Przez wielu obawa przed islamem, wzbudzona przez krwawe ataki terrorystyczne i przez radykalizacje muzułmanów w Europie i poza Europą, jest uważana za stosowanie odpowiedzialności zbiorowej. Wiadomo, że istnieją mili muzułmanie, którzy nie skrzywdziliby nawet muchy. Lecz nie można ignorować tego, że ilość zamachów terrorystycznych inspirowanych islamem jest obecnie znacznie większa, niż tych inspirowanych innymi religiami bądź ideologiami. Nie dawno przeczytałem na Facebooku wpis mojego kolegi obwieszczającego, iż skoro nowonarodzeni chrześcijanie mordują lekarzy z klinik aborcyjnych w USA, to nie należy wpuszczać do Europy Amerykanów. Było to nawiązanie do tego, że niektórzy z obawy przed terroryzmem nie chcą wpuszczać do Europy więcej muzułmanów. Taki argument wydać się może słuszny tylko i wyłącznie osobom, które nie są w stanie myśleć w kategoriach „więcej – mniej”, które nie są w stanie dostrzegać skali danych zjawisk. Dla takich osób nie ma różnicy między dżumą a katarem, bo jedno i drugie to choroba. Również kradzież stu złotych i masowy mord to dla takich osób tak samo zbrodnia. Oczywiście istnieje różnica skali w terroryzmie nowonarodzonych chrześcijan i muzułmanów. USA nie jest też państwem, które stosuje karę śmierci za odejście od chrześcijaństwa, tak jak na przykład muzułmański Katar czy Malediwy czynią w przypadku odejścia obywatela kraju od islamu. Ale wróćmy do państw. Państwa nie istniałyby, gdyby nie zasada odpowiedzialności zbiorowej. Nie mogę pójść do ambasady Kataru, Francji czy Malediwów i zażądać z powodzeniem obywatelstwa tych krajów. Jednocześnie nie mogę się uskarżać o rasistowskie potraktowanie mnie, gdy odeślą mnie z kwitkiem. Działa zasada odpowiedzialności zbiorowej – dla Francuzów jestem obcy i już, choćbym znał historię Francji lepiej niż przeciętny Francuz i choćbym przeczytał od niego więcej powieści Balzaka w oryginale. Nie i już. Nie jest zatem niczym dziwnym stwierdzenie, że przeciętny muzułmanin jest większym zagrożeniem dla życia Niemca czy Francuza, niż statystyczny hinduista czy buddysta. Nie jest też rasizmem sprawdzenie, na ile przesiąka europejską kulturą statystyczny buddysta w trzecim pokoleniu, a na ile czyni to muzułmanin. Nie jest też gwałtem na humanizmie postawienie tezy iż proces naturalizacji muzułmanów we Francji poniósł fiasko i być może trzeba się w związku z tym zastanowić nad zasadnością nadawania obywatelstwa tego kraju nowym muzułmanom. W trakcie dyskusji na ten temat Piotr Napierała posłużył się ciekawym porównaniem. Otóż kara śmierci za apostazję jest dogmatem islamu i popiera ją większość muzułmanów. Aby zbagatelizować ten problem Piotr zauważył, że również konserwatywna i klanowa włoska mafia tak ma. To prawda. Ale czy jest zupełnie nie na miejscu nienadanie obywatelstwa jegomościowi, który przyjdzie do urzędu i stwierdzi: „Jestem dumnym członkiem mafii, wesprę zabicie każdego, kto z niej wystąpi. Mafia to organizacja pokojowa – dawaj obywatelstwo!”. Jak sądzicie? Ja osobiście uważam, iż dogmat kary śmierci za apostazję sprzyja postawom agresywnym i terrorystycznym. Również Casa Nostra nie kipi pokojem od tego, że porzucenie „Rodziny” oznacza wyrok śmierci. Czy ktokolwiek przeprowadza uczciwe badania porównawcze na temat tego, ilu na przykład europejskich hinduistów i buddystów zmienia swój światopogląd w trzecim pokoleniu, a ilu muzułmanów? Dotowane są organizacje przekonujące Europejczyków, że islam to religia pokoju. Czy jednakże dotowane są też organizacje pomagające exmuzułmańskim apostatom i po prostu takie, które monitorują ewentualne nawoływania do rasizmu, przemocy i nietolerancji o podłożu islamskim? Ja osobiście chciałbym, aby nie istniały państwa będące ze swej natury głównym przejawem odpowiedzialności zbiorowej na świecie. To państwa dzielą świat na swoich i obcych, oraz sprawiają, że nie można mieszkać i pracować tam gdzie się chce. Aby jednak zgasić to główne ognisko odpowiedzialności zbiorowej nie można się bezmyślnie otwierać na osoby radykalne w swoim etnicznym bądź religijnym rasizmie. Jeśli ktoś myśli, iż należy zabijać każdego, kto porzuci jego religię, daleki jest od świata otwartych granic. Zacieranie państwowych podziałów zaczęło mieć miejsce dzięki Unii Europejskiej. Ale teraz, pod wpływem imigrantów i szalonej naiwności związanej z przyjmowaniem wszystkich jak leci do serca Europy, zaczyna się mówić o małym Schengen i o bezmyślnym zastosowaniu odpowiedzialności zbiorowej wobec mieszkańców Środkowej Europy. Ja osobiście nie mam nic przeciwko temu, aby kiedyś UE stała się jednym krajem i aby przyjęła Algierię, Turcję, Maroko i Izrael. Jednak pod warunkiem, że mieszkańcy tych krajów postawią prawa człowieka ponad religijną mafią, ponad religijną Cosa Nostra. Większość chrześcijan i żydów tak zrobiło – nie mordują swoich dzieci i sąsiadów za apostazję, nie kamienują córek za małżeństwo z niewiernym, nie urządzają masakr o podłożu religijnymi na skalę islamu. Dodam jeszcze, że nawet budowa zwykłej szosy polega na zastosowaniu zasady odpowiedzialności zbiorowej. Na polu, które było zanim powstała szosa, ginęło przecież znacznie mniej ludzi niż na niej, jednocześnie mniej było chorób układu oddechowego. Z drugiej strony nowa szosa pomogła wielu ludziom na szybsze dojazdy do pracy, co też przełożyło się na ich zdrowie. Mieszkanie przy nowej przelotówce to też wynik zastosowania zasady odpowiedzialności zbiorowej. Mieszkańcy jakiegoś regionu płacą swoim zdrowiem i komfortem za zdrowie i komfort większej grupy swoich rodaków. Tak już jest, a przecież nowe drogi wciąż powstają. Dlatego nie warto udawać palatyna w lśniącej zbroi, czy zbulwersowanej dziewicy, jeśli ktoś stawia kwestię – „nowi imigranci muzułmanie są dla nas statystycznie znacznie bardziej niebezpieczni niż sikhowie, chrześcijanie, ateiści, buddyści, hinduiści, zoriastrianie, wyznawcy wudu, animiści, taoiści, parsowie etc.”. Ps.: Oczywiście można sobie wyobrazić utopijną i nierealną sytuację, gdzie na miliony ludzi przypadają legiony miłych i dobrze opłaconych urzędników, którzy dokładnie sprawdzą każdą osobę zanim zostanie przyjęta do Europy. Jak wiemy, dzieje się odwrotnie, wpuszcza się osoby bez żadnych paszportów, są też nielegalni migranci, których nie można wydalić, bo nie wiadomo kim są. Ciekawe, że nikt nawet nie pobrał ich odcisków palców przy wjeździe przez granicę i nie powiązał ich choćby ustnych deklaracji z tymi danymi biometrycznymi. Dodam na wszelki wypadek, że każdy Polak ma obecnie pobierane odciski palców w związku z wydaniem paszportu.