Dżihadyści „wyzwalają” Hiszpanię Soeren Kern W Hiszpanii problem dżihadyzmu urósł już do takiego rozmiaru, że Stany Zjednoczone wyszły z propozycją otwarcia przy konsulacie w Barcelonie centrum wywiadowczego, które zapobiegałoby narastającemu zagrożeniu. Muzułmanie modlą się na ulicy w Leridzie Dziewięciu islamistów oskarżonych o usiłowanie ataków terrorystycznych stanie przed sądem w Madrycie. Ich celem miało być „uwolnienie Hiszpanii“ dla islamu. Niedoszli zamachowcy – salaficcy dżihadyści należący do grupy Ansar al-Mahdi (Armia Mesjasza) dążyli do oswobodzenia „spod hiszpańskiej władzy” miast Ceuta i Melilla, będących hiszpańskimi enklawami w północnej Afryce. Miał być to pierwszy krok ku ponownemu islamskiemu podbojowi Hiszpanii. Salafizm to radykalny odłam islamu, którego celem jest utworzenie islamskiego kalifatu na terenie Bliskiego Wschodu, północnej Afryki i Hiszpanii. Z punktu widzenia salafitów tereny te od zawsze należały do islamu i powinny ponownie znaleźć się pod jego władzą. Duża część Hiszpanii znajdowała się pod władzą muzułmanów od 711 do 1492. Salafici uważają, że nadal mają prawo do terytoriów, które zostały odbite podczas Rekonkwisty (walka chrześcijan o wyparcie Maurów z Półwyspu Iberyjskiego, trwająca od VIII do XV wieku). Ten pogląd wywodzi się z innego islamskiego nakazu, wedle którego terytoria raz zajęte przez muzułmanów na zawsze muszą pozostać pod ich władzą jako Waqf – religijna darowizna dla Allaha. Zdaniem hiszpańskiego wymiaru sprawiedliwości dżihadystyczna komórka działała przy meczecie Darkawia w dzielnicy El Príncipe Alfonso w mieście Ceuta. Przywódcą był marokański imam Mohammed Abdessalam, który wyznawał i głosił „najbardziej skrajną wersję islamu.“ Dżidadystom postawiono zarzut planowania serii zamachów w mieście Ceuta, między innymi na kościoły, główny port miasta i inne obiekty infrastruktury miejskiej. Terroryści chcieli powtórzyć zamachy na madryckie metro z 11 marca 2004 roku. Zginęło wówczas 191 osób, a rany odniosło 1,800; tym samym zamach wszedł do historii jako jeden z najkrwawszych we współczesnej Europie. Oskarżyciel zażądał kary 8 lat więzienia dla każdego z islamistów. Osądzi ich w Madrycie Audiencia Nacional, sąd najwyższy. Proces zbiegł się w czasie z wyciekiem tajnego raportu przygotowanego przez hiszpańskie centrum wywiadowcze. Według styczniowego raportu, islamski salafizm jest obecnie największym zagrożeniem bezpieczeństwa w Hiszpanii. Raport ostrzega przed alarmującymi przejawami obecności na terenie Hiszpanii całych komórek islamistów Takfir wal-Hijra, którzy należą do najbardziej radykalnych i brutalnych odłamów salafistycznego islamu. Doktryna Takfir wal-Hijra promuje „dżihad bez zasad“ i dopuszcza takie praktyki jak picie alkoholu czy szmuglowanie narkotyków jako przykrywki dla ekstremistycznych działań. Grupa aspiruje do podporządkowania sobie całej planety i ustanowienia „ogólnoświatowego kalifatu władanego tylko i wyłącznie przez islamski szariat“. Członkowie tej grupy prężnie działają w Barcelonie, Madrycie, Maladze i Walencji. Raport donosi, że policja wykryła działalność Takfir w czterech meczetach w Barcelonie i dwóch w Walencji. Na czele tych meczetów stoją radykałowie z Algierii i Maroka, i są one ośrodkami radykalizacji i rekrutacji nowych członków. W raporcie powtarzają się wcześniejsze ostrzeżenia amerykańskich i hiszpańskich urzędników rządowych, którzy utrzymują, że autonomiczny region Katalonii jest „dużym śródziemnomorskim ośrodkiem radykalnych islamistów“. Informację tę potwierdzają depesze dyplomatyczne ujawnione przez WikiLeaks i opublikowane przez dziennik „El País” w grudniu 2010 roku. Trzy depesze, wszystkie z ambasady USA w Madrycie podają, że Katalonia stała się „pierwszą bazą operacyjną dla islamskich terrorystów a dzięki niekontrolowanej imigracji do tego regionu jest obecnie zamieszkana przez dużą islamską populację, podatną na rekrutację dżihadystyczną.“ Dokument porusza również temat powiązań między islamskim terroryzmem a zorganizowaną przestępczością z Barcelony. Depesze nazywają to „krzyżowaniem się budzących niepokój aktywności”. Problem jest tak poważny, że Stany Zjednoczone wyszły z propozycją otworzenia centrum wywiadowczego przy konsulacie Stanów Zjednoczonych w Barcelonie. Miałoby się ono zająć zwalczaniem narastającego zagrożenia. Pięciostronicowa depesza z 2 października 2007 opisywała związek między masową imigracją do Hiszpanii w ubiegłych dziesięcioleciach, a wzrostem radykalnego islamizmu w kraju. Dokument, zaklasyfikowany jako ściśle tajny, został napisany przez ówczesnego ambasadora Eduardo Aguirre. Oto jego fragmenty: „Wzmożona imigracja, zarówno legalna jak i nielegalna z Afryki Północnej (Maroko, Tunezja czy Algieria) oraz z Azji (Pakistan i Bangladesz) uczyniła z Katalonii magnes dla terrorystycznej rekrutacji. (…) Według szacunków hiszpańskiej policji w Barcelonie mieszka ponad 60,000 Pakistańczyków. Większość z nich to samotni mężczyźni nie posiadający żadnych dokumentów. Podobnych imigrantów z Afryki Północnej jest nawet więcej. (…) Żyją na marginesie hiszpańskiego społeczeństwa, nie znają języka, często są bezrobotni i jest niewiele miast, gdzie mogą godnie praktykować swoją religię. Każdy z tych czynników oddzielnie stanowiłby świetny grunt dla terrorystycznej rekrutacji, a połączone stanowią zagrożenie, któremu nie da się zaprzeczyć.“ Depesza opisuje „rysujące się zagrożenie, jakim jest łańcuch terroryzmu, przestępczości i handlu narkotykami w Katalonii”. Według dokumentu jest to międzynarodowy magnes dla handlu narkotykami i podróbkami, prania brudnych pieniędzy, przemytu, prostytucji i zorganizowanej przestępczości. „Nie ma wątpliwości, że autonomiczna Katalonia stała się pierwszorzędną bazą operacyjną dla działań terrorystycznych. Hiszpańskie władze nie kryją, że grupy imigranckie skłonne do radykalizmu stanowią duże zagrożenie. Jednocześnie władze mają bardzo ograniczone możliwości dotarcia to tych grup.“ Jak na ironię, okazuje się, że większość problemów z salafickim islamizmem Hiszpania ma na własne życzenie. W Katalonii na przykład działa bardzo aktywny ruch separatystyczny. Jest oparty na założeniu, że Katalończycy stanowią oddzielny naród z własną historią, językiem i kulturą. Aby wesprzeć promocję języka katalońskiego, partie niepodległościowe od lat promują imigrację z krajów, gdzie nie mówi się po hiszpańsku. Szczególnie mile widziani są przez nich imigranci z krajów arabskojęzycznych. Za tym zjawiskiem stoi raczej krótkowzroczne przekonanie, że będą oni chętnie uczyć się katalońskiego i używać go zamiast hiszpańskiego. Taka polityka doprowadziła Katalonię do sytuacji, gdy nazywana jest „nową Mekką radykalnego islamizmu“- ostrzega katalońska partia nacjonalistyczna Platforma per Catalunya (PxC). Jak widać, ruch nacjonalistyczny zaczyna się chyba powoli zastanawiać nad zasadnością swojej strategii uzyskania niepodległości dla regionu. Obecnie salafici, którzy nie wierzą w demokrację i uważają, że szariat jest ważniejszy niż miejscowe prawo, nawołują muzułmanów do głosowania na partie separatystyczne. Takie działanie pomoże im umocnić islamizm w Katalonii. W mieście Lérida, gdzie 29,000 muzułmanów stanowi 20% populacji, wahabita Abdelwahab Houzi zachęca do oddania głosów na separatystów: „Muzułmanie powinni [na razie] głosować na partie dążące do niepodległości Katalonii. Potrzebują one naszych głosów, nie wiedzą jednak, że kiedy pozwolą nam głosować, opowiemy się za partiami islamskimi. Nie wierzymy w prawicę i lewicę. To pozwoli nam zdobyć lokalne rady miejskie i powoli przejmować władzę w katalońskim regionie autonomicznym, i wcielać w życie islam.“(p) Tłumaczenie GB http://www.gatestoneinstitute.org/2956/jihadists-liberating-spain-islam