Listy do Boga - Style i Charaktery

advertisement
LISTY DO BOGA
Drogi Boże!
W zasadzie to w Ciebie nie wierzę. Nie nazwałabym siebie nawet „poszukującą”, bo od dawna
niczego nie szukam. Na szczęście nie mam też jakiejś szczególnie wielkiej potrzeby, by „szukać” –
żyję sobie spokojnie w świecie w miarę poukładanych wartości, staram się żyć tak, by nie krzywdzić
ani innych, ani siebie, i wychodzę z założenia, że jeśli jesteś, to się o tym dowiem po śmierci. A jeśli
Cię nie ma, to nie ma i kropka. Myślę, że jeśli jesteś, to docenisz fakt, że się starałam, a jeżeli Cię
nie ma, to te starania z pewnością nie pójdą w las – staram się przede wszystkim dla siebie samej, a
kiedy się udaje, to cała jestem szczęśliwa…
O czym chciałabym z Tobą porozmawiać? Oczywiście gdybyś był... Siedzę i piszę do Ciebie, Boże, a
za oknem listopad, ale taki dziwny – słońce świeci, nie pada, krowy się pasą na zielonej trawce.
Pierwsze, co mi przychodzi do głowy: chciałabym Ci podziękować, że mamy tego roku taką piękną
jesień.
Generalnie chciałabym z Tobą omówić wszystko, o czym myślę, budząc się każdego dnia. Mówię
wtedy trochę do siebie, trochę do Losu albo jakiejś bliżej nieokreślonej Opatrzności (czyli w
zasadzie jakby do Ciebie – bo kto wie, może to tylko kwestia użycia innych pojęć, a figura „Boga”
majaczy w podświadomości?).
O czym myślę każdego poranka? Otóż przede wszystkim dziękuję. Jestem zupełnie na serio
nieskończenie wdzięczna za to, że dostałam tak dużo dobrych, fajnych rzeczy.
W pierwszej kolejności dziękuję za to, że nigdy nie było tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Trochę w
życiu narozrabiałam. Mogło przecież być i tak, że siedziałabym sobie teraz gdzieś pod śmietnikiem,
zupełnie sama. Ale tak nie jest, i nie było tak nigdy!
Mam bardzo mądrą mamę, każdego dnia jestem wdzięczna za to, że jest taka, jaka jest. Jestem
wdzięczna za to, czego mnie nauczyła – że jesteśmy wszyscy równi i że nie ma znaczenia, w co ktoś
wierzy, jaki ma kolor skóry, ile zarabia i jakie ma wykształcenie. Nie da się lubić wszystkich, zawsze
się znajdzie jakaś kość niezgody, ale wszystkich trzeba szanować (w najgorszym wypadku omijać
szerokim łukiem). Tego mnie nauczyła moja mądra mama, która nigdy nie plotkowała i nie posłała
mnie do diabła, kiedy na własne życzenie pokomplikowałam sobie życie na samym początku
dorosłości.
Teraz sama jestem matką i liczę, że uda mi się ogarnąć to całe macierzyństwo równie dobrze, jak
ogarniała swoje macierzyństwo moja matka. Mam nadzieję, że za trzydzieści lat moje dziecko
będzie mogło podziękować Ci za to samo.
Kolejna rzecz – jeśli jesteś, i jesteś Bogiem, to pewnie wiesz o tym, że nie zawsze było lekko. Na
dodatek tak felernie mnie skonstruowałeś, że wszystko przeżywam w dwójnasób. Ileż było tych
okresów załamania i depresji, okresów bez pieniędzy, bez pracy, bez wsparcia? Tak minęła mi
większa część życia…
Był okres ogromnego smutku, kiedy odszedł tata. Okres ogromnej żałoby, kiedy zmarli jeden po
drugim dwaj moi najwięksi nauczyciele. Paliłam wtedy strasznie dużo papierosów, pisałam wiersze,
uciekałam z domu i uciekałam w muzykę… Mama sama miała w tym czasie mnóstwo problemów i
niewiele mogła zrobić dla mnie, nie bardzo zresztą umiała pomóc… Jeśli gdzieś tam jesteś, sam
wiesz najlepiej, jak mi wtedy było i jak było źle. Wtedy i jeszcze długo potem.
I tutaj napiszę coś, co być może Cię zaskoczy, ale piszę tak jak myślę, a myślę o tym naprawdę
każdego dnia – otóż najbardziej jestem wdzięczna za te trudne doświadczenia. Wcale się o to na
Ciebie nie gniewam. Dzięki temu, że pewnych rzeczy doświadczyłam, mam wrażenie, że widzę
więcej, że mogę lepiej zrozumieć innych. Stałam się pokorniejsza, bardziej doceniam czas, kiedy jest
dobrze, kiedy starczy od dziesiątego do dziesiątego i nie trzeba pożyczać, kiedy nikt nie jest chory,
nikt nie ma pretensji, z nikim się nie sprzeczam… Myślę, że każde takie doświadczenie „konstytuuje
człowieka w człowieku”. Czym byłoby życie, gdyby było tylko bez przerwy „spoko” i bez
problemów? Okresem jałowej wegetacji. Nie wykształciłyby się w człowieku podstawowe
mechanizmy obronne, że już nie wspomnę o poczuciu wdzięczności za to, co dobre.
A co, jeśli życie jest tylko jedno? Trzeba je wykorzystać i przeżyć „do granic”, bo inaczej pojawi się
niezadowolenie – ja cieszę się, że dane mi było doświadczyć tak wielu różnych sytuacji, że mogłam
wygrzebywać się z dołka i udowadniać sobie, że potrafię. Nie mniej jestem wdzięczna za wszystkie
dobre chwile. I za to, co odeszło, a co mogę wspominać, cieszyć się, że po prostu było.
Z góry dziękuję też za to, co jeszcze przede mną.
Gdybym miała Ciebie o coś poprosić – byłyby to dwie rzeczy.
Chciałabym być dla siebie bardziej wyrozumiała. Chciałabym umieć łatwiej wybaczać sobie błędy i
niepowodzenia. Chciałabym umieć się pogodzić z tym, że jestem człowiekiem – niedoskonałym,
chciałabym umieć uznać, że mam prawo do błędu. Zarówno duże, jak i maleńkie potknięcia
wyrzucam sobie w nieskończoność. Poprosiłabym Ciebie, Boże, oczywiście gdybyś był, żebyś mi
pomógł sobie z tym radzić.
Druga prośba dotyczyłaby ludzi, którzy wierzą w Ciebie (albo jakieś tam inne Rzeczy). Proszę,
żebyś nad nimi zapanował, żebyś im powiedział, że wcale nie chcesz kłótni i rozlewu krwi. Nie mogę
się nadziwić, że potrafią pozabijać się, niemądrzy, dla kawałka ziemi... Albo biją się o jakieś idee,
które przecież są tak kruche i intymne. Tym większej niechęci nabieram do wszelkich systemów
religijnych, kiedy widzę, że są one wykorzystywane do usprawiedliwiania zbrodni i nienawiści;
Bogiem tłumaczy się mordy i wojny, nigdy tego nie rozumiałam i nigdy nie zrozumiem.
Zapisuję te dwie prośby, ale w głębi duszy myślę, że nawet jeśli jesteś, to przecież nie jesteś
czarodziejem. To, co dzieje się na ziemi, zależy wyłącznie od nas samych. Jedyne, co każdy z nas
może zrobić, to pracować nad samym sobą, nad własnym charakterem. Ćwiczyć empatię i rozwijać
się – a jeśli przy tym uda się „zarazić” innych, chociażby wolą podjęcia podobnej pracy, to już
będzie ogromny sukces. Myślę, że tylko w ten sposób – na zasadzie „ziarnko do ziarnka” – świat
może stać się lepszy.
O co chciałabym Cię zapytać? W zasadzie to o nic. Nie potrzebuję wiedzieć, ani czy jesteś, ani
dokąd pójdę po śmierci – o ile gdzieś „pójdę”. Nie zadaję sobie pytań w stylu „Dlaczego to się
stało?”, bo mam w sobie fatalistyczne poczucie, że skoro coś się stało, to widocznie tak miało być.
O nic Cię, Boże, nie pytam, niczego nie mam Ci za złe… Może dlatego, że w Ciebie nie wierzę, a co
za tym idzie – niczego od Ciebie nie oczekuję?
Dziękuję jeszcze za muzykę, bo to chyba najważniejsze… Mam tutaj dobrą zieloną herbatę, z chęcią
bym Cię poczęstowała! A w internecie pojawiły się nowe nagrania braci Janosków i Lájosa
Sárközy’ego – zaraz sobie posłucham. Jak wpadniesz, to Ci puszczę!
W kominku się pali. Miło i przyjemnie, kiedy ten listopad taki pogodny i można sobie pomalutku
sączyć zieloną herbatę.
Wpadnij, jeśli Ci będzie po drodze! A jeśli Ci nie będzie po drodze – to nic nie szkodzi. Kto wie, być
może ja wpadnę do Ciebie, prędzej czy później? Oczywiście o ile gdzieś tam jesteś. A jeśli Cię nie
ma, to nie ma i kropka.
Póki co pozdrawiam serdecznie i życzę przyjemnej reszty listopada!
Nisko się kłaniam, mrugam oczkiem spod farbowanej platynowej czupryny!
Nieszczególnie Twoja – Agata
Witaj Boże,
Boże, po prostu dziękuję Ci przede wszystkim za to, że każdego dnia potrafisz mnie rozśmieszyć i
życie w tym popapranym świecie staje się bardziej znośne. Dziękuję Ci również za to, że nauczyłem
się marzyć i żyć, choć nie jest łatwo, czasami trzeba grać nie fair. Moje pytanie do Ciebie jest
następujące: jak ja mogę Ciebie rozśmieszyć? Przyznaję, że jest to trudne, ale rzuciłem Ci
wyzwanie. Pozdrawiam Cię, spokojnej nocy.
Remigiusz
Drogi Panie Boże,
W zasadzie nigdy nie zastanawiałam się nad tym, co mogłabym Ci powiedzieć, aż do tej chwili. Nie
dlatego, że w Ciebie nie wierzę... Ja po prostu wątpię. Mógłbyś zapytać: dlaczego? Dlatego, że jest
Ciebie za mało w ludzkim świecie – odpowiedziałabym. Dlaczego tak myślę? Może za mało
widziałam piękna i dobra, może za mało miłosierdzia i litości, a może nikt nie okazał mi pomocy. A
może to moja wina?
Kotłują się we mnie setki pytań, bo nie raz i nie dwa widziałam, jak ludzie zostają sami. Nie chcę
Cię zarzucać wszystkimi moimi pytaniami, bo może sam nie znasz odpowiedzi. W każdym razie –
jestem pełna wątpliwości. Chciałabym w Ciebie wierzyć, bo dzięki temu życie byłoby prostsze.
Miałabym narzucone ramy życia, wskazane drogi, które warunkowałyby moje istnienie. Z drugiej
strony – jestem istotą wolną i myślącą swobodnie. Uważam, że świat poszedł do przodu, ewoluował,
a religia i Bóg – nie. A może Twoje myślenie zmieniło się, ale nikt tego nie odczytał i nie zrozumiał?
Nie będę pytała, dlaczego jest tyle zła, bo znam odpowiedź. Mamy wolną wolę i to my ponosimy
odpowiedzialność za swoje czyny. Czy zawsze kierowałam się dobrem? Nie. Doskonale zdaję sobie
sprawę z tego, że czasami ponosił mnie egoizm, myśl o własnej wygodzie. Ale może właśnie
EGOIZM czasem jest dobry? Przecież zdrowy egoizm to nie grzech!
Jedyne pytanie, na które nie mogę znaleźć odpowiedzi, brzmi: dlaczego w momencie, gdy
najbardziej potrzebujemy innego człowieka, zostajemy sami? Dlaczego, kiedy prosimy o bratnią
duszę, zostajemy z niczym? Czy musimy odczuwać samotność tylko dlatego, że w ciężkim momencie
zapominamy o Tobie? A może to Ty niedostatecznie dajesz nam znać, że jesteś? Może za mało się
angażujesz?
Z drugiej strony – zakładając, że jesteś... wiele Ci zawdzięczam. Życie moje i bliskich osób, życie
mojego kota, moje mieszkanie i środowisko, które mnie otacza. To bardzo wiele, bo Ty mnie
kształtujesz. A więc dlaczego w Ciebie wątpię? Mogłabym kochać Ciebie całym sercem i co wieczór
dziękować i prosić o kolejny dzień. I byłoby to piękne. Gdyby nie to, że tak mało Ciebie w
dzisiejszym świecie.
Mimo sprzeczności, które mnie dotykają, dziękuję, że jesteś dla osób, które w Ciebie wierzą.
Serdeczne pozdrowienia,
Ciągle wątpiąca Martyna
Boże!
Jestem stworzona na obraz i podobieństwo Twoje. Wszyscy jesteśmy na obraz i podobieństwo
Twoje. Każdy nosi w sobie większą lub mniejszą część Ciebie.
Dałeś nam wolną wolę i dałeś nam rozum. Dałeś nam wolność i moc stwarzania drobnych i
wielkich radości.
Podarowałeś nam mądre oczy psa patrzące z przeogromną miłością na swego pana i dałeś smutne
oczy porzuconego na śmietniku dziecka. Dałeś nam ziemię we władanie, abyśmy patrzyli ze
zdumieniem jak wyrastają z niej nowe życia pęczniejące urodą, ubrane w zapachy i kolory. Dałeś
nam też ziemię abyśmy mogli ukrywać w niej zwłoki pomordowanych ludzi i zwierząt. Dałeś nam
czyste strumienie wody spływające z gór i rzeki krwi rozlanej bez sensu. Dałeś nam jasność myśli i
pomieszanie umysłów.
Wiem, że intencje Twoje są czyste i prawdziwe, bo jakie mogą być intencje Boga? Ale o co Ci
właściwie chodzi?
Wiem, że w rozmowie z Bogiem nie mogę używać rozumu. Wiem to. Ale on czasami włącza się
automatycznie. Chciałby to pojąć Boże!
Kasia
Boże!
Myślę, że na samym dnie każdego człowieka jest miłość. Czasami głęboko zepchnięta i przykryta
warstwą kurzu i lat świetlnych w nienawiści przeżytych. Gdybyśmy chcieli Boże odkryć choć mały
rąbek tego, co w nas jest, tej boskości, którą nam dałeś na początku, jakże świat mógłby być
piękniejszy. Mógłby. Ale Ty Boże jakby specjalnie nie chcesz by tak było. Stawiasz opór. Stajesz
boskim "okoniem". Nie chcesz sprostać naszym oczekiwaniom. Chyba chcesz nam dać do
zrozumienia, że nie możemy mieć żadnych oczekiwań, żadnych chceń i żądań a nawet próśb. Tak
jakbyś nie chciał dla nas tego piękniejszego świata. No bo dlaczego masz chcieć czegoś co już
dawno stworzyłeś?
I tak sobie Boże myślę, że te kwaśne deszcze co spadają na ziemię, to nic innego jak Twoje łzy.
Płaczesz Boże z nadzieją, że odkurzymy nasze wnętrza i w końcu dokopiemy się do tej miłości.
Wiem to, bo też płaczę z nadzieją, że jutro będzie lepiej...
…gdzieś na Ziemi, gdzieś na łez padole…
Boże mój…!
Ciągle mówisz, nawet kazałeś to zapisać, że jestem Twoją największą Miłością… Dlaczego więc
wyrzuciłeś mnie z Raju , którego z resztą nie znam i który opuściłem nie ze swojej winy…? Czemu
uwięziłeś mnie w okowach łańcucha przyczynowo skutkowego, a jako klucz do jego zamka dałeś mi
mój oszukańczy umysł…? A czy tzw. wolna wola, którą mnie obdarzyłeś nie jest czasami dla mnie
szyderstwem z rzeczywistości, w której mnie zanurzyłeś…?
Każesz kochać wszystkich, ale być wiernym tylko tej lub temu jednemu. Zostawiasz 99 owiec, by
szukać tej jednej, jedynej… Przy moim „szczęściu” nie mogę liczyć, że to właśnie ja nią jestem lub
będę. Czy nie za dużo oczekujesz, bym pokochał swego dręczyciela? Fakt – Ty swoim oprawcom
wybaczyłeś od razu…, ale ja przecież nie mam Twojej siły, więc upadam, odmawiam, buntuję się,
płaczę, wątpię, staję i znowu potknięcie… albo i upadek… i tak trwa ten kontredans…
I co...? Ty naprawdę nadal mnie kochasz?
Julia
Tato!
Nigdy nie miałem problemu, by do Ciebie zwracać się w ten sposób. Nazywałem Cię wieloma
imionami, wołałem do Ciebie wieloma językami, tak często przez łzy... Witaj Tato! Choć może to
głupie, że piszę do Ciebie list, skoro dobrze wiesz, jako Ten, który jest wszechwiedzący i
wszechmocny o wszystkim co drzemie w zakamarkach mojego serca, w każdej jego szczelinie, w
najdalszym jego skrawku, w najgłębszej ciemności... Jednak jakiś głos wewnętrzny każe mi to
zrobić... Hm, może głębokie doświadczenie samotności
i niezrozumienia siebie i swojego życia, popycha mnie do sporządzenia tego swoistego aktu wylania
całego żalu, człowieczego buntu, zaciśniętych pięści poranionego męskiego ego, męskiej dumy...
Tak często czuję się niczym bezbronna owca między wilkami... Hm, przypomina mi się teraz fabuła
filmu "Wywiad z wampirem", w którym tytułowy bohater unika promieni słońca, nie może wyjść na
światło dzienne, by nie narazić się na utratę życia. Dlatego jego światem jest noc a przeklętą
rzeczywistością - przenikająca serce samotność, gdyż by żyć nie może wyjawić innym swojej
krwiopijczej tożsamości... Czyż to nie doskonała analogia do życia, które i mnie przyszło
prowadzić? Śmiejesz się Boże? Być może i słusznie, ale to przecież nie moja wina... A może to przez
Ciebie, co? Całe życie staram się znaleźć odpowiedź Tato na pytanie "dlaczego?", "Dlaczego
powołałeś mnie do życia właśnie takim?", "Dlaczego stworzyłeś mnie z całym tym bagażem, a może
raczej z tą wewnętrzną bombą o opóźnionym zapłonie?" Przesadzam? Chyba nie... Przecież tak
właśnie jest, z taką świadomością chodzę po świecie, codziennie od nowa i tak każdego dnia
zastanawiam się czy i tym razem uda mi się przed wszystkimi ukryć, jak wczoraj i bezustannie przez
trzydzieści lat, tę bezlitosną prawdę o sobie, to znamię, piętno, a mówiąc jak czuję... to
przekleństwo bycia innym.
Choć może to śmieszne to przez wiele lat wędruję po świecie z pytaniem, które każdej sekundy
rozbrzmiewa w moich oczach... przy każdym spojrzeniu tłumu ślepców, którzy nie potrafią
zrozumieć.... przy każdym rozczarowaniu, że to znowu nie on... przy każdym uczuciu wstydu, gdy
ktoś zaczyna pytać, bo jestem jakiś dziwnie podejrzany, a ja przyjmując wyuczoną przez lata już
rolę muszę udawać... przy każdych świętach, uroczystościach rodzinnych, kiedy znów rodziców
odwiedzam samotnie, a oni czekają kiedy wreszcie zobaczą przy moim boku wybrankę serca, a ja,
zmieszany, jak zwykle kolejny raz muszę zapewniać, że przyzwyczaiłem się już do samotności i stylu
starokawalerskiego życia...
Boże mój! W jakim celu powołałeś mnie takim do życia? Po co się urodziłem skoro nie mogę być
sobą? Po co... skoro nie mogę okazywać miłości, którą w sercu noszę tak, jak inni ludzie? Ciągle
muszę myśleć o innych, ciągle muszę udawać, nosić maskę przed moimi bliskimi, by właśnie oni nie
poczuli się odrzuceni przez swoich znajomych, sąsiadów, by nie byli wytykani palcami, by nie stali
się u innych pośmiewiskiem tylko dlatego, że mają syna geja. Dlaczego skazujesz mnie na takie
życie Boże? Dlaczego zdanie innych jest ważniejsze niż moje szczęście, mój spokój, moja zwyczajna
codzienność? Czy aż tak dużo pragnę? Czy pragnienie normalności to aż tak wiele? Ojcze, kim
jestem? Kiedy jestem prawdziwy? Który, to ten prawdziwy ja? Tak wiele mądrych umysłów już
próbowało odpowiedzieć na pytanie dlaczego, tak wielu próbowało argumentować "naszą"
sytuację, że to przez model wychowawczy, że to z powodu nieobecnego ojca, albo nadopiekuńczej
matki, że jeśli jest tak jak jest to pewnie gdy był małym chłopcem doświadczył traumy.... Tysiące
argumentów, dziesiątki tysięcy odpowiedzi, a jednak wciąż nie wiadomo dlaczego, bo każda z teorii
rozbija się o zwykłą codzienność życia osób, które nie mieszą się w żadnej z tych teoretycznych
schematów i analiz, a tak zwyczajnie, tak po prostu żyją i kochają "inaczej".
A może moje życie to żart? Taki nieudany dowcip "primaaprilisowy"? Nieudany.... Właśnie.
Nieudany i przeznaczony na szyderstwa, wyśmiewanie, jakbym był jakąś anomalią rozwojową,
jakimś błędem, a może zarazą, bo przecież co mogę myśleć gdy słyszę pełne nienawiści i jadu
komentarze pod adresem osób "kochających inaczej". Dlaczego Boże tak jest? Dlaczego Boże
stworzyłeś nas takimi, dlaczego umieściłeś nas na świecie, na którym brakuje dla nas miejsca?
Dlaczego za normę przyjmuje się fakt, iż mężczyzna może zmieniać kobiety jak rękawiczki, sypia z
całym tuzinem, zdradzać żonę, zmieniając ją na inną. Przecież to takie normalne, a wychodzące
poza ramy normalności są związki jednopłciowe, choć wierne, odpowiedzialne.... Co jest normą dla
Ciebie Boże? Co dla Ciebie znaczy być normalnym?
Gubię się Ojcze w tym normalnym świecie i choć otacza mnie wielu ludzi, czuję się na nim samotny,
bo do niego nie pasuję, nie pasuję do tego Twojego idealnego świata... I choć jak zwykle
odpowiadasz mi ciszą to w głębi serca wiem...że jesteś blisko. Mimo wszystko.
Choć właśnie taki...
To jednak zawsze Ciebie kochający...
Twój syn
Szanowny Stwórco,
Odkąd pamiętam, czyli jak tylko skończyłam 3-4 lata, moim podstawowym pytaniem kierowanym do
mamy było: "Skąd się wziął Pan Bóg". Odpowiedź mamy: "Pan Bóg był zawsze i nie ma początku
ani końca" - nie satysfakcjonowała mnie i była nie do ogarnięcia przez dziecięcy umysł.
Do dziś nie wiem właściwie skąd się wziąłeś... Boże.
Czy Ty to wiesz? Czy czasem się nad tym zastanawiasz?
Zostałam wychowana w wierze chrześcijańskiej; wyznaniu katolickim. Twój obraz został
ukształtowany właśnie przez ten pryzmat. Przez pewien okres mojego życia takie przedstawienie
Ciebie mi wystarczało, jednakże z biegiem czasu zaczęło się pojawiać coraz więcej pytań, a moja
religia nie znała na nie odpowiedzi.
Bazując na korzeniach chrześcijańskich "wiem" (źródło: Biblia), że jesteś wszechmocny,
wszechwiedzący, znający przeszłość i przyszłość, i wszelkie myśli człowieka.
Zastanawiam się czym kierowałeś się stwarzając świat i ludzi w takiej formie... Skoro wiedziałeś, że
ludzie (a wcześniej Anioł) zbuntują się przeciw Tobie i na świecie zacznie się źle dziać (skutek
grzechu - wojny, cierpienia, śmierć, itd...) jak mogłeś "rozmyślnie" zbudować coś, czego skutkiem
będzie ból?
Argument o wolnej woli nie mnie nie przekonuje, bo świat bez zła jest możliwy: dusze zbawione w
niebie po śmierci, mogące obcować z Tobą nie będą miały możliwości czynić źle. Czyli tu (w niebie
po śmierci) już ta "wszystkotłumacząca" wolna wola nie będzie obowiązywać i w raju znajdą się
ludzie-dusze idealne...? I wtedy nie będą to automaty bez wolnej woli, bo przeszły na ziemi
odpowiedni test (życie zgodne z ewangelią, itd...)?
Można zaryzykować stwierdzenie, że miałeś możliwość stworzenia świata i ludzi bez opcji wyboru
"zła", jednakże z wolną wolą. Ludzie po prostu wybieraliby tylko dobro. Skoro jest dobro i zło w
świecie to te pierwiastki musiały być w Tobie, wszak jesteśmy stworzeni na Twój obraz i
podobieństwo. Jeśli te elementy są częścią Ciebie (pochodzą od Ciebie) to chyba nie jesteś
idealny...? Coś mi tu "zgrzyta" i nie układa się w całość.
Moje rozważania i pytania skupiły się w obszarze zło-dobro )obecne w tradycji chrześcijańskiej).
Bo właśnie te aspekty, nas - Twoje stworzenia dotykają najbardziej i to my ponosimy przykre
konsekwencje Twego "zaprogramowania". Celowo użyłam tego słowa, bo często mam wrażenie, że
uczestniczę w jakiejś grze, którą wymyśliłeś, gdyż nudziło Ci się samemu we wszechświecie.
Niestety ta gra wymknęła się chyba spod kontroli...
Druga opcja jest taka, że patrzysz na to i świetnie się bawisz, ale wtedy musiałbyś być okrutny...
Pewnie wielu ludzi Ci to zarzuca i wcale się nie dziwię.
Trzecia opcja to taka, że wiara chrześcijańska nie jest właściwą do opisywania Ciebie i że
wymykasz się jej definiowaniu.
I obecnie jestem najbliższa tej tezie. Dlatego poszukuję prawdziwego Ciebie, a nie takiego jakim
stworzyły Cię różne religie...
Gdzieś kiedyś przeczytałam, że jesteś jak Światło w środku wielokolorowej latarni. Każda religia
spogląda przez inny kolor szkiełka na to Światło, ale czy to oznacza, że patrzy wtedy na inne
Światło...?
Mam nadzieję, że kiedyś poznam prawdę o Tobie...
Poszukiwanie Ciebie też jest ekscytujące... :-).
Ciekawe tylko, czy Ty Boże, masz potrzebę bycia poznanym przez swoje stworzenia, skoro tak
skrzętnie się ukrywasz i pozostawiasz tak wielkie pole do interpretacji w poszukiwaniach...?
Pozdrawiam,
Anna - Poszukująca
Do Ciebie Boże
Minął grudzień, stopiły się śniegi, potem był maj, czerwiec, lipiec. Dzisiaj nadszedł dzień jak
huragan na samotnym polu. Jak co wieczór idę obserwować zachód słońca nad morzem. Widzę, jak
ptaki unoszą się w powietrze, a morska bryza wypełnia mnie od środka. W tej właśnie chwili
naprawdę zapominam o wszystkim, ponieważ ta chwila taki właśnie ma cel. Sprawia, że czujesz się
wolny, zatrzymuje się nasze życie, własna codzienność, którą tworzymy każdego dnia. Uwielbiam
morze. Marzyłam zawsze, aby mieszkać blisko morza, rozmyślać nad jego brzegiem i codziennie je
podziwiać, obserwować jaką ma w sobie ogromną siłę, której właśnie mi brak. Spoglądając na nie
rozmyślam, że niezależnie od zachowania człowieka i jego działań nie zawsze sprzyjających
naturze, ono i tak zwycięży i ciągle będzie zachwycać ludzi swoim pięknem. Zaczęło szarzeć, a
niebo wypełniać się gwiazdami, w których odnalazłam cząstkę siebie. Moj czas się kończy i wiem,
że już niedługo moja dusza będzie w niebie, a na sklepieniu niebieskim pojawi się nowa gwiazda,
która będzie oświetlać ciemną noc. Co się robi, kiedy człowiek zaczyna się bać? Przeraża go
codzienność i nie potrafi sobie poradzić z życiem. Ja piszę do Ciebie Boże z pytaniem, które jest dla
mnie bardzo ważne ,,Jak jest w niebie?” Wiem, że tam nie będę czuła bólu tak jak teraz, będzie
wieczna radość i nareszcie Cię poznam. Mam nadzieję, że tam wszystko to co piękne nigdy się nie
kończy… czytanie mojej ukochanej książki, spacery… Zobaczę wszystkie przepiękne miejsca jakich
nigdy nie udało mi się zwiedzić tu na ziemi. Będę dalej każdego wieczoru podziwiała zachód słońca,
tylko zamiast tu na plaży, będę unosiła się na wodzie w moim statku z białymi żaglami i zostanę
jego kapitanem. Przez wielką szafę albo inne tajemnicze miejsca dotrę do snów ludzi na ziemi i
będę je zmieniać i układać w piękną baśń, by dawać im nadzieję, że to, co wyśnili tej nocy kiedyś się
spełni. Jednak najcudowniejsze będzie to, że będą otaczać nas osoby które kochamy. Nie będzie
smutku i codziennych problemów, które otaczają tysiące ludzi na świecie. Będzie czas, którego
brakuje tu na ziemi i dlatego jest taki cenny. Będą chwile na zachwyt, zachody i wschody słońca
każdego ranka i ciepłego wieczoru, będę mogła usłyszeć trzepot skrzydeł motyla i zobaczyć każdy
płatek śniegu, kroplę deszczu, aby się nimi zachwycać, bo każdy moment będzie piękny i wyjątkowy.
W niebie dogonię własne sny i dotknę je jak pajęczą sieć. Którejś nocy zdołam policzyć wszystkie
gwiazdy oraz stworzyć nowe konstelacje i spełniać życzenia ludzi, którzy ze smutkiem oglądają
spadające gwiazdy z nadzieją, że spełnią się ich wszystkie najskrytsze marzenia. Ludzie tak
naprawdę mogą mieszkać tylko w innych ludziach. W niebie każdy człowiek mieszka w sercu osoby
z jaką jest mu pisane być już na zawsze. U Twojego boku będę mogła cieszyć się dniem bez końca.
Każdy będzie obdarowywał drugiego człowieka miłością, szacunkiem i dobrem. Mój nowy wieczny
dom będzie najwspanialszym domem na całym świecie. Będzie w nim ekspres do kawy, balkon z
oknami a w nich różowe firanki i parapety całe obłożone miękkimi, pluszowymi poduszkami. Na
półkach będą stały moje przeczytane książki oraz pamiątkowe zdjęcia. W kuchni będziemy wszyscy
smażyć naleśniki i pić kompot truskawkowy. Co niedzielę będziemy urządzać uroczysty bal na
wielkiej sali, w której będą wisiały żyrandole z diamentami i klejnotami. Nie będziemy musieli spać,
bo nie będziemy czuć zmęczenia. A wszystko to będzie trwało wiecznie. Cały ten dom będzie
przepełniony po brzegi miłością, czułością i szczęściem. Boże chciałabym abyś przekazał mi wizje
nieba do jakiego trafię już za niedługo bo opadam z sił i wiem, że będę musiała zmierzyć się ze
śmiercią, której bardzo się boje. To piękne, że dajesz możliwość urodzenia się bez skrzydeł i
pomagasz każdemu człowiekowi wyhodować je sobie tu na ziemi. Myślę, że moje skrzydła są na tyle
silne, by iść do nieba i może nawet zostać czyimś Aniołem Stróżem. Proszę Cię Boże, abyś dał mi
potęgę przejścia przez śmierć, oraz obdarzył mnie i moich bliskich radością na ostatnie dni mojego
życia. Proszę weź pod swoją opiekę wszystkich ludzi umierających, cierpiących, smutnych, tych
którzy rodzą się i zmieniają świat na lepszy i tych, którzy potrzebują Twojego miłosierdzia.
Z miłością Wiktoria.
Drogi Boże
Pisze do Ciebie ten list, ponieważ... no właśnie. Jesteś Bogiem Wszechwiedzącym, więc powinieneś
znać powód, dla którego postanowiłam napisać.
Długo milczałam, wiem. I Ty również wiesz dlaczego. Zwracam się do Ciebie Boże, lecz w głębi
serca zastanawiam się, czy aby na pewno do odpowiedniego Boga piszę? Bo wiesz, niby jesteś
jedyny, ale tyle religii na świecie, że trudno jest w to uwierzyć.
Mam kilka pytań, które nurtują mnie od jakiegoś czasu. To dlatego, że mam problem ze
zrozumieniem Ciebie. Kim Ty tak naprawdę jesteś? Naszym Stworzycielem, Ojcem czy
Przyjacielem? Skąd się wziąłeś? Pytam, bo odpowiedź, że byłeś zawsze, jest dla mnie mało
satysfakcjonująca. I czy w ogóle jesteś? Bo może akurat piszę ten list na darmo. Nawet nie wiem
pod jaki adres wysłać. Jeśli istniejesz naprawdę, to przeczytasz go, gdy zostawię na stoliku nocnym.
I jak pisałam wcześniej, że jesteś jedyny, a tak wiele religii na świecie. Czy to możliwe? Może jest
Was wielu? To by tłumaczyło wielość wyznań.
Zastanawiam się czasami, czy to możliwe, że świat, który stworzyłeś, uznając każde ze stworzeń za
dobre, mógł upaść? Dlaczego pozwoliłeś pierwszym ludziom na tak poważny błąd? Jako Bóg
Wszechwiedzący wiedziałeś, że to się wydarzy. Jako Bóg Wszechmogący mogłeś cofnąć czas.
Zapobiec temu. A może taki był Twój zamiar? Czyżbyś tego chciał?
A skoro już wspomniałam o stworzeniu świata i ludzi, dlaczego nas stworzyłeś? Czy jest w tym
wszystkim jakiś cel, głębszy sens? Czy zrobiłeś to dla rozrywki? Może to z nudów, czy z samotności,
z chęci tworzenia i czerpania z tego radości? Czy Bogu to przystoi?
A to cale zło, które opanowuje ziemię? Czy to również Twoje dzieło? W Biblii napisano, że wąż
kusząc pierwszych ludzi rzekł do nich: „...i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło". Oznaczałoby to,
że nie stworzyłeś doskonałego świata, a świat dualny. Że od samego początku zło i dobro
egzystowały obok siebie, jak światłość i ciemność; jak dzień i noc; słońce i księżyc.
Stworzyłeś Boże ów świat, ale czy to jedyny taki? Może stworzyłeś ich więcej, jakieś światy
równolegle, alternatywne? Może jakieś lepsze od tego, gdzie przyszło nam żyć. Wiesz, ten cały,
materialny świat się rozpada. To chyba wina 90% atomów, które są puste. Czyli przez cały ten czas,
my ludzie żyjemy w iluzji?
Czas. Co z czasem? Też jest iluzją? Boże, przecież Ty jesteś nieskończony i nieśmiertelny. Po co
miałbyś tworzyć czas? A może to nie czas. Może to, co nazywamy upływem czasu, w rzeczywistości
jest zużywalnością świata materialnego. Te puste atomy... to miałoby sens.
W takim razie, kto ma rację? Co do całokształtu wszechrzeczy. Budda? Jezus? Muhammad? A może
Newton lub Einstein? Każdy z nich inaczej interpretuje Ciebie i cale Twoje stworzenie. Jest to
przyczyna konfliktów, rozłamów między ludźmi. Często posuwamy się za daleko, gdy próbujemy
udowodnić swoje racje. Walczymy, mordujemy? Ale dlaczego to robimy? Przecież mówimy o tym
samym i każdy z nas ma rację, a zarazem się myli. Dlaczego twierdzimy, że wyznając taką a nie
inną wiarę, zostaniemy zbawieni? Religie są ludzkim tworem? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie dla
Ciebie, jakie mam wyznanie? Jakie wyznanie mają inni? Czy bardziej istotne jest dla Ciebie jakimi
jesteśmy ludźmi?
A jak wspomniałam wcześniej o Jezusie, chciałabym zapytać, czy on był Twoim synem? Jeżeli jesteś
jedynym Bogiem, samowystarczalnym, to błędnie byłoby uznawać Jezusa za Twojego syna.
A te wszystkie księgi i pisma, na których opierają się wielkie religie? W jaki sposób powinniśmy je
czytać, interpretować? Dosłownie, czy raczej doszukiwać się przesłania między wersami?
Temat tych ksiąg jest dla mnie troszkę drażliwy. Wiesz, zarówno Biblia, Koran i inne, opisują
Ciebie w tak sprzeczny sposób? Przykładem może być przykazanie: nie zabijaj. Z jednej strony
zabraniasz tego swoim wyznawcom, odgrażając się karą. Z drugiej zaś, sam ich nawołujesz do
tychże czynów.
Tyle pytań i każde następne rodzi kolejne. Tyle pytań i wciąż pozostają bez konkretnych odpowiedzi,
które rozwiałyby wszelkie wątpliwości.
Nie miej mi za złe mojej dociekliwości, ale znasz mnie. Lubię wiedzieć. Mam nadzieję, że kiedyś
nadejdzie taki dzień, że przestanę dociekać i poszukiwać odpowiedzi. Mam nadzieje, że tego dnia,
osobiście odpowiesz na wszystkie moje pytania.
Póki co, to tyle. Nie mogę Ci obiecać, że będę się częściej odzywać. Ale na pewno wciąż będę
Ciebie poszukiwać i próbować pojąć niepojęte moim małym ludzkim rozumkiem.
Agnes
Ukochany Tato!
Piszę, żeby podziękować Ci za całą wspaniałość darów, które od Ciebie otrzymałam. Za to, że żyję,
że mam wspaniałą rodzinę, że jestem zdrowa i szczęśliwa, że mogę należeć do Kościoła
Katolickiego. Ale dziękuję Ci również, a może przede wszystkim, za te drobne, codzienne rzeczy. Za
Twoje tchnienie w mojej codzienności.
Jakiś czas temu usiadłam w zaciszu swojego pokoju z dobrą książką. Przykryłam się ciepłym
pluszowym kocem, a zapach herbaty imbirowej roznosił się po całym moim pokoju. Zamknęłam
oczy… ,,Chwała Tobie, Panie!” – pomyślałam. W tym momencie dotarło do mnie, jak piękne są te
zwyczajne chwile. Jak bardzo przepełnione Tobą są codzienne rodzinne śniadania, niedzielne
spacery, a nawet pracowite środy. Zauważam coś z wieczności w chwilach pomocy młodszemu
bratu w lekcjach czy wspólnym sprzątaniu domu z Mamą. Bo wieczność jest ściśle związana z
miłością. Ks. Piotr Pawlukiewicz powiedział : „Bóg jest tak wielki, ze nie musi popisywać się
spektakularnymi kanonadami, osiągnięciami, wynikami. On dyskretnie pokazuje swoją moc.”
Myślę, że sztuka życia polega na tym, by tą moc dostrzegać, odkrywać, smakować. Powoli, aż do
końca naszej ziemskiej wędrówki. Uwielbiam zauważać Ciebie w ludziach. Coraz bardziej mnie
zachwycają. Bo jak Cię w nich nie dostrzec? Nawet najmniejsze dobre czyny, czy blask miłości w
ich oczach świadczą o tym, że wszyscy zostaliśmy stworzeni na Twoje podobieństwo. Słyszę Cię w
muzyce, widzę w sztuce, bieli śniegu, w gwiazdach… Czuję w zapachu burzy i deszczu. Mogłabym
tak wymieniać w nieskończoność…
Bo przecież stworzyłeś człowieka, a potem Twój Syn stał się jednym z nas, zniżył się do ludzkiego
poziomu, zrozumiał jak nikt inny, oddał swoje życie za nas i pokonał śmierć, abyśmy byli szczęśliwi,
żyli pełnią życia, odkrywali swoje pasje i talenty, kształtowali charakter. Wiem, że warto dziękować
również za wszystkie troski i trudności, bo każda z nich jest moim codziennym Krzyżem. Dźwiganie
go coraz bardziej upodabnia mnie do Ciebie. Uwielbiam Cię za Eucharystię i możliwość rozmowy z
Tobą, za Twoją obecność, za niezaprzeczalną i nieprzemijającą miłość do mnie, do każdego
człowieka. A także za… piątkę z angielskiego i pyszną kolację!
Wielu moich braci ma do Ciebie pretensje o zło obecne na świecie. Ale wiem, że całe cierpienie i
grzech leży po stronie człowieka. Ty dałeś nam wolność, a tylko Prawdziwa Miłość obdarza tak
nieskończoną wolnością. Zaufałeś nam i pragniesz, abyśmy to odwzajemnili. „Wolność wymaga
zaufania i posłuszeństwa w miłości.”1 My, ludzie, jesteśmy spętani żądzą władzy i niezależności. Na
wielu płaszczyznach naszego życia tworzymy hierarchie oraz zbiory praw. A wystarczy wzajemna
relacja i jedność. Relacja z bliźnim i z Tobą… Zaufanie i miłość do Ciebie… „Nieskończony Bóg
oddaje się cały wszystkim swoim dzieciom. On nie dzieli siebie, żeby każde mogło dostać swoją
część, tylko każdemu daje całego siebie, jakby nie było innych”.2 Dziękuję, że zawsze jesteś ze mną,
że dajesz mi całego Siebie!
Chwalę i uwielbiam Cię, Tato, za wszystko! Kocham Cię.
Marta
Boże
Pszą se fi mil a tom. Beeez beeeez ... Te polą biniż, mizo , mi . Son klimesz , kotifi imo brasz imo
imo.
Pozdrawiam
P.S. Teraz widzisz, Boże , jak z nami jest, jak to jest ,gdy mówisz do mnie niezrozumiałym językiem .
Ja Ciebie nie rozumiem. Coś się próbuję domyśleć, roztrzaskać tę tajemnicę, znaleźć ten kod
szyfrujący. W Twoim biurze tłumaczeń to usłyszałam - że "Ty mówisz przez wydarzenia”. Tylko że
ja tego języka nie pojmuję. Tak też powiedziałam temu Twojemu tłumaczowi. Chciałam, żeby mi to
przetłumaczył właśnie na język ludzki - dlaczego zadałeś mi taki ból. Wiem, że to nie była
największa tragedia na świecie - starcza mi wyobraźni, aby to rozumieć - ale dla mnie tyle było
wystarczające, żeby zwątpić, żeby na kilka lat mantrą w głowie powtarzać - bezsens, bezsens,
przypadek, wyciągnięta krótsza zapałka, bezsens, bezsens, bez znaczenia, nie ma znaczenia, nie ma
sensu. Ci tłumacze biedni są - nie mają szans na taką translację z bożego na ludzki, żeby w to
uwierzyło rozgniecione serce, mission impossible. Te wszystkie "Bóg tak chciał". To jest za mało.
Tak myślałam, że znam te ich odpowiedzi, te formułki na pocieszenie chlipiących jak ja petentów,
ale i tak przyszłam jak inni z pytaniem - dlaczego? dlaczego? No i zrobiłeś dla mnie mały cud.
Musiałam Cię chyba wtedy wzruszyć, tak zalałam łzami (żeby nie powiedzieć obsmarkałam)
tłumaczowi jego biurko - coś się stało, coś się zmieniło wtedy, i zmieniły się moje mantry. Nic dalej
nie rozumiem, ale przyjęłam ten dar bezradności, chociaż nie wiem jak się to stało. Gdy czasem
ktoś mi mówi, że jestem silna, że tak się pozbierałam to zawsze tak mi głupio, bo to żadną moją
pracą, żadnym wysiłkiem i żadnymi przemyśleniami.
To chyba Kieślowski powiedział, na pytanie o Ciebie - "To wielka tajemnica ".
Czy kiedyś zniknie ta bariera między nami?
Agnieszka
KOCHANY PANIE BOŻE TEGO I TAMTEGO ŚWIATA,
widzę anioły
całe w słońcu lśniące
stoją rzędami w śnie błogim
po pas
zapatrzone w piękno
po czubek aureoli
giną w chmurach niebieskich
tylko mały palec wystaje
po tej stronie nieba
gdzie świerk kłuje niemiłosiernie
i pies szczeka za głośno
po tej stronie nieba
słońce marszczy czoło
ludzi i aniołów…
Tak, Boże, po tej stronie słońce marszczy czoła ludzi i aniołów. Nie pytam dlaczego (zgadzam się na
milczenie), ale zastanawiam się, jaki jest Twój świat po tamtej stronie nieba? W tej kwestii
zazdroszczę aniołom. Wiem, że mój wzrok tam nie sięgnie, słuch nie dojdzie, a nawet gdyby, to
umysł i serce nie pojmie, i nic nie ujrzy. Próbuję sobie wyobrazić (może to tylko strata czasu, ale
nie potrafię nie wyobrażać sobie)… wyobraźnia zatrzymuje się jednak na granicy, na której chmury
niebieskie zakrywają niewyobrażalne piękna. Wiem, że one tam są… bo dlaczego miałoby ich tam
nie być?
A może opowiesz mi Boże, jeśli nie o niebie, to może chociaż o przejściu? Tylko niech to nie będzie
czarny i ciasny tunel, bo nie wiem, czy bym się w nim odnalazła.
Miałam kiedyś sen – sen duszy…
…widziałam, jak słońce zachodziło za horyzont życia. Widniała tam wiosna w majowe łąki
przystrojona, i było tam lato skoszoną trawą pachnące, i jesień była z koszami liści złotem
szeleszczących, i zima zasypana uśmiechami dzieci lepiących bałwana. Widziałam też ludzi, ale
jakby przez mgłę… mieli smutne twarze i oczy pełne łez. Machali na pożegnanie. Przeważnie nic
nie mówili, czasem szeptali coś, tak jakby od niechcenia. Było mi smutno. Wtedy Ty zawołałeś moje
imię. Twój Głos był we mnie i poza mną (dziwne uczucie). Odwróciłam się. Zmrużyłam oczy od
blasku. Zrozumiałam. Tam zachodziło słońce, by tu wzejść na nowo. Ale to słońce było całkiem inne
od tego, które znałam. Jego promienie były wszędzie: nad moją głową, wokół mych rąk i nóg.
Czułam jak wplatają się w moje włosy, osiadają na rzęsach, dotykają mych ust, oplatają palce. W
tym momencie moim największym pragnieniem było dotknąć… dotknąć tę stróżkę światła, która
była promieniem Twego Światła, Boże. Podniosłam dłoń dziwnie lekko… i dotknęłam. W jednej
chwili cały mój dotychczasowy świat przeleciał przez palce i rozmył się w niepamięci. Chwila się
rozszerzyła i wchłonęła przeszłość oraz przyszłość. A ja byłam w tej chwili – chwili, która tańczyła.
Światło drgało na nieskończoną ilość sposobów, rozświetlając (ale jeszcze nie oświecając)
dotychczasowe mroki umysłu i serca. Mogłam w tym tańcu dotknąć kolorów, na które do tej pory
mogłam tylko patrzeć. Mogłam dotknąć zapachów i smaków, które dotąd mogłam tylko czuć. I
wiedziałam, że czekają na mnie, wymykające się jeszcze memu poznaniu i doświadczeniu, kolory,
smaki oraz zapachy, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Płynęłam wśród gwiazd i planet
tańczących w kryształowych wodach, wypływających ze Źródła. Podążałam coraz mniej
spragniona, coraz bardziej nasycona. Tańczyłam zauroczona, a raczej zakochana. I wiedziałam, że
zaraz padnę w ramiona Miłości…
Boże, czy tak mogłoby wyglądać przejście – moje przejście? Pewnie rozbawiłam Cię tym
marzeniem? Wiem, że prawda przerośnie moje oczekiwania w sposób całkowicie niewyobrażalny. I
chyba w tym tkwi urok wiary.
Póki co, jestem po tej stronie nieba. Czy tu dochodzą promienie Twego światła? Czy słychać Twoją
muzykę? Czy można tu, na tej marniutkiej ziemi, zatańczyć boski taniec? Czy tamten świat spotyka
się z tym światem? Czy dzieje się to wtedy, gdy doświadczam radości i zachwytów? Na przykład…
…gdy wczesnym letnim porankiem idę polną ścieżką i otwartą dłonią dotykam zroszonych kłosów.
Nad łanami unosi się mgła, a słońce z nią tańczy. Jest rześko. Powietrze jest czyste. Pachnie
chlebem. Czy ja Boże czuję Twoje Dobro?
…gdy oparta o pień drzewa wsłuchuję się w śpiew lasu. Podziwiam aksamit mchu i tak ogromną
ilość odcieni zieleni. Śledzę białego motyla, który, jakby zaplątany w grze światła
wczesnojesiennego przedpołudnia, lata od drzewa do drzewa, od liścia do liścia. Czy ja czuję Twój
Blask, Twoje Lśnienie?
…gdy siedząc w altanie pachnącej kwiatami, z książką na kolanach i kubkiem kawy w dłoni,
obserwuję z jaką delikatnością słońce pieści jabłko jeszcze niezarumienione. Czy ja czuję Twoje
Piękno?
…gdy malutka, aksamitna pszczoła nurkuje w kwiecie, nie mając pojęcia, że ją obserwuję. Czy ja
czuję Twoją Wszechmoc?
…gdy idę brzegiem oceanu, mając jego głębię na lewym ramieniu. Słucham śpiewu fal. Piasek
trzeszczy pod stopami. Słońce przykryło się chmurą. Mam sól na całej twarzy i mogę poczuć jej
smak. Czy ja czuję Twoją Pełnię?
…gdy idę ścieżką wśród wrzosowisk fioletowo-rudych. Mijam stare młyny i starą kobietę
poganiającą stado kóz. Życie ma wtedy niepowtarzalny smak, choć w brzuchu mi burczy. Czy ja
czuję Twoją Wieczność?
…gdy mogę zaspokoić głód. Gdy mogę ugasić pragnienie. Gdy w upalny dzień mogę wgryźć się w
arbuza i delektować się jego orzeźwiającym smakiem. Czy ja czuję Twoje Miłosierdzie?
…gdy w świetle neonów miasta podnoszę głowę do góry, otwieram buzię i łykam pierwszy
grudniowy śnieg. A w głowie mi się kręci. Czy ja czuję Twoją Radość?
…gdy mogę zanurzyć twarz w kiściach bzu i zaciągnąć się jego wonią. Czy ja czuję Twoją
Delikatność?
…gdy mknę z górki rowerem prostą w zieloną przestrzeń łąk i w morze złotych kłosów. Mijam starą
drewnianą kapliczkę pamiętającą pradziadka. Mijam młyn pobielony. Zaraz oderwę się od ziemi i
pofrunę hen daleko. Czy ja czuję Powiew Ducha?
…gdy idę przez pola i łąki, wdychając zapach ziemi i trawy dopiero co skoszonej. Sarny na
horyzoncie. Dalej las. Dalej świat. Czy ja czuję Twoją Nieskończoność?
…gdy stoję na balkonie pod rozgwieżdżonym niebem. Dotykam gwiazd. Biorę księżyc w dłonie.
Słowik gdzieś blisko śpiewa. Daleko szczeka pies. Noc jest rozświetlona, a ludzie śnią. Czy ja czuję
Twoją Miłość?
…gdy idę górami, a wiatr niszczy mi fryzurę. Dłonie marzną, ale wiem, że je zaraz rozgrzeję w
schronisku pachnącym drewnem, żurkiem i herbatą z malinami. Czy ja czuję Twoją Obecność?
Boże, tyle dobra, tyle piękna (a uroda świata nie kończy się przecież na moim doświadczeniu), lecz
ile w tym prawdy? Czy może świat, jak sądzą niektórzy, jest tylko iluzją, nie-rzeczywistością?
Może, to co dobre i piękne wcale takie nie jest? Czy i na ile jest namiastką tamtego świata? Czy
piękno w jego nieskażonej postaci poznamy dopiero tam? A może piękno i dobro (to z początku
istnienia, gdy wszystko było dobre i piękne) jest w nas samych? Ale drogę znajdują jedynie
niektórzy?
Jedno jest pewne: wszystko, co stworzyłeś było dobre i piękne. Było. Bo dzisiaj, pomiędzy dobrem i
pięknem są pęknięcia, szczeliny, wyrwy głębokie. Wygodnie byłoby je przeskoczyć, ominąć wielkim
łukiem, ale tą drogą ominie się niebo. Pomiędzy tym a tamtym światem widzę…
…krajobrazy zszarzałe, wyblakłe, bez urody. Las betonowych płyt, obdrapanych przystanków,
uwięzionych drzew, połamanych serc. Mało tam kwiatów, za dużo reklam.
…miasta zrujnowane, spalone, z ziemią zrównane. Miasta, gdzie mąż szuka żony, ojciec szuka syna,
córka szuka matki. Miasta wołające o pomstę do nieba.
…krainy zalane falami i zasypane popiołem. Krainy, gdzie krzyk igra z ciszą.
… dziecko. Ubranie, w którym dziur więcej niż materiału kończy się nad nienaturalnie wypukłym
brzuszkiem. Muchy lgną do brudnej buzi. Słońce wysusza łzy zanim te zdążą spłynąć po policzku z
wielkich oczu, które wołają: kochaj mnie!
… matkę. Tuli swego syna. Dziecko ma otwarte oczy, zastygłe w ostatnim spojrzeniu. Tonie w
morzu krwi. Matka tonie we łzach.
…ojca i męża. Wpatruje się w zdjęcie z ostatniego lata: błękitna rama, złote loki, zielone oczy,
tęczowe sukienki, promieniste uśmiechy. Jego miłości stały się wspomnieniem, uleciały jak duchy,
zostawiając bezgraniczną pustkę. Zostały czarne myśli i zaciśnięta pięść.
…las rąk wzniesionych do nieba. To nie uwielbienie. To prośba o chleb.
…morze łez. To nie łzy szczęścia. To rozpacz.
Boże, zaglądam w te przepaści i dostrzegam braki w ciągu pięknych i dobrych zdarzeń. Niektórzy
widzą tam tylko zło i brzydotę świata. Pytają wtedy, gdzie jest Bóg? Kto na to pozwala, bo przecież
nie Bóg Dobry i Piękny? A Ty milczysz. Twoje milczenie, Boże, jest jak ogień, który jedne serca
rozpala a inne zamienia w popiół. Wiem, że to milczenie jest konieczne, byśmy mogli wierzyć. To
wiara pełna trosk, która musi być jednocześnie wiarą beztroską. Uwielbiam beztroskę wiary, bo
najpierw się skacze, a później zapuszcza skrzydła – powiedział ktoś mądry. Zgadzam się z nim.
Wiara nie może istnieć bez irracjonalnej pewności, że Twój plan nie tylko w założeniu był dobry i
piękny. Tam, poza czasem i przestrzenią, będzie to takie oczywiste, ale dopóki jestem tutaj naucz
mnie milczeć razem z Tobą, wierzyć w piękno, Twoje Piękno i doświadczać go na tej ziemi, choćby
tylko w jego nieskończenie małej części. I nie pozwól, bym kiedykolwiek bała się skoczyć!
Aleksandra
PS
widzę anioły
całe w słońcu lśniące
stoją rzędami w śnie błogim
po pas
zapatrzone w piękno
po czubek aureoli
giną w chmurach niebieskich
a ja szukam piękna ciągle po omacku
po tej stronie nieba
do nieba mam jeszcze kawałek
długości Twojego palca
jeden krok z Tobą i jestem
tam gdzie świerk nie kłuje
tam gdzie pies nie szczeka za głośno
tam słońce już nie mruży oczu
a aniołowie nie mają skrzydeł
bo oddali je ludziom.
Boże,
Ludzie mówią...nie możesz poświęcać się na 120 % niczemu..Żadnej pracy, żadnemu związkowi,...
Poświęcanie się czemuś/komuś na 120% bez granic prowadzi do zatracania siebie..Nie widzisz nic
po za zrobieniem czegoś by drugiej stronie było lepiej..
Lecza zdarzają się ludzie, którzy to robią i są wręcz do tego stworzeni, więc gdzie jest owa granica?
Zastanawiam się, co by było, gdybym wiedziała co jest po śmierci. Gdybym wiedziała „co” mnie
stworzyło, i jakie są dalsze losy mojej duszy, gdy ciało umrze. Co my ludzie tak na prawdę
zrobilibyśmy z tą wiedzą. Tak jak więc wszystko ma dwie strony medalu, tak jest dobro i zło, to
myślę, że efekty naszych działań poszłyby w obie strony... Bylibyśmy bardziej świadomi.
Czy stworzył nas przypadek, a życie to chwila, która kiedyś skończy się na zawsze? Co byś wtedy
zrobił? A może świadomość, która jest tak rozwinięta nie obumiera, tylko jak liść skruszony w ziemi
daje życie nowemu drzewu. Jaka by nie była prawda, z jednej strony warto ją znać, z drugiej – nie.
Ale gdybyś wiedział, ze Bóg na 100% istnieje... Gdyby nauka mogla to potwierdzić w jakikolwiek
sposób, gdyby to nie było tylko „nie widziałem, ale wierzę”, to jak byś się zachowywał?
Byłbyś grzecznym chrześcijaninem? Wystraszonym i skruszonym człowiekiem. Ale czy czułbyś się
wolny, czułbyś, że masz prawo do błędu, że masz prawo uczyć się i poznawać świat od podstaw?
Czym jest właśnie wolna wola człowieka?? I co, teraz już wiesz, Bóg istnieje na 100% – nagle
upadasz i mówisz „kocham Cię”? A chciałbyś by Twoja kobieta/ Twój mężczyzna nagle padł na
kolana, wyznając miłość, bo nagle jesteś tu na spełnienie jego życzeń, nieważne jakich, bo masz
pełne konto w banku, a reszta się nie liczy? Jak wyglądają relacje ludzkie, jakich oczekujecie
zachowań wobec was od innych ludzi? W jaki sposób można dowieść czyjegoś uczucia. Rzucając
mu bezdyskusyjne kocham cie na pewno? Kontrolując, sprawdzając bliską nam osobę, nie dając jej
pola do samodzielnego działania? Marzy wam się partner, który nawet w łazience jest z wami przy
każdej intymnej sytuacji? A wasze dzieci? Jak poczułyby wolność? jak nauczyłyby się dorosłości,
gdybyście wiecznie byli gdzieś obok i podawali im wszystko do rąk? Jakbyście woleli być kochani?
I jak kochać? Kocham Cię Boże, bo wiem że jesteś, dasz mi wszystko, co chce? To szczere, to
uczciwe jest? Chcielibyście być kochani za coś, czy za to, że po prostu jesteście? Że gdzieś w
pobliżu jest obok ktoś bliski, kto kocha, czeka, pozwala ci się rozwijać, popełniać błędy, poznawać
świat, jaki by nie był i jaki dziś nie jest. Mówisz do swojego dziecka/partnera: idź, daję ci wolność,
daję ci wybór, ale wróć, wróć, jeżeli kochasz. Ja cię nie ograniczam, bo wiem że jak kochasz, to
wrócisz. Wolna wola. Wolelibyście żyć w świecie, gdzie macie podane wszystko na tacy, ba! Myślę,
że i tak znalazło by się wielu buntowników którzy jak małe dziecko chcieli by spróbować czego
innego.
Co jest złego w nauczaniu Chrystusa? Co złego jest w szacunku i miłości do bliźniego? Jest nudna,
dziwna, słaba? Nie. I nie jest nawet pod żadnym względem destrukcyjna. Daje silę i wiarę w ludzi.
Nie szukaj Boga na silę. Nie oczekuj, że będzie tak jak tego chcesz. Ja dziś po wielu moich błędnych
decyzjach, w których wydawało mi się, że wiem, czego dla siebie chcę, zastanowiłam się? A może
to, czego pragnęłam dla siebie, wcale nie było dobre dla mnie? A z drugiej strony, gdyby nie pewne
wydarzenia, to dziś nie zrozumiałabym wielu błędów, jakie popełniałam...
O co Ciebie Boże proszę?
Jeżeli jesteś, to jesteś sprawiedliwy i ty sam nas osądzisz. Sam znasz ludzkie serca i nawet jeżeli one
nie były do końca czyste, to Ty wiesz, że one są pełne miłości i nie zostawisz ich sobie samych dla
zła.
Za co Ci dziękuję?
Za każdy piękny poranek każdego letniego dnia, błękitne niebo i promienne słońce.
Czy o coś mam żal?
Nie, jeżeli moje serce mówi mi dobrze... Jeżeli ci wszyscy, którzy zginęli tragicznie na Ukrainie, we
wszystkich wojnach, prześladowaniach, morderstwach, wypadkach, chorobach, we wszystkich nie
zrozumiałych dzialaniach zła, oni wszyscy nie oddali bezsensownie życia... A że serce podpowiada
mi, że „tylko najbrutalniejsze zło” wyrządzone drugiemu człowiekowi z pełną świadomością może
być niewybaczalne. Ufam Tobie..
Czy uważam, że popełniłeś błąd, stwarzając nas ludzi, gdyż wielu ma Ci za złe, że – jak to? – ojciec
wysyła swe dzieci na pewne tortury i cierpienia?
Nie, bo ja sama nie wiem, czy potrafiłabym tak skonstruować ten świat, by był idealny, by niebo
idealnie kontrastowało z zielenią drzew. By była noc i nowy następny dzień, by dać ludziom
wolność, aby mogli popełniać błędy i poznać smak prawdziwego uczucia, pocałunku, szczerej
relacji, a nie zaprojektowanej gry, gdzie opcji masz tylko kilka... Kiedy zbijemy szklankę, to dopiero
wtedy wiemy, że jest ona delikatna i warto uważać.
Życzę wszystkim szukania Boga nie w obrazach, figurkach, ale w drugim człowieku, bo to jak
traktujemy drugą osobę odzwierciadla to, kim jesteśmy naprawdę, traktujmy ludzi tak jak my byśmy
chwieli być traktowani.. Traktujmy Boga nie jak maszynkę do spełniania życzeń, tylko jak
przyjaciela. Takiego jak w realnym życiu.
Bo on na Nas czeka... Uwierzcie mi, wiele wybacza. Tak jak My swoim dzieciom, tak jak My swoim
partnerom.
Klaudia
Panie Boże,
Wybacz, że tak dawno do Ciebie nie mówiłam, nie pisałam, nie zwracałam się o pomoc. Nie
chciałam zawracać Ci głowy. Myślałam, że ze wszystkim poradzę sobie sama. Dziś wiem, że bez
Ciebie braknie mi sił.
Zawsze stałeś obok mnie, czuwałeś niczym troskliwy ojciec...czułam to, ale wszystko chciałam
„sama, sama” niczym uparte dziecko. Teraz wiem, że tak się nie da. Teraz wiem jak bardzo Ciebie
potrzebuję. Jak ważne jest by zwracać się i przychodzić do Ciebie ze wszystkim: z każdą radością i
troską.
Ty Mój Panie widzisz co się dzieje w moim życiu, Ty wiesz co czuję. Czyż muszę Ci tłumaczyć? Nie
znajdę takiego przyjaciela, któremu mogę tyle o sobie powiedzieć, któremu nie trzeba nic objaśniać,
nakreślać, opowiadać; przyjaciela przed którym nie trzeba się usprawiedliwiać, który kocha mnie
taką jaka jestem ze wszystkimi wadami, słabościami i ułomnościami.
Proszę Ciebie Boże pochyl się nade mną i pomóż mi- bez Ciebie sobie nie poradzę. Natchnij mnie
spokojem, którego nie mam w sobie od dawna, bym miała siłę i możliwość zrozumienia tego co się
dzieje w moim życiu.
Widzisz przecież moją miłość do tego mężczyzny. Czyż takie uczucia nie pochodzą od Ciebie?
Powiedz mi Boże. Czy można tak dzielić wszystko na dobre i złe, na czarne i białe?
Przecież kocham- to dobre. A jednak darzę go zakazanym uczuciem: kocham, pragnę i tęsknię. Tego
nie wolno.
Wiem co chcesz mi powiedzieć” kochaj go jak siostra brata”. Nie mogę Boże! Nie mogę! Uczyniłeś
mnie kobietą. I jak kobieta z krwi i kości wyposażona jestem w tą kobiecość, wrażliwość i wszelkie
namiętności. Boże, przecież dzięki tym wyraźnym, czasem gwałtownym uczuciom i emocjom czuję,
że żyję. Czuję jak przepływa przeze mnie życie. Boże, czy to nie pochodzi od Ciebie? To niemożliwe
by miłość, która wypełnia mnie po brzegi była czymś złym. Niemożliwe!!! No powiedz!!! Błagam!
Czy grzeszę prosząc Ciebie o wzajemność jego uczuć? Wiem- każdy mi to powie „powinnaś modlić
się o to by ucichło w Tobie, by minęło”. On sam to powiedział „musi minąć”. Jak by to była
cholerna grypa.
Boże dlaczego kocham skoro nie wolno. Czy wystawiasz Panie jakieś pozwolenia na miłość, a ja tę
procedurę pominęłam? Skąd mogło wiedzieć moje nieusłuchane serce, że tak nie można?! Nikt mu
tego nie mówił. Ono nie słucha głowy. Jest nieuczone, głupie i naiwne...Cóż mam z nim zrobić?
Amputować?
Myślałam, że słuchając serca postępuje się właściwie. Całe życie tak myślałam. A tu nagle okazuje
się, że tak jest źle.
Boże mój, pomóż mi! Czy nie Ty obdarzyłeś mnie tym uczuciem do niego? Czy to nie od Ciebie
pochodzi?
Wiem, że TY! Po co Boże. Po co? Skoro mam się tego wyrzec. Czego chcesz mnie nauczyć? Co
pokazać?
Pragnę ponad wszystko zrozumieć tę trudną lekcję.
Kocham...Boże! Kocham ponad wszystko. Miłość rozpuszcza rozsądek, odpowiedzialność,
stateczność, burzy mój spokój, bo walczy o swoje miejsce- brutalnie i burzliwie. Chce znaleźć
choćby maleńki skrawek w moim życiu, gdzie wszystko i wszyscy mówią jej „precz”. To przekorne
uczucie- pewne siebie bardziej niż jakiekolwiek inne. Niesłychanie waleczne, odważne i uparte. Nie
słucha, a rośnie w siłę napotykając przeciwności. Czy coś tak potężnego nie pochodzi od Ciebie?
Miłość- Ty jesteś Boże miłością, więc tylko Ty nią dzielisz. Pomóż mi zatem. Nie chcę byś mi ją
teraz odebrał. Teraz kiedy wiem jak smakuje wino, choć tak bardzo boli od niego głowa, nie chcę
pić wody. Nie będę Ciebie prosić byś odebrał mi ta trudną miłość. Mam czelność prosić Cię by on
mnie kochał. I nieważne, czy jest na to miejsce i czas. Nie obchodzi mnie to.
Wszystko postawiłeś na przeszkodzie: mojego męża i jego kapłaństwo. Jak ja mam to ominąć? Boże
pomóż. Pomóż bo tonę w miłości...bez nadziei
Wioletta
Panie Boże...,
Wiedz, że gdy tylko wymawiam tę formułkę, natychmiast dziecinnieję, robię się mną pięcio-,
siedmio-, dziewięcioletnią i mam przemożną ochotę o coś Cię poprosić: "Panie Boże spraw, aby..."
- i tu jakaś nagła potrzeba. Jak w dzieciństwie, gdy w Ciebie wierzyłam. Inna sprawa, że zupełnie
sobie nie przypominam, żebym Cię kiedykolwiek sprawdzała lub prowadziła ewidencję skuteczności
prośby. Raczej już wtedy wiedziałam, że moja prośba swoje a Ty swoje, pewnie bym się bardzo
zdziwiła, gdybyś nagle zaczął moje prośby realizować ("Panie Boże spraw, żeby wakacje się nie
skończyły", to z końcem wakacji, "Panie Boże spraw, żeby już był koniec roku", to z początkiem
roku szkolnego... potem początek roku szkolnego przechodził w zwyczajne trwanie a prośby
dotyczyły spraw bardziej aktualnych a nie coraz bardziej minionych wakacji... kolejne nadchodziły
nieuchronnie).
A potem - choć ciągle chodziłam z całkiem wymierną chęcią na lekcje religii, bo były u krakowskich
sióstr urszulanek dbających o ich atrakcyjność, co doceniam i dziś - wiara w Ciebie odchodziła ode
mnie, jak odchodziło dzieciństwo, aż wreszcie oddaliła się tak bardzo, że nawet tego nie
zauważyłam, choć ciągle - i nadal - korzystałam czasami z zaklęcia "Panie Boże spraw..." Niby w
pełni świadoma, że będzie jak ma być, ale i tak coś z całą mocą mówi we mnie "Panie Boże
spraw...", chyba nawet zawsze z zaciskaniem powiek i mobilizowaniem się w sobie, ot, moc wrytego
w głębokie zwoje mózgowe memu, tam, gdzie są te najpierwsze, lęk przed tym, co budzi lęk,
obrzydzenie przed zjedzeniem czegoś obrzydliwego, zaufanie do godnego zaufania, boskości
boskiego, które jest-bo-jest.
Nie wpajano mi tego jakoś usilnie, moi rodzice byli raczej niewierzący, choć pielęgnowali tradycje
religijne, ale było wokół i przeniknęło do mojej pamięci wcześniej, niż jestem sobie w stanie
przypomnieć. Pamiętam za to doskonale dwa święte obrazy nad łóżkiem moich dziadków w ich
domu, gdzie dużo czasu w dzieciństwie spędziłam. Obrazy były poczerniałe ze starości, młoda
kobieta w luźnie narzuconej na głowę chuście wskazująca palcem na swoje wyjęte z piersi serce w
kwiatach i promieniach, oraz młody brodaty długowłosy mężczyzna z sercem na piersi, też
opromienionym ale w kolczastym drucie, wyglądali jak para, choć ona była jego matką, co z całą tą
symboliką było dość niepokojące (takich mężczyzn na ulicach wtedy się jeszcze nie spotykało, hipisi
to była nieistniejąca przyszłość, no, i te gołe serca...).
Do tych dwóch osób odmawiałam w dzieciństwie moje "paciorki" pod koniec przyspieszając, żeby
jak najszybciej dotrzeć do "amen". Tak, Maria i Jezus tak mi się właśnie kojarzą, z dzieciństwem
pełnym innych istot nieistniejących, dobrych wróżek, złych czarowników, złośliwych skrzatów, a
także innych niż Ty bogów o różnych cechach charakteru, bo bardzo wcześnie poznałam losy
wielkiej wojny o Troję i jej niedobitków błąkających się w drodze powrotnej - mama opowiadała mi
mity greckie na równi z bajkami. Tym samym nie byłeś jedyny, jak nakazuje pierwsze przykazanie,
byli przed Tobą i inni, więc od samego wejścia byłam z dekalogiem na bakier, moje dzieciństwo
roiło się od wielu bogów, na długo zanim poznałam takie pojęcia jak mono- i politeizm.
Tak czy tak, gdybyś był - jeden, w trójcy, czy w bliżej nieokreślonej wielości - ludzie mieliby rację
wygarniając Ci ogrom niedoróbek, cierpień i niesprawiedliwości, już sama ich lista powinna Cię
zostawić w sferze bajek i mitów, skąd się wywodzisz, bo tu tylko mącisz. Gdybyś jednak mimo to był,
jak sądzą niektórzy dorośli, co nieodmiennie wprawia mnie w zdumienie, miałabym Ci za co
dziękować. Za tęsknotę, która każe ludziom marzyć, dążyć i tworzyć, oraz za stworzenie, które Ci
się ponoć najbardziej udało, za kota. Jednak to właśnie kot demaskuje Cię jako postać zmyśloną, bo
po kocie widać, jak jesteś bezsilny, gdybyś był realnym boskim istnieniem, nie pozwoliłbyś, żeby
Twoje najdoskonalsze dzieło wieki całe dręczono, zabijano, zjadano, używano do okrutnych
doświadczeń, serce by Ci zmiękło i zabroniłbyś, koty wolno by wyłącznie kochać.
Niestety, gadał dziad do obrazu, a obraz ani razu... Jesteś w swoich niezliczonych wizerunkach i
opisach wszechobecny, ale nie wszechmocny. Jesteś imaginacją tęsknoty człowieka do Twojej
boskości, której nie ma, jako i Ciebie nie ma, ale która rozwija wyobraźnię. Widzisz, nawet ja,
niewierna, piszę do Ciebie. Nie, nie widzisz..., ale i tak piszę. Bo mam ci za co dziękować. Za kota.
Kot by tego nie zrobił. Mimo swojej doskonałości. Kot jest skończony i samowystarczalny, nie jesteś
mu potrzebny. Ja natomiast jestem nie-skończona, nie-doskonała i przydałbyś mi się w niektórych
okolicznościach. Miło jest czasami zamknąć mocno oczy, zebrać się w sobie, zdziecinnieć na
moment i posłać Ci swoje "Panie Boże dopomóż...". A potem poczuć się silniej i mniej samotnie. Za
to należą Ci się dzięki, bo to jest zupełnie realne, ludzka siła wyobraźni przekraczająca bez trudu
zwykłe prawa fizyki i lekko wkraczająca w świat metafizyki i fantazji, gdzie przecież coś jest, coś, o
czym nie śniło się filozofom, ale gdzie spotkać można uśmiech kota i Ciebie w Twojej nieprzebranej
mnogości.
Ela
Boże!
Dawno z Tobą nie rozmawiałam. Ty wiesz jak to ze mną jest... Czasem rozmawiam z Tobą parę
razy dziennie, a czasem... No cóż. Potrafię i miesiąc milczeć. U mnie w sumie po staremu. Czasem
tylko lepiej się dzieje, czasem gorzej. Ludzie wciąż się zabijają, wciąż się nie potrafią kochać.
Twoje słowa co nam przekazałeś poprzez proroków rozumiem doskonale dlatego nie spytam Cię:
"Dlaczego jest tyle zła". Wiem po co to wszystko. Nie do końca akceptuje to ale będę posłuszna
Twojej woli. Chciałabym Cię jednak spytać o coś innego. Kiedy to się skończy? Kiedy nadejdzie
sąd? I który Ty jesteś prawdziwy? Wiesz, że nie wyznaję żadnej religii. Skąd mam wiedzieć, która
jest prawdziwa, a która fałszywa? Pomóż mi znaleźć tę, która zapewni mi wybawienie. Czy mogę
zostać wybawiona nie wyznając żadnej religii tylko wierząc na swój sposób? Tak wiele pytań. Tak
mało konkretnych odpowiedzi. W swych słowach mówisz, że należy być przy jakiejś religii, przy
jakiejś organizacji. Pokazujesz mi jaka ona powinna być. Jednak ja chyba jestem zaślepiona bo
nawet jak widzę już tą organizacje to nagle Buuum i się okazuje że to nie to. Że coś jest nie tak. Że
to nie tak jak Ty mówisz. Jesteś wszędzie. Wiem, że jesteś przy mnie. Wiem, że wszystkie cierpienia
jakie mi dajesz pomożesz mi przetrwać. W końcu sam mówisz że pomożesz i że nie dasz więcej niż
uniosę. Boże proszę Cię tylko wskaż mi gdzie mam pójść. Do której organizacji przynależeć. Jestem
Twoja córką. Pokieruj mnie Ojcze.
Skoro już pisze do Ciebie ten list to chciałabym Ci też podziękować. Za te 23 lata, które stąpam po
tej ziemi. Chciałabym Ci podziękować za to, że pomagasz mi wyjść z depresji i że zesłałeś mi
Anioła. Tak mój terapeuta jest prawdziwym Aniołem. Dziękuję Ci za niego. Dziękuję Ci też za tak
wspaniałego męża. Lepszego nie mogłabym mieć. Rozumiem, że nie możesz dać nam dziecka.
Jednak obiecuje Ci, że zapewnię dom niechcianemu dziecku. Boże przy okazji proszę Cię, abyś
sprawił, by to nastąpiło jak najszybciej. Te procedury są takie męczące. Dziękuję Ci też za moją
rodzinę, która mimo swych dysfunkcji jednak jest i na niektórych mogę na prawdę liczyć. Dziękuję
Ci też za miłość przyjaciół. Za to, że mogę spełniać swoją pasję w pracy i że chłopacy na warsztacie
traktują mnie jak równą. Że kobieta mechanik to już nie jest aż taki wynalazek. Dziękuję, że dajesz
mi tyle szans. Dziękuję Ci za dar życia i za to, że jesteś.
Kocham Cię Ojcze.
Twoja ziemska córka Karolina
Boże!
Mówią o Tobie, że jesteś dobry. Ja nie wiem do tej pory jaki jesteś. Wciąż mnie doświadczasz, ale
dzięki temu odkrywam na nowo siebie.
Staje się silniejsza (jeszcze muszę dodać „chyba”, ale kiedyś przestanę to słowo dodawać).
Przechodziłam fazę ateizmu – myśląc, że Ciebie nie ma. Fazę agnostycyzmu – mówiąc Bóg jest, ale
nie interesuje Go co się z nami/ze mną dzieje. Szukałam dowodu na Twoje istnienie. Gdzie teraz
jestem? W jakiej fazie? Mój syn mówi, że Ciebie wymyślili sobie ludzie, aby łatwiej im się żyło, aby
mogli się usprawiedliwiać i aby mieć się do kogo odnieść, kiedy jest im ciężko. W pewnym sensie
ma rację.
W moim odczuciu – teraz, w tym momencie wierzę, że jesteś. Istniejesz. Jesteś chociaż ja o Tobie
zapomniałam. Ktoś podsunął mi do przeczytania książkę „Moc uwielbienia” i powiedział:
- Warto przeczytać. Ta książka zmieni twoje życie. Zaczęłam czytać, tak od niechcenia i trudno to
wytłumaczyć w sposób racjonalny (przynajmniej przeze mnie), bo dowiedziałam się o Twojej
obecności w życiu każdego z nas, w moim życie a moja sytuacja życiowa przechodziła przez
ogromne zmiany. Zmiany nie były „fajne” – raczej bolesne, ale potrzebne. Otworzyły mi oczy na
sytuacje w których tkwiłam. Mogłam je zmienić – zamknąć. Strach jest nadal, ale nie ma chorej
zależności. Poczucia, że muszę coś robić, aby ktoś pozytywnie mnie postrzegał. Śpię spokojniej. Mój
„pociąg” powoli wyskakuje ze starych torów. Ktoś pomaga mi znaleźć nowy tor. Mówi, że ja nie
chcę – ma rację. Nie chcę, bo mieszka we mnie strach – ten dawny - oswojony i lęk przed nowym –
nieznanym.
„Bóg ma wyjątkowy plan na twoje życie” (s. 89) – ile razy to słyszałam i zawsze miałam
wątpliwości – wiadomo jakie. Zawsze, gdy to słyszałam wyobrażałam sobie cudowne życie, które
mnie spotka a wcale tak nie było. Były za to próby – choroby, śmierć, uwikłanie w trudne sytuacje –
nic dobrego więc denerwuje mnie taki tekst.
„Nic w twoim życiu nie jest przypadkowe. Bóg z miłością dosięgnął cię i przyciągnął do siebie
przez różne zaplanowane przez Niego okoliczności” (s.89)
„Bóg chce, abyśmy stali się czymś (ja bym dodała kimś). No tak wiemy o tym! Bóg chce, byśmy
mieli więcej miłości, życzliwości, więcej cierpliwości, więcej wiary, pokoju, delikatności, dobroci,
pokory oraz więcej dyscypliny wewnętrznej, byśmy mogli być jego świadkami gdziekolwiek
będziemy. Prawda?
Jasne, ale większość z nas myśli, że musimy wprowadzić w życie religijny program samoulepszenia,
samemu próbując bardziej kochać, być życzliwymi, cierpliwymi, pokornymi, delikatnymi i
zdyscyplinowanymi. A im bardziej próbujemy, tym bardziej stajemy się sfrustrowani.
To Bóg ma dokonać zmian. On chce byśmy mu się powierzyli i ufali, że On nas przemieni. (…)
Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście
umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża, co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe
(Rz12,2)” (s. 90)
„Jakimi metodami Bóg nas przemienia?
‘Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorakich
doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota,
które przecież próbuje się w ogniu.’ (1P1, 6-7)
Tak właśnie wzrasta nasza wiara!” (s.91)
„Pamiętaj, wiara oznacza świadome postanowienie, że będę wierzyć w coś, czego nie możemy
zobaczyć, ani udowodnić”
Skoro Bóg mówi, że ze wszystkiego wyprowadza dla nas dobro, a my widzimy, jak wszystko ma się
ku złemu, to nasza wiara wzrasta, gdy polegamy na słowie Boga i dziękujemy Mu za wszystko, co
się dzieje” (s.92)
„Miłość znaczy dla nas więcej niż cokolwiek innego na całym świecie. Zostaliśmy stworzeni, by
kochać Boga i aby kochać się wzajemnie. Gdy nie kochamy, to zaczyna panować strach. Jesteśmy
ranieni, rozżaleni, boimy się siebie nawzajem, nienawidzimy się, nosimy w sobie poczucie winy.
Nasze zranione emocje, nasze obawy, frustracje, nasze mechanizmy obronne, nasze destrukcyjne
zachowania – wszystko bierze się z braku miłości.” (s. 94-95)
I fragment co do którego mam jeszcze dużo wątpliwości:
„Miłość, która akceptuje, wspiera i wierzy w innych, jest cierpliwa, życzliwa, nie jest egoistyczna,
nie zazdrości, nie unosi się pychą, nie szuka swego, wszystko znosi, nie unosi się gniewem. Nie
pamięta złego i nie przejmuje się, gdy musi cierpieć niesłusznie. Miłość, która jest wierna,
wszystkiemu wierzy i współweseli się z prawdą. Taka miłość zniesie wszystko i nie słabnie w
żadnych okolicznościach.
Taką miłość ma względem nas Bóg i taką nakazuje nam, byśmy mieli względem siebie nawzajem.
Taka miłość leczy rany po dawnych krzywdach, oddala strach, wymazuje urazy i zadawnione
pretensje. Taka miłość scala nas i pozwala odwzajemnić kochaniem bez obawy o odrzucenie i
zranienie. Taką miłość Grecy zwali agape – świadome, rozumne, duchowe oddanie.” (s. 94-95)
„Możliwe, że pracujesz w miejscu, albo jesteś w sytuacji z której Bóg planuje cię wyprowadzić.
Jednak jest konieczne, byś teraz przyjął swoją obecną sytuację z radością i podziękował za nią
Bogu (u mnie bardzo trudne – jeszcze nie bardzo potrafię). Kiedy dziękujemy Bogu za każdą
trudność poddając się Jego woli za każdym razem, to On może wprowadzić nas na to miejsce, gdzie
chce nas mieć.” (s.166)
„Twoim zadaniem obecnie jest podziękować Mu za to, gdzie jesteś w tym momencie!
Skoro Bóg przez Ducha Świętego pokazuje ci, że piętnaście lat temu poczyniłeś zły wybór (skąd ten
przypadek – ja też mówię o 15 latach), gdy dobrowolnie dokonałeś go niezgodnie z wolą Bożą – tak
jak ją wtedy rozumiałeś – to przyznaj się przed Nim do tego złego wyboru. Poproś Boga o
wybaczenie, podziękuj mu za to i poproś, by cię poprowadził w naprawie tego, co mogłeś uczynić ze
szkodą dla innych ludzi. Potem dalsze życie, począwszy od tego momentu, oddaj całkowicie w ręce
Boga i zaufaj, że On jest teraz za wszystko odpowiedzialny. Teraz uwielbiaj Go i dziękuj za twoją
obecną sytuację w każdym szczególe.
Możesz odkryć, że moc Boża działa, by cię wyprowadzić z obecnego stanu w krótkim czasie, albo
możesz odkryć, że moc Boża przemienia cię pośrodku całej sytuacji. Cokolwiek się dzieje, to nadal
mu dziękuj, bo on za to odpowiada.” (s.166-167)
Długo czytałam tę książkę a nie była gruba. Zakończenie książki znów mnie zaskoczyło.
Dlaczego? Przeczytałam słowa, z którymi znów bym się kłóciła. Oto one: „My także jesteśmy jak
uczniowie. Gdy próby i smutki pojawią się na naszej drodze, nasze pierwsze reakcje to: ‘o Boże,
czemuś mnie opuścił?’
Lecz Jezus powiedział:
‘To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie
odwagę: Jam zwyciężył świat.’ (J 16,33)” (s. 221)
„Kręcimy głowami nad stanem tego świata jakbyśmy mówili: ‘Teraz jest tak wiele dowodów, że
Bóg nie czyni wiele w obecnym czasie’.
Lecz Jezus powiedział swoim uczniom, żeby spodziewali się wojen, trzęsień ziemi, gradu,
rozruchów, epidemii i tak dalej – wierny obraz świata, w którym żyjemy i obietnica, że może być
jeszcze gorzej.
Jezus rzekł:
A gdy to się dziać zacznie, nabierzecie ducha i podniesiecie głowy, ponieważ zbliża się wasze
odkupienie (Łk 21,28)
Kiedy sytuacja się pogarsza na tym naszym świecie, to nie jest dowód, że Bóg jest nieobecny lub
obojętny.
Wręcz przeciwnie.
Wszystkie te znaki stanowią dowód, że Bóg jest bardzo blisko, że każda część Jego planu i Jego cel
się wypełnia, jak to jego słowo nam obiecuje. (…)
Słowo Boże mówi nam, żebyśmy się radowali w naszych próbach.” (s.222)
„To o czym myślicie, że jest bolesnym dowodem nieobecności Boga w naszym życiu, jest w istocie
Jego wynikającym z miłości postanowieniem, by was do siebie przyciągnąć – aby wasza radość
była pełna!
Spójrzcie w górę i uwielbiajcie Go!
On was kocha!” (s.223).
Przeczytałam i pełna emocji napisałam dla Ciebie wiersz:
Mój strach
Dziękuję Ci Panie!
Za lęk przed samotnością
Dziękuję Ci Panie
Za strach przed bezdomnością
Dziękuję Ci Panie
Za 15 lat życia w strachu
Dziękuję Ci Panie
Za nadgorliwość i odgadywanie cudzych myśli
Za wyręczanie kogoś
Za bycie cieniem pełnym strachu
Dziękuję Ci Panie
Za pozbycie się siebie prawdziwej
Za podkulanie ogona kiedy słyszę krzyk
Kiedy widzę niezadowolenie
Za te wszystkie lata
Kiedy uważałam że jestem nikim
Dziękuję Ci Panie
Za poranione relacje z ludźmi
Za zagubienie dzisiaj
Dziękuję Ci Panie
Za poczucie pustki i bezsensu
Za łzy które nie chcę przestać płynąć
Dziękuję Ci Panie
Za to że nie rozumiem mojego bólu
Dziękuję Ci Panie
Za to że jestem niepokorna
Że kłócę się z Tobą
Że nieraz mówię że Cię nie ma
Dziękuję Ci Panie
Za to że jednak przy mnie jesteś
Dziękuję Ci Boże!
Dziękuję, ale nie obiecuję, że moja wiara będzie ślepa – jeszcze nie raz będę się z Tobą kłócić. Nie
dam Ci zapomnieć, że jestem i potrzebuję Twojej opieki! Jeszcze nie umiem głośno Cię uwielbiać i
nie wiem, czy nauczę się tego. Traktuję Cię jak mądrego partnera, który ma wspierać a nie
wymagać ślepego uwielbienia.
Twoja niepokorna Anka
List powstał na bazie mojego wpisu „blogowego” na stronie http://anulazet.blogujaca.pl
Fragmenty tekstu pochodzą z książki: Moc uwielbienia, Merlin R. Carothers, POMOC,
Częstochowa 2013.
Drogi Boże,
Chciałabym zapytać cię o kilka istotnych dla mnie spraw. Może innych ludzi to nie obchodzi, może
inni się tym nie przejmują, ale ja się tym przejmuje.
Myślę, że Ty też przejąłbyś się tym, o Panie, ale teraz jakoś chyba się nie przejmujesz.
Bo: tyle cierpienia jest na świecie. Wielu ludzi nie ma bliskich osób, z którymi mógłby podzielić
swoje lęki, radości, smutki i żale.
Bogaci siedzą na tyłkach w tych swoich willach i upajają się w luksusie i nawet na ciebie nie
spojrzą, a biedni błagają cię o litość, o łaskę. Czy ich cierpienie na coś się zda?
Czy oni (ci biedni ludzie) trafią do nieba i doznają szczęścia wiecznego, a bogaci, którzy doznali
szczęścia zza życia nie dostaną go po śmierci?
A jeśli jest inaczej?
Mamy tyle zmartwień na głowie, przejmujemy się drobnostkami, a tam dalej, obok nas żyją ludzie,
którzy potrzebują pomocy. Świat, który stworzyłeś, jest niesprawiedliwy i pełen nienawiści.
Stworzyłeś ten świat dobry, a my go przekształciliśmy w jakąś kupę nienawiści, nawet do ciebie.
Mam nadzieje, że kiedyś się to zmieni, a twój potencjał do dążenia do doskonałości wzrośnie.
Może ten list nie jest długi, ale może się nim zainteresujesz.
Patrycja
Drogi Boże,
Z każdym kolejnym oddechem jestem dalej od Ciebie. Czy możliwe jest, że kochając Cię ogromnie
jako małe dziecko, tak łatwo potrafię zwątpić w Twoje ojcowskie serce spoglądając na dzisiejszy
świat? Siadając wieczorami przy oknie, patrzę się przed siebie i myślę. Tak łatwo jest zrzucić na
Twoje barki ten cały chaos, przez który nie chce się żyć. Za łatwo jest płakać bluźniąc, za łatwo jest
oskarżać Ciebie o wszystko niżeli znosić sens cierpienia i męczyć się dopóki nie zrozumie się go w
pełni.
Panie Boże klękam codziennie i modlę się do mojego taty, nie miej mi tego za złe. Nie miałam okazji
nigdy wcześniej go poznać, bo jak dobrze wiesz odszedł kilka dni po moich narodzinach, a teraz
kiedy mieszkam z dziadkiem i mamą, która niedawno pojawiła się dopiero na zawsze (mam
nadzieję) w moim życiu, przypomina mi ono moje osobiste piekło. Dziadek krzyczy. Wiesz dobrze, że
nie lubię jak ktoś podnosi na mnie głos, zwłaszcza wtedy kiedy z jego ust płynie tyle brzydkich słów.
Staram się go
nie słuchać, czasami siadam i zamykam uszy najszczelniej jak mogę, jednak nawet to nie pomaga i
jestem zmuszona słuchać jak nikomu nie jestem potrzebna. Wiele razi grozi, że udusi mnie kiedy
będę spała i wtedy naprawdę się boję Panie Boże, mama mieszka na drugiej części domu, ma drzwi
zamknięte i nie mogę do niej iść bo zdążyła wcześniej zaznaczyć mi że nie ma tam dla mnie miejsca.
Jest mi przykro, bardzo przykro - zresztą sam najlepiej o tym wiesz. Pragnę mieć taką kochającą
mamę, jak te
wszystkie dziewczynki gdy chodziłam jeszcze do szkoły podstawowej, a nie zaznałam ani trochę tej
wymarzonej matczynej miłości. A gdy pojawiła się w moim życiu, nie była taka jak oczekiwałam..
Gdy mąż mamy podnosił na mnie rękę, raz, drugi - zebrałam w sobie tyle siły by powiedzieć o tym
na policji, to Ty dałeś mi jej wystarczającą ilość.
Boli mnie nikły ślad Twojej obecności w moim życiu, ale wiem że mimo to jednak działasz. Działasz
na tyle mocno, bym nie upadła ale czekasz tylko na odpowiedni moment żeby dać mi tak wiele bym
mogła latać. Dziękuję, że jesteś. Obiecuję, że dziś pomodlę się do Ciebie. Wiem, że tata jest tam
obok Ciebie i patrzy na mnie z góry, wiem również że gdyby był tu, nie pozwoliłby na to wszystko.
Przekaż mu, że Go bardzo kocham. Czuję jego dłoń głaszczącą mnie po włosach, kiedy siedzę w
kącie i cicho
łkam. Przytul Go ode mnie, bo ja nie mogłam nigdy tego uczynić. Jeszcze raz dziękuję Ci Panie
Boże, że jesteś i że dajesz mi siłę na kolejny dzień.
Kasia
Boże,
Od zawsze...od kiedy tylko pamiętam, do właśnie do Ciebie zwracałam się o pomoc w sprawach
ważnych i bardzo ważnych, w sprawach w których nie potrafiłam sobie sama poradzić.
To Tobie dziękowałam, kiedy spotkało mnie coś dobrego...zawsze wiedziałam że jesteś blisko mnie i
że wiesz że to co mnie spotyka jest w pełni zasłużone.
To na Ciebie byłam zła, kiedy mi nie wychodziło...bywało że traciłam wiarę w Ciebie...
Byłam i jestem dobrym człowiekiem, nie krzywdzę świadomie, pomagam innym kiedy tego
potrzebują.
Nie zawsze zgadzałam się z tym co mnie spotyka, nie zawsze zgadzałam się z Tobą, wiele razy
byłam na Ciebie zła i odwracałam się od Ciebie... wiele razy zadawałam sobie pytanie - gdzie jesteś
kiedy tak bardzo Ciebie potrzebuję, kiedy jestem słaba i odarta z godności...gdzie byłeś kiedy
cierpiałam i kiedy już nie miałam czym płakać ?
ech jak bardzo się myliłam co do wielu ludzi w moim życiu...ludzi, którzy moją dobroć uznawali za
naiwność, moje oddanie za należne im, moją pracę za nagrodę dla siebie...jak bardzo się na tych
ludziach zawiodłam...ale jak myślisz? - czy przestałam w ludzi wierzyć ? czy już nie mam wiary ze
są dobrzy i potrafią być wdzięczni ? - masz rację - nadal wierzę w ludzi i w ich dobre serca !!!
Wiem ze Ty nie nazwiesz mojej wiary naiwnością czy głupotą :) Bo wiem że to Ty właśnie na mojej
drodze życia stawiasz takich ludzi, Robisz to abym sama odpowiedziała sobie na pytanie - Jaka
jestem ? Kim jestem ?!
Po latach doświadczeń nabrałam pokory. Przestałam być już młoda ciałem ale nadal jestem młoda
duchem - to właśnie ta młodość, Boże mój daje mi radość.
List ten wysyłam bo wiem że będzie przeczytany, bo wiem że ktoś kogo do tego wybierzesz usłyszy
me słowa...
Nawet wielka złość kiedyś mija, mijają problemy, nienawiść przeradza się w miłe wspomnienia a Ci
którzy odeszli pozostają za mgłą... Przeżyłam wiele złego i troszkę dobrego...pomimo wszystko
nadal wierzę w innych ludzi... nadal mam wiarę... wiarę w Ciebie - bo wiem ze nawet kiedy nie
pokazuję wszystkim że do Ciebie zwracam się w chwilach słabości i zwątpienia to wcale nie
oznacza braku wiary...
Jestem kruchością i słabością pomimo siły i dobroci serca...jestem pokorą lecz nie ofiarą...
Dziś wiem że jesteś - że sprawiedliwie oceniasz to co się dzieje wokoło mnie...nagradzasz i
karzesz...dajesz radość i spełnienie...
Nie widziałam Cie Boże, nie dotknęłam - dziś jedyne co mi pozostaje to to, że
co mi najcenniejsze już mam...moje dzieci, kochanych rodziców, pracę i świadomość siebie.
Dziękuję Ci za to, że taka jestem i za to, co dostałam w życiu... Dziękuję Ci za siebie...
Wiola
Drogi Panie Boże!
Kiedyś miałam tysiące pytań, większość z nich brzmiała ,,dlaczego...". Oczekiwałam na odpowiedź
choć na część z innych. I dostałam odpowiedzieć. Choć inaczej ją sobie wyobrażałam, nie
powiedziałeś ,,Odpowiedzią na pytanie nr 353 jest to czy to". Ty po prostu rozłożyłeś ręce na krzyżu
i powiedziałeś ,,kocham cię". To było odpowiedzią na moje wszystkie pytania. Dziś tylko pragnę się
dowiedzieć, co jest Twoją wolą wobec mnie, bo to jedyna rzecz, która chcę znać. Kocham Cię i
ufam, że jak przyjdzie czas to mi odpowiesz.
Joanna
Panie Boże,
Jedno pytanie: czy upodobałeś sobie mnie cierpiącą? Dlaczego zsyłasz na mnie tyle przykrych,
trudnych, traumatycznych doświadczeń? I jedna wdzięcznośc, bo równocześnie dajesz mi bardzo
wiele.
Zacząłeś mnie doświadczac bardzo wcześnie. Już w wieku 4 lat, gdy nastoletni sąsiad zamknął mnie
w piwnicy. Groził czymś, czego wtedy nie rozumiałam. To krótkie, mające 5 liter słowo, określające
odebranie kobiecie tego co najcenniejsze rozumiałam wtedy jako pobicie kogoś. I dlaczego, do
diabła, moi rodzice nie zrobili tego co należało, nie zgłosili sprawy policji?
Dlaczego byłam dzieckiem, które nie dostało tyle miłości, której potrzebowało? Czy ja chciałam,
wymagałam zbyt wiele? Opieki, wyraźnej i zdecydowanej reakcji gdy działa mi się krzywda. A tego
nie było. Czy to dlatego, że moi rodzice zostali nimi w młodym wieku, na progu dorosłości?
Dlaczego nie było zdecydowanej reakcji gdy działa mi się krzywda w szkole? Dlaczego Boże
zesłałeś mi te 8 lat (stary system) cierpienia, bycia ofiarą przemocy wewnątrz klasy? Dlaczego nie
przeniesiono mnie do innej szkoły, w której miałabym spokój?
Dlaczego matka, gdy w wieku 12lat poskarżyłam się, że obcy mężczyzna w miejscu publicznym
złapał mnie za pierś mówiła że to moja wina i nie zgłosiła sprawy organom ścigania?
Dlaczego doświadczałam pomniejszych przykładów molestowania w przestrzeni publicznej i
dlaczego, do diabła, nikt nie reagował?
Dlaczego byłam świadkiem, w wieku 14lat tego, jak dwóch zamaskowanych mężczyzn wyrywało
kobiecie torebkę w miejscu publicznym? Pokazałeś mi wtedy, co mam robic, dałeś mi słuszny
odruch wciągnięcia koleżanki za jakieś auto w celu schowania się przed niebezpieczeństwem i
przeczekania go. Panie Boże, to coś ożyło w mojej głowie i znów się boję. Noszę tylko torebki które
mogę nosic na krzyż.
Dlaczego nikt nie zareagował na kobiecą krzywdę, której byłam niemym świadkiem? Gdy
wyglądałam razu pewnego przez okno późnym wieczorem, nocą właściwie, do moich uszu dotarł,
dochodzący z pobliża kobiecy krzyk. Przerażający, rozpaczliwy. A także rubaszny śmiech kilku
osób. Byłam tylko dzieckiem, które nie wiedziało co robic… Boże, gdybym wtedy wiedziała,
zadzwoniłabym na policję… moi rodzice na wieśc o tym? Kompletny brak reakcji. Ręce opadają.
Dlaczego między mną a kuzynem zaczęło się psuc, choc przez lata byłam wpatrzona w niego jak w
obrazek, i gdy ja miałam 3 lata a on 7, po wspólnej kąpieli odkryłam różnicę między płciami…
pocieszał mnie, gdy wyleciała mi przez okno papużka… dlaczego zaczął mi grozic czymś tak
strasznym? Posuwając się do zastraszania, aż do grożenia mi śmiercią? Dlaczego na tym krześle w
kuchni usiadł mi na kolanach i symulował to, czym groził? Dodam, że działo się to przed
ukończeniem przeze mnie 15 roku życia, a więc w granicy wieku ochronnego przewidzianego
prawem. W dalszej części tego tekstu będzie o tym, co zrobiłam z tym po latach, w granicy prawa,
czyli w okresie w którym to się jeszcze nie przedawniło. Dlaczego, rok po tym, gdy miałam zaledwie
16lat posunął się do próby zgwałcenia mnie? Mój świat runął. Oczywiście, spotkałam się z brakiem
adekwatnej reakcji ze strony rodziców, brakiem zgłoszenia sprawy organom ścigania. Panie Boże,
Ty wiesz, że po dziś dzień z tego powodu płaczę.
A teraz coś, za co jestem wdzięczna. Dziękuję Ci Panie za to, że posłałeś mnie do tej szkoły średniej
w tym malutkim, lubuskim mieście. Zaznałam tam ciepła, opieki, poczucia wspólnoty. Pomocy.
Opuszczając szkołę po jej skończeniu czułam się jakby grunt usunął mi się spod nóg. W klasie
maturalnej płakałam na korytarzach, że to już.
Dziękuję Ci w szczególności za dwie osoby – panią Leokadię, wychowawczynię, do której mogłam
się śmiało zwrócic w razie kłopotów. Która będzie świadkiem w toczącym się postępowaniu
karnym, które po latach wszczęłam, ze względu na wiedzę o groźbach kuzyna. Ale o tym
postępowaniu później.
Dziękuję Ci Panie, za panią Renatę, szkolną pedagog. Towarzyszyła mi przez najtrudniejszy czas po
próbie gwałtu, pomogła przebrnąc przez to, dzięki czemu nie ucierpiały moje wyniki w nauce.
Dziękuję za to, że po dziś dzień mam z nią kontakt. Dziękuję za jej wsparcie, ciepłe słowa dziś.
Wspaniałe uczucie, gdy jest mi źle, wrócic do źródła w którym zaznałam tyle ciepła. Dziękuję za to,
że spokojnie wyprowadziła mnie z kilku kryzysów emocjonalnych i to w niedawnym czasie. A było
bardzo źle ze mną. Dziękuję za to, że zgodziła się zeznawac w mojej sprawie.
Panie Boże, dlaczego tak źle znoszę pogrzeby? Wiesz, że dzieje się to od pogrzebu prababci, gdy
miałam 7 lat. Dorośli jakoś nie postarali się by mi sprawę wytłumaczyc. A ja myślałam, że
prababcia tylko śpi. Wkręciłam wkrętkę do trumny. Na stypie dorwałam się do pomidorów których
wciągnęłam cały talerz. Jednak od tego czasu prześladuje mnie lęk przed pochowaniem żywcem,
boję się że zmarli których żegnam tylko śpią i obudzą się w grobie. I na nic tu tłumaczenia, że tak
się nie dzieje. Lęk jak silny tak jest. Wręcz z czasem stał się silniejszy. Dlaczego Panie, przeżywam
teraz odroczoną żałobę? Dlaczego, przez lata zgrywając silną przy tych pożegnaniach, teraz pękło?
Wiem Panie, że musiałeś ich wezwac do Siebie, dając sygnał, że już wypełnili swoje ziemskie
zadanie. Pomóż przejść mi przez pustkę i żal który teraz czuję. Daj oczyszczający płacz.
Panie, dlaczego człowiek, z którym byłam związana w wieku 19lat i z którym planowałam wspólną
przyszłośc tak bardzo mnie skrzywdził? Razu pewnego po prostu nie zważył na moje nie, na to że
chcę poprzestac tylko na pieszczotach. Nie byłam w stanie, zauważywszy na co się zanosi, krzyczec,
uderzyc go. I znów powtórzyła się reakcja z poprzedniej traumy, paraliż ciała, niezdolnośc do
wydobycia z siebie głosu… i tylko cichy jęk wydobywał się ze mnie… zgwałcił mnie… Po tym
wydarzeniu Panie, zerwałam z nim. Nie byłam w stanie być z nim dalej w związku, po czymś tak
okropnym.
Panie, na jakiś czas zablokowałeś mi w głowie to doświadczenie, dałeś wytchnienie… dzięki temu
bardzo dobrze zdałam maturę… dzięki temu miałam dobry wynik przy rekrutacji na studia, a jak się
później dowiedziałam, o jedno miejsce walczyło 5 osób… innymi słowy, pokonałam 4 inne… to
trudne doświadczenie uderzyło mnie dopiero na studiach… kilka miesięcy później… sądzę, że stało
się początkiem kaskady nieszczęść… nie pomogły wizyty u psychologa… leciałam w dół…
powtarzałam przedmiot i byłam w konflikcie z panią Anitą, która prowadziła przedmiot… Boże,
gdybym powiedziała jej wprost w czym problem, nie byłoby nieporozumienia między nami…
Dziękuję Ci Panie, że po latach wyjaśniłyśmy sobie wszystko… Dziękuję Ci Panie, za rozmowy z
wykładowcą panem Ryszardem… ten człowiek naprawdę mi bardzo pomógł, za co podziękowałam
mu dopiero na 5 roku, kończąc studia…
Panie, poleciałam w dół, na samo dno. Podjęłam pierwszą próbę samobójczą, i dzięki szybkiej
reakcji dwóch koleżanek z uczelni, do jednej z nich napisałam co się dzieje, trafiłam do szpitala.
Dziękuję Ci Panie, za doktora z interny który potrafił pożartowac. Za dwie panie z apostolstwa
chorych. Panie, od tego czasu zaczęło się moje leczenie, wielokrotne pobyty w szpitalach, kolejne
próby samobójcze. Stykanie się z chamstwem służby zdrowia, z łamaniem praw pacjenta. Dalej
każesz mi się leczyc, dalej chorowac. Obecnie, z diagnozą osobowości z pogranicza. Panie, i
jeszcze dodałeś mi zaburzenia pracy serca, proste EKG wykazało niedokrwienie… dlaczego?
Studia zaś skończyłam, mając pod górkę. Choroba spowodowała, że wzięłam urlop dziekański na 2
roku. Oddałam pracę magisterską rok po terminie z tego samego powodu. Dziękuję Ci Panie za
mojego promotora, pana Pawła. To anioł, nie człowiek. Dziękuję Ci Panie, że po powrocie z urlopu
dziekańskiego świetnie poradziłam sobie z zaliczeniem różnic programowych, mimo kolejnego
ciężkiego ciosu, który na mnie zesłałeś. I znów przyblokowałeś to doświadczenie na jakiś czas, w
którym zaliczyłam sesję egzaminacyjną wraz z różnicami programowymi.
Dlaczego, Panie, spotkałam na swej drodze trzeciego człowieka, 7 lat temu,który mnie w straszny
sposób skrzywdził? Naprawdę, mało tego było? Boże, gdybym wtedy miała tą wiedzę i świadomośc
co dziś, nigdy nie wyszłabym do ubikacji zostawiając niedopite piwo. Ten człowiek uśpił moją
czujnośc, opowiadając o swoim kocie, a ja kocham te zwierzęta! Stało się najgorsze. Poczułam się
bardzo źle. Moje ciało stało się bezwładne jak szmaciana lalka, gdy tylko doszliśmy do samochodu.
Ten osobnik wywiózł mnie na odludzie. Boże, wiedziałeś że byłam przerażona, nie będąc w stanie
fizycznie się obronic, a mając zachowaną pełną świadomośc. Zgwałcił mnie… Panie, Ty dałeś mi
znac co robic, by ocalic życie… Kazałeś nagle zerwac się i zwymiotowac koło samochodu.
Przekonałam tego osobnika, że nikt się nie dowie. Panie, dalej byłam w niebezpieczeństwie,
ponieważ człowiek ten odwiózł mnie do centrum miejscowości będąc pod wpływem alkoholu. Panie,
dlaczego nie postawiłeś patrolu policji po drodze, który mogłabym prosić o pomoc? Dochodziłam
do siebie po tym fizycznie przez kilka dni. Byłam osłabiona i wymiotowałam. Później przeczytałam
gdzieś w internecie, że była to najprawdopodobniej taka dawka narkotyku, po której mogłabym nie
przeżyc. Wstrząsnęło mną to. Panie, dałeś mi siłę, by organizm przetrzymał zatrucie. Ale do dziś
boję się dentysty i mam opór przed myciem zębów.
Panie, wiesz że jakiś czas po tym pogubiłam się w życiu. Weszłam w kilka ryzykownych kontaktów
intymnych, bez zabezpieczenia. Szukałam akceptacji, bliskości i chciałam zemścic się na
mężczyznach, pokazac im jacy są słabi. Znieczulałam się alkoholem. Panie, Ty wiesz że kierowała
mną rozpacz i okropny ból. Panie, dziękuję Ci za to, że badanie w kierunku wirusa HIV po tym
wszystkim wyszło ujemnie.
Panie, dziękuję Ci za kolejnego wykładowcę, pana Marcina, który poświęcił mi kwadrans, bo
rozpłakałam mu się na zajęciach. Dziękuję za inną wykładowczynię, panią Emilię, od której biła
taka energia, że chciało się przebywac w jej pobliżu. Dziękuję za rozmowę z nią na konsultacjach,
za to że mi pożyczyła kilka swoich książek. Książka jej autorstwa była moją ulubioną publikacją
przy pisaniu pracy magisterskiej.
I teraz wiecie, jacy są wykładowcy na Wydziale Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu na
Uniwersytecie Zielonogórskim.
Dziękuję, Panie, za wykład kolejnej akademiczki, pani Elżbiety o samobójstwach. Tak go
poprowadziła, że zachęciła do szukania dalej. Sprytne niedopowiedzenia… podziękowałam za to,
skończywszy studia, do dziś mam na poczcie mail zwrotny. I tak, szukając, trafiłam na to forum dla
niedoszłych samobójców. Poznałam na nim przyjaciół. I teraz najlepsze. Poznałam na nim Męża.
Związek ten przetrwał 700km odległości, i inne trudne przeszkody. Po jakimś czasie zostałam tam
moderatorką. Uczyłam się stale, na błędach. Zaczęły się walki o ludzkie życie, rozmowy z ludźmi na
skraju samobójstwa, telefony na policję. Dziękuję Ci Panie, że pozwalasz mi być narzędziem
Twoim, sam tym kierujesz. Dotykam sacrum, odpływam duchowo. Dziękuję Panie również za to, że
kiedyś ktoś zadzwonił w mojej sprawie. Za policjanta Cz. który ze mną spokojnie porozmawiał. I
powiedział coś, co mnie rozłożyło na łopatki. Że mój kot chodzi po terenie komendy i zaczepia
policyjne psy które są w boksach. Dlaczego Panie, zabrałeś mi Osamkę, dlaczego razu pewnego nie
wrócił?
Dziękuję Panie, za 4 lata terapii u pani Natalii i obecnie u pani Kamili. Wyprowadziły mnie z dna,
pokazały że mimo tak strasznych doświadczeń można czuc się szczęśliwą, cieszyc się życiem. A cała
sprawa zaczęła się od wyżalenia się dwojgu osób z grupy, które kopnęły mnie do szukania pomocy.
Panie, dzięki temu nie dzieje się ze mną to, co pokazałeś w książkach które czytałam na studiach.
Nie jestem obrazem nędzy i rozpaczy. Choc miewam gorsze dni.
Panie, dziękuję Ci za tych dwoje z Zielonej Góry. Za ich pomoc.
Panie, Ty wiesz, że dzień ślubu był dla mnie najpiękniejszym dniem. Ukoronowaniem związku, po
blisko 5 latach narzeczeństwa. W najpiękniejszy sposób pokazałeś mi siłę miłości, która silniejsza
jest niż śmierc.
Panie, dziękuję Ci za to, że zakończyłeś mój kontakt z niebezpieczną sektą, zdusiłeś sprawę w
zarodku. I jednocześnie, przyciągnąłeś mnie ponownie, tym razem w Kościele EwangelickoAugsburskim do którego obecnie konwertuję. Dziękuję za wsparcie duchowe księdza Dariusza, za
ciepłą atmosferę wśród zielonogórskich luteran.
A teraz opowiem o czymś pięknym, przełomowym. Panie, Ty wiesz, że nie wytrzymywałam już
bezkarności osób które mnie skrzywdziły, że rozpacz pewnego dnia rozerwała mi serce. Panie, Ty
postanowiłeś położyc kres moim cierpieniom. Popchnąłeś do tego, co powinno się zadziac w
tamtych chwilach. Sprawiłeś, że teraz mam to, czego nie miałam wtedy. Zaspokojone poczucie
wendety w majestacie prawa. Panie, zaczęło się od programu telewizyjnego, w którym była mowa o
gwałcie. Tych dwoje przyjaciół z Zielonej Góry szukało mi numeru policyjnej linii zaufania bo nam
Internet padł w tym czasie. Nie dodzwoniłam się do Zielonej Góry. Dodzwoniłam się do Poznania.
Panie, dałeś mi cierpliwośc i wytrzymanie nieprofesjonalnego potraktowania mnie przez osobę
przyjmującą moje zgłoszenie. Osoba ta mówiła mi, że to bez sensu po tylu latach, że ze względu na
moje BPD mi nie uwierzą, pytała co mój Mąż na to. A Mąż wiedział doskonale, że coś takiego
chodziło mi po głowie już od dawna. Panie, byłam zaskoczona szybkością działania policji, gdyż w
ciągu 1,5 godziny od pechowego telefonu na poznańską infolinię przybył do mnie patrol
zielonogórski. Mąż nie zdążył otworzyc buzi, a już byli. I teraz najlepsze. Świadectwo
profesjonalnego potraktowania, które powinno być standardem w tym kraju. Policjanci, którzy do
mnie przybyli, byli wyrozumiali wobec tego, że zestresowana, powtarzałam w kółko to samo. Nikt
mi nie powiedział, że to moja wina, że to bez sensu po tylu latach, że kłamię z powodu BPD,
doskonale wiedząc że będzie potrzeba powołania biegłych w tej sprawie. Nikt mi nie wytknął picia
alkoholu tego dnia w domu. Po prostu ściągnięto alkomat, badanie wykazało że jestem trzeźwa.
Uszanowano to, że procedurę chcę zacząc natychmiast. Patrol ten zabrał mnie i Męża na komendę.
Czekając chwilę na miejscu, byłam świadkiem profesjonalnego potraktowania pana zgłaszającego
kradzież. Policjant, który spisywał wniosek o ściganie, gdyż w starszych sprawach nadal to leci
trybem wnioskowym, stworzył taką atmosferę, że byłam bardzo rozluźniona, do tego stopnia, że
opowiadałam o moim ukochanym braciszku. Swoje polecenia, dotyczące podania danych sprawców
i miejsc w których to się działo, formułował jasno i spokojnie. Cierpliwie odpowiadał na moje
pytania. Wyrozumiale odniósł się do tego, że wybuchnę łam histerycznym śmiechem czytając
przygotowany wniosek o ściganie, co było wywołane stresem. Opuściłam komendę naładowana
pozytywną energią i długo nie mogłam usnąc będąc pod wrażeniem profesjonalnego traktowania.
Poczułam się bezpieczna, zaopiekowana. Poczułam że naprawdę chcą mi pomóc. A tyle słyszałam i
czytałam o chamstwie organów ścigania.
Panie, sprawiłeś że czas w najgorętszym, początkowym okresie postępowania mija szybko… szybko
mi upłynął czas do przesłuchania w sądzie… najgorsze, drażniące 15 dni od otrzymania
zawiadomienia o terminie przesłuchania, w czasie którego leciałam na środkach uspokajających.
Panie, dałeś mi przyjazne, czyste miejsce w którym było ciepło. Pokój przesłuchań dzieci przy
Sądzie Rejonowym w Zielonej Górze. Dałeś mi kopa, ustami księdza luterańskiego, bym poszła do
stowarzyszenia kobiecego i poprosiła o asystę w tym dniu. Panie, Ty sprawiłeś że przesłuchiwała
mnie kobieta, która była bez togi. Uszanowano to, że nie chcę obecności biegłego psychiatry w tym
samym pomieszczeniu co ja. Panie, sędzina ta przeprowadziła mnie spokojnie i profesjonalnie przez
trudną opowieśc o doznanych traumach. Wyrozumiale odnosząc się do tego, że rozpłakałam się jej
na dzień dobry, ze strachu, ponieważ nigdy nie byłam w sądzie. Nie przejęłam się jednym
denerwującym pytaniem. Panie, byłam na fali wzburzenia i wielkiej nadziei. Czekając na
poprawienie protokołu niemal tam usnęłam. Szkoda że w takich miejscach nie ma automatu z kawą.
I będąc na fali, z czystej wdzięczności i spontanicznie przytuliłam sędzinę, czym była bardzo
zaskoczona. Panie, pewnie rzadko przesłuchiwane osoby tak reagują. Panie, wiesz że jestem
tulisiem. Dziękuję za to, że moje słowa były nagrywane, tak żebym nie musiała tego jeszcze raz
powtarzac. Panie, męczące flashbacki po tym ustały!!!
Dziękuję za panią prokurator nadzorującą śledztwo. Za jej profesjonalizm. Mogłaby tylko mówic
głośniej, bo ledwo ją słyszałam kontaktując się z nią.
Panie, dziękuję za profesjonalizm biegłych w mojej sprawie. Za to, że doktor W., biegły psychiatra
wyrozumiale odniósł się do tego, że mu się rozpłakałam na dzień dobry mówiąc mu że się go boję
jako mężczyzny. Uspokoił mnie i spokojnie przeprowadził przez badanie. Biegła psycholog także
zachowała się profesjonalnie. Wyrozumiale odniosła się do tego, że puściły mi nerwy i padło kilka
wulgaryzmów. Panie, czuję że w tych badaniach nie wyszłam na idiotkę. Panie, proszę Cię, niech
już przyślą mi opinie i termin ich przesłuchania, przy którym, jako pokrzywdzona, mam prawo być i
z tego prawa skorzystam.
Dziękuję za panią Natalię z zielonogórskiej policji. Nie mogę tu opisac w jakim celu do mnie
przyszła. Potraktowała profesjonalnie, spokojnie mówiąc mi co mam robic.
Panie, dziękuję za to, że tak sprawnie idzie przesłuchiwanie świadków w mojej sprawie, że
świadkowie spoza Zielonej Góry są przesłuchiwani w lokalnych komendach.
Panie, dziękuję za siłę do stoczenia wojny z rodziną, która w skandaliczny sposób zareagowała na
wszczęcie sprawy. Na to, że miałam już dośc zamiatania tego pod dywan, udawania że problemu
nie ma. Za to, że miałam odwagę im się przeciwstawic. Panie, moje metody które sam mi
podpowiedziałeś poskutkowały. W końcu zrozumiano, że jest to dla mnie ważne. Dla mojego
zdrowia i życia. Panie, nie miałam pojęcia że potrafisz aż tak mnie wzmocnic.
Panie, sygnał zielonogórski idzie w świat, jako świadectwo profesjonalnego traktowania przez
organy ścigania, jako nacisk na polski wymiar sprawiedliwości, by standardem w tym kraju było
takie traktowanie ofiar przemocy seksualnej jak mnie potraktowano. Jako sygnał nadziei dla innych
ofiar, szczególnie zielonogórskich. Panie, wywołaj proszę awanturę w tym kraju. Spraw, by
głośnych głosów sprzeciwu jak i przykładów profesjonalizmu było wiele. Ty wiesz, że pisząc w
Internecie co mi się podoba i działając w ten sposób na nerwy policji domagam się takiego samego
traktowania ofiar jak mnie potraktowano.
Dziękuję Panie za moją kocinę. Gdy zobaczyłam Marlenkę pierwszy raz w schronisku, zakochałam
się w niej. Małe, 8 tygodniowe, wystraszone kocię. Dziś jest 5 miesięczną, brykającą, i mam
nadzieję – szczęśliwą koteczką.
Proszę w tym miejscu redakcję/administrację przyjmującą tą opowieśc o nieusuwanie danych,
wskazujących Zieloną Górę, gdyż jest to zrobione celowo i z rozmysłem.
Katarzyna
„List do Boga”
Słyszę Ciebie w pierwszym krzyku
nowo narodzonego dziecka,
w ostatnim tchnieniu umierającego.
Dostrzegam Ciebie we wschodzie i zachodzie słońca,
w uśmiechu i spojrzeniach ludzi,
których mijam na ulicy.
W dobrych uczynkach tych, co pomagają, leczą, bronią...
Żyją dla kogoś i po coś.
Pragnę Tobie powiedzieć „dobrze, ze jesteś Panie”,
choć nie zawsze na zawołanie,
bo gdy słychać krzyki potworne, bolesne,
Ty nie odpowiadasz, choć przecież gdzieś Jesteś...
Echo Twego imienia rozchodzi się ulicami
miast, wiosek i zamkniętych przestrzeni.
Powiedz mi proszę, po co ból i rozpacz na tej ziemi ?
Podobno to jakaś tajemnica,
uwierz mi, że ona nikogo nie zachwyca,
choć ma jakiś sens – tak gdzieś słyszałam...
Sens, który tak trudno zrozumieć, a może zrozumieć się nie da,
dopóki nie dotrze się do samego nieba.
Tam wtedy gdzieś daleko w przestworzach
spotkam się z Tobą i w porannych zorzach
wyjaśnimy sobie wszelkie wątpliwości
co do życia mojego i Twej wielkości.
Wątpliwości wokół mnie mnóstwo,
wewnątrz także wiele, ale chyba właśnie Ty
jesteś mym najlepszym przyjacielem.
Obecność Twą czuję i widzę dość często,
Nie mam wątpliwości, że Jesteś
i to jest Twe zwycięstwo!
„ Zło dobrem zwyciężaj” - to trudne zadanie,
a gdy zło zwyciężymy – co wtedy się stanie?
Monika Ch.
Wierzę, że jesteś!
Każdy prawie dzień rozpoczynam słowami o Boże, o May Got. Tyle jest trudności i dziwnych
sytuacji, które muszę pokonać. Jestem opiekunką osoby starszej i obecnie pracuję w Niemczech. W
pięknej miejscowości Overath. To już dwa lata jak wyjeżdżam i wracam. Niedługo też mijają cztery
lata, cztery miesiące i cztery dni jak wróciłam z Grecji. Pracowałam tam półtora roku. Tam
przypomniałam sobie o radości życia. Pokochałam wyspę Corfu. Dużo przyjaciół chciało mi
pomóc. Nie miałam jednak pieniędzy, umowy o pracę, mieszkałam u obcych ludzi. W 2010 roku
wróciłam do kraju. Do Polski. Zmieniłam całe swoje życie. Wróciłam do swojego panieńskiego
nazwiska. Byłam długo bezrobotna. Nikt mi nie mógł pomóc. Widziałam, że ludzie chcą, a nie
mogą. Nie poddałam się. Wtedy najlepszym przyjacielem i psychologiem był mój pies Bajer.
Zaczęłam się uczyć. Napisałam wiersz na konkurs w Książnicy Karkonoskiej w Jeleniej Górze.
Wiersz ten zdobył wyróżnienie. Trochę go teraz zmieniłam. To naprawdę wydarzyło się na Corfu po
katastrofie w Katyniu w 2010 r. Kapliczka istnieje i istnieje kręta droga. I zapaliłam świece.
Monika P.
Do Ciebie…
Tam na górze znalazłam białą kapliczkę,
do której prowadziła kręta droga,
Pośród starych drzew oliwnych i pachnących ziół.
Gdzie widok na wyspę i morze,
nie pozwalał oddychać.
Gdzie każdego dnia kwitły inne kwiaty.
Tam modląc się do Ciebie,
jeden raz zapaliłam białą i czerwoną świece.
A Ty zostawiłeś mnie samą z bukietem moich marzeń…
Poszłam do szkoły. Zdałam egzaminy i zostałam opiekunem medycznym. Mam swoją działalność.
Odbyłam półroczny staż w domu pomocy społecznej dla osób niepełnosprawnych intelektualnie.
Pojechałam pracować do Niemiec nie znając języka. Nie było lekko. Zawsze jednak myślę
optymistycznie. Dużo Polek opiekunek pracuje tutaj. Spotykamy się na co dzień z różnymi
zachowaniami ludzi. Codziennie zmagam się z samotnością. Mieszkamy w obcych domach z obcymi
ludźmi. Praca wymaga cierpliwości i dużej odporności psychicznej. Staram się nie krzywdzić ludzi,
pomagać. Dbam o siebie i ciągle się uczę. Nie robię wszystkiego super ale dużo potrafię. Jestem
wrażliwa na cierpienia drugiego człowieka. Chciałabym pomagać ludziom starszym i chorym w
Polsce. Zbudować taki DOM gdzie podopieczni byliby bezpieczni i zadowoleni. Gdzie uśmiechnięte
byłyby opiekunki. Wierzę, że mi się to uda. O Boże wierzę, że nie jestem sama. Że prawda zwycięża.
Niedługo wracam do Polski . . . Pa
Monika P.
Jestem osobą praktykującą wiarę, bardziej z przymusu niż z chęci, gdyż uważam że kościół to
instytucja i to dystansuje moje podejście to chrześcijaństwa, ale sama wiara jest zupełnie odrębną i
mentalnie inną sprawą. Zastanawiam się nad tym , co by było gdybym nie znała chrześcijaństwa,
gdybym nie wiedziała kim się jest Bóg. Czemu bym wtedy przypisywała wszystkie interpretacje
cudów. Od początków cywilizacji, rozwijała się jakaś nadnaturalna moc, której się przypisywało się
istnienie. Od mitycznych Bogów, po wszystkie odłamy buddyzmu, chrześcijaństwa itp oraz nauki.
Ludziom żyje się lepiej gdy wiedzą, że mogą się do kogoś zwrócić, kogoś " z góry ". Nasz umysł
potrzebuje, wyjaśnienia, które będzie proste dla niego. Widzimy to co chcemy widzieć. Zbyt dużo
wiedzy, powoduje że nasze wartości ulegają destrukcji. Bynajmniej w moim przypadku tak jest. Im
więcej czytam, tym moja wiara Boga słabnie, jednak ciągle o nim myśle i gdy jest chwila słabości
zwracam się do niego, więc Boże : DLACZEGO JESTEŚ GDY CIĘ NIE MA ?
B.
Drogi Boże,
piszę ten list , ponieważ nie mogę już patrzeć na to wszystko co dzieje się wokół mnie i tłumaczyć
sobie ,że zło istnieje po to by dobro mogło pokazać swoją moc , chyba już w to nie wierzę. Nie chcę
już słuchać, że należy być pokornym i zawierzać Tobie wszystko w modlitwie , chcę sama zmienić
coś w otaczającym mnie świecie . Oczywiście boli mnie i smuci sytuacja na Ukrainie , cierpienie
afrykańskiej ludności , walki w krajach arabskich , ale najbardziej boli mnie to zło , które dzieje się
koło mnie , boli mnie gdy widzę matkę krzyczącą na dziecko , boli mnie gdy widzę psa wyrzuconego
na ulicę , boli mnie gdy w szpitalu spotykam 86 letnia panią która jest sama , bo mąż nie żyje a
dzieci są za granicą , boli mnie gdy słyszę ,że ktoś pozbył się ciąży , która się przydarzyła w złym
momencie , boli mnie gdy słyszę o kolejnych zwolnieniach . Tak wygląda mój świat , codziennie
kogoś pocieszam ,staram się wierzyć,że wszystko dzieję się po coś , ale czasami mogę już tylko
płakać .
Pomóż mi pomagać innym . Czasami nie wiem co mam powiedzieć osobie , która opowiada mi o
swoich problemach. Boże , ja już sama nie wiem co mam robić by żyć dobrze .
Jestem katoliczką , ale jestem za związkami partnerskimi , uważam , że czasem lepiej się rozwieść
niż męczyć się w małżeństwie , nie razi mnie widok samotnej matki wychowującej dziecko , nie mam
nic przeciwko metodzie zapłodnienia in vitro, mam przyjaciół ateistów . Czy to znaczy , że jestem
złą katoliczką ?
Boże modlę się do Ciebie i bardzo Cię kocham , ale tak często Cię nie rozumiem .
Justyna
Witaj,
Powiedz mi, czy to co robię jest dobre. Czy to co robiłem przez ostatnie kilka lat było na Twoją
chwałę, czy też nie..
Zacząłem się interesować rozwojem osobistym. Byłem na kilku szkoleniach, dużo też wiedzy
wchłaniałem z książek i kursów. Chciałem też tę wiedzę przekazywać dalej i robić własne kursy,
szkolenia itp ale ...
Ostatnio byłem na czuwaniu na którym Pewna osoba mówiła o tym, jak szatan "wykorzystywał jej
niewiedzę".
Powiedziała, że nie tylko wiara w wróżby, znaki zodiaku oraz "talizmany" odciągają od Ciebie ale
też niektóre inne rzeczy. Jedną z nich było "Prawo przyciągania"
(wyobrażanie sobie rzeczy jakie chce się mieć w przyszłości i "przyciąganie" ich do swojego życia).
Byłem też na szkoleniu jednej osoby z NLP, która powiedziała, że jego szkolenia są przez kościół
zakazane"..
Nie jestem pewny tego, ale wydaje mi się, że od kogoś usłyszałem także o tym, że tworzenie map
myśli też jest zakazane przez kościół.
Prosiłem parę osób o to, czy byliby w stanie załatwić mi listę rzeczy zakazanych przez kościół.
Najlepiej też z opisem "dlaczego".. - na razie nie dostałem od żadnej z tych osób niczego na ten
temat. Jeden ksiądz poradził mi tylko, bym w Piśmie Świętym sam znalazł na to odpowiedź...
Więc jak to Boże jest? To, że chcę dawać więcej od siebie jest złe? Nie chcę uczyć innych tego co
od Ciebie odciąga, ale wręcz przeciwnie!
Grzegorz
Temat zaproponowany dziś przez "Charaktery" przeniósł mnie mentalnie kilka lat wstecz, kiedy to
w obliczu ekstremalnie ciężkich przeżyć pisałam, wykrzykiwałam i wylewałam ze łzami całymi
nocami setki wyrzutów, żali i pytań skierowanych do Tego, który na to wszystko "niewzruszenie"
patrzył. (Słowo "niewzruszenie" celowo napisałam w cudzysłowie, gdyż tak się człowiekowi wydaje,
gdy jest skupiony jedynie na cierpieniu własnym bądź osób, które kocha)
Żyję dzięki Opatrzności Bożej, choć niezliczenie wiele razy chciałam umrzeć...
Po tamtych miesiącach, trwających dla mnie wieczność napisałam list... ale nie do Boga... a od
Boga.
List od Boga do Ludzkości, która co dzień śle pod Jego adresem miliony podobnych oskarżeń. Od
tamtego czasu moje życie zaczęło się zmieniać, nie natychmiast, nie bez wysiłku, nie samo z siebie,
nie bez gorszych okresów ale najważniejsze, że zaczęło. Po ponad 2 latach mogę powiedzieć, że
nigdy przedtem nie byłam tak szczęśliwa, jak dziś, każdego dnia coraz pełniej :)
"Moi Najukochańsi,
Piszę do Was gdyż jest mi bardzo przykro, że jest Wam źle. Boleję nad tym, że ziemię mojego
projektu nazywacie "padołem łez", że siebie na wzajem traktujecie bez szacunku dla najwyższej
godności, którą jest samo człowieczeństwo. Pragnę abyście wiedzieli, że tak nie miało być.
Przeznaczyłem Człowieka, moje najdoskonalsze Stworzenie do szczęścia i miłości, utkałem go z
Miłości i uczyniłem kimś wyjątkowym w całym moim Stworzeniu, dając mu to, co uznałem za
najcenniejszy dar- wolną wolę i rozum, czyli tylko moje przymioty. Dając istocie człekokształtnej
wolę rozumną, możliwość samostanowienia uczyniłem Człowieka na mój obraz i moje
podobieństwo. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, dopóki pierwszy raz nie usłyszałem "nie chcę już
tego! Nie potrzebuję Ciebie! Nie chcę abyś był moim przyjacielem!) To co wg mnie było
najcenniejszym prezentem-wolna wola, osiągnęła swe apogeum w tym, co Wy nazywacie grzechem
pierworodnym. To był moment w Waszej historii, naszej historii niezwykle dla mnie traumatyczny,
zostawił mnie mój Przyjaciel, zwątpił w to, że chcę dla niego tylko dobra, tylko szczęścia,
postanowił wybrać to, co według niego będzie lepsze, bardziej interesujące, a ja go nie
zatrzymałem... to byłoby sprzeczne ze mną abym pozbawił wolności kogoś, kogo kochałem. Gdy się
ode mnie odwrócił postanowiłem mu dać prezent pożegnalny, taką niespodziankę, nawet nie
wiedział, że to dostał. Dałem mu magiczny kompas, który ukryłem w jego sercu, aby nigdy się nie
zagubił, aby wiedział, w którą stronę ma zmierzać by osiągnąć szczęście i spotkać się później ze
mną, by opowiedzieć wyjątkowe wrażenia z ziemskiej podróży. Każdy z Was, moi Drodzy ma ten
kompas w swoim sercu, ale nie każdy z Was z niego korzysta. Obieracie sobie punkty na zewnątrz,
bardziej cenicie opinie innych, gonicie za chwilowymi podnietami, zapominacie o tym, gdzie
wiedzie Wasza droga, popełniacie błędy, które krzywdzą innych, ranicie, bo Was raniono, boicie się
kochać, bo Was nie kochano. Czy jeszcze nie dostrzegacie tego efektu domina?
Pomyślcie o tym, zacznijcie zauważać moją permanentną obecność, nigdy Was nie opuściłem.
I proszę, zerknijcie na swój kompas powołania! Gdy poczujecie pasję, nieziemskie zaangażowanie,
to znak, że idziecie drogą, którą Wam oznaczyłem w stronę szczęścia. Ten, kto nią idzie, nie będzie
krzywdził, lecz będzie kochał.
Kochani, szczęścia!
Wasz Bóg".
Pozdrawiam serdecznie,
Joanna
Nieistniejący Boże!
Dziękuję, że jednak Ciebie nie ma. Bo gdybyś był, szczególnie takim, jakim Cię opisują, nie byłbym
szczęśliwy. Gdybyś wszystko widział i słyszał, znał każdą moją myśl, straciłbym swoje prywatne
życie. Czułbym się cały czas podglądany. Nie czułbym się komfortowo, gdyby ktoś cały czas za mną
chodził. Nie miałbym raczej ochoty zapraszać Ciebie do mojej sypialni. Szczególnie po tym, co się
przydarzyło biednemu Józefowi.
Nie byłbyś też dla mnie wzorem cnót. Mógłbyś nakłaniać mnie do podniesienia ręki na własnego
syna, w imię dowodów lojalności. Albo do opuszczenia moich bliskich. Byłbyś chorobliwie
zazdrosny i próżny, wymagając ode mnie bezwarunkowej czci, składania ofiar. Ważniejsze dla
Ciebie byłoby kontrolowanie mojego życia intymnego, niż zapobieganie śmiertelnym chorobom za
pomocą zwyczajnego kawałka gumy. Bardziej interesowałoby Ciebie kogo wolno mi kochać i z kim
wolno mi być, niż przemoc, gwałt i krzywda dzieci, zwłaszcza tych urodzonych, które mają już
jakąś osobowość i mogą odczuwać cierpienie. Gardziłbyś kobietami, które niby przez Ciebie
lubiane, mają grać drugoplanowe role w Twoim spektaklu.
Straszyłbyś mnie całe życie mękami, które nigdy się nie kończą. Karą, która przecież niczego nie
uczy, nie wychowuje, tylko wymusza ślepe posłuszeństwo. W dodatku cofałbyś tą karę tym, którzy
całe życie sprawiali ludziom nawet przeogromny ból, ale pod koniec przyszli Tobie posłodzić.
Zadekretowałbyś mnie winnym, zanim bym się urodził, ze względu na przewinienia moich
przodków. I kazałbyś się przy tym nazywać sędzią sprawiedliwym.
Cieszę się, że jednak nie istniejesz bo nie mógłbym się nadziwić, że wszystko, co stworzyłeś jest
takie niedokończone, prowizoryczne. Żaden współczesny inżynier nie podpisałby się pod Twoim
projektem. Jeśli rzeczywiście myślałbyś, że zostaliśmy przez Ciebie stworzeni na Twoje
podobieństwo, musiałbyś uznać, że Ty też jesteś owocem przypadkowych zmian otoczenia, które Cię
ukształtowały, nawarstwiając się i znosząc nawzajem.
Szczerze mówiąc, gdybyś istniał, nie wiedziałbym, kto tak na prawdę u Ciebie rządzi. Bo gdy
sprawiałbyś ludziom Cierpienie, zakładałbyś maskę swojego własnego wroga i odgrywał rolę. Albo
twierdził, że sami jesteśmy sobie winni przez brak posłuszeństwa, jednocześnie podarowując pozory
autonomicznego wyboru.
Dziękuję Tobie, że nie istniejesz. Gdy się o tym dowiedziałem, odetchnąłem z ulgą. Bo gdybyś
istniał, byłbyś najbardziej okrutną i samolubną istotą w całym Wszechświecie. Bez Ciebie sam
mogę nadać sens swojemu życiu.
Łukasz, Ateista
Witam Cię Panie Boże
Nigdy nie rozmawiałam z Tobą tak oficjalnie. Słyszałeś jedynie ciche modlitwy i wieczorne szepty w
trakcie zasypiania, kiedy dziękowałam Ci za wszystko co mam i czego jeszcze nie mam. Tęsknię do
aprobaty moich poczynań wierząc, że to co robię ma jakikolwiek sens. Mam jednak jedno pytanie,
które dręczy mnie od wielu lat. Co jest moim celem? Jaką mam misję życiową do spełnienia? Czuję
się tak bardzo samotna i zagubiona, nawet wśród bliskich mi osób, jakbym żyła w niewidzialnym
kokonie. Ciągle się chowam i uciekam przed ludźmi bojąc się zranienia. Tak bardzo chciałabym
mieć w sobie umiejętności, którymi służyłabym innym ludziom i czuła się potrzebna. Jestem tak
małym ziarenkiem piasku, że nie wiem nawet, czy mnie słyszysz. Czy jestem warta Twojej uwagi? W
mojej ocenie nie. W świecie pełnym przemocy i nienawiści nie cierpię dostatecznie mocno, żeby
zasłużyć na Twoje spojrzenie w moją stronę. Pomimo to czekam w ciszy, że kiedyś przyjdziesz i
pogłaszczesz mnie z miłością po twarzy, mówiąc: „widzę Cię i jestem z Tobą, jesteś mi bardzo
potrzebna”.
Kocham Cię.
K.
Drogi B.
Nie myślałam długo nad tym co chciałabym do Ciebie napisać. Zastanawiałam się jedynie czy
zawrzeć tutaj te wszystkie pytania które piętrzą się w mojej głowie, czy może obarczyć Cię winą za
moje problemy. W końcu podjęłam decyzję . Podziękuję Ci.
Pewnie zastanawiasz się za co, przecież nic wielkiego nie zrobiłeś. Otóż nie Panie B. zrobiłeś wiele.
I myślę że to jeszcze nie koniec, prawda ? Zaskoczysz mnie jeszcze, co ?
A zatem zacznę od mamy. Od niej się wszystko zaczęło. Nic oryginalnego, wiem. Ale nie bez
powodu to matka jest dla wielu najważniejsza osobą w życiu. Dziękuję Ci za to że ją mam. Za jej
siłę, mądrość i wsparcie. Za wiarę we mnie i za wartości które we mnie wpoiła. Dziękuję Ci za to,
że kiedy przestawałam w siebie wierzyć ona dodawała mi otuchy. Dziękuję kochany B., że pomimo
moich lat dalej mogę usiąść jej na kolanach i przytulić się tak jak kiedyś. Dziękuję że nie jest
jedynie matką, ale i przyjaciółką.
Wiesz za co jeszcze chcę podziękować ? Za brata, mój drogi B. Za niego, jego niepełnosprawność,
problemy i radości. Dziękuję Ci za to że wiem co to autyzm, jak wygląda szpital psychiatryczny i co
czuje człowiek kiedy zdaje sobie sprawę że nie może nic więcej zrobić. Więc dziękuję Ci za
odpowiedzialność, której mnie nauczyłeś. Przede wszystkim dziękuję Ci że nie wstydzę się siebie i
swojej rodziny.
Wiesz drogi B. ostatnio w moim życiu dużo się zmieniło. I dziękuję Ci właśnie za te zmiany oraz
plany i marzenia które roją się w mojej główce. Może kiedyś się spełnią, … ?
A i wiesz chciałabym jeszcze o czymś wspomnieć. O moim ojcu. Przecież wiesz, za co Ci dziękuję.
Za to że jestem o wiele silniejsza od niego. Za to, że nie boję się mówić o swoich uczuciach. Za to że
gdy on pijany przychodzi do mnie, tłumacząc że na trzeźwo nie potrafi ze mną rozmawiać, ja
potrafię zrozumieć go i mu wybaczyć. Dziękuję Ci, że pomimo bólu jaki mi wyrządził, potrafię go
kochać i się o niego martwić. Dziękuję Ci mój B. za wszystkie łzy.
Ahhh…. Im więcej wspominam tym więcej chcę Ci dziękować. Dobrze wiesz, że mogłabym tak pisać
i pisać, a tutaj nie ma na to miejsca. Jeszcze na koniec ostatnie podziękowanie- dziękuję Co za to,
że pozwalasz mi być szczęśliwą. Za dzieciństwo, przyszłość i teraźniejszość. Za mężczyzn których
kochałam, i których jeszcze pokocham.
Wiesz co, może kiedyś się spotkamy. Nie wiem kiedy może niedługo, a może jeszcze poczekasz na
mnie, to w dużej mierze zależy od Ciebie. Wtedy jeżeli istniejesz, to podziękuję Ci za wszystko co
przeżyłam. A na razie przesyłam uściski i proszę nie odpisuj, nie chcę wiedzieć co mnie jeszcze
spotka.
Do zobaczenia (kiedyś)
Alicja
Drogi Boże,
Dziękuję za to, że pozwoliłeś mi być w tym miejscu, w którym teraz jestem.
Dziękuje za to, że zesłałeś mi anioła, najlepszą przyjaciółkę jaką mam – moją mamę. Dziękuję,
że pozwoliłeś mi ją odzyskać, muszę też podziękować, za to,
że pozwoliłeś oczyścić duszę taty z pnączy nienawiści, przygnębienia,
bólu. Powiedz mi tylko, dlaczego pozwalasz na to cierpienie, które przechodzą
niewinne dzieci. Dlaczego dziennie niemal 5 tysięcy dzieci zostaje osieroconych. Czy to przeznaczen
ie? Że w dorosłym świecie najbardziej cierpią niedorosłe dzieciaki. Czymże jest przeznaczenie ?! M
ówią,że nic nie dzieje się przypadkiem,że wszystko jest 'od góry' zaplanowane , więc pytam się czy c
hłopczyk w prującym się swetrze z zapłakaną buzią , stojący na deszczu , nie mający ciepłego łóżka
to jest to przeznaczenie ? Czy dzieci osierocone podczas wojen , ranne, te którym bomby zabierają
nie tylko rodziców ,dom , materialne dobra ,ale tez blask w dziecięcym
oku , uśmiech aniołka mają być przykładem? Przestrogą dla innych ludzi na świecie ? Mają poświę
cić siebie ,aby otworzyć oczy innym? Czy taki był Twój plan ? Boże , ten plan nie działa ! Kazałeś m
i cierpieć 17 lat , żyłam w strachu , byłam jak dziki zwierz czekający na najmniejszy hałas by się zer
wać . Noc stała się moją przyjaciółką , udręka siostrą , z niekończącym się wewnętrznym strachem
byłam na "Ty" . Czarna dziura w sercu rosła latami , rosła opanowując całe moje ciało , nie czuła
m już bólu , nie czułam strachu , nie czułam przygnębienia, nie czułam radości , nie czułam miłości
, nie czułam szczęścia , jedyne co czułam to przerażającą pustkę . Znalazłam się w miejscu w gdzie
moje oczy były puste jak u porcelanowej lalki, ściany wiedziały za dużo , serce stała się tylko mięśni
em ,chciałam zamknąć oczy , nie widzieć już nigdy więcej ,niczego. Wtedy zrobiłeś coś niesamowite
go , po raz setny, tysięczny a może i więcej , zbierałam pijaną mamę z podłogi , myślałam ,że szczer
zę jej nienawidzę ,wtedy ,myślę ,że z Twoją ingerencją ,przytuliła mnie , tak jak kochająca mama pr
zytula swoje dzieci , przytuliła mnie tak jak nikt mnie jeszcze nie przytulił ,tak jak nigdy wcześniej m
nie nie przytuliła, zobaczyłam na jej policzku łzę i 'przepraszam' powiedziane kruchym ,łamiącym si
ę głosem ...Stał się cud , niech świat się dowie , stał się cud. Nagle moje serce zmieniło azymut , prz
ybrało nowe barwy , to tak jakby jakaś wewnętrzna tama nagle pękła , uczucia wróciły , wiara wróc
iła , pojawiło się światło ,wybiegłam z domu , był październikowy całkiem ciepły wieczór ,biegłam p
o prostu przed siebie , rozpłynęłam się w ciemności , krzyk przedarł się przez moje gardło ,trzymany
tak długo na łańcuchu ,urwał się a wraz z nim uczucia które głęboko zakopałam . Upadłam ,otuliła
m się wysoką trawą , łzy paliły moje policzki , odnosiłam wrażenie ,że rozpływam się, lecę ku górze
do gwiazd nad moją głową,staję się z nimi jednością , zaczynam świecić tak jak one , trawa na myc
h dłoniach przypomniała o sobie, o swoim pięknym zapachu ,przez chwile stałam się jednością z M
atką Ziemią . Podjęłam walkę
życia , dojrzałam do jej stoczenia . Uciekłam z domu na kilka dni , wiedziałam ,że to jedyne wyjście
, rodzice mnie szukali ,o to chodziło ,
rodzina pomogła , po 2 dniach wróciłam ,lecz nie sama , moją tajną bronią była miłość naszych naj
bliższych ,po nocy rozmów,płaczu ,żalu ,udało się. Następnego dnia rozpoczęli terapie . Nie piją 4 l
ata . Tak bardzo dziękuje za moc którą nam dałeś. Boże, mnie i mojej rodzinie udało się , ale wiem ,
że jest mnóstwo takich jak ja ,którym się nie udało ,którzy nie podjęli walki lub ją przegrali,
proszę pomóż im tam jak mnie pomogłeś. Spełniam swoją misję, chcę wyciągnąć z otchłani ciemnoś
ci, jak najwięcej takich jak ja i moi rodzice, pomóż mi a razem będziemy jedną z wielu cegiełek ,któ
ra może sprawić,aby świat był chociaż trochę lepszy. Przyznaję,że rany zostaną do końca życia , ale
poradzę sobie , dałeś mi znak , teraz zostaw mnie , zajmij się innymi .
Oliwia
Najdroższy Boże,
nawet nie wiem od czego mam zacząć...
Może od tego, że się przedstawię.
Jestem zwykłą, dwudziestoletnią, niepełnosprawną dziewczyną.
Dlaczego tak mnie "zaprojektowałeś"?
To był Twój plan? Tak miało wyglądać moje "życie"?
Nie wiem dlaczego miałabym być wdzięczna za to, co inni nazywają "życiem". Dlatego tylko, że
jest?
Ciekawa jestem, co Ci takiego zrobiłam, że tak bardzo mnie ukarałeś?
Jestem pewna, że tę niepełnosprawność, a także moje stany depresyjne da się wytłumaczyć w
prosty, wręcz błahy sposób. Czy to wina tego niedouczonego gnojka, który mnie operował?
Myślę, że po części owszem, ale gdzie Ty byłeś, kiedy oni robili mi krzywdę?
Czy tak zachowuje się dobry ojciec? Nie wydaje mi się.
Kiedyś mnie uczono, że Ty jesteś miłosierny, dobry i pilnujesz, żeby Twoim dzieciom nie stała się
krzywda... Bajki.
Dzisiaj wiem o tym, że tak naprawdę masz nas w głębokim poważaniu!
Może to, że jest tyle zła na świecie, to też Twoja wina?
Przecież albo nie jesteś wszechmogący, albo miłosierny.
Bo inaczej jak wytłumaczyć to, że tutaj, na tym padole łez jest tyle śmierci? Śmierci niewinnych.
Często dzieci. Co one takiego zrobiły, że Ty, jako ten najważniejszy, je zabierasz.
Wydaje mi się, że tylko siedzisz na chmurce i upatrujesz sobie kolejne ofiary...
"A twoja gęba mi się nie podoba" - tak mówisz?
Wiem, Nauczycielu, że być może jestem niesprawiedliwa. Ale nie wiem wszystkiego, prawda? I
pewnie nigdy nie będę wiedziała.
Żałuję, że nie mogę Cię spotkać. Porozmawiać z Tobą. Wierzę, że czuwasz nade mną, mimo
wszystko.
Dziękuję Ci za to.
Paulina
Szanowny Stwórco,
Odkąd pamiętam, czyli jak tylko skończyłam 3-4 lata, moim podstawowym pytaniem kierowanym do
mamy było: „Skąd się wziął Pan Bóg”. Odpowiedź mamy: „Pan Bóg był zawsze i nie ma początku
ani końca” - nie satysfakcjonowała mnie i była nie do ogarnięcia przez dziecięcy umysł.
Do dziś nie wiem właściwie skąd się wziąłeś... Boże.
Czy Ty to wiesz? Czy czasem się nad tym zastanawiasz?
Zostałam wychowana w wierze chrześcijańskiej; wyznaniu katolickim. Twój obraz został
ukształtowany właśnie przez ten pryzmat. Przez pewien okres mojego życia takie przedstawienie
Ciebie mi wystarczało, jednakże z biegiem czasu zaczęło się pojawiać coraz więcej pytań, a moja
religia nie znała na nie odpowiedzi.
Bazując na korzeniach chrześcijańskich "wiem" (źródło: Biblia), że jesteś wszechmocny,
wszechwiedzący, znający przeszłość i przyszłość, i wszelkie myśli człowieka.
Zastanawiam się czym kierowałeś się stwarzając świat i ludzi w takiej formie... Skoro wiedziałeś, że
ludzie (a wcześniej Anioł) zbuntują się przeciw Tobie i na świecie zacznie się źle dziać (skutek
grzechu - wojny, cierpienia, śmierć, itd...) jak mogłeś "rozmyślnie" zbudować coś, czego skutkiem
będzie ból?
Argument o wolnej woli mnie nie przekonuje, bo świat bez zła jest możliwy: dusze zbawione w
niebie po śmierci, mogące obcować z Tobą nie będą miały możliwości czynić źle. Czyli tu (w niebie
po śmierci) już ta "wszystkotłumacząca" wolna wola nie będzie obowiązywać i w raju znajdą się
ludzie-dusze idealne...? I wtedy nie będą to automaty bez wolnej woli, bo przeszły na ziemi
odpowiedni test (życie zgodne z ewangelią, itd...)?
Można zaryzykować stwierdzenie, że miałeś możliwość stworzenia świata i ludzi bez opcji wyboru
"zła", jednakże z wolną wolą. Ludzie po prostu wybieraliby tylko dobro. Skoro jest dobro i zło w
świecie – to te pierwiastki musiały być w Tobie, wszak jesteśmy stworzeni na Twój obraz i
podobieństwo. Jeśli te elementy są częścią Ciebie (pochodzą od Ciebie) to chyba nie jesteś
idealny...? Coś mi tu "zgrzyta" i nie układa się w całość.
Moje rozważania i pytania skupiły się w obszarze zło-dobro) obecne w tradycji chrześcijańskiej).
Bo właśnie te aspekty, nas – Twoje stworzenia dotykają najbardziej i to my ponosimy przykre
konsekwencje Twego "zaprogramowania". Celowo użyłam tego słowa, bo często mam wrażenie, że
uczestniczę w jakiejś grze, którą wymyśliłeś, gdyż nudziło Ci się samemu we wszechświecie.
Niestety ta gra wymknęła się chyba spod kontroli...
Druga opcja jest taka, że patrzysz na to i świetnie się bawisz, ale wtedy musiałbyś być okrutny...
Pewnie wielu ludzi Ci to zarzuca i wcale się nie dziwię.
Trzecia opcja to taka, że wiara chrześcijańska nie jest właściwą do opisywania Ciebie i że
wymykasz się jej definiowaniu.
I obecnie jestem najbliższa tej tezie. Dlatego poszukuję prawdziwego Ciebie, a nie takiego jakim
stworzyły Cię różne religie...
Gdzieś kiedyś przeczytałam, że jesteś jak Światło w środku wielokolorowej latarni. Każda religia
spogląda przez inny kolor szkiełka na to Światło, ale czy to oznacza, że patrzy wtedy na inne
Światło...?
Mam nadzieję, że kiedyś poznam prawdę o Tobie...
Poszukiwanie Ciebie też jest ekscytujące... :-).
Ciekawe tylko, czy Ty Boże, masz potrzebę bycia poznanym przez swoje stworzenia, skoro tak
skrzętnie się ukrywasz i pozostawiasz tak wielkie pole do interpretacji w poszukiwaniach...?
Pozdrawiam,
Anna - Poszukująca
Dzień dobry, Boże,
Na wstępie może napisze, że cieszę się, iż zawsze żyliśmy w zgodzie. Raz było lepiej raz gorzej. Ty
często milczałeś. Później zamilkłam i ja i to na dłuższy czas ale było to podszyte ciągłymi wyrzutami
sumienia.
Chyba w końcu oboje nauczyliśmy się ze sobą milczeć. Tak bez skrępowania. Dobrze mi z tym a
Tobie ?
Nie chciałabym być nieuprzejma i wtrącać się (w końcu nie ja tu jestem Stworzycielem), ale
chyba czas już z tym skończyć, nie uważasz ?
No wiesz - z tym całym światem. Idea wspaniała, ale chyba przeceniłeś nas - ludzi.
Za dużo zadajemy sobie bólu i cierpienia. To niestety tylko ten najlżejszy aspekt. Najgorzej, że
zadajemy ten ból "braciom Twoim najmniejszym". Nie używamy mózgu, który nam dałeś właśnie po
to, byśmy z niego korzystali. Chęć zysku przesłoniła nam rozum a pieniądze - wartości moralne. A !
Na dodatek uważamy się za Bóg - wie - kogo na tej Ziemi. A znów nadchodzi Zima i zwierzęta
marzną, amstafy się zagryzają, bo im człowiek wmówił, że są agresywne. Zabijamy konie, zjadamy
krowy a przysmakiem wielu jest, pewnie wiesz - zupa z krwi kaczki. Na przykład dziś jakiś człowiek
zabił jelenia bo ten mu zaufał - no przecież.
Nie chce wierzyć, że tak ma być.
Najlepiej nas zabierz stąd. Może do Twojego Raju ?
Myślę, że każdy odetchnie z ulga.
P.S. Panie Boże, a może tak na koniec w ramach prezentu, oddalisz od nas ból zębów. Tak, tak,
koniecznie.
Twoja Ola
P.P.S. Dla wszystkich hejterów - Bóg ma poczucie humoru - inaczej nie stworzyłby tej potężnej
broni z głupota tego świata.
Boże,
Mój przyszły mąż został zamordowany trzy miesiące temu. Kocham go ponad życie. Kiedy się
spotkamy?
Agnieszka
Download