnik żywności
swojej". Słowa te przenikały go, niby objawienie, niby odpowiedź Pana na jego westchnienia i
rozmyślania. „Oto czego dusza moja pragnie, co chce ze wszystkich sił moich dokonać". Od tej
chwili Franciszek, odnowiciel kościołów, pogrążony w modłach i rozmyślaniach, przeobraził się w
apostoła ewangelistę, który miał głosić pokój i nawrócenie. 44 Gdy tylko wyszedł ze swego
kościółka — Portiunculi — zdjął obuwie, odrzucił kij i płaszcz pielgrzymi, który go dotąd chronił
od chłodu. Odział się w długą szarą opończę, podobną do tych, jakie nosili wieśniacy okoliczni, a
różniącą się tylko kapturem, opasał się sznurem i boso, jak apostołowie, postanowił nieść pokój i
pociechę tym wszystkim, co jej zapragnęli. Dręczył go jeno ból ojcowski. Pewnego razu spotkał
żebraka i rzekł doń: „Będziesz mi odtąd ojcem, w zamian oddawać ci będę połowę mojej jałmużny,
jeśli Bernardone kląć mnie będzie, powiem ci: daj mi błogosławieństwo swoje. Wtedy uczyń znak
krzyża i błogosław mi miast niego". Będąc pewnego razu napadniętym przez rozbójników, rzekł do
nich: „Jestem heroldem wielkiego króla". To słowo stało się hasłem, z którym miał iść w życie.
Mieszkańcy Asyżu widzieli Franciszka przemawiającego do ludu w słowach prostych zawsze na
jeden i ten sam temat. Rozpoczynał od słów: „Niech pokój będzie z tobą", następnie mówił o
pokoju duszy jako najwyższym szczęściu, o zgodzie z Bogiem, o zgodzie z ludźmi, wreszcie o zgodzie z samym sobą, przez spokój sumienia. Gdy jeszcze przed rokiem każde publiczne wystąpienie
Franciszka witane było drwinami i śmiechem przez mieszkańców jego rodzinnego miasta, teraz
zaszła niespodziewana zmiana. Nie wyśmiewano go więcej, słuchano z uwagą, a nawet z
szacunkiem jego mów. I słowa nie padały w próżnię. Nie trwało długo, a zebrali się wkoło niego
uczniowie, towarzysze. W roku 1210 było ich 11. Wszyscy oni sprzedali co mieli i pieniądze
rozdali ubogim.
Dzięki wstawiennictwu się Gwidona, arcybiskupa Asyżu, Franciszek znalazł przystęp do
papieża Innocentego III. „Ale któż", zapytał papież, „dostarczy ci fundusze potrzebne do
utrzymania zakonu"? „Położyłem ufność moją w Zbawicielu naszym Jezusie Chrystusie",
odpowiedział święty, On, który nam obiecuje chwałę, i życie wieczne, nie odmówi nam pożywienia
43
Portiuncula to znaczy maty kawałek ziemi. Tak nazwaną była po raz pierwszy prócz Benedyktynów.
Franciszek należał do niewielkiej liczby tych, dla których żyć znaczy działać. Podobny on jest do św. Pawła, który wciąż
odczuwał potrzebę czynienia coraz więcej i coraz lepiej.
44
dla ciała". „Idź więc z Bogiem, synu mój", rzekł mu Innocenty, „i w miarę jak cię niebo oświeci,
zachęcaj wszystkich do pokuty. Jeżeli Bóg zechce wam błogosławić, abyście wzrastali w liczbie, i
aby łaska Jego zwiększała się w sercach waszych, zawiadom nas o tym, a wówczas nie omieszkamy
otoczyć was naszą opieką".
Wtedy wszyscy bracia padli na kolana przed papieżem i przysięgli mu posłuszeństwo; potem
na jego rozkaz zobowiązali się do podległości Franciszkowi jako swemu przełożonemu. Otrzymali
tonsurę, jako widomy znak zaliczenia ich w poczet kaznodziejów duchownych.
Od tej chwili rozpoczyna się niezmiernie owocna działalność zakonu franciszkanów.
Zakonnicy byli zobowiązani do bezwzględnego posłuszeństwa, bezwzględnej czystości i ubóstwa.
Z ubóstwem łączyła się pokora, a ponieważ mieli według reguły Franciszka stać się sługami i
braćmi wszystkich ludzi ubogich, nisko stojących, więc przybrali nazwę minorytów (mniejszych).
45
Po dwóch zakonników wysyłał Franciszek, aby kazali ewangelię. Żegnając się z nimi, rzekł:
„Podróżujcie po dwóch zawsze razem. Chwalcie Pana w sercu aż do godziny trzeciej; wtedy dopiero wolno
wam mówić. Niech modlitwa wasza będzie prosta, szczera i pokorna, aby każdego pobudzała do oddawania
czci Panu. Zwiastujcie wszędzie pokój, ale najpierw starajcie się zachowywać go we własnej duszy. Nie
unoście się nigdy nienawiścią ani gniewem i nie zbaczajcie z raz obranej drogi... Ubóstwo jest przyjaciółką,
oblubienicą Chrystusa; ubóstwo jest korzeniem drzewa, węgielnym kamieniem, królową wszystkich cnót.
Jeśli, bracia moi, wyrzeczecie się ubóstwa, skruszycie łączące nas węzły, lecz jeśli w nim dotrwacie,
będziecie tym samem wzorem dla świata, a świat nie odmówi wam pożywienia".
Liczba zakonników reguły Franciszka wzrastała szybko, tak, że w dziesięć lat po
zorganizowaniu zakonu, a więc w roku 1219, wynosiła 5.000 zakonników, a po 50 latach prawie
200.000. Zakonnicy udawali się do Francji, Hiszpanii, Anglii, do Węgier, Grecji, Niemiec i nawet
do Afryki. Franciszek dotarł aż do sułtana Egiptu, uzyskał od niego obietnicę łagodniejszego
obchodzenia się z chrześcijanami. Przy rozstaniu się rzekł sułtan: „Módlcie się za mnie, bracia, aby
Bóg oznajmił mi, która religia jest Mu najmilszą".
Po powrocie do Asyżu zajął się Franciszek łagodzeniem sporów, które w czasie jego
nieobecności w zakonie wybuchły, jeneralny wikariusz zakonu Eljasz Kortona złagodził surową
regułę zakonu, pozwolił zakonnikom na posiadanie własności. Przeciwko niemu wystąpił Antoni z
Padwy, który trzymał się ściśle pierwotnej reguły Franciszka i żądał od zakonników bezwzględnego
ubóstwa. Franciszek usunął Kortonę, stanął po stronie Antoniego z Padwy, oraz podał swoją regułę
do zatwierdzenia papieżowi, w której między innymi powiedziano: Bracia nie mogą posiadać
żadnego mienia, żadnej własności, żadnego domu, żadnej rzeczy, mają jako goście i przychodnie
służyć Panu w ubóstwie i pokorze.
W dwa lata później Franciszek otrzymuje potwierdzenie reguły, ale w formie złagodzonej.
Walka kończy się klęską, a Franciszek złamany i znużony śmiertelnie, oddaje władzę naczelną w
ręce obce, zostając sam jednym z najpokorniejszych.
33. Stygmaty Franciszka. Hymn do słońca i lata ostatnie.
W roku 1224 dokonała się najdziwniejsza tajemnica życia jego. W czasie długiego postu na
górze Alwerno Franciszek otrzymał na ciele piętno pięciu ran Jezusa Chrystusa czyli tak zwane
stygmaty. Ręce bowiem i nogi miał jakby gwoźdźmi na obie strony przebite; w boku też rana się
utworzyła. Stygmaty te poprzedziło widzenie unoszącego się w powietrzu serafina o sześciu
skrzydłach, a między skrzydłami była osoba Ukrzyżowanego. Z tego powodu nazwano Franciszka
Serafickim. Wraz z apostołem Pawłem mógł powiedzieć: „Albowiem ja piętna Pana Jezusa noszę
na ciele swoim". (Gal. 6, 17).
Tak było w istocie, pomijając ten cud, Franciszek przez całe życie starał się naśladować Chrystusa
Pana. Nie ustawał w umartwieniach, w modlitwie i w pracy. Prostotą swoją i sercem pociągnął wszystkich.
Ukochał Jezusa całym sercem i całą duszą i całą siłą swoją. W szczególny sposób Franciszek kochał
przyrodę, bo mówiła mu o Bogu; wszystkie też stworzenia nazywał „bratem" lub „siostrą"; ptaki i zwierzęta,
wyzbywszy się lęku, tuliły się do niego. Piękno natury, które głęboko wyczuwał, dawało mu natchnienie do
wspaniałych hymnów. Nade wszystko jednak wdzięczny był Franciszek Bogu za dar światła; za ogień i
słońce.
„Rankiem, gdy słońce wschodzi", mawiał, „wszyscy ludzie powinni chwalić Boga, za to, że
45
Lud nazywał ich kapucynami (od kaptura) lub bosonogimi.
stworzył słońce dla ich dobra, jemu bowiem zawdzięczają możność oglądania wszech rzeczy.
Wieczorem zaś, gdy noc zapada, chwalmy Pana za dar ognia, który nam świeci w ciemnościach.
Wszyscy jesteśmy ślepi z urodzenia i dopiero wzrok zsyła nam Bóg za pośrednictwem tych dwóch
żywiołów".46
Wyczerpany pracą ducha Franciszek podupadł silnie na zdrowiu. Postanowił opuścić swoje
miejsce samotne i ulubione, górę Alwerno. „Zegnaj góro Alwerno, niechaj Bóg Ojciec, Bóg Syn i
Bóg Duch święty cię błogosławi. Pozostań w spokoju, już cię więcej nie ujrzę". Wraca do
Porcjunkuli i po krótkim wypoczynku udaje się chory Franciszek na nową misję. Zdawało się, że
powróciła mu żywość młodzieńcza i dawny zapał do czynu.
„Pójdę znów między trędowatych", mówił, „niech ludzie odsuwają się ode mnie jak niegdyś".
Jeżdżąc na ośle, wstępował do miast, wygłaszając w nich kazania, a gdziekolwiek znalazł trędowatych, służył im. Ale siły jego słabły. Na domiar złego, ciężka choroba oczu, przyniesiona z
Egiptu, czyniła szybkie postępy. Bolesna operacja nie przyniosła mu ulgi. Groziła mu ślepota.
Postanowił usunąć się od ludzi. W pobliżu kościoła św. Damiana zbudowano mu chatę z gałęzi, aby
mógł w niej zamieszkać i oddać się rozmyślaniom.
W sprawach zakonu został jeszcze raz wezwany do miasta Rieti do papieża. Znów ciężko
zachorował, ze strony lekarzy nie znalazł Franciszek więcej ulgi. Chory ulega wybuchom krwi.
Wraca znów do Asyżu, do pałacu biskupa, gdzie pielęgnują go bracia najmilsi.
Dochodzą go wieści o coraz to większych rozterkach w zakonie. Kiedy go siły coraz więcej
opuszczały, kazał się przenieść do Porcjunkuli, chcąc tam umrzeć. Przy przenoszeniu śpiewa pieśni,
a jeśli nie on, to bracia zakonni. „Śpiewając szedł naprzeciw śmierci" mówi biograf Celano. Przed
śmiercią kazał się położyć na gołej ziemi i tu modląc się i upominając zakonników do pokoju i
pokuty, dnia 4 października 1226 roku w 45 roku życia umarł.
Legenda mówi, że kiedy Franciszek ducha wyzionął niezliczone mnóstwo skowronków
zleciało na dach celi jego,47 „by powitać duszę zrywającą się do lotu i zgotować biedakowi
kanonizację, której najbardziej był godzien, jedyną, której byłby sobie życzył".
W dwa lata potem był przez papieża kanonizowany. Pragnął, aby go pochowano na wzgórzu
46
Na podłożu tych uczuć powstał następujący hymn do słońca, (canti-cum fratris solis) który w przekładzie polskim poety
Leopolda Staffa (patrz Kwiatki św. Franciszka z Asyżu) brzmi:
Najwyższy, wszechpotężny, dobry Panie,
Twoją jest sława, chwała i cześć i wszelkie błogosławieństwo
Jedynie Tobie, Najwyższy, przystoją.
A żaden człowiek nie jest godzien nazwać Ciebie.
Pochwalony bądź,. Panie, ze wszystkimi swymi twory,
Przede wszystkim z szlachetnym bratem naszym, słońcem,
Który dzień stwarza, a Ty świecisz przez nie;
I jest piękne i promienne w wielkim blasku;
Twoim, Najwyższy, jest wyobrażeniem.
Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego, księżyc, i nasze siostry gwiazdy.
Tyś ukształtował je w niebie jasne i cenne i piękne.
Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego, wiatr,
I przez powietrze i czas pochmurny i pogodny i wszelki,
Przez które dajesz Tworom Swoim utrzymanie
Pochwalony bądź, Panie, przez siostrę naszą, wodę,
Co pożyteczna jest wielce i pokorna i cenna i czysta.
Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego, ogień,
Którym oświecasz noc,
A on jest piękny i radosny i silny i mocny.
Pochwalony bądź, Panie, przez siostrę naszą, matkę ziemię,
Która nas żywi i chowa
I rodzi różne owoce z barwnymi kwiaty i zioły.
Pochwalony bądź, Panie, przez tych, co przebaczają dla miłości Twojej.
I znoszą słabość i utrapienie.
Błogosławieni, którzy wytrwają w pokoju,
Gdyż przez Ciebie, Najwyższy, będą uwieńczeni.
Pochwalony bądź, Panie, przez siostrę naszą, śmierć cielesną, Której żaden człowiek żywy ujść nie może;
Biada tym, co konają w grzechach śmiertelnych;
Błogosławieni, którzy znajdą się w Twej najświętszej woli;
Bowiem śmierć wtóra zła im nie uczyni. Chwalcie i błogosławcie Pana i czyńcie Mu dzięki i służcie Mu
z wielką pokorą.
47
Słowa Sabatier, biografa Franciszka. Polskiego tłumaczenia dokonał Hulka Laskowski:: „Paul Sabatier Życie św.
Franciszka z Asyżu". Cieszyn 1927.
koło Asyżu, gdzie grzebano złoczyńców. Tam go też pochowano, a nad grobem jego wznosi się dziś
wspaniały kościół pod wezwaniem św. Franciszka, a pagórek ów nosi miano nie Pagórka
Zatraceńców lecz Pagórka Raju.
Franciszek założył również zakon żeński sióstr ubogich, zwanych późnięj klaryskami od św.
Klary, pierwszej ich przełożonej.
Nadto ustanowił Franciszek trzecie zgromadzenie na półzakonne — tercjarstwo. Osoby do
niego należące mieszkały w świecie, przyrzekały tylko prowadzić życie zbliżone do zakonnego,
obowiązane były nosić skromny ubiór, wystrzegać się złych nałogów, światowych uciech, udzielać
pomocy potrzebującym, często przystępować do spowiedzi i komunii św., stąd nazywano ich
również „Braćmi pokuty.” Tercjarstwo rozpowszechniło się bardzo i liczy na tysiące we wszystkich
krajach.48
34. Dominik, założyciel zakonu kaznodziejskiego.
Równocześnie ze św. Franciszkiem i w tymże duchu co on pracował św. Dominik. Urodził się
on w Hiszpanii w roku 1170. Obok zamiłowania do nauki jaśniał Dominik głęboką pobożnością
oraz litością dla biednych. Będąc jeszcze uczniem uniwersytetu, podczas wielkiego głodu sprzedał
książki swoje, aby móc czym wspierać ubogich. Innym razem siebie samego chciał sprzedać, a
pieniądze stąd otrzymane wręczyć biednej kobiecie na wykup syna, wziętego w niewolę przez
Saracenów.
Wracając z biskupem swoim z podróży po Francji był świadkiem krucjaty przeciw albigensom
odpadłym od kościoła. Dominik postanowił poświęcić się ich nawracaniu. Udał się do Francji, gdzie
kazaniami i świątobliwością życia wielu albigensów pojednał z kościołem. W tym też celu założył w roku
1215 „zakon kapłanów kaznodziejów", oparty na regule św. Augustyna. Celem nowego zakonu było
„pracować niezmordowanie nad ulepszeniem duchowym bliźnich".
W roku 1215 Dominik zebrał 16 pierwszych swych towarzyszów, z których 7 wysłał do
Paryża, gdzie założyli klasztor, w którym znajdowali przytułek pielgrzymi, udający się dla
uczczenia św. Jakuba, i stąd w Paryżu dominikanie zwani byli jakobinami. Dominikański zakon
rozszerzał się z zadziwiającą szyb kością we wszystkich krajach. Praca, nauka i ubóstwo, oto hasło,
którego się trzymali dominikanie za życia ich założyciela i w dwóch pierwszych wiekach.
Dominik mówił zawsze z wielką prostotą, a słowa jego wywierały potężny wpływ. Gdy go się
zapytano, skąd bierze nie wyczerpany przedmiot do swych kazań, odpowiedział: „Z księgi miłości,
są w niej nauki na każdą rzecz". Zawsze nosił ze sobą ewangelię i listy św. Pawła i zalecał braciom
swoim zgłębiać jak najpilniej Pismo św. Pewnego razu Dominik miał widzenie. Ukazał mu się
Chrystus i przedstawił mu dwóch ludzi. W jednym z nich poznał on samego siebie, drugiego nie
widział nigdy, lecz obraz utkwił mu w pamięci. Nazajutrz spostrzegł w kościele tę samą postać pod
kapturem zakonnika żebrzącego; rzucił się w objęcia jego i rzekł: „Tyś mój towarzysz, ty pójdziesz
ze mną, trzymajmy się razem, a nikt nas nie zwycięży". Mężem tym był Franciszek z Asyżu;
braterski uścisk Dominika z Franciszkiem dał początek przyjaźni łączącej dominikanów z
zakonnikami reguły św. Franciszka.
Dominik umarł w roku 1221. W 13 lat po śmierci został kanonizowany, a w XV wieku
wzniesiono mu wspaniały grobowiec zdobiący kościół Dominikanów w Bononji.
Początkowo dominikanom nie wolno było posiadać żadnej własności. Podobnie jak
franciszkanów cechowało ich bezwzględne ubóstwo, ale już za papieża Marcina wolno im było
posiadać dobra nieruchome. Z biegiem czasu osiągnęli jeszcze większe przywileje. Wolno im było
miewać kazania i spowiadać gdzie się im podoba, nie żądając upoważnienia ze strony biskupów i
proboszczów, Dominikanie byli cenzorami ksiąg i rycin wydawanych w Rzymie, szkoły i katedry
uniwersyteckie były obsadzane dominikanami, nie podlegali oni jurysdykcji biskupiej, byli wychowawcami książąt. Im powierzono wykrywanie i naprawę błędów w wierze, co dało początek
trybunałowi inkwizycji, w którym zawsze prezydował dominikanin. Wielkie zasługi okazał ten
zakon w opowiadaniu ewangelii w Ameryce i w innych częściach świata. Cała misja zewnętrzna i
wewnętrzna spoczywała w ich rękach. Cały szereg ludzi uczonych, filozofów i teologów należał do
ich zakonu, między innymi Tomasz z Akwinu, Albert Wielki, Wincenty z Beauvais i wielu innych.49
35. Tomasz z Akwinu i Tomasz a Kempis
48
Do Polski franciszkanie przybyli około 1232 r. i w czasach swego rozkwitu mieli w Polsce około 100 klasztorów.
Pierwszymi dominikanami w Polsce byli św. Jacek i Błogosławiony Czesław, bracia Odrowąźowie; rozwinęli oni swą
działalność w Polsce, na Litwie i Rusi.
49
Podobnie jak kościół starożytny miał swoich wybitnych nauczycieli, zwanych ojcami i
doktorami kościoła, tak samo i w wiekach średnich byli znakomici teologowie, którzy postawili
sobie jako zadanie zbadanie nauki chrześcijańskiej jako nauki istniejącego kościoła rzymskokatolickiego i ułożenie jej w pewien niewzruszony, rozumowo udowodniony system.
Posługiwali się oni metodą starożytnych filozofów (Arystotelesa), która była w użyciu w
ówczesnych szkołach, i dlatego noszą nazwę scholastyków.
Głównym usiłowaniem scholastyków było dowieść, że między wiedzą i wiarą niema
sprzeczności.
Obok scholastyki rozwijała się mistyka. Mistyka wybrała inną drogę: odrzuciwszy badanie
filozoficzne dogmatów, starała się wniknąć w prawdy wiary uczuciem i gruntuje wszystko na
kontemplacji, t.j. rozmyślaniu. Trzeba myślenie i uczucie bezpośrednio zagłębić w toniach boskiej
prawdy, by móc to co jest boskim widzieć, czuć i zżyć się z nim. Środkiem do tego celu stawia
mistyka czystość serca, głębokość miłości i zapomnienie o sobie.
Największym scholastykiem był Tomasz z Akwinu (1226— 1274). Urodził się na zamku
blisko klasztoru na górze Kassynu. W tym pobożnym ustroniu nauk ćwiczył się w początkowych
umiejętnościach. Uzupełnił je później w Neapolu. Tu wbrew woli rodziców wstąpił do zakonu
dominikanów. Następnie wyjechał na dalsze studia do Kolonii. Skromność i nadzwyczajna pokora
Tomasza były powodem, że go uczniowie uważali za dość miernego umysłu i nazywali go niemym
wołem. Ale przy egzaminie wykazał 19-to letni Tomasz taki ogrom wiedzy i taki dar słowa, że
mistrz jego, dominikanin Albert Wielki, zawołał proroczym tonem: „Nazywamy go niemym wołem,
ale tak on ryknie w nauce, że aż świat rozlegać się będzie".
Tak się też stało. Wkrótce potem zasłynął jako filozof i profesor teologii w Paryżu, w Bolonii,
Rzymie i Neapolu.
Na ostatku mieszkał w klasztorze dominikanów w Neapolu i tu odmówił godności arcybiskupa i
kardynała, aby mógł wyłącznie zajmować się naukami i pracą. Do najważniejszych jego prac należy
„Summa teologiczna". W dziele tym starał się Tomasz wykazać, że między rozumem i wiarą, naturą i łaską
panuje ścisła łączność i harmonia. Uczniowie Tomasza z Akwinu dali mu przezwisko Doktora
Powszechnego (doctor universalis) i Doktora Anielskiego (doctor angelicus).
Z pośród mistyków najznakomitszymi byli: Bernard z Clairvaux (Klerwo), a z późniejszych Tomasz a
Kempis. Tomasz urodził się w mieście Kempen w Niemczech (r. 1380). Uczęszczał do szkoły „Braci
wspólnego życia" w Deventer w Holandii, wstąpił do klasztoru księży Augustianów na górze św. Agnieszki
w Holandii i tam jako przeor klasztoru umarł 1471 r. Odznaczał się wielką pobożnością. Napisał wiele dzieł,
między innymi „Cztery księgi o Naśladowaniu Chrystusa". Jest to obok Pisma Św. najbardziej
rozpowszechniona książka na świecie.50
36. Piotr Waldus, Aibigensi i Inkwizycja.
Już za czasów Konstantyna Wielkiego i przez wszystkie późniejsze wieki występowali różni mężowie,
którzy karcili życie światowe duchownych, występowali przeciw tej lub owej błędnej nauce kościoła,
gromadzili naokoło siebie zwolenników, odłączali się od panującego kościoła, skupiali się w oddzielne
religijne stowarzyszenia, zwane sektami.
Im więcej kościół prześladował zwolenników pewnej sekty, tym więcej ona się szerzyła i tym
uporczywie] trwała przy swoich zasadach. Jednak żadna z sekt przeszłych stuleci nie mogła
przywrócić zupełnej prawowierności w nauce kościoła, oraz czystości obyczajów w życiu, a tym
samem nie mogła istnieć samodzielnie przez czas dłuższy obok kościoła panującego. Były ku temu
rozmaite przyczyny; po części sekty te pomimo wielu dobrych stron, nie były wolne od pychy,
zarozumiałości i marzycielstwa, one tylko uważały siebie za prawdziwy kościół Chrystusa i
pogardzały tymi, którzy należeli do panującego kościoła. Pomimo swej gorliwości o zachowanie
czystości wiary, sekty wyznawały niejedną naukę niezgodną z zasadami Pisma św., nie zawsze w
krzewieniu swoich zasad zachowywały spokój i równowagę, chciały od razu jednym zamachem
wszystkie stosunki kościelne i światowe zburzyć i zapominały, że przez to może nastąpić straszne
zagmatwanie pojęć i obyczajów. Już koło roku 660 napotykamy w Małej Azji tak zwanych
paulicjanów, którzy porzucali chrzest, małżeństwo i wszystkie zewnętrzne praktyki kościoła i
uważali św. Pawła za jedynego prawego apostola. W południowej Francji szerzyła się sekta
„katharów" t.j. czystych, ponieważ chcieli oni zachować czystość i wystrzegać się błędów kościoła.
Stąd pochodzi nazwa „kacerz".
50
W łacińskim oryginale wyszło 2000 wydań, po francusku 1000 wydań. Na polski język przetłumaczył to dzieło Ks. Dr Jan
Pindór, wyszło ono nakładem Ewangelickiego Towarzystwa Oświaty ludowej w Cieszynie w r. 1906.
Pierwsza sekta, która przejęła się prawdziwie duchem ewangelii i słowo Boże przyjęła jako
źródło i fundament swojej wiary i życia, wolna od pychy i marzycielstwa była sekta waldensów,
która z powodu przytoczonych zalet przetrwała do dnia dzisiejszego.
Waldensi otrzymali swą nazwę od Piotra de Veaux, po łacinie Petrus Valdus.
Piotr Waldus był zamożnym kupcem z Veaux, blisko Lugdunu czyli Lyonu we Francji
południowej, żył około roku 1160. Pewnego razu w towarzystwie przyjaciół ubolewał nad moralnym upadkiem duchowieństwa i przemyśliwał nad podniesieniem życia religijnego i
chrześcijańskiego w kościele, wtem podczas rozmowy jeden z przyjaciół padł na ziemię, rażony
apopleksją. Śmierć ta zrobiła wstrząsające wrażenie na obecnych, a zwłaszcza na Waldusa. Co się
bowiem stało z przyjacielem, mogło się stać z nim samym. Od tego czasu począł Waldus rozmyślać
nad zbawieniem swej duszy. Rozczytując się w Piśmie św., przychodził do coraz większego
przekonania, że człowiek usprawiedliwienia przed Bogiem nie dostąpi ani przez dobre uczynki, ani
przez posty, ani przez odpusty. Waldus, sprzedawszy wszystko co miał, rozdał ubogim i zawiązał
bractwo pod nazwą: „Ubogich lugduńskich", albo „Pokornych". Później zwano ich po prostu
waldensami.
Piotr Waldus wysyłał zwolenników swoich po dwu, by szczególnie wieśniakom i ubogiemu
ludowi opowiadali ewangelię. Ale arcybiskup Lugduński, a później za radą jego sam papież,
surowo zabronili waldensom opowiadania ewangelii. Ale nic to nie pomogło. Waldus nie usłuchał
rozkazów papieskich, w dalszym ciągu opowiadał słowo Boże i został wraz ze swoimi
zwolennikami i nauką, którą głosił, wyklęty.
Nauka waldensów była następująca: ani przez uczynki, ani przez zasługę świętych, lecz jedynie przez
zasługę Chrystusa Pana i przez wiarę w Niego, dostępuje człowiek zbawienia. Tylko Jezus Chrystus jest
naszym orędownikiem. Waldensi odrzucali mszę za umarłych, czyściec, pielgrzymki, procesje, spowiedź
uszną. Natomiast przyjmowali komunię św. pod obiema postaciami i starali się zachować i przestrzegać
tylko to, co się z zasadami Pisma św. zgadzało.
Jak wierzyli, tak i postępowali, wiara ich nie była martwą, lecz żywą. Słowo Boże, modlitwa,
śpiew, praca, nauczanie ubogich były codziennym ich pokarmem. Prowadzili życie skromne,
wstrzemięźliwe, nienaganne, żywili się z pracy rąk swoich, nazywali się nawzajem braćmi i
siostrami. Zwierzchności pozostawali wierni i poddani. Moralnym swym życiem jednali sobie
szacunek nawet u nieprzyjaciół. Razu pewnego powiedział o nich pewien król francuski: „Waldensi
są lepsi niż ja i cały mój naród". Innego zarzutu nie można im było zrobić, jak ten, że więcej byli
posłuszni Bogu, niż ludziom. Dlatego rzucono na nich klątwę.
Waldensów prześladowano w okrutny sposób: pozbawiano ich wszelkiej własności,
pozbawiano żon i dzieci, oddawano ich na pastwę wszelkim namiętnościom pospólstwa,
mordowano i palono na stosie.
Prześladowani waldensowie rozproszyli się po Włoszech, Niemczech, Francji, Polsce (na
Śląsku) i Czechach, ale wszędzie posieli dobre ziarno, które przyniosło swego czasu dobre owoce. 51
Oni to byli w wielu ziemiach pierwszymi pionierami reformacji, zwiastunami lepszych czasów i
lepszych dążności. Piotr Waldus po dług-ich pielgrzymkach i prześladowaniach osiadł w końcu w
Czechach, gdzie i umarł około roku 1200.
Dokoła sekty waldensów skupiły się inne sekty w południowej Francji. Sekty te znalazły
schronienie na obszernych posiadłościach Rajmunda, hrabiego Tuluzy, oraz w miasteczku Albi, stąd
wszystkie sekty południowej Francji, nie wyłączając waldensów, tej epoki nazywano albigensami.
Papież Innocenty III wysłał do Albi swoich legatów, aby wszelkimi sposobami, dobrocią i groźbą,
obietnicami i gwałtem starali szerzące się herezje stłumić. Wszystko na próżno.
Nieznani złoczyńcy zamordowali papieskiego legata. Zakonnicy rozpuścili w tej chwili pogłoskę, że
morderstwo było dziełem Rajmunda, a papież, skorzystawszy z tego, postanowił wymierzyć albigensom
nadzwyczaj surową karę i kazał głosić po całej Francji krucjatę przeciwko albigensom, nadając wojownikom
takie same przywileje, jak za pielgrzymkę do Palestyny. I stanęło do walki przeciw albigensom 50.000
krzyżowców z czerwonymi krzyżami na piersiach pod wodzą hrabiego Szymona z Monfort i straszliwego
opata Arnolda z Citeaux, legata papieskiego. Krzyżowcy, pustosząc i paląc, podeszli pod miasto Beziers.
Arnold kazał zburzyć miasto i wszystkich mieszkańców, nie wyłączając kobiet i dzieci, w pień wyciąć. A
kiedy mu zwrócono uwagę, że tu mogą być dobrzy katolicy, odpowiedział: „Zabijajcie wszystkich, Pan Bóg
pozna swoich i odróżni ich od kacerzy na tamtym świecie". Wkrótce potem napisał z triumfem do papieża,
51
W Polsce w Świdnicy poniosło śmierć około 50 mężczyzn wraz z żonami i dziećmi. Był to pierwszy wypadek kary stosu
na ziemiach polskich (1315 r.).
że „kara Boska wytępiła 20.000 łudzi bez względu na płeć i wiek". Gwałty, jakich się dopuszczano w walce
z albigensami na ludziach i ich książętach, były przyczyną powszechnego i głębokiego rozjątrzenia w kraju.
To skłoniło papieża do zwołania synodu w Tuluzie w celu obmyślenia środków dla zapobieżenia na
przyszłość szerzenia się sekt. Ustanowiono więc sądy religijne czyli trybunały świętej inkwizycji i oddano je
pod zarząd zakonu dominikanów.
Ohydna ta instytucja trudniła się wyszukiwaniem kacerzy i poddawała ich potem
najsurowszym katuszom. Każdy pan świecki, czy też duchowny, który oszczędzał jakichkolwiek
kacerzy, miał być pozbawiony dóbr swoich i pozbawiony urzędu. Każdy dom, który dał schronienie
kacerzowi, musiał być zburzony i z ziemią zrównany. Wszyscy chrześcijanie, mężczyźni od lat 14,
niewiasty od lat 12, obowiązani byli co dwa lata przedstawiać się swemu biskupowi w celu złożenia
wyznania wiary i przysięgi na wierność kościołowi. Kto tym obowiązkom nie sprostał, lub kto
przynajmniej trzy razy do roku w wielkie święta do spowiedzi nie przystąpił, ten już był
podejrzewany o kacerstwo. Lekarza, który chciałby odwiedzić chorego kacerza, czekała kara.
Obwiniony, który wyparł się kacerstwa, musiał przez pewien czas nosić suknię pokutną (santo benito). Na nowo oskarżony został spalony na stosie. Zwłoki obwinionych o kacerstwo wygrzebywano z ziemi i palono.
Palenie kacerzy, które zwano powszechnie dziełem wiary (Auto da fe — actus fidei), odbywało się
zwykle w niedzielę. Wczesnym rankiem odzywały się wszystkie dzwony miasta. Następnie wyruszał pochód
z domu inkwizycji na plac kościelny. Na przedzie postępowali dominikanie z chorągwią, na której widniał
napis: „Sprawiedliwość i miłosierdzie". Za nimi postępowały nieszczęśliwe ofiary inkwizycji, boso ze
szpiczastymi czapkami, w żółtej pokutniczej sukni z czerwonymi krzyżami z przodu i na plecach, oraz
przystrojonej w liczne wyobrażenia szatana. Za skazańcami niesiono trumny czarne z wyobrażeniami ognia
piekielnego i szatanów. Po odbytem nabożeństwie i kazaniu odczytywano kacerzowi wyrok śmierci; wielki
inkwizytor uderzył go w piersi, oddawał władzy świeckiej do natychmiastowego ukarania.
W ten sposób poniosło śmierć męczeńską tysiące tysięcy. Między innymi i kaznodzieja waldensów,
Arnold wraz z licznymi współwyznawcami. Będąc już na stosie, pocieszał jeszcze męczenników, wołając:
„Stójcie mężni w wierze, dziś będziecie w raju".
Najsrożej działała inkwizycja w Hiszpanii, gdzie tysiące żydów i maurów, gwałtem
nawracano na wiarę chrześcijańską. Osławiony jej generalny inkwizytor, dominikanin Torcquemada
spalił 8 800 ludzi żywcem, 90 000 skazał na pokutę wszelkiego rodzaju.
W Niemczech odznaczył się inkwizytor Konrad z Marburga, który po trzynastoletnich
straszliwych rządach był przez szlachtę zamordowany roku 1233.
W Polsce głośnym inkwizytorem był dominikanin biskup Poznański Paweł Polak roku
1305.52
Lecz ani miecz krzyżowców, ani inkwizycje nie wytępiły waldensów. Pokaźna ich liczba
zbiegła w góry Piemontu w północnych Włoszech, gdzie po dziś dzień się zachowali i za czasów
króla Karola Alberta otrzymali wolność religijną. Każda gmina waldensów ma swoje osobne
prezbiterium, którego prezesem jest zawsze pastor. Co pięć lat zbiera się synod, jego miejsce zastępuje wybrana przez tenże synod Rada kościelna.53
37. Jan Wfiklef
Do znakomitych poprzedników reformacji bez zaprzeczenia należy John Wiklef. Urodził się w roku
1324 w hrabstwie Jork we wsi Wicliffe, skąd i otrzymał swe nazwisko. Nauki pobierał w uniwersytecie
Oksfordzkim, studiował prawo, teologię i filozofię. Miał sławę głębokiego myśliciela i wybitnego uczonego,
a zarazem słynął jako wymowny i gorliwy kaznodzieja. Słuchacze i uczniowie obdarzyli go przydomkiem
„Doctor evangelicus". Jako profesor uniwersytetu bronił wolności słowa na uniwersytetach, przez co naraził
się na podejrzenie ze strony dominikanów. Zagłębiał się w Pismo św., które winno być jedynym źródłem
wiary. Kładł główny nacisk zgodnie z całą nauką Pisma św., że Chrystus Pan jest jedynym naszym
orędownikiem przed Bogiem, i że wiarą tylko człowiek bywa usprawiedliwiony przed Bogiem. Wiklef był
wrogiem żebrzących zakonów, ponieważ słusznie twierdził, że Chrystus Pan wzywał ludzi nie do
W r. 1327 papież Jan XXII mianował Piotra z Kolonii, prowincjała dominikanów polskich,
inkwizytorem na całą Polskę, prosząc króla dla niego o czynne poparcie.
52
53
Liczba dusz kościoła waldensów wynosi przeszło 22 000. Pastorów jest koło 70. Ten maleńki kościół utrzymuje zakład
diakonis, wzorowe gimnazjum i wyższą uczelnie w Rzymie z 3 profesorami. Nieliczna grupa waldensów śmiało i odważnie
przeciwstawia się potędze katolicyzmu, spełniając zgodnie z swym hasłem rolę „światła, które świeci w ciemności",
próżniactwa, lecz do pracy. Występował przeciw chciwości ówczesnego duchowieństwa. Stanął w obronie
króla Edwarda III gdy ten odmówił papieżowi płacenia świętopietrza. Wiklef występował śmiało przeciwko
klątwom, nauce o czyśćcu, usznej spowiedzi, odpustom, czci świętych, i przeciwko samemu papieżowi,
nazywając go wprost antychrystem.
Śmiałość i skutki przyszłe takiej nauki poruszyły do odporu duchowieństwo angielskie,
szczególnie wyższe. Papież wydał bulę54 do króla i do uniwersytetu, żądając uwięzienia Wiklefa
oraz osądzenia, ale reformator tak świetnie bronił się przeciw stawianym zarzutom, a przy tym
władza królewska mu sprzyjała, że uznany został za niewinnego.
W roku 1381 dokonał Wiklef wiekopomnej pracy, przetłumaczywszy biblię na język angielski. „Gdzie
niema słowa Bożego", mawiał, „tam rola kościoła Bożego jest spustoszona i panuje duchowna śmierć".
Założył też stowarzyszenie kaznodziejów wędrownych, którzy, idąc ze wsi do wsi boso, w długich czerwonych szatach, mieli wszędzie zwiastować słowo Boże.
„O ile Chrystus bez porównania jest wyższy od każdego człowieka", powiada Wiklef, „o tyle
też słowo Jego stoi wyżej od wszelkich ustanowień ludzkich. Pismo św. jest wiarą kościoła. Dlatego
też musi być nauczane w macierzystym języku, gdyż prawą wiarę powinni znać wszyscy". I gdyby
się na tym Wiklef ograniczył, niezawodnie najskuteczniej by wtedy utorował drogę ewangelii w
Anglii. Ale Wiklef podobnie do wielu innych poprzedników reformacji nie posiadał ani dosyć
spokoju, ani dosyć umiarkowania w przeprowadzeniu swoich zasad. Chciał on od razu dokonać
wszelkiej reformy, chciał od razu zburzyć zakorzenioną naukę kościoła katolickiego i zaprowadzić
wszędzie czystą ewangelię, a kiedy wystąpił z całą stanowczością przeciw nauce kościoła
katolickiego o komunii świętej, twierdząc, że w komunii Zbawiciel tylko duchowo jest obecny,
wówczas nawet król angielski, który zawsze bronił Wiklefa, uważał naukę jego za kacerską i Wiklef
zmuszony był odwołać ją. Gdy jednak Wiklef pomimo odwołania w dalszym ciągu jawnie krzewił
swe poglądy, uniwersytet pozbawił go profesury i naukę ogłosił za kacerską.
Od tego czasu osiadł Wiklef na probostwie swym w Lutterworth, gdzie żyjąc w pokoju, pisał
dużo i pracował dużo, co rano odwiedzając i pielęgnując chorych, nauką a zwłaszcza studiowaniem
biblii zajmował się aż do zgonu, który nastąpił w ostatni dzień roku 1384 w ulubionym Lutterworth.
Pomimo, że Wiklef jasno i trzeźwo występował przeciw nadużyciom ówczesnego kościoła,
pomimo, że wygłaszał zasady zupełnie ewangeliczne o Piśmie św. i o usprawiedliwieniu z wiary,
lud go nie rozumiał. Tylko uczeni podzielali i przyleli jego zasady, prostaczkowie pozostali
obojętni, jeszcze bowiem nie nadeszła pora reformy kościoła. Stronników Wiklefa nazywano pogardliwie lollardami55 i zawzięcie prześladowano ich za panowania Henryka V. Mimo to w lat kilka
po śmierci Wiklef a nauka Jego pobawiła się znów w Czechach i ściągnęła na jego zwolenników
klątwę.56 Na rozkaz okrutnego soboru w Konstancji wydobyto z kościoła w Lutterworth kości
Wiklefa i wraz z pismami przy odgłosie dzwonów spalono.
Zwolennikiem i krzewicielem nauki Wiklefa w Polsce był Jędrzej Gałka z Dobczyna, profesor
akademii krakowskiej na wydziale teologicznym. Gdy kanclerz akademii kardynał Zbigniew
Oleśnicki, dowiedział się w roku 1449, iż w bibliotece Gałki znajdują się dzieła Wiklefa własną
ręką profesora przepisane, kazał go uwięzić. Gałka wszakże zdołał uciec i schronił się na Śląsk.
Następnie rozpisywał listy w różne strony z oświadczeniem, iż gotów odwołać swe twierdzenia,
jeżeli o ich mylności dowodami z Pisma św. będzie przekonany, zachęcał do czytania pism Wiklefa,
bez znajomości których nikt, jak twierdził Jędrzej, dobrym teologiem być nie może. Jędrzej Gałka
umarł na wygnaniu.57
38. Jan Hus i Hieronim z Pragi.
Jan Hus urodził się dnia 6 lipca roku 1373 w Husińcu, matem miasteczku Czeskim,58 stąd
54
Bula jest to postanowienie, dekret papieski w sprawach ważniejszych.
55
Nazwa wywodząca się od dolnoniemieckiego wyrazu „luUen" — nucić, usypiać śpiewem. W 14 w. zawiązały się najprzód
w Antwerpii, a potem w innych miastach niderlandzkich i niemieckich bractwa do opatrywania chorych i grzebania umarłych. Lud
ich nazywał lollardami, lullerami, a to z powodu żałobnych pieśni, które śpiewali przy pogrzebach.
56
„Iskry jego ducha", mówi Hus, „zaleciały aż do błogosławionych gór i lasów czeskiej mojej krainy i tam rozpaliły mój
lud".
57
Doszła do naszych czasów pieśń Jędrzeja Gałki napisana na cześć i chwałę Wiklefa. Pieśń ta składa się z 14 zwrotek i
należy do najdawniejszych pomników jezyka polskiego. (Piotr Chmielowski, Obraz Literatury Polskie], Tom I, str. 65).
58
Właściwie ani dzień ani rok urodzenia tego wielkiego Czecha nie są dokładnie wiadome. Niektórzy przypuszczają, że się
urodził 1369 r., a 6 lipca jest to dzień jego śmierci.
nazywano go poprostu Husem. Byt synem ubogiego rolnika i podobnie, jak później Marcin Luter,
uczęszczał do szkoły elementarnej, gdzie utrzymywał się, lak większość ówczesnych uczniów, z
jałmużny i śpiewu po kościołach. Hus odznaczał się taką pilnością, że już w 16 roku mógł wstąpić
na słynny podówczas na cały świat uniwersytet praski. W 26 roku życia otrzymał stopień naukowy
magistra teologii, i został profesorem przy tymże uniwersytecie oraz kaznodzieją przy kaplicy
betlejemskiej, posiadającej ważny przywilej opowiadania słowa Bożego w języku czeskim. Na
słuchaczy, czy to z katedry uniwersyteckiej, czy też z ambony betlejemskiej wywierał wpływ
ogromny. Gromił świeckie stany, zarzucając im lenistwo, zwady, brutalstwa i niesprawiedliwości,
zachęcał do miłości i naśladowania Chrystusa Pana.
Oburzyło to wielu i wskutek tego zanieśli skargę na Husa do arcybiskupa, który im
odpowiedział, „że nie w mocy jego jest Husa w wykonywaniu jego powinności ograniczać, bo on
przy święceniu swym złożył przysięgę, że będzie wszędzie i zawsze prawdę mówił bez względu na
osoby".
Duchowieństwo początkowo sprzyjało Husowi, lecz kiedy on począł z kazalnicy chłostać łakomstwo i
nierząd prałatów, kiedy, stawiając jako wzór jedynie godny naśladowania życie apostołów, wzywał całe
duchowieństwo do nawrócenia się i pokuty, wtedy arcybiskup praski Zbyńko począł się żalić na Husa przed
królem Wacławem. Ale Wacław nie lubił ani panów ani księży, rad więc był temu, że ich Hus chłostał
surowymi słowy. „Cieszyliście się", odpowiedział skarżącym, „kiedy magister Hus karcił nas, ludzi
świeckich, skoro teraz na was kolej przyszła, milczcie"!
W roku 1381 Ryszard II, król angielski, poślubił siostrę króla Wacława, Annę Helenę, stąd zawiązały
się częste stosunki handlowe między Anglią i Czechami, a wiele młodzieży jeździło na naukę aż do
Oksfordu. Między innymi udał się tam w tym celu także Hieronim z Pragi, 59 przyjaciel od lat młodzieńczych
Husa, jego uczeń, a później najwierniejszy towarzysz doli i nie doli. W Oksfordzie został Hieronim
zapalonym zwolennikiem Wi-klefa. Wróciwszy do Pragi, przywiózł ze sobą dzieła Wiklefa, znane i nieznane
i razem z Husem zaczął je rozszerzać. Niedługo potem przybyło do Pragi dwóch Anglików teologów,
przyjaciół Hieronima, którzy z całym zapałem szerzyli zasady Wiklefa. Cały uniwersytet praski przyjmował
w tej walce duchownej udział. Większość Czechów z Husem na czele stanęła po strome Wiklefa, obcy zaś
przeciw niemu.
Na uniwersytecie praskim, gdzie wówczas profesorami byli przeważnie zakonnicy, istniał
podział na cztery narodowości: czeską, bawarską, saską i polską. Ponieważ każda narodowość
rozporządzała w razie sporów jednym głosem, przeto Czesi zostali przegłosowani i naukę Wiklefa
ogłoszono za kacerską. Wskutek tego Hus i Hieronim wyjednali (1409 r.) u króla Wacława pamiętny dekret, na którego mocy w senacie uniwersyteckim we wszystkich sprawach, Czesi, jako
narodowcy, mieli mieć trzy głosy, inne zaś narodowości tylko po jednym głosie. Wszelkie protesty
Niemców na nic się nie przydały, a kiedy przyszło do wyboru rektora, Czesi wybrali swego rektora.
Urażeni tym profesorowie i studenci niemieccy opuścili Pragę i założyli sobie nowy uniwersytet w
Lipsku. Polacy już przedtem przestali uczęszczać do Pragi z powodu założenia uniwersytetu w
Krakowie.
O ile jednak Niemcy znienawidzili Husa, o tyle lud czeski tym serdeczniej przylgnął do
niego, widząc w nim nie tylko reformatora kościoła, lecz także obrońcę swych praw narodowych
wobec ucisku ze strony Niemców i duchowieństwa. Niemiecka partia nie przestawała oskarżać
Husa o kacerstwo. Mimo to Hus w dalszym ciągu głosił ewangelię i chłostał nadużycia duchowieństwa.
Arcybiskup zaskarżył Husa do Rzymu. Papież kazał spalić pisma Wiklefa, a Husa pozbawić urzędu
kaznodziejskiego. Ale urzędu kaznodziejskiego Hus złożyć nie chciał, twierdząc, że głoszenie ewangelii
zostało mu przez Boga polecone. Wskutek tego nieposłuszeństwa Hus został po raz wtóry zaskarżony do
Rzymu; ale królowa Zofia nie pozwoliła Husowi, który był jej spowiednikiem, wydalać się z Pragi, a król
Wacław dziwną okazał w tym wypadku energię. „Niepodobna", mówił on, „wydawać w ręce nieprzyjaciół
tak dzielnego kaznodziei i cały naród niepokoić".
Hus coraz gwałtowniej występował przeciw nadużyciom kościoła, a głównie, jak w sto lat
później Luter, wystąpił przeciw odpustom. Znienawidzony i wzgardzony od dawna papież Jan
XXIII właśnie ogłosił krucjatę przeciw neapolitańskiemu królowi Władysławowi. Papież wyklął
króla Neapolu i wszystkich jemu przychylnych aż do trzeciego pokolenia, zagroził klątwą
wszystkim, którzy by się poważyli wyklętych grzebać. W celu zebrania pieniędzy na ową wojnę,
kazał publicznie przy odgłosie trąb i bębnów sprzedawać odpusty.
59
Hieronim urodził się w Pradze pod koniec XIV w. z zamożnych rodziców szlacheckiego rodu.
Bulla papieska oburzyła do żywego Husa i jego zwolenników. Hus dowodził, że odpusty z
żadnymi taksami połączyć się nie dadzą; że nikt w świecie nie jest w mocy dania grzesznikowi
rozgrzeszenia, jeżeli on za grzechy nie żałuje i jeżeli nie przyrzecze, że się grzechów wystrzegać
będzie, że odpustu dostąpić inaczej nie można, tylko przez miłosierdzie Boskie; że odpusty
papieskie nic nie warte, kiedy się na łasce Pana Boga, na nauce Chrystusa i prawdziwe] pobożności
nie zasadzają, że ani papież, ani żaden biskup nie powinien o świecką władzę i posiadłości ziemskie
bojów rozpoczynać; że wyklęcie potomstwa aż do trzeciego pokolenia sprzeciwia się Pismu św.60
Kościół może walczyć bronią ducha, nigdy zaś orężem ciała.
Papież Jan XXIII rzucił klątwę na Husa, zabronił odprawiania obrzędów religijnych we
wszystkich kościołach praskich, rozkazał ująć Husa i do arcybiskupa dostawić, a kaplicę
betlejemską zburzyć. Zamach na kaplicę został odparty, ale Praga przedstawiała wówczas smutny i
przerażający widok. Dzwony na wieżach zamilkły, służba Boża ustała, dzieci pozostawały bez
chrztu, starsi bez komunii świętej, a umarli bez śpiewu i modlitwy grzebani byli, klątwa, niby sąd
Boży, wisiała nad miastem i Husem. Lud szemrać i burzyć się począł. Brakło mu bowiem form
zewnętrznych; lud lubił Husa, szedł za jego nauczaniem, bronił go z od wagą i poświęceniem, ale
taka martwa cisza, takie czarne i okropne obrazy były nad jego siły.
Za namową króla Hus i Hieronim wydalili się z Pragi, ale nie ustawali w pracy. Hus w
Kozimgrudku wygłaszał w dalszym ciągu kazania i pisał swe dzieła. Przemawiał pod gołym
niebem, śród pól i lasów, na rozstajnych drogach, idąc śladami Zbawiciela. Wszędzie towarzyszyły
mu tłumy piechotą, konno i w pojazdach. Pracował też nad doskonaleniem języka czeskiego, poprawiał tłumaczenie biblii na język czeski, dokonane w XIV wieku przez nieznanego pisarza.61
Hieronim, korzystając z wezwania króla polskiego Władysława Jagiełły, podróżował po
Polsce i Litwie, gdzie szerzył zasady kiełkujące w Czechach, nie bacząc na prześladowania, jakich
doświadczał na każdym niemal kroku. Za jego też sprawą, jak i młodzieży czeskiej, przebywającej
w Krakowie, padły pierwsze w Polsce ziarna husytyzmu. On to za namową Władysława Jagiełły
zajmuje się porządkowaniem uniwersytetu w Krakowie roku 1410.
W tym czasie było jednocześnie trzech papieży, którzy się wzajem wyklinali. To rozdwojenie
kościoła (schizma) jak również wielka masa błędów, gorszyły szczerych chrześcijan i doprowadziły
do tego, że cesarz niemiecki Zygmunt zwołał ogólny sobór do Konstancji w roku 1414. Na ten
synod został zawezwany również i Hus, któremu cesarz dla bezpieczeństwa osobistego) dał list
żelazny. 3 listopada 1414 przybył Hus do Konstancji w towarzystwie wiernych przyjaciół.
Przez pierwsze cztery tygodnie był spokój. Hus zachowywał się spokojnie, aby nie dawać żadnego
powodu do wystąpień, odprawiał codziennie w swoim mieszkaniu mszę i przygotowywał się do obrony na
synodzie. Ale nieprzyjaciele sprawy nie zasypiali; publicznie poczęli Husa oskarżać o kacerstwo i usiłowali
wrogo usposobić przeciw niemu papieża i kardynałów. Udało im się. Papież, który początkowo nie
szykanował Husa, który zdjął nawet zeń klątwę, idąc teraz za podszeptem wrogów Husa, kazał go uwięzić.
Ani protest przyjaciół Husa, zwłaszcza Jana z Chlumu, ani list żelazny Zygmunta, nic nie pomogły.
Cesarzowi wprost odpowiedziano, że nie miał prawa dawać listu żelaznego Husowi, jako wyklętemu
kacerzowi i teraz niepotrzebnie upomina się za nim. W ciemnym i wilgotnym więzieniu Hus ciężko
zachorował i przez pewien czas walczył między życiem i śmiercią, ale nigdy nie upadał na duchu, o czym
najlepiej świadczą pisane z więzienia listy i drobne dogmatycznej i moralnej treści rozprawki, jako to: o
Kościele, o grzechu śmiertelnym, pokucie, sakramencie ciała i krwi Pańskiej, o małżeństwie, miłości Bożej i
inne.
Po upływie sześciu miesięcy przeprowadzono Husa ze strasznego jego więzienia do klasztoru
franciszkanów. Sobór nie pozwolił Husowi bronić się; ilekroć oskarżony zwracał uwagę, że ten lub
ów punkt oskarżenia oparty na błędnie rozumianym zdaniu w jego pismach, krzykiem lub
śmiechem zmuszono go do milczenia, tak że Hus zmuszony był wyrzec słowa: „Spodziewałem się,
że w tym zgromadzeniu znajdę więcej przyzwoitości, pobożności i karności". W końcu sobór
zażądał od Husa, aby przyznał się do błędów i naukę swoją publicznie odwołał. Na to Hus zaklął
sobór, że jeżeli mu udowodnią na podstawie słowa Bożego, że nauka jego jest herezją, gotów jest w
każde] chwili ją odwołać. Lecz takie usprawiedliwienie przyjęto ze śmiechem i szyderstwem i
wtrącono go z powrotem do więzienia. Dnia 5 lipca roku 1415 sobór wydał wyrok śmierci, którego
60
Patrz Ezechiel 18,20.
Hus pierwsze swe dzieła pisał po łacinie, ale już od r. 1406, występuje jako gorliwy krzewiciel i stróż czystości języka
czeskiego. Wydana przez niego „Ortografia czeska" zachowała po dziś dzień swoją wartość. W Kozimgrudku wydał wykład Składu
Apostolskiego, Modlitwy Pańskiej i Dziesięciorga Przykazań. Napisał „Postyllę" czyli krótkie wykłady ewangelii na cały rok
kościelny.
61
wykonanie miało nastąpić nazajutrz.62
Szósty lipca, dzień urodzin Husa, był również dniem jego śmierci. Zaprowadzono go do
kościoła katedralnego, gdzie zebrany był cały sobór. Po kazaniu odczytano wyrok i ubrano go we
wszystkie szaty kościelne jak do mszy. Jeszcze raz wzywano go, aby błędy swe odwołał. „Jakże
mam odwołać, czego nigdy i nigdzie nie uczyłem. To też nie uczynię tego, abym nie był kłamcą
przed obliczem Pana mojego, i żebym serca mych słuchaczów od prawdy nie odciągnął i w
prawdzie słów moich umocnił. Sumienie moje i bojaźń przed Jezusem Chrystusem tak mi postąpić
nakazują".
Zebrani biskupi rozpoczęli straszny obrzęd degradacji Husa. Poczęto zdzierać szaty wśród
przekleństw ogólnych. Jeden z biskupów wyrwał mu kielich i rzekł: „Przeklęty Judaszu,
odejmujemy ci kielich zbawienia"! „Ufam w Bogu", odpowiedział Hus, „że nie odejmie ode mnie
kielicha zbawienia, spodziewam się owszem, że go jeszcze dziś będę pił w królestwie Jego".
Włożono mu w końcu na głowę papierową czapkę z namalowanymi diabłami i z napisem: ten jest
arcykacerz. Hus rzekł: „Pan mój za mnie niósł koronę cierniową, dlaczegoż bym dla imienia Jego
nie miał nieść tej lżejszej".63 A kiedy biskupi wyrzekli na zakończenie głośno: „Oddajemy twe ciało
ramieniu władzy świeckiej, a duszę twa diabłu na zatracenie!", Hus odrzekł: „A ja oddaję ją Tobie
Jezu Chryste, któryś ją zbawił". Idąc na miejsce stracenia, Hus modlił się głośno i kilkakrotnie
słowami psalmu 51. Często powtarzał: „Panie! W ręce Twoje poruczam ducha mego". „Co ten
człowiek przedtem uczynił", mówiono pośród zgromadzonego ludu, „nie wiemy, ale teraz
słyszymy, że cudownie do Boga się modli". Kiedy go przywiązano do pala, a na szyję włożono
kajdany, rzekł: „Chętnie niosę te okowy dla Pana mojego Jezusa Chrystusa". Wezwany po raz
ostatni, aby wyrzekł się błędu, zawołał: „Jakiegoż błędu mam się wyrzec, kiedy nie poczuwam się
do żadnego; o co mnie fałszywie oskarżono, tego nigdy ani nie uczyłem, ani nie pomyślałem.
Comkolwiek uczył i pisał, czyniłem to dla ocalenia dusz ludzkich z władzy szatana, nauczałem
pokuty i odpuszczania grzechów według nauki ewangelii i ojców kościoła, chętnie to tedy krwią
swoją zapieczętuję.64 Po tej odpowiedzi zapalono stos, a Hus zawołał głośno: „Jezu Chryste, Synu
Boga żywego, zmiłuj się nade mną”! i powtarzał je dopóty, dopóki dym i płomienie nie ogarnęły
jego twarzy. Umierał więc jak niegdyś pierwszy męczennik Szczepan, modląc się za swych
nieprzyjaciół. Popioły jego wrzucono w wody Renu.65
Kiedy Hieronim dowiedział się o uwięzieniu swego przyjaciela Husa, podążył natychmiast do
Konstancji. Na granicy czeskiej został schwytany i wtrącony do straszliwego więzienia. W 14 dni
po spaleniu Husa stawiono i Hieronima przed sąd duchowny. Hieronim po mękach półrocznego
więzienia w stanie największego wycieńczenia odwołał swoją naukę i uznał ją za kacerską. Nie
uwolniono go jednak, tylko więzienie złagodzono. Znowu upłynęło pół roku. Hieronim zażądał,
aby go znowu przesłuchano. Powszechnie mniemano, że prosić będzie o wolność, tymczasem ku
wielkiemu zdziwieniu wszystkich, Hieronim uroczyście zeznał, że poczytuje sobie za grzech
największy, iż z bojaźni śmierci zaparł się Husa, którego nie uważa za kacerza, a przeciwnie za
dobrego, sprawiedliwego i świętego człowieka, który wcale nie zasłużył na śmierć, na jaką go
skazano. Pomimo tego oświadczenia, nie poprowadzono go natychmiast na śmierć, ale dano mu
dwa dni do namysłu i do odwołania. Wielu uczonych mężów odwiedzało go i namawiało go do
odstąpienia od swego zdania. Hieronim z pogodnym czołem i wesołą twarzą szedł na śmierć, nie
lękając się ani ognia, ani mąk strasznych. Przyszedłszy na plac kaźni, sam się rozebrał, potem
upadłszy na kolana, pocałował słup, do którego przywiązano go później mokrymi powrozami i
łańcuchem, zanucił pleśń wielkanocną i jeszcze raz orzekł do zgromadzonego ludu, że jest
niewinny. W obliczu śmierci dowiódł potęgi swego ducha tym, że gdy kat zamierzał z tyłu słup
podpalić, zawołał na niego: „Przystąp tu i zapal ogień przed mymi oczami, gdybym się obawiał
62
Między Polakami, którzy bronili Husa, był Hanusz z Tuliszkowa, kasztelan kaliski, Zawisza Czarny z Garbowa, Bonata
Dunin Bałicki i inni. Z czeskich obrońców i przyjaciół Husa Jan z Chlumu rzekł: „Jeśliś winny, nie upieraj się i wyrzeknij się błędu,
zrób to przez miłość dla nas. Jeśli zaś sumienie Twoje czyste, to nie czyń się przed Bogiem, przed sobą i przed nami kłamcą. Oddaj
raczej żywot swój, a nie odstępuj prawdy. Rozpłakał się Hus i mówił: „Szlachetny i zacny przyjacielu mój i wy wszyscy przyjaciele i
obrońcy moi! Bóg mi jest świadkiem, gdybym wiedział, żem przeciwko Jego świętym słowom, albo przeciwko prawdziwemu
kościołowi czegoś nauczał, chętnie bym tysiąc razy to odwołał. Mieli mnie nauczyć i przekonać, a nie uczynili tego. To tez nie
brońcie mi z radością pójść na śmierć, bo boleść i męki, jakie tu znoszę, gorsze są tysiąc razy od samej śmierci."
63
Wtem miała przystąpić według ludowego podania jakaś staruszka, niosąc na głowie wiązkę gałązek na stos. A Hus widząc
to miał rzec: o sancta simplicitas! (o święta prostoto!)
64
Tu miał dodać według podania następujące słowa prorocze: „Spaliliście gęś, ale za 100 lat przyjdzie łabędź (Luter) a tego
już nie potraficie spalić".
65
Erazm Roterdamczyk, znakomity humanista, powiedział „Jan Hus spalony, lecz niepokonany", a Reuchlin, inny słynny
humanista, rzekł: „Wielu było duchownych w Konstancji, lecz najpobożniejszego spalili".
płomieni, nie byłbym tu przyszedł". Potem zawołał: „Panie, w ręce Twoje polecam ducha mego.
Panie, Wszechmogący Boże, zmiłuj się nade mną i odpuść mi grzechy". Tak ów mąż wielki i
nieulękniony spłonął na stosie dnia 30 maja roku 1416, w niespełna 11 miesięcy po Janie Husie na
tym samem miejscu, i jego popioły wrzucono do Renu. Husa i Hieronima chciano zgubić i zgładzić
na wieki ich pamięć, a mimo to stoją ciągle na kartach historii, i są ciągle krwawym wyrzutem
niesprawiedliwych sądów ludzkich.
Na soborze w Konstancji nie było żadnego błogosławieństwa. Na miejsce trzech papieży,
wyklinających się nawzajem, obrano Marcina V. Spodziewano się po nim reform, tak niezbędnych
w kościele, spodziewano się ukróceń nadużyć, ale wszystkie te nadzieje zawiodły. Reforma
kościoła dotyczyła rzeczy podrzędnych, jako to liczby kardynałów, reguł zakonnych, dziesięciny
itp. Rdzennej reformy nie przeprowadzono, jej sądzone było nastąpić w 100 lat później. Poprzedziły
ją przedtem jeszcze krwawe wojny husyckie, które trwały lat 20 i szerzyły okropne spustoszenie w
Niemczech, Austrii, na Morawach i na Śląsku. Po strasznych walkach na soborze w Bazylei roku
1431 otrzymali Husyci przywilej spożywania komunii pod dwiema postaciami; ale i ten przywilej
został odebrany im bądź podstępem, bądź przemocą. Niestety wśród samych Husytów powstało
rozdwojenie. Radykalni Husyci, tzw. Taboryci66 pod wodzą Jana Zyżki prowadzili zacięte walki, w
końcu zostali przez katolików i umiarkowanych Husytów, tzw. Kalikstynów, pokonani. Tylko
nieznaczna część Husytów, a zwłaszcza ich odłam Taboryci, utworzyli własny zbór pod nazwą braci
czeskich lub morawczyków, którzy żyjąc w bogobojności, przetrwali wszystkie prześladowania.
W każdym razie, choć wyznanie husyckie nie odniosło zupełnego zwycięstwa, bo odnieść nie
mogło, przygotowało Jednak grunt do przyszłej reformacji w następnem stuleciu Sam Luter
świadczy o zasługach Husa następujacemi słowy „Jan Hus wyplenił chwasty z winnicy
Chrystusowej i potępił zgorszenie stolicy Rzymskiej. Zastałem już rolę żyzną i dobrze uprawną.
Hus był ziarnem przeznaczonym na zamarcie i pogrzebanie, by mogło odżyć i wzrosnąć".
39. Hieronim Savonaarola i Jan Wessel,
Jednym z najznakomitszych reformatorów we Włoszech był Hieronim Savonarola, mąż prawy,
odważnego ducha, zwiastun wolności. Urodził się w Ferarze w r. 1452. Savonaroła pochodził ze starej
szlacheckiej rodziny. W 23 roku życia wstąpił do klasztoru dominikanów w Bolonii. W celi klasztornej podobnie jak Marcin Luter, szukał Savonarola pokoju i szczęścia, ale podobnie jak Marcin Luter przekonał się
wkrótce, że i wśród murów klasztornych znajduje się świat, taki sam występny i ze sam klasztor nie
zaspakaja sumienia i upragnionego pokoju nie daje. 14 lat przebył Savonarola w klasztorze. Cały czas
poświęcał nauce, miewał kazania, studiował i zagłębiał się w Pismo św.
Smutne to były czasy, w których żył i działał Savonarola. Na tronie papieskim zasiadał papież
Aleksander VI, z niegodnych najniegodniejszy. Zepsucie ogarnęło wszystkie stany; niepospolite błędy
opanowały ludzi; skażenie obyczajów odpowiadało skażeniu wiary. Wśród takich warunków rozpoczął
Savonarola swą działalność we Florencji. „Kościół musi odzyskać życie nowe", wołał z kazalnicy
Savonarola. „Bóg odpuszcza człowiekowi grzechy i usprawiedliwia go z łaski. Ilu usprawiedliwionych na
ziemi, tyle objawów miłosierdzia w niebie. Człowiek bez wiary pozbawiony jest łaski Bożej". Ze wszech
stron garnął się lud, aby go słyszeć, entuzjazm ludu rósł dla niego z dnia na dzień coraz bardziej. Savonarola
z niesłychaną dotąd odwagą potępiał rozwiązłość obyczajów u duchowieństwa i u świeckich osób.
Wszystko to w najwyższym stopniu oburzyło materialne i egoistyczne rządy Medyceuszów.
Wawrzyniec Medici, ówczesny książę Florencki, wysłał mężów zaufania, aby przedstawili Savonaroli
niebezpieczeństwa, na które narażał w skutek swoich kazań nie tylko samego siebie, ale i cały zakon.
Savonarola nie uląkł się wysłanników. „Powiedźcie", rzekł im, „aby się Wawrzyniec przygotował do skruchy
za swe grzechy, gdyż Pan nie oszczędza nikogo i nie drży przed książętami tego świata. Nie boję się zesłania
z Florencji, ponieważ miasto wasze w porównaniu z ziemią, to jak ziarno soczewicy. Niechaj wie
Wawrzyniec, że chociaż on jest pierwszym w państwie, a ja tylko przybyszem, ubogim mnichem, ja tu
zostanę, a on pierwszy odejdzie". Przepowiednia Savonaroli sprawdziła się niebawem. Wawrzyniec Medici
wkrótce umarł; przed śmiercią posłał po Savonarolę, po „jedynego" jak sam mówił, „uczciwego mnicha", ale
rozgrzeszenia nie otrzymał, bo nie chciał się zgodzić na warunek postawiony przez Savonarolę, aby zwrócić
Florencji wolność.
66
Taboryci gromadzili się na nabożeństwa na szerokiej, przestronnej górze, naśladując w tym Chrystusa. Miejsce to
przezwano wnet językiem biblijnym górą Tabor, a słuchaczów — taborytami. Kalikstyni albo kielichowcy od kielicha, (po łacinie
calix) byli stronnictwem umiarkowanym i domagali się zgody z kościołem pod warunkiem przyjmowania komunii pod dwiema
postaciami, oświadczając, że będą się trzymali tradycji kościoła tam, gdzie ona nie stoi w jawnej sprzeczności z Pismem św.
Husytyzm rozkrzewił się w pierwszej połowie 15 w. również i w Polsce.
Po Wawrzyńcu wkrótce umarł papież Innocenty VIII. Następcą Wawrzyńca był syn jego Piotr,
a następcą Innocentego VIII papież Aleksander VI, obaj nierównie gorsi od swoich poprzedników.
Savonarola jak przedtem, tak i teraz nie przestawał nauczać z ambony. Znaczenie jego wzrastało, a
imię znane było daleko i szeroko. Przepowiednie jego, że Bóg będzie karał za grzechy i że
panowanie bezbożnych Medyceuszów wkrótce się skończy, że władca z północy przejdzie Alpy i
ukarze tyranów Włoch, — wszystko to w dziwny sposób się sprawdziło.
W r. 1494 Karol VIII, król francuski, z wielkim wojskiem przeszedł Alpy, ażeby zdobyć
przede wszystkiem Neapol. Ponieważ Piotr Medyceusz żył z księciem Neapolu w stosunkach
zażyłych, wojska francuskie osaczyły i wtargnęły do Florencji. Żołnierze dokonali rabunku pałacu
Medyceuszów i zabrali stąd najcenniejsze przedmioty sztuki. W dziele owym dopomagali im sami
Florentczycy, którzy unosili i kradli co uważali za osobliwe i cenne. Tak więc w ciągu jednego dnia
zniszczone zostały i rozproszone bogate zbiory, gromadzone przez pół wieku. Armia francuska
podążyła na południe, stronnicy Medyceuszów zniknęli, a na czele rządu i zarazem na najwyższym
szczeblu swej potęgi stanął Savonarola. Pozostał on tym samym mnichem, ubogim, wciąż w postach i modlitwach, wciąż w celi piszącym, a na ambonie głoszącym ogniście słowo Boże,
karzącym grzechy narodu.67
Ale ten naród widział w nim męża natchnionego jakąś siłą wyższą, widział w nim proroka,
garnął się do niego, wierzył mu, słuchał go i zaufał mu. Savonarola, stanąwszy mimowoli na czele
ludu, chciał mu nadać republikańską formę rządu, chciał go uczynić wolnym. Ogłosił ogólną
amnestię; pod jego wpływem zmniejszono podatki, ulepszono wymiar sprawiedliwości. On to
wpłynął na zakładanie banków pobożnych, które udzielały pożyczek biedniejszej klasie, i ukróciły
lichwę. Prawo głosu mieli wszyscy ci, których ojciec, dziad i pradziad posiadali prawo
obywatelstwa. Chłostał po dawnemu nadużycia w państwie, kościele i sztuce. Pod wpływem kazań
Savonaroli Florencja zmieniła się nie do poznania. Kobiety porzucały kosztowne stroje i ubierały
się z prostotą. Młodzież cisnęła się około żarliwego zakonnika. Niegdyś kłótliwa i rozpustna, teraz
w kole rodzinnym odmawiała modlitwy i różaniec, zasiadłszy na murawie, chórem śpiewała hymny
układu Savonaroli. Tym sposobem odradzały się nauka, poezja i muzyka. Wielu znakomitych
artystów, uczonych, oddawało Savonaroli cześć, jako swemu mistrzowi i świętemu. W chwilach
popołudniowych można było widzieć kupców czytających biblię, lub żywoty ojców świętych.
Świątynie były przepełnione, jałmużny rozdawano ubogim, nawet kupcy i bankierzy zwracali
znaczne sumy, zdobyte w sposób nieprawny. Wszystkiego tego dokonał jeden mąż swoim
wpływem, słowem i życiem.
Ale i Savonarola miał swoich nieprzyjaciół, do nich należał zakon franciszkanów, który z
ukosa patrzył na wpływ dominikańskiego mnicha, zazdrościł mu sławy i znaczenia i karcił na
każdym kroku jego mieszanie się w sprawy państwa. Największym i najpotężniejszym jednak jego
nieprzyjacielem był sam papież Aleksander VI, który od samego początku zagrażał mu klątwą i
szubienicą. Z początku papież chciał go zjednać sobie, ofiarując mu kapelusz kardynalski. „Nie
potrzebuję ja kardynalskiego kapelusza, ani mitry wielkiej lub małej. Ja nie pragnę niczego więcej,
jeno tego, co dane zostało świętym — śmierci... Jestem najzupełniej przygotowany położyć swoją
głowę za obowiązek".
Partia Medyceuszów wymogła na papieżu, przeciwko któremu Savonaroła niejednokrotnie
występował, wyklęcie w r. 1497. W kościele, gdzie kazał Savonarola, wybito okna, kościoły pustoszały, szynki były przepełnione, zapomniano zupełnie o wolności, o ideałach i patriotyzmie. Partia
Medyceuszów brała górę i szydziła z partii białych t.j. zwolenników Savonaroli, którzy namawiali
go, aby jeszcze raz wystąpił z kazaniem, co też uczynił. 18 marca 1498 wypowiedział Savonaroła
swoje ostatnie kazanie. Brzmi ono posępnie, przewiduje w nim Savonaroła swój bliski koniec.
„Gdy mnie pytacie, mówi, co będzie końcem walki? odpowiadam: zwycięstwo. Gdy mnie pytacie o
szczegóły, odpowiadam: śmierć", i kończy swoje długie przemówienie słowami proroczymi:
„Rzym nie ugasi ognia, a gdyby on zgasł, to Bóg roznieci nowy ogień, który już się pali, chociaż
my o tym nie wiemy i nie przeczuwamy".
Bulla papieska, intrygi Medyceuszów, głód, zaraza, rozterki wewnętrzne zrobiły swoje.
Savonaroli już wiecej nie chciano słuchać. Opinia zwróciła się, jak chorągiewka miotana wiatrem,
przeciwko niemu. Zażądano od niego, aby wszedł w ogień i wyszedł zdrowo i bez szwanku, a
uwierzą w prawdę jego kazań. Wielki kaznodzieja odmówił tej nierozsądnej, bezbożnej i niegodnej
próby, ale uczeń jego Domenich podjął się ją wykonać. Przygotowano stos, Domenich zażądał, aby
67
Na kazalnicy kazał wyszyć słowa: Jezus Chrystus, Król Florencji.
dozwolono mu było wejść z krzyżem przez ogień, franciszkanie z zaciętością opierali się temu.
Dzień upłynął na takich sprzeczkach, a wieczorem deszcz ulewny rozproszył tłumy. Zelżono
Savonarolę za spuszczenie zaczarowanego deszczu. Nazajutrz, było to w niedzielę Palmową 1498
r., władze zażądały, aby Savonarola w ciągu 12 godzin Florencję opuścił. Zwolennicy Savonaroli
oparli się temu rozporządzeniu, ale Savonarola oddał się w ręce nieprzyjaciół. Nastały ciężkie
chwile dla Savonaroli. Wtrącono go do więzienia wraz z dwoma jego najwierniejszymi
przyjaciółmi Domenichem i Sylwestrem Maruffi. Wzięto go na tortury, rzucano groźby, zniewagi,
wzniesiono go za pomocą liny do góry, spuszczano nagle na dół po kilkakroć, a to wszystko, aby
zmusić go do odwołania swoich objawień, jako kłamliwych. Nigdy jednak nie tracił Savonarola
odwagi, ciało drgało od męczarni, pieczono mu pięty za pomocą rozpalonych węgli, lecz duch nie
ugiął się od tych męczarni. W tym czasie napisał owe wzniosłe objaśnienie 51 psalmu.68
Papież wydał nań wyrok śmierci. Savonarola miał być spalony wraz z bratem Domenichem i
bratem Sylwestrem. Wszyscy trzej przyjęli wyrok śmierci z godną odwagą i pogodą myśli. A w sam
dzień egzekucji przyjęli sakrament komunii świętej. Gdy biskup, niegdyś uczeń Savonaroli,
degradując skazanych, oświadczył, że odłącza ich od kościoła wojującego i triumfującego. „Od
kościoła wojującego tylko", odparł wtedy Savonarola. Na placu ustawiono szubienicę w kształcie
krzyża. Pierwszy wszedł Domenich śpiewając: Ciebie Boże chwalimy „Te deum laudamus", drugi.
Sylwester, wisząc, wyszeptał słowa: „W Twoje ręce, Panie, polecam ducha mego". Nareszcie
pomiędzy nimi w środku wolne miejsce zajął Savonarola. Dosięgnął on wyższego szczebla drabiny,
szepcząc apostolskie wyznanie wiary do ludu, tego ludu, który go tak pilnie niegdyś słuchał, a z
pośród którego ktoś się - odezwał: „teraz proroku czas, abyś uczynił cud". Savonarola nie
przemówił ani słowa, tylko spojrzał nań jeszcze raz błogosławiącym wzrokiem. Płomienie ogarnęły
trzech męczenników, którzy umarli z ufnością, że wstępują do kościoła triumfującego. Zostali oni
spaleni wraz z szubienicą. Popioły wrzucono do rzeki Arno. Stało się to dnia 23 maja 1498 r, w
przeddzień Wniebostąpienia Pańskiego. Savonarola liczył wtedy dopiero 45 rok życia.
Savonarola w znaczeniu właściwym reformatorem nie był, ale należał do tych ludzi, którzy
utorowali reformacji drogę. Był on owym Janem Chrzcicielem, który kazał swemu narodowi
pokutę. Dzielił on los na równi z innymi reformatorami przed Lutrem. Wystąpił on w pierwszej linii
przeciw nadużyciom, dążył do zreformowania życia chrześcijańskiego, nie zaś zasad wiary. W
głównych zasadach wiary Savonarola nigdy nie różnił się od kościoła rzymskiego. Ale dzieło jego
nie było daremne. Życie i śmierć jego świadczą, że reformacja z góry nie przychodzi, nie papież jej
dokonywa. Sam Bóg, kiedy czas nadejdzie, ześle męża, który dokona reformy kościoła, a tym
mężem miało być dziecię ludu.
I w innych krajach było sporo przyjaciół reformacji. W Holandii najwybitniejszym był Jan
Wessel, zwany przez zwolenników światłością świata „lux mundi", urodzony w Groningen około
roku 1419. Był to mąż pełen odwagi, kochający prawdę. Kiedy mu pewnego razu zaproponowano,
żeby wyprosił sobie łaskę u papieża. „Owszem", odrzekł Wessel, „proszę o grecką i o hebrajską
biblię", a kiedy go zapytano, dlaczego nie prosi o biskupstwo, odpowiedział, że tego nie pragnie. 69
Będąc doktorem teologii pełnił Wessel zawód swój z kolei w różnych miastach w Paryżu,
Heidelbergu, Groningen. Marcin Luter powiedział o nim: „Gdybym był dzieła Wessela przedtem
czytał, mniemaliby moi przeciwnicy, żem wszystko od niego zapożyczył, tak bardzo zgadzają się
moje myśli z jego myślami". „Apostołowie Paweł i Jakub", powiada Wessel, „uczą różnie, lecz nie
z sobą przeciwnie. Obydwaj uczą, że sprawiedliwy z wiary żyć będzie, ale mają na myśli taką
wiarę, która przez miłość jest skuteczna. Lud powinien iść za pasterzami; lecz, jeśli pasterze wiodą
go na miejsca, gdzie paszy nie ma, to przestali być pasterzami, a lud nie ma więcej obowiązku
słuchać ich, gdyż wyrzekli się powołania swego. Nikt nie przyczynia się bardziej do upadku
kościoła, niźli duchowieństwo zepsute. Kościół ogrzewać, ożywiać, zachowywać i w jedności go
utrzymywać, to Duch Święty własnej mocy zachował i nie powierzył jej rzymskiemu biskupowi,
który o to nie wiele się troszczy".
Uczniowie Wessela narażali się na przeróżne prześladowania i inkwizycję. On sam uniknął
jednak tortur, zmarł w roku 1489 w Groningen, swoim mieście rodzinnym. Ostatnie jego słowa,
które pisał do jednego ze swoich przyjaciół, były: „Dziękuję Bogu, że wszystkie myśli poziome
znikły; znam tylko Jezusa Ukrzyżowanego".
68
69
Dzieło to zostało wydane później przez drą Marcina Lutra.
„Złote słowa podobały mu się zawsze więcej, niż złote monety" powiedział jego przyjaciel.
Okres nowożytny.
40. Doktor Marcin Luter, Pierwszy Wielki Reformator XVI wieku.
Lata dzieciństwa i młodości.
Luter urodził się dnia 10 listopada 1483 roku w miasteczku Eisleben z ojca Jana, górnika, i
Małgorzaty z Zieglerów, żony jego. Nazajutrz po urodzinach w dzień św. Marcina został
ochrzczony w kościele św. Piotra i otrzymał według dnia chrztu imię, Marcin. Wkrótce po
urodzeniu Marcina Lutra rodzice jego w celu poprawienia swego bytu materjalnego przenieśli się
do Mansfeldu, ale i tu z początku powodziło im się dosyć licho, żyli oni w największym ubóstwie.
„Rodzice moi", powiada Luter, „byli bardzo ubodzy. Ojciec mój, rąbał drzewa w lesie, a matka
przynosiła je nieraz nawet na plecach, by nas, dzieci swoje, wyżywić. Oni męczyli się dla nas
pracami aż do krwi". Matka Lutra odznaczała się wielką pobożnością, ale i ojciec nieraz ukląkł
przed łóżkiem dziecka i modlił się głośno i gorliwie, żeby syn zawsze pamiętał o Bogu i przyczynił
się do rozszerzenia prawdy Bożej. Modlitwa też ojca cudownie wysłuchaną została. Wychowanie w
domu otrzymał Luter bardzo surowe. „Mój ojciec tak bardzo mnie karcił, żem uciekł od niego",
powiada Luter, „i obawiałem się go tak, iż mnie musiał na powrót z sobą oswoić. Matka pewnego
razu za nędzny orzech wybiła mnie aż do krwi, ale czynili to z dobrego serca i tylko nie znali miary
w karze". — Rodzice oddali pięcioletniego Lutra do szkoły w Mansfeldzie. W szkole tej panowała
nadmierna surowość, tak, że w późniejszych czasach opowiada sam Luter, „nauczyciele podówczas
byli tyranami i katami, szkoły zaś więzieniem i piekłem".
W 14 roku życia wysłano Lutra do Magdeburga a w następnym roku do Eisenach do szkoły.
W Eisenach mieszkali krewni, od których spodziewali się rodzice Marcina pomocy dla syna. Lecz
ta nadzieja zawiodła. Krewni nie dbali o niego, lub też sami będąc biedni, nie mogli udzielić mu
wsparcia, z domu nadsyłano mu tak mało, że musiał przed domami ówczesnym zwyczajem śpiewać
i żyć z jałmużny. Miły głos chłopczyny, przejęcie się, z jakiem śpiewał, wyraz głębokiej
pobożności, malującej się na twarzy Marcina, zyskały mu przyjaźń Urszuli Kotty, która go przyjęła
do swego domu. Tu zakwitło dla niego zupełnie nowe życie. Uwolniony od troski o chleb
powszedni, oddawał się pilnie nauce, a czas wolny poświęcał grze na flecie i na lutni, oraz uczył się
tokarstwa. Czuł się żywszym, wesołym i szczęśliwym. Modlitwa jego stała się gorliwszą, zapał do
nauk większy, postępy znaczniejsze.
Luter nie wstydził się nigdy wspominać te czasy, w których głodem zmuszony był wyżebrać
sobie kawałeczek chleba na utrzymanie swoje. Dla biednych dzieci, które tym samym co on musiały żyć sposobem, zachował zawsze serce pełne litości. „Nie lekceważcie sobie" mawiał „tych
dzieci, które śpiewają i u drzwi „panem propter Deum", przez miłosierdzie Boże o chleb proszą. I ja
toż samo czyniłem".
Po czteroletni''; pobycie w Eisenach udał się Luter w 18 roku życia na uniwersytet w Erfurcie.
Rodzice Lutra znaleźli się wówczas w lepszych warunkach, tak, że mogli więcej dopomagać
synowi. Ojciec, widząc w synu wielką chęć i zdolności do nauk, koniecznie zażądał, żeby syn
poświęcił się nauce prawa. Było to w roku 1501.
Podobnie jak w Eisenach, tak i tu oddał się Luter z całą gorliwością nauce. Studiował języki i pisarzy
starożytnych oraz filozofię, nie zaniedbując przy tym modlitwy. „Dobrze się pomodlić, znaczy na pół się
nauczyć", mawiał często. Luter chciwy zawsze wiedzy spędzał chwile wolne od zwykłych zajęć w bibliotece
uniwersyteckiej. Tutaj przypadkiem po raz pierwszy natrafił na całą łacińską biblię i spostrzegł z wielkim
zdziwieniem, że znajduje się w niej o wiele więcej tekstu, niż w kościele miano zwyczaj wykładać. To co mu
najpierw popadło w oczy, była to historia Samuela i matki jego. Luter czytał i czytał i wciąż powracał do tej
księgi. Pragnął posiadać biblię na własność. W duszy Lutra zajaśniał brzask nowej sprawy.
W roku 1505 otrzymał on tytuł magistra i zarazem został mianowany profesorem filozofii
przy uniwersytecie. Głęboka jego nauka budziła podziw całego uniwersytetu. Z całą gorliwością
oddał się studiom prawniczym. Znużony nadmierną pracą nabawił się niebezpiecznej choroby.
Zdawało się, że nadchodzi śmierć. „Wkrótce odwoła mnie Pan z tego świata" mawiał Luter. Ale
zdarzyło się tak, że odwiedził go pewien znajomy staruszek, czcigodny kapłan, przed którym Luter
wyjawił przeczucia, jakie duszę jego ogarnęły. Lecz staruszek odpowiedział na to łagodnie: „Uspokójcie się, kochany magistrze. Na tę chorobę nie umrzecie. Bóg uczyni z was męża, który będzie
niósł pociechę wielu ludziom. Kogo bowiem miłuje Bóg", tego krzyżem nawiedza, a którzy cierpliwie go zniosą, wielkiej dochodzą mądrości".
Po wyzdrowieniu nastąpiła zmiana w jego życiu. W studiach nie znalazł pokoju i
zadowolenia. Wciąż zadawał sobie pytanie, czy też wolno mu jest oskarżać innych, gdy sam o
niejeden ciężki grzech oskarżać się powinien. Ciągła obawa gniewu boskiego zrodziła w nim
przekonanie, że tylko w jednym stanie mógłby uniknąć tego gniewu i przypodobać się Bogu, a
mianowicie w stanie zakonnym. Była to w ogóle wiara i zapatrywanie ówczesne, będące wynikiem
nauki scholastyków. Luter stał się znów posępniejszym. Nagle przerwał swoją prawną karierę i
wstąpił do klasztoru Augustianów w Erfurcie. Dwie okoliczności wpłynęły na przyspieszenie
powziętego zamiaru. Jeden z jego przyjaciół zmarł nagle, a śmierć ta niespodziewana wielkie na
Lutra wywarła wrażenie. Innym znowu razem, wracając od rodziców, został zaskoczony niedaleko
Erfurtu przez gwałtowną burzę. Uczucie własnej grzeszności napełniało trwogą wszystkie myśli
jego, wtem niedaleko uderzył piorun i powalił go na ziemię; w przerażeniu wielkim zawołał:
„Ratuj, święta Anno, a zostanę mnichem". Słowa te uważał odtąd za ślub dany Bogu.
Luter—mnich i profesor.
Jako 22-Ietni młodzieniec roku 1505 wstąpił Marcin Luter wbrew woli rodziców do klasztoru,
szukając w jego murach pokoju i Boga. Podczas nowicjatu dawny magister i profesor uniwersytetu musiał
spełniać najpospolitsze i najuciążliwsze roboty; wszystko znosił, wszystko spełniał, co mu rozkazano z
największą sumiennością, pokorą i zadowoleniem. Stał się wzorem prawdziwego mnicha. Mógł zatem Luter
śmiało o sobie powiedzieć: „Jeżeli kiedykolwiek mnich jaki przez swój żywot dostąpił zbawienia i ja
powinienem bez wątpienia je osiągnąć".
Mimo licznych postów, biczowań i modłów i nocy bezsennych, ów pokój Boży, którego szukał, nie
chciał zamieszkać w duszy jego. Przychodziły nań chwile zwątpienia, w których uważał się za zgubionego i
przeznaczonego na wieczne potępienie. Ciało jego wychudło, siły go opuszczały, leżąc na łożu wyglądał
nieraz jakby umarły. Ale Bóg zesłał mu pomoc i pociechę w osobie generalnego wikariusza zakonu
augustiańskiego Jana Staupitza, męża prawdziwie pobożnego, uczonego, twórcę wszechnicy wittenberskiej.
W obcowaniu z tym światłym mężem usłyszał nieraz Luter słowa prawdziwej pociechy i ukojenia.
Pewnego razu rzekł do niego Staupitz; „Czemużeś taki smutny, bracie Marcinie?" — „Ach", odpowiedział
Luter, „nie wiem, kędy uciec z myślami mymi". — „Pokuszenia, Marcinie, które Ci dolegają", rzekł doświadczony Staupitz, „są ci potrzebniejsze niż jedzenie i picie. Bóg nie na próżno zsyła na ciebie te troski,
zobaczysz, Marcinie, że Pan powoła cię kiedyś do wielkich czynów". Innym razem rzekł Staupitz: „Chceszli
się nawrócić, to nie katuj siebie, nie biczuj się! Kochaj tylko Tego, który ciebie najprzód umiłował" Chociaż
słowa Staupitza dziwnie pocieszały serce Lutra, to jeszcze powracały dlań chwile głębokiego przygnębienia i
rozpaczy. — „O moje grzechy, moje grzechy, moje grzechy", jęczał pewnego razu młody zakonnik w
obecności Staupitza.
„Azaź chciałbyś być tylko wymalowanym grzesznikiem", odpowiedział Staupitz, „i wymalowanego
tylko mieć Zbawiciela?" Wierz, że Jezus Chrystus jest Zbawicielem nawet wielkich, prawdziwych i
zupełnego potępienia godnych grzeszników". Staupitz napominał Lutra, aby nie szukał zakrytego Boga, lecz
trzymał się tego, co o nim w Chrystusie jest objawione, radził mu również, żeby badał Pismo św. Sam mu
podarował biblię. Dar ten rozradował serce Lutra ogromnie, otrzymał skarb, który dawno mieć pragnął.
Pismo św. umiłował Luter nade wszystko. Staupitz postarał się również o to, że Luter został wyświęcony na
kapłana a następnie został powołany na profesora do Wittenbergi. Luter chciał skorzystać z uroczystości
odprawienia pierwszej mszy i pogodzić się z ojcem, co mu się w zupełności udało. Ojciec przybył na
uroczystość i darował Lutrowi na pamiątkę tego dnia 20 złotych. A kiedy w czasie obiadu dużo rozprawiano
o kapłaństwie i życiu zakonnym, ojciec rzekł chłodno: „Dzieci powinny słuchać swych rodziców".
Według rady Staupitza wybrał się Luter po swoim wyświęceniu w drogę, zwiedzał sąsiednie parafie i
klasztory i przyzwyczajał się do miewania kazań. Po trzech latach pobytu w Erfurcie w klasztorze został
powołany na profesora do Wittenbergji,70 nie przestając być mnichem. Wykładał dialektykę podług
Arystotelesa, a głównie i z całym zapałem po otrzymaniu stopnia bakałarza teologii, oddał się wykładom
Pisma św. Jego wykłady listów apostoła Pawła do Rzymian i Galatów ściągały wielką liczbę słuchaczów. W
tym czasie w sprawach klasztoru i zakonu Augustiańskiego został delegowany do Rzymu do papieża.
Podróż do Rzymu stanowi epokę w życiu Lutra. Stanąwszy przed bramami Rzymu, porwany
uczuciem religijnym, padł na ziemię, a wzniósłszy ręce do nieba, zawołał: „Bądź pozdrowiona święta Romo,
trzykroć święta przez wylaną w twych murach krew męczenników". Cała ta pielgrzymka do Rzymu wkrótce
rozczarowała go. Rzym, miejsce święte, przed którego majestatem na twarz upadł, stracił cały swój urok. To,
co widział na dworze papieskim i między duchowieństwem, przejmowało go zgrozą. Ogólne zepsucie
70
Elektor Saski Fryderyk Madzy w r. 1512 w celu rozwinięcia w swym kraju nauk i oświaty założył uniwersytet w mieście
Wittenberdze.
obyczajów, jakie tam panowało, handel prowadzony nabożeństwami i mszą napełniały go oburzeniem i
wstrętem. Gdy mszę odprawiał podług zwyczaju, powoli, poważnie i wyraźnie, w tym samym czasie przy
drugim ołtarzu aż siedem mszy odprawiano, a księża wciąż nań wołali: „Spiesz się, spiesz i odsyłaj prędko
Matce Boskiej jej Syna". Podobnie bezbożne słowa zdarzało mu się nieraz słyszeć z ust księdza,
odprawiającego mszę: ,,Jesteś chlebem i zostaniesz chlebem, jesteś winem i zostaniesz winem". Sami
dworzanie papiescy mówili: ,,Niepodobna, aby tak dłużej trwało, musi się wszystko zapaść!" Albo też:
„jeżeli istnieje piekło, to niezawodnie Rzym na nim zbudowany". W Rzymie jako gorliwy i pobożny mnich
wypełniał Luter wszystko, czego wymagał kościół, aby tylko otrzymać odpuszczenie grzechów. Żeby
dostąpić odpustu przebył na kolanach 28 stopni po tak zwanych „schodach Piłata", które cudem miały dostać
się z Jerozolimy do Rzymu. Lecz wśród pełnienia tej rzekomej zasługi odzywał się w głębi serca jego znany
już dawniej tajemniczy głos, „że sprawiedliwy z wiary żyć będzie" (Abakuk 2, 4). Słowo to już nieraz
wydawało mu się głosem anioła wołającego nań, teraz atoli bez ustanku i coraz potężniej odzywało się w
duszy jego.
Po powrocie do Wittenbergii został w roku 1521 doktorem teologii. Jako doktor teologii złożył
następującą przysięgę: „Przysięgam,, że wiary ewangelicznej mężnie bronić będę". Zajmował się odtąd
głównie wykładem Pisma św., studiując w tym celu pilnie i gorliwie języki grecki i hebrajski. Następnie za
namową Staupitza zaczął wstępować na kazalnicę i stał się wkrótce pierwszorzędnym mówcą, kaznodzieją z
Bożej łaski. Kazania Lutra o 10 przykazaniach i o modlitwie wywierały ogromne wrażenie.
Wkrótce potem z polecenia tegoż Staupitza odbył wizytację 40 klasztorów znajdujących się w Miśni i
Turyngii. Podróż ta wzbogaciła jego wiedzę i doświadczenie; miał sposobność lepszego poznania świata i
kościoła, i, widząc ogromne nieuctwo, pobudzał, g-dzie mógł do zakładania szkół, a mnichów do badania
Pisma św. i do prowadzenia świętobliwego, spokojnego i uczciwego życia. Po powrocie z podróży oddał się
znów swoim zajęciom w uniwersytecie i pracy literackiej.
Wtem wybuchła nagle zaraza. Wielu studentów i nauczycieli wyniosło się z miasta. Luter
mimo próśb i upomnień przyjaciół pozostał w mieście, pocieszając i umacniając chorych i
umierających. „Posłuszeństwo klasztorom nie pozwala mi uchodzić, póki nie odwoła mię ten, który
mnie tu postawił". Wtedy jeszcze Luter uważał, że posłuszeństwo kościołowi równa się
posłuszeństwu Chrystusowi. Dla niego było jeszcze wi:edy rzeczą pewną, że kościół błądzić nie
może, błądzą jego niegodne dzieci, a silnym murem kościoła są papież i prałaci.
42. Marcin Luter — Reformator (1517).
Do pierwszej otwartej walki z kościołem rzymskim dały Lutrowi powód odpusty. Na stolicy
papieskiej zasiadał wówczas Leon X, wielki miłośnik przepychu i sztuk pięknych, potrzebował on
ogromnych sum pieniężnych do dokończenia budowy kościoła św. Piotra, w rzeczywistości zaś na
zaspokojenie kolosalnych wydatków osobistych. W tym celu w roku 1516 ustanowił mnóstwo
odpustów, które kazał sprzedawać w północnych Niemczech arcybiskupowi Albrechtowi
Mogunckiemu, Arcybiskup Albrecht połowę czystego dochodu miał odsyłać do Rzymu, drugą zaś
mógł dla siebie zatrzymać. Handel odpustami, już od dawna praktykowany, oparty był głównie na
tym mniemaniu, że Chrystus i święci podczas swego życia na ziemi daleko więcej dobrego
uczynili, niż im do zbawienia było potrzeba; nadmiar zatem tych dobrych uczynków Chrystusa i
świętych miał posłużyć dla otrzymania życia wiecznego tym ludziom, którzy sami za mało dobrego
zdziałali a papież posiada władzę udzielania ze skarbca świętych uczynków łaski, której brak
grzesznym członkom kościoła. Według nauki rzymskiej przez uzyskanie odpustu skrócić sobie
można kary, które by trzeba odpokutować tu na ziemi za życia jeszcze, lub też po śmierci w
czyśćcu. Ponieważ odpusty polegały na udzielaniu odpuszczenia kary za grzechy i odpuszczenie to
nabywało się za pieniądze, więc niepodobna pomyśleć, aby serce szukające odpustu podobnego
mogło być przejęte uczuciem prawdziwej pokuty i żalu.
Wśród księży wysyłanych przez arcybiskupa Albrechta w celu namawiania do zakupu
odpustowych kartek, był mnich dominikański Jan Tecel, człowiek najgorszych obyczajów. Tecel
przybrany w przepyszny strój kościelny, kazał nieść przed sobą krzyż czerwony z papieskimi
herbami, a na poduszce aksamitnej papieską bullę, która go upoważniała do udzielania odpustów.
Najpierw udawał się do kościoła i z kazalnicy począł wygłaszać, iż mocen jest udzielać listy
odpustowe za grzechy spełnione, ale nawet za grzechy nie spełnione jeszcze, że papież ma daleko
większą władzę, aniżeli apostołowie, święci i Maria Panna, bo tamci poddani są Chrystusowi, a
papież jest równy Zbawicielowi świata. Dalej wygłaszał, że czerwony krzyż odpustowy z herbem
papieskim daleko więcej znaczy, aniżeli krzyż z Golgoty; że pokuta i żal za grzechy nie są
potrzebne tym, którzy kupują listy odpustowe. Odpust i największe nawet gładzi grzechy; odpusty
nie wybawiają jedynie żyjących, ale także i umarłych. Dreszcz wszystkich przejmował, skoro ten
mnich wygłaszał wprost bluźniercze słowa w rodzaju takich: „Skoro pieniądz w szkatule zadzwoni,
duszę z czyśćca do nieba wyg-oni".
Po takim przemówieniu lud ciemny i omamiony wierzył, że przebaczenie grzechów nie
zależy od żalu i pokuty, ale od kupienia kartki odpustowej. Luter, choć do głębi duszy oburzony
postępowaniem Tecla, posłuszny i szanując władzę papieża, milczał. Tecel, podróżując, dotarł do
miasta Juterbok, do którego lud przybywał tysiącami w celu pozyskania dowodu indulgiencyjnego.
Luter począł w kazaniach występować przeciw ohydnemu handlowi odpustami, ale mimo to wielka
część mieszczan Wittenbergii biegła do Juterbogu po kartki odpustowe, poczęła się bezwstydnie
chlubić, że mając odpust, nie potrzebuje się wyrzekać cudzołówstwa, kłamstwa i innych występków
i zbrodni. Luter wszystkim, którzy powoływali się na kartki odpustowe, a nie okazywali
prawdziwej skruchy, odmawiał absolucji przy spowiedzi. Krok ten Lutra oburzył do najwyższego
stopnia Tecla, który Wittenberskiego profesora i doktora św. teologii nazywał kacerzem, szkalując
go publicznie w namiętnych i grubiańskich swych kazaniach. Biskupi, do których Luter się zwrócił
w tej sprawie, prosząc o radę, albo zbywali go milczeniem, albo radzili, żeby zaniechał wystąpienia
przeciw sprzedaży odpustów.
Po długiej wewnętrznej walce, nie wyjawiwszy jak się zdaje poprzednio nikomu zamiaru
swego, Luter w wilię uroczystości Wszystkich Świętych 33 października 1517 w przedsionku
kościoła zamkowego w Wittenberdze przybił 95 tez t.j. zdań przeciw istniejącym nadużyciom,
wzywając do dysputy nad owymi tezami. Czyn ten na pozór nie wiele znaczący, stał się początkiem
wielkiego dzieła reformacji kościoła.
Z tych 95 tez przytaczamy niektóre. Pierwsza z nich brzmi: Ponieważ Pan i Mistrz nasz Jezus
Chrystus powiedział: „Pokutujcie", chciał, aby całe życie wiernych na ziemi było ciąg-łą i
nieprzerwaną pokutą.
Papież nie chce ani może uwalniać od innych kar nad te, które wedle upodobania swego lub
według- praw kościelnych nałożył. (Teza 6).
Ludzkie bzdurstwa opowiadają ci, którzy głoszą, że gdy grosz w skrzynce zabrzęczy, dusza
ulatuje z czyśćca (27).
Należy pouczać chrześcijan, że ten, kto daje ubogiemu, albo wspiera potrzebującego, lepiej
czyni, niż- gdyby kupował odpusty (43).
Istotny, prawdziwy skarb kościoła to święta ewangelia chwały i łaski Bożej (62).
Skutek tych tez był niesłychany. W 14 dni dzięki sztuce drukarskiej, obiegły one całe Niemcy,
a w cztery tygodnie całą Europę, chociaż Marcin Luter nie przyłożył do tego ręki.71 Wywołały one z
jednej strony ogromne pochwały i zachwyt, z drugiej zaś wielkie rozgoryczenie. Najgwałtowniej,
rozumie się, przeciwko nim występowali kaznodzieje odpustowi. Luter zachował się spokojnie i nie
myślał wtedy jeszcze o wystąpieniu przeciw całej nauce kościoła lub przeciw papieżowi, był on
wtedy bowiem jeszcze bardzo dalekim od zerwania z Rzymem.
Papież Leon X, którego sprawy kościelne nie wiele obchodziły, z początku nie zwracał zbytniej uwagi na wystąpienie Lutra. Uważał go za mnicha pozbawionego zdrowego rozumu, a w całym sporze widział
tylko zatarg zazdrosnych i zawistnych mnichów. Ale spór przybierał coraz ostrzejsze formy i stawał się coraz
namiętniejszym. Luter został oskarżony przed papieżem i otrzymał wezwanie, aby w przeciągu 60 dni stawił
się w Rzymie i usprawiedliwił się z uczynionych mu zarzutów. Lecz elektor Saski z namowy Spalatina i
całego uniwersytetu w Wittenberdze, który nie chciał stracić tak dzielnego i uczonego męża, jakim był Luter,
uczynił wszelkie możliwe kroki, aby sprawa Lutra mogła być rozstrzygnięta w Augsburgu, to jest tam, gdzie
podówczas znajdował się legat papieski Kajetan.
W roku 1518 stanął Luter przed Kajetanem. Kardynał zażądał bezwarunkowego odwołania
błędów l oświadczył, że w żadne dysputy wdawać się nie chce. Luter, powołując się na Pismo św.
nie odwołał. Jeszcze dwa razy stawał przed legatem, który nadaremnie Lutra zmuszał do odwołania,
w końcu Kajetan wykrzyknął: „Odwołuj, albo mi się więcej na oczy nie pokazuj", na co Luter nie
chciał i nie mógł się zgodzić i za radą przyjaciół opuścił Augsburg i powrócił do Wittenbergi, Luter
odwołał się formalnie „od papieża źle powiadomionego, do papieża, który lepiej powiadomiony
być winien".
Niewiele więcej od Kajetana zdziałał inny pełnomocnik papieża, Karol von Miltitz,
szambelan i szlachcic saksoński. Gładkiemu i taktownemu Miltitzowi udało się od Lutra otrzymać
oświadczenie, że napisze list przepraszający do papieża. Luter spełnił daną obietnicę i 3 marca 1519
71
W następnym roku kupił je pewien podróżny w Jerozolimie.
napisał do papieża Leona list w formie najpokorniejszej, oświadczając jednakże, że tez swoich
cofnąć nie może, w kwestii zaś odpustów zaniecha dalszych wystąpień, o ile przeciwnicy jego
zamilkną.
Ale przeciwnicy nie milczeli.
43. Marcin Luter i Profesor Dr. Jan Eck.
Profesor dr. Jan Eck z Ingolstadtu wystąpił przeciwko koledze Lutra prof. Karlstadtowi i wyzwał go
na głośną dysputę do Lipska; w gruncie rzeczy jednak nie szło dumnemu i przebiegłemu Eckowi o
Karlstadta i o zwycięstwo nad nim, ile o to, żeby wciągnąć do tej dysputy dr Lutra i stanąć przeciwko niemu.
W tym celu wystosował dr Eck 13 tez, stosujących się więcej do Lutra niż do Karlstadta. Luter, widząc się
zaczepionym, uznał za stosowne wystąpić i żądał, by go dopuszczono do dysputy. Dysputa tyczyła się
przeważnie odpustów i władzy papieża. Dr Eck, nie mogąc pokonać Lutra dowodami z Pisma św. jął się
innego środka. Zarzucił mu, że jest zwolennikiem Husa. Na to odparł Luter, że między artykułami Jana Husa
i Czechów są niektóre bardzo chrześcijańskie. Takim na przykład jest ten artykuł, „że tylko jeden jest kościół
powszechny", że „wiara w naczelną władzę rzymskiego kościoła nie jest dla zbawienia duszy niezbędną".
„Dla mnie", rzekł Luter, „obojętną jest rzeczą, czy to powiedział Hus czy Wiklef, dosyć, że to jest prawdą".
Powstał ogromny hałas i zamieszanie. Książę Jerzy, zwolennik papieża, wyglądał jakby rażony gromem,
powstał z krzesła i wykrzyknął głośno: „To tchnie zarazą". Dalsze rozprawy budziły mniejsze
zainteresowanie. 15 lipca 1519 dysputy zostały skończone. Chociaż nie przyniosły żadnego stanowczego
skutku, to jednak ogromne miały znaczenie w sprawie reformacji. Luter zjednał sobie wielu przyjaciół
zwłaszcza w osobach teologów Bucera ze Strassburga i Brenza z Wittenbergii. Szczególnie zacieśnił się od
tej dysputy węzeł przyjaźni między Lutrem i Melanchtonem, profesorem teologi, najczynniejszym
pomocnikiem Lutra i najgorliwszym krzewicielem reformacji.
Po tej dyspucie Lipskiej wydał Luter trzy pisma, które wywarły potężne wrażenie. „Pismo do
chrześcijańskiej szlachty narodu niemieckiego o poprawie stanów chrześcijańskich", „O
Babilońskiej niewoli kościoła" i „O wolności chrześcijanina".
W pierwszym piśmie mówi Luter o potrójnym murze, którym się papieże otoczyli i za którym
stojąc, uporczywie bronią się przeciw wszelkiej reformie ze szkodą całego chrześcijaństwa. Tym
murem są ich trzy twierdzenia, a mianowicie: l) Świecka władza nie ma nic do rozkazania, bo
duchowna władza stoi ponad świecką. 2) Pisma św. nikt wykładać nie może, oprócz papieża. 3)
Nikt nie ma prawa oprócz papieży zwoływać soborów.
Na to Luter powiada: przez chrzest i ewangelię i wiarę wszyscy są kapłanami. Świecka
chrześcijańska władza ma wykonywać swoją powinność względem każdego bez względu czy jest
papieżem, lub zwyczajnym kapłanem. Kto winny, niech odpowiada.
Drugi mur jest jeszcze słabszy. Papieże nie mogą być wyłącznie mistrzami Pisma św. gdyż
papieże często się mylili. Jeżeli prawdą jest, co papieże twierdzą, w takim razie od czegóż mamy
Pismo św.? Spalmy biblię, a poprzestańmy na rzymskich podaniach, jako wyłącznych posiadaczach
Ducha Świętego.
Trzeci mur, powiada Luter, upada sam przez się, gdyż apostolski sobór w Jerozolimie został zwołany
nie przez Piotra, nicejski nie przez papieża, lecz cesarza Konstantyna. Jeżeli papież postępuje wbrew Pismu
św., musi być skarcony, jako sam Chrystus Pan upomina, mówiąc: „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie,
skarć go".
W drugim dziełku: „O Babilońskiej niewoli kościoła" porusza Luter naukę kościoła katolickiego o
siedmiu sakramentach i przychodzi do wniosku, że tylko chrzest i komunia święta są przez Chrystusa
ustanowione i są sakramentami, wreszcie dowodzi, że udzielanie świeckim komunii świętej w jednej tylko
postaci nie zgadza się z biblią.
Na to pismo odpowiedział król angielski Henryk VIII pismem „O obronie 7 sakramentów", pismem
pełnym najzjadliwszych złorzeczeń. Luter nie został dłużnym odpowiedzi, kreśląc ją w słowach nader
dosadnych: „jeśli obwinia mnie", pisze w końcu, skarciwszy krwawe czyny Henryka, „że nie oszczędzałem
Waszej Królewskiej Mości, i za ostro dotknąłem, to niechaj wiedzą wszyscy, że zrobiłem to dla tego,
ponieważ Wasza Królewska Mość nie umiał sam siebie uszanować. Toć kłamiesz otwarcie i bezwstydnie, jak
lada jaki hultaj".
Henryk, wielce urażony, zaskarżył Lutra do elektora, ale skarga nie odniosła skutku i Henryk zamilkł.
W dziełku „O wolności chrześcijańskiej"72 rozwija Luter dwie główne myśli: l. chrześcijanin przez
wiarę jest panem wszelkiej rzeczy i nikomu niepodległy; 2. chrześcijanin przez miłość jest sługą wszelkiej
rzeczy i każdemu podległy.
Pisma te poruszyły do żywego przeciwników Lutra. Eck zażądał od elektora Fryderyka, aby pisma
Lutra kazał spalić, a sam udał się do Rzymu, aby skłonić papieża do wydania bulli, rzucającej klątwę na
Lutra. 16 czerwca 1520 klątwa została rzuconą na niego w Rzymie. Wszystkie pisma Lutra miały być
spalone, on sam zaś pojmany i odstawiony do Rzymu.
Luter wydał potężne swe pisma „O nowych Eckowskich kłamstwach i bullach" i „Przeciwko bulli
Antychrysta". Żeby zaś dotykalnie i jawnie pokazać światu, że zrywa na zawsze z papiestwem, wywiesił na
tablicy uniwersyteckiej zawiadomienie, iż 10 grudnia o godzinie 9 rano spali bullę i wszystkie dekrety
papieskie. O oznaczonej godzinie tłumy ludu, studenci uniwersytetu, wielu doktorów i magistrów
zgromadziło się na placu, leżącym za bramą miejską, zwaną Elsterską. Ułożono stos, a gdy go zapalono,
Luter w gorejące płomienie wrzucił dekrety papieskie i bulę Leona X z tymi słowy: „Skoroś zasmuciła
Świętego Pańskiego (to znaczy Jezusa Chrystusa), niechaj cię zasmuci i ogień wieczny pochłonie". Chwilę
panowało głębokie milczenie. Potem wzbił się do nieba okrzyk a tysiące ze śmiałym reformatorem na czele
ruszyło z powrotem do miasta, czując, że w uroczystej tej chwili, dzieło reformacji stało się czynem
dokonanym. Przez dysputę w Lipsku oderwał się Luter wewnętrznie od papiestwa, przez spalenie buli
ogłosił Luter publicznie zupełne zerwanie swoje z papieżem i kościołem rzymskokatolickim.
44. Marcin Luter na sejmie w Wormacji (1521),
Po śmierci cesarza Maksymiliana obrany został cesarzem Niemiec wnuk jego, król hiszpański jako
Karol V. Elektor Fryderyk prosił młodego cesarza, ażeby nie czynił żadnych kroków przeciw Lutrowi bez
poprzedniego zbadania jego sprawy. Wobec tego cesarz zgodził się na przesłuchanie Lutra na sejmie w Wormacji, udzielając mu list żelazny bezpieczeństwa. Przyjaciele Lutra odradzali usilnie tę podróż do Wormacji,
przepowiadając mu los Husa. „W Wormacji niemało jest kardynałów i biskupów oni was tam na popiół
spalą, jak niegdyś Husa spalili". Luter nie dał się odwieść od podróży do Wormacji i dnia 2 kwietnia 1521 r.
wyruszył w drogę. Do Melanchtona napisał między innymi te słowa: „Gdybym ja nie powrócił i
nieprzyjaciele mi życie odebrali, to ty nie przestawaj nauczać i nie daj się od prawdy Bożej oderwać. Gdy ja
już nic więcej nie będę mógł działać, to na miejscu moim działaj ty. Bylebyś ty tylko żył, o śmierć moją
mniejsza". Cała podróż Lutra z Wittenbergii do Wormacji była podobna do pochodu triumfalnego. Wszyscy
chcieli go widzieć, wszyscy go uroczyście spotykali, a na wszystkie prośby i ostrzeżenia, by zaniechał swej
podróży, odpowiadał: „Gdyby w Wormacji było tyle diabłów, ile cegieł na dachach, to jeszcze bym tam
pojechał". Tłumy wyległy na ulice Wormacji, by powitać odważnego zakonnika. Kiedy wysiadł z pojazdu,
rzucił okiem wokoło i rzekł z ufnością: „Bóg będzie ze mną"!
I Bóg był z nim. Nazajutrz po przybyciu, 17 kwietnia roku 1521, otrzymał Luter wezwanie
stawienia się przed zgromadzonymi stanami. Dzielny rycerz Jerzy von Frundsberg przystąpił do
Lutra i kładąc mu rękę na ramieniu, wyrzekł pamiętne słowa: „Mnichu, mnichu, wstępujesz na
drogę tak ciężką i do tak gwałtownego szturmu, jakiegom ani ja, ani żaden hetman w najgorętszej
bitwie nie dokonał. Jeżeli masz słuszność i swego jesteś pewny, idź naprzód w imię Boże, Pan cię
nie opuści".
Na sejmie, na którym oprócz cesarza, elektorów, dworzan było około 5000 ludzi różnego
stanu, zadał kanclerz mu dwa pytania: l. czy książki leżące przed nim uznaje za swoje i 2. czy
zechce księgi te i treść ich odwołać, albo czy też przy niej nadal obstawać i opierać się będzie?
Luter uznał księgi za swoje, co zaś do drugiego pytania, będącego kwestią wiary i zbawienia duszy
i tyczącego się słowa Bożego, to prosi o pewną zwłokę, aby mógł dać odpowiedź, która by nie
uwłaczała słowu Bożemu. Jakoż udzielono mu jeden dzień zwłoki. Luter spędził noc na gorącej
modlitwie, prosząc Boga o łaskę i pomoc.
Bóg był z Lutrem.
Nazajutrz nie pozwolono Lutrowi dużo mówić, ani nie chciano wdawać się z nim w żadne
dysputy, natomiast zażądano prostej i jasnej odpowiedzi, czy naukę swoją odwołuje, czy nie. Na to
odpowiedział Luter bez namysłu te słowa; „Ponieważ Jego Cesarska Mość i najłaskawsi
elektorowie i książęta prostej, jasnej i spokojnej odpowiedzi żądają, to ja dam odpowiedź: Ja ani
papieżowi samemu ani soborom wierzyć nie mogę, ponieważ oczywistą jest rzeczą, iż jedni i
Dziełko to zostało przetłumaczone na różne języki; na język chiński przez misjonarza
Voskampa, na język polski przetłumaczył Ks. Oskar Mi-chejda 1917 r.
72
drudzy się nieraz mylili i sami z sobą pozostawali w sprzeczności. A dlatego, jeżeli mnie świadectwami Pisma św. nie przezwyciężą, tudzież tymi samymi wyrokami Pisma św. które ja
przytaczałem, mnie nie przekonają i nie wyzwolą sumienia mego, które słowem Bożym jest
związane, to ja niczego odwołać nie mogę i nie chcę, ponieważ ani bezpiecznie, ani dobrze jest, ani
nie przystoi chrześcijaninowi, czynić cośkolwiek przeciwko własnemu sumieniu. Tu oto stoję,
inaczej postąpić nie mogę, Boże, dopomóż mi! Amen".
Odpowiedź drą Marcina Lutra zrobiła na obecnych głębokie wrażenie, a wieczorem wielu z
pomiędzy sejmujących i z pośród ludu odwiedziło reformatora. Filip, landgraf heski, rzekł:
„Kochany doktorze, jeżeli po waszej stronie prawda, to niech wam Bóg dopomoże". Arcybiskup
Trewiru starał się Lutra nakłonić do cofnięcia jego pism i przekonań, ale i ta ostatnia próba spełzła
na niczym. Luter odpowiedział słowami Gamaliela: „Jeśli z ludzi jest ta rada albo ta sprawa,
wniwecz się obróci, a jeśli z Boga jest, nie możecie tego rozerwać, byście czasem i za walczących z
Bogiem poczytani nie byli.” (Dzieje Apost. 5, 38—39). „Odejdźcie sobie", rzekł łagodnie Luter do
arcybiskupa, „wyjednajcie mi list żelazny do powrotu".
„Postaram się o to", odparł arcybiskup i pożegnał Lutra.
Cesarz istotnie dał list bezpieczeństwa na 21 dni. 26 kwietnia Marcin Luter wyjechał z powrotem do
Wittenbergii.
45. Marcin Luter w Wartburgu.
Po odjeździe Lutra większa część książąt, a w ich liczbie elektor Saski, protektor Lutra, opuścili
również Wormację. Skorzystali z tego nieprzyjaciele Lutra i wymogli na cesarzu Karolu V tak zwany edykt
wormacki, mocą którego profesor Wittenberski wyjęty został spod prawa, a wszystkie jego pisma spalone i
zniszczone być miały. W edykcie wormackim zabrania się: Lutra po upływie 21 dni do domu lub majątku
przyjmować, pokarmu ani napoju mu dawać, ani słowem, ani czynem, ani publicznie, ani potajemnie żadnej
pomocy nie wyświadczać; przeciwnie, gdziekolwiek go kto znajdzie, winien go pojmać, w więzieniu
zamknąć, lub do cesarza odstawić. Luter zginąłby, gdyby nad nim nie czuwała Opatrzność Boża, której
narzędziem był Fryderyk Mądry, elektor Saski. On to postanowił Lutra od grożącego niebezpieczeństwa
uchronić i w bezpiecznym miejscu ukryć. W tym celu wysłał zbrojnych i zamaskowanych jeźdźców, którzy
w drodze z Wormacji, niedaleko miasteczka Eisenach schwytali Lutra i uprowadzili na zamek Wartburg,
położony w uroczej miejscowości turyngskiego lasu.
Dziesięć miesięcy spędził Luter na zamku wartburskim, w przebraniu, jako „rycerz Jerzy", (takie
bowiem przybrał tam imię). Tymczasem w świecie zginęła wieść o nim i nieprzyjaciele triumfowali z
radości, domyślając się jego śmierci. Przyjaciele Lutra byli przekonani, że mistrz ich wpadł w ręce wrogów.
Szczególnie Melanchton odczuł boleśnie stratę swego przyjaciela. Ale jak wielką była jego radość, gdy po
pewnym czasie nieoczekiwanie otrzymał list od niego. „Nasz kochany ojciec żyje jeszcze", zakomunikował
Melanchton przyjaciołom.
Cichy pobyt Lutra na Wartburgu miał dla niego i dla reformacji ogromne znaczenie. Ani na chwilę nie
zapomniał o rozpoczętym wielkim dziele, był wciąż zajęty; studiował języki hebrajski i grecki, przekładał
psalmy, pisał postyllę, pisał traktaty o spowiedzi, ale największą pracą, jakiej się Luter podjął podczas swego
pobytu na Wartburgu, było tłumaczenie Nowego Testamentu na język niemiecki (1522). Po ukończeniu tej
pracy przystąpił z przyjaciółmi swymi, a zwłaszcza z Malanchtonem do tłumaczenia całej biblii i tym
sposobem nadał dziełu reformacji najmocniejszą podstawę, która stała się źródłem wiary, miłości i nadziei
życia chrześcijańskiego. Tłumaczenie biblii to dar i klejnot najkosztowniejszy ofiarowany całemu światu.
46. Powrót Marcina Lutra do Wittenbergii
Podczas pobytu Lutra na Wartburg-u dzieło reformacji uczyniło znaczne postępy. W wielu miejscach
uchylono nadużycia przy nabożeństwach, zaprowadzono opowiadanie czystej ewangelii i przyjmowanie
wieczerzy pod obydwiema postaciami. Ale ten powolny i naturalny ze słowa Bożego wypływający rozwój
reformacji nie wszystkim się podobał. Dawniejszy przyjaciel i pomocnik Lutra, profesor dr Karlstadt, chciał
gwałtem przeprowadzić to, co według woli i nadziei Lutra jedynie Boska siła kazania ewangelii sama
sprawić miała. Stanął on jako zapalony fanatyk na czele tłumu, powypędzał kapłanów, odprawiających msze;
powyrzucał ołtarze, obrazy świętych i krzyże. Do tego zamieszania przybyło nowe jeszcze, spowodowane
przez tak zwanych proroków z Cwikau, a mianowicie tkacza Mikołaja Storcha i kaznodzieję Tomasza
Mlinzera, oraz studenta Stubnera. Cwikauscy ci prorocy nauczali, że mają objawienie Boskie, że Bóg z nimi
rozmawia poufnie, że mają posłannictwo od Boga stworzenia państwa świętych na ziemi. Odrzucali chrzest
dzieci, jako niezgodny z nauką Chrystusa i apostołów. Nazywano ich przeto anabaptystami
(nowochrzczeńcami), ponieważ żądali ponownie chrztu dorosłych. Zapalonym ich zwolennikiem stał się
Karlstadt. Powstał wtedy ogromny zamęt. Zacny poczciwy, ale lękliwy Melanchton nie wiedział, co począć,
przeląkł się, patrząc na wybryki, których się anabaptyści dopuszczali. Profesorowie potracili głowy.
Przeciwnicy reformacji triumfowali, ale triumf ich jednak niedługo trwał.
Luter, dowiedziawszy się o tym, co się dzieje w Wittenberdze, zasmucił się bardzo, ale i
rozgniewał. Nie troszcząc się o swój los, nie bacząc na grożące mu jako wyjętemu z pod prawa
niebezpieczeństwo, po 10 miesięcznym pobycie w Wartburgu wyjechał do Wittenbergi i wystąpił
natychmiast przeciw fałszywym prorokom. Wystąpił, ale nie z mieczem w ręku, nie uciekając się
do władz świeckich, ale przez 8 dni z rzędu począł czysto i jasno głosić słowo Boże, tłumacząc
ludowi, że nadużycia należy usunąć, lecz bez gwałtu. Potęg-a jego słowa zbawiennie oddziaływała
na umysły; przyjaciele, a szczególniej Melanchton, wzmocnili się i pokrzepili. W całej
Wittenberdze powrócił spokój. Karlstadt, utraciwszy cały swój wpływ, przeniósł się do Szwajcarii,
gdzie umarł. Luter, jako gorliwy sługa Boży, udał się do innych miejscowości, gdzie prorocy
cwikauscy wzburzyli lud, i wszędzie swoimi kazaniami uspakajał umysły i przywracał porządek.
Download