wybrane myśli z eseju Leszka Kołakowskiego Kant i zagrożenie cywilizacji. Pytanie zasadnicze: Co sprawiło, że krytycyzm stał się epokowym wydarzeniem w dziejach kultury europejskiej i czy są tam znaki orientacyjne lub punkty oparcia, które mogą uchodzić za punkty oparcia, za konieczne warunki przetrwania naszej kultury. Skoro z obserwacji zachowań ludzkich nie mogą wyłonić się ani odróżnienie zła i dobra, ani jakiekolwiek reguły powinności, to jak odróżnienie to i te reguły można wykryć w autonomicznej sferze rozumu praktycznego i jak ustalić bezwzględne obligujące normy, niezależne od zwykłego doświadczenia? Czy cywilizacja nasza może w ogólności przetrwać bez wiary, że odróżnienie dobra i zła, odróżnienie tego co nakazane i zakazane moralnie, nie zależy od naszych każdorazowych decyzji i nie pokrywa się z rozróżnieniem tego co przyjemne i tego co przykre, co korzystne lub szkodliwe? Zauważmy, iż to co korzystne dla jednego człowieka, lub jednej grupy jest szkodliwe dla innego lub innych, uświadomnijmy też sobie iż to, co szkodliwe dla tegoż człowieka lub dla zbiorowości w pewnej chwili może być pożyteczne na dłuższą metę, a więc krótko mówiąc nie istnieje pojęcie tego co korzystne lub szkodliwe w ogóle. Gdy więc bezrefleksyjnie twierdzimy, że reguły moralne pokrywają się z kryteriami utylitarystycznymi to faktycznie twierdzimy, iż żadnych reguł moralnych nie ma! W tym sporze z utylitaryzmem chodzi o losy rozróżnienia dobra i zła czyli o los człowieka. Dla Kanta było sprawą najwyższej wagi byśmy nigdy nie próbowali wyprowadzać reguł powinności albo wyznaczników dobra i zła z tego, co ludzie faktycznie, stosownie do doświadczenia, czynią, żebyśmy zatem nie przyjmowali antropologii czy psychologii za podstawę etyki. Etyka w ogólności, o tyle może istnieć, o ile utrzymuje wyraźną granicę między popędami naturalnymi, a obowiązkami, między tym co czynimy, a tym co powinniśmy czynić, między najpospolitszymi faktycznymi motywacjami naszych działań i prawomocnymi normami. Cywilizacja nasza byłaby zagrożona, rozkładem, gdybyśmy dali się przekonać, że kryteria już to nie dają się w ogóle ustalić, już to gorzej jeszcze, mogą być wydedukowane z faktycznych zachowań ludzkich, z instynktów, albo z rzeczywistego przebiegu procesu dziejowego. W przypadku posługiwania się teorią popędów dla tworzenia norm oznacza to po prostu, że gdy idziemy za głosem przyrodzonym naszych skłonności, nie idziemy po prostu za ich głosem lecz ponadto jeszcze jesteśmy świętymi. W przypadku teorii procesu dziejowego, że wszystko co zwycięskie, jest automatycznie także słuszne moralnie czyli powinniśmy współdziałać z tym, co bądź jest zwycięskie, bądź zdaje się nosić obietnice zwycięstwa. Znika tu granica, która zabraniała by nam z powodów moralnych uczestniczyć w czymkolwiek co jest potencjalnie zwycięskie nawet jeśli te tendencje uosabiały by ludzi takich jak Stalin czy Hitler. To nieważne że w historii ludzie właśnie często opowiadali się za zwycięzcami. Chodzi o samo postawienie sprawy istnienia norm. Z antropologicznego punktu widzenia jest całkiem czymś innym naruszać reguły , których obowiązującą moc się uznaje i czymś innym je unieważnić. Przykazanie kantowskie, by reguły powinności nigdy nie były wywiedzione z tego, co faktycznie czynimy i że jest sprawą tak ważną, byśmy również wtedy byli tych reguł świadomi, kiedy je sami często gwałcimy, pozostaje warunkiem istnienia każdego społeczeństwa, które nie chce się rozpaść. Jest też założeniem każdej zdolnej do życia kultury, że dobro i zło nie są treściowo określone przypadkami historycznymi, lecz wszystkie przypadki wyprzedzają.