MACIEJ STAŃCZUK Wspólna europejska waluta nie jest

advertisement
Czwartek
◊ rp.pl/opinie
12 stycznia 2017
Opinie
P
rof. Grzegorz Kołodko lubi
zaskakiwać. Tym razem odkurzył temat trochę już w
Polsce zapomniany, jakim jest
wprowadzenie wspólnej waluty europejskiej. A zapomniany nie dlatego,
że jest on nieistotny dla polskiego
modelu gospodarczego i naszych
interesów narodowych, ale ponieważ
w ostatnich latach wytworzył się w
Polsce swoisty konsensus praktycznie wszystkich ugrupowań politycznych i pewno większości ekonomistów w sprawie niemożności czy
wręcz szkodliwości przyjęcia euro
dla naszego kraju.
ku USA, które przed laty były dużo
bardziej niespójnym obszarem gospodarczym w porównaniu z dzisiejszą UE, ale po przyjęciu zasady, że
każdy stan ponosi wyłączną i samodzielną odpowiedzialność za swoje
długi, ten olbrzymi obszar, mimo
wspólnej waluty czy raczej dzięki niej,
z latami stawał się coraz bardziej koherentny. Programy ratunkowe w
Europie, polityka Europejskiego
Banku Centralnego, tolerowanie
horrendalnie wysokich sald rozliczeniowych między bankami centralnymi strefy euro w ramach systemu
Target, co należy traktować nie inaczej niż jako formę ukrytego i formalnie traktatowo niedozwolonego finansowania deficytowych państw,
tej kwestii ekonomiści powinni być
zgodni. Konkurencyjność tych
państw została zrujnowana, a przy
tym bogata i konkurencyjna Północ
dała się wkręcić w spiralę programów
ratunkowych, które jeszcze bardziej
zwiększyły problem nadmiernego
zadłużenia. Sytuacja obecna powoduje, że nasilają się również resentymenty między obywatelami różnych
nacji europejskich i nie chodzi tu już
tylko o Grecję, a ugrupowania populistyczne w wielu krajach zwiększają
swoją siłę, mając realną szansę na
przejęcie władzy.
Problemy w Europie wynikają też
z fundamentalnego konfliktu między
myśleniem życzeniowym a twardą
rzeczywistością, co można także
cyjności swoich gospodarek oraz
zwiększonej wydajności i produkcyjności pracy (transfery nie pomagają
odzyskać konkurencyjności), rośnie
sprzeciw ze strony fundatorów netto
tych programów, a konflikt narasta
tym bardziej, im bardziej ewidentne
staje się to, że kredyty nie będą spłacane. Z punktu widzenia keynesowskiej teorii koniunktury kraje południa Europy przeżywają jedynie recesję, która może być przezwyciężona
dzięki dodatkowym wydatkom finansowanym długiem.
Lewicowi ekonomiści argumentują,
że im wyższy jest poziom bezrobocia,
tym większy mnożnik nowych długów
obciążający wzrost gospodarczy.
Całkowicie pomijają oni fakt, że udzie-
Nieuchronna globalizacja
Euro
w interesie
Polski
ROBERT GARDZIŃSKI
Uważam taki sposób myślenia za
błędny, jeśli nie szkodliwy, stąd głos
prof. Kołodki tym bardziej zasługuje
w obecnej sytuacji na uwagę. Euro
obchodzi właśnie 15. urodziny i obowiązuje w 19 państwach Unii Europejskiej oraz 11 innych krajach. Dotychczas, wbrew oczekiwaniom –
znowu większości ekonomistów
– żadne z państw członków strefy
euro nie zdecydowało się tego elitarnego klubu opuścić. Nawet w Grecji
– kraju stanowiącym szczególny
przykład zmaterializowania się
wszystkich słabości tej waluty po
siedmiu latach permanentnego kryzysu – da się zauważyć, że mimo
kłopotów dnia codziennego lewicowy rząd wdraża pod kontrolą instytucji unijnych i Międzynarodowego
Funduszu Walutowego bolesny program oszczędności budżetowych. A
ponad 70 proc. Greków nie dopuszcza myśli o zastąpieniu euro drachmą, raczej podświadomie czując, że
opuszczenie Eurolandu pogorszy
jeszcze ich sytuację.
Myślę, że podstawowe tezy prof.
Kołodki o nieuchronności procesów
globalizacyjnych i kontynuacji daleko posuniętej integracji europejskiej
są prawdziwe. Ani nie będzie odwrotu od wspólnej waluty w Europie, ani
odejścia od procesów globalizacyjnych, gdyż nawet świeżo objawiony
przeciwnik globalizacji, czyli prezydent elekt Donald Trump, jakoś we
własnych firmach wyprowadzał
pracochłonne procesy produkcji za
granicę. A Marine Le Pen, lansując
pomysł powrotu do franka (ostatnio
co prawda w złagodzonej wersji
równolegle z dawną europejską jednostką rozliczeniową ECU), nie ma
szans wygrać wyborów prezydenckich we Francji.
Problem euro w Europie polega na
tym, że Euroland jest specyficznym
klubem ekskluzywnych członków,
którzy do niego wstąpili na zasadzie
dobrowolności, ale który nie gwarantuje powszechnej szczęśliwości przez
sam fakt przystąpienia. By tak się
stało, trzeba jeszcze odpowiednio się
zachowywać, tzn. przestrzegać reguły gry, które zdefiniował unijny traktat z Maastricht w 1992 r.
Myślę, że konieczność przestrzegania tych kryteriów nawet dzisiaj nie
budzi większych kontrowersji, ponieważ charakteryzują one zdrową i
zrównoważoną gospodarkę. Żadna
zmiana paradygmatu w tym zakresie
nie nastąpiła! Są to, oprócz niezależnego banku centralnego, stabilności
cen, fiskalne, kursowe i stóp procentowych. Nieprzestrzeganie tych
kryteriów, warunkujących skuteczność funkcjonowania wspólnej waluty, nawet w imię szczytnych ideałów,
rodzi powstawanie nierównowagi, co
dla wspólnego obszaru walutowego
jest katastrofalne.
Historia gospodarcza świata dostarcza wielu przykładów na to, że
wspólna waluta funkcjonuje bardzo
dobrze, chociaż zanim tak się stało,
wspólne obszary walutowe szukały
odpowiedniej drogi przez bardzo
wiele lat. Jakiś czas temu pisałem na
łamach „Rzeczpospolitej” o przypad-
MACIEJ STAŃCZUK
Wspólna europejska waluta nie jest
lekarstwem na brak odpowiedzialności
polityków, ale stanowi środek premiujący
tylko te kraje, które zachowują się w sposób
rozsądny i racjonalny – pisze główny
ekonomista Pracodawców RP.
brak realnych kar za niedotrzymywanie kontraktowych zobowiązań
przewidzianych w traktacie z Maastricht, nie dyscyplinują, ale pogłębiają kryzys UE i kwestionują sens
utrzymywania samej wspólnej waluty.
Myślenie życzeniowe
Tragiczne skutki nierespektowania żadnych ograniczeń budżetowych można było zauważyć już przy
upadku Związku Sowieckiego.
Wszystko to, co wymyślił sobie reżim
sowiecki, było wprowadzane w życie,
co boleśnie odczuwaliśmy również w
Polsce przed 1989 r. Sowieci święcie
wierzyli w ideę prymatu woli politycznej nad rynkiem (czyli zdrowym
rozsądkiem), podobnie zresztą jak
narodowi socjaliści. Czynniki produkcji były alokowane tam, gdzie
życzyła sobie władza, a nie tam, gdzie
było to opłacalne i sensowne. W
systemie nakazowo-rozdzielczym
było to oczywiście możliwe, ale nawet komuniści nie byli czarodziejami
i ulegli prawom ekonomii, a konkretnie ograniczeniom budżetowym,
którym każdy system gospodarczy
podlega. Prymat woli politycznej
doprowadził w efekcie do upadku
imperium sowieckiego.
Głównym problemem UE dzisiaj
jest utrata konkurencyjności przez
kraje południa Europy i myślę, że w
określić jako prymat polityki nad
prawami ekonomicznymi (niektórzy
nazywają to odrzuceniem determinizmu ekonomicznego). Wiele lat może
trwać sytuacja, w której politycy
przeforsowują swoją wolę polityczną
w taki sposób, jakby nie było żadnych
ograniczeń budżetowych, nie działały żadne prawa ekonomiczne ani reguły matematyki („twarde obietnice
PISALIŚMY O TYM
Grzegorz Kołodko: Naszą racją stanu jest
troska o dynamiczny rozwój
„Czy Polska zbawi Europę?”
3 stycznia 2017 r.
Leon Podkaminer: Korzyści z przystąpienia do strefy wspólnej waluty to iluzja
„Kto zbawi Europę”
5 stycznia 2017 r.
◊
rp.pl/opinie
wyborcze” w naszym kontekście
brzmią znajomo). Jednak kiedyś
dochodzi do zderzenia ze ścianą
rzeczywistości, im później, tym to
zderzenie jest bardziej bolesne.
Podczas gdy odbiorcy licznych
programów pomocowych bronią
swojego niezasłużenie wysokiego
standardu życia, który osiągnęli
głównie dzięki wprowadzeniu wspólnej waluty, a nie budowie bogactwa
narodowego opartego na konkuren-
lenie nowych długów dzisiaj możliwe
jest tylko dzięki podatnikom innych,
zdrowych krajów lub ich gwarancjom.
Diagnoza lewicowych ekonomistów
byłaby słuszna tylko wtedy, gdyby
kraje Południa miały strukturalnie
zdrowe gospodarki i cierpiały tylko na
niedostateczny popyt.
Tak jednak nie jest, gdyż państwa
te cierpią na systemowy brak konkurencyjności. Wskutek stosowania
narzędzi stymulujących popyt sytuacja ta jeszcze się pogłębia. Wprowadzenie euro uczyniło te kraje zbyt
drogimi dzięki wykreowaniu inflacyjnej bańki kredytowej, ponieważ
płace oraz ceny towarów i usług rosły
dużo szybciej niż na północy Europy.
Przystąpienie do UE kilku gospodarek Europy Środkowej i Wschodniej,
które konkurowały niskimi płacami
na wspólnym rynku, tylko przyśpieszyło pęknięcie narosłej bańki – jeszcze dzisiaj wynagrodzenia w Grecji
czy Hiszpanii są ponaddwukrotnie
wyższe niż w Polsce!
Problem nadmiernego zadłużenia
w krajach strefy euro był długi czas
ukrywany. Nadmierny dług krajów
południa Europy doprowadził ich
gospodarki do przegrzania, ale z
kolei to przegrzanie umożliwiło
utrzymywanie długu w stosunku do
PKB na relatywnie bezpiecznym
poziomie, co prowadziło do iluzji
kontrolowalnego wzrostu skali ogólnego zadłużenia. W rzeczywistości
A11
ROBERT KROPIWNICKI
Pomysł Pawła Kukiza, aby karać
finansowo posłów blokujących
mównicę, to klasyczne warcholstwo
◊ tv.rp.pl
kraje te utraciły swoją konkurencyjność, co doprowadziło je do stagnacji
(obniżyło mianownik wskaźnika
długu do PKB) i uczyniło wiele niewypłacalnymi.
Czy warto zatem wchodzić do
klubu o tak fundamentalnych kłopotach? Prof. Leon Podkaminer na łamach „Rzeczpospolitej” stwierdza, że
„kraje uginające się pod ciężarem
długu publicznego, jak Słowenia,
Portugalia, Grecja itd. znalazły się w
swym godnym pożałowania położeniu właśnie z powodu przystąpienia
do strefy euro”. Nic bardziej mylnego,
to nie euro spowodowało taką sytuację, tylko nieodpowiedzialna polityka fiskalna rządów tych krajów. Euro
nie jest żadnym lekarstwem na brak
odpowiedzialności, ale premiuje
tylko kraje zachowujące się w sposób
rozsądny i racjonalny, natomiast
rzeczywiście utrudnia wychodzenie
z sytuacji kryzysowej tych mniej
rozsądnych.
Przywrócić utraconą konkurencyjność w strefie euro nie można poprzez dewaluację waluty. Realną
dewaluację przez deflację (zakładając realną inflację konkurencyjnej
północy Europy) w wysokości od 20
do 30 proc. też trudno sobie wyobrazić. Obniżenie nominalnych płac o
20–30 proc., aczkolwiek teoretycznie
możliwe i na pewną skalę praktykowane obecnie w Grecji, w praktyce
nie wydaje się w krótkim okresie do
przeprowadzenia (zakładając, że
drastyczne zwiększenie produktywności też nie jest możliwe). Pomysły
niektórych ekonomistów (Stefan
Kawalec i Ernest Pytlarczyk) likwidacji strefy euro są równie złe, co zupełnie nieuzasadnione w świetle przedstawionej argumentacji, ale też zupełnie nierealne.
Postawić tamę zalewowi
populizmu
Doceniając zatem wagę argumentów prof. Kołodki, myślę, że Polska
może odegrać istotną rolę w procesie
naprawy strefy euro. Interes nasz po
przystąpieniu do Eurolandu byłby
moim zdaniem zagwarantowany, jeśli
fiskalne programy pomocowe, które
nie rozwiązują podstawowego problemu strefy euro, zostałyby ograniczone na rzecz możliwości czasowego
jej opuszczenia przez kraje mające
problemy ze swoją konkurencyjnością. Możliwość otwartej dewaluacji
jest podstawowym wymogiem
sprawności i przywrócenia funkcjonalności strefy euro. Jej nowa, akceptowalna dla nas konstrukcja powinna
uwzględniać możliwość uporządkowanej upadłości poszczególnych
państw członkowskich, która ureguluje również możliwość redukcji zadłużenia w połączeniu z czasowym
opuszczeniem unii walutowej oraz
ponownej akcesji. Tylko w ten sposób
kraje strukturalnie niekonkurencyjne otrzymają realną szansę na uzdrowienie swoich gospodarek, a strefa
euro jako całość może przezwyciężyć
chroniczną dysfunkcjonalność swojego bilansu płatniczego.
Spójność UE i jej zasługi dla bezpieczeństwa i dobrobytu swoich
członków, w tym na szczęście Polski,
są wartością bezwzględną, którą należy chronić i której trzeba bronić.
Wspólna waluta europejska może się
stać immanentną częścią tego systemu, jej demontaż nie leży w naszym
interesie narodowym. Ciekawy pomysł prof. Andrzeja Wojtyny proponującego zwołanie kongresu ekonomistów polskich w kontekście prowadzonej u nas polityki gospodarczej
mógłby być uzupełniony o kwestię
zastąpienia złotego przez euro. Taka
debata jest potrzebna, wzmocniłaby
Europę, postawiłaby tamę zalewowi
populizmu i w Polsce, i na naszym
kontynencie. Polska od świata nie
może się odwracać, bo nas na to nie
stać.
Download