Marcin Sulewski Analityk BZ WBK Złoty nie jest skazany na osłabienie Wygrana Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich, zdobycie parlamentarnej większości przez PiS i zbliżające się nominacje nowych członków do Rady Polityki Pieniężnej (a w połowie 2016 także na prezesa i wiceprezesa NBP) sprawiły, że rynek coraz sceptyczniej ocenia szanse na aprecjację złotego w roku 2016. O ile notowania krajowej waluty w przyszłym roku mogą zależeć do tempa realizacji powyborczych obietnic oraz sposobu rozwiązania tzw. problemu frankowego, to sądzę jednocześnie, że przynajmniej w pespektywie do końca bieżącego roku, obawy o negatywny wpływ polityki prowadzonej przez PiS na notowania krajowej waluty mogą być jednak przesadzone. Po pierwsze, warto odnieść obecną sytuację do tego co w 2010 stało się na Węgrzech, kiedy to Fidesz zdobył parlamentarną większość. Przez pierwsze trzy lata po wygranej partii dowodzonej przez Wiktora Orbana kursy EUR/PLN i EUR/HUF poruszały się w podobnej skali i w tym samym kierunku, wyznaczanym przez globalne nastroje. Istotniejsze od obaw o bardziej radykalną politykę na Węgrzech były m.in. z jednej strony kolejne odsłony kryzysu zadłużeniowego w strefie euro czy obawy o ograniczenie QE3 w USA, a z drugiej nadzieje na dalsze poluzowanie polityki pieniężnej przez EBC. Dopiero w 2014 forint zaczął sobie radzić słabiej niż złoty i inne waluty z rynków wschodzących, co było skutkiem podjęcia przez węgierski rząd tematu konwersji kredytów walutowych oraz znacznych obniżek stóp procentowych przez tamtejszy bank centralny. Wyżej wymienione czynniki można odnieść również do krajowego rynku, ale skala w jakiej mogą wpłynąć na notowania złotego może być ograniczona. Należy moim zdaniem zauważyć, że część potencjalnych negatywnych skutków działań nowej władzy została już przez złotego wyceniona. Kiedy od końca sierpnia waluty z rynków wschodzących odrabiały straty poniesione w wyniku nasilenia się obaw o Chiny, kurs EUR/PLN pozostawał jedynie nieznacznie poniżej ustanowionego chwilę wcześniej szczytu na ok. 4,27. Rynek już wtedy zaczynał częściowo wyceniać m.in. dalsze poluzowanie polityki pieniężnej przez nową RPP. Po drugie, jak wspomniałem wyżej, forint został w tyle dopiero w momencie podjęcia przez węgierski rząd kontrowersyjnych działań. Tymczasem, wypowiedzi przedstawicieli PiS po wyborach nie sugerują, aby kwestia przewalutowania kredytów hipotecznych była jednym z priorytetów na pierwsze miesiące rządzenia. Prezydent Duda wspominał natomiast już kilkukrotnie, że ostateczna forma pomocy nie może faworyzować jednych kredytobiorców względem innych i nie powinna doprowadzić do destabilizacji systemu bankowego. Daje to pewne nadzieje, że ostateczne rozwiązanie nie będzie aż tak kosztowne, jak inwestorzy mogą się obawiać. Istotne jest również to, że nowy rząd będzie starał się utrzymać deficyt poniżej 3% PKB, a ewentualne przekroczenia będą jedynie tymczasowe, co w okresie niezbyt ścisłej dyscypliny fiskalnej w Europie nie powinno być czymś wyjątkowo negatywnie odebranym przez inwestorów. Po trzecie, otoczenie globalne powinno być korzystne dla ryzykownych aktywów, w tym dla złotego. Po ostatnim posiedzeniu Europejskiego Banku Centralnego wzrosły szanse na dalsze poluzowanie polityki pieniężnej w strefie euro jeszcze w tym roku. Z drugiej strony, jastrzębie sygnały z Fed nie szkodzą krajowej walucie i jest całkiem realne, że podwyżka stóp w USA w grudniu zostanie przez inwestorów odebrana jako wotum zaufania bankierów centralnych do amerykańskiej i światowej gospodarki. Podsumowując, zdobycie przez PiS parlamentarnej większości nie musi być jednoznaczne z brakiem szans na umocnienie krajowej waluty. Brak silnego rozluźnienia polityki fiskalnej i dostarczenie wycenionych już przynajmniej częściowo obniżek stóp przez nową RPP może znaleźć się bowiem na drugim planie jeśli w 2016 wzrost gospodarczy na świecie będzie przyzwoity, a EBC będzie utrzymywał bardzo luźną politykę pieniężną. 13 listopada, 2015 Parkiet ®