María Rostworowski Tovar de Diez Canseco Ten wywiad to prawdziwy rarytas. O liniach Nazca i pradawnym bogu w panteonie Ameryki prekolumbijskiej z Marią Rostworowski Diez de Canseco, najwybitniejszą peruwiańską etnolożką i światowym autorytetem w dziedzinie etnologii Andów rozmawia Roman Warszewski. Maria Rostworowski Tovar de Diez Canseco, urodzona w Limie peruwiańska historyk polskiego pochodzenia. Źródło: Ministerio de Cultura Pani poglądy na temat przeznaczenia geoglifów z Nazca różnią się dość zasadniczo od tego, co głosiła Maria Reiche – niemiecka uczona, która przez czterdzieści lat zgłębiała tajemnicę słynnej pampy San Jose. - Różnią się całkowicie. Maria Reiche sądziła, że geoglify – rysunki, linie, figury geometryczne – stanowią coś w rodzaju kalendarza. Próbowała ustalić korelacje poszczególnych linii z odpowiednimi konstelacjami gwiazd. Posługiwała się w tym celu skomplikowanymi narzędziami matematycznymi i komputerami. Przeprowadzenie takiej korelacji okazało się jednak niemożliwe. Linii i figur było po prostu za dużo. Każda na coś wskazywała – rzecz jednak w tym, że nie wiadomo na co. Droga, którą szła Maria Reiche okazała się ślepym zaułkiem. Jest to bardzo przykre, ponieważ Maria Reiche badaniu linii w Nazca poświęciła dosłownie całe życie. Jaki jest Pani pogląd na linie? - Moim zdaniem linie są pewnego rodzaju sanktuarium. Na północy Peru budowano piramidy, na południu, a więc tam gdzie znajduje się Nazca, kreślono linie na pampie. Linie występują nie tylko w Nazca. - Linie z Nazca są najsłynniejsze, najbardziej rozpropagowane, ale rysunków podobnych do tych, jakie występują na pampie San Jose między Palpą a Nazca, jest w Peru dużo więcej. Występują one od pustyni Atacama na południu po Chiclayo i Lambayeque w północnym Peru. Mamy je na Pampie Colorado pod Sechin i w dolinie rzeki Rimac. To zjawisko dość rozpowszechnione. Nie wyjątek – jak sądzą ci, którzy zachwycają się Nazca – lecz reguła. Jakiemu bogowi miało być poświęcone to sanktuarium? - Bogowi Kon. To prastare bóstwo peruwiańskie, które długo u naukowców było w niełasce. Kon był bowiem czczony bardzo dawno temu. Kto wie, czy nie było to bóstwo równie stare jak puma, czy jaguar. Naukowcy jednak niezbyt lubią to, co jest aż tak archaiczne, bo – ich zdaniem – odległość w czasie rodzi możliwość niepotrzebnych domysłów i spekulacji. Z drugiej strony bez znajomości tego, co naprawdę archaiczne trudno powiedzieć coś sensownego o tym, co miało miejsce później. Od 1994 roku linie i geoglify Nazca wpisane są na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego Ludzkości. Fot. Ania Beszczyńska - Właśnie. Między innymi dlatego zajęłam się tym bogiem. Zrozumienie jego roli w prehistorii Ameryki prekolumbijskiej może mieć fundamentalne znaczenie, ponieważ bóg ten w panteonie musiał pojawić się naprawdę na samym początku. Między innymi dlatego wiemy dziś o nim tak niewiele. Zatem gdy mówimy o bogu Kon, na myśli mamy czasy naprawdę najdawniejsze. - Można powiedzieć, że czasy tak dawne, że „ludzie i zwierzęta mówili wtedy jednym językiem”. To oczywiście tylko metafora, ale – jak sądzę – oddaje ona sedno sprawy. Kiedyś była jednak pewna moda na boga Kon. - Dość dawno temu. Potem wszystko zdominowały badania nad bóstwem Pachacamac – patronem wielkiej wyroczni pod Limą, który był antagonistą boga Kon i ostatecznie go wyparł ze staroperuwiańskiego panteonu. Wcześniejszą modę na boga Kon należy łączyć z postacią Thora Heyerdahla, który na tratwie Kon-tiki przemierzył Pacyfik. Nazwa ta pochodziła właśnie od boga Kon, którego już później, w rejonie jeziora Titicaca, nazywano Kon-tiki, a nawet Kon-tiki Viracocha. Zdaniem Heyerdahla bóg ten w rzeczywistości był herosem, który ucywilizował ludy andyjskie, a następnie udał się na zachód, ku Polinezji, by i tam zanieść zarzewie wysokiej kultury. Najbardziej intrygującą formę miało to potem przybrać na Wyspie Wielkanocnej. Linie Nazca widziane z samolotu. To jedyny sposób, by się im przyjrzeć. Fot. Ania Beszczyńska - To tylko hipoteza. Do dziś nie została ona jednak w pełni zweryfikowana. Heyerdahl swą koncepcję sprzed pół wieku nadal dokumentuje. W Tucume, na północy Peru, w wielkim mieście piramid, na początku lat dziewięćdziesiątych odkrył świątynię, w której specjalnym kultem otaczano tratwy z drzewa „balsa”. Te same, na których bóg Kon wraz ze swoją załogą, po zakończeniu swej kulturotwórczej misji w Ameryce, miał udać się na cywilizacyjny podbój Pacyfiku. - Nie ulega wątpliwości, że bóg Kon był postacią kulturotwórczą i odegrał bardzo ważną rolę w tworzeniu cywilizacji andyjskiej, podobnie jak Kukulcan i Quetzalcoatl w Ameryce Środkowej. Zresztą samo imię Kon też może mieć coś wspólnego z Kukulcanem, ponieważ w dawnym Peru dawało ono początek nazwom wielu miejscowości, na przykład Concon. To – w zasadzie – może kojarzyć się z Kukulcanem, zakładając iż imię tego boga mogło być niegdyś wymawiane jako Kokolcan lub nawet kokolcon. Wróćmy jednak do Heyerdahla. Osobiście odnoszę wrażenie, iż gdy mówił i pisał on o Kon-tiki, nie chodziło o samego boga, lecz co najwyżej o kapłana lub kapłanów tego bóstwa, którzy (co było praktyką nagminną) z czasem przyjęli jego imię. Uważam tak dlatego, że badania Heyerdahla dotyczyły czasów znacznie późniejszych, niż to o czym ja mówię. Sam bóg Kon i jego kult musiał pojawić się dużo, dużo wcześniej. Kto wie, czy nie było to w ogóle bóstwo, od którego zaczęła się cała kultura prekolumbijska. Co wiemy o prastarym bogu Kon? - Był to bóg latający, posiadający zarówno nogi, jak i skrzydła. Bóg bardzo potężny, potrafiący tworzyć góry i zawracać rzeki. Z legend wynika, że było to bóstwo pozbawione kości, bardzo mądre, co jakiś czas przebywające na ziemi z nieba. Kon miał zwyczaj posługiwać się deszczem i burzą, a jego kult bardzo wyraźnie łączono z gwiazdozbiorami Plejad i Oriona. A w jaki sposób wiąże go Pani z liniami z Nazca? - Bóg Kon był potężny, więc jego świątynia też powinna być bardzo wielka. Po drugie – przybywał z nieba, więc jego sanktuarium powinno być przede wszystkim widoczne z dużej odległości, by bóstwo wiedziało, gdzie jest oczekiwane i dokąd powinno zmierzać. Oba te warunki linie z Nazca doskonale spełniają, a pewną podpowiedzią mogą być motywy ukazujące latające bóstwa odnajdywane zarówno na tkaninach, jak i na ceramice z Nazca. Pampa San Jose to – moim zdaniem – wielkie sanktuarium boga Kon zwrócone ku gwiazdom i niebu. Ku Plejadom i Orionowi? - Tak. Nie jakaś pojedyncza linia, czy figura geometryczna (jak chciała Maria Reiche), lecz cała ta niepowtarzalna naziemna kompozycja. Cała pampa San Jose to okno zwrócone między innymi ku gwiazdozbiorowi Oriona, który kultem był otaczany już w czasach najstarszej, w pełni uformowanej kultury andyjskiej – kultury Chavin. Czy Indianie wierzyli, że bóg Kon przybył z tamtych rejonów nieba? Jeszcze niezbadane dokładnie i nieznane szeroko turystom geoglify i linie koło Palpy. Fot. Elżbieta&Grzegorz - Takich szczegółów nie znamy. Wiemy tylko, że jego kult bardzo silnie wiązano z tymi gwiazdami. To naprawdę zadziwiające! Bo Orion i Plejady czcią otaczane były także w starożytnym Egipcie, wśród budowniczych megalitycznych kręgów kamiennych w Europie, jak i w Anatolii, czego dowodzą znaleziska na górze Nemrut Dag. Czy był jakiś szczególny powód, by kult właśnie tych gwiazd był tak rozpowszechniony w czasie i w przestrzeni? Czy wskazując właśnie na te gwiazdy starożytni chcieli powiedzieć coś szczególnie istotnego? - Trudno mi się wypowiadać na temat innych kultur. Wiem natomiast, iż na terenach andyjskich estyma, jaką darzono zarówno Plejady, jak i Oriona wynikała z tego prostego faktu, iż wraz z ich pojawieniem się nad horyzontem, w górach rozpoczynała się pora deszczowa, co było zapowiedzią przyszłych udanych zbiorów, a więc – w sumie – sprawą życia i śmierci. Czy zdaje Pani sobie sprawę, iż wiążąc prastarego, latającego, bezkostnego i bardzo potężnego boga Kon z rysunkami z Nazca w zasadzie powtarza Pani sformułowaną przed trzydziestu laty tezę Ericha von Dänikena o tym, iż pampa San Jose była lądowiskiem kosmitów odwiedzających Ziemię? - Słyszałam o poglądach Dänikena. Niestety, nie można o nich nie słyszeć. Nie powinien pan jednak w żaden sposób wiązać mojego nazwiska z tym panem, bo mogłoby mi to tylko zaszkodzić. A jeśli jakiekolwiek podobieństwo między naszymi teoriami istnieje, jest ono złudne. Däniken i ja mówimy po prostu dwoma całkiem różnymi językami, a w nauce ma to znaczenie zasadnicze. Dziękuję za rozmowę. Od redakcji: powyższy wywiad z 97-letnią dziś Marią Rostworowski Diez de Canseco to prawdopodobnie jedyna rozmowa, która ukazała się z nią po polsku. Została przeprowadzona w 1998 roku. Jej zapis pojawił się na łamach miesięcznika „Nieznany Świat”.